Vous êtes sur la page 1sur 120

SIMON BECKETT

CHEMIA MIERCI
Przekad
JAN KRAKO

Rozdzia 1
Ciao ludzkie zaczyna si rozkada cztery minuty po mierci. Co, co byo kiedy siedliskiem ycia,
przechodzi teraz ostatni metamorfoz. Zaczyna trawi samo siebie. Komrki rozpuszczaj si od rodka.
Tkanki zmieniaj si w ciecz, potem w gaz. Ju martwe, ciao staje si stoem biesiadnym dla innych
organizmw. Najpierw dla bakterii, potem dla owadw. Dla much. Muchy skadaj jaja, z jaj wylgaj si
larwy. Larwy zjadaj bogat w skadniki pokarmowe poywk, nastpnie migruj. Opuszczaj ciao w
skadnym szyku, w zwartym pochodzie, ktry poda zawsze na poudnie. Czasem na poudniowy wschd
lub poudniowy zachd, ale nigdy na pnoc. Nikt nie wie dlaczego.
Do tego czasu zawarte w miniach biako zdyo si ju rozoy, wytwarzajc silnie stony chemiczny
roztwr. Zabjczy dla rolinnoci, niszczy traw, w ktrej pezn larwy, tworzc swoist ppowin mierci
cignc si a do miejsca, skd wyszy. W sprzyjajcych warunkach - na przykad w dni suche i gorce,
bezdeszczowe - ppowina ta, ten pochd tustych, tych, rozedrganych jak w tacu czerwi, moe mie
wiele metrw dugoci. Jest to widok ciekawy, a dla czowieka z natury ciekawskiego c moe by bardziej
naturalne ni ch zbadania rda tego zjawiska? Wanie tak dzieci Yatesw znalazy to, co pozostao po
Sally Palmer.
Neil i Sam natknli si na pochd larw na brzegu lasu Farnhama, na skraju mokrade. By drugi tydzie
lipca i zdawao si, e to nietypowe lato trwa ju od wiekw. Nieustajcy upa wysysa kolory z drzew,
spieka ziemi na ko. Chopcy szli do Sadzawki pod Wierzb poronitego trzcin stawu, ktry uchodzi tu
za basen kpielowy. Mieli spotka si tam z kolegami i spdzi niedziel, skaczc do zielonej wody z
rosncego nad brzegiem drzewa. Tak przynajmniej myleli.
Byli pewnie znudzeni i apatyczni, odurzeni upaem i zniecierpliwieni swoim towarzystwem. Jedenastoletni
Neil, trzy lata starszy od Sama, szed przodem, eby zademonstrowa bratu swoje rozdranienie - tak to
sobie wyobraaem. Idzie przodem, ma w rku patyk i smaga nim krzaki i gazie mijanych po drodze
drzew. Sam wlecze si z tyu, pocigajc nosem. Nie, nie jest przezibiony - ma katar sienny i mocno
zaczerwienione oczy. Pomgby mu agodny lek przeciwhistaminowy, ale on jeszcze o tym nie wie. Latem
zawsze pociga nosem, tak po prostu jest. Wiecznie w cieniu starszego brata, idzie ze spuszczon gow,
dlatego to wanie on, a nie Neil, zauwaa pochd larw.
Przystaje, eby si mu przyjrze, a potem woa brata. Neil nie ma ochoty zawraca, ale wyczuwa, e Sam
co znalaz. Udaje, e nie robi to na nim adnego wraenia, lecz falujcy pochd czerwi intryguje go tak
samo jak Sama. Obydwaj kucaj i odgarniajc z czoa ciemne wosy, krzywi si od zapachu amoniaku. I
chocia potem nie bd mogli sobie przypomnie, ktry z nich wpad na pomys, eby sprawdzi, skd larwy
id, myl, e zaproponowa to Neil. To nie on zauway je jako pierwszy, dlatego na pewno zechciaby
ponownie obj dowdztwo. Tak wic to on rusza przodem w stron kp pokej bagiennej trawy, a Sam
idzie za nim.
Czy ju wtedy poczuli smrd? Prawdopodobnie tak. Musia by na tyle silny, e mimo zapalenia zatok
poczu go nawet Sam. I prawdopodobnie wiedzieli, co ten smrd oznacza. Nie byli mieszczuchami, dobrze
znali cykl ycia i mierci. Ich uwag musiay te zwrci muchy, somnambulicznie brzczce w upale. Ale
wbrew temu, czego oczekiwali, nie zobaczyli tam cierwa owcy ani jelenia czy nawet psa. Nagie, lecz wci
rozpoznawalne zwoki Sally Pal-mer byy studium rozedrganego ruchu, siedliskiem kbicego si pod skr
robactwa, ktre wypezao z jej ust, nosa i z pozostaych otworw ciaa. Czerwie zbijay si na ziemi w
gromad, doczay do pochodu i znikay w trawie.

Nie ma znaczenia, ktry z chopcw uciek stamtd pierwszy, ale myl, e by to Neil. Sam, jak zwykle
naladujc brata, prbowa go dogoni i cigali si tak a do domu. Z domu poszli na policj.
I w kocu trafili do mnie.
Oprcz agodnego rodka uspokajajcego daem Samowi co na katar sienny. Ale do tego czasu nie tylko
on mia zaczerwienione oczy. Odkryciem wstrznity by i jego brat, chocia jak na modego chopaka
przystao, zaczyna ju odzyskiwa zimn krew. Dlatego to wanie on opowiedzia mi, co si stao, powoli
nadajc surowym wspomnieniom bardziej przystpn form opowieci, ktr mona w nieskoczono
odtwarza i powtarza. Jako odkrywca zwok, od ktrych to wszystko si zaczo, mia j opowiada jeszcze
przez wiele lat, dugo po tragicznych wydarzeniach tamtego upalnego lata.
Rzecz w tym, e koszmar nie zacz si wcale od odkrycia zwok Sally Palmer. Po prostu nie wiedzielimy
wtedy - i do wtedy - co wrd nas yo.
Rozdzia 2
Przyjechaem do Manham trzy lata wczeniej, pnym popoudniem w deszczowym tamtego roku marcu.
Wysiadem na stacji - maej platformie w szczerym polu - by ujrze toncy w deszczu krajobraz, pozbawiony zarwno ycia, jak i konkretnych ksztatw. Z walizk w rku staem tam, chonc sceneri i nie
zwracajc uwagi na ciekajcy za konierz deszcz. Jak okiem sign, a po horyzont rozcigay si paskie
wrzosowiska i upstrzone kpami drzew mokrada.
Nigdy przedtem nie byem w Broads ani w ogle w Norfolk. Tak, okolica bya spektakularnie obca.
Ogarnem wzrokiem rozleg, otwart rwnin, odetchnem chodnym, wilgotnym powietrzem i poczuem,
e zaczynam si troch rozlunia. Cho do odstrczajce, Manham nie byo Londynem i to mi
wystarczyo.
Nikt nie wyszed mi na spotkanie. Nie zamwiem takswki ani adnego innego rodka transportu. Moje
plany nie sigay tak daleko. Sprzedaem samochd oraz ca reszt i zupenie nie zastanawiaem si, jak
dotr ze stacji do miasteczka. Wtedy jeszcze nie mylaem zbyt trzewo. Gdybym pomyla - z typow dla
mieszczucha arogancj - zaoybym pewnie, e bd tam takswki, sklep czy w ogle cokolwiek.
Tymczasem nie byo ta ani adnej takswki, ani nawet budki telefonicznej. Przez chwil aowaem, e wraz
z rzeczami sprzedaem komrk, a potem wziem walizk i ruszyem w stron drogi. Gdy tam doszedem,
stanem przed wyborem: skrci w lewo czy w prawo? Skrciem w lewo. Bez wahania i bez powodu.
Kilkaset metrw dalej byo skrzyowanie, a przed skrzyowaniem sta wyblaky, drewniany mocno
pochylony drogowskaz, wydawao si wic, e wskazuje co ukrytego w rozmokej ziemi. Ale dowiedziaem
si przynajmniej, e id w dobrym kierunku.
Zanim doszedem do miasteczka, zapad ju zmierzch. Po drodze mino mnie par samochodw, ale
aden si nie zatrzyma. Nie liczc samochodw, pierwszymi oznakami ycia byo kilka przydronych,
oddalonych od siebie gospodarstw. Nieco pniej w gasncym wietle dnia zobaczyem wie na wp
wronitego w ziemi kocioa; tak to przynajmniej wygldao. Zaraz potem pojawi si chodnik, wski i
liski od deszczu, mimo to lepszy ni trawiaste pobocze i ywopoty, przez ktre musiaem si przedtem
przedziera. Za kolejnym zakrtem wyroso samo Manham ukryte tak dobrze, e zobaczyem je dopiero
wtedy, gdy do niego dotarem.
Nie naleao do miasteczek jak z widokwki. Byo za bardzo przytulne, za bardzo rozcignite, eby
pasowa do obrazu typowej angielskiej prowincji. Na skraju stao kilka przedwojennych kamienic, ale te
szybko ustpiy miejsca kamiennym domom ze cianami upstrzonymi kawakami krzemienia. Im bliej
centrum, tym domy byy starsze, tak wic z kadym krokiem coraz bardziej cofaem si w przeszo.
Byszczce od deszczu tuliy si do siebie, a ich martwe okna gapiy si na mnie z nieskrywan
podejrzliwoci.
Nieco dalej, na ulicy pojawiy si zamknite sklepy, a za sklepami kolejne domy gince w mokrym
zmierzchu. Minwszy szko i pub, dotarem do miejskiego skweru. Skwer jarzy si od onkili. W ponurym
ciemnobrzowym wiecie ich kiwajce si na deszczu te trbki byy szokujco barwne. Nad skwerem
growa olbrzymi kasztanowiec z nagimi, czarnymi, rozoystymi gaziami. Za kasztanowcem, porodku
cmentarza penego omszaych nagrobkw sta normandzki koci, ktrego wie widziaem z drogi.
Podobnie jak ciany domw na skraju miasteczka, j ego ciany te wyoono kawakami twardego,
odpornego na pogod krzemienia. Ale tynk, w ktrym tkwi krzemie, by stary i zwietrzay, a drzwi i okna
lekko wypaczone, gdy z upywem stuleci fundamenty kocioa coraz bardziej zapaday si w ziemi.
Przystanem. Dalej byy domy, a za nimi kolejne. Dotaro do mnie, e to ju cae Manham. W niektrych
oknach palio si wiato, lecz poza tym nigdzie nie dostrzegem ani ladu ycia. Staem na deszczu, nie
wiedzc, dokd i. Nagle usyszaem jaki haas i zobaczyem dwch ogrodnikw na cmentarzu. Nie
zwracajc uwagi ani na pogod, ani na por dnia, wyrywali i grabili traw midzy starymi, kamiennymi
nagrobkami. Gdy podszedem bliej, nie przerwali pracy ani nawet na mnie nie spojrzeli.
- Przepraszam, gdzie tu jest przychodnia? - spytaem z twarz spywajc deszczem.

Dopiero wtedy podnieli wzrok i mimo dzielcej ich rnicy wieku trudno byo nie pozna, e s to
dziadek i wnuk. Obydwaj mieli takie same spokojne i obojtne twarze, takie same modre oczy. Ten starszy
ruchem gowy wskaza wsk, wysadzan drzewami uliczk biegnc wzdu skweru.
- Tam. Prosto przed siebie.
Jego akcent, spiralne zbitki samogosek tak obce moim miejskim uszom, by kolejnym potwierdzeniem
tego, e nie jestem ju w Londynie. Podzikowaem im, ale oni ju powrcili do pracy. Wszedem w uliczk
i szum ciekajcego z gazi drzew deszczu przybra na sile. Po chwili stanem przed szerok bram
strzegc dostpu do wskiego podjazdu. Na supie bramy wisiaa drewniana tabliczka z napisem: BANK
HOUSE, pod ni za bya mosina z napisem: DR H. MAITLAND. Wysadzana cisami alejka pia si agodnie
pod gr przez starannie utrzymany ogrd, a potem opadaa, by skoczy si na podwrzu okazaego
gregoriaskiego domu. Potarem butami o byszczc mocno zuyt sztab kutego elaza z boku frontowych
drzwi i oskrobawszy boto z butw, gono zastukaem cik koatk. Ju miaem zastuka ponownie, gdy
drzwi si otworzyy.
W progu stana pulchna kobieta w rednim wieku o nienagannie uczesanych szarych wosach.
- Tak?
- Ja do doktora Maitianda. Kobieta zmarszczya brwi.
- Gabinet ju zamknity. I boj si, e pan doktor nie chodzi na tak pne wizyty.
- Nie, nie, chciaem powiedzie, e jestem umwiony. - Nie zareagowaa. Dopiero wtedy zdaem sobie
spraw, jak musz wyglda po godzinnym spacerze w deszczu. - Ja w sprawie pracy. Nazywam si Hunter.
David Hunter.
Natychmiast rozjania jej si twarz.
- Och, bardzo pana przepraszam. Nie wiedziaam, mylaam, e... Prosz, prosz wej. - Przepucia mnie
przodem. - Boe wity, przemk pan do suchej nitki. Dugo pan szed?
- Godzin, ze stacji.
- Ze stacji? Przecie to kilometry std! - Ju pomagaa mi zdj paszcz. -Dlaczego pan nie zadzwoni i nie
powiedzia, o ktrej pan przyjeda? Kto by pana odebra.
Nie odpowiedziaem. Szczerze mwic, po prostu nie przyszo mi to do gowy.
- Prosz dalej, do saloniku. Rozpaliam w kominku. Nie, walizk niech pan zostawi - dodaa, odwracajc
si od wieszaka. Umiechna si i dopiero wtedy zauwayem, jak bardzo cignit ma twarz. To, co
wziem przedtem za oscho i lapidarno, byo po prostu zmczeniem. - Nikt jej tu nie ukradnie.
Zaprowadzia mnie do duego, wyoonego drewnem pokoju. Przed kominkiem, w ktrym arzy si stos
polan, staa stara, wytarta skrzana kanapa. Dywan by perski, te stary, lecz wci pikny; lea na pododze
z brunatnoczerwonych desek. Wszdzie unosi si przyjemny zapach sosny i dymu z kominka.
- Prosz, niech pan usidzie. Powiem doktorowi, e pan przyjecha. Napije si pan herbaty?
Kolejny znak, e byem ju na wsi. W miecie zaproponowano by mi kaw. Podzikowaem i gdy wysza,
zapatrzyem si w ogie. Po panujcym na dworze zimnie, od gorca zrobiem si senny. Za oknem byo ju
zupenie ciemno. W szyb bbniy krople deszczu. Kanapa bya mikka i wygodna, i Powoli opaday mi
powieki. Gdy zacza opada gowa, ogarnity panik, szybko wstaem. Wstaem i od razu poczuem si do
cna wyczerpany, fizycznie i psychicznie wypluty. Ale strach przed zaniciem by jeszcze wikszy.
Gdy wrcia, wci staem przed kominkiem.
- Prosz tdy. Doktor jest w gabinecie.
Poskrzypujc bucikami, zaprowadzia mnie do drzwi na kocu korytarza. Przystana, cicho zapukaa i nie
czekajc na prosz", swobodnym, poufaym ruchem rki przekrcia klamk. Umiechna si i stana z
boku.
- Zaraz przynios herbatk - szepna, zamykajc drzwi.
Biurko, za biurkiem jaki mczyzna. Przez chwil patrzylimy na siebie bez sowa. By wysoki, nawet
siedzc. Mia wyrazist, pooran zmarszczkami twarz i gste wosy, moe nie siwe, ale kremowe. Lecz jego
czarne brwi byy zaprzeczeniem jakiejkolwiek saboci, a osadzone pod nimi oczy spoglday czujnie i
przenikliwie. Patrzyy, oceniay, ale co we mnie dostrzegy, tego nie umiaem powiedzie. Nie wygldaem
najlepiej i po raz pierwszy ogarn mnie lekki niepokj.
- Boe, czowieku - warkn. - Ale pan przemk! - Gos mia szorstki, lecz przyjazny.
- Szedem piechot a ze stacji. Nie byo takswek.
- Witamy w naszym cudownym Manham - prychn. - Powinien by pan mnie uprzedzi, e przyjedzie pan
dzie wczeniej. Kto by na pana czeka.
- Dzie wczeniej? - powtrzyem.
- No, tak. Spodziewaem si pana jutro.
Zamknite sklepy - dopiero teraz to do mnie dotaro. Bya niedziela. Nie zdawaem sobie sprawy, jak
bardzo wypaczyo mi si poczucie czasu. Gafa wprawia mnie w zakopotanie. Uda, e tego nie widzi.
- Nie szkodzi. Najwaniejsze, e pan ju jest. Bdzie pan mia wicej czasu na aklimatyzacj. Henry
Maitland. Mio mi.

Wycign do mnie rk, ale nie wsta. Dopiero wtedy zauwayem, e jego fotel ma kka. Nachyliem
si, eby ucisn mu do, lecz tu przedtem lekko si zawahaem. Maitland umiechn si gorzko.
- Teraz ju pan rozumie, dlaczego daem to ogoszenie.
Zamieci je w Timesie, w dziale Praca", ogoszenie tak mae, e atwo je mona byo przeoczy. Ale ja
nie wiedzie czemu, od razu je zobaczyem. Wiejska przychodnia poszukiwaa lekarza pierwszego kontaktu
na umow okresow. Na p roku; mieszkanie zapewnione. Najbardziej uderzya mnie lokalizacja. Nie
ebym bardzo chcia pracowa w Norfolk, ale Norfolk ley daleko od Londynu. Odpowiedziaem na
ogoszenie bez ekscytacji i wielkich nadziei, dlatego gdy tydzie pniej przyszed list, otwieraem go, spodziewajc si grzecznej odmowy. Ale zamiast odmowy, znalazem konkretn propozycj. Musiaem
przeczyta list dwa razy, eby w kocu to do mnie dotaro. W innych okolicznociach pomylabym pewnie,
e musi tkwi w tym jaki haczyk. Ale w innych okolicznociach nigdy nie odpowiedziabym na ogoszenie.
Odpisaem, e przyjmuj propozycj.
A teraz patrzyem na mojego nowego chlebodawc, poniewczasie zastanawiajc si, w co waciwie
wdepnem. Maitland jakby czyta w moich mylach. Klepn si po udach i rzuci:
- Wypadek samochodowy - powiedzia to bez zaenowania czy ualania si nad sob. - Jest nadzieja, e z
czasem odzyskam czciow wadz w nogach, ale na razie nie daj sobie rady sam. Przez rok braem na
zastpstwo miejscowych, ale mam tego do. Jednego tygodnia jedna gba, drugiego druga. To nikomu nie
suy. Wkrtce si pan przekona, e tu nie lubi zmian, -Wzi fajk i kapciuch z biurka. - Przeszkadza panu
dym?
- Nie, jeli nie przeszkadza panu.
- Dobra odpowied - odpar ze miechem Maitland. - Ale ja nie jestem paskim pacjentem. Niech pan o
tym pamita.
Przytkn zapak do cybucha.
- No, dobrze - powiedzia, pykajc z fajki. - Po pracy na... na uniwersytecie, tak? Po pracy na
uniwersytecie przeyje pan tu nielichy szok. No, a poza tym Manham to nie Londyn. - Zerkn na mnie znad
cybucha i mylaem, e spyta mnie o dowiadczenie zawodowe. Ale nie spyta. - Jeli ma pan jeszcze jakie
wtpliwoci, to odpowiednia chwila, eby je wyniszczy.
- Nie, nie mam.
Zadowolony kiwn gow.
- Dobrze. Tymczasem zamieszka pan tutaj. Janice pokae panu pokj. Porozmawiamy przy kolacji. Moe
pan zacz ju jutro. Przyjmujemy od dziewitej.
- Mog o co spyta? Maitland unis brwi. Czeka.
- Dlaczego mnie pan zatrudni?
Nie dawao mi to spokoju. Nie na tyle, eby odrzuci propozycj, jednak wci drczya mnie mglista
niepewno.
- Bo uznaem, e si pan nadaje. Dobre kwalifikacje, znakomite referencje, no i ch pracy na odludziu za
psi grosz.
- Mylaem, e najpierw przeprowadzi pan ze mn rozmow. Lekcewaco machn fajk, oplatajc si
struk dymu.
- Rozmowy trwaj, a ja chciaem przyj kogo, kto mgby zacz natychmiast. Poza tym, mam dobrego
nosa.
Jego pewno siebie dodaa mi otuchy. Dopiero duo pniej, kiedy nie byo ju wtpliwoci, e zostan,
wyzna mi ze miechem przy ktrej tam szklaneczce sodowej whisky, e byem jedynym kandydatem.
Ale wtedy tak oczywista odpowied nie przysza mi do gowy.
- Uprzedzaem pana, e nie mam zbyt wielkiego dowiadczenia w leczeniu oglnym. Skd pewno, e
dam sobie rad?
- A da pan?
Chwil trwao, zanim odpowiedziaem, bo w sumie zastanawiaem si nad tym pierwszy raz. Wyjechaem
z Londynu prawie bez namysu. Po prostu uciekem od ludzi i miejsc zbyt dla mnie bolesnych. No i wietnie
zaczem. Nie do e przyjechaem dzie wczeniej, to jeszcze przemokem do suchej nitki. Nie miaem
nawet na tyle rozumu, eby skry si gdzie przed deszczem.
- Tak - odparem.
- No to nie mam pyta - rzuci z surow jednoczenie lekko rozbawion twarz. - Poza tym, to tylko p
roku. No i bd mia na pana oko.
Wcisn guzik na biurku. W gbi domu zadzwoni dzwonek.
- Jeli pacjenci nie dopisuj, kolacja jest zwykle o smej. Moe pan teraz odpocz. Ma pan baga czy
przyl?
- Mam walizk. Zostawiem j pod opiek paskiej ony. Zaskoczony umiechn si dziwnie
zaenowanym umiechem.

- Janice to moja gosposia - odpar. - Jestem wdowcem. Zdawao si, e wchonem cae zawarte w pokoju
ciepo.
- Ja te.
I tak zostaem lekarzem w Manham. I wanie dlatego, e nim zostaem, trzy lata pniej jako jeden z
pierwszych dowiedziaem si o odkryciu Neila i Sama Yatesw. Oczywicie nikt nie wiedzia, czyje to
zwoki, jeszcze nie wtedy. Byy w takim stanie, e chopcy nie potrafili nawet powiedzie, czy s to zwoki
kobiety, czy mczyzny. Teraz, gdy wreszcie poczuli si bezpiecznie, nie byli nawet pewni, czy s nagie czy
nie. W pewnym momencie Sam wymamrota nawet, e maj skrzyda, ale zaraz potem straci pewno siebie
i zamilk. Natomiast Neil patrzy na mnie z tpym wyrazem twarzy. Cokolwiek tam widzieli, musiao to
wykracza poza wszelkie znane im dotychczas punkty odniesienia, dlatego pami bronia si przed tym i
wzdragaa. Zgadzali si jedynie co do tego, e ley tam czowiek i e czowiek ten jest martwy. I chocia z
tego, e na zwokach roi si od robactwa, wynikao, i odnis jakie rany, dobrze wiedziaem, e martwych
sta na wiele rnych sztuczek. Nie byo powodu, eby zakada najgorsze.
Jeszcze nie wtedy.
Tym dziwniej zabrzmiay sowa ich matki. Linda Yates siedziaa w maym saloniku, bez przekonania
ogldajc co na jaskrawym ekranie telewizora i tulc do siebie przygaszonego syna. Jej m, rolnik, nie
wrci jeszcze z pracy. Zadzwonia do mnie, kiedy synowie przybiegli do domu zdyszani i rozhisteryzowani.
W miasteczku tak maym i odcitym od wiata jak to, dyur miao si nawet w niedziel.
Wci czekalimy na przyjazd policji. Najwyraniej uznali, e nie ma po co si spieszy, mimo to czuem
si w obowizku zosta. Daem Samowi rodek uspokajajcy, agodny jak placebo, i niechtnie wysuchaem
opowieci jego brata. Prbowaem nie sucha. Dobrze wiedziaem, co mogli tam widzie.
I nie chciaem do tego wraca.
Okno byo szeroko otwarte, ale do pokoju nie wpada najmniejszy powiew wiatru. Z podwrza bia
olepiajca jasno, rozpalona niemal do biaoci przez popoudniowe soce.
- To Sally Palmer - powiedziaa ni z tego, ni z owego Linda.
Popatrzyem na ni zaskoczony. Sally mieszkaa samotnie na maej farmie tu za miastem. Bya atrakcyjn
kobiet w wieku trzydziestu, trzydziestu piciu lat i przyjechaa do Manham kilka lat przede mn
odziedziczywszy gospodarstwo po wujku. Wci miaa kilka kz, a dziki wujkowi - nie ma to jak wizy
krwi - w oczach miejscowych uchodzia co prawda za autsajderk, lecz nie tak, jak byaby osoba zupenie
obca, a ju na pewno nie tak jak choby ja, nawet teraz, po tylu latach. Jednake zarabiaa na ycie jako
pisarka i to stawiao j poza nawiasem spoecznoci, gdy wikszo ssiadw patrzya na ni z penym
szacunku podziwem, ale i z podejrzliwoci. Nie syszaem plotek, e zagina.
- Skd pani wie?
- Bo mi si nia.
Nie takiej odpowiedzi oczekiwaem. Zerknem na jej synw. Sam, teraz ju spokojniejszy, chyba nie
przysuchiwa si naszej rozmowie. Ale Neil przez cay czas patrzy na matk i wiedziaem, e gdy tylko
wyjdzie z domu, rozpowie wszystko po caym miecie.
Poniewa milczaem, pomylaa, e jej nie wierz.
- Staa na przystanku autobusowym i pakaa. Spytaam, co si stao, ale nie odpowiedziaa. Potem
spojrzaam na drog, a kiedy si odwrciam, ju jej nie byo.
Nie wiedziaem, co powiedzie.
- Takie sny nie ni si bez powodu - cigna. - Ten te nie.
- Niech pani przestanie, nie wiemy jeszcze, kto to jest. To moe by kady. Posaa mi spojrzenie, ktre
mwio, e si myl, ale nie zamierzaa ze mn
polemizowa. Ucieszyem si, kiedy do drzwi wreszcie zapukaa policja.
Przyjechao ich dwch i obydwaj byli wietnym przykadem wiejskiego policjanta. Starszy mia rumian
twarz i podczas rozmowy co chwil wymownie mruga. W tych okolicznociach byo to zupenie nie na
miejscu.
- A wic znalelicie trupa, tak? - zacz wesoo, spogldajc na mnie ze znaczc min jakby ponad
gowami chopcw chcia wcign mnie do jakiej zabawy. Podczas gdy Sam tuli si do matki, zastraszony
obecnoci umundurowanej wadzy, Neil mamrota pod nosem, odpowiadajc na pytania.
Nie trwao to dugo. Ten starszy, rumiany, zamkn notes i powiedzia:
- Dobra. Chodmy to obejrze. Ktry z was pokae, gdzie to jest?
Sam wtuli gow w piersi matki. Neil milcza, lecz bardzo poblad. Rozmowa to jedno. Powrt na skraj
mokrade to drugie. Linda spojrzaa na mnie niespokojnie.
- To chyba nie jest dobry pomys - odparem. Szczerze mwic, by zupenie poroniony. Ale miaem do
czynienia z policj na tyle czsto, by wiedzie, e dyplomacj mona wskra z nimi znacznie wicej ni
otwart konfrontacj.
- To jak znajdziemy to miejsce, skoro nie znamy terenu? - spyta.
- W samochodzie mam map. Poka wam, gdzie to jest.

Ten rumiany nie prbowa nawet ukry niezadowolenia. Wyszlimy na dwr, mruc oczy w olepiajcym
blasku soca. Dom Lindy sta na samym kocu szeregu maych, kamiennych domw. Nasze samochody
parkoway po drugiej stronie ulicy. Wziem map z land rovera i rozoyem j na masce. Maska bya
zniszczona i gorca, bo prayo w ni soce.
- To niecae pi kilometrw std. Bdziecie musieli zaparkowa na skraju mokrade i doj piechot do
lasu. Z tego, co mwili Sam i Neil, zwoki powinny by gdzie tu.
Postukaem palcem w map. Rumiany chrzkn.
- Mam lepszy pomys. Jeli nie chce pan, eby szli z nami chopcy Lindy, to moe pan z nami pjdzie? Umiechn si ze cignitymi ustami. -Widz, e dobrze zna pan teren.
Po jego minie poznaem, e nie da mi wyboru. Kazaem im jecha za mn wsiadem i odpaliem silnik. W
samochodzie pachniao rozgrzanym plastikiem. Otworzyem okna, na ile si dao. Kierownica parzya w
donie. Zacisnem na niej palce tak mocno, e zbielay mi kykcie, i odpryem si nieco dopiero wtedy,
gdy to zauwayem.
Drogi byy wskie i krte, ale do lasu mielimy niedaleko. Zaparkowaem na zrytym koleinami placku
spieczonej ziemi, ocierajc drzwiczkami o uschnity ywopot. Tu za mn zakoysa si i zatrzyma
radiowz. Policjanci wysiedli i ten starszy nacign spodnie na brzuch. Modszy, mocno opalony i z wysypk po goleniu, trzyma si z tyu.
- Tam jest cieka - powiedziaem. - Dochodzi do samego lasu. Idcie cay czas prosto. To najwyej
kilkaset metrw std.
Rumiany otar spocone czoo. Pachy jego biaej koszuli byy ciemne i mokre. Bi od niego ostry, kwany
zapach. Popatrzy na odlegy las, zmruy oczy i pokrci gow.
- Za gorco dzi. To co? Nie pjdzie pan z nami i nie pokae? Na pewno? Powiedzia to na wp kpico,
na wp z nadziej w gosie.
- Wiem tyle samo co wy. Musicie doj do skraju lasu i si rozejrze. Szukajcie larw.
Ten modszy parskn miechem, ale gdy rumiany ypn na niego spode ba, natychmiast przesta si
mia.
- Nie powinni tego robi ci z dochodzeniwki? - spytaem. Rumiany pogardliwie prychn.
- Nie podzikowaliby nam za wezwanie do jeleniego cierwa. Bo to najczciej znajduj.
- Neil i Sam mwi e to co innego.
- Pozwoli pan, e najpierw sam to obejrz. - Da znak modszemu koledze. - Chodmy. Skoczmy t
zabaw.
Patrzyem, jak przechodz niezdarnie przez dziur w ywopocie i id w stron lasu. Rumiany nie kaza mi
zaczeka, zreszt czekanie nie miao sensu. Doprowadziem ich najdalej, jak mogem, reszta zaleaa od
nich.
Ale nie odjechaem. Wrciem do samochodu i wyjem butelk wody spod przedniego fotela. Woda bya
ciepa, ale zascho mi w ustach. Zaoyem okulary przeciwsoneczne i spogldajc na las, oparem si o
zielony, zakurzony botnik. Policjantw pochony ju zarola. Stojce nad paskimi mokradami powietrze,
duszne i stae w upale, pachniao czym metalicznym. Wszdzie brzczay, bzyczay i cykay owady. Tu
obok mnie taczyy dwie waki. Wypiem jeszcze jeden yk wody i spojrzaem na zegarek. Kolejnego
pacjenta miaem dopiero wieczorem, za dwie godziny, ale sta tu i czeka tylko po to, eby dowiedzie si,
co znalazo w lesie dwch wiejskich policjantw? Miaem ciekawsze rzeczy do zrobienia. Zreszt pewnie
mieli racj. Neil i Sam mogli zobaczy tam martwe zwierz. Po prostu. Reszty dokonaa wyobrania i
panika.
Mimo to ani drgnem.
Jaki czas pniej zobaczyem, e ju wracaj. Ich biae koszule to pokazyway si, to znikay w wysokiej,
pokej trawie. Byli bardzo bladzi; spostrzegem to ju z daleka. Ten modszy mia plam po wymiocinach
na piersi, ale chyba nie zdawa sobie z tego sprawy. Bez sowa podaem mu butelk. Przyj j z
wdzicznoci.
Rumiany unika mojego wzroku.
- Szlag by to, nie ma zasigu - mrukn, idc z komrk do radiowozu. Prbowa by szorstki i gburowaty
tak jak przedtem, ale mu nie wychodzio.
- A wic jednak to nie jele - powiedziaem. Posa mi ponure spojrzenie.
- Nie bdziemy ju pana zatrzymywali.
Zaczeka, a wsid do samochodu i dopiero wtedy sign po mikrofon radiostacji. Ten modszy gapi si
na swoje buty; w rku dyndaa mu butelka.
Postanowiem jecha prosto do przychodni. W gowie brzczao mi od myli, ale ju dawno temu
ustawiem tam co w rodzaju siatki, ktra zatrzymywaa je jak muchy. Prbowaem oczyci umys si woli,
mimo to muchy wci szeptay co podwiadomoci. Dojechaem do drogi prowadzcej do miasteczka. Moja
rka odruchowo powdrowaa do dwigni kierunkowskazu i zamara. Zupenie nie mylc, podjem

decyzj, ktrej skutki miay rozbrzmiewa echem jeszcze przez wiele tygodni. Ktra miaa odmieni ycie
moje i innych.
Pojechaem prosto przed siebie. Na farm Sally Palmer.
Rozdzia 3
Z jednej strony farmy rosy drzewa, z drugiej cigny si mokrada. Jechaem zryt koleinami drog i
spod k land rovera biy tumany kurzu. Zaparkowaem na nierwnym bruku - tylko tyle pozostao tu z
podwrza - i wysiadem. W upale draa szopa z blachy falistej. Sam dom by pomalowany na biao.
Wyblaka farba uszczya si ju i odpadaa, lecz w socu wci bya olepiajco jaskrawa. Po obu stronach
drzwi wisiay jasnozielone skrzynki na kwiaty, jedyne plamy koloru w tym wypowiaym wiecie.
Kiedy Sally bya w domu, jej owczarek szkocki zaczyna ujada, zanim gocie zdyli zapuka do drzwi.
Zwykle, ale nie tamtego dnia. Przez okna te nie dostrzegem adnego ladu ycia, ale to nie musiao nic
znaczy. Podszedem do drzwi i zapukaem. Teraz, gdy ju tu byem, powody mojego przyjazdu wyday mi
si beznadziejnie gupie. Czekajc, patrzyem na horyzont i zastanawiaem si, co jej powiem. Zawsze
mogem powiedzie prawd, ale prawda byaby rwnie irracjonalna jak sny Lindy Yates. Poza tym, Sally
mogaby to le zrozumie, odebra moj wizyt jako co wicej ni tylko drczcy niepokj, ktrego nie
potrafiem logicznie wyjani.
Mielimy kiedy moe nie romans, ale na pewno czyo nas co wicej ni tylko zwyka znajomo. By
taki czas, kiedy widywalimy si do czsto. I nic dziwnego: obydwoje bylimy autsajderami, obydwoje
mieszkalimy kiedy w Londynie. Poza tym, Sally bya bardzo towarzyska, odpowiadaa mi wiekowo i atwo
nawizywaa nowe znajomoci. No i bya adna. Kilka razy spotkalimy si na drinku w pubie i mio to
wspominaem.
Ale dalej si nie posunlimy. Gdy wyczuem, e chciaaby czego wicej, natychmiast si wycofaem.
Pocztkowo bya zaskoczona, ale poniewa nic nie zdyo si midzy nami rozwin, nie miaa do mnie
pretensji ani alu. Ilekro na siebie wpadalimy, zawsze ucinalimy krtk pogawdk, ale na tym si
koczyo.
Bardzo tego pilnowaem.
Zapukaem ponownie. Pamitam, e poczuem nawet ulg, kiedy nie otworzya. Musiaa gdzie wyj, co
oznaczao, e nie bd musia wyjania jej powodw mojego przyjazdu. Bo szczerze mwic, nie znaem
ich nawet ja sam. Nie naleaem do ludzi przesdnych i w przeciwiestwie do Lindy Yates, nie wierzyem w
ze przeczucia. Tylko e Linda nie miaa zych przeczu, w kadym razie niezupenie. Lindzie co si
przynio. A dobrze wiedziaem, jak mylce mog by sny. Jak mylce i niebezpieczne.
Odwrciem si od drzwi i od miejsca, do ktrego zmierzay moje myli. Dobrze, e jej nie ma,
pomylaem poirytowany. Co mi odbio? To, e na skraju lasu umar jaki turysta czy obserwator ptakw, to
jeszcze nie powd, eby da si. ponie wyobrani.
Ale w poowie drogi do samochodu przystanem. Co nie dawao mi spokoju i chocia ponownie
odwrciem si w stron domu, wci nie wiedziaem, co to jest. Chwil trwao, zanim zaskoczyem.
Skrzynki. Rosnce w nich kwiaty byy brzowe, uschnite.
Sally nigdy by do tego nie dopucia.
Zawrciem. Ziemia w skrzynkach bya sucha jak pieprz i twarda jak kamie. Kwiatw nikt nie podlewa i
to co najmniej od kilku dni. Zapukaem jeszcze raz i zawoaem. Nie syszc odpowiedzi, przekrciem
klamk.
Drzwi byy otwarte. Moliwe, e zamieszkawszy w Manham, Sally wyzbya si nawyku zamykania ich na
klucz. Ale tylko moliwe, bo tak samo jak ja, wychowaa si w miecie, a stare nawyki trudno wykorzeni.
Drzwi utkny, zablokowane stert lecych za nimi listw i przesyek. Pchnem je mocniej i pokonawszy
lawin korespondencji, wszedem do kuchni. Wygldaa tak, jak j pamitaem: wesoe cytrynowe ciany,
solidne wiejskie meble i kilka delikatnych akcentw, ktre wskazyway na to, e Sally nie potrafia tak do
koca zapomnie o wielkim miecie: elektryczna wyciskarka do sokw, byszczcy ekspres do kawy i duy,
dobrze zaopatrzony stojak na wino.
Nie liczc gromady listw, na pierwszy rzut oka wszystko wygldao normalnie. Ale wszdzie unosi si
ten charakterystyczny stchy zapach dugo niewietrzonego domu, wymieszany ze sodkawym zapachem
gnijcych owocw. Ten ostatni dochodzi z glinianej miski na starym, sosnowym kredensie, gdzie
zobaczyem stae memento mori, martw natur ze sczerniaych bananw, jabek i pokrytych bia pleni
pomaraczy. Z wazonu na stole bezwadnie zwisay martwe i nierozpoznawalne ju kwiaty. Szuflada pod
zlewem bya otwarta, jakby Sally co z niej wyjmowaa, gdy jej przeszkodzono. Chciaem j odruchowo
zamkn, lecz nie zamknem.
Moga wyjecha na urlop; tak to sobie tumaczyem. Moga by za bardzo zajta, eby zawraca sobie
gow zgniymi owocami i uschnitymi kwiatami. Istniao wiele prawdopodobnych wyjanie. Ale myl, e
podobnie jak Linda, wiedziaem ju swoje.
Zastanawiaem si, czy nie zajrze do pozostaych pomieszcze, ale uznaem, e lepiej nie. Ju wtedy
zaczem traktowa jej dom jak miejsce zbrodni i nie chciaem przypadkowo zatrze ladw. Dlatego

wyszedem na dwr. Za domem byo ogrodzenie, a za ogrodzeniem Sally trzymaa kozy. Co byo nie tak,
wystarczyo jedno spojrzenie. Kilka osabionych i wychudzonych kz jeszcze stao, ale wikszo leaa
nieruchomo. Byy albo nieprzytomne, albo martwe. Wyskubay ca traw, do ostatniego dba, a gdy
podszedem do koryta, okazao si, e jest zupenie suche. Za korytem lea w, ktrym najwyraniej je
napeniano. Oparem go o ciank i poszukaem kranu. Gdy chlusna woda, par kz przytruchtao bliej i
zaczo pi.
Postanowiem, e gdy tylko zawiadomi policj, cign tu weterynarza. Wyjem telefon, ale nie mogem
zapa zasigu. W Manham zawsze mielimy z tym trudnoci, dlatego komrki czsto zawodziy. Gdy
odszedem troch dalej, wskanik pola oy i ju miaem wybra numer, gdy za rdzewiejcym pugiem
zobaczyem co maego i ciemnego. To dziwne, ale wiedziaem, co to jest. Spity ruszyem w tamt stron.
W wysokiej, suchej trawie leaa Bess, owczarek szkocki Sally. Ze zmierzwion, zakurzon sierci
wygldaa jak malestwo. Odpdziem muchy, ktre napady mnie, zwietrzywszy wieszy posiek, i si
odwrciem. Ale tu przedtem zobaczyem, e pies ma prawie odcit gow.
Nagle zrobio mi si jeszcze gorcej. Nogi odruchowo zaniosy mnie do samochodu. Zwalczyem pokus,
eby wsi i czym prdzej odjecha. Zamiast uciec jak najdalej, zadzwoniem na policj. Czekajc, a kto
podniesie suchawk, patrzyem na zielon smug lasu, z ktrego niedawno wrciem. Nie, tylko nie to. Nie
znowu. Nie tutaj. Po chwili zdaem sobie spraw, e z telefonu dochodzi cichutki gos. Odwrciem wzrok i
powiedziaem:
- Chc zgosi zaginicie.
Inspektor - najwyej par lat starszy ode mnie - by przysadzisty i zadziorny. Nazywa si Mackenzie.
Pierwsz rzecz jak zauwayem, byo to, e ma nienaturalnie szerokie bary. Dolna cz jego ciaa, a
zwaszcza krciutkie nogi i absurdalnie drobne stopy, zupenie do nich nie pasowaa. Wygldaby jak
komiksowy kulturysta, gdyby nie zarys brzucha i bijca z twarzy niecierpliwo, ktra wymownie
ostrzegaa, e lepiej traktowa go powanie.
Ja zostaem przy samochodzie, a on i jego ubrany po cywilnemu sierant poszli obejrze psa. Wida byo,
e im si nie spieszy, e robi to niemal niefrasobliwie. Jednake fakt, e zamiast mundurowych przyjecha
tu gwny inspektor wydziau ledczego, by znakiem, e spraw potraktowano powanie.
Mackenzie wrci, a sierant wszed do domu, eby rozejrze si po pokojach.
- Dobrze, a wic jeszcze raz. Dlaczego pan tu przyjecha?
Pachnia pynem po goleniu i delikatnym zapachem mity. Spod jego rzadkich rudych wosw
przewitywaa mocno opalona skra gowy, ale jeli dokuczao mu soce, niczym tego nie okazywa.
- Byem w pobliu. Pomylaem, e wpadn.
- Towarzyska wizyta?
- Chciaem po prostu sprawdzi, czy wszystko w porzdku.
Nie zamierzaem wciga w to Lindy Yates, chyba e w ostatecznoci. To, co mi powiedziaa, powiedziaa
w zaufaniu, jako lekarzowi, poza tym nie sdziem, eby policjant wierzy w sny. Ja te nie wierzyem. Sk
w tym, e bez wzgldu na to, czy mylelimy racjonalne czy nie, Sally gdzie przepada.
- Kiedy widzia j pan ostatni raz? - spyta Mackenzie. Wrciem do teraniejszoci.
- Jakie dwa tygodnie temu.
- Mgby pan to troch zawzi?
- Pamitam, e widziaem j w pubie na letnim grillowaniu dwa tygodnie temu. Na pewno tam bya.
- Z panem?
- Nie. Ale rozmawiaem z ni. - Rozmawiaem bardzo krtko. Cze, jak si masz? wietnie. No to na
razie, do zobaczenia". Do zobaczenia". Sowa te nie miay adnego znaczenia, byy po prostu sowami,
niczym wicej. Nie miaem co do tego najmniejszych wtpliwoci.
- I po dwch tygodniach niewidzenia nagle pan do niej przyjecha, tak?
- Syszaem, e znaleziono czyje zwoki. Chciaem sprawdzi, czy nic jej nie jest.
- Skd pan wie, e s to zwoki kobiety?
- Nie wiem. Ale uznaem, e nie zaszkodzi tu zajrze.
- Co pana z ni czy?
- Chyba przyja.
- Bliska?
- Nie bardzo.
- Sypia pan z ni?
- Nie.
- A sypia pan?
Miaem ochot powiedzie mu, eby nie wtyka nosa w nie swoje sprawy. Bo wanie to robi. Ale w
sytuacjach takich jak ta prywatno si nie liczya. Dobrze o tym wiedziaem.
- Nie.

Patrzy na mnie bez sowa. Ja patrzyem na niego. Po chwili wyj z kieszeni paczk mitwek. Gdy
niespiesznie wkada jedn do ust, zauwayem pieprzyk na jego szyi. Pieprzyk mia dziwny ksztat.
Schowa mitwki, nawet mnie nie poczstowawszy.
- A wic to nie by zayy zwizek. Tylko przyja, tak?
- Znalimy si, to wszystko.
- Mimo to odczuwa pan nieodpart potrzeb sprawdzenia, czy nic jej nie jest. Nikomu innemu, tylko jej.
Tak?
- Mieszka tu sama. To odludzie nawet wedug naszych standardw.
- Dlaczego pan do niej nie zadzwoni? Tu mnie mia. Fakt, dlaczego?
- Nie przyszo mi to do gowy.
- Ona ma komrk? - Odparem, e ma. - Zna pan numer?
By w moim telefonie. Szukaem go, wiedzc, o co mnie zaraz spyta i czujc si bardzo gupio. Ale
naprawd o tym nie pomylaem.
- Zadzwoni do niej? - rzuciem, zanim zdy otworzy usta.
- Wanie, gdyby pan zechcia.
Czekaem na poczenie, czujc na sobie jego wzrok. Zastanawiaem si, co powiem, jeli Sally odbierze.
Ale nie sdziem, eby odebraa. Otworzyo si okno. Sierant wychyli si za parapet.
- Panie inspektorze, komrka dzwoni w torebce.
Nawet z tej odlegoci syszelimy cichutki, elektroniczny wiergot. Wcisnem guzik. wiergot usta.
Mackenzie kiwn gow.
- Dobra, to tylko my. Rb swoje. Sierant znikn. Mackenzie potar policzek.
- To niczego nie dowodzi - powiedzia. Milczaem.
Mackenzie westchn.
- Chryste, ten cholerny upa... - Po raz pierwszy da po sobie pozna, e mu przeszkadza. - Zejdmy ze
soca.
Stanlimy w cieniu domu.
- Zna pan kogo z jej rodziny? - spyta. - Kogo, kto mgby wiedzie, gdzie ona jest?
- Nie. Odziedziczya t farm, ale o ile wiem, nie ma tu nikogo.
- Przyjaci te nie? Nie liczc pana.
Mg w tym tkwi jaki haczyk, ale trudno byo powiedzie.
- Na pewno kogo tu zna, ale naprawd nie wiem.
- Ma kochanka? - Uwanie mi si przyglda, chcc sprawdzi, jak zareaguj.
- Nie wiem. Przykro mi.
Mackenzie chrzkn i spojrza na zegarek.
- Co teraz? - spytaem. - Porwnacie prbki DNA z tych zwok z prbkami zebranymi w domu?
Mackenzie zmruy oczy. - Widz, e si pan na tym zna. Poczuem, e si czerwieni.
- Nie, niezupenie.
Ucieszyem si, e przesta dry temat.
- Jeszcze nie wiemy, czy jest to miejsce zbrodni czy nie. Mamy kobiet, ktra zagina albo i nie zagina,
to wszystko. I adnych dowodw na to, e co czy j z tymi zwokami.
- A pies?
- Mogo go zagry jakie zwierz.
- Z tego co widziaem, ma podernite gardo. Podernite, nie przegryzione. Przecite czym ostrym.
Znowu otaksowa mnie spojrzeniem i gdybym mg, dabym sobie kopa w tyek za to, e tyle gadam.
Byem teraz lekarzem. Zwykym lekarzem, nikim wicej.
- Zobacz, co powiedz ci z sdwki. Ale nawet jeli jest tak, jak pan mwi, moga zabi go sama.
- Przecie pan w to nie wierzy.
Ju mia si odci, ale zmieni zdanie.
- Nie. Nie wierz. Ale nie zamierzam te wyciga pochopnych wnioskw.
Otworzyy si drzwi i wyszed sierant.
- Nic. Ale w korytarzu i w saloniku pali si wiato.
Mackenzie kiwn gow, jakby si tego spodziewa. Ponownie przenis wzrok na mnie.
- Nie bdziemy pana duej zatrzymywa, doktorze. Kto przyjedzie do pana spisa zeznania. I bybym
wdziczny, gdyby nikomu pan o tym nie mwi.
- Oczywicie. - Nie musia mnie o to prosi; prbowaem stumi w sobie zo. Mackenzie ju si
odwraca, ju mwi co do sieranta: ruszyem przed siebie i nagle przystanem.
- Jeszcze jedno. - Spojrza na mnie rozdraniony. - Ten pieprzyk na paskiej szyi. To pewnie nic takiego,
ale na wszelki wypadek niech pan pjdzie z tym do lekarza.
Gapili si na mnie, gdy szedem do samochodu.

Wracaem odrtwiay. Droga biega brzegiem Manham Water, pytkiego jeziora, a raczej bagnistego
jeziorka, ktre co roku robio si mniejsze, przegrywajc walk z agresywn trzcin. Jego powierzchnia bya
gadka jak lustro i zburzyo j dopiero stadko dzikich gsi, ktre tam wyldoway. Ani jezioro, ani
przecinajce mokrada wziutkie, czciowo zaronite strumyki nie nadaway si do eglugi, a poniewa w
pobliu nie byo adnej rzeki, turyci i motorowodniacy, od ktrych latem roio si w Broads, omijali Manham szerokim ukiem. Chocia od ssiedniego miasteczka dzielio nas ledwie kilka kilometrw, zdawao si,
e mieszkamy w zupenie innej czci Norfolk, w czci starszej i zdecydowanie mniej gocinnej. Otoczone
lasami, bagniskami i le osuszonymi mokradami Manham byo dosownie zaciankiem. Nie liczc
ornitologw-amatorw, nie odwiedza nas praktycznie nikt, dlatego miasteczko coraz bardziej izolowao si
od wiata niczym stary, stetryczay samotnik.
Ale jakby na przekr temu wszystkiemu tego wieczoru wygldao niemal wesoo. Klomby przed
kocioem i na skwerku wyglday w socu jak barwne plamy, plamy tak jaskrawe, e gdy popatrzyem na
nie duej, rozbolay mnie oczy. Skrupulatnie pielgnowane przez George'a Masona i jego wnuka,
ogrodnikw, ktrych spotkaem pierwszego dnia na cmentarzu, byy dum wszystkich mieszkacw
Manham. Girlandami kwiatw ozdobiono nawet stojcy na skwerze pomnik Mczennicy. Dzieci z
miejscowej szkoy robiy to co roku, eby uczci pami kobiety, ktr w szesnastym wieku ukamienowali
ssiedzi. Legenda gosia, e kobieta ta wyleczya miertelnie chore niemowl tylko po to, eby uznano j za
czarownic. Henry artowa, e tylko w Manham mona ukamienowa kogo za dobry uczynek, i twierdzi,
e obydwaj powinnimy wycign z tego stosowne wnioski.
Nie miaem ochoty wraca do domu, wic pojechaem do przychodni. Czsto bywaem tam nawet wtedy,
gdy nie musiaem. W domu czuem si samotnie, podczas gdy w przychodni miaem chocia wraenie, e
pracuj. Wszedem bocznymi drzwiami, ktre prowadziy do malej, lecz niezalenej i samowystarczalnej
poradni. Stara oraneria, zielona i wilgotna od kwiatw, starannie pielgnowanych przez Janice, suya teraz
za recepcj i poczekalni. W kilku pokojach na parterze mieszka Henry. Ale pokoje te znajdoway si na
drugim kocu domu, ktry by wystarczajco duy, eby pomieci nas wszystkich. Ja przejem jego stary
gabinet i gdy zamknem za sob drzwi, natychmiast uspokoi mnie kojcy zapach starego drewna i
woskowej pasty do podg. Chocia od przyjazdu pracowaem tu niemal codziennie, w gabinecie wci
wyczuwao si obecno Henry'ego: stary obraz - scena myliwska - biurko z aluzjowym zamkniciem,
wielki skrzany fotel. Pki byy wypenione starymi ksigami medycznymi, czasopismami i ksikami,
ktre rzadko kiedy widuje si u wiejskiego lekarza: pracami Kanta i Nietzschego oraz ksikami
psychologicznymi; te ostatnie zajmoway ca pk, poniewa psychologia bya jego konikiem. Moim jedynym wkadem w umeblowanie gabinetu by komputer cicho szumicy na biurku; Henry zgodzi si na t
innowacj - bardzo niechtnie zreszt- dopiero po wielomiesicznych perswazjach.
Nie wyzdrowia i nie wrci do pracy na peen etat. Podobnie jak jego wzek, moja tymczasowa umowa
zmienia si w co bardziej trwaego. Henry najpierw j przeduy, a gdy okazao si, e nie bdzie w stanie
samodzielnie praktykowa, zaproponowa, ebym zosta jego wsplnikiem. Nawet land rover defender,
ktrym teraz jedziem, nalea kiedy do niego. By stary i dobity, Henry kupi go po wypadku, w ktrym
straci on Dian i wadz w nogach. Byo to swoiste owiadczenie woli i zoy je, kiedy mia jeszcze
nadziej, e bdzie mg prowadzi i chodzi. Okazao si, e nie moe. I -jak zapewniali lekarze - nigdy nie
bdzie mg.
- Idioci - szydzi. - Da takiemu biay kitel i pomyli, e jest Bogiem.
Ale w kocu musia pogodzi si z tym, e mieli racj. I tak odziedziczyem nie tylko land rovera, ale i
wikszo jego pacjentw. Pocztkowo dzielilimy si nimi po rwno, ale z biegiem czasu mj udzia
znacznie wzrs. Ale to bynajmniej nie zmienio faktu, e w oczach wikszoci mieszkacw to on by
naszym doktorem", cho ju dawno przestaem zwraca na to uwag. Ja wci byem tym nowym" i
wiedziaem, e na zawsze nim pozostan.
Teraz, w popoudniowym upale, prbowaem odwiedzi kilka medycznych witryn internetowych, lecz nie
miaem do tego serca. Wstaem i podszedem do okna. Na biurku bucza wentylator, haaliwie mieszajc
stae powietrze i zupenie go nie chodzc. Nawet z szeroko otwartymi oknami rnica bya tylko
psychologiczna. Popatrzyem na starannie utrzymany ogrd. Podobnie jak wszystko inne, by zupenie
suchy; krzewy i trawa widy dosownie w oczach. Jezioro dochodzio niemal do samego ogrodu i przed nieuchronn zimow powodzi chroni go jedynie niski nasyp. Przy molo cumowaa jolka, stara aglwka
Henry'ego. aglwka, a raczej zwyka d wiosowa, ale Manham Water byo za pytkie na co innego.
Chocia nie umywao si do cieniny Solent i chocia tu i wdzie byo gsto poronite wodorostami,
obydwaj lubilimy po nim pywa.
Ale tego dnia nie byo szans na postawienie agla. Tafla jeziora przypominaa idealnie gadk stalow
pyt. Z miejsca, gdzie staem, wida byo jedynie cieniutk kreseczk trzcin, oddzielajc wod od nieba.
Nad ni i pod ni rozcigaa si zupena pustka, ktra - zalenie od nastroju obserwatora -moga albo
podnie na duchu, albo dobi. Tego dnia mnie nie podniosa.
- To ty? Tak mylaem.

Do pokoju wjecha na wzku Henry.


- Chciaem tu troch posprzta - odparem, wracajc do rzeczywistoci.
- Gorco jak w piecu, cholera... - mrukn, zatrzymujc si przed wentylatorem. Kremowobiae wosy,
opalona twarz, ciemne, bystre oczy: nie liczc tego, e nie mia wadzy w nogach, wyglda jak okaz
zdrowia. - Co to za historia z tym trupem? Pono chopcy Yatesw znaleli trupa. Janice usta si nie
zamykay.
Prawie w kad niedziel Janice przynosia mu na przykrytym talerzu to, co akurat dla siebie ugotowaa.
Henry upiera si, e lunch potrafi ugotowa sobie sam, ale zauwayem, e rzadko kiedy z ni wygrywa.
Janice bya wietn kuchark i podejrzewaem, e jej uczucia dla Henry'ego wykraczaj poza te, jakimi
gosposia powinna darzy swego chlebodawc. Podejrzewaem rwnie, e poniewa bya star pann jej
dezaprobata dla zmarej ony Henry'ego wypywa gwnie z zazdroci, chocia czsto wspominaa te o
jakim dawnym skandalu. Powiedziaem jej bez ogrdek, e nie chc o tym wiedzie. Nawet jeli jego
maestwo nie naleao do idyllicznych, jak je teraz przedstawia, nie zamierzaem w nim grzeba.
Ale zupenie nie zaskoczyo mnie to, e Janice wiedziaa o zwokach. W miasteczku musiao hucze od
potek.
- Tak, w lesie Farnhama.
- Pewnie jaki ornitolog. Forsowny marsz z plecakiem w takim upale...
- Pewnie tak.
Syszc ton mojego gosu, unis brwi.
- Nie? W takim razie co? Chcesz powiedzie, e to morderstwo? Troch by si tu oywio! - Nie
umiechnem si, wic te przesta si umiecha. -Co mi mwi, e to by kiepski art.
Opowiedziaem mu o mojej wizycie w domu Sally Palmer z nadziej e kiedy komu o tym opowiem, to,
co mnie gnbio, stanie si mniej prawdopodobne. Ale si nie stao.
- Jezu Chryste - mrukn gucho, gdy skoczyem. -1 policja myli, e to moe by ona?
- Nie, tego nie powiedzieli. Pewnie jeszcze za wczenie.
- Boe wity, co za koszmar.
- Moe to nie ona.
- Nie, oczywicie, e to nie ona - odpar, lecz widziaem, e nie wierzy w to tak samo jak ja. - Nie wiem
jak ty, ale ja mam ochot na kielicha.
- Dziki, ale spasuj.
- Oszczdzasz si na Owieczk?
Pub Pod Czarn Owieczk by jedynym pubem w Manham. Czsto tam chodziem, lecz wiedziaem, e
tego wieczoru na pewno nie zechc przyczy si do rozmowy. Nie na ten temat.
- Nie, chyba zostan w domu - odrzekem.
Mieszkaem w starym, kamiennym domu na skraju miasta. Kupiem go, gdy stao si oczywiste, e
ostatecznie zostan tu duej ni p roku. Henry proponowa, ebym zamieszka z nim; Bank House by tak
duy, e na pewno bym mu nie przeszkadza - mj kamienny domek zmieciby si w jego piwnicy. Ale
wolaem przeprowadzi si na swoje, poczu, e zapuszczam tu korzenie, zamiast stale siedzie na
walizkach. Chocia bardzo lubiem moj prac, nie chciaem y ni przez ca dob. Byway takie chwile,
kiedy dobrze byo wyj i zamkn za sob drzwi z nadziej, e telefon nie zadzwoni przynajmniej przez
kilka najbliszych godzin.
I to bya jedna z nich. Do kocioa szo kilkoro ludzi na wieczorn msz. Wita ich w drzwiach pastor
Scarsdale, stary ponurak, ktrego nie lubiem. Ale mieszka tu od lat i przez ten czas zebra gromadk
wiernych wyznawcw. Gestem rki pozdrowiem Judith Sutton, wdow, ktra mieszkaa z dorosym synem
Rupertem, wielkim, niezdarnym tuciochem, ktry zawsze chodzi par krokw za swoj wadcz,
apodyktyczn matk. Judith rozmawiaa z Lee i Marjority Goodchildami, wymuskan par starych,
sztywnych hipochondrykw, naszych staych pacjentw. Miaem nadziej, e nie zatrzymaj mnie, eby
zasign ulicznej porady. W Manham nie byo czego takiego jak dzie wolny od pracy.
Ale tego wieczoru nie zatrzymali mnie ani oni, ani nikt inny. Zaparkowaem na spieczonej ziemi z boku
domu i otworzyem drzwi. W rodku byo duszno. Otworzyem okna na ocie i wyjem piwo z lodwki.
Nie miaem ochoty i do pubu, mimo to chciaem si napi. Zdawszy sobie spraw jak bardzo, wstawiem
piwo z powrotem do lodwki i nalaem sobie dinu z tonikiem.
Wrzuciem do szklanki kruszony ld, dodaem kawaek cytryny i usiadem przy maym, drewnianym stole
w ogrodzie za domem. Z ogrodu wida byo k i las i chocia widok nie by tak spektakularny jak ten z
okna gabinetu w przychodni, nie by te odstrczajcy. Niespiesznie wypiem din, zrobiem sobie omlet i
zjadem w ogrodzie. Upa powoli ustpowa. Nareszcie. Siedziaem przy drewnianym stole i patrzyem, jak
na niebie niemiao pokazuj si pierwsze gwiazdy. Mylaem o tym, co musiao dzia si kilka kilometrw
dalej, w tej do niedawna spokojnej okolicy, gdzie synowie Lindy Yates dokonali swego odkrycia.
Prbowaem wyobrazi sobie, e Sally Palmer jest bezpieczna, e gdzie si teraz mieje, pragnem zmusi
j do tego samym myleniem. Ale nie wiedzie czemu, nie mogem utrzyma w pamici jej obrazu.

Odkadajc na pniej chwil, kiedy bd musia si wreszcie pooy i stawi czoo snom, siedziaem
tam, dopki niebo nie nabrao barwy ciemnego indygo i dopki nie upstrzyy go migotliwe punkciki gwiazd,
plamki dawno ju martwego wiata. ,
Obudziem si gwatownie, bez tchu i zlany potem. Rozejrzaem si, nie wiedzc, gdzie jestem. Staem
nago w otwartym oknie sypialni. Wychylaem si na zewntrz i niski parapet wrzyna mi si w uda.
Chwiejnie zrobiem krok do tyu i usiadem na ku. Zmite przecierado niemal wiecio w blasku
ksiyca. Siedziaem tak i czekaem, a przestanie mi wali serce, a obeschn zy.
Znowu miaem ten sen.
Zy sen. Zy i jak zawsze tak plastyczny, e przebudzenie zdawao si iluzj, a sen rzeczywistoci.
Wanie to byo najokrutniejsze. Najokrutniejsze dlatego, e we nie Kara i Alice, moja ona i szecioletnia
creczka, wci yy. Widziaem je, rozmawiaem z nimi. Dotykaem ich. We nie wci wierzyem, e
mamy przed sob przyszo, nie tylko przeszo.
Baem si tych snw. Nie tak, jak ludzie boj si nocnych koszmarw, bo nie byo w nich nic strasznego.
Nie, przeciwnie.
Baem si ich dlatego, e prdzej czy pniej musiaem si obudzi.
A wtedy smutek i poczucie straty byy rwnie silne jak w dniu, kiedy to si stao. Czsto budziem si, by
stwierdzi, e jestem poza kiem, e pic, chodziem, e lunatykowaem, zupenie nie zdajc sobie z tego
sprawy. e stoj w otwartym oknie, tak jak choby teraz, czy na szczycie stromych, bezlitosnych schodw,
nie pamitajc, jak tam trafiem, nie wiedzc, co mnie do tego pchno.
Zadraem w lepkim cieple nocy. W oddali zaszczeka samotny lis. Po chwili pooyem si i patrzyem w
sufit, dopki nie wypowiay mroczne cienie, dopki nie ustpia ciemno.
Rozdzia 4
Mad mokradami staa jeszcze mga, gdy Lyn Metcalf zamkna za sob drzwi i wyruszya na porann
przebiek. Biega lekko i z atwoci, bo lubia biega. Nacignity misie ydki ju nie bola, mimo to nie
chciaa przesadzi, dlatego biega dugim, swobodnym krokiem. Na kocu wskiej cieki prowadzcej do
domu skrcia w poronit drk, ktra przecinaa mokrada i dochodzia a do jeziora.
Jej nogi smagaa wysoka, zimna i wci mokra od rosy trawa. Lyn oddychaa gboko, rozkoszujc si
wraeniami i doznaniami. Chocia by poniedziaek, nie umiaa wyobrazi sobie lepszego pocztku nowego
tygodnia. Bya to jej ulubiona pora dnia, bo o poranku nie musiaa jeszcze myle o bilansach okolicznych
farmerw i drobnych przedsibiorcw, ktrzy i tak nie suchali jej rad, bo dzie wci jeszcze tchn
optymizmem, bo nikt nie zdy go jeszcze zepsu. O poranku wszystko byo wiee i wyrane, wszystko
sprowadzao si do guchego, rytmicznego odgosu, jaki wydaway uderzajce w ziemi buty, do rwnego,
chrapliwego oddechu.
Miaa trzydzieci jeden at i bya dumna ze swojej formy. Dumna, e potrafia utrzyma rygor, ktry sama
sobie narzucia, i e dziki temu zdoaa zachowa zgrabn sylwetk, co z kolei oznaczao, e wci moga
biega w obcisych szortach i kusym topie. wietnie w tym stroju wygldaa. Ale nie, nie bya na tyle
prna, eby si tym komu chwali. Naprawd lubia sport, dlatego byo jej atwiej. Lubia si forsowa,
sprawdza, ile da rad wytrzyma, czy wytrzyma jeszcze wicej. Woy adidasy i przebiec dziesi
kilometrw w budzcym si do ycia wiecie -jeli istnia lepszy sposb na rozpoczcie dnia, nie zdya go
jeszcze pozna.
Zgoda, nie liczc seksu, oczywicie. Chocia seks straci ostatnio troch smaczku. Nie eby narzekaa: ju
na sam widok Marcusa zmywajcego pod prysznicem kurz dnia, na widok porastajcych jego ciao wosw,
ktre woda zmieniaa w futerko wydry, czua, e ciska j w podbrzuszu. Ale to, co kryo si pod mask
czystej przyjemnoci, odbierao rado zarwno jej, jak i jemu. Zwaszcza e nie przynosio adnych
rezultatw.
Jak dotd.
Przeskoczya nad gbok kolein, utrzymujc tempo, uwaajc, eby nie wypa z rytmu. eby nie
wypa z rytmu, pomylaa cierpko. Wolaaby wypa. Jeli chodzio o rytm, rytmiczno i cykliczno, jej
ciao byo jak zegarek. Znienawidzony okres wystpowa dokadnie co miesic, niemal co do dnia,
sygnalizujc koniec kolejnego cyklu i pocztek kolejnego rozczarowania. Lekarze twierdzili, e wszystko z
nimi w porzdku, i z ni, i z nim. e po prostu u niektrych duej to trwa, nikt nie wie dlaczego. Prbujcie
dalej, mwili. No wic prbowali, pocztkowo chtnie i radonie, miejc si, e z medycznym
bogosawiestwem mog robi co, co i tak sprawia im frajd. Marcus artowa, e uprawiaj seks na
recept. Ale artobliwy nastrj stopniowo wygas, ustpujc miejsca czemu bliskiemu desperacji, w kadym
razie jej embrionicznym pocztkom. I desperacja ta zaczynaa rzutowa na wszystko inne, na kady aspekt
ich ycia.
Nie eby si do tego przyznawali. Mimo to obydwoje czuli, e tak jest. Wiedziaa, e Marcus nie moe
pogodzi si z tym, i ona jako ksigowa zarabia wicej ni on jako budowlaniec. Jeszcze nie zaczli si
wzajemnie oskara, ale baa si, e mog. Wiedziaa te, e jest w stanie mu dogry, tak samo jak on jej.

Na razie zapewniali si wzajemnie, e nie ma si czym martwi, e nie ma popiechu. Ale prbowali ju od
lat, a za cztery lata miaa osign wiek, ktry-jak zawsze twierdzia - bdzie wiekiem nieprzekraczalnym.
Szybko to sobie przemnoya. Jeszcze tylko czterdzieci osiem okresw. Przeraajco blisko. Czterdzieci
osiem potencjalnych rozczarowa, nie liczc tych, ktre ju przeya. Z tym, e ten miesic by inny. W tym
miesicu rozczarowanie spniao si ju o trzy dni.
Szybko stumia gwatowny przypyw nadziei. Na nadziej byo za wczenie. Nie powiedziaa nawet
Marcusowi. Bo i po co? eby znowu si rozczarowa? Nie, zaczeka jeszcze kilka dni, a potem zrobi test
ciowy. Ju na sam myl o tecie cisno j w brzuchu. Biegnij, nakazaa sobie stanowczo. Biegnij i nie
myl.
Wschodzio soce i niebo zaczynao nabiera poysku. cieka prowadzia wzdu grobli nad jeziorem,
przez trzciny w kierunku ciemniejcego w oddali lasu. Nad wod powoli kbia si mga, jakby zaraz miao
tam co wybuchn. Cisz przerywa jedynie plusk niewidocznych ryb. Uwielbiaa ten odgos. Uwielbiaa
lato, uwielbiaa ten krajobraz. Urodzia si tu i wychowaa, potem wyjechaa na studia, czsto bywaa za
granic. Ale zawsze wracaa. To poletko Pana Boga, mawia jej ojciec. Nie wierzya w Boga, niezupenie,
ale wiedziaa, co mia na myli.
Dobiegaa do miejsca, gdzie rozpoczyna si jej ulubiony fragment trasy. Las. Skrcia na rozwidleniu
cieki i zwolnia, gdy nad jej gow zamkny si mroczne korony drzew. W tym wietle atwo byo
potkn si o jaki korze. To wanie tu si kiedy potkna i nadwerya sobie misie ydki. Miny
prawie dwa miesice, zanim znowu moga biega.
Ale wschodzce soce zaczynao ju rozprasza mrok, zmieniajc liciasty baldachim w drobniutk,
wietlist koronk. Las by prastary i przypomina labirynt oplecionych pnczami drzew, sterczcych z
mikkiej, zdradliwej ziemi. Byo tu mnstwo krtych cieek i drek, ktre zmyliwszy niewiadomego
wdrowca, mogy zaprowadzi go w guche ostpy i nagle znikn. Kiedy si tu przeprowadzili, podczas
jednej z porannych przebieek Lyn popenia bd i skrcia nie tam, gdzie trzeba. Zabdzia i mino wiele
godzin, zanim wysza na znajom ciek. Marcus szala z niepokoju - i wciekoci - gdy w kocu dotara
do domu. Od tamtej pory zawsze trzymaa si utartego i sprawdzonego szlaku.
Dokadnie w poowie prawie dziesiciokilometrowej trasy bya maa polana, na ktrej lea, a waciwie
sta wielki kamie. Poronity traw mchem mg by niegdy fragmentem wielkiego kamiennego krgu
albo czci bramy. Nikt ju tego nie pamita. Jego historia i tajemnice tony w mroku dziejw. By jednak
wygodnym punktem orientacyjnym i Lyn miaa zwyczaj klepa go czule przed wyruszeniem w drog
powrotn. Polanka bya ju niedaleko, dzielio j od niej najwyej kilka minut biegu. Oddychajc gboko,
lecz rwno, pomylaa o niadaniu - nie ma to jak skuteczny bodziec do wikszego wysiku.
Nie bya pewna, kiedy poczua si nieswojo. Na pewno nie nagle. Przypominao to raczej narastajce
wraenie czego obcego i wrogiego, podwiadomy niepokj, ktry w kocu sta si niepokojem wiadomym.
W lesie zrobio si nagle nienaturalnie cicho. Las zacz j nagle przytacza. Odgos jej krokw przybra na
sile i brzmia teraz duo goniej ni zwykle. Dziwne uczucie. Chciaa je zignorowa, odpdzi, lecz wci
powracao. Stawao si coraz silniejsze. Zwalczya pokus, eby obejrze si za siebie. Co si z ni, do
diaba, dziao? Przecie biegaa tdy od dwch lat. I nigdy dotd tak si nie czua.
Ale teraz byo inaczej. Teraz miaa wraenie, e co j obserwuje. Stany jej dba woski na karku.
Przesta, pomylaa. Nie bd gupia. Jednake pokusa, eby zerkn za siebie, cay czas narastaa. Lyn
wbia wzrok w ziemi. Jedyn yw istot, jak kiedykolwiek tu widziaa, by jele. Ale dawaa gow, e to,
co tam czyha, nie jest jeleniem. No, bo nie jest, kretynko. Bo nic tam nie czyha. To tylko wyobrania.
Spnia ci si okres i dostajesz szmergla.
Myl ta odcigna jej uwag od otoczenia, ale tylko na sekund. Zaryzykowaa i szybko podniosa gow.
Zdya tylko zobaczy ciemne gazie i krt ciek, gdy zaraz potem zahaczya o co nog. Potkna si
i dziko wymachujc rkami, z trudem utrzymaa rwnowag. Serce walio jej jak motem. Idiotka! Polana
bya tu-tu, leny przesmyk, poctkowana socem oaza. Przyspieszya kroku, klepna poronity mchem
kamie i szybko si odwrcia.
Nic. Tylko cieniste, ponure drzewa.
A czego si spodziewaa? Lenych skrzatw? Mimo to ani drgna. Nie pieway ptaki, nie brzczay
owady. Zdawao si, e las wstrzyma oddech i popad w cich zadum. Lyn baa si mu przeszkodzi, baa
si opuci schronienie na polanie i ponownie wej midzy gste drzewa. To co teraz zrobisz? Bdziesz tu
stercze przez cay dzie?
Niewiele mylc, odepchna si od kamienia. Jeszcze tylko pi minut i ponownie wybiegnie na otwart
przestrze. Otwarte ki, otwarte jezioro, otwarte niebo - wyobrazia to sobie i niepokj nieco zela. Midzy
mrocznymi drzewami pojaniao, kilkaset metrw dalej zza konarw wychyno soce. Zacza si ju
odpra i wtedy zobaczya co na ziemi.
Przystana. Dokadnie porodku cieki lea martwy krlik. Jakby kto chcia go jej podarowa. Nie, nie
krlik. Zajc. Mia zmierzwion i zakrwawion sier.
Przedtem go tu nie byo.

Lyn rozejrzaa si wokoo. Ale drzewa nie chciay jej podpowiedzie, skd si wzi, nie chciay nic
zdradzi. Obesza go z boku i pucia si biegiem przed siebie. To lis, pomylaa, ponownie wpadajc w
rytm. Pewnie go sposzya. Ale aden lis, sposzony czy nie, nie porzuciby zdobyczy. Poza tym, zajc nie
wyglda tak, jakby go upuszczono. Wyglda tak, jakby...
Celowo go tam podrzucono.
Co za gupota. Odpdzia t myl i popdzia dalej. A potem wybiega z lasu i zobaczya jezioro. Niepokj
zacz powoli znika, male z kadym krokiem. W penym socu zdawa si absurdalny. Nawet enujcy.
Jej m Marcus mwi potem, e gdy wrcia do domu, w radiu nadawano wiadomoci. Wkadajc
grzank do tostera i krojc banana, powiedzia, e ledwie kilka kilometrw od ich domu znaleziono ludzkie
zwoki. Lyn natychmiast skojarzya to sobie z martwym zajcem i opowiedziaa mu o swojej lenej
przygodzie, o tym, jak bardzo si przestraszya. Ale teraz miaa si z tego i artowaa, i zanim grzanka
wyskoczya z tostera, obydwoje uznali, e by to tylko nic nieznaczcy incydent.
Gdy wysza spod prysznica, zaczli rozmawia o czym innym.
Rozdzia 5
Mackenzie przyjecha w poowie porannego dyuru. Janice zawiadomia mnie o tym, przynoszc kart
kolejnego pacjenta. Miaa wielkie oczy, z ciekawoci i zaintrygowania.
- Policja do pana - szepna. - Inspektor Mackenzie.
Nie wiem dlaczego, ale wcale mnie to nie zdziwio. Spojrzaem na kart. Ann Benchley,
osiemdziesicioletnia staruszka z chronicznym artretyzmem. Staa pacjentka.
- Ilu jeszcze zostao? - spytaem, grajc na zwok.
- Razem z pani Benchley, jeszcze czworo.
..- Niech pani mu powie, e za chwil. I poprosi pani Benchley.
Bya zaskoczona, ale nic nie powiedziaa. Wtpiem, eby do tego czasu by w miasteczku kto, kto nie
sysza o zwokach. Ale chyba nikt nie kojarzy ich jeszcze z Sally Palmer. Ciekawio mnie, kiedy i kto
zacznie.
Dopki Janice nie wysza z gabinetu, udawaem, e przegldam kart pani Benchley. Wiedziaem, e
Mackenzie nie przyjechaby do mnie, gdyby sprawa nie bya naprawd pilna, a wtpiem, eby ktry z
moich pacjentw cierpia na co, co wymagao natychmiastowej interwencji. Nie byem pewien, dlaczego
kazaem mu czeka. Zrobiem to pewnie dlatego, e nie miaem ochoty wysuchiwa tego, co mia mi do
powiedzenia.
Mylaem o tym, rozmawiajc z pani Benchley. Gdy pokazaa mi swoje artretycznie powykrcane donie,
zrobiem wspczujc min, wypisujc recept, uspokajaem j bezsensownie i pocieszaem, a gdy
zadowolona wychodzia z gabinetu, umiechnem si do niej z roztargnieniem. Nie, nie mogem tego duej
odkada.
- Janice, prosz go wpuci.
- Chyba jest zy -szepna ostrzegawczo gosposia.
Fakt, Mackenzie nie robi wraenia rozradowanego policjanta. Mia czerwon z gniewu twarz i
wojowniczo sterczcy podbrdek.
- Mio mi pana widzie, doktorze - rzuci z nieukrywanym sarkazmem. W rku trzyma skrzan teczk.
Usiad bez zaproszenia i pooy j sobie na kolanach.
-W czym mog panu pomc, panie inspektorze?
- Chciabym wyjani par spraw.
-Zidentyfikowalicie zwoki?
- Jeszcze nie.
Wyj torebk mitwek i wrzuci jedn sobie do ust. Czekaem. Znaem zbyt wielu policjantw, eby
takie gierki mogy wyprowadzi mnie z rwnowagi.
- Nie przypuszczaem, e s jeszcze takie miejsca- zacz. - Wie pan, mae miasteczko, lekarz rodzinny,
domowe wizyty... - Rozejrza si po gabinecie. Jego wzrok spocz na pce z ksikami. - Sama
psychologia. Interesuje si pan psychologi?
- To ksiki mojego wsplnika.
- Aha. Ilu macie pacjentw? Zastanawiaem si, dokd to wszystko zmierza.
- Piciuset, moe szeciuset.
- A tylu?
- Miasteczko jest mae, ale przyjedaj tu z caej okolicy. Kiwn gow, jakby bya to zwyczajna
pogawdka.
- Ale pracuje si tu troch inaczej ni w duym miecie. Prawda?
- Chyba tak.
- Nie tskni pan za Londynem?

