Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Krótkie notki na marginesie
Krótkie notki na marginesie
Krótkie notki na marginesie
Ebook128 pages1 hour

Krótkie notki na marginesie

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Kilka krótkich historii, zapis zwykłych z pozoru chwil. Każde opowiadanie to epizod z życia innej osoby. Ludzie zmagający się z lękiem, tęsknotą, pragnieniem akceptacji, pozostający w poczuciu odrzucenia, niedoświadczający współczucia i życzliwości, lub odkrywający nieoczekiwanie prawdy o sile miłości. Sytuacje rzutujące na całe życie albo utrudniające tylko jeden dzień, a także momenty pozwalające dostrzec piękno, tam gdzie się go nie szukało. Wszystkie okoliczności stają się lustrem, odbiciem tego, co człowiek myśli o sobie i innych. Bo nawet wówczas, gdy przyszłość wydaje się czarna, warto pamiętać, że tylko na ciemnym, nocnym niebie można dostrzec cudowny blask gwiazd.

LanguageJęzyk polski
Release dateMay 19, 2016
ISBN9788394290870
Krótkie notki na marginesie

Related to Krótkie notki na marginesie

Related ebooks

Reviews for Krótkie notki na marginesie

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Krótkie notki na marginesie - Ariana Bogajczyk

    Zamiast wstępu

    Niewątpliwie najbardziej zaskakującym i wcale nieoczywistym, a jednak najczęściej występującym powodem rozczarowania lub frustracji w relacjach międzyludzkich, jest uporczywe, acz niezrozumiałe, przerzucanie na innych, starannie zatajanych, własnych oczekiwań, które wszakże jako takie nie mogą zostać spełnione, ponieważ na przeszkodzie staje niechęć do oznajmienia głośno owych potrzeb oraz wystrzegania się najmniejszych sugestii mogących ujawnić pragnienia wyczekującej czegoś osoby, która pozostawia je w sferze domysłów, zarazem ufając, najczęściej mylnie, że niedoszły adresat – niedoszły, gdyż zapewne nie jest ani jasnowidzem, ani telepatą i nie ma o niczym pojęcia – odpowie w sposób klarowny na nieznane mu prośby, gdyż nie może wiedzieć o konieczności swojej Reakcji, przez co doświadcza on, jak i oczekujący odpowiedzi, wielu negatywnych emocji prowadzących niejednokrotnie do skrywanych pretensji, może nawet do zatargów słownych, a co za tym idzie, nieporozumienie, urastając z czasem do rangi sporu zasadniczego, skutkuje urazą i niepojętym milczeniem, wywołanym poczuciem krzywdy oraz, domniemanego, ostracyzmu, nierzadko kłótni trwającej wiele dni, może nawet lat, kiedy to przyczynek do niej zaginął w niepamięci, lecz uczucia wówczas zrodzone, karmione nieustannie trwającym żalem, podsycane słusznym gniewem – słusznym w mniemaniu żywiącego wcześniej nadzieję na spełnienie niewypowiedzianych przez niego pragnień – wywołuje nieuzasadnione oskarżenia, tak mentalne, jak i werbalne, uniemożliwiając jednocześnie obronę atakowanej w ten sposób osobie, której wystarczyło wyraźnie wyjawić prośbę lub oznajmić jasno nieznaną jej potrzebę wymagającą odpowiedzi, albo czynu, co pozwala wysnuć z powyższego wniosek, iż należy zostawić tego rodzaju domysły na inne okazje, kierując w stronę odbiorcy więcej zdań dookreślających, jednym słowem – rozmawiajmy – to nie musi zaraz prowadzić do wojny.

    Spacer

    Wybraliśmy się do miasta. Tłoczno, czekamy na światłach. Z boku słyszę rzucone z niesmakiem:

    – Pani patrzy, co to, jakaś wycieczka? Toż człowiek powinien zwracać uwagę na innych, cenić ich poczucie estetyki, nie ranić oglądu świata. Niedziela jest, ludzie chcieliby pospacerować, ładnie dzisiaj. A taki widok tylko dzień psuje. No, ja wiem, trzeba ich czasem na słońce wystawić, ale czy nie można tego zrobić jakoś dyskretniej? W ukrytym zakątku albo do lasu wywieźć. Czemuż nie zrobili tego w ośrodku? Park mają ogrodzony, osłonięty. Po co tak wpychać na oczy całego tego pokrzywionego nieszczęścia. Że też rodzina się nie wstydzi i pozwala tak publicznie! Przecież tutaj porządni ludzie chcą odpocząć, z bliskimi pobyć.

