Vous êtes sur la page 1sur 296

tytu: "Merlin"

autor: Robert Nye


tytu oryginau: "Merlin"
przeoy: Piotr Siemion
tekst wklepa: bimini@poczta.gazeta.pl
drobna korekta: dunder@poczta.fm

Copyright by Robert Nye, 1978


Copyright for the Polish edition by
Wydawnictwo Marabut, Gdask 1994
Wydanie pierwsze w jzyku polskim
Redakcja: Magorzata Jaworska
Korekta: Aleksandra Bednarska-Apa
Opracowanie graficzne: Tomasz Bogusawski
ISBN 83-85893-09-1
Wydawnictwo MARABUT
ul Franciszka Hynka 71, 80-465 Gdask, tel.
(0-58) 56-54-75 Skad: Maria Chojnicka
Druk: ATEXT Sp. z o.o., ul. Zaogowa 6, 80557 Gdask, tel. 43-00-01, fax 43-10-53
***
Fatidici vatis rabiem musamque iocosam
Merlini cantare paro.
Geoffrey z Monmouth, Vita Merlini
Pamici Ronalda Firbanka, Gertrudy Stein i
Sir Thomasa Mallory'ego, czonka stanu

rycerskiego
***
Bagam was i molestuj, szlachetni panowie i
panie,
ktrzy jlicie czyta t ksig, abycie
zechcieli si pomodli, proszc Boga, by raczy
mie
pewien wzgld na mnie za ywota, a kiedy
sczezn,
abycie si modlili za spokj mej duszy.
Le Morte Darthur, Ksiga XXI, Rozdzia XIII
***

Czarna ksiga
I
Zaczynamy. Jeszcze raz. Znowu. Znowu
zaczynamy, prosiaczku. Zaczniemy od tego, kim
jestem, a potem opiszemy zstpienie do piekie.
Kim jestem? Merlinem. Jestem Merlin
Ambrozjusz, czyli Merlin Sylwester. Merlin
czarodziej. Merlin czarnoksinik. Najmdrszy
ze wity krla Artura, a i najwikszy bazen.
Powiedzmy sobie od razu: jedyny dorosy w
tamtym towarzystwie. Dziao si to drzewiej,
gdy rycerze bywali jeszcze waleczni. Merlin...
Zrodzony z dziewicy. I z diaba. Skoro tak,
zacznijmy od pieka, prosiaczku. Pieko jak
pieko. Kraina umarych. Hades, Gehenna i tak
dalej. Dokadna nazwa nie ma znaczenia.
Pieko. Wiadomo, o czym mowa. Diabe pi.
Diabe pi na samym dnie pieka, a rozchrapa
si niczym wieprzek. (Wybacz takie
porwnania, Jezusku, ale mowa jest o moim
ojcu). Imperator Lucyfer, ciemno obdarzona
wzrokiem, Nioscy wiato, Majster Popsuj,
byy archanio, syn poranka, wdz
zbuntowanych aniow. Tene sam, ktrego na
pysk wylano z nieba z przyczyny szataskiej
pychy. Lucyfer, spadajca gwiazda z jzorem
jak hak. Zbkany piorun, cie Boy, ktrego
drugie imi jest Legion. Wysoki jest i chudy,
mj wilczku. O pocigej twarzy. Po jego

prawicy siedzi ksi Belzebub. Po lewicy hrabia Astarot. Oni dwaj take chrapi. Gdy
wtem... PUK. PUK. Kto puka we wrota!
Wrota due, solidne. Zdaje mi si,
braciszkowie, e z brzu. Odwierny daleje
otwiera. Do pieka wkracza poprzez prg
dziewczyna. I to jaka! Wysoka, o wdzicznej
postaci, z fal ciemnych wosw a po kibi.
Dziewczyna ma na sobie sukni miedzianej
barwy, na twarzy za czarn mask. Tu za ni
postpuje mapa. Maska zasania dziewczynie
ca twarz, lecz patrzc na ciao, mona atwo
orzec, i jest moda, o piersiach bujnych i
sterczcych, a i nk ma w kostce tak, e o
Jezu. W rkach dziewczyna trzyma par
mosinych talerzy. A co z map? Mapa,
sodyczy i creczko moja... Mapa ma na szyi
obrk, nabijan czerwonym klejnotem, a
odziana jest w niebieski surducik, cay w biae
gwiazdki. Z tyu surduta, uwaacie, widnieje
dziura, z ktrej dynda mapi ogon. Szczeliny
czarnej maski zwracaj si ku diabu. Diabe
nic, chrapie. Po ostrej brodzie ciurka mu gsta,
czerwona plwocina. Dziewczyna unosi talerze
nad gow niczym cymba brzmicy. Straszliwy
haas, bolesny, nie do wymwienia... Diabe
nic. pi. Za to Belzebub powoli rozwiera prawe
oko. Astarot rozwiera lewe. Para osobnych
oczu wwierca si w dziewczyn. Jedno oko
czerwone. Drugie, uwaacie, zielone.

Dziewczyna znw zderza talerze nad gow,


trzymajc je pod innym ktem. IAIA. Na co
mapa puszcza si w plsy. Belzebub trca
swego wadc lewym okciem. Astarot czyni to
samo okciem prawym. A tymczasem... Ma!
Ma! Ihwh! laia! Imperator Lucyfer budzi si w
piekielnej chwale. Ba! Wyszczerza si jak lis
wygryzajcy chykiem gwno z ryowej szczotki
Idozetowej. Mruga oczami i wwierca wzrok w
taczc map. Mapa plsa, chocia za ca
muzyk ma huk mosidzu. Mapie nie trzeba
innej muzyki ni huk mosinych talerzy.
Mapa plsa, w niespiesznym i skupionym,
skomplikowanym tacu, to w keczko, to w
boki, to z przytupem, wci na nowo
powtarzajc chwiejne pas. A dziewczyna raz po
raz huczy talerzami - to nad gow, to znw
przed sob, e mao ?obie piersi nie
przytrzanie. Piersi trzs si pod sukni.
Japoneczko, radoci moja, auj, e nie widzisz
tych sutek, sterczcych pod miedzian tkanin.
Oczy w szczelinach czarnej maski lni niby
klejnoty. (Ale jakie klejnoty Merlinie? Tkwic
w zielonym wizieniu, Merlin zapomnia nazw
klejnotw). Dziewczyna za zaczyna piewa.
Posuchajcie. La, ha, ka, ba, la.Pie bez sw,
prawda, Jezusiorku? Przeszywajce tony pieni
bez sw nios si rano w powietrzu, ktre
przesyca opar straszniejszy od zwykego mrozu.
To samo dotyczy niskich tonw. Lucyfer zerka

pytajco na dziewczyn. Ma czym, on,


obdarzony trojgiem oczu To trzecie widnieje
mu porodku czoa. Zerka za pytajco dlatego,
e gos dziewczyny wydaje mu si znajomy.
Diabe mia okazj sucha wielu piewaczek.
Tej wic zapewne take, tylko kiedy? Prbujc
to sobie przypomnie, Lucyfer zapala czarnego
papierosa i wydmuchuje kko z dymu.
Doskonale koliste. Jedno, pniej drugie.
Mapa tymczasem fika koza tu u stp
Belzebuba, tak blisko, e potyka si o
wycignite, piernikowej barwy, cimy diaba.
Pada, zbiera si z ziemi i kania. Mapi ukon
jest dworny - z lew apk wczepion w czarne
futerko na brzuszku, z wymachem prawej apki
w piekielnym oparze. Diaby miej si gono.
Hucz i brzmi cymbay. Taniec trwa. Lecz c
to? Mapa wyciga apk, proszc w tany
hrabiego Astarota. Ten waha si tylko przez
chwilk, a potem podejmuje zwierza pod
wochate rami i w rytm taca zaczyna szura
kopytami po posadzce. Na co mapa znw
wyciga ap. Kog ni uapia? Ksicia
Belzebuba! A trzeba ci wiedzie, prosiaczku, e
w ksi obdarzony jest cienkimi, wielce
rozcigliwymi ustami, ktre umiechaj si,
gdy ich wacicielowi jest smutno. Belzebubowi
tym razem daleko do smutku, wic nie
umiecha si wcale, tylko w kaftanie ze
srebrnego brokatu, z pohukiwaniem i

przytupem, rusza do taca. Teraz ju para


diabw walcuje tam i sam pod rk z map, w
takt muzyki cymbau brzmicego w rkach
dziewczyny w czarnej masce. Diaby tacz i
pohukuj na swojego wadc, wywijaj
houbce, fikaj... Lucyfer przez chwil patrzy
na to wszystko. Pali papierosa i milczy.
Wyglda w tej chwili zupenie jak czapla
zaczajona nad ryb. Chudy, cienki i czujny jak czapla. Zaraz jednak i on zaczyna obcasem
z koci soniowej wystukiwa rytm. Palcami
strzela w takt muzyki. Ciska papierosa w bok,
mieje si i wije... mieje si z mapich figli
mapy, a wije rwnie ze miechu, na widok
wygupw pary swych diabelskich
pomocnikw. Namiawszy si, siga do kuferka
i wydobywa skrzypki. Skrzypki ma, powiem ci,
prosiaczku, niezgorsze, bo - stradivariusa.
Stroi je w mgnieniu oka. Dla niego to aden
kopot. Lucyfer ma such absolutny. A jak
potrafi zagra! Fala skrzypkowej muzyki
miesza si z muzyk talerzy. Mapa taczy.
Taczy Belzebub. Astarot take taczy. Taczy
Lucyfer, cho nie przestaje cign smyczkiem.
Z przedsionka piekie tanecznym krokiem
wpadaj Adam i Ewa, zwabieni muzyk, a w
lad za nimi prorok Eliasz, za nim za
Wergiliusz i Platon. Wszyscy kolejno ciskaj
wochat do mapy w niebieskim, pstrokatym
fraczku. W rytmie walca wwirowuje przez

wrota krlowa Izis, cho mocno nie do taktu.


Na szczcie Arystoteles zaraz zaczyna j uczy,
jak si prawidowo taczy walca. Izis wiruje w
tacu i mieje si gono, pierwszy raz od nie
wiadomo jak dawna, co si wczepiona w mapi
ogon. Do piekie wsuwa si te duga broda, a
na jej kocu sdziwy Abraham. Za
Abrahamem rozpomieniona Safona. Za ni
Homer. A tamten gruby w kcie? Demokryt.
Belzebub wskakuje na palenisko i piewa
spron piosenk na temat wyczynw swojej
siostry ze zgraj cherubinw. Astarot hyc! Na
katowski pieniek! I nue brzka krowim
dzwonkiem! Jaki zgiek, winko moja,
Jezusku! Dziewczyna popatruje na to wszystko
przez szpary w masce. A mapa take hyc!
Wskakuje jej na plecy i kuli si w futrzany
kbek. Potem podnosi do pyska pucharek.
Osusza go jednym haustem, jak trzeba. Beka
gono. Po czym podaje kielich Ewie. Ewa
zamiewa si i krci gow, pewna, e kielich
jest pusty, a wszystko to jedynie mapie figle.
Mapa jednak przemoc zaciska Ewie do
wok nki kielicha. Jeden palec po drugim.
Odchyla eb i bulgot wydaje z gardzieli, jak
gdyby co pia, a kiedy koczy, znw beka, na
znak, e napj przepyszny. Rajska pramatka
Ewa wzrusza ramionami i udaje, e pije. Nie
chce robi mapie przykroci. Napj
rzeczywicie niczego. Ewa podaje kielich

Adamowi. Adam pije, podaje go dalej. Pij


teraz wszyscy po kolei. A dokoa trwa taniec,
pls z mapim wodzirejem. Lucyfer gra na
skrzypkach i tacuje pod rk z map. Ani si
kto obejrza, a ju cae pieko taczy do wtru
diablich skrzypek i straszliwej, nie do
wymwienia, grzmicej muzyki talerzy w
rkach dziewczyny w masce i sukni barwy
miedzi. Wszyscy lokatorzy pieka, nawet trjka
diabw, pocigaj z kielicha, ktry zawsze si
wydaje peny. Mwi ci, may wilczku - scena
jak z wesela. Pieko ni std, ni zowd zmienia
si w izb oblubienicy. Zapada zmrok, a oni
nadal tacz. Dokolusia, w keczko. Padaj.
Znw wstaj. I pij. Ach, jak pij! Niele, jak
na umarych. Mapa w bkitnym fraczku
wiedzie taneczny korowd. Mapa wodzirej.
Mapa - dusza towarzystwa. C dalej,
braciszkowie? Nastaje poranek. Hrabia
Astarot tak si rozpali i rozochoci w tacu, e
z przodu sterczy mu wzwiedziony gronie
czonek, a z tyu rwnie twardy, zadzierysty
ogon. Oba stercz mu jak para dyszli. Astarot
prbuje podsun dziewczynie to jeden dyszel,
to drugi. Podtacowuje bliej i lu! Podsuwa
przed oczy. Kiedy przytupuje, obie czci ciaa
wibruj do taktu, a kiedy wspina si na palce w
piruecie, wyglda niczym baletnica, ktrej
woono w donie par jajec. Dziewczyna ani
spojrzy. Wreszcie jednak, Jezusku, hrabia

wynajduje plan icie szataski. Zakrada si do


dziewczyny od tyu, by rzuci si na ni z
rozpdu, a jednoczenie uapi za kibi. Kiedy
ju ma skoczy, mosine talerze zderzaj si w
grze z oskotem. JHWH.
- Muzykantko nasza! - wyje hrabia Astarot. Pokae nam liczko! I wyjc apie za maseczk.
Midzy dziewczyn a hrabi wyrasta jednak
mapa i jednym zrcznym ruchem odpycha
diaba na bok, okrca go raz i drugi, a potem
puszcza. Astarot rymsa na posadzk, przewala
si i pada, wpatrzony wzrokiem bez nadziei w
dalekie gwiazdy. Belzebub pada zaraz obok
niego, a po niedugiej chwili i Lucyfer. Wszyscy
trzej gospodarze zasypiaj, spleceni w pijackim
ucisku. Po stercie za, kupie, hadzie, zwale,
kopcu i piramidzie diabw tacz i przytupuj
rozradowani zmarli, korowodem umykajc z
pieka. Miewaem bezlik postaci, zanim
zostaem Merlinem. Byem ju wodn kropelk
w przestworze. Byem puklerzem pord
bitewnego zgieku. Na dugi rok zaczarowano
mnie w pian z morskiego odmtu. Byem ju
nawet strun harfy. Wczoraj, kiedy przechodzi
tdy jaki czowiek, krzyknem do niego.
Krzyk Merlina, idcy jak las dugi i szeroki.
Czowiek przerazi si, prdko podnis
spojrzenie na soce w konarach i czmychn.
"Merlin!" - krzycza w ucieczce. "Moda
czarodziejka zamkna Merlina w pniu

drzewa!" miaem si tylko, prosiaczku. Przez


cae popoudnie moje licie wibroway
miechem, omyte blaskiem soca. To ja byem
Balanem, ktry zgadzi brata swego, Balina.
Rwnie ja byem mieczem tkwicym w skale.
Byem kamieniem, co pywa po wodzie. Byem
uciekajcym jeleniem. Byem te owym
niewidzialnym szachist, ktry Sir Percewalowi
da mata w pojedynku na Mount Dolorous.
Jestem alchemikiem Merkuriuszem... I
wreszcie jestem Merlinem, synem diaba,
dzieckiem szatana. - I znw gwno! - powiada
mj tata.
- Fortissimo! - przytakuje mu hrabia Astarot.
A robak wyje ponuro. Jak to, ktry robak?
Izajaszowy, ten, ktry nie umrze.
- Z tym czerwonym winem to sprytny sposb,
nie ma co - odzywa si mj tata. - Skd mogem
przewidzie czerwone wino? - Tak gadasz, a
sam im przygrywae na skrzypkach! syczy mj
wujaszek Belzebub. - Co, moe miaem jaki
wybr?!
- Ciekawe... - zastanawia si wujaszek
Belzebub. - Naprawd ciekawe pytanie. Diaby
nie roztrzsaj jednak nowej kwestii. Zamiast
dyskutowa, mj tatu bierze motek i tucze
nim w stradivariusa. - Od samego pocztku powiada - od zarania dziejw liczyy si dla
mnie tylko dwie najwysze, wietliste, oczywiste
istoty. Ja i mj Stwrca. - Koniecznie w takiej

kolejnoci - dogryza mj wujaszek Belzebub,


mieszajc co w swoich rozlicznych garncach z
lepem na muchy. - Wiedziaem, rzecz jasna, co
si stanie - podejmuje wtek mj tatu. - Nie w
szczegach oczywicie, tylko z grubsza. Mam
dar widzenia takich rzeczy. - Pewno je ogldasz
tym swoim kaprawym trzecim oczkiem, co? Wuj Belzebub jest w podym humorze. - Niech
mnie diabli! - wybucha mj tata. - Tak wtedy
powiedziaem: niech mnie diabli, jeli mam
klkn i ukorzy si przed czowiekiem! - A
On na to strci ci i przekl? Bo nie chciae
klka? - upewnia si wujaszek Belzebub. Wszechmocni tak zawsze. Typowe. Archetypowe - wzdycha tata.
- Suchajcie no... Wypibym co na klina... bekocze mj wujek Astarot. (Bies tpy i
wulgarny). Wrd roznieonych ogni pieka
rozkwita tcza. Tatu a si od tego
rozkrochmali, bo mwi: - Te pomys,
wymaga od anioa, by si ukorzy przed
niszym rodzajem stworzenia... "Co Ty tu
nawymyla, Stary" - wal Mu prosto z mostu.
"Chyba nieskoczono rzucia Ci si na
mzg". Jak si nie zapieni! Zanim si
obejrzaem, ju frun. Mwi wam. - Piknie
wtedy wyglda, gwiazdeczko! - wspomina
wujaszek Astarot. - I tak by zlecia uwiadamia mu wujek Belzebub.
- Wiecie... Ja lubi spadanie... - wyznaje im

tatu, chichoczc i wywijajc rkami. Donie


ma wysmuke i kociste. Spadanie dobrze mi
robi na odek.
- Jestem mistrzem w spadaniu! - wybucha po
chwili Przy okazji, Jezusku: w piekle we
kopulujce tworz doskonay okrg. Mj tatu,
imperator za, przyglda si parze takich wy i
muska widy. Widy mojego taty wygldaj
tak: OBIT APDOSELPPP. VLIDOX FATO
IMO W samiec jest nienasycony. Wreszcie
jednak porzuca wyc, zwinit w dygotliwy,
parujcy wze. Porzuca i zaczyna dziarsko
pezn ku gromadzie rowych wgorzyc.
Wida, e wgorzyce troch si go wstydz, a
troch boj. W samiec wyrzyguje jad, by
wrd uciech nie skrzywdzi wgorzyc.
Wgorzyce pokornie godz si na jego karesy.
Wracajc ku samicy wycy, w samiec zlizuje
i na powrt poyka swj jad. - Ta czy tamta? zwraca si do kompanw mj tata.
- Ja tam nie mam ochoty z wgorzyc wujaszek Astarot blednie. - Nie chodzi o
wgorze - mwi tata.
- Z wem te nie chc - dodaje Astarot. Chyba eby nalega. - Drogi mj... - syczy mj
tatu. - Nie pytam o wgorze ani we. Wic
ktra z tamtych dwch? Dziewczyna czy
mapa? - A wiecie - wtrca wujaszek Astarot znaem raz takiego inkuba z kutasem dugim
akurat jak ten w! - Bo jeli dziewczyna,

niedobrze... - odzywa si tata. I wyobracie


sobie, by taki leniwy - nie daje sobie przerwa
wujaszek Astarot - e kaza kadej babie, eby
sobie wetkna sam pocztek gdzie trzeba i
powolutku chodzia w t i nazad.A jeeli mapa,
czy to lepiej? - snuje wtek tatu.
- Co za rnica? - charczy wujaszek Belzebub. Co si stao, ju si nie odstanie - dodaje z
niemiym naciskiem. zy spywajce tacie po
twarzy pal si, dotykajc skry. Wujaszek
Astarot bka: - Wszystko przez to czerwone
wino. Kto mg przewidzie, Imperatorku? Choby ja sam - odzywa si tata. - Tyle e
manna mnie zmylia Bzdura - warczy wujaszek
Astarot. A wok czarny nieg, prosiaczku. A
wok, przyjacielu wilczku, wije si robactwo.
A wrd caej tej scenerii wujaszek Astarot
powiada: - Moim zdaniem, wszystko przez to
cholerne dziewictwo.
- Jakie znw cholerne dziewictwo? - dziwi si
mj tatu.
- No, e matka bya pann dziewicz, agodn i
tak dalej - wyjania wujaszek Astarot. Mwic
to, wyje, Jezusku, jak jaki potpieniec. Ginekologia raczej nie notuje przypadku, by
Sowo ciaem si stao - przypomina wujaszek
Belzebub. Sami przyznacie, braciszkowie moi:
niepodobna wygadywa takich rzeczy, eby nas
nie zemdlio. Zemdlio. Wujaszek B. rzyga.
Wujaszek A. zgrzyta zielonkawymi zbami. W

trzecim oku mojego tatusia migocze jednak


iskra spisku. - Antychryst! - wybucha.
- Na zdrowie! - yczy mu Astarot.
- Nie kicham, tylko cytuj! - tumaczy mj tata,
ktry uwielbia cytowa wersety z Pisma
witego. - List Pierwszy w. Jana, 2,18, 22 i
List Pierwszy Jana, 4, 3 - przypomina. - Tako
Drugi List Jana, 7, 2. Oczywicie take List
Drugi do Tesaloniczan, 2. Tam gdzie pisz o
odstpstwie, czowieku grzechu i synu
zatracenia. Na dokadk Mateusz, 24, 5,11 i 24,
eby nie wspomnie o Objawieniu w. Jana, 13,
5 i tak dalej. Tam gdzie stoi o Bestii, ktrej
liczba jest szeset szedziesit i sze. Mj
wujaszek, ksi Belzebub, cho akurat rzyga
sobie na piernikowe cimy, wykrztusza z
gardzieli: - Nasza odpowied, tak? 19 Grb
praojca Adama znajdziecie na Golgocie, w
samiutkim rodku wiata. Ja sam wywodz
swj rd spomidzy rojw letnich gwiazd. Czy
moja winka to Chrystus? Oczywicie, e nie.
To tylko imi mi si spodobao i ju. Pasuje
zreszt do prosiaczka, ktry mi tutaj
towarzyszy. Kiedy go nim wabi, prosiaczek
podbiega truchcikiem. Stary jestem i gupi, lecz
bardzo modzikowaty w gupocie. Czy
naprawd dajecie wiar, e anioy uniosy
Adamowe ciao i pogrzebay je w Jerozolimie,
dokadnie w miejscu, w ktrym miano
ukrzyowa Pana? A czy ja sam wierz, e

tkwi zatrzanity wewntrz zielonego,


poncego drzewa? Pytanie. Odpowied:
Jestem czowiekiem, ktrego wywrcono na
nice. Niegdy byem mistrzem. Sztukmistrzem.
Niegdy umiaem si wcieli, w co tylko
zechciaem. Byem wolny, w bezliku
rozmigotanych postaci. Karta odwrcia si
teraz zupenie, bo dzi jestem winiem postaci,
i to nie jednej, lecz wielu. Wanie z tej
przyczyny, gdy mwi, e jestem uwiziony w
drzewie, ktre od jednej strony wystrzela
zielonymi limi, od drugiej za ponie, mwi
szczer prawd. A jeeli mwi, e w tej samej
chwili jestem rwnie winiem spiralnego
zamku o murach ze szka, co wicej - zamku,
ktry stoi na wirujcej wyspie, otoczonej
metalow cian i zakotwiczonej na morzu za
spraw olbrzymiego magnesu - to take jest
prawd. Nawet jeli zdradz, kto zamkn mnie
pod ziemi w kamiennym grobowcu - to samo.
A jeeli powiem, e pi i ni w zakltym
ku, ktre zsya obd... I tak dalej. W kko.
Prawda jest taka, e nie wiem, gdzie si
znajduj, bo cho w kadej chwili gotw jestem
wam opisa to miejsce, mieni si ono w oczach.
Widz ska, li, to znw kryszta. Potrafi
wyczu doni te substancje, dotkn ich,
posmakowa, lecz kada z nich (na przykad
skaa) prdko i chtnie przemienia si w inn
(w li), gdy tylko zabdz mylami - a nim

domyle myl do koca, odkrywam ju przed


sob trzeci substancj (kryszta). Chc wic
tylko powiedzie, e jestem teraz na asce i
nieasce wszystkiego, nad czym dawniej
umiaem panowa. Jest w tym oczywicie
pewna topornawa sprawiedliwo dziejowa, ale
nie przypuszczam, bym tkwi tutaj jedynie
gwoli tak oczywistego morau. Czasem
wyobraam sobie, e w rzeczywistoci
mieszkam teraz na dnie oceanu. Bd co bd
na powierzchni globu woda stanowi regu, a
suchy ld wyjtek, wic moe powrciem na
ono najsilniejszego z ywiow. By moe to, co
bior za bieg myli, to morskie prdy, odpywy,
przypywy zwyczajne okresowe fluktuacje,
powodowane przyciganiem soca i ksiyca?
Lecz nie. Z ca pewnoci jestem w lesie
Broceliande. Inna sprawa, e w las zanurza
swe korzenie w morzu i e nie ma tu cieek.
Miejsce, w ktrym jestem, to mj esplumoir.
Klatka pierzcego si jastrzbia. Jestem
duchem zamknitym w kamieniu. W kamieniu
witego Graala, ma si rozumie. Krl
Aleksander Wielki znalaz w kamie u
samych wrt Raju. Jest on lekarstwem na
wiat. Patrzcie: musiaa mnie przemieni w
lekarstwo na wiat. Skrca mnie na sam myl,
a was? Wilczku, przyjacielu, teraz mi si znw
wydaje, e pobdzilimy w dolinie bez wyjcia,
w Val Sans Retour, pord jej innych

kochankw. Nie skar mi si tylko, e nie


umiesz dostrzec owych innych. Suchaj mnie
przecie. Wszyscy ci inni kochankowie suchaj
krzyku Merlina. Odczytuj moje sowa i syc
si mym sercem. Prosiaczku, rzucia na mnie
zaklcie. Rozumiem to dopiero teraz, a fakt, e
sam j nauczyem kltwy, powiksza moj
gorycz. Z pewnoci zakla mnie po to, aeby
wytrwa w dziewictwie. Dziwne, jak wszystko
si powtarza, nieprawda? Mwi tak
oczywicie dlatego, e moja mama przecie
take bya dziewic. Diaby wybieraj dziewic
z mroc krew starannoci. Dziewica liczy
sobie pitnacie wiosen i jest crk zotnika z
Mons Badonicus. Jej powe wosy barw mog
i w zawody z tym kwiatem szczodrzewicy,
Jezusku. Policzki ma czerwone jak kalina.
Wargi niby miodek. Paluszki rozkoszne niby
koniczynka, co ronie wrd kamykw
czystych, grskich potokw. A dupcia, bracie
wilku! Okrga i biaa! Piersi, ktre dopiero
niemiao pczkuj pod zielon sukienk. - Ale
bym j zern - szepcze mj przyszy wujaszek
Astarot, hrabia babiloski, wielki skarbnik
piekie. Diaby ca niewidzialn trjk
przystany w sypialni i patrz, jak ich ofiara
rozbiera si do snu. Jej imi brzmi Vivien.
Zupenie naga, nachyla si nad srebrn
miednic. We wntrzu misy skacz cienie,
ktre rzuca wieca. Vivien myje rowe sutki w

ciepym mleku. Jak to, po co? eby prdzej


rosy. Dlatego tak si z nimi pieci. - Ale bym
j.. - powtarza mj wujaszek A., nadzorca
domw gry i gwnodowodzcy infernalnych si
zbrojnych. By doda wagi swoim sowom,
dobywa pyt spod kaftana. Mj tata, diabe,
rbie go w kutasa widami.
- O Jezu Chryste! - skowyczy wujo Astarot.
- Jeszcze jedna wzmianka na Jej temat, a
pokaram ci granatow osp - przyrzeka mj
tatu. I dla dodania wagi sowom, jeszcze raz
ugadza widami wyprony czonek
kwatermistrza piekie. - Schowaje te bahostki
- rozkazuje wujaszkowi A. i obracajc si na
obcasach z koci soniowej, ze wciek min
rzuca do wujaszka B.: - A ty zabieraj od niej
brudne apska, bo ci przerobi na ambr!
Belzebub, ksi tronw, mruga, jakby nie
rozumia. Rozkada rce. Wcielenie czystej
niewinnoci. Tatu unosi widy do ciosu. Nage
zniknicie dwch much plujek, ktre
dotychczas kryy wok ramionek Vivien. Moja ci jest! - oznajmia mj tatu. Wujaszek
B., wadca much, obojtnie wzrusza
ramionami.
- To mnie tutaj nazywaj diabem, nie ciebie! napiera si dalej mj tata. Dziewica dry,
tknita dziwnym przeczuciem.
- Dawa mi j!!! - koczy wywd tatu.
Wujaszek Astarot kuca i przestaje oddycha.

(W tym ostatnim zrzdzeniu, prosiaczku,


pozostali obecni znajduj pewn, rzekby,
ulg, jako e poczciwy Astarot odznacza si
zgniym oddechem, i to tak fatalnym, i
czarownikom, ktrzy go przyzywaj, zaleca si
wrcz nie dopuszcza hrabiego bliej ni na
se, bo moe zabi samym chuchem). Mj
wujaszek Belzebub, markiz entomolog, take
wstrzymuje oddech. (Co jednak, braciszkowie,
nie ma nic wsplnego z higien jamy ustnej).
Przyczyn, dla ktrej hrabia Astarot i ksi
Belzebub wstrzymuj oddech, nie jest nic
innego, jak drenie Vivien, dotknitej
przeczuciem. Drenie przebiega wzdu caego,
nie tknitego jeszcze grzbietu dziewczyny.
Udziela si take jej udom. Na lewym poladku
Vivien ma liczny doeczek. (Co, nie
wiedzielicie o tym? Naprawd?) Imperator
Lucyfer z wysikiem przeyka lin i mwi:
- Nie zapominajmy, co mwi Stary Testament.
Vivien wyciera sobie piersi lnianym
rczniczkiem. - Daniel, 7, 21 - dodaje Lucyfer.
(Do czego ci tak spieszno, Vivien?) Vivien
wcale si nie spieszy. Prawd mwic, piersi
zaczy jej rosn do niedawno, wic Vivien
ogromnie lubi ich dotyka. Lubi te owo
uczucie, ktre ogarnia j, gdy ich dotyka.
- Widziaem - cytuje mj tatu - oto rg wyda
wojn witym i zwycia ich. Vivien trze si
rcznikiem a mio. (Ale jest szelma z tej

mamusi). Mao tego: obejmuje sobie piersi


domi i potrzsa nimi w d i w gr.
Najbardziej lubi ciska je mocno w rku,
przegldajc si zarazem w lustrze. Kiedy tak
czyni, zawsze si umiecha. Tego jednak
wieczora Vivien ma stale wraenie, e kto za
ni stoi. Znowu przenika j dreszcz. Vivien
egna si znakiem krzya i prdko przekada
przez gow konierz nocnej koszuli.
Niezwocznie odmawia pacierz. (Sze Zdrowa
Mario i jedno Ojcze nasz). Wreszcie wskakuje
do ka. A teraz patrzcie, braciszkowie moi:
Diabe wyciga dugi, czarny palec wskazujcy
i czarny kciuk i gasi midzy nimi wieczk.
Chwila jest przedziwna, winko. Ciemno i
tylko ostra wo zgaszonej wieczki. Kapanie
wosku. Kropla za kropl. Jak krew. Mj tata
Lucyfer szepcze:
- A jednak, moi drodzy...
- Co "a jednak"? - pyta ksi Belzebub,
koronowany wadca bonkoskrzydego
robactwa. - A jednak - ucina tata. Milknie i
chichocze. Ale z niego diabe. Chichotliwy.
Chwila zmienia si tymczasem w kilka chwil.
Kilka uderze serca. Wo wieczki nabiera
mocy, piknieje, upodabnia si wrcz do
kadzida. Mao jest miejsc ciemniejszych ni
sypialenka dziewicy.
- No, jazda, Imperatorku! - ponagla Astarot. Poka jej, jaki z ciebie diabe! - Jego Szataska

Mo - obwieszcza ksi Belzebub obojtnym


tonem - alias Jego wita Cesarska Przeklta i
Piekielna Cudownie Choleryczna Wysoko
znw nie czuje pocigu do kobitek! - Odczep
si! - burczy mj tata. Chwila. P chwili.
Mama zaczyna pochrapywa. Chrapnicie jest
cichutkie. Rzeklibycie, dziewicze. Ale
niewtpliwie jest chrapniciem. - Nie dam
szydzi z pieka! - napusz si wujaszek A.
Wujaszek B. z kolei zastanawia si, co pocz i
jak.Moe zacznij sobie wyobraa, e to
modziutki ministrancik? - proponuje. - Nie
tdy droga - gasi go mj tata. - Nigdy nie
grzeszyem wyobrani. Kiedy si przestaj
skupia, zaraz trac rytm. Niestety, nie potrafi
dwch rzeczy naraz. - To moe zacznij od jej
tylnych drzwiczek? - podsuwa wujek B. Zaczniesz tam, a potem w miar moliwoci
przejdziesz do godniejszych czynw? Tata
wzdycha grymanie w ciemnoci.
- Mwi ci, e nie tdy droga - mruczy cierpko.
(No, tatusiu! Popychaj!)
- Kiedy wreszcie, gupi widlarze, przyswoicie
sobie podstawowe zasady stosunku
sokratycznego? - cignie tata. Wiecznie te tanie
bajeczki o mistyce mioci analnej. Na mj
brzowy kapelusz! Nigdy w ten sposb nie
potraktowaem nawet najndzniejszej duszy!
Diabli kwatermistrz sika nosem.
- adna rozmowa, jak na noc witojask! -

sarka. A w ogle po co te gadki? Wystarczy, e


powierzysz t diaboliczn inkarnacj komu,
kto si naprawd zna na rzeczy. Zostawcie mnie
sam na sam z dziewczynk pod t oto kodr, a
w dziesi minut sprawi, e do koca ycia
bdzie si ironicznie miaa na widok zwykego
ludzkiego kutasa. Nie na darmo w drugim
krgu pieka zowi mnie Szwancelotem.
(Ostrzegaem was, e wujaszek A. ma
grubiaskie maniery). - Jeszcze jeden sprony
dowcip - ostrzega mj tata - a zel ci w gb
jamy Malebolge, prosto do Nemroda i Tyfona.
Albo ci ka rba lodow kr na Cocytusie.
(Obejdzie si chyba bez przypisw?)
- Skoro o wcielaniu si mowa - wpada mu w
sowo wujaszek Belzebub - jak to jest, e
chocia gardzimy Jego metod w tym
wzgldzie, sami prbujemy dokadnie tej samej
sztuki? Skd ten pomys? Jeli doda do siebie
dwie haby, nie otrzyma si cnoty. Mj tatu
wygasza na to mow treci nastpujcej:
- Nie do mnie z uwagami o cnocie. Nie ycz
sobie rozmawia na ten temat! Dwie haby s
dokadnie dwa razy lepsze ni jedna, i basta.
Skoro On umyli sobie zesa na wiat
Swojego Czowieka, musimy uczyni to samo.
Jego stworzenie bdzie musiao i w zawody z
naszym. Przywrci si w ten sposb
rwnowag. Rwno w skali wszechwiata.
Nareszcie bdzie mia niezbywalnego

przeciwnika! - Diabu syn! - mwi uroczystym


gosem wujek B.
- Chodzi wycznie o to, bymy odzyskali, co
stracone wyjania mj tata. - Ale co ma jedno
do drugiego, Imperatorku? - pyta wujek A. - I
tak wszystko bdzie zalee od syna, nie?
Astarot zaczyna sobie duba ogonem w nosie,
wic dopiero po chwili pyta: - A co bdzie, jak
si urodzi dziewczynka? Mj tata na to: - O
dziewczynce nie ma mowy!
- Wyczytae w gwiazdach? - pyta go Belzebub.
- Jego ksiyc stoi midzy Wodnikiem i Rybami
- przywiadcza wujaszek A. (Oho). - Oho oywia si Astarot. - Ale, ale... Co mymy
takiego w ogle utracili? - Rodzaj ludzki wyjania mu diabe.
- Tylko tyle?
- Rodzaj ludzki - janiepaskim tonem
powtarza jak echo ksi Belzebub, pierwszy
pokojowiec szataskiej sypialni, i piujc
ulubiony temat, cignie: - Co dla niektrych z
nas oznacza zarazem rodzaj niewieci. Czyli ten
sam wyrodny rodzaj, ktry powije
Antychrysta. - Kobiety to prawdziwe pieko ucina mj tata. I dodaje: - W dodatku pieko
bez wygd. Mija czas, moja jaboneczko,
sodyczy. Jezusinku, czas toczy si jak nurt
strumienia. Trzy diaby stoj niewidzialne w
ciemnociach sypialni. Dziewica Vivien
smacznie pi. Nad Mons Badonicus zaczyna

wschodzi ksiyc. Godzin po pnocy mj


wuj Belzebub zauwaa:
- I pomyle, e ci nazywaj smokiem o
siedmiu rogach. Co saby ten roek. Mj tata
wije si w ciemnociach. Nie wida tego w
mroku, ale zapewniam was, e wije si jak
trzeba. A si powietrze zasupuje i zawija. Dosy tego - ostrzega. - Do, powiadam.
Dosy. Jeszcze jedna wzmianka o mojej
saboci i powdrujecie do Judeki. Zmieni was
w sl na cierwie Judasza Iskarioty. Wujaszek
Astarot beztrosko dubie sobie w zbach. Nie
bez wspczucia oczywicie.
- Ty, kusy... - zaczyna.
- Co znowu? - pyta tata.
- Moe ci niedomaga przysadka mzgowa?
- Albo co ci si niedobrego przytrafio, kiedy
bye malutki? - podsuwa wujaszek B. - Ech,
jeba was czart! - krzyczy tatu. Diabelscy
pomocnicy patrz po sobie, stary wilku,
przyjacielu, i c? Astarot, hrabia
nieposkromionej poogi, wybucha gromkim
miechem. Belzebub, ksi nagej mierci i
koni, ktre pierdz na ulicy, mieje si take.
Imperator Lucyfer, Pan Za we wasnej osobie,
Im Abaddon, mj tatu, wadca wszystkich
wiekuistych, a nawet drobnych doczesnych
udrk i mk, mierzy ich wciekym wzrokiem.
Trzecie oko pulsuje mu porodku czoa jak
baka balonowej gumy do ucia, ktra si

zaraz rozprynie. Naraz jednak gdzie pod lew


pach zaczyna nim wstrzsa chichot. Po chwili
trzsie si ju cae rami. Od chichotu zaczyna
drga ostry diabelski podbrdek, barwy
zgliwiaego na zielono sera, tyle e poronitego
wosiem. Chichot przysiada na diabelskich
ustach. Diabe znw si wije. Diabe, czyli mj
tatu. Wije si i kbi. Mj rodzony ojciec.
Odchyla pocig, owaln gow do tyu i
wydaje z siebie przenikliwe, niesyszalne renie.
Wszystko to mona oglda w wietle penego
ksiyca, ktrego tarcza zawisa wysoko nad
Mons Badonicus i wlewa blask do sypialenki
mojej mamy. miech, rzecz jasna, wprawia
trjk diabw w lepszy nastrj. Tata posuwa
si wrcz do tego, e wyciga kocist rk i
dotyka mojej mamy. Jego do wyglda jak
rozdziobany szkielet dorsza. Diabelska do
zblia si do mamy z niemiaoci motyla,
ktry si waha, czy przysi na nieznanym
kwiatku. Vivien pi na wznak. Mio mi donie,
e przestaa pochrapywa. Diabelskie szpony
kr za. Diabelskie szpony kr nad ni.
Diabelskie szpony kr nad aksamitn skr
dziewczyny. Ostrymi pazurami diabe drapie
praw pier picej. Lew pier drapie ju
mocniej. Vivien wzdycha przez sen. (Ho, ho,
ho). Lucyfer ciska w palcach dziewicz,
wypron praw sutk. Podobn do chtnego,
wesoego ciernia. Vivien jczy przez sen.

Lucyfer ukradkiem wsuwa do niej,


przesuwajc j ku podbrzuszu picej. Jej
reakcja zaciekawia go, cho sama czynno
wydaje mu si ohydna. Vivien jczy przecigle,
zdjta dreszczem wieku pokwitania. Lucyfer
wyczuwa pod kodr, midzy jej nogami,
leciutki puch dziewiczych wosw. Lucyfer
gaszcze Vivien. Lucyfer, czyli mj tatu. Vivien
popiskuje przez sen. Vivien, czyli moja mama.
Caa rzuca si po ku, wprost ku
wypronym diablim szponom. - Tatusiu mruczy sodko. - Ach, tatusiu. Tatusiu, jeszcze!
- Wszystkie ni tylko o ojcach - dzieli si
mdroci wujaszek Belzebub. W ciemnoci
sycha, jak diabe zgrzyta zbami. Zgrzyt,
zgrzyt, zgrzyt. Sycha te, jak zawzitymi
szponami gaszcze pic. Szuruburu.
Szuruburu. Mj wujaszek Astarot postanawia
rozrusza towarzystwo rozmow. - Powiedz
nam, Imperatorku - pyta - jak w tej sytuacji
poradzie sobie z rajsk Ew? Mj tatu trze i
zgrzyta zbami.
- Sprawa bya duo prostsza - przypomina. Wystarczyo, e si przemieniem w wa i j
skusiem. Brudn robot odwali za mnie ten
idiota Adam. Diabe z pogard dga szponem.
- We mnie! Wypierdol mnie - odzywa si przez
sen dziewicza Vivien. Naonczas, prosiaczku,
stao si milczenie na niebie jakby przez p
godziny. Tak, wilczku. Ksiyc znikn,

zakrywajc lico. Jasna tarcza znikna za


zason oboku o ksztacie gobicy i postaci,
rzekby, pachty zotogowiu. Cisz przerywa
wuj Astarot, komendant trzsie ziemi:
- Czy mamy absolutn pewno, e to
stworzenie jest dziewic? W sowo wchodzi mu
wujaszek Belzebub, opaskudzone przez muchy
ksitko: - Gdzie podsuchaa takie
sownictwo, do licha?
- U Freuda - owieca go mj tata.
- U Freuda??? - zdumiewa si wujaszek A.
- U Freuda - powtarza tatu.
- A dabym gow, e to nieobyta dziewka dziwi si wujek A. - Crka zotnika - dodaje
wujek B.
- Z Mons Badonicus - przekrzykuje go
wujaszek A.
- Wic gdzie to usyszaa, skoro Freud na razie
dalej siedzi w sidmym krgu i analizuje Sir
Thomasa Malory'ego? koczy kwesti mj
wujaszek Belzebub. - Tak si jej plecie przez
sen - wyjania mj tata. - Nie zwracajcie uwagi.
Szkoda zachodu. Taka ju jest uroda
podwiadomoci. Mimo wszystko jego
achotliwy palec zamiera.
- Co tu wilgotno! - owiadcza diabe, prbujc
ukry obrzydzenie.
- Znaczy, e dojrzaa - oddycha z ulg wujaszek
Astarot.
- Wida, gotowa - obwieszcza ze sztucznym

oywieniem wujaszek Belzebub, schylajc si


nad bezwadnym ciaem Vivien niczym
alchemik nad zawartoci szczeglnie cennej
retorty. Mj tatu, diabe, wszy. Kiedy mu
spojrze w trzecie oko, wida przez nie, jak w
gowie kopuluje mu stado krlikw. - Ciekaw
jestem - zaczyna (kolejny krlik odbywa
byskawiczn kopulacj) - czy si aby nie
pomyli ten nasz Lucifuge Rofocale? - Lucifuge
Rofocale nie myli si z definicji - podsuwa
wujaszek Belzebub. - Tak samo jak papie,
tylko jeszcze bardziej. - A ja mam wilgotno w
zbach - oznajmia tajemniczo wujaszek Astarot
i skaczc z nogi na nog, wyjania: - Jak zaraz
sobie nie ul, to si zeszczam. Wujaszek
Belzebub nie zwraca uwagi na t marno nad
marnociami. - Cesarzu - powiada - dziewczyna
nie ma braci ani tym bardziej znajomych pci
mskiej. Nie mwic ju o zalotnikach. Ucz j
siostry zakonne. Zapewniam ci, e bona jest
na miejscu. Mj ojciec wzdryga si. Trzecie oko
znw popatruje na zabawy krlikw. Po chwili
wzdycha:
- Ech, ebym tak sobie przypomnia, gdzie ju
syszaem ten piew! - piew? - pyta wujek B.
- I gos jak liliowy aksamit - dodaje tata. (Nie
wiem, czy nie powiedzia "mijowy aksamit",
ale nie dosyszaem). Mj wujaszek Belzebub
nie umiecha si, wic ma w oczach wesoo. Moci cesarzu - odzywa si - gupich sze

Zdrowa Mario i wyklepany byle jak


Paternoster, a ty nazywasz to od razu
aksamitnym piewem? (Notabene: Byzio take
nie dosysza przymiotnika. Prawd mwic,
mj tata jak zwykle przemawia zduszonym,
ochrypym szeptem. Wida jednak, wilczku,
jaki jest roztrzsiony. Wstrznity.
Roztrajtany).
- Czyby czyste uczucie miao podnie wrd
nas wowy pysk? - pyta z udanym zdziwieniem
wujek B. - A jeli tak, to czy twe
bezprecedensowe zadurzenie nie waduje nam
si w rodek witych planw? - Ruszaj na
drzewo z t swoj ironi! - piekli si mj tata. Chodzio mi o tamt w miedzianej sukni.
- Daruj sobie wspominki - doradza mu mj
wuj, diabelski pomocnik. - Lepiej, mistrzu,
skup si nad zadaniem. Ta tutaj nie piewa i
nie taczy. Nie daje buziaka. Dziewica jakich
mao. - Ale moe poluje? - pyta mj tata z
nadziej, mczc si z ostatni park krlikw.
- Nawet kiedy jedzi konno, to nigdy okrakiem
- oznajmia wujaszek Belzebub. - Mwi ci, e
jeszcze nigdy w yciu nie rozwara nt. To
pewne jak Ewangelia. Wujaszek Astarot
wyjmuje pk lilii z wazonu, na ktrym
wymalowano smoka, sow i siedzce pod
jaowcem pachol z czym w rodzaju sierpa
albo haka w doni. - Skoro si zgadao o
dziewicach - mwi, wydobywajc kutasa i

wpychajc go w wylot wazonu - syszelicie


moe histori o panu modym, ktry pyta
drub, jak si najskuteczniej upewni, e
oblubienica jest dziewic? Druba odpowiada
mu, e sposb jest tylko jeden, a mianowicie
uda si w podr polubn z kubekiem farby
zotej, kubekiem farby srebrnej i szufl do
wgla. Wywodzc tak, hrabia staje okrakiem i
sika do wazonu. Czonek trzyma w prawej rce,
lilie w lewej. - Po co szufla? - pyta obojtnie
wujaszek Belzebub.
- Pan mody by artyst - wyjania mu
wujaszek A., szczajc i pogwizdujc. - Ale po co
mu ten cay ekwipunek?! - skowyczy mj tata.
(Oho! Bywa naprawd nerwowy). - A, niby te
farby? - upewnia si wujaszek Astarot. - Ha, z
tej prostej przyczyny, e druba udzieli mu
najstarszej porady na wiecie. "Pomaluj sobie
jedno jdro na zoto - doradzi - a drugie na
srebrno. Jeli twoja kochaneczka powie ci:
Ojej, jeszcze nigdy w yciu nie widziaam
takich miesznych jajek!, daj jej w eb szufl do
wgla, i spokj!" Wujaszek Astarot strzsa z
czonka ostatnie kropelki. Tene wujaszek
Astarot odstawia wazon z powrotem na nocny
stolik u wezgowia mojej mamy. Wujaszek
Astarot wstawia lilie z powrotem na miejsce.
Wujaszek Astarot pierdzi gono i nie krpujc
si owiadcza, e nie ma szczyki bez pierdyki. Gdybym to ja by na twoim miejscu -

zastanawia si skromnie - dawno byoby po


wszystkim. To pewne jak dwa piszczele doda
dwa. Moglibymy spokojnie zaj si
jtrzeniem zarobaczonych ran albo czym
rwnie poytecznym. Na dobry omen mj
wujaszek Astarot pluje do kielicha lilii,
dodajc: - Ba, gdyby to ode mnie zaleao,
dawno bymy ju zapali ludzko za
kdzierzawy wos. Jeeli to naprawd takie
atwe. Albo takie wane. - To naprawd wane
- odyma si mj tata.
- I naprawd atwe - popiera go wujaszek
Belzebub. W t stron prze wszystko, co ywe. Skoro o parciu mowa - oywia si wujaszek A. Najlepsza recepta na sraczk to potrzyma w
rku lili. Z tymi sowy galopuje wprost do
okna. Otwiera je, braciszkowie. Wystawia
przez nie zad. Zadziera ogon. - A skoro si
zgadao o przywoywaniu i erupcji ducha cedzi z marzycielskim umiechem na ceglastej
twarzy - nie wiem, czy wam ju opowiadaem o
Sir Gawainie i Numerku z Rkawem? Mj
wujaszek Belzebub pokazuje mu plecy. Mj
wujaszek Belzebub prostuje rk w jedwabnym
mankiecie. Mj wujaszek Belzebub zachcajco
gadzi mego tat. A ksiyc wieci. - Jazda,
kosmokratorze - nagli. - Odwagi! Pamitasz,
jak tamten typek przyrwnywa ci do
ryczcego lwa? - Ojej - rozpromienia si tata.
Po chwili cytuje z pamici: - Jam lew ryczcy,

co kry szukajc, kogo pore. A po chwili


prosi: - Moe jeszcze troszk? To takie mie.
Ale odrobin mocniej, co, Byziu?
Masturbatorciu kochany? Wujaszek Belzebub
rozpywa si w umiechach.
- Czego si nie robi dla imperium - sapie
wcieky. Wujaszek Astarot podciera sobie zad
ogonem. Wujaszek Astarot odchyla koderk.
Oba diaby pomagaj swemu cesarzowi
przybra pozycj kopulacyjn ponad pic
postaci mojej mamy, bia jak zmroony
nieg.
- Chciabym do nas przywoa mego wujaszka
Astarota, eby nam odpowiedzia na pewne
pytanie. ASTRACHIOSIE, ASACHU,
ASARCO, ABADUMABALU, SILACIE,
ABABOTASIE, JESUBILINIE, SCIOINIE,
DOMOLU, Panie Boe, ktry jest w niebie i
ktry przepatrujesz otcha Swym spojrzeniem,
bagam Ci, zelij na mnie moc ogldania w
myli i urzeczywistniania tego, co zechc, i co
mog osign tylko z Twoj pomoc, Boe
Wszechmocny, ktry yjesz i panujesz na wieki
wiekw. Amen. No, jazda. ASTAROCIE *
ADORZE * CAMESJE * VALUERITUFIE *
MARESIE * LODIRZE * CADOMIRZE *
ALUIELU * CALNISIE * TELY *
PLEDRIMIE * YIORDY *
CUREYIORYASIE * CAMERONIE *
YESTURIELU * YULNAYIUSZUS BENEZIE

* MEUSZU *CALMIRONIE * NOARDZIE *


NISO CHENIBRANBO CALELYODIUM *
BRZ * TABRASOLU * Przybd *
ASTAROCIE * Amen. AMEN, mwi! Ani
dudu. AMEN. Starego kawalarza ani widu.
Pytanie jest najprostsze w wiecie: Jak to jest,
e mog si przyglda wasnemu poczciu?
Odpowied: U licha, trzeba czym zabi czas,
kiedy si tkwi w krysztaowej grocie!
Jakie dwa miesice pniej moja mama,
dziewicza Vivien, wstaje wczesnym rankiem,
aby si przekona, i jej sen wcale nie by snem.
Wstaje bowiem, Jezuku, i przeglda si w
zwierciadle. Ram zwierciada zdobi snycerski
wizerunek potwornej bestii o mnstwu odny.
Niewykluczone, e chodzi o stonog. Sk w tym,
bracie wilczku, e mama nie pamita, by na
ramie widnia taki ornament. Kiedy tak mama
sobie popatruje, ju to na stonog, ju to na
wasne odbicie, nagle sama do siebie mruczy
basem: - Patrz! Jam jest dniem wczorajszym!
- Patrz! Jam dniem dzisiejszym!
- Patrz! Jam wrogiem jutra! Na dwik
wasnych sw mama chwieje si na nogach i
zamyka oczy. Dwa razy odmawia prdko Safae
Regina i oddaje si w opiek witej Felicji,
witej Perpetui, witej Agacie, witej ucji,
witej Agnieszce, witej Cecylii i witej
Anastazji. Ordownictwo witych przynosi jej

niejak pociech. Mama wysuwa jzyk,


pragnc si przekona, czy i na nim wykwity
albo wysmaliy si jakie tajemnicze sowa.
Jzyk jak jzyk. Zwyczajny i rowy,
najdrosza moja creczko. Kiedy jednak mama
chowa go z powrotem, znw syszy z wasnych
ust hurgot nieproszonych sw: - Patrz! On jest
we mnie, a ja jestem w nim! Mama egna si
znakiem krzya, wzuwa chodaki i otula si
kudat czerwon opocz. Byszczce wosy
zaplata w trzy ciasne warkocze, spina je trzema
srebrnymi szpilkami i co tchu spieszy przez
perlce si od rosy gi ku czarnym murom
klasztoru Gorejcego Serca. yczy sobie
swka z przeorysz. Swko sprawia, e
przeorysza, Im Picicea, psowieje.
- Nie wierz, aby a tak obraano Pana Boga! woa i podnosi raniec do ust, a jednoczenie
prbuje dopatrze si na twarzy mojej mamy
widomych oznak pieka. Bez skutku. Ba,
przeciwnie: mama jest rumiana jak pczek,
wzrok ma roziskrzony, a cer pyszn jak
brzoskwinia, pozostawiona letni por na
parapecie, by dojrzaa w socu. wiato
witania powleka jej wosy blaskiem
bladawego zota. Przeorysza klasztoru
Gorejcego Serca umie jednak dostrzec jeszcze
inne znaczce szczegy. Jej podopieczna ma
liczko spuchnite od paczu. Kosmyki
zotawych wosw, le upite, dyndaj jej luno

u czoa i skroni. Z dygotania doni daje si


odczyta popoch. Im Picicea, przeorysza, ma
wielkie, agodne, pene wesooci oczy i bardzo
ciasny kwef, znaczony cieniem. Na sobie ma
zakonny przyodziewek, tyle e z
najpyszniejszego biaego jedwabiu. Kiedy si
na ni patrzy w przejrzystym, tknitym
mronym powiewem powietrzu poranka,
mona wrcz uzna - jak wanie moja mama e siostra jest przeliczna. Jej twarz ma w sobie
wytworne, rzeklibycie, seraficzne pikno, tyle
na niej agodnoci, wraliwoci, uduchowienia,
tak delikatnie zaznaczone s jej rysy. Twarz
wyciosana, rzeklibycie, z kamienia, podczas
niezliczonych godzin modlitwy i cierpliwej
adoracji. Nie adoracji kamienia, ma si
rozumie, gdy to rwnaoby si panteizmowi
albo bawochwalstwu, o czym mama doskonale
wie. Owa Im Picicea, bieluchna przeorysza,
sprawia wraenie osbki wielce sprytnej i
przemylnej. Tak si wydaje mojej mamie.
(Mama samej siebie nie uwaa za sprytn czy
przemyln). Jest niedziela. Niedziela 4 maja.
Dzie witej Moniki. wita Monika to, jak
wiadomo, patronka wyrodnych matek. Nadal
(jak doskonale pamitasz, prosiaczku) mamy
wczesny poranek. Nie piewa ani jeden ptak.
Pada deszcz. A waciwie mawka. Krople
ddu. Uparty deszczyk, niby to miosierny,
nikogo nie krzywdzcy. Siwy jak gobica,

uduchowiony deszczyk. Deszczyk, ktry zaciera


zarysy dolnej czci doliny, w ktrej wije si
rzeka. Deszczyk, ktry bez reszty zamaza
szczyt Mons Badonicus. Mama i moda
przeorysza przysiadaj na marmurowej awie
w zaciszu klasztornych murw, gdzie zatarte
freski ukazuj a to krla, ktry z dobytym
mieczem rusza na lwa, a to mnstwo innych
rwnie wymylnych scenek, teraz ju nie do
odcyfrowania. Obie niewiasty patrz, jak z
przeciwlegego zbocza bij ku niebu kby pary.
Bliej, przed sob, maj klasztorny ogrjec,
zasnuty jakby srebrn pajczyn, blad i
niewyran. Mokre poacie zieleni odbijaj
bladawe wiato budzcego si ju soneczka. Wic powiadasz, crko, e nigdy...? - zawiesza
gos przeorysza. - Nigdy! Przenigdy! - woa
mama. Przeorysza zatrzymuje wzrok na
czubkach wasnych sandaw, ktre niby dwie
myszki wyciubiaj nosy spod rbka
jedwabnego habitu. - Syszaam niegdy odzywa si wreszcie przeorysza o nowicjuszce,
ktra wybraa si do lasu Calidon na
grzybobranie... Mama prbuje wepchn ma
pistk w rozdziawion paszcz kamiennego
gargulca. - Strasznie lubi, jak pada - oznajmia
przeoryszy. A po chwili: - Jakie adne jest to
szare wiato. Im Picicea ciska drug, woln
do podopiecznej.
- Nawet w ojcowskim ogrodzie? Te nie? - pyta

natarczywie. - Mwiam ju, e nie - tumaczy


mama. - To znaczy, owszem, raz mi si zdarzyo
dotkn korzenia mandragory - wyznaje.
Przeorysza natychmiast puszcza do.
- Dio! - woa. - Dio Santissimo! Musicie
wiedzie, e jako moda mniszka Im Picicea
ukoczya rzymskie fakultety. Osowiaa,
zapatrzona w podoek, siedzi, wzdycha i krci
w palcach koniec zotego sznura, ktrym si
przepasuje. - A zatem jeste pewna, e to
diabe? - pyta.
- Chyba tylko diabe - wzdycha mama.
Przeorysza na to:
- I nie wczya si z chopakami ze wsi? Nie
wdawaa si w pogwarki z ucznikami? Z tym
brunetem, dzwonnikiem z Bretanii? Z
karczmarzem? Moe z garbuskiem naszego
biskupa? Byo co czy nie byo? Mama
umiecha si, bo rana struka wody pieci jej
pistk. Struga sika jej prosto do rkawa i
askocze w pach. - Przyznaj si... - przeorysza
cisza gos do ledwo syszalnego szeptu.
Wzroku nie odrywa od sandaw. - Czy moe
jaki wdrowny mnich podstpem wytumaczy
ci, e wol Bo jest, aby z nim zlega? A moe
ktry grzeszny ksidz ci wmwi w twej
niewinnoci i niewiedzy, e musi zada twemu
ciau rzekom pokut? - Nikt mnie nigdy nie
rucha - odpowiada mama. Przeorysza zasania
sobie uszy. - Nikt mnie nigdy nie rucha -

powtarza duo goniej mama. - Sysz ci,


crko, sysz! - mwi przeorysza.
- W kadym razie nie czowiek - cignie mama.
- I nie tak, jak si to zwykle robi. Przy tych
sowach umiecha si smtnie i zaczyna skuba
rbek kudatej opoczy. - Jeeli sobie yczysz,
moesz mnie wymaca, to zobaczysz - dodaje. Zamilcz, moje dziecko! - ostrzega Im Picicea. Jak moesz uywa takich sw? Dziw, e nie
parz ci w usta. Gdzie ty je usyszaa? W
cieniu kwefu oczy przeoryszy zmieniaj si w
zielone szparki. - Ojciec tak mwi - wyznaje
moja mama.
- Twj wasny ojciec! - gorszy si przeorysza i
oblizuje wargi. Jzyczek ma jak kotka: rowy
i ostry. - Wyznaj mi, moje dziecko - zaczyna
niby od niechcenia - czy to moe twj ojciec
przy jakiej okazji... Oczywicie, mg by na
przykad pijany... Jak si to zdarzyo
biblijnemu Lotowi... - Co si zdarzyo? - pyta z
ciekawoci mama, gdy jej pobona
opiekunka najwyraniej nie ma zamiaru
koczy zdania, ktre tak j gorszy. Przeorysza
bierze gboki oddech. Surow zason
jedwabnego habitu wzdyma jej para
ksztatnych piersi. Przeorysza wwierca ponce,
zielone oczy w chodn kurtyn oparu nad
lasem. Wilgotny biay opar, peen perowego
cienia, coraz gstszy, rozwijajcy si
skbionymi kolumnami na tle szarozielonego

listowia na zboczu. - Moe ci dotyka? - syczy.