W tym momencie wszystko zrozumiaem. I znowu bez specjalnego zaskoczenia. Poczuem tylko wikszy
ciar na barkach.
- Prosz mi lepiej powiedzie, z czym pan przychodzi.
- Po naszej wczorajszej rozmowie przeprowadziem may wywiad. C, ostatecznie jestem policjantem. Spojrza na mnie chodno. - Ma pan imponujcy yciorys, doktorze. Wiejski lekarz i co takiego? Prosz,
prosz...
Rozpi teczk i teatralnym gestem zacz przerzuca kartki.
- Zrobi pan dyplom, a potem doktorat z antropologii. Pisz tu, e by z pana wybitnie zdolny naukowiec,
zdolny i ambitny. Wyjecha pan do Stanw, wykada pan na uniwersytecie W Tennessee, potem wrci pan
do Anglii i zrobi specjalizacj z antropologii sdowej.
Przekrzywi gow.
- Antropologia sdowa. Wie pan, jestem policjantem prawie od dwudziestu lat, ale nie wiedziaem, co to
takiego. Sdowa", tak, to jasne, ale antropologia? Zawsze mylaem, e antropolodzy badaj stare koci.
Troch tak jak archeolodzy. C, czowiek uczy si przez cae ycie...
- Nie chciabym pana pogania, ale czekaj na mnie pacjenci.
- Och, prosz si nie martwi, nie zabior panu wicej czasu, ni to konieczne. W Internecie znalazem te
kilka paskich artykuw. Maj ciekawe tytuy. - Podnis kartk. - Rola entomologii w oznaczaniu czasu
mierci". Chemia rozkadu zwok".
Opuci kartk.
. - Bardzo to wszystko specjalistyczne. Dlatego zadzwoniem do znajomego z Londynu; jest inspektorem
tamtejszej policji. Okazao si, e duo o panu sysza. Prosz, c za niespodzianka. Wyglda na to, e
pracowa pan jako ich konsultant w kilku powanych ledztwach, sprawach o morderstwo. W Anglii, w
Szkocji, nawet w Irlandii Pnocnej. Ten znajomy twierdzi, e jest pan jednym z nielicznych w peni
wykwalifikowanych i licencjonowanych antropologw sdowych w naszym kraju. e pracowa pan przy
masowych grobach w Iraku, Boni, w Kongo, wszdzie. e jest pan ekspertem od ludzkich szcztkw. Nie
od ich identyfikowania, tylko od ustalania czasu i sposobu mierci. e przejmuje pan paeczk po patologu...
- Panie inspektorze, o co waciwie chodzi?
- O to, e cay czas zastanawiam si, dlaczego nie wspomnia pan o tym podczas naszej wczorajszej
rozmowy. Przecie wiedzia pan, e znalelimy zwoki i e chcemy je jak najszybciej zidentyfikowa. Mackenzie mwi cicho, ale jeszcze bardziej poczerwieniaa mu twarz. - Mj znajomy z Londynu uwaa, e
to przezabawne. Oto ja, gwny inspektor, prowadz ledztwo w sprawie o morderstwo, nie wiedzc, e
mam pod rk jednego z najwybitniejszych antropologw sdowych w kraju, ktry udaje zwykego lekarza.
W kocu przyzna, e jest to ledztwo w sprawie o morderstwo i nie uszo to mojej uwagi.
- Ja nie udaj. Jestem lekarzem.
- Ale i kim wicej, prawda? Po co te tajemnice, panie doktorze?
- To, co robiem kiedy, nie ma ju znaczenia. Teraz jestem lekarzem. Mackenzie przyglda si mi, jakby
nie wiedzia, czy artuj czy nie.
- Po telefonie do Londynu - cign - zadzwoniem jeszcze w kilka miejsc. Wiem, e praktykuje pan jako
lekarz od trzech lat. Rzuci pan antropologi sdow i przyjecha tu po tym, jak paska ona i crka zginy
w wypadku samochodowym. Pijany kierowca tego drugiego samochodu wyszed z wypadku bez szwanku.
Znieruchomiaem. Mackenzie by na tyle przyzwoity, e zrobi wspczujc min.
- Nie chc otwiera starych ran. Moe bym nie musia, gdyby by pan ze mn szczery. Krtko mwic,
chodzi o to, e dobrze by byo, gdyby nam pan pomg.
Wiedziaem, e czeka, a spytam w czym, ale nie spytaem. Mwi wic dalej.
- Stan zwok utrudnia identyfikacj. Wiemy tylko, e to kobieta, nic wicej. I dopki jej nie
zidentyfikujemy, jestemy uziemieni. Nie moemy rozpocz waciwego ledztwa, dopki nie ustalimy na
sto procent, kim jest ofiara. Z trudem odzyskaem gos.
- Powiedzia pan: Na sto procent". Przecie jestecie tego niemal pewni. Prawda?
- Sally Palmer? Cigle prbujemy ustali miejsce jej pobytu. Spodziewaem si tej odpowiedzi, mimo to
bardzo mn wstrzsna.
- Kilkoro goci widziao j w pubie na grillu - cign Mackenzie - ale jak dotd nie znalelimy nikogo,
kto widziaby j potem. To ju prawie dwa tygodnie. Pobralimy prbki DNA, ze zwok i z jej domu, ale
wyniki bd dopiero za tydzie.
- A odciski palcw?
- Odpada, nie damy rady ich zdj. Jeszcze nie wiemy, czy celowo je usunito, czy uniemoliwia to stan
rozkadu zwok.
- W takim razie sprbujcie ustali tosamo po zbach. Mackenzie pokrci gow.
- Za mao ich zostao.
- Kto je wybi?

- Mona tak powiedzie. Niewykluczone, e celowo, eby uniemoliwi identyfikacj albo jest to skutek
uboczny odniesionych ran. Jeszcze tego nie wiemy.
Przetarem oczy.
- A wic to na pewno morderstwo?
- O tak, na pewno - odpar ponuro Mackenzie. - Trudno powiedzie, czy zostaa zgwacona, ale
prawdopodobnie tak. Zgwacona, a potem zabita.
- Jak?
Mackenzie wyj bez sowa du kopert i rzuci j na biurko. Z koperty wystawaa krawd byszczcego
zdjcia. Wycignem rk, zanim zdaem sobie spraw z tego, co robi.
Odepchnem kopert.
- Nie, dzikuj.
- Mylaem, e zechce pan obejrze.
- Ju mwiem, nie mog wam pomc.
- Nie moe pan czy nie chce? Pokrciem gow.
- Przykro mi.
Patrzy na mnie jeszcze przez chwil i gwatownie wsta.
- Dzikuj, e zechcia pan powici mi tyle czasu. - Mia zimny gos.
- O czym pan zapomnia. - Podniosem kopert.
- Niech pan to zatrzyma. Moe obejrzy pan pniej.
Wyszed. Wci trzymaem kopert w rku. Wystarczyo tylko wysun zdjcia. Zamiast tego wrzuciem
j do szuflady. Zamknem szuflad i kazaem Janice poprosi kolejnego pacjenta.
Ale obecno zdj odczuwaem przez cay poranny dyur. Przeszkadzaa mi w kadej rozmowie, w
kadym badaniu. Po wyjciu ostatniego pacjenta prbowaem zaj si wypenianiem kart. Gdy skoczyem,
podszedem do drzwi na balkon i wbiem wzrok w dal. Jeszcze tylko dwie wizyty domowe i reszt
popoudnia bd mia dla siebie. Gdyby cho troch wiao, chtnie bym poeglowa. Ale na jeziorze bya
taka sama flauta jak na suchym ldzie.
Gdy Mackenzie zacz grzeba w mojej przeszoci, ogarno mnie dziwne odrtwienie. Rwnie dobrze
mgby mwi o kim innym. I w sumie mwi. Byem kiedy innym czowiekiem. Byem Davidem
Hunterem, ktry zgbi chemi mierci, widzia produkt kocowy niezliczonych przypadkw gwatu i
przemocy, wypadkw naturalnych i mieszanych. Ktry na co dzie widywa pozbawione skalpw czaszki i
szczyci si wiedz, ktrej istnienia wielu nawet nie podejrzewao. To, co dziao si z ludzkim ciaem po
mierci, nie byo dla mnie adn tajemnic. Byem w zayych stosunkach z rozkadem we wszelkiej postaci
i umiaem przedstawi na wykresie jego postp w zalenoci od pogody, rodzaju gleby i pory roku. To
makabryczne, tak, ale i konieczne. Niczym cyrkowy sztukmistrz, czerpaem satysfakcj z tego, e niemal
zawsze potrafiem powiedzie, kiedy, jak i kto. Nigdy nie zapominaem, e mam do czynienia z ludmi. Ale
z ludmi tylko w sensie abstrakcyjnym - poznawaem ich dopiero po mierci, za ycia byli mi obcy.
A potem w jednej chwili odebrano mi dwie istoty, ktre kochaem bardziej ni kogokolwiek innego na
wiecie, on i creczk. Zabi je pijak, ktry wyszed z wypadku bez jednego zadrapania. Z ywych
stworze w uamku sekundy zmieniy siew martw materi organiczn. Tymczasem ja wiedziaem - niemal
co do godziny! -jak metamorfoz ich ciaa bd przechodzi po mierci. I mimo tej wiedzy, obsesyjnie
przeladowao mnie pytanie, na ktre nie umiaem znale odpowiedzi. Gdzie teraz byy? Co si stao z wypeniajcym je kiedy yciem? Jak to moliwe, e oywiajcy je duch po prostu znikn?
Nie wiedziaem. I wanie tego nie mogem znie, i wanie to przewayo szal. Koledzy i przyjaciele
byli dla mnie bardzo wyrozumiali, ale nie zwracaem na nich uwagi. Najchtniej zaharowabym si na
mier, tylko e praca nieustannie przypominaa mi to, co straciem, stawiaa pytania, na ktre nie
znajdowaem odpowiedzi.
Dlatego uciekem. Odwrciem si od wszystkiego, co znaem, odwieyem wiadomoci i ukryem si
tutaj, na odludziu. Daem sobie szans moe nie na nowe ycie, ale przynajmniej na now prac. Na prac z
ludmi ywymi, nie martwymi, na prac, dziki ktrej mogem przynajmniej opni t ostateczn
transformacj, chocia wci jej nie rozumiaem. I poskutkowao.
Skutkowao a do teraz.
Wrciem do biurka i otworzyem szuflad. Wyjem zdjcia, lecz ich nie odwrciem. Postanowiem, e
obejrz je i zwrc Mackenziemu. Nie ma mowy, tumaczyem sobie stanowczo, nie zamierzam si w nic
pakowa. Obejrz je tylko i oddam.
Nie wiedziaem, jakie wywr na mnie wraenie, ale nie przypuszczaem, e bd a tak znajome. I nie
dlatego, e pokazyway to, co pokazyway, cho tak, byy a nadto wstrzsajce. Nie, chodzio przede
wszystkim o to, e patrzc na nie, cofnem si w czasie, zrobiem krok w przeszo. I zupenie
niewiadomie zaczem analizowa je i studiowa.
Byo ich w sumie sze; pokazyway zwoki pod rnymi ktami i z rnej perspektywy. Szybko je
przejrzaem, a potem wrciem do pierwszego, eby zbada je dokadniej. Trup by nagi. Lea na brzuchu z

wycignitymi przed siebie rkami, jakby nurkowa w wysok traw. Nie mona byo rozpozna pci.
Pociemniaa skra zwisaa ze jak wylinka, ale nie to przykuo moj uwag. May Sam nie zmyla.
Powiedzia, e zwoki maj skrzyda, i rzeczywicie miay. Po obu stronach krgosupa biegy dwa gbokie
nacicia.
A z naci tych sterczay abdzie skrzyda, upodabniajc ciao do rozkadajcego si upadego anioa.
W zestawieniu z gnijc skr efekt by szokujco obsceniczny. Przygldaem si im przez chwil, a
potem skupiem si na samym ciele. Larwy wysypyway si z otwartych ran jak ry. Nie tylko z dwch
duych na opatkach, ale i z licznych drobniejszych naci na plecach, rkach i nogach. Ciao byo w stanie
zaawansowanego rozkadu. Upa i wilgotno na pewno go przyspieszyy, zwierzta i owady te zrobiy
swoje. Ale kady czynnik co znaczy, kady co mwi, kady pomaga ustali, jak dugo zwoki tam leay.
Ostatnie trzy zdjcia pokazyway ciao zaraz po tym, gdy przewrcono je na plecy. Tu te widniay mae
nacicia, na ciele i koczynach, a twarz bya bezksztatn mas roztrzaskanej koci. Z szyi sterczaa
chrzstka grdyki, twardsza, dlatego rozkadajca si duej ni pokrywajca j tkanka mikka, w ktrej ziaa
szeroka rana przypominajc ran cit. Pomylaem o Bess, owczarku szkockim Sally. Jemu te
podernito gardo. Obejrzaem zdjcia jeszcze raz. Gdy przyapaem si na tym, e prbuj doszuka si w
ciele czego rozpoznawalnego, odoyem je na biurko. Wci na nie patrzyem, gdy kto zapuka do drzwi.
Henry.
- Janice powiedziaa, e bya policja. Miejscowi znowu kradn bydo?
- Nie, chodzio o wczoraj.
- Aha. - Henry spowania. - Jakie problemy?
- Nie, nie, niezupenie.
Co mijao si z prawd. Nigdy przed nim niczego nie ukrywaem - czubym si troch niezrcznie - mimo
to nie zdradziem mu wszystkich szczegw mojej przeszoci. Wiedzia, e jestem antropologiem, lecz
antropologia to dziedzina niezwykle pojemna i mieci si w niej wiele rnych grzechw. To, e byem
antropologiem sdowym i braem udzia w policyjnych ledztwach, zachowaem dla siebie. Po prostu nie
chciaem o tym mwi.
Ani wtedy, ani teraz.
Jego wzrok spocz na zdjciach. By za daleko, eby rozrni szczegy, ale poczuem si tak, jakby
przyapa mnie na gorcym uczynku. Unis brwi, gdy schowaem je z powrotem do koperty.
- Moemy pogada o tym pniej?
- Jasne - odpar. - Nie chc by wcibski.
- Nie jeste. Po prostu... musz przemyle kilka spraw.
- Na pewno wszystko w porzdku? Chyba si czym martwisz.
- Nie, nie.
Kiwn gow, ale wida byo, e wci jest zaniepokojony.
- Moe wypucimy si kiedy na jezioro? - spyta. - Troch wysiku fizycznego dobrze nam zrobi.
Przy wsiadaniu do odzi kto musia mu pomaga, co wcale nie powstrzymywao go od wiosowania czy
operowania aglem.
- Jasne, ale za kilka dni, zgoda?
Chyba chcia spyta o co jeszcze, ale zrezygnowa. Zawrci do drzwi.
- Powiedz tylko sowo. Wiesz, gdzie mnie szuka.
Gdy wyjecha wzkiem, odchyliem do tyu gow i zamknem oczy. Nie chciaem tego. Ale z drugiej
strony, nikt tego nie chcia. A ju na pewno nie ta martwa kobieta. Pomylaem o zdjciach, ktre przed
chwil ogldaem, i zdaem sobie spraw, e podobnie jak ona, ja te nie mam wyboru.
Mackenzie da mi swoj wizytwk. Ale nie mogem go zapa ani w biurze, ani pod komrk.
Zostawiem wiadomo na obydwu telefonach i odoyem suchawk. Nie wiem, czy podjwszy decyzj,
poczuem si lepiej, ale spad mi ciar z ramion. Moe nie do koca, ale spad.
Potem miaem pacjentw. Tylko dwch, lekkie przypadki: dziecko ze wink i staruszka, ktry nie chcia
je. Gdy skoczyem, bya ju pora na lunch. Wanie wychodziem, zastanawiajc si, czy zje w domu
czy w pubie, gdy zadzwoni telefon. Szybko odebraem, ale to bya tylko Janice. Dzwonili ze szkoy.
Martwili si o Sama Yatesa i pytali, czy mgbym tam na chwil wpa.
Obiecaem, e wpadn. Ucieszyem si, e czekajc na telefon od Mackenziego, bd mg zrobi co
konstruktywnego.
Obecno policjantw na ulicach Manham bya trzewicym przypomnieniem tego, co si stao. Widok
ich surowych mundurw ostro kontrastowa z widokiem wesoych, kolorowych kwiatw na cmentarzu i
skwerze, a w caym miasteczku wyczuwao si atmosfer przytumionego, lecz nieomylnego podniecenia.
Przynajmniej w szkole wszystko byo normalnie. Chocia do najbliszego oglniaka dzieci musiay
dojeda osiem kilometrw, szkoa podstawowa bya na miejscu. Miecia si w dawnej kaplicy i miaa
boisko, gwarne i kolorowe w jaskrawym socu. Zbliay si dugie letnie wakacje i wiadomo ta

wprawiaa dzieci w weso histeri. Maa dziewczynka odbia si od moich ng, uciekajc przed koleank.
Chichoczc, pobiegy dalej, tak zaabsorbowane pocigiem, e chyba mnie nawet nie zauwayy.
Wszedem do szkoy i ogarna mnie znajoma gucha cisza. Gdy zapukaem do otwartych drzwi, Berty,
sekretarka, posaa mi szeroki umiech.
- Witam pana doktora. Pan do Sama?
Drobna i niezwykle serdeczna, mieszkaa w Manham od urodzenia. Nie wysza za m, mieszkaa z
bratem i traktowaa uczniw jak swoj wasn rozleg rodzin.
- Jak si czuje? Zmarszczya nos.
- Jest troch zdenerwowany. Wysaam go do gabinetu lekarskiego. Prosto przed siebie.
Gabinet lekarski" to okrelenie stanowczo zbyt szumne jak na ciasny pokoiczek z umywalk leank i
apteczk pierwszej pomocy. Sam siedzia na leance ze zwieszon gow, kiwajc nogami. By markotny i
mia w oczach zy.
Obok niego siedziaa moda kobieta. Pokazywaa mu jak ksik i przemawiaa do niego cichym,
kojcym gosem. Gdy wszedem, urwaa. Mj widok sprawi jej wyran ulg.
- Dzie dobry - rzuciem. - David Hunter, Jestem lekarzem. - Umiechnem si do chopca. - Jak si masz,
Sam?
- Jest troch zmczony - odpowiedziaa za niego kobieta. - Mia zy sen. Tak, Sam?
Mwia spokojnie i rzeczowo, jak do dorosego. Domyliem si, e jest nauczycielk, ale nie widziaem
jej przedtem; sdzc po mikkim akcencie, na pewno nie pochodzia std. Sam jeszcze niej zwiesi gow.
Przykucnem, eby spojrze mu w oczy.
- Zy sen? Co ci si nio? - Widziaem zdjcia i mogem si tego domyli. Chopiec nie podnis gowy.
Milcza. - Dobrze, Chod, opukam ci troch i osucham.
Nie przypuszczaem, eby doskwieraa mu jaka dolegliwo fizyczna i rzeczywicie nie doskwieraa.
Mia lekko podwyszon temperatur, to wszystko. Potargaem mu wosy i wstaem.
- Jeste silny jak byk. Chciabym porozmawia z twoj pani. Posiedzisz tu troch?
- Nie! - wykrzykn ogarnity panik Sam. Umiechnem si do niego pocieszajco.
- Spokojnie, nie zostawimy ci. Bdziemy na korytarzu, tu za drzwiami. A drzwi bd otwarte. I zaraz do
ciebie wrc, dobrze?
Nauczycielka podaa mu ksik. Po chwili wahania wzi j z nadsan min i wyszlimy na korytarz.
Drzwi zostawilimy szeroko otwarte, tak jak obiecaem, ale stanlimy na tyle daleko, e nas nie sysza.
- Przepraszam, e pana wezwaam - powiedziaa przyciszonym gosem. -Ale nie wiedziaam, co robi.
Zacz histeryzowa. To zupenie do niego niepodobne.
Znowu przypomniay mi si zdjcia.
- Na pewno pani syszaa, co si stao. A si skrzywia.
- Caa szkoa syszaa. I to jest najgorsze. Musia opowiada o tym wszystkim kolegom. No i nie
wytrzyma.
- Zawiadomia pani jego rodzicw?
- Prbowaam. Nie mog ich zapa pod adnym numerem telefonu, ktry mamy w sekretariacie. Przepraszajco wzruszya ramionami. - Dlatego pomylaam, e zadzwoni do pana. Bardzo si o niego
martwiam.
Widziaem, e nie udaje. Dawaem jej dwadziecia osiem, najwyej trzydzieci par lat. Miaa krtko
obcite blond wosy - blond chyba naturalny -cho kilka odcieni janiejsze od jej ciemnych,
zaniepokojonych oczu. Bya lekko opalona i soce wymalowao na jej twarzy dziesitki delikatnych piegw.
- Przey silny wstrzs. Chwil potrwa, zanim dojdzie do siebie.
- Biedny. I to na samym pocztku wakacji. - Zerkna na otwarte drzwi. -Myli pan, e bdzie musia pj
do psychologa?
Ja te si nad tym zastanawiaem. I gdyby nie polepszyo mu si za par dni, na pewno dabym mu
skierowanie. Ale przeszedem przez to sam i wiedziaem, e rozdrapane rany jeszcze bardziej krwawi.
Moe to pogld niezbyt wspczesny, ale wolaem da chopcu szans, eby sprbowa upora si z tym
sam.
- Zobaczymy. Ale do koca tygodnia powinien wydobrze.
- Oby.
- Myl, e najlepiej by byo, gdyby poszed teraz do domu. Dzwonilicie do szkoy jego brata? Moe oni
wiedz jak skontaktowa si z rodzicami.
- Nie. Nikt o tym nie pomyla. - Chyba bya na siebie za.
- Czy kto moe tu z nim zaczeka?
- Tak, ja. Wezm za mnie zastpstwo. - Rozszerzyy jej si oczy. - Przepraszam, co za gapa ze mnie.
Jestem jego nauczycielk!
- Domyliem si odparem z umiechem.

- Boe, nawet si nie przedstawiam. - Zaczerwienia si i zbrzowiay jej piegi. - Jenny. Jenny Hammond.
Zakopotana wycigna do mnie rk. Miaa ciep i such do. Syszaem, e na pocztku roku przyjto
do szkoy now nauczycielk, ale widziaem j pierwszy raz. Tak mi si przynajmniej wydawao.
- Chyba widziaam pana w pubie.
- To wicej ni prawdopodobne. Nocne ycie jest tu do ograniczone. Umiechna si.
- Tak, zauwayam. Ale chyba wanie dlatego pan tu przyjecha, prawda? eby uciec od tego wszystkiego
i... - Musiaa dostrzec co w mojej twarzy, bo szybko dodaa: - Przepraszam. Mwi pan z nietutejszym
akcentem, wic pomylaam, e...
- Nie, nie, nie szkodzi. Tak, rzeczywicie, nie jestem std. Troch jej ulyo.
- Chyba wrc ju do Sama.
Wrciem razem z ni eby poegna si i sprawdzi, czy nie potrzebuje czego na uspokojenie.
Wieczorem chciaem zbada go jeszcze raz i powiedzie matce, eby przez kilka dni zatrzymaa go w domu,
do chwili, a pami nie zasklepi mu si na tyle, by da odpr nagabywaniom kolegw.
Gdy wsiadem do samochodu, zaterkota telefon. Tym razem dzwoni Mackenzie.
- Dostaem pask wiadomo - zacz bez wstpw. Mwiem szybko, eby wyrzuci to z siebie, zanim
zmieni zdanie.
- Pomog wam zidentyfikowa zwoki. Ale to wszystko. Nie chc si w nic miesza. Zgoda?
- Paska wola.-Nie zabrzmiao to tak, jakby by mi szczeglnie wdziczny, ale z drugiej strony, moja
propozycja te nie bya zbyt hojna. - Dobra, wic jak pan chce to rozegra?
- Musz zobaczy miejsce, gdzie chopcy znaleli ciao.
- Ciao jest ju w kostnicy, ale moemy spotka si tam za godzin i...
- Nie, nie chc oglda ciaa. Tylko miejsce, gdzie leao. Nawet przez telefon wyczuem, e si zirytowa.
- Po co? Co to panu da? Zascho mi w ustach.
- Chc poszuka lici.
Rozdzia 6
W staym upale nad mokradami leniwie szybowaa czapla. Robia wraenie zbyt duej, by mc
utrzyma si w powietrzu; w porwnaniu z drobnym ptactwem wodnym, ktre przecina jej cie, bya
prawdziwym gigantem. Przechylia si na bok, zakrcia w stron jeziora i dwa razy zaopotawszy
skrzydami, eby troch wyhamowa, wyldowaa na pycinie. Arogancko potrzsajc gow przesza kilka
krokw, po czym zamara niczym skamielina na cieniutkich jak trzcina nogach. Nadchodzi Mackenzie.
Niechtnie si odwrciem.
- Prosz. - Poda mi plastikow torb. - Niech pan to woy. Wyjem z torby biay kombinezon i eby nie
rozerwa cienkiego papieru,
ostronie wcignem go na spodnie. Zacignem suwak i natychmiast obla mnie pot. To wilgotne ciepo
byo niepokojco znajome.
Znowu cofaem si w czasie.
Odkd spotkaem Mackenziego na tej samej drodze, ktr dzie wczeniej prowadziem wiejskich
policjantw, miaem nieustajce poczucie deja vu i nie mogem si z niego otrzsn. Teraz roio si tu od
radiowozw i wielkich przyczep kempingowych sucych za ruchome centra koordynacyjne. Gdy
woyem kombinezon i papierowe ochraniacze na buty, ruszylimy bez sowa przez mokrada tras
wyznaczon przez rwnolegle rozwieszone policyjne tamy ostrzegawcze. Wiedziaem, e Mackenzie chce
spyta mnie, co zamierzam, wiedziaem te, e nie spyta, uwaajc, e jawna ciekawo byaby oznak
saboci. Ale ja bynajmniej nie chciaem gra teraz w gupie gierki z cyklu kto silniejszy". Po prostu jak
najduej odkadaem chwil, kiedy bd musia szczerze odpowiedzie sobie na pytanie, dlaczego tu jestem.
Miejsce, gdzie znaleziono zwoki, te byo ogrodzone tam. W rodku uwijali si technicy, anonimowi w
identycznych biaych kombinezonach. Gwatownie powrciy niechciane wspomnienia.
- Gdzie to cholerne smarowido? - spyta Mackenzie wszystkich i nikogo w szczeglnoci.
Jaka kobieta podaa mu soiczek wazeliny intensywnie pachncej mentolem. Mackenzie wtar sobie
troch pod nos i poda soiczek mnie.
- Zwok ju nie ma, ale cigle tam mierdzi - mrukn.
By taki czas, e odr mierci, nieodczny atrybut mojej pracy, nie robi na mnie adnego wraenia. Ale to
byo kiedy. Posmarowaem wazelin grn warg i woyem gumowe rkawiczki.
- Jak pan chce, jest jeszcze maska - powiedzia Mackenzie. Odruchowo pokrciem gow. Mask
nakadaem tylko wtedy, kiedy naprawd musiaem.
- No to chodmy - rzuci.
Pochyli si i przeszed pod tam. Podyem za nim. Technicy przeczesywali traw. W ziemi, w
miejscach gdzie znaleziono co, co mogo stanowi potencjalny dowd w sprawie, tkwiy mae markery.
Wiedziaem, e wikszo z nich okae si bezuyteczna - papierki od cukierkw, niedopaki papierosw
czy kawaki zwierzcej koci nie miay nic wsplnego z tym, czego szukali. Ale w tej fazie ledztwa nie
wiedzieli jeszcze, co jest wane, a co nie. Wszystko wdrowao do toreb i trafiao do laboratorium.

Ten i w zerkn na nas ciekawie, ale mnie interesowao tylko jedno miejsce: to dokadnie porodku.
Porastajca je trawa bya sczerniaa i martwa; wygldaa tak, jakby strawi j ogie. Ale to nie gorco j
wypalio. Po chwili dotaro do mnie co jeszcze: w nieomylny zapach, odr tak silny, e przebi si nawet
przez ochronne opary mentolu.
Mackenzie wrzuci sobie do ust mitwk i nie raczywszy mnie poczstowa, schowa torebk do kieszeni.
- To jest doktor Hunter -przedstawi mnie ekipie, z chrzstem rozgryzajc cukierka. - Jest antropologiem
sdowym. Pomoe nam zidentyfikowa zwoki.
- Ciko bdzie - mrukn jeden z technikw. - Bo ju ich tu nie ma. Ten i w parskn miechem. To bya
ich praca i nie lubili, kiedy kto wchodzi im w parad. Zwaszcza cywil. Czsto spotykaem si z tak
postaw.
- Doktor Hunter jest tu na prob gwnego inspektora Ryana. Rozumiem, e udzielicie mu wszelkiej
niezbdnej pomocy. - W gosie Mackenziego pobrzmiewaa grona nutka. Technicy spochmurnieli. Po ich
minach poznaem, e nie odebrali tego zbyt dobrze. Ale zupenie mi to nie przeszkadzao. Przykucnem
przed plackiem martwej trawy.
Mia niewyrany zarys ludzkiego ciaa, by sylwetk rozkadu. Wci wio si na nim kilka larw, a na
czarnych, zgniecionych dbach niczym patki niegu bielay ptasie pira.
Przyjrzaem si im dokadniej.
- To na pewno abdzie?
- Chyba tak - odpar jeden z technikw. - Wysalimy je do zbadania, do ornitologa.
- A prbki ziemi?
- Te. S ju w laboratorium.
Po iloci elaza w ziemi mona stwierdzi, ile wchona krwi. Gdyby byo go duo, oznaczaoby to, e
ofierze podernito gardo tu, w tym miejscu. Gdyby byo go mao, rana na gardle musiaa powsta albo po
mierci ofiary, albo wskazywaoby to, e morderstwa dokonano gdzie indziej i e ciao po prostu
podrzucono.
- Owady?
- Panie doktorze, robimy to nie pierwszy raz.
- Wiem. Prbuj tylko ustali, jak daleko zaszlicie. Poirytowany technik ciko westchn.
- Tak, robaki te zebralimy.
- I co stwierdzilicie?
- to larwy.
Jego koledzy znowu parsknli miechem. Podniosem wzrok.
- A poczwarki?
- Co poczwarki?
- Jakiego byy koloru? Jasnego? Ciemnego? Znalelicie pancerzyki? Technik spojrza na mnie ponuro i
szybko zamruga. Nikt ju si nie mia.
- A chrzszcze? - dodaem. - Duo ich byo na zwokach?
Technik wytrzeszczy oczy, jakbym nagle zwariowa.
- To jest ledztwo w sprawie morderstwa, a nie szkolny obz biologiczny!
Aha, nalea do starej szkoy. Ci z nowej chtnie uczyli si nowych technik i byli otwarci na wiedz, ktra
moga im pomc. Ale nawet wrd nich trafiali si oporni na wszystko to, co nie pasowao do ich
skostniaych poj i dowiadcze osobistych. Czasem ich spotykaem. Wygldao na to, e dotarli nawet
tutaj.
Spojrzaem na Mackenziego.
- Kady owad ma inny cykl ycia. Te larwy to gwnie larwy muchy plujki. Bkitnej i zielonej. Otwarte
rany natychmiast je przycigaj. Za dnia zaczynaj skada jaja w cigu godziny.
Wygrzebaem z ziemi nieruchom larw. Pooyem j sobie na otwartej doni.
- Ta zmieni si niedugo w poczwark. Im s starsze, tym s ciemniejsze. Na przykad ta ma siedem, osiem
dni. Na ziemi nie wida upin pancerzyka, co oznacza, e poczwarki jeszcze si nie wykluy. Peny cykl
ycia muchy plujki trwa czternacie dni, co sugeruje, e zwoki leay tu krcej.
Rzuciem larw w traw. Technicy przestali pracowa. Suchali.
- Dobrze - cignem. - A wic na podstawie aktywnoci owadw mona wstpnie powiedzie, e od
chwili mierci upyn tydzie, maksymalnie dwa... Rozumiem, e wiecie, co to jest. - Wskazaem lady
tobiaej substancji, ktra w kilku miejscach przywara do trawy.
- Produkt rozkadu - odpar sztywno jeden z technikw.
- Tak. To tuszczo wosk. Kiedy nazywano to trupim woskiem. Zwyczajne mydo, ktre powstaje z
kwasw tuszczowych w trakcie rozkadu zawartego w ciele biaka. Tuszczowosk jest alkaiczny, silnie
rcy, dlatego wypali traw. Jeli przypatrzycie si uwanie tej biaej substancji, zobaczycie, e jest krucha i
amliwa. Oznacza to, e rozkad nastpowa bardzo szybko, poniewa jeli nastpuje wolno, tuszczowosk
jest z reguy bardziej mikki. Czego z kolei mona oczekiwa w przypadku, kiedy zwoki le na dworze w

upaln pogod i kiedy bakterie maj dostp do wielu otwartych ran. Mimo to tuszczowosku jest tu
stosunkowo mao, co pasowaoby do zaoenia, e od chwili mierci upyno mniej ni dwa tygodnie.
Zapada cisza. Przerwa j dopiero Mackenzie.
- O ile mniej?
- Bez dokadniejszych bada nie sposb powiedzie. - Popatrzyem na gnijc traw i wzruszyem
ramionami. - Biorc pod uwag szybko postpujce procesy gnilne, dziewi, dziesi dni. Gdyby zwoki
leay duej, w dodatku w upale, do tej pory pozostaby z nich tylko szkielet.
Mwic, patrzyem na sczernia traw, prbujc znale co, co powinno tam by, tak przynajmniej
miaem nadziej.
- Jak byy zorientowane? - spytaem.
- Zorientowane? - powtrzy jeden z technikw.
- Gdzie bya gowa?
Ponuro wskaza palcem. Przypomniaem sobie zdjcia, wycignite przed siebie rce i popatrzyem w
tamt stron. Na trawie tego nie byo, wic poszukaem dalej, ostronie rozchylajc dba i sprawdzajc, co
ley bezporednio na ziemi.
Ju mylaem, e nie, e jednak tego nie znajd, e przede mn dotary to dzikie zwierzta, gdy wtem...
- Mog prosi o torebk?
Zaczekaem, a mi j podadz, wycignem rk i wyowiem z trawy may, pomarszczony strzpek.
Woyem go do torebki.
- Co to jest? - spyta Mackenzie, wycigajc szyj.
- Tydzie po mierci nastpuje tak zwany zelizg. Dlatego zwoki s takie pomarszczone, jakby pokrywao
je za duo skry. Zwaszcza na rkach. W kocu skra zsuwa si zupenie, tak jak rkawiczka. Czsto si jej
nie zauwaa albo bierze j za licie.
Podniosem plastikow torebk z cieniutkim jak pergamin skrawkiem tkanki.
- Chcia pan odciskw palcw. Mackenzie gwatownie odrzuci gow do tyu.
- Pan artuje!
- Nie. Nie wiem, czy pochodzi z lewej rki czy prawej, ale mona poszuka innych fragmentw. Powinny
tu by, chyba e poaro je jakie zwierz. Dacie sobie rad.
- Niby jak mamy pobra z tego odciski? - prychn jeden z technikw. -Niech pan spojrzy. To jest jak... jak
chrupka!
- To bardzo atwe. - Zaczynao mi si to podoba. - Postpowa wedug instrukcji na opakowaniu:
wystarczy doda troch wody. - Technik doszcztnie zgupia. - Potrzyma w wodzie przez noc. Skra
ponownie si uwodni i bdzie j mona woy na rk jak rkawiczk. Odciski powinny by do wyrane.
Podaem mu torebk.
- Na waszym miejscu wzibym kogo o maych doniach. I najpierw niech woy gumow rkawiczk.
Technik wybauszy oczy. Zostawiem go tak i zanurkowaem pod tam. Dopiero teraz zaczo co do
nich dociera. cignem kombinezon i ochraniacze na buty. Z przyjemnoci si ich pozbyem.
Mackenzie podszed do mnie, gdy zwijaem papier w kulk. Szed i krci gow.
- Czowiek uczy si przez cae ycie. Gdzie pan to podpatrzy?
- W Stanach. Przez dwa ata pracowaem w orodku badawczym w Tennessee. Nieoficjalnie nazywaj go
Trupi Farm. To jedyne miejsce na wiecie, gdzie proces rozkadu bada si na ludzkich zwokach. Jak
dugo trwa w rnych warunkach, jakie wpywaj na czynniki. To orodek FBI. Szkol tam swoich
specjalistw. - Ruchem gowy wskazaem wkurzonego szefa technikw, ktry warkliwym gosem rzuca
rozkazy podwadnym. - Nam te by si taki przyda.
- Marne szanse. - Mackenzie walczy z kombinezonem. - Nienawidz tego cholerstwa... - mrukn,
otrzepujc koszul. - A wic myli pan, e mier nastpia jakie dziesi dni temu?
Zdjem rkawiczki. Zapach lateksu i wilgotnej od potu skry przywodzi wicej wspomnie, ni
chciaem.
- Tak, dziewi, moe dziesi. Ale to nie znaczy, e zwoki leay tu przez cay czas. Kto mg je
podrzuci, ale pascy technicy na pewno to ustal.
- Mgby pan im pomc.
- Przykro mi. Obiecaem, e zidentyfikuj zwoki. Jutro o tej porze powinien pan wiedzie, kto to jest. - A
raczej by, pomylaem. Zacisnem usta i zatrzymaem to dla siebie, ale Mackenzie mnie przejrza.
- Rozpoczlimy zakrojone na szerok skal ledztwo, eby ustali miejsce pobytu Sally Palmer. adna z
przesuchiwanych przez nas osb nie widziaa jej ani z nianie rozmawiaa od tamtego grilla w pubie. Miaa
odebra zamwienie w spoywczym, ale si nie pokazaa. Codziennie rano przyjedaa do kiosku po
gazety; namitnie czytuje Guardiana". Ale tam te przestaa przyjeda.
Powoli narastao we mnie mroczne, bardzo paskudne uczucie.
- I nikt tego nie zgosi?

- Jak wida. Wyglda na to, e nikt za ni specjalnie nie tskni. Wszyscy myleli, e wyjechaa albo e
znowu co pisze. Ten z kiosku powiedzia, e Sally Palmer to nie miejscowa. Nie ma to jak ycie w maej,
zamknitej spoecznoci, co?
Nie miaem nic do powiedzenia. Ja te nie zauwaybym jej zniknicia.
- To jeszcze nie znaczy, e to ona. Grill by prawie dwa tygodnie temu. Kobieta, ktr tu znaleziono,
zmara pniej. No i jej komrka.
- Czyja komrka?
- Sally Palmer. Kiedy zadzwoniem, wci dziaaa. Gdyby Sally zagina dwa tygodnie temu, wysiadyby
baterie.
- Niekoniecznie. To nowy model, baterie wystarczaj na czterysta godzin, prawie na siedemnacie dni.
Czterysta godzin to pewnie przesada, ale gdyby komrka leaa w torebce i gdyby nikt z niej nie korzysta,
mogaby wytrzyma.
- Wszystko jedno, to moe by kto inny - powtrzyem, nie wierzc samemu sobie.
- Zobaczymy. - Mackenzie powiedzia to tak, jakby co przede mn ukrywa. - Tak czy inaczej, musimy
znale morderc.
Z tym nie mogem dyskutowa.
- Myli pan, e to kto std? Z miasteczka?
- Ja jeszcze nie myl. Ofiar moe by na przykad jaka autostopowiczka, a zabjca mg j tu
zwyczajnie podrzuci. Za wczenie, eby mwi o konkretach. - Wzi gboki oddech. - Niech pan
posucha...
- Nie.
- Przecie nie wie pan jeszcze, o co chciaem prosi.
- Wiem. O jeszcze jedn przysug. A potem o jeszcze jedn i jeszcze jedn. - Pokrciem gow. - Ju si
tym nie zajmuj. W tym kraju jest wielu innych.
- Nie tak wielu. A pan jest najlepszy.
- Ju nie. Zrobiem, co mogem. Mackenzie mia zimny wyraz twarzy.
- Czyby?
Odwrci si i odszed, a ja ruszyem do samochodu. Odjechaem, ale niedaleko. Nie mogem zapanowa
nad dreniem rk, wic gdy tylko znikn mi z oczu, skrciem na pobocze. Nagle zabrako mi tchu. Oparem
gow o kierownic. Prbowaem oddycha powoli i spokojnie, wiedzc, e hiperwentylacja, gwatowne
wydalanie dwutlenku wgla, tylko pogorszy spraw.
W kocu atak paniki min. Mokra koszula kleia mi si do ciaa, ale ruszyem si stamtd dopiero wtedy,
gdy usyszaem trbienie klaksonu. Jecha ku mnie traktor, a ja blokowaem drog. Kierowca gniewnie
wymachiwa rkami. Przeprosiem go na odlego i wcisnem peda gazu.
Zanim dojechaem do miasteczka, zdyem troch ochon. Nie byem godny, lecz wiedziaem, e
powinienem co zje. Zatrzymaem si przed sklepem, czym w rodzaju wiejskiego supermarketu.
Chciaem kupi kanapk, zje j w domu i zebra myli przed popoudniowym dyurem. Przed drogeri
omal nie wpada na mnie jaka kobieta. Bya pacjentk Henry'ego, jedn z tych wiernych i lojalnych, ktre
wolay zaczeka, a je przyjmie.
Kiedy mia wolne i przysza do mnie, mimo to musiaem poszuka w pamici jej nazwiska. Lyn. Tak.
Lyn Metcalf.
- Przepraszam - powiedziaa, tulc do piersi jak paczuszk.
- Nie szkodzi. Co sycha? . Umiechna si szeroko.
- Wszystko dobrze, wspaniale.
Pamitam, e odchodzc, pomylaem, jak to dobrze jest zobaczy kogo naprawd szczliwego. A potem
przestaem o niej myle.
Rozdzia 7
Do poronitego trzcinami brzegu dobiega pniej ni zwykle, ale ranek by jeszcze bardziej mglisty ni
poprzedniego dnia. Wszystko tono w bieli, ktra kbia si i wirowaa wok rozmazanych, prawie
niewidocznych ksztatw. Wiedziaa, e mga wkrtce ustpi i e bdzie to jeden z najgortszych dni w roku.
Ale teraz, w tym chodzie i wilgoci, myl o socu bya jeszcze odlega.
Przez noc zesztywniay jej wszystkie minie. I wstaa nie w sosie. Do pna ogldaa z Marcusem film i
jej organizm wci przeciwko temu protestowa. To dziwne, ale ledwo zwloka si z ka, gderajc na
ma, ktry burkn co niemiego i zamkn si w azience. Tak, minie miaa jak z drewna. Rozruszaj je.
Od razu poczujesz si lepiej. Wykrzywia twarz. Tak, tak, jasne.
eby zapomnie o wysiku, pomylaa o paczuszce, ktr ukrya w komodzie pod stanikami i majtkami.
Marcus na pewno jej tam nie znajdzie. Bielizna interesowaa go tylko wtedy, gdy miaa j na sobie.
Idc do drogerii, nie zamierzaa kupowa zestawu do prby ciowej. Ale gdy zobaczya go na pce, pod
wpywem nagego impulsu wrzucia pudeko do koszyka wraz z paczk tamponw, ktrych miaa nadziej

ju nie uywa. Ale nawet wtedy dugo si wahaa. W Manham trudno byo co ukry, wic zawsze istniao
niebezpieczestwo, e jeszcze przed wieczorem ludzie zaczn obrzuca j znaczcymi spojrzeniami.
Ale w sklepie nie byo nikogo, a przy kasie siedziaa tylko jedna znudzona dziewczyna, w dodatku nowa.
Nie interesowa jej nikt powyej osiemnastu lat, dlatego byo mao prawdopodobne, e zwrci uwag na
zestaw, tym bardziej e bdzie jej si chciao o tym plotkowa. Z palcymi rumiecami na twarzy Lyn
podesza bliej i zacza grzeba w torebce w poszukiwaniu pienidzy, podczas gdy dziewczyna apatycznie
pstrykaa klawiszami kasy.
Wychodzc z drogerii, umiechaa si jak rozradowane dziecko i omal nie wpada na lekarza. Na tego
modszego. Nie na doktora Henry'ego. Na doktora Huntera. Doktor Hunter. Facet cichy i spokojny, za to jaki
przystojny. Kiedy przyjecha, wrd modszych kobiet wybucho due poruszenie, ale chyba tego nie
zauway. Boe, bya tak zaenowana, e omal nie wybucha miechem. Szczerzya si do niego jak idiotka i
pewnie pomyla, e zwariowaa. Albo e si jej podoba. Na t myl znowu rozcigna usta w umiechu.
Bieg zrobi swoje. Krew szybciej krya w yach, bl mini min i zacza si w kocu rozlunia.
Niedaleko by las i gdy spojrzaa w tamtym kierunku, podwiadomo zacza podsuwa jej dziwne,
mroczne skojarzenia. Pochonita przygod w drogerii pocztkowo nie wiedziaa, o co chodzi. I nagle sobie
przypomniaa. Martwy zajc, ktrego znalaza na ciece poprzedniego dnia. I wraenie, e kto j
obserwowa, gdy wbiegaa midzy drzewa.
Raptem stwierdzia, e perspektywa biegu w gstym lesie - i w gstej mgle -dziwnie j zniechca. Co za
gupota, pomylaa. Mimo to zwolnia kroku. Zwolnia, lecz zdawszy sobie spraw z tego, co robi,
zirytowana mlasna jzykiem i ponownie przyspieszya. Na skraju lasu przypomniao jej si, e na
mokradach znaleziono zwoki kobiety. Ale znaleziono je daleko std, tumaczya sobie cierpko i racjonalnie.
Poza tym zabjca musiaby by masochist, eby tak wczenie wstawa. I wtedy otoczyy j pierwsze
drzewa.
Z ulg stwierdzia, e ze przeczucia z poprzedniego dnia nie powrciy. Las znowu by po prostu lasem. A
cieka ciek w dodatku pust: martwy zajc, poarty przez jakie zwierz, sta si czci acucha
pokarmowego, jak to w przyrodzie. Zerkna na stoper. Miaa par minut spnienia, wic zbliajc si do
polanki, przyspieszya jeszcze bardziej. Widziaa ju kamie, ciemny ksztat we mgle. Ale dopiero gdy
podbiega bliej, dotaro do niej, e co jest nie tak. wiato i cie zajy waciwe sobie miejsce i myl o
bieganiu momentalnie pierzcha.
Na kamieniu wisia martwy ptak. Kaczka krzywka. Bya przywizana drutem za szyj i nki.
Otrzsnwszy si z szoku, Lyn zerkna w lewo, w prawo i za siebie. Ale niczego tam nie byo. Niczego
oprcz drzew i martwej kaczki. Przetara mokre od potu oczy i przyjrzaa si jej dokadniej. W miejscu gdzie
drut wrzyna si w ciao, ptak mia ciemne od krwi pira. Wahajc si, czy zdj go z kamienia czy nie, i czy
w ogle sobie poradzi, Lyn nachylia si, eby to sprawdzi.
Wtedy kaczka otworzya oczy.
Lyn przeraliwie krzykna i zatoczya si do tyu. Ptak zacz si wyrywa, szarpic przytrzymujcym
szyj drutem. Zadawa sobie jeszcze gbsze rany, ale nie moga zmusi si do tego, eby podej do dziko
trzepoczcych skrzyde. Jej umys zacz wreszcie funkcjonowa i dopiero teraz skojarzya sobie kaczk z
martwym zajcem, ktrego kto celowo podrzuci na ciece. A potem dotaro do niej co znacznie
waniejszego.
Skoro ptak jeszcze y, nie mg tu dugo wisie. Kto przywiza go stosunkowo niedawno.
Przywiza go kto, kto wiedzia, e ona go znajdzie.
Chocia cz umysu uparcie twierdzia, e to tylko wyobrania, Lyn pdzia ju ciek z powrotem.
Chostay j gazie drzew. Rwne tempo? Bzdura. Mylaa tylko o jednym, w gowie pobrzmiewa jej jeden
krzyk: Uciekaj, uciekaj, uciekaj! Nie obchodzio j, czy zachowuje si gupio czy nie, chciaa jedynie
wydosta si z lasu na otwart przestrze. Jeszcze tylko jeden zakrt i j zobaczy. Oddychaa coraz
chrapliwiej, strzelaa oczami to w lewo, to w prawo, spodziewajc si, e zaraz wyskoczy co zza drzew. Ale
nie wyskoczyo. Zbliajc si do zakrtu, ni to jkna, ni to zaszlochaa. Ju niedaleko, pomylaa i w chwili
gdy poczua pierwszy przypyw ulgi, co szarpno j mocno za nog.
Nie miaa czasu zareagowa. Runa na brzuch i sia upadku wycisna jej z puc cae powietrze. Nie
moga oddycha, nie moga si poruszy. Oszoomiona, czujc w gardle zapach igliwia, z trudem wzia
jeden oddech, potem drugi. Po chwili podniosa gow i wci pprzytomna spojrzaa za siebie. To, co tam
zobaczya, nie miao pocztkowo adnego sensu. Jedna noga bya nienaturalnie wycignita, a stopa
wykrzywiona pod dziwnym ktem. Wok kostki zaciskaa si byszczca yka. Nie, pomylaa Lyn. To nie
yka.
To drut.
Ale zrozumiaa to za pno. Chciaa wsta, lecz w tej samej chwili pad na ni czyj cie. Co przywaro
do jej ust, co j przydusio. Szarpaa si, prbowaa zabra gow, eby uciec od tego sodkawego,
chemicznego zapachu, dziko wierzgaa i ze wszystkich si wymachiwaa rkami. Na prno. Si szybko

ubywao, stawiaa coraz sabszy opr. Poranek poszarza, wiato dnia przeszo w nocny mrok. Nie! Wci
chciaa walczy, lecz mrok gstnia i tona w nim jak wrzucony do studni kamyk.
Czy tu przed utrat wiadomoci po raz ostatni ogarno j zdumienie albo niedowierzanie? Moliwe,
lecz uczucie to na pewno nie trwao dugo.
Wprost przeciwnie.
Dla pozostaych mieszkacw miasteczka wsta zwyczajny dzie. Moe troch bardziej zadyszany, troch
bardziej podekscytowany obecnoci policji i spekulacjami na temat tosamoci martwej kobiety, ale w
sumie zwyczajny. Manham miao wreszcie swoj wasn oper mydlan swj wasny melodramat. Kto
umar, tak, ale dla wikszoci z nich bya to tragedia odlega, a wic w sumie nie tragedia. Po cichu
zakadano, e to kto obcy. Bo gdyby byo inaczej, czyby o tym nie wiedzieli? Czy nikt nie zauwayby
braku ofiary i nie rozpozna sprawcy? Nie, o wiele bardziej prawdopodobne byo, e to kto obcy, element
napywowy z miasta, kto, kto wsiad nie do tego samochodu, co trzeba i skoczy u nich. Dlatego
znalezisko Sama i Neila Yatesw traktowano niemal jak rozrywk, jak rzadk w miasteczku gratk, ktr
mona byo cieszy si bez szoku czy smutku.
Nie zmieni tego nawet fakt, e policja wypytywaa o Sally Palmer. Wszyscy wiedzieli, e Sally jest
pisark e czsto jedzi do Londynu. Za dobrze pamitali jej twarz, eby kojarzy j sobie z tym, co
znaleziono na mokradach. Dlatego Manham nie potrafio potraktowa tego powanie, dlatego nie
rozumiao, e zamiast roli postronnego obserwatora, odgrywa rol duo istotniejsz bo centraln.
Ale to miao si niebawem zmieni.
Dla mnie zmienio si ju o jedenastej, kiedy zadzwoni Mackenzie. Spaem le i wyjechaem do pracy
duo wczeniej ni zwykle, eby pozby si resztek nocnego koszmaru. Gdy zadzwoni telefon i Janice
powiedziaa mi, kto jest na linii, znowu cisno mnie w brzuchu.
-Prosz poczy.
czya dugo, cho za krtko.
- Porwnalimy odciski - zaczaj bez wstpw Mackenzie. - To Sally Palmer.
- Na pewno? - Gupie pytanie.
- Na sto procent. Pasuj do tych z jej domu. Poza tym figuruj w naszej kartotece. Kiedy bya studentk
aresztowano j podczas jakiego wiecu protestacyjnego.
Nie wygldaa na wojujc dziaaczk, ale w sumie jej nie znaem. I ju nigdy nie miaem pozna.
Mackenzie jeszcze nie skoczy.
- Teraz moemy rusza pen par. Pomylaem, e moe zainteresuje pana, e cigle szukamy kogo, kto
widziaby j po tym grillu w pubie...
Czeka, jakby spodziewa si, e co sobie skojarz. Chwil trwao, zanim zebraem powolne myli, lecz w
kocu je zebraem.
- Aha, daty nie pasuj.
- Ot to. Jeli ci chopcy znaleli j po dziewiciu, dziesiciu dniach, to nie pasuj. Bardziej
prawdopodobne jest, e zagina przed dwoma tygodniami. Pytanie: gdzie bya i co robia przez te trzy czy
cztery dni?
- W przyblieniu. Mog si myli. Co na to patolog?
- Cigle si w tym grzebie - odpar oschle Mackenzie. - Ale jak dotd nie powiedzia nie".
Wcale mnie to nie zdziwio. Miaem kiedy do czynienia z ofiar morderstwa, ktr zabjca
przetrzymywa w lodwce przez kilka tygodni, zanim sprbowa si jej w kocu pozby, ale fizyczne
procesy rozkadu przebiegay zwykle wedug okrelonego harmonogramu. Mogy rni si w zalenoci od
rodowiska, temperatury i wilgoci, ktre przyspieszay je lub spowalniay, ale jeli tylko wzio si te
czynniki pod uwag, wszystko zwykle pasowao. Dlatego to, co widziaem na mokradach poprzedniego
dnia - wci nie potrafiem dokona emocjonalnego przeskoku i pomyle, e jest to moja znajoma - byo
rwnie niepodwaalne, jak dwa razy dwa jest cztery. Bya to tylko kwestia rozumienia i zrozumienia.
Niewielu patologom to odpowiadao. Zakres dziaania antropologw sdowych i patologw czciowo si
ze sob pokrywa, lecz gdy zwoki s w stanie zaawansowanego rozkadu, wikszo tych ostatnich si
poddaje. Mieli zbada przyczyn mierci, a kiedy ciao zaczyna gni, jest to niezmiernie trudne. I wanie
wtedy wzywano takich jak ja.
Ale nie mnie, pomylaem. Mnie ju nikt nie wezwie.
- Jest pan tam? - spyta Mackenzie.
- Tak.
- To dobrze, bo wynika z tego, e mamy kopot. Musimy te dni jako rozliczy.
- Moga gdzie wyjecha. Wyjechaa i nie miaa czasu nikogo powiadomi.
- I zamordowano j zaraz po powrocie w taki sposb, e nikt z miasteczka niczego nie zauway?
- To moliwe - nie ustpowaem. - Mg j zaskoczy wamywacz.
- Mg - zgodzi si ze mn Mackenzie. - Ale jeli nawet, musimy wiedzie to na pewno.
- Przecie wamywacze to wasza dziaka.

- A pies?
- Pies? - powtrzyem, chocia dobrze wiedziaem, do czego zmierza.
- Ten, kto zabi Sally Palmer, zabi rwnie psa, to logiczne zaoenie. Std pytanie: kiedy go zabito?
Z jednej strony, podziwiaem jego bystro, z drugiej, byem na siebie zy, e nie wpadem na to sam. Tak,
oczywicie, robiem wszystko, eby o tym nie myle. Ale kiedy nie musiaby wskazywa mi tego palcem.
- Jeli pies zgin w tym samym czasie - cign - paska teoria z wamywaczem trzyma si kupy. Sally
Palmer wraca do domu. Pies atakuje wamywacza, ktry zabija i jego, i j, nastpnie wywozi ciao na
mokrada. Powiedzmy. Ale jeli pies lea tam martwy duej, sprawa nabiera innego wymiaru. Bo jeli tak,
oznaczaoby to, e morderca nie zabi jej od razu. e przetrzymywa j przez kilka dni, wreszcie si znudzi i
poci j noem.
Zamilk, eby to do mnie dotaro.
- Moim skromnym zdaniem trzeba by to sprawdzi. Prawda, panie doktorze?
Dom Sally Palmer zmieni si od dnia, kiedy widziaem go ostatni raz. Wtedy by cichy i pusty, teraz roio
si w nim od ponurych, nieproszonych goci. Na podwrzu stay policyjne radiowozy, wszdzie krcili si
ubrani w biae kombinezony technicy. Jednake ich obecno tylko podkrelaa atmosfer porzucenia i
osamotnienia, przeksztacajc to, co byo kiedy prawdziwym domem, w aosny wehiku czasu, ktry
musieli rozebra na czci, eby nastpnie kad z nich dokadnie zbada.
Gdy wraz z Mackenziem szedem przez podwrze, nie wyczuwaem tam ani ladu obecnoci kobiety,
ktr kiedy znaem.
- By weterynarz - powiedzia Mackenzie. - Poowa kz zdecha, dwie musia upi, ale dziwi si, e w
ogle jakie przeyy. Mwi, e to niesamowite. Jeszcze par dni i padyby wszystkie. Kozy s silne, ale
eby doprowadzi je do takiego stanu, trzeba by zamkn je na dwa tygodnie bez jedzenia i picia.
Podwrze za domem, gdzie znalazem Bess, byo ogrodzone tam, ale poza tym wygldao tak jak wtedy.
Pies wci tam lea, wic albo technicy skoczyli ju robot, albo uznali, e s pilniejsze sprawy.
Ukucnem. Mackenzie stan za mn i wrzuci sobie do ust mitwk. Bess bya mniejsza i drobniejsza, ni
j pamitaem, ale nie, pami mnie nie zawodzia. Biorc pod uwag stan rozkadu zwok, procesy gnilne
musiay toczy w jej ciele prawie widoczn wojn o resztki pokarmu.
Sier mylia, maskowaa oczywisty fakt, e z Bess pozostay jedynie koci, cigna i chrzstka, otwarta
rura tchawicy sterczca z rany na szyi. Ale tkanki mikkiej prawie nie byo. Pogrzebaem patykiem w ziemi,
spojrzaem na puste oczodoy i wstaem.
- No i? - rzuci Mackenzie.
- Trudno powiedzie. Trzeba wzi pod uwag mniejsz mas ciaa. Sier te ma wpyw na tempo
rozkadu. Ale nie wiem dokadnie jaki. Miaem do czynienia tylko z prosiakami, a prosiaki nie maj gstej
sierci. Przypuszczam, e sier utrudnia owadom skadanie jaj, nie liczc otwartych ran oczywicie. Dlatego
myl, e u psa trwaoby to duej.
Mwiem bardziej do siebie ni do niego, gwatownie rozgarniajc pajczyn pamici, przeczesujc
mroczne zakamarki wiedzy.
- Do odsonitych fragmentw tkanki dobray si zwierzta. Widzi pan te rany wok oczodow? Jakie
zwierz nadgryzo ko. Za mae na lisa, wic pewnie byy to szczury albo ptaki. Zrobiy to zaraz po tym, jak
j zabito, bo jeli cierwo zaczyna za bardzo cuchn, wikszo zwierzt go nie tyka. Z kolei mniejsza ilo
mikkiej tkanki oznacza mniejsz aktywno owadw. Poza tym ziemia jest tu duo bardziej sucha ni na
mokradach, gdzie znalelicie t kobiet. - Wci nie mogem zmusi si do tego, eby wypowiedzie na
gos jej imi. - Dlatego zwoki s bardziej odwodnione. W tym upale za kilka dni ulegyby mumifikacji.
Susza ma duy wpyw na tempo procesw gnilnych...
- Wic nie wie pan, od kiedy moe tu lee? - przerwa mi niecierpliwie Mackenzie.
- Ja nic nie wiem. Mwi tylko, e warunkuje to bardzo duo czynnikw. Mog najwyej powiedzie, co
myl, ale niech pan pamita, e to tylko ocena wstpna. Dokadniejszych i szybszych odpowiedzi nikt panu
nie udzieli, nie po pobienych ogldzinach.
- No wic?
- Na ziemi nie ma pustych pancerzykw, ale niektre larwy wygldaj tak, jakby miay si zaraz
przepoczwarzy. S o wiele ciemniejsze od tych na mokradach. - Wskazaem otwart ran na szyi psa i
kilka pezajcych wok niej lnicych czarnych ukw. - S i chrzszcze. Niewiele, ale zwykle przychodz
pniej. Muchy i larwy to pierwsza fala. Potem rwnowaga si zmienia. Larw jest mniej, chrzszczy wicej.
Mackenzie zmarszczy czoo.
- A na mokradach? Byy uki?
- Jeli byy, to ich nie widziaem. Ale uki nie s tak wiarygodnym wskanikiem jak larwy. I jak ju
mwiem, trzeba wzi pod uwag inne czynniki.
- Niech pan posucha. Nie ka zeznawa panu pod przysig chc tylko wiedzie, kiedy zabito tego psa,
tak mniej wicej.

- Mniej wicej... - Popatrzyem na Bess, na kupk obleczonych w skr koci. - Od dwunastu do czternastu
dni temu.
Mackenzie zagryz warg i jeszcze bardziej zmarszczy czoo.
- A wic przed Sally Palmer.
- Na to wyglda. Porwnujc to z tym, co widziaem wczoraj, proces rozkadu jest o trzy, cztery dni
bardziej zaawansowany. Jeli nawet odejmiemy jedn dob, to i tak pozostaj jeszcze trzy. Ale powtarzam,
na tym etapie to tylko zgadywanka.
Mackenzie patrzy na mnie w zadumie.
- Jak pan myli, to moliwe, eby si pan myli? Zawahaem si. Ale chcia rady, a nie faszywej
skromnoci.
- Nie. Westchn.
- Cholera.
Zadzwonia jego komrka. Odpi j od pasa i odszed na bok. Ja zostaem przy Bess, eby poszuka
czego, co skonioby mnie do wydania innej opinii. Ale nie znalazem niczego. Pochyliem si nad jej szyj.
Chrzstka rozkada si duej ni tkanka mikka, lecz i tutaj wida byo lady zwierzcych ugryzie. Mimo
to, byo oczywiste, e jest to rana cita, nie szarpana. Wyjem z kieszeni ma latark i pamitajc, eby j
potem zdezynfekowa, zawieciem do rodka. Rana sigaa krgu szyjnego. Owietliem blade wyobienie
na koci. Tego nie zrobio adne zwierz. To zrobi n. Ostrze. Weszo tak gboko, e dotaro a do
krgosupa.
Tak, n. Duy. I bardzo ostry.
Byem tak pogrony w mylach, e nie syszaem, kiedy wrci Mackenzie. Opowiedziaem mu o moim
znalezisku.
- Jeli nacicie jest wystarczajco gbokie, niewykluczone, e bdziecie mogli nawet okreli, czy ostrze
jest zbkowane czy nie. Ale tak czy inaczej, zadanie tego rodzaju rany wymagao duej siy. Szuka pan
krzepkiego osika.
Mackenzie kiwn gow ale wida byo, e jest rozkojarzony.
- Musz jecha. Niech pan tu zostanie, jak dugo pan chce. Powiem moim, eby panu nie przeszkadzali.
- Nie ma potrzeby. Ju skoczyem.
- Nie zmieni pan zdania?
- Powiedziaem wszystko, co wiem.
- Gdyby pan chcia, mgby pan powiedzie wicej. Prbowa mn manipulowa i zaczynaem si na
niego wkurza.
- Ju to przerabialimy. Zrobiem to, o co pan prosi.
Mackenzie jakby co w sobie way. Wystawi twarz do soca i zmruy oczy.
- Sytuacja si zmienia- powiedzia, podjwszy decyzj. - Znowu kto zagin. Moe j pan zna. Lyn
Metcalf.
Grzmotno mnie to jak motem. Nie dalej jak poprzedniego dnia wieczorem widziaem j przed drogeri.
I pomylaem, jak dobrze jest zobaczy kogo tak szczliwego.
- Dzi rano posza pobiega i nie wrcia - cign nerwowo Mackenzie. - Moe to faszywy alarm, ale na
razie nic na to nie wskazuje. A jeli tak, jeli to ten sam czowiek, rozpta si koszmar. Bo oznacza to
bdzie, e Lyn Metcalf ju nie yje albo e jest gdzie przetrzymywana. A widzc to, co spotkao Sally
Palmer, nikomu bym tego nie yczy.
Ju miaem go spyta, po co mi to mwi, ale odpowied nasuna si sama. Z jednej strony, chcia
wywrze na mnie wiksz presj. Z drugiej, by po prostu policjantem. To, e zgosiem zaginicie Sally,
plasowao mnie na niskiej pozycji na licie podejrzanych, ale jeli pojawia si druga ofiara, podejrzani
znowu byli wszyscy. Policja nie moga wykluczy absolutnie nikogo.
Nawet mnie.
Mackenzie obserwowa mnie, chcc zobaczy, jak zareaguj. Mia nieprzeniknion twarz.
- Odezw si. I nie musz chyba prosi, eby zachowa pan to dla siebie. Wiem, e jest pan w tym dobry.
Z tymi sowami odwrci si i odszed. Cie ciga go po trawie jak czarny pies.
Jeli mwi powanie, niepotrzebnie zawraca sobie gow. Manham byo zbyt mae, eby co takiego
mogo dugo pozosta tajemnic. Wiadomo o znikniciu Lyn Metcalf rozesza si, zanim zdyem wrci
z farmy. Mniej wicej w tym samym czasie rozesza si rwnie wie, e zamordowan kobiet jest Sally
Palmer, miasteczko otrzymao wic podwjny cios, ktry trudno byo znie. W cigu kilku godzin
gorczkowe podniecenie ustpio miejsca szokowi. Wikszo ludzi kurczowo trzymaa si nadziei, e te
dwa wydarzenia nie maj ze sob zwizku i e druga ofiara" wrci do domu caa i zdrowa.
Ale nadzieja malaa z minuty na minut.
Kiedy Lyn nie wrcia do domu, jej m Marcus poszed jej szuka. Pniej przyzna, e pocztkowo
zupenie si tym nie przej. Jeszcze nie wiedzia, e kobiet z mokrade jest Sally Palmer. Myla, e ona
pobiega inn tras i zwyczajnie zabdzia. Poniewa ju si to zdarzao, idc ciek w kierunku jeziora i

wykrzykujc jej imi, by troch poirytowany. Lyn miaa tego dnia duo zaj, a teraz, przez te gupie
poranne przebieki, spni si mg i on.
Bez wikszego niepokoju przeszed ciek midzy trzcinami i zagbi si w las. Gdy znalaz martw
kaczk, przywizan do kamienia, jego pierwsz reakcj by gniew na bezsensowne okruciestwo ludzi.
Przez cae ycie mieszka na wsi i nie mia czasu na sentyment do zwierzt, ale nie znosi sadyzmu. I dopiero
wtedy, kiedy pomyla o tym w ten sposb, po raz pierwszy ogarn go strach. Prbowa sobie wmwi, e
martwa kaczka nie moe mie nic wsplnego z Lyn, e to absurd. Ale trudno jest wyzby si strachu, kiedy
si ju zagniedzi.
Zagniedzi si na dobre i stale narasta, podsycany echem rozbrzmiewajcych midzy drzewami
nawoywa, ktre wci pozostaway bez odpowiedzi. Wracajc, z trudem zachowywa spokj. Szed
szybko w kierunku jeziora i powtarza sobie, e Lyn na pewno czeka na niego w domu. Wtedy zobaczy co,
co spowodowao, e ostatnia nadzieja prysa jak baka mydlana.
Na wp ukryty pod korzeniem drzewa lea jej stoper.
Marcus podnis go, zobaczy pknity pasek i rozbite szkieko. Ogarnity panik rozejrza si wokoo,
szukajc innych ladw. Ale nie znalaz adnych. A przynajmniej ich nie rozpozna. Tak, zauway
drewniany palik wbity w ziemi, ale nie zdawa sobie sprawy, e ma jakie znaczenie. Dopiero kilka godzin
pniej policyjni technicy mieli stwierdzi, e jest to cz wnykw i e na ziemi zakrzepo kilka kropel
krwi Lyn.
Ale po samej Lyn nie byo ani ladu.
Rozdzia 8
W poszukiwaniach pomagao prawie cae miasteczko. Kiedy indziej i w innych okolicznociach ludzie
pomyleliby pewnie, e Lyn Metcalf po prostu ucieka. O tak, byli dobrym maestwem, szczliwym - taka
panowaa opinia. Ale nigdy nic nie wiadomo. Poniewa jednak zagina zaraz po zabjstwie innej kobiety,
jej zniknicie natychmiast nabrao zowieszczych cech. Policja skoncentrowaa si gwnie na lesie i
ciekach, ktrymi biegaa, i kady, kto tylko mg chodzie, chcia pomc j znale.
By pikny letni wieczr. Soce stao tu nad horyzontem, jaskki taczyy swj podniebny taniec i
wszdzie czuo si niemal witeczny nastrj, rzadkie w Manham poczucie solidarnoci, jednoci i
zdecydowania. Ale nie sposb byo zapomnie, po co tam przyszli. Co wicej, musieli te pogodzi si z
inn, jake gorzk i trudn do przeknicia prawd.
Ten, kto to zrobi, by jednym z nich.
. Nie mogli ju duej zrzuca winy na kogo z zewntrz. Ju nie. To, e obydwie kobiety pochodziy z
Manham, nie byo zwykym przypadkiem, a ju na pewno nie zbiegiem okolicznoci. Nikt nie wierzy, eby
kto obcy mg zosta tu po zabjstwie Sally Palmer albo wrci, eby zabi ponownie. Co oznaczao, e
ten, kto zadga Sally i zastawi sida na Lyn, musia by jednym z nich. Owszem, istniao
prawdopodobiestwo, e zrobi to kto z ssiedniej wioski, ale nasuwao si pytanie, dlaczego akurat tutaj? I
dlaczego a dwa razy? Znacznie bardziej prawdopodobna bya druga moliwo. Bardziej prawdopodobna i
o wiele bardziej przeraajca. Znalimy nie tylko te dwie kobiety. Znalimy rwnie besti, ktra je zabia.
wiadomo ta powoli zapuszczaa korzenie, gdy wyruszalimy na poszukiwania. I chocia jeszcze nie
rozkwita, puszczaa ju pierwsze pdy. Wida to byo choby po tym, jak ludzie na siebie patrzyli. Wszyscy
syszeli o mordercach, ktrzy uczestniczyli w poszukiwaniach. O tym, e publicznie wyraali odraz i
wspczucie, e wylewali krokodyle zy, majc na rkach ledwie zaschnit krew ofiary i serce ropiejce od
jej ostatnich krzykw i baga. Dlatego chocia rozgarniajc traw i zagldajc za kady krzak, mieszkacy
Manham okazywali wielk solidarno, zaczynaa lgn si wrd nich podejrzliwo.
Przyczyem si do nich zaraz po dyurze. Gwnym orodkiem koordynacyjnym bya policyjna
przyczepa na brzegu lasu, niedaleko miejsca, gdzie Marcus Metcalf znalaz stoper ony; poniewa las rs na
skraju miasteczka, samochody musiay pokona kilkaset metrw przez ywopoty i chaszcze. Niektrzy
trafili tam przypadkowo, ale wikszo przycigno niezwyke jak na Manham poruszenie. Byo kilku
reporterw, ale tylko z prasy lokalnej. Ci z krajowej niczego jeszcze nie zwszyli, a moe po prostu uznali,
e morderstwo i uprowadzenie to nie news. Ju niebawem miao si to zmieni, ale na razie robilimy swoje,
korzystajc ze wzgldnej anonimowoci.
eby lepiej skoordynowa akcj poszukiwawcz, rozstawiono st. Bya to w sumie wietna okazja do
wykreowania pozytywnego wizerunku policji: wystarczyo da ludziom poczucie, e robi co
poytecznego, i dopilnowa, eby ochotnicy nie wchodzili w parad zawodowcom. Przybyli licznie, ale
Manham leao w tak dzikiej okolicy, e nie sposb byo dokadnie jej przeczesa. Moga wessa wszystkich
jak gbka, nie zdradzajc swych tajemnic.
Zobaczyem Marcusa Metcalfa. Sta w grupie mczyzn, jednak troch na uboczu. Mia nieco bezksztatn
postur robotnika fizycznego, mocno opalon twarz, ktra w normalnych okolicznociach byaby przyjemna
i wesoa, i gste, jasne wosy. Ale teraz by przybity, blady i wymizerowany. Tu obok niego sta pastor
Scarsdale, ktremu wreszcie trafia si sytuacja pasujca do surowoci bijcej z jego oblicza. Zastanawiaem
si, czy nie podej do Marcusa i... I co? Przekaza mu wyrazy ubolewania? Zoy kondolencje?

Powstrzymaa mnie pustota cisncych si na usta sw, wspomnienie niezrcznych wypowiedzi prawie
obcych mi ludzi. Dlatego zostawiem go pod troskliw opiek pastora i podszedem do stou.
Decyzji tej miaem potem bardzo aowa.
Spdziem kilka kompletnie bezproduktywnych godzin na brodzeniu po bagnistych kach. W mojej
grupie by midzy innymi Rupert Sutton, ktry skorzysta widocznie z okazji, eby uciec od swojej
apodyktycznej matki. Chocia szlimy powoli, omijajc grzskie oczka, wielki, gruby i zasapany z trudem za
nami nada. Ale nada. Raz potkn si i upad na kolana. Gdy pomagaem mu wsta, doszed mnie
zwierzcy zapach jego potu.
- Niech to szlag - wydysza zaenowany i zaczerwieni si, patrzc na warstw bota, ktra pokrywaa mu
donie jak rkawiczki. Mia zaskakujco cienki, niemal dziewczcy gos. - Niech to szlag - powtrzy,
wciekle mrugajc.
Ludzie prawie si do siebie nie odzywali. Kiedy gstniejcy mrok uniemoliwi dalsze poszukiwania,
postanowilimy zawrci. Atmosfera bya ponura, tak jak ciemniejcy krajobraz. Wiedziaem, e wielu z nas
wpadnie do Owieczki, aknc bardziej towarzystwa ni alkoholu. Niewiele brakowao i pojechabym prosto
do domu. Ale nie chciaem by sam, podobnie jak niemal wszyscy pozostali tego wieczoru. Zaparkowaem
przed pubem i wszedem do rodka.
Nie liczc kocioa, pub Pod Czarn Owieczk by najstarszym domem w miasteczku i jako jeden z
nielicznych ju budynkw w Manham mia kryty som dach. Wszdzie indziej, a ju na pewno w bardziej
uczszczanych okolicach Broads, doprowadzono by go do stanu cukierkowatej szacownoci, ale poniewa
bywali tam tylko miejscowi, pub powoli popada w ruin i nikt nie prbowa temu zapobiec. Soma gnia,
niepomalowane ciany byy brudne i popkane.
Tego wieczoru interes szed pen par, chocia atmosfera zdecydowanie nie sprzyjaa. Rozmowy byy
przyciszone, pozdrowienia smutne i powane. Gdy stanem przy ladzie, waciciel pubu pytajco zadar
podbrdek. By lepy na jedno oko, a powlekajce je bielmo upodabniao go do starzejcego si labradora.
- Mae jasne, Jack.
- Bra pan udzia w poszukiwaniach? - spyta, stawiajc przede mn szklank. Gdy kiwnem gow
odsun pienidze. - Na koszt firmy.
Zdyem wypi tylko jeden yk, gdy poczuem na ramieniu czyj cik rk.
- Wiedziaem, e dzisiaj wpadniesz.
Tu obok mnie jak spod ziemi wyrs prawdziwy wielkolud. Rozmawiajc z nim, musiaem zadziera
gow.
- Cze, Ben.
Ben Anders mia ponad sto dziewidziesit centymetrw wzrostu i szerokie na metr bary. By stranikiem
w rezerwacie przyrody Hickling Broad i od urodzenia mieszka w Manham. Rzadko si widywalimy, ale
bardzo go lubiem. By miym kompanem, dobrze si z nim gadao i milczao. Mia sympatyczny, niemal
rozmarzony umiech na kocistej twarzy, ktra wygldaa tak, jakby najpierw j zmito, a potem
niedokadnie wygadzono. Mocno opalony mia oczy niezwykle jasne i zielone. Zazwyczaj tryskay humorem, ale tego wieczoru byy smutne.
Podpar si okciem i mrukn:
- Kiepska sprawa.
- Kiepska.
- Widziaem j dwa dni temu. Beztroska i wesolutka jak skowronek. No, a potem Sally Palmer. Jak dwa
gromy z jasnego nieba.
- Wiem.
- Chryste, mam nadziej, e gdzie wyjechaa. Ale marnie to wyglda, co?
- Bardzo marnie.
- Biedny Marcus. Wol nie myle, co teraz przeywa. -Zniy gos, eby nikt go nie podsucha. Podobno ten skurwiel pochlasta Sally noem. Jeli teraz dopad Lyn... Chryste, skrcibym sukinsynowi
kark.
Wbiem wzrok w szklank. Najwyraniej nikt jeszcze nie wiedzia, e pomagaem policji. Cieszyem si z
tego, ale i czuem niezrcznie, troch jak kamca.
Ben pokrci potn gow.
- Mylisz, e s jakie szanse?
- Nie wiem. - Bya to najszczersza odpowied, jakiej mogem udzieli. Pamitaem sowa Mackenziego.
Jeli si nie myli, Sally Palmer zamordowano prawie trzy dni po jej znikniciu. Nie byem specjalist od
portretw psychologicznych, ale wiedziaem, e seryjni mordercy postpuj wedug okrelonego schematu.
Zakadajc, e zrobi to ten sam czowiek, Lyn moga jeszcze y.
Jeszcze. Boe, czy to moliwe? Jeli tak, ile czasu jej zostao? Wmawiaem sobie, e zrobiem wszystko
to, czego ode mnie oczekiwano, e wicej nie mogem. Mimo to czuem, e jest to tania, nacigana
wymwka.

Wyczuem, e Ben dziwnie mi si przyglda. .. - Przepraszam, zamyliem si.


- Pytaem, czy dobrze si czujesz. Lecisz z ng.
- To by ciki dzie.
- Mnie to mwisz? - Spojrza w stron drzwi i spospnia jeszcze bardziej. - A ju mylaem, e gorzej by
nie moe.
Poszedem za jego wzrokiem i zobaczyem w progu pastora Scarsdale'a. Gdy z surow min ruszy do
lady, powoli ustay rozmowy.
- Chyba nie bdzie odprawia tu naboestwa - mrukn Ben. Scarsdale odchrzkn.
- Panowie. - Z nagan w oczach spojrza na kilka siedzcych pod cian kobiet, ale nie raczy ich powita.
- Chc was zawiadomi, e jutro wieczorem odprawi msz za Lyn Metcalf i Saily Palmer.
Mwi oschle, dwicznym, dononym barytonem.
- Jestem przekonany, e wszyscy... - Powid wokoo wzrokiem. - Powtarzam, wszyscy przyjdziecie do
kocioa, eby okaza szacunek dla zmarych i wesprze yjcych. - Zamilk i sztywno skin gow. Dzikuj.
Idc do drzwi, przystan przede mn. Nawet latem bi od niego zapach pleni. Ramiona jego czarnej,
wenianej marynarki byy obsypane upieem, oddech cuchn kulkami na mole.
- Ufam, e pana te tam zobacz, doktorze.
- Jeli tylko pacjenci pozwol.
- Jestem pewien, e nikt z nas nie okae si egoist i nie powstrzyma pana od spenienia obowizku. - Nie
byem pewien, co mia na myli. Zaszczyci mnie ponurym umiechem. - Poza tym wikszo pacjentw
zastanie pan w kociele. Tragedie takie jak ta bardzo nas cz. Jako mieszczuch uwaa pan pewnie, e to
dziwne. Ale my tu wiemy, co idzie przed czym.
Krtko skin gow i wreszcie wyszed.
- Oto prawdziwy chrzecijanin - mrukn Ben i podnis pusty kufel, ktry gin w jego wielkiej doni jak
maa szklanka. - Przynie ci jeszcze jedno?
Odmwiem. Wystpienie pastora bynajmniej nie poprawio mi humoru. Ju miaem dopi piwo i pj do
domu, gdy za plecami usyszaem czyj gos.
- Pan doktor?
Odwrciem si. Staa przede mn moda nauczycielka, ktr poprzedniego dnia spotkaem w szkole.
- Przepraszam, nie chciaam przeszkadza...
- Nie szkodzi. To znaczy, zupenie mi pani nie przeszkadza.
- Jestem nauczycielk Sama - zacza niepewnie. - Poznalimy si wczoraj. Pamita pan?
Mam kiepsk pami do nazwisk, ale jej nazwisko przypomniaem sobie natychmiast. Jenny. Jenny
Hammond.
- Tak, oczywicie. Co u niego sycha? Jak si czuje?
- Chyba dobrze. Dzisiaj nie byo go w szkole. Ale kiedy wczoraj przyjechaa po niego matka, czu si ju
duo lepiej.
Miaem do niego wpa, ale przeszkodziy mi inne sprawy.
- Szybko dojdzie do siebie, tylko e przez kilka dni nie bdzie go w szkole. Ale to chyba nie problem,
prawda?
- Nie, nie, ale skd... C, chciaam tylko... Chciaam si tylko przywita, to wszystko.
Bya zaenowana. Mylaem, e podesza, eby wypyta mnie o Sama. Poniewczasie dotaro do mnie, e
prbuje by po prostu przyjacielska.
- Przysza pani z koleankami ze szkoy? - spytaem.
- Nie, sama. Byam na poszukiwaniach, a potem... Moja wsplokatorka wysza i nie chciaam siedzie
sama w domu.
Doskonale j rozumiaem. Zamilklimy.
- Przynie pani co do picia? - Zadaem to pytanie w chwili, gdy powiedziaa: C, do zobaczenia" i
obydwoje rozemialimy si z zaenowaniem. - Czego si pani napije?
- Nie, nie, nie trzeba, naprawd.
- I tak miaem i do baru. - Mwic to, zdaem sobie spraw, e moja szklanka jest prawie pena. Miaem
nadziej, e tego nie zauwaya.
- W takim razie butelk becka. Dzikuj.
Gdy dotarem do lady, Ben wanie od niej odchodzi.
- Co, zmienie zdanie? Zaczekaj, postawi ci. - Woy rk do kieszeni.
- Nie, nie, to nie dla mnie.
Zerkn ponad moim ramieniem i wykrzywi usta w lekkim umiechu.
- Jasne, rozumiem. Na razie.
Kiwnem gow czujc, e pali mnie twarz. Zanim mnie obsuono, zdyem dopi piwo. Zamwiem
drugie i wrciem do Jenny.

