Vous êtes sur la page 1sur 217

Sparks Kerrelyn

Wampiry wol szatynki


Dobry wampir to martwy wampir. To motto nieustraszonej pogromczyni wampirw - do czasu gdy spotka najbardziej seksownego nieumarego w swojej zabjczej karierze. Serce Angusa MacKaya z pewnoci zabioby szybciej na widok Emmy Wallace, gdyby nie to, e zatrzymao si na zawsze pidset lat temu. A teraz Angus moe spodziewad si tylko, e wybranka potraktuje je dod brutalnie. Emma to pogromczyni wampirw, najlepsza w swoim fachu. Angus, by ujd z yciem, musi j przekonad, e maj wsplnego miertelnie niebezpiecznego wroga. W tym celu zamierza wykorzystad swj niesamowity, nieodparty urok...

Rozdzia 1
Angus MacKay teleportowa si niejeden raz w cigu czterystu dziewiddziesiciu trzech lat swojego ycia, ale zawsze gdy tego dokona, niespokojnie zaglda pod kilt, by upewnid si, e wszystko ma na swoim miejscu. S pewne obszary, w ktrych aden mczyzna, miertelny czy nie, nie chciaby okazad si niesprawny. Dzi jednak powstrzyma si, bo nie by sam. Znalaz si w gabinecie szefa Romatech Industries. Roman Draganesti siedzia za biurkiem i przyglda mu si spokojnie. - A wic, drogi przyjacielu, kogo mam dzi dla ciebie zabid? - Angus wyj miecz z pochwy. Roman si umiechn. - Zawsze jeste gotw do dziaania. Dziki Bogu, e si nie zmieniasz. Angus by zaskoczony. Przecie artowa. - Jak to... Naprawd chcesz, ebym kogo zabi? - Nie. Licz, e wystarczy, jeli go przestraszysz. - Och. - MacKay dostrzeg ktem oka, e drzwi si uchyliy. - Dlaczego ja, nie Connor? Przecie strasznie wyglda. - Syszaem! - Connor wszed do rodka. Mia ze sob akta. Angus usiad i pooy sobie na kolanach pochw z ulubionym mieczem. - Wic o co chodzi? - Zabjca wampirw znw zaatakowa. Wczoraj w nocy w Central Parku zgin wampir - wyjani Roman. -Malkontent z klanu rosyjskiego. - wietnie. - O jednego otra mniej. Malkontenci nie chcieli id z duchem czasu i pid sztucznej krwi produkowanej przez Romatech. - Wcale nie - sprzeciwi si Roman. - Przed chwil dzwonia Katia Miniskaja i oskarya nas o t zbrodni. Ledwie pado jej nazwisko, twarz Angusa staa, zacisn doo na rkojeci miecza. - Dziwi mnie, e klan godzi si na jej przywdztwo. Connor usiad koo Angusa. - Jest wystarczajco za i przebiega. Podobno niektrzy Rosjanie narzekali, e szefuje im kobieta, ale mao ktry doy nastpnej nocy. - Aye, synie z okrucieostwa. - Angus poczu na sobie wspczujce spojrzenie Romana i szybko odwrci gow. Byy mnich wiedzia zbyt wiele. Na szczcie Angus mia pewnod, e nigdy nie puci pary z ust. - Katia nam grozi - cign Connor. - Zapowiedziaa, e jeli zginie jeszcze jeden wampir z jej klanu, wypowie nam wojn.

- Cholera. Wic kto morduje Malkontentw w Central Parku? Co prawda namiesza nam ten zabjca, ale te zasuy na medal. - Angus popatrzy na podwadnego. Connor si achn. - Ani ja, ani moi ludzie nie maczalimy w tym palcw. Ochraniamy Romana, jego on i firm, a jest nas tylko trzech. Nie mamy czasu, eby si wczyd po Central Parku. Angus skin gow. Jego firma Agencja MacKay -Usugi Detektywistyczne ochraniaa wielu przywdcw klanw, w tym take Romana. Ostatnio uszczupli oddzia Connora o piciu Szkotw. - Przykro mi, e zabraem ci ludzi, ale musz mied w terenie tylu, ile si da. Najwaniejsze, ebymy zlokalizowali Casimira, zanim... Wola nie mwid tego na gos. Ba, nie chcia o tym nawet myled. Przez trzysta lat sdzili, e najokrutniejszy wampir na wiecie nie yje, tymczasem okazao si, e tylko si przyczai, wci jest owadnity dz mordowania. - Znalelicie go? - zainteresowa si Roman. - Nay. Same faszywe tropy. - Angus bbni palcami w skrzan pochw na kolanach. - Masz jakie podejrzenie, kim jest pogromca wampirw? Moe to ta sama osoba, ktra latem zabia kilku Malkontentw? - Niewykluczone. - Roman opar si na okciach. - Connor uwaa, e to kto z CIA. Angus zamruga. - miertelny mordowaby wampiry? Mao prawdopodobne. - Naszym zdaniem to kto z ekipy realizujcej projekt Trumna". - Connor spojrza na plik dokumentw, ktre przynis. Na okadce widnia wyrany napis: Trumna". Zapada kopotliwa cisza. Wszyscy wiedzieli, e na czele tej komrki CIA stoi miertelny, ted Romana. Angus odchrzkn. - Uwaacie, e za atakami stoi ojciec Shanny? Roman, nie mam nic przeciwko twojej onie, ale chtnie nastraszybym troch Seana Whelana. Draganesti westchn. - Jest... niewygodny. Angus te tak uwaa, ale uyby mocniejszego okrelenia. - Ilu wampirw zgino w lecie z jego rki? - Trzech - odpar Connor. MacKay zmruy oczy. - Na jaki czas przyczai si, a teraz znw atakuje? - Przypomnia o sobie na pocztku marca. Do tej pory w Central Parku zgino dwoje miertelnych. Podernito im garda - powiedzia Roman. - eby zamaskowad lady kw - mrukn Angus. Stara wampirza sztuczka. Zaczli Malkontenci, a pogromca si mci.

- Tak. - Roman skin gow. - Po zabjstwach zagroziem Katii, e wypdz j i jej klan. Nic dziwnego, i zakada, e to my. - Aye. Nikt nie uwierzy, e miertelny pokona wampira. - Szkot zmarszczy brwi. Fatalny moment. Nie mia czasu na poszukiwania miertelnika, nie teraz, gdy Casimir zbiera potn armi, przemieniajc kryminalistw i mordercw. Trzeba go powstrzymad, zanim Malkontenci urosn w si i wybuchnie kolejna wojna wampirw. Dlatego Malkontenci cigle wywoywali zamieszanie. Chcieli odcignd uwag Angusa i jego ludzi od najwaniejszego celu. - Czed wszystkim! - Drzwi otworzyy si szeroko i wszed Gregori. - Co tam? - Spowania, widzc ich grobowe miny. - Jejku, nastrj jak na pogrzebie. Co jest, MacKay? Oczko ci poszo w pooczoszkach? - To nie pooczochy - odburkn Angus. - Akurat. Cokolwiek powiesz, mskie jak cholera. Och, ju wiem, co si stao. Woye kilt ty na przd, a potem usiade i... Au! Agrafka wbia ci si w tyek. Szkot unis brew i spojrza najpierw na niego, potem na Romana. - Jak to moliwe, e jeszcze go nie zabie? Gregori zamruga. - Co prosz? Draganesti zachichota i otworzy szuflad. - Bdcie grzeczni, kiedy wyjd. - Wychodzisz? - zdziwi si Angus. - Id z Shann do lekarza. - Postawi na biurku butelk czerwonobursztynowego pynu. Zdobi j napis: Blissky". - To dla ciebie, stary. W przyszym tygodniu zaczynamy sprzeda. - wietnie. - Angus wsta i wzi butelk. Wreszcie doczeka si kolejnego napoju fusion. - Brakowao mi smaku szkockiej whisky. - Na zdrowie. - Roman szed do drzwi. - Wrc mniej wicej za godzin. Gregori powie mi, co zdecydujecie. Angus oderwa spojrzenie od butelki. Dlaczego ona Romana, miertelniczka, chodzi do lekarza w rodku nocy? - Jaki problem z dzieckiem? - spyta wprost. - Nie. Wszystko w porzdku. - Draganesti unika jego wzroku. Cholera, jednak co jest nie tak. Klecha nigdy nie umia kamad. - Bracie, musisz zobaczyd Shann. Jest ogromna! -Gregori rozoy rce, jakby opisywa hipopotama. Roman odchrzkn. - Ale oczywicie urocza jak zawsze - doda szybko Gregori. Draganesti umiechn si pod nosem.

- Pniej porozmawiamy, Gregori. Angus, dziki za pomoc w poszukiwaniach pogromcy. - Znasz mnie przecie, wiesz, e zawsze chtnie ruszam na owy. - Poczeka, a za Romanem zamkny si drzwi i zapyta: - Dobrze, panowie. Co z dzieckiem? - Nic. - Connor posa Gregoriemu ostrzegawcze spojrzenie, a ten odpar pospiesznie: - Nic, absolutnie nic. - Przewrci oczami, obszed biurko i usiad na miejscu Romana. MacKay zmarszczy brwi i otworzy butelk blissky. Jeszcze zdy wycignd z niego prawd. Teraz napawa si aromatem dobrej szkockiej whisky. - Do rzeczy. - Connor pooy teczk na biurku. -Mamy tu profile i fotografie czonkw ekipy odpowiedzialnej za Trumn", oczywicie bez Austina Ericksona, ktry teraz pracuje dla nas. - Moe Austin wie, kto jest pogromc. - Owszem. W lecie mwi mi, e przekona pogromc, by da sobie spokj. - Cholerny wiat! I nie powiedzia ci, kto to? - Nay. - Connor westchn. - auj, e go wtedy nie przycisnem. Dzwoniem do niego, ale s z Darcy w terenie, gdzie na Wgrzech, szukaj Casimira. - Cholera. - Angus upi spory yk blissky. Mieszanka sztucznej krwi i doskonaej whisky palia w gardle, pyna gorcym strumieniem do odka, zostawiajc delikatny posmak na jzyku. Energicznie odstawi butelk. - Wyborne. - Pachnie smakowicie. - Gregori sign po butelk, ale MacKay zabra j i przysiad na blacie. - Nasz pogromca to kto z tej czwrki - powiedzia Connor z umiechem, otwierajc teczk. Gregori wzi pierwszy folder. - Sean Whelan. Zgio przepadnij, sio nieczysta. Id o zakad, e to on. - Whelan nas nienawidzi, tym bardziej e jego crka wysza za Romana. Connor zabra mu akta. - Ale Austin chroni tosamod pogromcy, a wtpi, czy tak troszczyby si o byego szefa, ktry da mu wilczy bilet. Angus rozkoszowa si kolejnym haustem blissky. - Whelan nie wchodzi w gr. To musi byd kto z jajami. - Garrett Manning. - Connor poda mu nastpny folder. - Eje! - Gregori zerwa si na rwne nogi, wpatrzony w zdjcie Garretta. W lecie bra udzia w naszym reality show! - Spojrza na Connora ze zdumieniem. - Mwie, e Austin udawa uczestnika, ale o tym kolesiu nie wspominae.

- Nie byo powodu, by ci to mwid. Wzruszy ramionami. - Aye. - Angus skin gow. - Nie jeste na tyle wany, by wszystko wiedzied. - Spadaj - fukn Gregori, a Connor parskn miechem. - Nie sdz, e pogromc jest Garrett. Ma niewielkie zdolnoci paranormalne, a w lecie, gdy doszo do pierwszych zabjstw, by zajty na planie programu. - Kogo jeszcze mamy? - Gregori odoy akta Garretta. - O rany, ale laska. - Zostay jeszcze dwie kobiety - powiedzia Connor. - miertelna kobieta, ktra morduje wampiry? - Angus odstawi butelk na biurko. - Niemoliwe. Gregori si rozemia. - Tyle, jeli chodzi o twoj teori, e do tego trzeba jaj. -Wycign rk po butelk, ale Angus wsta i zabra flaszk ze sob. Connor poda mu akta kolejnej osoby. - To, e w gr wchodzi pogromczyni, tumaczyoby opiekuoczod Austina. - A niech mnie, ale laska! - Gregori chwyci fotografi. Angus czyta profil Alyssy Barnett. Zdolnoci paranormalne; pid w skali od jednego do dziesiciu. Bya nowa w CIA. Nie miaa dowiadczenia w pracy w terenie. - Nie. To nie ona. - Cholera. - Gregori sign po ostatni dokument. -A ta? Emma Wallace. - Z tych Wallace'w? - Angus zrobi wielkie oczy. - e niby krewna Bravehearta? - Gregori te nie mg uwierzyd. - Co wy, znalicie go? - Zamordowano biedaka na dugo przed nami - powiedzia Connor. - To dzi popularne nazwisko. - Nazwisko godne wojownika. - Angus wyrwa akta z doni Gregoriego. Zdolnoci paranormalne: siedem. Czarny pas w tylu sztukach walki. Pracowaa w MI6, zajmowaa si zwalczaniem terroryzmu. Czu, jak serce bije mu coraz mocniej. Czyby to bya prawda? Pogromca jest kobiet? - adniutka. - Gregori poera wzrokiem dziewczyn na zdjciu. Angus odstawi butelk i wzi fotografi. Dech mu zaparo. Nic dziwnego, e Gregori wszy jak pies gooczy. Dziewczyna miaa delikatne rysy, jasn cer i burz ciemnych gstych wosw. W piwnych oczach poyskiway bursztynowe iskierki. Widzia w nich inteligencj, zdecydowanie i pasj, ktra zdradzaa dusz wojownika. - To ona - szepn. Connor pokrci gow. - Nie mamy pewnoci, pki nie zapiemy pogromcy na gorcym uczynku.

Angus odoy zdjcie. Mia wraenie, e czuje na sobie jej badawczy wzrok. - I wanie to zrobimy dzi - owiadczy stanowczo. - Connor, ty zajmiesz si pnocn czci parku, ja poudniow. - Pjd z wami. - Gregori sign po flaszk i pocign yk. - Z daleka wypatrz adn kobiet. - Eje! - Angus odebra mu butelk. Zafascynowany fotografi panny Wallace, nie zauway, e Gregori dobra si do jego blissky. - A co zrobisz, kiedy powali ci na ziemi i wyjmie koek? - Litoci, chopaki! - Gregori poprawi sobie krawat. -adna dziewczyna nie zabije dobrze ubranego faceta. - Angus ma racj. - Connor poskada akta i zamkn teczk. - Nie jeste przygotowany na konfrontacj z pogromc wampirw. Zostaniesz tu i powiesz Romanowi, co ustalilimy. - Cholera. - Gregori wygadzi mankiet koszuli. - To nie fair. Angus wyj ze sporranu piersiwk i napeni j blissky. - Zanosi si na dug noc, a to mnie rozgrzeje. - Wezm miecz i ruszamy. - Connor szed do drzwi. - Momencik. - Gregori si umiechn. - Chopaki, idziecie do Central Parku w rodku nocy wystrojeni w kiecki? Nikt nie uwierzy, e szukacie dziewczyny. - Nie zabraem spodni - przyzna nieco zaenowany Angus. - Wic zdarza ci si je nosid? - wyzoliwia si Gregori. - Nie ma si czym przejmowad. - Connor ju by przy drzwiach. - Dzi dzieo witego Patryka. W miecie jest mnstwo mczyzn w kiltach. Nikt nie zwrci na nas uwagi. - Co zrobicie, kiedy j znajdziecie? - zagadn Gregori. - Pogadamy sobie - mrukn Connor, wychodzc. Angus przypomnia sobie oczy Emmy Wallace, koloru whisky, i jej kuszce usta. Miby ochot na co wicej ni rozmow. Zakrci piersiwk, wzi miecz i ruszy do drzwi. Czas na owy. - W takim razie zostan tu, skoro tak bardzo wam na tym zaley. - Gregori wzi butelk Angusa z biurka. - Zaopiekuj si tym do waszego powrotu. *** Emma Wallace przestpowaa z nogi na nog. Nocny chd nie doskwiera, pki sza, ale kiedy zbyt dugo chowaa si za drzewem, drtwiay jej nogi. Ta czd Central Parku bya martwa, wymara nawet dla nieumarych. Zarzucia na rami pcienn torb i z przyjemnoci suchaa kojcego grzechotu drewnianych kokw. Wysuna si z kryjwki i wrcia na chodnik. Wyposzya ptaki spomidzy drzew i cisz przerwa gony trzepot skrzyde.

W czarnym ubraniu, kurtce i spodniach, wtapiaa si w mrok. Nie do wiary, e idc dalej na poudnie, dojdzie do ulic ttnicych yciem po dzisiejszych paradach. Chyba dlatego park zalegaa gboka cisza. Moe wampiry dzi poluj na ulicach. Po caym dniu raczenia si zielonym piwem i whisky mao kto skojarzy, co si dzieje. Nage chodnik sta si szerszy, lepiej owietlony. Emma spojrzaa na ksiyc. Prawie penia. Chmury rozpyny si, by widoczny w caej okazaoci. Niewyrany ruch zwrci jej uwag. Spucia wzrok. Nieco dalej, od poudnia, na granitowym gazie dostrzega jak postad. Mczyzna, sta tyem do niej. Jzyk mgy muska jego kilt. wiato ksiyca odbijao si w ciemnorudych wosach. Wydawa si nierzeczywisty jak duch szkockiego wojownika. Westchna. Wanie tego dzi potrzeba wiatu - wojownikw, rycerzy chccych zwalczad zo. Czasami przytaczaa j wiadomod, e siy za wci si odradzaj i tak trudno je pokonad. Z tego, co wiedziaa, na caym wiecie jest tylko jeden pogromca wampirw - ona. Ale nie dlatego byo trudno je pokonad. Wikszod ludzi nie wie nawet o istnieniu wampirw. Miaa al do szefa, sabego i nieskutecznego. Sean Whelan nie chcia doprowadzid do starcia z wampirami, kaza swoim ludziom tylko obserwowad i ledzid przeciwnika. A zdaniem Emmy to za mao, przynajmniej od tamtej koszmarnej nocy przed szeciu laty. Nie chciaa teraz o tym myled, przekonaa si, e istniej lepsze sposoby, by uporad si ze smutkiem, ni roztrzsanie przeszoci. Wiedziaa, jak pokonad wroga. Rzecz w tym, by zapad wampira, kiedy si posila, i wtedy go zabid, jednym szybkim ciosem koka w serce. Kady unicestwiony przez ni krwiopijca, wampir zamieniony w proch, sprawia, e czua si bezpieczniej. Poklepaa torb z kokami. Oznaczya je niezmywalnym flamastrem - na jednej napisaa Mama", na drugiej Tata". Sprawdzay si bez zarzutu. Miaa ju cztery wampiry na koncie. A to dopiero pocztek. Wrcia wzrokiem do mczyzny w kilcie na granitowym gazie. Gdzie si podziali prawdziwy mczyni? Wojownicy gotowi samotnie zmierzyd si z niebezpieczeostwem? Mga rozpyna si i Emma widziaa jego sylwetk w srebrzystym wietle ksiyca. Zaparo jej dech w piersiach. Robi wraenie. Wysoki, barczysty, mia na sobie ciemny sweter i kilt, ktry trzepota na wietrze, odsaniajc muskularne uda. Dobry Boe. Byby z niego wspaniay wojownik. Silny i bezlitosny w walce.

Nagle pochyli si, unis skraj kiltu i zajrza pod spd, by zaraz pucid kilt i pomajstrowad poniej pasa. Emma si skrzywia. Zabawia si ze sob? Unis co do ust i zacz pid. wiato ksiyca odbijao si od metalu. Piersiwka. Niele. Nie dod, e zboczeniec, to jeszcze alkoholik. Westchna, odwrcia si i ruszya na pnoc. Co za gupota marnowad czas na fantazje o dzielnym szkockim wojowniku. Moga si domylid, e to jeden z tysicy przebieraocw, ktrzy rozochoceni parad wcz si pijani po miecie. Zreszt w jej zawodzie nie moe sobie pozwolid na emocje. Wrg jest przecie bezwzgldny. Trzasna jaka gazka, Emma stana i nasuchiwaa. cieka zakrcaa w lewo, nie widziaa, co si tam kryje, ale syszaa szelest lici pod stopami. Kroki si zbliay; wstrzymaa oddech. W jej stron szed mczyzna. Mia na sobie dugi czarny paszcz, taki sam, jak wampir, ktrego zabia poprzedniej nocy. Moe wszystkie zaopatruj si w tym samym sklepie dla krwiopijcw? Postawia torb na ziemi i wyja koek. Zblia si. atwiej jest zabid wampira, gdy si poywia, ale nie widziaa w pobliu adnej ofiary. To nic, zwabi go, sama bdzie przynt. Spojrzaa na niego niewinnie. - Chyba zabdziam. Wie pan, jak std wyjd? Zatrzyma si i umiechn. - Miaem nadziej, e spotkam kogo takiego jak ty. Akurat. rdo poywienia. Pieprzony krwiopijca. Emma szerzej rozstawia nogi, by nie stracid rwnowagi, gdy zaatakuje. Za plecami zacisna doo na koku. - To dobrze. - Wspaniale! - Rozwiza pasek w paszczu. Dopiero wtedy zobaczya owosione ydki. Dobry Boe, on nie ma na sobie spodni! - Ta-dam! - Zamaszystym ruchem rozchyli poy paszcza. Cholera! Nie ma na sobie absolutnie nic! To si nazywa pech - chciaa zapolowad na wampira, a spotkaa ekshibicjonist. - I co ty na to? - Dumnie demonstrowa swoje klejnoty. - Niezy, co? - Przepraszam na moment. - Wypucia z doni koek, za to signa po komrk przymocowan do paska. Zadzwoni po policj, niech go zgarn, zanim przyprawi jak biedn staruszk o zawa serca. - O rany, moesz nim robid zdjcia? - wykrzykn-z zachwytem. - wietny pomys! Wrzucisz je do Internetu? Poczekaj, lepiej si ustawi. - Stan bokiem, eby erekcja bya lepiej widoczna. - Super. Wytrzymaj jeszcze chwil. - Otworzya klapk telefonu i wtedy ciemny cieo zasoni jej widok.

Natychmiast signa za siebie. Faszywy alarm. Wypucia koek z doni. To nie wampir. Ale jej serce i tak bio jak szalone, bo przed ni sta mczyzna w kilcie.

Rozdzia 2
Z bliska zrobi na niej jeszcze wiksze wraenie. Emma skarcia si w mylach, gdy zdaa sobie spraw, e si na niego gapi. Jak moga zapomnied, e kilka minut temu zaglda sobie pod kilt? Dlaczego faceci maj obsesj na punkcie swojego sprztu? Zerkna za siebie. Ekshibicjonista wci prezentowa wiatu swoje przyrodzenie, jednak pojawienie si mskiej konkurencji sprawio, e troch... oklap. - Pomc pani? - Mikki gos mczyzny w kilcie askota jej nerwy, tak jak szkocki wiatr muska wrzosowisko. Nis wspomnienie lepszych czasw, gdy bliscy Emmy yli i caej rodzinie mieszkajcej w Szkocji niczego nie brakowao do szczcia. Zmarszczya brwi. Nie moe sobie pozwolid na luksus wspomnieo, przynajmniej dopki nie pomci pamici najbliszych. - Ten mczyzna pani napastuje? - Szkot nie dawa za wygran. W spojrzeniu intensywnie zielonych oczu Emma dostrzega inteligencj i jeszcze co, czego nie umiaa nazwad. Ciekawod? Zdawa si czego szukad. - Sama dam sobie rad, dzikuj. - Uniosa podbrdek. Ekshibicjonista zarechota. - O tak, skarbie, zajmij si mn! Skrzywia si. Fatalny dobr sw. Ekran jej komrki zgas, wic wczya go i wcisna dziewitk. Mczyzna w kilcie podszed do ekshibicjonisty. - Radz, eby zostawi pani w spokoju. - Byem tu pierwszy - warkn ekshibicjonista. - Spadaj, kole. Emma stumia jk. Jeszcze tego brakowao. Pijany Szkot i ekshibicjonista zaraz si o ni pokc. Wcisna jedynk. - Och, bardzo mi przykro, e si wtrciem, zwaszcza e ty zachowujesz dobre maniery. - Unis brew. -Paradujesz po parku z obwisym ptakiem na wierzchu. - Nie jest obwisy! Twardy jak skaa! - Spuci wzrok. - A przynajmniej by, pki nam nie przeszkodzie. - Jego doo powdrowaa w d. - Nie martw si, skarbie, ani si obejrzysz, a bd w peni si.

- Nie musisz si spieszyd, jeli o mnie chodzi. -Schowaa telefon. Nie zadzwoni po policj. Gdyby musiaa tu zostad i zeznawad, z polowania nici. Musz ju id. Zapomniaam nakarmid kota. - Pewnie dlatego, e nie miaa go wcale. - Poczekaj! - Zawoa za ni ekshibicjonista. - Nie zrobia zdjcia! - Nie, ale zapewniam ci, e ten widok utrwali si w mojej pamici. Mczyzna w kilcie si rozemia. - Spadaj, czowieku. Nikt nie chce ogldad twojego maego paszka. - Maego? Jak miesz! Id o zakad, e jest wikszy ni twj. Szkot splt rce na piersi i stan w rozkroku. - No to przegrae. - Tak? Udowodnij! - Panowie, prosz! - Emma pojednawczo uniosa rce. - Naprawd nie musz ogldad... - Zagryza usta i opucia donie. Co si niby stanie, gdy Szkot zadrze kilt? Robi to ju dzi; nie ma prawa mu zabraniad, to wolny kraj. Spojrzaa na Szkota. Kciki jego ust uniosy si w umiechu, w oczach czaiy si figlarne iskierki. O nie! Podejrzewa, e ona chce zobaczyd jego mskod! Poczerwieniaa. - Na co czekasz, Szkocie? - Ekshibicjonista promienia, pewny zwycistwa. licznotka bdzie sdzi -oznajmi. Cofna si i pokrcia gow. - Nie mam odpowiednich kwalifikacji. Ani ochoty. - Nie martw si, skarbie, jestem przygotowany. - Wyj z kieszeni paszcza may okrgy srebrzysty przedmiot. -Musisz tylko nam zmierzyd i powiedzied, ktry ma duszego. Szkot unis brew. - Nosisz przy sobie miark? - Oczywicie. - Ekshibicjonista si napuszy. - Prowadz pamitnik i dbam o dokadny zapis. - Opar donie na biodrach. - To dla mnie bardzo wana sprawa. - wietnie - mrukna Emma. - No c, panowie byo... ciekawie, ale na mnie ju czas. Sami sobie zmierzcie. - Odwrcia si i ruszya do drzewa, za ktrym zostawia torb z kokami. - Nie! - wrzasn ekshibicjonista, rzucajc si za ni. Zostaa wietnie wyszkolona i wiedziaa, kiedy nastpi atak, odgadywaa to po ruchu powietrza za plecami. Odskoczya i przybraa ulubion poz. Zareagowaa byskawicznie, jak zawsze, ale Szkot by szybszy. W uamku sekundy sign za siebie, wyj miecz i opar ostrze na szyi ekshibicjonisty. Emma znieruchomiaa, ekshibicjonista wybauszy oczy ze strachu.

- Mwiem ci, e mj jest wikszy - warkn Szkot. -Jeszcze krok w jej stron, a skrc ci o gow. - Nie rb mi krzywdy. - Przeraony mczyzna cofa si, zapinajc paszcz, podczas gdy Szkot szed za nim i wci trzyma ostrze przy jego grdyce. - Radz, eby od tej pory pamita o majtkach. A teraz wyno si. - Jasne. Co tylko chcesz, czowieku. Ekshibicjonista znikn za zakrtem. Szkot unis miecz, z cichym zgrzytem wsun go do pochwy na plecach. Emma wpatrywaa si w niego zafascynowana gr mini na jego potnych ramionach, ale zaraz przywoaa si do porzdku. - Dlaczego nosisz miecz? - To claymore - szkocki miecz dwurczny. Nie obawiaj si, ju nic ci nie grozi. - Mam si czud bezpiecznie w towarzystwie nieznajomego z wielkim mieczem? Umiechn si powoli. - Mwiem, e mj jest wikszy. Typowo mska arogancja. - Miaam na myli twj miecz, a nie twojego maego ptaszka. Spojrza na ni uraony. - Obraasz mnie? Nie mam wyjcia, musz si bronid, dokonujc prezentacji. To kwestia honoru. A ja jestem honorowy. - I pijany. mierdzisz whisky. Zrobi wielkie oczy. - Owszem, wpiem odrobin, ale nie jestem pijany. -Podszed bliej i ciszy gos. - Przyznaj, dziewczyno. Liczya, e co nieco poka. No, tego ju za wiele! - Id. Dobranoc. - Podesza do drzewa, eby zabrad torb. Bya na siebie za. Co za wstyd. Takiej jak ona profesjonalistki nic nie moe dekoncentrowad, a ju na pewno nie szeroka klatka piersiowa czy zielone oczy jakiego przystojniaka. - Jestem ci winien przeprosiny. Zarzucia torb na rami. Staraa si go ignorowad, ale co j w nim pocigao. - Zazwyczaj nie omawiam szczegw anatomicznych, zanim si nie przedstawi - cign. Stumia umiech. Moe to szkocki strj albo akcent obudzi nostalgiczne wspomnienia i zatsknia za ojczyzn? Przebywaa w Stanach od dziewiciu miesicy. Zerkna na niego, a kiedy umiechn si, serce jej mocniej zabio. Cholera. Powinna ju id.

Wyja koek zza paska i wrzucia do torby. Bya spita, czua na sobie baczne spojrzenie Szkota. Gos rozsdku nakazywa odejd, ale zwyciya ciekawod. Kim jest? Dlaczego spaceruje po parku z mieczem? - Przyjechae na parad? - Przyjechaem dzi - odpar po chwili wahania. Unika odpowiedzi. - Dla przyjemnoci czy w interesach? - Intryguj ci, prawda? - Kcik jego ust drgn w umiechu. Wzruszya ramionami. - Ciekawod zawodowa. Pracuj w subach policyjnych; to normalne, e zainteresowaam si, dlaczego nosisz broo. Umiechn si szerzej. - Moe chcesz mnie rozbroid? Dumnie uniosa gow. - Zapewniam ci, e gdybym chciaa, mogabym to zrobid. - A niby jak? - Wskaza jej torb. - Mj claymore kontra twoje patyczki? Nie bdzie mu tumaczyd, dlaczego nosi ze sob drewniane koki. Skrzyowaa rce na piersi i zmienia temat. - Jak ci si udao zabrad miecz na pokad samolotu? I przejd przez kontrol celn? Naladujc jej gest, zaplt rce na piersi. - Dlaczego po nocy sama wczysz si po parku? - Lubi sobie pobiegad. Teraz ty odpowiedz. - Nikt ci nigdy nie mwi, e niebezpiecznie jest biegad z zaostrzonym patykiem? - Suy mi do obrony. Twoja kolej. Po co ci miecz? - Suy mi do obrony, dziki niemu przegoniem tego napastnika. - Wystarczyo mocniej tupnd. Umiechn si. - Chyba masz racj. Zagryza usta, eby nie odwzajemnid umiechu. Denerwowa j, ale i pociga. - Miae mi powiedzied, dlaczego biegasz po Central Parku z mieczem. - Lubi mied go pod rk. W kadej sytuacji. Wyobrazia go sobie w ku. Nagiego. Z wielkim... mieczem. - Nie rozumiem. Z tak postur i bez broni dasz sobie rad. - Mio, e to zauwaya. Zauwaya? Oby tylko. W wyobrani ju go rozbieraa, a jeli wierzyd byskom w jego oczach, drao wyczu, e zrobi na niej wraenie. Przelizgna si wzrokiem po niebiesko-zielonym kilcie i dostrzega rkojed noa w skarpecie. Serce zabio jej szybciej. Facet jest uzbrojony po zby. Moe powinna go obszukad. I wezwad pogotowie.

- Nazywasz si jako? - Aye. Wci si umiecha. Denerwujcy typ. - Niech zgadn. Conan Barbarzyoca? Rozemia si. - Angus. - A nazwisko masz? - Aye. - Otworzy torebk zawieszon u pasa. Cofna si, w obawie, e szuka broni. - Co tam masz? - Sporran by zniszczony, jakby korzysta z niego na co dzieo. - Nie obawiaj si, szukam wizytwki. - Wyj piersiwk, ktr widziaa ju wczeniej, i szpera w skrzanej sakiewce. Zaplota rce na piersi i czekaa. - To, czego szukasz, zawsze jest na samym dnie, mam taki sam problem z torebk. ypn na ni gniewnie. - To nie torebka; rzecz wywodzca si ze starej szkockiej tradycji. Bardzo mska. - Wyglda jak torebka. - Spojrzaa na niego niewinnie. Zazgrzyta zbami. Trafia w czuy punkt. - To sporran. Zacisna usta, eby si nie rozemiad. Nic dziwnego, e facet przypad jej do gustu. Przy nim umiechaa si, a mino sporo czasu, odkd czua si beztrosko i swobodnie. Misja przesaniaa wszystko inne, liczya si tylko walka z wrogiem. - Co tam masz oprcz whisky? Resztki haggisu? - Bardzo mieszne - burkn, chod jego usta wygiy si w umiechu. - Skoro ju musisz wiedzied, mam telefon komrkowy, tam klejc... - Tam? - Bya rozbawiona. - Nie doceniasz jej zalet. Tama klejca wietnie si sprawdza przy krpowaniu rk i ng. - Chcesz kogo skrpowad? - Spojrzaa na niego ze wspczuciem. Biedaku, tak trudno ci znaled chtn kobiet? Umiechn si. - Sprawdza si te doskonale w uciszaniu rozgadanej buzi. - Zatrzyma spojrzenie na jej ustach. I spowania. Serce Emmy bio coraz szybciej. Wpatrywa si w ni tak intensywnie, e prawie przestaa oddychad. Czua narastajce napicie. Podkulia palce u stp.

W jego zielonych oczach dostrzega co wicej ni podanie; widziaa w nich inteligencj. Wcale nie jest pijany, uwiadomia sobie. I widzi wicej ni mczyni, ktrych znaa do tej pory. Miaa wraenie, e stoi przed nim cakiem naga. Podszed bliej. - A jak ty si nazywasz? Boe drogi, kiedy na ni patrzy, jej puls przyspiesza, a mzg zwalnia. We si w gard, dziewczyno. - Emma. - Wolaa nie ryzykowad, przedstawia si tylko z imienia, jak on. - Bardzo mi mio. - Skoni si lekko i poda jej pogniecion wizytwk. - Masz moe latark w sporranie? - Ksiyc znw skry si za chmurami; nie moga odczytad drobnego pisma. - Nie, w ciemnociach widz jak kot. - Spojrza na wizytwk. - Prowadz ma agencj detektywistyczn. - Och. - Wsuna kartk do kieszeni, pniej j obejrzy. - Jeste zawodowym ochroniarzem? - Potrzebujesz ochrony? Dziewczyna, ktra lubi wczyd si noc po parku, powinna mied ochroniarza. - Potrafi o siebie zadbad. - Poklepaa torb z kokami. Zmarszczy brwi. - Wybraa dziwn broo. - Ty te. Jak ochronisz klienta, gdy zaatakuje go kto z broni paln? Nie obra si, ale claymore jest odrobin przestarzay. - Mam te inne atuty - odpar z umiechem, podchodzc bliej. - Na pewno. - Zascho jej w gardle. - Mgbym zapytad o to samo. Jak chcesz obronid si lichym kokiem, gdy napastnik ma broo paln... Albo miecz? Przekna lin. - Chcesz mnie sprowokowad? - Wolabym nie, walka nie byaby fair. Znw ta mska arogancja. - Nie doceniasz mnie. Przechyli gow i przyglda si jej uwanie. - Byd moe. Mog zobaczyd ten twj patyczek? Zawahaa si. - Czemu nie. - Signa do torby i podaa mu koek. Gdyby co gupiego przyszo Szkotowi do gowy, byskawicznie kopnie go w nadgarstek. - Koki to kiepska broo - powiedzia, przyjrzawszy mu si dokadnie. - Nieprawda. Okazay si bardzo przydatne w... - Skrzywia si. Drao j podpuszcza, chcia eby si wygadaa. - S bardzo uyteczne. - Do czego? - Przesun palcem po ostrzu. - S ostre, zapewniaj mi ochron. Zmarszczy brwi, obracajc koek w doniach.

- Co tu jest napisane. - Nic wanego. - Wycigna rk po koek, ale Angus cofn si. - Mama? - Zrobi wielkie oczy. Emma si skrzywia. Naprawd dobrze widzia po ciemku. Przyglda si jej badawczo. Chciaa wyrwad mu z rki koek. Szarpna, ale zacisn doo. - Dlaczego napisaa na koku Mama"? - szepn. - Nie twoja sprawa. - Wyszarpna koek i wrzucia do torby. - Och, dziewczyno... - W jego gosi byo wspczucie. Rozzocio j to. Jak on mie rozdrapywad stare rany? Nikomu nie wolno kruszyd jej zbroi. - Nie masz prawa... - Ty nie masz prawa niepotrzebnie ryzykowad - przerwa jej gniewnie. Wczyd si po parku noc, majc tylko kilka kokw do ochrony? To szaleostwo. Jest przecie kto, kto ci kocha. I na pewne nie chce, eby ryzykowaa ycie. - Nie! - Dgna go palcem. - Nie wa si prawid mi kazao. Nic o mnie nie wiesz. - A chciabym. - Nikt mnie nie powstrzyma! - Odwrcia si na picie i pobiega wsk alejk. Niech go szlag trafi. Owszem, byli tacy, ktrzy j kochali, ale ju nie yj. - Emma! - zawoa za ni. - Znajd ci, jeli tu jutro przyjdziesz. - Nie licz na to! - krzykna ze zoci, nie odwracajc si. Niech go szlag! Mam prawo pomcid rodzicw! Powinna bya mu pokazad, co potrafi; rozbroid Angusa i skrpowad jego wasna pieprzon tam. Zwolnia. Kusio j, by zawrcid i dad mu nauczk. Zerkna za siebie. Alejka bya pusta. Dokd poszed? Chyba nie wystraszy si i nie uciek z podkulonym ogonem. Rozejrzaa si dokoa. adnego ruchu wrd drzew. Chodny powiew wiatru rozwia jej wosy. Odgarna je z twarzy i nasuchiwaa - przede wszystkim umysem, wyczulona na myli innych. Nagle przeszy j dreszcz. Zapia kurtk na suwak, postawia konierz. Czua si dziwnie. Nie syszaa adnych myli, ale wiedziaa, e kto j obserwuje. Signa do torby po koek. Dobrze chocia, e to tylko jedna osoba. Czyby Angus? Kim waciwie jest? Sprawdzi go, gdy wrci do domu. Brama parku znajdowaa si niedaleko. Emma przebiega kamienny mostek i sza wzdu stawu. Intrygowa j przystojny, seksowny Szkot. Przyjemnie si z nim rozmawiao, pki nie zacz jej karcid jak maej dziewczynki. Co go napado? Sta si nieznony, gdy wzi koek w donie. Dlaczego facet z wielkim mieczem denerwuje si na widok maego koka? Zatrzymaa si gwatownie. Boe, nie.

Serce walio jej jak motem. Nie on, tylko nie on. Na pewno nie jest wampirem. A moe? Odwrcia si gwatownie. Spojrzaa nawet na wod, jakby oczekiwaa, e on wynurzy si z toni. Spokojnie. To nie wampir. Przecie wiedziaaby to. Poczuaby. Nie zaatakowa, tylko prawi kazania o bezpieczeostwie. Czua whisky w jego oddechu. A ktry wampir pija co innego ni krew? Co wicej, pi ze srebrnej piersiwki. Srebro parzy wampiry. Par miesicy temu, tu po przyjedzie, czytaa raporty z wydarzeo zeszego lata, gdy chopcy z Trumny" wypatrzyli grup wampirw. Tu, w Central Parku, z crk szefa. Niektrzy towarzyszcy Shannie nosili kilty. Szkoci, uzbrojeni w miecze. Wygldao, e piersiwka Angusa jest srebrna, co nie znaczy, e wykonano j z tego kruszcu. Moe z aluminium. Albo z cyny. O Boe. Niewykluczone, e jest wampirem. Trzeba byo go zaatwid, gdy miaa po temu okazj. Podesza do bramy, wbiega schodami na Pit Alej. Cholera, Angus widzia koki. Wie, e ona tropi wampiry. I pewnie je uprzedzi, e czyha na nie pogromczyni. Zamara, machajc na takswk. Mijay j samochody, z oddali dobiega stukot kooskich kopyt, przejechaa doroka. Odgosy miasta Emma syszaa jak przez mg, bya przeraona, gdy uwiadomia sobie prawd. Angus wiedzia, kim ona jest. Noce bezkarnych polowao to ju przeszod. Teraz wampiry wezm odwet. Zadaj jej gowy. Ale pragnienie, by pomcid rodzicw, dodawao Emmie si. Nie odpuci, bdzie walczyd.

Rozdzia 3
Niech to szlag trafi. Wszystko zepsu. Angus obserwowa, jak Emma przechodzi przez kamienny mostek szybkim, zdecydowanym krokiem. Zamiast j przekonad, by daa sobie spokj, podsyci w niej tylko chd do wykorzystania tych przekltych kokw. Roman i Jean-Luc mieli racj. Jest w gorcej wodzie kpany. Ale, do cholery, wkurzao go, e taka adna moda dziewczyna naraa si na niebezpieczeostwo. Podejrzewa, e chce pomcid kogo wicej ni ofiary Malkontentw z Central Parku - swoj matk. Std to jej zaangaowanie i pasja, co nie zmienia faktu, e sama prosi si o kopoty. Prowadzia niebezpieczn gr, mogc wiadczyd o braku rozwagi, ale przecie Emma Wallace nie byo gupia czy nierozwana. Od razu zauway, e jest bystra i szybka. Miaa zdolnoci paranormalne, wyczua jego obecnod, chod udao mu si zamaskowad swoje myli i

pooenie. Moe bdzie musia przygwodzid j do ziemi, zmusid w ten sposb, by go wysuchaa. Kiedy sobie wyobrazi, jak pod nim ley, poczu, e nabrzmiewa. Cholera. Zerkn na sporran - przekrzywi si nieco. Nie wrci przecie do Romana w takim stanie. Byby pomiewiskiem wszystkich przez najblisze sto lat. Patrzy, jak Emma biegnie na Pit Alej. Porusza si bezgonie, utrzymujc bezpieczn odlegod, jednak dobrze j widzia dziki wyostrzonemu wzrokowi. Gdy zatrzymaa takswk, miaa w oczach strach. I dobrze. Najwyszy czas, by do niej dotaro, e igra z ogniem. Musi co zrobid. Jeli Malkontenci przyapi dziewczyn na gorcym uczynku, zabij bez chwili wahania. Dla nich miertelni to tylko rdo poywienia. Wampiry s szybsze i silniejsze ni ludzie. Emma nie ma szans. Chyba e on j powstrzyma. Patrzy, jak zwinnie wlizguje si do takswki. Taka liczna. I niesamowita. Wyczuwa w niej si. Trzy zabjstwa w lecie, jedno tej wiosny. Nieza z niej wojowniczka. Ciekawe, gdyby wykorzystaa energi w inny sposb... Nabrzmia jeszcze bardziej. Cholera. Ma ponad pidset lat, a stan mu jak modzikowi. Sam nie wiedzia, miad si czy pakad. Mino tyle czasu, odkd ostatnio mia erekcj, mg wic uwaad, e jest bardziej ywy ni martwy, co w jego pooeniu miao sens. Z westchnieniem skierowa si w stron kamienicy Romana na Upper East Side. Wola si nie teleportowad, chcia mied czas do namysu. I odczekad, a uspokoi si burza pod kiltem. Dlaczego w taki sposb nie reaguje na niemiertelne kobiety? Jest mnstwo chtnych wampirzyc, chodby w jego haremie. Owszem, s adne, ale-ich prnod i wymagania bywaj irytujce. Emma to co innego. Bystra, niezalena, odwana. Ma wszystkie cechy, ktre ceni u mczyzn. Ba, nawet umie walczyd. Ze zdumieniem uwiadomi sobie, e Emma jest taka jak on. Chocia nie. Jest duo modsza i bardziej ywa. No i ma kobiecy wdzik. Jednak pocigao go w niej co wicej ni uroda. Bya wojownikiem jak on, mierzya si ze zem. Oboje chcieli chronid sabszych, niewinnych. Wyczuwa w niej pokrewn dusz. Uwiadomi jej to, a wtedy Emma stanie si sprzymierzeocem, nie wrogiem. W oknach domu Romana byo ciemno, odkd harem wyprowadzi si, a on sam zamieszka w White Plains z on, miertelniczk. Zostali jedynie Connor i dwaj inni stranicy, an strzeg budynku, Dougal pilnowa Romatechu. Angus zawsze zatrzymywa si tu podczas pobytu w Nowym Jorku. Za dnia bezpieczeostwa lokatorw strzegy aluminiowe aluzje w oknach, a ochroniarzami byli pracownicy Agencji MacKay.

Emma Wallace na pewno sprawdzi jego firm, kiedy tylko przeczyta wizytwk. Pewnie domyli si, e nie jest zwykym miertelnikiem. I dobrze. Nie chcia, eby dzieliy ich tajemnice. On te zamierza j sprawdzid, zebrad jak najwicej informacji o Emmie Wallace. Dziki temu bdzie wiedzia, co zrobid, by j przekonad do ich sprawy. Wojna psychologiczna. Nie tak bezporednia jak zwyke metody, ale te ta sprawa jest nietypowa. Nie moe przecie ot, tak, walnd jej claymore'em. Musi byd bardziej subtelny. Bardziej... uwodzicielski. Umiechn si. Czas na walk. Rozejrza si i wbieg po schodach do drzwi. Uliczka bya ciemna i cicha. Idealna okazja, by wyprbowad system alarmowy, ktry zainstalowa kilka miesicy temu. Odkd Roman teleportowa si bezporednio do siedziby klanu rosyjskiego, Angus obawia si, e Rosjanie sprbuj tej samej sztuczki. Upewni si, e na ulicy nikogo nie ma, i teleportowa -si do ciemnego holu. Ledwie si zmaterializowa, rozleg si alarm - dwik o wysokiej czstotliwoci, syszalny jedynie dla psw i wampirw. Drzwi do kuchni otworzyy si gwatownie i kto ju przy nim sta. To an zareagowa byskawicznie. Kilt falowa mu wok kolan. Trzyma n przy gardle Angusa. - A, to ty. - an wsun n do pochwy u pasa. - Mao brakowao, a nadziabym ci na ostrze. Angus poklepa modziutkiego wampira po plecach. - Szybki jak zawsze, co? Mio ci widzied. - Podszed do kontrolki przy drzwiach i dezaktywowa alarm. - Gdyby patrzy na monitor, zobaczyby mnie przy drzwiach i nie zdziwioby .ci, e nagle znalazem si w rodku. an zwiesi gow, speszony, e opuci stanowisko. - Byem w kuchni. Mamy towarzystwo. - Czyje? - Angus poszed do kuchni. Spod przymknitych drzwi wypywaa smuga srebrzystego wiata. Pchn je lekko i zobaczy Gregoriego, ktry sczy blissky. MacKay, skarci go wzrokiem. - Co tu robisz? Czemu przeszkadzasz anowi? Powiniene byd w Romatechu. Gregori si skrzywi. - Milutki jeste, nie ma co. Roman oczekuje raportu w sprawie pogromcy, ale ty i Connor przepadlicie bez ladu. Zreszt chciaem zrobid ci przyjemnod i odnied twoj flaszk. Angus podnis butelk pod wiato. Sporo z niej ubyo. Gregori si umiechn.

- Do poowy pena. - Spowania, gdy MacKay ypn gronie. - No dobrze, wypiem odrobin, ale jest do poowy pena. Gdy do kuchni wszed an, Gregori powiedzia: - On te pi. - Tylko may yczek - tumaczy an. - Wiem, e jestem na subie. - No wanie. - Angus zagryz usta, eby si nie umiechnd. Nowy napj fusion na pewno okae si przebojem. - Zadzwoo do Connora i daj mu znad, e tu jestem. -Skin na lana, dajc do zrozumienia, e ten ma wyjd. - Jasne. - Mody wampir wzi komrk ze stolika i wyszed do holu. - I co mi powiesz, wielkoludzie? - Gregori rozpiera si na krzele. Znalelicie pogromc? To jedna z tych laseczek? - Komicznie poruszy brwiami. Angus zgromi go spojrzeniem. - Moe daruj ci, e wypie moj blissky, jeli powiesz mi, co jest nie tak z maleostwem. - Z czym? Mw po ludzku, kolego. - Z maleostwem, z dziecitkiem. Co jest nie tak. - Och. - Gregori spowania. - To sprawa osobista. - Twoje jaja te. Jeli chcesz wci je mied, powiesz, co si dzieje. - Co?! Odpud sobie te sterydy, bracie. - Nie potrzebuj dragw. Jestem wredny z natury. - Wanie widz. - Gregori zmruy oczy. - Chyba nie skrzywdzie tej maej, stary? MacKay si umiechn. Zaczyna rozumied, czemu Roman tak bardzo polubi Gregoriego. - Wiesz co? Ty mi powiesz o dziecku, a ja ci o laseczce. - Dobra. - Wskaza mu krzeso naprzeciwko. Angus pooy miecz na rodku stou i usiad. - Dziecitku co zagraa? - Nie wiadomo. Nasi lekarze twierdz, e nic mu nie jest. - To chopiec? - Tak. auj, e nie widziae twarzy Romana, kiedy mi to mwi. Pka z dumy. - Wic w czym rzecz? Tylko mw prawd. - Angus skrzyowa rce na piersi i zmruy oczy. - Zawsze wyczuwam kamstwo, a chyba nie chcesz, ebym si rozgniewa. - Jasne. Umieram ze strachu. - Gregori przewrci oczami. - No dobrze. Kilka miesicy temu Shanna zauwaya, e dziecko pi za dnia, za to uaktywnia si w nocy. Roman zacz wtedy panikowad. Angus opar si na okciach.

- Obawia si, e maleostwo to istota nocy? I dlatego chodz do lekarza wampira? Ale przecie posuy si ludzkim nasieniem? - Tak, ale usun z niego DNA dawcy i wprowadzi swoje. - eby to on by ojcem. Nie widz problemu. - Angus zerkn w bok, do kuchni weszli Connor i an. - Mam nadziej, e miae wicej szczcia ni ja. -Connor wyj z lodwki butelk sztucznej krwi i wstawi do mikrofalwki. - Przez ca noc wczyem si po pnocnej czci Central Parku i zdybaem tylko pary kochankw. - A niech to! - Gregori uderzy pici w st. -Wiedziaem, e powinienem z tob id. Zapada cisza. Trzej Szkoci wpatrywali si w niego, a Gregori poczerwienia. Niespokojnie poruszy si na krzele. - Chyba przydaaby mi si dziewczyna. - Nam wszystkim - mrukn an. Zadwiczaa mikrofalwka i Connor wyj butelk. -Zanim zaczniemy opakiwad stracone mioci, chc dowiedzied si o pogromcy. Znalaze j, Angus? - J? - zdziwi si an. - Aye, znalazem. - Spojrza na Gregoriego. - Ale najpierw on opowie mi o maleostwie Romana. Gregori zerkn na Connora. - Powiedzia, e nic mi nie powie o pogromcy, pki nie dowie si o dziecku. Connor skrzywi si i pocign yk z butelki. - Roman chcia zatrzymad to w tajemnicy. - Mylisz, e nie umiem trzymad jzyka za zbami? -obruszy si MacKay. Dochowaem wicej sekretw, ni moesz sobie wyobrazid. Naprawd musz ci przypominad, e pracujesz dla mnie? - Aye, ale wiem, e mam chronid Romana i wanie to robi. - Powiedz, w czym rzecz. Connor z westchnieniem opar si o blat. - Roman przeprowadzi rne testy, eby si przekonad, czy moe znw stad si miertelny. - Tak jak Darcy Newhart. I co? - Okazao si, e procedura jest moliwa, tylko jeli ma si pierwotne DNA wampira z czasw, gdy by miertelny -cign Connor. - Podczas badao nad naszym DNA odkry co... dziwnego. Ale wtedy Shanna ju bya w ciy. - Co chcesz przez to powiedzied? Connor znw pocign spory yk. - Nasze DNA mutuje. Minimalnie, ale jednak. Jest inne ni u miertelnika. - Wic dziecko Romana...

- Moe byd takie jak my - dokooczy Connor. - Ju nie jestemy do kooca ludmi. Angus poczu na plecach zimny dreszcz. Jakie bdzie to maleostwo? Nie cakiem czowiekiem. Cholera. Gregori nerwowo bbni palcami w st, a ten dwik doprowadza Angusa do szau. Pomyla o Emmie. Niby jak ma j przekonad, e jest dobry, skoro nie jest nawet czowiekiem? Zacisn pid. Nagle mia ochot komu przyoyd. Gregori nadawa si do tego doskonale. - Shanna wie? - Aye - odpar Connor. - Ale twierdzi, e jej to nie przeszkadza, e kocha Romana i dziecko te, bez wzgldu na wszystko. - Wyjtkowa kobieta. - Angus spiorunowa wzrokiem Gregoriego, liczc, e ten przestanie bbnid w st. Zadziaao. Przesta i pochyli si nad stoem. - Wyobraacie to sobie? - mwi. - Jestemy mutantami! Jak wojownicze wie ninja! Angus zamruga. - Jestemy... jak wie? Gregori parskn miechem, a an tylko pokrci gow. - Nie, nie jestemy jak wie, mamy wampiryczne DNA - powiedzia Connor. Gregori klepn si w kolano, rozbawiony. - A niech mnie! Przeraziem ci, co? MacKay zmruy oczy. - Connor, jeli ty go nie zaatwisz, ja to zrobi. Sam si prosi. an zakry usta, tumic miech. Connor skrzyowa rce na piersi i spojrza ze znudzeniem na Gregoriego. Ten wytar zy z oczu. - Nie moecie mnie zabid. Odpowiadam w Romatechu za marketing. Angus unis brew. - Uwaasz, e jeste niezbdny? - No pewnie. Zajmuj si promocj napojw fusion. Widzielicie reklamy w Digital Vampire Network? To moje dzieo. MacKay wyj sgian dubh z pochwy pod sporranem i wbi wzrok w zabjcze ostrze. - Rzadko ogldam telewizj. Nie mam czasu, cigle zabijam. Gregori spowania. - Bracie, wyluzuj. Kup sobie now kieck. Ciesz si yciem. - Ciesz si prac, a im wicej przelewam krwi, tym lepiej. - Zerkn na Connora. - Chcesz to zrobid czy zostawisz mi ten zaszczyt? Usta Connora drgny w umiechu.

- Nie moecie mnie skrzywdzid - wykrzykn Gregori, zrywajc si z krzesa. - Roman mnie potrzebuje, sprzedaj jego produkty. - A co, jeli przestaniesz krcid reklamy, wampiry przerzuc si na produkt konkurencji? - zainteresowa si Angus. Gregori zmarszczy czoo i poluzowa krawat. - Przecie nie ma adnej konkurencji. Tylko Draganesti produkuje krew syntetyczn. - Och. - MacKay przesuwa palcem wzdu ostrza sgian dubh. - Widzisz, ogldaem czsto telewizj, i to wystarczyo, by wiedzied, jak nazywa si takich jak ty. Jeste zbdnym elementem. Pitym koem u wozu. Gregori wybauszy oczy. - Nie zrobisz mi krzywdy. Roman mnie lubi. - Jeste tego pewny? Connor zachichota. - Dosyd artw, Angus. Powiedz o pogromcy. MacKay wsun sgian dubh do pochwy i umiecha si do lana i Connora. Promienieli. - Zawsze moemy zaatwid go pniej. - Do diaba! - Gregori spiorunowa wzrokiem Szkotw. - Macie idiotyczne poczucie humoru. - Odsun claymore'a Angusa na bok i przysiad na blacie. Ciekawe, jak wasze durne miecze spisz si w starciu z pogromc z bazook. Angus skin gow. - Zanim to wszystko si skooczy, twoje yczenie moe si spenid. - A wic miae racj? - zainteresowa si Connor. - To-Emma Wallace? - Aye. Spotkaem j w parku, miaa torb pen kokw - Zniszczye je? - wtrci si an. - Nie. - MacKay wsta i wzi miecz ze stou. - Ale dopilnowaem, eby wysza z parku. Dzi ju nikogo nie zabije. - A jutro? - spyta. - Rozmawiae z ni? Przekonae, eby daa sobie spokj? - Jutro si z ni spotkam. Powiedzcie Romanowi, e nie ma si czym martwid. Zajm si Emm Wallace. - Wyszed szybkim krokiem. - Chwila. - Connor doczy do niego w holu. - Jaka ona jest? Da si przekonad? - Bardzo zaangaowana, uparta. I dumna. - To mi kogo przypomina. - Chcesz powiedzied, e ona i ja jestemy nieco podobni? Te tak czuj. Connor ciszy gos. - Potrzebujesz pomocy? - Nay. - Sdzc po minie Connora, odpowiedzia zbyt ostro. Odchrzkn. Sam to zaatwi.

- Pomylaem, e nasza wersja moe okazad si atwiejsza do zaakceptowania, gdy potwierdzi j kto oprcz ciebie. - Nay. - Angus chwyci porcz schodw. Skd ta naga zaborczod, gdy chodzio o Emm Wallace? Czy odmwi Connorowi, bo Emma stanowi wyzwanie, z ktrym sam chcia si zmierzyd? A moe to co wicej? - Zajm si tym. Sam. Connor pochyli gow. - Jak chcesz. Angus sta przy schodach, skd bez problemu mg si teleportowad na kade pitro. Szybciej znajdzie si na pitym pitrze. - To fajna dziewczyna - szepn za nim Connor. Angus zmierzy go gniewnym wzrokiem, ale Connor ypn znaczco. Drao. - Roman bdzie zy, jeli skorzystam z jego gabinetu? - Nay. Chcesz dowiedzied si czego o pannie Wallace? - Aye. Wiedzc, dlaczego zabija, postaramy si usund powd i... - Przestanie zabijad - dokooczy Connor. - Dobry plan. - Mam nadziej stad si jej sprzymierzeocem. Connor westchn. - Od wroga do sprzymierzeoca daleka droga. - Austin Erickson przeszed na nasz stron. - Ale nigdy nie mordowa wampirw. Panna Wallace zabia czterech naszych pobratymcw, przynajmniej o tylu wiemy. Jest bardziej zawzita, ni Austin kiedykolwiek by. - Aye, stanowi wyzwanie, ale nie popenimy bdu. -Angus podnis gow. - Mnie nie pokona. Connor si wycofa. - A zatem dobranoc. - Dobranoc. - Angus teleportowa si na pite pitro, do gabinetu Romana. Wczy komputer, wyj butelk syntetycznej krwi z lodwki. Grupa zero, taka sama jak krew Emmy. Niektrzy uwaaj j za zbyt md i nijak, ale on gustowa w prostych posikach. Ogrza butelk w mikrofalwce i wciga wiey, smakowity zapach. Taki jak Emma. Dostatecznie mocny, by dodad energii. Wrci do gabinetu, popijajc krew. Do kolejnego spotkania jutrzejszej nocy bdzie wiedzia wszystko, co konieczne. Ju nie mg si doczekad. *** Emma rzucia torb kokw na stolik w kuchni i podesza do lodwki, by poszukad czego na niadanie. A moe na kolacj, czy jak tam okrelid posiek po caej nocy pracy. Zaburczao jej w brzuchu. Otworzya lodwk.

- wietnie - mrukna, wpatrzona w maleoki pojemnik jogurtu o obnionej zawartoci tuszczu i zwidnit saat. W drodze do domu zapomniaa wpad do sklepu. To wina tego Szkota. Wci o nim mylaa; jest wampirem czy nie? Z westchnieniem signa po jogurt truskawkowy. Moe Angus to normalny facet. Zdara wieczko z jogurtu, odkleia yeczk. W tym mczynie nie byo nic zwyczajnego. Mdry, przystojny, czarujcy, idealny pod kadym wzgldem, ale czy ywy? Rzucia okiem na drzwi wejciowe. Byy zamknite na trzy zasuwki, mrugajce wiateko wskazywao, e system alarmowy dziaa. Ale przecie wampir moe si teleportowad. Jej maleokie mieszkanko w SoHo daoby si obejd w kilku krokach. Zostawia jogurt na niskim stoliku i podesza do okna. Wyrwnaa aluzje. Wkrtce wstanie sooce, a za dnia bdzie bezpieczna. Na ulicy byo pusto, nie liczc sznura zaparkowanych samochodw i kilku rannych ptaszkw, ktrzy wyszli z psami na spacer. Zwierzaki zaatwiay swoje sprawy, a zaspani waciciele czekali z kubkiem kawy w jednej rce i torebk na psie kupy w drugiej. Emma opucia aluzje i podesza do jaskrawoczerwonej kanapy. Moe powinna sprawid sobie psa - wwczas ju nigdy nie byaby sama. Trudno decydowad si na zwizek, skoro z nikim nie mona porozmawiad o pracy czy swoich tajemnicach. Niestety, niewykluczone, e polowanie na wampiry wkrtce przestanie byd tajemnic. Jeli Angus jest wampirem, doskonale wie, po co jej koki. Pytanie tylko, czy zdradzi j przed pozostaymi wampirami? Wycigna jego wizytwk z kieszeni. Biay arkusik z godem jego klanu w lewym grnym rogu, ozdobiony paskiem zielono-niebieskiego tartanu; taki sam wzr by na kilcie Angusa. Poniej widniao jego nazwisko i napis: Usugi Detektywistyczne", oraz adresy w Londynie i Edynburgu. MacKay Usugi Detektywistyczne? Brzmiao znajomo. Otworzya laptopa i zajrzaa do bazy danych. Na ekranie pojawio si logo realizatorw projektu Trumna". Zajadajc jogurt, szukaa informacji o firmie Angusa. Skoro agencja miaa siedzib w Londynie i Edynburgu, co on robi w Nowym Jorku? Komputer skooczy szukad. Firma Angusa MacKaya zajmowaa si ochron koncernu Romatech Industries. Emma przekna lin. To jeszcze nie dowd, e Angus jest wampirem, ale na pewno informacja, e ma konszachty z wrogiem. Wacicielem Romatechu by najpotniejszy, najbogatszy wampir na Wschodnim Wybrzeu, przywdca klanu, Roman Draganesti, wynalazca i producent syntetycznej krwi i zid Seana Whelana, szefa Emmy.

Sean i ludzie z ekipy cay wysiek kierowali na poszukiwania crki. Emma nie zgadzaa si z tym, ale nie moga dyskutowad z przeoonym. Sumiennie pracowaa w biurze, a potem sza na polowanie. Zabijanie wampirw powinno byd gwnym zadaniem. Wanie dlatego doczya do ekipy. Seana interesowao gromadzenie informacji. Emm interesowao jedynie, czy delikwent jest wampirem. Jeli tak, musi umrzed. Wpisaa adres witryny internetowej z wizytwki Angusa. Strona agencji wypenia ekran. Pod nazw, mniejsz czcionk: Zaoona w 1927". I na dole strony - adresy w Londynie i Edynburgu oraz informacja: Konsultacja wycznie po wczeniejszym ustaleniu terminu". Podano take link. Emma klikna go i znalaza si w zakadce mejlowej. Napisaa licik. To wiadomod dla Angusa MacKaya. Zastanawiam si, czy jeste martwy, czy ywy". Wahaa si, czy wysad. A jeli odpowie? Ttno jej przypieszyo na t myl. Wysaa. Nie powinna porozumiewad si z wrogiem, ale z drugiej strony, nie wiedziaa na pewno, e nim jest. Jego strona internetowa nie pomoga. Waciwie to tylko jeden ekran. Niechtnie udziela informacji o sobie. Odblokowaa telefon komrkowy. Przy odrobinie szczcia, jej byy szef, pracoholik, z MI6 wci siedzi w biurze. Zawsze mawia, e terroryci nie maj wolnych weekendw, wic dlaczego on miaby mied? Wybraa numer. Jeden dzwonek, dwa, trzy. Signa po jogurt. - Robertson. Przekna szybko. - Brian, tu Emma. - Emmo, moja droga, witaj! Jak jankesi? Dobrze ci traktuj? - Tak. W porzdku. Ja... Zastanawiaam si, czy nie wiesz czego o firmie z Londynu i Edynburga. Agencja MacKay. - Sprawdz. Poczekaj. Zajadaa jogurt i czekaa. Kim jest Angus? Na pewno nie stara si dziaad potajemnie. Facet w kilcie ze szkockim mieczem obosiecznym nie moe dziaad w ukryciu. To cud, jeli poowa kobiet na Manhattanie jeszcze nie stracia gowy na jego widok. Mama zawsze nalegaa, by tata wkada bielizn pod kilt. On droczy si z ni, mwi, e zapomnia, a mama wtedy zacigaa go do sypialni, eby sprawdzid, czy jest odpowiednio ubrany. Kontrola trwaa zazwyczaj co najmniej godzin. Emma si umiechna. Miaa trzynacie lat, gdy poja, czemu to zawsze tak dugo trwa. - Emma? - Gos Briana wyrwa j z zadumy. - Tak, jestem.

