Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 12.4 - Zasada analogii. - Mam do ciebie prob. Wielokrotnie w naszych rozmowach stosowae porwnania, analogie, zoone obrazy - a wszystko po to, eby odda sens tego, co chciae pokaza. To dla mnie zrozumiae, mog nawet przyzna, e konieczne, poniewa rnych spraw inaczej nie uda si zrozumie; przyjmuj takie podejcie, sprawdzao si. Ale mam teraz pytanie, dlaczego opierasz si na tym tak czsto i dlaczego uwaasz, e wynik takiego dziaania musi by poprawny? Przecie analizujesz dalekie zakresy rzeczywistoci, tak odlege od rejestrowych wok, e wydaj si wrcz obce - czy mona je opisywa w taki sposb? - eby odpowiedzie na twoje pytanie, a zarazem przekona do myli, e mona (a nawet trzeba) korzysta z analogii w poznawaniu, e jest to potne narzdzie dziaania, ktre w sposb szczeglny sprawdza si w zakresach skrajnych wobec naszej lokalizacji - eby odpowiednio wysoko umieci "zasad analogii" w logicznym analizowaniu zmiany i jej rytmu - eby to przeprowadzi, po pierwsze, musz odwoa si do znanej ci wiedzy (i to jako oczywisto), e postrzeganie otoczenia przez obserwatora przebiega zawsze jako zoenie jednostek, a wic chwilowych stanw wiata... A po drugie, e doznanie zawsze jest punktowe - e zmiana przebiega jako "paski" i zapeniony stan chwilowy, ktry jeeli nawet i jest realnie sfer (a jest) - to w takim ujciu spenia rol paskiego, wic jednowymiarowego. I jest jednostk poznania - to "kadr" filmu. Czyli co realnie nawet bardzo zoonego (zoonego w logicznej, tu mylowej konstrukcji, ktr sobie tworzysz krok po kroku, eby proces postrzegany zobrazowa i zrozumie) - to jednoczenie spenia w innym odniesieniu rol paszczyzny. Albo "ciany", jednorodnego ta-brzegu twojego postrzegania, do ktrego moesz doj poznaniem, na przykad fizycznym eksperymentem. To zrozumiae. - Mniej wicej. - Nie krzyw si, to oczywisto. Na najniszym poziomie zmiany, co by o tym brzegu nie mwi, jest punkt w przemieszczaniu si - i nic wicej. Co pdzi w prni, zaptli si z podobnym - z wieloma tak sobie podobnymi - i jest "paszczyzna" w twoim doznaniu. e posiada to w gbszym sensie posta wielowymiarowej sfery, ktr wsptworzy przenikanie przez ni innych wielowymiarowych sfer - e dlatego w dostpnym tobie poziomie s zawsze skomplikowane elementy, bowiem nic innego nie postrzeesz - i e jest to "cegiek" poznawania dla ciebie - to wszystko prawda, tak jest... Ale obecnie chodzi mi o to, e na tym ju absolutnie niskim poziomie zmiany, w zakresie skrajnym i brzegowym, gdzie s tylko i wycznie logicznie pojte jednostki czego - e tam lokuje si ta elementarna "cegieka". Zawsze pozostajca w ruchu, co trzeba doda. Nic jej w pustce nie hamuje, wic jest w ruchu. - Moesz prociej? - Chwilowo si nie da, cierpliwoci. - Ale przyznaj, e pado duo sw, a tre nadal skryta... Ot chc przez ten fakt jednostkowy i w ruchu poprzez prni wprowadzi ustalenie - te oczywiste dla
ciebie, e proces jest na tym podstawowym poziomie pokawakowany, e
przebiega jednostkami i "porcjami". - A mwic inaczej i odwoujc si do twojego nazewnictwa, e jest skwantowany. - Fakt, jest. - Ale jest, zauwa, taki w kadym przypadku i zawsze... Jeeli tam, "na samym dole", umiecisz jednostk w ruchu - jeeli uznasz to za element i cegiek zmiany - i jeeli t logiczn konstrukcj oprzesz o fakt najmniejszy z najmniejszych (ale zawsze fizyczny) - to, we to pod uwag, na kadym innym (dowolnym) postrzeganym osobicie czy przyrzdowo, czy logicznie i abstrakcyjnie poziomie - zawsze masz w analizie (badaniu czy obserwacji) jak jednostk, "jedynk" zmiany tworzcej ten poziom. Wychodzc z jednostki tworzcej, jednostki ustalonej i wprowadzonej do zmiany logicznie, adnym sposobem nie uzyskasz cigoci - stanu niepodzielnego. Owszem, moesz