Vous êtes sur la page 1sur 164

RUCH ANARCHISTYCZNY

W EUROPIE ZACHODNIEJ
1870-1914

Daniel Grinberg
SPIS TREŚCI

CZĘŚĆ I — ANARCHIZM JAKO PRZEDMIOT BADAŃ I WYOBRAŻEŃ

Źródła do dziejów zachodnioeuropejskiego anarchizmu 1870-1914

Wydawnictwa źródłowe i podstawowe pomoce naukowe

Historiografia anarchizmu

Max Nettlau i jego dzieła.

James Guillaume — aktywista przemieniony w historyka

Anarchizm w oczach anarchistów

Marksistowska historiografia anarchizmu

Od Lombroso do Laqueura

Anarchizm w oczach artystów

CZĘŚĆ II — ANARCHIZM JAKO IDEOLOGIA

Typ idealny anarchizmu

Spuścizna Godwina

Proudhon i proudhoniści

Anarchizm w wydaniu Bakunina. Początki kolektywizmu

Anarchokolektywizm — spory i nadzieje

Okres dominacji anarchokomunizmu. Kropotkin i jego krytycy

Anarchosyndykalizm

Anarchizm indywidualistyczny oraz inne odmiany teoretyczne

CZĘŚĆ III — ANARCHIZM JAKO RUCH SPOŁECZNY

Ruch anarchistyczny na tle socjologicznej teorii ruchów społecznych

Geneza ruchu anarchistycznego w Europie Zachodniej

Anarchiści — portret zbiorowy

Zorganizowane formy ruchu anarchistycznego

Strategia i taktyka działania — rewolucja, czyn indywidualny, problem przemocy


Formy i metody anarchistycznej propagandy

Propaganda drukiem — prasa i wydawnictwa anarchistyczne

Główne dziedziny anarchistycznej aktywności

Antyparlamentaryzm i absencjonizm polityczny

Antymilitaryzm i pacyfizm

Komunalizm — próby życia we wspólnocie

Ruch na rzecz „wolnej edukacji"

Inne dziedziny aktywności

Bandytyzm ideowy

Powiązania międzynarodowe

Anarchiści i świat zewnętrzny — wzajemne relacje

UWAGA

Niniejszy e-book jest zdygitalizowaną wersją książki Daniela Grinberga pt. 'Ruch anarchistyczny w zachodniej
europie 1870 – 1914” wykonaną dla portalu www.anarchista.org. Jest to pełna wersja książki, nie zawiera ona
jedynie przypisów i bibliografii. W związku z powyższym, w celu odnalezienia brakujących elementów radzimy
sięgnąć po wersję oryginalną. Za wszelkie ew. literówki i niedociągnięcia serdecznie przepraszamy.
WSTĘP

Anarchizm należy niewątpliwie do tematów zaniedbanych przez naukę, choć zasługujących na


wnikliwsze rozpatrzenie. Powodów takiego stanu rzeczy jest wiele, ale sprowadzają się one w
ostatecznym rachunku do prostej konstatacji, że historię tworzą i piszą zwycięzcy. Tymczasem
zwolennicy Proudhona czy Bakunina przegrali swoją walkę, przy czym ponieśli porażkę podwójną —
miast doprowadzić do likwidacji uosabiającego przymus dziewiętnastowiecznego państwa przyczynili
się pośrednio do jego wzmocnienia. Co więcej, przegrali również rywalizację o pozyskanie serc i
umysłów mas ludowych, w których pokładali nadzieję na spontaniczną wyzwolicielską rewolucję. W
konsekwencji w świadomości zbiorowej upowszechnił się karykaturalny, deprecjonujący obraz
anarchistów uformowany przez stronę zwycięską w ogniu bezpardonowej walki politycznej. Jeśli
pojawiają się na kartach współczesnych podręczników, to tylko jako postacie marginesowe,
stwarzające kontrastowe, jednobarwne tło dla głównego nurtu opisywanych wydarzeń. Zdecydowana
większość autorów piszących o dziewiętnastowiecznym anarchizmie nie dostrzega w nim samoistnego
problemu badawczego. Interesują ich jedynie wybrane — wciąż te same — aspekty ilustrujące
powiązania z międzynarodowym ruchem robotniczym albo terrorystyczne formy walki i propagandy.
Pojawiające się cyklicznie fale nowych publikacji wyrażają z reguły nie tyle autentyczne
zainteresowanie tematem, co jego polityczną aktualność. Anarchizm rozpatrywany jest w kontekście
takich współczesnych problemów jak kontestacja młodzieżowa, kontrkultura, terroryzm
międzynarodowy czy kampanie civil disobedience. Nadaje się też znakomicie do diabolizowania
przeciwników politycznych, którym przypisać można np. dawno obalone „historyczne błędy"
anarchosyndykalistów. Takie prezentystyczne podejście nie może jednak — i nie powinno —
zastępować rzetelnej wiedzy o przedmiocie.

W opinii autora tej pracy dziewiętnastowieczny anarchizm europejski był doniosłym zjawiskiem
historycznym i socjologicznym zasługującym na dogłębną analizę. Ambicją książki, którą oddaję do
rąk czytelników, jest ukazanie go — w całej złożoności i różnorodności — takim, jakim był w istocie;
we właściwych proporcjach, nie pomijając stron ciemnych czy wstydliwych, ale też nie zapominając o
jego teoretycznym i praktycznym dorobku zachowującym do dziś aktualność. Wymaga to wkroczenia
na obszary penetrowane przez naukę historyczną stanowczo zbyt rzadko. Ogromna większość
dotychczasowej literatury przedmiotu koncentruje się na wątkach ideologicznych okraszonych
elementami biografii kilku czołowych teoretyków oraz sugestywnymi opisami zamachów. Podejście
tego rodzaju zamazuje całkowicie społeczny wymiar anarchizmu i — co gorsza — sprzyja pośrednio
zakorzenianiu się fałszywych stereotypów. W odróżnieniu od prac z tego nurtu prezentowana
rozprawa dotyczy zasadniczo anarchizmu jako ruchu społecznego, z wszystkimi konsekwencjami
takiego wyboru. Wypada więc z góry uprzedzić czytelników, że nie znajdą tu żelaznych punktów
repertuaru wielu innych publikacji: omówienia konfliktu między Marksem a Bakuninem, sprawy
Nieczajewa, rozbudowanych opisów krwawych zamachów bombowych, życiorysu Ravachola itp. Co
więcej, tradycyjny model historii anarchizmu rozumianej jako chronologiczny wykład wydarzeń
zastąpiony został ujęciem problemowym. W ten sposób, za cenę nieuchronnego powtarzania się
niektórych wątków występujących w coraz to nowych kontekstach, można było przedstawić sprawy
zazwyczaj przez historyków anarchizmu pomijane. Pozwoliło to również uniknąć istotnego przy
podejściu diachronicznym niebezpieczeństwa dopatrywania się ciągłości poczynań tam, gdzie jej w
rzeczywistości nie było. Analiza anarchizmu jako ruchu społecznego wymagała zarazem szerszego niż
zazwyczaj uwzględniania elementów z zakresu pokrewnych nauk społecznych — socjologii,
politologii czy psychologii. W nowocześnie pojmowanej humanistyce takie łączenie aspektów,
sprzyjające zintegrowanemu ujęciu tematu, powinno stanowić regułę.

Przyjęte ramy czasowe, lata 1870 -1914, odpowiadają z grubsza okresowi szczytowego rozkwitu
ruchu anarchistycznego w Europie, choć, naturalnie — nie są wolne od pewnej dozy arbitralności.
Tendencje antyautorytarne w ruchach społecznych lat sześćdziesiątych XIX w. zarysowały się
stosunkowo wcześnie, lecz ich krystalizacja przeciągnęła się do końca 1872 r. Za wyborem roku 1870
przemawia fakt, że wtedy właśnie uformowała się opozycja antyautorytarna w łonie
Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotników. Druga cezura wiąże się bezpośrednio z wybuchem I
wojny światowej, która — wyłączając Płw. Iberyjski — zadała ludziom spod znaku czarnego
sztandaru cios znacznie potężniejszy niż wszystkie dotychczasowe represje razem wzięte. Nigdy już
później nie odzyskali po nim dawnego wigoru. Ramy terytorialne — Europa Zachodnia — są
naturalną konsekwencją skali powiązań łączących aktywistów ruchu z tego obszaru. Pomimo
zróżnicowanych warunków istniejących w poszczególnych krajach, anarchizm w całej Europie
Zachodniej rozwijał się w zbliżonym rytmie, stykał się z podobnymi problemami i znajdował na nie
podobne odpowiedzi. Zupełnie inaczej przedstawiała się natomiast jego sytuacja na terenie Austro-
Węgier czy Cesarstwa Rosyjskiego, gdzie na dobrą sprawę rozwinął się dopiero w wieku XX, zaś styl
działania grup odbiegał od wzorca z Zachodu. Całościowe ujęcie ruchu anarchistycznego, od
Hiszpanii po Niemcy i od Wysp Brytyjskich po Płw. Apeniński, umożliwia spojrzenie porównawcze,
którego tak brakuje niektórym monografiom poświęconym wybranym wycinkom terytorialnym. Nie
oznacza to jednak, że wszystkie kraje potraktowane zostały z tą samą uwagą. Głównym punktem
odniesienia jest anarchizm francuski i szwajcarski znany autorowi z własnych kwerend źródłowych.
Informacje o ruchu hiszpańskim, włoskim, niemieckim i angielskim pochodzą najczęściej ze źródeł
drukowanych. Sporadyczne wzmianki o anarchizmie w Belgii, Holandii czy Portugalii służą jedynie
dopełnieniu ogólnego tła i nie dają wyobrażenia o specyfice ruchu na tych obszarach. Czytelnicy
przyzwyczajeni do dokładności mogą się czuć rozczarowani nadmiarem danych szacunkowych,
brakiem tabelarycznych zestawień działających grup bądź map ilustrujących ich rozmieszczenie. Jest
to po części skutkiem fragmentaryczności źródeł, ale zarazem odbiciem świadomego zamysłu
autorskiego. Miast ustalać wątpliwe dane zbiorcze na podstawie niepełnych i niepewnych danych
cząstkowych, autor pracy zadowolił się ustalaniem właściwego rzędu wielkości, gros uwagi
poświęcając sprawom z natury rzeczy niewymiernym — klimatowi intelektualnemu, obyczajowości,
kulturze itp.

Podstawą źródłową prezentowanej rozprawy są materiały ze zbiorów Maxa Nattlaua, Elisée Reclusa i
Jamesa Guillaume'a przechowywane w Międzynarodowym Instytucie Historii Społecznej w
Amsterdamie — jednej z największych tego rodzaju placówek na świecie — oraz archiwalia
składające się na spuściznę po anarchizmie francuskim czasów belle époque z Archives Nationales w
Paryżu. Istotne uzupełnienie tych zasobów stanowiły roczniki czasopism, druki ulotne oraz trudno
dostępne książki i broszury ze zbiorów British Museum, Bibliothèque Nationale, Musée Sociale i
Maison des Sciences de l'Homme (Paryż). Materiały te, pomimo luk i dysproporcji, pozwalają
wyrobić sobie miarodajny pogląd na dokonania anarchistów w całej Europie Zachodniej.

Całość książki składa się z trzech części, kolejno analizujących anarchizm jako przedmiot badań i
wyobrażeń, jako ideologię i jako, ruch społeczny. Część pierwsza omawia źródła i literaturę
przedmiotu, jak również jego odbicia w twórczości artystycznej. Rozdziały następne poświęcone są
zróżnicowaniu i przemianom ideologii libertarnej (anarchistycznej — w tekście książki oba słowa o
prawie identycznym znaczeniu i zbliżonej aurze emocjonalnej używane są wymiennie) na tle ogólnych
przemian ruchu. Wreszcie część trzecia — najważniejsza — zajmuje się takimi problemami, jak
geneza i typologia ruchu anarchistycznego, jego formy organizacyjne, strategia i taktyka działania,
metody propagandowe czy kontakty ze światem zewnętrznym; zawiera charakterystykę działaczy na
poziomie elit przywódczych oraz przeciętnych aktywistów; omawia typowe dla nich dziedziny
aktywności.

Oddając do druku tę skrócona wersję rozprawy habilitacyjnej z roku 1987 chciałbym zarazem gorąco
podziękować tym, którzy najbardziej przyczynili się do powstania tej książki: pani M. Hunink i
Rudolfowi de Jong z MSG w Amsterdamie, Krzysztofowi Pomianowi z École des Hautes Études en
Sciences Sociales w Paryżu oraz Jerzemu W. Borejszy, Jerzemu Jedlickiemu i Franciszkowi Ryszce.
Sposób ujęcia tematu wiele zawdzięcza ich radom i opiniom.
Część I

ANARCHIZM JAKO PRZEDMIOT BADAŃ I WYOBRAŻEŃ

1. Źródła do dziejów zachodnioeuropejskiego anarchizmu 1870-1914

Specyfika poszczególnych ruchów społecznych odbija się na formach oraz stanie zachowania źródeł
oświetlających ich istnienie. Prawidłowość ta znajduje w przypadku anarchizmu pełne potwierdzenie.
Jako ruch amorficzny, odznaczający się zdecydowaną niechęcią do trwałych i sztywnych form
organizacyjnych, pulsujący w rytm spontanicznej aktywności jednostek i małych, nieformalnych grup
społecznych, nieciągły i zmienny, anarchizm stwarza swoim badaczom szczególne trudności.
Historyków czasów najnowszych, przyzwyczajonych do obfitości źródeł pisanych, czerpiących
materiały z archiwów organizacji i instytucji państwowych, zmusza do poszukiwania innych,
uzupełniających źródeł wiarygodnej informacji. Albowiem spuścizna archiwalna jaką po sobie
anarchizm zostawił — rozproszona i chaotyczna — oświetla zaledwie mały wycinek całego ruchu.

Sprzeciwiając się, w teorii i w praktyce, władzy państwowej, anarchiści narażali się stale na represje z
jej strony. Ich działalność traktowana była jako nielegalna lub podlegała ścisłej policyjnej kontroli.
Żyjąc na marginesie społeczeństwa, spychani w nielegalność i ustawicznie narażani na policyjne
szykany (nie dotyczy to Jury Szwajcarskiej i Wielkiej Brytanii), unikali pisemnych notatek mogących
stać się w śledztwie materiałem dowodowym. Zresztą wielu z nich miałoby poważne kłopoty z ich
sporządzeniem. W Hiszpanii, gdzie anarchizm trafił na podatny grunt miejscowych tradycji
federalistycznych, zdecydowaną większość szeregowych uczestników ruchu stanowili analfabeci. Był
to jednak czynnik drugorzędny, wobec innego, znacznie istotniejszego czynnika — braku
wewnętrznej potrzeby dokumentacji. Aktywiści, prześladowani przez prawo i oczekujący lada chwila
spełnienia swoich marzeń o idealnym systemie społecznym, żyli bez reszty przyszłością, nie oglądając
się wstecz. Tylko „propaganda czynem" wydawała im się czynnością godną chwili dziejowej. Nie jest
sprawą przypadku, że nie znamy dziś ani jednego dziennika anarchisty sporządzonego w tej epoce.
Nieliczne skądinąd tomy wspomnień powstały dopiero w wiele lat później.

Wskutek działania zasygnalizowanych przyczyn, źródła pisemne do dziejów anarchizmu już w chwili
powstawania nie były zbyt obfite, a ich dalsze losy jeszcze bardziej je uszczupliły.

Zaledwie kilka ośrodków na świecie specjalizuje się w dziejach zachodnioeuropejskiego anarchizmu


lub też czyni zbiory z tej dziedziny jedną z głównych ozdób swoich zasobów. Ze względu na wielkość
i wszechstronność zgromadzonych materiałów, jak również dotychczasowy dorobek na polu ich
opracowania na pierwszym miejscu wymienić należy Instituut Internationaal voor Soziale Geschie-
denis (HSG — Międzynarodowy Instytut Historii Społecznej) w Amsterdamie, utworzony w 1935 r. z
potrójnym zadaniem gromadzenia archiwaliów, kompletowania księgozbiorów oraz publikowania
wydawnictw źródłowych i naukowych monografii z dziedziny historii społecznej. Znajduje się tu
między innymi ogromna i wciąż jeszcze nie zinwentaryzowana całkowicie kolekcja Maxa Nettlaua,
część archiwalnej spuścizny I i ll Międzynarodówki, Federacji Jurajskiej oraz kongresu londyńskiego
anarchistów z 1881 r., a także archiwa wybitnych działaczy i historyków anarchizmu: Michaiła
Bakunina, Piotra Kropotkina, Jamesa Guillaume'a, Errico Malatesty, Elisee Reclusa, Maxa Nomada,
Domeli Nieuwenhulsa, Benoit Malona, Wacława Machajskiego i wielu innych pomniejszych postaci.
Są tu także bogate zbiory korespondencji, jaką ze sobą prowadzili.

Ośrodkiem wyspecjalizowanym wyłącznie w badaniach nad anarchizmem jest funkcjonujący od 1957


r. w Genewie Centre International des Recherches sur l'Anarchisme (CIRA), przeniesiony niedawno
do Lozanny. W zbiorach CIRA przeważają materiały związane z funkcjonowaniem poszczególnych
sekcji Federacji Jurajskiej oraz sympatyzujących z nią grup utworzonych przez zagranicznych
studentów lub emigrantów politycznych z Francji, Włoch czy Rosji. Uzupełnia je obfita
korespondencja sekcji ze środowiskami anarchistycznymi na całym świecie. Inne ocalałe źródła do
dziejów szwajcarskiego anarchizmu spoczywają w zurychskim Bundesarchiv oraz Staatsarchiv w
Bernie (akta policji), w archiwum miejskim Neuchâtel, gdzie przechowuje się m.in. część archiwum J.
Guillaume'a, a także w drobnych archiwach kantonalnych.

We Francji największe zbiory posiadają Archives Nationales oraz archiwum prefektury policji w
Paryżu. Ich ilość i różnorodność jest widomym dowodem powagi z jaką II Republika przez z górą 3
dekady traktowała ruch anarchistyczny. W badaniach nad tym ruchem ogromne zasługi położył
założony w 1948 r. Institut Française d'Histoire Sociale (IFHS) kierowany przez Jeana Maitron.
Znajduje się tu bogata dokumentacja francuskiego anarchosyndykalizmu, a także papiery wybitnych
anarchistów przełomu XIX/XX w. (m.in. Paula Delesalle, Jeana Grave, Pierre Monatte i E. Armand).
Cenne dokumenty z tej epoki posiada również Musée Social w Paryżu uruchomione już w ostatniej
dekadzie minionego stulecia — najstarsza tego typu placówka na świecie.

Rolę analogiczną do paryskiego IFHS spełnia we Włoszech Istituto Giangiacomo Feltrinelli w


Mediolanie. Wobec znacznego rozproszenia zasobów archiwalnych w tym kraju publikacje źródłowe
Instytutu stanowią nieocenioną pomoc dla badaczy włoskiego anarchizmu. Największe zbiory
posiadają archiwa państwowe w Rzymie, Bolonii i Mantui, gdzie toczyły się procesy przeciwko
anarchistom.

Cenne dokumenty do dziejów zachodnioeuropejskiego anarchizmu przechowywane są w byłych


archiwach radzieckich. Są to w pierwszym rzędzie dokumenty ilustrujące ekspansję idei Bakunina w
Międzynarodowym Stowarzyszeniu Robotniczym ze zbiorów

Instytutu Marksa, Engelsa i Lenina w Moskwie oraz pamiątki po Kropotkinie znajdujące się w
Centralnym Archiwum Państwowym Rewolucji Październikowej, które w 1929 r. wchłonęło dawne
Muzeum Kropotkina. Godne uwagi zbiory posiada także Hoover Library of War, Peace and
Révolution w Stanford (USA). Ośrodek ten zgromadził dokumenty odnoszące się m.in. do
działalności bardzo aktywnej grupy anarchistów włoskich z Paterson w stanie New Jersey, dokumenty
Johanna Mosta i Errico Malatesty, a także bodaj największy na świecie zbiór odnoszący się do
dziejów rosyjskiego anarchizmu, mimo iż sam anarchizm w całości zainteresowań badawczych
Instytutu Hoovera zajmuje raczej uboczne miejsce.

Charakterystykę poszczególnych rodzajów źródeł wypada rozpocząć od dokumentów wytworzonych


przez samych anarchistów, stanowiących owoc ich anarchistycznej działalności i przechowywanych w
prywatnych kolekcjach czołowych animatorów ruchu. Są to różnego rodzaju notatki, pisma poufne i
oświadczenia, rękopisy, konspekty przemówień, odpisy uchwał rozmaitych grup, listy itp. — źródła o
podstawowym znaczeniu dla historyka anarchizmu. Niestety, do naszych czasów dotrwały one w
postaci szczątkowej. Złożyło się na to szereg okoliczności historycznych; przede wszystkim —
bezpardonowa walka wypowiedziana ruchowi w epoce zamachów. Policja odnosiła się do
zarekwirowanych materiałów bezceremonialnie. Te, które uznawała za nieprzydatne dla swoich celów
ginęły najczęściej bezpowrotnie. Taki los spotkał między innymi archiwum Sebastiana Faure'a —
wydawcy pisma „Le Libertaire". Ponadto sami anarchiści w sytuacji zagrożenia decydowali się często
na niszczenie posiadanych dokumentów. James Guillaume, główny promotor anarchizmu w Jurze i
historyk ruchu o międzynarodowej renomie, czuł się np. zmuszony w 1898 r. spalić kolekcję listów
Bakunina. Nieco wcześniej (1892) Emile Darnaud zniszczył swoje prywatne archiwum, w którym
gromadził zdjęcia, adresy oraz odpisy listów skierowanych do aliansistów4. W 1893 r., a więc u
szczytu nasilenia antyanarchistycznej psychozy, w niewyjaśnionych do końca okolicznościach,
spłonęła biblioteka Malatesty z jego rękopisami, zawierająca niezwykle cenne materiały z okresu
między Komuną Paryską a kongresem londyńskim z r. 1881. Mimo usilnych nalegań przyjaciół,
Malatesta nigdy nie zdecydował się na pisanie wspomnień z rewolucyjnej fazy ruchu
antyautorytarnego. Chęć dochowania wierności statutom tajnych organizacji, obrony dobrego imienia
Bakunina i tez oficjalnej historiografii anarchistycznej sprzyjała w latach dziewięćdziesiątych raczej
decyzjom o niszczeniu posiadanych dokumentów niż próbom ukrycia ich z myślą o potomności.
Ponadto, ci spośród byłych aktywistów, którzy pogodzili się ze społeczeństwem i wyparli „grzechów
młodości", czynili wszystko, aby zatrzeć ich ślady.

Dzieła zniszczenia dopełniały burzliwe wydarzenia polityczne, jakich nie oszczędził Europie wiek
XX. Na Sycylii policja polityczna Mussoliniego zniszczyła archiwum Saverio Frisci. Ofiarą wojny
domowej w Hiszpanii padły przygotowane właśnie do druku w Barcelonie Bakunina odnoszące się do
spraw iberyjskich. Bojówki faszystów niemieckich spaliły bibliotekę i archiwum Rudolfa Rockera. W
czerwcu 1940 r., bezpośrednio przed wkroczeniem Niemców do Paryża, zniszczono między innymi
wiele zasobów z archiwów państwowych odnoszących się do francuskiego anarchizmu. Wreszcie
latem 1944 r. podczas akcji ewakuacyjnej wojsk hitlerowskich z Normandii zaginęła bezpowrotnie
zasadnicza część zbiorów Guillaume'a. W tej sytuacji zachowanie się w całości ogromnej kolekcji
Maxa Nettaua graniczy niemal z cudem. Kolekcja ta, na którą składało się blisko 40 tys. wydawnictw
związanych z ideologią wolnościową w kilkudziesięciu językach, niezliczona ilość gazet i czasopism
oraz unikalne dokumenty otrzymane bezpośrednio od żyjących jeszcze bohaterów wydarzeń lub
członków ich rodzin była pomnikiem energii i poświęcenia jednego samotnego człowieka. W ciągu
blisko 60 monotonnych lat, wypełnionych bez reszty gromadzeniem i opracowywaniem materiałów do
dziejów anarchizmu, udało mu się dotrzeć do niezliczonej ilości osób, zaś rosnący z biegiem lat
szacunek jakim się cieszył sprzyjał jego wysiłkom.

Chlubą kolekcji stały się papiery pośmiertne Bakunina przekazane jesienią 1899 r. przez rodzinę
zmarłego. Nettlau zakupił, bądź otrzymał w darze, także wiele innych zbiorów — archiwa Pierre
Vessiniera z I Międzynarodówki, Pierre Ramusa i Augustina Ha-mona7 oraz wielkie liczby listów.
Organiczną częścią kolekcji jest obecnie również korespondencja jaką „Herodot anarchii" prowadził z
informatorami z całego świata. Stanowi ona nieprzebrane źródło wiedzy praktycznie na każdy temat
związany z przeszłością libertarnych idei i ruchów.

Biblioteki europejskie przez kilkanaście lat rywalizowały ze sobą o pozyskanie kolekcji Nettlaua.
Ostatecznie wygrał ją, założony z myślą o niej przez prof. Posthumusa, Instytut w Amsterdamie.
Zbiory zgromadzone w prywatnych mieszkaniach Nettlaua w Berlinie i Wiedniu dosłownie w
ostatniej chwili znalazły się na terytorium Holandii. Można przypuszczać, że decyzja ta uratowała je
przed zagładą.
W przeciwieństwie do archiwów prywatnych — rozproszonych i szczątkowych — archiwalia
policyjne przetrwały do naszych czasów na ogół w znakomitym stanie. Składają się na nie różnorodne
materiały zarekwirowane podczas czynności śledczych i rewizji, akta procesów i dokumenty własne
policji obrazujące jej opinie na temat ruchu anarchistycznego oraz środków podjętych dla jego
zwalczania. Wśród materiałów zarekwirowanych zdarzają się źródła bezcenne. Wiele efemerycznych
pisemek lokalnych i wydawnictw jednorazowych znamy dziś wyłącznie z teczek policyjnych, gdzie
przypięte spinaczem do raportu jakiegoś agenta stanowią materiał dowodowy.

W archiwach policji i organów, którym kompetencyjnie podlegała ona we Włoszech, Francji czy
Cesarstwie Niemieckim, ocalały dzięki załącznikom ogromne ilości ulotek rozmaitych grup
anarchistycznych, rozlepiane na murach, bądź kolportowane drogą pocztową manifesty i apele
(zazwyczaj oryginały, rzadziej ręczne kopie), wycinki z gazet, broszury, listy itp. Ilościowo
przeważają jednak sporządzane w regularnych odstępach czasu okresowe raporty komisarzy czy też
prefektów policji o sytuacji w powierzonym sobie rejonie i środkach zastosowanych dla
przeciwdziałania ,,pladze" anarchizmu. We Francji w poszczególnych departamentach prowadzono
stale uaktualniane listy abonentów największych pism anarchistycznych oraz listy rozpoznanych
aktywistów zamieszkałych w poszczególnych rejonach. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych
gromadziło wiadomości o zamachach anarchistycznych na całym świecie. Ten system informacyjny
okazał się jednak jawnie niedoskonały podczas podejmowanych akcji prewencyjnych i represyjnych
ze względu na ruchliwość anarchistów i omylność policyjnych wywiadowców. Z biegiem lat został
więc znacznie udoskonalony. Wprowadzono teczki osobowe zaopatrzone w miarę możliwości w
fotografie. W dossiers aktywistów z początku XX w. znajdujemy już bardzo wszechstronne
informacje o:

1. stanie cywilnym, dacie i miejscu urodzenia, rodzicach, liczbie dzieci i współmałżonku,

2. wykształceniu,

3. miejscu zamieszkania,

4. wykonywanym zawodzie oraz kwalifikacjach,

5. zarobkach i stanie majątkowym,

6. ewentualnej karalności,

7. stosunku do religii i moralności,

8. aktywności zawodowej, związkowej i politycznej.

W latach działalności słynnej zmotoryzowanej bandy Bonnota policja sporządziła również spisy
anarchistów posiadających samochody lub wykonujących zawód szofera. Dowodem zwiększonej
prężności działania było nawiązanie stałych kontaktów z wyspecjalizowanymi komórkami policji
innych krajów mających podobne problemy.

Generalnie zauważyć można, że akta z początku naszego wieku są bardziej uporządkowane,


wszechstronniejsze i dokładniejsze. Można zatem zaryzykować tezę, iż zasługują na większe zaufanie.
Należy jednak pamiętać o ich bardzo nierównej wartości i podchodzić do nich z dużą ostrożnością.
Prefekci departamentów chcąc popisać się gorliwością przed centralą nierzadko rozdmuchiwali w
swoich sprawozdaniach rozmiary rzeczywistego zagrożenia.
Informatorzy policji przy najlepszej woli mieli ogromne trudności w odróżnianiu anarchistów od
socjalistów i kryminalistów, czego wymagały od nich władze. W efekcie posługiwali się tą etykietą w
sposób przypadkowy i bardzo arbitralny. W okresach nasilonych antyanarchistycznych kampanii
socjaliści myleni byli nagminnie z anarchistami. Nawet Jules Guesde, przywódca francuskich
marksistów, nie uniknął w kilku raportach błędnego zakwalifikowania. Konstruowane na podstawie
takich danych zestawienia zbiorcze nie mogły być rzetelne. Wydają się być z reguły zawyżone,
przynajmniej przed 1893 r.

Kropotkin zarzuca źródłom policyjnym notoryczną kłamliwość. Jest to wszakże opinia zbyt
jednostronna. Wiele zależało od poziomu kadr policyjnych. Najlepszymi dysponowała naturalnie
prefektura paryska. W połowie lat dziewięćdziesiątych XIX w. miała ona do swej dyspozycji nawet
specjalną brygadę fachowców od teorii anarchizmu z wysokimi stopniami naukowymi. Raporty
sporządzane przy ich współudziale zasługują na poważne traktowanie. Inaczej kształtowała się
sytuacja na prowincji. Ograniczony budżet tajnej policji III Republiki zmuszał prefektów do
współpracy z bardzo niepewnymi informatorami. Mimo niskiej oceny wiarygodności pochodzących
od nich doniesień ze źródeł tego typu wydobyć można, przy zachowaniu pełnego krytycyzmu, wiele
interesujących wiadomości. Niektóre raporty i donosy odznaczają się nawet pewną literacką finezją.

Specyficzną grupę źródeł stanowią akta procesów sądowych. Wydobyć z nich można cenne
wiadomości o biografiach i mentalności szeregowych anarchistów. Pozwalają również wnioskować o
zmianach w nastawieniu opinii publicznej i aparatu państwowego do samego zjawiska anarchizmu.
Akta najgłośniejszych procesów: w Chicago 1886 r., w Lyonie w 1883 r. tzw. procesu trzydziestu w
Paryżu 1894 r. czy wreszcie anarchistów hiszpańskich z 1892 r. zostały, przynajmniej częściowo,
opublikowane.

