Vous êtes sur la page 1sur 32

KsiąŜka jest udostępniona przez prywatną bibliotekę:

http://www.spojrzenie.com

Zachęcamy do zakupu oryginału.

Przypominamy o konieczności usunięcia z dysku tego pliku po upływie 3 tygodni


.

Ideą przewodnią strony Spojrzenie.com jest wyjście poza utrwalone


standardy myślenia i patrzenia na świat, dlatego w dziale "Czytelnia"
postanowiliśmy umieszczać pozycje bibliograficzne, rozszerzające
horyzonty myślowe. Niemniej jednak redakcja pragnie podkreślić, iŜ
umieszczone tam ksiąŜki mają przede wszystkim na celu zachęcenie
do zakupu oryginalnych wydań. Sami sprawdźcie - naprawdę warto je
kupić!

BO YIN RA

Księga Sztuki Królewskiej


podręcznik białej magii

przełoŜył
Marceli Tarnowski

Łódź - Katowice - Warszawa 1923

Treść.

Do Poszukującego
śniwo
Nieskończenie wielokrotna jedność
Poznaj samego siebie!
Droga ucznia
Zakończenie
Z Krainy Świecących
Próg
Pytanie króla
Wędrówka
Połączenie
Wola radości
Do wszystkich, którzy dąŜą do światła
Nauka
Posłowie
----------------------
Do Poszukującego

Chcę prawić ci o drodze, po której ja sam ongiś kroczyłem!


Chcę ci ukazać drogę, na którą wkroczyć moŜe ten jedynie, kto sam się staje „drogą”!

Wędrowcem byłem na tej drodze i dąŜyłem do światła, aŜ wreszcie tak się zbliŜyłem do
słońca, aŜe się w niem pogrąŜył wędrowiec i droga.
Zanim się opatrzyłem, stałem się sam sobie „drogą” i pomknąłem, jak strzała do celu, w
płomienne słońce.
I tak oto ja sam zjednoczyłem się ze słońcem, a wszystko, czem byłem przedtem,
spłonęło w Ŝarze.
Siebie samego trawię w ogniu jego światła - jakŜebym miał nie pragnąć, aby wszystko,
co dąŜy do światła, do słońca, stało się światłem i ogniem płomiennym!

Wszystkie „słońca” goreją w tem samem świetle!


Kto zapłonął jako „słońce”, jest ze wszystkiemi słońcami w sobie samym zjednoczony.
Nie wiesz, jakiego słońca światło przyświeca ci w mojem świetle.
Nie narzucaj granic samowoli!
W świetle znikają wszelkie granice.
Szukaj światła w słońcach, a słońc w ich świetle!
Kochaj światło we wszystkiem, co świeci, o Poszukujący!
Jeśli chcesz zbliŜyć się do światła, tedy zaniechaj oporu!
Wszystko w tobie jest jeszcze oporem!
Wszystko w tobie jest jeszcze mową, dlatego nie „słyszysz” nic!
Wszystko w tobie jest jeszcze spojrzeniem, dlatego nie „widzisz” nic!
NakaŜ sobie samemu milczenie i przymknij oczy swe, aŜeby wielka cisza dotrzeć mogła
do ciebie!
Tylko wśród ciszy nauczysz się wreszcie „widzieć”.
Tylko w bezsłownej ciszy przemawia wieczyste „słowo”.
„Początek” płodzi „słowo” - „słowo” płodzi „światło”, i światło świeci w „słowie”, w
najgłębszej ciszy wieczności, która jest dziś, jak była po wsze czasy.
Nauka, którą tu otrzymujesz, nie wylęgła się w mózgach człowieczych.
Jest ona nauką wieczności i nic nie ma wspólnego z owemi gmachami myśli, przez które
człowiek ziemi pragnie osiągnąć niebo.
Nauka, którą tu otrzymujesz, jest sama - słowem „słowa”...
Wszyscy, którzy mogą dać ci tę naukę, są w „słowie” zjednoczeni wiedzą i
świadomością.
Gdy nauczają, nauczają rozpoznawania siebie samego w „słowie”, a przez „słowo”
tworzą ład w chaosie złud i omamów, tłoczących się w wiecznym ruchu tego, co zwie się
„materją”.
Lecz w tobie jest jeszcze tysiąc sprzeciwów, walczących z tysiącem innych.
Jeszcze nie jesteś wolny.
Jeszcze nie posiadasz bezwolnej woli dąŜenia za mną po ścieŜce do światła.

JeŜeli dąŜysz do światła, musisz się nauczyć „wierzyć”!


„Wierzyć” znaczy to: kształtować siłę, aby zbudzić siłę wyŜszą.
Same juŜ słowa wiary mogą być siłami, ale nie chcę, abyś „wierzył” samemi słowami.
„Wiara” jest „wolą”!
Jaka jest „wiara” twoja, takie są twoje siły!
Jaka jest „wiara” twoja, tak będzie ci się działo...
Tylko własna twa siła wyzwala owe wyŜsze, pomocne siły.

Jeśli pragniesz się „modlić”, tedy proś w sobie o „skrzydła”!


Słysz, istnieją skrzydła, co wyŜej niosą, niŜeli orle lotki!
Istnieją skrzydła, co poniosą cię ponad wszystkie gwiazdy.
O takie skrzydła proś, jeśli pragniesz się „modlić”!
KaŜda inna „modlitwa” jest bluźnierstwem.
Kto prosi o te skrzydła, będą mu dane.
Kto chce latać, temu wyrosną lotki.
JuŜ podczas „modlitwy” będzie „wzniesiony”...

A teraz, o Poszukujący, zburz boŜki fałszywe, jeśli chcesz zbliŜyć się do wieczności w
swym Bogu Ŝywym!
Szukaj w sobie swego Boga! W tobie samym tylko moŜe się on jako twój Bóg narodzić.
Nie będziesz słuŜył innemu Bogu!
Słuchaj prastarych, błędnie tłumaczonych słów!
Słuchaj ich w nowem rozumieniu!
Słuchaj z drŜącym sercem:
„Jam jest twój pan!” powiada Bóg twój...
„Nie będziesz szukał innych bogów!”
„Nie będziesz tworzył sobie obrazów, czyniąc z nich Boga swego!”
Tutaj, o Poszukujący, odnajdziesz w sobie początek i koniec prawdy!
Kto pojął tu, co pojąć naleŜało, ten się na drodze swej więcej nie potknie.
Lecz słowo człowiecze moŜe tu jeno błąd i pomieszanie stworzyć, i dlatego kończę swą
mowę!
Gdy kiedyś odnajdziesz sam w sobie to, czego dziś napróŜno szukasz w zewnętrzności,
wówczas dopiero zrozumiesz, co chciały ci obwieścić słowa zamierzchłej przeszłości.

-----------------------

śniwo

Rzućmy zasłonę na wszystkie słowa, które w nowym świecie słuŜą nam do


wypowiadania się.
Tak będzie lepiej...
Wiele jest jeszcze rzeczy, które oszczędzić nam naleŜy, a które musielibyśmy wypielić,
gdybyśmy chcieli wśród „słów mędrców” oddzielić fałszywe od prawdziwych.
„Młodsi” bracia nasi, którzy z tej czy innej wieści zasłyszeli o nas, liczą mniejszemi
okresami czasu, niŜeli my.
I w dobrej wierze uwaŜają się za powołanych do pomagania w dziele, które my czynić
musimy, bowiem dla nich powstawanie jego zbyt jest przewlekłe.
JakŜeby im się w ich gwałtowności nie podobało tempo naszego działania, gdyby się
mogli domyśleć, Ŝe zaledwie zaczęliśmy to, co im wydaje się juŜ zdawna dokonanem!
Siejemy tylko ziarno na zaoraną rolę.
Od was zaleŜy, czy zakiełkuje ziarno...
Baczcie, abyście bronili łakomemu ptactwu poŜerać ziarenka, zanim wzrosną korzenie i
źdźbła!
StrzeŜcie tego, co wam powierzono!

Wielu przesiadywać musi w ciemności, wielu musi mieszkać w cieniu, bowiem dni są
ciemne - poŜerają światło.
Ale tym, co i w nocy czuwają, zaświeci „słońce” na niebie północnem.
Do tych przyjdą biało odziani „pasterze” i świętą grą na fletni ich trzody zbiorą...
A wówczas kaŜdy, kto pragnie przewodu, znajdzie przewodnika, a przewodnik
powiedzie ich przez „wrota śpiŜowe” i przez „drogę pustynną” na wyŜe „świętych gór”, na
wyŜe Himavatu.
Tam zatonęło „słońce” w świetle, a „ziemia” utraciła swój cięŜar.
Tam jest „niebo” wieczną głownią ognistą, a „gwiazdy” płoną w jego świetle.
Wszystko, co dojrzało do zapłonięcia, w ogniu tym staje się ogniem i wieczystem
światłem.
Ale wiele jeszcze jest zielone i nasiąkłe wodą - nadmiarem myśli.
I tak oto opiera się płomieniowi, więdnie i gnije...

Spokojnie wyczekują wieczni Ojcowie „mistrzów na ziemi” poŜywienia dla ognia.


I zapalają roje gwiazd od wiecznego Ŝaru.

Słysz! - Spłonąć, rozŜarzyć się, świecić lub teŜ zgnić - jedno albo drugie jest twem
przeznaczeniem!
Jeśli chcesz mu się umknąć, tedy zwodzi cię własna głupota.
Tylko wybór spoczywa w twem ręku!

Kto własne swe mniemanie powaŜa stawiać narówni z wieczystą mądrością boską, ten
staje na drodze czynu, który mamy do spełnienia na ziemi.
Bluźni on duchowi, oświetlającemu ziemię, jeśli myśli swe, zrodzone z prochu, stawia na
miejscu „słowa”!

Zanim powstały światy, było „słowo”, i w niem świeci poznanie „słowa”!


Nie przez myślenie osiągnąć moŜe człowiek to poznanie, bowiem myśl jest najlichszym
ze sług „słowa”.
Kto chce zawsze otrzymywać świetlany dar pana, niechaj nakaŜe słudze milczenie!
Czynimy dzieło dalekiego „Wschodu”, dzieło świecącego dnia wieczności!
Otwierać mamy dusze dla Ŝywego światła.
Kto szuka „przewodu”, który nikogo nie wiedzie na manowce, niechaj zachowa słowa
nasze w sercu.
My zaś będziemy mu po wszystkie czasy bliscy duchem!
Na ziemi tej zrodziliśmy się na czynnych Braci „Synów światła”.
Przez nas ma się światło wieczności stać poznawalnem dla człowieka ziemi tej, nie
oślepiając oczu jego.
Podobnie wam Ŝyjemy cieleśnie, ale zarazem przeŜywamy Ŝycie wieczności...
Kto prowadzony jest poprzez wąską ścieŜkę, wiodącą do naszego „królestwa” w duchu,
ten kroczy naprzeciw własnemu Ŝyciu wieczności.
Powiedziemy go do „gwiazd” wieczności, które - zrodzone z prawdziwego światła - są
jednem z nami, powiedziemy go w świetle, które istnieje od prapoczątku i nigdy zagasnąć nie
moŜe.

Niewielu bardzo jest nas, którzy przez wolę swą zdobywamy i zachowujemy na ziemi tę
jedność światła duchowego.
Lecz wielu jest nas razem z owymi, co przed nami nosili to „brzemię”, z owymi, co po
nas nosić je będą.
Nie dzieli nas „rasa” ani „narodowość”, mowa ani granice geograficzne, oddalenie w
czasie ani przestrzeni.
W sobie samych uwielbiamy to, co chce się przez nas objawić...
Wyrzekliśmy się pragnienia, aby być czem innem, jak objawieniem w świecie
widzialności.
Nie przymuszaliśmy siebie, aby się „stać” tem, czem jesteśmy.
KaŜdy z nas z trwogą wspomina ów dzień, co przyniósł mu wiedzę i jarzmo, które musi
dźwigać...

Gdzie tylko Ŝyje jeden z nas, tam posiada „Bractwo na ziemi” świątynię ducha.
śaden z nas nie daje w swych słowach własnej nauki.
W słowach kaŜdego z czyniących mówią wszyscy czyniący Praświatła w wieczności.
NapróŜno będziecie usiłowali odróŜnić jednego z nas od jego Braci!
śadnego z nas nie moŜna tu „zabić”, niszcząc jego ciało, bowiem w królestwie ducha
Ŝyjemy wszyscy wzajem w sobie, przenikając jeden drugiego, zjednoczeni jeden ze wszystkimi,
bez względu na to, czy korzystamy jeszcze z ciała ziemskiego, czy teŜ opuściliśmy je juŜ.
Jesteśmy ponad myśleniem i patrzeniem, bowiem znaleźliśmy królestwo najprostszego
poznawania, krainę Rzeczywistości.
Tam „Ŝyjemy” i stamtąd działamy, nawet gdy ciała nasze dzielą tysiące mil.
Kto znalazł dostęp duchowy do kogoś z naszego kręgu, ten wkroczył na ziemi do
świątyni ducha.
Chcemy dosięgnąć serc ludzi, aŜeby serca ludzi odnalazły ścieŜkę do ducha.
Wyborem zaś kieruje prawo, które jest ponad wszelką samowolą.
I Ŝaden z nas nie moŜe dowoli przyjmować do świątyni kaŜdego, kto do niej dotrze.