- Moe twj ojciec ci... Mama a podskakuje z
wraenia. Odzyskujc nagle swobod wypywu,
woda z paszczy gargulca sika strumieniem i
obryzguje biay habit przeoryszy. Zupenie jak
gdyby gargulec j oplu. - Mj ojciec te mnie
nie wyrucha! - drze si moja mama i tupie
nog w drewnianym sabocie. - Nikt mnie nie...
No, wiesz. Nikt, ale to nikt - dodaje tonem
skargi. - Nigdy nie polegiwaam z mczyzn.
Powtarzam ci to przecie w kko! Mama
podnosi ze cieki spory kamie i z wielkim
impetem ciska go do klasztornej sadzawki. Z
sadzawki tryska wielka fontanna zielonego
luzu i rzsy, plamic rbek biaego habitu Im
Picicei. Mama odwraca si z rkoma na
biodrach i mierzy przeorysz gniewnym
wzrokiem. - A ja, gupia, mylaam, e z caego
wiata ty jedna bdziesz mi chciaa uwierzy! zawodzi. - Mwi ci zupenie powanie, e w
nocy, kiedy spaam, przyszed do mnie diabe.
Uczyni ze mn mroczn sprawk, ale jak, nie
wiem sama, bo nie zostawi ladw. A teraz,
chocia jestem dziewic, spodziewam si
dziecka! Deszcz ustaje nagle. Soce ognist
wczni promienia dga zoty krzy, wieczcy
marmurow ska na szczycie Mons Badonicus.
Naraz jednak jego pomienn chwa
przymiewaj szybujce cienie trzech czarnych
abdzi. Czarne ptaki jak gdyby rozmylnie

zaczynaj kry nad oplecion bluszczem


wie klasztoru Gorejcego Serca.
- Przecie to niemoliwe! - mwi przeorysza.
abdzie odfruwaj z ostrym krzykiem. Gorzej! - dodaje przeorysza. - To blunierstwo!
Mama z dziecic bezradnoci wzrusza
ramionami. - Powiedz mi, czemu ta chmura
podnosi si z lasu na wzgrzu? - pyta
przeorysz. - To chyba niemoliwe, eby pod
wzgrzem pon ogie? Przeorysza podnosi si
z awy i nadzwyczaj starannie zaciska wze
zotego sznura od habitu. Poprawia fady biaej
szaty tak dokadnie, jak gdyby przynajmniej
ich nie dotyczya brutalno wiata, adne
zaburzenie. Na tkaninie zostaje zielona plama
luzu z sadzawki. Dzwon w oplecionej
bluszczem wiey bije siedem razy. Po nim
zaczyna jcze mniejsza, i prdszego serduszka
sygnaturka z dzwonnicy nad kaplic. - Boe! poszy si przeorysza. - Pora na msz!
- O, jak pysznie - cieszy si mama. - Msz to ja
uwielbiam. Im Picicea marszczy brwi.
- Msza jest dla mnie, ale nie dla ciebie, dziecko!
- mwi i potrzsa gow w kwefie. - Ty, zanim
znw bdziesz moga pj na msz, musisz si
wyspowiada u Braciszka Baeja. Mama garbi
si smtnie. Wyglda na tak przybit i
zgnbion t ostatni wieci, e przeorysza
postanawia podej do niej i obj j na
pocieszenie. Czyni to, a potem po czterykro

cauje ma Vivien. Raz w czoo. Drugi raz w


podbrdek. W lewy policzek. I w prawy.
- Prosz! - mwi i umiecha si. - Oto krzy
pocaunkw! Tak mnie caowaa moja matka wyjania jeszcze. - Ten pocaunek oznacza, e
czuwaj nad tob cztery anioy. Anio pokoju,
anio aski Boej, anio witobliwoci i anio
mdroci. - Wielkie dziki - odzywa si mama.
- Ale czy te anioy nie mogy czuwa troch
wczeniej?
Braciszek Baej jest wysoki, chudy jak tyka,
ciemnowosy, skupiony i twardy. Wyglda
zupenie niczym rysik, prosiaczku. Ma poza
tym tylko jedno oko, ponce bkitem w bladej
twarzy. Drugi oczod Brata Baeja jest pusty
i szczelnie zaszyty. Wyznanie mojej mamy
bardzo, ale to bardzo podnieca braciszka. - Jak
gorce byo diabelskie nasienie? - pyta bez
duszych wstpw. Mama nie rozumie pytania,
wic milczy.
- Czy nasienie, ktre ci zaaplikowa diabe,
zaczerpn on moe od twojego ojca za
porednictwem sukuba pci eskiej? - pyta
badawczo Brat Baej. Mama dziwnie w to
wtpi. Bo te prawd mwic, prosiaczku,
moja mama, dziewicza Vivien, nijak nie nada
za biegiem myli spowiednika. Woli si wic
skupi mylami na twardoci klcznika
uwierajcego jej kolana i na mce czowieka na

krzyu, ktry wisi tu przed jej zmruonymi


oczami. Braciszek Baej wcale si nie zraa
milczeniem grzesznicy. - Crko - powiada jej jestemy tu sami jedni, wic miao. Moesz mi
wszyciuteko wyzna pod tajemnic
spowiedzi. Mw prawd, sam prawd, bo
tylko prawda moe ci teraz zbawi!
Obcowanie cielesne z demonami... Ohydne
dze! Bierze wdech w niezomne puca i
szepcze:
- A wic... Zacznijmy od nowa. Mama
posusznie chyli przed nim czoo. Spowiednik
ciekawie si przyglda cienistej pozocie jej
wosw, widocznej poprzez czarny, koronkowy
szal, jaki Vivien narzucia na gow. Pod
koronk wida ciasne sploty trzech zotych
warkoczy. - Gotowa, moje dziecko?
- Tak, ojcze.
- Czy diabe ci obmaca?
- Pewnie tak, ojcze.
- Mw o piersiach, dziecko! Czy ugniata ci
piersi?
- Nie wiem, ojcze.
- Czy ociera si o twoje piersi wielkim,
wzwiedzionym czonkiem? - Nie wydaje mi si,
ojcze. Niby po co?
- Jak dugi by jego czonek? Jakiego koloru?
- Ja nic nie wiem, ojcze. Nie widziaam.
Braciszek Baej egna si znakiem krzya.
Jedynym okiem spostrzega patek upieu na

szalu mojej mamy. Patek jest leciusieki, jak


kwietny pyek niewinnoci. Dziewczyna wydaje
si nie zdawa sobie sprawy z aury erotyzmu,
jak roztacza wok siebie. Skruszona, klczy i
modli si, z domi zoonymi tak ciasno, jak
gdyby chciaa midzy nimi suszy kwiaty. Crko moja - powiada jej Braciszek Baej pytania moje s trudne, lecz bagam ci, skup
si na nich. - Staram si, wielebny ojcze.
- Przypomnij sobie wszystko po kolei.
- Ale co takiego? Pamitam tylko sen,
widziado senne. Czowiek chce o takich
sprawach zapomnie, nie wspomina. Naturalnie, dziecino. Naturalnie. Diabe jest
jednakowo chytrym rozpodnikiem, a nam
wypada go przechytrzy, jeli si tylko da.
Najatwiej nam pjdzie, kiedy na pocztek
przypomnisz sobie w najdrobniejszych
szczegach wszystko, co si dziao w noc, w
ktr z tob polegiwa. Mama rozkleja donie i
zaczyna sobie oglda paznokcie. W duchu
jczy: "O, ja nieszczsna. Trzeba mi byo
wyci skrki przed spowiedzi". Ju nadgryza
paznokie maego palca prawej rki, lecz
powstrzymuje si w por. Znw skada donie
do modlitwy, tym razem jednak zaplatajc
paznokcie do rodka, jak w zabawie, ktr
sobie przypomniaa: Idzie ksidz - powtarza w
mylach Na kazanie (rozplatajc i wywijajc
palce)

- Czy diabe kaza ci obmacywa swe jdra?


- Nie!!! (jak si macie Parafianie!)
- Czy diable jdra byy paskudnie wochate?
Mw, moje dziecko! Czy porastao je czarne,
gste wosie, jak nam podaje bogosawiony
wity Antoni? - Nie wiem! Ja nic nie wiem!
- Za pno na krtactwa, crko, a skromno
take nie jest cnot, gdy stawk staje si dobro
twej duszy niemiertelnej. Wierz mi, dziecko, e
pytam gwoli zbawienia twej duszy, nie przez
wzgld na ciao. Ciao jest niczym wicej jak
sukni, jak wdziaa, sukni teraz ju
splugawion. Dopiero kiedy odrzucisz ow
sukni, naga nagoci duszy niemiertelnej
bdziesz umiaa wstpi w wieczno. Braciszek
Baej pociera pusty oczod perowobladym
palcem. - Crko, czy braa diabli organ w
usta?
- Ojcze, co te...!
- Mw! Kaza ci tak zrobi, prawda? Usiad ci
okrakiem na szyi i zmusi ci, by mu ssaa
czonek? A potem... Mw, czy potem nie kaza
ci wzi swych kosmatych jder w donie i
cisn je, gdy si gi w spazmie? - Po c
miaby to robi? Dlaczego miaby mnie do tego
namawia? Co to ma wsplnego z dzieckiem,
jakie mi zrobi? Co, ojcze? - Ach, cru moja,
cru. Dopiero teraz widz, jak mocno i
gboko tkwisz w diabelskich szponach. Mw
jednak! I nie kam. Zastanw si dobrze. Przez

wzgld na swoj dusz niemierteln. Czy


zabawiaa si diablim organem? - Nie, ojcze.
- Czy stwardnia?
- Czy kto stwardnia?
- Diabli organ! Wwczas, gdy si nim bawia.
- Nie bawiam si nim. Ju mwiam.
- Wic stwardnia, mimo e si nim nie
zabawiaa?
- Na to wychodzi.
- I diabe nie dotyka ci ni troch?
- Ja nic nie wiem, ojcze.
- Chcesz mi wmwi, e odbya cielesny
stosunek ze Zym, nie wchodzc w namacalny
kontakt z jego czciami wstydliwymi? Mama
krci gow. Chusta zsuwa jej si z gowy.
Wida, jak bardzo mama jest blada i przejta.
- Jeszcze mnie nigdy nikt nie wyrucha, prosz
ojca. Braciszek Baej odwraca jedyne oko ze
zgroz i egna si znakiem krzya. Przepraszam - mwi mama. - Wiem, e tak si
nie mwi, ale w ten sposb atwiej mi dotrze
do braciszka. Wiem, co to jest to "ruchanie",
ale go nie zaznaam. To znaczy tylko raz, we
nie. We nie, ktry braam za sen, ale ktry
mg na mnie zesa tylko diabe, bo przecie
spodziewam si dziecka. Ochrypy, szorstki
gos mnicha znowu przechodzi w szept. Powiedze mi, moje dziecko...
Wybrandzlowaa go pierwej? Mama marszczy
czko.

- Czy go wy... co?


- Mona std wysnu liczne wnioski - mruczy
do siebie Brat Baej - mogce si na przyszo
okaza uyteczne dla Kocioa, Matki Naszej. A
pod adresem klczcej dziewczyny rzuca:
- Czy nasienie, ktre wyprysno z diaba, byo
gorce, czy piekco zimne? - Czy co byo
gorce? - zdumiewa si mama.
- A czy patrzya, jak ci cieka po piersiach? dopytuje si Braciszek Baej, a w jego gosie
pobrzmiewa lekka histeria. Czy spogldaa, w
ktr stron pyn piekielne spermatozoa? Co? Co?
- Czy wcieraa w siebie lepk ciecz rozrodcz
szatana? Czy wsadzaa j sobie w intymne
zakamarki? Czy oblizywaa palce, ktrymi
ciskaa rogaty czonek przy wytrysku? - Nie!
- woa wniebogosy mama. - Nie! Nie! Nie!
- Ciszej, moje dziecko. Pokj z tob. Tylko
wyznajc w peni grzech, dostpisz penego
rozgrzeszenia. Powiedz, czy poykaa
diabelskie nasienie? - O jakie nasiono ci
chodzi? - dziwi si moja mama.
- Co prosz?
- Nie widziaam adnych nasion, ojcze. Ani
gorcych, ani zimnych. Widziaam tylko diaba
- wyjania rezolutnie moja mama. Braciszek
wzdycha bolenie. Siga do czarnego mankietu
sutanny po upakan smarkiem chustk i
ociera sobie czoo, na ktrym perli si pot. -

Diabe upatrzy ci sobie na oblubienic owiadcza. A skoro tak, to musisz by albo


niepomiernie gupia, albo te niepomiernie
sprytna. Nie umiem pozna, czy taka, czy taka.
- Szatanie, ty okiem, ty dz! - huczy moja
mama.
- Prosz? - Braciszek Baej a zamruga.
- Szatanie - chrypi mama basowym gosem,
ktry pierwszy raz wydoby si z niej przed
zwierciadem. - Szatanie, ty okiem, ty dz!
Ty samoistn, samookrelon, samochwalcz,
samoudrczon, najnisz z najwyszych
wysokoci! Brat Baej zaciska powiek, moe
w nadziei, e wszystko przejdzie samo. Wracajc do tematu twej spowiedzi - zaczyna
po dugim namyle - pragn ci wyjani, o ile w
istocie trwasz w stanie bogiej niewiedzy, nie
za drwisz ze mnie zoliwie, ze mnie, twojego
duchownego ojca, udrczanego zwidami i
odraajcymi sztuczkami, wiedz, e kiedy
mwi o nasieniu, mam na myli w ohydny
pyn, za ktrego pomoc diabe przenis (jak
mnie zapewniasz) si za w obrb twego ona.
Mylisz si wic, jeli mniemasz, e rozprawiam
o ogrodnictwie. Mama potulnie przytakuje, lecz
czyni to, zdaje si, po to, by wygna z siebie
moc, ktra obniya jej gos o dwie oktawy i
zmusia do perory o szatanie. - Rozumiem mwi wreszcie cichutko i z wielkim rozsdkiem
pyta: - Ale posuchaj, ojcze: co by si stao,

gdybym rzeczywicie pokna to, jak je


nazywasz, nasienie? Choby i diabelskie
nasienie? Od tego nie robi si dzieci. Nawet ja
to wiem. A ty nie wiedziae? Braciszek Baej
psowieje. Rumieniec wypeza mu na suche
policzki jak szminka. Braciszek mruga
nerwowo. Prdko chowa twarz w doniach. W
ogle sprawia wraenie kogo, kto tumaczy
wasne myli z jednego jzyka na inny, sabo
wyuczony. - Wiem, dziecko, czym s dze mwi, dobierajc kade sowo z
pieczoowitoci, w ktrej pobrzmiewa fasz. Jednak chu diaba przerasta wszelkie dze
miertelnikw. Milknie, cho mamie wydaje
si, e nie ma po temu najmniejszego powodu.
Odrywa blade donie od twarzy i z
namaszczeniem przyglda si dziewczciu.
Czyni znak krzya, nie zwyczajny, lecz po
bizantyjsku, od prawej do lewej i za pomoc
trzech zoonych palcw, w tym kciuka. - Zatem
do rzeczy - mwi. - Twierdzisz, e diabe uczyni
z tob mroczne dzieo? - No, tak mi si wydaje.
- Wydaje ci si? Jak to? Nie jeste pewna?
- Pewna to jestem tylko tego, e mam mie
dziecko mwi mama. - Ju drugi miesic z
rzdu nie mam okresu. Rano mnie mdli. Chyba
mi puchn piersi. Wychodzi na to, prosz ojca,
e jestem w ciy. A przy tym nadal jestem
dziewic. Brat Baei nieoczekiwanie podaje
ciao w przd i wwierca si w mam

spojrzeniem jedynego oka. Oko migocze przez


kratk konfesjonau jak czubek rozarzonego
pogrzebacza. - Wyznam ci szczerze, co gnbi
m dusz, dziecko - zaczyna. - Amen, i niech
tak si stanie. Wszystko, o czym mi tu plota,
to duby smalone. Albo gorzej ni duby, bo duby
s niewinne, a ty, dziecko, blunisz!
Przychodzisz tu optana diabli wiedz jakim
wystpkiem, a nadto rozparzona od zowrogich,
lepkich fantazmatw, wynionych noc w
ku, a twym zamiarem jest zatru i splugawi
myli witobliwego ma, ktry stara si
najlepiej jak umie wie w czystoci ywot
chrzecijaskiego pustelnika! Mama patrzy
zdumiona na mnicha, uwiadamiajc sobie, i z
twarzy spowiednika, ktry j tak gromi, nie
znika umiech mao stosowny w tych
okolicznociach. - Blunierstwo to zowrogi
grzech - cignie Braciszek Baej. Blunierstwo stanowi zniewag i obraz nie
tylko Boga, ale i jego sugi, a twego
duchownego ojca, to jest mnie! Ten rodzaj
grzechu gorszy jest po stokro od zwykych
grzechw ciaa, takich jak caowanie czerwonej
obwdki wok diablego napletka, lizanie
diablego organu czy zgoda na to, by diabe
wsadza swj parzcy zimnem lub gorcem
czonek w twoj mysi dziurk, zarazem diabl
sztuczk zostawiajc hymen bez uszczerbku.
Mama na powrt otula gow czarn chust,

zasaniajc ponce policzki. To, co opowiada


mnich, budzi w niej lk i odraz. - Wybacz mi,
ojcze - kwili. - Ach, wybacz mi, wybacz. Trzeba
ci wiedzie, prosiaczku, e dochodzi poudnie.
Klasztorne re zaczynaj gubi patki i
odsaniaj serca. Licie wielkiego drzewa,
ktre ocienia cel mnicha, kurcz si i kn w
socu. - Odpokutuj za blunierstwo - mwi
mama - lecz wiedz, e mwi szczer prawd. To niemoliwe!
- Moesz mnie zbada, jeeli tak mylisz! podsuwa pomys mama i rumieni si pod
czarn chust. - Rozmyliam si, prosz ojca.
Niech mnie zbada siostra przeorysza!
Braciszkiem wstrzsa drenie. Zarazem mnich
modli si gono i prdko po acinie. Oczy ma
szeroko otwarte. Kiedy koczy, pyta:
- Czy jeste czarownic?
- A co, wygldam na czarownic? - pyta moja
mama. Brat Baej pomija t kwesti
milczeniem. Zamiast co odrzec, z umiechem,
lecz stanowczo kadzie praw do na czole
mamy i intonuje z powag: - Zaklinam ci w
imi gorzkich ez wylanych na krzyu przez
umczonego Zbawiciela naszego Jezusa
Chrystusa gwoli odkupienia wiata, a tako w
imi ez gorcych wylanych nad Jego ranami
onego dnia przez bogosawion Dziewic
Maryj, matk Jego, a jeszcze w imi
wszystkich ez wylanych na wiecie przez

witych Paskich i reszt umiowanych sug


Boga Jedynego (ktry w Swym miosierdziu
otar ju z ich oczu owe zy), aby, o ile jeste
niewinna czarw, rozpakaa si rzewnie lub,
jeli winna czarom, aby tego nie czynia
adn miar, w imi Ojca i Syna, i Ducha
witego, amen. Braciszek Baej odejmuje
do od czoa i wyciera j o manipularz.
Wysoko nad cel wiergocze na niebie
skowronek - ttno soca. - e jak, prosz? pyta moja mama.
- A wic nie umiesz paka?! - cieszy si z gry
Brat Baej. - Oczywicie, e umiem paka.
- To czemu nie masz w oczach ez? - pyta mam
Brat Baej. - Uwaaj, dziecko, co czynisz.
Znam ja wasze wiedmie sztuczki, kiedy to
robicie paczliwe miny i smarujecie policzki i
oczy plwocin, by si wydawao, e paczecie.
Bg nie spuszcza ci z oka, crko. Nie uda ci si
Go omami. - Tereferekuku! - przerywa
bezceremonialnie moja mama. - Jeszcze jak
umiem paka, tylko najpierw musz mie do
tego jaki powd. - Tereferejak? - pyta mnich,
miejc si od ucha do ucha. Cay si trzsie z
wciekoci. - Przebacz mi - mwi mama. - Nie
powinnam bya tak pytlowa. Nie miejsce i nie
pora na tereferekuku, czy nawet na kurcz,
kuchnia i ko by si umia. Ale wierz mi,
naprawd ko by si umia. Wybacz mi, ojcze,
e to powiem, ale to, co wygadujesz, to ju nie

terefrekuku, tylko kuku na muniu! Mama


przyglda si gracko przedziurawionym
stopom na krucyfiksie, ktrego prawie ju
dotyka nosem. Zamyla si i dodaje: - Bo, na
przykad, kiedy drugi raz nie dostaam okresu,
pakaam ca godzin. A kiedy szam tu przez
las, eby si wyali matce przeoryszy, te
pakaam, i to tak, e a mi twarz napucha.
Jak nie wierzysz, moesz si jej spyta. Zaprzeczasz wic, jakoby sama si szczypaa w
policzki, by wyglday na czerwone od paczu?
I e wysmarowaa sobie powieki plwocin? Terefere, terefere, a kuku zrb sobie sam! wykrzykuje mama, bliska miechu. - Wszystko
bzdura i kuku na muniu. Pewnie, e umiem
paka, i pewnie, e nie smaruj si plwocin, i
pewnie, e nie jestem czarownic, a we nie nie
byo adnych nasion, niewane, czy zimnych,
czy gorcych, ani adnych plam po tych twoich
obrzydliwych gupich cieczach. We nie by
tylko diabe! A poza tym to by tylko sen. Jake, sen?
- Nie, to byo jak we nie - poprawia si mama i
gestykuluje, by odmalowa przed
spowiednikiem sytuacj. - Bo, tak naprawd,
nic a nic nie czuam ani nie widziaam, ani
nawet nic nie robiam, wierz mi. Musiao mi
si to przydarzy wtedy, kiedy wyniam, e si
zdarza, z diabem i ca reszt kramu, bo teraz
bd miaa dziecko, a przecie ja nigdy w yciu

si nie zbliyam do mczyzny. Nawet eby


piewa kantyczki w duecie. A bonk te mam
nietknit. Braciszek Baej po cichu odmawia
ca dziesitk raca, tak zajadle, e nawet
nie wzdycha. Jedyne oko zasania sobie
perowobladymi domi, przez co odcina si od
wiata. Gdy si wreszcie odzywa, mwi gosem
jak z ambony - gosem, w ktrym brzmi
ekstaza i mdro, chocia nie zawsze w
jednym i tym samym zdaniu. - Dwa lata
upywaj - zaczyna - od Wielkiego Czwartku,
kiedym to sucha spowiedzi w przybytku
witego Ciernia w Glastonbury. Tame
uklkn przede mn pewien mody czowiek i
chocia Koci, Matka Nasza, w swej
odwiecznej mdroci zabrania mi oczywicie
wyjawi treci jego wyznania, wolno mi
zauway, e gdy si spowiada przede mn,
wykrzykn wielkim gosem: "Ojcze wity,
pomocy, albowiem postradaem czonek!"
Przyznam ci si, dziecko moje, e oniemiaem i
zapomniaem wrcz jzyka w gbie, ogupiay
niby ta kaczka, kiedy strzeli piorun. Jednake
zwracajc si o askawe ordownictwo do
witej Pelagii Pokutnicy, owej tancerki z
Antiochii, ktra dopenia ywota przebrana za
mczyzn w jaskini na Grze Oliwnej,
uzmysowiem sobie, i nie godzi si zbyt atwo
dawa wiary sowom skruszonego grzesznika,
zwaszcza jeli w opinii ludzi mdrych

lekkomylnoci jest bra takie wyznanie za


dobr monet. Poprosiem tedy grzesznika, aby
askawie zwlk z siebie porcita. Gdy tak
uczyni, w mig pojem, o czym mwi. Midzy
nogami, moje dziecko, by w mody czowiek
gadziusieki jak lalka. Nigdym nie oglda
jeszcze takiej gadzi, nawet u wgorzy ani w
bryle wosku. Znw wic przyszo mi prosi o
wsparcie bogosawion wit Pelagi. Z jej to
bowiem natchnienia zapytaem owego
modzieca, czy podejrzewa moe, kto
czarnoksisk sztuczk doprowadzi go do tak
aosnej postaci. Modzieniec odrzek, i w
samej rzeczy ywi niejakie podejrzenia, lecz w
kto, czy raczej owa kto, dawno wyjechaa i
zamieszkaa w Carlisle, opodal rzymskich
wodotryskw. Rzekem mu wic: "Ruszaj do
Carlisle, modziecze. Znajd ow osob przy
rzymskich wodotryskach i korn mow li te
sodk prob sko j, by si ualia nad tob.
Padnij przed ni na kolana. Plwaj na wasn
pier. Obiecaj, e si z ni oenisz, jeli tylko
zgodzi si przywrci ci twj mski wyrostek w
jego dawnym ksztacie". Modzieniec wyruszy
w drog i doczoga si mimo wszystkie trudy
do Carlisle, gdzie klkn przed ow osob.
Nim upyno niedziel kilka, wrci do
Glastonbury i podzikowa mi ze zami w
oczach, mwic, i ozdrowia i odzyska
wszystkie czonki. Wierzyem wprawdzie jego

sowom, lecz idc znowu za porad


bogosawionej witej Pelagii, uwierzytelniem,
co mi opowiedzia, przekonujc si o
prawdziwoci jego sw na wasne oczy. Za
czym uklklimy rami w rami, by odmwi
modlitw dzikczynn. - A czy polubi tamt
czarownic? - pyta moja mama.
- A skd - wzdycha Brat Baej. Mama na
klczkach zastanawia si nad przypowieci.
Historia wydaje si jej wzruszajca, lecz w
aden sposb nie pasuje do jej wasnego
pooenia. Mama ma ochot powiedzie to
gono, lecz nim udaje jej si odzia t myl w
grzeczne sowa, mnich podejmuje wtek. Ba,
wydaje si wrcz zapomina, e tkwi w
konfesjonale, a nie na ambonie, bo ku
zaskoczeniu mamy wdaje si w kazanie.
Melancholijnej treci, prosiaczku. Kac za,
umiecha si bez przerwy. KAZANIE
BRACISZKA BAEJA
- Czytanie z Ksigi Tobiasza, rozdzia szsty grzmi Braciszek Baej. - "Albowiem ci, ktrzy
chuci swojej zadoczyni, nad tymi czart ma
moc". Wiedz, creczko moja, e byo w
Macedonii mode dziewcz, ktre uwierzyo, i
ze moce przemieniy j w klaczk. Do cna
zapara si owa dzieweczka w faszywej wiedzy,
a z ni i jej matka, a wraz z matk ojciec, a
tako bracia i siostry, cho trzewej natury, a
nadto wielu macedoskich przyjaci owej

rodziny. Wszystkie te duszyczki, patrzc na


mode dziewcz, mniemay to samo co ona,
mianowicie, ie ogldaj klaczk. Chc rzec, w
owej dalekiej Macedonii widziano w miejscu
dziewczcia... rebaka pci eskiej!
Dzieweczka owa umylia jednak klkn przed
obliczem witego Makariusza Starszego,
ktry dawno schowa si przed pokusami
ywota w pustaciach Sketis, a takiej by wiary,
e diabe najmniejszego nie mia przystpu do
zmysw jego, wic co za tym idzie, kiedy
przywiedziono dzieweczk przed pustelni
gwoli uleczenia, ujrza Makariusz niewiast,
nie rbk, cho wszyscy inni gono powiadali,
ie maj przed sob najprawdziwszego konika.
Wiedz, i dobry Makariusz, dziki modlitwie,
suplikacjom, postom i dobrym uczynkom,
uwolni dzieweczk, jej krewnych, a nawet
ssiadw od owych koskich omamw, po
czym wszem wobec ogosi, i nieszczcie owo
przytrafio si dziewczciu, gdy za mao
gorliwie przykadaa si ona do suby Boej,
gardzia yciem duchowym i miaa zwyczaj
stroni od Sakramentu Pokuty i od Ofiary
Mszy witej. Ta oto szczelina w jej zbroi
bogobojnoci pozwolia diabu wspomc niecne
zamiary modzieca, ktry zapragn posi
owe dziewcz, a kiedy dziewcztko nie chciao
si podda jego dzom, diabe podszepn
modziecowi, by ten wszed w pakt ze starym

ydem czarownikiem, na co w yd czarownik


tak zbaamuci dziewczyn, e ta, zwiedziona
diabl moc, zmienia si dla wiata w konia.
Gdy moja mama na klczkach sucha tych
sw, na jej twarzy pojawia si wielka
niepewno. - Uchybiam Panu! - wykrzykuje
cieniutkim gosikiem i chyli czoo, uderzajc
nim w ostr kratk konfesjonau. - Wybacz mi,
Boe, wybacz! Zgrzeszyam, zgrzeszyam, ach
jake okropnie zgrzeszyam! Ma zacinit
pistk bije si trzykrotnie w piersi. Po ptora
ra na pier, braciszkowie. Finezyjna kratka
konfesjonau mile uwiera w czoo, zostawiajc
na nim znaki niby ukszenia pche albo
stygmaty. - Litoci! - szepcze mama. - Litoci!
Zmiuj si nade mn, Maryjo! Maryjo, matko
miosierna! Kiedy to mwi, jej gos na powrt
staje si gboki i szorstki. Braciszek Baej nie
zwraca jednake uwagi na to kolejne
objawienie basbarytonu u grzesznicy.
Najspokojniej w wiecie cignie swoje kazanie:
- "Albowiem ci, ktrzy chuci swojej
zadoczyni, nad tymi czart ma moc".
Zaprawd, tak jest powiedziane i tak jest. Dla
wasnego dobra i korzyci diabe potrafi
zepchn dobrego czowieka ze cieki cnoty
albo, co gorsza, odrze go z takich doczesnych
radoci, jak gotwka, sawa i przymioty ciaa.
Takiej samej lekcji udziela nam przykad
bogosawionego Hioba, ktrego diabe

pognbi w tene sposb. Owe jednak


diabelskie szkody nie maj swego rda w
duszy, a przeto ludzie dotknici nieszczciem
nie mog brn i nie brn w grzech, cho mog
czu tak pokus, cielesn lubo te duszn.
Skrajnej bowiem uudy - podobnej do
zudzenia macedoskiej dzieweczki, majcej si
za klaczk - diabe nie jest w mocy narzuci ani
biernie, ani te czynnie ludziom dobrym.
Czynnie nie moe, powiadam, gdy diabe nie
umie zamci zmysw ludziom prawym, tak
jak je zamc tym* ktrym nie dostaje stanu
aski. Biernie za, powiadam, te nie moe, jak
choby wwczas, kiedy z moc pozbawia
nieprawych ludzi ich czonkw mskich. Zwa
bowiem, i nawet za ywota bogosawionego
Hioba diabe nie umia ani na sposb bierny,
ani te czynny podej owego Hioba, zwaszcza
ju na sposb bierny, odbierajc mu narzdzie
dz cielesnych. Hiob bowiem, jako m
wielkiej wiary, otwarcie gosi: "Zawarem z
oczyma przymierze, by nawet nie spojrze na
pann, nie mwic ju o onie bliniego". A
jednak, crko... A jednak, dziecko moje, diabe
dobrze wie, jak wielk moc roztacza nad
grzesznikami wszelkiej maci i rodzaju - co
moesz wyczyta u witego ukasza w
rozdziale jedenastym: "Gdy mocarz uzbrojony
strzee swego dworu, bezpieczne jest jego
mienie". Tej samej nauki udziela nam

przypowie o ubogim kmieciu i jego crce,


ktrzy jechali wozem penym dobra na targ do
Jeruzalem. Na gocicu opadli ich zbjcy i
odarli do cna z wszelkiego mienia, nie
zabrawszy jeno garsteczki klejnotw, ktre
crka ukrya przezornie w swych czciach
rodnych. A kiedy zbjcy odeszli, crka oddaa
ojcu klejnoty, by uradowa serce jego. Ojciec
za rzek do crki: "Ach, daby dobry Bg, by
zamiast ciebie jechaa dzisiaj ze mn twoja
matka. Ocalilibymy i konia, i wz". Zaprawd
wic jeeli kto spyta o omamy tyczce czonkw
mskich, owszem, skoro diabe nie umie w
sposb bierny narzuci tutaj swej woli ludziom
bezgrzesznym - a to z tej przyczyny, e
czowiekowi w stanie aski Boej oszczdzona
jest prawda, gdy w dobroci swojej postrzega
swj czonek na zwykym, przyrodzonym
miejscu, cho zarwno wiadectwo zmysw,
jak opinia blinich podpowiadaj, e diabe
porwa mu w jego organ i ukry - wic jeli
kto o to zapyta i jeli nawet uznasz, e diabe
zdolny jest do tak bezkarnych uczynkw, c z
tego? Czy wiat stanie w miejscu? Czy czas
wywrci si na nice? Czy Salomon w caej
swojej chwale zayczy sobie Numerka z
Rkawem? Nie, nie i nie! Nie, do pioruna! Co
za z tego wynika, gseczko, jak noc wynika z
dnia, a ten znw z nocy, e chocia czowiek w
stanie aski Boej zdolny jest spostrzec utrat

czonka u bliniego swego - na tyle bowiem


diabe jest w stanie zamci umysy dobrych
ludzi - tene sam prawy i bezgrzeszny czowiek
w stanie aski nie potrafi biernie pozna
podobnej utraty u samego siebie, z tej
mianowicie przyczyny, e nie poddaje si on
chucil Aby odczu strat, potrzeba wpierw
dzy. Amen. Z tego za wynika, e - niechaj
Bg nas bogosawi i strzee prawdziwa jest
take rzecz odwrotna, mianowicie, jak mwi
anio do Tobiasza: "Kiedy kto luboci swojej
zadoczyni, nad tym czart ma moc".
Zacinite powieki mojej mamy nabrzmiewaj
zami. Po chwili mama szlocha ju cichutko i
bije czoem o krucyfiks. - Panie nasz! - cignie
kazanie Brat Baej. - C nam tedy mniema
w witym miosierdziu naszym w kwestii
wiedm, ktre idc za diabelsk rozrywk,
zbieraj wielk liczb mskich czonkw,
czasem wrcz po dwadziecia, trzydzieci albo i
trzydzieci pi, i trzymaj je zniewolone w
ptasim gniedzie albo zamykaj w pudle do
robtek, gdzie biedne bezpaskie organki
egzystuj niczym ywe istoty, poywiajc si na
podobiestwo wygodniaych koni owsem i
ytem, o czym nam zawiadczaj rozliczni
wici Kocioa oraz podania ludowe? (Gdy
czonek mski pozbawiony pana ywi apetyt
jak kade yjce stworzenie i aby y, aknie
poywienia i wody). Powiadam ci wic, dziecko

moje, opamitaje si i otrznij z diabelskich


podszeptw w imi aski Boej, a te przez
wzgld na ordowniczk nasz wit Pelagi i
jeli nie jest ju za pno, uznaj, i wszystko to
narzucone ci jest, zawyrokowane i sprawione
widami diaba na mocy diabelskiej iluzji, gdy
zmysy ludzi ogldajcych rozhasane czonki w
pudle do robtek zmcone s w sposb, jaki ci
wyoyem. A czemu? Dlatego, e pewien czek
w Carbone rzek mi, i gdy utraci czonek,
uda si do znanej w tamtych stronach wiedmy
i kaza go sobie przywrci. Wiedma polecia
nieszczliwcowi wspi si na jeden z
pobliskich cisw i wybra sobie dowolny
instrument z gromadki, jak znajdzie w ptasim
gniedzie. A kiedy w czek skwapliwie chwyci
za najwikszy czonek, wiedma rzeka do
niego: "Ten zostaw, bo to proboszcza parani".
Braciszek Baej byska okiem przez kratk.
- I dlatego wanie - koczy kazanie - i dlatego
wanie wiemy, i wszystkie te sprawki czynione
s przez diaba za spraw iluzji i czarw na
sposb, jaki ci tutaj opisaem, czyli przez
zamcenie zmysu wzroku i przeinaczenie
obrazw widzialnych w wyobrani. Nie dawaj
wic posuchu heretykom, ktrzy ci wmawiaj,
i mskie czonki w ptasich gniazdach i pudach
do robtek to wanie same diaby udajce
czonki, gdy to nieprawda. Owszem, zdarza si
czasami, e diaby ukazuj si wiedmom pod

postaci czonkw i tym sposobem tocz z


czarownicami pogwarki, a bywa, e bezlikiem
haniebnych sposobw obcuj wwczas z
wiedmami jeszcze bliej, ale ten rodzaj czarw
osigaj sposobem atwiejszym, to jest
wysysajc wewntrzne wyobraenie organu z
zapasu wyobrae w gowie wiedmy, po czym
odmieniony wizerunek odciskajc w wiedmiej
wyobrani. Gdy jak powiada wity Tomasz:
"Tam gdzie jest moc anielska, tam stpa i
anio". Przez anioa Tomasz rozumia
niewtpliwie diaba. A czemu? Temu, crko, i
diabe niegdy sam by najwikszym z aniow,
nioscym wiato Lucyferem, anioem
najbardziej przewrotnym, nieubaganym
wrogiem oraz kusicielem ludzkiego rodzaju,
bogiem tego wiata, kosmatym diabolosem,
rkodzielnikiem grzechw ciaa, moc, dla
ktrej ciao jest odpadkiem, niczym, i ktra
dlatego potrafi by nicoci dla ciaa albo te
tego ciaa stwrc oraz wadc, niby Bg.
Diabe jest bowiem Bogiem, tyle e takim,
jakim go pojmuj istoty upade. Powiedziane
jest u witego Pawa, e sam Szatan bdzie
przemieniony w anioa wiatoci. Tako i u
proroka Izajasza: "Jake to spade z niebios,
Lucyferze janiejcy, synu Jutrzenki". A
wreszcie sam Pan nasz gosi, e ujrza Szatana
jako byskawic spadajc z nieba. Radz ci
wic, crko, rozway to, co powiedziaem, w

sercu twoim, pilnowa si i modli, ba si


Dnia Sdnego, a te i mki wiekuistej w piekle.
W imi Ojca i Syna, i Ducha witego! - Amen
- mwi moja mama. Po jej zapadych
policzkach spywaj zy i rozpryskuj si na
doniach, kurczowo ciskajcych kratk.
Braciszek Baej przyglda si temu nie bez
szorstkiego wspczucia. - Powiedziane jest zauwaa - i aska ez to najwikszy dar zesany
pokutujcym grzesznikom. Sam wity Bernard
poucza, e zy skruszonych pyn prosto do
nieba, wiercc najbardziej niewzruszon
opok. - Ale ja nie jestem wiedm! - szlocha
mama. - Masz moje zy na dowd! Nie jestem!
Mog sobie by okropn ciarn dziewic,
winn blunierstwa, zgoda, ale nie jestem
wiedm! Braciszek Baej krci gow.
Wzdycha. Umiecha si wreszcie.
- Czasem i pacz potrafi by diabelsk sztuczk
- przypomina. - zy niczego nie dowodz u
wiedmy. Diabe je wyciska, oczywicie jeli
Bg zezwoli. - Dlaczego? - pacze mama. Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? - Dlatego, e
niewiecie dane s z przyrodzenia trzy rzeczy:
talent do tkania, pakania i gania - powiada
jej Braciszek Baej. - Nic to, dziecko moje.
Odmy te roztrzsania do jutra. Tak, crko.
Wrcimy do rozmowy wtedy, kiedy ci zbada
siostra przeorysza. A tymczasem mdl si. Gos
mojej mamy opada sam z siebie o kilka oktaw

niej. Z jej ust sypi si basowe sowa: Adonaju, Zebocie, Adonie, Shadaju, Elionie,
Tetragrammatonie, Eloju, Elohimie,
Messjasie... - Ma by modlitwa, nie adne
haasy! - napomina j Braciszek Baej. - Chc,
ojcze, ale nie mog. Nie wiem, co mnie naszo...
- Modlitwa jest najdoskonalsza wwczas wtrca Brat Baej - gdy si modlimy nie
wiedzc, do kogo. Mimo wszystko, ku
wielkiemu zaskoczeniu mamy, Braciszek Baej
zadaje jej pokut i rozgrzesza. Ba, bogosawi
j. Ju bez umiechu. A potem mruga do niej.
10 Patrzcie! Jam dniem wczorajszym! Patrzcie!
Jam jest dniem dzisiejszym! Patrzcie, jam jest
wrogiem jutra, ty za, Szatanie, ty okiem, ty
dz, Adonaju, Zebocie, Adonie, Szadaju,
Elionie, Tetragrammatonie... Jednym sowem,
braciszkowie, ruszamy. Innymi sowy - mam
nadziej, e ju pojmujecie? To ja jestem owym
basowym gosem, ktry przemawia z mojej
mamy. 11 (1) Numerek z Rkawem. (2) Dwr
Diany. (3) Suka gonica jelenia i pidziesit
czarnych brytanw gonicych za suk. (4)
Wolna wola. (5) JHWH. (6) Wcznia
Longinusa. (7) Kto pisze t ksik? (8) Mskie
czonki w pudach do robtek, itp. (9) Miecz
tkwicy w skale. (10) O naturze za. (11) Jak
brzmi pytanie do witego Graala. (12) Moje
liczne narodziny i mierci. (13) Krl Artur i
rycerze Okrgego Stou. O tym wszystkim,

midzy innymi, bd tu zaraz opowiada. 12


Klasztorna cela Im Picicei wieci pustk. Jest
tu tylko gliniany dzban. Drewniany st. Figura
Bogosawionej Maryi, cznie z wem
zdeptanym pod stopami. Krucyfiks. elazne
ko z czarnym siennikiem. I wiszca na haku
brzozowa rzga. Zalkniona, samotna dziewica
Vivien, przychodzc noc do celi przeoryszy
zauwaa z pocztku tylko tyle. Dopiero pniej
zdaje sobie spraw z innych szczegw
wystroju. W pamici utrwala jej si jednak
owo pocztkowe wraenie, obraz surowej
prostoty. Wiatr skowyczy w dugich
krugankach, naszeptuje w sekretnych
zakamarkach klasztoru Gorejcego Serca.
Zblia si pora pomidzy komplet i jutrzni.
- Brat Baej mnie tu przysa - zaczyna moja
mama. A dlaczego, to chyba wiadomo. W jej
gosie pobrzmiewa hardo, ktrej mama wcale
w sobie nie czuje. Mama klka i cauje
piercie na palcu Im Picicei. Przeorysza nie
odpowiada ani swkiem. Pochyla nieznacznie
gow, dajc do zrozumienia, i w samej rzeczy
rozumie doskonale, jaka jest przyczyna nocnej
schadzki, i zamiatajc chodnymi poami biaej
szaty, spieszy zapali dwie wiece przed figur
Dziewicy Maryi. Klka zaraz i zatapia si w
modlitwie. Mama zauwaa od niechcenia:
- Cigle si dziwi, e braciszek chce to
sprawdza. Uczono mnie, e ludzie dobrzy

natychmiast odrni prawd od faszu.


Pogrona w modach przeorysza nie zwraca
na ni uwagi. Mama, przeraona, e znowu
palna co, co wiat wemie za blunierstwo
lub oznak pychy, cho przecie chciaa tylko
zagada strach, jaki czuje w sercu, rzuca si na
klczki obok postaci w bieli. Im Picicea nie
zaszczyca jej choby krzywym spojrzeniem i w
tej samej chwili, kiedy kolana mamy dotykaj
posadzki, sama podrywa si z klczek i w
energicznym utrapieniu ducha zaczyna kry
po celi. - Co si stao? - pyta j moja mama.
Przeorysza pilnuje si, by ani przez sekund nie
spojrze na klczc.
- Wisielec! - mamrocze pod nosem,
przydeptujc czubkiem sandaa rbek habitu. przepraszam, nie dosyszaam - odzywa si
mama.
- Wiea trafiona byskawic! - terkocze Im
Picicea, nie przestajc kry. - Bazen!
Papieyca! Amarant! - Co to znaczy Amarant?
- pyta mama.
- Chodzi chyba o bosk powiat - zbywa j
zakonnica takim tonem, jakby prbowaa
powiedzie co innego. - Rozumiem - mwi
mama. - Nie. Nic nie rozumiem. Co te matka
wygaduje? Przeorysza staje w p kroku. Za
sob ma jedyne okno celi, wskie i
funkcjonalne, bo zaprojektowane z myl o tyn,
by dopuszcza do wntrza powietrze i wiato,

lecz broni widokw wiata, ktre mogyby


zmci skupienie mieszkanki. Ksiycowe
wiato wscza si przez okno strug blasku,
sprawiajc, e biaa szata przeoryszy wydaje
si jeszcze bielsza. Oczy Im Picicei zieleniej,
ocieniane kornetem, kiedy zakonnica patrzy na
wysokie ciany z kamienia. Najwyraniej
przychodzi jej do gowy, e wiato ksiyca,
nawet w poczeniu z pegajcym blaskiem
wieczek zapalonych przed figur Matki
Boskiej, to iluminacja zbyt skromna. Siga
wic po cztery pochodnie z sitowia i zapala je,
po jednej w kadym z naronikw elaznego
ka, gdzie pon niczym cztery sine, gorejce
pici. Uporawszy si z tym, zauwaa: - Mwi
o czarnoksistwie, moje dziecko.
- Nudy! - krzywi si mama.
- Jak to, "nudy"?! - przeorysza a si
zachystuje. - Co ci nudzi w Kluczach
Salomonowych albo w Grimorium Verum, albo
w Osculum Infame, ha?! - Nie znam jzykw
obcych, prosz matki - szepcze w odpowiedzi
mama i przykada paluszek do ust, ktre s jak
pczek ry. Im Picicea okrca si na picie i
patrzy na ni przy pochodni. - Osculum
Infame, czyli niesawny pocaunek! - syczy. Jak
to, nie syszaa o caowaniu diaba w zadek? To jakie brzydkie zabawy - mwi mama,
wydymajc usteczka i tkajc w nie paluszek.
- Nie o brzydocie tam mowa - upiera si

przeorysza lecz o takim zepsuciu i zgnilinie


ciaa, umysu i ducha, e rozumna istota nie
zechce nawet temu da wiary. Mowa tam o
krzyowaniu ropuch i co pitkowym omywaniu
mandragory czerwonym winem, przy czym
korze trzyma si zawinity w rbek caunu
wasnej babki ze strony matki. Mama potrzsa
rozplecionym warkoczem. Jej wosy lni w
wietle pochodni jak zota przdza, ciemniejsza
nieco w miejscach, gdzie dotyka jej promie
ksiyca. - A ja mylaam, e to wszystko
bzdura.
- Jake, bzdura?! - przeorysza klasztoru
Gorejcego Serca podskakuje, jak gdyby
mama obrazia j miertelnie. Moe mi jeszcze
powiesz, e czarny kogut to te bzdura? e jego
ohydne serce to bahostka? Albo jego jzyk,
ktry pieje nawet po wyrwaniu? Pierwsze piro
z jego lewego skrzyda, piro, ktrym napisa
mona list, przyprawiajcy o nowotwr oczu
tych, co go przeczytaj? Czy moe Apollyon to
bzdura, albo Belial? Mama nie ma bladego
pojcia, jak odpowiedzie na takie pytania,
wic milczy. Zakonnica nie zauwaa
bynajmniej, e podopieczna przestaa si
odzywa, bo krzta si przy stole. Otwiera
szuflad i wyciga z niej pmisek. Nalewa na
pmisek wody z glinianego dzbana i rozciera
sobie na rce gar zmoczonych zi, a
powstaje piana. Czynic to wszystko, tumaczy:

- Troszk rozmarynu... Pomaga pamici, a


take odpdza widziada. Troszk rutki...
Nasza Ruta graveolens strzee przed chuci.
renifera... Wrcz przeciwnie.
Sproszkowany rg, nie byle jaki, bo z
afrykaskiego nosoroca... Przeorysza zagryza
warg i patrzy gniewnie na mam:
- Zdajesz sobie spraw, co tu robi, moje
dziecko?
- Rozrabiasz pian na talerzu - stwierdza
mama. - Nie wiedziaam, e zakonnice musz
si goli. Im Picicea patrzy nieco zawstydzona
na bia pian w lewej doni. - Nie w tym rzecz!
- szepcze prdko. - Czy rozumiesz znaczenie
skadnikw, ktre wymieniam? Zauwaya, e
wszystkie zaczynaj si na liter "r"? Mama w
zdumieniu i skrajnym pomieszaniu krci
gow. Na policzek spada jej kosmyk powych
wosw, niewinny jak wierzbowy kotek.
Przeorysza chichocze krtko.
- wietnie - powiada. - Skoro nie wiesz,
niewane. agodnym zielonym okiem mierzy
Vivien od stp do gowy.
- A teraz - mwi - prosz ci, by zdja z siebie
t sukienczyn.
- Sukienczyn? - powtarza za ni mama.
- Tak, dziecko. I reszt fataaszkw, jeli
takowe masz na sobie. Przeorysza mwi to
tonem tak miym i tak wielce rozsdnym, e
mama sucha jak zaczarowana. Potulnie zsuwa

przez gow sukienk, a za ni lnian koszulk,


zzuwa sanday, zdejmuje dwie bransoletki. Po
chwili wahania wyciga take z wosw srebrne
szpilki i przeczesuje palcami warkocze.
Potrzsa rozplecionymi wosami, pozwalajc
im opa na ramiona zot ulew. Zakonnica
odwrcia si skromnie, czekajc, a mama
skoczy si rozbiera. Nie ogldajc si, mwi:
- A teraz po si. Na ku.
- Mam si pooy? - pyta mama zdziwiona.
- Na wznak! - poleca przeorysza.
- Ale dlaczego? Po co?
- Rb, co ci ka, moje dziecko. Ton sw
znamionuje, e lepiej si nie sprzeciwia. 1 c
powiesz, wilczku? Moja mama kadzie si na
ku. Im Picicea odwraca si ku niej.
Odwraca si i patrzy na nag dziewczyn.
Mama ley na wznak na elaznym ku. Jej
blade ciao odcina si wyranie na tle czarnego
siennika. Wosy spadaj jej wprawdzie na
ramiona, lecz nie s w stanie zasoni nienych
pagrkw piersi, z ktrych kad wieczy
rowy kwiat sutki. Z czterech rogw elaznego
ka migocz cztery pochodnie. Mama
zakrywa sobie doni przyrodzenie. - Zabierz
stamtd rce - poleca przeorysza. Mama
oblewa si rumiecem. - Ojciec mnie zabije, jak
si dowie...
- Rb, co ka! Mama powoli odsuwa do, a
po niej drug. Oczy zakonnicy staj si

podobne do gwiazd na nieboskonie zimowej


nocy. W spojrzeniu, jakie pada na ciao
dziewczyny, pieszcz si ze sob w ucisku
odraza i fascynacja. Podbrzusze mojej mamy
obrasta zoty, mikki puch. Mama umiecha si
nerwowo.
- Co chcesz mi zrobi? - pyta. Przeorysza czyni
znak krzya. Przy okazji, prosiaczku, wida,
jak jej piersi dr pod biaym jedwabiem. Z
wyprostowanej lewej doni, Jezusku, kapie
piana.
- Chc ci wygoli - mwi przeorysza.
- Jake, wygoli? Po co? Na co? Im Picicea
zaszczyca podopieczn skromnym umiechem.
Z jej oczu znika nienaturalnie ywy wyraz.
Jeszcze przed chwil z jej wzroku bia jasno
trzech gwiazd, lecz teraz przypominaj dwa
zielone stawy, na ktrych dnie spoczywaj,
byskajc poprzez gbin, zote piercienie i
ozdbki. - Ich gosy s jak wiatr choszczcy, a
gos jako syczenie wy - odzywa si
przeorysza. Czyni to dziwnie drcym gosem.
Natychmiast klka u wezgowia ka przy
wietle czterech pochodni. - Pytaje! Pytaj,
crko - zaczyna, zarazem mydlc mojej mamie
wzgrek onowy. - Wszystkie krlestwa tego
wiata upady za spraw niewiasty. Troja,
synna z niebotycznych wie, runa ku zgubie
tysicy, a imi rozpustnicy brzmiao Helena.
Przeoryszy udaje si ubi midzy nogami mojej

mamy spory wzgrek piany. - Krlestwo


Izraela - cignie - zniszczya Jezabel i jej crka
Atalia, krlowa Judei, ktra to niewiasta
kazaa zabi synw jej wasnego syna, by po ich
mierci sama moga zasi na tronie. Mama
rozchyla buzi jak paczuszek ry, eby doda
co od siebie. - Improbe amor - przerywa jej
jednake przeorysza, mydlc jak optana quid non mortalia pectora cogis? Mama znw
zamyka usta. Im Picicea siga do czarnej
sakiewki, jak ma u pasa i dobywa z niej
brzytw. Brzytwa jest na oko doskonaa, z
cienkiej, ostrej stali, oprawna w ko soniow.
Przeorysza siga do uda po rzemie. Rzemie
do ostrzenia brzytwy suy jej jako podwizka.
Przeorysza ostrzy brzytw. Ostro sprawdza
na kosmku wasnych wosw, wysupanym
spod kwefu. Wprawnie rozczapierza palce w
pianie midzy udami mojej mamy i bierze si
do golenia jej dziewiczej kpki. - Katon z Utiki
pisze - przypomina tytuem konwersacji - e
"gdyby tylko oczyci wiat z kobiet, sam Bg
by nam towarzyszy w mioci cielesnej".
Mama milczy. Brzytwa troch j askocze, ale
wraenie jest mie. Wkrtce dziwnej przeoryszy
klasztoru Gorejcego Serca udaje si wygoli
do cna cay obszar wok miosnych narzdw
dziewczyny. 13 Wszystkiemu temu,
braciszkowie, przyglda si pewne oko.
Przyglda si i notuje. Bkitne oko. Oko

chodne. Oko, ktre przypomina szafir.