W przeciwieństwie do akt sądowych, dokumenty kongresów anarchistycznych stanowią wielką


rzadkość i wymagają od badaczy dużej ostrożności. Nieliczne skądinąd kongresy anarchistyczne
odbywały się na ogół (zwłaszcza kongresy krajowe) w warunkach ścisłej konspiracji. Uczestnicy
posługiwali się niekiedy numerami porządkowymi miast imion. Posiedzenia bywały przerywane przez
policję, miejsca obrad — kilkakrotnie zmieniane. Jeden ze zjazdów włoskich odbył się kiedyś nocą na
leśnej polanie. W takich warunkach trudno było prowadzić dokładne protokoły posiedzeń. Materiały
publikowane po pewnym czasie w prasie anarchistycznej i w oficjalnych sprawozdaniach stanowią
skrócony i niepełny zapis toczonych dyskusji; dodajmy — zapis sformułowany nierzadko ex post. Z
oczywistych względów pomijać również muszą tajne rezolucje uchwalone przez zgromadzonych. Przy
wszystkich tych zastrzeżeniach nie wolno jednak zapominać, że są to źródła nieporównanie bardziej
wiarygodne niż doniesienia informatorów policji gubiących się w skomplikowanych sporach
teoretycznych, świadomie — dla efektu — zaostrzających sens zasłyszanych wypowiedzi, a niekiedy
zupełnie je deformujących w nadziei przypodobania się mocodawcom.

Innym, zbyt rzadko chyba wykorzystywanym, źródłem wiedzy o anarchizmie są ankiety


przeprowadzane na ten temat przez redakcje pism sympatyzujących z ideami wolnościowymi oraz
przez indywidualnych badaczy. Dwa największe przedsięwzięcia tego rodzaju, oba francusko-
centryczne, choć o międzynarodowym zasięgu, pochodzą z przełomu wieków. W 1894 r. Augustyn
Hamon, dążąc do określenia portretu psychologicznego „anarchisty-socjalisty" rozesłał kwestionariusz
zawierający tylko dwa pytania: 1) dlaczego jesteś anarchistą?, 2) jak się nim stałeś? — rejestrując
jednocześnie wiek, zawód i narodowość respondentów. Otrzymał ogółem 170 odpowiedzi, na
podstawie których powstała znana książka Hamona. Jesienią 1902 r. Jean Marestan na łamach ,,Le
Libertaire" ogłosił dziesięciopunktową ankietę, którą rozesłał imiennie do 260 wybitnych osobistości
ruchu oraz 29 redakcji z całego świata, zapraszając jednocześnie do udziału wszystkich czytelników.
Pytania dotyczyły nie tylko poglądów na kwestie teoretyczne, lecz także ocen aktualnej sytuacji ruchu,
stosowanych form i metod walki, a także szans sojuszu z socjalistami parlamentarnymi. Odpowiedzi
drukowane przez kilka miesięcy dają znakomity wgląd w świat wartości i oczekiwań aktywistów
ruchu anarchistycznego przełomu wieków. Nie znaczy to wszakże, że są one bezstronne ani, tym
bardziej, że wyczerpują zagadnienie. Niewątpliwym błędem Hamona, podważającym wartość jego
uogólnień, było sporządzenie portretu wyłącznie na podstawie wypowiedzi anarchistów o sobie.
Dowiadujemy się zatem z jego książki więcej o tym, jakimi siebie widzieli, niż jakimi byli naprawdę.

Obok dokumentów prywatnych i policyjnych prasa anarchistyczna stanowi niewątpliwie najciekawsze


źródło do wszystkich kwestii związanych z przeszłością ruchu. Samodzielność grup sprzyjała
inicjatywom wydawania własnych organów i choć żywot ich był z natury rzeczy efemeryczny, już
sama ilość i różnorodność pisemek przesądza o bogactwie informacji jakie można z nich wydobyć. Na
pismach anarchistycznych spoczywały bardzo złożone obowiązki. Przede wszystkim więc, przy braku
formalnych więzi organizacyjnych, był to zasadniczy środek komunikacji rozproszonych środowisk
anarchistycznych. Na skalę międzynarodową rolę tę spełniał w początkowym okresie ,,Bulletin de la
Fédération Jurasienne" (1872-1878) wydawany w Le Locie przez Guillaume'a, następnie „Le Révolté"
(„La Révolte") Kropotkina i Grave'a, zainicjowany w Genewie w 1879 r., a od 1884 do marca 1894 r.
wydawany w Paryżu, oraz „Die Freiheit" (1879-1906) Johanna Mosta ukazujący się w Nowym Jorku,
a w jeszcze późniejszym okresie „Les Temps Nouveaux" (1895-1914) — kontynuacja „La Révolte"
pod red. J. Grave, zaś dla obszaru języka hiszpańskiego barcelońska „La Revista Blanca" (1896-1906 i
1922-1937) Federico Uralesa oraz „La Protesta" z Buenos Aires.

Gazety i czasopisma służyły jednak nie tylko przekazywaniu informacji. Propagując idee
anarchistyczne sprzyjały pozyskiwaniu nowych sympatyków, zaś osobom już przekonanym
zapewniały nieustające forum dyskusyjne. Są zatem, mimo oczywistej tendencyjności, niesłychanie
wszechstronnym i wiarygodnym źródłem historycznym. Nekrologi i artykuły wspomnieniowe
umieszczane na ich łamach stanowią dla dzisiejszego historyka krynicę bezcennych wiadomości,
których próżno by szukać w innych źródłach. Zupełnie inaczej natomiast ocenić wypada przydatność
źródłową prasy „burżuazyjnej". Wiadomości, jakie w niej znajdujemy są z reguły bałamutne, bardziej
zresztą z autentycznej niewiedzy niż chęci świadomego manipulowania czytelnikami. Obraz
anarchizmu, jaki wyłania się z pierwszych stron wielkonakładowych dzienników europejskich końca
XIX w., niewiele ma wspólnego z rzeczywistością.

Istotnych danych biograficznych dostarczają liczne wydawnictwa periodyczne: kalendarze, almanachy


i roczniki, w których zwyczajowo umieszczano sylwetki czołowych aktywistów i pionierów
libertarnych idei z zamierzchłej przeszłości. Mniejszą rolę przy badaniach skoncentrowanych na
ruchu, a nie teorii, odgrywają za to książki i broszury z wydawnictw anarchistycznych. Można na ich
podstawie wnioskować o popularności poszczególnych autorów oraz o teoretycznych sympatiach
członków grupy, która sfinansowała wydawnictwo. Największa seria wydawnicza, słynna
Bibliothèque Sociologique paryskiej firmy P.V. Stock zdominowana była całkowicie przez książki o
tendencji anarchokomunistycznej.

Dokumentacja mechaniczna i fotograficzna dla okresu sprzed I wojny światowej jest stosunkowo
nikła. Zachowały się unikalne nagrania głosu Loiusy Michel, Piotra Kropotkina i Charlesa Malato,
który podobno już w końcu ubiegłego wieku usiłował gromadzić tego rodzaju zbiory. Niewielkie
ilości fotografii posiadają archiwa policji. W dossiers francuskich anarchistów gromadzonych przez
prefekturę paryską znalazły się na początku XX w. fotografie ok. 4 tysięcy czołowych aktywistów, zaś
ich kopie rozesłano do Anglii i Stanów Zjednoczonych.
Wydawnictwa źródłowe i podstawowe pomoce naukowe

Rozproszenie zasobów oraz utrudniony dostęp do nich w pełni uzasadniają potrzebę edycji źródeł
związanych z anarchizmem. Przyznać trzeba również, że w dużej mierze została ona zaspokojona. Są
to jednak w większości wydawnictwa tendencyjne, opracowane przez sympatyków z myślą o obronie
dobrego imienia anarchizmu i jego naczelnych idei. Cele naukowe zepchnięte są w nich na daleki plan
albo stanowią tylko zewnętrzny makijaż. Widać to w samym doborze materiałów, sposobie
posługiwania się nimi, a przede wszystkich w redakcyjnych komentarzach (vide Archives Bakounine).

Dwie najobszerniejsze antologie tekstów i materiałów źródłowych Woodcocka i Guérina są dziełem


anarchistów. Bardzo ambitny w zamierzeniu, socjologizujący wybór Horowitza cierpi wskutek
niekompetencji historycznej autora. Inne antologie zogniskowane są wokół kwestii szczegółowych
(rozwój teorii, zamachy terrorystyczne itp.).

Osobną grupę stanowią wybory pism i korespondencji wybitnych działaczy anarchistycznych:


Bakunina, Reclusa, Malatesty i innych, jak również antologie poszczególnych czasopism.

Monografie naukowe poruszające problematykę związaną z dziejami ruchu anarchistycznego


uzupełniane są często obszernymi aneksami źródłowymi stanowiącymi ich integralną, niekiedy nawet
zasadniczą część. Trudno wprost przecenić znaczenie tej praktyki dla stymulacji dalszego postępu
badań. Skala jej stosowania przez historyków anarchizmu nie znajduje odpowiednika w publikacjach z
innych dziedzin, co można interpretować jako dążenie do przezwyciężania tą drogą specyficznych
ograniczeń, jakie nad nimi ciążą.

Wiele cennych materiałów zawierają wydawnictwa dokumentujące historię I Międzynarodówki,


szczególnie po 1868 r.: czterotomowa edycja pod redakcją J. Freymonda, akta kongresów i posiedzeń
Rady Generalnej. Odrębnego potraktowania wymaga natomiast słynna praca Jamesa Guillaume'a na
ten sam temat34. Dokumenty, zaczerpnięte przeważnie z własnego archiwum, są w niej organicznie
wplecione w narrację o charakterze wspomnieniowym. Bezceremonialne skróty dokonane przez
autora zniekształcają niejednokrotnie ich wymowę. Guillaume przemilcza zresztą część dokumentów
nie potwierdzających jego wersji wydarzeń. Jednak niezależnie od tej „specyfiki", jego książka
stanowi jedno z podstawowych źródeł informacji o funkcjonowaniu Federacji Jurajskiej i
antyautorytarnej Międzynarodówki w latach 1873-1878. Mieszany wspomnieniowo-źródłowy
charakter posiadają również niektóre prace Maxa Nomada. Spośród „czystych" wspomnień na
pierwszy plan wysuwają się książki Kropotkina i Grave'a oraz relacje byłych uczestników tajnego
Aliansu Bakunina.

Nie brak też ciekawych wspomnień oświetlających romantyczną epokę „propagandy czynem". Przy
korzystaniu z nich nie wolno wszakże zapominać o dystansie czasowym dzielącym zredagowanie
tekstu od opisywanych wydarzeń. Choć ujawniają niekiedy bardzo cenne szczegóły o charakterze
biograficznym lub obyczajowym, zatajają jednocześnie wiele działań i autentycznych motywacji
uczestników dawnych nielegalnych przedsięwzięć. Szczególną ostrożność zachować należy przy
lekturze, obfitych niegdyś jako gatunek, wspomnień komisarzy policji kierujących walką z
anarchizmem. Sensacyjne informacje, w jakie obfitują, nie znajdują na ogół potwierdzenia w innych
źródłach. Książki te są natomiast nieświadomym dowodem ignorancji w sprawach anarchizmu ludzi,
którzy z racji pełnionych funkcji powinni byli być na ten temat najlepiej poinformowani.
W bibliografii nadal zachowuje swą wartość pionierska praca Nettlaua. Uzupełnia ją o najważniejsze
pozycje dwudziestowieczne artykuł Waltera. Szczegółowy wykaz źródeł z epoki I Międzynarodówki
(pisma, druki ulotne, broszury) zawiera trzytomowy Reportoire Internatinal des sources pour l'Étude
(Paris 1952-1963). Nieocenionym źródłem informacji o ludziach są słowniki biograficzne działaczy
ruchu robotniczego. W kwestiach teoretycznych autorytatywnym kompendium prezentującym
stanowisko anarchistów jest zapoczątkowana przez Sebastiana Faure'a i urwana na tomie czwartym
L'Encyclopédie anarchiste (Paris 1924-1926). Spośród publikacji nowszych na szczególne
wyróżnienie zasługuje katalog książek i broszur opublikowany przez IFHS.

Na koniec podkreślić należy szczególną rolę, jaką w badaniach nad dziejami anarchizmu odegrały
takie czasopisma, jak: „Grünberg Archiv für die Geschichte des Socialismus und der
Arbeiterbewegung" (1911-1930), „International Reviev of Social History" (organ IISC 1936-1940 i
ponownie od 1959 r.), „Annali Istituto Feltrinelli" (od 1958 r.), czy wreszcie francuskie „Le
Mouvement Social" (organ IFHS od 1960 r. jako kontynuacja kwartalnika ,,L'Actualité de l'Histoire").
Numery specjalne, artykuły, recenzje i źródła publikowane na ich łamach stwarzają wspaniałą
panoramę ewolucji, jaką przebyła historiografia anarchizmu w ciągu minionego półwiecza.
2. Historiografia anarchizmu

Max Nettlau i jego dzieła

Obserwatorowi zewnętrznemu, śledzącemu w dłuższym odcinku czasowym narastanie literatury


naukowej jakiegoś zagadnienia, proces ten nie wydaje się jednorodny. Obok powolnej kumulacji
wiedzy w wytyczonych wcześniej kierunkach dostrzega on pozornie chaotyczny puls usiłowań
wyłamujących się z utartych schematów. Krzyżują się w nich skutki oddziaływania najróżniejszych
czynników: krótkotrwałych mód intelektualnych, zmian optyki wynikających z rotacji pokoleń i
oddziaływania wydarzeń współczesnych, doskonalenia środków i metod badawczych, czy wreszcie
nieustannego poszerzania się horyzontów badawczych — anektowania przez naukę wciąż nowych
obszarów problematyki. Sytuacja taka sprzyja powstawaniu różnych szkół naukowych, ścierania się
racji i kwestionowaniu, przynajmniej raz na kilkadziesiąt lat, zasadniczych ustaleń przejętych od
poprzedników.

Historiografia anarchizmu zdecydowanie wyłamuje się z zarysowanego powyżej modelu i to nie tylko
ze względu na jej rzadko spotykaną stronniczość. Ciąży na niej bowiem po dzień dzisiejszy niezwykła
osobowość Maxa Nettlaua — pierwszego, a zarazem najwybitniejszego do tej pory badacza teorii i
ruchów wolnościowych, prekursora, który okazał się klasykiem i prawodawcą odkrytego przez siebie
gatunku i którego autorytetowi upływ czasu nie wydaje się wyrządzać żadnej szkody. W
dziewięćdziesiąt lat od chwili publikacji pierwszych artykułów Nettlaua cała historiografia
anarchizmu obraca się wokół stworzonych przezeń schematów ujęć, ogarnia to samo pole
zainteresowań, niezależnie od tego, czy autorzy podzielają jego opinie, czy też przeciwnie, ostro z
nimi polemizują. Żaden z pionierów innych dziedzin historii nie może się pochwalić równie trwałym i
przemożnym wpływem na kontynuatorów rozpoczętego przezeń dzieła. Konsekwencją takiego stanu
rzeczy jest zaskakujący przy takim temacie konserwatyzm piśmiennictwa o anarchizmie,
powtarzalność stanowisk i argumentów polemicznych.

Stałość i polemiczność to cechy odnoszące się również do twórczości Maxa Nettlaua. Przyszły
„Herodot anarchii" urodził się 30 kwietnia 1965 r. w Neuwaldeg koło Wiednia, gdzie jego ojciec, były
hofgartner ogrodów królewskich w Poczdamie, pełnił służbę u boku księcia Schwarzenberga.
Pochodził ze starej rodziny urzędniczej z Prus Wschodnich i mimo wieloletniego pobytu w Austrii,
nie czuł się z nią związany. Swoje dzieci, zgodnie z politycznymi sympatiami, wychowywał w duchu
liberalnym. Max odziedziczył po nim skłonność do pedanterii wygładzoną jednak dużą intelektualną
rzutkością. Od wczesnego dzieciństwa odznaczał się świetną pamięcią; z niesłychaną łatwością
opanowywał języki obce. W 1887 r. ukończył studia filologiczne na Uniwersytecie Lipskim
otrzymując stopień doktorski za pracę o gramatyce języka starowalijskiego. Pasjonował się również
ornitologią. Zainteresowania te zdradzają zasadniczy rys jego charakteru — pragnienie ucieczki od
rzeczywistości, instynktowną sympatię dla spraw i tematów niepopularnych, utożsamianie się ze
stroną słabszą, z wszelkimi ,,losers" w procesie dziejowym. Uwidacznia się to bardzo wyraźnie w
stosunku Nettlaua do anarchizmu.
Według jego własnych, nie zawsze zgodnych ze sobą relacji, zainteresował się socjalizmem w
szesnastym roku życia pod wpływem lektury pism „Freiheit" i „Zukunft" oraz napływających z Rosji
wiadomości o wyczynach Narodnej Woli. Z anarchistami zetknął się po raz pierwszy w Londynie,
gdzie pogłębiał znajomość języków celtyckich i było to spotkanie brzemienne w konsekwencje.
Wstąpił niezwłocznie do Socialistic League (1886), zdominowanej wówczas przez anarchistów, i po
kilku latach wahań zrezygnował ostatecznie z kariery naukowej. Wszystko co robił, podporządkował
od tej chwili jednemu celowi — ochronie przed zaginięciem i zapomnieniem wszelkich przejawów
myśli libertarnej. Do jego realizacji predystynowany był zresztą znakomicie ze względu na kontakty
osobiste, biegłą znajomość kilkunastu języków, umiejętność stenografii oraz niezależność materialną
umożliwiającą zakupy w antykwariatach i coroczne kilkumiesięczne wypady do rozmaitych bibliotek i
archiwów europejskich.

W 1888 r. Nettlau przystąpił do gromadzenia swojej kolekcji, która stać się miała podstawą
opracowywanej przezeń bibliografii druków anarchistycznych. Jednocześnie w „The Commonweal"
—organie Socialistic League — redagował rubrykę wydarzeń międzynarodowych. Już pierwsze
artykuły, opublikowane w kierowanym przez Johanna Mosta wydawnictwie Die Freiheit w 1890 r.,
zwróciły nań uwagę środowiska. Przypominał w nich sylwetki prekursorów współczesnych sobie
doktryn anarchistycznych. Jeden z artykułów zatytułowany Die Historische Entwicklung des
Anarchismus stanowił pionierską próbę syntezy tego niedostrzeganego dotąd przez historyków
zjawiska. Nie popełniając najmniejszej przesady można powiedzieć, że cały dorobek naukowy autora
—dziesiątki opasłych tomów napisanych w ciągu z górą półwiecza — stanowił tylko rozwinięcie
koncepcji zarysowanej w tej kilkunastostronicowej broszurce.

Zachęcony pozytywnym przyjęciem, a zwłaszcza entuzjastycznymi wypowiedziami Kropotkina,


podjął się teraz Nettlau zadania nieporównanie bardziej ambitnego — napisania biografii Bakunina;
zadania, którego nie podjął się żaden z wielu żyjących jeszcze jego „amis intimes". Przez następnych
kilka lat z właściwą sobie skrupulatnością i systematycznością gromadził ocalałe rękopisy twórcy
Aliansu. Kontaktował się również z bezpośrednimi świadkami nie tak odległych przecież jeszcze w
czasie wydarzeń. Efektem tej tytanicznej pracy są mało czytelne, hektograficzne tomy liczące w sumie
1283 strony gęsto zapisanego papieru. Cały nakład, liczący raptem pięćdziesiąt egzemplarzy,
rozesłany został imiennie tym, którzy udzielili pomocy w niezwykłym przedsięwzięciu; kilka
kompletów trafiło do największych bibliotek europejskich. Nettlau, który żadnej ze swych prac nie
uważał nigdy za skończoną, powracał jeszcze wielokrotnie do biografii Bakunina. W miarę docierania
do nieznanych sobie wcześniej źródeł opracowywał gigantyczne przypisy (a później przypisy do
przypisów), zawierające wciąż nowe poprawki i uzupełnienia przytłaczające swą wielkością tekst
podstawowy. Jednocześnie z bibliografią zainicjował Nettlau, wykorzystując zgromadzone materiały,
pierwszą edycję dzieł autora Boga i państwa. Zredagowany przezeń i opatrzony wstępem tom
pierwszy zawierał nieznane dotąd manuskrypty i listy Bakunina, potraktowane jako „źródła do historii
teorii anarchistycznych".

W 1897 r., z dwuletnim opóźnieniem, ukazała się w Paryżu i Brukseli oczekiwana od dawna
bibliografia, która przekroczyła najśmielsze przewidywania adresatów. „Tylko Niemiec mógł dokonać
czegoś takiego" — komentował publikację Malatesta. Na blisko 300 stronach tekstu zawarł autor
ogromną ilość precyzyjnych informacji o czasopismach, drukach ulotnych i książkach związanych
choćby pośrednio z ideologią libertarną. Anarchiści dowiedzieli się z niej ze zdumieniem o bogactwie
literatury i wspaniałych tradycjach, jakie reprezentowany przez nich ruch posiada. Książka ta stała się
punktem wyjścia dla podjętych później przez Nettlaua prac nad stworzeniem powszechnej historii
anarchizmu.
Jako pierwsza z inicjatywą tego rodzaju wystąpiła redakcja ukazującego się w Liège pisma ,,Bulletin
de l'Internationale Libertaire" wyrażającego tendencję do wzmożenia spoistości ruchu. Miała to być
jednak inicjatywa zbiorowa; każdy z zaproszonych uczestników opracować miał dzieje anarchizmu na
określonym terytorium. Sam fakt zaproszenia Nettlaua świadczył wszakże o jego rosnącej
popularności, mimo separowania się od głównego nurtu ruchu. Z wyjątkiem imprez tej rangi, co
kongresy z lat 1889 i 1896, nie brał udziału w wydarzeniach aktualnych. Dystansował się od
współczesnych sobie przedsięwzięć i polemik ogniskujących uwagę aktywistów. Na arenie
międzynarodowej znany był tylko jako autor-poliglota, publikujący artykuły historyczne w prasie
anarchistycznej kilkunastu krajów.

Biografie Nettlaua nie bez przyczyny ograniczają się praktycznie do opisu jego dzieł. Życie prywatne
autora mogło się wydawać postronnemu obserwatorowi nieznośnie monotonne. „Nie miał żadnych
kontaktów społecznych, żadnych potrzeb osobistych i żadnych rozrywek" — pisze z pewną przesadą
Arthur Lehning. W rzadkich chwilach wypoczynku zajmował się porządkowaniem swoich zbiorów.
Zasadniczą formą kontaktów Nettlaua ze światem zewnętrznym była wymiana listów, ale grono
korespondentów uległo w przededniu I wojny światowej znacznemu uszczupleniu. Na tle stosunku do
wojen bałkańskich ujawniły się wśród działaczy anarchistycznych podstawowe rozbieżności. Nettlau,
broniący polityki Austro-Węgier, przekonany o wyższości Germanów nad Słowianami i dopatrujący
się we wszystkich wydarzeniach w Europie Południowo-Wschodniej rosyjskiej inspiracji, zerwał
stosunki z popierającymi jednoznacznie Entente Gravern, Kropotkinem, Czerkiezowem i Guillaumem.
Pogłębiło to jeszcze jego dotychczasową izolację i zgorzknienie datujące się od śmierci żony w 1907
r. Badania historyczne stanowiły dlań — „człowieka XIX wieku", jak sam siebie określał — ucieczkę
od coraz mniej akceptowanej rzeczywistości.

W tym okresie powstają duże, znakomicie udokumentowane źródłowo studia poświęcone działalności
stronników Bakunina w Hiszpanii i we Włoszech oraz sylwetki wybitnych anarchistów,
wykorzystywane później w nieskończonej ilości książek, broszur i artykułów. Można je traktować
jako wstępną przymiarkę przed podjęciem zasadniczego tematu.

To pierwsze opus magnum Nettlaua, przedstawiające dzieje anarchizmu od Zenona z Kition do 1861
r., udostępnione zostało niemieckim czytelnikom w 1925 r. Następny tom, obejmujący epokę
bakuninowską, ukazał się w dwa lata później, zaś tom trzeci (lata 1880-1886) w 1931 r. Każdy kolejny
tom był grubszy, choć omawiał coraz krótsze odcinki czasoweS7. Likwidacja przez nazistów w 1933
r. wydawnictwa „Der Syndycalist" uniemożliwiła dalsze publikacje. Następne tomy pozostawały w
autorskim rękopisie. Wraz z późniejszymi uzupełnieniami liczą one łącznie około 2 tysięcy gęsto
zapisanych stron, co stanowi w przybliżeniu dwie trzecie całości dzieła. Tom czwarty: Blutezeit der
Anarchie obejmuje lata 1886-1894, zaś trzy ostatnie, podzielone już terytorialnie, a nie
chronologicznie, doprowadzają wykład do 1914 r. Biblioteka IISG w Amsterdamie dysponuje kilkoma
powielonymi egzemplarzami każdego tomu.

Kolosalne rozmiary siedmioksięgu przyćmiewają w sposób nieunikniony pozostałe dokonania


Nettlaua, aczkolwiek zasługują one na najwyższe uznanie, gdyby chcieć do nich przykładać zwykłą
miarę. Wymienić tu należy kilka jednotomowych syntez dziejów anarchizmu (różniących się od
siebie), biografie Malatesty (1922), Elisée Raclusa (1928) i Bakunina (wersja skrócona); eseje
poświęcone życiu i twórczości Ernesta Coeurderoy, H. Dave, Fernanda Pelloutier, Saverio Merliniego,
Luigi Galleani i wielu innych wybitnych anarchistów XIX i XX w., których zdążył na ogół poznać
osobiście. Pisanie artykułów stało się dlań z czasem koniecznością ze względu na pogarszającą się
sytuację materialną. Ostatnim wielkim dziełem wiedeńskiego samotnika było przygotowanie do druku
unikalnych dokumentów Federacji Hiszpańskiej I Międzynarodówki, plonu dwumiesięcznego pobytu
w Katalonii latem 1936 r. Nettlau wydał również odnalezione przez siebie pisma Josepha Dejacque,
Anselma Bellegarrigua i Ernesta Coeurderoy, a wiele innych wydawnictw zainicjował bądź wsparł
własnym wstępem. Sporządzał wciąż aktualizowane zestawienia bibliograficzne. Niepełny wykaz
chronologiczny jego opublikowanych prac zajmuje szesnaście stron w książce Rockera.

Burzliwe lata trzydzieste wycisnęły tragiczne piętno na ostatnich latach życia dziejopisa anarchizmu.
Zdziwaczały i opuszczony przez przyjaciół długo nie mógł pogodzić się z myślą o konieczności
emigracji. Łudził się, że faszyzm niemiecki mieć będzie lepsze od włoskiego oblicze, że „duchowa
elita" reprezentująca „prawdziwe Niemcy" potrafi mu się skutecznie przeciwstawić. Dopiero w 1938 r.
obawa o losy kolekcji wzięła górę nad przywiązaniem do niemieckiej kultury. Udał się wówczas,
śladem swoich zbiorów, do Holandii. Zmarł w skrajnej nędzy na raka mózgu 23 lipca 1944 r. w
okupowanym jeszcze Amsterdamie. Można przypuszczać, znając jego charakter, że brak aktywności
intelektualnej, wymuszony przez chorobę, dokuczał mu w ostatniej fazie życia bardziej jeszcze niż
cierpienia fizyczne. W papierach pośmiertnych Nettlaua znaleziono prócz wspomnień i kroniki życia
m.in. kilkusetstronicową rozprawę o tajnych organizacjach europejskich lat 1795-1830.

Na sposobie prezentacji przez Nettlaua problematyki anarchizmu zaciążyły w ogromnym stopniu


poglądy własne autora, a także cechy jego osobowości i przyjęta przezeń metoda pracy. Anarchizm
był dlań fenomenem par excellence duchowym, pozbawionym socjalno-ekonomicznego kontekstu;
manifestacją tkwiącej głęboko w naturze ludzkiej odwiecznej potrzeby wolności, pojawiającej się
zawsze w sprzyjających warunkach; nieśmiertelną ideą wcielającą się w postacie historyczne; wizją
nieosiągalnego ideału, kierującą poczynaniami najświatlejszych przedstawicieli ludzkości. Była to
więc koncepcja na wskroś metafizyczna, elitarna i indywidualistyczna. Nie było w niej miejsca na
walkę klasową czy ubóstwienie proletariatu. Autor licznych biografii Bakunina nie podzielał jego
zaufania do kreatywnego potencjału mas ludowych. Uważał, że lud pragnie dobrobytu, a nie wolności.
Drogą Kropotkinowi koncepcję solidarności międzyludzkiej uważał za fikcję, ponieważ „człowiek jest
z natury rzeczy wyizolowany". Postęp wiązał jednoznacznie z działalnością elit intelektualnych.
Rodzenie się postaw anarchistycznych tłumaczył „sentymentalnym i estetycznym pragnieniem
sprawiedliwości".

Sceptyczny wobec współczesnych sobie doktryn definiował anarchizm ogólnikowo jako „stan rzeczy,
w którym każdy otrzymuje największą porcję szczęścia jaką zdolny jest odczuć". Wielokrotnie
opowiadał się za sformułowaną przez Hiszpanów ideą „anarchizmu bez przymiotników" (anarquismo
sin adjectivos) dążącą do pogodzenia przedstawicieli wszystkich tendencji. Tolerancyjny stosunek do
rozmaitych koncepcji ekonomicznych łączył się u Nattlaua ze zdecydowaną krytyką wszelkich
rozwiązań „unitarnych". Z upływem lat coraz jawniej atakował anarchokomunizm jako szkodliwą
utopię roszczącą sobie pretensje do wyłączności. O socjalizmie pisał, iż jest to jeszcze „chimera [...]
nie mająca żadnego bytu, żadnej siły moralnej, żadnego wpływu na dusze ludzkie". Również
niebanalny jak na anarchistę był jego stosunek do rewolucji; twierdził bowiem, że są dziełem
zakonspirowanych spiskowców, a nie wyrazem woli ludu i nie dają gwarancji powodzenia. Większe
nadzieje wiązał ze stopniową ewolucją rozszerzającą zdobycze liberalnego wieku XIX. Humanitarno-
moralistyczny kierunek, jaki reprezentował, sytuował go poza głównym nurtem współczesnego mu
ruchu anarchistycznego. Również cechująca go konsekwentnie sceptyczna postawa, przeradzająca się
z czasem w głęboki pesymizm (po 1918 r.), ostro kontrastowała z dominującym, euforyczno-
optymistycznym nastawieniem jego czytelników.