ustali jednorodno zbioru takich jednostek, jednak nie cigo. Dojrzysz jednorodno paszczyzny (fizycznie ta), ale nie nieskoczon cigo. - Cho, co wymaga wyranego podkrelenia, pozornie tak ci si to moe (w mao precyzyjnym oraz powierzchownym ogldzie) zaprezentowa. Czyli tak postrzegany zbir, mimo e spenia rol bezkresu, mimo e jest jednorodnym - faktycznie (realnie) jest skwantowany; jest zbudowany z jedynek czego. Tylko e dla ciebie, zauwa, liczy si tylko jeden fakt: niemono rozrnienia, podziau tej paszczyzny na elementy (punkty). Ustalasz w logicznym dziaaniu, e nie ma podziau nieskoczonego, jednak za wzorami lub w pomiarze (w eksperymencie) definiujesz to jako zakres nieskoczony. Wic paszczyzn. Bo jak jedynk od jedynki odrni w jednorodnoci - nie mona, przyznasz. - Owszem, nie mona. - Moesz nawet twierdzi, e w twoim postrzeganiu jest paszczyzna i ciana - i tak bdzie. Poniewa to jednorodne to dla ciebie jest tak barier w prowadzonym fizycznie, a wic realnym postrzeganiu; dla ciebie to jest rzeczywicie fizyczn cian... Tylko e, nawet ustalajc taki "cienny" fakt (np. pocztku wszech-wiata), w adnym przypadku nie moesz twierdzi, e nie ma jednostek tworzcych "na dnie". Dlaczego? Poniewa wprowadzenie podziau nieskoczonego, a wic bez jednostki, prowadzi do logicznego absurdu (skoro tu, obok, s odrbne fakty, to skd-jak si wziy?), to po pierwsze. - A po drugie, co chyba przesdza, cigo wyklucza samo dziaanie (jak nie ma jednostek, to i analizujcego nie ma, bo na jakiej zasadzie "co takiego" miaby istnie?). Czyli nie ma podziau do nieskoczonoci, musi by brzeg dzielenia i najmniejsze. To jest w ogldzie od wewntrz jednorodne i cige, ale dlatego takie, e to brzeg poznania. To, e jednak skada si z jednostek - to wiedza, ktr wnosi pogbiona analiza wiata. A co wicej, kade to (za takie uznane) skada si z "cegieek". I to jest fundament analogii - zasada, e zawsze jest jednostka budujca dany poziom, to jest podstawa do dziaa. - Jednak z tego wynika, e brzegu pozna nie mona, z wntrza, kiedy znajduj si w zmianie, ta i jego elementu ustali nie mona. Wic jak ustali brzeg? - Czy mam kolejny raz uzasadnia, dlaczego fizyk nie signie strefy granicznej, znw mam uzasadnia potrzeb wprowadzenia progu, to ju
byo mwione wielokrotnie - tego obszaru nie zbadasz, poniewa tworzy
twoje poznanie. Koniec, kropka. Brzeg, to (a w innym nazwaniu take "pole energii") - to strefa do wypracowania logicznego, eksperyment tu nie dociera. Na bazie dozna, czyli zmysw czy fizyki, mona (i trzeba) taki dopeniajcy oraz warunkujcy postrzegane tutaj zmiany obszar wprowadzi - ale zbada tego nie mona. Po prostu nie mona. Brzegu absolutnego pozna nie mona, ale musisz takie "otoczenie" w poznanie wprowadzi, i to dla kadego procesu, dla kadego poziomu - poniewa inaczej postrzeganego nie wytumaczysz. W kocu kady tu rejestrowany fakt, niezalenie od jego skomplikowania, posiada swj jednostkowy element tworzcy - wszystko ma "cegiek", ktra stanowi kwant logiczny takiego zdarzenia. Fizycznie brzegu nie signiesz, to poza rejestracj - ale logicznie nic nie stoi na przeszkodzie, o ile wykaesz si cierpliwoci oraz odpowiednim podejciem (nie odrzucisz tego, "bo jest poza"), eby i skryte rozpracowa. - A dlaczego tego nie wida? - Fizycznie nie wida, ale logicznie tak... Ale sprawa jest znacznie waniejsza i fundamentalna, zahacza o to, co moesz widzie i jak. Obserwator zmienia si w/na swoim najgbszym poziomie w zgodzie do caoci wiata - i w tym samym rytmie. Przecie w nim powsta, w nim przeksztaca si w kadym "tykniciu". Inaczej szybko bdzie z tej zmiany wyeliminowany. Ale, we to pod uwag, zmiany punktowej nie mona zobaczy, mona w kadym przemieszczeniu si jednostek dozna, to jest przecie zawsze nowe uoenie