- Agencj MacKay zaoy w 1927 Angus MacKay Trzeci. W 1960 prezesem by Alexander MacKay. W 1995 firm przej Angus MacKay. - Rozumiem. - Wic Angus jest synem Aleksandra i wnukiem zaoyciela, Angusa Trzeciego. Chyba e... by nimi trzema. - S jakie zdjcia? - Nie. Staraj si nie zwracad na siebie uwagi. Nie reklamuj si. Nie ma ich nawet w ksice telefonicznej. - Dziwne. - Przypuszczam, e prowadz interesy na tyle dugo, by mied wszystkich klientw, jakich potrzebuj. O, to ciekawe... - Co? - Firma dobrze si sprawdzia w tajnej misji podczas drugiej wojny wiatowej. Angus Trzeci uzyska tytu szlachecki. Emma zamrugaa. - Naprawd? Zastanawiam si, w czym okazali si lepsi od wojska czy innych sub. - No. Wyglda na to, e Angus Czwarty oddaje przysugi krlowej. - artujesz. Na przykad? - Chwila milczenia. Emma wysuchiwaa, jak jej byy szef narzeka. - Cholera. Dane usunite. Rozmawiaa, chodzc po saloniku. Im wicej wiedziaa o Angusie, tym wikszy miaa zamt w gowie. Nie wyglda na wroga. - A wic jego firma peni tajne misje dla rzdu i krlowej. - Tak. O rany! Angus MacKay ma wskanik dziewid. Wysoki, jak mj. I znacznie wyszy ni wskanik Emmy. - Niemoliwe. To cywil. - Domylam si, e chodzi o supertajne misje. W kadym razie cieszy si wielkim zaufaniem. Co jeszcze chcesz o nim wiedzied? Poza tym, e chciaaby go rozebrad? Powinno jej ulyd, e jest godny zaufania. Dobry Boe, nawet krlowa mu ufa. Ale ochrania najpotniejszego wampira na Wschodnim Wybrzeu. A kto zapewniby Draganestiemu lepsz ochron ni inny wampir? Tak, Angus zapewne jest jednym z nieumarych. Usiada na kanapie. - Masz list jego klientw? - Zastanwmy si. Ochrania kilku czonkw parlamentu, kilka grubych ryb z BBC i projektanta mody w Paryu. To chyba nie wampiry. Moe jednak jest czowiekiem? Cholera, wci nie miaa pewnoci. - Dzikuj, Brian. Bardzo mi pomoge. - Rozczya si. Jak mgby byd wampirem, skoro krlowa mu ufa? I co to za misje, ktrym nie mogli sprostad agenci wywiadu czy kontrwywiadu? Skrzywia si. Wampir

mgby dokonad rzeczy, o ktrych ludziom si nie nio. Dwik w laptopie oznajmi now wiadomod. Zerwaa si z kanapy. Sprawdzia nadawc. Angus MacKay. Serce jej zatrzepotao. Otworzya wiadomod. Szanowna panno Wallace, moje biuro w Londynie przesao pani wiadomod. Prosz spotkad si ze mn jutro w Central Parku, o smej, w tym samym miejscu, gdzie widzielimy si dzi wieczorem. Odpowiem na wszystkie pani pytania". No prosz. Bardzo rzeczowy. Bya... prawie rozczarowana. Brakiem kokieterii? Rozmowa z nim sprawiaa jej przyjemnod, zanim zacz j pouczad. Usiada i zastanowia si chwil, zanim napisaa: Bd. W spodniach. Nie zapomnij o torebce". Wysaa. Zerwaa si z miejsca i przechadzaa po saloniku. Co ona wyprawia? Przekomarza si z wampirem. Przecie one nie maj poczucia humoru. A jednak Angus artowa z ni w parku. Komputer znw brzkn. Odpowiedzia? Otworzya poczt. Zostawi torebk w domu, jeli zdejmiesz spodnie". Sapna. A to drao! Rozemiaa si i nagle zamara. Nie moe byd czowiekiem. Na pewno jest wrogiem. Opada na kanap. Co robid, do cholery. Flirtowanie z wrogiem. Dlaczego jest tak nieprzyzwoicie atrakcyjny? Musi ustalid priorytety i zaplanowad strategi na nastpn noc. Zazwyczaj zabijaa wampiry, gdy traciy czujnod zajte polowaniem. Z Angusem tak nie bdzie. Musi wymylid... puapk. I sposb, by go powstrzymad. Przerazi j dwik telefonu. Czyby Angus zdoby jej numer? - Halo? - Emma, tu Brian. Wanie otrzymaem dziwny telefon z ochrony danych i pomylaem, e powinna wiedzied. - Tak? - Kto zaglda do akt personalnych przed mniej wicej dziesicioma minutami. Legalnie, ale intruz si nie przedstawi, std zaniepokojenie w kadrach. Zanim go zidentyfikowali, cign jeden plik. - Brian odchrzkn. Uznaem, e powinna to wiedzied.

Emm przeszed dreszcz. - Czyje dane cignito? - Twoje. - Rozumiem. - Jej gos dobiega jakby z daleka. -Dzikuj. - Rozczya si i odetchna gboko, eby si uspokoid. Angus j sprawdza. Dowie si wszystkiego. Wbia wzrok w zalotn wiadomod do niego. Jeli jest wampirem, jutrzejsza noc bdzie dla niego ostatni noc. I nawet krlowa nie uratuje jego piknego tyka.

Rozdzia 4
Za dwadziecia sma Emma przygotowaa zasadzk; lin zamaskowaa lidmi. Bya w rodku lasku w Central Parku, daleko od najczciej uczszczanych cieek - nie musiaa si martwid, e kto przypadkiem wpadnie do jej puapki - ale blisko miejsca, gdzie spotkaa Angusa MacKaya poprzedniej nocy. Miaa na sobie czarne dinsy i czerwony sweterek -wyraniej widoczny w mroku. Zanim schowaa torb z kokami pod rododendronem, ukrya cztery koki za paskiem. Za pitnacie sma. Zjawi si na czas? Minuty przecigay si, pyny nieznonie powoli. Jak to jest, mied przed sob niekooczcy si cig nocy? Albo umiejtnod teleportowania si w jednej chwili? Ze wzgldu na wyjtkowe umiejtnoci Emma rozumiaa, dlaczego wampiry maj wysokie mniemanie o sobie. Z drugiej strony, wszyscy seryjni zabjcy uwaali si za lepszych od innych. A wampiry s seryjnymi zabjcami. Z ponadprzecitnymi zdolnociami, ktre pomagaj im w morderstwach. Tylko jedno jest w tych potworach dobre - fakt, e ju nie yj. Nie musiaa chwytad ich pojedynczo i czekad, a wolno dziaajce organa sprawiedliwoci wydadz wyrok. Nie musiaa czekad na zadoduczynienie. Gdy znalaza wampira, zabijaa go. Dziesid minut do smej. Obesza dokoa db, do ktrego przymocowaa lin. Musi mied wyrobione minie i bystry umys. Nie rozpraszad si. Nie myled, jaki Angus jest przystojny, jakim ciekawym jest rozmwc. Przed ni dwa zadania. Odkryd, kim jest - czowiekiem czy potworem. I zabid go, jeli okae si wampirem. Wzdrygna si na sam myl, e zobaczy, jak gasn jego liczne zielone oczy. Do tej pory nigdy nie rozmawiaa z wampirem przed zabjstwem. Zabia

ju czterech; atakowali kobiety i ywili si ich krwi, i je gwacili. Nic nie mogo jej powstrzymad, by oprawcom wymierzyd sprawiedliwod. Nie potrafia sobie wyobrazid Angusa robicego co takiego. Pospieszy jej z pomoc, karcc za lekkomylnod, i przegoni ekshibicjonist; usyszaa wykad o zapewnieniu bezpieczeostwa. Co wampir chciaby osignd t drog? O Boe, modlia si, niech nie bdzie wampirem. Niech okae si bohaterem krlowej i wnukiem bohatera wojennego z tytuem szlacheckim za zasugi. Niech bdzie mczyzn jej marzeo. Dzielny, honorowy wojownik, ktry mgby walczyd ze zem u jej boku. - Dobry wieczr, panno Wallace. Odwrcia si, ale z daleka ledwie rozpoznawaa ciemn sylwetk mczyzny. Serce zabio jej gwatownie. Podszed do niej. Wyglda doskonale. Niebezpiecznie. - Dzikuj za przybycie. Musimy porozmawiad - powiedzia. - Tak. - Wzmocnia blokady swojego umysu. Gdyby by wampirem, sprbowaby ni manipulowad. Przechodzc na rodek polanki, zwabia go w puapk. - Ju mylaam, e nie przyjdziesz. - Dotrzymuj sowa. Ale czy yjesz? To najwaniejsze pytanie. Jeli by wampirem, nie wie, co to uczciwod, honor. Mia na sobie taki sam kilt jak poprzedniej nocy, niebiesko-zielony, i niebieski sweter. Nie przynis miecza, ale sgian dubh by na miejscu, w skarpecie na prawej nodze. Zatrzyma si, przechyli gow i przyglda si jej. Wstrzymaa oddech. Podejrzewa co? Jeszcze dwa kroki i Szkot znajdzie si w puapce, zawinie gow w d. Wiedziaa, e wampir nie zostanie dugo w takim pooeniu. Po prostu si teleportuje. - Ukrya koki za paskiem. Wzruszya ramionami. - Przezorny zawsze ubezpieczony. Zmarszczy brwi. - Ze mn jeste bezpieczna, dziewczyno. Nigdy ci nie skrzywdz. - Masz n. - Zwyky odruch. Nie wziem miecza, by przekonaa si, e nie ywi wobec ciebie zych zamiarw. - Przyznajesz, e jeste wrogiem? - Nay. Mgbym byd prawdziwym przyjacielem. Wygldao, e mwi szczerze. A jeli rzeczywicie jest wiernym sug krlowej, naraa ycie dla kraju, nie proszc o uznanie? Mg byd bohaterem. Mg byd wszystkim, o czym kiedykolwiek marzya, mylc o mczynie swojego ycia.

- Panno Wallace? - Coraz bliej. Wpada w panik. Nagle nie chciaa znad prawdy. Chciaa wierzyd, e silni, pikni ludzie w kiltach to bohaterowie, nie demony. Uniosa rk. - Stj! Za pno. Wszed prosto w ptl, ktra zacisna si mocno wok jego kostki. Spojrza na Emm, zanim lina szarpna go w gr. Wstrzs, gniew, wiadomod zdrady? Widziaa to wszystko w jego oczach. Cholera! Nic innego nie moga zrobid. Musiaa wiedzied, czy to przyjaciel, czy wrg. Ale serce j zabolao. Wyrwaa koek zza paska. Jeli ma do czynienia z wampirem, nie moe dad si zaskoczyd. Popatrzya w gr i otworzya usta z wraenia. Koek wypad jej z rki. Dobry Boe. Zamrugaa. Angus MacKay wisia do gry nogami i kilt plta mu si wok szyi. Gapia si na niego oszoomiona. Mia wskie biodra, ksztatne, jdrne poladki i gadk skr muskan srebrzystym wiatem ksiyca. Ga zakoysaa si pod jego ciarem, tak e huta si delikatnie w gr i w d. Gowa Emmy poruszaa si w tym samym rytmie - jak zahipnotyzowana wpatrywaa si w jego seksowne poladki. - Panno Wallace? Syszy mnie pani? Oprzytomniaa. Dugo ju do niej mwi? - Przepraszam? - Moe bd zwracad si do ciebie po imieniu, wyglda na to, e poznalimy si lepiej. Poczerwieniaa. Gupio, e stoi jak sup, poerajc wzrokiem jego zadek. Ale cokolwiek by sobie mylaa, ogldajc faceta od tyu, czy nie lepiej zajd go od przodu, by mied jeszcze lepszy widok? Wykrci gow, usiujc spojrzed na Emm. - Dlaczego mnie powiesia jak szynk do wdzenia? -zagadn znw. Moemy ucid sobie pogawdk oko w oko. Nie oczy Angusa j interesoway. - Bardzo prosz, mw. - Przesuna si wolno. Na razie si nie teleportowa. Czyby by miertelny? Alleluja! Oczywicie, to znaczy, e jest mu winna przeprosiny Umiechna si do siebie. Zrobi to z radoci. Zaparo jej dech w piersiach. O tak. Byaby bardzo skruszona. Mikki szelest zwrci jej uwag. Kiedy dynda jak ryba na haczyku, musia poluzowad n w pochwie i sztylet si wysun. Angus podcign si i sign do skarpety. Jego palce zacisny si wok rkojeci.

- Nie! - Kopniciem wybia mu n z rki i odskoczya, eby znaled si poza zasigiem Angusa miotajcego przekleostwa; pobiega sprintem w stron, gdzie upad n. - Przestao! - krzykn za ni. Przeturlaa si po ziemi i zerwaa na rwne nogi z noem w doni. Wycelowaa w Szkota ostre dwudziestocentymetrowe ostrze. A on znikn. Tylko lina nietknita zwisaa z drzewa. Rozejrzaa si, szukajc go. Poczua serce w gardle. Nie by bohaterem, mczyzn jej marzeo. Nie zda testu i si teleportowa. To wrg. Musi go zabid. Rozczarowanie sprawiao bl, ale nie czas na sentymenty. Bitwa si zacza. Zdawaa sobie spraw, e on widzi lepiej ni ona. Jest te silniejszy, ale nie ma broni. Powoli odwracaa si, przeczesujc wzrokiem las. Cisz zakci jaki dwik, ktry sprawi, e oddychaa coraz szybciej. Tam! Tak, to on, dostrzega zarys ciemnej sylwetki. ajdak opiera si o drzewo, sta ze skrzyowanymi ramionami, przybrawszy nonszalanck poz. Wycelowaa w niego noem. - Znam prawd o tobie. Regulowa zapicia w swoim kilcie. - A ja o tobie. Czego to kobiety nie zrobi, eby zajrzed pod kilt. Podobao ci si? achna si. - To nie ma nic do rzeczy. Wiem, e jeste wampirem. - Wiem, e mordujesz. - Odepchn si od drzewa. -I musisz z tym skooczyd. Chce mnie zabid, pomylaa. Stana w rozkroku i przygotowaa si do ataku. - Dzi wieczorem umrzesz od wasnej broni. Wzruszy ramionami. - Ju raz umarem. Niezbyt mi si to podobao. -Podszed do niej. Uniosa rk, ostrze znalazo si na wysokoci jego szyi. - Od n, wtedy moemy rozmawiad. - By poirytowany. - W walce nie dasz mi rady. - Podejd bliej, to si przekonasz. Przyjrza si jej i kiwn gow, jakby podj decyzj. - No dobrze. Przekonasz si, o czym mwi. Zamrugaa, gdy przemkn obok niej byskawicznie. Odwrcia si, by nie tracid go z pola widzenia. Zatrzyma si na skraju polany. - Nie atakujesz - zauway. Wampiry to banda arogantw. Sprbuje wykorzystad jego dum przeciwko niemu.

- Nie spodziewaam si, e uciekniesz jak tchrz. Zmarszczy czoo. - Mylaa, e bd czeka, a dgniesz mnie w serce? - Mam nadziej, e zachowasz si po msku i staniesz naprzeciw mnie. - A wic, eby dowied swojej mskoci, powinienem zachowywad si jak ciel w rzeni? - Zachichota. - Zabij mnie. Jej usta drgny w umiechu. Bya rozbawiona. Do licha, dlaczego nie pozna ywego, atrakcyjnego mczyzny? Wszyscy fajni faceci s albo onaci... albo martwi. Znw przemkn koo niej, ale tym razem bya szybsza, klepna go w poladki. Rozemia si i wci miga po polanie jak pika w automacie. - W porzdku, rozumiem. Moesz si przemieszczad byskawicznie. Nie zaatakowa jej. Na razie. Ale miaa zawroty gowy, ledzc ruchy Angusa. Chcia j zdekoncentrowad, zanim zaatakuje? Jego ciao byo niewyran plam, gdy j mija. - Tchrz! Stj! Nagle zapa j od tyu, przycign mocno do siebie, chwyci doo, zacinit na rkojeci noa. Sapna. Oddycha szybko, muska wosy na jej skroni; klatka piersiowa unosia si i opadaa gwatownie, Emma czua ten ruch na plecach. - Wystarczy? - szepn jej do ucha. Przeszed j dreszcz. - Pud mnie. - Nie tylko jestem szybszy, ale i silniejszy. - Prbowaa si wyrwad, draa z wysiku; odpucia, gdy zgi jej rk i poczua ostrze na szyi. Przekna lin. Zwykle w takiej sytuacji, z caej siy nastpiaby napastnikowi na nog i walna go w ebra okciem, ale nie moga si ruszyd. Krpowa jej rce. - Wystarczy, dziewczyno? - szepn. - Nie dam si zabid. - Kochanie, chc tylko porozmawiad. - Pieci oddechem jej szyj, sprawiajc, e woski na karku si zjeyy. - Nie wa si mnie ugryd! - Emma. - Puci j. - Ranisz mnie. Odskoczya, odwrcia si, by zadad mu cios. Uchyli si, wyszarpn jej n i cisn na bok. Ostrze ze wistem wbio si w pieo drzewa. Emma wycigna koek zza paska. Zapa j za nadgarstek i wyrwa koek. - Ukochana, jeli wci bdziesz usiowaa mnie zabid, trudno bdzie si nam rozmawiao. - Nie mamy o czym rozmawiad. - Odsuna si. Oddychajc z trudem, pocieraa nadgarstek. - Ojej, zadaem ci bl. Nie chciaem tego. Prychna.

- Jakby to ciebie w ogle obchodzio. Przez lata ywie si ludmi. Ilu zabie? Rzuci koek daleko w las, stan naprzeciw niej, marszczc brwi. - Zabiem wicej, ni chc pamitad, ale zabijam tylko na wojnie. Tak jak dzi wieczorem. Krew zastyga jej w yach. - Jeli masz odrobin honoru, walcz uczciwie. - Dziewczyno, ju zadecydowaa, e jestem zy. Dlaczego potwr miaby mied honor? Punkt dla niego. Przekna lin. Nawet nie zaprzecza, e jest zy. Ugia kolana, przyjmujc pozycj obronn. Czekaa. Wycigna koek zza paska. - Niech to licho - mrukn. Skrzyowa ramiona na piersi. - Masz czarny pas w taekwondo? - Przecie wiesz. Czytae moje akta. - Tak. Od koek, jeli walka ma byd uczciwa. -Rozejrza si dokoa. Bdziemy walczyd tam. - Ruchem gowy wskaza miejsce na polanie. Trawa jest mikka, mniej ci zaboli, kiedy upadniesz. Sapna. - Nie ja, ty. - Zobaczymy. - Odwrci si i skierowa na plac boju". Arogancki wampir. Wcisna koek za pasek. Po paru krokach wybia si, skoczya i kopna go z caej siy. - Aagh. - Miaa wraenie, e uderzya w mur z cegy. Wyldowaa na ziemi, przybraa obronn poz. A on nawet si nie zachwia. Niech go szlag. Odwrci si z umiechem. - Napalona dziewczyna. To mi si podoba. Spojrzaa na niego z pogard. - Typowa arogancja wampira. To twoja najwiksza sabod, ale jeste zbyt zadufany w sobie, by zdawad sobie z tego spraw. Naburmuszy si. - Ukochana, bd uczciwa. Byem aroganckim ajdakiem duo wczeniej, zanim zostaem wampirem. Miaa ochot zapytad, ile ma lat, ale jego historia to nie jej sprawa. Niczym nie rni si od innych. Morderca. Przybraa ulubion postaw do ataku. - Uczciwa walka. adnych krtactw. Kciki jego ust uniosy si w gr. - Na mj honor. Zaatakowaa szybk seri kopniakw i ciosw pici. Zablokowa wszystkie. Odskoczya do tyu i przygotowaa si do nastpnej rundy. Cholera, by dobry. - Gdzie trenowae? - W Japonii. Pobieraem tam lekcje przez dwiecie lat. Otworzya usta. Dobry Boe, ile rzeczy musia widzied.

- Ile masz lat? - Pidset dwadziecia szed, jeli liczyd czas jako miertelny. Przekna. Chodzce muzeum. Przey odrodzenie, restauracj Stuartw, epok owiecenia. Nosi tamte ubrania, chadza botnistymi ulicami, historia dziaa si na jego oczach. - Sporo widziaem - wyszepta. Zesztywniaa. Przeczyta jej akta personalne. Wiedzia, e studiowaa histori na Uniwersytecie St. Andrew w Edynburgu. Tkwia w tajemnicach przeszoci a do tamtej zimnej nocy, kiedy morderstwo rodzicw cigno j na ziemi. Odoya na bok ksiki i marzenia, dawne zainteresowania ustpiy miejsca prawu, broni, sztukom walki. - A niech ci. - Rzucia si do przodu, chcc kopnd jeszcze raz. Blokowa kady ruch. Cofna si, przyja poz do ataku. Czeka. I wtedy to sobie uwiadomia. Tylko si broni. Gdyby zaatakowa, wiedziaa, e pokonaby j. By arogancki, nie moga si powstrzymad, musiaa go sprowokowad. - Dlaczego nie atakujesz, wampirze? Nie masz apetytu? Opar rce na biodrach, rozdraniony. - Od osiemnastu lat nie piem ze miertelnika. Moje posiki pochodz z butelki. - Uwaasz wic, e jeste szlachetny? A pozostae pidset lat? - ywiem si ludzk krwi, gdy musiaem, ale nigdy nie zabijaem dla poywienia. - Pomkn spojrzeniem w d i wrci do jej twarzy. - Tak naprawd, zostawiaem kobiety... zaspokojone. Draa. Prawie mu uwierzya. - Twoje ofiary odnosiy bdne wraenie. Kontrolowae ich umysy. - Sprawiaem im przyjemnod. - Poszed bliej. - Duo przyjemnoci. - Stj. - Wyszarpna koek zza paska. - Kontrolujesz umys krlowej? Czy dlatego brytyjski rzd myli, e jeste pewnego rodzaju bohaterem? - O, sprawdzia mnie. To mi pochlebia. - Naprawd? Westchn, gdy podniosa koek. - Ukochana, nie moemy porozmawiad bez tego patyka? - Przestao nazywad mnie ukochan i odpowiedz na moje pytanie. Rzdzisz umysem krlowej? - Skde. Zawsze byem lojalnym poddanym. - Wzruszy ramionami. Oprcz czasw, gdy popieraem jakobitw Ale suyem temu, kogo uwaaem za prawowitego krla.

Naprawd zna Bonniego Prince'a Charliego? Boe drogi, pytania, ktre chciaaby zadad. Na pewno kusi j celowo, uwodzi, by staa si atwiejsz ofiar. - Czytaem, e twoi rodzice zostali zamordowani - powiedzia cicho. Zacisna rk na koku. - Nie twj interes. - Mylia si; on jej nie kusi. To by bezporedni psychologiczny atak. ajdak. - Zginli te twj brat i ciotka. - Patrzy ze wspczuciem. - Wiem, jakie to bolesne stracid ukochane osoby. Zagotowaa si z wciekoci. Litod od wampira? Niczym nie rni si od demonw, ktre zamordoway jej rodzicw. - Zamknij si! - Rzucia si na Angusa, liczc, e go powali i wbije mu koek w serce. Odskoczy do tyu, przykucn i zaatakowa; zwali j z ng. - Cholera. - Wyldowa obok niej ze zdumiewajc prdkoci. - Co? - Wpatrywaa si w niego, oszoomiona. Lea przy niej i podtrzymywa jej gow par centymetrw nad ziemi. Pochyli si nad ni nisko, zauwaya e jego wosy lni czerwonawym blaskiem. Co on wyrabia? Bada jej szyj? - Przestao! - Machna kokiem. - Dod! - Wyrwa jej koek i odrzuci. Miaa za paskiem jeszcze jeden, ostatni. Musi uwaad. Zaatwi wampira przez zaskoczenie. Na razie bdzie spokojna i potulna. Wci podtrzymywa gow Emmy. Czua jego oddech na twarzy, zadziwiajco sodki. adnie pachnia, to by wiey, bardzo mski zapach. - Co robisz? - szepna. Wolno opuci jej gow na ziemi, ale nie wysun rki spod karku. - Nie chciaem, eby upada na to. - Pokaza jej ostry odamek skay, ktry trzyma w drugiej rce. - Lea na ziemi, omal nie uderzya w niego gow. -Wyrzuci kamieo. - Ty... prbowae mnie chronid? - Przepraszam, e ci powaliem, ale byem troch zy, chciaa mnie kopnd w czue miejsce. - Przyglda si jej z ukosa. - A co z walk fair? - Jeste szybszy i silniejszy. Musiaam co zrobid, aby mied chod cieo szansy. - Zacieka wojowniczka. - Zatrzyma spojrzenie na jej ustach. - Jestemy bardziej podobni, ni nam si wydaje. Emm przebieg dreszcz. Czyby naprawd chcia j chronid? Przecie nie ma czego takiego jak miy wampir. To pewnie wojna psychologiczna. - Czego chcesz ode mnie?

Spuci wzrok, miaa wraenie, e wpatruje si w jej szyj. - Jeli mnie ugryziesz, przysigam, zabij ci. - Dusisz w sobie wciekod. - Przelizgn si wzrokiem niej. Przesun rk po jej udzie i dotkn biodra. -Ale s inne sposoby, by si jej pozbyd. Serce jej bio coraz szybciej. Znw si pomylia. To co wicej ni wojna psychologiczna. Prbowa manipulowad jej umysem, i zawadnd ciaem. A iskry, ktre pod jego delikatnym dotkniciem paliy skr, nie pomagay. Wstrzymaa oddech. Niele. Ona rwnie moe zagrad w t gr. Zdekoncentruje go i uyje ostatniego koka. Opara donie na jego przedramionach, przesuna na wyrobiony biceps. Dobry Boe, nic dziwnego, e z tak atwoci wymachiwa cikim mieczem. - A ty pewnie jeste odpowiednim czowiekiem, eby mi pomc? - Pooya mu donie na ramionach i posaa kuszce, miaa nadziej, spojrzenie. Sapa. Jego oczy lniy czerwonym blaskiem. Cholera, to zapewne znaczy, e jest godny. Musiaa dziaad szybko i zachowad spokj. Ju nie wbijaa mu paznokci w ciao, tylko wodzia doomi po klatce piersiowej. - Jeste taka pikna - szepn, odgarniajc jej wosy z karku. O Boe, przygotowuje sobie szyj. Ale Emma spodziewaa si tego. Zsuwaa rce coraz niej, a zatrzymay si na linii pasa. Zacinit pici uderzya Angusa w brzuch i wyszarpna ostatni koek zza paska, by wycelowad w jego martwe serce. - Niech to diabli, kobieto. - Chwyci koek i wbi w ziemi tu przy gowie Emmy. Gwatownie nabraa powietrza i odwrcia wzrok. Koek wystawa z ziemi na dwa centymetry. Ju by nie ya, gdyby wbi go w ni. Szkot warkn i wepchn go gboko w ziemi, a zrobi si doek. Patrzy na ni spode ba, wci mia czerwone oczy, tyle e mniej wiecce. - Byem gupcem, mylc, e mogaby mnie polubid. Dziwne, ale poczua si le na myl, e sprawia mu zawd. - Musiaam si bronid. Chciae mnie ugryd. - Nieprawda, chciaem ci pocaowad. Prychna. - Jasne. Pocaunek z zbami. Patrzye na moj szyj. Miae czerwone i wiecce oczy. Gd ci doskwiera. - Ach, dziewczyno. - Zamkn oczy. Kiedy je otworzy, znw byy zielone jak wiosenny las. - S rne rodzaje godu. Czego pragnie wampir oprcz krwi? Poznaa odpowied na to pytanie, gdy odsun na bok skrzan torebk i poczua jego mskod. Jkna. Napiera na

ni. Mocno. Bardzo duy. Bardzo twardy. Zimny, martwy potwr mg byd a tak pobudzony? I niby dlaczego a swdziay j rce, eby go dotknd? Na pewno igra z jej umysem. - Ty... usiujesz mnie zahipnotyzowad. Kciki jego ust drgny. - A co, masz nieprzyzwoite myli? - Nie! Ja... - Nie wiedziaa, co powiedzied ani co myled. Powinna zabijad wampiry, a leaa obok potwora z potn erekcj. Rzucia okiem w stron rododendrona, gdzie czekaa torba kokw. Nie dotrze do niej, jeeli j zaatakuje. - Jeli sprbujesz mnie gwacid, bd ci poszukiwad, aby... - Emma. - Szarpn j. - Nigdy nie chciaem ci skrzywdzid. - Nie musiaby. Kontrolujc mj umys, nakazaby mi posuszeostwo. Tak robisz z kobiet ofiary? - Nie chc, eby bya moj ofiar. Podziwiam twoj si i zapa. Naprawd? Nie. Emma poczua przyjemne ciepo, ale zaraz si upomniaa. Jeli chodzi o wampiry, o przyjemnym cieple nie ma mowy. - Prbujesz mn manipulowad. Nie pozwol, eby igra z moim umysem. - A z ciaem mog? - Umiechn si. - Zostaw mnie w spokoju. Kiwn gow, posmutnia. - Masz racj. Nic dobrego z tego nie wyniknie. - Wsta. Poczua chd, gdy nie byo go obok. Usiada, otulia si ramionami. Byo jej zimno. Podszed do drzewa, w ktre wbi si n. - Dam ci spokj, jeli obiecasz mi - wycign ostrze -e skooczysz z zabijaniem wampirw. - Nigdy. - Wstaa. - Twoi wspbracia morduj ludzi. Musz chronid niewinnych. - Znam ze wampiry, dziewczyno. Walcz z nimi od wiekw. - Jasne. - Zakpia. - Wic dlaczego ich tak duo? Nie spisae si. Oczywicie wcale mu nie uwierzya. - Przewyszaj nas liczebnie, to prawda. - Wsun n-do pochwy pod skarpetk. - Jak widad, pomagam ci przechylid szal zwycistwa na twoj stron. Wiem, co robi. - Nay, nie wiesz. - Wyprostowa si, marszczc brwi. -Nigdy nie przeya prawdziwej walki. Straciem rachub, ile razy mogem ci zabid dzi wieczorem. Uniosa hardo brod. - Nie zmusisz mnie, ebym przestaa.

- W takim razie musz byd bardziej przekonujcy. -Spojrza tak, e jej serce zabio szybciej. - Zobaczymy si jutro. - Podnis koek, ktry upucia przy puapce, podszed do rododendrona i chwyci torb kokw. - Prosz si pogodzid z faktami, panno Wallace. To ju koniec. - Nie powstrzymasz mnie. Mam wicej kokw w domu. Umiechn si. - A zatem powinienem zoyd ci wizyt. SoHo, prawda? Przekna lin. Ona i jej niewyparzony jzyk. - W co seksownego - szepn i znikn. Rozejrzaa si - moe zmaterializuje si za ni. Albo wrd drzew. Ale nie, odszed. Wiedzia, e bez kokw ona nie moe polowad. W co seksownego". Mia zamiar pojawid si w jej mieszkaniu dzi wieczorem? Moe nie powinna wracad do domu. A moe jednak tak. Cholerny drao. Eksperymentowa z jej umysem. To przecie proste. Wampiry s ze i zasuguj na mierd. Nie zada jej blu podczas walki. Chroni j. To wszystko gra, chce zacignd j do ka? I co dalej? Wypiby jej krew do ostatniej kropli jak ajdacy, ktrzy zabili jej rodzicw? Wolno zwijaa lin, ktrej uya, zastawiajc puapk. Jedno jest pewne: Szkot bdzie si wtrca. Chce j uwied. A zatem musi go unieszkodliwid. Zabid. W samoobronie, prawda? Wczoraj wieczorem ta decyzja wydawaaby si suszna. Teraz budzia wtpliwoci. Niech go szlag. Metody wojny psychologicznej Angusa MacKaya ju skutkoway.

Rozdzia 5
Na pitym pitrze kamienicy Romana, Angus rzuci z brzkiem torb pen kokw na biurko. Teleportowa si na Upper East Side od tylu lat, e nie potrzebowa przewodnika. Trasa tkwia w jego paranormalnej wampirycznej pamici. Musia tylko zamknd oczy, skupid si i po chwili ju tu ldowa. Na wszelki wypadek unis kilt, by upewnid si, e dotar na miejsce cay. Cholera. By wci nabrzmiay. Co z nim, do diaba? Podad kobiety miertelnej to jedno, ale takiej, ktra chciaa go zabid? Draganesti miaby niezy ubaw, analizujc to. Angus od wiekw polega na dawnym mnichu, szuka u niego rady i wsparcia. Roman zapewne chciaby ogaszad, e dobry stary Angus przechodzi kryzys wieku redniego i usiuje dowied swojej

modzieoczoci, uwodzc pikn miertelniczk, dod mod, by bya jego pra-, pra-, pra- prawnuczk. Chod chyba troch za mao tych pra. Gupiec z niego. Musi tylko z ni rozmawiad. Przekonad j, e nie powinna zabijad. Niewane, e go nie polubi. To nie wchodzi w gr. Czemu zadrczad si, pragnc niemoliwego? - To ty. - Ian sta za nim. MacKay szybko opuci kilt i si odwrci. - Wanie wrciem. Ian kiwn gow i spojrza na przekrzywiony sporran Angusa. - Wydawao mi si, e sysz tu jakie haasy. - Zerkn na biurko. Angus wyj piersiwk ze sporranu i poprawi skrzany mieszek. - Miaem wanie sobie dolad. Moe yczka? - Aye. Dziki. Mao kto proponuje mi alkohol. - Dlaczego? - Angus szed w stron lodwki, Ian prychn. - Byy harem Romana otworzy wampiryczny klub nocny, ale pieprzony bramkarz nie chce mnie wpucid, mwi, e jestem za mody. - Idiotyzm. - Angus odtworzy butelk blissky. - Masz prawie tyle lat, ile ja. - Nikt w to nie wierzy. MacKay rzuci okiem na starego druha, ktry mia gadk, modzieocz twarz. Znalaz lana miertelnie rannego na polu bitwy Solway Moss w 1542 roku, i odmieni go tam po ciemku, wrd jkw umierajcych onierzy. Co jeszcze mg zrobid? Zostawid pitnastolatka, eby umar? Wtedy wydawao mu si to strasznym, tragicznym marnowaniem modoci, i myla, e to wielka przysuga dla modego onierza. Ale Ianowi zostaa na wieki twarz nastoletniego chopca. Angus westchn i napeni dwie szklanki. No wanie, sam tego dowiadczy. Z angaowania si w sprawy miertelnych nigdy nie wynika nic dobrego, tylko baagan i kopoty. Nie powinien pozwalad sobie na uczucia do Emmy Wallace. - Znalelicie zabjc? - Ian zajrza do torby na biurku. - To jej koki? - Aye. - Angus nala blissky do piersiwki. Cholera. W butelce ju widad dno. - Par kokw chciaa przetestowad na mnie. - Naprawd? - Oczy lana powikszyy si. - Wszystko w porzdku? - Aye, nic mi nie jest. - Przenis szklanki do gabinetu i poda jedn Ianowi. - Ale mam trudnoci z przekonaniem jej, e miy ze mnie facet. - Ciekawe, czemu mnie to nie dziwi? - Ian umiechn si, gdy Angus posa mu wcieke spojrzenie. - Moe powiniene z ni rozmawiad. - Jego umiech przygas. - O mnie nikt nigdy tak nie myli. MacKay poklepa go po plecach.

- Budzisz strach na polu bitwy. - Wychyli szklaneczk i si skrzywi. Cholernie mocne. Ale dziki blissky troch nasyci gd i nie tak bardzo poda Emmy Wallace. Wysypa z torby koki na biurko. Wzi jeden - byo na nim napisane Mama". - A niech mnie. Wydaj si bardzo ostre - mrukn an. - Aye. Mog nas zabid. - Angus podnis inny koek. Tata". Cholera. Nic dziwnego, e nie cierpi wampirw. - Masz mejla od Michaia, z Moskwy. - an wskaza komputer. - wietnie. - Angus okry biurko i usiad przed komputerem. Poprzedniej nocy cign akta personalne Emmy. Dowiedzia si wielu ciekawych rzeczy, przede wszystkim, e szed lat wczeniej jej rodzice zostali zamordowani w Moskwie. Napisa do rosyjskiego tajnego agenta, eby dowiedzied si wicej. Uwzgldniajc rnic czasu, Michai spa teraz pewnie jak kamieo, ale ju wczeniej wysa raport w sprawie morderstw. W rodku nocy teleportowa si na posterunek policji i skopiowa akta sprawy. Zaczy je. Pierwszy zacznik to dokumentacja po rosyjsku, drugi zawiera tumaczenie Michaia na angielski. By bardzo dokadny. Godzin pniej wysa drugiego mejla - z tumaczeniem raportu koronera i zdjcie z miejsca przestpstwa. Zdaniem koronera ofiarom podernito garda, w ich ciaach nie zostaa nawet kropla krwi. Angus przeanalizowa zdjcie. Pod zwokami ani wok nich nie byo krwi, wic ofiary nie krwawiy w miejscu, w ktrym je znaleziono. Policja pewnie zakadaa, e ciaa przenoszono. Typowa wampiryczna prba zatuszowania faktw. Podcid gardo, eby nie pozostay lady kw. Policja uznaa, e za morderstwo odpowiedzialna jest mafia, i to wanie powiedziano Emmie. Ona jednak jakim cudem poznaa prawd. Miod do rodzicw przerodzia si w nienawid do wampirw. Takich jak on. Angus westchn. - To dziwne. - Ian sczy blissky i oglda koki. -Wszystkie podpisane Mama" albo Tata". - Jej rodzice zostali zamordowani przez wampiry. - Co tumaczy jej zawzitod - doda Ian. - Aye, ale nie wiem, jak si dowiedziaa. Rosjanie powiedzieli jej, e to sprawka mafii. Dlaczego podejrzewaa wampiry? Skd w ogle wiedziaa, e istniejemy? Ian wzruszy ramionami. - Moe bya wiadkiem ataku. Angus pokrci gow.

- Nie zostawiliby jej przy yciu. - Klikn na folder z jej aktami. - Zreszt wtedy bya w Edynburgu. Ian opar si o biurko. - Ale ma pewne zdolnoci nadnaturalne, nie? Angus rzuci okiem na raport. - Czyby bya wiadkiem morderstwa rodzicw? W umyle? To by tumaczyo jej wciekod i chd zemsty. - Przekonae j, eby daa sobie z tym spokj? - zapyta Ian. - Nie. Jest bardzo uparta. - Nic dziwnego. Szkotka. - Aye. I dobra wojowniczka. - MacKay pokiwa gow. - Gregori mwi, e to nieza laska. - Gregori bdzie mied szczcie, jeli przeyje kolejny tydzieo. Usta lana drgny. - Poskary si na ciebie Romanowi. Angus wzruszy ramionami i napisa mejla do Michaia. Twoje nastpne zadanie: zlokalizowad wampiry, ktre zamordoway rodzicw Emmy Wallace". Moe to niemoliwe, ale Michai zrobi wszystko, co w jego mocy. Angus wysa wiadomod, an wci krci si w gabinecie. - Co jeszcze? - Aye. Roman chce ci widzied. Shanna rwnie. Mwi, e mino p roku, odkd ostatnio si badae. Angus pokiwa gow i si umiechn. Nie ma nic, czego Roman nie zrobiby dla swojej ukochanej ony. Nawet otworzy przychodni stomatologiczn przy Romatechu, eby Shanna moga pracowad w bezpiecznym miejscu. Wikszod wampirw denerwowaa si, gdy miertelna kobieta majstrowaa im przy kach, wic Angus pierwszy podda si badaniu, eby dad dobry przykad. A potem dyskretnie zasugerowa wszystkim swoim pracownikom, e powinni zrobid badania kontrolne. Wszystko, eby pomc Romanowi. Mnich uratowa mu ycie i da powd do ycia. Angus chcia, by jego stary druh by szczliwy, ale nie mg zrozumied, jak maeostwo ze miertelniczk mogoby si udad. miertelni yj krtko. Rzdz nimi emocje. Ich rany s wiee, bolesne, a wampiry wiedz, e wieki agodz niczym balsam ble i ciosy. Emma Wallace to idealny przykad. Jej ycie krcio si wok zemsty. Ale jej ycie jest krtkie. Nie powinna go marnowad, szukajc zemsty na

potworach, ktre bd istniay dugo po tym, jak ona umrze. Musi si z ni zobaczyd, zabrad reszt kokw. Wyj z jej akt kartk i zapisa adres. - Halo! - Ian zamacha mu rk przed oczami. - Roman czeka. Jest w Romatechu z Shann. - Nie dzi. - Najszybciej dostanie si do mieszkania Emmy, jeli do niej zadzwoni i teleportuje si, kierujc si jej gosem. Tylko czy nie sposzy dziewczyny gupi uwag, e ma woyd co seksownego? - W porzdku. - Ian skin gow. - Powiem mu, e jutro przyjdziesz na msz. - Co? - Angus by zy, e Ian odwraca jego uwag od wanego problemu. Na msz? - Aye. Ojciec Andrew odprawia dla nas msze o jedenastej w nocy. Roman urzdzi kaplic w Romatechu. A Shanna wpada na wietny pomys: po naboeostwie rozdajemy napoje fusion, za darmo. I teraz okoo trzydziestu wampirw zjawia si regularnie. - aden kapan nie musi modlid si za mnie. W przeciwieostwie do Romana jako wampir jestem bardzo szczliwy. - Nie aujesz? Angus wzruszy ramionami. Kady czego auje, a im dusze ycie, tym wicej pretensji. - Zawsze robiem to, co w danej chwili wydawao mi si suszne. I liczyem, e inni przez to nie ucierpi. Spojrza na wiecznie mod twarz lana. - Jednak zdarzay mi si... bdy. - A zatem zobaczymy si jutro. - Powiedz Romanowi, e przyjd, ale nie wiem kiedy. - Angus westchn. Musz codziennie spotykad si z Emm, pki jej nie przekonam, eby daa sobie spokj z zabjstwami. - Connor uwaa, e nie powinnimy zostawiad ci z tym samego. - Myli si - wycedzi Angus, piorunujc go wzrokiem. - Jasne. - Ian szeroko otworzy niewinne niebieskie oczy. - Ty jeste szefem. - Cofn si w stron drzwi. Angus gniewnie spojrza na adres Emmy. - Ma wicej kokw u siebie w domu. - Idziesz do niej sam? Bdzie walczyd jak lwica. Pozwl, e pjd z tob. - Nie. Sam j zaatwi. - Zamordowaa cztery wampiry, o ktrych wiemy... - Powtarzam, sam j zaatwi. Ian, z rk na klamce, powiedzia: - Nie jeste niemiertelny, Angus. aden z nas nie jest. Z twarzy MacKaya znikn grymas niezadowolenia.

- Wiem. Wszystko bdzie dobrze, synu. Zobaczymy si, gdy wrc. Ian kiwn gow. - Dobrze. - Wychodzc z pokoju, odwrci gow i rzuci przez rami: Przynajmniej j zaskoczysz. Angus si skrzywi. Nie, wcale nie. Jaki z niego gupiec. Za to ona jest mdra i zadziorna. Zapewne ju szykuje puapk. Nabrzmia w oczekiwaniu. Boe dopom, postrada rozum. *** Katia Miniskaja umiechna si uprzejmie, gdy czonek jej klanu wszed do gabinetu. Borys, jeden z wiecznie niezadowolonych. Alek informowa j ju dwa miesice temu, e Borys j obgaduje. Martwi si, e dwch z jego mazgajowatych przyjaci ucierpiao w nieszczliwych wypadkach, do ktrych doszo za jej kadencji. Wskazaa krzeso przy biurku. - Co ci do mnie sprowadza? Zatrzyma spojrzenie na jej krtkiej koronkowej koszulce na ramiczkach, zanim usiad. - Alek mwi, e oferujesz nagrod temu, kto zabi miertelnych w Central Parku. - Owszem. - Podejrzewaa, e Borys mia z tym co wsplnego. Podejrzewaa rwnie, e jest na tyle gupi, by poknd przynt. - Mwisz, e zabie jednego? - Moe. - Podnis gow i ypn na ni gronie. -Moe zabiem wszystkich trzech. Jaka to nagroda? Wstaa powoli. Wci miaa na sobie strj do polowania - czarn koronkow koszulk na ramiczkach i obcis spdnic z rozporkiem po prawej stronie a do biodra, nie miaa bielizny. Tak ubrana, zazwyczaj zdobywaa kolacj w pid minut. Mona powiedzied, e miertelni ustawiali si w kolejce, ofiarujc swoj krew. Pia z kilku, igraa z nimi, jeli byli przystojni, a potem odsyaa do domw ze zmodyfikowan pamici i erekcj, ktrej nie potrafili wytumaczyd. Przysiada na brzegu biurka i zaoya nog na nog, tak e prawa bya odsonita po biodro. - Na jak nagrod liczye? Obliza wargi. - Mylaem o pienidzach albo wikszej trumnie. Albo moe... - Poera wzrokiem jej ciao. - O tobie. Zacisna donie na kancie biurka, ale wci si umiechaa. - Wic przyznajesz si do morderstw w Central Parku? - Tak, do cholery, zabiem te kobiety. Najpierw je pieprzyem, a potem wypiem z nich krew, do ostatniej kropli.

- Cudownie. - Podesza do fotela i usiada. Borys wzruszy ramionami. - Jest ich bez liku. Przecie nie czeka nas gd. -Umiechn si. - No to jak? Co dostan? - Jestem twoj zwierzchniczk, nie dziwk. Wsta, mierzc j wciekym spojrzeniem. - Galina nie ma takich oporw. Teraz jest na grze, zabawia Miroslava i Buriena. - Wic ustaw si w kolejce. Galina lubi podnosid morale za pomoc obrotowych drzwi. Ja mam co innego na gowie: cay klan i powane sprawy do zaatwienia. Prychn. - Znalaza si na szczycie tylko dlatego, e zabia Ivana. - Czego ty nie miae odwagi zrobid. Otworzya najwysz szuflad i woya strzak do dmuchawki ustnej. - Atakujesz bezbronne kobiety i nazywasz siebie mczyzn? - Zabijanie miertelnych to nie przestpstwo. To nasze prawo. - Zmruy oczy. - Nie ma adnej nagrody, tak? Powinienem domylid si, e jeste kamliw suk. - Ale owszem, jest nagroda. - Podniosa dmuchawk do ust i pchna strzak prosto w szyj Borysa. - Ja... - Zachwia si, toczc nieprzytomnym wzrokiem. Wyszarpn strzak z szyi. - Nightshade? - Cisn j na podog. - Szybko dziaa, nie sdzisz? - Podesza do sparaliowanego Borysa, opara stop na jego klatce piersiowej. Wbia w ni wysoki obcas. - Jak ci si podoba nagroda? Oczy mczyzny zamgliy si blem i strachem. - Widzisz, zwykle nie mam nic przeciwko zabijaniu miertelnych. Sama wielu zabiam. Ale nie podoba mi si twoja motywacja. Usiujesz wywoad wojn midzy moim klanem a klanem Draganestiego. Mylisz, e kiedy wybuchnie, strac wadz. I e jestem za gupia, by na to wpad. Ale wiesz co? - Pochylia si nad nim. - Nie zamierzam std odejd. Ale ty, mj drogi... Zadzwoni telefon. - Cholera. - Rzucia okiem na aparat i wrcia spojrzeniem do Borysa. - Nie odchod, dobrze? - Ze miechem podesza do biurka i odebraa telefon. Halo? - Czy to Katia Miniskaja, jedna z dwch szefowych klanu rosyjskich wampirw w Ameryce? - W mskim gosie wyczua szyderstwo przy sowach: dwie szefowe. Stumia gniew. Mczyzna wampir nigdy nie spotkaby si z takim brakiem szacunku. Tylko jeden dostrzega jej talent i potencja. Chwali j za to, czego

inni nie chcieli dostrzec. Zamierzaa go uwied dla zabawy, ale wpada we wasne sida. Zakochaa si, a ajdak j porzuci. Powinna bya go zabid. Odepchna wspomnienia. Teraz stoi na czele klanu. Nie potrzebuje nikogo i nie pozwoli, by tak j traktowano, nawet przez telefon. - Kto mwi? Czego chcesz? - Jestem wsppracownikiem Casimira. Czekaa, ale nie powiedzia nic wicej. Moe pomyla, e wzmianka o Casimirze wystarczy, by j tak przestraszyd, e nie bdzie w stanie kontynuowad rozmowy. Prychna. - Tak? - Jest z ciebie niezadowolony. - Te mi nowina. Ja te nie jestem z niego zadowolona. -Casimir pozwoli wszystkim myled, e zgin w wielkiej wojnie wampirw w 1710 roku. Jego zwolennicy poczuli si zagubieni i samotni. Obok pustego krzesa powietrze zadrao; po czym z nicoci wyoni si zarys sylwetki. Nowo przybyy okaza si krpym mczyzn z szyj szersz ni gowa. Mia rzadkie, zwichrzone brzowe wosy, zimne niebieskie oczy, ktre przyglday si jej ze znudzeniem i poczuciem wyszoci. Szary garnitur i skrzana teczka nadaway mu wygld biznesmena, ale Katia wyczuwaa niebezpieczeostwo. Wrcia do biurka, teatralnie odoya suchawk, usiada. Dziki temu znajdowaa si w pobliu dmuchawki i strzaek z nightshade. Jego wargi wykrzywi umieszek. - Dzikuj, e zgodzia si mnie przyjd. - Zamkn telefon komrkowy i wrzuci do kieszeni paszcza. Cholera. Uy jej gosu jako drogowskazu. - Kim jeste i czego chcesz? - Jdrek Janw, bliski przyjaciel Casimira. Z jej twarzy nie dao si nic wyczytad. Od lat syszaa to imi powtarzane szeptem. Ulubiony zabjca Casimira. - Jak si masz? - Wskazaa mu krzeso za biurkiem. Nie usiad. ajdak wola patrzed na ni z gry. Ostronie pooy na krzele skrzan teczk. Podniosa brod. - Dlaczego nie pisz? Sooce nie wzeszo jeszcze tam, gdzie ty i Casimir si ukrywacie? Zmruy oczy. - Nie twoja sprawa, gdzie jest Casimir. A teleportowaem si z Parya. Nie mog zostad dugo. - Jaka szkoda.

- Arogancja nie wyjdzie ci na dobre. Nie ud si. Casimir pozwoli ci zostad u wadzy. Rwnie dobrze moe ci usund w dowolnym momencie. Katia staraa si nie okazywad adnych reakcji, ale poczua, jak krew odpywa jej z twarzy. Kiedy Casimir kogo usuwa, to na stae. Czy dlatego Jdrek przyszed? Mia j zabid? - Nie ma powodu byd ze mnie niezadowolony. Ten klan by biedny, pki nie objam przywdztwa. Teraz mamy pienidze. - Kobieta nigdy nie przewodzia klanowi. Wstaa. - Mylisz, e jestem za mikka do tej pracy? - Wskazaa podog za Jdrkiem. - Przywitaj si z Borysem. Bez sowa spojrza na Borysa i wrci wzrokiem do niej. - Ubierasz si jak dziwka. - To mj strj na polowanie. Gwarantuje kilka litrw w cigu piciu minut. Taki fast food. - Przeja obowizki, mordujc Ivana Petrovskiego. Wzruszya ramionami. - To stary i powszechnie uznany sposb awansu w tej brany. - Petrovsky uratowa Casimirowi ycie pod koniec wielkiej wojny. O cholera. - Nie wiedziaam. Wszyscy myleli, e Casimir nie yje. - Wedug moich rde Ivan powiedzia, e Casimir yje, zanim go zabia. Przekna lin. Kto z jej klanu na ni donosi. - Razem z Galin wykonujemy kawa dobrej roboty. Chcesz z ni porozmawiad? - To dziwka. - Ale jaka dobra. Chopcy s zachwyceni. Jdrek trzasn wielk pici w biurko. - Idiotka. Casimir nie pragnie szczliwych zwolennikw. Jak mylisz, dlaczego wrg mwi o nas: Malkontenci? Opara rce na biurku i pochylia si w stron Jdrka. - Mj klan jest wierny wszystkim tradycjom Prawdziwych. ywimy si krwi miertelnych. Manipulujemy nimi dla pienidzy. Nie cierpimy sabych wampirw, ktre pij z butelek jak dzieci. I gdy Casimir bdzie gotowy do walki, chcemy stand u jego boku. Jdrek prychn. - Jak chcesz walczyd dla Casimira, gdy nie potrafisz ustrzec czonkw swojego klanu? Ilu ich zabito w zeszym roku? Cholera. Gnojek porzdnie si przygotowa. - Trzy morderstwa latem zeszego roku. I jedno w zeszym tygodniu. Ale zajam si tym. - Zapaa zabjc? - Rzuci okiem na Borysa. -Toon?

Miaa ochot przytaknd. - On jest... w to wpltany. Mam sytuacj pod kontrol. - Casimir chce dowodu twojego zaangaowania. - Dowd? Bardzo prosz. Poegnaj si z Borysem. -Wzia drewniany n do papieru, wstaa zza biurka, podesza do Borysa i pchna go w serce. Obrci si w kupk kurzu na dywanie. - Zapakowad ci to na wynos dla Casimira? Na Jdrku nie zrobio to wraenia. - Casimir chce zabjcy. Ma wobec niego specjalne plany. - Podszed do krzesa, na ktrym staa jego teczka i wyj z niej niewielkie urzdzenie elektroniczne. Przechadza si po pokoju, patrzc na may ekranik na urzdzeniu. Katia rzucia n do papieru na biurko. - Co robisz? - Casimir uwaa, e niewystarczajco bronisz klanu. Sysza, e Draganesti teleportowa si w zeszym roku do waszego domu, eby uratowad kogo, kogo tam przetrzymywalicie. - Wtedy rzdzi Ivan. Od tej pory nie byo adnej inwazji. Zwikszyam liczb dziennych stranikw. Jdrek wci chodzi po pokoju, patrzc na urzdzenie. - Wiesz, e Angus MacKay jest w Nowym Jorku? -Umiechn si szyderczo. - Domylam si, e nie. Przekna lin. - Jasne, e bywa tu czsto. Draganesti jest jednym z jego klientw. - Angus nigdy nawet nie prbowa si z ni-zobaczyd. - Ciekawe, e on jest tu akurat teraz, nie wydaje ci si? Czyby Casimir podejrzewa MacKaya o zwizek z zabjstwami? Prawda, e w pierwszej wojnie wampirw nikt nie zabi tylu Prawdziwych, ilu zabi on, a do tego jego firma miaa okropny zwyczaj wtrcania si w nie swoje sprawy i wymierzania specyficznie pojmowanej sprawiedliwoci. Ostatnio Katia widziaa go ubiegej wiosny, na gali w Romatechu. Zachowywa si, jakby jej nie zna. Spojrza na ni tylko raz, gdy skomentowa zoliwie: To dla ciebie zabawa? Chcesz dzi kogo zabid?" Niech go szlag. Ju dawno temu powinna bya go zabid. - Aha! - Jdrek przejecha palcami po karniszu i wyrwa may metalowy przedmiot. - Uwaasz, e nadajesz si do przewodzenia klanowi? - Rzuci urzdzenie podsuchowe na biurko i zmiady przyciskiem do papieru. Skrzywia si. Od jak dawna jej biuro byo na podsuchu? Kto to zrobi? Draganesti? Angus MacKay?

Jdrek odkrci suchawk telefonu i zlokalizowa drugi podsuch. Rzuci jej drwice spojrzenie. - aosne. - Zgnit pluskw przyciskiem do papieru. Katia przygryza warg. Jdrek na pewno z przyjemnoci doniesie Casimirowi. - Potrafi ochronid klan. I dorw pogromc. - wietnie. - Schowa wykrywacz podsuchu do teczki, zamykajc j gono. - Masz tydzieo. A zamrugaa. - Do niedzieli? - Do soboty. Jak powiedziaem, Casimir jest z ciebie niezadowolony. Szuka powodu, by ci usund. Okazji, by zabid. Zacisna pici. - Pewnie wie ju, kto mnie zastpi? - Tak. - Jdrek poprawi krawat, umiechn si. - Ja. - To mieszne. Nie jeste nawet Rosjaninem, moje wampiry nie bd suchad Polaka. - Jestem p-Polakiem, p-Rosjaninem. - Wzruszy ramionami. - Casimir ma w nosie nasze pochodzenie. da jedynie lojalnoci. - Jestem lojalna. - Udowodnij to. - Spojrza na zegarek. - Czas na mnie. - Udowodni. - Katia podesza bliej. - Stad mnie na wicej ni tylko zapanie pogromcy. Dam wam Angusa MacKaya. Jdrek zmarszczy czoo. By zaskoczony. Katia si umiechna. Nareszcie jaka reakcja. - Mylisz, e zdoasz pojmad przywdc ich wojska? - Casimir chyba chciaby go mied? -1 patrzed, jak cierpi. - Dostarcz jego i pogromc w przysz sobot. A ty przestao liczyd na moj posad. Zamia si szyderczo. - Zobaczymy. Nigdy ci si to nie uda. - Znikn. Odetchna gboko. Zdobyd Angusa MacKaya... Niezwykle trudne zadanie. Mia jaki zwizek z zabjstwami. Nie przypadkiem znalaz si teraz, ale to, czy macza w tym palce, ju nie ma znaczenia. Obiecaa obu, Angusa i pogromc, i jej ycie bdzie bardzo krtkie, jeli nie dostarczy ich do soboty. Cholera! Potrzebny jej plan. Krya po gabinecie. Schwytanie Angusa wymaga zaangaowania wszystkich jej ludzi. Pojmawszy jego i zabjc, bdzie musiaa ich uwizid w miejscu, skd nie zdoaj uciec. Srebro. Bd potrzebne cae tony srebra. Dziki Bogu! Klan jest bogaty. Par miesicy temu ona i Alek teleportowali si do sklepw jubilerskich, zabrali sporo kamieni szlachetnych, potem udali si do wsplnika w Kalifornii

i zgarnli ponad milion dolarw, zanim policja na Brooklynie zorientowaa si, e doszo do przestpstwa. Zbuduje pokj ze srebra. Z takiego pomieszczenia nie zdoaj teleportowad si na wolnod. Trzeba te mnstwa nightshade. Jej zapasy byy na wyczerpaniu. Uwiadomia sobie, e jest jeszcze problem. Jak mogaby przekazad jeocw Jdrkowi w sobot? Liczy na jej wpadk, zrobi wszystko, by przejd klan. Nie ufaa mu za grosz. Z tego wniosek, e musi dostarczyd winiw osobicie. Trudna sprawa, zwaszcza e nie bya pewna, gdzie ukrywa si Casimir. Obstawiaaby Europ Wschodni albo Rosj. Zaraz, Galina moe pomc. Jej gowa te wisi na wosku. Nie ma przypadkiem posiadoci na Ukrainie? Natychmiast wezwaa Galin i Alka do biura. Zapaa dugopis i zacza pisad. Kim jest zabjca wampirw? Tylko wampir moe zabid innego wampira. Podejrzewaa, e zabjc jest kto z klanu Draganestiego. Albo z pracownikw Angusa MacKaya. Albo nawet sam MacKay. Cholera. W koocu dostanie, na co zasuy. Podniosa wzrok, gdy wszed Alek. - Mamy tydzieo, by dopad Angusa MacKay i zabjc wampirw. Dostarczymy ich Casimirowi. Otworzy usta ze zdumienia. - Tydzieo? Od kiedy? - Miaam gocia. Polaka nazwiskiem Jdrek Janw. - Syszaem o nim. Czowiek Casimira. Katia westchna. - On... usunie Galin i mnie, jeli nie wykonamy zadania. - Jezu Chryste - szepn Alek. - Chc, by znalaz zabjc. Niech nasi ludzie pracuj po trzech i prbuj zwabid pogromc - jeden bdzie przynt, dwaj zaatakuj. - Ju si do tego zabieram. - Podszed do drzwi, ale si zawaha. - Ja... Nigdy ci tego nie mwiem, ale... - W czym rzecz? - Bya zirytowana. - Nie mamy duo czasu. - Widziaem, jak Vlad zosta zamordowany. - Co? - Podbiega do niego. - Widziae zabjc i nic nie powiedziae? - Postrzelili mnie srebrnymi kulami. Bardzo bolao, nie wiedziaem, co si dokoa mnie dzieje. I wtedy ta dziewczyna. .. stana tu za nim. W ogle jej nie zauway... - Dziewczyna? Oni? Znaczy e jest ich dwoje? - Tak. Mczyzna i kobieta, pracuj razem. Strzeli do mnie, gdy Vlad si poywia. A potem ona podkrada si i przyoya mu koek do plecw. Katia zapaa Alka za koszul.

- artujesz! Dlaczego nie powiedziae mi wczeniej? - Ja... Musieli mi wycignd kule. Srebro strasznie boli. Musiaem pjd na pogotowie i zmodyfikowad pamid personelu. A potem ju zaczo witad. - Moge mi powiedzied nastpnej nocy. Zwiesi gow. - Wstydziem si. Vlad by moim przyjacielem. Powinienem by go ratowad. - Nie mylisz si, jest dwch zabjcw? Mczyzna i kobieta? Kiwn gow, wci unikajc jej spojrzenia. Wygadzia mu pogniecion koszul. - Nie udao ci si uratowad przyjaciela, ale moesz pomc Galinie i mnie. - Tak. - Posa jej bagalne spojrzenie. - Dla ciebie zrobi wszystko, Katia. Przysigam. Zawsze podejrzewaa, e kieruje nim co wicej ni lojalnod. Poklepaa go po policzku. - Pom mi zapad zabjcw, Alek, a zrobi, co bdziesz chcia. Jego oczy zamigotay. Dech mu zaparo. - Ju nie yj. - Szarpn drzwi i niemal zderzy si z Galin. - Gdzie tak si pieszysz? - zapytaa. - Czas nas goni. Nie masz przypadkiem posiadoci na Ukrainie? Jakiej twierdzy czy czego takiego? - Jest tam stara posiadod. A co? - Wyjedasz dzi wieczorem. Potrzebna nam wizienna cela wyoona srebrem. Dam ci pienidze. Uniosa wyregulowane brwi. - Bdziemy wizid wampira? - Zabjc, moe nawet dwch mordercw. I Angusa MacKaya. Galina rozdziawia buzi. - Dowdc wampirycznych wojsk? - Tak. -I zarazem ajdaka, ktry przed laty j porzuci. - Nie zdziwiabym si, gdyby okaza si zabjc. - W yach Katii gotowaa si krew. Wic ona nie bya dla niego dod dobra, ale inna suka owszem? - Casimir chce ich dostad. Wic zgin albo oni, albo my. - Sytuacja patowa, nie ma co. - Galina si skrzywia. Katia pokiwaa gow. Noc bya pena niespodzianek. Nie zdawaa sobie sprawy, e Galina ma mzg.

Rozdzia 6

Emma zerkna na zegarek. Cholera. Mino prawie ptorej godziny, odkd wysza z Central Parku. Po tym, jak Angus MacKay zasugerowa, e odwiedzi j w domu, uwiadomia sobie, e rozpaczliwie potrzebuje wicej amunicji. Pojechaa takswk do centrum, do budynku, w ktrym miecia si siedziba ich wydziau, i posza na szste pitro. Zaopatrzya si w zbrojowni wzia srebrne kajdanki, srebrne kule do glocka i skrzynk kokw, bo w domu miaa tylko kilka sztuk. Niestety stranicy na parterze zauwayli, e wychodzi z maym arsenaem i nie ma adnych pokwitowao. Zmarnowaa pitnacie minut, wypeniajc formularze, a potem nie moga zapad takswki. Nic dziwnego - w sobotni noc przed biurowcem. Wreszcie bya niedaleko domu, zaopatrzona w broo. Zerkna na taksomierz i wyja kilka banknotw. Oby Angus MacKay nie przyby przed ni. Kierowca zatrzyma si przed jej kamienic w SoHo. Jeli nie liczyd plam wiata pod latarniami, na ulicy byo ciemno. Par osb spacerowao z psami, gawdzc ze znajomymi. Zapacia i wysiada. Swj arsena upchna do siatki na zakupy. Pooya j na dachu samochodu i schylia si po skrzynk kokw. Wyprostowaa si i wtedy poczua mrowienie skry na karku. Kto j obserwowa. Nawet teraz, gdy wyciszya parazmysy, wyczuwaa czyj obecnod. Spojrzaa na trzecie pitro kamienicy. We wszystkich oknach byy opuszczone aluzje, ale czy jej si zdaje, czy w jej mieszkaniu dostrzega szpar midzy listwami? Zmruya oczy. aluzje si rozsuny. Jkna. Angus tam jest! - Ej, paniusiu! - Kierowca traci cierpliwod. - Bdzie pani tak sterczed przez ca noc? Prosz zamknd drzwi! Wstawia skrzynk do takswki, porwaa siatk z dachu i wskoczya na tylne siedzenie. - Jedziemy. - Co? - Kierowca spojrza na ni zirytowany. - Dokd? - Niewane. Jedziemy! Ju! Nacisn peda gazu. Emma wyjrzaa przez tyln szyb. W jej mieszkaniu uniesiono aluzje i dostrzega w oknie mczyzn. Czua na sobie jego wzrok, jego obecnod w pobliu. Odwrcia si. Nie znosia uciekad, ale nie moe walczyd z wampirem bez przygotowania. A przecie nie poprosi go, eby wyszed na chwil, a ona tymczasem zastawi na niego puapk. Puapk na jego tyek. Seksowny tyek. Powrcio wspomnienie, jak Angus wisia do gry nogami. Takswka dojechaa do skrzyowania.

- Dokd, paniusiu? - W prawo. - Ze zoci uderzya pici w kolano. Nie lubia si wycofywad, nawet jeli to byo najrozsdniejsze posunicie. Myl, Emmo, myl. Potrzebne jej miejsce, w ktrym moe spokojnie przygotowad si do walki. A kiedy bdzie gotowa, zaprosi Angusa. No jasne! Mieszkanie Austina. To niedaleko, w Greenwich Village. Jest wiksze ni jej klitka. Lepiej nadaje si do walki z wampirem. Podaa takswkarzowi adres. Zaprzyjanili si z Austinem Ericksonem podczas pracy przy projekcie Trumna". Po tym, jak Sean wywali go z wilczym biletem, Austin zatrudni si na budowie w Malezji. Chyba dobrze zarabia, skoro mg zatrzymad mieszkanie na Manhattanie. Emma obiecaa, e bdzie miaa na nie oko. I dziki Bogu. Teraz ma idealne miejsce, by zastawid puapk. Moe uda jej si zwabid Angusa do sypialni. ko miao wezgowie z kutego elaza. Idealne, by przykud do niego wampira kajdankami. Angus... na pewno jej si nie oprze. Nie ukrywa, e na niego dziaa. Widziaa, jaki by podniecony. Przypomniaa sobie dotyk jego doni na biodrze. Przechwaki, e dawa kobietom rozkosz. Kusio j, by przekonad si, ile w tym prawdy. Zapewnia przecie, e jest czowiekiem honoru. Nie! Nie jest czowiekiem. Z jkiem opada na oparcie. Pierwsz bitw musiaa stoczyd ze sob. *** Niech to szlag, ucieka mu. Angus by rozczarowany, gdy nie odbieraa telefonu i musia posuyd si jej nagraniem na sekretarce, eby do niej trafid. Pozwoli sobie rozejrzed si po maym mieszkanku. Nic ciekawego, kilka kokw na stoliku, wszystkie podpisane Mama" albo Tata". Moe ukrywa si gdzie. A on bdzie musia std wyjd, zanim wstanie sooce. Bardzo chcia z ni dzi porozmawiad, przekonad do swoich racji. Wyjrza przez okno. Jej takswka bya ju na rogu. Mgby znaled si na ulicy w uamku sekundy, ale akurat w tym miejscu staa staruszka z psem. Biedaczka mogaby pad trupem ze strachu, gdyby nagle zmaterializowa si koo niej. Albo upad i zamad biodro. miertelni, zwaszcza starzy, s bardzo delikatni. Wypatrzy ciemny zauek koo schodw. Skoncentrowa si i po chwili ju tam by. Zajrza pod sporran, jak zwykle, upewniajc si, e wszystko w porzdku, i wyszed z cienia. Takswka skrcia w prawo. Staruszka kutykaa ulic, niewiadoma jego obecnoci, za to jej psiak obszczekiwa go zajadle. ypn na teriera. Cisza! rozkaza w mylach. Pies pisn i wrci do swojej pani.