Oczywiście, w poglądach Nettlaua wiele było niespójności, a nawet jawnych sprzeczności, których
sama antydoktrynerska postawa nie mogła zatuszować. Potrafił ostro piętnować „religijny idiotyzm",
aby w następnym już zdaniu opowiadać się za tolerancją dla wszelkich poglądów. Głosząc
niezbędność koegzystencji anarchistów z instytucjami państwowymi, nawoływał ich jednocześnie do
ignorowania prawa. Apelował o ograniczenie publicznych polemik, choć sam często wykraczał
przeciw temu postulatowi. Jak protagoniści I Międzynarodówki, którym poświęcił tak wiele uwagi,
krytykę swoich poglądów traktował niekiedy jako atak personalny.

Prace Nettlaua dotyczące dziejów anarchizmu są zadziwiająco jednorodne, mimo iż powstawały w


ciągu bez mała półwiecza; wolne od natrętnego prezentyzmu i bezgranicznie wiernie przyjętej przezeń
we wczesnej młodości koncepcji anarchizmu. Stanowią swego rodzaju monolit, co umożliwia ich
zbiorowe omówienie bez uszczerbku dla zasług autora. Różnią się naturalnie rozkładem
drugorzędnych akcentów, pewne oceny ulegały z biegiem czasu pogłębieniu, ale identyczna jest w
nich wizja ogólna i specyficzna forma prezentacji materiału.

Historyka i bibliografa wiedeńskiego interesowały w pierwszym rzędzie dzieje idei anarchistycznej i


ludzi ją reprezentujących. Był pierwszym, który odnalazł dla niej sięgającą w przeszłość, aż do
starożytnej Grecji i Chin, linię genealogiczną umieszczając w niej m.in. Lao Tse, szkołę stoików,
Rabelais i Diderota. Praktycznie każda postać historyczna, która przed Wielką Rewolucją Francuska
wyrażała choćby mgliste sympatie dla idei wolnościowych, miała szanse znaleźć się na sporządzonej
przezeń liście antenatów. Praktyka taka, w połączeniu z małą troską o precyzję języka, prowadziła do
zacierania różnic między przedstawicielami odległych od siebie epok historycznych, do rozpatrywania
ich poglądów w oderwaniu od historycznego kontekstu, a jednocześnie dostarczyła aktywistom
współczesnego Nettlauowi ruchu anarchistycznego argumentów wzmacniających ich pozycję w
oczach opinii publicznej.

Szeregowi, bezimienni anarchiści całkowicie wymykali się z jego pola widzenia. Rangi anarchizmu
jako zjawiska społecznego zdawał się w ogóle nie dostrzegać. Informacje o ruchu ograniczał do
niezbędnego minimum. Przedstawiał je w oderwaniu od realiów społecznych XIX-wiecznej Europy.

Pisząc o ludziach i sprawach, z którymi solidaryzował się duchowo, był w sposób nieunikniony
stronniczy. Prace historyczne Nettlaua pełne są ostrych, polemicznych sformułowań pod adresem
przeciwników ideowych. „Dla pana, najwyraźniej, wszystkie krzywdy doznane przez Bakunina są
teraz równie żywe jak w 1872 r." — pisał doń Nikołajewski pod świeżym wrażeniem lektury.
Tendencyjność wielu opisów i ocen „Herodota anarchii" nie może ulegać wątpliwości, pamiętać
wszakże należy również o drugiej stronie medalu. Kiedy powstawały jego pierwsze dzieła, anarchizm
znajdował się pod zmasowanym ostrzałem nieprzebierającej w środkach krytyki i to zarówno ze
strony społeczeństwa burżuazyjnego, jak i socjalistów nurtu „autorytarnego". Sytuacja ruchu i czasy,
w których publikował nie sprzyjały wyważonym opiniom. Broniąc przed pomówieniami Bakunina i
jemu podobnych, sam z kolei bywał niesprawiedliwy, ale nigdy nie wpadał w paszkwilancko-
napastliwy ton, przed którym nie uchroniło się wielu jego następców. W pełni natomiast podzielał ich
nieskrywaną wrogość do marksizmu.

Przy całej swej tendencyjności i ahistoryczności książki Nettlaua wyróżniają się korzystnie na tle
innych opracowań sporządzanych przez zwolenników ideologii libertarnej. Są od nich po prostu
bardziej rzetelne. Zadecydowała o tym anachroniczna, kronikarska forma wykładu, powściągająca
cugle subiektywizmu. Dzięki niej Nettlau — kolekcjoner faktów, pedantyczny bibliograf, brał górę
nad Nettlauem — propagatorem ideologii wolnościowej. Antykwaryczny stosunek do tematu
wystawiał jednak czytelników jego książek na ciężkie próby. Musieli przebijać się mozolnie przez
opasłe tomy pisane ciężkim językiem, bez szczególnej dbałości o kompozycję. Wszystkie prace
sporządzone były według tej samej receptury — na zasadzie sekwencji sylwetek spojonych krótkim
odautorskim komentarzem. W samym sposobie prezentacji poszczególnych postaci obowiązywały
również sztywne reguły. Nagromadzenie szczegółów biograficznych, ogromna ilość przypisów
rzeczowych, organiczne włączenie w tekst zasadniczy drobiazgowych zestawień bibliograficznych, i
wreszcie najbardziej chyba męcząca dla odbiorców praktyka cytowania w języku oryginału In extenso
(bądź w obszernych streszczeniach) omawianej w porządku chronologicznym spuścizny pisarskiej
poszczególnych autorów — wszystko to nadaje książkom Nettlaua niepowtarzalny charakter. Z
formalnego punktu widzenia są to raczej, w większości, materiały do historii anarchistycznych idei niż
monografie naukowe z prawdziwego zdarzenia.

W pogoni za chimerą pełni wiedzy o interesujących go sprawach, żadnej ze swoich prac nie traktował
jako ostatecznej wersji tematu. Nieustannie poszukiwał nowych źródeł. Ale faktów gromadzonych z
takim trudem nie poddawał dostatecznej problematyzacji. Nie pytał o przyczyny i nie dążył do
wyciągnięcia konkluzji. Zgryźliwa opinia Nomada twierdzącego, że „Nettlau wiedział wszystko, ale
nie rozumiał niczego" nie jest daleka od prawdy.

Inną zasługującą na uwagę cechą ujęć wiedeńskiego filologa jest skłonność do czarno-białych
podziałów; wizja świata zaludnionego przez zdecydowanych przyjaciół lub zdecydowanych
nieprzyjaciół wolności. Ponadto uderza w nich zacieranie ewolucji poglądów przedstawianych postaci.
O Proudhonie pisze tak, jak gdyby zatrzymał się w rozwoju na 1849 r. Bakunin jest dlań anarchistą już
w 1851 r.

Najlepsze wrażenie sprawiają dziś te książki Nettlaua, do których on sam przywiązywał najmniejszą
wagę — pośpiesznie pisane jednotomowe syntezy. Encyklopedyczna dokładność łączy się w nich
bowiem z szerokim, panoramicznym ujęciem tematu.

Wśród historyków anarchizmu panuje przekonanie, że Nettlau był bezkrytyczny wobec swoich
bohaterów. Uporczywość tej opinii zdaje się wskazywać, iż niewielu autorów podjęło trud wczytania
się w jego rękopisy. W rzeczywistości dawał powściągliwy, ale zauważalny wyraz osobistym
sympatiom i antypatiom, nie licząc się przy tym zbytnio z oczekiwaniami czytelników. W bardzo
ostrych słowach krytykował kierunki rozwojowe anarchizmu po 1880 r. Nawet u Bakunina, z którym
czuł się bodaj najmocniej związany, dostrzegał błędy i słabości charakteru. Publicznie piętnował
„Deutschenhass" autora Dieu et l'État. Nigdy też, w przeciwieństwie do Guillaume'a i Innych
anarchistów, w polemice z marksistami nie posuwał się do preparowania cytatów albo świadomego
zniekształcania sensu wypowiedzi. Rzadko pomijał istotne dla sprawy, choć niewygodne dla
anarchistów źródła. Potrafił krytykować Carla Cafiero za nadużycie zaufania Engelsa. W świetle tych
faktów nagminna nie tylko w historiografii marksistowskiej opinia o apologetycznym charakterze jego
twórczości wymaga rewizji. Przy wszystkich swoich brakach korpus wydanych i niewydanych dzieł
Nettlaua składa się na największe dokonanie w dotychczasowej historiografii anarchizmu. Uwikłanie
autora w polemiki personalne i ideologiczne swojej doby nie umniejsza w niczym ich faktograficznej
rzetelności.
James Guillaume — aktywista przemieniony w historyka

Pod wieloma względami starszy od Nettlaua o 21 lat James Guillaume stanowił jego pełne
zaprzeczenie. Ich rywalizacja, która przerodziła się z upływem czasu w nieskrywaną wrogość, nie była
kwestią przypadku.

Guillaume miał temperament aktywisty, iście francuski, błyskotliwy intelekt oraz wyraźne skłonności
przywódcze. Kropotkin opisuje go jako człowieka „małego wzrostu, szczupłego, przypominającego
trochę Robespierra z powierzchowności i śmiałego umysłu, posiadającego zawsze złote serce, które
otwierało się tylko w serdecznej, poufałej przyjaźni". Nettlaua musiał razić jego gorący, francuski
patriotyzm, jak również tendencja do ferowania apodyktycznych opinii.

James Guillaume urodził się 16 lutego 1844 r. w Londynie, gdzie jego ojciec przez kilka lat kierował
sprzedażą szwajcarskich zegarków. Republikańskie przekonania ojca, który po powrocie do Jury
zrobił karierę polityczną (dwadzieścia pięć lat w Radzie Stanu), zaważyły na jego poglądach i
wyborze drogi życiowej. Po ukończeniu studiów w Zurychu pracował jako nauczyciel gimnazjalny. W
1865 r. założył jedną z pierwszych na terenie Szwajcarii sekcji Międzynarodowego Stowarzyszenia
Robotników. Związany z Bakuninem od 1868 r., był wydawcą pism o tendencji anty-autorytarnej („Le
Progrés" — Le Locie 1868-1870, „La Solidarité" — Neuchâtel i Genewa 1870-1871, ,,Bulletin de la
Fédération Jurasienne" — Sonvillier, La Chaux-de-Fonds i Le Locie 1872-1878), inspiratorem
Federacji Jurajskiej, autorem strategicznych koncepcji ruchu anarchistycznego po 1872 r. Kongres
haski „zaszczycił" go usunięciem z szeregów Międzynarodówki (rezolucja XI). W maju 1878 r.
zniechęcony brakiem perspektyw oraz poparciem dla tendencji terrorystycznych w najściślejszym
kręgu wtajemniczonych kierujących ruchem, zrywa dotychczasowe kontakty i wyjeżdża na stałe do
Francji. Przez kilkanaście lat współpracuje przy edycji Słownika Pedagogicznego Ferdinanda
Buissona, wydaje materiały dokumentujące działalność jakobińskich komisji 1793-1794 r., publikuje
książki o historii pedagogiki oraz pozycje beletrystyczne. W ruch robotniczy włączył się ponownie, z
całą energią, w okresie triumfów anarchosyndykalizmu; tym razem już tylko jako wydawca („La
Bataiille Syndycaliste") i propagandzista (artykuły w „La Vie Ouvrière" i „La Voix du Peuple").

Powrót do anarchistycznej przeszłości wymusiły na nim niejako wydarzenia zewnętrzne. Kiedy


Nettlau, wspomagany przez reko-mendację Elisée Reclusa, zwrócił się doń w roku 1890 z prośbą o
udostępnienie posiadanych dokumentów i podzielenie się wspomnieniami w związku z
opracowywaniem przezeń biografii Bakunina, udzielił mu odpowiedzi negatywnej twierdząc, że sam
Bakunin z pewnością by sobie tego nie życzył. W liście do Nettlaua z 27 maja 1874 r. tłumaczył, że są
sprawy, w których obowiązuje nadal tajemnica, a pisma Bakunina, pomyślane jako oręż walki,
wydane przedwcześnie obrócić się mogą przeciw ruchowi. Kategorycznie zakazywał upartemu
wiedeńczykowi powoływanie się na jego dawne artykuły i korzystanie z jego kontaktów. Na szczęście
Nettlau nie zastosował się do tego wezwania; przełamywanie nieufności Guillaume'a (zdecydowanego
germanofoba od czasu konfliktu z Marksem) zajęło mu jednak wiele lat życia. Tymczasem późną
jesienią 1898 r., „en un momento de humor sombrio", przyszły autor czterotomowej historii I
Międzynarodówki nakazał spalenie wszystkich przechowywanych przez siebie dokumentów
Bakunina. Jeśli pragnął w ten sposób ochronić przed wzrokiem osób niepowołanych intymne
szczegóły z ostatnich lat życia swojego mistrza, krok ten okazał się nieskuteczny. Dzięki znalezionej u
Emilio Bellerio kopii Memoire justificative Bakunina, Nettlau samodzielnie odtworzył przebieg
wydarzeń prowadzących do wyeliminowania Bakunina z kierownictwa tajnego Aliansu.
Zorientowawszy się, po przeczytaniu The Life of Bakunin, że tajemnicy nie uda się utrzymać,
Guillaume zmienił diametralnie zdanie. Przesłał Nettlauowi obszerne noty uzupełniające (nadal
zatajając działania tajnego Aliansu po roku 1869 i swoją własną w nich rolę), a jednocześnie, pod
wpływem nalegań Jeana Jauresa i Lucien Hesse oraz lektury wspomnień Kropotkina, przystąpił do
opracowywania własnych wspomnień.

Zamierzenia początkowe były nad wyraz skromne. Miał to być zbiór luźnych impresji z
zaszyfrowanymi nazwiskami bohaterów, uzupełniony tekstami artykułów z pism, które redagował. W
miarę odnawiania dawnych przyjaźni i napływu wciąż nowych materiałów elementy autobiograficzne
spychane były na coraz dalszy plan. W efekcie czterotomowa praca ma charakter zbliżony do
monografii naukowej, a pod względem nasycenia źródłami nie ustępuje w niczym książkom Nettlaua.
Jest też, przynajmniej w tym samym stopniu co one, tendencyjna, ale tu kończą się już wszystkie
podobieństwa. Kluczową dla historyka anarchizmu kwestią anty-autorytarnego przełomu w łonie I
Międzynarodówki przedstawia

Guillaume z partykularnego punktu widzenia działaczy szwajcarskiej Jury i nie jest to wybór
przypadkowy. Uniwersalizm Nettlaua był konsekwencją jego izolacji, braku zaangażowania w
aktualny ruch anarchistyczny. Natomiast Guillaume, orędownik rewolucyjnego syndykalizmu, pisze
dla nowej generacji aktywistów; pragnie przerzucić pomost między dwiema epokami, wskazać na
Bakunina jako bezpośredniego prekursora anarchosyndykalizmu i na Federację Jurajską jako miejsce
realizacji tych idei avant la lettre.

Anarchizm jest w jego ujęciu naturalnym zwieńczeniem kierunku rozwojowego samodzielnego ruchu
robotniczego. Podejmowane przez Marksa próby zepchnięcia go z tej drogi miały się skończyć klęską.
Kwestionuje również Guillaume tezę Nettlaua o inspiratorskiej roli Bakunina. „To Bakunin — jak
pisze — rozwinął się dzięki Międzynarodówce, ponieważ tylko w tym środowisku mógł prowadzić
prawdziwą działalność".

Guillaume zacierał różnice poglądów członków Federacji Jurajskiej. Wszystkich kolektywistów


traktował jako anarchistów, a samą doktrynę kolektywizmu w wydaniu Bakunina akceptował
bezkrytycznie. W polemikach posługiwał się uproszczoną wizją marksizmu. Dydaktyczny cel jaki mu
przyświecał sprawił, iż wiele istotnych kwestii po prostu przemilczał, niektóre zaś przedstawił
świadomie wręcz w fałszywym świetle.,,Uważam, że nie powinniśmy opowiadać o pewnych
rzeczach." — pisał w liście do Jean-Louis Pindy z 5 stycznia 1908 r. — „Na przykład, nic nie
powiedziałem o spotkaniach podczas kongresu genewskiego, ani o naszych działaniach w Jurze
poczynając od roku 1872". Guillaume zapewnił czytelników książki, że oskarżenia wysuwane przez
Radę Generalną na kongresie haskim 1872 r. były bezpodstawne, i że on sam nie miał nigdy z tajnymi
organizacjami nic wspólnego, mimo iż założył w styczniu 1869 r. sekcję tajnego Aliansu w Le Locie,
a później przez wiele lat należał do największego kręgu „wtajemniczonych trzeciego stopnia".
Decydował się ujawniać tylko te fakty, które i tak, z innych źródeł, mogły dotrzeć do szerokiej
publiczności. Nawet wobec Nettlaua zataił podczas ich jedynego bezpośredniego spotkania w 1904 r.
posiadane informacje wskazujące na Bakunina jako autora Katechizmu rewolucjonisty.

Mimo wspomnieniowego charakteru publikacji znajdujemy w niej zaskakująco mało wiadomości o


życiu codziennym czy światopoglądzie szwajcarskich anarchistów. Ruch opisywany jest głównie
przez pryzmat wydarzeń politycznych i podejmowanych działań, na ogół tylko w takim zakresie, w
jakim znajdował odbicie na łamach „Bulletin de la Federation Jurassienne". Jesteśmy więc w dalszym
ciągu w pobliżu wzoru zaproponowanego przez Nettaua. Książka Guillaume'a jest co prawda bogatsza
faktograficznie od odpowiednich partii siedmioksięgu, ale ustępuje mu znacznie z punktu widzenia
wymogów krytyki naukowej93. Miała jednak tę prostą przewagę, że ukazała się drukiem w sporym
nakładzie, przyczyniając się w ten sposób do utrwalenia anarchistycznej wersji konfliktu Bakunina z
Marksem.

Guillaume położył znaczne zasługi jako wydawca pism Bakunina (tom ll-VI, 1907-1913), autor
broszur (m.in. o Buonarrotim, Proudhonie, Marksie), tłumacz obcojęzycznych wydawnictw
syndykalistycznych i działacz ruchu Uniwersytetów Ludowych. W 1913 roku zerwał ostatecznie
stosunki z Nettlauem, kiedy ten potępił „bandytów bałkańskich". Cicha rywalizacja przekształciła się
tym samym w jawny antagonizm trwający aż do śmierci Jamesa Guillaume w 1916 r.
Anarchizm w oczach anarchistów

Rozbudzone przez Guillaume'a i Nettlaua zainteresowanie przeszłością ideologii wolnościowej


owocowało wieloma cennymi publikacjami, których autorzy jawnie lub pośrednio związani byli z
ruchem anarchistycznym. Publikacje te, do pewnego stopnia, wymuszone były przez samą sytuację w
jakiej ruch się znajdował i trudno uważać je za dowód jakiegoś szczególnego umiłowania historii.
Były to w znakomitej większości artykuły wspomnieniowe, biografie, czy wstępy do wyboru
korespondencji osób zapomnianych przez naukę oficjalną, albo też bezpośrednie polemiki z oceną
anarchizmu lansowaną przez przeciwników politycznych. Ich autorzy naśladowali bezkrytycznie
nattlauowskie wzory.

W cyklu artykułów o historii idei anarchistycznych publikowanych na łamach „Les Temps Nouveaux"
Warłaam Czerkiezow rozpoczyna swój wykład od Marka Aureliusza. Odmawia zarazem Marksowi
wszelkich zasług, przypisując autorstwo idei wyrażonych w Manifeście Komunistycznym Victorowi
Considérant. Do koncepcji tej nawiąże w wiele lat później Arthur Lehning. Kropotkin dostrzega
początki zorganizowanego ruchu anarchistycznego już w wieku Oświecenia, zaś wydarzenia lat 1789-
1795 we Francji interpretuje jako spontaniczny ruch mas ludowych o silnych cechach libertarnych.
Anarchizm jest dlań wytworem mas, a nie ideą wędrującą przez czas i przestrzeń aby nawiedzać
umysły wybrańców. Biograf Nettaua — Rudolf Rocker, wybitny działacz i teoretyk
anarchosyndykalizmu, a także autor znakomitej książki Nationalism and Culture (Los Angeles 1937)
— traktuje anarchizm jako dążenie do wolności, przejawiające się przez całą historię ludzkości. Od
poprzedników różni go jednak pesymizm wynikający z przeżyć osobistych oraz świadomości
totalitarnych zagrożeń. Wie, że żadna rewolucja nie zagwarantuje wieczystej wolności i że trzeba o nią
walczyć nieustannie. Po dwudziestu latach powtórzy ten pogląd Anthony Crossland w New Fabian
Essays.

Niestrudzonym propagatorem anarchizmu, zwłaszcza w jego indywidualistycznym wydaniu, stał się


Henry John Mackay, szkocki poeta naturalizowany w Niemczech. To on wydobył z całkowitego
zapomnienia i włączył do panteonu wielkich prekursorów postać Maxa Stirnera (Johanna Caspara
Schmidta), któremu poświęcił dwie rozbudowane biografie. Do szerokiej publiczności docierały
jednak przede wszystkim jego poczynania literackie — zbiory pieśni, które przyniosły mu przydomek
„pierwszego piewcy anarchii" oraz niezwykle poczytna książka The Anarchists. A Picture of
Civilisation at the Close of the XIXth Century z roku 1891. Takim samym propagandowym celom co
popularyzatorskie i beletrystyczne książki Mackaya służyły pseudonaukowe, socjologiczno-
psychologiczne studia Augustina Hamona. Jako zagorzały zwolennik anarchokomunizmu Hamon
starał się przeciwstawić kolportowanej przez naukę oficjalną (Lombroso, Dubois), zdeformowanej
wizji anarchisty jako krymihogennego degenerata, sporządzony przez siebie wyidealizowany portret
psychologiczny aktywisty. Nie sposób również ufać zawrotnym szacunkom liczby anarchistów
francuskich (do 100 tysięcy), jakie znajdujemy w jego pracach. W przeciwieństwie do Nettlaua bardzo
zdecydowanie podkreślał socjalistyczny charakter ideologii anarchistycznej. Pod jego też zapewne
wpływem część późniejszych teoretyków ruchu identyfikuje po prostu anarchizm z
anarchokomunizmem, traktując doktrynę Kropotkina jako kolejny, nieunikniony etap w rozwoju myśli
socjalistycznej.

Chociaż wśród samych anarchistów, przynajmniej od końca lat 80-tych XIX w. toczyły się ostre spory
w sprawie oceny przeszłości i dorobku teoretycznego ruchu, niewiele z nich docierało do szerokiej
publiczności. Polemiki nie wychodziły poza łamy niskonakładowych pisemek. Publiczne „pranie
własnych brudów" mogło być poczytywane za zdradę w sytuacji, gdy nie ustępowała nie przebierająca
w środkach kampania zniesławiająca anarchizm. Do rzadkości należały nawet tak umiarkowanie
krytyczne prace, jak książka Libero Tancredi, który samo określał się malowniczo jako „rewolucyjny
liberał". Tancredi zwracał uwagę na słabość intelektualną włoskiego anarchizmu oraz utopijność
koncepcji Kropotkina, Czerkiezowa i Reclusa. Jednakże zdecydowana większość spośród tych, którzy
w prywatnej korespondencji wyrażali daleko idące wątpliwości, w książkach lub artykułach dla prasy
burżuazyjnej jednoznacznie gloryfikowała przeszłość ruchu.

Po I wojnie światowej, kiedy czarna flaga anarchii okazała się „papierowym tygrysem" w zestawieniu
z realnością „bolszewickiego zagrożenia", historiografia anarchizmu zdominowana została przez
sztampowe hagiograficzne życiorysy czołowych działaczy. Prócz cytowanych uprzednio prac Nettlaua
i Guillaume'a wymienić w tym nurcie należy książki N.K. Lebiediewa i Havelock Ellisa o Elisée
Reclus; Rockera i Domeli Nieuwenhuisa o Johannie Moście; Malatesty, Armando Borghi i Luigi
Fabbri o Domeli Nieuwenhuisie; Borowoja o Bakuninie itp. Stroniono natomiast wyraźnie od
szerszych ujęć historycznych, które pozostawały nadal monopolem Nettlaua. Warto jednak
wspomnieć o podejmowanych przez Kniżnik-Wiertowa próbach udowodnienia inspiratorskiej roli
Aliansu w wydarzeniach 18 marca 1871 r. w Paryżu.

Dopiero w końcu lat 50-tych pojawiły się pierwsze prace kwestionujące zakorzeniony już pośród
anarchistów sposób prezentacji historii idei libertarnych. Najdalej od schematów Nettlaua odszedł
Daniel Guerin — „libertarny marksista" francuski, łączący harmonijnie tradycyjny
anarchosyndykalizm z wątkami trockistowskimi. Guerin utrzymuje, że anarchizm jest po prostu
synonimem socjalizmu, lub, wyrażając się precyzyjniej, jednym z odgałęzień XIX-wiecznej myśli
socjalistycznej. Wywodzi go bezpośrednio z ducha Rewolucji Francuskiej, którą interpretuje na
sposób Kropotkina. W rządach jakobińskich dostrzega zarodki demokracji plebejskiej i tendencji
decentralizacyjnych. Za prekursorów anarchistycznej teorii uważa Proudhnona i Stirnera, którego
broni przed zarzutem konserwatyzmu. Teksty tych autorów otwierają sporządzoną przezeń antologię.
Silniej niż poprzednicy akcentuje konstruktywne wątki ideologii libertarnej. W jego interpretacji nie
wyklucza ona pewnej dozy organizacji i dyscypliny. Anarchizm traktuje nie jako piękną mrzonkę
szlachetnych jednostek, lecz jako rewolucyjną praktykę ludu złaknionego samorządności. Przeciw-
stawne stanowisko zajmuje w tej kwestii Marie Berneri, dla której jest to jedna z form
antyautorytarnych utopii.

Autorem, uchodzącej już dziś za klasyczną, historii anarchizmu jest George Woodcock, pisarz i
wydawca, animator brytyjskiego anarchizmu w piątej dekadzie naszego wieku. Chociaż swą Historię
libertarnych idei i ruchów'101 ukończył w wiele lat po oficjalnym zerwaniu z ruchem (w roku 1951),
znać w niej ślady niewygasłej fascynacji tematem. W przeciwieństwie do swoich poprzedników, ale
podobnie jak Guerin, Woodcock nie wyolbrzymia konfliktu Marks — Bakunin; staranniej też waży
racje obu stron. Jako literat sympatyzuje jednak bardziej z teorią niż praktyką anarchizmu i już to
samo spycha go w utarte koleiny, zwłaszcza iż Nettlau pozostaje jego głównym źródłem informacji.
Prawie połowę tekstu wypełniają rozbudowane portrety sześciu czołowych ideologów: Godwina
(„człowiek rozumu"), Stirnera („egoista"), Proudhona („człowiek paradoksu"), Bakunina („żądza
destrukcji"), Kropotkina („badacz") oraz rzadko wymienianego w takim kontekście przez innych
autorów — Tołstoja („prorok"). Część druga zawiera podstawowe wiadomości o dziejach ruchu
anarchistycznego na całym świecie do roku 1939. O osobistych upodobaniach Woodcocka świadczy
najlepiej wybór tekstów do sporządzonej przezeń antologii. Proudhon i Godwin reprezentowani są
najobficiej, ale całość pomyślana jest jako manifestacja bogactwa postaw kryjących się pod pojemną
nazwą anarchizmu. Generalnie, w porównaniu z Guillaumem, Nettauem czy nawet Guerinem, cechuje
go jako historyka ideologii libertarnej znacznie większy dystans i krytycyzm w stosunku do
opisywanych spraw czy wydarzeń. Zarazem wszakże jest od nich zdecydowanie bardziej
powierzchowny.

Jawnie manifestowana stronniczość obniża wartość prac Arthura Lehninga, wybitnego specjalisty w
problematyce tajnych stowarzyszeń rewolucyjnych XIX w. Czytając je odnosi się wrażenie, iż czas
zatrzymał się dlań w miejscu w 1872 r. Wszystko co pisał miało na celu gloryfikację
antyautorytarnego skrzydła I Międzynarodówki i wykazanie bezpodstawności zarzutów wysuniętych
przeciw Bakuninowi na kongresie haskim. Konflikt w łonie Międzynarodowego Stowarzyszenia
Robotników ujmował w kategoriach starcia personalnego, całą odpowiedzialnością za nie obciążając
„rusofoba" Karola Marksa, który w jego interpretacji stawał się postacią demoniczną — intrygantem,
nieprzyjacielem wolności i apologetą ucisku państwowego. Zaprzeczające takiej opinii teksty Marksa
— takie jak Wojna domowa we Francji, a nawet Manifest Komunistyczny — po prostu
dyskwalifikował przy pomocy karkołomnego argumentu, że obce są duchowi „prawdziwego
marksizmu". Konsekwentnie minimalizował również wpływ autora Kapitału na rozwój ruchu
robotniczego. Jako wydawca dzieł Bakunina okazał się Lehning bardziej bezkrytyczny od samego
Guillaume'a. Trudno uznać opracowane przezeń przypisy za wzór naukowego obiektywizmu.

Wyraźnemu ożywieniu ruchu anarchistycznego w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych w


drugiej połowie lat 60-tych nie towarzyszył proporcjonalny wzrost zainteresowania jego przeszłością.
Choć pojawiło się w tym okresie mnóstwo edycji tekstów Kropotkina, Emmy Goldman czy Gustava
Landauera, znajomość historii anarchizmu wśród działaczy nowego pokolenia okazała się nader nikła.
Gino Cerritto, Vernon Richards i Rudolf de Jong, posiadający historyczną samoświadomość, byli w
swoich popularyzatorskich usiłowaniach raczej osamotnieni. Dla współczesnych anarchistów bardziej
reprezentatywne wydają się poglądy Murraya Bookchina, który doszukuje się źródeł aż w czasach
wspólnoty pierwotnej, zaś początków ruchu — w działalności Winstanleyalia.

Generalna ocena anarchistycznej historiografii anarchizmu wypaść musi jednoznacznie krytycznie.


