Vous êtes sur la page 1sur 100

cieka obok drogi

Kazimiera Iakowiczwna

WYDANIE II

Powicone Krysi i Janiczce

A wziwszy, szemrali przeciw gospodarzowi, mwic: Ci ostatni jedn godzin robili, a uczynie ich rwnymi nam, ktrzymy znosili ciar dnia i upalenia... Ewang. wg w. Mateusza 20. I-16.

Przedmowa
Kady z nas, tych, ktrzy znalimy osobicie Marszaka, ma chwil, musi mie chwil, gbokiego zawahania, kiedy przychodzi mu utrwali w opowiadaniu to, co o zmarym pamita. Jest co przejmujcego w bezbronnoci ludzi zmarych wobec wspomnie o nich. Kt bowiem sprawdzi, kto skoryguje to, co si o nich opowie. I jest jeszcze drugie zahamowanie - jak opowiedzie swoje wspomnienia tak, aby w nich, nawet mwic o sobie samym, jak najmniej sob by zajtym? Najpikniej wybrn tu z trudnoci p. genera Skadkowski, ktrego Strzpy Meldunkw s dla mnie wzorem postawy wobec zmarego, tej postawy, ktra stanowi, z punktu widzenia sztuki narracyjnej najtrudniejszy dylemat do rozwizania. Ksika Strzpy Meldunkw, nie majca w swym zaoeniu waciwie adnych intencji literackich, w wykonaniu daa przykad, jak naley traktowa podobny temat. Wyeliminowanie wasnej osoby, lekkie i niewidoczne, wielka mio, powcigana tward rk a do ostatnich rozdziaw - nie, nie znajd lepszego wyraenia jak postawa! - tak postawa wobec tematu - oto zalety, ktre, zapewne niechccy, wynike wprost z charakteru piszcego, wysuwaj t ksik na czoo naszej literatury pamitnikarskiej ostatnich czasw. Mwi tak duo o tej piknej, rycerskiej ksice, w poczuciu wasnej niemocy osignicia nawet w przyblieniu rwnie bezosobowo szlachetnej postawy. Baho ju sama moich wspomnie o Marszaku, z ktrym nigdy w niczym wakim nie wsppracowaam, powstrzymaaby mi od sformuowania tego co pamitam, gdyby nie to, e, w pojciu moim, wszystko, co dotyczy Jzefa Pisudskiego, winno by zanotowane dla przyszego historyka, ktry dopiero bdzie mia mono zadecydowa, co byo wane, a co bahe.

Do czytelniczek
Moje dzieci, mamy z wami wielkie zalegoci do odrobienia. W cigu lat dziewiciu, przez czas, kiedy z dzieci dorastaycie na due panny, nie widywaymy si prawie wcale. Wiedziaycie tylko jedno - e ciocia nie ma zupenie czasu, ani dla was, ani dla nikogo. Nie mogycie zrozumie tego dziwacznego ycia, w ktrym nie mieciycie si wy, tak jak nie miecio si nic, prcz biura i wyjazdw zagranic z recytacjami. Nie mogycie mnie nigdy zapyta, ani skd si wziam tam, gdziecie o mnie wiedziay, e jestem, ani co tam robi, ani jak mi tam jest, ani co to za ludzie, ci, z ktrymi wsppracuj. Mama jest taka milczca, e niewiele wam o mnie i o sobie mwia. Wiecie, e moje ksiki s do nabycia w ksigarniach i e gazety czasami o mnie pisuj, e modzie uczy si w szkole moich wierszy z wypisw i e osoba, z ktr si to wszystko odbywa, ma potem swoj jak stroniczk, czy p, w niesychanie nudnej nauce, ktra nazywa si histori literatury i ktrej przewanie modzie szkolna nie cierpi. Chciaabym, eby w historii tej znalaza si take ksika proz, pisana dla was specjalnie, z ktrej mogybycie si dowiedzie, co si ze mn dziao w czasie tych dziewiciu lat, z naszego wsplnego ycia tak jak wykrelonych. To jest cel jeden, nam wsplny, ebycie wiedziay - jak to byo, dlaczego ja tam byam, gdzie byam. A drugi cel, to zanotowanie dla takich jak wy dziewczt, znajdujcych si na progu ycia dorosego, a take dla dziewczt, ktre teraz jeszcze s niemowltami, albo si moe nawet dotd nie urodziy tego, co sama przeyam w zwizku z osob bardzo wielkiego, drogiego caej Polsce, czowieka. Pisali o nim i pisa bd ludzie powani, znakomici, peni zasug, ludzie gboko z jego yciem zwizani mioci, wiernoci, zasug. S i bd to dziea mdre, cise i pouczajce, te ksiki najbliszych wsppracownikw Jzefa Pisudskiego, dziea ludzi znakomitych o czowieku wielkim. Niniejszy pamitnik ma stanowi odbicie obrazu Marszaka we wspomnieniu osoby najzwyczajniejszej, niezasuonej, nie majcej za sob adnej pracy politycznej. Mam nadziej, e przez to obraz nie bdzie ani skrzywiony, ani skaony, bowiem zwierciado - mae czy due - rwnie przecie wierne moe da odbicie. Kiedy bdziecie czytay, jak mylaam, czuam i co czyniam w wieku waszym i co z tego pniej wyniko - moe to was nie tylko zainteresowa, ale obudzi w was rne pomysy, projekty, pokrzepi w niektrych zwtpieniach, moe nawet utwierdzi w wierze, e nic przed czowiekiem nigdy nie jest zamknite. I wy obie i wasze nastpczynie, obce przysze czytelniczki, bdziecie napewno przy czytaniu doznaway nieraz uczucia: Ach Boe, poco ona tak zrobia! Ach, ja bym powiedziaa zupenie inaczej! Na t wasz krytyk jestem cakowicie przygotowana, zwaszcza, e wy, dziewczta przyszoci, bdziecie o cae lata ode mnie starsze w wiedz, bdziecie wiedziay z historii, co wanego dziao si wanie wtedy, kiedy w moim maym wiecie odbyway si same bahostki, a o wielkim mao co wiedzie mogam. Na to, aby nasze punkty widzenia jednak cho troch do siebie zbliy, pomidzy poszczeglne rozdziay wstawiam wkadki z uwagami, objaniajcymi dla was momenty, wspomniane w toku opowiadania, a nasuwajce wtpliwoci, a take blisze dane o osobach, znanych dobrze memu pokoleniu, ale dla waszych nastpczy moe nie do znajomych.

1
Poznaam Marszaka w r. 1911, w Krakowie, na Szlaku. Siostra moja Barbara zajmowaa pokoik, jeden z trzech - o ile pamitam, z ktrych skadao si mieszkanie pp. Jzefostwa Pisudskich; przychodziam j tam odwiedza. Zainteresowania moje codzienne zupenie nie zbiegay si z zainteresowaniami domu na Szlaku. Jako modziutka dziewczyna przed matur, zetknam si bya wprawdzie w Petersburgu z robot Polskiej Partii Socjalistycznej i sama do tej roboty naleaam, ale w r. 1911 przeywaam wanie gwatown reakcj przeciwko socjalizmowi i pracy spoecznej wogle. Poza tym wykady uniwersyteckie, przygotowywanie mego pierwszego tomu poezji, pocztki bywania w szerszym kole znajomych, absorboway mnie zupenie. Stwierdzam to dlatego, aby uwidoczni, e nie zdawaam sobie zupenie sprawy z rodzaju domu na Szlaku. Nie wiedziaam nic bliszego o skomplikowanych prdach, nurtujcych socjalizm polski, ani o roli, jak w nim odgrywa Jzef Pisudski. Dom ten by zawsze peen ludzi, poznaam tam midzy innymi pp. Sawka, Jodk, Sokolnickiego, Prystora, Filipowicza. Wolno mi byo pta si na Szlaku, jak obaskawionemu, ale obcemu, zwierztku. Siostra moja, przeciwnie, gboko ya yciem domu, suc swym doskonaym pirem i swymi zdolnociami jzykowymi Marszakowi w jego przygotowawczych pracach wojskowych: tumaczya dla niego dzieka wojskowe, krtkie broszurki, ktrych ksztat mam po dzi dzie w oczach. Pamitam ze wstydem, jak miaam si z tej roboty, mniemajc, e te straszliwe, miercionone przygotowania czynione przez ludzi tak agodnych, muchy nie zabij. agodno, - tak to bya cecha, ktra mnie wwczas przytrzymywaa przy tym rodowisku, z ktrym waciwie nic nie miaam wsplnego, sama bdc twarda, szorstka, strasznie pochliwa i zupenie daleka od ycia. Mj radykalizm modzieczy wyadowywa si w synnej Zimmermaniadzie, podczas gdy nabyty w domu konserwatyzm czu si zaspokojony mieszkaniem w internacie Urszulanek na Starowilnej, gdzie wszelako odmawiaam chodzenia na Msz wit. Z Jzefa Pisudskiego, w yciu domowym na Szlaku, promieniowaa dobro ojcowska, agodno zupenie nasza, litewska, wileska. W stosunku do mojej sierocej, surowej modoci, ktra ze wszystkich stron jednoczenie obrywaa po nosie, mia tylko wyrozumiao. mia si do ez z moich wyczynw w czasie Zimmermaniady, z moich zmartwie karnawaowych i z mojego nieradnego stosunku do rzeczy najwaniejszych - politycznych. O ile bowiem w klasztorze byam obroczyni najskrajniejszych wiecw, strajkw i najbezboniejszych artykuw prasowych, o tyle na Szlaku kruszyam, wrd rozmw z rnymi przybyszami, kopie o instytucj papiestwa i dobr wiar przeciwnikw radykalizmu. Pamitam jak raz Marszaek stan wyranie po mojej stronie, wtedy, kiedy broniam uczciwoci przekona Stanisawa Tarnowskiego, gwatownie atakowanej przez otoczenie.

Uwagi

Polska Partia Socjalistyczna bya stronnictwem polskim niepodlegociowo-socjalistycznym. Wcigano do jej szeregw nie tylko ludzi dorosych, ale i modzie szkoln. Dziaaa nie tylko na terenie Polski

waciwej, ale wszdzie gdzie byy skupienia Polakw, ktrych duo mieszkao po caej Rosji, zwaszcza po miastach uniwersyteckich.

Zimmermaniada - to rozruchy studenckie, skierowane przeciwko ksidzu, ktrego mianowano na uniwersytecie w Krakowie na katedr ekonomii politycznej. Modzie socjalistyczna i postpowa yczya sobie profesora wieckiego, nie duchownego, reszta modziey czynnie bronia ks. Zimmermana.

Stanisaw Tarnowski, historyk literatury, autor wielu dzie, mao dzi cenionych, nie umiem orzec czy susznie. Czowiek uczciwy i bardzo oddany nauce. Nalea do obozu konserwatywnego Polakw pod zaborem austriackim, skaniajcego si do ugody z Austri.

2
Mj brak wiary trwa dugo, z kilkanacie lat. Skoczy si w 1921. Siostry Urszulanki na Starowilnej odnosiy si do mnie z nadzwyczajn wyrozumiaoci i stosunki midzy nami byy jak najlepsze.

Na Szlaku byo ciasno i ubogo, pachniao mocno kuchni, pani Marja gospodarowaa z jowialnym haasem, ktry mnie drczy. Okoo p. Jzefa bya cisza; od niego szed spokj. Mia brod, krytykowaam j w duszy bardzo, zarwno jak i wieczne zgarbienie plecw. Byo to moim zdaniem nieszykowne i ju zupenie nie pasowao do tej literatury militarnej, nad jak lczaa Basia. Jak ty moesz tu mieszka, mwiam do siostry, haas, swd i tyle ludzi. Ale promienie dobroci przycigay mnie zawsze na nowo. Pani Marja, caa pachnca kuchni, serdeczna, zastawiaa dobrymi rzeczami st. Pan Jzef mwi: Zaprosilimy dla Kazi dzi kawalera, z ktrym moecie sobie rozmawia po angielsku. Kawalerem by p. Tytus Filipowicz, pniej pierwszy mj szef w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.

Uwagi

Nie wiem czy przysze pokolenia dziewczt bd miay mj snobizm modzieczy, mj pytki krytycyzm. Moe raczej grozi im niebezpieczestwo sdu zanadto - sportowego. W kadym razie wida, jak pytki i lepy jest taki sd i jak przeszkadza dziaaniu poczucia rzeczywistoci. Nic nie spostrzega poza faktami, to moe doprowadzi do gorszych prawie bdw, ni nieokieznana fantazja.

3
Zabrano mnie na jubileusz Limanowskiego. Siedziaam midzy p. Jzefem a posem ukraiskimwwczas mwio si ruskim - Witykiem, o ile mnie pami nie myli co do nazwiska. Zapamitaam, moe niesusznie, e by may, rudy, gruby i zezowaty. Miaam twarde warkocze wkoo gowy i czarn sukienk alpagow z biaym konierzykiem pod szyj. Naprzeciwko mnie znajdowa si p. Diamand, ktry bucza zachwycajcym jak dzwon cerkiewny basem. Przemawia p. Daszyski, za ktrego cudownym, krasomwczym talentem biegaam ulicami Krakowa z placu na plac. Doznaam okropnego, zabjczego rozczarowania: w atmosferze jubileuszu zagin cakowicie czar podziemnej petersburskiej roboty z czasw moich przedmaturalnych, z ktrych wiao groz wizie, strzaw rewolwerowych i pogromw. Byo bezpiecznie, urzdowo, jak wtedy, kiedy na wsi, we dworze, na Litwie, przyjmowano biskupa Niedziakowskiego. Wino, ktre przede mn stao, wydao mi si w sposb okropny - wwczas zwany filisterskim - zabjczy, nie na miejscu. Wszyscy ci starsi, zgromadzeni wokoo stou, stracili dla mnie nagle ten proletariacki urok, w ktrym krlowali dotd nad moj wyobrani. Wwczas obok mnie wsta pan Jzef. Przemwi na cze zabitych w walce towarzyszy, wznis toast za ich pami, tak jak tamci pili za zdrowie yjcych. Mwi prosto, guchym, ale huczcym troch, jak zwykle gosem. I naraz wrci czar przed chwil zerwany. Ju nie zgromadzenie umiechnitych nudziarzy, ale grono bojownikw - nie siedziao, ale zasiadao, nie wok obiadu, ale wok - stypy pogrzebowej i nie na cze uprzejmego starca z brod, ale ku uczczeniu polegych w walce za wolno i niepodlego... Wszystko dla mnie wrcio na swoje miejsce, do niezwykoci, do bohaterstwa, wrcio z gwatownoci, ktra napenia mi uszy szumem i oskotem. I tylko jedno nie wrcio na dawne miejsce - to pojcie moje o p. Jzefie. W drgnieniu wewntrznym, ktre a szarpno mi za wosy pod twardymi warkoczami, poczuam nagle to, czego gupim rozumem modoci pozna nie mogam, poczuam wielko. Wolno, niepodlego, walka, wielko... To byo jak olnienie, jak widzenie. To si potem nigdy ju nie dao zapomnie. Pan Jzef i pani Marja odwozili mnie do domu, wwczas na Krupnicza, dzwonicym szybami fiakrem. mieli si ze mnie bardzo: pan Jzef utrzymywa, e pose Wityk owiadczy mu si o moj rk. Myla, e Kazia jest posan pann z Litwy, mwi, ubawiony moim zgorszeniem. A zgorszona byam podwjnie, raz przez snobizm, a pozatym dlatego, e nie mogam, tak na razie, pogodzi takiej niewtpliwej wielkoci pana Jzefa z jego - podug mnie niewaciwym - przekomarzaniem si. Zaraz potem, swoj drog, uczciwie przyznaam Basi, e ma jednak racj i z tym mieszkaniem i z tymi tumaczeniami. A widzisz! powiedziaa siostra, ktra zreszt okazywaa niedwuznaczn pogard dla mego wiatopogldu, jak i dla krgu moich zainteresowa.

Uwagi

Bolesaw Limanowski, jeden z najstarszych dziaaczy socjalistycznych w Polsce. Zmar jako stuletni starzec, po Marszaku.

Pose Semen Wityk by socjalist ukraiskim; zmar po wojnie. Pose Diamand, z pochodzenia yd, by posem polskim do sejmu austriackiego w Wiedniu a potem posem sejmu polskiego a do koca. Tak samo posem by p. Daszyski, potem marszaek polskiego Sejmu. By uwielbiany przez modzie radykaln za pikny gest i posta, ju nie mwic o pomiennej treci przemwie.

Biskup Niedziakowski, autor kilku miych dzie, mia swoj diecezj pod zaborem rosyjskim. Kulturalny i ogadzony, posiada due talenta towarzyskie. By to pierwszy biskup, jakiego w dziecistwie widziaam. Poniewa wyobraaam sobie biskupa jako ascet, na wzr np. w. Jana Chrzciciela, oczekiwaam z wielkim napiciem jego pojawienia si, wraz z innymi dziemi, ktrych zadaniem byo sypa przed dostojnym gociem kwiaty. Gadki, rozmowny i bardzo wykwintny biskup Niedziakowski rozczarowa mnie, 6-letni, do gbi, podobnym rozczarowaniem jak - pniej - gocie jubileuszowi czcigodnego Bolesawa Limanowskiego. Oczywicie obie moje oceny wczesne byy dziecinne i powierzchowne.

4
Potem jest w mojej pamici luka. Moe Marszaek wyprowadzi si z Krakowa do Lwowa, moe Basia wyniosa si gdzie indziej. Dlaczego znalazam si w Anglii - ju nie wiem. Pracowaam tam zarobkowo i nie cakiem lekko, mieszkaam po jakich dziurach, nie miaam grosza, bo jako niepenoletnia, nie mogam ruszy jakich pienidzy spadkowych, czy co. Moe plcz; mniejsza o to. W Krakowie u Jdrzejowskiego w Ksice wyszed pierwszy mj tom poezji. W Londynie by taki Marian Dbrowski, rudy, szalenie sympatyczny i dobry. Kciam si z nim o feminizm pa Pankhurst, ktry si mnie podoba, a jemu nie. Ten Dbrowski opowiedzia mi, e Marszaek przygotowuje w Galicji kadry wojskowe, ujmowa to - naturalnie - bardzo mdrze i fachowo, ale ja po prostu zapamitaam, e Pisudski przygotowuje powstanie. Zapisywano w Londynie Polakw do organizacji wojskowej. Paciam skadki i uczyam si strzela w podmiejskiej strzelnicy z lekkich strzelb i wielkiego niemieckiego karabinu wojskowego. Z obojczykiem posiniaczonym od kolb pisaam hymn dla wojska Jzefa Pisudskiego. By on naturalnie zupenie nie nadajcy si dla adnego wojska, raczej choraowy i - nie zacignito go nigdy do szeregw. Z muzyk (p. Maklakiewicza) ukaza si dopiero w marcu 1935 r. a syszaam go po raz pierwszy - o dziwo! - w Prusach Wschodnich, piewany przez miejscowy polski chr, 9 marca tego roku. Gorce sowa owego Marjana Dbrowskiego, pniej ma znakomitej autorki Marji Dbrowskiej, atmosfera prochu, gazety, przynoszce wiadomoci z wojny bakaskiej, P. P. S-owskie wspomnienia z Petersburga i pami owej mowy na jubileuszu, ktrej wstrzs by cakiem wiey, doprowadziy mnie do dziwnego pomysu, ktry natychmiast wykonaam z caym tupetem modoci. Napisaam - pierwszy w yciu - list do Jzefa Pisudskiego. Pami mam zajcz, nie pamitam zwrotw, ale tre bya taka: wiem, e Pan przygotowuje powstanie, nale do zwizku bojowego, zaoonego przez ludzi Pana, ucz si strzela... To byo w moich oczach najwaniejsze, owo strzelanie... Prosz abym z chwil wybuchu powstania zostaa Paskim adiutantem. Taki to by list trudno. I zaczyam Trzy Struny, hymn dla formacji. Zreszt strzelanie brao powoli w eb. Do rewolweru za sab miaam rk, z karabinu wojskowego strzelaam celnie, ale lec na ziemi, z broni o co opart; z lekkiej strzelby do glinianych, wyrzucanych przez maszyn, krkw trafiaam w lot, ale poniewa odmwiam strzelania do ywych gobi, rozwj mj zosta zabjczo zahamowany. Owiadczenie moje, e trenuj si na Moskala, a Moskale nie lataj, wic ywe gobie s zbyteczne - wzbudzio zgroz w spokojnym, kraciastym Angliku, moim nauczycielu i nadwyryo nasze stosunki. Z Marianem Dbrowskim te ozibia si moja przyja, gdy pokcilimy si powanie o sufraetki, ktre zagarny mnie do sprzeday gazet i broszurek feministycznych na ulicach Londynu. Wtedy przysza odpowied. I znowu niedokadnie pamitam zwroty, tylko optycznie - kolor atramentu, charakter pisma, ustpy. List by dugi na ptora arkusza. Pan Jzef pisa, e nie jest za czynnym udziaem kobiet w armii, e wszelako nie ma jego zdaniem granic, do czego moe doj jednostka, wiedzca czego chce, silna i wytrwaa. W swoich wczesnych przygotowaniach przyszych szeregw wojska polskiego, przy nadwyronym zdrowiu, przy drczcych kopotach, znalaz ten szczeglny czowiek czas, by sformuowa niedowarzonej kandydatce na adiutanta swj pogld, mocny i powany, na jej propozycj. Nie wymia, nie zmilcza, ale na szeciu stroniczkach tumaczy,

do jakiej pomocniczej suby nadaj si jego zdaniem kobiety w armii. To bya znowu, jak zawsze, ta sama dobro, to e si czowiek nigdy nie czu zlekcewaony, nigdy jaki odstawiony na miejsce, owszem - podniesiony we wasnych oczach. Ale ja si obraziam i list podaram. A o hymnie nie byo w nim w ogle mowy. To milczenie wprawdzie byo rwnie obraajce, ale zostawiao nadziej, e jednak ci powstacy, jak ich nazywaam, moe ju ten hymn tam piewaj.

Uwagi

Marian Dbrowski, zacny, zasuony dziaacz spoeczny, brat historyka, ktry pisa pod imieniem Grabiec, zmar nagle w Kosowie w sile wieku i w rodku wielce owocnej dziaalnoci.

Jdrzejowski - wielkich zasug dziaacz socjalistyczny przedwojenny, dyrektor spki wydawniczej w Krakowie, ktrej zawdzicza si wiele piknych ksiek. Spka zbankrutowaa w czasie wojny, Jdrzejowski umar na grulic garda, oglnie aowany.

Pani Pankhurst z crkami prowadzia w Anglii gon walk o prawa wyborcze kobiet, ktr to walk te panie w kocu wygray. Sposoby propagandowe, do ktrych si uciekay, byy bardzo pomysowe, zabawne i niezmiernie dokuczliwe dla rzdw. Sufraetkami nazywano je od suffrage, co oznacza po angielsku prawo wyborcze.

W niewczesnej tej reakcji na wielkoduszny list Jzefa Pisudskiego, ktrej jake gorzko dzi auj, zna, typowe w modym wieku, przypisywanie swoim pomysom olbrzymiej wagi. Jest w tym i wielka mieszno i wielka sia modoci.

5
Ale powstacom ani si nio piewa mego hymnu. Za powrotem z Anglii zaprosiam do siebie p. Michaa Sokolnickiego, ktrego zapytaam wrcz, jak si w koach powstaczych, jakimi je mieniam, podobay moje Trzy Struny. Pan Sokolnicki - o zgrozo - nic o wierszu nie sysza. Byam i zdruzgotana i wcieka. Jakto, wic nie tylko nie miaam zosta adiutantem, ale pan Jzef w ogle wiersza mego nie zuytkowa! Nie do, e nie pokwitowa odbioru, ale wcale go swoim powstacom nie da. Pan Sokolnicki by zmieszany i zaskoczony, prbowa tumaczy, obiecywa zapyta... Dzi rozumiem, jaka mu si musiaam wyda mieszna z moimi pretensjami. Ale sobie nie wydaam si mieszn. Obraono mnie? Wicej si ju tam nie poka! Wojna zastaa mnie leczc si na puca pod Dwiskiem (Daugawpils, Dyneburg) w wielkiej lenej kumysarni. Urwa si mj kontakt z powstaniem a pozosta rozpd wojskowy, zaszczepiony w Krakowie i Londynie. Wstpiam do suby pielgniarskiej, a w styczniu 1915 do polskiej czowki przy armii rosyjskiej. Dwa lata frontu, choroba, rewolucja, gd w Petrogradzie, bolszewizm. Te cztery lata utrwaliy we mnie w sposb niezrozumiay, irracjonalny, zupen, arliw i bezapelacyjn wiar w Jzefa Pisudskiego. Oywia j odezwa wielkiego ksicia Mikoaja, podsyciy nieprzytomne napaci otoczenia wszelkich moliwych odcieni na zdrajcw sprawy polskiej, a utwierdzia ksieczka Stanisawa Witkiewicza Listy, ponca wiar, nadziej i mioci. Nigdy - i a do dzisiaj - nie umiaam rozrnia partii politycznych, to te przeciwnicy Legionw to byli dla mnie nie konserwatyci, czy narodowi lub socjaldemokraci; ale po prostu ciotki, przyjaciki, doktorzy, oficerowie, siostry nieznonie wszystko tpe i agresywne - z chwil, kiedy bya mowa o czynie Jzefa Pisudskiego. Innych ludzi, ni przeciwnikw tego czynu, wogle nie pamitam ebym od 1914-1918 spotkaa, z chlubnym wyjtkiem domu ukowskich i Jaowieckich w Petrogradzie. W 1917 w grudniu wyszed w Rosji mj tom poezji Trzy struny, z dedykacj p. Jzefowi caej ksiki i pierwszego w niej wiersza, owego nieszczsnego hymnu. Wola zamanifestowania wiernoci wobec twrcy Legionw oczywicie spowodowaa dedykacj, ale du rol graa ch pewnego moralnego odwetu za wzgardzenie mym wierszem. Ksika miaa w moich oczach, poza hodem, by dla tamtej strony troch zawstydzajca, przez wspaniaomylny dar owej dedykacji... Mwi, jak byo c robi! Kto nigdy w yciu nie by gupi, niech mnie potpi.

Uwagi

Dwisk by stolic kraju moich lat dziecinnych, Inflant Polskich, poaci dzi nalecej do otwy, ale gsto zamieszkaej przez ludno polsk. otysze przeprowadzili reform roln, odbierajc ziemi wikszym wacicielom, Polakom, tote ci opucili kraj, przenoszc si do Polski. Reszta ludnoci zostaa na miejscu.

Polskie czowki przy rosyjskim wojsku powstay na skutek prdw przyjaznych Rosji wrd Polakw zaboru rosyjskiego, ktrzy wierzyli, e przyszo Polski jest zwizana ze zwycistwem Koalicji. Kada czowka skadaa si z doktora, siedmiu sistr, czterech panw personelu administracyjnego i okoo stu sanitariuszy. Pracoway one przy wojsku rosyjskim, na linii frontu i tu za frontem, a do koca Wielkiej Wojny. Na czele znajdowa si p. Jzef Wielowieyski, pniej pose polski za granic i senator. Personel czowek przewanie nic o politycznym ich podou nie wiedzia.

Odezwa gwnodowodzcego armii rosyjskiej, Wielkiego Ksicia Mikoaja, stryja cesarza rosyjskiego, wzywaa Polakw do zaufania Rosji i zachcaa do daleko idcych nadziei. U atwowierniejszych wzbudzaa zapa i rozniecaa niech do Legionw Pisudskiego.

Stanisaw Witkiewicz - malarz, krytyk, literat, czowiek peen niesychanego uroku, chory od modoci na grulic, wywiera duy wpyw na sfery artystyczne przed Wielk Wojn. Niezachwiany, gorcy zwolennik Jzefa Pisudskiego.

Ksigarnia Grendyszyskiego w Petrogradzie bya silnym orodkiem polskoci. Rozgrabiona ju za bolszewikw; kierownik, zacny p. Ferdynand Heidenreich - rozstrzelany.