na/w paszczynie, ktre si doznaje - jednak nie mona tego zobaczy, pozna, pomierzy. Dlatego nie mona, bo na poziomie jednostek nie ma skali porwnawczej. Kiedy wszystko do wszystkiego jest podobne (identyczne), to nie ma porwnania. Mona rwna inny punkt rozoenia lub wewntrzne uoenie elementw w skomplikowanej jednostce, mona wyrni inne zagszczenie jedynek w tle (albo wobec tego ta) - ale nie mona niczego w jednorodnoci wykaza. Nawet i tego, e ono jest (bo jak?). Kiedy nie ma zakresu, punktu, skali odniesienia - to nie ma porwnania; kade ustalenie w tym "stanie" jest niemoliwe. Maksymalnie pustka (nic) jest takim, faktycznie ju absolutnym dopenieniem do "co", to drugi, skrajny punkt odniesienia - ale take "dostpny" tylko logicznie. Natomiast sama jednostka, choby i nieskoczona, nie ma adnego odniesienia czyli tworzy "cian". W jednym przypadku logiczn cian poj nie do pokonania - w drugim cian fizyczn, ktrej adne mierzenie nie uchwyci ani nie przebije. - I obserwator... - I obserwator wanie znajduje si w takim pooeniu. Postrzega z wntrza, wic ma w maksymalnym brzegu zmiany jednolite to... I nie ma ju znaczenia, jak zmian analizuje, zawsze badanie koczy na/w strefie ta, co by nim nie byo. Maksymalnie chodzi o to w postaci kwantw logicznych kosmicznego bezkresu - oraz pustki. A w fizycznym zakresie o to w ramach wyrnionego poziomu. Jeeli na przykad masz w obrbce "elektron", to tem bdzie jakie "pole-to", ktre w twoim opisie musi si pojawi, eby wytumaczy notowane w eksperymencie zjawiska-fakty. A to pole, a raczej to po prostu, jest w ogldzie od rodka jednorodne i jednolite. Moe mie wasnoci (co by w analizowaniu wszystko si zgadzao), jednak jest
to to-brzeg. I paszczyzna tym samym. Fizycznie to oczywicie si
zatrzaskuje w sfer - i zawsze w sfer - jednak logicznie ten zakres jest paski. A co wicej, nieskoczony - w takiej obserwacji to i brzeg nie ma kresu. Przecie wwczas w zliczanie wchodzi wszystko zwaszcza jeeli postrzega si "wiat" jako jeden i jedyny. - Czyli zawsze wida chwil? - Nie wida, podkrelam - ale si jej doznaje. Ju kiedy temat by przerabiany... I o to wanie chodzi: jest punkt doznania. Jednak o tym, e jest ten punkt, e jest obserwator, e jest wiat, w ktrym ta obserwacja biegnie - to jest pny i bardzo pny osobniczo i w zbiorze moment istnienia. To zoenie "cegieek" w takie ustalenie. - Nie rozumiem. - Chodzi o to, e obserwator (byt postrzegajcy) nie tylko doznaje tego punktowego i zawsze tylko punktowego stanu wiata, ale e ma w sobie "archiwum" - e notuje (zapamituje) zaistniae fakty. One w nim si odciskaj, zapisuj indywidualnym kodem - s obecne stanem fizycznym, ktry mona wykorzysta w przyszoci. Zawsze jest fakt i chwila w zmianie, jednak w obserwatorze te chwile si kumuluj w abstrakcj - w "obraz" zmiany w jej kolejnych warstwach paszczyzny. I w efekcie osobnik ma w archiwum co, co napotkawszy podobny kod pyncy ze wiata, moe zosta zauwaone, to po pierwsze. A dalej, i po drugie, porwnane do tej zgromadzonej zawartoci. A jak jest porwnanie, zauwa, to jest tym samym wiedza, ju wiedza, e to istnieje. - Samoistny (i "suchy") fakt w postaci cigu danych, ktre docieraj ze wiata, to mao, to nie oznacza poznania - zapis na pycie (ksice, dowolnym noniku) nie oznacza wiedzy, jest jej elementem, ale to nie wiedza. eby zrozumie, eby byo poznanie i wiedza o fakcie, musi by skala porwnawcza - czyli obserwator, byt analizujcy. Czyli to zebrane wczeniej archiwum do dziaa. Nie ma poznania jako biernego odbioru faktw - to zawsze dynamiczny, ale i twrczy, aktywny proces. I to idcy z dwu kierunkw: ze wiata, ale i z wntrza osobnika. Kiedy strony procesu w chwili "teraz" obserwatora (bytu poznajcego) dopeni si i zgodz do siebie (w jakim stopniu