Angus jkn w duchu. Jako miertelny bardzo lubi psy i dranio go, gdy budzi w zwierzaku strach. Nie do kooca ludzie". Odkrycie Romana nie dawao mu spokoju. Nic dziwnego, e zwierzta si go boj. Wyczuway to, z czego on sam przez tyle lat nie zdawa sobie sprawy. Patrzy, jak takswka Emmy znika w oddali. Zwolnia, skrcia w lewo. Pody za ni w wampirycznym tempie. Ukrywa si, ilekrod samochd si zatrzymywa. Jeli Emma go zobaczy, bdzie uciekad przez cay Manhattan. Na szczcie nie wybieraa si daleko. Takswka zatrzymaa si przed budynkiem w Greenwich Village. Czeka za ciarwk, a Emma wyjmowaa siatk i skrzynk. Z tylnego siedzenia. Nowe koki? Podobn skrzynk, tylko e pust, widzia w jej mieszkaniu. Zapacia kierowcy i wyja klucz z kieszeni. Klucz? A wic ma chopaka. Ten wniosek wlizgn si w jego myli niczym jadowity w. Zacisn zby, gdy otwieraa drzwi i wchodzia do rodka. Chopak, do cholery. Ma miertelnego chopaka. Niewane, kim jest - nie nadawa si dla niej. Czy w ogle wiedzia, co Emma porabia nocami? Nie uchroni jej. Tylko Angus moe to zrobid. Zacisn pici wiadom, e w w jego sercu ma imi. Zazdrod. Przeszed na druga stron ulicy i ypn gniewnie na szklane drzwi, za ktrymi znikna Emma. Oczywicie zamkny si ju, ale jego to nie powstrzyma. Po prostu teleportuje si... Zapiszczay hamulce, zatrbi klakson. Uskoczy w lewo i w tej samej chwili takswka zatrzymaa si kilka centymetrw od niego. Niech to szlag! Mao brakowao, a wpadby pod samochd! Oczywicie kilka zamao go nie zabije, ale bolaoby jak diabli. Takswkarz obsypa go stekiem przekleostw. Angus grzecznie kiwa gow. Rzeczywicie, jest idiot. Pozwoli, by nieznany chopak Emmy doprowadzi go do takiego stanu, e jak ciel wszed prosto pod samochd. Wrci na chodnik i przepuci takswk. Musi wzid si w gard. Moe Emma zatrzymuje si u przyjaciki. Skd zaoenie, e ma chopaka? C, moe std, e jest bardzo pikna, mdra, odwana, dzielna i w ogle idealna. Podszed do przeszklonych-drzwi wejciowych i zajrza do rodka. Emma wsiada ju do windy, ale jeli stand z lewej strony, widad wiateka nad drzwiami. Winda zatrzymaa si na czwartym pitrze. Rozejrza si czujnie, czy moe teleportowad si do rodka. Cholera. Takswka, pod ktr omal nie wpad, zatrzymaa si przy wejciu do budynku. Z tylnego siedzenia wysiady dwie rozchichotane blondynki. Wysza wcisna kierowcy plik banknotw i cmokna go w policzek, a nisza rozemiaa si jeszcze goniej. Czekaa na chodniku, stojc niepewnie w

srebrnych butach na szpilkach. Wymachiwaa srebrn torebk, miaa na sobie srebrn koszulk i obcise rowe szorty. Angus si wzdrygn. Nie moe teleportowad si do budynku na oczach tych kobiet. Cofn si w cieo, majc nadziej, e go nie zauwa. - Chod, Lindsey - jkna nisza. - Za wczenie na koniec imprezy. Pjdziemy do klubu i wyrwiemy kogo. Lindsey, wysza blondynka, wkroczya na chodnik i sza niepewnie na turkusowych koturnach, w tym samym odcieniu co jej bluzka i torebka. Napis na bluzce gosi, e przystojni faceci s fajni, ale bogaci - jeszcze fajniejsi. Wzia si pod boki, opara donie na goym ciele nad brzow mini. - W yciu nie wrc do tamtego klubu. Sami nieudacznicy! Wszyscy fajni faceci wyjechali czy co? - Wanie. - Nisza odrzucia wosy do tyu. - Prysnli za granic. Angus westchn. Jak dugo bd tak stay i debatoway o niczym? Dopiero teraz zauway rowe pasemka we wosach niszej blondynki. Moe to powoduje uszkodzenia mzgu? Trudno powiedzied, jeli chodzi o te dwie. Moe powinien si teleportowad. S tak pijane, e nic nie zauwa. - O, Tina, popatrz. - Lindsey si zachwiaa. - Za tob jest sodki facet. Tina odwrcia si gwatownie, stracia rwnowag i wpada na Lindsey. Zamieway si. Angus zdusi jk. - Smakowity. - Tina ruszya w jego stron. - Pierwsza go zobaczyam! - Lindsey odepchna przyjacik i Tina wpada na donic przy drzwiach. - Au. - Masowaa nie to biodro i patrzya na Angusa bezradnie. - To nie ty wyskoczye przed nasz takswk? -Lindsey zmruya oczy. Kierowca zahamowa tak ostro, e o mao nie puciam pawia. - Chciaoby si - sapna Tina. - Wypia dzi co najmniej sto tysicy kalorii. Lindsey zbliya si do Angusa, a oczy zaczy mu zawid od oparw alkoholu w jej oddechu. - Fajna spdnica. Versace? - zagadna. - To jest kilt. Mam krawca w Edynburgu. - Ojej, pewnie jeste Irlandczykiem. - Tina bya coraz bliej. - Masz boski akcent. - Waciwie jestem Szkotem. - Chcia si cofnd, ale ju przywar plecami do muru. Lindsey musna jego rami dugim rowym paznokciem. - Moe wstpisz na kaw? - Tak, po irlandzku. - Tina parskna miechem. -Chyba ci troch gorco w tym sweterku. Lindsey musna splot weny.

- Przy nas si rozlunisz. - Bdzie fajnie. - Tina wyja klucz ze srebrnej torebki i otworzya drzwi. Angus odchrzkn. - Mam spotkad si z lokatorem tego budynku, wic bd wdziczny, jeli mnie wpucicie. - Oczywicie, skarbie, e ci-wpucimy. - Lindsey zapaa go za rami i wcigna do holu. Tina wczya przycisk windy. - Ja pierwsza. - O nie. - Lindsey pucia Angusa i stana naprzeciwko przyjaciki. - Ja go wypatrzyam. Angus podszed do skrzynek pocztowych, przebieg wzrokiem list nazwisk. Jedno wygldao znajomo. Parskny miechem. Drzwi windy si otworzyy. - No, chod - zawoaa Lindsey. - Irlandczyku! Jedziemy! Spojrza na nie gronie. - Zapraszacie nieznajomego do mieszkania? Przecie mgbym okazad si... potworem. Wytrzeszczyy oczy, popatrzyy najpierw na niego, potem na siebie i rozchichotay si jeszcze goniej. - Jasne. - Tina przytrzymaa drzwi windy. - Tak si boj, e zsikaam si w majtki. - Moje ju s mokre. - Lindsey pochylia si w jego stron i usiowaa posad mu kuszce spojrzenie zza opuszczonych rzs. Niestety, rozmazany tusz zaklei jej oko i mrugaa nerwowo, eby je otworzyd. - Znacie go moe? - Angus wskaza skrzynk pocztow z numerem 421. Facet o nazwisku Erickson. Lindsey si skrzywia. - Owszem, znamy. - Spojrzaa na Tin. - Kojarzysz tego kolesia spod 421? Taki... niemiy. - Ju wiem. - Tina opara si o drzwi windy. -Poprosiam, eby mi pomg wstawid rower, a on na to, e ju jestem wstawiona. - Nie widziaam go od kilku miesicy - mrukna Lindsey. - Ale jest sodki. Naprawd, najlepsi faceci wyjechali z miasta. - Ma na imi Austin? - Angus chcia si upewnid. - Szukasz Austina? - Lindsey otworzya buzi z wraenia. - Jezu. Jeste gejem. Angus zesztywnia. - Nay, ja... - Cholera! Mogymy si domylid! - Tina mierzya go wzrokiem. - Popatrz tylko, ma torebk.

- To nie jest torebka - wycedzi. - To sporran, tradycyjny mski... - Niewane. - Lindsey machna rk. - Skoro jeste gejem, czemu nas podrywasz? - No wanie! - Tina si achna. - Pozer! - Zwyky pozer. - Lindsey sza do windy. - I pewnie nawet nie jest Irlandczykiem. Angus odetchn z ulg, gdy drzwi windy zamkny si za nimi. Dziki Bogu, e odywia si sztuczn krwi i nie musi ju walczyd o przetrwanie we wspczesnym wiecie. Romansowanie z kobietami pokroju Tiny i Lindsey zmusioby kadego wampira do wycieczki na sooce. Dobrze, e Emma jest inna. Wyjtkowa, mdra i liczna. I prawdopodobnie ukrywa si w mieszkaniu Austina Ericksona. Winda zatrzymaa si na czwartym pitrze. Lindsey i Tina przez co najmniej pid minut bd sterczed na korytarzu. Musi poczekad. A moe wracad do domu? Jeli Emma zorientuje si, e tu jest, znw ucieknie. Lepiej dad jej spokj. Wrci do Romana i napisze do niej mejla, poprosi o spotkanie jutro wieczorem. Zamkn oczy, myla o jej ciemnych lnicych wosach i bursztynowych oczach, o delikatnej linii jej policzkw i szyi. Dobranoc, Emmo. Spokojnych snw. *** Emma postawia skrzynk z kokami na kanapie w mieszkaniu Austina i zaniosa torb ze srebrem do sypialni. Rozejrzaa si po pokoju. Tak, wszystko powinno si udad. Powlecze czyst pociel, a po wschodzie sooca wrci do siebie po laptopa i ubranie. Seksowne ubranie. Wzia n, eby podwayd wieko skrzynki z kokami. Dobranoc, Emmo. Spokojnych snw. Krzykna cicho, bo wypad jej z rki n. Angus. Odwrcia si. W pokoju nikogo nie byo. No pewnie. Nie syszaa tego gosu w rzeczywistoci, rozleg si w jej gowie. Wzmocnia blokad umysu. Jak mia wdzierad si do jej myli? Wiedziaa, e to on. Poznaa po gosie, mskim, zmysowym, z charakterystycznym akcentem. Jakim cudem udao mu si nawizad poczenie na tak odlegod? Chyba e... Podbiega do okna, wyjrzaa na zewntrz. Ulica bya prawie pusta. Wrd przechodniw nie zauwaya nikogo w kilcie. Opucia rolety. Skd wiedzia, gdzie j znaled? Podesza do drzwi i wyjrzaa na korytarz.

Dwie blondynki zataczay si i chichotay. Wysza bya caa w turkusie i brzie, nisza - w ru i srebrze. Zatrzymay si przy drzwiach swojego mieszkania. Wysza usiowaa wsadzid klucz do zamka. Emma wysza z mieszkania, eby wicej widzied. Schowaa n za plecami nie chciaa przestraszyd dziewczyn. Poza nimi korytarz by pusty. Wysza blondynka upucia klucz na ziemi. - Cholera! - Schylia si po niego i upada. Nisza zaniosa si miechem. - Jezu, Lindsey, ale jeste na haju. - Wcale nie jestem na haju. Zalaam si w trupa. -Wstaa i poprawia brzow mini. Emma pokrcia gow i posza do mieszkania Austina. - Moe ja sprbuj. - Nisza blondynka odepchna Lindsey i wzia klucz. Lindsey zatoczya si na cian i wtedy zobaczya Emm. - A ty co tu robisz? W mieszkaniu Austina? - Zagldam tu, bo wyjecha. Przyjanimy si. - Emma chciaa zamknd drzwi. - Chwileczk! - Lindsey jeszcze nie skooczya. -Niemoliwe, e jeste jego dziewczyn. Wiemy o Austinie. Emma si zawahaa. - Znamy jego sekret - oznajmia nisza dumnie. Wiedz, e pracowa w CIA? - To znaczy? Tina spojrzaa na Emm z powtpiewaniem. - Chyba nie bardzo si przyjanicie, skoro nie wiedziaa, e jest gejem. Emma otworzya usta z wraenia. Skd u licha przyszo im do gowy, e Austin jest gejem? Chyba e... - Podrywaycie go? - Oczywicie. Jest sodki - paplaa Lindsey, chichoczc. - Miliony razy zapraszaam go do rodka. - Tina odrzucia rowy kosmyk na plecy. - Zawsze mia jak wymwk, jakby mu nie stawa. Lindsey si achna. - Jak moesz! Emma wiedziaa, e Austin nie jest gejem. Pstrykn ze sto zdjd dziewczyny, ktra wpada mu w oko. - To chyba jaka pomyka. - Niestety nie! - krzykna Lindsey. - Mamy dowd. Poznaymy jego chopaka. - Taki pozer - prychna Tina. - A nawet nie jest Irlandczykiem. - No - zawtrowaa jej Lindsey. - Nie zmyliy nas ani sztuczny akcent, ani spdniczka. Emma wstrzymaa oddech.

- By tu facet w spdnicy? Mwi z dziwnym akcentem? Wysoki, barczysty, mia zielone oczy i dugie kasztanowe wosy? - Ej, nie napalaj si tak. - Tina przewrcia oczami. -Nie poleci na ciebie. Mia nawet torebk. - No. - Lindsey skina gow. - Potrzebujesz wicej dowodw? Emma zacisna doo na rkojeci noa. - By na dole? Teraz? - Tak, przed chwil go widziaymy. - Tina podrapaa si w rowe pasemka. - W kko gada o Austinie. - I nie chcia id z nami na gr - poskarya si Lindsey. - A kady, kto nam odmawia, na pewno jest gejem. - Na pewno - potwierdzia z powag Tina. - Bo wietne z nas laski. Emma odetchna gboko. Angus tu by. Wiedzia, gdzie ona jest. Dobranoc. - Zamkna drzwi na zasuw. Niech to diabli! Zasuwa na nic jej si nie przyda. Przecie on moe si teleportowad. Wic dlaczego tego nie zrobi? Dlaczego zostawi j w spokoju? Podesza do kanapy i otworzya skrzyni z kokami. Cholerny Angus MacKay! Mg wtargnd i do mieszkania, i do jej umysu, gdzie zechce, i kiedy zechce. A jakby tego byo mao, jaka czstka niej cieszya si, e zada sobie trud, by j odnaled. Interesowaa go ona, a nie te blond idiotki, ktre go podryway. Czy to znaczy, e nie podgryza miertelnych kobiet? Naprawd odywia si wycznie sztuczn krwi? Dobry Boe, zaczyna mu wierzyd. Straszne, e pochlebia jej zainteresowanie Angusa. Zdobywa jej zaufanie. Chcia zdobyd serce. Ale to nie uda si nikomu. Jest tylko jedno wyjcie - musi go zabid. A im bardziej jaka jej czstka si temu sprzeciwia, tym silniejsze byo postanowienie. Angus MacKay musi odejd. Ukrya koki w rnych miejscach, eby wszdzie mied je pod rk. Rozcielia ko i schowaa aocuch pod poduszk. Rozebraa si do bielizny i uoya w pocieli. Czekaa. Niewane, czy przyjdzie dzi, czy jutro. Bya gotowa. MacKay umrze.

Rozdzia 7
Emma obudzia si i od razu rzucia okiem na zegar. Byo prawie poudnie. Zasna tu przedwitem. A Angus nie przyszed.

Ubraa si i pobiega do swojego mieszkania w SoHo. Zjada szybkie niadanie, wzia prysznic, zapakowaa troch rzeczy, eby je zabrad do Austina. Niestety, nie miaa seksownych kreacji. Jej ubrania byy praktyczne i wygodne, przydatne w walce. Nigdy wczeniej nie graa uwodzicielki. Gdzie ukryd koek w koronkowej bielinie? Koniec koocw wrzucia do walizki bielizn, z ktrej czci da si skompletowad seksowny strj. Wniosa walizk do maleokiego pokoju dziennego. P tuzina kokw leao na stole. Angus zostawi je w spokoju. Usiada przy laptopie. Poniewa bya to niedziela, nie spodziewaa si mejli. Tak naprawd nigdy nie dostawaa ich duo. Trudno podtrzymad przyjanie, kiedy prowadzi si tak tajemniczy tryb ycia. Klikna na skrzynk odbiorcz i zobaczya, e ma jedn wiadomod - wysan o czwartej czterdzieci trzy. Od Angusa MacKaya. Serce zabio jej szybciej, ale zignorowaa to. Owszem, uwaa go za fascynujcego mczyzn. Jednak tego wieczoru zamierza go zabid. Odetchna gboko. Poprawka: zamierza go uwied, a potem zabid. Nigdy wczeniej nie zrobia czego tak miaego, ale bya pewna, e Angus poknie haczyk. Nabrzmia przecie, gdy lea obok niej w parku. Pewnie mia ogromne dowiadczenie, jeli chodzi o seks. Wieki zaspokajania niezliczonych dam. Nie eby kiedykolwiek miaa si o tym przekonad na wasnej skrze. Nie dopuci, by sprawy wymkny si spod kontroli. Otworzya wiadomod. Kochana Emmo, przykro mi, e si nie spotkamy. Kusio mnie, by wzid twojego laptopa; zapewne znajduj si w nim interesujce informacje. Nie zrobiem tego jednak, w nadziei, i zdasz sobie spraw, e jestem godny zaufania". Prychna. Wampir godny zaufania? Wiem, gdzie mieszkasz. Spotkajmy si w mieszkaniu Austina Ericksona w niedziel o smej. Nie chc ci skrzywdzid. Po prostu chc porozmawiad". Niby o czym mieliby rozmawiad? Oczywicie chcia, by przestaa zabijad. Twierdzi, e martwi si o jej bezpieczeostwo, ale podejrzewaa, e bardziej interesuje go bezpieczeostwo nieumarych kumpli. Jak daleko by gotw posund si, by j powstrzymad? Czy bdzie chcia j zabid, gdy uprze si, eby zwalczad krwiopijcw? Niemal

tego chciaa, to usprawiedliwiaoby jej plany wobec niego. A jednak powtarza, e nie ma zamiaru jej krzywdzid. Przecie w parku stara si nie sprawid jej blu. Wczoraj wieczorem w mieszkaniu Austina jej nie zaatakowa. Twierdzi, e pije krew z butelki; widziaa to na wasne oczy. Emma zamkna oczy, przetara powieki. Pobone yczenia. Pociga j. Lubia z nim rozmawiad i na niego patrzed. Chciaa snud marzenia o dzielnym, bohaterskim wojowniku. A e nosi kilt, tym lepiej. I to wszystko. Fantazja. Rzeczywistod jest inna - od wiekw egzystowa, erujc na niewinnych miertelnikach. Najwyszy czas zmienid zasady - niech teraz on ucierpi z rk miertelnej kobiety. Pochylia si nad klawiatur i wystukaa wiadomod. Bd gotowa. W co seksownego". Wstrzymaa oddech i wysaa. Stao si. Zerkna na zegar w komputerze. Trzecia po poudniu. Za pid godzin z okadem Angus MacKay nie bdzie y. *** Woy co seksownego. Emma bya w azience, malowaa usta ciemniejszym odcieniem szminki ni zwykle, gdy usyszaa, jak woa j z saloniku. Poprawia fryzur, yczya szczcia swemu odbiciu w lustrze i wesza do sypialni. Spojrzaa na zegarek: sma. By punktualny. Zostawia drzwi lekko uchylone i zajrzaa do pokoju dziennego. Otworzya usta z wraenia. By bez kiltu i skrzanej torby. Mia na sobie czarne dinsy, obcis czarn koszulk i czarn kurtk - wyglda bardzo seksownie. Dugie kasztanowe wosy zwiza na karku czarnym rzemieniem. Serce jej zadrao. Boe, dlaczego nie jest miertelny? Ma ponad pidset lat. Tacy faceci ju si dzi nie rodz. Otworzya drzwi. Odwrci si i pochania j wzrokiem. Spojrza na jej krtki szlafroczek. Widziaa, e w jego oczach ponie ogieo. Na razie wszystko idzie zgodnie z planem. - Jestem troch spniona, musz si ubrad. - Opara si o framug. Wyraz jego twarzy si nie zmieni. Zerkna w d. A niech to. Dziesitki razy dwiczya ten manewr przed lustrem. Zawizaa jedwabny szlafroczek luno, tak e powinien si rozchylid, kiedy uniesie rce. A tu nic. - Moim zdaniem wygldasz wietnie. - Wskaza kanap. - Usidmy, porozmawiajmy.

Zmusia si do umiechu. I co, teraz? Puapka jest w sypialni. - Ja... musz si ubrad. Jestem waciwie naga. Kciki jego ust si uniosy. - Nie mam nic przeciwko temu. - Znw wskaza kanap. - Zachowam si jak dentelmen. Zacisna zby. I co teraz? Ma ryknd: marsz do sypialni, kochasiu? - Ja... Bardzo chce mi si pid. Mgby mi przynied butelk wody z lodwki? Nie czekaa, by zobaczyd, jak na to zareaguje. Odwrcia si i posza do sypialni. Zatrzymaa si przy ku i dotkna wezgowia z kutego elaza. Cholera. Kiepska z niej uwodzicielka. To wszystko wydawao si niewaciwe. Nieuczciwe. Zostaa jednak tak wytrenowana, e nie obawiaa si pobrudzid sobie rk podczas wykonywania zadania. Problem w tym, e w Angusie nie wyczuwaa za. Oczywicie poza tym, e by wampirem. Inne wampiry przyapaa na gorcym uczynku, gwacili i wysysali krew. Angus tylko prosi o rozmow. Czy to, e jest krwiopijc, wystarczy, by usprawiedliwid zabjstwo? Par dni temu nie miaaby wtpliwoci. Teraz nie bya pewna. - O to prosia? - zapyta agodnie. Odwrcia si i stana naprzeciw niego. Rzucia okiem w d. wietnie. Szlafrok wreszcie postanowi si rozchylid. Koronkowe czarne majteczki i stanik niewiele zakryway. - Dzikuj. - Podesza bliej i wycigna rk. Poda jej wod i rozejrza si po pokoju. Podejrzewa co. Odkrcia zakrtk z butelki i upia spory yk. - Te si czego napijesz? - Skrzywia si. - Chocia nie, lepiej nie. Usta mu drgny. - Spokojnie. Napiem si do syta, zanim tu przyszedem. - A wic to prawda? Odywiasz si z butelki? - Aye. - Jego spojrzenie zbdzio w d i tam zostao. - Ju nie musz uwodzid kobiety, eby jed. I kocham si tylko wtedy, gdy naprawd tego chc. - W jego oczach pon ogieo. Zignorowaa mrowienie skry. - I nie posugujesz si hipnoz, by dostad to, czego chcesz? - Staram si tego nie robid. Upia yk wody. - Nie wierz ci. Wczoraj wieczorem wdare si do mojego umysu. - Czyby? Nie przypominam sobie. - Zrobie to. - Podniosa gow. - Nie mog na to pozwolid. To zagroenie. - Groziem ci? Co powiedziaem? - Ty... yczye mi dobrej nocy. Umiechn si. - To rzeczywicie okropne z mojej strony. - Nie w tym rzecz. Wdare si w moje myli bez pozwolenia.

- Nawet nie prbowaem. Uwierz mi, wiedziaaby, gdybym prbowa. Poczuaby podmuch zimnego powietrza midzy oczami. Przypominasz sobie co takiego? - Nie. Ale dlaczego miaabym ci wierzyd? Zmarszczy brwi. - Dobrze. Poka ci. Strumieo zimnego powietrza owion j z tak si, e cofna si o krok. Natychmiast wzmocnia blokad umysu, ale i tak wyczuwaa jego obecnod, wirowa dokoa niej, zabiega o wejcie, potny, ale opanowany. Straszne podejrzenie wkrado si do jej myli. Gdyby rozwin pen moc, nie zdoaaby go powstrzymad. - Dod! Wirowanie ustao. Zimno znikno. - To samo czua wczoraj wieczorem, kiedy yczyem ci dobrej nocy? Przyglda si jej. Odetchna gboko. - Nie. - Teraz ju wiedziaa, co to za uczucie, gdy Angus atakuje umys kobiety. - Jest tylko jedno wyjanienie. Nie wysyaem do ciebie adnych myli, ale i tak je odebraa. Jeste w tym dobra. To ju wiedziaa. Wyapaa ostatnie minuty ycia ojca, chocia by w Moskwie, a ona w Edynburgu. Wspomnienia byy jak cios w brzuch. Widziaa, jak matka ginie na oczach ojca. Syszaa jego ostatnie sowa przed mierci: Pomcij nas". Angus podszed bliej. - Wszystko w porzdku? - Ja... nie. - Odwrcia si, by nie widzia blu w jej oczach. Omina ko i postawia butelk na stoliku nocnym. Ostatnie sowa ojca niosy si echem w jej gowie. Pomcij nas". Musi to zrobid. Musi zabid Angusa MacKaya. - Chyba powinienem ci teraz zostawid. Patrzy na ni niepewnie, jakby oczekiwa jej decyzji. Wyczu, e martwi si czym. - Chciaabym porozmawiad, jeli nie masz nic przeciwko temu. - Usiada na ku, blisko poduszki, i odwrcia si do niego przodem. Szlafroczek rozchyli si, gdy pooya na ku zgit nog. Zacisn zby. Mia w oczach ogieo. - Czy usiuje mnie pani zwabid do ka, panno Wallace? Jej ttno przypieszyo. - Pomylaam, e moemy tu porozmawiad, lepiej si poznad...

Zatrzyma si obok ka, marszczc brwi. - Nienawidzisz wampirw caym sercem. Zamordowali ci rodzicw i od tej pory pragniesz zemsty. - Nazywam to sprawiedliwoci. - Zamkna oczy, potara czoo. Cholera. Powinna przewidzied, e j przejrzy. - Jeli to ci pomoe, informuj, e mj agent w Moskwie bada t spraw. Opucia rk. - Naprawd? Zrobie to dla mnie? - Chc wiedzied, kto jest za to odpowiedzialny. Wstaa. - Dzikuj. Prbowaam dowiedzied si, korzystajc z kontaktw w wywiadzie brytyjskim, ale oni nie maj pojcia o wampirach, wic nic nie uzyskaam. - Zrobi, co mog, by pomc ci znaled winnego. Mam nadziej, e gdy sprawiedliwoci stanie si zadod, przestaniesz zabijad. Zamrugaa. Przestad zabijad? Przechyli gow. Przyglda si jej uwanie. - Zrobisz to, Emmo? Usiada na ku. Jak moe przestad, skoro wampiry zabijaj noc w noc? Czy inne niewinne ofiary nie zasuguj na sprawiedliwod jak jej rodzice? Angus usiad przy niej. - Musisz przestad. To samobjstwo, atakujesz wroga, ktry jest silniejszy i szybszy ni ty. - Do tej pory dobrze sobie radziam. - Ale teraz ju nikogo nie zaskoczysz. Bd polowad grupami. Nie dasz rady grupie wampirw. Zacisna doo na kodrze. - A jeli nigdy nie ustalisz, kto zamordowa moich rodzicw? Mylisz, e powinnam machnd rk? Spojrza na ni surowo. - Aye. Daj sobie spokj. Wezbraa w niej wciekod. - Mam tak po prostu pozwolid, by te potwory ywiy si ludmi? Gwacili kobiety? Mordowali niewinnych? - Zostaw wymierzanie sprawiedliwoci takim jak ja. Nadaj si do tego bardziej ni ty. - Mylisz, e jeste ode mnie twardszy? - Uderzya go pici w rami, a zatoczy si na ko. Wskoczya na niego, usiada mu okrakiem na kolanach. - Emma, co ty wyprawiasz? - Chcia wstad, ale pchna go, przycisna mu ramiona do ka. Jego usta drgny. - Lubisz byd na grze? Moga powiedzied.

Zignorowaa go - signa pod poduszk po srebrne kajdanki. Leeli w poprzek ka, wic nie moga przykud mu rk do wezgowia, jak planowaa. Nie szkodzi. - Srebro? - wymamrota. Kajdanki zatrzasny si na jego nadgarstku. Zapaa jego drug rk i zakua w srebrn obrcz. Usyszaa, jak Angus gono wciga powietrze. Zapach spalenizny drani jej nozdrza. Spojrzaa na jego skuty nadgarstek. Srebro parzyo nag skr, zostawiao brzydkie czerwone rany. - Och, przepraszam. - Pocigna za rkaw jego kurtki, by osonid nadgarstek. Drugi by bezpieczny, kajdanki zamkny si na mankiecie koszuli. - Dzikuj. Widziaa gniew i bl w jego zielonych oczach, ale gosu nie podnis. Wydawa si bardzo spokojny jak na kogo, komu odbierano wolnod. Moe srebro go osabia, jak kryptonit Supermana. - Co prawda nie bardzo si znam na takich igraszkach, ale wydaje mi si, e powinna mied na sobie czarny skrzany gorset i buty na wysokim obcasie? I chyba zapomniaa bata. - To nie jest perwersyjny seks, i dobrze o tym wiesz. Kciki jego ust lekko si uniosy. - A szkoda. Nie spenisz ostatniego yczenia skazaoca? Prychna i wyja srebrny aocuch spod poduszki. Umiechn si blado. - Twoja gra wstpna zwalia mnie z ng. Jest niesamowity. Szykuje si, by go zabid, a on artuje? Przykucna na pododze, gdzie jego stopy zwisay z ka, i owina srebrny aocuch wok kostek. Wstaa, growaa nad nim. - Wci twierdzisz, e jeste ode mnie twardszy? Byskawicznie poderwa si, zarzuci jej skute rce na szyj i pocign j na ko, na siebie. Zarya nosem w jego klatk piersiow. - Och! Wcigna w nozdrza zapach baweny i myda. Smakowicie pachnia. I by taki ciepy. - Teraz lepiej. - Obejmowa rkami ty jej gowy. -A byoby wrcz wspaniale, gdyby zsuna si w d o jakie pitnacie centymetrw. Szarpna gow, ale jego rce udaremniay wszelkie ruchy. Opara brod na jego piersi, zabijajc wzrokiem. - Pud mnie. - Rozkuj mnie. - Nie. Jego usta drgny. - To moe rozepniesz mi rozporek?

- Nie! - Emmo! - Spowania. - Jeli naprawd chcesz mnie zabid, celuj w serce. Przy ucho do piersi. Syszysz? Spojrzaa na niego. - Niemoliwe, by twoje serce bio. Nie yjesz. - Suchaj. - Nie. - Zapaa go za rce wyswobodzia si z ucisku. Nie protestowa. Wyja koek spod poduszki i usiada okrakiem na Angusie. - Emmo? - Nie odzywaj si do mnie. - Rozsuna poy kurtki i ju tylko cienki baweniany koszulek przykrywa jego serce. Naprawd bije? Zreszt, jakie to ma znaczenie? By wampirem. Egzystowa przez wieki, ywic si kobietami, panowa nad nimi, wykorzystywa je. Podniosa koek, gotowa wbid go w wampirze serce. Zawahaa si, oczekiwaa, e Angus co zrobi. Krzyknie na ni. Sprbuje przechwycid koek. Zakryje serce. Zaatakuje jej umys. Cokolwiek. A on lea spokojnie i mia smutek w oczach. Zacisna palce na koku. - Musz to zrobid. Jeste zy. Zmarszczy brwi. - Dziewczyno, przeyem kawa czasu, i jednego si nauczyem. Wszyscy jestemy zarazem dobrzy i li. ciskaa koek w pici. To nie jest ze. To sprawiedliwod. Skupia si na miejscu nad jego sercem. Oczy j pieky. - Bdziesz tylko tak lea? - Naprawd chcesz mnie zabid? Patrzya na jego twarz. W zielonym spojrzeniu nie byo nienawici, jedynie smutek i wspczucie. - Powiniene mnie nienawidzid. - Jak mgbym? Rozumiem twj bl. Przeyem kadego miertelnika, ktrego kiedykolwiek kochaem. Opucia rk, pooya koek na ku. - Nie mog tego zrobid. Jeste zbyt ludzki. - To kwestia dyskusyjna. Pochylia si i przywara uchem do jego klatki piersiowej. Czua, e jej serce odzyskuje miarowy rytm; przestao bid jak szalone. Uspokoia si, lec na nim. - Och, Emmo. - Delikatnie gadzi j po gowie. -Syszysz? Rwne bicie jego serca dudnio jej w uszach. - Jak to moliwe? Mylaam, e nie yjesz.

- Moje serce bije wieczorem. Dziki krwi mog myled, rozmawiad i... funkcjonowad. Podniosa gow i przeszed j dreszcz; zobaczya, e oczy mu poczerwieniay. Speszya si. - Tylko bez gupich pomysw, bo pozwalam ci yd. - W kadej chwili mogem ci powstrzymad. - Ale nie zrobie tego. - Chciaem si przekonad, czy si zdecydujesz. Otulia si szlafrokiem i zawizaa pasek. - I teraz bdziesz si chepid, bo stchrzyam. - Nie, dziewczyno. - Patrzy na ni z mioci. - Jestem bardzo szczliwy, e pomylnie przesza test. - Sprawdzae mnie? - Zgromia go wzrokiem. - Nie miaem ochoty, by zaatakowa mnie morderca. - Nie jestem morderc. Ale ty - tak. Zmruy oczy. - Dawniej zabijaem w samoobronie, ale nigdy z zemsty. W przeciwieostwie do ciebie. Uwaasz si za lepsz? Wpada we wciekod. Zerwaa si z ka i go uderzya. - Niech to diabli, kobieto. Naprawd naduywasz mojej cierpliwoci. - A ty mojej. Jak miesz mnie osdzad? To ty od wiekw wykorzystujesz ludzi. Powinnam bya ci zabid, kiedy miaam szans. Zazgrzyta zbami. - Nigdy jej nie miaa. - Rozoy rce i aocuch w kajdankach pk. Emma cofna si i gwatownie zaczerpna powietrza. Upokorzenie sprawio, e powrci gniew. Niech go szlag. Mg od razu uciec. Zrzuci buty, aocuch ze stp opad na podog. Wsta, odrzuci szcztki aocucha i podnis skute nadgarstki. - Kluczyk? Ruchem gowy wskazaa na stolik i odesza. Drao. Arogancki krwiopijca. Przesza do pokoju dziennego i stana przy oknie, wpatrzona w ulic na zewntrz. - Emmo - usyszaa za sob cichy gos. - Prosz, id ju. Stan obok niej. - Nie chc, eby czua si pokonana, sabsza. Bardzo si ciesz, e mnie nie zabia. Rzucia okiem na jego nadgarstki i zauwaya, e po kajdankach nie ma ladu. Znw woy buty.

- Moge uciec od razu, jednak tego nie zrobie. - I nie przeyd chwili, gdy usiada mi na kolanach w seksownych majteczkach? Dla takiej chwili warto ryzykowad yciem. Naprawd uwaa j za atrakcyjn czy z niej kpi? Pewnie to drugie. - Musisz przestad spotykad si ze mn. Z westchnieniem opar si o cian. - A ju mylaem, e chod odrobin mnie polubia. Zaplota rce na piersi. - Lubi ci, dlatego zrobi wyjtek i ci nie zabij. Ale nie powstrzymasz mnie przed zabijaniem innych. - Dziewczyno, ile razy mam ci powtarzad, nie moesz dalej tego robid. - Nie mw mi, co mam robid. Spodziewam si, e uszanujesz moj decyzj i pozwolisz mi yd wasnym yciem. - Nie przeyjesz nawet tygodnia! - Podnis gos w zoci. - To nie twj cholerny interes! - odpalia. - Jeste najbardziej upart kobiet, jak kiedykolwiek znaem. - Uznam to za komplement; do tej pory poznae ich pewnie tysice. Jego oczy si zwziy. - Nawet nie masz pojcia, z kim zadzierasz. - Wyjrza na zewntrz. - Widzisz tamten budynek? Wskaza najwyszy budynek po drugiej stronie ulicy. Emma jkna, gdy nagle Angus otoczy j ramionami. - Co ty wyprawiasz? Wszystko pociemniao, poczua wirowanie. Jej stopy dotkny zimnego betonu, wic zapaa si jego kurtki, by odzyskad rwnowag. - Co? - Rozejrzaa si. Ju nie byli w mieszkaniu Austina. - Spjrz w d. - Angus odszed na bok. Wyjrzaa zza balustrady i zobaczya, e ulica jest przynajmniej pitnacie piter niej. Stali na dachu budynku, ktry wskaza Angus. - Teleportowae nas? - Dech jej zaparo z wraenia. Obj j od tyu. Unieli si powoli. Zawili nad balustrad. - To lewitacja - szepn jej do ucha. - Wystarczy, e ci teraz upuszcz. - Przestao. - Przestao zabijad. Zamkna oczy. - Tylko bronisz swoich. - Mordercy nie s moi". Opadli z powrotem na dach. - Usiuj ocalid ci ycie. Odepchna go. - Przez zrzucenie mnie z dachu? Spojrza na ni spode ba. - Pokazujc ci, jak atwo ci zabid! - Odszed, zme w ustach przekleostwo.

Emma wpatrywaa si w niego. Zakadaa od pocztku, e chce uchronid inne wampiry przed mierci z jej rki, ale teraz si zastanawiaa. Naprawd chodzi mu o ni? Wzdrygna si, gdy okada pici metalowe drzwi na klatk schodow. Nawet w ciemnoci widziaa wgniecenia, ktre zostawi. - Przepraszam, jeli ci wystraszyem. - Przemierza dach. - Po prostu nie wiem, jak do ciebie dotrzed. - Dlaczego ci obchodzi, co ze mn bdzie? Nie widziae, jak pokolenia miertelnych zjawiaj si i znikaj? Zatrzyma si i popatrzy na ni. - Jeszcze nigdy nie spotkaem kobiety takiej jak ty. Jeste inna. Ty... mnie lubisz. - Speszony, wzruszy ramionami. Ale jeste ode mnie adniejsza, pomyla. - Uwaasz, e jestem jak wampir? - Skrzywia si. - Nie, Emmo. Jak wojownik. Dzielna i niepohamowana. A po nocach zwalczasz zo. - Tak jak... ty? - Mczyzna jej marzeo. Tyle e zawsze mylaa, e bdzie ywy. Chodna bryza wdara si pod jedwabny szlafroczek. Emma zadraa. - Zimno ci. - Podszed do niej. - Zabrad ci do domu? - Jak ty to robisz? Spojrzaa nad murkiem na dom Austina. - Po prostu patrzysz na dane miejsce i tam si przenosisz? - Aye, albo sucham gosu stamtd. Jeli byem wczeniej w jakim miejscu, trafi bez wskazwki. - Znaczy, e w cigu kilku sekund moesz si znaled w Londynie czy Paryu? - Aye. Chcesz zobaczyd? - Teraz? Jestem nie do kooca ubrana. - W takim razie dokadnie wiem, dokd ci zabior. -Obj j. - Umwi si pani ze mn, panno Wallace? - Co? Ja? - Chwycia si go mocno. - To nie jest randka. Umiechn si. - A ja myl, e jest. Wszystko pociemniao.

Rozdzia 8
Angus zmaterializowa si w znajomym miejscu - paryskim biurze Jean-Luca Echarpe. Emma potkna si, ale j przytrzyma. Zawy alarm niesyszalny dla miertelnych, zainstalowany tam przez Angusa. Jednak Jean-Luc sysza i wyskoczy zza biurka ze sztyletem w doni.

- Merde. - Opuci sztylet. - Powiniene mnie ostrzegad, gdy przychodzisz. Drzwi otwary si gwatownie i w progu stan Robby MacKay gotw do ataku claymorem. - A, to ty. - Wybra guziki na panelu przy drzwiach. - Bonsoir, mademoiselle. - Jean-Luc z ciekawoci patrzy na Emm. Angus mocno obejmowa j ramieniem i ypn znaczco na starego przyjaciela. Jean-Luc odpowiedzia powolnym umiechem. - Brawo, mon ami. - Jean-Luc, Robby, Emma Wallace - dokona prezentacji Angus, trzymajc j blisko siebie. - Emmo, to jest Jean-Luc Echarpe. - Ten dyktator mody? - Otworzya szeroko oczy. -Znaczy, e jestemy w Paryu? - Aye - Angus skin w stron Szkota w kilcie. - To jest Robby, pracuje dla mnie, strzee Jean-Luca. Taki jakby mj wnuk. - Lepiej nie wnikajmy, ile pra" powinno pojawid si przed wnuk". - Robby si ukoni. - Caa przyjemnod po mojej stronie. - Posa Angusowi pytajce spojrzenie. Bez wtpienia, zastanawiali si, dlaczego teleportowa si ze miertelniczk. Zwykle by bardzo rzeczowy, zasadniczy. - Ja... pomylaem, e zaprosz pann Wallace na piknik. Robby, zaatwisz nam kosz z jedzeniem? Robby osupia. - Ty? Na piknik? Jean-Luc zachichota. - Zapytaj Alberto. On bdzie wiedzia, co zrobid. - Dobrze. - Robby wyszed; by poruszony. Angus pokrci gow. Zachowali si, jakby nigdy wczeniej nie zaleca si do kobiety. No dobra, min wiek albo dwa. Ale przecie nie podrywa Emmy, liczc na romantyczn przygod. Chcia zaskarbid sobie jej przyjao i namwid do wsppracy przeciwko wsplnemu wrogowi. Ale w takim razie dlaczego wci oplata j wadczo ramieniem? Puci j. - Panna Wallace potrzebuje... ubrania. - Rzeczywicie! - W oczach Jean-Luca migotay wesoe iskierki. - Nie zauwayem. Emma zabia Angusa wzrokiem. - Wiedziaam, e to bdzie enujce - szepna. - Spokojnie. - Jean-Luc wyprowadzi ich z gabinetu. -Magazyn jest na dole. Z pewnoci znajdziemy co odpowiedniego. Na piknik - doda z umiechem. Bd mi dokuczad przez najblisze sto lat, pomyla Angus. Zjawiem si przed witem w towarzystwie bosej, pnagiej miertelniczki.

Jean-Luc pokaza im sal wystawow, w ktrej prezentowano jego najnowsze kreacje. Potem przeszli do magazynu, w ktrym pki uginay si od ubrao. - O Boe! - Emma zerkna na cen. - Nie stad mnie na to. - Nie przejmuj si. Mnie stad - powiedzia Angus. - Nie mog przyjmowad od ciebie takich prezentw. To. sprzeczne z regulaminem. Jean-Luc prychn. - Litoci, moi drodzy. To nie najlepszy pocztek romantycznej nocy. - To nie jest randka. - Emma obstawaa przy swoim. Francuz si umiechn. - Wic zrbmy tak: poycz pani dowoln kreacj, a Angus zwrci mi j pniej. - Odwrci si i puci oko do przyjaciela. - Pod warunkiem e nie podrze. Angus si achn. - Niczego nie bd dar. - Dajcie spokj - mrukn Jean-Luc. Skin w stron pek. - Prosz co wybrad, mademoiselle. - Bardzo dzikuj. - Emma posza ogldad stroje. - Ty stary otrze. - Jean-Luc pokrci gow. - Nie wiedziaem, e masz taki dobry gust. Angus skrzyowa rce na piersi. - To sprawa subowa. - Naiwnego szukasz? - Jean-Luc prychn. - Mwi powanie. Chc, eby mi zaufaa i przestaa zabijad Malkontentw. - Ona zabija wampiry? Nie wierz. - Niech ci nie zwiedzie sodka twarzyczka i pikne ciao. To odwana, dzielna wojowniczka. Jean-Luc w ciszy analizowa sowa Angusa. Szkot zmarszczy brwi. - No, co? Jean-Luc wzruszy ramionami. - Nic. - Odwrci si i wymamrota: - Najpierw Roman, teraz ty. - Midzy nami niczego nie ma. - Jasne. - Jean-Luc poklepa go po plecach. - ycz wam jak najlepiej. Angus westchn. Jean-Luc wszystko wyolbrzymia. Rozejrza si i zobaczy Emm trzy pki dalej. Ogldaa eleganckie czarne spodnie. Spodnie? Dlaczego zawsze zakrywa te liczne nogi? Co zocistotego zwrcio jego uwag i zapa to z wieszaka. Podszed do niej. - To mi si podoba. Przypomina mi twoje oczy. Spojrzaa na niego z powtpiewaniem.

- To jest sukienka. Olniewajca sukienka, ale ja nie nosz sukienek. - Kochana, nie wybierasz si na turniej karate, tylko na piknik. - Piknik w Paryu, w kreacji znanego projektanta? -Pokrcia gow. - Tego ju za wiele. - Podesza bliej. -Czy oni... to te wampiry? - S moimi przyjacimi, Emmo. A co, chcesz ich zabid? - Nie, bd grzeczna. - Szturchna go w rami. -Zreszt, gdzie ukryabym koki? W bielinie? Umiechn si. - Mgbym ci obszukad, eby upewnid si, e nic nie masz. - Ryzykowny pomys. - Mogaby to przymierzyd? - Poda jej sukienk. Dziesid minut pniej wygldaa bardzo wytwornie w zocistej sukience i dobranych sandakach. Robby czeka z koszem jedzenia. Umiechn si, ale rozsdnie milcza. Jean-Luc lubi ryzyko. - Miej randki! - zawoa za nimi, gdy szli do drzwi. Angus posa mu gniewne spojrzenie, ktre zapowiadao rych zemst. Jean-Luc tylko si rozemia. Wyszli z atelier na Pola Elizejskie. Nawet o czwartej nad ranem rzsicie owietlona ulica ttnia yciem. Piknie wyglda uk Triumfalny. - To jest wspaniae! - Emma bya zachwycona. - Aye. - Angus wskaza wiateka w oddali. - Chyba dobre miejsce na piknik. - Wiea Eiffla? - Aye. - Otoczy j ramieniem. - Trzymaj si. Ciemnod wirowaa wok nich przez par sekund, by po chwili zgasnd. Stali na najwyszym poziomie wiey Eiffla, wpatrzeni w miasto wiate. Wyjrzaa za barierk. - Super. - Obja si ramionami. - Ale troch chodno. - Prosz. - Poda jej swoj kurtk. Woya j, a on energicznie rozpostar koc w szkock krat, ktry Robby umieci na koszu. Emma usiada i zajrzaa do koszyka. - Jejku, prawdziwe jedzenie. - Wypakowaa chleb, ser i winogrona. Butelka wina. - Mam nadziej, e jest tu co dla ciebie. Wyj butelk. - Owszem. - Wycign korek. Piana wypywaa na zewntrz, wic trzyma butelk pod ktem. - Wyglda jak szampan. - Emma podaa mu kieliszek. - To bubbly blood, mieszanka szampana i sztucznej krwi. - Napeni swoje szko. - Chcesz sprbowad?

- O nie. - Popatrzya na niego dziwnie, gdy pi. - Na DVN byy reklamy napojw fusion, ale mylaam, e to art, przecie widziaam, jak wampiry wypijaj ludzk krew. - To Malkontenci, ktrzy odmawiaj odywiania si z butelki. Lubi drczyd miertelnych. - Angus otworzy butelk wina. - Nasi najgorsi wrogowie. Walczymy z nimi od wiekw. - Wic Shanna Whelan miaa racj? S dwie frakcje wampirw? - Aye. - Napeni jej kieliszek winem. - Rozumiesz teraz, Emmo, e mamy wsplnego wroga, Malkontentw. I taki sam cel - chronid niewinnych. - Poda jej kieliszek. -Powinnimy zostad... przyjacimi. Wzia kieliszek. - Musz o tym pomyled. - Rozumiem. - Opar si o barierk. - Godzin temu usiowaa mnie zabid. Skubaa plaster sera. - Usiuj ogarnd koncepcj dobrych wampirw. Zakadam, e Jean-Luc i Robby s tacy jak ty? - Aye. Robby jest moim potomkiem. Znalazem go na polu bitwy pod Culloden, umiera. - Angus zamkn oczy. -Tamtego dnia polego wielu czonkw mojej rodziny. - Nie wyobraam sobie czego tak przeraajcego. -Emma zadraa. - Przecie bya wiadkiem morderstwa rodzicw, prawda? Wzdrygna si. - Nie chc o tym rozmawiad. - Upia yk wina. -Opowiedz mi o sobie. Kiedy si urodzie? - W 1480 roku. - I masz potomkw? Znaczy e... bye onaty? - Aye. Troje dzieci. - Szybko zmieni temat. - Zostaem miertelnie zraniony pod Flodden Field w 1513. Roman znalaz mnie tamtej nocy. Ledwie yem. Pomylaem, e ni, kiedy usyszaem, jak mski gos pyta mnie, czy chc dalej walczyd ze zem. Mylaem, e to anio. Przytaknem. - Umiechn si. - I to nie tylko dlatego, e chciaem do nieba. Byem wcieky, e umieram tak modo. Naprawd chciaem robid wicej. - Zmartwie si, gdy zdae sobie spraw, e jeste wampirem? Wzruszy ramionami. - Troch mnie to zaskoczyo. Nie wiedziaem, e takie istoty w ogle istniej. Ale nigdy nie miaem z tym problemw, w przeciwieostwie do Romana. Szybko zrozumiaem, e mierd mnie nie zmienia. Byem wci taki sam, tylko duo lepszy. Rzucia w niego winogronem. - Wampirza arogancja.

Umiechn si. - Tyle e to prawda. Moemy robid rzeczy, o jakich miertelnym si nie nio. - Nie moecie wychodzid na sooce. - Ale yjemy wiecznie. Oderwaa kawaek chleba. - Opowiesz mi o przeszoci? O miejscach, w jakich bywae, i ludziach, ktrych spotkae. Angus opowiada swoje ulubione historie: o spotkaniu Marii Stuart, i o tym, jak ukrywa Bonniego Prince'a Charliego. Emma miaa mnstwo pytao, a on z przyjemnoci obserwowa, jak swobodnie poczua si jak w jego obecnoci. miaa si z nim i przekomarzaa. Zakorkowa butelk bubbly blood i umieci w koszu. - Obawiam si, e sooce niedugo wzejdzie. Musimy wracad. - W porzdku. Ja... Nieatwo mi to przyznad, ale wietnie si bawiam. - Na tej randce? Skarcia go spojrzeniem. - To nie jest randka. Zachichota. - Pki nie uwaasz mnie za wroga, wszystko w porzdku. Zaufaj mi. - On take wietnie si bawi. Nie pamita, kiedy ostatnio by taki rozluniony. Wstaa i strzsna okruchy z kurtki. Angus zoy koc i schowa do kosza. - Popeniam bd. - Skrzyowaa ramiona na piersi i zmarszczya brwi. Daam si ponied emocjom, suchajc historii z przeszoci. - Nie ma w tym nic zego. Pokrcia gow. - Powinnam zebrad wicej informacji o Malkontentach i dowiedzied si, gdzie przetrzymujecie Shann Whelan. - Przetrzymujemy? To szczliwa matka. - Mj szef uwaa, e poddano j praniu mzgu. Zrobi wszystko, by j ocalid. Angus si achn. - Jest jej dobrze tam, gdzie jest. Tak trudno sobie wyobrazid, e miertelniczka moe pokochad wampira? Oczy Emmy powikszyy si. Angus czu, jak narasta w nim podanie. Pragn tego, co mia Roman. Mioci miertelniczki. - Jak wrcimy na d? - Emma podniosa kosz. - Obejm ci. - Podszed bliej. - Zap si mnie. Umiechna si nerwowo. - Moglibymy ewentualnie zejd schodami.

- To potrwa tylko moment. - Obj j mocno. Miaa smutn min, gdy obejmowaa go za szyj. Spowi ich mrok, a po chwili stali u stp wiey Eiffla. Emma pucia go. - Dzikuj, Angus. - Nie ma za co. Szli opustosza wirowan alejk przez may park. Mia atmosfera z pikniku znikna bez ladu. Napicie midzy nimi byo wyczuwalne w powietrzu. Jakby czego zabrako. Spojrza na ni, ciekaw, czy te tak to odbiera. Dziwne odgosy dobiegy zza krzakw. Angus si zatrzyma. Emma spojrzaa na niego ze zdziwieniem. Pewnie jeszcze nic nie usyszaa. Podnis palec do ust i szed dalej. Trzymaa si blisko niego. Z krzakw dochodziy pochrzkiwania, gwatowne kobiece dyszenie. Moe to francuski Malkontent atakuje niewinn kobiet. Angus pochyli si, wycign n zza skarpety. Skin na Emm - chcia, eby zostaa za nim. Rozdraniona, gniewnie pokrcia gow. Uparta kobieta. Podziwia jej mstwo. Postawia kosz na ziemi i wyja butelk po winie. Trzymajc j odwrcon, posza w lewo. Angus zachodzi zarola od prawej strony. Zaatakowa. - Puszczaj j! Odsuo si! Emma przyja pozycj bojow. Angus si skrzywi. Przeszkodzili parze kochankw. Emma staa przy ich nogach, waciwie przy stopach mczyzny, bo kobieta zaplota nogi na plecach kochanka. Angus by przy ich gowach; wymierzy sztylet w mczyzn. Niefortunny kochanek zerwa si z kobiety, podcign spodnie i krzycza co po francusku, voleur. Wyszarpn z kieszeni portfel i cisn go Angusowi pod nogi. Angus zignorowa portfel, bo zauway, e szyj kobiety owijay ciasno rajstopy. Bya bardzo czerwona na twarzy. - Flaki powinienem ci wyprad, dusicielu! Mczyzna spojrza na kochank. Ubieraa si pospiesznie. Oboje paplali co po francusku tak szybko, e Angus nie mg zrozumied. Ale dowody mwiy same za siebie. - Dusisz j! - Angus grozi kochankowi noem. - Wielkie nieba - szepna Emma. - Nie krzywd nas, prosz! - Kobieta sapaa gono, cigna sobie rajstopy z szyi. Mwia po angielsku z silnym akcentem. - Nie krzywdzid was? - Angus spojrza na ni skonsternowany. - Chciaem uratowad ci ycie. Ten ajdak ci dusi. - Prosiam go o to! - krzykna, wodzc wzrokiem od Angusa do Emmy. - Czas na nas. - Emma skina na Angusa.

- Nay! Nie zostawi bezbronnej kobiety z dusicielem. Kochankowie zaklli siarczycie. - Angus! - Emma zapaa go za rami i szarpna. - Ale... - Spojrza na francusk par - kochankowie wci obrzucali ich inwektywami. - Mylisz, e bdzie przy nim bezpieczna? - Tak. - Emma podniosa kosz i posza alejk wysypan wirem. Cigna go za sob. - Nie zamierza jej zabid. Przynajmniej mam nadziej, e nie. - Dusi j. - Prosia go o to. - Emma pucia go i wbia wzrok w kosz. - Robi to... eby si podniecid. Podczas duszenia doznania erotyczne s bardziej intensywne. Kobieta ma chyba silniejszy orgazm, tak sdz. Nie wiem dokadnie, co o tym czytaam. Zatrzyma si. - Prosia go, by zada jej bl? - Tak. Nie wierzy wasnym uszom. Wpatrywa si w Emm z niedowierzaniem. Po chwili ruszy dalej. Pobiega za nim. - I ona si na to zgodzia? Sama? Z wasnej woli? Pokrci gow i przyspieszy kroku. - Nic jej nie bdzie. To naprawd dziao si za obopln zgod. Cisn noem w pieo drzewa. - Nie rozumiem. Chyba ju za dugo yj. Nie pojmuje tego wiata. - Wiem, to jest troch dziwne, ale ludzie robi dziwne rzeczy. - Nay! - Wyrwa n z drzewa. - Mczyzna nie powinien krzywdzid kobiety. Nawet jeeli go o to baga. Sprawianie blu kobiecie jest niehonorowe! - C, ja... - Nie mog w to uwierzyd. - Pochyli si i wepchn n do pochwy w skarpecie. - Skoro mczyzna kocha kobiet, jak moe j krzywdzid? Poprawi nogawk dinsw. - Jak on moe? Emma wzruszya ramionami. - Sama go o to prosia. - Kto czerpie rozkosz z cierpienia ukochanej? Obowizkiem, nie, przywilejem mczyzny jest dawad kobiecie tyle przyjemnoci, ile tylko moe. Ukochana ma umierad z rozkoszy. Milczaa, wpatrzona w niego. Czyby mu nie wierzya? Podszed do niej. - Prawdziwy mczyzna bierze ukochan przez ca noc, jeli tego trzeba, by poczua si w peni zaspokojona. Pki nie zacznie krzyczed, e wicej nie wytrzyma. Najwiksz rozkosz dla mczyzny jest widzied, jak jego kobieta umiera z namitnoci. Odetchna gboko i przestpia z nogi na nog, gdy on chodzi tam i z powrotem.

- Dopiero gdy kobieta jest zaspokojona, mczyzna moe pomyled o sobie. I nigdy, przenigdy nie powinien jej krzywdzid. - Zatrzyma si przy niej. - Nie mam racji? - Tak - pisna. Zamkn oczy. - Oj, dziewczyno, nie powinna tak na mnie patrzed. - Nie patrz. - Odwrcia si. Policzki jej poczerwieniay, a serce bio jak szalone; sysza to. - Emmo. - Myl, e powinnimy wracad do domu. - Podniosa na niego byszczce oczy. Podszed bliej. - Emmo, spjrz prawdzie w oczy. To jest randka. -Dotkn jej policzka. Kosz wysun si z jej rki. Angus z cichym pomrukiem wzi j w ramiona i pocaowa. Wycisn z tego pocaunku maksimum przyjemnoci. Czu smak jej warg, bada je jzykiem, muska wargami, a nauczy si ich na pamid. Obejmowa j mocno, wic dokadnie wyczuwa jej piersi. Bdzi doomi po jej plecach, poznawa zagbienie talii i pyszny uk bioder, caowa krzywizn jej szyi. Jej ttno pulsowao tu pod delikatn skr, kusio krwi i rozkosz, oddech muska policzki. Tak sodko wtulia si w niego. Zapachy, dwiki i uczucia otumaniy go, nie myla, czu tylko radod, namitnod i gd, ktry narasta z kad chwil. Z jkiem wrci do jej ust, zada, by go wpucia. Ulega bez wahania, i ten moment kapitulacji wywoa w nim fal gorca. Walczy z podnieceniem, odkd tego wieczoru usiada mu na kolanach. I teraz, gdy trzyma j w ramionach, mikk i uleg, gdy czu jej jzyk na swoim, cierpia z podania. Pooy donie na jej cudownie krgych poladkach i przycign j do siebie. Oderwaa od niego usta, zaczerpna tchu. Niepokj w jej oczach powinien cignd go na ziemi, lecz Angus by zbyt oszoomiony podaniem, by myled logicznie. - Chc si z tob kochad, Emmo.

Rozdzia 9
- Nie - Odepchna go. Kochad si? Z nieumarym? Chod musiaa przyznad, e w erekcji, ktr wyczuwaa, nie byo nic martwego. W samym Angusie te nie byo nic, co by jej przeszkadzao. Szczerze mwic, gdyby by czowiekiem, rzuciaby si na niego tu i teraz. Ale on jest wampirem. Cofna si.

- Ja... nie mog. - Nie jestem twoim wrogiem. - Jego oczy wci lniy czerwono. - Nie ufasz mi ju? - Ufam... tak myl. - Potara czoo. - Ale dopiero co zaprzyjanilimy si. Kochankowie... to dua zmiana. - Przyjaciele nie cauj si w ten sposb. - Dalimy si ponied emocjom, to wszystko. To... to tylko pocaunek. Zmarszczy brwi. - Ale jaki. Mam ci przypomnied? - Nie. - Odwrcia si i podniosa kosz. - Zblia si wit. Musimy oddad poyczone rzeczy i wracad do Nowego Jorku. - Paplaa szybko, bye nie myled o tym, co si stao. - Emmo. Odetchna gboko i stana naprzeciwko niego. Blask w jego oczach gas, sta si bladorowy. Dziki Bogu. - Gotowy? - Chc wiedzied, jak si czujesz. Zmusia si do umiechu. - To chyba niezbyt mskie? Ktry facet chce rozmawiad o uczuciach? - Wiem, e jeste bardzo uczuciowa. Kochaa rodzicw i bardzo emocjonalnie podchodzisz do pracy. - Prosz ci. - Uniosa rk. - Sama nie wiem, co czud, co myled. Nie mog nawet uwierzyd, e to zrobiam. Nie powinnam bya. Przyglda si jej ze smutkiem. - Dziewczyno, od pocztku ku temu zmierzalimy. - Nie, za bardzo si rnimy. Nie moemy... - Zawsze robi to, w co wierz i nie ukrywam, e pewnych rzeczy auj. Umiechn si. - Nie bdziesz jedn z nich. Serce j zabolao. Boe, o takim mczynie marzya. Ale on jest nieumary. Niemiertelny. Jak mogaby o tym zapomnied? - Czy udao mi si przynajmniej przekonad ciebie, eby przestaa polowad? Wierzysz, e zaley mi na twoim bezpieczeostwie? - Ja... musz to wszystko przemyled. - Ruchem doni uciszya jego nay". Wiem, e ci zaley. Bd ostrona. I bd zwracad uwag, kogo zabijam, bo wiem, e niektrzy z was s szlachetni i dobrzy. Skin gow. - Zawsze to jaki postp. Wiedz, e bd ci strzeg. Zawsze moesz na mnie liczyd. Oczy zapieky j od ez. Od lat nie syszaa tych sw. Od mierci najbliszych.

- Bd z tob szczera. Jeli odnajd ajdakw, ktrzy zamordowali moich rodzicw, nie dam im spokoju. - A ja bd przy tobie. - Wycign rk. - Umowa stoi? - Stoi. - Ucisna mu doo. Wzi j w ramiona i pocaowa w czoo. - Idziemy. Obja go i otoczya ich ciemnod. *** Cholera. W byskawicznym tempie traci dla niej gow. Przez czterysta dziewiddziesit trzy lata jako wampir rzadko caowa dla przyjemnoci. Zawsze chodzio o zdobycie posiku albo udowodnienie czego. Ale w Emmie nie kusia krew ani presti. Fascynowaa go sama Emma. I jaki to by pocaunek! Mona by pomyled, e czowiek w jego wieku ma setki podobnych wspomnieo, jednak zamiast spowszednied, takie chwile staway si coraz rzadsze. Gdy podrzuci Emm do mieszkania Austina, prosia, by zostawi j sam. Cay czas obawia si, e ma o co al. Do licha, sam mia wtpliwoci. Nie co do swoich uczud, wiedzia, e bardzo mu zaley na Emmie. Nie wiedzia natomiast, czy postpuje uczciwie, uwodzc j, skoro jest wampirem? Taki zwizek moe si udad? Po tym, jak obiecaa mu, e nie bdzie polowad w pojedynk, teleportowa si do domu Romana. Alarm wczy si po raz drugi, gdy zmaterializowa si w holu. Connor wbieg z mieczem z salonu, an zjawi si od strony kuchni. - A, to ty. - Odwrci si i pomaszerowa z powrotem do kuchni. Powiniene si nauczyd, e najpierw si dzwoni. Angus obserwowa, jak Connor chowa miecz do pochwy. - Dlaczego tu jeste? Masz chronid Romana i Shann. Connor posa mu zirytowane spojrzenie. - S tu. Nie zjawie si na mszy, wic wszyscy pofatygowali si tu, do ciebie. - Msza? - Angus si skrzywi. - Ja... zapomniaem. Byem zajty. - Syszelimy. - Usta Connora wygiy si w umiechu. - Jean-Luc zadzwoni godzin temu i opowiedzia nam fascynujc histori. - Cholera. - Angus zmarszczy brwi. Teraz dopiero si zacznie. - Mam co do roboty na pitrze. - Angus, sysz ci - zawoa Roman. - Chod do nas. Connor zachichota, gdy Angus szed noga za nog w stron otwartych drzwi do salonu. Trzy rdzawoczerwone kanapy otaczay kwadratowy st z

trzech stron, czwart zajmowa olbrzymi szerokoekranowy telewizor, teraz wyczony. - Jest Angus - oznajmi Connor, wchodzc do salonu. Podszed do kanapy po prawej stronie. Siedzia ju na niej Gregori. - Co to? - Gregori ze zdumieniem patrzy na Angusa, ktry by w spodniach. - Co si stao z twoj spdnic? Connor poklepa go po gowie, zanim sam usiad. - Au. Widzi ojciec, co ja musz znosid? - powiedzia Gregori do starszego mczyzny na rodkowej kanapie. - Pomodl si za ciebie - odpar kapan z umiechem. Wsta i przywita si z Angusem. - Ojcze Andrew. - Angus pochyli gow przed duchownym, przyjacielem Romana. - Jak si ojciec miewa? - Moje ycie stao si bardziej interesujce, odkd wysuchaem spowiedzi Romana. Angus skin gow i zauway, e Shanna usiuje dwignd si z kanapy po lewej. Bya olbrzymia. Patrzy, jak Roman pomaga ciarnej onie wstad i nagle powrciy dawne wspomnienia. Radod i duma z narodzin trjki jego dzieci. Niepokj i poczucie winy wywoane cierpieniem ony. Potem bl i poczucie zdrady, gdy usiowa do nich wrcid po bitwie pod Flodden Field. By pewny, e ona zrozumie jego now sytuacj. Nie zrozumiaa. Zabronia mu zbliad si do dzieci. W gniewie nie posucha i przyglda si, jak roli. I patrzy, jak umierali. A przecie, uwodzc Emm, prosi si o kolejn porcj tego samego blu. Bdzie musia patrzed, jak umiera. Gdyby zdecydowali si na miertelne dziecko, co byo moliwe dziki odkryciom Romana, musiaby patrzed take na mierd wasnego potomka. - Wszystko w porzdku? - zapyta cicho Roman i uciska go serdecznie. Angus dostrzeg wyraz jego oczu. Cholera. Roman zawsze czyta w nim jak w ksice. - Porozmawiamy pniej, dobrze? - Oczywicie. - Roman odsun si i zrobi miejsce onie. - Angus, jak mio ci widzied. - Shanna pocaowaa go w policzek. - Wspaniale wygldasz, dziewczyno. Rozemiaa si. - Ogromnie, chciae powiedzied. - Lada chwila wypluje dzieciaka - mrukn Gregori i skrzywi si, gdy Connor szturchn go w ebro. - Chyba pkn. - Shanna masowaa brzuch. - Ju si opuci.