- Na zdrowie - powiedziaa i pocigna yk z butelki. - Wiem, e waciciel tego nie lubi, ale ze szklanki
gorzej smakuje.
- Ale ma mniej zmywania, wic w sumie robi mu pani przysug.
- Powiem mu to, kiedy znowu zwrci mi uwag. - Spowaniaa. - Po prostu nie mog w to uwierzy. To
straszne, prawda? Dwie kobiety i obydwie std, z Manham. Zawsze mylaam, e w takich miasteczkach jest
bezpiecznie.
- Dlatego pani tu przyjechaa?
Zabrzmiao to tak, jakbym wtyka nos w nie swoje sprawy, chocia wcale tego nie chciaem. Popatrzya na
butelk.
- Powiedzmy, e zmczyo mnie ycie w miecie.
- Gdzie pani mieszkaa?
- W Norwich.
Zacza zrywa naklejk z butelki. Zdaa sobie spraw, e to robi, i przestaa. Umiechna si do mnie i
pojaniaa jej twarz.
- A pan? Ju ustalilimy, e pan te nie jest std.
- Tak, przyjechaem z Londynu.
- Dlaczego akurat do Manham? Skusiy pana kolorowe neony i upojne nocne ycie?
- Co w tym rodzaju. - Spostrzegem, e oczekuje czego wicej. - Chyba z tego samego powodu co pani.
Szukaem odmiany.
- No i chyba j pan znalaz odrzeka z umiechem. - Mimo to, podoba mi si tu. Powoli przywykam do
ycia na odludziu. Cisza, spokj. Ani tumw, ani samochodw...
- Ani kin.
- Ani barw.
- Ani sklepw. Umiechnlimy si do siebie.
- Od dawna pan tu mieszka?
- Od trzech lat.
- Dugo trwao, zanim pana zaakceptowali?
- Cigle nad tym pracuj. Jeszcze dziesi lat i niewykluczone, e zaczn mnie bra za staego gocia.
Oczywicie tylko ci najbardziej postpowi.
- Obd. Ja jestem tu dopiero od p roku.
- Zatem turystka z pani.
Rozemiaa si i ju miaa co powiedzie, gdy wtem przy drzwiach wybucho jakie zamieszanie. Kto
krzykn:
- Gdzie jest lekarz?! Jest tu lekarz?
Przepchnem si do mczyzny, ktrego na wp wniesiono, na wp wprowadzono do pubu. Mia
wykrzywion z blu twarz. Znaem go. By to Scott Brenner, czonek rozlegej rodziny, ktra mieszkaa w
rozpadajcym si domu na skraju Manham. Jego but i nogawka spodni byy uwalane krwi.
- Posadcie go - rzuciem. - Ostronie. Co si stao?
- Wpad w sida. Jechalimy do przychodni, ale zobaczylimy pana samochd.
Powiedzia to nie Scott, tylko jego brat Carl. Brennerowie byli hermetycznie zamknit rodzin. Oficjalnie
pracowali na gospodarstwie, ale nie stronili te od kusownictwa. Carl, ylasty, zadzierysty osiek, by z
nich najstarszy i podwijajc przesiknit krwi nogawk Scotta, pomylaem zgryliwie, e przytrafio si
to nie temu z braci. Potem zobaczyem ran.
- Jestecie samochodem?
- Myli pan, e przyszlimy tu z nim na piechot?
- To dobrze, bo musicie zawie go do szpitala. Carl zakl.
- Nie moe go pan pocerowa?
- Mog zaoy tymczasowy opatrunek, to wszystko. Ale opatrunek tu nie wystarczy.
- Obetn mi nog? - wysapa Carl.
- Nie, ale przez jaki czas nie bdziesz mg biega. - Wcale nie byem tego taki pewny, chocia
powiedziaem to z przekonaniem w gosie. Zastanawiaem si, czy nie zabra go do przychodni, ale uznaem,
e do si nacierpia. - W samochodzie mam apteczk, pod kocem z tyu. Czy kto moe j przynie?
- Ja pjd - odpar Ben. Daem mu kluczyki. Gdy wyszed, poprosiem o wod i czyste rczniki i zaczem
przemywa ran.
- Jakie to byy sida?
- Druciane - odrzek Carl Brenner. - Zaciskaj si na nodze. Mog przeci ciao do koci.
I przeciy.
- Gdzie to byo?
- Po drugiej strome mokrade - wychrypia Scott, odwracajc gow, eby nie widzie tego, co robi. Koo starego myna...

- Szukalimy Lyn - wtrci Carl, posyajc mu znaczce spojrzenie. Bardzo w to wtpiem. Wiedziaem, o
co chodzi. Podobnie jak wikszo
wiatrakw w Broads, ten na skraju Manham nie by mynem, tylko zwyczajn pomp wodn, za pomoc
ktrej osuszano kiedy bagnisko. Porzucony przed dziesitkami lat, by teraz pust, martw skorup i nie
mia nawet skrzyde. Nawet wedug tutejszych standardw, sta na zupenym odludziu i nadawa si idealnie
dla kogo, kto chcia polowa lub zastawia wnyki bez niepotrzebnych wiadkw. Poniewa Brennerowie
cieszyli si tak reputacj, jak si cieszyli, bardziej prawdopodobne byo, e poszli tam wanie po to, a nie
z poczucia obowizku obywatelskiego. Ciekawe, pomylaem, obmywajc ran. Czyby wpad we wasne
sida? Scott jakby czyta w moich mylach.
- To nie byy nasze-jkn.
- Scott! - warkn Carl.
- Bo nie byy! Kto zastawi je w trawie, na ciece. I byy za due na zajca czy jelenia.
Ludzie powitali to owiadczenie guchym milczeniem. Chocia policja oficjalnie tego nie potwierdzia,
wszyscy syszeli, e w lesie, gdzie zagina Lyn, znaleziono druciane wnyki.
Wrci Ben z apteczk. Oczyciem ran najlepiej, jak umiaem.
- Niech trzyma nog do gry. I jak najszybciej zawiecie go do szpitala. Carl pomg bratu wsta, chwyci
go pod rami i wyprowadzi z pubu.
Umyem rce i wrciem do Jenny.
- Wyjdzie z tego? - spytaa.
- Zaley, jak bardzo ma uszkodzone cigna. Przy odrobinie szczcia bdzie lekko utyka. Pokrcia
gow.
- Boe, co za dzie.
Podszed do nas Ben z kluczykami.
- eby nie zapomnia.
- Dziki.
- Jak mylisz? Ma to co wsplnego ze znikniciem Lyn?
- Nie wiem - odparem. Ale tak jak wszyscy pozostali, miaem ze przeczucia.
- Dlaczego ma mie? - spytaa Jenny.
Ben jakby si zawaha. Zrozumiaem, e si nie znaj.
- Ben, to jest Jenny powiedziaem. - Uczy w naszej szkole. Potraktowa to jako przyzwolenie.
- Dlatego, e to za duo jak na zwyky przypadek. Nie ebym wspczu Brermerom, bo to banda sukin... Urwa i zerkn na Jenny. - Cholera, mam nadziej, e si myl, e to jednak przypadek.
- Nie rozumiem.
Ben spojrza na mnie, ale ja nie zamierzaem nic mwi.
- Bo jeli mam racj, to znaczy, e to kto z nas. Z miasteczka.
- Nie wiadomo, nie wierz - zaprotestowaa Jenny.
- C, zobaczymy - odpar Ben. Jego twarz mwia co innego, ale by zbyt taktowny, eby si z ni
sprzecza. - I tym akcentem chyba si poegnam.
Dopi piwo i ruszy do drzwi. Jakby po namyle odwrci si do Jenny.
- To nie moja sprawa, ale przyjechaa pani samochodem?
- Nie. Dlaczego?
- Bo samotny powrt do domu nie jest chyba dobrym pomysem. I posawszy mi znaczce spojrzenie,
odszed.
Jenny umiechna si niepewnie.
- Myli pan, e jest a tak le?
- Oby nie. Ale Ben ma racj. Pokrcia gow.
- Nie do wiary. Jeszcze dwa dni temu byo to najspokojniejsze miejsce na ziemi!
Dwa dni temu Sally Palmer od dawna nie ya, a odpowiedzialna za jej mier bestia polowaa ju na Lyn
Metcalf. Ale nie powiedziaem tego na gos.
- Ma pani z kim wrci?
- Nie, ale nic mi nie bdzie. Dam sobie rad.
W to nie wtpiem. Ale pod mask przekory i lekcewaenia dostrzegem na jej twarzy wyraz
zdenerwowania.
- Podrzuc pani.
Wrciwszy do domu, usiadem w ogrodzie. Noc bya ciepa i zupenie bezwietrzna. Zadarem gow i
popatrzyem na gwiazdy. Ksiyc by prawie w peni i wisia na niebie jak asymetryczny dysk w biaej
aureoli. Prbowaem podziwia jego upstrzon plamami powierzchni, ale mj wzrok powoli opada coraz
niej i niej, by spocz w kocu na czarnym lesie za k. Lubiem ten widok nawet w nocy. Ale patrzc na
nieprzenikniony mur drzew, tego wieczoru poczuem si nieswojo.

Wszedem do domu, nalaem sobie troch whisky i wrciem do ogrodu. Byo ju po pnocy i musiaem
wczenie wsta. Ale chwytaem si wszystkich pretekstw, eby tylko opni moment, kiedy bd musia
pj spa. Na szczcie cho raz miaem za duo do mylenia, eby odczuwa zmczenie.
Odprowadziem Jenny do maego domku, ktry wynajmowaa na spk z koleank. Ostatecznie
zrezygnowalimy z samochodu. Noc bya ciepa i jasna, poza tym Jenny mieszkaa ledwie kilkaset metrw
dalej. Idc, opowiadaa mi o swojej pracy i uczniach. Tylko raz nawizaa do przeszoci, wspominajc, e
kiedy pracowaa w szkole w Norwich. Ale wspomniaa o tym bardzo pobienie, szybko ukrywajc to pod
lawin sw. Udaem, e niczego nie zauwayem. Zreszt to nie bya moja sprawa.
Gdy szlimy wsk ciek w stron jej domu, gdzie w pobliu zaszczeka nagle lis. Jenny chwycia mnie
za rami.
- Przepraszam - powiedziaa, zabierajc rk tak szybko, jakby si sparzya. Rozemiaa si zmieszana. Po tylu miesicach powinnam ju do tego przywykn.
Zrobio si tak jako niezrcznie. Przystana przy furtce.
- C... Dzikuj.
- Nie ma za co.
Umiechna si po raz ostatni i znikna za ogrodzeniem. Zaczekaem, a szczknie zamek i zawrciem.
Szedem przez ciemne miasteczko, czujc dotyk jej rki na nagim ramieniu.
Teraz te go czuem. Piem whisky, krzywic si na wspomnienie tego, jak bardzo mn to wstrzsno. I to
tylko dlatego, e przypadkowo dotkna mnie moda kobieta. Nic dziwnego, e zamilka.
Dopiem whisky i wszedem do domu. Ale co cigle nie dawao mi spokoju, cigle miaem wraenie, e
musz co zrobi. Mylaem przez chwil i wreszcie sobie przypomniaem. Scott Brenner. Nie byem pewny,
czy brat pozwoli mu powiedzie policji o sidach. By moe nie miao to adnego znaczenia, ale Mackenzie
musia si o tym dowiedzie. Znalazem jego wizytwk i zadzwoniem na komrk. Dochodzia pierwsza w
nocy, ale zawsze mogem zostawi mu wiadomo na poczcie gosowej.
Odpowiedzia natychmiast.
- Tak?
- Mwi David Hunter - zaczem zaskoczony. - Przepraszam, e dzwoni tak pno, ale chciaem si tylko
upewni, czy skontaktowa si z wami Scott Brenner.
- Kto? - Mackenzie by zirytowany i zmczony. Opowiedziaem mu, co si stao.
- Gdzie to byo? - spyta, gdy skoczyem; zmczenie natychmiast z niego wyparowao.
- Koo starego myna, ptora kilometra na poudnie std. Myli pan, e ma to jaki zwizek z Lyn?
Chwil trwao, zanim rozpoznaem ten odgos: Mackenzie przetar twarz i zaszeleciy mu wsy.
- A co tam - mrukn. - Jutro i tak mielimy to ujawni. Podczas poszukiwa poharatao si dwch moich.
Jeden wpad w sida, drugi do jakiej dziury z zaostrzon erdzi na dnie.
Powiedzia to z nieukrywanym gniewem w gosie.
- Dlatego trzeba zaoy, e ten, kto porwa Lyn Metcalf, czeka, a przyjdziemy jej szuka.
Tej nocy przebudzeniu nie towarzyszy aden wstrzs. Po prostu stwierdziem, e ju nie pi, e mam
otwarte oczy i patrz na wiato ksiyca wpadajce przez okno. Po raz pierwszy od dugiego czasu
chodziem tylko we nie, po raz pierwszy od dugiego czasu obudziem si w ku. Lecz sen pamitaem tak
dobrze, jakby nie by snem, jakbym przed chwil przeszed z jednego pokoju do drugiego.
Sceneria bya zawsze ta sama. Domek, ktrego nigdy nie widziaem na jawie, nieistniejce miejsce, w
ktrym mimo to czuem si jak w domu. I Kara i Alice, pene ycia, jak prawdziwe. Rozmawialimy o moim
dniu, o niczym konkretnym, tak jak wtedy, gdy jeszcze yy.
A potem budziem si, by stawi czoo bezlitosnemu faktowi, e obydwie nie yj.
Przypomniay mi si sowa Lindy Yates. Takie sny nie ni si bez powodu". Ciekawe, czego
doszukaaby si w moim. Mniej wicej wiedziaem, co powiedziaby psychiatra, a nawet psycholog amator,
taki jak choby Henry. Rzecz w tym, e moje sny nie daway si uj w karby racjonalnych teorii. Ich logika,
plastyczno i namacalno zupenie nie przypominay tych z normalnego snu. I chocia nie chciaem tego
przyzna nawet przed samym sob podwiadomie nie wierzyem, e byy tylko zwykymi snami.
Ale gdybym kiedy uwierzy, zrobibym pierwszy krok na drodze, ktr baem si i. Bo istnia tylko
jeden sposb, ebym mg poczy si z rodzin i wiedziaem, e byby to nie akt mioci, tylko rozpaczy.
Jeszcze bardziej przeraao mnie, e czasem miaem to gdzie.
Rozdzia 9
Nazajutrz rano przybyo rannych. Byy to zupenie odrbne przypadki, gdy adna z tych osb nie
przebywaa w pobliu miejsc, gdzie natrafiono na puapki poprzedniego dnia. Jedna z nich, policjantka,
nadziaa si w zamaskowanym dole na zaostrzon erd, ktra przebia jej ydk. Podobnie jak Scotta
Brennera, opatrzyem j i odesaem do szpitala na szycie. Rana drugiej ofiary, Dana Marsdena,
miejscowego robotnika, bya bardziej powierzchowna, gdy druciana ptla tylko czciowo przecia jego
graby, skrzany but.

- Chryste, chciabym dorwa tego skurwysyna - wysycza Marsden przez zacinite zby, gdy go
opatrywaem.
- Byy dobrze ukryte?
- Kurde, byy niewidoczne! I wielkie! Co on chcia w nie zapa?
Nie odpowiedziaem. Byo cakiem prawdopodobne, e zapa dokadnie to, co chcia.
Mackenzie te tak uwaa. Zarzdzi chwilow przerw w poszukiwaniach Lyn i kaza zorganizowa punkt
doranej opieki medycznej w centrum koordynacyjnym. Wyda rwnie komunikat, w ktrym przestrzega
wszystkich przed wchodzeniem do lasu i na mokrada. Rezultatu mona byo si domyli. Jeli przedtem w
miasteczku panowaa atmosfera odrtwiaego szoku, wiadomo, e okolice Manham przestay by
bezpieczne, przyniosa pierwsz fal prawdziwego strachu.
Oczywicie znaleli si i tacy, ktrzy nie chcieli w to wierzy albo uparcie powtarzali, e nic nie odstraszy
ich od chodzenia tam, gdzie chodzili przez cae ycie. Trwao to, dopki jeden z najgoniejszych
buntownikw, ktry doda sobie odwagi kilkoma kwartami piwa w Owieczce, nie wpad do przykrytej such
traw dziury i nie zama sobie nogi w kostce. Jego przeraliwe wrzaski podziaay o wiele skuteczniej ni
jakiekolwiek ostrzeenia.
Poniewa cignito policyjne posiki, ocknli si wreszcie reporterzy z prasy krajowej, ktrzy zjechali tu
gromadnie z mikrofonami i kamerami. Manham zaczynao wyglda jak oblone miasto.
- Na razie mamy dwa rodzaje puapek - powiedzia Mackenzie. - Druciane wnyki, jakie potrafi zastawia
kady kusownik. Z tym e te s na tyle due, e mieci si w nich stopa dorosego czowieka. I zaostrzone
erdzie. erdzie s jeszcze gorsze. Ten facet to albo byy wojskowy, albo zorganizowa tu sobie szko
przetrwania. Albo ma paskudn wyobrani.
- Powiedzia pan na razie"?
- Ten, kto zastawia te puapki, dobrze wie, co robi. Wszystko sobie starannie zaplanowa. Musimy zaoy,
e bdzie wicej niespodzianek.
- Moe wanie tego chce? Moe chce uniemoliwi poszukiwania?
- Pewnie tak. Ale nie moemy ryzykowa. Te, ktre znalelimy, tylko rani. Ale jeli bdziemy dalej
azi po lasach, nastpnym razem kto moe straci ycie.
Zamilk. Dojechalimy do skrzyowania i zacz niecierpliwie bbni palcami w kierownic, czekajc, a
ruszy stojcy przed nami samochd. Spojrzaem w okno. W ciszy ogarnia mnie coraz wikszy niepokj.
Z samego rana zadzwoniem do niego i powiedziaem, e jeli nada tego chce, zbadam szcztki Sally
Palmer. Wiedziaem o tym od chwili przebudzenia, jakbym podj decyzj we nie. I pewnie tak byo.
Ale tak naprawd nie miaem pojcia, na ile mu si przydam. Zakadajc, e nie wyszedem jeszcze z
wprawy i niczego nie zapomniaem, w najlepszym razie mgbym pewnie bliej okreli czas, jaki upyn
od chwili mierci ofiary. Nie miaem zudze, e pomog tym Lyn. Po prostu siedzenie z zaoonymi rkami
nie wchodzio duej w rachub.
Co wcale nie oznaczao, e si z tego cieszyem.
Kiedy mu to zakomunikowaem, nie by ani zaskoczony, ani mi nawet nie podzikowa. Odpar tylko, e
skontaktuje si z szefostwem i da mi zna. Odkadajc suchawk, czuem si zawieszony w prni i w
pierwszej chwili pomylaem, e le oceniem sytuacj.
Ale oddzwoni p godziny pniej i spyta, czy mgbym zacz jeszcze tego dnia. Zascho mi w ustach.
Odrzekem, e mog.
- Zwoki s u patologa. Wpadn po pana o pierwszej.
- Mog tam przyjecha.
- I tak musz wrci na posterunek. Poza tym mam do pana par spraw. Musiaem prosi Henry'ego, eby
mnie zastpi, i idc do niego, zastanawiaem si jakich.
- Jasne. Co si stao?
Henry patrzy na mnie wyczekujco. Nie powiedziaem mu jeszcze, po co zjawi si u mnie Mackenzie, ale
wymagaoby to duszych wyjanie, a ja nie byem na to gotowy. Wiedziaem jednak, e nie mog duej
zwleka. Byem mu winien przynajmniej tyle.
- Daj mi czas do koca tygodnia - odparem. Do tej pory powinienem si ze wszystkim upora, poza tym w
weekend nie miaem na gowie pacjentw. - Wtedy ci powiem.
Przyjrza mi si uwanie.
- Wszystko w porzdku? Na pewno?
- Tak. Po prostu to troch... skomplikowane.
- A co nie jest? O tej porze w zeszym tygodniu nikomu do gowy by nie przyszo, e zaroi si tu od policji
i wcibskich reporterw. Ciekawe, czym si to skoczy.
Sprbowa si umiechn.
- Dobra. Wpadnij w niedziel na lunch. Lubi gotowa i mam butelczyn przedniego Bordeaux. Ju od
dawna szukam pretekstu, eby j otworzy. Z penym brzuchem lepiej si rozmawia.
Cieszc si, e da mi troch czasu, przyjem zaproszenie.

Dojechalimy do ronda. W samochodzie pachniao mentolowym odwieaczem powietrza i pynem po


goleniu. I byo czyciutko, jakby Mackenzie przed chwil w nim sprzta. Na ruchliwych ulicach i uliczkach
panowa chaos i haas. Widok by znajomy, jednoczenie dziwny. Prbowaem sobie przypomnie, kiedy
ostatni raz byem w miecie, i z zaskoczeniem stwierdziem, e od tamtego deszczowego popoudnia, kiedy
to zawitaem do Manham, ani razu stamtd nie wyjedaem. Miotay mn sprzeczne uczucia, al, e jednak
wyjechaem, i zdumienie, e zaszyem si na tak dugo na odludziu.
Tymczasem tutaj ycie toczyo si dalej.
Zobaczyem grup uczniw i nauczycielk, ktra prbowaa zapanowa nad nimi przed szko. Tu obok
spiesznie przechodzili zaaferowani ludzie. Wszyscy yli swoim wasnym yciem, na ktre moje nie miao
adnego wpywu. Ani moje, ani innych.
- Drut z tych side jest dokadnie taki sam jak drut we wnykach, w ktre wpada Lyn Metcalf- powiedzia
Mackenzie, cigajc mnie na ziemi. -I jak ten, ktrym przywizano do kamienia kaczk. Nie wiem, czy
pochodzi z tej samej partii, ale to bezpieczne zaoenie.
- Ta kaczka... Jak pan to rozumie?
- Nie wiem, nie jestem pewien. Moe miaa j przestraszy. Albo to jaki znak, swoisty podpis.
- Tak jak skrzyda na zwokach Sally Palmer?
- Moliwe. A propos. Odezwa si ornitolog. To skrzyda abdzia niemego. Czsto tu przylatuj,
zwaszcza o tej porze roku.
- Myli pan, e istnieje jaki zwizek midzy abdzimi skrzydami i kaczk?
- Nie wierz, e to przypadek. Moe facet ma jaki uraz do ptakw. - Mackenzie wyprzedzi wolno jadc
pciarwk. - Siedz nad tym nasi psychologowie; moe uda im si okreli, z kim mamy do czynienia.
Psychologowie i caa reszta, bo niewykluczone, e jest to cz jakiego pogaskiego rytuau. Pogaskiego,
satanistycznego, cholera go wie jakiego jeszcze.
- Ale pan tak nie uwaa.
Chwil zwleka, zastanawiajc si, co moe mi powiedzie. Wreszcie odpar:
- Nie, nie uwaam. Wszyscy podniecili si tymi skrzydami. Mwili, e zabjca wykorzystuje klasyczne
lub religijne symbole, od anielskich skrzyde poczynajc, na Bg wie czym koczc. Ale teraz nie jestem
tego pewien. Gdyby t kaczk zoono w ofierze albo okaleczono, to moe. Ale drut i kamie? Nie, moim
zdaniem, to robota jakiego gwniarza, ktry lubi mczy zwierzta. Ktry si popisuje.
- Tak jak z tymi wnykami.
- Tak, tak jak z wnykami. Zgoda, to nas spowalnia. Cigle mylimy, co jeszcze mg przyszykowa i nie
moemy skupi si na poszukiwaniach. Tylko po choler tyle zachodu? Wida, e to cwaniak, a cwaniak
potrafiby zatrze za sob lady. Tymczasem on zostawia kaczk na widoku i nie usuwa side. Albo nie
przejmuje si, e je znajdziemy, albo... Sam nie wiem.
- Znakuje swj teren?
- Co w tym stylu. Pokazuje nam, kto tu rzdzi. I nawet si zbytnio nie wysila. Zastawia wnyki w kilku
strategicznych punktach, a potem staje z boku i przyglda si zabawie.
Mylaem o tym przez chwil.
- Moe chodzi mu o co wicej?
- Na przykad?
- Doprowadzi do tego, e nikt ju nie chodzi do lasu ani na mokrada. Ludzie boj si wpa w sida.
Mackenzie zmarszczy brwi. -No i?
- Wic moe nie tylko lubi si znca. Moe lubi te straszy. Mackenzie patrzy w zadumie przed siebie.
Szyba bya upstrzona resztkami martwych owadw.
- To moliwe - powiedzia w kocu. - Mog spyta, gdzie pan by wczoraj midzy szst a sidm rano?
To zbio mnie z pantayku.
- O szstej braem pewnie prysznic. Potem zjadem niadanie i pojechaem do przychodni.
- O ktrej?
- Mniej wicej za kwadrans sidma.
- Wczenie.
- le spaem.
- Czy kto moe to potwierdzi?
- Henry. Zaraz po przyjedzie wypiem z nim kaw. Czarn bez cukru, gdyby to pana interesowao.
- To s rutynowe czynnoci, doktorze. Bra pan udzia w wielu ledztwach i dobrze pan o tym wie.
- Niech pan stanie.
- Co?
- Niech pan stanie.
Chcia co powiedzie, ale wczy migacz i zjecha na pobocze.
- Czy jestem tu w charakterze podejrzanego, czy mam wam pomc?
- Niech pan posucha, pytamy o to wszystkich...

- Nie odpowiedzia pan na pytanie.


- Dobrze, przepraszam, moe nie powinienem z tym tak wyskakiwa. Ale musiaem spyta.
- Jeeli uwaa pan, e miaem z tym co wsplnego, nie powinno mnie tu by. Myli pan, e si do tego
pal? Bybym szczliwy, gdybym ju nigdy w yciu nie musia oglda adnych zwok. Wic jeli mi pan
nie ufa, rwnie dobrze mog tu wysi.
Mackenzie westchn.
- Nie, nie sdz, eby macza pan w tym palce. Gdybym sdzi, niech mi pan wierzy, e nie prosibym
pana o pomoc. Chodzi po prostu o to, e pytamy o to wszystkich mieszkacw miasteczka. Pomylaem, e
zaatwi to od razu, tu i teraz. Tyle. Rozumie pan?
Wci nie podoba mi si sposb, w jaki zada mi to pytanie. Chcia mnie zaskoczy, zobaczy, jak
zareaguj. Zastanawiaem si, czy caa ta rozmowa nie bya swego rodzaju prb. Ale czy podobao mi si to
czy nie, na tym polegaa jego praca. Zaczo te do mnie dociera, e Mackenzie jest w tym dobry.
Niechtnie kiwnem gow.
- Moemy jecha dalej?
Chcc nie chcc, musiaem si umiechn.
- Chyba tak. Ruszylimy.
- Jak dugo to potrwa? - spyta po chwili, przerywajc milczenie. - To badanie.
- Trudno powiedzie. Duo zaley od stanu zwok. Patolodzy co znaleli?
- Niewiele. Ciao ulego zbyt duemu rozkadowi, eby stwierdzi, czy doszo do gwatu. Byo nagie, wic
to prawdopodobne. Na korpusie i koczynach s liczne nacicia, ale tylko powierzchowne. Nie potrafili
nawet stwierdzi, co spowodowao mier, rany na gowie czy rana na szyi. Jest jaka szansa, e rzuci pan na
to troch wiata?
- Jeszcze nie wiem. - Widziaem zdjcia i chodzio mi po gowie kilka pomysw, ale nie chciaem si do
niczego zobowizywa. Najpierw musiaem mie cakowit pewno.
Mackenzie zerkn na mnie ktem oka.
- Pewnie poauj, e spytaem, ale co dokadnie chce pan zrobi?
Celowo prbowaem o tym nie myle. Ale odpowiedziaem automatycznie, odruchowo:
- Chc przewietli ciao, chyba e ju to zrobiono. Potem pobior prbki tkanki mikkiej, eby ustali
CZ...
- CZ?
- Czas zgonu. Na podstawie analizy zmian chemicznych, jakie zaszy w ciele od chwili mierci; bada si
skad aminokwasw, nietrwaych kwasw tuszczowych i stan rozkadu biaka. Potem bd musia usun
resztki tkanek mikkich i obejrze sam szkielet. Zbada urazy koci, dopasowa je do narzdzia, ktre je
spowodowao, i tak dalej.
Mackenzie z odraz zmarszczy nos.
- Usun tkank mikk? Jak?
- Jeli zostao jej mao, mona to zrobi skalpelem albo kleszczami. Albo przez kilka godzin gotowa
zwoki w detergencie.
Mackenzie wykrzywi twarz.
- Teraz ju wiem, dlaczego wola pan zosta lekarzem - powiedzia. I natychmiast si zreflektowa. Przepraszam.
- Nie ma sprawy.
Przez chwil jechalimy w milczeniu. Zauwayem, e od czasu do czasu drapie si w szyj.
- By pan z tym u specjalisty? - spytaem.
- Z czym?
- Z tym pieprzykiem. Cigle si pan drapie. Szybko opuci rk.
- To tylko zwyke swdzenie. - Skrci na parking. - Jestemy na miejscu. Weszlimy do szpitala i
zjechalimy wind do piwnicy. Kostnica miecia
si na kocu dugiego korytarza. Jej zapach uderzy mnie, gdy tylko stanlimy w drzwiach, ostry,
sodkawy, chemiczny odr, ktry zatyka puca przy pierwszym wdechu. Wntrze byo studium bieli,
byszczcej nierdzewnej stali i szka. Zza biurka wstaa moda Azjatka w biaym kitlu.
- Dzie dobry - rzuci swobodnie Mackenzie. - Marina Patel, doktor Hunter. Marina bdzie panu
pomagaa.
Azjatka umiechna si, gdy ciskalimy sobie rce. Wci prbowaem si z tym oswoi, przywykn do
scenerii zarwno znajomej, jak i obcej. Mackenzie zerkn na zegarek.
- Dobra, musz lecie. Niech pan do mnie zadzwoni, kiedy skoczycie. Przyjad i podrzuc pana z
powrotem.
Gdy wyszed, Azjatka spojrzaa na mnie, czekajc na polecenia.
- A wic jest pani patologiem, tak? - spytaem, eby opni t nieuchronn chwil.

- Jeszcze nie - odrzeka z szerokim umiechem. - Dopiero co skoczyam studia. Ale mam nadziej, e
kiedy bd.
Kiwnem gow. Wci stalimy tam jak dwa kolki w pocie.
- Chce pan obejrze ciao? - spytaa w kocu. Nie. Nie chciaem.
- Oczywicie.
Daa mi fartuch i ruszylimy w stron cikich wahadowych drzwi. Za drzwiami znajdowao si mae
pomieszczenie przypominajce sal operacyjn. W rodku byo chodno. Zwoki leay na stalowym stole.
Wyglday dziwnie nie na miejscu. Gdy Marina zapalia grne wiato, ukazay si w caej swej aosnej
okazaoci.
Spojrzaem na to, co byo kiedy ciaem Saly Palmer. Ale z samej Sally nic ju tam nie zostao.
Krtkotrwaa ulga szybko ustpia miejsca zawodowej obojtnoci.
- Dobrze - powiedziaem. - Zaczynajmy.
Kobieta bya bardzo stara. Miaa zniszczon poctkowan twarz, a jej rysy powoli traciy dawn
wyrazisto. Z pochylon gow, zdawaa si dwiga na ramionach ciar caego wiata. Mimo to, w jej
rezygnacji byo co szlachetnego, jakby pogodzia si z losem, ktry nigdy jej nie sprzyja.
Figura nieznanej witej przykua moj uwag podczas naboestwa. Staa na kamiennym postumencie i
nie wiem, co mi si w niej spodobao. Bya topornie wyrzebiona i nawet jak na moje niewyrobione oko
troch nieproporcjonalna. Ale czy to dziki agodzcemu efektowi staroci, czy to czemu mniej
uchwytnemu miaa w sobie co interesujcego. Przetrwaa wieki, bya wiadkiem niezliczonych dni radoci i
smutku. I bdzie tu staa czujna i milczca dugo po tym, gdy wszyscy inni odejd w niepami.
Przypominaa, e dobre czy ze, wszystko przemija.
Myl ta troch mnie pocieszya. W starym kociele byo chodno nawet w ciepy wieczr i nawet w ciepy
wieczr pachniao w nim stchlizn. Przez witraowe okna, wypaczone i nierwne, wpaday do rodka
smugi niebieskiego i fioletoworowego wiata. Gwne przejcie byo wyoone kamiennymi pytami,
wygadzonymi przez ludzi i czas i poprzetykanymi prastarymi kamieniami nagrobnymi. Na tym, przy
ktrym siedziaem, redniowieczny rzemielnik wyrzebi ludzk czaszk i wyry napis: BYEM KIEDY
TAKIM JAK TY. TAKIM JAK JA BDZIESZ KIEDY TY.
Poprawiem si na twardej, drewnianej awce, wsuchujc si w echo zdradzieckiego barytonu Scarsdale'a.
To, co miao by zwykym naboestwem, stao si dla niego pretekstem do narzucenia swoistej pobonoci
tym, ktrych tu podstpnie cign i przetrzymywa.
- Gdy modlimy si za dusz Sally Palmer i za wybawienie Lyn Metcalf, wszystkich nas drczy
niewtpliwie pytanie: Dlaczego? Dlaczego to si stao? Czy te dwie mode kobiety odebrano nam tak
brutalnie za kar? Jeli tak, za co nas ukarano? I waciwie kogo?
Chwyciwszy si obiema rkami za drewniany pulpit, Scarsdale potoczy wokoo gniewnym wzrokiem.
- Kara moe spotka nas w kadej chwili. I nie nam podwaa jej zasadno. Nie nam krzycze, e to
niesprawiedliwe. Bg jest miosierny, ale nie mamy prawa oczekiwa Jego aski. aska Boa spywa na nas
w sposb, ktrego nigdy nie pojmiemy. Spywa na nas nie po to, ebymy potpiali j w swej niewiedzy.
Scarsdale wzi oddech, bysny flesze. Wpuci reporterw do kocioa, co przydawao atmosferze
niesamowitoci. Jego maa zwykle gromadka wiernych rozrosa si nagle do tumu. Gdy przyszedem,
prawie wszystkie awki byy ju zajte, tak e z trudem znalazem wolne miejsce z tyu.
O naboestwie przypomniaem sobie, widzc ludzi przed kocioem. Do Manham odwiz mnie
maomwny policjant po cywilnemu, ktremu rola takswkarza wyranie nie przypada do gustu. Gdy
zadzwoniem do Mackenziego, eby powiedzie mu, e ju skoczylimy, mia wyczon komrk. Ale
zostawiem wiadomo na poczcie gosowej i niemal natychmiast oddzwoni.
- No i jak poszo?
- Pobraem prbki do bada na chromatografie gazowym. Kiedy przyjd wyniki, bd mg dokadniej
okreli czas zgonu. Jutro rozpoczn ogldziny szkieletu. Dowiemy si, jakiego narzdzia uyto.
Mackenzie by chyba rozczarowany.
- Ma pan co jeszcze?
- Tylko jedno. Marina powiedziaa mi, e wedug patologa, bardziej prawdopodobne jest, e mier
nastpia w wyniku urazw gowy, a nie szyi.
- Pan si z tym nie zgadza?
- Nie twierdz, e urazy gowy nie mogy by miertelne, ale gdy podrzynano jej gardo, Sally jeszcze
ya.
- Na pewno?
- Zwoki za szybko wyschy. Nawet biorc pod uwag upa, schyby znacznie wolniej, chyba e doszo do
silnego krwotoku. Po mierci to si nie zdarza, nawet jeli ofiara ma podernite gardo.
- Prbki gleby z mokrade miay nisk zawarto elaza.
Oznaczao to, e w miejscu, gdzie znaleziono zwoki, w ziemi wsiko bardzo mao krwi. Z przecitych
ttnic wytrysoby jej tyle, e zawarto elaza w glebie wystrzeliaby w gr jak rakieta.

- W takim razie zabito j gdzie indziej.


- A rany gowy?
- Albo nie byy miertelne, albo powstay, gdy ju nie ya. Mackenzie zamilk, ale domylaem si, o
czym myli. To, co przesza Sally
Palmer, czekao teraz Lyn Metcalf. I nawet jeli jeszcze ya, bya to tylko kwestia czasu.
Chyba, e zdarzyby si cud.
Scarsdaie troch zagodnia.
- Niektrzy z was pytaj zapewne, co takiego te biedaczki zrobiy, eby zasuy sobie na taki los. Co
takiego zrobilimy my wszyscy? - Rozoy rce. - By moe nie zrobilimy nic. By moe racj maj ci,
ktrzy twierdz e naszym wszechwiatem nie kieruje adna mdro, e wszechwiat ten powsta bez
adnego powodu.
Zrobi dramatyczn pauz. Zastanawiaem si, czy nie gra pod kamery.
- A moe nie dostrzeglimy go dlatego, e zalepia nas nasza wasna arogancja? Wielu z was nie byo w
kociele od lat. Jestecie zbyt zajci, eby przyj tu i porozmawia z Bogiem. Nie znaem ani Sally Palmer,
ani Lyn Metcalf. Ich ycie nie krzyowao si z yciem kocioa. Nie ma jednak adnych wtpliwoci, e
obydwie s tragicznymi ofiarami. Ale ofiarami czego?
Scarsdaie pochyli si do przodu i wycign szyj.
- Wszyscy, kady z nas powinien zajrze do wasnego serca. Chrystus powiedzia: Ile zasiejecie, tyle
zbierzecie". I wanie dzisiaj nadesza pora zebra owoce. Owoce nie tylko duchowej plagi, ktra nawiedzia
nasz spoeczno, ale i tego, e przymykalimy na ni oko. Zo nie zniknie tylko dlatego, e przestaniemy je
dostrzega. Tak wic gdzie powinnimy szuka winy?
Powid wokoo kocistym palcem.
- W nas samych. To my dopucilimy do tego, e peza wrd nas ten szataski w. My, nikt inny.
Dlatego teraz musimy modli si do Boga o si, eby go std wypdzi!
Zapada cisza, bo ludzie prbowali to przetrawi. Ale Scarsdaie nie da im czasu. Zadar podbrdek,
zamkn oczy i bysny flesze aparatw fotograficznych, rzucajc ruchome cienie na jego twarz.
- Mdlmy si.
Przed kocioem nie byo zwykej po mszy kotowaniny. Na skwerze staa pkata policyjna przyczepa i jej
absurdalna obecno dziaaa odstraszajco. Mimo wysikw dziennikarzy, reporterw i kamerzystw,
niewielu ludzi chciao udzieli wywiadu. Sprawa bya wci zbyt wiea, zbyt prywatna. Ogldanie
reportau z tragedii, ktra dotkna inne miasteczko, to jedno. Aktywne w niej uczestniczenie to drugie.
Tak wic natarczywe pytania dziennikarzy odbijay si jak groch od kamiennego muru taktownego, acz
upartego milczenia. Nie liczc paru wyjtkw, Manham odwrcio si plecami do wiata zewntrznego. To
zaskakujce, ale jednym z tych wyjtkw by pastor Scarsdale. Nie nalea do osb, ktre szukaj rozgosu,
ale tym razem najwyraniej uzna, e moe skuma si z diabem. Sdzc po tonie jego kazania, najpewniej
uwaa, e to co si stao, jest ostatecznym potwierdzeniem jego powoania. W jego gniewnych oczach
nieszczcie to udowodnio, e mia racj, dlatego ze wszystkich si zaciska skate pace, eby okazja nie
wylizgna mu si z rk.
Patrzylimy z Henrym, jak stojc przed kocioem, wygasza kolejne kazanie do akncych sensacji
dziennikarzy i jak kbi si za nim podekscytowane dzieci, ktre tratujc zwide kwiaty na pomniku
Mczennicy, robiy wszystko, eby znale si w kadrze. Jeli nie sowa, to na pewno jego gos dochodzi a
pod kasztanowiec, gdzie przystanlimy. Zobaczyem go tam zaraz po wyjciu z kocioa. Na powitanie
posa mi krzywy umiech.
- Nie moge wej? - spytaem.
- Nawet nie prbowaem. Chciaem okaza szacunek zmarej, ale podbija bbenek Scarsdale'owi?
Sucha, jak kipi jadem i ci? Po moim trupie. Co mwi? e to kara boa za nasze grzechy? e to nasza
wina?
- Co w tym stylu. Henry pogardliwie prychn.
- Tylko tego nam potrzeba. Zaproszenia do paranoi.
Stojc za Scarsdale'em, ktry wci prowadzi t zaimprowizowan konferencj prasow zauwayem, e
trzdka jego zatwardziaych zwolennikw bardzo si powikszya. Do Lee i Majory Goodchildw, Judith
Sutton, jej syna Ruperta i im podobnych doczyli nowi, nawrceni jego pomiennym kazaniem, ci, ktrych
noga nie postaa w kociele od wielu lat. Gdy wielebny podnis gos, eby wbi co do gowy filmujcym
go reporterom, patrzyli na niego z niem aprobat w oczach.
Henry pokrci gow.
- Spjrz na niego - mrukn z odraz. - Jest w swoim ywiole. Suga boy? Ha! To dla niego okazja, eby
powiedzie: A nie mwiem?"
- Ma troch racji.
Henry obrzuci mnie sceptycznym spojrzeniem.
- Nie mw tylko, e ciebie te nawrci.

- Nie on. Ten, kto za tym stoi, musi pochodzi std. To kto, kto dobrze zna okolic. I nas.
- W takim razie, niech nam Bg dopomoe, bo jeli Scarsdale postawi na swoim, bdzie duo gorzej.
- To znaczy?
- Widziae Czarownice z Salem" Millera?
- Tylko w telewizji.
- Jeli to potrwa duej, polowanie na czarownice, ktre opisuje Miller, to betka w porwnaniu z tym, co
rozpta si tutaj, w Manham.
Mylaem, e artuje, ale powiedzia to zupenie powanie.
- Nie wychylaj si, David. Nawet bez Scarsdale'a, ju niedugo ludzie zaczn oskara ssiadw i
wskazywa ich palcami. Uwaaj i trzymaj si od tego z daleka.
- Chyba nie mwisz tego powanie?
- Nie? Mieszkam tu duej ni ty. Dobrze wiem, jacy s nasi kochani przyjaciele i ssiedzi. Ju teraz ostrz
noe.
- Przesadzasz.
- Naprawd?
Patrzy na wielebnego, ktry powiedziawszy to, co mia do powiedzenia, ruszy w stron kocioa. Co
bardziej natrtni reporterzy chcieli pobiec za nim, ale wtedy do akcji wkroczy Rupert Sutton, ktry szeroko
rozoywszy rce, zagrodzi im drog niczym wielka gra misa. Nikt nie mia ochoty z nim dyskutowa.
Henry posa mi znaczce spojrzenie.
- Co takiego wydobywa ze wszystkich to, co najgorsze. Manham to mae miasteczko. A mae miasteczka
rodz mae umysy. Moe to tylko czarnowidztwo, ale na twoim miejscu bym uwaa.
Przez chwil patrzy mi prosto w oczy, upewniajc si, czy zrozumiaem, a potem spojrza ponad moim
ramieniem.
- Hmm, to twoja znajoma?
Odwrciem si i zobaczyem mod, pulchn, ciemnowos kobiet, ktra si do mnie umiechaa.
Czasami j widywaem, ale nie pamitaem jej nazwiska. Dopiero gdy si troch przesuna, wyjrzaa zza
niej Jenny. W przeciwiestwie do koleanki, miaa kwan min.
Nie zwaajc na jej rozpaczliwe spojrzenia, ta pulchna podesza krok bliej.
- Cze. Jestem Tina.
- Bardzo mi mio - odparem, zastanawiajc si, co jest grane. Jenny umiechna si niemiao. Bya
zdenerwowana i zaenowana.
- Witaj, Tino - powiedzia Henry. - Jak tam mama?
- Ju lepiej, dzikuj. Opuchlizna prawie znikna. - Tina spojrzaa na mnie z byskiem w oku. - Dzikuj,
e odprowadzi pan Jenny do domu. Mieszkamy razem. Mio jest wiedzie, e s jeszcze prawdziwi
dentelmeni.
- To... to nie bya adna fatyga.
- Chciaam tylko powiedzie, e musi pan do nas kiedy wpa. Na drinka albo na kolacj.
Zerknem na Jenny. Bya czerwona jak piwonia. Czuem, e ja te.
- Ale...
- Moe w pitek wieczorem?
- Tina, pan doktor jest na pewno...
Jenny chciaa jej przerwa, ale ciemnowosa Tina jej nie suchaa.
- Zajty? Zawsze moemy to przeoy.
- Nie, nie, tylko...
- wietnie! Wic o smej.
Umiechajc si od ucha do ucha, wzia Jenny pod rk i pocigna j za sob. Zamurowao mnie.
- Co to byo? - spyta Henry.
- Nie mam zielonego pojcia. Zrobi rozbawion min.
- Naprawd!
- Opowiesz mi przy lunchu. - Henry spowania. - Tylko pamitaj, co ci powiedziaem. Nikomu nie ufaj. I
miej oczy z tyu gowy.
Z tymi sowami pchn koa wzka i odjecha.
Rozdzia 10
Przez ciemny pokj pyna muzyka, faszywe tony taczce wrd zwisajcych z niskiego sufitu
przedmiotw. Jakby w kontrapunkcie do niej, kropelka ciemnego pynu rzebia krt lini, stale
przyspieszajc, by wreszcie ulec sile grawitacji. Spadajc, przyja ksztat idealnej kuli, lecz tylko na uamek
sekundy, gdy zaraz potem roztrzaskaa si o ziemi.
Osupiaa Lyn patrzya na krew ciekajc z rki na palce i z palcw na podog. Krew utworzya ma
lecz cige poszerzajc si kau i zaczynaa ju gstnie i krzepn na brzegach. Bl promieniujcy z

rozcitego ramienia zlewa si z blem szarpicym inne rany i czua si tak, jakby bolao j cae ciao. Krew
malowaa na skrze abstrakcyjny, lecz jake okrutny wzr.
Zachwiaa si, gdy faszywie brzmica muzyka zwolnia i powoli ucicha. Cieszc si z ciszy, opara si o
chropowat kamienn cian i znowu wpi si jej w ciao sznur na kostkach u ng. Miaa poharatane czubki
palcw, gdy lec w ciemnoci, przez wiele godzin na prno prbowaa go rozwiza. Wze nie chcia
puci.
Stan niedowierzania i poczucia zdrady powoli min i z czasem ogarna j niemal cakowita rezygnacja.
W tej ciemnej norze nikt jej nie wspczu, tyle wiedziaa na pewno. Nie byo tu ani cienia litoci. Mimo to
musiaa prbowa. Owietlaa j jaskrawa lampa, wic przesoniwszy oczy, spojrzaa w mrok, skd
obserwowa j jej kat.
- Prosz... - Miaa tak chrapliwy gos, e sama go nie rozpoznawaa. -Bagam, dlaczego to robisz?
Odpowiedziaa jej cisza, w ktrej sycha byo tylko jego oddech. W powietrzu wisia zapach tytoniu. Co
zaszelecio, kto si poruszy.
I ponownie zabrzmiaa muzyka.
Rozdzia 11
W czwartek w Manham pochodniao. Nie w sensie fizycznym, bo byo jak zwykle upalnie. Ale czy to w
nieuniknionej reakcji na ostatnie wydarzenia, czy to na kazanie wielebnego Scarsdale'a, z dnia na dzie
klimat w miasteczku uleg radykalnej zmianie. Poniewa winy za te wszystkie potwornoci nie mona byo
duej zrzuca na obcych, ludziom pozostawao tylko jedno: zacz czujnie obserwowa ssiadw i
znajomych. Podejrzliwo wkrada si do miasteczka jak lotny wirus i cho pocztkowo niezauwaalna,
wkrtce zarazia pierwsze ofiary.
I jak w przypadku kadej choroby zakanej, jedni byli na ni bardziej podatni, inni mniej.
Wracajc wczesnym wieczorem z laboratorium, nie zdawaem sobie z tego sprawy. Zaproponowaem
Henry'emu, e tym razem zaatwi zastpstwo, ale on tylko machn rk.
- Jed sobie, gdzie chcesz - powiedzia. - Troch pracy dobrze mi zrobi.
Jechaem z otwartymi oknami. Z dala od ruchliwych drg powietrze pachniao kwiatowym pykiem,
krcc w nosie sodkoci ktra zaguszaa lekki siarkowy zapach schncego w trzcinach bota. Bya to mia
odmiana po chemicznym odorze detergentw, ktry wci czuem w nosie i gardle. Prawie przez cay dzie
badaem szcztki Sally Palmer. Gdy prbowaem porwna obraz tej ywej, otwartej kobiety - obraz, ktry
wci nosiem w pamici - z obrazem jej wygotowanych w chemikaliach koci, od czasu do czasu targay
mn sprzeczne uczucia. Ale nie chciaem o tym myle.
Na szczcie miaem co robi.
W przeciwiestwie do skry, ko zachowuje odcisk wszystkiego, co j naruszy. W przypadku Sally
Palmer byy to gwnie mae zadrapania, ktre niczego nie zdradzay. Ale w trzech miejscach ostrze noa
weszo na tyle gboko, e zostawio wyrany lad. Na paskich kociach opatek, gdzie zwyrodnialec
przymocowa skrzyda, widniay dwie prawie identyczne bruzdy. Kada miaa pitnacie, moe osiemnacie
centymetrw dugoci i zrobiono je jednym pynnym ciciem. Wynikao to z tego, e bruzdy byy pytsze na
kocach i gbsze porodku; ostrze noa nie wbio si w ko czubkiem, tylko przesuno si po niej ukiem.
Byo to raczej cicie ni dgnicie.
Za pomoc malekiej piy elektrycznej rozciem wzdu jedn z bruzd. Gdy uwanie badaem odsonit
powierzchni koci, poczuem na sobie ciekawy wzrok Mariny. Kazaem jej podej bliej.
- Widzi pani te gadkie krawdzie? To znaczy, e n nie mia zbkw. Zmarszczya czoo.
- Skd pan wie?
- Bo zbkowane ostrze zostawia lad. Podobnie jak pia na drewnie.
- A wic to nie by ani n do chleba, ani na przykad do misa.
- Nie. Ale na pewno by ostry. Nacicia s bardzo czyste, wyrane. Widzi pani? I do gbokie. Cztery,
pi milimetrw porodku.
- To znaczy, e n by duy?
- Chyba tak. Na przykad kuchenny albo rzenicki. Ale stawiabym na myliwski. Ostrza tych noy s
cisze, grubsze i mniej elastyczne. To ani si nie wygio, ani nie zadrao. A samo nacicie jest do
szerokie. Nacicia zrobione noem do misa s duo wsze.
N myliwski wskazywa rwnie na profesj zabjcy, ale tego jej nie powiedziaem. Obfotografowaem
i pomierzyem bruzdy na opatkach, a potem skupiem uwag na trzecim krgu szyjnym. By najbardziej
zniszczony, poniewa na nim oparo si ostrze, przeciwszy ofierze gardo. Tu wyobienie byo Inne,
prawie trjktne. Wyrane dgnicie, nie cicie. Morderca wepchn n w S2yj, nastpnie przecign
ostrzem po krtani i ttnicy.
- Jest praworczny - powiedziaem. Marina zerkna na mnie.
- Wgbienie w koci jest gbsze z lewej strony, pytsze z prawej. Ci tak. - Przytknem pace do szyi i
przecignem nimi z lewej do prawej.
- Nie mg zrobi tego tak... tak jakby z bekhendu?

- Wtedy rana byaby cita, poduna, tak jak te na opatkach.


- A z tyu? eby nie obryzgaa go krew. Pokrciem gow.
- To nie ma znaczenia. Mg sta z tyu, ale i tak musiaby j obj, przytkn n czubkiem do szyi, wbi
go i mocno pocign. Na pewno nie dgn nim na wprost. To niewygodne, poza tym na koci pozostaby
lad innego ksztatu.
Trawia to przez chwil w milczeniu. Wreszcie kiwna gow.
- Niesamowite.
Nie, pomylaem. Zwyczajne. Zwyczajne, jeli widziao si tyle co ja.
- Dlaczego mwi pan on"? - spytaa nagle.
- Sucham?
- Mwi pan o zabjcy w trzeciej osobie liczby pojedynczej rodzaju mskiego. On". Przecie nie byo
wiadkw, a zwoki s w takim stanie, e nie sposb znale dowodw gwatu. Dlatego zastanawiam si,
skd pan o tym wie. - Zmieszana wzruszya ramionami. - Czy to tylko zwrot retoryczny czy policja co
wykrya?
Nie mylaem o tym, ale miaa racj. Podwiadomie zaoyem, e morderca jest mczyzn. Wszystko na
to wskazywao: sia fizyczna, ofiary pci eskiej. Ale fakt, troch mnie to zaskoczyo.
- Sia nawyku - odparem z umiechem. - W takich przypadkach morderc jest zwykle mczyzna. Ale
nie, nie wiem tego na pewno.
Spojrzaa na koci, ktre tak dokadnie badalimy.
- Ja te uwaam, e to mczyzna. Miejmy nadziej, e zapi tego bydlaka. Mylc o tym, co powiedziaa,
omal nie przeoczyem ostatniego dowodu
rzeczowego. Przygldaem si krgom przez mikroskop, w jaskrawym wietle, i ju miaem si
wyprostowa, gdy wtem co przykuo moj uwag. Maleki, czarny patek na samym dnie wyobienia w
koci. Jakby tkanka zacza si w tym miejscu psu, ale nie, na pewno si nie psua. Ostronie to stamtd
wydubaem.
- Co to? - spytaa Marina.
- Nie mam pojcia. - Czuem, jak wali mi serce. Bo bez wzgldu na to, co znalazem, czarny patek musia
zelizgn si z czubka noa w trakcie zadawania miertelnego ciosu. Moe byo to co, moe nic.
Moe.
Wysaem to do laboratorium kryminalistycznego na badanie spektrograficzne, ktrego nie umiaem
przeprowadzi sam -nie wspominajc ju o tym, e nie dysponowaem odpowiednim sprztem - i zaczem
robi gipsowe odlewy naci na kociach. Gdyby kiedykolwiek znaleziono n, policja bdzie moga
zidentyfikowa go, sprawdzajc, czy ostrze pasuje do wyobie, przymierzy go, tak jak Kopciuszek
przymierza pantofelek. Prawie skoczylimy. Musielimy tylko zaczeka na wyniki bada laboratoryjnych,
bada nie tylko czarnego patka, ktry wyskrobaem z koci, ale tych z poprzedniego dnia. Dziki nim
mgbym okreli dokadny czas zgonu i nie miabym ju nic do roboty. Moja rola w ustalaniu przyczyn
mierci Sally Palmer, o wiele bardziej intymna ni ta, jak odegraem w jej yciu, dobiegaby koca.
Mgbym wrci do normalnych zaj i ponownie zaszy si na odludziu.
Ale perspektywa ta nie przyniosa mi spodziewanej ulgi. A moe ju wtedy wiedziaem, e nie bdzie to
takie proste.
Wanie umyem i wytarem rce, gdy kto zapuka do stalowych drzwi. Marina posza sprawdzi, kto to i
wrcia z modym policjantem. Popatrzyem na kartonowe pudeko, ktre trzyma w rkach, i naszy mnie
ze przeczucia.
- Od inspektora Mackenziego.
Policjant rozejrza si, eby postawi gdzie pudeko. Wskazaem pusty stolik, dobrze wiedzc, co jest w
rodku.
- Inspektor powiedzia, eby przeprowadzi pan takie same badania. e bdzie pan wiedzia, o co chodzi. Pudeko nie robio wraenia cikiego, mimo to policjant ciko dysza i mia zaczerwienion twarz. Pewnie
zmczyo go cige wstrzymywanie oddechu. Odr by a nadto wyczuwalny.
Gdy podszedem do stolika, uciek z sali. W plastikowej torbie w pudeku by pies Sally Palmer.
Domyliem si, e Mackenzie chce, ebym przeprowadzi analiz nietrwaych kwasw tuszczowych,
podobnie jak przeanalizowaem kwasy tuszczowe jego wacicielki. Jeli - a wszystko na to wskazywaopies zosta zabity, gdy j uprowadzono, wiedzc, kiedy zdech, mgbym okreli, kiedy doszo do porwania.
I jak dugo ya, zanim j zamordowano. Nie byo gwarancji, e zabjca postpi tak samo w przypadku Lyn
Metcalf. ale wiedzielibymy mniej wicej, na czym stoimy.
Posaem Marinie smutny umiech.
- Wyglda na to, e pno dzisiaj skoczymy.
Okazao si jednak, e nie trwao to dugo. Pies jest duo mniejszy, co uatwio nam prac. Przewietliem
go, a potem woyem do pojemnika z wrzcym detergentem. Za kilkanacie godzin nie pozostanie z niego

nic oprcz biaego szkieletu. Myl, e Sally i jej pies le w tym samym pomieszczeniu, poruszya ukryt
strun, lecz nie byem pewien, czy struna ta wydaa dwik kojcy czy aobny.
Pod Manham droga wia si, opadaa i pia do gry i w promieniach zachodzcego soca jezioro
wygldao tak, jakby stao w ogniu. Mruc oczy, zsunem na nos ciemne okulary. Przez chwil nic nie
widziaem zza oprawek, lecz zaraz potem zobaczyem kogo na poboczu. Zaskoczyo mnie, e jest tak
blisko, ale sza pod soce, dlatego rozpoznaem j dopiero wtedy, gdy j minem. Zatrzymaem si i
cofnem.
- Podwie pani?
Lynda Yates rozejrzaa si wokoo z tak min, jakbym zada jej trudne pytanie.
- Nie po drodze panu.
- Nie szkodzi. To tylko kilka minut. Niech pani wsiada. Nachyliem si i otworzyem drzwiczki. Wci si
wahaa, wic dodaem:
- Zreszt i tak miaem wpa do Sama.
Imi syna przewayo szal. Wsiada. Pamitam, e usiada bardzo blisko drzwiczek, ale wtedy nie
zwrciem na to uwagi.
- Jak si czuje? - spytaem.
- Lepiej.
- Poszed do szkoy? Wzruszya ramionami.
- To chyba bez sensu. Jutro kocz.
Susznie. Straciem rachub czasu, zapomniaem, e to ju koniec roku i pocztek dugich letnich wakacji.
- A Neil?
Po raz pierwszy si umiechna. Krtko i gorzko.
- Neil? Jemu nic nie jest. Wda si w ojca.
Wyczuem w tym jaki podtekst rodzinny i wolaem nie dry tematu.
- Wraca pani z pracy? - Wiedziaem, e czasem sprzta w paru sklepach w miasteczku.
- Byam w supermarkecie. -Na dowd pokazaa mi plastikow reklamwk.
- Troch pno na zakupy.
Zerkna na mnie z ukosa. Bya zdenerwowana, dostrzegem to dopiero teraz.
- Kto musi je robi. Poszukaem w pamici imienia jej ma.
- Gary nie mg pani podrzuci?
Wzruszya ramionami. To rozwizanie najwyraniej nie wchodzio w rachub.
- Nie wiem, czy samotny powrt do domu to teraz dobry pomys. Znowu nerwowe zerknicie. Jeszcze
mocniej przytulia si do drzwiczek. - Wszystko w porzdku? - spytaem, cho domylaem si ju, e nie.
- Tak.
- Jest pani zdenerwowana.
- Nie, nie. Ciesz si, e ju wracam, to wszystko.
Wci kurczowo trzymaa si drzwiczek, jakby zamierzaa wyskoczy z samochodu.
- Lindo, co si dzieje?
- Nic. - Odpowiedziaa za szybko. Poniewczasie zaczem rozumie, o co chodzi.
Linda si baa. Baa si mnie.
- Jeli woli pani przej reszt drogi piechot prosz powiedzie, natychmiast stan - zaproponowaem
ostronie.
To, jak na mnie spojrzaa, potwierdzio wszystkie domysy. Cofajc si myl wstecz, przypomniaem
sobie, jak niechtnie Wsiada do samochodu. Na mio bosk przecie nie byem obcy. Byem ich lekarzem,
odkd tylko przyjechaem do Manham. Przeprowadziem Sama przez wink i osp wietrzn skadaem
Neilowi zaman rk. Ledwie kilka dni wczeniej, zaraz po tym, gdy jej synowie dokonali tego
makabrycznego odkrycia, rozmawiaem z nimi w jej kuchni. Co si tu, u diaba, dziao?
Pokrcia gow. Odprya si, cho nie do koca.
- Nie. Jedmy.
- Nie dziwi si, e jest pani nieufna. Chciaem tylko zrobi pani przysug.
- I zrobi pan, tylko e...
- Tak?
- Nie, nic. To tylko plotki.
Do tej pory przypisywaem jej reakcj oglnemu zdenerwowaniu i powszechnej nieufnoci w zwizku z
tym, co stao si w miasteczku. Ale teraz zrozumiaem, e jest w tym co wicej i poczuem si jeszcze
bardziej nieswojo.
- Jakie plotki?
- Takie tam. e pana... aresztowali. Oczekiwaem wszystkiego, tylko nie tego.
- Przepraszam - dodaa, jakby czym zawinia. - To tylko gupie plotki...

- e mnie aresztowali? - Osupiaem. - Chryste, skd ten pomys? Zacza wyamywa sobie palce. Nie
baa si ju mnie, tylko tego, e musi
mi o tym powiedzie.
- Nie byo pana w poradni. Mwi, e aresztowaa pana policja, e zabra pana ten inspektor. Ten
najwaniejszy.
Nareszcie przejrzaem na oczy. Z braku nowych wiadomoci, prni wypeniy plotki. I godzc si na
wspprac z Mackenziem, niechccy wystawiem si na ich cel. Byo to tak absurdalne, e a mieszne.
Tylko e wcale nie byo mi do miechu.
Zdaem sobie spraw, e zaraz miniemy jej dom. Wci oniemiay zjechaem na pobocze.
- Przepraszam - powtrzya Linda. - Po prostu mylaam, e... - Urwaa.
Zastanawiaem si, czy i co mgbym jej powiedzie, nie zdradzajc jednoczenie wszystkich szczegw
mojej przeszoci i nie rzucajc ich na er miejscowym plotkarzom.
- Pomagam policji - wyznaem w kocu. - Wsppracuj z nimi. Kiedy byem... specjalist od tych rzeczy.
Zanim tu przyjechaem.
Suchaa mnie, lecz nie wiedziaem, Czy co z tego rozumie. Ale przynajmniej nie chciaa ju wyskakiwa
z samochodu.
- Prosili mnie o rad - cignem. - Dlatego nie byo mnie na dyurze. Nic innego nie przyszo mi do
gowy.
Linda odwrcia wzrok.
- Wszystko przez to miasto - odpara ze znueniem w gosie. - Wszystko przez to miasto. - Otworzya
drzwiczki.
- Lindo, chciabym zbada Sama.
Kiwna gow. Wci wstrznity ruszyem za ni w stron domu. Wieczr by jasny, wic gdy
wszedem do rodka, zdawao mi si, e w domu panuje mglisty pmrok. W saloniku gra telewizor,
kakofonia dwikw i barw. Przed telewizorem siedzieli jej m i modszy syn, m rozwalony w fotelu, syn
na pododze. Obejrzeli si, gdy stanlimy w progu. Gary popatrzy na on z niemym pytaniem w oczach.
- Pan doktor podwiz mnie do domu - wyjania, kadc na stole reklamwk. Zrobia to za szybko, za
nerwowo. - Chce zbada Sama.
Yates nie wiedzia, jak zareagowa. By chudym, ylastym mczyzn w wieku trzydziestu kilku lat i mia
drapienie cignit twarz starego rozrabiaki. Powoli wsta, nie wiedzc, co zrobi z rkami. W kocu
postanowi si ze mn nie wita i schowa je do kieszeni.
- Nie wiedziaem, e mia pan wpa - powiedzia.
- Ja te nie - odparem. - Ale po tym, co si stao, nie chciaem, eby Linda wracaa do domu sama.
Zaczerwieni si i uciek wzrokiem w bok. Odpu sobie, pomylaem. Kady punkt przewagi, jaki
mgbym u niego zdoby, po moim wyjciu odebraby sobie z rachunku ony.
Umiechnem si do Sama, ktry obserwowa nas z podogi. To, e w tak pikny letni wieczr siedzia w
domu, mwio, e jeszcze nie doszed do siebie, ale na pewno wyglda lepiej ni ostatnim razem. Gdy
spytaem go, co zamierza robi w wakacje, nawet si umiechn, okazujc odrobin dawnego oywienia.
- Myl, e wszystko bdzie dobrze - powiedziaem Lindzie po badaniu. - Wstrzs min, szybko wrci do
formy.
Kiwna gow, lecz wci bya lekko rozkojarzona i zdenerwowana.
- Jeli chodzi o tamto...
- Nie ma sprawy. Ciesz si, e mi pani powiedziaa.
Nie przyszo mi do gowy, e ludzie mog odnie mylne wraenie. Ale moe powinno. Nie dalej jak
poprzedniego dnia Henry mnie ostrzega. Mylaem, e przesadza, lecz najwyraniej zna miasteczko lepiej
ni ja. Bolao mnie to, ale nie dlatego e le oceniem ludzi, tylko dlatego e spoeczno, za ktrej czonka
si uwaaem, bya skonna do tak pochopnych i krzywdzcych osdw.
Ju wtedy powinienem by wiedzie, e oczekiwania nigdy nie dorastaj do najgorszego.
Kuchnia. Przypomniao mi si, jak byem tu ostatni raz. Przypomniaem sobie rwnie, o co chciaem
spyta Lind, gdy cofaem samochd, eby j zabra.
- W niedziel, kiedy Neil i Sam znaleli te zwoki... - zaczem, zerkajc na drzwi do saloniku; byy
zamknite. - Powiedziaa pani wtedy, e to Sally Palmer, e si pani nia.
Linda podesza do zlewu i zacza puka kubki.
- To tylko przypadek.
- Wtedy mwia pani co innego.
- Byam zdenerwowana. Nie powinnam bya nic gada.
- To aden podstp, nie prbuj niczego z pani wycign. Chciaem tylko... - Czego? Nie wiedziaem ju,
co miaem nadziej usysze i udowodni.
Mimo to parem naprzd. - Czy miaa pani jeszcze jakie sny? O Lyn Metcalf. Linda znieruchomiaa.
- Nie pomylaabym, e kto taki jak pan ma czas na takie rzeczy.

- Jestem po prostu ciekawy.


Obrzucia mnie nieufnym spojrzeniem. Nieufnym i przeszywajcym. Czuem si coraz bardziej nieswojo.
A potem szybko pokrcia gow.
- Nie - odpara. I dodaa co tak cicho, e prawie niesyszalnie. Pytabym dalej, ale w tej samej chwili
otworzyy si drzwi. Gary spojrza
na nas podejrzliwie.
- Mylaem, e ju pan poszed.
- Wanie wychodz.
Podszed do lodwki i otworzy drzwiczki o zardzewiaych krawdziach. Wisiaa na nich przekrzywiona
tabliczka magnetyczna z napisem: ZACZNIJ DZIE OD UMIECHU i z szeroko umiechnitym krokodylem.
Gary wyj i otworzy piwo. Jakby mnie tam nie byo, pocign z puszki dugi yk i stumiwszy beknicie,
opuci rk.
- Do widzenia - rzuciem. Linda nerwowo skina mi gow.
Gdy szedem do land rovera, jej m obserwowa mnie przez okno. Wracajc do miasteczka, mylaem o
tym, co powiedziaa. Powiedziaa, e Lyn si jej nie nia, i co dodaa. Dwa sowa tak ciche, e ledwo je
usyszaem.
Jeszcze nie".
Chocia krce plotki byy absurdalne, nie mogem ich zignorowa. Lepiej byo od razu wzi byka za
rogi, bo sytuacja moga wymkn si spod kontroli, dlatego jadc do pubu, odczuwaem dziwny lk. Wiece
i kwiaty na pomniku Mczennicy widy ju i umieray. Miaem nadziej, e nie jest to zy znak. Minem
policyjn przyczep i dwch znudzonych policjantw wygrzewajcych si w wieczornym socu. Patrzyli na
mnie obojtnie. Zaparkowaem przed pubem, wziem gboki oddech i pchnem drzwi.
Wszedem i w pierwszej chwili pomylaem, e Linda przesadzia. Owszem, ludzie zerkali w moj stron,
ale jak zwykle pozdrawiali mnie i witali. Moe byy to powitania nieco mniej wylewne ni zwykle, ale
mona si byo tego spodziewa. Wiedziaem, e jeszcze dugo nikt nie bdzie si tu mia i artowa.
Podszedem do lady i zamwiem piwo. Ben Anders rozmawia w kcie przez komrk. Pozdrowi mnie
gestem rki i wrci do rozmowy. Jack nalewa piwo w gbokiej zadumie, patrzc, jak zocisty pyn wypiera
bia pian ze szklanki. Nie, Henry te przesadzi, pomylaem z ulg. Przecie mnie tu znaj. I nage kto
gono odchrzkn.
- Wyjeda pan?
Carl Brenner. Gdy spojrzaem na niego, w pubie zapada cisza. A jednak. Zdaem sobie spraw, e Henry
mia racj.
- Podobno przez ostatnie dwa dni nic, tylko jedzi pan gdzie i jedzi -cign Brenner. Mia zaprawiony
ci wzrok i cikie powieki, co powiedziao mi, e musia sporo wypi.
- To prawda, wyjedaem, ale tylko dwa razy.
- Tak?
- Musiaem co zaatwi. - Owszem, chciaem ukrci te plotki, ale nie zamierzaem dopuci do tego,
eby ten pijaczyna zastraszy mnie i w co wrobi. Nie zamierzaem te rzuca plotkarzom na er czego, o
czym mogliby do upojenia mle jzorem.
- Syszaem co innego. - Poncy w jego tych lepiach gniew szuka tylko celu. - By pan pono na
policji.
W pubie zrobio si jeszcze ciszej.
- Tak, byem.
- Czego od pana chcieli??
- Rady.
- Rady? - powtrzy z nieukrywanym niedowierzaniem. - Jakiej?
- Niech pan ich o to spyta.
- Ale ja pytam pana.
Gniew znalaz cel. Odwrciem si i rozejrzaem po sali. Niektrzy gapili si w swoje szklanki i kufle. Inni
patrzyli na mnie. Jeszcze nie z potpieniem, ale na pewno wyczekujco.
- Jeli kto ma co do powiedzenia, niech powie to teraz - poprosiem najspokojniej, jak umiaem.
Patrzyem im prosto w oczy i jeden po drugim odwrcili wzrok.
- Dobra, jak nikt nie chce gada, to ja powiem. - Brenner wsta. Gwatownie zakrci resztk piwa w
szklance i odstawi j z trzaskiem na stolik. - By pan...
- Na twoim miejscu bym uwaa.
Tu obok mnie jak spod ziemi wyrs Ben Anders. Ucieszyem si, ale nie z jego podnoszcej na duchu
obecnoci fizycznej, tylko z tego, e otrzymaem wyrany znak poparcia.
- Trzymaj si od tego z daleka - warkn Brenner.
- Od czego? Od tego, e prbuj powstrzyma ci od powiedzenia czego, czego jutro bdziesz aowa?
Niczego nie bd aowa.

- wietnie. Jak si miewa Scott? To pytanie zbio Brennera z tropu.


- Co?
- Scott, twj brat. Jak jego noga? Ta, ktr doktor Hunter wczoraj opatrzy. Brenner poruszy si
niespokojnie, wci naburmuszony, lecz ju mniej
pewny siebie.
- Noga? W porzdku.
- Dobrze, e doktor nie kae sobie paci poza godzinami przyj, co? -rzuci przyjanie Ben. Popatrzy po
sali. - Przypuszczam, e wikszo z nas miaa kiedy okazj si z tego cieszy...
Zawiesi gos, potem klasn w donie i odwrci si do lady.
- Jack, jak bdziesz mia minutk, chtnie wypij jeszcze jedno.
Byo tak, jakby kto otworzy nagle okno i wpuci do rodka powiew wieego powietrza. Atmosfera si
oczycia. Ludzie poruszyli si na awach i krzesach i lekko zawstydzeni powrcili do przerwanych
rozmw. Poczuem, e d plecw mam mokry od potu. I nie dlatego, e w dusznym pubie byo gorco.
- Chcesz whisky? - spyta Ben. - Dobrze ci zrobi.
- Nie, dziki. Ale chtnie postawi tobie.
- Nie musisz.
- Przynajmniej tyle mog zrobi.
- Daj spokj. Tymi sukinsynami trzeba od czasu do czasu potrzsn. -Ben zerkn na Brennera, ktry
gapi si tpo na swoj szklank. - A temu tam kto powinien zdrowo przyoy. Jestem pewien, e poluje na
ptaki w rezerwacie. Na ptaki zagroone, pod cis ochron. Dotd byo tak, e po wylgu pisklt nie
musielimy si ju o nic martwi. Ale teraz zaczynaj gin dorose ptaki. Botniaki stawowe, a nawet bki.
Jeszcze go nie nakryem, ale ktrego dnia...
Umiechn si, gdy Jack postawi przed nim piwo.
- Dobry z ciebie czowiek. - Pocign dugi yk i z luboci westchn. -Wic co porabiae? - Zerkn na
mnie z ukosa. - Spokojnie, pytam z czystej ciekawoci. Wszyscy widzieli, jak wyjedae.
Zawahaem si, ale zasuy na wyjanienia. Powiedziaem mu bez wdawania si w szczegy.
- Jezu Chryste... - mrukn.
- Teraz rozumiesz, dlaczego nie lubi o tym mwi. I dlaczego nigdy nie mwiem.
- Na pewno nie wolaby powiedzie? Wycign to na wiato dzienne?
- Nie, chyba jednak nie.
- Jak chcesz, mog zaatwi to za ciebie. Rozpowiedzie po miasteczku, czym si zajmowae.
By w tym pewien sens. Ale nie chciaem robi nic wbrew sobie. Nigdy nie rozmawiaem o pracy, a stare
nawyki trudno wykorzeni. Moe byem tylko uparty, ale uwaaem, e zmarli maj takie samo prawo do
prywatnoci jak ywi. Gdyby miejscowi zwiedzieli si, jaki zawd kiedy wykonywaem, makabrycznym
pytaniom nie byoby koca. Poza tym nie wiedziaem, jak zareagowaliby na niezwyke praktyki swojego
lekarza. Medycyna i krajanie rozkadajcych si trupw? Niektrzy mogliby uzna, e to nie uchodzi.
- Nie, dziki, Ben.
- Twoja wola. Tylko pamitaj: bd gada. Wiedziaem, e bd, mimo to cisno mnie w odku. Ben
wzruszy ramionami.
- Boj si. Wiedz, e morderca jest jednym z nich. Woleliby, eby by to kto obcy.
- Nie jestem obcy. Mieszkam tu od trzech lat. - Zabrzmiao to faszywie nawet w moich wasnych uszach.
Mieszka tu i pracowa to nie to samo co przynalee. Wanie mi to udowodniono.
- Wszystko jedno. Moesz tu mieszka trzydzieci lat i wci bdziesz tym z miasta. Jak przychodzi co do
czego, ludzie patrz na ciebie i myl: obcy".
- W takim razie, wszystko jedno, co powiem, prawda? Ale nie sdz, eby wszyscy byli tacy.
- Nie, nie wszyscy. Ale wystarczy kilku. - Ben spowania. - Miejmy nadziej, e zapi tego sukinsyna.
Zaraz potem wyszedem. Piwo stao si nagle kwane i zwietrzae, chocia wiedziaem, e jest takie jak
zwykle. Ilekro pomylaem o tym, co si stao, popadaem w odrtwienie, swoiste otpienie, jakie odczuwa
si tu przed atakiem blu ze wieej rany. Wolaem, eby dopad mnie w domu.
Odjedajc spod pubu, zobaczyem Scarsdale'a. Akurat wychodzi z kocioa. Moe byo to tylko
zudzenie, ale wydawao mi si, e jest wyszy ni zwykle. Ze wszystkich mieszkacw Manham jedynie on
ody i rozkwit po wydarzeniach, ktre wstrzsny miasteczkiem. Tylko strach i ludzka tragedia potrafi
zmieni sug boego w czowieka opatrznociowego, pomylaem i natychmiast si zawstydziem.
Scarsdale robi tylko swoje, tak samo jak ja. Nie lubiem go, ale nie powinno to wpywa na trzew ocen
czowieka i sytuacji. Jak na jeden wieczr miaem do uprzedze.
Gdy podjechaem bliej, wyrzuty sumienia kazay mi pozdrowi go gestem rki. Popatrzy prosto na mnie
i przez sekund mylaem, e nie raczy odpowiedzie. Ale po chwili krtko skin mi gow.
Nie mogem otrzsn si z wraenia, e wiedzia, o czym myl.
Rozdzia 12

Dziennikarze i reporterzy zaczli rozjeda si ju w pitek. Poniewa nie byo nowych wydarze,
kapryna prasa stracia zainteresowanie. Gdyby co si stao, na pewno by wrcili. A do ich ewentualnego
powrotu Sally Palmer i Lyn Metcalf miay zajmowa coraz mniej czasu antenowego i coraz mniej miejsca w
gazetach, by wreszcie znikn ze wiadomoci czytelnikw.
Wstyd si przyzna, ale kiedy tego ranka jechaem do laboratorium, nie mylaem o zainteresowaniu czy
te raczej braku zainteresowania prasy. Chwilowo osab nawet wstrzs, jaki zafundoway mi podejrzenia
niektrych mieszkacw miasteczka. Owszem, denerwowaem si, ale czym innym.
Kolacj u Jenny Hammond.
Wmawiaem sobie, e to nic wielkiego. e Jenny - a raczej jej przyjacika Tina - po prostu prbuje
okaza mi przyja. Kiedy mieszkaem w Londynie, zaproszenie na kolacj byo form grzecznociowej
waluty, ktr oferowao si i przyjmowao bez zastanowienia. Tu jest tak samo, powtarzaem sobie w duchu.
Nie poskutkowao.
Manham to nie Londyn. Moje ycie towarzyskie sprowadzao si tu do nijakich rozmw z pacjentami czy
znajomymi w pubie. O czym z ni bd rozmawia? W miasteczku gadano tylko o jednym, a ten temat raczej
nie pasowa do kolacyjnych spotka w gronie obcych sobie ludzi. Zwaszcza jeli ludzie ci syszeli krce o
mnie plotki. aowaem, e nie byem przytomny na tyle, by wtedy odmwi. Zastanawiaem si nawet, czy
nie zadzwoni do niej z jak wymwk i przeprosinami.
Ale chocia baem si tego spotkania, ostatecznie nie zadzwoniem. Co samo w sobie te byo niepokojce.
Bo wiedziaem, dlaczego tak si denerwuj i dlaczego czuj si z tym nieswojo. Wszystko na myl o tym, e
znowu zobacz Jenny. Poruszao to we mnie skomplikowane i dawno zastae emocje, ktrych wolabym nie
porusza. Byo wrd nich poczucie winy.
Bo czuem si tak, jakbym przygotowywa si do zdrady.
Oczywicie wiedziaem, e to niedorzeczne. Szedem tylko na kolacj, poza tym od prawie czterech lat,
odkd pewien pijany biznesmen straci panowanie nad kierownic swego bmw, nie miaem kogo zdradza, z
czego a za dobrze zdawaem sobie spraw.
Lecz wiadomo ta niczego nie zmieniaa.
Dlatego parkujc przed laboratorium, byem nie do koca skupiony. Sprbowaem zebra myli i
pchnem stalowe drzwi do kostnicy. Marina ju czekaa. Drzwi nie zdyy si jeszcze zamkn, gdy
powiedziaa:
- S wyniki.
Mackenzie czyta raport ze zmarszczonym czoem.
- Na pewno? - spyta.
- Prawie na sto procent. Wyniki potwierdzaj e zwoki Sally Palmer znaleziono mniej wicej dziewi dni
po mierci.
Rozmawialimy w maym biurze za kostnic. Chciaem przesa mu raport mailem, ale gdy zadzwoniem,
powiedzia, e wpadnie.
- To wiarygodne testy?
- Analiza rozpadu aminokwasw wskazuje czas zgonu z dokadnoci do dwunastu godzin, dokadniej si
nie da. Nie umiem poda godziny jej mierci, ale zamordowano j midzy dwunast w poudnie w pitek i
pnoc z pitku na sobot.
- Bliej okreli tego nie mona?
Miaem ochot go zbluzga. Przez cae przedpoudnie harowaem jak w nad tymi przekltymi
rwnaniami. Byy skomplikowane, poniewa musiaem uwzgldni redni temperatur oraz inne czynniki
pogodowe ze wszystkich dni, kiedy zwoki leay na mokradach. Koszmar. Najwiksza tajemnica ycia
sprowadzona do cigu banalnych matematycznych wzorw.
- Przykro mi - odparem. - Ale biorc pod uwag ca reszt, larwy, i tak dalej, powiedziabym, e
zamordowano j w pitek w nocy.
- Dobra, zamy, e tak. Trzy dni wczeniej widziano j na grillu w pubie. - Mackenzie ponownie
zmarszczy czoo. - Czasu mierci psa nie da si tak dokadnie okreli, co?
- Procesy chemiczne zachodzce w organizmie zwierzt rni si od tych zachodzcych w czowieku.
Mgbym przeprowadzi analiz, ale nic by nam nie daa.
- Szlag by to - mrukn. - Ale uwaa pan, e psa zabito wczeniej, tak? Wzruszyem ramionami. Mogem
si tylko oprze na stanie jego zwok
i na aktywnoci owadw, ale nie miao to nic wsplnego z nauk cis.
- Co najmniej dwa, trzy dni wczeniej, tak. Jestem tego niemal pewien, ale jak ju mwiem, zasady te nie
musz odnosi si do zwierzt.
Mackenzie pocign za doln warg. Wiedziaem, o czym myli. Mija trzeci dzie od zaginicia Lyn
Metcalf. Nawet jeli morderca nie zmieni swoich zwyczajw i nadal gdzie j przetrzymywa, wkraczalimy
w ostatni etap gry. Bez wzgldu na to, jak bardzo bya wynaturzona, jeli jeszcze trwaa, to ju niebawem
miaa si skoczy.