Strumień musi być bliski morza, aby mógł dźwigać na sobie morskie okręty.

KaŜdy, kto przychodzi do nas, doznać moŜe pomocy i przewodu - atoli „święcenia”
otrzymać moŜe ten tylko, kogo prawo do tego przeznaczyło.

-------------------

Nieskończenie wielokrotna Jedność


Dalecy jesteśmy od tego, aby odsłaniać zboŜną mądrość, której kapłanami jesteśmy,
poŜądliwym oczom czelnej ciekawości.
Dajemy wszystko, co wolno nam dawać. - Dzisiaj jest to więcej, niŜ wolno było dawać
naszym Braciom w przeszłości!
Ale w pokorze chylimy czoła przed prawem ducha.
Wał ochronny milczenia rozciągnięty został przed ostateczną tajemnicą, bowiem prawo
chce tak - a nie, iŜ my tak chcemy.
I tak oto musimy sami zacierać w umysłach to, co w róŜnych czasach podstępnie zdobyli
niepowołani, i zmuszeni jesteśmy wówczas wznosić mur milczenia wyŜej jeszcze.

Dano wam wiele, co nie naleŜało do tych, którzy wam to dawali...


Budząc się, poznawajcie, jak umie prawo ducha niszczyć takie dary!

Tylko to, co przez nas jest dane, uznaje prawo ducha za swe dzieło!
Nie wierzcie, abyście na Wschodzie, bodaj nawet na stokach Himavatu - tam gdzie
„łabędzie” najświętszych stawów świątyni pobudowały swe gniazda - mogli się zbliŜyć do
zboŜnej mądrości duchowego „Wschodu”!
Nie wszystko, co pochodzi ze Wschodu, jest światłem ze światła „Wschodu”.
Wieje teŜ ze Wschodu suchy wicher jałowej spekulacji i wiatr gorączkowy pustego
zabobonu...
Największa głupota i najwyŜsza mądrość znajdują się na Wschodzie.
Atoli światło z dalekiego „Wschodu” ducha jest wieczystą, kosmiczną mądrością!
Potrafi ono dosięgnąć kaŜdego, kto moŜe je przyjąć, bez względu na to, z jakiego
pochodzi narodu.
Szukajcie, a - znajdziecie! - Ale nie szukajcie w świecie zewnętrznym! StrzeŜcie światła,
które oto na nowo zapalamy w sercach Krainy Zachodu - bowiem ono jest: światłem z
dalekiego „Wschodu” ducha!

Światło, które wiecznie było i wiecznie będzie, świeci wprawdzie dla wszystkich w
ciemnościach, ale śniący w mroku nie poznają go.
Bacz, oto ty sam jesteś jeszcze - swym snem - ty, który masz sam siebie w „Praświetle”
jako światło poznać!
Nigdy nie byłeś istotnie w ciemności, bowiem to, co mógłbyś był tak nazywać, nie ma
bytu w prawdzie twego ducha.
Byłeś światłem od prapoczątku, który nigdy nie „był”, lecz wiecznie „jest”!
Świecić masz w sobie samym, iŜbyś poznał pełnię swego światła, i zbudzić się masz ze
snu ciemności!
Dziś jesteś jeszcze niewolnikiem snu.
MoŜe jutro juŜ zbudzisz się, a dzień twój będzie wieczny...
I „noc” nie ograbi cię juŜ z pełni twego światła.

Z wyboru własnej woli - przez swoją wiarę w „noc” - stałeś się snem ciemności!
Oto masz mrok rozjaśnić swem światłem, iŜby się dzień stał w tobie, a sen twój dobiegł
końca.
StrzeŜ się przed snami swemi, albowiem duchy twego snu są despotyczne i Ŝądne
władzy! Łatwo się moŜe stać, iŜ przetrzymają cię one we śnie dłuŜej, a wówczas prześpisz
dzień swój i czekać będziesz musiał nowego dnia.
Szukasz jeszcze we śnie, w pustej nicości, nad chmurami Jedynego, który tylko w wielu
się objawia.
Bacz, mieszka on juŜ w tobie i powiada:
„Jestem pośrodku was, ale wy słowa mego nie słyszycie, albowiem głos mój cichy jest,
niby daleki ptaków zew!”

Naucz się odróŜniać świat wyobraŜeń od rzeczywistości w świecie!


WyobraŜenie trzeba ci przezwycięŜyć, a nie rzeczywistość!
Zbudź w sobie prostotę dziecka, jeśli chcesz znaleźć to, co duchowe!
Unikaj wszelkiej myślowej „mądrości”!
Uciekaj od świata, opartego jedynie na myśleniu!
Porzuć świat, który Ŝyje jeno głową!
Oto jest „wielkie wyrzeczenie się”!
Oto początek kroczenia po ścieŜce, na której wędrowiec sam staje się rzeczywistością w
prawdzie!

W świętym porządku włada prawo!


Jeśli światło wieczności dosięgnąć ma kiedyś serc ludzi, tedy musi pierwej przyjąć
barwę ziemi...
Dlatego tylko jesteśmy Świecącymi światła, Ŝe światło przysposobiło nas do tego, aby
nabierało w nas barwy ziemi.
Zawierzaj zawsze „Świecącemu”, który ci się stanie „przewodnikiem”, lecz miłuj w nim
tylko światło, które, przenikając go, zbliŜyć się chce do ciebie!
Uwolnij duszę swą od wszelkiego obrazu form śmiertelnych, jeśli chcesz znaleźć
Jedynego, który się w nieskończonej wielokrotności objawia!
To, co działać chce w tobie, to nie człowiek, przez którego poznawalnemi się stają dla
ciebie promienie światła.
JeŜeli zwiesz go „mistrzem”, tedy wiedz, iŜ jest on tylko mistrzem jasnego świecenia, ale
nie „światłem” samem!
Kto macając w ciemnościach poŜąda przewodu, niechaj szuka w sobie nade wszystko
tego jedynego, co „mistrza” kaŜdego czyni dopiero „mistrzem” - złocistej iskry wieczności...
Znaleźć ją moŜe jedynie, szukając w sobie samym.
Jesteśmy tem, czem jesteśmy, poto jeno, aby wam pomagać.
Niczego innego nie Ŝąda od nas prawo.
Zbudzić w was mamy siły, które wyrwą serca wasze z ciemności.
Wieść was mamy do was samych...
Zapalić mamy w was boski płomień, wieczyście świecący.
Rozbudzić mamy w was „słowo”.
- Aleć w ten sposób pomagać moŜemy jeno temu, kto pragnie naszej pomocy...
Bezsilni jesteśmy, ilekroć nie wierzycie niezachwianie, iŜ taka pomoc od nas jest
moŜliwa.
Poza tem jesteśmy ludźmi ziemi, nie wolnymi od „błędów”.
Działamy jako ludzie ziemi, którzy juŜ w Ŝyciu ziemskim znaleźli królestwo ducha i
umieją z niego działać.
W pokorze wiemy - a wiedza ta oparta jest na pewności - iŜ jedna tylko istnieje
„doskonałość”, do której dąŜy wszelkie Ŝycie - a to, co nazywamy „Ŝyciem”, jest tylko tem
dąŜeniem.
Gdyby „doskonałość” była osiągalna, tedy przy osiągnięciu jej kończyć musiałoby się
wszelkie „Ŝycie”, a tylko jej nieosiągalność stwarza po wszystkie wieki coraz nową, wieczną
podstawę Ŝycia.
„Doskonałą” jest tylko owa nieskończenie wielokrotna Jedność, która się w
niezliczonych ukształtowaniach wieczyście na nowo jako siebie samą prze-Ŝywa...

-------------------

Poznaj samego siebie!

Nie wierz błędnym marzycielom, kiedy ci powiadają: - KaŜdy, kto potrafi, moŜe się
kiedyś stać „mistrzem”!
„Mistrz” rodzi się juŜ na tę ziemię jako mistrz, a kto się mistrzem nie zrodził, ten nigdy
mistrzem „stać się” nie moŜe.
Wielu jest ludzi, co chętnie wierzą kaŜdej obiecance, jeśli tylko głaszcze ich próŜność.
Atoli nie osiągną oni więcej, jeno zburzenie własnej kolei Ŝycia.
Nie szukajcie tego, co samo was nie szuka!
Na drodze do ducha po wsze czasy nakazana jest kaŜdemu wędrowcowi największa
ostroŜność.
Ludzie, którym natura zdradzić chce swe tajemnice, są tak rzadcy, iŜ najbutniejsza tylko
zarozumiałość Ŝywić moŜe przekonanie, iŜ się naleŜy do tej znikomo małej garstki.

Wysocy „Ojcowie” Praświatła wiedzą, komu mogą zaufać i komu mają przez „guru”
oddawać swe siły.
Kto istotnie naleŜy do tej nielicznej garstki, wie o tem wówczas dopiero, gdy dane mu są
moce jego działania.
Nigdy nie wymarzył sobie sam swego zadania.
W duchu był on dojrzały, zanim się narodził, a gdy osiągnął „swój czas”, odnaleźli go
„Ojcowie” w Praświetle, jako źrzały owoc.
MoŜe szukał juŜ przedtem mądrości, a nie chciał posiąść „magji”.
MoŜe szukał w pokorze przewodnika, ale nie pragnął z pewnością „święcenia”, które się
stało jego udziałem.
I tak oto „stał się” tem, czem był od urodzenia, nie przeczuwając tego...
Władza nad siłami okultywnemi nie jest nigdy zewnętrzną oznaką „mistrza”.
Słyszeliście, iŜ istnieją środki i drogi do osiągnięcia takich sił?
Zaiste, lepiejby było, abyście nic o takich rzeczach nie wiedzieli.
Dla większości ludzi, którzy dąŜyli do tego, stały się moce owe haczykiem u wędki. I
wiele sił utracić musieli w tych sidłach.
Kto ma nad mocami temi jako powołany panować, tego przez długie lata przygotowań
naucza powołany panowania nad niemi.
A i wówczas jeszcze mogą mu się one stać przyczyną zguby.
Kto posiada moc panowania nad temi siłami okultywnemi, ten obowiązany jest stale
potęgi swej uŜywać, a moc ta mści się straszliwie, jeśli wola raz choćby zawiedzie...
Jedna chwila zwłoki lub zwątpienia we własną moc, a wszystkie te siły, które potęga twa
umie skierować ku dobremu, odwrócić się mogą na złe, pociągając nieobliczalne skutki.
Szaleństwo i śmierć tajemnicza nie są jeszcze najstraszliwemi następstwami, które z tego
mogą wyniknąć.
Wina zaś spada na tego, kto oddał moc taką w ręce, nie stworzone do władania nią.
Prawdziwy „mistrz” nie obarczy się taką winą.

Gdy kiedykolwiek „mistrz” jaki staje „guru” człowieka Ŝyjącego na ziemi, a ten jego
„Synem” duchowym, tedy musi to być człowiek, który przedtem juŜ „umarł” był dla woli
ziemi, a Ŝyje jeno dla woli ducha, w której się na nowo „narodził”.
I jedyne, co moŜe wówczas „mistrz” czynić, to, iŜ kieruje on z ducha człowiekiem,
nakazując mu dokonywać woli ducha.
Ziemia jest wówczas dla „Syna” duchowego polem pracy, a jedynie królestwo woli
duchowej uznaje on za swą prawą ojczyznę.
Atoli siła woli duchowej jest nieskończenie wyŜszą od wszelkich sztuk „okultywnych”.
Kto dąŜy jeszcze do sił „okultywnych” przez zewnętrzne „ćwiczenie”, popada w
mroczną krainę zgubnych pragnień...
„Magja” w najwyŜszym sensie, „Sztuka Królewska” prawdziwych „wtajemniczonych”
wszech czasów, z krainą tą nic nie ma wspólnego.
Prawdziwa moc cudowna „Sztuki Królewskiej” jest tylko wiecznie niezwycięŜoną siłą
woli ducha.
Atoli człowiek moŜe w sobie samym posiąść tę wolę wiecznego ducha, gdy tylko
wyrzeknie się nieodwołalnie woli ziemi.