- Postanowilimy, e w pitek wieczorem wywoamy pord. - Roman prowadzi j z powrotem na kanap. -Dziki temu mamy pewnod, e nasi lekarze bd w pogotowiu. - Bdzie wicej ni jeden lekarz? - Angus min rodkow kanap i usiad obok kapana. - Dwch, na wszelki wypadek. Nie chc ryzykowad. -Roman pomg Shannie usid. - Przesadzasz. - Opada na kanap. - Dziecku nic nie bdzie. Roman usiad przy niej. Zmarszczy brwi. - Mamy gotow sal w Romatechu. Na wszelki wypadek. Na wypadek, gdyby dziecko nie byo czowiekiem? Angus doskonale rozumia niechd Romana, by Shanna rodzia w zwykym szpitalu. Shanna pokrcia gow. - Mwi ci, to dziecko jest zupenie normalne. Za dnia kopie tak samo, jak w nocy. - Masz racj - powiedzia ksidz Andrew. - Modliem si i mam bardzo dobre przeczucie, jeli chodzi o to dziecko. - Dzikuj. Matka Gregoriego mwia to samo. -Shanna chwycia Romana za rk i si umiechna. -A wiesz, e Radinka nigdy si nie myli. Ojciec Andrew odwrci si do Angusa. - Roman mwi mi o tobie pasjonujce rzeczy. -Umiechn si. - Pewnie same kamstwa. - Nie uzyskae tytuu szlacheckiego za bohaterstwo podczas II wojny wiatowej? - To byo ponad szeddziesit lat temu. - Angus wzruszy ramionami. - Aye, i od tego czasu stae si tchrzem? - dorzuci Connor z byskiem w oku. Angus ypn gniewnie na przyjaciela, inni si rozemiali. Ian wszed do pokoju z tac zastawion napojami i postawi j na niskim stoliku. Poda Shannie szklank wody z lodem, a ksidzu - kieliszek do wina. Wszystkie wampiry signy po puste kieliszki. Connor wzi butelk blissky i nala sobie. - Wspaniay wynalazek, Roman. - Poda butelk Gregoriemu, ktry napeni po brzegi swj kieliszek i przekaza flaszk Angusowi. - Ciesz si, e ci smakuje. - Roman nala sobie blissky i butelka wrcia do lana. Connor wsta, by wznied toast. - Za Shann, Romana i dziecko. Oby byli zdrowi i szczliwi. Wszyscy powtrzyli te sowa i wypili.

- Co u ciebie nowego, Angus? - zagadna Shanna. -Syszelimy, e wybrae si na piknik. Mczyni zarechotali. Spojrzenie Angusa miotao byskawice. - Sprawa subowa. Usiowaem przemwid do rozsdku zabjczyni wampirw. Connor si achn. - Przemwid do rozsdku kobiecie? Od samego pocztku bye skazany na niepowodzenie. - O, przepraszam. - Shanna si obruszya. - Wybacz mi, pani. - Connor pojednawczo unis rk. - Niefortunnie si wyraziem, ale ta kobieta pracuje z twoim ojcem; jestem pewien, e zatru jej umys i nastawi przeciwko nam. - Pewnie tak. - Skina gow i spojrzaa na Angusa. -Pogadad z ni? Moe wysucha miertelniczki. - Poradz sobie - odpar Angus. - Sam to zaatwi. - Nie ma powodu, by robi to w pojedynk - zauway Connor. - Dam sobie rad. Dzi zrobilimy due postpy. Gregori parskn miechem. - Co o tym syszelimy. Bosa i pnaga? Super. -ypn na Connora, ktry szturchn go w bok. - Udao ci si j przekonad, by przestaa zabijad? - zapyta Connor. - Czciowo. Zaufaa mi. - Zerkn w d, by sprawdzid, czy kurtka zasania wybrzuszenie w spodniach. Opad nieco, ale dinsy wci wydaway si za ciasne. Powinien by woyd kilt. - Jeste dzi jaki inny. - Roman przyglda si Angusowi. - Ju wiem. Nie masz miecza przy sobie. To do ciebie niepodobne. MacKay wzruszy ramionami. - Przecie nie mogem jej przekonywad, e nie mam zych zamiarw, uzbrojony po zby. - A ja myl, e to sodkie - odezwaa si Shanna. -Wiosenny piknik w Paryu. Bardzo romantyczne. Jestem z ciebie dumna. Angus duszkiem wychyli szklank blissky, czujc na sobie rozbawione spojrzenia wampirw. - Jeste ranny? - Ksidz Andrew wskazywa jego nadgarstek, na ktrym byy czerwone szramy. - Mae spotkanie ze srebrnymi kajdankami - mrukn Angus. - Nic takiego. Gregori pochyli si do przodu z byskiem w oku. - Skua ci? Bracie, jest naprawd nieza. Angus ypn na niego spode ba.

- I to ma byd postp? - Connor unis brwi. - Pozwl mi z ni pogadad. - Shanna obstawaa przy swoim. - Nie. - Roman pokrci gow. - Jeli umwisz si z pann Wallace, moe powiedzied o tym twojemu ojcu, a on na pewno prbowaby ci porwad. Shanna westchna. - Roman ma racj - stwierdzi Angus. - Emma powiedziaa, e uratowanie ci to priorytetowe zadanie twojego ojca. Zacza mi ufad, ale to bardzo wiea sprawa. Dopiero dzi dowiedziaa si o istnieniu dobrych wampirw i Malkontentw; usiuje pogodzid si z myl, e i wrd nas s tacy, ktrzy pitnuj zo. - Wiecie co? - Gregori odstawi kieliszek na st. - To jest problem marketingowy. - Niczego nie sprzedajemy - zauway Angus. - Owszem. - Gregori nie dawa za wygran. - Prbujesz sprzedad pewn ide: dobre wampiry istniej naprawd. Problem w tym, e nie sposb ich odrnid od zych i... - Przecie jestemy wampirami - przerwa mu Angus. - I wcale nie twierdz, e jestem dobry. - Ale masz dobre serce - Ojciec Andrew wczy si do rozmowy. - Jest ogromna rnica midzy tob i Malkontentami. - Gregori ma racj. - Shanna sczya wod z lodem. -Malkontenci maj nazw - Prawdziwi. Dlaczego wy nie? - Hm. - Gregori opad na kanap. - Nazwa. - Wbi wzrok w sufit. - Moe Niegryzki? Butelkowcy? Kieeczki? Au! To moja stopa. - Zabija Connora wzrokiem. - Wiem o tym. Popenie bd, uywajc zdrobnienia. Wszyscy wybuchnli miechem. Roman wsta i skin na Angusa, by do niego doczy. Zamierzali porozmawiad. - Ju mam! - ogosia Shanna. - Bezkrwawi i dumni Draganesti wskaza pokj po przeciwnej stronie holu. Angus wszed do biblioteki, obszernego pomieszczenia z regaami na ksiki na trzech cianach i wielkim oknem wychodzcym na ulic. Roman zamkn dwuskrzydowe drzwi i usiad w obitym skr fotelu niedaleko okna. Angus przechadza si po pokoju. Wyczuwa, e przyjaciel czeka, ale nie wiedzia, od czego zaczd. Zawsze lepiej sobie radzi z mieczem ni ze sowami. Tak naprawd jego sowa czsto ciy tak samo ostro. Przechadza si wzdu regaw, patrzc na ksiki, w ogle ich nie widzc. Zatrzyma si przy fotelu Romana. - Ja... Miaem mierteln on i dzieci. - Pamitam - odpar Roman cicho.

- Moja ona... odrzucia mnie i powtrnie wysza za m. Dla niej naprawd nie yem. - Pewnie bolao. - Bardzo. - Angus znw miota si po pokoju. - Ale z czasem zdaem sobie spraw, e miaa racj. Maeostwo midzy miertelnikiem a wampirem nie moe si udad. Roman si nie odzywa. - Mimo e ona mnie zdradzia, cierpiaem, widzc, jak starzeje si i umiera. A mierd dzieci... Nikt nie powinien tak cierpied. - I mwisz mi to teraz? Gdy mj syn ma si urodzid? - Nie chciaem ci urazid. Jeste dla mnie jak brat. I wanie dlatego nie chc, eby cierpia jak ja. Roman westchn. - Kiedy braem lub z Shann, wiedziaem, e mog j stracid. Ale uwierz, daje mi wielk radod. Czy mam odrzucid szczcie ze strachu przed tym, co przyniesie przyszod? - Jeste odwaniejszy ode mnie. - Angus wci kry po bibliotece. Shanna ci kocha, rozumie nasze problemy. A jednak nie chce stad si jedn z nas. - I ciesz si, e podja tak decyzj. Nie moglibymy mied dziecka, gdyby przesza transformacj. A gdy nasz syn przyjdzie na wiat, bdzie moga zajmowad si nim w cigu dnia. I chod chciabym mied j u boku przez ca wiecznod, na pierwszym miejscu stawiam potrzeby naszego dziecka. Angus zmarszczy brwi. - Syszaem, e nasze DNA mutuje, e nie jestemy do kooca ludmi. - I martwisz si o dziecko? My te, ale wszystko jest w rku Boga. P-czowiek, p-wampir? Angus podj na nowo przerwany spacer. - Shanna si nie boi? - Najmniej z nas. Jest pena optymizmu i podekscytowana. - Szczciarz z ciebie. Niewiele jest kobiet tak wyrozumiaych jak ona. Angus podnis rk, by zdjd ksik z pki i zobaczy czerwone prgi na nadgarstku. Zagoj si podczas leczniczego snu w cigu dnia, ale niepokj w sercu zostanie. - Mao ktra mogaby pokochad wampira. Zapada duga cisza. Czu na sobie wzrok przyjaciela. Cholera. Chyba powiedzia za duo. Roman odchrzkn. - Jeste przekonany, e zwizek midzy mierteln a wampirem nie moe si udad? Angus kiwn gow, unikajc jego wzroku. - Dlaczego mam wraenie, e nie masz na myli Shanny i mnie?

Niech to diabli. Angus odwrci si tyem i udawa, e zainteresowa go ksigozbir. Roman stan za nim i opar si o rega. - Pogromczyni? Angus odetchn gboko i kiwn gow. - Nasze stosunki s dosyd... burzliwe. - Po tobie nie spodziewabym si nic innego. - Roman si umiechn. - Te nie spodziewaem si, e poczuj co takiego. -Zacz spacerowad. Co ze mn nie tak, e zawsze zakochuj si w kobietach z wrogiego obozu? - Jeli masz na myli Kati, uwioda ci celowo. - Nay, to ja o ni zabiegaem. - Pozwolia ci tak myled. Chciae j zmienid, ale ona konsekwentnie dya do celu: usiowaa przecignd ci na swoj stron, skonid, by doczy do Malkontentw. - Zawiodem j. - Nie. Ona nigdy nie chciaa si zmienid. Wykorzystaa ci. Naprawd? Angus nerwowo przechadza si po pokoju. Gdyby Roman mia racj, by gupcem, e kiedykolwiek angaowa si w zwizek z Kati. A zatem do trzech razy sztuka? - Niech to szlag. Powtarzam stare bdy, daj si nabrad kobiecie, ktra chce mnie zniszczyd. - Niekoniecznie. Katia jest na wskro za. Nie znam zabjczyni, ale wtpi, by byo w niej zo. - Nay, Emma jest dzielna i dobra. Chroni niewinnych, naraajc swoje ycie. - A jakie s jej uczucia wobec ciebie? Angus przekn lin. - Caym sercem nienawidzi wampirw, ale wydaje mi si, e mogaby mnie polubid. - Jestem tego pewien, jeli spdzi z tob wicej czasu. - Pocaowaem j. Roman zrobi wielkie oczy. - Nie protestowaa? - To wanie mnie dziwi. - Angus usiad na fotelu przy oknie. Odwzajemnia pocaunek, jakby sprawia jej przyjemnod, ale teraz woli trzymad si ode mnie z daleka i udawad, e midzy nami niczego nie byo. - Jest zagubiona. - Ja te. - Angus opar gow na doni. - Powinienem zostawid j w spokoju. Ale nie bd ryzykowa jej bezpieczeostwa. Jeli Malkontenci j zapi, na pewno zabij. A to zabioby mnie. - W takim razie musisz j chronid.

- Taki mam zamiar. Ale na dystans. Koniec z caowaniem. Nie chc ryzykowad, e zamie mi serce. Albo ja jej. - Bardzo dobrze. - Masz co przeciwko temu? - To nie moja sprawa. Mam tylko nadziej, e nie rezygnujesz z czego cudownego. Angus pokrci gow. - Nawet gdyby co do mnie czua, jak taki zwizek moe si udad? Roman spojrza znaczco. - Uwierz mi, stary przyjacielu, pewne rzeczy s warte ryzyka. *** W swoim gabinecie na Brooklynie Katia jeszcze raz przeczytaa rozwleky mejl od Galiny, ktra w sobot wieczorem teleportowaa si do Parya, a w niedziel udaa si na Ukrain. Podrowaa z dwoma wampirycznymi kochankami, Burienem i Mirosawem, i w trjk przejli kontrol nad umysami mieszkaocw ssiedniej wsi. Wieniacy po pierwsze stanowili rdo poywienia, po drugie - siy roboczej. Remontowali posiadod Galiny i szykowali cel dla zabjcy wampirw i Angusa MacKaya. Katia zacisna pici. Najwyszy czas, by Angus MacKay zasmakowa cierpienia. Rozlego si pukanie do drzwi. Wszed Alek, z brzow torb. - Phineas zaatwi spraw. - Postawi torb na biurku Katii. - Zaatwi leki, o ktre prosia. Zajrzaa do torby. Doskonale. Wystarczy na dwa tuziny dawek nightshade. - Dzikuj, Alek. Jak polowanie na zabjc? - Dzi wieczorem nic si nie wydarzyo - skrzywi si. - Nie wiem, jak mamy go zapad, skoro przesta zabijad. - Zmusimy go, eby zaatakowa. Rozzocimy go, a do nas przyjdzie. Spojrza na ni pustym wzrokiem. - To proste, kochasiu. - Poklepaa go w policzek. -Musisz zabijad miertelnych.

Rozdzia 10
W poniedziakowy wieczr Emma powloka si do pracy. Po randce z Angusem nie moga zasnd. Ilekrod przysna, umys i ciao zdradzay j i kolejny raz odtwarzay cudowny pocaunek. Zaraz budzia si i staraa o tym nie myled.

Rozwaaa now koncepcj dobrych wampirw i zych Malkontentw. Pamitaa, jak Austin powoywa si na sowa Shanny Whelan - e istniej dwa rodzaje wampirw, ale wtedy kwestionowaa jej sowa jako efekt prania mzgu. Kobieta polubiona wampirowi chce wierzyd, e jest dobry. Podobno Austin zaprzyjani si z wampirzyc podczas nagrywania reality show. Zapewne przeszed ten sam proces mylowy, z ktrym ona zmagaa si teraz. A niemoliwe, eby Austin przeszed pranie mzgu. Mia najsilniejsze zdolnoci paranormalne, jakie kiedykolwiek zarejestrowaa CIA. Nie do kooca wiedziaa, co zdarzyo si Austinowi. Wiedziaa jedynie, e on i Sean pokcili si; w kadym razie Austin zrezygnowa i opuci agencj z wilczym biletem od Seana - nie mg liczyd na prac w adnej agencji rzdowej. Od tego czasu odnosi si podejrzliwie do wszystkich z wydziau i wszdzie wietrzy spisek. Gdy wesza do sali konferencyjnej na zwyke spotkanie o sidmej wieczorem, dwaj inni czonkowie zespou byli ju na miejscu. Alyssa spojrzaa na ni z marsow min. - Wszystko w porzdku? Z westchnieniem zdaa sobie spraw, e kiepsko udao jej si zamaskowad cienie pod oczami. Usiada obok Alyssy. - le spaam. - Zbyt duo imprez, co? - Garrett siorba kaw z filianki z napisem Ciacho". Emma wyczya si, gdy gogusiowaty Garrett rozpocz kolejn opowied o swoich miosnych podbojach. Nie uwierzya nawet w poow tego, co mwi, a poza tym romanse to ostatnie, o czym chciaa myled. Kto zdrowy na umyle pocaowaby wampira? Miaa szczcie, e nie skooczya z przedziurawionym jzykiem. Co gorsza, podobao jej si to. Wielkie nieba, jaki to by pocaunek. Poczerwieniaa na sam myl. - Emma? - szepna Alyssa. - Na pewno dobrze si czujesz? Jeste bardzo rozpalona. - wietnie. - Wyprostowaa si, gdy szef wszed do pokoju i zatrzasn za sob drzwi. Sean Whelan, zwierzchnik zespou, by w jeszcze gorszym humorze ni zwykle. Pooy na stole laptopa. - Mino dziesid miesicy, odkd moja crka zostaa porwana przez demony. Dziesid miesicy! Prawdopodobnie wypili z niej krew do ostatniej kropli i zamienili w jedn z nich. Nie, jeli pili syntetyczn krew, jak Angus. Zaledwie noc wczeniej Emma usyszaa, e Shanna jest bardzo szczliwa, ale wiedziaa, e Sean nigdy w to nie uwierzy. Przyjao z Angusem postawi j w niezrcznej sytuacji w pracy.

Pewnie to samo spotkao Austina. Musi napisad do niego jeszcze raz, moe si czego dowie. - Garrett, masz nadal obserwowad Rosjan - zarzdzi Sean. Zwrci si do Alyssy: - Jak twoje badania nad Romatechem? - Bardzo dobrze. Sprawdziam nazwiska nieumarych pracownikw - udao mi si to dziki ich tablicom rejestracyjnym. Nie weszam do rodka ze wzgldu na ich rodki bezpieczeostwa, ale w zeszym tygodniu zdoaam si wamad do ich serwera. - Doskonale! - Sean pochyli si do przodu. -Dowiedziaa si czego o Shannie? Musz wiedzied, gdzie j przetrzymuj. - W aktach nie byo niczego o Draganestim czy twojej crce. Ale mam list miast i miejsc, do ktrych dostarczaj napoje fusion. Zakadam, e s to miejsca, w ktrych mieszkaj wampiry. Uwaam, e warto byoby pjd tym tropem. Emma zmarszczya brwi. Wszystkie te wampiry odywiaj si sztuczn krwi. Wybrali dobro, a znaleli si na szczycie listy wrogw Seana Whelana. Sean westchn. - Dobrze. Ale chc, eby Romatech by cay czas pod kontrol. Ju kilka razy widziano tam moj crk. Mam nadziej, e kto w koocu ustali, gdzie jest teraz. - Zerkn na Emm. - Moesz si tym zajd, gdy Alyssa bdzie za miastem? - Tak - odpowiedziaa, chocia wcale nie miaa pewnoci, czy chciaaby odnaled Shann. A jeli ona jest naprawd szczliwa? Ale jak moe udad si zwizek miertelnej kobiety i wampira? - Przeklci krwiopijcy - mamrota Sean, pochylony nad laptopem. Emma zastanawiaa si, czy szef zosta kiedy ugryziony. Podejrzewaa, e pad ofiar ataku wampira, dlatego ma w sobie tyle nienawici. Rozwaaa, czy nie zwierzyd mu si ze swoich dodatkowych zajd - zabijania wampirw. Teoretycznie powinien zrozumied. Z drugiej strony, mia obsesje na punkcie poszukiwao crki. Byby wcieky, e nie przesuchaa wampirw, zanim je zabia. Ale przecie to niemoliwe. Jedyny sposb, by pokonad wampira, to atak z zaskoczenia. Westchna. Teraz to i tak nie ma znaczenia. Chwilowo musi dad sobie spokj z polowaniami. Jeli Angus mwi prawd i Malkontenci bd polowad w grupach, ma zwizane rce. - O, jest. - Sean przekrci ekran, aby wszyscy dobrze widzieli. Obserwowaem dom Draganestiego w pitek wieczorem i widziaem kogo nowego. Czy kto rozpoznaje tego faceta?

Emmie caa krew odpyna z twarzy, gdy przyjrzaa si nagraniu. Na chodniku, przed kamienic Romana Draganestiego, sta Angus MacKay. To bya noc ich pierwszego spotkania, gdy mylaa, e jest tajemniczy i przystojny. e jest czowiekiem. Szkoda, e nie miaa racji. - Jeszcze jeden Szkot w kilcie? - mrukna Alyssa. -Ju paru takich mieszka w domu Draganestiego, prawda? - Owszem. - Sean wskaza claymore na plecach Angusa. - Ten jest inny. Uzbrojony po zby, jak widzisz. - Wyglda jak ci Szkoci, ktrych widzielimy w Central Parku - zauway Garrett. - Wiesz, tamtej nocy, gdy zjawili si Rosjanie. Zobaczyem wtedy grup facetw w kiltach, ale oni wszyscy wygldaj dla mnie tak samo.' Emma pokrcia gow. Jak kto mg zapomnied spotkanie z Angusem MacKayem? Widziaa na ekranie komputera, jak wchodzi na schody do domu Draganestiego. Zatrzyma si u gry, rozejrza i znikn. - O rany - szepn Garrett. - To z pewnoci wampir. Tak, z pewnoci. Emma westchna. Gdyby miaa odrobin oleju w gowie, trzymaaby si od niego z daleka. Za bardzo kusi. - No, dobrze. Wallace? Co u ciebie? Podskoczya, gdy zdaa sobie spraw, e Sean patrzy na ni. - Sucham? - Co noc ogldasz ich telewizj. Widziaa ju tego Szkota? Bardzo uwaaa na sowa. - Nigdy nie widziaam go w wiadomociach. - Nie skamaa przecie. Sean skrzyowa ramiona. - Nigdy? - Nie. - Poczua, e si rumieni. Co ona wyprawia? Kamie, eby chronid Angusa? Nie, uspokoia si. Po prostu chroni siebie i swoje potajemne zajcie. Nie zdradzajc, co sama po nocy robia w Central Parku, nie moe wspomnied o Angusie. Sean zamkn laptopa. - Trac cierpliwod. Musimy wreszcie co zrobid. -Skierowa si do drzwi. Bierzcie si do pracy. Dam znad, co zdecyduj. Rozeszli si w cigu dziesiciu minut. Alyssa siedziaa przy komputerze i buszowaa w plikach Romatechu. Emma wpatrywaa si w ekran telewizora, na ktrym odbierali DVN, Digital Vampire Network. O smej zacz si serwis informacyjny. Ogldaa go co noc i jednoczenie sprawdzaa raporty policyjne, wyczulona na wszelkie przejawy wampirycznych dziaao przestpczych. Sowa rozmazyway si przed zmczonymi oczami. Co dzi porabia Angus? Wielokrotnie sprawdzaa poczt elektroniczn, ale nie byo od niego adnej

wiadomoci. Rozmyli si? A moe, jak ona, poszed po rozum do gowy i zrozumia, e ich zwizek nie ma szans. A to bolao. Zwikszya gonod. Nadawano reklam dwiczeo na DVD, z udziaem synnej paryskiej modelki Simone. Emmie wydao si to gupie, ale jeden fragment przyku jej uwag - ostrzeenie, e wampiry nieksajce mog liczyd si z osabieniem kw, std koniecznod regularnych dwiczeo. Wampiry nieksajce? Prosz bardzo - kolejne dowody, e Angus mwi prawd, rzeczywicie istniej wampiry, ktre nie ywi si ludzk krwi. Niby dlaczego DVN miaoby kamad, skoro ogldaj stacje jedynie nieumarli? O ile wiedziaa, bya jedynym czowiekiem ogldajcym DVN, i wampiry nie miay o tym pojcia. Dwie frakcje? Wampiry nieksajce i Malkontenci. Niby dlaczego Angus byby przeciwny jej atakom na Malkontentw, poza trosk o jej bezpieczeostwo? Mwi, eby jemu zostawia wymierzanie sprawiedliwoci. Czy to znaczy, e zabija Malkontentw? A jeli tak, moe mgby jej pomc. Tworzyliby zesp. Co ona sobie myli? Ma ju swj zesp. Zamkna bolce oczy. Bardzo to wszystko skomplikowane. Nie wiedziaa ju, komu jest winna lojalnod. Skupia si na raportach policyjnych. Na drugiej stronie znalaza wiadomod, ktrej baa si najbardziej. W Central Parku znaleziono zwoki. Ciao kobiety z podernitym gardem. - Cholera! - Zerwaa si na rwne nogi. - Co jest? - zapytaa Alyssa. - Nic. Wylaam kaw. - Emma przesza do czci kuchennej, gdzie moga bez wiadkw si wciekad. Cholera! Znw morderstwo. Nie moe tego zignorowad. Albo Angus MacKay jej pomoe, albo pjdzie sama. Nie pozwoli na mordowanie niewinnych ludzi. Podesza do swojego laptopa, by napisad do niego mejla, ale co w telewizji przykuo jej uwag. Zaczyna si plotkarski program Corky Courrant Na ywo wrd nieumarych". Poow ekranu zajmowao zdjcie Romana Draganestiego. Emma podkrcia gonod. - Pamitajcie, gdzie usyszelicie to po raz pierwszy! -wrzasna Corky piskliwie. - To najcudowniejsza wied wszechczasw! Roman Draganesti, pierwszy wampir w historii, ktry zostanie ojcem! Emma sapna gono. - Co? - Alyssa podbiega do niej. - Tak! - Corky si miaa. - Trudno w to uwierzyd, co? Ale popatrzcie na nagranie, ktre mamy tylko my! To zdjcia z wczorajszej nocy. Roman i jego miertelna ona szli w niedziel na msz i mj kamerzysta ich uchwyci. Emma wczya nagrywanie. Szef chcia wiedzied wszystko o Shannie.

Na ekranie pojawi si obraz - pocztkowo nieostry, zaraz jednak dao si zobaczyd zarysy budynku. Emma rozpoznaa Romatech Industries. Kamerzysta by oczywicie daleko, ale udao mu si zrobid zblienie na drzwi, gdy zatrzyma si przy nich ciemny samochd. Modziutki Szkot w kilcie wysiad i otworzy tylne drzwiczki. Najpierw ukaza si Roman Draganesti, a obok niego Shanna Whelan w zaawansowanej ciy. Serce Emmy zabio szybciej. Wielkie nieba, dobry Boe! Jak to moliwe? Wampir przecie nie mg spodzid dziecka? - O mj Boe - jkna Alyssa. Film si urwa. Na ekran- wrcia rozpromieniona Corky. - Wiem, co sobie mylicie! e Draganesti nie moe byd ojcem. Ale to genialny naukowiec, wynalazca syntetycznej krwi i napojw fusion. Tak, moi drodzy, ja jestem pewna. -Skina, poczekaa, a kamera si zbliy, i szepna: - To on jest ojcem. Emma przycisna rk do serca. Dobry Boe, co ta Shanna sobie mylaa? Bdzie matk p-czowieka, p-wampira? Wyczya nagrywanie drcymi rkami. - O mj Boe - powtrzya Alyssa. - Sean dostanie szau. - Musimy mu powiedzied. - Na mnie nie patrz. Kaza mi wyjechad, ju mnie tu nie ma. - Zbieraa papiery ze swojego biurka. - Wpadnie w furi. Emma musiaa przyznad jej racj. Jak u licha ma mu o tym powiedzied? *** Nie ufaj nikomu ani niczemu. Sean Whelan przekona si o tym na wasnej skrze. A kiedy w gr wchodz wampiry i ich zdolnoci telepatyczne, kady moe zwrcid si przeciwko tobie. Dosownie kady. Po zdradzie crki Sean mia nadziej odzyskad j dziki obserwacji domu Romana Draganestiego na Upper East Side. Przez pierwszych par tygodni furgonetka staa po drugiej stronie ulicy, ale cholerne wampiry si zorientoway. Przecinali mu opony, ukradli sprzt do obserwacji. Korzysta z rnych samochodw, ale parkowanie stanowio nie lada problem - nie zawsze znajdowa miejsce w pobliu. Tak wic osiem miesicy temu wynaj may pokj po drugiej stronie ulicy. By cholerne drogi, ale Homeland Security chtnie pacio rachunki, gdy wyjani, e obserwuje gron komrk terrorystyczn. Przeszed do maleokiego pokoju i energicznie zmit mieci ze stou, eby zrobid miejsce dla laptopa. Puste pojemniki po daniach na wynos zleciay na podog. Po raz setny nakazywa sobie, e musi je wynied. Pniej. Na razie zaleao mu, by zobaczyd, co kamera zarejestrowaa podczas jego nieobecnoci. Staa na statywie w oknie, obiektyw wyglda dyskretnie

spomidzy aluzji. Sean wyjrza na zewntrz. Dom Draganestiego by zazwyczaj cichy wczesnym wieczorem i dzi te nic si nie dziao. Wyj kart pamici i rzuci zapis na komputer, wsun czyst kart do aparatu i usiad przed ekranem. Przewija zapis do przodu. Nala sobie kawy z termosu. Strasznie to wszystko nudne i nie przynosi rezultatw. Zadzwoni jego telefon komrkowy. Odebra. - Whelan. - Tu Garrett. Sir... mamy problem na Brooklynie. Z westchnieniem wsta i wyjrza na zewntrz. Przed kamienic Draganestiego nic si nie dziao. - Jaki problem? - Kto zniszczy nasz podsuch w siedzibie rosyjskiego klanu. - Cholera. - Przechadza si po pokoju. - A furgonetka w porzdku? I sprzt nasuchowy? - Wanie w niej siedz. Wszystko dziaa, ale odbieram tylko szum. Sean zakl pod nosem. - Musisz znw tam wejd. Zainstalowad nowy podsuch. - To trudne, za dnia w domu roi si od bandytw. - A to mj problem? - achn si. - Kiedy znaleli pluskwy? Nie nagrae nic przez weekend? - Owszem. Pluskwy przestay dziaad w sobot, tu po tym, jak do Katii przyszed god. Jaki facet z Polski. - Wiesz, jak si nazywa? - Tak. Powiedzia, e jest przyjacielem jakiego Casimira, ktry by zy, e Katia zabia Ivana Petrovskiego. I powiedzia, e ona musi znaled zabjc, a jak nie, to ju po niej. Sean wrci do krzesa. - Zabjca? Jaki zabjca? - Nie wiem. Wyglda na to, e jaki wampir morduje Rosjan. - wietnie. - Tak. - Garrett si rozemia. - Najlepiej, eby sami si wymordowali. W kadym razie, wyglda na to, e ten Janw zabije Kati, jeli nie dostarczy mu zabjcy. Sean zesztywnia. - Co ty powiedziae? - Co ciskao go za gardo. Nie mg wypowiedzied tego nazwiska. - Kto to by? Jak on si nazywa? - Jdrek Janw. Polak. Sean ciko usiad w fotelu, telefon z brzkiem upad na podog. Pot wystpi mu na czoo, wntrznoci przeszy bl.

ajdak wrci. Potwr, ktry mci si na Seanie, gdy ten zamordowa w Rosji wampira. Drao nie zaatakowa Seana osobicie. Nie, by na to zbyt okrutny i zwyrodniay. Sean skuli si z blu. Jak mgby sobie wybaczyd? Od wielu lat kontrolowa umys ony. Oczywicie dla jej wasnego dobra. Chcia jej pomc zaakceptowad ycie za granic, uatwid to. Bya saba i kady mg przejd nad ni kontrol. Jdrek Janw to wyczu. Wezwa j, a ona posza jak robot. Potem j odesa, nag, pyw. Dziki Bogu dosza do siebie i nie pamitaa nic z tamtej nocy. Ale Sean pamita. Pamita codziennie. Uwiadomi sobie, e Garrett krzyczy przez telefon. Drc rk podnis telefon. - Tak? - Sean, w porzdku? - Ja... nie. - Rzuci okiem na ekran. Nagranie wci przesuwao si w przyspieszonym tempie. Przed domem Draganestiego zatrzyma si czarny czterodrzwiowy sedan. - Chwileczk. - Zwolni odtwarzanie do zwykego tempa." Z samochodu wysiado dwch Szkotw w kiltach. Rozejrzeli si wok i otworzyli tylne drzwi. Roman Draganesti wyszed na chodnik. - ajdak - warkn Sean. - Kto, ja? - oburzy si Garrett. - Suchaj, szkoda mi tych pluskiew, ale... - Cisza. - Sean pochyli si i patrzy, jak z samochodu wysiada druga osoba. Ktokolwiek to by, Szkot mu pomaga. W drzwiach pojawia si jasnowosa gowa. Shanna! Wstrzyma oddech. - Bya tam! W niedziel wieczorem. - Kto? Shanna? - zapyta Garrett. Sean otworzy usta, patrzc na crk. Zamruga. To nie moe byd prawda. Sza w stron kamienicy. Cofn tam. Na pewno pomyka. Bardzo przytya. Puci fragment, na ktrym wysiadaa z samochodu i zatrzyma nagranie na wizerunku crki. Bya w ciy. - Ten ajdak. A wic to tak. Draganesti posun si za daleko. - Sean, co si dzieje? - Przyjed tu. - Zerwa si na rwne nogi. - Nie, najpierw id do biura. Po broo. Zabierz strzelby, srebrne kule, kajdany i taran. - Mwisz powanie? - Tak, i zabierz dziewczyny. Wszyscy macie tu byd za trzydzieci minut. Podszed do okna i spojrza przez aluzje na dom Draganestiego. - Wchodzimy do rodka.

Rozdzia 11
Nie wydaje mi si, eby to by dobry pomys - mrukna Emma, skulona na tylnym siedzeniu starego chevroleta z niepasujcymi drzwiami. - Nie bd miczakiem. - Sean jeszcze raz sprawdzi pistolet i wepchn go za pasek. Rozejrza si znad zardzewiaego baganika chevroleta. - Droga wolna. Id, Garrett! - Garrett przebieg przez jezdni, dwigajc taran, i zatrzyma si za czarnym czterodrzwiowym lexusem stojcym przed kamienic Draganestiego. - Dranie zapac za to, co zrobili mojej crce - wycedzi Sean. Emma jkna w duchu. Klasyczny przypadek dobrych i zych wiadomoci w jednym. Dobra - nie musiaa ju Seanowi mwid o ciy crki, bo sam si dowiedzia; za - Sean postanowi, e tej nocy przypuci szturm na dom Draganestiego. Rozwaaa, czy nie zaproponowad ataku w wietle dnia, gdy wampiry pi, martwe dla caego wiata, ale ugryza si w jzyk. A co, jeli Angus tam pi i Sean go zabije? - Masz dowody, e twoja crka jeszcze tam jest? -Emma skrzywia si, kiedy Garrett potkn si o pierwszy stopieo. Kady wampir usyszaby jego niezdarne kroki i przekleostwo. - To bez znaczenia - mrukn Sean. - Ci cholerni Szkoci wiedz, gdzie ona jest. Westchna. A gdyby tam by Angus? A gdyby si z ni przywita? Patrzya, jak Garrett zblia si do drzwi wejciowych. - Maj tam kamery. Zobacz go. - Przestao jczed. I bez tego auj, e Alyssa ju wyjechaa i mam tylko ciebie. - Sean da jej znak, by sza za nim, i przebieg przez jezdni. Zatrzyma si za wozem terenowym stojcym koo lexusa. Doczya do niego. - Prawdopodobnie jest ich wicej ni nas. Sean ypn na ni przez rami. - Wyczuwam u ciebie brak entuzjazmu. - Nie, jestem w wietnej formie, caa nakrcona. - Czy powinna przyznad si, e zna Angusa? Teraz, zanim bdzie za pno? - Masz srebro? - Tak, kajdanki i aocuchy w plecaku. Tylko dwie pary kajdankw - Angus popsu trzeci, ale wtpia, eby byy im potrzebne; nie dojd daleko. Sean sign po rewolwer. - Z rozkosz waduj w nich cay magazynek. Gone huknicie roznioso si echem, gdy Garrett uderzy taranem w drzwi wejciowe.

Emma jkna. Nie wiadomo, kiedy po prawej stronie Garretta pojawi si modziutki Szkot w granatowo-czerwonym kilcie. Zdzieli Garretta rkojeci miecza i kolega bezwadnie osun si na ziemi. Taran wypad mu z rki. - Cholera! - Sean wyskoczy zza samochodu. Emma ruszya za nim, ale zatrzymaa si gwatownie, gdy na jego gow spad cios innego szkockiego miecza. Drugi Szkot czeka tu za samochodem. Nieprzytomny Sean upad u jej stp, a Szkot opuci miecz i ostrze znalazo si naprzeciwko niej. Cofna si o krok. Silna rk szarpna j do tyu, a poczua za plecami muskularne ciao. - Au - Uderzya gow o bark mczyzny. - Czy ciebie te musimy oguszyd, Emmo? - szepta jej agodnie do ucha niski gos. - Angus. - Jego oddech muska szyj, przyprawia o gsi skrk na ramionach. Nie wiedziaa - wtulid si w niego czy go odepchnd. - Ach, dziewczyno. - Opar podbrdek na jej skroni. -Co ty tu robisz? - Co si z nimi stanie? - Emma zauwaya, e wampir o modzieoczym wygldzie krpuje nadgarstki i kostki Garretta tam samoprzylepn. - Prosz, nie krzywdcie ich. - Cholera - warkn Angus. Zapa j za ramiona i odwrci tak, e staa naprzeciw niego. - Ile razy mam ci mwid, e nie chcemy nikogo krzywdzid? Wpatrywaa si w zielone oczy i widziaa jedynie frustracj. - Znokautowalicie ich. - W obronie wasnej - wymamrota Szkot, ktry owija tam klejc wok kostek Seana. - Dlaczego nas zaatakowalicie? - Sean dowiedzia si o ciy crki. Wyobraasz sobie, jak si wciek. Szkot wyprostowa si i spojrza na Angusa pytajco. - Zadzwoo do Shanny - zdecydowa MacKay. - Zobaczymy, czy chce z nim rozmawiad. Chopak kiwn gow. Odszed na bok i wyj telefon komrkowy ze sporranu. - Kto to? - szepna Emma. - Connor Buchanan - Angus wskaza Szkota, ktry krpowa Garretta. - A ten modzik to an MacPhie. Wiedz, kim jeste. Sign jej za plecy i skonfiskowa broo. - Wstyd si, Emmo. - Schowa pistolet do skrzanej sakiewki. - Mylaem, e jestemy przyjacimi. Poczua, jak gorcy rumieniec wypywa jej na twarz. Gwatownie odepchna wspomnienie pocaunku. - Gdy pracuj w druynie Trumny", jestemy wrogami.

Natychmiast poaowaa swoich sw. Sdzc po wyrazie jego oczu, sprawia mu bl. Zacisn doo na jej ramieniu powyej okcia. Z trudem przekna lin. Co z ni zrobi? Connor podszed do nich i schowa telefon komrkowy. - Shanna chce zobaczyd si z ojcem. Moe byd w Romatechu w cigu pid minut. Dougal ju jest na miejscu. - Teleportuj si tam z Whelanem, pki jest nieprzytomny - zarzdzi Angus. - Ma byd cay czas zwizany. I ani na chwil nie spuszczaj go z oczu. - Wierz, co mam robid. - Pochyli si i zarzuci sobie nieprzytomnego Seana na rami z tak atwoci, e Emma otworzya usta z wraenia. Czy wampirzyce te maj nadnaturaln si? Connor znikn, zabierajc Seana Whelana. Emma zamrugaa. - Skd on wie, dokd id? - Connor teleportuje si do Romatechu co noc. Trasa zapada w jego paranormalnej pamici. Pozwolia, by Angus prowadzi j w stron domu. Co innego mogaby zrobid? Gdyby zacza uciekad, dogoniby j w cigu sekundy. Ale nie tego najbardziej si baa. Najgorsze, e narastao w niej pragnienie, by mu ulec. - Co zrobicie z Garrettem? Ian wyj portfel Garretta i wycign jego prawo jazdy. - Mgbym go po prostu odstawid do domu. Angus kiwn gow. - I dobrze. O ile pamitam, ma bardzo mae zdolnoci parapsychiczne. Zmodyfikuj mu pamid. - Jasne. - an zgarn Garretta i ruszy w stron czarnego sedana. - Dlaczego chcecie wymazad mu pamid? - Emma skrzywia si; Garretta wrzucili jak worek kartofli na tylne siedzenie lexusa. - Sean usunie wasze blokady. - I to go zajmie na jaki czas. - Angus puci j i pokona schody prowadzce do drzwi wejciowych. - Mamy wiksze problemy ni CIA. - Na przykad? - Odwrcia si i widziaa, jak an odjeda z Garrettem. Angus podnis taran, eby go obejrzed. - Pewnie moglibymy tego uyd, jednak teleportowanie jest znacznie atwiejsze. - Wystuka kod na panelu przy framudze i drzwi si otworzyy. Odstawi taran i spojrza na Emm pytajco. Zastanawiaa si, co robid. Moga odejd i mied nadziej, e nigdy wicej go nie zobaczy. To byo bezpieczne rozwizanie... i bolesne. Albo moga zaryzykowad, wejd do rodka i zostad sama z Angusem MacKayem. 0Posmutnia.

- Zrozumiem, jeli nie zechcesz wejd. Zreszt tak pewnie bdzie dla ciebie najlepiej. Od kiedy robia to, co dla niej najlepsze? Od mierci rodzicw podejmowaa coraz wiksze ryzyko. Ale Angus MacKay nie wydawa si grony. W kadym razie nie fizycznie. Przy nim w niebezpieczeostwie byo jej serce. Zrobia pierwszy krok. I nastpny. Smutek na jego twarzy ustpi zdumieniu. Miaa wraenie, e ona i Angus s sami na wiecie i we dwjk mierz si z tajemnicz si, ktra pcha ich do siebie. Ttno dudnio jej w uszach. Co ona wyprawia? Napicie midzy nimi byo wrcz namacalne, nie sposb mu si oprzed. Znw wylduje w jego ramionach. Czy naprawd tego chce? Zatrzymaa si przy drzwiach. Spojrzaa na niego ostronie. Pytajco unis brew. - To kolejna randka? Dumnie uniosa brod i wesza do budynku. - Jestem tu tylko ze wzgldu na informacje, ktre mog uzyskad. - Skrzywia si, gdy drzwi zatrzasny si za ni. Odwrcia si na czas, by zobaczyd, jak ryglowa zamki. - Zastrzegam sobie prawo do wyjcia, kiedykolwiek zechc. - Oczywicie. - Kcik jego ust unis si w umiechu. - Zjesz co? A moe si napijesz? Bo ja jestem troch godny. *** Gdy tylko Sean Whelan odzyska przytomnod, stara si zapanowad nad ciaem. Nic nie wskazywao, e si ockn. Mia zamknite oczy i rozlunione ciao, gowa opada mu na pier, ale myla logicznie. Chyba przywizano go do krzesa, twardego i drewnianego, wyczuwa listwy wciskajce si w plecy. By w pomieszczeniu, sysza. Za nim rozlegy si kroki - kto stpa po twardej pododze. Cikie kroki. To pewnie jeden z tych cholernych Szkotw. Sean nie omieli si zaryzykowad - nie prbowa czytad w mylach stranika. Wampir poczuby to i wiedzia, e jego ofiara odzyskaa przytomnod. Nasuchiwa rytmu krokw, czeka, a dojd do najdalszego punktu z lewej strony, zawrc, pjd w prawo. Napry nadgarstki. Nic z tego. Zbyt mocno go skrpowali. Pochyla si do przodu, jakby mia rund na podog, ale liny na klatce piersiowej na to nie pozwalay. Szkocki ajdak przywiza go do krzesa. Kroki zbliyy si i zatrzymay po jego lewej stronie. Poczu na sobie demoniczne spojrzenie. Chod stara si oddychad normalnie, serce mu walio. Na Boga, prdzej si zabije, ni pozwoli, by go przemienili. - Wiem, e odzyskae przytomnod.

Sean obruszy si, syszc niski gos tak blisko jego ucha. I jego szyi. - Sysz, jak omocze ci serce. Czuj zapach twojej krwi, jak pynie coraz szybciej. Odwrci gow w stron gosu i otworzy oczy. - Id do pieka. Szkot wyprostowa si i zmruy niebieskie oczy. - Pewnie pjd. Ale ty trafisz tam wczeniej. Drzwi otworzyy si gwatownie i Seanowi zaparo dech w piersiach na widok crki w ciy. - Shanna! - Napi wizy. - Tata. - Podbiega do niego. Szkot j zatrzyma. - Nie podchod zbyt blisko. Spojrzaa z marsow min najpierw na niego, potem na Seana. - Dlaczego? Co moe zrobid? Jest zwizany. Szkot skrzyowa ramiona. - I niech tak zostanie. Sean koysa si do przodu, prbujc wstad. - Shanna, widzisz, jak nas traktuj? - Poruszy si z krzesem. - Co oni ci zrobili? Przysigam, zabij ich wszystkich. Szkot byskawicznie znalaz si za nim. Silne rce przytrzymay go z tyu. Nie mg si ruszyd. - Nie gro nam, miertelniku. - Szkot pochyli si do przodu. - Chyba nie chcesz zobaczyd mojego gniewu. Sean rzuci okiem w sam por, by zobaczyd, jak Szkot, syczc, szczerzy zby. Odsoni ky. Sean si odsun. - Connor! - Shanna skarcia Szkota wzrokiem. - Zachowuj si. Schowa ky. Spojrza na Seana ostrzegawczo i go puci. Shanna pokrcia gow. - Doprawdy, Connor. Jak mog przekonad ojca, e jeste dobry, skoro tak si zachowujesz? Szkot cofn si, zaplt rce na szerokiej piersi. - Przepraszam bardzo. - Ale gdy spojrza na Seana, w jego wzroku nie byo skruchy. - Shanna - powiedzia Sean. - Musz porozmawiad z tob w cztery oczy. - Nie ma mowy - warkn Connor. - Mylisz, e skrzywdzibym wasne dziecko? - zawoa Sean i popatrzy na Shann. - Nie widzisz, co ci robi? Nigdy nie zostawiaj ci samej, prawda? Nigdy nie pozwalaj ci podejmowad decyzji. Panuj nad tob. - To bya moja decyzja, eby ci zobaczyd. - Shanna podesza do stolika przy cianie.

Wysuna krzeso i usiada. Sean rzuci okiem na lustro, ktre zajmowao ca cian nad stoem. On i Shanna byli w nim widoczni, Szkot nie. - Podgldaj nas? Zerkna na lustro. - Tak. Mj m i stranik s po drugiej stronie. Sean spojrza w lewo - Szkot wci tam by. wiadomod, e nie widad go w zwierciadle, wytrcaa go z rwnowagi. - To pokj przesuchao? Shanna si rozemiaa. - Nie. Jestemy w Romatechu. Ten pokj jest uywany do badao marketingowych. - Wskazaa lustro. - To pokj obserwacji. - Zawsze ci obserwuj? Jeste ich winiem. - Sean zastanawia si po raz setny, czy nie popeni olbrzymiego bdu, nie mwic Shannie, co wampiry zrobiy jej matce. Ale on nie mg znied myli, e ktokolwiek bdzie wiedzia, e Darlene ukarano za jego bdy. I martwi si, e Shanna kae mu wyznad prawd o matce. - Tato, musisz mi wierzyd. Wziam lub z Romanem, bo tego chciaam. Kocham go i en mnie kocha. - On jest demonem! - zawoa Sean. - Jak mgby zrobid ci dziecko? Oddawa ci innym? - Co? - Shanna zerwaa si na rwne nogi. Podesza do niego i opiekuoczym gestem dotkna wielkiego brzucha. - Mj m jest ojcem tego dziecka. Jak miesz oskarad mnie albo jego? - To niemoliwe - wysycza Sean. - Jest martwy. Nie moe spodzid dziecka. Niech to szlag trafi, Shanna, nabra ci. Rzdzi twoim umysem i wykorzysta ci jako prostytutk! Drzwi otwary si z hukiem i wpad Roman Draganesti. Jego ciemne oczy pony gniewnym blaskiem. - Nikt nie bdzie tak rozmawia z moj on, nawet jej ojciec. - Nie moesz byd ojcem tego dziecka - powtrzy Sean. - Niedowierzanie nie daje ci prawa do zniewaania crki - wycedzi Draganesti, podchodzc do niego. - Poradz sobie. - Shanna dotkna jego ramienia. Roman si opanowa. Zagodnia, kiedy popatrzy na Shann. Sean mg jedynie mied nadziej, e to znaczy, i jej nie krzywdzi. Wpatrywali si w siebie z czuoci. - Bd obserwowad, Shanno - powiedzia Roman. -Uwaaj. Nie chc, eby teraz co ci martwio. - Nic mi nie bdzie. - Umiechna si do niego. Odwrci si do Seana. - Wychodz tylko dlatego, eby zrozumia, e to Shanna tu rzdzi. Zrobibym dla niej wszystko. - W jego gosie bya groba. - Bodajby zdech - mamrota Sean. Szkot uderzy go w ty gowy. - Connor, nie zapominaj si - przywoaa go do porzdku Shanna.

- Przepraszam - burkn. - Mam mao cierpliwoci dla durniw. Roman stumi miech i pocaowa Shann w czoo. Sean wzdrygn si; przypomnia sobie, jak wykorzystano jego on. Obrzuci Romana morderczym spojrzeniem, gdy ten wychodzi z pokoju. - Powiniene do niego przywyknd - odezwaa si Shanna cicho. - Bdzie moim mem przez kawa czasu. Sean zesztywnia. - Przemieni ci? - I zaryzykuje, e zabije wasne dziecko? - Jak... - Jak to moliwe, e dziecko jest jego? - Poklepaa si po brzuchu. Wyszam za genialnego naukowca. Roman uy ywego ludzkiego nasienia w poczeniu ze swoim DNA. - Co? - Sean napry minie pod tam, ale Szkot go unieruchomi. - Ten ajdak na tobie eksperymentuje. Musisz std odejd. Shanna podesza bliej. - Pragnam zostad matk. Mam cudownego, kochajcego, byskotliwego ma, i spodziewamy si dziecka. Dlaczego nie moesz cieszyd si moim szczciem? - Bo polubia potwora! I urodzisz potwora! - wysapa. Dopiero teraz dotaro do niego, co usysza. Dziecko pkrwi? Potworek? - Na Boga, Shanno, co ty zrobia?! Jej oczy si zwziy. - Wydam na wiat dziecko, ktre bdzie miao dwoje kochajcych rodzicw. To wicej ni Roman kiedykolwiek dowiadczy. I ja rwnie. Zgrzytn zbami. - Wiedziaem. Mcisz si na mnie. Zawsze bya harda. - Chcesz powiedzied, e byam t, nad ktr nie moge zapanowad i dlatego mnie odesae. Chocia raz w yciu pomyl o mnie dobrze. Skoro ty nie zapanowae nad moim umysem, skd pomys, e robi to mj m? Zamruga. - Ty... ty tego chcesz? Nie kontroluj ci? - Nie. Zatrzs si ze zoci. - W takim razie zdradzasz ludzkod. Shanna westchna. Zirytowana spojrzaa na lustro. - Jest beznadziejny. - Uparty gupiec. - Palce Connora zacisny si na ramionach Seana. - Trzymaj swoje brudne apska z dala ode mnie -warkn. Szkot cisn go mocniej. Sean stara si nie okazad blu.

- Connor. - Shanna skina, eby puci Seana. Usucha. - Tato, rozmawiam dzi z tob, bo chciaam ci zapewnid, e nic mi nie jest. Sean tylko prychn. Wkrtce urodzi dziecko demona i uwaa, e wszystko jest w porzdku! - Chciaam ci te powiedzied, e mj m i jego zwolennicy nie s potworami, jak mylisz. Odywiaj si sztuczn krwi. - Mam rozumied, e nigdy ci nie ugryz? Zawahaa si. - Aha! - Pochyli si do przodu. - Jak czsto ci to robi? - Nigdy - odara stanowczo. - Roman wynalaz syntetyczn krew, eby on i inne wampiry nie musiay krzywdzid miertelnych. - Wci ich zabijaj. - Malkontenci - zauwaya. - Lubi sprawiad bl miertelnym. To oni s naszymi wrogami. S li. - Wszystkie wampiry s ze. - Nie! - Opara donie na biodrach. - Przestao przeladowad dobre wampiry. Prbuj chronid miertelnych. - Aye - odezwa si Connor. - Sami zajmiemy si Malkontentami. Sean pokrci gow. - Wampiry zabijajce wampiry? Nigdy w to nie uwierz. - Dlaczego? Nigdy nie syszae o ludziach, ktrzy zabijaj innych ludzi? Pomyl tylko. Wiesz, e Ivan Petrovsky zosta zabity przez inne wampiry. To si zdarza. - Musicie dad nam spokj. - Connor okry krzeso i stan przed Seanem. Malkontenci zbieraj wojsko. Jeli my ich nie zwyciymy, ludzkod ucierpi. Sean przekn lin. - Chcecie mnie oszukad, odstraszyd. - To wszystko jest stekiem bzdur? Musia wiedzied. Co prawda nie wedrze si do umysu wampira, ale przecie jest tu zwyka miertelniczka. Zebra ca swoj paranormaln moc i wycelowa w crk z impetem. Zatoczya si, zaskoczona. Connor j przytrzyma. - W porzdku, dziewczyno? Wbia wzrok w ojca i odepchna jego moc z tak si, e krzeso pod nim si zachwiao. Cholera. Bya niewiarygodnie silna. - Teraz mi wierzysz? - zapytaa cicho. - Nikt nade mn nie zapanuje. - Zdrajczyni. Odwrcia si. - Zabierz go, Connor. - Aye. Wspczuj ci, dziewczyno. - Okry Seana z tyu. - Co ty wprawiasz? - wyszepta, gdy Szkot podnis go razem z krzesem. - Zabieram ci na maleok wycieczk - odpar Connor. Shanna ze smutkiem popatrzya na ojca.

- A tak przy okazji, twj wnuk urodzi si w pitek wieczorem. - To nie bdzie mj wnuk. - Gos Seana zaama si, kiedy otoczya go ciemnod.

Rozdzia 12
Angus wiedzia, e powinien pocieszyd Emm i zapewnid, e tu jest bezpieczna, ale nie mg. Dranio go, e uczestniczya w ataku Whelana, a gniew, ktry w sobie tumi, powodowa, e mia ochot j drczyd. Albo caowad do utraty tchu. Lepsze to ni zachowad dystans. Szed w stron kuchni. - Na pewno nie chcesz nic pid? Mamy napoje bezalkoholowe i sok. - Naprawd? Macie takie rzeczy? - Wci przygldaa mu si czujnie, jakby obawiaa si, e lada chwila skoczy jej do garda. No c, miaa pikn szyj, blad, delikatn, ale to nie znaczy, e chcia j uksid. Caowad to co innego... Kiwn gow, usiujc podtrzymad rozmow. No wanie, zdziwia si, gdy wymieni napoje miertelnych. - miertelni, ktrzy pilnuj domu w dzieo, te bywaj spragnieni. - Macie ludzkich stranikw za dnia? - Aye. S bardzo dobrzy. I godni zaufania. Pracuj dla mnie. - Zatrzyma si przy drzwiach do kuchni. - Nic do picia? Zawahaa si. - Moe... wod, poprosz. Bezpieczny wybr. Wyczuje, jeli doda co dziwnego. Cholera. Tak atwo straci jej zaufanie? - Czuj si jak u siebie - wymamrota, ale nie powstrzyma si i doda: - Jeli sprbujesz uciekad, wczy si alarm. Przeszed do kuchni. Nie chcia patrzed na zmartwion twarz Emmy. Niech to szlag. By wcieky. Po co j jeszcze drani? Zapa butelk krwi grupy 0 z lodwki i wrzuci do mikrofali. Moe jej nieufnod okae si bogosawieostwem: Dziki temu zachowaj bezpieczny dystans. Nala jej wody z lodem do szklanki, wyj swoj butelk krwi z mikrofalwki i wyszed z kuchni. Hol by pusty, ale dostrzeg j w bibliotece. Przechadzaa si wzdu regaw, ogldaa ksiki. Zaledwie wczoraj wieczorem w tym samym pokoju zwierza si Romanowi i zapewnia, e bdzie chronid Emm z daleka.

A jednak tu bya. Z nim, w tym domu. Zbliy si cicho. - Twoja woda. Odwrcia si gwatownie. - Ja... nie syszaam, jak wchodzisz. Wzia szklank niechtnie. Cholera. - Mylisz, e chc ci otrud? - Co? - Zamrugaa. - Zachowujesz si, jakbym ju nie by godny zaufania. A mylaem, e si z tym uporalimy. - Owszem. - Upia yk wody. - Wic dlaczego tak dziwnie na mnie patrzysz? - Nie patrz. Nie jestem pewna, czy... przyjao to dobry pomys. To sprawia mi problemy w pracy. - Naprawd? Wydawaa si bardzo szczliwa, atakujc nas z Whelanem. Westchna i wysza do holu. - Prbowaam mu to wyperswadowad, ale nie chcia suchad. Nie wierzy w nic, czego dowiedziaam si od ciebie. Znalazam si w kopotliwym pooeniu. Mia dzi twoje zdjcie i musiaam kamad, e ci nie znam. - Kamaa ze wzgldu na mnie? - Serce mu mocniej zabio. Skarcia go wzrokiem. - Nie ciesz si tak bardzo. To wszystko stawia mnie w gupiej sytuacji. - Wspczuj. - Umiechn si. - Ciesz si po prostu, e nie straciem twojego zaufania. - Martwi mnie kolejne morderstwo w Central Parku. -Obracaa w rkach szklank. - Nie miaby ochoty zapolowad? - Nay. - Mwie, e Malkontenci to twoi wrogowie. - Zirytowa j. - Dlaczego nie pomoesz mi ich zabijad? Czy nie tak postpiby przyjaciel? Wic to by problem. Posa jej uspokajajcy umiech. - Przyjanimy si. - Wskaza gow salon. - Porozmawiajmy. - Dobrze. - Wesza do salonu. - adnie tu. - Spojrzaa na prawo, na trzy rdzawoczerwone kanapy. - Jaki wielki telewizor. Pewnie duo ogldasz DVN. Zosta przy drzwiach, sczc krew z butelki. - Nie tak duo. Zazwyczaj pracuj przez ca noc. Postawia wod z lodem na niskim stoliku. - Nie miewasz wakacji? No wiesz, tydzieo wolnego co piddziesit lat czy co w tym stylu? - Bardzo zabawne. - Szed w stron kanapy z lewej. -Daj pracownikom kilka tygodni w roku. - A ty? - Zdja plecak i rzucia go na kanap po prawej.

Zignorowa pytanie. Nie pamita, kiedy ostatnio pozwoli sobie na wakacje. - Co masz w plecaku? - Och, takie drobiazgi. Drewniane koki, srebrne kajdanki, aocuchy. Wybraa miejsce obok plecaka. - Moesz byd ze mnie dumny. Mam nawet tam samoprzylepn. - Szybko si uczysz. - Usiad naprzeciwko niej na kanapie po lewej. - Zajm si twoim plecakiem. - Co? Chcesz, ebym stracia prac? Pochyli si i sign po butelk na niskim stoliku. - Powiesz szefowi, e odebraem ci plecak si. Wstaa i zmierzya go wzrokiem. Poderwa si natychmiast. - Chc odzyskad broo i id na polowanie. Jeli naprawd jeste moim przyjacielem, chod ze mn. Przecie, jak twierdzisz, zaopiekujesz si mn. - Owszem, ale jeszcze nie wiesz wszystkiego. - Wskaza kanap. - Opowiem ci. - Dobrze. - Oboje usiedli. - Malkontenci sdz, e pogromc jest kto z klanu Romana. Ich zdaniem tylko wampir zdoa zabid drugiego wampira. - Wampirza arogancja - mrukna. - Zagrozili, e wypowiedz nam wojn, jeli zginie jeszcze jeden Malkontent. Zmarszczya brwi. - Wic mam siedzied w domu, eby ratowad wampiry z klanu Romana? - Nie doprowadzid do wybuchu wojny. Wstaa. - Niech ci szlag. Chcesz ocalid wampiry, ale nie przeszkadza ci, e umieraj niewinni ludzie? On te wsta. - To nie tak. Uwierz mi, gdyby wojna wybucha, zgin i wampiry, i ludzie. Dojdzie do masakry. Nie chcesz tego ogldad. - Wic nic nie zrobimy? - Zacisna pici. - Pozwolisz Malkontentom zabijad bezkarnie ludzi, bo obawiasz si krwawej wojny? - Nay, mam plan. Zaplota rce, patrzc na niego spod oka. - Emmo, zaufaj mi. Usiada na kanapie po prawej, rozdraniona jego wywodami. - Oby to byo co sensownego - burkna. Usiad na rodkowej kanapie. - Malkontenci wypowiedz wojn, jeli zabijemy jednego z nich. Moemy jednak patrolowad park.

- Aha, przyapiemy ich na gorcym uczynku, a potem... pogrozimy im palcem i do widzenia? - Pomylaem, e miertelnie ich wystraszymy. Jej usta drgny. - Brzmi nie najgorzej. - Ciesz si, e si zgadzasz. - Sign po butelk. - Od jak dawna walczysz z Malkontentami? Westchn. - Od kiedy pamitam. Ich przywdca, Casimir, dokona transformacji Romana. Usiowa go zmusid do robienia strasznych rzeczy, ale Roman uciek i zacz przemieniad w wampiry takich jak ja. Ostatecznie mielimy wojsko, i zaatakowalimy Malkontentw. Wstaa. - Wszczlicie z nimi wojn? Dwign si z cichym jkiem. Dlaczego Emma nie posiedzi spokojnie duej ni dwie minuty? - Aye. I tak zacza si wielka wojna wampirw w 1710 roku. Byem dowdc naszych wojsk. Otworzya usta z wraenia. - A niech to. Duo Malkontentw zabie? - Aye. Duo. - Zdj sporran, bo jej pistolet uwiera go w udo. Spojrzaa na niego, jakby dopiero teraz zobaczya go obok siebie. - Dlaczego stoisz? - Bo ty stoisz. - Przedrzeniasz mnie? - Nay. To taki... gupi nawyk. Przeyem kilka wiekw, gdy mczyzna musia wstawad, ilekrod robia to dama. Rozemiaa si. - Starowieckie dobre maniery? - Jeszcze tego nie zauwaya? - Wampir dentelmen? - Umiechna si. - To oksymoron. - Mog byd te niemiy - odci si. - Wyobraam to sobie. - Przeniosa si na kanap rodkow i usiada. On take. Z westchnieniem ulgi. - Zgaduj, e sam zaoye swoje przedsibiorstwo w 1927? Jeste Angus Trzeci i Czwarty, i Alexander? - Aye. - Pochyli gow. - Angus Alexander MacKay, do usug. - Dentelmen w kadym calu! - Kciki jej ust uniosy si. - Wysae kiedykolwiek na wakacje Angusa Trzeciego albo Aleksandra? - Nabijasz si ze mnie. Umiechna si. - Ktry z was uzyska tytu szlachecki? - Nie pamitam.

- Jasne. Podobno pamid sabnie z wiekiem. Zmarszczy brwi. - Mnie wci dopisuje. - Wic na pewno pamitasz, dlaczego odznaczono ci tytuem szlacheckim? - Aye. Czekaa. By zirytowany. Przysuna si bliej. - Opowiesz mi? - Tajemnica rzdowa. - Umiem dochowad sekretu..Nie powiedziaam nikomu o tobie. - Po prostu nie chcesz stracid pracy. Naburmuszya si. - Naprawd nikomu nie powiem. - A zoysz oficjaln przysig Angusa? - Co to jest? - Sam nie wiem - Umiechn si. - Wanie to wymyliem. Rozemiaa si. - Przysign, pod warunkiem e nie obejmuje gryzienia. - adnego gryzienia. - Obrzuci j spojrzeniem. Siedziaa teraz bardzo blisko. - Nigdy nie chciaem ci skrzywdzid. Umiech na twarzy Emmy przygas. - Ja te nie chciaam sprawid ci blu. Przekn lin. Nie wiedzia, czy ta przyjao jest dobra, czy za. Lubi z ni rozmawiad, ale jednoczenie pragn jej dotykad. Samo przebywanie z ni w jednym pokoju stawao si tortur. Odchrzkna. - Wic dlaczego nagrodzono ci tytuem szlacheckim? - Chopcy z RAF-u zostali zestrzeleni nad okupowan Francj. Niemcy twierdzili, e wszyscy zginli, ale podejrzewalimy, e czd przeya i nazici uwizili ich i torturowali. Dotkna jego ramienia. - To straszne. - Moim zadaniem byo teleportowad si z samolotu na teren nieprzyjaciela, zlokalizowad chopakw i teleportowad ich w bezpieczne miejsce. Potem zmodyfikowaem ich wspomnienia. Wstaa. - Super! On te wsta. - Och, przepraszam. - Ze miechem opada na kanap. - Ile osb w brytyjskim rzdzie wie o tobie? Usiad przy niej. - Nie liczc krlowej, szef wywiadu brytyjskiego i premier. Kiedy odchodz z urzdu, modyfikuj ich wspomnienia.

- Ciekawe. - Emma poruszya si nieznacznie. Angus ju si podnosi, gdy uwiadomi sobie, e to faszywy alarm. Po prostu zmieniaa pozycj, podwina pod siebie stop. Opad na kanap. Umiechna si. - Jakiego rodzaju przysugi wywiadczasz krlowej? - Jej pies zgubi si w Hyde Parku, wic go znalazem. - I tyle? - Nie masz pojcia, jak wane s dla niej te psy. Emma signa po szklank. Wypia yk i si skrzywia. - Och, przepraszam. - Usiowaa zetrzed ze stolika mokr plam. Wstaa. Nie macie podkadek pod szklanki? Te wsta. - Nie przejmuj si tym. Rozmieszyo j, e znw wsta. - Zawsze dentelmen. - To wcale nie jest mieszne. Nigdy nie widziaem a tak nerwowej kobiety. Jeste ruchliwa jak krlik. Jej bursztynowe oczy migotay wesooci. Odstawia szklank. - Z ciebie te niezy krlik. - Udaa, e siada, i zaraz wstaa. Angus si poderwa. Emma chichotaa. Niech j szlag, drani si z nim. Usiada. - Potraktuj to jako dzisiejszy zestaw dwiczeo. Usiad. - Ju skooczya? - Nie.-Wstaa. - Dod! - Zapa j w pasie i pocign w d. Wyldowaa, miejc si, na jego kolanach. Gdy bdzi doomi po jej ciele, miech Emmy przeszed w dugie westchnienie. - Przepraszam. Nie powinnam ci dokuczad. - Spogldaa na niego czujnie i sprbowaa si odsund. Przytrzyma j. - Znw to robisz. Miaa w gowie pustk. - Co? - Patrzysz na mnie, jakbym by przeraajcym potworem. - Nie, nie. To... nic. - Jej policzki pokry rumieniec, pikny krwawy rumieniec. Cholera. Nic nie pocigao go bardziej ni rumieniec kobiety, zwaszcza kiedy on go wywoa. Krew napywajca do jej policzkw oszaamiaa jak najlepsze perfumy. Zareagowa natychmiast.

- Przestraszysz si, jeli pocauj ci jeszcze raz? Boisz si, e strac kontrol? Jej rumieniec pociemnia. - Nie. - W oczach miaa strach. Prawda uderzya go bolenie. Obawiaa si, e to ona straci kontrol. Ich spojrzenia spotkay si na elektryzujc chwil, zanim Emma si odwrcia. - Nie powinnimy. - Wiem. - Przycign j. To bd i drogo za niego zapac. A jednak pragn tego. Pragn jej. - Emma - szepn i rozchyli wargami jej usta.