zgodz, im wicej, tym "trafno" rozpoznania wiksza) - to akt poznania si dokona. W tym momencie strony procesu si dopeniy i podwoiy, wic element postrzegany moe zosta ujty w schemat i zdefiniowany. - Dlaczego? - Dociera do ciebie strumie energii i kolejne stany chwilowe, owe paszczyzny punkowe - i co? Rozpoznasz je jako, pomierzysz? Nawet jeeli s to bardzo rozbudowane fakty, ich nie poznasz - o ile nie masz w sobie stanu do porwnania, to ich nie poznasz. Jak nie moesz w tle przeprowadzi porwnania, poniewa jest jednorodne - tak samo nie masz niczego do porwnywania w cigu nadchodzcych z otoczenia chwilowych stanw. One, owszem, rni si rozkadem w tej "paskiej chwili", to odmienne stany zagszczenia w kolejnych i nastpujcych po sobie tykniciach, dlatego doznajesz zmiennoci zjawisk, czujesz, dosownie czujesz te zmienne stany - tylko e ich w aden sposb nie poznajesz, nie mierzysz, nie wiesz, e s. Przecie w tym strumieniu nie ma punktu odniesienia, to jest tylko (i wycznie, i zawsze) cig energetycznych faktw-punktw. - Ale jest umys... - Jest, zgoda - ale od pewnego poziomu. To po pierwsze. A po drugie
i wane, musi w nim by zgromadzony zbir danych, czyli wzmiankowane
powyej "archiwum". Doznajesz, gromadzisz - i dopiero przeprowadzasz operacje, ktre nazywasz rozumowaniem. To te dane s, wobec napywajcego strumienia (i jego kodu), stanem porwnawczym do jego sposobu uoenia - to archiwum z danymi jest tu dopenieniem i skal porwnawcz, po prostu umoliwia takie (w sobie bliskiej skali) dokonanie porwnawcze. A jak porwnam, to ju wiem, e jest takie i takie, e ten cig energetyczny to tu i tu. Wiem, bo mam w sobie dopenienie, zsumowany do jednostki (i pojcia) podobny cig zmiany. A to dalej oznacza, zauwa to i doce - e mog wwczas rejestrowa tylko fragment tego procesu, tylko cz z caoci porwnywa, ale jeeli stwierdz, e ten a ten fragment obserwowanego jest zgodny do kiedy tam widzianego (na przykad bliskiej twarzy) - to mog nawet dalszej zmiany ju w obraz aktualny nie budowa, poniewa on zoy si automatycznie w tak "twarzyczk". Jest po jednej stronie zmiany i w jednej linii kodu (np. d-n-a) co - i jest po drugiej stronie, symetrycznie do linii pierwszej, taki sam kod rozoenia elementw. Sam powiedz, czy jest jaka trudno w porwnaniu? Czy trudno posiadanym ju w zasobach (i penym w jego przebiegu) "obrazem" uzupeni brakujce zakresy w zmianie, ktra z otoczenia wanie napywa? - Nowo dociera, czasami w sposb rwany i zakcony, to jest proces dynamiczny i tworzcy si - ale ty masz ju podobny w zasobie - czy nie prociej skorzysta z tego, anieli czeka do koca? Przyznasz, e zdecydowanie prociej. Szybciej, to przede wszystkim, a niekiedy czas to sprawa by albo nie by - a po drugie, takie dobudowywanie i uzupenianie pozwala skrci operacje na abstrakcjach i tak uwolnione zasoby (wszak skromne w chwili teraz) przeznaczy na inne dziaania. Przyznasz, e takie uzupenianie ma sens, i to gboki - a do tego biegnie nieomal mechanicznie. e to niekiedy wprowadza w bd, tworzy "szumy" (omamy, zudzenia, itp.) poniewa w rejestrowanym fragmencie dalsze moe by tylko podobne, moe by zmienione nowymi okolicznociami (np. starzeniem si) lub cakiem inne, wic ostateczny wynik dziaania okae si bdny? C, to koszt tej procedury. Ale e innej nie ma... - Pozostaj korekty. - Tak, cige i zawsze kontrolowanie, co si rejestruje oraz z czym porwnuje. Zasada ograniczonego zaufania to staa kosmologiczna, to pewnik. - I analogia. - A, tak, analogia. Widzisz, jak to jest - zapdzisz si, czowieku, w jeden rejon, to ju dalej idzie samoistnie, jedno skojarzenie z kolejnym si zazbia... Tylko e to nie byo bez sens, sprawa w tych jednostkach postrzegania. - Czyli e obserwator zawsze i wszdzie w otoczeniu wyrni jednostk elementarn dla postrzeganego poziomu. I e jest to pochodn logicznie pojtego jednorodnego ta (kwantw logicznych) - tam, na samym dole, jest jednostka - ale skutkuje to tym, e rejestruj skwantowany (porcjowany) tok zmian. A take, e zawsze jest jednostka tworzca wyrniony zakres zjawisk. - Chcesz przez to powiedzie, e zawsze jest to procesu? - Mj drogi, przecie to ju kilka razy pado, to niejasne? Zauwa, e kiedy badasz, i potraktuj to rzeczywicie jako przykad, tu chodzi o zasad, a nie o detal - kiedy analizujesz najbliszy nam (i sobie)