Kto chce się wyzbyć w sobie „woli ziemi”, niechaj nie sądzi, iŜby musiał na to wyrzec
się ziemi.
„Zaprzeczenie świata” jest głupotą!
„Zaprzeczenie świata” jest narkotykiem słabych dusz.
Właśnie przez „zaprzeczenie świata” będziesz najczęściej skuty z „wolą ziemi” bowiem
to, co kaŜe ci „zaprzeczać” świat, to zawsze niezaspokojona „wola ziemi”, a nie zwycięsko
potęŜna wola ducha, której wszystko musi słuŜyć i której nic przeciwstawić się nie zdoła.
Równie głupimi są wszyscy wzgardziciele JA, bowiem nie wiedzą oni, czem gardzą.
Jeśli powiadają do ciebie: „Pokonaj w sobie swe JA!” - radzą ci źle. Zgaś JA, a wszystko
zgaśnie, gdyŜ wszelki byt i wszelkie zjawisko dostrzegalne jest tylko przez JA, dla JA.
Nie moŜesz zgasić swojego JA, nawet gdy dąŜysz ze wszystkich sił do nie-JA, popadając
w złudzenie, iŜ wyrzekasz się swego JA.
Wieczne jest owo pra-Ja, które cię wiecznie ze siebie jako JA płodzi!
Powiedz tym, co twierdzą, iŜ JA jest w nich zgaszone: - „Nie wy staliście się nie-JA, ale
głupota wasza wierzy w ten fałsz waszego złudzenia!”
„Uciskacie wprawdzie to, co jest w was JA, ale nie moŜecie JA zabić!”
„Błędnie pojeliście słowa mędrca, bowiem mędrzec jest do głębi swem JA!”
„Wszystko w nim podwładne jest jego JA”.
„Zaś wyrzec się macie jedynie naleciałości!”
Z prawieczności jesteś JA, o Poszukujący, nawet jeśli nie rozpoznajesz jeszcze swej
identyczności w biegu okręŜnym wieczystej spirali.
Wszystko, prócz JA, jest przemijającą „naleciałością”.
Bronisz jeszcze „naleciałości”, jak gdyby była to twa własność.
Ale wszystko, co jest naleciałością, znów od ciebie odleci i niezliczone juŜ razy
odlatywało od ciebie - lecz ty nie dostrzegałeś tego!
Własne twe ciało jest tylko naleciałością w tym świecie naleciałości.
Atoli ty jesteś JA - zaś JA jest jednorakie, wieczyste i niezniszczalne w kaŜdej emanacji!
JA jest niewyjaśnione, bowiem JA jest „światłem w sobie” i doskonałą jasnością.
JA płodzone jest wiecznie jako pra-JA!
Nie inaczej poznawany jest, nie inaczej kochany „guru”, „Ojciec”, nie inaczej
„Praświatło”, jeno przez JA...
Atoli tem jesteś i ty, o Poszukujący - ty zawsze jedyne JA, jeśli chcesz tylko wyzbyć się
wszystkiego, co jest w tobie naleciałością!
Nie szukaj „nazewnątrz”, Poszukujący, tego, co Ŝyje we wnętrzu!
Nigdy nie znajdziesz zewnątrz siebie tego, czego nie znalazłeś we „wnętrzu”, w sobie.
Zachowaj swą trzeźwość duchową!
W trzeźwej wierze, bez „marzycielstwa” i „mistycyzmu”, najrychlej znajdziesz pewność
ostateczną.
Im bardziej wzrastać będzie twa pewność, tem jaśniej odczuwać będziesz w sobie wolę
ducha.
----------------------

Droga ucznia.

Stoisz oto przed świętą furtą i umiesz juŜ „pukać”.


Atoli kto „zapuka”, będzie mu otworzone, jeŜeli poda „prawdziwe znaki”.
Lecz jakŜe masz znaleźć wysoką Społeczność, nie szukając „nazewnątrz”?
O Poszukujący! - Ta duchowa gromada przewodników bardzo jest blisko ciebie - aleć
twoje czucie nie jest jeszcze rozbudzone...
Działa ona w tobie, w sobie jesteś z nią związany nie przeczuwając nawet śladu tego
związku.
Wie o niej kaŜdy, kto się pogrąŜy we własną najwewnętrzniejszą głębię.

Mógłbyś długie dni i noce spędzić w jednym domu z „mistrzem”, a jednak trudno ci
będzie rozpoznać go jako „mistrza”, albowiem jedyny Mistrz, którego „pochodniami” są jeno
wszyscy „mistrze” tej ziemi, dobrze poukrywał znaki, któreby ich czyniły poznawalnymi.
Nie ukrywają oni przed wami tego, czem są wistocie.
śe działają oni istotnie, poznacie, wędrując po drogach, które wam oni ukazują.
Jeśli patrząc zbliŜyć się chcesz do tej wysokiej Społeczności, tedy bacz, aby osiągnąć w
sobie samym ten stan, w którym Ŝyją ci mistrze o „jednakiem oku”.
Nie wcześniej przejmiesz w sobie ich wieść, jak w owym dniu, w którym osiągniesz po
raz pierwszy najwewnętrzniejszą, bezwolną ciszę, pełną pewności, pełną ufnej beztrwogi.
Atoli wypróbuj siebie samego, abyś nie przyjął złud swoich snów za prawdę i
rzeczywistość!
Na początku niełatwo jest odróŜnić, co pochodzi z własnych marzeń, a co jest głosem
duchowego przyjaciela.
Ale wnet nauczysz się odczuwać tę róŜnicę, jeśli istotnie prawdziwy „guru” nauczać cię
będzie duchowo.
Z wpływu jego promieniuje wówczas czystość i wolność, jakiej nigdy nie mogłoby ci dać
własne twe marzenie.
Ale strzeŜ się próŜnych pytań! „Guru” nie jest „wyrocznią”!
Rzadko posiada on wiedzę ziemską, a nigdy nie będzie ci jej w nadzmysłowy sposób
udzielał.
Chce on tylko dać ci duchową pewność w sprawach ducha, a duszę twą uwolnić z kajdan
ciemności.
To moŜe on uczynić, bowiem zna „kanały”, łączące wszystko duchowe.
Ze swego ducha posyła on twemu duchowi ukształtowane siły, które niosą ci światło i
jasność.
Usiłuje on dopomóc ci - w odkryciu siebie samego.
Cisza musi być w tobie i nadsłuchiwać musisz do wnętrza, jeśli chcesz się nauczyć
poznawać „guru”, który moŜe usiłuje przewodzić ci.
Atoli sam tylko spokój zewnętrzny mało ci będzie przydatny.
Dusza twa musi być niby staw, chroniony od wichru; wolna od najlŜejszej nawet fali.
I musisz czuć się tak, jak gdybyś słuchał najzaufańszego przyjaciela!
MoŜe przywykłeś juŜ do wyobraŜenia, iŜ „mistrze”, których zwie się „lwami ciszy”, są
bezczynnymi marzycielami, yogami wątpliwego pokroju, jakich się widuje na rynkach?
Wierzysz moŜe, iŜ ci jasnoocy są kapłanami tajemnych kultów w woniejących
kadzidłami, tajemniczych kryptach?
Gdy, o Poszukujący, wpadniesz na trop prawdy, nie daj się zwieść kuglarskim
sztuczkom swej wybujałej wyobraźni!
Wiedz, iŜ pośród „mistrzów” są mistrze miecza!
Wiedz, iŜ inni kierują losami wielkich krajów!
Jedni kultywują wysokie sztuki, inni wysokie nauki, a jeszcze inni stronią od wszelkiej
uczoności i wszelkiej sztuki.
Jedni Ŝyją w ogromnych miastach, pośrodku rozgwaru świata, inni mieszkają w dalekiej,
niedostępnej samotności.
Lecz wszyscy słuchają tego samego wołania, które ich „powołało”.

Niewiele moŜe odpowiadałoby twym wyobraŜeniom o mistrzach siedmiu wrót, gdybyś


mógł kogoś z nich rozpoznać pod jego ziemską zasłoną.
Ale „zewnętrzne” jest dla mędrca pozorem, a wszelki pozór jest złudny.
Czego naucza „mistrz” z zewnątrz, co mówi i pisze, moŜe się stać wprawdzie dla ciebie
bodźcem do powaŜnego poszukiwania prawdy, ale duchowej mądrości, którą ma on do
oddania, „światła z Himavatu”, inaczej się naucza...
Światło wieczności jest zaprawdę głębiej ugruntowane, niŜ po ludzku przemijające,
zmienne nauki mądrości i ich szkoły.
Nie moŜesz pierwej przebywać w głębinach swego wnętrza z „kamieniami wielkiego
muru”, aŜ przywykniesz oddychać z łatwością i swobodą powietrzem tego muru, wysoko
ponad dziełami świata i mądrością dnia powszedniego.
A wszelako nie wolno ci zapominać, Ŝe i „mistrze” tej ziemi są zwykłymi ludźmi -
ludźmi, co wprawdzie dobrze zdają sobie sprawę ze swego stanowiska we wszechświecie
duchowym, ale tem niemniej wiedzą, iŜ są tylko ludźmi - którzy chcą wiecznie ludźmi pozostać
wśród wiecznych ludzi.
Nie wcześniej poznasz ich duchowo i nauczysz się ich pojmować, aŜ sam w sobie
odczujesz podobny stan.
Atoli, jako ton harfy współdźwięczy ze wszystkiemi harfami na sali, gdy dłoń artysty
dotknie struny jednej tylko harfy, tak i święte dźwięki brzmią jasno dla kaŜdego, kto został
„przyjęty”, jeśli tylko osiągnął on w sobie samym „strój” harf ze świętych gór.
Twój stan wewnętrzny jest „kluczem”, który otworzy ci furtę do tajemnego zboru.
Nic nie moŜe być przed tobą przemilczane, nic nie będzie ukryte dla ciebie, kiedy
posiędziesz tego rodzaju „klucz”.
Ale nie usiłuj słyszeć w sobie dźwięków, widzieć obrazów, przejmować słów tak, jak
gdyby mówione one były do ciebie z zewnątrz.
Wielu ludzi wierzyło, iŜ znajdują się z „mistrzami” w takim związku, jak z wiernymi
gnomami, i sami tworzyli sobie jeno swoich mistrzów.
Podobnie „materjalizacja” postaci fakira przez działające na jawie „medjum”
spirytystyczne nie jest „mistrzem”, a to, co takie „medjum” pisze, nie jest nigdy inspirowane
przez „mistrza”.
Wszystko to jest w najwyŜszym stopniu złudne i oddala cię od prawdy!
Świecący Praświatła nigdy się takemi środkami nie posiłkują.

Nie szukaj niczego prócz stanu najgłębszej, bezwolnie ufnej ciszy!


W tym samym stopniu, w jakim zbliŜysz się do tego stanu, zbliŜysz się do tych, co wraz
z tobą prowadzeni są po drodze do prawdy.
Nie szukaj w duchowym zmroku marzeń dnia przeczuwanych towarzyszów!
MoŜesz tylko mieć udział w ich sile, ich samych natomiast zna tylko ten, czyimi
uczniami są oni, podobnie jak ty.
Nie „szperaj” i bądź stale świadom rzetelnego napięcia wszystkich swych
wewnętrznych zdolności!
Ani na chwilę nie wolno ci tracić siebie samego z oka duszy!
Mógłbyś bowiem zboczyć ze swej „drogi” i po długim czasie dopiero przekonałbyś się,
iŜ nie jesteś juŜ na drodze...
Jeśli zaś istotnie naleŜeć masz do tych, dla których dziś juŜ bliski jest dzień promiennego
poznania, tedy pod przewodem „guru” nauczysz się wnet unikać wszelkich niebezpieczeństw.
Będziesz wówczas wkrótce sam sobie w pełnej jasności świecił.

Ale dzisiaj niechaj twa troska nie kieruje się na ów dzień.


Nie wiesz, kiedy jest on ci przeznaczony, i nikt nie wie tego!
Jesteś sam swoim „czasem” i musisz „czas” swój dopełnić!
Niechaj ci wystarcza słowo „guru”:
„Kiedy się czas dopełni, nadejdzie dla cię dokonanie!”
Wszelka niecierpliwość szkodzi tylko twemu dziełu i odwleka je.
Wieczny jesteś i twoją jest wieczność!
Czekaj cierpliwie!
Wyzbądź się „naleciałości”!
Twoim obowiązkiem jest tylko dobrze niemi rządzić; nie jest to twoja „własność”.
DąŜ co dnia, co godzina do wysokiego stanu wewnętrznej ciszy, pełnej wierzącego
zaufania, i zawsze wolnej od wszelakiej trwogi.
Tak osiągniesz niechybnie pewność wewnętrzną.
A jeśli jesteś istotnie jednym z tych, co mogą się stać uczniami „mistrza”, tedy tylko w
ten sposób znajdziesz w sobie samym „mistrza”, który uczyni cię swym „Synem”.
Tak tedy ujrzysz po raz pierwszy wysoką Społeczność, o której tyle legend prawi ci pod
zasłoną - tak tedy dotrzesz wówczas jako „Syn” swego „Ojca”, swego „guru”, do siebie
samego w swym Bogu!
Lecz jeśli nic się nie zdarzy, coby ci bezsprzecznie zaświadczyło, iŜ masz się stać
„uczniem” mistrza - tedy wiedz, iŜ nie nakazano ci nosić brzemienia, które zresztą w kaŜdym
wieku bardzo tylko nieliczni dźwigają.
Twoja droga do Boga będzie ci wówczas nierównie dostępniejszą, niŜ gdybyś musiał
wspinać się na strome cyple, gdzie stoi świątynia w której otrzymuje święcenia uczeń mistrza...