Chyba e przedtem znalelibymy Lyn.


- Mamy rwnie wyniki bada substancji, ktr znalazem na dnie wyobienia w krgu szyjnym Saliy
Palmer - dodaem, zagldajc do raportu. - To wglowodr. Bardzo zoony: mniej wicej osiemdziesit
procent wgla, dziesi procent wodoru, niewielkie iloci siarki, tlenu i azotu oraz pierwiastkw ladowych.
- To znaczy?
- e to bitumin. Kruszywo bitumiczne, popularny lepik, jaki mona kupi w kadym sklepie elaznym,
ogrodniczym albo w sklepie dla majsterkowiczw.
- No to wszystko jasne - burkn rozczarowany Mackenzie. Zawitaa mi jaka myl, mglista i
nieuchwytna, synaptyczne poczenie
uaktywnione przez sowo czy sowa, ktre przed chwil wypowiedzielimy. Prbowaem j schwyta, lecz
nie daem rady.
- Co jeszcze? - spyta Mackenzie i myl umkna na dobre.
- Nie. Musz jeszcze zbada lady od noa na krgach szyjnych psa. Przy odrobinie szczcia moe okaza
si, e zabjca uy tej samej broni. I to ju koniec.
Mackenzie chyba si tego spodziewa, cho na pewno liczy na wicej.
- A u pana? - spytaem. - Jest co nowego?
Nie musia nic mwi, odpowied mia wypisan na twarzy.
- Badamy kilka tropw - odpar sztywno. Milczaem. Mackenzie ciko westchn.
- Nie mamy ani podejrzanego, ani wiadkw, ani motywu. A wic krtko mwic, nic. Przesuchalimy
wszystkich mieszkacw miasteczka, i guzik z ptelk. Nawet gdybymy wznowili poszukiwania,
musielibymy uwaa na sida i puapki, poza tym nie da si przeczesa takiego terenu. Poowa to moczary i
bagniska, reszta asy, dziury, wwozy... Coraz bardziej sfrustrowany, pokrci gow.
- Jeli dobrze ukry zwoki, nigdy ich nie znajdziemy.
- Aha, uwaa pan, e ona ju nie yje. Posa mi znuone spojrzenie.
- Bra pan udzia w wielu policyjnych ledztwach. Jak czsto ofiarom udawao si przey?
- Moe nieczsto, ale czasem si udawao.
- Jasne. W totka te mona wygra. Ale szczerze mwic, szansa na szstk jest chyba wiksza. Nikt nic
nie widzia, nikt nic nie wie. ledczy nie znaleli adnych uytecznych dowodw ani w miejscu, gdzie
uprowadzono Lyn Metcalf, ani na mokradach, gdzie znaleziono zwoki Sally Palmer. W krajowym rejestrze
przestpcw seksualnych te niczego nie ma. Wiemy tylko tyle, e zabjca jest silny i wyrobiony fizycznie,
e zna las i umie polowa.
- To niewiele. Mackenzie a si rozemia.
- W Milton Keynes moe bymy co tym zwojowali, ale tutaj polowanie to sposb ycia. Myliwy? Na
myliwego nikt nie zwraca tu uwagi. Nie, nie wiem, kto to jest, ale jak dotd skutecznie unika naszych
radarw.
- A portret psychologiczny?
- Ten sam problem. Za mao danych. To, co nam przedstawili, jest tak mgliste, e na nic si nie przyda.
Mamy do czynienia z kim, kto lubi spdza czas na wieym powietrzu, kto jest wyrobiony fizycznie i w
miar inteligentny, jednoczenie nieostrony albo nierozwany na tyle, eby zostawi ciao Sally Palmer w
miejscu, gdzie mona byo je atwo znale. Mona to powiedzie o poowie mieszkacw miasteczka.
Doda do tego kilka okolicznych wiosek i bdziemy mieli dwustu, trzysta podejrzanych.
Mackenzie by przybity. Wcale mu si nie dziwiem. Nie byem specjalist ale z dowiadczenia
wiedziaem, e wikszo seryjnych mordercw schwytano dziki szczciu albo dziki temu, e popenili
racy bd. Ludzie ci s jak kameleony i uchodzc za zwykych czonkw tej czy innej spoecznoci,
ukrywaj si skutecznie na otwartej przestrzeni. Gdy w kocu wpadaj, pierwsz reakcj ich znajomych i
ssiadw jest zawsze niedowierzanie. Dopiero patrzc wstecz, ich bliscy stwierdzaj, e ten wyszczerbiony,
zbkowany n zawsze tam by, tylko po prostu go nie widzieli. Bez wzgldu na to, jakie potwornoci te
bestie popeniy, ich znajomymi najbardziej wstrzsao to, e wydaway si zupenie normalnymi ludmi.
Takimi jak my. Jak ja czy ty.
Mackenzie podrapa si w pieprzyk na szyi. Przesta, gdy zobaczy, e to widz.
- Ale wyszo na jaw co, co moe by wane - rzuci z mao przekonujc obojtnoci. - Jeden ze
wiadkw, ktry rozmawia z Sally Palmer na grillu, twierdzi, e bya zdenerwowana, bo kto podrzuci jej
na prg martwego gronostaja. Wzia to za niesmaczny kawa.
Pomylaem o abdzich skrzydach na jej ciele i o dzikiej kaczce przywizanej do gazu w dniu zaginicia
Lyn Metcalf.
- Myli pan, e zrobi to morderca? Mackenzie wzruszy ramionami.
- Albo dzieciaki. Albo mia to by jaki znak czy ostrzeenie. Naznaczenie ofiary, cholera go wie. Wiemy
ju, e ptaki to jego podpis. Moe zwierzta te.
- A Lyn? Ona te znalaza co takiego?

- Dzie wczeniej powiedziaa mowi, e widziaa w lesie martwego zajca. Ale zajca mg zagry pies
albo lis. Za pno, eby to sprawdzi.
Mia racj, mimo to bardzo mnie to zastanowio. Owszem, przypadki zdarzaj si w zabjstwach tak samo
jak w innych aspektach ycia. Ale biorc pod uwag dotychczasowe zachowanie mordercy, do przyjcia
bya rwnie teza, e jest na tyle pewny siebie, i znakuje przedtem swoje ofiary.
- Wic uwaa pan, e to nic nie znaczy?
- Tego nie powiedziaem - warkn. - Ale na tym etapie niewiele moemy zdziaa. Szukamy ju
notowanych za okruciestwo wobec zwierzt. Dwch wiadkw pamita, e dziesi, pitnacie lat temu
kto zabija ta koty, e nigdy go nie zapano i e... Co?
Pokrciem gow.
- Sam pan powiedzia, e Manham to nie Londyn. Ludzie myl tu inaczej, maj inne nastawienie. Nie
twierdz, e s sadystami, ale sentymentu do zwierzt te nie maj.
- Chce pan powiedzie, e nikt nie zwrciby uwagi na kilka martwych psw czy kotw, tak?
'
- Jeli kto podpaliby psa na skwerku, pewnie by kto zareagowa. Ale na wsi? Zwierzta zabija si tam
cay czas.
Niechtnie przyzna mi racj.
- Niech pan obejrzy tego psa i da mi zna - rzuci, wstajc. - W razie czego, jestem pod komrk.
- Chwileczk - odparem. - Musi pan chyba o czym wiedzie. Opowiedziaem mu o krcych w
miasteczku plotkach.
- Jezu Chryste... - westchn, gdy skoczyem. - Bdzie pan mia kopoty?
- Nie wiem. Mam nadziej, e nie. Ludzie s podenerwowani. Widz, e przyjeda pan do przychodni i
wycigaj pochopne wnioski. Nie chc si cige tumaczy.
- Jasne, dotaro.
Ale nie robi wraenia zmartwionego. Ani zaskoczonego. Po jego wyjciu przyszo mi do gowy, e moe
si tego spodziewa, e gdybym zosta czym w rodzaju konia maskujcego obecno myliwego, bardzo by
mu to odpowiadao. Prbowaem wmwi sobie, e to absurd. Mimo to, badajc szkielet psa, cigle o tym
mylaem.
Wypreparowaem i obfotografowaem wyobienie na krgu szyjnym w miejscu, gdzie n wbi si w
ko. Byy to czynnoci rutynowe, warte zachodu jedynie ze wzgldw dokumentacyjnych, dlatego nie
spodziewaem si, e znajd co naprawd wartociowego. Ukadajc krg pod mikroskopem, wiedziaem,
czego oczekiwa. Wci na to patrzyem, gdy wrcia Marina z kubkiem kawy.
- Co ciekawego? - spytaa. Zrobiem jej miejsce.
- Prosz spojrze.
Pochylia si nad mikroskopem. Po chwili wyregulowaa ostro. Gdy si wyprostowaa, miaa zaskoczon
min.
- Nie rozumiem.
- Czego?
- Wyobienie jest chropowate, zupenie inne ni tamto. Brzegi s nierwne, wystrzpione. Mwi pan, e
tylko zbkowane ostrze zostawia takie lady.
- Bo tak jest.
- Ale to bez sensu. Cicie na krgu szyjnym tej kobiety byo gadkie. Dlaczego to jest nierwne?
- Prosta sprawa - odparem. - Zrobiono je innym noem.
Rozdzia 13
Miso wci byo blade. Kropelki tuszczu przywieray do jak pot i skapyway z sykiem na rozarzone
wgle. Nad paleniskiem snuy si leniwie smuki dymu, pachnca bkitnawa mgieka.
Tina dziobna widelcem jeden z lecych na ruszcie hamburgerw i zmarszczya brwi.
- Mwiam, e za sabo si arzy.
- Trzeba troch zaczeka - odpara Jenny.
- Jak zaczekamy, cay wgiel si wypali. Temperatura musi by wysza.
- Nie bdziemy niczym tego polewali.
- Dlaczego? W tym tempie zjemy je dopiero na niadanie.
- Wszystko jedno. Ten pyn to trucizna.
- Przesta, jestem wciekle godna!
Bylimy w ogrdku za ich malekim domkiem. W ogrdku, a raczej na zaniedbanym podwrku, kawaku
trawnika otoczonego z dwch stron potem duego wybiegu dla koni. Ale poniewa na ogrdek wychodziy
tylko okna sypialni ssiedniego domu, byo tam zacisznie, przytulnie i prywatnie. No i roztacza si stamtd
niczym nieprzesonity widok na oddalone o niecae sto metrw jezioro.
Tina dgna hamburgery jeszcze raz i popatrzya na mnie.
- Jak pan myli, jako lekarz: czy lepiej jest zatru si pynn podpak do wgla czy umrze z godu?

- Warto by pj na kompromis - zasugerowaem. - Zdj hamburgery z rusztu i podla wgle podpak.


Dziki temu miso nie przesiknie zapachem nafty.
- Boe, uwielbiam praktycznych mczyzn - odrzeka Tina, podnoszc przez szmatk druciany ruszt.
Pocignem yk piwa z butelki, ale nie z pragnienia, tylko po to, eby si czym zaj. Chciaem pomc,
lecz moja propozycja spotkaa si z odmow -i bardzo dobrze, biorc pod uwag moje umiejtnoci
kulinarne. Sk w tym, e nie majc nic do roboty, nie mogem zapomnie o zdenerwowaniu. Jenny te bya
chyba troch skrpowana, bo dziwnie dugo ukadaa chleb i ustawiaa saatki na biaym, plastikowym stole.
Szczupa i opalona, bya w biaym podkoszulku i dinsowych szortach. Nie liczc Dzie dobry",
zamienilimy ze sob moe dwa sowa. Gdyby nie Tina, milczelibymy przez cay czas.
Na szczcie Tina naleaa do osb, ktre nie znosz niezrcznych przerw w rozmowie. Gadaa przez cay
czas, wygaszajc wesoe monologi, przerywane poleceniami, ebym w kocu si na co przyda i wymiesza
sos do saatki, przynis papierowy rcznik, ktry mia robi za serwetki, i otworzy kolejne piwo.
Byo oczywiste, e nikt wicej nie przyjdzie. Miotay mn sprzeczne uczucia: ulga, e nie bd musia z
nikim wicej rozmawia i al, e nie uda mi si znikn w tumie.
Tina chlusna podpak.
- Cholera jasna! - krzykna, odskakujc do tyu, gdy buchn pomie,
- Mwiam! - odpara ze miechem Jenny.
- To nie moja wina, za duo si wylao!
Palenisko zasnu gsty dym. ar by tak duy, e musielimy si cofn.
- Teraz chyba wystarczy - powiedziaem. Tina daa mi kuksaca.
- Za kar przyniesie pan piwo.
- Nie sdzicie, e najpierw trzeba by uratowa jedzenie? St i pmiski z saatkami giny w kbach
siwego dymu.
- O esz ty! - Tina podbiega bliej i zacza zbiera naczynia.
- Przesumy st, tak bdzie atwiej. - Chwyciem go za blat i zaczem cign.
- Jenny, pom mu, mam zajte rce! - krzykna Tina, podnoszc pmisek z makaronem.
Jenny przeszya j wzrokiem, ale bez sowa chwycia st z drugiej strony i wsplnymi siami
przesunlimy go poza zasig dymu. Gdy postawilimy go na ziemi, puciy nogi z jej strony. St si
przechyli, niebezpiecznie zachybotay szklanki.
- Uwaajcie! - krzykna Tina.
Rzuciem si na ratunek, przytrzymaem zsuwajce si naczynia i chwyciem st od spodu. Praw rk
niechccy przykryem do Jenny.
- Trzymam - powiedziaem.
Zaczlimy powoli opuszcza go na ziemi, ale znowu si przekrzywi, tym razem z mojej strony.
- Tina, miaa go naprawi.
- I naprawiam! Nogi si odkrciy, wic podoyam zoony papier.
- Papier? Trzeba je byo porzdnie przykrci! I zrb co z tym dymem. Dmuchnij albo...
- To ciebie kto powinien wreszcie dmuchn. Przydaoby ci si.
- Tina! - Jenny zaczerwienia si, tumic miech.
- Uwaajcie! Uwaajcie na st!
- Boe, nie stj tak. Id i przynie rubokrt!
Tina znikna za zason z koralikw w drzwiach kuchni. Stalimy tak, podtrzymywalimy st i
umiechalimy si do siebie niemiao. Ale pierwsze lody zostay przeamane.
- Na pewno cieszy si pan, e pan przyszed - powiedziaa Jenny.
- Pierwsze koty za poty.
- Tak, nie wszdzie jest tak elegancko.
- To na pewno. Spucia oczy.
- Nie wiem, jak to powiedzie, ale... ma pan mokro.
Spojrzaem w d. Z przewrconej butelki wylao si piwo, ktre ciekao z blatu prosto na moje krocze.
Odsunem si, ale zyskaem tylko tyle, e piwo zaczo cieka na nogawki spodni.
- Boe, to nie do uwierzenia - powiedziaa Jenny i obydwoje rozemialimy si bezradnie.
Wrcia Tina ze rubokrtem.
- Co si stao? - spytaa, zerkajc na mokr plam na moich spodniach. -Hmm, mam przyj pniej?
Gdy wreszcie naprawilimy st, przyniosa mi workowate szorty. Kiedy naleay do jej chopaka.
- Ale moe je pan zatrzyma - dodaa ponuro. - Ju si po nie nie zgosi. Patrzc na ich krzykliwy wzr,
wcale si mu nie dziwiem. Ale byy lepsze
ni przesiknite piwem dinsy, wic si przebraem. Gdy wrciem do ogrodu, powitay mnie chichotem.
- Zgrabne nki - rzucia Tina i parskny miechem.
Na gorcych wglach wreszcie zaskwierczay hamburgery. Jedlimy je z saatk i chlebem, zapijajc
przyniesionym przeze mnie winem. Gdy chciaem dola wina Jenny, ta lekko si zawahaa.

- Ale tylko troszeczk. Tina uniosa brwi.


- Na pewno? Jenny kiwna gow.
- Tak, nic mi nie jest. - Spojrzaa na mnie i zrobia smutn min. - Mam cukrzyc, musz uwaa na to, co
jem i pij.
- Typu pierwszego czy drugiego? - spytaem.
- Boe, cigle zapominam, e jest pan lekarzem. Pierwszego.
Tak mylaem. Wrd ludzi w jej wieku by to najpowszechniejszy rodzaj cukrzycy.
- Ale nie jest tak le. Bior ma dawk insuliny. Kiedy tu przyjechaam, doktor Maitland da mi recept wyjania przepraszajco.
No, tak. Wstydzia si, e zamiast do mnie, posza do Henry'ego, tego jedynego" i waciwego". Nie
musiaa si tumaczy. Zdyem do tego przywykn.
Tina teatralnie zadraa.
- Zemdlaabym, gdybym musiaa si codziennie szprycowa.
-Bez przesady - zaprotestowaa Jenny. - Nie uywam zwykej strzykawki, tylko takiego specjalnego
aparaciku. I przesta ju o tym mwi, bo pan doktor przestanie pi.
- Boe bro! Kto musi dotrzyma mi kroku!
Kroku Tinie nie dotrzymaem, ale Jenny napeniaa mj kieliszek o wiele czciej, ni chciaem. C,
nazajutrz bya sobota i miaem za sob ciki tydzie. Poza tym, wietnie si bawiem. Nie bawiem si tak
dobrze od...
Od dugiego czasu.
Humor stracilimy dopiero po jedzeniu. Zapad zmierzch i w gasncym wietle dnia Jenny spojrzaa na
jezioro. Miaa nachmurzon twarz i wiedziaem, co powie, zanim otworzya usta.
- Cigle zapominam o tym, co si stao. Nie macie wyrzutw sumienia? Ja mam.
Tina westchna.
- Chciaa odwoa kolacj. Baa si, e ludzie si wnerwi.
- Bo to troch niestosowne - powiedziaa Jenny.
- Dlaczego? - zaoponowaa Tina. - Mylisz, e ludzie przestan oglda telewizj czy chodzi do pubu na
piwo? To bardzo smutne i przeraajce, ale nie rozumiem, dlaczego mielibymy chodzi we wosiennicach.
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi.
- Tak, ale ja ich wszystkich znam i wiem, jacy s. Jeli uznaj, e trzeba poci kogo noem, to potn go
bez wzgldu na to, czy zrobi co czy nie. -Tina spochmurniaa. - No dobra, moe powinnam bya uj to
inaczej, ale to prawda. - Spojrzaa znaczco na mnie. - Niedawno si pan o tym przekona.
Zrozumiaem, e plotki dotary i do nich.
- Tina - rzucia ostrzegawczo Jenny.
- Nie ma sensu udawa, e nic nie syszaymy. To oczywiste, e policja musiaa porozmawia z
miejscowym lekarzem, ale wystarczy, e kto uniesie brew i facet jest ju skazany. To kolejny przykad
naszej maostkowoci.
- I plotkarstwa - dodaa z gniewem Jenny. Nie bya to pierwsza oznaka jej wybuchowego charakteru.
Tina lekcewaco wzruszya ramionami.
- Lepiej jest mwi wszystko otwarcie. W takich miasteczkach roi si od plotkarzy. Ja si tu wychowaam,
ty nie.
- Widz, e nie przepada pani za swoim rodzinnym miasteczkiem - wtrciem, eby zmieni temat.
Posaa mi smutny umiech.
- Gdybym tylko moga, natychmiast bym std ucieka. Nie rozumiem takich jak wy. Po co tu przyjeda?
Zapada cisza. Jenny wstaa.
- Zrobi kaw - powiedziaa z poblad twarz. Wesza do domu, wciekym ruchem rozgarniajc zason.
- Cholera - mrukna Tina i umiechna si przepraszajco. - Mam za dugi jzyk. I za duo wypiam dodaa, odstawiajc kieliszek.
W pierwszej chwili pomylaem, e Jenny zareagowaa tak przeze mnie, ale teraz wiedziaem ju, e nie.
- Co si stao? - spytaem.
- Pewnie wkurzya si na nietaktown kumpelk. - Tina popatrzya na drzwi, jakby zastanawiajc si, czy
za ni nie pj. - Niech pan posucha. Nie powinnam tego mwi, ale chc, eby pan wiedzia. W zeszym
roku Jenny duo przesza. Dlatego tu przyjechaa. eby od tego uciec.
- Ale od czego? Tina pokrcia gow.
- Jeli zechce panu powiedzie, to powie. Za duo gadam, ale... ale uznaam, e powinien pan wiedzie.
Ona bardzo pana lubi, dlatego... Boe, wszystko pochrzaniam, co? Niech pan o tym zapomni. Pogadajmy o
czym innym.
- Dobrze. - Wci zafrasowany tym, co przed chwil usyszaem, spytaem o pierwsz rzecz, jaka przysza
mi do gowy. - No wic jakie kr o mnie plotki?
Tina zrobia min.

- Sama si o to prosiam. Ale to tylko plotki. e przesuchiwaa pana policja i e pana... podejrzewaj. Umiechna si zadziornie, a raczej chciaa, bo nic z tego nie wyszo. - Ale to nieprawda, co?
- O ile wiem, to nie. To jej wystarczyo.
- I wanie o to mi chodzi. Przeklte miasteczko. Ludzie myl najgorsze w najlepszych chwilach. A kiedy
stanie si co takiego... - Machna rk. -Znowu zaczynam. Lepiej pjd zrobi kaw.
- Moe w czym pomc?
- Nie, nie. Zaraz j tu przyl, dotrzyma panu towarzystwa. Siedziaem w wieczornej ciszy i mylaem.
Ona bardzo pana lubi". Co to
miao znaczy? A konkretniej, jak si z tym czuem? Wmwiem sobie, e to tylko Tina i wino, e nie
warto si w to zagbia.
W takim razie skd te nerwy?
Wstaem i podszedem do niskiego, kamiennego murku na kocu ogrodu. Soce ju zaszo i mokrada
tony w nieprzeniknionym mroku. Od strony jeziora wia leciuteki wiatr, niosc ze sob odlegy krzyk
sowy.
Usyszaem jaki haas. Wrcia Jenny z dwoma kubkami kawy. Wychynem z ciemnoci i wszedem w
smug bijcego zza drzwi wiata. Jenny gwatownie drgna i oblaa sobie rce kaw.
- Przepraszam, nie chciaem pani wystraszy.
- Nie, nie, nie szkodzi. Po prostu nie zauwayam... - Postawia kubki na stole i podmuchaa na donie.
Podaem jej papierowy rcznik.
- Oparzya si pani?
- Jako to przeyj. - Wytara rce.
- Gdzie Tina?
- Trzewieje. - Ponownie podniosa kubki. - Nie spytaam, czy pije pan z mlekiem i cukrem.
- Dwa razy bez.
- Tak mylaam - powiedziaa z umiechem. - Podesza do murku. - Podziwia pan widok?
- Niewiele ju wida.
- Jest wspaniay, jeli kto lubi ziele i wod.
- Pani lubi?
Stana tu obok mnie, patrzc na jezioro.
- Tak, bardzo. Kiedy byam maa, pywaam z ojcem aglwk.
- A teraz?
- Nie, ju od lat nie pywam. Ale lubi wod. Cigle powtarzam sobie, e ktrego dnia wypoycz jak
dk. Ma bo wiem, e jezioro jest za pytkie na co duego. Mieszka tu nad brzegiem i nie pywa to
grzech.
- Mam jolk, ale nie wiem, czy by si pani spodobaa. Moglibymy...
Powiedziaem to bez zastanowienia. Ale Jenny odwrcia si do mnie z radosnym wyczekiwaniem i w
wietle ksiyca ujrzaem jej umiechnit twarz. Dopiero teraz zdaem sobie spraw, jak blisko siebie
stoimy. Czuem ciepo jej nagich ramion.
- Naprawd?
- Nie jest moja. Naley do Henry'ego. Ale czasem z niej korzystam.
- Okropnie si czuj. Nie chciaam niczego sugerowa, po prostu...
- Wiem. Troch wysiku fizycznego dobrze mi zrobi.
Ogarno mnie co w rodzaju zdumienia. Chryste, czowieku, co ty wyprawiasz? Popatrzyem na jezioro,
eby ukry twarz w ciemnoci.
- Moe w niedziel? - Tak, to by mj wasny gos.
- wietnie! O ktrej?
Przypomniaem sobie, e jestem umwiony na lunch z Henrym.
- Po poudniu? Mgbym przyjecha po pani o... trzeciej?
- Cudownie.
Nie patrzyem na ni, ale po jej gosie poznaem, e si umiecha. Natychmiast zajem si kaw, ledwo
zauwaajc, e parz sobie usta. Nie mogem uwierzy, e to zrobiem. Nie tylko Tina powinna
wytrzewie, pomylaem.
Zaraz potem wymyliem jak wymwk i zaczem zbiera si do wyjcia. Wtedy pojawia si Tina,
ktra z wesoym byskiem w oku oznajmia, e szorty mog zwrci jej pniej. Wolaem jednak przebra
siew wilgotne dinsy. Miabym paradowa przez miasteczko w krzykliwych szortach do surfingu i jeszcze
bardziej zepsu sobie reputacj?
Nie odszedem daleko, gdy zapiszczaa moja komrka. Dostaem jak wiadomo. Telefon nosiem
zawsze przy sobie na wypadek pilnego wezwania, ale zdejmujc dinsy, zostawiem go w kieszeni. Zupenie
o tym zapomniaem i dopiero teraz, gdy dotaro do mnie, e przez ponad dwie godziny nie byo ze mn

adnego kontaktu, przestaem wreszcie myle o Jenny. Miotany wyrzutami sumienia wybraem numer
poczty gosowej z nadziej, e to nic powanego.
Ale nie bya to wiadomo od pacjenta. Dzwoni Mackenzie.
Znaleli kolejne zwoki.
Rozdzia 14
Okolica tona w trupim blasku reflektorw. Trawa, krzewy i drzewa tworzyy surrealistyczny obraz
wiata i cienia. Dokadnie porodku tego obrazu uwijali si policyjni technicy. Prostoktny fragment ziemi
podzielili plastikowym sznurkiem na mae kwadraty i w monotonnym szumie generatora mozolnie usuwali
wierzchni warstw gleby, powoli odsaniajc to, co si pod ni kryo.
Mackenzie obserwowa ich, pogryzajc mitwki. Wida byo, e jest zmczony i wymizerowany. wiato
reflektorw wysysao wszystkie kolory z jego twarzy i jeszcze bardziej podkrelao sice pod oczami.
- Znalelimy to dzi po poudniu. Grb jest pytki, ma szedziesit, dziewidziesit centymetrw
gbokoci. Mylelimy, e to faszywy alarm, e to borsuk czy inne zwierz. Dopki nie zobaczylimy rki.
Grb by w lesie. Zanim przyjechaem, technicy zdjli ju grn warstw ziemi. Jeden, a raczej jedna z
nich przesiewaa j przez sito. Nagle znieruchomiaa, wzia co do rki, obejrzaa, odrzucia na bok i
wrcia do pracy.
- Jak go znalelicie? - spytaem.
- Nie my. Pies.
Kiwnem gow. Policja wykorzystywaa specjalnie szkolone psy nie tylko do wykrywania narkotykw i
materiaw wybuchowych. Znalezienie ukrytego grobu rzadko kiedy byo atwe, zwaszcza na duym
terenie. Jeli ciao leao dugo, w osiadajcej ziemi pojawiao si charakterystyczne wklnicie, poza tym
czsto uywano stalowych sond, ktrymi badano jej twardo. W Stanach syszaem nawet o pewnym
kryminologu, ktry osiga ciekawe rezultaty, szukajc grobw za pomoc drucianej rdki.
Ale najlepszymi poszukiwaczami wci byy psy. Ich czuy nos potrafi wykry minimaln nawet ilo
gazw gnilnych, sczcych si z bardzo duych gbokoci; bywao, e dobrze wyszkolony pies odkrywa
ciao pochowane przed ponad stu laty.
Zjawiem si tam po pnocy i szcztki byy ju czciowo odkopane. Technicy usuwali teraz ziemi
maymi opatkami i pdzelkami, z archeologiczn niemal precyzj. Bez wzgldu na to, czy grb by wiey
czy bardzo stary, zawsze stosowano takie same techniki. I w jednym, i w drugim przypadku miay odsoni
ciao bez naruszania ewentualnych dowodw rzeczowych, jakie mogy si przy nim kry.
Tu najbardziej znamienny dowd ju znaleziono. Nie braem udziau w wykopaliskach, ale staem na tyle
blisko, eby widzie to, co najwaniejsze.
Mackenzie zerkn na mnie i spyta:
- No i co pan powie?
- Tylko to, co chyba ju pan wie.
- Wszystko jedno, niech pan mwi.
- To nie Lyn Metcalf. Mackenzie mrukn co pod nosem.
- Dalej.
- Grb jest stary. Ten czowiek lea tu dugo przed tym, zanim zagina. Brak tkanki mikkiej, brak
odoru... Pies wietnie si spisa.
- Przeka mu paskie gratulacje - burkn Mackenzie. - Od kiedy moe tu lee?
Spojrzaem na pytki wykop. Byo ju wida szkielet; mia kolor ziemi. Szkielet lecego na boku
dorosego czowieka w podkoszulku i dinsach.
- Bez dokadniejszych bada mog powiedzie tylko w duym przyblieniu. Na tej gbokoci rozkad
ciaa postpuje wolniej ni na powierzchni...
Najmniej rok, pitnacie miesicy. Ale myl, e ley tu duej. Najprawdopodobniej od piciu lat.
- Skd pan wie?
- Jest w bawenianych dinsach i bawenianym podkoszulku. Bawena rozkada si dopiero po czterech,
piciu atach. Reszki jeszcze s, ale niewiele ich zostao.
- Co jeszcze?
- Mog podej bliej?
- Zapraszam.
Nie byli to ci sami technicy, ktrych poznaem na mokradach; Mackenzie cign do lasu inn ekip.
Zerknli na mnie, gdy przykucnem na skraju wykopu, lecz bez komentarza dalej robili swoje. Byo pno i
czekaa ich duga noc.
- S lady jakich urazw? - spytaem najbliszego.
- Wyrany uraz czaszki, ale dopiero co zaczlimy j odsania. - Wskaza rk. Chocia czaszka bya
czciowo przykryta ziemi dostrzegem na niej pknicia rozchodzce si promienicie od wgbienia w
koci.

- Tpe narzdzie albo bro palna - powiedziaem. - Jak pan myli? Kiwn gow. W przeciwiestwie do
technika, ktrego spotkaem na
mokradach, nie mia nic przeciwko temu, e si wtrcam.
- Na to wyglda. Ale bd wiedzia na pewno dopiero wtedy, gdy usysz grzechot kuli w czaszce.
Postrza z broni palnej albo cios ostrym narzdziem, na przykad noem, powoduje urazy innego rodzaju
ni te powstajce przy uyciu narzdzia tpego. Zwykle atwo je byo rozpozna i wszystko wskazywao na
to, e mamy do czynienia z tym ostatnim. Mimo to rozumiaem jego ostrono.
- Myli pan, e zgin od ciosu w gow? - spyta Mackenzie.
- Moliwe - oparem. - Uraz wyglda gronie. Zakadajc, e nie powsta po mierci, mg by przyczyn
zgonu. Ale za wczenie na konkrety.
- Co jeszcze? - burkn niezadowolony.
- To mczyzna, najprawdopodobniej biay. Mia od osiemnastu do dwudziestu kilku lat.
Mackenzie zajrza do wykopu.
- Powanie?
- Niech pan spojrzy na czaszk. Ksztat szczki mczyzny rni si o ksztatu szczki kobiety.
Mczyzny jest szersza. Widzi pan ten wyrostek kostny w miejscu, gdzie byo kiedy ucho? To uk
jarzmowy, ktry u mczyzny jest zawsze wikszy ni u kobiety. A rasa? Ko nosowa wskazuje, e denat
jest Europejczykiem. Mgby by i Azjat, ale czaszka jest zbyt rombowata, wic raczej nie jest. Wiek... Wzruszyem ramionami. - W tej fazie to tylko zgadywanka. Ale z tego, co widz, krgi nie s zbyt wyrobione. Widzi pan ebra? - Wskazaem miejsce, gdzie spod podkoszulki sterczay tpo zakoczone fragmenty
koci. - Im czowiek starszy, tym koniuszki s bardziej nierwne i gruzowate. Te s jeszcze ostre, wic
musia by mody. Mackenzie zamkn oczy i potar grzbiet nosa.
- Cudownie. Tylko tego nam brakowao: zabjstwa niezwizanego z tamtym. - Nagle poderwa gow. Ale chyba nie podernito mu garda, co?
- Raczej nie. - Ju to sprawdziem i na krgach szyjnych nie znalazem adnych ladw od noa. - Zwoki
dugo leay w ziemi, dlatego trudniej jest zauway urazy, zwaszcza bez dokadnych ogldzin. Ale nie
widz tu nic, co rzucaoby si w oczy.
- Dziki Ci, Boe, cho za to - wymrucza Mackenzie.
Mogem mu tylko wspczu. Trudno byo powiedzie, co bardziej skomplikowaoby mu ycie:
konieczno wszczcia kolejnego ledztwa czy dowd na to, e morderca dziaa w okolicy ju od lat.
Ale to mnie nie dotyczyo i bardzo si z tego cieszyem. Wstaem i otrzepaem rce.
- Jeli bdzie mnie pan potrzebowa, mog przyjecha jeszcze raz.
- Wpadnie pan jutro do laboratorium? To znaczy, dzisiaj - poprawi si Mackenzie.
- Po co?
Mackenzie by szczerze zaskoczony.
- eby lepiej si temu przyjrze. Do poudnia powinnimy skoczy. W porze lunchu zwoki bd do pana
dyspozycji.
- Z gry zakada pan, e dam si w to wcign.
- A nie da si pan?
Teraz z kolei ja byem zaskoczony. Nie pytaniem, tylko tym, e zna mnie lepiej ni ja sam.
- Chyba tak - odparem, godzc si z nieuchronnym. - Przyjad o dwunastej.
Obudziem si w kuchni zmarznity i zdezorientowany. Staem przed otwartymi drzwiami na ogrd,
patrzc na janiejce niebo. Wci dokadnie pamitaem mj sen, a gosy Kary i Alice byy tak wyrane,
jakbym przed chwil z nimi rozmawia. Poruszyo mnie to bardziej ni zwykle. We nie czuem, e Kara
chce mnie przed czym ostrzec, ale ja nie chciaem wiedzie przed czym. Za bardzo baem si tego, co
mogem usysze.
Zadraem. Nie pamitam, jak zszedem na d i dlaczego podwiadomo kazaa mi otworzy drzwi.
Zaniepokojony chciaem je zamkn, ale nie zamknem. Z bladego morza stojcej nad mokradami mgy,
niczym skalny klif wynurzya si nieprzenikniona ciana ciemnego lasu. Patrzyem na ni ogarnity zymi
przeczuciami.
Las. Wrd drzew go nie wida - szczeg przesania og. Nie wiem, dlaczego przyszo mi to do gowy.
Przez chwil wydawao mi si, e ma to gbsze znaczenie, lecz gdy sprbowaem je odnale, rozmyo si
jak dym. Wci staem tam i mylaem, gdy wtem co musno mi kark.
Drgnem i si odwrciem. W kuchni nie byo nikogo. To wiatr, pomylaem, chocia poranek by cichy,
spokojny i zupenie bezwietrzny. Zamknem drzwi, starajc si odpdzi niepokj. Ale wraenie, e kto
delikatnie przesuwa mi po szyi czubkami palcw, nie mino nawet wtedy, gdy wrciem do ka, eby
doczeka witu.
Przed wyjazdem do laboratorium miaem do zabicia par godzin. Nie majc nic lepszego do roboty,
poszedem do Henry'ego na niadanie; w niedziel czsto u niego bywaem. Ju wsta. By w dobrej formie i
smac jajka na boczku, spyta mnie wesoo, jak byo wieczorem. Chwil trwao, zanim zrozumiaem, e

chodzi mu o grilla u Jenny, a nie o nocne znalezisko. Wiadomo o lenym grobie jeszcze si nie rozniosa i
nawet sobie nie wyobraaem, jak zareaguj na to mieszkacy Manham. I bez tego mieli na gowie do
zmartwie. Zreszt byem zbyt zdenerwowany snem, eby myle o takich rzeczach.
Dlatego nie powiedziaem mu, e znaleziono drugie zwoki. Ale zarazi mnie swoim humorem i
wyszedem od niego w znacznie lepszym nastroju. Nastrj polepszy mi si jeszcze bardziej, gdy ruszyem
do domu po samochd. By kolejny pikny poranek bez parnego upau, ktry mia nadej dopiero pniej.
cie, fiolety i czerwienie na skwerku byy tak intensywne, e raziy w oczy, napeniajc powietrze cik
sodkoci kwiatowego pyku. Tylko policyjna przyczepa psua zudzenie wiejskiej sielanki.
Jej obecno surowo zgania mnie za ten nagy optymizm, ale poniewa dawno si ju tak nie czuem,
miaem to gdzie. Oczywicie nie kwestionowaem tego, e tam jest. I staraem si nie czy mojego
nowego spojrzenia na ycie z Jenny. Po prostu cieszyem si chwil.
Jak si wkrtce okazao, chwila ta nie trwaa dugo.
Wanie mijaem koci, gdy wtem usyszaem czyj gos.
- Panie doktorze, chwileczk.
Na cmentarzu stali Scarsdale i Tom Mason, modszy z dwch ogrodnikw, ktrzy zajmowali si miejskimi
klombami i trawnikami. Spojrzaem na nich zza niskiego murku.
- Dzie dobry, pastorze. Jak si masz, Tom.
Nie przerywajc pracy, Tom, ktry okopywa wanie krzak ry, skin mi gow i umiechn si
niemiao. Podobnie jak jego dziadek, by najszczliwszy wtedy, gdy zostawa sam na sam ze swymi
rolinami, ktre traktowa z gamoniowat wprost agodnoci. W przeciwiestwie do niego, Scarsdale nie
mia w sobie nic gamoniowatego czy agodnego. Nie raczy odpowiedzie na powitanie.
- Ciekawi mnie paskie przemylenia na temat obecnej sytuacji - zacz bez wstpw. Zdawao si, e
jego czarny garnitur wchania cae wiato midzy starymi, przekrzywionymi nagrobkami.
Dziwne sowa.
- Boj si, e nie rozumiem.
- Nasze miasteczko czekaj trudne chwile. Cay kraj bdzie obserwowa, jak oczyszczamy si z zarzutw.
Chyba si pan ze mn zgodzi.
Miaem tylko nadziej, e nie bdzie to powtrka z ostatniego kazania.
- Pastorze, czego pan waciwie chce?
-Chc pokaza, e Manham nie zamierza tolerowa tego, co si stao. To dla nas okazja do zadzierzgnicia
silniejszych wizw. Do zjednoczenia w obliczu prby.
- Szaleniec, ktry porywa i morduje kobiety to prba"? Nie rozumiem, jak mona do tego tak podchodzi.
- Rzeczywicie, chyba pan nie rozumie. Ludzie boj si, e ucierpi na tym reputacja miasteczka. I susznie.
- Mylaem, e bardziej chc znale Lyn Metcalf i schwyta morderc Sally Palmer. Czy to nie
waniejsze ni zamartwianie si o reputacj Manham?
- Niech pan nie wykrca kota ogonem, doktorze - warkn Scarsdale. -Gdyby wicej ludzi zwracao uwag
na to, co si tu dzieje, by moe nigdy by do tego nie doszo.
Niepotrzebnie wdaem si z nim w dyskusj.
- Wci nie rozumiem, o co panu chodzi.
Byem wiadom obecnoci ogrodnika, ale Scarsdale nigdy si nie wstydzi wystpowa przed
publicznoci. Odchyli si do tyu, eby spojrze na mnie znad czubka nosa.
- Byo u mnie wielu parafian. Odczuwaj potrzeb utworzenia zjednoczonego frontu. Zwaszcza w
rozmowach z dziennikarzami.
- A konkretniej? - spytaem, czujc, do czego to wszystko zmierza.
- Miasteczko potrzebuje rzecznika prasowego. Kogo, kto bdzie reprezentowa Manham na zewntrz.
- Rozumiem, e mwi pan o sobie.
- Jeli kto inny zechce wzi na siebie t odpowiedzialno, chtnie ustpi mu miejsca.
- Skd pewno, e bdziemy potrzebowali rzecznika?
- Poniewa Bg jeszcze z nami nie skoczy. - Scarsdale powiedzia to z denerwujc pewnoci siebie.
- Wic czego pan ode mnie chce?
- Jest pan tu swego rodzaju prominentem. Paskie poparcie byoby mile widziane.
Myl, e Scarsdale mgby wykorzysta mnie do swoich celw, bya irytujca. Jednake wiedziaem, e
dziki panujcemu w miasteczku strachowi i nieufnoci zbierze skonn do posuchu gromadk wiernych. I
to byo najbardziej przygnbiajce.
- Nie mam zamiaru rozmawia z pras jeli o to panu chodzi.
- To rwnie kwestia postawy. Nie chciabym, eby kto podwaa wysiki tych, ktrzy dziaaj w
najlepszym interesie miasta.
- Co panu powiem, pastorze. Niech kady z nas robi po prostu swoje. Tak bdzie najlepiej.
- Czy to znaczy, e pan mnie krytykuje?
- Powiedzmy, e rnimy si w pogldach na to, co ley w najlepszym interesie miasteczka.

Przyjrza mi si chodno.
- Chc tylko panu przypomnie, e mieszkacy Manham s pamitliwi. Jeli kto zgrzeszy w takiej chwili,
dugo mu tego nie zapomn. Ani nie wybacz cho to nie po chrzecijasku.
- C, w takim razie sprbuj nie grzeszy.
- Wygadanie nic panu nie pomoe. Widzi pan, nie tylko ja powtpiewam w pask lojalno. Ludzie
mwi doktorze. A to, co mwi jest bardzo niepokojce.
- To moe niech pan nie sucha plotek? Czy jako suga boy nie powinien pan wierzy mi na sowo?
- Niech pan nie uczy mnie zawodu.
- A pan niech nie uczy mnie.
ypn na mnie spode ba. Moe by co doda, ale w tej samej chwili Tom wrzuci z oskotem narzdzia do
taczek. Scarsdaie wyprostowa si dumnie z oczami twardymi jak kamienne nagrobki, wrd ktrych sta.
- Nie bd pana zatrzymywa, doktorze. Do widzenia - rzek sztywno i odszed.
Dobrze to rozegrae, pomylaem z gorycz, idc dalej. Nie chciaem, eby rozmowa przeksztacia si w
konfrontacj, ale pastor budzi we mnie najgorsze uczucia. Gboko zamylony zauwayem samochd
dopiero wtedy, gdy si ze mn zrwna.
- Wygldasz tak, jakby chcia usi, ale si przewrcie.
Ben. W ciemnych okularach, z rk za oknem nowego, czarnego land rovera. Wz by zakurzony, mimo to
mj wyglda przy nim jak zabytek.
- Przepraszam, zamyliem si.
- Zauwayem. Ale chyba nie dlatego, e dopad ci nasz mot na czarownice? - Ruchem gowy wskaza
koci. - Widziaem, jak rozmawialicie.
Nie wytrzymaem i parsknem miechem.
- eby wiedzia. - Streciem mu pokrtce nasz rozmow. Ben pokrci gow.
- Nie mam pojcia, jakiego czci Boga, ale nie chciabym spotka go w ciemnej uliczce. Trzeba mu byo
powiedzie, eby si odpieprzy.
- Chyba nie przyjby tego zbyt dobrze.
- On i tak ostrzy na ciebie zby. Jeste dla niego zagroeniem.
- Ja? - spytaem zaskoczony.
- Pomyl tylko. Do tej pory by zasuszonym pasterzem stae kurczcego si stadka. Teraz stan przed
wielk szans, a ty moesz podway jego autorytet. Jeste lekarzem, jeste wyksztacony, przyjechae z
wielkiego miasta. No i nie zapominajmy, e jeste czowiekiem wieckim.
- Nie zamierzam z nim konkurowa - odparem rozdraniony.
- Wszystko jedno. Ten stary sukinsyn obwoa si gosem Manham. Jeli nie jeste z nim, jeste przeciwko
niemu.
- Jakby nie do byo zego.
- Och, nigdy nie wtp w czeka prawego i szlachetnego. Taki zawsze co spieprzy. Oczywicie wszystko w
imi wikszego dobra.
Przyjrzaem si mu uwaniej. Chyba straci dobry humor.
- Ben, co ci si stao?
- Po prostu jestem dzisiaj cyniczny. Jak pewnie zauwaye.
- Nie, w gow.
Tu nad okiem mia mocno otartego guza, ktry czciowo skryway okulary. Pomaca go palcami.
- W nocy pogoniem kolejnego kusownika. Prbowa dobra si do gniazda botniaka stawowego, ktrego
pilnowaem. Pobiegem za nim, potknem si, no i wyldowaem na dupie.
- Uciek?
Ben gniewnie pokrci gow.
- Ale jeszcze sukinsyna dopadn. Jestem pewien, e to ten Brenner. W pobliu znalazem jego samochd.
Zaczaiem si, ale si nie pokaza. Pewnie siedzia gdzie i czeka, a sobie pjd. - Umiechn si
zjadliwie. - Mam nadziej, e mnie widzia, bo spuciem mu powietrze.
- Ryzykujesz.
- I co mi zrobi? Doniesie na policj? - Ben pogardliwie prychn. - Wpadniesz po poudniu do pubu?
- Moliwe.
.
- To na razie.
Odjecha w mgiece spalin, ktra wisiaa przez chwil w powietrzu, po czym znikna.
Wracajc do domu, mylaem o tym, co powiedzia. Zapotrzebowanie na chronione gatunki zwierzt,
zwaszcza na ptaki, istniao od zawsze; czarny rynek kwit. Ale ze wzgldu na rol, jak zwierzta te i ptaki
odegray w okaleczeniu zwok Sally Palmer i uprowadzeniu Lyn Metcalf, powinna wiedzie o tym policja.
Problem polega na tym, e tego aspektu zbrodni nie ujawniono, dlatego nie mogem wspomnie o nim
Benowi. Co oznaczao, e czeka mnie kolejna rozmowa z Mackenziem. Robiem to za jego plecami, co wca-

le mi nie odpowiadao, zwaszcza e wtpiem, by co z tego wyszo. Ale nie mogem ryzykowa.
Dowiadczenie nauczyo mnie, e nawet najmniejsze szczegy mog by wane.
Wtedy jeszcze o tym nie wiedziaem, ale ju niebawem miao si to potwierdzi w najmniej spodziewany
sposb.
Rozdzia 15
Tej nocy przybyo ofiar. Ale nie zrobi tego ten, kto zamordowa Sally Palmer i uprowadzi Lyn Metcalf. A
przynajmniej nie bezporednio. Nie, James Nolan by ofiar coraz wikszej w miasteczku podejrzliwoci i
wrogoci.
Mieszka w malekiej chatce w zauku za warsztatem samochodowym. By moim pacjentem, cichym,
zamknitym w sobie czowiekiem, mczyzn nadzwyczaj agodnym i nieszczliwym. Pracowa w
ssiedniej wsi, mia pidziesit kilka lat i ponad dwadziecia pi kilogramw nadwagi. By te
homoseksualist. Bardzo si tego wstydzi. W zacianku takim jak Manham, gdzie homoseksualizm uchodzi
za zwyrodnienie, nie byo miejsca na seksualne przygody. Dlatego jako mody czowiek, Nolan szuka
zaspokojenia w parkach, miejskich toaletach czy pobliskich miastach. Podczas jednej z takich eskapad mia
nieszczcie zaczepi policjanta po cywilnemu. Dosta wyrok w zawieszeniu, ale wstyd, jaki potem
odczuwa, trwa znacznie duej. Jak byo do przewidzenia, wie o tym dotara do Manham i Nolan, uchodzcy ju za miejscowe dziwado, sta si natychmiast kim o wiele gorszym. Chocia o przestpstwie,
jakiego si dopuci, nigdy otwarcie nie rozmawiano - byo wtpliwe, czy w ogle znano jego charakterwystarczyy same plotki. Kada maa spoeczno lubi przypisywa swoim czonkom okrelon rol, dlatego
w Manham szybko go napitnowano. Sta si czowiekiem niedotykalnym, zboczecem, przed ktrym
ostrzegano dzieci. A yjc samotnie i w odosobnieniu, Nolan jeszcze bardziej ten wizerunek uwiarygodnia.
Przemyka przez miasto jak duch, prawie z nikim nie rozmawia i pragn tylko, eby nie zwracano na niego
uwagi. Manham chtnie si do tego dostosowao, nie tyle go tolerujc, co ignorujc.
A do teraz.
Nolan przyj to niemal z ulg. Odkd znaleziono zwoki Sally Palmer, y w cigym strachu, doskonale
wiedzc, e racjonalne mylenie nie odgrywa adnej roli w poszukiwaniach koza ofiarnego. Wraca z pracy
pnym wieczorem i natychmiast zamyka si w domu z nadziej e ta swoista niewidzialno nie przestanie
go chroni. Ale tej soboty go nie uchronia.
Byo po jedenastej, gdy kto zacz dobija si do drzwi. Nolan wyczy ju telewizor i szed wanie
spa. Kotary byy zacignite, wic przez chwil siedzia w fotelu, modlc si, eby zostawili go w spokoju.
Ale nie zostawili. Przyszo ich kilku. W dym pijani miali si pocztkowo i szyderczo woali go po imieniu.
Potem okrzyki stay si gniewniejsze, a omotanie gwatowniejsze. Drzwi zaczy dygota, omal nie
wyskoczyy z zawiasw, wic Nolan spojrza na telefon i niewiele brakowao, eby zadzwoni na policj.
Ale nie zadzwoni, poniewa przez cae ycie robi wszystko, eby nie zwraca na siebie uwagi. I kiedy
tamci zmienili taktyk, groc wywaeniem drzwi, zrobi to, co robi zawsze.
Po prostu ich posucha.
acucha nie zdj, wierzc, e wytrzyma. Ale tak samo jak wszystko inne, acuch te zawid. Drzwi i
futryna ustpiy pod zmasowanym atakiem, odrzucajc Nolana do tyu i napastnicy wpadli do domu.
Pniej twierdzi, e adnego z nich nie rozpozna, e nie widzia ich twarzy. Bez wzgldu na to, jak byo
naprawd, trudno uwierzy, eby nie wiedzia, kto go pobi. Musia ich chocia widzie w miecie, moe
byli to nawet synowie czy wnukowie ludzi, z ktrymi dorasta. Pobili go, skopali, a potem zaczli
demolowa dom. Kiedy ju potukli wszystko, co mogli, zajli si nim ponownie i tym razem przestali
dopiero wtedy, gdy straci przytomno. Niewykluczone, e przed zabjstwem powstrzymaa ich resztka
zdrowego rozsdku. Z drugiej strony, Nolan odnis tak rozlege rany, e mogli pomyle, i nie yje.
Mj telefon zadzwoni jaki czas po ich wyjciu. Rozespany wymacaem po ciemku suchawk, ale nie
rozpoznaem gosu, ktry powiedzia szeptem, e kogo pobito. Zanim zdyem otrzewie, rozmwca
doda jeszcze, e stao si to w tym a w tym domu i przerwa poczenie. Przez chwil gapiem si osupiay
na suchawk, potem zebraem myli i zadzwoniem na pogotowie. Zawsze istniao prawdopodobiestwo, e
to faszywy alarm, ale nie, to nie brzmiao jak gupi dowcip. Poza tym wiedziaem, e upynie sporo czasu,
zanim karetka dojedzie na miejsce.
Po drodze zapukaem do przyczepy na skwerze. Policjanci dyurowali w niej przez dwadziecia cztery
godziny na dob, a ja nie miaem ochoty i do Nolana sam. Popeniem bd. Ci z pogotowia nic im nie
przekazali i straciem cenny czas na wyjanienia. Zanim jeden z nich zgodzi si wreszcie mi towarzyszy,
aowaem ju, e nie poszedem do niego sam.
W zauku byo ciemno cho oko wykol. Od razu domylilimy si, gdzie mieszka, bo drzwi chatki byy
szeroko otwarte. Idc w tamt stron, patrzyem na okna ssiednich domw. Nie dostrzegem w nich ani
ladu ycia, mimo to miaem wraenie, e przez cay czas kto nas obserwuje.
Znalelimy Nolana tam, gdzie zostawili go napastnicy. Mogem tylko uoy go w bezpiecznej pozycji i
czeka na karetk. To traci, to odzyskiwa przytomno, wic przemawiaem do niego a do przyjazdu

sanitariuszy. Gdy ockn si ponownie, spytaem, co si stao. Ale on znowu zanikn oczy, nie chcc nic
sysze.
Gdy wyniesiono go na noszach, jeden z policjantw, ktrzy przyjechali wraz z karetk, spyta mnie,
dlaczego w tajemniczy nieznajomy zadzwoni do mnie, zamiast na pogotowie. Odparem, e nie wiem, ale
nie bya to prawda. Popatrzyem na niebieskawe byski wiata odbijajcego si w oknach okolicznych
domw. Mimo zamieszania, nikogo w nich nie dostrzegem, nikt nie wyszed na ulic, eby sprawdzi, co
si dzieje. Ale czuem, e ludzie na nas patrz. Tak samo jak patrzyli - lub odwracali wzrok - gdy tamci
omotali do drzwi i katowali Nolana. Tak, kogo gryzo sumienie, cho nie na tyle, eby ich powstrzyma
czy wcign w to kogo z zewntrz. To bya ich sprawa. Dzwonic do mnie, czowieka ni to obcego, ni to
swojego, poszli na kompromis. Byem pewien, e nie znajdzie si ani jeden wiadek i e nikt nie przyzna si
do anonimowego telefonu. Zreszt, jak si pniej okazao, telefonowano z budki, co skutecznie
uniemoliwio identyfikacj rozmwcy. Gdy karetka odjechaa, jeszcze raz popatrzyem na ciemne okna i
pozamykane drzwi. Miaem ochot ich zwymyla. Ale jakimi sowami i co miabym tym osign, tego nie
wiedziaem. Wrciem wic do domu i sprbowaem przespa reszt nocy.
Obudziem si niewyspany i dziwnie nieswj. Wziem gazet, kubek kawy i poszedem do ogrodu.
Tematem dnia bya katastrofa kolejowa, dlatego odkrycie drugiego ciaa w Manham zasuyo jedynie na
kilka akapitw na trzeciej czy czwartej stronie. Fakt, e zwoki te nie miay nic wsplnego z morderstwem
Sally Palmer, oznacza, e bya to tylko zwyka ciekawostka, ot, zbieg okolicznoci.
Poprzedniego dnia przez cae popoudnie i wieczr badaem szcztki modego czowieka z lenego grobu i
chocia musielimy jeszcze zaczeka na wyniki testw tuszczowych, ktre miay ustali przyblion dat
jego mierci, nie spodziewaem si adnych niespodzianek. Dobr nowin-jeli w ogle mona tak
powiedzie - byo to, e nie powinnimy mie trudnoci z ustaleniem jego nazwiska. Mia nietknite zby, a
w zbach byy plomby, wic przy odrobinie szczcia policja moga porwna zdjcia ze zdjciami rentgenowskimi w kartotekach dentystycznych. Odkryem rwnie stare zamanie lewej koci piszczelowej.
Dawno si zagoio, lecz bya to kolejna wskazwka, ktra moga pomc ustali tosamo zamordowanego.
Poza tym mogem jedynie potwierdzi to, co powiedziaem Mackenziemu w lesie. Denat by modym
biaym mczyzn, ktremu roztrzaskano czaszk cikim, tpym narzdziem. Sdzc po promienistym
ksztacie dziur w koci, najprawdopodobniej duym motkiem albo pobijakiem. Usytuowanie ran oraz ich
rozlego wskazyway na to, e uderzono go kilka razy od tyu. Po tak dugim czasie trudno byo
powiedzie na pewno, czy to wanie te urazy go zabiy, ale przypuszczaem, e tak. Tak silne ciosy musiay
doprowadzi do natychmiastowej mierci i chocia nie sposb byo ustali, czy morderca nie zrobi mu
czego przedtem, na kociach nie znalazem innych ladw przemocy.
Nie miaem podstaw, by sdzi, e jego mier czy si jako z ostatnimi wydarzeniami w Manham. Nasz
morderca polowa na kobiety, nie na mczyzn, i chocia musielimy jeszcze zaczeka na wyniki bada,
wtpiem, eby ta ofiara pochodzia std. W miasteczku tej wielkoci nie mona znikn niezauwaenie,
zwaszcza na tak dugo. Poza tym zabjstwo to nie byo pod adnym wzgldem podobne do zabjstwa Sally
Palmer. Zwoki Sally pozostawiono na otwartej przestrzeni i podczas gdy jej zmasakrowano twarz, czy to w
napadzie szau, czy to po to, eby uniemoliwi identyfikacj, twarz mczyzny z lasu bya nietknita.
Wedug najbardziej prawdopodobnego scenariusza, zarwno on, jak i morderca, pochodzili spoza Manham.
Morderca zabi i przywiz tu ciao, eby ukry je w lenej guszy.
Jednake na wszelki wypadek powiciem a za duo czasu na poszukiwanie charakterystycznych
wyobie na krgach szyjnych denata. Moe dlatego, e jeszcze tydzie wczeniej jedyn cech
wyrniajc Manham byo to, e miasteczko leao na odludziu. Teraz mielimy tu dwa zabjstwa, jedno
wiee, drugie sprzed lat, no i jedno zaginicie. Trudno byo oprze si wraeniu, e stoimy u progu jakiej
tajemnicy. Jeli Manham dopiero teraz zaczynao zdradza swoje sekrety, nie sposb byo przewidzie,
czego jeszcze moemy si dokopa.
Myl ta bynajmniej mnie nie pocieszya.
Przejrzaem gazet, lecz zrobiem to bez wikszego zainteresowania. Rzuciem j na stolik i dopiem kaw.
Nadesza pora na prysznic. Tak, prysznic, a potem lunch u Henry'ego.
Po lunchu miaem spotka si z Jenny, dlatego byem zdenerwowany i podniecony. Miaem te wyrzuty
sumienia, bo nie powiedziaem o tym Henry'emu. Wiedziaem, e na pewno poyczy mi aglwk, lecz
wiedziaem rwnie, e liczy na dusze spotkanie, tymczasem ja zamierzaem je skrci i uciec. Moe
powinienem by je przeoy, jedno albo drugie. Ale nie chciaem go zawie, poza tym nie wiedziaem,
kiedy znowu bd mia okazj popywa. Nie chciaem czeka.
Dlaczego? - jadzi cyniczny gos w mojej gowie. A tak bardzo chcesz zobaczy Jenny? Naprawd?
Postanowiem o tym nie myle. Wstaem i poszedem wzi prysznic, a pytanie pozostao bez odpowiedzi.
Zanim dotarem do przychodni, rozbolaa mnie gowa. Ale nie dokuczaa mi a tak bardzo, eby nie
ucieszy mnie zapach pieczeni woowej, ktry poczuem, gdy tylko tam wszedem. Zamiast zapuka, gono
zawoaem, jak zwykle.
- Tutaj!- By w kuchni.

Przeszedem przez dom. W kuchni byo gorco mimo otwartych na ocie przeszklonych drzwi z
widokiem na ustronny, zielony ogrdek. Henry krci ciasto na Yorkshire pudding, a tu obok niego sta
pusty kieliszek. Jak na tak upalne popoudnie, nie bya to najlepsza strawa, lecz jeli chodzio o niedzielny
lunch, pan doktor by tradycjonalist.
- Ju prawie gotowe - powiedzia, przekadajc ciasto do brytfanny. Zasycza i zaskwiercza gorcy
tuszcz. - Jak tylko dojdzie, moemy je.
- Pomc ci?
- Tak, nalej nam po kielichu. Pij jakiego sikacza, ale otworzyem butelk, naprawd przedniego wina.
Musiao troch pooddycha, ale powinno by ju dobre. Chyba e wolisz piwo.
- Nie, wino.
Henry podjecha wzkiem do piecyka. Otworzy drzwiczki, odchyli si do tyu, uciekajc przed
podmuchem gorca i wstawi do duchwki brytfann. Nieczsto gotowa, ale jeli ju gotowa, zawsze
podziwiaem jego zrczno i zastanawiaem si, jak poradzibym sobie na jego miejscu. Z drugiej strony,
nie mia zbyt wielkiego wyboru. No i nie nalea do ludzi, ktrzy atwo si poddaj.
- Ju - rzuci, zatrzaskujc drzwiczki. - Jeszcze tylko dwadziecia minut i moemy je. Boe, czowieku,
nie nalae jeszcze wina?
- Ju, ju, za chwileczk. - Wanie zagldaem do szuflady. - Masz aspiryn? Gowa mnie boli.
- Jeli nic tam nie ma, musisz poszuka w szafce z lekami.
W szufladzie znalazem tylko puste pudeko po paracetamolu. Korytarzem doszedem do pokoju, ktry
peni te funkcj gabinetu lekarskiego, odkd u niego zamieszkaem. Przechowywalimy tam leki i rnego
rodzaju przybory. Henry lubi chomikowa i trzyma tam rwnie stare proszki, butelki, buteleczki i
narzdzia lekarskie, ktre odziedziczy po swoim poprzedniku. Prawdopodobnie ama tym samym wiele
przepisw BHP, lecz nigdy nie darzy szacunkiem nadmiernie rozbudowanych regulaminw i biurokracji.
Jego kolekcja okrywaa si kurzem w eleganckiej wiktoriaskiej gablotce, ktra stanowia miy kontrast w
porwnaniu z brzydk stalow szafk i ma lodwk gdzie przechowywalimy szczepionki. Wrd
piknych, starych, drewnianych mebli i skrzanych foteli, szafka i lodwka kuy w oczy mimo daremnych
wysikw Henry'ego, ktry prbowa zamaskowa je oprawionymi w ramk zdjciami. Byo tam rwnie
zdjcie, ktre zrobi nam na aglwce rok wczeniej, lecz przewaay fotografie jego ony Diany. Na
honorowym miejscu na gablotce stao ich zdjcie lubne. adnie razem wygldali, modzi, szczliwi,
umiechnici i niewiadomi czekajcego ich losu.
Spojrzaem na dwie zakurzone laski w kcie przy biurku. Kiedy przyjechaem do Manham, prbowa
jeszcze z nich korzysta. W uszach wci pobrzmiewao mi jego stkanie, gdy usiowa zrobi cho kilka
samodzielnych krokw. Udowodni tym sukinsynom, e si myl" - powtarza. Ale nie udowodni i z
czasem zarzuci dalsze prby. Laski pozostay w gabinecie jako symbol ludzkiej saboci i uomnoci.
Odwrciem si, otworzyem gablotk, poszperaem wrd pudeek, znalazem paracetamol, zamknem
drzwiczki i wrciem do kuchni.
- Najwysza pora - mrukn, gdy wszedem. - Pospiesz si z tym winem. Po takiej robocie suszy czowieka
jak diabli. - Wachlujc si rk, podjecha do otwartych drzwi. - Ochdmy si troch.
- Jemy na dworze?
- Nie bd barbarzyc. Czy ja wygldam na Australijczyka? I we t butelczyn. To bordeaux, a nie jaki
tam sikacz.
Popiem paracetamol wod, wziem wino i wyszedem. Ogrdek by utrzymany starannie, cho niezbyt
pedantycznie. Henry zawsze lubi w nim grzeba i to, e ju nie moe, bardzo go frustrowao. Usiedlimy
przy starym stole z kutego elaza pod rozoystym zotokapem. Jezioro, mienice si za rosncymi pod
potem wierzbami, dawao zudzenie chodu. Rozlaem wino.
- Twoje zdrowie - powiedziaem.
- Twoje. - Henry zakrci rubinowym pynem w kieliszku i krytycznie go powcha. W kocu wypi yk. Hmm... Nieze.
- Z naszego supermarketu?
- Wieniak - prychn i z wyran rozkosz pocign kolejny yk. - No, to mw. Wszyciutko. Jak byo na
kolacji?
- Raczej na grillu. Siedzielimy w ogrodzie. Podobaoby ci si.
- Jedzenie na wieym powietrzu jest dopuszczalne tylko w pitek wieczorem. Niedzielny lunch zasuguje
na stosown opraw. Ale nie odpowiedziae na pytanie.
- Byo mio, dzikuj. Unis brew.
- Mio? To wszystko?
- Co jeszcze mog powiedzie? Dobrze si bawiem.
- Czybym sysza nutk wstydu w twoim gosie? - rzuci z umiechem. -Widz, e bd musia to z ciebie
wyciga. Wiesz co? Po poudniu wemiemy aglwk i wszystko mi opowiesz. Prawie nie wieje, ale nie
ma to jak wiosa. Zrzucimy troch brzuszka.

Z zaenowania zacza mnie pali twarz.


- Oczywicie jeli nie chcesz, nie ma sprawy - doda ju bez umiechu.
- Nie, nie, nie o to chodzi. Widzisz... obiecaem Jenny, e popyn z ni.
- Aha. - Nie potrafi ukry zaskoczenia.
- Przepraszam, powinienem by ci uprzedzi...
Ale Henry doszed ju do siebie i pokry rozczarowanie szerokim umiechem.
- Nie musisz przeprasza! Dobrze ci to zrobi!
- Zawsze mog.
Machn rk, nie pozwalajc mi dokoczy.
- W soneczne popoudnie takie jak to o wiele przyjemniej jest z pikn mod dziewczyn ni ze starym
piernikiem takim jak ja.
- Na pewno nie masz nic przeciwko temu?
- Popywamy kiedy indziej. Ciesz si, e wreszcie poznae kogo, kto ci si podoba.
- Podoba si" to za duo powiedziane...
- Przesta. Najwysza pora, eby zacz cieszy si yciem! Z tego nie trzeba si tumaczy.
- Ja si nie tumacz, po prostu... - Zabrako mi sw. Henry spowania.
- Niech no zgadn: masz wyrzuty sumienia. Kiwnem gow nie ufajc jzykowi.
- Ile to ju? Trzy lata?
- Prawie cztery.
- U mnie prawie pi. I wiesz co? To wystarczy. Zmarych nie wskrzesisz, wic musisz y dalej najlepiej,
jak umiesz. Kiedy Diana zmara... Chyba nie musz ci tego mwi. - Rozemia si smutno. Nie mogem
zrozumie, dlaczego ja przeyem, a ona nie. Jeszcze dugo po wypadku... - Urwa i spojrza na jezioro.
Chcia co powiedzie, ale zmieni zdanie. - Ale to ju inna historia. - Wzi kieliszek. - Tak z zupenie innej
beczki: syszaem, e w miasteczku co si wczoraj dziao.
Niewiele plotek go omijao.
- Mona tak powiedzie. James Nolan mia ssiedzk wizyt.
- Jak si czuje?
- le. - Przed wyjciem z domu dzwoniem do szpitala. - Mocno oberwa. Wyjdzie dopiero za par
tygodni.
- No i oczywicie nikt nic nie widzia, tak?
- Najwyraniej.
Henry z odraz unis krzaczaste brwi.
- To s bestie, nie ludzie. Dzikie bestie. Ale wiesz, wcale mnie to nie dziwi. Z tego, co syszaem, ty te
pade ofiar plotek, prawda?
Powinienem by wiedzie, e dotary do niego i te.
- Ale mnie nikt przynajmniej nie pobi.
- Nie mw hop. Ostrzegaem ci, jak si to moe skoczy. To, e jeste lekarzem, wcale nie znaczy, e
masz u nich przody...
Znowu zaczyna wpada w ten paskudny nastrj.
- Przesta...
- Wierz mi, znam Manham lepiej ni ty. Jak przyjdzie co do czego, ludzie zwrc si przeciwko tobie tak
samo jak przeciwko Nolanowi. I nie bdzie miao adnego znaczenia, co kiedy dla nich zrobie.
Wdziczno? Nie w tym zasranym miasteczku! - Rozsierdzony pocign yk wina, zapominajc go
posmakowa. - Zastanawiam si czasem, po jak choler ich leczymy.
- Nie mwisz tego powanie.
- Nie? - Spojrza w zadumie na swj kieliszek; zanim przyszedem, musia sporo wypi. - Nie, moe i nie.
Ale s takie chwile, kiedy zastanawiam si, co my tu robimy. Naprawd. Nigdy nie zadajesz sobie tego
pytania?
- Jestemy lekarzami, to chyba wystarczy.
- Tak, tak, wiem- odpar poirytowany- Ale co dobrego robimy? Czy moesz szczerze powiedzie, e nigdy
nie masz uczucia, e marnujesz tu czas? e sztuka dla sztuki, utrzymujesz przy yciu kilkoro staruszek i
staruszkw? Opniamy to, co nieuniknione, tylko do tego sprowadza si nasza rola.
Patrzyem na niego z coraz wikszym zatroskaniem. By zmczony i pierwszy raz zauwayem, e si
starzeje.
- Dobrze si Czujesz? Zachichota.
- Nie zwracaj na mnie uwagi. Jestem dzisiaj cyniczny. Moe bardziej ni zwykle. - Sign po butelk. Zaczyna zaazi mi to za skr, i tyle. Napijemy si jeszcze po jednym i opowiesz mi o swoich tajemniczych
wyjazdach.

Nie bardzo chciaem, ale ucieszyem si, e wreszcie moemy zmieni temat. Sucha mnie, pocztkowo z
lekkim zdziwieniem, gdy opowiadaem o tym, co robiem przed przyjazdem do Manham, potem z
niedowierzaniem, gdy opisaem mu, jak pomagaem Mackenziemu.
Gdy skoczyem, powoli pokrci gow.
- Przychodzi mi na myl tylko jedno okrelenie: czarny ko.
- Przepraszam. Wiem, e powinienem by powiedzie ci o tym wczeniej, ale do zeszego tygodnia
mylaem, e to ju przeszo.
- Nie przepraszaj - odpar, cho widziaem, e si zdenerwowa. Przygarn mnie, gdy byem w doku, a
teraz okazao si, e go oszukiwaem. Przez cay czas wierzy, e moja przygoda z antropologi bya
przygod czysto akademick. I chocia nie do koca skamaem, bya to marna odpata za zaufanie.
- Jeli chcesz, mog w kadej chwili zrezygnowa - dodaem.
- Zrezygnowa? Nie bd mieszny! - Zmarszczy brwi. - Chyba e zacze mie wtpliwoci co do sensu
dalszej pracy w Manham?
- Nie, oczywicie, e nie. Nie chciaem si w to angaowa. I niczego przed tob ukrywa. Po prostu
wolaem o tym nie myle.
- Tak, rozumiem. Jestem troch zaskoczony, to wszystko. Nie miaem pojcia, e uprawiae tak ciekawy i
rzadki zawd. - Popatrzy w zadumie na jezioro. - Zazdroszcz ci. Zawsze aowaem, e nie poszedem na
psychologi. Kiedy, dawno temu, miaem takie ambicje. Oczywicie nie wypalio. Dugie studia
podyplomowe, i tak dalej. A ja chciaem oeni si z Dian, zosta lekarzem i jak najszybciej zacz
zarabia. Psychologia... Wtedy uwaaem, e to bardzo wytworne.
- W tym, co robiem, nie byo nic wytwornego.
- W takim razie co podniecajcego. - Posa mi znaczce spojrzenie. -Nie zaprzeczaj tylko, e od tygodnia
jeste zupenie inny. Zmienie si, i to jeszcze przed tym grillem. - Rozemia si krtko i wyj fajk z
kieszeni. -Tak czy inaczej, to by upiorny tydzie. Wiadomo ju, kto to jest?
- Ten z lasu? Jeszcze nie. Ale jest nadzieja, e zidentyfikuj go po zbach. Henry znowu pokrci gow
nabi fajk i zapali.
- Mieszka tu czowiek od tylu lat i nagle... - Zrobi wysiek, eby odpdzi od siebie zy nastrj. - Dobra.
Lepiej pjd sprawdzi, co z naszym jedzeniem. I bez przypalonego puddingu jest ponuro.
Potem rozmowa zrobia si nieco lejsza. Ale pod koniec lunchu Henry by ju wyranie zmczony i
uwiadomiem sobie, e od kilku dni odwala za mnie prawie ca robot. Zaproponowaem, e pozmywam,
ale nie chcia o rym sysze.
- Poradz sobie, naprawd. Zreszt wikszo naczy pjdzie do zmywarki. Pd ju na to spotkanie.
- Mam jeszcze duo czasu.
- Ty si upare na naczynia, ja na to, eby wreszcie poszed. Wiesz, na co mam teraz ochot? Dopi wino
i uci sobie drzemk.
Gronie zmarszczy brwi.
- Czyby mia zepsu mi niedzielne popoudnie?
Umwilimy si przed pubem, na neutralnym terenie, bo gdybym po ni wpad, wygldaoby to jak
randka. Wci prbowaem wmwi sobie, e to tylko agle, nic wicej. Przecie nie zabieraem jej na
kolacj, co miaoby seksualny podtekst. A tak nie musiaem martwi si ani o nadawanie, ani o odbieranie
waciwych sygnaw. Ani o to, ani w ogle o nic.
Tyle tylko, e przeczyo temu napicie, jakie odczuwaem.
U Henry'ego celowo uwaaem z winem i chocia miaem ochot na co mocniejszego, piem teraz sok
pomaraczowy. Gdy wszedem do rodka, powitano mnie jak zwykle, mimo to ucieszyem si, e nie ma
tam Carla Brennera.
Wziem sok, wyszedem na dwr i oparem si o kamienny murek naprzeciwko pubu. Byem tak
zdenerwowany, e niemal od razu wypiem ca szklank. Poza tym co chwila spogldaem na zegarek. eby
wreszcie przesta, odwrciem gow i zobaczyem, e jedzie ku mnie samochd, stary mini morris. Zaraz
potem za kierownic dostrzegem Jenny. Zaparkowaa, wysiada i nagle poczuem si lekki jak pirko. Co
si ze mn dziao? Ale wszystkie pytania poszy precz, gdy do mnie podesza.
- Postanowiam si troszk poleni - zacza z umiechem, przesuwajc ciemne okulary na czubek gowy.
Ale dobrze wiedziaem, e przyjechaa samochodem tylko dlatego, e niewiele samotnych kobiet chodzio
teraz piechot. Bya w szortach i niebieskim podkoszulku. Zapach jej perfum by tak delikatny, e prawie
niewyczuwalny. - Dugo pan czeka?
- Przed chwil przyszedem. - Zerkna na moj szklank, wic zaenowany wzruszyem ramionami. Bardzo chciao mi si pi. Przynie co pani?
- Dostosuj si do pana.
Czuem, e zaczynamy dryfowa w stref tego charakterystycznego napicia, ktre powoduje, e kade
zdanie brzmi faszywie. Decyduj, pomylaem. Teraz! Od tego zaley nastrj caego popoudnia.

- A moe wemiemy co na wynos? - zaproponowaem, zaskakujc sam siebie. Gdy tylko to


powiedziaem, natychmiast wyczuem, e by to dobry wybr.
Jenny umiechna si promiennie.
- wietnie.
Zaczekaa na zewntrz, a ja wpadem do pubu po butelk wina. Prbowaem nie zwraca uwagi na dziwne
spojrzenia, jakimi obrzucano mnie, gdy poyczaem od Jacka kieliszki i korkocig, i daem sobie w duchu
tgiego kopa za to, e nie pomylaem o tym wczeniej. Ale wiedziaem dlaczego. Unikaem wszystkiego, co
mogoby sugerowa, e jest to co wicej ni zwyka wycieczka. Wygldao na to, e Jenny rwnie.
- Chwileczk - powiedziaa, gdy wrciem i teraz z kolei ona wesza do pubu. Minut pniej wrcia z
kilkoma paczkami chipsw i orzeszkw. -Na wypadek gdyby zaczo ssa nas w doku - wyjania z
umiechem.
Napicie pryso. Zostawia samochd na skwerze i poszlimy nad jezioro. Na molo mona byo doj
przez ogrdek Henry'ego, ale znaem rwnie mao uywan drog, a raczej drk dojazdow, ktra biega
tu obok przychodni. Nie chciaem mu przeszkadza, wic poszlimy drk. aglwka staa nieruchomo na
idealnie gadkiej wodzie. Nie wia najlejszy nawet wiatr. Weszlimy na pokad.
- Chyba dzisiaj nie poeglujemy - powiedziaem.
- Nie szkodzi. Mio bdzie po prostu poby na wodzie.
Nawet nie podnoszc agla, siadem do wiose i wypynlimy na jezioro. Jego powierzchnia byszczaa w
socu jak szko, tak intensywnie, e rozbolay mnie oczy. Sycha byo jedynie melodyjny plusk wiose, gdy
zagbiay si i wynurzay z wody. Jenny siedziaa twarz do mnie. Dotykalimy si kolanami, ale si od
siebie nie odsunlimy. Pynlimy na drugi brzeg i woya rk do wody, sunc po niej czubkami palcw i
zostawiajc na powierzchni rozszerzajcy si lad.
Im bliej brzegu, tym jezioro robio si pytsze, sam brzeg za, poronity kpami gstego, tawego
sitowia, by miejscami niedostpny. Z sitowia stercza may cypel z brzegami poronitymi starymi
wierzbami paczcymi o dugich, wystrzpionych gaziach. Wpynlimy pod jedn z nich i przywizaem
d do pnia. Upstrzone sonecznymi plamkami licie byy prawie przezroczyste.
- Jak tu piknie! - wykrzykna Jenny.
- Chciaaby si pani rozejrze? Zawahaa si.
- Nie chc wyj na idiotk, ale czy to bezpieczne? Te wszystkie sida i puapki...
- Nie przypuszczam, eby kto zadawa sobie a tyle trudu. Nikt tu ju nie przychodzi, nie byoby sensu.
Woylimy wino dowody, eby si ochodzio i poszlimy zwiedzi okolic. Nie eby byo tam duo do
zwiedzania, ot, may cypel, pas sitowia, skalny kurhan i drzewa. Na brzegu odkrylimy ruiny jakiego
domku, poronitego zielskiem i pozbawionego dachu.
- Myli pan, e kto tu kiedy mieszka? - spytaa Jenny i niskimi, kamiennymi drzwiami wesza do
rodka. Pod nogami zaszeleciy zeszoroczne licie. Mimo upau, pachniao pleni wilgoci i staroci.
- Moliwe. Wszystko to naleao kiedy do ratusza, do miasta. Moe by to domek wartownika czy kogo
takiego.
- Nie wiedziaam, e w miasteczku by kiedy ratusz.
- By. Zburzono go po drugiej wojnie wiatowej. Przesuna rk po omszaej pce nad starym
kominkiem.
- Nie zastanawia si pan nigdy, kto mieszka kiedy w miejscach takich jak to? Kim ci ludzie byli, jak yli?
- Na pewno nie byo im lekko.
- Ale czy tak uwaali, czy myleli, e to normalne? Czy z nami bdzie tak samo? Czy za kilkaset lat kto
popatrzy na nasze domy i pomyli: Biedacy. Jak oni dawali sobie rad?"
- To bardziej ni prawdopodobne. Tak to ju jest.
- Zawsze chciaam by archeologiem. To znaczy, zanim zostaam nauczycielk. To dawne ycie, o ktrym
nic nie wiemy, ci ludzie... Wszyscy na pewno myleli, e s najwaniejsi, tak samo jak my teraz. Wzruszya ramionami i umiechna si z zaenowaniem. - A ciarki przechodz. Bardzo mnie to fascynuje.
Zastanawiaem si, czy syszaa co o moim zwizku z yciem ludzi sprzed lat. Ale nic na to nie
wskazywao. .._ - Wic dlaczego pani nie zostaa? To znaczy, archeologiem.
- Pewnie za mao tego pragnam. No i skoczyam w szkole. Nie, nie, prosz mnie le nie zrozumie.
Lubi uczy. Ale czasami po prostu myl: co by byo gdyby?
- Jest jeszcze czas.
- Nie - odpara z rk na pce. - Tamtej mnie ju nie ma. Dziwne sowa.
- Jak to?
- Szans dostaje si tylko w okrelonym czasie. Skrzyowanie drg, i tak dalej. Podejmujesz decyzj i
skrcasz w lewo. Podejmujesz inn, skrcasz w prawo i trafiasz zupenie gdzie indziej. - Wzruszya
ramionami. - Ja skrciam nie tam, gdzie bya archeologia.
- Nie wierzy pani w drug szans?