wiat, czyli zbir w formule "spoeczestwo", to w takich ramach i w
tym wiecie pozostajc, jako "fizyk spoeczny", nie masz do zbadania ta, cegieek tworzcych ten poziom adnym sposobem nie poznasz. Nie przeprowadzisz tego, poniewa ten zakres, i to dosownie, lokuje si dla ciebie w strefie ciemnej, skrytej - rozkada si statystycznie w kadej "paskiej" i pozyskanej do analizy chwili zmiany. Dla ciebie, wic zawartego w zakresie zmiany i nadprogowo, ten zakres nawet nie istnieje w cznej postaci, jego takiego nie ma - bowiem on dopiero si tworzy, buduje z jednostek. Czyli, eby ten zakres (to) opisa, nie masz innego sposobu, jak to potraktowa zgrubnie i jako stan "mechaniki elementw", nigdy jako pewno, nigdy jako fakt skoczony, zawsze w trakcie budowania si. I tylko tak. Dla ciebie to zawsze stan niepewny i potencjalny, ktry dopiero aktem badania moesz sprawdzi. Do momentu, zanim jednostka nie pojawi si w zakresie "fizyki spoeczestwa", zawsze pozostaje domysem i niepewnoci. Bo ona, powtarzam, nie istnieje, ona staje si, kwant po kwancie, warstwa po warstwie buduje... Czy czego to ci nie przypomina? Moe masz skojarzenia, porwnujesz do zebranych w sobie danych o wiecie i jego reguach? - Owszem. - Co cicho si wysawiasz. - Bo dalej mam wtpliwoci. - Nie powinno by adnych wtpliwoci. Od wewntrz procesu - bdc jego uczestnikiem - nie masz szans pozna stanu poza. Owszem, to w tobie zmiana skada si w abstrakcj, nawet sam siebie postrzegasz w taki sposb, wanie z zewntrz. Zwr uwag, e rejestrujc swoje stany, widzisz je "po fakcie", one przecie ju si dokonay - sygna o tym dociera na poziom "wiedzy" daleko po przyczynie i jest zawsze tym samym zewntrzny (spniony i zewntrzny). Proces dokonuje si w tobie, czyli w wyrnionym w tle bycie, mozolnie skadasz dziejc si zmian w pojcie - a kiedy ma wielko operacyjn, kiedy jest ju rozbudowana (zabudowana), moesz to pozna, zrozumie. Ten stan ma dla ciebie "tre". Ale elementw tego procesu, cho to w tobie dziejca si zmiana, nie signiesz w poznaniu - nigdy skrajnej wartoci zjawiska, czyli jego brzegu-ta, nie uchwycisz. Doznaniem tak, przecie etap "prenatalny" (i adekwatne) zaliczye. Po prostu etap brzegu wiata masz w sobie jako cegiek tworzenia tak samo i brzeg koca czeka ci z ca pewnoci. Jak kadego oraz wszystko. Tylko e, powtrz, tego stanu adnym sposobem w pomiar nie wprowadzisz: bo na brzegu nie ma pomiaru. Nie ma czego z czym rwna lub nie ma moliwoci porwna. - I to ma by ta analogia? Spoeczestwo i czowiek, plus zmiany w tym obszarze - to jako punkt odniesienia? - Tak, jedna z wielu moliwych. Ale dlatego j tak czsto stosuj w argumentacji, e nam najblisza, tutejsza - i rozpoznana na wszelkie sposoby... A przecie, zauwa, identyczna, po szczeg identyczna z t, ktr z takim mozoem stwierdzasz tam "na dnie". Wystarczy tylko si rozejrze i przeanalizowa zaobserwowane, a tak straszne podobno dziwy podprogowoci wyoni ci si po wszystkim i zawsze. I one, we to pod uwag, w historii - dla tamtych obserwatorw - z tego podprogowego zakresu w rny sposb si wyaniay. I tak samo w bajkach straszyy, a czasem zupenie realnie straszyy, kiedy co
si dziwnego dziao w otoczeniu. Przecie kiedy rozum pi...
