Académique Documents
Professionnel Documents
Culture Documents
Przez wielkie, tak zwane Krasne wrota N-skiego klasztoru mskiego wjecha powz zaprzony
czwrk dobrze odkarmionych, piknych koni; ojcowie i braciszkowie, tumnie zgromadzeni przed
szlacheck poow gocinnego skrzyda, z daleka poznali po stangrecie i po koniach dam, ktra
siedziaa w powozie; bya to ich dobra znajoma, ksina Wiera Gawriowna.
Starzec w liberii zeskoczy z koza i pomg ksinej wysi z pojazdu. Ksina podniosa ciemn
woalk i nie spieszc si podesza kolejno do wszystkich zakonnikw po bogosawiestwo, potem
yczliwie skina braciszkom i odesza na pokoje.
Co, stsknilicie si do swojej ksinej? powiedziaa do mnichw, ktrzy wnosili jej rzeczy.
Przez cay miesic nie zagldaam do was. No, wic przyjechaam, napatrzcie si teraz na wasz
ksin. A gdzie jest ojciec przeor? Boe drogi, gin z niecierpliwoci! Cudowny, cudowny starzec!
Powinnicie by dumni z takiego przeora!
Kiedy wszed ojciec przeor, ksina wydaa okrzyk zachwytu, skrzyowaa rce na piersi i przyja
jego bogosawiestwo.
Nie, nie! Niech ojciec pozwoli pocaowa! powiedziaa chwytajc go za rk i chciwie caujc
j po trzykro. Jak ja si ciesz, wielebny ojcze, e nareszcie ci widz! Ojciec na pewno
zapomnia ju o swojej ksinej, a ja co chwila myl przenosiam si do waszego miego klasztoru.
Jak tu dobrze u was! W tym yciu dla Boga, z dala od marnoci wiata, jest co szczeglnie
pocigajcego, ojcze wielebny, co czuj ca dusz, nie mog jednak wyrazi sowami!
Ksina zarumienia si i w oczach jej ukazay si zy. Mwia bez przerwy, gorco, a przeor, starzec
siedemdziesicioletni, powany, brzydki i niemiay, milcza, z rzadka tylko rzucajc urywane sowa
na sposb wojskowy: Tak jest, prosz ksinej pani... sucham... rozumiem...
Na dugo ksina do nas askawie przybya? spyta.
Dzisiaj przenocuj u was, a jutro pojad do Kawdii Nikoajewny, dawnomy si ju nie widziay,
a pojutrze znowu do was i pobd jakie trzy, cztery dni. Szukam u was wypoczynku dla ducha, ojcze
wielebny...
Ksina lubia odwiedza N-ski klasztor, W cigu ostatnich dwch lat upodobaa sobie to miejsce,
przyjedaa tutaj latem prawie co miesic i zostawaa przez jakie dwa albo trzy dni, niekiedy nawet
przez cay tydzie. Lkliwi braciszkowie, cisza, niskie sufity, zapach cyprysu, skromne jedzenie,
tanie firaneczki w oknach wszystko to wzruszao j i rozczulao, usposabiao do rozmylania i
dobrych uczu. Po p godzinie przebywania w tych komnatach wydawao si jej, e sama jest
lkliwa i skromna i e take pachnie cyprysowym drzewem; przeszo odchodzia gdzie daleko,
tracia sw wag, i ksinej poczynao si zdawa, e mimo swoich dwudziestu dziewiciu lat jest
bardzo podobna do starego przeora i e tak samo jak on urodzia si nie dla bogactw, nie dla
ziemskich zaszczytw i mioci, ale dla cichego, ukrytego przed wiatem ycia, przymionego jak te
komnaty...
Zdarza si, e do mrocznej celi ascety, pogronego w modlitwie, niespodziewanie zajrzy soneczny
promie albo ptaszyna usidzie na oknie i zaszczebioce swoj piosenk; surowy asceta mimo woli
umiechnie si i w piersi jego spod cikiego alu za grzechy, jak spod skay kamiennej, nagle
wytrynie strumie cichej, bezgrzesznej radoci. Ksinej zdawao si, e przynosi z sob z zewntrz
wanie tak rado jak promie soca czy ptaszyna. Jej miy, wesoy umiech, agodne spojrzenie,
gos, arty, caa ona, drobna,, adnie zbudowana, odziana w prost czarn sukni, swoim zjawieniem
si musiaa wywoywa w prostych, surowych ludziach uczucie rozczulenia i radoci. Kady
ujrzawszy j musia pomyle: ,,Bg zesa nam anioa!"... I czujc, e mimo woli kady tak myli,
umiechaa si jeszcze bardziej dobrotliwie i staraa si upodobni do ptaszyny.
Wypia herbat i odpocza, potem wysza na spacer. Soce ju zaszo. Klomby klasztorne powiay
na ksin pachnc wilgoci tylko co podlanej rezedy, z cerkwi dolecia cichy piew mskich
gosw, ktry z daleka wydawa si bardzo przyjemny i smtny. Odprawiano wieczorne
naboestwo. W ciemnych oknach, gdzie agodnie byskay wiateka lampek, w cieniach, w postaci
starego mnicha, ktry siedzia przed krucht obok obrazu ze skarbonk, byo tyle pogody i spokoju,
e ksinej nie wiadomo dlaczego zbierao si na pacz...
A za bram, w alei pomidzy murem a brzozami, gdzie stay awy, by ju zupeny wieczr.
Powietrze mroczniao szybko, szybko... Ksina przesza si alej, usiada na awce i zamylia si.
Mylaa o tym, e dobrze by byo zamieszka na cae ycie w tym klasztorze, gdzie czas upywa
cicho i bez trosk, jak letni wieczr; dobrze by byo zapomnie o niewdzicznym, hulaszczym
ksiciu, o caym olbrzymim majtku, o wierzycielach, ktrzy napastuj j codziennie, o wszystkich
utrapieniach, o pokojwce Daszy, ktra dzi rano miaa taki zuchway wyraz twarzy. Dobrze by byo
siedzie cae ycie tutaj na awce i poprzez pnie brzozowe patrze, jak w dole u stp gry ciel si
pasma wieczornej mgy, a daleko, daleko nad lasem, jak czarny obok podobny do welonu, lec na
nocleg gawrony; jak dwaj nowicjusze jeden wierzchem na srokatym koniu, a drugi na piechot
wypdzaj konie na noc na pastwisko i cieszc si z chwili swobody, igraj jak mae dzieci; ich
mode gosy dwicznie rozlegaj si w nieruchomym powietrzu i sycha kade ich sowo. Dobrze
jest tak siedzie i sucha ciszy: to wiatr powieje i poruszy wierzchokami brzz, to ropucha
zaszeleci w przeszorocznych liciach, to za klasztornym murem zegar na wiey wybije kwadrans...
Chciaoby si tak siedzie nieruchomo, sucha i myle, myle, myle...
Przesza koo niej staruszka z wzekiem. Ksinej przyszo do gowy, e dobrze by byo zatrzyma
t staruszk i powiedzie jej co dobrego, serdecznego, wspomc j... Ale staruszka nie obejrzaa si
ani razu i znikna za wgem muru.
Po pewnej chwili w alei ukaza si wysoki mczyzna z siw brod, w somianym kapeluszu.
Mijajc ksin zdj kapelusz i ukoni si. Ksina po wielkiej ysinie i po ostrym, garbatym nosie
poznaa doktora Michaia Iwanowicza, ktry jakie pi lat temu pracowa u niej w Dubowkach.
Przypomniaa sobie, e kto jej mwi, i doktor w zeszym roku straci on, i postanowia okaza
mu wspczucie, pocieszy go.
Panie doktorze, pan mnie pewnie nie poznaje? spytaa, yczliwie umiechajc si.
Owszem, ksino, poznaem pani powiedzia doktor, raz jeszcze zdejmujc kapelusz.
Bardzo mi mio, bo ju mylaam, e pan te zapomnia o swojej ksinej. Ludzie pamitaj tylko
swoich wrogw, a o przyjacioach zapominaj. Pan rwnie przyjecha tu si pomodli?
Ja tu nocuj co soboty z obowizku. Jestem tutejszym lekarzem.
No, i jak si panu powodzi? spytaa ksina z westchnieniem. Syszaam, e maonka
paska zmara! C za nieszczcie!
Tak, ksino, to dla mnie wielkie nieszczcie.
C robi! Powinnimy z pokor znosi nieszczcia. Bez woli Opatrznoci ani jeden wos nie
A czy ja si gniewam? zamia si lekarz, ale natychmiast zaczerwieni si, zdj kapelusz i
wymachujc nim rozpocz gorco: Szczerze mwic, dawno ju szukaem sposobnoci, aby
powiedzie pani wszystko, wszystko... To jest... chc pani powiedzie, e pani na wszystkich ludzi
patrzy po napoleosku, jak na armatnie miso. Ale Napoleon mia jak tam ide, a pani nie ma nic
oprcz wstrtu!
Ja i wstrt do ludzi! umiechna si ksina wzruszajc ze zdumienia ramionami. Ja!
Tak, pani! Chce pani faktw? Prosz bardzo. W Michalcewie mieszka na askawym chlebie
trzech byych pani kucharzy, ktrzy olepli w pani kuchniach od ognia na paleniskach. Wszystko, co
na tysicach pani dziesicin znalazo si zdrowego, silnego i adnego, wszystko zabraa pani i pani
rezydenci na hajdukw, fagasw, furmanw. Cae to dwunogie stado wychowao si w lokajstwie,
wypaso si, otpiao, zatracio obraz i podobiestwo, jednym sowem... Modych lekarzy,
agronomw, nauczycieli, w ogle inteligentnych pracownikw, Boe drogi, odrywa si od uczciwej
pracy i kae si im dla kawaka chleba bra udzia w najrozmaitszych bazestwach, przy ktrych
wstyd ogarnia kadego porzdnego czowieka. Niejeden mody czowiek nie przepracuje nawet
trzech lat, a ju staje si obudnikiem, lizusem, skarypyt... Czy to tak by powinno? Pani rzdcy,
Polacy, wszyscy ci panowie Kazimierze i Kajetany, od rana do wieczora. lataj po pani dziesitkach
tysicy dziesicin ziemi i staraj si zedrze z jednego wou trzy skry, aby pani dogodzi. Niech
pani pozwoli, gadam tak nieporzdnie, ale to nie szkodzi Prosty nard to dla pani nie s ludzie. Ale
nawet tych ksit, hrabiw i biskupw, ktrzy u pani bywaj, nie uwaa pani za ludzi, lecz tylko za
dekoracj. Ale najwaniejsze... najwaniejsze, i co mnie najbardziej oburza mie przeszo
milionowy majtek i nic nie zrobi dla ludzi, nic!
Ksina siedziaa zdziwiona, wystraszona, obraona, nie wiedzc, co ma powiedzie i jak ma si
zachowa. Nigdy jeszcze nikt z ni nie mwi takim tonem. Nieprzyjemny, gniewny gos doktora i
jego niezdarna, jkajca si mowa wywoyway w jej gowie ostry oskot, a wreszcie zaczo si jej
wydawa, e doktor, ywo gestykulujcy, uderza j swym kapeluszem po gowie.
To nieprawda!. przemwia wreszcie cicho i bagalnie. Dla ludzi zrobiam bardzo duo,
sam pan przecie wie l
Nieche pani da spokj! zawoa doktor. Czy pani jeszcze wci uwaa swoj
dobroczynno za co powanego i poytecznego, nie za jak szopk? Przecie to bya komedia od
pocztku do koca, zabawa w mio bliniego, najzwyklejsza zabawa, na ktrej poznaway si
nawet dzieci i gupie baby. Wemy na przykad chociaby to pani jak to si nazywao?
przytulisko dla bezdomnych staruszek, gdzie mnie pani zrobia czym w rodzaju naczelnego lekarza,
a sama pani bya honorow opiekunk. O Panie miosierny, c to by za pikny zakad!
Wybudowano dom z posadzkami i z chorgiewk na dachu, zebrano po wsiach jaki dziesitek bab i
kazano im sypia pod kodrami, na przecieradach z holenderskiego ptna i karmiono je
karmelkami,
Doktor zoliwie parskn w kapelusz i cign szybko, jkajc si bez przerwy:
Zabawa bya! Suba w przytuku schowaa pod klucz przecierada i kodry, eby staruszki ich
nie zapaskudziyniech pi, diabelskie nasienie, na pododze! Staruszka nie mie ani na ku
usi, ani kaftanika woy, ani stpi na gadk posadzk. Wszystko suyo od parady; chowano
to przed babami jak przed zodziejami, a staruszki po kryjomu ubieray si i yy z ebraniny i w
dzie, i w nocy bagay Boga, aby jak najprdzej uwolni je od tego aresztu i od pobonych kaza
sytego drastwa, ktremu pani powierzya pilnowanie staruch. A co robili wysi urzdnicy? Cudne
historie! Jakie dwa razy na tydzie wieczorem wali konno trzydzieci pi tysicy kurierw* i
ogasza, e nazajutrz ksina, czyli pani, odwiedzi przytuek.
*/Nawizanie do ,,Rewizora" Gogola, gdzie pijany Chlestakow chwali si, e cesarz posya po niego
trzydzieci pi tysicy samych kurierw".
To znaczy, e jutro musz si ubra, rzuci chorych i jecha na parad. Dobra, przyjedam.
Staruszki, odziane w nowe, czyste suknie, ju stoj w rzdzie i czekaj. Koo nich przechadza si
emerytowany szczur garnizonowy zarzdca ze swoim sodziutkim umiechem skarypyty.
Staruszki ziewaj i porozumiewaj si wzrokiem, ale boj si szemra. Czekamy. Galopem zjawia
si modszy rzdca. W p godziny po nim starszy rzdca, potem pan komisarz, a potem jeszcze i
jeszcze kto... galopuj bez koca! Wszyscy maj tajemnicze, uroczyste gby. Czekamy, czekamy,
przestpujemy z nogi na nog, popatrujemy na zegarek wszystko w grobowym milczeniu, gdy
nienawidzimy si wszyscy nawzajem i jestemy na noe. Mija godzina, druga, i wreszcie ukazuje si
z daleka powz, i... i...
Doktor zanis si cienkim miechem i powiedzia piskliwie:
Pani wychodzi z powozu i stare wiedmy na komend szczura garnizonowego zaczynaj
piewa:
Krlu na ziemi i na wielkim niebie, Chwaa w Syjonie wdziczna czeka Ciebie...
adne, co? Doktor zamia si basem i machn rk, jak gdyby chcia pokaza, e od miechu nie
moe wymwi ani sowa. A mia si ciko, ostro, z mocno zacinitymi zbami, jak miej si
niedobrzy ludzie, i po jego gosie, i po twarzy, i po byszczcych, nieco zuchwaych oczach mona
byo pozna, e gboko gardzi i ksin, i przytukiem, i staruszkami. W tym, co tak nieumiejtnie
i prostacko opowiedzia, nie byo nic miesznego ani wesoego, ale doktor rechota z przyjemnoci,
a nawet z radoci.
A szkoa? cign, ciko oddychajc, zmczony miechem. Pamita pani, jak pani samej
zachciao si uczy chamskie dzieciska? Wida bardzo piknie pani uczya, bo wkrtce wszystkie
chopaki zdraoway, tak e potem trzeba byo ich oi lub najmowa za pienidze, eby do pani
chodzili. A pamita pani, jak pani zachciao si wasnorcznie karmi smoczkiem niemowlta,
ktrych matki pracoway w polu? Pani chodzia po wsi i pakaa, e brak tych niemowlt na pani
usugi bo wszystkie matki zabieray je z sob w pole? Potem karbowy kaza matkom kolejno
zostawia swe niemowlta dla pani zabawy.
Dziwna rzecz! Wszyscy uciekali od pani dobrodziejstw jak myszy od kota! A dlaczego? Rzecz
prosta! Nie dlatego, eby lud nasz by ciemny i niewdziczny, jak pani zawsze twierdzia, ale
dlatego, e we wszystkich pani zachciankach, niech mi pani wybaczy to wyraenie, za grosz nie byo
uczucia ani miosierdzia! Bya tylko ch zabawy ywymi lalkami i nic ponadto... Kto nie odrnia
ludzi od boloskich pieskw, ten nie moe si zajmowa dobroczynnoci. Zapewniam pani, e
midzy ludmi a boloskimi pieskami jest wielka rnica!
Serce ksinej bio mocno, w uszach omotao i wci jeszcze miaa wraenie, e doktor wierci jej
swym kapeluszem w gowie. Lekarz mwi szybko, gorco i nieadnie, jkajc si i czynic
niepotrzebne gesty; rozumiaa tylko to, e rozmawia z ni ordynarny, niewychowany, zy,
niewdziczny czowiek, ale czego od niej chce i o czym mwi nie pojmowaa.
Niech pan odejdzie powiedziaa paczliwie, podnoszc rce do gry, aby obroni si od jego
kapelusza. Niech pan odejdzie!
A jak pani obchodzi si ze swoimi pracownikami! w dalszym cigu oburza si doktor. Pani
ich nie uwaa za ludzi i traktuje jak ostatnich zodziei. Na przykad, niech mi wolno bdzie zapyta,
za co mi pani daa dymisj? Pracowaem dla pani ojca dziesi lat, a potem dla pani, uczciwie, nie
znajc ani wit, ani urlopw, zdobyem sobie serca wszystkich na sto wiorst dokoa i nagle
pewnego piknego dnia powiadaj mi, e ju nie pracuj! Dlaczego? Do dzi dnia nie rozumiem!
Jestem doktorem medycyny, szlachcicem, skoczyem moskiewski uniwersytet, jestem ojcem
rodziny, i oto okazuje si, e jestem takim pionkiem, e mona mnie wygna jednym kopniakiem,
bez podania powodw! Ceremonie s ze mn niepotrzebne. Dowiedziaem si potem, e moja ona
w sekrecie przede mn bya u pani ze trzy razy, aby prosi za mn, a pani jej nie przyja ani razu.
Powiadaj, e pakaa w przedpokoju. I tego ja nieboszczce nigdy nie przebacz! Nigdy!
Doktor zamilk i zacisn zby, namylajc si z nateniem, co by tu jeszcze powiedzie przykrego i
mciwego. Przypomnia sobie nagle, i zachmurzona, chodna twarz jego rozjania si naraz.
Wemy choby pani stosunek do tego klasztoru zacz mwi chciwie. Pani nigdy nikogo
nie oszczdzaa i im witsze jest jakie miejsce, tym wicej jest szans, e mu si dobrze da we znaki
pani miosierdzie i pani anielska agodno. Po co pani tu przyjeda? Czego pani chce od tego
klasztoru, niech mi pani pozwoli zapyta? Czym pani dla Hekuby i czym jest Hekuba dla pani?*/
*/Parafraza z monologu Hamleta (w tragedii Szekspira Hamlet", akt II): Czym jest Hekuba dla,
on dla Hekuby?" (przekad A. Tretiaka).
Znowu zabawa, igraszka, poniewieranie godnoci ludzk i wicej nic. Przecie pani w klasztornego
Pana Boga nie wierzy, pani ma w sercu swojego wasnego boga, do ktrego pani dosza wasnym
rozumowaniem, podczas seansw spirytystycznych; na cerkiewne obrzdy spoglda pani askawie z
gry, ani na ranne, ani na wieczorne naboestwo pani nie chodzi, pi pani do poudnia... po c
wic pani tu przyjeda? Do cudzego klasztoru przychodzi pani ze swoim bogiem i wyobraa pani
sobie, e klasztor ma to sobie za najwikszy zaszczyt. O, co to, to nie! Niech si pani tak
mimochodem zapyta, ile kosztuj klasztor pani odwiedziny. Pani askawie przybya tutaj
dzisiejszego wieczora, a ju przedwczoraj by tu goniec przysany z majtku, aby uprzedzi, e si
pani tu wybiera. Cay dzie wczoraj przygotowywano dla pani apartamenty i czekano na pani.
Dzisiaj przybya awangarda, zuchwaa pokojwka, ktra wci si szasta po podwrzu, szeleci
spdnicami, pyta si o wszystko, wydaje rozkazy... Nie znosz tego! Dzisiaj zakonnicy cay dzie
mieli si na bacznoci: bo jeeli si pani ceremonialnie nie przywita nieszczcie! Poskary si
pani archijeriejowi! ,,Zakonnicy mnie, wasza wielebno, nie kochaj. Nie wiem, czym sobie na to
zasuyam. Jestem co prawda wielk grzesznic, ale przecie jestem taka nieszczliwa!" Ju
jednemu klasztorowi porzdnie dostao si za pani. Ojciec przeor, czowiek uczony, zapracowany,
chwili jednej nie ma wolnej, a pani co moment wzywa go do siebie na pokoje. Nie ma pani adnego
szacunku dla jego wieku ani dla jego godnoci. eby to jeszcze pani wiele oya na klasztor, nie
byoby al, ale przecie przez ten cay czas nie daa pani nawet stu rubli zakonnikom.
Kiedy ksin kto niepokoi, nie rozumia jej, krzywdzi, kiedy nie wiedziaa, co robi i mwi,
zaczynaa paka. I teraz koniec kocw ksina zasonia twarz i rozpakaa si piskliwie jak
Wychodzc z apartamentu, aby wsi do powozu, ksina zmruya oczy przed jaskrawym
dziennym wiatem i zamiaa si radonie: pogoda bya przepikna! Ogldajc przez zmruone
oczy zakonnikw, ktrzy zebrali si na ganku, aby j poegna, yczliwie skina gow i
powiedziaa:
egnajcie, przyjaciele! Do pojutrza! Zdziwio j przyjemnie, e razem z mnichami koo ganku
sta rwnie doktor. Twarz mia blad i powan.
Prosz ksinej powiedzia zdejmujc kapelusz i umiechajc si z poczuciem winy dawno
ju czekam tutaj na pani. Prosz mi wybaczy, na Boga... Niedobre, mciwe uczucie ogarno mnie
wczoraj i nagadaem pani... gupich rzeczy. Jednym sowem, prosz pani o przebaczenie.
Ksina mile si umiechna i wycigna rk do jego ust. Doktor pocaowa j i zarumieni si.
Starajc si upodobni do ptaszyny, ksina pani fruna do powozu i kiwaa gow na wszystkie
strony. W duszy jej byo radonie, jasno, ciepo i sama czua, e jej umiech by niezwykle miy i
agodny. Kiedy powz ruszy ku wrotom, a potem potoczy si po penej kurzu drodze, mijajc
chaty, sady, dugie czumackie tabory albo ptnikw dugimi szeregami cigncych do klasztoru,
ksina wci jeszcze mruya oczy i agodnie si umiechaa. Mylaa, e nie ma wikszej
rozkoszy, jak przynosi wszdzie z sob ciepo, wiato i rado, przebacza krzywdy i mile
umiecha si do wrogw. Spotykani na drodze chopi kaniali si jej, powz turkota mikko, spod
k waliy tumany kurzu, ktre wiatr unosi ponad zocistym ytem, i ksinej zdawao si, e jej
ciao koysze si nie na poduszkach powozu, tylko na obokach, i e sama podobna jest do lekkiej,
przejrzystej chmurki...
Ach, jaka jestem szczliwa! szeptaa przymykajc oczy. Jaka jestem szczliwa!
NIECIEKAWA HISTORIA
Z notatek starego czowieka
Jest w Rosji pewien zasuony profesor Nikoaj Stiepanowicz taki to, radca tajny i kawaler orderw;
odznacze rosyjskich i zagranicznych ma tyle, e kiedy zdarza mu si nakada je wszystkie, to
studenci zw go choink. Znajomoci posiada doborowe; w kadym bd razie w cigu ostatnich
dwudziestu piciu-trzydziestu lat nie byo i nie ma w Rosji adnego z wybitnych uczonych, z ktrym
nie czyyby go zaye stosunki. Obecnie nie ma z kim si przyjani, lecz co si tyczy przeszoci,
to dugi szereg jego sawnych przyjaci wieczyy takie nazwiska jak Pirogow, Kawlelin i poeta
Niekrasow, ktrzy darzyli go najszczersz, gorc przyjani. Nikoaj Stiepanowicz jest profesorem
honoris causa wszystkich rosyjskich i trzech zagranicznych uniwersytetw. I tak dalej, i tak dalej.
Wszystko to oraz wiele innych danych, ktre mona by przytoczy, skada si na to, co jest moim
nazwiskiem.
Nazwisko moje jest popularne. Zna je w Rosji kady mniej wicej owiecony czowiek, a za granic
przytacza si je ex cathedra z dodatkiem ,,znany i ceniony". Naley ono do tych niewielu
szczliwych nazwisk, o ktrych mwi le lub wymienia je bez potrzeby na forum publicznym czy
w druku uwaa si za nietakt. Tak te powinno by. Wszak z nazwiskiem moim wie si cile
pojcie o czowieku sawnym, wielce utalentowanym i niewtpliwie poytecznym. Jestem pracowity
i wytrzymay jak wielbd, co jest na pewno wane, a w dodatku utalentowany, co jeszcze
waniejsze. Na dobitk, doda naley, e skromne ze mnie, dobrze wychowane i uczciwe
czeczysko. Nigdy nie wtykaem nosa do literatury, do polityki, nie szukaem popularnoci w
dyskusji z nieukami, nie wygaszaem przemwie na proszonych obiadach ani nad grobem
kolegw... W ogle na moim nazwisku uczonego nie ciy adna plama i w niczym mu nigdy nie
przyniosem ujmy. Ma ono ywot szczliwy.
Noszcy owo nazwisko, to znaczy ja, jest czowiekiem szedziesiciodwuletnim, o ysej gowie,
sztucznych zbach i nieuleczalnym tiku. O ile moje nazwisko jest olniewajce i pikne, o tyle szary
i szpetny jestem ja sam. Gowa i rce dr mi z osabienia; szyja, jak u pewnej bohaterki
Turgieniewa, przypomina rczk kontrabasu; pier mam wpadnit, plecy wskie. Kiedy mwi lub
wykadam, usta wykrzywiaj mi si, a przy umiechu ca twarz pokrywaj starcze, drtwe
zmarszczki. Nie ma nic z powagi w mej ndznej postaci. Chyba tylko to, e kiedy dolega mi tik
na twarzy zjawia si jaki szczeglny wyraz, ktry u kadego, kto spojrzy na mnie, musi wywoa
pospn, powan myl: ,,Czowiek ten pewnie wkrtce umrze".
Wykadam nadal niezgorzej; jak dawniej potrafi utrzyma w napiciu uwag suchaczy w przecigu
dwch godzin. Mj zapa, literacka forma wykadu, szczypta humoru sprawiaj, e braki mego gosu
suchego, ostrego i piewnego niczym u witoszka staj si niedostrzegalne. Pisz za marnie.
Ta czstka mzgu, ktra kieruje zdolnoci pisarsk, widocznie przestaa funkcjonowa. Pami mi
osaba, mylom brak cisego logicznego zwizku i kiedy pragn przenie je na papier, za kadym
razem wydaje mi si, e utraciem wyczucie ich organicznej cznoci; konstrukcja jest jednostajna,
zdania s blade i niemiae. Czsto pisz nie to, co chc; piszc zakoczenie, nie pamitam pocztku.
Czsto te zapominam najzwyklejsze sowa i zawsze musz zuywa wiele energii, aby unikn
zbdnych zda i niepotrzebnych wtrtw: jedno i drugie wiadczy wyranie o obnieniu si mej
sprawnoci umysowej. Szczeglnie znamienne jest to, e im prostszy jest temat, tym wicej
wkadam mczcego wysiku w pisanie. Artyku naukowy idzie mi znacznie atwiej ni list z
yczeniami lub sprawozdanie. Jeszcze jedno: pisa po niemiecku lub po angielsku atwiej mi ni po
rosyjsku.
Co si tyczy mego obecnego trybu ycia, to przede wszystkim musz zaznaczy, e w ostatnich
czasach trapi mnie bezsenno. Gdyby zapytano mnie: co stanowi obecnie najwaniejszy,
zasadniczy, podstawowy element twego istnienia? odpowiedziabym: bezsenno. Jak dawniej, z
przyzwyczajenia, punktualnie o pnocy rozbieram si i kad do ka. Zasypiam szybko, lecz o
godzinie drugiej budz si z takim uczuciem, jakbym wcale nie spa. Musz wic wstawa i zapala
lamp. Godzin lub dwie chodz z kta w kt po pokoju i ogldam dawno znane obrazy i fotografie.
Gdy znudzi mi si chodzenie, zasiadam przy biurku. Siedz nieruchomo, o niczym nie mylc i nie
odczuwajc adnych pragnie; jeli ley przede mn ksika, to przysuwam j machinalnie do siebie
i czytam bez adnego zainteresowania. W ten sposb niedawno, w przecigu jednej nocy,
przeczytaem automatycznie ca powie pod dziwnym tytuem: ,,O czym wiergotaa jaskka".
Lub te pragnc zaj sw uwag zmuszam si do liczenia do tysica albo wyobraam sobie twarz
ktrego z kolegw i zaczynam rozpamitywa: w ktrym to roku i w jakich okolicznociach
rozpocz on sw prac?
Lubi te wsuchiwa si w dwiki: oto Liza, crka, oddzielona ode mnie dwoma pokojami,
bekoce co we nie, to znw ona przejdzie przez salon ze wiec w doni i niechybnie upuci
pudeko zapaek, to skrzypnie wysychajca deska w szafie albo niespodziewanie zahuczy palnik w
lampie a wszystkie te dwiki nie wiedzie czemu wprawiaj mnie w stan niepokoju.
Nie spa w nocy to znaczy w kadej chwili odczuwa sw nienormalno, tote niecierpliwie
oczekuj dnia lub poranka, kiedy ju mam prawo nie spa. Mija wiele mczcych godzin, zanim na
dziedzicu zapieje kogut. To pierwszy dobry znak. Gdy tylko kogut zapieje, wiem, e za jak
godzin zbudzi si na dole odwierny i kaszlc gniewnie pjdzie po co na gr. A potem za oknami
zacznie zwolna blednc powietrze, zadwicz na ulicy gosy...
Dzie mj rozpoczyna si od przyjcia ony. Wchodzi do mnie w halce, nie uczesana, ale ju umyta,
pachnca kwiatow wod, i z tak min, jakby wesza tu przypadkiem, za kadym razem mwi to
samo:
Przepraszam, ja tylko na chwilk... Znowu nie spae?
Potem gasi lamp, zasiada przy biurku i zaczyna mwi. Nie jestem prorokiem, lecz wiem z gry, o
czym bdzie mwia. Kadego ranka to samo. Zazwyczaj po niespokojnych wypytywaniach,
dotyczcych mego zdrowia, nagle wspomina naszego syna-oficera, mieszkajcego w Warszawie. Po
dwudziestym kadego miesica wysyamy mu 50 rubli to przede wszystkim jest tematem naszych
rozmw.
Oczywicie, nie jest to dla nas atwe wzdycha ona lecz zanim on cakiem nie stanie o
wasnych siach, winnimy mu pomaga. Chopak jest na obczynie, pensj ma niewielk... A
zreszt, jeeli chcesz, w przyszym miesicu polemy mu nie pidziesit, tylko czterdzieci. Jak
sdzisz?
Codzienne dowiadczenie mogoby przekona on, e wydatki nie zmniejszaj si dziki naszym
czstym o nich rozmowom, lecz ona widocznie nie uznaje dowiadcze i systematycznie co rana
mwi o naszym oficerze i o tym, e chleb, chwaa Bogu, potania, cukier za podroa o dwie
kopiejki a wszystko to takim tonem, jakby komunikowaa mi jak nowin.
Sucham, przytakuj machinalnie, i prawdopodobnie dlatego, e nie spaem przez ca noc,
nawiedzaj mnie dziwne, niepotrzebne myli. Patrz na swoj on i dziwi si jak dziecko. Pytam
siebie zdumiony: czyby ta stara, bardzo tga, niezgrabna kobieta z tpym wyrazem przyziemnych
trosk i lku o kawaek chleba, o spojrzeniu zamglonym cig myl o dugach i niedostatku, ktra
umie mwi tylko o wydatkach, a umiecha si jedynie z tego powodu, e co staniao czyby ta
kobieta bya ongi t szczuplutk Wari, ktr przed laty namitnie pokochaem za dobro i rozsdek,
za czyst dusz i pikno oraz jak Otello Desdemon za ,,czue serce" dla mej nauki? Czyby
to bya ta sama moja ona Waria, ktra ongi urodzia mi syna?
Wpatruj si pilnie w twarz tej otyej, niezgrabnej staruchy i doszukuj si w niej swej Wari, lecz z
przeszoci pozosta w niej jedynie niepokj o moje zdrowie, no i pewna maniera nazywania mojej
pensji nasz pensj, mojej czapki nasz czapk. Patrzenie na ni sprawia mi bl, aby wic j
cho troch pocieszy, pozwalam jej mwi, co chce, milczc nawet wtedy, gdy wydaje
niesprawiedliwy sd o ludziach lub gderze na mnie za to, e nie zajmuj si praktyk i nie wydaj
podrcznikw.
Rozmowa nasza koczy si zawsze jednakowo. ona nagle przypomina sobie, e nie piem jeszcze
herbaty i ogarnia j przeraenie.
Ale zasiedziaam si u ciebie woa wstajc. Samowar dawno stoi na stole, a ja tu gadam i
gadam... Jaka staam si roztargniona, o Boe!
dobro w jego opowiadaniach tryumfuje nad zem, saby zawsze zwycia silnego, mdrzec
gupca, skromny dumnego, mody starego... Nie naley bra powanie wszystkich owych
legend i wymysw, lecz sprbujcie je przecedzi, a na filtrze pozostanie to, co trzeba: nasze dobre
tradycje i nazwiska prawdziwych bohaterw nauki uznanych przez og. W naszym rodowisku
wszystkie wiadomoci o wiecie naukowcw ograniczaj si do anegdot o niezwykym roztargnieniu
starych profesorw i do paru dowcipw, ktre przypisuj bd Gruberowi, bd mnie, bd
Babuchinowi. Jak na rodowisko prawdziwie wyksztacone to za mao. Gdyby kochano nauk,
uczonych i studentw tak, jak kocha wony Nikoaj, to i literatura nasza posiadaaby ju dawno cae
epopeje, opowieci i ywoty witych, ktrych teraz niestety nie ma.
Po zakomunikowaniu mi nowiny Nikoaj przybiera surowy wyraz twarzy i rozpoczynamy subow
rozmow. Gdyby kto obcy posucha, jak swobodnie Nikoaj posuguje si terminologi naukow,
to mgby chyba pomyle, e to uczony przebrany za onierza. Nawiasem mwic suchy o
,,uczonoci" wonych uniwersyteckich s mocno przesadzone. Rzeczywicie, Nikoaj zna ponad
setk nazw aciskich, umie zoy szkielet, czasem przygotowa preparat, wywoa miech
studentw jak dug uczon cytat, lecz na przykad nieskomplikowana teoria krenia krwi
stanowi dla dziedzin rwnie mglist, jak dwadziecia lat temu.
W gabinecie przy stole, nisko schylony nad ksik lub preparatem, siedzi mj asystent Piotr
Ignatiewicz, pracowity, skromny, lecz; pozbawiony talentu czowiek lat okoo trzydzieci pi,
ysawy ju i z wyranym brzuszkiem. Pracuje od rana do wieczora, mnstwo czyta i wietnie
pamita wszystko, co przeczyta w tej dziedzinie to istny skarb; lecz we wszystkich pozostaych
to ko roboczy lub, jak to si mwi, uczony tpak. Charakterystyczne cechy roboczego konia,
ktre odrniaj go od czowieka talentu, s nastpujce: widnokrg ciasny i cile ograniczony
specjalnoci; poz krgiem swej specjalnoci jest naiwny jak dzieci. Pamitam, jak kiedy rankiem
wszedem do gabinetu i rzekem:
Prosz sobie wyobrazi, co za nieszczcie! Podobno Skobielew zmar.
Nikoaj przeegna si, a Piotr Ignatiewicz odwrci si do mnie zapyta:
Jaki to Skobielew?
Innym razem byo to nieco dawniej owiadczyem wchodzc, e zmar profesor Pierow.
Poczciwy Piotr Ignatiewicz zapyta:
A co on wykada?
Mona przypuci, e gdyby nad samym uchem jego zapiewaa Patti, gdyby wtargny do Rosji
hordy Chiczykw, gdyby zdarzyo si trzsienie ziemi ten czowiek nawet nie drgnby i nadal
wpatrywaby si najspokojniej swym przymruonym okiem w mikroskop. Sowem Hekuba nic a
nic go nie obchodzi. Wiele bym da za to, aby zobaczy, jak ten zasuszony grzyb pi ze sw
maonk.
Inna cecha; fanatyczna wiara w nieomylno nauki, a przede wszystkim tego, co pisz Niemcy.
Pewien jest samego siebie, swych preparatw, wiadom celu swego istnienia i absolutnie nie znane
mu s wtpliwoci i rozczarowania, ktre pokrywaj siwizn gowy ludzi utalentowanych.
Niewolnicze wielbienie autorytetw i brak potrzeby samodzielnego mylenia. Przekona go o czym
trudno, a dyskutowa z nim niemoliwe. Bo prosz sprbowa dyskusji z czowiekiem, ktry jest
najgbiej przewiadczony, e najlepsza z nauk to medycyna, najlepsi ludzie lekarze, najlepsze
tradycje medyczne. Z niedobrej przeszoci medycznej ocalaa jedyna tradycja biay halsztuk,
ktry nosz obecnie lekarze; dla uczonego za i w ogle wyksztaconego czowieka mog istnie
jedynie tradycje oglnouniwersyteckie bez wszelkiego podziau na medyczne, prawne itp., lecz Piotr
Ignatiewicz nie potrafi si z tym pogodzi i gotw jest dyskutowa do dnia sdu ostatecznego.
Jego przyszo widz wyranie. Przez cae swe ycie wykona parset preparatw niezwykle
precyzyjnych, napisze wiele suchych, poprawnych referatw, zrobi dziesitek sumiennych
przekadw, lecz prochu nie wymyli. By wynale proch, potrzebna jest fantazja, odkrywczo,
zdolno przewidywania, a Piotr Ignatiewicz nic z tego nie posiada. Krtko mwic, to nie
gospodarz w nauce, tylko wyrobnik.
Ja, Piotr Ignatiewicz i Nikoaj mwimy pgosem: dziwnie tracimy kontenans. To szczeglne
uczucie, gdy za drzwiami huczy jak morze audytorium, w cigu trzydziestu lat nie zdoaem si do
przyzwyczai i odczuwam je co rana. Nerwowym ruchem zapinam surdut, zadaj zbdne pytania
Nikoajowi, gniewam si... Wydawa by si mogo, e tchrz mnie oblatuje, lecz to nie tchrzostwo,
a co zgoa innego, co, czego nie potrafi ani nazwa, ani opisa.
Zupenie niepotrzebnie spogldam na zegarek i mwi:
No, c? Trzeba i.
Ruszamy w takiej kolejnoci: na przedzie idzie Nikoaj z preparatami lub atlasami, za nim ja, a za
mn, skromnie spuciwszy gow, sunie ,,ko roboczy"; lub te, jeeli trzeba, na przedzie nios na
noszach zwoki, za zwokami idzie Nikoaj itd. Gdy wchodz studenci wstaj, potem siadaj i
szum morza nagle zacicha. Nastpuje sztil.
Wiem, o czym bd mwi, ale nie wiem, jak bd mwi, od czego zaczn i na czym zakocz. Nie
mam w gowie adnego przygotowanego zawczasu zdania. Lecz wystarczy rzuci okiem na
audytorium (zbudowane jest amfiteatralnie) i wygosi stereotypowe:
,,Poprzedni wykad zakoczylimy na...", a zdania pyn nieprzerwanym potokiem z mej duszy i nic
ju ich nie powstrzyma. Mwi niepohamowanie szybko, z zapaem, i zda si nie ma takiej
mocy, ktra by moga przerwa bieg mego wykadu. Aby wykada dobrze, to znaczy nie nudno i z
korzyci dla suchaczy, trzeba mie, prcz talentu, dowiadczenie i wpraw, trzeba dokadnie
orientowa si w swych moliwociach, wiedzie, do kogo si mwi i co stanowi przedmiot
wykadu. Poza tym trzeba zachowa zimn krew, pilnie obserwowa i ani na mgnienie nie traci z
oka audytorium.
Dobry dyrygent, oddajc myl kompozytora, wykonuje rwnoczenie dwadziecia czynnoci:
odczytuje partytur, daje znaki paeczk, uwaa na piewaka, robi ruch w kierunku bbna lub
waltorni itp. To samo robi ja podczas wykadu. Mam przed sob ptorej setki rnorodnych twarzy
i trzysta oczu wpatrzonych w moj twarz. Moim celem jest opanowanie tej wielogowej hydry: jeeli
w kadym momencie wykadu orientuj si dokadnie w napiciu jej uwagi oraz w stopniu skupienia
umysowego panuj nad ni. Drugi mj przeciwnik tkwi we mnie samym. Jest to bezgraniczna
rnorodno form, zjawisk i praw oraz mnstwo uwarunkowanych nimi wasnych i cudzych myli.
W kadej chwili musz posiada zdolno wychwytywania z tego ogromnego materiau rzeczy
najistotniejszych, najpotrzebniejszych i tak samo szybko, jak pyn moje sowa, przyobleka sw
myl w tak form, ktra byaby dostpna rozumieniu hydry i pobudzaa jej uwag, przy tym trzeba
pilnie baczy, aby wypowiada myli nie w miar gromadzenia si ich, ale w pewnym porzdku,
dziwnego. Podczas wykadu odczuwam nagle zy dawice krta, piekce w oczach i ogarnia mnie
namitne, histeryczne pragnienie: wycign przed si ramiona i poskary si gono. Pragn woa
gromkim gosem, e na mnie, sawnego czowieka, los wyda wyrok mierci i e za jakie p roku
tu, w tym audytorium, bdzie gospodarzy ju inny. Pragn wykrzykn, e jestem zatruty; nowe
myli, jakich nie znaem dawniej, zatruy ostatnie dni mego ycia i dl nadal mj mzg jak
moskity. W takim momencie sytuacja moja wydaje mi si tak okropna, e pragn, aby wszyscy moi
suchacze, wstrznici, zerwali si z miejsc i w panicznym popochu, z rozpaczliwym krzykiem
rzucili si do drzwi.
Nie atwo przeywa podobne chwile.
II
Po wykadzie siedz u siebie w domu i pracuj. Czytam czasopisma, dysertacje lub przygotowuj si
do nastpnego wykadu, czasem za co pisz. Pracuj z przerwami, poniewa musz przyjmowa
interesantw.
Sysz dzwonek. To przyszed kolega pomwi o sprawach uniwersyteckich. Wchodzi do mnie z
kapeluszem i lask i wycigajc ku mnie obie rce woa:
Ja tylko na chwilk, na chwilk. Siedcie, kolego! Tylko dwa sowa!
Przede wszystkim usiujemy okaza jeden drugiemu, e obaj jestemy niezwykle uprzejmi i widzc
siebie cieszymy si ogromnie. Sadowi go w fotelu, on za sadowi mnie; przy tym obaj delikatnie
gadzimy jeden drugiego po plecach, dotykamy guzikw, a wyglda to tak, jakbymy obmacywali
siebie nawzajem i bali si sparzy. Obaj miejemy si, chocia nie mwimy nic miesznego.
Usadowiwszy si, pochylamy ku sobie gowy i zaczynamy mwi pgosem. Niezalenie od
stopnia serdecznej zayoci, nie moemy unikn w rozmowie pozacanej chiszczyzny, na
przykad: Jak pan by askaw susznie zauway" lub: Jak miaem ju zaszczyt panu owiadczy";
nie moemy oby si bez chichotania, jeeli ktry z nas powie jaki, bodaj nieudany, dowcip. Po
zakoczeniu rzeczowej rozmowy kolega zrywa si wawo i wskazujc kapeluszem na moj prac,
zaczyna si egna. Znowu obmacujemy si nawzajem i chichoczemy. Odprowadzam go do
przedpokoju i tu pomagam mu wdzia futro, lecz ten broni si wszelkimi sposobami przed tak
wysokim zaszczytem. Potem, gdy Jegor otwiera drzwi, kolega zapewnia mnie, e mog si
przezibi, ja za udaj, e gotw jestem wyj za nim bodaj na ulic. I kiedy wreszcie powracam do
swego gabinetu, mam nadal umiech na twarzy, widocznie ju si inercji.
Po chwili drugi dzwonek. Kto wchodzi do przedpokoju., dugo rozbiera si i kaszle. Jegor
melduje, e przyszed student. Mwi: pro. Wchodzi mody czowiek o miej powierzchownoci.
Oto mija ju rok, jak jestemy z nim na bakier: chopak fatalnie odpowiada na egzaminach, a ja
uparcie stawiam mu pay, Takich zuchw, ktrych, mwic gwar studenck, oblewam lub cinam,
nazbiera si co roku z siedmiu. Ci, ktrzy nie zdaj egzaminu z powodu braku zdolnoci lub
choroby, dwigaj zazwyczaj swj krzy cierpliwie i nie usiuj targowa si ze mn; targuj si za
i nachodz mnie w domu tylko sangwinicy, o charakterach lekkomylnych, ktrym niepowodzenia
egzaminacyjne psuj apetyt i przeszkadzaj w regularnym odwiedzaniu opery. Pierwszych traktuj
wzgldnie, a drugich odsyam z kwitkiem przez cay okrgy rok.
Prosz siada mwi do gocia. Co pan mi powie?
Prosz darowa, panie profesorze, e pana fatyguj... zaczyna student zacinajc si i nie
patrzc mi w oczy. Nigdy nie omielibym si pana fatygowa, gdyby nie... Zdawaem u pana
egzamin ju pi razy i... i ciem si... Prosz pana, aby pan by tak askaw postawi mi
dostatecznie, poniewa...
Argument, ktry wszyscy lenie przytaczaj na sw obron, brzmi zawsze jednakowo: oto wietnie
zdali z pozostaych przedmiotw, a obcili si tylko u mnie, co jest tym dziwniejsze, e wanie nad
moim przedmiotem pracowali szczeglnie pilnie i znaj go doskonale; widocznie ich niepowodzenie
egzaminacyjne polega na jakim nieporozumieniu.
Daruje pan, mj drogi odpowiadam gociowi postawi panu oceny dostatecznej nie mog.
Prosz jeszcze raz przestudiowa skrypta i przyj. Wwczas zobaczymy.
Pauza. Odczuwam ch podrczy nieco studenta za to, e kocha bardziej piwo i oper ni nauk,
mwi wic do z westchnieniem:
Moim zdaniem, najlepsze, co pan by mg obecnie zrobi, to zupenie zarzuci medycyn. Skoro
przy pana zdolnociach nie moe pan w aden sposb zda egzaminu, to widocznie pan nie ma ani
chci, ani powoania na lekarza.
Twarz sangwinika przeciga si.
Pan daruje, panie profesorze umiecha si lecz byoby to co najmniej dziwne z mej strony.
Przestudiowa pi lat i nagle... odej?
Wanie. Lepiej zmarnowa pi lat, anieli pniej przez cae ycie oddawa si pracy
zawodowej, do ktrej nie czuje si zamiowania.
Lecz od razu robi mi si go al i mwi:
Zreszt, jak pan uwaa. A wic prosz popracowa jeszcze troch i przyj.
Kiedy? pyta stumionym gosem.
Kiedy pan chce. Chociaby jutro. A w jego dobrych oczach czytam: ,,Ba, przyj mog, ale
przecie ty, bydlaku, znw mnie zetniesz".
Oczywicie dorzucam nawet pitnastokrotny egzamin nie przysporzy panu wiedzy, ale
pomoe wyrobi charakter. Dobre i to.
Nastaje milczenie. Wstaj i czekam, kiedy go wyjdzie, a ten stoi, patrzy w okno, szarpie sw
brdk i rozmyla. Robi si nudno.
Sangwinik ma gos miy, soczysty, oczy rozumne i kpice, twarz dobroduszn, nieco zmit przez
zbyt czste naduywanie piwa i przydugie wylegiwanie si na kanapie; prawdopodobnie mgby mi
opowiedzie wiele ciekawego o operze, o swych awanturkach miosnych, o kolegach, ktrych
kocha, lecz niestety o tym mwi nie wypada... A chtnie bym posucha...
Panie profesorze! Daj panu sowo honoru, e jeeli pan mi postawi dostatecznie, to...
Kiedy sprawa dochodzi do ,,sowa honoru", macham rkami i siadam przy biurku. Student namyla
si jeszcze chwil i mwi smtnie:
Wobec tego egnam pana... Przepraszam.
egnam, mj drogi. Pomylnoci. Student niepewnym krokiem idzie do przedpokoju, ubiera si
tam powoli i wyszedszy na ulic, widocznie znw dugo zastanawia si, nic jednak nie wymyla
prcz ,,starego diabliska" pod moim adresem i rusza do marnej restauracji na obiad i piwo, a potem
do domu spa. Spoczywaj w pokoju, dzielny adepcie nauki! Trzeci dzwonek. Wchodzi mody
lekarz w nowym czarnym garniturze, w zotych okularach i oczywicie w biaym halsztuku.
Przedstawia si. Prosz, aby usiad, i pytam, czym mog suy. Nie bez wzruszenia mody kapan
nauki zaczyna mwi, e wanie w tym roku zda doktorat i pozostao mu teraz tylko napisanie
dysertacji. Pragnie wic popracowa u mnie, pod moim kierownictwem, i zobowizabym go
ogromnie, gdybym zechcia wskaza mu temat dysertacji.
Bardzo bym pragn by panu pomocny, kolego odpowiadam ale moe sprbujemy
najpierw ustali wsplnie pogld na dysertacj. Nazw t przyjto okrela prac, stanowic
produkt twrczoci samodzielnej. Nieprawda? Praca za, napisana na temat zlecony i pod czyim
kierownictwem, zwie si inaczej...
Doktorant milczy. Wybucham i zrywam si z fotela.
Czemu zwracacie si wszyscy do mnie? Nie rozumiem! krzycz gniewnie. Mam tu sklepik
czy co? Nie handluj tematami! Prosz mi darowa niedelikatno, ale mam tego wreszcie dosy! Po
raz tysic pierwszy prosz was wszystkich, ebycie dali mi spokj!
Doktorant milczy i tylko policzki rumieni mu si z lekka. Na twarzy jego widnieje wyraz
gbokiego szacunku dla mego sawnego nazwiska i mojej erudycji, ale po oczach jego widz, e
gardzi mym gosem, moj ndzn postaci i nerwow gestykulacj. W swym gniewie wydaj si mu
prawdopodobnie dziwakiem.
Tak, tu nie sklepik! oburzam si. I rzecz zdumiewajca! Czemu nie chcecie by
samodzielni? Czemu tak nie lubicie swobody?
Mwi duo, a on wci milczy. Na koniec powoli uspokajam si i oczywicie poddaj.
Doktorant otrzyma ode mnie nic niewarty temat, napisze pod moim kierownictwem nikomu
niepotrzebn dysertacj, z godnoci przeprowadzi nudn obron tej dysertacji i otrzyma zbdny mu
waciwie tytu naukowy.
Dzwonki mog nastpowa jeden po drugim bez koca, lecz ogranicz si tu tylko do czterech.
Dwiczy czwarty dzwonek i sysz znajome kroki, szelest sukni, miy gos...
Osiemnacie lat temu zmar mj kolega, okulista, i osieroci siedmioletni creczk Kati
pozostawiajc jej szedziesit tysicy rubli. W swym testamencie wyznaczy mnie na opiekuna. Do
lat dziesiciu Katia mieszkaa razem z moj rodzin, potem zostaa umieszczona na pensji i
przyjedaa do mnie tylko na letnie miesice, na wakacje. Nie miaem czasu zaj si jej
wychowaniem, obserwowa j mogem jedynie dorywczo, tote o jej dziecistwie potrafi
powiedzie niewiele.
Pierwsze, co pamitam i kocham ze wspomnie to niezwyka ufno, z jak wesza do mego
domu, z jak leczya si u moich kolegw i jaka zawsze opromieniaa jej twarzyczk. Bywao,
zasidzie gdzie w kciku z podwizanym policzkiem i obserwuje co z uwag; czy widzi wwczas,
jak ja przegldam ksik i robi notatki, czy jak krzta si po domu ona lub te jak kucharka w
kuchni skrobie kartofle, albo jak figluje pies oczy jej zawsze i niezmiennie wyraaj to samo, a
mianowicie: ,,Wszystko, co dzieje si na tym wiecie, wszystko jest pikne i mdre". Bya dna
wiedzy i bardzo lubia gawdzi ze mn. Czasami usadowi si przy stole naprzeciwko mnie, pilnie
patrzy na moje ruchy i zadaje mi rne pytania. Interesuje j to, co ja wykadam, co robi na
uniwersytecie, czy nie obawiam si trupw i na co wydaj swoj pensj.
A czy studenci czubi si midzy sob na uniwersytecie? pyta Kalia.
Czubi si, kochanie.
Sentymentalny i ufny tum mona przekona, e teatr w obecnej jego postaci jest szko. Lecz kto
zna szko w jej waciwym sensie, ten nie da si na t wdk zapa. Nie wiem, co bdzie za
pidziesit lub sto lat, ale w obecnych warunkach teatr moe suy jedynie jako rozrywka.
Jednakowo rozrywka ta jest zbyt kosztowna, eby mc stale z niej korzysta. Odbiera pastwu
tysice modych, zdrowych i utalentowanych mczyzn i kobiet, ktrzy mogliby by dobrymi
lekarzami, rolnikami, nauczycielami, oficerami, gdyby nie powicali si scenie; odbiera
spoeczestwu wieczorne godziny najlepszy czas do pracy umysowej i rozmw koleeskich;
nie mwi ju o wydatkach pieninych i o stratach moralnych, ktre ponosi widz, ogldajc na
scenie wypaczony stosunek do morderstwa, cudzostwa lub oszczerstwa.
Katia za bya zupenie odmiennego zdania. Zapewniaa mnie, e nawet w obecnej swej postaci teatr
to wicej ni aule uniwersyteckie, ksiki i wszystko na wiecie. Teatr to potga, czca w swej
istocie wszystkie dziedziny sztuki, a aktorzy to misjonarze. adna sztuka ani adna z
poszczeglnych nauk nie s w stanie oddziaywa tak mocno i skutecznie na dusz ludzk, jak scena,
nic wic dziwnego, e aktor nawet o miernym talencie cieszy si w pastwie wiksz popularnoci
anieli najmdrzejszy uczony lub malarz. I adna dziaalno nie moe da tyle upojenia i
satysfakcji, co scena.
I ot pewnego piknego dnia Katia zaangaowaa si do trupy i wyjechaa zdaje si do Ufy,
zabierajc ze sob wiele pienidzy, mnstwo tczowych nadziei i arystokratyczne pogldy na
spraw.
Pierwsze jej listy z podry byy zadziwiajce. Czytaem je i po prostu zdumiewaem si, jak owe
niewielkie kartki papieru mogy zmieci w sobie tyle modoci, czystoci ducha, witej naiwnoci,
a zarazem tyle subtelnych, rzeczowych sdw, ktre przyniosyby zaszczyt tgiemu umysowi
mskiemu. Wog, przyrod, zwiedzane miasta, kolegw, swe tryumfy i niepowodzenia nie tyle
opisywaa, co opiewaa; kady wiersz tchn ufnoci, jak zwykem by widzie na jej twarzy, a
obok tego wszystkiego mnstwo bdw gramatycznych i prawie cakowity brak znakw
przestankowych.
Nie upyno p roku, kiedy otrzymaem od niej list niezwykle poetyczny i peen uniesie,
zaczynajcy si od sowa: ,,Pokochaam". Do listu tego bya zaczona fotografia, przedstawiajca
modego mczyzn o wygolonej twarzy, w kapeluszu z szerokim rondem, z przerzuconym przez
rami pledem. Nastpne listy byy nadal wspaniae, lecz zjawiy si w nich znaki przestankowe,
zniky bdy ortograficzne i zapachniay wyranie mczyzn. Katia zacza rozpisywa si o tym,
jak dobrze byoby wybudowa gdzie nad Wog wielki teatr, oczywicie na zasadach spki, i
wcign do tego przedsiwzicia bogate kupiectwo oraz wacicieli statkw woaskich; pienidzy
byoby mnstwo, dochody ogromne, a aktorzy byliby udziaowcami. By moe, i wszystko to jest
rzeczywicie dobre, lecz wydaje mi si, e podobne pomysy mog rodzi si jedynie w mskiej
gowie.
Tak wic to byo czy inaczej, lecz przez jakie ptora lub dwa lata wszystko widocznie szo
pomylnie:
Katia kochaa, wierzya w sw prac i czua si szczliwa; lecz potem zaczem spostrzega w
listach wyrane oznaki depresji. Zaczo si od tego, e Katia poskarya si na kolegw to
pierwszy zowieszczy objaw; jeeli mody uczony lub literat zaczyna sw dziaalno od tego, e
Obecnie Katia mieszka o p wiorsty ode mnie. Wynaja piciopokojowe mieszkanie, urzdzia je
do luksusowo i z waciwym jej smakiem. Gdyby kto chcia namalowa owo wntrze, to
przewaajcym nastrojem w obrazie byoby lenistwo. Dla leniwego ciaa mikkie kanapki,
przytulne pufy, dla leniwych ng dywany, dla leniwego wzroku wyblake, przymglone lub
matowe barwy; dla leniwego ducha na cianach mnstwo tanich wachlarzy, maych obrazkw, w
ktrych oryginalno wykonania gruje nad treci, nadmiar stolikw i peczek, zastawionych
zupenie niepotrzebnymi, bezwartociowymi drobiazgami, bezksztatne skrawki tiulu zamiast
firanek... Wszystko to wraz z obaw przed jaskrawymi kolorami, symetri i przestrzeni wiadczy o
lenistwie duchowym, jak rwnie o wypaczeniu naturalnego smaku. Caymi dniami Katia ley na
kanapce i czyta ksiki, przewanie powieci i opowiadania. Wychodzi z domu tylko raz na dzie,
po poudniu, eby zobaczy si ze mn.
Pracuj, a Katia siedzi w pobliu mnie na kanapie, milczy i otula si szalem, jakby cigle marza.
Czy dlatego, e lubi j, czy te dlatego, e przyzwyczaiem si do jej czstych odwiedzin wtedy,
gdy jeszcze bya dziewczynk, obecno Kati nie przeszkadza mi w skupieniu si. Z rzadka i
machinalnie zadaj jej jakie pytanie, na ktre odpowiada mi bardzo krtko, lub te, aby odpocz
chwil, odwracam si do niej i patrz, jak zamylona przeglda jakie czasopismo medyczne lub
gazet. I wanie wwczas spostrzegam, e na twarzy jej nie ma ju dawnej ufnoci: wydaje si teraz
chodna, obojtna, roztargniona; taki wyraz miewaj pasaerowie, dugo czekajcy na pocig. Ubiera
si nadal adnie i prosto, lecz niedbale; wida, e suknia i uczesanie ucierpiay niemao od leenia na
kanapkach i bujakach, na ktrych spdza cae dni. Utracia te ow dz wiedzy, ktra cechowaa j
dawniej, i nie zadaje mi pyta, jakby doznaa ju wszystkiego w yciu i nie spodziewaa si usysze
nic nowego.
Gdy dochodzi czwarta, w salonie i jadalni zaczyna si ruch. To wrcia z konserwatorium Liza i
przyprowadzia ze sob koleanki. Sycha, jak graj na fortepianie, prbuj gosy i chichoc; w
jadalni Jegor nakrywa do stou i szczka naczyniami.
egnam powiada Katia. Dzi nie zajd do pa. Prosz je przeprosi. Nie mam czasu.
Prosz do mnie zajrze.
Gdy odprowadzam j do przedpokoju, obrzuca mnie surowym spojrzeniem od stp do gw i mwi
zaspiona:
A pan wci chudnie! Czemu pan si nie leczy?
Pojad do Siergieja Fiodorowicza i zaprosz go, dobrze? Niech pana zbada.
Nie trzeba, Katiu.
Nie rozumiem, o czym myli pana rodzina! Dobrzy sobie, nie ma co mwi.
Porywczym ruchem wkada futro i podczas tego z jej niedbaego uczesania niezawodnie wypada
par szpilek. Doprowadza uczesanie do adu leni si i brak jej na to czasu, tote byle jak wtyka
rozsypane loki pod czapeczk i wychodzi.
Kiedy wchodz do jadalni, ona pyta mnie:
Czy bya u ciebie przed chwil Katia? Czemu nie zasza do nas? To nawet dziwne...
Mamo! odzywa si do niej z wyrzutem Liza. Jeeli nie chce, to Bg z ni. Nie bdziemy
przecie baga j na kolanach.
Jak uwaasz, ale to lekcewaenie. Siedzie w twoim gabinecie trzy godziny i nie zajrze do
nas i co dzie zasiada do obiadu stworzenie kompletnie obce mym zwyczajom, mej nauce, caemu
trybowi mego ycia, istota tak odmienna od ludzi, ktrych kocham. ona i suba szepcz
tajemniczo, e to ,,narzeczony", lecz ja mimo wszystko nie mog pogodzi si z jego obecnoci;
stwr w budzi we mnie takie zdumienie, jak gdyby posadzono obok mnie przy stole Zulusa. I
wydaje mi si rwnie dziwny fakt, e moja crka, ktr przywykem uwaa za dziecko, kocha ten
halsztuk, te oczy, te pulchne policzki...
Dawniej lubiem obiady w domu lub byy mi obojtne, teraz za nie wzbudzaj one we mnie nic
prcz nudy i rozdranienia. Od czasu kiedy zostaem ekscelencj i byem dziekanem fakultetu,
rodzina moja uznaa za stosowne zmieni cakowicie nasze menu obiadowe. Zamiast tych prostych
potraw, do ktrych przywykem w latach studenckich i doktorskich, teraz karmi mnie zup puree, w
ktrej pywaj jakie biae sopelki, i cynaderkami w maderze. Ranga generalska i sawa pozbawiy
mnie na zawsze kapuniaku i smacznych pierogw, gsi z jabkami i leszcza z kasz; one te zabray
mi pokojwk Agasz, gadatliw i weso staruszk, zamiast ktrej podaje teraz do stou Jegor, tpe
i nadte chopisko z bia rkawiczk na prawej rce. Przerwy pomidzy daniami s krtkie, ale
wydaj si niezmiernie dugie, poniewa nie ma czym ich wypeni! Znika dawna wesoo, szczere
rozmowy, arty, miech, zabrako wzajemnej serdecznoci i wesela, ktre opanowyway dzieci, on
i mnie, gdymy si dawniej schodzili w jadalni; dla mnie, czowieka zapracowanego, obiad by
momentem wytchnienia i spotkania z rodzin, a dla ony i dzieci witem, co prawda krtkim,
lecz jasnym i radosnym, gdy uwiadamiali sobie, e chocia przez owe p godziny nale nie do
nauki, nie do studentw, a tylko i wycznie do nich. Nie potrafi ju teraz odczuwa zawrotu gowy
po jednym kieliszku, nie ma Agaszy, nie ma leszcza z kasz, nie ma radosnego gwaru, jakim witano
owe malekie awanturki obiadowe, kiedy pobi si pod stoem pies z kotem lub kompres z policzka
Kati wpad wprost do talerza z zup.
Opisywanie obecnego obiadu jest rwnie niesmaczne, jak spoywanie go. Na twarzy ony widnieje
uroczysta, sztuczna powaga i zwyky wyraz zatroskania. Obrzuca zaniepokojonym spojrzeniem
nasze talerze i mwi: ,,Widz, e wam pieczyste nie smakuje... No, powiedzcie, nie smakuje, co?"
Winienem na to odpowiedzie: Niepotrzebnie kopoczesz si, kochanie, pieczyste jest bardzo
smaczne". Ona; ,,Ty zawsze jeste tak wyrozumiay dla mnie, Nikoaju Stiepanowiczu, i nigdy nie
powiesz prawdy. A czemu Aleksander Adolfowicz tak mao jad?" i tak wszystko w tym stylu
podczas caego obiadu. Liza chichoce sztucznie i mruy oczy. Patrz na nie obie i dopiero teraz, przy
obiedzie, uwiadamiam sobie zupenie wyranie, e wewntrzne ycie ony i crki ju dawno
wymkno si spod mej obserwacji. Mam wraenie, jakbym kiedy przed laty mieszka w swym
domu z prawdziw rodzin, a teraz jem obiad w gocinie u nieprawdziwej ony i widz
nieprawdziw Liz. W obu zasza kardynalna zmiana, a ja przegapiem dugi proces narastania tej
zmiany i nic dziwnego, e teraz ich nie rozumiem. Skd owa zmiana? Nie wiem. By moe, i cae
nieszczcie polega na tym, e onie i crce nie da Bg podobnego hartu, jak mnie. Od dziecistwa
przywykem walczy z wpywami zewntrznymi i uodporniem si wystarczajco; takie katastrofy
yciowe, jak sawa, generalska ranga, przejcie z dostatku do ycia ponad stan, znajomoci z
monymi tego wiata i temu podobne mnie ledwo tkny, wyszedem z nich cay i nienaruszony;
na sabe za i nieodporne on i Liz wszystko to runo jak lawina niena i zdawio je.
Panny i Gnekker mwi o fugach i kontrapunktach, o piewakach i pianistach, o Bachu i Brahmsie,
a ona, obawiajc si, aby jej nie posdzono o ignorancj muzyczn, umiecha si
porozumiewawczo i bekoce:
To liczne... Czyby?... No prosz..." Gnekker statecznie zajada, statecznie dowcipkuje i
pobaliwie wysuchuje zdania panien. Z rzadka objawia ch odezwania si marn francuszczyzn i
wwczas uwaa za stosowne tytuowa mnie votre excellence.
A ja siedz ponury. Widocznie krpuj ich wszystkich, a oni krpuj mnie. Nigdy poprzednio nie
stykaem si bezporednio z antagonizmem kastowym, ale teraz wanie drczy mnie co w tym
rodzaju. Staram si wynajdywa w Gnekkerze same ujemne cechy, szybko dostrzegam je i irytuje
mnie to, e na ,,narzeczeskim" miejscu siedzi czowiek z obcej mi sfery. Jego obecno wpywa na
mnie le jeszcze w innym sensie. Zwykle kiedy jestem sam albo w otoczeniu drogich mi ludzi, nigdy
nie rozmylam o swych zasugach, a jeeli nawet przypomn sobie o nich, to wydaj mi si tak
znikome, jakbym zosta uczonym nie dalej jak wczoraj; w obecnoci za takich ludzi, jak Gnekker,
moje osignicia wydaj mi si zawrotnie wysok gr, ktrej szczyt kryje si w chmurach, a u
podna drepc ledwo widoczne postacie Gnekkerw.
Po obiedzie id do gabinetu i zapalam tam sw fajeczk, jedyn na cay dzie, ktra ocalaa z
dawnego karygodnego zwyczaju dymienia od rana do nocy. Kiedy pal, wchodzi do mnie ona i
zasiada do rozmowy. Podobnie jak rano, z gry wiem, o czym bdzie mwi. Musimy pomwi
powanie, Nikoaju Stiepanowiczu zaczyna. Chodzi mi o Liz... Czemu nie zwrcisz uwagi?
Na co mianowicie?
Udajesz, e nie spostrzegasz, ale tak nie mona.
Nie mona tak niefrasobliwie... Gnekker ma w stosunku do Lizy zamiary... Co ty sdzisz o tym?
e to jest zy czowiek, tego nie mog powiedzie, bo nie znam go tak dalece, ale e mi si nie
podoba, o tym mwiem ci ju tysic razy.
Ale tak nie mona... Nie mona...
ona wstaje i chodzi zdenerwowana.
Nie mona tak traktowa powanej decyzji... mwi. Gdy chodzi o szczcie crki, trzeba
wyzwoli si z urazw osobistych. Wiem, e on ci si nie podoba... Dobrze... Jeeli teraz odmwimy
i zerwiemy z nim, to czy moesz rczy, e Liza przez cale ycie nie bdzie mie do nas alu?
Konkurentw obecnie nie ma tak wielu i moe si zdarzy, e innej partii nie znajdzie... On bardzo
kocha Liz i, jak wida, podoba si jej... Co prawda, nie ma okrelonej pozycji towarzyskiej, ale co
robi? Moe Bg da, z czasem zajmie jakie stanowisko... Pochodzi z dobrej rodziny i jest zamony.
Skd wiesz o tym?
Sam mwi. Ojciec jego ma w Charkowie duy dom, a pod Charkowem majtek. Sowem,
Nikoaju Stiepanyczu, musisz koniecznie pojecha do Charkowa.
Po co?
Zasign informacji.... Masz tam znajomych profesorw i oni ci pomog. Pojechaabym sama,
ale jestem kobiet. Nie mog...
Nie pojad do Charkowa mwi chmurnie.
ona przeraa si, a twarz jej wykrzywia wyraz dotkliwego blu.
Na Boga, Nikoaju Stiepanyczu baga mnie pochlipujc. Na Boga, zdejm ze mnie ten
ciar. Ja cierpi.
uczniowie? Ilu wychowa pan sawnych uczonych? Prosz policzy. A po to, aby mnoy tych
lekarzy, co eksploatuj ciemnot i zarabiaj setki tysicy, po to nie trzeba by utalentowanym i
dobrym czowiekiem. Pan jest tu zbyteczny.
O Boe, jaka ty brutalna! otrzsam si ze zgroz. Jaka brutalna! Zamilcz, bo odejd! Nie
potrafi odpowiada na twe brutalne ataki!
Wchodzi pokojwka i prosi nas na herbat. Przy samowarze dziki Bogu zmieniamy temat. Gdym
si ju wyali, mam ochot pofolgowa drugiej mej starczej saboci przechodz do wspomnie.
Opowiadam Kati o swej przeszoci i ku wasnemu zdumieniu podaj takie szczegy, o jakich
nigdy bym nie przypuszcza, e jeszcze tkwi gdzie w mej pamici. Ona sucha mnie rozczulona,
dumna, z zapartym tchem. Lubi szczeglnie opowiada jej o tym, jak uczyem si ongi w
seminarium i jak marzyem o dostaniu si na uniwersytet.
Bywao, spaceruj po naszym ogrodzie w seminarium... opowiadam. Wiatr przyniesie z
jakiego oddalonego szynku dwiki harmonii i piew lub przemknie obok potu trjka koni z
dzwoneczkami, i to wystarcza, aby uczucie szczcia nagle napenio nie tylko pier, lecz i odek,
rce, nogi... Sucham harmonii lub zacichajcych dzwoneczkw, a w wyobrani ju widz siebie
jako lekarza i ukazuj mi si obrazy jeden od drugiego pikniejszy... I oto, jak widzisz, marzenia
moje speniy si. Zdobyem wicej, ni miaem marzy. Trzydzieci lat byem lubianym
profesorem, miaem wspaniaych kolegw, cieszyem si zaszczytnym rozgosem. Pokochaem,
oeniem si z namitnej mioci, miaem dzieci, Sowem, jeeli spojrze wstecz, to cae moje ycie
wydaje si pikn, z talentem zbudowan kompozycj. Teraz pozostaje mi tylko nie zepsu finau.
Po to trzeba umrze po ludzku. Jeeli mier jest istotnie grona, to trzeba spotka j tak, jak
przystao nauczycielowi, uczonemu i obywatelowi chrzecijaskiego pastwa; miao i ze spokojem
ducha. Ale ja psuj fina. Ton, przybiegam do ciebie, prosz o pomoc, a ty mi na to; niech pan tonie,
tak wanie by powinno.
Wtem w przedpokoju rozlega si dzwonek. Oboje poznajemy, kto dzwoni, i mwimy;
To prawdopodobnie Michai Fiodorowicz. I rzeczywicie po maej chwili wchodzi mj kolegafilolog, Michai Fiodorowicz, wysoki, dobrze zbudowany, lat okoo pidziesiciu, o gstych siwych
wosach, czarnych brwiach i wygolonej twarzy. Jest to dobry czowiek i przemiy kolega. Pochodzi
ze starego szlacheckiego rodu, bogatego w talenty i odgrywajcego znaczn rol w dziejach naszej
literatury i owiaty. Sam rozumny, zdolny, bardzo wyksztacony, lecz nie pozbawiony dziwactw.
Wszyscy jestemy do pewnego stopnia dziwakami, lecz jego dziwactwa przekraczaj miar i mog
sta si wrcz niebezpieczne dla jego znajomych. Wrd tych ostatnich znam niemao ludzi, ktrzy
poza dziwactwami nie dostrzegaj jego licznych przymiotw.
Wszedszy do nas, zdejmuje powoli rkawiczki i odzywa si swym aksamitnym barytonem:
Dzie dobry. Popijacie herbatk? Mdry pomys, bo piekielnie zimno.
Potem zasiada przy stole, bierze szklank i od razu zaczyna gawdzi. Najcharakterystyczniejsz
cech jego sposobu mwienia jest stay ton artobliwy, jakie poczenie filozofii z
dowcipkowaniem, jak u szekspirowskich grabarzy. Zawsze mwi o sprawach powanych, ale nigdy
powanie. Sdy jego s ostre, zjadliwe, lecz dziki mikkiemu, spokojnemu, artobliwemu
sposobowi opowiadania brzmi tak, e nie rani ucha i szybko si mona do nich przyzwyczai.
Kadego wieczoru przynosi ze sob kilka anegdot z ycia uniwersyteckiego i od nich zazwyczaj
przypada w udziale Michaiowi Fiodorowiczowi, ktry moe pi wiele, nie upijajc si nigdy.
Przy pasjansie poruszamy rne zagadnienia, przewanie wyszego rzdu, przy tym najwicej
dostaje si temu, co kochamy najbardziej, to znaczy nauce.
Nauka, Bogu dziki, ju si przeya mwi Michai Fiodorowicz z namysem. Jej piosnka
ju przebrzmiaa. Taak. Ludzko zaczyna odczuwa potrzeb zastpienia jej czym innym. Wyrosa
z gleby przesdw, wykarmiy j przesdy i teraz stanowi ona podobn kwintesencj przesdw, jak
jej przestarzae babki: alchemia, metafizyka i filozofia. I rzeczywicie, c ona daa ludziom? Wszak
pomidzy uczonymi Europejczykami, a Chiczykami, nie posiadajcymi adnych nauk, rnica jest
wprost znikoma, jedynie zewntrzna. Chiczycy nie maj nauki, a c na tym stracili?
Muchy te nie maj nauki odpowiadam. I c z tego?
Niesusznie pan si unosi, Nikoaju Stiepanowiczu. Przecie mwi to tylko tu, midzy nami...
Jestem ostroniejszy, ni pan przypuszcza, i nie bd mwi tego publicznie, bro Boe! W masach
istnieje przesd, e nauka i sztuka stoj wyej ni rolnictwo, handel, rzemiosa. Nasza kasta yje z
tego przesdu i ani ja, ani pan nie bdziemy go burzy. Uchowaj Boe!
Przy pasjansie i modzie dostaje porzdne wcieranie.
Skarlaa nasza modzie wzdycha Michai Fiodorowicz. Nie mwi ju o ideaach i tak
dalej, ale gdyby cho pracowa i myle umiaa naleycie. Tak... Ot wanie: Ze smutkiem patrz
dzi na nasze pokolenie..."
To suszne, skarlaa zgadza si Katia. Prosz mi powiedzie, czy w przecigu ostatnich
piciu dziesiciu lat mia pan chocia jednego wybitnego, utalentowanego ucznia?
Nie wiem, jak inni profesorowie, ale ja jako nie przypominam sobie.
Widziaam w swym yciu wielu studentw i waszych modych uczonych, wielu aktorw... I c?
Ani razu nie zdarzyo mi si spotka nie tylko bohatera lub talent, ale po prostu ciekawego
czowieka. Wszystko to miernoty, szare, nadte, z pretensjami...
Te rozmowy o skarleniu modziey sprawiaj na mnie za kadym razem wraenie, jakbym niechccy
podsuchiwa przykre plotki o wasnej crce. Czuj si dotknity tym, e oskara si w czambu ca
modzie, e zarzuty buduje si na oklepanych komunaach, na takich straszakach, jak karowacenie,
brak ideaw i odwoywanie si do przepiknej przeszoci. Kade oskarenie, nawet gdy wygasza
si je w towarzystwie damskim, winno by sformuowane moliwie dokadnie, w przeciwnym
bowiem razie nie jest oskareniem, lecz po prostu zoliwym obgadywaniem, niegodnym
przyzwoitych ludzi.
Jestem stary, pracuj ju trzydzieci lat, ale nie dostrzegam ani karowacenia, ani braku ideaw i nie
widz, eby teraz byo gorzej ni w przeszoci. Mj wony Nikoaj, ktrego dowiadczenie w tym
wzgldzie ma sw niewtpliw warto, powiada, e obecni studenci nie s ani lepsi, ani gorsi od
dawnych.