-----------------------

Zakończenie.

Ale strzeŜ się, o Poszukujący, własnej niestałości.


StrzeŜ się cierniska zwątpienia!
MoŜe przeczuwasz juŜ okolice światła, podobnie jak wędrowiec nocny poprzez mgły
poranne przeczuwa okolice, gdzie światło dnia wnet wzejdzie?
Atoli pomiędzy tobą a tą okolicą wyrasta ciernisko coraz to odnawiającego się,
bolesnego zwątpienia.
Ilekolwiek byś cierni wyplenił, tyleŜ odrośnie na nowo.
Nie trać czasu na głupie czyny!
Nigdy - nawet w wieczności - nie pójdziesz naprzód, jeśli będziesz sądził, iŜ wystarczy
przerzedzać jeno tę gęstwę cierniową zwątpienia.
Tylko twa wytrwała stałość moŜe ci tu dopomóc.
Silnie i pewnie krocz po drodze swej, choćby twe stopy krwawić się miały od tysiąca ran
próŜności - próŜności, która nie chce znosić tego, iŜ nigdy nie moŜesz wyplenić cierniska
ciągłego zwątpienia.
Stopa twa musi być czysta, jeśli ma wkroczyć kiedyś na owe jasne, kryształowe
„stopnie”, które wiodą do hal najwewnętrzniejszej świętości w duchu twoim.
„Czysta” będzie twa stopa wówczas dopiero, kiedy umyta będzie w twej własnej krwi...
Tysiące ludzi szukało drogi do światła i zawiśli ostatecznie na cierniach zwątpienia,
bowiem próŜność ich nie zniosła tego, aby kroczyć naprzód, nie mogąc usunąć z drogi
cierniska.
Ty, o Poszukujący, nie bądź im podobien!
Bezpieczny będziesz, jeśli zaufasz wiecznemu „słońcu”, którego promień ci przyświeca.
Nieczuły na wszystko, co odwodzi cię poza siebie, wyciągnij ręce ku owej dłoni
pomocnej, którą widzisz przed sobą!
W milczeniu idź za przewodnikiem, który moŜe o sobie powiedzieć:
„Ja nie szukam więcej światła, bowiem sam stałem się blaskiem światła!”
„Ja nie szukam pokoju, bowiem sam stałem się sobie pokojem!”
„Ja nie szukam wiedzy, bowiem sam stałem się sobie pewną wiedzą!”
...Milczeć musi się dusza twoja nauczyć, jeśli zbliŜyć się ma do niej światło.
...Milczenie będzie zawsze najgłębszem wołaniem twej duszy o światłość.
...Milcząc odnajdzie kiedyś twa dusza na wieki światło wieczyste!

Oby światło wieczności, które uczy cię poznawać tę księgę jako gwiazdę przewodnią,
dosięgło rychło twego serca, nie będąc przedtem zaciemnione w umyśle i zniszczone przez
chmury myślenia!
Oby rozwiało ono mgłę głupoty, która chce ukryć przed okiem twej duszy nas,
Świecących Praświatła!
Błogosławieństwo i nowa moc niechaj spłyną na ciebie ze słów tej księgi!

-------------------------

Z krainy Świecących.

W duszy twej jest maleńka furtka, mniejsza, niŜ pyłek słoneczny. Kto przejdzie przez
nią, wędrować będzie mógł w dalekie krainy, nie wyruszając z domu swego...
A najdawniejsze czasy będzie mógł dzisiaj przeŜywać.

--------------------------

Próg.

Przybywszy do owej świątyni, gdzie miał otrzymać święcenia, zapytał uczeń swego
mistrza:
„PowiedzŜe mi wreszcie tutaj, o Pewny, kim jesteś wistocie - ty, który umiesz nad
wszystkiem w sobie panować i który przez nic nie jesteś opanowany?!”
Wówczas rzekł mistrz:
„Jestem jak ty, człowiekiem, atoli tem, czem byłem, zanim się stałem człowiekiem, tem
stałem się dopiero, kiedym jako człowiek przezwycięŜył sen ludzi.
Wówczas dopiero stałem się mistrzem swych sił, kiedym pokonał sen, który w uwięzi
trzyma ludzi tej ziemi.
Pytasz, kim jestem, tedy ci powiadam:
Ja jestem - JA sam!”
„Ty sam?” - zapytał tedy uczeń - „ty sam? - jakŜe mam to sobie tłumaczyć!”
„O mój chela” - odparł „guru”, bowiem znajdowali się oni w głębokich Indjach, gdzie
ucznia nazywa się „chela”, a mistrza „guru” lub „ojcem” - „jakŜe wiele muszę przed tobą na
zawsze zamilczeć, jeśli sam tego nie odnajdziesz, i jakŜe wiele mam ci jednakŜe tutaj do
powiedzenia!
Jestem panem swych sił, bowiem stałem się sobie samo-siłą tych sił.”
„Tedy proszę cię, ojcze, powiedz mi coś o siłach, których samo-siłą się stałeś” - rzekł
uczeń.
A mistrz odparł:
„Słuchaj, umiłowany w świetle, i pojmij dobrze w swem sercu:
Kiedy wy ludzie mówicie: widzimy świat ten okiem naszem, czujemy i dotykamy go,
zwiastuje nam go nasze ucho - wówczas mówicie o maleńkiej cząstce świata.
Atoli ja znam cały świat!
Ja „widzę”, „słyszę” i „czuję” więcej niŜ wy!
Ja Ŝyję w całym świecie, który stworzony jest ze „światów”, podobnych waszemu, i
wszystkie „światy” w sobie zawiera.
Splecione wzajem ze sobą - wzajem się przenikając, znajdują się wszystkie te światy w
jednem miejscu.
Ukryty w waszym świecie - pokryty jego formami - znajduje się świat owych sił
duchowych, których ja jestem „samo-siłą”.
Pratwórczo i burząc przez tworzenie działają owe siły.
Bezsilne są one same przez się, ale „samo-siła” jednego jedynego, kto sam się nią stał,
napełnia je Ŝyciem i przez niego stają się one wysokiemi mocami.
Potęgę tych mocy odczuwają wszyscy Ŝyjący na tej ziemi - królowie i Ŝebracy - ale
wszyscy oni nie przeczuwają, skąd dosięga ich potęga ta...
Nie wiedzą tego, bowiem śpią, a sen otula ich gęsto.
Lecz słuchaj dalej, ty, który chcesz się stać czuwającem uchem i widzącem okiem
światów!
Spleciony i pogrąŜony w świecie, który wydaje się wam jedynym „światem”, i podobnie
spleciony ze światem tych „sił ognia”, znajduje się świat czystego światła, który płodząc
przenika wszystko.
Te zaś trzy światy piastuje w sobie, przenikając przez nie i wszystkie w sobie
rozpoznając, tworząc, zachowując i gwoli ciągłego przekształcenia burząc, jedyny PotęŜny,
który sam tylko zna swoje „imię”...
Nie nazywamy go Ŝadnem słowem naszych języków, bowiem Ŝadne słowo ziemi tej nie
mogłoby go objąć.
Nam objawia się on jeno w milczeniu. Z niego i w nim Ŝyje człowiek, który się stał
„okiem światów”.
Przez niego jest samosiła panią „sił ognia” i wszelkiej mocy, zawartej w siłach tych.
MoŜesz go nazwać równieŜ „PotęŜną”, bowiem w tem, co słowa moje z trudem oddać
usiłują, zawarty jest od prawieków męŜczyzna i kobieta.
W prapoczątku istot, zwących się „ludźmi”, powstawał „człowiek” w wieczystem
płodzeniu z „męŜczyzny i kobiety” w duchu, władcy „samosiły”, pana wszelkich mocy.
Atoli gdy owe siły ognia, płonącego bez płomienia, ukazały człowiekowi jego moc, jego
niesłychaną wielkość i potęgę, zapomniał on o swem wysokiem władztwie i uląkł się własnej
mocy.
„Trwoga” jest „grzechem” człowieka!
Z trwogi przed siłami, których był panem, „upadł” człowiek z jasnych wyŜy!!
Bacz, oto poznałeś przyczynę wszelkiego zła na tej ziemi, bowiem nietylko człowiek,
lecz cała przyroda podległa jego upadkowi i jest teraz jako trzoda bez pasterza.
„Porządek”, istniejący w niej, jest porządkiem, nie uznającym więcej „ducha” za pana,
jest tylko pozostałością owego porządku, który ongiś „duch” powierzył „człowiekowi”, gdy
jeszcze człowiek nie był „upadł”.
Zdumiony stajesz dzisiaj przed „cudami natury” i nie domyślasz się nawet, Ŝe wszystko,
co widzisz, pochodzi z twojej utraconej teraz „woli ducha” i Ŝe byłoby to daleko jeszcze
„cudowniejsze”, gdyby „natura” mogła cię dziś jeszcze uznać za pana.
A oto musi ona działać dalej, jak mechanizm, który nakręcono.
Ty jedynie moŜesz ją kiedyś „wyzwolić” z tego, choćby to miało trwać jeszcze miljony
lat.
Lecz nie sądź, iŜ ta maleńka planeta, na której Ŝyjesz, sama tylko ponosi skutki twego
upadku!
Cały fizycznie dostrzegalny obszar światów ze wszystkiemi jego słońcami i planetami ty
jeden skazałeś na Ŝycie bez „Boga”, bowiem owo PrapotęŜne i Jedyne, o którym mówiłem
pierwej, powierzyło niegdyś tobie jednemu - „człowiekowi”, całą moc rządzenia w mądrości
wszystkiem, co Ŝyje w postaci „materji”.
śe zaś wszystko pochodzi z „PrapotęŜnego”, tedy mimo twego upadku nie moŜe ono
zniszczeć w chaosie i zachowuje ów porządek, który mu dało „WszechpotęŜne”, by
„człowiek” z tego porządku przez wolę ducha mógł znowu wzwyŜ iść w tworzeniu.
Przez całe „stworzenie” idzie „rysa”, której Ŝaden „Bóg” naprawić nie zdoła, bowiem
tylko „człowiek” od prawieków posiada moc odbudowywania tego, co sam zburzył.