6
Przepustka Rady Regencyjnej z notatk aktivistisch gesinnt, o ktrej to notatce nie miaam pojcia co znaczya, ostatnia przepustka, dana po krtkim wahaniu przez in. Jerzego Barchwica - tylu byo kandydatw! - No, trudno - pani j dostanie. Stempel na przepustce od polskiego bolszewika, Bolesawa Matuszewskiego - bez sprawdzania, bez formalnoci, ze sowami, powiedzianymi do caego ogonka bladych polskich burujw, chccych wynie si z Bolszewii: T a pani moe jecha zaraz. Ona zawsze pracowaa dla polskiego robotnika, nie tak jak wy! Byabym si pod ziemi schowaa, pamita mnie z lat przedmaturalnych; przecie dawno ju nie byam socjalistk, chocia kontakt mj z klas pracujc by zawsze ywy. Ucisnam rk Matuszewskiego, poczciw rk, ktra dawaa mi klucz do wolnoci. Biedaku, podobno rozstrzelany w Wilnie, niech ci ziemia lekk bdzie! Nigdy o tym dugu nie zapominam. W kraju stanam ogoocona ze wszystkiego, w sierpniu 1918, pod opiek olbrzymiego niemieckiego podoficera, ktry, z uwagi na mj mundur siostry miosierdzia z licznymi medalami, pozwoli mi w Warszawie zemkn na miasto, przed zdaniem przez konwj do obozu izolacyjnego repatriantw z Rosji. A w listopadzie zerwano wizy i ju 18-go listopada p. Tytus Filipowicz - ten ze Szlaku! - wezwa mnie do Ministerstwa Spraw Zagranicznych na jednego z sekretarzy gabinetu Ministra. W paacu Kronenberga redagowalimy depesz do mocarstw, notyfikujc powstanie pastwa polskiego. Jkajc si ze strachu francuszczyzn stukaam projekt dwoma palcami na nieznanym mi dotd instrumencie - maszynie biurowej... Hr. Lerchenfeld czeka na stojco w korytarzu, mebli byo mao, wyniosam mu wasne krzeso - to za tego podoficera z konwoju - wbrew zdaniu kolegw: Niech sobie postoi!... I wieczr, kiedy, trzsca si z radoci, przez otwarte drzwi widziaam, jak przeszed, szczupy, zgarbiony i zamylony, z ostrym jak n profilem, ju bez brody - Jzef Pisudski do pana Filipowicza, kierownika Departamentu Stanu, czy te ju Ministerstwa - nie pamitam. Waciwe miano Ministerstwa byo w cigu kilku dni chwiejne. Nie zgin, nie umar, doprowadzi - jest! Nigdy, nigdy wiara moja nie doznaa tak wyranej nagrody, nigdy tak si nie czuam zwyciska - jak w ten mokry, zimny wieczr.

Uwagi

W czasie wojny Niemcy zajli cz Polski i ogosili niepodlego pastwa polskiego. Cz dziaaczy politycznych postanowia wwczas poprze polityk niemieck, wierzc, e jest ona szczera, inni znw gorco si jej przeciwstawili. Jak wiadomo, Marszaek z legionistami nie zgodzi si na zoenie przysigi dowdztwu niemieckiemu. Osoby, popierajce polityk niemieck byy nazywane aktywistami.

Polscy bolszewicy w pocztkach rewolucji starali si wielu Polakom pomc w powrocie do ojczyzny, i w ogle dziaa agodzco. Pamitam, e spotkaam polskiego yda, komisarza Mandelbauma, ktrego znaam z Genewy, a ktry w czasie rabowania przez tum cesarskiego paacu kaza prdko zamurowa przejcie stamtd do Muzeum Ermitau, przez co uratowa skarby sztuki dla ludzkoci.

Sam mi to opowiada zaraz po tych zajciach. W czasie mojej suby w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, w okresie, kiedy w Polsce bardzo ostro odnoszono si do komunistw, wskazano mi p. Mandelbauma i powiedziano po cichu jego nowe nazwisko, pod ktrym ukry dawne, komisarskie. Bardzo si wwczas wahaam, czy nie jest moim obowizkiem ostrzec kogo naley przed nim, pamitna jednak incydentu z Petrogradu, nie uczyniam tego.

Hr. Lerchenfeld z ramienia Rzeszy Niemieckiej by w Polsce komisarzem przy Radzie Stanu.

7
Potem, po tych dniach, c mi tam mogo wypada nowego, co mogam czu nadzwyczajnego... Byam maym pionkiem, potrcanym, spychanym, zaszczutym - w walce o byt Przez lata zawsze wisiao nade mn obnienie stopnia lub dymisja. ycie przechodzio cae obok mnie, wielkie ycie, to, ktre szumi i grzmi, i wyrzuca pery i potwory. Walczyam tylko o jedno - oprcz o prawo do ycia, walczyam zawsze z oszczercami o reputacj Marszaka, o cze Naczelnika Pastwa. Z niektrymi szefami, wielu kolegami i przyjacimi uera si trzeba byo cicho, podziemnie, o plotki, o oszczerstwa, o niezrozumienie... Od 1918 do 1926... Skd, czym ywia si ta wiara w kim, kto jak ja czynnego udziau w pracach niepodlegociowych nie bra, kontaktu z wiecznie oskaronym nie mia - nie wiem. Raz, na pierwszym i - a do 1926 r. - jedynym raucie w yciu, staam o kilka krokw od Naczelnika Pastwa. Nie przyszo mi do gowy nawet, by si mu przypomnie. A witali si tacy, o ktrych wiedziaam, co o nim myl i co mwi. Czy on te o tym wie, zastanawiaam si, ale tylko przez chwil, bo waciwie c mnie, urzdnikowi VIII kategorii, byo do monych tego wiata. Umiaam tylko gono i zacicie zaprzecza: Nie, to nieprawda, bo go znam. - Nie, tego nie zrobi, bo go znam. - Nie, taki on nie jest, bo ja wiem lepiej. Ja go osobicie znam. Nie byo nigdy dla mnie nic druzgoccego w tym cigym osaczeniu przez wrogw Marszaka. To oni byli godni poaowania, e nie znali go nie wiedzieli, e okamani i okamujcy azili pod cieniem nieprawdy, cali w plotkach, jak w obrzydliwych pasoytach. Trzeba byo rezygnowa z ciepych, przytulnych ognisk domowych przyjaci, ktrzy na sam wzmiank imienia Marszaka bluzgali obrzydliwymi artami, lub zarzutami, wahajcymi si pomidzy bandytyzmem a zaprzedaniem Niemcom. Z domw tych trzeba - ale nie al - byo odej. Zarzucali mi koledzy, e nie umiem rozrnia partii sejmowych... Poc miaam rozrnia, skoro ludzie wszelkich kierunkw tak samo niepoczytalny i nieuczciwy mieli stosunek do Marszaka i nie mona byo z nimi wytrzyma, a tak samo w rnych partiach znajdowali si tacy - jake jednak niewielu - ktrzy w niego wierzyli. Bya to caa amigwka, i nie po mnie mona byo si spodziewa, e j rozwi. Zamknita w kole pracy i poezji, nigdy nie zostaam zagarnita przez krgi bliskie Marszakowi. Nie wiedziaam o nich. W codziennym zmaganiu o byt, samotna walka o cze Marszaka bya jedn z najsabszych, zawsze ostrzeliwanych, moich pozycji.

Uwagi

Czy wasze pokolenie bdzie miao tak awanturnicze, pene zewntrznych przygd ycie, jak je miao moje - nie mog przewidzie. Pokolenie starsze ode mnie, ludzi materialnie zaopatrzonych - byo chore z przesytu, zatrute nud i stay dobrobyt by dla niego raczej klsk, z ktrej urasta tak zwany z niemiecka Weltschmerz, bl wiata, pojcie wam nieznane, dziki gorszym warunkom materialnym, w jakich wzrastacie.

W tym rozdziale sidmym streszczone s w paru zdaniach trudne, z punktu widzenia materialnego, warunki kogo, co w czasie wielkiej wojny straci, co mia, i uczy si pracowa zarobkowo w nowym,

wieo powstaym pastwie, ktremu brak najpotrzebniejszych rzeczy do ycia i ktre prowadzi wojn z Rosj. ycie to jest pozornie jeszcze bardziej przygniecione walk o cze przywdcy ideowego. Ale to tylko pozr, bo waciwie nawet najlichsze w wiecie ycie staje si wanie przez tak walk - nieustann, wielk przygod. Walka ideowa, nawet tak mao bohaterska, jak moja, podnosi, nic zreszt nie znaczc, jednostk do godnoci onierza. Przeywa si klski i zwycistwa, upada si i powstaje, zawsze dzierc sztandar. To daje yciu smak, to pozwala mie pniej wspomnienie, a nie suchy tylko rachunek strat i zyskw. Bieda, moim zdaniem, winna by traktowana tak, jak i inne rzeczy w yciu, jako przygoda.

8
A przyszo zamordowanie Prezydenta Narutowicza. Tak si zoyo, e na moich rkach styg i e to ja zamknam mu oczy i twarz uoyam do wiecznego spokoju. I od dnia, kiedy wrciam do domu z rkami zbroczonymi jego krwi, zacz si okres jedyny w moim yciu, kiedy zachwiaam si w lepej wierze w Marszaka. To, e si nagle zrzek prezydentury, te tarcia z ludmi na najwyszych stanowiskach, te odczyty i artykuy w Kurierze Porannym - to wszystko byo dla mnie niezrozumiae, do tego trzeba byo mie szyfr. Bo tamte lata, ze Lwowem, Wilnem, wypraw kijowsk nie day mi adnych dylematw, nie rozumiaam nawet, o co si tam byo czepia. Ale teraz, ta taktyka, to byo co, czego bez gbokiej znajomoci biecego ycia politycznego, oraz historii legionw, nie mona byo poj. Nie byam jedyn nierozumiejc, to wiem. Pamitam, jak mi kto, oddany Marszakowi, a i wwczas i dzi zajmujcy wysokie stanowisko, powiedzia dosownie: Albo Marszaek przygotowuje si do czynnego wystpienia, albo rozum mu si pomiesza. By to ponury okres mego ycia, okres dotkliwych brakw, krzywd w karierze z umysem zadawanych i gboko odczutych, ale najgorsze byo zachwianie si wewntrznego wiata. Gospodarz, pan domu Polski, by na uboczu, rozsypany na sowa pisane i mwione, rozwczony na plotki, ktre i mnie ju obsiaday, tj. i u mnie znajdyway posuch. Na odczycie Moje wizienia, w Galerii Luxemburga, z gbokim rozdarciem wpatrywaam si w przemawiajcego Marszaka. O czym innym, nie o jego wiziennych przeyciach, byabym chciaa wwczas si dowiedzie.

Uwagi

Prezydent Narutowicz by ze mudzi, ale cae prawie ycie spdzi w Szwajcarii, jako inynier. Po odzyskaniu przez Polsk niepodlegoci, zosta ministrem robt publicznych, potem spraw zagranicznych, a wreszcie pan Marszaek wysun go, sam ustpujc, na prezydenta Polski. Nieprzyjani panu Marszakowi politycy w tym czasie tyle niesprawiedliwych i podburzajcych rzeczy rozpowszechnili w prasie o p. Narutowiczu, e pewien malarz, czowiek bardzo nerwowy i gwatowny, zastrzeli go na otwarciu wystawy w Zachcie, biorc na serio te artykuy w gazetach i wyobraajc sobie, e zabija wroga ojczyzny. Zosta wyrokiem sdu skazany na mier.

Pan Marszaek nawet wwczas nie zacz adnej akcji, ale po pewnym czasie, widzc, e rzdy s w niewaciwych rkach, rozpocz drukowanie szeregu artykuw w Kurierze Porannym i wygosi kilka odczytw, w ktrych wskazywa na tych, ktrych za szkodliwych uwaa. Rzecz oczywista, e za mao wwczas wiedziaam o tych wszystkich rzeczach, eby mc rozumie pana Marszaka. Przed wojn i w czasie wojny wybili si na wierzch w sferach legionowych rni ludzie, ktrzy w rozmaitych do siebie i do Marszaka pozostawali stosunkach. O tym nic szerszy og nie wiedzia i z tego powodu rnych tar i niechci osobistych midzy byymi legionistami nie rozumia.

Gazeta Polska 16. XII. 1932. WSPOMNIENIE O PREZYDENCIE NARUTOWICZU Podajemy za zgod adresata i autorki list p. Kazimiery Iakowiczwny, zawierajcy opis ostatnich chwil . p. Prezydenta Narutowicza. Kochany Panie, skoro chce Pan abym spisaa co pamitam o p. Narutowiczu, oto jest gar suchych faktw. Poznaam p. Narutowicza na konferencji Genueskiej, gdzie byam obecna jako przydzielona do Delegacji Polskiej; pniej kiedy zosta Ministrem Spraw Zagranicznych, jako podwadna, miaam sposobno dozna jego dobroci, ktrej tak wiele promieniowao z niego zawsze na otoczenie. Stykaam si z nim te parokrotnie w domu pp. Potulickich w Oborach, dokd minister Narutowicz przyjeda z pp. Kajetanem Morawskim i Stefanem Przedzieckim, ktrych specjalnie lubi i wyrnia. By prosty, wielkoduszny, lojalny i sprawiedliwy, atwy w obejciu i peen swoistego litewskiego humoru, ktry mi by bardzo bliski i zrozumiay. W dzie kiedy go zabito, byam raz pierwszy w yciu na wernisau. Poszam tam pod wraeniem obrzydliwych wypadkw z okazji przysigi Prezydenta, staam w westibulu z innymi osobami i z wielkim niepokojem oczekiwaam przybycia p. Narutowicza. Pamitani, e mwiam o tym jak atwo moe kto w tym tumie znowu dopuci si jakiej zniewagi. Po wejciu Prezydenta, tum ruszy za nim schodami i do sali na prawo, ja za z malarzem Janem Henrykiem Rosenem, wwczas take urzdnikiem M. S. Z., weszlimy do sali na wprost schodw, gdzie wisia jego obraz. Tam znowu rozmowa zesza na osob Prezydenta. Mwilimy, e toczy si razem z societ na pierwsze miejsce nie ma sensu. Tak powiedziaam ale wrd nas byby bezpieczniejszy. Chciaabym sta tu przy nim, eby go w razie czego cho zasoni... W tej chwili za nami pady trzy suche, ciche strzay. Twarz Rosena zrobia si zupenie szara: To nie tu, to co na ulicy... powiedzia bez cienia przekonania i oboje wpadlimy na grn platform schodw, ktrymi w popiechu zaczy si toczy paczce i krzyczce panie... Roztrca je p. Rajnold Przedziecki, ktry spieszy w d, woajc: Na mio Bosk, prdzej ksidza! Panik wstrzymywa stara si p. Stefan Przedziecki, ktry skin na mnie, stojc w drzwiach: Niech pani wejdzie. Jeszcze yje, ale zdaje si e koniec... Ksina Franciszka Woroniecka, zapakana, staa troch bliej grupy skupionej porodku sali i zacza woa do mnie z paczem: Siostro, prdzej, prdzej! Byymy razem na froncie. Prezydenta trzymao kilka osb w pozycji plecej na krciutkiej aweczce pluszowej, gdzie jedna trzecia jego potnego wzrostu nie moga znale miejsca: Pomy go na pododze, powiedziaam. Uklkam i oparto go o mnie klczc. Za mn by jaki postument ze wit figur. U stp Prezydenta, ktrego posta, zaja wielki kawaek podogi, siedzia na krzele zabjca... Oficer, biay jak papier, trzyma mu okcie skrcone w ty. Zabjca powiedzia: Prosz mnie nie szarpa, nie bd ucieka. Mia twarz kamienn, nie patrzy na zabitego. Wydawao mi si okropne, aby Prezydent, o ile jeszcze co widzia, musia cigle na niego wanie patrze. Bagaam kogo, aby go zabrali. Wyprowadzono go do sali, gdzie wisi Grunwald.

Jaki przygodny doktor by cay czas przy nas i zapewnia mnie, e Prezydent od razu nie y i e mona go zostawi, ale wydawao mi si to rzecz nie do zrobienia, eby t gow z moich kolan przeoy na podog. Przyszed ksidz bardzo prdko i da zabitemu, czy umierajcemu, absolucj. Daleko pniej zjawi si doktor z pogotowia, ktremu uwierzyam, e Prezydent umar. Ogarna mnie wielka troska o wygld twarzy Prezydenta. Zamknam mu oczy i zwizaam mocno twarz jego wasnym biaym szalikiem. Bolao mnie uczucie osamotnienia tego trupa, ktrego barki i gowa tak bardzo ciyy na moich kolanach. Zdawao mi si, moe niesusznie, e wiksza bya zo i zgroza, ni al, wikszoci widzw tej tragicznej mierci niewinnego. Tylko Rosen klcza przy mnie i paka. Modlilimy si oboje bardzo gorco. Cudzoziemskie mowy i polska przeplatay si koo nas. Po trzech kwadransach cierpam tak od ciaru, e zaczam prosi, aby przyniesiono poduszk. Jaki wony przynis swoj wasn bia z mieszkania. Prosiam te bardzo o krzy i o jak pacht do przykrycia trupa. Zacny Zdzisaw Szczerbiski, te kolega z M. S. Z., wydosta i przynis pikny krzy ze zbiorw Zachty i sukno ze stou. Przykrylimy ciao, tak, e kiedy przyszli z noszami, trup nie by ju tak niewymownie skrzywdzony i poniony na tej pododze. Twarz Prezydenta, gdy j miaam na kolanach, bya cay czas niezmiernie spokojna, tak jakby umar bez wstrzsu. Myl, e byby lubi mie przy sobie, tak jak mia, Stefana i Rajnolda Przedzieckich i Rosena i mnie i Szczerbinskiego. Wszyscy bylimy z M. S. Z., gdzie p. Narutowicza bardzo kochano i gdziemy wszyscy byli niezmiernie wzburzeni obejciem, jakiego dozna po opuszczeniu nas. ...Zdaje mi si, e zabity zosta, kiedy oglda obraz p. Ziomka, jaki krajobraz... Wony, ktry cigle sta obok trupa, zapewne wony tej sali, by nieprzytomny z oburzenia i zgrozy: Psia krew, inteligent, eby z tyu strzela mwi zaraz bym z nim zrobi koniec. Staraam si go przekona, e powinien raczej aowa Prezydenta, ni myle o zabjstwie zabjcy, ktre przecie nie wskrzesi zabitego, ale nie chcia tego zrozumie i wiem, e si cigle baam, eby nie sprowadzi jakiego tumu dla zlinczowania winia w sali Grunwaldzkiej... Krlewsk mia wanie i pogrzeb zabitych na placu Trzech Krzyy robotnikw. Kiedy przysza policja, zapytaa, czy jestem crk zabitego lub krewn. Powiedziaam, e niczym nie jestem. Zabrano go; nieszczliwego zabjc te gdzie bezpiecznie wyprowadzono. Rce miaam we krwi Prezydenta. Nie wiedziaam dugo, co zrobi z tymi rkami, wszystko si wydawao niewaciwe. Doszam do M. S. Z. bez rkawiczek, bojc si dotyka klamek. Wreszcie ju tam na miejscu umyam rce w azience. Byam na procesie jakby z poczucia jakiego obowizku. Nieszczliwy zabjca, ktrego crka zreszt pracowaa w biurze M. S. Z. jako maszynistka - liczna, cicha panienka - wyda mi si doprowadzonym do egzasperacji neurastenikiem. Myl, e wyrok mierci, musia powita z ulg. Jeden Bg osdzi go moe ze zrozumieniem jego chorej duszy. Czy mam Panu wyzna, e modl si za zabitego i za zabjc jednym tchem, w jednym zdaniu bez przecinka? S to smutne wspominki, jeli moe w szczegach niecise, bo pami mam notorycznie z, to co do oglnej atmosfery wypadku bardzo prawdzie we. Niech Pan zreszt zapyta Rosena, Z. Szczerbinskiego i R. Przedzieckiego. Uzupeni oni na pewno luki, ktre ja zostawiam. Nie mam nic przeciwko zuytkowaniu tego listu w druku, w nadziei, e nikomu nie zrobi on przykroci.

cz przy tej okazji etc. etc. (-) Kazimiera Iakowiczwna.

9
Kilka tylko miaam odsieczy z zewntrz na tej mojej, od wewntrz teraz, przeze mnie sam zaatakowanej, pozycji. Jedna bya nie bez humoru. Wynajmowaam sobie jaki skromniutki pokj. Wysza do mnie godna, gadko uczesana, czarno odziana paniusia. Owszem, prosz pani, pokj mam, ale tylko nie dla osb, co psiocz na Jzefa Pisudskiego. A usiadam z wraenia, ale musiaam zawarowa sobie niezaleno lokatorsk, wic nie zdradzajc si, przekonaam pann Walerci, e to, co mwi si w moim pokoju, nic j nie moe obchodzi. Tak si te zdarzyo, e dostaam wwczas wanie posugaczk z Sodalicji, rwnie zwolenniczk Marszaka. Bya ni na zasadzie nienawici do Niemcw z czasu okupacji, kiedy to jednego takiego w pikielhaubie pobia - indykiem u rogatek Warszawy. A Marszaka Niemcy aresztowali potem jak si Ruskowi nie da... Ale go Grabosiu, wypucili. Wypucili - bo musieli. Nie dao si nic zrobi z tym przekonaniem Grabosi. I by zdun, Gouch, co dla nas robi, ktry niezachwianie wierzy w Marszaka, bo poprawia piece w Sulejwku. A niech tam sobie gadaj, mawia, ja wiem najlepiej. Musia i on ulec czemu w rodzaju tego magicznego wstrzsu, ktry ja przeszam na jubileuszu Limanowskiego. Panna Walercia i panna Klemusia byy nieubaganymi przeciwniczkami ksiy, - chamw i endekw (czyy bowiem w sposb im tylko wiadomy te trzy potgi w gron zbiorow apokaliptyczn besti) i gorcymi zwolenniczkami ydw, szlachty, Wyzwolenia i - Jzefa Pisudskiego! Za nic w wiecie nie wynajyby byy pokoju ydom, a kciy si o ich rwnouprawnienie; odmawiay raniec za dusze zmarych, chodzenie do kocioa jednak uwaay za zabobon. A znw posa z Wyzwolenia, ktry u nich mieszka, traktoway nie na arty surowo. Nie daway mu mebli wycieanych i kazay zdejmowa buty, eby nie haasowa i nie psu posadzki. Takiemu tam bym na co pozwolia! mwia ostro p. Walercia... Niech zna mores. Nie u pierwszych lepszych mieszka. Wreszcie, z Grabosi gorzko i zajadle kciy si o ksiy. Zawstydzay mnie mioci, wiar i ofiarnoci, te bezbone. Z kadego sowa, ktre mnie mcio sd i odstraszao, umiay wycign zdrowy, prosty, jasny sens, budujc otuch. Czego tu nie rozumie mawiay zdumione, i otaczay moj rozterk i moje zwtpienia istn fortec ufnoci i nadziei... Oszacowana z nimi, Grabosi i Gouchem, w tym jakim jakby Zbarau, otoczonym wrog czerni, pokrzepiana ich determinacj, doznaam odsieczy drugiej. Jeden z najgortszych endekw w moim biurze (dzi nieyjcy) wyzna mi, e modzie narodowa zacza pertraktacje z modzie Pisudskiego o zamach stanu: eby Pisudski zrobi zbrojny zamach, a potem odda wadz Paderewskiemu, albo krlowi. O t dwoisto celu - rozbijay si podobno rokowania. To mnie niesychanie podnioso na duchu. No wic przecie uwierzyli jacy modzi, gdzie, e nie bandyta i nie zaprzedany!..., jak tego czsto musiaam wysuchiwa.

A trzecia odsiecz, to byo niadanie z Pawem Jurjewiczem, wwczas radc - nie pamitam, bodaj e w Londynie, a moe posem w Bukareszcie, nie sklej! Ten niewprawnie mwicy, a jeszcze gorzej piszcy po polsku, wykwintny Europejczyk, obcy kultur krajowi, a przecie tak gorcy Polak, powiedzia mi arliwie, z przekonaniem, z powag mierteln: - Zginiemy, jeli nas nie wyratuje Pisudski... Byam nieopisanie zaskoczona. - Jakto, pan?! - Zawsze wiedziaem, e to jedyny nasz czowiek, e tylko on co moe zrobi. On jest, prosz pani jak to si po polsku mwi - uosobieniem Polski. - Jaw niego zawsze wierzyam, przecie pan o tym wie - przerwaam - ale teraz wanie jestem zachwiana. - Bo pani si nie zna - powiedzia surowo Jurjewicz - teraz to ju si zaczyna, to wida ze wszystkiego. A to by moe luty 1925 r., ale jak zwykle - nie sklej. Kto nie znalaz si nigdy wobec spraw, na ktrych si nie zna, niech mnie potpi.

Uwagi

Niejeden z nas jest skonny do bardzo tylko lunego kontaktu z otoczeniem, tymczasem faktem jest, e pozbawia si czowiek niesychanych skarbw, usuwajc si od tych, ktrzy przez przypadek s nam dani od losu jako otoczenie. Do otoczenia nale wszyscy, wszyscy - razem z listonoszem i dozorc - i nigdy nie wiadomo przez kogo z nich objawi si nam wielkie prawdy, albo wielkie pociechy. Przez ludzi prostych rozumiem nie tylko ludzi prostej kondycji, ale take prostakw ducha i tak zwanych ludzi ordynarnych i troch pomylonych i takich, z ktrych si inni gorsz i takich, z ktrych si miej, bo i tacy bywaj na wiecie.

Wyzwolenie bya to radykalna partia chopska.

10
W mglistym, paskudnym listopadzie znalaz si ten dzie, ktry oguszy mnie jak ceg. W biurze zadzwoni telefon. - Czy to p. Iakowiczwna. -Ja. - Mam do pani polecenie od Marszaka. Pozostaam obojtnie tpa: znaam dwch - marszaka Puaskiego i marszaka Seyd. - Ktrego marszaka? - zapytaam. - Marszaka Pisudskiego - brzmiaa odpowied. Zapado milczenie. - Czy pani sucha? -mwi gos. - Sucham - szepnam z rodzajem mistycznej grozy i z dzwonicymi zbami. - Marszaek bdzie pani potrzebowa - cign dalej gos - kae pani powiedzie, eby pani bya w kadym czasie gotowa na wezwanie. - Prosz pani - odpowiedziaam, ja, may urzdnik, ktremu wieo obniono pobory - jestem urzdnikiem, nie mog w kadym czasie, tylko od 4-ej po poudniu, albo w wito, i nie mog np. za miastem, bo nie sta mnie na podr. Moe pani da Panu Marszakowi mj adres, moe... - Nie ma mowy - ostro pouczy mnie gos - dostanie pani wiadomo, gdzie pani ma si stawi. - Prosz pani - oponowaam jeszcze - a moe to omyka? Panu Marszakowi mogo si pomyli, to moja siostra Barbara z nim wsppracowaa i u niego mieszkaa. Niech pani powie Panu Marszakowi, e ja jestem Kazia, i niech pani da mu adres mojej siostry Basi - tu wymieniam go - to j na pewno chce p. Marszaek widzie, a nie mnie. Osoba telefonujca, pani Sujkowska, zapisaa sobie adres mojej siostry, na prowincji, i obiecaa zawiadomi mnie raz jeszcze: zachwiaam j moj upart pewnoci, e to nie o mnie chodzi. Byam zupenie, niezbicie przekonana o tym. Skde mgby Marszaek mnie pamita?! Byam nawet dlatego znowu zupenie spokojna, zawiadomiam tylko siostr, e si moe spodziewa jakiej wiadomoci. Moe to chodzi o jaki przekad, jak dawniej, mylaam sobie. Polecone mi milczenie oczywicie zachowaam.

Uwagi

Wida tu upadek wewntrzny, zagroenie samego rda ywotnoci - ochoty do nowej przygody. Tego nie zdziaay adne tarapaty, ani braki, to jest choroba duszy. Gdzie tylko brak ywej treci, natychmiast zabjczo rozrasta si sama zgstniaa forma, bo pustki by przecie nie moe. Jake inna jest ta osoba od gupiej, ale przedsibiorczej dziewczyny, piszcej swj wany list z Londynu!