    Zielone, jedziemy dalej. A jeszcze chwila i wyfiokowana paniusia usłyszałaby ode mnie diagnozę, co jej dolega i co ma pokręcone. Po prawdzie to tylko tak myślę, słowa bym nie wydusił. Ale faktycznie, dzień piękny. Słońce rozochocone porą roku obdarza przyjaznym ciepłem. W naszych tkankach powinna przebiegać fotosynteza wytwarzająca życzliwość jak witaminę D.

    Podążamy za kawalkadą. Chciałbym ją wyprzedzić, mruczę to do Anki, mojej siostrzyczki. Z uśmiechem kręci głową, czyli wleczemy się dalej. Oglądam sobie przechodniów. Mają ładne, jasne stroje, wiadomo, wiosna! Przyjemnie patrzeć na pogodne twarze. Chyba są szczęśliwi, ja też. Większość ignoruje odmieńców na wózkach albo rzucą w ich kierunku niechętnym spojrzeniem, czasem lękliwym, rzadko współczującym. Tylko maluchy bez skrępowania pokazują palcami niezwykłych spacerowiczów. Z zaciekawieniem pytają o nich rodziców. Dorośli reagują nerwowo. Zażenowani uciszają dzieciaki, odwracają ich uwagę. I swoje oczy.

    Na przejściu jest jakiś zator. A tak. Wysoki krawężnik, opiekunka ma kłopoty, jej podopieczny to kawał cielska, trudno jest manewrować z takim bagażem. Przechyla wózek do tyłu, ale to za mało. Nie poradzi sobie sama. Rozgląda się, szukając pomocy. Szybciej by ją znalazła, gdyby to był samochód, a nie pojazd z inwalidą. Podchodzi do niej chłopak z grupy wolontariuszy. Miał ten sam problem i wie, co zrobić. Wspólnymi siłami przepchnęli oba wózki. Dzielni są – myślę z podziwem. Nie przejmują się krzywymi uśmieszkami, jakie są im ukradkiem posyłane. Dobrze, że tylko tyle. Pewnie nie jeden raz słyszeli mało wybredne komentarze.

    A czym zawinili? Chyba tylko tym, że wybrali sobie taki dziwaczny sposób spędzenia czasu. Wiem to, przeczytałem na identyfikatorach: Wolontariat Domu Opieki Społecznej Osób z Porażeniem Mózgowym. Też się zastanawiam – dlaczego? Dziewczyny ładne, chłopaki przystojni. Mają pod opieką piętnaście wózków.

    Patrzę znacząco na siostrę. Mimo że szczuplutka i drobna, jest niezwykle uparta. Nie odpuściła i w końcu namówiła mnie na spacer. Uśmiecham się do niej. Chyba nie zauważyła. Spogląda przed siebie, marszcząc brwi. No tak, zbliżamy się do pasów. Anka przystaje niemile zaskoczona, wcześniej ktoś zapewniał, że na całej trasie nie napotkamy przeszkód, a przed nami zdemontowany chodnik i sypki piach. Niestety za długo marudziliśmy. Reszta przejechała, trudno i tak mamy czerwone światło.

    Zielone. Nie przeszliśmy, Anka nie dała rady przepchnąć wózka, bo ze mnie też nie ułomek. Próbuje szarpnąć od przodu i ruszyć koła zaryte w miękkim podłożu. Nie drgnęły. Znowu czerwone. Słyszę śmiech, ktoś się zbliża. Kątem oka dostrzegam miłą gromadkę. Dwoje dzieci, mama i dobrze zbudowany tata. Wszyscy elegancko ubrani. Lubię obserwować rodziny. Szkoda, że tej nie mogłem się lepiej przyjrzeć. Pewnie byli gdzieś spóźnieni, przechodząc obok, wyraźnie przyspieszyli kroku. Kolejna zmiana świateł. Z daleka widzę naszą kawalkadę. Przystanęła, jeden z opiekunów kiwa uspokajająco ręką. Ach tak, daje znać, że wraca. Czekamy, mamy czas. Ładny dzień, słońce przyjemnie grzeje.