Gdyby zapytano, co mi si nie podoba w moich teraniejszych uczniach, odpowiedziabym na to po
duszym namyle, krtko, lecz wyczerpujco. Znam ich wady, tote nie potrzebuj si ucieka do
mglistych komunaw. Nie podoba mi si, e pal tyto, uywaj napoi wyskokowych i zbyt pno
eni si; e s beztroscy, a czsto tak dalece obojtni, i znosz w swym rodowisku godujcych
kolegw i nie spacaj dugw w kasie samopomocy studenckiej. Nie znaj obcych jzykw i
bdnie wyraaj si po rosyjsku; nie dalej jak wczoraj mj kolega-higienista uskara si przede
mn, e musi w dwjnasb rozszerza swj wykad, gdy suchacze le znaj fizyk, a zupenie obca
jest dla nich meteorologia. Chtnie poddaj si wpywom najnowszych autorw, bynajmniej
nienajlepszych, a z kompletn obojtnoci traktuj klasykw tej miary, co Szekspir, Marek
Aureliusz, Epiktet lub Pascal. W owym braku umiejtnoci odrniania wielkiego od maego
najdobitniej wyraa si ich niepraktyczno yciowa. Wszystkie trudniejsze zagadnienia, majce
mniej lub bardziej spoeczny charakter (na przykad sprawy przesiedlania), rozstrzygaj za pomoc
zbirek, a nie metod bada naukowych i dowiadcze, chocia ta ostatnia droga stoi przed nimi
otworem i najbardziej odpowiada ich powoaniu. Chtnie zajmuj stanowiska ordynatorw,
asystentw, laborantw, eksternw i gotowi tkwi tam do czterdziestu lat, chocia samodzielno,
poczucie swobody dziaania i inicjatywa osobista niemniej potrzebna jest w nauce, ni na przykad w
sztuce lub handlu. Mam uczni i suchaczy, lecz nie mam pomocnikw i nastpcw, tote kocham ich
i rozczulam si, lecz nie mog by z nich dumny. Itd, itd...
Podobne wady i braki, chobym nie wiem ile ich wyliczy, mog zrodzi pesymizm i napastliwo
jedynie w czowieku maodusznym i biernym. Wszystko to ma przygodny i przemijajcy charakter i
cakowicie uzalenione jest od okolicznoci yciowych; wystarczy jakie dziesi lat, aby zniky lub
ustpiy miejsca innym, nowym wadom, ktrych przecie nie podobna unikn i ktre z kolei znw
bd przeraa ludzi maodusznych. Studenckie grzechy martwi mnie czsto, lecz owo zmartwienie
jest niczym w porwnaniu z radoci, jak odczuwam ju od trzydziestu lat, gdy gawdz z
uczniami, wykadam im lub przygldam si ich stosunkom i porwnuj z ludmi spoza ich krgu.
Michai Fiodorowicz szydzi, Katia sucha i oboje nie spostrzegaj, w jak gbok przepa wciga
ich ta zdawaoby si niewinna rozrywka, jak jest potpianie blinich. Nie odczuwaj, jak
zwyka rozmowa przechodzi stopniowo w naigrywanie si i zncanie i jak oboje zaczynaj ima si
nawet oszczerczych chwytw.
Przezabawne mona spotka figury opowiada Michai Fiodorowicz. Przychodz wczoraj
do naszego Jegora Pietrowicza i zastaj tam academicusa jak mi si zdaje, jednego z paskich
medykw z trzeciego roku. Twarz taka... hm... w stylu Dobrolubowa, na czole ,,znami gbokiej
myli". Rozgadalimy si. ,,Tak to, powiadam, modziecze. Czytaem, powiadam, e pewien
Niemiec zapomniaem nazwiska wydoby z ludzkiego mzgu nowy alkaloid idiotin". I co
pan myli? Uwierzy i nawet twarz sw przystroi w wyraz gbokiego uszanowania: patrzcie,
prosz, jacymy to! Albo niedawno przychodz do teatru. Siadam. A tu przede mn, w ssiednim
rzdzie, widz dwch studentw: jeden ,,od naszych", i widocznie prawnik, drugi ze skotunionym
bem medyk. Medyk pijany jak bela. Na scen ani zerknie. Drzemie i bem kiwa. Ale gdy
tylko ktry aktor pocznie goniej deklamowa albo po prostu gos podniesie, mj medyk drga,
szturcha ssiada w bok i pyta: ,,Co on mwi? Szla-a-chet-nie, co?" ,,Szlachetnie" odpowiada
ten ,,od naszych". ,,Brrawo! ryczy medyk. Szla-a-chetnie. Brawo!" Bo on, widzicie pastwo,
pijana bela, przyszed do teatru nie dla sztuki, tylko w poszukiwaniu szlachetnych idei.
Szlachetnoci mu si zachciewa!
Katia sucha i mieje si. miech jej jest jaki dziwny: wdech i wydech rytmicznie i regularnie
nastpuj po sobie, przypominajc dwiki harmonii, a w twarzy miej si tylko nozdrza. Mnie za
ogarnia przygnbienie i nie wiem, co mam mwi. Wreszcie trac panowanie nad sob, wybucham,
zrywam si i krzycz:
Zamilczcie, do tego! Siedzicie tu jak dwie ropuchy i zatruwacie powietrze swym oddechem.
Do!
I nie czekajc, a skocz to oczernianie, zabieram si do wyjcia. Zreszt ju czas: mina dziesita.
A ja jeszcze troch posiedzmwi Michai Fiodorowicz. Pani pozwoli, Jekatierino
Wadimirowno?
Pozwol odpowiada Katia.
Bene. Wobec tego niech pani kae przynie jeszcze butelk.
Oboje odprowadzaj mnie ze wiecami do przedpokoju i podczas gdy wkadam futro, Michai
Piodorowicz mwi:
Pan ostatnio bardzo schud i postarza, Nikoaju Stiepanowiczu. Co panu? Choruje pan?
Tak, troch niedomagam.
I nie leczy si... ponuro wtrca Katia.
Czemu pan si nie leczy? Jake to mona? Strzeonego, kochasiu, Bg strzee. Prosz pozdrowi
swoje panie i przeprosi, e nie byem. W tych dniach, przed wyjazdem za granic, przyjd
poegna si. Obowizkowo! W przyszym tygodniu wyjedam.
Wychodz od Kati rozdraniony, wystraszony rozmow o mojej chorobie, z uczuciem wewntrznego
niezadowolenia. Pytam sam siebie: a moe doprawdy poleczy si u ktrego z kolegw? I od razu
wyobraam sobie, jak kolega wysucha mnie, odejdzie milczc do okna, pomyli, potem odwrci si
do mnie i starajc si, abym nie wyczyta na jego twarzy prawdy, powie obojtnym tonem: Na razie
nie widz nic szczeglnego, ale bd co bd, kolego, radzibym panu przerwa wykady..."
I to odbierze mi ostatni nadziej.
Kt bowiem nie ma nadziei? Teraz, kiedy sam stawiam sobie diagnoz i sam siebie lecz,
odczuwam chwilami nadziej, e zwodzi mnie mj brak wiedzy, e myl si i co do biaka i cukru,
ktre wykrywam u siebie, i co do stanu serca, i co do obrzkw, ktre ju parokrotnie widywaem
rankiem; gdy z pilnoci hipochondryka przerzucam podrczniki terapii i zmieniam co dzie
lekarstwa, wci zdaje mi si, e moe natrafi na co pocieszajcego. Jakie to wszystko ndzne!
Czy niebo kryj chmury, czy lni na nim gwiazdy i wieci ksiyc, za kadym razem wracajc
patrz we i rozmylam o tym, i wkrtce zabierze mnie mier. Zdawaoby si, e myli moje
powinny by wtedy gbokie jak niebo, wyraziste, oszoamiajce... Niestety, nie! Rozmylam o
sobie, o onie, Lizie, o Gnekkerze, o studentach, w ogle o ludziach; myl brzydko, pytko, sam
przed sob si wykrcam i wwczas mj wiatopogld mona wyrazi sowami, ktre synny
Arakczejew wypowiedzia w jednym ze swych prywatnych listw: ,,Wszystko dobre na wiecie nie
moe istnie bez zego i zawsze wicej jest zego ni dobrego". To znaczy wszystko jest obrzydliwe,
nie ma po co y, a te szedziesit dwa lata, ktre ju przeyem, trzeba uwaa za stracone. api
si na tych mylach i usiuj przekona siebie, e s one przypadkowe, chwilowe i nie tkwi we
mnie gboko, lecz od razu zapytuj:
,,Jeeli tak, to czemu co wieczr cignie ciebie do tych dwch ropuch?"
I zaklinam si, e nigdy ju wicej nie odwiedz Kati, chocia wiem, e jutro znw tam pjd...
Dzwonic przy swoich drzwiach i potem idc po schodach, czuj, e nie mam ju rodziny i nie
pragn jej przywrci. Rzecz jasna, e nowe, arakczejewowskie myli nie tkwi we mnie przygodnie
i chwilowo, a panuj nad ca moj istot. Z obolaym sumieniem, pospny, rozleniwiony,
przyjeda do mnie rwnie w wita wycznie po to, aby mnie odwiedzi i podzieli si swymi
mylami. Siedzi zazwyczaj przy biurku skromniutki, czyciutki, rozsdny, nie omielajc si zaoy
nogi na nog lub oprze si o biurko; przez cay czas swej wizyty cichym, rwnym gosikiem,
stylem gadkim, ksikowym opowiada mi przerne, jego zdaniem bardzo ciekawe i sensacyjne
nowiny, wyczytane w czasopismach i ksikach. Wszystkie te nowiny podobne s do siebie i
wszystkie sprowadzaj si do takiego szablonu: pewien Francuz dokona jakiego wynalazku, inny
Niemiec zarzuci mu kamstwo, dowodzc, e w wynalazek zosta ju zrobiony w 1870 roku
przez jakiego Amerykanina, trzeci za te Niemiec okaza si sprytniejszy od obu i dowid
im, e obaj zblamowali si, biorc pcherzyki powietrza pod mikroskopem za ciemny pigment. Piotr
Ignatiewicz, nawet gdy chce mnie rozmieszy, opowiada dugo, ze szczegami, jakby broni
dysertacji, z dokadnym wyliczeniem rde, na ktrych si opiera usiujc nie pomyli si w
cyfrach, W numerach czasopism, w imionach, przy tym opowiadajc mwi nie po prostu Petit,
a koniecznie Jean-Jacques Petit. Bywa, e zostaje u nas na obiedzie i wtedy przez cay czas
opowiada wci podobne sensacyjne historyjki, wprowadzajce w pospny nastrj wszystkich
wspbiesiadnikw. Jeeli Gnekker i Liza zaczynaj mwi przy nim o fugach i kontrapunktach, o
Brahmsie i Bachu, to on, stropiony, dyskretnie spuszcza wzrok; wstydzi si, e w obecnoci tak
powanych ludzi, jak ja i on, mwi o takich bahostkach.
Przy obecnym moim nastroju wystarcza pi minut, aby dokuczy mi tak, jakbym widzia i sucha
go przez ca wieczno. Zaczynam nienawidzi nieboraka. Jego cichy, rwny gos i ksikowy
jzyk mcz mnie fizycznie, a od jego opowieci tpiej... On ywi do mnie najserdeczniejsze
uczucia i mwi ze mn jedynie po to, aby mi sprawi przyjemno, a ja odpacam uporczywym
wpatrywaniem si we, jakbym chcia go zahypnotyzowa i myl: ,,Id ju, id ju, id..." Lecz on
nie ulega mojej hypnozie i siedzi, siedzi, siedzi...
Podczas gdy Piotr Ignatiewicz siedzi u mnie, nie mog w aden sposb pozby si myli: Bardzo
moliwe, e kiedy umr, to wanie jego wyznacz na moje miejsce", i biedne audytorium wydaje mi
si oaz, w ktrej zanik strumie wody... Jestem wobec mego asystenta nieuprzejmy, milczcy i
ponury, jak gdyby za podobne myli odpowiada on, a nie ja sam. Kiedy, swym zwyczajem, zaczyna
wychwala niemieckich uczonych, nie artuj ju dobrodusznie jak dawniej, tylko mrucz ponuro:
Pascy Niemcy to osy...
Przypomina mi to, jak nieboszczyk profesor Nikita Kryow kpa si pewnego razu z Pirogowem w
Rewlu i zagniewawszy si na zimn wod, zawoa: ,,Podli Niemcy!" Zachowuj si wobec Piotra
Ignatiewicza nieadnie i dopiero kiedy wychodzi i widz przez okno, jak za potkiem miga jego
szary kapelusz, chce mi si zawoa go i powiedzie: Prosz wybaczy mi, mj drogi!"
Obiad nasz mija jeszcze nudniej ni zim. Nieodzowny Gnekker, ktrego obecnie nienawidz i
ktrym gardz, jada u nas prawie co dzie. Dawniej znosiem jego obecno milczc, a teraz
pozwalam sobie na zoliwoci, ktre wywouj rumiece na twarzach ony i Lizy. Opanowany
przez ze uczucia, czsto mwi po prostu gupstwa i sam nie wiem, po co to mwi. Tak na
przykad pewnego razu dugo wpatrywaem si z pogard w Gnekkera i ni z tego, ni z owego
palnem:
.Moe si orom zdarzy lot zniy midzy kury, Ale przenigdy kurze nie sign skrzydem
chmury..."
nieobecnoci. Kati cieszy powoenie, cieszy pikna pogoda i to, e ja siedz przy niej. Jest w
dobrym nastroju i nie mwi nic brutalnego i przykrego.
Pan jest bardzo dobrym czowiekiem, Nikoaju Stiepanyczu mwi. Pan stanowi rzadko
spotykany okaz i nie ma takiego aktora, ktry potrafiby pana zagra. Mnie albo na przykad
Michaia Fiodorycza moe zagra nawet marny aktor, a pana nikt. Zazdroszcz panu, strasznie
zazdroszcz! No, bo czyme ja jestem? Czym?
Zastanawia si chwilk i pyta:
Nikoaju Stiepanyczu, przecie ja jestem zjawiskiem ujemnym? Nieprawda?
Tak odpowiadam.
Hm... Wic co mam pocz?
C odpowiedzie jej? atwo doradzi pracuj" albo ,,rozdaj swj majtek biednym", albo ,,poznaj
samego siebie" i wanie dlatego, e to si atwo mwi, nie wiem, co mam odpowiedzie.
Moi koledzy-internici, kiedy ucz, jak leczy, doradzaj ,,indywidualizowa kady poszczeglny
przypadek". Naley posucha tej rady, aby przekona si, e rodki zalecane w podrcznikach jako
najlepsze i doskonale nadajce si w okolicznociach szablonowych, mog okaza si zupenie
nieprzydatne w poszczeglnych wypadkach. To samo dotyczy i cierpie moralnych.
Ale powiedzie co trzeba, wic mwi:
Masz, moja droga, zbyt duo wolnego czasu. Musisz koniecznie czym si zaj. Doprawdy,
czemu nie wrcisz znowu na scen, skoro masz powoanie?
Nie mog.
Ton i sposb bycia masz taki, jakby bya ofiar. Nie podoba mi si to, kochanie. Sama jeste
winna. Przypomnij sobie, zacza od tego, e rozgniewaa si na ludzi, na stosunki, ale nic nie
zrobia, eby i jedno, i drugie poprawi. Nie walczya ze zem, a zniechcia si; teraz jeste ofiar
nie walki, a wasnej bezsiy. No, oczywicie, wwczas bya moda, niedowiadczona, ale teraz
moe si uoy inaczej. Doprawdy, wstp na scen. Bdziesz pracowa, suy witej sztuce...
Po c udawa, Nikoaju Stiepanyczu przerywa mi Katia. Prosz, umwmy si raz na
zawsze: moemy gawdzi o aktorach, aktorkach, literatach, ale pozostawmy w spokoju sztuk. Pan
jest wspaniaym, wyjtkowym czowiekiem, ale sztuki nie zna pan na tyle, eby z caym
przekonaniem mc j uzna za wito. W sprawach dotyczcych sztuki nie ma pan ani wyczucia,
ani suchu. Przez cae ycie by pan zapracowany i zabrako panu czasu na wyrobienie w sobie tego
wyczucia. A w ogle... nie lubi tych rozmw o sztuce! dorzuca nerwowo. Nie lubi! Do ju
zbanalizowano j i zbrukano, piknie dzikuj!
Kto zbruka?
Aktorzy zbrukali j pijastwem, gazety zbyt poufaym traktowaniem, rozumni ludzie
filozofowaniem.
Filozofia nie ma z tym nic wsplnego.
Owszem, ma. Jeeli kto filozofuje, to znaczy, e nie rozumie.
eby rozmowa nie przybraa tonu szorstkiej sprzeczki, popiesznie zmieniam temat, a potem dugo
milcz. Dopiero kiedy wyjedamy z lasu i kierujemy si do willi Kati, wracam do poprzedniego
tematu i pytam:
A jednak nie odpowiedziaa mi, czemu nie chcesz wrci na scen?
Nikoaju Stiepanyczu, przecie to doprawdy okruciestwo! woa Katia i nagle twarz jej
zalewa rumieniec. Pan chce mnie zmusi, ebym gono powiedziaa prawd? Prosz, jeeli to...
jeeli to si panu podoba. Nie mam talentu! Tak! Nie mam talentu... a... wiele ambicji. Oto prosz.
Po tym wyznaniu odwraca si ode mnie i aby ukry drenie rk szarpie mocno lejce.
Podjedajc do willi widzimy ju z daleka Michaia Fiodorowicza, ktry spaceruje przy bramie i
oczekuje nas niecierpliwie.
Znw ten Michai Fiodorowicz! mwi Katia zirytowana. Prosz go zabra ode mnie!
Dokuczy mi, sta si nudny... A bodaj go!
Michai Fiodorowicz dawno ju powinien by wyjecha za granic, ale z tygodnia na tydzie
odkada swj wyjazd. W ostatnich czasach zaszy w nim jakie zmiany: dziwnie oklap, wino szybko
uderza mu do gowy, co si dawniej nigdy nie zdarzao, a w jego czarnych brwiach ukazaa si
siwizna. Kiedy nasza bryczuszka staje przy bramie, nie ukrywa swej radoci i zniecierpliwienia.
Krzta si pomagajc wysi Kati i mnie, popiesznie rozpytuje, mieje si, zaciera rce i w wyraz
czuoci, pokory i bezgrzesznej tkliwoci, ktry dawniej widywaem jedynie w spojrzeniu, obecnie
opromienia ca jego twarz. Cieszy si i rwnoczenie wstydzi swej radoci, wstydzi si
przyzwyczajenia do tych codziennych wizyt u Kati i uwaa za konieczne motywowanie swego
przyjazdu jakim wyranie absurdalnym powodem, jak: ,,Przejedaem tu w pobliu w pewnych
sprawach, no i myl sobie wstpi na chwil..."
Idziemy we troje do pokoju, zasiadamy do herbaty, potem na stole zjawiaj si dobrze znane mi
dwie talie kart, duy kawa sera, owoce i butelka krymskiego szampana... Tematy naszych rozmw
s nienowe, osuchane, te same, co byy zim. Obrywa i uniwersytet, i studenci, i literatura, i teatr;
atmosfera od tych oszczerstw staje si gsta, duszna i zatruwaj j swymi oddechami ju nie dwie
ropuchy jak byo zim ale trzy. Prcz aksamitnego barytonu i miechu przypominajcego
dwiki harmonii, pokojowa, ktra usuguje nam, syszy jeszcze niemiy, zgrzytliwy chichot, jakim
w wodewilach miej si generaowie: che-che-che...
V
Bywaj noce straszne, z grzmotami, byskawicami, deszczem i wichrem, ktre lud zwie
wisielczymi. Tak wanie wisielcz noc miaem i ja raz w yciu...
Budz si jako po pnocy i nagle zrywam si z ka.
Nie wiem, dlaczego wydaje mi si, e zaraz umr.
Czemu mi si tak zdaje? W caym organizmie nie odczuwam adnego objawu, ktry by wskazywa
nadchodzcy zgon, lecz dusz m dawi taki lk, jakbym ujrza niespodziewanie ogromn,
zowieszcz un.
Szybko zapalam wiato, pij wod wprost z karafki i podchodz do otwartego okna. Pogoda na
dworze wspaniaa. Pachnie siano i jeszcze co bardzo przyjemnego. Widz zbaty potek, senne,
ndzne drzewka przy oknie, drog i ciemn smug lasu; na niebie spokojny, promienny ksiyc i ani
jednej chmurki. Cisza, aden listek nie drgnie. Wydaje mi si, e wszystko patrzy na mnie i
przysuchuje si temu, jak bd umiera...
Straszno. Zamykam okno i biegn do ka. Szukam pulsu i nie znajduj go w rku; szukam w
skroniach, w szyi i znw w rku, a wszystko to jest zimne i olizge od potu. Oddech staje si coraz
szybszy, ciao dry, wszystkie wntrznoci wibruj i mam wraenie, jakby twarz i ysin oblepia
pajczyna.
Co robi? Woa rodzin? Nie, nie trzeba. Po co? Co zrobi ona i Liza, gdy wejd tu do mnie?
Chowam gow pod poduszk, zamykam oczy i czekam, czekam... Czuj chd w plecach, ktre
jakby wklsy gdzie do wewntrz, i wydaje mi si, e mier podpeznie do mnie na pewno z tyu,
cichaczem...
Kiwi-kiwi! rozlega si nagle pisk w nocnej ciszy, a ja nie wiem, gdzie to: w mojej piersi czy
na dworze?
Kiwi-kiwi!...
Boe, jak straszno! Wypibym jeszcze wody, ale boj si otworzy oczy i podnie gow. Lk mj
jest podwiadomy, zwierzcy i nie mog w aden sposb zrozumie, czego si boj: czy mierci, bo
pragn jeszcze y, czy tego, e moe czeka mnie nowy, nieznany bl?
Na grze, nad sufitem, kto ni to jczy, ni to mieje si... Nasuchuj. W chwil pniej na schodach
rozlegaj si kroki. Kto popiesznie schodzi na d i znw wchodzi na gr. Upywa minuta i znw
rozlegaj si na dole kroki; kto zatrzymuje si przy moich drzwiach i nasuchuje.
Kto tam? woam.
Drzwi uchylaj si, otwieram miao oczy i widz on. Twarz ma blad, oczy zapakane.
Nie pisz, Nikoaju Stiepanyczu?
Co ci jest?
Na mio Bosk, pjd do Lizy i spjrz na ni. Co si z ni dzieje...
Dobrze... Chtnie... bekoc, czujc ulg, e ju nie jestem sam. Dobrze... W tej chwili...
Wstaj i id za on, sucham, co mwi do mnie, i ze zdenerwowania nic nie rozumiem. Na
stopniach schodw pegaj jasne plamy wiata od wiecy, ktr niesie ona, dr nasze wyduone
cienie, nogi mi si plcz w poach szlafroka, nie mog zapa tchu i wydaje mi si, e kto za mn
pdzi i chce mnie chwyci za plecy. ,,Zaraz skonam tu, na tych schodach myl zaraz..." Ale
mijamy schody, ciemny korytarz z weneckim oknem i wchodzimy do pokoju Lizy, ktra siedzi na
ku w samej koszuli, bose nogi spucia na podog i jczy.
Ach, Boe mj... ach, Boe! szepce mruc oczy przed wiatem wiecy. Nie mog, nie
mog...
Lizo, dziecinko moja przemawiam do niej. Co ci?
Ujrzawszy mnie Liza wydaje okrzyk i rzuca mi si na szyj.
Tatuku mj dobry... szlocha tatuku drogi... Kruszynko moja, kochanie... Nie wiem, co mi
jest... Tak ciko!
Obejmuje mnie, cauje i szepce pieszczotliwe sowa, ktre syszaem od niej, kiedy bya jeszcze
maa.
Uspokj si, dziecko, Bg z tob mwi. Nie trzeba paka... Mnie te ciko.
Usiuj przykry j, ona poi j wod i oboje bezradnie drepcemy przy ku; dotykam ramieniem
ramienia ony i przypominam sobie nagle, jak ongi kpalimy razem nasze dzieci.
Ale pom jej, pomo! baga ona. Zrb co!
C mog zrobi? Nic nie mog. Dusz mojej dziewczynki toczy jaki ciar, ale ja nic nie
rozumiem, nie wiem i mog jedynie mamrota:
To nic, to nic... To przejdzie... Zanij, pij...
Jak na zo na naszym dziedzicu rozlega si nagle wycie psa, pocztkowo ciche i niepewne, potem
coraz goniejsze, na dwa gosy. Nigdy nie przypisywaem znaczenia takim objawom, jak wycie psa
albo hukanie sowy, ale teraz serce skurczyo mi si bolenie, szybko wic usiuj wytumaczy sobie
rozumowo owo wycie.
To drobiazg, gupstwo... myl. Oddziaywanie jednego organizmu na drugi. Moje ogromne
napicie nerwowe udzielio si onie, Lizie, psu oto wszystko... Tego rodzaju telepati tumacz
si przeczucia, przewidywania..."
Gdy nieco pniej powracam do swego pokoju, eby napisa recept dla Lizy, nie myl ju o swej
rychej mierci, tylko po prostu czuj toczcy m dusz ciar i nud tak ogromn, a ogarnia al,
e nie umarem nagle. Dugo stoj na rodku pokoju i rozmylam, co by zapisa Lizie, ale jki znad
sufitu ucichaj i postanawiam nic nie zapisywa, a mimo to nadal stoj...
Panuje martwa cisza, taka cisza, a jak wyrazi si pewien literat w uszach dzwoni. Czas
pynie wolno, smugi wiata ksiycowego na parapecie okiennym nie przesuwaj si wcale, jakby
zastygy...
wit jeszcze daleko.
Wtem skrzypi furtka w ogrdku, kto skrada si i gazk zerwan z jednego z drzewek cichutko
puka do okna.
Nikoaju Stiepanyczu! sysz szept. Mikoaju Stiepanyczu!
Otwieram okno i wydaje mi si, e ni: pod oknem, tulc si do ciany, stoi kobieta w czarnej
sukni, owietlona blaskiem ksiyca, i wpatruje si we mnie wielkimi oczami. Twarz ma blad,
surow i fantastyczn, w ksiycowej powiacie wyglda jak marmurowa; podbrdek jej dry.
To ja... szepce. Katia.
W wietle ksiyca oczy kobiet wydaj si ogromne i czarne, postacie ludzkie wysze i blade,
dlatego te widocznie nie poznaem jej w pierwszej chwili.
Co si stao?
Prosz mi wybaczy mwi Katia. Nie wiem, dlaczego poczuam nagle dawicy, okropny
lk... Nie wytrzymaam i przyjechaam tu... W pana oknie wiato... odwayam si zapuka...
Przepraszam... Ach, gdyby pan wiedzia, jak mi byo ciko! Co pan teraz robi?
Nic... Nie mog zasn.
Miaam jakie przeczucie. Zreszt... nie warto mwi...
Brwi jej unosz si, w oczach byszcz zy, a twarz opromienia, jak wiato, znajomy, dawno nie
widziany wyraz ufnoci.
Nikoaju Stiepanyczu! odzywa si bagalnym tonem wycigajc ku mnie obie rce. Drogi
mj, prosz pana... bagam... Jeeli pan nie gardzi moj przyjani, moim przywizaniem do pana,
prosz wysucha mej proby!
Co takiego?
Prosz wzi ode mnie moje pienidze!
Te masz pomysy! Po co mi twoje pienidze?
Pan pojedzie gdzie na kuracj. Pan musi si leczy... Dobrze? Prawda? Kochany, dobrze?
Zachannie wpatruje si w moj twarz i powtarza:
Dobrze? Wemie pan? Prawda?
dugo myla, dokdkolwiek by wdroway moje myli, widz wyranie, e w mych pragnieniach
brak czego najistotniejszego, czego bardzo, bardzo wanego. W moim umiowaniu nauki, w
pragnieniu dalszego ycia, w tym tkwieniu na cudzym ku i deniu do poznania samego siebie,
we wszystkich mylach, uczuciach i pojciach, ktre stwarzam sobie o wszystkim, brak czego
uoglniajcego, co by wizao to wszystko w pewn cao. Kade uczucie i kada myl istniej we
mnie z osobna i we wszelkich mych sdach o nauce, teatrze, literaturze, o uczniach, we wszystkich
tych obrazkach, ktre rysuje mi wyobrania, nawet najwytrawniejszy analityk nie znajdzie tego, co
zwie si ogln ide, czyli boyszczem ywego czowieka.
A skoro tego nie ma to znaczy, nie ma nic.
Przy takim ubstwie do byo powaniejszego niedomagania, obawy przed mierci, oddziaywania
okolicznoci i ludzi, by wszystko, co dawniej uwaaem za swj wiatopogld, w czym widziaem
sens i rado mego istnienia, przewrcio si do gry nogami i rozleciao na strzpy. Tote nic
dziwnego, e ostatnie miesice ycia zamiy mi myli i uczucia godne barbarzycy i niewolnika, e
zobojtniaem teraz i nie widz witu. Gdy w czowieku brak tego, co wysze i silniejsze od
wszelkich wpyww zewntrznych, to doprawdy wystarczy porzdny katar, aby utraci
rwnowag wewntrzn i zacz widzie w kadym ptaku sow, a w kadym dwiku sysze wycie
psw. I cay pesymizm lub optymizm wraz z wielkimi i maymi mylami maj wwczas jedynie
znaczenie symptomu i basta.
Jestem pokonany. Jeeli tak, to nie warto myle, nie warto rozprawia. Bd siedzie i milczc
czeka na to, co przyjdzie.
Rankiem posugacz przynosi mi herbat i numer miejscowej gazety. Machinalnie odczytuj
ogoszenia na pierwszej stronie, artyku wstpny, przegld gazet i czasopism, kronik... Midzy
innymi w kronice znajduj nastpujc notatk: Wczoraj pocigiem pospiesznym przyby do
Charkowa nasz znany uczony, zasuony profesor Nikoaj Stiepanowicz taki to, i zatrzyma si w
takim to hotelu".
Jak wida, gone nazwiska stworzone s po to, aby y wasnym yciem, niezalenie od tego, kto je
nosi. Obecnie nazwisko moje wdruje beztrosko po Charkowie, a za jakie trzy miesice to samo
nazwisko, wypisane zotymi literami na nagrobku, bdzie byszczao jak samo soce i to wtedy,
kiedy na mnie ju mech poronie...
Lekkie pukanie do drzwi. Komu jestem potrzebny.
Kto tam? Prosz wej!
Drzwi otwieraj si, a ja zdumiony cofam si zacigajc popiesznie poy szlafroka. Przede mn stoi
Katia.
Dzie dobry mwi zadyszana od szybkiego wchodzenia po schodach. Nie spodziewa si
pan? Ja te... te tu przyjechaam.
Siada i mwi dalej zacinajc si i nie patrzc na mnie.
Czemu pan si nie wita? Przyjechaam tu te... dzisiaj... Dowiedziaam si, e pan mieszka w tym
hotelu i przyszam do pana.
Bardzo si ciesz, e ciebie widz mwi wzruszajc ramionami ale jestem zaskoczony...
Jakby z nieba spada. Po co tu przyjechaa?
Tak... Po prostu przyjechaam. Milczenie. Nagle Katia wstaje gwatownie i podchodzi do
mnie.
Nikoaju Stiepanyczu! odzywa si blednc i przyciskajc do piersi rce. Nikoaju
Stiepanyczu! Nie mog tak duej y! Nie mog! Na Boga jedynego, prosz powiedzie zaraz,
natychmiast: co mam zrobi? Niech pan mi powie, co mam zrobi?
C ja ci mog powiedzie? pytam stropiony. Nic nie mog.
Niech pan mwi, bagam! nalega dawic si i drc caa. Przysigam, e nie mog duej
tak y! Brak mi si!
Pada na krzeso i zaczyna szlocha. Odrzucia w ty gow, amie rce i tupie nogami; kapelusik jej
spad z gowy i wisi na gumce, wosy potargay si.
Prosz mi pomc, ratowa! baga. Nie mog, nie wytrzymam duej!
Wyjmuje ze swej podrnej torebki chusteczk, a wraz z ni wyciga kilka listw, ktre z kolan
spadaj na podog. Podnosz je i na jednym poznaj charakter pisma Michaia Fiodorowicza;
niechccy odczytuj urywek jakiego sowa: namitn..."
Nic ci nie mog poradzi, Katiu mwi.
Prosz mi pomc! szlocha chwytajc moj rk i caujc j. Przecie pan jest moim ojcem,
moim jedynym przyjacielem! Przecie pan jest mdry, wyksztacony, pan dugo y, pan by
pedagogiem! Prosz mi poradzi, co mam zrobi?
Mwi szczerze, Katiu, nie wiem... Stropiem si, zmieszaem, wzruszyem jej paczem i ledwo
trzymam si na nogach.
Siadajmy do niadania, Katiu. mwi umiechajc si sztucznie. Do ez! I zaraz dodaj
zaamujcym si gosem:
Wkrtce nie stanie mnie, Katiu...
Chocia jedno sowo, jedno jedyne sowo! pacze Katia wycigajc do mnie rce. Co mam
zrobi?
Cudak jeste, doprawdy... mamroc. Nie rozumiem! Taka mdrala i nagle masz ci los!
pacze...
Zapada milczenie. Katia poprawia wosy, wkada kapelusz, gniecie listy i wtyka je do torebki, a
wszystko to milczc, bez popiechu. Twarz, piersi i rkawiczki ma mokre od ez, ale wyraz twarzy
ju oschy, surowy... Patrz na ni i wstyd mi, e jestem szczliwszy od niej: brak tego, co koledzyfilozofowie zw ide ogln, spostrzegem w sobie dopiero przed mierci, u kresu mych dni, a
wszak dusza tej biedaczki nie znaa i nie zazna ukojenia przez cae ycie, cae ycie.
Katiu, siadajmy do niadania mwi.
Nie, dzikuj odpowiada chodno. Jeszcze chwila mija w milczeniu.
Nie podoba mi si Charkw bkam. Dziwnie szaro tu. Jakie szare miasto.
Tak, moe... Nieadne... Wpadam tu na krtko... Przejazdem... Dzi wyjedam.
Dokd?
Na Krym... To jest... na Kaukaz.
Tak. Na dugo?
Nie wiem.
Katia wstaje i z chodnym umiechem, nie patrzc na mnie, podaje mi rk.
Chc zapyta: ,,A wic nie bdziesz na moim pogrzebie?", ale ona nie patrzy na mnie, rk ma
zimn, jakby obc. Milczc odprowadzam j do drzwi... Oto ju wysza ode mnie, idzie dugim
korytarzem. Nie oglda si. Wie, e patrz za ni i prawdopodobnie na zakrcie obejrzy si.
Nie. Nie obejrzaa si. Czarna sukienka migna po raz ostatni, kroki zacichy... egnaj, mj skarbie!
ZODZIEJE
Felczer Jergunow, czowiek niepowany, znany w powiecie jako wielki samochwaa i opj, pewnego
wieczora w okresie wit Boego Narodzenia wraca konno z miasteczka Riepina, do ktrego jedzi
po zakupy dla szpitala. eby si nie spni i jak najwczeniej wrci do domu, doktor da mu
swojego najlepszego konia.
Pogoda bya z pocztku nienajgorsza, ale okoo smej zerwaa si wcieka zamie i kiedy do domu
zostao mu zaledwie jakie siedem wiorst, felczer zmyli zupenie drog...
Pokierowa koniem nie umia, drogi nie zna, jecha wic na los szczcia, gdzie oczy ponios, w
nadziei, e ko sam trafi w kocu, dokd trzeba. W ten sposb upyny dwie godziny, ko usta,
felczer przemarz do koci i zdawao mu si ju, e jedzie nie do domu, lecz z powrotem do Riepina.
Ale oto poprzez ryk zawiei doleciao go stumione szczekanie psw i ujrza przed sob mglist
czerwon plam. Stopniowo ukazay si zarysy wysokiej bramy i dugi parkan, najeony wiekami,
wbitymi ostrzem do gry, potem za parkanem wyrs krzywy uraw studzienny. Wiatr rozpdzi
nien kurzaw sprzed oczu i tam, gdzie bya czerwona plama, ukaza si niewielki, przysadzisty
domek z wysokim trzcinowym dachem. Spord trzech okien jedno, zasonite od wewntrz czym
czerwonym, byo owietlone.
Co to za posesja? Felczer przypomnia sobie, e na prawo od drogi, na sidmej albo szstej wiorcie
od szpitala, powinien si znajdowa zajazd Andrieja Czyrikowa. Przypomnia sobie rwnie, e w
Czyrikow, ktrego przed niedawnym czasem zabili wonice, zostawi po sobie star on i crk
Lubk, co to ze dwa lata temu przyjedaa do szpitala na leczenie. Zajazd mia z opini, tote
znalezienie si tu pnym wieczorem, w dodatku na obcym koniu, nie stanowio zbyt bezpiecznego
przedsiwzicia. Ale innej rady nie byo. Felczer namaca w torbie rewolwer, chrzkn gronie i
zapuka biczyskiem w ram okienn.
Hej, jest tam kto? zawoa. Litociwa babuniu, pozwl si ogrza!
Czarny pies z ochrypym szczekaniem potoczy si pod nogi konia, za nim inny, biay, potem jeszcze
czarny i tak chyba z dziesi, jeden po drugim! Felczer wybra najwikszego, zamachn si i z
caej siy ci go batem. Niewielka dugonoga psina zadara w gr spiczasty pysk i zawya ostro i
przenikliwie.
Felczer dugo sta pod oknem i puka. Wreszcie za parkanem na drzewach przy domu szron bysn
czerwieni, zaskrzypiaa brama i ukazaa si szczelnie otulona posta kobieca z latarni w rce.
Babciu, pozwl si ogrza rzek felczer. Jechaem do szpitala i zabdziem. Nie daj Boe,
co za pogoda. Nie bj si, babciu, jestem swj czowiek.
Swoi wszyscy s w domu, a obcych nikt tu nie prosi surowym tonem przemwia posta.
Po co si dobija bez potrzeby? Brama nie zamknita.
Felczer wjecha na podwrko i stan pod gankiem.
Ka, babciu, parobkowi, eby zabra mojego konia powiedzia.
Nie jestem babcia.
Rzeczywicie, nie bya to babcia. Kiedy gasia latarni, blask owietli jej twarz. Felczer ujrza
czarne brwi i pozna Lubk.
Gdzie teraz szuka parobka? rzucia wchodzc do domu. Jedni popili si i pi, inni jeszcze
od rana poszli do Riepina. Wiadomo, wita...
Uwizujc pod okapem konia Jergunow posysza renie. Dojrza w mroku jeszcze jakiego konia i
namaca na nim kozackie siodo. Widocznie w domu prcz gospody by kto jeszcze. Felczer na
wszelki wypadek zdj ze swego konia siodo i idc do domu zabra je wraz ze sprawunkami.
W pierwszej obszernej izbie, do ktrej wszed, gorco byo od dobrze napalonego pieca i pachniao
wieo wymytymi podogami. Za stoem pod ikonami siedzia niezbyt wysoki, szczupy chop lat
okoo czterdziestu, z niedu jasn brdk, ubrany w granatow koszul. By to Kaasznikow,
notoryczny otrzyk i koniokrad, ktrego ojciec i stryj mieli w Bogalowce traktierni i handlowali,
gdzie si dao, skradzionymi komi. On rwnie nieraz bywa w szpitalu, przyjeda jednak nie po
to, by si leczy, lecz tylko po to, eby pogada z lekarzem o koniach czy nie ma jakiego do
sprzedania i czy janie wielmony pan doktor nie zechciaby zamieni gniadej kLaczki na buanego
waacha. W tej chwili wyglda odwitnie gow mia wypomadowan, w uchu lni srebrny
kolczyk. Marszczc brwi i wydymajc doln warg wpatrywa si uwanie w wielk zniszczon
ksig z obrazkami. Na pododze przy piecu lea wycignity inny chop. Twarz jego, ramiona i
piersi przykrywa kouch mczyzna spa widocznie; wok nowych butw o lnicych
podkwkach czerniay dwie kaue stopionego niegu.
Kaasznikow przywita si z felczerem.
Ale pogoda.... rzek Jergunow pocierajc rkami zzibnite kolana. Nasypao mi si niegu
za konierz, cay jestem mokry. I rewolwer mj te, zdaje si, nie tego...
Wyj rewolwer, obejrza go ze wszystkich stron i schowa znw do torby. Ale rewolwer nie zrobi
wraenia chop nadal nie odrywa oczu od ksiki.
Ale pogoda... Zabdziem i gdyby nie tutejsze psy, to chyba ju by mnie mier czekaa. To ci
byaby awantura. A gdzie s gospodynie?
Stara pojechaa do Riepina, a dziewczyna szykuje wieczerz... odpar Kaasznikow.
Zapada cisza. Felczer, dygocc i stkajc, chucha w donie, kuli si i udawa, e okropnie zmarz i
jest zmczony do cna. Z podwrza dolatywao ujadanie wci jeszcze podnieconych psw. Zrobio
si nudno.
Jeste z Bogalowki? surowym tonem zapyta chopa felczer.
Tak, z Bogalowki.
W braku innego zajcia felczer zacz rozmyla o tej Bogalowce. Dua to wie i ley w gbokim
jarze, gdy si wic jedzie w ksiycow noc gocicem i spojrzy w d, do ciemnego jaru, a potem
w gr, na niebo, ma si wraenie, e ksiyc wisi nad przepaci bez dna i e tu wanie jest kraniec
wiata. W d prowadzi droga stroma, krta i taka wska, e jak si jedzie do Bogalowki na epidemi
albo na szczepienie ospy, to przez cay czas trzeba wrzeszcze ze wszystkich si lub gwizda, jeli
si bowiem spotka wz, to niesposb si ju wymin. Bogalowscy chopi syn jako dobrzy
ogrodnicy i koniokrady; sady maj pikne; na wiosn caa wie tonie w biaym kwieciu wisien, w
lecie winie sprzedaj tam po trzy kopiejki wiadro. Pacisz trzy kopiejki i sam sobie zrywasz. Chopi
maj urodziwe, dorodne baby, ktre lubi si stroi i nawet w dzie powszedni nic nie robi, siedz
Kiedy jeszcze y, zbieralimy si czsto tutaj albo u brata Martyna i mj Boe, mj Boe! co
to byli za ludzie, co za rozmowy! Cudowne rozmowy! Przychodzi Martyn, Fila, Fiodor Stukotiej...
Wszystko godnie, szlachetnie... A jak si bawilimy! To byy zabawy!
Lubka wysza i po chwili wrcia w zielonej chusteczce i paciorkach.
Meryk, spjrz, co mi Kaasznikow dzisiaj przywiz! powiedziaa.
Przejrzaa si w lustrze i kilka razy potrzsna gow, eby paciorki zabrzczay. Potem otwara
kufer i pocza wyjmowa z niego to perkalow sukni w czerwone i niebieskie kka, to inn
czerwon z falbankami, ktra szelecia jak papier, to now chustk, bkitn, mienic si tczowo.
Wszystko to pokazywaa miejc si i klaszczc w rce, jak gdyby nie moga wyj z podziwu, e
ma takie skarby.
Kaasznikow nastroi baaajk i zagra. Felczer ani rusz nie mg zrozumie, jak pie on gra,
weso czy smutn, gdy ogarnia go na przemian taki smutek, a si na pacz zbierao, to znw
niepohamowana wesoo. Meryk zerwa si nagle i zacz przytupywa w miejscu obcasami,
nastpnie rozoy rce, na obcasach przeszed od stou do pieca, od pieca do kufra, potem
podskoczy, jakby go mija uksia, trzasn w powietrzu podkwkami i puci si w prysiudy.
Lubka podniosa szybko obie rce, wydaa przenikliwy okrzyk i ruszya za nim. Najpierw suna
boczkiem, podstpnie, jakby chcc podkra si do kogo i zada cios z tyu, potem pocza wybija
drobny rytm pitami, jak Meryk obcasami, wreszcie zawirowaa jak fryga i przysiada, a jej
czerwona suknia przybraa ksztat dzwonu. Meryk, szczerzc zby i ciskajc jej wcieke spojrzenia,
popdzi ku niej w prysiudach, aby stratowa j mocarnymi nogami, ale dziewczyna zerwaa si,
odrzucia gow w ty i naladujc rkami ruch wielkich ptasich skrzyde pyna po izbie ledwie
dotykajc podogi...
Ach, ognista dziewka! myla felczer siadajc na kufrze i przygldajc si std tacom. Co za
ar! Dla takiej wszystko mona zrobi..."
al go zdj czemu jest felczerem, nie prostym chopem? Dlaczego ma na sobie marynark i
dewizk z pozacanym kluczykiem, nie za granatow koszul przepasan sznurami? Mgby
wwczas bez enady piewa, taczy, pi, obydwiema rkami obejmowa Lubk, jak to zrobi
Meryk...
Od ostrego stukotu, zgieku i okrzykw brzczay w szafie naczynia, pega pomie wiecy.
Nitka pka i paciorki rozsypay si po pododze, z gowy dziewczyny zsuna si zielona chustka;
zamiast Lubki miga ju tylko czerwony obok, poyskiway ciemne oczy i zdawao si, e
Merykowi lada chwila odpadn rce i nogi.
Ale oto Meryk tupn po raz ostatni i stan jak wryty... Lubka, zmczona, ledwie chwytajc oddech,
pochylia mu si na piersi i przywara do niego niby do supa, on za ogarn j ramieniem i
zagldajc jej w oczy powiedzia rzewnie a czule, jakby artem:
Teraz wypatrz, gdzie twoja stara chowa grosze, zabij j, tobie podern noykiem gardzioko, a
potem podpal zajazd... Ludzie pomyl, ecie zginy w poarze, a ja z, waszymi pienidzmi rusz
na Kuba, bd tam pdza tabuny, owce bd hodowa...
Lubka nic nie odpowiedziaa, spojrzaa tylko na niego pokornie i zapytaa:
Meryk, a czy dobrze jest na Kubaniu? Nie odpowiedzia, lecz poszed do kufra, usiad i pogry
si w zadumie. Marzy pewnie o Kubaniu.
Jednakowo czas na mnie oznajmi wstajc Kaasznikow. Fila pewnie ju na mnie czeka.
Bywaj, Lubo!
Felczer wyszed na podwrze chcc dopilnowa, eby Kaasznikow nie odjecha przypadkiem jego
koniem. Zamie nie ustawaa. Po podwrzu pdziy biae oboki zaczepiajc dugimi ogonami o
kpy burzanu i krzewy, po drugiej za stronie parkanu, na polu, olbrzymy w biaych caunach z
szerokimi rkawami wiroway, paday i znw wstaway, eby wymachiwa rkami i mocowa si ze
sob. A wichura, c to bya za wichura! Nagie brzzki i winie nie mogc cierpie duej jej
brutalnych pieszczot pochylay si nisko ku ziemi i pakay: Boe, za jakie grzechy przykue nas do
ziemi i nie wypuszczasz na wolno?
Prrr! rzuci srogo Kaasznikow dosiadajc swego konia; jedna poowa wrt bya otwarta,
wok niej wyrosa wielka zaspa. No, jazda! zawoa. May, krtkonogi konik ruszy i a po
brzuch ugrzz w zaspie. Kaasznikow zbiela od niegu i wkrtce wraz z koniem znik za bram.
Kiedy felczer wrci do izby, Lubka czogaa si po pododze zbierajc paciorki. Meryka nie byo.
Mid nie dziewka! myla felczer wycigajc si na awie i kadc sobie kouch pod gow.
Ej, eby tak Meryka tu nie byo!"
Lubka drania go czogajc si po pododze koo awy i pomyla, e gdyby Meryka tu nie byo,
wstaby z pewnoci i chwyci j w objcia, a co dalej, toby si zobaczyo. Wprawdzie nie matka z
niej jeszcze, ale chyba ju nie dziewica, a gdyby nawet, to co si ceregielowa w takiej zodziejskiej
melinie? Lubka zebraa paciorki i wysza. wieca dopalaa si, pomie obj ju papierek w
wieczniku. Felczer pooy przy sobie rewolwer, zapaki i zgasi wiec. Lampka oliwna pod
ikonami migotaa gwatownie, a oczy bolay, na suficie, na szafie, na pododze skakay plamy, a
wrd nich marzya mu si Lubka, krzepka, piersista to krci si jak fryga, to znw oddycha
ciko, znuona tacem...
A bodaj licho porwao Meryka!" myla. Lampka oliwna mrugna po raz ostatni i zgasa z
lekkim trzaskiem. Kto, pewnie Meryk, wszed do izby i usiad na awie. Pocign fajk i w wietle
zarysowa si na uamek sekundy smagy policzek z czarnym znamieniem. Wstrtny dym fajkowy
drapa felczerowi w gardle.
Ale masz obrzydliwy tyto, niech go diabli! odezwa si felczer. Niedobrze si robi.
Mieszam tyto z kwiatem owsianym odpar po chwili milczenia Meryk. Lejszy na piersi.
Popali, poplu na podog i znw odszed. Mino blisko p godziny, gdy w sieni zabyso naraz
wiato: ukaza si Meryk w kouchu i w czapce, za nim ubka ze wiec w rku.
Zosta, Meryk! powiedziaa bagalnie Luba.
Nie, Lubo. Nie zatrzymuj mnie.
Suchaj, Meryk rzeka Lubka, a gos jej sta si pieszczotliwy i agodny. Wiem, odnajdziesz
pienidze matki, zabijesz i j, i mnie, a potem pojedziesz na Kuba i bdziesz kocha inne
dziewczyny, ale niech i tak bdzie. O jedno ci prosz, moje serce, zosta!
Nie, chc si bawi... rzek Meryk zapinajc pas.
Nie masz nawet konia... Przecie przyszede piechot, czym pojedziesz? Meryk nachyli si do
Lubki i szepn jej co do ucha. Dziewczyna spojrzaa na drzwi izby i rozemiaa si przez zy.
A on pi, ten pcherz nadty... powiedziaa. Meryk przygarn j, mocno pocaowa i wyszed
na podwrze. Felczer wsadzi szybko rewolwer do kieszeni, zerwa si i popdzi za nim.
Zejd z drogi! rzuci Lubce, ktra byskawicznie zamkna drzwi sieni na zasuw i stana na
progu. Pu! Co stoisz?
Po co chcesz tam i?
Popatrze na konia.
Lubka podniosa na niego obuzerskie i zalotne spojrzenie.
Co masz na niego patrze? Patrz lepiej na mnie... rzeka, po czym nachylia si i dotkna
palcem pozacanego kluczyka wiszcego na dewizce.
Pu, bo on gotw odjecha na moim koniu! powiedzia felczer. Pu, do licha!
krzykn, uderzy j ze zoci w rami i z caej siy wpar si w ni piersi, eby j odepchn od
drzwi, dziewczyna jednak trzymaa si mocno zasuwy i staa jak odlana z elaza. Pu!
krzykn raz jeszcze, tracc siy. On odjedzie, powiadam ci!
Skdby znowu! Nie odjedzie.
Oddychajc z trudem i pocierajc bolce rami znw spojrzaa na niego podnoszc oczy,
zaczerwienia si i rozemiaa.
Nie odchod, serce... i powiedziaa. Nudzi mi si samej.
Felczer zajrza jej w oczy, zastanowi si chwil i wzi j w objcia. Nie stawiaa oporu.
No, daj pokj, pu! poprosi. Dziewczyna milczaa.
A syszaem dopiero co rzek jak mwia Merykowi, e go kochasz.
Co wielkiego... Tylko ja sama wiem, kogo kocham.
Dotkna znw palcem kluczyka i powiedziaa pgosem:
Daj mi to...
Felczer odczepi kluczyk i da jej. ubka wycigna naraz szyj nasuchujc, spowaniaa,
spojrzenie jej, jak si felczerowi zdawao, stao si zimne i przebiege. Przypomnia sobie o koniu,
odsun j od drzwi, tym razem ju bez trudu, i wybieg na podwrze. Pod okapem miarowo i
leniwie chrzka zasypiajcy wieprz i postukiwaa rogiem krowa... Felczer zapali zapak i ujrza
wieprza, krow, psy, ktre ze wszystkich stron przybiegy na bysk pomienia, ale konia nie byo ani
ladu. Wrzeszczc i opdzajc si od psw, potykajc si w zaspach i grzznc w niegu wybieg za
bram i wpatrywa si w ciemnoci. Wyta wzrok, lecz widzia tylko wirujcy nieg i patki
tworzce przerne obrazy to z ciemnoci wyziera biaa, wyszczerzona w umiechu maska
umarlaka, to przemyka w pdzie biay ko, a na nim amazonka w gazowej sukni, to znw nad gow
przelatuje sznur biaych abdzi... Dygoczc z wciekoci i zimna, nie wiedzc, co pocz, felczer
strzeli z rewolweru do psw, nie trafi adnego i pobieg do domu.
Kiedy wchodzi do sieni, usysza, e kto wymkn si z izby i trzasn drzwiami. W izbie byo
ciemno. Felczer skoczy do drzwi byy zamknite. Wtenczas, zapalajc jedn zapak po drugiej,
pogna z powrotem do sieni, stamtd do kuchni, z kuchni do maej izdebki, w ktrej ciany
zawieszone byy spdnicami i sukniami, pachniao chabrami i koprem, a w kcie pod piecem stao
jakie ko z wysokim stosem poduszek. Tu widocznie mieszkaa starucha, matka Lubki. Std
wszed do innej izdebki, rwnie maej, i ujrza wreszcie Lubk. Leaa na kufrze, przykryta barwn
stbnowan kodr, zrobion ze skrawkw perkalu, i udawaa, e pi. Nad jej wezgowiem pona
lampka oliwna.
Gdzie mj ko? zapyta gronie felczer. Lubka nie poruszya si.
Gdzie mj ko, pytam? powtrzy felczer tonem jeszcze groniejszym i zerwa z niej kodr.
Ciebie pytam, diablico! wrzasn.
Zerwaa si, uklka i przytrzymujc jedn rk koszul, drug za starajc si chwyci kodr,
przywara do ciany... Patrzaa na felczera z odraz, z przeraeniem, oczy jej, niby oczy pojmanego
zwierzcia, obserwoway bacznie najlejszy jego ruch.
Mw, gdzie ko, bo dusz z ciebie wytrzs! rykn felczer.
Odejd, paskudo! powiedziaa ochryple.
Felczer chwyci j za koszul przy szyi i szarpn, ale w tej samej chwili straci panowanie nad sob
i z caej siy przycisn dziewczyn do siebie. Ona, syczc ze zoci, skrcia si w jego objciach jak
piskorz, uwolnia jedn rk druga zapltaa si w rozdartej koszuli i uderzya go pici w
ciemi.
W gowie mu pociemniao z blu, w uszach posysza dzwonienie i oskot, cofn si, a jednoczenie
dosign go drugi cios, tym razem w skro. Zataczajc si i chwytajc framug drzwi, eby nie
upa, dotar jako do izby, w ktrej leay jego rzeczy, i pooy si na awie. Lea tak przez
dusz chwil, potem wycign z kieszeni pudeko zapaek i zacz zapala jedn po drugiej, bez
potrzeby zapala zapak, zdmuchiwa j i ciska pod st. Powtarza to, dopki wszystkich nie
wypali.
Tymczasem powietrze za oknem stao si niebieskie, koguty zapiay wniebogosy, ale Jergunowowi
gowa wci pkaa z blu, a w uszach tak mu huczao, jak gdyby siedzia pod mostem kolejowym i
sucha, jak nad gow przebiega pocig. Wcign jako kouch, woy czapk, sioda i zawinitka
ze sprawunkami nie znalaz, torba bya pusta nie dziwota, sysza przecie, jak kto wysun si z
izby, kiedy wraca w nocy z podwrza.
Dla obrony przed psami wzi z kuchni pogrzebacz i wyszed na podwrze, zostawiajc drzwi
otwarte na ocie. Zamie ju ustaa, na podwrzu panowaa cisza... Kiedy wyszed za wrota, biae
pole wydawao si nieywe, na porannym niebie nie wida byo adnego ptaka. Po obu stronach
drogi i hen w dali rysowa si siny masyw niskiego lasu.
Felczer stara si myle o tym, jak go przywitaj w szpitalu i co mu powie doktor. Powinien by
koniecznie o tym myle i z gry przygotowa odpowiedzi na pytania, ale myli te rozpyway si i
uciekay. Szed i myla tylko o Lubce, o chopach, z ktrymi spdzi noc; przypomina sobie, jak
Lubka uderzywszy go po raz drugi nachylia si, eby podnie kodr, i jak jej rozpuszczone wosy
opady na podog. Mcio mu si w gowie i myla: czemu to na tym wiecie istniej doktorzy,
felczerzy, kupcy, pisarze, chopi? Wszyscy powinni by po prostu wolnymi ludmi. S przecie
wolne ptaki, wolne zwierzta, wolny Meryk nikogo si nie boj, nikt im nie jest potrzebny! Kto
to wymyli, kto powiedzia, e naley wstawa rano, obiad je w poudnie, ka si spa
wieczorem, e doktor wyszy jest rang od felczera, e trzeba mieszka w pokoju i wolno kocha
tylko wasn on? Czemu nie ma by odwrotnie: obiad je w nocy, a sypia we dnie? Hej,
skoczyby na konia, nie pytajc, czyj jest wasnoci, gnaby jak szatan z wiatrem w zawody, przez
pola, lasy i jary, kochaby dziewczta, miaby si ze wszystkich ludzi...
Felczer rzuci w nieg pogrzebacz, przycisn czoo do biaego zimnego pnia brzozy i pogry si w
zadumie. Jego szare, jednostajne ycie, jego pobory, wieczna zaleno, apteka, ustawiczne
dreptanie wrd soikw i plastrw wszystko to wydao mu si wstrtne i godne pogardy.
Kto powiada, e zabawa to grzech? pyta sam siebie z irytacj. Ci, co tak mwi, nie
zaznali nigdy prawdziwego ycia, jak Meryk albo Kaasznikow, nie kochali nigdy Lubki. Przeyli
cae ycie jak ebracy, nie mieli najmniejszej przyjemnoci z tego ycia i kochali tylko swoje ony,
ktre wygldaj jak aby.
O sobie myla teraz, e nie zosta dotychczas zodziejem, oszustem lub nawet bandyt tylko dlatego,
e tego nie potrafi albo te nie nadarzya mu si jeszcze odpowiednia sposobno.
Upyno blisko ptora roku. Gdzie na wiosn, po Wielkanocy, felczer, dawno ju wyrzucony ze
szpitala i obijajcy si bez pracy, pnym wieczorem wyszed w Riepinie z traktierni i ruszy bez
celu ulic.
Znalaz si na polu. Unosiy si tu ju wiosenne zapachy, wia ciepy, agodny wietrzyk. Cicha,
gwiadzista noc spogldaa z nieba na ziemi. Mj Boe, jake gbokie jest niebo i jak
bezgranicznie szeroko rozpociera si nad wiatem! wiat dobrze jest urzdzony, po co tylko i z
jakiej racji, myla felczer, ludzie dziel siebie na trzewych i pijanych, na pracujcych i
zwolnionych z pracy i tak dalej? Dlaczego czowiek trzewy i syty pi spokojnie we wasnym domu,
pijany za i godny musi wasa si po polu nie znajdujc schronienia? Czemu ten, kto nie pracuje i
nie dostaje pensji, musi koniecznie by godny, obdarty, bosy? Kto to wymyli? Czemu wic ptaki i
zwierzta lene nie pracuj, nie dostaj pensji, a przecie miewaj si doskonale?
W oddali na niebie, rozpostarta nad widnokrgiem, drgaa pikna szkaratna una. Felczer sta, dugo
patrza na ni i wci myla: jeeli wzi wczoraj cudzy samowar i przepi go w szynku, czemu jest
to grzech?
Dlaczego?
Drog przejechay dwa wozy na jednym spaa jaka baba, na drugim siedzia starzec bez czapki...
Dziadku, gdzie to si pali? zapyta felczer.
Zajazd Andrieja Czyrikowa... odpowiedzia stary.
Felczer przypomnia sobie wszystko, co spotkao go przed ptora rokiem, w zimie, w tym wanie
zajedzie, przypomnia sobie przechwaki Meryka. Wyobrazi sobie, jak si pal zamordowane
kobiety, stara i Lubka, i pozazdroci Merykowi. A kiedy szed znw do traktierni, patrza na domy
zamonych szynkarzy, hurtownikw, kowali i marzy o tym, jakby to byo dobrze, gdyby si dao
wedrze w nocy do jakiego bogacza!
GUSIEW
ciemnio si ju, wkrtce zapadnie noc. Gusiew, szeregowiec urlopowany bezterminowo, dwiga
si na koi, wspiera na okciu i mwi pgosem:
Pawle Iwanyczu, syszysz? Jeden onierz w Suczanie powiada, e ich statek wpad w drodze na
wielgachn ryb i uszkodzi dno.
Mczyzna niewiadomej pozycji spoecznej, do ktrego Gusiew si zwraca, a ktry w szpitalu
okrtowym znany jest tylko jako Pawe Iwanycz, milczy, jakby nie sysza.
Znw cisza... Wiatr hula w olinowaniu, ruba turkocze, fale pluszcz, skrzypi koje, ale ucho od
dawna ju przyzwyczaio si do tych odgosw i zda mu si, e wszystko dokoa pi w najgbszym
milczeniu. Nuda. Pozostali trzej chorzy dwaj onierze i jeden marynarz ktrzy przez cay
dzie grali w karty, pi ju i majacz przez sen.
Zdaje si, e zaczyna kiwa. Koja Gusiewa podnosi si wolno i opada, jak gdyby wzdychaa raz,
drugi, trzeci... Co uderzyo z brzkiem o podog: pewnie spad kubek.
Wiatr si zerwa z acucha... mwi Gusiew nasuchujc.
Tym razem Pawe Iwanycz chrzka i odpowiada z irytacj:
Bajesz... To statek wpad na ryb, to znw wiatr si zerwa z acucha... Jak si wiatr moe
zerwa z acucha, czy to zwierz?
Prawosawni tak gadaj.
Prawosawni tyle wiedz, co i ty... Mao co tam gadaj! Trzeba mie gow na karku i rozumowa
logicznie. Ciemnota!
Pawe Iwanycz cierpi na chorob morsk. Kiedy zaczyna si kiwanie, wpada w gniew i irytuje si o
byle drobnostk. Zdaniem za Gusiewa doprawdy nie ma si o co zoci. Chociaby ta ryba albo
wiatr, co si zrywa z acucha co w tym dziwnego czy niezwykego? Przypumy, e ryba jest
wielka jak gra i grzbiet ma twardy jak grzbiet jesiotra; przypumy te, e gdzie na samym kocu
wiata stoj grube mury, a do tych murw przykute s ze wiatry... Jeeli si nie zerway z acucha,
to czemu pdz jak wcieke po caym morzu i miotaj si niby psy? Jeeli ich nikt nie przykuwa, to
gdzie si podziewaj, kiedy jest cisza?
Gusiew dugo rozmyla o rybach wielkich jak gra i o grubych zardzewiaych acuchach, potem
nudzi mu si to, zaczyna wic myle o swoim domu rodzinnym, do ktrego wraca teraz po
picioletniej subie wojskowej na Dalekim Wschodzie. Marzy mu si olbrzymi staw przysypany
niegiem... Po jednej stronie stawu wida ceglast fabryk porcelany z wysokim kominem i
chmurami czarnego dymu, po drugiej stronie wie... Z pitego z brzegu podwrka wyjeda sami
brat Aleksiej, za nim siedzi jego synek, Waka, w wielkich walonkach, i dziewuszka, Akulka, take
w walonkach. Aleksiej jest podpity, Waka mieje si, Akulka tak si otulia chustk, e nie wida jej
twarzy.
,,Gotw jeszcze zamrozi dzieciaki, eby w z godzin nie wymwi..." myli Gusiew. Daj
im, Boe, rozumu szepcze eby szanoway rodzicw i od ojca, matki nie chciay by
mdrzejsze...
Trzeba da nowe zelwki majaczy basem chory marynarz. Tak, koniecznie!
Wtek myli Gusiewa urywa si, zamiast stawu ni w pi, ni w dziewi widzi nagle wielk gow
byka bez oczu, a ko i sanie nie jad ju, lecz wiruj w kbach czarnego dymu. Ale Gusiew cieszy
si mimo wszystko, e cho przez chwil widzia krewniakw. Rado zapiera mu dech w piersiach,
przebiega mrowiem po caym ciele, drga w kocach palcw.
Pan Bg pozwoli si nam zobaczy! mamrocze w malignie, ale zaraz otwiera oczy i szuka po
omacku wody.
Pije, kadzie si i znowu jad sanie, potem znowu gowa byka bez oczu, dym, chmury... I tak a do
witu.
II
Z ciemnoci wystpuje najpierw niebieskie kko to okrgy iluminator. Nastpnie Gusiew
rozrnia stopniowo sylwetk swego ssiada, Pawa Iwanycza. Pawe Iwanycz sypia na siedzco,
gdy w pozycji lecej dusi si. Twarz ma szar, nos dugi, ostry, oczy wskutek straszliwego
wychudzenia olbrzymie, skronie zapadnite, brdk rzadziutk, wosy na gowie bardzo dugie...
Patrzc na t twarz nie sposb odgadn, kim jest ten czowiek czy to pan, czy kupiec, czy moe
chop? Z wyrazu twarzy i dugich wosw sdziby kto, e to pobony pielgrzym albo zakonnik, ale
jak si posucha uwanie, co mwi, jasne si staje, e zakonnikiem chyba nie jest. Wyczerpany
kaszlem, skwarem i chorob, oddycha ciko i porusza wyschymi wargami. Czujc na sobie wzrok
Gusiewa, zwraca si do niego twarz i mwi;
Zaczynam si domyla... Tak... Wszystko teraz doskonale rozumiem.
Co pan rozumie, Pawle Iwanyczu?
Zaraz powiem... Wci mnie to dziwio, w jaki sposb wy, ludzie ciko chorzy, zamiast lee
gdzie spokojnie, znalelicie si na statku, na ktrym upa, brak powietrza, kiwanie, sowem
wszystko grozi wam mierci, ale teraz wszystko jest dla mnie jasne... Tak... Wasi lekarze wyprawili
was na statek, eby si was pozby. Sprzykrzyo im si zajmowa wami, bydem... Pienidzy od was
nie dostaj, kopotu z wami co niemiara, w dodatku psujecie im statystyk swoimi zgonami czyli,
wiadomo, bydo! A pozby si was to nic trudnego... Do tego potrzeba tylko, po pierwsze, nie mie
sumienia i uczu ludzkich, po drugie, oszuka dowdztwo statku. Pierwszego warunku mona
waciwie nie liczy, pod tym wzgldem prawdziwi z nas artyci, drugi przy pewnej wprawie
zawsze si udaje. Piciu chorych w tumie czterystu zdrowych onierzy i marynarzy nie rzuca si w
oczy; spdzono was na statek, pomieszano ze zdrowymi, policzono naprdce i w zamcie nikt nic
zego nie zauway, a dopiero kiedy statek odcumowa, okazao si, e na pokadzie poniewieraj si
sparaliowani i suchotnicy w ostatnim stadium...
Gusiew nie rozumie Pawa Iwanycza. Mylc, e to reprymenda pod jego adresem, usprawiedliwia
si:
Leaem na pokadzie, bo mi si zbrako. Kiedy nas adowano z barki na statek, zmarzem na
ko.
Oburzajce! cignie dalej Pawe Iwanycz. Oni przecie wiedz doskonale, e nie
wytrzymacie tej dalekiej podry, a mimo to was tutaj wsadzaj! Przypumy nawet, e dojedziecie
do Oceanu Indyjskiego, ale co potem? Strach pomyle... To ma by wdziczno za wiern,
nieposzlakowan sub!
Pawe Iwanycz toczy wciekym spojrzeniem, krzywi si z obrzydzenia i mwi zdyszany:
Warto by tak ich przetrzepa w gazetach, eby pierze leciao!
Chorzy onierze i marynarz obudzili si i ju graj w karty. Marynarz na p ley na koi, onierze
siedz obok niego na pododze w przedziwnie niewygodnych pozycjach. Jeden z onierzy ma praw
rk obandaowan, na przegubie nawinita jest wielka czapa, trzyma wic karty pod praw pach
albo w zgiciu okcia i wychodzi lew rk. Statek mocno koysze. Nie sposb ani wsta, ani napi
si herbaty, ani zay lekarstwo.
Bye ordynansem? pyta Gusiewa Pawe Iwanycz.
Tak jest, ordynansem.
Mj Boe, mj Boe! powiada Pawe Iwanycz i bolenie potrzsa gow. Wyrwa
czowieka z gniazda rodzinnego, wlec go gdzie o pitnacie tysicy wiorst, potem wpdzi w
suchoty i... I po co to wszystko, pytam? Po to, eby zrobi z niego ordynansa dla jakiego tam
kapitana Kopiejkina albo porucznika Dziurki. Co za logika!
Robota nie jest cika, Pawle Iwanyczu. Rano si wstaje, czyci buty, nastawia samowar, sprzta
pokoje, a potem ju wcale nie ma co robi. Porucznik przez cay dzie plany kryli, a czowiek jak
chce moe si modli, moe czyta ksiki albo i sobie na ulic. Takie ycie, e daj Boe
kademu.
A jake, wspaniae! Porucznik plany kryli, a ty przez cay dzie tkwisz w kuchni i tsknisz do
swoich... Plany... Nie chodzi o plany, ale o ycie ludzkie! ycie ma si tylko jedno, trzeba je
szanowa.
Pewno, Pawle Iwanyczu, kiepski czowiek nigdzie nie ma szacunku, ani w domu, ani na subie,
ale jeeli kto prowadzi si jak naley, sucha zwierzchnikw, to po co by go mieli krzywdzi?
Panowie s uczeni, rozumiej, co i jak... Przez pi lat ani razu nie siedziaem w pace, a oberwaem,
eby nie skama, tylko jeden raz...
Za co?
Za bjk. Cik mam rk, Pawle Iwanyczu. Przyszo do nas na podwrko czterech takw;
nosili drzewo czy co takiego, nie pamitam ju. Mnie si jako nudzio, wic ich, tego,
poturbowaem, jednemu, cholera, krew z nosa poleciaa... Porucznik zobaczy przez okno,
rozgniewa si i strzeli mnie w pysk.
Gupi, ndzny z ciebie czowiek... szepce Pawe Iwanycz, Nic nie rozumiesz.
Koysanie wyczerpao go doszcztnie. Zamkn oczy, gowa opada mu wci to w ty, to znw na
piersi. Kilkakrotnie prbuje si pooy, ale nic z tego drczy go zadyszka.
Za co pobi czterech takw? pyta po chwili.
Tak sobie. Weszli na podwrko, to ich spraem. Zalega cisza... Karciarze graj blisko dwie
godziny, z wielkim przejciem, ustawicznie klnc i wymylajc, ale kiwanie ich take w kocu
mczy; rzucaj karty i kad si na kojach. Gusiewowi znw marzy si wielki staw, fabryka,
wioska... Znw jad sanie, znw Waka si mieje, a gupia Akulka rozpia kouszek i wystawia
nogi: patrzajcie, ludzie kochani, moje walonki s nowe, nie takie, jak ma Waka,
Szsty rok ju zacza, a taka wci jeszcze niemdra! bredzi Gusiew. Zamiast nogi
zadziera, poszaby i przyniosa wody wujciowi z wojska. Dostaniesz cukierka.
Oto Andron ze strzelb na ramieniu niesie upolowanego zajca, za nim idzie stary yd, Isajczyk, i
proponuje mu zamian zajca na kawaek myda. Oto czarna cioka stoi w sieni, oto Domna szyje
koszul i martwi si o co, pacze, a teraz znowu gowa byka bez oczu, czarny dym...
Na grze kto krzykn gono, przebiego kilku marynarzy. Zdaje si, e przesunli po pokadzie
co cikiego albo co pko. Znowu przebiegli marynarze... Czyby, Boe bro, zdarzyo si co
zego? Gusiew podnosi gow, nasuchuje i widzi: dwaj onierze i marynarz znw graj w karty,
Pawe Iwanycz siedzi i porusza wargami. Gorco, oddycha si z trudem, pi si chce, a woda jest
ciepa, wstrtna... Kiwanie nie ustaje.
Naraz z onierzem-graczem dzieje si co dziwnego. Na piki mwi kara, myli rachunek i
wypuszcza z rki karty, potem umiecha si wylknionym, niemdrym umiechem i wodzi
spojrzeniem po wszystkich obecnych.
Ja zaraz, chopaki... mwi i kadzie si na pododze.
Wszyscy s zaskoczeni. Woaj go po imieniu, on si nie odzywa.
Stiepan, moe ci niedobrze, co? pyta drugi onierz, ten z obandaowan rk. Moe
zawoa popa? H?
a wy jeszcze dzikujecie:
Wielmony pan pozwoli rczk do ucaowania". Pariasy z was, ndzne istoty... Ja to co innego.
yj wiadomie, widz wszystko, jak widzi orze albo jastrzb, kiedy lata nad ziemi, i wszystko
rozumiem. Jestem uosobieniem protestu. Kiedy widz samowol, protestuj, kiedy widz witoszka
i obudnika, protestuj, kiedy widz tryumfujc wini, protestuj. Jestem niezwyciony, adna
inkwizycja hiszpaska nie zdoa zamkn mi ust. Tak... Jeli mi odetn jzyk, bd protestowa
mimik; jeeli mnie zamuruj w piwnicy, bd krzycza stamtd tak gono, e sycha bdzie o
wiorst, albo zagodz si na mier, eby zwikszy o pud ciar na ich czarnym sumieniu; jeeli
mnie zabij, powrc jako upir. Wszyscy znajomi mwi mi: Nieznony z pana czowiek, Pawle
Iwanyczu!" Dumny jestem z tej opinii. Suyem na Dalekim Wschodzie przez trzy lata, a
zostawiem po sobie pami na sto lat poarem si ze wszystkimi. Przyjaciele pisz do mnie z
Rosji: Nie przyjedaj". A ja wanie na zo im przyjad... Tak... To jest ycie, to rozumiem. To
mona nazwa yciem.
Gusiew nie sucha, lecz patrzy przez iluminator. Na przejrzystej, bladoturkusowej wodzie koysze si
d zalana olniewajcym upalnym socem. Stoj w niej nadzy Chiczycy, podnosz w gr klatki
z kanarkami i woaj:
piewa! piewa!
dk trcia inna d, przemkn kuter parowy. A oto jeszcze jedna d, siedzi w niej gruby
Chiczyk i zajada paeczkami ry. Woda chybocze si leniwie, leniwie przelatuj nad ni biae
mewy.
Rbnbym tego tustego w kark..." myli Gusiew patrzc na grubego Chiczyka i ziewajc.
Drzemie i zdaje mu si, e caa przyroda zapada w drzemk. Czas szybko ucieka. Niepostrzeenie
mija dzie, niepostrzeenie nadchodzi zmierzch... Statek nie stoi ju w miejscu, lecz pynie dokd
dalej...
IV
Mijaj dwa dni. Pawe Iwanycz nie siedzi ju, ale ley. Oczy ma zamknite, nos jak gdyby si
zaostrzy.
Pawle Iwanyczu! woa Gusiew. Pawle Iwanyczu!
Pawe Iwanycz otwiera oczy i porusza wargami.
Gorzej panu?
Nie... odpowiada Pawe Iwanycz bez tchu. Nie, przeciwnie... Nawet... lepiej... Widzisz,
mog ju nawet lee... Lej mi...
To dziki Bogu.
Jak porwnuj si z wami, al mi was... nieborakw. Puca mam zdrowe, a kaszel to z odka...
Co mi tam Morze Czerwone, potrafibym przej przez pieko! W dodatku mam krytyczny stosunek
zarwno do swojej choroby, jak i do lekw. A wy... ciemnota... Ciko wam, bardzo wam ciko!
Kiwania nie ma, jest za to gorco i duszno jak w ani, trudno nie tylko mwi, ale nawet sucha.
Gusiew obejmuje kolana, opiera na nich gow i myli o stronach rodzinnych. Mj Boe, w taki upa
jak rozkosz jest myl o niegu i zimnie! Jedziesz sami, nagle konie sposzyy si i poniosy... Na
zamanie karku, nie zwaajc na rowy ani na jary, pdz jak szalone przez ca wie, przez staw,
mijaj fabryk, wypadaj na pole... ,,Trzyma! wrzeszcz robotnicy fabryczni i przypadkowi
przechodnie. Trzyma!" Ale po co je zatrzymywa! Niechaj ostry, zimny wiatr siecze w twarz i
gryzie w rce, niechaj grudy niegu spod kopyt sypi si na czapk, wpadaj za konierz, na szyj, na
piersi, niech skrzypi pozy i pkaj postronki, pal je licho! A co to za rozkosz, kiedy sanie
przewracaj si i czowiek leci z rozpdu w zasp, twarz w nieg, a potem wstaje ubielony, z
soplami lodu na wsach. Nie ma czapki, ani rkawic, pas si rozwiza... Ludzie pokadaj si ze
miechu, psy szczekaj...