Cechuje ją bowiem emocjonalność i stronniczość, skłonność do operowania biało-czarnymi
schematami, do idealizowania pobudek i aktywności działaczy o poglądach libertarnych, do unikania
pogłębionych analiz. Sprzyja temu aparatura pojęciowa bazująca na opozycjach: centralizm,
federalizm, autokratyzm, antyautorytaryzm, przymus, wolność itp., a także utylitarny, polemiczny lub
propagandowy charakter większości tego rodzaju publikacji. Brak głębszego poczucia więzi z
przeszłością w połączeniu z zacietrzewieniem ideowym sprawia, iż są na ogół powierzchowne i
bezkrytyczne. Trudno zatem nie zgodzić się z Carlsonem, kiedy stwierdza, że „historycy
anarchistyczni wierni swoim poglądom, są marnymi historykami ruchu", mimo iż opinia taka
krzywdzi z całą pewnością Nettlaua i tych spośród jego współczesnych, którzy narażając się niekiedy
na policyjne szykany gromadzili dokumenty i bronili przed zapomnieniem swoich XIX-wiecznych
poprzedników.
Marksistowska historiografia anarchizmu

Marksistowska wizja anarchizmu jako zjawiska historycznego, choć krańcowo odmienna, pod
wieloma względami przypomina jednak historiografię anarchistyczną. Tak jak ona, stanowi
bezpośrednie przedłużenie dawnych ideologicznych i personalnych polemik w łonie I
Międzynarodówki. Traktuje anarchizm jako przeciwnika politycznego, a nie przedmiot
beznamiętnych, bezstronnych studiów. Obraca się nieustannie w ograniczonym zestawie faktów i
tematów, powielając w nieskończoność opinie sformułowane przed stu laty w ogniu bezpardonowej
walki o rząd socjalistycznych dusz, jakby osobiste zaangażowanie autorów tych opinii w niczym nie
umniejszało ich obiektywizmu. Wykazuje skłonność do symplicystycznych uogólnień zacierających
bogactwo prezentowanej problematyki.

Sam ruch anarchistyczny znajduje się raczej na peryferiach zainteresowań marksistów. Najwięcej
miejsca poświęcają kwestiom teoretycznym — refutacji poglądów czterech „filarów"
ubiegłowiecznego anarchizmu (Stirner, Proudhon, Bakunin, Kropotkin), choć w interpretacji jaką im
nadają gubi się różnorodność kierunków występujących pod mianem anarchizmu, a także
bezpośrednim polemikom z krytycznymi wobec marksizmu publikacjami zwolenników anarchizmu.
W pracach tych uderza często wycinkowe ujmowanie tematów i słaba znajomość faktografii. Zdają
sobie z tego coraz częściej sprawę sami badacze. W książce poruszającej charakterystyczną dla
zainteresowań historiografii marksistowskiej kwestię walki z wpływami Bakunina w I
Międzynarodówce, historyk radziecki Michajłow stwierdza wprost, że „popularność Guillaume'a i
Nettlaua tłumaczy się nie tylko ciężarem gatunkowym zgromadzonych przez nich dokumentów, lecz
także skrajną słabością opracowania problematyki anarchizmu w historiografii marksistowskiej".

Źródeł tej słabości szukać wypada w wieku XIX. Marks, mimo tekstów poświęconych Stirnerowi
(Ideologia niemiecka) i Proudhonowi (Nędza filozofii i list do Annienkowa z 1846 r. oraz list do J.
Schweitzera z 1864 r.) nigdy nie zdobył się na całościową, pogłębioną krytykę anarchistycznych
teorii. Uwikłany w konflikt personalny z Bakuninem nie tylko nie docenił go jako teoretyka, ale też
zlekceważył zainicjowany przezeń w krajach romańskich ruch antyautorytarny, który przesądził o
losach Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotniczego. Porażki linii Rady Generalnej tłumaczył
intrygami i spiskami przeciwnika, któremu przypisywał, z pełną skądinąd wzajemnością, niskie
pobudki. Dążenie do dyskredytacji moralnej Bakunina nie mogło jednak zastąpić rzeczowej dyskusji.

Klucz interpretacyjny, który pozwolił określić anarchizm w wydaniu Proudhona jako par excellence
drobnoburżuazyjną ideologię, nie pasował do „moskiewskiego niedźwiedzia". Usiłując sprowadzić
program Bakunina do Proudhona, Marks wydobywał na pierwszy plan elementy drugorzędne, jak np.
nieszczęsne sformułowanie o „zrównaniu klas" z programu jawnego Aliansu, pomijając milczeniem te
aspekty programowe, które zjednywały Bakuninowi najwięcej zwolenników. Hasło szerokiej
autonomii traktował jako sprytny manewr wymierzony w Radę Generalną, a nie wyraz jakichś
realnych potrzeb społecznych. Notatki z lektury tekstu Bóg i Państwo zdają się jednak wskazywać, iż
Marks nie czuł się usatysfakcjonowany wcześniejszymi analizami i planował powrócenie do tego
tematu w przyszłości.

Stanowisko Engelsa, któremu dane było dożyć ery zamachów, różni się od marksistowskiego w kilku
istotnych szczegółach. Autor Dialektyki przyrody za podstawową idę anarchizmu uważa anty-
autorytaryzm i sprzeciw wobec wszelkiej organizacji. Bakunina i jego sympatyków nie demonizuje.
Widzi w nich raczej naiwnych, megalomańskich idealistów stanowiących „błazeńską karykaturę ruchu
robotniczego". Przewiduje, że pierwsze poważne prześladowania zetrą ich nieodwołalnie z
powierzchni ziemi.

Rozwiniętą marksistowską krytykę anarchizmu przeprowadził jako pierwszy Jerzy Plechanow. W


swojej książce prezentuje anarchizm wyłącznie jako ideologię, wyprowadzając ją z ducha socjalizmu
utopijnego. Stirner, którego uznaje za prekursora, a także wszyscy jego naśladowcy, są już jednak w
mniemaniu Plechanowa utopijnymi dekadentami. Bakunina przedstawia jako „proudhonistę
sfałszowanego", „zsofistykowanego" przez wątki marksistowskie, który dodał utopię równości do
utopii wolności wspólnej wszystkim anarchistom. Nie dostrzega różnicy między kolektywizmem
Bakunina a anarchokomunizmem. Przedstawicielom tego ostatniego kierunku zarzuca ignorancję,
twierdząc dla przykładu, że „Kropotkin [...] jeśli dotknie się jakiejkolwiek kwestii ekonomicznej
wypowiada najstraszniejsze potworności". Nie lepiej dla fanatyków wolności brzmią wnioski
końcowe. Plechanow dowodził, że ,,w imię rewolucji służą sprawie reakcji, w imię moralności godzą
się z najniemoralniejszymi czynami; w imię wolności indywidualnej depczą nogami wszystkie prawa
swoich bliźnich", osiągając zawsze dokładne przeciwieństwo swoich zamiarów. Daje to wyraźnie do
zrozumienia, że prawdziwym poplecznikiem anarchizmu jest burżuazja, a zwłaszcza prasa reakcyjna i
konserwatywna.

Poglądy Plechanowa wzbudziły polemikę wśród rosyjskich marksistów. W książce Państwo a


rewolucja Lenin skrytykował ujęcie sporu Marks — Bakunin jako walki światopoglądu naukowego z
utopijnym, zwracając uwagę na zasadnicze rozbieżności obu myślicieli w ocenie państwa i dyktatury
proletariatu. Z kolei Plechanow zrewanżował mu się już w listopadzie 1917 r. sugestią, iż jego
oponent sam zaakceptował „bakunizm". Miał naturalnie na myśli praktykę polityczną, a nie teorię
wodza Rewolucji Październikowej, który już w 1901 r. miał skrystalizowany krytyczny stosunek do
anarchistycznej doktryny. W artykule Anarchizm a socjalizm potraktował ją jako „wytwór rozpaczy
[...] psychologicznie wykolejonych inteligentów lub lumpenproletariatu" wyrażającą beznadziejne
przywiązanie do przebrzmiałego ideału drobnej własności. W okresie rewolucji 1905 r. Lenin
zdecydowanie przeciwstawiał się udziałowi anarchistów w Radach twierdząc, że reprezentują
„światopogląd burżuazyjny wywrócony na nice" i oddają robotników na pastwę polityków
mieszczańskich.

Z większą wnikliwością starał się zgłębić istotę anarchizmu Edward Bernstein w serii artykułów
opublikowanych w latach 1891-92 w organie teoretycznym SPD — „Neue Zeit" Die Soziale Doktrin
des Anarchismus. Późniejszy „papież" rewizjonizmu potrafił dostrzec wewnętrzne zróżnicowanie
ruchu, głos swojej krytyki kierując pod adresem indywidualistów w rodzaju Mackaya. Przedstawiciele
innych kierunków potraktowani zostali z dużą wyrozumiałością, a Bakunin — wręcz z sympatią, choć
jego poglądy uważał Bernstein za naiwne i eklektyczne. Nie odmówił „szatanowi anarchii" pewnych
racji również Fritz Brupbacher, usiłujący jako pierwszy wyjaśnić fenomen anarchizmu przez
odwołanie się do sytuacji społeczno-ekonomicznej w kantonach Szwajcarii romańskiej. Zastrzeżenia
budzić jednak może tłumaczenie konfliktu w łonie I Międzynarodówki wyłącznie czynnikami
psychologicznymi.

Wśród marksistów stanowiska zajęte przez Bernsteina czy Brupbachera nie były popularne.
Przeważały jednostronne i wtórne ujęcia w rodzaju książki Gustava Jaeckha, gdzie interpretacji
Bakunina jako „politycznego zbrodniarza, geniusza zniszczenia" towarzyszy nader niesympatyczny
opis jego fizjonomii. Praca Mehringa, wyrażająca w pewnym sensie „oficjalne" stanowisko SPD, nie
odwołuje się, na szczęście, do tego rodzaju argumentów. Anarchizm przedstawiony jest tu jako
„przejściowe stadium w rozwoju historycznym proletariackiej świadomości klasowej", ale sam opis
działalności jego niemieckich zwolenników nasuwa inteligentnym czytelnikom wniosek, iż mamy do
czynienia z ruchem przeżartym przez policyjną prowokację. Stosunkowo najlepiej wytrzymały próbę
lat książki Ludwika Kulczyckiego, być może z tego względu, Iż ich autor należał do nader nielicznego
grona marksistów autentycznie zainteresowanych ideologią libertarną.

Wnikliwego i obiektywnego interpretatora napotkał ruch anarchistyczny lat 70-tych XIX w. w osobie
Jurija Stiekłowa — znawcy dziejów ruchu robotniczego, ofiary stalinowskich „czystek". Nietypowe
zainteresowania Stiekłowa były skutkiem fascynacji postacią Bakunina, jak również własnej
nielegalnej działalności rewolucyjnej w szeregach SDPRR. W efekcie marksista Stiekłow usiłował
jeszcze przed wybuchem I wojny światowej znaleźć kompromisową formułę dla oceny rewolucyjnego
nurtu anarchizmu, zaś po roku 1917 starał się na każdym kroku podkreślać związki partii
bolszewickiej z tradycją bakuninowską, interpretowaną jako „szczególna forma rewolucyjnego
ekonomizmu". Leninizm widziany przez pryzmat książki Państwo a rewolucja oraz chaosu wydarzeń
rewolucyjnych jawił się wielu osobom jako „recydywa bakunizmu". Spośród badaczy
niemarksistowskich nie oparli się tej sugestii między innymi Hans Kohn, E. Pyziur, Nikołaj
Bierdiajew i Albert Camus (L'Homme révoltée). W samym Związku Radzieckim zwolennicy takich
koncepcji szybko popadli w niełaskę. W miarę umacniania się nowej władzy kojarzenie bolszewizmu
z tradycją narodnicko-anarchistyczną stawało się coraz bardziej niewygodne. Książki z lat
dwudziestych wycofano z obiegu, a na ich miejsce pojawiły się nowe, pisane przez ludzi o całkowicie
odmiennych poglądach. Przykładowo historia rosyjskiego anarchizmu z 1939 r„ prezentująca poglądy
oficjalne, przypisuje Bakuninowi typowe cechy obszarnika żyjącego z pańszczyzny, akcentuje jego
szowinizm i antysemityzm.

Na tle schematycznych, obfitujących w stereotypowe sformułowania ujęć nawiązujących do


interpretacji klasyków, wyróżniają się oryginalnością koncepcje Maxa Nomada. Otarłszy się samemu
o anarchizm we wczesnej młodości Nomad docenił znaczenie ruchu libertarnego, z drugiej jednak
strony jako konsekwentny zwolennik Machajskiego z nieufnością przyjmował program rewolucyjno-
kolektywistyczny dopatrując się w nim, tak jak i w innych odmianach socjalizmu, narzędzia
inteligentów dążących do władzy po obaleniu dawnego ustroju. Z lubością wydobywał na pierwszy
plan „autorytarne" cechy osobowości i działań Bakunina, terrorystyczną aberrację Mosta i
niekonsekwencje charakteryzujące poczynania wszystkich aktywistów anarchizmu.

Dla Erica Hobsbawma, czołowego specjalisty w dziedzinie historii społecznej, anarchizm jest jedną z
form prymitywnych, rewolucyjnych ruchów ludowych występujących w fazie prepolitycznej na
obszarach o tradycji judeochrześcijańskiej w okresie przejściowym między feudalizmem a
kapitalizmem. Odmawiając mu zasług w dziedzinie teoretycznej podkreśla zarazem rolę, jaką odegrał
w rozwijaniu rewolucyjnej strategii.

Generalnie, we współczesnych interpretacjach marksistowskich dostrzec można pewne odejście od


tradycyjnej wykładni wiążącej anarchizm jednoznacznie z ideałami drobnoburżuazyjnymi. Nawet ci
autorzy, którzy kwestionują jego rewolucyjną naturę, zwracają coraz częściej uwagę na inspirację
moralną libertarnych ideologii. Stefan Morawski traktuje anarchistów jako etycznie zorientowanych
idealistów, apelujących do najlepszych stron natury ludzkiej, których zmusza do walki rzeczywistość
kapitalistyczna, zaś Pirumowa — biografistka Bakunina — uważa anarchizm za odmianę utopijnego
socjalizmu. Wzmożone zainteresowanie anarchizmem w publikacjach polskich z początku lat
osiemdziesiątych nie idzie, niestety, w parze z ich poziomem.
Od Lombroso do Laqueura

Pierwsze poważne studia poświęcone anarchistom pojawiły się w ostatniej dekadzie XIX w. w
momencie szczytowego nasilenia propagandy czynem, niesprzyjającym obiektywnym i wyważonym
ujęciom tematu. Trudno się zatem dziwić, że sympatie i antypatie poszczególnych autorów są w nich
dla czytelnika łatwo uchwytne. Kto sprzyjał anarchistom korzystał w głównej mierze z ich własnych
publikacji, kto był im przeciwny — sięgał po relacje funkcjonariuszy policji oraz po prasę codzienną.
W ten sposób w świadomości współczesnych, od samego początku koegzystowały ze sobą dwa
diametralnie odmienne i nie dające się ze sobą logicznie pogodzić obrazy: szlachetnych, choć nieco
naiwnych utopistów oraz szaleńców szerzących kult przemocy i zniszczenia.

Naukowego błogosławieństwa tej drugiej wizji udzielił sam Cesare Lombroso — światowej sławy
autorytet w dziedzinie psychiatrii, antropologii i kryminologii. Twórca teorii wiążącej skłonność do
zachowań przestępczych z określonym kształtem i budową czaszki, skądinąd sympatyk socjalizmu,
opublikował w 1891 r. w prasie fachowej artykuł omawiający typowe cechy anatomiczne czaszek
anarchistów. Wynikało zeń, iż charakteryzuje je asymetria twarzy, przesadne spłaszczenie ukośne i
anormalna krótkość części mózgowej, kąt twarzowy znacznie mniejszy od prostego, występujące
kości policzkowe, anormalne kształty oczu, nosa, zębów, uszu, zmieniony kolor skóry i ogólna
neuropatologia. Na Światowym Kongresie Antropologii Kryminalnej w Turynie Lombroso
sformułował tezę, że są to dziedziczone kryminogenne anomalie, zaś całość swoich poglądów na
zjawisko anarchizmu wyłożył w kilka lat później w osobnej publikacji. Na podstawie materiałów
udostępnionych mu przez policję paryską doszedł do wniosku, że ogromną większość anarchistów
stanowią zbrodniarze i szaleńcy (najczęściej w jednej osobie). Charakteryzuje ich ułomność fizyczna i
umysłowa, „defekty moralne", posługiwanie się żargonem i umiłowanie tatuaży, „patologiczny"
charakter pisma oraz grafomania (w wypadku nieanalfabetów), a przede wszystkim groźne dla
otoczenia skłonności kryminalne. Nawet w wydaniu teoretycznym anarchizm, zdaniem włoskiego
uczonego, to po prostu „polityczna histeria i epilepsja". Ta spójna wizja anarchistów jako
„degenerirten Individuen" stworzyła pewien kanon, na którym wzorowało się wielu pośledniejszych
autorów; kanon skrajnie tendencyjny, który mógł być akceptowany tylko w epoce zamachów. Oto
autor książki o ruchu anarchistycznym w Szwajcarii, bogato ilustrowanej informacjami z archiwów
policji, określa anarchistów jako „kryminalistów bardziej jeszcze niebezpiecznych ze względu na
stopień moralnej deprawacji", jako wrogów wolności, morderców, ofiary swoich własnych złych
instynktów. „Anarchizm to zbrodnia przeciwko całej ludzkości i cała ludzkość powinna się przeciwko
niemu zjednoczyć" — brzmi wniosek końcowy. Aleksander Berard — prokurator z Grenoble —
sprowadza anarchizm do „rewolty bandytów przeciwko prawu". Zwolennicy tej ideologii — mistycy i
kryminaliści — nie są jednak, zgodnie z jego ateistycznymi przekonaniami, produktami
odziedziczonych skłonności, lecz ofiarami religijnego wychowania w duchu nienawiści do wolności i
demokracji. Wszystkie tego rodzaju ujęcia, zgodnie ze stereotypem terrorysty, prezentują anarchistów
jako nienawidzących świata fanatyków przemocy. Pracom tym przeciwstawić jednak można szereg
wybitnych prób przybliżenia europejskiej opinii publicznej rzeczywistego obrazu interesującego nas
zjawiska.

Stammler, Zenker, czy Eitzbacher, dążąc do przełamania krzywdzącego stereotypu, odwołują się
przeważnie do teorii i ograniczają swój wywód wyłącznie do historii doktryny. Łączy tych autorów
powoływanie się w pierwszym rzędzie na pisma klasyków anarchizmu, a także informacyjny ton
połączony z powściągliwością w formułowaniu własnych opinii. Zenker traktuje hasła wolnościowe
jako „jeden z największych błędów popełnianych przez ludzkość", nie przecenia jednak
niebezpieczeństwa. Zwolenników tych haseł uważa za marzycieli, współczesnych odpowiedników
średniowiecznych chiliastów. Najciekawszy z tej trójki Eltzbacher — profesor prawa Uniwersytetu w
Halle — wyczulony jest na bogactwo postaw i poglądów mieszczących się w pojemnej nazwie
anarchizmu. Prócz szczegółowej analizy poglądów „klasyków" (w tym Tuckera i Tołstoja) podejmuje
pierwszą próbę systematyzacji, wyodrębniając i opatrując etykietami rozmaite tendencje i kierunki w
ramach ruchu. Fakt, iż korzystał szeroko z broszury Nettlaua Die historische Entwicklung des
Anarchismus (nie znając jej autora) nie pozostał z pewnością bez wpływu na rzetelność wywodów i
nutę sympatii do prezentowanego tematu.

Dokładniejszych i zasługujących na wiarę informacji o współczesnym sobie ruchu anarchistycznym


czytelnicy z czasów fin de siecie szukać musieli w pracach innych autorów — przede wszystkim w
książce Dubois, przedstawiającej tę problematykę w sposób wszechstronny i we właściwych
proporcjach. Znaleźć w niej można m.in. odrębne rozdziały poświęcone funkcjonowaniu grup,
wydawnictwom, formom i metodom propagandy, psychologii aktywistów — wszystko to gęsto
okraszone cytatami źródłowymi. Dubois sądzi, że zwolennicy anarchii przegrali już swój nierówny
pojedynek ze społeczeństwem i spodziewa się ich deportacji z Europy. Natomiast bibliograf, dr
Steinhammer rozprawia się z mitem groźnych fanatyków i kryminalistów. Propagandy czynem
dokonują jego zdaniem „praktyczni anarchiści" nie mający z „prawdziwymi" nic wspólnego. Neguje
również istnienie zwartego ruchu libertarnego, a zwłaszcza jego międzynarodowych powiązań.
Źródłem anarchizmu w krajach romańskich jest nędza i korupcja, zatem Niemcy pod rządami
kanclerza Capriviego nie mają powodów do niepokoju. Najaktualniejszy temat — zamachów —
podejmował Ettore Sernicoli. W powodzi publikacji poruszających ten sam temat, jego książki
wyróżniały się znajomością problematyki i tendencją do minimalizowania zagrożenia, na jakie naraża
społeczeństwo burżuazyjna koncepcja czynu indywidualnego.

Szeroko ujmuje zagadnienie anarchizmu inny autor włoski — Ettore Zoccoli — poświęcając
mechanizmowi działania grup anarchistycznych nie mniej miejsca niż analizie libertarnych doktryn.
Zoccoli wypowiada się bardzo krytycznie o poglądach Kropotkina, któremu zarzuca dogmatyzm oraz
daleko idące uproszczenia. Jest zdania, że teoretycy ponoszą odpowiedzialność za czyny swoich
zwolenników.

Na ziemi angielskiej pierwsza poważniejsza publikacja z tej dziedziny ukazała się dopiero w 1908 r.,
ale i jej zarzucić można poważne nieścisłości (Most jako uczeń Bakunina) i zbędne epatowanie
czytelnika. Najistotniejsze jednak było stwierdzenie, że „anarchizm jest chorobą zrodzoną z nędzy,
ucisku i niesprawiedliwości", że stanowiąc „całkowicie niegroźną utopię dla ludzi o życzliwym
uosobieniu, staje się zatrważającym usprawiedliwieniem nawet najokropniejszych czynów, gdy
posługuje się nią kryminalista", że „ogromną większość anarchistów w tym kraju to zupełnie
niegroźni ludzie [...] bezwzględnie przeciwni wszelkim formom morderstw i przemocy". Poglądy
takie należały wszakże do rzadkości. Wiele lat musiało upłynąć, aby opinia publiczna, w tym również
przedstawiciele świata nauki, przestali oglądać anarchizm przez pryzmat zamachów bombowych. Dla
okresu poprzedzającego wybuch I wojny światowej bardziej reprezentatywne jest stanowisko
Barbiera, zdaniem którego „anarchista jest najczęściej krwawym kabotynem, który zabija, aby
uzyskać rozgłos", zaś popierający go literaci są ludźmi „chorymi umysłowo lub w najlepszym razie
neuropatami". Występek i szaleństwo łączą się tu w jedno, a wszystko to jest skutkiem prześladowań
wiary chrześcijańskiej przez radykałów — konkluduje autor odsłaniając własne sympatie polityczne.
Rok 1914 stanowi również dla historiografii anarchizmu istotną cezurę. Samo istnienie
nieprzejednanych zwolenników totalnej wolności dawno już przestało kogokolwiek szokować.
Wybuch wojny ujawnił ich słabość i wewnętrzne rozbicie, toteż zainteresowanie nimi ze strony opinii
publicznej, i tak od lat malejące, praktycznie zanikło. Jednocześnie, po wstępnym rozpoznaniu tematu,
odwróciła się od anarchizmu ku bardziej aktualnym problemom psychologia i socjologia, a na
opuszczone pole nie zdecydowali się wkroczyć historycy. W ten sposób na okres z górą trzydziestu lat
dzieje i interpretacja ruchu stały się nieomal wyłączną domeną samych anarchistów. Ci zaś, uwikłani
w niekończącą się polemikę z historiografią marksistowską, traktowali swą przeszłość na ogół
instrumentalnie — w sposób wybiórczy i stronniczy. Dla znawców dziejów socjalizmu i ruchu
robotniczego, a także specjalistów z dziedziny historii społecznej była to problematyka peryferyjna.
Na palcach jednej ręki policzyć można wartościowe publikacje z tego okresu wnoszące cokolwiek
nowego do dotychczasowej wiedzy o przedmiocie.

Z pewnością należy do nich książka Geralda Brenana; wspaniałe studium o podłożu społeczno-
politycznym hiszpańskiej wojny domowej. Zawarł w nim autor, prócz dokładnego opisu losów ruchu
anarchistycznego w Hiszpanii, także głęboką analizę społecznych źródeł popularności idei
wolnościowych na tym obszarze, spłacając w ten sposób z nawiązką dług faktograficzny zaciągnięty u
Nettlaua i innych, podobnie zorientowanych dziejopisów anarchizmu. Do dziś socjologiczne tezy
Hiszpańskiego labiryntu stanowią punkt wyjścia do badań podejmowanych przez historyków całego
świata.

Do posiadającej już niemałe tradycje polemiki między zwolennikami białej i czarnej legendy
Bakunina włączają się w latach międzywojennych nowi autorzy usiłujący rozstrzygnąć spór przy
pomocy najnowszej zdobyczy psychologii — psychoanalizy. Najciekawszy z nich — I. Malinin —
wykrył u Bakunina kompleks Edypa, co, jego zdaniem, mogło wpływać na kierowanie się impulsami,
a nie racjami rozumowymi. Próby zinterpretowania całego zjawiska anarchizmu w kategoriach
freudyzmu nie zostały jednak uwieńczone powodzeniem. W Polsce, jako drugi po Kulczyckim, temat
anarchizmu podjął Wacław Gąsiorowski (Wiesław Sciavus) prezentując bogaty zestaw sylwetek
zasłużonych dla ruchu działaczy. Oryginalnością tego zestawu jest umieszczenie w nim markiza Henri
de Rocheforta, który mimo burzliwego życiorysu, nie miał z teoriami Proudhona czy Bakunina nic
wspólnego.

Jedyną wartościową biografią, jaka wyszła między wojnami spod pióra nieanarchisty, jest praca
wybitnego historyka angielskiego E.H. Carra, poświęcona Bakuninowi. Charakterystyczne jest dla niej
zaufanie do relacji Guillaume'a oraz zacieranie rozbieżności teoretycznych między Marksem a
Bakuninem. Chociaż autor jest w pełni świadomy słabych miejsc swojego bohatera, traktuje go z
uchwytną sympatią, co nigdy wcześniej nie zdarzało się angielskim profesorom zbaczającym na te
tematy, jeśli nie liczyć zawsze bliskiego Mbertarnym ideałom gildysty Bertranda Russella.

Wzrost zainteresowania „złotym wiekiem anarchii" ze strony historyków odnotowujemy dopiero na


przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych. Wielu autorów rekrutuje się spośród byłych aktywistów
organizacji lewicowych. Sztandarowym dziełem tego okresu, do dziś zachowującym pełną wartość,
jest z całą pewnością potężna, dwutomowa historia francuskiego anarchizmu, która wyszła spod pióra
Jeana Maitron — niegdyś działacza FPK. Ukończony w 1951 r. tom I obejmujący lata 1880-1914
stanowi prawdziwe kompendium wiedzy o wszelkich przejawach francuskiego anarchizmu w tym
okresie. Głównym bohaterem jest tu ruch społeczny; doktryna znalazła się tym razem na dalekim
planie. Więcej miejsca niż poprzednicy poświęca Maitron kwestiom takim, jak: słownictwo,
wydawnictwa, formy propagandy, uboczne zainteresowania działaczy. Wywody wsparte są z reguły
konkretnymi i wiarygodnymi zestawieniami liczbowymi. Aby zrozumieć przełomowe znaczenie pracy
Maitrona wystarczy porównać ją z wcześniejszą o dwa lata ogólną historią anarchizmu opublikowaną
również we Francji. Jej autorzy, zapatrzeni w nettlauowskie wzory, ignorują całkowicie zjawisko
zorganizowanego ruchu anarchistycznego. Swój wykład o rozwoju teorii rozpoczynają w głębokiej
starożytności, aby przez „wściekłych" z czasów Rewolucji Francuskiej, Godwina i Stimerà, dotrzeć w
zakończeniu do Proudhona i Bakunina, tj. mniej więcej tam, gdzie rozpoczyna narrację Maitron.

Poważnym dorobkiem poszczycić się mogą wówczas także historycy włoskiego anarchizmu: Masini,
Santarelli czy Hostetter, są to jednak bez wyjątku prace tradycyjne, ograniczone do problematyki
ściśle politycznej. Podobnie wypada ocenić książkę Thomanna o ruchu antyautorytarnym w
Szwajcarii. W realizowanej z rozmachem przez G.D.H. Cole historii myśli socjalistycznej anarchizm
uwzględniony został szeroko, choć nie zawsze w sposób adekwatny do rzeczywistej roli historycznej.
Najistotniejsza wszakże jest programowa bezstronność autora, co jeszcze trzydzieści lat wcześniej
byłoby niemożliwe dla historyka związanego z tradycją II Międzynarodówki. Spośród innych prac lat
pięćdziesiątych na szczególne podkreślenie zasługuje znakomite studium Franco Venturi poświęcone
rosyjskim narodnikom. Książka ta dostarczyła badaczom zachodnim klucza interpretacyjnego dla
oceny wątków populistycznych w doktrynach rosyjskich anarchistów.

Problematykę kontaktów środowisk artystycznych z ruchami lewicowymi spenetrowała jako pierwsza


Eugenia Herbert. Louis Horowitz przedstawił w 1964 r. wybór źródeł, w którym usiłował przyznać
obyczajowej i socjologicznej problematyce anarchizmu status równoprawny teorii. W tym samym
roku ukazała się pierwsza, w miarę kompletna, powszechna historia anarchizmu pisana z pozycji
niezaangażowanego obserwatora. Jej autor — James Joli — w przeciwieństwie do swoich
poprzedników traktuje anarchizm jako produkt wieku XIX, specyficzny konglomerat wiary religijnej i
racjonalnej filozofii, ale treść jego książki nie wnosi nic nowego: jest kompilacją z wcześniejszych
opracowań. Ponadto wyraźnie po macoszemu potraktowany został anarchizm wschodnioeuropejski,
latynoski i niemiecki. O Gustawie Landauerze brak tu najmniejszej wzmianki.

Spośród prac przygotowanych z myślą o uczczeniu setnej rocznicy powstania Międzynarodowego


Stowarzyszenia Robotniczego istotne znaczenie dla badań nad anarchizmem ma znakomite studium
Molnara o konferencji londyńskiej, a także zbiór artykułów o I Międzynarodówce w Szwajcarii oraz
oparte na świetnej bazie źródłowej artykuły Marca Vuilleumiera rozproszone w różnych czasopismach
szwajcarskich i francuskich. Należy jednak zaznaczyć, że teksty te nie wykraczają poza krąg
problematyki zakreślonej przez Nettlaua. Również Paul Avrich zadowala się stereotypowym ujęciem
subspecie wydarzeń politycznych w swojej skądinąd erudycyjnie znakomitej historii rosyjskiego
anarchizmu.