A słuchaj dalej o losie „człowieka”, o owym losie, który nie mógłby być powstrzymany,
gdyby nawet jeden tylko z ludzi duchowych niegdyś mu był podpadł, jak obwieszczają
symbolicznie księgi święte.
Los ten idzie z pokolenia w pokolenie, zwiększa trwogę i umacnia „winę” w kaŜdem
nowem pokoleniu.
Tak oto upadł „człowiek” z wysokości swej mocy i wieczystej wielkości i związał się -
ze zwierzęciem, które jest tylko skaŜonym obrazem jego istoty.
To, co nazywacie „praludźmi”, były to owe „zwierzęta”, z któremi zjednoczył się „pan
ziemi”, gdy z trwogi odpadł od wysokich słońc.
Atoli siła wyŜy niezupełnie go opuściła.
śyjąc sam z siebie, przenikając ciało zwierzęcia, ukryty przed samym sobą w zwierzęciu,
przeczuwa jednakŜe swą „samosiłę”, jako obcą, wyŜszą istotę.
Zwierzę stało się ucieczką upadłego, kiedy się błąkał bez ojczyzny; bowiem ojczyzna nie
znała go więcej, a ciało zwierzęcia stało się dlań takŜe jaskinią odkupienia.
Gdy tylko świecić w nim poczyna „samosiła”, triumfuje on w zwierzęciu, a cała chuć
zwierzęca ciemnieje dlań w tem świetle.
Dlatego poŜąda w zwierzęciu gwałtownie tego Światła, a z kaŜdym nowym promieniem
rośnie teŜ jego poŜądanie światła.
Niektóre z tych istot, które się dzisiaj zwą „ludźmi”, kiedy ich duch wzmocniony został
przez długotrwałą mękę zwierzęcości, póty dąŜyły naprzeciw światłu, aŜ światło mogło ich
znowu na trwałe oświecić, a przez to stała się „samosiła” na nowo ich udziałem.
Stali się oni pierwszymi pomocnikami swych braci, śpiących w zwierzęciu.
Stali się znowu na ziemi „wiedzącemi oczyma światów”.
Opanowali znowu z płomiennym zapałem „siły ognia”, które im słuŜyły.
Jednym z tych jestem i ja!”
„Czy wiesz tedy teraz, kim jestem?!” - zapytał po tych słowach mistrz.
„Tak, panie!” - rzekł chela, jakby budząc się ze snu - „zdaje się, iŜ domyślam się juŜ, kim
jesteś, ale wyjaśnij mi - czy to twój ojciec dał ci w dziedzictwie taką siłę ducha, czy teŜ ciało
matki obdarzyło cię takiem poznaniem?
Wybacz mi!
Wiesz, iŜ kłonię się przed tobą we czci, lecz oko moje nie moŜe zapomnieć, iŜ widzi
przed sobą li tylko człowieka, człowieka podobnego do innych ludzi we wszystkiem, co
poznawalne jest zewnętrznie.
„Głupcze!” odparł mistrz - „sądziłem, Ŝe pytasz o mnie, Ŝe chcesz wiedzieć, kim ja
jestem - a ty pytałeś pewnie o zwierzę, które mi tu słuŜy jeszcze za pokarm i poŜerane jest
przeze mnie!!...
Skąd mam to, co dały ci słowa moje, o tem powiedziałem ci, ale ty nic z tego nie
zrozumiałeś, bowiem leŜysz jeszcze w śnie głębokim.
Wiedz, iŜ słowa moje dały ci wiedzę w Praświetle, a tylko ten, kto posiada w sobie
„samosiłę” osiągnąć moŜe „wiedzę w Praświetle”!
Lecz teraz - teraz powiedz mi ty, kim ty jesteś? - albowiem prawo wymaga, bym zadał ci
to samo pytanie, które ty mnie w tem świętem miejscu zadałeś.
Kim jesteś ty - którym wiele jeszcze włada, a który nad niewiele czem umie panować?!”
„Mistrzu, pytasz mię twardemi słowy o to, co ty jeno mógłbyś mi powiedzieć.
Ja - nie wiem tego jeszcze!”
Atoli mistrz rzekł:
„śaden człowiek nie był tak czelny jak ty!
JakŜe mogłeś wkroczyć do tej świątyni - do tej świątyni, która nie wypuszcza nikogo, kto
nie znajdzie na moje pytanie odpowiedzi?!
O ty nieszczęsne nic!!
Jeśli nie jesteś dość mądry, aby dać odpowiedź, tedy niechaj pytanie moje zbudzi twój
rozum, aby te mury nie oglądały twej zguby!”

Zaledwie panując nad swym głosem ze wzburzenia i drŜąc na całym ciele odparł chela:
„Ty, który kochasz wszystko, co Ŝyje - jakŜebyś mógł kazać zabić swego ucznia, jeśli
musi ci on tu pozostać dłuŜnym odpowiedzi?
MoŜe naprawdę jestem - „niczem”, jak powiedziałeś, moŜe twe słowo zawiera w sobie
ukryty sens”.

„O chela mój”, rzekł na to mistrz głosem zimnym i z gorzką drwiną - jesteś „niczem”
nietylko w tajemnem rozumieniu, ale i w zwykłym sensie słowa!
Nie widzę niczego, czemubym mógł dać wysokie święcenia, dopóki ty sam nie wiesz,
kim jesteś...
Przedtem stał tu jeszcze mój chela; teraz nie widzę „niczego” i mówię do „niczego”.
Tedy zawołał uczeń jak w gorączce:
„Mistrzu!... Guru!... drwisz z chela swego!! Chcesz mię zgubić!!
Mówisz, jak nigdy dotąd nie mówiłeś!
Wiesz, kto stoi przed tobą!! Wiesz o tem lepiej, niŜ ja!
Wiesz, iŜ to wy przywołaliście mię, inaczej nie stałbym w tem miejscu!”
„KtóŜ to jest, kto lŜy mię tutaj?” - odparł wzgardliwie mistrz.
A uczeń zawołał tak głośno, Ŝe głos jego niby chór demonów odbił się przeraźliwie od
sklepień:
„Ja jestem, którego nie chcesz poznawać więcej! Ja, twój Chela!!
KimŜe innym mam być, jak nie tym, kim jestem!!!
Ja sam mogę przecieŜ być tylko sobą samym!!!”
Gdy uczeń wykrzyknął ochrypłym głosem te słowa, opuściły go nagle zmysły i padł jak
martwy na ziemię.
Wreszcie - po długim i głębokim śnie, zbudził się.
U łoŜa jego, na które przeniesiono go omdlałego, stał mistrz.
Uczeń rozejrzał się wokół siebie, nie poznając miejsca, w którem się znajdował, bowiem
była to jedna z tajemnych komnat świątyni.
Spostrzegł mistrza i ujrzał, iŜ oblicze jego promieniowało wewnętrzną radością.
„Wstań”, rzekł mistrz głosem pełnym miłości, „wstań i wkrocz teraz na pierwszy z
siedmiu stopni, które cię powiodą do sanktuarjum świątyni! Tam zdobędziesz siłę, której
posłuszne muszą być wszystkie siły ognia. Wytrzymałeś oto dzielnie próbę progu, bowiem po
raz pierwszy stało się kaŜde włókno twego ciała - słowem!
Przedtem Ŝywa była tylko głowa i serce.
Teraz oto, w krzyku twej trwogi śmiertelnej zbudziło się wreszcie całe twe ciało do
prawdziwego Ŝycia.
Teraz oto osiągnął „człowiek” w zwierzęciu - siebie samego, i juŜ wiesz, kim jesteś!”
Uczeń słuchał tych słów, nie wiedząc, co się z nim dzieje.
Na wpół wątpiąc jeszcze pochwycił dłoń mistrza i rzekł:
„O guru! JakŜe wielkie jest jednak twe serce! Co mam czynić, aby ci okazać swą
wdzięczność?”
Atoli mistrz potrząsnął głową i rzekł w zupełnym spokoju:
„Wejdź na stopnie! A kiedy znajdziesz to, czego wielu szukało, a co nieliczni tylko w
kaŜdym okresie znajdują - wówczas - spotkamy się znowu...
Kto dojrzał do znalezienia, ten tutaj znajdzie.
Jeśli natomiast siły duszy z zamierzchłej przeszłości, które się w tobie zjednoczyły, nie
wykazują jeszcze kosmicznej „liczby”, która jest wymagana, tedy i teraz jeszcze nie ujdziesz z
tych murów, które z taką pewnością zwycięstwa przekroczyłeś.
Opuszczam cię oto! MoŜe - ujrzysz mię znowu! Jesteś jeszcze przed ostatnią próbą...”
Poczem w milczeniu powiódł go mistrz przez długie i kręte, ciemne przejścia, i w
milczeniu opuścił go, gdy dotarli do wąskiej hali siedmiu stopni.
Sam musiał teraz uczeń próbować wchodzić na stopnie...
Z mocą, w skupieniu, z wolą Ŝelazną udało mu się dosięgnąć wyŜy pierwszego stopnia.
Na kaŜdy dalszy stopień trudniej było dotrzeć, niŜ na poprzedni.
Często groziło mu, iŜ siły go opuszczą.
Zaś najwyŜszy ze stopni wymagał odeń rzeczy prawie niemoŜliwej.
Stopień ten był - tak wysoki, jak on sam ze wzniesionymi rękoma...
Ostatnią siłą musiał go zdobyć, aby się ostrzeŜenie mistrza nie stało prawdą.
Nareszcie - cel został mimo wszelkich trudności osiągnięty.

Dotarłszy do sanktuarjum świątyni, znalazł się uczeń w wysokiej sali, wypełnionej


blaskiem złocisto-białych promieni światła.
Tutaj wyszli mu naprzeciw wszyscy, co przed nim szli tą drogą, a pośrodku nich
dostrzegł mistrza, którego był uczniem.
Kiedy go poznał, chciał z wdzięcznością ucałować dłoń jego, bowiem czuł w sobie teraz
ową siłę, którą mu mistrz przyobiecał po osiągnięciu celu ostatecznego.
Ale najstarszy z zebranych tu powstrzymał go i rzekł:
„Komu chcesz jeszcze dziękować, czyliŜ temu, przez „imię” czyje stałeś się „słowem”?!
Bacz, my wszyscy jesteśmy jednym w jednym!
W tobie było to, co wołało nas do ciebie...
W tobie było to, co chciało osiągnąć samo siebie...
W tobie było to, co się w tobie dokonało...
Teraz oto ty Ŝyjesz w nas i my w tobie...
Atoli my - wszyscy jeden - Ŝyjemy w tym, który nas jednoczy.
Poznając jego, uwielbiamy go w nas samych!”

--------------------------

Pytanie króla.

„Wyjaśnij mi, o nieśmiertelny”, rozpoczął król, „czemu mądrość kaŜdego mędrca jest
inna?
Jeden jak i drugi nazywa swą naukę prawdą, a jednak nauki ich są odmienne.”

„Wszyscy nauczają tego samego”, rzekł ów, o którym mówiono, iŜ osiągnął wielkie
zjednoczenie.
„Wybacz, wielki nauczycielu, Ŝe muszę ci zaprzeczyć”, odparł król.
„Przetrawiłem nauki wielu mędrców, a kaŜda była inna. Jeden uznawał wiele narodzin w
wielu kolejno na ziemię przychodzących ciałach; inny natomiast mówił o wielu narodzinach w
jednem ciele, podczas jednego Ŝycia na ziemi.
Który z nich ma tedy rację?!
Dla jednego bogowie byli sędziami; inny natomiast stawiał przebudzonego człowieka -
ponad bogami, a prawdziwy yogi - jak mi powiadano - moŜe nawet bogom rozkazywać.
JakŜe to wszystko pogodzisz?”

„We wszystkich tych naukach mowa jest o jednej prawdzie”, rzekł mędrzec.
„JakŜe mogą wszystkie te nauki rozmaite rzeczy obwieszczać, jeśli kryją w sobie jedną
tylko prawdę?” zapytał król.
A yogi odparł: „Wielki królu, posłuchaj mej przypowieści!
Pewnego promiennego dnia siedział mistrz wraz ze swymi uczniami na brzegu morza.
Najmniejsza fala nie mąciła bezbrzeŜnej tafli, a kopuła nieba błyszczała jak wielki turkus
w skarbcu.
Tedy prosili uczniowie mistrza, by siadł z nimi do łodzi, a oni ujmą wiosła w swe dłonie,
aby siebie i jego zawieźć na otwarte morze.
Mistrz wsiadł do łodzi, a uczniowie pchnęli wiosła. Wkrótce ląd znikł z ich oczu.
Kiedy się zatrzymali pod naciągniętym Ŝaglem, rzekł mistrz:
„Pragnę was wypróbować, czy widzicie to, co ja widzę.
Powiedzcie mi więc, co widzicie!”
Tedy ujrzał jeden obraz swój na gładkiem zwierciadle morza i dziwił się, jak wiernie i
bez skazy odbija go ono.
Drugi spojrzał na wodę i znalazł kres jej tam, gdzie stykało się z nią sklepienie nieba.
Zachwycony był tedy dalą morza i w zachwyceniu słowami pełnemi czci sławił jego
bezgraniczność.
Gdy zaś trzeci miał mówić, opowiadał o gromadzie ryb, otaczających łódź, i z miłością
opisywał ich kształty i wielobarwne szaty.
Tak tedy mówili o róŜnych rzeczach, znajdując się jednak na jednem miejscu.
Kiedy zaś czwarty opowiedział o świetle, które opromienia wszystko, i głośno, w
ozdobnych słowach wieścił chwałę kopuły gwiezdnej, spojrzeli uczniowie w oczekiwaniu na
mistrza...
Atoli mistrz rzekł:
„Widzę słońce i widzę światło. Widzę dal i widzę Ŝyjątka morskie, otaczające łódź
naszą. - Widzę teŜ siebie samego w zwierciadlanej tafli - ale... widzę więcej!
„Powiedz nam, co widzisz, o guru!” prosili uczniowie. A mistrz rzekł:
„CzyŜ nie dość mówiłem wam o tem? Od wielu miesięcy mówię wam, co widzę, a wy
nie wiecie tego jeszcze?”
Tedy zawołali wszyscy:
„Nigdy jeszcze, mistrzu, nie wyjeŜdŜaliśmy społem na morze, a ty twierdzisz, iŜ mówiłeś
nam o niem?”
„CzyŜ powiedziałem, Ŝe mówiłem o morzu, czy teŜ mówiłem o tem, co widzę?” - odparł
mistrz.
I tak oto mówił dalej:
„Zawieźliście mię na morze, bowiem mniemaliście, iŜ będę wam oto o morzu mówił...
Atoli morze opowiada samo o sobie, i gdyby było wokół mnie tysiąc uczniów, tedy uszy
moje usłyszałyby tysiąc opowieści morza w mowie ust człowieczych.
Ale czy w lesie palmowym jest inaczej?
Albo na lodowatych szczytach dzikich gór Himavatu?
Las i góry takoŜ opowiadają same o sobie, i nie trzeba mi pytać was, jeśli chcę usłyszeć
ich „opowieści”...
Atoli od was chciałem usłyszeć to, co widzę na kaŜdem miejscu, o kaŜdym czasie, a co
jednakŜe jest poza czasem i przestrzenią.
Kto to widzi, ten zapomina przy tem „opowieści” nieba i morza, gór i lasów - i takoŜ
opowieści człowieka na tej ziemi...
Szukacie jeszcze nazewnątrz, bowiem wasze wewnętrzne królestwo nie ma jeszcze
„słońca” i dlatego jest ciemne.
Gdy się jednak kiedyś staniecie królami swych królestw, wówczas wszystko, co leŜy
„zewnątrz”, będzie wam winne haracz i przyjść będzie musiało do was, gdy tego zaŜądacie.
Czekajcie tedy, aŜ się staniecie panami, bowiem jeśli jako Ŝebracy wyruszacie w świat,
daje wam kaŜdy tylko to, co chce dać!”