11
Myliam si jednak ja, a nie pani Sujkowska, zmiana nastpia tylko o tyle, e siostra miaa, o ile bdzie w miecie, zjawi si wraz ze mn. Gos przemawiajcy po raz drugi, wskaza mi dzie, godzin i adres, polecajc sekret. Zachowaam go tak dobrze, e do dzi nie pamitam zupenie numeru domu. Wiem tylko, e byo to na Marszakowskiej, u p. Cara. Weszymy z siostr. Marszaek mia szabl i ordery i tak go zapamitaam. Musia zapomnie, pomylaam, emy wyrosy na dojrzae kobiety, albo te otoczenie sdzio, e Basia i Kazia - to dzieci, bo na stole stay ciastka, pczki, babka, owoce, konfitury i cukierki, zupenie jak na imieninowym podwieczorku dla dzieci. Rzeczy, dotyczcych mojej siostry nie bd referowaa, nie ma bowiem osoby bardziej milczcej, ni ona, i z wiksz rezerw. Siedziaa, a jakby jej nie byo. Marszaek by tak inny od czasw Szlaku, tak niczym mi nie przypomina tego chudego pana z brod stamtd, e nigdy, a do koca nie udao mi si nawiza nici zewntrznych pomidzy tamtym a nowym. Ale jedno byo takie jak dawniej - dobro. Obce mieszkanie, przed ktrym mimowolnie si najeyam, napenio si t dobroci po brzegi. Posadzi, oswoi, poczstowa, zmartwi si, e nie jemy sodyczy. Od razu by dom, kiedy weszo si do lokalu. A przebieg by taki. Pierwsze moje zmieszanie i zesztywnienie ustpio od pierwszych jego sw: - Chwaa Bogu, e si nie roztya. miaam si szczerze, no bo i z czego miaam uty od tych krakowskich dni. Potem powiedzia powanie i surowo: - Wiem, e cierpiaycie ndz. Zy jestem na ciebie. Dlaczego do mnie nie przysza, kiedy byem Naczelnikiem Pastwa? Bybym wam da dobre stanowiska. Teraz ja nic nie mog. No co, czemu nie przysza? - Panie Marszaku - powiedziaam - w dziurawych butach i atanym paszczu nie mogam si pokaza u gowy pastwa. Czekaam, a zarobi na karet i czwrk koni. A zreszt, skd ja mogam wiedzie, e pan mnie pamita. - No, no- pogrozi Marszaek i obie nas wytarga za uszy - ebycie wiedziay na przyszo. Przy herbacie opowiada wycznie o swoich creczkach, jakie mdre, jakie zabawne. Mwi o przedziwnym instynkcie macierzyskim pani Aleksandry, ktry kae zrywa si matce picej w nocy do dziecka, jak tylko to ostatnie skrzywi twarzyczk do paczu, a zanim jeszcze krzyknie. Ale mnie cigle przeszkadzao oczekiwanie - co to bdzie, o co te waciwie chodzi? Moe jednak o przekady? A moe o co takiego, czego ja, jako zaprzysiony urzdnik, wolaabym bya nie wiedzie? Ale Marszaek nic nie wyjawi takiego. Skoczy na tym, e powiedzia: - Basia z dziemi niech do nas kiedy przyjedzie na par dni. A ty - chc eby u nas bywaa, poznaa moj on i crki. Przyjed do Sulejwka ktrego popoudnia, jeszcze w listopadzie.

Wyszam zdumiona i pena niepokoju. Jakto - tylko eby bywa? C moe Marszakowi przyj z takiego czego jak ja? Chyba, e moe jednak chodzi o przekad na angielski jego dzie? A moe o lekcje jzykw dla dzieci. Ale ja tego nie pomieszcz w czasie... A jeli to jednak co politycznego, to, przy okropnych stosunkach personalnych w moim urzdzie, napewno raz jeszcze, jak za p. Paderewskiego, jak za p. Seydy, zaczn mnie tpi Z gorycz widziaam wasn maoduszno. Tyle lat niezachwianie wierzy, tyle stoczy batalii o cze Jzefa Pisudskiego, tyle razy aowa, e musz by po rosyjskiej stronie w czasie wojny, a teraz przy spotkaniu z nim nie czu waciwie radoci, nic, prcz podniecenia i niepokoju! Moje wewntrzne zaamanie byo gbokie i nowina przysza dziwnie nie w por. Sia indywidualnoci Marszaka bya przemona, i w jego obecnoci nic przeciwko niemu nie mona byo myle, ale gdy znika, podnosiy gow wszelkie podejrzenia i wtpliwoci... Co zamierza? Moe chce si ogosi krlem? Dlaczego grozi i rzuca oskarenia na ludzi, o ktrych albo nic nie wiem, albo ktrych przywykam odruchowo szanowa? A wreszcie: po co ja? Dlaczego - ja? Ten, kto nigdy nie by maoduszny, niech mnie potpi.

Uwagi

Z tego rozdziau wida, do jakiego stopnia najlepsze chwile moe nam zatru brak odwagi i wiary.

St podwieczorkowy u Marszaka by oczywicie zwykym bufetem, jaki si przygotowuje na przyjcie kilku osb. Ale ja na przyjciach nigdy nie bywaam, wic nie znaam tego typu zastawy.

12
W paskudny, zanieony a mokry dzie, z koszami bab, wracajcych z Warszawy do podmiejskich wsi, stojcymi mi na nogach, jechaam z pierwsz wizyt do Sulejwka. Palto miaam zbyt lekkie, brnam przez wysoki nieg bez zapau do willi. Pikna, spokojna, smutna pani Pisudska, druga ona Marszaka, mizerne, wielkookie dziewczynki, rumiany adiutant, porucznik Mi Galiski - wszystko to od razu chwytao za serce. Bujnie udaway si pokojowe roliny w Sulejwku, szerokolistne japoskie lipy, ktre pani Marszakowa nazwaa artem przy jakiej okazji Ziukami. Opowiedziaam o pannach Walerci i Klemusi, jak s oddane Panu Marszakowi, jak si interesuj polityk i jak dobrze sie im hoduj kwiaty. - To moe im pani zawiezie ode mnie flanc do ich zbioru - powiedziaa pani Marszakowa i daa mi malutki wazonik z lipk japosk. Marszaek przekomarza si z dziemi. Jagdka troch si a popakaa. Jagoda nasza ma oczy na mokrym miejscu, mwi Marszaek, a j znowu rozmieszy. Strasznie byo czego al i Marszaka i Marszakowej i dziewczynek, z ich dugimi chudymi nkami i wskimi rczkami. Krwi by sobie czowiek dla nich utoczy! Te ndzne, obszczypane sosenki naokoo, te zawiane, zasypane drki... Bo podmiejski, warszawski las, to dla nas, ludzi z Litwy, przecie czysta okropno! Tu wic tworzy te drapiene felietony, te agresywne odczyty, ktrych nie umiaam przekn, na tym wydmuchu, na tym wygnaniu! Tu zostawaa teraz caa jego dobro, a w ludzi ciska sam zoci. Byam smutna, zzibnita i pena gorcego wspczucia, ktrego nikt na pewno nie potrzebowa. Ale Marszaek ju wiedzia, e baby z drapicymi koszami, e zimno i kalosz przecieka i e musz wraca wczeniej, bo tramwajem z dworca na Brack, do domu - tak daleko - wic owiadczy, e jadc sam o 6-ej do Warszawy samochodem, odwiezie mnie po drodze a na miejsce. Jecha z nami obok szofera adiutant. Samochd z adiutantem od razu podnis mnie na duchu. A wic moe nie jest im tak ju le? No i to, e ja, przy tej jakiej okropnie niskiej kategorii urzdniczej jad obok pierwszego Marszaka i byego Naczelnika Pastwa na Brack, z moj at na palcie i dziur w kaloszu - to byo w kadym razie w najwyszy sposb - szykowne! A Marszaek, tak niepojty i rozzoszczony w swoich wystpieniach, ze mn by po dawnemu ojcowski, pogodny i dobry. Nie, nie mg zamyla nic antyrzdowego, i moe rzeczywicie nie chcia nic ode mnie ponadto, ebym do tego smutnego miejsca przyjedaa, dla towarzystwa pani Aleksandry. A jeli mnie to nawet miao narazi u ludzi, to nieche raz naprawd bdzie za co. Bo dotd byam okrzyczanym Pisudczykiem, a prcz paru wierszy i walki na argumenty nie miaam w rejestrze faktw nic do pokazania. Panien Walerci i Klemusi o mao szlak nie trafi, bo im przedtem - zwizana sekretem - nic nie byam powiedziaa. Grabowska zaniemwia z wraenia. Ale lipka Ziuk nie chciaa si chowa na Brackiej. Zmarniaa.

A do Sulejwka nie pojechaam wicej, bo nie miaam pienidzy na bilet.

Uwagi

Jaka skromno i prostota zamieszkuje razem z wielkoci. Ten czowiek, zatroskany o cay nard, przygotowuje sobie przyszych pomocnikw. Myli o biedakach, ktrzy zasypuj go probami, jak modlcy si bstwo; musi by kto, kto si t poczt ndzy zajmie specjalnie, kiedy on wrci do wadzy. I przypomina sobie t zuchwa panienk z jej bojow propozycj. Co te z niej wyroso? Trzeba j obejrze. A teraz - niech ona nas obejrzy takich, jakimi jestemy na codzie! Niech si oswoi, bo moe si lka albo nie ufa.

W ksikach mdrych i powanych znajdziecie historie innych przygotowa do przewrotu majowego, przygotowa wielkich, wanych. Tu widzicie przedwionie tego maja takim, jakim ono byo dla nikej, nieznaczcej, mojej osoby. Kto wie w czym wy kiedy bdziecie maczay rce, czy w por spostrzeecie si, e bierzecie udzia w czym historycznym i czy nie bdziecie liczyy at na odzieniu, zamiast przygotowywa skrzyda do lotu.

Musz zaznaczy, e moje wraenie z Sulejwka nie znajduje wcale potwierdzenia we wspomnieniach innych osb o tej miejscowoci. Nic na to nie poradz. Zosta mi w pamici jako co nieopisanie smutnego i pewnie si ju z tego nie poprawi.

13
Zima z 1925 na 1926 bya, z wyjtkiem tej rewolucyjnej w Piotrogrodzie, najgorsz w moim yciu: wysza z niego caa sia, rado, nadzieja, a co najgorsze - wyschy wszystkie pomocnicze rda dochodu. Sto imion wrebnych, napisanych wwczas, podratowao mi, ale nie cakiem. Mniej ni kiedykolwiek miaam gow do polityki. Z okien Brackiej zobaczyam pewnego majowego popoudnia pierwszego uana, ktry przelecia cwaem, krzyczc: Niech yje Pisudski. Kule ze wszystkich stron okna, w ktrym staam, obiy tynk z muru. Dzielni piechurzy rozstawieni od dobrej chwili na dole, na rogu Nowogrodzkiej, dobrze mierzyli: ponad gow uana i z obu stron mojej osoby. Byam tak zdziwiona reakcj piechoty na okrzyk jedca, e nie odchodziam od okna, mimo e powinnam bya wiedzie z dowiadczenia na froncie, e kule zabijaj. Przecie Prezydent Wojciechowski ju, wedug dodatkw nadzwyczajnych, spotka si by musia z Marszakiem: przecie to dawny przyjaciel, a dzi zwolennik Pisudskiego, przecie dawa do ostatnich dni dowody, e go chce rozumie i sucha jego ycze. No wic jeli co, kto, gdzie naknoci, to jak ci dwaj si spotkaj - bdzie zgoda. Kiedy niedawno przejecha z paacu Rady Ministrw do Belwederu Prezydent z rzdem, wszyscy dozorcy naszej ulicy mwili, e pojechali we dwch z Marszakiem Pisudskim, by si pogodzi. Znaam osobicie Prezydenta z pewnego obiadu w Piotrogrodzie; wzbudza szacunek i zaufanie, czuo si przez skr, e jest uczciwy, jake mg by wynikn rozam midzy nim a Marszakiem! Oczywicie dozorcy mieli racj. A strzay? Strzay byy na wiwat! Ale ju po krtkiej chwili wiwatnych strzaw byo tyle, e zbudowaam schron z szaf i kanapy, bo inaczej ko byoby stao wprost na linii ostrzeliwania... Zacne wojsko nie chciao wida strzela niej, eby kogo nie trafi... A potem, z drug sublokatork, krawcow, odmawiaymy do pna w noc litani za konajcych. Byam wcieka. Jak oni to robi? Dlaczego si w por nie pogodzili!? Tylko mczyni mog tak si urzdza - no i tak urzdza wszystkich! Rano przysza przez cae miasto Grabosia z mlekiem. - Nie chcieli me puci - rzeka - ale ja mwi: to moja pani ma by bez mleka!? To si pomiali i pucili. Pan Marsiaek zwycia, ale niech no pani nie wychodzi na ulic, bo niespokj. Pokcia si jeszcze z pann Klemusi, ktra twierdzia, e wszystkiemu winni ksia, i posza. Po spdzeniu dwch dni i jednej nocy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, na stray biurek i szaf z aktami, i po paru dniach bez zdarze, zastaam w domu list od p. Sujkowskiej, e si mam z ni spotka na jakim wiecu w Towarzystwie Higienicznym w bardzo pilnej sprawie. Ale dla mnie pilnych spraw nie byo. Leao tylu niepochowanych ludzi, tyle miych, przyjaznych mi osb miotao kltwy na gow buntownika... To oni go napadli, mwia panna Walercia. Ale ja nie byam pewna, kto na kogo napad. Ta Warszawa, ktr ja znaam otrzsaa si na krew, w biurze najzacniejsze twarze byy zielone i surowe,

mj szef dugoletni, czowiek niezmiernie dodatni, kierownik naszego Ministerstwa, z Witosem i Kiernikiem siedzia w areszcie. Pisaam list do Marszaka, rczc za szefa wasn gow, przeraona, e ten przypadkowy czonek rzdu moe ucierpie w zamieszaniu od uzbrojonej popiesznie ochotniczej ludnoci cywilnej, ktra przyczya si do akcji wojska. Ze zoci poszam na wiec (nie cierpi wiecw), gdzie tym razem oparam si w duchu zupenie piknej wymowie p. Miedziskiego i gdzie znalazam istotnie p. Sujkowsk. Ktrego to byo maja- nie sklej, moe 16-go, moe 17-go. - Po co ona mnie tu ciga, zamiast przyj do mnie, skoro ma do mnie interes? - mylaam bez wszelkiej sodyczy.

Uwagi

Wypadki majowe zaczy si dla laikw od tego, e wojsko nagle ustawio si w rnych punktach miasta i jo robi okopy i barykady. Na Brackiej byo to samo. Stao si to tak nagle, e nikt si nie orientowa, e si co dzieje powanego. I ja nie spostrzegam piechurw, a zaczli strzela.

W czasie wypadkw majowych gorliwsi urzdnicy nocowali w biurach, eby nie dopuci do zniszczenia albo rozgrabienia mienia pastwowego, w razie uszkodzenia budynkw.

Jako ogln uwag o wypadkach majowych doda naley, e wydobyy one kraj z nieporzdku i niemoralnoci politycznej, byy wic nadzwyczaj w skutkach zbawienne. W pierwszej jednak chwili wielu ludzi nie zdawao sobie z tego sprawy.

14
Pani Sujkowska patrzya na mnie przelicznymi, niebieskimi oczami radonie i yczliwie. - Przynosz pani dobr nowin - powiedziaa. - Komendant yczy sobie, eby pani bya jego sekretarzem osobistym. Bya jak na skrzydach, cho nie moda, ale urodziwa wewntrzn urod zwycistwa. Ale we mnie wszystko byo zgarbione, zszarzae, zestarzae, bez polotu i od tego, czego wysuchiwa musiaam i od tego co sama snuam w gowie na temat dni ostatnich. - Bardzo jestem wdziczna - odpowiedziaam - ale nie jestem pewna, jak to bdzie. Najchtniej oddam panu Marszakowi cay mj wolny czas, to jest ze dwie, trzy godziny dziennie, no i wita. Ale wogle jestem zajta sub, wic moe pani to przedoy i zapyta, czy ta ilo czasu wystarczy panu Marszakowi. - To pani rzuci sub - powiedziaa lekko pani Sujkowska. - Nie, prosz pani, suby nie rzuc, ale cay wolny czas oddam panu Marszakowi. Moja warto w pojciu zwiastunki dobrej nowiny spadaa jak rt w termometrze. Ocenia mnie oczyma bez entuzjazmu. - Dobrze, powtrz - powiedziaa i wrcia do swego wiecu. Poczuam ulg, kiedy wzrok jej zeszed ze mnie. Na drugi dzie zatelefonowaa do mnie krtko, e si mam stawi w Komendzie Miasta, wejcie od ulicy Krlewskiej, do p. Marszaka, osobicie. Zdaje si, e to byo co 18-go, moe 19-go maja. - Czy pani powtrzya, to co ja mwiam - spytaam. - Tak, Komendant chce si z pani rozmwi osobicie. Zo i aoba nie opuszczay mnie. Ulice byy pene uzbrojonych cywilw, cigle jeszcze pukay strzay, nie wszystkie barykady dotd rozebrano. W groteskowej sukni po kolana, z rkawami parocentymetrowymi - wedug niedorzecznej wczesnej mody - zgosiam si na Krlewskiej. Gmachu tego niema, dzi na miejscu jego pitrzy si wielki dom z arkadami. U drzwi na dole sta wesoy ty uan, o rowej twarzy, a moe i nie uan - nie znam si na tym do dzi. Wprowadzono mnie na pierwsze pitro schodami, na ktrych stay pogrzebowe jakie oleandry, fikusy, filodendrony i palmy. andarm wpuci mnie do salonu, sonecznego, z oknami na Krlewsk, i zostawi sam. Salon nie by adny. Uderzya mnie w nim ogromna ilo spluwaczek. Byo ich ze sze. Przygnbiy mnie niezmiernie. wiat by zy. Na korytarzu brzczeli andarmi. Wszed porucznik Galiski, rumiany jak zwykle. Zaraz pan Marszaek do pani wyjdzie.

Uwagi

I was moe kiedy spotka kopot wyboru midzy obowizkiem a heroizmem. Uywam tu naturalnie za wielkich sw, sw jak sonie, do rzeczy znikomo maych. Mnie, w pierwszej chwili, w maju 1926 r., kiedy nie mogam zrozumie czynu zbrojnego Marszaka, postanowienie, ktre musiaam powzi, wydawao si szczytem bohaterstwa. Pniej, kiedy ju wybraam, okazao si, e droga heroiczna bya wanie drog obowizku. W czasie wypadkw majowych, wielu ludzi miao do przeycia straszliwe wahanie - gdzie ley waciwie ich obowizek. Jake atwo potpia si tych, ktrzy w momencie decydujcym wybieraj - le, a przecie wybr taki to nie fraszka, jeli si jest uczciwym. Ja nie mog nikomu wieci przykadem, bo wybraam - po zwycistwie.

15
I wyszed, w rozpitym konierzu, z wosami w nieadzie, w pogniecionym, bardzo znoszonym mundurze. Oczy mia silnie przekrwione, jakby za wiele czyta albo by niewyspany. Przeszed przez salon do nastpnego pokoju. Kiedy szed wzdu szeregu wielkich okien, mimo e byy zasonite firankami z tiulu, cigle si baam, e kto z przeciwka, z rusztowania budujcego si domu, do niego, idcego, nagle strzeli. W jadalnym bya herbata w termosie i nakrycie doi niadania. Moe si napijesz herbaty, zaproponowa Marszaek. Byy i kruche ciasteczka. Ale ja nic nie chciaam. le jest je przed bitw... - Bdziesz moim sekretarzem osobistym - powiedzia Marszaek. - Czy pani Sujkowska powtrzya panu Marszakowi moje zastrzeenia? - Powtrzya, ale ja nie mog si na nie zgodzi. Potrzebuj caego twojego czasu. - Ale ja jestem urzdnikiem, panie Marszaku! - To przejdziesz do mojego urzdu. - Wolaabym nie przechodzi. Tamto jest moim domem, innego nie mam. - Robili ci tam krzywdy. Bdziesz przy mnie, obok mnie. Potrzebuj mie koo siebie w biurze kogo nowego, kogo pogodnego. Tu samo wojsko, same trudne sprawy. Cikie, osche - obozowe ycie. Bdziesz z moimi dziemi obcowaa jak przyjd... Bdziesz za mnie zaatwiaa goci, ktrzy przyjd do mnie, nie do domu, ale tutaj. - Mam obowizki, panie Marszaku, mam mj referat. Tam ju kr, wsz po korytarzach rne takie obce typy. Nie znaj si na naszych sprawach, potworz fakty dokonane w mniejszociowej polityce, nim si kto spostrzee. Zamiast rozemia si z mojej troski o polityk mniejszociow Polski, Marszaek powiedzia zupenie powanie: - Nie. Faktw dokonanych stwarza nie trzeba... Bdziesz otwieraa ca moj korespondencj i odpowiadaa na listy. - Ale ja, panie Marszaku, nie jestem ju taka, jak byam dawniej - powiedziaam z rozpacz. - A jaka ty jeste? - spyta Marszaek, i z ciastkiem suchym w rku podnis na mnie powane, siwe, przekrwione spojrzenie, a potem powrci nim do niadania. - Ja, panie Marszaku, jestem konserwatystka. - Prosz! I od kiedy to? - Od trzech dni, od czasu kiedy uzbrojeni cywile biegaj po wszystkich ulicach Warszawy! I ja nie znosz Gosu Prawdy ani Kuriera Porannego, a czytam tylko Sowo wileskie.

- To i ja czytam Sowo - powiedzia pojednawczo p. Marszaek - bo mi je darmo przysyaj do Sulejwka. - Ale ja nie mam zasug. Dlaczego nie Basia? Ona ju co robia w Krakowie z p. Marszakiem. To nawet niesprawiedliwie. - Tu trzeba z ludmi - powiedzia z perswazj p. Marszaek - tu trzeba i reprezentowa i odmwi i samemu nieraz postanowi. To nie dla niej robota. - Ale ja nie braam w niczym udziau. Ani w Legionach, ani w bojwkach P. P. S. I w wizieniu nie siedziaam. I Peowiaczk nie byam. I suyam w czowkach Komitetu Narodowego przy rosyjskim wojsku. - Ot to - powiedzia pan Marszaek - to, to, to! Nie bya, to teraz bdziesz, nie robia - teraz bdziesz. Dlatego, uwaasz, ciebie i wybraem. Rce mi opady. Jeli mam by wybrana dlatego, e byam marnym zerem, to ju nic nie rozumiem. - Ale ja jestem dzi wierzca, panie Marszaku - wyznaam, wytaczajc, zdawao mi si, najciszego kalibru argument - bardzo wierzca. I do kocioa chodz i do spowiedzi. - To i bardzo dobrze - powiedzia Marszaek, wcale tym nie przekonany. - I chod, i adnie... Bdziesz, uwaasz, tylko mnie podlegaa. Innego szefa nie masz, tylko mnie. Dam tobie duo pienidzy. Dam mieszkanie, wynagrodz uwaasz, dobrze. Zadaj od Becka, mego tutaj szefa gabinetu, ile tam bdziesz potrzebowaa. - Dzikuj panu Marszakowi, ja sobie radz z tym co mam, to nie o to chodzi - zaperzyam si. - Aha, radzisz - powiedzia sarkastycznie pan Marszaek. - I wiesz co. Ja wiem, ilu ty miaa wrogw w M. S. Zecie. To ty mnie powiedz tylko kto to ci dokucza, a ja ich, uwaasz, ka przepdzi. W gosie Marszaka wyczuam sarkazm. adnie mnie wyprbowuje, adne mi tu zastawia puapki! - Dobre pan Marszaek ma o mnie mniemanie - powiedziaam z gorycz. - Dzikuj bardzo. Zawsze sobie sama radziam z wrogami i dalej poradz. Ale z czym sobie nie poradz, to z tak robot. Ja tego nie potrafi. Ja si tego nie uczyam. I - tu przyszed mi genialny argument do gowy - ja nie lubi wojska. To feldfeblowska taka psychika. Ja tego nie znosz. Jestem cywil i z faktu i z przekonania. Nareszcie rozgniewaam Marszaka. - To le - powiedzia - to bardzo le. To polska za cecha, niech do onierza. Wojsko, to najlepsze, co u nas moe by, a ty omielasz si nie lubi. Gdzie to mona takie rzeczy! No ale mniejsza... Jeszcze co masz? - Minister Spraw Wojskowych nie moe mie sekretarki... - Sekretarza, a nie sekretarki - sucho poprawi Marszaek. - Nie moe?! A to dobre! Minister Spraw Wojskowych, uwaasz, moe mie wszystko, co chce. A ja ciebie wybraem na sekretarza, bo uwaasz zaraz by tu byy intrygi a protekcje, wojskowe takie, rozumiesz, intrygi. A ty jeste obca - i kobieta, wic do tego mniej zdatna... No, jak tam sobie zreszt chcesz, ale jak ty do mnie tu nie przyjdziesz, to

ciebie i tak z twojego M. S. Z. ka wyrzuci... Ty nie myl, e tam zostaniesz. Potem bdziesz si tutaj prosia na pomocnic sekretarza, ktry bdzie zamiast ciebie, a nie wezm. Z tej straszliwej groby sam Marszaek rozemia si serdecznie. - Ja nie chc robi kariery na przewrocie, panie Marszaku - upieraam si. - Jak to bdzie wygldao! Co sobie pomyl o mnie moi koledzy! - A ty ich i zapytaj, to zobaczysz. A pamitaj, obspraw si troch zaraz, eby porzdniej wygldaa, i do roboty! Zgo si do Becka, jak ju postanowisz. Widocznie Marszaek nie wtpi, e postanowi po jego myli. - Niech pan Marszaek da mi trzy dni czasu- poprosiam zgnbiona. - Ja rzeczywicie spytam starszych kolegw o zdanie, i potem dam odpowied. - No dobrze - powiedzia Marszaek. W tej chwili adiutant zameldowa pukownika Becka. Pukownik raportowa o czym, czego, jak czuam - tresowana w Ministerstwie Spraw Zagranicznych nie powinnam bya wysuchiwa. Odeszam do okna i nie syszaam istotnie nic, a doszy mnie sowa Marszaka: - Ta szelma, tam, mwi, e ona wojska nie znosi, e wy wszyscy feldfeble. Ona zgosi si do pana, pukowniku, za trzy dni, bo musi si namyle, nim da odpowied! Marszaek mia si z mojej konsternacji. Oczywicie, do gowy mi nie przyszo, e to co mwiam, nie miao zosta tylko midzy nami. Podeszam znowu do stou. Ogromny, chudy, czarny pukownik Beck patrzy na mnie z nieruchomej twarzy dugimi oczyma bez cienia yczliwoci. Francuzi to nazywaj sans amnit. - Rozkaz, panie Marszaku - powiedzia. No i wyszam. Tylko rumiany adiutant, porucznik Mi, by mi w tej chwili pociech ze swoim serdecznym poegnaniem. W marszu od okna do stou zrozumiaam nagle ca tpot mego oporu. Jakto, targowaam si o swoj prac, ja - z Jzefem Pisudskim?! Ja? Z nim! Kto si nigdy nie myli, niech rzuci na mnie kamieniem.

Uwagi

Nie mylcie, prosz: Ach jaka ta Iakowiczwna! Jak ona moga kci si z Marszakiem. Bo nie tylko nie jest dobrze, wszystko, co ycie daje przyjmowa zbyt atwo, ale nawet jest to w gruncie rzeczy niekorzystne dla reputacji czowieka. Kto, kto daje sob powodowa bez oporu, przyjmuje rzeczy tak jak id, bez obrony swego punktu widzenia, ujdzie z atwoci, i nie bez racji, za safandu.

Widzicie z caej rozmowy, e Marszaek uszanowa mj opr na tyle, e przeamywa go argumentami. I spjrzcie jeszcze na t niewyczerpan dobro i cierpliwo. W takiej chwili dziejowej - taka rozmowa.