Wzrost zainteresowania przeszłością ruchów libertarnych na przełomie lat sześćdziesiątych i


siedemdziesiątych wiąże się ściśle z wystąpieniami studenckimi, popularnością haseł kontrkultury i
Nowej Lewicy. Ta krótkotrwała koniunktura w Europie przyniosła, oprócz wielu publikacji
źródłowych, kilka cennych monografii. Pierre Ansart dokonał próby socjologicznej interpretacji
proudhonizmu, zaś April Carter zanalizowała stosunek klasyków anarchizmu do kwestii politycznych.
Bogaty materiał porównawczy na temat rozwoju ruchu w różnych krajach zawarty został w dwóch
zbiorach opublikowanych w roku 1971.

Czasy świetności anarchizmu przypomnieli niedawno Tarizzo, Kedward i Platę, którego pracę, ze
względu na bogactwo treści i problemowe ujęcie tematu, ocenić należy najwyżej. Książka Kedwarda
zwraca uwagę dbałością o oprawę ilustracyjną, co wiąże się bezpośrednio z chęcią wydobycia
atmosfery epoki oraz akcentowaniem socjologicznych i psychologicznych aspektów działalności
aktywistów spod znaku czarnego sztandaru. Wśród najnowszej literatury omawiającej rozwój idei
anarchistycznych w poszczególnych krajach wyróżnia się zdecydowanie monografia Carlsona
doprowadzona na razie do roku 1890. Cechuje ją duży krytycyzm wobec dotychczasowej literatury
przedmiotu. Godny uwagi jest także pierwszy zarys dziejów brytyjskiego anarchizmu, aczkolwiek
książce Quaila bardzo wiele jeszcze brakuje do wyczerpania tematu. Utopijno-chiliastyczny charakter
idei libertarnych podkreśla Wimmer w opublikowanym kilka lat temu zbiorze studiów poświęconych
czołowym ideologom, do których zalicza Godwina, Proudhona, Bakunina i Landauera. Biografistyka
przeżywa, jak się wydaje, okres pewnego kryzysu. Do nielicznych, w pełni udanych przedsięwzięć na
tym polu z ostatniego okresu należą prace przybliżające sylwetki Elisée Reclusa i Paula Brousse'a.

Spoglądając na dorobek ostatnich lat kilkunastu, z pewnego dystansu, dostrzec można wyraźny spadek
zainteresowania anarchizmem w przodujących do niedawna w tej dziedzinie ośrodkach we Francji i
Włoszech, przy jednoczesnym wzroście aspiracji badawczych ze strony naukowców amerykańskich i
niemieckich, najpoważniej traktujących hasła o potrzebie badań zintegrowanych. Aktualność
problematyki terroryzmu w świecie współczesnym stwarza wszakże pokusę ujęć jednostronnych i
ahistorycznych, przed którą nie wszyscy historycy potrafili się ustrzec. Wybijanie na pierwszy plan
terrorystycznych wątków anarchizmu grozi powrotem do skompromitowanych tez Lombroso, które
nauce chwały nie przyniosły.
3. Anarchizm w oczach artystów

Anarchizm jako temat dzieł literackich lub plastycznych nie jest reprezentowany zbyt obficie. Stronili
odeń w swojej nieużytkowej twórczości nawet jego najzagorzalsi zwolennicy, których pośród artystów
nigdy przecież nie brakowało. Między ilustracjami Signaca, Seurata czy Pissarra do wydawnictw
firmowanych przez anarchistów a zasadniczym tenorem ich prac przeznaczonych dla szerokiej
publiczności istnieje kolosalna różnica. Podobne zjawisko zaobserwować można porównując np.
propagandowe artykuły Octave Mirbeau z jego czysto literackim dorobkiem. Pisarze hołdujący
najmodniejszej u schyłku XIX w. konwencji naturalistycznej, których, zdawałoby się, tematyka ta
powinna żywo interesować, praktycznie ją zignorowali. Młodzi futuryści (Apollinaire, Marinetti i in.)
pełnym głosem manifestowali publicznie swoje sympatie, ale ich płomienny werbalizm pozbawiony
jest odniesień do rzeczywistego ruchu anarchistycznego. Nawet autorzy głęboko z ruchem związani,
gotowi do poświęceń i od-dający mu na co dzień liczne usługi, strzegli pilnie swojej wolności
twórczej, artystycznej autonomii. Nikt im tego zresztą nie miał za złe.

Przyczyny takiego stanu rzeczy są złożone i trudno uchwytne. Wydaje się wszakże, iż poważną rolę
odgrywał tu naturalny indywidualizm twórców przekonanych, że polityczne poglądy są ich sprawą
prywatną i stanowczo nie doceniających społecznego wymiaru ideologii anarchistycznej. Ponadto
należy uwzględnić skrępowanie wynikające z braku odpowiedniego dystansu do tematu, oraz czynnik
nader prozaiczny, choć istotny — obawę przed utratą popularności, bądź nawet represjami ze strony
władz. Nie tłumaczy to jednak w sposób zadowalający dlaczego jeden tylko Mackay dostrzegł w
zachodnioeuropejskim anarchizmie odpowiednie tworzywo literackie. Jego Anarchiści. Obraz
cywilizacji u schyłku XIX stulecia z 1891 r. stanowi pozbawioną tanich akcentów propagandowych
panoramę środowisk anarchistycznych, głównie londyńskich emigrantów, z punktu widzenia
konsekwentnego indywidualisty traktującego jako naiwne mrzonki hasła rewolucji socjalnej i
uspołecznienia własności. Jeden z bohaterów — Trupp — wzorowany jest wyraźnie na postaci
Johanna Mosta. O ile Mackay podchodzi do swoich bohaterów z sympatią, ale nie bezkrytycznie, o
tyle inni autorzy wywodzący się z grona sympatyków ruchu mają do nich wręcz bałwochwalczy
stosunek. Bohater Płomieni Stanisława Brzozowskiego — Michał Kaniowski w kontakcie ze
szwajcarskimi anarchistami przeżywa coś w rodzaju religijnego uniesienia: „Tu byli ludzie żywi
używający odpowiedzialność swą jako tacy, odpowiedzialność już nie wobec Boga, idei, lecz wobec
równie jak oni żywych ludzi. Pierwiastek świadomego stwarzania historii nigdy jeszcze nie był tak
bezpośrednio realizowany i odczuwany. Jaka dumna i szlachetna godność była w tych ludziach, jakie
poczucie prawdy [...] tu pomiędzy tymi robotnikami żył w istocie wśród najwyższej arystokracji. Była
to prawdziwa elita ludzi, »le pursang« nowoczesnego społeczeństwa".

Całkowicie przeciwstawny, a przy tym skrajnie schematyczny obraz anarchizmu prezentują dla
odmiany książki autorów nie znających realiów z autopsji. Przy najlepszej woli skazani byli na
bałamutne informacje prasowe, lecz i tej dobrej woli na ogół brakowało. Zola, ze swoim
obiektywizującym opisem należy do wyjątków. Anarchizm jako temat fascynował przeważnie swoich
zdeklarowanych przeciwników, utożsamiających go zresztą, bezpodstawnie, z terroryzmem. Augustin
Leger w Dzienniku anarchisty odnalezionym 22 II 2002 r. przedstawia bohatera odczuwającego
głęboką nienawiść do ludzi i świata, w którym wypadło mu żyć; zupełnie osamotnionego i marzącego
o tanio zdobytej sławie, choćby za cenę powszechnego zniszczenia. Inni autorzy wydobywają na
pierwszy plan amoralizm, urzeczenie przemocą, samobójcze instynkty, bądź odwołują się
bezpośrednio do teorii Lombroso. Jako wzorcowy przykład posłużyć może Tajny agent Conrada.
Wszystkie postacie anarchistów przewijające się w tej powieści napiętnowane są patologią.
Przypadkowego wybuchu 180 dokonuje chore umysłowo dziecko — Stevie — „typ z Lombroso".
Główny teoretyk, „profesor" Karol Jundt jest odrażającym fizycznie starcem z „zapadłą twarzą",
„rękoma podobnymi do ptasich szponów", „podobnym do konającego mordercy, który zbiera resztki
sił dla zadania ostatecznego ciosu". Marzy mu się społeczeństwo funkcjonujące jako wielkie jatki, w
których „każda choroba, każdy przesąd, każdy występek musi zginąć". Przy całym swoim bezlitosnym
okrucieństwie anarchiści z książki Conrada okazują się nieświadomym narzędziem agenturalnej
działalności niemieckiej ambasady. Trudno się dziwić, że zwalczający ich inspektor Heat
zdecydowanie wyżej od nich stawia „świat złodziejski, trzeźwy, bez krwiożerczych ideałów,
szanujący władzę, wolny od nienawiści i rozpaczy". Także Zola w Ziemi (1887) uległ sugestii, że
anarchizm jest objawem degeneracji rasowej. Eksponentem obrazoburczych teorii czyni obciążonego
dziedzicznie chłopskiego półinteligenta — Lequeu. Wcześniej jednak w Germinalu (1885) powołał do
życia ciekawą sylwetkę agitatora owianego słowiańskim mistycyzmem — Suwarina; postać tak
sugestywną, że powołał się na nią zamachowiec Henry podczas swojego procesu w roku 1894. Sama
era zamachów jest kanwą innej powieści Zoli zatytułowanej Paryż (1898). Dzięki drobiazgowej
dokumentacji oraz osobistej znajomości z ludźmi lewicy — Zola dystansuje z łatwością innych
autorów poruszających tę samą problematykę, lecz i on koncentruje uwagę na spektakularnych
czynach przykuwających uwagę opinii publicznej. Jeden z bohaterów, uczony Wilhelm, planuje
wysadzenie w powietrze świątyni Sacre Coeur, z modlącymi się pielgrzymami, jako symbolu władzy
przesądu.

Ciekawe, że wszyscy autorzy odczuwają przemożną potrzebę tłumaczenia radykalnych poglądów


swoich postaci jakimiś fizycznymi lub umysłowymi przypadłościami. Naśladowana przez wielu
autorów koncepcja Dostojewskiego (Biesy), dla którego nihilizm jest objawem błądzenia umysłu
pozbawionego moralnej i religijnej busoli, jest w gruncie rzeczy równie schematyczna jak pomysły
Lombroso. Słowa „wolność" czy „sprawiedliwość" w ustach bohaterów takich powieści służą z reguły
kompromitacji ich demagogii lub naiwności. Rzadko który pisarz pozwala wierzyć, że są to hasła
wyrażające autentyczne tęsknoty tych postaci. Dziwić może również, że temat nadający się świetnie
do szyderstwa i kpiny (w świetle kontrastu między możliwościami a pragnieniami) ujmowany jest z
reguły przez ludzi obojętnych, czy niechętnych anarchistycznym ideom, ze śmiertelną powagą. Bodaj
tylko Henry James w noweli Princessa Casamassima zdobył się na ironiczne akcenty.

Pisarze, tak jak i całe społeczeństwo większości krajów zachodnich, padli ofiarą przesadnej
propagandy wyolbrzymiającej zagrożenie dla społecznego porządku i siły przeciwnika. W efekcie
anarchista z ich utworów tożsamy jest z terrorystą. To człowiek wykorzeniony i rozdarty (homo
duplex), przerzucający na świat zewnętrzny odpowiedzialność za swoje wewnętrzne problemy,
ogarnięty pasją samozniszczenia. Uwidacznia się to najdobitniej w literaturze angielskiej z przełomu
wieków. Obok omawianego już Conrada przywołać w tym miejscu wypada R.L. Stevensona (The
Dynamiters - 1889) i Gilberta K. Chestertona, którego głośna powieść Człowiek, który był
czwartkiem, 1908 , obok światowego spisku anarchistów wprowadza motyw policyjnej prowokacji.
Powieści autorów angielskich mniejszego kalibru bez żenady eksploatują pomysł zamachów
bombowych stanowiących stanowiących zarzewie apokaliptycznych konfliktów zbrojnych.
Demoniczny i megalomański bohater książki E.D. Fawcetta Hartmann — The Anarchist or the Down
of the Great City (1893) niszczy Londyn za pomocą dynamitu zrzuconego z „aeronefu", by w końcu
wysadzić się samemu w powietrze. W opublikowanej w tym samym roku powieści George'a Griffitha
(The Angel of the Revolution. A Tale of Coming Terror) Bractwo Wolności kierowane przez
niezwykle inteligentnego Żyda węgierskiego — Navasa — dysponuje dla odmiany
„superaeroplanami" i doprowadza do wybuchu wojny w roku 1904184. Amerykańskim
odpowiednikiem tego nurtu są utwory Edgara Wallace (Rada Sprawiedliwych — 1908) czy R.H.
Savage (The Anarchist. A story of Today — 1894). Na ich tle korzystnie wyróżniają się książki
Franka Harrisa (The Bomb — 1908, osnuta wokół wydarzeń w Chicago w roku 1886) i Jacka
Londona (Żelazna stopa — 1907).

Realistyczne sylwetki anarchistów znajdujemy stosunkowo najczęściej u pisarzy hiszpańskich i


francuskich — na kartach trylogii Pio Baroja y Nessi La Lucha por la Vida — 1904-1906), albo
powieści Los Victimavis pióra Ramona Sempau (1906). Dla Eduardo Mendozy anarchiści to
„Brodacze o nastroszonych brwiach, w czapkach i bluzach przewiązanych szerokimi paskami,
zaczajeni za barykadami lub kratami więzień [...] ludzie czekający w ukryciu, wybuchający z furią, a
potem rozstrzeliwani o świcie". Jules Verne w Ojczyźnie rozbitków (1895) twierdzi, że jest to „sekta
złożona zarówno ze zbrodniarzy, jak i fanatyków. Jedni z nich trawieni zazdrością i nienawiścią, są
zawsze gotowi do gwałtu i zbrodni, drudzy — prawdziwi poeci, śnią o ludzkim uniwersum". Mniej
krytyczny wobec antyautorytarystów wydaje się być L. Décavés w La Cage z 1890 r. — dziele
analizującym motywy buntu jednostek przeciwko normom i zasadom obowiązującym w
społeczeństwie. Ruch anarchistyczny pojawia się również w twórczości Artura Conan-Doyle'a,
Georgesa Duhamela, Uptona Sinclaira (Boston — 1928) czy Romain Gary'ego (Lady L — 1959). W
literaturze czeskiej najpiękniejsze strony poświęciła mu Marie Majerovâ przedstawiając w Namesti
Republiki (1911) fikcyjną postać Jakuba Goldszmida — krawca z Polski — przeistaczającego
się w Paryżu w klasycznego bojowca. Bakunin jest prawdopodobnym punktem odniesienia dla
Turgieniewowskiego Rudina (1855), ale nie zmienia to faktu, że literatura rosyjska drugiej połowy
ubiegłego wieku penetruje raczej zjawisko nihilizmu. U autorów polskich pewną sympatię dla
anarchistów zdradzają — poza wymienionym już Brzozowskim — Andrzej Strug (Dzieje jednego
pocisku, Jutro) i Zofia Nałkowska (Książę). Bardzo krytyczne portrety znajdujemy natomiast w
utworach Zdziechowskiego (Luna), Sienkiewicza (Wiry) i Weyssenhoffa (Hetmani).

Niezmiernie rzadko pojawia się anarchizm jako bezpośredni temat dzieł malarskich. Trudno tu zresztą
o jednoznaczną interpretację. Obraz Delacroix Wolność prowadząca lud na barykady z 1831 r.
spełniający, wydawać by się mogło, wszelkie kryteria, wyszedł spod ręki człowieka, który był w
gruncie rzeczy umiarkowanym liberałem187. Nie ma takich wątpliwości w przypadku Gustave'a
Courbeta, który swoje anarchistyczne przekonania zamanifestował nie tylko w życiu prywatnym,
przyczyniając się do obalenia kolumny na Placu Vendôme podczas Komuny Paryskiej, ale także w
malarstwie — portretem wieloletniego przyjaciela — Josepha Proudhona. Obraz ten stanowi rzadki
przykład udanego mariażu wysokich ambicji artystycznych i propagandowych. Proudhon, o nieco
wyidealizowanych, subtelnych rysach, odziany w prostą robotniczą bluzę, ujęty jest na nim w pozie
myśliciela w otoczeniu swoich dzieci; budzi respekt i szacunek. Zwolennicy poglądów Proudhona
spoglądając na ten obraz odczuwać musieli głęboką satysfakcję.

Aczkolwiek następne pokolenia artystów idąc w ślady autora Kamieniarzy chętnie eksplorowały
tematykę nędzy społecznej, sam temat anarchizmu praktycznie nie istniał w zasadniczej ich
twórczości. Drobne prace o tej tematyce rozsiane są po ulotnych drukach anarchistycznych i
czasopismach lewicującej bohemy. Jako przykład wymienić można drzeworyt L'Anarchiste Felixa
Vallatone'a z 1892 r. przedstawiający nieszczęśnika przywleczonego przez trzech wysokich drabów w
policyjnych mundurach przed oblicze bezdusznego urzędnika, albo litografię Paula Signaca Le
Démolisseur zdobiącą okładkę „Les Temps Nouveaux" z 26 września 1896 r. Więcej światła na
interesującą nas kwestię rzuca wypowiedź tegoż Signaca z 1902 r., w której stwierdza, że dla malarza
— anarchisty najważniejsza jest ogólna postawa życiowa, zaś tematyka obrazów ma drugorzędne
znaczenie w stosunku do ich cech stylistycznych. Nie wszyscy jednak podzielali jego opinię.
Nowojorskie Muséum of Modern Art zdobi dziś np. Pogrzeb anarchisty Angelo Galii(1910-1911) —
wielkie kubistyczne malowidło pędzla Carlo Capry przedstawiające szarżę konnej policji na
uczestników pogrzebu ofiary strajku w Mediolanie (1904), podczas której stratowano trumnę ze
zwłokami Galii. Inny ceniony malarz włoski z początku XX w., futurysta Luigi Russolo malował
m.in. sceny przedstawiające walki uliczne zbuntowanego ludu oraz ekspriopriacje dokonywane przez
zmotoryzowane bojówki anarchistyczne. Warto również przypomnieć mało znany fakt, iż
szesnastoletni Pablo Picasso identyfikujący się wówczas z anarchizmem jest autorem rysunku Blanco
y negro (1897), przedstawiającego zebranie barcelońskich anarchistów. We wszystkich wymienionych
powyżej dziełach sympatie artystów są jednoznaczne i łatwo czytelne dla odbiorców, chociaż wybór
rewolucyjnego tematu stanowi często wyłącznie pretekst dla awangardowych eksperymentów
formalnych; wyraża dążenie do osiągnięcia jedności treści i formy. Przeciwnicy anarchizmu
kontentowali się w dziedzinie plastyki zjadliwymi, acz niewyszukanymi karykaturami, które
pojawiały się masowo w pismach satyrycznych całej Europy.

Spośród fotografii, których nawiasem mówiąc zachowało się zadziwiająco mało, co niektórzy autorzy
tłumaczą rzekomym wstrętem „towarzyszy" spod znaku czarnego sztandaru do tego sprzyjającego
policji wynalazku, jedna tylko obiegła świat i odegrała jakąś rolę propagandową. Uwidoczniony jest
na niej Errico Malatesta - ucieleśnienie nieugiętego bojownika o realizację libertarnych ideałów — w
chwili, kiedy wychodząc z mieszkania wymija dwóch londyńskich policjantów. Kontrast między
drobniutkim Malatesta a barczystymi sylwetkami „bobbies" w wysokich hełmach, a także wymowne
spojrzenie, którym ów sympatycznie wyglądający „Demon przemocy" ich obrzuca — spojrzenie, w
którym naiwne zdumienie przybiera lekko ironiczny wyraz — wszystko to budzi u odbiorcy
instynktowne współczucie dla prześladowanego człowieka. Prawdopodobnie to właśnie przesądziło o
karierze owego zdjęcia.

Filmowy obraz anarchistów jest jeszcze bardziej jednostronny od ich portretów literackich. Fabuły
kilkudziesięciu filmów niemych, w których przewijają się takie postacie, są do siebie bliźniaczo
podobne. Reżyserzy pokazują nam nieszczęśników, których szaleństwo albo nędza popycha do
czynów zbrodniczych (L'Anar-chiste firmy Pathe z 1906 r. — reż. L. Nonguet, The Great Anarchist
Mystery angielskiego reżysera C. Raymonda z 1912 r., The Anarchist amerykańskiej wytwórni IMP
nakręcony przez H. Brenona w 1913 r.). Ich nieodłącznym atrybutem jest bomba (The Anarchist
Doom — brytyjski film W. Barkera z 1911 r., Anarchistic Grip wytwórni Lubin z 1910 r.). Nierzadko
też dybią na cnotę młodych niewinnych dziewcząt (Anarkistans Svigermor — farsa V. Larsena z 1906
r. — jeden z pierwszych międzynarodowych sukcesów duńskiej wytwórni Nordisk; film angielski The
Anarchist Sweetheart T. Bouwmeestera z 1906 r., czy wyprodukowany przez amerykański Vitagraph
w 1910 r. An Anarchistę w reżyserii V.D. Brooke z udziałem ówczesnych gwiazd — Florence Turner
i Maurice Costello). Akcja wielu z tych filmów osadzona jest w Rosji czasów Narodnej Woli (Goaded
to Anarchy R.W. Paula z 1905 r., La Nihiliste Nongueta — 1906 r.). Ich artystyczne walory są tak
nikłe, że pamiętają dziś o nich wyłącznie archiwiści filmotek. W epoce filmu dźwiękowego temat
anarchistyczny pojawia się znacznie rzadziej, ale traktowany jest z większym realizmem. Święty
Michał miał koguta braci Tavianich — 1971 r., Miłość i anarchia L. Wertmulier — 1972 r., francuski
film Cecilia z 1976 r. obrazujący dzieje jednej z komun na terenie Brazylii, polska Gorączka
Agnieszki Holland — 1980 r. — to przykłady ambitnego kina artystycznego kreślącego niebanalne
portrety aktywistów. Trwałe miejsce w historii sztuki filmowej zdobył sobie awangardowy film Pała
ze sprawowania (1933) obrazujący bunt uczniów w prowincjonalnym miasteczku francuskim. Jego
reżyser — Jean Vigo — był synem znanego anarchisty hiszpańskiego Miguela Almereydy (Eugène
Vigo) zamordowanego podczas wojny we francuskim więzieniu.

W pierwszych dekadach naszego stulecia obok literatów i plastyków z anarchizmem czuli się również
związani niektórzy przedstawiciele muzycznej awangardy. Mimo, iż mówienie w tym wypadku o
anarchistycznej tematyce utworów wydaje się absurdalnie, taką właśnie sugestię wysuwa część
krytyki w odniesieniu do programowej muzyki Erica Satie i Johna Cage'a.

Generalnie wysnuć można wniosek, iż spośród artystów jedynie pisarze mieli jakiś istotniejszy wpływ
na kształtowanie się społecznych wyobrażeń na temat ruchu anarchistycznego. Niestety był to wpływ
negatywny, pogłębiający istniejące już uprzedzenia. Znaczny potencjał propagandowy, jakim ruch
dysponował, został w tej dziedzinie wykorzystany w bardzo nikłym stopniu.
Część II

ANARCHIZM JAKO IDEOLOGIA

1. Typ idealny anarchizmu

W naukach społecznych skazani jesteśmy na posługiwanie się nieostrymi pojęciami, na używanie


terminów nie przylegających ściśle do swoich desygnatów. Są to raczej ogólne pojęcia, do których
odnieść można różne treści w zależności od subiektywnych ocen i kryteriów wyboru. Słowa używane
często i powszechnie mają z reguły rozmyty sens. Tak właśnie ma się sprawa w przypadku
anarchizmu. Autorzy zmagający się z tym tematem sami zakreślają krąg swoich zainteresowań i
czynią to w bardzo różny sposób. Pole wyboru jest bowiem, wbrew pozorom, niemałe. Najprostsze
rozwiązanie, że anarchizmem jest po prostu to co anarchiści głosili — o niczym nie przesądza. Można
uwzględniać jedynie te osoby, które uważały się same za anarchistów, bądź wyłącznie te, które miały
taką opinię w środowisku lub w oczach społeczeństwa, przymykając rozmyślnie oczy w każdym z
tych trzech przypadków na ogromne różnice treści, jakie pod pojęciem anarchizmu podkładano.
Pozornie jest to zręczne pociągnięcie umożliwiające prowadzenie badań na podstawie obiektywnego
wyznacznika, bez wikłania się w gąszczu definicji; ma jednak dalekosiężne, rzadko uświadamiane w
pełni skutki. Miast analizy problemu otrzymujemy w takim przypadku coś w rodzaju historii słowa; co
więcej, zabieg taki wcale nie eliminuje subiektywizmu. Dysponowanie jakąś operacyjną definicją
poglądów anarchistycznych, często niezwerbalizowaną i czysto intuicyjną, okazuje się niezbędne w
procesie selekcji materiałów. Nikt przecież nie rodzi się anarchistą i nikt nie żyje wyłącznie wielkimi
ideami. Nawet wówczas, kiedy kwalifikacja jakiejś osoby jako anarchisty nie budzi żadnych
wątpliwości, autorzy opracowań muszą na własną rękę zadecydować, które poglądy z jego dorobku
uważają za „dojrzałe" i reprezentatywne, a to wymaga właśnie tego, przed czym starano się uciec.
Dylemat ten rysuje się z całą ostrością przed autorami, którzy wybrali strategię identyfikowania
ideologii anarchistycznej z poglądami któregoś z „klasyków" ruchu. Wymaga to bowiem w praktyce
zignorowania ewolucji poglądów tej postaci; arbitralnego wyboru dzieła lub fazy twórczości, która
zdaniem piszącego najlepiej charakteryzuje jej poglądy. Zwolenników akceptowania wszystkich
poglądów, z całym dobrodziejstwem inwentarza, odstraszać powinien przykład Proudhona. Choć
bezdyskusyjne jest jego prawo do spoczywania w panteonie „świętych" anarchizmu obok Bakunina
czy Kropotkina, nie sposób zapomnieć, że ze względu na swój stosunek do kwestii takich, jak naród,
praca, rodzina, Żydzi nadawał się doskonale na patrona skrajnej prawicy francuskiej spod znaku
Action Français, a później rządów Vichy.

Przedstawione powyżej sposoby zakreślania konturów ideologii anarchistycznej nie wyczerpują,


naturalnie, wszystkich możliwości. Można przecież, idąc po linii najmniejszego oporu, zdać się po
prostu na autorytet któregoś z poprzedników, przyjmując jego definicję (ale wówczas sam wybór
warunkowany jest z reguły wewnętrznym odczuciem jak definicja taka wyglądać powinna), bądź też,
postępując nieco ostrożniej, zestawić ją wyłącznie z tych elementów, które powtarzają się u
wszystkich autorów co, wobec poważnych różnic interpretacyjnych, grozi otrzymaniem obrazu
przypominającego negatyw zdjęcia przedwcześnie wyjęty z wywoływacza.

Tak więc wszystkie próby obejścia problemu subiektywizmu przez posłużenie się wyznacznikami
tematu niezależnymi od osobistych zapatrywań badacza przynoszą połowiczne efekty — rodzą nowe
trudności metodologiczne nie rozwiązując w pełni starych,

ponieważ i tak wymagają posługiwania się jakąś roboczą definicją anarchizmu, tyle tylko, że w
bardziej zawoalowanej postaci. Lepiej już chyba zatem odwołać się do własnych sądów w sposób
jawny i przemyślany, na własną odpowiedzialność arbitralnie oddzielając w dziełach „klasyków" to,
co w nich indywidualne i jednostkowe od idei podzielanych przez innych, które uznać można za zrąb
ideologii anarchistycznej. Otrzymany tą drogą konstrukt nie ma i mieć nie może odpowiednika w
rzeczywistości. Stanowi typ idealny spełniający postulaty Webera — jeden z wielu możliwych
wariantów. Naturalnie, i taka procedura nie jest pozbawiona wad, właśnie z powodu dowolności w
doborze elementów składowych typu idealnego, jak również braku bezpośredniego odniesienia
empirycznego. Poglądy anarchistów z krwi i kości, w przeciwieństwie do ich wyidealizowanych atrap,
nie były nigdy jednorodne, niezmienne i zbieżne ze sobą. Można w nich z łatwością wyczuć koloryt
lokalny, zaplecze różnych tradycji kulturalnych, a także refleks chwili dziejowej, w której były
formułowane. Znajdujemy w nich okruchy wszystkich popularnych teorii „wieku ideologii", od
blankizmu po darwinizm społeczny. Zabieg idealizacyjny zmusza nas do abstrahowania od tego
wszystkiego, ale przynosi w zamian niezbędne uogólnienie — wydobywa esencjonalną treść ideologii
anarchistycznej, oczyszczoną z wszelkich nalotów.

Autorzy charakteryzujący anarchizm, w tym także niektórzy reprezentanci tej ideologii, utożsamiają
go często z odrzuceniem władzy państwowej. Jest to jednak, jak się wydaje, zaledwie zewnętrzny
objaw pewnego stylu myślenia związanego ze specyficzną koncepcją jednostki ludzkiej oraz relacji
łączących ją ze społeczeństwem i światem przyrodniczym. Z tych filozoficznych założeń wynikają
wszystkie inne elementy wiązane tradycyjnie z anarchizmem: bezpardonowa krytyka istniejących
struktur oraz instytucji politycznych i ekonomicznych, postulowana wizja właściwej organizacji
społeczeństwa oraz rewolucyjna droga realizacji tego ideału.

W opinii politologów występowanie tych czterech elementów (specyficznej filozofii, specyficznej


formy krytyki rzeczywistości, specyficznego projektu oraz — o czym nie wszyscy pamiętają —
specyficznej wizji sposobu przejścia od stanu istniejącego do postulowanego) pozwala traktować jakiś
zespół poglądów jako odrębną ideologię.

W aspekcie filozoficznym anarchizm przeciwstawia się całą mocą wizji świata zrodzonej przez myśl
oświeceniową. Zakłada ona nieusuwalny konflikt świata przyrodniczego i ludzkiego stanowiący siłę
motoryczną postępu. Społeczeństwo traktowane jest jako element sztuczny, wtórny i obcy wobec
jednostki i przyrody. Procesy uspołecznienia i akulturacji jednostki prowadzą do jej wynaturzenia.
Sens istnienia ludzkości upatruje się w podboju świata przyrodniczego i podporządkowaniu go jej
potrzebom. Dokonuje się to w procesie pracy, rozumianej jako podstawowe zadanie społeczeństwa.
Poglądy powyższe odnajdujemy we wszystkich ideologiach wywodzących się z Oświecenia — w
liberalizmie i większości doktryn socjalistycznych. Czołowa rola sił wytwórczych w marksowskiej
teorii dziejów nie jest bynajmniej sprawą przypadku. Tymczasem anarchiści przepojeni są wiarą w
pełną harmonię człowieka i przyrody. Ujmują społeczeństwo jako organiczną część natury
podporządkowaną jej prawom i — w normalnych warunkach — umożliwiającą pełny, nieskrępowany
rozwój składających się nań jednostek realizujących swój niepowtarzalny potencjał duchowy.
Egzaltacja życia pojmowanego jako strumień przeżyć, a nie zespół działań zdeterminowanych
czynnikami zewnętrznymi i podporządkowanych celom ponadjednostkowym, prowadzi ich do
koncepcji homo ludens przeciwstawianej człowiekowi-wytwórcy (homo faber), Praca, w tym ujęciu,
winna stanowić nie społeczny obowiązek, lecz spontaniczną twórczość artystyczną; nie przymusowy
serwitut, lecz manifestację wolności. Cała zresztą filozofia anarchizmu jest wyrazem tęsknoty za
wolnością i sprawiedliwością jako podstawowymi potrzebami natury ludzkiej.