Zimniejsze jednak ni szafir. Moe wic oko,
ktre przypomina lapis lazuli. Albo podobny
krzemian o bkitnym odcieniu. Oko jak bryka
lapis lazuli, przecita jednak y siarki.
Spjrzcie: Oko przycinite do judasza w
powale celi. Oko, Jezusiku. 61 Chodne.
Bkitne. Jasne. Nieruchome. Oko owo,
prosiaczku, naley do Braciszka Baeja. Nie
kto inny, jak we mnich przycupn w
tajemnej alkowie nad cel Im Picicei. Aby si
tam dosta, musia wspi si rwnie
tajemnymi schodkami na tyach dormitorium,
znanymi tylko jemu i przeoryszy. Alkowa jest
nie wiksza ni pospolita szafka, lecz do tam
miejsca, by dorosy mnich mg uklkn.
Braciszek Baej pilnie klczy. Skrajnie korna
postawa, w jakiej si modli mnich, w obrzdku
znana jest pod nazw prostracji. Jest to
ulubiona postawa kartuskich mnichw z Saint
Bruno. Klczy si tak, by tonsur dotyka
posadzki u wasnych kolan. O mj Chryziu ten mnich si nie modli. Dokadnie nad
elaznym kiem, w powale wywiercono
dziur. Judasza. Cztery pochodnie pon
niczym lampy w sypialni nowoecw.
Braciszek Baej moe si miao napawa t
scen. 14
- Donne - powiada przeorysza, ktra jako
moda mniszka studiowaa w Rzymie. - Donn,

asini e noci voglion le niani atroci. Mwic to,


ciera z palcw resztk mydlanej piany. - A
teraz, dziecko, szeroko rozsu kolana. Mama
posusznie spenia polecenie. - Szerzej! - syczy
zakonnica. - Jakby na ca szeroko
otwieraa ksig! Mama stara si, jak moe.
Ley wpatrzona pustym wzrokiem w biel
poway, ktr mci tylko czarna kropka muchy
dokadnie nad kiem. elazne ko uwiera j
w pup. - Zamknij oczy, dziecko - rozkazuje jej
im Picicea. Mama sucha jej, lecz w ostatniej
chwili przed zamkniciem oczu zauwaa, i
mniszka podkasuje przyodziewek. Dla62 tego
mama odrobin rozchyla powieki i przez
zmruone rzsy patrzy, jak migaj blade nogi
przeoryszy. Im Picicea zalega obok niej na
czarnym sienniku. Po chwili mama czuje
municie palcw na podbrzuszu. Chichocze
wic. - Oj, bo mam askotki! - ostrzega. Dopiero co mnie tam golia, wic troch
szczypie. - Le w spokoju, dziecko - zaleca jej
przeorysza surowo. - Masz lee nieruchomo, i
tyle. O nic ci wicej nie prosz. Mama czuje,
jak palce przeoryszy kr raz za razem u
wejcia do jej dopiero co ogolonej norki.
Wraenie jest tak dziwne, e mama musi gry
si w jzyk, by nie wybuchn gonym
miechem. Potem znw gryzie si w jzyk. Tym
razem bolenie. Czemu? Temu, e zrczne palce
zakonnicy napotkay may guziczek w grnej

partii jej czci wstydliwych. Napotkay i cisn,


bracie wilczku. Nie ustaj w zabawie. Bawi si
one mianowicie czym, co nawet mama odkrya
u siebie zupenie niedawno, w mrocznym
zaciszu swego panieskiego ka, i w czym w
bezsenne noce szukaa rda przyjemnoci i
pociechy. Mama nie umie opanowa ani nawet
poj przyczyny przemiych, pynnych,
miodnych dozna i coraz gbszych dre, jakie
pyn spod paluszka przeoryszy. Chce si jej
krzycze. Chce si jej za wszelk cen unie z
posania albo przynajmniej tak przesun, by
rane rdeko rozkoszy znalazo si wewntrz
niej, nie na zewntrz. Chce jej si paka. Chce
jej si mia. Chce jej si caowa do, ktra
zsya jej w darze tak sodycz i taki ar. Lecz
mimo to mama wci posusznie ley i milczy.
Lecz c to, prosiaczku...? Och, Jezuniu.
Figlarne palce prbuj si przemkn do
rodka. Mama czuje ich pracowity ruch. Palce
s twarde i ostre. Chytre. Arystokratyczne.
Spiczaste. 63 Potem za... (Czyli teraz). Palec
znajduje wejcie! I pcha si gbiej, prosiaczku.
Maca wejcia, winko. Zaglda tu i tam,
knuruniu. A czynic to, rozsya wkoo mie
ciernie rozkoszy. Moja modociana mama
nigdy jeszcze nie odczuwaa takiej
przyjemnoci jak teraz, pod dotykiem
pracowitego paluszka, uwijajcego si po jej
panieskim ogrdku. Paluszek to przystanie, to

znw zabiera si do pracy. Przystanie...


Zabiera si... Powiem ci, wilczku, e paluszek
zna si na tym fachu doskonale. Zatrzymuje si
dokadnie na tak dugo, by mama moga
odetchn i znw zapragn tego ruchu zapragn bardziej, ni pragna czego czy
akna dotd w caym yciu. Za kadym za
razem, gdy paluszek zatrzymuje si i rusza
dalej, askocze zdradziecko pod coraz to
nowym, chytrze obmylanym ktem, tak rano,
e mama wyobraa sobie, i musia si na jego
miejsce wkra zupenie wiey paluszek, peen
nowych pomysw, o innej metodzie i zapale,
skoczny, wytrway, a tak wawy, e dziewczyna
czuje go w sobie to tu, to tam i tak si rozpala,
e caa pochwa zmienia si jej w gorcy wir,
krccy si gwoli kaprysu siy cienia, wiatru i
spltanych prdw, o jakich si jej dotd nie
nio. Przeorysza klasztoru Gorejcego Serca
najwyraniej posiada mistrzostwo w trudnej
sztuce badania dziewictwa. Lecz c to?
- Och!!! Krzyczy naraz moja mama. Tak, tak,
prosiaczku. Nie moe powstrzyma krzyku. Ba,
wrzasku! To, co z ni teraz czyni Im Picicea,
po prostu j boli. Mama czuje si rozdarta.
Naderwana, prosiaczku. Przedziurkowana.
Otwarta na ocie, Jezusku.
- Le cichutko... Cichutko... - uspokaja j
agodnie zakonnica. - To tylko palce, to tylko
moje paluszki... Mama zawodzi jeszcze goniej.

- Nie!!! - drze si. - Nie rb tego! Nie wolno!


Dobrze, jeden, ale nie dwa palce! I nie tak
gboko! Gdzie mi je tam wpychasz? Nie wolno,
nie pozwalam, nie rb tego! Krzyczc tak,
szeroko otwiera oczy, a nawet podnosi si na
okciu. Spostrzega natychmiast, e Im Picicea
klczy dokadnie midzy jej rozkraczonymi
nogami, a twarz ma oblan rumiecem i
spocon. Kwef przekrzywi si nieporzdnie, a
jego fady zamiataj czarny siennik. Okrcajc
si wowym ruchem na bok, mama dostrzega,
e jej opiekunka usiuje woy jej do pochwy
dwa zoone palce. Palce przeoryszy s
rzeczywicie cienkie i wysmuke, lecz prba nie
przynosi skutku. Im Picicea rczo wstaje i
okrywa si biaym jedwabiem. - Rozumiem oznajmia. Mamie troch brak jej dociekliwego
paluszka. Prbuje wic zapa i ucaowa do
Im Picicei. Moe uda si nakoni palec do
powrotu? Dwa palce nie, prosiaczku, ale jeden,
to i owszem. W jej dziewiczej szparce nie ma
miejsca dla dwch paluszkw. Za to caa
szparka i jej okolice pulsuj blem i
rozczarowaniem, e to ju koniec dozna, jakie
im zgotowaa przeorysza. Jednym palcem. Im
Picicea wyszarpuje do. Nie pozwoli jej
caowa dziewczciu. - Rozumiem - powtarza
gosem nader surowym. To samo moe
powiedzie Brat Baej, przyklejony zimnym,
pomienistym okiem do dziury w powale celi.

Braciszek bowiem nadal tkwi w sekretnej


alkowie na grze. Rozumie konieczno
badania, tak jak zrozumia potrzeb golenia,
obowizek rozoenia dziewczyny na elaznym
ku i niezbdno uklknicia midzy jej
nogami, rozwartymi niczym okadki pewnej
ksigi. Braciszek Baej mg si napawa
widokiem tak wpierw delikatnych, a potem
wrcz brutalnych zabaw zakonnicy z rowym
pczkiem w kroczu mojej mamy. Mnisie oko
tylko 65 strzelao, na przemian ku ruchliwej
doni i ku zmienionej twarzy dziewczcia.
Braciszkowej uwagi nie uszed umiech
bogoci, jaki si tam pokaza. Do
braciszkowych uszu doszy prdkie oddechy
oraz mimowolne pojkiwanie, rwce si z
drcych warg mamy. Kiedy dwa palce
przeoryszy ruszyy do ostatecznego szturmu,
braciszek wstrzyma oddech. Potem widzia,
jak Im Picicea zsuwa si z ka i wygadza na
sobie szatki. Obserwowa, jak dziewcz prbuje
pochwyci tak mi do i wcisn j sobie
midzy nogi. Teraz jednak Braciszek Baej
patrzy na moj mam, ktra wci ley, ciko
dyszc, na czarnym sienniku. Widzi, e jej oczy
maj zamglony wyraz i e jej sutki pr si w
oczekiwaniu na jeszcze. Jego uwagi nie uchodzi
samoistny dreszcz i drenie, trzsce jej
dziewiczym ciaem. Prawa rka mojej mamy
bdzi w pobliu wygolonego podbrzusza. Gdy

tylko Im Picicea si odwraca, rka nurkuje


midzy nogi jak jastrzb. Braciszek Baej
patrzy, jak moja mama, dziewicza Vivien, bawi
si brzydko na kodrze. Vivien brakuje jednak
dowiadczenia, tote palcwka idzie jej
niesporo. echczywy mnich spostrzega, e
kiedy przeorysza znowu podchodzi do ka,
mamie daleko jeszcze do spenienia. 15
- Capperi! Cappita! - agodnie cieszy si matka
przeoona. - Ustalilimy zatem, e jeste
dziewic. Teraz musimy jeszcze sprawdzi, czy
aby nie jeste wiedm. Mama jest zbyt
podniecona, by krzycze, e nie ma nic
wsplnego z czarami. Jej wskazujcy palec
nadal biedzi si nad trudnym zadaniem. Im
Picicea przez chwil obserwuje podopieczn, a
na jej wyrafinowanym obliczu - jako si rzeko,
wyrzebionym w marmurze rkami mistrza
zatopionego w cierpliwej adoracji - wita nowy
wyraz.
- Niesporo ci to idzie - zauwaa. A mwic to,
wyszczerza si jak lis wygryzajcy chykiem
rwno z ryowej szczotki klozetowej. Mama
oblewa si rumiecem i zabiera palec.
- Szur, szur, szur! - krytykuje j zakonnica. Drapiesz si jak jaka kotka! Jej donie
pluskaj w kolejnej glinianej misie, do ktrej
Im Picicea co chwila dolewa nowych
ingrediencji z flaszeczek i flakonw upchanych
po kieszeniach habitu albo ukrytych w

szufladzie jedynego stou. - Musisz czyni tak,


jakby ci przyszo gra na instrumencie tumaczy podopiecznej przeorysza. - Bo te to
jest innym rodzajem muzyki, czy po prostu
muzyk, jeli si dobrze zastanowi. Mama
odwraca twarz do ciany.
- By nikim! - charczy zduszonym gosem. - O,
by ryb zrodzon z ciernia! - Chwyta si za
gardo, bo z nie wyjanionych przyczyn gos
obniy si jej znacznie. - Tarocie! - huczy
dalej. - O Nizaelu, Estarnasie, Xatrosie!
Potrzsa zaraz gow, nie rozumiejc, skd
wziy si w niej te dziwne gosy. Ogarnia j
bezradno i wstyd. Chce jej si tylko jednego.
Ukradkiem pociera wic udem o udo.
Przeorysza patrzy na ni z uwag, ktra
graniczy z czuoci, cho ni nie jest. Przez
chwil sprawia wraenie, e zaraz sama
odpowie podopiecznej w tej nieznanej mowie.
Nie staje si tak jednak. Dziwna chwila mija.
Mama z irytacj skubie czarny siennik, a
potem, drwic z siebie samej, cauje szorstkie
sukno buzi jak pczek ry. Odzywa si znw,
wasnym gosem, wibrujcym i licznym, a
kiedy zerka na Im Picice, ociera si
policzkiem o siennik. W oczach ma jednak
szyderstwo. - Daabym gow, e tobie poszoby
to lepiej, matko! - odzywa si do przeoryszy. Dla zakonnic to nie nowina, prawda?
Zakonnice to na pewno najlepsze... Najlepsze...

(Mama bezskutecznie szuka sowa, ktrego nie


zna). - Onanistki - podsuwa przeorysza
klasztoru Gorejcego Serca, ubijajc co
tuczkiem w modzierzu. - Najlepsze onanistki
na wiecie, prawda? - koczy mama. 67
Braciszek Baej prycha. Oczywicie nadal
obserwuje wszystko znad poway. Nie
przeszkadza mu wcale, e habi dobre imi
wszystkich mnichw wiata. Ba, bezwstydnie
grzebie sobie apskiem pod spdnicami habitu.
Jake byoby mu bogo, gdyby mg sobie teraz
wytrzepa kapucyna, delektujc si do samego
koca widokiem nagiej, rozcignitej na
elaznym ku, pitnastoletniej dziewicy.
Niestety, braciszkowie, mnich odkrywa, e
postawa, jak przyj - z czoem przycinitym
do podogi, czy raczej do judasza w pododze nie pozwala mu na uchwycenie w do swego
kropida. Mnich moe albo patrze, albo
ugniata sobie gruch. Braciszek Baej nie
czuje w sercu ochoty, aby si odrywa od
takich widokw. Nie uczyni tego, cho nci go
niezbdny ju teraz i bez wtpienia miy
orgazm. Nie uczyni tego nawet, by ratowa
honor swojego zakonu. Niechtnie, bo
niechtnie, mnich rozlunia chwyt i daje
katabaskowi odetchn. A jednak... Owszem,
prosiaczku. A jednak, nawet nie naglony
doni, wobec sceny, ktra zaraz zacznie si
odgrywa w dole, Baejowy dyndas twardnieje

jak elazna sztaba. 16


- Vivien! - odzywa si Im Picicea.
- Sucham?
- Patrz! Poka ci, jak to si robi - szepcze do
mamy przeorysza. A chichocze przy tym jak
pensjonarka. Ba, lekko koysze biodrami za
zason jedwabnej biaej szaty. Ktr to
zason unosi zaraz, odsaniajc krocze. Pod
habitem okazuje si zupenie naga. 68
Pochonita tym odkryciem mama obserwuje
j wielkimi, niebieskimi oczami. (Niebieskie
oko na powale take si wyta). Najpierw wic
przeorysza zdejmuje ze rodkowego palca
prawej rki zoty piercie z ametystem, ktry
stanowi cz insygniw jej urzdu. Podaje
piercie mojej mamie i z zalotnym umiechem
wkada go jej na rodkowy palec prawej rki.
Teraz z kolei Im Picicea zwila wargami cztery
palce prawej rki - kciuk nie - i wsuwa je sobie
midzy nogi. Po czym zaczyna delikatnie trze
nimi o krocze. Zaczyna trze agodnie,
marzycielsko, niespiesznie, w rwnym rytmie,
askoczc si i ledwie dotykajc warg
sromowych. Po chwili jednak tempo staje si
jakby ywsze. Chryziu, widzisz, jak trze? Coraz
prdzej! Przeorysza schwytaa echtaczk w
potrzask i rozprawia si z ni bez pardonu. Jej
palce tacz. Szczypi. Cign. Choszcz.
Mamie nie mieci si w gowie, e echtaczka
moe urosn do a takich rozmiarw. Nic

dziwnego, e nie odrywa od niej wzroku. Tak


jak przeorysza nie odrywa od niej palca.
Mamie przypomina si, co Im Picicea mwia
przed chwil, mianowicie, e trzeba gra na
swoich cielesnych tsknotach jak na
instrumencie muzycznym. Blada i eteryczna
twarz mniszki w samej rzeczy wydaje si
skupiona bez reszty na nieziemskiej, dalekiej
muzyce, syszalnej tylko dla jej uszu. Wida, e
Im Picicea jest bliska stanu transcendentalnej
bogoci. Lecz nie! Przeorysza zatrzymuje rk.
Wysoka, smuka przeorysza jczy, lecz krzyuje
uda i ciska wasn rk, wic j jak w
puapce. Jej przyjemnoci bynajmniej jednak
nie dobiegy koca - zasapana, zziajana,
rozmigdalona mioniczka muzyki doni skupia
si i opanowuje, a wszystko to, by jeszcze na
sekund 69 oddali ostateczne spenienie. Im
Picicea powoli, askotliwie cofa palce i plecami
do gry, z impetem, natarczywie, mocno wciska
krocze w siennik, trc, suwajc si, bbnic i
ocierajc si o ram elaznego ka. Z cichym
jkiem na powrt zagbia palce w pochw.
Zapuszcza je gbiej. Pcha. Ciska si na
posaniu, by zaraz przetoczy si na wznak i
wznowi radosne palcwki. Jej ruchy nabieraj
gwatownoci, raptowne teraz i nieobliczalne.
Przeorysza jest jak owieczka, igrajca w
wiosennym soneczku - jak jagni, ktre kopie i
bodzie, bo taka jego wola. Wkrtce pod habit

trafia take druga do, cho wyej: tam,


ktrdy moe sign sutek. Twarz przeoryszy
rozpywa si w ekstazie. Policzki pon jej jak
dwie czerwone re. W jej oczach gorzeje
ogie. Wreszcie koniec: przeorysza klasztoru
Gorejcego Serca czuje, e figle, zabawy, palce
i pieszczoty doprowadziy j tam, skd nie ma
powrotu. Opada z wolna na posadzk celi i
siga do wiecznika, na ktrym pon gromnice
ofiarowane Najwitszej Panience. Im Picicea
jedn rk chwyta wiec. Jej druga rka trwa
w grzechu midzy udami. ciska palcami knot
wiecy, nie baczc nawet na gorcy pomie.
Mama domyla si, e obojtno wobec blu
bierze si u zakonnicy z dozna, ktrych rwca
fala trzsie ciaem i kae mu dba tylko o
samolubn rozkosz. Po chwili Im Picicea ley
ju na wznak na posadzce i z bia szat
zadart a po biust, w trzepotaniu ud, z
mlaskotliwym dwikiem, raz po raz wpycha
sobie oburcz i wyciga grub wiec, nie
szczdzc pieszczot i echtaczce. Migaj tylko:
rka, wieca, rka, wieca, dc do celu z
metodycznoci i wpraw. Nareszcie. Dreszcz
wstrzsa Im Picicea w absolutnej ciszy. Cisza
to bez wtpienia owoc dugich, samotnych lat
klasztornej dyscypliny i wprawy. Tak
przynajmniej si wydaje mamie. Z
uduchowionego pikna, jakie si maluje na
licach przeoryszy, 70 i z wielkiej ulgi,

oczywistej w zdyszanym oddechu, mama


poznaje te dokadnie, w ktrej sekundzie Im
Picicea siga samego szczytu uniesie. I
widziaa, e byo dobrze.
- Deo Gratias - odzywa si po chwili
urzdowym tonem przeorysza. Powiedziawszy
to, wstaje, wygadza fady szaty, odbiera mamie
piercie z ametystem i wkada go sobie na
palec, na powrt zapala wiec, odstawia j na
miejsce przed figur i jeszcze raz chwyta za
tuczek i modzierz. - Jakie to pikne - cignie
obojtnym tonem, mieszajc co w glinianej
misie. - Czasami, drogie dziecko, czasami
myl, e takie zabawy to najliczniejsza rzecz
na wiecie, zaraz po modlitwie i po ofierze mszy
witej, rzecz jasna. Ledwo to powiedziaa,
nocne niebo rozcina byskawica i uderzenie
pioruna. Dokadnie nad klasztorem
Gorejcego Serca. Na wiey zaczyna jcze
dzwon, i to tak, jak gdyby za sznur cigno
cae stado diabw lub jakby koysa go grom
czy drenie kamiennych cian, trafionych
piorunem. Po chwili jcz ju dwa dzwony. Nie,
trzy naraz. Bij bez porzdku, bez rytmu. Bez
ustalonej kolejnoci. Bez sensu. Co wicej, nie
czyni muzyki. Ich bicie rozbrzmiewa mojej
mamie w uszach niczym diabelska parodia
dzwonw bijcych na Podniesienie - jak gdyby
w poowie mszy konsekrujcy j ksidz oszala
i wplt do obrzdku seri blunierstw. Mama

dygocze ze strachu i przejta wasn hab,


zakrywa si rkami. Ba, prbuje znikn,
schowa si w czarnym sienniku. Im Picicea
nawet na ni nie spojrzy. Wida, e nie
zauwaya byskawicy i nie syszaa gromu, e
burza nie dotara do jej wiadomoci i e
zupenie jej nie przeszkadza jkliwe ujadanie
dzwonw. Wszystkie haasy kocz si rwnie
nagle, jak zaczy. Ani ladu burzy, prosiaczku.
Ani sychu bicia w dzwony, bracie wilczku. 71
Sycha teraz tylko tuczek Im Picicei,
ucierajcej co w glinianej misie. Mama
zastanawia si, czy dzwony i burza byy
prawd. A moe przywidziao jej si jedno i
drugie, i reszta? Mama dry. Mama si trzsie
jak osika. Mama egna si znakiem krzya. Im
Picicea odwraca si ku niej i niesie ku ku
mis z gotow, wida, mikstur. Stpa powoli i
uwanie. - A teraz - obwieszcza - przekonamy
si, czy rzeczywicie jeste ma wiedm. 17
Przeorysza czerpie pen gar mikstury i bez
enady wciera j w ciao mojej mamy, tu pod
lini piersi. Smaruje i trze. Masuje skr w d,
w gr i na boki. Nastpn porcj mikstury
wciera w ogolone czci rodne. Kolejne - w
par pagrkw, ktre wiadcz lepiej ni
wszystko inne, e mama zacza dojrzewa.
Przeorysza szczeglnie pieczoowicie zajmuje
si wanie piersiami mamy. Wprawne palce
wcieraj w nie nowe porcje mikstury. Mama,

ktra zdya si troch otrzsn z wraenia,


poddaje si masaom bez sowa skargi.
Przychodzi jej nawet do gowy, e jest swoista
pikanteria w masau wykonywanym przez
palce, ktre dosownie przed chwil szalay
wok genitaliw ich wacicielki. Palce Im
Picicei w samej rzeczy zachoway jeszcze
aromat jej wasnych miosnych sokw - lecz
moja mama zbyt jest moda i zielona, by mie o
tym pojcie. Zauwaa wic tylko mocny,
pomaraczowy zapach smarowida, ktrym si
traktuje jej biae ciao. - Co to takiego? - pyta
wreszcie. Zakonnica nie udziela odpowiedzi.
Nic z tego, Jezusieku. Zamiast odrzec, zanurza
zakrzywiony palec gboko w mikstur i cay
oblepiony wraa mojej mamie dokadnie w
rodek cipki. 72 18 Mikstura, ktr namaszcza
mam Im Picicea, skada si z: - rosy zebranej
z patkw biaej ry, - drzewa sandaowego, kadzida, - fiokw, - nalewki szafranowej, maku, - gumy arabskiej, - piciornika, kolendry,
- lulka czarnego, - wywaru z cykuty, - lawendy,
- i zotej rzgi, rozpuszczonych w zawiesinie z
bursztynu i czerwonego wina. Kocowy
produkt to w pojciu przeoryszy eliksir nader
skuteczny przy wykrywaniu czarownic. Ba,
gdybycie j o to zapytali, odpowie, e pyn
nigdy jej jeszcze nie zawid. Inna sprawa, e
nie da si go, ot tak, po prostu, wetrze w

intymne narzdy domniemanej wiedmy, a


potem siedzie i czeka na wynik. 19
Skoczywszy namaszczanie, Im Picicea siga
do kieszeni po igy. Szpikulce lni ywym
srebrem w wietle pochodni na cianach. S
grube i ostre, kada o szerokim uchu. Takimi
igami przyszpila si rbki spdnicy. Mama
daje si zaskoczy. Zakonnica z ig w kadej
doni kuje j w piersi i brzuch. - Boli! - piszczy
mama.
- Na pewno? - pyta j Im Picicea.
- Co "na pewno"? Strasznie mnie boli!
Przesta! Prosz, dosy! 73 Przeorysza dla
pewnoci dga j jeszcze raz w lew pier, jak
gdyby chciaa ponad wszelk wtpliwo
dowie, e jej ofiara nie kamie. - Eje! skary si mama. - Krew mi leci od tego kucia.
- wietnie! - cieszy si Im Picicea. Mama
wyciera si wiechciem siana wycignitym z
siennika. - Patrz, zakrwawia mi cay brzuch i
piersi - krzyczy i jeszcze mwisz, e to wietnie.
Co w tym widzisz wietnego? - Czarownice nie
krwawi - oznajmia z przekonaniem
przeorysza. - A nawet jeli krwawi, eliksir
parzy je tak mocno, e zaraz si przyznaj do
wystpku. Moja mama wzrusza ramionami.
- Krwawi jak wieprzek i nic mnie, kurcz, nie
piecze - owiadcza z lakoniczn skromnoci. Troch szkoda, e nie uwierzylicie mi z
Braciszkiem Baejem od razu, tylko

musielicie urzdza ze mn taki cyrk.


Wzmianka o Braciszku Baeju wprawia
przeorysz w niejakie zmieszanie. Im Picicea
zapomniaa o jego obecnoci w grnej alkowie.
Za to teraz pamita o tym a za dobrze. Myl,
e intymne badania modziutkiej dziewczyny
ledzi przez cay czas wzrok jednookiego
mnicha, podsuwa zmylnej przeoryszy nowy,
niecodzienny pomys. Im Picicea odstpuje
pod cian i zdejmuje z haka rzg z
brzozowych witek. - Obr si na brzuch rozkazuje.
- Dlaczego? - pyta mama.
- Ju ja ci dam "dlaczego"! - sierdzi si Im
Picicea. - Dla dyscypliny! Dyscypliny ci trzeba,
rozpustnico! Jaboneczko, sodyczy moja moja mama wyranie si zlka. Zakonnica
macha rzg w powietrzu.
- Rb prdko, co ci ka - poleca zmienionym
gosem bo popamitasz! W jej postaci jest w tej
chwili co ptasiego. Mama zauwaa to, lecz
okolicznoci nie pozwalaj jej zgadywa, o
ktry to gatunek ptaka chodzi. Z
westchnieniem rezygnacji i bojani mama
sucha polecenia. Przetacza si na sienniku tak,
e w brzuch, w czci intymne, w biedne,
pokute piersi i w uda wypakane kleistym,
sodkim mazidem wrzyna si jej twardy metal
oa. W tej pozycji tyek mojej mamy zmienia
si w prawdziwy przysmak dla rzgi. Im

Picicea nie waha si ani sekundy. Uwielbia


zreszt takie obowizki. Natychmiast wznosi
nad gow rk z rzg. Opuszcza rk. Bc!
Podnosi. Opuszcza. Bc! Bc! Bc! Lekko, lecz
dokadnie okada moj mam po goej, biaej
pupie. Jak w poudnie, gdy spowiadaa si
Bratu Baejowi, mama czuje w sobie
wzbierajc, przemon ch pokuty. Nie to,
eby ywia wiadomo jakiego okropnego
grzechu. W niczym nie zawinia z wasnej woli,
jeeli spojrze na jej los chodnym okiem. A
mimo to ogarnia j przemona ochota, aby si
uali i ukorzy, jak gdyby sama ju kara
wzbudzaa w niej wspomnienie pradawnego
wystpku, cikiego grzechu nawet bez imienia
i popenionego bynajmniej nie przez ni. Budzi
si w niej poczucie winy tak silne, e w mylach
mama baga Im Picice, by ta chostaa j
mocniej, mocniej, jeszcze mocniej - niech
wygna z niej ze myli! Przecie zasuya sobie
na lanie! - Przepraszam, tak, przepraszam!
Przepraszam! Przepraszam! Mama ka. Rzga
podnosi si i opada. Rzga podnosi si i opada
jeszcze raz, mocniej, ostrzej. Przeorysza zapala
si do pracy wychowawczej, w ktrej od dawna
jest mistrzyni. I nic dziwnego, gdy ma do
dyspozycji nagie pupy caego mnstwa
nieposusznych nowicjuszek. - Jam grzeszna! krzyczy mama. - Jam grzeszna! Jam grzeszna!
75 A jednoczenie duo niszy gos, gos, ktry

dobiega z jej ona, zawodzi: - Zstp, Lucyferze!


(To ja, Jezusiorku). Jednake Im Picicea jest
zbyt pochonita tym, co robi, eby dosysze
drugi gos. Rozpalona, bije raz za razem. Nie
potrafi przesta. Oko za, przycinite do
dziury w pododze, w miar jak pupa mojej
mamy czerwienieje jak poziomka od prg
brzozowej rzgi, staje si coraz janiejsze i
coraz bardziej chodne. Po chwili w otworze nie
ma ju oka. Za to przez dziur pynie obfitym
strumieniem co, co przypomina mleko, nieg
albo mann, rozpryskujc si dokadnie na
zarowionych poladkach mej mamy. Mama,
rozpakana, zdyszana, wijc si w osobliwej
ekstazie wrd dozna, ktre s dla niej czym
nowym, nie zauwaa albo moe nie zwaa na to,
co kapie z poway na jej skruszon osob. Biae
bryzgi nie uchodz jednak uwagi zakonnicy.
Przeorysza zaprzestaje chosty. Podnosi gow
ku dziurze w powale. Na licu igra jej umiech.
Potem przeorysza klka i cauje gorcy nieg.
Scaowuje go z miejsca, gdzie upad. 20
- Tedy Sir Perceval - podejmuje mj tatu
diabe - niestrudzenie popdza rumaka,
dopki nie wjecha w dolin, ktr pyna
rzeka. Brzegi rzeki porastay lasy, lecz wzdu
nurtu z obu stron rozcigay si rwniutkie
gi. Po jednej stronie nurtu Sir Perceval ujrza
stado owiec biaych, po drugiej za stado owiec
czarnych. Ilekro zabeczaa biaa owca, owca

czarna skakaa przez rzek i zaraz bielaa.


Ilekro za zabeczaa owca czarna, biaa owca
skakaa przez rzek i stawaa si natychmiast
czarna. Nad rzek ujrza jeszcze Sir Perceval
wielkie drzewo, w poowie ogarnite
pomieniem od ziemi a po czubek, w poowie
za zielone wieym liciem. 76 21
- A widzc to, Sir Perceval wyszczerzy si
radonie odchwytuj chrem wujek Astarot i
wujek Belzebub - Sir Perceval wyszczerzy si
jak lis wygryzajcy chykiem gwno z ryowej
szczotki klozetowej. 22 Braciszek Baej ma
skruszon, zalknion min.
- Wicej si tu dzieje - zauwaa - ni daj nam
wiadectwo oczy. Moja mama, cigle w
kudatej czerwonej opoczy, znw klczy obok
niego w jego celi. - Nie jestem wiedm szepcze. - Teraz mi uwierzysz?
- Teraz ci wierz, crko.
- I wierzysz, e jestem dziewic? Przeorysza ju
ci powiedziaa, tak? - Matka przeoona
wyraaa si o tobie jak najpochlebniej - zbywa
j Braciszek Baej. - Ale ja nadal jestem w
ciy - przypomina mu Vivien.
- Wiele na to wskazuje.
- A ojcem tego dziecka jest diabe.
- Tak przynajmniej utrzymujesz.
- Mwi prawd! Braciszek Baej ciko
wzdycha.
- Moe i tak - przyznaje. - Sam znaem niegdy

w Colchester pewne dziewcztko, ktre... Gos


zamiera mu chrypliwie w gardle. Brat Baej
otrzsa si ze wspomnie. - Nieistotne! mruczy. - Przypadek bez wikszego znaczenia.
Za to twj casus, moje dziecko, zdradza cechy
niezwyke. Dobrotliwy braciszek milczy dusz
chwil, snujc refleksj. Mama przerywa mu
jednak:
- Powiedziaam o wszystkim ojcu. Wyrzuci
mnie za drzwi. Wyzwa mnie od ostatnich.
Gono mnie wyzwa od diabelskich kurew, a
nawet jeszcze gorzej. 77
- Jeszcze gorzej? To mona? Mama egna si
przezornie znakiem krzya.
- Krzycza, e moje dziecko bdzie
Antychrystem. Brat Baej umiecha si
dziwnie. - Obawiam si, e o to im chodzi,
crko.
- Im? Komu?
- Siom ciemnoci - wyjania Brat Baej. Umyliy sobie, e twoje dziecko bdzie
Antychrystem, to jest odtrutk na mk
Naszego Pana, ktry na Krzyu zbawi wiat od
wiekuistego zatracenia. Na pocztek ze moce
znalazy, wida, sposb, by ci zapodni,
pozostawiajc ci dziewic w medycznym
rozumieniu tego sowa. Zaiste, diabelski spisek!
- Jasne - kiwa gow moja mama, zaczynajc
pojmowa.
- Skoro go wymyliy diaby, musi by

diabelski, co nie? Oko zakonnika byska przez


mgnienie bkitem tak czystym i jasnym jak
caelum na dnie retorty alchemika. - Bg ma
wiele twarzy - pociesza penitentk. - Dopki
ycia, dopty... Najwyraniej nie potrafi
dokoczy banalnej sentencji. Mama podsuwa
wic: - Dopty nadziei?
- Hmmm. No, moe troch te - ucina
zagadkowo Braciszek Baej i bez sowa
zaczyna odmawia raniec. Wyglda tego
poranka na zmczonego i - zdaniem mamy
- mocno postarzaego. Odnosi si te wraenie,
e nie moe si skupi na treci i znaczeniu
wasnych sw, niczym aktor, ktry znienacka
zosta bez widowni. Gdy mama znw odwaa
si spojrze przez kratk, spostrzega, e
spowiednik zasn. Niestety, na tym nie koniec,
creczko najdrosza. Baej chrapie i mruczy
do siebie przez sen:
- Powiadaj, e... e i w Bogu... Jest i w Bogu
gboki, lecz olniewajcy mrok... Ciemno... wita Mario, Boa Rodzicielko - zanosi si
jkiem moja biedna mama, porzucona na asce
losu. - Ro duchowna, Wieo z koci
soniowej, Domie zoty, Krlowo Panieska,
zgubionam! Cisn mnie po wiek wiekw w
otcha pieka, gdzie 78 bd mnie biczowa
zgraje mciwych zakonnic. Pewnie, bizuicie
matk Antychrysta! Boe miosierny, com ja
takiego uczynia? Czym sobie zasuyam na

ten los? Ni std, ni zowd, na sam myl o


zowrogim pakunku we wasnym onie, ogarnia
moj mam, metafizyczne przeraenie. - Och,
och... Gwiazdo zaranna, Matko najczystsza,
Matko niepokalana, Matko nienaruszona,
Matko przedziwna... Zaamujc rce, z
piersitkami wstrzsanymi kaniem... Zgubionam! - krzyczy moja mama, dziewicza
Vivien. Och, zgubionam! Zgubionam!
Zgubionam! Zatraconam! - Nic podobnego oznajmia jej Brat Baej, ktry si nagle
obudzi. Jego jedyne oko ponie jak lazurowy
klejnot.
- Nikt i nic nie idzie na zatrat - cignie. Posuchaj mnie tylko uwanie, dziecko moje.
Wyniem oto sen! 23
- No, kurwaesz mu w bok! - zyma si mj
tatu. Patrzcie go, wyni oto sen! Zy jak diabli
porywa z firmamentu gwiazd i ciska j w
bezdenn otcha. - Klkam kornie przed tob,
siedzcym na twym maym zotym nocniczku! odzywa si mj wujaszek Belzebub. Najprawd
przepraszam, ale obawiam si, e to przeze
mnie. Wujaszek Astarot popija nalewk z
peyotlu.
- A wiecie - zauwaa - mnie si najbardziej
podoba ten moment, kiedy przesuchiwa j w
konfesjonale. Fajnie podszepne temu
kapucynowi te teksty o caowaniu, braniu do
buzi, czy pokna, crko, czy byo gorce...

Pycha! - Drobiazg. Przecie katabas sam


myla to wszystko! zasania si skromnoci
Belzebub. - Zawsze tylko o tym myl potwierdza mj tatu, ledzc wzrokiem lot
gwiazdy. - Mylenie swoj drog, ale zmusi
takiego eunuszka, eby powiedzia to na gos,
ho, ho! - cieszy si wujek Astarot i podnosi w
toacie swj puchar, troch artem, a troch
po79 wanie czczc talent, z jakim ksi opta
Baeja. - Zdrowie usteczek pochliwych oraz
pizdeczek achotliwych! Astarot pije i cmoka
wargami. - A najpikniejsze - dodaje w
zadumie - e to wanie my, nikt inny,
stwarzamy w nich takie myli i uczynki.
Nalewa sobie nastpny kielich peyotlwki i
mruczy: - Ach, jak ja lubi stwarza ludzi.
Gwiazda zamarza w locie. Wida j ju tylko
jako z na policzku jednej z dusz w dziewitym
krgu. - Za snami - odzywa si mj tata - to ja
nie przepadam.
- Nie omieszkaem ci przeprosi,
kosmokratorze - zaznacza wujaszek B. Hrabia
Astarot zaczyna si przyglda braciom
diabom przez soczewk peyotlu. Belzebub
mruczy i bzyczy, zajty garncami z lepem. Na
nogach ma jak zwykle piernikowe cimy, na
grzbiecie za kaftan ze srebrnego brokatu. W
pochyleniu jego gowy jest co, co przywodzi na
myl obraz alchemika przygarbionego nad
retort. Astarot wie, i ciao ksicia pokrywaj

wosy, lecz podobnie jak u wikszoci


bonkoskrzydych podopiecznych Belzebuba,
owosienie jest tak krciutkie, e goym oczom
twarz diaba przedstawia si jako naga. Co
wicej, jest sinoniebieskiej barwy. Przez
soczewk peyotlu Astarot dostrzega, jak duga
szczelina ust Belzebuba wykrzywia si w
umiechu. Znaczy to, e ksi jest zy. - A
wecie tamto kazanie o ptasim gniedzie
penym chujkw! - cieszy si wujaszek A. Mwi wam, wspaniaoci! Teologia pierwszej
wody. Skd on wycign takie bzdury? Prosto z Malleus Maleficarum - przyznaje si
wujaszek B. - A c to takiego?
- Kolejna ksika. Jeszcze jej nie napisano.
- Ale to my j napiszemy? J te?
- Ma si rozumie.
- Ja pisz wszystkie ksiki - przerywa im
ponuro, wielkopaskim tonem mj tatu
diabe, patrzc, jak za zamienia si w ran na
skrze. - Nie bez naszej pomocy - prostuje
wujek B. - Ten Malleus, na przykad, jest
gwnie naszego autorstwa. Mojego i Astarota.
- Moe jeszcze podpisalimy si pod tekstem z
imienia? - pyta z niedowierzaniem hrabia,
mieszajc nalewk ogonem. - Oczywicie, e
nie. Pseudonimami, jak zwykle. Wystpujemy
jako Kramer i Sprenger. - Brzmi jak nazwa
spki - krzywi si wujek A.
- To tacy dwaj dominikanie - wyjania wujek

B.
- Piknie! - Wujaszek Astarot upija yczek
peyotl silc si na wytworno. Zachwyca go
zagadka autorstwa. To kiedy publikujemy? zaciekawia si po chwili. - Dopiero w 1486 gasi go Belzebub. Wujaszek Astarot, ktry
cierpi na zgniy oddech, ale za to nie cierpi
historii, traci wszelkie zainteresowanie. - Jest
jeszcze inny kawaek, ktry te mi si podoba zaznacza. - Ten, w ktrym nasza Panna Wenus
sprawdzaa czy nasza creczka zotnika to
naprawd dziewica.
- Speniem tylko swj obowizek - mruczy mj
tata, zasaniajc malowane oblicze doni. Zakonnica bya z ciebie przeliczna - chwali go
wujek A. Mj tatu ucina te pogwarki:Wierzcie
mi, wszystko to jest kwesti wadzy nad innymi.
Nie mona dopuci, eby mj ojciec wtrca
si we wszystko. Dlatego umylnie zadbaem,
eby dziewczyna udaa si prosto do klasztoru
Gorejcego Serca. - Uwierzye w sowa
Lucifuge Rofocale? - pyta go wujek B.Lucifuge
Rofocale to najwikszy autorytet w kwestii
dziewic - zapewnia go tata. A my moe nie? Wujaszek Astarot nalewa sobie jeszcze
peyotlwki, ot, na palec, i mruczy: - Autor,
autorstwo, autorytet. Ciekawe sprawy. wiat
jest nasz ksig. Mj tatu oblizuje czarne
wargi. Jego jzor przypomina penis. 24
Chwileczk. Wyjanijmy sobie pewne sprawy.

Orkiestra stop. 81 Mj rodziciel w niewiecim


przebraniu dopuszcza si czynw lubienych z
moj mam, podczas gdy mj wujek patrzy na
nas, wcieliwszy si w posta zakonnika. Aha.
Wszystko jasne. Co dalej? 25 Mj tatu, cesarz
Lucyfer, oblizuje czarne wargi. Jego jzor
przypomina penis. - Snw to ja nie lubi powtarza. - W snach poczynaj si obowizki. Ale skd si przyplta ten sen? - dziwi si
Astarot.
- Mnich wam zasn.
- Wanie. Dlaczego... - cedzi wujaszek Astarot,
dubic sobie w zbach - dlaczego mnich
zasn? Jak to si stao, e zasn? - Obawiam
si, e to przeze mnie - znw wtrca Belzebub. To ja mu pozwoliem zasn. - Tego nie byo w
programie - mierzy go spojrzeniem wujek A. Pobdziem mylami - wyjania wujek B. Przestaem si skupia, i macie. Mj tata wije
si straszliwie.
- Za bardzo ci zaja dza do tej dziewczynki.
- Najpierw kazae mu bredzi o kutasach w
jakich pudach do robtek... - krzywi si
wujek A. - Ale sprona maciora! Strasznie mi
si podoba ten kawaek... - Zamyla si i
przykada usta do drugiej strony kielicha. Suchajcie! - oywia si. - Czy ja wam ju
opowiadaem histori o Sir Gawainie i
Numerku z Rkawem? - Jam jest okiem Boym
- mamrocze mj tatu, podnoszc si z nocnika.

- Ja przychodz z badania ziemi i wdrwki po


niej. Hrabiemu Astarotowi przypada
obowizek wytarcia szataskiego zada rbkiem
paliusza. - Alleluja! - syczy mj tatu.
- Co si stao?
- Bolao!
- Czemu? Paliusz na oko pierwszorzdny zauwaa mj wujaszek A. - Rkodzieo
nowicjuszek witej Franciszki z Rzymu?
- Aha.
- Dwa baranki?
- A jake.
- Bogosawiony w kociele witej Agnieszki w
dniu jej wita? - Uhu. Mj tatu krzywi twarz
z blu.
- Ech! Papie musia chyba buja mylami w
obokach^ kiedy bogosawi ten paliusz. Suchajcie, wic ten Numerek z Rkawem...
- Daruj sobie numerki z rkawem - fuka tatu.
- Wystarczy! Czuj si wytarty! Z poncym
trzecim okiem spoglda, jak mj wujaszek
Belzebub oskubuje boniaste skrzydeka z
tuowia muchy plujki. Potem jeszcze raz syczy:
- Podae tej maej, wic nie kr!
- Wygldaa nader zachcajco - przyznaje
ksi. - A ju ten sposb, w jaki wymawiaa
"p" w "dopty nadziei"! - Jak to?
- No, wiecie, to, jak skadaa wargi w ciup,
wymawiajc to "p"... Wujaszek Astarot
przyglda si uwanie wykaaczce.

- Mylaby kto - burczy - e mona powiedzie


"dopty" na inne sposoby, bez skadania warg
na "p". - Chodzi mi o sodycz tego dwiku, nie
o to, e w ogle wybrzmia - brnie ksi
Belzebub. Mj tatu Lucyfer pry si i
prostuje na ca wysoko. Co za tym idzie,
wydaje si do wysoki. - Teraz si nam w to
wszystko wkradnie wolna wola! syczy.
Wujaszek A. krzywi si i siga po kielich z
peyotlwk.
- A ja tak nienawidz wolnej woli - jczy. - Za
nic nie mog zapa, na czym polega caa ta
wolna wola. Nie kumam ani w zb. To przez
ciebie! - odwraca si do ksicia. - To ty
pozwolie staremu pierdole zasn! Ciekawe,
co ci tak zajo? 83
- Ju ci powiedziaem...
- Nie "cipo" tylko "pizdo"! O tym si tak
rozmarzye! Mj tata wtrca si w ich spr: Istniej sposoby, eby sobie radzi z takimi
potkniciami. Uczciwie mwic, sam si
znalazem w podobnej sytuacji, kiedy
dziewcztko zaczynao si rozbiera. - Chcesz
nam wmwi, e co ci podniecio? - pyta z
niedowierzaniem mj wujaszek A. - Wprost
przeciwnie - odpowiada tata. - Zakaapukaem
si, i tyle. Wizja tego, co mnie czeka,
przyprawia mnie o taki rozstrj odka, e
mwi wam. Najbardziej chyba perspektywa
badania narzdw, co, co musiaem odbbni

w konsekwencji caego tego rozbierania. Ale,


jak rzekem, s sposoby. Udao mi si skupi
wszystkie myli na jednej z liter alfabetu... Pamitam, a jake. Zaraz, czy to byo "d" czy
"p"? Mj tatu zamierza si widami. Wybacze, gupiemu - skamle hrabia, udajc,
e w straszliwym lku chowa si za zotym
nocnikiem, i by odegna burz, zmienia temat:
- Eje, moe ci bolao, bo papie czego
przyoszczdzi? Zamiast dwch jeden baranek?
Poowa runa? Ale posuchajcie, opowiem wam
o Sir Gawainie... Wujaszek Belzebub przerywa
mu jednak:
- Gdziebym ci tam krytykowa za dupki i
pipki, kosmokratorze, ale wiesz... Te twoje
antyfeministyczne szay w chwili, gdy
przeorysza golia dziewczyn... Moge je sobie
chyba darowa. - Z je na karb mego
bliskiego pokrewiestwa z pewnym
arcymskim trio. - Nawet jeli tak - sprzeciwia
si wujek Belzebub - dla mnie za duo byo w
tym twojego gosu, a za mao naszej zakonnicy.
Istniej pewne zasady... - Ktre dyktuj ja sam!
- chichocze mj tatu.
- I sam je moesz ama?
- A pewnie. Prawo kaduka - pyszni si mj
tata.
- Mnie si tam najbardziej podobaa chosta wujaszek A. oblizuje si, kiedy to mwi. Naprawd pyszne numery! A ju to, jak kazae

jej si wi na pododze ze wieczk... - Nic


trudnego - mj ojciec wzrusza ramionami. Zakonnice tak zawsze.
- Niech ci lep na muchy! - syczy wujek B. Zakonnice? Nigdy! - Chcesz powiedzie, e nie
byo takiej zakonnicy, ktra by si dgaa
wieczk w paskudn damsk dziur? - pyta
mj tata wzburzony. - Naprawd twierdzisz, e
nie zrodzia si jeszcze taka zakonnica, ktra
by si onanizowaa wiec? - Tego oczywicie
nie twierdz - broni si Belzebub. Zwracam
tylko uwag, e przesadzasz. Zagalopowae si
po prostu. Za duo od niej wymagae.
Optae j tak, e w rezultacie wygldao to na
parodi, nie na szalestwo celibatu. - Amen! kwituje rzecz wujek Astarot i mruga do
cesarza. - Suchajcie naszego profesora, wadcy
komarw i boga moli. Moe nam askawie
wytumaczysz, kto si branzlowa przez dziur
w suficie? - Kto? Mnich imieniem Baej... bka Belzebub niepewnie. - Optany w tamtej
chwili przez kogo, e zapytam? Ksi
Belzebub wzdycha z alem i z rezygnacj. Jego
westchnienie zawisa w powietrzu jak wieczorna
zorza. - Braciszek Baej posiada par doni
jakby stworzonych, by zbiera jego wasne
nasienie - zauwaa. - Bladoperow par
Graali. Baej jest z przyrodzenia nieczysty. A
poza tym prawo demoniczne powiada w kwestii
optania, e optujcy nie moe zmusza

optanego do czynw wykraczajcych w sposb


absolutny poza wskazania ciaa bd duszy
optanego. - Ani do takich, ktre wykraczaj
poza wskazania zwizku, jaki czy optujcego
z optanym - przypomina mu diabe. - Owszem,
to istotna przesanka - przyznaje Belzebub i
bzyczy. - Z tym e gdy o zachowaniach mowa,
psychika zawsze zawiera take wasne
przeciwiestwo. Nie trzeba wielkich czarw, by
zamieni czowieka w jego wasny cie.
Wujaszek Astarot zdy sobie poradzi z
niemal ca flaszk peyotlwki. - Kto w takim
razie trzepa kapucyna? - pyta. - Mnich czy te
cie mnicha? - atwo si domyli, e w takiej
sytuacji podnieci si i mnich, i cie - rzecze
agodnie wujek B. 85 Trzy diaby patrz sobie
w oczy. Ech, prosiaczku, skaranie boskie i
wielka samotno. Mj tatu macha rk.
- Suchajcie! - zauwaa. - Co wyrabia ten
robak? Robak pieka faktycznie wydaje z siebie
dziwne dwiki. - Ostatni raz, kiedy tak kwili cieszy si szyderczo diabe - zdarzy si
dokadnie wtedy, kiedy Nienormalna Niewiasta
zstpia tu i wytarzaa mi braciszka w krowim
ajnie. 26 Zajmowaem si ostatnio badaniem
mojej krysztaowej groty. Wydaje mi si, e na
jej ciany skada si jasny, przezroczysty
kwarc, uczyniony najpewniej z wody
skamieniaej za spraw niezmiernego zimna.
Oto jestem, czowiek zatrzanity w zamarzej

kropli. 27 Braciszek Baej wyni oto wie z


brzu. Co wicej, udao mu si urzeczywistni
ten sen. W Mons Badonicus, Jezusku, wznosz
wie z brzu. Mojej mamie, dziewiczej Vivien,
zaczyna si mci w gowie od wyczynw
jednookiego braciszka. Bo te - ech, bracie
wilku, czy kto widzia tak czsto zmienia
zdanie? Mona miao powiedzie, e
ukoczenie wiey graniczy z cudem, bo co
Braciszek Baej wznosi budowl, nazajutrz j
pali. Lecz mimo to, jak gdyby wbrew sobie albo
wbrew sprzecznym podszeptom swej duszy,
pozwala wreszcie wiey stan. W rodku ma
zamieszka moja mama. Za zamknitymi
drzwiami. W wiey towarzyszy jej tylko
przeorysza klasztoru Gorejcego Serca i jeszcze
jedna zakonnica, Siostra Maria Sprzeczno.
Zakonnice s dla niej wielce czue. Siostra
Maria Sprzeczno to osoba mocno zagadkowa,
Chryziu. Z usposobienia wydaje si bezbarwna
i nijaka, atwo 86 wic j sobie wyobrazi i na
wasn zgub wyobrazi sobie take, i rozumie
si jej wyobrani. Siostra sucha przeoryszy
bez sowa sprzeciwu, lecz mimo to Im Picicea
wyranie za ni nie przepada. Z drugiej strony
niedocieczona sia powstrzymuje przeorysz
przez odesaniem pomocnicy do wszystkich
diabw. Wiea jest okazaa i wysoka. Ze
szczytu doskonale wida okoliczne zagajniki i
bagna. Z najwyszych blankw mona w

pogodny dzie, w najdalszej oddali, przez


mgnienie dostrzec niewyrany skraj lasu
Broceliande. Braciszek Baej nazwa t wie
Athanorem. W miar jak si przyblia czas
poogu, Im Picicea staje si wobec mamy
niezmiernie uczynna i troskliwa. Na przykad
gdy Vivien nachodzi oskoma na daktyle z
Jerycho, przeorysza po chwili wraca z penym
koszyczkiem tego specjau. To samo zdarza si,
kiedy mama marzy o korniszonach na sodko i
o miodowych figach, marynowanych w winie z
Cypru. - To chyba cud!
- Gdzieby tam - wzrusza ramionami
przeorysza. - Kiedy si osignie moj pozycj w
wiecie, moje dziecko, gobki same wpadaj
do gbki. Zwaszcza korniszony okazuj si po
prostu pycha. Im Picicea zachowuje si
chwilami nieco dziwnie, lecz nigdy do takiego
stopnia, jak owej nocy, kiedy w klasztorze
przesuchiwaa moj mam. Mama jest bardzo
temu rada. Odkd poczua w onie pierwsze
kopnicie dziecitka, uznaa mnie za
stworzonko Boe. Nie chce mojej krzywdy i nie
chce, ebym wyrs na jakiego odmieca. W
osobie Siostry Marii Sprzeczno dziewicza
Vivien widzi posta matczyn i ciep,
przyjazn, opiekucz, strojn w bkitny
aksamit i promienn jak biel leszczynowej
witki. Dziewczciu wydaje si, e widzi w
oczach mniszki bysk przygody. Siostrzyczka

uwija si tam i sam po pomieszczeniach wiey z


brzu, otwiera i zamyka wszystkich trzydzieci
kdek i ani na chwil, na sekund nie rozstaje
si z niebiesk buteleczk sonej wody,
przytroczon do pasa. Siedzc i wpatrujc si
w n wbity w poe misa albo schodzc po
krconych schodach, wiodcych ku jedynym
drzwiom wiey, 87 mieszna siostrzyczka
najzwyklejszym gestom i sowom nadaje
pewien osobliwy czar, zazwyczaj tak obcy
pospolitej codziennoci. Kiedy nadchodzi
wieczr, Maria Sprzeczno chtnie i czsto
zgadza si przysi i odpiewa kantyczk w
intencji nie narodzonego jeszcze dziecka
Vivien. Pamita te, aby wychwala sam
Vivien za jej prostot i dobro. W sercu Siostry
Marii Sprzeczno jest miejsce dla wszystkich,
uwaga dla wszystkich i cakowite oddanie
przedmiotowi adoracji. Dziecko przychodzi na
wiat w Boe Narodzenie. Dziecko, czyli ja. 28
- Jezu Chryste! - krzyczy naraz mj tatu
diabe, a w piekle rozptuje si prawdziwe
pieko. 29 Dokadnie w teje samej chwili,
kiedy mj tatu, imperator Lucyfer, krzyczy
"Jezu Chryste!", Siostra Maria Sprzeczno
czyni potny zamach zdjtym z siebie pasem,
rozbija bkitn flaszeczk o cian wiey z
brzu i skrapia son wod moj wyaniajc
si dopiero gow, a czynic to wszystko, woa:
- Chrzcz ci w imi Ojca i Syna, i Ducha

witego! Zaszyty oczod Braciszka Baeja


otwiera si z trzaskiem. Ze rodka wylatuj
trzy wielkie gzy australijskie. - To ona! wrzeszczy mnich. - To znowu Nienormalna
Niewiasta! - Eheia! - skrzeczy przeorysza
klasztoru Gorejcego Serca i nadal skrzeczc,
pada na posadzk wiey z brzu, gdzie wije si
przeokropnie. - Jodzie! - bulgocze.
- Tetragrammatonie Elohimie! - skomli.
- Elu! - buczy.
- Elohimie Giborze! - wyje.
- Eloho! - huczy.
- Adonaju Sabaocie! - wiergoli. - Elohimie
Sabaocie! - piszczy. - Sadaju! - powistuje. Adonaju Melechu! - krzyczy. A na koniec woa:
- Pierdoli Go w t, nazad i z powrotem! Co
wicej, na oczach mojej mamy, Vivien, w lad
za strasznymi sowami wychodzi z ust
przeoryszy caa hurma przedziwnych,
niesychanych rnoci. Jakie to rnoci?
Najpierw ciemnozielony achmardi. Potem
aloes. Buy. Buawy. Chwasty. Cierniowa
korona. Cykuta. Duo diamentw. Dziesicioro
przykaza. Ddownice. Eufemizmy. Figi.
Figury szachowe. Grad. Gawron. Siedem
homunkulusw. Jeden ipsissimus. Jedno
nadpknite Jajo wiata. Nastpnie
kadzielnica. Kariatydy i karbunkuy. Biay
krwawnik. Lichtarzy ki. Lilia. Lingam. asice
w duej iloci. tki. Dwie mtwy. Mrwki.

Mirt bagienny. 89 Nugat. Orzechy. Pieprz.


Pigwa. Przepirka. Robak z Laidley. Rozkolec.
Ra. Przeoona klasztoru Gorejcego Serca
apie oddech, lecz zaraz z jej ust zaczynaj
pyn nowe dziwy. A to: Rt. Strzyyk.
Szaraczy caa plaga. Sowik. Sardynki.
Skorpion. Tur. Cztery ule. Wosk. Wgiel.
Winorol. Witriol. Korzenie drzewa Ygdrasill.
Zewa. uel, odzie i aby. Dwa australijskie
gzy nadal bzycz nader nieprzyjemnie nad
gwk noworodka. Ich odwoki maj cztery
centymetry dugoci, a skrzydeka rozpito
ponad omiu centymetrw. Na szczcie
Braciszkowi Baejowi udaje si ponownie
rozewrze ran w miejscu brakujcego oka.
Gzy wracaj tam, skd wyfruny. Drugim
okiem mnich przyglda si bezradnie
wymiotom Im Picicei. Gdy ta koczy si wi,
odwraca si i zauwaa pod adresem mojej
mamy: - Co te dzisiaj wstpio w matk
przeoon? Mama tylko wzrusza ramionami.
Siostra Maria Sprzeczno tnie ppowin ostr
krawdzi muszli. Mama przytula mnie do
nagich piersi. - Chopiec! - zauwaa nareszcie.
30 Braciszek Baej wykrca rami poonej.
- Kim jeste? - syczy do niej.
- Znasz mnie - odpowiada szlachetna niewiasta.
- Jestem Maria Sprzeczno. - Skd wzia tak
dziwaczne nazwisko? Poonej odbija si
paskudnie. Wok rozchodzi si odr

jaowcwki i zgniych jaj. - Jak to, nie wiesz,


ojcze, na czym si zasadza sprzeczno? Chodzi
o to, i rzecz jednego i tego samego rzdu nie
moe jednoczenie istnie i nie istnie. Z
pustego oczodou Braciszka Baeja bucha dym
i chocia mnich zaciska szczelin palcami, ze
rodka sycha bzyk much. Baej milczy i
mwi:
- Aha, i std si wzio to twoje gupie
nazwisko?
- Skde - odpowiada poona sodkim tonem. Nazwisko nosz na cze tajemnicy. Mwi o
tajemnicy wolnej woli, ojcze. Bo czyme jest w
istocie wolna wola? Ba, swobod w
sprzecznoci. - Chcesz rzec: swobod grzechu.
- Skd znowu? Swoboda grzechu jest
naruszeniem wolnej woli, jej niedoskonaoci,
nie za doskonaoci. Swoboda sprzecznoci
to, innymi sowy, nasza wolno czynienia albo
nieczynienia niczego, i tyle. I dlatego zw si
Maria Sprzeczno. Wypowiedziawszy te sowa,
o skadni niepodobnej do niczego, co do tej
pory opowiadaa w wiey z brzu, Maria
Sprzeczno pyta: - Czy bdziesz wic tak
dobry i przestaniesz mi wykrca rk? I tak
jest ju za pno. Brat Baej odstpuje od niej
i podnosi drug do ku doni, ktra tak
rozpaczliwie prbuje zaata oczod. Po chwili
obie donie ma ju czarne od dymu, ktry
wciekle bije z oczodou. 91

- Nigdy nie jest za pno - powtarza z rozpacz.