Rozdzia 13
Emma od razu ulega. Nie tylko rozpala j fizycznie, ale te obezwadnia emocjonalnie. By honorowym bohaterem jej erotycznych snw, i zareagowaa tak silnym pragnieniem, e rozbolao j serce. Szkoda tylko, e nie yje. Pieci jej usta. Jkna, gdy fala gorca rozlaa si po caym jej ciele. Czua na biodrze jego nabrzmia mskod. I co, nie jest dla niej dostatecznie ywy? Ale dlaczego nie jest czowiekiem, jak ona? Bdzi ustami po jej policzku. Stumiony jk Angusa drani jej ucho, zanim usta powdroway niej. Nakry doni jej pier i agodnie cisn. To byo rozkoszne. Nie jest dostatecznie ludzki? Moe, technicznie rzecz biorc, nie yje w cigu dnia, ale, o Boe, jakie mogaby mied z nim noce. Wiesz przecie, e to nie przetrwa, Jezu, czy przez caa noc bdzie ze sob dyskutowad? Dlaczego nie moe tego zaakceptowad? Ju nie obawiaa si, e j ugryzie, wic w czym rzecz? Baa si, e si zakocha. Nie, nie moe sobie pozwolid na miod do niego. Ale nie moga take powstrzymad reakcji swojego ciaa. Sutek stwardnia, ledwie musn go kciukiem. - A niech to - wymamrotaa. - Hm? - Cofn si, by na ni spojrzed. Jego oczy si arzyy. Zamiast j przeraad, ekscytoway. Zaplota mu rce na karku, wpltaa palce w dugie, mikkie wosy. - Pocauj mnie. Tym razem nie walczya ze sob. Caowaa go z namitnoci rwn jego podaniu. Rozchylia usta i przywitaa ochoczo jego jzyk.

Przycign j bliej, wsun rce pod bluzk, gadzi plecy i manipulowa z tyu przy staniku. Dotyk jego palcw na goym ciele by cudownym doznaniem, przyprawia o podniecajcy dreszczyk. Nagle poczua metaliczny smak w ustach. Krew. Odsuna si. Przekna, i znw poczua smak krwi z jego ostatniego posiku. Czy nie powinno ni to wstrzsnd? Spojrza na ni zaskoczony. - Gdzie te cholerne haftki? Biedaczko, urodzia si w tym, czy co? Rozemiaa si cicho i wraz ze miechem uwolnio si jej pragnienie. Nie, nie bya wstrznita. To wspaniay mczyzna. zy napyny jej do oczu. - Rozpina si z przodu. - Wzia go za rk. - Tu, nad sercem. Patrzy jej w oczy. Czerwony blask jego spojrzenia przygas, janiay zielone oczy. Gdyby wierzya w cuda, uwierzyaby, e maj przed sob wspln przyszod. - To si nigdy nie uda. Wzi jej rk i caowa kady palec. - Podobno jeli si kocha, wszystko jest moliwe. Czyby mwi, e j kocha? Czy tylko j uwodzi? Po jej policzku spyna za. Szczerze mwic, nie musi si bardzo wysilad, by j zdobyd. - Cicho. - Wytar kciukiem z i pocaowa wilgotny policzek. - Nigdy ci nie skrzywdz. Skadam oficjaln przysig Angusa. Umiechna si, obrysowaa jego brod koniuszkiem palca. - Nie wiemy, jaka to przysiga. - Dowiemy si z czasem. - A jaka jest kara za zamanie? Jkn, zsun j z kolan i przenis na kanap. - Wystarczajc kar jest to, e siedzisz na moim... Pchn j na mikkie poduszki i ulokowa si obok niej. - Sysz, jak bije ci serce, jak szumi krew. - Wzi jej doo i pooy na swojej piersi pod cienk koszulk. -Czujesz, jak bije moje serce? - Tak. - Chod szczerze mwic, mylami bya przy innej czci jego ciaa, o ktrej wspomina. Rozpi jej bluzk, stanik, zsun miseczki z piersi. Sutki nabrzmiay pod jego wzrokiem, ktry znw zapon czerwieni. - Rowe - szepn i dotkn stwardniaego czubka palcem. Sapna, wstrzsn ni dreszcz, przebieg w d, od piersi do odka. - Niebieskie. - Odnalaz yy pod jej blad skr. Zsuwa si coraz niej, a usta znalazy si na wysokoci jej piersi.

Przez chwil aowaa, e jego erekcja jest teraz poza jej zasigiem, ale szybko zapomniaa, gdy jzykiem muska sutek. Z jkiem wygia si w uk. - Pyszny - mrukn i zamkn na nim usta. - Och. - Wplota mu palce we wosy. Jedn pier drani ustami, drug doni, muska sutek kciukiem i palcem wskazujcym. Szarpna za rzemyk zwizujcy jego wosy. Dugie kasztanowe pasma opady mu na twarz, askotay jej piersi, gdy j pieci. Zadraa, gdy jego rka suna w d brzucha; zatrzyma doo na suwaku spodni. Patrzy na ni, a w jego oczach pon ogieo namitnoci. - Czy mog dad ci rozkosz? Zawsze dentelmen. Emma si umiechna. Ale jego gos brzmia szorstko, Angus przypomina teraz nieokieznanego barbarzyoc. Wplota mu palce we wosy i przycigna jego gow do siebie. - Spraw, ebym krzyczaa z rozkoszy. Z jego oczu zdaway si buchad pomienie. - Obiecuj. I to niejeden raz, zanim nadejdzie wit. Wtedy prawie szczytowaa. cisna uda, rozkoszujc si sodkim blem, ktry przeszywa ciao. Z jkiem zamkna oczy. - Ukochana, nie zaczynaj beze mnie. - Byskawicznie rozpi jej spodnie i zsun je. Zrzucia buty i spodnie. - Wyczuwam twj zapach - szepn. - Oszaamia mnie jak najsodsze perfumy. - Przesuwa palcami po jej nogach i rysowa mae kka po wewntrznej stronie ud. - Pochyli si i pocaowa udo. Emma draa, serce jej walio. Czua wilgod midzy nogami. Wsun doo pod czerwone koronkowe majtki i dotkn jej ciaa. - Za pierwszym razem krzykniesz za spraw mojej doni. Za drugim, za spraw moich ust. Jkna, kiedy wsun w ni palec. Uniosa biodra i przywara do niego. - Jeste mokra i wiea jak poranna rosa. Gotowa na rozkosz. - Umiechn si. - Cierpliwoci, ukochana. -Zsun z niej majtki. - Cierpliwoci? Niektrzy z nas nie maj wiecznoci. -Machna nog i patrzya, jak skrawek czerwonej koronki szybuje przez pomieszczenie. - Mimo to mam pewne ograniczenia. Kiedy wstanie sooce... - Urwa, wpatrzony w ni. - Co nie tak? Dotkn nagiej, delikatnej skry obok paseczka lokw. - Nigdy nie widziaem takiej... fryzury.

- Och. Bikini brazylijskie. - Czyby bya jego pierwsz wspczesn kobiet? Spodobaa jej si ta myl. Zademonstruje mu, jak nowoczesna kobieta podchodzi do seksu. Uniosa nog na oparcie kanapy, drug przeoya mu przez rami. By zaskoczony? Zacisn zby i przesun wzrok na sufit. Urazia go swoj miaoci? - Czy uwaasz, e jestem zbyt...? - Zbyt pikna. - Zamkn oczy. - Nie chc stracid panowania nad sob. - Och. - To zabrzmiao jak wyzwanie. Chtnie doprowadziaby go do ostatecznoci. Chocia moe lepiej nie. Kto wie, do czego moe byd zdolny wampir, gdy przestanie si kontrolowad? Zaczerpn powietrza i otworzy oczy. Czerwieo przesza w ciepy blask. Pocaowa j w nog przewieszon przez jego bark. - Mgbym powicid cae ycie na uczenie si twoich ksztatw i nigdy bym si tym nie znudzi. Westchna. Jeli to jeszcze troch potrwa, bdzie szczytowad, chodby nawet jej nie dotkn. Przesuwa doo w d. Zadraa. Chod nie powinna byd zaskoczona, jkna, gdy poczua jego palce na echtaczce. - Jeste wilgotna i nabrzmiaa. Gotowa. Czubkami palcw rozchyli patki jej kobiecoci. Pieci j kciukiem i palcem wskazujcym. Krzykna. - Nawet tu si rumienisz. - Drani palcami echtaczk. Uniosa biodra, eby byd bliej jego doni. - Angus. - Musz ci caowad. - Zdj jej nog z barku, zmieni pozycj i wycign si. - Tak. - Oplota mu szyj ramionami. Caowa j gboko, znw wsun w ni palec. Z jkiem wygia si w uk. Palec i jzyk poruszay si w tym samym rytmie. Przerwa pocaunek, kiedy zacza gwatownie apad powietrze; parzy piersi gorcym oddechem. Zamkn usta na sutku i ssa, jednoczenie rytmicznie poruszajc palcem. Krzykna. Napicie stawao si nie do zniesienia. Znw krzykna. Porusza si coraz szybciej. - O Boe. - Jeszcze wyej uniosa biodra i przywara do niego. - Cholera... - Nagle popatrzy w gr. - Co do... - Pokj zawirowa. Krzykna, gdy napicie osigno szczyt. - Co to byo, do diaba? - Z holu dobiega mski gos. Emma sapna, jej ciaem jeszcze wstrzsay dreszcze rozkoszy. Nie, to niemoliwe. Nie on.

- To Emma krzyczaa? - dopytywa si gos. Wielkie nieba, to jednak on. Jej szef, Sean Whelan, by w holu. Angus pooy palec na ustach. Jakby musia jej przypominad, e ma byd cicho! - Pud mnie, do cholery! - rykn Sean. - Twj wampir torturuje Emm! - Nie uwolni ci, pki si nie uspokoisz - odpowiedzia cichszy gos. - Mam si uspokoid? - hukn na niego Sean. - Ju ja ci poka spokj, ajdaku, gdy wbij ci koek w serce! Emma posaa Angusowi pytajce spojrzenie. Koszmar. Nie dod, e zobaczy j pnag nieznajomy wampir, to do tego przyapie szef? Beznadziejna sytuacja! Co moe powiedzied? e wyprbowywaa nowe metody przesuchania? - Zaufaj mi - szepn Angus i j obj. Wszystko pociemniao. Wanie odzyskaa wiadomod wasnego ciaa i poczua przy sobie Angusa, gdy z guchym odgosem ciko upadli na podog. - O rany. - Z trudem apaa oddech. Gdzie teraz s? - Przepraszam za twarde ldowanie. - Puci j i wsta'. - To si zdarza, jeli teleportuje si na leco. Usiada i rozejrzaa si po ciemnym wntrzu. wiato ksiyca sczyo si przez trzy wskie okna, co dawao dod wiata, by dostrzega zarysy mebli, zdaway si wrogie, tajemnicze. Gdzie jest? Chciaa wstad, ale pokj zawirowa. - Ostronie. - Angus j podtrzyma. Dobry Boe, staa w dziwnym pokoju i do tego pnaga. Miaa nadziej, e nikogo tu nie ma. Cholera, niczego nie widziaa. Czyby Angus zaglda pod kilt? - Co ty robisz? Opuci kilt. - Nic. To taki gupi zwyczaj. H? Walczya z nagym przypywem paniki. Poradzi sobie. Ju wczeniej bywaa w trudnych sytuacjach. Co prawda, do tej pory zawsze stawiaa czoo niebezpieczeostwu w spodniach na tyku. Zazgrzytaa zbami. - Gdzie jestemy? - Na pitym pitrze. W gabinecie Romana. - Co? On tu jest? - Odwrcia si gwatownie, przekonana, e jego krlewska wampirza wysokod wyskoczy z cienia. - Ju tu nie mieszka. Teraz ja korzystam z apartamentu. Jeste tu bezpieczna. - Bezpieczna? Nie sdz. Czuj si... obnaona, jeli wiesz, co mam na myli. - Uniosa gos. - Jestem pnaga.

Ucisn j lekko. - I jest to ta lepsza poowa. - Nie pomagasz mi. - Odsuna si od niego. - Jestem do poowy naga, a moje rzeczy s kilka piter niej. - Nie irytuj si. Przynios. Przechadzaa si nerwowo. - Jestem pnaga, moje ubranie jest na dole... i mj szef te! Jeli zobaczy mnie albo moje ciuchy, mog poegnad si z prac. - Wyluzuj. Zajm si tym. Wszystko si wyjani. - Co tu wyjaniad? Moje majtki na pododze s jak czerwony neon! Wyszoby na to samo, gdyby owietlid je reflektorami. - Przechadzaa si w ciemnoci. - Ale si wpakowaam. - Nie do kooca. Ale wci mam nadziej. - Co? Jestem do poowy naga, moja bielizna jest na parterze, tam jest mj szef, a ty... Au! - Wpada na mebel. - i na dodatek nic nie widz! - Emmo, histeryzujesz. - Boli mnie! - Podskakiwaa, pocierajc palce u nogi. - Jestem goa i nic nie widz. Ty oczywicie widzisz doskonale, cholerny superwampirze! - Emmo. - Zapa j za ramiona, podprowadzi do podunego cienia i kaza usid. - Poczekaj tu, oddychaj gboko, zaraz wrc. Z twoim ubraniem. Znikn. Bya sama, pnaga, obolaa i nic nie widziaa. Zamkna oczy i staraa si oddychad rwno, spokojnie. Skoncentrowaa si, by opanowad panik. Jest profesjonalistk, do cholery. Nieraz staa oko w oko z wrogiem i wychodzia cao z opresji. Zabia cztery wampiry. Jest kobiet. Jest nie-zwyciona. Otworzya oczy i pozwolia, by jej wzrok przywyk do ciemnoci. Siedziaa na kanapie, chyba obitej aksamitem. Naprzeciwko niej sta duy prostoktny mebel. Biurko. Co rzucao sabe wiato. Monitor komputera. Sta do niej tyem. Po jej lewej stronie znajdoway si okna. Zapia stanik i bluzk. Obesza dokoa kanap i wolno przemierzaa pokj. Pod bosymi stopami miaa gruby dywan. W mdym wietle od okna dostrzega poduny bar. Dotara do ciany. Namacaa klamk. Dwie klamki. Otworzya dwuskrzydowe drzwi. Znw ciemnod. Sza po omacku wzdu ciany i znalaza kontakt. Pokj by pusty, dziki Bogu. Krlowao w nim due ko nakryte brzow zamszow narzut. Bardzo mski wystrj. Czy tu Angus spa w cigu dnia? Waciwie lea jak zimny trup. Potwornod sytuacji dotara do niej z now si. Kochaa si z wampirem.

- O Boe. - Odwrcia si od ka. wiato z sypialni pozwolio Emmie rozejrzed si po gabinecie. W wyposaeniu przewaay cenne antyki. Kanapa, na ktrej siedziaa, okazaa si starowieckim szezlongiem z nieregularnym oparciem. cigna z niej rdzawoczerwon narzut i owina si w pasie. Podesza do drzwi i wyjrzaa na zewntrz. Droga wolna. Wysza na korytarz i znalaza si u szczytu schodw. - Nie wyjd, pki nie dowiem si, e nic jej nie grozi! - grzmia Sean, a jego gos nis si echem po klatce schodowej. Kto odpowiedzia cichszym, spokojniejszym gosem, ale nie rozrniaa sw. Bya jednak niemal pewna, e Sean jest w holu. To dobrze, znaczy, e nie wszed do pokoju, w ktrym poniewierao si jej ubranie. Ale i le, bo teraz nie moga niepostrzeenie zejd ze schodw. Moe Angus mgby teleportowad j na zewntrz - ale pozostawa problem z ubraniem. Z westchnieniem wrcia do biura. Cisz przerwa cichy dwik. Przysza wiadomod elektroniczna. Rozejrzaa si. Bya sama. Oczywicie, wampir mg si tu teleportowad w cigu sekundy. Musi dziaad szybko. Obesza biurko i zobaczya, e przysza nowa wiadomod. Od Michaia. Temat: Rodzice E. Wallace". Serce zabio jej szybciej. Otworzya wiadomod. Wci badam spraw morderstw rodzicw E. Wallace. Zaczam list wszystkich znanych Malkontentw obecnych w Moskwie tamtego lata". Serce Emmy bio gwatownie, gdy otwieraa zacznik. Pojawia si lista osiemnastu nazwisk. Rozpoznaa jedno - Ivan Petrovsky. A on ju nie y. Wrd pozostaych siedemnastu byo dwch mordercw jej rodzicw. Siedemnacie wampirw. Czy ma inne wyjcie? Klikna drukuj" i si wyprostowaa. - Znalaza co ciekawego? - zapyta Angus agodnie.

Rozdzia 14
Mimo e Emma bya zmieszana i skruszona, Angus nie potrafi jej wybaczyd. Czu si oszukany, zrania go bolenie. Jak moga? Jak moga

najpierw umierad z rozkoszy w jego ramionach, a potem myszkowad w jego rzeczach przy pierwszej okazji? Drukarka oya. Emma dumnie uniosa gow. - To s informacje o moich rodzicach. Powiedziae, e podzielisz si ze mn wszystkim, czego si dowiesz. - Wiadomod od mojego agenta w Moskwie? - Jeli masz na myli Michaia, to tak. - Jak widad, wiesz wicej ode mnie. - To byli moi rodzice. - A to jest mejl do mnie, na moim komputerze. Cisn jej ubranie i plecak na czerwony aksamitny szezlong. - Mam nadziej, e gdzie tu masz telefon komrkowy. Na pewno nie masz go na sobie. Przecie zbada kady zakamarek jej ciaa. - Jest w plecaku. A co? - Wyja arkusz z drukarki. Stumi narastajcy gniew. - Lada chwila zadzwoni Sean Whelan. Jest na parterze. Zarzeka si, e nie wyjdzie, pki nie upewni si, e nic ci nie jest. Podejrzewa, e ci uwizilimy i torturujemy. - Och. - Zarumienia si. Prowizoryczna spdnica z narzuty obluzowaa si, Emma odoya kartk, eby j poprawid. - Co mu powiedziae? Zazgrzyta zbami. Jest cholernie liczna, gdy si rumieni. - Skamaem. Powiedziaem mu, e zabraem ci do domu. W plecaku rozdzwoni si telefon. Wybiega zza biurka i rozpia plecak. Telefon cige dzwoni. - Cholera. - Szukaa go gorczkowo. Wreszcie znalaza. Angus przytrzyma narzut wok bioder, bo znw si zsuna. - Dziki - szepna i odebraa poczenie. - Halo? Angus cign z niej narzut. ypna na niego gniewnie. - O, czed, Sean - powiedziaa do telefonu. Angus cofn si, rzuci narzut na st i podnis zadrukowany arkusik. - Tak, wszystko w porzdku. - Patrzya na Angusa spode ba. - Absolutnie. Opar si o biurko i czyta list nazwisk od Michaia. Byli na niej wszyscy Malkontenci obecni w Moskwie tego lata, gdy zginli rodzice Emmy. Zastanawia si, czy nie zareagowa zbyt mocno na jej postpek. Nic dziwnego, e bya ciekawa - przecie chodzio o jej rodzicw. Jak mogaby si oprzed takiej wiadomoci? Sysza ostry gos Whelana w telefonie Emmy.

- Nie, nie skrzywdzili mnie. - Wygadzia bluzk, jakby chciaa upewnid si, e zakrywa wszystkie intymne czci jej ciaa. Podniosa wzrok. Angus puci do niej oko. Skrzywia si i odwrcia. Przekrzywi gow, podziwiajc cudown krzywizn jej uda i uk poladka. Nie tylko wampir chciaby wbid ky w tak cudowne ciao. - Odstawi mnie do domu, teleportowa... - Emma cigle rozmawiaa z Seanem. - Tak, mam si dobrze. Jestem troch zamroczona, ale to wszystko. Garretta te zabrali do domu. A co z tob? Angus skrzywi si, bo sysza tyrad Seana: makabryczne eksperymenty, przeladowana crka i dziecko potworek, ktre urodzi za par dni. Emma wrcia wzrokiem do Angusa. Zmartwia si. - Nie wiem, co powiedzied, Sean. Moemy tylko byd dobrej myli. Pochylia si nad ciuchami, ktre Angus pooy na szezlongu. Przekrzywi gow. Co za widok. - Nie, teraz nie moesz ju nic zrobid. - Pochylia si jeszcze niej. - Jestem pewna, e ci wypuszcz jak mnie. Angus jeszcze bardziej przechyli gow. Dobry Boe, widzia niebo. - W porzdku. Do widzenia. - Wrzucia telefon do plecaka. - Sean mwi, e Szkot odprowadza go do samochodu. Ale mamy inny problem. - Schylia si i nage wyprostowaa. Angus take. Zarumienia si. Szarpna za poy bluzki. - Znw masz czerwone oczy. - Widziaem cud. - Widziae mj tyek. Gdzie moje majtki? - Widziaem pikno. I nasz przyszod. W jej oczach by bl. - Wiesz, e nie mamy przyszoci. Podszed do niej. - Wiem, i obiecaem, e bdziesz krzyczed z rozkoszy i to nie raz, a jestem czowiekiem honoru i dotrzymuj sowa. - Ja... zwalniam ci z tej obietnicy. - Wcale tego nie chcesz. - Nie zawsze dostajemy to, czego chcemy. - Zacza wkadad spodnie. - Co chcesz zrobid z t list? Zabid wszystkich siedemnastu? Odwrcia si do niego tyem, zasuwajc suwak. - Byabym wdziczna, gdyby zechcia mi pomc. - A jeli odmwi? Zmarszczya brwi. - Musz to zrobid. Ostatnie sowa ojca, brzmiay: Pomcij nas". - Bya wiadkiem morderstw. Std dowiedziaa si o wampirach.

Przysiada na szezlongu. - Pewna czd mnie umara z nimi tamtej nocy. - Dziewczyno, zemsta nie przywrci ci rodzicw. - To nie zemsta! To sprawiedliwod. Spojrza na wykaz nazwisk. - Znam wikszod z nich. To najgorsi zabjcy w wiecie wampirw. Wiedzia, e usiowaa zaguszyd bl przemoc. Rozpozna oznaki. Robi to samo, gdy ona go odrzucia. Emma wsuna stopy do butw. - Zaszam za daleko, eby teraz dad sobie spokj. Wszystko, co robiam przez ostatnich szed lat, prowadzio do tego momentu. - A zatem i do mnie. Jej oczy si rozszerzyy. - Nie wierz w przeznaczenie. Sami wybieramy nasz los. - I wybraa. Zaufaa mi. Prosz, Emmo, nie cigaj ich. Nie musisz pokonad wszystkich smokw na wiecie, eby dowied swojej mioci do rodzicw. Oni wiedz, e ich kochasz. Odwrcia wzrok, zaciskajc pici. - Znajd tych dwch, ktrzy to zrobili - powiedzia. Popatrzya mu w oczy. - A potem? - Pomog ci wymierzyd sprawiedliwod, ktrej szukasz. A tymczasem, przenios tu dwch moich ludzi, eby patrolowali Central Park. - Mylaam, e sami si tym zajmiemy. Wydawaa si rozczarowana. Czyby miaa za nim tsknid? - Owszem, do czasu, pki nie przybd moi pracownicy. Nie mog tu siedzied bez kooca. Musz znaled Casimira. On gromadzi armi za, a kolejna wojna pochonie miliony istnieo. Wsta zza biurka i podszed do niej. - Wyobra sobie armi ponad piciuset Malkontentw, ktrzy co noc ywi si krwi miertelnych i zabijaj ich, bo wiedz zbyt wiele. Dojdzie do masakry. Poblada. - Tak byo podczas pierwszej wojny? - Aye. Bitwa trwaa przez trzy noce. Zrwnano z ziemi tuzin wsi na Wgrzech. Paru miertelnych ucieko; echa ich opowieci sychad do dzi. - Historie o zych wampirach? - Aye. - Usiad koo niej na kanapie. - Oczywicie to wszystko dziao si na dugo przed tym, jak Roman wynalaz syntetyczn krew. Obie strony musiay ywid si ludmi. Obie strony zabijay. Chocia staralimy si uwaad, pewnie wydawalimy si tak samo li jak nasi wrogowie. - Jeli dojdzie do wojny, znw staniesz na czele wojska?

- Aye. Skrzywia si. - Nie podoba mi si myl, e wystawisz si na niebezpieczeostwo. - Przy odrobinie szczcia do tego nie dojdzie. - Chcesz, bym powiedziaa Seanowi, e rozmawialimy, zanim zabrae mnie do domu? - Obawiam si, e twj szef nie uwierzy w nic z tego, co mwi. Westchna. - Caym sercem nienawidzi wampirw. - Ty te masz ku temu powd, ale mnie wierzysz. Umiechna si i dotkna jego policzka. - Za bardzo ci lubi. Chwyci j za rk i pocaowa. Za bardzo? Co takiego nie istnieje. - Dokd ci teleportowad? Do ciebie czy do Austina Ericksona? - No wanie. Skd wiesz o Austinie? - Pracuje dla mnie. Otworzya usta z wraenia. - Mylaam, e buduje co w Malezji. - On i jego ona, Darcy, s w Europie rodkowo-Wschodniej, pomagaj w poszukiwaniach Casimira. Emma zrobia wielkie oczy. - Austin oeni si z wampirzyc, reyserk reality show? - Ona ju nie jest wampirem. Nie jest nieumara. Roman zdoa dokonad ponownej transformacji, ale to duga historia. - artujesz! To jest moliwe? - Patrzya na niego ze zdumieniem. - Wic dlaczego ty tgo nie zrobisz? Zazgrzyta zbami. - Moe niektrzy z nas lubi siebie takimi, jacy s. - Przepraszam. Nie chciaam ci urazid. Zmarszczy brwi. - Egzystencja wampira ma pewne zalety. Podobnie jak bycie miertelnym. Moecie swobodnie poruszad si za dnia. Pracuje dla mnie wielu miertelnych. - Wic Austin wci walczy z wampirami. - Aye. Ze zymi. - Przechyli gow. - Ty te mogaby u mnie pracowad. Zatrudnibym ci od zaraz. - Nie mog uwierzyd. Zatrudniby mnie, chocia prbowaam ci zabid? - Och, kiedy szczytowaa w moich ramionach, wydawao mi si, e pozbya si starych uprzedzeo. Jej policzki si zarowiy. - To prawda, nie ywi ju do ciebie urazy.

- Twoja wielkodusznod mnie oniemiela. Ale wydawaa si bardzo szczliwa, kiedy krzyczaa w ekstazie. - W porzdku! - Uniosa rk. -I wanie z tego powodu nie powinnam u ciebie pracowad. Inni podejrzewaliby, e jestemy odrobin... zwizani, a to nigdy... - Odrobin zwizani? - Zerkn w stron sypialni. -Gdyby Connor nie wrci z twoim szefem, bylibymy tam teraz i kochali si jak krliki. achna si. - Nieprawda. Mogabym si nie zgodzid. - Kiedy? - Przysun si bliej. - Kiedy by mi odmwia? Kiedy ju obcaowabym cae twoje pikne ciao? A moe poczekaaby, a po raz trzeci doprowadz ci do orgazmu? Przycisna donie do czerwonych policzkw. - Prosz. Ja... ja nie mog... - Czego? - Zapa j za ramiona. Zamkna oczy i szepna: - Nie mog ci kochad. Sowa uderzyy w niego jak grom. Puci j i si cofn. Zabolao go serce. Bo pragn jej mioci, do diaska. Wydawaa si taka nieszczliwa. Cholera. - Przepraszam. Zabior ci do domu. Skina gow, nie patrzc na niego. - Ktre mieszkanie? - Poda jej plecak. - Moje. - Teleportowaem si tam wczeniej. Pamitam drog. - Stan obok niej i rozoy ramiona. - Musz ci objd. - Rozumiem. - Staa nieruchomo. - Trzymaj si mnie. - Ledwie go obja, zamkn oczy i skoncentrowa si. Ich ciaa zadray. Obja go mocniej. Po kilku sekundach znaleli si w jej maym saloniku. Pucia Angusa i rzucia plecak na kanap. - Kiedy twoi ludzie bd mogli zajd si Central Parkiem? - Za noc albo dwie. Wikszod pracuje obecnie w Europie rodkowoWschodniej, moe byd problem z rnic czasu i zlokalizowaniem ich. I musz si zastanowid, jak zadbad, aby wszyscy klienci mieli odpowiedni ochron. - W takim razie jutro my patrolujemy? - Aye. Ale pamitaj, Emmo, teraz nie moemy zabijad Malkontentw. To przyspieszyoby wybuch wojny, ktrej nie chcemy. Skina gow. - W porzdku. Pod warunkiem e ludzie s bezpieczni. Spotkamy si nad stawem o dziewitej? - Dobrze. - Wycign rk. - Sprzymierzeocy? -Chcia powiedzied: kochankowie, ale uzna, e jeszcze na to nie czas. Ucisna krtko jego doo.

- Sprzymierzeocy.

Rozdzia 15
Spnia si. Emma co chwila zerkaa na zegarek. Za dwie minuty dziewita, a jego nigdzie nie widad. Zdawaa sobie spraw, e jej wzrok nie umywa si do zdolnoci widzenia Angusa, zwaszcza po ciemku, gdy noc rozwietlaa jedynie ksiycowa powiata. Moga wysad mu wiadomod telepatycznie, ale nie chciaa go w swojej gowie. Zbyt duo miejsca zajmowa w jej sercu. Opara okcie o kamienn porcz mostu i rozejrzaa si dokoa. Nie widziaa nikogo w kilcie. Moe przyjdzie w spodniach. obuz wyglda tak samo zachwycajco w jednym i drugim. Skupia wzrok na modzieocu w oddali, w dinsach i sportowej bluzie. Nie, to nie Angus. Nie sposb nie rozpoznad jego szerokich ramion i dugich kasztanowych wosw. Po prostu nie ma nikogo takiego jak on. Byo jej ciko na sercu. Nie mgby byd czowiekiem? Za piddziesit lat o niej zapomni. Bdzie jedn z wielu osb, ktre przychodz i odchodz, znikaj jak zwide jesienne licie. A ona chciaa czego wicej. Chciaa byd kim wyjtkowym w jego yciu. Chciaa, eby j kocha. Dlaczego nie pociga jej aden normalny facet? Ha! Ale czy mgby j zainteresowad normalny facet, gdy Angus jest w pobliu? Jego staromodne poczucie honoru i dentelmeoskie maniery j ujy. By bohaterem dziewczcych fantazji. Silny, dzielny, niezawodny, inteligentny. Ale by rwnie bohaterem fantazji dorosej kobiety - zmysowy, agresywny, odrobin niebezpieczny. Jak mogaby mu si oprzed? - Dobry wieczr. Odwrcia si i gwatownie zaczerpna tchu. - Nie zauwayam, kiedy przyszede. - Bya zamylona. Dziki Bogu, e moe zablokowad umys i nie wpuszczad go do rodka. Niestety, rumieniec, ktry wypez jej na policzki, zdradza, co moga mied w gowie. Angus wyglda fantastycznie, jak zwykle. By w niebiesko-zielonym kilcie. Zgniozielone skarpety pasoway do swetra. Rkojed noa wystawaa znad prawej skarpety. Skrzany pas przecinajcy jego klatk piersiow mg znaczyd tylko jedno - na plecach mia claymore. Odchrzkna. - Przyszede przygotowany.

- Podobnie jak ty. - Tak. - Poprawia torb z kokami przewieszon przez rami. - Dzikuj, e przyszede. Umiechn si. Zbyt wspaniay. Poczua si nieswojo. - Idziemy? - Poda jej rami. Oczekiwa, e wemie go pod rk? A moe to tylko przypomnienie, e komu w drog temu czas? Dziwna sytuacja. Ruszyli na pnoc, oddalali si od mostu. Angus szed obok niej, bardzo blisko. Poprawia torb na ramieniu, eby usyszed kojcy brzk kokw. Dlaczego jest taki milczcy? Szukaa neutralnego tematu. - Zawsze nosisz ten kilt? - To kilt klanu MacKay. Nie podoba ci si? - Ale owszem. Zastanawiaam si tylko, czy masz ich wicej. - Skrzywia si. wietnie. Jeszcze go urazi. - No, wicej ni jeden fason. - Przez wieki zgromadziem cakiem sporo ubrao. Kilka wiekw mody w jednej szafie? Zadziwiajce. - Znaczy, e wci masz peruki, kamizelki i koronkowe koszule z abotami? - Aye. Schowane gdzie - w zakamarkach mojego zamku. Och. Zamku? Wielkie nieba, jak mona prowadzid z nim normaln rozmow? By... fascynujcy. Musn rk doo Emmy, gdy szli. Chciaa przesund si w prawo, dalej od niego, ale nie zrobia tego. Byoby to zbyt oczywiste i niegrzeczne. - Usyszysz atak w kadej czci parku? - Aye. Na wszelki wypadek prosiem Connora, eby patrolowa pnocn czd. - Dobrze. Bdziemy mied wsparcie, jeli zajdzie potrzeba. - Aye. - Jego rka bya coraz bliej. Serce Emmy przyspieszyo. - Nie do wiary, e spotkalimy si zaledwie w pitek -powiedziaa. - Aye. - Ich palce si sploty. Jej serce wezbrao pragnieniem. - To dopiero nasza pita noc razem. - Kiedy yje si tak dugo jak ja, czowiek zdaje sobie spraw, e czas jest rzecz wzgldn. Pamitam wieki, ktre mijay w mgnieniu oka. - Zatrzyma si i stan naprzeciw niej. - Ale mona te przeyd emocje caego ycia w cigu kilku nocy. Wszystkie nadzieje i namitnoci, dziki ktrym warto yd, otaczaj mnie jak prezent od Boga. - Och, Angus. - A zatem jestem wyjtkowa, pomylaa. - Emmo, nie moemy zaprzeczad temu, co si nam zdarzyo. Pucia jego rk.

- Nie zaprzeczam temu. Ale nie moemy rwnie zaprzeczad, e nie mamy adnych szans. - Emmo... - Nie. - Uniosa rk. - Nie chc byd jedn z dugiego szeregu miertelnych przyjaciek. Ja... Teraz jestem dla ciebie wyjtkowa. I niech tak zostanie. Chc mc odejd, gdy moje serce bdzie cae i spokojne. Rozumiesz? - Nay. Po pierwsze, zakadasz smutne zakooczenie. - A moe byd inne? Jestemy z innych wiatw. Zmarszczy brwi. - Jestemy bardziej podobni do siebie, ni ci si wydaje. I nigdy nie byo szeregu miertelnych przyjaciek. - Przez wieki ywie si ludzk krwi. Sam mwie, e wszystkim kobietom dawae rozkosz. To mi wyglda na dugi szereg miertelnych kochanek. - Chodzio o przetrwanie. Chciaem co dad tym anonimowym kobietom, ktrych nie pamitam, ebym nie mia wyrzutw sumienia, kradnc im krew. Z tob jest inaczej, Emmo. Nie potrzebuj ci, eby przeyd. Ale przeycie to nie to samo, co ycie. To nie to samo, co uczucie, e znw jestem czowiekiem. A tak czuj si z tob. Przy tobie yj. Karmisz moj dusz. Wpatrywaa si w niego. Dobry Boe, co moe odpowiedzied? Bierz mnie, jestem twoja? Odwrci si, rozejrza. - Syszaem krzyk. Nasuchiwaa uwanie, ale nie wyapaa adnego dwiku. - Tam. - Skin, eby sza za nim. Biegli razem na pnoc. - Nic nie syszaam. - I nie usyszysz. Kontroluj ofiar. Ju nie bdzie krzyczed. - Zatrzyma si po kilku minutach. - Jestemy blisko - wyszepta. - Inaczej trzymaj torb, bo koki brzcz. Przycisna torb do piersi. - Lepiej? Kiwn gow i przyoy palec do ust. Biega za nim cicho, przez zagajnik, z dala od brukowanej alejki. wiato ksiyca ledwie przenikao przez baldachim lici. Zrobio si chodno. Angus sta si cieniem, ktrego tropem podaa. Bryza poruszya licie i przyniosa mski gos. - Hej, bracie, zostaw co dla mnie. Ramiona Emmy pokryy si gsi skrk. Zwolnili. Rozgldaa si nerwowo, w nadziei e wszystkie osobliwe ksztaty wok nich to tylko drzewa. - Kurde, co ty robisz? - odezwa si gono ten sam jkliwy gos. - Nie w ten sposb traktuje si kobiety. Nawet dziwki bym tak nie urzdzi.

- Cicho, idioto - wysycza inny gos. - Hej, suchaj, arcie to jedno, ale zabijanie to inna bajka. To nie w porzdku. Angus pocign Emm za sob, eby i ona widziaa polank. wiato ksiyca odbijao si od olbrzymiego granitowego gazu, barwio polan upiornymi odcieniami szaroci. Wampir w czerni przyciska kobiet do ziemi. Zdawaa si srebrzycie blada w wietle ksiyca. Miaa czarne, szkliste oczy. Jedyn plam koloru bya czerwona krew sczca si z dwch ranek na jej szyi. Drugi wampir, Murzyn w podartych dinsach i szarej bluzie z kapturem, przechadza si niespokojnie. - Cholera, czowieku. Nie podoba mi si to. Pierwszy wampir znw zatopi ky w szyi kobiety. Ofiara nie przeyje drugiego ukszenia. Emma si wzdrygna. Angus zapa j za rami i powstrzyma przed interwencj. - Daruj sobie, bracie! - Czarnoskry wampir podbieg bliej, prbowa zwrcid na siebie uwag drugiego wampira. - Wykaoczasz j. Umrze! Angus wpad na polan i wycign miecz z pochwy. Przyoy ostrze do szyi wampira. - Pud j. Emma byskawicznie otworzya torb i wyja koek. - A niech mnie! - Czarnoskry wampir odskoczy na bok, ale zablokowaa mu drog ucieczki i przyoya koek do piersi. - Ani kroku dalej. - Cholera. - Murzyn wpatrywa si w ni i Angusa. -Kim jestecie, kurde? Pierwszy wampir wsta powoli. Krew kapaa mu z kw. Cofn si, ale Angus poszed za nim, cay czas celujc mieczem w jego serce. - Ten park jest pod moj ochron. - Gos Angusa brzmia gronie. - Radz tu wicej nie zabijad. - Pamitam ci. - Wampir mwi z rosyjskim akcentem. - Bye na balu w Romatechu, rok temu. Zgniote zegarek Ivana. Jeste Angus MacKay. - A ty teraz suchasz poleceo Katii? Prosia, eby dla niej zabija? - Zrobibym dla niej wszystko. - Wic przeka jej to, Alek. - Wampir wzdrygn si, a Angus kontynuowa: Aye, wiem, kim jeste. Bye chopcem na posyki Ivana Petrovskiego, a teraz odwalasz brudn robot za Kati. Emma spojrzaa na rann kobiet. Jak dugo faceci zamierzali gadad, podczas gdy ofiara si wykrwawia? - Zadzwoni po karetk. Alek spojrza na ni.

- To ty! Widziaem ci ju kiedy. Zabia Vlada. Przekna lin. To jedyny wampir, ktry wymkn si jej w zeszym roku. Jedyny, ktry wiedzia, kim jest. - Miaem racj. - Alek obrzuci j wciekym spojrzeniem. - Zabjc jest miertelna. - Zerkn na Angusa. -A ty jej pomagasz, tak? - Angus. - Emma spojrzaa na niego bagalnie. Jeli ten wampir przeyje, powie wszystkim Malkontentom, e ona i MacKay pracuj razem. Zaatakowa, ale zanim jego miecz dotkn Alka, ten znikn. - Nay! - Angus wbi miecz w pieo drzewa. - Niech to szlag. - Wyrwa ostrze z pnia. - Cholera - wymamrota czarnoskry wampir. - Co wy za jedni? - Ani kroku - sykn Angus. Wampir podnis rce. - Ty tu rzdzisz. Nie naraam si kolesiowi z metrow kos. Angus celowa mieczem w serce czarnoskrego wampira. Emma podesza do rannej kobiety. - Jest umierajca. Musimy jej pomc. - Wezwaem Connora. Zaraz tu bdzie. Zjawi si byskawicznie i zlustrowa wzrokiem sytuacj. Zobaczy rann kobiet i ypn gronie na czarnoskrego wampira. - Ty ajdaku! Powinienem ci udusid. - To nie ja! Nie zrobiem tego! - krzykn Murzyn. -Tak, wiem, zawsze mwi, e to nie ja, ale tym razem mwi prawd, sowo. Nie wypiem z niej ani kropli. Wci jestem godny. - Spojrza na Emm pytajco. Spiorunowaa go wzrokiem. - Nawet o tym nie myl. - Connor, mgby zabrad kobiet do Romatechu? -poprosi Angus. Roman j uratuje. Potem zmodyfikujemy jej pamid i odstawimy do domu. - Tak jest. - Wzi kobiet w ramiona i znikn. - Gdzie wszyscy znikaj? - zapyta czarny wampir. - Kto ty? - Angus podszed do niego. Murzyn si cofn. - Zaraz zrobisz ze mnie pieprzony szaszyk tym noem. W tym tygodniu ju raz umarem i nie mam ochoty przechodzid przez to jeszcze raz. - Zostae przemieniony w tym tygodniu? - Tak. Zaatwi mnie ten ruski wir. Prowadziem wasny biznes, interes si krci, no wiesz, jak jest. Miaem wietn reputacj. Wszystko szo jak z patka. I wtedy zjawi si ten sukinsyn Alek... - Handlowae narkotykami? - Emma podesza bliej. - No piknie. - Czarny mia ponur min. - Tylko dlatego, e nie jestem biay, zakadasz, e handluj. - A handlujesz?

Wzruszy ramionami. - Czowiek musi z czego yd. Suchaj, lala, nie mam nic do ciebie, ale skrca mnie z godu, a ty pachniesz naprawd sodko. - Dotknij jej, a ju po tobie - warkn Angus. - Spoko, brat. - Rozoy rce w pojednawczym gecie. - Nie sdziem, e, hm, lecisz na kobitki, skoro paradujesz w spdnicy. - Dod tego. - MacKay wsun miecz do pochwy. -Wypij to. - Otworzy skrzany mieszek i wyj butelk. - adna torebka - mrukn czarny. - Znam faceta, ktry moe ci zaatwid rzeczy znanych projektantw za super cen. Angus zacisn zby. - To nie jest torebka! - Jak tam chcesz, czowieku. - Wampir wzi butelk. - Ej, ale to nie trucizna, co? Bo wiesz, dlatego ci ajdacy mnie zabili. Robi jak trucizn na wampiry. - To nieszkodliwy napj. - Trucizna na wampiry? - zainteresowaa si Emma. - Nightshade - mrukn Angus. - Tak, tak to nazwali. - Czarny powcha zawartod butelki. - Ej! Pachnie smakowicie. Co to jest? - Blissky. Mieszanka syntetycznej krwi i szkockiej whisky. Ach tak. Teraz Emma zrozumiaa, dlaczego pierwszej nocy poczua zapach whisky w oddechu Angusa. Czekaa, a czarnoskry wampir skooczy pid. I czekaa, zerkajc na Angusa. Jego usta drgny. - Jak widad nasz god jest bardzo godny. - O rety. - Wampir wytar usta. - Zarbisty towar. -Odwrci pust butelk do gry dnem. - Macie tego wicej? - W domu - odpowiedzia Angus. - I zawsze mamy zapas. - Serio? Bo wiesz, u tych cholernych Rosjan nie byo nic do arcia. Co noc poluj na ludzi. Powiedziaem, e powinni zrobid skok na bank krwi i zebrad jakie, kurde, zapasy, ale czy kto mnie posucha? Skde! - Nie chcesz krzywdzid ludzi? - Kurde, nie. aden ze mnie zabjca. - Puci oko do Emmy. - Wicej we mnie z kochanka, wiesz. - Trudno ci nazwad wzorowym obywatelem - zauwaya. - Musz jako zarabiad na ycie. Mam rodzin na utrzymaniu. - Jak si nazywasz? - zapyta Angus. - Phineas McGriz. - McGriz?

Czarny wzruszy ramionami. - Kumple nazywali mnie Master Zb. - Dumnie unis brod. - Teraz chc byd nazywany Mister Kie. Angus si skrzywi; Emma schowaa koek z powrotem do torby. - Dlaczego Rosjanie ci przemienili? Wampir zmarszczy brwi i poruszy si niespokojnie. - Chcieli mied atwy dostp do prochw. Ich krlowa, suka, niech j szlag, robi t trucizn. - Masz na myli Kati? - upewnia si Emma. - Tak, jej krlewska wysokod. Phineas machn rk. - Najpierw kae swojemu sugusowi mnie zabid, a potem zachowuje si, jakby zrobia mi wielki zaszczyt. Musiaem spad na pododze w piwnicy, jak pies. A kiedy chciaem wrcid do rodziny, zagrozia, e wszystkich pozabija. - Przykro mi - szepna Emma. - Wynomy si std. - Angus wyj telefon komrkowy ze skrzanej sakiewki. - Alek moe lada chwila wrcid z tuzinem Malkontentw. Musimy teleportowad si do domu. - Nie bardzo mi wychodzi to cae teleportowanie -przyzna Phineas. - Zabior ci. - Angus wybra numer. - Ian? Chciae, ebym ci uprzedza, kiedy si pojawi. Zaraz bd z dwjk goci. - Wrzuci telefon do sporranu, obj jednym ramieniem Emm, przycign j bliej i wycign rk do Phineasa. Czarny spojrza niespokojnie. - Albo my, albo Malkontenci - powiedzia Angus. -Chcesz przez ca wiecznod atakowad niewinnych, eby przeyd? Murzyn zrobi niepewny krok do przodu. - Nawet ci nie znam, czowieku. - Jestem Angus MacKay. - Chwyci wampira za rami. - Dokonae susznego wyboru. Phineas si achn. - Moe wpadam tylko na blissky. Pociemniao, ale tylko na par sekund, i stopy Emmy dotkny podogi w holu kamienicy Romana, Ian sta obok schodw z broni w rku. Nie zatrzyma na niej wzroku, znaczy e nie postrzega jej jako zagroenia, i skupi si na Phineasie. - Kto ty? - Podszed do niego z uniesionym mieczem. - Cholera! - Czarny da nura za Angusa. - Co wy, cigle z tymi mieczami? - W porzdku, an - powiedzia Angus. - Przyprowadziem go celowo. - Musiaem upewnid si, czy jako ci nie zmusi. - Ian wsun miecz do pochwy.

Phineas zerkn na Angusa. - Wiesz co, nie musielibycie udawad macho, gdybycie nie nosili kiecek. Powiem ci, to si nazywa kompensacja. Ian zacisn zby, mierzc go wzrokiem. - Na pewno nie mog go dgnd? - Nay. - Angus poklepa Phineasa po plecach. - Zostanie z nami przez jaki czas. - Kto to waciwie jest? Phineas podnis gow. - Jestem Doktor Kie. - Och. - an skin gow. - Chodzi o Shann. - Jak Shann? - Shann Draganesti. Spodziewa si dziecka. - To nie ja! - Phineas cofn si, podnoszc rce. -Nawet nie znam Shanny. Emma si rozemiaa. - Nie jeste ojcem - warkn Angus. - Zawsze to mwi. - Phineas opar rce na biodrach. - Ale czy kto mi uwierzy? Nie. - My tak. - Angus odwrci si do lana. - To nie lekarz. Jego tytu jest bardziej... honorowy. - Tak, zgadza si. - Czarny kiwn gow. - Jak ja, honorowy. - I teraz pracuje dla mnie - oznajmi Angus. Phineas zamruga. -Ja? - On? - Ian by sceptyczny. Emma si umiechna. Tego wieczoru miaa doskona okazj, by widzied Angusa w akcji i podobao jej si to, co zobaczya. By szlachetny i dobry. Splt rce na piersi i przyglda si Phineasowi. - Umiesz walczyd, chopcze? - A jak sdzisz? Jestem z Bronksu. - Musisz postpowad zgodnie z naszymi zasadami -mwi Angus. Podstawowa zasada - nigdy nie krzywdzid miertelnych. adnego ksania. Bdziesz si odywiad sztuczn krwi z butelki. Dasz rad? - Pewnie, e tak. - Phineas patrzy na lana. - Macie tu gdzie jeszcze troch tej blissky? Wci jestem godny. - Nie dostaniesz wicej blissky dzi wieczorem - zarzdzi Angus. - Ian, przynie mu butelk ciepej grupy 0. - Oczywicie. - Przeszed do kuchni. - Wszyscy tu mieszkacie? - Phineas przechadza si po holu. - Ja jestem przejazdem - wyjani Angus. - Connor, Ian i Dougal tu mieszkaj. Ty te moesz. - Serio? - Oczy Phineasa pojaniay. Zajrza do biblioteki. - Bomba.

- Zakadam, e bdziesz u mnie pracowa. - Za arcie i mieszkanie, api. - Zlustrowa salon. - Ja nie mog, ale wypasiony telewizor. Macie Knicks? - Bdziesz podwadnym Connora. Dwa razy w miesicu otrzymasz wynagrodzenie. Phineas odwrci si, eby na niego spojrzed. - Wynagrodzenie? Prawdziwe wypaty? Czek? - Aye. Czarny rozdziawi usta. - Do tej pory nikt mi nie proponowa prawdziwej pracy. Angus ypn na niego gronie. - Nie ka mi tego aowad. - Nie, no. Bd super. Chc pracowad. Rodzina na mnie liczy. Mog im wysyad jakie pienidze, prawda? - Oczywicie. Ale nie moesz im powiedzied, co si stao ani gdzie pracujesz. Uwierz mi, nie zrozumiej. - Domyliem si tego. - Oczy Phineasa lniy od ez. -Mam brata i siostr. Mieszkaj z ciotk, ma cukrzyc, teraz pogorszyo si i nie moe pracowad. Oni licz na mnie i... nie chc ich martwid. - Nie masz rodzicw? - zapytaa Emma. Pokrci gow. - Mama umara na AIDS, a ojciec prysn, kiedy byem may. Sam troszcz si o rodzin. Nie wiedz, co mnie spotkao, a przeklci Ruscy nie chcieli mnie wypucid. Angus kiwn gow. - Ian zawiezie ci do domu na krtk wizyt - powiedzia Angus. - Wyj plik banknotw ze sporranu. - To zaliczka na poczet pierwszej wypaty. Zostaw to rodzinie, bo nie mog ci powiedzied, jak czsto bdziesz mg ich odwiedzad. - Super, bracie. - Phineas wzi gotwk. Wrci Ian i poda Phineasowi butelk. - Jestem an MacPhie. Wci nie wiem, jak si naprawd nazywasz. - Phineas McGriz. - Pocign krwi. - McGriz? - an zamruga. - To zdaje si wskazywad, e jest Szkotem. - Angus si umiechn. Ian spoglda na Murzyna niepewnie. - Znaem paru o nazwisku McGriz, ale aden nie wyglda jak on. Angus wzruszy ramionami. - Jest teraz jednym z nas. Zawie go do domu, a potem trzeba zaczd jego szkolenie. - Jakie szkolenie? - Phineas wypi wicej krwi. - Sztuki waki i szermierka - wyjani Angus. Czarny rozdziawi usta.

- Znaczy, e co, e ja dostan taki megakozik? - Claymore. Aye. - Ian zapa go za rami i zaprowadzi do drzwi. - Bdziesz wojownikiem, jak my. - Zarbicie. - Phineas przed wyjciem zerkn na Angusa. - Ale kiecek nie bd nosid! Emma miaa si jeszcze, gdy drzwi si zamkny. - Sodki z ciebie facet, Angusie MacKay. - Nie pomagam mu wycznie z dobroci serca. Malkontenci przewyszaj nas liczebnie, a Roman sprzeciwia si przemianom i tworzeniu nowych honorowych wampirw. To stawia nas w trudnym pooeniu. - Rozumiem. - Emma wci si umiechaa. - Ale i tak uwaam, e jeste sodki. Dostrzege w Phineasie dobrod, chod niejeden by j przeoczy. Podszed bliej. - Wic ci si podobam? - Tak. I ufam ci. - Totalna zmiana w kilka dni. Tylko on mg tego dokonad. Wzi j w ramiona. - Uwierz mi. Jeste w powanym niebezpieczeostwie. Spd ze mn noc.

Rozdzia 16
Emma nie bya pewna, czy noc z Angusem jest do kooca bezpieczna, chod z pewnoci byaby namitna. - Nie jest tak le, jak ci si wydaje. Spojrza na ni z marsow min. - Alek wie, e jeste zabjczyni. Na pewno ju powiedzia Katii i tylko czyhaj na okazj, eby ci zamordowad. - Moliwe, ale nie wiedz, jak si nazywam ani gdzie mieszkam. Pki do tego nie dojd, chyba nic mi nie grozi. - Chyba to za mao. Wiedz, e jeste miertelna i atwa do zabicia. Wiedz, e ci pomagam. - Tym bardziej powinnimy si rozdzielid. - Nay. - agodnie cisn jej ramiona. - Nie zostawi ci samej. Walczya z pragnieniem, by przytulid si do niego. - Nie chodzi o to, e nie doceniam twojej troski. Owszem, to bardzo mio z twojej strony... - Mio, akurat. Duma i upr bior gr. Dziewczyno, obiecaem sobie, e bd ci chronid i nic mi w tym nie przeszkodzi. Dotrzymuj sowa. Honorowy, redniowieczny rycerz w lnicej zbroi. By tak wspaniay, e niemal zapomniaa, kim jest. Niemal, ale nie cakiem. Dotkna jego policzka.

- Wiem, e jeste czowiekiem honoru, ale uwaam, e nie powinnimy przebywad sam na sam. - Nie jestecie sam na sam - powiedzia obcy gos. Emma gono zaczerpna tchu i si odwrcia. Obok schodw stali dwaj mczyni, bardzo przystojni. W tym, ktry nosi kilt, rozpoznaa Robby'ego z Parya. Drugi mia na sobie drogi garnitur, a na ustach znaczcy umieszek. Zapewne si tu teleportowali. - Automatyczna sekretarka bya wczona. - Robby wrzuci telefon komrkowy do sporranu. - Angus, syszelimy, e potrzebujesz pomocy. - W rzeczy samej. - Mczyzna w garniturze umiechn si przecigle. Obrzuci Emm spojrzeniem. - Jak widad, masz pene rce... roboty. Zarumienia si. Czy w wiecie wampirw prywatnod nie istnieje? Przynajmniej tego wieczoru jest kompletnie ubrana. Wzmocnia umysow blokad, by powstrzymad wszelkie prby telepatii. - Dziki, e przybylicie. - Angus podszed do drzwi i wystuka kod na panelu bezpieczeostwa. Potem spojrza na goci. Poklepa Robby'ego po plecach. - Fajnie, e jeste, ale czy to znaczy, e nikt nie pilnuje Jean-Luca? Robby wzruszy ramionami. - Stwierdzi, e nie potrzebuje niaoki, a tobie bardziej si przydam. - Skoni si Emmie. - Jak si pani miewa, panno Wallace? - Dzikuj, dobrze. - Poprawia pasek torby na ramieniu. Koki zagrzechotay. Robby zamruga. Wampir w garniturze si umiechn. - La signorina lubi ryzyko. Rozpoznaa jego gos - to on odezwa si pierwszy. Woski akcent, chod lekki, by jednak wyrany. Angus skin rk w jego stron. - To jest Jack z Wenecji. Wampir przewrci oczami. - Wci prbujesz zrobid ze mnie Anglika. Jestem Giacomo di Venezia. Angus prychn i spojrza na Emm. - Tylko mu nie wierz, kiedy zacznie ci wmawiad, e ma na nazwisko Casanova. - Och. - Giacomo pooy rk na sercu. - Ranisz mnie, stary druhu. - Ukoni si Emmie. - Jestem do pani usug, signorina. Co to za gocie? Rob Roy i Casanova? Nie moga uwierzyd, jak bardzo jej ycie zmienio si w cigu kilku nocy. Do tego stopnia, e lada chwila zada blissky... Tyle e bez krwi. - Wiadomo co o poszukiwaniach Casimira? - zapyta Angus.

- Prawdopodobnie jest gdzie we wschodniej Europie - odpar Robby. - Moemy wykluczyd Polsk - doda Giacomo. - Byem tam z Zoltanem i jego ludmi. Trafilimy na wie, w ktrej miesic temu doszo do wielu niewyjanionych gwatownych przypadkw mierci. Sdzimy, e tam by, ale przenis si na poudnie. - A wic doganiamy go. Dobrze. - Angus kiwn gow. - Tymczasem mam dla was zadanie tutaj. - Moemy najpierw co zjed? Pracuj od omiu godzin i umieram z godu. Ciemne oczy Giacomo zamigotay, gdy wpatrywa si w Emm. Odpowiedziaa gronym spojrzeniem. - Lepiej jej nie dokuczaj, Jack - ostrzeg Angus. - Ma w torbie koki i nie zawaha si ich uyd. Giacomo zachichota. - Podobno nowy napj Romana jest doskonay. - Aye, blissky. Tdy. - Zaprowadzi ich do kuchni i opowiedzia o morderstwach w Central Parku. Emma przez chwil staa samotnie w holu, zanim uznaa, e ona te moe wejd do kuchni. Pchna drzwi. - Bdziecie co noc patrolowad Central Park. - Angus sta przy blacie kuchennym i nalewa blissky do szklanek. Robby i Giacomo zadawali pytania, a Emma lustrowaa wzrokiem kuchni. Lodwka, mikrofalwka, nieskazitelnie czysty blat. Oczywicie, tak naprawd nikt tu nie gotowa. Rzucia okiem w stron stou i gwatownie zaczerpna powietrza - zobaczya strzp czerwonej koronki. Jej bielizna? Wrcia wzrokiem do trzech wampirw. Byli zajci blissky, pili i zachwalali smak. Przysuwaa si do stou, a upewnia si, e zasania im sob widok i wtedy energicznie pooya torb na majteczki. - Emma? Odwrcia si, syszc gos Angusa. - Tak? - Napijesz si czego? Mamy napoje bezalkoholowe, a poza tym wci pamitam, jak zaparzyd herbat. - Cola mi wystarczy. Najlepiej light. - Obesza st, usiada naprzeciw nich, pooya rce na torbie i ostronie przycigaa do siebie. Gdy Angus odwrci si do lodwki, torba dotara do brzegu stou. Majtki zsuny si na kolana Emmy, a wraz z nimi - malutka karteczka, ktra spada na podog. Wychylia si z krzesem, eby zobaczyd, gdzie upada. - Naprawd sama zabia czterech Malkontentw? -Giacomo podszed do stou.

Zacisna doo na skrawku czerwonej koronki. - Tak. - Zdumiewajce. - Woski wampir usiad naprzeciwko niej i postawi swoj szklank na stole. - miertelniczka, ktra zabija wampiry. Musisz byd nieustraszona. - Emma nigdy nie traci zimnej krwi. - Angus wrzuci ld do szklanki. Akurat, nigdy. Nie dalej jak wczoraj wpada w histeri, gdy sobie uwiadomia, e jest pnaga, na dodatek w obcym miejscu. - No tak, to w koocu jedna z Wallace'w - zauway Robby. Wtpia, by sawny przodek musia kiedykolwiek chowad czerwon bielizn. Postawia sobie torb na kolanach i wsuna majtki do rodka. Schylia si po karteczk, ktra spada na podog. - Upucia co? - zapyta Giacomo. - Nie. - Podniosa papier, wyprostowaa si i wsuna go do torby. - Komar uksi-mnie w nog. Swdzi jak diabli. - Cholerni krwiopijcy. - Giacomo umiechn si wolno. - Jak mona ich nie nienawidzid? Naprawd myla, e na to odpowie? Spojrzaa na niego z marsow min. - Podobno roznosz choroby. Rozemia si. - Lubi j, Angus. - No to j lub z daleka - burkn Angus i postawi przed Emm col light. Giacomo z umiechem podnis szklank. - Za amore. - Wychyli blissky do dna. - Panno Wallace, mog zapytad, w jaki sposb zabia pani tych Malkontentw? - Robby podszed bliej. -Posuya si pani mieczem czy kokami? - Kokami. - Upia szybko yk coli. - Mgbym je zobaczyd? Zakrztusia si. - Ja... Wolaabym nie. Angus prychn. - Nie miaa takich oporw, eby mi je zademonstrowad. Musiaem zniszczyd par sztuk, bo znajdoway si zbyt blisko, bym czu si bezpiecznie. Giacomo si rozemia. - Prbowaa ci zabid? - Pochyli si, chcc zajrzed do jej torby. - Musz byd straszne. - Nay. Poka ci. - Jednym ruchem Angus porwa torb z kolan Emmy. Otworzy j, zajrza do rodka, zamruga. Pochyli gow, eby si lepiej przyjrzed.

Giacomo wsta. Umiecha si. - Co jest? Odkrye jej tajn broo? - Nay. Czas na prezenty. - Wsun rk do torby. -Prosz bardzo. - Pooy dwa supki na st. - Pamitki od pogromczyni. - Odda jej torb. Odetchna z ulg. Zachowa si jak dentelmen. Ogldali koki. - Zbyt may. - Robby pokrci gow. - Wol mj claymore. - Wrzuci koek do sporranu. - A ja moj szpad. - Giacomo wsun koek do kieszeni marynarki. - Czas na nas. - Ukoni si Emmie. -Rozkosz byo ci poznad, signorina. - I wzajemnie. - Wstaa, przyciskajc do siebie torb. -Dzikuj, e zgodzilicie si patrolowad park. Poczekaa, a wyjd, i dopiero wtedy z ulg opada na krzeso. Angus upi yk blissky. - Jakim cudem twoje majtki znalazy si w torbie? ypna na niego gniewnie. - Leay w bardzo widocznym miejscu na rodku kuchni, tak e wszyscy mogli zobaczyd. Musiaam je gdzie ukryd. Zaraz, przypomniao mi si. Wyja karteczk z torby. - Na stole bya ta notatka. Angus wycign rk. - Prawdopodobnie to do mnie. Popatrzya na niego spod oka. - Moje majtki, moja notatka. - Rozoya karteczk. Pogrozi jej palcem. - To moja notatka. Majtki te, to mj up wojenny. Prychna. Bya zbyt rozdraniona, by dad mu licik, chocia by zaadresowany do niego. - Tylko mi nie mw, e zbierasz kobiec bielizn. - Jedynie twoj, moja mioci. - Pochyli si nad stoem. -I tylko jeli miaem przyjemnod osobicie j z ciebie cignd. Zdawa sobie spraw, e przed chwil nazwa j mioci? A moe to tylko taki zwrot retoryczny? Ale nie przypominaa sobie, by kiedykolwiek go uy. Wyj jej arkusik z rki. - Daj! - Zerwaa si i postawia torb na stole. Drao pewnie specjalnie tak powiedzia, eby odwrcid jej uwag. Co gorsza, zadziaao. Bya poruszona. Waciwie powinna zabrad majtki, wyjd, ale ciekawod wzia gr. Emma podesza do niego i czytaa przez rami: Angus, Phil znalaz te majtki w salonie i zapyta, ktremu z nas ma pogratulowad. Musimy porozmawiad. Connor". No wietnie. Jkna. Connor wiedzia o nich. - Kto to jest Phil?

- Stranik dzienny. - Angus zgnit kartk i cisn do mieci. - atwiej mi bdzie ci chronid, jeli tu zamieszkasz. Wprowadzid si do wampira? Czy on oszala? - Mio mi, e tak si o mnie troszczysz, ale nie oczekuj, e bdziesz mnie chroni. Sama wpakowaam si w kopoty i sama sobie poradz. - Nie dam si spawid. - Przechyli gow. - Serce bije ci gwatownie. Dziki za przypomnienie. Zacisna pici, rozlunia powoli. - Przeprowadzka nie wchodzi w rachub. Jeli Sean mnie zobaczy, strac prac i nadziej na zatrudnienie we wszystkich firmach, o jakich kiedykolwiek marzyam. - Wtedy bdziesz moga pracowad u mnie. I zarabiad drugie tyle, ni teraz zarabiasz. Otwieraa i zamykaa usta. - Nie o to chodzi. - Ale owszem. Moesz nam pomc znaled Casimira, a to sto razy waniejsze od tego, co robisz dla Seana Whelana. Co takiego osign? Marnuje wszystkim czas, szuka crki, ktra jest bezpieczna i szczliwa. Zmruy oczy. - Serce bije ci coraz goniej. Sysz to. Przygryza warg. - Nie musisz co chwila komentowad moich funkcji yciowych. - Wspominam o tym, bo widz, e ze sob walczysz, a to niepotrzebne. Skrzyowaa rce na piersi. - Mylisz, e powinnam ci ulec. Zamieszkad z tob, pracowad u ciebie i robid wszystko po twojemu. - Aye. Byoby atwiej. Jaskiniowiec! Brzmiao to jak cakowita kapitulacja, a na to nie moga pozwolid. - Mam swoje ycie. - Ale twoj misj jest chronid miertelnych i zabijad ze wampiry. Mamy ten sam cel. - Obj j agodnie. - Nie widzisz, jacy jestemy do siebie podobni? - Nie. Widz za to, e ty byby szefem, a ja podwadn. Jeste niemiertelnym wampirem, a ja - zwyk miertelniczk. Jeste ode mnie szybszy i silniejszy. Wielkie nieba, masz nawet zamek, a ja - ciasne mieszkanko. - Chciaaby mied wikszy dom? - Nie! Chciaabym... czud si tobie rwna. Jest midzy nami tyle rnic, e nie mog... - Mylisz, e wykorzystabym ciebie? Przysigaem ci chronid.

- To dzieje si zbyt szybko. - Odsuna si. - Tydzieo temu nienawidziam wszystkich wampirw i zabijaam je. Dopiero co zaczam ci ufad i... lubid ciebie. Nie mog z tob zamieszkad. - Wstydzisz si mnie? - Nie! Wcale nie. - Pocigay j jego sia i moc, ale jednoczenie wiedziaa, e przytoczyby j cakowicie. -Musz si chronid. - Przed czym? - wykrzykn. - Przysigem nigdy ci nie skrzywdzid. Na moment zamkna oczy. - Wiem, e mwisz szczerze, ale pochodzimy z dwu rnych wiatw. Nie ma dla nas przyszoci. - Do diaba z przyszoci. yjemy tu i teraz. - I wci bdziesz y za sto lat. Zgrzytn zbami. - Odrzucasz mnie z powodu tego, czym jestem? Dobry Boe, nie chciaa go zranid. - Jeste najwspanialszym mczyzn, jakiego kiedykolwiek spotkaam. Ale musz si chronid. Podszed do lady i dopi blissky. Sta odwrcony tyem. Zacisn donie na kontuarze. - To niczego nie zmienia. lubowaem ci chronid i dotrzymam sowa. Dokd ci zabrad? Straszny ciar przygniata jej serce. Tak bdzie lepiej, skooczyd to teraz, zanim przepadnie z kretesem. - Jeli Malkontenci dowiedz si, jak si nazywam, znajd moje mieszkanie, wic lokum Austina wydaje si bezpieczniejsze. Gdyby mg mnie tam teleportowad... dalej poradz sobie sama. - Zostan do witu. - Odwrci si do niej. - Nie obawiaj si. Bd w salonie, poogldam telewizj. Nawet mnie nie zauwaysz. Dsa si, pomylaa. By taki cichy. Ale zrobi wszystko, o co prosia. Teleportowa j do jej mieszkania, eby moga zapakowad troch ubrao, potem zabra do Austina. Upar si nawet, by zapacid za chioszczyzn, ktr zamwia. Siedzia cicho na kanapie. Wczya telewizor i nastawia program z powtrkami seriali komediowych. Nie protestowa. Usiada na drugim koocu kanapy. Pilot lea midzy nimi. adne go nie wzio. Co jaki czas zerkaa na Angusa. Nie mia si z zabawnych fragmentw. Zacisn zby, zmarszczy czoo. Siedzia nieruchomo, jakby by martwy. Jkna w duchu. Wyczuwaa w nim energi spron przed wybuchem. O wp do pitej rano zacza ziewad. Zakrya usta. - Nie krpuj si, id spad - powiedzia delikatnie. -Niedugo wyjd. Wstaa powoli, przecigna si.