Pawe Iwanycz rozchyla jedno oko, spoglda nim na Gusiewa i pyta cicho:
Gusiew, czy twj dowdca krad?
Kto go tam wie, Pawle Iwanyczu! My nie wiemy, do nas to nie dochodzi.
Potem dugi czas upywa w milczeniu. Gusiew rozmyla, majaczy i raz po raz pije wod. Trudno mu
mwi, trudno sucha i lka si, eby z nim kto nie zacz rozmowy. Mija godzina, druga, trzecia,
nadchodzi wieczr, potem noc, ale Gusiew tego nie dostrzega, siedzi wci i myli o mrozie.
Sycha, e kto wszed do szpitala, rozlegaj si gosy, ale po jakich piciu minutach wszystko
znw ucicha.
Panie, wie nad jego dusz powiada onierz z obandaowan rk. Niespokojny by z
niego czowiek!
Co? pyta Gusiew. Kogo?
Skona. Wanie zabrali go na gr.
C mamrocze Gusiew ziewajc. Panie, wie nad jego dusz.
Jak mylisz, Gusiew? pyta po chwili milczenia onierz z obandaowan rk. Dostanie si
on do krlestwa niebieskiego czy nie?
O kim mwisz?
O Pawle Iwanyczu.
Dostanie si... dugo si mczy. No i jest ze stanu duchownego, a popi maj zawsze kup
krewniakw. Wymodl.
onierz z obandaowan rk siada na koi przy Gusiewie i mwi pgosem:
Ty, Gusiew, te dugo ju nie pocigniesz. Nie dojedziesz do Rosji.
Moe doktor czy felczer tak powiada? pyta Gusiew.
Nikt nic nie powiada, ale to si widzi. Czowieka, ktry ma prdko umrze, od razu pozna. Nic
nie jesz, nie pijesz, schude, a strach patrze. Co tu gada, suchoty. Nie po to mwi, eby ciebie
straszy, ale dlatego, e chciaby si moe wyspowiada i przygotowa. A jeeli masz jakie
pienidze, to najlepiej oddaj je pierwszemu oficerowi.
Nie napisaem do domu... wzdycha Gusiew. Umr, a oni si nie dowiedz.
Dowiedz si wtrca naraz basem chory marynarz. Jak zemrzesz, wpisz to tutaj do
dziennika wachty, w Odessie dadz wypis komendantowi wojskowemu, a tamten wyle go do gminy
czy dokd tam potrzeba...
Gusiewa strach ogarnia od tej rozmowy, zaczyna go drczy jakie nieokrelone pragnienie. Pije
wod nie, nie to; przysuwa si do okrgego okienka i wciga w puca gorce, wilgotne powietrze
nie to; stara si myle o domu, o mrozie nie to... Wreszcie wydaje mu si, e jeeli cho
chwil duej zostanie w szpitalu, to si z pewnoci udusi.
Niedobrze mi, chopcy... mwi. Pjd na gr. Przez lito Boga, zaprowadcie mnie na
gr!
Dobra! zgadza si onierz z obandaowan rk. Nie dojdziesz, zanios ci. Trzymaj mnie
za szyj.
Gusiew obejmuje onierza za szyj, tamten ogarnia go zdrowym ramieniem i zanosi na gr. Na
pokadzie pi pokotem bezterminowo urlopowani onierze i marynarze. Jest ich tak duo, e
trudno przej.
Sta teraz mwi cicho onierz z obandaowan rk. Id za mn wolniutko, trzymaj si za
koszul.
Ciemno. Ani na pokadzie, ani na masztach, ani dokoa na morzu nie ma wiate. Na dziobie
nieruchomy jak posg stoi wartownik, ale on take chyba pi. Mogoby si zdawa, e statek
zostawiony jest sam sobie i pynie, dokd chce.
Teraz Pawa Iwanycza wrzuc do morza... mwi onierz z obandaowan rk. Do worka i
do wody.
Aha. Tak si robi.
Ale w domu, w ziemi, lepiej jest lee. Zawsze matka przyjdzie na grb i popacze.
Wiadomo.
Czuj naraz zapach nawozu i siana. Przy burcie z pospnie zwieszonymi bami stoj byki. Raz, dwa,
trzy... osiem bykw! A oto i may konik. Gusiew wyciga rk, eby go pogaska, ale ko potrzsa
bem, szczerzy zby i chce zapa go zbami za rkaw.
A bodaj ci... gniewa si Gusiew. Obaj, on i onierz, przedostaj si cicho na dzib, potem
zatrzymuj si przy burcie i w milczeniu patrz to w gr, to na d. W grze jest gbokie niebo,
lnice gwiazdy, spokj i cisza zupenie jak w domu na wsi, w dole za panuje mrok i niead.
Wysokie fale hucz nie wiadomo po co. Na ktrkolwiek si spojrzy, kada stara si wspi wyej
od innych, jedna naciera na drug, ciga j, na ni sam za poyskujc bia grzyw wpada z
oskotem trzecia, rwnie rozjuszona i odraajca.
Morze nie zna rozsdku ani litoci. Gdyby statek by mniejszy i z nie tak grubego elaza, fale
rozbiyby go bez cienia skrupuw i poaryby wszystkich ludzi bez rnicy, sprawiedliwych i
grzesznikw. Sam statek zreszt rwnie tchnie bezmylnym okruciestwem.
Ten potwr o wielkim dziobie wali naprzd przecinajc na swej drodze miliony fal, nie boi si ani
ciemnoci, ani wichrw, ani przestrzeni, ani samotnoci, nic sobie z niczego nie robi i gdyby w
oceanie mieszkali jacy oceanowi ludzie, potwr miadyby ich take wszystkich bez rnicy,
sprawiedliwych i grzesznikw.
Gdzie teraz jestemy? pyta Gusiew.
Nie wiem. Chyba na oceanie.
Ldu nie wida...
Skdby znowu! Pono dopiero za siedem dni go zobaczymy.
Obaj onierze patrz na bia pian poyskujc fosforycznie, milcz i myl. Pierwszy przerywa
milczenie Gusiew.
Przecie nic tu nie ma strasznego mwi. Tylko ciarki przechodz, jakby czowiek siedzia w
ciemnym lesie, ale eby tak w tej chwili spuszczono na wod szalup i oficer kazaby jecha o sto
wiorst na pow, tobym pojecha. Albo powiedzmy, e jaki prawosawny wpadby w tej chwili do
wody, skoczybym za nim, Niemca albo taka tobym nie ratowa, ale prawosawnego owszem.
A strach umiera?
Strach. Gospodarki szkoda. Brata mam w domu, wiesz, nie bardzo statecznego pijak, kobiet
bije bez potrzeby, nie szanuje rodzicw. Beze mnie wszystko si zmarnuje, a ojciec i matka ani chybi
pjd z torbami. Jednakowo, bracie, nogi ju si pode mn uginaj, na dodatek tutaj te jest
duszno... Chodmy spa.
V
Gusiew wraca do szpitala okrtowego i kadzie si na koi. Nadal drczy go nieokrelone pragnienie,
lecz nie moe ani rusz zrozumie, czego mu brak. ciska go w piersiach, moty wal w gowie, w
ustach tak zascho, e trudno obrci jzyk. Drzemie i majaczy, a wreszcie nad ranem, wyczerpany
zmorami, kaszlem i gorcem, zasypia mocnym snem. ni mu si, e w koszarach wyjto wanie
chleb z pieca, a on wazi do pieca i okada si tam brzozow miotek. pi przez dwa dni, a trzeciego
dnia w poudnie przychodz z gry dwaj marynarze i wynosz go ze szpitala.
Zaszywaj go w ptno aglowe i eby by ciszy, kad z nim razem dwa ruszty elazne. Obszyty
ptnem Gusiew upodabnia si do marchewki lub do rzodkwi przy gowie szeroki, w nogach
wski... Przed zachodem soca wynosz go na pokad i ukadaj na desce. Jeden koniec deski opiera
si o burt, drugi o skrzyni, ustawion na stoku. Wokoo stoj bezterminowo urlopowani i zaoga z
obnaonymi gowami.
Chwaa Ojcu... zaczyna pop teraz i zawsze i na wieki wiekw...
Amen! piewaj trzej marynarze.
Bezterminowo urlopowani i czonkowie zaogi robi znak krzya i zerkaj spod oka na fale. Dziwne
to, e czowieka obszyto ptnem i za chwil runie w fale. Czyby to mogo spotka kadego?
Pop posypuje Gusiewa ziemi i kania si. Wszyscy piewaj ,,Wieczne odpoczywanie".
Wachtowy podnosi koniec deski. Gusiew zsuwa si z niej, leci gow na d, potem przekrca si w
powietrzu i buch! Piana okrywa go, przez sekund wydaje si, e spowity jest koronkami, ale
sekunda mija i Gusiew znika w falach.
Idzie szybko na dno. Czy dojdzie? Do dna pono jest a cztery wiorsty. Po omiu czy dziesiciu
sniach zwalnia coraz bardziej tempo, koysze si miarowo, jakby w zamyleniu, i unoszony
prdem sunie teraz w bok szybciej ni w d.
Ale oto spotyka na swej drodze stado rybek zwanych pilotami. Na widok ciemnego ksztatu rybki
zatrzymuj si jak wryte, potem wszystkie naraz robi w ty zwrot i znikaj.
Po upywie niecaej minuty szybkie jak strzay dopdzaj znowu Gusiewa i zygzakami przecinaj
wok niego wod...
Nastpnie ukazuje si inny ciemny ksztat. To rekin. Z godnoci i od niechcenia, jak gdyby nie
dostrzegajc Gusiewa, podpywa pod niego i Gusiew opada mu na grzbiet. Potem rekin odwraca si
do gry brzuchem, koysze si, rozkoszujc ciep, przejrzyst wod, wreszcie otwiera leniwie
paszczk o dwch rzdach zbw. Piloty nie posiadaj si z radoci, zatrzymuj si i patrz, co
bdzie dalej. Zabawiwszy si do woli zwokami rekin niedbale podsuwa pod nie paszcz, dotyka ich
ostronie zbami i ptno pka przez ca dugo ciaa, od gowy a do stp. Jeden ruszt wypada,
budzi popoch wrd pilotw, uderza rekina w bok i szybko idzie na dno.
Na grze za tymczasem, po tej stronie, w ktrej zachodzi soce, gromadz si oboki. Jeden obok
przypomina uk tryumfalny, drugi lwa, trzeci noyce... Spoza obokw wystrzela szeroki zielony
promie i siga a na sam rodek nieba, nieco pniej obok niego ukazuje si promie fioletowy,
obok tego zoty, potem rowy... Niebo przybiera delikatn liliow barw. Patrzc na to wspaniae,
urzekajce niebo ocean chmurzy si z pocztku, wkrtce jednak sam przystraja si w barwy ciepe,
radosne, namitne, na ktre w mowie ludzkiej trudno znale okrelenie.
BABY
We wsi Rajburze w sam raz naprzeciw cerkwi stoi pitrowy dom na murowanych fundamentach,
kryty blach. Na parterze mieszka z rodzin sam gospodarz Filip Kaszin, przezwiskiem Diudia, na
pitrze za, gdzie latem bywa bardzo gorco, a zim bardzo zimno, zatrzymuj si przejezdni
urzdnicy, kupcy i obywatele ziemscy. Diudia dzierawi grunty, trzyma zajazd przy szosie, handluje
i dziegciem, i miodem, i bydem i uzbiera ju sobie z osiem tysicy, ktre le w miecie w banku.
Starszy jego syn, Fiodor, pracuje w fabryce jako starszy mechanik i, jak powiadaj o nim chopi,
wysoko zaszed, tak e do niego ani przystp; ona Fiodora, Sofia, nieadna i chorowita baba,
mieszka przy wiekrze, cigle pacze i co niedziel jedzi leczy si do szpitala. Drugi syn Diudi,
garbusek Aloszka, mieszka przy ojcu. Niedawno oeniono go z Warwar, wzit z ubogiej rodziny:
jest to moda, adna, zdrowa kobieta i strojnisia. Zatrzymujcy si u Diudi kupcy i urzdnicy daj
zawsze, aby koniecznie Warwar podawaa im herbat i saa ka.
Pewnego czerwcowego wieczora, kiedy zachodzio. soce, a powietrze pachniao sianem, ciepym
nawozem i wieo wydojonym mlekiem, w podwrze Diudi wtoczy si prostej roboty wzek, na
ktrym siedziao troje ludzi: mczyzna lat trzydziestu, w pciennym ubraniu, obok niego
chopczyk siedmio-omioletni w dugim czarnym surducie z duymi kocianymi guzikami oraz
mody parobek w czerwonej koszuli jako furman.
Parobek wyprzg konie i wyszed z nimi na ulic, eby je przeprowadzi, a przyjezdny umy si,
zmwi modlitw licem do cerkwi, potem rozcieli koo wzka pacht i zasiad z chopczykiem do
wieczerzy; jad nie pieszc si, godnie, a Diudia, ktry widzia w cigu ycia wielu przejezdnych,
pozna w nim i w jego manierach czowieka do rzeczy, statecznego i znajcego swoj warto.
Diudia siedzia na ganeczku w samej tylko kamizelce, bez czapki i czeka, a go do niego zagada.
Przywyk do tego, e podrni wieczorami, nim sen ich najdzie, opowiadali rne historie, i lubi to.
Jego stara, Afanasjewna, i synowa Sofia doiy krowy pod szop; druga synowa, Warwara, siedziaa
przy otwartym oknie na pitrze i jada sonecznikowe pestki.
Ten chopczyk to pewnie twj synek? zapyta Diudia gocia.
Nie, przybrany, sierotka. Wziem go do siebie dla zbawienia duszy.
Rozgadali si. Przybyy okaza si czowiekiem chtnym do zwierze i krasomwc i Diudia z
rozmowy dowiedzia si, e jest on obywatelem pobliskiego miasta i wacicielem domu, e nazywa
si Matwiej Sawwicz, e jedzie teraz obejrze sady, ktre dzierawi od Niemcw-kolonistw, i e
chopczyk nazywa si Kuka. Wieczr by gorcy i parny, nikomu nie chciao si spa. Kiedy zapad
zmierzch i na niebie tu i owdzie zamigotay blade gwiazdy, Matwiej Sawwicz zacz opowiada,
skd wzi si u niego w chopiec, Kuka. Afanasjewna i Sofia stay opodal i suchay, a Kuka
poszed ku bramie.
To jest, mj dziadziu, historia szczegowa i, eby tak powiedzie, niezwyczajna zacz
Matwiej Sawwicz i jakby tak chcie wszystko ci opowiedzie, to i nocy by nie starczyo. Jakie
dziesi lat temu na naszej ulicy, zaraz koo mnie, w domku, gdzie teraz olejarnia i fabryka wiec,
mieszkaa Marfa Simonowna Kapuncewa, staruszka-wdowa, ktra miaa dwu synw: jeden by
konduktorem na kolei, a drugi, Wasia, jednych lat ze mn, mieszka przy matce. Nieboszczyk stary
Kapuncew trzyma pi par koni i najmowa furmanw do woenia ciarw; wdowa nie
poniechaa tego interesu i komenderowaa wonicami niegorzej od nieboszczyka ma, tak e
byway dnie, kiedy miaa z tych furmanek pi rubli czystego zysku. A i chopak jej miewa
dochodziki. Rasowe gobie hodowa i sprzedawa je amatorom; cigle tylko sterczy na dachu,
wiechetek na wabia podrzuca do gry i gwide, a turmany lataj pod samym niebem, a jemu wci
za mao, chce, eby jeszcze wyej. owi te szpaki i czyyki, majstrowa klatki... Maa rzecz, a
popatrz, z tego gupstwa dziesi rubli na miesic wyskoczy. No, po jakim czasie starej matce
odjo wadz w nogach i pooya si do ka. Z przyczyny tego faktu dom zosta bez gospodyni, a
to wanie, jakby czowiek zosta bez oka. Zatroszczya si staruszka i umylia oeni swojego
Wasi. Wezwali co duchu swatk, tak i tak, baby gadu-gadu, i poszed nasz Wasia za narzeczon si
oglda. Upatrzy sobie u wdowy Samochwalichy dziewczyn, Maszek. Niewiele myleli,
pobogosawili i nie min i tydzie, jak ca spraw obrobili. Dziewucha moda, lat siedemnacie,
maluka, w sobie kusa, ale na twarzy biaa i przyjemna, wszystkie zalety ma sowem
panienka; i wiano niczego sobie: piset rubli gotwk, krwka, pociel... A staruszka, jakby to jej
serce naprzd wiedziao, wzia i na trzeci dzie po weselu przeniosa si do niebieskiego Jeruzalem,
gdzie nie masz ni chorb, ni wzdychania. Modzi uczcili jej pami i zaczli y. Poyli z p roku
bardzo wspaniale i naraz nowa zgryzota. Nieszczcie nigdy samo nie chodzi; wezwali Wasi do
komisji wojskowej, eby los cign. Wzili go, nieboraka, do wojska i nawet ulgi mu adnej nie
przyznali. Zgolili gow i popdzili do Krlestwa Polskiego. Wola Boska, nic na to nie poradzisz!
Kiedy z on na podwrku si egna to nic, ale kiedy ostatni raz popatrzy na gobnik, to
zapaka strumieniem ez. al byo na niego patrze. Maszeka zrazu, eby si nie przykrzyo,
wzia do siebie matk; matka pomieszkaa z ni do poogu, kiedy to urodzi si ten oto wanie
Kuka, i odjechaa do Obojani, do drugiej crki, take samo zamnej, a Maszeka zostaa z
dzieciaczkiem. Piciu furmanw, ludzi wiecznie pijanych, czystych zabijakw, konie, rozwory, a tu
znowu pot si obali, a tam w kominie sadze si zapaliy nie na babski to wszystko rozum, i
Maszeka zacza po ssiedzku o kade byle co do mnie si zwraca. No, przyjd, zarzdz,
poradz... wiadomo, nie bez tego, eby czowiek nie wstpi do mieszkania, nie wypi herbaty, nie
porozmawia. Mody byem, umysowy, lubiem porozmawia o rnych rzeczach, ona te bya
ksztacona i grzeczna. Ubieraa si czyciuchno i latem chodzia z parasolk. Bywao, e zaczn do
niej o boskich sprawach albo wzgldem polityki, a jej to podchlebia i zaraz do mnie z herbat, z
konfiturami... Jednym sowem, eby dugo si nie rozwodzi, powiem ci, dziadziu, nie min rok, jak
zmami mnie zy duch, nieprzyjaciel rodu ludzkiego. Zaczem uwaa po sobie, e jak ktrego dnia
do niej nie pjd, to mi si przykrzy i jaki jestem nieswj. I cigle przemylani, z czym by tu do
niej pj. Pora by mwi podwjne okna wstawi" i cay dzie u niej baamuc, ramy
wstawiam i jeszcze staram si, eby na jutro sobie ze dwa okna zostawi. ,,Warto by Wasine gobie
policzy, czy si ktry nie odbi" i tak cigle. Wci z ni tak przez pot rozmawiam, a na koniec,
eby nie byo daleko chodzi, zrobiem w pocie furteczk. Duo na tym wiecie zego i wszelkiego
paskudztwa przez ten niewieci rd. Nie tylko my grzeszni, ale i wici mowie dawali si skusi.
Maszeka mnie od siebie nie odstrczaa. Zamiast eby o mu pamita i cnoty swojej pilnowa,
pokochaa si we mnie. Zaczem uwaa, e i jej si przykrzy i e cigle koo parkanu sobie chodzi
i przez szpary na moje podwrko wyglda. Fantazja kawalerska skoowaa mi gow. We czwartek
Wielkiego Tygodnia id ja wczenie rano ledwo wit na targ, przechodz koo jej bramy, a zy duch
krok w krok ze mn; patrz nad jej furtk siateczka bya taka druciana. Widz, nie pi Maszeka,
stoi porodku podwrka i karmi kaczki. Nie wytrzymaem i zawoaem na ni. Podesza i patrzy na
mnie przez t siatk. Liczko takie biae, oczki askawe, zaspane... Bardzo mi si spodobaa i
zaczem jej komplimenty prawi, jakby to nie przy bramie byo, ale na imieninach, a ona
pokraniaa, mieje si i cigle patrzy mi prosto w oczy, ani mrugnie. Straciem rozum i zaczem jej
wyznawa moje miosne uczucia... Otwara furtk, wpucia mnie i od tego rana zaczlimy y ze
sob jak m z on.
Z ulicy wszed na podwrze garbusek Aloszka i zasapany, na nikogo nie patrzc, wbieg do domu;
po chwili wybieg z mieszkania z harmoni i brzczc miedziakami w kieszeni, a po drodze uszczc
sonecznikowe pestki, znikn za bram.
A to kto taki? zapyta Matwiej Sawwicz.
Mj syn Aleksiej odpar Diudia. Na hulank poszed, podlec. Pan Bg go pokara garbem,
to ju tam wiele od niego nie wymagamy.
I cigle tylko z chopakami hula, cigle hula westchna Afanasjewna. W zapusty
oenilimy go, mylelimy bdzie lepiej, a on, widzita, jeszcze gorszy si zrobi.
adnego poytku. Darmomy tylko cudz dziewk uszczliwili rzek Diudia.
Gdzie za cerkwi rozlega si wspaniaa, smutna pie. Sw nie podobna byo rozpozna i sycha
byo tylko glosy: dwa tenory i bas. W podwrzu zrobio si bardzo cicho, gdy wszyscy zaczli
sucha... Dwa gosy nagle przerway sobie pie zanoszcym si miechem, a trzeci, tenor, piewa
dalej i wzi tak wysok nut, e wszyscy mimo woli spojrzeli w gr, jakby gos wysokoci
swoj dosiga nieba. Warwara wysza przed dom i osoniwszy oczy doni jak od soca, popatrzya
w stron cerkwi.
To popowicze z nauczycielem rzeka. Wszystkie trzy gosy zapieway znw razem. Matwiej
Sawwicz westchn i mwi dalej:
Takie to sprawy, dziadziu. Po dwu latach dostalimy list od Wasi z Warszawy. Pisze, e go z
wojska odsyaj do domu na popraw zdrowia. Ja pod ten czas duru si z gowy pozbyem i nawet
mi si dobry oenek trafia, i nie wiedziaem tylko, jak te romanse skoczy. Co dnia zbieraem si
porozmawia z Maszek, a nie wiedziaem, od jakiej strony do niej przystpi, eby nie byo
babich piskw. List mi rce rozwiza. Przeczytalimy go z Maszek, ona zbielaa jak ten nieg, a
ja jej powiadam: ,,To si znaczy powiadam e, chwaa Bogu, bdziesz znw miaa prawego
ma." A ona do mnie: ,,Ja nie bd z nim ya". Albo to nie twj m?" powiadam. ,,Co z
tego?... Nigdy go nie kochaam i nie z dobrej woli za niego poszam. Matka kazaa". Ty si
powiadam gupia, nie wykrcaj, tylko mw: braa z nim w cerkwi lub czy nie braa?" ,,Braam
powiada Maszeka ale ja ciebie kocham i z tob bd ya do samej mierci. Niech si sobie
ludzie miej. Ja na to nie uwaam..." Nabona powiadam i Pismo wite czytaa; co tam
stoi napisane?"
ich krew...
Cicho, ty! krzykn na ni Diudia. Kobya!
Hi-hi-hi! cign swoje Matwiej Sawwicz. Z jego podwrka przylecia furman, ja mojego
parobka zawoaem i tak we trzech odcignlimy od niego Maszek i pod rczki zaprowadzilimy
j do domu. Czysta sromota! Wieczorem tego samego dnia poszedem ich odwiedzi. Maszeka ley
w ku, caa zakutana, zimne okady bierze, tylko aby nos i oczy jej wida, i patrzy w sufit. Mwi
do niej: ,,Dobry wieczr, Mario Siemionowna!" Ona nic. A Wasia siedzi w drugim pokoju, za gow
trzyma si i pacze: Jestem zbj! Zgubiony ze mnie czowiek! Zelij mi, Panie, mier!"
Posiedziaem z p godzinki przy Maszece i powiedziaem jej nauk. Postraszyem j.
Sprawiedliwi powiadam na tamtym wiecie do raju pjd, a ty do gehenny ognistej razem z
rozpustnicami.,, Nie sprzeciwiaj si mowi, id, padnij mu do ng". A ona ani sweczka, nawet
okiem nie mrugnie, jakbym mwi do supa. Na drugi dzie Wasia zachorowa co jakby na choler i
do wieczora, sysz, umar. Pochowali. Maszeka nie bya na cmentarzu, nie chciaa ludziom swojej
twarzy bezwstydnej pokazywa i tych siniakw. Niedugo potem zaczli w miecie mwi, e Wasia
nie swoj mierci umar, e Maszeka go zgadzia. Doszy te suchy do wadzy. Odkopali Wasi,
wypatroszyli i znaleli w ywocie arszenik. Sprawa bya jasna jak dzie, przysza policja i zabraa
Maszek, a z ni Kuk-niewinitko. Wsadzili do wizienia. Doigraa si baba, Bg j skara.... Po
omiu miesicach by sd. Siedzi, pamitam, na aweczce, w biaej chucinie, w szarym kabaciku,
sama chudziutka, blada, bystro spoglda, al na ni patrze. Za ni onierz z karabinem. Nie
przyznawaa si. Jedni na sdzie mwili, e ona ma otrua, a drudzy dowodzili, e m sam ze
zgryzoty si otru. Ja byem za wiadka. Kiedy mnie pytali, wyoyem wszystko sumiennie. ,,Jej
grzech powiadam. Nie ma co skrywa, nie kochaa ma, a kobieta bya z charakterem..."
Zaczli sdy rano, a przed noc wydali taki wyrok: zesa na Sybir, na katorg, na trzynacie lat. Po
tym wyroku Maszeka siedziaa jeszcze trzy miesice w naszym wizieniu. Chodziem do niej i
przez ludzko nosiem jej to herbat, to cukier. A ona, jak mnie tylko zobaczy, zaraz si caa trzsie,
macha rkoma i mamrocze: ,, Odejd! Odejd!" I Kuk do siebie przyciska, jakby si baa, e go
wezm. ,,Widzisz powiadam czego doczekaa! Ech, Masza, Masza, duszo ty zatracona! Nie
suchaa mnie, kiedym ci uczy rozumu, to teraz pacz nad sob. Sama powiadam sobie
winna i siebie teraz wi". Ja jej nauk prawi, a ona: Odejd! Odejd!" i przyciska si z Kuk
do ciany, i caa dry. Kiedy wywozili Maszek od nas do guberni, poszedem odprowadzi j na
stacj i wetknem jej w zawinitko rubelka dla zbawienia duszy. Ale ona nie dosza do Sybiru... W
guberni dostaa gorczki i umara w wizieniu.
Pieskie ycie, pieska i mier rzek Diudia.
Kuk odesali do domu... Pomylaem ja, podumaem i wziem go do siebie. C? Chocia i
aresztancki pomiot, ale zawsze to ywa dusza i chrzczona... al mi byo. Zrobi z niego pomocnika
w sklepie, a jeeli sam nie bd mia dzieci, to i na kupca go wykieruj. Teraz, jak tylko dokd jad,
bior go z sob, niech si uczy.
Przez cay czas, kiedy Matwiej Sawwicz opowiada, Kuka siedzia przy bramie na kamyczku i
podparszy obu rkoma gow patrzy w niebo. Z daleka w ciemnociach podobny by do pieka.
Kuka, id spa! krzykn na niego Matwiej Sawwicz.
Tak, ju pora rzek Diudia wstajc; ziewn gono i doda: Zawsze swoim rozumem chc
Gdzie chodzia?
Warwara nic nie odpowiedziaa.
Napytasz ty sobie jeszcze, moducho, jakiej biedy rzeka Sofia. Syszaa, jak to Maszek
i nogami, i lejcami? Patrz, eby z tob tak nie byo.
A niech tam.
Warwara zamiaa si w chustk i rzeka szeptem:
Z popowiczem chodziam.
Pleciesz!
Jak mi Bg miy.
Grzech! szepna Sofia.
A niech tam... Czego aowa? Grzech, to niech bdzie grzech, a lepiej, eby mnie piorun zabi
nieli takie ycie. Ja moda, zdrowa, a ma mam garbatego, obrzydego, srogiego, jeszcze gorszego
jak ten przeklty Diudia. Kiedy byam dziewuch, tom niedojadaa, boso chodziam i uciekam od
tego zego losu, skusio mnie bogactwo Aloszki i tak dostaam si do niewoli jak ryba w sak, i lej
by mi byo z gadzin spa jak z tym Aloszk zapowietrzonym. A twoje ycie? Ani na co popatrze.
Twj Fiodor wygna ci z fabryki do ojca, a sobie drug sprowadzi; synka ci odebrali i w niewol
oddali. Robisz jak ko i dobrego sowa nie usyszysz. Ju lepiej cae ycie w paniestwie si
mczy, lepiej od popowiczw po p rubelka bra, po probie chodzi, lepiej skoczy do studni...
Grzech! szepna znw Sofia.
A niech tam!
Gdzie za cerkwi znw te same trzy gosy dwa tenory i bas zaczy piewa smutn pie. I
znw nie mona byo rozrni sw.
Nocne marki... zamiaa si Warwara. I zacza opowiada szeptem, jak chodzi po nocach z
popowiczem i co on jej mwi, i jakich ma kolegw, i jak hulaa z przejezdnymi urzdnikami i
kupcami. Od smutnej pieni powiao swobodnym yciem, Sofia zacza si miai straszno jej
byo, i sodko, i grzeszn si czua tak suchajc, i zazdrocia, i aowaa, e sama nie grzeszya,
pki bya moda i adna. Na cmentarzu starej cerkwi wybia pnoc.
Pora spa rzeka Sofia wstajc bo jeszcze Diudia si opatrzy...
Obie po cichu weszy w podwrze.
Ja odeszam i nie syszaam, co on dalej o Maszece opowiada rzeka Warwara cielc pod
oknem.
Umara, powiedzia, w wizieniu. Ma otrua.
Warwara pooya si obok Sofii, podumaa i rzeka szeptem:
Ja bym mojego Aloszk ycia pozbawia i ani bym poaowaa.
Pleciesz, Bg z tob.
Kiedy Sofia zasypiaa, Warwara przytulia si do niej i szepna na ucho:
Wemy, otrujmy i Diudi, i Aloszk. Sofia drgna i nic nie powiedziaa, potem otwarta oczy i
bez mrugnicia, dugo patrzya w niebo.
Ludzie si dowiedz rzeka.
Nie dowiedz si. Diudia ju stary, na niego ju czas umiera, a o Aloszce powiedz: zdech od
pijastwa.
Strach... Bg skarze.
A niech tam...
Obie nie spay i w milczeniu dumay.
Zimno powiedziaa Sofia i zacza dygota. Ju chyba zaraz bdzie rano... Ty pisz?
Nie... Ty mnie nie suchaj, kochana zaszeptaa Warwara. Zoszcz si na nich, potpiecw,
i sama nie wiem, co mwi. pij, bo ju wita... pij... Zamilky obie, uspokoiy si i niebawem
usny. Najwczeniej ze wszystkich obudzia si stara. Zbudzia Sofi i obie poszy pod szop doi
krowy. Przyszed garbusek Aloszka, zupenie pijany, bez harmonii, pier i kolana mia cae w kurzu i
somie wida upada po drodze. Zataczajc si poszed pod szop, nie rozebrany zwali si na
sanie i wnet zachrapa. Kiedy wschodzce soce zapalio jaskrawym pomieniem krzye na cerkwi,
a potem, okna, i kiedy przez podwrze po rosistej trawie pobiegy cienie drzew i urawia
studziennego, Matwiej Sawwicz zerwa si i zakrztn.
Kuka, wstawaj! zawoa. Pora zaprzga! wawo!
Zacz si rwetes poranny. Moda ydwka w brzowej sukni ze szlarkami przyprowadzia na
podwrze konia do wodopoju. Zaskrzypia aonie uraw studzienny, stukno wiadro... Kuka
zaspany, apatyczny, okryty ros siedzia na wzku, leniwie wciga surducik i sucha, jak w studni
wychlustuje si woda z wiadra, i kuli si z chodu.
Ciotka! krzykn Matwiej Sawwicz do Sofii. Tr no mojego parobka, eby zaprzga! A
jednoczenie Diudia krzycza przez okno:
Sofia, we od ydwki kopiejk za wodopj. Znarowiy si, parchy!
Po ulicy biegay tam i sam owce i beczay; baby krzyczay na pastucha, ktry gra na piszczace,
trzaska z bata lub odpowiada im cikim, ochrypym basem. Trzy owce wbiegy na podwrze i nie
mogc znale bramy trykay w parkan. Haas obudzi Warwar, zgarna pociel i wesza do domu.
Owce by chocia wygnaa! krzykna za ni stara. Wielka pani!
A juci! Bd na was, herodw, robia! mrukna Warwara wchodzc do domu.
Wysmarowali osie i zaprzgli konie. Z domu wyszed Diudia z liczydem w rce, usiad na ganeczku
i zacz liczy, ile naley si od gocia za nocleg, za owies i wodopj.
Drogo, dziadziu, liczysz za owies rzek Matwiej Sawwicz.
Jeeli drogo, to nie bierz. U nas, panie kupiec, bez przymusu.
Kiedy podrni poszli ku wzkowi, eby siada i jecha, zatrzymaa ich na chwil pewna
okoliczno. Kuce zgina czapka.
Gdziee j podzia, ty wintuchu! krzykn Matwiej Sawwicz. Gdzie j masz?
Kuce przeraenie skrzywio twarz, zacz si miota koo wzka, a nie znalazszy tam, pobieg ku
bramie, a potem do szopy. Stara i Sofia pomagay mu szuka.
Uszy ci poobrywam! krzykn Matwiej Sawwicz. Ty pokrako!
Czapka znalaza si na spodzie wzka. Kuka rkawem strzsn z niej siano, woy j i lkliwie,
cigle jeszcze z przeraeniem na twarzy, jakby si ba, e go uderz z tyu, wgramoli si na wzek.
Matwiej Sawwicz przeegna si, parobek szarpn lejce i wzek ruszywszy z miejsca wytoczy si
za bram.
POJEDYNEK
Bya godzina sma rano pora, gdy oficerowie, urzdnicy i przyjezdni po gorcej, dusznej nocy
zazwyczaj kpali si w morzu, a potem szli do pawilonu na kaw czy herbat. Iwan Andrieicz
ajewski, mody szczupy blondyn lat dwudziestu omiu, w mundurowej czapce i w rannych
pantoflach, przyszed si kpa i na brzegu zobaczy sporo znajomych, a wrd nich swojego
przyjaciela, lekarza wojskowego Samojlenk.
Ten Samojlenko, czowiek tgi, otyy, czerwony, niemal bez szyi, z du ostrzyon gow i wielkim
nochalem, z gszczem czarnych brwi i siwymi bokobrodami, a na dobitk z chrypicym onierskim
basem, sprawia na kadym nowoprzybyym nieprzyjemne wraenie prostaka i zrzdy, ale ju po
paru dniach znajomoci jego twarz wydawaa si niezwykle dobra, mia i nawet adna. Mimo
niedwiedziowatej postaci i szorstkiego tonu by to czowiek spokojny, niezmiernie dobry, pogodny i
uczynny. Ze wszystkimi w miecie by na ,,ty", wszystkim poycza pienidze, wszystkich leczy,
swata, godzi; urzdza wycieczki, na ktrych smay szaszyki i gotowa bardzo smaczn zup z
gowaczy; cigle komu pomaga i co zaatwia, cigle si z czego cieszy. Bdc wedug
powszechnej opinii czowiekiem bez skazy, mia tylko dwie sabostki; po pierwsze, wstydzi si
wasnej dobroci i stara si j maskowa surowym spojrzeniem i udan szorstkoci, po drugie, lubi,
eby felczerzy i onierze tytuowali go ekscelencj, jakkolwiek by tylko radc stanu.
Odpowiedz mi na jedno pytanie, Aleksandrze Dawidyczu zacz ajewski, kiedy razem z
Samojlenk zanurzy si w wodzie a po ramiona. Dajmy na to, zakochae si w jakiej kobiecie
i yjesz z ni; przeye z ni, powiedzmy, dwa lata z gr, a potem, jak to si nieraz zdarza,
zobojtniae i czujesz, e to obcy czowiek. Co by zrobi w takim wypadku?
Wiadomo co! Id sobie, dobrodziejko, gdzie ci oczy ponios, i sprawa zaatwiona.
atwo powiedzie! A jeeli ona nie ma dokd i? To kobieta samotna, bez rodziny, bez grosza
przy duszy, pracowa nie umie...
No to co? Piset jednorazowo albo dwadziecia pi miesicznie i po krzyku. Prosta sprawa.
Dajmy na to, e ci sta i na piset, i na dwadziecia pi miesicznie, ale kobieta, o ktrej
mwi, jest inteligentna i dumna. Czyby si omieli zaproponowa jej pienidze? W jakiej
formie? Samojlenko chcia co odpowiedzie, ale w tym momencie wielka fala przewalia si im nad
gow, potem uderzya o brzeg i rozlaa si z oskotem po drobnych kamykach. Obaj przyjaciele
wyszli z wody i zaczli si ubiera.
Oczywicie, e nie atwo y z kobiet, skoro si nie kocha powiedzia Samojlenko
wytrzsajc piasek z buta. Ale naley postpowa po ludzku, Wania. Gdyby to mnie dotyczyo,
ani bym si nie zdradzi, e ju nie kocham, tylko ybym z ni a do mierci.
Nagle jednak zawstydzi si tego, co powiedzia, zaraz wycofa si:
Zreszt dla mnie baby mog w ogle nie istnie. Do diaba z nimi!
Obaj przyjaciele ubrali si i poszli do pawilonu. Tu Samojlenko czu si jak u siebie w domu, nawet
mia oddzielne naczynia na wasny uytek. Kadego rana podawano mu na tacy filiank kawy,
wod z lodem w wysmukej, rnitej szklance i kieliszek koniaku; naprzd wypija koniak, potem
gorc kaw, potem wod z lodem, i to musiao mu bardzo smakowa, bo po wypiciu jego oczy
nabieray oleistego blasku, przygadza obu rkami swoje bokobrody i mwi patrzc na morze:
Niezwykle pikny widok!
Po dugiej nocy, spdzonej na niewesoych i bezpodnych rozmylaniach, ktre odpdzay sen i
jakby jeszcze zgszczay duszn ciemno nocy, ajewski czu ci zmczony i senny. Kpiel i
czarna kawa niewiele mu pomogy.
Wrmy do naszej rozmowy, Aleksandrze Dawidyczu powiedzia. Nie bd nic przed tob
ukrywa, powiem szczerze jako przyjacielowi: stosunki z Nadied Fiodorown ukadaj si le,
bardzo le! Wybacz, e ci wtajemniczam w moje sprawy, ale musz si wypowiedzie.
Samojlenko przeczuwajc, o czym bdzie mowa, opuci oczy i zabbni palcami po stole.
Przeylimy z sob dwa lata i przestaem j kocha... cign ajewski a waciwie
zrozumiaem, e mioci w ogle nie byo. Te dwa lata to byo oszukiwanie samego siebie.
ajewski, prowadzc rozmow, mia zwyczaj ogldania swoich rowych doni, gryzienia paznokci
i mitoszenia mankietw. Teraz te robi to samo.
Ja przecie wiem, e nie jeste w stanie mi pomc powiedzia ale musz o tym mwi, bo
dla takiego jak ja pechowca i niepotrzebnego czowieka jedyny ratunek to rozmowa. Musz
uoglnia kady mj czyn, musz szuka wytumaczenia i usprawiedliwienia dla mojego
nieudanego ycia w cudzych teoriach, w postaciach z literatury, w tym, na przykad, e my, szlachta,
ulegamy degeneracji i tak dalej... Ubiegej nocy, na przykad, pocieszaem si w ten sposb, e wci
mylaem: ach, jak Tostoj ma racj, okrutn racj! I przez to byo mi lej. No bo rzeczywicie,
bracie, to wielki pisarz! Co tu mwi.
Samojlenko, ktry zupenie nie zna Tostoja i kadego dnia zamierza go przeczyta, powiedzia
zmieszany:
Tak, wszyscy pisarze czerpi z wyobrani, a on wprost z natury.
Boe westchn ajewski do jakiego stopnia jestemy wypaczeni przez cywilizacj.
Pokochaem kobiet zamn; ona mnie rwnie... Z pocztku byy pocaunki i ciche wieczory, i
przysigi, i Spencer, i ideay, i wsplne zainteresowania... C za kamstwo! Waciwie ucieklimy
od ma, ale okamywalimy si, e uciekamy przed pustk naszego inteligenckiego ycia.
Przyszo wyobraalimy sobie tak: na Kaukazie z samego pocztku, zanim zapoznamy si z
miejscowoci i ludmi, wo mundur i bd pracowa w urzdzie, a z czasem kupimy sobie
kawaek ziemi gdzie za miastem, zaczniemy pracowa w pocie czoa, zaoymy winnic, bdziemy
uprawia pole i tak dalej. Gdyby to ty by na moim miejscu albo ten twj zoolog von Koren,
przeylibycie chyba z Nadied Fiodorown co najmniej trzydzieci lat, a potomstwu
pozostawilibycie w spadku pikn winnic i tysic dziesicin kukurydzy, ja natomiast od
pierwszego dnia czuem si jak bankrut. W miecie nieznony upa, nuda, pustka, wyjdziesz na pole
tu zdaje si, e pod kadym krzakiem i kamieniem czyhaj jadowite falangi, skorpiony, mije, a
za polem ju tylko gry i pustynie. Obcy ludzie, obca przyroda, ndzna kultura to nie tak atwo,
bracie, jak spacerowa w futrze po Newskim z Nadied Fiodorown pod rczk i marzy o ciepych
krajach. Tu potrzebna walka na mier i ycie, a czy ja jestem bojownik? Ndzny neurastenik,
paniczyk... Od pierwszego dnia zrozumiaem, e moje marzenia o pracowitym yciu, o winnicy psu
na bud si nie zdadz. Co do mioci, to mog ci zapewni, e poycie z kobiet, ktra czytaa
Spencera i posza za tob na kraj wiata, jest rwnie nieciekawe, jak z pierwsz lepsz Akulin czy
Anfis. Ten sam zapach elazka, pudru i lekarstw, te same papiloty z rana, to samo oszukiwanie
samego siebie...
W gospodarstwie nie da rady bez elazka powiedzia Samojlenko czerwieniejc ze wstydu, e
ajewski mwi tak otwarcie o znanej doktorowi osobie. Jeste dzi nie w humorze, Wania, widz
to... Nadieda Fiodorowna to kobieta szlachetna, wyksztacona, ty jeste czowiekiem o
niepospolitym umyle... e yjecie bez lubu cign Samojlenko ogldajc si. na ssiednie
stoliki to przecie nie wasza wina, a ponadto... trzeba wyzby si przesdw i stan na poziomie
wspczesnych idej. Ja sam jestem za lubem cywilnym, tak... Ale uwaam, e skorocie si
poczyli, to naley y razem a do mierci.
Bez mioci?
Zaraz ci wszystko wytumacz powiedzia Samojlenko. Z osiem lat temu mieszka tu u nas
jeden porednik, ju staruszek, czowiek o niepospolitym umyle. Wic on nieraz mwi: w yciu
maeskim najwaniejsza rzecz to cierpliwo. Syszysz, Wania? Nie mio, lecz cierpliwo.
Mio nie moe trwa dugo. Dwa lata ye w mioci, a teraz widocznie twoje maeskie ycie
weszo w ten okres, kiedy dla zachowania, e tak powiem, rwnowagi powiniene wykaza jak
najwiksz cierpliwo.
Ty wierzysz w dobr rad staruszka porednika, a dla mnie to jaka brednia. Twj staruszek mg
zachowywa si obudnie, mg wiczy swoj cierpliwo, a niekochan osob traktowa jak
przedmiot niezbdny do wicze, ale ja jeszcze tak nisko nie upadem; jeeli bd mia ochot na
wiczenie cierpliwoci, to kupi sobie albo ciary gimnastyczne, albo narowistego konia, ale
czowieka zostawi w spokoju.
Samojlenko zada biaego wina z lodem. Kiedy obaj przyjaciele wypili po szklance, ajewski
nagle zapyta:
Powiedz mi, co to znaczy rozmikczenie mzgu?
Jakby ci to wytumaczy... to taka choroba, przy ktrej mzg staje si mikszy... jakby si
rozrzedza.
Czy to uleczalne?
Owszem, o ile choroba nie jest zaniedbana. Zimne natryski, plaster... No i co do wewntrz.
Aha... Wic rozumiesz moj sytuacj? Nie mog y z t kobiet, to ponad moje siy. Kiedy
jestem z tob, to i filozofuj, i umiecham si, ale w domu zupenie si rozklejam. Przeraenie mnie
ogarnia, bo gdyby, dajmy na to, zapowiedziano mi, e musz z ni jeszcze przey choby tylko
miesic, to ja chyba kul w eb bym sobie wpakowa. A rwnoczenie nie mog z ni zerwa. Jest
samotna, nie umie pracowa, adne z nas nie ma pienidzy... Dokd pjdzie? Do kogo si zwrci?
Nic tu nie wymylisz... Dorad wic: co robi?
Taak... mrukn Samojlenko nie znajdujc odpowiedzi. Ona ci kocha?
Owszem, kocha o tyle, o ile jej w tym wieku i przy tym temperamencie potrzebny jest
mczyzna.
Byoby jej rwnie trudno skoczy ze mn, jak z pudrem czy papilotami. Jestem dla niej jednym z
niezbdnych skadnikw jej buduaru. Samojlenko zawstydzi si.
Ty nie w humorze, Wania powiedzia. Pewnie jeste niewyspany.
Tak, le spaem... W ogle czuj si kiepsko, bracie. W gowie pustka, serce zamiera, jaka
dziwna sabo... Trzeba ucieka!
Dokd?
Tam, na pnoc. Midzy sosny i grzyby, do ludzi, do idej... Oddabym p ycia, eby mc teraz
w moskiewskiej czy w tulskiej guberni wykpa si w rzeczce, rozumiesz, zzibn troch, a potem
azi par godzin choby z byle jakim studencin i gada, gada... Jak tam pachnie sianem!
Pamitasz? A wieczorami, kiedy chodzisz po ogrodzie, z domu dolatuj dwiki fortepianu, sycha,
jak jedzie pocig...
ajewski rozemia si z radoci, w oczach zakrciy mu si zy, wic eby je ukry, sign do
ssiedniego stolika po zapaki.
A ja ju od osiemnastu lat nie byem w Rosji powiedzia Samojlenko. Zapomniaem, jak
tam jest. Moim zdaniem nie ma kraju tak wspaniaego jak Kaukaz.
Przypomnia mi si obraz Wereszczagina: na dnie potwornie gbokiej studni mcz si skazani
na mier. Ot wanie tak studni przypomina mi twj wspaniay Kaukaz. Gdyby kazano mi
wybiera jedno z dwojga: by kominiarzem w Petersburgu czy ksiciem tutaj, wybrabym
kominiarza.
ajewski zamyli si. Patrzc na jego pochylone ciao, na oczy utkwione w jeden punkt, na blad
spocon twarz i zapade skronie, na ogryzione paznokcie i na pantofel, ktry zsun si z pity i
odsoni nieudolnie zacerowan skarpetk, Samojlenko poczu lito i moe dlatego, e ajewski
przypomina mu bezradne dziecko, zapyta:
Czy twoja matka yje?
Tak, ale stosunki s zerwane. Nie moga mi darowa tego romansu.
Samojlenko lubi swojego przyjaciela. Uwaa go za poczciwego chopa, studenta, brata-at, z
ktrym mona i popi, i pomia si, i pogada od serca. To, co w nim rozumia, waciwie mu si
bardzo nie podobao. ajewski pi duo i nie w por, gra w karty, gardzi swoj prac, y ponad
stan, czsto uywa nieprzyzwoitych wyrazw, wychodzi na ulic w rannych pantoflach, kci si z
Nadied Fiodorown przy obcych i to si Samojlence nie podobao. A e ajewski by kiedy na
fakultecie filologicznym, e prenumerowa teraz dwa grube periodyki, mwi czsto tak mdrze, e
tylko nieliczni go rozumieli, i y z kobiet inteligentn tego wszystkiego Samojlenko nie
rozumia, ale to mu si podobao, stawia wic ajewskiego wyej od siebie i szanowa go.
Jeszcze jeden szczeg powiedzia ajewski potrzsajc gow. Ale niech to zostanie
midzy nami. Na razie ukrywam to przed Nadied Fiodorown, wic nie wygadaj si...
Przedwczoraj otrzymaem wiadomo, e jej m umar na rozmikczenie mzgu.
Wieczne odpoczywanie... westchn Samojlenko. Ale dlaczego to przed ni ukrywasz?
Gdybym pokaza jej list, to by oznaczao: teraz do cerkwi i lub! A przecie najpierw trzeba
wyjani nasze stosunki. Kiedy ona sama si przekona, e nie moemy dalej y ze sob, wtenczas
poka jej list. Wtenczas to niczym nie bdzie grozio.
Wiesz, Wania powiedzia nagle Samojlenko z aosnym, bagalnym wyrazem twarzy, jak
gdyby chcia poprosi o co wyjtkowo smacznego i ba si, eby mu nie odmwiono. Oe si,
kochanie!
Po co?
Spenij swj obowizek wobec tej szlachetnej kobiety. Jej m umar, a wic sama opatrzno
wskazuje ci, co masz uczyni.
Ale zrozum, dziwaku jeden, e to niemoliwe. Oeni si bez mioci jest rzecz tak samo pod
i niegodn czowieka, jak odprawia msz bez wiary w Boga.
Ale ty musisz!
Dlaczego musz? zapyta ajewski z irytacj.
Bo j zabra mowi i jeste za ni odpowiedzialny.
Mwi ci przecie wyranie: ja jej nie kocham!
No to nie kochaj, ale szanuj, czcij...
Szanuj, czcij... przedrzenia go ajewski. Jakby to bya przeorysza... Kiepski z ciebie
psycholog i fizjolog, jeeli sdzisz, e yjc z kobiet mona jecha na samym szacunku i czci.
Kobiecie jest przede wszystkim potrzebne ko.
Wania, Wania... zawstydzi si Samojienko.
Jeste stare dziecko i teoretyk, a ja mody starzec i praktyk, wic nigdy si nie zrozumiemy.
Lepiej dajmy temu spokj. Mustafo! zawoa ajewski do kelnera. Ile si od nas naley?
Nie, nie... przerazi si doktor chwytajc ajewskiego za rk. To ja pac. Ja zamawiaem.
Zapisz na mnie! zawoa do Mustafy.
Obaj przyjaciele wstali i w milczeniu poszli nadbrzeem. U wejcia na bulwar zatrzymali si i
ucisnli sobie rce na poegnanie.
Wy wszyscy jestecie strasznie rozpieszczeni westchn Samojlenko. Los ci zesa kobiet
mod, adn, wyksztacon, a ty jej nie chcesz, ja natomiast, gdyby mi Bg da cho pokraczn
staruszk, aby tylko dobr i czu, ju bybym szczliwy. Mieszkabym z ni w swojej winnicy i...
Samojlenko natychmiast zawstydzi si wasnej szczeroci i doda:
I niech mi tam stara wiedma samowar nastawia. Poegnawszy ajewskiego ruszy przed siebie
bulwarem. Gdy tak kroczy, wypinajc pier przyozdobion Wodzimierzem z kokard, masywny,
dostojny, z surowym wyrazem twarzy, w nienobiaym kitlu i znakomicie wypucowanych butach,
niewtpliwie w tym momencie bardzo si sam sobie podoba, a nawet zdawao mu si, e cay wiat
patrzy na niego z upodobaniem. Nie odwracajc gowy rozglda si na wszystkie strony i uwaa, e
bulwar prezentuje si cakiem dobrze, e mode cyprysy, eukaliptusy i brzydkie cherlawe palmy s
bardzo pikne i z czasem dadz duo cienia, e Czerkiesi to nard prawy i gocinny. ,,Dziwne, e
ajewski nie lubi Kaukazu myla bardzo dziwne". W drodze spotka piciu onierzy z
karabinami, wszyscy zasalutowali. Z prawej strony bulwaru przesza chodnikiem ona znajomego
urzdnika z synem gimnazist.
Dzie dobry, Mario Konstantinowno zawoa do niej Samojlenko, mile umiechajc si.
Pani wraca z kpieli? Cha-cha-cha... Ukony dla Nikodema Aleksandrycza!
I poszed dalej, zachowujc ten sam miy umiech, ale zauwaywszy idcego naprzeciw felczera
wojskowego, zmarszczy brwi, zatrzyma go i zapyta:
Czy jest kto w szpitalu?
Nie ma nikogo, ekscelencjo.
Co?
Nie ma nikogo, ekscelencjo.
Dobrze, id...
Koyszc si majestatycznie podszed do budki z limoniad, gdzie siedziaa stara piersiasta
ydwka, podajca si za Gruzink, i powiedzia do niej tak gono, jakby wydawa komend przed
pukiem:
nazywa j kochaniem.
Ta zupa ma smak lukrecji powiedzia z umiechem; usiowa zachowywa si uprzejmie, ale w
kocu nie wytrzyma i owiadczy: U nas nikt nie zajmuje si gospodarstwem... Jeeli jeste a
tak chora czy pochonita lektur, to prosz ci bardzo, ja sam mog zaj si sprawami kuchni.
Dawniej byaby powiedziaa: Zajmij si" albo: Widz, e chcesz zrobi ze mnie kuchark", ale
teraz rzucia mu tylko zalknione spojrzenie i zarumienia si.
Jak si czujesz dzisiaj? zapyta tkliwie.
Dzisiaj niele. Jestem troch osabiona.
Musisz si oszczdza, kochanie. Bardzo si o ciebie boj.
Nadieda bya na co chora. Samojlenko twierdzi, e to malaria, i zaleca chinin; inny lekarz,
Ustimowicz, wysoki szczupy odludek, ktry w dzie siedzia w domu, a wieczorem pokasujc
powolutku spacerowa po bulwarze, zakadajc do tyu rce i trzymajc lask wzdu plecw,
uwaa, e to choroba kobieca i doradza rozgrzewajce kompresy. Dawniej, kiedy ajewski by
zakochany, choroba Nadiedy Fiodorowny budzia w nim wspczucie i obaw, teraz nawet chorob
uwaa za jaki fasz. ta, senna twarz, apatyczny wzrok i poziewanie, ktre mczyo Nadied po
atakach malarycznych, i to, e podczas ataku leaa pod kocem bardziej podobna do chopca ni do
kobiety, i to, e w jej pokoju panowa zaduch i niemia wo to wszystko, jego zdaniem, burzyo
iluzj i byo protestem przeciw mioci i maestwu.
Na drugie danie ajewski dosta szpinak z jajkami na twardo, a Nadieda, jako chora, kisiel z
mlekiem. Gdy ona z zatroskan min najpierw dotkna kisielu yk, a potem zacza powoli je
popijajc mlekiem i ajewski usysza gone ykanie, ogarna go tak cika nienawi, e a w
gowie mu zawierzbiao. Wiedzia, e takie uczucie nawet w stosunku do psa byoby zniewag, lecz
pretensj o to uczucie mia nie do siebie, tylko do Nadiedy, bo to ona je wywoaa; teraz nawet
rozumia, e kochanek moe zabi swoj kochank. Sam oczywicie by nie zabi, ale gdyby w tej
chwili mia wystpi w roli sdziego przysigego, uniewinniby zabjc.
Merci, kochanie powiedzia po skoczonym obiedzie i pocaowa Nadied w czoo.
Wrciwszy do swojego gabinetu, kilka minut chodzi z kta w kt, spogldajc z ukosa na swoje
buty z cholewami, potem usiad na kanapie i mrukn:
Ucieka, ucieka! Wyjani wszystko i ucieka! Pooy si na kanapie i znw przyszo mu na
myl, e moe m Nadiedy umar z jego winy.
Wini czowieka o to, e zakocha si czy przesta kocha, jest bez sensu przekonywa sam
siebie lec i zadzierajc nogi do gry, eby wcign buty. Mio i nienawi nie zale od nas.
A jeeli chodzi o ma, to moliwe, e ja porednio te przyczyniem si do jego mierci, ale czy
jestem winien, e zakochaem si w jego onie, a ona we mnie?
W kocu wsta i odszukawszy czapk uda si do Szeszkowskiego, do ktrego co dzie przychodzili
koledzy biurowi na winta i zimne piwo.
Tym brakiem zdecydowania przypominam Hamleta medytowa ajewski ju na ulicy, Jak
trafnie Szekspir to uchwyci! Ach, jak trafnie!"
III
Dla wasnej rozrywki, a take by przyj z pomoc nowoprzybyym i samotnym, ktrzy z braku
restauracji w miecie nie mieli gdzie zje obiadu, Samojlenko zorganizowa u siebie co w rodzaju
table d'hte. W chwili obecnej zostao mu tylko dwch stoownikw: mody zoolog von Koren,
zjedajcy kadego lata nad Morze Czarne dla bada nad embriologi meduz, i diakon Pobiedow,
ktry niedawno skoczy seminarium duchowne i zosta skierowany subowo do miasteczka jako
zastpca starego diakona, przebywajcego na kuracji. Za obiad i kolacj pacili oni po dwanacie
rubli miesicznie i Samojlenko zobowiza ich sowem honoru, e bd przychodzi na obiad
punktualnie na drug.
Von Koren zwykle zjawia si pierwszy. Milczc siada w salonie, bra ze stou album i zaczyna
uwanie oglda wyblake fotografie jakich nie znanych sobie mczyzn w szerokich pantalonach i
cylindrach oraz dam w krynolinach i czepkach; Samojlenko niewielu z nich pamita z nazwiska, a o
tych, ktrych nie mg ju sobie przypomnie, mwi z westchnieniem: ,,Czowiek szlachetny, o
niepospolitym umyle!" Po obejrzeniu albumu von Koren bra z etaerki pistolet i mruc lewe oko
dusz chwil mierzy do portretu ksicia Woroncowa albo stawa przed lustrem i oglda swoj
niad twarz, due czoo i czarne, kdzierzawe jak u Murzyna wosy, i swoj koszul z matowego
perkalu w wielkie kwiaty, przypominajc perski dywan, i szeroki skrzany pas, zastpujcy
kamizelk. Kontemplacja wasnej osoby sprawiaa mu chyba jeszcze wiksz przyjemno ni
ogldanie fotografii czy pistoletu w kosztownej oprawie. By bardzo zadowolony zarwno ze swojej
twarzy, jak z piknie utrzymanej brdki i barczystych ramion, ktre niezbicie wiadczyy o dobrym
zdrowiu i mocnej budowie. Zadowolony by rwnie ze swojej zalotnej elegancji, zaczynajc od
krawata, dobranego do koloru koszuli, a koczc na tych butach.
Kiedy von Koren oglda album i sta przed lustrem, w kuchni i w przylegej sieni Samojlenko bez
surduta i kamizelki, z go piersi, zdenerwowany i ociekajcy potem, krzta si koo stow,
przyrzdzajc saat czy jaki sos, czy miso, ogrki i szczypiorek do chodnika, przy czym wciekle
wytrzeszcza oczy na pomagajcego mu ordynansa i zamierza si na to noem, to yk.
Podaj ocet! rozkazywa. Nie, nie ocet, tylko oliw! wrzeszcza tupic nogami. Dokd
idziesz, bydlaku?
Po oliw, ekscelencjo mwi drcym tenorem ogupiay ordynans.
Prdzej! Stoi w szafie! I powiedz Darii, eby dooya kopru do soja z ogrkami. Kopru!
Przykryj mietan, gapo, bo muchy wlec!
Zdawao si, e od tego krzyku huczy cay dom. Kiedy do godziny drugiej brakowao zaledwie
dziesiciu czy pitnastu minut, zjawia si diakon, modzieniec lat dwudziestu dwch, szczupy,
dugowosy, bez brody, z ledwo dostrzegalnym wsem. Po wejciu do salonu egna si przed
obrazem, umiecha si i wyciga rce do von Korena.
Dzie dobry! mwi chodno zoolog. Gdzie pan by?
Na przystani, byczki owiem.
No, oczywicie... Ten diakon chyba nigdy nie zajmie si adn prac.
Dlaczego? Praca nie zajc, do lasu nie ucieknie mwi diakon z umiechem, wsuwajc rce w
bezdenne kieszenie swojej szaty duchownej.
Przydaoby si panu dobre lanie! wzdycha zoolog.
Mijao pitnacie czy dwadziecia minut, a obiadu wci nie podawano i tylko byo sycha, jak
ordynans wali butami, biegajc z sieni do kuchni i z powrotem, jak Samojlenko wrzeszcza:
Postaw na stole! Gdzie to pchasz? Wpierw umyj! Wygodzeni diakon i von Koren zaczynali tupa
obcasami o podog, wyraajc przez to swoje zniecierpliwienie, zupenie jak widzowie na galerii
teatralnej. Wreszcie drzwi otwieray si i zmordowany ordynans oznajmia: ,,Obiad na stole!" W
jadalni wita ich purpurowy, zgrzany od kuchennego zaduchu, rozelony Samojlenko; patrza na nich
gniewnie, z wyrazem przeraenia na twarzy podnosi pokrywk z wazy, nalewa zup do talerzy i
dopiero gdy widzia, e obaj jedz z apetytem i e zupa im smakuje, oddycha z ulg i siada na
swoim gbokim fotelu. Jego twarz przybieraa wyraz rozanielenia. Powoli nalewa sobie kieliszek
wdki i mwi:
Zdrowie modego pokolenia!
Po rozmowie z ajewskim Samojlenko przez cay czas od rana do obiadu, mimo wymienitego
humoru, czu w sercu jaki ciar; al mu byo ajewskiego, chciaby mu pomc. Po wypiciu
kieliszka wdki przed zup westchn i powiedzia:
Widziaem si dzi z Wani ajewskim. Ten to ma cikie ycie. Strona materialna wyglda
kiepsko, a co najwaniejsze psychologia go zadrcza. Szkoda chopa.
Jego to ju wcale nie auj odpar von Koren. Gdyby ten sympatyczny mczyzna topi
si, popchnbym go jeszcze kijem: top si, bracie, top...
Nieprawda. Nie zrobiby tego.
Mylisz? wzruszy ramionami zoolog. Mnie tak samo sta na dobry uczynek, jak i ciebie.
Czy utopienie czowieka to dobry uczynek? zapyta diakon i zamia si.
ajewskiego? Oczywicie.
W tym chodniku, zdaje si, czego brak... powiedzia Samojlenko, chcc zmieni temat
rozmowy.
ajewski jest bez wtpienia szkodliwy, a dla spoeczestwa tak samo niebezpieczny, jak bakteria
cholery cign von Koren. Utopi go to po prostu zasuga.
Nie przysparza ci zaszczytu, e si w ten sposb wyraasz o swoim blinim. Powiedz: za co ty go
nienawidzisz?
Nie gadaby gupstw, doktorze. Nienawidzi bakterii i gardzi ni to nonsens, a uwaa byle
kogo, bez wyboru, za swojego bliniego dzikuj licznie to znaczy: nie myle, zapomnie o
sprawiedliwym stosunku do ludzi, sowem, umy rce. Uwaam twojego ajewskiego za szubrawca,
bynajmniej tego nie ukrywam i traktuj go jak szubrawca z ca rzetelnoci, na jak mnie sta. Ty
go uwaasz za swojego bliniego, to si z nim cauj; uwaasz za bliniego, a to znaczy, e masz do
niego taki sam stosunek, jak do mnie i do diakona, czyli nijaki. Jeste po prostu jednakowo obojtny
dla wszystkich.
Nazwa czowieka szubrawcem! mrukn Samojlenko krzywic si z odraz. To takie
brzydkie, e a nie umiem ci tego wyrazi.
O ludziach sdzi si po ich uczynkach cign von Koren. Niech wic diakon osdzi... Chc
o tym pomwi z diakonem. Dziaalno pana ajewskiego rozwija si przed nami jak tasiemcowy
dokument chiski, moemy j odczyta od pocztku do koca. Co on zrobi przez te dwa lata, odkd
tu zamieszka? Policzmy na palcach. Po pierwsze, nauczy obywateli miasteczka gra w winta; przed
dwoma laty ta gra nie bya tu znana, natomiast dzisiaj wszyscy, nawet kobiety i podlotki, graj w
winta od rana do pnej nocy; po drugie, nauczy mieszczuchw pi piwo, ktre rwnie nie byo tu
znane; jemu take mieszczuchy zawdziczaj swoj wiedz w dziedzinie rozmaitych gatunkw
wdek: nawet z zamknitymi oczami mog teraz odrni wdk Koszelowa od Smirnowa numer
dwadziecia jeden. Po trzecie, dawniej mczyni yli tutaj z cudzymi onami po kryjomu, z tych
samych pobudek, z jakich zodzieje kradn potajemnie, a nie jawnie; cudzostwo byo uwaane za
co takiego, czego si nie wystawia na widok publiczny; ajewski natomiast okaza si w tym
wzgldzie pionierem: otwarcie yje z cudz on. Po czwarte...
Von Koren szybko zjad chodnik i odda ordynansowi swj talerz.
Rozgryzem ajewskiego ju w pierwszym miesicu naszej znajomoci cign zwracajc si
do diakona. Przyjechalimy tu w tym samym czasie. Tacy ludzie jak on ogromnie ceni przyja,
blisko, solidarno, poniewa im stale jest potrzebne towarzystwo do picia, jedzenia i kart; na
dobitk s oni gadatliwi i potrzebuj suchaczy. Zaprzyjanilimy si, co oznacza, e on kadego
dnia przyazi do mnie, przeszkadza mi w pracy i wynurza si na temat swojej utrzymanki. Od
pierwszej chwili uderzyo mnie w nim jakie niezwyke zakamanie, od ktrego a mdlio.
Jako przyjaciel ajaem go, e za duo pije, e yje nad stan i zaciga dugi, e nic nie robi i nie
czyta, e jest mao kulturalny i mao umie, a on w odpowiedzi na wszystkie moje zarzuty umiecha
si cierpko, wzdycha i mwi: ,,Jestem pechowcem, niepotrzebnym czowiekiem" albo: ,,Czego
mona si spodziewa po nas, skarowaciaych potomkach feudaw?", albo: ,,Jestemy
zdegenerowani do cna..." Albo zaczyna ple jakie androny na temat Oniegina, Pieczorina,
byronowskiego Kaina, Bazarowa, o ktrych mwi: To nasi ojcowie z krwi i koci". Naleao to tak
zrozumie: on nie jest winien, e listy urzdowe tygodniami le nawet nie rozcite, e on sam pije i
rozpija innych, bo win za to ponosz Oniegin, Pieczorin i Turgieniew, ktry wynalaz pechowca i
niepotrzebnego czowieka. Przyczyna tego plugastwa i popuszczania sobie cugli, uwaa pan, tkwi
nie w nim samym, lecz gdzie na zewntrz, w powietrzu. A poza tym jaki zrczny kawa to nie
on osobicie jest rozpustny, zakamany i plugawy, tylko my... ,,my, ludzie lat osiemdziesitych",
,,my, apatyczne, nerwowe pokolenie popaszczyniane", ,,my, spaczeni przez cywilizacj..."
Sowem, naley sdzi, e tak wielki czowiek, jak ajewski, jest wielki nawet w upadku; e jego
rozpusta, niechlujstwo i brak wyksztacenia stanowi zjawisko biohistoryczne, uwicone
koniecznoci, wynikajce z przyczyn ywioowych, kosmicznych, i e ajewskiego trzeba na
otarzu ustawi, poniewa to niewinna ofiara epoki, prdw, dziedzicznoci i temu podobne.
Urzdnicy i damy, suchajc go, zamierali z podziwu, ja natomiast dugo nie mogem zrozumie, z
kim mam do czynienia: z cynikiem czy te z cwanym filutem? Takie typy jak on, na oko
inteligentne, jako tako wychowane i wci rozprawiajce o wasnej szlachetnoci, potrafi stworzy
pozory niezwykle skomplikowanej organizacji duchowej.
Zamilcz! unis si Samojlenko. Nie pozwol, eby w mojej obecnoci mwiono le o
najzacniejszym czowieku.
Nie przerywaj mi, Aleksandrze Dawidyczu odpar von Koren zimno. Zaraz skocz.
ajewski to osobowo niezbyt skomplikowana. Oto jego zarys moralny: rano pantofle, kpiel i
kawa, przed obiadem pantofle, spacer i rozmwki, o godzinie drugiej pantofle, obiad i wino, o pitej
kpiel, herbata i wino, potem wint i garstwo, o dziesitej kolacja i wino, a po pnocy sen i la
femme. W tym ciasnym programie jest zawarta caa jego egzystencja jak jajko w skorupie. Czy
idzie, czy siedzi, czy pisze, czy gniewa si, czy cieszy wszystko sprowadza si do wina, kart,
pantofli i kobiety. Kobieta w jego yciu gra rol fataln. Sam nieraz opowiada, jak majc trzynacie
Do, do! przerwa mu zoolog. Powiadasz: ajewski pracuje. Ale jak? Czy przez to, e
si tu zjawi, mamy lepszy porzdek, a urzdnicy stali si bardziej sprawni, uczciwi i grzeczni? Na
odwrt, on przez swj autorytet czowieka inteligentnego, z wyszym wyksztaceniem, tylko
sankcjonuje ich odwieczne niedbalstwo. Spenia swoje obowizki jedynie dwudziestego kadego
miesica, gdy bierze pensj, bo w pozostae dni tylko szura pantoflami po domu i usiuje przybra
taki wyraz twarzy, jakby robi ask rosyjskiemu rzdowi, e mieszka na Kaukazie. Nie, Aleksandrze
Dawidyczu, nie bro ajewskiego. Jeste nieszczery od pocztku do koca. Gdyby go naprawd
kocha i uwaa za swojego bliniego, nie patrzaby obojtnie na jego wady, nie tolerowaby ich,
ale dla jego dobra staraby si go unieszkodliwi.
To znaczy?
Unieszkodliwi. Poniewa ajewski nigdy si nie poprawi, mona go unieszkodliwi tylko w ten
sposb...
Von Koren zrobi wymowny gest rk koo szyi.
A moe lepiej utopi... doda. To ley w interesie spoeczestwa, a take w naszym
wasnym interesie, eby tacy ludzie byli niszczeni. Bezwarunkowo.
Co ty wygadujesz?! jkn Samojlenko podnoszc si i patrzc w zdumieniu na spokojn,
zimn twarz zoologa. Diakonie, co on wygaduje? Zwariowae?
Nie upieram si przy karze mierci powiedzia von Koren. Skoro udowodniono, e jest
szkodliwa, wymylcie co innego. Nie mona zabi ajewskiego, niech wic zostanie izolowany,
pozbawiony praw, zesany na cikie roboty...
Co ty wygadujesz? przerazi si Samojlenko. Z pieprzem, z pieprzem! krzykn
rozpaczliwym gosem, widzc, e diakon je nadziewane kabaczki bez pieprzu. Ty, czowiek o
niepospolitym umyle, co ty wygadujesz?! Nasz przyjaciel, dumny, inteligentny czowiek, ma by
zesany na roboty publiczne!
A jeeli jest dumny i bdzie stawia opr kajdany! Samojlenko nie mg ju wykrztusi ani
sowa i tylko porusza palcami; diakon spojrza na jego oszoomion, naprawd komiczn twarz i
wybuchn miechem.
Przestamy o tym mwi powiedzia zoolog. Pamitaj tylko jedno, Aleksandrze
Dawidyczu: spoeczestwa pierwotne broniy si przed takimi typami jak ajewski walk o byt i
selekcj; dzisiaj nasza kultura w znacznej mierze stpia walk i selekcj, musimy wic sami
zatroszczy si o zagad niezdatnych i cherlawych osobnikw, bo w przeciwnym wypadku, gdy
ajewscy si rozmno, cywilizacja zginie, a ludzko cakowicie si zdegeneruje. To bdzie nasza
wina.
Jeeli trzeba wiesza i topi ludzi zawoa Samojlenko to niech diabli wezm cywilizacj i
ludzko. Do diaba! Wiesz, co ci powiem: ty czowiek niezwykle wyksztacony, o niepospolitym
umyle, chluba ojczyzny, ale ciebie Niemcy zbaamucili. Tak, Niemcy! Niemcy!
Samojlenko z chwil, gdy wyjecha z Dorpatu, gdzie studiowa medycyn, rzadko widywa
Niemcw i nie przeczyta adnej niemieckiej ksiki, ale by wicie przekonany, e cae zo w
polityce i nauce spowodowali Niemcy. Skd mu przyszo do gowy podobne przekonanie, tego sam
nie umiaby wytumaczy, ale trzyma si go mocno.
Tak, Niemcy! powtrzy jeszcze raz. Chodmy na herbat.
Wszyscy trzej wstali i woywszy kapelusze przeszli do ogrdka, gdzie usiedli w cieniu bladych
klonw, grusz i kasztanw. Zoolog i diakon zajli awk przy stoliku, a Samojlenko uplasowa si na
trzcinowym fotelu z szerokim, pochyym oparciem. Ordynans poda herbat, konfitury i butelk
syropu.
Byo bardzo gorco, moe trzydzieci stopni w cieniu. Upalne powietrze zamaro nieruchomo, jakby
stao, a duga pajczyna, zwieszajca si z gazi kasztanu a do ziemi, zawisa bezwadnie i nie
poruszaa si.
Diakon wzi gitar, ktra stale leaa na ziemi koo stou, nastroi j i zanuci po cichu, cienkim
gosikiem: Modziankowie seminaryjni prym w gospodzie wiod...", ale z gorca natychmiast
umilk, wytar pot z czoa i spojrza w gr na szafirowe, upalne niebo. Samojlenko zdrzemn si;
od skwaru, ciszy i sodkiej poobiedniej sennoci, ktra ogarna wszystkie jego czonki, poczu si
saby i podchmielony, rce mu zwisy, oczy zmalay, gowa opada na pier, W zawym rozczuleniu
spojrza na von Korena i diakona i zamamrota:
Mode pokolenie... Gwiazda nauki i kaganiec wiary... Tylko patrze, jak ta dugoszata alleluja
wykieruje si na metropolit, kto wie, czy czowiek nie bdzie musia caowa w rczk... C... daj
Boe...
Wkrtce rozlego si chrapanie. Von Koren i diakon dopili herbat i wyszli na ulic.
Pan znw na przysta owi byczki? zapyta zoolog.
Nie, za gorco.
Chod pan do umie. Spakuje mi pan paczk do wysania i co nieco przepisze. Przy okazji
rozwaymy, czym si pan ma zaj. Bo trzeba pracowa, diakonie. Tak nie mona.
Paskie sowa s suszne i logiczne odpar diakon lecz lenistwo moje znajduje sobie
usprawiedliwienie w okolicznociach mojego obecnego ywota. Sam pan rozumie, e niepewno
sytuacji w znacznym stopniu przyczynia si do stanu apatii. Czy mnie tutaj przysano chwilowo, czy
na stae Bg jeden wie, yj w cigej niepewnoci, a moja diakonica wegetuje u ojca i nudzi si.
Przyznaj te, e od tych upaw mzg si czowiekowi rozkleja.
Brednie! owiadczy zoolog. I do upaw mona si przyzwyczai i bez diakonicy mona
przey. Nie naley si pieci. Trzeba wzi si w gar.
V
Nadieda Fiodorowna sza rano do kpieli, a za ni suna jej kucharka Olga z dzbanem, z miedzian
miednic, gbk i przecieradami. Na redzie stay jakie dwa nieznane statki o brudnych biaych
kominach, prawdopodobnie cudzoziemskie towarowe. Jacy mczyni w biaych ubraniach, w
biaych butach chodzili po przystani i gono krzyczeli po francusku, a ze statkw co im
odhukiwano. W miejskiej cerkiewce wesoo dzwoniy dzwony.
,,Dzisiaj niedziela!" przypomniaa sobie z zadowoleniem Nadieda.