16
Wrciam nie do domu, ale prosto do Ministerstwa Spraw Zagranicznych i zaczam obchodzi najpowaniejszych kolegw. Nie bardzo pewna rezultatu, z niemiaoci, oznajmiaam moj wielk nowin i pytaam o zdanie: Czy mog z czystym sumieniem przej na tamt sub? Czy nie wezm mi oni, koledzy, tego za ze, jako karierowiczostwa? Odpowiedzi zdumiay mnie a do osupienia, tak byy jednomylne. Wszyscy, bez wahania, uwaali, e powinnam si natychmiast zgodzi. Jeden powiedzia: Ale prosz pani, tu nie ma adnej kwestii sumienia. Pani jest referendarzem, a stoi pani wobec ministra. Tu mowy by nie moe o wahaniu. A Tadeusz Romer, jeden z najuczciwszych i najpoboniejszych ludzi, jakich w yciu spotkaam, rzek wrcz: Powiem pani tylko tyle, e gdyby mnie to zaproponowano, to ju. bym tam by. To jest, prosz pani, obowizek. A wydzia personalny, a si roztkliwi i rozkwili z radoci, e si mnie pozbdzie... Tyle razy bezskutecznie prbowali! Wrciam do domu z zamtem w gowie i z cikim kamieniem na sercu. Bo rzeczywicie Ministerstwo Spraw Zagranicznych to by mj dom. Kiedy tam trafiam przypadkowo w jesieni 1918, prosto prawie z Bolszewii. poczuam od razu, e to jest to, to co mi w yciu najbardziej odpowiada, e nareszcie natrafiam na waciw drog, e tego nigdy w yciu ju nie porzuc. A potem ta walka o to, eby tam pozosta, eby nie by przesunit z politycznego dziau do innego, mniej interesujcego! Jedna degradacja przy p. Paderewskim, odrobiona przez p. Wadysawa Skrzyskiego, druga przy p. Seydzie, naprawiona przy p. Aleksandrze Skrzyskim. To wszystko przywizuje. Czuam, e ostatni rok utwierdzi mnie wreszcie w subie. Miaam nominacj, etat, stabilizacj, a w czasie dni majowych - jak wyczuam - policzono mi wysoko to, e byam przez cay czas w biurze i zwalczaam panik. Kierownicy pomajowi Ministerstwa Spraw Zagranicznych mieli to by ludzie yczliwi, od ktrych nic mi nie mogo grozi. Obiecywaam sobie tyle po obecnych zmianach w ministerstwie, z chwil kiedy rozpocznie si normalny ju bieg pracy!... Ale los chcia inaczej. Kiedy powiedzia mi p. Narutowicz, wwczas nasz minister: Pki ja tu jestem, nikt pani wicej krzywdy nie zrobi. I jego wanie zabito. Teraz tak si skadao, e na pewno dano by mi y i spokojnie pracowa, trzeba e mam wyj z ministerstwa! Byo mi bardzo smutno. A pozatym z tego, co si zrazu syszao na miecie, wnioskowaam, e strac tych nielicznych przyjaci, jakich miaam, e nigdzie si ju nie bd moga pokaza. Skwitowaam tedy od razu w myli ze stosunkw z takimi ludmi, o ktrych wiedziaam, jak si odnosz do Marszaka i jego czynu. Nie przyszo mi to atwo. Zrezygnowana ju, poszam kupi perkalu na sukni z dugimi rkawami i pod szyj - granatowego, w biae groszki. Nie wyobraaam sobie, abym moga w wczesnym rodzaju sukni bez rkaww, wycitej i nie sigajcej kolan, figurowa przy wojsku!... Perkal mierdzia okropnie perkalem, tak e go trzeba byo wypra przed uszyciem, za to by tani, ale krawcowa nie zgodzia si zrobi sukni duszej, ni o jeden centymetr za kolana. - Nie mog sobie dla pani psu reputacji - powiedziaa.

Postanowiam wic, dla przykrycia kolan przy pracy, zada prawdziwego duego biurka szafkowego. W Ministerstwie Spraw Zagranicznych miaam zawsze tylko stolik, nie biurko. Rozumowaam, e bez tego biurka przyjmowanie interesantw nie byoby dla mnie moliwe. Miaam tylko wtpliwo, czy dostan to biurko na nowym miejscu. A cienkie cztery nogi zwykego stolika nie odpowiadayby celowi, bo nie przykrywayby ng. Tymczasem postanowiam chodzi stale w paszczu od kurzu, ktry w caym znaczeniu tego sowa by okryciem, bo mnie a do kostek okrywa. e nie byam zajta czym wzniolejszym? Trudno! W chwilach najwaniejszych ycia nieraz tak bywa. Suknia bya gotowa. Panna Walercia pakaa z radoci, z powodu splendoru, jaki spad na jej dom. Grabowska powiedziaa: - Zawsze mwiam, e pan Marsiaek ma rozum, o ma! Teraz pani bdzie miaa dobrze. A ja poszam do Komendy Miasta, na umwione posuchanie u p. pukownika Becka.

Uwagi

Wydzia personalny jest to biuro w kadym urzdzie, ktre przyjmuje i zwalnia urzdnikw. Zwykle taki wydzia jest mao lubiany przez wszystkich pracownikw ministerstwa.

Wadysaw Skrzyski - ambasador wieloletni przy Watykanie, w swoim czasie wiceminister Spraw Zagranicznych. Zmar w 1938 r. Aleksander Skrzyski - polityk, minister, premier, niezmiernie zdolny czowiek, zgin w wypadku samochodowym w 1931 r.

Kwestia ubrania w biurze, czy przy jakiejkolwiek innej pracy, nie jest baha. Ubranie jest dopenieniem czowieka, i w nim wyraaj si tysice zalet i wad naszego charakteru. Du cz uprzedzenia jakie szerokie masy ywi niewtpliwie do kobiet w pracy publicznej i zawodowej, pochodzi moim zdaniem 1) z ich zaniedbania w uczesaniu, 2) z ich nieumiejtnoci w dopasowaniu ubrania do otoczenia. Przez dopasowanie nie mam na myli naladowania otoczenia, ale dostrojenie si do niego tak, jak dopasowuje si obicie do pokoju, albo pomnik do placu.

17
Poczekalnia bya jak w dawnym rosyjskim cyrkule policji w Dwisku (dzi Daugavpils) maa, niska, z mnstwem drzwi. Na szaragach wisia afisz o odczycie. Za maym, dziecicym prawie, stoliczkiem urzdowa sierant o tak stanowczym wyrazie twarzy, jakby mia w kadej chwili odeprze jaki atak. Wypado poczeka dobry kawa czasu. Pukownik siedzia za biurkiem, na ktrym znajdowa si dugi, jak go zakwalifikowaam, Mauser, ktry wyglda niebezpiecznie i musia by nabity. Omawialimy warunki. Mnie chodzio przede wszystkim o gwarancje, e bd moga w kadej chwili wrci do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Byam pewn, e Marszaek przekona si sam, e jestem niezdatna na sekretarza osobistego Ministra Spraw Wojskowych, wyrzuci mnie, i e wtedy dopiero bd w adnym sosie! Chciaam, eby te rzeczy byy wyranie z ministerstwem omwione, a powrt mj tam, do tego samego dziau pracy, zagwarantowany obietnic ministra i personalnych czynnikw. Chciaam jeszcze formalnej nominacji, zaliczki na pobory dla wyekwipowania si itp. Pukownik zaznaczy spokojnie, e ma duo innych spraw do zaatwienia. W gosie jego i w nieprzeniknionej twarzy nie byo ani ladu ironii. Odparam, e wszak ja, jak on sam dobrze wie, nie z wasnej woli go nachodz wrd powanych wypadkw. Potwierdzi, bez umiechu i bez zniecierpliwienia, i obieca da mi zna przez oficera subowego, kiedy mam si stawi do pana Marszaka. Wyszam, za na pukownika, niezadowolona z siebie. Po co ja wtedy tak si gupio wyraziam o wojsku!

Uwagi

Urodziycie si, moje czytelniczki, w kraju, gdzie rzeczy materialne uchodz za nieco wstydliwe. Ludzie nieraz si przez to kc pniej, e na pocztku nie omawiaj dokadnie materialnych podstaw stosunkw, jakie ich maj w przyszoci czy. Wszyscy chc uchodzi za wielkodusznych i bezinteresownych, po czym wynika z tego okropny rwetes, przy ktrym dopiero wya na wierzch wszystkie najgorsze strony ludzkich charakterw : - Liczyem na pask wspaniaomylno, a choby przyzwoito! - Nie przypuszczaem w panu tyle chciwoci! Oto wymiana zda, ktrej lepiej unikn, z gry dokadnie okrelajc od razu, czego si czowiek spodziewa i na jakich warunkach chce pracowa. Dokadne umowy krzewi serdeczn przyja - oto zdrowe francuskie przysowie, o ktrym, jako istoty pracujce, winnycie mocno pamita.

18
Polubiam pniej ten wielki, soneczny, nieadny salon, w ktrym zaczam funkcjonowa jako sekretarz osobisty Marszaka. Ale zrazu nie aprobowaam takiego biura... Wniosam si tam ktrego dnia rano, ju w tej granatowej, perkalowej sukni pod szyj w biae groszki. Przyj mnie tym razem okazay nowy adiutant, ktry dla rozmaitoci nic o mnie nie wiedzia, rotmistrz Remigiusz Grocholski. - Pani na sekretarza osobistego? - patrza na mnie jak na wariatk. - Owszem - powiedziaam, zraona brakiem wszelkiej owacji z jego strony - czy jest tu dla mnie biurko? - Nie ma nic, jest tylko pokoik dla adiutantury. I w ogle ja nic o tym nie wiem. - To ja poczekam. I doczekaam si porucznika Misia, ktry mnie od razu gorco zaadoptowa, da mi stoliczek w kcie salonu i przedstawi porucznika Vacquereta, swego koleg. Rotmistrz Grocholski by gwnym adiutantem. Znaam go z czowek polskich przy rosyjskiej armii. Zjawi si z jakimi papierami major Prystor i wkrtce Pan Marszaek oboje nas wezwa do siebie. - To jest odprawa - powiedzia - ty sta tutaj, obok Prystor, a tu - pokaza na trzecie miejsce powinien sta Beck. Ale on jest w Sejmie. Nie pamitam dobrze tekstu odprawy, ale treci jake mogabym zapomnie, skoro na niej oparte byo cae moje istnienie przez nastpnych dziewi lat. Uderzyy mnie niewesoe perspektywy pooenia, w jakim miaam si znale wedug Marszaka, jako jego sekretarz. - Bd ciebie oczernia, bd na tobie psy wiesza - mwi. - Reputacji moesz si spodziewa jak najfatalniejszej... Nie zostawi na tobie suchej nitki... Nie masz innego szefa prcz mnie... Bdziesz otwieraa i rozdzielaa poczt. Jeli legionista poprosi o co, rozpatrz i jeli zasuguje - poprzyj goDawniej tego zabraniaem, ale spoeczestwo tak si z nimi obeszo, e trzeba si nimi zaj... Z moimi oficerami nie k si. Moi adiutanci i oficerowie Gabinetu - to twoi koledzy. Zajmie si daniem tobie bliszych instrukcji major Prystor. Bardzo mnie zdziwio, dlaczego to si nazywao odprawa. Odprawi kogo, to zdawaoby si wyrzuci go. Pan Prystor by wyprostowany na baczno, nie naladowaam go, bo nie potrafiam. Zaraz te potem, kiedy wyszlimy od p. Marszaka, zacz mi tumaczy i pokazywa, co i jak robi. Przyniesiono dwa kosze listw. Miaam te listy otwiera i na papierach pisa jak, wedug mnie, naley spraw zaatwi. - Ale to pjdzie do urzdw, do departamentw, z tymi moimi uwagami - zaoponowaam ze zgroz.

- To wanie dobrze - powiedzia major. - Ale oni si wszyscy pogniewaj na mnie. - Nie mog - wyjani Prystor - bo pani napisze te rzeczy w imieniu p. Marszaka. - A skde ja mog wiedzie, jak by to pan Marszaek rozstrzygn? - Na to wanie pani ma tu by, eby te rzeczy decydowa za pana Marszaka - spokojnie tumaczy p. Prystor. - Ale ja nie bd nic wiedziaa, co i jak. - Niech si pani radzi Galiskiego, bo on mia te sprawy przez kilka lat w Sulejwku. A potem to ju pani si wprawi. Spieszy si, ale jeszcze nim odszed, poprosiam, eby kaza da mi due biurko. Spojrza na mnie nieco zgorszony, co te to za szczeglna pretensja, ale zapisa i obieca da rozporzdzenie. Poczuam odrazu, e w nim bd miaa podpor. Wogle, u samego wejcia w nowe ycie, spotkaam si z dwoma gatunkami ludzi, takimi, ktrzy nie mogli poj, po co tam si znalazam, i takimi, ktrzy mnie nie kwestionowali. Ucieszyam si gorco, bo major Prystor najwyraniej nie kwestionowa mnie... Nie podejrzewa zreszt, po co daam duego biurka szafkowego.

Uwagi

Jeli kiedykolwiek znajdziecie si na jakim miejscu, danym wam niejako z gry, przygotujcie si na trudne wspycie z tymi, ktrych si w tej sprawie nie radzono, a ktrzy ju s na miejscu. Choby to byli ludzie anielskiego charakteru, zawsze im z wami, a wam z nimi bdzie trudno. Kobietom jest specjalnie trudno w tych wypadkach, bo, jeli s bardzo uprzejme, trafia je zarzut, e chc otoczenie przekupi swoj kobiecoci, a jeli twarde - e si mdrz, e chc rzdzi i e przecie to, ostatecznie, tylko baby!! Przedewszystkim nie naley zoci si. Kobieta rozzoszczona jest zawsze mieszna. Wiem to niestety - po sobie.

19
Marszaek poza t odpraw nigdy nie traktowa mnie oficjalnie. Miaam wraenie, e ja z Krakowa i ja obecna - zlaymy si dla niego w jedno, i e nie zdawa sobie sprawy ani z mego wieku, ani z iloci tomw jakie miaam za sob, ani z moich prac ju na stanowisku referendarskim. Miaam mu nalewa herbat, bo nienawidzi, kiedy to robia rka mska. Gawdzi ze mn w sposb swobodny o rzeczach potocznych, artowa, podrwiwa. Co nie co pamitam, ale to, co podaj jako jego sowa, nie zawsze jest co do litery wierne, tylko w tym samym sensie i charakterze. Marszaek upiera si przy herbacie z termosu, ktry mia by zawsze peny i w pogotowiu. Wod gotowa w imbryku potwornej wielkoci, w malutkiej kuchence, obojtny ordynans, mody chop z Lubelskiego, uan. Na imbryku z wod stale sta imbryk z herbat. Marszaek mia si z mego zgorszenia, e mona pi tak robion herbat. Obiad przynoszono w menakach, bardzo skromny, midzy 3 a 4 po poudniu. W bufecie by serwis ogromnych rozmiarw, filianki p litrowe, talerzyki deserowe jak dla olbrzymw. Marszaek mia si. - Widzisz, nie tylko e przepdziem ministra spraw wojskowych i wsadziem go do wizienia, ale jeszcze mieszkam w jego mieszkaniu i jem na jego serwisie! Widzisz, jak to bywa. Dobre, co?! Byam zgorszona, dlatego powiedziaam, e dla tak nieadnego mieszkania i tak brzydkiego serwisu nie warto byo rusza tego ministra. A ju ten salon o dziesiciu spluwaczkach! Z drapien zoci zabraam si do spluwaczek. Chciaam je porozstawia po innych pokojach, ale wszdzie byo po kilka. Wreszcie stworzyam fakt dokonany. Ordynans spluwaczki zapakowa i postawi pak w kuchni. Odetchnam, zostay tylko dwie. andarmw byo kilku. Nie mogam z pocztku zrozumie, po co oni s, i miaam ich za rodzaj wojskowych wonych. Zwracaam si te do nich o rne przysugi, to o atrament, to o zaostrzenie owka. Zmylio mnie to, e anonsowali oni wizyty. Byli zdziwieni mymi daniami, ale uprzejmi, a porucznik Vacqueret wyjani mi, e to nie jest suba, ale podoficerowie policji wojskowej, ktra si nazywa andarmeri. Na schodach schy niepodlewane roliny. Chodziam je podlewa z karafki, a wreszcie doszam, kto to powinien by robi i odpowiedni ogrodnik zacz si nimi regularniej zajmowa. Przynosi kwiaty, liczne re i nie re i rozstawia je po pokojach. Myam im odygi, a opade patki zbieraam dla Grabosi, ktra suszya kwiaty na potrzeby kociow w czasie procesji. Byo tego wielki e mnstwo. - Urzduj gdzie chcesz - mwi Marszaek.- Jak mnie niema, moesz na moim biurku, w moimi gabinecie. Ale ja uwaaam, e to nie wypada. Chodziam jednak za kwiatami, jak Marszaka nie byo, po wszystkich pokojach, po ktrych na pocztku sam mnie oprowadzi. Pokaza mi przez okno jak szop na dziedzicu wewntrznym, przed ktr pasa si na trawniku biaa koza.

- Widzisz, tam jest koza. Jak si bdziesz le sprawiaa, pjdziesz nie do kozy, a do paki, tak do paki mia si Marszaek. Pytaam o rne gupstwa, jak zaatwi. Siedziaam za zwaem listw, ktry rs. - A ty to wszystko do kosza - artowa Marszaek. - Jake do kosza, panie Marszaku, kiedy s doczone metryki i ksieczki wojskowe. - Ot to to wanie. Ach te ich zaczniki! Pomieszaj si, pogubi si. Nie daj Boe! Marszaek wzdycha z prawdziw trosk. Wida byo, e zaczniki musiay na nim ciy przez cay czas w Sulejwku, kiedy nieraz moe sam rozpatrywa niezliczone podania, no i e si nieraz pogmatway, mimo najlepszej woli.

Uwagi

Ministrem spraw wojskowych w tym rzdzie Witosa, o ktry poszo w czasie zamachu majowego, by gen. Malczewski. Zarzdza on wraz z gen. Zagrskim obron Warszawy przed wojskami, ktre stany po stronie p. Marszaka. Po zwycistwie zosta uwiziony, ale prdko wypuszczony na wolno.

Marszaek mia w charakterze duo przekory, ale swoj drog nieraz swymi artami wyprbowywa ludzi. Widzc, e jestem zgorszona majowymi wypadkami, umylnie mi zaaplikowa ten okrutny art o swoim uwizionym poprzedniku.

Wszdzie gdzie si czowiek znajduje, winien opiekowa si kwiatami. le utrzymane, niekochane, pywe kwiaty i roliny - to haba Polski.

20
Bardzo si zrobi wielki skweres, kiedy pan Marszaek powiedzia mi jednego ranka, jakby nigdy nic: - Dzi bd tutaj przyjmowa pana Prezydenta. Podasz herbat i wyjdziesz do goci. Bdzie te paru moich oficerw. - A pani Marszakowa? - zapytaam zaskoczona. - Ja ci mwi, e ty masz przyj pana Prezydenta. Marszaek wszed do siebie i zamkn mi drzwi przed nosem. Po chwili wyszed od niego zafrasowany Grocholski. - Prosz pani - powiedzia - ma pani zaj si wraz z porucznikiem Vacqueret zorganizowaniem przyjcia popoudniowego dla pana Prezydenta. Pienidze ma Vacqueret. Zakupy porobi pastwo wedug uznania pani. Ordynans bdzie do pani dyspozycji na czas przyjcia. Rotmistrz nie patrzy na mnie. Sam widocznie rozumia absurdalno sytuacji gospodarczej domu. - Ale niema ani takiego serwisu, ani serwetek, ani tacek, a ordynans moe potrafi konie czyci, ale herbaty nie poda. - Jeli s braki, mona kupi co trzeba - powiedzia niepewnie rotmistrz. - Szkoda, e nie mona kupi innego ordynansa! - zamiaam si gorzko z tego czysto po msku moim zdaniem pomylanego nonsensu. Ja bym miaa robi takie niedorzeczne wydatki, kiedy na pewno w Sulejwku jest peno naczy i cae urzdzenie do herbaty! Dlaczego nie da zna pani Marszakowej, eby i sama przyjechaa i kazaa przywie wszystko, co trzeba? - Prosz pani - powiedzia rotmistrz bardzo serio. - Sytuacja jest jeszcze powana. To zrozumiae, e pan Marszaek rodziny nie chce mie przy sobie w takich okolicznociach. Bardzo pilnujemy, ale zawsze... - Niech nawet wybucha mina pod domem, a ja nie kupi nic prcz ciastek, owocw i dobrej herbaty. Niech sobie pij z tych misek, kiedy tak! Zrobiam przegld olbrzymw filianek i gigantw talerzy. Osb miao by niewiele. Jeli nie starczy, to nie podam wszystkim, powiedziaam sobie. Taca bya, imbryk mia utrcony dzib, a czajnika nie mogam udwign, ale ostatecznie herbat mg nalewa porucznik Mi, ktry, widzc moje rozgoryczenie, ofiarowa mi si z pomoc. Porucznik Vacqueret by te bez humoru, kiedy przyszed mi powiedzie, e samochd zajecha. Zeszlimy na d: w otwartym samochodzie siedzia biay szpic z atasow row kokard i szczeka wesoo. - Odraajce zwierz - pomylaam. - Sychane to rzeczy, eby adiutant wozi ze sob psa z kokard ze wstki!

Porucznik, zamykajc drzwiczki, usun od nich psa bez specjalnej czuoci, wobec czego zaryzykowaam jednak ma uwag. - Ten pies - powiedziaam - jeszcze co olini. - A pewnie, e olini - odmrukn porucznik. - To po co pan go zabiera? - Ja?! W imi Ojca i Syna. Skd ja? To przecie pani pies. - Mj?! Czy ja wygldam na osob, ktra do biura przyprowadza psa z kokard? Porucznik bez sowa wyj psa z samochodu i postawi go na trotuarze. Nie wiem do dzi, czyj on by. Rozemielimy si oboje i poczuam od razu, e wszystko bdzie dobrze. Kupilimy cukierkw u Wedla, herbatnikw w Ziemiaskiej, owocw i cytryn u Bargieowskiego na Trbackiej i jeszcze papierowych serwetek do herbaty - trudno! takich, jakie podawaam zawsze u siebie, kiedy byli gocie. Po powrocie obejrzaam kwiaty, kurze, wtrciam dwie pozostae spluwaczki gboko pod meble. Objaniam ordynansowi Adamskiemu, co bdzie mia do roboty. Ucieszy si, zamiast si przestraszy. Widocznie by towarzyski z natury. Przygotowania na przyjcie Prezydenta, ktry prosto z przysigi, mia przyjecha na Krlewsk, byy skoczone.

Uwagi

Co tu jest najgorsze? Ano, brak prostoty, wielki brak prostoty. Do czego dy si w wychowaniu? Do osignicia jak najwikszej prostoty. Ju jeeli komu dobre wychowanie co chwila zawadza najwidoczniej co w tym wychowaniu szwankuje. A co ley na dnie braku prostoty? Zajcie si sob: a jak ja bd wygldaa! A co o mnie pomyl! A co o mnie powiedz!

Syszycie czasem, albo posyszycie o protokle. Protok jest to urzd, ktry pilnuje, eby przy oficjalnych okazjach wszystko si odbywao przyzwoicie. Wszyscy myl, e protok w niesychany sposb utrudnia ludziom zachowanie si, tymczasem wprost przeciwnie, protok wanie jest od tego, by pilnowa, eby si wszystko odbywao jak najprociej.

Pamitam, jak Stefan Przedziecki, wczesny dyrektor protoku, opowiada o pobycie swoim przy Marszaku, wwczas Naczelniku Pastwa, w Paryu, wyraajc najwyszy podziw dla nadzwyczajnej prostoty Marszaka, lepszej, jak twierdzi, od wszelkich zasad protoku.

Oczywicie, wizyta p. Prezydenta na Krlewskiej, jako wizyta, zoona poficjalnie w biurze, nie moga mie tych cech, jakie ma normalna wizyta, skadana w domu rodzinnym. Wizyta p. Prezydenta w Sulejwku odbya si swoj drog, innego dnia. Mnie jednak taka forma odwiedzin czysto oficjalnych, bya zupenie obca i dlatego byam taka zaskoczona.