- Nie ma drugich szans, s tylko inne. Jakkolwiek podejmiesz decyzj, ycie zawsze bdzie inne ni
wtedy, gdyby podj inn. -Nachmurzya czoo. Zaenowana, szybko zabraa rk z pki. - Boe, co ja
plot - rzucia ze miechem. - Przepraszam.
- Nie ma za co - odrzekem, ale ona ju wychodzia, pochylajc gow w drzwiach.
Ja te wyszedem, dajc jej czas na odpdzenie zych myli. Miaa gadki, opalony kark. Porastay go
malekie, jasne woski, delikatny meszek, ktry znika pod podkoszulkiem. Pod wpywem nagego impulsu
chciaem go dotkn i z trudem oderwaem wzrok od jej szyi.
Gdy si odwrcia, bya ju wesoa.
- Myli pan, e wino ju si schodzio?
- Jest tylko jeden sposb, eby si o tym przekona. Wrcilimy do odzi i wyjem butelk z wody.
- Moe pani pi? - spytaem. - Mam mineraln...
- Nie, nie, wino bdzie w sam raz. Rano wziam insulin. Jeden kieliszek mi nie zaszkodzi. - Umiechna
si szeroko. - Poza tym jest ze mn lekarz.
Usiedlimy na kocu pod wierzb. Od powrotu z ruin prawie si do siebie nie odzywalimy, ale nie byo to
milczenie niezrczne.
- Tskni pan za yciem w duym miecie? - spytaa. Przypomniay mi si moje ostatnie wyprawy do
laboratorium.
- Do niedawna nie tskniem. A pani?
- Nie wiem. Czasami mi czego brakuje. Nie barw czy restauracji. Bardziej ju chyba ruchu, tumu. Ale
powoli przywykam do wsi. Tak naprawd wszystko sprowadza si do zmiany tempa ycia.
i- Zamierza pani kiedy wrci? Spojrzaa na mnie, potem na wod.
- Nie wiem. - Zerwaa dbo trawy. - Co powiedziaa panu Tina?
- Niewiele. Tylko to, e duo pani przesza. Jenny umiechna si, bawic si dbem.
- Dobra, stara Tina - rzucia oschle, lecz bez rozgoryczenia. Czekaem, chcc, eby sama zdecydowaa, czy
powiedzie co wicej.
- Napadnito mnie - zacza po chwili, nie podnoszc gowy. - Ptora roku temu. Byam z przyjacimi w
miecie i zapaam takswk, eby wrci do domu. Tak, jak trzeba. Na ulicy jest niebezpiecznie, i tak dalej.
Byam na czyich urodzinach i za duo wypiam. Zasnam, a kiedy si obudziam, okazao si, e ju nie
jedziemy i e dobiera si do mnie kierowca. Broniam si, ale zacz mnie bi. Grozi, e mnie zabije, a
potem...
Zadra jej gos. Umilka.
- Nie zgwaci mnie - dodaa po chwili. - Usyszaam, e gdzie w pobliu s ludzie. Stalimy na pustym
parkingu, a oni akurat tamtdy przechodzili. Zupeny przypadek. Zaczam krzycze, kopa nogami w okno.
Wpad w panik, wypchn mnie z samochodu i odjecha. Na policji powiedzieli mi, e miaam szczcie. I
naprawd miaam. Wyszam z tego z kilkoma siniakami i zadrapaniami, a mogo by znacznie gorzej. Ale
wcale si z tego nie cieszyam. Byam przeraona.
- Zapali go? Pokrcia gow.
- Nie potrafiam go dokadnie opisa, uciek, zanim ktokolwiek zdy zanotowa numer rejestracyjny. Nie
znaam nawet nazwy tego przedsibiorstwa takswkowego, bo zatrzymaam go na ulicy. Wci gdzie tam
jest.
Wrzucia dbo do wody. Unosio si, nie pozostawiajc na powierzchni najmniejszego ladu.
- Doszo do tego, e przestaam wychodzi z domu. Nie baam si, e znowu go zobacz, nie. Chodzio o...
o wszystko razem. O to, e jeli bez najmniejszego powodu napadnito mnie raz, mog mnie napa i drugi.
W kadej chwili. Dlatego postanowiam wyjecha. Zamieszka gdzie, gdzie jest adnie i bezpiecznie.
Zobaczyam ogoszenie w gazecie i trafiam tutaj. -Wykrzywia usta w umiechu. - wietnie wybraam,
prawda?
- Ciesz si, e pani przyjechaa.
Powiedziaem to, zanim si spostrzegem. Szybko spojrzaem na jezioro, gdziekolwiek, byleby nie na ni.
Idiota! A si we mnie zagotowao. Po jak choler otwierae gb?
Milczelimy. Odwrciem gow i zobaczyem, e Jenny na mnie patrzy. Umiechna si niemiao.
- Chce pan chipsa? - spytaa.
Niezrczna chwila mina. Z ulg signem po wino. W dniach, ktre nadeszy potem, popoudnie to
miao kojarzy mi si z ostatnim przebyskiem bkitu przed nadcigajc burz.
Rozdzia 16
Nastpny tydzie min w stanie zawieszenia. Stumione napicie, otpiae wyczekiwanie, a co si
wydarzy, wypeniao powietrze jak ozon. Nie wydarzyo si nic.
Panujcy w miasteczku nastrj pasowa do tego paskiego, staego krajobrazu. Upa nie ustpowa. By
jeszcze intensywniejszy ni dotychczas i nic nie zapowiadao, eby na niebie pojawiy si chmury. Policyjne
ledztwo mozolnie paro naprzd, lecz jak dotd nie znaleziono ani ofiary, ani podejrzanego, a ulice stay si
haaliwe, bo wszystkie dzieci w wieku szkolnym obchodziy pocztek dugich letnich wakacji. Powrciem

do normalnych godzin pracy w przychodni i nawet jeli wicej pacjentw przychodzio ostatnio do
Henry'ego ni do mnie, nie zwracaem na to uwagi. yem nowym yciem, a Manham byo teraz moim
nowym domem na dobre i na ze. Wczeniej czy pniej minie nawet to i znowu nastan wzgldnie normalne czasy.
Przynajmniej tak wtedy mylaem.
Regularnie widywaem si z Jenny. Pewnego wieczoru pojechalimy na kolacj do restauracji w Horning,
gdzie byy stoy z lnianymi obrusami i wiecami i gdzie lista win nie ograniczaa si tylko do wyboru midzy
czerwonym i biaym. Chocia dopiero co si poznalimy, miaem wraenie, e znamy si od lat. By moe
dlatego, e obydwoje przeylimy to, co przeylimy. e obydwoje dowiadczylimy czego, czego nie
dowiadczya wikszo ludzi, i przekonalimy si, jak cienka linia odgradza ycie codzienne od tragedii.
wiadomo ta, cho rzadko ujmowana w sowa, poczya nas niczym tajemny jzyk. Dlatego cakiem
naturalne byo to, e opowiedziaem jej o Karen i Alice, i o tym, e pomagaem Mackenziemu. Wysuchaa
mnie bez komentarza, a gdy skoczyem, lekko dotkna mojej rki.
- Dobrze zrobie - powiedziaa. Trzymaa rk jeszcze przez chwil, potem szybko j zabraa i bez
najmniejszego zaenowania czy skrpowania zaczlimy rozmawia o czym innym.
Napicie pojawio si dopiero w drodze powrotnej. Im bliej Manham, tym Jenny coraz bardziej zamykaa
siew sobie. Rozmowa, dotychczas lekka i swobodna, powoli zamieraa, wreszcie umilklimy na dobre.
- Wszystko w porzdku? - spytaem, gdy zatrzymalimy si przed jej domem.
Kiwna gow, lecz zrobia to za szybko, za nerwowo.
- Dobranoc -rzucia pochliwie i otworzya drzwiczki. Ju miaa wysi, lecz si zawahaa.
- Posuchaj... Przepraszam. Po prostu nie chc si spieszy. Drtwo kiwnem gow.
- Nie, to nie znaczy... To nie znaczy, e nie chc... - Wzia gboki oddech. - Ale jeszcze nie teraz.
Dobrze? - Umiechna si niepewnie. -Jeszcze nie.
Zanim zdyem odpowiedzie, nachylia si i pocaowaa mnie, musna ustami moje usta. A potem
pobiega do domu. Zabrako mi tchu. Przepeniaa mnie rado, jednoczenie miaem wyrzuty sumienia.
Ale jej sowa uderzyy mnie z zupenie innego powodu. Jeszcze nie". Tak odpowiedziaa mi Linda Yates,
kiedy spytaem, czy nia jej si Lyn. Pewnego popoudnia, gdy cae miasteczko byo pogrone w penej
oczekiwania ciszy, spotkaem j ponownie. Z zaaferowan twarz sza spiesznie gwn ulic i zauwaya
mnie dopiero wtedy, gdy znalazem si ledwie trzy kroki od niej. Podniosa gow i gwatownie przystana.
- Witaj, Lindo. Jak tam chopcy? - spytaem.
- Dobrze.
Ju miaem pj dalej, gdy mnie zawoaa.
- Panie doktorze...
Czekaem. Linda rozejrzaa si szybko, sprawdzajc, czy nikt nas nie syszy.
- Czy... czy dalej pomaga pan policji? Tak, jak pan mwi?
- Tak, od czasu do czasu.
- Czy oni... co znaleli? - wypalia.
- Lindo, przecie pani wie, e nie mog o tym mwi.
- Ale jeszcze jej nie znaleli, prawda? No, wie pan. Lyn.
Nie wiedziaem, dlaczego mnie o to spytaa, ale na pewno nie zrobia tego z czystej ciekawoci. Byo
wida, e co j drczy.
- O ile wiem, to nie.
Kiwna gow, ale chyba jej to nie uspokoio.
- Ale dlaczego to pani interesuje? - spytaem, chocia zaczynaem ju co podejrzewa.
- Nie, nie, niewane - wymamrotaa i szybko odesza.
Patrzyem za ni poruszony spotkaniem. Miaem dziwne wraenie, e nie chodzio jej o nowe wiadomoci,
tylko o potwierdzenie. Wiedziaem czego. Przynia jej si Lyn Metcalf, podobnie jak kiedy Sally Palmer.
Ale szybko t myl odpdziem. Jeli zaczynaem wierzy w sny i przeczucia, jej czy moje, oznaczao to,
e za dugo mieszkam w Manham. atwo byo popa w beztroskie samozadowolenie. Ostatnio sypiaem
dobrze i budziem si, mylc o Jenny i o przyszoci. Jakbym po dugim czasie w gbokiej kopalni zacz
powoli wychodzi na powierzchni. Moe to egoistyczne, ale na przekr wszystkiemu, nie sposb byo
patrze na wiat pesymistycznie.
A potem, pod koniec tygodnia, atmosfera staego bezwadu prysa. Zidentyfikowano zwoki czowieka z
lasu, porwnujc zdjcia jego zbw ze zdjciami rentgenowskimi zbw dwudziestodwuletniego
mczyzny, niejakiego Alana Radcliffa. Radcliff, absolwent ekologii z Kent, znikn pi lat wczeniej.
Przyjecha tu, eby zbada krajobraz wok Manham. I po pewnym czasie wrs we jak drzewo. Gdy
opublikowano jego zdjcie, okazao si, e niektrzy jeszcze go pamitaj. By przystojnym mczyzn o
czarujcym umiechu, przez kilka tygodni mieszka na mokradach i czsto bywa w miasteczku,
rozjaniajc dni naszym dziewcztom. W kocu wyjecha.
Ale nie zajecha daleko.

W Manham prawie tego nie komentowano. Poniewa znano ju tosamo ofiary i wiedziano o jego
zwizkach z miasteczkiem, nikt nie musia stwierdza oczywistego, a mianowicie tego, e lokalizacja
lenego grobu nie bya przypadkowa. Manham miao trupa w szafie i nie mogo duej przymyka na to
oczu.
Dla wszystkich mieszkacw by to kolejny niechciany cios. Jeszcze si po nim nie otrzsnli, gdy nagle
pad nastpny, o wiele silniejszy od poprzedniego.
Wanie zaczynaem dyur w przychodni, gdy zadzwoni telefon. Rozmawiaem z Mackenziem nie dalej
jak poprzedniego dnia, kiedy to zidentyfikowano zwoki Radcliffa i pomylaem, e dzwoni w tej sprawie wiadczyo to tylko o tym, jak nisko opuciem gard. Nie domyliem si niczego nawet wtedy, gdy
powiedzia, e chce mnie natychmiast widzie.
- Mam pacjentw - odparem, przytrzymujc suchawk ramieniem i podpisujc recept. - Nie mona
przeoy tego na pniej?
- Nie. - Powiedzia to z takim naciskiem, e przestaem pisa. - Musi pan przyjecha natychmiast. Jak
najszybciej - doda z ledwie symboliczn uprzejmoci; byo oczywiste, e w tej chwili grzeczno ma
gdzie.
- Co si stao?
Mackenzie milcza. Zastanawia si pewnie, co moe powiedzie mi przez telefon.
- Znalelimy j - rzuci wreszcie.
Istnieje okoo stu tysicy gatunkw much. S rnych ksztatw i rozmiarw, maj rny cykl ycia.
Muchy plujki, te zielone i niebieskie, s najpowszechniejsze i nale do rodziny Calliphoridae. ywi si
gnijc materi organiczn. Rozkadajcym si jedzeniem, kaem, cierwem. Niemal wszystkim. Wikszo
z nas nie rozumie, po co w ogle s. Przecie roznosz zarazki i z rwn zachannoci poeraj wiee
ekskrementy jak wykwintne dania, w obydwu przypadkach zmikczajc je uprzednio zawartoci swojego
ukadu pokarmowego.
Ale tak samo jak wszystko w przyrodzie, one te odgrywaj swoj rol. Cho odraajce, przyczyniaj si
do rozpadu materii organicznej, przyspieszaj procesy gnilne, rozkadaj zwoki na skadniki pierwsze. S
mechanizmem przetwarzajco-oczyszczajcym przyrody. I jeli spojrze na nie w ten sposb, w gorliwoci,
z jak oddaj si swojemu zajciu, mona dostrzec co eleganckiego. To, co robi nie tylko ma sens, ale i
jest czci schematu wszelkiego stworzenia. Z tego punktu widzenia s waniejsze ni na przykad koliber
czy jele, ktrego pewnego dnia por. A z punktu widzenia medycyny sdowej nie s bynajmniej
nieuniknionym zem, tylko czym bezcennym.
Nienawidz ich.
Nie dlatego, e s irytujce czy odraajce, chocia denerwuj mnie i brzydz tak samo jak innych. I nie
dlatego, e przypominaj mi, jaki los nas wszystkich czeka. Nienawidz ich dlatego, e brzcz.
Syszaem ich granie, idc przez bagnisko. Pocztkowo nie tyle syszaem, co wyczuwaem, niskie, basowe
buczenie, co jakby muzyka staego upau. Im bliej znaleziska, tym byo bardziej natarczywe i brzmiao
jak bezsensowne mruczenie idioty, ktre nieustannie zmienia natenie, tak naprawd go nie zmieniajc. W
pewnej chwili w powietrzu zaroio si od owadw. Odpdzaem te, ktre przycign zapach potu na mojej
twarzy, ale zaraz przylatyway inne.
Odr by znajomy i odraajcy. Posmarowaem grn warg mentolem, ale nie pomogo. Kto powiedzia
mi kiedy, e rozkadajce si zwoki wydzielaj fetor podobny do tego, jaki wydobywa si z
dojrzewajcego na socu biaego sera. To nieprawda, w kadym razie nie do koca. Ale tak, lepiej opisa
si go nie da.
Mackenzie powita mnie skinieniem gowy. Jego ludzie w milczeniu robili swoje. Byli w kombinezonach i
mieli ponure, zlane potem twarze. Przeniosem wzrok w d i spojrzaem na powd tego zamieszania, na rj
rozszalaych much.
- Jeszcze jej nie ruszalimy - powiedzia Mackenzie. - Czekalimy na pana.
- By patolog?
- By i wyby. Powiedzia, e jak dla niego zwoki s w stanie zbyt daleko posunitego rozkadu. I e moe
stwierdzi tylko jedno: e to trup.
Co do tego nie miaem adnych wtpliwoci. Mino duo czasu, odkd po raz ostatni byem na miejscu
zbrodni i ogldaem co, co jeszcze niedawno yo i oddychao. Zwoki Sally Palmer zabrano, zanim
przyjechaem na mokrada, poza tym badaem je w sterylnym laboratorium, co byo zajciem znacznie
czystszym. Szcztki Alana Radcliffa natomiast leay w ziemi tak dugo, e pozosta z nich jedynie szkielet,
struktura nona praktycznie bez adnych ladw dawnego czowieczestwa. W tym przypadku byo Inaczej.
Tu miaem do czynienia ze mierci w jej najruchliwszej, najpotworniejszej chwale.
- Jak j znalelicie? - spytaem, nakadajc gumowe rkawice.
Przebraem si wczeniej, w przyczepie. Bylimy kilka kilometrw za miasteczkiem, na osuszonym
bagnisku, niemal dokadnie naprzeciwko miejsca, gdzie znaleziono pierwsze zwoki. Kilkaset metrw dalej

obojtnie lnia tafla jeziora. Tym razem przyjechaem przygotowany i pod kombinezonem miaem tylko
szorty. Mimo to, pokonawszy stosunkowo niewielk odlego, cay spywaem potem.
- Wypatrzyli j ze migowca. Przypadek. Co im nawalio i musieli zawrci. Gdyby nie to, polecieliby
inn tras. Ten teren ju przeszukiwalimy.
- Kiedy?
- Osiem dni temu.
Dawao nam to wzgldne pojcie co do czasu ekspozycji ciaa. By moe nawet co do czasu mierci Lyn,
chocia to byo mniej pewne. Bywao, e morderca przenosi ciao ofiary, czsto nawet kilka razy.
Naoyem drug rkawiczk. Byem gotowy do pracy, ale wcale si do niej nie paliem.
- Myli pan, e to ona? - spytaem.
- Oficjalnie musielibymy zaczeka na identyfikacj. Aleja nie mam wtpliwoci.
Ja te nie miaem. Leny grb zdradzi swoj tajemnic i raz ju nam wyrok odroczono. Wtpiem, eby
los okaza si dla nas askawy a dwukrotnie.
Zwoki byy nierozpoznawalne; leay na brzuchu, czciowo ukryte midzy kpami bagiennej trawy. I
zupenie nagie, nie liczc sportowego buta na jednej nodze, absurdalnego i na swj sposb aosnego. Lyn
nie ya od kilku dni, tyle mogem stwierdzi na pewno. mier, w proces alchemii na wspak, w ktrym
zoto ycia ulega rozbiciu na cuchnce skadniki wyjciowe, jak zwykle poczynia ponure zmiany. Ale tym
razem morderca nie wprowadzi chocia swoich ohydnych modyfikacji.
Nie przyprawi zwokom abdzich skrzyde.
Wyczyem cz wiadomoci, ktra nieustannie podsuwaa mi obraz umiechnitej modej kobiety, tej
sprzed drogerii w miasteczku, i podszedem bliej, eby obejrze ciao. Na pociemniaej skrze widniao
kilka naci, najwyraniejsze i najbardziej znaczce znajdoway si na szyi. Chocia zwoki leay na
brzuchu, rozlego tej rany bya a nadto oczywista.
- Moe pan stwierdzi, od kiedy nie yje? - spyta Mackenzie. - Tak mniej wicej doda, zanim
zdyem otworzy usta.
- Tkanka mikka jeszcze si nie rozoya - odparem. - Skra zaczyna si dopiero zelizgiwa... Wskazaem rany, w ktrych roio si od larw. -Biorc pod uwag ilo i aktywno larw, najprawdopodobniej od szeciu, omiu dni.
- Moe pan to zawzi?
Ju miaem warkn, e nie dalej jak przed sekund pyta mnie o diagnoz szacunkow, ale si
powstrzymaem. Nie byo to przyjemne ani dla mnie, ani dla niego.
- Pogoda si nie zmieniaa, wic zakadajc, e zwoki le w tym miejscu przez cay czas, od szeciu do
siedmiu dni.
- Co jeszcze?
- Takie same rany, jakie widzielimy na ciele Sally Palmer, chocia tu jest ich mniej. Podernite gardo,
odwodnione zwoki. Odwodnione mniej ni zwoki Sally, ale te le tu krcej. Gdybym mia zgadywa,
powiedziabym, e ofiara si wykrwawia. - Spojrzaem na traw, sczernia od alkalicznych zwizkw
uwolnionych podczas rozkadu. - eby mie stuprocentow pewno, trzeba by zbada zawarto elaza w
ziemi, ale moim zdaniem, zabito j gdzie indziej, nastpnie przeniesiono tutaj, tak jak Sally Palmer.
- Myli pan, e to robota tego samego czowieka?
- Przesadza pan, nie jestem jasnowidzem.
Mackenzie mrukn co pod nosem. Wiedziaem, dlaczego czuje si nieswojo. Pod niektrymi wzgldami
morderstwo to byo podobne do morderstwa Sally, jednoczenie rnio si od niego na tyle, eby mie
wtpliwoci, czy zrobi to ten sam sprawca. Z tego, co dotd widziaem, ofiara nie miaa obrae twarzy. Co
wicej, rzuca si w oczy brak ptasiego lub zwierzcego fetysza, tak oczywistego w przypadku morderstwa
Sally Palmer. Z detektywistycznego punktu widzenia pocigao to za sob mnstwo niepokojcych
problemw. Albo stao si co, co zmusio morderc do zmiany metody zabijania, albo by po prostu
nieobliczalny. Trzecia moliwo zakadaa istnienie dwch rnych sprawcw.
adna z nich nie napawaa zbytnim optymizmem.
Pobieraem prbki przy monotonnym akompaniamencie brzczenia much. Od kucania zesztywniay mi
minie i stawy.
- Skoczy pan? - spyta Mackenzie.
- Prawie.
Cofnem si. Nadesza pora na kolejny krok, a ten nigdy nie nalea do przyjemnych; Pomierzylimy i
obfotografowalimy zwoki, zrobilimy wszystko, co mona byo zrobi bez ich przesuwania. Teraz
musielimy sprawdzi, co jest pod nimi. Technicy zaczli ostronie je przewraca. Wystraszone muchy
zabrzczay jeszcze goniej.
- O Chryste!
Nie wiem, kto to powiedzia. Wszyscy obecni tam technicy byli zaprawionymi w boju weteranami, ale
chyba aden z nich nie widzia czego takiego. Tym razem morderca okaleczy przd ciaa, nie ty. Brzuch

by rozcity i gdy zwoki przewrcono na bok, z rozlegej rany co wypado. Jeden z policjantw odwrci
si gwatownie i zwymiotowa. Przez chwil nikt ani drgn. Potem gr wzi profesjonalizm.
- Co to, do diaba, jest? - spyta przyciszonym gosem wstrznity Mackenzie. Jego opalona twarz bya
teraz biaa jak papier.
Patrzyem na to, lecz nie wiedziaem. Widok wykracza poza moje dowiadczenie zawodowe. Jako
pierwszy otrzewia jeden z technikw.
- To krliki - powiedzia. - Miot krlikw.
Gdy do mnie podszed, siedziaem na tylnej klapie land rovera z butelk zimnej wody w rku. Zrobiem, co
mogem. I z ulg zdjem kombinezon. Ale chocia umyem si w policyjnej przyczepie, wci czuem si
brudny i nie miao to nic wsplnego z upaem.
Mackenzie usiad obok bez sowa. Ja wypiem yk wody, on wyj mitwki.
- C - mrukn wreszcie. - Wiemy przynajmniej, e to ten sam facet.
- Nie ma tego zego, co? - Powiedziaem to bardziej szorstko, ni zamierzaem.
Zerkn na mnie ktem oka.
- Dobrze si pan czuje?
- Po prostu wyszedem z wprawy.
To on mnie w to wcign i mylaem, e mnie przeprosi. Ale nie przeprosi. Milczelimy jeszcze przez
jaki czas. Wreszcie powiedzia:
- Lyn Metcalf zagina dziewi dni temu. Jeli jest tak, jak pan mwi i jeli nie yje od tygodnia,
oznaczaoby to, e przetrzymywa j yw co najmniej przez dwa dni. Moe trzy. Tak samo jak Sally
Palmer.
- Wiem.
Mackenzie popatrzy w dal, tam gdzie niczym rt lnia w upale tafla jeziora.
- Dlaczego?
- Co dlaczego?
- Dlaczego tak dugo je przetrzymuje? Dlaczego ryzykuje?
- Na pewno pan o tym wie, e nie mamy tu do czynienia z czowiekiem mylcym racjonalnie.
- Nie, ale i nie z gupcem. Wic dlaczego to robi? - Rozdraniony Mackenzie zagryz warg. - Nie
rozumiem, w co on gra.
- To znaczy?
- Morderc, ktry uprowadza i zabija kobiety, kieruj zwykle motywy seksualne. A tym tu nie.
- Wic myli pan, e ich nie zgwacono? - Zwoki Lyn Metcalf byy w takim stanie, e nie mogem tego
stwierdzi, podobnie jak w przypadku Sally Palmer. Niemniej, gdyby ofiarom oszczdzono chocia tego,
byoby to jakie pocieszenie.
- Tego nie powiedziaem. Ale jak znajdujesz nagiego trupa kobiety, istnieje due prawdopodobiestwo, e
doszo do napaci seksualnej. Rzecz W tym, e zwyky zboczeniec niemal zawsze zabija ofiar zaraz po tym,
jak sobie uly. Bardzo rzadko trafia si taki, ktry przetrzymuje j yw. Tymczasem to, co robi ten tu, jest
zupenie bez sensu.
- Moe musi si przedtem podkrci.
Mackenzie popatrzy na mnie bez sowa. Wzruszy ramionami.
- Moe. Ale z jednej strony, mamy tu kogo inteligentnego na tyle, eby uprowadzi dwie kobiety,
pozastawia te wszystkie sida i utrudni nam poszukiwania, a z drugiej, kogo, kto nie zawraca sobie gowy
ukrywaniem zwok. No i te okaleczenia. Po choler to robi?
- O to niech pan spyta psychologw.
- Spytam, spokojna gowa. Ale oni te nie bd wiedzieli, w kadym razie wtpi. Czy facet robi to
specjalnie, na pokaz czy po prostu jest nieostrony? Jakbymy mieli do czynienia z dwiema
skonfliktowanymi ze sob osobowociami.
- Schizofrenik?
Zamylony Mackenzie zmarszczy brwi.
- Nie sdz. Gdyby by naprawd chory, ju dawno by si czym zdradzi. Poza tym wtpi, czy byby
zdolny do czego takiego.
- Jest jeszcze co - odparem. - Zabi dwie kobiety w cigu... Ilu? Niecaych trzech tygodni, tak? Drug
ledwie dziesi, jedenacie dni po pierwszej. To nie jest... - Chciaem powiedzie: normalne", lecz sowo to
zupenie nie pasowao do sytuacji. - To jest chyba do niezwyke, prawda? Nawet jak na seryjnego
morderc.
Mackenzie robi wraenie zmczonego.
- Jest. Owszem.
- Dlaczego tak si spieszy? Co wyzwolio w nim tyle agresji?
- Gdybymy wiedzieli, ju bymy drania namierzyli. - McKenzie wsta, skrzywi si i pomaca po krzyu. Zwoki bd w laboratorium. Pewnie ju od jutra. Dobra?

Kiwnem gow. Ju odchodzi, gdy zawoaem:


- A co z tymi martwymi ptakami i zwierztami?! Nie zamierza pan tego upubliczni?
- Nie moemy, nie takie szczegy.
- Nawet jeli morderca uywa ich do znakowania ofiar?
- Nie wiemy tego na pewno.
- Mwi pan, e na samochodzie Sally Palmer kto zostawi gronostaja, a dzie przed zaginiciem Lyn
Metcalf powiedziaa mowi, e widziaa w lesie martwego zajca.
- Tu jest wie, sam pan mwi. Zwierzta umieraj tu przez cay czas.
- Ale nie przywizuj si same do kamieni ani nie wa do brzucha zamordowanej kobiety.
- Nie wiemy na pewno, czy je w ten sposb znakuje.
- A jeli znakuje? Nie uwaa pan, e trzeba ostrzec mieszkacw miasteczka?
- I zachci miejscowych dowcipnisiw? Wie pan, ile czasu bymy stracili? Ludzie dzwoniliby do nas na
widok kadego przejechanego jea.
- Jeli pan tego nie zrobi, morderca znowu kogo naznaczy, a ofiara nie bdzie nawet o tym wiedziaa.
- Tak, ale wszyscy s ju przeraeni i bez tego. Nie chc wywoywa paniki. W jego gosie usyszaem
nutk niepewnoci.
- On jeszcze nie skoczy - rzuciem. - Prawda?
Przez chwil mylaem, e odpowie. Ale on popatrzy na mnie bez sowa, odwrci si i odszed.
Rozdzia 17
Wie o znalezieniu zwok Lyn Metcalf przetoczya si przez Manham z si wybuchu cichej bomby. Ze
wzgldu na makabryczny los Sally Palmer, zaskoczonych byo niewielu, ale to wcale nie zagodzio szoku.
Tym bardziej e podczas gdy Sally - mimo swej popularnoci - bya obc, t z miasta, Lyn si tu urodzia. Tu
chodzia do szkoy, tu braa lub. Przynaleaa do Manham tak, jak Sally nigdy nie mogaby przynalee. Jej
mier -jej morderstwo - miaa o wiele bardziej emocjonalny wpyw na ludzi, ktrzy nie mogli ju duej
udawa, e ofiara przywleka tu nasiona ich losu z zewntrz. Miasteczko opakiwao teraz swojaczk.
I bao si, e to samo moe spotka kolejn.
Nie ulegao wtpliwoci, e w Manham dzieje si co niespotykanego i strasznego. Ze byo ju samo to,
e los ten spotka jedn kobiet. To, e spotka dwie, w dodatku w tak krtkim odstpie czasu, byo wprost
niesychane. Miasteczko znowu trafio na pierwsze strony gazet. Znowu znalazo si w blasku reflektorw
niczym ofiara zbiorowego wypadku drogowego, na ktr mona si troch pogapi. I tak jak wszystkie
ofiary, zareagowao najpierw niedowierzaniem, a potem rozaleniem.
A jeszcze potem gniewem.
Z braku konkretnego obiektu, na ktrym gniew w mona by wyadowa, ludzie odcili si stanowczo od
obcych, ktrych zwabio tu ich nieszczcie. Moe nie od policji, chocia na ich bezsilno te zaczynano po
cichu narzeka. Ale prasy nie oszczdzono. Wielu uwaao, e jej niestosowne podniecenie jest nie tylko
objawem braku szacunku, ale i pogardy. Dlatego jej przedstawiciele spotkali si z wrogoci, ktrej
wyrazem byy pocztkowo kamienne twarze i zacinite usta, a potem akty dyskretnego sabotau. Zacz
gin nie pilnowany sprzt - gin lub doznawa tajemniczych uszkodze. Przecinano kable i opony
samochodowe, benzyn w bakach zaprawiano cukrem. Jedn z bardziej namolnych reporterek, ktra
chodzia po miasteczku z jake niestosownym umiechem na mocno uszminkowanych ustach, trafi w gow
kamie, i to tak mocno, e musiano zaoy jej osiem szww.
Oczywicie nikt nic nie widzia.
Ale byy to jedynie symptomy, zewntrzne oznaki trawicej Manham choroby. Po stuleciach zamknicia w
sobie, po wiekach pewnoci, e na swoich mona polega zawsze i wszdzie, mieszkacy miasteczka
przestali sobie ufa. I jeli przedtem ich podejrzliwo bya zaraliwa, teraz grozia nam prawdziwa
epidemia. Stare spory i wanie nabray zowieszczej gbi. Pewnej nocy wybucha bjka midzy trzema
generacjami dwch rodzin, kiedy to dym z grilla popyn nie na ten ogrd co trzeba. Na policj zadzwonia
rozhisteryzowana kobieta tylko po to, by funkcjonariusze stwierdzili, e ledzi" j ssiad z psem na
spacerze. W dwch domach wybito cegami okna: w jednym za domnieman zniewag, w drugim z powodu,
ktrego nie udao si nikomu ustali, przynajmniej oficjalnie.
Przez cay ten czas jeden z mieszkacw rs w si. Wielebny Scarsdale zosta gosem Manham. Podczas
gdy wszyscy pozostali stronili od dziennikarzy, on nie okazywa najmniejszej niechci do kamer, aparatw i
mikrofonw. Umiejtnie nastawia jedn stron przeciwko drugiej, wypominajc policji, e nie schwytaa
mordercy, twierdzc, e do sytuacji tej doprowadzio moralne samozadowolenie mieszkacw miasteczka io ironio! - wyrzucajc dziennikarzom, e niepotrzebnie wykorzystuj t tragedi. Kademu innemu zarzucono by, e zabiega o popularno. Ale chocia ten i w mia mu po cichu za ze, e nie kryje si ze swymi
zalatujcymi siark pogldami, wielebny zyskiwa coraz wicej zwolennikw. Swoim grzmicym gosem
wyraa odczuwany przez wszystkich gniew, a brak rozsdku skutecznie - moe nawet a zbyt skutecznie nadrabia arliwoci, gonoci i dononoci.

Mimo to moe troch naiwnie mylaem, e ograniczy swoje krzykliwe promulgacje do kocielnej
ambony. Ale nie doceniem jego zdolnoci do zaskakiwania ludzi oraz determinacji, z jak chcia zbi
kapita na swoich nowo odkrytych wadze i znaczeniu. Dlatego gdy oznajmi, e zwouje publiczne zebranie
w sali miejskiej, byem tak samo zaskoczony jak inni.
Zebranie odbyo si w pierwszy poniedziaek po znalezieniu zwok Lyn Metcalf. W niedziel Scarsdaie
odprawi naboestwo za jej dusz. Zdziwiem si, e tym razem nie wpuci do kocioa prasy i cynicznie
pomylaem, e zrobi to pewnie nie tyle ze wzgldu na pogron w rozpaczy rodzin, co po to, eby da do
zrozumienia reporterom, i ich obecno nie jest mie widziana. Idc na zebranie, przekonaem si, e moje
domysy byy suszne.
Sala miecia si w niskim budynku uytecznoci publicznej przy skwerze. Gdy rano przejedaem
tamtdy w drodze do laboratorium, widziaem Scarsdale'a, ktry z wadcz min instruowa Toma Masona
krztajcego si w ogrodzie od ulicy. Teraz unosi si tu sodki zapach wieo skoszonej trawy, a cisowe
ywopoty byy starannie przystrzyone. Stary George i jego wnuk musieli zaharowa si na amen.
Przystrzygli nawet ju i tak piknie wypielgnowany trawnik na skwerku, tak e pod starym, rozoystym
kasztanowcem i wok pomnika Mczennicy wszystko wygldao teraz jak we wzorowo utrzymanym parku.
Lecz wtpiem, czy zrobiono to wszystko ze wzgldu na nas. Reporterzy, ktrym zabroniono wstpu do
kocioa, przypucili szturm na sal, bo skoro nie naboestwo, to przynajmniej zebranie. Z tym e
wchodzc do rodka, stwierdziem, e zebranie bardziej przypomina konferencj prasow. Drzwi strzeg
spocony i sapicy przez nos Robert Sutton. Niechtnie skin mi gow, najwyraniej wiedzc, e zasuyem
sobie na dezaprobat wielebnego.
W rodku byo duszno i toczno. Na maej scenie na kocu sali stay st na kozach i dwa krzesa. Przed
jednym z nich zainstalowano mikrofon. Natomiast przed scen ustawiono rzdy skadanych drewnianych
krzeseek, a pod cianami i przy drzwiach pozostawiono miejsce dla dziennikarzy i ekip telewizyjnych.
Gdy wszedem, wszystkie krzesa byy ju zajte, ale w kcie, gdzie mogem si jeszcze wcisn,
dostrzegem Bena. Ruszyem w jego stron.
- Ty tutaj? - rzuciem. - C za niespodzianka. Rozejrzelimy si po nabitej sali.
- Chc wiedzie, co ten ndzny sukinsyn ma do powiedzenia. Czym za-truje ich tym razem.
Ben przewysza wszystkich co najmniej o gow. Zerkao na niego kilku reporterw telewizyjnych, ale
aden nie mia poprosi go o wywiad. A moe po prostu bali si straci miejsce.
- Policji nie mi - skonstatowa. - Mylaem, e chocia si poka.
- Nikt ich nie zaprosi - odparem. Mackenzie mi powiedzia. Wcale go to nie ucieszyo, lecz decyzj
podjto gdzie wyej i nie mia nic do gadania. - To zebranie tylko dla mieszkacw Manham.
- To zabawne, ale nie rozpoznaj niektrych ssiadw - mrukn Ben, spogldajc na kamery i mikrofony.
Westchn i pocign za konierzyk koszuli. - Boe, jak tu gorco... Skoczysz potem na piwko?
- Dziki, ale nie mog.
- Jedziesz do chorego?
- Nie, umwiem si z Jenny. Poznae j w zeszym tygodniu.
- Wiem, ta nauczycielka. - Ben wyszczerzy zby. - Czsto si z ni widujesz, co?
Zaczerwieniem si jak nastolatek.
- Jestemy tylko przyjacimi.
- Jasne, jasne.
Ucieszyem si, gdy zmieni temat.
- Mona si byo domyli, e kae na siebie czeka. - Spojrza na zegarek. - Co on knuje?
- Zaraz si dowiemy.
Otworzyy si drzwi, ale zamiast wielebnego Scarsdale'a, na scen wyszed. Marcus Metcalf, m Lyn.
W sali natychmiast ucicho. Marcus wyglda strasznie. By mczyzn susznej postury, lecz smutek
zmniejszy go i skurczy. Szed powoli w wymitym garniturze, jakby chowa w sobie gbok uraz. Gdy
wpadem do niego zaraz po tym, kiedy policja upublicznia wiadomo o mierci Lyn, ledwo mnie zauway.
Nie chcia rodkw uspokajajcych i wcale mu si nie dziwiem. Blu niektrych ran nie da si zaagodzi, a
wszelkie prby tylko go wzmagaj. Ale patrzc na niego teraz, zastanawiaem si, czy nie wzi czego na
wasn rk. Robi wraenie oszoomionego, czowieka, ktry przeywa koszmar na jawie.
W absolutnej ciszy na scen wyszed za nim Scarsdale. Ich kroki zadudniy gucho na deskach. Tu przy
stole wielebny pooy mu rk na ramieniu, pewnie po to, eby go wesprze, chocia nie mogem oprze si
wraeniu, e gest ten ma w sobie co zaborczego. Przeszy mnie ciarki, bo zdaem sobie spraw, e obecno
ma ostatniej ofiary przyda wiarygodnoci knowaniom wielebnego.
Scarsdale poprowadzi go do krzesa. Do tego bez mikrofonu. Zaczeka, a usidzie, po czym usiad sam.
Postuka w mikrofon, eby sprawdzi, czy dziaa, a potem niespiesznie powid wzrokiem po twarzach
ludzi.
- Dzikuj wszystkim... - Doszo do jakiego sprzenia i mikrofon przeraliwie zawy. Wielebny
gniewnie zmarszczy brwi i odsun go nieco dalej. - Dzikuj wszystkim za przybycie. Jestemy w aobie i

w normalnych okolicznociach bym to uszanowa. Niestety, okolicznoci nie s normalne, wprost


przeciwnie.
Jego wzmocniony elektronicznie gos brzmia dononiej ni zwykle. On mwi, a m Lyn gapi si tpo w
st, jakby nie zdawa sobie sprawy z naszej obecnoci.
- Bd si streszcza, ale to, co chc powiedzie, dotyczy nas wszystkich. Kadego mieszkaca naszego
miasteczka. Dlatego zanim zaczniecie zadawa pytania, zechciejcie mnie najpierw wysucha. - Wielebny
nie spojrza nawet na reporterw, lecz byo oczywiste, do kogo kierowa t ostatni uwag.
- Zamordowano dwie kobiety, nasze dobre znajome- kontynuowa.-Chocia trudno to przekn, nie
moemy duej przymyka oczu na fakt, e wedle wszelkiego prawdopodobiestwa zrobi to jeden z nas.
Policja najwyraniej nie potrafi, a moe nie chce podj stosownych krokw. Ale my nie moemy siedzie z
zaoonymi rkami i patrze, jak kto porywa i morduje nasze ssiadki.
Z celow niemal teatraln troskliwoci wskaza siedzcego obok Metcalfa.
- Wszyscy wiemy, jak strat ponis Marcus. Jak strat poniosa rodzina jego ony, ktrej przemoc
odebrano crk i siostr. Nastpnym razem spotka to moe wasz on. Albo crk. Albo siostr. Jak dugo
jeszcze bdziemy bezczynnie patrze na te potwornoci? Ile jeszcze kobiet musi umrze? Jedna? Dwie? A
moe wicej?
Rozejrza si wokoo, jakby czeka na odpowied. Poniewa odpowiedzi rzecz jasna nie byo, nachyli si i
szepn co do ucha Marcusowi. Ten szybko zamruga jak czowiek obudzony ze snu. Zamruga i popatrzy
tpo na zebranych.
- Chciae co powiedzie, Marcusie, prawda? - zachci go wielebny, podsuwajc bliej mikrofon.
Zdawao si, e Marcus doszed do siebie. Mia nawiedzon twarz.
- On zabi Lyn. On zabi moj on. On... - Zaama mu si gos. Z oczu popyny zy. - Trzeba go
powstrzyma. Trzeba go znale i... i...
Scarsdale pooy mu rk na ramieniu, eby go pocieszy albo powstrzyma i ze witoszkowat
satysfakcj zabra mu mikrofon.
- Co za duo, to niezdrowo - powiedzia trzewym, wywaonym gosem. -Co za duo... to niezdrowo! powtrzy, miarowo uderzajc rk w st. -Czas bezczynnoci min. Bg wystawia nas na prb. To dziki
naszej saboci, naszemu samozadowoleniu ta bestia w ludzkiej skrze moga ukrywa si tu i zabi,
bezkarnie i z pogard. Dlaczego? Bo dobrze wie, e moe. Bo wie, e jestemy sabi. A on sabych si nie
boi.
Grzmotn rk w st tak mocno, e podskoczy mikrofon.
- Nadesza pora, eby to on zacz ba si nas! Pora zademonstrowa nasz si! Manham za dugo byo
ofiar! Jeli nie moe obroni nas policja, musimy obroni si sami! Naszym obowizkiem jest znale tego
potwora i go std wyposzy!
Musia podnie gos, eby nie zaguszy go wrzask publicznoci. Na widowni wybucho zamieszanie.
Wielu ludzi wstao, klaszczc i gono krzyczc. Byskay flesze aparatw fotograficznych, reporterzy
wywrzaskiwali pytania. A Scarsdale siedzia porodku sceny i spokojnie podziwia swoje dzieo. W pewnej
chwili spojrza prosto na mnie. Z jego oczu bia pomienna arliwo. arliwo i triumf.
Chykiem wymknem si z sali.
- Nie do wiary- powiedziaem gniewnie. - On ich podburza, zamiast uspokaja. Co go napado?
Jenny rzucia kawaek chleba kaczce, ktra podesza do naszego stolika. Siedzielimy w pubie nad
brzegiem Bure, jednej z szeciu rzek przepywajcych przez Broads. Chcielimy uciec z Manham i chocia
od miasteczka dzielio nas ledwie kilka kilometrw, byo tu jak w innym wiecie. Cumujce na rzece dki,
bawice si w pobliu dzieci, rozemiani i rozgadani ludzie przy stolikach - typowy angielski pub, typowe
angielskie lato. I atmosfera jake inna od przytaczajcej atmosfery w naszym miasteczku. Jenny rzucia
kaczce ostatni okruszek.
- Ludzie go teraz suchaj - odpara. - Moe wanie tego chce.
- I nie rozumie, co tak naprawd robi? Jeden czowiek wyldowa ju w szpitalu; wystarczyo kilku
kretynw. Wic co teraz? Teraz nawouje do zorganizowania stray obywatelskiej. I wykorzystuje do tego
Marcusa Metealfa!
Przypomniao mi si, e podczas poszukiwa Lyn Scarsdale nie odstpowa go na krok. miem
przypuszcza, e podkrca go ju wtedy, e ju wtedy zastanawia si, jak wykorzysta przybitego tragedi
ma. aowaem, e nie zamieniem z nim kilku sw zaraz po zaginiciu Lyn. Nie chciaem przeszkadza
mu w smutku, lecz nie przecz, e nie zrobiem tego ze wzgldw egoistycznych. Jego widok przypomina
mi bolenie tych, ktrych straciem ja, jednak moim zaniechaniem daem woln rk Scarsdale'owi, ktry
mg teraz wywiera na niego wpyw. A Scarsdale natychmiast to wykorzysta.
- Mylisz, e naprawd tego chce? - spytaa Jenny. - e chce podburzy ludzi? - Nie bya na zebraniu;
powiedziaa, e mieszka u nas za krtko, e nie powinna. Ale myl, e powstrzymaa j rwnie
perspektywa obecnoci tumw.

- Tak to brzmiao. Nie wiem, dlaczego mnie to dziwi. Piekielny ogie i siarka przemawiaj do ludzi
bardziej ni teksty z cyklu: Nadstaw drugi policzek". Poza tym zbyt wiele lat sta co niedziela na otarzu
przed pustymi awkami. A teraz moe powiedzie: A nie mwiem?" Nie przepuci takiej okazji.
- Widz, e nie tylko on si nabuzowa.
Nie zdawaem sobie sprawy, jak bardzo Scarsdale mnie wkurzy.
- Przepraszam. Po prostu martwi si, e kto moe zrobi co gupiego.
- Nic na to nie poradzisz. Nie jeste sumieniem miasteczka.
Jenny bya dziwnie rozkojarzona. Dopiero teraz dotaro do mnie, e przez cay wieczr prawie si nie
odzywaa. Spojrzaem na jej twarz, na jej profil, na piegi na policzkach i nosie. Na sigajce ramion,
wybielone przez soce wosy, licznie kontrastujce z opalon na brz skr. Patrzya w dal, pogrona w
rozmowie z sam sob.
- Co si stao? - spytaem.
- Nie. Po prostu myl.
- O czym?
- O takich tam... sprawach. - Umiechna si, lecz wci bya spita. -Posuchaj, jeli nie masz nic
przeciwko temu, czy moglibymy ju wraca?
Sprbowaem ukry zaskoczenie.
- Tak, oczywicie, jeli chcesz...
- Prosz.
Wracalimy w milczeniu. Ssao mnie w doku i miaem ze przeczucia. Sklem siebie w duchu za t
gadanin o Scarsdale'u. Nic dziwnego, e miaa mnie do. Spieprzye to, staruszku. Moje gratulacje.
Gdy dojechalimy do Manham, ju zmierzchao. Wrzuciem kierunkowskaz, chcc skrci w jej ulic.
- Nie, nie tam - powiedziaa. - Pomylaam, e... e moe pokaesz mi, gdzie mieszkasz.
Chwil trwao, zanim to do mnie dotaro.
- Dobrze.
le to zabrzmiao. Gdy parkowaem samochd, zaczo brakowa mi tchu. Otworzyem drzwi i
przepuciem j przodem. Od delikatnego, pimowego zapachu jej perfum zakrcio mi si w gowie.
Przystana w saloniku. Czuem, e jest zdenerwowana tak samo jak ja.
- Chcesz si czego napi?
Pokrcia gow. Stalimy niezrcznie naprzeciwko siebie. Zrb co! -pomylaem. Ale nie mogem. W
pmroku widziaem tylko zarys jej twarzy. Tylko jej byszczce oczy. Patrzylimy na siebie bez
najmniejszego ruchu. Wreszcie si odezwaa, cicho i niepewnie:
- Gdzie jest sypialnia?
Pocztkowo bya niemiaa, drca i spita. Ale stopniowo zacza si odpra, ja te. Pami prbowaa
narzuca dawne wzorce, dawny zapach i dotyk. Ale gr szybko wzia teraniejszo, odsuwajc na bok
wszystko inne. Potem przytulia si do mnie zwinita w kbek, muskajc mi pier ciepym oddechem.
Jeszcze potem podniosa rce i czubkami palcw dotkna wilgotnych ladw ez.
- David?
- Tonie. Ja tylko...
- Wiem. Ju wszystko dobrze.
Tak, byo dobrze. Rozemiaem si, objem j przytuliem, podniosem jej twarz. Caowalimy si dugo i
niespiesznie i zanim znowu do siebie przywarlimy, zy zdyy obeschn.
Tej samej nocy, podczas gdy my bylimy w ku, Tina usyszaa haas w ogrodzie. Podobnie jak Jenny,
ona te nie posza na zebranie. Woaa zosta w domu z butelk biaego wina i tabliczk czekolady do
towarzystwa.
Zamierzaa zaczeka na przyjacik, eby wypyta j o przebieg randki. Ale zanim obejrzaa
wypoyczony film, zacza przeraliwie ziewa i postanowia pj spa. Wyczajc telewizor, co
usyszaa.
Nie bya gupia. Na wolnoci grasowa morderca, ktry zabi ju dwie kobiety. Dlatego nie otworzya
drzwi. Chwycia telefon, zgasia wiato i podesza do okna. Z podniesion suchawk w rku, w kadej
chwili gotowa zadzwoni na policj, ostronie wyjrzaa na ogrd.
Nikogo. Noc bya jasna, ksiyc w peni dobrze owietla ca okolic. W ogrodzie i na padoku ssiadw
nie dostrzega niczego gronego. Mimo to patrzya jeszcze przez chwil, by upewni si na sto procent, e
tylko si jej zdawao.
Zobaczya to dopiero nazajutrz rano. Porodku trawnika lea martwy lis. Lea jak na wystawie, tak
starannie go uoono. Gdyby wiedziaa o abdzich skrzydach, o dzikiej kaczce i innych zwierztach,
ktrymi morderca ozdabia swoje makabryczne dziea, na pewno nie zrobiaby tego, co zrobia.
Rzecz w tym, e nie wiedziaa. Jako dziewczyna urodzona i wychowana na wsi, po prostu Wzia lisa i
wrzucia go do pojemnika na mieci. Widzc jego rany, dosza do wniosku, e zaatakowany przez psa,
doczoga si na trawnik i tam zdech. Zaatakowany przez psa albo przejechany przez samochd.

Niewykluczone, e wspomniaaby o tym Jenny, ot tak, mimochodem. A Jenny moga wspomnie o tym
mnie. Tylko e tej nocy Jenny nie wrcia do domu. Bya u mnie, a gdy si spotkay, martwy lis natychmiast
poszed w niepami, poniewa miay do obgadania znacznie ciekawsze sprawy.
Tak wic, Tina nie powiedziaa o lisie nikomu. Przypomniaa sobie o nim dopiero wiele dni pniej, gdy
jego znaczenie stao si a nadto oczywiste.
Ale wtedy byo ju za pno.
Rozdzia 18
Nazajutrz zdarzyy si dwie rzeczy. Najwicej rozmawiano o tej pierwszej. W normalnych okolicznociach
epizod w staby si zapewne tematem skandalizujcych plotek; mwiono by o nim w nieskoczono, a
trafiby do skarbnicy miejscowego folkloru, stajc si kolejnym rozdziaem w ksidze historii Manham,
czym, z czego mona mia si i artowa przez wiele, wiele lat. Jednake wydarzenie to miao mie
reperkusje duo powaniejsze ni obraenia, jakie odnieli biorcy w nim udzia ludzie.
Podczas konfrontacji midzy Benem Andersem a Carlem Brennerem -zdaniem niektrych, konfrontacji o
kilka lat spnionej - doszo do bjki.
Do jej wybuchu przyczyniy si po czci alkohol, po czci wzajemna wrogo, po czci napicie
ostatnich dni. Ben i Carl nigdy nie udawali, e si lubi, a panujca w miasteczku atmosfera sprzyjaa
ktniom ze znacznie bahszych powodw. Wszystko zaczo si tu przed zamkniciem pubu. Ben zamwi
wanie whisky, eby utrwali efekt kilku maych jasnych, a raczej -jak pniej przyzna - kilku maych
jasnych wicej ni zwykle. Mia za sob koszmarny dzie w rezerwacie, bo nie do e jak zawsze musia
uera si z turystami, to udziela rwnie pierwszej pomocy obserwatorowi ptakw, ktry w tym
potwornym upale dosta ataku serca. Dlatego, gdy do pubu wszed Carl Brenner - zadziorny i pewny
siebie", jak go pniej opisa - Ben odwrci si do niego plecami, postanowiwszy, e nie da si sprowokowa.
Ale los chcia inaczej.
Brenner nie przyszed tylko na piwo. Rozogniony apelem wielebnego Scarsdale'a, ktry wzywa
mieszkacw pod bro, wpad do pubu, eby zwerbowa ochotnikw do stray obywatelskiej i
zademonstrowa wszystkim swoje zamiary. Towarzyszy mu Dale Brenner, smagy kuzyn, chopak
niepodobny do niego fizycznie, lecz bratnia dusza pod wzgldem nawykw, przyzwyczaje i temperamentu.
Stanowili cz wikszej grupy, ktra za namow Scarsdale'a zobowizaa si patrolowa miasteczko we
dnie i w nocy. Policja nas olewa, dlatego musimy dorwa tego sukinsyna sami" - tak uj to Brenner,
naladujc moe nie jzyk wielebnego, lecz na pewno jego intencje.
Gdy Carl zacz gada, Ben pocztkowo milcza. I wtedy Brenner - omielony alkoholem i poczuciem
misji - popeni bd, zwracajc si bezporednio do niego.
- A ty, Anders?
- Co ja?
- Jeste z nami czy nie?.
Ben niespiesznie pocign yk whisky.
- A wic chcecie dopa go sami, tak?
- Tak. Masz co przeciwko temu?
- Tylko jedno. Skd wiecie, e to nie jeden z was?
Brenner nigdy nie grzeszy bystroci umysu i najwyraniej nigdy o tym nie pomyla.
- Skd wiadomo, e to na przykad nie ty czy on? - kontynuowa Ben. -Te wasze sida, te puapki.
Wszystko pasuje, nie?
Pniej przyzna, e tylko si z nim drani, e ani przez chwil nie pomyla, jak grone jest to oskarenie.
I jak bardzo dopiecze nim Brennerowi.
- Odpierdol si ode mnie, dobra? Policja wie, e nie miaem z tym nic wsplnego!
- Ta sama policja, ktra wszystkich olewa? I chcesz, ebym si do was przyczy? - szydzi z nieukrywan
pogard Ben. - Lepiej trzymaj si kusownictwa. Tylko do tego si nadajesz.
- Ja mam przynajmniej alibi! A ty masz? Ben wycelowa w niego palec.
- Uwaaj, Brenner.
- Bo co? Masz alibi czy nie?
- Ostrzegam ci...
Gdyby nie kuzyn, Brenner pewnie by si wycofa, bo zwykle tak robi. Ale tym razem nie ustpi.
- No to, kurwa, ostrzegaj! Wozisz si z tym brzuchem jak jaki waniak i mam tego do. A w zeszym
tygodniu szybciutko pospieszye na ratunek swojemu kumplowi doktorkowi, co? Gdzie on by, kiedy
zagina Lyn?
- Wic teraz twierdzisz, e zrobilimy to razem, on i ja?
- Uwodnij, e nie!
- Nie musz ci niczego udowadnia - odpar Ben, czujc, e zaczynaj puszcza mu hamulce. - Wiecie co,
bohaterzy? Wecie t swoj aosn stra obywatelsk i wsadcie j sobie w dup.

Stali tak i ypali na siebie spode ba. W kocu Brenner pk.


- Chod, spadamy std - rzuci do kuzyna i na tym omal si nie skoczyo. Ale chcc odej z twarz, nie
opar si pokusie, eby wbi Benowi ostatni szpil. - Pieprzony tchrz'- sykn i ruszy do drzwi.
W tym momencie dobre intencje Bena wyfruny oknem. Niewiele brakowao i wyfrunby rwnie Carl
Brenner.
Walka trwaa krtko. W pubie byo sporo ludzi, ktrzy rozdzielili ich, zanim sytuacja wymkna si spod
kontroli, ale jeli chodzio o Bena, mogliby ich nie rozdziela. Brenner nie przedstawia sob zbyt wielkiego
zagroenia, dlatego on, mczyzna tgi i krzepki; na pewno poradziby sobie i z nim, i z jego kuzynem. Lecz
zanim ich od siebie odcignito, w drzazgi poszy st i kilka krzese i musiao upyn duo czasu, zanim
Brenner mg spojrze w lustro, a tym bardziej ogoli si bez skrzywienia. Ben te nie wyszed z tego bez
szwanku; mia kilka zadrapa, kilka siniakw i wybity palec. Mimo to twierdzi, e warto byo.
Jednake najpowaniejsze konsekwencje tej bjki miay wyj na jaw dopiero kilka dni pniej.
Mnie tam wtedy nie byo. Akurat robiem kolacj dla Jenny, ktra miaa u mnie nocowa, i mylaem o
wszystkim, tylko nie o trapicych miasteczko problemach. Co wicej, dowiedziaem si o tym chyba jako
ostatni, gdy wczesnym rankiem pojechaem do kostnicy, eby kontynuowa moje ponure dzieo.
Odkd znaleziono zwoki Lyn Metcalf, znowu zastpowa mnie Henry. Robiem wszystko, eby zdy na
popoudniowy dyur, mimo to dodatkowe zajcia odciskay na nim coraz wiksze pitno. By zmczony,
chocia ilekro wyjedaem, zmniejsza liczb godzin do minimum, ograniczajc si jedynie do
najpilniejszych przypadkw.
Miaem wyrzuty sumienia i pocieszaem si tylko tym, e nie potrwa to dugo. e jeszcze tylko p dnia w
laboratorium i skocz. Wci czekaem na wyniki bada, ale jak dotd ze szcztkw Lyn mogem odczyta
histori niemal identyczn z t ktr odczytaem ze zwok Sally Palmer. Nie byo adnych niespodzianek,
nie liczc pytania, dlaczego twarz pierwszej ofiary tak potwornie zmasakrowano, podczas gdy twarzy drugiej
praktycznie nie tknito. Poza tym, ze wzgldu na mniej posunity rozkad, na rkach Lyn znalazem
paznokcie. Byy poamane i wystrzpione, lecz w laboratorium kryminalistycznym odkryto pod nimi wkna
konopi. Innymi sowy, fragmenty konopnego sznura. Nie wiedziaem, co ten bydlak jej zrobi, ale na pewno
j przedtem zwiza.
Nie liczc makabrycznej rany na szyi, wikszo pozostaych obrae bya powierzchowna. lady na koci
pozostawio jedynie cicie, ktre rozpatao jej gardo. Podobnie jak w przypadku Sally Palmer, zrobiono je
duym, ostrym noem. Najprawdopodobniej myliwskim i niemal na pewno tym samym, chocia na tym
etapie bada istniay jeszcze wtpliwoci. Ale n nie mia zbkw. Dlatego nadal nie rozumiaem, dlaczego
dwie kobiety zabito jednym, a psa drugim, zupenie innym.
Mylaem o tym, zagldajc do poczekalni po wyjciu ostatniego pacjenta. Byo ich poow mniej ni
zwykle, dlatego dyur przebieg spokojnie. Albo ludzie przestali martwi si drobnymi dolegliwociami w
obliczu tragedii, ktra dotkna miasto, albo przyczyna spadku mojej popularnoci bya zupenie inna, mniej
uchwytna, niemniej realna. Tak czy inaczej, zapotrzebowanie na usugi Henry'ego byo wysokie jak nigdy
dotd i coraz wicej ludzi wolao zaczeka ni przyj do mnie.
Ale ja byem zbyt zajty Jenny i prac w laboratorium, eby przejmowa si takimi sprawami.
W poczekalni krztaa si Janice. Poprawiaa stare, zdekompletowane krzesa i ukadaa czasopisma.
- Spokojnie dzi - powiedziaem.
Janice podniosa z podogi dziecic ukadank i woya j do drewnianej skrzyneczki z zabawkami.
- Lepsze to ni poczekalnia pena zasmarkanych hipochondrykw.
- Susznie. - Bya taktowna. Wiedziaa, e mam coraz mniej pacjentw. -Gdzie Henry?
- pi. Zmczyli go ci z rana. Niech pan tak na mnie nie patrzy. To nie pana wina.
Domylaa si, e wci robi co dla policji, chocia nie wiedziaa co. W aden sposb nie mogem tego
przed ni zatai, zreszt nie miaem powodu. Moe i lubia plotkowa, ale jeli chodzio o nas, zawsze bya
dyskretna.
- Dobrze si czuje? - spytaem zaniepokojony.
- Jest po prostu zmczony. Poza tym to nie tylko praca. - Posaa mi znaczce spojrzenie. - W tym tygodniu
mieliby rocznic.
Zapomniaem. Za duo si dziao, ebym pamita o datach, ale mniej wicej o tej porze roku Henry
zawsze markotnia. Nigdy o tym nie mwi, podobnie jak ja, kiedy obchodziem swoj. Mimo to czuem, e
co wisi w powietrzu.
- Trzydziest- dodaa Janice, zniajc gos. - A to jeszcze gorzej. W sumie to dobrze, e tak duo pracuje.
Przynajmniej o tym nie myli. - Nachmurzya czoo. - Szkoda tylko, e...
- Janice - przerwaem jej ostrzegawczo.
- Szkoda. Nie zasugiwaa na niego. A on zasugiwa na kogo lepszego. - Wyrzucia to z siebie szybko i
gwatownie. Niemal z paczem.
- Dobrze si pani czuje?
Kiwna gow i na jej ustach zadra niemiay umiech.

- Przepraszam. Ale nie znosz, kiedy denerwuje si t... - Urwaa. - No i tymi innymi sprawami. Wszyscy
s wykoczeni.
Wrcia do ukadania czasopism. Podszedem bliej.
- Wie pani co? Chocia raz powinna pani pj wczeniej do domu.
- Wanie chciaam tu odkurzy...
- Jestem przekonany, e przez jeden dzie nieodkurzona poczekalnia nie bdzie stanowia zagroenia dla
zdrowia.
Rozemiaa si jak dawna Janice.
- Jeli pan tak uwaa...
- Absolutnie. Podwie pani?
- Nie! Za adny wieczr, eby siedzie w samochodzie.
Nie nalegaem. Miaa do przejcia ledwie kilkaset metrw, w dodatku gwn ulic. Jest taki punkt, w
ktrym ostrono ustpuje miejsca paranoi.
Mimo to patrzyem za ni przez okno. Gdy znikna za rogiem, przeprowadziem szereg dziaa
pozorujcych, ukadajc czasopisma. Znalazo si wrd nich kilka starych numerw gazety parafialnej;
pewnie zostawili je tu pacjenci, ktrym nie chciao si zabiera ich do domu. Wrzuciem je do kosza na
mieci i gdy to zrobiem, jedna z nich przykua moj uwag.
Wyjem j z kosza i z pierwszej strony umiechna si do mnie Sally Palmer. Pod zdjciem widniaa
krtka wzmianka o synnej pisarce z Manham", napisana kilka tygodni przed jej mierci. Nie widziaem jej
przedtem, dlatego to, e znalazem gazet akurat teraz, bardzo mnie poruszyo. Zaczem czyta i zabrako
mi tchu. Usiadem i przeczytaem wzmiank jeszcze raz.
A potem zadzwoniem do Mackenziego.
Przeczyta j bez sowa. Zapaem go w ruchomym centrum koordynacyjnym i kiedy powiedziaem mu o
moim znalezisku, natychmiast przyjecha. Mia spalone socem kark i rce. Wreszcie skoczy i z kamienn
twarz zoy gazet.
- I co pan o tym myli? - spytaem.
Mackenzie potar palcem obacy ze skry czerwony nos.
- Moe to przypadek.
Znowu by policjantem, niekomunikatywnym profesjonalist. No i mg mie racj. Ale bardzo w to
wtpiem. Wziem gazet i przeczytaem wzmiank jeszcze raz. Bya krtka, ot, typowa zapchajdziura,
jakich peno w dzie bez newsw. YCIE NA WSI USKRZYDLA WYOBRANI -tak brzmia nagwek.
Fragment, ktry najbardziej wpad mi w oko, znajdowa si na kocu.
Sally Palmer twierdzi, e ycie w Manharn pomaga jej pisa. Uwielbiam y blisko natury. Moja
wyobrania ulatuje tu w przestworza jak ptak, jakby miaa skrzyda" - mwi uznana pisarka.
Odoyem gazet.
- I myli pan, e to zwyky przypadek, e dwa tygodnie po tym, jak si to ukazao, kto przyprawi jej
abdzie skrzyda?
Mackenzie zaczyna si denerwowa.
- Powiedziaem: moe". Nie potrafi stwierdzi tego na pewno na podstawie krtkiej notatki w gazecie.
- Wic jak wytumaczy to inaczej?
Czu si coraz bardziej nieswojo, jak kto, kto musi wygasza partyjne slogany, do ktrych nie jest
przekonany.
- Psychologowie mwi, e moe to by tumione pragnienie transformacji. To, e j zabi i da jej
anielskie skrzyda. Albo e to jaki religijny psychol z obsesj na punkcie wyszych stanw duchowych.
- A co mwi o tych martwych zwierztach? I o tym, co zrobi Lyn Metcalf? Jeszcze nic. Ale nawet jeli
ma pan racj... - Wskaza gazet. - To niczego nie wyjania.
Starannie dobraem sowa.
.- Waciwie to chciaem porozmawia z panem o czym innym.
Przyjrza mi si uwanie.
- O czym?
- Zaraz po tym, jak do pana zadzwoniem, przejrzaem jej kart zdrowia. Jej i jej ma. Wiedzia pan, e
chcieli mie dziecko? e zamierzali leczy si na bezpodno?
Mackenzie zaapa byskawicznie. Krliczy miot. Jezu Chryste...
- Tylko skd morderca o tym wiedzia? Mackenzie popatrzy na mnie, jakby co w sobie way.
- W komodzie w sypialni Metcalfw znalelimy prb ciow- powiedzia powoli. - W torbie by
paragon z poprzedniego dnia.
Przypomniao mi si, jak wpadem na Lyn przed drogeri. I jaka bya wtedy szczliwa.
- Otworzya pudeko? Zrobia prb?
- Nie. M nie wiedzia nawet, e tam bya, tak twierdzi.
- Co takiego kupuje si tylko wtedy, kiedy chce si tego uy. Lyn domylaa si, e jest w ciy.

Mackenzie kiwn gow. Mia ponur min.


- A co powiedziaaby kobieta w ciy komu, kto j uprowadzi? Nie rb mi krzywdy, jestem w ciy". Przetar rk twarz. - Chryste. Teraz pewnie ju si nie dowiemy, bya czy nie.
- Nie. Nie w tak wczesnym stadium i nie w tym stanie zwok. Mackenzie westchn.
- Jeli bya, albo chocia czua, e jest, schwytanie tego sukinsyna bdzie trudniejsze, ni mylelimy.
- Dlaczego?
- Bo oznacza to, e to bydl nie planuje tych rzeczy z wyprzedzeniem. e improwizuje. - Mackenzie
ciko wsta. - A jeli tak, jakie mamy szanse?
Kiedy wyszed, pojechaem za miasto. Bez celu, chciaem po prostu wyrwa si z Manham. Tego wieczoru
nie spotykaem si z Jenny. Szybko i gwatowno tego, co midzy nami zaszo, zaskoczya nas oboje i po
dwch jake intensywnych dniach chcielimy poby troch sami. Myl, e potrzebowalimy wicej
przestrzeni i prywatnoci, eby spokojnie rozway t gigantyczn yciow zmian i zastanowi si, dokd
moe nas zaprowadzi. Obydwoje czulimy, e nie chcemy tego zepsu, za szybko podejmujc decyzj.
Ostatecznie, jeli to byo to, po co mielimy si spieszy?
Przeyem swoje i nie chciaem kusi losu.
Jechaem przed siebie zupenie bez celu. Na szczycie agodnego wzgrza, skd roztacza si widok na ca
okolic, zatrzymaem si i usiadem w wysokiej trawie, patrzc, jak soce opada za mokrada. Z sadzawek i
strumykw, ktre tworzyy w trzcinach abstrakcyjne wzory, bio zotawe wiato. Przez chwil prbowaem
myle o Sally Palmer i Lyn Metcalf. Lecz ich mier bya teraz zbyt odlega. Zapada zmrok. Niebo i ziemia
powoli ciemniay, ale nie chciaem jeszcze wraca.
Pierwszy raz od wypadku czuem, e otwiera si przede mn przyszo. Mogem wreszcie patrze przed
siebie, zamiast wstecz. Mylaem o Jenny, o Karze i Alice, szukajc w sobie choby ladu poczucia winy czy
zdrady. Nie znalazem adnego. Byo tam jedynie niecierpliwe oczekiwanie. I bl po stracie najbliszych,
ktry mia mnie nie opuci a do mierci. Lecz teraz odkryem tam rwnie wiadomo, e pogodziem si
z losem. Moja ona i crka nie yy i nie mogem ich wskrzesi. Ja te dugo nie yem.
1 nagle, zupenie nieoczekiwanie, kto przywrci mnie do ycia.
Siedziaem tam, dopki ze soca nie pozostaa jedynie srebrzysta una nad horyzontem, dopki mokrade
nie pochon wsysajcy wiato matowy mrok. Gdy w kocu wstaem, obolay i zesztywniay,
uzmysowiem sobie, e nie musz ju niczego przemyliwa. I e nie chc czeka caego dnia, zanim znowu
zobacz Jenny. Chciaem wyj telefon i do niej zadzwoni, lecz nie byo go w kieszeni. W samochodzie te
nie. Przypomniao mi si, e gdy przyjecha Mackenzie, pooyem go na biurku i pochonity sprawami
wyszedem bez niego.
W innych okolicznociach pewnie nie pojechabym do przychodni. Ale nie chciaem pojawi si w jej
drzwiach niezapowiedziany. To, e podjem decyzj, wcale nie oznaczao, e ona te j podja. Poza tym
wci byem lekarzem. Mieszkacy Manham mogli mie do mnie zastrzeenia, ale chciaem by z nimi w
staym kontakcie. Dlatego wrciwszy do miasteczka, pojechaem do przychodni po telefon.
Gdy skrciem w gwn ulic, zapony latarnie. Pod jedn z nich, niedaleko policyjnej przyczepy na
skwerku, zobaczyem grup mczyzn. Pewnie patrol stray obywatelskiej Scarsdale'a. Gapili si na mnie z
podejrzliwymi w tym wietle twarzami.
Skrciem ponownie i znalazem si na dugiej uliczce prowadzcej do domu Henry'ego. Na wirze
zachrzciy opony. Zataczyo wiato reflektorw, omywajc dachy domw i agodnie opadajc, gdy
zjedaem z pagrka. Okna byy ciemne, co mnie nie zdziwio, poniewa Henry chodzi wczenie spa. Nie
chcc go budzi, obszedem dom, eby zamiast drzwiami frontowymi, wej tymi od podwrza,
bezporednio do przychodni.
Ju wyjem klucze do gabinetu, lecz w tym samym momencie zobaczyem, e drzwi do kuchni s
otwarte. Gdyby palio si tam wiato, nic bym sobie nie pomyla. Ale w kuchni byo ciemno, a wiedziaem,
e Henry nie poszedby spa, nie zamknwszy drzwi na klucz.
Zajrzaem do rodka. Wszystko wygldao normalnie. Ju wycigaem rk, eby zapali wiato, lecz
szybko j opuciem. Instynkt podszeptywa mi, e co jest nie tak. Zadzwoni na policj? Tylko co bym im
powiedzia? Henry mg po prostu zapomnie zamkn drzwi po powrocie z ogrodu. Wyszedbym na idiot,
a moje notowania w miasteczku stay nisko i bez tego.
Dlatego zamiast zadzwoni, wyszedem na korytarz.
- Henry?! - zawoaem na tyle gono, e gdyby nie spa, musiaby mnie usysze i na tyle cicho, eby nie
obudzi go, gdyby jednak spa.
Odpowiedziaa mi cisza. Jego gabinet znajdowa si na kocu korytarza, tu za rogiem. Nie mogc
otrzsn si z wraenia, e przesadzam, ruszyem w tamt stron. Drzwi byy lekko uchylone, w rodku
palio si wiato. Przystanem, nadsuchujc i wypatrujc jakiegokolwiek znaku ycia, jakiegokolwiek
ruchu. Lecz dudnienie mojego serca zaguszao wszystkie inne dwiki. Przytknem rk do drzwi i lekko je
pchnem.

Nagle kto nimi szarpn. Mroczny cie odepchn mnie na bok i wypad z pokoju. Ciko dyszc,
rzuciem si w jego stron. Poczuem lekki powiew powietrza, zacisnem rk na szorstkiej, zatuszczonej
kurtce i wtedy co grzmotno mnie w twarz. Zatoczyem si do tyu i cie pomkn do kuchni. Gdy tam
wpadem, zobaczyem tylko kiwajce si na zawiasach wahadowe drzwi. Bez namysu ruszyem w pocig. I
wtedy przypomniaem sobie o Henrym.
Trzasnem zasuw i popdziem do gabinetu. Byem ju prawie na miejscu, gdy w korytarzu zapono
wiato.
- David? Co si tu, do diaba, dzieje?
Z sypialni wyjeda na wzku Henry. By rozczochrany i wystraszony.
- Kto tu by. Sposzyem go. Uciek.
Dopiero teraz day o sobie zna nerwy i adrenalina. Dray mi rce i kolana. Wszedem do gabinetu. Z ulg
zobaczyem, e stalowa szafka jest zamknita. Ten, kto tu by, nie dobra si przynajmniej do lekw. Potem
spojrzaem na przeszklon gablot, w ktrej Henry przechowywa stare narzdzia i przybory. Drzwiczki byy
otwarte na ocie, jej zawarto poprzewracana.
Henry zakl i podjecha bliej.
- Niczego nie dotykaj - rzuciem. - Zatrzesz odciski palcw. Domylasz si, kto to mg by?
Henry spoglda niepewnie na gablot.
- Nie, nie jestem pewien...
Poszedem za jego wzrokiem i zauwayem jeden oczywisty brak. Odkd tylko tu pracowaem, na grnej
pce staa antyczna butla, dua, zielona, zakurzona, taka w wypuke, pionowe prki, ktrymi znakowano
kiedy pojemniki z trucizn. Teraz jej nie byo.
Do tej chwili mylaem, e wamywacz szuka narkotykw; kilku narkomanw mieszkao nawet tu, w
Manham. Ale wtpiem, eby nawet najbardziej zdesperowany pun poakomi si na butl chloroformu.
Do rzeczywistoci przywrci mnie krzyk Henry'ego.
- Boe wity, Davidzie, co to jest?!
Patrzy na moj pier. Ju miaem spyta, o co mu chodzi, ale wtedy zobaczyem to sam. Przypomnia mi
si ten dziwny podmuch powietrza, gdy chwyciem wamywacza za kurtk w korytarzu. Dopiero teraz
zrozumiaem, co to byo.
Miaem przecit koszul.
Rozdzia 19
Po wieczornym zamieszaniu dzie rozpocz si zwyczajnie, jak kady inny. Uderzyo mnie to, ale dopiero
pniej. Z wasnego dowiadczenia powinienem by wiedzie, e katastrofy nigdy nic nie zapowiada.
Dlatego gdy do niej doszo, byem zupenie nieprzygotowany. Podobnie jak wszyscy inni.
Dochodzia trzecia, gdy policja skoczya przeczesywa gabinet. Rzucili si na z furi wszystko
fotografujc, zdejmujc odciski palcw i zasypujc nas gradem pyta. Mackenzie by na ostatnich nogach,
jak kto, kto obudzi si z koszmarnego snu.
- No, to jeszcze raz. Chce pan powiedzie, e kto si. tu wama, chlasn pana noem i uciek, zanim
zdylicie na niego spojrze?
Ja te byem zmczony i poirytowany.
- Byo ciemno.
- I nie wydao si panu, e to kto znajomy?
- Nie, przykro mi.
- A wic nie ma szans, eby go pan zidentyfikowa.
- Chciabym, ale mwiem ju, byo ciemno.
Henry te nie mg mu pomc. Przez cay czas by w sypialni i nie zdawa sobie z niczego sprawy, dopki
nie usysza haasu i nie zobaczy, jak wracam korytarzem po przerwanym pocigu. Gdyby sprawy potoczyy
si troch inaczej, mieszkacy Manham obudziliby si z rana i dowiedzieli o kolejnym morderstwie. Moe
nawet o dwch.
Sdzc po tym, jak Mackenzie mnie przepytywa, myla pewnie, e dobrze nam tak.
- I nie wie pan, co jeszcze mg zabra?
Tylko pokrciem gow. Szafka z lekarstwami bya nietknita, niczego nie brakowao te w lodwce,
gdzie przechowywalimy szczepionki oraz inne leki wraliwe na temperatur. Ale tylko Henry wiedzia, co
byo w zagraconej gablocie i dopki ogldali j technicy, nie mg powiedzie na pewno, co zgino, a co
nie.
Mackenzie ucisn grzbiet nosa. By zy i mia zaczerwienione oczy.
- Chloroform. - Powiedzia to z odraz. - Nie wiem nawet, czy nie zamalicie prawa, przechowujc co
takiego w domu. Lekarze chyba ju tego nie uywaj.
- Nie. Ta butla bya perek kolekcjonersk zbioru Henry 'ego, swego rodzaju osobliwoci. Ma tu gdzie
nawet star ssaw do wypompowywania odka.