- W takim razie wezm gorc kpiel i pjd spad. - W porzdku. - Sign po pilota i wczy kana meteorologiczny. - Przykro mi, e nie mamy DVN. - Nie szkodzi. - ciszy dwik do szeptu. Najwyraniej przy jego wietnym suchu to wystarczao. - Moi ludzie pracuj na caym wiecie. Lubi wiedzied, jak maj pogod. - Domylam si, e chcesz te dokadnie wiedzied, o ktrej wschodzi sooce. Spojrza na ni z rozdranieniem. - Dobranoc. Tak, naprawd si dsa. Sza w stron sypialni. - Moja mioci. Zatrzymaa si pod drzwiami. Przesyszaa si? Powiedzia to tak mikko, e nie bya pewna, czy naprawd co mwi. Moe syszaa to w swojej gowie. Zerkna przez rami. Wci wpatrywa si w ekran telewizora. - Dobranoc. - Zamkna drzwi do sypialni. W azience nalaa do wanny gorcej wody i pynu do kpieli. Gdy bya w samej bielinie, przypomniaa sobie czerwone majtki w torbie z kokami. Czy wychodzc, Angus skonfiskuje jej bielizn jako wojenny up? W koocu to on je z niej cign, ale to ona cisna je przez p pokoju. Z rozkosz poddawaa si jego pieszczotom. Chod niedokooczony, to by najlepszy seks jej ycia. Czy popeniaa bd, odrzucajc go? Rozpia czarny stanik i cisna w stron drzwi. Cholera, dlaczego nie moe si zakochad w normalnym facecie, ktry oddycha dwadziecia cztery godziny na dob? Rzucia czarne koronkowe majtki na podog. Czy angaujc si w zwizek z Angusem, zdradza pamid rodzicw? A moe rodzice kazaliby jej id za gosem serca i nie uciekad od mioci? Tak bardzo si kochali. Czy nie chcieliby dla niej takiej mioci? Wesza do wanny penej biaej piany. Zapach jaminu koi stargane nerwy. Westchna, rozprostowaa ramiona, oddychajc gboko. - Mamo, tato - szepna. - Jestem zdezorientowana. -Oddaaby wiele, eby z nimi porozmawiad. W pierwszych tygodniach po ich mierci kilka razy wydawao jej si, e syszaa gos ojca. Szept na wietrze albo myl, ktra nagle pojawiaa si w jej umyle. Ale takie wraenie miaa przed laty. Pniej ju bya cakiem sama. Zamkna oczy i oddychaa pen piersi, pozwalaa ciau odpryd si i otwieraa umys na wszelkie rady, czy to od ojca rodzonego, czy niebieskiego. Jakakolwiek pomoc byaby mile widziana.

Jej piersi drgny, kiedy pko kilka bbelkw piany. Umiechna si, wdychajc kwiatowy zapach. Bbelki pieciy jej skr. Wydawao si, e dotykaj jej prawdziwe palce. Mmm, dobry pyn do kpieli. Przycigna chmur piany do piersi, zakrya je. Bbelki przylgny do skry, dray, agodnie draniy sutki. A niech to, szorujce bbelki. Ciesz si, e ci si podoba. Zachysna si, syszc gos Angusa. Wyjrzaa zza zasony prysznicowej. Gdzie jeste? Wci na kanapie. Jego gos by w jej gowie. Cholera, otworzya umys. Emmo, nie wyrzucaj mnie. Przepiknie wygldasz w moim umyle. Taka rowa i poczerwieniaa od gorca. Wstrzymaa oddech, gdy poczua jego rk na piersi. Opucia wzrok widziaa jedynie bbelki piany spywajce po nabrzmiaych piersiach. Jak ty to robisz? Muska kciukiem stwardniay sutek. W kadym razie wydawao si jej, e to jego kciuk. Drgna, gdy poczua, e pieci drugi. Jzykiem? Co ty wyprawiasz? - Gwatownie zaczerpna tchu, gdy pieci jej pier ustami. Miaa niewiarygodnie silne doznania, jakby tu by. Przykry jej pier rk, ale wci j caowa. O Jezu, dobry jest. To jaka magia? - Nie oczekiwaa odpowiedzi. Jak mgby rozmawiad z penymi ustami? To seks wampiryczny. Wic dlaczego ja te to czuj? - Zrobia zeza, gdy dotkn obu piersi jednoczenie. Najwyraniej potrafi rozmawiad w mylach, podczas gdy jego usta by zajte czym innym. Nie jestem wampirem. Ale ja jestem. I chc dad ci rozkosz. Zsuna si gbiej do wody, ale to nic nie zmienio. Nawet pod wod doznania trway. Cudownie. On jest cudowny. No nie! Czyta w jej mylach? Nie pozwoliam ci. Ale to zrobisz. Chcesz krzyczed z rozkoszy, tak jak ostatniej nocy. - Jego rce masoway jej piersi. Jedna rk pomkna w d, signa midzy nogi. Jkna i zamrugaa szybko. Chwileczk. Ile ty waciwie masz rk? Tyle, ile zapragn. Dotkn wntrza jej ud. Jednoczenie pieci piersi. Poczua co gorcego i wilgotnego na szyi. Caowa j. Jzykiem drani ucho. Jeste dla mnie gotowa? Gos Angusa szepta cicho w jej gowie. Rozsuna kolana. Uwodzisz mnie.

Kocham si z tob. Delikatnie pocaowa j w czoo. Zamknij oczy i rozkoszuj si kad chwil. O tak. Opucia powieki. Nagle poczua jego rce na sobie, poznaway kontury jej ramion i ng, wdroway po brzuchu i plecach. Jkna, kiedy zaczy masowad jej barki. Drani jzykiem sutki. Jego rka poruszaa si midzy jej nogami. Krzykna, gdy zlokalizowa echtaczk. Chwycia si krawdzi wanny. Fantastyczne wykorzystanie energii paranormalnej. Podskoczya, gdy poczua na sobie jego usta. Niemoliwe, siedziaa w wannie penej wody. Ale przecie to wszystko dziao si w jej gowie. Obiecaem, e za drugim razem bdziesz krzyczed za spraw moich ust. - O Boe. - Wraenia byty bardzo rzeczywiste. Czua kade linicie, kady ruch jzyka, kade uszczypnicie. Opara stopy o wann i uniosa biodra, chcc wicej. Wicej. Napicie narastao, stawao si nie do zniesienia. Chod ze mn, mioci. cisn jej poladki. Jego jzyk szala. Krzyczaa, rozlewaa wod po pododze. Zakrya usta doni, czua rozkoszne skurcze. Zwina si w kbek, cisna uda, chcc, by rozkosz trwaa i trwaa. Syszaa nawet jk Angusa, chropowaty dwik, ktry rozleg si w jej gowie i jeszcze przyspieszy puls. Oddech powoli wrci do normy. Emma usiada i zobaczya kaue spienionej wody na pododze. Co za kpiel. Z trudem wstaa i ostronie wysza z wanny. Pytanie, co teraz? Na pewno musi wzmocnid blokad swojego umysu, by Angus nie mia do niego dostpu. Nie chciaa, eby j sysza. Co druga myl bya przywoaniem dowiadczonej rozkoszy. Woya szlafrok i wyja spink z wosw. Co robid? Udawad, e nic si nie stao? Stao si! A moe otworzyd drzwi do sypialni i zaprosid go na drug rund, tym razem w realu? Hm. Poprawia wosy i zerkna w lustro. Co robid? Wysza z azienki, podesza do drzwi do saloniku. Uchylia je powoli. Wci siedzia na kanapie, ale wyczy telewizor. Odwrci si, by na ni popatrzed. Jego oczy zaszy czerwieni. - Czas na mnie. Ju prawie wit. - Och. - To dopiero byskotliwa wypowied. Nie moga wymylid nic lepszego? Wskaza swj telefon komrkowy na stole. - Zapisaem twj numer, na wypadek gdybym musia si z tob szybko skontaktowad. - Dobrze. - Przyl dziennego stranika, eby mia na ciebie oko. Malkontenci wsppracuj z rosyjsk mafi, wic nawet za dnia nie jeste bezpieczna.

- Och. Spojrza w d spod zmarszczonych brwi. - Musz oddad kilt do pralni. - Wsta, podnis sporran z kanapy. Oczy Emmy si powikszyy. Przypomniaa sobie dugi jk, ktry nis si echem w jej gowie. - Angus... - Dobranoc... moja mioci. - Znikn.

Rozdzia 17
Angus zjawi si w kamienicy Romana i szybko wyczy alarm. Rzuci sporran na biurko i wcisn guzik interkomu. - Ian, to ja. - Najwyszy czas - odpowiedzia an. - Ju prawie wit. Connor chce si z tob zobaczyd. Angus spojrza na kilt i si skrzywi. - Daj mi dwie minuty. - Wszed do sypialni, zdj buty, cign sweter i kilt. Spojrza na poplamiony kilt i wcign dinsy. Straci nad sob panowanie, jakby mia szesnacie lat, a nie pidset dwadziecia szed. Ale nie przypomina sobie kobiety, ktra dziaaa na niego tak jak Emma. I tak go irytowaa. Dostawa szau na myl, e chciaa go odrzucid. Jego ona zrobia to wieki temu, ale Emma powinna wiedzied lepiej. Jest zbyt mdra i postpowa, by ulegad starym przesdom. Do cholery, jest zbyt dzielna, by ulegad czemukolwiek. Ma natur wojownika jak on. Jest dla niego stworzona. Ale nie podda si bez walki. Dzisiejszy atak na jej umys by aktem rozpaczy. Niech to szlag, jeli ju ma go odrzucid, niech wie, co traci. Rozlego si pukanie do drzwi. - Wejd. Angus przeszed do gabinetu w samych skarpetkach, dinsach i biaym podkoszulku. Zjawi si Connor. - Musimy porozmawiad. - Wszystko w porzdku w Romatechu? - Aye. - Connor zanikn drzwi. - Sala porodowa jest przygotowana, gdyby dziecko Shanny miao... problemy. P-wampir, p-czowiek. Angus westchn. - Co jeszcze? - Jutro zjawi si nasi lekarze, pord zaplanowano na pitkow noc. - Dobrze. - Angus obszed biurko i usiad. Connor podszed do niego.

- Ciesz si, e cigne posiki. Przydaliby si nam teraz, w zwizku z przybyciem lekarzy, ale Jack mwi mi, e kazae jemu i Robby'emu patrolowad Central Park? - Aye, eby Malkontenci nie mordowali wicej miertelnych. - Angus sprawdza poczt elektroniczn. Connor milcza przez chwil. - Mamy nowego kumpla? Mister Kie? Angus umiechn si i wykasowa niepotrzebne reklamy. - Nazywa si Phineas McGriz. Jak si sprawdza? - Bardzo si stara, Ian mwi, e niele sobie radzi na pierwszej lekcji szermierki. - Dobrze. - adnych wieci od Michaia. Wyczy komputer. - Dzienni ju przyszli? - Phil. Howard bdzie lada chwila. - Powiedz Philowi, e dzi ma chronid pann Wallace. -Angus zapisa adres mieszkania Austina na kawaku papieru i poda mu karteczk. - Jest w niebezpieczeostwie? - Bya ze mn, gdy znalazem Phineasa. Ten Rosjanin, Alek, te si tam znalaz, i rozpozna j jako zabjczyni wampirw. - Cholera - sapn Connor. - Wiesz, e Katia uzna teraz, e stalimy za tym od pocztku i e pomagalimy pannie Wallace? - Nic na to nie poradzimy. - Powiniene by wysad j jak najdalej std, gdy tylko dowiedziae si, kim jest. - Nie pouczaj mnie, stary. Connor zacisn pici i stan tyem do niego. - To jest prawdziwy powd, dla ktrego Jack i Robby pilnuj parku? Powstrzymad pann Wallace przed dalszymi polowaniami? - Najlepszy sposb, by wicej nie zabijaa. Connor si odwrci. - Rozumiem, e wykorzystujesz wszelkie metody, by j przekonad. Angus zmruy oczy. - Posuwasz si za daleko, przyjacielu. - Obawiam si, e to ty posune si za daleko. Nic dobrego z tego nie wyniknie. Angus uderzy pici w biurko i wsta. - Musiae zostawid jej majtki w kuchni, gdzie wszyscy je widzieli? Dlaczego nie przyniose ich tu? - Przede wszystkim mylisz o niej. - I co z tego?

Connor spojrza na niego ze smutkiem. - W naszej brany takie mylenie moe oznaczad mierd. - Przysigem j chronid. Nie porzuc jej teraz. -Angus wyj z lodwki butelk syntetycznej krwi, grupa 0. - Chcesz? - Nay. - Wic to wszystko na dzi. - Wla krew do szklanki. -Dobranoc. Connor nie wychodzi. - Wiem, e to ty jeste szefem, ale jeste dla mnie jak brat, a dla lana jak ojciec. - Angus popija krew. Przyjanili si z Connorem przez zbyt wiele lat, by dugo si gniewad. Poczu znajome ukucie winy, jak zawsze, ilekrod padao imi lana. Pojawia si te pierwsza fala sennoci. Zaczynao witad. - Zawsze doceniaem twoj szczerod, Connor. -Patrzy na starego przyjaciela. - Mylisz, e postpiem le, przemieniajc lana, chod by bardzo mody? Connor zaczerpn gboko powietrza. - Ian umarby, gdyby tego nie zrobi. Myl, e jest zadowolony. Szczliwy na tyle, na ile jest to dla nas moliwe. - By ju przy drzwiach. Zatrzyma si z rk na klamce. - Kochasz j? Angus odstawi szklank. - Aye. - W takim razie zrobimy, co w naszej mocy, by j chronid. - Spojrza na Angusa ze smutkiem. - By chronid was oboje. *** Emma obudzia si o drugiej po poudniu. Wzia szybki prysznic, ubraa si. Zerkna na stert przemoczonych rcznikw, ktrych uya, by ratowad azienk przed potopem. Dzi jej niebezpieczny, szalony styl ycia obejmowa wypraw do pralni. Woya rczniki do worka i zacigna pod drzwi. Usyszaa gosy w holu, wic spojrzaa przez judasza. Pod jej drzwiami sta mody mczyzna. By wysoki i uminiony, w spodniach khaki i granatowej koszulce polo. Rozmawiay z nim dwie jasnowose kobiety. Wielkie nieba, to te lalunie, ktre mylay, e Austin jest gejem. Lindsey i Tina. Zaatakoway biedaka na korytarzu. Rozleg si guchy omot, gdy mczyzna opar si o drzwi. Emma otworzya. Mao brakowao, a facet przewrciby si, ale odzyska rwnowag. - Biedactwo. - Lindsey, wysza blondynka, zapaa go za rami. - Pomog ci. - Poradz sobie. - Chcia odejd, ale Lindsey wbia dugie rowe szpony w jego rami.

Tina miaa rowe pasemka we wosach, pewnie eby pasoway do rowej minispdniczki i skpej bluzeczki bez plecw. Zmruya oczy i spojrzaa na Emm. - Musisz byd sawna, skoro Phil ci chroni. - Phil? - Emma spojrzaa na modzieoca. Wspaniale. To on znalaz jej majtki i da Connorowi. Lindsey pogadzia go po klatce piersiowej. - Fantastycznie. Ochroniarz. Pewnie jeste bardzo silny. - To widad. - Tina poprawia wosy. Phil posa Emmie rozpaczliwe spojrzenie. - Angus mnie wysa, ebym ci dzi chroni. - Cay boy dzieo. - Lindsey, ubrana w obcise brzowe szorty i turkusow bluzeczk, przytulia si do Phila. -Kiedy kooczysz prac? Tina i ja mieszkamy obok. Nisza blondynka zmarszczya nos i przygldaa si Emmie. - Mylaam, e tylko bogaci i sawni potrzebuj ochroniarzy. Ukrywasz si tu przed paparazzi? Emma wzruszya ramionami. - Co w tym stylu. - O rany. - Lindsey pucia Phila i podesza do Emmy. - Pewnie jeste... obrzydliwie bogata. - I sawna - dodaa Tina. - Znamy ci? Emma i Phil wymienili zdumione spojrzenia. - Nie sdz. Ja was nie znam. Lindsey pochylia si do ucha przyjaciki. - Syszysz, jak ona mwi? Jako tak dziwnie. - Sysz - odszepna Tina. - Angielski chyba nie jest jej ojczystym jzykiem. Emma zrobia wielkie oczy. Phil pokrci gow. - Obstawiam, e to zagraniczna gwiazda filmowa -szeptaa Lindsey. Tina sapna. - Nie! Zagraniczna ksiniczka! - Przepraszam - odezwaa si Emma. - Jestem tutaj. Sysz was. Dziewczyny podskoczyy. Tina mwia gono, bardzo ostronie wymawiajc sowa. - Czed. Mam na imi Tina. Mio mi ci poznad. -Dygna. - Mam na imi Lindsey. - Wysza dygna niezdarnie. - Witamy w Ameryce. - Dzikuj. - Emma posaa Philowi niepewne spojrzenie. Podszed bliej. - Miaaby co przeciwko temu, ebym chroni ci w rodku? - Nie, w porzdku. Wejd. - Otworzya drzwi szerzej. Wlizn si do rodka.

- Pa, Phil - zawoaa za nim Lindsey. - Pamitaj, zajrzyj do nas po pracy. - Do widzenia, wasza krlewska wysokod. - Tina dygna jeszcze raz. - Do widzenia. - Emma zamkna drzwi na zasuw. - Dzikuj. - Phil opar si o cian i odetchn z ulg. - Od paru godzin nie daway mi spokoju. - Biedactwo. - Emma przesza do kuchni. Umiechaa si pod nosem. Wyja dwie butelki wody z lodwki i podaa mu jedn. - Jakim cudem miertelny facet, taki jak ty, pracuje dla wampirw? Odkrci nakrtk z butelki. - Pracuj dla dobrych wampirw, panno Wallace. Jestem zaszczycony, e mi ufaj. Usiada przy stole i daa znak, by do niej doczy. - Od kiedy pracujesz dla Angusa? - Od szeciu lat. - Phil usiad naprzeciwko. - Syszaem, e zabia czterech Malkontentw i teraz oni chc zabid ciebie. Wzruszya ramionami. - Nie wiedz, kim jestem, wic chyba nie grozi mi wielkie niebezpieczeostwo, jak sdzi Angus. Naprawd nie musisz tu siedzied, jeli nie masz ochoty. - Zawsze wykonuj rozkazy. - Upi odrobin wody. - Nawet kiedy Lindsey i Tina czekaj? Skrzywi si. - Wolabym zmierzyd si z dwudziestk Malkontentw ni z tymi idiotkami z pieka rodem. Emma si rozemiaa. - Rzeczywicie, s przeraajce. - Zostan z tob, pki wieczorem nie pjdziesz do pracy - powiedzia Phil. - W takim razie pomoesz mi zanied to do pralni. -Wskazaa wr przy drzwiach. Poszli do pralni i po zakupy. Zjedli razem pizz, a potem pojechali do centrum. Chciaa zadad mu mnstwo pytao na temat Angusa i wiata wampirw, ale Phil odmwi rozmw o pracy w miejscach publicznych. Odprowadzi j do federalnego budynku, w ktrym pracowaa. Pod drzwiami poda jej wizytwk. - Zapisaem ci tu numer do kamienicy Romana. Zadzwoo, jeli znajdziesz si w tarapatach. - Dzikuj. - Obejrzaa wizytwk. Podobna do tej, ktr dostaa od Angusa. Phil nabazgra numer telefonu na odwrocie. - W cigu dnia odbior ja albo Howard - mwi. -Wieczorem prawdopodobnie Ian.

- W porzdku. - Ucisna mu doo. - Mio ci poznad, Phil. Dziki, e mi pomoge uporad si z pralni. - Dobranoc. - Poczeka, a znikna w budynku i dopiero odszed. Rutynowe spotkanie zespou Trumna" o sidmej wieczorem cigno si przez godzin; Sean szuka racjonalnego powodu, by zamknd Romatech. To, e firma co roku ratowaa miliony ludzkich istnieo dziki syntetycznej krwi nie miao dla niego znaczenia. Odkd widzia tam crk, za wszelk cen chcia zniszczyd Romatech. - Moe ich przymkniemy za uchybienia higieniczne i sanitarne - podsun Garrett. - Albo oszustwa podatkowe. Sean wskaza Emm. - Sprawd to. - Tak, sir. - Zanotowaa co w notesie. Moe Angus mia racj i Sean tylko marnowa czas. Gdyby jednak poruszya temat Casimira i perspektywy globalnej wojny wampirw, Sean zastanawiaby si, skd ma te informacje. Zamiast wysuchad, co ma do powiedzenia, wyrzuciby j z wilczym biletem jak Austina. - W porzdku, do pracy. - Sean wreszcie zakooczy narad i wyszed z biura. Emma przypuszczaa, e uda si do mieszkania, z ktrego obserwowa kamienic Romana. Alyssa cigle szukaa klanw w pobliskich miastach. Emma, sama w biurze, zabraa si do pracy. Wydzia Zdrowia i Higieny oraz IRS zamkny ju podwoje, napisaa wic zapytania w sprawie Romatechu i przesaa faksem. Bdzie musiaa poczekad do jutra na odpowied. Przechadzaa si po biurze. Bya spita, miaa mtlik w gowie. Wci mylaa o Angusie. Podesza do okna i wpatrywaa si w nocne niebo. Zastanawiaa si, co robi. Czy znw j odwiedzi? Czy zdoa mu si oprzed? Wrcia do biurka i przegldaa policyjne raporty z poprzedniej nocy. Kilka morderstw, sporo spraw o napad, ale nic, co wizaoby si z Central Parkiem. Robby i Giacomo wietnie si spisali. Nie zapomniaa jednak o incydencie z Alkiem i kobiet, ktr zaatakowa. Emma rozwaaa, czy nie skorzystad z numeru, ktry poda jej Phil, tylko eby dowiedzied si, co z biedaczk. Sigaa po telefon komrkowy, gdy zadzwoni. - Halo? - Emmo, moemy bezpiecznie rozmawiad? Serce jej mocniej zabio na dwik gosu Angusa. - Tak, jestem sama. Wanie mylaam o kobiecie, ktr wczoraj znalelimy w parku. Co z ni? W porzdku? - Aye. Dosza do siebie, gdy Connor odstawi j do domu. - To dobrze.

- Rozmawiaem z Philem - cign Angus. - Mwi, e dzieo by spokojny. Nikt was nie ledzi. Moemy zaoyd, e Malkontenci jeszcze nie znaj twojej tosamoci. - Zgadzam si. - Pki jeste w mieszkaniu Austina, nic ci nie grozi. W adnym wypadku nie chod do Central Parku. Malkontenci bd ci tam szukad. - Rozumiem. - Jack i Robby dzi wieczorem patroluj park. - Angus przerwa. - Kusio mnie, eby zamiast tam, wysad ich do ciebie. - Nie, nie. Poradz sobie. Musz zostad w parku. - Nie moga znied myli, e zgin kolejni niewinni ludzie. - W porzdku. Przybyli lekarze Shanny, rozgoszcz si w kamienicy, a potem zabieram ich do Romatechu. Spotkamy si w mieszkaniu Austina za jak godzin? - Dobrze. - Powrciy wspomnienia z minionej nocy. Nic dziwnego, e jest spita. - Wysyam Phineasa i Gregoriego, eby odstawili ci do domu. Phineas jeszcze nie ukooczy szkolenia, ale dobrze walczy, a ty jeste po prostu wietna. - Nic mi nie bdzie. Do zobaczenia. - Odoya suchawk. Podobao jej si, e jest troskliwy, nawet nadopiekuoczy. Niepotrzebnie si martwi, sama umie o siebie zadbad, ale byo jej przyjemnie. A za bardzo. Kiedy zostan sami na ca noc, jak daleko jest gotowa si posund? Zostanie kochank wampira? Wkrtce odebraa telefon od stranikw na pierwszym pitrze, e czeka na ni niejaki Phineas McGriz. Zamkna drzwi do biura. Przy odrobinie szczcia Sean nie bdzie mia za ze, e wysza z pracy troch wczeniej. Zastanawiaa si, czy nie zrezygnowad, gdyby robi jej wyrzuty. Zawsze moe wrcid do starej pracy w MI6, a gdyby mieszkaa w Londynie, byaby bliej Angusa. Jkna. Po co robi plany na przyszod? Nie maj jej. Wysiada z windy i zatrzymaa si w p kroku na widok Phineasa. Obci wosy, ogoli si i mia na sobie ubranie identyczne jak Phil. Widocznie spodnie khaki i granatowa koszulka polo to strj pracownikw Agencji MacKay, ktrzy nie nosz kiltw. Phineas mia nawet granatow wiatrwk z logo firmy na lewej kieszonce. - O rany, Phineas, ledwie ci rozpoznaam. Obesza go dokoa. Umiechn si i poklepa po piersi. - Wygldasz bardzo oficjalnie. - No. - Machn identyfikatorem. - Zarbicie, co? I zaatwiaj mi pozwolenie na broo. - Zniy gos do szeptu. - Ze srebrnymi kulami.

Emma si umiechna. - Ciesz si, e lubisz now prac. - Mam zadanie odstawid ci bezpiecznie do domu. -Pomacha na poegnanie pracownikowi ochrony, gdy wyszli z budynku. Czarny lexus czeka przy krawniku. Phineas przytrzyma jej tylne drzwi. Wsiada. Przywita j kierowca. - Czed, jestem Gregori. - Odwrci si do niej. Z umiechem poda jej rk. - Bardzo mi przyjemnie. - Emma ucisna mu doo, a Phineas zaj miejsce dla pasaera. Przygldaa si Gregoriemu. Wydawa si skd znajomy. - Wic to przez ciebie Angus oszala. - Pokiwa z umiechem gow. - Sucham? - Zamrugaa. - Wiem, kim jeste. Prowadzie reality show na DVN - Tak, to ja. - Poprawi krawat. - Ale dzi jestem twoim szoferem. Dokd, cukiereczku? Emma umiechna si i podaa mu adres. - Pracujesz dla Angusa? Prychn i wczy si do ruchu ulicznego. - Nie, moja droga. Jestem wiceprezydentem Romatechu od spraw marketingu. Widziaa reklamy napojw fusion Romana? To moje dzieo. - Rozumiem. - Akurat wybieraem si do SoHo, eby obejrzed nieruchomod, w ktrej chcemy otworzyd restauracj dla wampirw, gdy Angus poprosi mnie, ebym was zawiz. - Ach, tak. - Skina gow. Restauracja dla wampirw? Menu byoby chyba dod skromne? Ale to i tak znacznie lepsze ni atakowanie ludzi. - Nie martw si o nic - cign Gregori. - Bior lekcje karate i szermierki. Mam dosyd tego, e Connor traktuje mnie jak miczaka. - Ja te miaem wczoraj pierwsz lekcj szermierki -pochwali si Phineas. Byo super. - Nastawi radio na hip-hop. Gregori bbni palcami w kierownic w rytm muzyki, Phineas wierci si w fotelu pasaera. I to s wampiry? Emma patrzya na nich z niedowierzaniem. Wydawali si tacy... normalni. Gregori podjecha pod budynek Austina i niespokojnie rozejrza si dokoa. - Nigdy tu nie zaparkuj. - Skrci w przecznic. Emma pochylia si do przodu. - Nie musisz zostawad, jeli masz co do zaatwienia. Damy sobie rad z Phineasem.

Gregori zaparkowa przy krawniku i spojrza na ni spod zmarszczonych brwi. - Poczekam na Angusa. Wejdcie, a ja zaparkuje t bestie i docz do was. Emma i Phineas wysiedli. Rozejrzaa si - nikt ich nie obserwowa. Weszli do budynku. Gregori powoli odjecha. W mieszkaniu Austina Phineas teatralnie sprawdza kade pomieszczenie. Zaglda do lodwki i szafek kuchennych. Zagryza warg, eby si nie rozemiad. Myla, e kto ukrywa si w lodwce czy szufladzie na sztudce? - Kuchnia jest czysta - oznajmi. Wszed do saloniku i przyj poz karateki. Super, co? Nauczyem si tego wczoraj wieczorem. - Super. - Emma wesza do kuchni, eby odgrzad chioszczyzn z poprzedniej nocy. Phineas sprawdza pod poduszkami kanapy, przeszed do sypialni. Pid minut pniej wrci i owiadczy, e cae mieszkanie jest bezpieczne. - Co za ulga. Dzikuj. - Postawia talerz z chioszczyzn na niskim stoliku koo kanapy. - Sprawdz korytarz. Zamknij za mn - poleci Phineas. - Dobrze. - Zamkna zamek i wrcia na kanap. Usiada z talerzem chioszczyzny na kolanach, wczya telewizor. Kooczy si serial kryminalny, bandyci wanie trafili do wizienia. Zerkna na zegarek. Angus wkrtce tu bdzie. Program przerwa biuletyn informacyjny lokalnej stacji. Znaleziono ciaa trzech osb w Hudson River Park. Emma pochylia si do przodu. Prezenter zapowiedzia, e przekazuje gos dziennikarzowi przy nabrzeu 66. Odstawia talerz z jedzeniem. Na ekranie pojawi si park. Tum gapiw otacza reporterk. wiata z zaparkowanych radiowozw migotay czerwono i to na nocnym niebie. - Dosownie kilka minut temu znaleziono zwoki -krzyczaa dziennikarka do mikrofonu. - Prawdopodobnie wszystkim podcito garda, ale czekamy na potwierdzenie. Najciekawsze jednak, e wyglda na to, i ciaa przeniesiono. Znaleziono je koo ldowiska helikopterw. Moemy przypuszczad, e ktokolwiek popeni t ohydn zbrodni, chcia, by zwoki znaleziono jak najszybciej. Emma zerwaa si na rwne nogi. Malkontenci. Bya tego pewna. Przenieli si do innego parku. Trzy morderstwa? Niech to szlag! Musi wiedzied wicej, sama zobaczyd ofiary. Nawet przy podernitym gardle wyczuwaa lady po ugryzieniu. Oczywicie wiedziaa, gdzie ich szukad. No i w ciaach pewnie nie zostaa nawet kropla krwi.

Cholera! Dlaczego ci dranie nie mog po prostu napid si i id swoj drog? Ale nie, musz zabijad. To im sprawia przyjemnod. Znalaza w torebce wizytwk Phila, wybraa numer. - Halo? - To Ian? - Aye. Panna Wallace? Jest pani w niebezpieczeostwie? - Nie. Ale chciaam wam powiedzied, e Malkontenci znw zabili. Przed chwil znaleziono trzy ciaa przy ldowisku helikopterw w Hudson River Park. Zabieram Phineasa i jad to sprawdzid. - Co? Poczekaj! Angus bdzie chcia pojechad z tob. - Spotkamy si na miejscu. Nic mi nie grozi, jest tam mnstwo policji. - To nie jest dobry pomys. - Poradz sobie - ucia. - Powiedz Angusowi, gdzie jestemy. - Rozczya si i podbiega do drzwi wejciowych. Usyszaa gosy na zewntrz i zerkna przez wizjer. No nie! Tina i Lindsey byy na korytarzu i cigny Phineasa w stron ich mieszkania. Nie stawia oporu. Emma otworzya drzwi. - Phineas! Blondynki zachichotay. - Mamy twojego ochroniarza! - oznajmia Tina. - Mister Kie. - Lindsey cigna go korytarzem. - Jest sodki. Phineas si umiechn. - A niech mnie! Kocham t prac. - Phineas! Potrzebuj ci! - Nie tak bardzo jak my. - Lindsey wcigna go do ich mieszkania. - Phineas! - Emma sza w ich stron. - To wane. - Daj mi pid minut. - Spojrza na ni bagalnie. - To wszystko, czego chc. Rzuci okiem na dziewczyny. - No, moe dziesid. - Do widzenia. - Tina zamkna jej drzwi przed nosem. - Phineas! - Emma walia pici w drzwi, ale usyszaa jedynie chichot z drugiej strony. Wcieka, wrcia do siebie. Spacerowaa po saloniku. Kiedy zjawi si Angus? I od kiedy ona liczy na innych? Ma czarny pas, do cholery. Wasnorcznie zabia czterech Malkontentw. A na miejscu zbrodni roi si od glin, byli tam dziennikarze i gapie. Nic jej nie grozi. Chwycia torb z kokami i zamkna za sob drzwi na klucz. Nie bdzie kulid si ze strachu w mieszkaniu. Poradzi sobie. Tak naprawd, moe i chciaa spotkad Alka. Drao musi umrzed. *** Dwaj lekarze wampiry przybyli do kamienicy Romana i jako honorowi gocie oczekiwali, e szef Agencji MacKay zajmie si nimi osobicie. Angus

zapewni, e bd bezpieczni podczas pobytu w Nowym Jorku i przedstawi ich Connorowi i jego ludziom. Gdy. tylko lekarze wyrazili zadowolenie z pokoi gocinnych, zayczyli sobie obejrzed Romatech i sal porodow, ktr Roman przygotowa dla ony. Obaj byli bardzo podekscytowani i zaszczyceni, e bd pierwszymi lekarzami, ktrzy przyjm p-dziecko, p-wampira, ale od razu posprzeczali si o procedur. Angus pomyla, e Roman popeni chyba bd, sprowadzajc dwch lekarzy zamiast jednego. Dr Schweitzer ze Szwajcarii nie mia uwag do tego, jak przygotowano sal porodow, ale doktor Lee z Houston wola, eby w zasigu rki znajdowa si dodatkowy sprzt, na wszelki wypadek. Roman skrztnie spisywa wszystko, czego sobie zayczy, kiedy rozdzwonia si komrka Angusa. Przeprosi i wyszed. Wyj aparat ze sporranu. - Aye? - Angus! - Ian wydawa si poruszony. - Dzwonia panna Wallace. Ona i Phineas jad do Hudson River Park, na ldowisko helikopterw. - Co? - Uwaa, e Malkontenci zamordowali tam jakich miertelnych. - Niech to szlag - wymamrota Angus. Przecie zabroni jej wychodzid. - Jest z ni Gregori? - Nie wiem. Dzwonia przed chwil. - Ian mwi szybko. - Jeli si pospieszysz, moe j zatrzymasz. - Ju id. - Zamkn klapk telefonu. Connor wyjrza z sali porodowej. - Jaki problem? - Byd moe. Jeli nie odezw si w cigu trzydziestu minut, wylij Robby'ego i Giacomo do Hudson River Park. - Co si dzie...? Connor umilk, gdy Angus znikn. W kilka sekund by w mieszkaniu Austina. - Emma? - Popdzi do sypialni, sprawdzi azienk, zajrza do saloniku. Cholera. Spni si. Moe wci s w budynku. Otworzy drzwi, wybieg na korytarz i wpad na Phineasa. Zapa go za ramiona. - Dziki Bogu! Jeszcze jestecie. Phineas pokrci gow. By wystraszony. - O Boe, czowieku, myl, e j zabiem. - Co? - Wcale tego nie chciaem. Ale tak si napalia i... straciem nad sob kontrol. Nie przywykem do tego, jaki teraz jestem. Angus potrzsn nim. - Co zrobie?

Po twarzy Phineasa spyway zy. - Wiem, jaka jest gwna zasada, ale straciem kontrol nad sob. Angusa przeszy chd. - Uksie j? - Nie chciaem tego! Boe, obawiam si, e j zabiem. Angus pchn go na cian. - Zabie Emm? Phineas zamruga. - Nie, czowieku. Myl, e zabiem Tin.

Rozdzia 18
Angus wpatrywa si w nowego pracownika i poczu ulg. Phineas nie ugryz Emmy. Nie umara. W kadym razie, jeszcze nie. - Gdzie Emma? Miaa byd z-tob. Ssiednie drzwi otworzyy si. - Halo! - Blondynka w czarnym koronkowym body opieraa si o framug. Kiedy moja kolej? Angus rozpozna gupi miertelniczk sprzed kilku nocy. Lindsey albo Tina, nie pamita ktra. Obie go nagabyway. Wytrzeszczya oczy. - O, pamitam ci. Jeste irlandzkim gejem. Jeli wci szukasz Austina, masz pecha. W jego mieszkaniu ukrywa si teraz zagraniczna ksiniczka. - Wracaj do siebie i zamknij drzwi - warkn Angus. Blondynka si naburmuszya. - Ale jeste niegrzeczny. I tylko tracisz czas z doktorkiem. Lubi dziewczyny. Tinie byo z nim tak dobrze, e jeszcze nie dosza do siebie. - Do rodka! - rykn Angus. - Dupek! - Trzasna drzwiami. Wszystko stao si jasne. Nowy pracownik romansowa z Tin, kiedy Emma postanowia wyjd. Angus zapa go za koszulk i cisn na cian. - Zszede ze stanowiska. - Ja... - Phineas mia zbola min i w oczach strach. -Tylko na kilka minut. Emma nie miaa nic przeciwko temu. -Zerkn na mieszkanie Austina. Zapytaj j. Sama ci powie. Wszystko jest wporzo. Poza Tin. Chyba z ni kiepsko. Angus zazgrzyta zbami. Trzyma Phineasa za koszulk, pici przyduszajc gardo.

- Zszede ze stanowiska. Wiesz, e onierze za to ginli? Phineas przekn z trudem. - Przepraszam, czowieku. To si nie powtrzy. - Co si dzieje? - Gregori szed w ich stron. Angus puci Phineasa i odwrci si do Gregoriego. - Gdzie miae byd, do cholery? Widziae Emm? - Nie, jest z... - Spojrza na Phineasa. - Parkowaem samochd. Co si stao? - Wysza - burkn Angus. - Co? - Phineas zajrza do mieszkania Austina. - Bya tu kilka minut temu. Jakim cudem si wymkna? Angus zapa go za szyj. - Wymkna si, bo zszede ze stanowiska! - Stop! - Gregori chwyci go za rami. - Wyluzuj. Znajdziemy j. Angus puci Phineasa i odetchn gboko. - Zajm si tym pniej. Musz j znaled. Wybieraa si do Hudson River Park. - wietnie! Wiesz, dokd posza! - Gregori umiechn si z otuch. Zawioz ci. - Nay. Zadzwoni do niej i si teleportuj. - Szuka komrki w sporranie. Gregori, musisz uprztnd baagan, ktrego narobi Phineas. - Spiorunowa wzrokiem nowego pracownika. Phineas skrzywi si i podrapa w szyj. - Naprawd mi przykro, czowieku. Tina bya wietna. Nie chciaem jej skrzywdzid. Gregori zmarszczy brwi. - Skrzywdzid? Gdzie ona jest? - Tu. - Phineas popchn drzwi do mieszkania Tiny. Lindsey zapiszczaa i odskoczya. Phineas wprowadzi Gregoriego do rodka. Angus zosta na korytarzu, dzwoni do Emmy. - Halo? - Emma! - Ulga bya tak wielka, e ugiy si pod nim nogi. - Mw cay czas. Teleportuj si do ciebie. - Nie teraz - szepna. - Jestem w takswce. - Mylisz, e mnie to obchodzi? - Mnie obchodzi. Nie chc spowodowad wypadku. Zadzwoni, gdy dotr do parku. Podaj mi numer. Poda. - Niech to szlag, Emmo. Mwiem, eby poczekaa w domu. - Nic mi nie bdzie. Zadzwoni niedugo. - Rozczya si. Uparta kobieta. Przekl siarczycie, zadzwoni do Robby'ego. - Aye?

- Robby, ty i Jack macie byd w Hudson River Park, w pobliu ldowiska helikopterw. - Co si dzieje? Dzwoni Connor i mwi, e co si stao, ale nie wiedzia co. - Malkontenci prawdopodobnie znw zamordowali miertelnych. Emma ju tam jedzie. - Zacisn zby. - Sama. - Idziemy. - Robby si rozczy. Klnc, Angus wszed do mieszkania Tiny. Lindsey krcia si przy drzwiach. Draa. - Przepraszam. - Min j. Odskoczya do tyu z piskiem. - Ma krew na szyi! Tina leaa na ku. Phineas przykrywa j przecieradem. - Dobre wieci - powiedzia Gregori. - yje. - Aye. - Angus zmarszczy brwi na widok bliniaczych ladw ukszeo na jej szyi. - Sysz, jak bije jej serce. - Naprawd? - Zdezorientowany Phineas wpatrywa si w Tin. Angus spojrza na niego z wciekoci. - Musisz si jeszcze sporo nauczyd, chopaku. -Zwrci si do Gregoriego. Teleportuj j do Romatechu na transfuzj i wrd z ni. - Ju si robi. Dotare do Emmy? - Aye... - Angus urwa, kiedy Lindsey wpada do pokoju, wymachujc wielkim gipsowym krzyem celtyckim. - Precz, demony! - Rzucia w nich krzyem. - Wracajcie do pieka, gdzie wasze miejsce! Angus westchn. - A kiedy to zrobisz - podj przerwany wtek - nie zapomnij zmodyfikowad dziewczynom pamici. - Co? - Lindsey potrzsaa krzyem, jakby by zepsuty. - Dlaczego nie zadziaa? Nie jestecie wampirami czy co? Gregori skin na Phineasa, by wzi Tin. - Idziemy. - Dokd j zabieracie? - Lindsey rzucia krzy i pada na kolana. - O mj Boe. Zmienicie j w wampira. Bdzie wiecznie moda i pikna. Rozpromienia si. - Ja te chc! Angus pokrci gow i wyszed z pokoju. - wiat wampirw nie wytrzymaby z wami dwiema. *** Policja odcia kordonem wejcie na ldowisko dla helikopterw, wic Emma poprosia takswkarza, eby zatrzyma si gdzie w pobliu. Przebijaa si przez rozgadany tum, wypatrujc policjanta i szukaa identyfikatora w torebce. Trafia doni na komrk; przez chwil rozwaaa, czy nie zadzwonid

do Angusa, ale dokoa byo zbyt duo ludzi, by mg teleportowad si bezpiecznie. Znalaza identyfikator i pokazywaa wszystkim, ktrzy tarasowali jej drog. - Przepraszam, Homeland Security. - To zwykle wystarczao, by j przepucili. Kiedy wreszcie dotara do miejsca przestpstwa i funkcjonariusza policji, machna odznak i krzykna, majc nadziej, e usyszy j przez haas. - Musz zobaczyd ciaa! - Najpierw musi pani porozmawiad z kapitanem. -Funkcjonariusz wskaza mczyzn w trenczu sto metrw dalej, koo karetki. Dwaj lekarze kadli worki ze zwokami na nosze na kkach. Emma schylia si, przesza pod tam i podesza do kapitana. Pokonaa zaledwie dziesid metrw, gdy inny policjant krzykn, e ma si zatrzymad. Podniosa odznak. - Homeland Security. Po kolejnych piddziesiciu metrach, mina radiowz. Zmruya oczy. Migajcy kogut na dachu olepia. - To miejsce zbrodni. - Umundurowany policjant zatarasowa jej drog. Podniosa odznak. - Homeland... - Sapna, gdy zapa j za ramiona. - To miejsce bardzo powanej zbrodni. Rosyjski akcent. Usyszaa to za pno. Oszoomiona, wpatrywaa si w twarz Alka. Czerwone i te wiata na dachu radiowozu sprawiay, e umiech Rosjanina by upiorny. - Podoba ci si mj strj? Temu glinie ju nie bdzie potrzebny. - Ruchem gowy wskaza samochd. Trudno byo cokolwiek widzied wyranie, gdy reflektory sieky po oczach, ale Emma dostrzega mczyzn na przednim siedzeniu. Gow mia odchylon pod dziwacznym ktem. Niespodziewanie wbia kolano w krocze Alka. Potkn si. Dosta seri ciosw, potem okrcia si i z caej siy zdzielia go w twarz. Upad, z nosa trysna mu krew. - O Boe! - Krzykn kto w tumie. - Ona atakuje policjanta! - Stop! - Pado z kilku stron naraz. Emma odwrcia si i zobaczya, jak biegnie do niej dwch policjantw. Identyfikator... Gdzie jest? Upucia go, gdy uderzya Alka. - Tego szukasz? - Wsta z jej odznak w doni. Jego umiech spywa krwi. Zliza j z ust i oddali si, zabierajc odznak. - Stj, bo strzelam! - krzykn policjant.

Emma daa nura w tum i pobiega tam, gdzie znikn Alek. Nabrzee 66. Wyja telefon komrkowy i zadzwonia do Angusa. - Najwyszy czas! - zagrzmia. - Gdzie jeste? Nic ci nie jest? - Tak, tak. Poczekaj, znajd odpowiednie miejsce. Za tumem zobaczya wz transmisyjny lokalnej stacji telewizyjnej. Ukrya si za nim. - Dobrze, teraz moesz przyjd. Malkontenci z pewnoci stoj za tymi morderstwami. Widziaam tu Alka. Waciwie usiowa mnie porwad, ale... Urwaa, gdy Angus pojawi si przy niej. Zapa j za ramiona. - Na pewno wszystko w porzdku? - Tak. Rozbiam Alkowi nos, niestety drao uciek. Angus rozemia si i j obj. - Moja dziewczyna. - Cofn si i spojrza na ni gronie. - Nigdy wicej nie wa si tak mnie straszyd. - Sama umiem o siebie zadbad. - Umiechna si. -Ale ciesz si, e tu jeste. - Alek jest gdzie w pobliu? - Pobieg w stron nabrzea 66. - Emma wrzucia komrk do torby i wyja gard kokw. - Musimy si nim zajd. Dzi wieczorem zabi co najmniej cztery osoby, w tym funkcjonariusza policji. - Wsuna koki za pasek. - Nay. Masz tu zostad. Albo jeszcze lepiej, wracaj do domu. - Nie zostawi ci. - Przewiesia torb przez rami. -Jeli dzi nie zaatwimy Alka, bdzie zabija. Angus zmarszczy brwi. - No dobrze. Ale, po pierwsze wezwiemy posiki. -Zadzwoni. - Robby, cigamy Alka. Nabrzee 66. Szybko. -Schowa telefon do sporranu. - Gotowa? Angus prowadzi w stron pomostu; kryli si w cieniu samochodw i kontenerw na mieci. Gdy znaleli si przy cianie magazynu, usyszeli krzyk kobiety. Emma zakla cicho. Ilu ludzi Alek chce zabid dzi wieczorem? Angus wyjrza zza rogu. - Nad brzegiem rzeki jest niewielki budynek. Krzyk dobieg zza niego. Emma rozejrzaa si szybko. Wypoyczalnia skuterw wodnych. Wyja koek zza paska. - Chodmy. Biegli wzdu ciany magazynu, kryjc si w cieniu, rozdzielili si, zbliajc do celu. Emma biega od poudnia. Wyjrzaa zza rogu. Prostoktny pomost wbija si w rzek. Tam, w mdym wietle ksiyca, dostrzega kobiet pod

mczyzn w mundurze policyjnym. Alek. Kobieta leaa nieruchomo na drewnianych deskach. Napastnik przywar ustami do jej szyi. Angus popdzi w ich stron. - Pud j. - Opar ostrze miecza na szyi Alka. Emma wesza na pomost, rozgldajc si ostronie do-koa. Nikogo nie byo w zasigu jej wzroku. - Pud j! - krzykn Angus. - A musz? - zapyta Alek spokojnie. Unis si w powietrze. Angus rzuci okiem na kobiet i cofn si odruchowo. - Emma, uciekaj, szybko! Kobieta zacza si miad. Emma nie chciaa zostawiad Angusa samego. Kobieta za wstaa, caa i zdrowa. Modnie podarte dinsy opaday nisko na biodra. Pod czarn skrzan kurtk czerwona koszulka ledwie zakrywaa piersi. Odrzucia dugie, ciemne wosy na plecy i posaa Angusowi spojrzenie pene nienawici. To sprawa osobista, zrozumiaa Emma. Odwrcia si i jkna, kiedy tajemnicze postaci lekko wyldoway na pomocie. Szeciu wampirw. Ukrywali si pod pomostem, dopiero teraz si ujawnili. Zacisna palce na koku, ugia kolana, przyja postaw bojow. Omiu wampirw przeciwko niej i Angusowi. Oby dotrwali do przybycia Robby'ego i Giacomo. Wampir skoczy w powietrze z mieczem w doni. Angus zaatakowa, wbi ostrze w jego serce. Wampir krzykn i rozpad si w proch. Dwch zaatakowao Emm. Uchylia si przed pierwszym, odwrcia si, kopna go w plecy, a wpad na cian magazynu. Niemal jednoczenie odwrcia si i wbia koek w pier drugiego napastnika. Obrci si w proch. Pierwszy wampir szybko doszed do siebie i ruszy do ataku. Kopniakiem wytrci jej koek z rki. Nie zwracaa uwagi na bl, zasypaa go ciosami. By zbyt szybki, by zadaa mu powane rany. Nagle kto zapa j od tyu. Kopna w ty, by si uwolnid, wyrwaa koek zza paska i pchna. Wampir zawy i j puci. Odwrcia si byskawicznie i wbia mu koek w serce. Zostaa po nim kupka prochu. Pierwszy wampir zaatakowa od tyu. Rzucia okiem na Angusa - przebi serce kolejnego wampira. Czterech mniej. Niele sobie radz. Znw kto j zaatakowa, pochylia si, kopna napastnika w gow. Odskoczy. Pierwszy wampir ju przyciska sztylet do jej szyi. - Powinienem ci zabid, suko. Zapaa go za rk, eby odcignd n od szyi. Usyszaa krzyk Angusa i wampir straci rami, jego n z brzkiem upad na ziemi. Odwrcia si, eby zobaczyd za sob Angusa. Jego claymore pokry si kurzem pierwszego wampira.

- Dziki. - Schylia si po sztylet. Zostao jeszcze dwch wampirw pci mskiej- Alek i jeszcze jeden. Kobieta staa niedaleko, wpatrywaa si w nich z nienawici. Podniosa drewnian dmuchawk do ust. - Uwaga! - krzykna Emma. Angus unis miecz i nagle zesztywnia. Na jego twarzy malowao si zaskoczenie. - Uciekaj, Emma-wyszepta. Cofna si. Nie chciaa odejd. Jkna, gdy miecz wysun si z doni Angusa. - Angus! Run jak dugi na pomost. Z jego plecw wystawaa strzaka. Dwch wampirw pdzio w stron Emmy. Zamachna si na pierwszego sztyletem, ale si uchyli. Alek zapa j od tyu. Drugi wampir kopniakiem pozbawi j noa, potem uderzy pici w brzuch. Skulia si z blu, ale zaraz zacza walczyd. Wampir podnis sztylet i poda Alkowi. Kobieta podesza do Angusa. Mwia z rosyjskim akcentem. - Powinnam bya zabid ci przed laty. - Kopniciem przewrcia go na plecy. Emma wzdrygna si na myl, e strzaka wbija si gbiej. Kobieta pochylia si nad Angusem. - Syszysz mnie, prawda? Nightshade paraliuje, ale nie pozbawia wzroku i suchu. - Opara stop na jego policzku i odwrcia jego gow w stron Emmy. - Widzisz to? Mamy twoj mierteln dziwk. - Kopna go w ebra butem ze spiczastym noskiem. - Przestao! - Emma szarpaa si, ale mczyni trzymali j mocno. Znieruchomiaa, gdy spojrzaa na Angusa. Jego oczy byy pene blu. Boe, co ona zrobia? Wcigna ich w puapk. Kobieta spojrzaa na Emm z obrzydzeniem, uja brod Angusa dugimi czerwonymi paznokciami i odwrcia do siebie. - Nie patrz na ni. Moge mied wiat i mnie. Gdy poprosiam, eby zabi jednego marnego miertelnika, odmwie. A teraz co, zabijasz pobratymcw dla kogo? Bezwartociowej miertelnej suki? - Katia, dod! - krzykn Alek. - Moesz torturowad go pniej. Najpierw musimy ich przetransportowad, robi si pno... - Dobrze, dobrze. - Katia pochylia si, zapaa rami Angusa i oboje zniknli. - Nie! - krzyczaa Emma. Alek przycign j do siebie i przyoy n do jej szyi. - Nie bylimy tam wczeniej, Uri. Musisz dzwonid. -Uri wybra numer. - Allo? - Stop!

Emma spojrzaa w gr i dostrzega Robby'ego i Giacomo na dachu, biegli w ich stron z mieczami w rkach. - Pudcie j! - wrzasn Robby. - Podejdcie bliej, a podern jej gardo. - Alek odwrci si w stron Uriego, cignc Emm za sob. - Zap si nas, idziemy! Uri zapa j za rami i powiedzia do telefonu: - Pary, nous arrwons. Rzucia okiem na Robby'ego i Giacomo. - Pary! - krzykna, zanim wszystko pociemniao.

Rozdzia 19
Emma dopiero co zacza sobie uwiadamiad, gdzie jest, gdy poczua ostrze noa na szyi. Skrzywia si, ale nie chciaa sprawid Alkowi tej przyjemnoci i krzyknd z blu. - Masz niewyparzon gb - wysycza jej do ucha. - miertelniczka sprawia jakie problemy? - zapytaa Katia. - Nie. - Alek szarpn Emm za wosy i przechyli jej gow, obnaajc szyj. - Chciaem tylko jej skosztowad. -Pochyli si i zliza kropl krwi z szyi. Jej odek fikn salto, a jednak pierwsza reakcja Alka dawaa nadziej. By zy, e krzykna: Pary" i tym samym prawdopodobnie skierowaa Robby'ego i Giacomo na niewaciwy trop. Zauwaya rwnie, e Alek i Uri nie powiedzieli o tym Katii. Pewnie bali si gniewu krlowej suki. Rozejrzaa si szybko. Chyba byli w starej piwnicy z winem. Blask wiec pada z zardzewiaych elaznych kinkietw wiszcych na kamiennych cianach. Na drewnianych pkach leay rzdy zakurzonych butelek wina. Chodne powietrze pachniao staroci. Angus lea na kamiennej pododze. - A wic to ona jest tym niesawnym zabjc? - zapyta mski gos z francuskim akcentem. Mczyzna podszed do Emmy drobnymi kroczkami. Przyglda si jej maymi czarnymi oczkami, ktre wyglday jak nacicia w opuchnitej bladej twarzy. - Zdumiewajce. Zabia czterech twoich przyjaci, non? - Szeciu - poprawia go Emma. - Zabiam szeciu jej sugusw i byo to aonie atwe. Katia uderzya j w twarz. Francuski wampir zachichota.

- Kotka! - Zakrzywi tuste biae palce, a wyglday jak szpony. - Uwielbiam dobr kobiec walk. - Czule przyglda si Emmie. - Jest wyjtkowa, non? Mog potraktowad j batem? - Jeli wystarczy nam czasu. - Katia klepna go w rami. - Brouchard, musimy zabezpieczyd winiw, zanim sooce wstanie. - Ach, tak. Ale oczywicie. - Zaciera pulchne biae donie. - Jakie to pasjonujce! Rzadko miewam takich szacownych goci. - mia si i macha rk. - Wielu odwiedzio moj piwnic, ale tylko nieliczni z niej wyszli. - Podszed do Emmy. - Chcesz, zdradz ci moj najmroczniejsz tajemnic: jak wabi ofiary? - Nie. Umiechn si szyderczo. Ostre zby wydaway si te na tle ziemistej, bladej cery. - Ognista z ciebie dziewczyna, co? Id o zakad, e masz gorc krew. Pochyli si i zacz j obwchiwad. - Spokojnie, Brouchard. - Katia pooya mu rk na ramieniu. - Ma zostad przy yciu. - Ach, tak. - Cofn si. Wyj koronkow chustk z kieszeni aksamitnego smokingu i przetar sobie twarz. - Jest prezentem dla Casimira. Pewnie bdzie mu bardzo smakowad. Emma przekna lin. Rzucia okiem na Angusa. ledzi wzrokiem ich ruchy. Brouchard podszed do okrgego stolika nakrytego nieskazitelnie czystym biaym obrusem. Na stole czekaa elegancka porcelanowa zastawa na dwie osoby. - Widzisz, kochana, gdy zapraszam licznych modzieocw i pikne panie na kolacj, przychodz chtnie, eby zobaczyd moj sawn kolekcj win. Do ostatniej chwili nie zdaj sobie sprawy, e to oni s kolacj. Paskudny may seryjny morderca budzcy wstrt. Emma staraa si zachowad nieprzenikniony wyraz twarzy, eby ukryd obrzydzenie. - Jestem szlachetny. - Brouchard przechadza si wzdu pek, przesuwajc palcami szyjki butelek. - Zawsze pozwalam gociom wybrad wino. Kiedy ju napij si do syta, przychodzi... moja kolej. - Chichota, klepic si oblenie po tustym brzuchu. - Widzisz, mam wielki apetyt na ycie, non? - Dod, Brouchard. - Katia ziewna. - Sooce wschodzi. - Tak, tak. Mam trumny, o, tu. - Znikn za rzdem butelek. - A tu jest magazyn, w ktrym moemy zamknd winiw. Alek pocign Emm za sob. Uri podnis Angusa i ruszy za nimi.

- Tu s. - Brouchard machn rk w stron omiu trumien. - Bardzo milutkie, non? Ale nie potrzebujecie tyle. Jest was troje. - Spojrza na Emm i zachichota. - Niegrzeczna dziewczyna. Jeste pewna, e nie mog jej wychostad? - Pniej - odparta Katia. - Gdzie magazyn? - Tu. - Brouchard przesun gobelin na cianie i odsoni stare drewniane drzwi. Otworzy je kluczem. Ustpiy z gonym skrzypniciem. - Strasznie tu, non? Ze miechem wyj wiec z kinkietu na cianie. - Poka wam pokj. - Wszed do rodka. - Wspaniay, n'est ce pas? Nie ma std adnego innego wyjcia. Uri wszed i cisn Angusa na podog. Brouchard si rozemia. - Niemay. - Unis stop kilt Angusa. - Szkoda, e zostajecie tylko na jedn noc. - Zostaw go w spokoju, zboku - mrukna Emma, gdy Alek cign j do pokoju. - Zamknij si. - Szarpn j za ramiona. - Potrzebuj sznura, eby j zwizad. - Ale oczywicie. - Brouchard wyszed, ale Emma wci go syszaa. Powiesz Casimirowi, e byem bardzo pomocny, tak? - Oczywicie - zapewnia Katia. - Masz miertelnego stranika na dzieo, prawda? - Ach, tak. Hubert. - Brouchard wymwi to imi tak, e zabrzmiao jak Oobear. Wrci do magazynu i poda Alkowi zwj sznura. - Moe byd? - Tak. - Zwiza Emmie nadgarstki za plecami. - Zabierzcie jej torb - przypomniaa Katia. Emma zakla, gdy Alek przeci noem pasek torby. No, to ju po telefonie komrkowym i kokach. Brouchard zachichota. - Zdenerwowaa j. - Poklepa Emm po policzku. -Zachowuj si grzecznie za dnia, chrie. Nie denerwuj mojego Huberta. Bywa bardzo okrutny. Emma odsuna si od pulchnej rki Broucharda. - W takim razie moe powiniene go wychostad. - Och, ju to zrobiem. - Ziewn. - Pewnie dlatego biedaczek jest taki wybuchowy. Alek pchn Emm na podog koo Angusa. - Jeli sprbujesz ucieczki, Hubert zabije was oboje. - Chodcie, mes amis. - Brouchard przeszed przez pokj. - Musimy si zdrzemnd. Alek zamkn drzwi. Bez wiecy Broucharda w pomieszczeniu byo bardzo ciemno. Emma przypomniaa sobie, e widziaa stare krzesa i stoy pod cianami, ale nic, co mogoby si przydad w ucieczce. Nasuchiwaa dwikw

z ssiedniego pokoju. Kiedy wampiry zapadn w miertelny sen, bdzie musiaa uporad si tylko z Hubertem. - Emma? - szepn Angus. Mrukna co w odpowiedzi. - Mw cicho, eby ci nie syszeli. Przysuna si bliej. - Trucizna przestaa dziaad? - Nie do kooca. Nadal nie. mog ruszad rkami ani nogami. Posuchaj, niedugo zapadn w miertelny sen. Uciekaj, jeli dasz rad. Zacza protestowad, bo nie chciaa go zostawid. Ale mia racj. Najwiksze szanse ucieczki miaa za dnia, i zawsze moe przecie sprowadzid pomoc dla Angusa. - Dobrze. Wydaje mi si, e jestemy w Paryu... - Aye. Id do atelier Jean-Luca Echarpe'a na Polach Elizejskich. Stranicy dzienni to moi ludzie. Pomog ci. - Dobrze. - Wci jednak bya zwizana. - Masz sztylet w skarpecie? - Aye. We go. - Mwi coraz mniej wyranie. - W sporranie... butelka... Ukryj j... pode mn... - Pod tob? - Jeeli zabior... - Torebk? - podsuna, ale nie odpowiedzia. Przyoya gow do jego piersi. Nasuchiwaa. Nic nie syszaa. Odszed. Ogarn j smutek. Zbierao jej si na pacz. Umarli wszyscy, ktrych kiedykolwiek kochaa. Nie zniesie kolejnej straty. - Tak mi przykro. To moja wina. Odetchna gboko, eby si uspokoid. Musi myled logicznie. Angus na ni liczy. Uoya si tak, e jej gowa znalaza si na wysokoci jego ng. Wiercia si, a poczua pod palcami rkojed sgian dubh ukrytego pod skarpet Angusa. Wysuna n z pochwy i powoli, mozolnie przecinaa wizy krpujce jej nadgarstki. Szo to opornie, ale nie dawaa za wygran. Z ssiedniego pomieszczenia nie dociera aden dwik. Wydawao si, e w schowku zrobio si janiej. Dostrzega smugi wiata na przeciwlegej cianie. Moe jest tu mae okienko zabite deskami? Musi dopilnowad, eby aden promieo wiata sonecznego nie pada na Angusa. Ledwie widziaa jego profil w niewyranym wietle. Powiedzia jej prawd. Istniej wampiry dobre i ze, a Sean i druyna projektu Trumna" tylko przeszkadzali dobrym wampirom, ktrzy chcieli chronid ludzkod. Jeli wyjdzie z tego cao, rzuci prac. Hura! Wreszcie przecia sznury. Wsuna n za pasek i zacigna ciao Angusa w najciemniejszy kt pokoju. Z ssiedniej piwnicy dobieg odgos cikich krokw, smug wiata pod drzwiami zasoni cieo. Na pewno tam by

Hubert, sucha. Emma zdawaa sobie spraw, e musi dziaad szybko. Otworzya skrzany mieszek Angusa i zajrzaa do torby. Dziki Bogu, e nosi torebk. Umiechna si do siebie, wyobraajc sobie jego reakcj na to sowo. Namacaa metalow piersiwk i wsuna mu j pod plecy. Dla zwyczajnego miertelnika byoby to bardzo niewygodne, ale biedaczek Angus by niczego niewiadomy. Wyja jego telefon komrkowy. Do kogo dzwonid? Connor by pierwszy na licie, wic zadzwonia do niego. Rzucia okiem w stron drzwi. Hubert moe usyszed, jak rozmawia, lepiej wysad wiadomod tekstow. Niestety nie udao jej si poczyd. Cholera. Nie ma tu zasigu. Wsuna telefon do kieszeni i zacigna krzeso pod cian. Wygldao na kruchy antyk, wic miaa nadziej, e utrzyma jej ciar. Wspia si na mikkie siedzisko obite brokatem i wycigna rce do okna. Za wysoko. Znalaza may drewniany stolik, dod lekki, zdoaa go podnied. Ostronie ustawia go pod oknem i wspia si na blat. Std dosiga desek przybitych do framugi okna. Zacisna donie na desce i szarpna. Drewno nie ustpio. Podcigna si i wyjrzaa przez szpar. Zobaczya obskurn wsk uliczk. Sooce odbijao si w kauach na chodniku. Odgos krokw zdawa si dochodzid z bliskiej odlegoci. Zerkna za siebie. Ani ladu-po Hubercie. Rozrnia jeden chd, ciki i zdecydowany, i drugi, szybki, lekki, jakby skoczny. Pewnie pies. - Psst! - sykna. - A moi! - Wzdrygna si, gdy mokry, czarny nos nagle trci jej rk. Okej, zwrcia uwag psa. Teraz musi tylko skontaktowad si z wacicielem. Pies skaka radonie. By to biay pudel z row kokard na puchatym ebku. - A moi! Aidez-nous! - szepna najgoniej jak miaa. Pudel zaszczeka jazgotliwie. Waciciel psa krzykn i szarpn za smycz. Odeszli popiesznie. Drzwi za ni si uchyliy. Opada na st, odwrcia si. Schowek zalao wiato z piwnicy, a wraz z nim - zapach kiebasy i jajek. W drzwiach stan czarny cieo pokanych rozmiarw. - Brouchard uprzedza, e bdziesz sprawiad kopoty. Hubert wszed do pokoju. Jego akcent by tak samo silny jak jego kark i ramiona. Emma staa na stole. Z caej siy kopna go w pier. Zapa j za kostk i szarpn. Upada na siedzenie, ale si rozpdu przeturlaa si na bok i mocno kopna Huberta w brzuch. Zatoczy si w ty. Zerwaa si z podogi, wycigna n zza paska i wbia go po rkojed. Ostrze weszo z przeraliw atwoci. Hubert jkn i run na ziemi.

Staa nad nim z zakrwawionym noem w doni i odek podchodzi jej do garda. Cholera. Przywyka do zabijania wampirw. Nie krwawili jak ten tu. Po prostu obracali si w proch. Hubert zwija si na pododze, jcza. - Czekaj, wezw karetk. - Pjdzie do ludzi Angusa na Polach Elizejskich. Ale najpierw zaatwi cztery wampiry w ssiednim pokoju. N Angusa wietnie si do tego nada. Sza w stron drzwi. Deska uderzya j w twarz. Poczua straszliwy bl. Przez chwil widziaa podwjnie, ale zaraz skupia si na mczynie w drzwiach. By niski i chudy. - Popenia powany bd, chrie. To ja jestem Hubert. I jestem przygotowany na takie kotki jak ty. Wstaa, ale znw uderzy j desk. Osuna si na ziemi. Gowa jej pkaa. N wysun si z doni. Z jkiem odwrcia gow, eby go widzied. Obraz dra jej przed oczami. Wyj strzykawk z kieszeni paszcza. - Powinienem ci zabid za to, co zrobia kochanemu Rolfowi. - Z igy strzykn pyn. Emma powtarzaa sobie, e musi wstad i walczyd, ale nie moga. Obmacujc podog, natkna si na rkojed noa. - Mj mistrz chce ci yw, wic tylko ci upi. -Podszed do niej. Kopna go w piszczel. Odskoczy. - Suka! - Rzuci si na ni i dgn strzykawk w szyj. Jego twarz zasnua si mg. Pochyli si nad ni. Drwi z niej. - Popenia bd, dranic mnie. Za kar zabawi si z tob, kiedy stracisz przytomnod. Ostatnim wysikiem wbia mu n w plecy. Wrzasn, odwrci si, usiowa dosignd noa. Run na ziemi koo niej. Jej powieki opady. Niemal si cieszya, e traci przytomnod - przynajmniej nie bdzie czua blu. Hubert znieruchomia. Ogarno j poczucie klski. Znw zawioda Angusa. *** Angus obudzi si, gdy jak co wieczr jego ciao wypenio si energi. Wraz z pierwszym gbokim wdechem poczu odraajcy zapach zakrzepej krwi, ktry znaczy jedno: mierd. Serce mu si cisno. Tylko nie Emma! Wsta i czeka, a jego wzrok przywyknie do ciemnoci. Na pododze, oprcz jego metalowej piersiwki, leay trzy ciaa. Niech to szlag, co tu si dziao? Pochyli si nad pierwszym ciaem. To by potny mczyzna z ran od noa w klatce piersiowej. Jego krew zastyga na zimnej kamiennej pododze. Od jej zapachu odek Angusa fikn salto.