- Nigdy! - Nigdy to takie krtkie sowo zauwaa Siostra Maria Sprzeczno. - Ja tam
nie wierz w nigdy. Mwic to, klepie moj
mam po ramieniu.
- Czy nic ci nie jest, drogie dziecko? - pyta.
- Dzikuj, czuj si wietnie - odpowiada
mama. - Bardzo mio z siostry strony, e
ochrzcia mi siostra dziecko zaraz, jak tylko
wysza gwka. Tylko po co ten popiech? Nie
lepiej byo zaczeka, a je ochrzci braciszek?
Siostra Maria Sprzeczno umiecha si
umiechem jeszcze bardziej bez wyrazu ni jej
zwyky, pozbawiony wyrazu wyraz twarzy. Niestety, musiaybymy na to zapewne dugo
czeka mwi. - By moe nawet ca wieczno.
- Rozumiem - mwi mama, ktra nie rozumie, i
pyta dalej: - Ale czy taki chrzest si liczy? Rk
zakonnicy, i w ogle? - Nasza dziewicza
pierwordka podniosa wak kwesti
- szydzi z kta mnich.
- Nie ma tu adnej kwestii, drogi bracie - krci
gow Siostra Maria Sprzeczno. - Jak
doskonale o tym wiesz, sakramentu chrztu
moe z tym samym skutkiem udzieli kady, czy
to mczyzna, czy niewiasta, laik czy osoba
duchowna. Potrzeba tylko wody i
odpowiednich sw. - Ale tylko w wypadku
wyszej koniecznoci - przypomina Baej.
Poona wskazuje na Im Picice, zaleg w

kauy na pododze: - Jeeli to dla ciebie nie


wyglda na wysz konieczno... - Lecz fakt, o
ktrym mwisz, wydarzy si ju po akcie
chrztu - upiera si Braciszek Baej. - Rzecz
jasna - odpowiada mu Siostra Maria
Sprzeczno.
- Wic gdzie ta wysza konieczno?
- Tako w niebie, jako i na ziemi. Nie mwic
ju o piekle - odpowiada Siostra Maria
Sprzeczno.
- Puste sowa! Oczod rozgniewanego mnicha
przesta dymi. Przeciwnie, w
niewytumaczalny sposb wypenia si teraz
zami. 92 Oczod, gdy w jamie brak oka. Jest
tylko czarna rana czaszce - lecz mimo to zy
rano ciekn po policzku i brodzie Baeja.
Mnich ukradkiem strzsa je i wyciera
czubkami palcw, pokraniay ze wstydu. Przepraszam, ale... - wybkuje - sam nie wiem,
co si ze mn dzieje. Niebieskie, zdrowe oko,
nada) ma zupenie suche. zy pyn tylko z
okopconej jamy po drugiej stronie nosa. Mama
przystawia mnie do piersi. Powiadam ci,
Jezusiorku, jaka to przyjemno!
- A mnie si wydaje - wtrca Si do rozmowy
mama - e obydwoje pleciecie jakie gupstwa,
Sam powiedz, o co tutaj, chodzi, ojcze? O co
chodzi? Braciszek Baej nie udziela jej
odpowiedzi. Nadal paczc brakujcym okiem,
chwiejnie podchodzi do okna wiey z brzu,

przesadza parapet i skacze. 31


- StiBeTTChePhMeFSHiSS! - katuje to mj
tata. Nawet sam diabe nieczsto uywa tego
s^pwa, a to przez wzgld na jego wielk moc
(sowo odpowiada linii z Drzewa ycia,
przecignitej od l do 10 przez Filar
Surowoci) i fakt, e niezbyt atwo je wymwi,
zwaszcza gdy ma si jzyk jak kotwica. A
jednak... - StiBeTTChePhMeFSHiSS! powtarza
tata z naciskiem, by doda: - No, cocie tak
zwili, jeden z drugim? Rbcie co! Wujaszek
Belzebub ziewa. - Co by na przykad
proponowa? - pyta.
- Co bym proponowa? Proponowabym, eby
si rzuci w pomieniach, gow w d, z
eterycznego nieba wrd ruin i poogi, wprost
w wiekuiste potpienie. Proponowabym, eby
sam jania jak meteor omywamy wichrem.
Proponuj, eby run, mj drogi. Run w
lad za tym mnichem, I TO JU! Proponuj,
eby od poranka a do poudnia spada, od
poudnia do rosistego wieczoru, przez cay
dzie letni! - Akurat mamy Boe Narodzenie szorstko przypomina ksi swemu wadcy i
zasiada ciko na tronie opuszczenia. 93
Zawsze jak si zocisz, bierze ci na poezje
Miltona. Ale wiesz? Nic z tego. Nie lubi
wypada z okien. Ty jeste specem od
spadania, nie ja. - Zaraz! Albo jeste anioem,
albo pochliw komarnic przerywa mu tata. -

eby sam ksi piekie ba si upadku z byle


wiey? Cho tak si piekli, wida, jak nim
targa czarna rozpacz. Taki ju jest, ten mj
tatu. - Spjrzmy prawdzie w oczy - mityguje go
wujaszek B. - Nie udao nam si, i kwita.
Zakada nog na nog, skrzypic piernikowymi
butami, i pilnie oglda sobie czarne pksiyce
za paznokciami. - egnajcie, szczliwe poacie
i tak dalej - mruczy, podnosi do oczu sw
czerwon praw do i patrzy na ni z
niesmakiem, owiadczajc: - Narodziny to
koszmar, a samobjstwo czyn wulgarny.
Wypadek tym bardziej. Braciszek Baej, cay i
nienaruszony, ba, bogatszy o dwa australijskie
gzy w puszce mzgowej, nadal spada z wiey,
gow w d, w tempie dziewiciu przecinek
osiemdziesit jeden metra na sekund do
kwadratu. Brunatny habit furkocze mu koo
uszu. Mnich wyglda zupenie jak upuszczona
nieopatrznie paczka, obdarzona par bladych,
wochatych odny. W grze sdziuje tym
zmaganiom tarcza penego ksiyca.
- Musz za co jednakowo przeprosi - cignie
najspokojniej w wiecie wujaszek Belzebub. - Z
tym oknem to znowu si okropnie zagapiem.
Najpierw musiaem wbrew sobie toczy
pogwarki z Nienormaln Niewiast, a potem
znw dotaro do mnie, e nasza maa Vivien
zaraz poda swojemu niewczesnemu potomkowi
pier. Mj tata gromi go z miejsca:

- Jest za co ci przeklina, kochasiu, mwi


uczciwie! Gdyby nie zacz snu spronych
fantazji na jej temat w tamtym konfesjonale z
rozdziau 22, pewnie by nie zacza
wypiewywa takich gonych litanii do Mamy
mojego braciszka i reszty kompanii. - Taka
bya wola i owiecone przyzwolestwo
wszechmocnych niebios - przypomina mu
znuonym gosem wujek 94
- Ten, o kim mwisz, to znaczy ta, o ktrej
mwisz, wiedziaa wszystko z gry. Przecie w
niebie wiedz nawet, ile masz wosw na
jajcach, za przeproszeniem. - Bez
przeproszenia! - kipi tata. - Pieko samo jest
dla siebie siedzib! Ponce trzecie oczko
zasnuwa mu na chwil mgieka.
- Opatrzno - cedzi wujaszek Belzebub,
muskajc palcami srebrny brokat stroju. Wiedza przedustawna. - Nie! Wola!
Nieposkromiona wola!
- Los, kosmokratorze - wzdycha wujek B, cay
w umiechach, i smtnie podsuwa: - Los
ustalony na zawsze. Dobrze, wolna wola. A co z
absolutn wiedz przedustawn? Mj tatu
chichocze jak potpieniec. Wije si w dziwnych
amacach. Oburcz obejmuje si za gow.
- Lepiej by wadc w piekle ni sug w
Niebiosach! - cytuje odnony poemat, a po
krtkim namyle, ktry umila sobie
gaskaniem si po sutkach, zauwaa: - Bde

tak dobry i nie paplaj na cay wiat, e mam


wochate jdra. Wiesz przecie doskonale, e
nie s wochate. Kazae temu mnichowi
bredzi o rnych tam wochatych jajkach, i
zreszt nic dziwnego, bo mnich sam jest takimi
obdarzony, a w skrytoci ducha pragnie by
taki jak ja... A teraz znw twierdzisz, e w
niebie wiedz, ile mam tych wosw. Bzdura, w
niebie nic nie wiedz, bo moje jdra s zupenie
yse. - No wanie. To te wiedz.
- Co wiedz?
- e jdra diaba s yse. Lucyfer podnosi si z
powan min. Jego posta nie do koca
zatracia dawny blask. - Suchajcie! owiadcza. - Lepiej si zastanwmy nad
waniejsz kwesti: Co si teraz stanie? - Bg
jeden wie - podpowiada wujaszek Belzebub.
- Mona twierdzi i tak - rzecze tata. - Ale to
nie On pisze t ksik. 95 32 Prosiaczku,
naprawd si nie przejmuj ich blunierstwami.
Mj tatu wyobraa sobie w swojej pysze, e to
on spisuje to wszystko, nie bez udziau swoich
pomocnikw. Imputowa nam to w rozdziale
23. Jeszcze chwila, a zacznie tak twierdzi bez
ogrdek. Ilekro dochodzimy do tego punktu
opowieci, zawsze jest tak samo. Jezu Chryste,
icie diabelska chytro! 33
- O ja nieszczliwy! - podpiewuje wujaszek
Belzebub.
- Ty nieszczliwy? - syczy mj tata diabe. - A

co ja mam powiedzie? - Gdziekolwiek zwrc


lot, tam wszdzie pieko - deklamuje wujaszek
B. - Albo powrc do siebie, znw wstpi w to
pobone ciao i odwrc pewn mier, jaka
mnie czeka za jedn tysic siedemset szesnast
sekundy, kiedy si roztrzaskam o skay pod
wie, albo ciskam w diaby tego idiot i jego
baliwernie i niech si dzieje, co chce. - Mnich
jest nam potrzebny! - skowyczy Lucyfer.
- Ten baniak z hipokryzj?
- Bez niego cae dzieo niewane - upiera si
tata. 34 Jabonko, moja jaboneczko, sodyczy,
przyjaciko i creczko moja... Jeszcze
zobaczymy. 35
- To pusty habit - wykrzywia si wujaszek
Belzebub. Kaptur, sznur do przepasywania,
relikwie, paciorki, odpusty, dyspensy, indulty i
bulle. Po co nam to? - Nasz czowiek! skowyczy Lucyfer. - Igraszka wiatrw! 96
Wujaszek Belzebub wzrusza ramionami, lecz
oczy a mu ciemniej od nadmiaru blasku. Skowyczysz, eby sobie doda otuchy, przyznaj
si! odzywa si do Lucyfera. - Dlaczego od razu
nie przyzna, e nasz plan zawid? e
eksperyment si nie powid? Po co mamy
brn w to wszystko? Dlaczego nie wypisa
dziecitku na czku wielkimi literami Finis?
Na pewno znajdzie si jaka nastpna dziewica,
a wtedy sprbujemy jeszcze raz. Bdziemy ju
umieli wszystkiego dopilnowa. Zgoda? - Co, z

nastpn dziewic? - skrzeczy tata. - Prdzej


mnie pieko pochonie! Przekrzywia owaln
gow, z wosw straszliwych strzsajc pomr
i wojn. - Co, znw miabym pisa tak ksig?
W trojgu jego oczu zapala si gniew i
nieogarniona rozpacz. - Kiedy o tym myl syczy - pieko, kdy cierpi, wydaje si niebem.
- Jak uwaasz - kwituje Belzebub. - Ale sam
powiedz, z tymi narodzinami Antychrysta,
dokadnie w Wigili zamiast w Boe
Narodzenie, to troch jak gdyby chybie. Wszystko przez Astarota - sarka tatu. Pokikaa mu si astrologia. - Wanie, a gdzie
si podzia Astarot?
- Pod postaci obmierz!
- Niewane. Pytaem ot, tak sobie. Cesarzu,
kiedy wreszcie dotrze do ciebie co, co dla mnie
jest jasne jak soce? Nie wszystko zaley
wycznie od astrologii, ani nawet od nas.
Istnieje jeszcze wolna wola. Zdarzaj si
okropne, przeraliwie gupie przypadki. A co
najgorsze ze wszystkiego, istnieje co, co zw
natur ludzk. Wystarczy, eby dziewicza
Vivien zobaczya mysz albo nia w nocy o
gorgonach, albo przeara si konfitur z
pigwy, i bc! Dziecko rodzi si o dzie za
wczenie. Nie wszystko zaley od nas, niestety.
Aby pocieszy wodza, ksi Belzebub otula go
boniastym skrzydem. Lucyfer odpycha go
prdko.

- Nie dla mnie przyjemnoci, kiedy czas na


sub. 97
- Przyjemnoci? - mruczy zadziwiony wujaszek
B. adna mi przyjemno. Tatu wstydzi si
swego wybuchu.
- Sam te nie jestem bez winy - charkocze. - Do
pewnego stopnia, rzecz prosta. Za bardzo si
napawaem t przysig. Dozwoliem, eby w
piekle rozptao si prawdziwe pieko.
Zbdziem mylami dokadnie w fatalnej
chwili, gdy dziecko przyszo na wiat. Daem si
do niego dorwa tej chrzczcej pokrace. Pluje
wciekle. Z ust wyfruwaj mu kamienie,
pieczary, jeziora, mokrada, szuwary, jamy i
odcienie mierci. - Mj wyrok to otwarta
wojna! - woa, trzsc widami. - Nie dosy, e
Antychryst urodzi si o dzie za wczenie, to
jeszcze go ochrzczono! Nie, tego ju o jedn
zniewag za wiele! - Ale to twj syn przypomina wodzowi Belzebub. Lucyfer
wybausza oczy i milknie. - Moe to dla ciebie
fakt bez adnego znaczenia?
- Obrzydlistwo, nie fakt. Na pewno nie tytu do
chway. Diabe podnosi z posadzki pieka
martw dusz, w trzech czwartych objt
pomieniem, i zapala sobie od niej kolejnego
czarnego papierosa. Pali przez chwil,
wydmuchujc doskonale okrge keczka. Ech, gdybym tak umia wydmuchiwa
niedoskonae kka!

- Gdyby umia - przypomina mu wujaszek B. wszystko wygldaoby inaczej. - Wszystko?


wiat?
- Nie. Najwyej ta ksika.
- Czyli zmylenia?
- Sztuka doskonaego wydmuchiwania
niedoskonaych keczek - Belzebub umiecha
si mio. - Tej nigdy nie posid - wzdycha
Lucyfer. 36 Wujaszek Belzebub macha
kciukiem w d, wskazujc na szybujcego
Braciszka Baeja. Wic jak? Po rozwaeniu
sprawy ustalamy, e opuszczam to ciao? Mj
tatu diabe wydmuchuje kwadracik.
- Popatrz no tylko! - cieszy si.
- Co z tego, e kwadrat, kiedy doskonay wytyka mu wujaszek B. - Gwno! - pieni si
znw tata. 37
- Nasz mnich zaraz skrci sobie kark? upewnia si mj tata.
- Owszem - kiwa gow Belzebub.
- I roztrzaska sobie czaszk w siedmiu
miejscach?
- Nie gwarantuj, e dokadnie w siedmiu, ale
mniej wicej. - I poamie sobie krgosup?
- Ma to jak w banku.
- I rozprynie si krew ywota jego?
- Po calutkim Mons Badonicus.
- O mroku, mroku, mroku, tylko e, kurwa, po
co mi to wszystko?! - zawodzi imperator
Lucyfer i ciska w Belzebuba papierosem. - Po

co, po co, pytam si, po co adujemy si w


imprez z Antychrystem, jeeli damy temu
skretyniaemu, echczywemu, gupiemu,
staremu, jednookiemu kocielnemu kubowi
zdechn w takiej chwili?! Martwy na nic mi
si nie przyda. Co innego ywy... Wtedy jest
szansa. - Okropny z ciebie optymista,
kosmokratorze - zauwaa mj wujaszek B. z
pojednawczym grymasem na licu. Tatu nie
posiada si z wciekoci, lecz naraz chichocze
przecigle. - Co wam powiem! - woa. Przyszo mi do gowy piekielnie fajne miano
dla tego wybryku. - Dla tej opowieci?
- Nie! Dla syna.
- Mianowicie? - pyta przez uprzejmo wujek
B.
- Nazwiemy go Gwno! - cieszy si mj tata. 99
38
- Nigdy w yciu nie uda ci si namwi tej
maej, eby nazwaa wasnego dzieciaka Gwno
- orzeka wujaszek Belzebub. - Zao si, o co
zechcesz. Mj tatu wykrzywia si strasznie i
marszczy wszystkich troje brwi nad trojgiem
oczu. - Szkoda - burczy. - Bo imi doskonae.
Usprawiedliwia Boe wyroki przed ludmi. Po
chwili: - Ale czekaj, zaraz! Oczywicie, e mog
j do tego nakoni, pod warunkiem, e uyj
takiej nazwy gwna, o ktrej maa nie wie, e
oznacza gwno. - I pod warunkiem, e ta nazwa
bdzie brzmiaa jak normalne imi - precyzuje

wujaszek Belzebub. - Merde... - oywia si tata.


- Czemu nie? - chwali Belzebub. - Dam gow,
e maa nie zna ni w zb francuskiego. Ale z
drugiej strony, skoro jest Angielk, po c
miaaby dawa dziecku francuskie imi? Walijk - prostuje mj tata. - Vivien jest
Walijk.
- Co ty powiesz? Ale i to niewiele nam zmienia.
- Wanie, e zmienia. Wicej: ju po kopocie.
Kaemy jej go nazwa Merdin! Wadca much
cieszy si z szataskiej przemylnoci cesarza. Nic dziwnego, e zostae gwnym anioem. Z
takim bem... - Merdin. Merdein. Czowiek z
gwna! - zanosi si suchym miechem mj tata
i tupie nogami w powietrzu, tak zachwyca go
wasny spryt. Wujaszka Belzebuba gnbi
jednak zupenie co innego.
- Suchaj no! - mwi w pewnej chwili. - Nudz
si. Nie mam najmniejszej ochoty brn w to
wszystko. Najmniejszej, sowo daj. Nie masz
pojcia, jak mnie kusi, eby da temu klesze si
roztrzaska, i niech si dalej dzieje w tej
ksice, co chce, bez jego udziau. Ale dobrze,
sam te lubi hazard. 100 .W bingo gram
prawie codziennie. Pjd z tob o zakad. Jeeli
ci si nakoni dziewczyn, eby nazwaa
dziecko Merdin o podobnie, byleby sowo
oznaczao "gwno", zgodz si uratowa
mnicha. Ten jeden, jedyny raz. Inna sprawa,
e... - Stoi! - woa mj tata. 39 Moja mama

zabija komara, ktry jej bzycza koo ucha.


Niechccy sama uderza si przy tym w
policzek. Z ponc poow twarzy mruczy do
siebie: - Merdin... Waciwie bardzo adne
imi. Ha, dam mu na imi Merdin! Jak nie
podnios gowy, Jezusku! Jak nie spojrz na
ni od swojego posterunku przy cycu! Jak nie
potrzsn gow! Im Picicea, snujca si
smtnie z wiadrem i szmat, lecz pod innymi
wzgldami uleczona z ataku wymiotw, nie
odzywa si ani sowem. - Co nie po boemu go
chcesz nazwa, takie jest moje zdanie... odzywa si z boku Siostra Maria Sprzeczno. Merdin! - mama ucina dyskusj. - Merdin!
Wybucham paczem. Roni zy i szlocham.
Ksam dzisami sutk mamy. - Lulaje,
Merdinku! Lulaj, lulaj, may... - wypiewuje mi
mama. Merdin! Oto imi, ktre wybzykiwa
utuczony komar. 40
- Co nie bardzo chce mi si w to wierzy burczy wujaszek Belzebub. - Merdin? Nie ma
takiego imienia. Nie wierz, z tym Merdinem...
- Wiesz, gdzie moesz sobie wsadzi swoj
wiar! - ryczy mj tata. - Ty mi lepiej ratuj
mnicha! Zrobiem, co chciae! Namwiem t
ma! I jeszcze mnie w nagrod rozkwaszono...
101
- Ba! - nadyma si Belzebub. - Zarzdzanie i
administracja muchami czy reszt bzykajcego
robactwa to osobna! sztuka. Wcielaem si ju

ponad dziewi miliardw razy w


bonkoskrzyde i nigdy mnie nie utuczono. Nie
prbuj ciga si z innymi diabami w ich
sztukach, tyle ci powiem. Masz nauczk. Pierdol nauczk - warczy tata. - ape
mnicha! Midzy nimi wyrasta wujaszek
Astarot. - Drogi hrabio - powiada mu wujaszek
B. - A gdziee ty bywa przez cae dwie
sekundy? - W dupie u Guinevere.
- e jak?
- Boj si asystowa przy porodach, sami
wiecie - tumaczy mj wujek Astarot. - A
tymczasem trafi mi si krl Artur. Wiecie, e
jest taki krl? Rex uondam, rexque futurus? Nie ma takiego krla! - skowyczy mj tata. Nie ma i chyba nie bdzie, jeli nasz Byzio
zaraz nie zapie tego mnicha. - Nie ma? To
dlaczego mwi o nim "krl, ktry by i ktry
przyjdzie"? - Gwno, nie przyjdzie! Siarka i
smoa! By, ale go nie ma. apcie mnicha!
Wujaszek Belzebub wzdycha ciko. Rzuca
okiem na Brata Baeja. Ju tylko pid dzieli
gow mnicha od skay. Baej zdy nawet
ukorzy si przed Panem i pogodzi ze
mierci. Chce dokona ywota w spokoju. Nic
z tego. Wujaszek Belzebub leniwie prostuje
skrzydo. Boniaste skrzydo, ktre ma ma
kolor zmierzchu, prosiaczku. - Dzikuj kwituje rzecz mj tata. Braciszek Baej siedem
razy odbija si gow od gazu i w postaci

brunatnego pakunku lduje w gstych


pokrzywach. Natychmiast podrywa si z ziemi.
Pokrzywy parz go w siedzenie. - Wielbi dusza
moja Pana - odzywa si mj tata. - I
rozradowa si duch mj w Bogu, Zbawicielu
moim. - Co ty powiedzia?
- A bo wanie co sobie przypomniaem - mwi
tata. i, gdzie syszaem piew tamtej
dziewczyny. Wiecie, Diabe mieje si jak
zamierajcy zegar. - Nawet niebrzydka
melodyjka - wzdycha.
***

BIAA KSIGA
I
Z ziemi tu obok mojego Zamku Ze Szka
trysno rdeko. Ogldam je sobie. Omijam
wzrokiem wasne odbicie w szklanej cianie i
patrz, jak woda tryska, burzy si i strzyka.
Wczoraj po okolicznym lesie bka si wariat.
Garciami zrywa dojrzae kwiaty mlecza i ar
je. Tupa gono w ziemi, jak gdyby chcia
ugasi soneczne plamy. Wyobrazi sobie
chyba, e plamy soca to ogie, co
rozprzestrzenia si po lesie, wic depta. Mia
dugie, te cimy. Naraz jednak spostrzeg
mnie za murem ze szka. Stan jak wryty,
przyjrza mi si i zamia. Nie by to wcale
przyjacielski mieszek, cho nie by te wrogi.
Oczywiste, e nawet wariata zaskoczy widok
czowieka uwizionego w szklanym zamku na
lenej polanie. Zaraz zacz naladowa to, w
jaki sposb przyciskam donie do szka, gdy
wygldam na zewntrz, W jego scence moje
donie przybray wygld utopionych rozgwiazd.
Natychmiast schowaem wic rce za plecy,
splotem i jem si przechadza tam i sam,
udajc, e usiuj sobie co przypomnie.
Wariat znowu si zamia, przykucn i napi
si wody ze rda. Ta w mig uleczya go z
obdu. e uleczya, wiem, bo kiedy wariat
podnis wzrok znad rda, ju mnie nie 106

widzia. Potrzsn gow, jak gdyby chcia


przegna ze myli, i prdkim krokiem ruszy
midzy drzewa. Nie obejrza si ani razu. Dzi
rdeko z bulgotem przebio si na wierzch
take o mojej stronie szklanej ciany. W
Zamku Ze Szka trysna fontanna! Zaraz take
napiem si tej samej wody. Czerpaem
apczywie penymi garciami. Woda bya
pyszna i zimna, przesycona zapachem
sosnowych igie. Jestem pewien, e zamek
wznosi si w lesie Broceliande. Uwiziono mnie
w szklanej budowli porodku lasu - lasu,
ktrego korzenie tkwi w morzu. wiato, ktre
spywa pomidzy konary, to wiato podwodne.
Za szklanym murem mojego wizienia jak ryby
w akwarium przesuwaj si zwierzta - sarny,
wiewirki, wilki, dziki... Sun poprzez zielony
cie, po ciekach zasypanych limi. Zielone
drzewa, zielone wizienie ze szka, puszcza,
spowijajcy mnie las Broceliande, ktry
zaczyna si i koczy tam, gdzie noc ma
pocztek i koniec. Las, ktry ronie wiecznie.
Wiea, co wci si chyli, lecz si nie zawala.
Drzewo, wiecznie ponce i wiecznie zielone.
Schyl si i podnie kamie, a znajdziesz mnie
pod nim. Rozup pie, ja bd czeka w rodku.
Bazen niegdysiejszy i przyszy. Popatrze na
mnie, prosiaczku. Oto mnie masz nazajutrz po
tym, jak si urodziem. W pierwszy dzie wit
Boego Narodzenia... Porasta mnie futro! Mam

futerko na torsie, na plecach, na ramionkach,


na nogach i nawet na stopkach. Pod pachami
stercz mi niczym brdki dwie rude kpki
wosia. Tylko twarz okazuje si wolna od futra.
Jest gadziusieka jak abdzie jajo! abdzie
jajo pokryte starodawnym pismem. 107 3
Twarz o oczach starych, jasnych i bkitnych
jak zimowe 3 niebo, przez ktre ksiyc wspina
si nad Mons Badonicus. Za to nos mam jak
zamany ptasi dzib. Take usta okazuj si
osobliwe, bo ksztatu dwch zwinitych
patkw zota, zoonych jeden przy drugim.
Moja mama, dziewica Vivien, nie zauwaya
adnego z tych szczegw w dniu, gdy mnie
powia. Zrozume, Jezusku, niektre z nich
jeszcze si nie zdyy objawi. Zwaszcza
futerko, bo tym obrosem przez noc, po
narodzinach. W Wigili zasnem na matczynej
piersi, wyczerpany paczem - a pakaem, bo
nazwaa mnie Merdin. W pierwszy za dzie
Boego Narodzenia zbudziem si cay
ofutrzay. Mama badawczo patrzy na mnie i
zaczyna piewa. Soce wlewa si do wntrza
wiey z brzu, pada w doliny pene niegu.
Piosenka mojej mamy to kolda: Do ]zefa tak
si ozwie Pokorna Maryja: Nazbieraj mi
czeresienek, Bo przy dziecku ci ja. Rzecze Jzef
do Maryi Wielce zagniewany: Niech ci zbierze
czeresienek Ten, kto dziecko sprawi Na to si
odezwie dzieci Z matczynego ona: Schyl

gazk, czeresienko, Niechaj zje i ona! Gal


wprdce si pochyli Maryi do rki: Zwa,
Jzefie, kto mi zsya Sodkie czeresienki... Gdy
kolda cichnie, odzywam si: - Nie Merdin! 108
Mama egna si znakiem krzya. - Merlin! mwi. - Merdin? - pyta mama. - Merlin! mwi. Mama milczy. Do komnaty wkraczaj
Im Picicea, a za ni Siostra Maria
Sprzeczno. - Merlin! - dr si.
- Merlin - powtarza mama, nader wystraszona.
- Nie Merdin! - pouczam j.
- Nie, nie - zapewnia mnie mama.
- Merlin! - mwi.
- Merlin - powtarza mama posusznie. Siostrze
Marii Sprzeczno posyam causa. - adn
piosenk piewaa, wiesz, o kim... - mwi do
mamy. - ??? Ju otwieram usta, aby wyjani,
w czym rzecz, gdy Siostra Maria Sprzeczno w
popochu rzuca si w d krtych schodw.
Cichn wic i odwracam gow ku Im Picicei.
Ta odwzajemnia spojrzenie. Gdy jednak widzi,
jak otwieram usta, wpada w wielkie
przeraenie. Ba, wrzeszczy i podkasuje bia,
jedwabn szat. - Arrivederci! - woa w pdzie.
(Nie zapominaj, mj stary druhu wilczku, e ta
sama osoba jako moda mniszka studiowaa w
Rzymie). Im Picicea czmycha z wiey z brzu.
3 egnaj, Mario, zwana Sprzecznoci. egnaj i
ty, przeoryszo klasztoru Gorejcego Serca. Na
tym koczy si rola, jak w mej historii

przyszo odegra tym paniom. Wiele lat pniej


dosza mnie pogoska, e obie widziano razem
w jakim cyrku w Bizancjum. Czy uwierzycie w
to, czy nie, rzecz pozostanie bez wpywu na
wasze zbawienie. Arrivederci, tato. 109
Odrywam si od cyca, by znw pouczy mam.
- Damy sobie rad bez brzydkich siostrzyczek mwi ! jej. - Najwaniejsze, eby zdybaa tego
jednookiego braciszka i kazaa mnie
przechrzci. Od czasu upadku ze szczytu wiey
Braciszek Baej zachowuje si coraz
osobliwiej. Teraz, gdy si zjawia na wezwanie
mamy, na widok mojego nowego futerka
wybucha rechotem. - Furda futro - powiada mu
mama. - Bd ci jednak bardzo wdziczna,
jeeli ochrzcisz go prdziutko jeszcze raz.
Powiada, e ma na imi Merlin. Jedyne oko
wierci mnie spojrzeniem.
- Sakrament chrztu przyjmuje si raz, po kres
istnienia - owiadcza nam Braciszek Baej. Dziecko ma nosi imi Merdin! Otwieram usta.
Po brodzie cieknie mi struka matczynego
mleka. - Bzykaj std, Belzebubie! - wrzeszcz.
Braciszek Baej mieni si na twarzy. Z
kredowobiaej jego twarz staje si mianowicie
jasnosina. Nie znika z niej umiech, coraz
szerszy. - Wiesz, mao mnie miesz te arciki
taty! - powiadam mu. - Dawaj tu zaraz krzy i
wicon wod! Jak mnie w tej chwili nie
ochrzcisz jako Merlina, popamitasz na wieki

wiekw amen! Braciszek Baej znw z


tsknot spoglda ku oknu. Bior si pod boki
i staj na matczynym brzuchu, w furii
potrzsajc wochatymi pistkami, i wrzeszcz:
- Merlin! Albo mnie w tej chwili nazwiesz
Merlin, albo... Praw doni robi
byskawiczny ruch i api w ni olbrzymi
bkitn much plujk, ktra z bzykiem krya
si w ustach Braciszka Baeja. - ..albo ci
rozgniot, Panie Mucho! Braciszek Baej
przytakuje sabo, jak gdyby w szyi strzeli mu
ktry nerw. Przynosi zaraz wod wicon i
rzecze:
- Nadaj ci imi Merlin. 110 Gdy koczy,
odpeza na stron. A ja, zadowolony, zasyiam u
matczynej piersi. W zacinitej pistce wci
ciskam fcaej siy much plujk. Budz si w
rodku nocy. Macam si lew rczk po torsie.
Potem po nkach. Po stopkach. Po
ramionkach. Dopiero kiedy si upewniam, e
futro, ktrym obrosem, znikno co do
ostatniego woska, rozchylam palce prawej
doni i pozwalam wujaszkowi Belzebubowi
odlecie z bzykiem. - Co ty za diabelstwo? szepcze zalkniona mama, koyszc mnie w
ramionach. Musz jej wyjawi prawd.
- Jestem ochrzczonym Antychrystem, p
czowiekiem, p diabem. Mama nic nie
rozumie. Mama mnie kocha, i tyle. Koysze
mnie w ramionach do snu, gdy na dworze,

poudniow por, z nieba barwy nocy prszy


nieg, wypeniajc doliny i wdoy Anglii tak
grubo, e caa kraina zmienia si w wypeniony
niegiem Graal. Zgodnie z prawami
obowizujcymi w tamtych czasach, przed
mam stoj dwa wyjcia. Kobieta, ktra
pocznie dziecko z nieprawego oa, ma do
wyboru: (1) Stoczy si w pospolite kurewstwo
albo (2) sczezn. adna z tych opcji dziwnie
nie przemawia do mamy. Zblia si jednak
dzie rozprawy. 111 Wok wiey polatuj
stada nietoperzy Mama bardzo si ich boi.
Pewnej nocy wyglda prze2 okno i widzi, jak
Braciszek Baej sam niczym nietoperz speza
gow w d po murze, wczepiony w dzikie
wino. Mama pacze, a ja j pocieszam. Chodz
z kta w kt komnaty na szczycie wiey z brzu,
wypiewuj piosenki i opowiadam mamie
historyjki. Wyglda na to, e urodziem si z
pokanym zapasem historii. Rozwijam je teraz
i rozpocieram rano przed mam dla jej
rozrywki. Gdy nadchodzi Wielkanoc, Vivien,
moja mama, staje przed obliczem sdziego. Nie
staje sama, bo jej towarzysz, a nam dwojgu z
kolei towarzyszy Braciszek Baej, kryjcy
donie w fadach brunatnego habitu, zganiony,
z pochylon gow i cay wielce podobny do
rudego latawca. Jezusku, wita nas wielce
okrutny trybuna. W krzyowym ogniu pyta
mama nadal uparcie powtarza swoje: - Nie

wiem, kto jest ojcem tego dziecka.


- Z kim odbya stosunek pciowy, kobieto?
- Z nikim. I tak dalej. Sdzia nie daje wiary jej
zeznaniom. Wreszcie, czujc, e ju nie cierpi
tego duej, wykrzykuj: - A niech ci diabli
porw, faszywy panie sdzio! Znam swojego
ojca lepiej ni ty swojego, wie?Sdzia ciko
opiera podbrdek na jelcu miecza
sprawiedliwoci i patrzy na mnie. Po obu
stronach twarzy wisz mu cikie wsiska, a
jego dugie, obnaone zby ywo przypominaj
ky sonia. - A c to takiego? - cedzi z wolna. Czary?
- Sprowad tu swoj matk! - powiadam mu.
- Ju wiem! - domyla si sdzia z triumfem. To sprawka brzuchomwstwa. Zgadem? - To
nie sprawka adnego brzuchomwstwa.
Sprowad tu swoj matk. - Ale po co?
- eby spona na stosie.
- eby spona na stosie?! 112 Jeli si nie
myl, taka jest kara za dziecko z nieprawego
oa. Sdzia patrzy na mnie bez sowa i mruga.
Ma na sobie tog z jaskraworowego
jedwabiu, spywajcego fadami na stopie, na
ktrym stoi krzeso. Ma te bardzo pikne
donie, przyozdobione na dodatek mnstwem
kosztownych piercieni. - Niesychane! owiadcza sdzia. - Nie rozumiem, jak osoba
tak nikczemnej postury... - Odczep si od mojej
postury i sprowad tu askawie swoj matk. -

Osoba mojej matki nie ma nic do rzeczy...


- Radzibym ci unika takich stwierdze pouczam go. - Posuchaj: jeste bkartem.
Mwi ci to jak najpowaniej. M twojej
mamusi nie jest twoim ojcem, i tyle! Spod
jedwabiu wyskakuj naraz stopki sdziego,
mae i wielce ksztatne, w zotych cimach.
Sdzia chwyta si kurczowo porczy swego
krzesa z koci soniowej. Miecz
sprawiedliwoci z brzkiem upada na
posadzk. - Mam w tobie bratni dusz powiadam mu. - Jedziemy na tym samym
wzku. Sdzia toczy wzrokiem, jak gdyby mia
si zachysn.
- Maaamoooo!!! - zawodzi przecigle. W
komnacie zjawia si matka sdziego. Idc
powiewa wosami jak bojowym sztandarem.
Nic, tylko j zatkn na szczycie baszty. Idc
wierci i krci siedzeniem, a kiedy mija
Braciszka Baeja, posya mu perskie oko. - A
zatem - zagaja znw sdzia, pocierajc jedn
stopk o drug - zaprowadmy w tej materii
nieco porzdku i logiki. Znajdmy odrobin
poczucia rzeczywistoci, szczypt prawa i tego,
eby wszystko byo jak naley. Uprzejmie
prosz! Matko! - Sdzia godnie i pewnie
nachyla si z fotela w stron wiadka. - Matko,
kto jest moim ojcem? - Tygrysku! - odzywa si
do niego matka z chichotliwym mieszkiem. Co ja tu bd przy ludziach... - Co takiego?! -

wykrzykuje sdzia. - Chcesz mi powiedzie, e


twj m... e ten, ktrego zawsze nazywaem
ojcem... e to nie mj ojciec? 113
- A co ja tu bd przy ludziach... - powtarza mu
matka. Sdzia nasadza sobie na gow czarny
kopak. - Rozkazuj ci zatem - woa
piorunowym gosem - rozkazuj ci, by
wyjawia jego imi, niewiasto! Imi moje ojca!
Matko! Mw prawd i tylko prawd! Matka
chichocze cienko.
- Ale ci do twarzy, koteczku, w tej czarnej
czapeczce! - dziwuje si gono. - Zupenie jak
twojemu tatusiowi. Na prawd podobny do
tatusia! Wykapany on. O wiele bardziej J
podobny do niego ni do mnie. No, pomyl,
tygrysku! Ciekawam, czy sam go rozpoznasz w
tej izbie? Pamitaj, masz po nim nos, oczy,
sdziowsk manier... Zaraz jednak niewiasta
wymotuje palec z fadw sukni. Pokazuje nim...
(A paznokie ma pomalowany na czarno).
Pokazuje...
- To on! Oto czowiek! Wszyscy odwracaj si i
patrz na Braciszka Baeja.
- Nawet jeszcze w niego nie wstpiem, jak go
robi dodaje skromnie mj wujaszek B. 8
- Wobec takiego obrotu sprawy - oznajmia
wszem wobec sdzia. - Wobec takiego... Musisz spali swoj matk na stosie podpowiadam.
- Wiem. Nie mog. Mamuniu... Po

landrynkowej twarzy sdziego spywa para ez,


rozpryskujc si na jego kwiecistorowym
podoku. Jego matka jednak podnosi ku niemu
wyzywajce spojrzenie. - We si w gar,
tygrysku! - poleca. - Pamitaj, jaki masz urzd
i com uczynia! Sdzia ociera wic oczy
rkawem i zaraz je zasania doni. Hmm,
hmm. Wielebny ojcze, czy masz nam co do
powadzenia na ten temat? Braciszek Baej
umiecha si szeroko i mwi: " Winnym.
Aplauz na sali, bracie wilku. Sdzia
machniciem rki ucisza tumult i
nieruchomiejc na krzele, oglda sobie donie.
Na prawej rce, tu pod kostk wskazujcego
palca, ma czerwon kurzajk. Chwytajc si
ostatniej szansy, zrozpaczony wyciga do w
gr i patrzy znaczco. Braciszek Baej ani
mrugnie jedynym posiadanym okiem.
Spokojnie prostuje prawic, by porwna
wasn czerwon kurzajk z kurzajk swojego
bkarta. - Tatusiu! - piszczy sdzia i po
krciuchnym namyle dodaje: - Sd oddala
pozew. papieski nuncjusz, chudy i tykowaty
typ, ktry dotychczas tkwi oparty o cian i
obgryza paznokcie, podskakuje jak oparzony.
- Na jakiej podstawie oddala si pozew przeciw
oskaronej pci eskiej imieniem Vivien? pyta gosem piskliwym i przenikliwym jak u
wykastrowanego derkacza. - Na tej podstawie wyjawia mu sdzia - e pomieniona niewiasta

bya w chwili narodzin dziecka patentowan


dziewic; lub na takiej podstawie, i nawet jeli
nie bya dziewic, zrodzony z niej potomek nie
jest dzieckiem, jako e jest obdarzony darem
mowy tudzie rozumem wykraczajcym poza
moliwoci dziecka; lub te na takiej
podstawie, e nawet jeli pomieniona nie bya
dziewic, a jej potomek jest dzieckiem, caa ta
historia to pospolity saski spisek, majcy na
celu skompromitowanie naszego wymiaru
sprawiedliwoci oraz posianie zamtu w
naszych rejestrach stanu cywilnego tyczcych
narodzin, zgonw, oraz maestw. Ma co
nuncjusz zaczyna sobie obgryza paznokcie.
- Rzym - powiada - nie puci wam tego
orzeczenia pazem. ...Albo te na odmiennej,
lecz wspbrzmicej i arcywanej podstawie dodaje sdzia - e mianowicie prdzej diabli
porw, ni si zgodz za takie samo
przestpstwo posa na stos wasn matk. 115
- Czyby sd utrzymywa, e dziecko Merlin to
take bkarci pomiot mnicha? - zapytuje
nuncjusz. - A gdzie tam! - oznajmia
pogardliwie moja mama. W yciu nie
podchodziam do ksidza bliej ni przez
kratk. - W czym w takim razie ley zwizek? zapytuje nuncjusz, trcajc okciem Braciszka
Baeja, jak gdyby po to, aby go zapewni, e
cokolwiek si zdarzy, swoim na pewno nie
stanie si krzywda. - W czym ley? W ogniu

mczarni - odpowiada sdzia i podciga si na


porczach krzesa z koci soniowej. Cho stary
i zmczony, janieje teraz dziwnym oywieniem.
Moe poczu, e bronic matki przez tych par
minut, nauczy si godnoci albo - co take jest
prawdopodobne - obrona pozwolia mu
odnale i odzyska t odrobin godnoci, jak
niegdy posiada. - Rzucam palenie! obwieszcza sdzia. - Dawno miaem ochot
rzuci. Nag nie do, e gupi, to szkodliwy.
Istniej jakie granice, i wanie do nich
dotarem. Nie oddam wasnej matki na stos, a
skoro nie spal matki, sprawiedliwo kae mi
nie oddawa na stos take innych, ktre
popeniy matczyny grzech, to jest poczy
dziecko bez dobrodziejstwa witego
sakramentu maestwa. Sdzia wstaje i spod
rowej szaty wyciga wdk z koowrotkiem. Id na ryby - mwi. - Rozprawa skoczona. Po
czym rusza do drzwi. - Palenie szkodzi - poucza
jeszcze nuncjusza, kiedy go mija. Moja mama,
dziewicza Vivien, umiera dziewi dni pniej
na zatrucie pokarmowe po skonsumowaniu
lina. Chichotliw matk sdziego potrca na
przedmieciach Carbonk rozpdzony rydwan.
Kiedy niewiasta dopeza do klasztoru
Gorejcego Serca i baga o pomoc, zatrzaskuj
przed ni furt. Umiera wic od obrae w
przydronym rowie. Powocy rydwanem
zbieg z miejsca wypadku. Na wie o jej zgonie

sdzia bierze sznurek i si wiesza, w podatku


na tej samej wierzbie, ktr posuy si m
jego rodzicielki, kiedy dowiedzia si prawdy o
zdradzie maonki i o tym, kto naprawd
spodzi by sdziego. Dwa dni pniej ginie w
tajemniczych okolicznociach sam Braciszek
Baej. Biegy sdowy stwierdza, e jednooki
mnich zadawi si na mier much plujk.
Papieski nuncjusz wysmaa pocieszajcy
meldunek dla Rzymu. Cho chichocze i stroi
mnstwo przezabawnych min, dodaje jednak
pod meldunkiem postscriptum, adresowane
tyle do papiea, ile do samego siebie: "Tylko
co poczniemy z Merlinem?" 10 Zgoda, zgoda,
braciszkowie moi. W tym rozumieniu to
rzeczywicie Oni pisz t ksik... Lecz
pamitajcie o jednym. W rozdziale 33
poprzedniej ksigi mj ojciec twierdzi gono,
e bez Braciszka Baeja zawali si caa
narracja. Teraz jednak, z sobie tylko wiadomej
przyczyny, skrela biedulka, i to tak skutecznie,
e odziera go z ycia. Jaboneczko, mia
jaboneczko moja, sodyczy, przyjaciko,
creczko... Obiecywaem ci, e zobaczymy.
Zobaczylimy wic, w samej rzeczy. Do
protokou: nic nie poradz na to, co tu
wyrabiaj. Spisuj po prostu wszystko, co
tamci mwi i czyni. Nadam za
wydarzeniami w tym tempie, w jakim si
zdarzaj. Idzie mi o to, by uchwyci prawd.

Jestem czowiekiem zatrzanitym w czasie


teraniejszym. Zatrzanitym w zdarzeniach, w
ich nastpowaniu. Wszystko, dosownie
wszystko jest dla mnie teraniejszoci. W
moim zielonym wizieniu. 117 11 Posiadam dar
widzenia przeszoci i przyszoci. Jedrnego
wyuczy mnie ojciec. Drugiego, ma si
rozumie, marna. Nie umiem jednak odmienia
wydarze. Nie umiem odmienia przyszoci, a
rzeczy przeszych zmienia mi nie wolno. Mog
najwyej - bazen przeszy i bazen, co przyjdzie
3 mog wic to, co byo, albo to, co bdzie,
przywoa je raz, w teraniejszoci. Wanie
tak, prosiaczku. Znam rzeczy, ktre si dopiero
wydarz. Widz je, cho nie do koca.
Naprawd widz nie tak i wiele. 12 Seneszala
Vortigerna jednak widz dzi tak samo
wyranie jak wwczas, gdy byem pacholciem.
Co nie znaczy, e kiedy Vortigern wada
grodem Logres, tkwiem tam razem z nim. Nie,
ja ogldaem go w zwierciadle sadzawki z
pstrgami w moim Mons Badonicus. Widz
wic, jak dawniej widziaem, mki seneszala
Vortigerna, ktry przemoc i podstpem
zagarnwszy tron, prbuje podrapa si w
dupsko. Tymczasem na dworze, na ulicach
Logres, dziatwa zabawia si mio, cigajc tam
i sam po bruku ludzkie trupy. nieg prszy na
spalone otarze, a okopcone zaspy pitrz si
na porfirowych schodach kocioa witego

Pawa. Z okna, ktre wykuszem wychodzi na


rzek, dobiega przeraliwy krzyk kobiety. Ani
jedna twarz si nie odwraca na ten gos. Nikt
nie odrywa si od wiose zotych galer ani od
wodzy elaznych rydwanw, co tocz si od
miasta poprzez Watling i znikaj za mostem.
Tamiza spywa krwi. Widz, jak Vortigern
podnosi si z tronu. - Wadza ma swoje
mankamenty - rzecze pod adresem
przybocznego druida. - Najgorszy ten, e nijak
si nie mona 118 poskroba w dupsko, gdy
zaswdzi. Jak mylisz, a moe by tak w tronie
wyrn dziur? Sposobny otwr w siedzisku?
Pod tron wsadzi si mojego karzeka. Niech
zamiast fika kozy, drapie, ilekro mnie
zaswdzi. Prosta sprawa. Wystarczy, uwaasz,
e zastukam obcasem w nog tronu. Dwa
stuknicia, skroba agodnie. Cztery:
porzdnie, do omdlenia rki. Niech si sprawi
mj Fogo! C ty na to, druidzie? Co
mniemasz? - Mniemam - powiada na to druid e prawdziwie krlewska dupa nie ma prawa
swdzie. - Ha! Odmawiasz mi praw? Seneszal
Vortigern rozsierdzi si. Nader draliwy na
punkcie wasnych praw do tronu, czemu
trudno si dziwi, bo jest samozwacem. Skde znowu, panie! - druid wykrca si
sianem. Szo mi tylko o to, i w miar jak si
bdziesz przyzwyczaja do siedzenia na tronie,
siedzenie zacznie odwyka od swdzenia. Takie

ju waciwoci maj trony. - Oby mwi


prawd. A na przyszo si nie plcz!
- powiada Vortigern. - Tak czy siak, bd
obstawa przy swoim. Okrga, snadna dziura.
Tajemna. A pod tronem mj Fogo,
przycupnity w ciemnoci. O rany boskie, jaka
bdzie ulga... Druid milczy, w skrytoci ducha
dumny jak paw, e powiedzia "takie ju
waciwoci maj trony", chcc da do
zrozumienia, i takie waciwoci maj
prawdziwi krlowie. Wspomnij krla
Konstancjusza, prosiaczku. To jego
seneszalem, czyli marszakiem, by niegdy
faszywiec Vortigern. Kt wayby si wwczas
przypuszcza, e tron Konstancjusza stanie si
wkrtce sadyb Vortigernowej dupy?
Smuteczku mj, w krl Konstancjusz mia
synw - Moyne'a, Aureliusza Ambrozjusza i
trzeciego, imieniem Uther Pendragon. Kiedy
Konstancjusz zszed ze wiata, na tronie zasiad
po nim Moyne, jako najstarszy. Moyne okaza
si jednak za mody, a nadto pechowy, ze
mierci wymalowan na licu. Baronowie na
widok nowego wadcy wszczli bunt, a
Vortigernowi wystarczyo odmwi
wyprowadzenia wojsk przeciwko rebelii.
Moyne'a spotkaa wic klska. Baronowie
skwapliwie przyszli do Vortigerna z zapyta119
niem, czy bdzie askaw przyj z ich rk
koron. "Pochlebiacie mi wielce - odrzek im -

lecz sumienie nie pozwalaj mi na taki honor,


dopki mody krl chodzi po wiecie".
Baronowie pojli aluzj, bo jeszcze tej samej
nocy Moyne'a uduszono we nie. Vortigern
opaci mordercw w ten sposb, e kiedy
przyszli po zapat, rozkaza ich rozwczy
komi. Jezusku rowy, jeszcze dzi widz dwa
srokate konie, z ktrych kady wlecze za sob
ludzk nog, a za ni inne miso, ktre jeszcze
niedawno byo czowiekiem. Konie gnaj po
rosie z ttentem i reniem. Najlepszy wizerunek
otchani, jaka si rozwara midzy ludmi a
reszt stworzenia: niewinne szare konie mkn
przez ki, od wioski do wioski, pod
wielolistnym dachem lasu, wlokc za sob
jarzmo rozwczonego misa. - Tak si czuj,
jakby mnie miay cisn hemoroidy powiada
seneszal Vortigern. - Choroba zawodowa
krlw - pochlebia mu druid. Zza biaych tarcz
wystpuje teraz przed tron czarownik
Morgancjusz. Idzie niedbale, chwiejnie, jak
gdyby chcia rzec, e do diaba z krlami, a
rondo spiczastego kapelusza opuci
zawadiacko na jedno ucho. Rce trzyma w
kieszeniach. - Ej, krlu! - powiada. Vortigern
wdziczny mu jest nawet za to. Bdzi
wzrokiem, wpatrzony to w gorejce wgle, to w
twarz posaca. Nadal nie pojmuje. - Nie tronu
sobie szukaj, a krzepkiego koskiego grzbietu,
kochany - owieca go Morgancjusz. - Lada

chwila nadcign waciciele twojego


krzeseka. Vortigern skrzeczy jak kaczka, gdy
j dusi. Palcem ukradkiem raz i drugi dga si
w obolay zadek i jczy: - C krlestwo! Wol
za dwa szelgi sprzeda si do cyrku w
Bizancjum! Nastpnie oblizuje czarne wargi i
mruga w dymach paleniska niczym sowa.
Potrzsa gow, tak wawo, e mao mu nie
spada stary kapelusz, zastpujcy koron, a
rzdek powicanych figurek z oowiu zaczyna
taczy wok wyszmelcowanego ronda.
Palcami Vortigern ciska medalik z krzyem
oraz wizerunkiem witego Lo, ktry mu dynda
nieco poniej pasa, i warczy: 120 Timor mortisl
O kurcz pieczone! A toczc rybim wzrokiem
po ociekajcych wod kamiennych cianach,
tak jczy: - Tyle pociechy z korony, e krlowi
przypada najsuchsza cz lochu! Bo
rzeczywicie, cae Logres jakby ugrzzo w
bagnie pod rzek. Wszdzie mnstwo szczurw,
a w kadym domu gnied si ropuchy. Daleko s?
- O jeden tydzie marszu.
- Sia ich? Dwadziecia tysicy.
Aureliusz Ambrozjusz, powiadasz?
- A razem z nim Uther. Vortigern wstaje i zaraz
si chwieje na nogach. Ma na sobie lnian
koszul i portki, a na tym wenian sukman
spit pasem. Kulfoniaste stopy owin sobie
krl suknem, a to cynobrowym, a to barwy

marzanny, a to bkitnym, a po kolana


krzyujc wstgi materii na ydkach, ktre
tako krzywe. Na ramiona narzuci sute futro z
wyder. - Tydzie oznacza miesic - mruczy do
siebie. - Ale dwadziecia tysicy to a za wiele,
nawet jeli ich bdzie tylko dziesi.
Kopniakiem goni szczura i wpada do dugiej
komnaty.
- Dawa tu majstrw! - drze si. - Majstrw,
mularzy i jakich tam jeszcze sztukmistrzw!
Niech mi zbuduj wie! Nie tu, tylko w
najdalszym na zachodzie zakamarku ziemi!
Najlepiej na grze Snowdon! - Po co ten
popiech? - cichutko wtrca si przyboczny
druid. - Jeszczemy nie przegrali. Najpierw
musimy stoczy par bitew z Aureliuszem
Ambrozjuszem, a po nim z Utherem
Pendragonem. Inaczej si nie da... - Ju ja
znam swj los! - ucina Vortigern, silc si na
godno, a pod adresem druida syczy cicho: - I
ty te znasz go, banie. U Boga ojca, czowieku,
w kocu to ty czytasz przyszo z wntrznoci,
moe nie?! Druid tylko przestpuje z nogi na
nog.
- Czterdzieci db! - znw si zanosi wrzaskiem
Vortigern. - Czterdzieci dni i nocy daj na to,
by mi wzniesiono 121 wie. A jeli nie, to
wtedy... To wtedy... Wszyscy, wie, skoczycie w
zawiatach! Dopilnuj, by was dopadli! nowie
Konstancjusza, a jeli nie roznios was na mi

sam was rzuc na er saskim piratom! Seneszal


tak spurpurowia, e milknie.
- Czterdzieci db! - powtarza, unoszc w
jednej bero, a drug dyskretnie drapic si w
zadek. - Czterdzieci dni i nocy! 13 W
grzystych okolicach Snowdon druid znajduje
odpowiednie wzgrze i daje znak, aby murarze
stawiali fundament. Na trzeci dzie ponad
powierzchni gruntu wzno sz si trzy pitra z
kamienia. C, kiedy nastpnej nc ciana pka,
a cay mur wali si z trzaskiem. Druid bierze
gboki wdech, liczy po cichu do dziesiciu! i
kae zaczyna od nowa. I znw, po trzech
dniach harwki,9! na wzgrzu wznosz si trzy
kamienne pitra, lecz w nocy,; w ciemnociach,
skarp wstrzsa podziemne drenie, a ciana
rozpada si w proch. Druid chichocze, tarza si
w zielonej trawie na zboczu, wije si i turla. W
mylach dziwnym trafem widzi Aureliusza
Ambrozjusza z Utherem Pendragonem. Czuje
na sobie ich chodny i bkitny wzrok, pnocny
wiatr za ich plecami. - Sprbujmy jeszcze raz powiada majstrom. Mularze kuj, muruj,
zwijaj si. Trzeciego dnia pod wieczr na
wzgrzu znw stercz trzy pitra kamienia.
Tym razem druid nie jest ju taki gupi i
zamiast ka si, czuwa przy ksiycu. Co
bdzie z wie? O wp do trzeciej nad ranem
ziemia dry, cho sabo. Z kwadrans trzecia
ziemia trzsie si znowu, a si kurz sypie z

wiey. O trzeciej nad ranem caym pagrkiem


wstrzsa potne tpnicie. Wiea rozpada si
w kawaki. Druid siedzi zadumany pord
porozrzucanych gazw i zaprawy. Min ma,
Jezusku, nietg. Nadchodzi wit. 122 Druid
zapala papierosa i pali go w milczeniu. Przy tej
okazji wydmuchuje co najmniej trzy doskonae
kka pociera si w policzek piercieniem z
maego palca lewej rki. Dotyk piercienia
podsuwa mu widocznie nowy pomys, bo druid
chichocze. Wida nie darmo by niegdy
papieskim nuncjuszem. 14 Druid (ktry nie
darmo by niegdy papieskim nuncjuszem)
korzy si unienie przed Vortigernem. Na
doniach ma rozmazan krew koguta, a na
obliczu wypisane wyczerpanie, jak gdyby ca
zesz noc przepdzi na chiromancji. - Nic nie
jest w stanie wesprze wiey - rzecze - oprcz
krwi z y dziecka, ktre nie miao ojca. - Co ty
mi tu, kurcz flak, zasuwasz?! - dziwi si
seneszal. - Nie po to zgadziem krla, a po nim
nastpnego, eby mi kto odmawia wiey.
Pytam: gdzie moja wiea?! Zgadzenie krla, a
po nim nastpnego krla to dla druida nowina,
chocia, rzecz jasna, mg si czego domyla.
Pomija jednak nowin milczeniem i rzecze
tylko: - Potrzeba krwi z y dziecka, ktrego
ojciec nie by miertelnikiem. Krew trzeba
rozsmarowa po fundamentach. Inaczej wiea
bdzie si wali bez koca. - Zaraz... Powtrz