- Ssaw do odka mam gdzie, ale ten sukinsyn jest niebezpieczny i bez butli tego pieprzonego
usypiacza! - Wzi si w gar. - Jak on si tu, do diaba, dosta?
- To ja go wpuciem.
Odwrcilimy si. W drzwiach siedzia na wzku Henry. Rozmawialimy w moim gabinecie, w jednym z
kilku pokojw na parterze, bo tu nie istniao niebezpieczestwo zatarcia ladw; wieczorem zawsze
zamykaem go na klucz. Poprosiem Mackenziego, eby dali mu troch odpocz. Wamanie bardzo nim
wstrzsno, a po godzinnym przesuchaniu na pewno nie poczu si lepiej. Wygldao na to, e doszed ju
do siebie, chocia wci by blady.
- Aha, wpuci go pan - powtrzy beznamitnie Mackenzie. - Mwilicie przedtem, e by w paskim
gabinecie.
- Tak. Ale to moja wina. Bo kiedy teraz o tym myl, to... Henry wzi gboki oddech. - To nie pamitam
dokadnie, czy przed pjciem spa zamknem kuchenne drzwi.
- Przedtem mwi pan, e byy zamknite.
- Tak, bo zaoyem, e byy. Zawsze je zamykam. To znaczy, z reguy.
- Ale nie dzisiaj.
- Nie jestem pewien. - Henry odchrzkn. Wida byo, e czuje si nieswojo. - Najwyraniej dzisiaj nie.
- A ta gablotka? Te bya otwarta?
- Nie wiem - odpar znuonym gosem Henry. - Klucze s w biurku. Mg je znale albo... - Urwa i
zamilk.
Mackenzie wyglda tak, jakby mia za chwil wybuchn.
- Ile osb wiedziao o tym chloroformie?
- Bg wie... By tu, zanim przyjechaem do Manham. Nigdy nie robiem z tego tajemnicy.
- A wic mg go widzie kady, kto tu przychodzi, tak?
- Tak - przyzna niechtnie Henry. - Chyba tak.
- To jest gabinet lekarski - wtrciem. - Wszyscy wiedz e s tu niebezpieczne substancje. Leki
uspokajajce i tak dalej.
- Ktre powinno trzyma si pod kluczem - sykn Mackenzie. - A on mg tu spokojnie wej i czstowa
si do woli.
- Do cikiej cholery, czyja go tu zapraszaem? -nie wytrzyma Henry. -Nie sdzi pan, e i bez tego
paskudnie si czuj? Jestem lekarzem od trzydziestu lat i nic takiego nigdy mi si nie przydarzyo!
- A do dzisiaj - mrukn Mackenzie. - Bo dzisiaj zapomnia pan zamkn drzwi.
Henry spuci oczy.
- Szczerze mwic, nie tylko dzisiaj. Ostatnio nie zamknem ich... tak ze dwa razy. Ale tylko dwa - doda
szybko - bo zwykle o tym pamitam. C, wyglda na to, e jestem coraz bardziej... roztargniony.
- Roztargniony - powtrzy bezbarwnym gosem Mackenzie. - Ale do wamania doszo pierwszy raz, tak?
Ju miaem wyrczy Henry'ego i powiedzie, e oczywicie, ale wtedy zobaczyem jego udrczon twarz.
- Widzi pan... - Skrzyowa i rozoy rce. - Nie jestem pewien. Mackenzie tylko na niego patrzy. Henry
wzruszy ramionami jak zagubione dziecko.
- Par razy zauwayem, e kto poprzestawia rzeczy w gablotce. Tak mi si przynajmniej wydawao.
- Poprzestawia? To znaczy, e co z niej zgino?
- Nie wiem, naprawd nie wiem... Moe pami mnie zawodzi. - Henry spojrza na mnie zawstydzony. Przepraszam, Davidzie. Powinienem by ci powiedzie. Ale miaem nadziej, e... Mylaem, e jak troch
bardziej si postaram, to... - Podnis rce i bezwadnie je opuci.
Nie wiedziaem, co powiedzie. Czuem si potwornie. Tyle razy mnie ostatnio zastpowa, a ja zawsze
mylaem, e - nie liczc jego kalectwa-jest silny i zdrowy. Dopiero teraz, wczesnym rankiem, dostrzegem
to, co przedtem mi umykao. Podkrone oczy, obwisa skra na szyi i poronitym srebrzyst szczecin
podbrdku - nawet biorc pod uwag silny wstrzs, jaki niedawno przey, Henry robi wraenie chorego i
starego.
Popatrzyem znaczco na Mackenziego, dajc mu do zrozumienia, eby sobie odpuci. Ten zacisn usta i
odprowadzi mnie na bok, pozostawiajc Henry'ego z filiank herbaty, ktr podaa mu moda policjantka.
- Wie pan, co to znaczy? - spyta.
- Wiem.
- Niewykluczone, e to nie pierwszy raz.
- Wiem.
- To dobrze, bo paskiemu przyjacielowi moe grozi utrata licencji. Miaby powane kopoty nawet
wtedy, gdyby by to tylko jaki pun, ale my mwimy tu o seryjnym mordercy. Wyglda na to, e ten facet
bywa tu i podbiera towar od Bg wie kiedy!
Chciaem znowu powiedzie: Wiem", ale ugryzem si w jzyk.
- eby podbiera towar, musiaby zna si troch na medycynie. Wiedzie, co kradnie i ile si tego bierze.

- Daj pan spokj. Ten czowiek to morderca! Myli pan, e zawracaby sobie gow odmierzaniem
prawidowej dawki? Poza tym nie trzeba by neurochirurgiem, eby wiedzie, do czego suy chloroform.
- Jeli by tu przedtem, dlaczego nie zabra caej butli?
- Moe nie chcia, eby ludzie si zwiedzieli. I gdyby go pan dzisiaj nie przyapa, dalej gralibymy w
ciemno. Prawda?
Z tym nie mogem polemizowa. Czuem si jak winowajca, jakbym to ja zaniedba obowizki, a nie
Henry. Byem jego wsplnikiem i jako wsplnik powinienem by zwraca wiksz uwag na to, co si tu
dziao. I na to, co dziao si z nim.
W kocu policjanci zrobili swoje i poszli do domu. Gdy przykadaem gow do poduszki, pieway ju
pierwsze ptaki.
Zasnem i zdawao si, e niemal natychmiast si obudziem.
Po raz pierwszy od wielu dni znowu miaem ten sen. By jak zawsze plastyczny, lecz nie napeni mnie
poczuciem straty. Smutkiem, tak, ale i spokojem. Nie byo w nim Alice, tylko sama Kara. Rozmawialimy o
Jenny.
Wszystko w porzdku. Tak powinno by".
Powiedziaa to jakby na poegnanie, dugo odkadane, lecz nieuniknione. Ale na wspomnienie jej ostatnich
sw, jej tak dobrze mi znanej zatroskanej twarzy, poczuem si nieswojo.
Uwaaj. Bd ostrony".
Uwaaj, ale na co? Tego nie powiedziaa. Mylaem o tym przez chwil, wreszcie zdaem sobie spraw, e
prbuj jedynie przeanalizowa wasn podwiadomo.
C, ostatecznie to by tylko sen.
Wstaem i wziem prysznic. Chocia spaem tylko kilka godzin, czuem si wypoczty, jakbym przespa
ca noc. Wyjechaem do laboratorium wczeniej ni zwykle, bo chciaem po drodze wpa do Henry'ego.
Martwiem si o niego. W nocy wyglda strasznie i miaem wyrzuty sumienia. Gdyby nie by tak bardzo
zmczony cigymi zastpstwami, ktre na nim wymuszaem, by moe nie zapomniaby zamkn drzwi.
Wszedem do domu i zawoaem. Nie odpowiedzia. Zajrzaem do kuchni, lecz w kuchni go nie byo.
Poczuem si troch nieswojo, ale sprbowaem wmwi sobie, e pewnie jeszcze pi. Potem spojrzaem w
okno i zmartwiaem. Za ogrodem wida byo fragment starego, drewnianego molo. Sta na nim jego wzek.
By pusty.
Z krzykiem wypadem na dwr. Wci nic nie widziaem, bo furtka znajdowaa si na kocu ogrodu, za
krzakami i drzewami, i zobaczyem molo dopiero wtedy, gdy do niej dobiegem. Dobiegem i z ulg
zwolniem. Obok wzka, niebezpiecznie balansujc na brzegu molo, siedzia Henry. Prbowa wsi do
aglwki. Mia zaczerwienion z wysiku twarz, a jego nogi dynday bezwadnie nad pokadem odzi.
- Na mio bosk, co ty wyprawiasz?
ypn na mnie spode ba, lecz nie zaprzesta prb.
- A jak mylisz? Chc popywa t zasran odzi.
Gono stka, utrzymujc ciar ciaa na rkach. Zawahaem si. Chciaem mu pomc, ale wiedziaem, e
lepiej to sobie darowa. Staem tu przy nim i gdyby wpad do wody, mgbym go wycign.
- Przesta. Dobrze wiesz, e nie powiniene tego robi.
- Odwal si! Pilnuj wasnego nosa!
Zaskoczony wytrzeszczyem oczy. Mia mocno zacinite, lecz drce usta. Jeszcze przez chwil
kontynuowa te prne wysiki i nagle oklap. Osun si na drewniany sup i zasoni sobie oczy.
- Przepraszam - wydysza. - Nie chciaem tego powiedzie.
- Pomc ci usi na wzku?
- Zaraz. Daj mi odsapn.
Usiadem na chropowatych deskach. Pier podnosia mu si ciko i opadaa, przepocona koszula lepia si
do ciaa.
- Dugo tu jeste? - spytaem.
- Nie wiem. Troch. - Umiechn si sabo. - Mylaem, e maa przejadka dk to dobry pomys.
- Henry... - Nie wiedziaem, co powiedzie. - Henry, czy ty zwariowa? Nie wolno ci wsiada do odzi
samemu.
- Wiem, wiem. Chciaem tylko... - Pociemniaa mu twarz. - Wszystko przez tego pieprzonego gliniarza.
Widziae, jak on na mnie patrzy? Gada do mnie, jakbym by... gupim, zdziecinniaym starcem! Wiem, e
popeniem bd, e powinienem by sprawdzi drzwi. Ale eby od razu traktowa mnie jak jakiego
pgwka...
Zacisn usta i popatrzy na swoje nogi.
- Czasami mnie to wkurza. Ta bezsilno. Czasami czuj, e musz, po prostu musz co zrobi.
Rozumiesz?
Popatrzyem na paski bezkres jeziora. Nie byo na nim ani ywego ducha.
- A gdyby wpad do wody?

- To bym wpad. Zaoszczdzibym wszystkim kopotw. - I, jak dawny Henry, zerkn na mnie z
ironicznym umieszkiem na ustach. - Nie patrz tak na mnie. Nie zamierzam si topi. Ju i tak zrobiem z
siebie durnia.
Usiad prosto, krzywic si z wysiku.
- Pom mi wle na ten cholerny wzek.
Chwyciem go pod pachy, podcignem i wreszcie usiad jak trzeba. By tak zmczony, e nie
zaprotestowa, gdy pchnem wzek w stron domu. Byem ju spniony, ale zrobiem mu jeszcze herbat;
chciaem upewni si, czy nic mu nie jest.
Gdy wstaem, eby wyj, ziewn i przetar oczy.
- No, pora si przygotowa - powiedzia. - Za p godziny zaczynam dyur.
- Nie dzisiaj -odparem. Nie jeste w stanie pracowa. Musisz si przespa.
Podnis brew.
- To zalecenie lekarza?
- Jeli tak wolisz.
- A co z pacjentami?
- Janice zawiadomi ich, e dzisiaj nie przyjmujesz. Jeeli to co pilnego, niech zadzwoni na pogotowie.
Cho raz si ze mn nie sprzecza. Zdy si ju uspokoi i zupenie oklap.
- Posuchaj... Ale nikomu o tym nie powiesz, prawda?
- Oczywicie, e nie. Kiwn gow.
- To dobrze. Ju i tak gupio si czuj.
- Niepotrzebnie. Ruszyem do drzwi.
- David... - zawoa i urwa zaenowany. - Dzikuj.
Jego wdziczno wcale nie poprawia mi nastroju. Jadc do laboratorium, uzmysowiem sobie, jak
wielk presj ostatnio na niego wywieraem, z gry zakadajc, e zgodzi si na te wszystkie zastpstwa. I
nie tylko to. Teraz aowaem, e nie wybraem si z nim na przejadk odzi e spdzaem z nim tak mao
czasu. Byem tak pochonity ledztwem, jeszcze bardziej Jenny, e prawie o nim nie mylaem.
Postanowiem, e to si zmieni. Badania w laboratorium dobiegay koca. Gdy tylko zdam Mackenziemu
raport, reszt zajmie si policja, a wtedy bd mg zrekompensowa mu wszystkie zaniedbania. Moje ycie
wrci do normy.
Nigdy dotd tak bardzo si nie myliem.
Po zamieszaniu ostatnich dwunastu godzin do laboratorium wrciem niemal z ulg. Tu byem
przynajmniej na pewniejszym gruncie. Przyszy wyniki bada, potwierdzajc to, co przewidziaem. Lyn
Metcalf nie ya mniej wicej od szeciu dni, co oznaczao, e z jakiego potwornego powodu morderca
przetrzymywa j prawie przez trzy dni i dopiero potem podern jej gardo. Bo wanie to j zabio. Tak
samo jak w przypadku Sally Palmer, niski stopie nasycenia zwok pynami organicznymi wskazywa, e si
wykrwawia. A niska zawarto elaza w ziemi, e umara gdzie indziej i e zabjca podrzuci jej ciao na
mokrada.
Podobnie te jak w przypadku Sally, na mokradach nie znaleziono adnych ladw, ktre mogyby nam
podpowiedzie, kto to zrobi. Ziemia bya za bardzo spieczona, eby odcisny si na niej podeszwy butw
mordercy, a oprcz wkien konopnego sznura pod poamanymi paznokciami, nie byo absolutnie adnych
dowodw, adnych wskazwek, ktre mogyby doprowadzi policj do sprawcy.
Ale martwi si o to mia ju kto inny. Moja praca dobiegaa koca. Zrobiem kilka ostatnich odleww
nacicia na krgu szyjnym, cakowicie przekonany, e obydwie kobiety zabito tym samym noem. Potem
posprztaem. Koniec. Marina zaprosia mnie z tej okazji na lunch, ale odmwiem. Nie rozmawiaem
jeszcze z Jenny i nagle nie mogem si ju tego doczeka.
Zadzwoniem zaraz po wyjciu Mariny. Czekajc, a Jenny podniesie suchawk, byem niemal bolenie
podekscytowany.
- Przepraszam - powiedziaa zdyszana. - Tiny nie ma, a ja byam w ogrodzie.
- Jak si masz? - spytaem i nagle dostaem nerwowej drczki. Zapatrzony we wasny ppek ani razu nie
pomylaem, e moga wycign swoje wasne wnioski na temat naszego zwizku. Niewykluczone, e
zupenie inne ni moje..
- Dobrze, a ty? Wszyscy mwi o tym wamaniu. Ale nic ci si nie stao, prawda?
- Nie, nie, nic. Gorzej z Henrym.
- Boe, kiedy o tym usyszaam... Martwiam si.
Nie przyszo mi to do gowy. Ju dawno nie musiaem o nikim myle.
- Przepraszam. Powinienem by zadzwoni wczeniej.
- Nie, nie, nie szkodzi. Ciesz si, e wszystko w porzdku. Zadzwoniabym, ale...
Urwaa, a ja zesztywniaem. No i zaczyna si, pomylaem.
- Posuchaj, wiem, e postanowilimy da sobie par dni spokoju, ale... Ale chciaabym ci ju zobaczy.
Oczywicie, jeli ty chcesz.

Umiechnem si od ucha do ucha.


- Bardzo.
- Na pewno?
- Na sto procent. Rozemialimy si.
- Boe, to mieszne - powiedziaa. - Czuj si jak nastolatka.
- A ja jak nastolatek. - Zerknem na zegarek. Dziesi po pierwszej. O drugiej mgbym by w Manham,
a dyur zaczynaem dopiero o czwartej. - Jeli chcesz, mgbym zaraz do ciebie wpa.
- Dobrze. - Powiedziaa to niemiao i wstydliwie, lecz syszaem miech w jej gosie. W tle zabrzmia
dwutonowy gong.
- Zaczekaj, kto przyszed.
Odoya suchawk. Oparem si o st i z kretyskim umiechem na twarzy czekaem, a wrci do
telefonu. Do diaba z przestrzeni i prywatnoci. Wiedziaem tylko, e chc z ni by, zaraz, teraz, e
pragn tego bardziej ni czegokolwiek innego. Czekaem. W tle grao radio. Jenny dugo nie wracaa.
Wreszcie podniosa suchawk.
- Mleczarz? - zaartowaem.
Nie odpowiedziaa. Syszaem tylko czyj oddech. Gboki i troch chrapliwy, jak oddech kogo
zmczonego wysikiem.
- Jenny? - rzuciem niepewnie.
Cisza. Tylko ten oddech. Jedno uderzenie serca, drugie i... cichy trzask odkadanej suchawki.
Przez chwil gapiem si jak gupi na swoj a potem trzsc si rk ponownie wybraem jej numer.
Odbierz, bagaem j w duchu. Prosz ci, odbierz. Ale syszaem jedynie sygna.
Rzuciem suchawk na wideki i pdzc do samochodu, zadzwoniem do Mackenziego.
Rozdzia 20
Nie trudno si byo domyli, co si stao. Wszystko opowiedzia sam dom. Na rozchwianym stole, na
ktrym jedlimy wtedy kolacj, leaa nadjedzona kanapka, ju prawie sucha i zwinita z gorca. Tu obok
obojtnie grao radio. Kuchenne drzwi byy otwarte na ocie; zasona z koralikw nieustannie si poruszaa,
rozgarniana i potrcana przez policjantw. Mata drzwiowa leaa pod kredensem, suchawka telefonu na
widekach.
Ale po Jenny nie byo ani ladu.
Gdy przyjechaem, nie chcieli mnie wpuci. Otoczyli ju dom i na chodniku po drugiej stronie ulicy staa
grupka dzieci z ssiedztwa, ktre patrzyy z powag na wchodzcych i wychodzcych policjantw. Gdy
podszedem do furtki, drog zastpi mi mody posterunkowy, nerwowo strzelajc oczami to na padok, to na
k. Nie chcia mnie sucha, ale byem w takim stanie, e zupenie si mu nie dziwiem. Potem przyjecha
Mackenzie. Uspokajajcym gestem podnis race do gry i dopiero wtedy wpuszczono mnie do rodka.
- Niech pan niczego nie dotyka - powiedzia. Zupenie niepotrzebnie.
- Nie jestem nowicjuszem, do cholery!
- To niech si pan odpowiednio zachowuje.
Ju miaem mu odszczekn, ale si powstrzymaem. Mia racj. Wziem gboki oddech, prbujc nad
sob zapanowa. Mackenzie obserwowa mnie ciekawie.
- Dobrze j pan zna?
,
Chciaem odpowiedzie, e to nie jego sprawa. Ale oczywicie nie mogem.
- Niedawno zaczlimy si spotyka. - Patrzc, jak dwch technikw zdejmuje odciski palcw z telefonu,
zacisnem pici.
- Na powanie?
Przeszyem go wzrokiem. Po chwili krtko skin gow.
- Przykro mi.
To niech ci nie bdzie! - pomylaem. Lepiej by co zrobi! Ale policja robia ju wszystko, co mona
byo zrobi. Nad domem przelecia z oskotem migowiec, mundurowi przeczesywali padok i pobliskie ki.
- Niech pan opowie jeszcze raz - rozkaza Mackenzie. Opowiedziaem, nie wierzc, e dzieje si to
naprawd.
- Jest pan pewien co do godziny?
- Absolutnie. Czekajc, a wrci do telefonu, spojrzaem na zegarek.
- I nic pan nie sysza?
- Nie! Chryste, jest rodek dnia! Jak to moliwe, eby kto zapuka do drzwi i tak po prostu wywlk j z
domu? Przecie w miasteczku roi si od policji! Co oni, do diaba, robili?
- Wiem, jak si pan czuje, ale...
- Nie, nie wie pan! Kto musia co widzie!
Mackenzie westchn z rzadk u niego - o czym miaem si dopiero przekona - cierpliwoci.

- Przesuchujemy wszystkich ssiadw. Najgorsze jest to, e na ogrd nie wychodz okna ani jednego
domu. Przez padok biegnie cieka. Mg podjecha tu samochodem albo furgonetk wrci t sam drog i
nikt by go nie zobaczy.
Spojrzaem w okno. W oddali niewinnie lnia lustrzana tafla jeziora. Mackenzie czyta w moich mylach.
- Nie ma tam ani jednej odzi. Ci w migowcu wci wypatruj, ale...
Nie musia nic wyjania. Policja przyjechaa niemal pitnacie minut po tym, jak Jenny otworzya
intruzowi drzwi. Kto, kto dobrze zna okolic, mg przez ten czas przepa jak kamie w wod wraz z tym,
kogo uprowadzi.
- Dlaczego nie krzyczaa o pomoc? - Troch si ju opanowaem, lecz w opanowaniu tym byo wicej
rozpaczy ni spokoju. - Nie poszaby z nim bez walki.
Zanim Mackenzie zdy odpowiedzie, na dworze wybucho jakie zamieszanie. Chwil pniej do domu
wpada Tina, blada i przeraona.
- Co si stao? Gdzie Jenny?
Tylko pokrciem gow. Tina rozejrzaa si nieprzytomnie.
- To on, tak? Porwa j.
Prbowaem co powiedzie, lecz nie mogem.
- Nie. Boe, nie. Prosz... - Rozpakaa si.
Zawahaem si i dotknem jej ramienia. Przytulia si do mnie, gono kajc.
- Panie inspektorze.
Do Mackenziego podszed jeden z policjantw. Poda mu plastikow torebk. W torebce byo co, co
wygldao jak brudna, zwinita w kbek szmatka.
- Leaa pod ywopotem w rogu ogrodu. Jest tam dziura, mona si przez ni przecisn.
Mackenzie otworzy torebk i ostronie powcha jej zawarto. Potem bez sowa poda torebk mnie.
Zapach by nie do pomylenia. Chloroform.
Nie braem udziau w poszukiwaniach. Midzy innymi dlatego, e nie chciaem by odcity od
wiadomoci. Poniewa wok Manham roio si od martwych stref, w ktrych telefony komrkowe
nadaway si jedynie na zom, baem si, e utknwszy w jakim odizolowanym miejscu, w lesie lub na
moczarach, strac kontakt ze wiatem. Poza tym wiedziaem, e poszukiwania nic nie dadz. e bdzc na
olep, nikt jej nie znajdzie. Dopki nie zechce tego sam porywacz.
Tina powiedziaa nam o martwym lisie. Nawet teraz nie zdawaa sobie sprawy, co to znaczy. Bya
zdumiona, gdy Mackenzie spyta j czy Jenny nie znalaza ostatnio jakich ptakw czy zwierzt. Najpierw
odpara, e nie, i dopiero po chwili, jakby po namyle, wspomniaa o lisie. Zignorowane ostrzeenie. Zrobio
mi si niedobrze.
- Nadal uwaa pan, e utajnienie tych okalecze byo dobrym pomysem? -spytaem potem Mackenziego.
Zaczerwieni si i tylko zacisn usta. Wiedziaem, e pogrywam nieuczciwie, bo decyzj podjto na pewno
gdzie wyej. Po prostu chciaem si na kim wyy. Na kim albo na czym.
To Tina przypomniaa sobie o jej insulinie. Gdy jeden z policjantw zacz szpera w torebce Jenny, nagle
poblada.
- Boe, to jej piro!
Policjant trzyma wtryskiwacz do wstrzykni. Aparat przypomina wygldem grube piro wieczne, ale
zamiast atramentu, zawiera kilka dawek insuliny. Kiedy u mnie nocowaa, widziaem, jak robi sobie
zastrzyk, swobodnie i bez trudu wprowadzajc do krwi lekarstwo, ktre regulowao jej metabolizm.
Kolejny cios.
Mackenzie spojrza na mnie pytajco.
- Jenny jest diabetyczk- wyjaniem amicym si gosem. - Musi codziennie bra insulin.
- A jeli nie wemie?
- Zapadnie w piczk. - Nie powiedziaem mu, co bdzie potem, ale sdzc po jego minie, chyba nie
musiaem.
Do si napatrzyem. Wyranie mu ulyo, gdy wreszcie wyszedem; obieca zadzwoni, kiedy tylko si
czego dowie. W drodze do domu przez cay czas drczya mnie myl, e przeywszy jedn napa, Jenny
przyjechaa do Manham tylko po to, eby pa ofiar kolejnej, jeszcze gorszej. Przyjechaa tu, bo tu miao
by bezpieczniej ni w duym miecie. Wydawao si to z gruntu niesprawiedliwe, jakby pogwacony zosta
naturalny porzdek rzeczy. Czuem si rozpoowiony, rozupany, przeszo naoya si na teraniejszo i
wci na nowo przeywaem koszmar po mierci Kary i Alice. Ale teraz przeywaem go zupenie inaczej.
Wtedy dobijao mnie poczucie osamotnienia i straty. Teraz nie wiedziaem nawet, czy Jenny yje czy nie. A
jeli yje, to co ten bydlak jej robi. Chocia prbowaem, nie mogem przesta myle o ranach i
okaleczeniach na ciele dwch zamordowanych kobiet, o wknach konopnego sznura pod poamanymi
paznokciami Lyn Metcalf. Przed mierci obydwie zwizano i poddano Bg wie jak makabrycznym
torturom. A teraz tego, czego dowiadczyy one, miaa dowiadczy Jenny.
Nigdy w yciu nie byem tak przeraony.

Gdy wszedem do domu, napary na mnie wszystkie ciany. Zadrczajc si, poszedem na gr, do
sypialni. Wci czuem jej zapach, ktry z rozdzierajcym blem przypomina ojej nieobecnoci. Spojrzaem
na ko, gdzie leelimy ledwie dwa dni wczeniej, i to wystarczyo: nie mogem duej wytrzyma w
domu. Szybko zszedem na d i wybiegem na dwr.
Wsiadem do samochodu i podwiadomie skrciem do przychodni. Wieczr by peen ptasiego piewu i
zielonkawego wiata. Jego szyderczo okrutne pikno przypominao, jak obojtny moe by wszechwiat.
Gdy zamknem za sob drzwi, z gabinetu wyjecha na wzku Henry. Wci by mizerny i le si czu.
Poznaem to po jego twarzy.
- Davidzie, tak mi przykro... Kiwnem gow. Mia zy w oczach.
- Wczoraj w nocy... To moja wina.
- Nie, nie twoja.
- Kiedy dowiedziaem si, e... Nie wiem, co powiedzie.
- A c mona?
Potar rk podokietnik wzka.
- Co na to policja? Przecie musz mie jaki... jaki trop czy co.
- Nie, nie maj.
- Boe, co za burdel... - Przesun rk po twarzy i podcign si wyej na siedzeniu. - Dam ci kielicha.
- Nie, dziki.
- I tak si napijesz. Umiechn si sztucznie. Zalecenie lekarza. Nala nam whisky, poda mi
szklank. - Pij. Do dna.
- Nie wiem, czy.
- Pij.
Wypiem. Whisky popyna palc strug prosto do odka. Henry bez sowa wyj mi szklank z rki i
ponownie j napeni.
- Jade?
- Nie jestem godny.
Chyba chcia co we mnie wmusi, ale zmieni zdanie.
- Moesz tu dzisiaj nocowa. W twoim starym pokoju nie ma duo do sprztania.
- Nie, dziki.
eby si czym zaj, wypiem yk whisky.
- Cay czas mam uczucie, e to wszystko przeze mnie.
- Przesta, nie ple bzdur.
- Powinienem by to przewidzie. -1 chyba przewidziaem. Przypomniao mi si ostrzeenie, ktrego Kara
udzielia mi we nie. A ja je zignorowaem.
- Nonsens - warkn Henry. - Niektrym rzeczom nie da si zapobiec. Dobrze o tym wiesz. . .
Mia racj, lecz wiadomo ta niewiele pomoga. Siedziaem u niego godzin i prawie przez cay ten czas
milczelimy. Powoli sczyem whisky;
namawia mnie na dolewk, ale spasowaem. Nie chciaem si upi. Owszem, kusio mnie, ale wiedziaem,
e alkoholowa mga niczego nie zmieni. Wyszedem dopiero wtedy, gdy poczuem, e za chwil dostan
kolejnego ataku klaustrofobii. Henry nie mg mi w niczym pomc i przeywa to tak bardzo, e byo mi go
al. Ale myl o Jenny wypieraa wszystko inne.
Jadc przez miasteczko, widziaem policjantw, ktrzy chodzili od domu do domu, przepytujc ludzi w
kolejnym pokazie bezsensownej aktywnoci. A si we mnie zagotowao, bo znowu marnowali czas.
Minem mj dom, doskonale wiedzc, e teraz te nie znajd tam ukojenia. Na skraju miasteczka drog
blokowaa grupa mczyzn. Zwolniwszy, niemal wszystkich rozpoznaem. By tam nawet Rupert Sutton;
wygldao na to, e w kocu wyszed spod fartucha matki.
Ale na ich czele sta Carl Brenner.
Otworzyem okno. Ani drgnli. Gapili si na samochd.
- Co si dzieje?
Brenner splun na ziemi. Ben musia mu niele przyoy, bo wci mia posiniaczon twarz.
- Nie sysza pan? Porwa kolejn.
Poczuem si tak, jakby kto grzmotn mnie pici w brzuch. Jeli ta bestia uprowadzia czwart kobiet,
mogo to oznacza tylko jedno. e zrobi ju co Jenny.
- Nauczycielk z naszej szkoy - doda niczego niewiadomy Brenner. -Dzi po poudniu.
Powiedzia co jeszcze, ale go nie syszaem. Gdy dotaro do mnie, e mwi o czym, o czym ju
wiedziaem, w uszach zadudnia mi krew.
- Dokd si pan wybiera? - rzuci, nie zdajc sobie sprawy z efektu swych sw.
Mogem mu powiedzie. Mogem mu wszystko wyjani albo co zmyli. Ale gdy zobaczyem, jak si
nadyma, jak pyszni si swoj now rol ogarn mnie gniew.
- Nie wasza sprawa. Chyba go troch zaskoczyem.

- Jedzie pan na wizyt? -Nie.


Brenner niepewnie rozluni ramiona jak bokser szykujcy si do walki.
- Nikt std nie wyjedzie bez pozwolenia.
- I co mi zrobicie? Wywleczecie mnie z samochodu?
Odezwa si kto z tyu. Dan Marsden, robotnik, ktrego opatrywaem zaraz po tym, gdy wpad w
zastawione przez morderc sida.
- Niech pan nie bierze tego do siebie, doktorze.
- Niby dlaczego? To nie byo do mnie? Chyba jednak do mnie, Brenner doszed ju do formy.
- Co jest, doktorku? Czyby mia pan co do ukrycia?
Zabrzmiao to jak obelga. Ale zanim zdyem odpowiedzie, Marsden chwyci go za rk.
- Zostaw go, Carl. By jej przyjacielem.
By". Zacisnem rce na kierownicy. Gapili si na mnie bezczelnie.
- Z drogi - warknem.
Brenner pooy rk na klamce drzwiczek.
- Nigdzie pan nie pojedzie, dopki...
Wcisnem peda gazu i odrzucio go do tyu. Ci stojcy przede mn rozpierzchli si na wszystkie strony:
land rover skoczy do przodu i za oknem migny przeraone twarze. migny i znikny. Usyszaem tylko
ich gniewne krzyki, ale si nie zatrzymaem. Ochonem dopiero wtedy, gdy straciem ich z oczu. Chryste,
co mi odbio? adny mi lekarz. Mogem kogo zrani. Albo zabi.
Jedziem bez celu, a zdaem sobie spraw, e zmierzam prosto do pubu, w ktrym byem z Jenny ledwie
kilka dni wczeniej. Gwatownie zahamowaem, nie mogc znie myli, e znowu zobacz to miejsce. Gdy
tu za mn zatrbi klakson, zjechaem na pobocze, przepuciem samochd i zawrciem.
Prbowaem uciec od tego, co si stao, i teraz ju wiedziaem, e to niemoliwe. Do Manham dojechaem
zupenie wykoczony. Brennera i jego kumpli ju nie byo. Oparem si pokusie i nie pojechaem do domu
Jenny ani nie zadzwoniem do Mackenziego. Nie byo sensu. Gdyby co si stao, szybko bym si o tym
dowiedzia.
W domu nalaem sobie whisky, na ktr nie miaem ochoty, i usiadem na dworze w zachodzcym socu.
Moje serce umierao wraz z nim. Od zniknicia Jenny mino niemal p dnia. Wmawiaem sobie, e jest
jeszcze nadzieja, e ten, kto j uprowadzi, nie zabija swych ofiar natychmiast. Lecz mysi ta nie przyniosa
mi pocieszenia. adnego.
Nawet jeeli Jenny jeszcze ya - wiadomo, e moga nie y, rozwieraa si przede mn niczym
paszcza mrocznej otchani - mielimy najwyej dwa dni na jej znalezienie. I jeli do tego czasu nie zapadnie
w piczk z braku insuliny, ten bezimienny potwr zabije j tak samo, jak zabi Sally Palmer i Lyn Metcalf.
A ja nie mogem zrobi nic, eby go powstrzyma.
Rozdzia 21
Po pewnym czasie ciemno przestaa by absolutna. Pojawiy si w niej punkciki wiata, wietliste
kropeczki tak mae, e pocztkowo mylaa, i to zudzenie. Gdy prbowaa skupi na nich wzrok,
momentalnie znikay. Staway si widoczne tylko wtedy, gdy patrzya na nie ktem oka. Byy jak
mikroskopijne plamki, jak malekie gwiazdy na skraju pola widzenia.
Ale potem, gdy wzrok przywyk do ciemnoci, stwierdzia, e moe dostrzec je znacznie atwiej. Nie tylko
punkciki. Ale i wietliste szparki. Rysy. Jakie pknicia. Jeszcze potem zauwaya, e nie ma ich wszdzie.
e wiato dochodzi tylko z jednego kierunku. Nazwaa to miejsce Przodem.
Majc ju punkt odniesienia, zacza stopniowo ksztatowa otaczajc j ciemno, nadawa jej
konkretn form.
Budzia si powoli. Gowa pulsowaa jej tpym, mdlcym blem i bl ten sprawia, e przy kadym ruchu
cierpiaa katusze. Nie moga pozbiera myli, lecz przeraenie nie pozwalao jej ponownie straci
przytomnoci. Jakby znowu bya w tamtej takswce i jakby kierowca zamkn j w baganiku. Czua si
osaczona, nie moga oddycha. Chciaa krzykn, chciaa krzycze o pomoc, lecz gardo, podobnie jak reszta
ciaa, nie suchao rozkazw mzgu.
Mylaa coraz spjniej. W kocu dotaro do niej, e bez wzgldu na to, gdzie jest, na pewno nie jest na
parkingu. Nie, tamto ju mino. Lecz wiadomo ta nie przyniosa jej ulgi. Gdzie ona bya? Ciemno
dezorientowaa j i przeraaa. Gdy sprbowaa usi, co chwycio j za nog. Chciaa j zabra, ale wtedy
to co napio si gwatownie i czubkami palcw musna gruby, szorstki sznur na kostce. Z narastajcym
niedowierzaniem przesuna po nim rk i stwierdzia, e sznur jest przywizany do cikiego, elaznego
piercienia wpuszczonego w podog.
Bya zwizana. I nagle sznur, ciemno, twarda podoga, na ktrej siedziaa, nagle wszystko to razem
uoyo si w cao logiczn i straszn.
Wtedy sobie przypomniaa.

Pami wracaa powoli, fragmentami, ktre w kocu si ze sob zespoliy. Rozmawiaa z Davidem przez
telefon. Zadzwoni dzwonek u drzwi i posza otworzy. Za zason z koralikw zobaczya jakiego
mczyzn i... i...
Boe, nie, przecie to niemoliwe. A jednak. Krzykna. Woaa Davida, woaa Tin. Bagaa o pomoc.
Nikt nie przyszed. Z trudem przestaa. Oddychaj. Oddychaj powoli i gboko. We si w gar.
Roztrzsiona sprbowaa oceni sytuacj. W pomieszczeniu byo chodno, ale nie zimno. I obrzydliwie
cuchno czym, czego nie potrafia zidentyfikowa. Ale bya przynajmniej ubrana, wci miaa na sobie
szorty i podkoszulek. Wmwia sobie, e to dobry znak. Bl gowy przeszed w tpe pulsowanie i bardzo
chciao jej si pi. Zascho jej w ustach i miaa opuchnite gardo; bolao j, gdy przeykaa lin. Bya te
godna i gdy to sobie uwiadomia, zdaa sobie rwnie spraw z czego znacznie bardziej przeraajcego.
Nie miaa insuliny.
Nie wiedziaa, ile czasu upyno, odkd wzia ostatni dawk. Nie wiedziaa, od ktrej tu siedzi.
Pierwszy zastrzyk zrobia sobie jak zwykle rano, ale kiedy byo rano? Jeli nawet nie mina jeszcze pora na
drugi, niedugo na pewno minie. Insulina regulowaa poziom cukru we krwi. Bez insuliny poziom zacznie
wzrasta, a wtedy...
Przesta, nie myl o tym. Pomyl, jak si std wydosta. Bez wzgldu na to, gdzie jeste.
Wycignwszy przed siebie rce, zacza bada granice wizienia na tyle, na ile pozwala jej sznur. Tu za
ni bya twarda, szorstka ciana, ale wszdzie indziej rce napotkay tylko powietrze. Macajc na olep w
ciemnoci, zawadzia o co nog. Gono krzykna i odskoczya do tyu. Gdy nic si nie stao, ponownie
przykucna, ostronie przesuna rk po ziemi, dotkna tego palcami i stwierdzia, e to but. Sportowy, za
may jak na mski...
Zdaa sobie spraw, co trzyma, i szybko go upucia. To nie by zwyky but. To by but do biegania.
But Lyn Metcalf.
Niewiele brakowao i ulegaby strachowi. Odkd odkrya sznur na kostce u nogi, ze wszystkich si
prbowaa stumi w sobie wiadomo, e morderca wybra j na trzeci ofiar. But Lyn potwierdzi jej
podejrzenia. Ale nie moga si zaama. Jeli chciaa si std wydosta, nie moga si podda.
Stana bliej ciany i gdy sznur si poluni, obmacaa wzy. Rwnie dobrze mogy by odlane z tego
samego elaza co piercie. Ptla bya do luna, ale chocia nie sprawiaa jej blu, nie moga wyj z niej
stopy. Prbowaa, lecz tylko otara sobie skr.
Niezwizan nog zapara si o cian i mocno pocigna. Nie ustpi ani sznur, ani piercie, mimo to
cigna dalej, dopki z wysiku nie zaczo upa jej w gowie i nie zobaczya gwiazd przed oczami.
I wanie wtedy gdy zgasy, gdy ciko dyszc, leaa na ziemi, zobaczya te wietliste punkciki.
Przekonawszy si, e nie s zudzeniem, sprbowaa ich dotkn. wiato to wyjcie, a przynajmniej co, co
znajdowao si za murami tego czarnego, bezkresnego wizienia. Rzecz w tym, e nie moga ich dosign.
Podesza bliej na tyle, na ile pozwala jej sznur. Ostronie wycigna rk. Dotkna czego twardego i
sztywnego trzydzieci, czterdzieci centymetrw dalej. Powoli obmacaa to rkami. Deski. Spkane,
nieheblowane deski.
wiato sczyo si przez szpary i rozstpy. Jedna ze szpar znajdowaa si dokadnie naprzeciwko i bya
wiksza ni pozostae. Jenny przysuna si jeszcze bliej. Musna rzsami chropowate drewno, nerwowo
drgna i ostronie przytkna oko do szpary.
Zobaczya cz mrocznego, kiszkowatego pomieszczenia. Sdzc po duej wilgotnoci powietrza, bya to
jaka piwnica czy suterena. Niepomalowane kamienne ciany, pki ze sojami i puszkami, wszystko stare i
zakurzone. I drewniany st roboczy naprzeciwko, taki z imadem i narzdziami. Ale to nie widok stou ni
wstrzsn.
Z sufitu, niczym rzd odraajcych wahade, zwisay ciaa martwych zwierzt.
Dziesitkw zwierzt. Lisw, ptakw, zajcy, gronostajw, kretw; by tam nawet borsuk. W sabym
przecigu, wszystkie faloway w powietrzu z przyprawiajc o mdoci powolnoci niczym powierzchnia
odwrconego do gry nogami morza. Niektre wisiay za szyj, inne za nogi, demonstrujc tpe kikuty w
miejscu, gdzie powinna by gowa. Wiele mniejszych doszcztnie zgnio i gapio si na ni pustymi
oczodoami.
Zdawiwszy krzyk przeraenia, Jenny odepchna si od ciany. Teraz ju wiedziaa, skd pochodzi ten
smrd. I czujc, e staj jej dba wosy na karku, zdaa sobie spraw z czego jeszcze. Wyprostowaa si i
powoli wycigna rk do gry. Czubkami palcw dotkna czego mikkiego. Sier. Szybko zabraa rk,
potem zmusia si, eby wycign j ponownie. Tym razem musna kilka mikkich pir, ktre zakoysay
si pod jej dotykiem.
Zwierzta zwisay i z sufitu jej celi.
Mimowolnie krzykna, przykucna i przywara do ciany. Zaamaa si i rozpakaa. Ale powoli przestaa
paka. Wytara oczy i nos. Idiotka. Pacz nic nie pomoe. A zwierzta s martwe. Nic ci nie zrobi.
Wziwszy si w gar, ponownie podesza do ciany i przytkna oko do szpary. Nikogo. Nic si tam nie
zmienio. Ale teraz dostrzega co, czego wstrznita widokiem zwierzt przedtem nie zauwaya. Jaki

zakamarek za stoem. I wanie stamtd, z tego zakamarka, sczyo si sabe, sztuczne wiato. A w wietle
tym zobaczya schody.
Wyjcie.
Popatrzya na nie wygodniaym wzrokiem, cofna si i ostronie napara na deski. Potem uklka i
grzmotna w nie piciami. Wstrzs porazi jej ramiona. Nabia sobie kilka drzazg. Przepierzenie nie
ustpio.
Ale to, e w ogle sprbowaa, podnioso j na duchu. Uderzya piciami jeszcze raz, i jeszcze raz, z
kadym uderzeniem wyzbywajc si czstki strachu, ktry j paraliowa. Zadyszana cofna si pod cian,
gdzie moga usi. cierpa jej przewizana sznurem noga, znowu rozbolaa j gowa, jeszcze bardziej
chciao jej si pi, mimo to odczuwaa ponur satysfakcj. Trzymaa si jej kurczowo, nie mylc o tym, jak
niewiele tak naprawd osigna. Przepierzenie byo do przejcia. Majc czas, mogaby si przez nie przebi.
Z tym e nie wiesz, ile ci tego czasu zostao. Prawda?
Odpdziwszy t myl, chwycia sznur i zacza obmacywa wze.
Rozdzia 22
Nazajutrz rano wczyem radio i dowiedziaem si, e aresztowano podejrzanego.
W nocy prawie nie spaem; wikszo czasu przesiedziaem w fotelu, chcc i jednoczenie nie chcc, eby
zadzwoni do mnie Mackenzie. Ale telefon milcza. O pitej wstaem i wziem prysznic. Potem usiadem w
ogrodzie i otpiay, dugo patrzyem, jak wiat budzi si do ycia. Nie chciaem wcza radia, dobrze
wiedzc, o czym bd mwili w wiadomociach. Lecz przytaczaa mnie panujca w domu cisza, a milczce
radio byo jeszcze gorsze. O smej ulegem i pstryknem wcznikiem.
- ...tosamoci nie ujawniono, ale policja potwierdza, e wczoraj wieczorem aresztowano jednego z
mieszkacw Manham w zwizku z uprowadzeniem Jenny Hammond, nauczycielki miejscowej szkoy
podstawowej.
Prezenter zacz czyta kolejn wiadomo.
Chciaem krzykn: A co z Jenny?! Jeli kogo aresztowano, dlaczego jej nie znaleziono? Zdaem sobie
spraw, e kurczowo zaciskam rk na uchwycie ekspresu do kawy. Odstawiem go z trzaskiem i chwyciem
suchawk telefonu. Odbierz, modliem si w duchu. Odbierz. Jeden sygna, drugi, trzeci -pomylaem, e
zaraz wczy si poczta gosowa i w tym momencie odebra.
- Znalelicie j? - rzuciem, zanim zdy cokolwiek powiedzie.
- Doktor Hunter?
- Znalelicie?
- Nie. Niech pan posucha. Nie mog teraz rozmawia. Oddzwoni.
- Niech pan nie odkada suchawki! Kogo aresztowalicie?
- Nie mog powiedzie.
- Na mio bosk!
- O nic go jeszcze nie oskarono, dlatego nie moemy ujawni jego nazwiska. Dobrze pan wie, jak to
wszystko dziaa - doda niemal przepraszajco.
- Powiedzia co?
- Jeszcze go przesuchujemy. Innymi sowy, nie.
- Dlaczego nic mi pan nie powiedzia? Obieca pan natychmiast zadzwoni!
- Byo ju pno. Chciaem zadzwoni rano.
- Dlaczego? Ba si pan w czym mi przeszkodzi?
- Niech pan posucha. Wiem, e si pan martwi, ale prowadzimy ledztwo...
- Zapomnia pan, e braem w nim udzia?
- Kiedy tylko bd mg co powiedzie, natychmiast zadzwoni. Ale najpierw musimy go przesucha.
Miaem ochot go zbluzga, ale si powstrzymaem. Nie nalea do tych, ktrzy reaguj na groby.
- W radiu podali, e to kto std - powiedziaem, silc si na spokj. - To oznacza, e ju niedugo wszyscy
bd wiedzieli, kto to jest, chce pan tego czy nie. Ja te. Strac tylko kilka godzin na gupie domysy. - Nagle
oklapem. - Prosz. Ja musz wiedzie...
Zawaha si. Milczaem, eby mia czas przekona sam siebie. Ciko westchn.
- Niech pan zaczeka.
Zasoni rk suchawk. Pewnie z kim rozmawia i nie chcia, ebym ich podsucha. Po chwili
przyciszonym gosem powiedzia:
- To cile tajne, zgoda? Czekaem.
- To Ben Anders.
Spodziewaem si, e usysz znajome nazwisko. Ale nie to.
- Doktorze? Jest pan tam?
- Ben Anders? - powtrzyem oszoomiony.
- Jego samochd widziano w pobliu domu Jenny Hammond wczesnym rankiem na dzie przed jej
zaginiciem.

- I to wszystko?
- Nie, nie wszystko - warkn. - W baganiku znalelimy sprzt do zastawiania side. Drut i noyce do
cicia drutu. Drewniane paliki. Stranik leny takich rzeczy ze sob nie wozi.
Wci nie mogo to do mnie dotrze. Ale umys zaczyna ju powoli pracowa.
- Kto widzia jego samochd w pobliu domu Jenny?
- Nie mog powiedzie.
- Dostalicie cynk, co? Anonimowy cynk.
- Dlaczego pan tak myli? - spyta podejrzliwie.
- Bo wiem, kto go wam da - odparem z nagym przekonaniem. - Carl Brenner. Pamita pan, jak
powiedziaem, e wedug Bena, Carl kusuje? Par dni temu pobili si w pubie. Brenner oberwa.
- To nic nie znaczy - upiera si Mackenzie.
- To znaczy, e powinnicie spyta Brennera, co o tym wie. Nie wierz, eby Ben mia co z tym
wsplnego.
- Dlaczego? Bo to paski przyjaciel? - Mackenzie wpad w gniew.
- Nie, bo go wrobiono.
- Aha, i myli pan, e nie wzilimy takiej moliwoci pod uwag, tak? I zanim pan spyta, Brenner ma
mocne alibi, w przeciwiestwie do Andersa. Wie pan, e by kochankiem Sally Palmer?
Wiadomo ta skutecznie zatkaa mi usta.
- Byli ze sob kilka lat temu - cign Mackenzie. - Tu przed pana przyjazdem do Manham.
- Nie wiedziaem - odparem oszoomiony.
- Moe zapomnia panu o tym wspomnie. I zao si, e nie wspomnia rwnie o tym, e pitnacie lat
temu aresztowano go za napa seksualn na kobiet.
Po raz drugi zabrako mi sw.
- Mielimy go na oku, zanim dostalimy cynk - kontynuowa bezlitonie Mackenzie. - To zdumiewajce,
ale nie jestemy kompletnymi idiotami. A teraz wybaczy pan, jestem bardzo zajty.
I odoy suchawk. Ja odoyem swoj. Nie wiedziaem, co o tym myle. W normalnych
okolicznociach mgbym przysic, e Ben jest niewinny. Wci byem przekonany, e to Brenner da im
ten anonimowy cynk. By na tyle maostkowy, eby bez wzgldu na konsekwencje wyrwna rachunki z
Benem.
Mimo to rozmowa z Mackenziem mn wstrzsna. Nie miaem pojcia, e Ben utrzymywa zaye
stosunki z Sally, a take e aresztowano go za napa na kobiet. To prawda, nie mia adnych powodw,
eby mi o tym mwi i - zwaszcza w tej sytuacji - mia kady powd do tego, eby milcze. Ale teraz
zwtpiem, czy dobrze go znam. Na wiecie roi si od ludzi, ktrzy uparcie twierdzili, e ich znajomy nie
moe by morderc. Po raz pierwszy dotaro do mnie, e jestem jednym z nich.
Ale o wiele bardziej niepokojca bya moliwo, e policja traci bezcenny czas na nie tego czowieka, co
trzeba. Nagle podjem decyzj. Chwyciem kluczyki samochodowe i wybiegem z domu. Jeli Brenner
skama, eby wrobi Bena, musiaem mu uwiadomi, na co skazuje Jenny. Musiaem wiedzie, jak byo i
w razie koniecznoci wycisn z niego prawd. A jeli mi si nie uda...
Nie chciaem o tym myle.
Gdy jechaem przez miasteczko, byo ju upalnie. Na ulicy krcio si wicej policjantw i dziennikarzy
ni przedtem. Na chodnikach stali grupkami reporterzy i dwikowcy, skwaszeni, e nie mog
przeprowadzi wywiadu z uparcie milczcymi mieszkacami Manham. Nie mogem znie myli, e
przyjechali tu ze wzgldu na Jenny. Mijajc koci, zobaczyem na cmentarzu Scarsdale'a. Wydawa
polecenia Tomowi Masonowi, groc mu kocistym palcem. Gdy zobaczy, e id w jego stron, gwatownie
urwa i zrobi niezadowolon min.
- Pan doktor - rzuci zimno na powitanie.
- Chc pana prosi o przysug - zaczem bez wstpw.
- O przysug? Pan? To nowo. - Nie potrafi ukry satysfakcji. Pozwoliem mu si ni nacieszy. Stawk
w tej grze byo co wicej ni
duma, moja czy jego. Nie pytajc, czego chc, demonstracyjnie spojrza na zegarek.
- Nie wiem, o co chodzi, ale bdziemy musieli odoy to na pniej. Czekam na telefon. Mam wywiad w
radiu.
Kiedy indziej jego poczucie wyszoci pewnie by mnie zirytowao, ale teraz nawet nie zwrciem na to
uwagi.
- To wane.
- Skoro tak, na pewno zechce pan z tym zaczeka, prawda? - Przekrzywi gow, syszc dzwonek telefonu
zza drzwi kocioa. - Prosz wybaczy.
Miaem ochot chwyci go za ten zakurzony konierz i mocno nim potrzsn, ale tylko zacisnem zby.
Odszed. Kusio mnie, eby te odej, ale jeli miaem zaapelowa do tego, co uchodzio za lepsz natur

Brennera, jego obecno moga mi pomc. Omal go nie przejechaem i gdybym poszed sam, bardzo
wtpiem, eby zechcia mnie wysucha.
Z zamylenia wyrwao mnie szczkanie ogrodowego sekatora. Tom. Przycina traw na klombie, udajc,
e nie sysza naszej rozmowy. Poniewczasie zdaem sobie spraw, e nawet si z nim nie przywitaem.
- Dzie dobry - powiedziaem, starajc si mwi normalnym tonem gosu. - Gdzie George?
- Boli go, jeszcze ley.
Nie wiedziaem, e choruje. Kolejny dowd na to, e zaczynaem traci kontakt z pacjentami.
- Znowu krzy? Kiwn gow.
Jeszcze kilka dni i mu przejdzie.
Znowu naszy mnie wyrzuty sumienia. George i jego wnuk byli pacjentami Henry'ego, ale to ja miaem
jedzi do nich na wizyty domowe. George, stary ogrodnik, by w Manham postaci tak dobrze znan, e
powinienem zauway jego zniknicie. Ciekawe ilu jeszcze pacjentw zawiodem? Przedtem i teraz, bo tego
dnia Henry znowu mnie zastpowa.
Lecz strach o Jenny przesania wszystko. Zza otwartych drzwi dobiega napuszony gos Scarsdale'a, a we
mnie coraz bardziej narastaa potrzeba natychmiastowego dziaania. Z niecierpliwoci zakrcio mi si w
gowie. Soce wiecio za jasno, cmentarne powietrze mdlio od zapachw. Przez cay czas co nie dawao
mi spokoju, ale gdy usyszaem, jak Scarsdale odkada suchawk, momentalnie o tym zapomniaem. Chwil
pniej wielebny wyszed z kocioa, arogancki, zadufany w sobie i zadowolony.
- Sucham. Chcia pan mnie prosi o przysug.
- Jad do Carla Brennera. Prosz, eby pojecha pan ze mn.
- Naprawd? Niby dlaczego miabym to zrobi?
- Bo pana wysucha, a mnie nie.
- Wysucha w jakiej sprawie?
Zerknem na Toma, ale pochonity prac odszed dalej.
- Policja kogo aresztowaa. Myl, e Brenner co im powiedzia i popenili bd.
- Czy ten bd" ma moe co wsplnego z Benem Andersem?
Za odpowied wystarczya mu moja mina. By z siebie zadowolony.
- Przykro mi, ale musz pana rozczarowa. To adna nowina. Ludzie widzieli, jak go aresztuj. Co
takiego trudno utrzyma w tajemnicy.
- Niewane, kto to. Nadal uwaam, e Brenner ich okama.
- Mog spyta dlaczego?
- Bo ma do Bena uraz. Skorzysta z okazji, eby si odegra.
- Ale nie wie pan tego na pewno, prawda? - Scarsdale krytycznie cign usta. - Poza tym, o ile si nie
myl, Anders jest paskim przyjacielem,
- Jeli jest winny, zasuy na wszystko, co z nim zrobi. Ale jeli nie, policja traci tylko czas.
- To oni o tym zadecyduj, a nie wiejski lekarz. Prbowaem zachowa spokj.
- Prosz.
- Przykro mi, doktorze, ale chyba nie rozumie pan, czego pan ode mnie da. Chce pan, ebym wtrci si
do policyjnego ledztwa.
- Nie! - Omal nie krzyknem. - Chc, eby pomg mi pan uratowa komu ycie! Prosz- powtrzyem
ciszej. - Tu nie chodzi o mnie. Kilka dni temu w tym kociele siedziaa Jenny Hammond i mwi pan wtedy
o potrzebie dziaania. Moliwe, e ona jeszcze yje, ale jeli tak, zostao jej bardzo mao czasu. Nie mona...
Nie mog... - Zaama mi si gos.
Scarsdale uwanie mnie obserwowa. Nie mogc mwi, pokrciem gow i ruszyem w stron ulicy.
- Dlaczego uwaa pan, e Brenner zechce mnie wysucha? Chwil trwao, zanim otrzewiaem na tyle,
eby si odwrci.
- Powoa pan stra obywatelsk. Bardziej liczy si z panem ni ze mn.
- Ta trzecia ofiara... Zna j pan? Kiwnem gow.
Scarsdale zastanawia si przez chwil. W oczach mia co, czego przedtem nie dostrzegem. Pocztkowo
nie wiedziaem, co to jest, lecz w kocu zrozumiaem. By to przebysk wspczucia. Szybko znikn,
ustpujc miejsca zwykej u niego wyniosoci.
- Dobrze - powiedzia. - Pojedziemy.
Nigdy nie byem u Brennera, ale jego domu trudno byo nie zauway. Sta niecae dwa kilometry za
miasteczkiem i prowadzia do niego bita droga, latem pena dziur, przez reszt roku botnista i pena kau.
Okoliczne ki i pola kiedy osuszono, lecz powoli wracay do swego pierwotnego, dzikiego stanu. I wanie
tam, dokadnie porodku dziaki, wrd gratw i rupieci, sta dom, wysoki i zapuszczony. Zdawao si, e
nie ma w nim ani jednego kta prostego, ani jednej prostej linii. Z biegiem lat dobudowano do kilka
przybudwek i nadbudwek, rozpadajcych si bud, ktre przywieray do cian jak pijawki. Dach by
poatany blach falist. Zamontowano na nim wielki, absurdalnie nowoczesny talerz anteny satelitarnej.

Jechalimy krtko i przez ten czas Scarsdale ani razu si do mnie nie odezwa. W zamknitej przestrzeni
samochodu jego stchy, lekko kwaskowaty zapach by jeszcze bardziej wyczuwalny. Land rover
podskakiwa na zrytej koleinami drodze. Na spotkanie wybiegi nam wciekle ujadajcy pies, lecz gdy
wysiedlimy, trzyma si od nas z daleka. Zaomotaem do frontowych drzwi; natychmiast odpady z nich
patki starej farby. Otworzyy si niemal od razu i w progu stana znuona kobieta, w ktrej rozpoznaem
matk Brermera.
Bya przeraliwie chuda. Miaa proste, siwe wosy, blad cer i wygldaa tak, jakby uszo z niej ycie. I
pewnie uszo, biorc pod uwag, e bya wdow i samotnie wychowywaa takiego syna jak Carl. Mimo
upau, bya w rcznie robionym rozpinanym swetrze i wypowiaej sukience. Poprawia j i bez sowa
szybko zamrugaa.
- Doktor Hunter- zaczem; Scarsdale'a nie musiaem przedstawia. -Czy zastalimy Carla?
Zdawao si, e pytanie nie wzbudzio adnej reakcji. Ju miaem je powtrzy, gdy kobieta skrzyowaa
rce na piersiach.
- Carl pi - odpara zaczepnie i nerwowo.
- Musimy z nim porozmawia. To wane.
- Nie lubi, jak si go budzi. Scarsdae postpi krok do przodu.
- Zajmie nam to tylko chwil. To naprawd wane.
Zirytowao mnie, e prbuje przej inicjatyw, lecz irytacja szybko mina. Chciaem tylko jednego:
wej do rodka. Brennerowa niechtnie odsuna si na bok.
- Zaczekajcie w kuchni - powiedziaa. - Zawoam go.
Scarsdale wszed pierwszy, ja za nim. W zagraconym korytarzu pachniao smaelin i starymi meblami. W
kuchni zapach smaenia by jeszcze silniejszy. W kcie gra may telewizor. Nad pustymi talerzami
niadaniowymi kcili si nastoletni chopak i dziewczyna. Par krokw dalej, z zabandaowan nog na
niskim stoku, siedzia Scott Brenner. Pi herbat i oglda telewizj.
Gdy weszlimy, spojrzeli na nas i zamilkli.
- Dzie dobry - rzuciem zakopotany do Scotta; nie pamitaem imienia jego modszego brata i siostry.
Nagle dotaro do mnie, e przyszedem tu, by zarzuci komu kamstwo, i po raz pierwszy naszy mnie
wtpliwoci. Ale szybko je odpdziem. Miaem racj czy nie, musiaem to zrobi.
Zapada cisza. Scarsdae sta porodku kuchni nieruchomo jak posg. Chopak i dziewczyna nie
przestawali si na nas gapi. Scott spuci oczy.
- Jak noga? - spytaem, eby cokolwiek powiedzie.
- W porzdku. - Spojrza na ni i wzruszy ramionami. - Troch boli. Banda by brudny.
- Kiedy ostatni raz zmieniae opatrunek? Scott si zaczerwieni.
- Nie wiem.
- Ale zmieniae? Nie odpowiedzia.
- To gboka rana, nie wolno jej tak zostawia.
- Przecie nigdzie z t nog nie dojd, nie?
- Moga przyj tu pielgniarka. Albo Carl mg podrzuci ci do przychodni. Scott natychmiast zamkn
si w sobie.
- Carl nie ma czasu.
Na pewno, pomylaem, A ja jestem za bardzo zajty sob. Kolejny dowd na to, e straciem kontakt z
pacjentami. Usyszelimy kroki na schodach i do kuchni wesza ich matka.
- Melissa, Sean, idcie na dwr - rozkazaa.
- Dlaczego? - zaprotestowaa dziewczyna.
- Bo tak chc! No? Jazda!
Powczc nogami, wyszli li na cay wiat. Matka stana przy zlewie i pucia wod.
- Zejdzie? - spytaem.
- Jak bdzie gotowy - mrukna.
Wygldao na to, e nic wicej nie powie. Zdenerwowana zacza zmywa i sycha byo jedynie szum
wody, brzk talerzy i sztucw. Wytyem such, ale na grze panowaa cisza.
- To co mam zrobi? - spyta Scott, patrzc z niepokojem na chor nog. Z trudem wrciem do
rzeczywistoci. Czuem, e Brenner mnie obserwuje.
Niecierpliwo stoczya krtki pojedynek z poczuciem obowizku i przegraa.
- Poka. Obejrz j.
Mimo brudnego bandau rana nie wygldaa le. Goia si i istniao due prawdopodobiestwo, e Scott
odzyska pen wadz w nodze. Szwy zakada mu chyba pocztkujcy student medycyny, ale brzegi rany
byy ju zronite. Przyniosem apteczk z samochodu i zaczem j przemywa i bandaowa. Prawie
skoczyem, gdy na schodach zadudniy cikie kroki.
Nonszalancko wszed do kuchni. By w brudnych dinsach i podkoszulku. Blady, lecz potnie
zbudowany, mia silnie uminione brzuch i pier. Przeszy mnie jadowitym spojrzeniem, a potem z

niechtnym szacunkiem skin gow Scarsdale'owi. Przypomina nadsanego ucznia na dywaniku u


surowego dyrektora szkoy.
- Dzie dobry, Carl - powiedzia wielebny, ponownie przejmujc inicjatyw. - Przepraszamy, e ci
przeszkodzilimy.
W jego gosie zabrzmiaa nutka dezaprobaty. Syszc j Brenner dopiero teraz zda sobie spraw ze swego
wygldu.
- Dopiero co wstaem - mrukn wci zaspany. - Pno poszedem spa. Mina wielebnego mwia, e
przymknie na to oko. Ale tylko tym razem.
- Pan doktor chce ci o co spyta.
Brenner spojrza na mnie z nieukrywan wrogoci.
- A co to mnie, kur... - Ugryz si w jzyk. - A co to mnie obchodzi? Scarsdale, cierpliwy rozjemca,
uspokajajcym gestem podnis rce.
- Wiem, e ci przeszkadzamy, ale pan doktor uwaa, e to wane. Wysuchaj go. - Zerkn na mnie na
znak, e zrobi, co mg. Scott i jego matka nie odrywali ode mnie wzroku.
- Na pewno ju wiesz, e policja aresztowaa Bena Andersa - zaczem. Brenner nie spieszy si z
odpowiedzi. Opar si o st i zaoy rce.
- No i co z tego?
- Wiesz co na ten temat?
- Niby skd mam wiedzie?
- Policja dostaa cynk. Od ciebie?
Agresja bia z niego jak gorco z pieca.
- Co to ma wsplnego z panem?
- Bo jeli od ciebie, chc wiedzie, czy naprawd go tam widziae. Brenner zmruy oczy.
- Zarzuca mi pan kamstwo?
- Posuchaj, nie chc, eby policja na prno tracia czas.
- Skd pewno, e traci? Najwysza pora, eby ludzie przejrzeli na oczy i zobaczyli, jaki z niego
sukinsyn.
Scott poruszy si nerwowo w fotelu.
- Carl, moe on...
Brenner ypn na niego spode ba.
- Zamknij si. Kto ci, kurwa, o co pyta? Scott drgn i skuli ramiona.
- Tu nie chodzi o Bena Andersa! - powiedziaem. - Na mio bosk czy ty tego nie rozumiesz?
Brenner odepchn si od stou i zacisn pici.
- Za kogo ty si, kurwa, uwaasz? Wczoraj, kiedy zatrzymalimy ci na drodze, nie chciae z nami gada,
bo nie twj poziom, co? A teraz przychodzisz tu i mwisz mi, co mam robi?
- Chc tylko pozna prawd.
- To znaczy, e co? e jestem kamc?
- To znaczy, e igrasz z czyim yciem! Carl umiechn si dziko.
- I dobrze. Niech sukinsyna powiesz, mam to gdzie.
- Nie chodzi o niego! - krzyknem. - Chodzi o t dziewczyn! Co si z ni stanie?
Carl przesta si umiecha. Najwyraniej nie przyszo mu to do gowy. Wzruszy ramionami, ale wida
byo, e przeszed do defensywy.
- Ona ju pewnie nie yje.
Chciaem si na niego rzuci, ale Scarsdale pooy mi rk na ramieniu. Z wielkim trudem zaapelowaem
do Carla raz jeszcze.
- On je przetrzymuje - powiedziaem, nie panujc nad gosem. - Przez dwa, trzy dni. Przetrzymuje, drczy i
zabija. Mija ju drugi dzie, a policja wci przesuchuje Andersa, bo chce, eby si przyzna. Tylko dlatego,
e kto da im faszywy cynk. - Musiaem przesta mwi. - Prosz - dodaem po chwili. - Jeli to ty,
powiedz im to. Prosz.
Pozostali patrzyli na mnie zaszokowani. Nikt spoza policyjnej grupy ledczej nie wiedzia, e morderca
przetrzymuje swoje ofiary. Zdawaem sobie spraw, e Mackenzie bdzie na mnie wcieky, ale miaem to
gdzie. Ca uwag skupiaem na Brennerze.
- Nie wiem, o czym pan mwi - wymamrota z niepewn min i uciek wzrokiem w bok.
- Carl? - wtrcia niemiao jego matka.
- Mwi, e nie wiem! - warkn Brenner, ponownie wpadajc w gniew. -Chciae mnie o co spyta i
spytae, to teraz odpierdol si, dobra?
Nie wiem, co by si stao, gdyby nie byo tam Scarsdale'a. Szybko stan midzy nami i powiedzia:
- Do tego! - Spojrza na Carla. - Rozumiem, e jeste zdenerwowany, ale wolabym, eby nie uywa
takiego jzyka w mojej obecnoci. I w obecnoci matki.

Brenner by wcieky, lecz Scarsdale niezachwianie wierzy w si swej osobowoci. Odwrci si do


mnie.
- Chcia pan z nim porozmawia i porozmawia pan. Nie ma sensu zostawa tu duej.
Ani drgnem. Patrzyem na Carla jeszcze bardziej przekonany, e wrobi Bena z zemsty. Widzc jego
ponur gb, miaem ochot go zbi, wydusi z niego prawd si.
- Jeli co si jej stanie - powiedziaem dziwnie obcym gosem - jeli Jenny umrze, bo skamae,
przysigam, e ci zabij.
Zdawao si, e groba wyssaa cae powietrze z kuchni. Scarsdaie wzi mnie pod rk i poprowadzi do
drzwi.
- Idziemy, doktorze.
Przystanem przed Scottem. Mia blad twarz i patrzy na mnie wytrzeszczonymi oczami. Scarsdaie
pocign mnie do drzwi.
Do samochodu wsiedlimy bez sowa. Mow odzyskaem dopiero na drodze do miasteczka.
- On kamie.
- Gdybym wiedzia, e przestanie pan nad sob panowa, nigdy bym z panem nie pojecha - wysycza
Scarsdaie. - Zachowa si pan skandalicznie.
Popatrzyem na niego zdumiony.
- Skandalicznie? Brenner wrobi niewinnego czowieka i ma wszystko gdzie!
- Nie ma pan na to dowodu.
- Niech pan przestanie. By pan tam, sysza go pan!
- Syszaem ktni dwch mczyzn, ktrzy niepotrzebnie wpadli w gniew, to wszystko.
- Mwi pan powanie? Naprawd nie wierzy pan, e to on da cynk policji?
- Nie mnie o tym sdzi.
- Nikt pana o to nie prosi. Niech pan po prostu pojedzie ze mn i powie im, e powinni go przesucha!
Scarsdaie dugo si nie odzywa. W kocu odpowiedzia, lecz nie bezporednio.
- Wspomnia pan, e ten czowiek nie zabija swoich ofiar od razu. Skd pan o tym wie?
Z nawyku lekko si zawahaem, ale byo mi ju wszystko jedno, kto i czego si dowie. Przestao to mie
jakiekolwiek znaczenie.
- Badaem ich zwoki.
Scarsdale gwatownie odwrci gow.
- Pan?
- Kiedy si w tym specjalizowaem. Zanim tu przyjechaem. Pastor trawi to przez chwil.
- To znaczy, e bra pan udzia w ledztwie?
- Tak, prosili mnie o pomoc.
- Rozumiem... - Po jego gosie poznaem, e nie bardzo mu si to podoba. I postanowi pan zachowa to w
tajemnicy.
- To bardzo draliwy temat. Niechtnie o tym mwi.
- Naturalnie. C, ostatecznie jestemy tylko prowincjuszami. Nasza ignorancja musiaa bardzo pana
rozbawi.
Na policzkach wykwity mu czerwone plamy. Zdaem sobie spraw, e jest wcieky. Nie zy, tylko
wcieky. Jego reakcja zaskoczya mnie, lecz po chwili wszystko zrozumiaem. Lubi dominowa, uwaa si
za przywdc miasteczka. I nagie okazao si, e przez cay czas mia rywala, e rywal ten dysponowa
informacjami, ktrymi on dysponowa nie mg. Uraziem jego dum. Gorzej:, uraziem jego dumne ego.
- To nie tak - odrzekem.
- Nie? To dziwne, e mwi mi pan o tym dopiero teraz, kiedy czego pan ode mnie chce. C, ju widz,
jak bardzo byem naiwny. I zapewniam pana, e drugi raz nie dam zrobi z siebie gupca.
- Nikt nie zrobi z pana gupca. Jeli pana obraziem, przepraszam, ale tu chodzi o co wicej ni o pana
czy o mnie.
- Tak, rzeczywicie. Dlatego moe by pan pewny, e od tej pory zdam si wycznie na specjalistw. Powiedzia to z gorzk ironi w gosie. -Ostatecznie jestem tylko prostym sug boym.
- Potrzebuj paskiej pomocy. Nie mog...
- Nie sdz, ebymy mieli sobie co wicej do powiedzenia. Reszta podry upyna w milczeniu.
Rozdzia 23
Obudzi j haas. Gsty mrok pocztkowo j zdezorientowa. Nie pamitaa, gdzie jest, dlaczego nic nie
widzi. Zawsze spaa przy rozsunitych zasonach, wic nawet w najciemniejsz noc do sypialni wpadao troch wiata. Dopiero po chwili poczua ten zapach i zdaa sobie spraw, e siedzi na twardej pododze.
wiadomo ta przygniota j jak monstrualny ciar.
Ponownie pocigna za sznur. Miaa zdarte paznokcie i gdy possaa palec, poczua smak krwi. Ale mimo
jej wysikw, wze nie puci. Bezwadnie osuna si na cian. Coraz bardziej zaczynay jej doskwiera

inne niewygody. Choby gd, ale przede wszystkim pragnienie. Zanim zasna, na granicy zasigu rki
znalaza malek kau sczcej si ze cian wody.
Bya za pytka, eby si z niej napi, zdja wic podkoszulek, namoczya go i dugo ssaa. Woda bya
stcha i sonawa, ale smakowaa cudownie.
Potem znalaza dwie inne kaue i znowu skorzystaa z podkoszulka. Lecz pragnienia nie zaspokoia. nia
jej si woda. Obudzia si ze spieczonymi ustami, w letargu, z ktrego nie moga si otrzsn. Wiedziaa, e
s to pierwsze oznaki niedoboru insuliny, ale nie chciaa o tym myle. eby si czym zaj, jeszcze raz
zbadaa podog z nadziej, e kaue znowu s pene.
I wtedy usyszaa ten haas. Dochodzi zza drewnianego przepierzenia.
Kto tam by.
Czekaa z wstrzymanym oddechem. Ten kto na pewno nie przyby na ratunek. Odgosy nie ustaway, ale
poza tym nie dziao si nic. Zauwaya te, e przez szpary w deskach wpada do celi wicej wiata. Gdy
powoli peza w tamt stron, dudnienie krwi w gowie zaguszao wszystkie inne dwiki. Macajc wokoo
rkami, najciszej jak tylko moga, przytkna oko do tej samej szpary co przedtem.
W siatkwk ukuo j przeraliwie jasne wiato. Zamrugaa, eby oko przestao zawi i zaczekaa, a
wzrok przywyknie do jasnoci. Nad stoem palia si naga arwka na dugim kablu. Zwisaa tu nad blatem,
tak nisko, e rzucaa jedynie may krg wiata, owietlajc niewielki fragment pomieszczenia. Jego
pozostaa cz, wraz z wiszcymi pod sufitem martwymi zwierztami, tona w bezksztatnym mroku.
Haas powtrzy si i z mroku wyszed jaki mczyzna. Szpara znajdowaa si tu nad podog i patrzc
pod tym ktem, Jenny miaa bardzo ograniczony widok. Gdy mczyzna stan przy stole, dostrzega tylko
dinsy i kawaek wojskowej kurtki. Sdzc po sylwetce, musia by wysoki i dobrze zbudowany. Przez
chwil pochyla si nad blatem, potem ruszy w jej stron.
W popochu czmychna pod cian. Kroki ucichy. Sparaliowana patrzya w ciemno. Gony trzask i
na podog pada pionowa smuga wiat. Chwil pniej zgrzytny zawiasy, deski cofny si i wiato
zalao ca cel. Olepiona Jenny zasonia sobie oczy.
Growa nad ni czyj mroczny cie.
- Wsta. - Cichy szept.
Nie wiedziaa, czy zna ten gos czy nie; bya zbyt przeraona, eby si nad tym zastanawia. Nie moga
wykona adnego ruchu.
Lekki podmuch powietrza i ostry bl. Krzykna, chwytajc si za rami. Byo mokre. Z niedowierzaniem
spojrzaa na rk. Krew.
- Wstawaj!
Trzymajc si za rozcite rami, z trudem wstaa i chwiejnie opara si o cian. Oczy przywyky ju do
wiata, mimo to nie podniosa gowy. Nie patrz na niego, mylaa. Jeli zobaczy, e go rozpoznaa, ju ci
std nie wypuci. Spojrzaa tam mimowolnie, wbrew sobie. Nie na jego twarz, tylko na myliwski n z
zakrzywionym ostrzem skierowanym w jej stron. Boe, nie, prosz...
- Rozbieraj si.
Znowu poczua si jak wtedy, jak z tym takswkarzem. Ale teraz byo o wiele gorzej, gdy nie moga
liczy na to, e kto przyjdzie jej na ratunek.
- Po co? - Z odraz usyszaa nutk histerii w swoim gosie.
N ci ponownie, nie miaa nawet czasu, eby zareagowa. Poczua palce zimno na policzku.
Oszoomiona przytkna do rk i co pocieko jej midzy palcami. Popatrzya na byszczc od krwi do i
wtedy zaczo j bole, bole i pali tak mocno, e zabrako jej tchu.
- cigaj ubranie.
Dopiero teraz uwiadomia sobie, e skd ten gos zna. Prbowaa skojarzy go sobie z twarz, lecz
dochodzi jak ze studni. Tylko nie zemdlej, pomylaa. Nie zemdlej. Bl pomg jej si skupi. Zachwiaa
si, lecz nie upada. Syszaa jego chrapliwy oddech, gdy niespiesznie podnis n. Czubek noa dotkn
nagiego ramienia, potem ostrze przywaro do skry na plask, musno j delikatnie jak pirkiem, po mostku
powdrowao do gry i znieruchomiao na szyi. Raptem drgno i czubek noa dotkn mikkiej skry na
gardle. Jego nacisk stopniowo przybiera na sile, zmuszajc j do podniesienia gowy. Gdy ju nie moga
podnie jej wyej, napr ostrego jak iga czubka zela. Staa teraz z odsonitym gardem, na czubkach
palcw, wycignita jak struna. Oddychaa nierwno, apczywie poykajc powietrze i prbujc sta
nieruchomo. Nage n znikn.
- Rozbieraj si.
Otworzya oczy, wci na niego nie patrzc. Chwycia za spd podkoszulka, wilgotnego i brudnego od
wody, nacigna go na gow i ogarna j boga ciemno. Lecz gdy podkoszulek znalaz si na wysokoci
czoa, ciemno pierzcha i Jenny znowu znalaza si w cuchncej celi.
Po raz pierwszy zobaczya, jak wyglda jej wizienie. Bya to po prostu cz piwnicy, oddzielona od
reszty drewnianym przepierzeniem. W mroku za krgiem wiata na stole pitrzyy si stare meble, graty i

rupiecie. Z tyu byy krte schody, ktre widziaa ju przedtem, sabo owietlone niewidocznym rdem
wiata i gince gdzie na grze.
A nad tym wszystkim wisiay okaleczone ciaa zwierzt.
Byo ich tam peno, wszdzie, peno wysuszonych kbkw sierci, koci i pir koyszcych si leniwie w
przecigu. Mczyzna podszed bliej i zasoni jej wiato. Nie moga oderwa wzroku od uniesionego noa
w jego rku. Zacza si szybko rozbiera, rozpaczliwie pragnc unikn kolejnego ciosu. Woya palce pod
gumk szortw i znieruchomiaa, lecz po chwili zsuna je do kostek. Bya teraz w samych majtkach. Staa
ze spuszczon gow bojc si spojrze mu w oczy, tak samo jak baaby si spojrze w oczy wciekemu
psu.
- Wszystko - rzuci ochrypym gosem.
- Co pan chce zrobi? - wyszeptaa, gardzc sob za sabo w gosie.
- Zdejmuj to!
Posuchaa go przeraona i zdrtwiaa ze strachu. Mczyzna nachyli si, szybkim ruchem noa rozci
szorty i majtki i niecierpliwie odrzuci je na bok. Zdawia krzyk, gdy powoli wycign rk i niemal z
wahaniem dotkn jej piersi. eby si nie rozpaka, zagryza warg, odwrcia gow, znowu zobaczya
wiszce pod sufitem zwierzta i zupenie nie mylc...
Uderzya go w rk.
Skra zachowaa pami dotyku: szorstko wosw, twardo koci. Przez chwil nie dziao si nic. A
potem mczyzna chlasn j na odlew w twarz. Upada na cian i osuna si na podog.
Sta nad ni syszaa jego oddech. Skulia si, czekajc na cios, lecz on nie zrobi nic wicej. Wreszcie
odszed i zalaa j fala ulgi. Bolaa j twarz, ale przynajmniej nie uy noa. Mam szczcie, pomylaa tpo.
I jestem gupia.
Co pstrykno i olepio j jaskrawe wiato. Przesoniwszy oczy, zobaczya, e zapali lamp na stole.
Zalana jej przeraliwym blaskiem usyszaa skrzypienie krzesa. Mczyzna usiad w cienistym mroku.
- Wsta.
Wstaa z bolesnym trudem. Jej krtki bunt co jednak zmieni. Wci si baa, ale teraz do strachu doczy
gniew. Czerpic z niego si, wyprostowaa si buntowniczo. Powiedziaa sobie, e bez wzgldu na to, co jej
zrobi, wytrzyma to z godnoci e przynajmniej sprbuje. Nie wiedzie czemu, stao si to dla niej
niezmiernie wane. Dobrze, pomylaa. Rb, co chcesz. Tylko szybciej.
Czekaa naga i drca. Lecz nie dziao si absolutnie nic. Z mroku dobiegay j tylko niewyrane odgosy.
Co on robi? Zaryzykowaa, szybko zerkna w tamt stron i zobaczya jego rozmyt sylwetk. Siedzia z
szeroko rozchylonymi nogami. Wsuchujc si w te przytumione, rytmiczne odgosy, nagle zrozumiaa.
Mczyzna si onanizowa.
Dochodzce spoza krgu wiata odgosy przybray na sile. Potem usyszaa zdawiony krzyk. Zaszuray
buty i zapada cisza. Jenny staa bez ruchu, wstrzymujc oddech. Co teraz?
Po chwili wsta. Co zaszelecio i ruszy w jej stron. Spucia gow. Zatrzyma si tu przed ni tak
blisko, e poczua jego zapach. Co jej poda.
- W to.
Wycigna rk, ale znowu spojrzaa na n. Od go, pomylaa. Chocia na sekund. Wtedy
zobaczymy, jaki z ciebie chojrak. Ale on go nie odoy. Gdy braa od niego zawinitko, wci ciska go w
rku. Sukienka. Zobaczya, e to sukienka. Pomylaa, e moe j jednak wypuci, i zatlia si w niej iskierka
nadziei. Dopiero po chwili zrozumiaa, co tak naprawd trzyma.
To bya suknia lubna. Biaa, atasowa, z koronkami. Poka ze staroci i poplamiona ciemnymi,
zaschnitymi plamami. Omal nie zwymiotowaa, gdy zdaa sobie spraw, e to...
Krew.
Rozwara palce. Bysn n i na jej ramieniu wykwita cienka, szkaratna linia. Linia momentalnie
wypenia si i wezbraa.
- Podnie to!
Pochylajc si, miaa wraenie, e jej rce i nogi nale do kogo innego. Chciaa w ni wej, lecz zdaa
sobie spraw, e nie moe, e ma na nodze sznur. Krtki przypyw nadziei -ju chciaa go prosi, eby go
przeci, ale co kazao jej milcze. On wanie tego chce. Wyranie to czua. Chce, ebym daa mu pretekst.
Zawiroway wszystkie ciany, lecz to, e go rozgryza, dodao jej si. Niezdarnie woya sukni przez
gow. Materia cuchn. Doszed j zapach kulek na mole, stchy odr potu i leciutki zapach perfum. Z
sukni na gowie, przeraona, e mczyzna potnie j zaraz noem, poczua si jak w klaustrofobicznym
potrzasku. Szybko uwolnia gow i wzia gboki oddech.
Ale mczyzna ju odszed. Sta w ciemnoci i robi co na stole. Jenny spojrzaa w d. Suknia bya
sztywna i zmita. Ubrudzia j krwi, dodajc nowe plamy do tych starych i zaschnitych. Mimo to bya
adnie uszyta, z grubego, cikiego atasu, i wykoczona koronkowymi kwiatami lilii. Nosia j kiedy panna
moda. W najszczliwszym dniu swego ycia.