Troch dalej lea szczupy mczyzna z sgian dubh w plecach. Krew w nim zakrzepa, przypominaa olizge paskudztwo, ktrym si nie poywi. I wreszcie Emma. Jej serce bio wolno, ale rytmicznie. Poczu ulg, ktra szybko ustpia miejsca wciekoci, gdy spojrza na twarz Emmy. ajdacy! Bya jedn mas siocw i ran. Biedaczka. Walczya o ycie, gdy on lea jak trup. Znw przekl sam siebie, e za dnia nie moe jej chronid. Sysza dwiki dobiegajce z piwnicy. Nieprzyjaciele ju wstawali. Gdyby tylko mia dod energii, by objd Emm i teleportowad oboje. Niestety, by osabiony z godu. - Kochana, wspczuj ci - szepn, dotykajc jej twarzy. Zapach jej sodkiej krwi sprawi, e Angus poczu nagle straszliwy gd. Zapa n i sign po piersiwk lec na pododze. Otworzy j drcymi palcami. Przeszy go bl, gdy ky wysuway si z dzise. Wampir zawsze jest najbardziej godny po przebudzeniu si. Szybko wypi blissky. Stopniowo gd agodnia. Ky schoway si w dzisach. Boe, jak nie cierpia tego godu. To dlatego zawsze mia zapas syntetycznej krwi w piersiwce. Gdy ostatnia kropla spywaa do garda, upaja si si, ktr znw w sobie poczu. Znw by potny. Ocali Emm. Drzwi si otworzyy. Brouchard wszed ze wiecznikiem w rku. - Bonsoir, mes amis! Hubert, przyprowad nam apetycznych miertelnych na niadanie. - Stan oniemiay i gwatownie apa powietrze. - Hubert! Co ty wyprawiasz? Czemu leysz z ni na ziemi? Angus rzuci si na niego i wbi mu sztylet w serce. Brouchard zapiszcza, zanim obrci si w proch. Uri i Alek wpadli do schowka z mieczami w doniach. Angus wiedzia, e bdzie silniejszy. Ju si posili, a oni nie. Uchyli si przed atakiem Alka, odpar cios Uriego. Wesza Katia z dmuchawk. - Gupcy. Jest jeden sposb by go pokonad. - Uniosa dmuchawk do ust. Angus w ostatniej chwili odwrci si, zapa Uriego i zasoni si nim przed nadlatujc strzak. Uri zesztywnia, gdy ostrze wbio mu si w pier. Katia zmruya oczy. - Alek, zabij j - wysyczaa. - Oczywicie. - Rzuci si w stron Emmy z uniesionym mieczem. - Nay! - krzykn Angus. Katia uniosa rk, powstrzymaa Alka. - Angus, daruj jej ycie, jeli si poddasz. Zawaha si. Musia kupid im wicej czasu, tylko wtedy zdoaj uciec. Opuci n. Katia z drwicym miechem kopna sztylet na bok. - Zawsze wiedziaam, e jeste gupcem. Moge mied mnie, ale wybrae t... pluskw. Z rozkosz bd si przygldad, jak cierpisz.

Zacisn zby. - Na pewno. Okrucieostwo i bezwzgldnod masz we krwi. achna si. - By czas, kiedy twierdzie, e jestem pikna i zdolna. Patrzy na ni ze smutkiem. - Chciaem, eby wybraa dobro, Katiu. Chciaem, by wykorzystaa swoj moc w subie dobra. Jeszcze nie jest za pno... - A mylisz, e ona jest dobra? - Spiorunowaa wzrokiem Emm. - To morderczyni. Zasuguje na mierd. Jeli ofiaruj j Casimirowi, daruje mi ycie. - Spojrzaa kuszco na Angusa. - Nie chciaby chyba, ebym umara, co? Tak dobrze byo nam razem. - Dla mnie ju nie yjesz. Odetchna gboko i wycigna strzak z kieszeni. - Zapacisz mi, Angusie MacKay. Poaujesz, e w ogle si urodzie. - wbia mu strzak w pier. Osun si na ziemi. Jego ciao odmwio posuszeostwa. Ogarna go rozpacz. Zdoby troch czasu dla Emmy, ale nie by w stanie jej obronid. Alek i Katia wychodzili po kolei, eby si posilid. Zabraa mu sporran. Zamkn oczy, eby nie widzied jej triumfalnego umieszku. Alek wycign go z piwnicy i cisn na ziemi. Angus zakl cicho. Nie mg si ruszyd. Alek wrci, niosc Emm. Pooy j i obszuka. - Telefon komrkowy. - Wyj aparat z kieszeni Emmy i poda Katii. - Ironia losu, nie sdzisz? - Wybieraa numer na jego telefonie. - Za pomoc telefonu twojej dziwki zabior ci do pieka. - Schylia si i zapaa go za rami. - Galina? Idziemy do ciebie. Katia teleportowaa si, zabierajc ze sob Angusa. Po chwili poczu twarde podoe. Otworzy oczy i rozejrza si dokoa. Byli w starym kamiennym budynku. Pojawi si te Alek z Emm. - Jak ci si u mnie podoba? - zapytaa rudowosa. Angus pamita j z ostatniego balu wampirw. Bya tam z Ivanem Petrovskim. To zapewne Galina, dawna dziewczyna z haremu, ktra pomoga Katii zamordowad Ivana i teraz obie rzdziy rosyjskim klanem. - Doskonae miejsce - odpara Katia. - Pokj gocinny gotowy dla naszych goci? Galina si rozemiaa. - O tak. Spodoba im si! - Zamachaa do zwalistego blondyna. - Burien, ty i Mirosaw zaniesiecie naszego gocia. Dwch wampirw podnioso Angusa i poszo za Galin. - Gdzie Uri? - zapytaa. - Co go zatrzymao - wymamrotaa Katia. - Doczy do nas pniej.

Angus rozglda si bacznie. Na nocnym niebie jasno wieciy gwiazdy. Wyczu rnic czasow. Na pewno bya tu pniejsza godzina ni w Paryu, wic chyba przenieli si na wschd. Moe do wschodniej Rosji - Katia stamtd pochodzia. Przypomnia sobie raport na temat Galiny. Pochodzia z Ukrainy - kolejna moliwod. Z pewnoci znajdowali si na wsi, ktr otaczay zalesione wzgrza. Stary kamienny mur odgradza posiadod od reszty zabudowao. Nieco dalej staa drewniana stodoa. Angus dostrzeg Alka nioscego Emm. Schodzili po kamiennych schodach. Schron? Prymitywna piwnica? Sysza, jak cikie drzwi otworzyy si ze skrzypniciem. - Po j na ku - zarzdzia Galina. Usysza jk spryn. Znalaz si na pododze. - Jest wiato - powiedziaa Galina. Rozleg si cichy stuk, i pokj rozwietlia arwka dyndajca z sufitu. Angus zamruga. Cae pomieszczenie zdawao si dziwnie byszczed. Galina si miaa. - Cakiem, cakiem, co? - Drogo - szepna Katia. - Na suficie s pyty z czystego srebra - chwalia si Galina. - A ciany, okno i drzwi pokrywaj srebrne aocuchy. To prawie jak stara rycerska kolczuga. - Najwaniejsze, eby uniemoliwio im ucieczk. -Alek skrada si wok pokoju, bada ciany. - Spokojna gowa - zapewnia Galina. - Mirosaw usiowa teleportowad si przez ciany. Nie da rady. Odbija si i bardzo poparzy. A Burien prbowa wysad mi wiadomod telepatycznie, ale nic nie przeszo. - Doskonale. - Katia wydawaa si zadowolona. -Teraz musimy tylko zlokalizowad Casimira i ofiarowad mu nasze prezenty. Wyszli i zatrzasnli za sob drzwi. Zasuwa trafia na miejsce. Angus zamkn oczy. Gdy tylko nightshade przestanie dziaad, pomyli o ucieczce. Ale pokj wyoony srebrem to trudna przeszkoda. Dziki Bogu, e Emma jest miertelna. Srebro jej nie poparzy. Ani nie powstrzyma przed wykorzystaniem paranormalnych zdolnoci. Mina mniej wicej godzina, zanim usysza ruch na posaniu. - Emma? - Udao mu si wychrypied. Jkna. Odchrzkn. - Emma? - Zabrzmiao lepiej. - Jezu, moja gowa. - Posanie zaskrzypiao. - Co z tob? - Nie mog si ruszyd. Nightshade.

- O cholera. - Znw skrzypnicie. - Kurcz, zabrali telefon. - Kroki zbliay si do niego. Uklka przy nim. Dostrzeg jej twarz pokryt fioletowo-czarnymi siocami. - Do diaska. Dotkna swojej twarzy i si skrzywia. - liczna, co? - Zawsze jeste liczna. Ale mam wyrzuty sumienia, e walczya o ycie, a ja nie mogem ci pomc. - A ja mam wyrzuty sumienia, bo wpakowaam nas w kopoty. - Obejrzaa go. - Zabrali twj sporran. -Spojrzaa z ukosa. - Chciaam powiedzied, twoj torebk. Warkn. - Wiemy, gdzie jestemy? - Obstawiam zachodni Rosj albo Ukrain. Nie mog si std teleportowad ani wysyad paranormalnych wiadomoci, bo pokj jest wyoony srebrem. - Srebrem? - Rozejrzaa si. - Wielkie nieba, jest wszdzie. - Chciabym mc ci dotknd - szepn. - Boli mnie, gdy widz, jak cierpisz. Spojrzaa na jego twarz. Z lekkim umiechem dotkna policzka. - Co si dziao, gdy byam nieprzytomna? - Zabiem Broucharda. - Och. - Szeroko otworzya oczy. - Ty draniu. Moje gratulacje. - Uri i Alek zaatakowali. Katia signa po dmuchawk i trafia Uri. Emma umiechna si i wzdrygna z blu. - Au. Domylam si, e krlowej suce udao si w koocu ciebie trafid. - Aye. Spojrzaa na niego badawczo. - Mam wraenie, e dla was to sprawa osobista. Zamkn oczy. - To byo bd. Przed wielu laty. - Nienawidzi ci do dzi. - Ciebie take. Umiechna si. - No c, zabiam jej szeciu ludzi. - Chodzi o co wicej. Ona.... podejrzewa, e mi na tobie zaley. Umiech Emmy przygas. - Moe si myli. - Nay. Zawsze miaa instynkt. Oczy Emmy lniy od ez. Dotkna jego twarzy. - Przepraszam. Nie dorwaliby nas, gdybym siedziaa w domu, jak mi kazae. - Ale zabijaliby co noc. Ostateczna rozgrywka bya nieunikniona. Pochylia si nad nim.

- Wycign nas std. Jako... - Zrobimy to razem. Gdy patrzyli sobie w oczy, myla, e serce mu pknie. Przesuna spojrzenie na jego usta. Musna je swoimi i si wyprostowaa. - Jestem bezsilny. Na pewno nie chcesz mnie wykorzystad? Prychna. - Straszny z ciebie macho. - Wstaa i znikna z zasigu jego wzroku. - O, fuj! - Gos Emmy dochodzi z odlegego kta. -Nasza azienka to miska, kube wody i nocnik. - Uywaem nocnika przez wieki. Mona si przyzwyczaid. - Domylam si - wymamrotaa. - Naprawd musz... - Nie krpuj si. - Sysza wizank przekleostw i gone stuknicie. - To ma byd papier toaletowy? Mogabym piowad sobie tym czym paznokcie! - Sysza plusk wody, gdy pukaa rce. Chodzia po pokoju. Nastpnym razem zatrzymamy si w Hiltonie. Co upado na podog. - Co si dzieje? - zapyta Angus. - Przestawiam posanie. - Chwycia go pod rce i pocigna. Usiowa jej pomc, ale wci by bezwadny. Opara go o posanie w pozycji siedzcej. - I jak? Lepiej? - Tak. - Teraz widzia wiksz czd pomieszczenia. Prymitywna azienka w kcie krya si za parawanem. Poza posaniem jedyne umeblowanie stanowiy may okrgy st i dwa krzesa. Wysoko w grze, na wschodniej cianie, byo niewielkie okienko. Zasuwa w drzwiach zazgrzytaa. Emma zapaa krzeso i przywara do ciany przy drzwiach. Drzwi otworzyy si ze skrzypniciem. Nikt nie wszed. Kobiecy gos mwi co do krtkofalwki po rosyjsku. - Zostaw krzeso - odezwa si Alek. - Wiemy, co robisz. Mamy kamery w pomieszczeniu. Odstawia krzeso, rozejrzaa si dokoa. Wszed wampir Burien i wycelowa w ni z karabinu maszynowego. Podniosa rce. Pojawi si Alek z tac w rku. - Zobaczylimy, e nie pisz. Pomylelimy, e moe zgodniaa. - Postawi tac na stole. - Dobry z ciebie sucy - wymamrota Angus. - Rzeczywicie - z miym umiechem przytakna Emma. - Bd tak dobry i oprnij mi nocnik. Alek omit ich nienawistnym spojrzeniem.

- Widzimy kady wasz ruch. I liczymy, e ju niedugo bdzie to cakiem przyjemny widok. - Rechota, wychodzc z pokoju. Burien pody za nim. Drzwi zatrzasny si, a zamigotay srebrne aocuszki. Zasuwa wrcia na miejsce. Emma postawia krzeso przy stole. - Dupek. Najpierw zjem, potem znajd wszystkie kamery i zniszcz. Zanurzya palec w naczyniu i skosztowaa. - Owsianka. Nawet nie najgorsza. Zreszt i tak umieram z godu. Angus westchn. Zabrali mu piersiwk. Bl rozdziera mu serce. Biedna Emma. Katia wymylia idealn tortur dla nich obojga. Nie dziwi si, e chciaa patrzed. - Nie cierpi jed sama. - Usiada przy stole, marszczc brwi. - A tobie nic nie przynieli? W tym momencie ich spojrzenia si spotkay. yka wypada jej z rki. Dopiero teraz zdaa sobie spraw z powagi sytuacji. - Aye - powiedzia. - Jeli o nich chodzi, zostawili mi jedzenie.

Rozdzia 20 Sean Whelan sta na chodniku przed kamienic Romana Draganestiego. Podejrzewa, e wampiry uwiziy Emm Wallace. Gdy nie przysza na rodowe spotkanie, lekko si zaniepokoi. Moe si spnia, moe le si czuje. Ale nie odbieraa ani telefonu domowego, ani komrkowego. Stranicy z ochrony budynku informowali, e poprzedniej nocy wysza wczenie w towarzystwie pracownika Agencji MacKay. Ta firma dbaa o bezpieczeostwo Romana Draganestiego i Jean-Luca Echarpe'a. Poniewa byli to przywdcy dwch potnych klanw, Sean zakada, e Angus MacKay, waciciel agencji, rwnie jest wampirem. Podejrzewa, e Angus MacKay to ten Szkot, ktry niedawno zjawi si w domu Draganestiego. Cholera. Wyczuwa, e co jest nie tak, gdy tamtej nocy mu si zdawao, e sysza krzyk Emmy. Wampiry s bezwzgldne. Najpierw porway i uwiody jego crk. Teraz dobray si do Emmy. Drzwi wejciowe si otworzyy. Sean zesztywnia. Dranie go widzieli. Rewolwer nabity srebrnymi kulami mia za paskiem. Wampir o imieniu Connor stan w drzwiach. Jak zawsze mia na sobie czerwono-zielony kilt. - Chcesz nas o co zapytad, Whelan, czy wolisz zabijad nas wzrokiem przez ca noc?

Sean podszed do podna schodw. - Mam pytanie, kanalio. Trzymacie tu Emm Wallace wbrew jej woli? Szkot zmarszczy czoo. - Bo jeli tak - cign Sean - za dziesid minut cign tu piddziesiciu agentw FBI i rozwal t bud. - Wiemy, e Emma Wallace zagina. - Connor posmutnia. - Jeden z naszych te. Sean zmarszczy brwi. - Chcesz powiedzied, e uciekli razem? Oczy Connora zamigotay ze zoci. - Nay, zostali porwani, s w powanym niebezpieczeostwie. Zrobimy, co w naszej mocy, eby ich odnaled. - Ju chcia zamknd drzwi. - Poczekaj! - Sean wszed na stopieo. - Wiesz, kto ich porwa? Connor zawaha si i otworzy drzwi szerzej. - Katia Miniskaja i Malkontenci. - Dlaczego mieliby porywad twojego... przyjaciela? Connor spojrza na niego z rozdranieniem. - Pamitasz, co ci mwia crka? No to wiesz, e s wrd nas dwie frakcje, prawda? - Tak, tak. - Sean wpad mu w sowo. - Ju to syszaem. Ale dlaczego zabrali Emm? - Zdumiewajce, jak mao wiesz. Emma Wallace jest pogromczyni wampirw. Zabia co najmniej czterech Malkontentw od lata zeszego roku. Katia szuka zemsty. - Emma jest zabjczyni? - Sean nie wierzy wasnym uszom. Dlaczego trzymaa to w tajemnicy? Do cholery, daby jej medal. Connor zacisn zby. - Od niej si wszystko zaczo. Angus prbowa j chronid. Teraz Katia ma ich oboje. - Angus MacKay? - Aye. Chroni j, chcia zapewnid Emmie bezpieczeostwo. - Co moemy zrobid? - Sean skrzywi si, kiedy zda sobie spraw, e uy sowa my". Connor przyglda mu si przez dusz chwil. W koocu skin gow. - Dobrze. Nie widz nic zego w wymianie informacji. - W porzdku. - Sean zgodzi si chtnie, bo waciwie nic nie wiedzia. Najpierw ty. Connor spojrza podejrzliwie i skrzyowa rce na piersi. - Zabrano ich do Parya. Skontaktowalimy si z tamtejszym klanem. Znaleli miejsce, w ktrym ich przetrzymywano. Byy oznaki walki. Kilka

trupw - wampirw i miertelnych. Pojmali zakadnika, Rosjanina o imieniu Uri. Przesuchaj go, gdy tylko bdzie w stanie mwid. - A Emma? - Znaleziono jej torb na zakupy, take sporran i sztylet Angusa. Sdzimy, e teleportowali si gdzie indziej, moe do Rosji, bo Katia stamtd pochodzi. Szukamy ich teraz. -Pochyli gow. - A co ty wiesz? Sean si umiechn. - Nic. Ale dziki. - Dupek - mrukn Connor. - Chyba inwigilowalicie rosyjski klan? Musielicie co syszed. Katia planowaa to od jakiego czasu. - Par dni temu znaleli wasze pluskwy, zniszczy je jaki facet z Polski. Powiedzia Katii, e Casimir jest na ni zy za zabjstwo Ivana Petrovskiego. Domaga si, eby do soboty uja zabjc. - O cholera. Mia na myli Emm? - Wiesz wicej, ni ci si wydaje, Whelan. Musisz jeszcze raz zaoyd podsuch. Moe kto u Rosjan wie, gdzie Katia si zaszya. - Nie moemy. Za dnia po domu krc si zbiry z mafii. Connor zastanawia si nad czym. - Wiem, jak dostad si do rodka. Jeli pomoemy wam podoyd pluskwy, podzielicie si z nami informacjami, ktre dziki nim uzyskacie? Sean si zawaha. Pomys sprzymierzania si z wampirami wzbudza w nim odraz. Connor popatrzy spode ba. - Jestemy najlepiej przygotowani do poszukiwao panny Wallace. Chcesz j powicid z powodu nienawici? Wampir mia racj, co tylko potgowao niesmak Seana. - Bdziemy wsppracowad. Tylko ten jeden raz. - Poczekaj tu. - Connor wszed do domu i wrci z kawakiem papieru. - To mj numer telefonu. Zadzwoo, gdy twj wz nasuchowy bdzie na miejscu. Czterdzieci minut pniej Sean i Garrett siedzieli w biaej furgonetce, zaparkowanej o przecznic dalej od siedziby rosyjskiego klanu na Brooklynie. Sean zadzwoni. - Nie przestawaj mwid - poleci Connor. - Co? Halo? Jeste tam? - Sean rzuci okiem na Garretta. - Nie odpowiada. W furgonetce pojawiy si dwie postacie. - Cholera! - Garrett odskoczy do tyu. Connor puci swojego towarzysza. By to mody Murzyn w podartych dinsach i szarej sportowej bluzie z kapturem. - To jest Phineas McGriz - przedstawi go. - Wie, co ma zrobid. Prawda, Phineas?

- Prawda. - Nerwowo wytar donie w nogawki dinsw. - Mam nadziej, e pomog odnaled pann Wallace i Angusa. Czuj si naprawd podle, e to spieprzyem. - Spieprzye? - zdziwi si Sean. - Duga historia. Macie pluskwy? - zapyta Connor. - Tak. - Sean poda je Phineasowi i udzieli mu ostatnich wskazwek. - Jasne. - Murzyn wepchn pluskwy do kieszeni bluzy i zerkn na Connora. - Nie zawiod ci, czowieku. Connor umiechn si nieznacznie. - Wiem, chopcze. Dobrze ci pjdzie. Phineas wysiad z furgonetki i skierowa si do budynku Rosjan. Otworzy drzwi i wszed do rodka. - Jezu Chryste - wymamrota Garrett. - Jak on moe tak po prostu tam wejd? - Przemienili go mniej wicej tydzieo temu - wyjani Connor. - Myl, e tam mieszka. - Ale pracuje dla ciebie? - upewni si Sean. - Aye. To dobry chopak. Nie mg pogodzid si z ich postpowaniem. Sean prychn. - Mylisz, e tylko Rosjanie s li? Connor spiorunowa go wzrokiem. - W wiecie miertelnych s dobrzy i li ludzie. Dlaczego uwaasz, e w wiecie wampirw jest inaczej? Bo wszyscy jestecie li. Nie powiedzia tego gono. Ze wzgldu na crk mia nadziej, e m nie wykorzystuje jej seksualnie. I dziwne, e Connor i Phineas tak si martwili o Angusa MacKaya. Czyby w wiecie wampirw istniay przyjao i lojalnod? Furgonetka czekaa z wczonym silnikiem. Par minut pniej ekran zamigota i pojawi si obraz. - Jestemy - ogosi Garrett. - To chyba gabinet Katii. Na kolejnych monitorach zobaczyli rne ujcia pomieszczenia. - Raz, dwa, trzy - zamrucza Phineas. Jego twarz wypenia ekran. Nagle odwrci si w stron drzwi. - Czed, Stan. Hej, bracie. Co tam? Mczyzna znalaz si w zasigu kamer. - Co tu robisz? Gdzie bye? - zapyta z rosyjskim akcentem. Phineas wzruszy ramionami. - Stary, musiaem odsapnd. Troch odpoczynku i relaksu z moimi paniami. Wiesz, jak to jest. - Poprawi na sobie dinsy. - Facet ma pewne potrzeby, nie? Rosjanin prychn. - Sprowad je tu.

- O tak. Nastpnym razem. Znam tak ma sodk blondynk, Tin. Czowieku, ale jest napalona! - Co robisz w gabinecie Katii? - Rosjanin szed w stron biurka. - Pomylaem sobie, e skoro nie byo mnie kilka dni, zamelduj si krlowej suce, e jestem, ale jej nie ma. Kurde, nikogo tu nie ma. Gdzie s wszyscy? - Wyjechali, ale mnie nie zaprosili. - Zmarszczy brwi. - Do bani. - Phineas wydawa si oburzony. - Mnie te nie. - Myl, e s u Galiny. Ju wczeniej wyjechaa, eby przygotowywad dom. - Co za Galina? Dobra jest? - Bardzo. Nie znasz jej? Jest wietna. No tak. Odesza, zanim przyszede. - Cholera. Mam nadziej, e wrci? - Ja te. Zapytaem, czy mog id z ni, ale wzia Buriena i Mirosawa. - Tych durniw? Ma kiepski gust. Jak mylisz, gdzie jest? Wzruszy ramionami. - Prawdopodobnie na Ukrainie. Phineas si rozemia. - Nie mam pojcia, gdzie to jest. No dobra, spadam. Laski na mnie czekaj, rozumiesz. - Wyszed z zasigu kamer. - Sprowadzisz mi jak? - zawoa za nim Rosjanin. Gabinet opustosza. Pid minut pniej Phineas wyszed z domu i ruszy chodnikiem. Zapuka do tylnych drzwi furgonetki i wskoczy do rodka. - wietnie si spisae, chopcze. - Connor poklepa go po plecach. Phineas si wyprostowa. - No pewnie. Nie ma to jak agent Doktor Kie. - Doktor Kie? - zdumia si Sean. Garrett si rozemia. - Skoncentrujemy poszukiwania na Ukrainie. - Connor zapa Phineasa za rami. - Musimy id. - Chwileczk! - Sean podnis rk. - Dasz mi znad, jeli si czego dowiesz? Connor skin gow. - Zrobimy, co w naszej mocy, eby ich uratowad. -Znikn wraz z Phineasem. - Dziwni s - wymamrota Garrett. - Wydaje si, e naprawd dbaj o swoich. Sean si zamyli. Czyby Shanna miaa racj? A co z jej dzieckiem? Niedugo si urodzi. Co to bdzie za istota? *** Emmie przeszed apetyt na owsiank. Sprawdzaa may pokj. Unikaa przy tym wzroku Angusa. - Poszukam kamer.

Dostrzega jedn wysoko w grze, na parapecie okiennym, na wschodniej cianie. Zbyt wysoko by dosignd, wic popchna st pod cian. - Emma. Zaryzykowaa szybkie spojrzenie na niego. - Tak? - Na razie nic ci nie grozi. Nie mog si ruszad. A poza tym wypiem wszystko z piersiwki, ktr mi ukrya. Na razie. Jak dugo uda mu si zachowad nienaganne maniery, zanim instynkt wemie gr? Czy zaatakuje j tak jak potwory, ktre zamordoway jej rodzicw? Nie cierpiaa myli, e stanie si jego kolacj. Mimo wszystko nie miaa do niego pretensji. Nie mia wpywu na to, kim jest. - Przetrwamy to... jako. - Spojrzaa na kamer. - Ale wolaabym nie mied widowni. Wspia si na st i chwycia kamer midzy srebrnymi aocuchami. - Id o zakad, e aocuchy poparzyy wampira, ktry je tu wiesza. - Najprawdopodobniej to miertelni zawiesili srebro i zainstalowali kamery. Malkontenci pewnie przejli kontrol nad ktr z pobliskich wsi i wykorzystuj miertelnych do pracy i jako rdo poywienia. Emma odwrcia si i rozejrzaa po lnicym pomieszczeniu. - To musiao kosztowad majtek. - atwy do ukradzenia, kiedy mona si teleportowad. Posaa mu kpice spojrzenie. - A wiesz to, bo... Umiechn si. - Pracuj legalnie, na rzecz mojej firmy. - Jasne. - Zelizna si ze stou. - Masz takie moliwoci. .. Nigdy ci nie kusio, by zrobid co... niewaciwego? Jego umiech przygas, a spojrzenie przybrao na intensywnoci. - Ostatnio daem si skusid. Poczerwieniaa. Czas zmienid temat. - Mam dobre miejsce na kamer. - Znikna za parawanem i wrzucia sprzt do nocnika. Obchodzia ciasn izb w poszukiwaniu innych kamer. - Ile miae lat, kiedy przeszede transformacj? - Trzydzieci trzy. Zapaa srebrny aocuch i szarpna mocno. Ani drgn. - Mwie, e bye onaty. - Aye. Prbowaem wrcid do domu, kiedy Roman mnie zmieni, ale ona nie moga mnie zaakceptowad. Baa si tego, kim si staem. - Przykro mi. - Naprawd? Przecie odpychasz mnie z tego samego powodu.

Skrzywia si i odwrcia do ciany. Znw naleaoby zmienid temat. Dostrzega maleok kamer nad drzwiami. - Obserwowae, jak twoje dzieci i wnuki rosn? -Przycigna krzeso do drzwi. - ledziem ich losy, usiowaem ich chronid, ale nie mogem byd przy nich za dnia. - Na jego twarzy malowao si cierpienie. - Tak wielu straciem pod Culloden. A ci, ktrzy przeyli, byli pniej szykanowani. Niektrzy wyjechali do Ameryki i straciem ich z oczu. - Na chwil zamkn oczy. - Nay, prawda jest taka, e miaem dod patrzenia, jak cierpi. Nie miaem serca dalej im towarzyszyd. - Tak mi przykro. Przynajmniej wci masz Robby'ego. - Aye, odziedziczy firm i zamek, jeli zgin. - Wszystko bdzie dobrze. - Wesza na krzeso i wyrwaa kamer. - Jeste szczciarzem, e masz rodzin. - A ty nie masz nikogo, Emmo? - Paru kuzynw w Teksasie, ale ledwie ich znam. -Zeskoczya z krzesa i posza do prymitywnej azienki. -Mj ojciec pracowa w firmie zajmujcej si wydobyciem ropy naftowej i przeniesiono go subowo do Houston. Tam pozna moj mam. Brat i ja urodzilimy si tam, wic oboje mielimy podwjne obywatelstwo. - Spojrzaa na niego zoliwie i znikna za parawanem. - Ale pewnie ju to wszystko wiesz, bo sprawdzie mnie w bazie danych MI6. Umiechn si. - Wol usyszed to od ciebie. Jak dugo mieszkaa w Teksasie? Podesza do zachodniej ciany i mwia dalej: - Przeprowadzilimy si do Anglii, gdy miaam siedem lat, a mj brat dziesid. Tata zawsze lubi pracowad za granic i czasami zabiera mam. Brat i ja zostawalimy wtedy u ciotki Effie w Szkocji. - To ona miaa zdolnoci telepatyczne? - Tak. Bya siostr taty. Oboje mieli ten dar. Nauczya mnie kontaktowad si z tat na due odlegoci. - Na zachodniej cianie nie byo kamery. Emma zaja si pnocn. Umara cztery lata temu. Zostawia mi swj domek pod Linlithgow. - A twj brat? Westchna. - Zgin w wypadku motocyklowym, gdy mia szesnacie lat. - A potem widziaa telepatycznie mierd rodzicw. Odwrcia si i spiorunowaa go wzrokiem. - Chcesz mi poprawid nastrj? Kiepsko si do tego zabierasz. - Przepraszam. Wiem, co to aoba. - Wycign do niej rk. - Ju nie jeste sama.

- Moesz si ruszad? - Podesza do niego. - Odzyskuj czucie w rkach, ale w nogach jeszcze nie. - Przycign j do siebie. - Mam ci kilka rzeczy do powiedzenia. Usiada przy nim. - Tak? - Po pierwsze, sprawd, czy da si wyrwad czd aocuchw ze cian. Jeli usuniemy dod duo, dam rad nas teleportowad na zewntrz. - Dobrze. - Chciaa wstad, ale pocign j na posanie. - Przez srebro nie mog wysyad wiadomoci telepatycznych, ale ty - tak. Nie rb tego wieczorem, bo Malkontenci ci usysz i znajd sposb, by ci powstrzymad. Wysyaj je za dnia, gdy pi. - Ale dobre wampiry te. Kto mnie usyszy w cigu dnia? - Jeste silna, uda ci si dotrzed do Austina. Jest gdzie w Europie Wschodniej. - Dobrze, sprbuj. - Znw chciaa wstad, ale jej nie puszcza. - Jeszcze jedna rzecz. ona Austina bya wampirzyc, ale Roman dokona odwrotnej transformacji. Skina gow. - Wspominae o tym wczeniej. Ale wywnioskowaam, e nie jeste zainteresowany tym procesem? - Nay, na mnie to si nie uda. Roman moe dokonad takiej przemiany, tylko jeli ma prbk oryginalnego miertelnego DNA, a moje ju dawno przepado. Musisz mied prbk oryginalnego DNA, jeli chcesz, eby Roman ponownie zrobi z ciebie miertelniczk. - Mylisz, e zostan przemieniona? - Myl, e powinnimy byd przygotowani na tak moliwod. Jeli Casimir ci przemieni, poczekaj na odpowiedni moment, ucieknij i id do Romana, eby dokona odwrotnej transformacji. - Nie bdzie tak le. Uciekniemy przed przybyciem Casimira. Ucisn jej rk. - Emmo, obiecaem, e bd ci chroni, ale jest ich wicej, Casimir i jego zwolennicy s bezwzgldni, a ja nie jestem niezwyciony. - Nic ci nie bdzie. Nie dopuszcz do tego. Umiechn si smutno. - Kocham twj zapa, dziewczyno, ale musimy byd przygotowani. Pozwl, e to zrobi, przynajmniej bd spokojny, wiedzc, e w razie czego moesz odzyskad zwyczajne ycie. Zmarszczya brwi. - Co chcesz zrobid? - Pobrad odrobin twojej krwi. Musisz j ukryd. Ja nie mog, bo jeli zgin, wszystko, co mam przy sobie, rozpadnie si w proch. - Podnis jej rk,

podwin rkaw. - Zrbmy to teraz, pki nie jestem godny. Teraz nie strac nad sob kontroli. - Ugryziesz mnie? - A wolisz uyd yki? Nie mamy tu nic ostrego. Odetchna gboko. - No dobrze. Ugry mnie. - Zacisna zby i odwrcia gow. Prychn. - Emmo, obiecaem, e nigdy ci nie skrzywdz. Dotrzymuj sowa. Odwrcia si do niego. - Wic jak...? - Zaufaj mi. - Podnis jej rk do ust i lizn mikki spd przedramienia. Jej rami drao. Mio. Bardzo mio. - Jak to? - To nie musi boled. Tylko ze wampiry sprawiaj bl, lubi wzbudzad przeraenie, wol to od sprawiania przyjemnoci. - Poliza j jeszcze raz. Mrowienie narastao, wdrowao w gr jej ramienia. - Super - szepna. - Cudownie. Wpud mnie, wychwycia szept jego umysu. Zagodzia swoj paranormaln barier. Dlaczego? eby spotgowad przyjemnod. Dla nas obojga. Znw musn j jzykiem. Draa. Przywar ustami do jej ramienia i zacz ssad. Czua, jak jej krew pynie szybciej, jakby chciaa dotrzed do jego ust. Gsia skrka pokrya jej ramiona i nogi. Zacisna pici i palce u ng. Za kadym razem, gdy ssa, podanie w niej roso. Najpierw byo w piersiach, potem w brzuchu, midzy nogami... Jkn. Jeste cudowna. Co ukuo j w rami. Drgna, gdy podobne uczucie pojawio si midzy jej nogami. Podnis gow. Z dwch malutkich ranek sczya si krew. cign pociel z posania. Dwie wskie struki krwi spyway w stron jej nadgarstka. Wytar je rogiem przecierada. - Ju. Wystarczy. - Wci krwawi. - Krew sczya si z ran. Dziwne, wcale jej to nie przeszkadzao. Jej skra staa si tak wraliwa e struka krwi bya jak pieszczota kochanka. Mog to zatamowad. Przywar ustami do rany i zacz ssad. - Ach! - Emma zacisna uda. Wydawao si, e Angus tam wanie jest. Z kadym ruchem jego warg czua, jak napicie wzrasta.

Pyszna. Wiedziaem, e tak bdzie. Bdzi jzykiem wok ranek. Jej ciaem wstrzsn rozkoszny dreszcz. Gwatownie osuna si na jego uda. Puci jej rami i oderwa rg przecierada. - Trzymaj. - Woy poplamion krwi tkanin do kieszeni jej spodni. Z trudem apaa oddech. - Co to byo, do licha? - Spojrzaa na niego i zobaczya czerwone, jarzce si oczy. Umiechn si, a migny jej koniuszki kw. - Wic tobie te byo dobrze? Umiechna si. - Uwaaj, kolego. Nie mamy tu pralni pod rk.

Rozdzia 21
Gdy Emma si zbudzia, by dzieo. Przez chwil leaa na posaniu, nie wiedzc, jak si tu znalaza. Ostatnie, co zapamitaa, to chwila, gdy leaa na pododze, z gow na kolanach Angusa, a on gaska j po wosach i zabawia opowieciami o przeszoci. Rozmawiali do witu. Pewnie zasna. Angus poprawi posanie i j uoy. Wstaa, przecigna si. wiato soneczne wlewao si przez mae okno we wschodniej cianie, wic na przeciwlegym odcinku muru wykwit jasny prostokt. Zerwaa si gwatownie, przeraona, e w pomieszczeniu jest za duo wiata. Zobaczya Angusa na kamiennej pododze pod stoem. - Angus. - Podbiega do niego i przykucna pod stoem. Jego twarz bya bez ycia, podobnie jak ciao. Dotkna policzka. Zaskoczyo j jego ciepo. Zbyt duo sooca? Dranie powinni dad mu trumn. Ale oczywicie nie obchodzio ich, e moe upiec si ywcem. Katia chciaa, eby cierpia. Popieszya do prymitywnej azienki. W nocniku pyway kamery. Wypenia go czerwony mocz. Angus? Skrzywia si. To wicej ni chciaa wiedzied o wiecie wampirw. W ceberku bya woda. Pewnie si umy przed snem. Skorzystaa z nocnika i zrobi si prawie peny. Liczya, e kto przyjdzie go oprnid. Miaaby dobr okazj do ucieczki. Przestawia parawan koo stou, tak eby jak najdokadniej osonid Angusa przed soocem. Przyniosa poduszk z posania i wsuna mu pod gow. Pewnie nie poczu rnicy, ale przynajmniej lepiej to wygldao. Zacza wysyad telepatyczne komunikaty do Austina. Austin, syszysz mnie? Tu Emma. Musisz nam pomc.

Ponawiaa wiadomod i metodycznie badaa wszystkie ciany, sprawdzaa kady srebrny aocuch. Co jaki czas znajdowaa jeden luniejszy, ale nigdy nie byo to kilka koo siebie. Wtpia, by Angus zdoa ich teleportowad przez kawaek muru wielkoci paru centymetrw kwadratowych. Ocenia, e byo koo poudnia, kiedy usyszaa zgrzyt zasuwy. Zapaa krzeso i usiada przy cianie obok drzwi. Uchyliy si powoli. Czekaa, a kto wejdzie, wtedy chciaa zaatakowad. Wsunito do pokoju tac z jedzeniem. Zgrzytaa po pododze, popychana motyk. Drzwi zaczy si zamykad. - Chwil! - Rzucia krzeso i podbiega do drzwi. -Musimy porozmawiad. I trzeba oprnid nocnik. Do pomieszczenia wesza kobieta. Trzymaa motyk. Mczyzna obok niej celowa do Emmy ze strzelby. Podniosa rce. - Zapacimy wam, jeli nas wypucicie. - Wskazaa Angusa. - On jest bardzo bogaty. Mczyzna i kobieta patrzyli na ni obojtnie. Emma przetumaczya swoje sowa na rosyjski, ale zdawali si jej nie rozumied. Zauwaya lady ukszeo na ich szyjach. Malkontenci trzymali ich na krtkiej smyczy. Sprbowaa inaczej - zaatakowaa ich umysy w nadziei, e wyrwie ich spod wadzy wampirw. Mczyzna i kobieta szybko zamknli drzwi. - Poczekajcie! - zawoaa. Syszaa ich kroki na schodach. - A nocnik? Cholera. - Postawia tac na posaniu. Zimna szynka i frytki. Dzban wody. Bdzia wzrokiem po stole. Widziaa dugie nogi Angusa za parawanem. Bdzie bardzo godny, gdy si obudzi? Podwoia wysiki, by skontaktowad si z Austinem. I wci usiowaa znaled sabe ogniwo w aocuchach na cianie. Po paru godzinach czua si pica, wic wykpaa si w zimnej wodzie. To j otrzewio. Nie dawaa za wygran. Byo pne popoudnie, gdy usyszaa odpowied. Emmo, sysz ci! Austin. Podbiega do okna, jakby liczya, e go zobaczy, jak zaglda do rodka. Gdzie jeste? W Budapeszcie, na Wgrzech. Syszaem, e porwali ciebie i Angusa. Masz pojcie, gdzie jestecie? Chyba na Ukrainie. Emma westchna. Ale nie jestemy pewni. Moesz opisad to miejsce? Powiedziaa mu wszystko, co wiedziaa od Angusa. Wie, zalesione wzgrza, stary murowany dom, zniszczona drewniana stodoa. Zapada cisza. Austin?

Jestem. Darcy i ja pojedziemy na wschd, w kierunku granicy z Ukrain. Odzywaj si. Bd w stanie ocenid, czy si zbliamy. Godzin pniej Austin mia pewnod, e byli coraz bliej. Zazgrzytaa zasuwa. Drzwi si otworzyy. Weszo dwch ludzi ze sztucerami. Emma uniosa rce. Kobieta, ktr widziaa wczeniej, niosa kube wody. Zataszczya go do azienki i podniosa nocnik. - Dziki Bogu! - mrukna Emma. Nie moga okrelid, czy kobieta zauwaya kamery w rodku. Jej twarz pozostaa bez wyrazu. Emma wyprbowaa swj rosyjski na dwch mczyznach. - Wampiry was kontroluj? Wpatrywali si w ni tpym wzrokiem. - Katia jest za! - owiadczya. Jeden ze stranikw si umiechn. Mia szkliste spojrzenie. - Katia. - Galina - szepn drugi z umiechem. - Niewolnicy - wymamrotaa, widzc lady po ukszeniu na ich szyjach. Nastolatka wniosa tac z jedzeniem i postawia na posaniu. Emma spojrzaa na rany na jej karku. Dranie, chocia dzieciom daliby spokj. Kobieta wrcia z pustym nocnikiem, a potem wraz z dziewczyn dwigna bali z wod. - Co powiecie na urlop w dowolnym miejscu na ziemi? Z penym wyywieniem, w prawdziwym hotelu z porzdn kanalizacj, rcznikami... Odpowiedziay jej puste spojrzenia. Kobiety wrciy z oprnion bali i zaniosy j do azienki. - Zdajecie sobie spraw, e odwalacie za wampiry ca prac? - zapytaa. Spiorunowaa ich wzrokiem - A wy tak stoicie i pozwalacie kobietom dwigad ciary? Nastolatka zabraa tac z lunchem Emmy i wszyscy wyszli. Zamknli drzwi. Zazgrzytaa zasuwa. - Mio si gadao! - zawoaa. Z westchnieniem usiada na posaniu i zjada obiad. Pokj ciemnia. Popiesz si, Austin! Sooce zachodzi. To dobrze, odpowiedzia. Skontaktuj si z naszymi wampirami i wicej ludzi bdzie was szukad. Angus zabroni mi rozmawiad z tob po zachodzie sooca. Nasi wrogowie mogliby mnie usyszed. Rozumiem. Jestemy prawie przy granicy. Wydajesz si byd o wiele bliej. Niedugo si zobaczymy. - Mam tak nadziej - szepna, gdy znika ostatni promieo sooca.

Na suficie wiecia samotna arwka. Nagy ruch zwrci uwag Emmy. Nogi Angusa drgny. Usyszaa gboki wdech zza kotary. Przekna lin. Jej wsplokator wampir si budzi. *** Wraz z pierwszym oddechem poczu silny gd. Zawsze mia napad godu tu po przebudzeniu, ale tym razem byo gorzej ni zwykle. Przywyk, e kadej nocy spoywa co najmniej trzy butelki syntetycznej krwi. Wczoraj zjad ponad poow mniej - zawartod piersiwki i t odrobin od Emmy. Mg wypid od niej wicej, kusio go, ale chcia, eby w dzieo zachowaa bystrod umysu i moga podjd prb ucieczki. Wci tu bya; czu jej zapach. Jej krew krya w yach, wzywaa go, ofiarowaa dar ycia. Jego zmysy zapamitay jej sodki smak. Bl przeszywa dzisa, gdy ky domagay si uwolnienia. Gd skrca mu wntrznoci, umys domaga si poywienia. Zadra. Z jkiem skuli si do pozycji embrionalnej. Nie, nie! Nie stanie si potworem. - Angus, co z tob? - Trzymaj si ode mnie z daleka. - Na szczcie zastawia st parawanem, wic jej nie widzia. Nie chcia, eby go zobaczya w takim stanie. Nie chcia te na ni patrzed. Jedno spojrzenie i... Krzykn, gdy ky wystrzeliy z dzise. Niech to szlag. Przegrywa t bitw. Szarpay nim skurcze. Musi co ugryd. Cokolwiek. Podcign rkaw swetra i zatopi ky w ramieniu. Szarpnicie blu i natychmiastowa ulga. Wcign krew do ust i gd zela odrobin. Na tyle, by oprzytomnia i zacz myled logicznie. Widzia doln krawd parawanu i kawaek podogi. Widzia stopy Emmy, gdy si poruszaa. Jej zapach, czysty i wiey, otacza go ze wszystkich stron. Upi wicej krwi z ramienia. Odywianie si wasn krwi da mu troch czasu, ale te bardzo go osabi. Dzi przeyje, ale jutro? Jutro instynkt wemie gr i bdzie bezwzgldny jak Malkontent. Zaatakuje Emm z potwornym apetytem. Jego gd bdzie tak silny, e prawdopodobnie j zabije. Gd zagodnia. Schowa ky. Wyprostowa si z jkiem. Uderzy gow w blat stou. - Angus. - Emma zatrzymaa si przed parawanem. -Co z tob? Pachnie tak smakowicie. - Trzymaj si z daleka. Po drugiej stronie pokoju. - Wiem, e cierpisz. Moe mogabym dad ci troszeczk... jak wczoraj? - Nay. Nie zdoabym si opanowad. I nie chc ci osabid. Prawdopodobnie za kilka dni Emma stoczy walk o ycie. Musi dopilnowad, by bya silna. Oddalia si.

- Mam dobre wiadomoci. Nawizaam kontakt z Austinem. On i Darcy byli na Wgrzech, ju jad na Ukrain. Mwi, e jest coraz bliej nas. - To dobrze. - A teraz, gdy jest ciemno, szukaj ich take dobre wampiry. Poruszaj si duo szybciej ni miertelni. Z drugiej strony, Ukraina to duy kraj. cign sweter, eby mied atwy dostp do rk. Gd wci skrca mu wntrznoci i przesania umys. Zanosio si na dug noc. Wczoraj, po tym jak Emma zasna, wyrwa drewnian listw z krzesa i wzi yk ze stou. Spdzi reszt nocy, ostrzc yk skraj listwy. Gdy spa, ukry to pod kiltem. I deska, i yka leay pod stoem. Obejrza kawaek drewna. Osign cel udao mu si zaostrzyd jeden koniec, ale to wci nie by dobry koek. Zapa yk i zabra si do pracy. - Co robisz? - zapytaa Emma z drugiego kooca pokoju. - Robi ci broo. - Jak? Nie odpowiedzia. Ca jego energi pochaniao zapanowanie nad godem i struganie. Po chwili znw si odezwaa. - Prbowaam wyrwad aocuchy ze cian, ale nie znalazam odpowiedniej powierzchni, by mg nas teleportowad. Przykro mi. Burkn co pod nosem. I tak nie mia siy, by si teleportowad. Ich ostatnia deska ratunku to nadzieja, e sprzymierzeocy znajd ich przed wchodem sooca. To pitkowa noc, uwiadomi sobie. Shanna dzi urodzi dziecko. Tydzieo temu pozna Emm. Mia wraenie, e to byo przed wiekami. Struga zawzicie. Drewno powoli przybierao ksztat koka. Gdy gd stawa si nie do zniesienia, wbija ky w rami. Gdzie po pnocy usysza skrzypienie od strony jej posania. - Powinna si przespad. W cigu dnia musisz byd przytomna, eby si skontaktowad z Austinem. - Wiem. - Ziewna. - Cay czas licz, e nasi wkrtce si zjawi. Jak mylisz, Katia ju znalaza Casimira? - Nie wiem, ale jestem pewny, e staraj si, tylko e nie sysz ich przez srebrne zapory. Wkrtce usysza jej mikki, rwny oddech i wiedzia, e zasna. Jej ttno zwolnio, teraz byo to monotonne, hipnotyczne bicie. Wypezn spod stou i spojrza na ni. Bya pikna. Taka dzielna, o czystym sercu. Wzi poduszk, delikatnie unis jej gow, wsun pod kark. Jego rka zatrzymaa si na jej szyi. Jej puls kusi, wzywa. Cofn si.

Zrzuci ubranie i wszed do balii. Zuy poow wody z wiadra. Zimna woda w poczeniu z chodnym nocnym powietrzem bya na tyle nieprzyjemna, e na krtko zapomnia o godzie. Chocia na chwil. Woy kilt i koszulk. Odnis parawan w kt z prowizoryczn azienk. Race wiato arwki dranio go, zdawao si potgowad jego bl. Wszed na krzeso i wykrci arwk; w pokoju zapanowa kojcy mrok. Odstawi krzeso do stou, usiad, czeka. Gotowy koek lea przed nim na stole. Emma spaa na posaniu, bezbronna, jak ostatnia wieczerza. Za kilka godzin wzejdzie sooce. Niech przyjaciele si pospiesz. *** Emma zasna przy akompaniamencie cichego, rytmicznego dwiku, gdy metal szura o drewno. Kiedy podobny dwik zakci jej sen, zignorowaa go i cianiej skulia si pod kocem. Odwrcia gow i nagle zdaa sobie spraw, e odzyskaa poduszk. Angus troszczy si o ni, gdy spaa. Dwik si powtrzy. Biedak. Cigle robi koki. Ju prawie wit. Syszaa, jak na zewntrz dwierkay ptaki i czua ten spokj tu przed nadejciem dnia. Powinna yczyd Angusowi dobrej nocy, zanim zapadnie w miertelny sen. Otworzya oczy i zauwaya smug szarego wiata od strony okna. Angus pewnie ju uoy si pod stoem. Spojrzaa w tamt stron. Stou nie byo na dawnym miejscu. Parawanu te nie. Sta w kcie, jak przedtem. Gdzie Angus? Usiada i usyszaa skrzypnicie za sob. Odwrcia si i jkna. Angus przysun st do zachodniej ciany i wszed na blat. Obejrzaa si i zerwaa na rwne nogi. Kiedy sooce wzejdzie, zawieci prosto na niego. - Co ty wyprawiasz? - Podbiega do niego. Gupiec prbowa si zabid? Zatrzymaa si, gdy prawda dotara do niej z ca si. Wanie tak. Patrzy na ni smutno. - Nie chciaem, eby to widziaa. - Nie mieci mi si w gowie, e to robisz. Za, zanim ci poparzy. - Emma przysigem ci chronid. A teraz najwiksze niebezpieczeostwo grozi ci ode mnie. - Bzdura. - Szarpna go za kilt. - Wstyd si. Nie sdziam, e poddasz si tak atwo. - Mylisz, e lekko mi to przychodzi? - mwi ze zoci. - Popatrz na mnie! Pokaza jej swoje ramiona. Jkna na widok licznych ran. Pochyli si, zajrza jej w oczy. - To moga byd ty. Nic nie widziaa przez zy. Ile wycierpia, byle jej nie uksid!

- Przykro mi. - Nie masz pojcia, jaki straszny jest ten gd. -Wyprostowa si. - Nawet teraz ledwie si powstrzymuj, eby nie skoczyd ci do garda. Skrzywia si. - Zdaj sobie spraw, e nasza sytuacja jest trudna, ale nie moesz si poddawad. Niedugo zaniesz i wtedy nie bdziesz musia si martwid. Spojrza na okno i zacisn zby. - To najlepsze wyjcie. Uparciuch! Wkurza j. - Przestao si bawid w cholernego bohatera i za. -Zapaa go za nog, pocigna. Potkn si i przytrzyma srebrnych aocuchw, by odzyskad rwnowag. W pomieszczeniu rozleg si syk przypalanego ciaa. Oderwa rk; grymas blu wykrzywi mu twarz. - O Boe, przepraszam. - Usiowaa go podtrzymad. -Prosz ci, zejd. - Tak bdzie lepiej. Pozwl mi. - Nie! Nie utrac ci! - Miaa zy w oczach. - Straciam ju wszystkich! Nie pozwol ci odejd! Jego oczy zalniy od ez. - O zachodzie sooca ci zaatakuj. Wolabym umrzed, ni ci zabid. - Nie dojdzie do tego! - Szarpna go za kilt. - Gdy wstanie wit, nawi kontakt z Austinem. Sprowadz go tu. Uratuj nas. Wszystko bdzie dobrze, Angus. Prosz. Zamkn oczy. Widziaa, jak walk ze sob toczy, poznawaa to po czole porytym zmarszczkami i zacinitych zbach. Zachwia si. Spojrzaa w okno i zobaczya rowy odcieo nieba. Sooce byo na horyzoncie. Wkrtce zawieci w okno, na Angusa. - Nie zostawiaj mnie - szepna. za spywaa po jej policzku. Otworzy oczy. - Oby si nie mylia. - Nie myl si. Austin nas dzi znajdzie. Przysigam. Angus pochyli si i ostronie zszed ze stou. Nogi si pod nim ugiy i run na ziemi. - miertelny sen - szepn. Pochylia si nad nim. - Ju dobrze. Przesun ci w bezpieczne miejsce. - Niewiele czasu. - Wskaza st. - Koek. Znalaza go. Chod prymitywny, nadawa si. Nawet obolay, Angus robi co mg, by j chronid. - Bd zaszczycona, mogc uyd go do zabicia Malkontentw. Dzikuj. - Jeli Austin nie... zdy na czas, uyj tego... Na mnie. Koek wypad jej z rki. Jej serce zamaro. - Nie.

- Kiedy si obudz, gd mnie pokona. Musisz mnie powstrzymad. - Nie! - Cofna si. zy zamigotay w jego zielonych oczach. - Przysigem nigdy nie sprawid ci blu. - Zadajesz mi bl! Nie zrobi tego. Zaley mi na tobie. Po jego policzku spywaa krwawa za. - Skoro tak, nie pozwolisz mi ci skrzywdzid. Nie mgbym z tym yd. - Angus. - Przysuna si i wytara mu z z policzka. Nieznacznie si umiechn. - Kiedy chciaa mnie zabid. Pocigna nosem. Otara oczy. - Ju nie. - Bd w miertelnym nie - szepn. - Niczego nie... poczuj. - Powieki mu opady. - Angus. - Pochylia si nad nim, dotkna jego policzka. Nie oddycha. Odszed. Jej serce wezbrao blem. Nie moga go stracid. - Kocham ci. Pooya gow na jego piersi i pozwolia zom pynd. Jak mogaby go skrzywdzid? W zaledwie tydzieo tyle j nauczy. e dobrzy, honorowi ludzie, tacy jak on, nie zmieniaj si po mierci. e za dugo ya tylko nienawici i zemst. Miod to o wiele szlachetniejszy powd, by yd. Miod nie jest samolubna; jest gotowa do powiceo. Dziwne, e tego, jak yd, uczy ja nieumary. Sooce zajrzao przez okno. Zacigna ciao Angusa do najciemniejszego kta. Przykrya go parawanem. Telepatycznie wzywaa Austina. adnej odpowiedzi. Zniewoleni ludzie przynieli jej niadanie. Usiowaa si z nimi porozumied, ale nie reagowali. W poudnie szalaa z niepokoju. Emmo, jestem, oznajmi Austin. Dziki Bogu!! Co z tob? Spaem, przepraszam. Bylimy na nogach do witu, szukalimy was. Pomylaem, e podczas dnia jeste bezpieczna, wic si zdrzemnlimy. Musisz do nas dotrzed, znaled przed wieczorem. Spojrzaa na koek na pododze. Nie chciaa o tym myled. Mamy punkt dowodzenia w Kijowie, wyjani Austin. Wieczorem byo nas dziesiciu. Przeczesujemy okolice w promieniu trzystu kilometrw. Za dnia jestem sam z Darcy, ale mam pomys, ktry zawzi obszar poszukiwao. Dobrze. Spacerowaa nerwowo po izdebce. Co mam robid? Byd w kontakcie. Wyruszymy w jedn stron. Bd mg okrelid, czy jestemy bliej, czy dalej. Jeli si oddalimy, zawrc i sprbuj w innym kierunku.

Przez reszt popoudnia grali w parapsychologiczn ciuciubabk. Austin odkry, e poudnie to zy kierunek. Sprbowa na zachd. Udao si. Musicie byd w pobliu Karpat. S tu cztery przecze. Zaczn od poudniowej. Zanim podano jej kolacj, ustalili, e pierwsza przecz to za droga. Zawrci do kolejnej. Szybciej! Emma nerwowo zerkaa w okno, gdy Austin rusza w stron drugiej przeczy. Sooce chylio si ku zachodowi. To chyba to! Oznajmi Austin radonie. cign wampiry, gdy si ockn, i ruszamy do was. Emma rzucia okiem na parawan, pod ktrym lea Angus. Bdzie za pno. Potrzebuj ci teraz. Chwila ciszy. Emmo, zrobimy, co w naszej mocy, ale nie mog ci niczego obiecad. Rozumiem. Pokj zmatowia. Emma zorientowaa si, e nie ma arwki. Bdzie ciemno, gdy Angus odzyska przytomnod. Przykucna przy nim. Wydawa si taki spokojny i nieszkodliwy. Dotkna jego policzka. - Wiem, e nie chcesz yd ze wiadomoci, e mnie skrzywdzie. - Z trudem oddychaa. - Ale nie zgodz si na to. Nie zabij ci. - Miaa zy w oczach. - Nawet gdybym miaa umrzed.

Rozdzia 22
Podja decyzj. Zacza przygotowania. Stana w balii, namydlia si, spukaa zimn wod z wiadra. Wypraa bielizn i zawiesia na parawanie, eby wyscha. cigna wski materac z posania i pooya koo Angusa. W samej koszuli usiada na materacu i czekaa, a zgasn ostatnie promienie sooca. Przeczesaa mokre wosy palcami. Pokj ciemnia. Cichy bezruch wypeni powietrze. Wyobrazia sobie, jak sooce niknie za horyzontem, coraz niej, a wraz z nim traci odwag. Czy popenia straszny bd? A jeli Angus straci resztki kontroli i zaatakuje j jak potwr, ktry zamordowa jej matk?

Ogarna j panika. Pobiega po koek, usiada na materacu. Pooya go na pododze, w zasigu rki. Na wypadek gdyby musiaa walczyd z bezmylnym, oszalaym potworem. Na pewno nie. Angus na pewno bdzie tak delikatny, jak to moliwe. Podskoczya, gdy si poruszy. Westchn gboko. Pooya doo na jego sercu i przez cienk bawen koszulki poczua silne bicie. Zdumiewajce, e to serce oywa wraz z zachodem sooca. Zapa jej nadgarstek, zamkn w mocnym ucisku. Wzdrygna si. Porusza si tak szybko, ledwie zauwaya niewyran plam, zanim j zapa. Unis powieki. Zielone renice lniy, patrzy na ni wzrokiem drapienika. - Angus? - Czy w ogle wiedzia, e to ona? Odepchn j. Warkn gardowo, pochyli si nad ni. - Angus! Mrukn. Ju nie toczy wciekym wzrokiem, na jego twarzy malowao si przeraenie. - Emma. - Puci j i usiad. Cay dygota. Krzykn, gdy wysuny si ky. O Boe, jakie ostre. Emma zamkna oczy. Znw krzykn; zrozumiaa, e jest tak samo przeraony jak ona. Otworzya oczy i wycigna do niego rk. - Nay! - Przetoczy si na swoj stron posania, z daleka od niej, i zatopi ky w swoim ramieniu. Zadra. Obja go od tyu, przytulia. Z wolna przesta dred. - Ja... baem si, e ci zabij - wyszepta. Opara policzek o jego opatk. - Nie mog patrzed, jak si okaleczasz. - Lepiej, gdy okalecz tylko siebie. - Odwrci si przodem do niej. Schowa ky. - Mamy mao czasu. Jestem bardzo godny. Pragnienie w jego oczach byo tak silne, e nie moga mu odmwid. - W porzdku. - Dotkna jego policzka. - Kocham ci, Angusie MacKay. W jego oczach malowao si zdumienie. Nagle zmarszczy brwi. - Jak moesz? Mao brakowao, a zaatakowabym ci jak potwr. - Ale tego nie zrobie. Nawet cierpic z blu i godu, chronie mnie. Jeste najwspanialszym czowiekiem, jakiego kiedykolwiek znaam. - Emmo. - Opar si na okciu. Dotkn jej twarzy, wpatrywa si w jej oczy. Ja te ci kocham. Bardzo. - Rka mu zadraa. Opad z powrotem na posanie. - Cholera. Jestem bardzo saby. Umiechna si. Moe i jest saby, ale jego wyznanie mioci napenio j poczuciem mocy i zadowoleniem. Usiada, posaa mu kuszce spojrzenie. - Mam co, czego ci trzeba. - Odgarna wosy i odsonia szyj. Pomkn spojrzeniem do jej garda.

- Cudownie pachniesz. - Nie tylko pachn. Caa jestem cudowna. - Uniosa koszulk, odsonia piersi. Wpatrywa si w ni z zachwytem. - Aye - szepn. Jego oczy zapony czerwieni. Pchn j na materac, pochyli si nad ni. Umiechna si, widzc ten zdumiewajcy przypyw energii. Moe jest saby, ale z pewnoci umotywowany. Trci nosem jej szyj i szepn na ucho: - Pragn ci, Emmo. Chc poczud twj smak. Chc byd w tobie. - Tak. - Chwycia go za koszulk, szarpna w gr. -Chc poczud twoj skr na sobie. cign koszulk. - Ju. - Usiad, eby zdjd buty i skarpety; cign kilt. Pokj by ciemny, ale dobrze widziaa Angusa. Serce jej zamaro. Jaki on pikny. Uminiony, szczupy, zwinny. Pooy si obok niej, wzi j w ramiona. Zadraa, gdy jej nagie piersi dotkny jego skry. Lizn jej szyj. Kocham ci, Emmo. - Angus. - Wpia palce w jego plecy. Mia tak gadk skr. Rozkoszowaa si gr jego mocno zarysowanych mini. askota j w szyj jzykiem, rozkosz rozpywaa si po jej ramionach. Jestem taki godny. W jego mylach bya desperacja. Poczyli si psychicznie. Czua, jak ze sob walczy, by nie ulec pragnieniu. Bierz, co chcesz. Odwrcia gow, odsonia szyj. Ufam ci. Zadra. Krzykn z twarz wtulona w jej bark. Zadraa, gdy poczua municie ka. Jego jzyk wirowa wokoo uwraliwionego obszaru na szyi, sa rozkoszne dreszcze w d ciaa. Jej sutki stwardniay. Poczua pustk, chciaa, eby j sob wypeni. Kocham ci, Angus. Wpltaa palce w jego dugie wosy. Zamkn jej pier w doni, drani sutek kciukiem. Poczua lekkie ukucie na szyi i jednoczenie delikatnie uszczypn jej pier. - Ach! - Drgna. Wielkie nieba. Jego ky byy w niej. Byo to dziwnie podniecajce, jakby dotyka j midzy nogami. Poczua wilgod i gorc krew na szyi. Ilekrod ssa, krew pulsowaa w niej przecigle, rozkosznie, zostawiaa pustk. Pragna go w sobie. Potrzebuj ci.

Jego rk pomkna niej. Jeste wilgotna. Wsun w ni palec. Gorca. Zacisna minie wok jego palca. Ja chc... Musz... Zostao ze mn. Wsun w ni dwa palce, odnalaz echtaczk kciukiem. Kiedy ssa jej szyj, porusza doni na dole. Pi i pieci. Wia si z rozkoszy. Krzykna, gdy przyszed punkt kulminacyjny. Przeszy j byskawic, przerodzi si w rozkoszne drgania. Bya zaspokojona i wycieoczona. Nie wiedziaa, ile krwi wypi, i nic jej to nie obchodzio. Byo jej cudownie, unosia si na fali rozkoszy. Jak przez mg zauwaya, e oderwa usta od jej szyi. Wci si nad ni pochyla, ale teraz jego ramiona byy silne, twarz si zarumienia. Schowa ky. Kropla krwi upada jej na pier. Zliza j, przecign jzykiem po sutkach. Zadraa. Westchna z zadowoleniem, gdy poczua na biodrze jego erekcj. Spojrzaa w d. Nabrzmia dziki jej krwi. Rozchylia nogi. O rany. adnego wahania. Bra j stanowczo, wadczo, a ona to uwielbiaa. Wypeni j sob. Pochyli gow, dotkn sutka ustami. Nie miaa siy, by odwzajemniad pieszczoty, wic po prostu obja go rkami i nogami. Co takiego, chod jej umys by otumaniony, ciao pozostao niezwykle wraliwe. agodnie j koysa, a wszystkie nerwy dray z rozkoszy. I nage to nie wystarczao. adnemu z nich. Jej ciao chciao wicej. Wbia mu paznokcie w plecy. W oczach zamigotaa czerwieo. Jego ruchy stay si silne i energiczne. Jeste moja, Emmo. Moja. Uklk, zapa j za biodra. Pchn. Krzykna. Odrzuci gow do tyu i jkn. Szczytowali razem, poczeni psychicznie. Razem osunli si na materac. Niewiarygodne. Emma umiechna si, zanim opady jej powieki. Odgarn jej wosy z czoa. - Obawiam si, e wziem zbyt wiele. Jeste osabiona. - Jestem szczliwa. - Zapada w sen. *** Angus chodzi po celi. Musi znaled wyjcie. Wczoraj by do niczego, pokonany przez gd. Ale dzi wieczorem czu si silny, peny ycia, gotw zmierzyd si z wrogiem. Zatrzyma si obok Emmy. Wci ospaa, wci blada. Poprawi na niej koc, nasuchiwa bicia jej serca. Stay, ale saby rytm. Cholera. Zbyt duo wypi. Zabraknie jej siy do walki. A bdzie jeszcze gorzej. Podj przerwany spacer. Jutro gd powrci, a gdyby znw wypi jej krew, osabiby j jeszcze bardziej. Zabiby j. Oczywicie wanie o to chodzio Katii. Chciaa mierci zabjcy wampirw i chciaa, by

sam zabi ukochan kobiet. Jeli wkrtce si nie uwolni, ten plan si wypeni. Przyjrza si oknu. Zasaniay je srebrne aocuchy; czy zdoa teleportowad si przez tak may otwr, jeli uda mu si je zedrzed? Dowiadczenie podpowiadao, e pokryte srebrem ciany to uniemoliwi. Drzwi s bezpieczniejsze. Gdyby je otworzyd, mgby teleportowad si na zewntrz, zabierajc Emm. Pewnie wanie dlatego nikt nie przychodzi tu wieczorem. Gdy ostatnio widzia Kati i jej Rosjan, by sparaliowany przez nightshade. Mieli dod rozumu, by nie otwierad drzwi, gdy funkcjonowa normalnie. A miertelni stranicy przychodzili za dnia, gdy nie mia kontaktu z otoczeniem. Pewnie przekazali swoim panom informacj, e Emma wci yje. Drzwi daway najwiksze moliwoci. Moe gdyby wywoa dod zamieszania, kto przyjdzie to sprawdzid. Gdyby wydostali si na zewntrz, nie mieli wielkiego pola manewru. Sooce dopiero co zaszo, wic miejsca, ktre mia w pamici - Stany i zachodnia Europa - nie wchodziy w gr. Najlepiej byoby teleportowad si z Emm na krtki dystans i doczyd do przyjaci, ktrzy ich poszukuj. Porwa bielizn Emmy z parawanu i uklk przy niej. - Ukochana, musisz si ubrad. Mam plan. Jkna i odwrcia gow. Skrzywi si na widok ladw po kach na jej szyi. - Chod, pomog ci. - cign z niej koc i wsun jej majtki na nogi. Otworzya oczy. - Fuj, s jeszcze mokre. - Wiem, ale musimy byd gotowi. - Na co? - Usiada, dotkna czoa, zamkna oczy. - Jak si czujesz? - Mam czarne kropki przed oczami. - Uniosa si, eby mg jej woyd majtki. Przytrzymaa si jego barkw, by nie upad. Zakl pod nosem. - Za duo krwi ci zabraem. - Nic mi nie bdzie. - Woya stanik. Poda jej spodnie. - Mj plan to zwabid kogo do drzwi i teleportowad nas na zewntrz. Wsuna stopy w nogawki spodni. - Brzmi niele. A gdy tylko std wyjdziemy, wezwiesz kumpli. - Woya bluzk, zapinaa guziki. - Powinni byd ju blisko. Kiedy ostatnio rozmawiaam z Austinem, zblia si do nas. - wietnie. Teraz tylko musimy ich tu zwabid... -Urwa, gdy rozleg si zgrzyt zasuwy. - atwo poszo.