Widać to bardzo wyraźnie w sposobie- krytyki istniejącego społeczeństwa. Najistotniejsze jest tu


bodaj zdecydowane potępienie zasady autorytetu: wszelkich form władzy, przymusu i hierarchii.

Anarchiści są zatem nastawieni wrogo do polityki (ponieważ ucieleśnia ideę władzy), do państwa
wraz z jego prawnymi i instytucjonalnymi podporami (narzędzia ucisku), do Kościoła i religii (znów
autorytet i hierarchia), ido demokracji (ponieważ oznacza podporządkowanie mniejszości woli
większości, mierzenie wagi argumentów arytmetyczną liczbą głosów oraz zasadę reprezentacji
ograniczającą możliwość decydowania o sobie przez jednostkę), do kapitalizmu — symbolizującego
ucisk ekonomiczny i społeczny — ale także i do socjalizmu państwowego (za wszystko, co niesie ze
sobą drugi człon tej nazwy). Atakują z pasją nacjonalizm, militaryzm i inne schorzenia współczesnego
sobie społeczeństwa. Cechuje ich nadto niechęć do historii (tradycji) — ponieważ cała przeszłość jawi
im się jako łańcuch przypadkowych zdarzeń, w większości godnych potępienia, z którymi w każdej
chwili, aktem woli, zerwać można całkowicie więź oraz antyintelektualizm (bardziej ufają emocjom i
instynktowi niż rozumowi człowieka) sprzężony z nieufnym stosunkiem do dogmatów i teorii
(dehumanizacja).

Naczelną dla anarchistów wartością, otoczoną nieomal kultem, jest wolność. Ma ona stworzyć
warunki do autonomicznego, spontanicznego i kreatywnego działania jednostek i grup społecznych;
uczynić wszystkich panami swojego losu, podmiotami odpowiedzialnymi za swoje czyny. Ma również
utorować drogę do osiągnięcia sprawiedliwości społecznej. Inne cechy wysuwane niekiedy w
literaturze przedmiotu, jak np. tendencje do życia wspólnotowego i zakładania stowarzyszeń
potraktować można jako środki prowadzące do realizacji wymienionych ideałów. Teoretycy
anarchizmu oczekują ich spełnienia w przyszłym bezpaństwowym społeczeństwie kolektywnie
władającym środkami produkcji; społeczeństwie składającym się ze sfederowanych ze sobą i
całkowicie samorządnych grup terytorialnych i zawodowych spontanicznie zawiązywanych na
zasadzie pełnej dobrowolności i w niczym nie krępujących autonomii jednostek.

Realizacja tej wizji możliwa jest, zdaniem anarchistów, jedynie na drodze rewolucyjnej. Wynika to z
ich bezkompromisowego stosunku do zastanej rzeczywistości. Jej totalna negacja odbiera sens
projektom jakichś cząstkowych reform. Zresztą hasło rewolucji nie budzi w nich żadnych oporów.
Przeciwnie, rewolucyjna przemoc, jako wyraz spontanicznej aktywności mas ludowych, uchodzi, w
myśl teorii, za siłę oczyszczającą i twórczą. Po to by coś zbudować trzeba wpierw coś zburzyć.

Nie ulega wątpliwości, że tak rozumiany anarchizm stanowi odrębną, specyficzną ideologię, różną od
liberalizmu i socjalizmu, z którymi jest najczęściej łączony. Uderza w niej skrajny woluntaryzm,
mimo uznawania praw natury; głęboko optymistyczna wizja natury ludzkiej wyrażając się wiarą we
wrodzoną dobroć człowieka i umiejętność bezkonfliktowego współżycia z innymi ludźmi przy braku
zewnętrznych rygorów, a także ufnością w solidarność mas i lekceważeniem niebezpieczeństwa
partykularyzmu, czy egoizmu wspólnotowego; skłonność do manichejskiej wizji świata (siły dobra
kontra siły zła) nie pozostawiająca miejsca na żadne kompromisy i półtony; i wreszcie dominacja
krytyki istniejącego porządku nad programem pozytywnym (przyszłości wykreowanej spontanicznym
porywem mas nie da się bowiem z góry przewidzieć, pewna jest tylko sama bliskość rewolucji). Dla
wielu autorów są to zarazem cechy świadczące o utopijnym charakterze anarchizmu.

Pozostaje jeszcze do rozważenia problem miejsca anarchizmu na mapie politycznej ideologii. W


literaturze przedmiotu istnieją w tej kwestii poważne rozbieżności. Wyróżnić można cztery zasadnicze
stanowiska:

a) anarchizm stanowi samodzielny nurt w ramach myśli socjalistycznej — jest to pogląd najbardziej
rozpowszechniony i to zarówno wśród historyków anarchizmu (A. Lehning, D. Guerin), jak i
socjalizmu (G.D.H. Cole);

b) anarchizm jest skrajną postacią liberalizmu (K. Diehl, E. Hobsbawm, Kempner);

c) anarchizm nie stanowi jednorodnej ideologii — w wydaniu indywidualistycznym związany jest z


liberalizmem, w wydaniu kolektywistycznym, albo anarchokomunistycznym, z socjalizmem (R.
Tucker, M. Nomad, P. Lósche);

d) anarchizm jest samodzielną ideologią łączącą w sobie socjalistyczną krytykę liberalizmu i liberalną
krytykę socjalizmu (D. Apter, A. Carter, J. Clark, G. Woodcock).

Rozrzut stanowisk jest tu naturalną konsekwencją wieloznaczności używanej terminologii. Od


sposobu rozumienia kluczowych słów zależy ogólny obraz problemu. Autorzy sytuujący anarchizm na
skrajnej lewicy socjalizmu utożsamiają go z reguły z poglądami czołowych przedstawicieli nurtu
antyautorytarnego w łonie I Międzynarodówki. Za wzór anarchizmu uważają poglądy Bakunina czy
Kropotkina: Wydaje się jednak, że autorzy ci stanowczo nie doceniają przeszłości i bogactwa form
ideologii libertarnej. Ma ona bowiem, w przeciwieństwie do wyodrębnionego ruchu anarchistycznego,
bardzo dawną metrykę, którą trudno jednoznacznie powiązać z dziejami myśli socjalistycznej. Nawet
ci koryfeusze anarchizmu, którzy uważali się za „prawdziwych socjalistów", czuli się spadkobiercami
linii rozwojowej prowadzącej od stoików, poprzez Godwina do Proudhona, a zatem odbiegającej od
wzorców przywoływanych przez klasyków myśli socjalistycznej. Ponadto należy pamiętać, że pewna
część aktywistów' bynajmniej nie ograniczająca się do nieprzejednanych indywidualistów, uważała
ścisłe wiązanie się z socjalistami za błąd, jeśli nie za zdradę ideałów ruchu, dopatrując się w
poglądach czołowych ideologów tej epoki domieszek „obcych" idei — blankizmu, rosyjskiego
populizmu i marksizmu — zacierających indywidualistyczny charakter anarchizmu.

Jeśli rozumieć przez socjalizm, najogólniej, dążenie do rozwiązania „kwestii społecznej" w drodze
uspołecznienia własności i poprzez stworzenie egalitarnej wspólnoty, podporządkowującej jednostkę
interesom zbiorowości, trudno zaakceptować poglądy tych specjalistów, którzy specyfikę anarchizmu
upatrują jedynie w taktyce i temperamencie jego zwolenników. Zamiast równości na ich sztandarach
powiewa bowiem hasło nieograniczonej wolności jednostki, zaś kolektywistyczne rozwiązania,
zbieżne z programami socjalistycznymi, stanowią tu jedynie środek do osiągnięcia podstawowego
celu. Walka jaką prowadzili z kapitalistycznym państwem i jego kulturą nie była tą samą walką, którą
toczyli stronnicy Lamennais, Luisa Blanca czy Marksa; wynikała z innych przesłanek i o inne cele się
toczyła. Trudno to było dostrzec u schyłku minionego stulecia, kiedy przemożną rolę w
międzynarodowym ruchu anarchistycznym odgrywali przejściowo ludzie pokroju Kropotkina lub
Elisée Reclusa, których, z uwagi na występowanie w ich pracach elementów obu ideologii, określić
można mianem libertarnych socjalistów. Tłumaczy tę z jednej strony głębokie poczucie związku z
ruchem socjalistycznym u wielu animatorów anarchizmu tej epoki, które wyraziło się m.in. upartą,
choć" bezowocną walką o udział w pracach zdominowanej przez marksistów II Międzynarodówki, a
jednocześnie praktyczną niemożność bezkonfliktowego współdziałania z socjalistami w dłuższych,
okresach czasu, co wykazały rewolucje 1905 i 1917 r., albo wydarzenia wojny domowej w Hiszpanii.
Częste, choć nie nagminne, przypadki konwersji — tj. przechodzenia z obozu antyautorytarnego do
obozu zwolenników działań parlamentarnych i vice versa, świadczą raczej o dużym rozchwianiu
poglądów niż o szczególnym powinowactwie ideowym. Cyrkulacja na podobną skalę dokonywała się
wszak również między organizacjami nacjonalistycznymi a socjalizującymi, a później np. między
syndykalistami a faszystami.
2. Spuścizna Godwina

Poszukiwanie starożytnych antenatów przez ruch społeczny, którego historia sięga wstecz zaledwie
kilku pokoleń, nie jest niczym wyjątkowym. Anarchiści mają wszakże specjalne powody, aby tak
postępować. Filozoficzny i literacki anarchizm, bunt jednostki przeciwko ograniczeniom narzucanym
jej przez świat zewnętrzny, jest bowiem w gruncie rzeczy tak stary, jak stara jest ludzkość.
Nieprzypadkowo na listach „przodków" pojawiają się postacie takie, jak praojciec Adam, Prometeusz,
Szatan i Robin Hood, czy wreszcie Jezus Chrystus. Poglądy w tej materii są zresztą wyjątkowo
niespójne; sporządzenie własnej, oryginalnej listy zdaje się być ambicją każdego badacza.
Wymieniani są w tym kontekście nawet Platon (prekursor współczesnego totalitaryzmu w interpretacji
Poppera), Rousseau (którego Bakunin określił jako „pisarza, który wyrządził najwięcej zła w
minionym stuleciu") oraz Hobbes. Najczęściej jednak padają nazwiska Lao Tse, Karpokratesa, Zenona
z Kition wraz z całą szkołą stoików, Rabelais, La Boetie, Bossueta, Diderota, Mesliera, a spośród
aktywnych uczestników Rewolucji Francuskiej — Jeana Varlet, Sylviana Marechala i wodza
„wściekłych" Jeana Roux. Wspomina się o gnostykach średniowiecznych, o husytach i anabaptystach.
Trudno kwestionować libértame sympatie przynajmniej części osób oraz grup umieszczonych na tej
liście, ale daleko stąd jeszcze do rozbudowanej teorii wolności. Stworzy ją, jako pierwszy dopiero
William Godwin (1756-1836), współczesny wydarzeniom rewolucyjnym we Francji w dziele
zatytułowanym An Enquiry Concerning the Principies "ot Political Justice, and Its Influence on
General Virtue and Happiness (1793).

Godwin — kolejno pastor, reformator wychowania, publicysta i literat — zespolił ze sobą dwie różne
tradycje: kult rozumu charakterystyczny dla francuskiego Oświecenia oraz angielski nonkonformizm
wiodący od radykalnych sekt religijnych XVII w. do filozoficznego radykalizmu utylitarystów. Dało
to w sumie mieszaninę o własnościach piorunujących. Nieprzypadkowo „Gentleman Magazine" pisał
po jego śmierci, że „byłoby lepiej dla ludzkości, gdyby ten człowiek nigdy się nie urodził". Godwin
wychodził z założenia, że istniejąca organizacja społeczeństwa unieszczęśliwia ludzi, ponieważ opiera
się na wszechobecnym przymusie i obraża ich poczucie sprawiedliwości; że utrzymuje ją przy życiu
jedynie sankcja prawa — tyrańskiego narzędzia każdej' władzy — któremu przeciwstawia
powszechne i niezmienne prawo moralne, zgodne z odczuciami każdej myślącej jednostki. Na
przeszkodzie do stworzenia społeczeństwa „prawdziwej wolności i doskonałej równości" stoi władza
polityczna — źródło zła, błędów i negatywnych wpływów wychowawczych w obecnym systemie;
instytucja, której długie dzieje są nieprzerwanym pasmem zbrodni. Jej likwidacja nie zapewni jednak
automatycznie politycznej sprawiedliwości, jeśli rezygnacji z wszelkich form przymusu nie będzie
towarzyszyła radykalna przebudowa stosunków własnościowych w takim duchu, aby nikt nie miał
prawa do przechwytywania owoców cudzej pracy.

Anarchia, czyli stan totalnego chaosu społecznego, to zdaniem Godwina „skuteczny, choć straszny"
środek przezwyciężania despotyzmu, mniej odeń niebezpieczny ze względu na swój przejściowy
charakter. „Anarchia rozbudza umysł, uruchamia energię i inicjatywę społeczną, aczkolwiek nie czyni
tego w najlepszy sposób". Może być jedynie chwilowym rozwiązaniem, przystankiem na drodze do
pożądanego ideału. Bardzo krytyczny jest również stosunek autora do haseł rewolucyjnych. Groźniejsi
od wrogów są — jak pisze — powodowani najlepszymi intencjami, lecz niecierpliwi obrońcy dobra
powszechnego. Eskalacja przemocy niczego nie rozwiąże; zmian politycznych nie można bowiem
dowolnie dekretować. Mogą być one wyłącznie skutkiem równoległych zmian zachodzących w
ludzkich umysłach. Ustrój społeczno-gospodarczy odpowiada zaawansowaniu moralnemu
społeczeństwa. Kiedy na tym polu nastąpią pożądane przeobrażenia, „nie trzeba będzie staczać żadnej
walki ani stosować przemocy w jakiejkolwiek postaci. Przeciwnicy będą zbyt nieliczni i słabi, by móc
poważnie myśleć o oporze przeciw powszechnym odczuciom ludzkości".

Stanowisko takie przesądziło o kluczowej roli kwestii związanych z wychowaniem w systemie


poglądów Godwina. Oświeceniowy bagaż pisarza daje w nich znać o sobie bodaj najsilniej. Ludzie
modelowani są przez środowisko, w którym żyją. Przychodzą na świat jako tabula rasa, ale z
wrodzoną inklinacją do czynienia dobra i poddawania się racjonalnym argumentom. Natura
wyposażyła ich szczodrze w rozum i nieograniczoną zdolność do samodoskonalenia. Jeśli czynią zło,
to tylko nieświadomie, z niewiedzy. Gdyby kierowali się w swoim postępowaniu zawsze wskazaniami
rozumu, tworzyliby bezkonfliktowe społeczeństwo, w którym wszelkie atrybuty przymusu byłyby
zbędne. Ogromna odpowiedzialność spada w tej sytuacji na system wychowawczy. Godwin był
prekursorem idei „wolnej szkoły" rozwijającej niezależność intelektualną oraz wrażliwość moralną
uczniów i jednocześnie pierwszym konsekwentnym krytykiem koncepcji wychowania państwowego
(za podawanie wiedzy w postaci pewników, kultywowanie przesądów i ograniczenia samodzielności
uczniów).

Społeczeństwo jest dla Godwina po prostu agregatem jednostek stworzonych, dla ich wygody, nie
powinno zatem nigdy zastygnąć w jakimś ostatecznym kształcie. Z pasją krytykuje koncepcję umowy
społecznej,, która krzywdzi przyszłe pokolenia wystawiając zobowiązania w ich imieniu, a zarazem
odbiera jednostce jej święte prawo wyboru własnej drogi. Zaleca bierny opór w sytuacji, gdy działania
ogółu sprzeczne są z indywidualnym poczuciem sprawiedliwości. Wśród organizacji społecznych
popiera tylko stowarzyszenia dla celów doraźnych oraz luźne grupy dyskusyjne ułatwiające
dochodzenie do prawdy. Jest zdecydowanie przeciwny instytucjom politycznym demokracji
parlamentarnej: ciałom przedstawicielskim, w których każdorazowa większość narzuca pozostałym
fikcję jedności i głosowaniu powszechnemu („przesądzanie o słuszności poglądów w drodze liczenia
głosów" określa jako „nieznośną zniewagę dla rozumu i sprawiedliwości"). Sam proponuje system
minimalizujący zło — krańcową postać demokracji bezpośredniej. Oczyma wyobraźni widzi wielką
ogólnoświatową republikę złożoną z setek tysięcy drobnych wspólnot lokalnych („parafii"),
całkowicie niezależnych od siebie i załatwiających swoje sprawy własnym sumptem. Głęboka
decentralizacja umożliwi wszystkim ludziom aktywny udział w życiu publicznym. Będzie mieć ono
zapewne charakter niezinstytucjonalizowany, aczkolwiek niezbędne okazać się może powołanie ciał o
kompetencjach sądowniczo-arbitrażowych. Jednakże poważniejsze przestępstwa czy konflikty w tych
zracjonalizowanych, podatnych na perswazję społeczeństwach w ogóle nie wchodzą w rachubę.
Niezbędną dozę konformizmu wymusi na jednostkach cenzura moralna otoczenia, która z
powodzeniem zastąpi przymus administracyjny. „Gdyby społeczności zadowoliły się małym
obszarem, z klauzulą konfederacji w sytuacjach wyjątkowych, miast aspirować, jak dotychczas, do
rozległych terytoriów i sycić swą próżność marzeniami o imperium, każda jednostka wystawiona
byłaby na widok publiczny; dezaprobata sąsiadów, rodzaj przymusu wynikający z systemu
społecznego, a nie efekt ludzkiego kaprysu, nieuchronnie zobligowałyby ją albo do poprawy, albo do
emigracji".

Z enigmatycznych wypowiedzi Godwina na temat przyszłych stosunków ekonomicznych zdaje się


wynikać, że przewiduje pełne uspołecznienie własności (,,property placed on equitable basis"). Zasada
wzajemności stanowiąca istotę sprawiedliwości wymaga jednak, aby dostęp do dóbr wiązał się z
określonymi zobowiązaniami jednostki względem społeczeństwa, tzn. w pierwszym rzędzie — z
wykonywaniem pracy społecznie użytecznej. Będzie to przede wszystkim rękodzielnictwo oraz praca
w rolnictwie zaspokajające podstawowe, niewyszukane potrzeby ludzkie i nieograniczająca
samodzielności jednostki w procesie wytwórczym. Rezygnacja z luksusu pozwoli ją ograniczyć być
może nawet do trzydziestu minut dziennie! Godwin nie jest sympatykiem industrializacji, aczkolwiek
cieszy go perspektywa wyręczania człowieka przez maszyny. Rozwinięta kooperacja, bez której
produkcja przemysłowa nie jest możliwa, budzi jego pryncypialny sprzeciw; ogranicza wszak
inicjatywę i niezależność jednostek. Jest przy tym niebywale konsekwentny w swojej niechęci do
zinstytucjonalizowanych form współdziałania — z tego samego powodu poddaje ostrej krytyce takie
formy sztuki, jak spektakle teatralne czy koncerty symfoniczne!

Purytańskie wychowanie Godwina rzutuje na jego indywidualizm, egzaltację indywidualnego


sumienia, skłonność do moralizowania i ascetyzmu. Jednocześnie, jak na człowieka tej doby przystało,
jest nieposkromionym optymistą, racjonalistą, apologetą postępu. Political Justice pisał w burzliwych
latach Wielkiej Rewolucji, ale nie ma w niej aktualizujących wstawek. W intencji autora miała to być
beznamiętna analiza kwestii, w których pobłądzili przed nim Montesquieu, Rousseau i Burke. To
nieco abstrakcyjne i akademickie ujęcie tematu, jak się wydaje, uratowało książkę. Legenda głosi, że
William Pitt osobiście udzielił zgody na jej druk wyrażając przekonanie, że dzieło, które kosztuje 3
gwinee nie może być zbyt szkodliwe. Niewiele się pomylił. Chociaż zawarte są w nim in crudo
podstawowe idee anarchizmu, było praktycznie nieznane nawet czołowym działaczom ruchu przez
prawie cały wiek XIX. Po przejściowym zainteresowaniu ze strony młodych: poetów: Shelleya (zięcia
Godwina), Coleridge'a, Wordswortha i Southeya, Godwin popadł w zapomnienie nawet w ojczystej
Anglii. Należną rangę przywrócił mu dopiero Kropotkin, lecz on sam i jego poprzednicy tworzyli
zręby ideologii libertarnej właściwie od podstaw, popełniając wiele nieświadomych plagiatów.
3. Proudhon i proudhoniści

Poglądów „ojca anarchizmu" Pierre-Josepha Proudhona (1809-1865) nie sposób przedstawić w


postaci spójnej i zamkniętej doktryny. Byłoby to niezgodne z jego wizją świata oraz z właściwym mu
stylem myślenia i sposobem formułowania opinii. Proudhon był myślicielem niesystematycznym i
programowo niechętnym dogmatom, wielokrotnie powracającym do tych samych kwestii
rozpatrywanych wciąż na nowo ze zmieniających się punktów widzenia. We wszystkich zjawiskach i
rzeczach, które poddawał analizie odkrywał nieusuwalną antynomię. W odróżnieniu od Hegla
zakładającego przezwyciężanie sprzeczności w drodze dialektycznej syntezy przeciwieństw, widział
jedynie możliwość doprowadzenia ich do stanu „dynamicznej równowagi". Charakterystyczna dla
myśli filozofa skłonność do paradoksów jest odbiciem antynomicznej natury samej rzeczywistości.
„Ludzie lubią proste idee i mają rację. Niestety, prostotę, której szukają odnaleźć można jedynie w
sprawach elementarnych, a świat społeczny i człowiek składa się z nierozwiązywalnych problemów,
przeciwstawnych zasad i konfliktowych sił. Organizm oznacza komplikację, wielorakość,
sprzeczność, opozycję, niezależność" — czytamy w Teorii podatków z 1861 r. Jeśli dodać do tego
inne cechy jego języka: grandilokwencję, niejasność, nadużywanie hipostaz i sylogizmów, nadawanie
wyrazom własnych znaczeń — stanie się oczywiste, że zadanie interpretatorów dążących do ujęcia
syntetycznego jest w tym wypadku niezmiernie utrudnione. Świadczy o tym zresztą najwymowniej
ogromna rozpiętość ocen jego poglądów. W swoim antydogmatyzmie był jednak Proudhon
niesłychanie konsekwentny. Strzegąc zazdrośnie niezależności intelektualnej nie wiązał się
jednocześnie z żadnym ugrupowaniem czy doktryną, swoich prac nie adresował do żadnego'
konkretnego audytorium; zachowywał nieufność samouka wobec wszelkich autorytetów.

Już pierwsze próby pisarskie Proudhona zapowiadają jego późniejsze zainteresowania. W


konkursowej rozprawie „O świętowaniu niedzieli" z 1839 r. pojawia się już krytyka zasady własności,
która stanie się leitmotivem pierwszego okresu twórczości. Tam też znajdujemy stwierdzenie, że
„równość warunków jest [...] celem społeczeństwa". Zadanie, jakie stawia sobie autor: „Znaleźć taki
stan równości społecznej, który nie byłby ani wspólnotą, ani despotyzmem, ani rozdrobnieniem, ani
anarchią, lecz wolnością w ramach ładu i niepodległością w jedności" znajduje wstępne rozwiązanie w
głośnej pracy Co to jest własność? opublikowanej w 1840 r. Szokujące współczesnych, prowokacyjne
sformułowanie identyfikujące własność z kradzieżą nie oznacza tu, wbrew pozorom, całkowitego
przekreślenia własności prywatnej. Wyraża jedynie przeświadczenie, że uznawana teoria własności
sprzeczna jest z ideałami równości i sprawiedliwości, i że dopiero uspołecznienie definiuje politykę
jako „sztukę... zaprowadzania porządku w społeczeństwie, w którym nie uznaje się żadnych praw
ekonomii, w którym równowaga jest unicestwiona, wolność zdławiona, świadomość wypaczona, a siła
kolektywu — zmonopolizowana" środków produkcji, przy zachowaniu praw wytwórców do pełnego
produktu swojej pracy, przyniesie upragnione rozwiązanie. Przyszły ustrój będzie zatem syntezą
dobrych stron własności prywatnej i komunizmu. Autor nazywa go wymiennie Wolnością (Liberté)
lub Anarchią, samego zaś siebie określa mianem anarchisty. W ten sposób słowo to nabiera po raz
pierwszy pozytywnego sensu oznaczając zwolennika porządku nie opartego na przymusie
politycznym. „Swobodne stowarzyszenie, wolność — której wyłączną funkcją jest utrzymywanie
równości w środkach produkcji i wzajemności w wymianach — stanowi jedyną możliwą, jedyną
słuszną formę społeczeństwa" — stwierdza Proudhon. Spodziewa się on, że bezpośrednia wyminą
produktów przez wytwórców nie tylko wyeliminuje motyw zysku, ale także radykalnie przekreśli głód
i przestępczość. Późniejsze prace Proudhona są na "ogół rozwinięciem zarysowanych tu wyjątków. W
latach czterdziestych dominują w nich rozwlekłe analizy sprzeczności występujących w istniejącym
systemie społecznym i gospodarczym, a także w usprawiedliwiającej go teorii ekonomicznej (De la
création de l'ordre dans l'humanité, ou Principes d'organization politique, 1843, Système des
contradictions économiques ou la philosophie de la misère, 1846). Pod wpływem własnych
krytycznych przemyśleń na temat socjalistycznych teorii oraz kontaktów z tajnymi stowarzyszeniami
lyońskich robotników, Proudhon na długo przed rewolucją 1848 r. przeciwstawia ideał przebudowy
ekonomicznej programom i działaniom politycznym. Rewolucyjne środki uważa za nieskuteczne i
niebezpieczne z samej swej istoty; terror i przymus niezbędny dla obalenia istniejącego porządku,
uwikłany we własne sprzeczności nie rozwiąże żadnych autentycznych problemów. Może tylko
zastąpić jeden despotyzm innym. Z kolei instytucje demokratyczne ocenia w Notatkach jako „tyranię,
najgorszą z tyranii". Wybory powszechne są fikcją, zaś zasada reprezentacji koliduje z ideą
suwerenności, ogranicza uprawnienia jednostek i mniejszości, a przede wszystkim jest sprzeczna z
postulatami rozumu. Władzę polityczną w każdej postaci przedstawia jako nieopisany despotyzm.
„Być rządzonym to być obserwowanym, i nadzorowanym, szpiegowanym, kierowanym,
nastawianym, podporządkowanym ustawom, indoktrynowanym, zmuszanym do wysłuchiwania
kazań, kontrolowanym, szacowanym, ocenianym, cenzurowanym, poddawanym rozkazom ludzi,
którzy nie mają ani prawa, ani wiedzy, ani cnót obywatelskich. Być rządzonym oznacza przy każdej
transakcji, przy każdym działaniu, przy każdym ruchu być odnotowanym, rejestrowanym,
kontrolowanym, opodatkowanym, ostemplowanym, opatentowanym, licencjonowanym,
autoryzowanym, aprobowanym, napominanym, krępowanym, reformowanym, strofowanym,
aresztowanym. Pod pretekstem dbałości o dobro ogółu jest się opodatkowanym, drenowanym,
zmuszanym do płacenia okupu, eksploatowanym, monopolizowanym, poddawanym presji,
uciskanym, oszukiwanym, okradanym; wreszcie przy najsłabszych oznakach oporu, przy pierwszych
słowach skargi, represjonowanym, karanym, obrażanym, nękanym, śledzonym, poniżanym, bitym,
rozbrajanym, duszonym, więzionym, rozstrzeliwanym, sądzonym, skazywanym, deportowanym,
chłostanym, sprzedawanym, zdradzanym, i na koniec wyśmiewanym, wyszydzanym, znieważanym,
okrywanym hańbą. Taki jest rząd, taka jest jego sprawiedliwość, taka jest jego moralność".

Podczas wydarzeń rewolucyjnych 1848 r. Proudhon formułuje historyczną tezę o konieczności


wyzwolenia się proletariatu pod względem ekonomicznym własnymi siłami, poza istniejącymi
strukturami politycznymi. Podstawową rolę w jego programie z tego okresu odgrywa idea
spółdzielczego Banku Ludowego, przyznającego udziałowcom bezprocentowe kredyty,
wystawiającego tzw. czeki pracy, sprzyjającego bezpośredniej wymianie produktów i różnym formom
samopomocy. Miało to zabezpieczyć drobnych^ wytwórców i robotników przed zgubnymi
następstwami kryzysów, a w dalszej perspektywie doprowadzić do głębokich przeobrażeń całego
systemu gospodarczego osiągniętych stopniowo środkami pokojowymi. Taką „permanentną
rewolucję" autor Filozofii nędzy rzecz jasna aprobował.

Swoje ostateczne stanowisko w tej kwestii wyraził Proudhon w Wyznaniach rewolucjonisty (1849)
oraz Myśli ogólnej rewolucji w .XIX w. (1851) — dziełach, w których pokusił się o teoretyczne
uogólnienie wniosków wynikających z najnowszej historii Francji po 1789 r. Dotychczasowe
rewolucje realizowane środkami politycznymi (,,od góry") zawiodły, ponieważ nie zniszczyły zasady
autorytetu, rodzącej przymus i nierówność. Jedynym środkiem prowadzącym do realizacji szczytnych
haseł 1789 r. jest rewolucja ekonomiczna („od dołu"), kierująca się zasadą sprawiedliwości godzącą
Wolność z Równością. Dokonuje się ona powoli i nieuchronnie w łonie istniejącego społeczeństwa aż
doprowadzi do zupełnego rozpłynięcia się władzy w organizmie ekonomicznym. Swobodnie
zawiązywane stowarzyszenia i dobrowolne umowy zastąpią istniejące dziś prawa. Wojsko, policja,
urzędy — okażą się zbędne. Robotnicy zarządzać będą bezpośrednio fabrykami i środkami transportu,
a zamiast dawnych podziałów klasowych istnieć będą jedynie podziały funkcjonalne. Powstanie zatem
nowy porządek społeczny, który zapewni ludziom powszechną wolność i dobrobyt, prymat rozumu,
kres antagonizmów wskutek identyczności interesów, „równość przeznaczeń", godność pracy oraz
nieograniczoną możliwość samodoskonalenia. Brzmi to trochę jak koncert życzeń nieuleczalnego
optymisty, pamiętać wszakże należy, że Proudhon nie zamierzał bynajmniej forsować swoich
projektów. Rzeczywistość społeczna nie powinna bowiem, jak sądził, wyprzedzać stanu świadomości
ogółu. Zdecydowanie odrzucał takie formy walki ekonomicznej, jak sabotaże, czy nawet strajki —
formy godzące.