Co zazgrzytao jak nakrcany zegar. Wci kryjc si w mroku, mczyzna postawi obok lampy mae,
drewniane pudeko. Gdy podnis wieczko, domylia si, co to jest.
Pozytywka. Taka z malek baletnic. Baletnica zacza si obraca i w cuchncym powietrzu popyna
cicha, brzkliwa melodyjka. Mechanizm by zepsuty, mimo to Jenny j rozpoznaa. Claire de Lune.
- Tacz.
Gos wyrwa j z transu.
- Sucham?
- Tacz.
Rozkaz by tak surrealistyczny, e rwnie dobrze mg pa w obcym jzyku. Zaszokowana poruszya si
dopiero wtedy, gdy podnis n. Zacza przestpowa z nogi na nog i chwia si w parodii pijanego taca
na sznurze. Nie pacz, powtarzaa sobie w duchu. Nie moe widzie, e paczesz. Ale zy popyny i tak.
Czua, e obserwuje j na wp ukryty w mroku. Potem ruszy w stron schodw. Gdy znikn na grze,
skonsternowana przestaa taczy. Przez chwil mylaa, e wyszed, nie zamykajc jej drewnianej celi. Ale
kilka sekund pniej ponownie usyszaa kroki. Rwne, powolne, jakby nieporadne. Byo w nich co
zowieszczego. Prbuje ci nastraszy. To tylko kolejna zagrywka, taka sama jak z sukni.
Gdy stan u stp schodw, gwatownie odwrcia gow i zacza niezdarnie taczy. Syszaa, jak idzie
powoli przez piwnic. Ponownie zatrzeszczao krzeso. Wiedziaa, e j obserwuje i pod niemal fizyczn
presj jego wzroku poruszaa si sztywno i nie do rytmu. Dobrze si bawisz? - pomylaa z wciekoci,
podsycajc gniew. Bo tylko dziki gniewowi moga zapanowa nad strachem.
W miar rozwijania si spryny, muzyka zwalniaa i brzmiaa coraz bardziej faszywie. Gdy zupenie
ucicha, trzasna zapaka i rozbysn tawy pomyk. Mrok pierzchn i zaraz powrci. Lecz tu przedtem
Jenny zobaczya twarz siedzcego na krzele mczyzny.
I nagle wszystko zrozumiaa.
Pozytywka ju nie graa, lecz ona prawie tego nie zauwaya. Doszed j zapach siarki i tytoniowego
dymu, ponownie zazgrzyta mechanizm.
Muzyka oya, a ona, wstrznita i jeszcze bardziej zrozpaczona, zacza taczy swj niezdarny taniec.
Rozdzia 24
Bena zwolniono z aresztu wieczorem tego samego dnia. Zadzwoni do mnie Mackenzie.
- Pomylaem, e zechce pan o tym wiedzie. - Mwi zmczonym, bezbarwnym gosem, jakby przez ca
noc nie spa. I pewnie nie spa.
Zaszyem siew przychodni, bo nie mogem wytrzyma w domu. Nie wiem, jak odebraem t wiadomo.
Cieszyem si, tak. Ale byem te - co zupenie nieoczekiwane - rozczarowany. Nigdy nie wierzyem, e Ben
jest morderc, jednak przez cay czas musiao kiekowa we mnie ziarenko wtpliwoci. A moe chodzio o
to, e dopki policja przesuchiwaa podejrzanego, obojtnie jakiego, tlia si we mnie iskierka nadziei, e
znajd Jenny? Teraz iskierka ta zgasa.
- Co si stao? - spytaem.
- Nic. Po poudniu tamtego dnia nie mg by w pobliu jej domu, i tyle.
- Przedtem mwi pan co innego.
- Przedtem mniej wiedzielimy - odpar krtko Mackenzie. - Pocztkowo nie chcia powiedzie, gdzie by.
Wreszcie powiedzia i okazao si, e nie kamie.
- Nie rozumiem. Skoro mia alibi, dlaczego nie powiedzia od razu?
- Niech pan sam go o to spyta - mrukn poirytowany. - Jak zechce, to panu powie. Jeli chodzi o nas,
Anders jest czysty.
Potarem powieki.
- I co teraz?
- Nadal badamy pozostae tropy, to oczywiste. Analizujemy dowody zebrane w jej domu, lady...
- Niech pan przestanie pieprzy i powie szczerze! - Zapada cisza. Wstrzymaem oddech. - Przepraszam.
Mackenzie westchn.
- Robimy wszystko co w naszej mocy. Nic wicej nie mog powiedzie.
- Macie innych podejrzanych?
- Jeszcze nie.
- A Brenner? - W ostatniej chwili postanowiem nie mwi mu, e widziaem si z nim rano. - Jestem
przekonany, e to on da wam cynk o Andersie. Naprawd nie warto z nim porozmawia?
Mackenzie nie potrafi ukry zniecierpliwienia.
- Ju panu mwiem: Carl Brenner ma alibi. Jeli to on da nam faszywy cynk, zajmiemy si tym pniej.
Teraz mamy na gowie waniejsze sprawy.
Prbowaem nie ulec rozpaczy, lecz czuem, e powoli ulegam.
- Mog wam jako pomc? - Wiedziaem, co odpowie, mimo to wci miaem nadziej.
- Nie. Niech pan posucha - doda z wahaniem. - Jest jeszcze czas. Tamte kobiety przetrzymywa prawie
przez trzy dni. Nie ma powodu myle, e teraz zrobi inaczej.

Miaem ochot krzykn: I to ma mnie pocieszy?! Jeli nawet Jenny jeszcze ya, obydwaj wiedzielimy,
e zostao jej bardzo mao czasu. A myl, jak musi teraz cierpie, bya po prostu nie do zniesienia.
Gdy skoczylimy rozmawia, dugo siedziaem z twarz w doniach. Kto zapuka do drzwi. Henry.
Wyprostowaem si.
- S nowe wiadomoci?
Pokrciem gow. Zauwayem, e jest bardzo zmczony. Ale zupenie mnie to nie zdziwio. Od
uprowadzenia Jenny przestaem udawa, e pracuj.
- Dobrze si czujesz? - spytaem.
- wietnie! - Ale pokaz siy i energii nie bardzo mu wyszed. Umiechn si sabo i wzruszy ramionami. O mnie si nie martw. Jako sobie radz. Naprawd.
Nie przekona mnie. Wyglda mizernie i nie potrafi tego ukry. Chocia miaem wyrzuty sumienia, e
zostawiem go samemu sobie, mogem myle tylko o Jenny i o tym, co j czeka w cigu najbliszych
dwudziestu czterech godzin. Wszystko inne byo odlege i niewane.
Widzc, e nie mam nastroju do rozmowy, zostawi mnie samego. Prbowaem czyta protokoy z
ogldzin zwok Sally Palmer i Lyn Metcalf z nadziej e znajd w nich co, co przedtem przeoczyem. Ale
to kierowao moj wyobrani w strony, ktrych prbowaem unika. Sfrustrowany wyczyem komputer.
Patrzc na czarny ekran monitora, nabraem jeszcze wikszego przekonania, e przeoczyem co niezmiernie
wanego. Co, co leao przede mn jak na talerzu. Ju to prawie miaem, ju zaciskaem na tym pace, lecz
w ostatniej chwili znowu mi umkno.
Potrzeba dziaania kazaa mi wsta. Wziem komrk i pobiegem do samochodu. Mogem pojecha tylko
w jedno miejsce. adne inne nie przychodzio mi do gowy.
Ale nawet odjedajc, nie mogem wyzby si wraenia, e przeoczyem co oczywistego.
Ben Anders mieszka w duym, ceglanym domu na skraju miasteczka. Dom nalea kiedy do jego
rodzicw, a kiedy zmarli, mieszka tam z siostr, dopki nie wysza za m i nie wyjechaa. Czsto
powtarza, e jest dla niego za duy, e powinien go sprzeda i kupi mniejszy, ale chyba nie chcia tego
zrobi. C, ostatecznie za duy czy za may, by to jego dom.
Odwiedziem go tam tylko dwa razy. Zarwno za pierwszym, jak i za drugim razem wpadem do niego za
dnia, na strzemiennego po zamkniciu pubu, i parkujc przed cik, drewnian bram w wysokim,
kamiennym murze, pomylaem, e wiadczy to tylko o gbi naszej przyjani.
Nie wiedziaem nawet, czy go zastan. I gdy ju tam przyjechaem, zdaem sobie spraw, e wolabym go
jednak nie zasta. Chciaem, eby wyjani! mi, dlaczego go aresztowano, ale nie pomylaem, co mu
powiem.
Lecz pukajc do drzwi, wyzbyem si wszelkich wtpliwoci. Dom zbudowano z jasnej cegy. Nie by za
adny, chocia przyciga wzrok swoj solidnoci. Mia duy ogrd, utrzymany adnie i bez
ekscentrycznych akcentw, biae okna i ciemnozielone drzwi. Odczekaem chwil i zapukaem ponownie.
Nie zauwayem adnych oznak ycia, wic po trzeciej prbie odwrciem si, chcc odej. Ale nie
odszedem. Nie wiem, moe dlatego e po prostu nie chciaem wraca do siebie i znowu bezczynnie czeka,
a moe dlatego e czuem, i kto tam mimo wszystko jest.
Przy domu biega cieka. Wszedem na ni i ruszyem przed siebie. Kilka krokw dalej zobaczyem
ciemn plam na ziemi, jakby co si tam rozbryzno. Krew. Przestpiem przez ni. Za domem by
starannie przystrzyony trawnik. Na kocu trawnika rosa kpa drzew owocowych. W cieniu pod drzewami
kto siedzia.
Ben nie zdziwi si na mj widok. Na topornym stoliku obok niego, takim z chropowatych,
nieheblowanych desek, staa butelka. Na brzegu stolika dymi zapomniany papieros. Sdzc po iloci whisky
w butelce i jego zaczerwienionej twarzy, Ben musia siedzie tu od duszego czasu. Gdy podszedem bliej,
nala sobie kolejn szklank.
- Masz ochot? Szko jest w domu.
- Nie, dziki.
- Zrobibym ci kawy. Ale szczerze mwic, nie chce mi si ruszy tyka. - Podnis papierosa, popatrzy
na i go zgasi. - Pierwszy od czterech lat. Smakuje jak psie gwno.
- Pukaem.
- Wiem. Mylaem, e to znowu ci zasrani dziennikarze. Byo tu dwch takich. Pewnie jaki yczliwy
gliniarz powiedzia im, gdzie mieszkam. -Umiechn si krzywo. - Troch trwao, zanim zrozumieli, e
wol zosta sam. Ale w kocu zrozumieli.
- To std ta plama na ciece?
- Tak. Nie docierao do nich, e nie chc niczego komentowa. No i doszo do maego rozlewu krwi. Gdyby nie to, e zbyt starannie wymawia
goski, nie byoby po nim wida, e jest pijany. - Sukinsyny - doda i pociemniaa mu twarz.
- Bicie dziennikarzy to chyba nie najlepszy pomys.

- A kto powiedzia, e ich pobiem? Po prostu wyprosiem ich w mojego domu, to wszystko. -Nachmurzy
czoo. - Posuchaj, przykro mi z powodu Jenny. - Ciko westchn. - Ale to adne pocieszenie, co?
Nie byem gotw na przyjmowanie kondolencji.
- Kiedy ci wypucili?
- Dwie, trzy godziny temu.
- Dlaczego?
- Co dlaczego?
- Dlaczego ci wypucili? Spojrza na mnie znad szklanki.
- Bo nie miaem z tym nic wsplnego.
- I dlaczego si upijasz?
- Przesuchiwano ci kiedy w sprawie o morderstwo? Przesuchanie -powtrzy ze miechem. - Sranie w
bani. Oni nie przesuchuj, oni ci wszystko wmawiaj. Wiemy, e pan tam by. Widziano paski
samochd. Gdzie j pan wywiz? Co pan z ni zrobi?" To mao zabawne, wierz mi. Nawet kiedy ju ci
wypuszczaj zachowuj si tak, jakby robili ci ask. - Podnis szklank w szyderczym toacie. - A potem
znowu jeste wolnym czowiekiem. Z tym e ludzie patrz na ciebie i myl: Nie ma dymu bez ognia, ja i tak
nigdy mu nie ufaem.
- Ale ty nie miae z tym nic wsplnego. Zacisn zby, lecz gos mia cichy i spokojny.
- Nie, nie miaem. Ani z ni ani z tamtymi.
Nie zamierzaem go przesuchiwa, ale nie mogem si powstrzyma. Westchn, wzruszy ramionami i
troch si odpry.
- Gupi bd. Kto im donis, e widziano mj samochd przed domem Jenny. Sk w tym, e to bzdura.
- Skoro moge to udowodni, dlaczego nie powiedziae im od razu? Boe, przecie to wygldao tak,
jakby co ukrywa.
Ben pocign yk whisky.
- Bo ukrywaem. Tylko nie to, co myleli.
- Mam nadziej, e to byo co wanego. - Nie mogem zapanowa nad gniewem. - Chryste, Ben, policja
zmarnowaa przez ciebie tyle godzin!
Zacisn usta, ale przekn t gorzk piguk.
- Spotykaem si z kobiet. Nikt o tym nie wiedzia. Mieszka... Niewane, w kadym razie nie tutaj. Byem
u niej.
Domyliem si reszty.
- Jest matk.
- Jeszcze jest. Ale poniewa ma odwiedzia policja i spytaa go, czy to prawda, e tego a tego dnia jego
maonka bya ze mn w ku, wtpi, czy dugo ni pozostanie.
Milczaem.
- Wiem, wiem - doda gwatownie - Powinienem by powiedzie. Kurwa ma, nie wiesz nawet, jak bardzo
auj, e nie powiedziaem. Zaoszczdzibym sobie nerww i nie siedziabym tu teraz, robic sobie
wyrzuty. Ale kiedy policja wywleka ci z domu i wrzuca do celi. nie zawsze mylisz trzewo.
Potar cignit twarz.
- A wszystko dlatego, e kto si, kurwa, pomyli.
- To nie bya pomyka, Ben. To by Carl Brenner. Spojrza na mnie ostro, z podejrzliwym byskiem w oku.
- Chyba si starzej - powiedzia po chwili. - Cholera, nawet o nim nie pomylaem.
Uciekalimy od konfrontacji, po cichu godzc si z tym, e i przez niego, i przeze mnie przemawia
napicie i stres.
- Byem u nich. Brenner si nie przyzna, ale mgbym przysic, e to on.
- On nie z tych, co si do czego przyznaj. Ale dziki, e prbowae.
- Nie zrobiem tego tylko dla ciebie. Chciaem, eby policja szukaa Jenny, zamiast traci czas w lepym
zauku.
- W porzdku. - Popatrzy na szklank i odstawi j na stolik. -1 co jeszcze powiedzia ci twj przyjaciel
inspektor?
- e bye kochankiem Sally Palmer. I e kilkanacie lat temu napastowae jak kobiet.
Rozemia si gorzko.
- Od przeszoci nie uciekniesz, co? Tak, jaki czas temu Sally i ja bylimy razem. Nie robilimy z tego
tajemnicy, ale i si z tym nie obnosilimy. Nie w miasteczku takim jak to. Ale to nie byo nic powanego.
Trwao krtko, pozostalimy przyjacimi. Koniec opowieci. A to drugie... Powiedzmy, e by to bd
modoci.
Musia wyczyta co z mojej twarzy.
- Nie, nie, to nie tak. Nikogo nie napastowaem. Miaem osiemnacie lat i spotykaem si z troch starsz
kobiet. Matk.
- Znowu.

- Wiem, mam ze nawyki. Nie jestem z tego dumny. Ale wtedy rnem wszystko, co weszo pod kos.
Byem mody i mylaem, e mam Bg wie jaki dar. Kiedy chciaem z ni zerwa, zrobio si paskudnie.
Pokcilimy si, zacza mi grozi. Zanim si spostrzegem, oskarya mnie o gwat. Wzruszy ramionami.
- W kocu wycofaa oskarenie. Ale gwno mierdzi, nie? A gdyby zastanawia si, dlaczego nic ci o tym
nie powiedziaem, to wiedz, e nie trbi wokoo o moim yciu prywatnym i nie zamierzam nikogo za to
przeprasza.
- Wcale tego nie chciaem.
- Fakt. - Wyprostowa si, wzi szklank i wyla whisky na traw.- I to ju wszystko. Koniec moich
mrocznych tajemnic. Teraz mog pomyle, co zrobi z tym sukinsynem Brennerem.
- Nic z nim nie zrobisz.
Umiechn si leniwym, niebezpiecznym umiechem, w ktrym wida byo skutki dziaania whisky.
- Nie dabym za to gowy.
- Jeli sprbujesz, wpadniesz w jeszcze gbsze bagno. Tu chodzi o co wicej ni o zemst.
Krew nabiega mu do twarzy.
- Mam o tym zapomnie? Tak po prostu?
- Tak, na razie. A potem... Na myl, co moe oznacza to potem", poczuem si tak, jakby kto uderzy
mnie w brzuch. - Kiedy ju zapi tego, kto porwa Jenny, moesz robi, co chcesz.
Ben spuci par.
- Masz racj. Nie pomylaem. C, bd niecierpliwie czeka... Chc ci o co spyta - doda w zadumie. Nie tylko dlatego, e mam co do Brennera. Zastanawiae si, dlaczego donis na mnie policji?
- Pomijajc to, e chcia wpakowa ci do puda?
- Wanie. Moe mia jeszcze jaki powd? Moe prbowa si zabezpieczy?
- Tak, przeszo mi to przez myl. Ale nie tylko ty masz alibi. Mackenzie ju go sprawdzi. On te ma.
Ben wpatrywa si w pust szklank.
- Powiedzia jakie? Zmarszczyem czoo.
- Nie.
- Stawiam funta, e porczya za niego rodzinka. To banda zodziei, znaj si jak yse konie. Wanie
dlatego nie mog przymkn go za kusownictwo. I dlatego, e to przebiegy sukinsyn.
Serce zabio mi szybciej. Brermer by myliwym, kusownikiem i agresywnym odludkiem. Biorc pod
uwag to, e morderca zastawia sida, znca si nad zwierztami i swoimi ofiarami, wydawao si, e Carl
pasuje do profilu jak ula, Mackenzie nie by idiot, ale poniewa nie mia ani dowodw, ani motywu, nie
mg podejrzewa go bardziej ni innych.
Ale najwaniejsze byo... alibi.
Ben co powiedzia, ale nie miaem pojcia co. Mylami wybiegem ju naprzd.
- O ktrej Brenner wychodzi na polowanie? - spytaem.
Rozdzia 25
Jenny stracia poczucie czasu. Gdy wyszed, dugo draa jak w gorczce, lecz atak prawie min. Bardziej
martwio j to, e coraz bardziej chce jej si spa. I to nie ze zwykego zmczenia. Nie wiedziaa, jak dugo
tu siedzi, lecz na pewno opucia ju dwa, moe nawet trzy zastrzyki insuliny. Poziom cukru we krwi
zaczyna wymyka si spod kontroli, a zwizany z tym wstrzs jeszcze bardziej pogarsza jej stan.
Wstrzs i utrata krwi.
Po ciemku nie moga sprawdzi, ile jej tak naprawd stracia. Wikszo ran w kocu si zasklepia, z
wyjtkiem tej ostatniej. Najgorszej. Praw stop owina zakrwawion szmat, ktra bya kiedy jej
podkoszulkiem. Materia lepi si teraz i klei do ciaa. Miaa nadziej, e to dobry znak. e krwawienie
powoli ustaje. Tylko bardzo j bolao. Boe, jak bolao. Zrobi to zaraz po tym, jak zdja t brudn sukni
lubn.
Gdy muzyka z pozytywki umilka po raz trzeci, Jenny przestaa taczy. Zachwiaa si nieprzytomnie i nie
mogc usta na nogach, w zakrwawionej sukni osuna si na podog. Robia wszystko, eby nie zasn,
lecz przed oczami miaa tylko gstniejc ciemno. Niejasno zdawaa sobie spraw, e co si wok niej
dzieje, lecz odgosy coraz bardziej si oddalay. Mija czas. A potem kto j kopn.
Otworzya oczy i od razu zobaczya n.
Podniosa gow, eby spojrze na tego, ktry go trzyma. Nie byo sensu duej udawa. Ju wiedziaa, e
bez wzgldu na to, czy rozpozna go czy nie, ywa std nie wyjdzie.
Mimo to cisno j w brzuchu, gdy spojrzaa mu w twarz i gdy jej podejrzenia si potwierdziy.
Kopn j ponownie.
- Zdejmij to.
Przytrzymujc si ciany, chwiejnie wstaa i cigna sukni przez gow. Wyrwa jej j z rk i stan
naprzeciwko. Spucia oczy, wiedzc, e patrzy na jej nagie ciao. Serce bio jej mocno i bolenie. Pochyli
si w jej stron i poczua jego zapach, oddech na skrze. Boe, co on chce zrobi? Cay czas zerkaa

ukradkiem na n, ktry trzyma z boku, ze wszystkich si pragnc, eby go odoy. Cho raz. Daj mi tylko
jedn szans, o nic wicej nie prosz.
Ale on go nie odoy. Powoli podnis go, tak eby zobaczya kling, i wycign rk. Drgna, gdy
czubek uku j w rami.
- Nie ruszaj si.
Zmusia si, eby sta nieruchomo. Czubek noa wdrowa coraz 'wyej i wyej, nakuwajc ciao. Kade
nakucie wyciskao spod skry kropelk krwi, malutki, czerwony koralik, ktry szybko wzbiera i spywa w
d. Bolao, lecz czekanie byo jeszcze gorsze. Mczyzna mia przyspieszony oddech, bi od niego gorcy
zapach podniecenia. Przysun si jeszcze bliej. Gdy przydepta jej palce u stp, mimowolnie sykna,
cofna si i tama pka.
- Zostaw mnie! - krzykna w panice, rzucajc si na olep w bok, zapominajc o sznurze. Napity sznur
szarpn, ciko upada i przewrcia si na bok, gdy nad ni stan. Widok jego oczu przyprawi j o ciarki.
Nie byo w nich nic ludzkiego, nic zdrowego psychicznie.
- Mwiem, eby si nie ruszaa. - Mia przeraajco spokojny gos. Pochyli si i chwyci j za nie
przywizan nog. - Chciaa uciec, a nie powinna. Nie mog ci na to pozwoli.
- Nie! Ja nie uciekaam...
Ale on nie sucha. Gaska noem jej ydk.
- Tu, tu, tu, sroczka kaszk warzya - zaintonowa piewnie. Tu, tu, tu, ogoneczek sobie sparzya. Temu
daa na yeczk... - Jak urzeczony dotkn noem wielkiego palca u nogi. - Temu daa na miseczk. - Dragi
palec i trzeci. - Temu daa w kubeeczku, temu daa w wiadereczku. A temu nic nie daa, tylko mu ebek
ukrcia i do lasu poleciaa...
Jenny zorientowaa si, co chce zrobi, na uamek sekundy przed tym, gdy to zrobi. N gwatownie
drgn i poczua w stopie gorcy, przeszywajcy bl. Przeraliwie krzykna, szarpna nog. Przytrzyma j
patrzy przez chwil, jak si wyrywa, nagle puci. Odcity palec lea na pododze jak zakrwawiony kamyk.
- Ta sroczka nie bdzie ju prbowaa ucieka.
Gdy wyprostowa si z ociekajcym krwi noem, pomylaa, e zaraz z ni skoczy. Chciaa baga o
ycie, lecz powstrzyma j upr. Teraz bya z tego dumna. Poza tym czua, e nic by tym nie wskraa.
Sprawiaby mu tylko przyjemno.
Potem wyszed. Zamkn drzwi i w celi znowu zapada ciemno. Nie miaa pojcia, ile czasu mino od
tamtej pory. Kilka godzin, minut, moe nawet dni. Agonalny bl w stopie przeszed w tpe, gbokie do
koci pulsowanie, a w gardle miaa tak sucho, jakby powbijay si tam odamki szka. Mimo to zachowanie
przytomnoci przychodzio jej z jeszcze wikszym trudem. Prbowaa rozwiza wze na kostce, lecz
kosztowao jato zbyt duo wysiku. W kompletnej ciemnoci nie moga sprawdzi, czy widzi wyranie,
wiedziaa jednak, e poziom cukru we krwi niebezpiecznie wzrs, e grozi jej hiperglikemia. e bez
insuliny bdzie coraz gorzej.
Zakadajc, e jeszcze troch poyje.
Niemal z roztargnieniem pomylaa, dlaczego jej nie zgwaci. Nienawidzi jej, jednoczenie poda, to
byo oczywiste, jednak z jakiego powodu nie zgwaci. Ale nie chciaa si oszukiwa. Znowu przypomniaa
jej si twarz, ktr widziaa w tym wietle poncej zapaki. Nie dostrzega w niej ani litoci ani nadziei. I
a za dobrze zdawaa sobie spraw, e nie jest pierwsz kobiet, ktr tu wiziono. To nacinanie noem, ta
suknia, ten taniec, to wszystko stanowio element jakiego niezrozumiaego rytuau.
Wiedziaa, e go nic przeyje.
Rozdzia 26
Do domu Brennerw dojechaem pnym popoudniem. Dzie zrobi si mglisty, a na bkitne dotychczas
niebo wpezy lekkie jak welon oboki. Przystanem na kocu drogi i spojrzaem na rozpadajcy si dom.
By jeszcze bardziej zapuszczony, ni wydawao mi si poprzednim razem. Nie dostrzegem tam adnych
oznak ycia. Patrzyem na przez chwil i uwiadomiem sobie, e prbuj tylko opni to, po co tu
przyjechaem. Wrzuciem bieg i land rover potoczy si powoli po wyboistej drodze.
Gdy ju postanowiem to zrobi, najtrudniej byo mi zachowa cierpliwo. Kady nerw ciaa kaza mi
natychmiast dziaa, natychmiast wyjecha z domu. Wiedziaem jednak, e sukces zaley od tego, czy
Brenner bdzie w domu czy nie. Ben sugerowa, eby zaczeka, a pjdzie do pubu albo na polowanie.
- To kusownik - mwi. - Wychodzi do pracy wczesnym rankiem albo pnym wieczorem. Dlatego spa,
kiedy tam bye. Pewnie do witu zastawia sida.
Ale nie mogem tak dugo zwleka. Kada mijajca godzina zmniejszaa szanse Jenny. W kocu wpadem
na absurdalnie oczywisty pomys: po prostu zadzwoniem do nich i nie przedstawiajc si, poprosiem do
telefonu Carla. Za pierwszym razem odebraa matka. Gdy kazaa mi zaczeka i posza po niego na gr,
odoyem suchawk.
- A jeli wywietla im si numer i oddzwoni? - spyta Ben.
- To co? Powiem, e chciaem z nim porozmawia. I tak si nie zgodzi. Ale Brenner nie oddzwoni.
Odczekaem troch i ponownie podniosem suchawk. Tym razem odebra Scott. Nie, Carla nie ma. Nie, nie

wiadomo, kiedy wrci. Podzikowaem mu i przerwaem poczenie.


- ycz mi szczcia - powiedziaem, wstajc.
Ben chcia ze mn jecha, ale si nie zgodziem. Wolabym, eby mi towarzyszy, lecz prosibym si tylko
o kopoty. On i Brennerowie stanowili mieszank wybuchow nawet wtedy, kiedy byli trzewi, tymczasem
tego dnia Ben wyopa p butelki whisky. Stawiaem na perswazj, nie na konfrontacj.
Zastanawiaem si, czy nie powiedzie o tym Mackenziemu, ale szybko zarzuciem ten pomys. Na
poparcie moich podejrze nie miaem nic, czego nie powiedziabym mu wczeniej. A on wyranie da mi do
zrozumienia, e nie chce, ebym si wtrca. Bez konkretnych dowodw nie zamierza nawet kiwn
palcem.
Dlatego pojechaem do Brennerw sam.
Ale teraz czuem si nieswojo. Gdy stanem przed domem, cakowicie wyparowaa ze mnie wczeniejsza
pewno siebie. Na samochd szczeka ten sam pies, duy kundel z naderwanym uchem. Lecz tym razem by
od-waniejszy. Nie wycofa si tak jak przedtem, moe dlatego e przyjechaem sam. Zjey si i zaj
pozycj midzy mn i domem. Wziem apteczk na wypadek, gdyby zaatakowa. Gdy ruszyem w jego
stron, zjey si jeszcze bardziej. Przystanem, lecz wci warcza.
- Jed!
Pies posa mi ostrzegawcze spojrzenie i potruchta do drzwi, gdzie staa Brennerowa. Miaa wrog twarz.
- Czego pan chce? Przyjechaem przygotowany.
- Chciabym jeszcze raz obejrze nog Scotta.
Popatrzya na mnie podejrzliwie. A moe, zdenerwowany, le to zinterpretowaem.
- Ju j pan oglda.
- Wtedy nie miaem ze sob wszystkich potrzebnych rzeczy. Musz sprawdzi, czy infekcja si nie wda.
Ale jeli pani nie chce...
Ruszyem do samochodu. Westchna.
- Nie, to niech pan ju wejdzie.
Nie okazujc, jak bardzo mi ulyo - i jak bardzo byem zdenerwowany - wszedem do domu. Scott by w
saloniku; lea wycignity na kanapie przed telewizorem. Chor nog trzyma na poduszce.
- Doktor przyszed - powiedziaa Brennerowa.
Scott usiad. Robi wraenie zaskoczonego. I takiego, co to ma co na sumieniu, pomylaem. Ale i teraz
moga zwie mnie wyobrania.
- Carl jeszcze nie wrci.
- Nie szkodzi. Przejedaem w pobliu i pomylaem, e wpadn. Przywiozem opatrunek antyseptyczny.
- Prbowaem mwi lekko i swobodnie, lecz nawet ja syszaem fasz w moim gosie.
- To pan dzwoni do Carla? - spytaa wrogo matka. Tak, przerwao nam. Dzwoniem z komrki.
- Czego pan od niego chcia?
- Chciaem go przeprosi. - To zadziwiajce, ale kamstwo przeszo mi przez gardo bez najmniejszego
blu. Usiadem na krzele obok Scotta. -Ale teraz bardziej interesuje mnie twoja noga. Mog j obejrze?
Spojrza na matk i wzruszy ramionami.
- No.
Zaczem odwija banda. Brennerowa obserwowaa mnie od drzwi.
- Na herbat nie ma pewnie szans, co? - rzuciem, nie podnoszc gowy. Ju mylaem, e mnie nie
poczstuje. Nagle westchna i naburmuszona
znika w kuchni. Zostalimy sami. W pokoju sycha byo jedynie bekot z telewizora i szmer odwijanego
bandaa. Zascho mi w ustach. Zaryzykowaem i spojrzaem na Scotta. Patrzy na mnie z lekkim niepokojem
w oczach.
- Opowiedz mi jeszcze raz, jak to si stao - powiedziaem.
- Wpadem w sida.
- Gdzie?
- Nie pamitam.
Zdjem banda i opatrunek, odsaniajc brzydkie szwy.
- Masz szczcie, e nie stracie stopy. Ale jeli wda si infekcja, moesz j jeszcze straci. Niebezpieczestwo ju mino, ale chciaem nim troch wstrzsn.
- To nie bya moja wina - odpar ponuro. - Nie wpadem w nie celowo.
- By moe. Ale jeli uszkodzie sobie nerw, bdziesz kula do koca ycia. Powiniene by zmieni
opatrunek. Spojrzaem mu prosto w oczy. -A moe Carl nie pozwoli ci pj do lekarza?
Uciek wzrokiem w bok.
- Czemu miaby nie pozwoli?
- Wszyscy wiedz, e kusuje. Miaaby wypytywa go policja tylko dlatego, e brat wpad w sida? To
ostatnia rzecz, jakiej by chcia.
- To nie byy nasze sida, ju mwiem - wymamrota.

- Skoro tak... - odparem, jakby byo mi wszystko jedno. Odstawiem przedstawienie, ogldajc ran i
poruszajc jego stop w gr i w d. - Ale na policj tego nie zgosie, co?
- Zgosiem - przyzna niechtnie. - Jak przyszli tu i pytali.
Nie wspomniaem mu, e to ja powiedziaem o sidach Mackenziemu.
- A Carl?
- Co Carl?
- Powiedzia ci, co mwi? Gwatownie zabra nog.
- Co panu do tego?
- Carl skama policji, prawda? - Chciaem, eby zabrzmiao to racjonalnie, lecz nie zabrzmiao.
Scott ypn na mnie spode ba. Posunem si za daleko. Przegiem. Ale nie miaem pojcia, jak podej
do tego inaczej.
- Spierdalaj std! Ale ju! Wstaem.
- Dobrze. Ale zadaj sobie jedno pytanie: dlaczego kryjesz kogo, kto zamiast odwie ci do szpitala, woli,
eby dosta gangreny?
- Gwno prawda!
- Tak? To dlaczego nie zawiz ci tam od razu? Widzia, e jeste ciko ranny, wic dlaczego szuka
mnie?
- Bo do pubu byo bliej.
- Nie, bo wiedzia, e szpital natychmiast zgosi to policji. Nie chcia ci tam zawie, chocia rana
wymagaa szycia.
Co w jego twarzy kazao mi spojrze w d. Zobaczyem niezdarnie zaoone szwy i nagle wszystko
zrozumiaem.
- On ci tam nie zawiz - skonstatowaem zdumiony. - Dlatego nikt nie zmieni ci opatrunku. Ty w ogle
nie bye w szpitalu.
Scott wbi wzrok w podog. Wyparowa z niego cay gniew.
- Powiedzia, e wszystko bdzie dobrze.
- Kto zakada szwy? On?
- Mj kuzyn Dale - odrzek zaenowany. - By kiedy w wojsku. Zna si. na tym.
Ten sam kuzyn, ktrego widziaem na blokadzie drogowej z Carlem.
- A potem? Pofatygowa si, eby zmieni ci opatrunek?
Scott aonie pokrci gow. Wspczuem mu, lecz nie na tyle, eby przesta.
- Dale pomaga Carlowi w innych rzeczach? Na przykad w kusowaniu? Scott niechtnie kiwn gow.
Byem blisko. Bardzo blisko. Dwch mczyzn. Dwch myliwych, w tym jeden eks-wojskowy. Dwa
rne noe.
- W czym jeszcze?
- W niczym. - Kama to on nie umia.
- Narazili ci na niebezpieczestwo. Wiesz o tym, prawda? Dlaczego? Co byo a tak wane, e woleli,
by straci stop?
Wi si jak piskorz. Skonsternowany zobaczyem, e ma zy w oczach. Ale nie mogem sobie pozwoli na
lito.
- Nie chc, eby mieli przeze mnie kopoty - szepn.
- Ju je maj. I pamitaj, e tob si nie przejmowali. - Chciaem przycisn go jeszcze bardziej, ale
instynkt kaza mi zamilkn. Czekaem, a Scott sam podejmie decyzj.
- Zastawiaj sida na ptaki - powiedzia w kocu. - Na te rzadkie. I na zwierzta, na wydry i rne takie.
Carl mwi, e jest na nie zbyt. I na ptasie jaja. Sprzedaj je kolekcjonerom.
- Siedz w tym razem?
- Niby tak. Ale Carl poluje czciej. Ptaki trzyma w starym mynie na moczarach.
Mj umys pracowa tak szybko, e omal nie wpad w polizg. Myn sta w ustronnym miejscu. By
zrujnowany i od lat opuszczony. Albo i nie. Zaczem owija mu stop bandaem.
- Wanie tam wpade w sida - rzuciem, przypomniawszy sobie, co powiedzia, gdy tamtego wieczora
przyszli do pubu. I jak Carl go uciszy.
Scott kiwn gow.
- Kiedy policja zacza szuka tych kobiet, Carl przestraszy si, e zajrz do myna. Nie pozwala mi tam
chodzi. Mwi, ebym rozkrci wasny interes i trzyma si z daleka. Ale tamtego tygodnia Dale'a nie byo i
musiaem pomc mu wszystko poprzenosi.
- Dokd?
- Gdzie si dao. W kilka miejsc. Wikszo ptakw ukrylimy tutaj, w przybudwkach. Mama si
wcieka, ale powiedzielimy, e to tylko na par dni, dopki policja nie przeszuka myna. Ale potem
wpadem w te sida i Carl musia wozi wszystko sam. - By wyranie przybity. - Dosta szau. A przecie
nie zrobiem tego specjalnie.

- To byy jego sida? Scott pokrci gow.


- Potem powiedzia, e tego szajbusa, ktry zabija kobiety. Patrzyem w d, udajc, e jestem zajty jego
nog.
- A teraz? Trzyma tam co?
- Tak. Nie ma innej kryjwki. Krci si tu tyle glin, e Dale nie chce przewozi towaru.
- Chodzi tam?
- Codziennie. Musi dokarmia ptaki. Martwych nikt nie kupi. - Scott wzruszy ramionami. - Ale nie wiem,
czy dugo wytrzyma. Sprzedali tylko kilka sztuk.
Trudno mi byo zachowywa si normalnie. Staraem si mwi obojtnie i swobodnie.
- Jak dae mu przykrywk? Spojrza na mnie skonsternowany.
- Co?
Trzscymi si rkami zawizaem banda.
- Kiedy policja pytaa o te zaginione kobiety. Przecie nie mg im powiedzie, e akurat kusowa.
Scott rozcign usta w umiechu.
- A skd. Powiedzielimy im, e przez cay czas by w domu, z nami. -Umiech szybko zgas. - Ale nie
powie mu pan, e si wygadaem?
- Nie. Zachowam to dla siebie.
Ju i tak za duo mu powiedziaem. On je przetrzymuje. Przez dwa, trzy dni. Przetrzymuje, drczy i
zabija". Teraz ju wiedzia, e policja zna sposb jego dziaania. Przeze mnie Jenny miaa jeszcze mniejsze
szanse na przeycie.
Boe, co ja zrobiem?
Wstaem i zaczem szybko zbiera rzeczy. Wrcia matka z kubkiem herbaty.
- Przepraszam, ale musz ju i.
Niezadowolona zacisna usta.
- Przecie chcia pan herbaty.
- Przepraszam.
Ruszyem do drzwi. Scott patrzy na mnie tak, jakby aowa tego, co powiedzia. Nagle zapragnem
stamtd uciec, zanim pojawi si Carl i sprbuje mnie zatrzyma. Wrzuciem apteczk do samochodu i
szybko odpaliem silnik, czujc, e Brennerowa obserwuje mnie od drzwi. Land rover potoczy si po
wyboistej drodze.
Gdy tylko znikna mi z oczu, wyjem komrk. Ale gdy wybraem numer Mackenziego, zasig zacz
sabn, wreszcie zanik zupenie.
- Cholera jasna, nie teraz. Nie teraz!
Wypadem na drog i skrciem w kierunku starego myna, modlc si o silniejszy sygna. Gdy si tylko
pojawi, ponownie wcisnem przycisk wybierania.
Wczya si poczta gosowa. Niech to szlag!
- Brennerowie skamali - rzuciem bez wstpu. - Carl... Nagle usyszaem gos Mackenziego.
- Tylko niech mi pan nie mwi, e znowu pan z nim gada.
- Nie z nim, z jego bratem, ale...
- Mia pan trzyma si od nich z daleka!
- Niech pan tylko posucha! - krzyknem. - Brenner apie ptaki i zwierzta i sprzedaje je ze swoim
kuzynem. Kuzyn nazywa si Dale, Dale Brenner, i suy kiedy w wojsku. Trzymaj te ptaki w starym
mynie na moczarach, dziewi, dziesi kilometrw na poudnie od miasteczka. To wanie tam Scott wpad
w sida.
- Chwileczk. - Teraz, gdy przykuem jego uwag, Mackenzie natychmiast sta si spokojny i rzeczowy. W
tle syszaem czyje przytumione gosy. - Dobrze, wiem, gdzie to jest. Ale bylimy tam, nic tam nie ma.
- Kiedy szukalicie Lyn Metcalf, wywieli cay towar, ukryli go, a potem ponownie przewieli do myna.
Wanie wtedy brat Brennera zrani si w nog. Carl tak bardzo chcia unikn spotkania z policj, e nie
zawiz go nawet do szpitala.
- Brenner kusuje, to ju wiemy - upiera si Mackenzie.
- Ale nie wiecie, e jego rodzina skamaa, eby go kry. Ani tego, e myliwy i byy wojskowy chwytaj
zwierzta i ptaki w sida, e trzymaj je w opuszczonym mynie i e co najmniej jeden z nich nie ma alibi.
Wyoy to panu jeszcze janiej?
To chyba wystarczyo, bo Mackenzie szpetnie zakl.
- Gdzie pan teraz jest?
- Wanie wyszedem od Brennerw. - Nie dodaem, e jestem w drodze do myna.
- A gdzie jest Carl?
- Nie mam pojcia.
- Dobrze, niech pan posucha. Jestem w miasteczku, w centrum koordynacyjnym. Niech pan tu przyjedzie
najszybciej, jak si da.

Jechaem w przeciwnym kierunku.


- Po co? Wszystko panu powiedziaem.
- Ale chciabym usysze to jeszcze raz, ze szczegami. Nie chc, eby co nie wypalio, jasne?
Milczaem. Jechaem z telefonem przy uchu. Pod oponami samochodu sycza asfalt, z kad sekund
zbliaem si do miejsca, gdzie - byem tego pewien - to bydl przetrzymywao Jenny.
- Sysza pan, doktorze? Zacisnem zby.
- Tak, syszaem.
Zawrciem i pojechaem do miasteczka.
Niebo nabrao niezdrowego poysku. Soce przesoni klin cienkich chmur i wiato poko. Po raz
pierwszy od wielu tygodni lekki wiatr nis zapach czego innego ni tylko przegrzanego powietrza. Gdzie
niedaleko zbierao si na deszcz, ale poniewa wci byo wilgotno, upa doskwiera jeszcze bardziej ni
zwykle.
Miaem opuszczone szyby, mimo to zanim dojechaem do centrum koordynacyjnego, cay spywaem
potem. Wok przyczepy panowa ruch wikszy ni zwykle. Gdy wszedem, Mackenzie sta przy stole wraz
z grup policjantw po cywilnemu i oglda jak map; policjanci umundurowani byli w kamizelkach
kuloodpornych. Zobaczy mnie, zamilk i odty podszed bliej.
- Nie bd udawa, e to, co pan zrobi, sprawio mi rado - powiedzia, agresywnie wysuwajc
podbrdek. - Doceniam pask wczeniejsz pomoc, ale to jest policyjne ledztwo. Nie ma tu miejsca dla
nieudolnych cywilw.
- Prbowaem powiedzie panu o Brennerze, ale nie chcia pan mnie sucha. To co miaem zrobi?
Chyba mia ochot mnie zruga, ale si powstrzyma.
- Szef chce z panem rozmawia.
Zaprowadzi mnie do grupy oficerw przy stole i przedstawi. Wycign do mnie rk mczyzna z min
srogiego dowdcy.
- Inspektor Ryan. Rozumiem, e ma pan dla nas jakie informacje. Trzymajc si nagich faktw,
opowiedziaem mu to, czego dowiedziaem
si od Scotta. Gdy skoczyem, spojrza na Mackenziego.
- Zna pan tego Brennera?
- Ju go przesuchiwalimy, tak. Pasuje do profilu, ale ma alibi zarwno na dzie zaginicia Lyn Metcalf,
jak i Jenny Hammond. Potwierdzia je rodzina.
- Jeszcze jedno - wtrciem. Serce walio mi jak motem, ale musieli o tym wiedzie. - Wczoraj
powiedziaem Brennerowi, e morderca nie zabija ofiar od razu i e o tym wiecie.
- Jezus Maria... - sapn Mackenzie.
- Chciaem, eby zrozumia, e chodzi o co wicej ni tylko o niego i Bena Andersa.
Usprawiedliwienie to, a raczej prba usprawiedliwienia, zabrzmiao fatalnie nawet dla mnie. Twarze
policjantw byy wrogie i pene odrazy. Ryan krtko skin gow.
- Dzikujemy, e pan przyjecha - powiedzia zimno. - Zechce nam pan wybaczy. Mamy duo pracy. -1
odwrci si do mnie plecami.
Mackenzie wyprowadzi mnie z przyczepy. Panowa nad sob, dopki nie wyszlimy.
- Cholera jasna, co pana optao? Dlaczego mu pan powiedzia?
- Bo wiedziaem, e przesuchiwalicie nie tego czowieka, co trzeba! I niech pan mi wierzy, bez wzgldu
na to, co mi pan zarzuci, nie bd aowa tego bardziej, ni auj.
Mackenzie przejrza wreszcie na oczy i spuci par.
- Moe nie bdzie to miao a takiego znaczenia. Jeli Scott nic nie powie, Carl nie domyli si, e go
podejrzewamy.
Wcale mnie to nie pocieszyo.
- Przeszukacie ten myn?
- Jak tylko bdziemy mogli. On ma zakadniczk, nie moemy i tam bez przygotowania.
- Przecie to tylko Brenner i jego kuzyn!
- Ale mog by uzbrojeni, a kuzyn jest byym wojskowym. Nie mona atakowa bez planu. - Mackenzie
westchn. - Zdaj sobie spraw, e panu ciko. Ale my wiemy, co robimy. Rozumie pan? Prosz mi
zaufa.
- Chc jecha z wami. Staa mu twarz.
- Wykluczone.
- Zostan przy samochodach. Nie bd przeszkadza.
- Odpada.
- Na mio bosk, ona ma cukrzyc! - Podniosem gos i zaczli gapi si na nas ludzie. - Jestem lekarzem
- dodaem ciszej. - Jenny musi natychmiast dosta zastrzyk insuliny. Moe by ranna albo w piczce.
- Bdzie karetka i sanitariusze. Sprbowaem jeszcze raz.
- Ja musz tam by. Prosz!

Ale on szed ju do przyczepy. Jakby po namyle odwrci si i powiedzia:


- I niech pan nie myli nawet o tym, eby pojecha tam samemu. Lepiej, eby nam pan nie przeszkadza.
Choby dla dobra paskiej przyjaciki.
Nie musia dodawa tego, o czym obydwaj pomylelimy. e ju i tak narozrabiaem.
- Dobrze.
- Mam pana sowo?
Wziem gboki oddech.
- Tak.
Mackenzie zagodnia, ale tylko troch.
- Niech pan sprbuje zachowa spokj. Zadzwoni, jak tylko si czego dowiem.
Zostawi mnie tam i wszed do przyczepy.
Rozdzia 27
Latem, gdy skoczya dziesi lat, rodzice zabrali j do Kornwalii. Rozbili namiot na kempingu w
Penzance i pewnego dnia ojciec zawiz ich nad ma zatok. By moe jako si nazywaa, ale ona nie
wiedziaa jak, pamitaa tylko drobniutki, biay piasek i wysoki klif z ptakami w gniazdach. Dzie by
gorcy, a morze rozkosznie chodne. Bawia si w cieniu i na play, a potem leaa na socu i czytaa
ksik, Opowieci z Narni CS. Lewisa. Czua si bardzo dorosa, e czyta na wakacjach.
Zostali tam cay dzie. Nad zatoczk byy i inne rodziny, ale jedna po drugiej odjechay i wreszcie zostali
tylko oni. Soce powoli opadao do morza, rzucajc coraz dusze i dusze cienie. Nie chcc, eby dzie si
skoczy, czekaa, a ktre z rodzicw przecignie si i oznajmi, e pora jecha. Ale adne tego nie zrobio.
Mino popoudnie, zacz si wieczr, a oni wci nie chcieli wraca, tak samo jak ona.
Gdy si ochodzio, woyli swetry i miali si z gsiej skrki na rkach matki, gdy ta postanowia
przepyn si ostatni raz. Ujcie zatoczki wychodzio na zachd, mieli wic widok na tonce w morzu
soce. Byo cudowne, szeroka smuga zota i szkaratu, a oni siedzieli we troje i w milczeniu patrzyli, jak
zachodzi, jak powoli zapada zmierzch. Ojciec poruszy si dopiero wtedy, gdy ostatnie promienie znikny
za horyzontem.
- Ju pora - powiedzia.
I poszli pla w gstniejcym mroku, zachowujc w pamici wspomnienie najpikniejszego dnia jej
dziecistwa.
Mylaa o tym i teraz, wyczarowujc tamten dotyk soca i niecierpliwy szelest piasku przesypujcego si
midzy palcami. Czua zapach kokosowego olejku do opalania matki, sonawy smak morza na wargach.
Zatoczka wci gdzie tam bya i Jenny niemal wierzya, e we wszechwiecie istnieje te druga, modsza
Jenny, dziewczynka z tamtego nigdy niekoczcego si dnia.
Gdy leaa na pododze celi, bl odcitego palca zla si z blem innych ran, tworzc przelewajc si fal,
ktra porwaa j i uniosa. Ale teraz nawet bl zdawa si czym odlegym, jakby zamiast dowiadcza,
obserwowaa go z boku. To tracia, to odzyskiwaa przytomno i coraz trudniej jej byo odrni zwidy i
urojenia od okrutnej rzeczywistoci. Z jednej strony, wiedziaa, e to zy znak, e to pierwsze objawy
piczki. Z drugiej jednak, moe byo to lepsze od tego, co szykowa dla niej oprawca. Hej, bd optymistk.
Tak czy inaczej, wiedziaa, e tu umrze.
Byoby o wiele lepiej, gdyby umara, zanim tamten wrci.
Pomylaa o rodzicach, zastanawiajc si, co zrobi, gdy si dowiedz. Wspczua im, ale jakby na
dystans. Gbszym smutkiem napawaa j myl o Davidzie. Ale na to te nic nie moga poradzi. Nawet
strach rozmy si i rozpyn jak co ogldanego przez warstw wody. Jedynym uczuciem, ktre wci
pono w niej ywym ogniem, by gniew. Gniew na czowieka, ktry roztrwoni jej ycie z tak atwoci,
jakby rozrzuca w polu gar pyu.
W przebysku wiadomoci prbowaa rozwiza wze na kostce, lecz nie zdoaa. Nie miaa siy w
palcach, poza tym caa si trzsa. Wyczerpana osuna si bezwadnie na podog i znowu wpada w
delirium. Raz wydawao siej ej, e ma n, ten sam, ktrym porani j oprawca. By wielki i byszczcy jak
miecz, tak e bez trudu przecia nim sznur, lekka jak pirko uniosa si w powietrze i poszybowaa ku
socu i wolnoci.
Sen nagle pierzch i znowu znalaza si na pododze brudna i zakrwawiona.
Jaki zgrzyt. Pocztkowo mylaa, e znowu ni, bo nawet smuga wiata, ktra wpada do celi, zlewaa si
idealnie z bkitnym niebem, traw i drzewami. Dopiero gdy co ostrego i zimnego jak ld uderzyo j w
twarz, otwierajc zasklepion ran na policzku, ponownie zdaa sobie spraw, gdzie jest. Kto chwyci j za
ramiona i gwatownie potrzsn.
- David? - szepna, prbujc rozpozna rozmazan twarz, ktra si nad ni pochylaa. A moe tylko
chciaa szepn, gdy z jej ust wydoby si jedynie cichy, chrapliwy jk.
Kto uderzy j na odlew tak mocno, e odskoczya jej gowa.
- Obud si! Obud!

Skupia wzrok i obraz si wyostrzy. Och nie, to nie David. Twarz mczyzny wykrzywiay gniew i
rozczarowanie. Do oczu nabiegy jej zy. A wic jednak nie dane jej byo umrze w por. To
niesprawiedliwe. Ale ju zaczynaa odpywa. Ledwo zauwaya, e j upuci. Mocno uderzya gow w
ziemi, lecz bl tylko j zirytowa.
Nagle skurczya si w sobie i zapada. Zimny wstrzs, lodowaty szok. Na chwil zamaro jej serce. Nie
moga oddycha, bo przepona stwardniaa jak kamie. Z trudem wzia haust powietrza, potem drugi,
szybko zamrugaa, eby woda nie zalaa jej oczu i zobaczya, e nad ni stoi. Z pustym, wci kapicym
wiadrem w rku.
- Jeszcze nie! Nie umieraj! Nie teraz!
Rzuci wiadro, chwyci j za stop, kilkoma szybkimi ruchami rozwiza wze, szarpn j, dwign z
podogi i zawlk na drugi koniec piwnicy. Byo tam ceglane przepierzenie. Rzuci j na tward posadzk.
Spojrzaa w gr i chocia dwoio jej si w oczach, zobaczya zardzewiay kran sterczcy ze ciany. Zaraz
potem spostrzega co jeszcze i widok ten przedar si nawet przez gst insulinow mg. Tu obok niej
bya okrga, elazna studzienka ciekowa i w nagym przebysku intuicji domylia si, co miao tam
cieka.
Leaa w miejscu, gdzie oprawca zabija swoje ofiary.
Wrci z workiem. Rozwiza go i tu obok jej gowy wyldowa kb ptasich pir. Przeraona spojrzaa
prosto w te lepia sowy.
- Mdry ptak - powiedzia z umiechem mczyzna. - Dla nauczycielki. Z noem w rku nachyli si i
chwyci sow za nogi. Byy zwizane, lecz
gdy j podnis, sowa gwatownie si szarpna i kurczowo przywara do jego doni. Raptem dziko
zaopotaa skrzydami, n zaklekota na pododze, a mczyzna cisn ni wtedy w cian. Buchn ptasi
puch i mikko pacna na beton. Mczyzna spojrza bez sowa na rozoran dziobem do, na kapic krew.
Dobrze ci tak, pomylaa radonie Jenny i ciany piwnicy znowu zaczy si rozmazywa. Lecz gdy
przytkn rk do ust, eby wyssa ran, spotkali si wzrokiem i po jego oczach poznaa, e podj decyzj.
Jeszcze nie, pomylaa. Jeszcze troch. Potem bdzie mi wszystko jedno. Ale on ju ku niej szed.
- Trzymasz jej stron, co? Biedna sowa. Biedna maa swka...
Stan nad ni zamylony. Nagle przekrzywi gow. Jak przez szar mg Jenny zobaczya, e ma
zaskoczon min. Chocia dwiki docieray do niej jak zza wacianego kokonu, chwil pniej ona te to
usyszaa. Ciki stukot.
Na grze kto by.
Rozdzia 28
Przed stu pidziesiciu laty stary myn by dum Manham. Tak naprawd nie by to jednak myn, tylko
napdzana wiatrem pompa melioracyjna, jedna z setek takich pomp rozsianych po caym Broads. Teraz
jednak by jedynie rozpadajc si skorup bez ladu dawnej wietnoci. Z jego majestatycznych skrzyde
pozostaa tylko dziura w spkanym murze, a otaczajcy go teren ponownie wzia w posiadanie przyroda. Z
biegiem at na podmokym gruncie wyrs karowaty las, tak e myn by dobrze ukryty.
Lecz bynajmniej nie opuszczony.
Przebieg wydarze odtworzyem z tego, co opowiedzia mi pniej Mackenzie. Zamierzali przeprowadzi
jednoczesny nalot i na sam myn, i na dom Brennerw, i na domek Dale'a Brennera. Jego celem miao by
schwytanie i zatrzymanie obydwu mczyzn, zanim zdyliby si wzajemnie ostrzec lub zanim ostrzegaby
ich rodzina. Chocia plan wymaga duszych przygotowa, dawa Jenny najwiksz szans przeycia.
Oczywicie pod warunkiem, e wszystko poszoby zgodnie z zaoeniami.
A ja mgbym im powiedzie, e nigdy nie idzie.
Mackenzie pojecha z taktyczn grup operacyjn, ktra miaa zaatakowa myn. Gdy samochody i
furgonetki z ubranymi w kamizelki kuloodporne policjantami dotary na miejsce, zapada ju zmierzch. Byli
tam ludzie z jednostki szybkiego reagowania i sanitariusze z karetk pogotowia, gotowi natychmiast
przewie do szpitala Jenny i kadego innego. Poniewa do myna mona byo dotrze tylko wsk,
zaronit drk, postanowiono zaparkowa na skraju lasu i doj do celu na piechot.
Doszli i kryjc si za drzewami, obstawili tylne okna i drzwi. Podczas gdy oni zajmowali pozycj,
Mackenzie uwanie obserwowa niszczejcy budynek. Robi wraenie pustego i opuszczonego, a w
gasncym wietle dnia jego ciemne, ceglane ciany zdaway si wchania gstniejcy mrok. Zasycza
radionadajnik: wszyscy byli ju na wyznaczonych pozycjach. Mackenzie spojrza na dowdc grupy
operacyjnej. Krtko skin gow.
- Zaczynajcie.
Wtedy jeszcze o tym nie wiedziaem. Docierao do mnie jedynie to, e nie mog nic zrobi, i czekajc,
przeywaem katusze. Zdawaem sobie spraw, e Mackenzie ma racj. Widziaem zbyt wiele spartaczonych
policyjnych operacji, by wiedzie, e trzeba je dobrze zaplanowa. Lecz wiadomo ta wcale nie podnosia
mnie na duchu.

Byo oczywiste, e w policyjnej przyczepie widziano by mnie bardzo niechtnie. Ale nie mogem poradzi
sobie z frustrujcym oczekiwaniem, z obserwowaniem ich ponurych twarzy i domylaniem si, co te moe
si tam teraz dzia. Wrciem do samochodu i zadzwoniem do Bena. Mia czeka na mj telefon.
Trzscymi si rkami wybraem numer.
- A moe wpadniesz do mnie? - zaproponowa. - Pomoesz mi skoczy t flaszk. Towarzystwo dobrze ci
zrobi.
Byem mu wdziczny za trosk, lecz odmwiem. Alkohol by ostatni rzecz na jak miaem teraz ochot.
Towarzystwo te. Poegnaem si z nim i spojrzaem w okno. Niebo nad Manham miao barw ciemnej
miedzi i zasnuway je jeszcze ciemniejsze chmury. W powietrzu czuo si zapowied deszczu. Fala upaw
koczya si z prawdziwym wyczuciem, w najbardziej odpowiednim momencie. Tak jak wiele innych
rzeczy.
Wyskoczyem z samochodu, zamierzajc jeszcze raz prosi Mackenziego, chcc namwi go do tego, eby
pozwoli mi si z nimi zabra. Ale tu przed przyczep przystanem. Nie. Wiedziaem, co by mi
odpowiedzia, poza tym, przeszkadzajc im, nie pomgbym Jenny.
I nagle mnie olnio. Dobrze, nie mogem pojecha tam z nimi, ale zawsze mogem pojecha sam.
Pojecha i zaczeka w pobliu myna. Na to nie potrzebowaem ich pozwolenia. Mgbym te zabra
insulin dla Jenny. Plan by marny, lecz uznaem, e lepsze to ni nic. Straciem ju Kar i Alice. Po prostu
nie mogem siedzie z zaoonymi rkami, podczas gdy tam decydowa si los Jenny.
Nie woziem insuliny w podrcznej apteczce, ale w lodwce mielimy spory zapas. Szybko wsiadem do
samochodu, wrciem do przychodni i nie wyczajc silnika, wpadem do rodka. Wieczorny dyur ju si
skoczy, ale Janice jeszcze nie wysza. Spojrzaa na mnie zaskoczona i powiedziaa:
- Pan doktor? Nie wiedziaam, e pan... S nowe wiadomoci?
Bardzo si spieszyem, wic tylko pokrciem gow. Wbiegem do gabinetu Henry'ego i gwatownym
szarpniciem otworzyem lodwk. Nie obejrzaem si, gdy wjecha do pokoju.
- David, co ty, do licha, robisz?
- Szukam insuliny. - Grzebaem wrd butelek i pudeek. - Cholera jasna, gdzie ona jest?
- Uspokj si, powiedz, co si stao!
- To Carl Brenner i jego kuzyn. Trzymaj Jenny w tym starym mynie. Policja organizuje na nich nalot.
- Carl Brenner? - Chwil trwao, zanim to do niego dotaro. - Ale po co ci insulina?
- Jad tam. - Buteleczka z insulin staa tu pod moim nosem. Chwyciem j i otworzyem stalow szafk,
gdzie trzymalimy strzykawki.
- To nie bdzie tam karetki?
Nie odpowiedziaem, uparcie szperajc na pkach w poszukiwaniu jedno-razwek.
- David, pomyl tylko. Na pewno bd tam sanitariusze z insulin! wszystkim innym. Wpadniesz do myna
jak burza i co? Co zrobisz?
Tym do mnie trafi. Rozgorczkowanie mino. Maniakalna energia, ktra mnie dotd napdzaa, nagle si
wyczerpaa. Gapiem si gupio na insulin i strzykawki.
- Nie wiem - odparem chrapliwie. Henry westchn.
- Od to - powiedzia agodnie.
Jeszcze raz popatrzyem na strzykawki i powoli je odoyem. Wzi mnie za rk.
- Usid. Wygldasz koszmarnie.
Pozwoliem mu zaprowadzi si do krzesa, lecz nie usiadem.
- Nie mog. Musz co zrobi. Spojrza na mnie zatroskany.
- Wiem, e ci ciko. Ale czasami jest tak, e nie da si nic zrobi, chocia bardzo si chce.
cisno mnie w gardle. Od ez zapieko w oczach.
- Chc tam by. Kiedy j znajd. Henry milcza przez chwil.
- David... - powiedzia niemiao. - Wiem, e woaby tego nie sysze, ale nie sdzisz, e powiniene
si... przygotowa?
Poczuem si tak, jakby kto grzmotn mnie pici w brzuch. Nie mogem oddycha.
- Wiem, e bardzo j lubisz, ale...
- Nie kocz. Zmczony kiwn gow.
- Dobrze. Dam ci kielicha i...
- Nie chc! - Ugryzem si w jzyk. - Nie mog tu siedzie i czeka. Po prostu nie mog.
Henry mia bezradn min.
- Nie wiem, co powiedzie. Tak mi przykro.
- Daj mi co do roboty. Co, cokolwiek.
- Kiedy nic nie ma. Zostaa tylko jedna wizyta, ale...
- Gdzie? U kogo?
- U Iren Williams, ale to nic pilnego. Lepiej zosta i...

Ale ja ju szedem do drzwi. Zapomniaem nawet o karcie zdrowia, ledwo spojrzaem na zaniepokojon
Janice. Musiaem by w ruchu, musiaem zapomnie, e nie mam wpywu na to, czy Jenny przeyje czy nie.
Jadc do maego, segmentowego domku na skraju miasteczka, gdzie mieszkaa Iren Williams, prbowaem
myle o czym innym. Iren, gadatliwa staruszka w wieku siedemdziesiciu kilku lat, ze stoickim spokojem
i dobrym humorem czekaa na operacj artretycznego biodra. Zwykle lubiem do niej jedzi, ale tego
wieczoru nie potrafiem gada o niczym.
- Milczcy pan dzisiaj - zauwaya, gdy wypisywaem recept. - Mow panu odjo?
- Nie, jestem po prostu zmczony. - W tym samym momencie spostrzegem, e zamiast rodkw
przeciwblowych, przepisaem jej insulin. Zmiem recept i wziem kolejn.
Iren zachichotaa.
- Myli pan, e nie wiem, co panu jest? Wiem.
Bez sowa podniosem wzrok. Umiechaa si do mnie, demonstrujc sztuczne zby, jedyn cz starej,
pomarszczonej twarzy, ktra zachowaa modo.
- Potrzeba panu miej dziewczyny eby troch pana rozweselia. Omal stamtd nie wybiegem. Ukrywszy
si w bezpiecznym wntrzu land
rovera, oparem gow o kierownic. Spojrzaem na zegarek. Wskazwki poruszay si z szydercz
powolnoci. Nie, byo jeszcze za wczenie. Z dowiadczenia wiedziaem, e tamci wci gadaj, instruuj
policjantw z grupy operacyjnej, dopracowuj plany.
Sprawdziem telefon. Zasig by saby, jednak wystarczy, eby si do mnie dodzwoni. Nic. adnych
wiadomoci. Przez przedni szyb popatrzyem na ulic. I wtedy uderzyo mnie, jak bardzo nie znosz tego
miasteczka. Tych kamiennych domw, tego paskiego, podmokego krajobrazu. Tych podejrzliwych i
penych urazy udzi. Tego zwyrodniaego mordercy, ktry mieszka tu, nie rzucajc si w oczy, dopki nie
zwyciya trawica go choroba. Ale najbardziej dobijao mnie to, e Manham dao mi Jenny i zaraz mi j
odebrao. Widzisz? Tak mogo wyglda wasze ycie.
Rozgorczkowanie mino rwnie szybko, jak szybko mn owadno, pozostawiajc po sobie mdawy
osad. Niebo pokryway ciemne chmury przypominajce powikszajcy si siniak. Odpaliem silnik. Mogem
tylko wrci do domu, usi, siedzie i czeka na telefon, ktry mnie przeraa. Myl ta dawia mnie i
dusia.
I nagle co mi si przypomniao. Gdy tamtego poranka rozmawiaem na cmentarzu ze Scarsdale'em, Tom
Mason powiedzia, e jego dziadek znowu ma kopoty z krgosupem. Miewa je regularnie, co byo cen za
ycie spdzone nad klombami i grzdkami innych. Wizyta potrwaaby tylko kilka minut, poza tym chocia
na chwil zapomniabym o nieuniknionym telefonie od Mackenziego. Z rozpaczliw niemal ulg zawrciem
i pojechaem do domu Masonw.
Stary George i jego wnuk mieszkali nad jeziorem, na skraju lasu, w dawnej strwce czy wartowni.
Masonowie byli ogrodnikami od wielu pokole i jako mody czowiek George pracowa w ratuszu, zanim go
nie zburzono. Po okazaym niegdy gmachu pozostao jedynie to malekie, starannie utrzymane poletko
pord agresywnego lasu.
Zza drzew przebija spiowy poblask jeziora. Zaparkowaem na podwrzu i ruszyem do drzwi. Miay na
grze du matow szyb, ktra cicho zabrzczaa, gdy zapukaem. Cisza. Zapukaem ponownie. Czekaem.
Po niebie przetoczy si grzmot i powietrze zawibrowao. Spojrzaem w gr i zaskoczony stwierdziem, e
wiata szybko ubywa. Kbice si chmury przyspieszyy koniec dnia. Zapadaa ciemno.
Nagle zdaem sobie spraw z czego jeszcze. W domu nie palio si wiato, a przecie powinno si pali,
skoro kto tam by. Mieszkali tylko we dwch, George i Tom, bo rodzice Toma zmarli, gdy ten by jeszcze
dzieckiem. A moe George'owi polepszyo si na tyle, e wrci do pracy? Ruszyem z powrotem do
samochodu, lecz po kilku krokach przystanem. Co nie dawao mi spokoju, poczucie, e co przeoczyem.
Zapada upiorna cisza, jak to bywa przed burz. Rozejrzaem si wokoo, dziwnie przewiadczony, e zaraz
co si wydarzy, e to wprost nieuchronne. Ale nie wydarzyo si nic.
Podskoczyem, gdy co pacno na moje nagie rami. Rozpaszczya si na nim kropla deszczu. Zaraz
potem niebo rozwietlia byskawica i na uamek sekundy wszystko spowia olepiajca biel. Chwil pniej
w napitej ciszy usyszaem, a raczej wyczuem jaki dwik. Momentalnie zaguszy go agresywny grzmot,
ale nie, to na pewno nie byo zudzenie. Usyszaem niskie, niemal podprogowe brzczenie, brzczenie a za
dobrze mi znane.
Muchy.
I podczas gdy ja prbowaem zrozumie, co to znaczy, ponury Mackenzie sta wrd przeraonych ptakw
i zwierzt w klatkach, suchajc zdyszanego policjanta, ktry tylko potwierdzi jego podejrzenia.
- Sprawdzilimy wszdzie. Nikogo tu nie ma.
Rozdzia 29
Trudno byo ustali, skd dochodzi brzczenie. Wiedziaem tylko, e z domu. Lecz ciemne okna, ktre
gapiy si na mnie jak oczy lepca, niczego mi nie podpowiedziay. Podszedem do najbliszego i zajrzaem

do rodka. Zobaczyem tylko mroczn kuchni, nic wicej. Podszedem do ssiedniego. May pokj. Martwy
ekran telewizora i dwa zniszczone fotele.
Ruszyem do drzwi. Przystanem, podniosem rk, eby ponownie zapuka, ale zaraz j opuciem.
Gdyby kto tam by, ju dawno by mi otworzy. Zawahaem si, nie wiedzc, co robi. Wiedziaem jednak,
co syszaem. Wiedziaem te, e nie mog tego zignorowa. Podniosem rk. Jeli drzwi bd zamknite,
trudno, sia wysza. Przekrciem klamk.
Drzwi si otworzyy.
Ponownie si zawahaem, w peni wiadomy, e nie powinienem nawet o tym myle. I wtedy poczuem
ten zapach. Sodkawy odr, a za dobrze mi znany fetor.
Pchnem drzwi i zobaczyem ciemny korytarz. Ten smrd. Nie miaem ju adnych wtpliwoci. Zascho
mi w ustach. Wyjem telefon, eby zadzwoni na policj. Nie mogli mi ju zarzuci, e boj si wasnego
cienia. W tym domu zdecho jakie zwierz albo kto w nim umar. Zaczem wybiera numer i w tym
samym momencie uwiadomiem sobie, e nie ma zasigu. Dom Masonw sta w martwej strefie. Zaklem,
zastanawiajc si, jak dugo jestem poza zasigiem i czy w tym czasie dzwoni do mnie Mackenzie.
Z drugiej strony, dawao mi to mi kolejny powd, eby wej do rodka. Bo nawet gdybym nie musia
teraz szuka telefonu stacjonarnego, nie miaem ju wyboru. Nie chciaem tam zaglda, lecz nie mogem
te tak po prostu odej.
Odr natychmiast przybra na sile. Przystanem na korytarzu, prbujc wyczu atmosfer domu. Na
pierwszy rzut oka by czysty i wysprztany, ale wszdzie leaa gruba warstwa kurzu.
- Halo?! - zawoaem.
Cisza. Po prawej strome byy drzwi. Otworzyem je i znalazem si w kuchni, ktr widziaem przez okno.
Brudne naczynia w zlewie, zakrzepe i rozkadajce si resztki jedzenia na talerzach. Oyo kilka tustych
much, lecz to nie ich brzczenie syszaem przed domem. Tu, w kuchni, byo ich po prostu za mao.
Kuchnia, a tu obok rwnie opustoszay pokj. Stay w nim tylko dwa zakurzone fotele i telewizor.
Telefonu nie byo. Wrciem do korytarza i stanem u stp schodw. Wycieajcy je bienik by stary i
przetarty, a ich szczyt gin w mroku. Pooyem rk na porczy.
Nie chciaem tam i. Ale zabrnwszy tak daleko, nie mogem przecie wyj i tak zwyczajnie odjecha.
Na cianie by wcznik wiata. Pstryknem dwigni i przeraony podskoczyem, bo arwka zapalia si i
z gonym trzaskiem zgasa. Powoli ruszyem na gr. Z kadym krokiem smrd stawa si coraz silniejszy.
Doczy do niego inny zapach, mdawy i smolisty, zapach, ktry skd znaem. Ale nie miaem czasu si
nad tym zastanawia. Schody wychodziy na korytarz. W prawie cakowitej ciemnoci dostrzegem
zapuszczon azienk i dwoje drzwi. Otworzyem te pierwsze. Pojedyncze ko, zmita pociel, naga,
niepomalowana podoga. Podszedem do drugich. Smolisty zapach przybra na sile. Pooyem rk na klamce. Przekrciem j i przez chwil mylaem, e s zamknite. Lecz nagle ustpiy, a wwczas pchnem je i
otworzyem.
W twarz uderzya mnie czarna chmura much. Odpdziem je, dawic si ciepym smrodem buchajcym z
pokoju. Mylaem, e zdyem ju przywykn do trupiego zapachu, lecz ten by obezwadniajcy. Jedna
po drugiej, rozhisteryzowane muchy powrciy na ko i ponownie obsiady lecego na nim czowieka.
Zasoniem rk usta i oddychajc krtkim, urwanym oddechem, podszedem bliej.
Moj pierwsz reakcj bya ulga. Zwoki byy w stanie daleko posunitego rozkadu i chocia na pierwszy
rzut oka nie mogem powiedzie, czy jest to mczyzna czy kobieta, nie ulegao wtpliwoci, e le tu ju
od jakiego czasu. Na pewno duej ni dwa dni. Dziki ci, Boe, pomylaem ze sab nadziej.
Gdy stanem przy ku, zdenerwowane muchy poruszyy si niespokojnie. Zapad zmrok i byy teraz
mniej aktywne ni za dnia. Gdybym przyjecha tu wczeniej lub gdyby nie przeszkodzia im byskawica,
mgbym nie usysze ich charakterystycznego brzczenia. Dopiero teraz spostrzegem, e okno jest lekko
uchylone. Za mao, eby zapewni wymian powietrza w pokoju, jednak na tyle szeroko, eby zwabione
kuszcym zapachem rozkadu muchy wleciay tu i zoyy jaja.
Jego gowa leaa na poduszce, rce na przecieradle. Przy ku staa stara, drewniana szafka, a na niej
pusta szklanka i milczcy budzik. Tu obok leay mski zegarek i fiolka z jakimi proszkami. Byo za
ciemno, eby przeczyta napis na naklejce, lecz akurat w tym momencie pokj ponownie rozwietlia
byskawica i w oczach zachowa mi si migawkowy obraz pokoju. Wypowiaa tapeta w kwiecisty wzorek,
oprawione w ramki zdjcie nad kiem i naklejka: KOPROKSAMOL, rodek przeciwblowy na recept dla
George'a Masona.
Staremu ogrodnikowi mg dokucza krgosup, lecz to nie dlatego nie widziano go ostatnio w
miasteczku. Przypomniao mi si co powiedzia Tom, gdy spytaem go o dziadka. Boli go, jeszcze ley".
Zastanawiaem si, kiedy umar. I jak to wiadczy o mieszkacach Manham, skoro aden z nich nie
zauway jego nieobecnoci.
Pamitaem, eby niczego tam nie dotyka. Wygldao to raczej na tragedi domow ni na miejsce
zbrodni, jednak nie chciaem zatrze adnych ladw. Kto bdzie musia ustali, na co starzec umar i
dlaczego wnuk nikogo o tym nie zawiadomi. Nie by to czyn czowieka zdrowego umysowo, jednak bl po

stracie bliskiego jest uczuciem bardzo dziwnym. Tom nie byby pierwsz osob ktra wolaa y w
niewiadomoci, nie dopuszczajc do siebie myli, e kogo, kogo kocha, ju nie ma.
Gdy wyszedem na korytarz, ponownie uderzy mnie ten smolisty zapach. Teraz, przy otwartych drzwiach,
wida byo grube, czarne smugi na futrynie. Do progu przywar kawaek zmitej gazety, posmarowanej tym
samym mazidem. Mazido. Przypomniao mi si, z jakim trudem otworzyem drzwi. Ostronie dotknem
futryny i poczuem, e klej mi si palce.
To by lepik.
I ju wiedziaem, co nie dawao mi spokoju od rozmowy na cmentarzu. Pord zapachu kwiatw i wieo
citej trawy wyczuem inny saby zapach. Byem wtedy zbyt rozkojarzony, eby o tym myle, ale teraz
natychmiast go rozpoznaem. Tak, to by zapach lepiku bijcy albo od Masona, albo od narzdzi, ktrymi
uszczelni sypialni dziadka.
Lepik. Ta sama substancja, ktr znalazem w wyobieniu od noa na krgu szyjnym Sally Palmer.
Prbowaem si uspokoi, prbowaem to przemyle. Tom Mason morderc? Zdawao si, e to
niewyobraalne. By czowiekiem zbyt agodnym, zbyt prostym, eby zaplanowa te wszystkie potwornoci,
nie wspominajc ju o tym, eby si ich dopuci.
Z drugiej jednak strony, od pocztku wiedzielimy, e pod latarni najciemniej, e morderca ukrywa si
wrd nas. Mason by w tym dobry; cierpliwie pracowa na cmentarzu i na miejskim skwerku, wtapiajc si
w to tak skutecznie, e nikt go tak naprawd nie zauwaa. Zawsze w cieniu dziadka, cichy i maomwny
nigdy nie wywiera na nikim adnego wraenia.
A do dzisiaj.
Prbowaem wmwi sobie, e wycigam pochopne wnioski. Bo przecie nie dalej jak przed kilkoma
minutami byem wicie przekonany, e to Carl Brenner jest morderc. Ale Mason te pasowa do profilu. I
to nie Brenner trzyma w swoim domu rozkadajce si zwoki dziadka. To nie on chcia uszczelni drzwi i
zaguszy trupi odr tym samym lepiszczem, ktrego lady znalazem na krgu szyjnym martwej Sally.
Zapomniawszy, e nie ma zasigu, trzscymi si rkami wyjem telefon, eby zadzwoni do
Mackenziego. Zaklem i zbiegem schodami na d. Tak, musiaem zawiadomi go o moim znalezisku, ale
nie mogem odjecha, nie upewniwszy si przedtem, czy nie ma tu Jenny. Jak burza pdziem przez ciemny
dom, otwierajc wszystkie drzwi i zagldajc do wszystkich pomieszcze. W adnym nie znalazem ani
ladu ycia, ani choby telefonu.
Wypadem na dwr i sprbowaem zadzwoni z samochodu z nadziej e kapryna atmosfera przywrcia
zasig. Nic z tego, sygnau wci nie byo. Gdy odpalaem silnik, po niebie przetoczya si seria guchych
grzmotw. Byo ju zupenie ciemno, a w przedni szyb zabbniy krople deszczu. Podwrze byo za mae,
eby na nim zawrci, wrzuciem wic wsteczny. Gdy ruszyem do tyu, wiato reflektorw land rovera
omioto rosnce w oddali drzewa i co midzy nimi bysno.
Natychmiast wcisnem peda hamulca i gdyby samochd nie mia automatycznej skrzyni biegw, na
pewno zadawibym silnik. Wbiem wzrok w tamto miejsce, lecz niczego nie dostrzegem. Czujc, e znowu
zascho mi w ustach, lekko skrciem kierownic i powolutku ruszyem do przodu. wiato reflektorw
ponownie omioto drzewa i ponownie co midzy nimi zabyszczao.
By to ty prostokt tablicy rejestracyjnej samochodu.
Dopiero teraz zauwayem, e droga, ktr tu przyjechaem, nie koczy si na podwrzu, tylko biegnie
dalej, w gb lasu. I e jest wci uywana, chocia porastaj gsta trawa. Ale samochd sta za daleko i
gdyby nie odblaskowa tablica rejestracyjna, nie domylibym si nawet, e tam jest.
Musiaem zadzwoni do Mackenziego, lecz kusia mnie i wabia ta przeklta droga. Biega przez prywatny
teren, kilometry od miejsca, gdzie znaleziono zwoki obydwu kobiet. Tego miejsca na pewno nie
przeszukano. Poza tym samochd nie przyjecha tam bez powodu. Wewntrznie rozdarty, zawahaem si, nie
mogc podj decyzji. Ale tak naprawd, nie miaem adnego wyboru. Pchnem do przodu dwigni
zmiany biegw i pojechaem przed siebie.
Niemal natychmiast musiaem zwolni, poniewa nad dachem samochodu zamkny si gazie drzew.
Zgasiem reflektory, nie chcc zwraca na siebie uwagi, ale bez reflektorw prawie nic nie widziaem. Gdy
ponownie je zapaliem, droga rozmya si w wietle i znika w gbi lasu. Deszcz przybra na sile.
Wczyem wycieraczki i wytyem wzrok, prbujc wypatrzy co przez pokryt wodnistymi smugami
szyb. Wz dugo trzs si i podskakiwa na wybojach, lecz wreszcie dostrzegem jasn plam wiata,
wietlist boj na tle czarnego oceanu. Zaraz potem z mroku wychyn sam pojazd. To nie by zwyky
samochd. To bya furgonetka.
Parkowaa przed niskim, osonitym drzewami budynkiem.
Zatrzymaem si. Zgasiem wiata i wiat zewntrzny natychmiast znikn. Poszperaem w schowku na
mapy, szukajc latarki i modlc si, eby zadziaaa. Pstryknem wcznikiem - wytrysn tawy promie.
Otworzyem drzwiczki i szybko powieciem wokoo. W uszach dudnia mi krew. Ale nie, nikt nie
wyskoczy na mnie z ciemnoci. Widziaem tylko drzewa. I czarn tafl jeziora za drzewami. Wysiadem, w

zaguszajcym wszelkie odgosy deszczu otworzyem tylne drzwiczki i wyjem ze skrzynki klucz do k.
Podniesiony na duchu jego ciarem ruszyem w stron budynku.
Furgonetka bya stara i zardzewiaa. Tylne drzwiczki byy zwizane sznurkiem. Otworzyy si ze
skrzypniciem. W rodku walay si narzdzia ogrodnicze, szpadle i widy; staa tam nawet taczka.
Popatrzyem na zwj drutu w kcie i pomylaem, e Carl Brenner jednak nie kama. Sida, ktre zraniy
Scotta, nie naleay do niego.
Ani te, ani inne.
Ju si odwracaem, gdy w wietle latarki dostrzegem co jeszcze. Na stercie narzdzi lea duy skadany
n. Mia zbkowane ostrze i wyglda jak miniaturowa pia. Na ostrzu zakrzepo co czarnego.
Patrzyem na n, ktrym zabito psa Sally Palmer.
Nage bysno i gwatownie drgnem. Niemal zaraz potem powietrzem wstrzsn wcieky grzmot.
Jeszcze raz sprawdziem telefon, wiedzc, e to bez sensu. I rzeczywicie, zasigu wci nie byo. Ponownie
ruszyem w stron budynku i raptem zahaczyem o co udem. Spojrzaem w d. Krzaki, a w krzakach
przerdzewiae druty. Ogrodzenie obwieszone dziesitkami ciemnych przedmiotw. Pocztkowo nie
wiedziaem, co to jest, lecz gdy owietliem latark najbliszy, zobaczyem zbiela ko. Byy to ciaa
maych ptakw i zwierzt, ktre wisiay tam i gniy.
Ciaa, dziesitki cia.
W koronach drzew szumia deszcz. Ruszyem przed siebie. Kilka metrw dalej ogrodzenie nagle si
urywao; zerwane i poskrcane druty giny w trawie. Przestpiem przez nie i poszedem dalej, chcc obej
cay budynek. By niski, przysadzisty i nijaki, bez drzwi i okien. Ze szczelin w spkanych betonowych
cianach stercza drut zbrojeniowy. Zrozumiaem, co to jest, dopiero wtedy, gdy przystanwszy po drugiej
stronie, zobaczyem pojedyncze wskie okno i gboko osadzone drzwi. By to stary schron przeciwlotniczy.
Wiedziaem, e na wsi byo ich sporo, e w przypywie masowej histerii zbudowano je na pocztku drugiej
wojny wiatowej i e podobnie jak w wikszoci tych miejskich, nikt si w nich nigdy nie ukrywa.
Ale najwyraniej dla tego kto znalaz zastosowanie.
Starajc si i jak najciszej, podszedem do drzwi. Byy stalowe i matowoczerwone od rdzy. Mylaem, e
bd zamknite, lecz otworzyy si, gdy je pchnem.
Powita mnie powiew stchego powietrza. Z mocno bijcym sercem wszedem do rodka. W wietle
latarki ukazao si pojedyncze pomieszczenie, zupenie puste, jeli nie liczy martwych lici na pododze.
Powieciem latark po nagich cianach i jej promie pad na drugie drzwi, ukryte w rogu i niemal
niewidoczne.
Wtem usyszaem jaki haas. Odwrciem si i zobaczyem zatrzaskujce si drzwi. Prbowaem je
przytrzyma, lecz nie zdyem. Hukny tak gono, e zatrzs si cay schron, e zadudnio echo. Wanie
oznajmiem swoje przybycie temu, kto by w rodku.
Nie pozostawao mi jednak nic innego, jak i dalej. Nie dbajc ju o zachowanie ciszy, ruszyem do drzwi
w rogu pomieszczenia. Otworzyem je i zobaczyem wskie schody. Wiszca nad nimi saba arwka
rzucaa mdawe wiato.
Zgasiem latark i zaczem schodzi na d.
Powietrze byo stche i cuchnce. Pachniao mierci, wic prbowaem nie myle, co to moe oznacza.
Schody byy krte, spiralne. Koczyy si w kiszkowatej piwnicy. Wydawaa si wiksza ni betonowy
budynek na grze, jakby schron zbudowano na starszych fundamentach. Jej drugi koniec gin w ciemnoci.
Tu nad stoem roboczym wisiaa arwka, owietlajc sabo zdumiewajc liczb ksztatw i cieni.
Zmartwiaem sparaliowany widokiem.
Caa piwnica bya obwieszona ciaami ptakw i zwierzt. Lisy, zajce i kaczki wisiay tam jak
makabryczne eksponaty. Wiele z nich zgnio, zmumifikowao si do skry i koci, podczas gdy inne dopiero
zaczynay si rozkada. Wszystkie byy okaleczone. Pozbawione gowy lub koczyn koysay si z
hipnotyzujc powolnoci w sabym przecigu.
Oderwaem od nich wzrok i rozejrzaem si wokoo. Moj uwag przykuy kolejne obrazy. Na stole staa
lampa wycelowana w pusty kt piwnicy. W jej jaskrawym wietle zobaczyem przywizany do metalowego
piercienia sznur, ktrego drugi koniec lea na pododze. Na stole walay si te rne narzdzia i imada, w
tej scenerii odraajce i makabryczne. Zaraz potem zobaczyem co, co nie pasowao tu jeszcze bardziej, co
jeszcze bardziej ohydnego i plugawego.
Na krzele wisiaa ozdobna suknia lubna z koronkowym przodem. Bya przesiknita krwi.
Widok ten wstrzsn mn, ale i mnie otrzewi.
- Jenny! - krzyknem.
W mrocznym kcie piwnicy co si poruszyo. Wychyna stamtd jaka posta i gdy wesza w krg
wiata, rozpoznaem w niej wnuka George'a Masona.
Mia agodn min, tak sam jak zawsze. Ale poza tym teraz nie byo w nim nic agodnego. Zdaem sobie
spraw, e jest rosy i atletycznie zbudowany, wyszy i szerszy w barach ode mnie. Jego dinsy i wojskowa
kurtka byy poplamione krwi.