- I twoim zdaniem analogia jest dobra na wszystko? - Wyczuwam kpin, niesusznie. To rzeczywicie potne narzdzie w analizie otoczenia. Jeeli wszystko jest budowane z jednostek, a to fakt, jeeli jest jedna regua zmiany, a to fakt... - Czekaj, wolnego... - Jeeli jest jedna regua zmiany - co jest, mj drogi, faktem - to w dziaaniu na jednostkach, niezalenie jakie to bd jednostki, co w swojej analogii bdziesz opisywa, to i tak pozyskany obraz musi by poprawny. Mona to pniej sobie podzieli, rozbi jak "atom" - ale w chwili operowania analogi i jej elementem, musisz wypracowa fakt i jego waciwoci. Bo zasada zmiany jest jedna i jednaka. - Protest. Za wczenie na stwierdzenie, e jest jedna zasada. - Ale skd. Po pierwsze, sam jako fizyk dysz do takiego jednego wzoru na wszystko, moliwie najprostszego, prawda? Po drugie, co tu znaczenie waniejsze jako argument, gdyby bya inna regua tworzca wiat w tym zaktku i inna gdzie tam - to zajdzie oczywista i na poziomie uzgadniania sprzeczno: jak to moe istnie? Bo przecie tutejsze wobec nadrzdnego, czyli Kosmosu, nie moe by sprzeczne nie zaistnieje. A jeeli ten kawaek podogi nie moe by odmienny od caoci w regule tworzcej - to kady. Bo niby dlaczego ten si by tak akuratnie mia wyrni? Moe oczywicie by maksymalnie do tej reguy zgodny, moe najlepiej w sobie realizowa zasad - ale ta zasada nie moe by sprzeczna z caoci: bo wiata by tutaj adnym sposobem nie byo. I naszej dyskusji by nie byo. - Tu zgoda, ale wewntrznie we wszechwiecie... - Wewntrz, na kadym poziomie, jest dokadnie to samo. - Jak co z otoczeniem nie wspgra, to wypada, to zostaje odsiane w przebiegu zmiany. Tu nie ma niczego, co nie podlega regule - ma j w sobie i w elemencie tworzcym; aden szczeg nie moe by odmienny, poniewa odmienno jest zagroeniem. Dlatego analogia, odniesienie stanu badanego do ju rozpoznanego, ma gboki sens i musi by wykorzystywane na zasadzie koniecznej. Nie jest to uproszczenie, nie chodzi rwnie o popularyzacj wiedzy dla osobnikw tej wiedzy zaknionych, to nie atrakcyjna "wizualizacja" skomplikowanych zagadnie - to niezbdny element procesu zrozumienia. I to dla wszystkich, cznie z samym poznajcym. W kocu musi sobie jako te znaczki (symbole, abstrakcje) przetumaczy na zrozumiae, a po prawdzie bliskie obrazy. - Ale s inne i bardzo skuteczne metody poznawania. - Prawda, nie zaprzeczam, ale ostatecznie musz i tak skonfrontowa si z realnie postrzeganym. Jeeli dobrze odczytuj twoje sowa, to masz na myli fizyk i matematyk? ... - Gwnie matematyk. - Doceniam - ale nie przeceniam. To bardzo skuteczne dziaanie, ma wspaniae osignicia, ale brak w tym sposobie opisywania zmiany w trakcie jej zachodzenia dwu elementw istotnych w analizie. Jeden to sama zmiana oraz przerwy w niej, a drugi to emocje. Oba ze sob cile zwizane. - Opis matematyczny bez zmiany? - Tak. Nie w tym rozumieniu, e zmiana nie jest objt opisem - bo jest integralnie w nim zawarta - ale w takim, e ta zmiana nie jest wiadomie ujta. A mwic dokadnie, e brakuje w opisie przebiegu
przerwy, pustki. Przecie w kadej skawantowanej zmianie elementem
rwnie niezbdnym, co stan "co", jest pustka; w peni pojta zmiana to ruch czego w niczym. - I co z tego? - Obraz matematyczny oddaje rzeczywisto, ale dopiero wwczas, kiedy to przetumaczy na fizyczne zjawiska - czyli z przerw. Oczywicie to wielka zaleta tej metody, pomocne uproszczenie w analizie (wic pozbycie si, pomijanie zaburzajcego obraz nadmiaru) - to pozwala w jednym wzorze zawrze ogrom zjawisk czstkowych. Tylko e to dalej wprowadza jedno tam, gdzie te "zawirowania" (przerwy, przedziay niecigoci) wystpuj jako istotny skadnik procesu - istotny tak samo, jak wyranie widoczne "co". Kiedy mona z opisu zmiany usun przerw, kiedy mona operowa symbolem z wielkimi odniesieniami do wiata - to co wspaniaego, przede wszystkim ekonomicznego. Zamiast morza znakw, jeden. To wspaniae - a zarazem przez to uomne. - Jeeli si sprawdza, to dlaczego uomne? - Jest takie powiedzenie, kiedy