Czua si zupenie zdrowa i bya w wietnym, prawdziwie witecznym humorze. Nowa szeroka
suknia z szorstkiej mskiej czesuczy i duy somkowy kapelusz o szerokich brzegach tak mocno
przygitych ku uszom, e twarz jakby wychylaa si z koszyka, dodaway Nadiedie miego
przewiadczenia o wasnym wdziku. Uwaaa, e w caym miecie jest tylko jedna moda, adna,
inteligentna kobieta wanie ona. I e tylko ona jedna umie ubra si tanio, wykwintnie i ze
smakiem. Na przykad ta suknia kosztuje zaledwie dwadziecia dwa ruble, a przecie
arcywdziczna! W caym miecie moe si podoba tylko jedna Nadieda Fiodorowna, mczyzn
natomiast jest duo, si rzeczy wic musz zazdroci ajewskiemu.
Cieszyo j, e ajewski od jakiego czasu zachowuje si wobec niej zimno, z powcigliw
grzecznoci, a chwilami bywa nawet arogancki i opryskliwy; dawniej na wszystkie jego wybryki i
zimne, pogardliwe czy dziwne, niezrozumiae spojrzenia zareagowaaby zami, wymwkami i
pogrkami, e wyjedzie albo zagodzi si na mier, teraz natomiast tylko czerwienia si,
spogldaa na niego jak winowajczyni i cieszya si, e jej nie pieci. Byoby nawet jeszcze lepiej,
gdyby urga i grozi, bo czua si wobec niego pod kadym wzgldem winna. Zdawao jej si, e
jest winna, po pierwsze dlatego, e nie podziela jego marze o yciu penym pracy, dla ktrego
opuci Petersburg i przenis si na Kaukaz, a nawet bya przekonana, e ostatnimi czasy wanie to
jest powodem jego dsw. Kiedy jechaa na Kaukaz, zdawao jej si, e ju pierwszego dnia znajdzie
tutaj odosobniony zaktek na brzegu, jaki zaciszny ogrdek z cieniem, ptakami i strumykami, gdzie
mona bdzie sadzi kwiaty i jarzyny, hodowa kury i kaczki, przyjmowa ssiadw, leczy
biednych chopw i rozdawa im ksiki; okazao si jednak, e Kaukaz to yse gry, lasy i
olbrzymie doliny, gdzie trzeba dugo szuka i dugo zabiega, eby si pobudowa, i e nie ma
adnych ssiadw, natomiast jest bardzo gorco i kadej chwili mona zosta obrabowanym.
ajewski nie spieszy si z kupnem kawaka ziemi! Nadieda bya z tego bardzo zadowolona i oboje
jakby zawarli milczc umow, e ani wspomn o yciu penym pracy. Milczy, mylaa Nadieda, a
wic gniewa si na ni za to, e i ona milczy.
Po drugie, bez wiedzy ajewskiego przez te dwa lata nabraa na kredyt w sklepie Aczmijanowa
rozmaitych drobiazgw na sum trzystu rubli. Braa po trochu: to materia, to jedwab do szycia, to
parasolk, a nieznacznie uzbiera si taki dug.
Dzisiaj to jemu powiem... postanowia, ale natychmiast zorientowaa si, e ajewskiemu w
tym nastroju raczej nie naley mwi o dugach.
Po trzecie, ju dwa razy pod nieobecno ajewskiego przyja u siebie prystawa Kirilina: raz rano,
kiedy ajewski poszed do kpieli, i raz o pnocy, kiedy gra w karty. Przypomniawszy sobie o tym,
Nadieda spona rumiecem i obejrzaa si na kuchark, jakby w obawie, eby ta nie podsuchaa
jej myli. Dugie, nieludzko upalne, nudne dni, pikne, dranice wieczory, duszne noce i cae to
ycie, kiedy od rana do nocy nie wie si, na co zuy niepotrzebny czas, i natrtna myl, e si jest
mod i najadniejsz w miecie kobiet, a modo mija bez sensu, i wreszcie sam ajewski,
uczciwy, ideowy, ale monotonny, wiecznie szurajcy pantoflami, ogryzajcy paznokcie i
zanudzajcy kaprynym usposobieniem wszystko zoyo si na to, e Nadied stopniowo
ogarny pragnienia i jak szalona dzie i noc mylaa wci o tym samym. W swoim oddechu, w
spojrzeniach, w gosie i w ruchach czua tylko i wycznie pragnienie; szumice morze mwio jej,
e trzeba kocha, wieczorny mrok to samo, gry to samo... I gdy Kirilin zacz jej
nadskakiwa, nie chciaa, nie bya w stanie si oprze i oddaa mu si...
Teraz cudzoziemskie statki i ludzie w bieli nie wiadomo czemu wywoali w jej myli obraz jakiej
ogromnej sali; razem z francusk mow zabrzmiay w uszach wesoe dwiki walca, a pier drgna
radonie. Zachciao jej si taczy i mwi po francusku.
Mylaa z zadowoleniem, e jej zdrada nie jest znowu tak straszna. Jej zdrada odbya si bez udziau
serca; ona przecie nadal kocha ajewskiego, o czym wiadczy to, e jest zazdrosna, e lituje si nad
nim i tskni, gdy go nie ma w domu. A Kirilin, jak si okazao, to nic nadzwyczajnego, typ do
prostacki, cho przystojny, z nim ju wszystko skoczone i nigdy si nie powtrzy. Co byo, to
mino i nikogo nie powinno obchodzi, a jeeli ajewski nawet si dowie, to i tak nie uwierzy.
Na brzegu bya tylko jedna budka kpielowa dla pa, mczyni kpali si po prostu pod goym
niebem. W budce Nadieda zastaa Mari Konstantinown Bitiugow, on urzdnika, dam ju
leciw, oraz jej pitnastoletni crk Kati, gimnazjalistk; obie siedziay na aweczce i rozbieray
si. Maria Konstantinowna bya to osoba zacna, delikatna i egzaltowana, mwica przecigle, z
patosem. Do trzydziestego drugiego roku ycia mieszkaa w rozmaitych domach jako guwernantka,
pniej wysza za urzdnika Bitiugowa, niziutkiego, ysego czowieczka, zaczesujcego wosy na
skronie i bardzo agodnego. Maria Konstantinowna bya w nim wci zakochana, drczya si
zazdroci, pona rumiecem przy sowie ,,mio" i zapewniaa wszystkich, e jest ogromnie
szczliwa.
Moja najdrosza! zawoaa entuzjastycznie na widok Nadiedy, przyoblekajc twarz w ten
wyraz, ktry wszyscy nazywali ,,sacharynowym". Najmilsza, jak to dobrze, e pani przysza.
Bdziemy kpa si razem, to po prostu urocze!
Olga szybko zdja sukni i koszul i zacza rozbiera swoj pani.
Prawda, e dzisiaj nie jest tak duszno jak wczoraj? powiedziaa Nadieda Fiodorowna kulc
si przed szorstkimi dotkniciami goej kucharki. Wczoraj niemal umieraam z gorca.
O tak, moja najmilsza. Ja te po prostu nie miaam czym oddycha. Czy pani uwierzy, e wczoraj
kpaam si trzy razy... prosz sobie wyobrazi trzy razy! Nikodim Aleksandrycz a si
zaniepokoi.
,,No jak mona by czym tak brzydkim?" zdumiaa si w myli Nadieda Fiodorowna, patrzc
na Olg i na Bitiugow; potem spojrzaa na Kati i pomylaa:
Dziewczynka nienajgorzej zbudowana".
Nikodim Aleksandrycz jest przemiy owiadczya. Po prostu si w nim kocham.
Ha-ha-ha! rozemiaa si z przymusem Maria Konstantinowna. To urocze!
Pozbywszy si odziey Nadieda poczua ch do latania w powietrzu. I wydao jej si, e gdyby
machna rkoma, to niewtpliwie pofrunaby w gr. Rozebrawszy si zauwaya, e Olga patrzy
z odraz na jej biae ciao. Olga, moda onierka, ya ze swoim lubnym mem i z tej racji
uwaaa si za osob godziwsz i lepsz od niej. Nadieda Fiodorowna wyczuwaa te, e Bitiugowa
i Katia nie szanuj jej i boj si. To byo przykre, eby wic doda sobie znaczenia w ich oczach,
powiedziaa niedbale:
U nas w Petersburgu teraz sezon letniskowy w peni. My z mem mamy tylu znajomych. Trzeba
by byo pojecha w odwiedziny.
Pani m, zdaje si, jest inynierem? zapytaa niemiao Bitiugowa.
Mwi o ajewskim. On ma bardzo duo znajomych. Ale jego matka, niestety, to dumna
arystokratka, do ograniczona...
Nadieda nie dokoczya i rzucia si do wody; za ni poczapaa Maria Konstantinowna i Katia.
U nas w wyszych sferach w ogle za duo przesdw cigna Nadieda i ycie
bynajmniej nie jest tak atwe, jak si wydaje.
Bitiugowa, ktra w swoim czasie bya guwernantk w rodzinach arystokratycznych i znaa si na
Niby tak... mrukn diakon i zamia si. Robi starania o posad w centralnej Rosji i mj
wujaszek protojeriej przyrzek mi poparcie. Jeeli pojad z panem, to bdzie wygldao, e
niepotrzebnie robi ludziom subiekcj.
Nie rozumiem paskich waha. Penic nadal obowizki zwykego diakona, ktry ma sub
tylko w niedziele i wita, w pozostae dni spoczywa na laurach, pan i za dziesi lat bdzie taki
sam, jak dzisiaj, najwyej wyrosn panu wsy i broda, natomiast po powrocie z ekspedycji pan po
upywie tych samych dziesiciu lat bdzie zupenie innym czowiekiem, bo wzbogaconym o
wiadomo, e co nieco zrobi.
Z damskiego powozu doleciay okrzyki przeraenia i zachwytu. Powozy jechay drog wyryt w
zupenie prostopadym skalistym brzegu i caemu towarzystwu zdawao si, e pdzi wzdu pki
przymocowanej do wysokiej ciany i e powozy zaraz spadn do przepaci.
Z prawej strony rozpocierao si morze, z lewej sterczaa nierwna brunatna ciana pena czarnych
plam, czerwonych y i pncych si korzenisk, a z gry spoglday jakby ze strachem i ciekawoci
pochylone kudate choiny. Po chwili znowu pisk i miech; trzeba byo przejecha pod olbrzymim
zwisajcym kamieniem.
Nie rozumiem, po kiego diaba jad z wami powiedzia ajewski. Jakie to gupie i
trywialne! Powinienem wynie si na pnoc, ucieka, ratowa si, a ja nie wiadomo po co jad na
t idiotyczn wycieczk.
Spjrz lepiej, jaka panorama! powiedzia Samojlenko, kiedy konie skrciy na lewo i odsoni
si widok na dolin tej Rzeczki, potem bysna rzeczka, ta, mtna, wariacka...
Nic piknego w tym nie widz, Sasza odpar ajewski. Wieczne zachwyty nad przyrod
demaskuj ubstwo wyobrani. W porwnaniu z tym, co mi moe da moja wyobrania, te
wszystkie strumyki i skay to po prostu lichota.
Powozy jechay ju brzegiem rzeczki. Wysokie, grzyste brzegi stopniowo zbliay si ku sobie,
dolina zwaa si i coraz bardziej przypominaa wwz; kamienist gr, koo ktrej jechano,
matka przyroda sklecia z olbrzymich gazw, przygniatajcych jeden drugi z tak potworn si, e
patrzc na nie Samojlenko mimo woli stkn. Pospn i pikn gr miejscami przecinay wskie
szczeliny i leby, z ktrych wiono zapachem wilgoci i tajemniczoci; poprzez leby wida byo
inne gry brunatne, rowe, fioletowe, zamglone lub skpane w jaskrawym wietle. Czasem, gdy
mijano leby, sycha byo, jak gdzie z wysoka spada woda i pluszcze o kamienie.
Ach, te przeklte gry! wzdycha ajewski. Jak one mi obrzydy!
W tym miejscu, gdzie Czarna Rzeczka wpadaa do tej i czarna, podobna do atramentu woda
brudzia t, toczc z ni walk, staa opodal drogi karczma Tatara Kierbaaja z rosyjsk flag na
dachu, z szyldem wypisanym kred: ,,Przyjemny duchan"; obok by niewielki ogrdek okolony
potem, gdzie stay awki i stoy, a wrd ndznych krzakw kolczastych wznosi si jeden jedyny
cyprys pikny i ciemny.
Kierbaaj, may, zwinny Tatar w granatowej koszuli i biaym fartuchu, sta na drodze i trzymajc si
za brzuch wita niskimi ukonami nadjedajce powozy, a miejc si, wystawia na wierzch
wszystkie swoje biae, lnice zby.
Dzie dobry, Kierbaajku! zawoa Samojlenko. Odjedziemy troch dalej, podasz tam
samowar i krzesa. Szybko!
Kierbaaj kiwa ostrzyon gow i co mamrota, ale tylko ci, co siedzieli w ostatnim powozie,
dosyszeli:
,,Mamy pstrgi, wasza ekscelencjo".
Dawaj, dawaj! powiedzia mu von Koren.
Powozy odjechay o piset krokw i zatrzymay si. Samojlenko wypatrzy niewielk polank,
gdzie leao sporo rozrzuconych tu i wdzie kamieni wygodnych do siedzenia i obalone przez burz
drzewo z wywrconym, wochatym korzeniskiem, z wyschnitymi, tymi igami. Brzegi rzeczki
wiza rzadziutki most z belek, a po drugiej stronie, akurat naprzeciw, wznosia si na czterech
niewysokich palach maa szopa suszarnia kukurydzy przypominajca baniow chatk na
kurzych nkach; od jej drzwi prowadzia w d drabinka.
Pierwsze wraenie zebranych byo takie, e ju nigdy si std nie wydostan. Wszdzie,
gdziekolwiek spojrze, pitrzyy si i nawisay gry, od strony duchanu i ciemnego cyprysu szybko
sun wieczorny cie i dziki temu wska, zakrzywiona dolina Czarnej Rzeczki stawaa si jeszcze
wsza, a gry wysze. Sycha byo, jak szemraa woda i bez przerwy terkotay cykady.
Uroczo! oznajmia Bitiugowa wydajc seri entuzjastycznych westchnie. Dzieci,
spjrzcie, jak piknie! Jaka cisza!
Tak, rzeczywicie piknie przytakn ajewski, ktremu spodoba si widok; gdy spojrza na
niebo i na granatowy dymek, wylatujcy z komina karczmy, zrobio mu si jako smutno. Tak,
piknie! powtrzy.
Niech pan opisze ten widok, Iwanie Andrieiczu! rzeka zawo Maria Konstantinowna.
Po co? zapyta ajewski. Wraenie jest pikniejsze nad jakikolwiek opis. Cae bogactwo
barw i dwikw, ktre kady czowiek odbiera od przyrody drog wraenia, pisarze przekazuj w
sposb tak gadatliwy i szpetny, e nie poznasz.
Czyby? rzuci zimno von Koren, ktry upatrzy sobie najwikszy kamie u wody i prbowa
wdrapa si na niego i usi. Czyby? powtrzy patrzc ajewskiemu prosto w oczy. A
Romeo i Julia? A na przykad ukraiska noc Puszkina? Przyroda powinna przyj i w pas si
pokoni.
Moe... zgodzi si ajewski, ktremu nie chciao si myle i sprzecza. Zreszt doda
po chwili czym jest w gruncie rzeczy historia Romea i Julii? Pikna, romantyczna, czysta mio
to tylko re, ktrymi si usiuje zasoni bagno. Romeo to takie samo zwierz jak wszyscy.
O czymkolwiek si z panem rozmawia, pan: sprowadza wszystko do...
Von Koren spojrza na Kati i nie dokoczy zdania.
Do czego? zapyta ajewski.
Kto panu na przykad powie: Jak pikne jest grono winne!", a pan na to: ,,Owszem, ale jakie
ono brzydkie, kiedy si je zjada i przetrawia". Po co to mwi? Nic nowego i... w ogle jakie
dziwne nastawienie.
ajewski wiedzia, e von Koren go nie lubi, i dlatego ba si go i w jego obecnoci czu si tak
skrpowany, jakby tu wszystkim byo za ciasno, jakby kto wci czai si za plecami. Bez sowa
wic odszed na bok, aujc, e w ogle pojecha.
Prosz pastwa, idziemy po chrust na ognisko! zarzdzi Samojlenko.
Wszyscy rozeszli si w rne strony z wyjtkiem Kirilina, Aczmijanowa i Bitiugowa. Kierbaaj
przynis krzesa, rozoy na ziemi dywan i poda kilka butelek wina. Prystaw Kirilin wysoki,
okazay mczyzna, ktry bez wzgldu na pogod zawsze chodzi w paszczu woonym na mundur
z dumnej postawy, statecznego chodu i niskiego, nieco zachrypnitego gosu przypomina
prowincjonalnych policmajstrw modego pokolenia. Wyraz twarzy mia senny i smutny, jakby go
dopiero co obudzono wbrew jego woli.
Co ty przynis, bydlaku? zapyta Kierbaaja cedzc kade sowo. Kazaem ci poda
Kwareli, a ty co przynosisz, tatarska mordo? Co?
Mamy ze sob duo wina, Jegorze Aleksieiczu zauway niemiao i grzecznie Nikodim
Aleksandrycz.
Sucham? Ale ja chc, eby tu byo i moje wino. Uczestnicz w tej wycieczce i uwaam, e mam
prawo dooy si do poczstunku. U-wa-am! Daj dziesi butelek Kwareli.
Po co a tyle? zdziwi si Bitiugow, ktry wiedzia, e Kirilin nie ma pienidzy.
Dwadziecia butelek! Trzydzieci! krzykn Kirilin.
Nie szkodzi! szepn Aczmijanow do Bitiugowa. Ja zapac.
Nadieda Fiodorowna bya usposobiona wesoo i figlarnie. Chciao jej si mia, skaka, krzycze,
drani i kokietowa wszystkich.
Ubrana w tani sukienk z perkaliku w niebieskie oczka, ten sam co rano somkowy kapelusz i
czerwone pantofelki, czua si maa, skromniutka, lekka i powiewna jak motyl. W pewnej chwili
wbiega na chwiejny mostek i pochylia si nad wod, a jej si zakrcio w gowie, potem
krzyknwszy pomkna rozemiana na drugi brzeg ku suszarni w miym przewiadczeniu, e
wszyscy mczyni, nie wyczajc Kierbaaja, patrz na ni z zachwytem. Kiedy w szybko
zapadajcym zmroku drzewa zaczy zlewa si z grami, powozy z komi, a w oknach duchanu
zabyso wiato, Nadieda wspia si pod gr ciek zagubion midzy kamieniami i kolczastym
gszczem i usiada na kamieniu. W dole ju palio si ognisko. Przy ogniu, podwinwszy rkawy,
krzta si diakon, a jego dugi czarny cie zatacza krgi wok pomienia; diakon podkada chrustu
i miesza w kotle yk przywizan do dugiego patyka. Samojlenko z twarz czerwon jak mied
miota si koo ogniska niby we wasnej kuchni i krzycza srogo:
A gdzie sl, prosz pastwa? Nie zabralicie, co? Siedz jak hrabiowie, a ja mam wszystkich
obsugiwa?
Na zwalonym drzewie siedzieli obok siebie ajewski i Bitiugow patrzc w zamyleniu na ogie.
Maria Konstantinowna, Katia i Kostia wyjmowali z koszw filianki i talerze. Von Koren,
skrzyowawszy rce i oparszy jedn nog o kamie, sta zamylony na brzegu u samej wody.
Czerwone odblaski ognia bdziy razem z cieniami po ziemi wok ciemnych ludzkich postaci,
dray na wysokiej grze, drzewach, mocie, suszarni; urwisty, poryty brzeg po przeciwnej stronie
cay ton w wietle, migota i odbija si w rzece, a szybko mknca, wzburzona woda dara na
strzpy jego odbicie.
Diakon poszed po ryby, ktre Kierbaaj skroba i my na brzegu; w p drogi jednak przystan i
rozejrza si dookoa.
,,Boe, jak piknie! pomyla. Ludzie, kamienie, ogie, zmierzch, pokraczne drzewo, nic
wicej, ale jakie to pikne!"
Na przeciwnym brzegu koo suszarni ukazali si jacy ludzie. Poniewa wiato wci migotao i
dym z ogniska lecia w tamt stron, tych ludzi nie widziao si w caoci, tylko wida byo to
wochat czap i siw brod, to granatow koszul, to achmany od ramienia do kolan i sztylet w
poprzek brzucha, to mod smag twarz z czarnymi brwiami, tak gstymi i wyranymi, jakby je
narysowano wglem. Piciu mczyzn spord tej gromadki usiado koem na ziemi, a pozostaych
piciu udao si do suszarni. Jeden z nich stan w drzwiach, obrcony plecami do ogniska, i
zaoywszy do tyu rce zacz opowiada widocznie co bardzo ciekawego, bo gdy Samojlenko
podoy drzewa, a ognisko rozjarzyo si, bryzno iskrami i jasno owietlio suszarni, wida byo,
jak z otwartych drzwi wyzieraj dwie spokojne, pene uwagi twarze i jak gromadka siedzca koem
oglda si i przysuchuje opowiadaniu. Po pewnej chwili siedzcy na ziemi ludzie zanucili jak
przecig, melodyjn pie, podobn do cerkiewnych pieww wielkopostnych. Suchajc ich,
diakon zacz marzy, co z nim bdzie za lat dziesi, kiedy wrci z ekspedycji: oto jest modym
zakonnikiem-misjonarzem, gonym autorem z wspania przeszoci; oto zostaje wywicony na
archimandryt, potem na archirieja; oto odprawia naboestwo w soborze katedralnym; oto
wychodzi przed otarz w zotej mitrze, z ikon na piersi i bogosawic tum wiernych
dwuramiennym i trjramiennym wiecznikiem woa: ,,Wejrzyj z niebios, Boe, i obacz, i nawied
winnic ow, albowiem zasadzia j rka Twoja!" A dzieci piewaj anielskimi gosami: ,,wity
Boe..."
Diakonie, co t ryb? zabrzmia gos Samojlenki.
Wrciwszy do ogniska diakon ujrza w wyobrani, jak w upalny lipcowy dzie zakurzonym
gocicem idzie procesja; na przedzie chopi nios chorgwie, a baby i dziewuchy ikony, za nimi
chopcy z chru i diaczek z obwizanym policzkiem, ze som we wosach, dalej kolejno on, diakon,
za nim pop w mycce z krzyem w rku, a z tyu gromada chopw, bab, dzieciakw; wrd tej
gromady popadia i diakonica w chusteczkach. Chr piewa, dzieci becz, przepirki kwil,
skowronek dzwoni trylami... Oto przystanli, pokropili stado wicon wod... Poszli dalej i
klkajc pomodlili si o deszcz. Potem jaka przekska, rozmowy...
I to te dobre..." pomyla diakon.
VII
Kirilin i Aczmijanow wspinali si ciek na gr. Aczmijanow pozosta w tyle i przystan, a
Kirilin podszed do Nadiedy.
Dobry wieczr! przywita j salutujc.
Dobry wieczr.
Taak! mrukn, patrzc w zamyleniu na niebo.
Co: taak? zapytaa po chwili milczenia Nadieda zauwaywszy, e Aczmijanow obserwuje ich
oboje.
A wic rzek powoli oficer nasza mio zwida, nie zaznawszy, e tak powiem, rozkwitu.
Jak to mam rozumie? Czy to z pani strony swego rodzaju kokieteria, czy te uwaa mnie pani za
szaaputa, z ktrym mona postpowa, jak si chce?
To bya pomyka! Prosz mi da spokj! powiedziaa ostro Nadieda i w ten pikny, cudowny
wieczr popatrzya na Kirilina przeraonym wzrokiem, ze zdumieniem zapytujc siebie samej: czy
naprawd istniaa taka chwila, kiedy ten czowiek podoba jej si, a nawet by bliski?
Taak! powtrzy Kirilin; posta chwil w milczeniu, namyli si i powiedzia: C!
chcc przechodzi koo Nadiedy, wydosta si oknem do ogrdka, przelaz przez palisad i ruszy
ulic. Byo ciemno. Do portu przybi jaki statek, sdzc ze wiate duy pasaerski... Brzkn
acuch kotwiczny. Od brzegu do statku szybko suno czerwone wiateko: to pyna d z
komory celnej.
,,A pasaerowie pi sobie w kajutach..." pomyla ajewski i pozazdroci ludziom ich spokoju.
W domu Samojlenki okna byy otwarte. ajewski zajrza do jednego z nich, potem do drugiego: w
pokojach byo ciemno i cicho.
Aleksandrze Dawidyczu, czy ty ju pisz? zawoa. Aleksandrze Dawidyczu!
Rozlego si kaszlanie i trwony okrzyk:
Kto tam? Kiego diaba?
To ja, Aleksandrze Dawidyczu. Przepraszam. Za ma chwil drzwi otworzyy si; bysno
agodne wiato lampki oliwnej i ukaza si olbrzymi Samojlenko cay w bieli, w szlafmycy na
gowie.
Czego chcesz? zapyta dyszc ze snu i drapic si. Czekaj, zaraz otworz.
Nie fatyguj si, ja przez okno... ajewski wdrapa si przez okno, podszed do Samojlenki i
schwyci go za rk.
Aleksandrze Dawidyczu jkn drcym gosem ratuj mnie! Bagam ci, zaklinam, zrozum
mnie! Moja sytuacja jest straszna. Jeeli potrwa jeszcze cho par dni, zadusz sam siebie jak... jak
psa!
Czekaj... O co chodzi waciwie?
Zapal wiec.
Och, och... westchn Samojlenko zapalajc wiec. Boe, Boe... Ju jest po pierwszej,
bracie.
Daruj, ale nie mogem usiedzie w domu powiedzia ajewski czujc znaczn ulg dziki
wiatu i obecnoci Samojlenki. Aleksandrze Dawidyczu, jeste moim najlepszym i jedynym
przyjacielem... W tobie caa nadzieja... Chcesz czy nie chcesz, ratuj mnie, na mio bosk. Za
wszelk cen musz std wyjecha. Poycz mi pienidzy!
Och, Boe, Boe!... jkn Samojlenko drapic si. Ju zasypiaem i sysz: syrena, statek
przyszed, a teraz ty... Duo ci trzeba?
Przynajmniej trzysta rubli. Musz jej zostawi sto, a dwiecie dla mnie na drog... Jestem ci ju
winien blisko czterysta, ale odel... wszystko odel...
Samojlenko zagarn jedn rk swoje bokobrody, rozstawi szeroko nogi i zamyli si.
Tak... bkn w zadumie. Trzysta... Tak... Nie mam tyle. Bd musia od kogo poyczy.
Wic, na mio bosk, poycz! powiedzia ajewski, widzc z twarzy Samojlenki, e ten
chciaby mu da pienidze i z pewnoci da. Poycz od kogo, a ja oczywicie zwrc. Odel ci
z Petersburga zaraz po przyjedzie. O to bd spokojny. Wiesz co, Sasza doda z oywieniem
moe napijemy si wina?
C... Moemy si napi. Przeszli do jadalni.
A jak Nadieda Fiodorowna? zapyta Samojlenko, stawiajc na stole trzy butelki i talerz z
brzoskwiniami. Czy ona ma zamiar zosta?
Ja to zaatwi, ja wszystko zaatwi... powiedzia ajewski czujc nagy przypyw radoci.
Wyl jej potem pienidze i ona przyjedzie do mnie... Wtedy wyjanimy nasze stosunki. Twoje
zdrowie, druhu.
Czekaj! zawoa Samojlenko. Najprzd wypij to... Z mojej winnicy. Ta butelka z winnicy
Nawaridze, a tamta Achatuowa... Sprbuj wszystkie trzy gatunki i powiedz szczerze... Moje jakby
przykwane. Co? Nie uwaasz?
Tak... Ale mnie pocieszy, Aleksandrze Dawidyczu. Dziki... Jakbym oy!
Przykwane?
Licho wie, nie zauwayem... Jeste wspaniay, cudowny czowiek!
Patrzc na jego blad, podniecon, dobr twarz, Samojlenko przypomnia sobie sowa von Korena,
e naleaoby niszczy takich ludzi, i wydao mu si, e ajewski jest sabym, bezbronnym
dzieckiem, ktre kady moe skrzywdzi i unicestwi.
Skoro wyjedasz, to pogd si z matk powiedzia. Bo nieadnie.
Tak, tak, oczywicie.
Przez chwil obaj milczeli. Kiedy skoczyli pierwsz butelk, Samojlenko powiedzia:
Mgby si te pogodzi i z von Korenem. Jestecie obaj zacni, mdrzy ludzie, a patrzycie na
siebie jak wilki.
Owszem, to zacny, mdry czowiek przytakn ajewski, ktry teraz chcia wszystkich
chwali i usprawiedliwia. To niezwyky czowiek, ale przyja midzy nami byaby niemoliwa.
Nie! Mamy zbyt odmienne natury. Ja mam natur sab, apatyczn, uleg; by moe w sprzyjajcej
chwili wycignbym do niego rk na zgod, ale on odwrciby si ode mnie... z pogard.
ajewski wypi yk wina, przeszed si z kta w kt i znw zacz mwi stojc na rodku pokoju:
Ja dobrze rozumiem von Korena. To natura twarda, silna, despotyczna. Zauwaye, e on cigle
mwi o ekspedycji i to nie s czcze sowa. Potrzebna mu jest pustynia, ksiycowa noc; dookoa w
namiotach i pod otwartym niebem pi godni, chorzy, zmordowani cik drog kozacy,
przewodnicy, tragarze, lekarz, duchowny, tylko on jeden nie pi i jak Stanley siedzi na skadanym
krzeseku, a czuje si jak krl pustyni, jak wadca tych ludzi. Cigle idzie, idzie naprzd, jego ludzie
jcz i mr jeden po drugim, ale on idzie, idzie, a w kocu ginie sam, a jednak wci jest despot i
wadc pustyni, bo przechodzce karawany widz w promieniu trzydziestu mil krzy na jego grobie,
krlujcy nad pustyni. auj, e ten czowiek nie suy w wojsku. Byby z niego pierwszorzdny,
genialny dowdca. Potrafiby topi w rzece swoj konnic i budowa mosty z trupw, a na wojnie
taka odwaga jest cenniejsza ni wszelkie fortyfikacje czy taktyka. O, ja go dobrze rozumiem.
Powiedz, po co on tu sterczy? Czego szuka?
Bada faun morsk.
Nie, Nie, bracie! westchn ajewski. Opowiada mi kiedy na statku jeden uczony, e
Morze Czarne jest ubogie w faun, bo na gbinie wskutek nadmiaru siarkowodoru ycie organiczne
nie istnieje. Wszyscy powani zoologowie pracuj na stacjach biologicznych w Neapolu czy
Villefranche, Ale von Koren jest uparty i samodzielny: pracuje tutaj, nad Morzem Czarnym, bo nikt
inny tego nie robi; zerwa z uniwersytetem, nie chce zna uczonych ni kolegw, bo jest przede
wszystkim despot, a dopiero pniej zoologiem. I zobaczysz, e z niego bd ludzie. Ju teraz
marzy o jednym: e po powrocie z ekspedycji wykurzy z naszych uniwersytetw zarwno intryg,
jak i wszelk przecitno, a uczonych wemie w karby. Despotyzm w nauce jest rwnie potny jak
na wojnie. Von Koren spdza ju drugie lato w tym mierdzcym miasteczku, bo woli by pierwsz
osob na wsi ni drug w miecie. Tutaj moe uchodzi za krla i ora; trzyma miejscowych
obywateli krtko i przytacza ich swoim autorytetem. Wzi wszystkich w ryzy, wtrca si do
cudzych spraw, wszystko go obchodzi i wszyscy si go boj. Ja jeden wymykam mu si spod apy,
on to czuje i nienawidzi mnie. Czy ci nie mwi, e mnie naley zabi albo skaza na cikie roboty?
Owszem zamia si Samojlenko. ajewski te zamia si i ykn wina.
A jego ideay s rwnie despotyczne powiedzia miejc si i przegryzajc brzoskwini.
Zwykli miertelnicy, jeeli ju pracuj dla dobra ogu, maj na wzgldzie swoich blinich: ciebie,
mnie, sowem czowieka. Dla von Korona ludzie to pdraki, to zera zbyt ndzne, aby miay stanowi
cel jego ycia. On przecie pracuje, pojedzie na ekspedycj i skrci tam sobie kark nie w imi
mioci bliniego, lecz dla takich abstrakcji, jak ludzko, przysze pokolenia, idealna rasa ludzi.
Zaprzta sobie gow poprawieniem rasy ludzkiej i pod tym wzgldem my wszyscy jestemy dla
niego tylko niewolnikami, misem armatnim, pocigowymi komi; jednych skazaby na mier czy
katorg, innych omotaby elazn dyscyplin, kazaby jak Arakczejew wstawa i ka si na
komend, wyznaczyby eunuchw, eby pilnowali czystoci obyczajw, kazaby strzela do
kadego, kto przekroczy ramy ciasnej, konserwatywnej moralnoci, a wszystko w imi poprawienia
rasy ludzkiej... A co to takiego rasa ludzka? Iluzja, fatamorgana... Despoci zawsze hodowali
iluzjom. Ja, bracie, dobrze go rozumiem. Owszem, ceni go i nie neguj jego roli; ten wiat opiera
si na takich jak on, bo gdyby wiat pozostawiono tylko nam, to my pomimo caej naszej dobroci i
najlepszych zamiarw urzdzilibymy go tak samo, jak muchy ten obraz. Tak.
ajewski usiad koo Samojlenki i powiedzia ze szczerym uniesieniem:
Jestem pusty, ndzny, upady czowiek. Za powietrze, ktrym oddycham, za to wino, mio,
sowem za ycie paciem dotychczas kamstwem, prniactwem i maodusznoci. Oszukiwaem
ludzi i samego siebie, cierpiaem przez to, a moje cierpienie byo tanie i paskie. Przed nienawici
von Korena lkliwie zginam grzbiet, bo chwilami sam siebie nienawidz i gardz sob.
ajewski wzburzony znw przeszed si z kta w kt i zawoa:
Cieszy mnie, e dobrze widz moje wady, e je znam. To mi pomoe zmartwychwsta, sta si
innym czowiekiem. Drogi, gdyby ty wiedzia, jak namitnie, z jakim utsknieniem pragn odrodzi
si! I przysigam ci, e bd czowiekiem! Bd! Nie wiem, czy to po winie, czy tak jest naprawd,
ale wydaje mi si, e ju od dawna nie przeywaem rwnie czystych, jasnych chwil, jak teraz z
tob.
Czas spa, bracie... ziewn Samojlenko.
Tak, tak... Wybacz... Ja zaraz. ajewski zacz krci si koo sprztw i okien w poszukiwaniu
czapki.
Dzikuj ci... mamrota wzdychajc. Dzikuj... Serdeczno i dobre sowo s waniejsze
od jamuny. Ty mnie wskrzesi.
Odszuka swoj czapk, przystan i spojrza na Samojlenk przepraszajcym wzrokiem.
Aleksandrze Dawidyczu! zawoa bagalnie.
Co takiego?
Kochany, pozwl mi przenocowa u ciebie!
Prosz bardzo... czemu nie? ajewski pooy si na kanapie i dugo jeszcze rozmawia z
doktorem.
X
W kilka dni po wycieczce do Nadiedy niespodziewanie przysza Maria Konstantinowna i nie
przywitawszy si, nie zdjwszy kapelusza, schwycia j za obie rce i tulc je do piersi powiedziaa z
ogromnym wzburzeniem:
Droga pani, jestem wzburzona, oszoomiona. Ten miy, sympatyczny doktor powiedzia mojemu
Nikodimowi Aleksandryczowi, e m pani nie yje. Najdrosza... Czy to prawda?
Tak, to prawda, on nie yje odpara Nadieda,
To straszne, straszne, najdrosza. Ale nie ma tego zego, co by na dobre nie wyszo. M pani z
pewnoci by wspaniaym, cudownym, witym czowiekiem, a tacy s potrzebniejsi w niebie ni
na ziemi.
W twarzy Bitiugowej dygota kady rys, kady najdrobniejszy punkcik, jakby pod skr przesuway
si cieniutkie igieki; umiechna si z sacharynow sodycz i powiedziaa entuzjastycznie, z
trudem apic oddech:
A wic pani jest wolna, moja najdrosza. Teraz pani moe wysoko trzyma gow i miao patrze
ludziom w oczy. Bg i ludzie pobogosawi wasz zwizek z Iwanem Andrieiczem. To urocze! Dr
z radoci, brak mi sw. Najdrosza, ja bd swatk... My z Nikodimem Aleksandryczem tak lubimy
was oboje, niech wic pani pozwoli, e to my pobogosawimy wasz legalny, czysty zwizek. Kiedy,
kiedy si pobierzecie?
Nawet o tym nie mylaam odpara Nadieda uwalniajc rce.
To niemoliwe, droga pani. Na pewno pani mylaa.
Sowo daj, e nie mylaam zamiaa si Nadieda. Na co nam lub? Nie widz adnej
potrzeby. Bdziemy yli tak jak dotd.
Co pani mwi! przerazia si Maria Konstantinowna. Na lito bosk, co pani mwi!
Przez to, e si pobierzemy, nic nie zmieni si na lepsze. Przeciwnie, raczej si pogorszy.
Stracimy nasz wolno.
Ale, kochanie! Najmilsza, c to znowu! zawoaa Bitiugowa cofajc si o krok i zaamujc
rce. To ekstrawagancje! Czas si opamita! Utemperowa si!
Co to znaczy: utemperowa si? Ja waciwie jeszcze nie zaznaam prawdziwego ycia, a pani
utemperowa si!
Nadieda uwiadomia sobie nagle, e istotnie jeszcze nie zaznaa ycia. Skoczya pensj, wysza
za m bez mioci, potem ucieka z ajewskim i mieszkaa z nim cay czas na tym nudnym,
pustynnym wybrzeu w oczekiwaniu jakiej zmiany na lepsze. Czy to jest ycie?
,,A jednak naleaoby wzi lub..." pomylaa nagle, ale zaraz przypomniaa sobie o Kirilinie i
Aczmijanowie, spona rumiecem i rzeka:
Nie, to niemoliwe. Gdyby nawet Iwan Andrieicz baga mnie na klczkach, nie zgodziabym si
na to.
Maria Konstantinowna chwil siedziaa w milczeniu na kanapie smutna, powana i patrzya przed
siebie w jeden punkt, potem wstaa i rzeka ozible:
Do widzenia, droga pani. Przepraszam, e przeszkodziam. Cho to nieatwa dla mnie sprawa, ale
musz pani oznajmi, e od dzi wszystko midzy nami skoczone i e mimo mojego gbokiego
szacunku dla Iwana Andrieicza drzwi naszego domu s dla pastwa zamknite.
Powiedziaa to tak uroczycie, e sama poczua si zgnbiona wasnym uroczystym tonem; twarz jej
znw drgna i przybraa sacharynowosodki wyraz; potem Bitiugowa wycigna obie rce do
przeraonej, zmieszanej Nadiedy i wyrzeka bagalnie:
Moja droga, prosz mi pozwoli, e cho przez chwil zachowam si wobec pani jak matka czy
starsza siostra. Bd mwia szczerze jak matka.
Nadieda poczua w sercu tak tkliwo, rado i al nad sob, jakby istotnie matka jej oya i
stana przed ni. Impulsywnie ucisna Mari Konstantinown i przytulia twarz do jej ramienia.
Obydwie rozpakay si. Potem usiady na kanapie i przez kilka minut szlochay nie patrzc na siebie
i nie bdc w stanie wymwi sowa.
Moje drogie dziecko zacza w kocu Bitiugowa nie chc pani oszczdza, powiem ca
prawd.
Prosz, prosz!
Trzeba mi zaufa, najmilsza. Niech pani sobie przypomni: tylko ja jedna spord caego
miejscowego towarzystwa przyjmowaam pani u siebie. Pani osoba przerazia mnie od pierwszego
dnia, ale nie byam w stanie traktowa jej tak lekcewaco, jak inni. Martwiam si o miego,
dobrego Iwana Andrieicza jak o wasnego syna. Mody mczyzna w obcych stronach,
niedowiadczony, saby, bez matki ach, cierpiaam mki... Mj m by przeciwny tej
znajomoci, ale namwiam go... przekonaam... Zaczlimy zaprasza do siebie Iwana Andrieicza, a
razem z nim pani oczywicie, bo inaczej by si obrazi. Ja przecie mam crk, syna... Pani
rozumie, nieokrzepy, dziecicy umys, czyste serce... a jeli kto zgorszy jednego z tych
maluczkich.... Przyjmowaam pani w swoim domu, ale draam o dzieci. O, gdy pani bdzie matk,
zrozumie pani mj strach. A wszyscy dziwili si, e przyjmuj pani u siebie jak prosz mi
wybaczy jak uczciw kobiet, co tam napomykali... oczywicie jakie plotki, hipotezy... W
gbi duszy i ja te potpiaam pani, ale pani bya tak nieszczliwa, aosna, ekstrawagancka, a
bolao mnie serce z litoci.
Ale dlaczego? Dlaczego? pytaa Nadieda, caa rozdygotana. Co ja takiego zrobiam?
Pani jest wielk grzesznic. Pani zamaa przysig, zoon mowi przed otarzem. Pani
uwioda zacnego modzieca, ktry moe, gdyby nie zetkn si z pani, znalazby sobie legaln
towarzyszk ycia z dobrej rodziny, ze swojej sfery, i by teraz taki jak wszyscy. Pani zmarnowaa
jego modo. Nie zaprzecza, nie zaprzecza, moja droga. Nie wierz w to, e win za nasze
grzechy ponosi mczyzna. Winne s zawsze kobiety. W yciu rodzinnym mczyni bywaj
lekkomylni, powoduj si rozumem, nie sercem, wielu rzeczy nie pojmuj, ale kobieta pojmuje
wszystko. Wszystko zaley od niej. Dano jej wiele, przeto wiele si od niej da. O, moja najmilsza,
gdyby kobieta bya pod tym wzgldem gupsza czy sabsza od mczyzny, Bg nie powierzyby jej
wychowania chopcw i dziewczynek. A ponadto, moja droga, wkroczywszy na drog grzechu,
odrzucia pani wszelki wstyd; inna kobieta w tej sytuacji schowaaby si przed ludmi, siedziaaby w
domu, w ukryciu, ludzie widzieliby j tylko w wityni paskiej blad, paczc, ca w czerni, i
kady zawoaby ze szczerym wzruszeniem: ,,Boe, ten upady anio znowu wraca do Ciebie..." Ale
pani odrzucia precz wszelk skromno i ya otwarcie, ekstrawagancko, jakby pysznic si swoim
grzechem, bawia si, miaa, a ja patrzc na pani draam z przeraenia, eby piorun z nieba nie
spali naszego domu wtedy, gdy pani siedzi u nas. Prosz nic nie mwi, moja droga! krzykna
Bitiugowa, widzc, e Nadieda chce si odezwa. Niech pani mi zaufa, ja nie oszukam ani
ukryj adnej prawdy przed oczyma pani duszy. Prosz wic mnie wysucha, najdrosza... Bg
znaczy pitnem wielkich grzesznikw i pani te ma na sobie to pitno. Prosz sobie przypomnie:
pani stroje zawsze byy okropne!
Nadieda, ktra miaa jak najlepsze mniemanie o swoich strojach, przestaa paka i popatrzya na
Bitiugow ze zdumieniem.
Tak, okropne! cigna Maria Konstantinowna. Pretensjonalno i pstrokacizna pani
strojw kademu daje duo do mylenia. Wszyscy patrzc na pani tylko podmiewali si i
wzruszali ramionami, a ja cierpiaam mki... I bardzo pani przepraszam, ale pani nie jest schludna.
Kiedymy si spotykay w budce kpielowej, przyprawiaa mnie pani o dreszcz. Suknie jeszcze jako
tako, ale halka, koszula... moja droga, pon ze wstydu! Biednemu Iwanowi Andrieiczowi te nikt
nawet krawata nie zawie jak naley, a po jego bielinie i butach kady widzi, e biedaczek nie ma
w domu adnej opieki. I stale jest godny ten nieboraczek, bo przecie skoro w domu nikt si nie
zatroszczy o samowar czy kaw, to chcc nie chcc poow pensji wydaje si w pawilonie. U pani w
domu jest strasznie, po prostu strasznie! W caym miecie nie ma much, a u pani nie mona si od
nich opdzi, wszystkie talerze i spodki a czarne. Na oknach i stoach kurz, zdeche muchy,
szklanki... Po co tam szklanki? Moja droga, eby do tej pory nie posprzta ze stou!... A wej do
sypialni a wstyd; wszdzie porozrzucana bielizna, na cianach wisz te rozmaite kauczuki, stoj
jakie naczynia... Moja droga! M o niczym nie powinien wiedzie, ona musi by przed nim
czysta jak anioeczek. Ja co rano budz si ledwo wit i myj twarz zimn wod, aby mj Nikodim
Aleksandrycz nie zauway, e jestem zaspana,
To s drobiazgi! wyszlochaa Nadieda. Gdybym chocia zaznaa szczcia, ale przecie
jestem tak nieszczliwa!
Owszem, pani jest bardzo nieszczliwa! westchna Bitiugowa ledwie powstrzymujc si od
paczu. A w dalszym yciu oczekuj pani same zgryzoty. Samotna staro, choroby, a potem
rachunek na sdzie ostatecznym. Okropno, okropno! Teraz sam los wyciga pomocn rk, a
pani j nierozumnie odtrca. Pobra si, jak najprdzej si pobra!
Tak, trzeba by szepna Nadieda ale to jest niemoliwe.
Dlaczego?
Niemoliwe! Och, gdyby pani wiedziaa! Nadieda chciaa opowiedzie o Kirilinie i o tym, e
wczoraj wieczorem spotkaa na przystani modego, adnego Aczmijanowa i e strzeli jej do gowy
komiczny, wariacki pomys, jak pozby si trzysturublowego dugu to j bardzo ubawio,
przysza wic do domu pnym wieczorem, majc uczucie, e jest kobiet sprzedajn i niepowrotnie
upad. Sama nie wiedziaa, jak to si stao. Zapragna przysic Marii Konstantinownie, e
bezwzgldnie zwrci ten dug, ale wstyd i kanie nie daway jej mwi.
Wyjad powiedziaa w kocu. Niech Iwan Andrieicz zostanie tutaj, a ja wyjad.
Dokd?
Do Rosji.
Ale z czego bdzie pani ya? Przecie pani nic nie ma.
Zajm si przekadami albo... albo zao ma czytelni...
Bez tych fantazji, moja droga. Na czytelni potrzeba pienidzy. No, teraz si poegnam, a pani
uspokoi si, namyli i jutro przyjdzie do mnie wesolutka. To bdzie urocze! Wic do widzenia, mj
anioeczku. Tylko jeszcze pocauj.
Maria Konstantinowna ucaowaa Nadied w czoo, przeegnaa j i wysza. Ju zaczo si
zmierzcha. Olga zapalia wiato w kuchni. Wci paczc Nadieda posza do sypialni i pooya
si na ku. Wstrzsay ni silne dreszcze. Lec rozebraa si, odsuna zmitoszon sukni ku
nogom i zwina si w kbek pod kodr. Chciao jej si pi, ale nie byo nikogo, kto by jej poda
szklank wody. Zwrc! mwia do siebie i w majaczeniu zdawao jej si, e siedzi przy
jakiej chorej i poznaje w niej sam siebie. Zwrc. Byoby gupot przypuszcza, e ja dla
pienidzy... Wyjad i z Petersburga wyl wszystko. Najpierw sto... Potem sto... i znw sto... Pno
w nocy wrci ajewski.
Najpierw sto... powiedziaa do niego Nadieda potem sto...
Powinna zay chinin orzek mylc rwnoczenie: ,,Jutro roda, odchodzi statek, a ja nie
jad. Trzeba bdzie zosta a do soboty".
Nadieda uklka na posaniu. Czy ja co teraz mwiam? zapytaa umiechajc si i mruc
oczy przed wiatem wiecy.
Nie. Jutro trzeba posa po doktora. pij. Wzi poduszk i poszed ku drzwiom. Z chwil gdy
postanowi nieodwoalnie, e wyjedzie i opuci Nadied, ta zacza budzi w nim lito i poczucie
winy; byo mu wobec niej troch wstyd, jak wobec chorej czy starej klaczy, ktr postanowiono
zabi. Zatrzyma si w drzwiach i obejrza.
Na wycieczce byem rozdraniony i potraktowaem ci po grubiasku. Wybacz mi, na mio
Bosk!
Po tych sowach wszed do gabinetu i pooy si, ale dugo nie mg zasn.
Gdy nastpnego rana Samojlenko ze wzgldu na wito rzdowe w penej gali, w epoletach i przy
orderach sprawdziwszy ttno i obejrzawszy jzyk Nadiedy Fiodorowny wyszed z sypialni,
stojcy za drzwiami ajewski zapyta z trwog.
No i jak? Jak?
Na jego twarzy malowa si strach, wielki niepokj i nadzieja.
Nie bj si, nic gronego odpar Samojlenko. Najzwyklejsza malaria.
Ja nie o tym zniecierpliwi si ajewski. Masz pienidze?
Mj kochany, bardzo ci przepraszam wyszepta Samojlenko w zmieszaniu, ogldajc si na
drzwi. Wybacz, na mio Bosk. Nikt nie ma w tej chwili gotwki, uzbieraem po pi, po
dziesi rubli, wszystkiego sto dziesi. Dzisiaj jeszcze bd z kim rozmawia. Poczekaj.
Ale w sobot ostateczny termin szepn ajewski drc z niecierpliwoci. Zaklinam ci na
wszystko, w sobot! Jeeli nie wyjad w sobot, to mi w ogle nic nie trzeba... nic! Nie rozumiem,
jak lekarz moe nie mie pienidzy!
O Boe, co ja na to poradz! wyszepta Samojlenko szybko i z takim przejciem, e a mu co
pisno w gardle. Wszystko ludzie powycigali, s mi winni siedem tysicy, i ja te wszdzie si
zaduyem. Czy to moja wina?
Wic zdobdziesz na sobot? Co?
Postaram si.
Dobrze... Wrd owadoernych trafiaj si bardzo ciekawe okazy. Na przykad kret. Uwaa go
si za stworzenie poyteczne, poniewa niszczy szkodliwe owady. Opowiadaj, e jaki Niemiec
ofiarowa cesarzowi Wilhelmowi I futro z krecich skr, a cesarz kaza udzieli mu nagany za to, e
zmarnowa tyle poytecznych stworze. A tymczasem kret pod wzgldem okruciestwa w niczym
nie ustpuje twojemu zwierztku i na dobitk jest bardzo szkodliwy, bo kropnie niszczy ki.
Von Koren otworzy szkatuk i wyj sturublowy banknot.
Kret ma klatk piersiow mocn jak nietoperz cign zamykajc szkatuk niezwykle
rozwinite minie i koci, wietnie uzbrojon paszczk. Gdyby mia wzrost sonia, byby
niepokonanym, niszczcym wszystko zwierzciem. Ciekawa rzecz: kiedy dwa krety spotykaj si
pod ziemi, natychmiast, jakby si umwiy, zaczynaj udeptywa ziemi; robi to dlatego, eby
mie odpowiedni teren do boju. Udeptawszy ziemi, staczaj ze sob okrutn walk i bij si do
chwili, a saby padnie. Wee sto rubli powiedzia von Koren zniajc gos tylko pod
warunkiem, e to nie dla ajewskiego.
A gdyby nawet dla ajewskiego? zaperzy si Samojlenko. Co to ciebie obchodzi?
Dla ajewskiego nie dam. Wiadomo, e ty chtnie poyczasz wszystkim. Poyczyby nawet
zbjcy Kerimowi, gdyby ci tylko poprosi, ale daruj, ja nie mog tego popiera.
Tak, prosz o poyczk dla ajewskiego! owiadczy Samojlenko wstajc i wymachujc
praw rk. Tak! Dla ajewskiego! I niech aden czart, aden diabe nie way si mnie poucza,
jak mam rzdzi moimi pienidzmi. Pan mi nie raczy poyczy? Co?
Diakon parskn miechem.
Nie uno si, tylko si zastanw powiedzia zoolog. Dobroczynno w stosunku do pana
ajewskiego uwaam za rzecz rwnie niemdr, jak podlewanie chwastw albo karmienie
szaraczy.
A ja uwaam, e powinnimy pomaga naszym blinim! wrzasn Samojlenko.
W takim razie pom temu godnemu Turkowi, co ley pod potem. To robotnik, czyli czowiek
potrzebniejszy i bardziej poyteczny ni twj ajewski. Daj jemu te sto rubli. Albo ofiaruj mi sto
rubli na ekspedycj.
Pytam ci: poyczysz czy nie?
Powiedz szczerze: na co jemu potrzebne pienidze?
To nie sekret. Musi jecha w sobot do Petersburga.
Ach tak! rzek przecigle von Koren. Aha... Rozumiem. A ona z nim jedzie czy nie?
Ona tymczasem zostanie tutaj. On zaatwi swoje sprawy w Petersburgu i wyle jej pienidze,
wtedy ona pojedzie.
Zrczny kawa! powiedzia zoolog i wybuchn krtkim tenorowym miechem. Zrczny
kawa! Sprytnie pomylany.
Podszed szybko do Samojlenki i stanwszy przed nim twarz w twarz zapyta patrzc mu w oczy:
Powiedz szczerze: on ju jej nie kocha? Co? Powiedz: nie kocha? Tak?
Tak wykrztusi Samojlenko i cay si spoci.
Jakie to wstrtne! powiedzia von Koren i po jego twarzy byo wida, e istotnie czu wstrt.
Jedno z dwojga, Aleksandrze Dawidyczu: albo jeste z nim w zmowie, albo, za przeproszeniem,
skoczony z ciebie mazgaj. Czy nie rozumiesz, e on ci zwodzi jak dzieciaka w najbezczelniejszy
sposb? Chyba to jest jasne, e on chce si jej pozby i rzuci tutaj sam. Albo zwali j tobie na kark
i to przecie jasne, e bdziesz musia j wyprawi na wasny koszt do Petersburga. Czy twj zacny
przyjaciel tak ci olni swoimi zaletami, e ju nie widzisz nawet najprostszych rzeczy?
To s tylko przypuszczenia odpar Samojlenko, siadajc z powrotem.
Przypuszczenia? A wic dlaczego jedzie sam, a nie razem z ni? Zapytaj go, dlaczego ona nie
jedzie najprzd, a on pniej? Szczwana bestia!
Zgnbiony nag wtpliwoci i podejrzeniem Samojlenko od razu oklap i spuci z tonu,
Nie, to niemoliwe! powiedzia wspominajc t noc, ktr ajewski spdzi u niego. On
tak cierpi.
C z tego? Zodzieje i podpalacze te cierpi.
Zamy nawet, e masz racj... powiedzia Samojlenko w zamyleniu. Przypumy... Ale
to czowiek mody, w obcych stronach... student, a mymy te byli studentami i oprcz nas nie ma tu
nikogo, kto by mu przyszed z pomoc.
Pomaga mu w popenianiu nikczemnoci i to tylko dlatego, ecie obaj byli w rnym czasie na
uniwersytecie i obaj nic tam nie robili! Co za nonsens!
Czekaj, zastanwmy si nad tym spokojnie. Sdz, e mona bdzie zrobi tak... medytowa
Samojlenko poruszajc palcami. Poycz mu pienidze, uwaasz, ale niech mi da sowo honoru,
e przyle Nadiedie Fiodorownie na drog najpniej za tydzie.
Owszem, on ci da sowo honoru, nawet popacze si i w kocu sam we wszystko uwierzy, ale co
warte takie sowo? On i tak niczego nie dotrzyma, a po paru latach, gdy spotkasz go na Newskim z
now mioci pod rczk, bdzie si usprawiedliwia tym samym: e go spaczya cywilizacja i e
on wanie jest odbiciem Rudina... Przesta si nim zajmowa, na mio bosk! Odejd od bota,
nie rozgrzebuj go obu rkoma!
Samojlenko na chwil zamyli si, a potem rzek stanowczo:
Mimo wszystko dam mu pienidze. Jak sobie chcesz. Nie jestem w stanie odmwi czowiekowi
tylko na podstawie przypuszcze.
Doskonale. Cauj si z nim do woli!
Wic daj mi te sto rubli niemiao poprosi Samojlenko.
Nie dam.
Zapado milczenie. Samojlenko poczu si bardzo saby; jego rysy uoyy si w przepraszajcy,
zawstydzony, przymilny wyraz i trudno byo uwierzy, e ta zmieszana, dziecinnie aosna twarz
naley do olbrzymiego mczyzny z orderami i epoletami.
W tych stronach przewielebny objeda swoj diecezj nie karet, tylko konno odezwa si
diakon odkadajc piro. Widok jego osoby, siedzcej na koniu, jest niezwykle wzruszajcy. Jego
prostota i skromno pene s biblijnego majestatu.
Czy to dobry czowiek? zapyta von Koren zadowolony ze zmiany tematu.
No myl! Gdyby nie by dobry, czyby go wywicono na archirieja?
Wrd archiriejw trafiaj si ludzie zacni i uzdolnieni powiedzia von Koren. Szkoda
tylko, e wielu z nich ma t sam sabostk: wyobrazili sobie, e s mami stanu. Jeden zajmuje si
rusyfikacj, drugi krytykuje nauki. To nie ich sprawa. Lepiej byoby, eby czciej zagldali do
konsystorza.
Osoba wiecka nie moe sdzi archiriejw. Dlaczego, diakonie? Archiriej to taki sam
czowiek, jak ja.
Niby taki sam, a jednak nie taki obrazi si diakon biorc piro do rki. Gdyby pan by taki
sam, to na panu spoczoby bogosawiestwo i byby pan archiriejem, a skoro pan archiriejem nie
jest, to znaczy, e nie taki sam.
Nie ple, diakonie! powiedzia Samojlenko z udrk. Suchaj, ju mam pomys zwrci
si do von Korena. Nie poyczaj mi tych stu rubli. Bdziesz si u mnie stoowa jeszcze trzy
miesice, wic daj mi z gry za trzy miesice.
Nie dam.
Samojlenko zamruga oczami i a spurpurowia; machinalnie pociga ku sobie ksik z falang i
popatrza na ni, potem wsta i wzi czapk. Von Korenowi zrobio si al doktora.
Jak tu y i pracowa z takimi ludmi powiedzia zoolog i w oburzeniu kopn nog jaki
papierek. Zrozum, e to nie dobro, nie miosierdzie, ale maoduszno, mazgajstwo, trucizna! Co
zbuduje rozum, to zburz wasze lamazarne, do niczego niezdolne serca! Kiedy, jeszcze jako ucze,
chorowaem na tyfus brzuszny, a moja ciotunia z nadmiaru wspczucia uraczya mnie
marynowanymi grzybami, i o may wos nie umarem. Zrozumcie oboje z ciotuni, e mio do
czowieka powinna tkwi nie w sercu, nie w krzyach i nie w odku, ale tu!
Von Koren stukn si rk w czoo.
Masz! zawoa i rzuci doktorowi sturublowy papierek.
Niepotrzebnie gniewasz si, Kola agodnie odezwa si Samojlenko skadajc papierek. Ja
ci bardzo dobrze rozumiem, ale... postaw si w mojej sytuacji.
Stara baba z ciebie i tyle! Diakon zachichota.
Posuchaj, Aleksandrze Dawidyczu, to moja ostatnia probapowiedzia z arem von Koren.
Kiedy bdziesz dawa temu ajdakowi pienidze, postaw mu taki warunek: niech wyjedzie razem ze
swoj damulk albo niech j wyprawi najprzd, a inaczej nie dawaj. Nie naley si z nim certowa.
Powiedz mu tak, jak ci radz, bo jeeli nie powiesz, to daj ci sowo, e pjd do niego do biura i
zrzuc go tam e schodw, a z tob w ogle zerw. Pamitaj!
C! Jeeli on wyjedzie razem z ni albo wyprawi j wpierw, to dla niego jeszcze lepiej
powiedzia Samojlenko. On nawet bdzie z tego zadowolony. No, do widzenia.
Poegna si czule i wyszed, ale nim zamkn drzwi, obejrza si na von Korena, zrobi gron min
i owiadczy:
To Niemcy ci zbaamucili, bracie! Tak! Niemcy!
XII
Nastpnego dnia, w czwartek, Maria Konstantinowna obchodzia urodziny swojego Kosti. W
poudnie mieli przyj gocie na pierg, wieczorem na czekolad.
Kiedy ajewski i Nadieda przyszli wieczorem, zoolog, ktry ju siedzia w salonie i pi czekolad,
zapyta Samojlenk:
Rozmawiae z nim?
Jeszcze nie.
Pamitaj, eby mwi bez ogrdek. Nie rozumiem bezczelnoci tych pastwa. Przecie
doskonale wiedz, co myli rodzina Bitiugoww o ich nieprawym zwizku, a mimo to wci tu si
pchaj.
Jeeli mamy zwraca uwag na kady przesd, to w ogle nigdzie nie mona bywa.
Czy wstrt ludzki do zwizkw pozamaeskich i rozpusty to przesd?
Naturalnie. Przesd i nienawistny stosunek do ludzi. onierze, kiedy widz osob lekkich
obyczajw, miej si i gwid, a zapytaj ich: jacy s oni sami?
Gwid nie bez racji. To, e wiejskie dziewuchy dusz swoje nielubne dzieci i id na katorg,
to, e Anna Karenina rzucia si pod pocig, e na wsi smaruje si wrota dziegciem, e mnie i ciebie
nie wiadomo czemu pociga w Kati jej niewinno i e kady czuje niewiadom potrzeb czystej
mioci, chocia wie, e takiej mioci nie ma czy to wszystko przesd? To, bracie, jedyna rzecz,
ktra ocalaa z naturalnego doboru i gdyby nie byo tej ywioowej siy, regulujcej stosunki pci,
panowie ajewscy pokazaliby, gdzie raki zimuj, a ludzko by si zdegenerowaa w cigu dwch
lat.
ajewski wszed do salonu, przywita si ze wszystkimi i ciskajc von Korenowi rk umiechn
si przymilnie. Wypatrzywszy odpowiedni moment szepn do Samojlenki:
Przepraszam ci, Aleksandrze Dawidyczu, chciabym ci co powiedzie.
Samojlenko wsta, obj go wp i obaj przeszli do gabinetu pana domu.
Jutro pitek... powiedzia ajewski, gryzc paznokcie. Masz, co obieca?
Mam tylko dwiecie dziesi. Reszta dzi lub jutro. Bd spokojny.
Chwaa Bogu!... odetchn ajewski i rce mu si zatrzsy z radoci. Uratowae mnie,
Aleksandrze Dawidyczu, i przysigam ci na Boga, na wasne szczcie i na co chcesz, e odel ci te
pienidze natychmiast po przyjedzie. I stary dug te odel.
Wiesz co, Wania... rzek Samojlenko biorc ajewskiego za guzik i czerwieniejc. Daruj,
e wtrcam si do twoich spraw rodzinnych, ale... dlaczego nie chcesz wyjecha razem z Nadied
Fiodorown?
Czy to moliwe, dziwaku jeden? Kto z nas musi zosta, bo wierzyciele narobi wrzasku.
Przecie jestem winien w kilku sklepach blisko siedemset rubli, jeeli nie wicej. Poczekaj, wyl
im pienidze, zamkn gby, wtedy i ona wyjedzie.
Aha... A dlaczego jej wpierw nie wyprawisz?
Ach, mj Boe, czy to moliwe? achn si ajewski. Przecie to kobieta, co ona tam
sama zrobi? Co ona potrafi? To tylko zwoka i niepotrzebny wydatek.
,,Susznie..." pomyla Samojlenko, ale przypomniawszy sobie warunek von Korena spuci oczy
i rzek ponuro:
Ja si z tob nie zgadzam. Albo jed razem z ni, albo wypraw j najprzd, bo inaczej... inaczej
nie dam ci pienidzy. To moje ostatnie sowo.
Cofn si, nacisn plecami drzwi i wysun si do salonu purpurowy ze wstydu.
,,Pitek... pitek myla ajewski, idc do salonu. Pitek..."
Podano mu filiank czekolady. Sparzy sobie wargi i jzyk gorc czekolad i znw pomyla;
,,Pitek... pitek..."
Nie wiadomo czemu sowo ,,pitek" nie wychodzio mu z gowy; nie myla o niczym, prcz pitku,
i tylko jedno byo dla niego jasne to tkwio nie w gowie, lecz gdzie pod sercem e nie uda
mu si wyjecha w sobot. A przed nim sta Nikodim Aleksandrycz, czyciutki, z zaczesanymi na
atak malarii ledwo trzymaa si na nogach, ale nie chciaa i do domu, bo bya pewna,. e za ni
pjdzie Kirilin lub Aczmijanow, albo obaj razem. Kirilin szed z tyu obok Nikodima Aleksandrycza
i nuci pgosem:
Nie pozwol sob igra-a! Nie pozwo-ol! Z bulwaru skrcili ku pawilonowi, poszli brzegiem i
dugo przygldali si fosforyzujcemu morzu. Von Koren zacz tumaczy, dlaczego fosforyzuje.
XIV
No, ju czas na winta... Czekaj na mnie oznajmi ajewski. Do widzenia pastwu.
Ja te id, chwileczk powiedziaa Nadieda i wzia go pod rk.
Poegnali si z reszt towarzystwa i odeszli. Kirilin rwnie poegna si, powiedzia, e idzie w t
sam stron i poszed razem z nimi.
,,Co ma by, to bdzie... mylaa Nadieda. Niech tam..."
Wydao jej si, e wszystkie niedobre wspomnienia wymkny si z jej gowy na zewntrz, id obok
niej w ciemnoci i ciko dysz, a ona jak mucha, ktra wygrzebaa si z atramentu, peznie z
trudem po bruku i plami na czarno bok i rk ajewskiego. Jeeli Kirilin -mylaa uczyni co
zego, to nie on bdzie winien, tylko ona sama. Przecie by czas, kiedy aden mczyzna nie mia
rozmawia z ni tak jak Kirilin i ona sama rozdara ten czas jak nitk, zniszczya go bezpowrotnie
kt jest temu winien? Odurzona pragnieniami zacza umiecha si do zupenie nieznajomego
czowieka chyba tylko dlatego, e by postawny i wysoki, po dwch schadzkach ju poczua si
znudzona i rzucia go, czy wic on mylaa teraz nie ma prawa postpi z ni tak, jak si
jemu ywnie podoba?
Tu ci poegnam, kochanie powiedzia ajewski, zatrzymujc si. Ilia Michajycz ci
odprowadzi.
Ukoni si Kirilinowi, szybkim krokiem przeszed na drug stron bulwaru, przeci ulic i stan
przed domem Szeszkowskiego, gdzie wiecio si w oknach; w chwil po tym dobiego trzaniecie
furtk.
Teraz pani zechce mnie wysucha zacz Kirilin. Nie jestem mokos ani aden Aczkasow,
aczkasow czy Zaczkasow. dam powanego traktowania!
Nadiedie zaczo wali serce. Nie odpowiedziaa ani sowa.
Pani gwatown zmian w stosunku do mnie z pocztku tumaczyem kokieteri cign
Kirilin ale teraz widz, e pani po prostu nie umie postpowa z przyzwoitymi ludmi. Pani po
prostu chciaa pobawi si mn, jak tym ormiaskim ptakiem, ale ja jestem przyzwoity czowiek,
tote dam, eby ze mn postpowano jak z przyzwoitym czowiekiem. A wic do usug...
Tak mnie wszystko gnbi... powiedziaa Nadieda, rozpakaa si i odwrcia gow, eby
ukry zy.
Mnie te wszystko gnbi, ale co z tego? Kirilin umilk na chwil, a potem wyrzek zwolna i
dobitnie:
Zaznaczam jeszcze raz, askawa pani: jeeli dzisiaj nie dojdzie do randki, to jeszcze dzisiaj zrobi
skandal.
Niech pan mnie puci dzisiaj powiedziaa Nadieda i a nie poznaa wasnego gosu, tak by
cienki i aosny.
Powinienem da pani nauczk... Przepraszam za mj ordynarny ton, ale musz da pani nauczk.
Tak, niestety, musz... dam dwch schadzek: dzisiaj i jutro. Pojutrze bdzie pani cakiem wolna i
moe pani i, gdzie si jej podoba i z kim aska. Dzi i jutro! Nadieda podesza do swojej furtki i
zatrzymaa si.
Niech pan mnie puci! szeptaa rozdygotana, nic nie widzc w ciemnociach oprcz biaego
munduru. Pan ma racj, jestem okropn kobiet, zawiniam, ale niech pan mnie puci... Ja pana
prosz... dotkna jego zimnej rki i znw drgna ja pana bagam...
Niestety! westchn Kirilin. Niestety! To nie ley w moich planach, bo chc da pani
nauczk, a zreszt, madame, ja w ogle nie wierz kobietom.
Tak mnie wszystko gnbi...
Nadieda wsuchaa si w jednostajny szum morza, spojrzaa na usiane gwiazdami niebo i
zapragna jak najprdzej skoczy z tym wszystkim, pozby si przekltego smaku ycia z jego
morzem, gwiazdami, mczyznami, malari...
Tylko nie u mnie w domu... powiedziaa zimno. Chodmy gdziekolwiek.
Pjdziemy do Miuridowa. Tam najlepiej.
Gdzie to jest?
Koo starego wau.
Szybkim krokiem posza ulic, potem skrcia w zauek, ktry prowadzi w stron gr. Byo ciemno.
Na bruku janiay gdzieniegdzie blade smugi blasku padajcego z owietlonych okien, a jej zdawao
si, e ona jak mucha to grznie w atramencie, to znw wypeza na wiato. Kirilin szed za ni. W
pewnej chwili potkn si, omal nie upad i parskn miechem.
,,Pijany... pomylaa Nadieda. Wszystko jedno... wszystko jedno... Niech tam".
Aczmijanow wkrtce te poegna si z caym towarzystwem i pody w trop za Nadied, eby
namwi j na przejadk odzi. Podszed pod jej dom i zajrza przez palisad: okna byy szeroko
otwarte, wiato nigdzie si nie palio.
Nadiedo Fiodorowno! zawoa. Mina dusza chwila. Zawoa ponownie.
Kto to? odezwa si gos Olgi.
Czy Nadieda Fiodorowna w domu?
Nie ma jej. Jeszcze nie wrcia.
To dziwne... Bardzo dziwne pomyla Aczmijanow z nagym uczuciem silnego niepokoju.
Przecie miaa i do domu..."
Przeszed si po bulwarze, potem po ulicy i zajrza do okien Szeszkowskiego. ajewski siedzia przy
stole bez surduta i uwanie patrza w karty.
Dziwne, dziwne... mrukn Aczmijanow i na wspomnienie o histerycznym ataku ajewskiego
poczu wstyd. Jeeli ona nie w domu, to gdzie?...
Znw poszed w stron mieszkania Nadiedy, spojrza na ciemne okna.
,,Oszukaa, oszukaa..." myla przypominajc sobie, e spotkawszy si z nim w poudnie u
Bitiugoww sama zaproponowaa wieczorny spacer dk.
W oknach domu, gdzie mieszka Kirilin, byo ciemno. Na aweczce przed bram siedzia stjkowy i
spa. Kiedy Aczmijanow zobaczy ciemne okna i policjanta, wszystko stao si dla jasne. Ju chcia
i do domu i zawrci, ale w kocu znalaz si ponownie przed mieszkaniem Nadiedy. Usiad na
aweczce i zdj kapelusz, czujc, e gowa mu ponie z zazdroci i poczucia krzywdy.
Zegar na miejskiej cerkwi bi tylko dwa razy na dob: w poudnie i o pnocy. Wkrtce potem, gdy
wybia pnoc, rozlegy si szybkie kroki.
A wic jutro wieczorem znowu u Miuridowa! usysza nagle Aczmijanow i pozna gos
Kirilina. O godzinie smej. Do widzenia.
Przed palisad ogrdka ukazaa si Nadieda. Nie zauwaywszy siedzcego na aweczce
Aczmijanowa, przesuna si przed nim jak cie, otworzya furtk i nie zamykajc jej wesza do
domu. U siebie w pokoju zapalia wiec, szybko rozebraa si, ale nie pooya si do ka, tylko
uklka, otoczya ramionami krzeso i przywara czoem do oparcia.
ajewski wrci do domu o trzeciej nad ranem.
XV
Postanowiwszy, e nie okamie wszystkich od razu, lecz kadego na raty, ajewski nastpnego dnia
o p do drugiej poszed do Samojlenki, eby wydosta pienidze i umoliwi sobie wyjazd
koniecznie na sobot. Po wczorajszym ataku, ktry do cikiego stanu wewntrznego doda jeszcze
dotkliwe uczucie wstydu, dalsze pozostawanie w miecie byo wrcz niemoliwe. Jeeli Samojlenko
uprze si przy swoich warunkach, myla ajewski, naley pozornie zgodzi si i wzi pienidze, a
jutro tu przed odejciem statku powiedzie, e Nadieda odrzucia propozycj wyjazdu; dzi
wieczorem trzeba j bdzie przekona, e to wszystko robi si dla jej dobra. Jeeli Samojlenko,
ktry wyranie ulega wpywom von Korena, kategorycznie odmwi poyczki albo zaproponuje
jakie nowe warunki, to on, ajewski, jeszcze dzi odjedzie towarowym statkiem czy nawet
aglowcem do Nowego Afonu wzgldnie Noworosyjska, stamtd nada union depesz do matki i
bdzie czeka, a matka wyle pienidze na dalsz drog.
U Samojlenki ajewski zasta czekajcego w salonie von Korena. Zoolog, ktry wanie przyszed
na obiad, swoim zwyczajem otworzy album i zacz oglda podobizny panw w cylindrach i pa
w czepkach.
A to nie w por! pomyla ajewski. Ten moe przeszkodzi".
Dzie dobry panu!
Dzie dobry odpowiedzia von Koren nie patrzc na ajewskiego.
Czy Aleksander Dawidycz w domu?
Tak. W kuchni.
ajewski poszed do kuchni, ale zobaczywszy od drzwi, e Samojlenko jest zajty przyprawianiem
saaty, wrci do salonu i usiad. W obecnoci zoologa zawsze czu si nieswojo, a teraz ba si
ewentualnej rozmowy o ataku histerycznym. Chwila mina w milczeniu. Nagle von Koren spojrza
na ajewskiego i zapyta:
Jak si pan czuje po wczorajszym?
Doskonale odpowiedzia ajewski czerwieniejc. Waciwie nic szczeglnego si nie stao.
A do wczoraj byem przekonany, e na histeri choruj tylko damy, i dlatego sdziem, e pan
dosta ataku epilepsji.
ajewski umiechn si przymilnie i stwierdzi w duchu:
,,Jaki brak subtelnoci! Przecie on doskonale wie, e mi ciko..."
Tak, to naprawd mieszne powiedzia wci z t sam przymiln min. miaem si dzi
cae rano. Ciekawa rzecz: czowiek w ataku histerycznym wie, e to nonsens, i w gbi duszy z niego
kpi, a rwnoczenie nie moe powstrzyma si od paczu. W naszej nerwowej epoce jestemy
wszyscy niewolnikami wasnych nerww; to one nami rzdz, tak jak im si podoba. Pod tym
wzgldem cywilizacja wywiadczya nam niedwiedzi przysug.
ajewski mwi, ale byo mu przykro, e von Koren sucha go z ca powag i przyglda mu si
bacznie, nie mrugnwszy powiek, jakby go bada; byo mu te wstyd przed sob samym, e
pomimo caej niechci do von Korena nie moe stumi przymilnego umiechu.
Chocia prawd powiedziawszycignatak mia swoje bezporednie powody, i to do
uzasadnione. Ostatnio mj stan zdrowia bardzo si pogorszy. Niech pan do tego doda nud, cige
pustki w kieszeni... brak ludzi i wsplnych zainteresowa... W ogle sytuacja pod psem.
Tak, rzeczywicie jest pan w sytuacji bez wyjcia powiedzia von Koren.
Te spokojne, zimne sowa, zawierajce w sobie ni to kpin, ni to niewczesne proroctwo, mocno
dotkny ajewskiego. Przypomniay mu wczorajszy wieczr i spojrzenie zoologa pene szyderstwa
i wstrtu, chwil wic milcza, a potem zapyta ju bez umiechu:
A skd pan wie, jaka jest moja sytuacja?
Pan sam mwi o niej przed chwil, a zreszt pascy przyjaciele tak gorco si panem interesuj,
e od rana do nocy sysz tylko o panu.
Jacy przyjaciele? Samojlenko czy co?
Tak, i on te.
Ja bym prosi, eby Aleksander Dawidycz i w ogle moi przyjaciele zanadto si o mnie nie
troszczyli.
Wanie idzie Samojlenko, niech go pan poprosi, eby si zanadto o pana nie troszczy.