Trzy filary istniejącego porządku — państwo, własność i religia poddane zostały najpełniejszej
krytyce w rozwlekłym dziele zatytułowanym „O sprawiedliwości w rewolucji i Kościele” (1858).
Jednak to nie mało konsekwentny atak na Kościół zasługuje tu na szczególną uwagę, ale potępienie
Komunizmu (zabsolutyzowany interes publiczny) i Indywidualizmu (zabsolutyzowana Wolność) w
imię Sprawiedliwości (poszanowanie godności ludzkiej), która stworzy „ustrój społeczny oparty na
systemie wolnej wymiany i wzajemnych gwarancji, mający jako wykładnik — arbitraż gminy, jako
sankcję — jej władzę". Istotnym, uzupełnieniem tej wizji jest koncepcja powszechnej decentralizacji,
rozwinięta w ostatnich latach życia Proudhona (Du principe federatif, 1863). Stadium przejściowym
na drodze do odległej jeszcze powszechnej anarchii stać się powinien ustrój federacyjny — na
szczeblu lokalnym pod postacią sfederowanych, autonomicznych i samorządnych gmin; w stosunkach
międzynarodowych — w postaci konfederacji całych regionów geograficznych, które zastąpią jako
jednostki dzisiejsze państwa i narody. Organy centralne konfederacji spełniałyby jedynie funkcje
koordynacyjne. Miast jednolitej administracji państwowej, notorycznie niesprawnej wskutek
koncentracji kompetencji, działałyby wówczas równolegle niezliczone ilości wyspecjalizowanych ciał
poddanych kontroli publicznej. Trzeba wszakże w tym miejscu zaznaczyć, że Proudhon nie był
entuzjastą stowarzyszeń. Bardziej niż associations cenił małe, naturalne grupy lokalne, przede
wszystkim zaś rodzinę — cytadelę prawdziwej moralności i rzeczywistych autorytetów.

Pojawienie się w II Cesarstwie na początku lat sześćdziesiątych reprezentatywnych przedstawicielstw


robotniczych zmusiło Proudhona do zajęcia stanowiska wobec zgłaszanych przez nie aspiracji.
Summa jego poglądów w tej kwestii jest opublikowana już pośmiertnie (1865) książka O zdolności
politycznej klas pracujących, stanowiąca kamień milowy w dziejach francuskiego socjalizmu.
Potwierdzając raz jeszcze potrzebę absenteizmu politycznego oraz „praktycznej separacji" proletariatu
we własnych organizacjach, uznał w niej zarazem po raz pierwszy jednostki produkcyjne za „grupy
naturalne", które w przyszłości stanowić będą fundament systemu federacyjnego. Teza ta pozwala
upatrywać w Proudhonie prekursora syndykalizmu rewolucyjnego.

Szczególne zainteresowania samouka z Besançon sprawami proletariatu, udokumentowane dobitnie


jego postawą podczas dni czerwcowych 1848 r, w Paryżu nie oznacza bynajmniej pełnej identyfikacji
z robotnikami. Bezstronna analiza organizacji społecznej wymagała odeń krytycznego dystansu do
wszystkich aktorów sceny społecznej. Nie idealizował ludu, chociaż czuł się z nim związany, o czym
świadczą wymownie tytuły wydawanych przez niego gazet („La Représentant du peuple", „La Voix
du, peuple", ,,Le Peuple"); pisał, że lud pozostawiony sam sobie „nie zdobył się na nic więcej, jak na
kopiowanie, na wzór uczniów naśladujących swych nauczycieli, przykładów, które miał przed oczyma
i przyczyniał się do uwstecznienia społeczeństwa". Chłopów określał jako „klasę obrzydliwą,
najbardziej egoistyczną, zupełnie pozbawioną szlachetnych instynktów, w najwyższym stopniu
sprzedajną, konserwatywną, obłudną, najbardziej zajadłą na punkcie własności".

Osamotnienie Proudhona nie było jednak wyłącznie rezultatem świadomego wyboru. Specyficzna
mieszanina radykalizmu i konserwatyzmu w jego poglądach zrażała doń wielu potencjalnych
sympatyków. Socjaliści i demokraci nie mogli się pogodzić z głośną aprobatą dyktatury Ludwika
Bonapartego, poparciem jezuitów w Szwajcarii w 1846 r. i dla federalistów z Południa w wojnie
secesyjnej; z potępieniem narodowowyzwoleńczych aspiracji Polaków i Włochów; z rasizmem,
antysemityzmem i anglofobia u czołowego krytyka nacjonalizmu. Szokowało usprawiedliwianie
militaryzmu i systemu niewolniczego, opowiadanie się za utrzymaniem kary śmierci oraz tortur,
sprowadzanie kobiety do roli opiekunki domowego ogniska w patriarchalnej rodzinie. Ideolodzy
francuskiej prawicy skutecznie eksploatowali te wątki w następnych stuleciach. Niezależnie jednak od
nadawanej im racji, twórczość oraz działalność myśliciela ocenić wypada jako przełomową z punktu
widzenia historii anarchizmu. Po raz pierwszy abstrakcyjne ideały orędowników absolutnej wolności
przełożone zostały na język działań konkretnych, atrakcyjnych dla rodzącego się ruchu
anarchistycznego. Gwarantyzm (mutualizm) w dziedzinie gospodarczej, jak również postulaty
federalizmu i samorządności zapuściły za jego sprawą mocne korzenie w świadomości następnych
pokoleń. Odwoływali się do nich m.in. Kropotkin, Sorel i Abramowski, a także niektórzy francuscy
radykałowie (Gambetta) oraz nastawieni antycentralistycznie przedstawiciele hiszpańskiej burżuazji.
Nie ulega jednak wątpliwości, że najzagorzalszych popleczników znalazł Proudhon w środowiskach
robotniczych.

Nie był to mariaż przypadkowy. Pierwsze organizacje o charakterze mutualistycznym powstały wszak
w Lyonie już na początku lat trzydziestych. Idee Proudhona zapewne odpowiadały specyficznym
potrzebom nielicznego jeszcze proletariatu, wywodzącego się w większości ze wsi i zawieszonego
gdzieś pomiędzy warsztatem a fabryką. Trudno inaczej wytłumaczyć powodzenie skomplikowanych,
nie schlebiających czytelnikom rozpraw autora Filozofii nędzy. W słynnym Manifeście
sześćdziesięciu z 1864 r., otwierającym nowy rozdział w dziejach francuskiego ruchu robotniczego,
była wprawdzie jeszcze mowa o potrzebie własnego przedstawicielstwa parlamentarnego, ale główny
nacisk położony został na konieczność samowyzwolenia społeczno-ekonomicznego proletariatu. Po
roku, w zdominowanej przez „sektę proudhonistów" świeżo utworzonej francuskiej sekcji !
Międzynarodówki Henri Tolain, Charles Limousin i Ernest Edouard Fribourg swoje nadzieje lokowali
już tylko w ruchu spółdzielczym, izbach syndykalnych i towarzystwach kredytowych. Nauki
nieżyjącego już mistrza traktowali jak dogmat. Sprzeciwiali się projektom powszechnego szkolnictwa
państwowego, aktywizacji zawodowej kobiet, wszelkim działaniom politycznym, strajkom, ingerencji
w stosunki między „patronem" a robotnikami, zgłaszanej przez związkowców angielskich idei
skrócenia dniówki do ośmiu godzin. Nastawieni reformistycznie widzieli w Międzynarodówce
„instrument, który umożliwi proletariatowi zajęcie należnego mu miejsca przy pomocy środków
pokojowych, legalnych i moralnych". Kulminacja wpływów proudhonistów w międzynarodowym i
francuskim ruchu robotniczym przypada na lata 1866-1867. Program przedstawiony przez delegację
francuską na kongresie w Genewie (1866) był czysto mutualistyczny i obficie okraszony cytatami z
dzieł Proudhona. Na kongresie lozańskim, w rok później, delegaci z Paryża wystąpili z referatami na
temat „ekwiwalencji funkcji" (Chemale) oraz mutualizmu i federacji (Tolain). Podjęte wówczas
uchwały udzieliły pełnego poparcia tym ideom. Jedynie propozycja wyeliminowania inteligentów z
Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotników nie znalazła popleczników.

Poważne wpływy zdobyli sobie proudhoniści w Belgii (m.in. De Paepe) i Hiszpanii. Dla działaczy
tamtejszych było to jednak przeważnie stadium przejściowe na drodze do kolektywizmu,, podczas gdy
Francuzi trwali wiernie na dawnych pozycjach długo po pojawieniu się Bakunina. Utrata prymatu w
sekcji francuskiej na rzecz kolektywistów (Malon, Varlin) w roku 1868 w niczym nie zmieniła ich
poglądów. Szeroko reprezentowani we władzach komunalnych Paryża po 18 marca 1871 r. (Courbet,
Beslay, Longuet, Camelinat, Vermorel) w projektach reform nie wychodzili poza typowe rozwiązania
mutualistyczne. Dość wspomnieć, że federalistyczny Manifest Komuny z 19 kwietnia brzmi tak, jakby
wyszedł spod pióra samego Proudhona. Decydujący cios ich wpływom zadały dopiero
prześladowania, które nastąpiły po upadku Komuny.
4. Anarchizm w wydaniu Bakunina. Początki kolektywizmu

Teorie Michaiła Bakunina (1814-1876), najpopularniejszego bodajże przedstawiciela ideologii


libertarnej w XIX-wiecznej Europie, wciąż jeszcze, z górą sto lat po jego śmierci, budzą ogniste
polemiki i są przedmiotem najróżnorodniejszych interpretacji. Jeśli jedni autorzy widzą w nich
symbol intelektualnej nieodpowiedzialności lub w najlepszym razie pozbawione oryginalności
połączenie Proudhona z blankizmem; inni zaliczają je do najwyższych wzlotów ducha ludzkiego (A.
Lehning). I nie ma w tym nic dziwnego. Chaotyczne, powstające w pośpiechu i z reguły
niedokończone dzieła, czy też raczej bruliony Bakunina pisane są z pasją, która wyklucza obojętne
nastawienie czytelników; wyzwalają emocje sprzyjające w sposób naturalny różnicowaniu stanowisk.
Ta sama pasja, połączona z wulkaniczną energią uwidacznia się w całym życiu Bakunina
nierozerwalnie splecionym z jego twórczością. Trudno zatem rozpatrywać tę twórczość w oderwaniu
od jej historycznego kontekstu. Autor głośnej Spowiedzi (1857) nie był przecież kawiarnianym
filozofem dbającym o opinię potomności, ani nawet salonowym rewolucjonistą, ale pełnym witalności
działaczem piszącym swoje teksty przeważnie dla doraźnych potrzeb ruchu, którym kierował. W
konsekwencji opinie o Bakuninie — aktywiście zaciążyły w wielu interpretacjach nad oceną Bakunina
- myśliciela. Rozbieżne poglądy na temat wkładu Bakunina do teorii anarchizmu wynikają również z
przyjęcia odmiennej perspektywy badawczej. Nie jest wszak bez znaczenia, czy uwzględnia się w tym
kontekście jedynie dorobek ostatnich, bezdyskusyjnie anarchistycznych lat życia, czy też całą
twórczość ,,Michela". Teza o twórczym charakterze działań niszczycielskich pojawia się przecież
bardzo wcześnie, bo już w roku 1842. Z połowy lat czterdziestych datują się ożywione kontakty z
Proudhonem, które nie pozostały bez wpływu na program federacji słowiańskiej. Niemniej jednak,
generalnie, Bakunin pozostaje w tym okresie w kręgu oddziaływania młodej lewicy heglistów
niemieckich oraz idei „roku 1848" reprezentowanych przez rewolucyjnych demokratów. Ideały
demokracji i państwa narodowego odrzuci ostatecznie dopiero w drugiej połowie lat sześćdziesiątych,
a „centralizację ekonomiczną" — po roku 1870 . Rebeliancka natura Bakunina bardzo długo szukała
najodpowiedniejszej dla siebie filozofii, a kiedy ją wreszcie znalazła, nie pozwoliła jej zakrzepnąć w
schematach.

W dziejach myśli anarchistycznej Bakunin odegrał rolę pierwszoplanową nie jako szczególnie
oryginalny myśliciel, lecz jako ten, który nadał jej jednoznacznie rewolucyjny charakter; przepoił
wiarą w ziszczalność i bliskość wymarzonych ideałów; sformułował konkretny program prowadzący
do ich spełnienia. Tym samym stworzył ideologiczny i organizacyjny fundament dla ruchu
społecznego powołującego się na hasła nieograniczonej wolności i autonomii jednostki. Ponadto to on
właśnie, bardziej niż z ktokolwiek inny, przyczynił się do nadania tym hasłom kolektywistycznego
wymiaru. Bowiem wolność, w jego ujęciu, nie istnieje poza społeczeństwem. Absolutną wolność
wyizolowanych egoistycznych jednostek Stirnera uważa za absurd. Człowiek jest tworem
społeczeństwa, a nie odwrotnie. „Dobry dzikus" i umowa społeczna to szkodliwe fikcje ideologiczne,
nie mające związku z rzeczywistością i prowadzące do tyrańskich uzurpacji rozumu. Człowiek ma złą,
zwierzęcą naturę. Nie rodzi się wolny. Do współdziałania z innymi skłania go instynkt stadny, lecz to
właśnie współdziałanie stopniowo go humanizuje. Zdobywa swą wolność przez solidarność z innymi
ludźmi. Nie jest to wszakże wolność absolutna. Jako cząstka natury, wraz z całym społeczeństwem,
podporządkować się musi jej nieubłaganym prawom. Przyroda wyznacza granice jego swobody, ale
wszystkie inne, sztuczne bariery na swej drodze może i powinien, zbiorowym wysiłkiem,
przezwyciężać.
Powyższa filozofia człowieka zarysowana najpełniej w pracy Le Dieu et Etat prowadzi do wniosku, że
prawdziwe interesy jednostek w społeczeństwie są wspólne lub przynajmniej niesprzeczne ze sobą.
Konflikty obserwowane we wszystkich znanych nam społeczeństwach są konsekwencją istnienia
państwa wprowadzającego głęboki przedział między uprzywilejowaną elitą i większością obywateli,
nie zaś dowodem aspołeczności ludzkiej natury. Harmonię społeczną osiągnąć można zatem tylko w
jeden sposób — obalając państwo. I wtedy dopiero, jako ukoronowanie procesu historycznego (echa
heglizmu), a nie na jego początku, nastanie królestwo wolności. Przeciwstawiając społeczeństwo
państwu, miast jednostkę społeczeństwu, Bakunin nadaje pojęciu wolności sens szerszy niż jego
poprzednicy. Wolność jest w tym ujęciu całkowicie niepodzielna. „Prawdziwie wolny jestem jedynie
wtedy, kiedy równie wolni są wszyscy ludzie, którzy mnie otaczają. Wolność bliźniego nie tylko nie
ogranicza, ani nie neguje mojej wolności, lecz przeciwnie, stanowi jej warunek konieczny i
potwierdzenie. Dopiero wolność innych czyni mnie naprawdę wolnym" . Burzliwe życie autora tych
słów stanowi nie pozbawioną tragizmu próbę dochowania wierności owym ideom.

Ale nie tylko przez swój związek z równością ekonomiczną i społeczną oraz solidarnością
międzyludzką bakuninowska koncepcja wolności zasługuje na dokładniejsze rozpatrzenie. Albowiem
obok dość tradycyjnej wykładni pozytywnej mieści w sobie również aspekt negatywny — bunt
jednostek przeciwko tyranii wszelkich autorytetów (Boga, Państwa, ale także tyranii społeczeństwa),
przy czym sprzeciw ten wyraża nie tylko stosunek do zastanej rzeczywistości, ale i potrzebę
samoafirmacji. Rewolucja zbiorowy i ukierunkowany, choć spontaniczny bunt ludu — jest zatem siłą
twórczą, oczyszczającą. i odnowicielską. „Bez walki społeczeństwo jest martwe" .

Jako teoretyk i praktyk rewolucji Bakunin poświęcał wiele uwagi ocenie rewolucyjnego potencjału
poszczególnych klas i warstw społecznych, nigdy jednak nie sformułował w tej kwestii jakichś
ostatecznych wniosków. Oceny, jakie napotykamy w jego pracach, są z reguły refleksem chwilowych
nastrojów, a nie trwałych przekonań. Generalnie stwierdzić można jedynie, że szczególne nadzieje
wiązał z narodami słowiańskimi i latyńskimi (Włosi, Hiszpanie). Bardzo długo, pod wpływem
lelewelowskiej teorii gminowładztwa oraz koncepcji słowianofilskich, wierzył w rewolucyjną naturę
chłopstwa, ale wydarzenia lat 1870-1871 we Francji zadały tej wierze poważny cios. W ostatniej, już
czysto anarchistycznej fazie życia, największym zaufaniem obdarzał młodzież, zdeklasowanych
inteligentów oraz elementy lumpenproletariackie . Jeśli dla Marksa przyszła rewolucja ma być
dziełem klasy najbardziej przez kapitalizm uciskanej i rozpoczynać się właśnie tam, gdzie najsilniej
zapuścił korzenie (z zastrzeżeniem dotyczącym Rosji), twórca anarchokolektywizmu stawia na grupy
ludzkie znajdujące się na marginesie gospodarki kapitalistycznej oraz obszary cywilizacyjnie
opóźnione. Robotnikom miejskim o kosmopolitycznych i centralistycznych sympatiach przeciwstawia
„naturalny federalizm" mas chłopskich4S. Wojna frąncusko-pruska przynosi na krótko zmącenie tej
wizji świata. Bakunin ostrzega francuskich socjalistów przed „wściekłym nacjonalizmem" i
nieprzezwyciężalnym konserwatyzmem Polaków, których do niedawna oceniał zgoła odmiennie
(Listy do Francuza z września 1870 r.), postuluje „terror miast wymierzony przeciwko wsi", ponieważ
„jedynie ludność miejska jest patriotyczna i rewolucyjna" (list do C. Gambuzziego z 15 października
1870 r.); na kilka miesięcy przed wybuchem Komuny Paryskiej głosi, że „powszechny wybuch
możliwy będzie odtąd tylko na prowincji" (Listy do Francuza z 26 sierpnia 1870 r.). Próba wzniecenia
rewolucji w Lyonie kończy się jednak operetkową katastrofą i wkrótce, po upadku Komuny, „szatan
zniszczenia" ponownie zwraca wzrok w kierunku Włoch i Hiszpanii.

Obok teorii rewolucji najistotniejszym, a zarazem najoryginalniejszym aspektem bakuninowskiego


anarchizmu jest kolektywistyczny program ekonomiczny organicznie związany z koncepcją
uspołecznionej jednostki ludzkiej oraz z programem federacyjnym. Ziemia, narzędzia pracy i kapitały
mają być uspołecznione — oddane do dyspozycji swobodnie zawiązywanych wspólnot produkcyjnych
i lokalnych, zarówno w miastach, jak i na wsi. Pierwszym krokiem wiodącym do likwidacji prywatnej
własności środków produkcji, a tym samym — wszelkich nierówności społecznych, stać się powinno
zniesienie prawa dziedziczenia. Jest to niezbędne, ponieważ własność prywatna stoi na drodze
wolności, deprawuje umysły i niszczy ducha solidarności międzyludzkiej. W przyszłych kolektywach
niezależność jednostek zabezpieczyć mają umowy zawierane wzajemnie przez członków. Każdy
będzie mógł sobie wybrać odpowiadające mu stowarzyszenie i dysponować, proporcjonalną do
własnego wkładu pracy, częścią wytworzonej wspólnie produkcji, jak również współdecydować o
sposobie wykorzystywania posiadanych wspólnie maszyn czy kapitałów.

Stowarzyszenia produkcyjne i gminne stać się mają zarazem, w myśl założeń Bakunina, jądrem
przyszłego ustroju politycznego, wolnego od niebezpieczeństw centralizmu. Wizja wielkiej federacji
nie opuszcza go przez całe życie, ale jej treść i elementy składowe ulegają stałej ewolucji. W 1848 r.
ma to być federacja ludów słowiańskich; po dwudziestu latach, na kongresie Ligi Pokoju i Wolności
proponuje Stany Zjednoczone Europy złożone ze sfederowanych ze sobą komun, prowincji i narodów;
w ostatecznej wersji, przedstawionej w programie Aliansu, państwa i narody mają być zastąpione
przez swobodnie zawiązywane federacje stowarzyszeń rolnych i przemysłowych, wzorowanych na
komunach wiejskich. W zestawieniu z rozbudowaną koncepcją Proudhona wizja ta może się wydawać
zbyt ogólnikowa, wynika to jednak z wierności zasadzie, iż życie musi wyprzedzać teorię. Miast
konstruować misterne, spekulatywne utopie Bakunin woli analizować Komunę Paryską i Federację
Jurajską, widząc w nich zarodki przyszłości. System federacyjny jest dlań nie etapem przejściowym
na drodze do pełnego anarchizmu, lecz jego niezbywalnym składnikiem — ucieleśnieniem zasady
„jedność w różnorodności", stanowiącej ideę wywołała poważne kontrowersje podczas bazylejskiego
kongresu I Międzynarodówki (1869) prowadząc do zaognienia stosunków z Marksem, który
proponował rezolucję potępiającą wprost instytucję własności prywatnej, zaś jako środek tymczasowy
— wysoki podatek spadkowy. W głosowaniu wniosek Bakunina uzyskał poparcie większości
obecnych, zbyt nikłe jednak dla podjęcia wiążącej uchwały — J. Freymond, La I Internationale.
Genève 1962.

Kolektywistyczne ideały Bakunina w połączeniu z pewnymi wątkami egalitarnymi pozwalały mu


uważać się za socjalistę, lecz był to socjalizm szczególnego rodzaju, definiujący się przez wrogość
wobec tradycji jakobińskiej oraz autorytaryzmu „socjalizmu państwowego", zainspirowany, bardziej
paryskimi dniami sierpniowymi 1792 r. niż pismami któregokolwiek z plejady XIX-wiecznych
teoretyków, upatrujący głównego przeciwnika nie w panującym systemie ekonomicznym, lecz w
religii i państwie. „Zniesienie Kościoła i Państwa jest pierwszym i nieodzownym warunkiem
rzeczywistego wyzwolenia społeczeństwa" — pisze w roku 1871. Uderzający jest u Bakunina brak
identyfikacji z którymkolwiek z prądów myśli socjalistycznej. W pracy zatytułowanej Federalizm,
socjalizm, antyteologizm (1868) stwierdza, że „reglamentacja była wspólną namiętnością wszystkich
socjalistów sprzed roku 1848: Cąbet, Louis Blanc, furieryści, saintsimoniści, wszyscy byli namiętnymi
doktrynerami i organizatorami przyszłości, wszyscy byli w mniejszym czy większym stopniu
autorytarni". Ale ostrze jego krytyki kieruje się w pierwszym rzędzie przeciw komunizmowi
(socjalizmowi niemieckiemu), oskarżanemu o likwidację wolności i hipertrofię państwa .
Państwowość a anarchia (1873) podsumowująca polemikę z marksistowską koncepcją dyktatury
proletariatu w „okresie przejściowym", trafnie uwypukla niebezpieczeństwo despotycznych rządów
małej „oświeconej" mniejszości w rzekomym państwie ludowym. Oczyma duszy widzi już autor
rządy inteligencji naukowej jako „najbardziej arystokratyczną, najbardziej despotyczną, najbardziej
arogancką i najbardziej pogardliwą ze wszystkich władz".

Uwikłany w spory ideologiczne z Marksem i Mazzinim, Bakunin stanowił jednocześnie sam


wdzięczne pole do ataku dla swoich przeciwników. W jego teorii tkwią bowiem immanentne
sprzeczności, a liczne próby poddania jej praktycznemu zastosowaniu przyczyniły się do ich
uwypuklenia. Pierwsza i zasadnicza sprzeczność dotyczy samej istoty bakuninowskiego anarchizmu:
niezgodności między wolnościowymi ideałami a skrajnie autorytarną naturą rewolucji — jedynego
środka wiodącego do ich urzeczywistnienia. Fascynację rewolucyjną przemocą trudno zaiste pogodzić
z poszanowaniem dla autonomii jednostki ludzkiej, zaś immoralizm Katechizmu rewolucjonisty oraz
Zasad rewolucji (obie prace aprobował, bądź wespół z Nieczajewem napisał) — z moralnością
międzyludzkiej solidarności. Idea ogólnoświatowej federacji wydaje się sprzeczna z postulatem pełnej
autonomii stowarzyszeń, natomiast antyniemieckie czy antysemickie uprzedzenia kłócą się z
uniwersalistycznymi założeniami wyjściowymi. Jeszcze większe sprzeczności zarysowują się między
teorią a praktyką prekursora anarchokolektywizmu. Nomad i Stiekłow przytaczają dziesiątki
przykładów jego dyktatorskich i centralistycznych zapędów prowadzących do zastąpienia
spontanicznej rewolucji „niewidzialną dyktaturą" garstki Międzynarodowych Braci. Inni autorzy
podkreślają nieufność wobec wielbionych w teorii mas ludowych czy zaskakujące przywiązanie do
burżuazyjnej moralności. Iście rabelaisowski temperament Bakunina oraz akcentowany przezeń
prymat życia nad teorią tylko częściowo tłumaczą rozdźwięk między słowami i czynami, z jakim
mamy w jego przypadku do czynienia.

Komentatorzy myśli Bakunina pomijają na ogół zupełnym milczeniem ostatnią, schyłkową fazę życia
mistrza, z tego chociażby względu, że nie pozostawił w niej po sobie żadnego liczącego się
manuskryptu. Tymczasem wolno przypuszczać, że radykalna zmiana poglądów, jaka dokonała się w
nim w tym okresie miała bardzo poważne konsekwencje dla dziejów całego ruchu anarchistycznego,
przyspieszając rozkład Międzynarodówki antyautorytarnej i przejście większości jej aktywistów na
pozycje anarchokomunistyczne. Po oficjalnym wycofaniu się z prac Federacji Jurajskiej, zmęczony
życiem, chorobami i niemilknącą kampanią zniesławień, przechodzi ostry kryzys wiary, który odsuwa
go od dotychczasowych przyjaciół. Staje się pesymistą i sceptykiem w odniesieniu do własnej teorii.
Na rok przed śmiercią w liście do Elisée Reclusa, konstatując całkowitą apatię mas, dochodzi do
wniosku, że reakcja nieodwołalnie zwyciężyła. Epoka rewolucji jest zamknięta, świat wkracza w fazę
powolnej ewolucji. Jedyną szansę zmiany upatruje w ogólnoświatowym konflikcie zbrojnym. Umiera
pogodzony z rzeczywistością, poddając w wątpliwość to wszystko, czemu poświęcił swoje życie.
Trudno o bardziej tragiczny i ironiczny finał.
5. Anarchokolektywizm — spory i nadzieje

Rozwój anarchizmu jako ruchu społecznego zbiega się w czasie z upowszechnieniem idei
kolektywistycznych. Jest to zbieżność bezsporna i — naturalnie — nieprzypadkowa. Bakuninowski
kolektywizm manifestuje wiarę w społeczne przeznaczenie człowieka; roztacza perspektywy
przyszłego, bezklasowego społeczeństwa składającego się z wolnych i solidarnych jednostek ludzkich,
będąc zarazem propozycją na tyle ogólnikową, aby poddawać się najróżnorodniejszym interpretacjom.
Stanowi zatem doskonałe spoiwo teoretyczne dla sympatyków idei wolnościowych. Bakunin nie był
zresztą jego jedynym ani nawet pierwszym eksponentem. Kolektywistyczne wątki pojawiają się w
programach francuskich (Varlin) i belgijskich (De Paepe) sekcji Międzynarodowego Stowarzyszenia
Robotników już ok. 1867 r., z reguły w odniesieniu do własności ziemskiej, która nie jest owocem
pracy ludzkiej. Na kongresie brukselskim w 1868 r. delegaci francuscy postulowali uspołecznienie
ziemi, jako rozwiązanie komplementarne wobec mutualizmu w innych dziedzinach gospodarki, a już
po roku, w Bazylei, ortodoksyjni zwolennicy Proudhona znaleźli się w mniejszości. Większość
dyskutantów postulowała przejęcie środków produkcji przez kooperatywy wytwórcze poddane
kontroli swoich lokalnych komun. Te ostatnie ciała — interpretowane bądź jako federacje wszystkich
lokalnych stowarzyszeń wytwórczych, bądź też jako rady mieszkańców powołane przez ogólne
zebrania okolicznej ludności — miałyby dysponować ziemią i organizować służby publiczne na
szczeblu lokalnym. Ukoronowaniem tej wizji dla kolektywistów antyautorytarnego pokroju była idea
zastąpienia państw i narodów przez luźne federacje komun korzystające z jakichś form systemu
przedstawicielskiego, lecz zarazem pozbawione elementów władzy wykonawczej. Zwolennicy
orientacji centralistycznej przeciwstawiali im koncepcję „państwa ludowego" (Volksstaat), czy też
„robotniczego" (Arbeiterstaaf), natomiast Belgowie — w większości ówczesnych sporów zajmujący
stanowisko pośrednie — skłaniali się ku państwu federacyjnemu, w którym, dzięki specjalnej Izbie
Pracy w Parlamencie, czołową rolę przeznaczyli dla związków zawodowych.