Podniosa koek z podogi, wsuna za pasek spodni i przykrya bluzk. Wstaa, zachwiaa si. Angus j podtrzyma. - Gdy tylko drzwi si otworz, wychodzimy. - Zaprowadzi j za parawan. Drzwi zaskrzypiay. Ruch przy oknie przyku ich uwag. wiato ksiyca odbijao si w lufach dwch strzelb. miertelni kucajc, celowali do nich przez okno. - Srebrne kule - poinformowaa Katia przez uchylone drzwi. - Angus, odsuo si od dziewczyny, bo j zastrzelimy. Zda sobie spraw, e miertelni s do tego stopnia pod wpywem Katii, e wampirzyca widzi ich oczami, co si dzieje w ciasnej izbie. Nie sposb j przechytrzyd. Puci Emm i si cofn. - Spraw mi jakiekolwiek kopoty, Angus, a napakuje-my ci nightshade tak, e przez tydzieo nie bdziesz mg si ruszyd. Oczywicie, do tego czasu umrzesz z godu. -Katia otworzya drzwi na tyle, e zdoaa wliznd si do rodka. Trzymaa dmuchawk w gotowoci. Angus zastanawia si, czy nie dopad jej byskawicznie i nie skrcid jej karku, ale dorwnywaa mu szybkoci. Trafiaby go nightshade, a co wtedy z Emm? Wszed Alek, a za nim jeszcze dwa wampiry z rewolwerami. - Burien i Mirosaw maj niewyczerpany zapas srebrnych kul - ostrzega Katia. - Pjdziesz z nimi na gr. Alek zapa Emm i przycisn jej n do szyi. - Jeli teleportujesz si std, podern jej gardo. - Bd grzeczny. - Angus posa Emmie, jak mia nadziej, spojrzenie pene otuchy. - Postanowia nas wypucid? Katia prychna. - Przybywa Casimir, po ciebie i twoj mierteln dziwk. Jestem pewna, e ma ju plany co do was. Alek cign Emm w stron drzwi. Kiedy byli w poowie kamiennych schodw, Burien skin na Angusa. - Powoli - przypomniaa Katia. - Bo naszpikuj ci nightshade. Angus wspina si po schodach. Dwch miertelnych celowao w Emm ze sztucerw. Alek j puci, ale sta u jej boku z mieczem w doni. Z drugiej strony bya Galina, take z mieczem. Siedmiu przeciwnikw, w tym dwch miertelnych. Wszyscy uzbrojeni. Mimo wszystko, gdyby udao mu si zbliyd do Emmy, mogliby si teleportowad. Szed przez trawiasty dziedziniec, w nadziei, e go nie zauwa. - Stj albo ona umrze - ostrzega Katia. Zatrzyma si. Emma wdawaa si zbyt blada w wietle ksiyca. Za bardzo j osabi, do cholery.

A jakby nie mieli dod kopotw, na jego oczach trzy postacie zmaterializoway si na trawniku przed domem. Angus wstrzyma oddech. Nie widzia Casimira od wielkiej wojny wampirw w 1710, ale nie sposb zapomnied jego surowej twarzy i okrutnych oczu. Po wojnie by wycieoczony, ale do tej pory zdy odzyskad peni si. Na pewno? Lewe rami wydawao si wygite pod dziwnym ktem. Nosi jedn rkawiczk. Omit wzrokiem zebranych. Na twarzy nie malowa si aden wyraz, pki nie dostrzeg Angusa. Podnis brod i zmruy oczy. - Genera MacKay. Angus ponownie skin gow. Stary wrg mia dwch ochroniarzy. Rozpozna Jdrka Janowa na lewo od Casimira - moe chroni jego sabszy punkt. Wanie tak dziaa Casimir. Powica innych, byle siebie utrzymywad przy yciu. Ze cinitym sercem Angus zda sobie spraw, e mao brakowao, a postpiby tak samo wobec Emmy. Katia zrobia krok w przd i ukonia si w pas. - Jestemy zaszczyceni twoj obecnoci, mj panie. Zimne spojrzenie Casimira przelizgno si po Katii. - Nie dawaa mi spokoju i wzywaa, chocia odmwiem przybycia. - Nie chciaam ci urazid. - Skonia si jeszcze raz. - Chciaam jedynie zoyd ci te dary jako symbole mojej wdzicznoci i lojalnoci. - Miaa przekazad zabjc Jdrkowi, a jednak tego nie zrobia. Tak okazujesz lojalnod? Zoya rce. - Chciaam przekazad ci je osobicie, aby dowied lojalnoci. I mam szczeglny dar dla ciebie, generaa MacKaya. Poza tym, zaoszczdziam Jdrkowi podry do Nowego Jorku. - Twoja dobrod jest przytaczajca - sykn Casimir. - Powiedz mi, czy tak okazywaa lojalnod Ivanowi Petrovskiemu? Katia zesztywniaa. Angus widzia, e ma powane kopoty. Jeli uda mu si skcid Malkontentw, sprawid, eby zajli si sob, moe zdoa podkrad si do Emmy i podjd prb teleportacji. - To Katia zamordowaa Petrovskiego - krzykn. -Sam widziaem. Ona i Galina wbiy mu koki w serce, gdy by nieuzbrojony. Katia posaa mu jadowite spojrzenie i spojrzaa na Casimira. - MacKay zdradzi nasz gatunek. Pomaga miertelniczce zabijad moich ludzi. Casimir zerkn na Emm z lekcewaeniem.

- Zwyky karaluch, atwo mona j zgnied. - Wrci wzrokiem do Angusa. Ale genera, dowdca wojsk, ktre pokonay moj armi? Jego mierd bdzie dla mnie rozkosz. - Zatem pamitaj, e to ja ci go podarowaam! - Katia nie dawaa za wygran. - Jestem twoj wiern sug! Angus przechyli gow. Czy to sowa pohukuje w lesie? Zabrzmiao jak sygna, ktrym chtnie posugiwali si Ian i Robby. - Nie mona jej ufad, Casimir. Zdradzia ci ju kiedy. Zrobi to jeszcze raz. Katia spojrzaa na Alka. - Zabij go! Casimir podnis rk. Alek zamar. - Od kiedy wydajesz tu rozkazy, Katia? Skrzywia si. - Wybacz mi. Kamstwa MacKaya sprawiy, e si zapominam. - Kamstwa? - Ciemne oczy Casimira przesuny si na Angusa. - Chod nienawidz jemu podobnych, musz przyznad, e s obrzydliwie uczciwi. Niewyrana plama ruchu zwrcia uwag Angusa. Na metrowym murku, ktry otacza dziedziniec, zjawio si dwanacie postaci. Odetchn z ulg, gdy zobaczy przyjaci i pracownikw. Byli tam Ian, Robby, Jack z Wenecji, Michai z Moskwy, Austin i Darcy Ericksonowie, Jean-Luc Echarpe z Parya z dwoma wampirami ze swego klanu, i Zoltan Czakvar przywdca klanu Europy Wschodniej, te ze swoimi wampirami. Austin i Darcy trzymali rewolwery. Dziesiciu wampirw wycigno miecze. Szpada Jean-Luca ze wistem przecia powietrze. - Zaatwmy to raz na zawsze, Casimir. Casimir poblad. Spiorunowa Kati wzrokiem. - Zdrajczyni! Wcigna mnie w puapk. - Nie! - krzykna. Casimir podbieg do niej i chwyci za gardo. - Zapamitam t zdrad. Jdrek rzuci si do przodu, szepn co do Casimira. Ten puci Kati i si cofn. Upada. - Nie zdradziam ci. Przysigam, ja nie... Przyjaciele Angusa zeskoczyli z kamiennego murku i zbliali si powoli. Casimir ukry si za swoimi ochroniarzami i spiorunowa wzrokiem rosyjskie wampiry. - Umrzesz jeszcze dzi. Zasugujesz na mierd. On i jego ochroniarze zadreli.

- Nay! - Angus rzuci si na Casimira, ale zy wampir ju znikn. - Cholera! Najchtniej zabiby Casimira ju dzi. Miecz przeci powietrze koo jego ucha. Odskoczy. Alek prbowa go zabid. - Miecz! Alek zaatakowa, celujc w jego serce. Angus uskoczy w bok i zapa w locie miecz, ktry rzuci mu Ian. Modziutki wampir wyrwa zza skarpety sztylet i uchyli si przed ciosem Buriena. Robby stara si zwrcid na siebie uwag Rosjanina, eby chronid lana. Angus odparowa atak Alka, szarowa, wbi mu ostrze w serce. Patrzy z zadowoleniem, jak ten rozpada si w proch. Ju nigdy wicej drao nie zagrozi Emmie noem. Odwrci si, szuka Emmy. Jean-Luc walczy z Mirosawem. Jack pojedynkowa si z Galin, gra na zwok - pewnie nie mg pogodzid si z myl, e ma zabid kobiet. Ale gdzie do cholery jest Emma? Burien krzykn, gdy Robby pchn go w serce. Dwch miertelnych porzucio strzelby i skryo si na drzewach. Goni ich Zoltan i jego ludzie. Galina krzyczaa. Jack zapewne przesta si wahad. Angus zamar, gdy zobaczy Emm. Katia cigna j w stron stodoy. Emma walczya, ale bya zbyt saba, by uciec. Popdzi do nich, ale Katia go zobaczya i znikna, zabierajc Emm. - Nay! - Angus zatrzyma si tam, gdzie jeszcze przed chwil byy. Nie mia pojcia, dokd mogy si teleportowad. A Emma jest za saba, by walczyd. To wszystko jego wina. Zgi si wp. Robby pooy mu rk na ramieniu. - Znajdziemy je. Angus kiwn gow. Nie mg mwid. - Ruszamy! - krzykn Robby. Wampiry rozeszy si, przeczesyway teren posiadoci i okolicznych lasw w poszukiwaniu Emmy. Mijay minuty, ale jemu zdawao si, e cae godziny. Robby i Ian wybiegli ze stodoy. Pusta. Jean-Luc i dwaj czonkowie jego klanu powiedzieli to samo o domu mieszkalnym. Angus wskoczy na kamienny mur i sucha uwanie. Spojrza na pnoc. Usysza krzyk kobiety. - Tam! - Pobieg do lasu. Towarzysze ruszyli za nim. - Emma! - Nie sysza odpowiedzi. Boe, oby nie byo za pno. Wpad na polank i zatrzyma si gwatownie. Serce przestao mu bid. Ian stan przy nim. - Jeszcze yje. Angus uklkn przy Emmie. Serce mu si krajao na widok jej poszarpanej szyi. Cholerna Katia. Wypia z niej prawie ca krew.

W bezwadnej doni Emmy by koek. Posuya si nim, gdy Katia wypijaa jej krew. Zabjczyni pokonaa ostatniego wampira w yciu. Angus dzikowa Bogu, e zrobi jej ten koek. Ale wyrzuca sobie, e to on sam j osabi. - Emma. - cign bawenian koszulk i usiowa zatamowad ran na szyi. Mia zy w oczach. Gazie i krzaki zaszeleciy, gdy zjawili si przyjaciele. - Co z ni? - zapyta Austin,. Darcy jkna. - O mj Boe. Jestemy za pno? Robby przykucn obok Angusa. - Tak mi przykro. Angus zacisn zby. - Jeszcze nie umara. Moemy jej zrobid transfuzj. -Spojrza na lana i Robby'ego. - Nie macie zapasu krwi w sporranach? Robby spojrza na niego smutno. - Nie mamy sprztu do transfuzji. - W takim razie teleportujmy j - powiedzia. - Roman j uratuje. Jean-Luc uklkn koo Emmy. - W Nowym Jorku cigle jest jasno. Jest jedyny sposb by j ratowad, Angus, i wiesz dobrze jaki. - Nay! - Angus powstrzyma zy. - Nie przemieni jej. Nie zniosaby tego. Wampiry zabiy jej rodzicw. - Ale przecie bdzie moga wrcid do wiata ywych -zauwaya Darcy. Jestem tego najlepszym dowodem. Angus zamruga. Oczywicie! By tak przestraszony, e zapomnia, e istnieje inna opcja. Czy Emma wci ma skrawek zakrwawionej tkaniny? Jeli nie, zostawi jej swoj koszulk. Nasika jej mierteln krwi. - Pospiesz si - ponagla Jean-Luc. - Jeli si wykrwawi, bdzie za pno na transformacj. Angus potar czoo. Czy ma inny wybr? Roman odmieni j z powrotem. - To wszystko moja wina. Znienawidzi mnie. - Zrozumie. - Ian dotkn jego ramienia. - Ja zawsze rozumiaem. Angus spojrza na niego. - Przeze mnie na wieki zostae w ciele pitnastolatka, Ian si umiechn. - Dziki tobie yj. Angus odetchn gboko i cign koszulk z szyi Emmy. Musi wypid z niej ca krew. Potem wpadnie w wampiryczn piczk, a nastpnie nakarmi j wasn krwi. Jeli przyjmie jego dar i bdzie pia, stanie si jedn z nieumarych. Jeli go odrzuci, umrze. - Poprosz sgian dubh. - Musia czym nacid sobie y. Ian poda mu n.

Angus spojrza na przyjaci. - Moecie zostawid nas samych?

Rozdzia 23 Emma zapamitaa bl i ciemnod. Strach i przeraenie. Ky Katii wbijajce si w jej szyj. Ostatni prb walki o ycie i rozpaczliwy cios kokiem. Znw ciemnoci. Szum gosw. I znw ky. Jakim cudem Katia zdoaa wrcid? Nie zabia tej suki? I ciemnoci, gdy Emma zapada si w czarn otchao. Dziwny sen. Poczua smak krwi w ustach. Dusia si metaliczn gorycz. - Pij - szepta gos. - Musisz pid. Krew napywaa jej do ust. Tona we krwi. Cierpiaa. Odwrcia gow, zakrztusia si. - Emmo? - Gos baga. - Pij, prosz. Angus? Otworzya usta, ale sowa nie przyszy. Nie moga nawet unied powiek. W jej usta spywao coraz wicej krwi. Poczua, jak po jej ciele rozlewa si przyjemne ciepo. Przeykaa raz po raz i poczua sodki smak. Dobre. Co za gupi sen. To nie moga byd krew. Naprawd smakowaa. Pia i pia. - Dobrze, ukochana. Bardzo dobrze. Angus by z niej zadowolony. Angus j kocha. Umiechna si. Angus by z ni, a Katia odesza. Tym razem, gdy nadesza ciemnod, nie baa si. Obudzia si gwatownie. Jej serce bilo tak gono, e syszaa kade uderzenie. Wpada w panik. Chyba ma atak serca. Poczua si dziwnie. Nie wiedziaa, gdzie jest. - Ona nie pi, Darcy! Przygotuj butelk. Emma zobaczya Austina w otwartych drzwiach. Znalaz j? W takim razie ona i Angus s bezpieczni. - Wanie wstawiam do mikrofalwki. - Gos kobiety dobiega z daleka. Emma usiada. Czarne plamy wiroway jej przed oczami. - Spokojnie. - Austin podszed do niej. By zatroskany. - Ja... Chyba wci jestem osabiona. - Emma zamrugaa i skoncentrowaa si na Austinie. Widziaa go wyraniej ni zwykle. Dostrzegaa kilkudniowy zarost na jego brodzie, rozrniaa kady pojedynczy wosek. I serce bio mu tak gono. Przycisna rk do piersi i zauwaya, e ma na sobie flanelow piam. - Czyje to? - Darcy - odpowiedzia. - Obmya ci troch.

No tak. Katia j zaatakowaa. Emma podejrzewaa, e jej stare ubranie jest przesiknite krwi. Zaburczao jej w brzuchu. - Jestem bardzo godna. - Na pewno. - Austin przyglda si jej ostronie. Rozgldaa si po pokoju. Bardzo mia sypialnia. Niebieska kodra. Olbrzymie oe. Smutny pocieszyciel. Brak okien, tylko nocna lampka w gniazdku. Jakim cudem tak dobrze widzi? odek znowu da o sobie znad, cisn si bolenie. Skulia si. Austin szed w stron drzwi. - Szybciej, Darcy! Emma oddychaa gboko. - Gdzie jestem? - W domu Zoltana Czakvara w Budapeszcie. - Czyim? - Kolejny atak godu. Skrzywia si. Serce Austina dudnio jej w uszach. Ledwie syszaa. Nie moga myled. - W domu Zoltana Czakvara? To przywdca klanu Europy Wschodniej. - Jestem w domu wampira? - Emma zauwaya y w szyi Austina. Pulsowaa. I tak smakowicie pachnia. - Co si ze mn dzieje? - Gd uderzy bolenie. Z krzykiem zwina si w kbek. - Co z ni? - Darcy wesza do pokoju z zastawion tac. Postawia j na stoliku przy ku. Bya tak blisko, i pachniaa tak dobrze, e Emma walczya z pragnieniem, by si na ni rzucid. - Mam twoje niadanie. - Darcy podaa jej szklank. -Grupa 0. Troch mda, ale powinna zaczynad od prostych posikw. Oczy Emmy powikszyy si. Szklanka bya pena krwi. - Nie! - Nagy bl przeci jej jzyk. Krzykna. Darcy postawia szklank. - Biedactwo. Przechodziam przez to samo. Zawsze wyrzynaj si pierwszej nocy. Emma zakrya usta doni i jkna. Czua, jak jej dzisa si rozrywaj. Opucia rk i zobaczya krew na doni. Okropne! Ale jak pysznie pachnie. Bl w ustach ustpi, gdy powrci gd. Darcy wsuna somk do szklanki i podaa Emmie. - Masz. Trudno pid ze szklanki, gdy ky s na wierzchu. Ky? Emma dotkna ust. Miaa dugie, spiczaste, ostre ky. - Nie! - Pokrcia gow. To tylko kolejny zy sen. To nie moe byd prawda. - Wiem, e jeste przeraona. - Darcy usiada koo niej na ku i wcisna jej szklank do rki. - Poczujesz si lepiej, kiedy to wypijesz. Rka Emmy zadraa. Miaa straszn ochot cisnd szklank na ziemi i zatopid ky w Darcy. O Boe, to prawda. Jest wampirzyc.

Oszoomiona, wpatrywaa si w szklank. Krew rzeczywicie smakowicie pachnie. Wic to takie mki znosi Angus przez ca noc, gdy nie chcia jej uksid? Wzia somk i pocigna. Krew bya sodka i ciepa. Spywaa w jej gardo, dawaa jej si. Zbyt szybko wypia do dna. - Jeszcze. - Dzisa jej dray. Zdaa sobie spraw, e ky si chowaj. - Zaraz wracam. - Darcy wstaa, zabraa szklank. -Silny gd to normalny objaw. - Bya wampirzyc - szepna Emma. - Tak, przez cztery lata. Ale ty nie musisz tak dugo. Roman moe odmienid ci z powrotem. Nic ci nie bdzie. Skina gow. Patrzya, jak Darcy wychodzi z pokoju. Austin umiechn si do ony. agodny umiech peen mioci. I Emma dokadnie wiedziaa, czego jej trzeba. - Gdzie Angus? Umiech Austina przygas. - On, no c, chwilowo go tu nie ma. Rozgldaa si po pokoju. Wci czua si dziwnie. Troch ociale. Moe to wszystko sen. Ostatnio miaa ich duo. A moe to wspomnienia? Kochaa si z Angusem. Katia zabraa j i zaatakowaa. Boe, Katia j zabia. Podniosa rk do szyi. Skra bya gadka, nienaruszona. Austin podszed do niej. - Rany si zasklepiy podczas miertelnego snu. Jedna z zalet bycia nieumarym. - Umiechn si. - wietnie wygldasz, ale musisz uwierzyd mi na sowo, bo nie zobaczysz si w lustrze. Jedna z wad bycia nieumarym. - Nie ma adnych wad. - Giacomo przechadza si po pokoju, sczc krew z kieliszka do wina. - Buona sera, signorina. Wpadem zobaczyd, jak si miewasz. - Brzowe oczy zamigotay. -I powitad ci w klubie. Wreszcie w peni dotara do niej powaga sytuacji. Nie yje. Podcigna niebiesk kodr pod brod. Gdzie Angus? Chciaa go zobaczyd. Chciaa znaled si w jego silnych ramionach. Dotkna miejsca na szyi, w ktrym j uksi, gdy si kochali. Ani ladu. Jakby to si nigdy nie zdarzyo. Robby przechadza si do pokoju. - Jak si pani ma, panno Wallace? Nie yj. Emma obja si ramionami pod kodr. - Myl, e jest w szoku - szepta Austin, ale i tak go syszaa. Syszaa wszystko, nawet szum mikrofalwki w drugim kraocu domu. - Chc porozmawiad z Angusem. Robby i Giacomo wymienili zmartwione spojrzenia. - Nie ma go tu. Jest w Paryu, towarzysz mu Jean-Luc i an.

- Wic zadzwoocie do Parya i poprocie go, eby si tu teleportowa. Prosz. - Zadraa pod kocem. Nie znosia saboci. Do tej pory zawsze miaa dod siy. Ale przecie jeszcze nigdy nie bya martwa. - Wybiera si do Nowego Jorku - cign Robby. -Teraz pewnie pi. Do Nowego Jorku? Ona przeywa kryzys, a on jest w Nowym Jorku? Zazgrzytaa zbami. Powinien byd z ni. Umara, do cholery. Powinien okazad jej szacunek naleny zmarym. I byd u boku kobiety, ktr kocha. - Musz z nim porozmawiad. - Wyl mu mejla - zaproponowa Robby. - Przeczyta go, gdy si obudzi. - Na pewno niedugo go zobaczysz - doda Austin. - Gdy tylko nabierzesz si, udasz si do Nowego Jorku i Roman ci odmieni. - Aye. - Robby skin gow. - Angus zostawi mi swj T-shirt pokryty twoj krwi. - Twoj przepustk do miertelnoci. - Giacomo sczy krew z kielicha. Chod nie pojmuj, czemu kto chciaby znowu byd miertelny. - W takim razie masz kiepsk wyobrani, Jack. -Darcy wesza do pokoju ze szklank pen krwi. - Prosz. -Podaa Emmie. Jak krew moe byd tak dobra? Teraz pia z atwoci, bo ky si schoway. Miaa wraenie, e wchania czyst energi. Do pokoju wszed jeszcze kto. By niszy ni Angus, redniego wzrostu, mia ciemne wosy i migdaowe, zocistote oczy. - Jak si masz, moja droga? - Mwi z lekkim akcentem. - Niele. - Jakim cudem wszyscy bez pytania wchodz do jej pokoju? Kady chcia obejrzed nowiutk wampirzyc? - Ale dzi nie robi sztuczek. Nowo przybyy zachichota. - Ciesz si. Martwilimy si o ciebie. Angus najwyraniej nie bardzo. Pojecha do Nowego Jorku i zostawi j, by sama uporaa si z now rzeczywistoci. - Jestem Zoltan Czakvar. - Mczyzna ukoni si lekko. - Moesz tu zostad, jak dugo zechcesz. - Dzikuj. - Emma bdzia wzrokiem po zebranych. Zoltan, Robby, Giacomo. - Jestecie w porzdku. To mi uatwi bycie... gdy wiem, jacy jestecie. Darcy przysiada w nogach ka. - Nie musi tak byd, Emmo. Moesz znw stad si miertelna. Ale Angus jest wampirem. Moga byd jak on. Moga teraz poruszad si z zawrotn szybkoci, lewitowad, teleportowad si. Stanie si silniejsza ni kiedykolwiek. Jako miertelna bya dobr zabj czyni, ale teraz bdzie doskonaa.

Jeli jednak zostanie martwa, min wieki, zanim znw zobaczy rodzicw, brata, ciotk Effie. Niedobrze. Ale z drugiej strony, to bd wieki z Angusem. Bdzie mg j kochad. Jej zastrzeenia co do ich zwizku straciy racj bytu, bo byli tacy sami. - Musz porozmawiad z Angusem - powtrzya. Dlaczego nie mog jej zrozumied? Dlaczego Angus nie rozumie? Dlaczego j zostawi? Zobaczya ich niepokj. Co byo nie tak. Naga myl przysza jej do gowy. - Nie! Zosta ranny? - Zerwaa si z ka. Czarne plamy taoczyy jej przed oczami. Darcy wycigna rk. - Nie wstawaj dzi. Troch potrwa, zanim twoje ciao si przyzwyczai. - Nie! Chc znad prawd. Angus jest ranny? To dlatego popdzi do Romana? Robby poruszy si niespokojnie. - Ma si dobrze. Wiesz co, od razu do niego napisz. -Wyszed. - Poka ci komputer. - Zoltan popieszy za nim. Giacomo pokrci gow. - Powinien by zostad. Mwiem mu, ale... - Ale co? - zapytaa Emma. - Dlaczego go tu nie ma? Giacomo patrzy na ni smutno. - Czuje si winny. - Zostawi to dla ciebie. - Darcy wyja kartk z kieszeni spodni i pooya na ku. List? Emma zmarszczya brwi. Po tym, co przeszli, zostawi list? Bya oszoomiona, zdezorientowana. - Dlaczego Angus czuje si winny? - Nagle zrozumiaa. - Ma do siebie al, e Katia mnie zaatakowaa? Wszyscy walczylimy. Rozumiem, e by zajty. Giacomo westchn. - Czuje si winny, e ci osabi. - To nie jego wina, e Katia mnie zabia. Giacomo si skrzywi. - Tak naprawd to ty zabia j. Emma wpatrywaa si w niego. Musiaa byd ywa, eby zabid Kati. Wic jakim cudem skooczya jako wampirzyca? - Na mnie ju czas. - Giacomo popieszy do drzwi. - Nie mia wyboru, Emmo. - Austin take wyszed. On? Stao si co strasznego, czego nie chcieli jej powiedzied. Odwrcia si do Darcy. - Katia mi tego nie zrobia? - Nie. - Oczy Darcy byy pene wspczucia. - Umaraby, gdyby tego nie zrobi. Naprawd nie mia wyboru.

On? Boe, nie. Nie moga uwierzyd. Usiada na ku. Jej oczy podeszy zami. Wic dlatego uciek, drczony wyrzutami sumienia. - Przykro mi. - Darcy dotkna jej ramienia. - Upar si, e zrobi to osobicie. Czu si... odpowiedzialny. I wiedzia, e moliwa jest odwrotna transformacja. za stoczya si z twarzy Emmy. Dotkna jej palcem i zobaczya rowawy odcieo. Krwawe zy. zy wampirw. Darcy poklepaa j po plecach. - Da ci drugie ycie. Emma przekna lin. Jest jak potwory, ktre zamordoway jej rodzicw. Aby stad si wampirzyc, musiaa najpierw umrzed. odek podszed jej do garda. - Angus mnie zabi. Zwrcia swj pierwszy wampiryczny posiek. *** - En garde. - Giacomo pozdrowi Emm szpad i zaatakowa. Odpowiedziaa seri teatralnych gestw i pchnid. Giacomo obroni si z atwoci, ale wiedziaa, e robi postpy. Trzy dni temu, na pierwszej lekcji szermierki, pokonywa j z zamknitymi oczami. Teraz musia si koncentrowad. - Pamitaj, Malkontenci nie walcz uczciwie. - Jednym ruchem nadgarstka wyuska jej szpad z doni. Upada z brzkiem na podog w sali dwiczeo. - I co teraz? - Zaatakowa, celowa w serce. Z caej siy odepchna si od podogi. Lewitacja, pomylaa. Poszybowaa w gr tak szybko, e uderzya gow w sufit. - Au! - Zawisa w powietrzu i masowaa bolce miejsce. Giacomo umiechn si. - Masz wrodzony talent. Austin stan przy drzwiach. Rozemia si. - Myl, e Emma nie docenia swojej siy. Spiorunowaa go wzrokiem. - Obezwadniam ci wczoraj w czterdzieci pid sekund. - Owszem, ale pokonywaa mnie take wtedy, gdy bya miertelna. - La signorina ma temperament. - Giacomo by rozbawiony. - Nie zapominaj o tym. - Emma wyrwaa sztylet zza paska, teleportowaa si za Giacomo i szturchna go w plecy. - Au! - Rzuci si do przodu, odwrci, stan naprzeciw niej. Umiechna si mile. - Jak mi idzie, nauczycielu? Zmruy oczy. - Wyczuwam ukryty gniew, bellissima, mam racj?

Westchna i wsuna sztylet za pasek. Moe rzeczywicie jest za. Na pewno zirytowana. Bya w domu Zoltana od tygodnia, a Angus nie odpowiedzia na ani jednego mejla czy esemesa. Czytaa list od niego tyle razy, e znaa go na pamid. Najdrosza Emmo, nie oczekuj przebaczenia za to, co ci zrobiem. To bya ostatnia deska ratunku. Wiedz, e moliwa jest odwrotna transformacja, wic odzyskasz swoje ycie. Zasugujesz na szczliwe ycie, pene wiata i spokoju". Spokoju? Naprawd myla, e chce spokoju, gdy na wiecie dziaaj ze wampiry pokroju Casimira? Bya wojownikiem jak on. A teraz take wampirem jak on. Rzeczywicie, pocztkowo wiadomod, e wypi z niej krew do ostatniej kropli budzia w niej odraz, ale po nocach spdzonych na rozmylaniach uznaa, e cieszy si, i to on wprowadzi j w nowe ycie. Jest nieumara, bo ukochany chcia ja ratowad. Lepsze to ni mierd z rki wroga, w akcie gupiej przemocy. I dobrze, e zrobi to Angus. Od pocztku by najwaniejszy. Nauczy j rnicy midzy zemst a sprawiedliwoci. Nie chciaa ju zabijad kadego wampira, ktry stanie jej na drodze, eby zagodzid bl po stracie rodzicw. Chciaa zostawid rozpacz za sob i id dalej. Chciaa posuyd si now moc, by chronid niewinnych, eby inni nie cierpieli jak jej rodzice. Angus nauczy j, e miod jest tak potna, aby pokonad mierd. Nadal kochaa go caym sercem. Zrozumiaa teraz, e mierd nie szpeci, nie niszczy duszy. Otaczay j dobre, honorowe wampiry. Wic dlaczego Angus j ignoruje? Obawia si zwizku, ktry moe potrwad kilka stuleci? Darcy doczya do ma przy drzwiach. - Wanie odebralimy mejl... - Od Angusa? - Emma jej przerwaa. Darcy spojrzaa na ni ze wspczuciem. - Od Romana. Informuje, e malutki Constantine jest zdrowy i taki jak inne ludzkie dzieci. - Dobrze - mrukn Austin. Darcy podaa Emmie kartk. - Bya te czd do ciebie. Wydrukowaam. Emma wzia notatk i przechadzaa si po sali dwiczeo, czytajc. Szanowna Panno Wallace, nie mogem nie zauwayd pani mejli i telefonw do Angusa. Uznaem, e powinna pani wiedzied, e dwie noce temu wrci do Anglii. Myli, e przyjedzie pani do Nowego Jorku, aby si poddad

odwrotnej transformacji i chyba nie chce byd tego wiadkiem. Nie dlatego, e mu na pani nie zaley, ale dlatego, e zaley mu za bardzo. Bardzo cierpi po tym, co pani zrobi. Moe z czasem zdoa sobie wybaczyd. Myl, e poczuje si lepiej, gdy dowie si, e znw jest pani miertelna. Jestem do pani dyspozycji. Z wyrazami szacunku, Roman Draganesti" Zoya notatk. - Dlaczego wszyscy chc, ebym znowu bya miertelna? Darcy rozchylia usta. - A chcesz zostad nieumara? - Oczywicie - odpowiedzia za ni Giacomo. - To wysza forma ycia. Darcy prychna. - Dieta mi nie odpowiadaa. - Krew mi smakuje. - Emma skrzyowaa rce i zmarszczya brwi. - Dlaczego nie miaabym pozostad wampirzyc? Mczyzna, ktrego kocham, jest wampirem. - Skrzywia si. - Niestety, on nie chce ze mn rozmawiad. - Amore. - Giacomo pooy sobie rk na sercu. - Jak cierpimy z jej powodu. - Szczeglnie ty, Jack, jeste zakochany w sobie - zakpia Darcy. Zatoczy si, jakby go rania. - Mam tego dod. - Emma spojrzaa na Giacomo. -Pomoesz mi teleportowad si do Anglii? Dzi wieczorem? W biurze w Londynie albo w Edynburgu. - Lepiej wybierzcie si do Londynu - rzucia Darcy ostrzegawczo. - Oczywicie. - Ciemne oczy Giacomo zamigotay. -Edynburg byby... niezrczny. - Dlaczego? - Emma podesza do niego. Giacomo wzruszy ramionami. - Bo pewnie tam przebywa harem Angusa. - Jego co?! - Emma wrzasna. Giacomo si skrzywi. - Ojej. Darcy jkna. - wietnie, Jack. Emmo, nie jest tak, jak ci si wydaje. - Mylisz? Drao ma harem! - Serce dudnio jej w uszach. Czy dlatego nie chcia si z ni zobaczyd? Po co mu jedna wampirzyca, skoro ma cay cholerny harem? Zgniota kartk i rzucia.

- Zabierz mnie do Londynu, Giacomo, i to ju. Angus ze mn porozmawia, czy tego chce, czy nie.

Rozdzia 24
Angus cicho wszed do pokoju dziecinnego w Romatechu. Shanna chciaa, by pokj by przy jej gabinecie, eby moga zajmowad si dzieckiem i nielicznymi pacjentami, a Roman chtnie na to przysta, bo wola mied rodzin przy sobie. Akurat przewijaa maleostwo. Oboje odbijali si w lustrze nad stoem. Angus oczywicie nie, wic chrzkn, eby uprzedzid o swoim przybyciu. Odwrcia si. - Angus! - Umiechna si radonie, ale zaraz spowaniaa. Przywyk do takich reakcji. Wszyscy patrzyli na niego jak na ducha. I tak si czu, jak duch bez duszy. Spojrzenie Shanny wrcio do dziecka. - Nie wiedziaam, e jeste w Nowym Jorku - Dopiero przybyem. Zmienia dziecku pieluszk. - Zatrzymae si w kamienicy? - Aye. - Widzia w lustrze, e zmarszczya brwi. - Dobrze. Zostao, jak dugo zechcesz. Chyba... nie powiniene byd teraz sam. Mylaa, e ma myli samobjcze? Dlaczego zabijad co, co ju jest martwe? Jego ciao wci funkcjonowao, ale serce umaro z blu, a umys by do niczego. W Londynie stara si zajd prac, ale nie mg si skoncentrowad. Byo tak le, e zastanawia si, czy nie przekazad biznesu Robby'emu. Ile razy Angus patrzy na raport, litery rozpyway mu si przed oczami. Widzia tylko Emm wydajc ostatnie tchnienie. Ten widok nie dawa mu spokoju. Bya to ostatnia rzecz, ktr widzia, zanim zapad w miertelny sen, i pierwsza, ktra go witaa co wieczr. Dawi si posikami, krew stawaa mu w gardle. Kada kropla smakowaa jak krew Emmy. Przemieszcza si z miejsca w miejsce: Pary, Londyn, Nowy Jork, ale nigdzie nie znajdowa ucieczki przed tym, co zrobi. Poda Shannie paczk owinit w szary papier. - Dla dziecka.

- Jaki sodki! - Shanna pokazaa synkowi paczuszk. -Zobacz! Wujek Angus przynis ci prezent! Constantine zamacha rczkami i nkami. Shanna odwina papier, otworzya pudo, zajrzaa do rodka. Otworzya szeroko oczy, wyjmujc niewielk sakiewk z czarnej skrki. - Cudowna. Dzikuj. - Bardzo prosz. W niebieskich oczach zamigotay wesoe iskierki, gdy spojrzaa na niego z ukosa. - Kupie maemu... torebk? Nawet to nie wywoao ywszej reakcji. - To sporran dla modzieoca. - Ach. - Otworzya go, wyja bibuk ze rodka. -Przyda mu si. Moe w nim nosid zabawki... albo zestaw maego chemika. - Skrzywia si. - Roman ju mu go da. - Sugerowabym tam samoprzylepn. Rozemiaa si i go przytulia. - Dzikuj. To cudowny prezent. Kiwn gow. Poniewa da prezent, nie wiedzia, co ze sob zrobid. Shanna podniosa Constantine'a i zakoysaa agodnie. - Roman wie, e jeste? Wzruszy ramionami. - Chyba nie. - Zawoam go. Tylko nie nabijaj si z jego wosw. - Co? - Angus zesztywnia, gdy podaa mu dziecko. - Popilnuj go, pki nie wrc. - Wysza. - Ale... Poczekaj! - Angus dowiadczy momentu autentycznej paniki. Co ona sobie myli, podajc mu maleokie dziecko? Nie trzyma niemowlaka od piciuset lat. Serce bio mu gwatownie, dudnio w uszach. A jeli upuci maleostwo? Przycisn bobasa do piersi i poczu kopnicie maleokich nek. Cholera, pewnie go miady. Poluzowa uchwyt, nerwowo rozglda si po pokoju. Stolik do przewijania? Nie, malec mgby spad. Podszed do eczka. Popatrzy na ciany pokryte sielskimi scenkami - niebieskie niebo, zielone pola, grube krowy i puszysta owca. - Kogo oni chc z ciebie zrobid, rolnika? Dziecko walno go w pier malutk pistk. - Ach, wojownika? Constantine przyglda mu si najjaniejszymi niebieskimi oczami, jakie kiedykolwiek widzia. Co wicej, intensywnod tego spojrzenia zdawaa si go zniewalad. Nagle poczu, jak jego serce si uspokaja. Bl, ktry nie dawa mu

spokoju od omiu dni, zela. Odetchn gboko, gdy ogarn go spokj. Dziecko zakwilio. - Co ty zrobie? - szepn. Constantine odpowiedzia spojrzeniem. Widzia w nim inteligencj znacznie przewyszajc rozum malucha. - Angus! - Roman wszed do pokoju dziecinnego. - Roman, twoje dziecko - Angus spojrza na niego i cakiem zapomnia o malcu. - Co ci si stao? Roman wzruszy ramionami. - Nawet tego nie widziaem, pki Shanna nie zwrcia mi uwagi. Przeczesa doni ciemne wosy, teraz przyprszone siwizn na skroniach. Na szczcie jej si podoba. - Owszem. - Shanna i Connor weszli do pokoju dziecinnego. Umiechna si do Romana. - Wyglda bardzo dystyngowanie. Odwzajemni umiech i j obj. - Jak to si stao? - zapyta Angus. - Pamitasz lek, ktry wynalazem, a ktry pozwala nam nie spad za dnia? No wic po kilku dniach cigej opieki nad maym Shanna padaa z ng. - A Roman, jako dentelmen - wpada mu w sowo - przez pid dni z rzdu zaywa ten lek, eby mi pomc. - I przez to posiwia? - Nabra charakteru - poprawia go Shanna. - Bardzo mi si to podoba. Roman si achn. - Ale zabraniasz mi wzid ten lek jeszcze raz. - Bo ci postarza. - Shanna spojrzaa na Angusa. -Laszlo zbada mu krew i okazao si, e ten rodek postarza wampira o rok przy kadym zastosowaniu. - Cholera - mrukn Angus. - Fatalnie - doda Connor. - Liczyem, e posuymy si tym rodkiem w walce z Casimirem, ale s marne szanse, e zdoamy namwid wampiry, by z wasnej woli chciay si postarzad. Ze wieci. Angus patrzy na Romana. - Wic jeste o pid lat starszy? - Tak naprawd o szed. Uyem tego raz wczeniej, eby ratowad Laszla. Ale wtpi, e jeszcze kto to zayje. Angus wpad na pewien pomys. Spojrza na dziecko w ramionach. Nagle odzyska jasnod mylenia. - Znam kogo, kto chtnie postarzeje si o dziesid lat. - Ale nie dziecko? - wymamrotaa Shanna. - Nay. an MacPhie. - Aye - szepn Connor. - an chtnie to zayje.

- Dobrze. - Roman skin gow. - Wygldasz lepiej, Angus. - Tylko dziki dziecku. Wasze maleostwo jest... wyjtkowe. - Oczywicie. - Shanna wzia od niego Constantine'a. - Dogadalicie si? - Bardzo dobrze. - Angus pody za ni do eczka dziecinnego. - On ma... cudowne oczy. - Tak. - Umiechna si i uoya maego w eczku. - Co to jest? - Angus dotkn niezwykej zabawki nad gow dziecka. Nietoperze? Roman zachichota. - Prezent od Gregoriego. Dowcip w jego stylu. - Aye. - Connor trci zabawk. - Gra temat przewodni z Archiwum X. Zabrzmiaa muzyka, niebieski plastik zawirowa. Constantine szeroko otworzy oczy i zamacha rczkami. - Syszaem, e dae mu sporran - powiedzia Roman. - Dzikuj. Connor zachichota. - Tylko nie dawajmy mu szkockiej whisky do... Bo ja wiem? smych urodzin. - smych? - Shanna cofna si z przeraeniem. - A claymore dostanie na dziesite urodziny - doda Connor. Shanna pokrcia gow. - Mczyni. Wojna i przemoc to wasz ywio. Roman zmarszczy brwi. - Pki na wiecie krluje zo, nie mamy wyboru. - Pooy Angusowi rk na ramieniu. - Co z tob, stary druhu? Chcesz pogadad? Angus wrci do eczka dziecinnego i wpatrywa si w zabawk. Nietoperze krciy si coraz wolniej. - Nie ma o czym mwid. Shanna si naburmuszya. - Emma jest innego zdania. Od tygodnia usiuje si z tob skontaktowad. Angus zamkn oczy. Wiedzia, e jest tchrzem. - Napisaem do niej - powiedzia Roman. - Podkreliem, e kiedy tylko poczuje si na siach, mog j znowu przemienid. - Powiedziaa, kiedy si zjawi? - zapyta Angus. Nietoperze si zatrzymay. - Nie odpisaa. - Roman podszed do Angusa, ktry wci sta przy eczku. - Moe najpierw chciaaby z tob o tym porozmawiad. Angus zacisn donie na barierce eczka. - Chce mnie zwymylad za to, e j zabiem. Nienawidzi mnie. - Jeste pewny? - zagadna Shanna delikatnie. - Oczywicie! - Angus pokona pokj kilkoma krokami. - Zrobiem z niej stworzenie z gatunku tych, ktrych nienawidzi caym sercem.

- Uwaam, e powiniene si z ni zobaczyd - stwierdzi stanowczo Roman. - A jeli chce ci wybaczyd? Angus si achn. - Nie moe. - Sam nie mg sobie wybaczyd. - Z mioci wszystko jest moliwe - szepn Roman. Angus zamkn oczy, bo poczu zy pod powiekami. Zakoysa si, opar o cian, eby odzyskad rwnowag. Nie moe tak dalej yd, przytoczony win i niepowodzeniem. Przysig j chronid, a j zabi. Kto zapuka do drzwi. - Szukam Angusa MacKaya - oznajmi nieznany gos. Angus odwrci si i zobaczy modego mczyzn w garniturze. Sta przy drzwiach. - To ja. Mody mczyzna wszed do pokoju dziecinnego z umiechem na twarzy. - Trudno pana znaled, panie MacKay. - Poda mu kopert. - Oto wezwanie do sdu. - Wyszed. Angus rozerwa kopert i przejrza papiery - Niech to szlag. - Papiery wysuny mu si z rk i opady na podog. - Co to? - Roman z niepokojem patrzy na przyjaciela. Angus opar si o cian. - Musz wracad do Londynu. Emma pozwaa mnie do sdu. da odszkodowania za straty moralne i doznane cierpienia. *** - Mam dobre i ze wieci - powiedzia Richard Beckworth, gdy Angus wszed do londyoskiego gabinetu adwokata. - Ona tu jest? - Serce zabio mu mocniej. Jedna jego czstka baa si spotkania z Emm. Przypomnia sobie jej pikn twarz, ktr kiedy wypeniaa miod do niego. Wyobrazi j sobie wykrzywion nienawici. Ile jeszcze blu zniesie jego serce? Ale inna jego czstka pragna j zobaczyd. Miaa prawo si gniewad. Przemieni j wbrew jej woli. Gdyby chciaa pienidzy, by dojd do siebie po traumie, ktr wywoa, zrozumie to. Najchtniej daby jej tyle, eby ju nigdy nie musiaa si niczym martwid. eby moga prowadzid normalne, szczliwe, miertelne ycie. - Panna Wallace i jej adwokat s w sali konferencyjnej. -Beckworth rozsiad si za biurkiem. - Ale najpierw powiem ci, jaka jest sytuacja, stary druhu. Dobre wieci? S gotowi na ugod poza sdem. - To oczywiste. - Angus siedzia w fotelu naprzeciwko adwokata, ktry reprezentowa go od stu siedemdziesiciu piciu lat. - Przecie nie wparuje na sal sdow i nie powie, e j zabiem. Chocia to prawda. Beckworth si skrzywi.

- W ich obecnoci do niczego si nie przyznawaj. A to, e w zeszym tygodniu pozbye si haremu, to wrcz genialne posunicie. - Co w tym genialnego? Kosztowao mnie to fortun. - Angus odziedziczy pid wampirzyc, gdy zosta nowym przywdc klanu w 1950. Ignorowa je przez wiele lat. Mieszkay w jego zamku w Szkocji, Beckworth wypaca im miesiczn pensj. Po tragedii z Emm Angus chcia zaszyd si w zamku, ale bez haremu. Beckworth sporzdzi odpowiednie dokumenty, eby go od nich uwolnid. Niestety, cena wolnoci bya wysoka. Angus zgodzi si kupid wampirzycom dom w Londynie i wypacad alimenty przez dziesid lat. - Wyobraasz sobie, jak przejta byaby panna Wallace, gdyby wci mia harem? Jej adwokat chtnie dodaby harem do listy zarzutw przeciwko tobie. Oskaryby ci o poligami. - Niech to szlag. Nie oeniem si z adn z tych kobiet. - Ale bye w konkubinacie. Jednak to ju zaatwione, rozstae si z nimi zgodnie z prawem. Adwokat panny Wallace to wycignie, ale nie martw si, nie ma podstaw prawnych. - Richard, chtnie zapac odszkodowanie. Ile chce? - I to s te ze wieci, przyjacielu. Nie chce pienidzy. da pakietu kontrolnego Agencji MacKay. - Co? - Angus zerwa si na rwne nogi. - Chce moj firm? - Nie ca. Piddziesit jeden procent. - Nie dostanie tego! - Przemierza gabinet rwnym krokiem. - Dlaczego tego da? - Odpowied zawitaa mu natychmiast. Przebiega lisica. Dokadnie wiedziaa, gdzie zadad najbardziej bolesny cios. Firma bya mu najblisza. Poza ni. - Oczywisty powd to zemsta, ale moe chodzid o co wicej. - Beckworth w zadumie uoy palce w wieyczk. - Moe ma obawy, z czego bdzie yd przez ca wiecznod. Przejcie firmy zapewnioby jej stay dochd. Angus achn si. - Chtnie dam jej prac. I cholernie dobr pensj. Beckworth zmarszczy brwi. - Jeli postawi na swoim, to ona ciebie zatrudni. Angus popatrzy gniewnie na dywan, po ktrym chodzi. - Dam trzydzieci procent. - W sumie to moe dobry pomys. Gdyby mg zatrzymad j przy sobie w pracy, moe z czasem jej gniew ustpi i na nowo nauczy si go kochad. - Dostanie czterdzieci dziewid procent, ale nie wicej. Beckworth zrobi wielkie oczy. - Mwisz powanie? Twoja firma jest warta fortun.

Angus wzruszy ramionami. Ochrona niewinnych i tropienie zych wampirw zawsze byo waniejsze ni pienidze. Mia skromne potrzeby butelka krwi i kt do spania. - Musz o ni zadbad - Kochasz j, prawda? Zatrzyma si. - Aye, jestem w niej zakochany. Przez twarz Beckwortha przemkn umiech, zanim prawnik zapanowa nad emocjami. - Zapraszam do sali konferencyjnej. Docz do was, gdy uzupeni dokumenty. Angus odetchn gboko. Czas zobaczyd si z Emm. *** Emma wiercia si na krzele. Co tak dugo? odek podszed jej do garda, serce walio gono. A jeli Angus jest wcieky? Jeli myli, e go atakuje? To jego wina, e zmusza j do tak drastycznych rodkw. Drgna, syszc kroki za drzwiami. Nadchodzi. Wstaa. Drzwi si otworzyy. Oddech uwiz jej w gardle, gdy wszed. Opuci gow, wic nie widziaa wyrazu jego twarzy. Odwrci si, by zamknd drzwi. Mia na sobie znajomy niebiesko-zielony kilt. Jej serce nabrzmiao tsknot. Odwrci si, stan naprzeciw niej. Jego zielone oczy si rozszerzyy. O Boe, jaki blady i chudy. le si odywia? Rozejrza si po pokoju. - Gdzie twj adwokat? - Poprosiam, eby wyszed na moment. - Dobrze wygldasz. - Dzikuj. - Nie wydawa si bardzo zy. - Uwaam, e powinnimy porozmawiad. Zmarszczy brwi. - To chyba niezbyt rozsdne bez naszych prawnikw. - Wolaabym ich w to nie mieszad. Angus prychn. - W takim razie czemu mnie pozwaa? A tak mnie nienawidzisz? Zaplota rce na piersi. - Dlaczego nie powiedziae mi o haremie? Opowiadae rne historie z przeszoci, ale to wygodnie pomine. - Nie byo o czym. Odziedziczyem te kobiety, tak jak si dziedziczy samochd. - I nigdy si nie skusie na jazd prbn? - Nay.

Otworzya usta. - Nie? Nawet... na wycieczk? - Nay. - Patrzy na ni spod oka. - Nie interesoway mnie. Zaleao mi na stanowisku - chciaem zostad przywdc klanu brytyjskiego. To zaszczyt, zwaszcza e jestem pierwszym Szkotem na tym stanowisku. - Moje gratulacje. Burkn co w odpowiedzi. - I nigdy nie prboway ci uwied? S lepe? - Dod o nich - warkn. - Ju ich nie ma. - Wiem, ale na pewno je... pocigae. Unis brew. - Twoim zdaniem jestem atrakcyjny? - Oczywicie. Jego usta drgny. - Uwaay mnie za barbarzyoc. - Idiotki. - Aye. - Spojrza na ni czujnie. - Pewnie chcesz mi nawymylad. - Troch. Przeszam przez najwikszy koszmar mojego ycia, a ciebie przy mnie nie byo. Zostawie mnie w domu nieznajomego, nie odpowiadae na moje mejle, nie oddzwaniae. Skrzywi si. - Wiem, e mnie nienawidzisz. Wiem, e to, co zrobiem, jest niewybaczalne. - Wyprostowa si. - Jestem skonny przekazad ci czterdzieci dziewid procent udziaw w Agencji MacKay. Rozchylia usta. - Czterdzieci dziewid procent? Zacisn szczki. - Wiem, e chciaa piddziesit jeden, ale bd rozsdna. To zemsta. - Nie chc zemsty. Nie chc, eby cierpia. Patrzy na ni z niedowierzaniem. - Wic dlaczego to robisz? Idiota! Miaa ochot go udusid. - A miaam inne wyjcie? Usiowaam si z tob skontaktowad, ale tylko tym sposobem zdoaam zwrcid twoj uwag! - wietnie, teraz j masz. Prosz bardzo, powiedz mi, jak ci skrzywdziem, jak zniszczyem ci ycie. - Skrzywdzie mnie, gdy mnie zostawie. Prychn. - Wypiem za duo twojej krwi i za bardzo osaba. A potem, kiedy ranna umieraa przeze mnie, zabiem ci.

Nie moga oddychad. Teraz zrozumiaa. Odszed nie dlatego, e jej nie chcia, ale dlatego, e wstyd i wyrzuty sumienia nie daway mu spokoju. A to mogo znaczyd, e wci j kocha. Odetchna gboko. Wszystko, co chciaa powiedzied, wyparowao jej z gowy. - Ja...tskniam za tob. - Ja te. - Patrzy na ni ostronie. - Dlaczego nie posza do Romana, eby ci znowu przemieni? Podesza do okna. - Stwierdziam, e podoba mi si takie... nieycie. Teraz dopiero jestem wietn wojowniczk. - I teraz moemy byd razem. - Zrezygnowaa ze zwykego ycia, eby stad si jednym z potworw, ktrych nienawidzisz? - Nie nienawidz wszystkich wampirw. - Wpatrywaa si w wiata miasta za oknem. - A wszyscy, ktrych kocham, ju nie yj. - Ty take. - Wic dlaczego mnie pozwaa? - Nigdy tego nie chciaam. To tylko wybieg, eby si ze mn spotka. Osupia. - Wic... nic ode mnie nie chcesz? Sza wzdu stou, przesuwaa doni po oparciach krzese. - Owszem, chc kilka rzeczy. - Dam ci, co w mojej mocy. - Chc, eby harem cakowicie znikn z twojego ycia. Wzruszy ramionami. - Nigdy go w nim nie byo. Nie masz si czym przejmowad. - A jednak si przejmuj. - Dosza do kooca stou. -Widzisz, chc, eby by wolny wobec prawa na wypadek, gdyby zapragn si oenid. - Spojrzaa na niego niespokojnie. - To bya tak zwana niewybredna aluzja. Cigle nie zamyka ust. - Hm. Nie najlepiej j przyjmujesz. - Ja mylaem, e mnie nienawidzisz. - Nie, Angus. Pragn ci. Kocham. Nawet gdy wymiotowaam, kochaam ci. - Skrzywia si w duchu. Nie takie romantyczne wyznanie przygotowaa poprzedniej nocy. Na szczcie tak osupia, e nie mg tego zauwayd. Podesza do niego bliej. - Ciesz si, e to ty mnie przemienie. A wiesz dlaczego? Pokrci gow. Jej oczy zaszy zami.

- Bo ju wczeniej zmienie moje wntrze. Nauczye mnie mioci. Miod nie szuka zemsty. Miod powica si dla innych. - Z jej policzka spywaa za. - Tak jak ty, Angus. Powicie si, by mnie ocalid. W jego oczach zalniy zy. - Kocham ci, Emmo. Baem si, e nigdy mi nie wybaczysz. - Wybacz? Co? - zy cieky jej po twarzy. - Nie zrobie mi nic zego. - Piem twoj krew, eby si ratowad. I dlatego bya zbyt saba, by si bronid. - Sama ci si oddaam. Nie mogam znied myli, e si obudz bez ciebie. - Och, Emmo. - Ociera jej zy i spojrza na row plam na palcu. - Zobacz, co ci zrobiem. - Wiem. - Uniosa jego rk do ust. - Spjrz na mnie. Jestem silniejsza i mdrzejsza - dziki tobie. Dawniej yam zemst i nienawici, teraz chc yd mioci. Nie mg oddychad, paka. - Powinienem by uwierzyd Romanowi. Mia racj. - Co powiedzia? Ostronie uj jej twarz w donie. - Powiedzia, e wszystko jest moliwe dziki mioci. - Pocaowa j w czoo. - Cigle nie mog sobie wybaczyd. - Nie martw si. - Jej doo wlizgna si pod jego kilt. - Chyba wiem, jak poprawid ci humor. Umiechn si. - W takim razie... - Uklk na jedno kolano. - Powinienem poprosid ci o rk. Uklka przy nim. - Powiniene. - A zatem zgadzasz si? - Tak. I bdziemy yli dugo i szczliwie. To musi byd w umowie. Umiechn si szerzej. - Dobrze, e mam prawnika pod rk. Moemy mied to na pimie. - Twoje sowo mi wystarczy. - Rozejrzaa si dokoa. Moemy zaraz w tej sali przypiecztowad umow. Unis brwi. - Mdra dziewczyna. - Wsta. - Zamkn drzwi na klucz. Emma podesza do okna i umiechna si do wiate miasta i gwiadzistego nieba. Przed ni caa wiecznod nocy z ukochanym mczyzn. Opucia aluzje i poczua, e j obejmuje. Musn nosem jej szyj. - Kocham ci, Emmo Wallace. Opara si plecami o jego pier.

- Przez ca wiecznod i jedn noc duej.

Epilog
Trzy miesice pniej... Dzikuj, e przyszlicie. - Shanna uciskaa Emm. - Zawsze moecie na nas liczyd. - Emma umiechna si. - Zreszt dla naszego chrzeniaka zrobimy wszystko. - Ona i Angus nie posiadali si z radoci, gdy Shanna i Roman poprosili ich, by zostali rodzicami chrzestnymi Constantine'a. Tylko w ten sposb mogli dowiadczyd rodzicielstwa. Angus sta przy eczku maego w pokoju dziecinnym w Romatechu i patrzy na picego maluszka. - Jest wyjtkowy. - Oczywicie. - Promienny umiech Shanny przygas odrobin. - Oby mj ojciec by tego samego zdania. - Na pewno bdzie - zapewnia Emma, chod nie do kooca w to wierzya. Sean Whelan mia przybyd lada chwila na pierwsze spotkanie z wnukiem. Shanna tak si denerwowaa, e Emma obiecaa j wspierad. Wiedziaa, jak wybuchowy bywa Sean. Kl i krzycza, kiedy skadaa wymwienie. Pyta, dlaczego odchodzi z pracy. Odpowiedziaa, e tskni za ojczyzn i wraca do Szkocji. By tak wcieky, e nie omielia si powiedzied mu, e wychodzi za przywdc brytyjskich wampirw. I e jest wampirzyc. - Nie pi. - Angus umiechn si i lekko dotkn paluszkw dziecka. Constantine zabulgota radonie. - Uwielbia ci, Angus. - Shanna podesza do eczka. - Aye. - Podnis pucoowatego bobasa. - Jak si masz, chopaku? Serce Emmy wezbrao mioci, gdy patrzya, jak trzyma dziecko. Otworzyy si drzwi. Connor wprowadzi ojca Shanny. Sean rozejrza si po pokoju dziecinnym. - Dzikuj, e przyszede - powiedziaa cicho Shanna. Sean spojrza na ni spod zmarszczonych brwi. - Ciesz si, e yjesz. Zadawali ci bl? Zacisna usta. - Dzikuj, mam si wietnie. I jestem bardzo szczliwa. Z marsow min spojrza na wnuka. - Pozwalasz, eby potwory dotykay twojego dziecka? Angus prychn.

- Jestem jego ojcem chrzestnym. Sean nie kry zdziwienia, e zasta Emm. - Co tu robisz? Zdawao mi si, e bardzo ci si spieszy do Szkocji... - Przyjechaam z wizyt. - Zaplota rce na piersi. -Lubi odwiedzad Constantine'a. To cudowne dziecko. Jak na zawoanie, Constantine zakwili radonie. Zamacha nkami. Angus si zamia. - Ale to ywy malec. - Naprawd? - Sean nieufnie patrzy na dziecko. - On jest... ywy? Shanna si achna. - Nie spaam tygodniami. Mgby byd nieco mniej ywy. - To pogodny brzdc. - Angus koysa maluszka. Constantine si rozemia. Sean przestpi z nogi na nog. - Jest... normalny? Emma bya gotowa wybid mu zby. - Oczywicie, e jest normalny. - Dziwne, zwaywszy na moje geny - wymamrotaa Shanna. Connor parskn miechem. - Nie chcesz uciskad wnuka? - Sean zaniepokoi si, gdy Angus podszed do niego bliej, w dodatku zada mu kopotliwe pytanie. - Co to dziecko je? - spyta Whelan. Connor prbowa rozadowad niezrczn sytuacj. - Trzy litry krwi co noc. Uwaga na szyj - powiedzia z powan min. Sean odskoczy do tyu. - Zachowuj si. - Shanna spojrzaa na ojca gniewnie. - Constantine jest zwyky dzieckiem. Nie ugryzie ci. Nie ma zbw. Drzwi do przedpokoju otworzyy si i do rodka zajrzaa kobieta. - Przepraszam, e przerywam... Emma j rozpoznaa - to Radinka, miertelna matka Gregoriego, ktra teraz zarzdzaa stomatologiczn klinik Shanny. - Shanna, kochana - mwia szybko. - Mamy nagy wypadek. Laszlowi uama si zb. - Ojej. Mam nadziej, e to nie kie. - Shanna sza do drzwi. Zerkna za siebie. - Wrc jak najszybciej. - Nie martw si - zawoa za ni Connor. Kiedy drzwi si zamkny, doda: Nie pozwolimy ci skrzywdzid wnuka. - Co? - Sean podszed do Connora. - Mylisz, e skrzywdzibym go? - Tak, gdyby nagle wyrosy mu ky - odpar Connor. Angus pooy Constantine'a do eczka i doczy do reszty. - Connor ma racj.

Niepotrzebnie pytae, czy chopczyk jest normalny. Powiniene go kochad bez wzgldu na wszystko. Sean prychn. - Co za bezczelnod! Krytykujesz mnie, a sam ilu ludzi zabie na przestrzeni wiekw? Emma westchna. To tyle, jeli chodzi o radosne spotkanie rodzinne. Podesza do eczka zobaczyd, jak ma si Constantine. Nagle jego gwka pojawia si nad porcz. A potem klatka piersiowa i pulchny brzuszek. Otworzya usta z wraenia. Wielkie nieba, Constantine lewituje! Spojrzaa na mczyzn. Sean sta do niej tyem, a Angus i Connor z takim zapaem bronili swojego honoru, e nie zwracali na nic uwagi i nie widzieli dziecka szybujcego pod sufitem. Constantine chichota, chichota z radoci. Emma podskoczya i pomkna pod sufit. Szybko zapaa dziecko. - A niech mnie! - Sean wpatrywa si w ni przeraony. Wybauszy oczy. Cholera! Jeste wampirem! Umiechaa si blado. - Ju dawno chciaam ci powiedzied. Sean odwrci si do Angusa. - Ty draniu! Ty jej to zrobie. Zabie j. MacKay zrobi krok do przodu. Zacisn pici. Connor zapa Seana za ramiona. - Spokojnie, Whelan. W oczach Seana pon gniew. - Powinienem ci zabid, MacKay. - Spojrza na Connora. - Ciebie rwnie, ajdaku. Puszczaj mnie. - Przestaocie! - krzykna Emma. - Nie kdcie si przy dziecku. Connor puci Seana. Odsunli si od siebie, ale spojrzenia mieli czujne. - Sean, byam miertelnie ranna. Angus uratowa mi ycie. - Jeste nieywa - rzuci ze zoci. Opada powoli. Nie puszczaa dziecka z objd. - yj, tylko... inaczej. Chciaam ci to powiedzied ju wtedy, gdy skadaam wymwienie, ale baam si, e mnie nie wysuchasz. Angus rozoy rce. - On nikogo nie sucha. Sean zmarszczy brwi. Emma wyldowaa przy eczku dziecinnym. - Posuchaj mnie, Sean. Jestem t sam osob, ktr znae dawniej. mierd mnie nie zmienia. - Uoya Constantine'a w eczku. - I bardziej ni kiedykolwiek chc pokonad ze wampiry. Sean si nie odzywa. Miaa nadziej, e co do niego dociera.

Constantine zachichota. Spojrzaa na niego. Odwzajemni umiech. Ogarny j ciepo i spokj. W oczach dziecka bya zadziwiajca inteligencja. Powtrzy zabaw, ktra sprawiaa mu tyle uciechy - zacz si unosid. Emma pooya mu rk na gwce i pchna w d. - Zawioda mnie - mrukn Sean. - Ale musz przyznad, e nie jeste za... - Nie wszystkie wampiry s ze, zrozum. Zauwaya, e Constantine znw prbuje lewitowad, i znw go delikatnie zepchna. - Chcemy, eby wiat by bezpieczny, nie tylko dla nas, ale dla wszystkich ludzi. - Wic pozwl nam dziaad - dokooczy Angus. -1 nie przeszkadzaj, gdy usiujemy was chronid. Sean westchn. - Pomyl o tym. - Spojrza na Connora. - Chciabym porozmawiad z crk. Connor skin gow. - Tdy. Emma odetchna z ulg, gdy wyszli. Angus si umiechn. - To byo dobre przemwienie, chocia zaskoczya mnie, lewitujc z maym. - Nie lewitowaam z nim, tylko po niego - wyjania i pucia Constantine'a. Zapiszcza i poszybowa w gr. - Dobry Boe. - Angus podszed bliej. - Wiem. - Emma te patrzya na dziecko pod sufitem. - Wolaam, by Sean myla, e to ja. Nie znisby chyba lewitujcego wnuka. Angus j obj. - Robimy postpy. - Mam tak nadziej. - Obja go za szyj. - Czy mwiam ci ostatnio, e jeste najcudowniejszym mczyzn na wiecie i e kocham ci do szaleostwa? Umiechn si. - Cudowne we mnie jest jedynie to, e znalazem kobiet, ktr kocham. Emma dotkna jego policzka. - A zajo ci to tylko mniej wicej pidset at. Caowali si, umiechnity Constantine zasypia w eczku, a na jego buzi malowa si niewinny umiech.

Koniec

Vous aimerez peut-être aussi