21
Po poudniu bylimy, porucznik Mi, ordynans Jasiek i ja, na swoich posterunkach. cierk do naczy czyst przyniosam z domu w czasie obiadowym. Taca bya przykryta serwet. Pan Marszaek chodzi po pokojach, zadowolony, e wszystko w porzdku. Porucznik Mi musztrowa Jaka i na prb kaza mu wchodzi raz po raz z tac z filiankami do salonu. Ordynans upi nieludzko w posadzk kawaleryjskimi butami. - Jak si przewrcicie, albo co upucicie, pjdziecie na dwa tygodnie do paki - grozi porucznik Galiski obojtnemu ordynansowi. Pan Marszaek przyszed jeszcze do jadalnego, czasowo zamienionego na kredens, aby mi powiedzie, e herbat ma dosta on sam, pan Prezydent, pan Bartel i ja, i e przy tej herbacie bdziemy fotografowani i filmowani. Napenio mnie to znowu buntem. - Tak si boj, e to bdzie mieszne, panie Marszaku - omieliam si powiedzie. - Co bdzie mieszne? - ebym ja figurowaa z tak wysokimi osobistociami na filmie. - A ty rb co ci mwi. To moja rzecz. - Przecie film taki robi si dla propagandy. To nie bdzie wywierao dobrego wraenia, jeli ja si tam bd pltaa, jak pies w krgielni. Marszaek rozgniewa si troch, a troch rozemia. - Nawet, jeli i robi si dla propagandy, to nie trzeba tego tak nazywa. Dosy!... Byam zrozpaczona tymi - moim zdaniem - dziwolgami. Przecie ci panowie, ktrzy mieli przyj na przyjcie, byli wysi ode mnie rang. Przyzwyczajona w Ministerstwie Spraw Zagranicznych do tego, jak ma byam osob i jak susznie wszdzie przy okazjach reprezentacyjnych pomijan, nie mogam sobie wyobrazi, e ja bd siedziaa z p. Prezydentem, p. Marszakiem i p. Bartlem, a inni, waniejsi, nie dostan herbaty i bd stali. Bo porucznik Galiski tak, a nie inaczej, rozdysponowa kanap i krzesa, chcc by w chwili filmowania wszystko byo gotowe. Moje ustawienie mebli, jak mniemaam mio i po domowemu -wzio w eb. Musiay tak sta, eby byo wygodnie dla filmujcego. Miaam na sobie sukni z granatowego krepdeszynu, prezent od kogo co najmniej sprzed lat czterech; bya przerobiona, dziurawe miejsca podklejono maymi atkami, ktre nieraz odklejay si nie w por. Myl, e odklej si przy tej herbacie, albo w obliczu aparatu, zatruwaa ca moj podwiadomo. Wielki moment nadszed nagle, jak orkan. Zajechao, zatupao, zadwiko. Ju s, ju weszli do salonu. Obojtny ordynans z czterowiadrowego imbryka la wod do filianek, wedug moich wskazwek. Taca wydawaa wielkie, paskie, blaszane odgosy. - Za nic w wiecie nie wejd inaczej ni z herbat - to wybagaam u Marszaka i owiadczyam ju adiutantom. Moja obecno wydawaa mi si jako wytumaczalna tylko w zwizku z gospodarstwem

domowym. Dzi wiem, e powinnam bya zachowa si prociej i pogodniej, ale wwczas tak byam przejta niezwykym protokem, e uciek mi waciwie przez te szczegy cay moment dziejowy. Porucznik Vacqueret ukaza si z salonu we drzwiach bardzo uroczysty i nieco blady: - Ju, prosz pani. Ruszylimy - ordynans i ja. Ja przodem, on z tac za mn. Szlimy niejako wzdu oka aparatu, ktry nas filmowa. Pan Prezydent z panem Marszakiem siedzieli na kanapie, obok pan Bartel. Za kanap ciasno stoczeni stali oficerowie, nie wiem czy osoby i rangi dobrze zapamitaam - pukownik Beck, pukownik Wieniawa - Dugoszowski, major Ulrych, major Prystor, rotmistrz Grocholski, major Nacz-Korzeniowski. Wszyscy siedzieli i stali na oko za blisko jedni drugich, dbajc susznie o to, eby si zmieci w oku filmowym, ktre inaczej by ich nie objo, jak nas poinformowa operator. - To jest mj sekretarz osobisty, Kazia Iakowiczwna - przedstawi mnie p. Marszaek. Pan Prezydent z kurtuazj wsta i poda mi rk. - Przypominam si pamici pani - powiedzia. Istotnie, znaam p. Prezydenta z Fryburga, z przed wojny jeszcze, gdzie mia wrd kolonii polskiej w Szwajcarii opinie czowieka wysokiej wiedzy i niezmiernej zacnoci, a w moich oczach wieci aureol rewolucjonisty, ktry rzuca bomby - co zreszt byo zupen fikcj; mylnie mnie poinformowano, jak si pniej dowiedziaam. Ale wtedy, jako podlotek, byam do tego stopnia ciekawa jak wyglda taki czowiek, e poprosiam dra Eleonor Reicherwn, ktra do prof. Mocickiego sza z wizyt, eby mnie zabraa, tylko po to, bym moga mu si przypatrze. miaa si, ale zabraa mnie i std znajomo. - Czym jeste tutaj? - spyta, widocznie artujc, tonem wojskowym, z pozorn surowoci p. Marszaek. - Jestem sekretarzem Ministra Spraw Wojskowych - odpowiedziaam. - Kto jest twoim szefem? - Tylko pan Marszaek jest moim szefem. - Kogo masz we wszystkim sucha? - Pana Marszaka. - A jeli ja ciebie skrzywdz, do kogo moesz pj na skarg? Tutaj nie byo zgody midzy panem Marszakiem a mn. Pan Marszaek chcia, ebym odpowiadaa : Tylko do Pana Boga w niebie - ja za odpowiadaam: - Do pana Prezydenta Rzeczypospolitej. Pan Marszaek niby si bardzo gniewa, e nie chciaam absolutnie si zgodzi na jego kocow formu tego jakiego katechizmu. Ju kilka razy p. Marszaek poprzednio mnie tak artobliwie katechizowa wobec osb nowych, ktre dopiero poznawaam, i zawsze z wielk dla mnie konfuzj,

bo i przy tych okazjach miaam w myli do zarzucenia, e to nie wypada. Ale jake mogam przypuszcza, e mnie to spotka w obliczu p. Prezydenta i co gorsza w obecnoci moich kolegw, oficerw p. Marszaka! Wesoa twarz puk. Wieniawy, skrzywiona nerwowym grymasem - chorego majora Korzeniowskiego, badawcza - majora Ulrycha, nieprzenikniona - podpukownika Becka - i ona to peszya mnie najbardziej - wisiay w powietrzu, jedna obok drugiej, po mojej lewicy; po prawej stronie pstryka obrzydliwy aparat. Czuam, e wszystkie atki za chwil odklej mi si od sukni i opuszcz mnie, jak listki drzewo. Wiedziaam, e wychodz na filmie pod najgorszym ktem, a w historii Polski, ktra odwija si jednoczenie, w najmieszniejszym wietle. Postawiam trzy filianki, podaam cukier i ruszyam z powrotem. Marszaek na szczcie zaj si z kolei ordynansem, prezentowa go p. Prezydentowi, jako okaz uana, zadawa pytania, skd pochodzi i gdzie suy. Uan Adamski nie traci ani na chwil kontenansu, jakby cae ycie spdzi na posadzkach salonw, w obliczu wielkich tego wiata. Buty i guziki mu si wieciy, uszy mia wyszorowane i cieszy si, e go fotografuj. Spocona jak mysz, uradowana, e uciekam spod aparatu, usiadam wreszcie przy szcztkach przygotowa w jadalnym i rozwaaam z gorycz, e oficerowie zostali bez herbaty i bez krzese i e bd mnie to mieli za ze. Tego mi jeszcze byo potrzeba! Nieprzyjaci na nowym miejscu... Rozwaania moje przerwao wejcie Marszaka. By niekontent - Czego ucieka? Siadaj z nami do herbaty. - Panie Marszaku, prosz mnie uwolni od dalszej reprezentacji. Jake ja usid i bd pia sama herbat z panami, kiedy oficerowie stoj! Ja naprawd tego nie mog. Ja wol tu zaczeka. ebym bya gociem, nie domow, to byoby co innego. - Rb jak chcesz ostatecznie - Marszaek machn rk i poszed, a mnie spad z serca kamie. Dzi ley na nim tym ciej. Dlaczego bo czowiek zawsze jest gupi nie wtedy, kiedy byoby mniejsza o to, ale wtedy, kiedy bardzo jest wane, eby by mdrzejszy! Ostatecznie jednak oficerom daam i herbaty i wszystkiego, jak tylko p. Marszaek zabra p. Prezydenta i p. Bartla do swego gabinetu na poufn pogawdk. Podgldaam ze strachem, czy gocie nie s na mnie poobraani, ale oni mieli oczywicie waniejsze rzeczy na gowie. Film by okropny. Dobrze wysza tylko kanapa; stoczeni za ni oficerowie le wypadli, poszczeglnie filmowani te nie nadzwyczajnie. Ja miaam podbrdek od ramienia do ust i wygldaam jak Katarzyna II w ostatnich latach swych rzdw. Pytano mnie pniej na miecie, nie wiedzc e ja to ja, czy widziaam film i co to za wyjtkowo szpetna osoba tam figuruje. Nie mg si te uspokoi major Ulrych i biada potem przede mn nad swoim obrazem na filmie. - A to nas z pani urzdzili. Czowiek nawet nie podejrzewa, jak wyglda, a mu go poka - mwi z gorycz. Pocieszyo mnie to troch, bo przecie major Ulrych w naturze wyglda bardzo porzdnie i przystojnie.

Uwagi

Major Naecz-Korzeniowski, legionista, ciko chory na grulic koci pacierzowej, zmar na grulic puc, jako konsul w Nizzy.

Istnieje specjalna technika w wyszym kunszcie krawieckim, przy pomocy ktrej bardzo lekkie i eleganckie suknie, o ile s uszkodzone regeneruje si przy pomocy odrobiny kleju.

22
Trudno pochwyta pamici te wtlutkie i bahe wteczki. Nie umiem nawet dobrze sobie przypomnie, jak dugo trwa pobyt na Krlewskiej i kiedy nastpiy przenosiny do Belwederu. Bodaj e w lipcu 1926. Po otrzaskaniu si z nowoci urzdowania w salonie zamiast w biurze, stwierdziam wszystkie korzyci salonu. By wielki, soneczny, przybrany w kwiaty codziennie wiee. O kwiaty miaam zatargi, bo zawsze zabiera je chcieli oficerowie. Nawet major Prystor raz wzi trzy re. Moja surowo urzdowa uwaaa to za niewaciwe. - Przecie i tak wyrzuci je ogrodnik - perswadowali mi koledzy - jutro bd wiee. - Moe - upieraam si - ale ja ich nie dam. Odchodzili zasmuceni i zabierali kwiaty za mymi plecami. Z salonu wchodzio si wprost do gabinetu p. Marszaka, a z gabinetu do sypialnego, skd byy te drzwi prosto do przedpokoju. azienka bya przy kuchni, gdzie na ku legiwa godzinami obojtny ordynans. Obawiaam si, e z nudw dojdzie do szkodliwych myli, ale na szczcie zasypia, jak tylko si kad, wic nie mg mie czasu na adne pokusy. Prbowaam przynosi mu ksiki, eby si tak strasznie nie nudzi, ale on twierdzi, e nad ksik usypia jeszcze prdzej. Taki ju by. Przez salon przechodzili rni do p. Marszaka, po zameldowaniu przez adiutanta. Najczciej przychodzi pan Bartel. By pogodny, rany, peen ycia, ale bardzo dugo siadywa u p. Marszaka, wic nie mona byo lubi jak przychodzi. Bywa p. August Zaleski. By raz ksi Albrecht Radziwi; zapamitaam go, bo nie mg si rusza o wasnych siach. Byo i wielu innych. Pewnego ranka niedzielnego przysza do biura pani Marszakowa z creczkami. Bawiam si z nimi na dywanie, w czasie gdy pani Marszakowa pozostawaa u p. Marszaka. Znowu wyday mi si takie wzruszajce, chudziutkie, dugie, wskie... Patrzyy duymi, zafrasowanymi troch, oczami, ale byy bardzo gotowe do zabawy i strasznie lubiy sodycze. Cieszyam si na to, e je bd czciej widywaa.

Uwagi

Albrecht ks. Radziwi, waciciel Niewiea. Zmar w 1935 r.

Pani Marszakowa z dziemi mieszkaa wwczas w Sulejwku. Przeprowadzka do Belwederu nastpia dopiero w czerwcu.

23
Pierwszym moim interesantem by stary rabin z Baranowicz, Eljasz Zakheim, ktrego przyjam na schodach na aweczce pod palmami, bo innej poczekalni nie byo. Czego chcia? Chcia pobogosawi p. Marszaka. Podaam mu rk na powitanie i poegnanie, niewiadoma tego, e dotknicie nieczystego stworzenia, jakim jest kobieta, habi duchownych ydowskich. Ju pniej - nauczona przez otoczenie - rabinom rki nie podawaam. Jaka pani - umara od tego czasu, niech Bg nie poskpi jej radoci! - przysaa panu Marszakowi adny bardzo obrazek Matki Boskiej Ostrobramskiej. Byam tak miaa, e, w nieobecnoci p. Marszaka, przypiam agrafk w obrazek do dywanu, ktry wisia nad kiem. Rotmistrz Grocholski uwaa, e mog to spokojnie zrobi bez pytania. Pan Marszaek zauway obrazek i pochwali mnie. - A moe by pan Marszaek wola Czstochowsk? - pytaam. - Przecie to Czstochowska jest krlow polsk. - A za to Ostrobramska jest wielk ksin litewsk - powiedzia wesoo Marszaek. - Niech tak zostanie jak zrobia. Inna pani - a z Maopolski - przysaa kwiaty. Pisaam listy z gorcym podzikowaniem. Tyle przesyek i tyle podzikowa przeszo przez moje rce pniej: mj Boe, kiedy pomyl o Maderskiej poczcie w 1931 r. - 1,040.000 sztuk! Ale w czerwcu, lipcu 1926 roku listy dobre byy nieliczne, za to bezinteresowne i nie organizowane przez adnego rodzaju czynniki. Przychodziy te brudne, ohydne anonimy, od ktrych serce walio i nie mona byo potem je ani spa spokojnie.

Uwagi

Poczta Maderska, to znaczy korespondencja, otrzymana przez p. Marszaka na imieniny na wyspie Maderze w 1931 r. Byo tego dwie i p tony, ktre przy przewiezieniu w 1936 roku do Muzeum Belwederskiego, stanowiy adunek dwch parokonnych platform. By to rodzaj oglnego hodu, ktry sprawi wielki kopot, i na Maderze i u nas, swymi rozmiarami.

24
Zreszt byy same proby. Powoli, od wypadku do wypadku, wyksztatowywaa si cilejsza instrukcja, jak co zaatwia. A wic: za kad oznak czci, hodu, kade powinszowanie i prezencik dzikowa, ktokolwiekby to by. adnego biedaka nie omin w odpowiedziach, eby nie myla, e si go lekceway. Uwaa, eby nie odsya skrzywdzonego dla zaatwienia - do krzywdziciela. W najrzadszych, szczeglnych tylko wypadkach, po sprawdzeniu okolicznoci, interweniowa. Byo po kilka, kilkanacie poda dziennie. Miao to urosn do 30.000 rocznie, a 250.000 w cigu dziewiciu lat, ale tymczasem - mona si byo drobiazgowo nad kadym listem zastanawia. I mona byo i byo kogo pyta o wskazwki... Chrzty byy rzecz kopotliw. Mi Galiski uwaa tak jak i ja, e w ogle nie mona odmawia kmotrostwa, a proszono Marszaka w kumy z rnych stron i dla rnych powodw. Zwykle by to dowd czci, poczony z nadziejami na przyszo, jak bywa zawsze, wszdzie i w najlepszych rodzinach. Przy naszych liberalnych pogldach, Galiskiego i moich, chrzeniaczk Marszaka zostaa midzy innymi nieprawa creczka zodzieja poszukiwanego przez policj. Oburzenie pukownika andarmerii, ktry z tym do mnie przyszed, przyjam pogodnie uwag, e tego rodzaju duszyczka wszak jeszcze bardziej potrzebuje dobrego ojca chrzestnego ni inne. Pukownik Pitkowski parskn tylko, zagotowa si i poszed. Zreformowaam jednak odtd zaatwianie tego rodzaju spraw i zapytywaam starostwa o petentw, ten system jednak rwnie z pocztku dawa rezultaty niespodziane. Pamitam meldunek - bodaj e z Garwolina - w ktrym donoszono, e doprowadzony z pocztku nie chcia wyzna prawdy, wszake, wzity w krzyowy ogie pyta, zezna, e nie potrafi wyjani, co go skonio do zwrcenia si do p. Marszaka Pisudskiego z prob o zostanie ojcem chrzestnym jego syna... Naley doda, e to kmotrostwo byo na dystans, e polegao na wpisaniu p. Marszaka do ksig metrycznych i wyznaczeniu kogo, kto w jego zastpstwie trzyma dziecko do chrztu i e nie byway z tym zwizane adne dla chrzeniaka korzyci materialne. Powoli uczyam si nie pyta, nie uzgadnia i wystpowa sama na zewntrz z decyzjami. Byo mi jednak niewyranie nieco na sumieniu, zwrciam si wic do pana Marszaka. - Czy ja mog, panie Marszaku, decydowa sama i odpowiada na listy nikogo nie pytajc? - Naturalna rzecz, moesz - odpowiedzia pan Marszaek. - Ale czy ja mog pisa np.: pan Marszaek: poleci mi, albo - z polecenia p. Marszaka, na yczenie p. Marszaka? - Moesz. Pamitam biurko, przy ktrym to byo mwione, i twarz p. Marszaka ze spuszczonymi powiekami i rk na stole. A jeli co pokrc, a jeli le, czy niesusznie zaatwi, i to w imieniu pana Marszaka?

Podniosa si twarz i obie rce gronie opary si o st. - To oberwiesz. - Ale nim pan Marszaek si dowie, to ja mog bardzo duo naszkodzi. - Ale jak si dowiem - oberwiesz. To moe jednak potrwa dugo, pomylaam sobie filozoficznie i to mnie uspokoio. Nim chociaby to kmotrostwo ze zodziejem wypynie na wierzch, chrzestna creczka bdzie miaa czas wyrosn na pikn i cnotliw pann.

Uwagi

Oto jest, na ma skal oczywicie, cae zagadnienie wadzy. Rzdzcy nie moe rzdzi sam, wasn rk, musi podzieli si wadz. S tacy, ktrzy wszystko chc zrobi sami, bo nie wierz, by kto inny ich zastpi potrafi: u nich z koniecznoci cz pracy ley odogiem, bo nie mog wszdzie sami dosign. Wadza na wielkich przestrzeniach musi by rozparcelowana, trzeba jeden rodzaj wadzy zda temu, tamten - owemu. A ci, z kolei ju penomocnicy wadzy - nie mogc wydoa, musz j dalej parcelowa i tak a do ostatniego najmniejszego penomocnika. Powstaje wic cay aparat, ktrego nie podobna cigle zmienia, bo zo powstajce z zamieszania, wywoanego przez zmian, wiksze jest od dobra, jakie sprawia zmiana osoby gorszej na lepsz. Zmiany takie u dou przeprowadza si bardzo powoli - i susznie. Kiedy si to wszystko zrozumie, nie mona robi uwag w rodzaju tej np.: Jak mg Marszaek pozwoli na to, eby w Kaczej Wlce areszt gminny by zapluskwiony! Pomyle trzeba, co to za machina i jak trudno si do jej bdw dobra. Ja na przykad na pewno mimo najarliwszego starania nieraz zbdziam w zaatwieniu powierzonych mnie spraw, a przecie nigdy od Marszaka nie oberwaam.

25
Nie wszystkie prezenty byy pikne, nie wszystkie - dogodne. Najgorszego kopotu narobia w pierwszych jeszcze dniach papuga, ktr kto przynis dla rozweselenia p. Marszaka. Siedziaa w klateczce, nie wikszej ni ona sama, w adiutanturze, a elegancki porucznik Vacqueret poi j wod z wieczka od pudeka do pasty do butw. Od dnia, kiedy to zobaczyam, nabraam do tego kolegi wielkiego zaufania, ktre ju tak i pozostao. Porucznik Mi by zupenie przezroczysty, widziao si go od razu na przestrza. Nie mia sam adnych komplikacji i z nim nie byo adnych. Chodzi cay w zwycistwie Marszaka jak w socu, a mnie tak serdecznie traktowa, e wszystkie moje kompleksy przy nim ucichay. - Zrobi si - mwi - ju si robi... A ten to si szarpie, jak wesz na acuchu... Szkoda go, dobry chop, trza go dobi, eby si nie mczy. To ostatnie mwio si, kiedy chodzio o kogo, komu trzeba byo da definitywn, a nieprzyjemn odpowied. Opowiedzia mi te - jako osobie pobonej - histori o witym, co przyszed do Sulejwka. A byo to tak: Przyby jednego dnia jeden go i mwi, e ma pilny interes do Komendanta, koniecznie musi go rozumie pani - widzie. Ja z nim i tak i owak, i tdy i sidy, niby eby wybada czego chce. A on farby nie puszcza, tylko koniecznie do samego Komendanta i ju. Dokumenty obejrzaem, ju nie pamitam, jak mu tam byo, ale nic takiego; z wojskiem w porzdku. Nawet z wygldu owszem, owszem, nie oberwus jaki. Wic si pytam: - Pan z fachu, z zajcia - kto taki? A on mi na to odpowiada: - Ja jestem wity. - Mylaem, em si przesysza. - e jak? - mwi, sdzc, e go opowiada skd jest, zamiast - czym si zajmuje. No, bo mg by ze witej, czy z Powitnego. A on znowu mwi: - Ja jestem, panie poruczniku, wity. - Co?! Niby, e jak? Moe duchowny? - Nie, nie duchowny, a wity. Bardzo mnie to speszyo, bo jake, ja, owszem religi szanuj, ale witych to ju przecie ile czasu jak nie ma. Wariat - myl. - I pan dobrodziej ju dawno tak? - pytam. - A dawno. Od dziecka prawie e. - le - myl. Wic si go jeszcze pytam:

- A cuda pan robisz? - Owszem, mog - mwi. - No, to pan zrb - powiadam. - Dla pana nie - mwi - ale dla pana Marszaka, owszem, zrobi. Oj; bardzo niedobrze, myl, i wtedy ju go kazaem, rozumie pani, zrewidowa. Taki by porucznik Mi, Panie wie nad jego dusz. Umar przed Marszakiem. Bardzo Marszaka kocha. Rotmistrz Grocholski, z ktrym najkrcej kolegowaam, mia szeroki gest i przeliczn postaw. Nikt tak nie umia wej i wyj z pokoju, zdawaoby si z pozoru - atwa rzecz, a waciwie jedna z najtrudniejszych. Na przykad - wychodzc skd - zamkn tak za sob drzwi, eby si nie obraca bezmylnie i niezgrabnie w kko przy klamce. Rotmistrz pisa wiersze i malowa, tote nigdy nie bywa nudny i bardzo go lubiam. Poznaam pukownika Wieniaw - Dugoszowskiego. By wesoy, ywy ywoci niespoyt i gboko naturaln i czarodziejsko uprzejmy, ale miaam do niego zrazu twarde, sztywne uprzedzenie. On to zmusi mnie do pozowania porucznikowi Czermaskiemu do karykatury. Nie miaam, oczywicie, adnej ochoty do takiej imprezy, ale pukownik powiedzia, e radzi mi si zgodzi, bo inaczej ten malarz narysuje mnie z wyobrani i tak mnie urzdzi, e nie daj Boe. Nie byam wdziczna pukownikowi, ale zaprosiam por. Czermaskiego i nawet kupiam ciastek i winogron do herbaty, w nadziei, e skoro przeamie ze mn chleb, to bdzie moe askawszy w swoim rysunku. Ale porucznik nic nie tkn, nic nie mwi i zrobi tak jdz w mundurze i z Pegazem, e sawa niezwykej szpetoty, wzniecona ju przez nieszczsny film, dostaa si do najszerszych k, nawet na prowincji, i dugo mi si dawaa we znaki. Zawdziczaam to czciowo pukownikowi i zapisaam gboko w sercu. Przebaczyam mu dopiero po p roku, kiedy nagle odkryam, e nie mona go byo nie lubi. Razem z niechci do Wieniawy, rozpyna si we mnie bez ladu, zaszczepiona z miasta, legenda o straszliwym otoczeniu Marszaka.

Uwagi

Jeeli czowiek mody, elegancki i bardzo zajty znajduje czas na to, eby z blaszaneczki od pasty publicznie poi papug - to ju mona by pewnym, e to czowiek dobry. To jest wany objaw zewntrzny wartoci wewntrznej - nie gupstwo.

Zarzuci mona, e moja uwaga o rtm. Grocholskim jest baha. Ot nie. Kwestia talk zwanej prezencji baha nie jest. Tu znowu, jak i w ubraniu, wyraaj si zalety i wady czowieka przez gesta zewntrzne, w wehiku duszy. Zaniedbujc te gesta, przez niechlujne i mieszne uoenie, dajemy nieraz o sobie innym zupenie faszywe pojcie.

Zdzisaw Czermaski, bardzo wybitny malarz, szybko zdoby sobie uznanie u nas i za granic. Niezwykle wietny karykaturzysta, czcy poczucie miary i dokadno obserwacji z pen polotu fantazj.

26
A w miecie - jak to w miecie, spotykay mnie coraz to nowe niespodzianki. Najpierw w Ministerstwie Spraw Zagranicznych obiecano mi bez oporu wszystko, o co prosiam. Potwierdzi mi to i mj naczelnik wydziau i dyrektor departamentu i czynniki personalne i sam Minister. Nie bardzo im wszystkim dowierzaam, z wyjtkiem ministra Zaleskiego, ktry wzbudza we mnie, jako e go dobrze znaam, elazne zaufanie. Byo mi strasznie, bolenie, al Ministerstwa. Nastroszona caa na obcych, w obcym miejscu, po litewsku nieufna, no i nakrcona przez rne plotki i pogoski, jake tskniam do tych obskurnych, maych, zadymionych ciupek, gdzie mi upyno osiem lat ycia na forsownym dociganiu si do zada, do ktrych prawie nikt z nas, ktrzymy tam weszli w 1918 roku, nie by i nie mg by przygotowany. Wpadaam nieraz do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w cigu tygodni, spdzanych na Krlewskiej, pod rnymi pretekstami, a waciwie po to, eby sprawdza, czy moje meble s na swoim miejscu. Etaerka, trzcinowa, mieszna, jakby ogrodowa, aweczka, may lew z brzu na jesionowym stoliku, jeszcze zdobycznym na Niemcach, na Miodowej, gdzie przedtem urzdowao Ministerstwo Spraw Zagranicznych, wysoki okrgy ni to stolik, ni to stojak, czarny o dwch peczkach - do kwiatw - to byy moje skarby. Kiedy, jaki, urodzony w z godzin, referent z wydziau prasowego zabra mi mojego lwa, o inne rzeczy te byy dramaty. Dochodziam drapienie swoich praw, wymagajc, eby moje meble stay w moim wydziale i w moim pokoju - bo ja moe lada chwila wrc... Patrzono na mnie pobaliwie - Niech si dziwaczy! Nie pamitam, kiedy przestaam tego wszystkiego pilnowa i kiedy mi si to wszystko rozlazo i rozproszyo.

Uwagi

W roku 1918, kiedy nagle Polska odzyskaa niepodlego, trzeba byo tworzy cay aparat, przy pomocy ktrego rzdzi si pastwem. To bya ciekawa, ogromna przygoda. Zajmowano biura, pozostawione przez opuszczajcych Polsk Niemcw; z maych zalkw biur, utworzonych przez Rad Regencyjn (rodzaj polskiego rzdu tymczasowego pod nadzorem niemieckim), tworzono wielkie urzdy, majce ju obj cae pastwo polskie. Brano do tej roboty ludzi oczywicie do przypadkowych, choby mnie, i raczej kierowano si zdolnociami i wykazan dotychczas energi, ni kwalifikacjami dyplomowymi. My wszyscy, urzdnicy pierwszych dni Polski, bralimy ogromnie ywy udzia w ksztatowaniu form, jakie nadawano poszczeglnym czciom wewntrznym urzdw. Bylimy peni pomysw i zapau, jak np. skauci bywaj w obozach, ktre trzeba od A do Z postawi i zagospodarowa. To bardzo przywizuje.

27
yczliwo gremialna w Ministerstwie Spraw Zagranicznych bya tylko jedn z niespodzianek, jakie zgotowao mi miasto. Nie tylko zaatwiono moje sprawy personalne jak najkorzystniej dla mnie, ale stao si i tam i na miecie tak, jakby nagle zesza ze mnie jaka zasona. Wszyscy mnie zauwaali, witali si, kaniali, nawet na ulicy... Nie to, eby kto przedtem umylnie nie chcia wita si ze mn, ale na wiecie w popiechu i zaabsorbowaniu nieraz, czsto, bardzo czsto, nie dochodzi do witania si z osobami, z ktrymi si nikt specjalnie nie liczy. Teraz staam si raptem widoczna i z pocztku, z braku przyzwyczajenia, ze strachem kuliam si przy spotkaniach, mylc, e lada chwila spotka mi jaka awania. Ale nic przykrego nie doznaam, oprcz pierwszych prb o wstawiennictwo, ktre przejy mnie gbokim zaenowaniem i ktrych czciowo nie umiaam, a czciowo nie miaam, zaatwia. Drug rzecz zdumiewajc by stosunek do mnie wikszoci przyjaci, co do opinii ktrych o biegu wypadkw i o Marszaku nie mogam mie wtpliwoci. Byli serdeczni, byli dobrzy, nie tylko si nie oddalili, ale zbliyli si do mnie. Z wdzicznoci si do nich garnam, a przekonaam si, e zblienie ich wywoane byo gwnie przez ciekawo, gorczkow, nienasycon, drapien. Jaki ja mogam da er tej ciekawoci? Bahe szczegy, a i to starannie powybierane, aby nie stanowiy poywki dla nieprzyjaci Marszaka. Nasyci ich gd, a nic nie powiedzie, prcz rzeczy do niczego nie obowizujcych, duo mwi, robi propagand swego szefa, a jednoczenie nie wyj z dyskrecji, to uwaaam za swoje zadanie. - Podobno Marszaek chce si ogosi krlem. - Nie zauwayam. - A co robi, jak przysza si z nim pierwszy raz rozmwi? - Pi herbat ze mietank i jad kruche ciasteczka. Rozmwca jest zgorszony; bowiem czyha na sensacj i teraz si martwi z powodu ciastek. - Podobno otoczenie Marszaka jest straszne? - No, ja nie jestem chyba taka straszna. Grocholski i inni oficerowie porzdnie ogoleni, o dobrym uoeniu. Moe to jakie otoczenie jest gdzie indziej, na Krlewskiej go nie wida. - A Wieniawa? O czym z nim rozmawiaa? - O witym Tomaszu z Akwinu. Rzeczywicie, pierwsza moja rozmowa z piknym pukownikiem tak wypada, nie inaczej. Ciekawym rce opadaj! - Przecie on szk podobno nie skoczy! - Nie wiem, nie znam jego akt personalnych.

- Podobno grywa na mandolinie w nocnych lokalach. - Nie bywam w nocnych lokalach, nie widziaam, nie wiem. Bardzo zabawne byy te rozmowy wtedy, kiedy czowiek nie by zanadto zmczony.

Uwagi

Stawia czoo plotkom, nie da na sobie adnych nowinek wymusi, powiedzie tylko tyle, ile si chce, podkada miny pod faszywe o szefie pojcia, nie wdajc si waciwie w adn dyskusj o nim - takie zadanie przed kadym stan moe. Przejednywa, perswadowa, mnoy dowody, e jest tak, albo inaczej, nie warto! Trwa, przeczeka fal, ktra w Polsce - u nas, na Litwie, jest inaczej - zrazu wysoka, prdko opada. Mie wiar i trzyma fason, to przekona ludzi bardziej, ni najsubtelniejsza propaganda.