mi. Jak to szo? - pyta go Vortigern, drapic si


wciekle. - Nigdy nie wzniesiesz wiey powiada mu druid Dopki nie wymieszasz
zaprawy z krwi dziecka, ktre si poczo bez
ojca. - Co ty powiesz? - gasi go Vortigern. Moe mi jeszcze zdradzisz, gdzie si to kupuje?
- Sprbuj w Mons Badonicus - radzi druid. 15
Po zgonie mojej mamy, dziewiczej Vivien,
otrutej linem, nastpio wkrtce siedem
zamachw na moje ycie. 123 Najpierw kto
pobony usiowa udusi mnie race
Nastpnie moda zakonnica prbowaa mnie
dgn; ostrzonym krucyfiksem. Po niej z kolei
pewien pielgrzym chcia mnie zatuc na mier
kijem ptniczym. Potem grabarz uwzi si, by
mnie pogrzeba ywcem. Dzwonnik umyli
sobie obwiesi mnie na sznurze dzwonu. Dwch
modzieniaszkw z chru dokonywao cudw,
by mnie utopi w chrzcielnicy. A na koniec sam
biskup prbowa mi rozwali epetyn
pastoraem. Po tylu tarapatach, braciszkowie
moi, atwo byoby mi wybaczy beztrosk
pewno, e to ju koniec zamachw. Tyle e do
beztroski byo mi daleko. W punkcie
opowieci, do ktrego tutaj docieram, licz
sobie pitnacie wiosen. W pitnastym roku
mego ycia Rzymianie zdyli na dobre
porzuci Brytani. Owszem, na modych ludzi
(cho czciej na mode dziewczta) czyhaj
bandy saskich piratw, przybywajce przez

morskie pustacie z Danii albo z Niemiec na


pokadach dugich okrtw o dziobach jak
ptasie szyje. Tyle e sascy piraci nie s na
odzie papiea. 16 Jabonko, jaboneczko
moja, sodka przyjaciko, creczko, oto bawi
si spokojnie na ulicy, gdy nadchodz wojowie.
Po tarczach poznaj, e przysa ich Vortigern.
Dawno wypatrzyem w sadzawce z pstrgami,
czego dzi bd chcieli ode mnie i po co
przyjd, lecz tak czy owak pozwalam im si
uprowadzi. Ba, mao tego, sam cigam na
siebie spojrzenia, aby oszczdzi wojakom
zgadywanek, ktre z dzieci to ja. Jak to robi?
Zwyczajnie: wal po bie chopaka, ktry przy
mnie kuca. Chopak oddaje cios za cios, a
wtedy... Wtedy rozkadam go na ziemi lewym
sierpowym w ucho. 124 (A wanie,
braciszkowie moi. Upodobanie do bijatyk to
naturalna u kogo, kto z najwysz pogard
zasiedla powok cielesn. Przyszedem na
wiat z nosem dobrze ju przekrzywionym, a
kiedy miaem dziesi lat, zamano mi go
znowu w jakiej bjce. Nie naprostowa si od
tamtej pory, a jego krzywizna bawia mnie,
ilekro spojrzaem w zwierciado. Dobrze jest
mc sobie pozwoli na zamany nos, mimo, e
jest si pbogiem - prawie tak dobrze, jak
umie ama nosy innym. Czemu to mwi? Bo
w wieku lat pitnastu staem si tgim
bokserem, zapanikiem i szermierzem. Bawi

mnie rwnie co innego: to, e sabowit


postur i roztargnieniem w obejciu udz
przeciwnikw a do chwili, gdy ju si nie mog
wycofa). Grzmotnity chopaczyna powstaje i
dzielnie owiadcza:
- pieldalaj na ddrzewo! pieldalaj gdzie
pieprz lonie, ty poklako bez ojca! - Goniej! mwi do niego.
- Wszyscy wiedz, e diable nasienie! - drze si
chopaczyna. - Ty pieprzona poklako bez ojca,
kulwa twoja ma, diable nasienie! Syszc to,
wojowie przygldaj mi si bacznie, a potem
api pod rce, pakuj do umylnej klatki i
wioz prociutko do Logres, gdzie czeka
Vortigern. Seneszal pyta srogo:
- Ciebie to zw Merlinem?
- Merlin to ja.
- Spodzony bez ojca, tak?
- Spodzony przez diaba. Vortigern krci
gow i mieje si, by zakry przestrach, bo
osoba z niego przesdna. - Syszane to rzeczy? zapytuje przybocznego druida.
- Zasadniczo syszane. Chociaby u Apulejusza
- zapewnia go druid, zajadajc cebulk,
ktrych caa masa marynuje si w soju na
kolanach wieszczka. - W ksidze De deo
Socratis wyczytasz, e midzy niebem a ziemi
pomieszkuj demony, ktre Apuejusz zowie
inkubami. Inkuby to w poowie ludzie, w
poowie anioy. Byway te przypadki, e

inkuby zayway uciech cielesnych z


dziewcztami z odludnych okolic... - Druid
chichocze i daleje przeuwa cebul. Cer ma
125 tak smag, e a czarn, i tylko w nie
golonym od trzech dni zarocie przebyskuj
mu siwawe kpki. Poniewa nie ma zbw,
pojedynek z cebul idzie mu niesporo. - Synny
by swego czasu przypadek w Sodomie - dodaje
- kiedy to dwm demonominkubom kazano dla
odmiany zay takich uciech z chopcami...
Przygldam si druidowi spod oka i mwi:
- A kysz:, Lucyferze! I odmieniajc ton na
przymilny, dodaj:
- Tatusiu...? Druid wije si niczym na mkach.
Chudy jest i dziwaczny. Zwaszcza dziwacznie
si plcze przy odpowiedzi:! - To chyba jakie
nieporozumienie... Nazywam si moriusz, nie
Lucyfer. - A dziw, jak bardzo przypominasz
pewnego mego znajomego na odzie
papieskim. - Owszem, swego czasu bywao si
nuncjuszem - przyznaje druid - lecz potem
nasta kres ciemnoty, a z ludu zdjto kajdany
religii. - A jeszcze wczeniej - przerywam - czy
nie wcielao si czasami w posta przeoryszy
Picicei? - Nie ycz sobie wysuchiwa takich
bredni! - Vortigern a spluwa. - bzdury mi tu
sadzicie, jeden z drugim. Jaka Cipicea? Kady
widzi, e mj Honoriusz to mczyzna. Nie
trzymabym w orszaku obojnaka! - Ciekawe w
takim razie, dlaczego Brat Baej zgin z rki

muchy? - zastanawiam si na gos. Bratobjcze wanie midzy demonami? A moe


Baejowi znudzio si by schronieniem cja
diaba? A skoro tak, znaczy to tyle, e e mj
ojciec nie tylko zgadzi mi mam, ale do tego
dybie na mnie po raz smy! - Zaraz, przecie
mwie mi, e nie masz ojca?! - okropnie
irytuje si seneszal, czujc, e rozswdzone
dupsko zaraz go doprowadzi do obdu. - Hola!
- powiada naraz. Znam gwarantowany sposb,
by sprawdzi, czy jeste w samej rzeczy
pacholciem bez ojca, ktrego szukamy. Suba
przynie tu zaprawy murarskiej! A ty, Fogo,
podrzynaj mu gardo! 126 Karze Vortigerna
natychmiast skacze mi na plecy. Co wicej,
przykada mi do krtani ostrze. Chichocze i
zaczyna rzeczywicie kroi! Niby to od
niechcenia podnosz prawic, udajc, e przed
zgonem pragn si przeegna... api kara za
wosy... Okrcam go nad gow jak lasso...
(Karze kwiczy niby optany). I od niechcenia
puszczam prosto w cian. CHRUP! Czaszka
si rozlatuje na kawaki, krew Fogo obryzguje
seneszala... - Jedn chwileczk! - powiadam. Bez nerww! Ju tumacz, dlaczego nie udaje
ci si wznie tej wiey! Odzywam si niby to do
seneszala, lecz cay czas nie spuszczam oka z
Honoriusza. - Wic tak. Po pierwsze, wiea ci
si wali dlatego, e nie nadajesz si na krla, a
twoje grzeszki cigaj ci a po sam kraniec

krlestwa, ktre zagarne. Po drugie, jak ci


powinien zapewni twj druid, wiea si sypie
dlatego, i twoje grzechy przybray konkretn
posta oraz ksztat w gbinach twojego
krlestwa. Jak posta? Ju mwi. Pod
wzgrzem z wie znajdziesz podziemne jezioro,
a kiedy je osuszysz, ujrzysz na samym dnie
gada z ogonem w pysku. Kiedy gadrobak si
budzi, stacza bj z samym sob. Dzieli si
wtedy na dwa - na czerwonego i na biaego
robaka. atwo odgadn, $ wanie teraz
robak toczy bitw. atwo take odgadn, i
wanie bitwa alchemiczna, na mier i ycie,
walka midzy robakiem czerwonym i biaym
sprawia, e ziemia trzsie si, a mur si kruszy.
Dlatego wiea bdzie ci si wali w kko. StiBeTTChePhMeFSHiSS!!! - wrzeszczy ni
std, ni zowd druid Honoriusz. Pada na
kamienn posadzk i wije si w konwulsjach,
wykrztuszajc z siebie: - Cholera! e te!
Musieli! Ci! Ochrzci!!! Kiedy si wije, z ust
wychodz mu najprzedziwniejsze rzeczy. Jakie
to rzeczy? Najpierw ciemnozielony achmardi,
potem aloes, buy, buchwasty, cierniowa
korona, cykuta, duo diamentw, 127 dziesi
przykaza, ddownice, eufemizmy, figi, figury
szachowe, grad, gawron, siedem
homunkulusw, jeden ipsissimus, jedno
nadpknite Jajo wiata, nastpnie
kadzielnica, kariatydy i karbunkuy, biay

krwawnik, lingam, lichtarzyki, lilia, asice w


duej iloci i tki, dwie mtwy, mrwki, mirt
bagienny, nugat, orzechy, pieprz, przepirka,
pigwa, robak z Laidley, rozkolec, ra, rt,
strzyyk, szaraczy caa plaga, sowik,
sardynki, skorpion, tur, cztery ule, wosk,
wgiel, winonorol, witriol, korzenie drzewa
Ygdrasill, zewa, uel, odzie i aby. Kiedy
druid koczy wymiotowa, rozkada si
bezwad nie na posadzce. I tylko nogi mu
drgaj. Nareszcie druid kona. Nie tyle kona, ile
nieruchomieje, niby cinita, pusta rkawica niczym futera, co nigdy nie y wasnym
yciem. Skutek taki, e karze i druid le
rami w rami na kamiennej posadzce
komnaty. Seneszal Vortigern duszy czas stoi
bez ruchu i gapi si na nich, powistujc przez
zby i zawzicie drapic si po tyku. Wreszcie
mwi:
- Suba! Kopa pod wie i znale to jezioro!
Sprawdzimy, czy Merlin nie kamie. 17 Suba
chwyta za opaty. Wszystko jest tak, jak
mwiem. Pod wzgrzem naprawd znajduje
si ogromna pieczara pena wody. Suba
wypompowuje wod i znajduje na dnie dwa
wielkie robale - jeden jest czerwony, drugi
biay, a kady wielki jak w morski. Oba s
splecione w walce na mier i ycie. (Dlatego z
pocztku kopacze myl, e to jeden robak,
biaoczerwony: tak mocno si sploty). Z

robaczych paszcz tryska ogie. Zmagaj si w


ohydny sposb. Kiedy woda w pieczarze opada,
robacza walka staje si jeszcze bardziej
zacieka ni dotd. Oba potwory wij si 128 i
pr niczym nadprzyrodzone dziwo w
miertelnych mkach. Gr jest to biay robak,
to znw czerwony. Z ich paszcz bucha krew, ich
skra take ocieka wielkimi kroplami krwi.
Wreszcie jednak czerwony robak zamiera
martwy nad krawdzi wody, a biay robak
umyka do wntrza ciemnej cuchncej dziury,
ktra zdaje si cign do samych trzewi
planety.
- Co to wszystko znaczy? - skrzeczy seneszal
Vortigern. Moje ciao pada na ziemi i taczy
wrd kurzu. Kiedy powracam do niego,
proroczym tonem krzycz wniebogosy: mier czerwonym robakom! Numerek z
Rkawem! Dwr Diany! Suka gonica jelenia i
pidziesit czarnych brytanw gonicych za
suk! Wolna wola! JHWH! Wcznia
Longinusa! Kto, do jasnej cholery, pisze t
ksik? Mskie czonki w pudle do robtek!
Miecz tkwicy w skale! O naturze za! Jak
brzmi pytanie do witego Graala? Moje liczne
narodziny i mierci! Krl Artur i rycerze
Okrgego Stou! Niech yje biay robak! Dosy tego trucia - przerywa mi Vortigern. Gadaj, co bdzie ze mn!
- Z tob? - przerywam. - Jeli umiesz, znajd

sobie ukrycie. Tylko kto zdoa uciec od wasnej


opowieci? - Sraczka sowna, i tyle! wykrzywia si Vortigern. Uspokojony, popdza
mularzy, by budowali wie. Robota w rkach
si pali, tym bardziej e z robakami wreszcie
spokj.
- Widzicie? - cieszy si Vortigern. - Bd
bezpieczny. Nie mam najmniejszej ochoty bi
si z gupimi synami Konstancjusza. Niech
sobie bior t koron. Wieszam j na ich
uytek na tym oto dbie. (Czy to faktycznie
db? Nigdy si nie nauczyem odrnia
gatunkw drzew. Niewane. Kogo to
obchodzi?) Co do mnie, zamykam si w wiey, i
tyle. Reszt zobaczymy. Picia i prowiantu mam
dosy na dwie dekady oblenia. Mam tu nawet
abdki, do wycierania zadka. Pierdoli
Ambrozjusza i pierdolonego Pendragona!
Niech sobie zatrzymaj Logres - nic mi po nim!
Seneszal Vortigern zamyka si w wiey.
Nadcigaj Aureliusz i Uther. 129 Kiedy si
orientuj, e nie zdobd wiey si ani
wywabi z niej Vortigerna podstpem,
okadaj ca budowl sianem. Wizki i kopce
siana pitrz si wok murw. Potem
wodzowie przykadaj agiew. Wiea w try
miga przemienia si w pochodni na szczycie
wzgrza. Vortigern wspina si po schodach
wci wyej i lecz ogie ciga go zajadle.
Seneszal zmienia si w pieczyste na pionowym

ronie. 18. Aureliusz Ambrozjusz zwraca swoje


wojska przeciwko baronom, ktrzy
opowiedzieli si za Vortigernem. Pokona ich
prdko, podobnie jak ich saskich sojusznikw,
w bitwach pod Maisbeli i Kaerconan.
Osobicie ucina gow Hengista, saskiego
wataki. Kiedy mnie przyzywa, gowa wisi
jeszcze na haku.
- Wic jeste wiedm?
- Jestem Merlinem. To tylko ludzie zw mnie
czarowanikiem.
- Moe dlatego, e umiesz
czyta przyszo? - Aureliusz Ambrozjusz
mieje si na cae gardo. - Skoro tak, opowiedz
mi o jakich cudach. Zaskocz mnie czym. Na
dobry pocztek opowiedz mi, jak umr!
Zapuszczam wzrok w wybauszone oczy
martwego Hengista. Widz tam, jak Aureliusz
ley chory w Winchester, a saski woj przebrany
za mnicha miesza trucizn, ktr chory krl
wychyla jednym haustem. - Nie godzi si siga
do tajemnic dla czczej rozrywki - mwi.
Aureliusz jest rozczarowany. Rozweselam go
dopiero nastpnym pomysem.
- A moe wybudowa Grb Nieznanego Woja?
- Jak powiedziae?
- W Killaraus, w dalekiej Irlandii - mwi mu stoi krg kamienny, zwany Tacem
Olbrzymw. Kamienie s naprawd olbrzymie.
Gdyby je ustawi tu, u nas, dokadnie 130 w
ten sam sposb co tam, trwa bd po wiek

wiekw jako twojego zwycistwa. Aureliusz


Ambrozjusz znowu si zamiewa. A jak sobie
wyobraasz przewz? Moe klaniesz donie
albo tupniesz nog, i ju? Co, mylisz, e w
Brytanii a sporych gazw? Nie opodal, nad
rzek, mijalimy dokadnie takie, jakich
trzeba! - Bd askaw nie mia si ze spraw,
ktrych nie rozumiesz - radz mu. - Kamienie z
Taca Olbrzymw to nie zwyczajne gazy.
Posiadaj ozdrowiecz moc. Jeeli obmy taki
kamie, a w wodzie wykpa chorego, woda go
uzdrowi. Jeeli t sam wod zmiesza z winem,
uleczy si ni nawet rany bitewne. Aureliusz
Ambrozjusz ma min, jakby nie dowierza.
- Mam je sprowadzi czy nie? - pytam wreszcie.
- Ruszaj. Na co czekasz? Ruszam do Irlandii u
boku krlewskiego brata, Uthera Pendragona,
ktry wiedzie ze sob pitnacie tysicy wojska.
Wiatry sprzyjaj egludze. Irlandczycy pod
wodz krla Gillomaniusa ruszaj nam na
spotkanie. Bij si zaciekle, lecz w pewnej
chwili udaje mi si wypatrze na ich skrzydle
luk, w ktr idzie nasze nage uderzenie.
Zwycistwo naley do nas. Irlandczycy
czmychaj w popochu. (Nie mam w sobie ni
krzty geniuszu wojskowego, prosiaczku. Z
wic to zwycistwo na karb przypadku, albo
moe natchnienia. Czasami, gdy mylimy o
jednej sprawie, udaje nam si rozwika
zupenie inn, a ja w tamtej chwili mylaem o

mamie - o tym, jak ndznie i jak modo zmara,


i o tym, jakim nikczemnikiem jest mj ojciec).
Kiedy nasi zbrojni staj przed Tacem
Olbrzymw, przepenia ich zdumienie i podziw.
- Pokacie, jacycie mocni - powiadam
setnikom. Sprawdcie, ile si wskra zwyk
si! Setnicy sigaj po liny okrtowe i sznury,
wznosz konstrukcje z drabin i cign w pocie
czoa. Skutek jest wci ten sam, czyli aden.
131 Gazy nie chc drgn nawet na palec.
Taniec Olbrzymw stoi roztaczonym,
nieporuszonym krgiem na dawnym miejscu. Dosy tych wygupw - powiada przebiegy Per
gon. - Tylko Merlin potrafi ruszy te kamienie.
Dobrze wie? Dobrze mwi. Jeszcze tej samej
nocy Taniec Olbrzymw sam rusza, s kadzie
si do adowni naszych statkw i pynie do
Brytai gdzie odtwarzam krg w tej samej
postaci, jak przybra grze Killaraus w
Irlandii. Dzisiejsz por ludzie zw w krg
Stonehenge. Jak udaa mi si ta sztuka?j
ASTRACHJOSIE, ASACHU, ASARCO,
ABADUMABALUJ SILACIE, ABABOTASIE,
JESUBILINIE, SCIOINIE, DOMOLUII Oto,
jak si udaa. I jeszcze: ASTAROCIE *
ADORZE * CAMESIE * VALUERITUFIE *
MARESIE! itd, itp. Kiedy wic wstawa wit, z
obu moich wujaszkw lay si strugi potu. 19
Ze wschodu nadciga kometa, tnc nocne niebo
na p. Warkocz komety ksztatem przypomina

smoka. Ze smoczej paszczy wytryskuj dwa


snopy wiata - pierwszy z nich rozciga si nad
Gali, drugi za, rozszczepiony na siedem
pomniejszych promieni, zapada w Morze
Irlandzkie. Uther oglda komet w marszu,
wiodc zbrojn wypraw na Wali. Przyzywa
mnie zaraz, bym mu wytumaczy znaczenie
zjawiska. - Twj brat Ambrozjusz jest na ou
mierci - powiadam mu. - Otru go Sas
imieniem Eopa, ktry przemylnie ci brod i
kaza wygoli sobie gow, by dosta si w
poblie krla w przebraniu mnicha. Tene
Eopa narzdzi mu kielich goryczy. Kiedy ty
pytasz o komet, Eopa kae twemu bratu 132 .
okry si kodrami i zasn. W ten sposb
trucizna zadziaa najszybciej. - Czy jest sposb,
eby mu przeszkodzi? - Nie ma takiego
sposobu. - Bd ciga Eop a po krace ziemi
- przysiga Uther p ndragon. - Nie spoczn,
pki mi nie zapaci za mier brata. - To si
moe okaza trudniejsze, ni ci si wydaje
oznajmiam. - Widz Eop, jak stoi u wezgowia
umierajcego monarchy. Widz, e si
wyszczerza jak lis wygryzajcy chykiem gwno
z ryowej szczotki klozetowej. - C znacz te
sowa?!
- Nie pytaj mnie o nic, czego si sam domylisz.
I z premedytacj zmieniam temat. - Wiesz, w
wizerunku tej komety wyczytaem co jeszcze.
Kiedy wkroczysz do Walii, znw napotkasz

irlandzkiego krla Gillomaniusa, ktry si


zszed z Sasami, by wsplnie ruszy na Logres.
Pokonasz ich obie armie w polu. Zwycistwo
bdzie twoje, a Uther Pendragon stanie si
krlem caej Brytanii! Twj syn za, ktry
nastanie po tobie, dokona jeszcze wikszych
czynw! - I wszystko to nacibolono w
gwiazdach? - pyta Pendragon. - Wszyciutko zapewniam go. - Spjrz na niebo. Twj brat
Ambrozjusz to gasnca kometa. Ty jeste
smokiem, twj syn natomiast wiatem
wytryskujcym z paszczy smoka. Ha, wilku tak brzmi moje pierwsze proroctwo o nadejciu
Artura. Caa reszta sprawdza si dokadnie
tak, jak powiedziaem. Uther pokonuje w boju
irlandzkiego krla i zabija go zrcznie.
Nastpnie rusza galopem w stron
Winchesteru. Jednak jest oczywicie za pno.
Gocy z tragiczn wieci spotykaj Uthera w
p drogi. Aureliusz nie yje. Uther kae
pochowa brata z wszelkimi monarszymi
honorami wewntrz piercienia gazw z Taca
Olbrzymw, a majc w pamici, co mu
wyczytaem z nieba, rozkazuje uczyni ze zota
dwa smocze wizerunki - na obraz i
podobiestwo smoka, ktrego ujrzaem w
warkoczu gwiazdy. 133 Pierwszy zoty smok
dostaje si miastu Winchester, w ktrym w
dniu ukazania si komety umiera Aureliusz.
Wizerunek spocznie tam w katedrze. Drugi

zoty smok posiada uchwyty i mona go


wygodnie nie przed szykiem wojsk. Od tej
pory smok bdzie prowadzi Uthera
Pendragona wszystkie bitwy. 20 Rzecz prosta,
Jezusku, zaraz sobie napytaem wrogw.,
Szepcz o mnie i szarpi mnie po ktach dworu
Uthera, utyskuj za zamknitymi drzwiami.
Jeden z owych prostakw, baron imieniem
Cunedda, obiera sam siebie rzecznikiem partii
malkontentw. - Ten cay Merlin to szarlatan! chodzi i rozpowiada. - Czary to zwyke
wymysy! Kad z jego sztuczek da si
wytumaczy w sposb racjonalny. e gazy
przywdroway z Irlandii? Elementarne prawa
fizyki! Proroctwa? Nieskadne poetyckie
majaczenia! Odmawiam wiary w udzia si
nadprzyrodzonych w tym wszystkim! Milcz i
nic nie mwi. Utwierdzajc si w zamiarze, by
mnie skompromitowa, Cunedda przebiera si
za kupca i tym sposobem przybywa na dwr w
Logres. Na miejscu pyta mnie, w jaki sposb
umrze. - Skrcisz sobie kark, spadajc z konia informuj go. Kupiec Cunneda odjeda, lecz
tydzie pniej wraca w przebraniu ksidza i
znw zasiga mojej wiedzy. - Czy wielki
biaoksinik wyjawi mi, w jaki sposb umr? Od stryczka - informuj go. Za trzecim razem
Cunedda zjawia si na dworze w penym
rynsztunku bdnego rycerza. - Przybywam, by
zapyta czarodzieja Merlina, w jaki sposb

umr - powiada. - Utopisz si - informuj.


Cunedda zdziera z siebie trzecie przebranie i
rozradowany krzyczy: 134 Patrzcie i
podziwiajcie te sprzecznoci! Pytajc w trzech
przebraniach, usyszaem od tego oszusta trzy
rne bajeczki o tym, jak umr. Niepodobna
dawa wiary choby jednemu sowu tego
drania! Nic nie mwi. Nie mwi, bo jem
jabko. Wypluwam pesteczki i sucham, jak
muzykant gra na wioli. Cunedda odjeda, lecz
w zamkowej bramie jego ko potyka si i
zrzuca jedca. Padajc na ziemi, Cunedda
Lec sobie kark, lecz zapltanego gow w
strzemionach, jego wasny ko wlecze jeszcze
przez dobr mil i tym sposobem dusi.
Wreszcie ko dobiega do brzegu Tamizy przy
kaplicy witego Jana w Southwark i w pdzie
rzuca si do rzeki. Strzemiona i uprz pkaj,
a ciao Cuneddy egluje ku morzu, niesione
prdem odpywu. 21 Dopiero tutaj zaczn si
straszliwe dziwy i cuda. Zyskuj sobie zaufanie
Uthera Pendragona. Wyjawiam mu, e cho
wiedz na temat przeszoci zawdziczam
naturze demona, wiedza o przyszoci
przychodzi do mnie od Boga, a zawdziczam j
dobroci mamy. - Diaby zgubiy mj trop tumacz mu. - Ju nigdy si nie poddam ich
woli. Uther umie skupi si na zagadnieniach
nieba i pieka najwyej na krciutk chwilk.
By go umocni w wierze, opowiadam mu

szlachetn legend o witym Graalu. - Graal


to kielich, z ktrego pito podczas Ostatniej
Wieczerzy - mwi. - Na nasze wyspy przywiz
go w sekrecie Jzef z Arymatei. Chciano
trzyma ten kielich w Glastonbury, w
Szklanym Jeziorze, lecz znikn... - Ciekawe, w
jaki sposb? - zaciekawia si Uther, obdarzony
praktyczn natur. Potrzsam tylko gow. By moe wcale go nie znaleziono. 135
- Chcesz powiedzie, e Graal nie istnia?
- Och, nie. Graal istnieje, zapewniam ci, krlu
- zapewniam krla. - Wlano w niego krew
Chrystusow. - Bardzo cenna relikwia, tak? pyta mnie obojtnie Uther. - Ale wiesz co,
Merlinie? Nie zdziwibym si we gdyby
Eurypides mia racj. - Eurypides?
- No, tak. Zawsze si zastanawia, czy ycie nie
jest czasem mierci, a mier yciem. Moe
tak naprawd i ty, i jestemy martwi, a nasze
ciaa to nasze grobowce? - Mona przyj i taki
punkt widzenia - powiadam krlowi. Zakadajc, i nie yjemy i e jestemy
uwizieni w sobie samych, najwiksz sztuk
byoby sprawi co, co by i oywio. Uwolni
naszego ducha, zgoda? Krl jednak dawno
przesta sucha.
- Trzeba ci wiedzie - mwi mu - e cho nie
sposb zdoby Graala samym tylko chceniem,
Graal posiada jeszcze jeden atrybut. Co, co
dla odmiany mogoby si sta i twoim

udziaem. - Czyli co konkretnie?


- St.
- Jaki znw st?
- Ten trzeci.
- Rozumiem. Moe w takim razie opowiesz mi o
dwch poprzednich? - Pierwszy - zaczynam by stoem Jezusa Chrystusa. Apostoowie jedli
przy nim kilka razy. we st karmi ich ciaa
i dusze poywieniem, ktre byo z nieba.
Baranek bez skazy, zabity gwoli naszego
zbawienia, ustanowi w st. - Baranek?
Chcesz powiedzie: Chrystus?
- Ma si rozumie.
- we sam Jezus, na ktrego nie dalej jak
wczoraj mwie "rezus"? - Nie rezus, tylko
mapa.
- Sam widzisz, e wyszo na moje. Wikszy
rezus.
- Mapa, nie rezus. Rnym oczom Pan ukazuje
si w rnych postaciach. A zreszt niewane.
Drugi st uczyniono na podobiestwo
pierwszego, jako jego wspomnienie. 136 By on
stoem witego Graala, ustanowionym za
ywota Jzefa z Arymatei. I co si z nim stao? dopytuje si Uther Pendragon. Nie wtpi, e
mona go jeszcze odnale. W pewnym sensie.
To znaczy w jakim?
- Twoim zadaniem - wyjawiam krlowi - jest
ustanowi trzeci st. Okrgy St. - Okrgy,
bo wiat jest okrgy?

- wiat i planety, i wszystkie ywioy na


firma^nne.
- Podoba mi si twj pomys.
- Owe trzy stoy - tumacz Utherowi oznaczaj trzy moce Trjcy witej. Uther
ucieka wzrokiem w bok. Znowu go nudz.
- Masz ustanowi w Logres st. Okrgy St napieram. Uther robi z min.
- Ale eby trzeci? Po stoach Chrystusa i Jzefa
z Arymatei? Czy to aby czasem nie
blunierstwo? Albo zarozumialstwo? Skrupuy pozostaw ju mnie - owiadczam.
Uther obgryza wronity paznokie. - Zalet
okrgoci - mwi wreszcie - bdzie
przynajmniej to, e nikt nie bdzie siedzia
wyej ani niej od innych. Posuszni mym
wskazwkom, stolarze bior si do wykonania
Okrgego Stou. Zasiada przy nim
pidziesiciu rycerzy, lecz jedno miejsce stoi
puste. Miejsce Niebezpieczne. 22 Przez cay ten
czas w mej gowie trwa ktnia.., Nie tylko
zwyka sprzeczka midzy dobrem a zem, mj
przyjacielu wilku. Nie. Och, gdyby tylko
sprawy miay si tak prosto. Oczywicie
czasami wydaje mi si, i nosz w sobie anioa i
diaba, a cae moje ycie upywa na ich walce,
w ktrej to jeden, to znw drugi wydaje si by
niepodzielni gr... To 137 samo da si jednak
powiedzie o bardzo wielu ludziach. Nie jest to
caa prawda o mnie. Dlaczego? Dlatego, e nie

jestem czowiekiem. Merlin to wicej ni


czowiek. 23 Merlin to mniej ni czowiek.
Rozmowa z Utherem Pendragonem drogo mnie
kosztowaa. Musiaem by ni niele
wyczerpany. Tak mocno utosami si z
mamusi, z takim oddaniem sta si tub
jednego w trzech osobach Boga...
Odpowiedzialne zadanie, jak na kogo, kto si
urodzi na ksicia wrogw Chrystusa, przed
ktrym to losem ustrzeg go dopiero chrzest.
Skutkiem tego wszystkiego staje si dziwne
zrzdzenie, ktrego nie da si waciwie
wytumaczy: Okrgy St, ustanowiony jak
trzeba, staje w sali, a ja... Znikam! Znikam na
siedem lat! Przez siedem dugich lat, jak
powiadaj, nie widziano mnie w Logres.
Rycerze tymczasem, jak to rycerze, ci wylatuj,
ci zostaj w subie krla Uthera Pendragona.
Nawet Sasw udaje si trzyma krtko przy
pysku, przynajmniej od czasu do czasu.
Zaczynaj kry pogoski, e umarem.
Rozszarpay mnie na strzpy wilkoaki albo, na
przykad, dosign! mnie cios byskawicy, jak
cisn we mnie czarownik z konkurencji. Moim
wrogom jest mniej wicej wszystko jedno,
ktrej z wersji da wiar. Jeden z nich, rycerz
imieniem Alaric, domaga si u krla pewnego
zaszczytu. - Pragnieniem mego serca, o panie,
jest zasi na owym zydlu, ktry zawsze stoi
pusty - wyjawia. - Po co ma si marnowa, co?

Nie jestemy chyba przesdni? Merlin nie yje,


a zreszt gwid na konsekwencje! - Zaczekaj
do Zielonych witek - przykazuje mu Uther. Jeeli Merlin nie wrci do Zielonych witek,
wypeni si pragnienie twego serca. S ju
Zielone witki. 138 Mnie nadal nie ma. Sir
Alaric rozsiada si na Niebezpiecznym Miejscu.
Zdarza si najprzedziwniejsza rzecz w wiecie.
Gruby rycerz przymierza si, jak by tutaj
najlepiej usi, siada z rozmachem i
natychmiast zaczyna si zapada, rzeklibycie,
w gb zydla! Zaczyna znika po troszeczku. Eje! Alaric! Wracaj! - woaj do druhowie. Caa dupa ci si ju zapada! Stopy! Rce a po
okcie! Teraz tracisz tuw! Sir Alaric ywo
przypomina toncego. Jak topielec, ktry
spotyka kres istnienia w wirze, nie potrafi
oddzieli si ani oderwa od cigncej go
ssawy. Druhowie przestaj rechota dopiero,
kiedy dzielny rycerz znika doszcztnie.
Oniemiali chodz wok zydla, egnaj si
znakiem krzya i szczypi nawzajem, aby si
przekona, czy to nie sen. W teje samej chwili
przestpuj prg sali. Jak zwykle mam na sobie
czarn opocz, a na gowie spiczasty czarny
kapelusz. I twarz bez umiechu. - Wiele sprytna
sztuczka! - chwali mnie krl Uther. mieszna,
e a boki zrywa. Majstersztyk! A teraz
przywr nam w te pdy Sir Alarica. Zsuwam z
gowy czarny kapelusz i skadam pokon

krlowi. - Wybacz mi, panie - mwi - lecz to,


czego dasz, przekracza moje moliwoci. Sir
Alaric znikn na zawsze. Niebezpieczne
Miejsce przypadnie rycerzowi, ktry umie
odnale witego Graala, i adnemu innemu.
Zgromadzeni w sali rycerze wszczynaj
burzliw dyskusj, dociekajc, ktry z nich - a
moe jeszcze kto inny? bdzie owym
szczliwcem, co odnajdzie witego Graala.
Gdy rycerze debatuj, Uther Pendragon
odwouje mnie dyskretnie na stron. Tskniem za tob, czarusiu - rzecze mi po
prostu. Gdzie ty si podziewa cae siedem lat?
- Siedem lat??? - powtarzam oniemiay ze
zdumienia. Przecie ja tylko wyszedem si
wyszcza! 139 24
- Jedyna jego sabo jest taka - podszeptuje
wujaszek Belzebub - e zupenie nie ma
poczucia czasu. - Wcale nie jedyna - prostuje
mj tatu. - Gdzie tam! Gdzieby jedyna. Jest
czowiekiem, jak caa reszta tamtej zgrai. No,
prawie czowiekiem. To, co postrzegacie jako
zaburzenie w postrzeganiu czasu, to tylko
pierwsza, lecz wcale nie ostatnia szczelina w
jego zbroi. Znajdziemy i nastpne. Jakie si
musz znale. Trjka diabw - mj tatu i
obaj wujkowie - zasiada u bram pieka i
obserwuje stadko strconych aniow, ktre
nie bray czynnego udziau w rebelii. Anioy te
nie przynale do pieka, lecz nie ma take dla

nich miejsca poza piekem. Ich losem jest


nieustajca pogo za wystrzpionym,
bazeskim sztandarem, ktry powiewa im
przed nosem w zatchym powietrzu. Pdzce
anioy ciga niemiosierny rj os i szerszeni,
ktrych udlenia powoduj nieustajcy potok
krwi i ropy. Krew i ropa ciekaj po nogach
pdzcych aniow, by sta si straw dla larw
i robakw, od ktrych roi si na ziemi.
Piekielna ekologia, prosiaczku, dziaa bez
zarzutu. - No, dobrze, a co zrobimy z tym
fantem? - zorzeczy wujaszek Astarot, celujc
pazurem prosto w Sir Alarica, ktry dopiero co
wpad jak tusta byskawica przez bram, a
teraz siedzi i zdumionym wzrokiem rozglda si
po okolicy. - Moe by tak pokara jego zmysy
ogniem? - proponuje tatu. - Teraz? Po
Zstpieniu do Piekie?
- Przereklamowany sukces speleologii zauwaa mj tatu. - Co si zmienio? Tyle e
wiemy, kto si liczy, a kto nie. Niewiele wicej. Jeli co z tego pojmuj - wtrca si do
rozmowy wujaszek Belzebub - cae to
Zstpienie odbyo si troch byle jak. Czeg
takiego dokonay wsplnie dziewczyna i
mapa? Uprowadziy garstk dusz sprzed
czasw chrzecijastwa, wic takich, ktre,
cile mwic, nie przynale ani tu, ani
gdziekolwiek indziej. - Starotestamentowe
wyskrobki - potwierdza kiwajc gow mj

tatu. Belzebub krzywi si, bo wanie ktry


anio pacn os.
- A jednak... - mwi. - Mnie samemu nie w
smak pra midzy nami takie brudy, ale...
Czycie nie zauwayli, e troszk jakby nam
ubyo mocy? - Ubyo? - powtarza mj tatu. Mnie tam niczego nie ubdzie! Nic nie ubyo!
Nigdy! - A jednak... - powtarza w zamyleniu
mj wujaszek B. - Dawniej bywao tak, e
tracilimy panowanie nad dusz tylko wtedy,
kiedy si nam zdarzyo zagapi, a dany osobnik
zasn. Teraz wszystko idzie jak po grudzie.
Sam popatrz: Astarot trzy razy ni std, ni
zowd straci ycie. - Wcale nie byo mi
przyjemnie - wyznaje mj wujaszek A. - Nasza
moc Wci jest, jaka bya! - krzyczy tatu. - Nie
ubyo jej i nie przytyo! Rzecz polega na tym, e
w decydujcych momentach natykamy si na
Trjc podniesion do czwartej potgi, i tyle. A
wszystko przez Merlina. - To twj syn
przypomina oskarycielsko wuj A.
- Antychryst, ktry si stoczy - dodaje wuj B.
Mj tatu od niechcenia nadziewa Sir Alarica
na widy.
- Moe i tak - przywiadcza szeptem. - Ale moe
i nie.
- Co chcesz przez to powiedzie?
- Poczekajcie, a sami zobaczycie - obiecuje
diabe. - Mam dziwne przeczucie, ze Merlin
rni si od swojej matki pod bardzo

zasadniczym wzgldem... Oj, bardzo si rni.


25 Powtarzam wszystko tak, jak widz,
prosiaczku. Tkwi w Spiralnym Zamlcu,
ktrego ciany uczyniono z wiatrw. Dostpu
do wrt zamku broni ruchome koo. Mona tu
wej albo wyj jedynie* wtedy, gdy koo
nieruchomieje. A koo zatrzymuje si jedynie
pod dotykiem jej doni. To miejsce jest jak
wntrze ula. Labirynt tuneli. Jestem
zatrzanity w gmatwaninie samego siebie. 141
26 O co mi chodzi? O co tutaj tak naprawd
chodzi? Ba! Mylicie, e mnie kto to wyjani?
Widz tylko to, co si dzieje. A take sysz.
Pena, absolutna wiadomo. Jak to musi
bole! Wyobracie sobie tylko. Rwnej miary
wiadomo przyszoci i przeszoci. Rwnej
miary wiadomo tutejszoci i diabw. Nic
dziwnego, e schroniem si w swj esplumoir.
Wisz w klatce, koyszcej si midzy wiatami.
27 Jest mi tu nawet wygodnie, najdrosza
creczko. Po szkle skacze rozmaito cieni.
Wszystko, co jest, zmienio si w cienie, a ja
prbuj je zrozumie. Wraenie bardzo
przypomina odbicia sonecznych promieni na
wodzie. Moja opowie? Prbuj wam tu
opowiedzie plamy wiata, odbite od toni. Nie
szarpcie wic i nie targajcie wtku. Nie
martwcie si, jeli nie zawsze nadacie za
moimi sowami. Przyszo mi poprowadzi was
w mroki. Czemu? Bo moja natura jest

mroczna, i zawsze taka bdzie. Wanie dlatego


w ksice take bd mroczne i niejasne
miejsca. Sodyczy moja, jaboneczko, ju
niedugo przyjdzie taki wieczr, gdy staniesz si
wiadkiem zalubin nieba i pieka. 28
- Rozkr towarzystwo i wydaj uczt podpowiadam Pendragonowi. - Uczcij Okrgy
St uczt na Boe Narodzenie i drug, na
Wielkanoc. 142 Pierwsza uczta wypada
dokadnie w Boe Narodzenie. Przy stole
zasiadaj wszyscy rycerze krla, a take
baronowie, a z nimi ich maonki, crki, siostry
i siostrzenice. Ile piknych liczek! Muzyka i
plsy. A taniec prowadzi nie kto inny jak
pikna Igrayne, ona chmurnego ksicia
Kornwalii. Gdy Uther spoglda, jak stopa
Igrayne odmierza kroki taca, widz, e oczy
krla zachodz ciemn mgiek podania.
Igrayne jest pikna. Zmysowa. Ale
powcigliwa. Taczy w czarnej sukni, zdobnej
r, ktra wyglda jak rana - czerwona i
rozkoszna rana pomidzy piersiami. Piersi
krge i twarde. Wos poyskliwy i miedziany,
spywajcy fal a na kark. Przemio
kontrastuje ze nien biel skry. W tacu
bije a z Lady Igrayne gboki, zachanny
erotyzm, aura skrywanych, na poy
przebudzonych pragnie, dreszczyk miosnej
zachannoci, z wysikiem trzymanej na wodzy
pod warstewk gestw. Gesty za Igrayne s

pene wdziku, powczyste, gitkie, wowe,


zmysowe... Palce Igrayne s zrczne i smuke.
Kibi wska. Nogi dugie i ksztatne. W jej
lnicych wosach pobyskuj odblaski
pochodni. Czerwone wargi Igrayne rzadko
zdobi umiech. Co tu duo gada, z Lady
Igrayne promieniuje pewien gd. Niedosyt. Ja
wol jednak ledzi wzrokiem krla, ktry sam
ledzi wzrokiem niewielki apetyt Igrayne. Ta
podnosi do warg ki jasnych winogron,
chodzc karmin skry, lecz nie chce rozgry
owocu. Jej gd nie jest pragnieniem misiwa,
jabek albo wina. Krl Uther Pendragon prosi
Igrayne do taca. Widz, jak ich palce muskaj
si leciutko w kolejnych figurach. Opuszki
palcw Igrayne s z pewnoci chodne w
dotyku. 143 W pewnej chwili, prowadzc
korowd tancerzy, jak przystoi wadcy, Uther
dotyka rki Igrayne. Nie dotyka:
bezceremonialnie wciska swoj do w do
taczcej. Zdumiewa go nage gorco tej doni lecz oczy Igrayne pozostaj nadal chodne i
ciemne jak wodna gbina. Krl patrzy jeszcze
za ni przez rami, cho figura taca rozsuwa
ich i rozdziela. - Taczya jak czajka zauwaam cicho, gdy krl wraca na miejsce
obok mnie, przy Okrgym Stole. - jak czajka
muskajca wod. Krlewskie podanie nie
uszo mej uwagi.
- Jednego tylko nie rozumiem - nachmurz si

Uther. Za nic nie pojmuj, czy to wita, czy


kurwa. Na oko i jedna, i druga. Jest w niej
jaka gorco, lubieno... Ale cae to gorco
tkwi zamknite w rodku, w okowach czystoci,
bezruchu... I jeszcze jest w niej krucho. Co
tak niepokalanego, e choby z ni wyczynia
nie wiem co... Uther Pendragon pije apczywie.
Wino cieknie mu po brodzie. - Chc j mie,
Merlinie - oznajmia. 29 witowanie trwa a do
Trzech Krli. Krl Uther Pendragon obsypuje
Igrayne darami. Kiedy cay dwr rusza na
owy, Uther jedzie z Igrayne strzemi w
strzemi i w sam por apie uzd jej
wierzchowca, ktry ujrzawszy wa pod
kopytem, chce ponie. Uther pomaga Igrayne
nacign na do rkawic. Caym ciaem
nachyla si i ociera lekko o dam, kiedy na
rkawicy siada jastrzb. Igrayne poncym
wzrokiem prowadzi jastrzbia, ktry nurkuje i
ze stoku wzgrza porywa zajczka. Uther za
nawet nie spojrzy na drapiec. W wigili
Objawienia Paskiego kocz si zabawy.
Kolejni baronowie odjedaj - wrd nich
Gorlois, ksi Kornwalii, z maonk. Uther
Pendragon szaleje przez bity miesic. Nigdy go
jeszcze nie widziaem w takim stanie. Myl
nawet, e dopiero w tej chwili poznaem, kim
jest. Tak, bracie wilku. Niepodobna twierdzi,
e kogo znamy, pki go nie ujrzymy w
szponach wielkiej dzy. Kiedy ujrzysz

czowieka wwczas, gdy siga po to, czego


pragnie najbardziej na wiecie - dopiero wtedy
poznajesz, kim jest. Ja za, mag Merlin,
rozmylam o tym wszystkim, przechadzajc si
nad toni staww w Logres, tam gdzie biae
ryby zataczaj krgi w wodzie przesyconej
zmierzchem. Czego najbardziej na wiecie
pragn ja? Nie potrafi na to odpowiedzie.
Czy to znaczy, e jestem bezkrwisty i zimny jak
ryby zamieszkujce odmienny wiat gbin?
Ktry wic wiat zamieszkuj? (Diabelskie
gosy w mojej gowie). Czy zatem moje dze
przypominaj dze innych ludzi? Czy moe w
moich yach kipi chu diabw? Pytania
chlupocz mi w gowie. Bez odpowiedzi. A ja
si przechadzam. Pierwszy raz w yciu czuj
taki mtlik. Umiecham si do wasnego
odbicia w wodzie zmierzchu, zdjty myl o
ironii losu. Ostatecznie moje pomieszanie nie
wynika ani troch z wasnej dzy. Zdjo mnie,
gdy nie potrafi zrozumie dz innego
czowieka. Na Wielkanoc w Logres
przygotowuj nowe huczne uczty. Igrayne
powraca, a z ni jej chmurny m, ksi
Gorlois. Rzeczywicie jaki ponurawy, z
kruczoczarn brod, w czarnym paszczu, pod
ktrym dopiero nosi zwyky, pikowany strj.
Przy boku Gorlois trzyma bicz. Odzywam si:
- Czy po to, by j trzyma w ryzach?
Natychmiast wstrzsa mn skutek, jaki

odnosz te sowa - odnosz na Utherze, a zaraz


potem na mnie. Krl bowiem, gdy wypowiadam
mu je prosto do ucha, blednie, na nowo zdjty
podaniem. Wyczuwam, e w sekretnych
komnatach pod czaszk rozwietlaj si przed
nim nowe fantastyczne wizje. Obrazy, w
ktrych Lady Igrayne, 145 dziewicza kurwa,
rozebrana z sukni, obnaa biel plecw pod
batogiem ma. Sam take odczuwam
dreszczyk podniecenia i podliwoci - nie tyle
na myl o chocie Igrayne (chocia przyznaj,
pomys jest wcale, wcale), ile na skutek skutku,
jaki moja rzucona dla artu uwaga wywouje u
krla. Podnieca mnie wasna moc, ktra
pozwala rozpali miosne obrazy w gowie
Uthera. Istnieje i ten rodzaj czarw. Inny od
zwykej magii? Kto wie, czy nie ten sam. By
moe tu trzeba szuka rda czarw, ktre
poznaem wczeniej. Tu, czyli u korzenia
ciemnych korzeni wszechrzeczy, w miosnym
nerwie, ktry przenika natur, u rda
wszystkich, dosownie wszystkich wyobrae i
czarw. Wszystkie ludzkie czyny bior si z
ludzkich snw i marze. Sny nie s wic byle
namiastk realnoci. wiat rzeczywisty jest po
to, aby ziszcza sny - albo aby istnie jako ich
w oczywisty sposb gorsza kopia. 30 Wielkanoc
obchodzi si w Logres byle jak. Religijny zapa
krla Uthera Pendragona ju dawniej gorza o
tyle, o ile, a wraz z pocztkiem dzy, ktrej

celem jest ona bliniego, zgas do cna.


Owszem, dopki trwa Wielki Tydzie, maj
miejsce czuwania, naboestwa i reszta
obrzdku. Cay jednak czas wadc zajmuje
tylko jedno: jak dopa Lady Igrayne. Podczas
procesji kroczy za ni krok w krok. W kaplicy
klka tu za jej plecami. Poera wzrokiem
kade poruszenie Igrayne, a w mylach usiuje
zawczasu przewidzie kady jej nastpny ruch.
W dzie Wielkiej Nocy tacz razem przy
blasku pochodni. Igrayne ma si jednak na
bacznoci. Nie to, by bya krlowi niechtna.
Ma si na bacznoci, i tyle. Gorco namitnoci
monarchy wyranie martwi j i niepokoi.
Pewnie domyla si w duchu, i jej maonek
ksi prdzej czy pniej spostrzee, co si
dzieje. Bo i prawda, Jezusku. Ksi
spostrzega. Jak? Po kielichu ze zota. Po
Rezurekcji Uther darowuje Igrayne
szczerozoty kielich. Kielich jest wysadzany
klejnotami. Widniej na nim sowa: "Pij z
niego w imi mej mioci". Gorlois widzi to
wszystko. Widzi, lecz milczy. Gdy jednak ksi
ladem ony powraca z kaplicy, jego ciemne
oczy staj si ciemniejsze i jeszcze bardziej
ponure ni dotd. Ksi postukuje batogiem o
czarn cholew butw do konnej jazdy. Krl
Uther Pendragon wczenie kae koczy tace.
Sam niewidzialny, ruszam jego ladem. Uther
zaczaja si w dugim kruganku, w ciemnym

zaomie schodw. Prdkie, lekkie kroki...


Igrayne! Jak czajka, skrzydem muskajca
wod. Krl wyrasta naraz przed Igrayne, cie
w zasnutym dymem powietrzu. - O pani! Ja...
musz! - zaczyna.
- Panie mj i wadco?
- Pani! Kocham pani. Nie mog spa, mwi,
je, walczy... Nic nie mog, a wszystko przez
ciebie. Jeeli nie pozwolisz mi spocz ze sob,
nie bd mg spojrze na ycie. Przyjd
dzisiejszej nocy do mej komnaty. Obiecuj ci...
Igrayne ni to nachyla si ku niemu, ni to
odskakuje. Pendragon chwyta j za smuke
donie. Natrctwo jego szeptanych obietnic
wyjawia jej zbyt wiele. Igrayne odwraca si.
Igrayne wyszarpuje donie z kleszczy ucisku
Pendragona. 147 Igrayne umyka. Krl Uther
Pendragon w pomieszaniu przystaje w miejscu,
gdzie staa przed chwil Igrayne. Czuje jej
nieobecno jak bl. Wraca obolay do stou,
tam gdzie trwaa uczta. Wszystkie miejsca ju
puste. Oto miejsce, przy ktrym siedziaa
Igrayne. Krl siada na jej miejscu. A ja
obserwuj go z kta. - Zostawi to wszystko! warczy krl na pachokw, ktrzy chc
sprztn ze stou. Bierze do rk srebrny
talerz, z ktrego jada Igrayne. Dotyka
wargami srebrnego pucharu, z ktrego pia.
Przymierza si ustami do kromki chleba, ktr
skubna zbami. Palcami gadzi porcze

krzesa w miejscu, gdzie Igrayne kada swe


donie. Wali si na kolana, aby zatopi twarz w
siedzeniu krzesa... Troch mi gupio, mj
prosiaczku. Obserwuj sceny, ktrych nie
powinien oglda nikt postronny. Prbuj na
paluszkach wymkn si z komnaty...
Zatrzymuje mnie sztylet! Sztylet tnie ze wistem
duszne powietrze i wbija si gucho w dbin
belki. Przyszpila do niej po mojej czarnej
szaty! (Oczywicie z gry wiedziaem, co si
stanie. Lecz nawet w tak aosnej postaci krl
jest krlem). Uther Pendragon zawisa nade
mn i wysupuje drcy sztylet z belki. - Musz
j posi, Merlinie - mwi. - Musz i posid!
Gorczka bkitnych oczu Pendragona!
Dokadnie tej samej, jasnej, ognistej barwy jest
kamie filozoficzny. Przeraaj mnie te oczy,
Jezusku. Zna w nich si, w ktrej obliczu sam
jestem bezsilny. Ogie, ktrego nie pojmuj.
Czary tej kobiety wydaj si silniejsze od
moich.
- Syszysz, co mwi, Merlinie?! - skowyczy
Uther. Wycigam nitk z podartego sztyletem
rkawa i owijam j sobie wok kciuka.
Lewego kciuka. 148
- Nie umiem ci pomc - powiadam krlowi.
Rankiem okazuje si, e Lady Igrayne opucia
Logres. 31 Krl Uther Pendragon szaleje niby
dziki zwierz. Biega po okolicy. Ryczy. Kry po
caym zamku Camelot - ktry stoi w Logres

drze gobeliny, trzaska dwierzami, kopie i daje


wycisk subie, ktra z gupoty albo wskutek
pecha pcha mu si przed oczy. - Wszystko przez
ma! - zorzeczy. - Ksi musia co zwcha!
Uwid j do Kornwalii, do zamku, w ktrym
mieszka zo! Do zamku Tintagel! Oto, gdzie j
uwizi! Zamknit w wysokiej wiey, gdzie
nieszczsna ma za towarzystwo jeno szum
morza i wiatr. - Ka obojgu wraca podpowiadam.
- Ksiciu te?
- Ostatecznie jeste jego wadc przypominam. - Jeli odmwi, okrzykniesz go
zdrajc. - Zdrada, powiadasz... Uther
niespiesznie kiwa gow. Blad doni
rozczesuje sobie brod. le posacw na
zachd, domagajc si, by ksi Kornwalii z
maonk natychmiast wracali na dwr.
Zamiast odpowiedzi Gorlois odsya
szczerozoty kielich. 32 Krl Uther Pendragon
rusza na czele wojsk na Kornwali. Tak.
Wypowiada wojn ksiciu. Puszcza wsie z
dymem. upi kornwalijskie chopstwo.
Smuteczku mj, wszystkie te poogi i gwaty s
namacalnym echem dzy, jak krl nosi w
sobie. Jedyne, o czym myli Pendragon, to Igrayne. Jej imi jest mu niebem. A take
piekem. Uther syszy je wszdzie. 149 W
drwicych gosach wiatru. We snach, po
ktrych rozchodzi si echem...

- Merlinie - mwi wreszcie Uther. - Ja musz j


posi!
- Panie! To niemoliwe. Uther wymierza mi
policzek. Obszyt klejnotami rkawic. Prosto
w twarz. Odwracam si na picie i znikam.
Niech robi, co chce. 33 Nazajutrz. O witaniu.
W kbach mgie. Dokonujc konnego objazdu
obozu, krl Uther Pendragon natyka si na
starca. Starzec nie do, e starzec, to wariat.
Toczy z ust pian. Przewraca oczami, e tylko
biaka mu yskaj. Co gorsza, apie Uthera za
strzemi i wrzeszczy:
- Oj, oj! Ju ja wiem, czego potrzeba krlowi!
- Zaku tego bazna! Starzec szponiast doni
opltuje Utherowi nog w kostce. - Nie moesz
mnie zabi - rechocze. - Ja jeden umiem
dopomc krlowi! Uther nachyla si, aby go
chwyci. W rkach zostaje mu tylko strzp
mgy. 34 Dzie pniej. Wieczr. Zmierzch
gsty. nieg wali jeszcze gciej. Wracajc
konno z kolejnej nie rozstrzygnitej potyczki z
ksiciem i jego ludmi, krl Uther Pendragon
staje na widok lepca, ktry przykuca na
skraju zagonu makowin. - lepiec! lepiec!
lepiec!
- Z drogi, bo krl jedzie!
- Ostronie z tym lepcem! - rozkazuje
Pendragon. Nie wszyscy maj oczy do
patrzenia! - Och, lepiec, lepiec, lepiec!!! 150
Rumak Uthera staje dba. Krl za powiada:

- Nie naigrawasz si aby z mej uprzejmoci? Na


co kaleka:
- Z nas dwch to ty jeste lepcem, o panie!
- ci tego bazna!
- Nie moesz mnie zabi - odzywa si lepiec. Ja jeden umiem dopomc krlowi! Po czym
daje susa, wywija koza i znika z okrzykiem w
oddali, fikajc i skaczc w niegu midzy
makwkami. Przepada, zanim go zd dopa
Utherowi zbrojni. m 35 Krl Uther Pendragon
czapie poprzez niegi do swojego namiotu z
jedwabiu. Czekam ju tam na niego.
- Czarnoksiniku! - wita mnie. - Nareszcie ci
widz! Wybacz mi w policzek. Nie chciaem...
- Och, lepiec, lepiec, lepiec! - mwi mu z
wyrzutem. - Oj, oj, ju ja tam wiem, czego
potrzeba krlowi! dodaj dla podtrzymania
konwersacji. Uchylam przy tym spiczastego
kapelusza. - A wiesz, mylaem, e to ty!
Mwic to, zgnbiony Uther przysiada. We
dwch pijemy dugo w noc. - Powiadasz wic bekocze Uther - e tylko jeden Merlin umie
dopomc krlowi? Ale czy Merlin bdzie w
samej rzeczy tym, ktry mu pomoe? C mi
odpowiesz, stary przyjacielu czarowniku?
Wiesz, musz posi Lady Igrayne. Musz, a
wic posid. Jeli mi pomoesz, osign to nie
puszczajc z dymem poowy krlestwa. Czy nie
przychylisz si do takich ycze? Co? Dla
dobra krlestwa? Spogldam w wgle na

ruszcie. Palimy troch morskim wglem z


Lyonnesse, a troch torfem. - Dwa dni
bkaem si w zielonym lesie - odzywam si
wreszcie. - Zawsze si tam chowam, kiedy mam
dosy 151 wiata. W gstwinie umysu. W
takim lesie mog si przechadza pord
wasnych myli, przetumaczonych na ptaki i
drzewa. W rozrastaniu si lasu jest pewien
porzdek, lak, nawet w chaosie. Bo te kiedy
chaos pcha si midzy trawy, trawa nadaje mu
posta. Mgbym si miao ywi traw, ale
chaosem - nigdy. - Igrayne - ponagla mnie
Uther i pije. Wino cieka mu wziutk struk
z kcika ust. - Mylaem o Igrayne - mwi mu
cicho. - Widziaem j w bystrych strumykach i
w koysaniu si dbe trawy. Widziaem jej
wosy w cieniach najwyszych konarw.
Igrayne bya jak wiato, ktre ci olepia, gdy
podnosisz rk do czoa i prbujesz spojrze
prosto w soce w najwyszych gaziach. O
tak, mj panie. Rozmylaem o Lady Igrayne.
Uther Pendragon warczy:
- Merlinie! Dla dobra krlestwa!
- Tak. Dla dobra krlestwa.
- Pomoesz mi wic? Pomoesz j zacign do
ka?
- Ale dla dobra krlestwa.
- Kiedy? Kiedy?! - dopomina si krl. - Gdzie?
Jakim sposobem? - Jutrzejszej nocy oznajmiam. - Na zamku Tintagel. Pod postaci

ksicia. Uther kurczowo apie mnie za okie.