Kiedy uczniowie usłyszeli te słowa, zamilkli zawstydzeni.


śe zaś i wieczór juŜ się zbliŜał, tedy silnemi uderzeniami wioseł zdąŜali co najszybciej
do brzegu.” - Na tem zakończył mędrzec.

„Wedle tego”, rzekł król, „wedle tego mógłbym przypuszczać, iŜ rozmaitość nauki ma
miejsce u tych, co są jeszcze „nazewnątrz?”
„Tak teŜ jest, o królu”, rzekł mędrzec, „ale nie zapominaj, Ŝe i ci, co wieszczą ze swego
wnętrza, mówić mogą jedynie swoim językiem i Ŝe dlatego ta sama prawda nawet u nich
często róŜne nosi szaty.
Jeśli chcesz poznać prawdę, jaka ona jest, bez zasłony, musisz jej szukać w sobie samym
i czekać cierpliwie, aŜ się tobie samemu odsłonięta ukaŜe!”

A Ŝe król nie pytał go więcej, podniósł się yogi i udał do pobliskiego gaju, gdzie stał
namiot jego.
Atoli król naradzał się w sobie, czy moŜe się sam stać widzącym prawdę.
Po chwili przerwał swe rozmyślania i rzekł do siebie samego:
„Kto wie, czy mnie prawda ukazałaby się odsłonięta? Mam tylu mędrców w swoich
krajach, a w lasach swych mogę kaŜdej chwili pytać yoginów i „świętych”.
Mnie, królowi, muszą wyjawić swe najczystsze poznanie, a ja mogę je oceniać wedle
swego uznania.
PocóŜ mam sam oglądać prawdę naocznie?
MoŜe wówczas moja prawda wydałaby się mnie samemu niepewną, a kogóŜ mógłbym
zapytać, czy to jest prawda?”
I nakazał odjazd, dosiadł ulubionego słonia i radował się myślą o muzykantach i
tancerkach, którzy go oczekiwali w pałacu.

----------------------------

Wędrówka.

Uczeń, którego ojczyzna była w Krainie Zachodu, daleko od wielkich gór, na stokach
których mieszkał mistrz, zapytał właśnie o wielkiego Nauczyciela z Nazaretu i prosił mistrza o
pouczenie.
„W kraju mym”, mówił uczeń, „wielu jest słynnych nauczycieli, którzy nie wierzą, iŜ był
on prawdziwym człowiekiem i wysokim mistrzem, a sądzą, iŜ podanie tylko stworzyło jego
rysy.
Ty jednak, o wielki, mówiłeś do mnie często słowami, które celowo zapoŜyczyłeś z
ksiąg, traktujących o Ŝyciu i nauce owego męŜa.
Pełen byłeś czci, wypowiadając jego imię, a jeśli cię dobrze zrozumiałem, cenisz
wielkość jego duszy wyŜej niŜeli wszystkich, którzy kiedykolwiek kroczyli po drodze
zjednoczenia...
Dlaczego jednak nie widzę ciebie pośród tych, co się jego imieniem nazywają?
Dlaczego nie jesteś chrześcijaninem?!”

Tak pytał uczeń, bowiem nie wiedział jeszcze, czem jest prawdziwy „mistrz” tej ziemi.

Ale mistrz zaśmiał się i nie odparł nic.


Tedy zapytał uczeń, który oto popadł w zwątpienie, o co innego, - jakby chcąc się z
pierwszego pytania usprawiedliwić.
„Słusznie czynisz zapewne, ty, władca sił, o których nauczyciele moi na Zachodzie nic
nie mogą powiedzieć, Ŝe wyśmiałeś me pytanie!
JakieŜ współczucie musisz mieć dla nas, dzieci Zachodu! A jednak proszę cię, abyś
przynajmniej na to pytanie odpowiedział: Czy nie byłoby lepiej dla nas, synów Zachodu,
gdybyśmy puścili w niepamięć naukę owego męŜa, jako wieść, która nie ma nam juŜ nic do
powiedzenia?
Przy tych słowach zatrzymał się mistrz w milczeniu.
Wędrowcy przybyli teraz na górę, która oddzielała wody jednej rzeki od innych.
Wysoka, potęŜna kolumna, w stylu powszechnym w świątyniach tybetańskich, wykuta
ongiś z jednego głazu, oznaczała miejscowość.
W piśmie, wydającem się dziwnem a jednak pięknem dla oka człowieka Zachodu, nosiła
ona święte słowa:
Om! Mani padme hum!
To znaczy: „Zaiste! W kwiecie Lotosu Ŝyje tajemnica!”
Pod tym napisem znak wskazywał obcemu pielgrzymowi drogę do bliskiej świątyni.
„Czy nie sądzisz, iŜ byłoby lepiej”, zaczął mistrz, „aby ta stara kolumna znikła stąd?
U ludów twojej rasy widziałem coś innego.
Niechaj pielgrzymi poznają, iŜ mnisi w tej samotni, mimo swego wyrzeczenia się świata,
potrafią iść jednak z prądem czasu.
Zamierzam wpłynąć na przełoŜonego klasztoru, aby zburzono tę kolumnę. MoŜnaby
natomiast sprowadzić z jakiegoś miasta południowego piękny, nowy drogowskaz, jakie wy na
Zachodzie umiecie odlewać z Ŝelaza, zdobiony bogato i barwnie malowany. Z pewnością
bardziej się to wszystkim spodoba.
CóŜ bowiem ma nam jeszcze do powiedzenia ten głaz skalny w dzisiejszych czasach?”

„Nie mówisz chyba powaŜnie, mistrzu?” odparł uczeń przeraŜony.


„Czy teŜ istotnie dotyla pozbawiony jesteś zrozumienia sztuki, iŜ przy całej swej
mądrości nie widzisz, Ŝe na tem miejscu stosowne jest tylko to stare dzieło poboŜnych rąk!?
CzyŜ nie widzisz jej prostej wielkości i piękna? - Zaiste, godna jest nosić święte zgłoski!
JakŜebyś mógł te znaki kazać wymalować na Ŝelaznym drogowskazie?
Przytem na tej wysokości drogowskaz Ŝelazny nie będzie trwały.
Natomiast kolumna, którą wzniosły niegdyś zdolne dłonie, stoi tu juŜ ponad tysiąc lat i
wytrwać moŜe jeszcze lat tysiące.
Boskość, którą ona wieści, znalazła w niej najdostojniejszego nosiciela, a wszystkim
pielgrzymom, co w tem pustkowiu szukają świątyni, a w niej spokoju, moŜe ona z daleka juŜ
wskazywać drogę.
Z pewnością nie mówisz powaŜnie, gdyŜ nigdy nie mógłbym zrozumieć, Ŝe ty nie
odczuwasz wszystkiego...”
Tedy zaśmiał się mistrz raz jeszcze i milczał znowu, jak milczał był przedtem wobec
pytania ucznia...
Poczem ruszyli dalej.
W milczeniu szli ku dolinie, ku rozległym budynkom klasztoru lamy, gdzie widoczna się
wnet stała świątynia.
Atoli uczeń myślał nad tem - dlaczego mistrz umiał go zawsze zmusić, aby na kaŜde
pytanie sam dawał odpowiedź, bowiem widział jasno, Ŝe we wszystkiem, co mówił o świętej
kolumnie, dawał tylko sobie samemu odpowiedź na swe pierwsze pytanie o wysokim Mistrzu z
Nazaretu.
----------------------

Połączenie.
Kiedy przybyłem przed dom mędrców światła, począłem pukać u furty, ale nikogo nie
było, kto by mi otworzył.
Tedy smutek opadł mą duszę i znuŜony usnąłem pod progiem.
Gdy po bezładnych, przeraźliwych snach zbudziłem się wreszcie znowu, stał przede mną
mąŜ w odzieniu tuziemczem, który wiódł ze sobą zwierzę juczne, a zwierzę obładowane było
koszami, pełnemi świeŜego chleba.
„Czego chcesz tu, cudzoziemcze”, spytał, - „czyŜ nie wiesz, Ŝe ta furta nie rozewrze się
przed nikim, kto przedtem nie wyszedł zza niej?”
Atoli ja odparłem:
„Biada mi, jeśli te słowa mówią prawdę, bowiem idę z daleka, jako Ŝe mistrz rozkazał mi
iść do tych, co mieszkają w tym domu, aby być przyjętym do koła ich Społeczności.
Tedy rzekł do mnie ów mąŜ:
„Bacz, i ja naleŜę do tych, co tu mieszkają, a pragnienie twe znane jest memu duchowi,
ale powiadam ci jeszcze raz: progu tego nie przekroczył jeszcze nikt, kto pierwej nie umarł!
Ci jednak, co są wewnątrz, bez przeszkód wchodzą i wychodzą...
Jeśli tedy chcesz umrzeć, przeniesie cię to zwierzę jako martwego przez próg!”
„JakŜebym miał nie chcieć umrzeć”, brzmiała odpowiedź moja, „jeśli nie mogę inaczej
dostać się do Społeczności waszej?!
Zabij mię, abym w ten sposób przeszedł przez próg, albowiem wiem, iŜ po tamtej stronie
furty śmierć moja się skończy!
CzyŜ i ty nie zmarłeś był niegdyś, zanim przebyłeś furtę, a czyŜ nie stoisz oto Ŝyw
przede mną?!”
„Niechaj się dzieje wedle woli twojej”, odparł mąŜ, i w tejŜe chwili uczułem, jak z ciała
mego uchodzi Ŝycie, jak świadomość moja zadrŜała o mnie...
Ale zanim jeszcze zrozumiałem, Ŝe opuściłem juŜ zupełnie swe ciało, poznałem nagle
siebie jako - jeden z owych chlebów, które leŜały w koszach na grzbiecie jucznego zwierzęcia.
Chciałem wołać, ale nie mogłem.
Chciałem uciec, ale ciało stało się chlebem i nie poruszało się.
Tedy zmętniała świadomość moja, i tak musiano mię zapewne przenieść do domu i
połoŜyć na stole, gdzie - jak wnet oprzytomniawszy ujrzałem - leŜałem obok innych potraw
przed miską najstarszego z mędrców.
Nie długo tak leŜałem - jak w cięŜkim, ponurym śnie - gdy usłyszałem głos najstarszego
z mędrców, który mówił:
„Święty i błogosławiony niechaj będzie ninie chleb ten, który się chce stać poŜywieniem
dla ducha wieczności!
Od tej chwili po wieki wieków niechaj będzie poŜywieniem mego ukrytego Boga!”
Z temi słowy przełamał chleb, którym się ja sam stałem, na dwoje, i uczułem szczerbę w
swem ciele, jakby to moje ludzkie ciało zostało rozerwane.
DrŜąc z bólu oczekiwałem zupełnego swego zniszczenia, ale nie mogłem juŜ uciec przed
przemocą, której się z wolnej woli poddałem...
Moja świadomość siebie przyćmiła się znowu...
Ale nie długo trwać miało to przyćmienie; bowiem wnet powstała wokół mnie jasność,
jakiej nie znałem, jakkolwiek jasnem było owo światło, w którem mi niegdyś mistrz ukazywał
rzeczy trzech światów.
TakoŜ stało się, iŜ znalazłem się znowu w ludzkiem ciele i nie byłem więcej „potrawą”...
I oto: - przemówiłem! A to, co mówiłem, były to słowa najstarszego z mędrców.
Jego ciało stało się mojem, a duch mój nieoddzielnym od jego ducha.
Kiedy zaś mędrcy, Bracia jego, ujrzeli to, rzekli:
„Radość jest w kole naszem, bowiem nowy Brat narodził się nam, a ty, o Najstarszy,
który kujesz łańcuch wieczystej mądrości - ty młotem swoim zamknąłeś otwarty pierścień!”