28
Moja rezygnacja ju z gry z wszelkich stosunkw towarzyskich i przyjacielskich, ta postanowiona naprzd ofiara - w rzeczywistoci nie staa si nigdy potrzebna, przeciwnie, osoby o ktre najbardziej w yciu dbaam, a ze strony ktrych ze smutkiem przywykam bya stwierdza osch, nap grzeczn, obojtno dla mnie - nagle oywiy si najlepszymi uczuciami. Nie mwi tego bynajmniej z przeksem, c to bowiem jest dziwnego, e kiedy do zera doda ow jedynk, reprezentujc wielkiego czowieka, i zero zaczyna co znaczy. Mwiono sobie po prostu: No przecie musi w niej co by, skoro taki czowiek da jej przy sobie posad. Z pocztku zaskoczona, pniej nauczyam si bra te objawy z najlepszej strony, traciam po kolei rne kompleksy, wynikajce z trudnych warunkw i braku szerszych znajomoci. By witan z radoci, z miym umiechem na ustach - c to za przyjemno. A co za okazja do pozyskiwania przyjaci dla Marszaka! Przez cay czas trwania mojej suby, wiedziaam doskonale, e ta yczliwo ludzka jest skierowana nie do mnie i nie mnie si naley, cieszyam si ni jednak szczerze, tak jak czowiek cieszy si z piknego widoku przez okno hotelu, w ktrym przelotnie zamieszkuje. Nie mwi tu bynajmniej o uprzejmoci interesownej, tak okrzyczanej, tak banalnie zewszd karconej, ktr ja osobicie zawsze z caego serca wol mimo wszystko od niegrzecznoci i lekcewaenia. A to ju rzecz wyrobienia czowieka, eby si za ni nie da kupi. Nie mog nie wspomnie tutaj o tych przyjacioach, ktrzy nie dali si przejedna i pozostali wrogami Marszaka do koca. W stosunku do mnie nie zmienili oni na jot swej przyjani, nie opucili mnie w adnej potrzebie, nie usiowali nigdy psu mi opinii, ani nie rzucali podejrze na moj uczciwo polityczn... Tylko - w pierwszych trzech latach mojej suby - przestali zupenie ze mn mwi o tym, o ktrego uprzednio z nimi musiaam kruszy tyle kopii. Nie rozmin si na pewno z prawd, jeli wyra zdanie, e w cigu dalszych lat, wielu spord wrogw pana Marszaka ze zdziwieniem odkryo w sobie do niego istotne przywizanie i pewien rodzaj zaufania. Czy potrzebuj dodawa, e mam tu na myli uczciwych nieprzyjaci, bo bywaj rni. Uderzy mnie szczeglnie fakt choby nastpujcy! Bodaje w roku 1930 a moe 31 zwrci si do mnie pewien dziaacz z prob, abym mu wyrobia posuchanie u p. Marszaka, dla przedstawienia temu ostatniemu yczenia kilkunastu posw opozycyjnych, ktrzy pragnli by Marszaek zorganizowa z nich twrcz opozycj, tak jak zorganizowa obz rzdowy! Zabiegam tak w przyszo, bo nie zamierzam wrci do tego tematu. Dlatego te zanotuj tu przejcie, ktrego do koca ycia nie zapomn, jako e stanowi dla mnie nierozstrzygnity problem. W domu, dla ktrego ywiam do ywe przywizanie, pan domu, w obecnoci ony, nap dorosych dzieci oraz krewnej, nagle, w rodku rozmowy o czym innym, stanwszy przede mn, zely Marszaka od bandyty i zodzieja, po czym wypad z pokoju i z domu, trzasnwszy drzwiami i nie dajc mi czasu na odpowied. Byo to zdaje si w jesieni 1926 r. moe pniej, moe zim, w kadym razie tu po pobiciu kilku znanych osobistoci przez nieznanych sprawcw, za lenie Marszaka. Wyszam natychmiast z tego domu w wielkiej perturbacji: na adn reakcj nie dano mi czasu, a jako urzdnik i w dodatku sekretarz pana Marszaka, nie mogam ani znie we wasnym sumieniu, ani si narazi na to, by opowiadano, e poknam zniewag wymierzon memu szefowi.

Dla kobiety sprawa bya specjalnie trudna do zaatwienia, a skomplikowao j jeszcze to, e wszelka reakcja z mojej strony, o ileby si staa gona, doprowadzi by bya moga do bardzo smutnych skutkw dla pana X. Byoby mi te byo bardzo przykro w czymkolwiek dokuczy pani domu, ktra sama cierpiaa z powodu niepohamowanych odruchw ma i nie powinna bya, moim zdaniem, by do tej sprawy wcignit. Po rozwaeniu tego wszystkiego, zwrciam si do dwch braci, wyszego urzdnika i oficera, znanych mi od dziecka, z prob, aby zechcieli mi w tej trudnej okazji sekundowa. Uradzilimy, e nie naley zmusza p. X. do wyraania alu, ktrego na pewno nie czuje, lub do zmiany z dnia na dzie przekona, czy uprzedze. Postanowilimy, e musi po prostu tylko przeprosi mnie za to, e wiedzc o moim stanowisku i moich przekonaniach, w swoim domu pozwoli sobie na wybryk, ktry musia mnie obrazi i dotkn. Poniewa rzecz dziaa si w domu znajomym, yczliwym, oraz ze wzgldu na to, e chodzio waciwie o miego, dobrego czowieka, z niezmiernie sympatyczn rodzin, wsplnie postanowilimy sprbowa jeszcze interwencji szwagra winowajcy, wysokiego urzdnika, sdzc, e w ten sposb cao wypadnie agodniej i przeprosiny uda si wywoa, zamiast je niejako wymusza. Skd moglimy przypuszcza, e w szwagier, ktry zapewne przestraszy si o jakie dalsze i szersze konsekwencje uczynku p. X., dla caej rodziny, skorzysta z okazji, aby tego ostatniego wprost sterroryzowa, groc mu w moim imieniu samosdem, podobnym do tych kilku, ktre si byy wanie zdarzyy, jeli mnie natychmiast nie przeprosi. e tak si odbyo to porednictwo, wiem z ust wasnych niefortunnego porednika. Kiedy, oburzona przekroczeniem przeze penomocnictw, zadaam pokazania listu, w ktrym prosiam go o owo porednictwo, owiadczy, e list spali, a e panu X. bardzo zastraszenie to pjdzie na zdrowie. Pan X. przyszed do mnie istotnie i przeprosi mnie, ale robi mi gorzkie i do uzasadnione wyrzuty, e bdc gocinnie przyjmowan w jego domu, w tak nielojalny sposb z nim si obeszam. Trudno mi byo opowiedzie mu, w jaki sposb uyto tej okazji do zaatwiania nie moich porachunkw, tym bardziej, e ten kto to uczyni wprdce umar. Zmilczaam wic, i dopiero tu, na tym miejscu, wyjaniam jak byo, w nadziei, e moe kiedy ta ksika wpadnie w rce p. X. i otworzy mu oczy na waciwy bieg historii, ktra zawsze bya mi bardzo przykra, bo i winowajc i jego dom szczerze lubiam, a take rola przypisana mi - bya dla mnie wyjtkowo wstrtna.

Uwagi

Tyle razy w yciu penym przygd byam to na wozie, to pod wozem, e ju mi jest dokadnie znana hutawka pomidzy tym, e si jest czym, a tym, e si jest niczym. Musz powiedzie, e to ostatnie jest atwiejsze ni to pierwsze, i e niezwyka czujno jest potrzebna, eby nie zosta w pomylnym okresie obrzydliwie nadtym czupiradem, z ktrego wszyscy maj prawo si wymiewa.

Jakie to szczeglne, e dobrze sobie wybiera trzeba nie tylko przyjaci, ale i nieprzyjaci, e nieprzyjacielem niewygodnie jest pogardza; daleko przyjemniej jest mc mie dla niego szacunek. Nieprzyjaciele odegra mog nieraz bardzo du rol w naszym yciu i czsto szlachetniej postpujc zawsze sprawiedliwiej nas sdz, ni przyjaciele.

Prawda jakie to okropne! By zmuszonym wybra pomidzy przywizaniem dla przyjaci a wiernoci dla szefa, midzy uczciwym - a taktownym postpieniem. Takt jest uroczym upikszeniem i wielkim uatwieniem ycia, ale uczciwo jest waniejsza. Przekn obelgi, przeznaczone dla Marszaka, i i mu dalej suy, byoby nieuczciwe. W yczliwym domu robi awantury o przykro nam wyrzdzon przez kogo z domownikw - jest nietaktowne. Wybierajc drog uczciw, musiaam powici takt i przyja.

Jakie to smutne, e prawie adna wielka, albo wysza decyzja nie da si pogodzi z taktem. Dlatego przy kadym czynie choby nieco tylko heroicznym tak si dotkliwie od otoczenia obrywa.

29
auj, e nie zapisywaam dzie po dniu moich wrae z tych tygodni na Krlewskiej. Byby to wwczas dziennik zamiast pamitnika, a dziennik jest z natury rzeczy zupeniejszy i cilejszy. Zreszt, moim zdaniem, mia wczesny okres trwa wiecznie, a ju w adnym wypadku, w poczuciu wasnej bahoci, nie przypuszczaam, e si bd kiedy poczuwaa do obowizku napisania, jak to byo. Jest ciepo, wszystkie wielkie okna salonu zion upaem. Marszaek przechodzi od siebie do jadalnego. Przechodzc mwi: - Dzi jestem zy - wiesz - taki dzi jestem zy od rana. Podnosz gow: Marszaek nie wyglda zy. Ma przeliczne, dobre, zmarszczki od ktw oczu ku skroniom. Nalewam mu herbaty; smaruje sobie kromk chleba i mwi tak, jakby cign dalej jakie zaczte opowiadanie: - A te zby, wiesz, to mi sodat wybi. Jak da kolb!... A wstawia nigdy nie chciaem. Nie daj Boe z dentyst! Marszaek wyjeda na cae godziny, na dzie, dwa. Nigdy nikogo o niego nie pytam... Nie pytaam przez dziewi lat, a do koca... Kiedy Marszaka nie ma, wszystko na Krlewskiej traci dla mnie wszelk racj bytu. Przychodzi jeden z moich kolegw major Nacz-Korzeniowski, w gorsecie ortopedycznym, targany drgawkami i tikami. Ma w rku papiery, poznaj na nich moje pismo. - To pani pisaa? Na co si przyda przeczy. Podaj majorowi krzeso. Serce si kraje od patrzenia na jego mczestwo w tym aparacie, ale widz take jasno, e jest ze mnie bardzo niekontent i mocno nieprzychylny. - Tak, to ja. - Az czyjego polecenia? - Z polecenia Pana Marszaka. Nauczyam si ju te sowa wypowiada odwanie i gadko. Major dostaje tikw jeszcze gwatowniejszych. Przypominam sobie gorliwie, e pan Marszaek poleci mi nie kci si z jego oficerami. - Wie pan - mwi pojednawczo - niech si pan poinformuje u p. Becka, albo u p. Prystora o to, jakie dostaam instrukcje: To si wszystko z czasem utrze, to tylko z pocztku takie si wydaje niezwyke. Major ma taki wyraz twarzy, jakby to mu si i do koca miao wydawa niezwyke. Bg widzi, e i ja jestem tego zdania. - Bd do pana czsto telefonowaa, panie majorze. Chodzi tylko o to pierwsze segregowanie papierw...

- Po co ma pani swoj liczn gwk tym turbowa!... A ba, po co! Zacny ten mj kolega nigdy si z moim istnieniem nie pogodzi, chocia oboje robilimy due w tym kierunku wysiki. Mia zote serce, przeliczn przeszo, wiele rozumu. Umar biedak na poudniu Francji. Rozumiaam dobrze, e w moich rnych trudnociach nie powinnam si zwraca do pana Marszaka. Ale kiedy by na miejscu, czuam si raniejsza, bezpieczna. To jest wanie waciwe sowo: bezpieczestwo. Pod jego mocn rk nareszcie, po latach borykania si, przypomniaam sobie jak to byo, kiedy si miao w domu, w dziecistwie, niezaprzeczane przez nikogo, stae prawa. Ta straszna niepewno, ktra napenia zwierzcym niepokojem biura pastwowe, gdzie czowiek jest waciwie zawsze na czyjej asce i nieasce, w poniajcej zalenoci od kadego powiewu - nagle mnie opucia. To co mi si byo wydawao szczytem niebezpieczestwa, posada przy Marszaku, stao si przystani. Boe, Boe, co za ulga! adnych nieznoszcych si wzajemnie szefw, adnych uzgadnia, adnych przymusowych ugrzecznie. Wielki, soneczny pokj z dywanem. Pracuj sama, samiutka, bez palcych i gadajcych towarzyszy. Otwieram drzwi na balkon, skrapiam re wod. Za cian, u siebie, jest pan Marszaek. Wyjdzie zaraz i co powie, albo tylko yczliwie zamruczy. Spojrzy szaro albo niebiesko ze starej, piknej twarzy, le ogolonej, pod le strzyonymi siwiejcymi wosami. Ma wygnieciony, jak psu z garda wycignity, mundur. Cay- jest w poprzeczne fady, obsypany popioem z papierosw, rce i paznokcie ma szare od tego popiou. Wyszed od siebie i stoi - bardzo jasny od dobroci, jaka od niego bije. - No co tam masz. Chod do gabinetu, to ci podpisz. A ja dostaam dolary do dyspozycji pana Marszaka i chc je rozda biednym. - Czy mog, panie Marszaku, zadysponowa tymi dolarami? - A nu ich k czortu - mwi pogodnie p. Marszaek i piknie wywodzi autograf na fotografii, ktr kto nadesa w tym celu. - Dzikuj, panie Marszaku. Nie potrzeba wyjanie: dziecko by zrozumiao, e mog zrobi z pienidzmi co zechc, dla biednych. - Miaem - mwi powolutku Marszaek - takiego adiutanta - co doskonale mnie podpisywa... Doskonale... - i patrzy na mnie z oczekiwaniem i wesoo. - Ja bym tego nigdy nie zrobia - odpowiadam surowo. - Przecie to oszustwo wobec tych proszcych o autografy. - Masz racj, masz racj, oj to to, oszustwo - mwi pan Marszaek i wzdycha ciko i dobrotliwie nad pisanin. - Wanie, oszustwo. I nagle nie wiem - mam wraenie e nie zdaam jakiego egzaminu.

Uwagi

Zby wybito Marszakowi Pisudskiemu w czasie buntu winiw, w ktrym bra udzia za czasw niewoli rosyjskiej.

Nie wiem, czy w przyszoci kobiety bd pracoway po biurach, a jeli bd, to czy bd miay do zwalczenia ze strony kolegw tyle samo instynktownej niechci do ich obecnoci przy warsztacie na rwni z mczyznami, co dzisiaj. Jeli si pod tym wzgldem nic nie zmieni, to naley pamita, e najwikszym wrogiem bd nie niechtni koledzy, ale wasne nerwy kobiet. Jeli tylko doj do manii przeladowczej, do poczucia mczestwa, jeli straci dobry humor, jest si zwycion przez siebie sam. Wtedy ju nic nie uratuje.

Byam i obca zupenie temu caemu gronu i sama rwnie do niego dosy uprzedzona. Lody te miay ama si stopniowo.

30
Duo pan Marszaek gawdzi o swoich dzieciach, c kiedy zapomniaam treci; byo to tak, jakby gono myla. O pani Marszakowej mwi moja Ola i e jest jak minister w tych wszystkich swoich pracach spoecznych. Bawio pana Marszaka tworzy aforyzmy: chwali si, e moe utworzy aforyzm w kadej chwili i kaza sobie dawa jakiekolwiek, najbardziej przypadkowe, sowa, ktre natychmiast w nieoczekiwany sposb wiza i tworzy z nich zabawn albo pouczajc sentencj. Zaprzesta publicznej wesoej, onierskiej katechizacji w stosunku do mnie, od kiedy ubagaam go, eby tego nie robi, bo czuj si na to za stara; zawsze jednak podartowywa ze mnie przy kadej okazji. Prosiam, eby mi wolno byo uywa samochodu gabinetu ministra do rnych wyjazdw na miasto. Nie zgodzi si. - Jest - uwaasz - przepis, e kobietom nie wolno uywa aut wojskowych. Wprawdzie ty nie jeste w wojsku kobieta, tylko Kazia, ale tego nikt nie moe wiedzie na zewntrz. Byam z tego niekontenta. Marszaek poleci jak najwiksz w stosunku do niego przed ludmi dyskrecj. eby w ogle nic a nic o nim nie wiedzieli, ani co lubi, ani kiedy je obiad, ani jaki jest, ani nic w ogle. Czasami zdarzao mi si przeczyta mu jaki list serdeczny. - Et - zachmurza si - pewnie nastpn poczt zaraz o co bdzie prosi. Audiencji prawie adnych nie zaatwiaam i tylko pamitam jak prosi o audiencj p. Stanisaw Mackiewicz, redaktor Sowa wileskiego. Marszaek poleci da mu zna, e go przyjmie. A w ogle wszystkie takie proby trzeba byo spycha i spycha. Ludzi z prasy pan Marszaek nie lubi. Kilkakrotnie dyskutowaam z p. Marszakiem na temat samej nazwy mojej funkcji przy nim. Wyczuwaam, e Gabinet Ministra bardzo nie aprobuje tego Sekretarza Ministra Spraw Wojskowych, a i ja wolaam by sekretarzem Jzefa Pisudskiego, cho na wieczn rzeczy pamitk, ni ministra, ktry moe by taki czy inny. Szef Gabinetu wprost powiedzia mi, e trzeba by osobn ustaw uchwali nowy taki etat, bo nie ma nic podobnego w wojskowoci. Pan Marszaek pozosta jednak nieprzejednany. Miaam by nie jego sekretarzem, ale sekretarzem Ministra. Nie da si podej, kiedy na blankietach, najpierw polskich a potem francuskich, podsunam mu chytrze do aprobaty tekst: Sekretariat Jzefa Pisudskiego. Przekreli to i kaza zmieni. Pytaam p. Prystora o powd tego uporu, i dostaam wyjanienie, e widocznie Marszaek uwaa, e urzdnik pastwowy moe by sekretarzem tylko ministra, a nie prywatnego czowieka, no i e, widocznie, urzd ministra spraw wojskowych ma Marszaek zamiar zachowa najduej.

Uwagi

Bardzo charakterystyczne byo u Marszaka organizowanie odcinka, jak to nazywa, na ktrym w danej chwili pracowa, a do najdrobniejszego szczegu. Tego za to, czego zorganizowa wasnymi rkami nie chcia, nie tyka sam wcale.

33

Przenosiny do Belwederu zdecydowano w czerwcu po kilkodniowym wahaniu - czy by nie wybra moe raczej gmachu Sztabu lub Paacu pod Blach. Biurko moje ju stao w ktrym z pokoi od frontu w Belwederze, a ja si kciam o krzeso, o gwd, czy o co w tym rodzaju, kiedy nagle major Prystor oznajmi mi, e mam si przenie do gmachu Ministerstwa Spraw Wojskowych. - Jak to, panie majorze, przecie ja miaam by obok pana Marszaka, sam mi to powiedzia. - I ja tak mylaem, ale Marszaek dzi sam kaza wyranie umieci pani w gmachu Ministerstwa Spraw Wojskowych, obok jego wasnego Gabinetu. No, to te bdzie obok. Byam za, oburzona, rozalona, ale bezsilna. Jeli pan Marszaek kaza - to trudno. Major Prystor wyczu moje wzburzenie i powiedzia uspokajajco: - Pan Marszaek bardzo dba o porzdek. Wida, e skoro pani mianowa Sekretarzem Ministra Spraw Wojskowych, to chce aby pani urzdowaa w gmachu ministerstwa. A do osobistej obsugi tutaj bdzie mia adiutantur. Moe i mieszkanie pani dostanie tam. Tam i kancelaria i wicej miejsca, tam bdzie cay Gabinet, no to i pani. Poszam do domu tego dnia okropnie skrzywdzona. Bd wic znowu musiaa stawia czoo, bd tarcia, uzgadniania, kompromisy, czujno na kady powiew, jednym sowem - przecitne urzdowanie. Ano jeli tak, to ju wol wrci do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Po diaba mi to wszystko! Tam przynajmniej sama robota jest ciekawa. Na drugi dzie, w Ministerstwie Spraw Wojskowych, zastaam w pokojach Ministra posmutniaego tak jak i ja Misia Galiskiego, ktry pokaza mi moje locum, pnocny, ciemnawy pokj, i zaczam si wykca o dywan i krzesa z czynnikami gospodarczymi, a o papier, pira, owki i sznurki z kancelari. Wszystko byo jakie nienaoliwione i skrzypiao przy zetkniciu. Przychodzi major Korzeniowski w swoim ortopedycznym gorsecie, z tikami, i rni nieznani mi koledzy wojskowi, ktrych si baam. Przesuwaa si frapujca, ostra twarz pukownika Becka i odwana, subista, czujna - jego oficera do zlece, porucznika Seweryna Sokoowskiego. Posypali si petenci, niektrzy tak przeraajcy, e wyprosiam posterunek andarmski u drzwi do pokojw ministra. Dziwna rzecz, oszusta, albo zego czowieka, mona byo rozrni na pierwszy rzut oka, a wariat nieraz demaskowa si dopiero w rodku rozmowy. Niektrzy gocie byli tak groni, a mj pokj by tak odlegy od reszty biur i od suby, e nieraz prosiam wonego eby siedzia u samych moich drzwi w czasie rozmowy i by gotw wej na pierwsze zawoanie. Zaczam wtedy spodziewa si nagej mierci, jako czego zupenie prawdopodobnego, i bardzo dba o to, eby by do niej stale przygotowan. Miaam te zawsze w pokoju krucyfiks... Ostrono nie zawadzi. Pokoje, przeznaczone na urzdowanie Marszaka, ze nie byy, ale nigdy ich nie polubiam. Pokj narony, gabinet, nie mia sensu, bo jakkolwiek byo ustawi biurko, zawsze wiao z ktrego okna. Marszaek mia fotel w rogu, nieco na lewo, naprzeciwko drzwi. Nad biurkiem, na jednej ze cian, wisia portret jakiego generaa, bardzo duy. Na drugiej nic nie byo. Malowido to przygnbiao

mnie swoim ogromem. Pan Marszaek pod nim wyglda may, stary i zgarbiony. Bardzo przeciwko temu obrazowi protestowaam. Kiedy odwayam si wrcz powiedzie Marszakowi, e mu nie do twarzy z tym jedynym, a tak wielkim, obrazem, ale Marszaek nie da go zdj. - Wanie, e tak bardzo dobrze: niech zostanie. Koledzy objanili mnie, e p. Marszaek bardzo lubi tego generaa z obrazu. By to, czego zrazu nie wiedziaam - portret generaa migego-Rydza. Kiedy pan Marszaek pierwszy raz przyby do ministerstwa, nic o jego obecnoci nie wiedziaam. Oboona papierami, harowaam u siebie i nie podniosam gowy, kiedy nagle kto wszed i stan przed biurkiem. Mylaam, e to wony, bo nie puka do drzwi. A to by pan Marszaek! - No jake, zadowolona jeste z kwatery? Ano, skoro by tu i pan Marszaek, to wszystko byo ju dobrze. Powiedziaam, e jest mi bardzo pysznie na nowym miejscu i ju. Mi promienia, oficerowie biegali z papierami, czapka p. Marszaka wisiaa na wieszaku. I rzeczywicie od razu zrobio si wesoo i bezpiecznie.

32
Tak dobrze bywao nie co dzie, ale czsto. Nieraz upyno kilka dni bez p. Marszaka. Wtedy zagszczay si chmury... Dostaam ssiada, ogromnego pukownika z ucit nog, o przelicznym, troch starowieckim obejciu. Zacz od tego, e chcia zabra sobie mj pokj a mnie da inny. Pokoju nie daam, ale mimo to zaprzyjanilimy si. Pukownik, oczywicie, nie mg aprobowa tego, e istniej, ale sdz, e zjednaa mi go moja - nie chwalcy si - pozorna odwaga. Zbrojna w pamitne sowa p. Marszaka - nie masz innego szefa oprcz mnie - stawiaam si jak w przysowiowy owad na grzebieniu. Chciaam koniecznie da sobie rad sama, nie apelujc do p. Marszaka. Pukownik hucza i grzmia w pokoju obok do telefonu, a od czasu do czasu, ogromny, na cikiej protezie, zaglda do mnie na dyskusj. Mia wstrt do mojej nieznajomoci legionowych dziejw i do pojcia, e ojczyzna jest dla wszystkich, nie tylko dla zasuonych. - Jaz pani nie dyskutuj, ja pani pouczam - krzycza na mnie z wysokoci swego olbrzymiego wzrostu i cieszy si, kiedy nie dawaam si zastraszy. Bardzo si do niego przywizaam i bardzo si zmartwiam, kiedy mi go zabrano. Nie pamitam kiedy zabrano porucznika Misia. To by wielki cios. Zostaam sama rd obcych. Na miecie traktowano mnie coraz lepiej, z coraz wiksz, subtelniejsz uwag i troskliwoci. Plotki krce o otoczeniu Marszaka, zdumiewajco rozbiene, rozmaite i mieszne, dodaway kademu z nas widocznie uroku i powagi. W Bristolu na korytarzu rzucia mi si ktrego dnia na szyj dawno nie widziana przyjacika, liczna, rozpieszczona Madzia Kossakwna. - Ach, co te o tobie wszystko opowiadaj! Ach, jakie strasznie wojskowe rzeczy... Tylko nie przecz moja droga, bo to takie szykowne, kiedy ludzie duo o czowieku mwi! Podobno masz rang wojskow, a w razie pogrzebu pochowaj ci z wojskow orkiestr. W tym samym czasie jedna z ciotek powiedziaa: Uwaaj, ma chre1, atmosfera koo ciebie jest dziwnie niebezpieczna. Prosz ci na wszystko, soyez prudente.2 To mi przypomniao osoby, ktre, kiedy wyjedaam na front, polecay ze zami, krelc mi krzyyk na czole: Tylko zmiuj si, uwaaj na aeroplany. Byabym bya duo daa za to, eby wiedzie jak to zrobi; czy chodzi z parasolk, czy jak?!

Uwagi

Ludzie goni i gwatowni maj zwykle bardzo dobre serca. Jeli im zanadto ustpowa, robi si niemoliwi; jeli im dawa mocny odpr - uspokajaj si i z ulg czuj granic swojej gwatownoci. Dlatego jest niepraktyczne dawa si za gadko poyka!
1 2

Moja droga Bd ostrona

Absolutnie si nie da w yciu by ostronym i ju dzisiejsze ciotki tego nie zalecaj. To mona tylko na malusiekim odcinku, w domu, na podwrzu... Wszdzie dalej to ju nawet bezpieczniej - by miaym.