Nie rozumiem tego tonu... bkn ajewski; ogarno go takie uczucie, jakby dopiero teraz
zrozumia, e zoolog nienawidzi go, pogardza nim, szydzi z niego, e jest jego najgorszym,
nieprzejednanym wrogiem. Niech pan zachowa ten ton dla innych osb doda po cichu, nie
bdc w stanie mwi gono, bo nienawi ju ciskaa go za szyj i pier, podobnie jak wczoraj
niepokonane pragnienie miechu.
Wszed Samojlenko bez surduta, spocony, cay purpurowy od kuchennego aru.
A, jeste?powiedzia do ajewskiego.Dzie dobry, mj drogi. Jade obiad? Powiedz bez
ceremonii: jade?
Aleksandrze Dawidyczu odpar ajewski wstajc jeli nawet zwrciem si do ciebie z
intymn prob, nie oznacza to, e zwolniem ci z obowizku dyskrecji i poszanowania dla cudzych
sekretw.
Co takiego? zdziwi si Samojlenko.
Skoro nie masz pienidzy cign ajewski podnoszc gos i w zdenerwowaniu przestpujc z
nogi na nog to nie poyczaj, odmw, ale nie rozgaszaj po wszystkich zaukach, e jestem w
sytuacji bez wyjcia i tak dalej. Nie cierpi tych dobrodziejstw i przyjacielskich usug, kiedy si robi
za grosz, a gada za rubla. Moesz popisywa si swoimi dobrodziejstwami, ile dusza zapragnie, ale
nikt ci nie upowani do zdradzania cudzych tajemnic.
Jakich tajemnic? zapyta Samojlenko zdumiony i ju zy. Jeeli przyszed po to, eby
wymyla, to id sobie std. Przyjd kiedy indziej!
Przypomniaa mu si zasada, e kiedy czowiek gniewa si na swojego bliniego, powinien policzy
nazajutrz po raz pierwszy w jego yciu, oraz strach przed zbliajc si noc... Wiedzia, e noc
bdzie duga, bezsenna, e trzeba bdzie myle nie tylko o von Korenie i jego nienawici, ale i o
caej grze kamstwa, przez ktr musi przej, bo nie moe i nie umie jej omin. Wydawao si, e
ajewski nagle zachorowa; naraz przestay go interesowa karty i rozmowy, zacz wierci si, w
kocu przeprosi i poszed do domu. Chciao mu si czym prdzej pooy do ka, nie rusza si i
przygotowa do nocnych rozmyla. Szeszkowski i urzdnik pocztowy odprowadzili ajewskiego i
udali si do von Korena, eby omwi warunki pojedynku.
Przed swoim domem ajewski spostrzeg Aczmijanowa. Mody czowiek by zdyszany i wyranie
podniecony.
A ja pana szukam, Iwanie Andrieiczu! zawoa. Prosz pana, chodmy prdzej...
Dokd?
Jeden jegomo, ktrego pan nie zna, ma jak wan spraw... Bardzo prosi, eby pan przyszed
na chwilk. Musi z panem pomwi... Dla niego to kwestia ycia i mierci...
W zdenerwowaniu Aczmijanow powiedzia to wszystko z wyranym akcentem ormiaskim.
A kto to jest? zapyta ajewski.
Prosi, eby nie podawa nazwiska.
Niech mu pan powie, e jestem zajty. Jutro, jeli aska...
To niemoliwe! przerazi si Aczmijanow. On chce panu powiedzie co wanego... co
bardzo wanego. Jeeli pan nie pjdzie, to stanie si nieszczcie.
Dziwne... mrukn ajewski nie pojmujc, dlaczego Aczmijanow jest tak podniecony i jakie
mog by tajemnice w tej nudnej, nikomu niepotrzebnej miecinie. Dziwne powtrzy i
zamyli si. Zreszt, chodmy. Wszystko jedno.
Aczmijanow szybko ruszy przodem, a ajewski za nim. Szli ulic, potem zaukiem.
Jakie to nudne powiedzia ajewski.
Zaraz, zaraz... Ju blisko.
Koo starego wau skrcili w wski zauek midzy dwoma ogrodzonymi pustymi placami, potem
znaleli si na jakim wielkim podwrzu i stanli przed maym domkiem...
Czy to dom Miuridowa? zapyta ajewski.
Tak.
Nie rozumiem, czemu idziemy przez jakie zakamarki? Mona byo ulic. Tamtdy bliej...
Nie szkodzi, nie szkodzi.
Jeszcze bardziej zdziwio ajewskiego, e Aczmijanow prowadzi go przez kuchenne wejcie i daje
znak rk, jakby uprzedzajc, e naley i po cichu, w zupenym milczeniu.
Tutaj, tutaj... szepn Aczmijanow, ostronie otwierajc drzwi i wchodzc do sieni na palcach.
Ciszej, ciszej, prosz pana... Bo usysz...
Wsucha si, odetchn ciko i szepn:
Niech pan otworzy te drzwi i wejdzie... Prosz si nie obawia.
Zdumiony ajewski otworzy drzwi i wszed do pokoju z niskim sufitem, z zasonitymi oknami. Na
stole palia si wieca.
Czego tam? zapyta jaki gos z ssiedniego pokoju. Czy to Miuridka?
ajewski skrci do tego pokoju i zobaczy Kirilina, a przy nim Nadied Fiodorown.
Nie dosysza, co mu powiedziano, cofn si z powrotem i sam nie zauway, jak znalaz si na
ulicy. Nienawi do von Korena, niepokj wszystko gdzie zniko. Idc do domu, niezgrabnie
wymachiwa praw rk i uwanie patrza sobie pod nogi, eby nie zej z chodnika. U siebie w
domu przeszed si z kta w kt po gabinecie, niezdarnie poruszajc ramionami i szyj, jakby go
uciskaa i marynarka, i koszula, potem zapali wiec i usiad przy biurku...
XVI
Nauki humanistyczne, o ktrych pan mwi, tylko wtedy sprostaj potrzebom ludzkiej myli, gdy
w swoim rozwoju zespol si z naukami cisymi i pjd t sam drog. A czy to zetknicie nastpi
pod mikroskopem, czy w monologach nowego Hamleta, czy w nowej religii, tego nie wiem, lecz
sdz, e prdzej ziemia pokryje si skorup lodow, ni to si stanie. Rzecz najbardziej trwa i
ywotn w caej wiedzy humanistycznej jest oczywicie nauka Chrystusa, lecz zwa pan, jak nawet
ona rnorodnie jest pojmowana. Jedni ucz, e powinnimy kocha wszystkich naszych blinich,
ale robi wyjtek dla onierzy, zbrodniarzy i wariatw: tych pierwszych pozwalaj zabija na
wojnie, tych drugich izolowa lub skazywa na mier, a tym trzecim broni zawierania
maestw. Inni interpretatorzy ka kocha wszystkich bez wyjtku, nie uwzgldniajc adnych
plusw ni minusw. Ci gosz, e jeli do pana zwrci si suchotnik, morderca czy epileptyk i
zada paskiej crki za on, masz pan si zgodzi; jeli kretyni wypowiedz wojn ludziom
zdrowym umysowo i fizycznie, nadstaw pan gow. Gdyby ta nauka mioci dla mioci, jak sztuka
dla sztuki, miaa dostateczn moc, doprowadziaby w kocu ludzko do kompletnej zagady i w ten
sposb popeniono by zbrodni najpotworniejsz ze wszystkich, jakie dziay si kiedykolwiek na
ziemi. Interpretacji jest bardzo duo, a skoro ich jest duo, powana myl nie poprzestaje na adnej i
do wszystkich interpretacji dokada jeszcze swoj wasn. Dlatego niech pan nigdy nie stawia
sprawy na paszczynie, jak pan mwi, filozoficznej, czyli tak zwanej chrzecijaskiej; przez to pan
si tylko oddala od rozstrzygnicia.
Diakon uwanie wysucha zoologa, zastanowi si i zapyta;
A prawo moralne, ktre kademu czowiekowi jest waciwe, to filozofowie wymylili czy te
stworzy je Bg razem z ciaem?
Nie wiem. Ale to prawo jest tak wsplne wszystkim narodom i epokom, e naley je chyba uzna
za rzecz organicznie zwizan z czowiekiem. Ono nie zostao wymylone, ono jest i bdzie. Nie
twierdz, e zobaczymy je kiedy przez mikroskop, ale o jego organicznym zwizku z czowiekiem
wiadcz fakty: powane schorzenia mzgu i tak zwane choroby psychiczne objawiaj si, o ile
wiem, przede wszystkim w wypaczeniu prawa moralnego.
No dobrze. A wic podobnie jak odek domaga si jedzenia, tak instynkt moralny domaga si
od nas mioci bliniego. Czy tak? Ale natura nasza z przyrodzonego samolubstwa opiera si
gosowi sumienia i rozumu, std wynika mnstwo karkoomnych problemw. Dokd wic mamy si
uda po rozwizanie tych problemw, skoro nie pozwala pan stawia ich na paszczynie
filozoficznej?
Udaj si pan do tych nielicznych wiadomoci cisych, jakimi rozporzdzamy. Zaufaj pan
oczywistoci i logice faktw. Co prawda, to niewiele, ale to nie jest tak chwiejne i mgliste, jak
filozofia. Prawo moralne, powiedzmy, da od nas mioci do ludzi. C! Mio powinna polega
na usuwaniu tego wszystkiego, co tak czy inaczej zagraa ludziom w chwili obecnej i na przyszo.
tym. Chcia przeprosi ajewskiego w artobliwy sposb, zbeszta go, uspokoi i wytumaczy, e
pojedynek jest wprawdzie pozostaoci po redniowiecznym barbarzystwie, ale e sama
opatrzno wskazuje im ten pojedynek jako krok do zgody: jutro oni obaj ludzie zacni, o
niepospolitym umyle wymieni ze sob strzay, przekonaj si nawzajem o swych szlachetnych
uczuciach i zostan przyjacimi. Niestety, nie udao mu si spotka ajewskiego.
Po co miabym do niego chodzi? powtrzy Samojlenko. Nie ja jego obraziem, tylko on
mnie. Powiedz z aski swojej, za co on si na mnie rzuci? Co ja mu zego zrobiem? Wchodz do
salonu i nagle ni w pi, ni w dziewi: szpieg! Masz ci los! Powiedz, od czego si to zaczo? Co
ty mu powiedzia?
Powiedziaem, e jest w sytuacji bez wyjcia. I miaem racj. Tylko ludzie uczciwi albo
szubrawcy umiej znale wyjcie z kadej sytuacji, ale ten, kto chce by i czowiekiem uczciwym, i
rwnoczenie szubrawcem, wyjcia nie znajdzie. Panowie, ju jedenasta, a jutro musimy wczenie
wsta.
Nagle nadlecia wiatr, wzbi na brzegu sup kurzu, zakrci nim jak biczem, zawy i zaguszy szum
morza.
Szkwa odezwa si diakon. Trzeba i, bo oczy zaprszyo.
Kiedy szli z powrotem, Samojlenko westchn i powiedzia przytrzymujc czapk:
Chyba wcale nie bd dzisiaj spa.
A ty si nie denerwuj rozemia si zoolog. Moesz by spokojny, pojedynek skoczy si
na niczym. ajewski wspaniaomylnie wystrzeli w powietrze, bo inaczej mu nie wypada, a ja
prawdopodobnie w ogle nie bd strzela. Dosta si pod sd przez ajewskiego, traci czas to
gra nie warta wiecy. Nawiasem mwic, jaka kara grozi za pojedynek?
Areszt, a w razie mierci przeciwnika zamknicie w twierdzy do trzech lat.
W Pietropawowskiej?
Nie, chyba w wojskowej.
A jednak naleaoby da temu zuchowi nauczk. Nad morzem migna byskawica i na krtk
chwil owietlia gry i dachy domw. Przy bulwarze przyjaciele rozeszli si. Kiedy doktor znik w
ciemnociach i jego kroki zaczy si oddala, von Koren zawoa;
eby nam jutro tylko pogoda nie przeszkodzia!
To moliwe. Daby Bg!
Dobranoc!
Jaka noc? Co mwisz?
Przez szum wiatru i morza, przez odgosy piorunw nie syszao si prawie ani sowa.
Nic krzykn zoolog i pospieszy do domu.
XVII
Mary wr w myli, ktr tsknota przytacza,
I trosk oblegaj roje;
Wtenczas i Przypomnienie w milczeniu roztacza
Przede mn swe dugie zwoje.
Ze wstrtem i z przestrachem czytam wasne dzieje,
Sam na siebie pomsty wzywam
usiowano go nauczy. Suba spoeczestwu? To te oszustwo, bo on w ogle nic nie robi, pensj
bra za darmo, a jego posada to nikczemne okradanie skarbu, za ktre nie wsadzaj do wizienia.
Prawda nie bya mu potrzebna, on jej nie szuka, jego sumienie, omamione przez grzech i kamstwo,
nie odzywao si, spao; on jak obcy, jak cignity z innej planety nie bra udziau w yciu ludzi, y
obojtny dla ich cierpie, idei, religii, wiedzy, poszukiwa, walk, nie powiedzia ludziom ani
jednego dobrego sowa, nie napisa ani jednego poytecznego, niebanalnego zdania, w ogle palcem
dla ludzi nie kiwn, tylko jad ich chleb, pi ich wino, uwodzi ich ony, korzysta z ich myli i eby
usprawiedliwi wobec nich i samego siebie swoj ndzn, pasoytnicz egzystencj, wci stara si
udawa, e jest lepszy i wyszy ponad wszystko. Kamstwo, kamstwo i jeszcze raz kamstwo...
Przypomniao mu si nader wyranie to, co widzia dzi wieczorem w domu Miuridowa, i a si
wzdrygn z obrzydzenia i rozpaczy. Kirilin i Aczmijanow s ohydni, ale przecie oni tylko
kontynuuj to, co zacz on, to jego wspwinowajcy, uczniowie. Mod, sab kobiet, ktra ufaa
mu wicej ni bratu, pozbawi ma, grona przyjaci, ojczystych stron i skaza na ten upalny klimat,
na nud, na malari; w niej jak w lustrze dzie po dniu odbijao si jego prniactwo, zepsucie, fasz
i tylko to miao wypeni jej ycie gnune, ndzne, aosne; potem si ni przesyci, znienawidzi
j, ale nie starczyo mu odwagi na zerwanie, stara si wic oplata j kamstwem jak pajczyn...
Reszty dokonali ci ludzie!
ajewski to siada przy biurku, to podchodzi do okna; to gasi wiec, to znw j zapala. Gono
przeklina sam siebie, paka, ali si, prosi o przebaczenie; kilka razy podbiega w rozpaczy do
biurka i pisa:
Mateczko!"
Poza matk ajewski nie mia adnej rodziny, adnej bliskiej duszy; ale w jaki sposb moga mu
pomc matka? I gdzie ona? Chcia biec do Nadiedy, pa do jej stp, caowa jej rce i nogi, baga
o przebaczenie, ale przecie bya jego ofiar, ba si jej jak zmarej.
Stracone ycie! szepta zacierajc rce. Po c ja jeszcze yj, o Boe!
Sam strci z nieba swoj zamglon gwiazd, ju zgasa i lad jej zaton w nocnym mroku; ona
nigdy nie wrci na niebo, bo yje si tylko raz i nic si nie powtarza. Gdyby mona byo odzyska
minione dni i lata, zastpiby kamstwo prawd, prniactwo prac, nud radoci, przywrciby
czysto tym, ktrym j odebra, odnalazby sprawiedliwo i Boga, ale to jest rwnie niemoliwe,
jak zapalenie na niebie zagasej gwiazdy. I dlatego e to byo niemoliwe, ogarniaa go rozpacz.
Kiedy burza mina, ajewski siedzia przy otwartym oknie i spokojnie myla o tym, co si z nim
stanie. Von Koren prawdopodobnie zabije go. Zimny, sprecyzowany wiatopogld tego czowieka
zezwala na usuwanie osobnikw sabych i niezdatnych; gdyby nawet w stanowczej chwili
wiatopogld zawid, nienawi i uczucie wstrtu, jakie budzi w von Korenie ajewski, zrobi
swoje. A jeli zoolog spuduje albo, chcc zakpi ze znienawidzonego przeciwnika, tylko zrani go
czy strzeli w powietrze, co robi wwczas? Dokd i?
,,Wyjecha do Petersburga? myla ajewski. Ale to oznaczaoby powrt do dawnego ycia,
ktre przeklinam. A kto szuka ratunku w zmianie miejsca jak przelotny ptak, ten nic nie znajdzie, bo
wiat dla niego jest wszdzie jednakowy. Szuka ratunku u ludzi? U kogo i jak? Dobro i
wspaniaomylno Samojlenki tak samo nie poratuj, jak chichoty diakona czy nienawi von
Korena. Trzeba szuka ratunku tylko w sobie samym, a jeeli si nie znajdzie, to po co marnowa
niewierzcymi i nawet idzie na ich pojedynek. Co prawda, pojedynek bdzie bahy, mieszny, bez
rozlewu krwi, ale jakikolwiek by by, zawsze pozostanie widowiskiem pogaskim, czyli e obecno
osoby duchownej jest tu zupenie niewskazana. Zawaha si: moe wrci? Lecz mocna, pena
niepokoju ciekawo zagrowaa nad wtpliwociami, poszed wic dalej.
Oni, cho niewierzcy, s waciwie dobrymi ludmi i dostpi zbawienia" uspokaja sam siebie.
Niewtpliwie dostpi zbawienia! powiedzia gono, zapalajc papierosa.
Jak miar naleaoby mierzy zalety ludzi, eby sdzi o nich sprawiedliwie? Diakonowi
przypomnia si jego wrg, inspektor seminarium duchownego, ktry i w Boga wierzy, i nie
pojedynkowa si, i y w cnocie, ale kiedy w ubiegych latach ywi diakona chlebem zmieszanym
z piaskiem, a pewnego razu omal e nie oberwa mu uszu. Skoro ycie ukada si tak niemdrze, e
tego okrutnego i nieuczciwego inspektora, ktry krad rzdow mk, szanowali wszyscy, a w
seminarium modlono si o jego zdrowie i zbawienie, to czy naley unika von Korena i ajewskiego
dlatego tylko, e s niewierzcy? Diakon zacz zastanawia si nad tym pytaniem, ale raptem
przypomniao mu si, jak komicznie wyglda dzi Samojlenko, i to przerwao bieg jego myli. Ile
to bdzie miechu jutro! Diakon ju widzia w duchu, jak zasidzie pod krzakiem i bdzie podglda,
a gdy jutro przy obiedzie von Koren zacznie si przechwala, on, diakon, opowie mu ze miechem o
wszystkich szczegach pojedynku.
Skd pan wie?" zapyta zoolog. Ot to. Siedziaem w domu, a wiem".
Warto by opisa pojedynek ze strony komicznej. Te bdzie czyta i mia si; ten jest po prostu w
sidmym niebie, kiedy mu si opowiada lub opisuje co miesznego.
Odsonia si dolina tej Rzeczki. Od deszczu rzeczka zrobia si szersza i bardziej rozelona
ju nie gderaa jak poprzednio, ale ryczaa. Zaczo wita. Szary, mtny poranek i oboki, biegnce
na zachd w pogoni za burzowymi chmurami, i przesonite mg gry, i mokre drzewa wszystko
wydao si diakonowi brzydkie i zagniewane. Umy si w strumieniu, odmwi modlitwy poranne i
nagle zachciao mu si herbaty i gorcych plackw ze mietan, jakie daj na niadanie u tecia.
Przypomniaa mu si diakonica i Bezpowrotne chwile", ktre nieraz graa na fortepianie. Co to za
kobieta? Diakona poznano z ni, zeswatano i oeniono w cigu jednego tygodnia; y z on
niespena miesic i zaraz zosta skierowany tutaj, wic nawet nie rozezna si, co to za czowiek. A
jednak troch mu bez niej tskno.
Trzeba do niej napisa licik..." pomyla. Flaga nad duchanem przemoka na deszczu i obwisa,
a sam duchan wydawa si niszy i ciemniejszy ni zwykle. Przed drzwiami sta dwukoowy wz;
Kierbaaj, jacy dwaj Abchazczycy i moda Tatarka w szarawarach, prawdopodobnie ona lub crka
Kierbaaja, wynosili z duchanu naadowane worki i kadli je w wozie na kukurydzianej somie. Obok
staa para osw ze zwieszonymi gowami. Zaadowawszy worki, Tatarka i Abchazczycy pookrywali
je z wierzchu som, a Kierbaaj zacz pospiesznie zaprzga osy. ,,Na pewno kontrabanda"
pomyla diakon. Oto zwalone drzewo z wyschnitymi igami, oto czarny lad po ognisku.
Diakonowi przypomniay si wszystkie szczegy wycieczki, ogie, piew Abchazczykw, sodkie
marzenia o archiriejstwie i procesji... Czarna Rzeczka od deszczu zrobia si czarniejsza i szersza.
Diakon ostronie przeszed przez wty mostek, do ktrego ju sigay grzebienie brudnych fal, i
wspi si po drabince do suszarni.
Tga gowa! pomyla wycignwszy si na somie i wspominajc von Korena. Dobra gowa,
Dzie dobry! cign zoolog skinwszy gow sekundantom ajewskiego. Czy nie
spniem si?
Za nim szli jego sekundanci, Bojko i Goworowski, dwch bardzo modych oficerw, jednakowego
wzrostu, w biaych mundurach, i mizerny odludek, doktor Ustimowicz, ktry jedn rk dwiga
jaki toboek, a drug zaoy do tyu; lask trzyma jak zwykle wzdu plecw. Ulokowawszy
toboek na ziemi i nie witajc si z nikim, drug rk rwnie zaoy do tyu i zacz maszerowa
po polanie.
ajewski by zmczony i czu si do niezrcznie w sytuacji czowieka, ktry niebawem moe
umrze i dlatego ciga na siebie powszechn uwag. Chciaby, eby go albo prdzej zabili, albo
odwieli do domu. Po raz pierwszy w yciu widzia wschd soca; ten wczesny ranek, zielone
promienie, wilgo i ludzie w mokrych butach wydali mu si zbdni, niepotrzebni i krpujcy; to
wszystko nie miao najmniejszego zwizku z przeyt noc, z cikimi mylami, z poczuciem winy,
dlatego wic chtnie by std odszed, nie doczekawszy si pojedynku.
Von Koren by wyranie podniecony i starajc si to ukry, udawa, e go najwicej interesuj
zielone promienie. Sekundanci byli zmieszani i zerkali ku sobie, jakby pytajc, po co znaleli si
tutaj i co maj robi. Sdz, prosz panw, e mona nie i dalej powiedzia Szeszkowski.
Tu jest dobrze. " Tak, oczywicie przytakn von Koren.
Zapado milczenie. Wtem maszerujcy bez przerwy Ustimowicz gwatownie skrci w kierunku
ajewskiego i rzek pgosem, dyszc mu prosto w twarz:
Moe pana jeszcze nie poinformowano o moich warunkach? Kada strona paci po pitnacie
rubli, a w razie mierci jednego z przeciwnikw ten, co ocaleje, paci cae trzydzieci.
ajewski zna ju poprzednio tego czowieka, ale teraz dopiero po raz pierwszy zobaczy jego mtne
oczy, szorstkie wsy i chud, suchotnicz szyj: lichwiarz, a nie lekarz! I ten oddech nieprzyjemnie
zalatujcy woowin...
,,Jacy to te ludzie bywaj na tym wiecie" pomyla ajewski i odpowiedzia:
Dobrze.
Lekarz skin mu gow i znw pomaszerowa; wida byo, e pienidze wcale mu nie s potrzebne,
a domaga si ich po prostu z nienawici. Wszyscy czuli, e czas zacz lub skoczy to, co zostao
zaczte, ale nie zaczynali i nie koczyli, tylko stali, chodzili, palili papierosy. Modzi oficerowie,
ktrzy po raz pierwszy w yciu uczestniczyli w sprawie honorowej, a traktowali ten niepotrzebny,
cywilny" ich zdaniem pojedynek niezbyt serio, uwanie ogldali swoje biae kitle i wygadzali
rkawy. Szeszkowski podszed do nich i powiedzia pgosem:
Panowie, musimy uczyni wszystko, eby ten pojedynek nie odby si. Trzeba ich pogodzi.
Zaczerwieni si i doda:
Wczoraj by u mnie Kirilin, ali si, e ajewski przyapa go z Nadied Fiodorown i rne
takie rzeczy.
Owszem, my te o tym wiemy odpar Bojko.
No wic... ajewskiemu rce si trzs i rne takie rzeczy... On nawet pistoletu teraz nie
utrzyma. Bi si z nim byoby tak samo nieludzko, jak bi si z pijanym czy chorym na tyfus. Jeeli
nie doprowadzimy do zgody, to postarajmy si chocia odroczy ten pojedynek czy co... Takie
zawracanie gowy, e a przykro patrze.
wspaniaomylny rycerz, ale ja, niestety, ani jemu, ani panom nie mog sprawi tej przyjemnoci. Po
co byo wstawa wczenie i jecha taki szmat drogi, jeeli wszystko ma si skoczy oblewaniem
zgody, przeksk i tumaczeniami, e pojedynek to tylko przestarzaa formalno. Pojedynek jest
pojedynkiem i nie naley robi z niego sprawy gupszej i bardziej zakamanej, ni jest istotnie. Ja
osobicie chc si bi.
Zapado milczenie. Oficer Bojko wyj ze skrzynki dwa pistolety; jeden wrczono von Korenowi,
drugi ajewskiemu, i tu nastpio zamieszanie, ktre na krtk chwil ubawio zoologa i
sekundantw. Okazao si bowiem, e nikt z obecnych nigdy w yciu nie by przy pojedynku i nie
wiedzia dokadnie, jak naley si ustawi i co maj robi sekundanci. Wreszcie Bojko przypomnia
sobie i umiechajc si zacz tumaczy.
Panowie, kto pamita ten opis u Lermontowa? zawoa ze miechem von Koren. U
Turgieniewa Bazarw te z kim tam si bije...
Co to ma do rzeczy? przerwa mu niecierpliwie Ustimowicz zatrzymujc si. Wymierzy
odlego, i caa parada.
I przeszed kilka krokw, niby pokazujc, jak si wymierza. Bojko obliczy kroki, jego kolega
wycign szabl i drasn ziemi w dwch odlegych punktach dla oznaczenia bariery.
Przeciwnicy w zupenej ciszy stanli na swoich miejscach.
Krety" przypomnia sobie diakon siedzcy w krzakach.
Szeszkowski znw co mwi, Bojko znw co tumaczy, ale ajewski nic nie sysza, a raczej
sysza i nie rozumia. Gdy nadesza odpowiednia chwila, odwid kurek i podnis ciki, zimny
pistolet luf do gry. Poniewa nie rozpi paszcza, uwierao go w ramieniu i pod pach, a rka
podniosa si tak niezdarnie, jakby rkaw by uszyty z blachy. ajewskiemu przypomniao si, jak
nienawi wzbudziy w nim wczoraj kdzierzawe wosy i niade czoo, pomyla jednak, e nawet
wczoraj, nawet w porywie zaciekej nienawici i gniewu nie wystrzeliby do czowieka. W obawie,
eby kula nie trafia przypadkiem von Korena, podnosi pistolet coraz wyej i czu, e ta zbyt
ostentacyjna wspaniaomylno jest nietaktowna i nie wspaniaomylna, ale inaczej nie mg, nie
umia. Patrzc na blad, drwico umiechnit twarz von Korena, ktry widocznie by przekonany
od pocztku, e przeciwnik odda strza w powietrze, ajewski myla, e zaraz, dziki Bogu,
wszystko si skoczy, e tylko trzeba mocniej pocign za cyngiel.
Wystrza gwatownie szarpn ramieniem, rozleg si huk, w grach odezwao si echo: pach-tach!
Wwczas von Koren odwid kurek i spojrza w stron Ustimowicza, ktry maszerowa bez
przerwy, zaoywszy rce do tyu i nie zwracajc uwagi na nikogo.
Panie doktorze powiedzia zoolog niech pan z aski swojej przestanie chodzi. Przez pana
a mi w oczach miga.
Doktor zatrzyma si. Von Koren zacz mierzy w ajewskiego.
Koniec!" pomyla ajewski.
Lufa pistoletu skierowana prosto w twarz, wyraz nienawici i pogardy, bijcy z kadego rysu, z caej
postawy von Korona, i to morderstwo, ktre za chwil popeni uczciwy czowiek w biay dzie, w
obecnoci uczciwych ludzi, i ta cisza, i nieznana sia, nakazujca ajewskiemu sta, a nie ucieka
jakie to zagadkowe, niepojte, straszne! Chwila, gdy von Koren mierzy, wydaa si ajewskiemu
dusza ni noc. Spojrza bagalnie na sekundantw; stali bez ruchu, okryci bladoci.
,,Strzelaje prdzej!" myla ajewski i czu, e jego blada, drca, aosna twarz musi budzi w
von Korenie coraz wiksz nienawi.
Ja go zaraz zabij myla von Koren mierzc w czoo i ju czujc pod palcem cyngiel. Tak,
naturalnie, e zabij..."
On go zabije! dobieg nagle gdzie z bliska rozpaczliwy okrzyk.
W tej samej chwili hukn strza. Widzc, e ajewski nie upad, ale stoi w miejscu, wszyscy
spojrzeli w t stron, skd dobiego woanie, i zobaczyli diakona. Sta na przeciwnym brzegu, w
gszczu kukurydzy, blady, mokry i brudny, z mokrymi, lepicymi si do czoa i policzkw wosami,
umiecha si jako dziwnie i wymachiwa mokrym kapeluszem. Szeszkowski zamia si z radoci,
rozpaka si i odszed na bok...
XX
W chwil potem von Koren i diakon spotkali si przy mostku. Diakon by niezwykle wzburzony,
ciko dysza i unika spojrze zoologa. Wstyd mu byo, e si tak przestraszy, e paraduje w
mokrej, powalanej odziey.
Wydao mi si, e pan chce go zabi... wymamrota. Jakie to sprzeczne z natur ludzk!
Tak, to jest wbrew naturze!
Ale skd pan si tu znalaz? dziwi si zoolog.
Niech pan nawet nie pyta! machn rk diakon. Diabe mnie opta: id a id... Wic
poszedem i ledwom ze strachu nie umar w tej kukurydzy. Ale teraz chwaa Bogu!... Chwaa Boga...
Jestem z pana bardzo zadowolony mamrota diakon. I nasz dziadek-tarantula te bdzie
zadowolony... A miechu co niemiara.... Ale prosz pana na wszystko, nie mw pan nikomu, e tu
byem, bo oberw za swoje od wadz. Mog powiedzie: diakon by za sekundanta.
Panowie! zawoa von Koren. Diakon prosi, bycie nikomu nie mwili, e on tu by. Mog
go spotka nieprzyjemnoci.
Jakie to sprzeczne z natur ludzk! westchn diakon. Niech mi pan daruje z aski swojej,
ale mia pan tak twarz, e byem pewien: zaraz go pan zabije.
Bardzo mnie korcio, eby sprztn tego szubrawca odpowiedzia von Koren ale pan
krzykn, rka mi drgna i spudowaem. Caa ta procedura, diakonie, dla czowieka
nieprzyzwyczajonego jest niesmaczna i nuca. Czuj si okropnie saby. Jedmy...
Ja, za pozwoleniem paskim, pjd pieszo. Musz si obsuszy, bo zmokem i zzibem.
Jak pan chce powiedzia zoolog omdlewajcym gosem, wsiadajc do powozu i przymykajc
oczy. Jak wola...
Kiedy wszyscy snuli si koo powozw i wsiadali, Kierbaaj sta przy drodze i trzymajc si oburcz
za brzuch nisko kania si i byska zbami; sdzi, e panowie przyjechali tutaj, eby rozkoszowa
si przyrod i pi herbat, nie rozumia wic, po co znowu wsiadaj do powozw. Orszak ruszy w
zupenej ciszy, a przed duchanem zosta tylko diakon.
I duchan, herbata pi oznajmi Kierbaajowi. Chcie je.
Kierbaaj dobrze mwi po rosyjsku, ale diakonowi zdawao si, e Tatar lepiej rozumie, jeeli si do
niego mwi aman ruszczyzn.
Jajecznic smay, sera da...
Chod, chod, popie powiedzia Kierbaaj kaniajc si. Dam wszystko... Jest i ser, i wino...
Jedz, co chcesz.
Jak po tatarska Bg? pyta diakon wchodzc do duchanu.
Twj Bg i mj Bg to bez rnicy odpar Kierbaaj nie zrozumiawszy pytania. Bg jest
jeden dla wszystkich, tylko ludzie s rni. Czy to Ruscy, czy Turki, czy Angliki rozmaitych ludzi
moc, a Bg jeden.
Wic dobrze. Skoro wszystkie narody czcz jedynego Boga, to czemu wy, muzumanie, patrzycie
na chrzecijan jak na odwiecznych wrogw waszych?
Po co gniewasz si? powiedzia Kierbaaj chwytajc si obu rkami za brzuch. Ty pop, ja
muzuman, ty powiadasz chc je, ja daj... Tylko bogaty zastanawia si, jaki Bg jest twj, jaki
mj, a biednemu wszystko jedno. Jedz, prosz ci.
Gdy tak w duchanie prowadzono rozmow teologiczn, ajewski wraca powozem do domu i
wspomina, z jakim uczuciem lku jecha tdy o wicie, kiedy droga, skay i gry byy mokre i
ciemne, a nieznana przyszo wydawaa si przeraajca jak otcha, ktra nie ma dna; teraz krople
deszczu na trawie i kamieniach lniy jak diamenty, przyroda umiechaa si radonie, a groza
przyszoci zostaa ju poza nim. Spoglda na ponur, zapakan twarz Szeszkowskiego, na dwa
inne powozy, w ktrych siedzieli Ustimowicz i von Koren ze swoimi sekundantami, i zdawao mu
si, e wszyscy wracaj z cmentarza, gdzie wanie pochowano jakiego przykrego, nieznonego
czowieka, co kademu psu ycie.
,,To ju skoczone" myla o swojej przeszoci ostronie gadzc palcami szyj.
Z prawej strony przy konierzyku utworzyo si niewielkie obrzmienie dugoci maego palca
bolao jak po sparzeniu elazkiem. Bya to kontuzja od kuli.
A potem, ju po powrocie do domu, zaczy przesuwa si dugie, dziwne godziny, sodkie i mgliste
jak sen. ajewski, jakby go wypuszczono z wizienia czy ze szpitala, wpatrywa si w znane od
dawna przedmioty i dziwi si, e stoy, krzesa, okna, wiato i morze budz w nim uczucie ywej,
dziecinnej radoci, jakiej nie zazna od lat. Blada, zmizerowana Nadieda bya zaskoczona agodnym
brzmieniem jego gosu i dziwnymi ruchami; chciaa mu prdzej opowiedzie wszystko, co si z ni
dziao... Zdawao jej si, e on chyba nie syszy, nie rozumie, a gdy dowie si o wszystkim, przeklnie
j i zabije, ale on sucha, pieci jej twarz i wosy, patrza w oczy, mwi:
Nie mam nikogo prcz ciebie...
Potem dugo siedzieli w ogrdku przytuleni i milczeli albo marzc o szczliwej przyszoci rzucali
krtkie, urywane zdania, a jemu zdawao si, e nigdy w yciu nie mwi tak dugo i tak piknie.
XXI
Upyno trzy miesice z gr.
Nadszed dzie, w ktrym von Koren mia wyjecha. Od wczesnego rana pada rzsisty, zimny
deszcz, d pnocno-wschodni wiatr i na morzu rozkoysaa si wielka fala. Mwiono, e w tak
pogod parowiec chyba nie zatrzyma si na redzie. Wedug rozkadu mia przyj koo dziesitej
rano, ale von Koren, ktry zaglda do przystani w poudnie i po obiedzie, nie mg dojrze przez
lunet nic poza szarymi falami i deszczem zasnuwajcym horyzont.
Pod wieczr deszcz usta, a wiatr zacz si ucisza. Von Koren ju pogodzi si z myl, e dzi nie
wyjedzie, i zasiad z Samojlenk do szachw; ale kiedy si ciemnio, ordynans zameldowa, e na
morzu ukazay si wiata i e widziano rakiet.
Von Koren zacz si pieszy. Przerzuci torb przez rami, wycaowa Samojlenk i diakona, nie
wiedzie po co obszed wszystkie pokoje, poegna si z ordynansem i z kuchark i wyszed na
ulic, majc uczucie, e co zapomnia u doktora czy te u siebie w mieszkaniu. Na ulicy szed obok
Samojlenki, za nimi diakon ze skrzyni, a dalej ordynans z dwiema walizami. Tylko Samojlenko i
ordynans dojrzeli mtne wiateka na morzu, reszta patrzya w ciemnoci i nic nie widziaa.
Parowiec zatrzyma si daleko od brzegu.
Prdzej, prdzej nagli von Koren. Boj si, e odejdzie.
Mijajc domek o trzech oknach, do ktrego przenis si ajewski wkrtce po pojedynku, von
Koren nie wytrzyma i zajrza przez szyb. ajewski siedzia, obrcony plecami do okna, i
pochyliwszy si nad stoem pisa.
Podziwiam powiedzia zoolog pgosem. Jak on si wzi w karby!
Tak, to godne podziwu westchn Samojlenko. Od rana do wieczora tylko siedzi i pracuje.
Chce spaci dugi. A yje, bracie, gorzej od ebraka.
Dusza chwila mina w milczeniu. Zoolog, doktor i diakon stali pod oknem i patrzyli na
ajewskiego.
Ot i nie wyjecha std, biedaczysko powiedzia Samojlenko. A pamitasz, jak si stara?
Tak, mocno wzi si w karby powtrzy von Koren. Jego lub, praca od rana do nocy dla
kawaka chleba, jaki inny wyraz twarzy i nawet inny chd wszystko jest tak niezwyke, e nawet
nie wiem, jak to nazwa zoolog dotkn rkawa Samojlenki i powiedzia wzruszonym gosem:
Powtrz jemu i jego onie, e na wyjezdnym wyraaem mj podziw dla nich, e im ycz
wszystkiego najlepszego... i popro go, eby on, jeeli to moliwe, nie mia do mnie alu. On mnie
zna. On wie, e gdybym mg przewidzie t przemian, zostabym chyba jego najlepszym
przyjacielem.
Wstp na chwil, poegnaj si.
Nie. To jako niezrcznie.
Czemu? Kto wie, czy zobaczycie si jeszcze kiedykolwiek. Zoolog zamyli si i powiedzia:
To prawda.
Samojlenko ostronie zastuka palcem w okno.
ajewski drgn i obejrza si.
Wania, Nikoaj Wasiliewicz chce si z tob poegna powiedzia Samojlenko. Zaraz
wyjeda.
ajewski wsta od stou i poszed do sieni otworzy drzwi. Samojlenko, von Koren i diakon weszli
do domu.
Ja tylko na chwil zacz zoolog i zdejmujc w sieni kalosze ju poaowa, e uleg
wzruszeniu i przyszed nie proszony. ,,Zupenie jakbym si narzuca stwierdzi w myli a to
niezbyt mdre". Przepraszam, e robi panu kopot mwi idc za ajewskim do jego pokoju
ale za chwil wyjedam i co mnie tkno, eby tu zajrze. Nie wiadomo, czy si jeszcze
kiedykolwiek zobaczymy.
Bardzo mi przyjemnie... Uprzejmie prosz ajewski niezrcznie podsun gociom krzesa,
jakby usiujc zatarasowa przejcie, a sam stan na rodku pokoju zacierajc rce.
,,Szkoda, e nie zostawiem wiadkw na ulicy" pomyla von Koren i powiedzia stanowczym
gosem:
Niech pan mnie le nie wspomina, Iwanie Andrieiczu. Nie mona oczywicie zapomnie o
przeszoci, bo jest zbyt smutna, zreszt nie przyszedem tu, eby przeprasza czy tumaczy si.
Czyniem wszystko ze szczerego przekonania i nie zmieniem swoich pogldw... Co prawda, widz
teraz, ku mojej wielkiej radoci, e pomyliem si co do pana, ale przecie i na rwnej drodze mona
si potkn, bo taki ju ludzki los: jeeli nie mylimy si w sprawach najwaniejszych, to popeniamy
bdy w szczegach. Istotnej prawdy nikt nie zna.
Tak, prawdy nikt nie zna... powtrzy ajewski.
No, do widzenia... ycz panu wszystkiego najlepszego...
Von Koren poda ajewskiemu rk; ten ucisn j i ukoni si.
A wic prosz mnie le nie wspomina powtrzy von Koren. Niech pan pozdrowi on i
powie jej, jak auj, e nie mogem si z ni poegna.
ona jest w domu.
ajewski podszed do drzwi przylegego pokoju i zawoa:
Nadia, Nikoaj Wasiliewicz chce si z tob poegna.
Wesza Nadieda; stana przy drzwiach i niemiao popatrzya ku gociom. Na jej twarzy malowa
si wyraz niepewnoci i lku, a rce trzymaa jak pensjonarka, ktr si karci.
Wyjedam, Nadiedo Fiodorowno powiedzia von Koren przyszedem si poegna.
Ocigajc si podaa mu rk, a ajewski ukoni si.
Jake jednak aonie wygldaj! pomyla von Koren. Nieatwo im przychodzi to
wszystko".
Bd w Moskwie i Petersburgu powiedzia. Moe pastwu co stamtd przysa?
C by? odpara Nadieda Fodorowna i niepewnie zerkna ku mowi. Chyba nic nie
trzeba...
Oczywicie, e nic przytakn ajewski zacierajc rce. Pozdrowienia...
Von Koren ju nie wiedzia, co trzeba i co mona jeszcze powiedzie, a przecie gdy wchodzi,
zdawao mu si, e tyle ma do powiedzenia. Milczc ucisn do ajewskiemu i jego onie i
wyszed od nich z cikim sercem.
Co za ludzie! mwi pgosem diakon idc za nim. Boe, co za ludzie! Zaiste to rka Boa
zasadzia winnic ow! Panie, Panie! Jeden zwyciy tysice, a inny cae chmary. Nikoaju
Wasiliiczu zawoa w uniesieniu niech pan zrozumie, e dzisiaj odnis pan zwycistwo nad
najwikszym wrogiem ludzkoci nad pych!
Ale, diakonie! Jacy z nas zwycizcy! Zwycizcy maj postaw ora, a ten biedak jest niemiay,
zahukany, kania si jak porcelanowy Chiczyk, a ja... a mnie al ogarnia.
Z tyu rozlegy si kroki. To dopdza ich ajewski, eby te odprowadzi. Na przystani sta
ordynans z dwoma walizkami, a troch dalej czterech wiolarzy.
Ale wieje... brr! stkn Samojlenko. Na morzu musi by teraz sztormisko, e ha! W z
por wybrae si, Kola.
Nie boj si choroby morskiej.
Nie o to... eby tylko ci durnie ciebie nie wywalili. Trzeba byo jecha szalup agencji. Gdzie
szalupa agencji? hukn do wiolarzy.
choruj dosownie wszyscy. Felczerka powiada wchodzi si do chaty i wszdzie taki sam widok.
Wszyscy chorzy, wszyscy nieprzytomni, jeden mieje si, drugi dostaje szau, w chatach smrd, nie
ma komu ani poda, ani przynie wody; jedynym poywieniem s zmarze kartofle. C moe
poradzi felczerka i Sobl (nasz lekarz ziemstwa), kiedy poza lekarstwami ludzie potrzebuj przede
wszystkim chleba, ktrego nie maj. Zarzd ziemstwa odmawia im pomocy, poniewa chopi nie s
ju w ewidencji tutejszego ziemstwa, tylko guberni tomskiej, poza tym nie ma w ogle pienidzy.
Donosz panu o tym znajc paski humanitaryzm i prosz p jak najszybsz pomoc.
yczliwy znajomy"
Rzecz jasna, e pisaa sama felczerka albo ten lekarz o zwierzcym nazwisku. Lekarze ziemstwa i
felczerki w cigu ostatnich lat z dnia na dzie dochodz do coraz gbszego przekonania, e nie
mog nic zrobi, a pomimo to pobieraj wynagrodzenie od ludzi, ktrzy ywi si tylko zmarzymi
kartoflami, pomimo to, nie wiadomo dlaczego, czuj si uprawnieni osdza, czy jestem
humanitarny, czy nie.
Podenerwowany anonimowym listem, tym, e co rana jacy chopi przychodz do czeladnej kuchni i
padaj na kolana, jak rwnie tym, e w nocy rozebrano mi w spichrzu cian i skradziono
dwadziecia worw yta, oraz oglnym cikim nastrojem pogbionym przez rozmowy, gazety i z
pogod zdenerwowany tym wszystkim pracowaem ospale i le. Pisaem ,,Histori kolei
elaznych", musiaem przeczyta mnstwo rosyjskich i zagranicznych ksiek, broszur, artykuw,
musiaem trzaska na liczydach, kartkowa tablice logarytmiczne, myle i pisa, a potem znowu
czyta, trzaska na liczydach i myle, ale zaledwie zabieraem si do ksiki czy zaczynaem
rozwaa, myli pltay mi si, oczy przymykay i z westchnieniem wstawaem od biurka i
zaczynaem spacerowa po wielkich pokojach mego opustoszaego dworu. Kiedy brzydo mi
chodzenie, stawaem w gabinecie przy oknie i spogldajc na rozlege podwrze, ponad staw i
mody lasek brzezinowy, ponad wielkie pole, okryte niedawno spadym, tajcym niegiem
dostrzegaem na wzgrzu na horyzoncie gromadk burych chat, od ktrych przez biae pole krt
smug biega w d czarna botnista droga. Byo to Piestrowo. Wanie ta wie, o ktrej pisa
anonimowy autor. Gdyby nie wrony, ktre, wrc deszcze czy niene opady, z krzykiem
polatyway nad stawem i polem, gdyby nie stuk w szopie stelmacha, to ten wiatek, na temat ktrego
wszczto teraz taki haas, przypominaby Morze Martwe, takie tu byo wszystko ciche, nieruchome,
bez wszelkich oznak ycia, nudne!
W pracy, w skupieniu si przeszkadzao mi zdenerwowanie: nie wiedziaem, co to jest,
przypuszczaem, e rozczarowanie. W rzeczy samej, porzuciem prac w Ministerstwie Komunikacji
i przyjechaem tu na wie, eby y w spokoju i studiowa zagadnienia spoeczne. Byo to moje
dawne, najdrosze marzenie. A teraz trzeba byo poegna si ze spokojem, ze studiami, trzeba byo
rzuci wszystko i zaj si tylko chopami. I byo to konieczne, bo oprcz mnie, jak byem
przekonany, naprawd nikt w naszym powiecie nie mg okaza skutecznej pomocy godujcym.
Otaczali mnie ludzie niewyksztaceni, nie oczytani, obojtni, w olbrzymiej wikszoci nieuczciwi
albo nawet uczciwi, lecz narwani, niepowani, jak na przykad moja ona... Nie podobna byo liczy
na takich ludzi, nie podobna te pozostawi chopw na pastw losu, naleao wic ulec
koniecznoci i samemu zaj si uporzdkowaniem chopskich spraw. Zaczem od tego, e
postanowiem ofiarowa na rzecz godujcych pi tysicy rubli w srebrze. Ale to nie zmniejszyo
Kiedy ona gono rozmawiaa na dole, przysuchiwaem si jej gosowi, chocia nie mogem
zrozumie ani sowa. Kiedy graa na fortepianie, wstawaem i suchaem. Kiedy podawano jej powz
czy wierzchowca, zbliaem si do okna i czekaem, a wyjdzie z domu, a potem patrzyem, jak
wchodzi do powozu czy dosiada konia, jak wyjeda z podwrza. Czuem, e w sercu moim dzieje
si co niedobrego, i baem si, e wyraz moich oczu czy twarzy moe mnie zdradzi.
Odprowadzaem on spojrzeniem i oczekiwaem jej powrotu, eby znowu zobaczy przez okno jej
twarz, ramiona, futro, kapelusik; byo mi nudno, smutno, ogarnia mnie jaki przedziwny al, w
czasie jej nieobecnoci miaem ochot przej si po pokojach, chciaem, eby sprawa, ktrej ja i
ona nie umielimy rozwiza ze wzgldu na niezgodno charakterw, eby sprawa ta jak
najprdzej rozwizaa si sama, w sposb naturalny, to znaczy, eby prdzej ju zestarzaa si ta
pikna dwudziestosiedmioletnia kobieta, a take eby prdzej ju posiwiaa i wyysiaa moja gowa.
Razu pewnego w czasie niadania mj rzdca, Wadimir Prochorycz, powiadomi mnie, e chopi z
Piestrowa zrywaj ju som z dachw na pasz dla byda, a Maria Gierasimowna patrzya na mnie
ze strachem, w zdumieniu.
A c ja mog zrobi? odpowiedziaem. Sam czowiek niewiele zwojuje, a ja nigdy jeszcze
nie byem tak osamotniony, jak teraz. Wiele bym da za to, gdybym w caym powiecie znalaz cho
jednego czowieka, na ktrym mgbym polega.
To niech pan zaprosi Iwana Iwanycza powiedziaa Maria Gierasimowna.
wietna myl! przypomniaem sobie i ucieszyem si. W rzeczy samej. Cest raison
podpiewywaem idc do gabinetu, eby napisa list do Iwana Iwanycza. Cest raison! Cest
raison!
II
Z caej masy znajomych, ktrzy kiedy, przed dwudziestu piciu czy trzydziestu piciu laty, pili i
jedli w tym domu, w karnawale przyjedali poprzebierani, kochali si i enili, zanudzali
rozmowami o swych wspaniaych sforach i koniach y ju tylko Iwan Iwanycz Bragin. Kiedy
by to czowiek wielce czynny, gadua, haaburda, czuy na wdziki niewiecie, sawicy si
skrajnoci pogldw i szczeglnym wyrazem twarzy, ktrym czarowa nie tylko kobiety, ale nawet
mczyzn; teraz Iwan Iwanycz cakiem zestarza si, rozty niepomiernie i spokojnie doywa
swoich lat nie majc ju adnych pogldw, zupenie bezbarwnie. Przyjecha wieczorem nazajutrz
po otrzymaniu mego listu, kiedy w jadalni wanie podano samowar i filigranowa Maria
Gierasimowna kroia cytryn.
Bardzom rad, e pana widz powiedziaem wesoo, witajc go. A pan jakby znw przyty!
Wcale nie utyem, tylko jestem spuchnity odrzek, Pogryzy mnie pszczoy.
Ze swobod czowieka, ktry sam podkpiwa sobie ze swej tuszy, obj mnie wp obu rkami, zoy
na mej piersi sw wielk mikk gow z wosami sczesanymi po chochacku na czoo i zanis si
chichotliwym starczym miechem.
A pan coraz modszy! powiedzia miejc si. Nie wiem, jak farb maluje pan gow i
brod, ale przydaaby si i mnie. Posapujc i ciko oddychajc obj mnie i pocaowa w
policzek. Przydaaby si i mnie... powtrzy. Panu, kochasiu, nie stukna chyba nawet
czterdziestka?
Oho, ju czterdzieci sze rozemiaem si. Iwan Iwanycz pachnia ojem i kuchennym
dymem i to jako pasowao do niego. Jego wielkie ciao, nalane i niezdarne, wtoczone byo w dugi
surdut, przypominajcy dorokarski kaftan z wysok tali, z haczykami i ptlicami zamiast guzikw
i byoby chyba dziwne, gdyby pachnia na przykad wod kolosk. W jego podwjnym,
sinawym, dawno nie golonym, jakby ceglastym podbrdku, w wyupiastych oczach, w posapywaniu,
w caej niezdarnej, niechlujnej postaci, w gosie, miechu, w sposobie mwienia trudno byo
rozpozna tego postawnego, urodziwego gadu, przed ktrym ongi dreli maonkowie caego
powiatu.
Bardzo mi pan jest potrzebny, drogi Iwanie Iwanyczu powiedziaem, kiedymy ju siedzieli w
jadalni przy herbacie. Chciabym zorganizowa pomoc dla godujcych i nie wiem, jak si do
tego zabra. Moe wic pan co mi askawie doradzi.
Tak, tak, tak... odpowiedzia Iwan Iwanycz wzdychajc. Owszem...
Nie chciabym pana niepokoi, ale, doprawdy, absolutnie nie mam do kogo si zwrci. Wie pan
przecie, co tu za ludzie.
Tak, tak, tak... Owszem...
Pomylaem sobie: ma to by przecie narada powana i rzeczowa, w ktrej moe wzi udzia kady,
niezalenie od stanowiska i stosunkw osobistych; moe by wic zaprosi Natali Gawriown?
Tres faciunt collegium!* powiedziaem wesoo. Moe by wic zaprosi Natali
Gawriown? Co pan na to? Pieniu zwrciem si do pokojowej prosz poprosi Natali
Gawriown, eby pofatygowaa si do nas na gr; jeli moe, to zaraz. Prosz powiedzie, e w
bardzo wanej sprawie.
Tres faciunt collegium (la.) trzech tworzy zgromadzenie.
Po chwili przysza moja ona. Wstaem na powitanie i powiedziaem:
Daruj, Natalie, e ci niepokoimy. Rozwaamy tu pewn bardzo wan spraw i wpadlimy na
szczliwy pomys, eby skorzysta z twojej dobrej rady, ktrej nam chyba nie odmwisz. Usid,
prosz.
Iwan Iwanowicz pocaowa on w rk, a ona go w gow, a potem, kiedymy ju usiedli przy
stole, patrzc na ni ze zawym zachwytem, pochyli si ku niej i znowu pocaowa jej rk.
Natalia Gawriowna bya w czarnej sukni, starannie uczesana, pachniaa przyjemnymi perfumami
widocznie wybieraa si z wizyt czy te oczekiwaa kogo u siebie. Wchodzc do jadalni, z
prostot, po przyjacielsku podaa mi rk i umiechna si do mnie tak samo mio jak do Iwana
Iwanycza i to mi si podobao: w czasie rozmowy jednak poruszaa palcami, czsto i energicznie
opadaa na oparcie krzesa i mwia szybko, i ten brak rwnowagi w mowie i w ruchach irytowa
mnie, przypomina jej rodzim Odess, w ktrej zarwno mczyni, jak kobiety razili mnie kiedy
swoim zym tonem.
Chciabym co zrobi dla godujcych zaczem i po chwili milczenia dodaem: Pienidze
to oczywicie sprawa wana, ale ograniczy si tylko do ofiary pieninej i na tym poprzesta to
byoby wykrcanie si od najwikszych kopotw. Pomoc powinna by oczywicie pienina, lecz
najwaniejsza jest rozsdna i waciwa organizacja. Zastanwmy si wic dobrze, eby co z tego
wyszo.
ona popatrzya na mnie pytajco i wzruszya ramionami, jakby chciaa powiedzie: Czy ja na
tym si znam?"
Podjedamy ju noc do majtku i nagle z lasu bach i znowu bach! A nieche ci licho!...
Wyskoczyem z sa, patrz pdzi kto na mnie w ciemnociach grzznc po kolana w niegu;
chwyciem go za ramiona, o tak, wybiem z rk fuzyjk, potem drugi si podwin, a ja tak go
wyrnem po bie, e tylko jkn i nosem w nieg: silnym by wtedy, cik miaem rk; ja z
dwoma si rozprawiem, a Fiedia ju na trzecim siedzi okrakiem. Przytrzymalimy trzech zuchw,
zwizali im rce do tyu, eby czego zego sobie czy nam nie zrobili, i przyprowadzilimy tych
durni do kuchni. I zo na nich porywa i a wstyd patrze: chopi znajomi, ludzie niczego sobie, al.
Zgupieli cakiem ze strachu. Jeden pacze, prosi o przebaczenie, drugi wilkiem patrzy i przeklina,
trzeci pada na kolana i modli si. Powiadam wic Fiedi: ,,Daruj im, wypu tych drani!" Fiedia
nakarmi ich, da po pudzie mki i puci: idcie do diaba! Tak to byo... Wieczne mu
odpoczywanie. Rozumia, wic darowa, a byli i tacy, co nie darowali ile to chopw
zmarnowali! Taak! Tylko przez sam koczkowski szynk jedenastu chopw skazano na katorg.
Taak! A teraz, czy nie tak samo?... We czwartek nocowa u mnie sdzia ledczy Anisin i wanie
opowiada o jakim dziedzicu... Tak... W nocy rozebrano mu cian w spichrzu i wycignito
dwadziecia worw yta. Kiedy z rana dowiedzia si, e zdarzy si taki krymina, natychmiast buch
depesz do gubernatora, potem drug do prokuratora, trzeci do sprawnika, czwart do sdziego
ledczego... Wiadomo, boj si ludziska donosicieli... Popoch wrd wadz i zacza si koomyjka.
W dwch wsiach zrobiono rewizj.
Przepraszam, Iwanie Iwanyczu! powiedziaem. Dwadziecia worw yta ukradziono mnie i
to ja depeszowaem do gubernatora. Depeszowaem te do Petersburga. Ale cakiem nie z
zamiowania do donosicielstwa, jak pan raczy wyrazi si, i nie dlatego, e czuem si
pokrzywdzony. Na kad spraw patrz z zasadniczego punktu widzenia. Czy kradnie syty, czy
godny dla mnie sprawa to obojtna.
Tak, tak... wymamrota Iwan Iwanycz zmieszany. W rzeczy samej... Tak, owszem... ona
zaczerwienia si.
S ludzie... - zacza i urwaa; staraa si opanowa, eby okaza si obojtn, lecz nie
wytrzymaa spojrzaa mi w oczy z nienawici, ktr tak dobrze znaem. S ludzie
powiedziaa dla ktrych gd i ludzkie nieszczcie to tylko okazja do popisania si swym zym,
podym charakterem.
Zmieszaem si i wzruszyem ramionami.
Mwi tak, w ogle cigna ona. S ludzie cakowicie obojtni, wyzuci ze wspczucia,
ktrzy nie przechodz jednak obojtnie mimo ludzkiego nieszczcia tylko ze strachu, e moe si
co bez nich obej. Dla ich prnoci nie ma nic witego.
S ludzie powiedziaem mikko o anielskim charakterze, ktrzy swe wspaniae myli
wyraaj w takiej formie, e trudno czasami odrni tego anioa od przekupki z odeskiego bazaru.
Przyznaj, e powiedziaem to niefortunnie. ona spojrzaa na mnie tak, jakby milczenie musiaa
opaci wielkim wysikiem. Jej nagy wybuch i niewczesna elokwencja, wywoane moj chci
okazania pomocy godujcym, byy co najmniej nie na miejscu; kiedy zapraszaem j na gr,
oczekiwaem cakiem innego stosunku do mnie i moich zamierze... Trudno mi powiedzie
dokadnie, czego oczekiwaem, ale oczekiwanie to przyjemnie podniecio mnie. Teraz przekonaem
si, e dalsze omawianie sprawy godujcych byoby bardzo trudne, a moe nawet niemdre.
Tak... wymamrota ni std, ni zowd Iwan Iwanycz. Kupiec Burow ma czterysta tysicy, a
moe nawet wicej. Powiadam wic mu: Wytrzanij, kumie, sto czy dwiecie tysicy na
godujcych. Umiera i tak trzeba, na tamten wiat nie zabierzesz". Obrazi si. A umiera i tak
trzeba. Od mierci nikt si nie wymiga.
Znowu zapado milczenie.
Tak wic zostaje mi tylko jedno: pogodzi si z osamotnieniem westchnem. Sam
czowiek niewiele zwojuje. No c? Sprbuj walczy sam. Moe wojna z godem skoczy si
pomylniej ni wojna z obojtnoci.
Czekaj na mnie na dole powiedziaa ona.
Wstaa od stou i zwracajc si do Iwana Iwanycza zapytaa:
Zejdzie pan do mnie na chwilk na d? Nie egnam si wic z panem.
I odesza.
Iwan Iwanycz pi ju sidm szklank herbaty, posapujc cmoka, obcmoktywa to wsy, to
plasterek cytryny. Sennie, lamazarnie co mamrota, a ja nie suchaem, czekajc, kiedy odejdzie.
Wreszcie z tak min, jakby przyjecha do mnie tylko po to, eby si napi herbaty, wsta i zacz si
egna. Odprowadzajc go powiedziaem:
Tak wic nic mi pan nie doradzi.
Ja? Przecie ociay ze mnie czowiek, stpiaem odpowiedzia. C ja mog doradzi? A
pan na prno si niepokoi... Naprawd nie rozumiem, czego si pan niepokoi? Nie trzeba, kochasiu!
Jak Boga kocham, nic si nie stao... wyszepta serdecznie i szczerze, uspokajajc mnie jak
dziecko. Jak Boga kocham, nic!...
Jak to nic? Chopi zdzieraj z chaup dachy i chodz suchy, e gdzie zjawi si ju tyfus.
No to co? W przyszym roku obrodzi i bd nowe dachy, a jeli poumieramy od tyfusu, to po nas
nowi ludzie przyjd. Wszystko jedno trzeba umiera, nie teraz, to potem. Niech si pan nie
denerwuje, mj drogi!
Nie mog nie denerwowa si powiedziaem z rozdranieniem.
Stalimy w sabo owietlonym przedpokoju. Nagle Iwan Iwanycz wzi mnie za okie i,
najwidoczniej . zamierzajc powiedzie mi co bardzo wanego, milcza z p minuty spogldajc na
mnie.
Pawle Andrieiczu! powiedzia cicho, a jego oty zmartwia twarz i ciemne oczy opromieni
nagle ten szczeglny, rzeczywicie czarujcy wyraz, ktrym kiedy si sawi.Pawle Andrieiczu,
mwi panu po przyjacielsku: niech pan zmieni charakter. Ciko z panem! Doprawdy, kochasiu,
ciko!
Spojrza na mnie przenikliwie, czarujcy wyraz twarzy zgas, spojrzenie zmatowiao, wymamrota
tylko, posapujc ospale:
Tak... tak.. Prosz darowa staremu... Bzdury... Tak...
Schodzc ociale na d, z rozstawionymi dla rwnowagi rkami, ukazujc mi swe potne, opase
plecy i czerwony kark, sprawia nieprzyjemne wraenie jakiego kraba.
Wyjechaby pan gdziekolwiek, ekscelencjo mamrota. Do Petersburga czy za granic... Po
co pan tu siedzi i zoty czas traci? Jest pan mody, zdrowy, bogaty... Tak... ebym to ja by modszy,
bryknbym jak ten zajc, a zagwizdaoby w uszach.
III
Wybuch ony przypomnia mi nasze wspycie maeskie. Dawniej po kadym wybuchu cigno
nas zazwyczaj do siebie, schodzilimy si znw i wyadowywali cay zapas dynamitu, jaki z biegiem
czasu nagromadzi si w naszych duszach. I teraz, po odejciu Iwana Iwanycza, bardzo mnie
cigno do mojej ony. Miaem ochot zej na d i powiedzie, e jej zachowanie si przy stole
bardzo mnie obrazio, e jest okrutna, maostkowa, e ze swym mieszczaskim rozumem nigdy nie
wzniosa si do zrozumienia tego, co ja mwi, co ja robi. Dugo chodziem po pokojach
obmylajc, co jej powiem, odgadujc rwnoczenie, co ona mi odpowie.
Ten niepokj, co drczy mnie ostatnimi czasy, w jakim szczeglnym nasileniu odczuwaem tego
wieczoru, kiedy odjecha Iwan Iwanycz. Nie mogem ani siedzie, ani sta, tylko chodziem wci i
chodziem, wybierajc przy tym wycznie owietlone pokoje, pooone bliej tego, w ktrym
siedziaa Maria Gierasimowna. Doznawaem uczucia bardzo zblionego do tego, jakie pewnego razu
przeyem na Morzu Niemieckim w czasie burzy, kiedy wszyscy obawiali si, e statek, pozbawiony
adunku i balastu, przewrci si. I tego wieczoru zrozumiaem, e moja rozterka to nie
rozczarowanie, jak mylaem dawniej, lecz co innego, ale co mianowicie, nie pojmowaem, i to
irytowao mnie jeszcze bardziej.
,,Zejd do niej postanowiem. Pretekst mona wymyli. Powiem, e jest mi potrzebny Iwan
Iwanycz i tyle".
Zszedem na d po dywanach, bez popiechu, minem przedpokj i salon. Iwan Iwanycz siedzia w
bawialni na kanapie i znowu pi herbat, i mamrota. ona staa naprzeciw niego trzymajc si za
oparcie fotela. Na twarzy jej gocia ta cicha, sodka potulno, z jak sucha si zwykle ludzi
pomylonych i prostaczkw, ta potulno, ktra w sowach ndznych i mamrotaniu doszukuje si
szczeglnego, tajemnego znaczenia. W wyrazie twarzy, w pozie ony byo co psychopatycznego,
co klasztornego i pokoje jej, ze starowieckimi meblami, z ptakami picymi w klatkach, z
zapachem geranium, pokoje niewysokie, na wp ciemne, bardzo ciepe, przypominay mi pokoje
jakiej przeoryszy czy te pobonej staruszki generaowej.
Wszedem do bawialni. ona nie wyrazia ani zdziwienia, ani zmieszania spojrzaa na mnie
surowo i spokojnie, jakby wiedziaa, e przyjd.
Przepraszam powiedziaem mikko. Bardzo si ciesz, Iwanie Iwanyczu, e pan jeszcze nie
odjecha. Zapomniaem pana zapyta, czy nie zna pan imienia odojcowskiego prezesa naszego
zarzdu ziemstwa?
Andriej Stanisawowicz. Tak...
Merci powiedziaem i wycignwszy z kieszeni notes zapisaem.
Zapado milczenie ona i Iwan Iwanycz widocznie czekali na moje odejcie; ona nie wierzya,
e potrzebny mi by prezes zarzdu ziemstwa, poznaem to po jej oczach.
Pojad ju, licznotko moja mamrota Iwan Iwanycz, kiedym przespacerowa si par razy po
bawialni, a potem usiad przy kominku.
Nie powiedziaa szybko ona dotykajc jego rki jeszcze kwadrans... Bardzo prosz...
Widocznie nie chciaa zosta ze mn sama, bez wiadkw.
No c, i ja poczekam jeszcze kwadrans" pomylaem.
O, pada nieg! powiedziaem wstajc i patrzc w okno. Wspaniay nieg! Iwanie Iwanyczu
cignem spacerujc po bawialni auj bardzo, e nie jestem myliwym. Wyobraam sobie,
co to za przyjemno ugania si po takim niegu za zajcem czy wilkiem.
ona, stojc wci w tym samym miejscu i nie odwracajc gowy, a tylko spogldajc z ukosa,
ledzia moje ruchy; miaa taki wyraz twarzy, jakbym ukrywa w kieszeni ostry n czy rewolwer.
Iwanie Iwanyczu, prosz mnie zabra kiedy na polowanie prosiem mikko. Bd panu
bardzo, bardzo wdziczny.
Kiedy to mwiem, do bawialni wszed go. By to mczyzna, ktrego nie znaem, chyba
czterdziestoletni, wysoki, mocno zbudowany, ysawy, z du jasn brod i maymi oczami. Sdzc z
wymitego, workowatego ubrania, a take z manier, przypuszczaem, e to diaczek albo nauczyciel,
ale ona przedstawia mi go jako doktora Sobola.
Bardzo, bardzo jestem rad, e mog pana pozna! powiedzia doktor gonym tenorem mocno
ciskajc mi rk i umiechajc si naiwnie. Bardzo!
Usiad przy stole, wzi szklank herbaty i powiedzia gono, zwracajc si do pokojowej:
Olu, prosz si zlitowa i poszuka w szafce, moe jest tam troch rumu czy koniaku, okropnie
zmarzem.
Znowu usiadem przy kominku, patrzyem, suchaem, z rzadka wtrcajc si swkiem.
ona uprzejmie umiechaa si do gocia i bystro obserwowaa mnie niczym zwierza; ciya jej
moja obecno, a to budzio we mnie zazdro, irytacj i upart ch sprawienia jej blu. ona
mylaem te przytulne pokoje, miejsce przy kominku, wszystko to przecie jest od dawna moje,
ale nie wiadomo dlaczego jaki gupkowaty Iwan Iwanycz czy Sobl maj wiksze prawo do tego
ni ja. Teraz widz on nie przez okno, lecz w pobliu siebie, w zwykej domowej atmosferze,
ktrej tak mi brak w moim podeszym wieku, i pomimo jej nienawici do mnie tskni za ni, jak
kiedy w dziecistwie tskniem za matk czy niani, i czuj, e teraz, na stare lata, kocham j
czyciej i wzniosej ni przedtem i dlatego w tej chwili mam ochot podej do niej, mocno nastpi
obcasem na nog, sprawi bl umiechajc si przy tym.
Monsieur Szop zwrciem si do doktora ile mamy w naszym powiecie szpitali?
Sobol... poprawia ona.
Dwa, prosz pana odpowiedzia Sobol.
A ilu nieboszczykw przypada rocznie na kady szpital?
Pawle Andrieiczu, musz z tob porozmawia zwrcia si do mnie ona.
Przeprosia goci i wysza do ssiedniego pokoju. Wstaem i poszedem za ni.
Natychmiast pjdziesz do siebie na gr powiedziaa.
Jeste le wychowana odrzekem.
Natychmiast pjdziesz do siebie na gr powtrzya ostro i z nienawici spojrzaa mi w
twarz.
Staa tak blisko, e gdybym si troszek pochyli, broda moja dotknaby jej twarzy.
Co si stao? zapytaem. Czym tak nagle zgrzeszyem?
Broda jej zadraa, popiesznie wytara zy, przelotnie zerkna do lustra i wyszeptaa:
Znowu zaczyna si stara historia. Oczywicie nie pjdziesz. No, jak chcesz. A moe, moe ja
pjd, a ty zostaniesz.
Wrcilimy do bawialni ona ze zdecydowan twarz, a ja wzruszajc ramionami i starajc si
umiecha ironicznie. Tu byli ju nowi gocie: jaka starsza dama i mody czowiek w okularach.
Nie witajc si z nowymi gomi ani egnajc ze starymi odszedem do siebie.
Po tym, co zaszo u mnie przy herbacie, a pniej na dole, zrozumiaem jasno, e nasze szczcie
rodzinne", o ktrym przez ostatnie dwa lata zaczlimy zapomina, na skutek jakich gupich,
bahych powodw wskrzesao znowu i e ani ja, ani ona nie moglimy si ju pohamowa, e jutro
czy pojutrze, po wybuchu nienawici jak mogem wnioskowa na podstawie dowiadcze lat
ubiegych nastpi co okropnego, co zburzy cay porzdek naszego dotychczasowego ycia. To
znaczy, e przez te dwa lata, mylaem zaczynajc spacerowa po swoich pokojach, nie stalimy si
ani mdrzejsi, ani chodniejsi, ani spokojniejsi. To znaczy, e znowu zaczn si zy, krzyki,
przeklinania, walizy, wyjazdy za granic, a potem cigy chorobliwy strach, e tam za granic z
jakim woskim czy rosyjskim fircykiem zakpi sobie ze mnie, znowu zaczn si odmowy paszportu,
listy, absolutna samotno, tsknota do niej, a za jakie pi lat staro, siwizna...
Chodziem i wyobraaem sobie to, co byo niemoliwe: oto ona, pikna, o zaokrglonych
ksztatach, obejmuje jakiego obcego mczyzn, ktrego nie znam... I przekonany, e tak si na
pewno; stanie, w rozpaczy zapytywaem siebie, dlaczego w czasie jednej z dawnych ktni nie daem
jej rozwodu albo dlaczego wtedy nie odesza ode mnie na zawsze? Teraz nie byoby tej tsknoty,
nienawici, rozterki, spokojnie doywabym swych lat i pracowa o nic si nie kopoczc.
Na podwrze wjechaa kareta z dwiema latarniami, potem szerokie zaprzone w trjk sanie.
Widocznie na dole byo przyjcie.
Do pnocy byo cicho, nie syszaem nic. Po pnocy jednak zaszuray krzesa, zabrzczay
naczynia. A wic kolacja. Potem znowu przesuwano krzesa i spod podogi doleciay do mnie jakie
haasy, zdaje mi si, e krzyczano ,,hura". Maria Gierasimowna ju spaa i na pitrze czuwaem tylko
ja. Ze cian bawialni spoglday na mnie portrety moich przodkw, ludzi marnych i okrutnych, w
oknie gabinetu nieprzyjemnie migotao odbicie lampy. Z drczcym uczuciem zawici
przysuchiwaem si temu, co dziao si na dole, i mylaem: ,,Przecie ja tu jestem panem, jeli
zechc, to przepdz natychmiast cae to czcigodne towarzystwo". Wiedziaem jednak, e to bzdura
nikogo nie mog przepdzi i sowo pan" nie ma adnego znaczenia. Mona jak najbardziej
uwaa si za pana, ma, bogacza, kamerjunkra, a rwnoczenie nie wiedzie, co to naprawd
znaczy.
Po kolacji kto na dole zapiewa tenorem. ,,Przecie nic szczeglnego si nie stao
przekonywaem siebie. Dlaczego si tak niepokoj? Jutro nie zejd do niej na d i tyle... i
skoczy si nasza ktnia".
Kwadrans po pierwszej poszedem spa.
Czy gocie z dou ju si rozjechali? zapytaem Aleksieja, ktry mnie rozbiera.
Tak, prosz pana, rozjechali si.
A dlaczego krzyczeli hura"?
Aleksiej Dmitrycz Machonow ofiarowa na godujcych tysic pudw mki i tysic rubli. A stara
dziedziczka, nie pamitam nazwiska, obiecaa urzdzi w swoim majtku stowk na sto
pidziesit ludzi...
Chwaa Bogu... A Natalia Gawriowna wydaa takie zarzdzenie: wszyscy dziedzice maj si zbiera
co pitek.
Tu na dole?
Tak jest, prosz pana. Przed kolacj czytali taki papier: od sierpnia do dzisiaj Natalia Gawriowna
zebraa osiem tysicy pienidzy oprcz zboa. Chwaa Bogu... Po mojemu to tak, prosz janie pana:
jeeli nasza pani postara si wedle zbawienia duszy, to sia zbierze. Nard tu bogaty.
Odesaem Aleksieja, pooyem si i okryem z gow.
,,W samej rzeczy, czemu si tak przejmuj? mylaem. Co za sia cignie mnie do godujcych
jak m do ognia? Przecie ich nie znam, nie rozumiem, nigdy nie widziaem i nie lubi. Skd ten
niepokj?"
I nagle przeegnaem si pod kodr.
Ale niewiasta! powiedziaem mylc o onie. W tajemnicy przede mn w tym domu
zorganizowaa cay komitet. Dlaczego wanie w tajemnicy? Dlaczego spisek? C ja im zrobiem?"
Iwan Iwanycz ma racj: musz wyjecha! Nazajutrz obudziem si z niezachwianym
postanowieniem jak najprdzej wyjecha. Szczegy wczorajszego dnia rozmowa przy
herbacie, ona, Sobol, kolacja, moje strachy udrczyy mnie i rad byem, e wkrtce oderw si
od warunkw, ktre przypominay mi to wszystko. Kiedy piem kaw, rzdca, Wadimir Prochorycz,
obszernie informowa mnie o rnych sprawach. Wiadomo najprzyjemniejsz zachowa na koniec.
Znaleli si zodzieje, ktrzy ukradli u nas yto donis z umiechem. Wczoraj sdzia
ledczy aresztowa w Piestrowie trzech chopw.
Precz std! krzyknem na niego ze straszn zoci i ni std, ni zowd chwyciem koszyczek z
biszkoptami i cisnem, na podog.
IV
Po niadaniu zacieraem rce i mylaem: trzeba pj do ony i powiadomi j o wyjedzie. Po co?
Komu to potrzebne? Nikomu, odpowiedziaem sobie, ale dlaczego miabym nie powiadomi, kiedy
sprawi to jej tylko wielk przyjemno. Poza tym wyjecha po wczorajszej ktni nie powiedziawszy
ani sowa, byoby niezbyt taktowne: gotowa pomyle, e si jej nastraszyem, i myl, e wya
mnie z mego domu, bdzie j drczy. Nie od rzeczy bdzie take powiadomi j, e ja ofiarowuj
pi tysicy, i da jej kilka rad, dotyczcych organizacji, a take przestrzec j: brak dowiadczenia w
sprawie tak skomplikowanej i odpowiedzialnej moe doprowadzi do najbardziej opakanych
skutkw. Sowem, cigno mnie do ony i kiedy wymylaem rne preteksty, eby zej do niej,
byem najgbiej przewiadczony, e wanie tak zrobi.
Kiedy zszedem do niej, byo jasno i jeszcze nie zapalono lamp. Siedziaa w swoim gabineciku,
pooonym midzy bawialni i sypialni, i pisaa co szybko, z gow nisko schylon nad biurkiem.
Kiedy mnie dostrzega, drgna, wysza zza biurka i przystana w takiej pozie, jakby chciaa
odgrodzi ode mnie swoje papiery.