„Wy to powiadacie! - Te słowa wasze obwieszczają przybycie moje!”


Tak oto mówiłem przez usta najstarszego z mędrców.
„Jako potrawa przybyłem do was, aby się w duchu waszym narodzić!
Ale teraz oddajcie mi moją szatę, abym nie bawił pośród was w szatach innego, podczas
gdy ten inny ukrywa się!”
Na te słowa opuścili mędrcy swe miejsca przy stołach i wiedzeni przez najstarszego, z
którem duchem mój duch się połączył, wyszli przed furtę.
Tam jednak leŜało moje ciało ziemskie, bez Ŝycia, stęŜałe...
A najstarszy pochylił się nad niem i raczej wytchnął aniŜeli wypowiedział te słowa:
„Ty jesteś mną! W tem swojem ciele ziemskiem słuŜ mnie w sobie i sobie we mnie!
Wiedz, iŜ narodziłeś się z poŜywienia, Ŝycia światła, które wszystko Ŝywi i od wszystkiego
bierze poŜywienie!”

Kiedy wyrzekł te słowa, uczułem, jak świadomość moja wyszła z jego ciała, gdy duch
mój pozostał z jego duchem połączony...
Ale wnet i duch mój w równej mierze jak moja świadomość poczuł się w starem ciele,
jednak nie było to to ciało, co pierwej - coś się w niem zmieniło, i potrafiłem teraz we wnętrzu
swego ciała widzieć, jak pierw tylko zewnątrz widziałem.
Kiedym się teraz podniósł, przyjęli mię mędrcy z niezmierną radością, jak kogoś, kogo
się długo oczekiwało.
A gdy wiedli nowopowstałego przez furtę do wnętrza, najstarszy z mędrców, upojony
Boskością, śpiewać począł pieśń, której słowa takie oto były:
„śyj dla miłości,
Świeczniku światła,
Ucząc rozjaśniaj,
Pochodnio świata!”
A chór Braci moich pochwycił jego śpiew:
„Naucz się siebie rozpoznawać w świetle!
Nauczycielu miłości, gotuj swoje dzieło!...”
Ja zaś ujrzałem, iŜ podobnie jak Bracia moi noszę biały turban „Wiedzących” na głowie i
otulony jestem białym burnusem „Świecących”.
Atoli w duszy mojej było poznanie duchowe wszystkich tych, co zebrani byli wokół mnie,
tych, co przed nami mieszkali w domu mędrców i tych, co po nas mieszkać w nim będą.
Czułem ich wszystkich w sobie samym zjednoczonych, a ja sam byłem w kaŜdym z nich.
Tako stałem się tem, czem jestem!

--------------------------

Wola radości.

„Bóg” Ŝywie w radości,


a nie w cierpieniu!
Niewolnicy cierpienia stworzyli
„cierpiącego” Boga...
Moc, która ci się
jako cierpienie objawia,
prościć ma tylko drogi
twojej radości.
--------------------------

Do wszystkich, którzy dąŜą do światła.

Nie pytaj więcej: „Co to jest Bóg?”


Pozostawmy to pytanie „bezboŜnym”, „bałwochwalcom”, którzy sobie „Boga” swego
wymyślają.
Mamy dane na to, aby wątpić, czy „Bóg” „wysłucha” poszukującego, który go sobie
chce wymyślić.
Wiemy, iŜ „Bóg” nie odpowie nikomu, kto pyta o „Boga”...
Wiemy, iŜ „Bogu Ŝywemu” wstrętna jest zgiełkliwość pytań.
Ale pojmiecie swego „Boga” wnet, gdy tylko nauczycie się słyszeć jego mowę...
Nato zaś trzeba ciszy!

*
Wszystko tworzące trwa w ciszy.
W sobie samym zgotuj siedzibę dla ciszy, aby ci się twój „Bóg Ŝywy” mógł stać
przyjacielem i domownikiem!
Słowa te chcą duszę twą powieść do wielkiej ciszy.

*
Będziemy tu przez chwilę mówili ci o człowieku.
Od człowieka dotrzeć musisz do „Boga”, jeśli „Bóg” nie ma dla ciebie pozostać na wieki
- obcym!
*
Nie szukaj „Boga” w „utrapieniu swego serca”, jeśli chcesz naprawdę znaleźć w sobie
swego „Boga Ŝywego” - albowiem spłodziła cię wola radości twego „Boga”...
Nie staraj się poznać swego „Boga” przez pytania, bowiem w najcichszem pytaniu woła
rozgłośnie zwątpienie...
Znajdziesz swego „Boga” li tylko w najgłębszej ciszy - umacniany przez cierpienie,
które przezwycięŜyłeś - w woli radości!
*
Świadomą wolą odwracaj się od tych, co na błędnych ścieŜkach z trwogi serc swoich
wołają o Boskość! - Bowiem nigdy nie mógłbyś znaleźć w sobie głębokiej ciszy.
Jeśli chcesz spotkać „Boga” w sobie, tedy musisz być sam z człowiekiem, którym
jesteś...
W najgłębszej swej ciszy staniesz się sam sobie pytaniem, i ty sam będziesz teŜ sobie
odpowiedzią.
Ze sobą samym tylko moŜesz iść w wielką ciszę...
Sam tylko moŜesz znaleźć siebie tam, gdzie twój „Bóg Ŝywy” stanie się w tobie
słyszalny!

-------------------------

Nauka.

Na brzegu morza widziałem matkę, siedzącą ze swem dzieckiem.


Dziecko bawiło się w piasku muszelkami i barwnemi kamykami.
Atoli cała jego zabawa było to: wybieranie i odrzucanie...

CzyŜ i my sami nie jesteśmy tylko dziećmi, bawiącemi się w ten sposób?!
Wybieramy i odrzucamy, i tak czynimy przez lata i dziesiątki lat, aŜ do końca naszego.
CzyŜ pobudką nie jest nam ten sam bodziec, co kaŜe dziecku bawić się muszelkami i
kamykami?

Tu pragnę zatrzymać się z tobą! W tem miejscu ujrzymy wschód słońca. PocóŜ mamy
wśród nocy objeŜdŜać ziemię, goniąc za słońcem?

*
Oto znaleźliśmy juŜ człowieka, który sam jest sobie pytaniem i odpowiedzią.
Wybieranie i odrzucanie - oto jego dzieło.
Nigdy nie spotkasz człowieka przy czem innem!

Co prawda później wskaŜe ci on wielkie przyczyny, kiedy go zapytasz, czemu coś czyni.
Atoli człowiek nigdy się tak bardzo nie okłamuje, jak kiedy chce własne czyny
wyjaśniać...

*
Ta sama głębia jest źródłem popędów do zabawy dziecka i do wszelkiego czynu.
Tu jak i tam jako najgłębszą przyczynę odnajdziesz wolę radości...
Jest ona ostatecznem rozwiązaniem dla wielu „zagadek”. Sam byt człowieka zrodzony
jest z niej.
*
Wszystkie twe myśli i czyny są dla cię „muszelkami” i „barwnemi kamykami”.
Wedle swej własnej wartości wybierać będziesz i odrzucać.
Poznasz wnet, iŜ wiele trzeba odrzucić, bowiem nie moŜe słuŜyć do trwałej radości.
...Wiele „barwnych kamyków” gromadzisz w domu, a oko twe raduje się niemi na krótki
czas.
Lecz potem nuŜy cię zabawa.
Uczysz się odróŜniać wartość.
Drogocenne kamienie chciałbyś znajdować i perły prawdziwe, a nie tylko puste muszele
i barwne krzemienie...
*
Początkowo opuszcza cię odwaga, bowiem widzisz, jak pierwsza twa radość umiera z
tem poznaniem.
Ponuro ślizga się oko twe po piasku... ale oto: - coś błyszczy tam pośród krzemieni!...
Śpiesznie odrzucasz precz barwne kamienie, aby podnieść to, co tak błyszczy: -
znalazłeś swój pierwszy kamień drogocenny!
...Od tego dnia stałeś się mądry! Nie dadzą ci juŜ radości krzemienie, które tylko
błyszczą, póki je morze zwilŜa.
Od tego dnia poczniesz odrzucać wiele, co oku twemu błyszczy czarownie, i szukać
będziesz owych rzadkich kamieni, co wiecznie świecą...
Tego Ŝąda wola radości.
Radości bez rozczarowań!
Radości bez przerwy!
Radości bez końca!
*
Zapytasz oto:
„Jeśli nauka ta głosi prawdę ostateczną - tedy nacóŜ jeszcze cierpienie?!”
Bacz:
Cierpienie jest warunkiem i rękojmią wszelkiej radości!
...Wszystko we wszechświecie Ŝyje z biegunowych przeciwieństw.
WyŜ i nizina, wielkość i małość, cierpienie i radość, prawda i fałsz - z tego Ŝyje wszelkie
Ŝycie.

Bez cierpienia nie byłaby radość sobą, bowiem wszelka rozłąka i wszelki podział tworzą
cierpienie - zaś rozłąka i podział są konieczne, aŜeby radość mogła okazać swe nieskończenie
rozmaite działanie.
Atoli twa wola radości niechaj widzi w cierpieniu kłamstwo i tak oto niechaj ci czyni
cierpienie bezwartościowem.
Cierpienie i radość zwalczają się wzajem.
Cierpienie i radość posiąść chcą twą siłę.
Cierpienie i radość chcą być przez ciebie cenione.
Ile dajesz radości, o tyle umykasz się cierpieniu - aŜe się ono kiedyś stanie niewolnikiem
i chętnym sługą radości twojej.
*
Nie radzę ci oczywiście uciekać tchórzliwie przed wszelkimi trudnościami!
Twa wola radości chce cię wieść często przez ponure wąwozy losu drogą krótszą do
świetlanych wyŜy...

Zwycięstwo wymaga walki.


Walka znaczy to: otrzymywanie ran i zadawanie ran.
StrzeŜ się radości z ran, które musisz zadawać! - Nienawiść jest odcieniem niemocy...
Wola radości nauczy cię miłości zwycięzcy.
Okuwaj cierpienie swe w kajdany, ilekroć zadaje ci ono ból bezuŜytecznie - gdy
cierpienie pcha cię do walki, wywalczaj zwycięstwo.

Cierpienie jest kłamstwem!


Cierpienie jest twoim wrogiem i przeciwnikiem!
Cierpienie musisz spętać albo pokonać w walce, aŜeby radość mogła być wolna i
panować!
*
W woli radości wszystko stanie ci się łatwem.
NajwyŜszą moc Ŝycia masz po swej stronie.
Moc, która największemu nawet cierpieniu umie rozkazywać...
...Nawet ów, co tworzy przyrost cierpienia, dąŜy tajemnie do radości.
Jego wola radości jest wprawdzie spętana, a jednak zawdzięcza on jej jedynie całą siłę.
Wola radości rodzi wszelki czyn.
Wola radości utrzymuje wszelkie Ŝycie.
Wybieraj sam, czy chcesz, jako pokonany szermierz, słuŜyć cierpieniu, czy, jako
zwycięzca, przemóc je pragniesz.
Jeśli okaŜesz trwogę przed cierpieniem, moŜesz być tylko pokonany.
Atoli wola radości uczynić cię chce zwycięzcą.

*
We wszelkim bycie znajdziesz wolę radości przy pracy.
...Kształtu i miary chce wola radości, aby się radość mogła narodzić z miłości.
Miłość jest dąŜeniem do jedności wszystkiego, co „rozdwojone”
Miłość tylko zmusza nienawiść do usług.
Miłość jednoczy wszelkie przeciwieństwa.
...Z miłości tylko moŜe wola radości spłodzić radość.

Wola radości jest męską wolą...


Potrzeba jej rodzicielki: miłości.

*
Bez miłości byłaby wola radości jak udręczony potępieniec.
Miłość daje jej cel i pewny kierunek.
Miłość jest to: wyrównanie biegunów przeciwnych.
Miłość rozpuszcza wszystko małe w wielkiem, wszystko połowiczne w całem.
Miłość łączy wartość z bezwartościowością wedle praw kosmicznych w wyŜszą jedność.
Wszelka „bezwartościowość” miła jej jest gwoli wartości, której musi słuŜyć... Nie
istnieją izolowane „wartości” i „bezwartościowości” prócz myśli twoich.
„Wartość” i „bezwartościowość”, acz nierównego stopnia, wymagają się wzajem.
Wszelki wzrost Ŝąda zjednoczenia nierównych części w „miłości”.
Tak dopiero powstaje to, co - trwa!