31
Major Korzeniowski zjawi si u mnie ktrego dnia i nie bez pewnego przeksu oznajmi, e pan Marszaek bdzie wieczorem od szstej w Ministerstwie i e poleci mnie uprzedzi, ebym bya obecna w biurze, gdzie robota przecignie si do pna. - A poco ja tam bd potrzebna? - zapytaam zaskoczona, bo nie umiejc ani pisa na maszynie, ani stenografowa, nie mogam sobie wyobrazi, do czego si mog przyda. - A tego to ju j a nie wiem - powiedzia major i caa jego posta wyrazia przekonanie, e wogle nie mog, jego zdaniem, nikomu, nigdy i do niczego si przyda. Byam wielce przejta i dumna, spodziewajc si, e oto nareszcie nastpi to, co nazywaam w duchu prawdziw prac z Marszakiem. Moe mi bdzie dyktowa, moe co razem wystylizujemy, moe moje cztery obce jzyki i pewne zdolnoci literackie nareszcie si do czego przydadz powanego, nie tylko do atwych, krtkich listw sekretarjackich. Nareszcie wyjd przecie najaw wszystkie moje kwalifikacje referendarskie! Pan Marszaek przyby istotnie, kaza mnie wezwa i poleci abym mu w cigu wieczora i nocy - co pewien czas przyniosa szklank herbaty. e mi mocno skrzyda opady - to fakt! Siedzielimy dugo w noc w biurze: odrobiam wwczas wszystkie zalegoci, jakich tylko mogam dosign. Pan Marszaek mia najpierw kilka konferencji, a potem pracowa sam jeden, za tym le ustawionym biurkiem, pod portretem gen. Rydza. Nie podnosi nawet gowy, kiedy stawiaam przed nim herbat. Powoli rozeszli si wszyscy interesanci, zostali jedynie woni, wachmistrz andarmerii i sawnie pikny porucznik Flattau, ktry mia sub przy panu Marszaku i z nim przyjecha. Robio si coraz pniej. Stawao si dla mnie prawdziwym zagadnieniem, jak dosta si do domu po nocy z Nowowiejskiej na Brack. Wisiaa czarna zimowa mokra noc, a mj strach przed pustymi ulicami Warszawy, na ktrych dopiero zaczynay si pojawia takswki, by raczej usprawiedliwiony. - Panie poruczniku - powiedziaam niemiao - czy pan nie mgby, jak bdziemy wychodzili, przydzieli mi jakiego wonego, albo andarma, eby mnie odprowadzi do domu. - W aden sposb nie mog - odpar grzecznie porucznik. - To jest subowo zupenie niemoliwe. Obraona, wrciam do siebie i utknam nos w robocie. Nareszcie zrobi si rumor. Pan Marszaek zacz wychodzi. Byo okoo trzeciej w nocy. Staam, egnajc si, w adiutanturze i staraam si przedewszystkim nie zasn, a pozatym zachowa postaw subist, eby wyglda mniej wicej tak sprycie, jak porucznik Flattau. Pan Marszaek wyjdzie, no a potem trzeba bdzie rzuci si, jak w czarn wod, w t ddysto nien noc. Ale pan Marszaek obejrza si, wychodzc, za mn. - A ty, jak si dostaniesz do domu - zapyta. - Zwyczajnie, panie Marszaku - odpowiedziaam, nastawiajc si na dziarsko. Ale pana Marszaka nie oszukaam.

- Chod no, odwioz ciebie. Rzuciam krtkie, druzgocce spojrzenie na porucznika i popdziam po palto. Porucznik Flattau nie widzia zrazu mego spojrzenia, bo poszed da stosowne dyspozycje, a nie zobaczy go i pniej, bo siedzia przy szoferze, plecami do mnie. Nie zobaczy go wic wogle nigdy. Ale ja zasnam tego dnia na mojej Brackiej szczliwa i bezpieczna jak krl i adne zrzdzenia panny Klemusi na Grabowsk nazajutrz nie psuy mi humoru.

Uwagi

Dzi wiem, e porucznik by w najwyszym stopniu w porzdku bo nie mg przecie nikogo zwalnia ze suby wartowniczej. Mniejsza jednak o to!... Warto na chwil stan, jak przed piknym, gotyckim kocioem, przed t strzelist, ca z jednego kawaka wyrzebion, dobroci. Marszaek w ten sam sposb najmniejszego nawet onierza swego nigdy nie zawid i nie opuci.

34
Znowu zdawao si, e teraz to ju tak na dobre zostanie, e tak bdzie wiecznie. Przyzwyczajono si do mnie powoli. Zaczam sobie wyrabia jakie takie miejsce w nowym otoczeniu, troch tak, jak kto ogarnity niegiem wytapia swj ksztat w otaczajcej go masie - nie wicej. Ja te nic wicej nie chciaam. Przekonano si, e zostan. Przekonano si, e niczego nie szukam i do niczego si nie wspinam. Zabieraam innym tylko najnudniejsz robot i o ni wykca si gotowa byam zawsze. Ubywali dawni, a przybywali nowi koledzy i, zastajc mnie ju na miejscu, byli mniej nieufni i stali si bardzo mili. U pukownika Becka znajdowaam zreszt zawsze, od pocztku, zrozumienie, kiedy chodzio o zaatwienie dorane spraw, ktrych, uwaaam, e nie mog rozstrzyga sama, np. wykrycie wanego naduycia, zapocztkowanie jakiej wikszej akcji, udzielenie zasugujcemu na to znaczniejszej zapomogi, wybranie takiej lub innej formy zaatwienia, z ktrego mogy byy wynikn draliwe skutki na zewntrz. To pukownik np. odrazu zrozumia, e naley sprowadzi zwoki Sowackiego, i spraw t, tak dugo przed rokiem 1926 bagatelizowan, a przeze mnie wydobyt, pchn na tory urzeczywistnienia. Sekundowa mu w tym dzielnie porucznik Zawilichowski. Porucznika Zawilichowskiego trudno mi na tym miejscu nie wspomnie jak najcieplej. By wes, jak wikszo ludzi dobrych, elaznej energii, i nieopisanie miosierny. Ile to razy da mi rodki na dopomoenie wyjtkowej ndzy, na ktr nie byo skd wzi. - Maj dosta hycle, niech pani lepiej wemie dla biednych - mawia. Nie wiem jacy to mieli by hycle, grunt e miaam t fors. Byabym chtnie bya zreszt krada, ebym tylko bya umiaa i miaa czas, tak straszn bya ta otcha, nad ktr sdzono mi byo sta wpatrzonej i bezradnej w cigu lat dziewiciu. Im duej w ni patrzyam, tym mocniej utrwalao si we mnie przekonanie, e nie jest tu winien aden rzd i aden ustrj, ale winien kady poszczeglny czowiek w swoim kamiennym nie dbaniu o drugiego czowieka, w zrzucaniu wszystkiego na jakie odlege czynniki i nie robieniu samemu porzdku w koo siebie. Mc napeni wycignite rce, co za szczcie! W najdrobniejszej nawet czci procentu nie udao mi si tego ideau urzeczywistni przez czas mojej suby. Ale nigdy nie zapomn tych, ktrzy mi w tych drobnych, nie pocigajcych niczym, nudnych sprawach - pomogli. Jzef Beck, Stanisaw Zawilichowski, Seweryn Sokoowski, Stanisaw Prchnicki, Marjan Szumlakowski, Zygmunt Wenda mieli to prdkie, braterskie, chrzecijaskie podejcie do ndzy, to nie odwracanie si do niej plecami, ktre - wierz w to - jest najwaniejszym punktem w programie walki ze zem.

Uwagi

Porucznik Zawilichowski Stanisaw, zdolny, wyjtkowo energiczny sekretarz p. Bartla, za czasw, kiedy ten kilkakrotnie obejmowa urzd premiera. Potem urzdnik Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Zgin w wypadku samochodowym majc lat niespena trzydzieci.

Major Stanisaw Prchnicki - pochodzcy z Syberii, szef wydziau I Gabinetu Ministra Spraw Wojskowych, potem naczelnik wydziau w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Zgin biedny tragicznie w 1933 r.

Minister Marjan Szumlakowski - kijowianin, dugoletni urzdnik Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Szef Gabinetu przy p. Augucie Zaleskim, pniej pose w Madrycie.

35
Czy umwiam o tych sprawach panu Marszakowi? Skde. Byam wanie po to tam postawiona, eby za niego zaatwia, a nie eby jeszcze i te rzeczy mu znosi. Im dalej, tym bardziej to rozumiaam. Zaprawiano mnie zreszt do tego. Pan Marszaek poleci mi zwraca si we wszystkich wtpliwociach i ze wszystkimi zapytaniami do majorat Prystora. - Ala - to moje alter ego, moje, jak to mwi, drugie ja. To take ojciec chrzestny mojej starszej, Wandy. Jak czego nie wiesz, jego pytaj. Z moich bliskich Prystor do mnie najpodobniejszy. Jego rozstrzygnicie bdzie najbardziej podobne do mojego. Jak on powie, tak i rb. Major Prystor siedzia w Belwederze. Telefonowa do niego i chodzi byo trudno i kopotliwie. Wydawao mi si znacznie prociej mie ten autorytet bliej. Dlaczego nie miaam by po prostu zalena od Szefa Gabinetu? Toby byo tak wygodne : cyferka aprobaty i czowiek nie ma adnej odpowiedzialnoci.! Ale Marszaek powtrzy mi par razy. Pamitaj, e nie masz innego szefa oprcz mnie. No i trzeba byo sucha... i coraz czciej zaatwia wszystko samej, na wasn odpowiedzialno. Z sercem w zbach ze strachu, telefonowaam do rnych grubych ryb, pewna, e mnie zwymylaj. Odpowiadano mi z serdecznym wylaniem, z oddaniem, z gotowoci. wiat by zupenie odmieniony. Trzeba byo cigle pamita, e to nie wasna moja wielko tak dziaa, eby si nie wbi w obrzydliw pych. Trzeba byo cigle rozrnia: to uznanie - naprawd dla mnie, a to - przeze mnie dla Marszaka, no i tego ostatniego nie bra do siebie. Ale znowu - nie sdzi za popiesznie, eby si nie omyli. I trzeba byo z p swek, z p minut rozmowy wyawia, - co Marszaek lubi, czego nie lubi, na co pozwala, czego zabrania, eby potem mc ju z wasnego upowanienia, ale ze spokojem sumienia, gosi: Pan Marszaek zezwoli, Pan Marszaek nie moe si zgodzi. Bo i p. Prystor, ju pukownik nie major, - odpywa, odpywa coraz dalej i wyej. Jednak do kocz w stosunku do niego wypeniaam polecenie pana Marszaka. Kiedy czego nie wiedziaam, jego pytaam. Raz, w r. 1928, Marszaek kaza sobie nagle zoy poufne sprawozdanie o rodzaj u poda, o tym, co si w nich zawierao i rzucao w oczy... Raz tylko jeden. Dzi zdaj sobie spraw z tego, e by to rodzaj egzaminu i auj, e go zdaam dobrze, e wykazaam w nim widocznie zdolno do samodzielnej pracy. Zapewne wynik pomylny tego egzaminu przyspieszy moje wyzwoliny na zupenie ju samodzielnego pracownika. Jake dalekie byy czasy ul. Krlewskiej! Jak niepostrzeenie rozwiaa si fata morgana bliskiej wsppracy z Marszakiem, przy nim, obok niego, obcowania z jego dziemi, zronicia si z jego domem, miejscem ogrodzonym, bezpiecznym, nie zdeptanym tysicem butw. Byam znowu tylko w biurze. Prawda, e byo to biuro Marszaka, najwysze, najwaniejsze biuro w kraju i e dla Marszaka warto byo wszystko robi, nawet rondle szorowa. Ale ja spodziewaam si bya, e wszystkie moje najlepsze siy i zdolnoci bd moga zastosowa, a nie e zostan ywym segregatorem poda. Mylaam, e bd pisaa ksik o nim - nie tak bah jak niniejsza, ale stokro lepsz, gbsz,

zwierciado jego ycia niejako. Pukownik Prystor dodawa mi otuchy, z waciwym sobie trzewym rozsdkiem. - Tak c... O co pani chodzi. Wanie t robot musi kto pewny zrobi. Moe pani nic rzeczywicie nadzwyczajnego nie zdziaa, ale kto inny mgby duo zego tam zrobi. I to ju dobrze, e tego zego tam nie bdzie. Nie wytrzymaam jednak i gorco poprosiam ktrego dnia Marszaka o zgod na przelanie moich funkcyj na moj siostr. Ale Marszaek si nie zgodzi. - Moe kiedy pniej. Zobaczymy. Robi ci kto krzywd? Przesypywaam w myli same nic nie znaczce gupstwa. - Nie, panie Marszaku. Nikt mi nic nie robi. - Zadowolona jeste z warunkw? Gorca wdziczno podleciaa z serca a do oczu mocn fal. - Panie Marszaku, dzikuj za wszystko. Teraz wszyscy mnie szanuj, suchaj. Nikt mi nie robi nic zego. Mylaam, e nie potrafi, ale daj sobie rady. Pocaowaam Marszaka w rk. Rozemia si wesoo, dobrotliwie, tryumfujco i pogadzi mnie po gowie. - A co, a widzisz?... A nie chciaa tutaj przej z twojego M. S. Zetu. Major Feliks Kamiski, woajc mi kiedy do Marszaka, zapyta mnie z yczliw, ale istotn, ciekawoci, tak jakby cign dalej myl, w drodze do mnie zaczt. - Wic pani nic a nic nie boi si Pana Marszaka. - Panie majorze - powiedziaam z najszczerszego serca - pan Marszaek jest jedynym czowiekiem, ktrego si tutaj nie boj. I to bya prawda Nie wiem nawet, kiedy i jak wyleczyem si ze zwtpie, ktre mnie zjaday w 1925-26. Jakby ich nigdy nie byo.

Uwagi

W biurach jest tak: na samym wierzchu siedzi Minister, a na samym dole jaki pomocnik referenta. Ten pomocnik co np. opracuje, niesie do referenta. Referent robi na tym znaczek, cyferk, e widzia, i niesie do naczelnika wydziau, od tego ostatniego rzecz idzie do dyrektora departamentu, od niego za dopiero do Ministra. W ten sposb, ten, ktry rzecz opracowuje, jest waciwie zupenie wolny od odpowiedzialnoci, ale i od chway, za to, co wymyli.

Chciaam robi koniecznie co trudnego i martwiam si, e praca jest zbyt atwa. Miao si moje yczenie zici w sposb nieoczekiwany: praca staa si nie tylko trudna, ale bardzo trudna, bo byo jej nieprawdopodobnie wiele ilociowo. Z czowieka, ktrego najpierw nie znano, a potem lono, sta si Marszaek pbogiem dla mas, wszyscy wic si do niego o wszystko zwracali.

36
Zabrano mi mj pnocny pokj, dano natomiast inny, wschodni, z piknym widokiem na zielone pole, lece za Ministerstwem Spraw Wojskowych. Pniej pole to uporzdkowano, przecito drkami, obsadzono rami. Niech za te re Bg da zdrowie generaowi Sawoj-Skadkowskiemu. Pole koczyo si na moim widoku dwiema topolami woskimi, tu u Alei Ujazdowskich. Na tej poaci gruntu odbywaa si dla mnie zmiana pr roku, jak dugi spektakl w teatrze. Praca obrastaa mnie coraz bardziej i nie miaam czasu nigdzie tych zmian obserwowa, oprcz tu, na tym polu. Nowy mj pokj, do oddalony od gabinetu, w ktrym urzdowa pan Marszaek, poczono z tym gabinetem przy pomocy dzwonka. Ktrego dnia dzwonek zadzwoni. Cisnam wszystko, mimo e mylaam, e to musi by faszywy alarm, i pobiegam do pokoi ministra. W przejciu dyurowa kapitan Sewer Sokoowski. - Owszem, pan Marszaek jest u siebie. - Bo u mnie dzwonek dzwoni. - No wic niech pani idzie do pana Marszaka. - Jakto, niemeldowana? Skoro taka jest forma wzywania, obmylona specjalnie dla sekretarza, to ja meldowa nie mog. Niech pani idzie. Ju! Kapitan by zabawiony moimi skrupuami. Pan Marszaek siedzia przy biurku i mia przed sob gotow jak pisanin owkiem. - Masz tu - powiedzia - taki wywiad mj do prasy. We i przepisz to na czysto na maszynie. Umiesz pisa? - Nie, panie Marszaku, ale przepisz bardzo czysto odrcznie. No to przepisz i wr do mnie, jak skoczysz - i pan Marszaek sam przeczyta mi to co mia przed sob. By to wywiad Ludzie bez wczoraj, ludzie bez jutra. Byam uszczliwiona. Nareszcie prawdziwa wsppraca! Poszam do siebie, ponastawiaam przecinkw i punktw, podocigaam przymiotniki do rzeczownikw, ustawiam wyrazy, jak mnie si zdawao, bardziej poprawnie, postanowiam nawet prosi p. Marszaka o pozwolenie zmienienia paru sw. Czy pamitam, co w ktrym miejscu zmieniam? Oczywicie, e nie, zreszt po co ta wiadomo, skoro pan Marszaek cao zaaprobowa, mwic: - Et, wszystko jedno. Ale teraz nastpia niespodzianka.

- Ja, uwaasz - powiedzia Marszaek - jestem take literatem i do duo zarabiam jako literat. Wic ty mi ten wywiad sprzedasz do gazet. Moesz to zrobi? Ja si ciebie pytam, no bo to nie naley do twoich obowizkw. Jak nie bdziesz chciaa, albo nie potrafisz, to mi to zrobi kto inny. Skra na mnie cierpa. Nigdy nie syszaam, eby mona byo wywiad sprzeda. Z drugiej strony, w moim pojciu nie by to aden wywiad, tylko artyku, wic ostatecznie dlaczego nie. Oj, eby si tylko nie zblamowa. - Sprbuj, panie Marszaku - powiedziaam odwanie - a czy pan Marszaek upatrzy sobie jakie pismo? - Nie, to mnie wszystko jedno. Gdzie chcesz, byle tylko do jednego pisma, nie do kilku. - A ile mam da. Pan Marszaek rozemia si. - Oho, ja jestem drogi! Niech ci si nie zdaje... Ostatni mj wywiad przynis mi okoo omiu tysicy zotych. Doskonale. Miaam wic, jak mniemaam, wytyczn co do ceny, a woln rk co do wyboru pisma. - To ja, panie Marszaku, zaraz si do tego zabior, a poprosz o posuchanie za par dni, eby zda spraw jak mi si udao. Ale pan Marszaek si nie bdzie gniewa, jeli mi si nie uda? Pan Marszaek machn rk. - Nie bd si gniewa. Tylko pamitaj - nikomu ani swka.

37
Ruszyam z kopyta do roboty, podniecona jak ko bojowy. Do kogo tu si zwrci! Aby tylko nie do pism subsydiowanych. Ale jak si dowiedzie, ktre s subsydiowane? Po zasigniciu jzyka, postanowiam zacz od Kuriera Porannego. Pan Fryz bardzo serdecznie powita mnie w telefonie i ucieszy si z propozycji. - Ile? - Osiem tysicy. - Co?! - Osiem tysicy. - Ale prosz pani, to cena niemoliwa. Kurier nie moe paci takiego honorarium. Nie mamy pienidzy. Nikt takich pienidzy nie ma. Kurier drukowa artykuy pana Marszaka w 24 i 25 roku, wic tym bardziej wziby teraz ten wywiad. Ale to jest cena niemoliwa dla nas. Czy to pan Marszaek postawi tak cen dla Kuriera Porannego?. - To nie jest cena specjalnie dla panw i jeli pan mi tyle nie da, pjd gdzie indziej. Rzecz jest mnie poruczona i cen j a stawiam - powiedziaam z godnoci. Nareszcie raz w yciu byam w tym pooeniu, e mogam stawia warunki wydawcom, a nie oni mnie! Zwrciam si do Dnia Polskiego. Tam odpowiedziano mi, e nie mog si odrazu zdecydowa, bo nie wiedz, czy znajd pienidze. - Czy mona zapaci czciowo? - Nie - powiedziaam - z rczki do rczki. Ja dam artyku, a panowie ca gotwk odrazu. - Czy mona obejrze wywiad? - Nie mona. Prosili, ebym zatelefonowaa na drugi dzie znowu. Zatelefonowaam do Expresu Porannego. - Co? Wywiad pana Marszaka! Gdzie jest? Bierzemy zaraz. - Powoli panowie. Kosztuje osiem tysicy zotych. - Bierzemy. Czy mona obejrze wywiad? - Nie mona. Przeczytam go panom w redakcji, p o otrzymaniu honorarium. - Zrobione, prosimy jak najprdzej. Zwrciam si do Czerwoniaka bez zapau, ale czuam si w porzdku, bo mnie zapewniono, e to pismo niesubsydiowane. Bardzo mi uja ich gotowo, ale do redakcji szam z pewnym lkiem. Wogle, nie przywykam bya chodzi osobicie po redakcjach. A

nu, Boe bro, zabior mi wywiad i nie dadz pienidzy. Takich skarbw - takiego wywiadu i takiej sumy pienidzy - jak yj nie miaam u siebie. Zdawao mi si, e to co jak brylant Koh-i Noor. Zabraam ze sob wonego, kazaam mu czeka u wejcia i zrobi alarm w biurze, gdybym po godzinie nie wrcia. Personel redakcji zlecia si w komplecie na ten dziwny odczyt. Pienidze trzymaam mocno w garci, w drugim rku bezcenny artyku, ktry czytaam gono i wyranie, czujna na kady ruch obecnych, czy te kto nie czyha na moje pienidze. Ale oni nie czyhali na pienidze, tylko na sowa Marszaka. Byli rwnie podnieceni jak ja, rozradowani i zachwyceni, e pierwsi rozdadz te sowa tumom. Omal, e mnie nie bogosawili. Bardzo mi si ju wszyscy podobali, kiedy wychodziam... Od tego czasu jestem gorliw czytelniczk Czerwoniaka.

38
Pienidze przyniosam Marszakowi do gabinetu jego w Belwederze, gdzie te nieraz go widywaam, kiedy byo potrzeba co podpisa albo omwi. Byam dumna jak paw, czy jak wye, kiedy aportuje kaczk. Suma bya wypacona pisetkami, stanowia wic pokany zwitek, cenny up, wiadectwo w moich oczach zwycistwa literatury nad wydawc. Uwaaam, e spisaam si genialnie. Pooyam pienidze na biurku. - Ile tam jest - spyta obojtnie Marszaek. - Osiem tysicy - wypaliam ze spokojem tryumfu. Marszaek a w rce uderzy. - Bj si Boga, dziewczyno, to daleko za duo! - Pan Marszaek sam wymieni t cyfr - powiedziaam dotknita, ale zawitao mi nagle, e pewnie zrobiam gupstwo. - No, no - pokiwa Marszaek gow nad rozsypanymi przed nim banknotami. - A to historia! - I nagle rozemia si gono, z niepowstrzyman wesooci. - To z ciebie zuch, widz. A mwi, e literatura nie popaca! - I znowu mia si, coraz inaczej, jakby mu si odkryway wci nowe horyzonty dobrego kawau. Staam, do obraona i ju nie wiedziaam czy dobrze czy le zrobiam, obdzierajc tak Czerwoniak. W moich oczach rzecz bya bezcenna, a nie wartoci 8.000 zotych. - Pan Marszaek przecie sam mwi... - A mwiem... Nieche ci! Przecie ja tamte 8.000 dostaem w sumie od wszystkich pism razem, nie od jednego. - Ja mylaam, e panu Marszakowi potrzebne 8.000, wic je przyniosam. Pan Marszaek zamilk i ja rwnie. Rado, z ktr przyszam, opucia mnie zupenie. Pan Marszaek kocami palcw wzi szczypt banknotw, jak si bierze szczypt tytoniu przy robieniu papierosw i podnis ku mnie twarz, pen ojcowskiej dobroci, rozjanion jeszcze tamtym dugim miechem. - Wiesz - powiedzia cicho, porozumiewawczo, jak jeden spiskowiec do drugiego - wiesz, tego jest daleko za duo. Potem spowania... - Dzikuj, dzikuj bardzo - powtrzy kilka razy - dzikuj. I znw posza ta za dua suma na biedakw.

Uwagi

Tutaj moecie widzie gbok lojalno Marszaka. Kady inny szef zbesztaby pracownika za niezrozumienie rozkazu, a potem wobec innych psy by na nim wiesza za to, e naduy, choby niewiadomie, jego autorytetu. Marszaek nie tylko nie spycha win na nikogo, ale win, czy omyk, podwadnego gotw by zawsze z nim razem dwiga. Lojalny szef to najrzadszy i najcenniejszy klejnot.

Tutaj te wida, jak ndzne s honoraria polskich mw stanu, jeli tak skromna suma 8.000 zotych za tego rodzaju artyku wydaa si Marszakowi zbyt dua.

39
Syszaam potem, ale z daleka, jak si z wysokiego miejsca syszy odgos potoku, e duo znakomitych osb byo zgorszonych moim korsarskim jakoby czynem. Podobno gdzie co wrzao... Ale tak jak zawsze, w cigu tych lat dziewiciu, kiedy co wrzao - ja nic o tym nie wiedziaam, bo, zawalona robot, nie miaam czasu na sondowanie temperatury. Od siebie zreferowaam bya odrazu rzecz Szefowi Gabinetu. Nie zrobi mi adnej uwagi. W tym samym czasie jak kada osoba, ktra w jakiejkolwiek dziedzinie dziaa, miaam szereg duych przykroci z zewntrz, ktre obrzydziy mi bardzo pobyt na nowym stanowisku i utwierdziy w postanowieniu powrotu do swoich. Tak si zoyo, e z powodu tych nudziarstw, pierwszy i jedyny raz w yciu poszam specjalnie do pana Marszaka, tym razem do Generalnego Inspektoratu Si Zbrojnych, z prob o dymisj. Musiaam, zapytana, wyoy o co mi chodzio. Ale pan Marszaek zmit sytuacj jednym zdaniem. - Tego nie byo. Tej caej twojej przykroci, uwaasz, nie byo. Tak si masz do tego co ciebie spotkao ustosunkowa. Rozumiesz? Nie obraono ciebie. Twarz mia star, szar, surow, kamienn, oczy nieruchome. - Dobrze, panie Marszaku, ale ja chtnie odejd. Wyucz kogo innego i odejd. Tak bym chciaa dosta stypendium na dwa lata do Parya, czy Wiednia. Zawsze o tym marzyam. Ja z radoci ustpi. - Jak chcesz, ale nie widz powodu do zmiany... Zrozumiaam mj wyrok. - To ja ju zostan, panie Marszaku. - Dzikuj. U wyjcia z gmachu spotkaam pewnego wietnego, wesoego oficera, ktry powita mnie artem, ju mi skdind znanym. - Tak pani sobie chodzi jakby nigdy nic i nie boi si pana Marszaka. - Jestem jak pliszka w jaskini lwa - odparam. - Lew pliszek nie jada. W owym czasie zaprzyjaniam si z pewnym bardzo ciekawym i wietnym czowiekiem, byym ministrem i premierem. Mia on mnstwo do zarzucenia polityce biecej, ale e si na niej zna, krytyka jego bya interesujca i ksztacca. Mia wielki podziw dla p. Marszaka, ale nie mg si pogodzi ze lep wiar, jak dla niego spotyka u jego najwierniejszych. - Czy pani byaby we wszystkim posuszna Marszakowi. - Oczywicie.

- A gdyby kaza co zego wykona. - To niemoliwe. - Ale gdyby jednak. Przecie mogy by takie wypadki. - Ja nic o nich nie wiem. - No ale przypumy jednak, e kazaby wanie pani zrobi co zego. Czy pani by usuchaa. - Mnie by nie kaza nigdy nic zego zrobi. Pan Y. parska i chodzi po pokoju ze zoci. - Z wami si nie mona dogada! Jak pani moe by dobrym sekretarzem ministra, przy takim braku samodzielnoci mylenia?! Powiedziaam zoliwie: - A tak, tak... Marszaek jest tyranem, a ja bezmylnym wykonawc bez adnych kwalifikacji. Jeli pan tak sdzi, to prosz pamita, e Kaligula np. zrobi konia konsulem, wic dlaczego mnie nie mona zrobi sekretarzem!? To udobruchao mego rozmwc i pooyo kres jego artobliwej dokuczliwoci.

Uwagi

Tego nie byo - formua oczyszczajca jak w spowiedzi rozgrzeszenie, umoliwiajca rozpoczcie ycia na nowo, wyjmujca do z rany, prostujca zgarbione plecy, przywracajca wesoo i dobr saw.

Tu wida na ma skal, jak w skorupce od orzecha, skrt stosunku onierza do wodza. Dlaczego onierz musi lepo bez namysu, sucha komendy? Bo z gry jest zwolniony od odpowiedzialnoci, bo odpowiedzialno ma dowdca. W onierzu jest oczywicie pewno, e dowdca nie moe kaza mu zrobi nic zego. To waciwe zaoenie dowodzenia. Biada wojsku, gdzie karno jest tak luna, tj. zaufanie dowodzonego do komendy tak sabe, e onierz rozwaa sobie rozkaz, nim go wykona: posucha, czy nie posucha, dobry ten rozkaz - czy zy. Kiedy wic ja tu odpowiadam: Nie moe kaza nic zego, to jest to to samo, jakbym odpowiedziaa: Posucham w kadym razie, tylko e stopie ufnoci jest tutaj tak silny, e i formua wyraenia posuszestwa - wysza.