Przepraszam, ja na chwileczk i nie wiem dlaczego zmieszaem si. Natalie, dowiedziaem
si przypadkiem, e organizujesz pomoc dla godujcych.
Tak, organizuj, ale to moja sprawa odpowiedziaa.
Tak, to twoja sprawa rzekem mikko. Cieszy mnie to, gdy odpowiada to cakiem moim
zamierzeniom. Pozwolisz chyba, e wezm w tym udzia.
Daruj, ale nie mog na to si zgodzi odrzeka i spojrzaa w bok.
Dlaczego, Natalie? zapytaem cicho. Dlaczego? Ja te jestem syty i te chc pomc
godujcym.
Nie rozumiem, dlaczego ty? zapytaa umiechnwszy si pogardliwie i wzruszya jednym
ramieniem. Przecie nikt ciebie nie prosi.
I ciebie nikt nie prosi, a jednak w m o i m domu zorganizowaa cay komitet! powiedziaem.
Mnie prosz, a ciebie, wierzaj mi, nikt i nigdy nie poprosi. Moesz pomaga tam, gdzie ciebie nie
znaj.
Na Boga, nie mw ze mn takim tonem. Staraem si by potulny i ca dusz bagaem siebie o
zachowanie zimnej krwi. Z pocztku byo mi dobrze przy onie. Powiao na mnie czym mikkim,
domowym, modym, kobiecym, wielce wytwornym, wanie tym, czego tak brakowao na moim
pitrze, w ogle w moim yciu. ona miaa na sobie rowy flanelowy szlafroczek, ktry bardzo j
odmadza, dodawa mikkoci jej szybkim, czasami gwatownym ruchom. Jej adne ciemne wosy,
ktrych sam widok kiedy budzi we mnie namitno, teraz wskutek dugiego siedzenia z
pochylon gow wymkny si z koafiury i wyglday nieporzdnie, ale wydaway si za to
bardziej puszyste, wspanialsze. Zreszt wszystko to jest banalne, wrcz pospolite. Przede mn staa
zwyka kobieta, moe nawet nieadna i niewytworna, ale bya to moja ona, z ktr kiedy yem i
moe ybym do dnia dzisiejszego, gdyby nie jej nieszczsny charakter; by to jednak jedyny
czowiek na kuli ziemskiej, ktrego kochaem. Teraz przed odjazdem, kiedy wiedziaem, e nie
zobacz jej nawet przez okno, ona nawet surowa i chodna, odpowiadajca mi z dumnym,
pogardliwym umieszkiem wydawaa mi si urzekajca, byem dumny z niej i przyznawaem si
przed sob, e rozka z ni bdzie dla mnie rzecz straszn, niemoliw.
Pawle Andrieiczu powiedziaa ona po chwili milczenia dwa lata nie przeszkadzalimy
sobie; i ylimy spokojnie. Dlaczego nagle chcesz wraca do starego? Wczoraj przyszede mnie
obrazi i upokorzy mwia dalej zaczerwieniona, podniesionym gosem, a oczy jej zapony
nienawici ale powstrzymaj si, nie rb tego! Jutro zo podanie, dadz mi paszport i pjd
sobie, pjd, pjd! Pjd do klasztoru, do domu wdw, do przytuku...
Do domu wariatw! krzyknem nie mogc si powstrzyma.
Choby do domu wariatw! I to lepsze! Lepsze! wykrzykiwaa nadal, byskajc oczyma.
Dzisiaj, kiedy byam w Piestrowie, zazdrociam godujcym, chorym babom, e nie yj z takim
czowiekiem jak ty. S uczciwe, swobodne, a ja przez ciebie ton w prniactwie, jem twj chleb,
wydaj twoje pienidze i opacam to wasn wolnoci i jak nikomu nie potrzebn wiernoci. Za
to, e nie dajesz mi paszportu, musz dba o honor twego szlachetnego imienia, ktrego wcale nie
masz.
Trzeba byo milcze. Zacisnwszy zby szybko wyszedem do bawialni, ale zaraz wrciem mwic:
Prosz jak najusilniej, eby tych zebra, spiskw, zakonspirowanych lokali na przyszo w
moim domu nie byo. W swoim domu przyjmuj tylko tych, ktrych znam, a caa ta twoja haastra,
jeli raczy zajmowa si filantropi, niech szuka sobie innego miejsca. Nie pozwol, eby w moim
domu wykrzykiwano po nocach hura" z radoci, e mog eksploatowa tak psychopatk jak ty!
ona, zaamujc rce, z przecigym jkiem, jakby bolay j zby, blada, szybko przesza si z kta
w kt. Machnem rk i wyszedem do bawialni. Dusia mnie wcieko, a jednoczenie draem
ze strachu, e nie wytrzymam i zrobi albo powiem co takiego, czego bd aowa cae ycie.
Mocno zaciskaem rce, mylc, e to mi powstrzyma.
Napiem si wody, troch si uspokoiem i wrciem do ony. Staa w poprzedniej pozie, jakby
odgradzajc ode mnie biurko i papiery. Po jej chodnej, pobladej twarzy zwolna spyway zy.
Milczaem przez chwil, a potem powiedziaem z gorycz, ale ju bez gniewu:
Jake ty mnie nie rozumiesz! Jaka jeste dla mnie niesprawiedliwa! Przysigam na honor,
szedem do ciebie z najczystszymi intencjami, z jedynym pragnieniem, eby zrobi co dobrego!
Pawle Andrieiczu powiedziaa z rkami zoonymi na piersi i twarz jej przybraa cierpitniczy,
bagalny wyraz, z jakim przeraone, paczce dzieci prosz, eby ich nie kara.Wiem doskonale,
e mi odmwisz, ale jednak prosz. Zmu si, prosz, i cho raz w yciu zrb co dobrego. Wyjed
std! To jedyna rzecz, jak moesz zrobi dla godujcych. Wyjed, a ja przebacz ci wszystko,
wszystko!
Niepotrzebnie mnie obraasz, Natalie westchnem czujc nagle dziwny przypyw pokory.
Ja postanowiem ju std wyjecha, ale nie wyjad, zanim nie zrobi czego dla godujcych. To mj
obowizek.
Ach! powiedziaa cicho i nachmurzya si ze zniecierpliwienia. Ty moesz wybudowa
wspania kolej elazn albo most, ale dla godujcych nic nie moesz zrobi. Zrozume wreszcie!
Tak? Wczoraj zarzucia mi obojtno i brak wspczucia. Jake mnie dobrze znasz!
umiechnem si. Wierzysz w Boga, a wic Bg mi wiadkiem, e niepokoj si we dnie i w
nocy.
Widz, e si niepokoisz, ale przyczyn tego nie s ani godujcy, ani wspczucie dla nich.
Niepokoisz si dlatego, e godujcy obchodz si bez ciebie i e ziemstwo, i wszyscy, ktrzy im
pomagaj, obchodz si bez twego kierownictwa.
Milczaem przez chwil, eby zdusi w sobie rozdranienie, i rzekem:
Przyszedem, eby porozmawia o sprawie. Usid. Usid, prosz. ona nie siada.
Usid, prosz! powtrzyem wskazujc jej krzeso. Usiada. Ja te usiadem, pomylaem i
rzekem:
Prosz, eby traktowaa powanie to, co mwi. A wic, kierowana mioci bliniego podja
si zorganizowa pomoc dla godujcych. Przeciwko temu, oczywicie, nie mam adnych
zastrzee, cakowicie ci rozumiem i gotw jestem ci pomc, niezalenie od tego, jak uo si
nasze stosunki. Ale przy najwikszym uznaniu dla twego rozumu i serca... i serca powtrzyem
nie mog si zgodzi, aby sprawa tak trudna, skomplikowana i odpowiedzialna, jak organizacja
pomocy, bya tylko w twoich rkach. Jeste kobiet, brak ci dowiadczenia, znajomoci ycia, jeste
zbyt atwowierna i porywcza. Dobraa sobie pomocnikw, ktrych nie znasz. Nie przesadz chyba,
jeli powiem, e przy wyej wymienionych okolicznociach twoja dziaalno nieuchronnie
doprowadzi do opakanych rezultatw. Po pierwsze, nasz powiat bdzie cakowicie pozbawiony
pomocy, po drugie, za wasne bdy i za bdy twoich pomocnikw zapacisz nie tylko z wasnej
kieszeni, ale te wasn reputacj. Przypumy, e wszystkie sprzeniewierzenia i niedopatrzenia
pokryj ja, ale kto ci zwrci dobre imi? Kiedy wskutek niedostatecznej kontroli i przeocze rozejd
si suchy, e ty, a wic i ja, zarobilimy na tym dwiecie tysicy, to czy twoi pomocnicy przyjd ci
z pomoc? ona milczaa.
Nie przez ambicj, jak mwisz cignem lecz po prostu ze wzgldu na to, eby godujcy
nie zostali bez pomocy, a ty bez dobrego imienia, uwaam za swj moralny obowizek wtrci si w
twoje sprawy.
Streszczaj si, prosz powiedziaa ona.
Bd askawa cignem poda mi, jakie do dnia dzisiejszego miaa wpywy i ile ju
wydaa. Poza tym zechcesz mnie codziennie powiadamia o kadym nowym wpywie pieninym
czy w naturze, o kadym nowym wydatku. Dasz mi te, Natalie, spis swoich pomocnikw. Moe to
cakiem porzdni ludzie, wcale w to nie wtpi, koniecznie jednak trzeba zasign informacji.
ona milczaa. Wstaem wic i przeszedem si po pokoju.
A wic do dziea powiedziaem siadajc przy biurku.
Czy mwisz powanie? zapytaa patrzc na mnie ze zdumieniem i przeraeniem.
Natalie, bde rozsdna! powiedziaem bagalnie, widzc z jej twarzy, e chce zaprotestowa.
Zaufaj, prosz, memu dowiadczeniu i uczciwoci!
A jednak cakiem nie rozumiem, o co ci chodzi.
Poka mi, ile zebraa, a ile ju wydaa?
Nie mam adnych tajemnic. Kady moe to obejrze. Prosz, ogldaj. Na stole leao kilka
zeszytw uczniowskich, kilka zapisanych kartek papieru listowego, mapa powiatu i mnstwo
wistkw rnego formatu. Zapad zmrok. Zapaliem wiec.
Przepraszam, ale na razie nic nie widz powiedziaem kartkujc zeszyty. Gdzie masz
wykaz wpyww z ofiar pieninych?
To przecie jest uwidocznione na listach skadek.
Tak, ale przecie konieczne jest zaksigowanie powiedziaem umiechajc si z jej naiwnoci.
Gdzie s listy przekazujce ofiary pienine i w naturze? Pardon, maa wskazwka praktyczna,
Natalie: wszystkie te listy trzeba zachowa. Musisz numerowa kady list i wpisywa go do
specjalnego zeszytu. Tak samo naley postpowa z twymi listami. Zreszt wszystkim tym zajm si
sam.
Prosz, prosz... powiedziaa.
Bardzo byem z siebie zadowolony. Zapaliem si do tej yciowej, ciekawej sprawy; zachwycio
mnie mae biureczko, naiwne zeszyty i rado, jak zapowiadaa mi ta praca w towarzystwie ony,
baem si, eby ona nie pomieszaa mi nagle szykw jakim nieprzewidzianym wyskokiem, i dlatego
pieszyem si, i usiowaem wcale nie zwraca uwagi na to, e dr jej wargi, e pochliwie
rozglda si wok niczym schwytane zwierztko.
A wic, Natalie powiedziaem nie patrzc na ni pozwolisz, e zabior te wszystkie zeszyty
i papiery do siebie na gr. Tam przejrz to, zaznajomi si z materiaem i jutro powiem ci, co o tym
myl. Moe masz jeszcze jakie papiery? zapytaem ukadajc zeszyty i kartki.
Zabieraj, zabieraj wszystko! powiedziaa ona pomagajc mi ukada papiery i due zy
spyway po jej twarzy. Zabieraj! To wszystko, co mi w yciu pozostao... Zabierz i to.
Ach, Natalie, Natalie! westchnem z przygan. ona jako chaotycznie, trcajc mnie
okciem w pier, dotykajc wosami mej twarzy, wycigna szuflad i zacza z niej wyrzuca na
biurko papiery, przy czym drobne pienidze sypay mi si na kolana i na podog.
Zabieraj wszystko... mwia ochrypym gosem.
Kiedy wyrzucia papiery, odesza ode mnie i chwyciwszy si za gow upada na kanap.
Pozbieraem pienidze, woyem z powrotem do szuflady i zamknem, eby nie wodzi na
pokuszenie suby, po czym wziem oburcz wszystkie papiery i poszedem do siebie. Przechodzc
obok ony przystanem i patrzc na jej plecy i drgajce ramiona, powiedziaem:
Jakie z ciebie jeszcze dziecko, Natalie! O jej-jej! Naprawd. Natalie, kiedy zrozumiesz, jaka to
powana i odpowiedzialna sprawa, to pierwsza mi podzikujesz. Przysigam.
Przyszedszy do siebie, bez popiechu zajem si papierami. Zeszyty nie byy zszyte, stronice nie
ponumerowane. Notatki robione byy rnym charakterem pisma, najwidoczniej gospodarzy tu
kady, kto chcia. W spisach ofiar w naturze nie byo cen produktw. Ale, przepraszam, przecie
cena yta, ktre teraz wynosi l rub. 15 kop., po dwch miesicach moe si podnie do 2 rub. 15
kop. Jake tak mona? Poza tym:
Wydano doktorowi Sobolowi 32 ruble". Kiedy wydano? Dlaczego wydano? Gdzie pokwitowanie?
Nie ma nic i nic nie mona zrozumie. W wypadku sprawy sdowej te papierki bd tylko
zaciemniay spraw.
Jaka jest naiwna! zdumiewaem si. Jakie to jeszcze dziecko!
Irytowao to mnie, a jednoczenie mieszyo.
ona zebraa ju osiem tysicy; jeli doda do tego moich pi, to razem bdzie trzynacie. Na
pocztek to bardzo dobrze. Sprawa, ktra mnie tak interesowaa i niepokoia, bya nareszcie w moich
rkach; robi to, czego nie chcieli i nie mogli zrobi inni, speniam swj obowizek, organizuj
waciw, powan pomoc dla godujcych.
Wydaje si, e wszystko ukada si zgodnie z moimi yczeniami i zamierzeniami, ale dlaczego nie
opuszcza mnie niepokj? W cigu czterech godzin przegldaem papiery ony, wyjaniaem ich
tre, poprawiaem bdy, ale zamiast uspokojenia doznawaem takiego uczucia, jakby kto obcy sta
za moimi plecami i gadzi mnie po plecach chropowat doni. Czego mi brakowao? Organizacja
pomocy trafia w pewne rce, godujcy bd syci o co wic chodzi?
Cztery godziny atwej pracy, nie wiem dlaczego, znuyy mnie tak, e nie mogem ani siedzie
pochylony, ani pisa. Z dou czasami dolatyway ciche jki to szlochaa ona. Mj Aleksiej,
zawsze spokojny, ospay, witoszkowaty, raz po raz podchodzi do biurka, eby obci knoty, i
popatrywa na mnie jako dziwnie.
,,Nie, musz wyjecha! postanowiem wreszcie cakiem opadszy z si. Jak najdalej od tych
wspaniaych wrae. Zaraz jutro wyjedam".
Zebraem zeszyty, papiery i poszedem na d.
Kiedy bardzo zmczony i roztrzsiony, obu rkami przyciskajc do piersi papiery i zeszyty,
przechodziem przez sypialni i spojrzaem na swoje walizy, spod podogi dolecia mnie pacz.
,,Pan jest kamerjunkrem? szepn mi kto do ucha. Bardzo mi mio. Ale jednak gadzina z
pana".
Wszystko to gupstwo, gupstwo, gupstwo... mamrotaem schodzc na d, Gupstwo... I to
gupstwo, e powoduj si ambicj i prnoci... Co za banialuki! Czy za godujcych dostan
gwiazd czy te mianuj mnie moe dyrektorem departamentu? Gupstwo, gupstwo! I przed kim tu
na wsi si puszy?
Zmczyem si, okropnie si zmczyem, a kto jednak szepta mi wci do ucha: ,,Bardzo mi mio.
Ale jednak gadzina z pana!" Nie wiem, dlaczego przypomniay mi si sowa wiersza, ktrego
uczyem si w dziecistwie: Jak to mio dobrym by!"
ona leaa na kanapie w dawnej pozie twarz w d, obu rkami ciskajc gow. Pakaa. Przy
niej staa pokojowa z wyrazem przeraenia i zdumienia. Odesaem pokojow, zoyem na biurku
papiery, pomylaem i rzekem:
Oto twoja kancelaria, Natalie. Wszystko w porzdku, wszystko wietnie, jestem bardzo
zadowolony. Jutro wyjedam.
ona wci pakaa. Wyszedem do bawialni i usiadem tam w ciemnociach. Pochlipywanie ony,
jej westchnienia oskaray mnie o co i eby si usprawiedliwi, zaczem przypomina ca nasz
ktni zaczynajc od nieszczsnego pomysu zaproszenia jej na narad, koczc za na tych
zeszytach i paczu. To by zwyky atak naszej maeskiej nienawici, okropny i bezsensowny,
jakich wiele byo po naszym lubie, ale co z tym wsplnego maj godujcy? Jak to si stao, e w
rozgorczkowaniu natknlimy si na nich? Zupenie jakbymy uganiajc si nawzajem wpadli
nagle do wityni i wszczli tam bjk.
Natalie mwi cicho z bawialni dosy ju, dosy!
eby przerwa ten pacz i skoczy z t drczc sytuacj, trzeba pj do ony, pocieszy j,
przyhoubi czy przeprosi; ale jak to zrobi, eby mi uwierzya? Jak mog przekona dzikie
kacztko, ktre yje w niewoli i nienawidzi mnie, e mam do niego sympati i wspczuj jego
cierpieniu? ony swojej nigdy nie znaem i dlatego nigdy nie wiedziaem, o czym i jak mam z ni
mwi. Powierzchowno jej znaem dobrze i oceniaem naleycie, ale duszy jej, wiata moralnego,
rozumu, wiatopogldu, czstych zmian nastrojw, jej penych nienawici oczu, wyniosoci,
oczytania, ktrym czasami wprawiaa mnie w podziw, czy te choby mnisiego wyrazu twarzy
jak wczoraj wszystkiego tego nie znaem i nie rozumiaem. Kiedy w swych starciach z ni
staraem si okreli, jakim jest waciwie czowiekiem, to psychologizowanie moje ograniczao si
do takich okrele, jak pomylona, niepowana, nieszczsny charakter, babska logika, i wydawao mi
si, e jest to cakiem wystarczajce. Teraz jednak, kiedy pakaa, zapragnem namitnie dowiedzie
si czego wicej. Pacz usta. Poszedem do ony. Siedziaa na kanapce, podparszy gow obu
rkami, i w zamyleniu, znieruchomiaymi oczyma wpatrywaa si w ogie.
Odjedam jutro rano powiedziaem. ona milczaa. Przeszedem si po pokoju, westchnem
i powiedziaem:
Natalie, kiedy prosia mnie, ebym odjecha, powiedziaa: przebacz ci wszystko, wszystko...
To znaczy, e uwaasz, e zawiniem wobec ciebie. Prosz ci: cakiem spokojnie, jak najzwilej
zdefiniuj moj win wobec ciebie.
Jestem zmczona. Moe kiedy indziej odpowiedziaa.
Jaka to wina? pytaem dalej. Co ja zrobiem? Powiesz pewnie, e jeste moda, pikna,
spragniona ycia, a ja prawie dwa razy starszy, e mnie nienawidzisz, ale czy to moja wina?
Wysza za mnie za m bez przymusu. No c, jeli chcesz by wolna, odejd, prosz, ja ciebie
zwalniam. Moesz odej, kocha kadego, kto ci si spodoba... Dam nawet rozwd.
To mi niepotrzebne powiedziaa ona. Przecie wiesz, e kochaam ciebie dawniej i zawsze
uwaaam si za starsz od ciebie. To wszystko gupstwa... Wina twoja polega nie na tym, e jeste
starszy, a ja modsza i e na wolnoci mogabym pokocha kogo innego, lecz na tym, e jeste
czowiekiem cikim, egoist, mizantropem.
Nie wiem, moe wyrzekem.
Odejd teraz, prosz. Chcesz mnie drczy do rana, lecz uprzedzam jestem zupenie
wyczerpana i nie bd w stanie ci odpowiada. Dae mi sowo, e odejdziesz, jestem ci za to bardzo
wdziczna i nic wicej mi nie trzeba.
ona chciaa, ebym odszed, ale nieatwo mi to przyszo. Byem wyczerpany i baem si swoich
wielkich, nieprzytulnych, opustoszaych pokoi. W dziecistwie zdarzao si, e kiedy mi co
dolegao, tuliem si do matki albo niani i kiedym ukry twarz w ciepych fadach sukni, to
wydawao mi si, e si ukrywam przed blem. Tak samo teraz, nie wiem dlaczego, wydao mi si,
e przed swoim niepokojem mog si ukry tylko w tym maym pokoiku, przy onie. Usiadem i
zasoniem oczy przed wiatem. Byo cicho.
Jaka to wina? powtrzya pytanie ona po duszej chwili milczenia, patrzc na mnie
zaczerwienionymi, lnicymi od ez oczyma. Jeste czowiekiem nadzwyczaj wyksztaconym,
wietnie wychowanym, bardzo uczciwym, sprawiedliwym, z zasadami, ale tak si jako skada, e
gdziekolwiek wejdziesz, wszdzie wnosisz jak duszno, skrpowanie, co niesychanie
obraliwego, upokarzajcego. Jeste czowiekiem uczciwie mylcym i dlatego nienawidzisz caego
wiata. Nienawidzisz wierzcych, poniewa wiara jest wyrazem lenistwa umysowego i nieuctwa, a
rwnoczenie nienawidzisz niewierzcych za to, e nie maj wiary i ideaw; nienawidzisz starych
za zacofanie i konserwatyzm, a modych za wolnomylicielstwo. Drogie ci s sprawy ludu i
Rosji i dlatego nienawidzisz prostych ludzi: w kadym upatrujesz zodzieja i grabiec.
Nienawidzisz wszystkich. Jeste sprawiedliwy i zawsze stoisz na gruncie praworzdnoci i dlatego
stale sdzisz si z chopami i ssiadami. Ukradziono ci dwadziecia worw yta i z zamiowania do
porzdku wniose zaalenie na chopw do gubernatora i wszelkich wadz zwierzchnich, a na
wadze miejscowe do Petersburga. Praworzdno! powiedziaa ona i zamiaa si. Kierujc
si prawem i zasadami moralnoci nie dajesz mi paszportu. A czy istnieje taka moralno i takie
prawo, eby moda, zdrowa, ambitna kobieta trawia ycie w prniactwie i tsknocie, w cigym
strachu w zamian za utrzymanie i mieszkanie od czowieka, ktrego nie kocha? Znakomicie znasz
ustawy, jeste bardzo uczciwy i sprawiedliwy, szanujesz zwizek maeski, ycie rodzinne, a przy
tym tak si jako zoyo, e przez cae swoje ycie nie zrobie nic dobrego, e wszyscy ci
nienawidz, ze wszystkimi si pokcie i w cigu siedmiu lat maestwa nawet siedmiu miesicy
nie przeye z on. Nie miae ony, a ja nie miaam ma. Z takim czowiekiem jak ty wspycie
jest niemoliwe, nie do zniesienia. W cigu pierwszych lat byo mi z tob strasznie, a teraz jest mi
wstyd... Tak wic zmarnoway si najlepsze lata. W czasie walki z tob zepsu mi si charakter:
staam si ostra, ordynarna, strachliwa, nieufna... Ech, nie warto nawet mwi! Bo czy zechcesz
zrozumie! Id ju sobie z Bogiem.
ona pooya si na kozetce i zamylia.
A jakie to ycie mogo by pikne, godne zazdroci! powiedziaa cicho patrzc w zadumie na
ogie. Jakie pikne! Ale teraz przepado.
Kto mieszka zim na wsi i zna te dugie, nudne, ciche wieczory, kiedy nawet znudzone psy nie
szczekaj, kiedy wydaje si, e i zegary s udrczone, bo zbrzydo im ju tykanie, kogo w takie
wieczory niepokoio obudzone sumienie, kto niespokojnie miota si z miejsca na miejsce, chcc
zaguszy czy odgadn jego szept, ten zrozumie, jak si cieszyem, jak rozkoszowaem tym
kobiecym gosem rozlegajcym si w maym, przytulnym pokoju, gosem, ktry mi mwi, e
A propos: zawsze tytuuj mnie janie wielmonym, chocia jestem tylko radc kolegialnym,
kamerjunkrem. Str powiedzia, e pocig nie ruszy jeszcze z ssiedniej stacji. Trzeba byo czeka.
Wyszedem na peron: z gow ocia po bezsennej nocy, ledwie posuwajc nogami ze zmczenia,
bez adnego celu poszedem ku wiey cinie. Wok ani ywej duszy.
Po co jad? zapytywaem siebie. Co mnie tam czeka? Znajomi, od ktrych uciekem,
samotno, restauracyjne obiady, haas, elektryczne wiato, od ktrego bol mnie oczy... Dokd i po
co jad? Po co jad?
Jako dziwnie byo odjeda nie porozmawiaem z on. Wydao mi si, e zostawiem j w
niepewnoci. Przed odjazdem trzeba byo powiedzie, e ma racj, e naprawd jestem zym
czowiekiem,
Kiedy zawrciem od wiey cinie, w drzwiach ukaza si naczelnik stacji, na ktrego ju dwa razy
skadaem zaalenia; z podniesionym konierzem surduta, kulc si od wiatru i niegu podszed do
mnie i przyoywszy dwa palce do daszka czapki z twarz zmieszan, na ktrej malowaa si
nienawi i wymuszony szacunek powiedzia, e pocig spni si dwadziecia minut, i zapyta,
czy nie chciabym poczeka w ciepym pomieszczeniu.
Dzikuj panu odpowiedziaem ale pewnie nie pojad. Prosz powiedzie memu wonicy,
eby zaczeka. Jeszcze pomyl.
Chodziem po peronie tam i z powrotem i mylaem: jecha czy nie? Kiedy pocig przyszed,
postanowiem, e nie pojad. W domu oczekiwao mnie zdumienie i zapewne zoliwoci ony, moje
ponure pitro i mj niepokj, ale to w moim wieku jest jakie lejsze i jakie bardziej domowe ni
jazda dwie doby z obcymi ludmi do Petersburga, gdzie nieustannie odczuwabym, e ycie moje
nikomu i na nic nie jest potrzebne, e zmierza ju ku kocowi. Nie, jakkolwiek tam bdzie, lepiej ju
w domu... Wyszedem ze stacji. Ale w biay dzie wraca do domu, w ktrym wszyscy tak si
cieszyli z mego wyjazdu, byo jako niezrcznie. Reszt dnia do wieczora mona byo spdzi u
ktrego z ssiadw. Ale u kogo? Z jednymi stosunki nacignite, innych wcale nie znam.
Pomylaem i przypomnia mi si Iwan Iwanowicz.
Jedziemy do Bragina powiedziaem wonicy wsiadajc do sa.
wiat drogi westchn Nikanor. Wiorst chyba dwadziecia osiem, a moe nawet trzydzieci.
Jedziemy, kochasiu powiedziaem takim tonem, jakby Nikanor mia prawo nie usucha.
Jedmy, prosz.
Nikanor pokiwa gow z powtpiewaniem i powiedzia zwolna, e na dobr spraw naleaoby
zaprzc nie w trjk i nie Czerkiesa, ale Chopa albo Czyyka, i niezdecydowanie, jakby oczekiwa
zmiany decyzji, uj lejce, podnis si, pomyla i machn batem.
Cay szereg nieuzasadnionych czynw... mylaem kryjc twarz przed niegiem. Chyba
zwariowaem. E, niech tam..."
W pewnej chwili na bardzo wysokim, urwistym zjedzie konie, ostronie prowadzone przez
Nikanora do poowy gry, tu wanie poderway si i ze straszliw szybkoci pomkny w d, a
Nikanor wyprostowa si, unis okcie i wrzasn dzikim, niesamowitym gosem, jakiegom nigdy
dawniej u niego nie sysza:
Ej, uraczymy generaa! Jak si konie ochwac, to nowe kupi, narodzie kochany! Hej, z drogi
bo stratuj!
Dopiero teraz, kiedy od niezwykle szybkiej jazdy zaparo mi dech, spostrzegem, e Nikanor jest
bardzo pijany, widocznie na stacji si upi. Na dnie wwozu zatrzeszcza ld, twarda gruda niegu z
nawozem bolenie uderzya mnie po twarzy. Rozhukane konie z rozpdu poniosy na gr z tak
sam szybkoci jak z gry i nawet nie zdyem krzykn na Nikanora, a ju moja trjka pdzia po
rwnej drodze w starym wierkowym lesie, a wysokie wierki zewszd wycigay ku mnie biae
kosmate apy.
,,Ja zwariowaem, a wonica pijany... mylaem. wietnie!"
Iwana Iwanycza zastaem w domu. Rozkaszla si ze miechu, zoy mi gow na piersi i
wypowiedzia sowa, ktrymi zawsze mnie wita przy spotkaniu:
A pan coraz modszy. Nie wiem, jak farb maluje pan gow i brod, mnie by si te przydaa.
Przyjechaem do pana z rewizyt skamaem. Pan daruje, ale przybyem ze stolicy, uznaj
konwenanse, skadam wizyty.
Ciesz si, kochasiu! Stumaniaem cakiem, lubi by uhonorowany... Tak...
Po gosie jego, po wniebowzitym wyrazie twarzy poznaem, e wizyt swoj bardzo mu
pochlebiem. W przedpokoju dwie chopki pomagay mi zdj futro, a chop w czerwonej koszuli
powiesi je na haku. Kiedym z Iwanem Iwanyczem wszed do jego maego gabinetu, dwie bose
dziewczynki siedziay na pododze ogldajc oprawne pisma ilustrowane. Na nasz widok zerway si
i wybiegy, a zaraz potem wesza wysoka, szczupa staruszka w okularach, godnie si mi skonia,
zabraa z kanapy poduszk, podniosa z podogi ilustracje i wysza. Z ssiednich pokoi wci
dolatyway szepty i tupot bosych ng.
A ja oczekuj doktora na obiad rzek Iwan Iwanycz obieca, e zajedzie z ambulatorium.
Tak. On co rod przyjeda na obiad, daj mu Boe zdrowie! Iwan Iwanycz obj mnie i
pocaowa w szyj. Przyjecha pan, kochasiu, to znaczy, e si na mnie nie gniewa szepta
posapujc. Niech pan si nie gniewa, kochaneczku! Tak. Moe to nawet boli, ale nie trzeba si
gniewa. Ja o jedno tylko Boga prosz przed mierci: eby ze wszystkimi y w zgodzie i
zrozumieniu, sprawiedliwie. Tak.
Przepraszam, Iwanie Iwanyczu, poo nogi na fotelu powiedziaem czujc, e od ogromnego
zmczenia jestem jaki nieswj: usiadem gbiej na kanapie i pooyem nogi na fotelu. Od niegu i
wiatru palia mnie twarz, wydawao si, e ciao wchania w siebie ciepo i dlatego staje si sabsze.
Tak tu u pana dobrze mwiem znowu ciepo, mikko, przytulnie... Gsie pira nawet
umiechnem si spojrzawszy na biurko piaskownica...
Co? Tak, tak.. Biurko i t mahoniow szafeczk robi memu ojcu stolarz-samouk, Gleb Butyga,
chop paszczyniany generaa ukowa. Tak. Wielki to by w swym fachu artysta.
Sennie, jak czowiek zasypiajcy, zacz mi opowiada o stolarzu Butydze. Suchaem. Potem Iwan
Iwanycz przeszed do ssiedniego pokoju, eby pokaza mi bardzo pikn i niezwykle tani
palisandrow komod. Postuka palcem po komodzie, a potem skierowa moj uwag na piec
kaflowy z rysunkami, ktrych teraz ju si nie spotyka. Po piecu te postuka palcem. Od komody,
od kaflowego pieca, od foteli i obrazw jedwabiem i wczk wyszywanych na kanwie, w
solidnych brzydkich ramach wiao dobrodusznoci, dostatkiem. Kiedy przypomniaem sobie, e
przedmioty te stay na tych samych miejscach i w tym samym porzdku, kiedy byem jeszcze
dzieckiem i przyjedaem tu z matk na imieniny, to a nie chciao si wierzy, e kiedykolwiek
przestan istnie.
I mylaem sobie: jaka jest straszliwa rnica midzy Butyga a mn! Butyga, ktry robi wszystko
mocno, solidnie i uwaa, e to jest najwaniejsze, przywizywa jak szczegln wag do ludzkiej
dugowiecznoci, nie mylc o mierci i zapewne niezbyt wierzc w jej moliwo; ja za, kiedy
budowaem swoje koleje elazne i kamienne mosty, ktre pewnie przetrwaj tysice lat, adn miar
nie mogem si powstrzyma od myli: ,,To niedugowieczne... I po co to wszystko?" Jeli po latach
jakiemu sensownemu historykowi sztuki wpadnie w oczy szafa Butygi i mj most, to chyba
powie: ,,To dwaj w swoim rodzaju znakomici ludzie. Butyga kocha ludzi, nawet nie przychodzio
mu na myl, e mog umiera i rozkada si, i dlatego tworzc swoje meble myla o czowieku
niemiertelnym, a tymczasem inynier Asorin nie kocha ani ludzi, ani ycia; nawet w szczliwych
momentach twrczoci nie czu wstrtu na myl o mierci, rozkadzie, znikomoci i dlatego,
patrzcie, jakie ndzne, niemiae i aosne s jego linie..."
Ja tylko te pokoje opalam mamrota Iwan Iwanycz pokazujc mi swe mieszkanie. Od czasu
jak zmara mi ona, a syn zgin na wojnie, zamknem te dla goci. Tak... taak...
Otworzy jakie drzwi i zobaczyem du sal o czterech kolumnach, stare pianino i kup grochu na
pododze; wiono chodem i wilgoci.
A w drugim pokoju awki ogrodowe... mamrota Iwan Iwanycz. Nie ma ju komu taczy
mazura... Zamknem.
Usyszaem jaki haas. To przyjecha doktor Sobol. Dopki rozciera zmarznite rce i rozczesywa
mokr brod, zdyem zauway, e po pierwsze musia pdzi ycie bardzo nudne i dlatego
mio mu byo widzie Iwana Iwanycza i mnie, a po drugie e by to czowiek nieco nieokrzesany
i naiwny. Patrzy na mnie tak, jakbym to wanie ja bardzo rad go widzia i wielce si nim
interesowa.
Dwie noce nie spaem! mwi cieszc si i patrzc na mnie naiwnie. Jedn przy poonicy
spdziem, drug calusiek pluskwy ary u chopa na noclegu. Spa mi si chce, wie pan,
cholernie!
I z tak min, jakby mi to mogo sprawi tylko przyjemno, wzi mnie pod rk i poprowadzi do
jadalni. Jego naiwne oczy, zmity surdut, tani krawat i zapach jodoformu wywary na mnie niemie
wraenie czuem, e jestem w zym towarzystwie. Kiedymy siedli do stou, doktor nala mi
wdki, a ja z bezradnym umiechem wypiem; potem pooy mi na talerz kawaek wdliny i znowu
posusznie zjadem.
Repetitio est mater studiorum* */Repetitio est mater studiorum (ac.) Powtarzanie jest
matk uczcych si.
powiedzia Sobol zabierajc si skwapliwie do drugiego kieliszka. Nie uwierzy pan, ale z radoci,
e spotkaem miych ludzi, nawet senno mina. Jestem chop, zdziczaem na tym odludziu,
zordynarniaem, ale pomimo wszystko, prosz panw, jestem inteligentem i szczerze mwi: ciko
jest bez ludzi.
Podano na zimno prosi z chrzanem i mietan, potem tusty, bardzo gorcy kapuniak z
wieprzowin i gryczan kasz, z ktrej unosiy si supy pary. Doktor cigle mwi i wkrtce
przekonaem si, e by to czowiek saby, sdzc z zachowania chaotyczny i nieszczliwy. Po
trzech kieliszkach ju by podchmielony, nienaturalnie oywi si, jad bardzo duo z
mwiem? Aha! Jeliby tak, wie pan, dokadnie przemyle, przyjrze si i zanalizowa ten, za
przeproszeniem, groch z kapust, to przecie okae si, e to nie ycie, tylko poar w teatrze. Tu
kady, kto pada albo krzyczy ze strachu czy miota si, to najwikszy wrg adu: trzeba sta na
baczno, czeka na rozkaz i ani mru-mru! Tu nie ma czasu na mazgajstwo i inne gupstwa. Kiedy
masz do czynienia z ywioem, to atakuj go tylko ywioem, musisz by twardy, niewzruszony jak
granit. Czy nie tak, dziadziu? odwrci si do Iwana Iwanycza i rozemia si. Ja sam jestem
baba, szmata, kwas kwasowicz i dlatego nie znosz kwasw. Nie lubi maych uczu. Jedni
pograj si w chandrze, drudzy tchrz, a trzeci wejd tu zaraz i powiedz: ,,Patrzcie no, zarli
dziesi da i zaczli pogawdk o godujcych". Maostkowe i gupie! A czwarty, eccelenza,
wytknie panu bogactwo. Daruje pan, eccelenza cign gono, przykadajc rk do serca ale
to, e pan znowu przysporzy roboty sdziemu ledczemu, ktry we dnie i w nocy poszukuje
paskich zodziei, to te, daruje pan, maostkowe z paskiej strony. Podpiem sobie, dlatego teraz o
tym mwi, ale rozumie pan maostkowe!
A kto go prosi, eby si tak wysila, nie rozumiem? powiedziaem wstajc; nagle zrobio mi
si przykro, zawstydziem si straszliwie i zaczem spacerowa dokoa stou. Kt go prosi,
eby si tak wysila? Ja wcale go nie prosiem... eby go diabli!
Trzech aresztowa i wypuci. Okazao si, e to nie ci i teraz nowych szuka zamia si Sobol.
Facecja!
Ja wcale go nie prosiem o tak gorliwo powiedziaem i omal si nie rozpakaem ze
zdenerwowania. I po co, po co to wszystko? No tak, powiedzmy, e nie miaem racji, postpiem
le, no tak, ale po co oni staraj si, ebym jeszcze bardziej nie mia racji?
No, no, no, no powiedzia Sobol uspokajajc mnie, No! Podpiem sobie i dlatego
powiedziaem. Jzyk mj to mj wrg! A wic westchn zjedlimy, wypilimy nalewki, a
teraz chrapickiego.
Wsta od stou, pocaowa Iwana Iwanycza w gow i zataczajc si z przejedzenia wyszed z
jadalni. A ja i Iwan Iwanycz palilimy w milczeniu.
Ja, mj kochany, nie sypiam po obiedzie powiedzia Iwan Iwanycz ale pan niech przejdzie
do palarni i przepi si.
Zgodziem si. W pciemnym, mocno ogrzanym pokoju zwanym palarni stay pod cianami dugie
szerokie kanapy, mocne i cikie, dzieo stolarza Butygi; leay na nich posania wysokie, mikkie,
biae, przygotowane zapewne przez t staruszk w okularach. Na jednej kanapie zwrcony twarz
do oparcia, bez surduta i butw spa ju Sobol; druga oczekiwaa na mnie. Zdjem surdut i
obuwie i ulegajc zmczeniu, duchowi Butygi, ktry unosi si w tej cichej palarni, i lekkiemu,
pieszczotliwemu pochrapywaniu Sobola, pooyem si posusznie.
Usnem natychmiast i nia mi si ona, jej pokj, naczelnik stacji z twarz pen nienawici, zway
niegu, poar w teatrze. Przynili mi si te chopi, ktrzy wynieli z mego spichrza dwadziecia
worw yta...
A jednak to dobrze, e sdzia ledczy ich zwolni powiedziaem.
Obudzi mnie wasny gos, przez chwil ze zdumieniem przygldaem si szerokim plecom Sobola,
sprzczce jego kamizelki i grubym pitom, a potem znowu si pooyem i usnem.
Kiedy obudziem si po raz drugi, byo ju ciemno. Sobol spa. W sercu moim panowa spokj i
Byem zadowolony, e wyszo mi tak prosto, i ucieszyem si, e Sobol odpowiedzia mi jeszcze
prociej.
Dobrze.
Zapacilimy rachunek i wyszlimy z traktierni.
Lubi tak si wczy powiedzia Sobol siadajc do sa. Prosz mi poyczy zapaki,
eccelenza, zapomniaem swoje w traktierni.
Po kwadransie jego konie zostay w tyle i poprzez szum zamieci nie syszaem ju jego
dzwoneczkw. Kiedy wrciem do domu, przeszedem si po swoich pokojach starajc si obmyli
i jak najjaniej sprecyzowa swoj sytuacj: w razie spotkania z on nie miaem w pogotowiu ani
jednego sowa, ani jednego zdania. Gowa odmawiaa mi posuszestwa.
Nie obmyliwszy nic zszedem do ony na d. Staa w swoim pokoju w tym samym rowym
szlafroczku, w tej samej pozie, jakby odgradzajc ode mnie papiery. Na twarzy jej malowao si
zdumienie i szyderstwo. Wida byo, e dowiedziawszy si o moim przyjedzie postanowia nie
paka, nie prosi i nie broni si, jak wczoraj, lecz szydzi ze mnie, odpowiada mi pogard i
dziaa stanowczo. Twarz jej zdawaa si mwi: jeli tak, to egnaj.
Natalie, nie wyjechaem rzekem ale ta nie oszustwo. Zwariowaem, postarzaem si,
jestem chory, staem si innym czowiekiem; myl, co ci si ywnie podoba... Od siebie dawnego
uciekem z okropnym przeraeniem, gardz i wstydz si siebie dawnego, a ten nowy czowiek, co
istnieje we mnie od wczoraj, nie pozwala mi wyjecha. Nie odpdzaj mnie, Natalie!
ona spojrzaa na mnie przenikliwie, uwierzya i w oczach jej bysn niepokj. Oczarowany jej
obecnoci, ogrzany ciepem jej pokoju mamrotaem jak w malignie, wycigajc ku niej rce:
Naprawd, oprcz ciebie nie mam nikogo bliskiego. Nie byo ani jednej chwili, ebym nie tskni
do ciebie, i tylko upr i ambicja nie pozwalay mi tego uwiadomi sobie. Ta przeszo, kiedymy
yli jak m i ona, nie wrci i nie trzeba, ale uczy ze mnie swego sug, we cae moje mienie i
rozdaj, komu zechcesz. Jestem spokojny, Natalie, jestem zadowolony... Jestem spokojny.
ona przenikliwie, z ciekawoci wpatrujc si w moj twarz nagle wydaa stumiony okrzyk,
rozpakaa si i wybiega do ssiedniego pokoju. Ja poszedem do siebie na gr.
Po godzinie siedziaem ju przy biurku, pisaem ,,Histori kolei elaznej" i godujcy wcale mi nie
przeszkadzali. Teraz nie odczuwam ju niepokoju. Ani nieporzdki, ktre widziaem, kiedym
ostatnio z on i Sobolem oglda chaty w Piestrowie, ani zowieszcze suchy, ani bdy otoczenia,
ani zbliajca si staro nic mnie ju nie wytrca z rwnowagi. Jak pociski i kule latajce na
wojnie nie przeszkadzaj onierzom rozmawia w swoich sprawach, je i reperowa buty, tak
godujcy nie przeszkadzaj mi spa spokojnie i zajmowa si swymi osobistymi sprawami. W
domu moim, na podwrzu i wszdzie wok kipi praca, ktr doktor Sobl nazywa ,,orgi
dobroczynnoci"; ona czsto zjawia si u mnie i niespokojnie lustruje oczyma moje pokoje, jakby
szukaa, co by jeszcze mona byo odda godujcym, eby ,,znale usprawiedliwienie dla swego
ycia", a ja zdaj sobie spraw, e dziki niej wkrtce nic nie zostanie z naszego majtku, e
bdziemy biedni, ale wcale si tym nie przejmuj i umiecham si do niej radonie. A co bdzie
dalej, nie wiem.
TRZPIOTKA
bywa tak dziwaczny. C, po mierci ojca czasami odwiedza mnie, spotykalimy si na ulicy i
pewnego piknego wieczora bc! owiadczy si... jak piorun z jasnego nieba... Przepakaam
ca noc i sama si piekielnie zakochaam. I oto zostaam, jak widzicie, maonk. W nim jest co
potnego, silnego, niedwiedziego, nieprawda? Teraz jego twarz zwrcona jest do nas en trois
quarts, le owietlona, ale kiedy si obejrzy, popatrzcie na jego czoo. Riabowski, co pan powie o
tym czole? Dymow, my o tobie mwimy! zawoaa do ma. Chod tu. Podaj twoj zacn
do Riabowskiemu. O tak. Bdcie przyjacimi.
Dymow, umiechajc si naiwnie i dobrodusznie, wycign do Riabowskiego rk i powiedzia:
Bardzo mi przyjemnie. Razem ze mn koczy medycyn niejaki Riabowski. Czy to nie paski
krewny?
II
Olga Iwanowna miaa dwadziecia dwa lata, Dymow trzydzieci jeden. Po lubie yli ze sob
doskonale. Olga Iwanowna pozawieszaa szczelnie wszystkie ciany salonu swoimi i cudzymi
studiami malarskimi w ramach i bez ram, dookoa fortepianu i mebli urzdzia powabny cisk
chiskich parasoli, sztalug, rnobarwnych aszkw, kindaw, statuetek i fotografij... W jadalni
okleia ciany jarmarcznymi obrazkami, zawiesia sierpy i apcie, w kcie postawia kos i grabie i
zrobia si z tego jadalnia ,,w rosyjskim gucie". W sypialni, eby przypominaa grot, udrapowaa
sufit i ciany ciemnym suknem, nad kiem zawiesia weneck latarni, a przy drzwiach ustawia
figur z halabard. I wszyscy uwaali, e mode maestwo ma bardzo mio urzdzony kcik.
Co dzie, wstawszy o godzinie jedenastej, Olga Iwanowna graa na fortepianie albo jeeli byo
soce malowaa olejno. Pniej, midzy dwunast a pierwsz, jechaa do swojej krawcowej.
Poniewa i ona, i Dymow mieli bardzo niewiele pienidzy, tak e ledwo koniec z kocem wizali,
wic eby Olga Iwanowna moga czsto wystpowa w nowych sukniach i zadziwia swymi
strojami, musiay obie z krawcow ucieka si do podstpw. Bardzo czsto ze starej
przefarbowanej sukni, z nic nie kosztujcych kawaeczkw tiulu, koronki, pluszu i jedwabiu robio
si po prostu cuda, co czarujcego, nie sukni, lecz marzenie. Od krawcowej Olga Iwanowna
jechaa zazwyczaj do jakiej znajomej aktorki, by si dowiedzie teatralnych nowinek i przy
sposobnoci wystara si o bilet na premier nowej sztuki lub czyj benefis. Od aktorki wypadao
pojecha do pracowni malarza lub na wystaw obrazw, potem do kogo ze znakomitoci, by
zaprosi do siebie albo odda wizyt, albo po prostu pogawdzi. I wszdzie witano j wesoo i
przyjanie i zapewniano j, e jest dobra, mia, niezwyka... Ci, ktrych nazywaa znakomitymi i
wielkimi, przyjmowali j jak swoj, jak rwn im i jednogonie przepowiadali, e z jej talentami,
smakami i rozumem, o ile si nie rozproszy na drobiazgi, zajdzie daleko. piewaa, graa na
fortepianie, malowaa, modelowaa z gliny, braa udzia w amatorskich przedstawieniach i
wszystko to robia nie byle jak, lecz z talentem; czy wyrabiaa latarenki do iluminacji, czy stroia si,
czy zawizywaa komu krawat wszystko to wychodzio jako mile, arcyartystycznie i uroczo.
Ale w niczym jej talenty nie przejawiay si tak jaskrawo jak w umiejtnoci szybkiego zawierania
znajomoci i nawizywania bliskich stosunkw ze znakomitymi ludmi. Do byo, e kto cho
troszeczk si wsawi i sta si przedmiotem rozmw, a ju si z nim zaznajamiaa, tego samego
dnia zawieraa z nim przyja i zapraszaa go do siebie. Kada nowa znajomo bya dla niej
prawdziwym witem. Ubstwiaa znakomitych ludzi, pysznia si nimi i co noc ogldaa ich we
nie. akna ich i w aden sposb nie moga zaspokoi tego swojego aknienia. Dawni odchodzili i
zapominaa o nich, przychodzili na zmian nowi, ale i do tych wkrtce przywykaa lub
rozczarowywaa si i zaczynaa chciwie szuka coraz to nowych wielkich ludzi; znajdowaa ich i
znw szukaa. Po co?
Midzy czwart a pit po poudniu jada obiad z mem w domu. Jego prostota, zdrowy rozum i
dobroduszno doprowadzay j do rozrzewnienia i zachwytu. Co chwila zrywaa si, porywczo
obejmowaa gow ma i obsypywaa j pocaunkami.
Ty, Dymow, jeste mdry, szlachetny czowiek mwia ona ale masz jedn bardzo powan
wad. Wcale nie interesujesz si sztuk. Nie uznajesz ani muzyki, ani malarstwa.
Nie rozumiem ich agodnie mwi on. Cae ycie zajmowaem si naukami przyrodniczymi
i medycyn i nie miaem czasu na interesowanie si sztukami piknymi.
Ale, Dymow, to przecie straszne!
Dlaczego? Twoi znajomi nie znaj nauk przyrodniczych i medycyny, a ty jednak nie masz im
tego za ze. Kady ma co swojego. Ja nie rozumiem oper ani pejzay, lecz myl tak: skoro jedni
rozumni ludzie powicaj temu cae swoje ycie, a inni rozumni ludzie pac im za to ogromne
pienidze, to znaczy, e s to rzeczy potrzebne. Nie rozumiem, ale nie rozumie nie znaczy jeszcze
nie uznawa.
Daj, niech ucisn twoj zacn do. Po obiedzie Olga Iwanowna jechaa do znajomych, potem
do teatru albo na koncert i wracaa do domu po pnocy. I tak co dzie.
We rody Olga Iwanowna urzdzaa wieczorki. Na tych wieczorkach gospodyni i gocie nie taczyli
ani grali w karty, lecz zabawiali si artystycznie. Aktor z dramatycznego teatru deklamowa, piewak
piewa, malarz rysowa w albumach, ktrych Olga Iwanowna posiadaa mnstwo, wiolonczelista
gra, a sama gospodyni rwnie rysowaa, modelowaa z gliny, piewaa i akompaniowaa. W
przerwach pomidzy deklamacj, muzyk i piewami rozmawiano i dyskutowano o literaturze,
teatrze i malarstwie. Dam nie byo, gdy Olga Iwanowna wszystkie damy, z wyjtkiem aktorek i
swojej krawcowej, uwaaa za nudne i pospolite. Na adnym z tych wieczorkw nie obchodzio si
bez tego, by gospodyni nie wzdrygaa si na kady dzwonek i nie owiadczaa z tryumfalnym
wyrazem twarzy:
,,To on!" rozumiejc pod sowem ,,on" jak now zaproszon znakomito. Dymowa nie byo w
salonie i nikt nie pamita o jego istnieniu. Ale punktualnie o wp do dwunastej otwieray si drzwi
wiodce do jadalni, Dymow ukazywa si i ze swym dobrodusznym, agodnym umiechem,
zacierajc rce, mwi:
Prosimy panw do stou.
Wszyscy szli do jadalni i za kadym razem ogldali to samo: pmisek z ostrygami, troch szynki
albo cielciny, sardynki, ser, kawior, grzyby, wdk i dwie karafki wina.
Kochany mj maitre i'htel! mwia Olga Iwanowna, klaszczc z zachwytu w donie.
Jeste po prostu czarujcy! Panowie, spjrzcie na jego czoo! Dymow, odwr si profilem. Patrzcie,
panowie: oblicze bengalskiego tygrysa, a wyraz dobry i miy jak u jelenia. O, kochany!
Gocie jedli, a spogldajc na Dymowa myleli: W istocie zacny chop", ale wnet zapominali o nim
i w dalszym cigu mwili o teatrze, muzyce i malarstwie.
Mode maestwo byo szczliwe i ycie szo im jak po male. Co prawda trzeci tydzie
miodowego miesica przepdzili niezbyt szczliwie, a nawet smutno. Dymow zarazi si w szpitalu
r, przelea w ku sze dni i musia ostrzyc przy samej skrze swe pikne, czarne wosy. Olga
Iwanowna siedziaa przy nim i gorzko pakaa, ale kiedy mu si polepszyo, woya mu na
ostrzyon gow bia chustk i zacza go rysowa jako Beduina. I obojgu byo wesoo. Kiedy w
trzy dni po wyzdrowieniu Dymow zacz znw chodzi do szpitala, zdarzy mu si nowy przykry
wypadek.
Nie wiedzie mi si, mama powiedzia pewnego razu przy obiedzie. Miaem dzi cztery
sekcje i skaleczyem si w dwa palce na raz. I zauwayem to dopiero w domu.
Olga Iwanowna przestraszya si. On za umiechn si i powiedzia, e to gupstwo i e czsto
zdarza mu si przy sekcjach kaleczy rce.
Tak si przejmuj, mama, e bywam roztargniony.
Olga Iwanowna z trwog oczekiwaa zakaenia trupim jadem i po nocach modlia si; ale wszystko
skoczyo si pomylnie. I znw spokojnie, szczliwie potoczyo si ycie, bez trwg i smutkw.
Teraniejszo bya pikna, a w lad za ni miaa przyj wiosna, ju umiechajca si z daleka i
obiecujca tysice uciech. Szczciu nie bdzie koca! W kwietniu, w maju i w czerwcu letnisko
daleko za miastem, spacery, studia malarskie, owienie ryb, sowiki, a potem od lipca do samej
jesieni wycieczka malarzy na Wog i w tej wycieczce, jako nieodzowny czonek socjety, wemie
udzia i Olga Iwanowna. Ju uszya sobie dwa podrne kostiumy z grubego ptna, kupia na drog
farb, pdzli, ptna i now palet. Prawie co dzie przychodzi do niej Riabowski, eby zobaczy,
jakie zrobia postpy w malarstwie. Kiedy pokazywaa mu swoje malowida, gboko wsuwa rce w
kieszenie, zaciska usta, sapa i mwi:
Taak... Ten obok czego u pani krzyczy; to nie jest wieczorne wiato. Pierwszy plan jakby
wymity i co, rozumie pani, nie tego... A chaupka jakby si czym udawia i piszczy aonie...
Ten rg trzeba by troch przyciemni. A w ogle nienajgorzej... Owszem, owszem.
A im bardziej niezrozumiale mwi, tym atwiej rozumiaa go Olga Iwanowna.
III
W drugi dzie Zielonych witek po obiedzie Dymow kupi cukierkw i przeksek i pojecha do
ony na letnisko. Nie widzia jej ju od dwu tygodni i bardzo si za ni stskni. Siedzc w wagonie,
a potem szukajc w lesie swego domku, cay czas odczuwa gd i znuenie i marzy o tym, jak to na
swobodzie zje z on kolacj, a potem zwali si spa. I z przyjemnoci spoglda na swj pakunek,
w ktrym zawinite byy: kawior, oso i ser.
Kiedy odnalaz i pozna swj letni domek, soce ju zachodzio. Staruszka pokojowa oznajmia, e
pani nie ma w domu, ale e, musi, niedugo przyjdzie. W domku, bardzo na wygld niepozornym, z
niskimi sufitami oklejonymi biaym papierem, z nierwnymi, penymi szpar podogami, byy tylko
trzy pokoje. W jednym stao ko, w drugim na krzesach i oknach walay si ptna, pdzle,
zatuszczone papiery i mskie palta oraz kapelusze, a w trzecim Dymow zasta trzech nieznajomych
mczyzn. Dwaj byli czarnowosi z brdkami, trzeci by cakiem ogolony i gruby, najwidoczniej
aktor. Na stole szumia samowar.
Czego pan sobie yczy? zapyta basem aktor ogldajc nieyczliwie Dymowa. Pan do Olgi
Iwanowny? Prosz zaczeka, zaraz przyjdzie.
Dymow usiad i zacz czeka. Jeden z brunetw, spogldajc na niego sennie i gnunie, nala sobie
herbaty i zapyta:
A moe panu herbaty?
Dymowowi chciao si i pi, i je, ale eby nie psu sobie apetytu, odmwi. Niebawem day si
sysze kroki i znajomy miech; trzasny drzwi i do pokoju wbiega Olga Iwanowna w kapeluszu o
szerokim rondzie i ze skrzynk malarsk w rce, a za ni z duym parasolem i ze skadanym
krzesem wszed wesoy, rumianolicy Riabowski.
Dymow! krzykna Olga Iwanowna i zaczerwienia si z radoci. Dymow! powtrzya,
kadc mu na piersi gow i obie rce. To ty! Czemu tak dugo nie przyjedae? Czemu?
Czemu?
Kiedy miaem przyjecha, mama? Cigle jestem zajty, a kiedy bywam wolny, to zawsze tak
wypada, e rozkad pocigw nie pozwala.
Ale jak ja si ciesz, e ci widz! nie mi si ca, calutk noc i baam si, czy aby nie
zachorowa. Ach, eby wiedzia, jaki jeste kochany, jak w por przyjechae! Jak jaki zbawca! Ty
tylko jeden moesz wybawi mnie z kopotu! Jutro bdzie tu arcyoryginalne wesele cigna
miejc si i zawizujc mowi krawat. eni si mody telegrafista ze stacji, niejaki
Czikieldiejew. Przystojny mody czowiek, no i niegupi, i ma w twarzy, wiesz, co mocnego, co
niedwiedziego... Mona by go namalowa jako Warega. My wszyscy, letnicy, interesujemy si nim
i dalimy mu sowo, e bdziemy na jego weselu... Czowiek niezamony, samotny, niemiay i
oczywicie grzech byoby odmwi udziau w jego weselu. Wystaw sobie, lub zaraz po
naboestwie, a potem wszyscy z cerkwi pieszo do mieszkania panny modej... rozumiesz, gaj,
piew ptakw, plamy soca na trawie, a my wszyscy jako rnobarwne plamy na jaskrawozielonym
tle arcyoryginalne, w gucie, francuskich ekspresjonistw. Ale, Dymow, w czyme ja pjd do
cerkwi? rzeka Olga Iwanowna i skrzywia si jak do paczu. Nic tu ze sob nie mam,
dosownie nic! Ani sukni, ani kwiatw, ani rkawiczek... Musisz mnie poratowa. Skoro przyjecha,
to znaczy, e sam los kae ci mnie ratowa. We, mj drogi, klucze, jed do domu i we z garderoby
moj row sukni. Pamitasz j, wisi zaraz pierwsza... Potem w schowanku z prawej strony
znajdziesz na pododze dwa kartonowe puda. Otwrz to, ktre jest na wierzchu, zobaczysz tiul, tiul,
tiul i rne gaganki, a pod tym kwiaty. Kwiaty wyjmij ostronie wszystkie, postaraj si,
dzibuniu, eby ich nie pognie, a ja sobie potem wybior... I kup rkawiczki.
Dobrze powiedzia Dymow jutro pojad i przyl.
Jak to jutro? spytaa Olga Iwanowna i popatrzya na niego ze zdziwieniem. Kiedy ty jutro
zdysz? Jutro pierwszy pocig odchodzi o dziewitej, a lub o jedenastej. Nie, kochanie, to trzeba
dzisiaj, koniecznie dzisiaj! Jeeli jutro nie bdziesz mg przyjecha, to przylij przez posaca. No
ide... Zaraz powinien przyj pocig pasaerski. Nie spnij si, dzibuniu.
Dobrze.
Ach, jak mi al, e odjedasz rzeka Olga Iwanowna i zy napyny jej do oczu. I po co ja,
gupia, daam sowo telegraficie?
Dymow szybko wypi szklank herbaty, wzi obwarzanek i agodnie si umiechajc poszed na
stacj. A kawior, ser i ososia zjedli dwaj bruneci i gruby aktor.
IV
W cich miesiczn noc lipcow Olga Iwanowna staa na pokadzie woaskiego parowca i patrzya
to na wod, to na przepikne brzegi. Obok niej sta Riabowski i mwi jej, e czarne cienie na
wodzie to nie cienie, lecz sen, e w obliczu tej urzekajcej wody o fantastycznym poysku, w obliczu
bezdennego nieba i smutnych, zadumanych brzegw, mwicych o marnoci naszego ycia i o
istnieniu czego wyszego, Wiekuistego, bogiego dobrze byoby zapomnie si, umrze, sta si
wspomnieniem. Przeszo pospolita i nieciekawa, przyszo niewiele warta, ta za cudna,
jedyna w yciu noc wnet si skoczy, spynie si z wiecznoci wic po co y?
Ale Olga Iwanowna wsuchiwaa si to w gos Riabowskiego, to w cisz nocy i mylaa o tym, e
jest niemiertelna i e nie umrze nigdy. Turkusowy kolor wody, jakiego przedtem nigdy nie widziaa,
niebo, brzegi, czarne cienie i ywioowa rado przepeniajca jej dusz, wszystko to mwio jej, e
zostanie wielk malark i e gdzie tam, w oddali, poza ksiycow noc, w nieskoczonej
przestrzeni czekaj na ni: powodzenie, sawa, mio narodu... Gdy tak dugo, nie mruc oczu,
wpatrywaa si w dal, majaczyy jej si tumy ludzi, wiata, uroczyste dwiki muzyki, okrzyki
zachwytu i ona sama w biaej sukni, i kwiaty sypice si na ni ze wszystkich stron. Mylaa take o
tym, e u jej boku, oparty o burt, stoi autentyczny wielki czowiek, geniusz, wybraniec Boga...
Wszystko, co dotd stworzy, jest przepikne i nowe, i niezwyke; a to, co stworzy z czasem, kiedy
zmniawszy okrzepnie jego wyjtkowy talent, bdzie zadziwiajce, bez miary wzniose, i to ju
wida po jego twarzy, po sposobie wyraania si i po jego stosunku do przyrody. O cieniach,
wieczornych ptonach, o ksiycowym blasku mwi on jako osobliwie, wasnym jzykiem, tak e
mimo woli odczuwa si czar jego wadzy nad przyrod. A i on sam bardzo jest pikny, oryginalny, a
ycie jego, niezalene, swobodne, obce wszelkim sprawom poziomym podobne jest yciu ptaka.
Robi si chodno rzeka Olga Iwanowna i dreszcz j przeszed. Riabowski otuli j swym
paszczem i rzek ze smutkiem:
Czuj si w pani mocy. Jak niewolnik. Czemu pani dzi taka czarujca?
Przez cay czas nie spuszcza z niej wzroku, a oczy jego byy straszne i Olga baa si na niego
spojrze.
Kocham pani do szalestwa... szepta dyszc na jej policzek. Niech pani powie jedno
sowo, a przestan y, rzuc malarstwo... mamrota, silnie wzruszony. Prosz mnie kocha,
prosz kocha...
Niech pan tak nie mwi rzeka Olga Iwanowna przymykajc oczy. To straszne. A Dymow?
Co Dymow? Po co tu Dymow? Co mnie obchodzi Dymow? Woga, ksiyc, pikno, moja mio,
moje uniesienie i nie ma adnego Dymowa... Ach, ja nic nie wiem... Nie trzeba mi przeszoci, niech
pani mi da jedn chwil... jedno mgnienie!
Serce Olgi Iwanowny zaczo mocno bi. Chciaa myle o mu, ale caa jej przeszo z weselem,
z Dymowem, z wieczorkami wydaa jej si czym drobnym, marnym, bladym, niepotrzebnym i tak
dalekim... W samej rzeczy: c Dymow? Po co Dymow? Co j obchodzi Dymow? I czy on w ogle
istnieje na wiecie, czy nie jest raczej snem tylko?
,,Jemu, przecitnemu, zwykemu czowiekowi, wystarczy i tego szczcia, ktrego ju zazna
mylaa zakrywajc twarz rkoma. Niech sobie tam osdzaj, wyklinaj, a ja wanie wszystkim
na zo wezm i zgubi siebie, wanie wezm i zgubi siebie... Trzeba wszystkiego w yciu
dowiadczy. Boe, jak straszno i jak dobrze!"
No co? Co? mrucza artysta obejmujc j i chciwie caujc rce, ktrymi sabo usiowaa
to skoczy.
Et! skrzywi si malarz. Skoczy! Pani naprawd myli, e taki jestem gupi, e sam nie
wiem, co robi?
Jak ty w stosunku do mnie si zmienie! westchna Olga Iwanowna.
No i bardzo piknie!
W twarzy Olgi Iwanowny co zadrgao, odesza pod piec i rozpakaa si.
Jeszcze tylko ez brakowao! Dosy tego. Ja mam tysic powodw do paczu, a jednak nie pacz.
Tysic powodw! zaszlochaa Olga Iwanowna. A gwny powd jest ten, e ja panu ju
ci. Tak! rzeka i zakaa. Prawd mwic, to pan wstydzi si naszej mioci. Pan si wci
stara, eby malarze nic nie zauwayli, chocia tego ukry nie podobna i oni dawno ju wszystko
wiedz.
Olga, o jedno tylko pani prosz rzek malarz bagalnie i przyoy rk do serca o jedno
tylko: niech pani mnie nie mczy. Niczego wicej od pani nie potrzebuj!
Ale niech pan przysignie, e pan mnie jeszcze kocha!
To czysta udrka! wycedzi przez zby malarz i zerwa si. Skoczy si na tym, e skocz
do Wogi albo zwariuj! Niech pani mi da spokj!
No to zabij mnie, zabij! krzykna Olga Iwanowna. Zabij!
Znw zaszlochaa i posza za przepierzenie. Na somianej strzesze chaty zaszeleci deszcz.
Riabowski schwyci si za gow i zacz chodzi z kta w kt, a potem ze zdecydowanym wyrazem
twarzy, jak gdyby chcia czego komu dowie, naoy czapk, zarzuci strzelb na rami i wyszed
z chaty.
Po jego wyjciu Olga Iwanowna dugo leaa na ku i pakaa. Najpierw mylaa o tym, e dobrze
byoby otru si, tak eby Riabowski po powrocie zasta j martw; pniej myli jej przeniosy si
do salonu, do gabinetu ma i wyobrazia sobie, jak siedzi nieruchomo obok ma i rozkoszuje si
fizycznym spokojem i czystoci i jak wieczorem siedzi w teatrze, i sucha Maziniego. I tsknota za
cywilizacj, za miejskim gwarem i za znakomitymi ludmi cisna jej serce. Do izby wesza baba i
ja nie pieszc si pali w piecu, eby ugotowa obiad. Zapachniao spalenizn, powietrze
posiniao od dymu. Przyszli malarze w wysokich zaboconych butach i z mokrymi od deszczu
twarzami, przygldali si szkicom i mwili sobie na pociech, e Woga nawet w niepogod ma swj
urok... A tani zegar na cianie: tik-tik-tik... Zmarznite muchy skupiy si w poczesnym kcie okoo
witych obrazw i brzcz, i sycha, jak pod awkami w grubych teczkach kartonowych szeleszcz
karaluchy...
Riabowski wrci do domu o zachodzie soca. Rzuci czapk na st i blady, zmordowany, w
zaboconych butach opad na aw i zamkn oczy.
Zmczyem si powiedzia i poruszy brwiami, usiujc otworzy powieki.
eby przymili si i okaza, e si nie gniewa, Olga Iwanowna podesza do niego, milczc
pocaowaa go i przecigna grzebieniem po jego jasnych wosach. Miaa ch go uczesa.
Co takiego? spyta drgnwszy, jak gdyby dotknito go czym zimnym, i otworzy oczy. Co
takiego? Niech pani zostawi mnie w spokoju, bardzo prosz.
Odsun j rkoma i odszed, a jej si wydao, e jego twarz wyraaa wstrt i rozdranienie. W
tyme czasie baba wiejska niosa mu ostronie w obu rkach talerz kapuniaku i Olga Iwanowna
widziaa, jak baba macza w kapuniaku swe kciuki. I brudna baba z przepasanym brzuchem, i
kapuniak, do ktrego dobra si chciwie Riabowski, i chaupa, i cae to ycie, ktre zrazu tak lubia
za jego prostot i artystyczny niead, wyday jej si teraz czym przeraajcym. Nagle poczua si
obraon i rzeka chodno;
Musimy si rozsta na pewien czas, bo z nudw gotowimy si na serio pokci. Ju mi si to
sprzykrzyo. Dzisiaj odjad.
Czym? Chyba wierzchem na kijku?
Dzi czwartek, a wic o wp do dziesitej przyjdzie parostatek.
Aa? Tak, tak... No c, jed... rzek mikko Riabowski obcierajc si rcznikiem zamiast
serwetki. Tu teraz nudno i nie ma nic do roboty, i trzeba by wielkim egoist, eby ci
zatrzymywa. Jed, a po dwudziestym zobaczymy si.
Olga Iwanowna pakowaa si wesoo i nawet policzki jej rozgorzay z zadowolenia. Czyby to bya
prawda pytaa sam siebie e wkrtce bdzie malowaa w salonie, a spaa w sypialni i obiad
jada na obrusie? Zelao jej na sercu i nie gniewaa si ju na malarza.
Farby i pdzle zostawiam tobie, Riabusza mwia. Co zostanie, przywieziesz... Pamitaj,
eby beze mnie si nie rozleniwi, nie melancholizuj, tylko pracuj. Zuch przecie z ciebie, mj
Riabusza.
O dziesitej godzinie Riabowski na poegnanie pocaowa j, dlatego, jak mylaa, eby nie caowa
si na statku przy malarzach, i odprowadzi j do przystani. Parowiec niebawem nadszed i zabra j.
Przybya do domu po dwu i p dobach. Nie zdejmujc kapelusza i paszcza nieprzemakalnego,
ciko dyszc ze wzruszenia, wesza do salonu, a stamtd do jadalni. Dymow bez surduta i w
rozpitej kamizelce siedzia przy stole i ostrzy n o widelec; przed sob na talerzu mia jarzbka.
Wchodzc do mieszkania Olga Iwanowna bya przekonana, e trzeba koniecznie zatai wszystko
przed mem i e starczy jej na to umiejtnoci i siy; ale teraz, kiedy ujrzaa szeroki, dobry,
szczliwy umiech i byszczce, rozradowane oczy, poczua, e zataja co przed tym czowiekiem
jest rzecz tak samo pod, odraajc, tak samo niemoebn i nie na jej siy, jak rzuci potwarz,
ukra lub zabi, i w mgnieniu oka postanowia opowiedzie mu wszystko, co byo. Daa mu si
obj i ucaowa, upada przed nim na kolana i zakrya twarz.
Co ty? Co ty, mama? zapyta tkliwie. Stsknia si?
Podniosa ku niemu twarz czerwon ze wstydu i spojrzaa na niego winowajczo i bagalnie, ale
strach i wstyd przeszkodziy jej i nie wyznaa prawdy.
Nic... powiedziaa. Ja tylko tak...
Siadajmy rzek podnoszc j i sadzajc przy stole. O tak... Masz jarzbka. Pewno godna,
biedactwo.
Olga Iwanowna chciwie wdychaa rodzime powietrze i jada jarzbka, a on patrzy na ni z
rozrzewnieniem i mia si radonie.
VI
W poowie zimy Dymow zacz si prawdopodobnie domyla, e jest oszukiwany. Nie mg ju,
jakby mia sam nieczyste sumienie, patrze onie prosto w oczy, nie umiecha si radonie,
spotykajc si z ni, i aby jak najmniej przebywa z ni sam na sam, czsto przyprowadza ze sob
na obiad swego koleg, Korostielowa, nieduego, krtko ostrzyonego czowieczka o zmitej
twarzy, ktry rozmawiajc z Olg Iwanown ze zmieszania rozpina wszystkie guziki swej
marynarki i znw je zapina, a potem zaczyna praw rk skuba swj lewy ws. Przy obiedzie obaj
doktorzy mwili o tym, e wysokie ustawienie przepony wywouje niekiedy zaburzenia czynnoci
serca, e wielonerwowe zapalenie obserwuje si ostatnimi czasy bardzo czsto albo e wczoraj
Dymow, robic sekcj trupa z diagnoz: ,,zoliwa anemia", znalaz raka trzustki. I zdawao si, e
obaj prowadz medyczne rozmowy jedynie po to, eby da Oldze Iwanownie mono milczenia, to
znaczy niekamania. Po obiedzie Korostielow siada do fortepianu, a Dymow wzdycha i mwi:
Ech, bracie! No c! Zagraj no co smutnego. Wznisszy ramiona i szeroko rozstawiajc palce
Korostielow bra kilka akordw i zaczyna piewa tenorem: ,,Zmierz t ziemi od koca do koca,
a nie trafisz na lad ani trop"...*, a Dymow znowu wzdycha i wsparszy gow na pici popada w
zadum.
Ostatnimi czasy Olga Iwanowna zachowywaa si bardzo nieostronie. Co dzie rano budzia si w
najokropniejszym usposobieniu i z myl, e ju Riabowskiego nie kocha i e chwaa Bogu
wszystko si ju skoczyo. Ale wypiwszy kaw, zaczynaa rozwaa, e Riabowski odebra jej
ma i e zostaa teraz bez ma i bez Riabowskiego; potem przypominaa sobie rozmowy
znajomych o tym, e Riabowski przygotowuje na wystaw co zadziwiajcego, poczenie
rodzajowoci z pejzaem, co w rodzaju Polenowa*, co, co wzbudza zachwyt kadego, kto bywa w
jego pracowni; ale przecie mylaa on stworzy to pod jej wpywem i w ogle dziki jej
wpywom zmieni si tak bardzo na lepsze. Jej wpyw tak jest istotny i dobroczynny, e jeli ona go
porzuci, to on moe si, doprawdy, zmarnowa. I przypominaa sobie nadto, e ostatnim razem
przyszed by do niej w jakim szarym surduciku, przerabianym barwn nitk, i w nowym krawacie i
pyta omdlaym gosem: ,,Czym pikny?" I w samej rzeczy, wykwintny, ze swymi dugimi
kdziorami i niebieskimi oczyma, by bardzo pikny (albo moe zdawa si takim) i by dla niej
czuy.
*/M. Niekrasow ,,Rozmylania przed podjazdem paacu" (przekad J. Tuwima).
*/Wasyli Polenow (18441927) wybitny rosyjski malarz rodzajowy i pejzaysta.
Przypominajc sobie tak wiele i rozwaajc to Olga Iwanowna ubieraa si i mocno wzruszona
jechaa do pracowni Riabowskiego. Zastawaa go wesoym i porwanym przez wasny, istotnie
wspaniay obraz; skaka, dokazywa i na powane pytania odpowiada artami. Olga Iwanowna bya
zazdrosna o ten obraz i nienawidzia go, ale przez grzeczno stawaa w milczeniu przed ptnem na
pi minut i westchnwszy, jak wzdycha si wobec wityni, mwia cicho:
Tak, ty nigdy jeszcze nie namalowae czego podobnego. Wiesz, to a strach zbiera.
Potem zaczynaa go baga, eby j kocha, eby jej nie porzuca, eby zlitowa si nad ni, biedn i
nieszczliw. Pakaa, caowaa go po rkach, daa przysig mioci, dowodzia mu, e bez jej
dobrego wpywu wykolei si i zmarnuje. I zepsuwszy mu dobry nastrj, a sama czujc si ponion,
jechaa do swej krawcowej albo do znajomej aktorki wystara si o bilet.
Jeli nie zastawaa Riabowskiego w pracowni, zostawiaa mu list, w ktrym przysigaa, e o ile on
dzi do niej nie przyjdzie, ona si nieodwoalnie otruje. Tchrzy, przychodzi i pozostawa na
obiedzie. Nie krpujc si obecnoci ma, mwi jej impertynencje, ona odpowiadaa mu tym
samym. Oboje czuli, e wzajem wi sobie rce, e s despotami i wrogami, i zocili si, i ze
zoci nie zauwaali, e oboje zachowuj si nieprzyzwoicie i e nawet ostrzyony Korostielow
Wrciwszy do domu pnym wieczorem, nie przebierajc si, usiada w salonie, eby uoy list.
Riabowski powiedzia jej, e nie jest malark, a ona teraz przez zemst napisze mu, e on co roku
maluje wci jedno i to samo i codziennie mwi te jedno i to samo; e zakrzep i e ju nic wicej z
siebie nie da prcz tego, co ju da. Miaa chtk napisa jeszcze, e on wiele zawdzicza jej dobrym
wpywom, a jeli teraz postpuje le, to tylko dlatego, e jej wpywy paraliowane s przez rne
dwuznaczne osoby w rodzaju tej, ktra dzi chowaa si za obrazem.