- Wierz ci - szepcze. - Ty potrafisz wszystko.
O, nie yw wtpliwoci, e ci spotka hojna
zapata. - Wiem, co mnie spotka - woam. Mnie i cae krlestwo. Wiesz czemu? Bo jeli
mam ci pomc zabawi si z Lady Igrayne, ty
take masz mi co obieca, i to teraz, zaraz, z
rk na krucyfiksie. Obiecaj, e dasz mi kad
rzecz, o jak ci tylko poprosz. Kad bez
wyjtku, bez waha, o ile tylko dar jest w
twojej mocy. Uther chwyta krucyfiks, ktry
wycigam ku niemu wrd ognia. - Masz sowo
krla - obiecuje.
- Dla dobra krlestwa - powtarzam po raz
trzeci. Wyraz moich oczu, rozwietlonych nagle
blaskiem ksiyca, ktry wychyn zza chmury,
sprawia, e Uther Pen152 dragon dygocze. By
moe moje oczy widz co wicej ni krlestwo.
36 Ksiyc. nieg. Konny jedziec, a obok
dziewczyna. Dwa konie na szczycie urwiska.
Wierzchowiec mczyzny jest czarny. Ten pod
dziewczyn - biay. Nad nimi zawis Tintagel,
podobny do zamczyska z lodu. Dugie jzory
morza rozbijaj si o skay pod nimi.
Mczyzna i dziewczyna. Czarny ko i biay.
Wspinaj si mozolnie krt ciek do
zwodzonego mostu. - Sta! Gos rozpywa si
mikko w ciemnociach, w padaniu niegu. Sta! Albo tymi dwiema strzaami zapewni
wam duszy spoczynek... Dziewczyna szepcze

co prdko. Mczyzna wspina si w


strzemionach, odrzuca opocz i w
ksiycowym wietle byska grzyw wosw. Co
mwi?
- Cieszy mnie twoja czujno, nie przecz. Lecz
chyba nie musisz pyta, kto zacz. - Panie mj?
- Ha! A zatem wpuszczaj! Stranik przywouje
drugiego. Szczekaniem lisa.
- To nasz ksi!
- A co to za niewiasta za nim?
- Nineve.
- Niech podadz haso.
- Przecie to ksi, gupcze!
- Nie szkodzi. Tak czy owak, niech poda haso.
Sam wyda taki rozkaz. - Ale czy si godzi...
- Tej bramy nie przekroczy nikt, kto nie zna
hasa. Ksi by nas pogoni, gdyby zama
rozkaz. Mczyzna na czarnym wierzchowcu
woa ku cieniom zamku: 153
- Masz wit racj, e przy tym obstajesz,
Stilicho. Ale bym ci pogoni, gdyby wpuci
kogo bez hasa. Jeeli nie wypowiem sowa
znanego tylko nam, skd bdziesz wiedzia, e
to naprawd ja? Stranik mieje si nerwowo,
jak gdyby puszczyk pohukiwa brodzc w
niegu. - A zatem, panie?
- Haso brzmi: "Anima". A teraz wpuszczaj
mnie razem z Nineve. Mrona dzi noc. - Ano
mrona, ksi. Zwodzony most z klekotem
opada ku jedcom. Dwa cienie przytykaj

bety strza do ust, w pokornym hodzie.


Mczyzna i kobieta popdzaj konie i stpa
ruszaj przez fos. Ttent koskich kopyt
ostrym echem odbija si od lodowatej wody i
cian jasnych od miki. Na wewntrznym
dziedzicu zamku Tintagel zza masywnych
przypr rzuca si na spotkanie goci mnstwo
suby. Jak chmara cieni porodku
brukowanej, omytej ksiycem sceny. Po niegu
skacz ogniki pochodni. Para pachokw z
pochodniami chwyta konie za uzdy. Mczyzna
i dziewczyna zsiadaj. Potem obydwoje, wci
otuleni w opocze, co tchu ruszaj po
schodach. Znikaj zaraz w bramie, ktra
wiedzie ku najwyszej baszcie. - Jake moja
pani? - pyta szorstko przybyy. Stranik staje
na baczno. - Czeka na wasz mio. W swej
komnacie, w baszcie. Gdy para wspina si po
schodach, dziewczyna imieniem Nineve odzywa
si: - I po co byo pyta? Znam drog.
Mczyzna nic nie odpowiada. I tylko jego
oddech staje si coraz gbszy, a jego oczy s
gorce, twarde i bardzo bkitne. U szczytu
schodw dziewczyna imieniem Nineve
przystaje.
- Id tam. Znajdziesz jej drzwi na samym kocu
kruganka. Mczyzna prdko rusza we
wskazanym kierunku. Jego cie skacze po
kolejnych cianach. 154 Otwieraj si drzwi,
pomalowane w gwiazdy. Lady Igrayne dziwi

si:
- Mj pan? Igrayne jest w nocnej koszuli z
cienkiego, biaego jedwabiu. Warkocz ma
nadal upity w wysoki wze, lecz jeden kosmyk
rozsupa si wida, bo Igrayne przeczesuje go
senn doni. Druga do zastawia drzwi.
Potem przybysz wkracza do komnaty. Oplataj
go ramiona Igrayne. Usta Igrayne spotykaj
jego usta w p drogi. Drzwi zatrzaskuj si z
hukiem. 37 Przez krtk chwil dziewczyna
imieniem Nineve zamiera nieruchoma
porodku kruganka. Potem rusza przed siebie.
Idzie niczym duch albo kto dotknity
lunatyzmem, jak gdyby jej czerwone ciemki
miay gdzie w sobie moc nieodwoalnej
zagady. W ruchach dziewczyny zna przymus.
Nineve czyni nie to, czego chce sama, lecz to, co
zrzdzono, ukartowano z gry - to, co kazano
uczyni. Prawda, e w ktrym z mrocznych
zakamarkw duszy Nineve sama te tego
pragnie i sama wypatruje chwili spenienia.
cian dugiego kruganka zdobi barwny
gobelin. Leny pejza. Schylone i okryte
bujnym liciem drzewa, pasce si sarny,
samotny jednoroec w gaju cedrw. Pord
poszycia byska odlega sadzawka.
Powierzchnia toni przypomina stal, na
granatowo hartowan w ogniu. Dziewczyna
imieniem Nineve wstpuje w obrb gobelinu.
Oto jeszcze stoi w kruganku na zamku

Tintagel - a oto ju stpa midzy cedrami


wewntrz tkaniny. W malowanym lesie jest
zielono. Jest tu zielono i chodno. Nie piewa
ani jeden ptak. W malowanym lesie nie czu
najmniejszego tchnienia wiatru. Jest tu jasno.
Malowane sonko wieci, lecz nie grzeje. Nineve
stpa przed siebie. Jej kroki rozbrzmiewaj jak
uderzenia serca. 155 Korzenie tych drzew
nurkuj w ziemi rwnie gboko, jak wysoko
strzelaj w gr ich konary. Nineve kroczy
przed siebie, wci gbiej, w las, w stron
miejsca, ktre cae jest cieniem. Nineve
wstpuje w cienist kotlin. Z trzech stron
kotlin otaczaj dby. Take z tej strony, od
ktrej nadesza Nineve. Drzewa tocz si
ciasno obok siebie. Bardzo mao wiata
przenika przez ich spltane gazie. W
powietrzu czuje si przedziwn nieruchomo i
ciar, jak gdyby zaraz mia uderzy piorun.
Czwarta strona kotliny uczyniona jest z litego
szka. Druga strona tafli bez wtpienia udaje
zwierciado, lecz od strony kotliny mona przez
ni patrze jak poprzez grub tafl lodu na
cembrowinie studni, z ktrej wntrza w zimowy
dzie oglda si niebo. Nineve zastyga bez
ruchu. Jej oddech zamiera. Drobne piersi
Nineve poruszaj si niedostrzegalnie pod
mikk tkanin jej sukni. Dziewczyna poera
wzrokiem widok po drugiej stronie lenej,
szklanej ciany. Zwierciado odsania wntrze

zamkowej komnaty Igrayne. Komnata jest


poduna, niska, owalnego ksztatu. Jej ciany
zdobi szkaratne i tawe kilimy. Posadzk
wyoono czarnym i biaym marmurem. Powa
za pomalowano w gwiazdy. Mona tam
rozpozna Oriona, a dalej Plejady. Jedyne, co
zaburza pen i astronomiczn dokadno
wizerunku nocnego nieba, to obecno dwch
ksiycw. Pierwszy z nich zacz wschodzi po
wschodniej stronie, peny, nabrzmiay krwi i
grony. Drugi trdowatym sierpem zaciera si
ju na zachodzie. Marmurow posadzk
zacielaj wizki tataraku. Powietrze jest tu
gste od bkitnawego oparu trociczki, tlcej
si w miedzianym kagacu. Komnat
owietlaj oliwne lampy, zwieszone ze cian.
Ich wiato pega sabo zza zasonek z rowego
jedwabiu. Poza powa, malowan w gwiazdy,
komnat zdobi jedynie ogromne, biae oe, na
poy przykryte narzut z czarnego adamaszku.
156 Na ou za ley Lady Igrayne. Naga, nie
liczc pary srebrnych pantofelkw. Ponad ni
zawis jak czarna wiea ten, kogo Lady jgrayne
bierze za wasnego ma. Jego ciao jest
muskularne i twarde, a tors i nogi pokrywa
gsty czarny wos. Mczyzna jest nagi, tylko w
wysokich butach do konnej jazdy. Gruje nad
Igrayne jak czarna baszta, a jego czonek jest
potny i sztywny. W rku mczyzna ciska
czarny bicz. Biae ciao Igrayne zdya ju

naznaczy jedna prga. Igrayne ley na wznak,


z rozpuszczonymi wosami. Patrzy na
mczyzn rozmodlonym wzrokiem. Wyciga
rce, by pochwyci prcy si, pulsujcy
czonek. Dziewczyna imieniem Nineve
obserwuje kade jej poruszenie. Scena niepokoi
j i drczy: oto dziki jej tajnemu przyzwoleniu
mczyzna odgrywa ruch po ruchu scen, ktr
Nineve stworzya we wasnej gowie. Zupenie
tak, jak gdyby w erotycznym teatrzyku duszy
nadano intymnej fantazji posta i ciao - w
teatrzyku, w ktrym speniaj si wszystkie
pragnienia i gdzie urzeczywistnia si kady sen.
"Czy po to, by j trzyma w ryzach?" Bicz
spada ze wistem. Czarny jzyk rzemienia ksa
skr midzy piersiami Igrayne, zostawiajc
czerwone znami, jak ukszenie diaba. Igrayne
wije si na ou i odsania przed mem
poladki. Bicz spada ze wistem. e wiszcz,
rzecz to niewtpliwa, chocia Nineve nie syszy
adnego dwiku przez szko. Ostra muzyka
rzemienia karze biae, mocne ciao na
poladkach Igrayne. Nic nie sycha, ale za to
wiele wida. Bicz spada i spada ze wistem.
Mczyzna metodycznie choszcze nag pup
Lady Igrayne. Igrayne wci si rozpala. Rzuca
si i tarza po narzucie z czarnego adamaszku.
Krzywi wargi w grymasie, ktry moe oznacza
uniesienie - czy moe wrcz jest krzykiem,
guszonym bez reszty przez grub szklan tafl.

Nineve nic nie syszy. 157 Nineve widzi za to,


jak ciao Igrayne nabiega coraz i ywsz
czerwieni pod batogiem ma. Na oczach
Nineve Igrayne krzyczy do ma, by j bi
mocniej, mocniej, jeszcze mocniej. Proba
zostaje speniona. Bicz unosi si w gr i spada
ze wistem. Z rzemienia pryskaj krople potu.
Igrayne nie moe si nasyci biczem. Chce
chosty. Zasuya na ni. Musi si jej podda.
Jej ciao jest biae i twarde jak marmur, pod
biczem za zmienia si w marmur rowo
ykowany. Poddajc si radosnej kani,
Igrayne ciska si na wszystkie strony,
przewraca si z boku na bok. A potem znw
wyciga rce tam, gdzie czeka czonek ma.
Gdy Igrayne klka na ku, jej wosy
zmieniaj si w jesienny wodospad. Na
ramionach, na plecach, na poladkach,
wszdzie wida na niej lady pocaunkw bicza.
Igrayne bierze czonek ma w donie. Czonek
jest dugi i sztywny, jak kordzik. Rce Igrayne
s jednak jeszcze dusze, a palce przemylne.
Igrayne przesuwa nimi delikatnie po organie,
ktry tak j fascynuje. Drcym, czerwonym i
zaczepnym. Igrayne trze go w doniach. W
jedynym oku ksicego czonka migocze pera
nasienia. Mczyzna zamiera bez ruchu, a ona
niezmiernie powoli peznie ku niemu po ku.
Peznie, by przycisn twarz do podbrzusza
ma. Kurtyna rozpuszczonych, kasztanowych

wosw omiata przyrodzenie mczyzny.


Igrayne oblizuje wargi. Igrayne cauje czonek.
Cauje go miejsce przy miejscu. Wyranie j
bawi, e czonek, ilekro go dotkn gorce
czerwone wargi, daje susa jak oso. Igrayne
niczym kotka przesuwa jzyczkiem wzdu
czonka. Bawi si nim i askocze. Wreszcie le
mowi apczywe spojrzenie. Mczyzna kiwa
gow, a jednoczenie szturcha biczem policzek
Igrayne. 158 Igrayne bierze czonek w usta i
zaczyna go ssa. Nineve oglda ruch mini na
abdziej szyi Igrayne. Igrayne uja w usta
sam sztywny eb czonka, lecz cho mocno ssie,
wida, e jej tego mao. Jej jzyk dotyka
czonka apczywie, pragnco, proszc o jeszcze,
jeszcze, jeszcze. Cae zgodniae usta budz si i
pochaniaj pulsujce ciao, wcigaj czonek
tak gboko, e Nineve nie chce wierzy
wasnym oczom. Nie to, eby Nineve
kiedykolwiek przedtem ogldaa takie sceny,
czy choby wyobraaa je sobie w szczegach,
o nie. Lady Igrayne wci ssie potny czonek
ma, szczupymi palcami oplata i pieci jdra,
bawi si nimi, nastaje, ciga je wok korzeni
pnia, ktry sprawia jej ustom tak rozkosz.
Mczyzna, ktrego Igrayne bierze za ksicia,
przyklka teraz nad ni jak czarny zwierz na
biaej pocieli, z ciaem ciemnym, wochatym,
tak rnym od biaego ciaa modej i chtnej
ony. Rkoje bicza dotyka seksu Igrayne.

Nogi Igrayne zwieraj si na rkojeci,


zamykajc si w ciasnym ucisku jak para
abdzich skrzyde. Srebrny pantofelek spada
na podog. Tylko jeden. Igrayne przez
mgnienie jeszcze czeka, skulona, naprona, z
udami cinitymi z chci, by jak najmocniej
poczu dotyk bicza, z ustami wci zdjtymi
nienasycon chci pieszczoty mowskiego
czonka. Mczyzna przewraca Igrayne na
wznak i spada na ni, podnosi si i opada,
podnosi si, opada, zadajc wci nowe
sztychy. Spleceni w ucisku mczyzna i kobieta
tocz si po ou. Igrayne podaje ciao w przd,
by jak najmocniej poczu pchnicie, chciwa
dotyku twardego jak stal czonka w
rozkosznym dziele zniszczenia, pord
ciemnego, wysmukego gaju wilgotnej pochwy.
Nineve ma przed sob miecz wbity w ska,
okrwawion wczni wbit w zoty kielich. W
gowie syszy przenikliwy gos, ktry pyta:
"Komu suy w wity Graal?" Nineve nie
zna jednak odpowiedzi. 159 38.
- Tedy Sir Perceval przyby do Zamczyska
Dziww - wy. wodzi mj tatu diabe. - Brama
zamku staa otworem. Tedy Sir Perceval ruszy
przez ni i dotar do ogromnej komnaty, ktra
tako staa otworem. Sir Perceval wszed do
rodka. W komnacie owej ujrza wielk
szachownic, ktrej figury same przesuway si
z kwadratu na kwadrat, wasnym

pomylunkiem rozgrywajc midzy sob parti.


Tedy Sir Perceval zacz kibicowa biaym, ale
biae wkrtce przegray, ; co widzc, czarne
figury wzniosy okrzyk zwycistwa, jak gdyby
nie pionkami byy, jeno ywymi ludmi. Tedy
ich rado rozsierdzia Sir Percevala tak
wielce, e zmit wszystkie figury w podoek,
bez rnicy, czarne i biae, a ca wielk
szachownic cisn w odmty morskie. 39
- Co uczyniwszy, Sir Perceval wyszczerzy si
radonie - woaj zgodnym chrem wujaszek
Astarot oraz wujaszek Belzebub. - Sir Perceval
wyszczerzy si jak lis wygryzajcy chykiem
gwno z ryowej szczotki klozetowej. 40
Dziewczyna imieniem Nineve i mczyzna,
ktry przybra posta ksicia Kornwalii, pdz
przed siebie, jak gdyby sam mj tatu diabe
ciga ich wierzchowce. Co rusz spinaj konie
ostrogami. Czarny ko i biay w galopie.
Pdz, jak gdyby para jedcw pragna tylko
tego, by jak najdalej odsdzi si od zamku
Tintagel. Galopuj po niegu. Galopuj pod
przepastnym niebem, ktre blednie w
przedwicie. Wok gasncego ksiyca skupiy
si blade i rozmyte oboki. Wreszcie zgonione
wierzchowce ustaj. 160 Zamieraj bez ruchu,
zgonione i drce, w korycie bystrego potoku.
Ko czarny. Ko biay. Mczyzna odwraca si
ku Nineve i mwi:
- Bd przeklta. A z nastpnym oddechem

dodaje:
- I dziki ci. Dziewczyna imieniem Nineve
patrzy na swe odbicie w bystrej wodzie. Prd
unosi jej twarz. Jej twarz rozcinaj prdkie
ryby, podobne do myli, do cieni. Jej oczy
podobne s oczom kogo, kto zapuci wzrok w
pieko i dojrza w nim samego siebie. Nineve
odzywa si:
- Bdziesz mia jeszcze sposobno, eby
podzikowa. Kiedy narodzi si dziecko, masz
mi je odda. Mczyzna marszczy czoo w
zalknieniu. - Jak chcesz. Ale dlaczego, u
diaba?
- Bo tak - ucina Nineve. - Aby zostao krlem.
Mczyzna zsiada z konia. Dokadnie myje rce
w bystrej wodzie. Raz za razem wbija rce w
wod, jak gdyby chcia wymierzy cios komu,
kto nie ma postaci. - Dla dobra krlestwa, co? krzyczy mczyzna tak gono, e od jego sw
rozbrzmiewa echem cay nieny las.
Dziewczyna nic nie odpowiada. Patrzy bez
sowa na swe odbicie w wodzie. Jej oczy nie
chc widzie tego, co tam widz. Mao "nie
chc", prosiaczku. Nienawidz tego obrazu.
Dziewczyna zeskakuje z sioda i rzuca si,
rozczapierzajc donie, prosto w rzek, by
zniszczy nienawistny obraz. Garciami wody
pryska sobie w twarz, trze skr, szoruje, jak
gdyby prbowaa zmy z niej wszystkie grzechy,
jakie j poznaczyy od chwili oczyszczenia

wod chrztu. Mczyzna stoi po pas w wodzie i


patrzy na ni bez sowa. Po chwili sam zaczyna
szorowa sobie twarz. 161 Po niedugiej chwili
ja, Merlin, staj przed obliczem Uthera
Pendragona porodku wezbranego nurtu.
Nadal mam na sobie zielon sukni
dziewczyny, krl za wci nosi czarne
gronostaje ksicia Kornwalii. Spogldamy po
sobie, a z twarzy spywa nam lodowata woda.
Wadca umiecha si zmieszany. Patrz na
niego. Brodzc czapiemy na brzeg. Na powrt
otulamy si w opocze, skrywajc przed
obliczem wiata dziwne stroje. Konno ruszamy
w stron obozowiska, lecz po drodze spotyka
nas druyna jedcw Pendragona. Krzycz
jeden przez drugiego, e ksi Kornwalii nie
yje, a wojna wygrana. - Jak to? - pyta krl.
- Zgin zeszej nocy, o panie. Znienacka
wyruszy ze Strasznego Zamku z wypadem.
Kto trafi go toporem. - Kto trafi go
toporem?! - pyta Uther. Zbrojni zerkaj to na
siebie, to na nieg pod nogami. Wreszcie ktry
odwaa si wybka:
- Wanie to jest dziwne, o panie. Nie wiadomo,
kto trafi. Jeden mwi, e w, tamten znw, e
kto inny. Nikt nie chce si przyzna, e to on.
Uther wzrusza ramionami.
- Mao wane. Rzecz w tym, czy nie yje.
- Och, tak. Nie yje na pewno. Jedziemy w
milczeniu, a soce wspina si po niebie. Ze

wszystkich stron otacza nas biel lenych


niegw. Dopiero wtedy zwracam si do krla
Pendragona: - Ty go zabie. I nie toporem.
Igrayne.
***

CZERWONA KSIGA
1
Mj wujaszek Belzebub wzdycha.
- Ale kit!
- Ja te nie jestem zachwycony - przyznaje mj
wujaszek Astarot. - Prawd mwic, w ogle
nie rozumiem poowy tych bredni. Moim
zdaniem, stracilimy panowanie nad ca
histori. - A mnie si nie podobaj te zakrtasy
- przywiadcza Belzebub. - Fakt, lubi
historyjki. Ta te miaa by jasna i prosta. Po
co si nam byo w to wpieprza? Mj tata,
diabe, wci milczy. Zajty jest czesaniem psa
Cerbera. Jego pociga, chuda i zielona twarz
obloka si w wyraz niezmiennej i niezmiernie
przeraliwej nudy. - Wecie choby kocwk
tamtego rozdziau, tam gdzie Uther ciupcia
Igrayne - zaczyna znw Astarot, a
ceglastoczerwone oblicze marszczy niezwyky
na nim wyraz zamylenia. - Co si tam na
dobr spraw dziao? Co zrobi Merlin, a co
robiono jemu? A w ogle to co to wszystko
znaczy, co? - Mnie te historia wydaje si mao
klarowna - przytakuje wujaszek Belzebub. Mj
tata chichocze. W kadej rce trzyma wielk
ko. Po skoczonym czesaniu chce nakarmi
pieska. Sk w tym, e Cerber ma trzy gowy. Ta
trzecia, godna, warczy, pluje i podgryza dwie
pierwsze gowy, chrupice koci. - Dziwi si

wam - powiada mj tatu. - Dziwi si i gorsz.


A ocierajc rce o stylisko wide, dodaje:
- Gdy tylko przychodzi chwila, w ktrej
wszystko zaczyna si toczy naprawd gadko,
zaraz jak te dwie panieneczki zaczynacie
lamentowa tudzie dogryza. Zgoda, kademu
wolno lamentowa. Cho bez przesady.
Uprzejmie was jednak prosz, ebycie
przestali dogryza. By doda wagi sowom,
potrzsa widami.
- Dosy dogryzania! Niniejszym! Dzikuj za
uwag. Po czym mj tatu, diabe, zanosi si na
nowo chichotem. - Zapdzilimy maego
Merlinka dokadnie tam, gdzie trzeba - chepi
si. - Poznalimy jego saby punkt. Wprawdzie
nie jest to pita, jak u Achillesa, ale... - Mylisz,
e uda nam si przekabaci Merlina? - pyta z
niedowierzaniem mj wujaszek A. Niezupenie - prostuje mj tatu. - Nie, nie. O,
nie! Skde znowu. Do tego, moim zdaniem, nie
dojdzie. Niezupenie. Sabo i bdy s jednak
na tyle znaczce, e pozwol wykrci bieg tej
historyjki, jak si nam tylko spodoba.
Wujaszek Belzebub podsuwa Cerberowi
trzeci ko, aby ukrci jego samobjcze
mki. Cerber gryzie go w ydk.
- Historyjki? - skowyczy, masujc sobie ydk,
wujek B. A potem: - Jak si nam spodoba? skowyczy, ssc pogryzione palce wujek
B.Mwisz o tym wszystkim jak o jakiej ksice

- zauwaa w jego imieniu wujaszek Astarot. Wszystko jest ksik - powiada im diabe. 2
Jestem wiec w komnacie Lady Igrayne.
Zapewniam ci, prosiaczku, e Igrayne nie musi
mnie uywa do takich celw, do jakich wiece
suyy Im Picicei.
- Wszystko jest ksik - powiada im diabe.
Dlaczego? Dlatego, e kilka dni po tym, jak
krl Uther Pendragon zleg z Igrayne, zczy
si z ni take sakramentem lubu. (Igrayne
zaczynao ju brakowa ma, wic nie bya
niechtna). Od tamtej pory Lady Igrayne nie
moe ju narzeka na brak rozrywek. Lubi
patrze, jak si zabawiaj. Sam niewidzialny,
lubi obserwowa ich miosne turnieje. Od
lubu mino sze dugich miesicy. Noc w noc
krlewski maonek w coraz to nowy sposb
dogadza Igrayne. Ta jednak wci jest
nienasycona. Mnie take wcale nie znuyo
ogldanie tych zabaw. Lubi patrze, jak Uther
dogadza sobie, a wygadza Igrayne. Merlin
obserwator. Czasami si przemieniam w
pajka na cianie, czasami w ksig lec przy
ku albo w odbity w wodzie rozbysk na
suficie. Pamitam, jak raz (tylko raz, lecz jaki
szczliwy w raz, sodyczy moja, przyjaciko)
przemieniem si w przecierado pod
grzbietem Lady Igrayne. Krl leg na nas
obojgu, a gdy Igrayne wstrzsn miosny
spazm, wcisna mnie sobie midzy mokre uda.

Bycie przecieradem ma jednak swoje ze


strony. Kiedy si jest wieczk, mona
przynajmniej skwiercze i rozpala si ile
dusza zapragnie. Dzi wieczr jestem wic
wiec, a krl Pendragon zdobywc,
szturmujcym maonk od tyu. W poowie
zabaw z pup ony krl Uther Pendragon pyta
nagle: - Lecz kto jest ojcem dziecka?
- Panie mj?
- Kto jest ojcem dziecka? Igrayne zaciska
powieki. Kapi przez nie zy.
- To sprawka czarw - wzdycha. - W noc, kiedy
zgin ksi, jak mi mwiono - dokadnie w
godzin jego mierci, jego widmo przyszo do
mnie do wiey na zamku Tintagel i poczo we
mnie. - Powiadasz, e widmo?
- Tak, panie mj i wadco.
- Wmawiasz mi, e widma zdolne s do takich
rzeczy?
- Nie do takich, panie. Od przodu. 166 Uther
mieje si i posapuje, zajty pup maonki.
- Czy podobna, eby widmo zrobio ci dziecko?
- pyta po chwili. - A moe nosisz w onie jakie
czartowskie nasienie? Igrayne chowa twarz w
poduszk. Oczy ma szeroko otwarte, lecz bez
ladu ez. Patrzy na mnie, jak pon obok jej
wezgowia. Jej twarz zmienia si w pomie
rozkoszy. Zasuga ma, zajtego rbaniem
chodnika. - O panie mj! - szepcze w takt
kolejnych kolni ma. - O panie! Panie!

Panie! Krl cofa swj or i mwi:


- Skoro sama przyznajesz, e to nie moje
dziecko, tylko diabelski pomiot zabitego
ksicia, musisz mi przyrzec, e je urodzisz w
sekrecie. Igrayne nic nie odpowiada. Ociera si
tylko poladkami o krla, w niemej probie, by
na powrt zabra si do przerwanego dziea.
Uther zauwaa chodno:
- Musisz mi take przyrzec, e uczyni si z
owym dzieckiem wszystko to, co ka. Lady
Igrayne oglda si na niego przez rami.
- To sprawka Merlina - mwi cicho. - W sercu
tego za czyha Merlin. M monarcha strzela j
pyt w poladek.
- Skoro Merlin da tego dziecka - ucina trzeba je da Merlinowi. Przyrzeknij, e je
oddasz. Przysignij mi albo... Albo nie wsadz
wicej! Lady Igrayne mieje si. Po twarzy
spywaj jej zy. Wreszcie mwi:
- Przyrzekam. I dopiero po chwili dodaje:
Dziecko Lady Igrayne rodzi si cae obronite
futrem.
- Panie mj!
- Hola, chwileczk! - woa w gos mj wujaszek
Astarot. - Umwmy si, co i jak. Orkiestra
stop! Czy idzie nam o to, by wmwi
suchaczom, i istnieje zbieno midzy
dopiero co zrodzonym dziecitkiem Igrayne i
dzieckiem, ktre zrodzio si z dziewicy Vivien?
No, bo skoro "obronite futrem"... Merlin te

mia futro, dopki go nie wzili za kark i raz i


dwa nie ochrzcili. Chcesz nam wmwi, e
wstpie w Uthera, gdy ten wciela si w
ksicia Kornwalii? Zaczaie si w jego
fajfusie? Twierdzisz, e to ty j zerne? Mj
tatu krzywi si z niesmakiem i mieszajc
robaki w talerzu, zapuszcza w swego
pomocnika spojrzenie. - Nie - mwi.
- Ale co "nie"? - dopytuje si wujaszek Astarot,
polewajc sw porcj robactwa koniakiem. Nie, skde znowu - wyjania mj tatu. Gdziebym przysta na czyn tak toporny i tak
oczywisty jak to, co proponujesz! Ju nigdy nie
dam si tak ograniczy. Raz sprbowaem i
starczy. Dzikuj. Nie namwicie mnie ju na
nic rwnie cielesnego, ulotnego, skrojonego na
miar ich maych kopulacji i innych figlikw.
Nie i kwita. Cho zapewniam was, e w kadym
obcowaniu cia pomidzy ludmi jest szczypta
tego, o czym mowa. Z tymi sowy diabe
zaczyna u robaki.
- Ale o czym mowa? - pyta go wujaszek
Belzebub.
- O nas! - owieca go wujaszek Astarot. - O
naturze za! Dobrze mwi, mdralo? - Chwao
wiekuista! - wzdycha mj tatu. - Dlaczego nie
dano mi anielskich pomocnikw, tylko jakich
skretyniaych idiotw i chamw? Mj wujaszek
Belzebub pobzykuje przez zby. A w pochyleniu
jego gowy jest co, co przywodzi na myl obraz

alchemika przygarbionego nad retort. Wielki Oszczerco, zaczynam rozumie ogasza. - Sugeruje si nam, e zwizek cielesny
Igrayne i Uthera, cho dziwaczny, pokrtny,
czy nawet brutalny, za spraw chuci Igrayne i
kamstwa Uthera (bo jego przemienienie w
cudz posta byo kamstwem) jest w swej
istocie wod na myn za. A skoro kto chce si
posuy nasz moc, znw moe si narodzi
Antychryst, tak? - O Rezus Mania! podchwytuje wujaszek Astarot. - Czy dobrze
zgad ten kretyn? - A skoro tak, to kim jest
Merlin? - cignie, niczym si nie zraajc,
Belzebub. - Nikim innym, jak tylko akuszerk
Antychrysta, jego przybranym ojcem... Kto,
jeli nie on, zada dziecka od Uthera? Oczy
wujaszka Astarota zasnuwaj si mgiek
wysiku. Jeszcze chwila, a diabe zrozumie. Chcesz powiedzie, e Merlin da dziecka, by
wspo* mc nasz spraw? - upewnia si
jeszcze. Mj tatu oblizuje sobie wargi.
Jzykiem jak hak. - Wszystkie sprawy s moje
- oznajmia. By doda: - Nie ma ucieczki przed
sieci, jak cisnem Merlinowi pod nogi.
Chociaby dlatego, e sie jest jedwabista i e
to on sam j utka. Takie jest sedno opowieci.
- Ale co ze witym Graalem? - domaga si
wyjanie Belzebub. - Graal to zabawka - mwi
diabe. - Zabaweczka rycerzy, poetw i dziatwy
szkolnej. - A to, co Merlin mwi o krlestwie?

- wierci dziur w brzuchu Belzebub. - Ach,


krlestwo... - diabe tylko wzdycha. Krlestwo... Jakie tam krlestwo? Nie
wiadomo, co przez to rozumie. Przyjd,
krlestwo Twoje... Zamy, e kiedy Merlin
mwi o krlestwie, nie ma na myli konkretnej
okolicy czy epoki ich wiata, lecz inne
krlestwo. To, w ktrym wada wieczny
Smutek. - Smutek? - dziwi si diaby zgodnym
chrem.
- Prawieczny, nieskoczony, bliski Smutek,
zawsze posuszny wezwaniom - mwi im mj
tatu Lucyfer. - Posuszny, bo przecie kady,
kto si do mnie zwrci, zostanie wysuchany.
Tylko modlitwy do Boga zostaj bez
odpowiedzi. 169
- No wic, wyobracie sobie, e jest taki jeden
rycerz zaczyna wujaszek Astarot. - Nazywa si
Sir Gawain. Mody, przystojny, postawny.
Odzian w paszcz z czerwonej satyny i w
szkaratn opocz, lamowan zotem. Na
gowie kopak o barwie gbokiego fioletu.
Stopy, a i ydki, w butach do konnej jazdy z
pysznej skrki. U cholew zote kutasiki. Dalej,
uwaacie, przy lenej fontannie nasz rycerz
napotyka rozszlochane dziewcz. Dama ma
wszystko na miejscu. Nawet w jej gosie da si
sysze subtelna duma, waciwa niewiecie.
Dziewcz stpa godnie, rwno jak po sznurku.
Krlewna, nie dziewcz. Uda ciepe i gadkie, e

a byszcz. Nawet gdyby przyoy jej do stp


linijk, nie stwierdzicie ani ladu platfusa. Z
tym e trzeba wam wiedzie, i Sir Gawain
akurat poszukuje witego Graala i, rzecz
oczywista, ani mu w gowie odbywa stosunek
pciowy z przygodn znajom. Dama wrcz si
nie posiada z wraenia. Gawain zaimponowa
jej: pierwszy rycerz, ktry na widok
rozszlochanego dziewcztka przy fontannie,
zamiast w cigu kwadransa zadrze jej kiecki i
dobra si do majtek, jedynie stoi i wzdycha.
Dama powiada wic do Sir Gawaina: Szlachetny rycerzu, dokazae tego, na co przed
tob nie mg si zdoby aden dzielny
kawaler. Wynagrodz ci za to. Czy sysza o
Numerku z Rkawem7. - Dosy! - skrzeczy mj
tatu.
- Gdy Merlin napotka t, ktra patrzya, jak
krl Uther Pendragon choszcze Lady Igrayne delektuje si z gry mj diabelski ojciec - gdy
Merlin zakosztuje uciech z osob, ktr tak
ucieszy w widok... Wtedy bdzie ju nasz po
wieki wiekw! - Zaraz - przerywa mu wujaszek
Astarot. - O jakiej osobie mowa? Mylaem, e
to Merlin wtedy patrzy...? - W babskich
szmatkach - popiera go wujaszek Belzebub.
- Ech, panieneczki moje - wzdycha diabe, mj
tata. - Wspomnijcie, e Merlin, chocia duo
umie i jest zepsu170 tvm Antychrystem, nadal
jest te moim synem... Znaczeniem wszystkiego

zboa jest pszenica, znaczeniem wszelkiego


metalu jest zoto, a znaczeniem wszystkich
narodzin - narodziny czowieka. 7 Gowa mnie
boli. Jaboneczko. Radoci moja, creczko,
przyjaciko. Czemu nie umiem poj sw,
ktre w tym punkcie opowieci wypowiada mj
ojciec? Gdybym je poj, by moe wwczas
wszystko nie musiaoby wcale skoczy si tak,
jak si koczy. A jak si koczy? Koczy si
mn na zamku witego Graala. Co tam robi?
Pilnuj Graala. Jedyn moj straw jest
hostia, przynoszona na zotym pmisku. Obok
hostii ley krwawa wcznia. Okaleczono mnie.
Przebito mi uda. W domyle: genitalia. Czym?
Moim wasnym witym mieczem. Goci
zaglda tu niewielu. Odjeda jeszcze mniej.
Cay zamek spowity jest mgami, wic ukryty
przed wzrokiem tych, ktrzy go szukaj. Aby
tutaj dotrze, musicie udawa, e ruszacie w
przeciwn ston. Byle dalej od zamku. Wtedy
go znajdziecie. Jeli tu zawitacie, jeli bdziecie
wiadkami procesji witego Graala - idzie w
niej dama z pmiskiem, nios w niej
krwawic wczni, dalej jad ja sam, w
lektyce - zrodzi si wwczas pytanie. Najpierw
poszukiwanie, a pniej pytanie. Pytanie, ktre
trzeba zada, aby uleczy krla i sprawi, by
jaowa kraina rozkwita na nowo. Pytanie,
ktre mnie uleczy. Mnie. Krla Merlina. W
moim zielonym wizieniu. Mnie, pierzcego si

jastrzbia. W klatce rozkoysanej pomidzy


wiatami. 171 8 Noc. cieka. Cisza zupena.
Stoj przy tylnej furcie zamku. W ebraczych
achmanach. Igrayne przynosi mi noworodka.
Wszystko w wielkim sekrecie. O istnieniu
dziecka wie tylko ona sama, Uther i ja. Tak
przynajmniej mi si wydaje, dopki furta si
nie zastrzaskuje, a ja z dzieckiem w ramionach
nie staj oko w oko z noc, ciek i cisz.
Wwczas to zaczynam czu na sobie jej wzrok.
Odwracam si prdko. Nikogo. Kiedy jednak
ruszam len ciek, z dziecitkiem okutanym
w po paszcza, wiem, kto mnie obserwuje.
Jest jeszcze jeden wiadek tych narodzin.
Morgan le Fay. Maa Morgan, creczka Lady
Igrayne, spodzona przez pierwszego ma,
mrukliwego ksicia Kornwalii. Morgan patrzy
teraz na mnie z ktrego z czarnych, lepych
okien zamku. Ju wie. Domylny z niej
dzieciak. Jej wzrok, gdy id strom ciek,
pali mi plecy. Zanurzam si w noc i w cisz.
Unosz dziecko w gstw zielonego lasu.
Drzewa s nam kaplic. Chrzcielnic wodospad. Chrzcz dziecko rwc wod: - W
imi Ojca i Syna, i Ducha witego: Arturze!
Czy kiedy ci ujrzaem po raz pierwszy, byem
w obdzie? Szalony Merlin. Merlin, zdziczay
leny czowiek. Owszem, sodyczy. Merlin trwa
w obdzie od pierwszej nocy, gdy podglda
Lady Igrayne i Uthera. Czyli od czasw dawno,

dawno temu, kiedy rycerze kosztowali po p


szelga pczek. Pbg Merlin. Szalejcy w
zielonej gstwinie. Zielony czowiek Merlin.
Ten, ktry poera zmarznity mech, traw,
licie i korzenie. Mam w tym lesie pieczar.
Nikt o niej nie wie, oprcz mnie. Z jednej
strony wyrasta przed ni jesion, z drugiej
leszczyna. Ostrouk wejcia tworzy ga
powojnika. Jaskinia jest ciasna, lecz wcale nie
tak ciasna. liczna, skromna, tajemna
jaskinka. Czy pjdziesz ze mn j oglda,
prosiaczku? Sam wiesz, prosiaczku, jak bardzo
le sypiam. Odcisny si na mym nie pitnem
liczne strapienia. Od stu czterdziestu lat cierpi
bolenie i std ten smtny wygld. Brodz po
pas w niegu, a wok mnie lene wilki. We
wosach mam sople. Moja chwaa zgasa. Tak
mijaj mi lata. Pyszne, czyciutkie rdeka.
Kubek takiej wody to rado. Jagody cisu.
Jarzbinki. Lisy na zielonej murawie u wejcia
do groty. Tak upywa dziecistwo Artura.
Wanie dlatego zwrciem si najpierw do
ciebie, drzewko moje, jaboneczko, radoci.
Chocia inaczej ni teraz. Zupenie inaczej wwczas, gdym ci spotka pierwszy raz.
Okrya si delikatnym kwiatem, rosnca w
lenym ukryciu. Sodka jabonko, wyrosa na
brzegu potoku. 172 10 Braciszkowie, kiedy
ochrzciem go pod wodospadem, futerko samo
z niego spado. Arturze... Otrzymae pierwsze

ostrzeenie. 173 11 Dziecistwo Artura.


Zarazem obd Merlina. Bo te spjrzcie:
Zotowosy chopiec brodzi w rudozotym
stawie sonecznego wiata, ktre przez konary
pada w najgbsz gbin dzikiego, zielonego
lasu. Artur biegnie przez zoto, sam w zieleni.
Jego zote wosy. Jego zielony kubraczek.
- Czasem wydajesz mi si obkacem, czasem
gupcem, a czasami takim samym chopcem jak
ja, Merlinie. - Ten, kto pozna prawd, musi
obraca si w wiecie wanie pod postaci
gupca. Jak dziecko, wariat albo diabe. 12
Dugonogie jelenie, sarny, przychwek
borsuka. Owocki grskiego jesionu, jagody
tarniny. Latem rzepniki, majeranek. Rzeucha
znad strumienia. Jej zielona czysto! Roje
pszcz. Artur umyka. Dzicioy o pstrokatych
czubach w zotej smudze. Wosy chopca. Jego
kubraczek. Jego migajce stopy. 13 Ucz go.
Merlin naucza Artura.
- Aby pozna rzecz, musimy j kilka razy
zapomnie.
- Rzecz wyraamy znakiem.
- Rzecz jest wartoci znaku.
- Istnieje poredni zwizek midzy znakiem i
rzecz oznaczan. - Im doskonalszy znak, tym
peniejszy zwizek.
- Wypowiadajc sowo, wyraamy myl i
przywoujemy rzecz. A kiedy wymawiamy imi
Boga, dajemy Mu wiadectwo. 174

- Sowa wpywaj na dusze, a dusze oddziauj


na ciaa. Co za tym idzie, moemy za pomoc
sw straszy, pociesza, wpdza w chorob,
leczy, nawet zabija i wskrzesza. Wypowiadajc imi, stwarzamy lub
przywoujemy istnienie. - W imieniu zawiera
si sowna albo duchowa zasada wszechbytu.
- Gdy dusza przywouje myl, znak tej myli
zapisuje si tym samym w wiatoci. Przywoywa znaczy rozkazywa, a take
zaklina w imi. Innymi sowy, przywoywa to
dokonywa aktu wiary w imi, przekazywa
myl za spraw mocy imienia. - Co za tym
idzie, sowa same w sobie mog by dobre albo
ze, trujce albo zdrowe. - Najgroniejsze ze
sw s prne, te, ktre wypowiada si lekko,
gdy mwic je, z wasnej woli okradasz swe
istnienie z myli. - Sowo bez poytku stanowi
zniewag dla ducha rozumu. Jest
dzieciobjstwem myli. - Rzeczy s dla nas
wszystkich tym, czym je stwarzamy,
wypowiadajc ich imi. Sowo kadego z nas
jest pieczci albo codzienn modlitw. - Gdy
dobrze mwisz, dobrze yjesz.
- Poprawny styl to aureola witoci. 14 Ucz
go. Merlin naucza Artura. Ucz go
WIEDZIE. ODWAA SI. CHCIE. Ucz
go MILCZE. Artur jest niezbyt chtnym
uczniem. 15 W ten sposb mijaj nam lata.
Pitnacie lat i zim, jeli zaley wam na

wskazaniach kalendarza. Szalony Merlin 175 w


zielonej gstwinie? Owszem, lecz zarazem
ogldam panowanie krla Uthera Pendragona
w dalekim Logres. W lesie jest pewna
sadzawka, rozlewisko, w ktrym latem kpi
si jasnopire turkawki, a zim spomidzy ska
wytryskuje prd mrocznej wody. W tej to
sadzawce ogldam los Uthera Pendragona.
Mc rk wod i w zmiennym falowaniu
dostrzegam krlewskie przypadki. Spjrzcie i
wy. Obcy mczyzna zdziera koszul z grzbietu
Lady Igrayne. Kim jest jej kochanek? To Lot,
krl Orkadw. Uther podejrzewa zdrad, lecz
nijak jej nie potrafi udowodni onie. Jak
wszyscy mczyni w tej opresji, Uther zapada
wreszcie na wycieczajc chorob. Spjrzcie
jeszcze raz. Medycy oznajmiaj, e dni krla s
policzone. Uther spoczywa w ou, blady, zdjty
msk niemoc. Igrayne zamiewa si w
ramionach krla Orkadw. Lot, krl
Orkadw, ma wielkiego kutasa. Igrayne na
niczym innym nie zaley. No, niezupenie tak,
smuteczku. Zaley jej przecie na knuciu.
Igrayne rozglda si, szukajc sposobu, aby jak
najboleniej dotkn ma. Mucha doradza jej
bzyczc do ucha. Igrayne znajduje sposb.
Oddaje kochankowi Okrgy St, mwic, e
to w darze. Uther nie moe jej powstrzyma.
Lot ustawia St na skalistym wybrzeu
Orkadw. Zasiada przy nim i paaszuje obiad z

widokiem na morze. Nadchodzi przypyw. Fale


chlupi wok kolan Lota. Lot, krl Orkadw,
wyszczerza si jak lis wygryzajcy chykiem
gwno z ryowej szczotki klozetowej. 16 Od tej
pory, Jezusku, wszystko zaczyna si toczy
coraz prdzej. Patrzc na krla Uthera
Pendragona na ou mierci, mam w jesiennej
sadzawce jego obraz, wykrzywion umieraniem
twarz wrd pywajcych lici. Postanawiam
rusza do Logres. Wyprawiam si sam jeden.
Artura zostawiam pod opiek owdowiaego
rycerza imieniem Auctor, mieszkajcego w
zrujnowanym zamku opodal skraju lasu. Tylko go nie zostawiaj na dugo - przestrzega
mnie Sir Auctor. - Na Boe Narodzenie ruszam
do Logres, by Kaya, mego syna, pasowano na
rycerza. - Doskonale - powiadam. - W takim
razie zabierzcie Artura ze sob. Jeszcze trzy dni
drogi dziel mnie od Camelotu, gdy dowiaduj
si, e krl nie yje. Nie zraony tym, jad
dalej, z gow zwieszon na pier, z chost
padziernikowego wiatru we wosach. Dwa dni
drogi dziel mnie od Camelotu, gdy dowiaduj
si, e Igrayne ucieka zabierajc crk,
Morgan le Fay. Dokd ucieky, nikt nie wie.
Nie zraony tym, jad dalej przez wichur i
deszcz. Mj paszcz furkocze za mn jak czarne
skrzydo. Tylko dzie drogi dzieli mnie od
Camelotu, gdy dowiaduj si, e Igrayne
zbiega do Lota, krla Orkadw. Para

zamierza sprowadzi tu zbrojnych Sasw i przy


ich pomocy zawadn tronem krlestwa. Jad
dalej co ko wyskoczy, ukadajc w gowie
nowe plany. 17 Przybywam do Camelotu.
- Zjawiasz si za pno - sysz. - Uther nie yje.
- Gdzie ley? Pozwolicie mi go zobaczy?
- Ale on nie yje! Przybywasz za pno.
Umiecham si i strzelam palcami. Wskrzeszanie zmarych - powiadam - to
niewielka sztuka. Czy krl ju pogrzebany? Nie jeszcze.
- Prowadcie do niego! Szeciu baronw
prowadzi mnie do komnaty, w ktrej uoono
ciao. Krl Uther Pendragon ley spowity
caunem. W komnacie cuchnie trupem. 177
- A widzisz? Teraz ju nam wierzysz? Krl nie
yje. Staj w progu komnaty. Trzy razy
uderzam lask w posadzk.
- Utherze! - krzycz. - Utherze Pendragonie!
Kogo mamy obra krlem? Czy ma nami
rzdzi Igrayne? Czy moe krl Orkadw?
Krl Uther Pendragon podnosi si pod
caunem. Rozchyla si jego obandaowana
szczka. - Nigdy! - krzyczy trupim gosem. A
potem czarnymi, gnijcymi wargami ogasza:
- Krl umar! Niech yje krl! Kiwam gow.
- Ale kto jest tym krlem? - pytam trupa.
- Krlem jest mj syn - odpowiada Uther. I
zwala si martwy w kau wasnego rozkadu.
18 Doczesne szcztki krla Uthera Pendragona

grzebiemy obok ciaa jego brata, Aureliusza


Ambrozjusza, wewntrz Taca Olbrzymw,
piercienia gazw w Stonehenge. Szstka
baronw nie zdya jeszcze kopn ostatniej
grudy ziemi na trumn, a ju wszczyna si
midzy ni spr o prawo do sukcesji. - Merlin
jest w obdzie.
- Wskrzesi zmarego krla.
- e sprostuj: wydawao si, e wskrzesi
zmarego krla. Co jest oczywicie fizyczn
niemoliwoci. - Czary. Ja wam mwi, e to
byy czary.
- Cokolwiek to byo i jakkolwiek si stao, ja na
wasne uszy syszaem, jak krl krzykn, e
koron ma po nim przej jego syn. - I co z
tego? Przecie nie mia syna.
- Ale Merlin by zadowolony z tych sw. Sam
widziaem jego wyraz twarzy. Pozwoli krlowi
umrze w spokoju. - Merlin trwa w obdzie.
- Smuci si, i tyle. Bardzo kocha krla.
- Stary jest i mci mu si w gowie. 178
- Gdzie on tam stary! Widziaem go na koniu.
Fakt, e czasem wyglda staro. Staro niczym
drzewa w zielonym lesie. Merlin bywa stary jak
las. - Owszem, Merlin bywa stary jak las i tam
jest jego miejsce! Wczy si po lasach tyle lat,
e zamcio mu si w gowie. Za duo
towarzystwa dzikich zwierzt. Co on tam wie?
Sysz t dysput, przyjacielu wilku.
Spogldam na pustuk krc na wietrze

ponad gazami Stonehenge i sysz gosy


baronw tak dobrze, jak gdybym sam sta
wrd nich. Wreszcie baronowie przychodz do
mnie sami, cho bardziej powodowani
strachem ni szacunkiem. - Nie chcemy tutaj
Igrayne ani Lota. Jeszcze nam Sasw
sprowadz na kark. Tylko co robi? - Czeka i
modli si - powiadam im.
- ???
- Czekajcie do Boego Narodzenia powtarzam. - I mdlcie si, aby Bg zesa
krla, jakiego nam trzeba. 19 Dopiero teraz si
orientuj, jak chytroci bysna Igrayne,
ofiarowujc kochankowi Okrgy St.
Krlestwo si podzielio na obozy. S nawet
tacy, ktrzy powiadaj, e powinno si
koronowa Lota na krla Brytanii tylko
dlatego, e jest wacicielem Stou. Nawet
niektrzy z baronw przychylaj si do tego
sdu. Po Logres i okolicy kr jednak sowa
ostatniej przemowy zmarego monarchy.
(Dopilnowaem, aby tak si stao,
Jezusienieczku). Dlatego nie brakuje gosw, e
prawowitym spadkobierc tronu jest tylko syn
Uthera. Wielu mniema, e w nieznany syn
objawi si krlestwu we waciwym czasie.
Korzystajc z chwili spokoju, doskonal si na
nowo w fechtunku. Zaniedziaem mocno,
tkwic w zielonej guszy, w ktrej za
przeciwnika miaem tylko maego Artura.

Dlatego wci si wicz. Zaskakujc baronw,


ktrzy mnie mieli za starca. 179 Dochodzi mnie
pogoska, e osiemnastoletni Morgan le Fay
oddano do klasztoru. 20
- No, wreszcie - cieszy si mj tatu,
wydmuchujc doskonae trjkciki dymu z
papierosa i miejc si jak zamierajcy zegar. Co, trjkciki? - pyta go mj wujaszek Astarot.
- Nie. Nareszcie optamy kogo jak naley.
Lepiej ni tego Baeja czy Im Picice... W
optanym musi istnie wola optania. Musi, no
i prosz! Wola, domek dla diaba, marzenie,
tsknota... Nie ogldaem jeszcze zdatniejszego
egzemplarza. Ile w niej za! Ile pikna! - W
kim niby? - pyta Astarot, zaciekawiony
niezwykym entuzjazmem mego taty. - Chodzi
ci o Igrayne? Co, Igrayne przesza moe
cakiem na nasz stron? Nic dziwnego, zawsze
mielimy j w garci. Ale nie, niemoliwe... Czy
o ni ci chodzi? Na co mj tata rzecze:
- Igrayne nadaje si tylko do tego, eby jej
zern dup. W jej duszy jest bierno.
Igrayne to zmysowa zabawka, ktr owszem,
mona si pobawi, ale ktra sama nic nie
zrobi. Poddaa si woli ksicia Kornwalii, czyli
do pewnego stopnia naszej woli. Pniej
poddaa si woli Uthera, jak wyej, chocia ju
sabiej. Teraz poddaje si woli naszego
ochotnego sugi, krla Lota. Zachcana
niewtpliwie podszeptami wadcy

dwuskrzydych, ktrego przy tej okazji


pozdrawiam. - Aha! - domyla si wujek
Astarot. - Mwisz o krlu Orkadw? Tylko
dlaczego mwisz "ona?" - Bzdura! - fuka na
niego mj tatu, ktry z rozkosz wije si na
rozpalonym prcie. - Gdzie tam! Jeszcze by co!
- No, to o kim mwisz?
- O Morgan.
- O Morgan le Fay?
- Morgan, jak susznie zauwaye, le Fay tatu nie posiada si z radoci. - Od lat czuem
w sobie pewn, rzekby, sympati do maej
Morgan. Lada moment moja pupilka wypowie
zaklcie! Taka jest jej i moja wola! Uwaga...
Jazda! 180 21
- Wadco Lucyferze! - modli si Morgan le Fay,
klczc w kaplicy klasztoru Gorejcego Serca. Panie i wadco zbuntowanych duchw,
przyzywam ci, aby opuci swe siedlisko, w
ktrejkolwiek si ono znajduje stronie wiata, i
aby tu przyby na moje wezwanie. Rozkazuj i
zaklinam ci w imi Boga ywego (Ojca Syna
* Ducha witego 9), aby tu zstpi nie czynic
haasu ani odraajcego odoru, aby
przemwi do mnie gosem wyranym i atwym
do zrozumienia i aby mwi logicznie, a jeeli
mojej proby speni nie chcesz, wierz, e
zmusi ci do tego moc witego zaklcia na
ADONAJA, ELOIMA, ARIELA, JEHOYAMA,
TAGL I MATHONA, i na ca hierarchi

nadprzyrodzonych bytw, ktre nawet bez twej


woli popchn ci do czynu. Venite, venitel 22
- Wielkie nieba! - cieszy si mj tatu. Czarujca jeste, moja droga. Dziki! - Co, nie
chcesz przed ni stan? - niemiao pyta z
boku Astarot. - Oczywicie, e nie. Po co?
Niech si troch pozastanawia, czy rzeczywicie
istniej. Ale nie o to chodzi. Rzecz w tym, e...
Morgan le Fay odda t opowie w nasze rce.
Od tej chwili ca opowie pisze Morgan le
Fay! 23 No i macie, cocie chcieli,
braciszkowie. Fantazyjny zawijas, nieprawda?
Znowu diabelskie absurdy. Pozwlcie, e
wyjani wtpicym, jak si sprawy maj:
Niniejsza ksika ma tylko jednego, jedynego
stwrc. Zreszt czy sysza kto o ksice
pisanej przez jej wasne postacie? To ja
opowiadam wam o moim ojcu. To ja
opowiadam o Morgan le Fay. Opowiadam
wszystko tak, jak widz, prosiaczku. 181
Oczywicie w pewnym sensie mona umownie
powiedzie, e Morgan le Fay pisze sw wasn
histori, a mj tatu Lucyfer swoj, podobnie
jak Artur, Igrayne i caa reszta tych, ktrzy
realnie yj i istniej w realnym wiecie poza
moj wyobrani. Ale mj tata mia na myli
co innego. Nie na darmo jest diabem. Wiecznie
udaje, diabe, e cay wiat to jego dzieo.
Diabe to wrg wolnej woli. Co do mnie, wiem
tyle, e wci powtarza si to samo zdarzenie.