Nie patrzy prosto na mnie, nieustannie zerkajc to na moj pier, to na ramiona. Mia puste rce, ale spod
poplamionej kurtki wystawaa mu pochwa noa.
Zacisnem palce na uchwycie klucza.
- Gdzie ona jest? - wychrypiaem.
- Nie powinien pan tu przychodzi, panie doktorze - odpar przepraszajco, sigajc do pochwy. By
rwnie zaskoczony jak ja, gdy stwierdzi, e jest pusta.
Zrobiem krok w jego stron.
- Co jej zrobie?
Patrzy na podog, jakby szuka tam zgubionego noa.
- Komu?
Przekrciem lamp, tak e teraz wiecia prosto na niego. Zasoni rk oczy. Gdy wiato rozproszyo
mrok w kcie piwnicy, dostrzegem tam sylwetk nagiej kobiety, na wp ukrytej za ceglan cian.
Odebrao mi oddech.
- Nic - powiedzia Mason, mruc oczy.
Wtedy zaatakowaem. Podniosem klucz, chcc wyrn go ze wszystkich si w t potuln gb, lecz
zawadziem o zwisajce z sufitu trucha i momentalnie pochona mnie cuchnca lawina sierci i pierza.
Dawic si i krztuszc, odepchnem na bok rozkoysane ptaki i zwierzta - zdyem w sam por, gdy w
tej samej chwili Mason si na mnie rzuci. Chciaem zrobi unik, lecz nie zdoaem i chwyci za klucz. W
drugiej rce miaem latark. Wziem zamach i grzmotnem go w gow. Przeraliwie krzykn,
odpowiedzia ciosem na cios i zatoczyem si do tyu, upuszczajc latark. Si rozpdu wpadem na st,
trafiem na kant imada i plecy zalaa mi fala palcego blu.
W tym samym momencie przyoy mi okciem w brzuch i odebrao mi oddech. Poczuem, e mnie pcha,
e odchyla mnie do tyu, e kant imada jeszcze bardziej wbija mi si w krgosup. Wcisn mi okie pod
szyj i pchn jeszcze silniej, a wtedy spojrzaem mu w twarz: oczy mia wci spokojne i agodne. Zdoaem
wyszarpn rk i sprbowaem go odepchn, oderwa od szyi jego przedrami. Ale on tylko przestpi z
nogi na nog, jeszcze bardziej wzmg nacisk i sign po co na stole. Metal potar z chrobotem o drewno:
Mason chcia wyj duto z drewnianego stojaka. Chwyciem go za rami, lecz tym samym odsoniem
szyj. Spojrza na mnie i nie zabierajc rki ze stou, przydusi mnie jeszcze mocniej. W oczach pokazay mi
si gwiazdy. Mason zerkn na st i wtedy dostrzegem za nim jaki ruch.
Jenny. Z rozdzierajc powolnoci peza w stron czego, co wygldao na kupk puchu na pododze.
Chciaa co spod niej wyj i gdy woya tam rk, z trudem przeniosem wzrok z powrotem na twarz
Masona, wolc tego nie widzie. Prbowaem wbi mu kolano w krocze, ale stalimy zbyt blisko siebie,
zdoaem za to kopn go w piszczel. Stkn i lekko zwolni ucisk, jednak w tym samym momencie
usyszaem guchy stukot i stojak z narzdziami upad na st. Niczym tuste pajki, palce wolnej rki
Masona momentalnie powdroway w tamt stron i chocia wci cignem go za rami, chwyci duto i
centymetr po centymetrze zacz wyjmowa je ze stojaka.
Ktem oka ponownie zauwayem jaki ruch. Jenny prbowaa wsta. Klczaa i opierajc si o cian,
ciskaa co w rku.
I wtedy Mason wyszarpn duto. Zamiast przytrzymywa jego rk, musiaem j teraz nieustannie
odpycha i z narastajc panik zdaem sobie spraw, jak bardzo jest silny. Z wysiku drao mi cae rami,
tymczasem duto byo coraz bliej i bliej. Prosto na moj twarz, z czoa skapywa mu pot, jednak poza tym
nie wida byo po nim adnego wysiku. By agodny i skupiony tak jak wtedy, gdy doglda swoich rolin.
Bez ostrzeenia szarpn si w drug stron, uwolni rk i wzi zamach. Chwyciem go za nadgarstek,
wiedzc, e nie dam rady go powstrzyma. Nagle wrzasn i gwatownie wygi si do tyu. Rka, ktr
miady mi szyj, znikna. Podniosem wzrok i tu za nim zobaczyem nag, zakrwawion Jenny.
Trzymaa dugi n, lecz upucia go w chwili, gdy na ni spojrzaem. Gdy zabrzcza na betonie, Mason
rykn jak zwierz i uderzy j na odlew w twarz. Osuna si na podog tak mikko, jakby nie miaa koci.
Rzuciem si na niego. Wyldowalimy jeden na drugim, ja na grze, i znowu przeraliwie krzykn.
Zepchn mnie, prbowa odpezn na bok i wtedy zobaczyem szybko powikszajc si plam krwi na
jego plecach. Czoga si w stron noa. Na czworakach popezem za nim, lecz nagle zahaczyem o co
nog. Spojrzaem w d, zobaczyem mj klucz i w chwili, gdy Mason chwyci n, zdzieliem go w
zakrwawione plecy. Zawy jak dzika bestia, odwrci si, a wtedy grzmotnem go kluczem w gow.
Uderzyem tak mocno, e zabolaa mnie rka. Nie wyda adnego dwiku. Po prostu pad i znieruchomia.
Wziem zamach, eby przyoy mu jeszcze raz, ale nie byo takiej potrzeby. Ciko dyszc, odczekaem
chwil, eby sprawdzi, czy na pewno si nie poruszy, a potem podszedem do Jenny. Leaa tam, gdzie
upada. Ostronie przewrciem j na plecy i zamaro mi serce, gdy zobaczyem, jak bardzo jest
zakrwawiona. Miaa rany na caym ciele. Jedne byy drobne i pytkie, inne dugie i gbokie. Rana na policzku sigaa niemal koci i gdy zobaczyem, co ten bydlak jej zrobi, chciaem ponownie chwyci klucz.
Omal nie wykrzyknem z ulgi, wyczuwajc puls na jej szyi. By saby i nieregularny, ale by.
- Jenny, Jenny, to ja, David. Zatrzepotaa powiekami.

- David... - szepna i zmrozio mnie, gdy poczuem sodkawy zapach jej oddechu. Kwasica ketonowa. Jej
ciao zaczo rozkada wasny tuszcz, niebezpiecznie podwyszajc stenie kwasu ketonowego we krwi.
Musiaa dosta zastrzyk insuliny, i to szybko.
A ja jej przy sobie me miaem.
- Nic nie mw - powiedziaem jak kretyn, bo znowu zamkny jej si oczy. Cios, jaki zadaa Masonowi,
pozbawi j resztek si. Ponownie zbadaem puls. By jeszcze sabszy ni przedtem. Boe, pomylaem. Nie
rb mi tego, nie teraz.
Podniosem j, nie zwaajc na bl przeszywajcy mi szyj i plecy. Podniosem i wstrznity
stwierdziem, e jest przeraajco lekka. Jakby w ogle nic nie waya. Mason wci lea bez ruchu, lecz
niosc j w stron schodw, syszaem jego chrapliwy oddech. Ju na grze, kopnem drzwi i zataczajc si
nieprzytomnie, wpadem midzy drzewa. Lao jak z cebra, lecz po piwnicznych potwornociach deszcz by
czym czystym i oywczym. Gdy posadziem Jenny na przednim siedzeniu, bezwadnie zwisa jej gowa.
Musiaem przypi j pasem, inaczej zsunaby si z fotela, potem signem po koc -zawsze woziem go
wraz z apteczk- i szczelnie j okryem. Odpaliem silnik, ruszyem, otarem si drzwiczkami o furgonetk
Masona, zawrciem i amic nisko zwisajce gazie drzew, penym gazem popdziem przed siebie.
Jechaem szybko, cho nie szarowaem. Jenny od dwch dni nie braa insuliny, przeya koszmar i
stracia duo krwi. Musiaem zawie j natychmiast do szpitala, ale najbliszy by kilometry dalej, o wiele
za daleko, i nie chciaem ryzykowa. Drczc si myl, e tam, w przychodni, miaem insulin w rkach,
rozpaczliwie rozwaaem wszystkie moliwoci. Byo ich niewiele. Jenny moga zapa ju w piczk. Jeli
szybko jej nie ustabilizuj, niedugo umrze.
Nagle przypomniaem sobie o karetce pogotowia i sanitariuszach, ktrych Mackenzie zabra do starego
myna. Istnia cie szansy, e jeszcze tam s. Woyem rk do kieszeni, chcc wyj komrk i zadzwoni
po pomoc, gdy tylko pojawi si sygna. Ale w kieszeni jej nie byo. Przeszukaem pozostae. Na prno.
Ogarnity panik, zdaem sobie spraw, e musiaa wypa mi w piwnicy, podczas walki z Masonem.
Zawahaem si. Zawrci czy jecha dalej? Wcisnem peda gazu. Zawracajc, stracibym zbyt duo czasu.
Czasu, ktrego Jenny nie miaa.
Dojechaem do koca drogi i wypadem na szos. Insulina bya w przychodni. W przychodni mgbym
zacz j leczy, czekajc na karetk. Przyspieszyem, wpatrujc si w ciemno za szyb. Wycieraczki
pracoway pen par, lecz padao tak intensywnie, e nawet w wietle reflektorw widziaem ledwie na
kilka metrw. Zaryzykowaem i zerknem na Jenny. To, co zobaczyem, wystarczyo, ebym mocniej
zacisn rce na kierownicy i jeszcze bardziej przyspieszy.
Podr trwaa wieki. I nagle wpadem do Manham, ktre wyskoczyo na mnie jak duch z deszczu i
ciemnoci. Ulice byy opustoszae; reporterzy i dziennikarze, ktrzy jeszcze niedawno si na nich toczyli,
przepadli jak kamie w wod. Chciaem przystan i zajrze do policyjnej przyczepy na skwerku, ale
zmieniem zdanie. Nie byo czasu na wyjanienia, poza tym najpierw musiaem zrobi Jenny zastrzyk.
Z rykiem silnika wjechaem na podjazd. Dom ton w ciemnoci. Byem na tyle przytomny, eby
zaparkowa z boku i zostawi miejsce dla karetki; inaczej nie mogaby podjecha pod same drzwi.
Wysiadem, obiegem samochd i otworzyem drzwiczki. Jenny oddychaa szybko i pytko, lecz gdy niosem
j przez deszcz, lekko si poruszya.
- David... - szepna.
- Ju wszystko dobrze, jestemy w przychodni. Trzymaj si, trzymaj. Chyba mnie nie syszaa. Szarpna
si sabo, oczy miaa niewidzce i przeraone.
- Nie! Nie!
- To ja, Jenny, to ja. Nic ci nie grozi.
- Nie pozwl, eby mnie skrzywdzi!
- On ju nic ci nie zrobi, przyrzekam.
Ponownie stracia przytomno. Zaomotaem do drzwi, nie mogc otworzy ich z Jenny na rkach. Mina
wieczno, zanim w holu zapalio si wiato. Henry. Wpadem do rodka, gdy tylko nam otworzy.
- Dzwo po karetk! Wystraszony zrobi mi przejcie.
- Co si...
Ale ja biegem ju korytarzem.
- Zapada w piczk. Wezwij karetk, szybko! Powiedz im, e jedn wzia policja.
Kopnem drzwi do gabinetu, tymczasem Henry podjecha wzkiem do telefonu w korytarzu. Jenny nie
poruszya si, gdy kadem j na sofie. Pod krwaw mask miaa przeraajco blad twarz. I niky,
trzepoczcy puls. Trzymaj si, mylaem. Prosz. Bagam. Rozpacz i desperacja. Moga mie uszkodzone
wtrob i nerki i wiedziaem, e jeli natychmiast nie trafi do szpitala, w kadej chwili moe stan jej serce.
Poza insulin potrzebowaa kroplwki z soli fizjologicznej, eby wypuka zatruwajce j toksyny. Tu, w
przychodni, nie mogem jej pomc. Mogem jedynie mie nadziej, e insulina utrzyma j przy yciu do
przyjazdu karetki.

Gwatownym szarpniciem otworzyem lodwk i zaczem w niej niecierpliwie szpera. Do gabinetu


wjecha Henry.
- Ja poszukam - rzuci. - Ty we strzykawk.
Gdy otworzyem stalow szafk z lekami, zagrzechotay ramki stojcych na niej zdj.
- Co z karetk?
- Ju jedzie. Zaczekaj, nie dasz rady, nie w tym stanie - powiedzia stanowczo Henry i wycign rk. Bez sowa protestu podaem mu strzykawk. -Na mio bosk co si tu dzieje? - spyta, przebijajc ig
metalowe zabezpieczenie na buteleczce.
- To by Tom Mason. Wizi j w starym schronie przeciwlotniczym w lesie za domem. - Spojrzaem na
lec bez ruchu Jenny i cisno mi si serce. - Zabi Sally Palmer i Lyn Metcalf.
- Wnuk George'a Masona? - spyta z niedowierzaniem Henry. - artujesz!
- Prbowa zabi i mnie.
- Chryste! Gdzie on teraz jest?
- Jenny dgna go noem.
- To znaczy, e nie yje?
- Moe, nie wiem.
Wtedy byo mi wszystko jedno. Cierpic katusze, niecierpliwie patrzyem, jak Henry zmaga si ze
strzykawk.
- Cholera jasna! Iga si zatkaa. Daj mi inn. Szybko.
Miaem ochot na niego nawrzeszcze. Odwrciem si do szafki. Drzwiczki zdyy si ju zamkn,
wic otworzyem je tak gwatownie, e przewrcio si jedno ze zdj. Ledwo na nie zerknem interesowaa mnie tylko strzykawka - lecz poniewczasie co do mnie dotaro.
Spojrzaem jeszcze raz, ale nie na zdjcie, ktre si przewrcio, tylko na to obok. Na zdjcie lubne
Henry'ego i jego ony. Widziaem je wiele razy, wiele razy wzruszaa mnie utrwalona na nim chwila
szczcia. Ale nie na to teraz patrzyem.
ona Henry'ego miaa na sobie sukni identyczn z t, ktr widziaem w piwnicy Masona.
Prbowaem wmwi sobie, e to tylko zudzenie. Ale nie, jej krj i koronkowy wzr na przodzie byy
zbyt charakterystyczne, ebym mg si pomyli. Suknie byy identyczne. Nie, nie identyczne.
Suknia ze zdjcia bya sukni z piwnicy.
- Henry... - zaczem i w tej samej chwili poczuem bl w nodze. Spojrzaem w d. Henry cofn si z
pust strzykawk w rku.
- Przykro mi, Davidzie. Naprawd mi przykro - szepn, patrzc na mnie ze smutkiem i rezygnacj.
- Co ty... - Chciaem co powiedzie, lecz nie mogem. Gabinet powoli znika, ciany si. rozmazyway.
Lekki jak pirko osunem si na podog. Tracc kontakt ze wiatem, zobaczyem co nieprawdopodobnego: Henry wsta z wzka i wanie szed w moj stron.
A potem i on, i wszystko inne pogryo si w ciemnoci.
Rozdzia30
Niespieszne tykanie zegara wypeniao pokj niczym cichutki szmer kurzu osiadajcego w promieniach
soca. Kade leniwe tyknicie zdawao si pobrzmiewa przez sto lat, zanim rozlego si kolejne. Nie
widziaem zegara, lecz mogem go sobie wyobrazi. Stary i ciki pachnia woskiem pszczelim i minionym
czasem. Czuem, e doskonaego znam; miaem przed oczami zakrzywiony mosiny klucz, ktrym go
nakrcaem.
Jego dostojnego tykania mgbym sucha bez koca.
W kominku paliy si polana, rozsiewajc wokoo sodki, sosnowy zapach. Zajmujc ca cian pk
wypeniay ksiki, a wszystkie kty pokoju byy owietlone mikkim wiatem lamp. W misie, stojcej na
rodku stou z winiowego drewna, leay pomaracze. Znaem ciepo tego pokoju, podobnie jak znaem
cay ten dom, chocia na jawie nigdy w nim nie byem. Mieszkay tu Kara i Alice. Kara i Alice z moich
snw. To by nasz dom.
Przepeniaa mnie niepohamowana rado. Naprzeciwko mnie siedziaa na sofie Kara ze zwinit w kbek
Alice na kolanach. Obydwie patrzyy na mnie ze smutkiem. Chciaem je pocieszy, zapewni, e nie ma
adnego powodu do smutku. Przecie wszystko byo dobrze. Przecie do nich wrciem.
Tym razem na zawsze.
Kara zsuna Alice z kolan.
- Bd grzeczna i id pobawi si na dworze.
- Nie mog zosta z tatusiem?
- Nie teraz. Tatu i ja musimy porozmawia.
Rozczarowana Alice zrobia mink. Podesza bliej i obja mnie na poegnanie. Tulc j do siebie,
czuem dotyk i ciepo jej ciaa.
- Id, creczko, id. - Pocaowaem j w czubek gowy. Wosy miaa delikatne jak jedwab. - Zaczekam na
ciebie.

Spojrzaa na mnie z powan twarzyczk.


- Do widzenia, tatusiu.
Patrzyem, jak idzie do drzwi. W progu pomachaa mi rczk i wysza. Byem tak wzruszony, e przez
chwil nie mogem mwi. Kara patrzya na mnie z drugiej strony stou.
- Co si stao? - spytaem. - Nie cieszysz si?
- Tak nie mona, Davidzie.
Rozemiaem si. Nie mogem si powstrzyma.
- Mona. I trzeba. Nie czujesz tego?
Mimo przepeniajcej mnie radoci, usyszaem nutk smutku w jej gosie.
- To ten narkotyk. Dlatego tak ci dobrze. Ale to tylko zudzenie. Musisz z tym walczy.
Nie mogem zrozumie, co j tak martwi.
- Znowu jestemy razem. Nie tego chciaa?
- Tego, ale nie tak.
- Dlaczego? Jestem z wami. Tylko to si liczy.
- Nie chodzi o nas. Ani o ciebie. Ju nie. Eufori ostudzi lekki podmuch chodnego wiatru.
- Jak to?
- Ona ci potrzebuje.
- Kto? Alice? Oczywicie, e tak.
Ale wiedziaem, e Kara nie mwi o naszej crce. Rado, jak odczuwaem, wystawiono na cik prb.
Chcc j podtrzyma, podszedem do stou i wziem pomaracz z misy.
- Chcesz?
Kara tylko pokrcia gow, obserwujc mnie w milczeniu. Trzymaem pomaracz w rku. Czuem jej
ciar, czubkami palcw wyczuwaem jej tekstur. Oczami wyobrani widziaem, jak j obieram, czuem
zapach skrki, widziaem tryskajcy sok. Wiedziaem, e bdzie sodki, wiedziaem te, e spijajc go i
smakujc, pogodz si z tym, co jest. e bdzie to akt ostatni i nieodwracalny.
Niechtnie odoyem pomaracz do misy. I z cikim sercem usiadem. Kara umiechna si z
wilgotnymi od ez oczami.
- O to ci chodzio, kiedy mwia, ebym by ostrony? Nie odpowiedziaa.
- Nie jest ju za pno? - spytaem. Przez jej twarz przemkn mroczny cie.
- Moliwe. Moliwe, e ledwo zdysz.
cisno mnie w gardle.
- A ty i Alice? Umiechna si ciepo.
- Damy sobie rad. Nie musisz si o nas martwi.
- Ju was nie zobacz, tak?
Kara pakaa. Pakaa, nie przestajc si umiecha.
- Nie musisz. Ju nie.
Po policzkach spyway mi zy.
- Kocham ci - powiedziaem.
- Wiem.
Podesza bliej i obja mnie. Po raz ostatni ukryem twarz w jej wosach. Po raz ostatni poczuem jej
zapach, nie chcc zapomnie i wiedzc, e musz.
- Uwaaj na siebie, Davidzie - powiedziaa.
Czujc sony smak ez w ustach, uwiadomiem sobie, e nie sysz ju tykania zegara i...
Sparaliowany, ocknem si w dusznej ciemnoci.
Sprbowaem wzi oddech, ale nie mogem. Moj pier owijay stalowe tamy. Ogarnity panik
sprbowaem jeszcze raz i zdoaem wcign do puc haust powietrza, jeden, potem drugi. Odcity od
odgosw wiata zewntrznego, czuem si jak w bawenianym kokonie. Tak atwo byoby zrezygnowa i
ponownie odej...
Musisz z tym walczy". Sowa te przywrciy mnie do rzeczywistoci. Euforia rozmya si jak dym.
Rozedrgana przepona protestowaa przeciwko kademu oddechowi. Lecz z kadym oddechem, krtkim i
jake sabym, wcigaem do puc coraz wicej powietrza.
Otworzyem oczy.
wiat by dziwacznie przekrzywiony. Wirowa, wic sprbowaem skupi wzrok. Wtedy usyszaem
pyncy gdzie w grze gos Henry'ego.
- Nie chciaem, eby do tego doszo, wierz mi. Ale kiedy j porwa, przestaem mie na to wpyw. Co
mogem zrobi?
Zauwayem, e si poruszam. Tu obok przesuwaa si ciana. Zdaem sobie spraw, e siedz w jego
wzku, e jad korytarzem. Sprbowaem usi, lecz zdoaem tylko bezwadnie poruszy rkami. Korytarz
zawirowa jeszcze szybciej, mimo to zaczem sobie co przypomina.
Henry. Strzykawka.

Jenny.
Chciaem wykrzycze jej imi, lecz tylko jknem.
- Ciiicho.
Wykrciem szyj i znowu dostaem gwatownego zawrotu gowy. Opierajc si ciko o fotel, Henry
pcha mnie korytarzem.
Pcha mnie. Szed.
To nie miao sensu. Chciaem usi prosto, lecz zabrako mi siy w rkach. Opadem na siedzenie.
- Jenny... Karetka... - wymamrotaem niewyranie.
- Nie bdzie adnej karetki, Davidzie.
- Nie... Nie rozumiem.
Ale rozumiaem. A przynajmniej zaczynaem rozumie. Przypomniao mi si, jak zareagowaa Jenny, gdy
przywiozem j do przychodni, przypomniao mi si, jaka bya przeraona. Nie pozwl, eby mnie
skrzywdzi!" Mylaem, e bredzi, e chodzi jej o Masona.
Lecz jej chodzio o kogo innego.
Sprbowaem wsta. Ale czuem si tak, jakby kto zanurzy mi koczyny w galarecie.
- Daj spokj, przesta - sykn Henry.
Opadem na fotel, lecz gdy mijalimy schody, rzuciem si na porcz. Wzek zachybota i omal nie
spadem. Henry zachwia si, z trudem zachowujc rwnowag.
- Cholera jasna, David!
Wzek sta bokiem. Wci trzymaem si porczy. Zamknem oczy, bo wszystko znowu zawirowao.
Dotar do mnie jego poirytowany gos.
- Pu - wysapa. - Przecie wiesz, e to na nic.
Otworzyem oczy i zobaczyem, e spocony i rozczochrany opiera si o cian.
- Prosz ci. - Powiedzia to ze szczerym blem. - Tylko to utrudniasz, i mnie, i sobie.
Jeszcze mocniej zacisnem palce. Westchn i wyj z kieszeni strzykawk. Podnis j wysoko, ebym
zobaczy, e jest pena.
- Tyle diamorfiny zabije nawet konia. Naprawd nie chc dawa ci wicej. Wiesz tak samo jak ja, czym by
si to skoczyo. Ale jeli mnie zmusisz, nie bd mia wyboru.
Mj umys przetrawi to ospale. Diamorfina, silny rodek przeciwblowy, pochodna heroiny, moga
wywoywa halucynacje, czasem doprowadzaa do piczki. Stosowa j Harold Shipman, usypiajc na
wieki setki pacjentw.
A Henry wpompowa jej we mnie Bg wie ile.
Fragmenty ukadanki zaczy dopasowywa si do siebie z przeraajc jasnoci.
- Ty i on... To bylicie... ty i Mason.
Nawet teraz podwiadomie oczekiwaem, e zaprzeczy, e jako to wyjani. Ale on patrzy na mnie przez
chwil, a potem opuci strzykawk.
- Przykro mi - odpar. - Nie przypuszczaem, e do tego dojdzie.
Za nic nie mogem tego poj.
- Ale dlaczego, Henry, dlaczego? Umiechn si krzywo.
- Boj si, e mnie nie znasz. Powiniene by trzyma si swoich trupw. S znacznie mniej
skomplikowane ni ludzie.
- O czym ty... O czym ty mwisz? Zmarszczy czoo i spojrza na mnie z pogard.
- Mylisz, e lubi by kalek? e tkwi w tej dziurze, bo mi si tu podoba? e lubi, kiedy to... to bydo
traktuje mnie z gry? Trzydzieci lat udawania szlachetnego doktora i co z tego mam? Wdziczno? Oni
nie wiedz, co to znaczy!
Bolenie wykrzywi twarz. Przytrzymujc si ciany, ruszy sztywno w stron gitego krzesa przy stoliku
na telefon. Nie odrywaem od niego wzroku. Z ulg usiad.
- Tak naprawd to nie wierzye, e zrezygnuj, co? Chciaem udowodni specjalistom, e si myl zawsze
ci to powtarzaem. - Zdyszany wytar spocone czoo. - Wierz mi, bezradno to nie zabawa. Zwaszcza
bezradno wystawiona na widok publiczny. Wiesz, jakie to poniajce? Jak bardzo niszczy dusz? Wyobra
sobie, e przez cay czas czujesz si tak jak teraz. I nagle odkrywasz, e moesz mie wadz, prawdziw
wadz nad yciem i mierci e otwiera si przed tob taka moliwo. e moesz by Bogiem!
Umiechn si chytrze.
- Przyznaj si. Jeste lekarzem, musiae si tak czasem czu. Nigdy nie syszae cichutkiego szeptu
pokusy?
- Wy ich... Wy ich zamordowalicie! To zbio go z tropu.
- Palcem ich nie tknem. To Mason. Ja spuciem go tylko ze smyczy.
Chciaem zamkn oczy i natychmiast o tym zapomnie. Powstrzymywaa mnie tylko myl o Jenny, o
tym, co mg jej zrobi. Ale chocia rozpaczliwie pragnem si tego dowiedzie, w tej chwili nie byem w

stanie pomc ani jej, ani sobie. Lecz im duej mwi, tym wiksz miaem szans, gdy narkotyk powoli
przestawa dziaa.
- Kiedy... Od kiedy...
- Od kiedy o nim wiem? - Henry wzruszy ramionami. - Odkd by maym chopcem; dziadek go do mnie
przyprowadzi. Lubi drczy i zabija zwierzta, tak wiesz, rytualnie. Oczywicie wtedy zabija tylko
zwierzta. Za nic nie mg zrozumie, e to, co robi, jest ze. Zaproponowaem, e nikomu o tym nie
wspomn, e dam mu rodki uspokajajce, ktre poskromi jego... skonnoci, ale pod warunkiem, e bd
mg monitorowa przebieg choroby. Jak widzisz, by to taki prywatny projekt badawczy. Z teatraln
ulegoci podnis rce.
- Wiem, wiem, to nieetyczne. Ale mwiem ci, e zawsze chciaem zosta psychologiem. Bybym w tym
cholernie dobry, ale przyjechaem do Manham i wszystko si skoczyo. Mason by przynajmniej ciekawszy
ni artretyzm czy grzybica stp. I wiesz co? Odwaliem kawa dobrej roboty. Gdyby nie ja, odbioby mu ju
lata temu.
- Dziadka te... zabi? Henry by szczerze wstrznity.
- Boe wity, ale skd! On go uwielbia! Nie, nie, George zmar z przyczyn naturalnych. Podejrzewam,
e na serce. Ale kiedy umar, nikt nie pilnowa ju, eby wnuczek bra lekarstwa. W sensie zawodowym
przestaem go widywa lata temu. Pewnie mi nie uwierzysz, ale miaem w kocu do opowieci o drczeniu
i zabijaniu zwierzt. Dawaem George'owi leki, George dawa je wnukowi, i tyle. Po prostu straciem
zainteresowanie. A pewnej nocy przyszed do mnie i oznajmi, e porwa Sally Palmer i e zamkn j w
starym warsztacie ojca.
Henry zachichota.
- Okazao si, e przypada mu do gustu ju par at wczeniej, kiedy pracowa z dziadkiem w jej ogrodzie.
Wszystko byo dobrze do chwili, gdy rodki uspokajajce przestay dziaa i znowu mu odbio. Zacz za ni
chodzi. Prawdopodobnie nie wiedzia nawet, co chce zrobi, ale pewnej nocy zobaczy go jej pies.
Zobaczy, rozszczeka si, wic Mason podern mu gardo, zwiza Sally i zawiz j do domu.
Niemal z podziwem pokrci gow. Nie mogem uwierzy, e jest to ten sam czowiek, ktrego znaem od
tylu lat, ktrego zawsze uwaaem za przyjaciela. Midzy tym, kim naprawd by, a tym, za kogo go
uwaaem, ziaa bezdenna przepa.
- Boe wity, Henry!
- Przesta, nie patrz tak na mnie. Naleao si jej. Zarozumiaa krowa, nasza znakomito", cholera. Jak
nie wyjedaa do Londynu albo gdzie indziej, zadowalaa si miejscowymi kmiotkami. Nonszalancka suka.
Chryste, patrzyem na ni i widziaem Dian!
Drgnem. Diana, jego ona. Zauway, e to mnie skonsternowao.
- Nie, nie, nie przypominaa jej fizycznie - doda poirytowany. - Diana miaa klas, trzeba jej to odda. Ale
wiesz mi, byy do siebie podobne pod innymi wzgldami. Obydwie aroganckie, obydwie z poczuciem
wyszoci.
Pieprzone baby! Wszystkie s takie same! Wyss z ciebie ca krew, a potem rozemiej ci si w nos!
- Przecie ty j kochae...
- Diana bya dziwk! - rykn. - Pierdolon kurw!
Jego wciekle wykrzywiona twarz bya niemal nie do rozpoznania. Nie miaem pojcia, jak to si stao, e
przez tyle lat nie dostrzegem w nim tej przeraajcej goryczy. Janice czsto wspominaa, e nie byo to
szczliwe maestwo, ale przypisywaem to zazdroci.
Jake si myliem.
- Zrezygnowaem dla niej ze wszystkiego - rzuci porywczo Henry. - Wiesz, dlaczego zostaem zwykym
lekarzem, zamiast psychologiem? Bo zasza w ci i musiaem poszuka pracy. Chcesz usysze co
naprawd zabawnego? Tak si do tej pracy spieszyem, e nie skoczyem nawet studiw.
Zdawao si, e czerpie perwersyjn przyjemno z mojej konsternacji.
- Tak, tak, nie jestem nawet wykwalifikowanym lekarzem. Mylisz, e zostaem w tej zasranej dziurze z
wyboru? Przyjechaem do Manham przede wszystkim dlatego, e stary pijak, ktry tu pracowa, by zbyt
wlany, eby sprawdzi moje papiery! - Rozemia si gorzko. - Ty te pograe ze mn nieuczciwie i nie
myl sobie, e nie dostrzegem w tym ironii. Ale rnica midzy tob a mn polega na tym, e ja utknem tu
jak w puapce. Nie mogem nigdzie wyjecha ani zmieni pracy bez ryzyka wpadki. Dziwisz si, e
nienawidz tego pieprzonego miasta? Manham to moje wizienie!
Unis brew w wynaturzonej parodii Henry'ego, ktrego kiedy znaem.
- A moja droga Diana? Czy moja droga Diana stana u mego boku? Ale skd! To bya moja wina! Moja
wina, e poronia! Moja wina, e nie moga mie dzieci! Moja wina, e zacza pieprzy si z innymi!
Moe to narkotyk wyostrzy mi zmysy, bo nagle domyliem si, do czego to zmierza.
- Ten leny grb, ten student... To go otrzewio.
- Chryste - powiedzia z nagym zmczeniem. - Kiedy znaleli go po tych wszystkich latach... -Potrzsn
gow jakby chcia odpdzi wspomnienia. -Tak, to by jeden z jej kochankw. Mylaem, e uodporniem

si na jej wyskoki. Ale on by inny. Inteligentny, przystojny. I taki mody, tak cholernie mody. Mg zrobi
karier, mia przed sob cae ycie. A co miaem ja?
- Wic go zabie...
- Niechccy. Poszedem do jego, zaproponowaem pienidze, eby tylko wyjecha. Ale on nie chcia.
Przeklty gupiec. Myla, e to prawdziwa mio. Oczywicie chciaem, eby przejrza na oczy i
powiedziaem mu, z jak dziwk ma do czynienia. Pokcilimy si. Jedno doprowadzio do drugiego.
Wzruszy! ramionami, jakby si z tego rozgrzesza.
- Wszyscy pomyleli, e zwin namiot i wyjecha. Nawet Diana. Ale c, tam, skd pochodzi, byo peno
innych, tak wyznawaa filozofi. Nic si nie zmienio. Wci byem rogaczem, miejscowym
pomiewiskiem. A pewnej nocy, kiedy wracalimy do domu po jakiej imprezie, doszedem do wniosku, e
mam tego do. By tam taki kamienny most i zamiast na most, pojechaem prosto przed siebie, penym
gazem.
Wyparowao z niego cae oywienie. Stary i wyczerpany osun si bezwadnie na oparcie krzesa.
- Tylko e straciem zimn krew. W ostatniej chwili chciaem skrci. Oczywicie za pno. To by ten
synny wypadek. Kolejna fuszerka, nic wicej. Diana pewnie by mnie wymiaa. Przynajmniej zgina na
miejscu i nie zostaa z tym!
Wyprostowa nog.
- Niesprawna, niezdatna do uytku. ycie w Manham byo potworne ju przedtem, ale po wypadku,
ilekro patrzyem na tych wszystkich ludzi, na moj pieprzon trzdk, na ich mae, aosne, lecz w miar
normalne ycie, ilekro widziaem, jak ze mnie szydz, czuem tylko nienawi. Mwi ci, byway takie
chwile, kiedy miaem ochot ich wszystkich pozabija. Wszystkich, co do jednego! Ale nie miaem odwagi.
Tak samo, jak nie miaem odwagi zabi samego siebie. A potem, niczym kot, ktry przynosi swemu panu
upolowanego ptaszka, pojawi si u mnie Mason. Mj wasny golem!
By niemal zachwycony. Znowu patrzy na mnie z przejciem.
- Glin, Davidzie, oto czym by. Ani odrobiny sumienia czy choby jednej myli o konsekwencjach. By
glin, ktra tylko czekaa, ebym ulepi z niej czowieka, ebym powiedzia mu, co ma robi! Wyobraasz to
sobie? Wyobraasz sobie moj rado? Kiedy staem w tej piwnicy i patrzyem na Sally Palmer, czuem si
potny! Po raz pierwszy od lat nie byem aosnym kalek. Patrzyem na t aroganck na t nonszalanck
dziwk, zapakan i ca we krwi, i czuem si silny!
Mia pospnie byszczce oczy. Oczy przeraajco trzewe i przytomne, mimo potwornoci czynw,
jakich si dopuci.
- Wiedziaem, e to moja szansa. Mogem nie tylko zemci si na Manham, ale i upokorzy Dian,
wymaza j w kocu z pamici! Zawsze bya dumna, e tak dobrze taczy, wic daem Masonowi jej sukni
lubn i pozytywk, ktr kupiem jej podczas miesica miodowego. Boe, jak ja tego puda nienawidziem!
Ilekro miaa spotka si z gachem, z ktrym si aktualnie pieprzya, puszczaa bez koca Claire de Lune.
Palmer wkadaa sukni, Mason wychodzi - czeka na zewntrz - a ja siadaem na dole i patrzyem, jak ta
dziwka taczy, przeraona do tego stopnia, e ledwo powczya nogami. Byem wiadkiem jej ponienia!
To niby niewiele, ale nie wiesz nawet, jakie to byo oczyszczajce! Nie miao znaczenia, e to nie Diana!
- Henry, jeste chory, potrzebujesz pomocy...
- Och, nie bd taki witoszkowaty! - warkn. - Mason i tak by j zabi. A ubrudziwszy sobie rce krwi
naprawd mylisz, e by przesta? Jeli to ci jako pocieszy, wiedz, e ich nie gwaci. Lubi patrze, ale nie
mia odwagi dotkn. Nie twierdz, e w kocu by do tego nie doszo, ale cho to dziwne, on ba si kobiet. Ta myl chyba go rozbawia. - C za ironia...
- On je torturowa! - krzyknem.
Henry wzruszy ramionami, ale uciek wzrokiem w bok.
- Najgorsze rzeczy robi, kiedy ju nie yy. - Z odraz wykrzywi twarz. -Te jego rytuay. Nawet suknia
staa si ich czci. A kiedy ju co zrobi, zawsze to powtarza. Wiesz, dlaczego przetrzymywa je przez
trzy dni? Bo po trzech dniach zabi pierwsz. Straci panowanie nad sob kiedy prbowaa uciec i gdyby nie
to, rwnie dobrze mgby j zabi po czterech albo piciu.
A wic to dlatego Sally Palmer zostaa pobita, a Lyn Metcalf nie. Mason nie chcia utrudnia identyfikacji
zwok. Po prostu wpad w sza.
Przypomniaem sobie, co powiedzia Henry tu przed policyjnym nalotem na myn, i jeszcze mocniej
zacisnem rce na podokietnikach wzka. Nie sdzisz, e powiniene si... przygotowa?" Wiedzia, e
policja jedzie nie tam, gdzie trzeba, wiedzia, co si stanie z Jenny. Gdybym mg, zabibym go tu i teraz.
- Ale dlaczego Jenny? wychrypiaem. Dlaczego akurat ona?
- Z tego samego powodu co Lyn Metcalf. Po prostu wpada mu w oko. -Chcia to powiedzie obojtnie i z
beztrosk lecz mu nie wyszo.
- esz!
- Bo mnie zdradzie! - rykn. - Bye dla mnie jak. syn! Bye jedynym porzdnym czowiekiem w tym
zasranym miasteczku, a potem spotkae j! Wiedziaem, e wyjedziecie, e zaczniecie nowe ycie, e to

tylko kwestia czasu! Poczuem si staro, tak cholernie staro! I kiedy powiedziae mi, e pomagasz policji, e
robisz to ukradkiem, za moimi plecami, po prostu... Po prostu...
Zamilk. Powoli, eby go nie zaniepokoi, sprbowaem zmieni pozycj, nie zwaajc na to, e korytarz
ponownie zachwia si i zakoysa.
- Ale nigdy nie chciaem, eby staa ci si krzywda - doda. - Pamitasz to wamanie", t noc, kiedy
Mason przyszed po chloroform? Byem wtedy w gabinecie. Niewiele brakowao i by tam wszed, ale nie
wiedziaem, e prbowa ci dgn, przysigam. Przejrzaem na oczy dopiero potem, kiedy zobaczye
mnie w korytarzu i pomylae, e byem w sypialni. A nazajutrz rano, kiedy znalaze mnie w odzi?
Zerkn na mnie przepraszajco, lecz nie bez dumy.
- Ja wtedy nie wsiadaem. Ja wysiadaem.
Teraz sprawa bya oczywista. Obydwa domy, jego i Masona, stay nad brzegiem jeziora. Istniaa nika
szansa, eby kto zauway noc ma d, chyba e specjalnie by jej wypatrywa.
- Popynem, eby go powstrzyma - cign Henry. - Powiedzie mu, e zmieniem zdanie. Zajo mi to
kilka godzin, ale Mason nie ma telefonu, wic nie byo wyjcia. Ale tylko straciem czas. Kiedy si na co
upar, to ju nie ustpi Tak jak z tymi zwokami na mokradach. Chciaem, eby zrobi to porzdnie, eby je
gdzie ukry, ale jego to nie interesowao. Sucha, gapi si na mnie tpo i robi swoje.
- Wic pozwolie mu porwa Jenny. A potem pojechae, eby na ni... popatrze
Podnis rce i bezradnie je opuci.
- Nie wiedziaem, e do tego dojdzie. Prosz, uwierz mi. Nigdy nie chciaem ci skrzywdzi!
Sondowa moj twarz, rozpaczliwie szukajc w niej zrozumienia. Ale po chwili straci nadziej.
Umiechn si krzywo.
- C, w yciu nigdy nie ukada si tak, jak bymy chcieli, prawda? Nage grzmotn pici w stolik.
- Cholera jasna, dlaczego ni dobie tego przekltego Masona? Gdyby nie y, mgbym zaryzykowa
nawet z t dziewczyn! Ale teraz nie mam wyboru!
Jego peen frustracji krzyk rozbrzmia echem w caym korytarzu. Przetar rk twarz i zastyg bez ruchu,
patrzc w pustk. Raptem si ockn.
- Miejmy to ju za sob - mrukn gucho.
Gdy zacz wstawa z krzesa, zebraem wszystkie siy i rzuciem si na niego.
Rozdzia 31
Prba bya wta, bardzo anemiczna, bo natychmiast ugiy si pode mn nogi. Wyldowaem na
pododze, a wzek przewrci si obok mnie. Wystarczy jeden gwatowny ruch i ciany ponownie
zawiroway. Gapiy si na mnie pod zwariowanym ktem, wic straciwszy ostatni nadziej, mocno
zacisnem powieki.
- Oj, Davidzie, Davidzie... - wyszepta ze smutkiem Henry. Leaem skoowany i zamroczony, bezradnie
czekajc na ukucie igy i na ciemno, ktra potem nadejdzie. Ale si nie doczekaem. Otworzyem oczy i
mimo silnych zawrotw gowy, sprbowaem skupi wzrok. Henry patrzy na mnie... chyba z zatroskaniem.
W rku niepewnie trzyma strzykawk.
- Tylko to utrudniasz - powiedzia. - Ta dawka ci zabije. Prosz, nie zmuszaj mnie.
- I tak to... zrobisz - wybekotaem.
Sprbowaem podeprze si rkami. Ale nie miaem siy i natychmiast dostaem rozrywajcego blu
gowy. Widzc jak przez mg, opadem na podog. Henry pochyli si i wzi mnie za rk. Nie miaem
siy jej wyszarpn i mogem tylko patrze, jak przytyka ig do skry na przedramieniu. Chocia
wiedziaem, e to bez sensu, spiem si i przygotowaem na ukucie, gotowy stawi czoo narkotykowi.
Ale on nie wbi igy. Powoli zabra strzykawk.
- Nie mog, nie tak - wymamrota.
Schowa strzykawk do kieszeni. Mga szybko gstniaa i przesaniaa ju cay korytarz. Poczuem, e
odpywam. Nie! Ze wszystkich si chciaem zachowa przytomno, lecz mimo to j traciem. wiat znikn
i syszaem jedynie potne, rytmiczne dudnienie. Uwiadomiem sobie, cho nie do koca, e to bicie
mojego serca.
Jak z oddali poczuem, e kto dwiga mnie z podogi. Zaraz potem odniosem wraenie, e si poruszam.
Otworzyem oczy i od razu je zamknem, gdy od zmieniajcych si jak w kalejdoskopie wiate i barw
dostaem mdoci. Zwalczyem je, nie chcc ponownie zasabn. Jaki wstrzs, i poczuem podmuch
chodnego powietrza na twarzy. Ostronie otworzyem oczy i zobaczyem ciemnogranatowe niebo. Gwiazdy
i konstelacje byy krystalicznie jasne: to ukazyway si, to znikay za wystrzpionymi chmurami, ktre
suny po nocnym niebie, gnane przez niewidzialny wiatr.
Prbujc otrzewie, wziem gboki oddech. Przede mn sta land rover. Wzek jecha w tamt stron,
chrzszczc i podskakujc na wywirowanym podjedzie. Zmysy miaem wyostrzone jak nigdy dotd.
Syszaem szum drzew, czuem piaszczysto-ilasty zapach mokrej ziemi. Zadrapania i placki bota na
karoserii land rovera byy wielkie jak kontynenty.

Podjazd by stromy i syszaem sapanie Henry'ego, ktry pcha wzek pod gr. Po chwili dotar do
samochodu i przystan, oddychajc gono i z trudem. Wiedziaem, e musz co zrobi, lecz wiadomo
ta nie docieraa do moich koczyn. Odpoczwszy, Henry zacz obchodzi wzek, przytrzymujc si go,
dopki nie chwyci si klamki tylnych drzwiczek land rovera. Mia sztywne nogi i porusza si niezdarnie.
Otworzy drzwiczki i powoli usiad na brzegu podogi. Zlany potem, poblad z wyczerpania tak bardzo, e
zauwayem to nawet w blasku ksiyca.
Ciko dyszc, podnis wzrok. Zobaczy mnie i na jego twarzy zagoci saby umiech.
- Wrcie? - Wci siedzc na pododze land rovera, nachyli si w moj stron. Poczuem, e bierze mnie
pod pachy. - Ostatni etap. Hop! Wstajemy.
Jedzi na wzku od wielu lat, dlatego mia dobrze uminione rce i grn cz ciaa. Szarpnem si
anemicznie. Henry gucho stkn i obj mnie jeszcze mocniej. Gdy wycign mnie z wzka, chwyciem
si drzwiczek. Kurczowo zacisnem palce i drzwiczki zaczy si zamyka.
- Przesta, nie bd gupi - wysapa, prbujc oderwa mi rce. Zawzicie trzymaem si dalej.
Gwatownie szarpn i wyrnem gow w kant drzwiczek. Poczuem silny wstrzs i pooy mnie na
metalowej pododze samochodu.
- Boe wity, naprawd nie chciaem - powiedzia. Wyj chustk do nosa i ostronie wytar mi czoo.
Gdy j podnis, zobaczyem, e jest pokryta czym czarnym i byszczcym. Henry popatrzy! na ni opar
si o framug i zamkn oczy. - Chryste, co za jatka...
Straszliwie bolaa mnie gowa, lecz po narkotykowej mgle by to bl czysty i niemal odwieajcy.
- Henry, nie... Nie rb tego.
- Mylisz, e chc? Chc tylko, eby byo ju po wszystkim. To duo? -Zachwia si ze zmczenia. - Boe,
jestem wykoczony. Miaem zawie ci nad jezioro, skoczy to tam, popyn na drugi brzeg i zaj si
Masonem. Ale chyba nie dam rady.
Sign za siebie i z ciemnego wntrza samochodu wyj gumowy szlauch.
- Wziem to z ogrodu, kiedy bye nieprzytomny. Masonowi ju si nie przyda - zaartowa ponuro, lecz
natychmiast spowania. Znowu oklap jak przekuty balon. - Bdzie paskudnie, kiedy ci tu znajd ale nie
ma wyjcia. Przy odrobinie szczcia wszyscy pomyl, e popenie samobjstwo. Troch to nacigane, ale
musi wystarczy.
Zatrzasn drzwiczki i gwiazdy zgasy. Usyszaem, jak przekrca klucz w zamku, jak obchodzi samochd.
Prbowaem usi, ale znowu zakrcio mi si w gowie. Wycignem rk, eby nie straci rwnowagi i
dotknem czego szorstkiego i twardego. Koc. I co pod kocem. Gdy dotaro do mnie, co to jest, doznaem
wstrzsu.
Jenny.
Leaa zwinita w kbek za fotelem pasaera, W prawie zupenej ciemnoci widziaem tylko plam jej
jasnych wosw. Byy brudne i zmierzwione. Nie poruszaa si.
- Jenny! Jenny!
Zsunem koc, ale nie zareagowaa. Miaa lodowate ciao. Boe, nie, bagam ci, nie!
Otworzyy si drzwiczki od strony kierowcy. Henry stkn i usiad za kierownic.
- Henry, pom mi...
Mj gos zgin w guchym warkocie silnika. Henry lekko uchyli okno i spojrza na mnie przez rami. W
ciemnoci nie widziaem jego twarzy.
- Przykro mi, Davidzie. Naprawd. Ale nie widz innego wyjcia.
- Na mio bosk...
- egnaj.
Niezdarnie wysiad i zatrzasn drzwiczki. Chwil pniej co wsuno si do rodka przez szpar w oknie.
Gumowy szlauch. Dopiero teraz zrozumiaem, dlaczego nie wyczy silnika.
- Henry! - zawoaem przeraony. Mign mi za przedni szyb; szed w stron domu. Odwrciem si,
chcc otworzy tylne drzwiczki, chocia wiedziaem, e s zamknite na klucz. Nie ustpiy. Czuem ju
zapach spalin. Myl, do cholery, myl! Poczogaem si do bocznego okna, do gumowego wa, i wyrosa
przede mn niebotyczna barykada z foteli. Chwyciem si ich, sprbowaem si podcign i znowu
pochona mnie czarna mga. Jak koda runem na podog. Nie! Nie tra przytomnoci! Nie teraz!
Odwrciem gow, zobaczyem nieruchom Jenny i odpdziem gstniejc ciemno.
Sprbowaem jeszcze raz. Midzy fotelami bya szpara. Zdoaem wsun w ni rk i troch si
podcign. Mga czaia si tu pod powiekami i czuem, e w kadej chwili mog ponownie zasabn.
Znieruchomiaem z bolenie bijcym sercem i odczekawszy, a mga zrzednie, zacisnem zby i
podcignem si wyej. Podoga land rovera zachwiaa si i zakoysaa. Jeszcze! Jeszcze troch! Tkwiem
midzy fotelami, z piersi na rozdzielajcej je skrytce. Kluczyk by w stacyjce, ale rwnie dobrze mg by
kilometr dalej. Wycignem rk i pomacaem drzwiczki w poszukiwaniu przycisku opuszczania szyby,
dobrze wiedzc, e te jest za daleko. Bdnym wzrokiem spojrzaem na obscenicznie rozwart paszcz

gumowego wa. Nie, nie dosign tam, nie zd. A nawet gdybym zdy, to co z tego? Henry wrciby I
zakadajc, e nie straciby przedtem cierpliwoci, po prostu wstrzyknby mi kolejn dawk diamorfiny.
Ale nic innego nie przychodzio mi do gowy. Przytrzymaem si hamulca rcznego, podcignem midzy
fotelami i znowu zobaczyem Henry'ego, By przed samochodem i wyczerpany, ciko opierajc si o
wzek, pcha go w stron domu.
Wci zaciskaem rk na uchwycie hamulca. I nagle go zwolniem.
Land rover lekko si poruszy. Ale chocia podjazd by stromy, nie drgn z miejsca. Rzuciem si na
podog, chcc go rozhuta, ale nic z tego. Mj wzrok pad na dwigni automatycznej skrzyni biegw.
Bya w pozycji Parkowanie".
Ponownie wycignem rk, wytyem siy i pchnem j do przodu.
Samochd potoczy si gadko naprzd. Wci tkwiem midzy fotelami. Henry musia co usysze, bo
spojrza przez rami i zaskoczony rozdziawi usta. Mylaem, e zdy odej na bok, chocia land rover
coraz bardziej przyspiesza. Ale by moe zuy ju cay zapas si i jego chore nogi nie zareagoway
naleycie szybko. Spotkalimy si wzrokiem i wtedy samochd go uderzy.
Usyszaem guchy stukot i Henry znikn. Poczuem przyprawiajcy o mdoci wstrzs, jeden, potem
drugi. Straciem rwnowag i poniewa tu przed mask wyrs nagle dom, chwyciem za hamulec. Za
pno. Land rover zatrzyma si z gonym hukiem. Poleciaem do przodu i oszoomiony wyldowaem w
poprzek przedniego fotela. Silnik wci pracowa. Przekrciem kluczyk. Potem wyjem go ze stacyjki i
niezdarnie otworzyem drzwiczki.
Do rodka wpado chodne, wiee powietrze. Wdychajc je apczywie, stoczyem si z fotela na ziemi.
Przez chwil leaem na kujcym wirze, zbierajc siy. Przetoczyem si na czworaki, oparem o mask i
wstaem. Przytrzymujc si tak jak przedtem Henry, ruszyem pod gr.
Lea kilka metrw dalej, ciemny ksztat obok roztrzaskanego wzka. Ale nie miaem czasu o nim myle.
Udao mi si wetkn klucz do zamka, otworzy tylne drzwiczki i wej do rodka.
Jenny nawet si nie poruszya. Kilkoma nieskoordynowanymi ruchami zerwaem z niej koc. Prosz,
bagam, nie umieraj. Miaa blad i chodn skr, ale wci oddychaa krtkim, wiszczcym oddechem,
przesyconym zowieszczo sodkim zapachem acetonu. Dziki ci, Boe. Chciaem j obj i przytuli, przela
w ni cho troch mojego ciepa, ale ona potrzebowaa czego wicej, i to natychmiast.
Wypezem z samochodu i wstaem. Tym razem poszo mi atwiej, bo adrenalina i rozpaczliwa nadzieja
osabiy dziaanie diamorfiny. Frontowe drzwi domu byy wci otwarte i bia z nich prostoktna smuga
wiata. Chwiejnym krokiem wszedem do holu. Najbliszy telefon by na kredensie. Sunc plecami po
cianie, ruszyem w stron stolika, o ktry przedtem opiera si Henry. Niewiele brakowao i runbym na
stojce obok krzeso, ale jakim cudem zdoaem odzyska rwnowag. Wiedzc, e jeli usid, to pewnie
ju nie wstan, podniosem suchawk na stojco. Za nic nie mogem sobie przypomnie numeru
Mackenziego, wic opuchnitymi, niezdarnymi palcami wybraem numer pogotowia. Dyspozytorka
odpowiedziaa niemal od razu, lecz w tym samym momencie dostaem silnego zawrotu gowy. Zamknem
oczy i zaczem mwi. Ze wszystkich si prbowaem si skupi, wiedzc, e od tego zaley ycie Jenny. Z
olbrzymim wysikiem w miar wyranie wypowiedziaem sowa: nagy wypadek" i piczka cukrzycowa",
ale potem przestaem panowa nad jzykiem. Gdy dyspozytorka zacza mnie o co pyta, upuciem
suchawk na wideki. Zamierzaem pj do lodwki po insulin, ale kurczowo przytrzymujc si kredensu,
prbujc sta prosto i walczc z gstniejc w oczach mg wiedziaem, e nie dam rady. A nawet gdybym
da, w tym stanie nie odwaybym si zrobi Jenny zastrzyku.
Zataczajc si jak pijany, wyszedem na dwr i potwornie zmczony ruszyem w stron samochodu. Jenny
leaa na boku, tak jak j zostawiem, i wci bya przeraajco blada i nieruchoma. Nie musiaem wchodzi
do rodka, by usysze, e pogorszy jej si oddech. By chrapliwy, nierwny i o wiele, o wiele za szybki.
- David...
Cichy szept Henry'ego. Spojrzaem w tamt stron. Lea na ziemi tak samo jak przedtem, ale teraz mia
odwrcon gow. Jego ubranie byo czarne i byszczce od krwi. Jasny wir te by poplamiony krwi. W
pmroku widziaem, e ma otwarte oczy.
- Zawsze mwiem, e jeste... czarnym koniem. Odwrciem si do Jenny.
- Prosz...
Nie chciaem na niego patrze. Nienawidziem go nie tylko za to, co zrobi i kim si okaza, ale i za to, kim
nie by. Mimo to si zawahaem. Nawet teraz, patrzc wstecz, nie wiem, co bym wtedy zrobi.
Lecz w tym samym momencie Jenny przestaa oddycha.
Oddychaa i nagle przestaa, jakby kto wyczy dwik. Przez par sekund patrzyem na ni czekajc, a
znowu zacznie. Ale nie zacza. Na czworakach wpezem do samochodu.
- Jenny? Jenny!
Przewrciem j na drugi bok i bezwadnie opada jej gowa. Miaa czciowo otwarte oczy, dwa biae
pksiyce obramowane bolenie piknymi rzsami. Gorczkowo poszukaem pulsu. Ale nie znalazem.
- Nie!

To nie mogo dzia si naprawd, nie teraz. Omal nie sparaliowaa mnie panika. Myl! Myl! Adrenalina
otrzewia mnie i dodaa mi si: przewrciem Jenny na wznak, chwyciem koc, zwinem go w waek i
podoyem jej pod gow. Na studiach uczono mnie sztucznego oddychania, ale nigdy dotd nie musiaem z
tych nauk korzysta. Szybciej! Przeklinajc moj niezdarno, odchyliem jej do tyu gow, zacisnem nos
i wetknem palce do ust, eby wysun jzyk. wiat zawirowa, gdy przytknwszy wargi do jej warg i
wpompowawszy do jej puc haust powietrza, jeden i drugi, przyoyem rce do jej mostka i zaczem go
rytmicznie uciska.
Oddychaj. Oddychaj! - bagaem j w duchu. Kolejny haust powietrza, kolejny ucisk mostka. Powtrzyem
to jeszcze raz, i jeszcze raz. Leaa bezwadnie i nie reagowaa. Rozpakaem si i prawie nic nie widzc
przez zy, uparcie prbowaem oywi jej serce. Lecz jej ciao wci byo martwe i zwiotczae.
Na nic. Wszystko na nic!
Szybko odpdziem t myli, ponownie przytknem usta do jej ust, a potem pitnacie razy ucisnem
mostek. Usta, wydech, ucisk. Usta, wydech, ucisk.
Umara.
Nie! Odchodziem od zmysw, nie chcc przyj tego do wiadomoci. Olepiony przez zy nie ustawaem
w wysikach. Cay wiat ograniczy si do serii bezmylnych powtrek. Usta, wydech, ucisk. Usta, wydech,
ucisk.
Straciem poczucie czasu. Nie syszaem syren, nie widziaem wiata reflektorw, ktre omyo wntrze
land rovera. Nie istniao nic, oprcz zimnego, nieruchomego ciaa Jenny, oprcz rozpaczliwego rytmu, w
jakim uciskaem jej mostek. Nie chciaem si podda nawet wtedy, gdy poczuem dotyk czyich rk.
- Nie! Zostawcie mnie! - Prbowaem si wyrwa. Ale odcignli mnie od niej i wywlekli z samochodu.
Migajce wiata, pojazdy, ludzie - przed domem panowa chaos. Gdy sanitariusze prowadzili mnie do
karetki, opuciy mnie reszki si. Osunem si na ziemi. I ujrzaem nad sob twarz Mackenziego.
Widziaem, e porusza ustami, e co do mnie mwi albo o co pyta, ale nie zwracaem na niego uwagi.
Wok land rovera zaroio si od ludzi.
I nagle w zamcie tym usyszaem sowa, na dwik ktrych zamaro mi serce.
- Nic z tego. Za pno.
Epilog
Trawa skrzypiaa pod nogami jak rozbite szko. Poranny mrz wyssa barwy z krajobrazu, przemieniajc
go w dzikie, monochromatyczne pustkowie. Po biaym niebie szybowaa samotna wrona z nieruchomymi
skrzydami. Machna nimi par razy i znikna midzy powykrcanymi konarami drzewa, stajc si kolejn
czarn plam w pltaninie nagich gazi.
Woyem rce gbiej do kieszeni i czujc, e mrz przenika przez podeszwy butw, mocno zatupaem
nogami. Hen, daleko, na wskiej jak tasiemka drodze, widziaem oddalajcy si samochd. Patrzyem za
nim, zazdroszczc kierowcy podry ku domom, ciepu i yciu.
Potarem blad szram na czole. Na zimnie zawsze bolaa. A bolc, przypominaa tamten wieczr, gdy
uderzyem gow w drzwiczki land rovera. Od tamtej pory mino kilka miesicy i rana zagoia si,
pozostawiajc tylko cienk, bia blizn. Znacznie dotkliwiej odczuwaem obecno ran, ktrych nie byo
wida. Jednake wiedziaem, e nawet one zagoj si w kocu i zablini.
Z czasem.
Nawet teraz trudno mi byo rozpamitywa tamte wydarzenia obiektywnie. Noc, burza, piwnica, jazda z
Jenny przez deszcz, wszystko, co byo potem - wspomnienia powracay coraz rzadziej. Ale kiedy ju
powracay, wci pozbawiay mnie tchu, wci mn wstrzsay.
Mason y, gdy znalaza go policja. Przey jeszcze trzy dni, odzyskujc przytomno tylko po to, eby
umiechn si do czuwajcej przy jego ku policjantki. Zwaywszy na to, e brytyjskie prawo jest takie,
jakie jest, przez pewien czas baem si, e postawi mnie przed sdem. Jednake okolicznoci zdarzenia - akt
oczywistej samoobrony - oraz ponure dowody rzeczowe znalezione w piwnicy wystarczyy, eby odrzuci
argumenty z szarej strefy na pograniczu prawa.
Gdyby i tego byo mao, ostatecznych dowodw dostarczy dziennik, ktry policja znalaza w zamknitej
na klucz szufladzie Henry'ego. Zawiera szczegowy raport z bada nad wnukiem ogrodnika, nieoficjalne
studium przypadku, pomiertne przyznanie si do winy. Jego fascynacja Masonem bya a nadto oczywista,
poczynajc od modzieczych aktw sadyzmu - to wanie on jako may chopiec drczy i zabija koty, o
czym opowiada mi kiedy Henry - na ich zwyrodniaej spce koczc.
Chocia nie chciaem i ostatecznie nie przeczytaem tego dziennika, rozmawiaem z policyjnym
psychologiem, ktry musia to zrobi z obowizku. Po lektorze nie ukrywa podniecenia, gdy mg dziki
temu zgbi wynaturzon psychik niejednego, a dwch ludzi naraz. Twierdzi, e to unikalny przypadek.
e na takich przypadkach robi si karier.
Jako sfrustrowany psycholog, Henry na pewno doceniby t ironi.
Wci nie wiedziaem, co tak naprawd do niego czuj. Na pewno odczuwaem gniew, ale i smutek. Byo
mi go al nie dlatego, e umar, tylko dlatego, e zmarnowa ycie sobie i tylu innym. Wci nie umiaem

postawi znaku rwnoci midzy czowiekiem, ktrego uwaaem za przyjaciela, i zgorzknia kreatur, jak
si w kocu okaza. Wci nie wiedziaem, ktry z nich by prawdziwym Henrym.
Nie ulegao wtpliwoci, e prbowa mnie zabi, jednak zastanawiaem si czasem, czy prawda nie jest
bardziej zoona. Sekcja zwok ujawnia, e nie umar od ran, chocia na pewno okazayby si miertelne.
Zabia go potna dawka diamorfiny. Strzykawka, ktr mia w kieszeni, bya pusta, iga wbita w ciao. By
moe doszo do tego przypadkiem, gdy przejecha go land rover. Ale niewykluczone te, e w agonii zrobi
sobie zastrzyk sam.
Ale to nie wyjaniao, dlaczego nie zrobi drugiego zastrzyku mnie. Gdyby wstrzykn mi drug dawk
narkotyku, o wiele atwiej mgby upozorowa moje samobjstwo. atwiej i na pewno skuteczniej.
Dopiero podczas ledztwa dowiedziaem si czego, co podwayo moje przekonanie co do jego intencji.
Kiedy policjanci z ekipy dochodzeniowej zbadali land Rovera, okazao si, e jeden koniec gumowego wa
wci tkwi w oknie. Natomiast drugi, zamiast by podczony do rury wydechowej, lea po prostu na ziemi.
Mg si zsun, kiedy samochd drgn z miejsca i ruszy przed siebie. Mg te zahaczy o Henry'ego,
gdy przetoczyy si po nim koa. Ale mnie przez cay czas drczyo co innego, to, czy Henry w ogle go
podczy.
Nie wierzyem, e wszystko to sobie zaplanowa, chciaem za to wierzy, e mia wtpliwoci. Przecie
gdyby rzeczywicie chcia mnie zabi, mg to zrobi ju przedtem, i to nie raz. I cigle powracaem myl
do tych ostatnich chwil na podjedzie. Nie uskoczy. Moe z wyczerpania. Mia osabione wysikiem nogi i
mg nie zdy. A moe widzc nadjedajcy samochd, po prostu podj decyzj. Nie mia odwagi
odebra sobie ycia, sam to kiedy przyzna. Wic moe w ostatniej chwili wybra najatwiejszy sposb i
pozwoli, ebym ja zrobi to za niego.
Niewykluczone te, e za bardzo si w to wgbiaem, niezasuenie obdarzajc go dobrodziejstwem
wtpliwoci. W przeciwiestwie do niego, nigdy nie twierdziem, e jestem dobrym psychologiem.
Psychologia jest nauk o wiele mroczniejsz od tej, ktr uprawiam, dlatego chocia bardzo chciabym
wierzy w to, e mimo wszystko tlia si w nim iskierka odkupienia, nigdy nie bd wiedzia tego na pewno.
Podobnie jak wielu innych rzeczy.
Po wyjciu ze szpitala odwiedzio mnie sporo goci. Jedni przychodzili z obowizku, inni z ciekawoci,
jeszcze inni kierowali si szczer trosk. Jako jeden z pierwszych przyszed Ben Anders, z butelk przedniej
whisky za pazuch.
- Wiem, e tradycja kae przynosi winogrona - powiedzia - ale wdzia posuy ci o wiele bardziej.
Nala nam po szklance i unoszc moj w odpowiedzi na jego milczcy toast, omal nie spytaem go, czy
starsza kobieta, z ktr mia kiedy romans, nie bya przypadkiem on lekarza. Ale nie spytaem. To nie
bya moja sprawa. I w sumie nie chciaem tego wiedzie.
Zaskoczy mnie natomiast wielebny Scarsdale. Bya to niezrczna wizyta. Wci dzieliy nas rnice
pogldw i tak naprawd nie mielimy sobie nic do powiedzenia. Ale wzruszyo mnie samo to, e przyszed,
e zrobi ten wysiek. Tu przed wyjciem spojrza na mnie z powan min. Mylaem, e co powie, e
wyrazi uczucia, ktre przezwyci ten zapieky antagonizm. Ale on nie powiedzia nic. Skin tylko gow,
yczy mi zdrowia i wyszed.
Regularnie odwiedzaa mnie Janice. Poniewa Henry'ego ju nie byo, ca swoj zaw trosk przelaa
teraz na mnie. Gdybym jad wszystko to, co mi przynosia, w cigu pierwszych dwch tygodni przytybym
ze trzy kilo, ale nie miaem apetytu. Dzikowaem jej, zaczynaem skuba zdrowe, angielskie jedzenie, a gdy
wychodzia, wyrzucaem wszystko do kosza.
Mino troch czasu, zanim odwayem si spyta j o romanse Diany Maitland. Zawsze potpiaa zmar
on Henry'ego - nigdy tego nie ukrywaa - i okazao si, e wci j potpia. Jej wyskoki byy tajemnic
poliszynela, ale Janice wpada w gniew, gdy spytaem, czy rzeczywicie wystawia Henry'ego na
pomiewisko.
- Wszyscy o tym wiedzieli, ale przymykali na to oko - fukna. - Ze wzgldu na niego, nie na ni. Jego
nigdy by nie wymiali, za duym cieszy si szacunkiem.
Gdyby nie byo to takie tragiczne, mogo by mieszne.
Nie wrciem do przychodni. Nawet wtedy, gdy z Bank House wysza ju policja, stwierdziem, e powrt
byby zbyt bolesny. Znalazem kogo na zastpstwo do chwili, a miejscowe wadze znajd lekarza na stae
albo a ludzie przepisz si do lekarzy w okolicznych miasteczkach. Tak czy inaczej, wiedziaem, e moje
dni w Manham s policzone. Poza tym zauwayem, e pacjenci traktuj mnie ze swoist rezerw. W opinii
wielu wci byem tym nowym", w dodatku podejrzanym, przynajmniej przez pewien czas. Ale nawet
kiedy byo ju po wszystkim, na moje uczestnictwo w tamtych wydarzeniach wci patrzono nieufnie.
Zdaem sobie spraw, e Henry mia racj. e tu nie przynale.
I e nigdy przynalee nie bd.
Pewnego ranka obudziem si ze wiadomoci^ e pora rusza dalej. Wystawiem dom na sprzeda i
zaczem porzdkowa sprawy. Wieczorem na dzie przed przyjazdem tych od przeprowadzek kto zapuka
do moich drzwi. Otworzyem i ze zdziwieniem ujrzaem w progu Mackenziego.

- Mog wej?
Cofnem si, zaprowadziem go do kuchni, poszukaem kubkw. Gdy zagotowaa si woda, spyta, co u
mnie.
- Wszystko dobrze, dzikuj.
- A ten narkotyk? adnych skutkw ubocznych?
- Wyglda na to, e nie.
- Dobrze pan sypia? Umiechnem si.
- Czasami.
Nalaem herbaty, podaem mu kubek. Podmucha do rodka, unikajc mojego wzroku.
- Wiem, e nie chcia si pan w to miesza. - Wzruszy ramionami; wida byo, e czuje si nieswojo. Mam wyrzuty sumienia, e pana w to wcignem.
- Niepotrzebnie. I tak w tym siedziaem, tylko nie zdawaem sobie z tego sprawy.
- Ale biorc pod uwag, jak si to skoczyo...
- Nie z pana winy.
Kiwn gow, nie do koca przekonany, e nie mg zrobi nic wicej. Ale nie tylko on tak si wtedy
czu.
- Co pan teraz zamierza? - spyta Wzruszyem ramionami.
- Poszukam sobie mieszkania w Londynie. Poza tym, nie wiem.
- Wrci pan do sdwki? Omal si nie rozemiaem. Omal.
'- Wtpi. Podrapa si w szyj.
- W sumie to si panu nie dziwi. - Posa mi dziwne spojrzenie. - Wiem, e nie chciaby pan usysze tego
ode mnie, ale niech pan wstrzyma si z decyzj. Moe pan przyda si innym.
Popatrzyem w okno.
- Bd musieli poszuka kogo innego.
- Niech pan to jeszcze przemyli powiedzia, wstajc. Ucisnlimy sobie rce. Ju wychodzi, gdy
ruchem gowy wskazaem pieprzyk, ktry cigle drapa.
- Na pana miejscu poszedbym jednak do specjalisty. Nazajutrz wyjechaem z Manham na dobre.
Ale przedtem si z kim poegnaem. Tej nocy miaem sen i wiedziaem, e ni mi si ostatni raz. Dom by
jak zwykle ciepy i spokojny. Ale jake inny.
Kara i Alice odeszy.
Wdrowaem po niezamieszkanych pokojach, wiedzc, e ju tu nie wrc. I e tak powinno by. Linda
Yates mwia, e snw nie ma si bez powodu, chocia sowo sen" wci nie oddaje tego, czego wtedy
dowiadczaem. By moe jaki powd by, lecz ja go nie znaem. Obudziem si z policzkami mokrymi od
ez, ale czuem, e nie ma w tym nic zego.
Absolutnie nic.
Dzwonek telefonu przywrci mnie teraniejszoci. W oboku buchajcej z ust pary signem do kieszeni.
I umiechnem si, widzc, kto dzwoni.
- Cze - rzuciem. - Wszystko dobrze?
- wietnie. Przeszkadzam?
Na dwik jej gosu jak zwykle zalaa mnie fala miego ciepa.
- Ale skd.
- Dojechae. Dostaam twoj wiadomo. Jak mina podr?
- Dobrze. Byo ciepo. Gorzej, e potem musiaem wysi z samochodu. Rozemiaa si.
- Dugo ci nie bdzie?
- Jeszcze nie wiem. Ale wrc jak najszybciej.
- To dobrze. Pusto tu bez ciebie.
Nawet teraz byway takie chwile, kiedy nie wierzyem, e dano nam drug szans. Ale najczciej
cieszyem si po prostu, e nam j dano.
Jenny omal nie umara. W sumie to umara, chocia przeraajce wiadectwo zgonu, ktre sanitariusze
wystawili tamtej nocy na podjedzie, dotyczyo Henry'ego, nie jej. Ale wystarczyoby jeszcze kilka minut i
byoby za pno i dla niej. Czystym przypadkiem w zamieszaniu po przerwanym nalocie na myn nikt nie
pomyla o odprawieniu karetki i sanitariuszy. Kiedy zadzwoniem na pogotowie, wanie wracali do miasta
i dyspozytorka natychmiast ich zawrcia. Gdyby nie to, iskierka ycia, ktr niewiadomie tchnem w
Jenny, zgasaby przed ich przyjazdem. Jej serce przestao bi, gdy tylko dojechali do szpitala, a godzin
pniej stano ponownie. Ale za kadym razem ruszao. Po trzech dniach odzyskaa przytomno. Po
tygodniu wypisano j z oddziau intensywnej terapii.
Uszkodzenie mzgu, uszkodzenie organw wewntrznych, lepota - obawy te nigdy si na szczcie nie
ziciy, chocia lekarze uwaali, e byo to bardzo prawdopodobne. Ale chocia jej ciao zaczynao powraca
do zdrowia, przez jaki czas baem si, e przeyty wstrzs pozostawi po sobie urazy gbsze, psychiczne.

Lecz z czasem przekonaem si, e niepotrzebnie. Jenny ucieka do Manham ze strachu. Teraz strach min.
Stawia czoo koszmarowi i przetrwaa. Ja na swj sposb te.
Tak czy inaczej, przywrcono nas do ycia, i j, i mnie.
Wrona sfruna z drzewa. Niechtnie schowaem telefon do kieszeni. W krystalicznej ciszy trzepot jej
skrzyde brzmia nienaturalnie gono. Patrzyem, jak leci nad zamarznitym szkockim wrzosowiskiem. Ale
chocia byo dzikie i pospne, przez tward jak kamie ziemi przebijay si ju pierwsze zielone pdy,
zwiastuny wiosny.
Spojrzaem na mod policjantk, ktra sza ku mnie po chrzszczcym szronie. Bya w ciemnej kurtce i
miaa blad zaszokowan twarz.
- Doktor Hunter? Przepraszam, e musia pan czeka. To tam. Podeszlimy do grupy policjantw,
przedstawilimy si, ucisnlimy sobie rce. Odsunli si na bok i pozwolili mi zobaczy to, co nas tu
wezwao.
Zwoki leay w pytkiej niecce. Odnotowujc ich uoenie, tekstur skry i rozwiewane przez wiatr
rzadkie wosy, poczuem, e ogarnia mnie znajomy chd.
Podszedem bliej i zabraem si do pracy.

Vous aimerez peut-être aussi