Mama! zawoa z gabinetu Dymow nie otwierajc drzwi. Mama!
Co takiego?
Mama, nie wchod do mnie, podejd tylko do drzwi. Ot, co... Onegdaj zaraziem si w szpitalu
dyfterytem i teraz... le si czuj. Poszlij natychmiast po Korostielowa.
Olga Iwanowna zawsze nazywaa ma, tak jak i wszystkich znajomych mczyzn, nie po imieniu,
lecz po nazwisku; jego imi nie podobao jej si, gdy przypominao Osipa z ,,Rewizora" Gogola i
gupi kalambur: ,,Osip ochryp, a Arsienij sepleni". Teraz jednak wykrzykna:
Osip, to niemoliwe!
Poszlij! Niedobrze mi... rzek za drzwiami Dymow i sycha byo, jak podszed do kanapy i
pooy si. Poszlij! gucho jako zabrzmia jego gos.
,,C to takiego? pomylaa Olga Iwanowna lodowaciejc z przeraenia. Przecie to
niebezpieczne!"
Bez widocznej potrzeby wzia wiec i posza do siebie do sypialni i tu, namylajc si, co ma
zrobi, niechccy spojrzaa na siebie w lustro. Z blad, przestraszon twarz, w akiecie z bufiastymi
rkawami, z tymi falbankami na piersi i z niezwykym kierunkiem paskw na prkowanej
spdnicy wydaa si sobie straszn i szpetn. Zrobio jej si nagle a do blu al Dymowa, jego
bezgranicznej ku niej mioci, jego modego ycia i nawet tego osieroconego ka, na ktrym ju
od dawna nie sypia; i przypomnia jej si jego zwyky, dobry, pokorny umiech. Gorzko si
rozpakaa i napisaa do Korostielowa bagalny list. Bya druga godzina po pnocy.
VIII
Kiedy o smej rano Olga Iwanowna z cik od bezsennoci gow, nie uczesana, brzydka i z min
winowajcy wysza z sypialni, przeszed koo niej do przedpokoju jaki jegomo z czarn brod,
prawdopodobnie lekarz. Czu byo lekarstwami. Przy drzwiach do gabinetu sta Korostielow i praw
rk krci lewego wsa.
Przepraszam, ale nie puszcz pani do niego rzek pospnie. Mona si zarazi. I nie ma
pani po co chodzi, prawd mwic. Jest nieprzytomny.
To rzeczywicie dyfteryt? spytaa szeptem.
Takich, co sami na sztych lez, powinno si waciwie pod sd oddawa mrukn Korostielow
nie odpowiadajc na pytanie Olgi Iwanowny. Czy pani wie, jak on si zarazi? We wtorek
wysysa chopcu przez rurk naloty dyfterytowe. I po co? Gupio... Tak, z gupoty...
To niebezpieczne? Bardzo? spytaa Olga Iwanowna.
Tak, powiadaj, e ciki wypadek. Prawd mwic, naleaoby posa po Szreka.
Przychodzi najpierw may, ryy, z dugim nosem i z ydowskim akcentem, potem wysoki,
zgarbiony, kudaty, podobny do protodiakona; potem mody, bardzo tgi, czerwony na twarzy i w
okularach. To lekarze przybywali dyurowa przy swoim koledze. Korostielow, odbywszy swj
dyur, nie szed do domu, lecz zostawa i jak cie wasa si po wszystkich pokojach. Pokojwka
podawaa dyurujcym doktorom herbat i czsto biegaa do apteki; pokoi nie mia kto sprzta.
Byo ponuro i cicho.
Olga Iwanowna siedziaa u siebie w sypialni i mylaa o tym, e to Bg j karze za to, e oszukiwaa
ma. Milczca, potulna, niepojta istota, poczciwa a do zatraty osobowoci, bez charakteru, saba
z nadmiaru dobroci, cierpiaa gucho gdzie tam u siebie na kanapie i nie skarya si. A jeliby si
poskarya, bodaj w gorczce, to dyurujcy lekarze dowiedzieliby si, e zawini tu nie tylko sam
dyfteryt. I a nu zapytaliby Korostielowa: on wie wszystko i nie darmo patrzy na on swojego
przyjaciela takimi oczyma, jakby ona to bya gwn, rzeczywist sprawczyni za, a dyfteryt
jedynie jej wsplnikiem. Nie pamitaa ju ani ksiycowej nocy na Wodze, ani wyzna miosnych,
ani poetycznego ycia w chacie, pamitaa tylko, e dla pustego kaprysu, ze swawoli, caa od stp do
gw osmarowaa si czym brudnym, lepkim, czego ju nigdy ze siebie nie odmyje.
Ach, jak ja strasznie kamaam! dumaa wspominajc o niespokojnej mioci, ktra j zczya z
Riabowskim. Przeklinam wszystko tamto, przeklinam!"
O czwartej po poudniu siedziaa przy obiedzie z Korostielowem, ktry nic nie jad, pi tylko
czerwone wino i chmurzy si. Ona te nic nie jada. To modlia si w myli i lubowaa Bogu, e
jeli Dymow ozdrowieje, ona znw go pokocha i bdzie wiern on. To, zapomniawszy si na
chwil, patrzya na Korostielowa i mylaa: ,,Czy to nie nuda by szarym, niczym si nie
odznaczajcym, nieznanym czowiekiem i jeszcze w dodatku z tak zmit gb, i ze zymi
manierami?" To znw zdawao jej si, e Bg j w teje chwili zabije za to, e w obawie zaraenia
si nie bya jeszcze ani razu w gabinecie ma. A w ogle nkao j tpe i ponure uczucie i
przewiadczenie, e ycie zostao zmarnowane i e niczym nie da si go ju naprawi.
Po obiedzie zaczo si ciemnia. Kiedy Olga Iwanowna wesza do salonu, Korostielow spa na
kozetce, podoywszy pod gow jedwabn, zotem szyt poduszk. ,,Kchi-pua chrapa kchipua".
Przychodzcy dyurowa i odchodzcy lekarze nie zwracali uwagi na ten niead. To, e obcy
czowiek spa w salonie i chrapa, i szkice malarskie na cianach, i dziwaczne urzdzenie domu, i to,
e gospodyni bya nie uczesana i niestarannie ubrana wszystko to nie budzio teraz najmniejszego
zainteresowania. Jeden z lekarzy niechccy rozemia si nad czym i jako dziwnie i lkliwie
zabrzmia ten miech, a si zrobio nie do zniesienia strasznie.
Kiedy Olga Iwanowna po raz drugi wesza do salonu, Korostielow ju nie spa; siedzia i pali.
Dyfteryt nosa rzek pszeptem. Ju i serce kiepsko pracuje. Prawd mwic, jest le.
Nieche pan poszle po Szreka rzeka Olga Iwanowna.
Ju by. On wanie stwierdzi, e dyfteryt przenis si na jam nosow. I co tam Szrek!
Waciwie Szrek nic nie znaczy. On Szrek, a ja Korostielow i nic wicej.
Czas wlk si strasznie powoli. Olga Iwanowna leaa w ubraniu na nie zasanym od rana ku i
drzemaa. Roia, e cae mieszkanie od podogi po sufit wypenione jest ogromnym kawaem elaza i
e wystarczy wynie precz to elazo, a wszystkim zrobi si wesoo i lekko. Zbudziwszy si
uprzytomnia sobie, e to nie elazo, tylko choroba Dymowa.
,,Nature morte, port... mylaa, znw zapadajc w niepami sport... czort... a jak Szrek?
Szrek, Grek... wrek... krek... A gdzie to teraz moi przyjaciele? Czy wiedz, e u nas taka zgryzota?
wyjtkowym, niepospolitym, wielkim czowiekiem, e ona cae swe ycie bdzie si przed nim ze
czci najwysz korzya, bdzie si modlia i baa witym strachem...
Dymow! woaa, potrzsajc go za rami i nie wierzc, e on ju nigdy si nie zbudzi.
Dymow! No, Dymow!
A w salonie Korostielow mwi do pokojwki:
Tu nie ma o co pyta. Prosz i do cerkiewnej strwki i zapyta o baby z przytuku. One
umyj i obrzdz ciao zrobi wszystko, co trzeba.
PO POWROCIE Z TEATRU
Nadia Zielenina wrcia z mam z teatru, gdzie bya na ,,Eugeniuszu Onieginie", i wszedszy do
swego pokoju szybko zdja sukni, rozplota warkocz i w samej tylko haleczce i biaym kaftaniku
popiesznie usiada przy biurku, eby napisa taki list jak Tatiana.
,,Kocham pana napisaa ale pan mnie nie kocha, o nie!"
Napisawszy to rozemiaa si.
Miaa zaledwie szesnacie lat i nikogo jeszcze nie kochaa. Wiedziaa, e kocha si w niej oficer
Grny i student Gruzdiow, ale teraz, po powrocie z opery, zachciao si jej zwtpi w ich mio.
By niekochan, nieszczliw jakie to interesujce! To takie pikne, wzruszajce i poetyczne,
kiedy jedno kocha, a drugie jest obojtne. Oniegin jest interesujcy dlatego, e wcale nie kocha, a
Tatiana czarujca dlatego, e kocha bardzo, a gdyby si kochali nawzajem i byli szczliwi, to
chyba byoby to nudne.
,,Prosz mnie ju nie przekonywa o swej mioci pisaa Nadia mylc o Grnym. Nie mog w
to uwierzy. Jest pan bardzo mdry, wyksztacony, powany, ma pan ogromny talent i moe
oczekuje pana wspaniaa przyszo, a ja nieciekawa, pospolita panna i sam pan wie najlepiej, e
w yciu paskim bd tylko zawad. Tak, pan zadurzy si mylc, e spotka swj idea, ale to bya
omyka i teraz zapytuje pan siebie z rozpacz: dlaczego musiaem spotka to dziewcz? I tylko
dobro paska nie pozwala panu uwiadomi sobie tego!..."
Nadia rozrzewnia si nad sob, rozpakaa i pisaa dalej:
Trudno mi porzuci mam i brata, gdyby nie to, przywdziaabym mnisi habit i odesza, gdzie oczy
ponios. A pan byby wolny i pokochaby inn. Ach, gdybym moga umrze!"
Poprzez zy nie moga odczyta tego, co napisaa; na stole, na pododze i na suficie dray tczowe
plamki, jak gdyby patrzaa przez soczewk. Trudno byo pisa, wic Nadia osuna si na oparcie
fotela i zacza myle o Grnym.
O Boe, jacy peni uroku, jacy interesujcy s mczyni! Nadia przypomniaa sobie, jaki
przymilny, agodny, jakby przepraszajcy wyraz twarzy ma porucznik Grny przy dyskusji o
muzyce, przypomniaa sobie, jak si przy tym stara, eby w jego gosie nie czuo si namitnoci. W
towarzystwie, ktre chodn wynioso i obojtno uwaa za przejaw dobrego wychowania i
szlachetnych obyczajw, naley skrywa namitno. I wanie Grny skrywa swe uczucie, lecz to
mu si nie udaje i wszyscy doskonale wiedz, e namitnie kocha muzyk. Cige dyskusje o
muzyce, miae sdy ludzi nie znajcych si na niej wprawiaj go w stan staego napicia, jest
wystraszony, niemiay, milczcy. A na fortepianie gra wspaniale, jak prawdziwy pianista, i gdyby
nie by oficerem, na pewno byby znakomitym muzykiem.
Oczy Nadi obeschy z ez. Przypomniaa sobie, e Grny owiadczy si jej na koncercie
symfonicznym, a potem na dole w szatni, gdzie ze wszystkich stron wiao.
Bardzo si ciesz, e pozna pan wreszcie studenta Gruzdiowa pisaa znowu Nadia. To
czowiek bardzo mdry i na pewno pan go polubi. Wczoraj by u nas i przesiedzia a do drugiej w
nocy. Wszyscy bylimy oczarowani, a ja aowaam, e pan nie przyjecha. Gruzdiow mwi tyle
ciekawych rzeczy".
Nadia zoya rce na stole, opara na nich gow i list zasoniy jej wosy. Przypomniaa sobie
znowu, e student Gruzdiow te si w niej kocha i e ma takie samo prawo do listu jak Grny.
Rzeczywicie, moe by napisa raczej do Gruzdiowa? Bez wyranej przyczyny pier jej drgna
radoci; z pocztku bya to rado malutka i tuka si w piersi jak gumowa pieczka, ale potem
staa si wiksza, szersza i wezbraa jak fala. Nadia zapomniaa cakiem o Grnym i Gruzdiowie,
myli gmatway si, a rado wci rosa i rosa, z piersi spyna do rk i ng i zdawao si, e lekki
chodnawy wiaterek owia jej gow i zwichrzy wosy. Ramionami Nadi wstrzsn cichy miech,
zadrao te biurko i szko na lampie i na list spady zy. Nadia nie bya w stanie opanowa tego
miechu i eby przekona sam siebie, e mieje si nie bez przyczyny, staraa si jak najszybciej
przypomnie sobie co miesznego.
Ach, jaki mieszny pudel powiedziaa czujc, e robi si jej a duszno ze miechu. Jaki
mieszny pudel!
Przypomniaa sobie, jak wczoraj po herbacie Gruzdiow dokazywa z pudlem Maksymom, a potem
opowiada o pewnym bardzo mdrym pudlu, ktry na podwrzu ugania si za krukiem, a kruk
obejrza si na niego i rzek:
Ach, ty krtaczu! Pudel nie wiedzia, e ma do czynienia z uczonym krukiem, bardzo si
skonfundowa, cofn si zdumiony i zacz szczeka.
Nie, chyba lepiej ju zakocha si w Gruzdiowie postanowia Nadia i podara list.
I zacza myle o studencie, o jego mioci, o swoim uczuciu, ale dziao si jako tak, e myli si
rozpyway i Nadia mylaa o wszystkim: o mamie, owku, o ulicy i fortepianie. Mylaa z radoci
i uwaaa, e jest wietnie, wspaniale, rado szeptaa jej, e to jeszcze nie wszystko, e wkrtce
bdzie jeszcze lepiej. Prdko ju wiosna, lato, Nadia pojedzie z mam do Gorbikw, a tam
przyjedzie na urlop Grny, bdzie z ni chodzi na spacery do ogrodu, bdzie j adorowa.
Przyjedzie te Gruzdiow. Bdzie z ni gra w krokieta i w krgle, bdzie opowiada o rzeczach
miesznych i zadziwiajcych. Zapragna namitnie ogrodu, ciemnoci, czystego nieba i gwiazd.
Znowu ramionami jej wstrzsn miech i zdao si jej, e w pokoju zapachniao piounem, e w
szyb pacna gazka.
Podesza do ka, usiada i nie wiedzc, co pocz ze swoj wielk radoci, ktra przytaczaa j,
patrzya na obrazek wiszcy u jej wezgowia i szeptaa:
O Boe, Boe, Boe!
NA ZESANIU
Stary Siemion, przezwany Roztropnym, i mody Tatarzyn, ktrego nikt nie zna z imienia, siedzieli
na brzegu przy ognisku; pozostali trzej przewonicy znajdowali si w chatce. Siemion, starzec lat
szedziesiciu, szczupy i bezzbny, lecz szeroki w barach i wygldajcy czerstwo jeszcze, by
pijany; dawno ju pooyby si spa, ale w kieszeni mia psztofek i obawia si, eby chopaki w
chaupie nie wycyganili ode wdki. Tatar by chory, mczy si, cierpia i otulajc si w swe
achmany opowiada, jak piknie jest w symbirskiej guberni i jak ma tam w domu adn i mdr
on. Mia najwyej jakie dwadziecia pi lat, a teraz w wietle ogniska, blady, z chorobliwie
smutn twarz, wyglda jak. chopak.
Prawdziwie, bratku, tu nie raj mwi Roztropny sam widzisz; woda, goe brzegi, wokoo
glina i wicej nic... Wielkanoc dawno mina, a po rzece ld idzie i rankiem ninie nieg prszy.
Niedobrze! Niedobrze! rzek Tatar i obejrza si z lkiem w oczach.
O jakie dziesi krokw od nich pyna chodna ciemna rzeka; warczaa gniewnie i chlustaa o zryty
gliniasty brzeg w szybkim pdzie gdzie ku dalekiemu morzu. Tu przy brzegu ciemniaa wielka
barka, ktr przewonicy zw karbasem. W oddali, na przeciwlegym brzegu, przygasajc i drgajc
pegay wyki pomieni: to palono zeszoroczn traw. A za wykami ognia znw nieprzenikniona
ciemno, Sycha, jak uderzaj o bark drobne kry. Mokro, zimno...
Tatar spojrza na niebo. Gwiazd rwnie wiele jak tam, u niego, takie same ciemnoci dokoa, a
przecie czego tu brak. W domu, w symbirskiej guberni, i gwiazdy wcale nie takie, i niebo inne.
Niedobrze! Niedobrze! powtrzy.
Przywykniesz! odpowiedzia Roztropny i zamia si z cicha. Teraz jeszcze mody, gupi,
mleko na gbie nie obescho i tak ci si widzi z tej twojej gupoty, e nie ma nieszczliwszego od
ciebie czowieka, a przyjdzie czas, e sam powiesz: daj Boe kademu takie ycie. Ot, popatrz
chociaby na mnie. Za jaki tydzie woda opadnie i postawimy tu prom. Wy wszyscy ruszycie na
azg po Sybirze, a ja tu zostan i zaczn chodzi od brzega do brzega. Ju dwadziecia dwa roki
tak oto chodz. Dzie i noc. Szczupak i nelma pod wod, a ja nad wod. I Bogu dziki. Niczego mi
nie trzeba. Daj Boe takie ycie kademu.
Tatar dorzuci chrustu na ognisko, przysun si bliej do pomienia i powiedzia:
Mj ojciec czek chorowity. Kiedy zemrze, matka i ona przyjad tu. Obiecay.
A po co ci matka i ona? zapyta Roztropny. To baamuctwo, bratku. To bies ciebie kusi,
zaraza na jego dusz. Nie suchaj ty go, przekltnika. Nie bd mu powolny. On ci na konto baby
szepce, a ty na zo: nie chc. On ci na konto swobody, a ty uprzyj si i ani rusz: nie chc. Niczego
mi nie trzeba. Nie ma ani ojca, ani matki, ani ony, ani swobody, ni chaupy, ni obejcia. Niczego mi
nie trza, eby ich zaraza.
Roztropny pocign z butelki i gada dalej:
Ja, bratku mj, nie prosty chop, nie z chamw, ale syn diaczka i kiedym jeszcze by na
swobodzie w Kursku, w surducie chodziem, a teraz doprowadziem si do tego, bratku, e mog
goy na ziemi spa i traw re. I daj Boe takie ycie kademu. Niczego mi nie trza i niczego si nie
boj, i tak sam o sobie rozumiem, e nie ma bogatszego i wolniejszego ode mnie czowieka na
wiecie. Kiedy przysali mnie tu z Rosji, to zaraz, od pierwszego dnia, takem si upar: niczego nie
chc. Bies mnie i on, i rodzin, i swobod kusi, a ja mu: niczego mi nie trza. Takem si upar i
oto, widzisz, dobrze sobie yj i nie narzekam. A jeeli kto biesu cho troch pobaa bdzie, bodaj
raz jeden jemu sfolguje, ten zgin, nie ma dla niego ratunku; ugrznie w bagnisku a po czubek
gowy i nie wylezie. I nie eby z waszej braci, z gupich chopw, ale i z panw, z ksztaconych,
gin. Bdzie pitnacie lat temu, zesali tu z Rosji jednego pana. Co tam z brami przy podziale do
zgody nie przyszed i w testamencie jakiego faszu si dopuci. Powiadali, e on z ksit czy z
baronw, a moe po prostu z urzdnikw, kto go tam wie. No, przyjecha tedy pan tu i przede
wszystkim kupi sobie w Muchortysku dom i ziemi. ,,Chc powiada z wasnej swej pracy
y, w pocie czoa, bo juem nie pan, powiada, tylko osiedleniec". ,,C mwi mu Boe
dopom, to rzecz sprawiedliwa". By to wtedy czowiek mody, skrztny, zapobiegliwy; sam i kosi,
bywao, i ryby owi, i konno szedziesit wiorst potrafi machn. Wszelako jedna bya bieda: od
razu, od pierwszego roku, zacz jedzi do Gyrina na poczt. Stoi, bywao, na moim promie i
wzdycha: ,,Ech, Siemionie, jako od dawna nie przysyaj mi z domu pienidzy". ,,Nie trza
powiadam Wasiliju Siergieiczu, pienidzy. Po co one panu? O przeszoci trza zapomnie, jakby
jej w ogle nie byo, jakby si to wszystko tylko przynio, i trza zaczyna y od nowa. Nie suchaj
powiadam biesa, bo on ku dobremu nie pokieruje, a jeno w ptl zapdzi. Teraz pienidzy pan
chce powiadam a dziebko czasu minie i tylko patrze czego innego pan zechce, a
potem jeszcze i jeszcze... Jeeli powiadam pragnie pan szczcia dla siebie, to najgwniejsze
niczego pan pragn nie musi. Tak... Skoro ju powiadam mu los nas obu gorzko
ukrzywdzi, to nie trza ebra zmiowania i do ng mu pada, a gardzi nim trzeba i drwi sobie z
niego. Bo inaczej to on z nas zadrwi". Tak oto jemu prawi... A w jakie dwa lata pniej przewo
go na tamt stron, a on zaciera rce i mieje si. ,,Jad powiada do Gyrina na spotkanie ony.
Ualia si nade mn mwi przyjechaa. Dobr mam on, serdeczn". A si zasapa z
radoci. No i nazajutrz jedzie z on. Damulka moda, adna, w kapelusiku, a na rku dziecko,
dziewczynka. I wszelakiego bagau mnstwo. A Wasilij Sergieicz krci si dokoa niej i napatrzy
si, nacieszy nie moe. ,,Tak mwi bratku Siemionie, i na Sybirze ludzie yj". No, myl,
dobra, niedugo onej radoci. Od tego czasu bodaj co tydzie do Gyrina zaglda: czy aby pienidze
z Rosji nie przyszy? A pienidzy trza byo sia. ,,Ona tu powiada dla mnie na Sybirze sw
modo i pikno zaprzepacia i powiada gorzki mj los pospou dzieli, tote winienem jej
za to dostarczy wszelkich przyjemnoci..." Aeby paniusi rozweseli, nawiza znajomoci z
urzdnikami i z rn hoot. A cae to bractwo, wiadomo, i karmi, i poi trzeba, i eby fortepian
by, i piesek kudaty na kanapie bodajby sczez... Zbytek, jednym sowem, cackanie. Poya z nim
paniusia niedugo. Bo gdzie za? Glina, woda, chd, ani ci tu jarzyny, ani owocu, dookoa nard
ciemny, pijacy, nijakiej ogady ni poszanowania, a wszake to dama rozpieszczona, stoeczna...
Wiadomo, ja tsknota doskwiera. A i m, jakby nie mdrkowa, ju nie pan, tylko osiedleniec
insze ma powaanie. Za jakie trzy roki, pomn, noc, w wigili Wniebowzicia, woaj mnie z
tamtego brzegu. Poszedem tam z promem, patrz pani caa opatulona, a z ni mody pan, jakici
urzdnik. Trjka koni... Przewiozem ich tu, wsiedli, i bywaj zdrw. Tylem ich widzia. A nad ranem
Wasilij Siergieicz pdzi par koni. ,,Czy nie jechaa tdy, Siemionie, moja ona z panem w
okularach?" ,,Przejechaa powiadam szukaj wiatru w polu". Popdzi w lad za nimi, musi pi
dni goni. Kiedym go potem przewozi na tamten brzeg, pad na prom i nue gow tuc o deski, a
wy. Ot to, mwi, tak. miej si i przypominam mu; ,,I na Sybirze ludzie yj". A ten niczym
optaniec ryczy... Potem wolnoci zapragn. ona do Rosji zbiega, to i jego, rozumie si, tdy
pocigno, eby j zobaczy i odebra kochankowi. I zacz tedy, bratku ty mj, niemal co dzie
lata to na poczt, to do miasta, do zwierzchnoci. Wci sa i skada podania, eby mu win
darowano i zezwolono na powrt do domu. Pono na same telegramy ze dwiecie rubli straci.
Ziemi sprzeda, a dom ydom w zastaw odda. Posiwia, zgarbi si, zk na twarzy niczym
suchotnik. Mwi z tob, a tu: kche-kche-kche... i zy w oczach mu stoj. Przemitry tak z
podaniami bez ochyby osiem lat, a teraz znw oywi si, powesela: nowe baamuctwo wymyli.
Crka, widzisz, podrosa. Patrzy na ni i nie moe si napatrzy. A dziewuszka, prawd rzekszy,
niczego: adniutka, czarnobrewa, i roztropne to, i wawe. Co niedzieli jedzi z ni do Gyrina, do
cerkwi. Stoj oboje na promie, rami w rami, ona umiecha si, a on oczu z niej nie spuszcza. Tak
mwi Siemionie, i na Sybirze ludzie yj. I na Sybirze bywa szczcie. Spjrz no powiada
Jak mam creczk. Gdyby tysic wiorst przeszed, drugiej takiej nie znajdziesz". ,,Creczka,
mwi, sprawiedliwie, powabna, ani sowa..." A sam sobie myl: ,,Ano poczekaj... Dziewucha
moda, krew w niej szumi, y si chce, a jakie tu ycie?" I ja ona, bracie, tskni. Scha, wida,
z si opada, rozchorowaa si, a teraz do szcztu zmarniaa. Suchoty. Oto ci sybirskie szczcie,
bodaj je zaraza, oto ci sybirskie ycie... Pocz on tedy do rnych doktorw jedzi i ich do siebie
zwozi. Kiedy tylko posyszy, e o dwiecie czy trzysta wiorst jest jaki doktor czy znachor, ju po
onego jedzie. Strach, wiele pienidzy na doktorw poszo, a na mj rozum, lepiej byo je przepi...
Tak czy owak dziewucha zemrze. Dalibg zemrze, a wtedy on cakiem zgupieje. Albo powiesi
si z rozpaczy, albo do Rosji ucieknie to rzecz wiadoma. Ucieknie zapi, a potem sd,
katorga, kijw zakosztuje...
Dobrze, och dobrze mamrota Tatar wstrzsajc si od dreszczy.
Co dobrze? zapyta Roztropny.
ona, crka... Niechaj katorga, niechaj tsknota, ale widzia i on, i crk... Ty mwisz nic
nie trzeba. Ale nic le. ona poya z nim trzy lata to Bg mu podarowa. Nic le, a trzy
lata dobrze. Czy nie rozumiesz?
Drc i jkajc si, z wysikiem dobierajc rosyjskie sowa, ktrych zna niewiele, Tatar zacz
mwi o tym, e nie daj Boe zasabn w obcej stronie, umrze i by pogrzebanym w zimnej
rdzawej ziemi i e gdyby ona przyjechaa do niego bodaj na jeden dzie, a nawet na jedn godzin,
to za takie szczcie zgodziby si na wszelk mk i jeszcze by Bogu dzikowa. Lepszy chocia
dzie szczcia ni nic.
Potem znowu opowiedzia, jak to zostawi w domu pikn i mdr on, i ujwszy gow w obie
donie, rozpaka si i zapewnia Siemiona, e nic nie zawini i cierpi po prnicy. Jego dwaj bracia i
wujek uprowadzili chopu konie, a starca-waciciela zbili do nieprzytomnoci, ale gmina
niesprawiedliwie osdzia i wydaa wyrok, moc ktrego zesano na Sybir wszystkich trzech braci, a
bogacz wujek zosta w domu.
Przywykniesz! burkn Siemion.
Tatar umilk i zapakanymi oczami wpatrywa si w pomienie ogniska; na twarzy jego malowao si
zdumienie i lk, jakby wci jeszcze nie mg poj, dlaczego tkwi tu, w ciemnoci i chodzie,
razem z obcymi ludmi, zamiast y sobie w symbirskiej guberni? Roztropny wycign si przy
ognisku, umiechn si do czego i zamrucza pgosem piosenk.
I co ona tam przy ojcu uyje? podj gawd po chwili. On j kocha, dogadza, to prawda;
alici, bratku, na odcisk mu nie nastpuj, starzec to surowy, twardy. A modym dziewuszkom nie
surowoci trzeba... Im trza serca, pieszczoty i ha-ha, i ho-ho, i pachnida, i pomady. Tak... Ech, takie
to sprawy. Tak... westchn Siemion dwigajc si z wysikiem. Wdka skoczya si, znaczy
jakby ludzie siedzieli na jakim przedpotopowym stworze o dugich apach i odpywali na nim w
jak chodn ponur krain, tak, co ni si czasami w koszmarnym nie.
Minli ozin, wypynli na otwart przestrze.
Na przeciwlegym brzegu ju usyszano stuk i miarowy plusk wiose i woano: ,,ywiej!
Popieszcie!" Przeszo jeszcze jakie dziesi minut i barka ciko opara si o mostek przystani.
I wci tak prszy a prszy mrukn Siemion, ocierajc nieg z twarzy. I skd tyla tego,
Bg raczy wiedzie.
Na brzegu czeka szczupy, niewielkiego wzrostu, starzec w lisiurce i w biaej baraniej czapie. Sta
opodal koni i nie rusza si; mia pochmurny, skupiony wyraz twarzy, jakby usiowa co sobie
przypomnie i gniewa si na sw nieposuszn pami. Gdy Siemion, umiechnity, zbliy si do
niego i zdj czapk, ten rzek:
Spiesz do Anastasjewki. Crce znw gorzej, a do Anastasjewki podobno przysano nowego
doktora.
Wtoczyli tarantas na bark i popynli z powrotem. Czowiek, ktrego Siemion nazywa Wasilijem
Siergieiczem, cay czas, dopki pynli, sta nieruchomo, zacisnwszy swe grube wargi, i patrzy w
jeden punkt; kiedy wonica poprosi go, eby pozwoli zapali w jego obecnoci, ten nic nie
odpowiedzia, jakby nie sysza. A Siemion znw lea brzuchem na sterze, popatrywa na drwico i
przygadywa:
I na Sybirze ludzie yj. y-yj.
Na twarzy Siemiona wida byo tryumf, jakby to on dowid czego i rad by, e wyszo wanie tak,
jak przypuszcza. Nieszczsny, zgnbiony wygld czowieka w lisiurce jak wida sprawia mu
wielk przyjemno.
Bocko okrutne, trudno jecha, Wasiliju Siergieiczu dogadywa, kiedy na brzegu zaprzgano
konie. Zaczekaby pan jeszcze ze dwa tygodnie, zanim obeschnie. Albo i cakiem zaniecha trza
tego jedenia... Gdyby w tym jaki sens by, a sam pan raczy wiedzie, ludzie tak od wiekw jed,
dniem i noc, i nijakiego poytku... Prawdziwie.
Wasilij Siergieicz milczc poda mu napiwek, wsiad do tarantasu i pojecha dalej.
Ot, patrzaj, po doktora polecia gdera Siemion, kulc si z zimna. Tak, id szukaj
rzetelnego doktora, ap wiatr w polu, czarta za ogon chwytaj, zaraza na twoj dusz. Cudaki, Boe,
odpu mnie grzesznemu.
Tatar podszed do Roztropnego, popatrzy na z nienawici, z obrzydzeniem, a drc i przeplatajc
swj amany jzyk tatarskimi sowami, zagada:
On dobrze... dobrze, a ty le. Ty niedobrze. Pan dobra dusza, doskonalna, a ty zwierz, ty le.
Pan ywy, a ty zdechy... Bg stworzy czowieka, eby ywy by, eby i rado bya, i tsknota bya,
i smutek by, a ty chcesz nic, znaczy ty nie ywy, tylko kamie, glina. Kamie nic chce i ty nic
chcesz.... Ty kamie, i Bg ciebie nie kocha, a pana kocha...
Wszyscy zamiali si; Tatar skrzywi si pogardliwie, machn rk i otulajc si w swe achmany
podszed do ogniska. Przewonicy i Siemion powlekli si do chatki.
Zib! wychrypia jeden z przewonikw wycigajc si na somie, ktr byo pokryte
wilgotne gliniane klepisko.
Ta-ak, nieciepo potwierdzi drugi. Katornicze ycie...
Wszyscy uoyli si. Wtem drzwi otworzy wiatr i do chatki nawiao niegu. Wsta i zamkn drzwi
nikomu si nie chciao; zmg ich chd i lenistwo.
A mnie dobrze mamrota Siemion zasypiajc. Daj Boe takie ycie kademu.
Ty, wiadomo, katornik byway. Ciebie i diabli nie wezm.
Ze dworu rozlegy si dwiki przypominajce psie wycie.
Co to? Kto tam tak?
To Tatar pacze.
Patrzajcie go... Cudak!
Przywy-yknie! mrukn Siemion i zaraz zasn.
Wkrtce zasna i reszta. A drzwi pozostay niezamknite.
SSIEDZI
Piotr Michajlycz Iwaszyn by w bardzo zym humorze: siostra jego, moda dziewczyna, opucia
dom i odesza do Wasicza, czowieka onatego. eby jako si pozby cikiego, ponurego
nastroju, ktry przeladowa go i w domu, i w polu, usiowa przywoa na pomoc uczucie
sprawiedliwoci, swe uczciwe, szlachetne pogldy przecie zawsze by zwolennikiem wolnej
mioci! lecz to nic nie pomagao i za kadym razem, mimo woli, dochodzi do podobnego
wniosku co gupia niania, to znaczy, e siostra postpia le, a Wasicz j po prostu ukrad. Byo to
bardzo mczce.
Matka przez cay dzie nie opuszczaa swego pokoju, niania mwia szeptem i wci wzdychaa,
ciotka co dzie zapowiadaa swj wyjazd i kufry jej to wynoszono do przedpokoju, to wnoszono z
powrotem do jej sypialni. We dworze, na dziedzicu i w ogrodzie panowaa cisza, jakby w domu
lea nieboszczyk na katafalku. Ciotka, suba i nawet chopi jak si zdawao Piotrowi
Michajyczowi zagadkowo i ze zdumieniem spogldali na niego z niemym pytaniem w oczach:
,,Uwiedziono ci siostr, czemu ty nic nie robisz?" Sam sobie te wyrzuca bezczynno, mimo i
nie wiedzia, na czym waciwie ma polega jego dziaanie.
Tak mino sze dni. Sidmego dnia byo to w niedziel po obiedzie konny posaniec
przywiz list. List by zaadresowany znajomym kobiecym pismem: Janie Wielm. Pani Anna
Nikoajewna Iwaszyna". Piotr Michajycz nie wiadomo dlaczego dopatrzy si w kopercie, pimie i
w nie dokoczonym sowie Wielm." tupetu, czego wyzywajcego, liberalnego, A liberalizm
kobiecy jest uparty, nieubagany, okrutny...
Tak... raczej umrze, ni zdecyduje si na ustpstwo wobec nieszczsnej matki i przeprosi j"
rozmyla Piotr Michajycz idc do matki z listem.
Matka ubrana leaa na ku. Ujrzawszy syna, gwatownie zerwaa si i przygadzajc siwe wosy,
ktre wydobyy si spod czepka, zapytaa popiesznie:
Co? Co?
Przysaa... odrzek syn podajc list. Imienia Ziny i nawet sowa ,,ona" nie wymawiano w
domu; o Zinie mwiono bezosobowo: przysaa", odesza"... Matka poznaa pismo crki i twarz jej
przybraa wyraz odpychajcy, niemiy, a siwe wosy znw, wydobyy si spod czepka.
Nie! zawoaa cofajc rce, jak gdyby list sparzy jej palce. Nie, nie, przenigdy! Za nic!
Matka zaszlochaa histerycznie i z rozpaczy, i wstydu: najwidoczniej pragna przeczyta list, ale
krzaczek, kady doek. To, co daleko na przedzie teraz o zmroku zdawao si ciemn ska, byo
czerwon cerkwi; mg j sobie odtworzy w pamici a do najdrobniejszych szczegw, nawet
tynk na wrotach i cielta pasce si zawsze za ogrodzeniem. Opodal cerkwi, na prawo, ciemnieje
lasek, to posiado hrabiego Kotowicza. A za laskiem zaczyna si ju ziemia Wasicza.
Zza cerkwi i hrabskiego lasku suna wielka czarna chmura, a na niej zapalay si blade byskawice.
,,Ot co! pomyla Piotr Michajycz. Dopom mi, Boe, dopom".
Konia wkrtce zmczy szybki galop i Piotr Michajycz poczu si te zmczony. Grona chmura
gniewnie patrzya na niego i zdawaa si mu doradza, aby wraca do domu. Ogarn go dziwny lk.
,,Dowiod im, e nie maj racji! dodawa sam sobie otuchy. Bd mwili, e to wolna mio,
e wolno osobista, ale przecie swoboda to opanowanie, a nie uleganie namitnociom. To, co ich
czy to rozpusta, nie swoboda!
Oto wielki staw hrabiowski; chmura rzucia na siny, pospny cie; wiono wilgoci i muem. Przy
tamie dwie wierzby, stara i moda, tkliwie tuliy si do siebie. W tym samym miejscu dwa tygodnie
temu Piotr Michajycz i Wasicz szli piechot i nucili pgosem studenck pie: ,,Nie pokochasz za
modu zgubisz ycia urod..." Bzdurna pie!
Gdy Piotr Michajycz jecha przez lasek, huczay pioruny, a drzewa szumiay i giy si od wiatru.
Trzeba byo popiesza. Od lasku do dworu Wasicza pozostawao jeszcze okoo wiorsty drog przez
k. Po obu stronach tej drogi stay stare brzozy, z wygldu rwnie smutne i zabiedzone jak ich pan,
Wasicz, i rwnie wybujae i wte jak on. W brzozach i w trawie zaszeleciy due krople deszczu;
wiatr ucich, natychmiast zapachniao mokr ziemi i topolami. Ukaza si ywopot Wasicza z
t akacj, ktra te bya ndzna i wybujaa; tam gdzie sztachety zwaliy si, widnia zaniedbany
sad owocowy.
Piotr Michajycz nie myla ju ani o policzku, ani o szpicrucie i nie wiedzia, co bdzie robi u
Wasicza. Stchrzy. Ba si o siebie i o siostr, i byo mu przykro, e zaraz j zobaczy. Jak ona si
zachowa wobec brata? O czym bd mwili oboje? Czy nielepiej zawrci, pki jeszcze czas?
Rozmylajc tak, ruszy lipow alej do dworu, wymin rozrose szeroko krzaki bzu i nagle ujrza
Wasicza.
Wasicz bez kapelusza, w perkalowej koszuli, w dugich butach, kulc si pod deszczem, szed od
rogu domu do ganku; za nim robotnik nis motek i skrzynk gwodzi. Widocznie naprawiali
okiennic, ktra stukaa na wietrze. Ujrzawszy Piotra Michajycza Wasicz przystan.
To ty? rzek umiechajc si. No, to doskonale.
Tak, przyjechaem, jak widzisz... cichym gosem odpowiedzia Piotr Michajycz, obydwoma
rkami strzsajc z siebie deszcz.
No, doskonale! Bardzom ci rad doda Wasicz, ale rki nie poda: widocznie nie odwaa si i
czeka, a jemu podadz. Na owies dobrze dorzuci spogldajc na niebo.
Tak.
Milczc weszli do domu. Na prawo z przedpokoju wiody drzwi do drugiego przedpokoju, a potem
do salonu, na lewo za do maego pokoiku, gdzie zim mieszka rzdca. Piotr Michajycz i Wasicz
weszli do tego pokoju.
Gdzie ciebie deszcz zapa? zapyta Wasicz.
Niedaleko. Tu przed domem.
Piotr Michajycz usiad na ku. Rad by, e szumia deszcz i w pokoju panowa mrok. Tak lepiej:
atwiej mwi i nie trzeba swemu rozmwcy patrze w twarz. Gniewu ju w nim nie byo, pozosta
tylko przykry lk i niech do samego siebie. Czu, e le zacz i e z tego przyjazdu nie wyniknie
nic sensownego.
Obaj przez jaki czas milczeli i udawali, e wsuchuj si w szum deszczu.
Dzikuj ci, Pietrusza zacz Wasicz chrzkajc. Jestem ci ogromnie wdziczny, e
przyjecha. To wielkodusznie i szlachetnie z twej strony. Rozumiem to i, wierz mi, wysoko ceni.
Wierz mi!
Spojrza w okno i cign dalej stojc porodku pokoju:
Wszystko stao si jako tajemniczo, jakbymy si kryli przed tob. wiadomo, e moe
czujesz si dotknity i gniewasz si, przez wszystkie te dni ciya na naszym szczciu. Pozwl mi
wytumaczy si. Dziaalimy potajemnie nie dlatego, emy ci nie ufali. Po pierwsze, wszystko
stao si tak nagle jakby w jakim natchnieniu i na rozmylanie brako czasu. Po wtre, to sprawa
bardzo osobista, draliwa... trudno byo wprowadza w to trzeci osob, chociaby nawet tak blisk,
jak ty. A przede wszystkim, liczylimy tu najbardziej na twoj wielkoduszno. Jeste
najszlachetniejszym, najwielkoduszniejszym czowiekiem. Jestem ci bezgranicznie wdziczny.
Jeeli kiedy bdzie ci potrzebne moje ycie, to przyjd i we je.
Wasicz mwi cichym, stumionym basem, wci na tej samej nucie, niczym buczek; wida byo, e
jest bardzo przejty. Piotr Michajycz poczu, e nadesza jego kolej mwienia. Jeeli bdzie nadal
milcza i sucha, zrobi z siebie rzeczywicie owego szlachetnego i wielkodusznego prostaka, a
przecie nie po to tu przyjecha. Zerwa si porywczo i rzek pgosem, dawic si ze wzruszenia:
Suchaj, Grigorij, wiesz przecie, e kochaem ciebie i o lepszym mu dla siostry nie marzyem;
ale to, co si stao, jest okropne! Nawet myle o tym straszno!
Dlaczego straszno? zapyta Wasicz i gos mu drgn. Byoby straszne, gdybymy zrobili
co brzydkiego, ale tak przecie nie jest!
Posuchaj, Grigorij, wiesz dobrze, e nie mam przesdw, ale moim zdaniem, daruj mi szczero,
postpilicie oboje egoistycznie. Oczywicie nie powiem tego Zinie, bo j to zmartwi, ale ty musisz
wiedzie: matka cierpi tak strasznie, e tego opisa si nie da!
Tak, to smutne westchn Wasicz, przewidywalimy to, Pietrusza, ale co mielimy zrobi?
Jeeli twj czyn martwi kogo, to jeszcze nie znaczy, e jest to zy czyn. C robi? Kady twj
powany krok niezawodnie zmartwi kogo. Gdyby poszed walczy o wolno, przyczynioby to
rwnie cierpie twej matce. C zrobi? Kto ceni najbardziej spokj swych bliskich, ten winien
wyrzec si cakowicie ycia ideowego.
Za oknem migna jaskrawa byskawica i ten blask jakby odmieni tok myli Wasicza. Przysiad
obok Piotra Michajycza i zacz mwi wcale nie o tym, co naleao.
Pietrusza, jestem peen najgbszej czci wobec twojej siostry mwi. Kiedy jedziem do
ciebie, miaem zawsze uczucie, jakbym szed z pielgrzymk, i istotnie, modliem si do Ziny. Teraz
to moje uwielbienie wzrasta z kadym dniem. Ona jest dla mnie kim wyszym ni ona! Wyszym!
(Wasicz machn rkami.) To moja wito. Odkd zamieszkaa u mnie, wchodz do swego domu
jak do wityni. To rzadko spotykana, niezwyka, najszlachetniejsza kobieta!
Masz tobie, nakrci swoj katarynk!" pomyla Piotr Michajycz; sowo kobieta" nie
podobao mu si.
Czemu nie mielibycie pobra si tak naprawd, jak naley? zapyta. Ile twoja ona da za
rozwd?
Siedemdziesit pi tysicy.
Niemao. A gdyby potargowa si?
Nie ustpi ani grosza. To, bratku, okropna kobieta! westchn Wasicz. Nigdy ci dawniej
nie mwiem o niej, przykro byo wspomina, ale skoro si o tym zgadao, posuchaj. Oeniem si z
ni powodowany uczciwym, adnym impulsem. W naszym puku, jeeli chcesz zna szczegy,
pewien dowdca batalionu nawiza stosunek z osiemnastoletni dziewczyn, to znaczy uwid j
po prostu, y z ni przez par miesicy i porzuci. Dziewczyna znalaza si, bratku, w przeokropnej
sytuacji. Wraca do rodzicw byo zbyt ciko i nie przyjliby jej pewnie, kochanek opuci
chyba do koszar i i sprzedawa si... Koledzy pukowi byli oburzeni. Sami nie wici, ale tu
podo razia zbyt brutalnie. A na dobitk dowdcy batalionu wszyscy w puku nie znosili. Tote,
eby mu da po nosie, rozumiesz, oburzeni chorowie i podporucznicy zaczli zbiera pienidze na
wspomoenie nieszczsnej dziewczyny. Wtedy za, kiedy my, starsi oficerowie z batalionu,
zebralimy si na narad i kiedy jlimy wykada ten pi, ten dziesi rubli nagle ogarn mnie
arcyszlachetny zapa: okolicznoci wyday mi si nader sprzyjajce czynowi heroicznemu.
Pobiegem do owej dziewczyny i w gorcych sowach wyraziem jej swe wspczucie. Podczas gdy
spieszyem do niej i mwiem o swych uczuciach, kochaem j rzeczywicie gorco, jako istot
skrzywdzon i ponion. Tak... C? Potem tak si zoyo, e po tygodniu owiadczyem si jej.
Zwierzchnicy i koledzy uznali moje maestwo za sprzeczne z godnoci oficera. To rozpomienio
mnie jeszcze bardziej. I, wiesz, napisaem do nich dugi list, w ktrym dowodziem, e czyn mj
winien by zapisany w dziejach puku zotymi zgoskami. List przesaem dowdcy, a odpisy
kolegom. Oczywicie, byem bardzo podniecony i nie obeszo si bez brutalnych star. Wtedy
polecono mi opuci puk. Mam gdzie schowany odpis listu, dam ci go kiedy do przeczytania.
Napisaem go z wielkim uczuciem. Zobaczysz, jakie przeywaem uczciwe, jasne chwile. Podaem
si do dymisji i przyjechaem z on tu, na wie. Po ojcu zostao mi troch dugw, pienidzy nie
miaem, a ona od razu, od pierwszego dnia nawizaa znajomoci, stroia si, graa w karty.
Musiaem majtek zastawi. ycie ony byo pene romansw, ze wszystkich moich ssiadw bodaj
ty jeden nie bye jej kochankiem. W jakie dwa lata pniej daem jej wszystko, co wtedy miaem,
byle wyjechaa do miasta. Tak... A teraz, widzisz, pac jej tysic dwiecie rubli rocznie. To okropna
kobieta! Istnieje podobno gatunek muchy, ktry skada larw na grzbiecie pajka w taki sposb, e
ten nie moe jej zrzuci; larwa ta przyrasta do pajka i ywi si jego krwi serdeczn. Tak wanie
przyrosa do mnie i wysysa krew z mego serca ta kobieta. Nienawidzi mnie i gardzi mn, poniewa
popeniem taki nonsens i oeniem si z ni. Moja wielkoduszno wydaje si jej godnym,
politowania absurdem. ,,Czowiek rozumny mnie porzuci powiada a gupiec przygarn". W
jej przekonaniu tylko ndzny idiota mg postpi tak jak ja. A to, bratku, drczy mnie okropnie,
rozgorycza. Zreszt w ogle, mwic nawiasem, los mnie gnbi. Zgina mnie w pak, bratku.
Piotr Michajycz sucha Wasicza i zdumiony pyta sam siebie: czym ten czowiek mg tak uj
Zin? Niemody ma ju czterdzieci jeden lat wty, kocisty, o piersi wskiej, dugim nosie, z
siwiejc brod. Mwi monotonnie jak katarynka, umiecha si bolenie, a rozmawiajc, niezdarnie
wymachuje rkami. Ani zdrowia, ani mskiego wdziku, ani obycia towarzyskiego, ani humoru;
sowem, cechy zewntrzne to co mtnego, nieokrelonego. Ubiera si niegustownie, urzdzenie
domu ponure, poezji ani malarstwa nie uznaje, poniewa nie odpowiadaj wymaganiom dnia", to
znaczy, e nie rozumie ich; muzyka go nie wzrusza. Gospodarz z niego marny. Majtek zupenie
zrujnowany i zastawiony; za dug, zacignity na hipotek, wpaca dwanacie procent, a oprcz tego
ma jeszcze okoo dziesiciu tysicy dugw wekslowych. Kiedy nadchodzi termin pacenia
procentw albo wysyania pienidzy onie, zaciga poyczki u wszystkich, i to z tak min, jakby
si u niego palio, niepomny na nic sprzedaje cay zapas chrustu na zim za pi rubli, stg somy za
trzy ruble, a potem kae pali w piecu sztachetami z ogrodu albo starymi ramami z inspektw. ki
jego s zryte przez winie, w lesie, w modniaku pasie si bydo chopskie, a starodrzewia z kadym
rokiem ubywa; w ogrodzie i w sadzie le porzucone stare ule i zardzewiae wiadra. Sam on nie
posiada ani talentw, ani zdolnoci i nie potrafi nawet tak y, jak przecitnie ludzie yj; jest to
niepraktyczny, naiwny, saby czowiek, ktrego atwo oszuka i skrzywdzi, a chopi susznie zw
go gupkiem.
Z przekona jest liberaem, a w powiecie uwaaj go za czerwonego, ale wszystko to wychodzi u
niego jako nuco. W jego wolnomylicielstwie brak oryginalnoci i patosu; oburza si, gniewa i
cieszy jako dziwnie monotonnie nieefektownie i ospale. Nawet w chwilach podniosego
wzruszenia nie podnosi gowy i nie prostuje zgarbionych plecw. Lecz bodaj najbardziej nuce jest
to, e nawet swe postpowe i uczciwe idee potrafi wygasza tak, e zdaj si one banalne i
zacofane. Przypomina si co przestarzaego i dawno czytanego, kiedy powoli, z namysem zaczyna
rozprawia o wzniosych, jasnych chwilach, o dawnych lepszych czasach, piknych latach, lub gdy
zachwyca si modzie, ktra zawsze kroczya i nadal kroczy na czele spoeczestwa, albo te gdy
potpia Rosjan za to, e majc lat trzydzieci wdziewaj szlafroki i zapominaj o tradycjach swej
almae matris. Jeeli zosta u niego na noc, kadzie przy ku tom Pisariewa lub Darwina; a gdy
powiedzie, e si to ju czytao, wyjdzie i przyniesie Dobrolubowa.
To wanie uchodzio w powiecie za wolnomylicielstwo i wielu patrzyo na to jak na niewinne i
nieszkodliwe dziwactwo; lecz owo dziwactwo uczynio go prawdziwie nieszczliwym, stao si
larw, o ktrej przed chwil mwi: wroso we gboko i wysysao krew z serca.
W przeszoci dziwaczne maestwo w stylu Dostojewskiego, dugie listy z odpisami, pisane
niedbale i nieczytelnie, lecz z wielkim uczuciem, nie koczce si nieporozumienia, wyjanienia i
rozczarowania, potem dugi, powtrne zastawienie majtku, alimenta wypacane onie,
zapoyczanie si co miesic a wszystko to bez krzty poytku: ani dla siebie, ani dla ludzi. I
obecnie, jak dawniej, yje w wiecznym popochu, szuka okazji do heroicznych czynw, wtrca si w
cudze sprawy; nadal przy kadej sposobnoci pisze dugie listy z odpisami, prowadzi mczce,
banalne dyskusje o wsplnocie pierwotnej albo o rozwoju przemysu ludowego, o zakadaniu
serowni wszystkie te gadaniny podobne jedna do drugiej, jakby powstay nie w ywym ludzkim
mzgu, lecz byy wytworem produkcji maszynowej. I wreszcie ten skandal z Zin, ktry nie
wiadomo jeszcze, czym si skoczy!
A przecie Zina jest moda ma zaledwie dwadziecia dwa lata adna, pena wdziku, wesoa;
lubi pomia si, pogawdzi, podyskutowa; namitnie kocha muzyk; zna si na strojach, na
ksikach, na adnych meblach. W swoim domu nigdy nie zniosaby takiego pokoiku jak ten,
przesiknity zapachem butw i taniej wdki. Z przekona jest te liberak, lecz w jej
wolnomylicielstwie wyczuwa si nadmiar si, ambicj modej, silnej, odwanej dziewczyny,
namitne pragnienie, aby by lepsz i oryginalniejsz od innych.... Jake wic mogo si sta, e
pokochaa Wasicza?
,,To don Kichot, uparty fanatyk, maniak rozmyla Piotr Michajycz a ona podobnie ulega,
mikka, saba, ustpliwa jak ja... Oboje jednakowo poddajemy si nie stawiajc oporu. Ona go
pokochaa; ale czy ja sam nie kocham go mimo wszystko?.,."
Piotr Michajycz uwaa Wasicza za czowieka dobrego i uczciwego, ale ciasnego i jednostronnego.
W jego szamotaniach i cierpieniach, jak w caym jego yciu, nie widzia ani bliszych, ani
dalekosinych celw, dostrzega jedynie nud i nieporadno. Ofiarno jego oraz to, co Wasicz
nazywa heroicznym lub szlachetnym porywem, wydawao mu si niepotrzebn strat si i
bezsensownym strzelaniem lepymi nabojami, pochaniajcymi wielk ilo prochu. To za, e
Wasicz wierzy fanatycznie w niezwyk uczciwo i nieomylno swego mylenia, zdawao si po
prostu naiwne i nawet chorobliwe; i to, e Wasicz przez cae swe ycie umia jako przeplata
poziomo i wznioso, e tak gupio oeni si, uwaajc to za czyn heroiczny, a potem
nawizywa romans z kobiet i widzia w tym tryumf jakiej idei to byo wrcz niezrozumiae.
Lecz mimo wszystko Piotr Michajycz lubi Wasicza, wyczuwa w nim istnienie ukrytej siy
wewntrznej i z jakich powodw nigdy nie odwaa si przeczy mu.
Wasicz przysiad si jak najbliej, eby przy szelecie deszczyku, w pmroku pogawdzi
szczerze, i ju chrzkn, gotw do rozpoczcia jakiej przydugiej opowieci, w rodzaju dziejw
swego maestwa; lecz Piotr Michajycz nie mg go sucha spokojnie: drczya go myl, e zaraz
zobaczy siostr.
Tak, miae pecha w yciu rzek mikko ale, wybacz, zboczylimy od zasadniczego tematu.
Mwilimy nie o tym. .
Tak, tak, masz racj. A wic wrmy do sprawy najwaniejszej odrzek Wasicz wstajc.
Powiadam ci, Pietrusza: mamy czyste sumienie. Nie jestemy zalubieni, lecz e maestwo nasze
jest najzupeniej prawomocne to chyba oczywiste nie tylko dla mnie, ale i dla ciebie. Ty rwnie
masz postpowe pogldy i w tym wzgldzie nie moe by midzy nami rnicy zda. Co za tyczy
si naszej przyszoci, to nie powinna ci ona niepokoi: bd pracowa do krwawego potu, dniami i
nocami, sowem, wyt wszystkie swe siy, byle Zina bya szczliwa. ycie jej bdzie pikne!
Moesz zapyta: czy potrafi tego dokaza? Potrafi, bratku. Gdy czowiek myli w kadej godzinie
wci o tym samym, to nie trudno osign to, czego si pragnie. Ale chodmy do Ziny. Trzeba j
ucieszy.
Serce Piotra Michajycza zakoatao gwatownie. Wsta i wyszed za Wasiczem do przedpokoju, a
stamtd do salonu. W tym ogromnym, ponurym pokoju sta tylko fortepian i dugi szereg
ozdobionych brzem starowieckich krzese, na ktrych nikt nigdy nie siada. Na fortepianie palia
si jedna wieca. Z salonu milczc przeszli do jadalni. Tu byo te jako pusto i nieprzytulnie; na
rodku pokoju sta st, skadajcy si z dwch czci, wsparty na szeciu grubych nogach; palia si
te tylko jedna wieca. Zegar w duej mahoniowej szafce, przypominajcy otarzyk, wskazywa p
do trzeciej.
Wasicz otworzy drzwi do ssiedniego pokoju i zawoa:
Pietrusza, ty wiele myla o tym, co zaszo rzeka, ujmujc brata za rkaw, a on zrozumia, jak
trudno jej byo mwi. Wiele mylae; powiedz, czy mog liczy na to, e mama kiedykolwiek
pogodzi si z Grigorijem... i w ogle z t sytuacj?
Staa tu obok brata, twarz w twarz, i Piotr Michajycz zdumia si, e siostra jest taka adna i e
dawniej jako nie zauway tego. Uderzyo go te, e jego Zina, tak podobna z twarzy do matki,
wypieszczona i wytworna, mieszka u Wasicza i z Wasiczem, obok sztywnej pokojwki, obok stou
o szeciu nogach, w domu, gdzie zachostano rzgami ywego czowieka; e teraz, dzi, Zina nie
wrci z nim do domu, a zostanie tu na noc wszystko to wydao mu si nieprawdopodobnym
absurdem.
Znasz przecie mam... powtrzy nie odpowiadajc na pytanie. Wydaje mi si, e
naleaoby zachowa... Zrobi co, moe przeprosi... bo ja wiem...
Widzisz, przepraszato stwarza pozory, emy popenili co zego. Dla spokoju mamy gotowa
jestem skama, ale przecie to nic nie da. Znam mam. No, co bdzie, to bdzie zakoczya
Zina, ktra widocznie odczua ulg, e najprzykrzejsze ju zostao powiedziane. Poczekamy pi,
dziesi lat, pocierpimy, a potem co Bg da.
Uja brata pod rk i przechodzc przez ciemny przedpokj, przytulia si do jego ramienia.
Wyszli na ganek. Piotr Michajycz poegna si wsiad na konia i ruszy stpa; Zina i Wasicz poszli
odprowadzi go kawaek. Byo cicho, ciepo i piknie pachniao siano; na niebie pomidzy
chmurami przewityway jaskrawe gwiazdy. Stary sad Wasicza, ktry napatrzy si ongi na tyle
tragicznych zdarze, spa otulony mrokiem i nie wiedzie czemu napenia smutkiem
przejedajcych.
A my z Zin dzi po obiedzie spdzilimy kilka zaiste promiennych chwil! opowiada Wasicz.
Przeczytaem jej na gos doskonay artyku na tematy osiedlecze. Przeczytaj, bracie! To dla
ciebie niezbdne. Artyku niezwykle uczciwie napisany. Nie wytrzymaem i wysaem do redakcji
list z prob o przekazanie go autorowi. List zawiera wszystkiego jedno zdanie. ,,Dzikuj i mocno
ciskam uczciw do!"
Piotr Michajycz mia ochot powiedzie: ,,Nie wtrcaj si, prosz, do obcych ci spraw", ale
zmilcza.
Wasicz szed przy prawym strzemieniu, a Zina przy lewym; oboje jakby zapomnieli, e trzeba
wraca do domu, a byo mokro i zbliali si ju do lasku Kotowicza. Piotr Michajycz wyczuwa, e
oboje czego od niego oczekuj, chocia sami nie wiedz czego, i zrobio mu si niewymownie al
ich. Teraz, kiedy pokorni i zadumani szli obok jego konia, by najgbiej przekonany, e nie s i nie
mog by szczliwi, a mio ich wydaa mu si smutnym, nieodwracalnym bdem. Gorce
wspczucie i wiadomo, e w niczym nie moe im dopomc, wprawiy go w stan takiego
duchowego bezwadu, e gotw by na wszelkie ofiary, byle uwolni si od uczucia dawicej go
litoci.
Bd przyjeda do was na noc owiadczy. Ale to sprawiao wraenie ustpstwa i nie dao
mu satysfakcji. Kiedy zatrzymali si przy lasku Kotowicza, eby poegna si, nachyli si do Ziny,
dotkn jej ramienia i rzek:
Dobrze zrobia, Zino! Susznie!
I eby nic wicej nie mwi i nie rozpaka si, smagn konia i pogalopowa do lasku. Wjedajc
w mrok obejrza si i zobaczy, jak Wasicz i Zina szli drog do dworu on wielkimi krokami, a
ona obok niego dreptaa podskakujc, i o czym rozmawiali z oywieniem.
,,Jestem star bab pomyla Piotr Michajycz. Jechaem tu po to, aby spraw rozstrzygn, a
skomplikowaem j jeszcze bardziej. Ale co tam, Bg z nimi".
Ciko mu byo na duszy. Kiedy skoczy si lasek, pojecha znw stpa, a potem przy stawie
zatrzyma konia. Pragn tak siedzie bez ruchu i myle. Wschodzi ksiyc i czerwon smug
odbija si po przeciwlegej stronie stawu. Gdzie w oddali gucho przetacza si grzmot. Piotr
Michajycz nieruchomym wzrokiem wpatrywa si w wod i wyobraa sobie poblad z mki twarz,
suche oczy i rozpacz siostry, z jak bdzie kry przed ludmi swoje ponienie. Wyobraa sobie
ci Ziny, mier matki, pogrzeb jej i zgroz siostry... Dumna, przesdna starucha zadrczy si na
mier. Straszne obrazy przyszoci zjawiay si przed nim na ciemnej tafli wodnej i wrd bladych
postaci kobiet widzia samego siebie, maodusznego, sabego, z twarz winowajcy...
O sto krokw dalej, na prawym brzegu stawu, tkwio nieruchomo co ciemnego: czowiek to czy
wysoki pie? Piotr Michajycz przypomnia sobie seminarzyst, ktrego zamordowano i wrzucono
do tego stawu.
,,Olivier postpi okrutnie, ale tak czy owak spraw rozstrzygn, a ja nic nie rozstrzygnem i
jeszcze bardziej zagmatwaem pomyla wpatrujc si w ciemn posta majaczc jak widmo.
Tamten mwi i robi tak, jak myla, a ja mwi i robi nie tak, jak myl; a zreszt, nie wiem
waciwie, co myl..."
Podjecha do ciemnej postaci: by to stary, butwiejcy sup, pozostay z jakiej budowli.
Z lasku i sadu Kotowicza wion mocny zapach konwalii i miodnych traw. Piotr Michajycz jecha
brzegiem stawu, smutno spoglda na wod i rozpamitujc swe ycie, utwierdza si w
przekonaniu, e dotd mwi i robi nie to, co myla, a ludzie odpacali mu tym samym, i dlatego
cae ycie swe widzia rwnie ciemne, jak ta oto woda, w ktrej przegldao si nocne niebo i
spltay si wodorosty. I zdawao mu si, e tego nie podobna naprawi.
SALA Nr 6
W szpitalnym podwrzu stoi nieduy pawilon otoczony istnym lasem opuchw, pokrzywy i dzikich
konopi. Dach tego domu jest zardzewiay, poowa komina rozwalona, stopnie na ganku zgniy i
porosy traw, a z otynkowania cian pozostay tylko lady. Przedni fasad zwrcony jest w
pawilon ku szpitalowi, a tyln ku polu, od ktrego dzieli go szary parkan szpitalny, nabity
gwodziami. Gwodzie zwrcone s ostrzem ku grze, a parkan i sam pawilon maj ten szczeglny,
pospny, spod ciemnej gwiazdy wygld, jakim odznaczaj si u nas tylko szpitalne i wizienne
budowle.
Jeli nie boicie si poparzy pokrzyw, to przejdmy wsk cieyn, prowadzc do pawilonu, i
zobaczmy, co si tam wewntrz dzieje. Otworzywszy pierwsze drzwi wchodzimy do sieni. Pod
cianami i koo pieca le tu cae gry szpitalnych rupieci. Materace, stare podarte szlafroki,
kalesony, koszule w modre paski, na nic niezdatne znoszone obuwie cae to achmaniarstwo
zwalone na kup, zmite, spltane gnije wydzielajc duszc wo.
Na stosie achw, zawsze z fajk w zbach, ley str Nikita, stary wysuony onierz ze
zrudziaymi naszywkami. Twarz ma surow, zapijaczon, brwi nawise, nadajce obliczu wyraz
stepowego psa-owczarka, i czerwony nos; wzrostu jest niewysokiego, na pozr suchy i ylasty; ale
postaw ma nakazujc posuch, a pici twarde. Naley do tych prostodusznych, statecznych,
subistych i tpych ludzi, ktrzy ponad wszystko na wiecie lubi porzdek i w zwizku z tym s
przekonani, e ludzi trzeba bi. Bije po twarzy, po piersiach, po plecach, gdzie popadnie, i jest
przewiadczony, e bez tego nie byoby tu porzdku.
Nastpnie wchodzimy do duej, przestronnej izby, zajmujcej, nie liczc sieni, cay pawilon. ciany
s tu pomalowane brudnoniebiesk farb, sufit jest zakopcony jak w kurnej chacie wida, e w
zimie dymi tu piec i rozchodzi si czad. Okna s od wewntrz zeszpecone elaznymi kratami.
Podoga szara i pena zadziorw. Czu kwaszon kapust, kopciem, pluskwami i amoniakiem i ten
odr w pierwszej chwili sprawia takie wraenie, jak gdybymy weszli do zwierzyca.
W izbie stoj ka przytwierdzone do podogi. Siedz i le na nich ludzie w granatowych
szpitalnych szlafrokach i wedle dawnego zwyczaju w szpitalnych czapkach. To wariaci.
Jest ich tu piciu. Jeden tylko ze stanu szlacheckiego, reszta mieszczanie. Pierwszy ode drzwi,
szczupy mieszczanin z rudymi, lnicymi wsami, z zazawionymi oczyma, siedzi podparszy
gow i patrzy w jeden punkt. Dzie i noc smuci si krcc gow, wzdychajc i gorzko si
umiechajc; w rozmowach bierze udzia rzadko i na pytania zazwyczaj nie odpowiada. Je i pije
machinalnie, gdy je i pi podaj. Sdzc po mczcych, wstrzsajcych nim atakach kaszlu, po
wychudzeniu i rumiecu na policzkach, ma pocztki grulicy.
Nastpnym jest may, wawy, bardzo ruchliwy staruszek ze spiczast brdk i z czarnymi,
kdzierzawymi jak u Murzyna wosami. W dzie spaceruje po izbie od okna do okna lub siedzi na
swym ku podgiwszy nogi po turecku i niezmordowanie niby gil powistuje, cichutko piewa i
chichocze. Dziecic wesoo i ywe usposobienie przejawia rwnie w nocy, kiedy wstaje, eby
si pomodli, co polega na biciu si w piersi i dubaniu palcem w drzwiach. Tym chorym jest yd
Mojsiejka, guptak, co popad w obkanie przed dwudziestu laty, kiedy spali mu si jego warsztat
czapniczy.
Ze wszystkich lokatorw sali nr 6 jemu jednemu pozwalaj wychodzi z pawilonu i nawet ze
szpitala na miasto. Z tego przywileju korzysta Mojsiejka ju od dawna, zapewne jako stary
mieszkaniec szpitala i jako cichy i nieszkodliwy wariat, miejski bazen, ktrego z dawna ju
przyzwyczajono si oglda na ulicach, otoczonego urwisami i psami. W swej szlafroczynie, w
miesznej mycce szpitalnej i w pantoflach, a niekiedy bosy i nawet bez pantalonw chodzi po
miecie zatrzymujc si przy bramach i sklepach i prosi o grosik. W jednym miejscu dadz mu
kwasu, w drugim chleba, w trzecim kopiejk, tak e powraca zazwyczaj do swego pawilonu syty i
bogaty. Wszystko, co ze sob przynosi, odbiera mu i przyswaja sobie Nikita. Czyni to w sposb
grubiaski, z gniewem, wywracajc mu kieszenie i wzywajc Boga na wiadka, e ju nigdy nie
puci yda na ulic i e nieporzdki s dla niego rzecz najgorsz w wiecie.
Mojsiejka lubi usugiwa. Podaje towarzyszom wod, okrywa ich, kiedy pi, obiecuje kademu z
nich, e przyniesie mu z miasta kopiejk i uszyje czapk; karmi take yk swego ssiada z lewej
strony, paralityka. Postpuje w ten sposb nie ze wspczucia lub jakichkolwiek wzgldw
humanitarnych, lecz naladujc i mimo woli ulegajc wpywom swego ssiada z prawej strony,
Gromowa.
Iwan Dmitrycz Gromow, mczyzna liczcy lat trzydzieci trzy, szlachcic, byy egzekutor sdowy i
albo pomyka sdowa? Nie darmo przecie dowiadczenie ludowe poucza: od turmy i torby ebraczej
nie odrzekaj si. A omyka przy dzisiejszej procedurze sdowej bardzo jest moliwa i nic w tym nie
ma osobliwego. Ludzie majcy subowy, oficjalny stosunek do cudzego cierpienia, jak na przykad
sdziowie, policjanci, lekarze, z biegiem czasu, si przyzwyczajenia trac wraliwo do tego
stopnia, e nie mog ju, choby chcieli, traktowa swoich klientw inaczej ni formalnie; pod tym
wzgldem niczym nie rni si od chopa, ktry na tyach domu rnie barany i cielta, nie
zauwaajc krwi. A przy formalnym, bezdusznym stosunku do osobowoci na to, eby niewinnego
czowieka pozbawi wszystkich praw stanu i skaza go na katorg, sdziemu potrzeba jednej tylko
rzeczy: czasu. Tylko czasu na zachowanie jakich takich formalnoci, za co sdziemu pac pensj, a
potem wszystko skoczone. I szukaj potem sprawiedliwoci albo obrony w tej maej, brudnej
miecinie o dwiecie wiorst od kolei! I czy nie miesznym jest myle o sprawiedliwoci, gdy
spoeczestwo wszelk przemoc wita jako rozumn i celow konieczno, a kady akt miosierdzia,
na przykad wyrok uniewinniajcy, wywouje istny paroksyzm nie zaspokojonego uczucia pomsty?
Rano Iwan Dmitrycz wsta z ka przeraony, z zimnym potem na czole, cakiem ju pewien, e w
kadej chwili mog go aresztowa. Jeeli wczorajsze ponure myli tak dugo nie opuszczaj go
rozwaa to znaczy, e mieci si w nich cz prawdy. Nie mogy przecie, rzecz oczywista,
przyj mu do gowy bez adnego powodu.
Stjkowy, nie pieszc si, przeszed okoo okien: to nie przypadek. A oto dwu ludzi zatrzymao si
koo domu i milcz. Dlaczego milcz?
Nadeszy tedy dla Iwana Dmitrycza mczce dnie i noce. Wszyscy przechodzcy koo domu i
wchodzcy w podwrze zdawali mu si szpiegami lub agentami suby ledczej. W poudnie
zazwyczaj przejeda ulic w par koni naczelnik policji powiatowej; jecha ze swego
podmiejskiego majtku do komendy policji, ale Iwanowi Dmitryczowi za kadym razem zdawao
si, e jedzie on za prdko i z jakim osobliwym wyrazem twarzy, najwidoczniej pieszy ogosi, e
w miecie pojawi si jaki wany przestpca. Iwan Dmitrycz wzdryga si przy kadym dzwonku i
stukaniu do bramy, poszy si zobaczywszy u gospodyni jakiego nowego czowieka; przy
spotkaniach z policjantami i andarmami umiecha si i pogwizdywa, eby wydawa si
obojtnym. Cae noce nie sypia oczekujc aresztowania, ale chrapa gono i wzdycha niby pic,
eby gospodyni mylaa, e pi, jeeli bowiem nie pi, to znaczy, e drcz go wyrzuty sumienia
c za poszlaka! Fakty i zdrowa logika udowadniay mu, e wszystkie te strachy to bzdura i
psychopatia, e w aresztowaniu i uwizieniu, jeli spojrze na to z szerszego punktu widzenia, nie
ma w gruncie rzeczy nic strasznego, byle sumienie mie spokojne; ale im bardziej logicznie i
rozumnie sprawy rozwaa, tym silniejszym i bardziej mczcym stawao si jego duchowe
zatrwoenie. Byo to podobne do tego, jak pewien pustelnik chcia wyrba sobie miejsce w
dziewiczym lesie; im gorliwiej pracowa toporem, tym gciej i potniej rozrastaa si puszcza.
Koniec kocw, widzc bezuyteczno rozwaa, Iwan Dmitrycz zaprzesta ich i podda si
cakowicie rozpaczy i przeraeniu.
Zacz szuka samotnoci i unika ludzi. Suba w sdzie i dawniej bya mu nienawistn, a obecnie
staa si dla niego rzecz nie do zniesienia. Ba si, e mu tak lub inaczej podstawi nog, e mu
niepostrzeenie wsun do kieszeni apwk, a potem go zdemaskuj, albo e sam niechccy dopuci
si w papierach urzdowych jakiej omyki rwnoznacznej z faszerstwem, albo e zgubi cudze
pienidze. I dziwne, nigdy dawniej myl jego nie bya tak wynalazcza i gitka jak teraz, kiedy co
dzie wymyla tysice najrozmaitszych powodw, nakazujcych mu powanie obawia si o sw
wolno i cze. Natomiast znacznie osabo w nim zainteresowanie wiatem zewntrznym, a
zwaszcza ksikami; a i pami zacza mu te nie dopisywa.
Na wiosn, kiedy stajay niegi, w parowie koo cmentarza znaleziono dwa na p zgnie trupy
staruszki i chopca z oznakami gwatownej mierci. W miecie wszyscy gadali o tych trupach i o
nieznanych zabjcach. Iwan Dmitrycz, eby nie posdzono go, e to on by zabjc, chodzi po
miecie i umiecha si, a przy spotkaniach ze znajomymi mieni si na twarzy i zaczyna dowodzi,
e nie ma nikczemniejszej zbrodni jak mordowanie sabych i bezbronnych. Ale wkrtce znuyo go
to kamstwo i po pewnym namyle doszed do wniosku, e w jego pooeniu najlepiej bdzie ukry
si w piwnicy gospodyni. W piwnicy tej przesiedzia cay dzie, potem noc i drugi dzie; bardzo
zmarz i doczekawszy si zmroku, po kryjomu, jak zodziej, przekrad si do swojego pokoju. Do
witu sta nieruchomo porodku pokoju i nasuchiwa. Rano przed wschodem soca przyszli do
gospodyni zduni. Iwan Dmitrycz wiedzia doskonale, e przyszli przestawia piec w kuchni, ale
strach podszepn mu, e to s policjanci przebrani za zdunw. Po cichutku wyszed z mieszkania i
owadnity przeraeniem, bez czapki i surduta pobieg ulic. Szczekajc pobiegy za nim psy, gdzie
z tyu krzycza chop, w uszach wiszczao powietrze, a Iwanowi Dmitryczowi wydao si, e
przemoc caego wiata zgromadzia si za jego plecami i jego wanie ciga.
Zatrzymano go, przyprowadzono do domu i wysano gospodyni po doktora. Doktor Andriej
Jefimycz, o ktrym bdzie mowa dalej, przepisa zimne okady na gow i laurowe krople, smutno
pokiwa gow i odszed powiedziawszy gospodyni, e ju nie przyjdzie, bo nie naley przeszkadza
ludziom popada w obd. A e w domu nie byo z czego y ani za co si leczy, niebawem
umieszczono Iwana Dmitrycza w szpitalu, gdzie pooyli go na sali chorb wenerycznych. Iwan
Dmitrycz nie spa po nocach, kaprysi i niepokoi chorych, i wkrtce na zlecenie Andrieja Jefimycza
przeniesiono go na sal nr 6.
Po roku w miecie zapomniano ju zupenie o Iwanie Dmitryczu, a jego ksiki, zwalone przez
gospodyni na sanki stojce pod szop, porozwczyli chopcy uliczni.
IV
Ssiadem Iwana Dmitrycza z lewej strony by, jak ju powiedziaem, yd Mojsiejka, ssiadem za z
prawej obrosy tuszczem, prawie kulisty chop z tp, cakiem bezmyln twarz. To
nieruchome, aroczne i niechlujne zwierz od dawna ju pozbawione jest zdolnoci mylenia i
odczuwania. Bije od niego stale ostry, dawicy smrd.
Sprztajcy po nim Nikita bije go strasznie, z rozmachem, nie szczdzc swoich pici; a straszne
jest nie to, e go bij do tego mona przywykn ale to, e owo stpiao zwierz nie reaguje na
bicie ani gosem, ni ruchem, ani wyrazem oczu, tylko z lekka chwieje si jak cika beczka.