Zakonnica choszcze dziewic. Krl choszcze


rozpustnic. Biay robak zwycia robaka
czerwonego. Diabe chepi si, i rzdzi
wiatem. A ja siedz w Zamku Ze Szka, w
spiralnym wirze, w krccym si szklanym
grobowcu, w zielonej alchemicznej retorcie, w
ktrej Merkuriusz musi rozwika Merlinowe
sploty, a pospolity metal przemieni si w zoto.
Musz poj sam siebie. Naprzd, przemiano!
Taczmy! 24
- Ite missa est... Jak powiada arcybiskup
Canterbury. Nad nami hucz dzwony. Ich bicie
niesie si ponad dachami Logres. Czerwone
dachy i wiee pi pod nocnym niebem.
Zaczyna pada nieg. Patki s wielkie,
mikkie. Podobne do pir ze skrzyde
ogromnego biaego ptaka. abdzia?
Albatrosa? Nie. Jednak abdzia. nieg pada
bez koca. Odesani od otarza po pasterce,
baronowie i rycerze wysypuj si rozmigotan
hurm z katedry i schodz po porfirowych
schodach witego Pawa. Cho pnoc,
wokoo nios si koldy. Id tutaj koldnicy z
latarni. - Niech ci zbierze czeresienek...
Kolda winie im w ustach. 182
- Patrzcie! Patrzcie! Baronowie i rycerze take
krzycz w wielkim zdumieniu. Na kocielnym
dziedzicu wyrs w padajcym niegu
ogromny prostoktny blok mlecznobiaego
marmuru. Z marmuru wyrasta elazne

kowado. Wbity czubkiem klingi w elazo


dry... byszczcy miecz! Wok kowada tak
wypisano zotymi literami: TEN, KTO ZDOA
WYCIGN MIECZ UTKWIONY W
SKALE, ZRODZI SI NA PRAWOWITEGO
KRLA WSZYSTKICH ZIEM BRYTANII.
Niezy pomys, co? 25 Pytasz mnie, Jezusku,
czy to ja podrzuciem ten miecz? Chyba
artujesz. Czy go podrzuciem? Sam nie wiesz,
co wygadujesz, kochasiu. Znasz moje
upodobanie do mieczy... Zgoda, ale kto oprcz
mnie umiaby dokona tej sztuki? Moe wujek
Astarot. Moe wujek Belzebub. Ale te ci dwaj
robi tylko to, co im rozkae mj tata.
Zapewniam was solennie, e to zupenie nie ich
sprawka. 26
- Miecz tkwi w skale jak trzeba - stwierdza
gono mj tatu. - Dziki ci, Morgan le Fay! 27
Ot, i macie! A to mitoman! Chyba przez niego
oszalej. Prawdziwy z niego diabe.
Arcyrujnator wtkw! Jeeli przytrafi si
okazja co popsu, na pewno z niej skorzysta.
183 Bo kto mu zabroni? A jednak... A jednak
jeszcze zobaczycie! Spokojnie. Jeszcze
zobaczycie. Jestemy bliej ni dalej od punktu,
do ktrego wnet tutaj dotrzemy. Tatusiu!
Tatusiu! Widziaem, jak podgldasz ludzi w
szaletach publicznych! 28 Owszem,
braciszkowie moi, przyznaj: Morgan le Fay
nie miaa nic wsplnego ze spraw miecza

utkwionego w skale. Moga si natomiast


przyczyni do tego, e Artur tak pno
przybywa do Logres, cho nie mam zupenej
pewnoci. Po raz pierwszy zdarza si, e czego
nie wiem. Nie wiem wszystkiego na temat tej
sroki. Tajemna moc zasuwa kryszta mg,
zaciera wizj, nie pozwala mi patrze. Co mi
podpowiada, e macza w tym palce crka
Igrayne, ale jak? gdzie? jakim sposobem?
Artur jest przecie na zamku Sir Auctora, a
Morgan w klasztorze Gorejcego Serca. Nie
potrafi wyjani tego, co si dzieje. Na razie
wic zabawiam si komicznym sporem
baronw.
- Ja cign pierwszy!
- Po moim trupie! I tak to leci. Dopiero ogniste
kazanie arcybiskupa Canterbury pomaga
baronom doj do adu. Arcybiskup
podpowiada, w jakiej kolejnoci baronowie
bd wyciga miecz. Rzecz jasna, adnemu nie
udaje si go nawet ruszy. 29 Zblia si Nowy
Rok. Artur nareszcie przybywa do Logres.
Wdruje wraz z Sir Auctorem i jego synem,
zwanym Kay. Ich zwoka wynika rzekomo z
faktu, e krl Uther Pendragon umar.
Pamitacie chyba, e Kay mia si stawi w
Camelocie, 184 by zosta pasowany na
rycerza? Tymczasem wic, skoro zabrako
krla, ktry by go pasowa, i jemu nie pasuje
podr do dalekiego Logres. Ojciec i syn

ruszaj jednak, aby wzi udzia w turnieju,


jaki urzdza si rokrocznie w Logres w dzie
Nowego Roku. Artura zabieraj ze sob jako
Kayowego giermka. Ju w drodze ku szrankom
Kay uwiadamia sobie, e zostawi swj miecz
na kwaterze. - Ruszaj, may, i przynie go
prdko!
- Ju lec! Artur nie jest moe bardzo bystry,
ale uczynna z niego dusza. Gdy jednak Artur
wpada do gospody, okazuje si, e drzwi
zamknite. Otworzy nie ma kto, bo wszyscy
poszli oglda turnieje. Reszt chyba znasz,
ryjku rowy? Nie pytaj mnie o nic, co
odgadniesz sam. Syszae, e mijajc katedr,
Artur spostrzega miecz tkwicy w skale? A o
tym, e stranicy miecza take pobiegli na
turniej? I wanie dlatego nikt nie widzi, jak
chopiec wyciga miecz ze skay? Jak Artur
niesie miecz do Kaya, a ten poznaje go,
podjeda konno do ojca i mwi: "Panie ojcze,
oto miecz, ktry tkwi w kamieniu. Nic, tylko
wychodzi na to, e to ja bd krlem
Brytanii!"; i o tym, jak Sir Auctor wraz z
Kayem i Arturem jedzie z powrotem pod
koci i kae synowi z rk na Pimie witym
przyzna si, skd wzi ten miecz, na co Kay
powiada: "Panie ojcze, prawda jest taka, e
dostaem ten miecz od Artura!" - na co Sir
Auctor okrca si na picie i pyta: "A ty skd
go wytrzasn?", Artur za mwi na to:

"Wycignem z kamienia!", wobec czego Sir


Auctor z niedowierzaniem powiada: "W takim
razie wsad go z powrotem. Przekonamy si,
czy go wycigniesz", a Artur mu powiada:
"atwizna!" - i podnoszc rami, dga kling
kowado, a drcy miecz znw sterczy jak
przedtem? Wiesz te pewnie, e Sir Auctor nie
umie wycign miecza? Podobnie zreszt jak
Kay? e jeden tylko Artur wsadza i wyciga
miecz, jak gdyby zamiast z kamieniem mia do
czynienia z dobrze naszmelcowan pochw?
185 e Sir Auctor klka przed Arturem i
tytuuje go krlem? - Niechaj Bg strzee krla
Artura! Skoro tak, niechaj strzee i nas. 30
Okazuje si, e nie wszyscy baronowie s
zachwyceni tym zrzdzeniem. - Wilkoacze
dziecko z lenej guszy!
- Rozpuszczony bkart Merlina! Sysz te ich
szepty. Sysz i milcz. Stoj okutany paszczem
wrd padania niegu, z czarnym kapeluszem
zsunitym gboko na oczy. Nie oponuj, gdy
baronowie odkadaj decyzj do wita Matki
Boskiej Gromnicznej. Przez cay czas, dzie i
noc, miecza strzee dziesitka rycerzy. W dzie
Matki Boskiej Gromnicznej rycerze i
baronowie znw prbuj si w szarpaniu
miecza. Miecz jak sta, tak stoi. Wycign go z
kamienia potrafi jeden tylko Artur.
- Na Wielkanoc sprbujemy jeszcze raz!
Przychodzi Wielkanoc. niegi spyny, a w

trawie kwitn gwiazdozbiory stokrotek.


Wycign miecz utkwiony w skale potrafi
jeden tylko Artur. - Sprbujmy znw w Zielone
witki! Za kadym razem przez baronw
przemawia nadzieja, e znajdzie si siacz,
ktry wyszarpnie miecz ze skay i tym samym
oddali pacholce pretensje do tronu. W Zielone
witki wszystko si okazuje po staremu. Artur
wyciga miecz z kamienia i tak dalej.
Posplstwo krzyczy na ten widok:
- Artur!!! Chcemy Artura!!! Z Boej aski
Artur bdzie naszym krlem!!! Niech yje krl
Artur!!! Posplstwo i moni hurm klkaj
przed chopcem, pokornie bagajc o ask.
Niechaj si nie gniewa, e w niego wtpili.
Artur zupenie si nie gniewa, przebacza jak
trzeba, miecz skada na otarzu u witego
Pawa i dostpuje koronacji. Artur to
gwniarz. 31 Tymczasem Morgan le Fay
sporzdza kamienn podobizn swej matki,
Lady Igrayne, i dziki czarnoksiskiej mocy,
nieomal rwnej mojej, przebija mieczem skalne
serce kuky. Gdy si to udaje, zawaszcza sobie
miejsce matki w onicy krla Lota. Igrayne si
nie sprzeciwia, gdy pada martwa, z
przeszywajcym blem w piersi. Morgan moe
spokojnie po* lubie swego ojczyma i ju jako
krlowa le Fay spocz obok niego, jako si
rzeko, w onicy, gdzie obydwoje umiechaj
si radonie i szczerz niby para lisw

wygryzajcych chykiem gwno z ryowej


szczotki klozetowej. 32
- Przydaby si nam tu w Logres Camelot podszeptuj gwniarzykowatemu wadcy,
Arturowi. - Wyobra sobie warowni, bdc
zakrzep muzyk. Zamek wzniesiony na
wietlistych kach. Zamek o przepiknych
proporcjach i z caym mnstwem fontann. Do
tego arkady i ziele ogrjcw. Dziedzice
Camelotu rozjanione obecnoci rycerzy i
dam ich serca. Wszdzie dookoa drzewa,
niczym zielone proporce na srebrnych
drzewcach. Camelot! Oczyma wyobrani widz
zamek ze zota, kamienia i marmuru, warowni
pomaraczowobrunatn i kremowot.
Paac, w ktrym kady naronik i kadziuteka
gazka odcinaj si wyranie na tle nieba, a
jakie jest niebo, niewane! Artur jest
mionikiem architektury, wic rano si bierze
do dziea. 33 Artur jest niepospolitego wzrostu.
187 Lica ma ogorzae od soca tak, e prawie
si nie odcinaj! od jego miodnej barwy
wosw. Jego oczy wydaj si dla odmiany
czyste i jasne. U uszu dyndaj mu kolczyki z
pere i zota, dugie a do ramion. Jego kaftan
uczyniony jest z liliowego jedwabiu i
wyszywanej skry. Za pasem nosi Artur
zakrzywion mizerykordi. U biodra zatyka
sobie fioletowy kopak, zdobny pawim pirem.
Na doniach nosi dugie rkawice, wytarte ju

od rkojeci miecza i rzemiennych wodzy.


Wiedzcie jednak, braciszkowie moi, e duo
bardziej od powyszych szczegw uderza
kadego nowicjusza twarz Artura. Twarz,
ktra jest jak jedna z masek Boga. Tak dosyszelicie dobrze. 34 Camelot pnie si w
gr. W gotowym zamku Artur otacza si
dworem. (Owszem, nudzi mnie, winko,
przeokropnie). Wwczas to do Camelotu
przybywa moda maonka Lota, krla
Orkadw. Morgan le Fay. Morgan o oczach
niby dwa gbokie jeziora w ciemnym lesie.
Morgan o wosach i brwiach czarnych jak owoc
tarniny. O policzkach czerwonych jak maki.
Morgan. Gdy stpa drobnym, odmierzonym
krokiem, podobna w tym do egipskiej damy,
zdobne klejnotem klamerki jej pantofelkw
rzucaj jej wok stp aureolki. Na nagich
ramionach Morgan ma mnstwo bransolet w
ksztacie smokw, robakw i wy, z ktrych
kady poera wasny ogon. Jej piersi, dziwnie
pene jak na osob tak mod, kryj si w
dwch zotych kielichach. rodek kadego z
kielichw zdobi ogromny rubin. Ostry nosek.
Niczym u lisicy. Ostry podbrdek. Czarne oczy.
Spojrzenie ostre jak n. Zby, ktre w
umiechu janiej biel jak u modego
zwierzaka. Morgan. Morgan le Fay. Przyrodnia
siostra krla. 35 Krl Artur poda Morgan le
Fay. Wyobraam sobie, e Morgan obya si co

do tego bez magii, oprcz tej zwykej, kobiecej.


Magii zapachu jej ciaa. Magii szelestu jej
sukien. Magii zawstydzonych stopek,
tupoczcych pochliwie pod rbkiem jej sukien,
gdy Morgan taczy i gdy idzie. Magii jasnego
puszku na ramionach Morgan. Magii
najbielszej, bo jej skry w zgiciu okcia. Magii
ukrytej w uku jej karczku. Magii zdziwienia w
zadartym podbrdku. I tego jest a nadto, moja
winko. Artur ponie podaniem do Morgan.
Modzieniec w peni si. Prawiczek. Naprzeciw
niego moda kobieta, ktrej zmysy przebudziy
si zapewne od karesw ojczyma, krla Lota,
lecz nie znalazy nasycenia. Morgan wyglda na
niedopieszczon. Jej m jest daleko, skazany
na banicj z powodu swego buntu. Artur
wybacza mu wielkodusznie - jako krl w
kadym calu chrzecijaski od samego
pocztku kariery - lecz nie yczy sobie oglda
czarnej brody Lota na wasnym dworze, w
obrbie murw Camelotu. Przywilej taki
otrzymuje jedynie Morgan. - A i to tylko przez
wzgld na osob naszej matki - gosi krl
Artur. 189 (Zdy ju wybaczy matce to, e
zdradzia jego ojca, krla Uthera Pendragona.
Co za do zdrady, jakiej si dopucia maa
Morgan - miecz wbity w kamienn figur,
zgadzenie Igrayne za pomoc czarw...
Braciszkowie, przecie tylko ja jeden wiem, e
si tak stao. Skd wiem? Bo ujrzaem w

mylach taki obraz. Niegdy, kiedy byem


modszy, wierzyem bez reszty w prawd tych
obrazw. Ciekawa historia, ale w miar jak mi
przybywa lat, coraz mniej chtnie dziel si
takimi wizjami z innymi ludmi. Czy nie
dlatego, e sam zaczynam powtpiewa w
prawdziwo widziade? Mnie jednemu
przyszo oglda sprawione trafem krainy
fantazji, gdzie ziarno wyobrani,
przetumaczone w fakt realny, kiekuje w
rozognion rzeczywisto. Gryz si w jzyk i
milcz). Bez sowa patrz, jak Morgan taczy
przy wietle wiec. Patrz te, w jaki sposb
Artur patrzy na Morgan. Gdy w tacu Morgan
mija Artura, jej suknia szeleci wyzywajco.
Znam ten szelest. Teraz ju znam. Nie mam
wtpliwoci, e cho ojczym wprowadzi j w
wiat rozkoszy ciaa, Morgan przybya do
Camelotu nie zaznawszy spenienia. Bije od
niej w delikatny aromat, jak wo pima.
Podniecajcy, czarujcy, oszaamiajcy aromat
modej dziewczyny, rozochoconej, lecz dalekiej
od spokoju spenienia. Pierwszy to zauwaam.
Artur take niucha co w zadymionych ktach
komnaty, w ktrych Morgan dopiero co staa
albo przecigaa tamtdy w tacu. Co gorsza,
Morgan le Fay taczy bez przerwy. Jej ciao
wydaje si spokojne tylko wtedy, gdy taczy.
Artur wbija sobie do gowy, e jego tsknotki to
mio.

- Merlinie! - powiada mi. - Ja j kocham!


Gryz si w jzyk. Milcz.
- Musz j mie! Znw jakbym sysza gos
Uthera Pendragona. Zupenie tak samo
siedziaem w komnacie, w ktrej taczya
dama, a krl przy wietle wiec poera
tancerk wzrokiem. Tamta kobieta bya jednak
matk dzisiejszej tancerki, a co gorsza take
matk krla, ktry tak patrzy... 190
- To twoja przyrodnia siostra - przypominam
Arturowi. - Nie wolno! - Crki Adama i Ewy,
naszych prarodzicw, take byy onami Kaina
i Abla, wasnych braci. - Wasza krlewska
mo. Bdzie to grzech! Artur umiecha si i
gadzi doni pk pawich pir u kopaka
trzymanego na udzie. - Syszaem, e w Egipcie
poczytuj wrcz za witokradztwo, jeeli krl
wzdraga si polubi wasn siostr. Nagy,
kapryny letni powiew przykleja jedwabn
sukni do ciaa roztaczonej Morgan. - Musisz
co zrobi z tymi przecigami - zwracam uwag
krlowi. - Camelot moe sobie by zamkiem
ucielenionej muzyki, lecz nie zmienia to faktu,
e cigle tutaj wieje. Nawet w noc
witojask, jak widzisz... Artur nie zwraca
uwagi na moje wysiki, by zmieni temat
rozmowy. Dawniej zrozumiaby mj dowcip,
miaby si z odrzucon w ty gow, ale teraz
gdzie tam. Wwierca wygodniay wzrok w
sukni, ktra na wietrze ciasno przylega, to do

piersi, to znw to tajemnicy drzemicej midzy


nogami Morgan. Artur oniemia. Nie potrafi
ju oderwa oczu. - Merlinie... - szepcze.
- Tak, panie?
- ycz sobie zobaczy j nago...
- yczysz sobie oglda obnaone ciao
przyrodniej siostry? Gryz si w jzyk. Za
pno. Ledwo bowiem wypowiadam te sowa "obnaone ciao przyrodniej siostry" spostrzegam, i przynosz u Artura tene sam
fatalny skutek, co niegdy u Uthera
Pendragona, jego ojca, sowa o trzymaniu ony
w ryzach. Moja uwaga rozpala wyobrani
krla. Odtd wszystko stracone. Camelot stoi
wprawdzie, lecz na dobr spraw zmienia si w
kup gruzw. Tron Anglii staje si w jednej
chwili szczurzym gniazdem. - Oglda
obnaone ciao przyrodniej siostry... O, tak!
Wzdycham ciko. - Byoby to wbrew prawu i
dobrym obyczajom - przypominam. 191
- Widocznie prawo i dobre obyczaje nie sigaj
tam, gdzie mieszka to, co czyni z nas mczyzn.
- Niewtpliwie nie sigaj, ale...
- Mwi ci, Merlinie, e ycz sobie oglda jej
obnaone ciao! - Lecz, panie...
- Zrb, co ci kazaem!
- ja? Dlaczego ja?
- Wanie ty! Dlatego, e jeste dobry w takich
sprawach. Tak mi si obio o uszy. Lubisz te
zabawy. Moe zaprzeczysz? Sprawiaj ci

mnstwo uciechy, czy tak? Sowa modego


krla wprawiaj mnie w popoch. Ich prawda
bije w oczy, braciszkowie. Nie to, by sowo
"uciecha" byo tu na miejscu. "Uciecha"
pomija milczeniem moj mk i przeraenie
wasn fascynacj. - Panie mj i krlu powiadam ju zupenie innym tonem. - Istnieje
tylko jeden sposb... - Jaki?
- Musiaby przesucha Morgan.
- Jak to "przesucha"?
- Ostatecznie jest to ona zdrajcy przypominam. - Masz pene prawo wzi j na
mki i przesucha. Nie po to, by si z ni
migdali, oczywicie, lecz aby z niej wydoby
prawd. - Powiadasz, e na mki?
- Jeli zechcesz, zrobimy i mki. Istniej jednak
sposoby bardziej subtelnej natury. We
wszystkich za nago to sprawa podstawowa.
Do krla Artura, bdzca wrd pawich
pir, zaczyna dre z podniecenia. Wadca
wyrywa jedno z pir i woa:
- wietnie! Niech dzisiejszej nocy
przyprowadz Lady Morgan le Fay do mojej
tajemnej komnaty! 36
- Merlinie, czy ja ni? Powiedz, Merlinie?
- Jeli to sen, krlu mj i panie, jestem w tym
nie razem z tob. 192
- O, ju nadchodzi! Morgan le Fay. Maa
Morgan. Moja orzyrodnia siostrzyczka. Staje
przede mn w komnacie wybitej szkaratem. -

Jej wosy s krucze, o panie, a ciao


nienobiae. - Tak! Wanie tak! Przesuchujesz j jednak rozwanie.
- Tak, tak! Bardzo rozwanie!
- Ha! Krnbrna dziewka milczy!
- Tak! Wida krnbrna.
- Nie do, e krnbrna, miociwy panie, to
jeszcze dumna i harda. Wyobraa sobie, e si
ugniesz wobec jej milczenia. adne z twoich
sw nie robi na niej wraenia. apiesz., j
wic za rce i bagasz na kolanach, by
zaniechaa oporu. zy pyn ci po twarzy.
Tumaczysz jej, e naprawd za nic nie chcesz
jej skrzywdzi. - Nie! Ja nie chc jej krzywdzi!
- Ona jednak nadal milczy i tylko potrzsa
krnbrn gow. Potrzsajc, choszcze
wosami tw twarz. Wybaczasz jej t zniewag.
- Wybaczam jej. O, tak!
- Lecz nawet twa wspaniaomylno wydaje si
jej obojtna. W jej oczach trwa szyderstwo. W
jej oczach trwa mroczna jasno. - Mroczna
jasno w oczach. Och, tak!
- Sadzasz j sobie na kolanach, krlu i panie.
Obejmujesz rk jej kibi. Drug za rk... Co drug rk? Co?! Co?!
- Gadzisz jej falujc pier przez jedwab
sukni.
- Och! Tak!
- Po czym jeszcze raz cierpliwie i rozsdnie
pytasz o to, czego si chciae dowiedzie. I

znowu milczenie. Morgan nie odpowiada i nie


reaguje. Za to jej ciao reaguje na tw blisko.
Jej ciao odpowiada, gdy czujesz, jak jej sutki
tej pod jedwabiem. Lot dotyka tych sutek i
obejmowa je wargami... - Jej ojczym!
- Jej m, panie. Mczyzna, ktry tylko na
poy przebudzi to, co czeka w owym
czarownym ciele. - Ach, jake czarownym! O,
tak! 193
- Na poy przebudzi, lecz nigdy jej nie
przynis spe l nienia. - Oczywicie, e nie!
Gdzieby? On?
- Lecz ty to potrafisz.
- Dlatego, e mnie Morgan poda. Chce.
Tskni za mn i marzy. Tylko o mnie marzy. O
mnie i o nikim wicej. - Tylko dlaczego
wzgardliwie odpycha twoj do, o panie? Proste! Przez skromno!
- Jej sutki powiadaj "tak", a rka "nie"!
- Moe si boi? Czego? Czyby kazirodztwa!
- Nie sdz, by grzech kazirodztwa stanowi
przeszkod dla Lady Morgan, o panie. Wicej,
miem mniema, e myl, i wizyta w twoim
ou oznacza kazirodztwo... - Co? Co?
Podnieca ja? Ciekawi?
- Kt moe wiedzie, jakie to sprawy ciekawi
i podniecaj Lady Morgan le Fay? - Merlinie,
najczarniejszy z czarnoksinikw, dowiedzmy
si! Bierzmy j na mki... - Strasznie
zapalczywy, krlu. Moe rozbierzmy j

najpierw. - Racja, Merlinie! Zedrzyj z niej


szaty, masz na to moje pozwolenie. Rozumiesz?
Taka jest moja wola: zwlecz z niej sukni! - Ju
zwlokem, o panie. Czy widzisz?
- Aj, moja gowa! Nie mog...
- Obnaone ciao twej przyrodniej siostry!
Piersi! Uda!
- Och! Och!
- Jej wosy rozsypuj si swobodnie, lecz nawet
one nie wystarcz, by zakry tak przepikn
par piersi, o panie. Mae donie Morgan... Co robi, Merlinie? Co robi jej mae donie?!
- Mae donie Morgan zaciskaj si na jej
podbrzuszu, aby je zasoni. Jak para pysznych
konch chronicych morskie stworzenie.
Stworzenie barwy koralu. - Ka jej zabra te
donie, Merlinie! Chc natychmiast... - Chcesz
zobaczy, krlu? Prosz bardzo. Patrz! Czy
teraz ju widzisz? Czy widzisz ciemny trjkt
wosw, cudownie wypuky wzgrek,
przepikn pe twojej siostry? 194
- Morgan! Morgan le Fay! Tak. Musz j...
- Przesucha, o panie.
- e co?
- Pragne j tylko przesucha, o panie, i
tylko po to tu przybye. Po to i po nic innego.
Dlatego j tu sprowadzono tej nocy. Do tej oto
tajemnej komnaty. - Przesucha rozpustnic!
Kiedy patrzy na mnie tak wyuzdanym
wzrokiem? Powiadam ci, Merlinie, e jest tylko

jedno pytanie, ktre jej mam ochot zada... I


tylko jedno narzdzie, ktrym je chc zada... Rzgi liktorskie, o panie?
- Co takiego?
- Rzgi liktorskie, fasces, symbol wadzy
krlewskiej. Rzgi, ktre si przed tob nosi.
Czy nie jest twoj wol wychosta nimi Lady
Morgan? Schosta nagie poladki twej
rozpustnej siostry? - Tak! Chc! Jeszcze jak
chc!
- Skoro chcesz, tak si te stanie, bo oto
rzeczka. Patrz! Sama wskoczya ci w rk!
Rzga wadzy. Daleje, okadaj! - Dobrze, a ty
tymczasem przytrzymaj mi t dziewk,
Merlinie. - Ju trzymam.
- Przegnij jej gow do dou...
- Przegiem, jak kazae.
- Nie, wcinij j sobie midzy nogi...
- Gowa Lady Morgan znajduje si midzy
moimi nogami, o panie. - Wysupaj spod
odzienia swj czonek, Merlinie.
- Ja? Panie mj...
- Prdko, czonek, czowiecze! Wcinij go w jej
usta! Niech moja siostra trzyma go w ustach, a
ja bd j chosta po pupie! Chc to widzie!
Chc widzie, jak ci pieci ustami! Chc... Krlu mj i panie, czy nie dosy ju bdzie tej
chosty? - Moe tobie, mnie wcale nie dosy!
Nie dosy!
- Panie mj! Uwaaj na jej skr... 195

- Ma, na co zasuya! Ma, na co...


- Oto elazo do pitnowania, o panie.
- Merlinie!
- Oto elazo!
- Czy na pewno dobrze rozpalone?
- Rozpalone w sam raz, krlu i panie. Dalej!
Bdzie nosi na zawsze twoje pitno! Morgan le
Fay. O, tu, na najcudowniejszej,
najdelikatniejszej, najbardziej miej
pocaunkom czci uda. Litera A. - Merlinie!
Moja biedna gowa...
- Przesuchanie...
- Ale ja....
- Musisz j teraz przesucha, o panie. Po to j
tu sprowadzie, nasz ma Morgan. Twoj
siostr. Do tej tajemnej komnaty. Przesucha... Zaraz. Ale tak! Merlinie, czy
wemiemy j teraz na mki? Czy ujrz ciao
mojej siostry przywizane do kraty? Tak
prosz, tak ci o to prosz... - Strasznie
zapalczywy, mj panie. Jest par drobnych
czynnoci, ktrymi moemy zabawi ma
Morgan, zanim j jeszcze przywiemy... 37
- Rankiem za - opowiada mj tatu, diabe
Lucyfer - Sir Perceval podnis si z onicy, a
gdy wyruszy w dalsz drog, ujrza, i noc
szalaa ogromna nieyca i e na progu chatki
pustelnika jastrzb zadzioba ptasz lene.
Ttent rumaka Sir Percevala sposzy jednake
jastrzbia, a kiedy we dofrun, na ptasz

rzuci si natychmiast czarny kruk. Sir


Perceval za sta bez ruchu, przyrwnujc
krucz czer i biel niegu, i czerwie krwi do
barwy wosw damy swego serca, czarniejszych
ni obsydian, i do jej skry, bielszej nili nieg,
i do dwch rumiecw na policzkach owej
damy, czerwieszych nili krew na niegu. 196
38
- A przyrwnujc je, Sir Perceval wyszczerzy
si radonie - przerywaj chrem wujaszek
Astarot i wujaszek Belzebub. - Sir Perceval
wyszczerzy si jak lis wygryzajcy chykiem
gwno z ryowej szczotki klozetowej. 39
- Merlinie, Merlinie, czy ja ni?
- Jeli to sen, krlu mj i panie, jestem w tym
nie razem z tob. Lecz, braciszkowie moi,
wszystko to jest w samej rzeczy snem. Tak
myl... Snem, czy powiedzmy raczej,
narkotycznym majakiem. Krl Artur nie wie,
e karmi go narkotykami, aby omami jego
dz. Aby sprowadzi go ze cieki, wiodcej
wprost ku ruinie. Aby zapobiec kazirodztwu
Artura i Lady Morgan. Owszem, wanie tak
prosiaczku. Jestem w tym nie razem z nim.
Merlin, rkodzielnik snw. Ja take zjadam
czerwone muchomory w biae kropki. Nie ma
to jak grzybki. Wanie w jednym z takich
snw Artur ni o Szukajcym Czego Zwierzu.
ni mianowicie, e wyruszy do lasu na owy i
wanie kadzie si nad brzegiem rzeki, aby

sobie odsapn. W gstwinie rozlega si w teje


chwili przeraliwy rumor, jak gdyby caa sfora
goczych psw cigaa jelenia. Po chwili na
polan wypeza dugi zwierz i chciwie pije wod
z rzeki. Ujadanie psw to dwik z gardzieli
Szukajcego Czego Zwierza. Pytanie: Czy
kiedy Szukajcy Czego Zwierz pi wod z
rzeki, czy wydawa z gardzieli dwik, ktry by
jak szczekanie sfory topicych si psw?
Gupcze! Wywodz swj rd spomidzy rojw
letnich gwiazd. Podruj wraz z krlem
poprzez krainy wyobrani. Karmi Artura
grzybkami, diet witoci. Diet mierci. 197
Co wicej, diet tajemn. (Artur nie ma
pojcia, co zjada). Owe czerwonobiae
kapelusze magii, creczko, maj t cenn
waciwo, e wypalaj w mzgu wielce
przemylne dziurki, przez ktre nastpnie
mona ujrze niebo i pieko, raj i krain
potpionych. Racz si grzybkami w swojej
krysztaowej grocie. Peno ich tu na zielonych
cianach jaskini. Rosn jak mech, wysiane z
zarodnikw deszczu i ksiyca. Ale, ale... Krl
Artur ni. Krl Artur ni o tym, czego chciaby
dokona. Krl Artur ni o tym, czego chciaby
dokona z ciaem swej przyrodniej siostry,
krlowej Morgan le Fay. W tajemnym,
wybitym szkaratem, zaciszu serca. Pomagam
mu, jak umiem. Merlin, szafarz krlewskiej
wyobrani. Merlin, towarzysz w piekle. Merlin,

wsppasaer snu. Tak mi si przynajmniej


wydaje... Ach, jake si musz ze mnie mia mj tatu Lucyfer i jego mroczni pomocnicy!
Dlaczego? Dlatego, e we nie folgujemy kadej
zachciance Artura. Wyczarowuj na jego
uytek krlow Morgan, ilekro przyjdzie mu
na myl nowa najdziksza swawola. Artur
wysila wyobrani, a ja dbam o to, by
urzeczywistni fantazje. Krl Artur poznaje
ciao przyrodniej siostry na tuzin grzesznych
sposobw. Choszcze j. Gwaci. Pieci
jzykiem. Bierze j od tyu. W pobliu czekaj
ju bicz, dyscyplina, rzga i szpicruta.
acuchy i prgierz. Przez cay miesic, noc w
noc, wymylamy coraz to now przyjemno,
jak krl znajdzie w biaym, rozpustnym ciele
siostry. Noc. Niezmiennie noc. 198 I zawsze
w krlewskiej sypialni. W wybitej szkaratem,
tajemnej komnacie, gboko w czeluciach
Camelotu. Za dnia i na powierzchni ziemi ten
sam Camelot wyglda inaczej. Nie masz
agodniejszego wadcy od Artura, nie masz
rycerza ni barona uprzejmiejszego i
peniejszego dobroci, bardziej przejmujco
rycerskiego czy chtniejszego, aby i z pomoc
pokrzywdzonym dziewicom. Zoty zamek
Camelot. Wybudowany nad tajemn kloak.
Ucielenienie cnt rycerskich. Lubice chosta
dziewczta po tykach. Szlachetny krl.
Najszlachetniejszy. Ten sam, ktry tak sobie

upodoba kazirodztwo z siostr. Tylko ja,


Merlin, znam ca prawd o tym, co si dzieje.
Albo tak sobie tylko wyobraam... Chryste
Panie, jake oni musz ze mnie drwi! Prawda
jest bardziej zoona i prawdziwsza, ni to
sobie mog wyobrazi. Omamiono mnie. Mnie,
starego oczajdusz. Spjrzcie bowiem:
przychodzi wreszcie noc, w ktr rozmylnie
nie karmi wadcy grzybkami. Czerwona w
biae kropki czarna magia nie ma wadzy ani
nade mn, ani nad Arturem. Nie rzucam te
jakichkolwiek zakl, by przywoa widmo
krlowej Morgan gwoli zmylonych rozkoszy a mimo to drzwi tajemnej komnaty uchylaj
si, a Morgan staje na progu. Morgan le Fay o
wosach czarnych niby krucze skrzydo, o
skrze bielszej ni biel niegu. Morgan dyga
przede mn w szyderstwie.
- Panie mj, Merlinie! I odwracajc si,
zadziera bezwstydnie spdnic przed swym
krlewskim bratem, pytajc go: - Czeg to
zayczysz sobie dzisiaj, mj najdroszy?
Jezusku, mwi ci, e to naprawd Morgan.
adne tam widmo czy narkotyczny majak.
Magiczny idol te nie. Najprawdziwsza Morgan
le Fay, krlewska siostra z krwi i koci,
spodzona z Lady Igrayne i mrocznego ksicia
Kornwalii, ona wasnego ojczyma, krla Lota
z Orkadw. Morgan zadziera kieck czarn jak
piekielna smoa. 199

- Czemu odwracasz oczy, wielmony Merlinie?


- pyta wiedma rozpustnie. - Nie pokazuj ci
niczego, czego by sam ju nie oglda, a take
nie dotyka, po wielekro. A jake, dotykae
mnie, nawet ty, eunuch dla dobra krlestwa.
Tylko ktrego krlestwa? Niebieskiego?
Krlestwa piekie? A moe krlestwa twego
tchrzliwego serca? Krl Artur cieszy si jak
idiota. Wyciga apska ku Morgan. Ku swej
przyrodniej siostrze, krlowej Morgan le Fay.
Cauje j. Wsadza jej rk pod spdnic. Maca
j po podoku. Morgan zamiewa si. Wierci
si. Fika nkami. Bieluchnymi. e tylko
migaj. Morgan le Fay zamiewa si, widzc
niedowierzanie, z jakim si na ni gapi. - Tak,
wielmony Merlinie! Owszem, to nie majaki!
To szczera prawda! Naprawd stoj przed
tob. A tu, popatrz, tu... Jak to byo? Na
najcudowniejszej, najdelikatniejszej,
najbardziej miej pocaunkom czci uda...
Litera A. 40 Arturowi znw ni si Szukajcy
Czego Zwierz. (Normalny objaw po
odstawieniu narkotyku). Teraz obudzi si i
bka po lesie. Wilczku, braciszku mj, Artura
drcz wyrzuty sumienia. Nie moe odaowa
kazirodztwa, ktrego si dopuci z drapien
Morgan. Udrczony idzie ku mnie przez
zamkowe kruganki, czynic sobie wyrzuty.
Targa mnie za rkaw. - Co ja narobiem? Co
ty mi kaza zrobi? Prawd mwic, niczego

mu nie kazaem. Speniem tylko jego


marzenia, posikujc si, jak mylnie sdziem,
widmami. Morgan i mj tatu diabe niecnie
nas jednak oszukali. Na to wyglda.
Krlewskie pitno na udzie Morgan jest
najprawdziwszym pitnem, co do tego nie ma
dwch zda. Rwnie 200 dziecko, ktre
wkrtce zacznie kopa w onie Morgan, jest
najprawdziwszym dzieckiem. To Mordred.
Bkarci syn krla Artura i jego przyrodniej
siostry. Pd kazirodztwa. Ten, ktry zniszczy
Okrgy St. Krlow Morgan udao si
tymczasem odesa z powrotem do krla Lota.
Urodzi wic dziecko na Orkadach i nikt si nie
dowie, e to nie Lot je spodzi. Nie "je". Jego.
Mordreda. Czarny, garbaty tumok
kazirodztwa. Taka jest prawda o Camelocie.
Prawda o krlu Arturze. Mordred. Prawda w
postaci Mordreda. Smuteczku, radoci moja,
jaboneczko, czy opowiadam za prdko?
Wybacz mi. Nie odrniam czasu przyszego i
przeszego. Jestem czowiekiem zatrzanitym
w czasie teraniejszym. Widz, jak krl Artur
bka si po lesie, ale z rwn atwoci widz,
jak martwy Mordred, szukajc gowy, zblia
si midzy drzewami do krla po ostatecznej
bitwie. Z rwn atwoci, to znaczy w teje
samej chwili. Podobno wydarzenia te dziej si
w rnych punktach skali czasu. Artur wyjcy
z alu w lenej guszy naley do tego, co byo.

Ostatnia bitwa dopiero nadejdzie. W gowie


Merlina nic jednak nie byo i nic nie nadejdzie.
Wszystko, wszystko jest dla mnie w tej samej
mierze teraniejsze. Artur rusza w dalsz
drog. Bez miosierdzia spina konia, aby gna
przed siebie. Ostrogi rozdrapay koski bok do
krwi. Wielkie, sterczce ostrogi. (Zawsze ich
nienawidziem). Dawno, dawno temu, kiedy
rycerze bywali jeszcze maostkowi... Bo te
spjrzcie: 201 Krl Artur dojeda do
przepysznego namiotu, rozbitego obok gocica
przy studni penej wieej wody. Tame siedzi
na rczym rumaku rycerz. Calutki w zielonej
zbroicy. - Panie rycerzu, z drogi! - woa do
krl Artunir.
- Mam zwyczaj, e tutaj stoj! - przestrzega go
rycerz.
- Zaraz ci ten zwyczaj wybij z gowy.
- Bd broni swojego zwyczaju! - upiera si
rycerz. Rozjedaj si obaj w dwie strony,
zawracaj konie i pdz na siebie. Zderzaj si.
Czoowo. Z takim impetem, e obie kopie przy
uderzeniu u w rodek tarczy rywala
rozpryskuj si na tysic kawakw. Krl
Artur dobywa miecza z pochwy. Zielony Rycerz
rzecze mu na to:
- Zaniechaj tego, panie. Skruszmy kopie raz
jeszcze.
- Z mi chci - rzecze krl Artur. - Tyle e nie
mam zapasowej. - Kopii ci u mnie dostatek -

pociesza go Zielony Rycerz i kae giermkowi w


te pdy przynie z namiotu dwa drzewca.
Dwaj rycerze - krl Artur i Zielony Rycerz znowu cieraj si i znw si utrzymuj w
siodach, chocia ich kopie rozpryskuj si na
tysic kawakw. Trzecia runda. Tym razem
Arturowa kopia znw pryska, ale nie kopia w
rku Zielonego Rycerza. Artur rymsa na ubit
ziertmi. Blady z wciekoci podnosi si i toczy
wzrokiem. Dobywa miecza i ciska obraliwy
okrzyk pod adresem Zielonego Rycerza.
Zielony Rycerz prdko zsiada z rumaka i sam
dobywa miecza. Wszczyna si midzy nimi
zacieka szermierka. Artur i Zielony Rycerz
grzmoc si nawzajem, obrabiaj si i frezuj,
obcinaj sobie nawzajem kawaki tarcz i
pancerny. Kady z nich odnosi tyle ran, e
murawa przed wielkim namiotem zabarwia si
od krwi na czerwono. Odpoczywaj tylko raz, a
potem znowu si cieraj w walce. Tym razem
rnmiecz krla Artura pka na p. Arturowi
zostaje w doni jelec. 202
- Czy bagasz pardonu? - pyta lakonicznie
Zielony Rycerz mier mi bardziej mia, o
panie - rzecze cny krl Artur. I z tymi sowy na
ociech nurkuje pod kling miecza
przeciwnika, apie Zielonego Rycerza wp i
obala go gow w d na ziemi. Przeciwnicy
tarzaj si po ziemi. To Artur, to znw Zielony
Rycerz jest gr. Zielony Rycerz okazuje si

jednak silniejszy. Nim upywa chwila, zdziera z


Artura szyszak i apie za miecz, by gracko ci
przeciwnikowi gow. Spadam pomidzy nich
jak kropla rosy z drzewa, a dotykajc ziemi,
przybieram wasn posta. Znaczco klepi
Zielonego Rycerza w rami.
- Panie rycerzu - mwi. - Wstrzymaj cios!
Albowiem jeli go zadasz, przepadnie Logres i
nie bdzie ju w tej krainie Camelotu. Jeli
zadasz cios, Brytania zmieni si w ziemi
jaow. - Nie musi si wcale zmienia - parska
Zielony Rycerz, lecz ciekawie przyglda si
przeciwnikowi. - Wic co to za jeden? - pyta
dwornie.
- To sam krl Artur! - powiadam. Zielony
Rycerz ciska mieczem w najblisze drzewo.
Ciska nim z tak si i celnoci, e miecz
wbija si gboko w pie i wbity wibruje.
Bzdryng. - Krl Artur... - Zielony Rycerz zblia
si. A zbliywszy si, pluje Arturowi prosto w
gb. A splunwszy, osuwa si na ziemi przy
drzewie opodal studni penej wieej wody i
zapada w gboki sen. Pomagam krlowi
dosi konia. Wielce mu bowiem dokuczaj
rany. Prowadz go gboko w las. Artur wije
si ze wstydu, poczucia winy i z blu.
- Merlinie, Merlinie, cem to uczyni?
Dlaczego w rycerz splun mi w twarz, kiedy
usysza moje imi? Co to moe znaczy? Jakie
jest znaczenie tego gestu? Czy we wszystkich

wzbudzam podobn odraz? Czy wszystko si


wydao? Czy kto rozpowszechni pogosk o
mych grzechach? Powiedz, a moe le zrobiem,
e nie wydaem krlowej Morgan na 203
mier? Uprzedzajc narodziny dziecka? Moe
powinienem by... - Dziecko urodzi si i tak przerywam. - Nadadz mu imi Mordred. To
on poprowadzi w bj siy, z ktrymi przyjdzie
ci stoczy ostateczn bitw. - Jak to
"ostateczn"? Czy to znaczy, e j przegram?
Wzruszam tylko ramionami. - Kad bitw
wygrywa si, ale zarazem przegrywa - mwi. Nie przegrasz jej, ale jej te nie wygrasz. Nie
umrzesz po tej bitwie, ale zarazem zabraknie
ci pord ywych. - A co z Mordredem?
Zataczam rk, wskazujc Arturowi las.
- Znajdzie si tutaj. Martwy. Bdzie szuka
wasnej ucitej gowy wrd odzi. Prowadz
krla Artura ku lenej jaskini. Obmywam mu
rany. Opatruj je lenym zielem. Po trzech
dniach krl Artur zdrowieje. Jego myli toczy
jednak wielka ao. - Nie mam miecza skary si. Jest to jedyna jego skarga. Za to
powtarza j dniami i nocami. Gupio tak, bez
miecza. - Miecz czeka ju na ciebie - mwi mu.
- Pjd za mn. Wjedamy jeszcze gbiej w
las. Coraz gbiej. Gbiej, ni dotar
ktokolwiek z yjcych. Stajemy wreszcie nad
jeziorem barwy stali, na granatowo hartowanej
w ogniu. - Spjrz! Dokadnie porodku jeziora,

porodku bkitnego koa, jakie jezioro tworzy


pord lasu, wida wzniesione rami, ktre
dziery miecz. Rami odziane jest w biay
zotogw. Miecz okazuje si wielkiej piknoci,
ze zotym jelcem zdobnym klejnotami,
schowany w zdobnej klejnotami pochwie na
zdobnym klejnotami pasie. - To miecz
Ekskalibur! - wyjawiam Arturowi. Artur widzi
przed sob niewiast w sukni z bladobkitnego
jedwabiu, przepasan zotolitym pasem.
Niewiasta stpa ku niemu po wodzie i wkrtce
staje przed nami na brzegu. 204
- Jestem Pani Jeziora - odzywa si. - Miecz
Ekskalibur czeka tu na ciebie. Czy pragniesz
przyj go z mych rk i nosi u boku? - O pani
- szepcze skromny krl Artur. - Nie jestem
godzien... - Tedy jeste godzien! - mwi mu
Pani Jeziora. - A teraz wsid do odzi. Na
wodach jeziora koysze si szeroka d. Artur
wskakuje posusznie. Za jego plecami, na
brzegu, zostaje Pani Jeziora. d lizga si po
granatowej wodzie, jak gdyby popychana sam
myl wadczyni. Czarna d lizga si przez
granat jeziora. Wreszcie Artur dociera do
ramienia w biaym zotogowiu. Wychyla si
przez burt i chwyta miecz Ekskalibur razem z
pochw. Rami i do znikaj natychmiast pod
lustrem granatowej wody. Krl Artur powraca
na brzeg. Pani Jeziora znikna jednak take.
Krl Artur cumuje d do korzeni drzewa.

Czapie ku mnie po strominie, przypasujc do


boku miecz Ekskalibur. - Co spodobao ci si
bardziej, miecz czy pochwa? - pytam go. Gupie pytanie. Miecz!
- Skoro tak, wszystkiego musisz si dopiero
nauczy powiadam mu. - Pochwa warta jest
dziesiciu mieczy. 205 ZOTA KSIGA
Naonczas do komnaty wpada biay jele, za
ktrym gna biaa suka. Rycerze czekaj przy
wietle pochodni w wielkiej komnacie
Camelotu. Rycerze krla Artura. Krl Artur
czeka razem z nimi. Krl Artur i jego krlowa.
Na co tak czekaj? Ach, prosiaczku,
naobiecywaem im cudw. Do sali wpada tedy
biay jele, a za nim gna suka, te biaa, za
bia suk za sfora szedziesiciu czarnych,
rozartych brytanw, ktre ujadaj jak
szatani. Jestemy wiadkami zrkowin krla
Artura i krlowej Guinevere. Guinevere - teraz
ju krlowa Guinevere - poczciwa Gugugu
guGunevere, to jedyna crka krla
Leodegraunce z Camelerde. Krl Artur
napotka j po raz pierwszy w czasie oblenia
Scapa Flow, kiedy to ojciec Guinevere wyda
wojn krlowi Lotowi z Orkadw i si wydar
mu Okrgy St. Oddany mu niegdy hojn
rczk Lady Igrayne na zgub krlestwa. Lot
ley teraz w pytkim i podmokym grobie,
suc za karm rybom. 208 W jego czaszce
ucztuj piskorze. Morgan le Fay ucieka, a z

ni jej bkarci syn Mordred.


- Modl si do Chrystusa Pana, by sczezo to
czartowskie nasienie! - powiada mi Artur,
majc na myli siostr i jej syna. Wiem, e
obydwoje nie sczeli. (Mao tego, kryj si
bezpieczni w Mons Badonicus, gdzie znaleli
schronienie w klasztorze Gorejcego Serca).
Krl Artur wyjawia mi take sw mio do
niezrwnanej Guinevere. - Merlinie,
ubstwiam j. Merlinie, wezm j za on. Sam
powiedz: wida wok niej aureol. Merlinie,
jakie to inne uczucie od chuci, jak paaem
do Morgan. - Inne, powiadasz?
- Moja mio do Guinevere jest nie z tego
wiata. W por gryz si w jzyk. Jak zwykle.
Milcz. Okrgy St powraca do Camelotu na
elaznym wozie, powoonym rk rycerza z
Camelerde. Rycerz w zwie si Lancelot.
Postawnej jest figury, gibki i obdarzon par
bokobrodw niewiarygodnych wprost
rozmiarw. Do elaznego wozu zaprzg szstk
karych koni i osobicie dosiad dyszlowego, na
dobitk w srebrnym szyszaku na gowie.
Oprcz Stou przywodzi ze sob take Lady
Guinevere. Ta przybywa w wysadzanej perow
macic lektyce z malinowej barwy tapicerk i
zasoneczkami ze zotogowiu. Lancelot suy
Guinevere jako eskorta, przyzwoitka i
dowdca jej gwardii przybocznej. Krl
Leodegraunce kocha jasnego rycerza jak syna.

Okrgy St wraca do Camelotu jako cz


wiana panny modej. Tak, tak, prosiaczku. Gdy
orszak pod zdobnym chorgwiami ukiem
bramy wjeda w ulic Watling, w sercu
Logres, widz, jak Lancelot patrzy na
Guinevere i jak Guinevere popatruje na
Lancelota. Spojrzenia ich s wcale podobne.
Na pewno za nie s nie z tego wiata. W
Zielone witki krl Artur zalubia Guinevere.
Dwch opasych arcybiskupw pomaga im
zczy donie przed otarzem. Przed mod
par zstpujc po porfirowych schodach
katedry witego Pawa kroczy czwrka
rycerzy, kady z dobytym zotym mieczem. 209
Jednym z nich jest nie kto inny, jak nasz Sir
Lancelot. Och, Lancelocie, Lancelocie, jakiego
masz dugiego wsa. - A jak! - rzuca mj
wujaszek A., ktry jako kormoran siad na
stojcym tu Drzewie ywota. - Suchajcie, o
anieli, potomstwo wiatoci, tronw, panowa,
ksistw, cnt i mocy niebiaskich. Mwiem
wam, e nie na darmo w drugim krgu zw
mnie Szwancelotem. Perorujc, wysrywa z
siebie rj gasncych gwiazdek.
- Nasz PicuLancu nie od dzi gilgocze
Guinevere w imaginacj - zwierza si. - Macza
wsiska w studni jej niewinnoci, zanim jeszcze
maa w ogle wiedziaa, po co ma ten otworek.
Dlatego si teraz jka. Przynajmniej tak
twierdzi Freud. Mj wujaszek Belzebub

umiecha si nader niewyranie.


- Zauwayem - wtrca - e przez cay czas
dzieje si w kko to samo. Najpierw jake
dziewicza Vivien i nasz kosmokrator. Po niej
Igrayne i krl Uther Pendragon. Po nich
Morgan le Fay i krliczek Artur. Dlatego teraz
myl sobie, e znowu.... - Siedziaem na dbie i
dubaem w zbie, a diablisko gupie mylao,
e w dupie - wybucha piewem Astarot. Istnieje tylko jedna, jedyna opowie - dodaje
uroczycie. - Rzecz oczywista - potwierdza mj
tatu diabe. - Jego opowie! - Jego, to znaczy
czyja?
- Merlina. Tatu rozsiada si w ciemnociach,
wysiadujc w niej mroczne rnoci. - Z
pocztku byo inaczej - cignie. - Zupenie
inaczej. Merlin by obserwatorem. Merlin
czarownik, Merlin nieporuszony sprawca
zdarze. Niedotykalny! Dziewiczy. Mj tatu
mieje si piskliwie.
- Ale od dzi koniec! - obiecuje. Astarot
wyciera sobie tyek przeniewierc i zauwaa
tonem skargi:
- Wcale ci nie poszo a tak wietnie z t ma
le Fay. Pamitam, jak mwie, e bdzie z niej
wymienity egzemplarz. - Patrz ksiga trzecia,
rozdzia 20 - podpowiada Belzebub,
sprawdzajc. Imperator Lucyfer wzrusza
chudymi jak u czapli ramionami. - Ale nie
poszo a tak le - ogasza. - Wmwiem

Merlinowi, e moe mnie wystrychn na


dudka. (Uwierzy jak nic w te swoje
biaoczerwone muchomorki). A mnie trafia si
jeszcze na dokadk nader milutka chosta.
Diabe w zamyleniu rozciera sobie pksiyce
poladkw. - Wida, e naszemu zepsutemu
Antychrystowi nie przychodzi do gowy, w jak
wielkim stopniu sam jest moim dzieem i
stworzeniem. Zbliamy si, moi drodzy, do
chwili, w ktrej zrcznemu Merlinowi powija
si noga. - A czy kiedy bdzie po wszystkim pyta go Astarot bd wam mg opowiedzie o
Numerku z Rkawem? - Na wszystko jest
miejsce i czas - owieca go mj tata. Do sali
wpada biay jele. Goni go biaa suka.
GuguguguGuinevere. Zotowosa krlowa
Guinevere jest jka, a przy tym jedn z
owych czarujco kaprynych osbek, ktrych
humor odzwierciedla nastroje mskiej
kompanii, w jakiej si akurat znajduj. S owe
stworzonka nerwowe, sodziuchne, uczynne,
lecz dne wci nowych rozrywek. Dopiero
aplauz ludzkiej ciby sprawia, e podskakuj
radonie, niby nerwowy korek na wzburzonej
fali. Krlowa Guinevere, owa synna
wadczyni i pani caego Logres, pierwsza dama
na zamku Camelot. Suka jakich mao,
kochanka Lancelota, dama pierwsza do
cigania majtek, gdy tylko krl i wadca
spuci j na chwil z oka. Pytacie, jak to?

Zwyczajnie. Guinevere nie moga si doczeka,


a Artur wyruszy na kolejn bdn rycersk
wypraw, a kiedy si wypuci, sama si
rwnie puszczaa: mianowicie kusem wprost
do sypialnej komnaty Sir Lancelota. Mio
jak czu do niej Artur, moga sobie by nie z
tego wiata na pewno za nie bya ze wiata,
ktry by ciekawi Guinevere. Guinevere
ciekawia tylko lanca, sterczca midzy nogami
Lancelota. Czasem te jego wsiska. O tak,
creczko droga. Nieraz widziaem ich turnieje.
Patrzyem na ich starcia, bracie wilku. Jako
kochankowie, obydwoje byli mao pomysowi.
(Z jednym wyjtkiem, o ktrym opowiem w
swoim czasie). Cokolwiek by powiedzie, ich
figle nie zasuguj na piro kronikarza.
Wystarczy tylko nadmieni, e Guinevere i
Lancelot wznowili je w noc krlewskich
zrkowin. Wcale nie zmylam, braciszkowie.
Guinevere ley coraz bardziej zotowosa i
coraz bardziej znudzona powcigliwymi
pieszczotami ma. Artura nie ma. Wymkn
si z sypialni za naturaln potrzeb. A wtem! Z
sypialnianej szafy wyskakuje Sir Lancelot, z
nawoskowanym wsem i lanc gotow do boju.
Kiedy skrupulatny krl wraca do sypialni, jest
ju dawno po wszystkim. Lancelot zdy si
oddali kuchennymi schodami. - Dobranoc,
moja droga.
- Dobranoc, mj drogi. I niech ci si przyni

co miego. Dobranoc. "Nie z tego wiata,


Merlinie." Krlowa Guinevere, sprzedajna
suka. GuguguguGuinevere. Cud z r i
cierniem, braciszkowie. Guinevere gadaa do
siebie w kpieli, bo podobao jej si echo.
Giermek Artura, Sir Kay, syszc to, zachodzi
w gow, skd te dodatkowe trzy osoby w
wannie penej mleka jednoroca. Czasem
kpicych si bywao rzeczywicie wicej (Gugu
i Lancelot albo te Gugu i p tuzina innych
rycerzy w penym rynsztunku i zbroi), lecz
przewanie krlowa sama kokietowaa si i
uwodzia bezlikiem gosw. 212 Krlowa
mioci i pikna, wachlowana przez chr
dworek w sutych czerwonych sukniach.
Powiem wam w sekrecie, e i w czerwonych
butach. Guinevere podobao si, kiedy przy
kpieli towarzyszyy jej damy dworu w
czerwonym obuwiu. Nie pytaj mnie, dlaczego,
bracie wilku. Wosy krlowa Guinevere miaa
kasztanowe. Przetykane zotem, jak mawiaa.
Owszem, przetykane, jeli kto zada sobie
najpierw trud, eby je przetka. Guinevere
wplataa sobie mianowicie we wosy cieniutki
zoty acuszek, upinajc go z tyu jak warkocz.
Wasny warkocz za splataa i okrcaa
zotogowiem tak dugo, dopki nie zaczyna
gruboci przypomina ogona buhaja. Jej
ulubione pytanie:
- Aaa cco ty jade dzi na niadanie, keczku?

Suknia Guinevere? Suknia krlowej Guinevere


uszyta bya zwykle z brokatu, w barwach
zielonej i biaej albo zotej i biaej, do samej
ziemi. Z prostoktnym dekoltem. Z owego
dekoltu wystrzelaa szyja Guinevere,
olniewajcej biaoci, a nadto wyniosa jak
odyga kwiatu, ktrej delikatnym zwieczeniem
powinna si okaza twarz. Guinevere mao
przypominaa jednak r. Rowe miaa tylko
wargi. Oczy Guinevere? Oczy krlowej
Guinevere byy troch szare, a troch
zielonkawe. Rzsy czarne. - Aaa cco ty dzisiaj
jade na niadanie, koteczku? Co za do jej
figury... Cho suknia dumnej krlowej
odznaczaa si do lunym krojem... (Fason
sztywny, prosty i surowy). Jezusku, uwierz mi,
prosiaczku drogi, e Guinevere miaa dar
obdarzania swoich sukien yciem. Poruszaa
si w nich wielce swobodnie. Przydawaa ich
surowym liniom krzywizny i mikkoci.
Zdarzay si jednak nieprzyjemne sceny. 213
Pewnego dnia krowa podesza i wetkna swj
krowi i przez okno pokoiku, ktry krl Artur
umylnie wyszykowa zamku Camelot, by
maonka atwiej moga si nurza w
porubstwie. Guinevere miaa si wprawdzie,
lecz wydarz ni wstrzsno. Krl Artur szybko
wpad na pomys, co zrobi. Kaza zala k i
tym sposobem zatopi gron krow. - Mmoe
tak bymy urzdzili jaki tututurturniej?

proponuje krlowa Guinevere. Chodzi o to, w


jaki sposb najpikniej uczci krlewskie
wesele. I c powiecie, braciszkowie? Zaraz
urzdza si turniej. (Artur czyni wszystko, co
tylko kazaa Guinevere. On, prawzr
wszystkich mw). Artur i jego druyna, w
biaych giezach, mieli si zetrze z druyn
Lancelota, w giezach czarnych. Lancelot wid
przy boku jedynie trjk rycerzy. Caa trjka
czarna od stp do gw, z zatrzanitymi
czarnymi przybicami, e ani pozna, kto zacz.
Na tarczach caej trjki widnieje za dziwny
herb: Robak, ktry poyka wasny ogon.
Czarna trjka do spki z Sir Lancelotem
wysadza z sioda takich mocarzy, jak Sir
Acolon, Sir Ballamore, Sir Beaumaris, Sir
Beleobus, Sir Belvoure, Sir Bersunt, Sir Borsa,
Sir Eric, Sir Ewain, Sir Floll, Sir Gaheris, Sir
Galahad, Sir Galohalt, Sir Gareth, Sir Gauriel,
Sir Grislet, Sir Kay, Sir Lamerock, Sir Lionell,
Sir Marhaus, Sir Palamide, Sir Pauqinet, Sir
Pelleas, Sir Sagris, Sir Superabilis, Sir Tristan
de Leonnais, Sir Turquine, Sir Wigalois oraz
Sir Wigamur. Trzydziestu rycerzy (wliczajc
midzy nich krla Artura) pokonanych przez
trjk oraz Sir Lancelota z Jeziora. Kiedy dm
w surmy na zakoczenie turnieju, szranki
zacieaj rycerze z rozupanym bami, rycerze
z poszatkowanym tuowiem, rycerze z tarczami
i misiurkami w strzpach, rycerze, ktrym pot i

krew zakleiy do cna szczeliny w przybicach,


rycerze, ktrym tylko nogi stercz z ziemi,
wbici w grunt 214 potnymi ciosami niczym
namiotowe ledzie, rycerze zwiani w kij
wasnym rynsztunkiem, rycerze bez prawej
nogi, rycerze bez lewej nogi i rycerze w ogle
bez ng. Tak przedstawia si biaa druyna.
Druyna czarna udaje si triumfaln
kawalkad do namiotu, przed ktrym siedzi
krlowa Guinevere i cichutko bije brawo
zwycizcom. Blade donie krlowej.
Klaskuklasku. Tem dla zocistej gwki jest
Camelot o nienobiaych basztach, z ktrych
furkocz jzyki proporcw. Zbate blanki
stercz z mgie, omyte socem, a na bramach
zatknito wielobarwne tarcze. Lancelot kania
si nisko z wysokoci sioda. Krlowa ciska mu
par szczerozotych majtek. Lancelot podnosi
trofeum na lancy. Umiecha si tak, e oba
wsy pr si do gry. Bzdrg! Tum
wiwatuje. Czarni rycerze zataczaj rund
honorow. Trjka czarnych rycerzy. Czuj
zgniy oddech pierwszego z nich, kiedy mnie
mija. Drugiego spowija kb much. Trzeci
rycerz jest obdarzony dodatkowym oczkiem,
wyzierajcym spod szczytu szyszaka. Po
skoczonym turnieju... Guinevere i Lancelot
spaceruj po ranym ogrodzie. Kary ko
Lancelota pasie si przy bramie ogrodu.
Spieniony, spryskany krwi, ociekajcy potem.