si z nim zetknem, e matematyk jest tym lepszy w operowaniu symbolami - im sprawniej pozbywa si w swoim dziaaniu emocji. Czyli, w odniesieniu do omawianego, znika z jego abstrakcyjnego toku pracy nadmiar w formie ycia - e ma tylko do dyspozycji wieczne symbole. I to jest bd. Nie w tym rozumieniu, e si nie sprawdza w dziaaniu, bo sprawdza si - ale w takim, e "wzr" i tak musi zosta ostatecznie ubrany w owe wczeniej wyrzucone (i pogardzane) "emocje". eby matematyczna abstrakcja staa si "strawna", eby osobnik mg si zorientowa w zawartoci wzoru, musi odnie to do zakresu i znakw sobie bliskich - inaczej ich nie zrozumie. Osobnik dekodujcy wzr musi wprowadzi w tym dziaaniu ponownie pustk, musi skwantowa jednolity "obraz" zmiany i w jej "wzorowy" opis wtoczy niecigoci - a wszystko po to, eby odnie tak pozyskany wynik do swojego zbioru danych, wic do "archiwum" w gowie. Odnie do tych emocji. eby "poczu" wzr, musi go odnie do rzeczywistych dozna - bez tego nie ma poznania, tak po prostu nie ma. To, e wzr obejmuje wielkie zakresy, e zawiera w sobie maksymalne nawet obszary (oraz je definiuje) - to nie ma adnego znaczenia dla kogo, kto tego nie poczuje. Na kocu w matematyk musi wprowadzona zosta przerwa i emocje - poniewa bez tego w dziaaniu nie ma nic ponad to, jednolite to. Czyli niezrozumiae z zasady. - A analogia to zapewnia? Eee... - Zapewnia, kolego, zapewnia. I to zawsze... Matematyk, tu zgoda, i to pena, na zabieg usunicia (renormalizacji w postaci usunicia), pominicia w dziaaniu zmiany oraz przerwy-pustki - on sobie na to moe pozwoli. I wicej, to wrcz konieczno - bez wyrzucenia czy nieuwzgldnienia takich skadowych zmiany, operowanie symbolem nie jest moliwe; balast w postaci pustki i braku elementw dziaanie uniemoliwi. Zmiana i tak jest w opisie, przerwy s, wic rezultat musi by poprawny, koniec. - Tylko e pniej trzeba to odnie do otoczenia, i jest problem. Taki problem, e trzeba ustali, co wzr opisuje - co te si kryje za wykresem funkcji oraz jakie etapy przejciowe wyznaczaj badany proces. I jest zmieszanie, spltanie, czy jak to tam nazywasz... Byt matematyczny podziaa na abstrakcjach, jest wzr, take abstrakcja - dzieje si to identycznie jak budowanie abstrakcji w umyle, wic
skrycie dla operujcego pojciami - jednak wynik staje si przez to
problemem. Jest absolutnie poprawny, sprawdza si, ale okazuje si nieczytelny. I trzeba szuka odniesienia, szuka sensu tego wzoru. Czyli, zauwa, trzeba ponownie (i z mozoem) wprowadza w ustalenie stadia porednie, przerwy, wprowadza kwant i cegieki tworzce - a wszystko po to, eby abstrakcje odnie do zachodzcej zmiany. Robi si to po to, eby wzajemnie dopasowa i eby odnie - eby wiat zrozumie. Zrozumie, co jest co. Chwytasz? Dziaanie matematyka biego szybko oraz sigao skrajnych i penych wartoci, jest jak najbardziej w swoim zakresie poprawne, suszne i pomocne. Jednak - podobnie, jak to si dzieje u dowolnego "abstrakcjonisty" - nie wiadomo, co konkretnie oznacza, do czego si odnosi. I jest, powtarzam, kopot. - A analogia to jasno po horyzont? - Nie miej si. Moe i takie ujcie wymaga zastanowienia, moe ma ograniczenia, ktre nakazuj ostrono, jednak przecie s rne analogie - s mniej i bardziej rozpoznane tereny wiata, wic mona wykorzysta ich wicej, dowoln liczb; dziaa tak dugo, a obraz zgodzi si z tym, co rejestruj. Jeeli gdzie jest obszar jeszcze skryty w mrokach niewiedzy - to mona poszuka w swojskiej okolicy podobnego procesu, odnie je wzajemnie do siebie, i sprbowa na tej podstawie wyznaczy czci wsplne. One przecie musz by. Bo oba procesy, znany i rozpoznawany, zawieraj si w jednym wiecie, przeksztacaj si wedug jednej reguy, zalenoci wiata do nich i ich do wiata s analogiczne - to oczywisto i konieczno, e s sobie podobne. To moe by diametralnie odlege iloci skadowych elementw, to moe by dalekie gabarytami - ale musi budowa si i zmienia si analogicznie. Musi... Skojarzenie, porwnanie, analogia jest tu po to, eby zakres jeszcze