Pity i ostatni mieszkaniec sali nr 6 to mieszczanin, niegdy ekspedytor na poczcie, drobny,
chuderlawy blondyn z dobr, troch filutern twarz. Sdzc po mdrych, spokojnych oczach,
patrzcych jasno i wesoo, ma on swj rozum, skrywa jak bardzo wan i mi tajemnic. Pod
poduszk i materacem chowa co, czego nikomu nie pokazuje, ale nie z obawy, e mu to zabior czy
skradn, tylko ze wstydliwoci. Niekiedy podchodzi do okna i obrciwszy si plecami do
towarzyszy, nakada sobie co na pier i patrzy na to spuciwszy gow; jeli kto podejdzie wtedy
do niego, zawstydza si i zrywa owo co z piersi. Ale nietrudno jest odgadn jego tajemnic.
Niech pan mi powinszuje mwi czsto do Iwana Dmitrycza przedstawili mnie do orderu
Stanisawa drugiego stopnia z gwiazd. Drugi stopie z gwiazd daj tylko cudzoziemcom, ale dla
mnie chc, nie wiem czemu, zrobi wyjtek umiecha si, wzruszajc ze zdumieniem ramionami.
No, tegom si, przyznaj, nie spodziewa!
A ja nic a nic na tym si nie znam pospnie owiadcza Iwan Dmitrycz.
Ale wie pan, czego ja si wczeniej czy pniej dobij? cignie byy ekspedytor mruc
filuternie oczy. Ja bezwarunkowo dostan szwedzk ,,Polarn Gwiazd". Taki order to warte
zachodu. Biay krzy i czarna wstga. To bardzo adne.
Nigdzie chyba ycie nie jest rwnie monotonne jak w naszym pawilonie. Rano chorzy, oprcz
paralityka i chopa grubasa, myj si w sieni wod z duego cebra i obcieraj si poami szlafrokw;
potem pij z cynowych kubkw herbat, ktr Nikita przynosi z gwnego budynku szpitala. Na
kadego przypada po jednym kubku. W poudnie jedz kapuniak i kasz, wieczorem na kolacj
kasz pozosta z obiadu. Midzy posikami le, pi, patrz przez okno i chodz z kta w kt. I tak
codziennie. Nawet byy ekspedytor mwi cigle o jednych i tych samych orderach.
Ludzi ze wiata rzadko si widuje na sali nr 6. Nowych wariatw doktor dawno ju nie przyjmuje, a
ludzi, co by lubili nawiedza domy dla obkanych, niewielu jest na wiecie. Raz na dwa miesice
przybywa do pawilonu cyrulik, Siemion azarycz. O tym, jak strzye on wariatw i jak pomaga mu
w tym Nikita, i jaki popoch wywouje wrd chorych pojawienie si pijanego, umiechnitego
cyrulika mwi nie bdziemy.
Oprcz cyrulika nikt wicej do pawilonu nie zaglda. Chorzy skazani s na ogldanie dzie w dzie
jednego tylko Nikity.
Ale niedawno po budynkach szpitalnych rozniosa si dziwna pogoska.
Rozesza si pogoska, jakoby na sal nr 6 zacz przychodzi doktor.
V
Dziwna pogoska!
Doktor Andriej Jefimycz Ragin by czowiekiem w swoim rodzaju niezwykym. Powiadaj, e we
wczesnej modoci by bardzo pobony i przygotowywa si do kariery duchownej i e po
skoczeniu gimnazjum w 1863 roku mia zamiar wstpi do akademii duchownej, ale jakoby jego
ojciec, doktor medycyny i chirurg, wymia go jadowicie i owiadczy, e nie bdzie go uwaa za
syna, jeeli zostanie popem. Ile w tym prawdy, nie wiem, ale sam Andriej Jefimycz nieraz
przyznawa si, e nigdy nie czu powoania do medycyny ani w ogle do nauk specjalnych.
Tak czy inaczej, ukoczywszy fakultet medyczny, Andriej Jefimycz na popa si nie wywici.
Nabonoci nie zdradza, a do osoby duchownej by rwnie mao podobny w pocztkach swojej
kariery medycznej, jak i obecnie.
Powierzchowno ma cik, prostack, chopsk; twarz, broda, gadkie wosy i mocna, niezgrabna
budowa przypominaj raczej waciciela przydronej obery, obartego, popdliwego i twardego.
Twarz surowa, pokryta sinymi ykami, oczy mae, nos czerwony. Przy wysokim wzrocie i
szerokich barach rce i nogi ma ogromne: zda si, wyrnie kuakiem i mier pewna. Ale krok
jego jest powolny, a chd ostrony, skradajcy si; przy spotkaniach w wskim korytarzu doktor
zawsze pierwszy zatrzymuje si, eby da przej, i nie basem, jakby naleao si spodziewa, lecz
cienkim i mikkim tenorkiem mwi: ,,Przepraszam!" Na szyi ma lekki obrzk nie pozwalajcy mu
nosi sztywnych, nakrochmalonych konierzykw, chodzi te zawsze w mikkiej pciennej albo
perkalowej koszuli. W ogle ubiera si nie po doktorsku. Jedno i to samo ubranie nosi po dziesi
lat, a nowa odzie, kupowana zazwyczaj w ydowskim kramie, wydaje si na nim tak samo
znoszon i zmit jak stara; w jednym i tym samym surducie przyjmuje chorych, siada do obiadu i
chodzi na wizyty; ale to nie ze skpstwa, lecz z zupenej obojtnoci na swj zewntrzny wygld.
Kiedy Andriej Jefimycz przyby do miasta dla objcia posady, ,,zakad dobroczynny" znajdowa si
w okropnym stanie. W salach, na korytarzach i na podwrzu szpitalnym smrd nie pozwala prawie
oddycha. Posugacze szpitalni, sanitariuszki oraz ich dzieci spali w salach razem z chorymi.
Skarono si, e karaluchy, pluskwy i myszy nie daj y. W oddziale chirurgicznym stale panowaa
ra. Na cay szpital byy tylko dwa skalpele i ani jednego termometru; w wannach trzymano
kartofle. Intendent, klucznica i felczer rabowali chorych, a o starym doktorze, poprzedniku Andrieja
Jefimycza, opowiadano, jakoby trudni si potajemn sprzeda szpitalnego spirytusu, a z
sanitariuszek i chorych kobiet stworzy sobie cay harem. W miecie wiedziano doskonale o tych
nieporzdkach i nawet wyolbrzymiano je, ale odnoszono si do nich ze spokojem; jedni
usprawiedliwiali je tym, e do szpitala id tylko ubodzy mieszczanie i chopi, ktrzy nie mog by
niezadowoleni, gdy w domu yj daleko gorzej ni w szpitalu; miaoby si ich jarzbkami moe
karmi? Drudzy na usprawiedliwienie mwili, e samo miasto bez pomocy ziemstwa nie ma
monoci utrzymania dobrego szpitala; dzikowa Bogu, e jest chocia i taki. A mode ziemstwo
nie otwierao lecznicy ani w miecie, ani w okolicach, powoujc si na to, e miasto ma ju swj
szpital.
Andriej Jefimycz obejrzawszy szpital doszed do wniosku, e jest on instytucj niemoraln i w
najwyszym stopniu szkodliw dla zdrowia mieszkacw. Wedle jego mniemania najmdrzej byoby
chorych wypuci na swobod, a szpital zamkn. Ale osdzi, e na to nie dosy samej tylko jego
woli i e to na nic by si nie przydao; jeli niechlujstwo fizyczne i moralne wygna z jednego
miejsca, to wnet przeniesie si na drugie; trzeba czeka, a samo wywietrzeje. A nadto, skoro ludzie
zaoyli szpital i cierpi jego istnienie, to znaczy, e go potrzebuj; przesdy i wszystkie te yciowe
paskudztwa i podostki s potrzebne, gdy z biegiem czasu przetwarzaj si na co dorzecznego, jak
nawz przetwarza si w czarnoziem. Na ziemi nie ma takiego dobra, ktre u swego prarda nie
miaoby jakiej szpetoty.
Objwszy posad Andriej Jefimycz zachowa si wobec nieporzdkw, jak wida, dosy obojtnie.
Poprosi tylko posugaczy i sanitariuszki o nienocowanie na salach i ustawi dwie szafy z
instrumentami; intendent, felczer, klucznica i ra w chirurgicznym pozostali na swoich miejscach.
Andriej Jefimycz nadzwyczaj miuje rozum i uczciwo, ale eby urzdzi dokoa siebie ycie
rozumnie i uczciwie, na to nie starcza mu charakteru i wiary w swoje prawo do tego. Rozkazywa,
zabrania, wymaga Andriej Jefimycz najzupeniej nie potrafi. Wyglda na to, jakby lubowa sobie
nigdy nie podnosi gosu i nie uywa trybu rozkazujcego. Trudno mu wyrzec sowa ,,daj" albo
,,przynie"; kiedy chce mu si je, pokaszluje niepewnie i mwi do kucharki: Moe by mi tak
herbaty..." albo: ,,Moe bym tak co zjad". Ale powiedzie intendentowi, aeby przesta kra, albo
przepdzi go czy cakiem skasowa ten niepotrzebny pasoytniczy urzd przechodzi to jego siy.
Kiedy oszukuj go albo mu pochlebiaj, albo podaj mu do podpisu jawnie bezecny rachunek,
doktor czerwieni si jak rak i czuje si winnym, ale rachunek jednak podpisuje; kiedy chorzy skar
mu si na gd i na grubiastwo posugaczek, miesza si i mruczy winowajczo;
Dobrze, dobrze, potem rozpatrz... To wida nieporozumienie,...
Z pocztku Andriej Jefimycz pracowa bardzo gorliwie. Przyjmowa co dzie od rana do obiadu,
operowa i trudni si nawet praktyk akuszersk. Panie mwiy o nim, e jest uwany i wietnie
rozpoznaje choroby, zwaszcza dziecinne i kobiece. Ale z biegiem czasu rzecz widomie go znudzia
swoj jednostajnoci i oczywist bezuytecznoci. Dzi przyjmie trzydziestu chorych, a nazajutrz
patrzy, zwalio si ich trzydziestu piciu, a pojutrze czterdziestu, i tak dzie po dniu, rok za rokiem, a
miertelno w miecie si nie zmniejsza i chorzy nie przestaj przychodzi. Udzieli na serio
pomocy czterdziestu przychodzcym chorym od rana do obiadu jest fizyczn niemoliwoci, wic
mimo woli wychodzi to na czyste oszustwo. Przyjto w roku sprawozdawczym dwanacie, tysicy
przychodzcych chorych, czyli, uczciwie rozumujc, oszukano dwanacie tysicy ludzi. Ka za
ciko chorych na salach i zajmowa si nimi wedug prawide nauki te nie podobna; istniej
bowiem prawida, ale nie ma nauki; a jeeli zaniecha filozofii i pedantycznie trzyma si prawide,
jak inni lekarze, to na to przede wszystkim potrzebne s czysto i wentylacja, a nie brudy, i zdrowe
jedzenie, a nie zupa ze mierdzcej kiszonej kapusty, i dobre siy pomocnicze, a nie zodzieje.
A zreszt po co przeszkadza ludziom w umieraniu, skoro mier jest normalnym i prawowitym
kocem kadego z nas? C std, e jaki kupczyk lub urzdnik y bdzie o pi, dziesi lat
duej? Jeeli za cel medycyny upatrywa w tym, e lekarstwa przynosz ulg w cierpieniach, to
mimo woli nastrcza si pytanie: po co przynosi ulg? Po pierwsze mwi si, e cierpienia wiod
czowieka do doskonaoci, a po wtre, jeeli ludzko rzeczywicie nauczy si agodzi swoje
cierpienia za pomoc piguek i kropel, to cakiem zarzuci religi i filozofi, w ktrych dotd
znajdowaa nie tylko obron przed wszelkimi udrkami, ale i szczcie. Puszkin przed mierci
cierpia straszliwe mczarnie, Heine, biedaczysko, przelea kilka lat sparaliowany; czemu wic nie
miaby troch pochorowa jaki Andriej Jefimycz albo Matriona Sawiszna, ktrych ycie jest bez
treci i byoby zupenie puste i podobne yciu ameby, gdyby nie cierpienie?
Pod ciarem takich rozwaa Andriejowi Jefimyczowi opady rce i ju nie co dzie pojawia si w
szpitalu.
VI
ycie jego toczy si w nastpujcy sposb. Rano wstaje zwykle o godzinie smej, ubiera si i pije
herbat. Potem zasiada w swoim gabinecie i czyta albo idzie do szpitala. Tu w szpitalu, w wskim,
ciemnym korytarzyku siedz ambulatoryjni chorzy, oczekujcy przyjcia. Koo nich, tupic butami
po ceglanej pododze, biegaj posugacze i sanitariuszki, przechodz mizerni chorzy w szlafrokach,
wynosi si umarych i naczynia z nieczystociami, pacz tu dzieci, wiej przecigi. Andriej
Jefimycz wie, e dla gorczkujcych, dla grulikw i w ogle dla wraliwych pacjentw takie
warunki s mczce, ale c pocz? W pokoju przyj spotyka go felczer, Siergiej Siergieicz, may,
gruby jegomo z wygolon, czysto umyt, pulchn twarz, z mikkim, gadkim sposobem bycia i w
nowym przestronnym garniturze, wygldajcy raczej na senatora ni na felczera. Ma on w miecie
ogromn praktyk, nosi biay krawat i uwaa siebie za lepiej znajcego si na rzeczy ni doktor,
ktry nie ma adnej prywatnej praktyki. W kcie pokoju przyj znajduje si duy obraz wity w
otarzyku za szkem, a przed obrazem pali si cika wiszca lampa; obok stolik na wieczki,
okryty biaym pokrowcem; na cianach wisz portrety archiriejw, widok przedstawiajcy klasztor
wiatogorski i wianki z zaschnitych modrakw. Siergiej Siergieicz jest religijny i lubi witobliw
wystawno. Obraz wity ufundowany jest jego kosztem; niedzielami w pokoju przyj kto z
chorych na jego rozkaz czyta gono modlitwy, a potem sam Siergiej Siergieicz obchodzi wszystkie
sale z kadzielnic i kadzi w nich wonnym adanem*.
*/ a d a n wonna ywica, uywana na Wschodzie jako kadzido.
Chorych jest wielu, a czasu mao, tedy rzecz sprowadza si do krtkich pyta i do wydania
jakiegokolwiek lekarstwa w rodzaju maci kamforowej lub oleju rycynowego. Andriej Jefimycz
siedzi zamylony, podparszy twarz kuakiem, i machinalnie zadaje pytania. Siergiej Siergieicz take
siedzi, zaciera rczki i wtrca si od czasu do czasu do rozmowy.
Chorujemy i cierpimy niedol dlatego mwi e nie dosy modlimy si do miosierdzia
boskiego. Tak!
Podczas przyj Andriej Jefimycz nie robi adnych zabiegw operacyjnych; dawno ju si od nich
odzwyczai i widok krwi porusza go w niemiy sposb. Kiedy wypadnie otworzy usta dziecku, eby
mu zajrze do garda, a dziecko krzyczy i broni si rczkami, to doktor od szumu w uszach dostaje
zawrotu gowy i zy napywaj mu do oczu. Spiesznie zapisuje lekarstwo i macha rkoma, eby baba
jak najprdzej wyniosa dziecko.
W czasie przyj niebawem zaczynaj go nudzi: lkliwo chorych, ich tpota, obecno
nabonego Siergieja Siergieicza, portrety na cianach i jego wasne pytania, zadawane niezmiennie
ju przeszo dwadziecia lat. Wychodzi, przyjwszy picioro do szeciorga chorych. Reszt
przyjmuje felczer ju bez niego.
Z przyjemn myl, e prywatnej praktyki, chwaa Bogu, dawno ju nie ma i e mu nikt nie
przeszkodzi, Andriej Jefimycz, przyszedszy do domu, zaraz siada w swym gabinecie przy stole i
zaczyna czyta. Czyta bardzo duo i zawsze z wielk przyjemnoci. Poow pensji wydaje na
kupno ksiek i z szeciu pokoi jego mieszkania trzy zawalone s ksikami i starymi czasopismami.
Najbardziej lubi dziea historyczne i filozoficzne; z medycyny za prenumeruje tylko pismo
,,Lekarz", ktre zawsze zaczyna czyta od koca. Czytanie za kadym razem trwa bez przerwy po
kilka godzin i nie nuy go. Andriej Jefimycz czyta nie tak prdko i porywczo, jak niegdy czytywa
Iwan Dmitrycz, lecz powoli, wnikliwie, czsto zatrzymujc si na zdaniach, ktre mu si podobaj
albo s nie do zrozumiae. Koo ksiek stoi zawsze karafeczka z wdk i ley kwaszony ogrek
albo kwaszone jabko, wprost na suknie biurka, bez talerza. Co p godziny, nie odrywajc oczu od
ksiki, Andriej Jefimycz nalewa sobie kieliszek wdki i wypija, potem nie patrzc namacuje ogrek
i odgryza z niego kawaek.
O godzinie trzeciej podchodzi ostronie do drzwi kuchennych, kaszle i mwi:
Dariuszka, moe bym tak zjad obiad... Po dosy marnym i niechlujnie podanym obiedzie doktor
spaceruje po swoich pokojach ze skrzyowanymi na piersiach rkoma i rozmyla. Bije godzina
czwarta, potem pita, a on wci chodzi i duma. Od czasu do czasu skrzypi kuchenne drzwi i
ukazuje si w nich czerwone, zaspane oblicze Dariuszki.
Andriej Jefimycz, nie czas byoby ju piwa si napi? pyta skopotana Dariuszka.
Nie, jeszcze nie czas... odpowiada doktor. Jeszcze poczekam... poczekam...
Nad wieczorem przychodzi zazwyczaj pocztmistrz, Michai Awierianycz, jedyny w caym miecie
czowiek, ktrego towarzystwo nie jest dla Andrieja Jefimycza nuce. Michai Awierianycz by
niegdy bardzo bogatym ziemianinem i suy w kawalerii, ale roztrwoni wszystko i z biedy zosta
na staro pocztowcem. Wyglda dzielnie i zdrowo, ma pyszne siwe bokobrody; maniery dobrze
wychowanego czowieka i donony, przyjemny gos. Jest czowiekiem dobrym i uczuciowym, lecz
popdliwym. Kiedy na poczcie kto z interesantw zgasza sprzeciw, nie zgadza si lub w ogle
zaczyna rozprawia, Michai Awierianycz psowieje, trzsie si caym ciaem i krzyczy
piorunujcym gosem: ,,Milcze!", tak e poczta ju od dawna ma reputacj urzdu, do ktrego
strach jest przychodzi. Michai Awierianycz szanuje i lubi Andrieja Jefimycza za wyksztacenie i
szlachetno duszy, a na reszt obywateli patrzy z gry jak na swoich podwadnych.
To ja! mwi wchodzc do Andrieja Jefimycza. Jak si pan miewa, kochany? A moe ja si
ju panu naprzykrzyem, co?
Przeciwnie, bardzo si ciesz odpowiada doktor. Zawsze bardzo rad panu jestem.
Przyjaciele zasiadaj w gabinecie na kanapie i jaki czas pal w milczeniu.
Dariuszka, moe by nam tak piwa! mwi Andriej Jefimycz.
Pierwsz butelk wypijaj take w milczeniu: doktor zamyliwszy si, a Michai Awierianycz
wesoym i oywionym wygldem jakby dajc pozna, e ma co bardzo interesujcego do
opowiedzenia. Rozmow zaczyna zawsze doktor.
Jaka szkoda mwi cicho i powoli, krcc gow i nie patrzc gociowi w oczy (doktor nigdy
nie patrzy w oczy) jaka ogromna szkoda, szanowny Michaile Awierianyczu, e w naszym miecie
nie ma zupenie ludzi, ktrzy by lubili i umieli prowadzi mdre i ciekawe rozmowy. To dla nas
wielka strata. Nawet inteligencja nie wznosi si nad pospolito; poziom jej rozwoju, zapewniam
pana, nic nie jest wyszy ni poziom warstw niszych.
wita prawda. Zgadzam si.
Sam pan wie cignie doktor cicho i z przestankami e na tym wiecie wszystko jest bahe i
nieciekawe oprcz wyszych duchowych przejaww ludzkiego rozumu. Rozum stanowi ostr
granic dzielc zwierz od czowieka; napomyka o boskoci tego ostatniego i do pewnego stopnia
zastpuje mu nawet niemiertelno, ktrej nie ma. Wychodzc z tego zaoenia, rozum to jedyne
moliwe rdo rozkoszy. A my nie widzimy i nie syszymy dokoa siebie nic rozumnego, a wic
pozbawieni jestemy rozkoszy. Prawda, mamy ksiki, ale to cakiem nie to, co ywa rozmowa i
ywe obcowanie. Pozwl pan, e uyj nie cakiem trafnego porwnania: ksiki to nuty, a rozmowa
to piew.
wita prawda!
Zapada milczenie. Z kuchni wychodzi Dariuszka i z wyrazem tpego zasmucenia, podparszy twarz
pistk, staje we drzwiach i sucha.
Ech! wzdycha Michai Awierianycz. Zachciao si panu. Dzisiejsi ludzie i rozum!
I opowiada o tym, jak dawniej yo si zdrowo, wesoo i ciekawie, jaka w Rosji bya rozumna
inteligencja i jak wysokie miaa pojcie o honorze i przyjani. Poyczali pienidze bez weksla i za
hab uchodzio nie okaza pomocy potrzebujcemu koledze. A jakie byy wyprawy, przygody,
starcia; jacy towarzysze, jakie kobiety! A Kaukaz jaki to zadziwiajcy kraj! A ona pewnego
dowdcy batalionu, dziwna kobieta, wkadaa na siebie oficerskie ubranie i wyjedaa wieczorem w
gry sama, bez przewodnika. Powiadaj, e w auach miaa romans z jakim kniazikiem.
Gos Iwana Dmitrycza i jego moda, rozumna, krzywica si twarz spodobay si Andriejowi
Jefimyczowi. Zapragn obaskawi modego czowieka i uspokoi go. Usiad obok niego na ku,
pomyla i powiedzia:
Pan si pyta, co robi? W paskim pooeniu najlepiej byoby uciec std. Ale, niestety, to si na
nic nie zda. Zapi pana. Kiedy spoeczestwo chce si zabezpieczy przed zbrodniarzami, ludmi
psychicznie chorymi i w ogle ludmi dla siebie niewygodnymi staje si wtedy si nie do
pokonania. Pozostaje wic jedno: uspokoi si i uwaa, e paskie przebywanie tutaj to rzecz
konieczna.
Nikomu to nie jest potrzebne.
Skoro istniej wizienia i domy dla obkanych, to musi kto w nich siedzie. Jeli nie pan, to ja,
jeli nie ja, to kto trzeci. Poczekajmy, a w dalekiej przyszoci przestan istnie wizienia i domy
wariatw; nie bdzie wtedy ani krat w oknach, ani szlafrokw szpitalnych. Nie ulega wtpliwoci, e
takie czasy prdzej czy pniej nastan. Iwan Dmitrycz umiechn si szyderczo.
Pan artuje rzek mruc oczy. Takich jegomociw jak pan i paski pomocnik Nikita nic
nie obchodzi przyszo, ale moe pan by pewien, askawy panie, e przyjd lepsze czasy! Moe
wyraam si banalnie, moesz pan mia si ze mnie, ale wzejdzie zorza nowego ycia, zatryumfuje
prawda nadejdzie i dla nas wielka godzina! Ja tego nie doczekam, zdechn, ale za to czyje
prawnuki doczekaj si. Pozdrawiam ich z caego serca i ciesz si, ciesz si za nich! Naprzd!
Szcz wam Boe, przyjaciele!
Iwan Dmitrycz wsta z byszczcymi oczyma i wycigajc rce ku oknu mwi dalej wzruszonym
gosem:
Spoza tych krat bogosawi was! Niech yje prawda! Ciesz si!
Nie widz szczeglnego powodu do uciechy rzek doktor, ktremu gest Iwana Dmitrycza
wyda si teatralnym i jednoczenie bardzo mu si spodoba. Wizie i domw dla obkanych
nie bdzie i prawda, jak si pan raczy wyrazi, zatryumfuje, ale przecie istota rzeczy si nie
zmieni, prawa przyrody pozostan takie same jak dotd. Ludzie bd chorowali, starzeli si i
umierali tak samo jak obecnie. Chociaby najwspanialsza zorza owietlaa paskie ycie, zawsze
koniec kocw zamkn pana w trumnie i wrzuc do dou.
A niemiertelno?
E, daj pan spokj!
Pan nie wierzy, no a ja wierz. U Dostojewskiego czy u Woltera kto powiada, e gdyby nie byo
Boga, to ludzie by go wymylili. Ot ja gboko wierz, e jeli nie ma niemiertelnoci, to j
wczeniej czy pniej wynajdzie wielki rozum czowieka.
Dobrze powiedziane rzek doktor umiechajc si z zadowoleniem. To dobrze, e pan
wierzy. Z tak wiar mona y piewajco, nawet bdc zamurowanym. Pan si gdzie ksztaci,
prosz pana?
Tak, chodziem na uniwersytet, ale nie skoczyem.
Pan jest mylcym i dociekliwym czowiekiem. We wszelkich warunkach moe pan znale
ukojenie w sobie samym. Swoboda i gboka praca myli, dca do zrozumienia sensu ycia, i
zupena pogarda dla gupiej marnoci wiata oto dwa dary, nad ktre nic wyszego czowiek
nigdy nie zyska. I pan je moe posi yjc nawet za potrjnymi kratami. Diogenes mieszka w
pan tedy, e i stoik zareagowa na podniet, bo eby dokona takiego aktu wielkodusznoci, jakim
jest unicestwienie siebie dla dobra bliniego, trzeba mie zbuntowan, wspczujc dusz. eby nie
to, e zapomniaem tu w tym wizieniu wszystkiego, czegom si uczy, to jeszcze bym o tym i
owym wspomnia. A wemy Chrystusa? Chrystus na rzeczywisto odpowiada tym, e paka,
umiecha si, smuci si, gniewa, nawet tskni; Chrystus nie z umiechem szed na spotkanie
cierpie i nie gardzi mierci, lecz modli si w getsemaskim Ogrjcu, eby omin Go ten kielich.
Iwan Dmitrycz rozemia si i usiad.
Przypumy, e zadowolenie i spokj s nie na zewntrz czowieka, lecz w nim samym rzek.
Przypumy, e naley gardzi cierpieniem i niczemu si nie dziwi. Ale na jakiej to podstawie
pan co takiego gosi? Czy pan jest mdrcem? Filozofem?
Nie, nie jestem filozofem, ale kady powinien to gosi, bo to jest rozumne.
Nie, ja chc wiedzie, dlaczego pan uwaa si za kompetentnego w sprawach zrozumienia ycia,
pogardy dla cierpie i tak dalej. Czy cierpia pan kiedykolwiek? Czy ma pan pojcie o cierpieniach?
Przepraszam, czy pan jako dziecko dostawa w skr?
Nie, moi rodzice mieli odraz do kar cielesnych.
A mnie ojciec wali okrutnie. Mj ojciec by twardy urzdnik z hemoroidami, z dugim nosem i
t szyj. Ale mwmy o panu. Przez cae paskie ycie nikt pana palcem nie trci; nie bye pan
zastraszony i zahukany; zdrw pan jeste jak byk. Rs pan pod skrzydekiem ojca i uczy si na jego
koszt, a potem od razu dorwa si pan do synekurki. Przez dwadziecia z gr lat zajmowa pan
bezpatne mieszkanie z opaem, wiatem i usug, majc przy tym prawo pracowa tak i tyle, ile pan
zechcia, a nawet nic nie robi. Z natury jest pan czowiekiem leniwym i rozlazym, wic stara si
pan urzdzi sobie ycie tak, eby nic pana nie niepokoio i nie ruszao z miejsca. Szpitalem rzdzi
felczer i inne szuje, a pan siedzia sobie w cieple i w ciszy, zbiera pienidze, czyta pan sobie
ksiki, raczy si pan rozmylaniami o rnych wzniosych bredniach i tu Iwan Dmitrycz
spojrza na czerwony nos doktora wdk. Sowem, ycia pan nie widzia, nie zna go pan
zupenie, a z rzeczywistoci zaznajamia si pan tylko teoretycznie. A gardzi pan cierpieniem i
niczemu si nie dziwi z bardzo prostej przyczyny: marno nad marnociami, z zewntrz i z
wewntrz, pogarda ycia, cierpienia i mierci, zrozumienie sensu ycia, prawdziwe dobro
wszystko to filozofia w sam raz odpowiednia dla rosyjskiego wakonia. Widzi pan na przykad, jak
chop bije on. Po co si ujmowa? Niech bije; i tak umr wczeniej czy pniej; i nadto bijcy
obraa biciem nie tego, kogo bije, tylko siebie. Upija si rzecz gupia i nieprzyzwoita, ale umiera
si czy z piciem, czy bez picia. Przychodzi baba, zby j bol... No c? Bl jest wyobraeniem o
blu i przecie bez chorb ycia si nie przeyje; wszyscy umrzemy, wic wyno si, babo, nie
przeszkadzaj mi rozmyla i pi wdk. Mody czowiek prosi o rad, jak ma y, co robi; kto inny
zadumaby si, zanimby odpowiedzia; a tu ju odpowied gotowa: d do zrozumienia sensu ycia
albo do prawdziwego dobra. A co to jest owo fantastyczne ,,prawdziwe dobro"? Odpowiedzi,
oczywicie, nie ma. Trzymaj nas tu za krat, gnoj, katuj, ale to jest pikne i rozumne, bo midzy
t oto sal a ciepym, zacisznym gabinetem nie ma adnej rnicy. Wygodna filozofia: i robi nic nie
potrzeba, i sumienie czyste, i jeszcze masz si, czowieku, za mdrca... Nie, prosz pana, to nie
filozofia, nie mylenie i nie wiate pogldy, lecz fakiryzm, lenistwo, senne odurzanie si... Tak!
znw rozgniewa si Iwan Dmitrycz. Cierpieniem pan gardzi, a niechby kto panu palec drzwiami
Michai Awierianycz zaprowadzi swego przyjaciela przede wszystkim do Matki Boskiej Iwierskiej.
Modli si arliwie i ze zami, bijc pokony, a kiedy skoczy, westchn gboko i rzek:
Cho czowiek i nie wierzy, ale zawsze jako spokojniej na duszy, jak si pomodli. Ucauj pan
ikon, kochany.
Doktor zawstydzi si i pocaowa obraz, a Michai Awierianycz wycign usta i z lekka kiwajc
gow pomodli si szeptem, i w jego oczach znw zakrciy si zy. Nastpnie poszli na Kreml i
obejrzeli car-puszk i car-kooko*, a nawet dotknli obojga palcami, lubowali si przez chwil
widokiem na Zamoskworieczje ", zwiedzili katedr Zbawiciela i Muzeum Rumiancewa.
Obiad zjedli u Tiestowa. Michai Awierianycz dugo wpatrywa si w menu, rozczesujc palcami
bokobrody, i rzek tonem smakosza, przyzwyczajonego czu si w restauracjach jak w domu:
Zobaczymy, anioki, czym nas tu dzisiaj uraczycie.
*/Car-puszka i car-kotoko zabytki zachowane na Kremlu: dua armata i olbrzymi dzwon.
*/Zamoskworieczje cz Moskwy pooona na prawym brzegu rzeki Moskwy.
XIV
Doktor chodzi, patrzy, jad, pi, ale mia tylko jedno uczucie: by zy na Michaia Awierianycza.
Chcia odpocz, uwolni si od przyjaciela, skry si, a przyjaciel uwaa za swj obowizek nie
puszcza go ani na krok od siebie i dostarcza mu jak najwicej rozrywek. Gdy nie byo ju nic do
ogldania, bawi go rozmowami. Doktor znosi to przez dwa dni, ale na trzeci oznajmi
przyjacielowi, e jest chory i chce przez cay dzie zosta w domu. Przyjaciel powiedzia, e w
takim razie i on zostanie. W istocie trzeba odpocz, bo i tak ng ju nie czuj. Doktor pooy si na
kanapie, twarz do oparcia, i zacisnwszy zby sucha, jak przyjaciel zapewnia go arliwie, e
Francja wczeniej czy pniej niezawodnie rozgromi Niemcw, e w Moskwie jest bardzo duo
hultajw i e nie mona sdzi o zaletach konia po jego zewntrznym wygldzie. Doktor dosta
szumu w uszach i bicia serca, lecz przez delikatno nie zdecydowa si poprosi przyjaciela, eby
sobie poszed albo zamilk. Na szczcie Michaiowi Awierianyczowi sprzykrzyo si siedzie w
hotelu i po obiedzie wyszed si przej.
Zostawszy sam, doktor odda si wypoczynkowi. Jak przyjemnie jest lee nieruchomo na kanapie
ze wiadomoci, e si jest samemu w pokoju! Prawdziwe szczcie jest niemoliwe bez
samotnoci. Upady anio pewnie dlatego zdradzi Boga, e zapragn samotnoci, ktrej nie znaj
anioowie. Andriej Jefimycz chcia myle o tym, co widzia i sysza ostatnimi dniami, ale Michai
Awierianycz nie wychodzi mu z gowy.
,,A przecie on wzi urlop i pojecha ze mn z przyjani, z wielkodusznoci myla doktor z
rozdranieniem. Nie ma nic gorszego ni ta przyjacielska opieka. Przecie zdawaoby si i
dobry, i wielkoduszny, i wesoek, a nudny. Nie do wytrzymania nudny. Tak to bywaj i ludzie, ktrzy
mwi same tylko mdre i dobre sowa, a czuje si, e to s tpi ludzie".
Nastpnymi dniami doktor podawa si za chorego i nie wychodzi z numeru. Lea twarz do
oparcia kanapy i mczy si, kiedy przyjaciel zabawia go rozmow, a wypoczywa, kiedy
przyjaciela nie byo. Zoci si na siebie, e wyjecha, i na przyjaciela, ktry z kadym dniem stawa
si gadatliwszy i bardziej bezceremonialny; doktorowi w aden sposb nie udawao si nastroi
swoich myli na powany i wzniosy ton.
,,To dobiera si do mnie ta rzeczywisto, o ktrej mwi Iwan Dmitrycz myla gniewajc si na
doktor jest ndzarzem, e nie ma z czego y, pocztmistrz czego nagle zapaka i obj swego
przyjaciela.
XV
Andriej Jefimycz zamieszka w domku o trzech oknach z frontu, nalecym do ubogiej mieszczki
Bieowej. W domku tym byo tylko trzy pokoje nie liczc kuchni. Dwa z nich z oknami
wychodzcymi na ulic zajmowa doktor, a w trzecim i w kuchni mieszkay: Dariuszka i mieszczka
z trojgiem dzieci. Czasami do gospodyni przychodzi nocowa kochanek, pijany chop awanturujcy
si po nocy i przejmujcy strachem Dariuszk oraz dzieci. Kiedy przychodzi i rozsiadszy si w
kuchni zaczyna domaga si wdki, wszystkim robio si bardzo ju ciasno i doktor z litoci bra do
siebie paczce dzieci, kad je spa u siebie na pododze i to mu sprawiao wielk przyjemno.
Wstawa po dawnemu o smej i po herbacie zasiada do czytania swoich starych ksiek i
czasopism. Na nowe nie mia ju pienidzy. I czy dlatego, e ksiki byy stare, czy na skutek
zmiany otoczenia, czytanie ju go nie pochaniao i mczyo go. Aby nie trawi bezczynnie czasu,
ukada szczegowy katalog swoich ksiek i nakleja na ich grzbietach karteczki, a ta skrztna,
mechaniczna robota zdawaa mu si bardziej zajmujca ni czytanie. Jednostajna, skrztna robota w
jaki niepojty sposb usypiaa jego wiadomo, nie myla o niczym i czas prdko przechodzi.
Nawet siedzenie w kuchni i obieranie z Dariuszk kartofli albo przebieranie kaszy gryczanej
wydawao mu si zajmujce. W soboty i niedziele chodzi do cerkwi. Stojc pod cian, sucha
piewu i zmruywszy oczy duma o ojcu, o matce, o uniwersytecie, o religiach: czu si ukojony i
smtny, a potem wychodzc z cerkwi aowa, e naboestwo tak prdko si skoczyo.
Dwa razy chodzi do szpitala do Iwana Dmitrycza, eby z nim porozmawia. Ale obydwa razy Iwan
Dmitrycz by niezwykle podniecony i zy: prosi, eby zostawi go w spokoju, gdy dawno mu ju
obrzyda czcza gadanina, i mwi, e za wszystkie swoje cierpienia prosi przekltych podych ludzi
o jedn tylko nagrod o zamknicie go w separatce. Czyby tego mu nawet odmawiali? Oba razy,
kiedy Andriej Jefimycz egna si z nim i yczy mu dobrej nocy, Iwan Dmitrycz odgryza si,
mwic;
A do diaba tam!
I teraz Andriej Jefimycz nie wiedzia, czy ma i po raz trzeci, czy nie. A mia ochot pj.
Dawniej po obiedzie Andriej Jefimycz chodzi po pokojach i rozmyla, obecnie za od obiadu do
wieczornej herbaty lea na kanapie twarz do ciany i oddawa si maostkowym mylom, od
ktrych nie mg si opdzi. Czu si pokrzywdzony, e za dwudziestoletni przeszo sub nie
dali mu emerytury ani jednorazowej zapomogi. Wprawdzie nie suy uczciwie, ale przecie
emerytur otrzymuj wszyscy urzdnicy bez uwagi na to, czy byli uczciwi albo nie. Dzisiejsza
sprawiedliwo na tym przecie polega, e nagradza si awansami, orderami i emeryturami nie zalety
moralne i zdolnoci, ale w ogle sub, jakkolwiek by bya. DIaczeg on jeden ma by
wyjtkiem? Pienidzy nie mia wcale. Wstyd mu byo przechodzi koo sklepiku i ba si spojrze na
gospodyni domu. Za piwo by ju winien trzydzieci dwa ruble. Bieowej te by duny. Dariuszka
cichaczem wyprzedaje stare ubrania i ksiki i kamie gospodyni, e doktor niebawem otrzyma
bardzo duo pienidzy.
Andriej Jefimycz zy by na siebie, e straci na podr tysic rubli, ktre by sobie uzbiera. Jakby
si teraz ten tysiczek przyda! Denerwowa si, e ludzie nie zostawiaj go w spokoju. Chobotow
Andriej Jefimycz poczu nagle, e szumowiny podeszy mu do garda; dosta strasznego bicia serca.
To trywialne powiedzia, prdko wstawszy i odchodzc ku oknu. Czybycie nie rozumieli,
e mwicie paskie komunay?
Chcia by mikkim i grzecznym, ale raptem na przekr woli zacisn pici i wznis je wysoko
ponad gow.
Zostawcie mnie! wrzasn nieswoim gosem, psowiejc i drc na caym ciele. Won! Obaj
won! Obaj!
Michai Awierianycz i Chobotow wstali i wpatrzyli si w niego, zrazu ze zdumieniem, potem ze
strachem.
Obaj won! krzycza dalej Andriej Jefimycz. Tpi ludzie! Gupi ludzie! Nie potrzeba mi ani
przyjani, ani twoich lekarstw, tpaku! Trywialno! Ohyda!
Chobotow i Michai Awierianycz w pomieszaniu spojrzeli na siebie, cofnli si ku drzwiom i wyszli
do sieni. Andriej Jefimycz chwyci buteleczk z bromem i cisn j za nimi; szko Z brzkiem
rozbio si o prg.
Wynocie si do diaba! krzykn doktor paczliwym gosem, wybiegajc do sieni.Precz, do
diaba!
Po wyjciu goci doktor, dygoczc jak w febrze, pooy si na kanapie i dugo jeszcze powtarza:
Tpi ludzie! Gupi ludzie!
Kiedy si uspokoi, to przede wszystkim pomyla, e biednemu Michaiowi Awierianyczowi musi
by teraz okropnie wstyd i ciko na duszy i e wszystko to jest przeraajce. Nigdy dawniej nie
zdarzao si nic podobnego. Gdzie tu rozum i takt? Gdzie zrozumienie sensu rzeczy i filozoficzna
obojtno?
Ca noc nie mg zasn ze wstydu i zoci na siebie, a rano, o godzinie dziesitej, uda si do
urzdu pocztowego i przeprosi pocztmistrza.
Nie bdziemy wspominali o tym, co zaszo rzek z westchnieniem rozrzewniony Michai
Awierianycz, mocno ciskajc mu rk.Co byo i nie jest, nie pisze si w rejestr. Lubawkin
krzykn nagle tak gono, e wszyscy pocztylionowie oraz interesanci zadreli. Podaj krzeso. A
ty poczekaj! krzykn do baby, ktra przez okienko podawaa mu list polecony. Nie widzisz,
e jestem zajty? Nie bdziemy wspomina tego, co byo cign tkliwie, zwracajc si do
Andrieja Jefimycza. Niech pan siada, najuprzejmiej prosz, drogi panie.
Chwil milczc gadzi si po kolanach, a potem rzek:
Nie przyszo mi nawet na myl, ebym si mia na pana obraa. Choroba to nie arty,
rozumiem. Paski wczorajszy atak przerazi i mnie, i doktora i potem dugo mwilimy o panu. Mj
kochany, czemu pan si nie chce powanie zaj swoim zdrowiem? Czy tak mona? Przepraszam
za przyjacielsk szczero szepn Michai Awierianycz mieszka pan w najokropniejszych
warunkach: ciasnota, brak opieki, leczy si nie ma za co... Przyjacielu kochany, bagamy pana, i ja,
i doktor, z caego serca, niech pan posucha naszej rady: niech pan idzie do szpitala! Bdzie pan tam
mia i zdrowe jado, i opiek, i leczenie. Jewgienij Fiodorycz, chocia mwic midzy nami
mauvais ton, ale zna si na rzeczy, mona cakiem na nim polega. Da mi sowo, e si panem
zajmie.
Andriej Jefimycz by poruszony szczerym wspczuciem i zami, ktre nagle zalniy na policzkach
pocztmistrza.
Panie askawy, niech pan nie wierzy! zaszepta przykadajc rk do serca. Niech pan im
nie wierzy! To jest oszustwo! Moja choroba polega na tym, e w cigu dwudziestu lat znalazem w
caym miecie jednego tylko rozumnego czowieka, a i to wariata. Nie jestem wcale chory, tylko po
prostu dostaem si w bdne koo, z ktrego nie ma wyjcia. Mnie wszystko jedno, na wszystko
jestem gotw.
Niech pan idzie do szpitala, mj kochany.
Mnie wszystko jedno, choby do grobu.
Kochany, niech pan mi da sowo, e pan bdzie we wszystkim sucha Jewgienija Fiodorycza.
Prosz bardzo, daj to sowo. Ale powtarzam panu, e dostaem si w bdne koo. Teraz
wszystko, nawet szczere wspczucie moich przyjaci, zmierza do jednego, do mojej zguby. Gin i
mam odwag zdawa sobie z tego spraw.
Kochany, wyzdrowieje pan.
Po co to mwi? rzek doktor z rozdranieniem. Rzadko kto pod koniec ycia nie
dowiadcza tego, co ja obecnie. Kiedy panu powiedz, e pan ma co w rodzaju kiepskich nerek albo
powikszonego serca, i zacznie si pan leczy, albo powiedz, e pan jest wariatem czy przestpc,
jednym sowem, kiedy ludzie nagle zwrc na pana uwag, to prosz wiedzie, e popad pan w
bdne koo, z ktrego pan si ju nie wydostanie. Bdzie pan usiowa wyj i zbka si pan jeszcze
bardziej. Poddaj si pan wtedy, bo adne ludzkie wysiki ju pana nie ocal. Tak mi si zdaje.
Tymczasem u okienka toczyli si interesanci. eby nie przeszkadza, Andriej Jefimycz wsta i
zacz si egna. Michai Awierianycz jeszcze raz wzi od niego sowo honoru i odprowadzi go a
do drzwi wyjciowych.
Tego samego dnia przed wieczorem niespodzianie zjawi si u Andrieja Jefimycza Chobotow, w
kouszku i wysokich butach, i powiedzia takim tonem, jak gdyby wczoraj nic nie zaszo:
A ja do pana w interesie, kolego. Przyszedem poprosi, czy nie poszedby kolega ze mn na
konsylium, co?
Mylc, e Chobotow chce dla rozrywki wycign go na spacer albo rzeczywicie da mu zarobi,
Andriej Jefimycz ubra si i wyszed z nim na miasto. Rad by ze sposobnoci zatarcia wczorajszej
winy i pogodzenia si i w duszy wdziczny by Chobotowowi, ktry nawet nie bkn nic o
wczorajszym zajciu i jawnie go oszczdza. Po takim nieokrzesanym czowieku trudno byo
oczekiwa wikszej delikatnoci.
A gdzie paski pacjent? spyta Andriej Jefimycz.
U mnie w szpitalu. Dawno ju chciaem go panu pokaza... Ciekawy przypadek.
Weszli w szpitalne podwrze i okrywszy gwny budynek skierowali si w stron pawilonu, gdzie
znajdowali si obkani. Wszystko to, nie wiadomo dlaczego, w milczeniu. Gdy weszli do pawilonu,
Nikita, jak zazwyczaj, zerwa si i stan na baczno.
Zasza tu u jednego komplikacja z pucami rzek pgosem Chobotow wchodzc z Andriejem
Jefimyczem do sali. Zaraz, niech pan tu zaczeka. Pjd tylko po stetoskop.
I wyszed.
XVII
Ju si zmierzchao. Iwan Dmitrycz lea na swoim ku z twarz wetknit w poduszk; paralityk
siedzia nieruchomo, cicho paka i porusza ustami. Gruby chop i byy ekspedytor spali. Byo cicho.
Andriej Jefimycz siedzia na ku Iwana Dmitrycza i czeka. Ale mino p godziny i zamiast
Chobotowa wszed do sali Nikita, trzymajc oburcz szlafrok, czyj bielizn i pantofle.
Wasza wielmono, prosz si ubra z aski swojej rzek cicho. O, tu pana eczko,
prosz tutaj doda wskazujc puste, snad niedawno wstawione ko. To nic, Bg da, e pan
wyzdrowieje.
Andriej Jefimycz wszystko zrozumia. Nie odezwawszy si ani sowem przeszed do ka, ktre mu
wskaza Nikita, i usiad; widzc, e Nikita stoi i czeka, rozebra si do naga i zrobio mu si wstyd.
Potem ubra si w szpitalne odzienie; kalesony byy bardzo krtkie, koszula duga, a szlafrok czu
byo wdzonymi rybami.
Bg da, e pan wyzdrowieje powtrzy Nikita. Zgarn odzienie Andrieja Jefimycza, wyszed i
zamkn za sob drzwi.
Wszystko jedno... myla Andriej Jefimycz, wstydliwie zawijajc si w szlafrok i czujc si w
tym nowym garniturze podobnym do aresztanta... Wszystko jedno... Wszystko jedno, frak,
mundur czy ten szlafrok..."
Ale co z zegarkiem? A notes, co by w bocznej kieszeni? A papierosy? Dokd Nikita zanis
ubranie? Teraz moe ju i do samej mierci nie zdarzy si nakada spodni, kamizelki, butw. W
pierwszej chwili wszystko to jest jakie dziwne i zgoa niepojte. Andriej Jefimycz by i teraz
przekonany, e midzy domem mieszczki Bieowej a sal nr 6 nie ma adnej rnicy, e wszystko na
tym wiecie jest gupstwem i marnoci nad marnociami, a jednak rce mu dray, nogi ziby i
straszno byo pomyle, e niebawem Iwan Dmitrycz zbudzi si i zobaczy go w tym szlafroku.
Doktor wsta, przeszed si i znw usiad.
Przesiedzia p godziny, godzin i dojado mu to a do znudzenia; czyby moliwe byo przey tu
dzie, tydzie, a nawet lata jak ci ludzie? Oto siedzia, oto przeszed si, znowu usiad; mona
podej i spojrze w okno, i znowu przej si z jednego kta w drugi. A potem co? Siedzie tak cay
czas kamieniem i myle? Nie, to chyba niemoliwe.
Andriej Jefimycz pooy si, natychmiast wsta, obtar zimny pot z czoa i poczu, e caa jego twarz
zapachniaa wdzon ryb. Znowu si przeszed.
To jakie nieporozumienie... wyrzek, rozkadajc w zdumieniu rce. Trzeba to wyjani, tu
zaszo nieporozumienie...
W owej chwili zbudzi si Iwan Dmitrycz. Usiad i podpar twarz piciami. Splun. Potem leniwie
spojrza na doktora i w pierwszej chwili najwidoczniej nic nie zrozumia, ale wnet jego zaspana
twarz zrobia si za i drwica.
Aha, i pana tu wsadzili, ptaszku! przemwi schrypnitym ze snu gosem, zmruywszy jedno
oko. Bardzom rad. To pan pi z ludzi krew, a teraz bd pi z pana. wietnie!
To jakie nieporozumienie... rzek Andriej Jefimycz, przestraszywszy si sw Iwana
Dmitrycza; wzruszy ramionami i powtrzy: Jakie nieporozumienie... Iwan Dmitrycz znw
splun i pooy si.
Przeklte ycie! warkn. A najwiksza gorycz i krzywda w tym, e wszak to ycie
zakoczy si nie nagrod za cierpienia, nie apoteoz jak w operze, tylko mierci; przyjd
posugacze i potaszcz nieboszczyka za rce i za nogi, i do lochu! Brr! No nic... Za to na tamtym
wiecie powetujemy sobie... Ja bd z tamtego wiata przychodzi jako duch i bd straszy tych
gadw. A posiwiej przeze mnie.
Wrci Mojsiejka i ujrzawszy doktora wycign ku niemu rk.
Daj grosik! powiedzia.
XVIII
Andriej Jefimycz podszed do okna i popatrzy na pole. Robio si ju ciemno i na widnokrgu z
prawej strony wschodzi zimny, purpurowy ksiyc. Opodal szpitalnego parkanu, o jakie sto sni,
nie wicej, sta wysoki biay dom, otoczony kamiennym murem. Byo to wizienie.
Oto rzeczywisto!" pomyla Andriej Jefimycz i zrobio mu si straszno.
Straszne byy: i ksiyc, i wizienie, i gwodzie na parkanie, i daleki pomie fabryki przerabiajcej
koci. Usysza za sob westchnienie. Obejrza si i zobaczy czowieka z byszczcymi gwiazdami i
orderami na piersi, ktry umiecha si i filuternie mruga okiem. I to te wydao mu si straszne.
Andriej Jefimycz wmawia w siebie, e ani w ksiycu, ani w gmachu wiziennym nie ma nic
osobliwego, e i ludzie zdrowi psychicznie nosz ordery i e z czasem wszystko zgnije i obrci si w
proch; lecz nagle owadna nim rozpacz, chwyci obu rkoma za krat i z caej siy ni potrzsn.
Mocna krata nie ustpia.
Potem, eby odegna strach, podszed do ka Iwana Dmitrycza i usiad.
Upadem na duchu, mj drogi wymamrota drc i wycierajc zimny pot. Upadem na
duchu.
A niech pan pofilozofuje powiedzia Iwan Dmitrycz szyderczo.
Mj Boe, mj Boe... Tak, tak... Pan co mwi, e w Rosji nie ma filozofii, ale e filozofuj
wszyscy, nawet i drobiazg ludzki, I przecie to, e filozofuje drobiazg ludzki, nikomu szkody nie
przynosi rzek Andriej Jefimycz takim tonem, jak gdyby chcia zapaka i wzbudzi ao. Na
co wic, mj drogi, ten pana zoliwy miech? Jak ten drobiazg ludzki ma nie filozofowa, kiedy tak
bardzo jest niezaspokojony? Rozumny, wyksztacony, dumny, wolno miujcy czowiek na obraz i
podobiestwo Boe nie ma innego wyjcia, jak zosta lekarzem w brudnej, gupiej miecinie i
cae ycie baki, pijawki, synapizmy. Szarlataneria, ciasnota poj, bana! O, mj Boe!
Gupstwa pan gada. Nie cierpisz pan medycyny, to wal pan na ministra.
Nie ma, nie ma dokdby pj... Sabimy, drogi panie... Ja byem na nic nieczuy, dzielnie i
przytomnie rozumowaem, a wystarczyo brutalnego dotknicia przez ycie, bym si zaama...
prostracja... Sabimy, do niczego... I pan, kochany, te. Jeste pan rozumny, szlachetny, z mlekiem
matki wyssa pan dobre porywy, lecz zaledwie wstpi pan w ycie, ju si pan umczy i
zachorowa... Sabimy, sabi!...
Oprcz strachu i poczucia krzywdy jeszcze co, czego nie mg si pozby, drczyo doktora cay
czas od zapadnicia zmroku. Wreszcie uprzytomni sobie, e chce mu si piwa i papierosa.
Mj drogi, ja std wyjd rzek. Powiem, eby nam tu dali wiato... Nie mog tak... nie
jestem w stanie...
Andriej Jefimycz ruszy ku drzwiom i otworzy je, ale natychmiast zerwa si Nikita i zagrodzi mu
drog.
Dokd pan? Nie wolno, nie wolno! rzek. Pora spa!
Ale ja tylko na chwil, przejd si po podwrzu stropi si Andriej Jefimycz.
zajdzie potrzeba. Byo ju ciemno; pachniao wieczorn wilgoci i za chwil mia wzej ksiyc.
Na bezchmurnym, gwiadzistym niebie tu nad nami bielay tylko dwa oboki; jeden duy, drugi
mniejszy; samotne biegy obok siebie jak matka z dziecitkiem tam, gdzie dogasa zorza.
Pikny mamy dzi dzie powiedzia Silin.
Wrcz nadzwyczajny... przytakn Czterdziestu Mczennikw, z uszanowaniem kaszlnwszy
w do. e te pan raczy, Dmitriju Pietrowiczu, zawita w nasze strony doda przymilnym
tonem, najwidoczniej chcc nawiza rozmow.
Silin nic nie odpowiedzia. Czterdziestu Mczennikw westchn gboko i rzek cichym gosem, nie
patrzc na nas:
Cierpi li tylko z przyczyny, za ktr bd musia odpowiada przed Wszechmocnym Bogiem.
Ot, wiadomo, jestem czowiek stracony i do niczego niezdatny, wszelako powiem z rk na sercu:
nie mam kawaka chleba i yj gorzej ni pies... Niech mi pan daruje, Dmitriju Pietrowiczu.
Silin nie sucha i podparszy gow piciami myla swoje. Cerkiew staa u skraju wsi, na wysokim
brzegu, i przez krat ogrodzenia widzielimy rzek, mokre ki po tamtej stronie i jaskrawoczerwone
wiato ogniska, wok ktrego poruszay si czarne sylwety ludzi i koni... A dalej, za ogniskiem,
inne wiateka: to wioska... Tam piewano pie.
Nad rzek i gdzieniegdzie nad k unosia si mga.
Dugie, wskie strzpy mgie, gste i biae jak mleko, snuy si nad wod, przesaniay odbite w
rzece gwiazdy, czepiay si wierzb. A przybieray coraz inne ksztaty, zdawao si, e jedne si
obejmuj, inne kaniaj si, jeszcze inne wznosz ku niebu ramiona w szerokich popich rkawach,
jakby modlc si... Te mgy musiay nasun Silinowi myl o widmach i nieboszczykach, bo obrci
si twarz do mnie i powiedzia ze smutnym umiechem:
Niech mi pan wytumaczy, drogi przyjacielu, czemu to, chcc opowiedzie rzecz straszn,
tajemnicz i fantastyczn, nie uciekamy si do tematu z ycia, ale zawsze ze wiata widziade i
pozagrobowych cieni?
Bo straszne jest to, co niezrozumiae.
A czy ycie jest dla pana zrozumiae? Prosz mi powiedzie: czy pan naprawd lepiej rozumie
ycie ni wiat pozagrobowy?
Silin przysun si tak blisko, e na policzku czuem jego oddech. W wieczornym zmierzchu ta blada
pociga twarz wydawaa si jeszcze bledsza, a ciemna broda czarniejsza od sadzy. Oczy mia
smutne, szczere, troch zalknione, jakby chcia opowiedzie jak straszn histori. Patrza mi w
oczy i cign swoim bagalnym gosem:
Nasze ycie i wiat pozagrobowy s w rwnej mierze niezrozumiae i straszne. Ten, kto boi si
upiorw, musi ba si i mnie, i tych wiate, i nieba, bo to wszystko, jeli dobrze si zastanowi, jest
niemniej zagadkowe i fantastyczne ni widma z tamtego wiata. Ksi Hamlet nie popeni
samobjstwa, bo ba si widziade, ktre by moe zakciyby jego wieczysty sen; owszem, podoba
mi si ten synny monolog, ale mwic szczerze nigdy mnie nie wzrusza. Przyznam si panu po
przyjacielsku: nieraz w cikich chwilach wyobraaem sobie godzin mierci; moja wyobrania
tworzya tysice ponurych widziade, doprowadzaem siebie do stanu drczcej egzaltacji, do
koszmarw, i zapewniam pana, e to nie wydawao mi si straszniejsze od rzeczywistoci. Co tu
mwi, widziada s straszne, ale niemniej straszne jest ycie. Ja, mj drogi, nie rozumiem ycia, ja
si go boj. Nie wiem, moe jestem chory, postrzelony czowiek. Normalnym, zdrowym ludziom
wydaje si, e rozumiej wszystko, co widz i sysz, a ja zatraciem to ,,wydaje si" i dzie po dniu
zatruwam siebie strachem. Jest taka choroba lk przestrzeni, no a ja cierpi na lk przed yciem.
Kiedy le na trawie i obserwuj robaczka, ktry dopiero wczoraj si urodzi i nic nie rozumie,
wydaje mi si wtedy, e jego ycie jest jednym nieprzerwanym koszmarem i zaraz widz w tym
robaczku samego siebie.
A co waciwie pana przeraa? zapytaem.
Przeraa mnie wszystko. Jestem z natury czowiekiem niezbyt gbokim, niewiele si
zastanawiam nad takimi sprawami, jak wiat pozagrobowy czy losy ludzkoci, i w ogle rzadko
wzlatuj na podniebne szczyty. Najbardziej mnie przeraa codzienno, przed ktr nikt z nas nie
moe si ukry. Nie jestem w stanie odrni, co w moich uczynkach jest prawd, a co faszem,
wic one mnie niepokoj; rozumiem, e wychowanie i warunki zamkny mnie w ciasnym krgu
kamstwa, e cae moje ycie waciwie sprowadza si do cigych stara o to, aby oszukiwa siebie
i ludzi, ale tego nie dostrzega, i strach mnie ogarnia, e nie wypacz si z kamstwa a do mierci.
Dzisiaj robi co, a jutro ju nie rozumiem, po co to zrobiem. Objem posad w Petersburgu i
przeraziem si, przyjechaem tu, eby zaj si gospodarstwem, i te si przeraziem. Widz, e my
niewiele wiemy, i dlatego wci popeniamy bdy, bywamy niesprawiedliwi, szkalujemy naszych
blinich, zatruwamy komu ycie, marnujemy siy na gupstwa, ktre s zbdne i przeszkadzaj nam
y, a to mnie przeraa, bo nie rozumiem, komu i po co potrzebne to wszystko. Ja, mj drogi, nie
rozumiem ludzi, ja si ich boj. Przeraa mnie los chopw, nie wiem, co to za wysze cele ka im
tak cierpie, po co oni yj. Jeeli ycie jest rozkosz, znaczy, e oni w ogle s niepotrzebni, jeeli
cel i sens ycia polegaj na ndzy i bezgranicznej, beznadziejnej ciemnocie, nie mog poj, komu i
na co potrzebna ta inkwizycja. Nic i nikogo nie rozumiem. Niech no pan z aski swojej sprbuje
zrozumie choby to indywiduum powiedzia Silin, wskazujc Czterdziestu Mczennikw.
Niech si pan zastanowi.
Zauwaywszy nasze spojrzenia Czterdziestu Mczennikw z uszanowaniem kaszln w do i
oznajmi:
Dla dobrych pastwa zawszem by wiernym sug, lecz gwna przyczyna napoje
spirytusowe. Atoli gdyby kto chcia to uwzgldni i da nieszczsnemu czowiekowi zatrudnienie,
zoybym przysig na ten obraz. A sowo moje jest mocne.
Str cerkiewny przeszed obok, spojrza na nas ze zdziwieniem i zacz targa za sznur. Dzwon
przecigle i wolno wybi dziesi razy, ostro przecinajc wieczorn cisz.
O, ju dziesita! powiedzia Silin. Trzeba by ju wraca. Tak, mj drogi przyjacielu
westchn gdyby pan wiedzia, jak si boj swoich codziennych, powszednich myli, w ktrych
chyba nie powinno by nic strasznego. eby nie myle, wypeniam sobie czas prac, a eby spa,
staram si porzdnie zmczy. Dzieci, ona... U innych to normalne, ale jak mnie z tym ciko, mj
drogi!
cisn twarz rkoma, chrzkn i zamia si.
Gdybym mg panu opowiedzie, jakie gupstwo palnem! Wszyscy mi mwi: masz mi on,
liczne dzieci, jeste wzorowym ojcem rodziny. Sdz, em bardzo szczliwy, i zazdroszcz mi. No,
skoro ju o tym mowa, wyznam panu w tajemnicy: moje szczcie maeskie to smutne
nieporozumienie i ja si go boj.
Blada twarz Silina wygldaa brzydko w wymuszonym umiechu. Trzyma mnie wp i cign
cicho:
Pan jest moim prawdziwym przyjacielem, ja panu ufam i ogromnie pana szanuj. Niebo zsya
nam przyja po to, ebymy mogli si wypowiedzie i pozby tajemnic, ktre nas gnbi.
Skorzystam wic z paskiej sympatii do mnie i powiem panu ca prawd. Moje ycie rodzinne,
ktre pan uwaa za tak wzorowe, jest dla mnie najwikszym nieszczciem i najbardziej mnie
przeraa. Oeniem si dziwacznie i gupio. Musi pan wiedzie, e przed lubem szaleczo
kochaem Masz i staraem si o ni dwa lata. Pi razy proponowaem jej maestwo, ale nie
chciaa si zgodzi, bo byem jej najzupeniej obojtny. Za szstym razem, kiedy nieprzytomny z
mioci czogaem si na klczkach i prosiem j o rk jak o jamun, wreszcie zgodzia si...
Powiedziaa mi tak: ,,Nie kocham pana, ale bd wiern on..." Przyjem ten warunek z
zachwytem. Wtedy rozumiaem, co to znaczy, ale teraz przysigam na Boga, e nie rozumiem. ,,Nie
kocham pana, ale bd wiern on" co to znaczy? To mga, to mrok... Kocham j dzi rwnie
mocno, jak pierwszego dnia po lubie, a ona, zdaje si, traktuje mnie z t sam obojtnoci i
prawdopodobnie jest zadowolona, kiedy wyjedam. Nie wiem na pewno, czy ona mnie kocha, czy
nie kocha, nie wiem, nie wiem, ale my przecie mieszkamy pod jednym dachem, mwimy sobie po
imieniu, pimy razem, mamy dzieci, majtek jest nasz wspln wasnoci... C to znaczy? Po co
to? Czy pan co z tego rozumie, przyjacielu? Okrutna mka! Moe dlatego, e zupenie nie pojmuj
naszych stosunkw, nienawidz to jej, to siebie, to nas obojga, w gowie mi si wszystko plcze,
zadrczam si, tpiej, a ona jak na zo co dzie pikniejsza, ona robi si nadzwyczajna...
Uwaam, e wosy ma cudowne, a umiecha si jak adna inna kobieta. Kocham j i wiem, e
kocham beznadziejnie. Beznadziejna mio do kobiety, z ktr ju si ma dwoje dzieci! Czy to
zrozumiae, czy nie straszne? Czy to nie jest straszniejsze od widziade?
Silin by w takim nastroju, e mwiby jeszcze bardzo dugo, ale na szczcie usyszelimy gos
stangreta. Przyszy nasze konie. Wsiedlimy do powozu, a Czterdziestu Mczennikw, zdjwszy
czapk, podsadzi nas obu z tak min, jakby tylko czeka na okazj, eby dotkn naszych
drogocennych cia.
Dmitriju Pietrowiczu, niech mi pan pozwoli przyj jkn, mrugajc powiekami i chylc
gow na rami. Niech mi pan okae t ask bosk! Bo zdechn z godu!
No dobrze powiedzia Silin. Przyjd, pobdziesz trzy dni, a potem zobaczymy.
Rozkaz! ucieszy si Czterdziestu Mczennikw. Przyjd jeszcze dzisiaj.
Do dworu byo sze wiorst. Silin, zadowolony, e si nareszcie zwierzy przyjacielowi, przez ca
drog obejmowa mnie ramieniem i ju bez goryczy i przeraenia, a nawet raczej wesoo rozwodzi
si nad tym, e gdyby u niego w domu wszystko ukadao si dobrze, wrciby do Petersburga i zaj
si nauk. Te prdy, twierdzi, ktre popchny na wie tylu modych, zdolnych ludzi, byy smutnym
zjawiskiem. yta i pszenicy w Rosji jest pod dostatkiem, ale zupenie nie ma kulturalnych ludzi.
Zdrowa, uzdolniona modzie powinna zaj si nauk, sztuk i polityk; postpowa inaczej
znaczy by nieprzezornym. Silin filozofowa wrcz z rozkosz i wyraa ubolewanie, e jutro
wczesnym rankiem bdziemy musieli si rozsta, poniewa wyjeda na przetarg leny.
A mnie byo przykro i smutno, zdawao mi si, e oszukuj czowieka. I rwnoczenie byo mi
URYWEK
Kozierogow, rzeczywisty radca stanu, po przejciu na emerytur kupi sobie nieduy majtek i
osiedli si na wsi. Tu naladujc po trosze profesora Kajgorodowa pracowa w pocie czoa i
zapisywa swoje obserwacje przyrodnicze. Po jego mierci na mocy testamentu zapiski razem z
reszt mienia przeszy na wasno klucznicy Marfy Jewampijewny. Jak wiadomo, czcigodna
staruszka zlikwidowaa paski dwr, a na jego miejscu wybudowaa wspania ober ze sprzeda
napojw wyskokowych. W obery tej bya specjalna izba, zwana czyst, dla przejedajcych
obywateli i urzdnikw; na stole w teje izbie leay zapiski nieboszczyka na wypadek, gdyby
komu z przejezdnych potrzebny by papier. Jedna kartka zapiskw wpada w moje rce;
prawdopodobnie pochodzi z samego pocztku gospodarskich poczyna nieboszczyka i zawiera, co
nastpuje:
3 marca. Zacz si wiosenny przylot ptakw: wczoraj widziaem wrble. Witajcie, pierzaste dzieci
poudnia! W waszym sodkim wierkaniu zdaje si dwicze: yczymy szczcia waszej
ekscelencji".
,,14 marca. Dzisiaj zadaem Marfie Jewampijewnie nastpujce pytanie: Dlaczego kogut tak czsto
piewa? Marfa odpowiedziaa: Dlatego, e ma gardo. Ja za na to: Ja te mam gardo, a
jednakowo nie piewam! Jake wiele jest tajemnic w przyrodzie! Suc w Petersburgu,
niejednokrotnie jadaem tam indyka, jednak ywego indyka po raz pierwszy zobaczyem wczoraj.
Nader wspaniae ptaki".
,,22 marca. Przyjeda stanowy. Dugo gawdzilimy o cnocie ja na siedzco, on na stojco.
Pomidzy innymi zapyta mnie: Czy chciaby Wasza Ekscelencja, eby wrcia mu modo?
Odpowiedziaem mu tak: Nie, nie chciabym, dlatego e gdybym by mody, nie miabym takiej
rangi. Stanowy zgodzi si ze mn i odjeda najwidoczniej wzruszony".
16 kwietnia. Wasnorcznie skopaem w ogrodzie dwie grzdki i posiaem na nich mann. Nie
powiedziaem o tym nikomu, eby zrobi niespodziank mojej Marfie Jewampijewnie, ktrej
zawdziczam wiele szczliwych chwil mego ycia. Wczoraj przy herbacie Marfa narzekaa bardzo
na swoj kompleksj, powiadajc, e z powodu zwikszajcej si tuszy, trudno jej przej przez
drzwi spiarni. A ja odrzekem: Przeciwnie, duszko, krgo twych ksztatw podnosi tylko tw
urod i pogbia moj skonno ku tobie. Ona spona, ja za wstaem i objem j obu rkami,
albowiem jedn nie dabym rady".
,28 maja. Pewien starzec ujrzawszy mnie koo damskiej budki kpielowej nad rzek zapyta, po co tu
siedz. A ja mu odpowiedziaem: Pilnuj, eby modzi ludzie nie chodzili tu ani te siedzieli.
Pilnujmy wic razem odrzek na to starzec, siadajc przy mnie, i zaczlimy pogawdk o
cnocie".
HISTORIA PEWNEGO PRZEDSIBIORSTWA HANDLOWEGO
Andriej Andriejewicz Sidorow otrzyma w spadku po matce cztery tysice rubli i postanowi
otworzy ksigarni. A ksigarnia bya tu wanie niezwykle potrzebna. Miasto tono w nieuctwie i
przesdach, staruszkowie chadzali tylko do ani, urzdnicy grali w karty i opali wdk, damy
plotkoway, modzie ya bez ideaw, panny po calutekich dniach marzyy o zampjciu i jady
gryczan kasz, mowie bijali swe ony, a po ulicach wasay si winie.
Nie namylajc si dugo napisa do Moskwy i w krtkim czasie zjawiy si w sklepie tornistry, lalki,
bbny, szable, harmonijki, piki i inne zabawki.
To wszystko gupstwo! mwi do swych przyjaci. Zaczekajcie tylko, a sprowadz
pomoce szkolne i gry wychowawcze. U mnie, wiecie, dzia wychowawczy bdzie oparty na
najbardziej nowoczesnych, jak to si mwi, osigniciach nauki, sowem...
I sprowadzi ciary do podnoszenia, krokiety, trik-traki, dziecinne bilardy, ogrodnicze narzdzia dla
dzieci i ze dwa dziesitki bardzo przemylnych gier wychowawczych. Potem mieszkacy miasta
przechodzc mimo jego sklepu ku wielkiemu swemu zadowoleniu spostrzegli dwa rowery: mniejszy
i wikszy. I handel rozkwit wspaniale. Szczeglnie dobrze szo przed Boym Narodzeniem, kiedy
Andriej Andriejewicz wywiesi w oknie ogoszenie, e mona tu nabywa ozdoby choinkowe.
Ja im, panie dzieju, jeszcze higien podsun powiada do swych przyjaci zacierajc rce.
Niech no tylko wyrw si do Moskwy! Bd mia takie filtry i wszelkie naukowe wymysy, e po
prostu powariujecie, e tak powiem. Nauki, panie dzieju, nie mona ignorowa. O, nie!
Zarobiwszy wiele pienidzy pojecha do Moskwy i kupi rnych towarw na pi tysicy za
gotwk i na kredyt. Byy tam i filtry, i wspaniae lampy na biurko, i gitary, i higieniczne majteczki
dziecinne, i smoczki, i portmonetki, i kolekcje zoologiczne. Przy okazji kupi te za piset rubli
wspaniae serwisy i bardzo by z tego rad, jako e rzeczy pikne rozwijaj wytworny smak i agodz
obyczaje. Po powrocie z Moskwy zaj si rozstawieniem nowego towaru na pkach i etaerkach. I
oto, kiedy chcia uprztn grn pk, zdarzya si maa awaria i dziesi tomw Michajowskiego
jeden po drugim runo z pki, jeden tom uderzy go w gow, a pozostae pospaday . wprost na
lampy i rozbiy dwie szklane kule.
Jake jednak oni... wiele pisz! mrukn Andriej Andriejewicz pocierajc gow.
Zebra potem wszystkie ksiki, zwiza grubym sznurkiem i schowa pod lad. Po paru dniach
powiadomiono go, e ssiad, waciciel sklepu kolonialnego, za zncanie si nad siostrzecem zosta
skazany na zesanie i z tego powodu sklep jest do wynajcia. Andriej Andriejewicz bardzo si
ucieszy i zadatkowa lokal. Wkrtce w cianie przebito drzwi i oba sklepy poczone w cao a
pkay od towarw; poniewa klienci, wchodzc do drugiej czci sklepu z przyzwyczajenia pytali o
herbat, cukier i naft, Andriej Andriejewicz, nie namylajc si dugo, wprowadzi u siebie towary
kolonialne.
W chwili obecnej to jeden z najbardziej szanowanych kupcw w naszym miecie. Sprzedaje
naczynia, tyto, dziegie, mydo, obarzanki, galanteri i manufaktur, artykuy malarskie, fuzje,
skry i szynki. Wynaj na rynku piwnic na winiarni i ma zamiar otworzy familijn ani z
osobnymi numerami. Ksiki za, ktre ongi leay u niego na pkach, a wrd nich i trzeci tom
Pisariewa, dawno ju sprzedano po l rublu 5 kopiejek za pud.
Na imieninach i weselach dawni przyjaciele, ktrych Andriej Andriejewicz nazywa teraz
artobliwie ,,Amerykanami", czasami zaczynaj rozmow o postpie, literaturze czy te na inne
wzniose tematy.
Czy czyta pan ostatni powie w Wieciach z Europy"? pytaj go.
Niee, nie czytaem... odpowiada mruc oczy i zabawiajc si grub dewizk. To nas nie
interesuje, my zajmujemy si bardziej poytecznymi sprawami.
dostpny jest jeden tylko rodzaj mierci paszcza szczupaka. Skd jednak wzi szczupaka? By
ongi w stawie jeden szczupak, ale i ten zdech z nudw. O, ja nieszczsny!"
I mylc o mierci mody pesymista zagrzebywa si w mule i pisa tam pamitnik...
Razu pewnego nad wieczorem Sonia i jej ciotka siedziay nad stawem owic ryby... Kara pywa
koo pawikw nie odrywajc od dziewczcia rozkochanych oczu. Nagle w mzgu jego niczym
byskawica przemkna myl:
,,Umr z jej rki! pomyla i radonie poruszy petwami. Och, jaka to bdzie cudowna,
sodka mier!" I niezachwiany w decyzji, tylko z lekka przyblady podpyn do haczyka Soni i
wzi go w pyszczek.
Soniu, bierze! krzykna ciotka. Kochanie, u ciebie bierze!
Ach! Ach!
Sonia zerwaa si i szarpna z caej siy. Co zocistego rozbyso w powietrzu i plusno do wody
pozostawiajc po sobie rozpywajce si krgi.
Urwaa si! wykrzykny obie letniczki blednc. Zerwaa si! Och, kochanie!
Spojrzawszy na haczyk dojrzay na nim rybi warg.
Och, kochanie powiedziaa ciotka nie trzeba byo tak mocno szarpa. Teraz biedna ryba
zostaa bez wargi
Zerwawszy si z haczyka mj bohater by oszoomiony i dugo nie mg zrozumie, co si stao, po
chwili jednak oprzytomnia i wystka:
Znowu mam y! Znowu! O, zoliwy losie!
Kiedy za spostrzeg, e brak mu dolnej szczki, zamia si straszliwie... Postrada zmysy!
Obawiam si jednak, i moe si wyda dziwna moja ch zajcia uwagi powanego czytelnika
losami tak ndznej i nieciekawej istoty jak kara. Zreszt, c w tym dziwnego? Przecie w grubych
miesicznikach uczone damy pisuj o nikomu niepotrzebnych piskorzach i limakach. A ja naladuj
damy. A moe nawet sam jestem dam i tylko ukrywam si pod mskim pseudonimem?
Tak wic kara postrada zmysy. Nieszczsny yje jeszcze po dzi dzie.
Na og karasie wol by smaone w mietanie, ale dla mego bohatera kada mier byaby teraz
mia. Sonia Mamoczkina wysza za m za waciciela skadu aptecznego, a ciotka wyjechaa do
Lipiecka do zamnej siostry. I nie ma w tym nic osobliwego, gdy zamna siostra ma szecioro
dzieci i wszystkie dzieci kochaj ciotk.
I c dalej? W odlewni Krendel i Synowie" pracuje w charakterze dyrektora inynier Krysin. Ma
on siostrzeca Iwana, ktry, jak wiadomo, pisze wiersze i zachannie drukuje je we wszystkich
tygodnikach i gazetach.
Pewnego upalnego poudnia mody poeta przechodzc nad stawem zapragn si wykpa. Rozebra
si i wszed do stawu. Zwariowany kara wzi go za Soni Mamoczkin, podpyn do niego i czule
pocaowa w plecy. Pocaunek ten mia jak najbardziej zgubne nastpstwa; kara zarazi poet
pesymizmem. Nic nie podejrzewajc poeta wyszed z wody i miejc si straszliwie ruszy do domu.
Po kilku dniach pojecha do Petersburga i odwiedzajc redakcje zarazi pesymizmem wszystkich
poetw i od tego czasu wszyscy nasi poeci zaczli pisywa ponure, smtne wiersze.
SPIS RZECZY