    Nagle pociemniało. Czarne kurtki, glany, długie włosy. Otaczają nas. Milczą. Dużo ich, czuję na sobie z dziesięć par oczu. Anka zesztywniała, opuściła ręce. Zaciska pięści, aż kłykcie zbielały. Boi się, ja też.

    Nie mamy gdzie uciec. Wolontariusz zaczyna biec. Nie zdążył, samochody ruszają. Woła coś, warkot zagłuszył jego słowa.

    Żółte. Młodzieniec z prawej przypomina groźnego wikinga. Jest wysoki i rudy. Nie spuszcza ze mnie wzroku. Cały czas bawi się nożem. Raptem podrzuca go do góry, wprost w rękę kompana z lewej, który z wprawą chwycił ostrze i skinął głową. Dali sobie jakiś sygnał. Do czego?

    Ten pierwszy zachodzi siostrzyczkę od tyłu, podnosi do góry.

    – Ej, kruszynko, pomóc?

    Nim się zorientowałem, kilka ramion chwyta za wózek i już jestem po drugiej stronie ulicy. Rudowłosy przeniósł Ankę, trzymając ją opiekuńczo w ramionach. Postawił ostrożnie na ziemi i klepnął przyjaźnie w ramię zdumionego chłopaka, który spieszył nam na ratunek. Bez słowa dołączył do długowłosych kolegów. Machają nam na pożegnanie. Odchodzą.

    Anka jest bledsza od swojej białej bluzki. Pochyla się nade mną.

    Ma w oczach łzy i ciepły uśmiech.

    Myślę, że życzliwość ma różne barwy, a w czarnym wygląda naprawdę dobrze.

    Sesja

    Nie rozumiałem tego człowieka. Był irytująco spokojny. Mogłem mu powiedzieć bezsensowne bzdury, tłumacząc swoje reakcje i poczynania. Wysuwałem idiotyczne zarzuty, którymi oskarżałem postępowanie innych. Wyjawiałem obrzydliwe rzeczy, jakie robiłem, rzucałem najbardziej wymyślnymi wulgaryzmami. Patrzył zawsze łagodnie, wzrokiem wyrażał coś, czego nie pojmowałem. Litość? Nie, raczej współczucie, albo coś w tym rodzaju. Nigdy nie umiałem definiować swoich emocji i miałem kłopoty z rozpoznaniem ich u ludzi. Dla mnie wszystko było albo czarne, albo białe. Tylko tak mogłem jako tako funkcjonować. Może ktoś inny uznałby jego wzrok za życzliwy, lecz ja nie dałem się oszukać.

    Rozważaliśmy wszystkie kwestie, lecz nigdy mnie nie oceniał. Skupiał się na faktach, analizował. Rozważał mój gniew, złość, skąd brało się poczucie niedowartościowania, winy i pustki.

    Muszę przyznać, że mi zaimponował. Pewnego dnia zademonstrowałem blizny po samookaleczeniach. Nie skrzywił się nawet na sekundę, więc pokazałem mu miejsce uskuteczniania trichotillomanii. Bolesne, w końcu TAM skóra jest bardzo wrażliwa.

    Obejrzawszy wszystko, stwierdził nieco patetycznie:

    – Psychika, nie mogąc znieść cierpienia, zwraca się przeciwko ciału. Nazwijmy to reakcją autoimmunologiczną na poziomie jaźni. Autodestrukcja to próba zwalczenia bólu ukrytego w podświadomości. Umysł powinien mieć władzę nadrzędną nad uczuciami. Jeśli te czynniki nie są ze sobą spójne mamy do czynienia z zaburzeniem osobowości. Stymulowanie nastroju opiatami jest dobre na krótką metę i w niczym nie pomoże. W czasie terapii przejdziemy przez proces nauki reagowania adekwatnie do sytuacji. Wiem z doświadczenia, że przepracowanie dobrych uczuć wbrew pozorom będzie trudniejsze i może bardziej bolesne. Musimy rozebrać mur złych doświadczeń, zamienić go na pozytywną przestrzeń. Większość ludzi uczy się takich rzeczy w najmłodszych latach. Z jakichś powodów u pana ten proces nie nastąpił,

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1