40
Wypadki faloway tam i z powrotem. Pan Marszaek to by premierem, to nie by. U mnie to si poznawao po wznoszcym si to opadajcym nurcie poda. Cay wiat zmieni si na sprawy, caa ludzko na petentw. Zostaam z tym wiatem sama: stawiaam mu czoo jak umiaam. Straszne rany, biedy, przestpstwa - musiaam na wszystko patrze... Niema wikszego ciaru jak wiedzie za duo. Puchnie od tego wtroba, sabnie wzrok i siwiej wosy. Owszem, mona robi cuda, ale si ich nie nastarczy. Targany pomidzy mioci i wstrtem do ludzi, czowiek nie ma ju adnej dziedziny wycznie dla siebie, wszystko jest zdeptane setkami tysicy ng. Nic si nie ostoi, aden osobisty kwietniczek. Zbudzone poczucie odpowiedzialnoci rozrasta si, olbrzymieje na potwora. C mu wdzik ycia, jego liryka, jego wysubtelnione ksztaty. Ono potrzebuje widzialnych, doranych rezultatw, natychmiastowych dokona... eby wszyscy co z tego mieli. eby byo dla wszystkich. Tam u gry, w okropnym trudzie, ogoocony ze wszystkich maych, najpikniejszych radoci, jakie daje wolny czas - nis swj krzy Marszaek. Pikna, smutna pani Marszakowa cae siy oddawaa organizowaniu pomocy spoecznej. Patrzyam na nich z dou i staraam si bra z nich przykad. Oni wiedzieli jeszcze znacznie wicej, byo im wic znacznie gorzej ni mnie. Odszed wietny nasz Szef Gabinetu do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, poszed w gr jak niezawodny, precyzyjny, tajemniczy aparat, jak ptak myliwski, najciglejszy sok Marszaka. Czy mogam bya przewidzie, dziecinnie proponujc w roku 1912 moje usugi Jzefowi Pisudskiemu, e w tak dziwny sposb przypomni sobie o mojej probie i takim adiutantem mnie zrobi! To miay by moje okopy, moje bitwy, moje niebezpieczestwa. I to miao by miejsce obok niego. Z mieszanin zoci i wdzicznoci ogldaam si na kady przeyty dzie. I zdawao si znowu, e tak ju bdzie wiecznie, e nic si nie zmieni.

41
Ostatni raz przyj mnie pan Marszaek 6 czerwca 1929 roku. Potem ju nigdy urzdowo do niego wzywana nie byam, i widywaam go tylko w czasie przyj u pani Marszakowej w Belwederze. Prosiam o posuchanie z powodu projektowanego mego wyjazdu do Anglii z pierwszym odczytem propagandowym. Przyj mnie pan Marszaek w Generalnym Inspektoracie. - Takbym potrzebowaa jakiej zmiany, panie Marszaku. Ja bym si nigdy nie bya zgodzia opuci Ministerstwa Spraw Zagranicznych, gdybym bya wiedziaa, e i tu bdzie biuro, tylko daleko nudniejsze. Te podania mog czowieka doprowadzi do fiksacji - powiedziaam. Marszaek spojrza na mnie z wesoym zrozumieniem. - Nudne? Co? - Tak jest, panie Marszaku, i nudne i smutne i nic tym ludziom nie mona przewanie poradzi. Cigle tylko czowiek czuje si winny. - To nic, e nudne, przywykniesz. Znasz t powiastk o powstacu u nas na Litwie, ktrego Moskale powiesili, a swoi w jaki czas potem odcili. Pytali si go: Co pan czue? A on powiada: A nic. Wisza godzina, wisz druga, nudno, je chce sia... Wiadomo, nie przywykszy. Nudno, ale przywykniesz. Ja wiem, e nudno. - Tak, ale ja jeszcze nie przywykam. I dlatego, skoro ju tak ma by, e pracowa mam nie przy panu Marszaku, to niech mi bdzie przynajmniej wolno wyjeda z odczytami zagranic. Tam gdzie mnie zaprosz. Czy ja mog? Mnie zapraszaj z rnych stron. - Moesz, byle tylko twoja praca dla mnie na tym nie ucierpiaa. - Nie ucierpi, panie Marszaku. Nie prosz o adne zastpstwo. Wszystko odrobi sama. - Dobrze... Ale nie jed za wiele, bo ja nie Reisendera potrzebuj, tylko sekretarza. Pojedziesz raz za duo i posad stracisz, pamitaj. Co mi tam p. Marszaek podpisywa, rozmawiajc. - Od tego czasu - powiedzia - zawsze mi trudno troch z t rk. Musia myle o jakiej swojej chorobie, o ktrej, wierna zasadzie, eby nikogo o p. Marszaka nie pyta, naturalnie nie wiedziaam. - Panie Marszaku - przypomniaam sobie najwaniejsze - czy ja mog w tych moich odczytach mwi o panu Marszaku. - A mw sobie, mw. A powiedz tam tym cudzoziemcom jedno: niech informuj si o Polsce - w Polsce, nie gdzie po drodze. Pu im to tak mimochodem, rozumiesz? - Rozumiem panie Marszaku.

Czy mogam wiedzie, e ostatni raz jestem przyjta przez pana Marszaka? Nie mogam, bo nic tego nie zapowiadao. Czy lepiej by byo, ebym bya wiedziaa? Nie. Byabym si bya przelka, e - jakto, e sama nie dam rady, e strac na autorytecie, e moe pan Marszaek jest ze mnie niekontent. A tak - trudno temu uwierzy, ale czas tak lecia, a pracy byo tak duo, e o posuchanie u p. Marszaka poprosiam raz pierwszy dopiero w 1931 roku. Zatelefonowano mi, e p. Marszaek powiedzia: Pniej. Drugi raz prbowaam w 1933 - odpowiedziano mi: Nie teraz. Za trzecim razem, zim 1934 r., Marszaek, zapytany przez pk. Adama Sokoowskiego, Szefa Gabinetu po pk. Becku - nic nie odpowiedzia. Ostatni raz z bliska ywego widziaam go 12 grudnia 1934 na imieninach pani Marszakowej.

Uwagi

Odczyty dla cudzoziemcw miaam po angielsku w latach 1929-1934 w Londynie, Pradze, Genewie i Kopenhadze. Zobaczyam wwczas, e wszdzie jest take peno Polakw, robotnikw i rzemielnikw, ktrzy marz o tym, eby im co o Polsce powiedzie. Wymyliam wtedy tak form odczytw polskich, ktre nazwaam recytacjami, a w ktrych dostpne, popularnie pisane, wiersze przeplataam opowiadaniem o Polsce. Wiersze byy religijne i publicystyczne, z tych ostatnich wiele o Marszaku. Tak zwani ludzie proci bardzo lubi i bardzo dobrze rozumiej wiersze, w przeciwiestwie do tak zwanej publicznoci lepszej, ktra jest w Polsce niewraliwa na poezj. Naturalnie, e recytacje i zetknicie si z tak publicznoci miay ogromny wpyw na mj sposb pisania i nawet na wybr tematw. Kiedy zasiadaam do roboty, byo mi nieraz tak, jakby mnie kto z tych ludzi za rkaw cign: A nie pisz e o sobie! A pisz zrozumiale! A pamitaj o tym co nas interesuje! Takie recytacje miaam do r. 1934 w Morawskiej Ostrawie, Cieszynie, Berlinie, Szczecinie i okolicach, na wyspie Rugii, w Kwidzyniu, Pile, Olsztynie, Wiedniu i w Kopenhadze, oraz piciu miasteczkach w Danii.

42
Lata od 1929 do 1935, zapenione byy prac, przerywan prac jeszcze intensywniejsz nad odczytami i wykonaniem ich w tempie byskawicznym. Po odczytach nastpoway zalegoci biurowe, ktre trzeba byo na gwat odrabia. Wrd tego pltay si wiersze. Wzrok osab tak dalece od czytania poda, e trzeba si byo wyrzec ksiek. Rozrywki towarzyskie nie rozryway, bo kady czego chcia. Nie mona si byo nawet da przewietli doktorowi, eby doktr w czasie zabiegu nie prosi o jakie poparcie. Ciotka ju nie mwia o niebezpiecznej atmosferze i eby by ostron, ciotka chciaa dostaw wojskowych dla jakich ksiy, ciotka nasyaa mi do domu ludzi chorych umysowo, uprzednio zapewniwszy ich, e im dopomog. Wariaci pukali do drzwi, panienki chcce wstpi na scen oblegay biuro, w nocy malarz telefonowa, jakiego koloru oczy ma Marszaek, bo on robi jego portret z fotografii. - Siwe, prosz pana. - A ja syszaem, e niebieskie. - To niech pan kropnie niebieskie, a ode mnie si odczepi, bo chc spa. Ludzie prosili: Niech pani powie panu Marszakowi... Niech pani wytomaczy panu Marszakowi... Niech pani odda panu Marszakowi. Z pocztku perswadowaam, e ja przecie nic nie mog, e nie jestem przy osobie pana Marszaka. Nikt mi nie wierzy. Ludzie kiwali gowami nad moj dyskrecj: My wiemy, hoho! jak tam u was jest wszystko zakonspirowane. Oczywicie, kazano pani tak mwi, rozumiemy dobrze... Zawsze bya i zostaa nieuyta, ani dla siebie nic nie zrobia, ani innym na nic si nie przydajesz... Ludzie pisali i prosili, e si chc rozwie, a biskup nie daje, e si chc eni, a DOK. nie pozwala, wypuszczeni z aresztw skaryli si, e ich policja bia, policjanci - e ich, okaleczonych przez bandytw, odprawiaj ze suby z niczym. Starosta ali si, e go zwolniono za gorliwo, a drnik kolejowy na to, e go wyrzucono ze suby, bo mia w domu na cianie Paderewskiego i Kociuszk, a nie portret Marszaka. Chopi pisali podania, czarne od ziemi i zego tytoniu, e geometra le ziemi podzieli przy komasacji, e sdy s niesprawiedliwe, e podatkw nie mog paci, e si spalili, e ich powd zalaa, e nie wiedz jak gosowa. Powoywali si na krlewskie nadania i przywileje, pisali bolesnymi, zgrabiaymi kulfonami, albo nadsyali podania pisane na maszynie, opacone zastawionymi poduszkami. Caa Polska modlia si do Marszaka chopskim i babim lamentem - na moje bezsilne rce. Rzucaam si na niektre sprawy i poczynania jak Dawid na Goliata, krciam si jak sawna koza, co kopyto nastawia tam, gdzie konie kuj, wsuwaam palce midzy drzwi i wtykaam nos do cudzego prosa. Jak szara obskubana, ofukiwana zewszd g, wtrcaam si, gdzie nie naleao, jak umiaam najrozsdniej, z tym przewiadczeniem, z t pewnoci, e najuczciwiej postpi, to najlepiej suy Marszakowi.

Ewa Bodnarowa, matka modego Ukraica, zastrzelonego przez policj w czasie prby ucieczki, pod Buczaczem, ona ktra, po aresztowaniu go, przez dwa dni sza ladami syna, nie mogc za winiem zdy, a - pokazano jej jego wiey grb... Dwaj posterunkowi, zwolnieni ze suby za to, e si przypadkiem spotkali w wieczr, w karczmie, w czasie, gdy jeden z nich prowadzi aresztowanego zodzieja, no i zaczli go bada, a nad ranem jako si tak zoyo, e aresztowany ju nie y... I ten chopak z Biaostockiego, co si powiesi w areszcie gminnym... I ten ydek, ktrego siedemnastoletniego! skazano na siedem lat za komunizm... I ta wioska, co prosia o zwolnienie mieszkacw od pogwnego podatku na pomnik Marszaka, bo mieli nieurodzaj... I ten czarny, czarny chop ruski z zawinitkiem z ptna, ktrego - zawoana przez andarma - zastaam pnym wieczorem siedzcego u oficera inspekcyjnego na dole. On przyszed pieszo z pod ucka - szepn mody, nieznajomy porucznik z inspekcji. - Chce do pana Marszaka. andarm pooy obok niego swoj wasn paczk z jedzeniem. Wetknam mu w rk pi zotych - nie podnis gowy. Poszam do domu w ten padziernikowy wieczr w desperacji. Jak byo ludziom wytomaczy, e pan Marszaek sam tym wszystkim, nimi wszystkimi, zaj si nie moe, e nie przyjmuje nikogo, kogo sam nie wzywa.

Uwagi

Mwicie jedna do drugiej: I po co ta Iakowiczwna laza i braa nad siy?! Komu to byo potrzebne. I tak nie da si nic zrobi. To nie ja braam, mnie brao. Stoj rne rzeczy naokoo, jak ranni, czekajcy na opatrunek, i prosz si, eby je zrobi. Co si nagle stanie z oczami, jak z oczami lepego Tobiasza, posmarowanymi ci z cudownej ryby, wskazanej przez anioa - i oczy widz wyranie to wszystko, co czeka na zrobienie. A e potem nie mona ucign - ludzka rzecz! yje si w epoce, kiedy wyrazy sanacja i radosna twrczo bywaj czsto uywane w znaczeniu ujemnym. Ale sanacja znaczy uzdrowienie, a radosna twrczo, to nic innego, jak praca z dobrym humorem. atwo jest widzowi wymiewa si ze miesznych ruchw robotnika czyszczcego ustp. Osobicie - wol tego robotnika, ni wykwintnisia, zatykajcego nos nad mierdzc prac innych. A inna rzecz, e miej si wrd widzw i ci, co chtnieby sami wzili udzia w pracy, ale ich do niej nie dopuszczono. Ze szkoy pamita si jak przeszkadzaj bawicym si takie dzieci, ktre z zabawy wykluczono. Nic godzi si przechodzi w milczeniu wobec za i biedy. Trzeba by nietaktownym, niedyskretnym i wtrcalskim. Nie zostawcie pijanego picego na mrozie, nie bjcie si policji, ani choroby, ani miesznoci, wszy ani utraty dobrego imienia. Bjcie si ludzkiej krzywdy. e to niebezpieczne?... C, wogle - bardzo niebezpiecznie jest y.

43
Ju mwiam: to nie rzd, nie samorzd i nie ustrj moe zaatwi. To musi zaatwia kady czowiek po ssiedzku, po chrzecijasku. Innej rady niema. I z tego bliskiego oddalenia mona byo osdzi - co dwiga pan Marszaek. A jak si ju raz widziao, jak jest, to ogarnia czowieka sza pracy. Jake pomiennie, jak caopalnie zapracowywali si ludzie p. Marszaka. Z mojego nic nieznaczcego, ale wysoko uczepionego, miejsca, wygldali jak mrwki, wlokce ciary dziesi razy wiksze ni one same i walczce z przeszkodami tak wielkimi, e przy nich wzrost ich stawa si karli. Byli zawsze w pogotowiu, nigdy niezmczeni. Ja nie miaam ich hartu. Byli tak sob niezajci, e wasne najwaniejsze sprawy zaatwiali czsto zupenie opacznie: i szczcie osobiste tracili nieraz przez brak czasu i wdeptywali w nieszczcie, jak lepi czy gusi pod pocig. Ilu z nich dwigao w sobie z wojny srogie i grone pamitki - kule i odamki, protezy i platynowe blaszki. Krwawili z ucitych koczyn, psuy si im krgi i wizania staww, brakowao zbw, wosw i oczu, zapadali na grulic i r, trzso ich i wykrcao na rne sposoby. Umierali na serce przy najbahszej okazji. Te ich motory byy zajedone na mier. O onierze pana Marszaka! Z wad waszych krcono na was bicze; potknicia si ng o strzaskanych na wojnie goleniach, liczono ze miechem; klski wasze w zmaganiu si z objt prac obwieszczano szyderczo; trud wtaczania bezwadnej, obwieszonej trutniami, ojczyzny na szczyt - wytykano palcem jak przestpstwo. Jake cieszono si, kiedy bylicie bezspornie w czemkolwiek winni, jake ubolewano, kiedy si wam co udao... Choby si udao dla ojczyzny, choby si udao ojczynie przez was, onierze p. Marszaka. Jeli major Andrzej Nacz-Korzeniowski, stamtd gdzie jest, moe te sowa czyta, niech mnie, niezasuonej, raczy wreszcie wybaczy, e obok niego, zasuonego, stanam w szeregu, jak, w wieczr zapaty, robotnicy ostatnich tylko godzin dnia. Robotnikom, co od witu si trudzili, oddaj pen i korn sprawiedliwo.

Uwagi

Zwykle nie wie si nic o ludziach, na ktrych si najgorzej psioczy. Opinia puszcza o nich plotki, plotki te stylizuje si, jak dekoracj ujt w rytm rysunku. W kompozycji, jaka w ten sposb powstaje, jest tylko motyw czowieka, z ktrego kompozycj wykonano: podobiestwo i prawdopodobiestwo dawno zniky. Zdekomponowa t kompozycj, uczowieczy na nowo to odczowieczenie - to dobry sport, porzdna, przyzwoita robota dla porzdnych, przyzwoitych ludzi. To jest to prawdziwe odbronzowienie, o ktrym tyle si syszy, odbronzowienie z potwora na czowieka.

Porwnanie o robotnikach ostatniego dnia jest wzite z ewangelii w. Mateusza XX na niedziel Septuagesim.

44
Ale j a bohaterstwa onierzy p. Marszaka nie miaam! W marcu 1935 r. odbyam dwutygodniow podr z recytacjami dla Polakw w Niemczech. Przez kwiecie zaatwi wypado okoo 6.000 sztuk poczty. Byam tak wyczerpana prac, e postanowiam jednak dosta si do p. Marszaka i po raz trzeci prosi go o dymisj, z przydzieleniem do jakiej placwki zagranicznej. Chciaam cho troch sobie wykroi ycia dla siebie, nim przyjdzie z wiekiem zmierzch i apatia, zanim si wszystkiego odechce. Mwiam sobie maodusznie, e ja tak ju duej nie mog, a e mj posterunek, zorganizowany do ostatniego gwodzika, moe obj ktokolwiek, byle przyzwoity. Pierwszego maja wyjechaam w wymarzon od lat, pierwsz podr do Rzymu, pierwsz podr dla przyjemnoci po latach... Nikt mnie nie ostrzeg, chocia przecie diagnoza miertelna bya ju postawiona... Jechaam z sercem cikim jak kamie, a Polska cigna mnie z powrotem jak magnes elazo... Rzym wyda mi si zowrogo jako pikny, reminiscencje staroytnoci, z jej nieludzkim okruciestwem, straszyy mnie dniem i noc. Siedziaam na Forum u progu Cezara, nad ladem, ktry wyobiy w kamieniu otwierajce si i zamykajce drzwi jego domu. Nocami niy mi si skrwawione, marmurowe gazy, szcztki posgw i czarny wiat katakumb: duchy zmarych i pomordowanych woay o pami i o pomoc. Nie umiem powiedzie, jak wyrany opar krwi i barbarzystwa sta dla mnie nad miastem Nerona i Kaliguli. Stpaam po wirze, a ucho syszao chrzst i chrupot ludzkich koci... W niedziel, 12-go maja, obudziam si z gonym krzykiem ze snu, jeszcze straszniejszego ni dotychczasowe. ni mi si nieznajomy, a jednak znajomy, posg, ktry wolno i bardzo mozolnie umiera, strasznie cierpic. Cierpienie zerodkowywao si w wielkim, nieregularnym ognisku. W koo konajcego byo nieopisane zamieszanie, bezadna krztanina, nieznona i niepotrzebna, wicej mczca ni konanie. Podeszam do posgu, odsunam krztajcych si i w jaki sposb, ktrego nie pamitam, pomogam mu umiera, wprzgajc si niejako do wspkonania... Byo to niewymownie okropne... Obudzi mnie wasny mj gony krzyk; przez okiennice sczyo si soce. Miaam z Ambasadorostwem jecha na caodzienn wycieczk. W katedrze w Orvietto i przed relikwiami w. Ry w Viterbo jeszcze gorcej ni zwykle, dzikczynniej i bagalniej, modliam si za Marszaka i za ca ojczyzn. Marszaek umiera, kiedy dojedalimy do jeziora Vico w powrotnej drodze do Rzymu. W poniedziaek raniutko obudzi mnie telefon... Postanowionej proby o dymisj wnie nie zdyam. Byo mi wic, mnie maodusznej, danym nie opuci go a do mierci.

45
W wigili pogrzebu stanam w Warszawie Gabinet mj w biurze by zajty przez oficerw, pywych z alu i zmczenia, ktrzy organizowali pogrzeb i rewi. Weszam tam w chwili - gdy elektrotechnik zrywa dzwonek, zaoony do mnie z pokoju p. Marszaka. Podobno druty si spltay i nie przestawa dzwoni... Zatelefonowaam do dyrektora protoku, p. Karola Romera. - Jeli to co wanego, zaraz go obudz - powiedziaa ona - od piciu nocy si nie kad. - Nie, nic wanego - i pooyam suchawk. Litociwy sekretarz wojewody Jaroszewicza da mi przepustk do katedry. La zimny deszcz na moj naprdce sklecon z letnich rzeczy aob. Tumy groziy przepychajcej si, policja wycigaa mnie z opresji i podawaa dalej. Wsunam si do bocznej awki w katedrze i patrzyam, patrzyam... Coraz to kto podbiega, eby mnie wyrzuci, ale ustpowa wobec legitymacji. Wreszcie znalaz si bardziej stanowczy Sekretarz osobisty? To nas nic nie obchodzi. Pani daje zy przykad innym - prosz przechodzi. Wic - przeszam. Nie dla mnie miay by kondukt i towarzyszenie trumnie do Krakowa. Bo nie mamy miejsc dla osb prywatnych, rozumie pani. Setki dostojnikw i zasuonych szarpay urzdzajcych o bilety. Dostaam wstp na rewi. Ale przysza ciotka, ta sama... e przyjechaa specjalnie ze wsi, e staa cay dzie w kolejce, a do katedry si nie dostaa. Ma chre, quelle fatigue, quelle catastrophe!3 Oddaam jej jedyny bilet na rewi. Rano przedzieraam si do Ministerstwa Spraw Wojskowych, przed ktrym mia przej orszak aobny. Tum nie ustpowa, milczcy, nieruchomy. Wycignam legitymacj ponad gow do policjanta po drugiej stronie tumu. - Panie, ja si musz dosta do Ministerstwa Spraw Wojskowych. Jestem sekretarz Marszaka. - Niech pani przechodzi - woa ponad gowami ludzkimi posterunkowy, ale tum nie puszcza. Przebijaam si jak przez ska. Ustpowali kady o p milimetra, yd chaaciarz, robociarz, baba, gruba, w chustce, z koszykiem. Przeszam. - Dzikuj, panie wadzo. - Nam pani podzikuj - warkna baba - e my pani pucili. Pokoniam si jej i jej ssiadom prawie w pas: - Dzikuj z caego serca, dobrzy ludzie. - No to ju dobrze - zakiwaa z nag dobroci, gow i rk, baba i zapakaa. Przede drzwiami Ministerstwa poczuam si nareszcie na swoim miejscu: tu mnie postawi za ycia, tu go umarego poegnam. Ale okazay pukownik grzecznie odgania ludzi od wejcia.
3

Moja droga, co za zmczenie. Co za katastrofa.

- Tu, prosz pani, mog sta tylko subowo wyznaczeni wojskowi. Ludzki andarm, majcy dyur, pozna mnie i wynis mi krzeso na trotuar, weszam na nie. Dookoa byy jakie barwne delegacje chopskie. - Prosz pani, jakby co, niech si pani o mnie opiera - czowieczek w steranym paszczu od deszczu yczliwie umiecha si do mnie z dou. - A kto pan taki? - Wony z ministerstwa po cywilnemu. O, ja pani sekretark znam. Przechodzili za t trumn wszyscy, wszyscy. Rzd, gocie cudzoziemscy, duchowiestwo, dostojnicy, sztuka, literatura, urzdnicy, delegaci. Przesuwali si, jak si przesuwa podobno caa przeszo naraz przed oczyma toncego. Dobrzy i li, zasueni i niezasueni; jake wielu takich, z ktrymi kruszyam kopie o cze Marszaka w latach 1918-1926. Nie czuam zawici o miejsce. Czy nie wszystko jedno, gdzie si stoi i skd si patrzy, skoro Marszaek nie yje! Ja, ktra chciaam go opuci i tylko nie zdyam, ja, ktra nie wiedziaam, nie domylaam si, ktra wyjechaam dla przyjemnoci... wtedy kiedy on mia ju tylko dwanacie dni ycia przed sob. Za powrotem do domu znalazam nadesany niespodzianie przez najlepsz pani Janin Prystorow, drugi bilet na rewi. Popieszyam, mimo spnionej pory, na plac. Dostp by ju zamknity. Orkiestra graa Pierwsz Brygad. Zaczynao grzmie. Prbowaam rnych wej, wszdzie jednakowo grzeczny andarm broni dostpu. Nie czytaam dokadnie programu uroczystoci i nie wiedziaam, co si stanie z trumn po rewii, a do wyjazdu do Krakowa. Mylaam, e zostanie do wieczora na placu w otoczeniu wojska. Ogarna mnie taka desperacja, e si nie mog dosta na plac, jakby to wanie byo najwikszym w wiecie nieszczciem. lepa z alu, szam, pod ulewnym deszczem i grzmotami, wolno ulic Filtrow, a do domu 69, nie uwaajc, e wzdu do pustej ulicy ustawia si szpaler wojska. We wszystkich oknach klatki schodowej domu 69 byo rojno. Suce, dzieci, jakie typy - wszystko, wbite w ramy, wygldao na zewntrz. - Co si dzieje? - spytaam dwch kobiecinek, sterczcych z dzieckiem w jednym z okien. - A bd wieli trumn pana Marszaka Pisudskiego. - Jakto, tdy?! - A tdy. Na dworzec. Boe sprawiedliwy, wic jednak jest moliwo zobaczenia jej raz jeszcze! Jakby ze mnie zdjto sto pudw mierci, jakby nie byo tych ostatnich dni, od Rzymu a po Mokotowskie pole. Jakby dobro zza grobu, zawsze ta sama, niestrudzona dobro i pami o najmniej wanym, o najmniej potrzebnym, ciurze i pachoku. Jeszcze raz ostatni ta mocna, hojna, miosierna rka nade mn. - Panie mi pozwol wyjrze, jak bd przejedali! Moe ciasno bdzie? - E, moja pani, jako si zmiecimy.

- Aby tylko gow wysun. Burza grzmiaa, deszcz kapa, dziecko kobieciny uczepio si mnie i piao wesoo. Trumna ukazaa si, sunc cicho, w asycie wojskowej, na ustawionej wysoko platformie, zreszt bez uroczystego orszaku. U dou, dokoa platformy, pod deszczem, cisn si tum ludzi. Ju nie w mundurach, cylindrach i orderach, bez adnego splendoru. W cyklistwkach, w wykrzywionych butach, w paszczach od deszczu caych w plamy, w jesionkach pamitajcych bodaje jeszcze trzy zabory... W chustkach, z paczkami, z go gow... Kilkadziesit par rk trzymao si bokw i tyu platformy i tymi rkami cay tum zdawa si by zwizany nierozerwalnie z trumn. Ci, ktrych nigdzie nie przepuszczono, ci, ktrzy si przedarli przez wszystkie kordony i ktrych ju nikt nie myla odpdza, chocia nie mieli adnych biletw, adnych przywilejw, ani adnych oficjalnych obowizkw, a moe nawet adnych zasug... I tam, pomidzy tymi niezasuonymi a panem Marszakiem, wrd rk trzymajcych si trumny, pozostao moje serce...
Warszawa, luty 1936 r.

Warszawa 1939 Towarzystwo Wydawnicze Rj Prawa przekadu, przedruku. Wszelkiej produkcji publicznej - zastrzeone copyright by I. K. Illakowicz Odbito 2100 egz. num. Drukarnia Narodowa W Krakowie

Vous aimerez peut-être aussi