*
Ale oto widzisz, jak ludzie umierają, i pytasz:
„Gdzie jest tu to, co trwa?”
Pytaj raczej:
„Gdzie jest tu to, co przemija?!”
...Widziałem śmierć najukochańszych ludzi, a nic przemijającego nie znalazłem.
Widziałem jeno nowe połączenie „części”, jak daleko sięgał wzrok mego
„zewnętrznego” oka.
KtóŜ ci pokaŜe tam, gdzie twoje oko zewnętrzne nie sięga, coś przemijającego?
Tam, gdzie nie sięga ono, nie sięgało i wówczas, gdy dostrzegalni jeszcze byli dla
zmysłów ci ludzie, którzy teraz zniknęli dla zmysłów twoich.
Zmysły objawiły ci tylko, Ŝe istnieje coś, o czem mówiło ci jedynie działanie w świecie
zmysłów.
Jeśli sądzisz, iŜ to, czego istnienie widziałeś, gdy jeszcze działało w sposób dostrzegalny
dla zmysłów, teraz zniszczało - tedy, zaiste jesteś tylko niewolnikiem swych zmysłów.

*
Podobnie Ŝałoba po zmarłych pochodzi tylko z woli radości.
Zwodniczą jest ta Ŝałoba, jeśli odjąć ci chce wiarę w istnienie tych, których twe oko
zewnętrzne juŜ dostrzec nie moŜe.
Siebie samego opłakuj, iŜ tak długo podlegałeś złudzeniu!
Wiedz takŜe, iŜ radość ze zmysłowego w człowieku róŜna jest od radości z człowieka
samego.
MoŜesz juŜ teraz pojąć, iŜ cała widzialność sama przez się nic nie oznacza - Ŝe jest ona
jedynie świadectwem wartości niewidzialnych.
Wszystkie najwyŜsze wartości leŜą w Niewidzialnem!
Jeśli chcesz znaleźć najwyŜszą wartość „człowieka”, tedy szukać musisz w
Niewidzialnem przez swoje „Niewidzialne”, o ile szukać nie chcesz napróŜno!

*
Widzialności wierzyć musisz wiele, ale nie wszystko!
Musisz się nauczyć uznawać widzialność, jako biegun przeciwny swej prawdy!
...Nie bylibyśmy tu na ziemi tem, czem jesteśmy, nie osiągnęlibyśmy tego bytu bez
niŜszej części woli, która tworzy siebie jako „widzialność”.
Niewidzialnie tworząca i widzialnie tworzona wola zjednoczona jest w nas samych.
Jeszcze nie zbliŜamy się tu do wymaganego kosmicznie stosunku trwałego zjednoczenia
tych sił woli.
Wyzwolenie od „nadmiaru”,
uzupełnienie „niedomiaru” - oto zmiana, wymagająca „śmierci” ciała ziemskiego.

Nie krępowani więcej przez kształty, które się tylko zewnętrznemu oku zdają
rzeczywistemi, pozostaniemy jednakŜe w „widzialności”, kaŜdy jako całość i siebie samego
świadom wreszcie w całości.

Ale do tego daleka jest jeszcze droga, a owa „zmiana” nie nastąpi w tejŜe godzinie, gdy
się „widzialność” oddzieli od twego „niewidzialnego”.
Jeśli chcesz „wiecznie” zachować siebie w sobie, tedy i wówczas jeszcze musisz działać
w dalszym ciągu, aŜ wola twa osiągnie ową równowagę, której wymagają prawa kosmiczne.
Pozostaniesz dla siebie widzialny przez owo „oko”, któremu twe oko zewnętrzne
zawdzięcza całą „zdolność widzenia”, ale będziesz co innego i inaczej widział, niŜeli umiałeś
tutaj widzieć.
Twa wola widzialności kierować się będzie musiała na inne cele, aŜ z twoją wiecznie
niewidzialną wolą osiągnie równowagę, jakiej wymaga wieczyste prawo.

*
Nie znajdujesz drogi do tych, których zwiesz „zmarłymi”, bowiem ich „zewnętrze” stało
się „wewnętrznem”, twoje zaś „wewnętrzne” nazbyt jest jeszcze uwięzione w „zewnętrznem”...
Istnieje do nich droga, ale niezwykle rzadcy są ci, co potrafią na nią wkroczyć.
Kto wkracza na nią, musi sam drogę swą oświetlać - inaczej zbłądzi i zajdzie nie tam,
gdzie chce.
Noc i zamieszanie otoczyłyby go, aŜeby się wreszcie sam pogrąŜyć musiał w nocy.
Ci zaś, co bezpiecznie mogą wkraczać na tę drogę, poświadczą prawdę moich słów...
Tylko ta jedyna droga moŜe dać człowiekowi, który Ŝyje jeszcze tu, w swem widzialnem
ukształtowaniu, bezwzględną pewność świadomego doświadczenia.
Wolny od „ekstazy” i z całą jasnością świadom samego siebie, moŜe on jednocześnie
rozpoznawać przedmioty tego świata zewnętrznego oraz Ŝyć z tymi, którzy dawno juŜ porzucili
ciała ziemskie.
Kto nie jest do „sztuki” tej zrodzony, nigdy się jej na ziemi tej nie „nauczy”.
Pragnienie ujrzenia Ŝyjących w śmierci bez tej sztuki naprowadziło człowieka na drogi,
ukazujące złudę za złudą.
W dusznych komnatach przywołują ludzie moce, które chętnie zjawiają się na zew i
grają „rolę” wyznaczoną im niemą wolą wzywających.
Co prawda, podobnie jak sami wzywający działają w ślepej niewiedzy, mogą teŜ i istotnie
„zmarli” ludzie z niŜszych sfer popaść ślepo w błędne koło tych mocy i posłuŜyć ich chęci
zwodzenia, ale to, co na tej drodze moŜna osiągnąć, gorsze jest jeszcze, niŜ wszelka
wątpliwość, zaś najczęściej działają owe siły same.
Nie w ten sposób staraj się posiąść wiarę w Ŝycie swych „zmarłych!”
...Zaledwie potrafisz siebie samego w swem wnętrzu rozpoznać, jakŜe się więc moŜesz
spodziewać, iŜ usłyszysz delikatne głosy tych, co odeszli?!
NapróŜno szukać będziesz nazewnątrz „dowodów” na to, co tylko w
najwewnętrzniejszej głębi natury i tylko dla nielicznych dostępne.

*
Wieczne Ŝycie jest spoczynkiem i czynem.
Spoczynek i czyn są w wiecznej odmianie, jak przypływ i odpływ, w wieczystem morzu
stawania się wewnętrznego.
Wieczny spoczynek byłby prawdziwą śmiercią!
Atoli wieczny czyn byłby prawdziwem potępieniem!
Spoczynek i czyn, w miłości złączone - oto dopiero najwyŜsze Ŝycie duchowe.
...Błędnie tłumaczysz swoją tęsknotę, jeśli mniemasz, iŜ pragniesz „wiecznego
spoczynku”.
Tęsknota twa pragnie wieczystej radości w spoczynku i czynie.

Radość jest ludzkiem odczuwaniem boskiej doskonałości. Dlatego zgadzać się masz z
wolą radości!
Nie moŜesz pragnąć „nadmiaru” radości.
To, co jest ci juŜ teraz spełnieniem w trwałej radości, nigdy nie moŜe ci być odjęte.

*
Wszędy rozstawia przyroda swe drogowskazy. Atoli ludzie szaleją obok nich, jak
igrające dzieci...
Musicie się nauczyć baczniejszą uwagę zwracać na drogowskazy!
DąŜycie jeszcze do rozkoszy i dajecie się poŜerać chuciom, podczas gdy tylko radość
wiedzie do trwałego Ŝycia.

Bóg Ŝyje w radości!


„Radość” jest jasnym światłem!
„Radość” i „chuci” są - wzbierającą poŜogą!
„Wola radości” jest - wolą Boga!

*
...Poznaj samego siebie!
Śpiąca była twa wola, zanim jeden biegun twej istoty wdarł się w widzialność...
Teraz jeszcze śni wola twoja...
AleŜ coraz bardziej i bardziej budzić się będzie twa wola, aŜ kiedyś w radości i świetle -
wszystko posiędziesz wolą!...

*
Wszystkie tablice praw ustanowiła wola radości.
Sam jesteś „wolą radości”, musisz być posłuszny własnym prawom.
Tak tylko dotrzeć moŜna do siebie samego w swym Bogu Ŝywym!
Wszystko, co moŜe zapewnić trwałą radość, słuŜyć ci będzie.
Wszystko, co nie słuŜy trwałej radości, musi ci szkodzić.
Atoli ty sam jesteś swym „sędzią”! Sam moŜesz się na długi czas „potępić” i sam moŜesz
podnieść się do najwyŜszej „błogości”.
Ale - jakkolwiek długo miałbyś błądzić - kiedyś będziesz musiał jednakŜe pójść za sobą
samym...
Gdy tylko rozpoznasz wówczas siebie samego po raz pierwszy, odnajdziesz siebie w
Boskości...
...Jeszcze dąŜysz „nazewnątrz” w pustą nicość! Jeszcze szukasz tysięcy celów
„nazewnątrz”!
Lecz kiedyś musisz jednakŜe zrozumieć, Ŝe tylko - ty sam moŜesz się sobie stać „celem”!

*
We własnej dłoni dzierŜysz moc „wiązania” i „rozwiązywania”!
Jeszcze nie jesteś w sobie świadom swej mocy!
Oczekujesz jeszcze z „zewnątrz” tego, co tylko we „wnętrzu” stać się moŜe.
Ale „zewnątrz” i „wewnątrz” stać ci się muszą jednem, kiedy rozpoznasz wreszcie siebie
samego w swem wnętrzu, jako „wolę radości”.
Długo uczono cię, iŜ tylko „udręczenie serca” i „skrucha” zbliŜyć cię mogą do Boskości.
Nazbyt zawierzyłeś tym naukom i teraz oto lękasz się drogi do siebie samego!

Nie lękaj się!

Niechaj cię nie przeraŜa jasność słoneczna, co leŜy ponad nakazaną ci drogą niebieską!
Oko twe, które dotąd w mroku sądziło tylko, Ŝe widzi, będzie się musiało nasamprzód
przyzwyczaić do słońca, a z pewnością nauczy się teŜ widzieć w świetle.
Kroczyć będziesz w mocy radości, gdy tylko znajdziesz siebie samego w woli radości.
W woli radości Ŝyć będziesz nowem Ŝyciem!
W woli radości przeŜywać będziesz siebie samego w swym wieczystym Bogu Ŝywym!

-----------------------

Światło z Himavatu

JeŜeli szukasz światła,


tedy wiedz, iŜ droga twa
strzeŜona jest przez
Mistrzów dnia!

-------------------------

Posłowie.

W ukrytym namiocie pasterskim, wysoko ponad błękitnem morzem Południa napisana


została niegdyś znaczna część tej ksiąŜki.
Gdym wówczas, przed laty ogłosił urywki jej w czterech małych rozprawach, sądziłem,
iŜ tylko w specjalnie przygotowanem kole oczekiwać mogę dla nich zrozumienia.
Atoli doświadczenie wykazało, iŜ rozprawki te znalazły licznych czcicieli daleko poza
owym ciasnym kręgiem.
Tak więc odtworzyłem tu na nowo w pierwotnej postaci rozdział „Światło z Himavatu”,
który niegdyś ogłosiłem w dwóch wyciągach pod róŜnemi tytułami, skreśliwszy zeń tylko to,
co dodałem wówczas w celu zbliŜenia do sposobu pojmowania owego ciaśniejszego kręgu.
„Z krainy Świecących” i „Wola radości” pozostały naogół niezmienione, aczkolwiek i te
rozdziały, podobnie jak „Światło z Himavatu”, zostały nieco rozszerzone, aby się stały dla
ogólnego zrozumienia dostępniejsze.
Nauki te, których jestem wyrazicielem i pośrednikiem, zwracają się do wszystkich ludzi,
którym cicha tęsknota pozwala przeczuwać krainę nadświata, wszędy duchowo czynną i
przenikającą ten świat ziemski w niewidzialnych falach.
W naturze rzeczy, o których jest mowa w ksiąŜeczce niniejszej, leŜy, iŜ mogą się one
ukazywać jedynie pod zasłoną symbolów.
Starałem się uczynić zasłonę dość przezroczystą, aby prawda stała się pod nią widoczna.
Ponadto wiele rzeczy pozostać musi niewypowiedzianych, bowiem nie dają się one
wyrazić słowami.
KsiąŜka ta nastroić ma tylko struny na harfie.
Atoli dusza, która się jej przewodowi powierzy, jeśli chce, aby wieczna pieśń w niej
zabrzmiała, będzie musiała sama swą własną pieśń na harfie tej zagrać.

Czerwic 1920 Bo Yin Ra

----------------------------------------------

Vous aimerez peut-être aussi