ciemny rozwietli ju rozpoznanym, eby w obszar badany wprowadzi znany sobie kod zmiany - eby tak dugo i w szczegach dopasowywa oba przebiegi, a pojawi si zgodno. I ta zgodno w obu liniach na pewno si zaprezentuje, wanie przez fakt jednej reguy. - Nawet jeeli nie bdzie to caociowe dopenienie - nawet jeeli pokryj si w tej "spirali poj" tylko fragmenty kodu, to i tak sukces jest zapewniony: mona je do siebie odnie, dalej porwna, a na kocu wycign wnioski. Bo jak s zgodnoci, choby tylko fragmentami, to dalsze te si odszuka - lub dobuduje. Brak w jednej linii elementu, we to pod uwag, jest w procesie splatania i rozplatania si kodu dopeniany z drugiej linii - i dlatego czny, wypadkowy konstrukt w ewolucji moe doskonale funkcjonowa. Gorzej, znacznie gorzej, gdy w obu liniach czego brak lub jest to zdeformowane - wwczas wynik budowania si nowoci jest skazany na porak; skrajnie nawet jest usuwany z istnienia. Tak, dalsze, nawet aktualnie jeszcze nieobecne, nawet skryte odcinki zmiany mona dobudowa (stworzy). Przecie to jeden wiat i jedna regua - i tak dalej. Wynik jest pewny. I na pewno warto to przeprowadzi. Przecie ju doskonale wida, e obecna metoda, cho tak wspaniaa (wzorowo uporzdkowana), posiada ograniczenia. Oraz, co wane, e te ograniczenia s w tej metodzie, a nie w wiecie... A po kolejne, analogia zawiera wczeniej wspomniane przerwy - i co w tym dziaaniu ma znaczenie - zawiera je jako co oczywistego, po
prostu bardzo widocznego dla operujcego tak abstrakcj. Przecie
bez tych przerw ani opisu nie bdzie, ani zrozumienia. W analogii - w dziaaniu opartym na modelowaniu jednego, niepenego w aktualnym odczycie przebiegu - modelowaniu drugim, ale rozpoznanym ju, tu wszystkie stadia obecne s jako konieczno. Wszak ju si zrealizoway, s obecne w obrazie i s widoczne. Dlatego, i to jako oczywisto, zostan przeniesione na zakres analizowany. Musz zosta przeniesione, nawet jeeli osoba dokonujca takiego pomiaru nie ma wiadomoci ich istnienia (bo np. w czas przeszy a historyczny byo to fundamentem zaistnienia)... A dlatego dziaanie "analogiczne" jest w ogle moliwe, e istnieje w osobniku zasb danych z jego prywatnej przeszoci (czy przeszoci zbioru), e te dane w wiecie maj swoje odpowiedniki - czyli jeden i indywidualny kod zmiany, kod oznaczajcy to istnienie. Wic kiedy te dwa kody si w chwili "teraz" poznajcego bytu spotykaj i kiedy si dopasuj wsplnymi elementami, wwczas zostaje osignita w tej punktowej chwili jedno funkcjonalna: jest stan symetryczny, wic podwojony - i "wzr" zazbia si z treci w postaci konkretu. I w efekcie wiadomo, e cho tej czci nie wida, e jej nawet nie ma, to ona w detalach musi by podobna do ju rozpoznanego i tak teraz budowanego. Mona, jeeli jest to konieczne, wprowadzi czynnik skali w analiz, jednak obraz bdzie poprawny - na pewno bdzie poprawny i do wykorzystania. Sam wzr matematyczny jest "suchy" oraz sztywny - wypreparowany a po ostatni znak, dlatego jego treci musz si dopracowywa wolno, z trudem i nie zawsze z sukcesem. Natomiast kiedy posiadam rozkad zmiany w ujciu znanego faktu, najlepiej konkretu z mojego zakresu istnienia, to wspomniany kod postrzeganej zmiany jest mi po prostu dany i jest we mnie. I tym samym analiza porwnawcza biegnie szybko, sprawnie i pewnie. A jeeli nawet pojawi si niepene, nie do koca oddajce tre obrazy, co w deszyfracji wzorw ma czsto miejsce, to poznajcy moe szybko znale brakujcy element tu obok - bo inne obrazy-fakty s zawsze pod rk. I dlatego caociowy, w detalach caociowy obraz to tylko kwestia czasu - raczej krtkiego. Co moe dla wzoru nigdy si nie dokona, poniewa brak w otoczeniu konkretu do porwna, to w analogi jest dane praktycznie od razu... A tak nawiasem, co mi po najlepszym nawet wzorze, jak nie posiadam do niego suplementu czy instrukcji obsugi. eby "zakodowan" tre odczyta, na ostatnim etapie matematycznego dziaania musi pojawi si wspomniona "interpunkcja", i to jako absolutna konieczno. Po co? eby zmian zrozumie.