Lancelot nieruchomieje pord opadych


patkw. Krlowa klka przed nim porodku
ogrodu. Rozpina swemu obrocy zbroj w
miejscu, w ktrym si spotykaj nogi, i bierze
w do kutasa Lancelota. O grzeszna krlowo.
Bez sowa zaczyna si gadzi zdobycz po
wosach. 215 Nasza GuguguGuinevere.
Krlowa o zotych wosach. Splecionych w
warkocz twardy jak pyta buhaja. Krlowa
Guinevere pomaga si wybranzlowa
krlewskiemu druhowi, Sir Lancelotowi z
Jeziora. Nie w doni, lecz w puszystych, zotych
wosach. Wplata sobie jego rycersk moc
midzy pukle i trze, trze, dopki midzy patki
r nie tryska nasienie, barwic czerwone pki
na biao. Sonko wieci, ptaszki piewaj.
Podgldam tych dwoje, przybrawszy posta
zegara sonecznego. Merlin, czarny gnomon
soca. Turniej skoczony. Guinevere i Artur
na blacie Okrgego Stou. Krl jest
zrozpaczony porak w potyczkach. Mimo
wszystko postanawia przyj klsk z
kamienn twarz. Zblia si do krlowej.
Guinevere ma na sobie sukni z bkitnego
jedwabiu. Artur i Guinevere zostali sami w
wielkiej komnacie Camelotu. (Sami?
Doprawdy? Nigdy nie jestecie sami, jeli w
pobliu krci si czarownik. Obserwuj par.
Ja, Merlin, Niebezpieczne Miejsce). Arturowi
udaje si nakoni on, by lega na wznak na

blacie Okrgego Stou. Ju, ju zadziera


bkitn spdnic. Lecz c to? Buawa dawnej
i przyszej chway... nie staje. Nie chce mu
stan. Ba, stan nie jest w stanie. Artur jest
impotentem. Krl Rybak, ktry zgubi wdk.
Kazirodztwo z krlow Morgan okrado go z
mskoci. I wanie dlatego Artur yje jak
pajczek porodku zalotnej rycerskiej czeredy
pci mskiej, podczas gdy krlowa Guinevere
216 moe folgowa dzom z najbliszym
druhem Artura, arcyrycerskim Lancelotem. O
Lancelocie w szkaratnym kopaku. O ty,
strojny w pira, wyogi i wysokie buty
Lancelocie! O Lancelocie nieco tylko
krzywonogi, ty, ktry koce wsisk zatykasz
sobie w cholewy. Artur obracajc Guinevere
na blacie Okrgego Stou, prbuje ujrze w
wyobrani, e czyni to samo nie z Guinevere,
lecz z Lancelotem i jego rycerzami. Jednak nic
z tego. Nie umie. Nijak mu to nie wychodzi.
Orgazm, ktry by i ktry bdzie, teraz okazuje
si sztuk ponad jego siy. Niewane, z mem
czy niewiast, z rycerzem czy z dam. Miosny
akt splt si w mylach Artura ze zem.
Dlaczego? Bo akt miosny oznacza Morgan le
Fay. Czyli liter A. Znak wypalony jej na udzie.
wist bata w poprzek jej poladkw. I jeszcze
Mordreda, dzieci kazirodztwa. Mordred.
Kornik, ktry toczy Okrgy St. Mordred,
mier krla Artura. Krlowa Guinevere

zamiewa si perlicie z wysikw maonka. Czczczyby kolejna pporaka biaego rycerza,


mj panie? 8 Gdy patrz na Guinevere i
Lancelota, gdy patrz na Guinevere i Artura ogarnia mnie rozpacz. Piekl si i pacz. zy
same pyn mi po twarzy, Jezusiorku.
(Owszem, jak krople rosy na zegarze
sonecznym. Albo jak kaua psich sikw pod
Niebezpiecznym Miejscem). Mj ojciec ma
racj. wiat jest ksig. Ksig pisan przez
diaba. 217 Lecz w teje samej chwili do
komnaty wbiega biay jele. W lad za nim gna
suka. A w lad za bia suk pdzi z ujadaniem
sfora szedziesiciu wielkich, czarnych
brytanw. Ujadaj tak, e dzwoni w uszach.
Biay jele gna pdem wok Okrgego Stou.
Biaa suka gna pdem wok Okrgego Stou.
I rwnie wok Okrgego Stou gna
szedziesit czarnych brytanw. W albo
robak, ktry poera wasny ogon. Czynic przy
tym wikszy zgiek ni Bestia Szukajca
Graala. Krl Artur powiada: Co to wszystko
znaczy? Co oznacza caa ta scena? Guinevere z
kolei powiada:
- A ccco tty jade na niadanie, pieseczku? Sir
Lancelot za milczy i tylko przygadza wsa.
Dokolusia Okrgego Stou biey jele, czarne
brytany i suka, a kiedy uroborus pocigu znw
zaczyna si przewala ku drzwiom - nie
drzwiom, a synnym zotym wrotom Camelotu -

suka skacze do gry i kami wpija si biaemu


jeleniowi w bok. Cap i kap! Jele w
szalestwie rzuca si raptownie w bok, potyka
si i koziokuje w lewo, strcajc z zydla
Lancelota, ktry akurat beztrosko krci sobie
w palcach bokobrody. Lancelot z brzkiem
spada z zydla. Lancelot rozpaszcza si na
posadzce. Suka przystaje nad nim. Obwchuje
powalonego rycerza. Wreszcie zadziera nad
nim tyln nog. Sir Lancelot z przeraajcym
rykiem skacze w gr. Z rozkwaszonego nosa
krew kapie mu na synne baczki. Kap, kap. Sir
Lancelot rzuca si i apie suk za ogon. Chwyta
suk i dziarskim krokiem opuszcza komnat.
Idc, wywija suk nad gow, wci dzierc j
za ogon. Dosiada swego rumaka i spina go
ostrogami. Odjeda. Pod jego pach skamle
suka. 218 Och, a tymczasem sfora czarnych
brytanw ujada ju w gbi lasu, cigajc
biaego jelenia, lecz zanim zew ich ujadania
zdy si zatrze w oddali, kt to nie zsiadajc
z konia wjeda do wielkiej zotej sali na
zamku Camelot? Kt, jeli nie ty. Ty. Ty
sama. Ukryta pod postaci damy na biaym
koniku. We wosy wplt ci si zielony li.
Zielony listek pord caego mnstwa zota.
Wosy masz bardziej zote ni kwiat
szczodrzewicy. Donie bielsze ni piana na fali.
Policzki rumiane jak naparstnica z mokrade.
Zsiadasz z konika. (Stuknicie twoich

obcasikw! Zielony li w twych zotych


wosach!) miao stajesz przed krlem Arturem
i mwisz:
- Krlu mj i panie! Suczka, ktr ukrad twj
faszywy rycerz, jest moj wasnoci! - A co to
obchodzi nasz majestat? - zbywa j krl Artur.
- eee! - szlocha GuguGuinevere. - Oddajcie mi
mojego Lancelota! 10
- A gdzie jest Astarot? - pyta podejrzliwym
tonem wujek B. Mj tatu dumnie zadziera
widy.
- Zgaduj do trzech - proponuje, a kiedy jego
wielki skarbnik marszczy czoo i krzywo si
umiecha, podsuwa: - Ksiga pierwsza, rozdzia
40... Pamitasz ustp, w ktrym nam mwi,
gdzie by, kiedymy cierpieli mki porodu i
upadek mnicha ze szczytu wiey? Belzebub z
luboci gadzi much po skrzydekach. Jego
bkitna twarz rozjania si nagle. - W dupie u
Guinevere! - oznajmia. Diabe zaczyna chrupa
bukiet fiokw. 219
- Zgadza si - przywiadcza. - Jednak nie jeste
much o bardzo maym rozumku. - Co tam
rozumiem - mwi wujek B. i ryzykuje hipotez:
- Astarot opta naszego rycerza o
niezmiernych wsach? - Ale tylko na chwil mwi mu mj tatu. - Tak, wcieli si w
LancelotaSzwancelota. Pasuje mu ta posta,
nie uwaasz? Belzebub wbija wzrok w czuby
piernikowych ciem.

- Lepiej nic nie mw - cedzi ponurym gosem. Czy dla mnie te masz jak wdziczn rol,
kosmokratorze? - Owszem, mam.
- Rzyga mi si chciao tamtym braciszkiem
Baejem. Jake ndzna rola dla ksicia
piekie! - Mam wraenie, e nowe wcielenie
przypadnie ci bardziej do gustu. Jest atwiejsze
i nie tak wymagajce, mj Byziu. Prawd
mwic, trudno o prostsze. Wujaszek B.
podnosi wzrok na Lucyfera i jczy:
- Co, moe mam by krlem Arturem?
- A jake!
- Krlem gwniarzy Arturem?
- Nie powtarzaj mi tu cynicznych uwag mego
syna.
- Arturze, mj Arturze, czemu tak mikki w
rurze? podpiewuje gupawo wuj B. i krci
dug, chud gow. Przeszy i przyszy imbecyl
i tak robi mniej wicej wszystko, co chcesz,
nawet bez mojej pomocy. - Jak dotd zo dobro
zwycia - przyznaje uczciwie diabe. - Tyle e
to zwyczajny ciemniak, nie wysannik
Ciemnoci, i dlatego musisz nam pomc
zadzierzgn cay wtek. - Wtek? To jest tu
jaki wtek?
- Ech, mj profesorze dwuskrzydych, jak
zwykle nie uwaae. Signij pamici wstecz
do zakoczenia ksigi drugiej. Biaej Ksigi.
Merlin i Nineve tuptaj przez sploty gobelinu.
Merlin zabkany w malowanym lesie.

Wszystko, co tam zobaczy i usysza. Pamitam, pewnie, e pamitam - mwi


Belzebub. Podglda Uthera i Igrayne. Ma si
rozumie. Przez szklan cian. Astarot nazwa
to jedyn histori, jaka jest. - A pytanie, ktre
usysza Merlin? 220
- Jakie znw pytanie?
- No, "komu suy w wity Graal?"
- Aha, wic o to chodzi - powtarza tpawo
Belzebub. No, co tam pamitam. Potem byo
co o wczni i kielichu, co nie? Ale ni w zb
nie zrozumiaem. Nie nadaem... Jakju nam
o tym raczye nadmieni. Nic si nie martw,
niedugo nadysz. Wkrtce nie bdziesz mia
innego wyjcia. Wkrtce wszystko stanie si
jasne jak dzie. Albo jak wiekuista noc.
Lucyfer stroi skrzypki i prdziutko odgrywa
wariacj na motywie z Paganiniego. - Jakie to
krzykliwe - krzywi si. - Inna sprawa, e odkd
rozwaliem tego stradivariusa motkiem,
zupenie przesta stroi. Ale posuchaj, co ci
powiem, muszy placku. Zapamitaj, co ode
mnie usysza. Kiedy Merlin spotka osob,
ktra podgldaa Igrayne i Uthera w ich
miosnych zapasach, kiedy Merlin pokocha t,
ktra z uwielbieniem patrzya przez zielon
tafl lasu na nagi pojedynek, wwczas wpadnie
nam w szpony. Bdzie nasz! A chwila ta ju si
zblia, mj bzykusiu. Punkt kulminacyjny!
Zagada Okrgego Stou! Wujek Belzebub

nabzdycza si i mwi:
- Moim zdaniem, daleko do tego, cesarzu.
- Okrgy St bdzie trwa tylko tak dugo, jak
dugo wada nim Merlin - odpowiada Lucyfer. Jeli Merlin runie, St take bdzie si
nadawa najwyej na podpak. - Jak to? A
Artur? - pyta wujek B.
- Z Artura mikka rura, jake sam susznie
zauway. Kres Merlina bdzie pocztkiem
tego, co zw Morte Darthur. Wujek Belzebub z
powtpiewaniem krci gow. - Tylko jak
mamy go doprowadzi do zguby? Czy
zgotowae co na niego? Imperator Lucyfer
chichocze. Wrcz wije si z radoci. Puszy si.
Skada do w wachlarz i zerka zza niego
zalotnie. Mruga oczkiem, ktre ma porodku
czoa. Jego szpony przybieraj nagle
jasnoczerwon barw. 221 11 Krl Artur
krzyczy wanie strasznym gosem: "W dupie
mam pani suk, o pani!!!", kiedy na nosie
lduje mu ogromna mucha plujka i zaraz znika
w prawej dziurce. Krl Artur kicha, lecz nie
udaje mu si wysmarka owada. Ze zmienion
twarz oznajmia: - Osioda mi konia!
Osioda wszystkie konie! Ruszamy! Ruszamy
na poszukiwania! Jake straszn zbrodni jest
kradzie tej suki! Krlowa Guinevere czstuje
go wciekym spojrzeniem przez zy. - On zrobi
to w ooooobronie wasnej - syczy. - Lancelot
nie ukrad tej suki. Ona go ugryza pierwsza!

Maonek agodzi j zaraz: - Kradzie


Lancelota jest czynem rwnie strasznym!
Ruszajmy obydwojgu z odsiecz! Konia, ach
konia! Ruszamy na zachd, wjedajc w las
Broceliande. Nie masz cieek w tej
jasnozielonej gbinie. O wielki lesie z
korzeniami w morzu! Tkanino moich myli!
Zaktku mrocznego spokoju! Pochd prowadzi
krl Artur, a u jego boku jedzie krlowa
Guinevere. W lad za krlewsk par poda
Sir Perceval, modzik cny i szlachetny, osobisty
goryl monarchy. Perceval to bystre pachol,
odziane w bkit. Bkitny ma kopak, taki
paszcz, bkitne pluderki, nawet jego buty
przyprszy bkitnawy letni py. Jadc
Perceval piewa kold o Matce Boskiej i
drzewie czereni. A jake, rozpoznaj t
melodi, prosiaczku. Czarowne sowa nios si
echem po lesie. Ostatnie promyki soca
przewituj ukonie midzy koronami wielkich
drzew. Ty i ja podamy za krlewsk par. Ty
na biaym podjezdku. Ja na karej klaczy.
Pochd zamyka jeszcze jeden rycerz, Sir
Gawain z Verulam. Zapada noc. Wraz z jej
nadejciem las Broceliande pogra si w
jednoczesnoci. Jedziemy przed siebie jakby
przez morsk gbin. Przemierzamy konno
wysane igliwiem dno 222 snu. Gdy staje si
jeszcze ciemniej, w lodowym blasku ksiyca
mona przysic, e lece szyszki to gwiazdy.

Jedziemy po posadzce nieba. Jednak to ziemia


nas unosi. Wok roztacza si wo zbutwiaych
lici. Nasze konie zapadaj si a po pciny w
prchnicy. Szelest zeschych lici. Powietrze
nabrzmiae ciarem dojrzaego lata. Daleko
przed nami sycha od czasu do czasu granie
psw, gnajcych za biaym jeleniem. Czasem
(tak si nam przynajmniej wydaje) dolatuje nas
grzmicy ttent konia Lancelota. - Szybciej!
Szyszyszyszybciej! W gstniejcym mroku
proby Guinevere staj si wci natarczywsze.
Krlowa wspina si w strzemionach i krzyczy:
- Lancelocie! Gstwina rozbrzmiewa echem
tego imienia. Zoty warkocz Guinevere spada
jak bicz na zielony brokat jej ramion. W
wietle ksiyca Guinevere spina nagle konia.
Krl Artur i Sir Perceval oddalaj si w lad
za krlow. - Lancelocie! Mj
LalalalaLancelocie! Ostatni rzecz, jak
sysz, jest przenikliwy pisk Guinevere - niczym
krzyk pawia. 12
- Powiem ci, e to okropnie nudne - przerywa
wujek Belzebub. - Wstpiem w tego Artura i
czuj si, jak gdybym pywa w zupie nic. O co
w tym wszystkim chodzi? Dokd tak jedziemy?
- Do koca - owieca go mj tata. - Do Zamku
witego Graala. - Graala? - dziwuje si
wujaszek B. - Tego starego garnka? Jczy i
szczerzy zby, ale cignie: - Powiadasz,
psiakrew, e do Graala? Zawsze mnie

ciekawio, co, u diaba, bdzie wyprawia z


Graalem ten, kto go wreszcie znajdzie. 223 Mj
tata potrzsa w jego stron ronem. - Nie
blunij! - napomina. 13 Sir Gawain czuje, e si
zgubi w lesie Broceliande. Przesta nada za
nami, i oczywicie nie nada za Arturem,
Guinevere i Percevalem, nie mwic ju o
Lancelocie czy suce. Na samym za przedzie
gnaj przed siebie biay jele i szedziesitka
czarnych brytanw, ujadajcych tak, e dzwoni
w uszach. Sir Gawain jest mody, przystojny,
wysoki i nieco romantyczny. Odzian w paszcz z
czerwonej satyny i w szkaratn opocz
lamowan zotem. Gdy wreszcie spostrzega, e
zgubi trop naszej ekspedycji, bynajmniej nie
wpada w panik. Przeciwnie, wspina si na
drzewo, aby w jego konarach przespa a do
witu. Zamyka oczy i naciga sobie rycerski
kopak a na nos. W myli planuje, i rankiem
ruszy dalej przez las w poszukiwaniu reszty
grupy. A moe czeka go przygoda? 14 My take
zabdzilimy w ciemnociach, lecz w innej
czci lasu. Drzewa s tutaj niezmiernie
wysokie, strzeliste, rosnce pie w pie.
Ksiyc znikn. Rozpaliem ognisko. Siedzimy
przy nim bez sowa. Nie widz twojej twarzy.
Dlaczego? Bo patrzysz w ciemno. Wreszcie
odzywasz si.
- Merlinie.
- Tak?

- Czy wiesz, co to takiego: esplumoir?


- To taka klatka - mwi. - Klatka dla
pierzcego si jastrzbia. - Tak - przytakujesz. To miejsce przemiany. 224 Pniej znw si
odzywasz.
- Merlinie?
- Tak?
- Czy wiesz, co to takiego: zielone i ponce
drzewo?
- Syszaem o czym takim - zaznaczam. Drzewo z jednej strony ponce, a z drugiej
okryte zielonym liciem. Wtedy odzywasz si po
raz trzeci: - Merlinie.
- Tak.
- Czy wiesz, co to takiego: krysztaowa grota?
- atwo zgadn - mwi. - To co w rodzaju
wizienia. miejesz si syszc te sowa. Potem
w blasku ognia zwracasz twarz w moj stron.
- Merlinie - mwisz - przyszam, eby ci
zaprowadzi do klatki jastrzbia, do drzewa,
ktre zieleni si i ponie, do krysztaowej groty.
Przyszam ci zaprowadzi do samego siebie.
15
- Chwileczk, ale przecie ona nie ma twarzy!!!
- piekli si mj wujaszek Belzebub. - To znaczy
ma, ale jak lustro. Merlin patrzy na samego
siebie! Mj tatu wije si i znw chichocze.
- Zajmij si lepiej ujedaniem naszego
Arturka - powiada. - Astarot zdy ju zapa
naszego sumiastego rycerza i zaprowadzi go

do Zamku Graala. Postaraj si go tam


odwiedzi, wraz z Guinevere i Percevalem.
Belzebub wzrusza ramionami i skupia si nad
zadaniem. 16 I oto krl Artur z krlow oraz
orszakiem zoonym z wiernego rycerza
imieniem Sir Perceval, spostrzegaj, i stoj w
kotlinie penej cieni. Ksiyc wychyla si zza
chmury w ksztacie smoka. Przybyli poznaj, e
z trzech stron kotlin obrastaj dby. Take z
tej strony, z ktrej nadjechali. Drzewa tocz
si ciasno 225 obok siebie, a ich konary roj si
od sw. W sowich lepiach odbija si seria
ksiycw. Od czwartej strony kotlin zamyka
zamek o murach z litego szka. Zamek witego
Graala. W teje chwili pieje czarny kogut.
Nawet po ciemku Guinevere poznaje, e kogut
musi by czarny. egna si wic znakiem
krzya. Czuje, e pod sukni z zielonego i
zotego brokatu przebiega j dreszcz. - A ccco
tty jade na niadanie, koteczku? - pyta
gono, cho nie wiadomo, pod czyim adresem.
- Pani? - dziwi si Sir Perceval, ktry jad
owsiank.
- Rozczarowanie - oznajmia krl Artur,
wyjmujc stopy ze strzemion. - Koskie gzy i
rozczarowanie. - Ciebie! - wrzeszczy z
najwyszej wiey Zamku Ze Szka Sir Lancelot
i skrca wsy w sztylety. - Ciebie, ciebie i krew.
A na kolacj te chc ciebie! - Cieeeebieee pohukuj sowy.

- Rozczarowanie - cykaj z traw wierszcze. 17


Wok Zamku witego Graala biey co tchu
biay jele. Wok Zamku witego Graala gna
szedziesitka czarnych, rozartych brytanw.
Wok Zamku witego Graala biegaj krl
Artur, krlowa Guinevere i Sir Perceval.
Wtem jednak Sir Lancelot uchyla wrt, tych
przegrodzonych wirujcym koem. Wszyscy
wbiegaj do zamku: biay jele i biaa suka,
czarne brytany, krl Artur, krlowa
Guinevere, a na kocu Sir Perceval z Walii. 18
Wujaszek B. bardzo si myli. Masz co najmniej
kilka twarzy.
- Kim jeste? - pytam cicho. Widz, e przy
ogniu siedzi moja mama, dziewicza Vivien,
ktra karmi mnie piersi i nuci mi do snu
koysank. Kiedy si budz, widz obok siebie
Igrayne. Lady Igrayne stpa lekko jak czajka,
lecz jest naga, tylko w jednym srebrnym
pantofelku. Najbardziej mnie przeraa inna
twoja twarz, twarz maej krlowej Morgan le
Fay, tej, ktra w sukni czarnej jak diabelska
smoa taczy przy blasku ognia, zalotna,
pachnca pimem, zczona w jedno z figurami
taca, a na jej udzie, kiedy Morgan si ku mnie
odwraca, ponie ponie ponie litera A. W
zmiennym lenym wietle, gdy omywa ci blask
ksiyca, widz twoje wosy raz jako krucze,
raz znw zote. Oczy to niebieskie, to zaraz
zielone. Czasem twoje oczy pon jak klejnoty,

ktrych nazw dawno zapomniaem. Zmieniasz


si nieustannie, wychodzc i znw wstpujc w
lene cienie. Midzy piersiami masz r,
podobn do czerwonej rany. Wyjmujesz j z
dekoltu i dajesz mi j.
- Nimue - mwisz. - Nazywam si Nimue.
Dotykam r policzka. Czuj gorco. - A
twoja suka? - pytam. Zaczynasz si mia.
- Suka to gupstwo, Merlinie. Zwyczajna
wymwka. Wcale nie szukaam tej suki.
Przybyam na zamek po ciebie. Kaniam si jej,
z r w doni. - W takim razie po co ci jestem
potrzebny? Czego moe chcie moda
dziewczyna od zgrzybiaego starca w rodku
lasu? Znowu si miejesz.
- Ach, pewnie, ludzie zo to na karb czarnej
magii. Ale mnie nic po twoich czarach,
Merlinie. Nimue jest pani wszystkich sztuk, a
Merlin mczyzn, ktry sam doprowadza
siebie do ruiny. Nie powiesz mi nic, czego bym
sama nie odgada. - Wierz ci - mwi. - Ale na
pocztek wytumacz mi przynajmniej t
opowie. Czarna ksiga, biaa ksiga,
czerwona ksiga, zota... Co dla ciebie znacz,
moda czarodziejko? - Alchemi. 227
- Mw.
- Czer, biel, czerwie i zoto. Cztery poziomy
przemian alchemicznych. - Ale jakich
przemian?
- Przemian, w ktrych zawarto retorty

alchemicznej jest podwiadomoci alchemika.


- Wanie tak. A dalej?
- Pytasz, co dalej? Tylko gupcy wierz, e
alchemicy poszukuj zota. Zota jako metalu.
To mie, cho drogocenny. Chylisz gow na
korze olbrzymiego wizu i patrzysz wprost w
tarcz ksiyca, mwic: - Alchemia to sztuka
metafory. Alchemik trudzi si nad samym sob.
Jego materia prima to on sam. Biedzi si, by
przeistoczy pospolit materi swoich snw w
szczere zoto. - A ten nieszczliwy alchemik? pytam.
- Ty, kochany? Ty, Merlinie, zacze od zota,
lecz przeistoczye wszystko w pospolito. Czy
zaprzeczysz? W twoich hardych oczach s zy. Ale nie jest za pno - mwisz, gadzc mnie po
doni. - Przyszam, aby ci zaprowadzi z
powrotem ku zotu. 19
- Mmoe si mmao znam na szszszszklanych
zamkach - przyznaje krlowa Guinevere - ale
mam wraenie, e akurat tten tutaj wpad w
drczk. - Za duo pijesz - ucina Sir Lancelot,
popijajc nalewk z peyotlu. Lancelot i
Guinevere le w krlewskiej sypialni na
Zamku witego Graala. Jest wp do trzeciej
nad ranem. Szklany zegar wybija godzin.
Ziemia si trzsie pod zamkiem. - O, znowu! piszczy caa drca krlowa Guinevere.
Naprawd nic nie czujesz? Guinevere wtula
twarz w przecierado i naciga poduszk na

gow, jak gdyby baa si, e zleci z krawdzi


wiata w otcha. Sir Lancelot najspokojniej
sczy trunek. Zblia si jednak do Guinevere. W tym lesie tak zawsze - tumaczy. - Niektre z
drzew maj niezmiernie dugie korzenie. - Och,
LanceLanceLancelocie... Za kwadrans trzecia
zamek znw dygocze. Gdzie z dachu sypi si
odamki szka. - Och, LanceLanceLancelocie...
Wielki obroca krlowej odrzuca na bok
kodr. W jednej doni ciska kieliszek z
nalewk, drug podkrca sobie wsa.
Niespokojny grymas na twarzy przydaje mu
urody. - Ju wiem! To ten cholerny jele i
brytany - mwi. Biegaj w kko wok wielkiej
komnaty na dole. Budynek wpada w wibracje.
Butelka peyotlwki ju pusta. Lancelot ciska j
precz.
- Och, wibracje... - wzdycha niedopieszczona
krlowa Guinevere. Krl Artur staje u
wezgowia oa, miejc si, miejc si,
miejc. Z jego lic - sinawych, podobnych do
jednej z masek Boga - nie znika wyraz
przeraliwego znudzenia. Za to oczy Artura j
jasne i czyste. Artur gaszcze suk i iska jej
sier, szukajc pche. - Krlu - mruczy Sir
Lancelot, wyymajc sobie z wsw nalewk. Bd uczynnym chopcem i kopnij si na d.
Powiedz Percevalowi, eby zdj zbroj i
przegoni tego biaego jelenia i szedziesit
brytanw do lasu Broceliande. Bdziesz tak

dobry? - Doskonay pomys - podchwytuje


krlowa Gugu. A kiedy mody ju si z tym
uwinie, przylij go do nas na gr. Tylko eby
wzu buty do konnej jazdy, pamitaj! - Ju
pdz! - obiecuje im dobry krl Artur. Ju, ju
ma znikn za szlanymi dwierzami
krlewskiej sypialni, gdy przychodzi mu do
gowy pewien pomys. Artur odwraca si do
przyjaciela i ony, porzuconych w ku, i pyta:
- A co bdzie ze mn? A co ze mn?
- Mmoe pozwolimy ci popopopopatrze obiecuje mowi Guinevere. 20 Nadchodzi tedy
wielka chwila Sir Percevala z Walii. Zadanie
zapowiada si ciekawiej ni obserwacja, jak
biae i czarne owce na przemian przeskakuj
rzek obok poncego drzewa, od jednej strony
okrytego zielonym liciem. Ciekawiej take ni
przygoda z biaymi i czarnymi figurami na
szachownicy, ktre toczyy parti same z sob.
Ciekawiej nawet ni scena z czarnym krukiem i
biaym niegiem, i czarnymi wosami
ukochanej o wosach czarniejszych nili krucze
piro i skrze bielszej ni biel niegu. Sir
Perceval zsuwa z czoa bkitny kopak. Sir
Perceval zrzuca bkitny paszcz. Sir Perceval
ciga bkitne pluderki. Rozbierajc si,
wypiewuje kawaki ulubionej koldy:
Nazbieraj mi czeresienek...! Za czym puszcza
si w pogo. Wok komnaty Zamku witego
Graa biey biay jele. Wok komnaty

Zamku witego Graala gna szedziesit


czarnych brytanw. Wok komnaty Zamku
witego Graala biega Sir Perceval. (Nie zzu
wysokich butw, umczonych siwym letnim
pyem). Szklany zegar bije trzy razy. Cay
Zamek witego Graala rozsypuje si w proch.
21
- Te co? - zyma si mj wujaszek Belzebub. Co, moe znowu jakie czerwone i biae
robaki? - Ale skd - zapewnia go mj tata. adnej tam metafizycznej tandety. Wystarczy
troch seksu i peyotlu. Wujkowi Astarotowi
odbija si paskudnie. - Nigdy nie miaem
ambicji, eby zosta inynierem mruczy. - A ju
najmniej takim od szka. Szko to zdradliwy
materia. Prawie tak zdradliwy jak baby. Mj
tatu diabe chichocze. 230
- Jedyna korzy jest taka - obwieszcza - e uda
nam si zmusi mego syna, by sam nam go
zbudowa! - Swj wasny grb? - dziwi si
wujaszkowie. - Nigdy si na to nie zgodzi! Zostawcie to ju Nimue - mwi im diabe z
umiechem. Okrca si na pitach z koci
soniowej i celuje palcem w Astarota. Natychmiast wracaj w powok Sir L., ale
pronto! Macha widami w kierunku wujaszka
B. i rozkazuje: - A ty natychmiast wracaj do
przeszego i przyszego Rogacza! Belzebub
ciko wzdycha.
- Ciekawe, jak si z tego wszystkiego

wytumacz przed Gugu i Percevalem? Zamek


usun im si spod dupy, tak? Niecodzienna
historia. - Wyruszyli na poszukiwania, wic
maj - oznajmia wielkopaskim tonem
imperator Lucyfer. - Podczas rycerskiej
wyprawy mona si z definicji spodziewa
niezwykych zdarze. Poza tym nie stao si nic
zego. Szedziesit czarnych brytanw zdyo
uciec do lasu, a razem z nimi ten cholernik
biay jele. Nareszcie spokj z uroborusem.
Diabe kadzie si na posadzce piekie i wije si,
zachwycony kolejnym pomysem. - Dajcie
Guinevere dominiowy zastrzyk z Percevala w
zielonym gaiku - poleca. - Kiedy si otrzepi z
igliwia, obydwoje dawno zapomn, e zawali
si jaki zamek, choby i witego Graala.
Podobno ludzie przyrwnuj to, co nazywaj
orgazmami, do trzsie ziemi. Nie wszyscy
ludzie, bo tylko ci romantycznej natury, tacy
jak my. Guinevere i Perceval to take
niewtpliwie romantycy. Na wszelki wypadek
diabe zastrzega si:
- Dopilnuj, eby modzieniec mia jednak na
nogach buty do konnej jazdy. 22 wit zjawia
si w lesie Broceliande niczym zielony,
opieszay duch. 231 Twj biay podjezdek
potkn si i zama sobie nog w pcinie.
Oszczdzam cierpie biednemu zwierzciu.
Siadasz przede mn na mojej karej klaczy.
Wiatr zatyka mi usta twoimi wosami. Twoje

wosy smakuj socem. A gdy jedziemy,


piewasz.
- Czer!
- Biel!
- Czerwie!
- Zoto! Tak oto piewasz. Nie pytam ci, co
znaczy ta piosenka. Nie pytam nawet, dokd
tak jedziemy. Wystarcza mi zupenie, e
jedziesz razem ze mn. Wystarcza, e ci
trzymam w ramionach. Wystarcza, e piewasz.
Czasami piewasz gosem mojej mamy, czasem
gosem Igrayne, a czasem Morgan. W pewnej
chwili dobiega nas ujadanie i warkot.
Spomidzy drzew wybiega ku nam biay jele, a
za nim pdzi sfora szedziesiciu czarnych
brytanw. Jele i psy przewalaj si obok nas,
znikajc w tej samej czci lasu, z ktrej
nadjedamy. miejesz si na ten widok. Kiedy
si miejesz, czuj, jak dr drobne koci
twoich ramion. Poza tym jednak nie zwracasz
uwagi na jelenia i psy. Nie piewa ani jeden
ptak. Soce wieci, ale nie grzeje. Lecz mimo
to zielone lasy wok nas s Graalem penym
soca. 23 Wreszcie docieramy do dugiej
zielonej kotliny. Z trzech stron kotlin otaczaj
dby - w tym take ze strony, z ktrej
nadjedamy. Czwarta strona zielonej kotliny
zieje pustk. Nieobecnoci albo prni. Nie
ma tam nic. Jak gdyby wywrcono niebieskie
niebo na nice. Lewa strona nieba okazuje si

zupenie bezbarwna. 232 Na dnie kotliny jest


jezioro o tafli barwy stali na granatowo
hartowanej w ogniu. Na kamieniu porodku
jeziora widz czapl z asic w dziobie. - Byem
ju w tej kotlinie - szepcz do ciebie. A ty:
- Bylimy ju tutaj razem. Tu bylimy, zanim
si stae Merlinem, a ja Nimue. Jestemy w
Val Sans Retour. To Jezioro Diany. Nad
brzegiem jeziora dostrzegam marmurowy
grobowiec.
- W tym grobowcu - mwisz mi - spoczywa
ksi Faun.
- Faun? - dziwi si, prbujc sobie co
przypomnie.
- Faun - powtarzasz. - Faun, ktrego Diana
pokochaa, lecz ktrego zabia najwiksz
zdrad ze wiata. - Chyba najwiksz zdrad
na wiecie? - poprawiam.
- Nie. Zdrad ze wiata - powtarzasz.
- Powiedz mi - zaczynam - powiedz mi, powiedz
mi, powiedz, Nimue... Bagam ci, powiedz, jak
Diana zabia swego Fauna. Mwisz mi.
- Diana - zaczynasz - jak sam dobrze wiesz,
Merlinie, wadaa w czasach Wergiliusza,
dugo przed narodzinami Chrystusa. Nade
wszystko umiowaa sobie te lasy. Kiedy
znuyy j owy w lasach Francji i w lasach
Bretanii, przybya tu i zamieszkaa nad
brzegiem jeziora. Za pomoc czarw wzniosa
tu swj dwr. Bardzo dugo mieszkaa w tym

lesie. Syn krla, ktry wwczas wada krain,


zakocha si w Dianie, rzuci dom, wyrzek si
rodzicw i zamieszka z ni nad jeziorem.
Nazywa si ksi Faun. - Dwr Diany powtarzam.
- Niewiele czasu upyno - cigniesz - gdy
Diana spotkaa innego rycerza, zajtego
owami. Rycerz w zwa si Felixem. Diana
zakochaa si w nim, Felix za, cho ogromnie
dzielny, by te ogromnie ubogi. Ba si potgi
ksicia Fauna i dlatego nie odwaa si
odwzajemni uczucia. Aby to zmieni, Diana
postanowia zabi Fauna. - Ksi Faun musi
umrze - mrucz. (Ale czy mrucz wasnym
gosem?) 233
- Nad jeziorem - cigniesz opowie - sta
grobowiec peen czarodziejskiej wody, ktra
leczy wszelkie rany. Pewnego dnia Faun, ciko
zraniony pazurem dzikiego zwierza, zszed do
grobowca i ujrza, e wody odeszy. To Diana
przez noc zdya osuszy grobowiec. Diana te
kazaa Faunowi pooy si nago w grobowcu,
obiecujc, e zasunie pokryw, a do rodka
wrzuci lecznicze zioa, ktre go wkrtce ulecz.
- Nago do grobu - mwi.
- Faun - opowiadasz - nie spodziewa si wcale
podstpu, uczyni wic to, co rozkazaa mu
Diana. Kiedy zasuna si pokrywa grobowca,
Diana wlaa go rodka kocio wrzcego oowiu.
Faun zgin straszn mierci. Diana odnalaza

Felixa i powiedziaa mu, w jaki sposb pozbya


si Fauna. Opowie o jej nieludzkim
okruciestwie tak przeja Felixa, e rycerz
doby miecza, zapa Dian za wosy i jednym
ciciem odrba jej gow od ciaa. - Felix by
okrutny - mrucz.
- Ciao Diany - koczysz opowie - cinito do
jeziora, ktre masz przed sob. I wanie
dlatego ludzie od tamtej pory zw je Jeziorem
Diany. - A co si stao z jej dworem? - pytam.
- Spali go ojciec ksicia Fauna - mwisz mi wraz ze wszystkim, co naleao do Diany.
Zemci si za mord na synu. Na kamieniu
porodku jeziora: czapla z asic w dziobie. 24
- Czaple nie owi asic - wtrca mj wujaszek
Belzebub.
- Pewnie, e nie - zgadza si mj tatu diabe. Za to owi antychrystw. Astarot podskakuje
na jednej nodze i ksa si we wasny ogon. Ten Perceval zanadto sobie pozwala! wrzeszczy. - Do dupy z romantyzmem! - Drugie
prawo diabelskich opta - przypomina mu
Lucyfer. - Nie utosamiaj si z optanym, bo
sam stracisz gow. - Zgoda, ale niektrzy z
tych rycerzy mogliby zakasowa inkuba...
Popatrz tylko na ten okaz, Gwiazdeczko!
Imperator Lucyfer przyglda si buciorom Sir
Percevala, omoczcym jak para kafarw
midzy nogami Guinevere. - W porzdku przyzwala. - Pogoni go Lancelotem. 25 Sir

Lancelot z Jeziora, z wsami nastroszonymi jak


czuki przedziwnego owada, podkrada si
midzy drzewami gaiku do miejsca, w ktrym
Sir Perceval z Walii ley na wznak (goluteki,
jeli nie liczy butw umczonych pyem lata)
na nagim ciele krlowej GuguguGuinevere. Sir
Lancelot zadaje rywalowi okrutny cios
maczug w potylic, a jednoczenie z caej siy
opuszcza stop w podkutym bucie wprost na
siedzenie Percevala. - Aaaaaaaaaa!!! wrzeszczy Perceval.
- Ach, jak dobrze! - wtruje mu krlowa
Guinevere. 26
- Merlinie - mwisz. - Kocham to Jezioro
Diany.
- Tak... - odpowiadam.
- Kocham las wok jeziora - mwisz. Kocham soce w konarach drzew. I kolor
jeziora. - Tak - mwi.
- Granatowe jak hartowana w ogniu stal mwisz. - Takie jest to jezioro. - Takie jest mwi.
- Chciaabym zosta tu na zawsze. Milcz.
- Chciaabym zosta tu na cae ycie. Milcz.
Ciskam kamyk do wody.
- Gdyby mnie naprawd kocha, Merlinie...
- Tak - mwi.
- Gdyby mnie naprawd kocha, Merlinie,
myl, e odbudowaby dwr Diany i
zamieszka w nim ze mn. - Dwr Diany?

- Zamek witego Graala. 235 Spogldam ci w


oczy i widz tam samego siebie.
- Moesz zbudowa mi ten dwr, Merlinie?
Moesz?
- Tak - odpowiadam.
- A czy zbudujesz?
- Tak. Bierzesz mnie za rce.
- I wybudujesz go, Merlinie? Powiedz,
wybudujesz?
- Jeli naprawd tego chcesz. Nie odpowiadasz.
We wosach masz zielony li. Wreszcie jednak
mwisz:
- Merlinie, kamaam ci o tym, jak zgina
Diana. Nie ley w jeziorze, tylko w grobowcu, u
boku ksicia Fauna. Le tam jak krl i
krlowa, jak alchemiczni Soi i Luna, po wiek
wiekw spowici caunem ucisku. Rozumiesz
mnie? - Tak. Rozumiem ci lepiej, ni sama si
domylasz. A wtedy mwisz mi:
- Nie mog zamieszka z tob w Zamku
witego Graala, Merlinie. Ale znajd ci
przyjaci, eby w nim nie by sam. Sprowadz
ci wilczka. Modziutk jabonk. Prosiaczka,
ktry si wabi Jezus. miej si i cauj ci w
usta.
- Jestem twoim zotem - przypominasz.
- A ja twoj pospolit substancj - mwi. 27
Koczymy. Jeszcze raz. I znowu. Znowu
koczymy, prosiaczku. Koczymy Morte
Darthur i bani o Numerku z Rkawem.

Zbudowaem ci dwr Diany, Nimue. Dwr


zajmuje czwart stron lenej kotliny. Dwr,
Zamek witego Graala. Grobowiec Merlina.
Jego esplumoir, klatka pierzcego si
jastrzbia, miejsce przemiany. Dom o cianach
uczynionych z wiatru. Moja krysztaowa grota.
Dziki gszcz tarniny. Drzewo ponce z jednej
strony, a z drugiej okryte liciem. Kiedy
budowaem dwr, syszaem swj wasny gos,
ktry pyta: - Komu suy w wity Graal? I
znowu widziaem miecz utkwiony w skale i
krwawic wczni, wbit w zoty kielich.
Znam ci, Merlinie Ambrozjuszu. Sam jeste
sobie zgraj diabw, Merlinie Sylwestrze. A co
do reszty postaci z mojej opowieci... Krlowa
Guinevere ucieka i wstpia do klasztoru.
Trzeba byo jednak trafu, e wstpia midzy
czarne ciany klasztoru Gorejcego Serca, w
ktrym przeorysz bya teraz Morgan le Fay.
Wol wic sobie nie wyobraa ich pokuty. Sir
Lancelot oszala i przemieni si w wilkoaka,
ku wiel" kiej radoci piknej AstarotAstarte.
Co za do krla Artura i jego bkarciego syna,
Mordreda: miaem zaszczyt oglda ich do
samego koca z wyyn Zamku Ze Szka.
Mordred w czarnej zbroicy pdzi, dny
zgadzi krla. Krl Artur gna wprost na
Mordreda z nastawion kopi, a skutek by
taki, e kopia wbia si w Mordreda i wysza
drug stron. - Ojcze! Ojcze! - krzyczy

Mordred wniebogosy i rzuca si w przd,


wzdu drzewca kopii, ktra go zabija. Peznie
powoli, z wysikiem, nadziany na kopi jak
kurczak. Czepiajc si drzewca, cal po calu
zblia si do krla. Na widok mki syna w
miertelnej agonii krl Artur toczy zy. Jednym
szarpniciem zdziera z gowy szyszak. Wyciga
ramiona do poegnalnego ucisku. Nachyla si,
by ucaowa policzki Mordreda. Mordred
wbija n w usta ojca. Tnie raz przy razie.
Odcina Arturowi twarz. Gdy koczy, pada
martwy u stp ojca. Artur pada na niego. Ma
wyupione oczy. Krl Artur jest miertelnie
ranny. Rycerz imieniem Sir Bedivere wyjmuje
miecz Ekskalibur z kurczowo zacinitej doni
krla. Owija wok jelca skrzan, wyszywan
zotem pochw. Staje na brzegu jeziora, ktre
jest granatowe, barwy hartowanej stali. Jeziora
Diany. Napra minie i kuli si, by jak
najdalej cisn miecz. 237 Ju szybuje, ju leci,
zataczajc jasny uk pod ksiycem. Krlewski
miecz Ekskalibur. Jasny uk dotyka ciemnych
wd jeziora. Z wd wynurza si rka. Chwyta
miecz, podnosi i potrzsa nim po trzykro.
Rka w rkawie ze zotogowiu. Woda zamyka
si nad ni. (Oczywicie, Jezusku. Poznaem w
niej rk Nimue). Po wodzie pyn czarn
odzi trzy krlowe w aobie. Unosz Artura
do nieznanej krainy za wod. (Nieprzezorna
myl o grobie dla Artura). Pierwsza krlowa

ma twarz dziewiczej Vivien. Druga krlowa ma


twarz Lady Igrayne. Trzecia krlowa ma twarz
przyrodniej siostry krla, krlowej Morgan le
Fay. Bez wiose i bez agla, spowita kirem d
sama oddala si od brzegw. Jej sylwetka
odbija si na wodach jak znak. Czarny, a
pniej zoty. Posuchaje, prosiaczku. Wiatr w
sitowiu... Nie. To miech Merlina! 28
- Nastpnego za ranka - mwi mj tatu diabe
- Sir Perceval przebudzi si w wielkiej
komnacie Zamku witego Graala i ujrza u
wezgowia cinite na posadzk swoje bkitne
pludry, bkitny kopak i paszcz, a take sw
zbroj i miecz. Nikt jednak nie odpowiada na
wezwanie i nie podbiega, aby mu pomc si
odzia w rynsztunek. Sir Perceval sam wic
oblk si w bkitne pludry, bkitny kopak i
bkitny paszcz, a take bez niczyjej pomocy
przypi zbroj i przypasa sobie miecz. A kiedy
wyszed z wielkiej sali, spostrzeg, i wszystkie
szklane drzwi zamknito na gucho, krom
jednych, tych z ruchomym koem, ktrymi
wszed by do zamku. I wci nikt nie
odpowiada na Percevalowe woanie i koatanie.
Na dziedzicu zamku Sir Perceval ujrza
swojego rumaka, 238 osiodanego i z
wdzidem. Brama okazaa si otwarta, a
wirujce koo nieruchome. Sir Perceval
wyjecha tedy z Zamku witego Graala, lecz
kiedy przejeda przez koo, zaczo ono

wirowa. Tedy Sir Perceval spi konia


ostrog, bo tylko skaczc mg dosign
wiata na powrt. Po czym Sir Perceval, ju
bezpieczny, odwrci wierzchowca i wykrzycza
wielkie wyzwanie. "Merlinie!" - krzykn.
"Merlinie! Merlinie! Merlinie!" Zamek milcza
jednak i nie napyna z niego odpowied. Sir
Percevalowi nie pozostao tedy nic innego, jak
tylko ruszy w dalsz drog. A kiedy dotar do
kraca jeziora i zagbi si w las, po raz
ostatni odwrci si i ujrza, i Zamek witego
Graala znikn, jak gdyby nigdy, ale to nigdy
nie istnia. Lucyfer mieje si jak zamierajcy
zegar. Potem doskonale wydmuchuje
niedoskonae kko papierosowego dymu. 29
- Sir Perceval z Walii za wyszczerzy si
radonie - dodaj chrem mj wujaszek
Astarot i mj wujaszek Belzebub. - Sir
Perceval wyszczerzy si jak lis wygryzajcy
chykiem gwno z ryowej szczotki klozetowej.
30
- Wysoko w konarach drzewa w lesie
Broceliande pozosta jednak pewien rycerz przypomina mj wujaszek Astarot. - Zowi go
Sir Gawain. Mody. Wysoki. Przystojny. Nieco
romantyczny. Odzian w paszcz z czerwonej
satyny i w szkaratn opocz lamowan
zotem. Na gowie kopak o barwie gbokiego
fioletu. Stopy, a i ydki, w butach do konnej
jazdy z pysznej skry. U cholew zote kutasiki.

Niestety, Gawain przegapi najlepsz zabaw,


zesztywnia w gaziach i nawbija sobie igie i
szpilek w siedzenie, ca noc obcujc tylko z
wiewirkami i sowami. Lecz oto wreszcie znw
jedzie na rumaku przez las, nucc pod nosem
"tirli tirli ra" i wypatrujc przygd oraz
bdnych dokona, gdy nagle przy lenej 239
fontannie spotyka, uwaacie, mode dziewcz.
Dupeka jest naprawd z klas. Wyksztacona.
Kulturalna. Ba, kiedy si odzywa, mwi biaym
wierszem. Prawdziwa krlewna. Ksiniczka!
Mona si zaoy, e biegle gra na dulcymerze.
Nawet gdyby przyoy jej do stp linijk, nie
stwierdzicie ani ladu platfusa. W porzdku,
ale Sir Gawain, podobnie jak reszta
towarzystwa, wyruszy na poszukiwanie
witego Graala, nie na kurwy, wic oczywicie
odmawia sobie przyjemnoci zacignicia
przygodnej znajomej w krzaki i wyomotania
jej w t, nazad i z powrotem. Damie wielce to
imponuje, bo Gawain jest pierwszym rycerzem
Okrgego Stou, ktry znalazszy j we zach
przy lenej fontannie, nie przydusi jej
natychmiast do drzewa i w cigu kwadransa
nie cign jej z tyka pary francuskich
majtek. (Majteczki s uszyte ze jedwabnego
zotogowiu i zdobne przemi falbank).
Pragnc si wic odwdziczy za cze, jak jej
okaza Sir Gawain, dziewcz powiada:
"Szlachetny rycerzu, powiedz mi, jak ci

zw?" "Jam jest Gawain z Verulam" odpowiada Sir Gawain. "Ha, skoro tak,
Gawainie - powiada mu dama - Uczyni dla
ciebie to, czego jeszcze nigdy nie dosta ode
mnie aden inny rycerz. Czy syszae o
Numerku z Rkawem!" Gawain czuje, e go
zdejmuje pokusa. Do tego stopnia, e spada z
rumaka na ziemi. Moda dama bierze go za
rk i wiedzie w najciemniejsz, najgstsz
cz lasu. Gdy jednak s prawie na miejscu,
Gawaina zawodz nerwy. Klka i baga mod
dam, by mu zechciaa wybaczy. Nakania j
te, by porzucia zajcie, jakim s szlochy i
prostytucja w lasach krla Artura. "Czy
zechcesz zosta moj on?" - pyta. Dziewcz
jest przeliczne i bardzo spragnione mskiej
rki, wic zgadza si natychmiast, z zami
wdzicznoci zapewniajc Sir Gawaina, e
skoro tak, dopiero w noc polubn
wtajemniczy rycerza w rozkosze Numerka z
Rkawem. "Ha, skoro staniemy si mem i
on - wzdycha z nadziej - take moja haba
nie bdzie a taka okropna". Sir Gawain rusza
wic z wybrank do Camelotu, gdzie
przedstawia j innym rycerzom i kae jej
uklkn przed krlem Arturem i krlow
Guinevere. (Dziao si to, jeszcze zanim Artur
zapozna si bliej z Mordredem, a Guinevere z
przeorysz od Gorejcego Serca). Dziewcz
niezmiernie przypada wszystkim do gustu. Cay

dwr uwaa, e Sir Gawain ma szczcie 240 do


dam. Wreszcie, po siedmiu dugich latach
narzeczestwa, podczas ktrych Sir Gawain
nosi tylko znak pani swego serca i jest jej
wierny bez granic, para staje na kobiercu w
katedrze witego Pawa, a lubu udziela jej
sam arcybiskup Canterbury. Bij dzwony.
Piej chry kocielne. Panna moda zostaje
osobicie rozebrana przez wszystkich swoich
kawalerw. Weselnicy wychodz jednak,
zostawiajc Sir Gawaina i jego wybrank w
pustej komnacie maeskiej. "A teraz - cieszy
si z gry cny rycerz - moe bymy tak?" "Co
moe bymy tak?" - dziwi si dama jego serca.
"To, co mi przyrzeka" - uwiadamia jej
Gawain z Yerulam. "Przyrzekam i dotrzymam
sowa" - mwi dama. "Przyrzekam, e bd ci
posuszna i wierna, bd ci kocha i czci,
dba o ciebie w zdrowiu i w chorobie, i nawet
nie spojrz na..." "Niewane! Nie o to mi
chodzi!" - przerywa jej Gawain. "Co bdzie z
Numerkiem z Rkawem?" Dama blednie i
krzyczy. Na mier zapomniaa! Biey prosto
do okna i chocia jest naga, chce skaka. "Czy
co si stao?" - pyta Gawain. "Pierdol mnie w
t, nazad i z powrotem!" - wrzeszczy dama.
"Wsad mi go, gdzie zechcesz! Zrb ze mn
wszystko, tylko bagam! Prosz...! Nie zmuszaj
mnie do Numerka z Rkawem! Chyba
zwariowaam, e ci obiecaam co takiego...

Wszystko, tylko nie to!" Oczywicie po tych


sowach Sir Gawain nabiera jeszcze wikszej
ochoty, ba, wpada wrcz w obsesj. Niech si
wali i pali, on musi pozna Numerek z
Rkawem. Nie zadowol go adne inne
atrakcje. Kurczowo apie oneczk pod rczki i
perswaduje. Oblubienica prbuje mu
przemwi do rozsdku. Pociera piersiami o
tors Sir Gawaina. Kusi go wiercc siedzeniem.
"Nie!" - owiadcza jej stanowczo Sir Gawain.
"Chc Numerka z Rkawem i basta!"
Wreszcie, oblawszy si zami, dama miknie.
"Jak tylko sobie yczysz" - chlipie. "Skoro
obiecaam... Poza tym, skoromy mem i
on..." Gawain nie posiada si z radoci.
Scaowuje zy z oczu oneczki. Wiwat, Numerek
z Rkaweml Na sam myl o tym, co teraz
nastpi, narzd pod brzuchem zaczyna mu
stercze jak wcznia! Dama, cho psowieje,
umiecha si take, a muskajc Gawaina
paluszkiem, zerka figlarnie, oywiona, i
przytula go do mikkiego ciaa, szepczc: "Id
do azienki". Gawain sucha. "Id do azienki i
namydl si, ale dokadnie. Masz by zupenie
nagi i od stp do gw w mydlanej pianie.
Namydl wszystkie czonki, najdroszy. I te
mae, i wiksze! Ale dokadnie, dokadnie... A
gdy si z tym uwiniesz, wracaj do mnie, a ja
poka ci Numerek z Rkawem... "Mioci
moja!" - krzyczy na to Sir Gawain i biey do

azienki, by wykona wszystko, co mu polecia


moda kusicielka. Wpada do azienki i
nagrzewa cay sagan wody. Mydli si od stp
do gw. Cay nurza si w mydle. I piewa!
Tirli tirli ra!!! Cay ju ocieka pian! Narzd
sterczy mu jak wcznia i take ocieka! Sir
Gawain wyskakuje z wanny! Ju rusza! Sir
Gawain puszcza si biegiem ku swojej
wybrance! Nagi! liski! Gotowy! Czas na
Numerek z Rkawem! NUMEREK Z
RKAWEM! Natychmiast!!! Lecz c to? W
penym biegu rozpdzona prawa stopa Sir
Gawaina natrafia na drobin myda na
posadzce... Sir Gawain lizga si! Potyka! O Sir
Gawainie! Rozjedasz si! Walisz! O Sir
GAWAINIE!!! Dwumetrowy, lnicy mydem
na rycerskim ciele, Sir Gawain pada, pada,
pada... - I co dalej? - przerywa cisz diabe,
mj tatu.
- Co si dzieje dalej? - podchwytuje mj wujek,
ksi piekie Belzebub. - Nic si nie dzieje
dalej - odpowiada Astarot.
- Nic? - powtarza zdumiony Belzebub.
- Nic si nie dzieje dalej - powtarza Astarot. Nie ma adnego dalej. To ju koniec. - Ale co z
Sir Gawainem? - sprzeciwia si mj tata
diabe. - Rozupa sobie gow o krawd
elaznego ka i umar - wyjania wujaszek
Astarot. - Ale co z Numerkiem z Rkawem? dopytuje si ksi Belzebub. - Ach tak!

Numerek z Rkawem? - Astarot na to. - C,


skoro Sir Gawain nie yje, jasne, e ju si nie
dowie, co to takiego Numerek z Rkawem. Tak? Wic czemu mwisz, e to koniec? - wyje
potpieczo mj tata. Mj wujek, hrabia
Astarot, bogosawi go gestem prawej doni.
Nie powiedziaem, e to ju w ogle koniec oznajmia, jak najstaranniej dobierajc sw. Nie byo, nie ma i nie bdzie adnego oglnego
koca. Nigdy. wiat nie ma koca. 242
Zapomnielicie ju? - Astarot umiecha si od
ucha do ucha i egna si wasnym ogonem. Zaczynamy - ogasza. - Jeszcze raz. I znowu. I
znowu zaczynamy - ogasza i wyjania:
- A to? To nie koniec w ogle, a tylko koniec
opowieci.
***
KONIEC

Vous aimerez peut-être aussi