Najsłabszym punktem programu anarchokolektywistycznego był problem organizacji zarządzania na


szczeblu ponadlokalnym, szczególnie w odniesieniu do wielkich przedsiębiorstw oraz służb
publicznych, wymagających skoordynowanego działania na dużych obszarach. Ten właśnie problem
podjął De Paepe we wrześniu 1874 r. przedstawiając uczestnikom kongresu w Brukseli, w imieniu
miejscowej sekcji Międzynarodówki, raport „O organizacji służb publicznych”. Akceptując
powszechnie aprobowany trójczłonowy model przyszłego społeczeństwa (komuny — regionalne
federacje komun, które nazywa wymiennie państwem — ogólnoświatowa federacja federacji), referent
dokonał wyraźnego zróżnicowania ich zadań. „Jakobińskiej koncepcji omnipotencji Państwa"
przeciwstawił koncepcję „wyzwolonych Komun", wybierających wszystkich członków i
samowystarczalnych w swoich funkcjach ustawodawczych, sądowniczych czy policyjnych. Komuna
pomyślana była w tym systemie jako podstawowa jednostka organizacji politycznej po rewolucyjnego
społeczeństwa. Transport i komunikacja (poczta, koleje, żegluga itp.) miały podlegać regionom, zaś
kompetencje federacji ogólnoświatowej sprowadzałyby się do ogólnej koordynacji działań oraz
podejmowania przedsięwzięć naukowych lub gospodarczych o skali globalnej. De Paepe nie
wykluczył jednak ewentualności „odgórnej" rewolucji, która doprowadzi do przejęcia władzy przez
proletariat i ustanowienia tymczasowej „kolektywnej dyktatury", co pociągałoby za sobą
uspołecznienie lub nawet upaństwowienie usług oraz środków produkcji. Propozycje sekcji
brukselskiej spotkały się z ostrą krytyką ze strony anarchistów hiszpańskich i szwajcarskich, a nawet
części delegacji belgijskiej (Verrycken) . Uznano je, nie bez racji, za próbę przemycenia „socjalizmu
państwowego" (w tym zresztą kierunku De Paepe w przyszłości ewoluował). Purystycznie nastawieni
uczniowie Bakunina pod wpływem terminologicznych niekonsekwencji referatu, dopatrzyli się
autorytarnych niebezpieczeństw nawet w formach zarządzania na poziomie komun i federacji.

Najzagorzalszych zwolenników znalazły idee kolektywistyczne wśród Hiszpanów i Szwajcarów, a


więc w tych krajach, gdzie były najbliższe praktyce. Dla członków Atelier Corporatif w Le Locie czy
barcelońskich związkowców były to poglądy najzupełniej naturalne. Czołowi ideolodzy Federacji
Jurajskiej: James Guillaume, Adhemar Schwitzguébel i Auguste Spichiger kładli nacisk nie na
komuny, lecz na stowarzyszenia wytwórcze. Kolektywizm w ich wersji powiązany był ściśle z
syndykalizmem i traktowany niedogmatycznie. Guillaume w Idées sur l'organization sociale (1874) ,
najdonioślejszej deklaracji teoretycznej jurajczyków — usiłuje pogodzić ze sobą rozwiązania
ekonomiczne Proudhona i Bakunina, przewidując pewien rodzaj gospodarki mieszanej. Małe
indywidualne gospodarstwa wiejskie i warsztaty rzemieślnicze mają koegzystować z
przedsiębiorstwami uspołecznionymi, niezbędnymi w dziedzinach wymagających zastosowania
skomplikowanych maszyn oraz współdziałania dużych grup ludzkich. Stowarzyszenia wytwórcze,
spełniające identyczne funkcje, powinny zawrzeć ze sobą pakt solidarności gwarantujący ich
wszystkim członkom pełny dostęp do wszystkich środków produkcji, będących w posiadaniu grup
oraz identyczne przywileje. Zbiorowym właścicielem byłyby więc w tym systemie całe korporacje
zawodowe, nie zaś poszczególne stowarzyszenia. Guillaume przewidywał ponadto powstanie w
każdej komunie Banku Wymiany, skupiającego towary od producentów i odsprzedającego je
konsumentom przy pomocy specjalnych kuponów (vouchers) zastępujących pieniądze. Komuny, czyli
federacje lokalnych producentów zajmowałyby się także wychowywaniem dzieci, usługami dla
ludności i produkcją żywności, przy czym artykuły podstawowe miały być rozdawane darmowo
(chleb, wino, mięso, produkty mleczne). Realizacja wszystkich potrzeb rysowała się w projekcie
Guillaume'a jako odległa docelowa perspektywa.

Kolektywistyczne przekonania członków Federacji Jurajskiej znalazły wyraz w ich nieoficjalnym


hymnie — La Jurassienne rozpoczynającym się od słów: „Ouvrier, prendes la machine! Prendes la
terre, paysan!". Był to kolektywizm o zdecydowanie internacjonal (stycznym charakterze. Nie
wyobrażano sobie zwycięstwa izolowanej rewolucji. Podstawę przyszłego ustroju politycznego
stanowić miały pakty federacyjne gwarantujące poszczególnym komunom i federacjom komun pełną
autonomię. Bardzo podobne poglądy prezentowali emigranci francuscy w Szwajcarii, tworzący
odrębne sekcje Międzynarodówki antyautorytarnej. Jednakże Jean--Louis Pindy oraz Paul Brousse
silniej jeszcze niż Guillaume akcentowali rolę grup wytwórczych. W ich mniemaniu kolektywizm
mógł się wspierać jedynie na związkach tego rodzaju. Komuny terytorialne groziły powieleniem wad
normalnego państwa. Redagowany przez nich dwutygodnik „L'Avantgarde" przejął motto z La
Jurassienne, a w podtytule określony był jako „organ kolektywistyczny i anarchistyczny".
Najodpowiedniejszy dla siebie grunt znalazły jednak teorie kolektywistyczne nie w Jurze, ale w
Hiszpanii, gdzie zdawały się naturalnym uzupełnieniem endemicznego federalizmu. Tam właśnie,
wśród anarchistów Andaluzji i Katalonii przyjęły się najpowszechniej i jak się okazało, najtrwalej,
pozostając aktualne praktycznie do 1939 r.

Bezwzględna dominacja idei kolektywistycznych w ruchu anarchistycznym nie trwała długo. Okres
ten zamyka się w latach 1868-1876. Kolejne czterolecie, pomimo kurczowego trzymania się starej
terminologii, określić już można jako fazę przejściową, poprzedzającą długotrwałe panowania
anarchokomunizmu. Świadczą o tym mnożące się w tym okresie zastrzeżenia wysuwane przez
czołowych animatorów ruchu. Wydaje się, iż miały one zasadniczo polityczny charakter —
anarchokolektywizm okazywał się za mało konkurencyjny w rywalizacji z komunizmem
państwowym. Po prostu w sferze ekonomicznej obiecywał znacznie mniej — nie gwarantował
zaspokojenia wszystkich potrzeb, ani nawet równości ekonomicznej, zbyt mało uwagi poświęcał
problemom dystrybucji nadwyżek produkcyjnych, nie likwidował wreszcie całkowicie własności
prywatnej, co zwolennikom nurtu zapoczątkowanego przez Bakunina wydawało się wówczas
niekonsekwencją. Na nieudanym Powszechnym Kongresie Socjalistycznym w Gandawie (1877)
kolektywizm znalazł się pod ostrzałem socjalistów zbliżonych do nurtu marksowskiego. Szwajcarski
socjalista Greulich celnie zauważył, że właśnie w tym systemie państwo staje się niezbędne w roli
superarbitra broniącego interesu ogółu przeciw sprzecznym interesom poszczególnych stowarzyszeń
wytwórczych oraz likwidującego groźbę monopolizacji niektórych dziedzin produkcji. Belgowie
opowiedzieli się za utrzymaniem państwa w okresie przejściowym i za stopniowym przekazywaniem
przez nie własności środków produkcji grupom wytwórców. Kropkę nad i postawiło głosowanie w
sprawie modelu ekonomicznego społeczeństwa przyszłości; wspólny front komunistów
„państwowych" i „bezpaństwowych" przeważył szalę na niekorzyść kolektywistów (stosunek głosów
16:11). Nadający ton ruchowi robotniczemu lat siedemdziesiątych działacze Międzynarodówki
antyautorytarnej znaleźli się, ku swojemu zaskoczeniu, w mniejszości.
6 Okres dominacji anarchokomunizmu. Kropotkin i jego krytycy

Istotną rolę we wszystkich dyskusjach lat siedemdziesiątych odgrywały kwestie terminologiczne.


Młody ruch społeczny dążąc do duchowego samookreślenia się, poszukiwał słów najpełniej
oddających jego istotę, ale pole wyboru miał bardzo ograniczone. Z konieczności posługiwano się
terminami, których aura emocjonalna i znaczenie były od dawna utrwalone, to zaś z kolei prowadziło
do licznych nieporozumień. Można np. śmiało zaryzykować twierdzenie, że odejście od zasad
kolektywizacji nastąpiłoby szybciej, gdyby nie jednoznaczne skojarzenie komunizmu z socjalizmem
państwowym dokonane przez Bakunina. Pojawienie się pierwszych grup określających się mianem
„komunistów libertarnych" zbiega się w czasie ze spadkiem autorytetu Bakunina w kręgu
rewolucjonistów znad Lemanu. Na początku 1876 r. z krytyką kolektywizmu wystąpili emigranci z
Lyonu zgrupowani wokół wydawanego przez Charlesa Pèrrona genewskiego pisma ,,L'Avenir". Jeden
z jej członków, rzemieślnik genewski i późniejszy współpracownik Kropotkina przy redagowaniu „Le
Révolté" — François Dumartheray opublikował 4 marca 1876 r. w Brukseli broszurę Aux Travailleurs
manuels partisans de l'action politique, gdzie zaproponował formułę: „od każdego według jego sił,
każdemu według potrzeb". Z podobnym programem wystąpili publicznie w tym samym czasie Reclus,
Żukowski i Cafiero. Pod wpływem Cafiero, Costy i Malatesty na kongresie florenckim 1876 r. Włoska
Federacja Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotników jako pierwsza opowiedziała się za
komunizmem bezpaństwowym. „Każdy powinien służyć społeczeństwu na miarę swoich zdolności
oraz mieć prawo wymagać od społeczeństwa zaspokojenia wszystkich swoich potrzeb dostosowanych
do stanu produkcji i istniejących udogodnień socjalnych" — głosiła rezolucja . Włosi byli jednak zbyt
pochłonięci przygotowaniami do kolejnego powstania, aby starać się rozpropagować swoje nowe
poglądy. Zresztą, nie mogli wówczas jeszcze liczyć na poparcie Jurajczyków i większości Francuzów.
Cytowane przez Nettlaua fragmenty dyskusji toczącej się podczas kongresu w Verviers (6-8 września
1877) świadczą o głębokiej różnicy zdań w kręgu amis intimes Bakunina . Dopiero odejście
Guillaume'a (maj 1878), sprzeciwiającego się w imię poszanowania autonomii grup wszelkim
uniformistycznym rozwiązaniom, stworzyło warunki sprzyjające powszechnej akceptacji tez
anarchokomunizmu.

Już na kongresie Jury w La Chaux-de-Fonds (10-12 października 1879), gdzie głównym referentem
był Kropotkin {L'Idée anarchiste du point de vue de sa realisation pratique) przyjęto kompromisową
formułę uznającą „anarchistyczny komunizm jako cel, przy zachowaniu kolektywizmu jako
przejściowej formy własności". W marcu następnego roku Kropotkin, znajdujący się wówczas pod
silnym wpływem Elisée Reclusa, w rocznicowym artykule poświęconym Komunie Paryskiej po raz
pierwszy zdystansował się publicznie od zwyczajowej wersji kolektywizmu proponując
uspołecznienie mieszkań, ubrań, żywności i całej produkcji przemysłowej, a nie tylko maszyn i
środków transportu , ale dopiero jesienią odrzucił koncepcję Bakunina w całości. Decydująca batalia o
akceptację libertarnego komunizmu jako programu społeczno-ekonomicznego całego ruchu
anarchistycznego stoczona została podczas kolejnego kongresu Federacji Jurajskiej (9-10 października
1880 r., La Chaux-de-Fonds), gdzie stronnicy Reclusa przełamywać musieli wątpliwości
Schwitzguébela, Pindy i Herziga. Według relacji Kropotkina, o ostatecznym wyniku dyskusji
zadecydował referat Carla Cafiero, który udowadniał, że racjonalny anarchista musi być komunistą,
ponieważ kolektywizm nie gwarantuje pełnej wolności nakazując traktowanie ludzi zgodnie z ich
zasługami, a nie potrzebami. Zebranym przypaść musiała szczególnie do smaku formułka ,,od
każdego i każdemu według jego woli", do jakiej sprowadził tezy anarchokomunizmu referent . W ślad
za Jurą rezolucje popierające anarchokomunizm uchwalili wkrótce Belgowie i Francuzi. Jedynie
Hiszpanie w ogromnej większości odrzucili nowe koncepcje, opowiadając się za powszechną
wspólnotą dóbr tylko w wąskich ramach poszczególnych grup producentów.

Piotr Kropotkin (1842-1921) przekonany, że anarchokomunizm stanowi ostateczną formułę ruchu,


poświęcił kilkanaście lat życia na gromadzenie argumentów potwierdzających jego słuszność, nadał
mu charakter spójnej i konsekwentnej doktryny odwołującej się do najnowszych ustaleń nauki zamiast
do pism poprzedników. Niezliczone artykuły rozsiane w rocznikach ,,Le Révolté" i „The Freedom", a
przede wszystkim książki Zdobycie chleba (La conqueste du pain, 1892; polski przekład 1925) oraz
Pomoc wzajemna jako czynnik rozwoju (Mutual Aid. A Factor in Evolution, 1902; polski przekład
1919) stworzyły teoretyczny fundament, który w wielu środowiskach anarchistycznych spełniał rolę
analogiczną do marksowskiego Kapitału. Duch scjentyzmu i ewolucjonizmu przenikający jego
wywody pozbawiał anarchizm piętna ekstremizmu. Punktem wyjścia teorii Kropotkina jest
specyficzna filozofia przyrody akcentująca „federacyjny" model wszechświata oraz powszechność
zjawisk współdziałania w świecie ożywionym. Społeczeństwo ludzkie, pierwotne wobec jednostki, nie
odbiega w jego ujęciu od ogólnego wzoru natury. Elementy wzajemnej pomocy i wewnątrz-
gatunkowej solidarności górują w nim nad „walką o byt" (w rozumieniu socjaldarwinistów), której
nadaje czysto psychologiczną interpretację widząc w niej przejaw potrzeby manifestowania własnej
autonomii przez uspołecznioną jednostkę (individual selfassertion). Obserwacja zachowań zwierząt i
ludzi, a także własna interpretacja dziejów prowadzi „anarchistycznego księcia" do wniosku, że
„współzawodnictwo jest zawsze szkodliwe dla gatunku", zaś pomoc wzajemna stanowi
„najniezawodniejszy środek zapewniający każdemu największe bezpieczeństwo [...], najpewniejszą
gwarancję postępu, zarówno fizycznego, jak umysłowego i moralnego" .

Interes jednostki zlewa się u Kropotkina z interesem ogólnospołecznym. Jej potrzeba duchowej
autonomii zepchnięta jest na daleki plan przez przyrodzone i dominujące skłonności do kooperacji i
solidarności z innymi jednostkami . Wrodzona dobroć i łagodność skłania ją w warunkach naturalnych
do altruizmu. Wytwory ludzkości są jej wspólnym dziedzictwem, w którym nie da się precyzyjnie
wyznaczyć wkładu poszczególnych osób. Dlatego stać się powinny własnością ogółu. Za
komunizmem przemawia również przyjęta perspektywa historiozoficzna. Państwo kapitalistyczne
stanowi dlań szkodliwy, ale przejściowy efekt niedostatku solidarności w skądinąd gloryfikowanych
przezeń komunach średniowiecznych. Jako czynnik nienaturalny, wrogi społeczeństwu, skazane jest
na nieuchronny upadek. Wiek XIX przejdzie do historii jako epoka bankructwa parlamentaryzmu i
kapitalizmu. Niepowstrzymany proces ewolucyjny pcha samoczynnie społeczeństwa w kierunku
komunizmu. Narastająca coraz wyraźniej od połowy wieku potrzeba wolności, sprawiedliwości i
równości musi zaowocować ustanowieniem komunistycznego anarchizmu. Nie oznacza to
bynajmniej, że Kropotkin wyrzeka się rewolucji, nadaje jej jednak zgoła odmienny sens niż Bakunin.
Rewolucja społeczna w tym ujęciu nie jest apokaliptyczną siłą niszczącą, ale zjawiskiem
przyrodniczym, równie naturalnym co burza z piorunami albo wybuch wulkanu, niezbędnym dla
przełamania oporu tradycji i zmurszałych instytucji. To po prostu okres przyspieszonej ewolucji.
Pomiędzy bojowymi artykułami, które weszły w skład tomu .Paroles d'un Révolté (1878-1882), a
późniejszymi pismami z okresu pobytu w Anglii istnieje wyraźna różnica. Zapewne pod wpływem
kontaktów z socjalistami brytyjskimi Kropotkin modyfikuje swój pierwotny rewolucjonizm. W
jednym z przemówień z roku 1891 sugeruje nawet, że anarchizm może być wprowadzony w czyn
„wskutek dojrzewania opinii publicznej, przy możliwie minimalnym naruszeniu porządku
publicznego". W tym swoistym, anarchistycznym reformizmie można się dopatrywać reakcji
zawiedzionego idealisty.
Analizując przebieg Wielkiej Rewolucji Francuskiej oraz Komuny Paryskiej (ocenianej skądinąd
bardzo surowo), autor Etyki doszedł do wniosku, że za usprawiedliwione i rokujące szanse
powodzenia uznać można jedynie te rewolucje, które spełniają następujące postulaty:

a) mają jasno wytknięty cel;

b) nie usiłują zastąpić obalonych organów władzy własnymi;

c) dają. masom natychmiastowe poczucie poprawy ich losu (wywłaszczenia, rozdawnictwo żywności).

Podstawowym zadaniem rewolucji jest bowiem „zdobycie chleba", czyli zaspokojenie podstawowych,
identycznych potrzeb wszystkich ludzi. Kropotkin wyobraża ją sobie jako długotrwały, powszechny,
żywiołowy i zróżnicowany na poszczególnych terytoriach proces, który w ostatecznym rachunku
doprowadzi do wykrystalizowania się anarchokomunistycznego modelu życia społecznego,
stanowiącego syntezę wolności politycznej i ekonomicznej.

W sferze rozwiązań ekonomicznych anarchokomunizm oznacza likwidację pieniądza, własności


prywatnej i grupowej oraz moralny obowiązek pracy sprzężony z egalitaryzmem w dziedzinie
dystrybucji. Ma to zagwarantować zaspokojenie wszystkich potrzeb niezależnie od indywidualnego
wkładu pracy poszczególnych osób.

Swobodny dostęp do dóbr i usług będzie możliwy wskutek zracjonalizowania gospodarki i


ograniczenia kapitalistycznego marnotrawstwa. Efekt pięciogodzinnej dniówki całej ludności
pomiędzy dwudziestym piątym a pięćdziesiątym rokiem życia powinien w zupełności pokryć
przewidywany popyt dzienny. Przeplatanie wysiłku fizycznego i umysłowego oraz zrezygnowanie z
rodzącego monotonię, sztywnego podziału pracy powinno owocować znacznym wzrostem
wydajności. Kropotkin wyraźnie nawiązuje w tym miejscu do koncepcji Fouriera. Rozwiązania, jakie
proponuje, zwrócone są ku przeszłości, ku czasom autarkicznej, drobnotowarowej gospodarki
naturalnej i ku modelowi rzemieślnika-artysty. W przeciwieństwie do Morrisa czy Ruskina nie ma
zastrzeżeń wobec maszyn i produkcji fabrycznej pod warunkiem, że przemysł zostanie
zdecentralizowany, a niewielkie zakłady służyć będą potrzebom rolnictwa albo wyręczać okoliczną
ludność przy wykonywaniu nieprzyjemnych czynności .

W sferze rozwiązań społecznych kropotkinowski anarchokomunizm nie grzeszy oryginalnością, znać


w nim ślady narodnickiej' przeszłości autora. Pragnie on skojarzenia średniowiecznego komunalizmu
z komunizmem. Na gruzach systemu państwowego powstać ma sieć komun — niewielkich,
autonomicznych i w dużym stopniu niezależnych gospodarczo wspólnot pracy o zróżnicowanym
charakterze (zajęcia rolnicze i pozarolnicze)8", które przejmą na siebie dobrowolnie zadanie
organizacji usług publicznych. Szczegółów nie da się jednak z góry przewidzieć. „To, co powstanie
samorzutnie, pod naciskiem naglących potrzeb, będzie nieskończenie doskonalsze od tego
wszystkiego, co można by wymyślić w gabinetach przepełnionych książkami lub w kancelariach
ratuszów". Jednostki mieć będą, naturalnie, nieograniczoną swobodę zrzeszania się, co w połączeniu z
wolnym dostępem do dóbr i usług powinno im stworzyć optymalne warunki pełnego,
wszechstronnego i zindywidualizowanego rozwoju. Rozbudzone potrzeby duchowe można będzie
zaspokoić dzięki znacznemu skróceniu dnia pracy. Twórca doktryny anarchokomunistycznej nie
przewiduje co prawda uzależnienia dostępu do wspólnej własności od stopnia wywiązywania się z
obowiązków względem wspólnoty, ale wypowiada się z entuzjazmem o presji moralnej, jaką opinia
publiczna wywierać będzie na nieliczne jednostki aspołeczne lub „absolutnie niezdolne do
wytwarzania czegokolwiek pożytecznego". To zadziwiające odstępstwo od zasad wolnego
społeczeństwa tłumaczy Woodcock wpływami Godwina i wrodzonym purytanizmem autora. Pełną
realizację wolności jednostki, jej wszystkich aspiracji duchowych zapewnić może tylko „czas wolny",
a nie praca produkcyjna, w której każdy zespolony jest z innymi. Kropotkin przewiduje, rzecz jasna,
ogromny rozkwit twórczości wszelkiego typu. Ukształtowane w warunkach anarchokomunizmu
wolno i twórcze jednostki ludzkie stworzyć mają zupełnie nowy model społeczeństwa przypisującego
podstawowe znaczenie niematerialnym czynnikom egzystencji (piękno, dobro, sprawiedliwość).

Z propagandowego punktu widzenia anarchokomunizm stanowił oręż daleko skuteczniejszy od


bakuninowskiego kolektywizmu. Główny akcent przesunięty został z totalnej negacji rzeczywistości
ku rozwiązaniom pozytywnym epatującym swoją głęboko humanistyczną wymową. Można było
powątpiewać w ich praktyczność czy szanse realizacji, ale nie sposób było ich się bać. Sugerując
czytelnikom nieuchronność przewidywanych zmian geograf rosyjski rozbrajał jednocześnie ich siłę
oporu. Pacyfistyczny ton wywodów odcinał się wyraźnie od wybuchów nienawiści klasowej
dominujących w publicystyce, ruchu. Scjentystyczny pokost, przy pomocy którego usiłował podnieść
reputację anarchizmu, nie był jednak w stanie ukryć sprzeczności i naiwności przysłoniętych modnym
naukowym sztafażem. Centralna dla teorii Kropotkina metafizyczna koncepcja jednostki ludzkiej —
dobrej i niezmiennej z natury — kłóci się z przyjętą perspektywą ewolucjonistyczną. Przepajający całą
jego twórczość optymizm dziejowy jest raczej aktem wiary niż rozumu. Prezentowane tezy opierają
się często na jednostronnym materiale całkowicie pomijającym zjawiska przeciwstawne. Tok
wywodów przesiąknięty jest skrajnym wolóntaryzmem godnym raczej wizjonera-utopisty niż
chłodnego analityka. Dostrzegali częściowo te wady od samego początku również sami anarchiści, ale
potrzeba posiadania teoretycznego uzasadnienia, dającego gwarancję spełnienia własnych marzeń,
okazała się silniejsza od krytycyzmu. Ruch anarchistyczny zapłacił za to w ostatecznym rachunku
wysoką cenę.

Nieomal wszyscy czołowi eksponenci nieindywidualistycznego anarchizmu epoki fin de siecle (ze
znaczącym wyjątkiem Johanna Mosta) uznali poglądy Kropotkina za własne. Charakterystyczne jest
jednak, że jego kolejnym publikacjom nie towarzyszyły właściwie żadne poważniejsze dyskusje.
Ziarno padło niewątpliwie na grunt niezwykle podatny, ale wiele wskazuje na to, że decydujący
wpływ miały w tym wypadku czynniki natury psychologicznej. W okresie wzmożonych represji i
zmasowanej propagandy wymierzonej przeciwko ruchowi odczuwano pragnienie zgrupowania się pod
jednym sztandarem, zminimalizowania istniejących podziałów wewnętrznych. Jak silna musiała być
owa presja psychiczna, świadczy wymownie postawa Maksa Nettlaua, cieszącego się zasłużoną
reputacją weredyka i indywidualisty, przeciwnika dogmatyzmu i wzajemnej nietolerancji we
wszystkich przejawach, A przecież on właśnie opublikował w roku 1890 broszurę, w której odmawiał
przedstawicielom innych tendencji miana prawdziwych anarchistów . Czołowi teoretycy z lat 1885-
1905 (Kropotkin, Reclus, Grave, Hamon) różnili się między sobą głównie rozkładem akcentów. Jean
Grave mógł kwestionować rolę związków zawodowych, Reclus — silniej jeszcze niż Kropotkin
podkreślać ewolucyjny charakter procesu dziejowego, Oscar Bertoni — uznawać potrzebę wielkiego
przemysłu i produkcji masowej , lecz zasadniczych tez anarchokomunizmu nikt w nich nie poddawał
w wątpliwość, przynajmniej publicznie. Rosnące z biegiem lat zastrzeżenia bardzo długo ujawniały się
tylko w poufnej korespondencji. Na zewnątrz dbano o pozory jedności. Dlatego nieskrępowane
polemiki teoretyczne na łamach pism anarchistycznych pojawiły się dopiero w ostatnich latach przed
wybuchem I wojny światowej, kiedy zarysowały się zasadnicze rozbieżności w ocenie bieżących
wydarzeń politycznych.

Dla poważnej większości zachodnioeuropejskich anarchistów poglądy Kropotkina i Reclusa stały się
w tym okresie jedyną godną akceptacji wykładnią wiary. W latach osiemdziesiątych pewien opór
stawiali im jedynie aktywiści hiszpańscy, zwracający od początku uwagę na niebezpieczeństwo
nowego dogmatyzmu. Tarrida del Marmol zarzucał autorowi Zdobycia chleba propagowanie
„biblijnych koncepcji ekonomicznych", a kiedy w Madrycie i Sewilli pojawiły się grupy
anarchokomunistyczne atakujące pozycje kolektywistów rzucił hasło anarchizmu
„bezprzymiotnikowego". Poparli go inni wpływowi anarchiści katalońscy z Ricardo Mella i Juanem
Montseny (Federico Urales) na czele, ale nie zapobiegało to rozbiciu anarchistycznych związków
zawodowych na dwa zwalczające się ugrupowania.

Bezkrytyczny stosunek Kropotkina do własnych tez , talent literacki z jakim je prezentował, a przede
wszystkim jego niepowtarzalny autorytet osobisty i naukowy — wszystko to onieśmielało
potencjalnych sceptyków. Nawet działacz tej rangi co Malatesta uznał za stosowne zagłuszyć własne
wątpliwości w sprawie tezy o możliwej nadprodukcji żywności (tzw. prise au tas, czyli „wyłożenie na
stos" wg sformułowania Kropotkina), czy o potrzebie tworzenia „wsi przemysłowych". Więcej
śmiałości wykazał jego bliski współpracownik, dr Saverio Merlino, polemizując w 1893 r. z
Kropotkinérh i Reclusem na łamach „La Révolté" oraz „La Révolution Libertaire". Merlino
propagujący ideę „amorfizmu" (hipotetyczny charakter wszelkich teorii; niezbędność istnienia jakichś
form organizacji w społeczeństwie anarchistycznym, których kształtu nie da się z góry przewidzieć),
poddał surowej krytyce ekonomiczne założenia anarchokomunizmu, zwłaszcza zaś wiarę, że zasada
„rób co chcesz" w sferze produkcji w cudowny sposób doprowadzi do powszechnej, obfitości dóbr
konsumpcyjnych. Argumenty te nie wywołały wówczas żadnego odzewu, zaś ich autor, prewencyjnie
aresztowany przez policję, stracił wkrótce szansę prowadzenia dalszej dyskusji. Musiało upłynąć
jeszcze kilkanaście lat zanim inni działacze zaczęli z równą swobodą i krytycyzmem analizować
nieformalną doktrynę ruchu. Najdalej zaszedł w tym kierunku James Guillaume, który już w 1902 r.
oświadczył, że „anarchia jako zasada organizacji i działania w ujęciu Reclusa i Kropotkina jest
absurdem, którego uniknął Bakunin".

Autorzy najbardziej wnikliwych analiz anarchokomunizmu — Malatesta i Nettlau — dochodzili do


swych poglądów stopniowo, zaostrzając krytykę w kolejnych publikacjach. Czołowy przedstawiciel
kierunku rewolucyjnego we włoskim anarchizmie, dobrze znający Kropotkina jeszcze z czasów
działania Federacji Jurajskiej, doszedł ostatecznie do wniosku, że jego teoria stanowi interesującą
hipotezę roboczą, operującą bezpodstawnie optymistycznymi założeniami oraz beztrosko ignorującą
sprzeczne z nią fakty. Naukowość wywodów (scientificismo) uważał za źródło słabości, a nie siły,
ponieważ skłaniają do fatalistycznych wniosków sprzecznych z duchem anarchizmu.
Odpowiedzialnością za nadanie im postaci dogmatycznej — nietolerancyjnej wobec innych opinii —
doktryny, obarczył w równym stopniu wszystkich anarchistów. Nettlau, w przeciwieństwie do
Malatesty, nie był skłonny do wybielania Kropotkina. Zarzucał mu sprowadzenie ruchu na ideowe
manowce, naiwność, woluntaryzm i błędną ocenę rzeczywistości. Altruistyczną koncepcję jednostki
ludzkiej u Reclusa i Kropotkina tłumaczył nagminnym błędem wszystkich ideologów polegającym na
przypisywaniu innym własnych ocen. Do opinii tych należy jeszcze dołączyć narastające wraz z
upływem lat obawy, że komunistyczny anarchizm, nie likwidując całkowicie niebezpieczeństwa
kolektywnego egoizmu, stwarza podłoże dla ucisku jednostki przez wspólnotę. Taki pogląd wyrażali
m.in. ludzie tej miary co Martin Buber i Gustav Landauer.

Chociaż zarzuty wysuwane pod adresem anarchokomunizmu były na ogół słuszne, nie one, jak się
wydaje, przesądziły o losach doktryny. Decydujący wpływ na podważenie jej pozycji miały czynniki
zupełnie innej natury: prowojenne stanowisko Kropotkina i Grave'a, które osłabiło znacznie ich
autorytet; rozwój industrializacji dezaktualizujący proponowane rozwiązania ekonomiczne oraz, last
but not the least, konkurencja ze strony ideologii anarchosyndykalistycznej. W efekcie po zakończeniu
I wojny światowej anarchokomunizm okazał się już tylko jedną z licznych rywalizujących ze sobą o
wpływy koncepcji w łonie bardzo osłabionego ruchu anarchistycznego.
7. Anarchosyndykalizm

Stosunek anarchistów do związków zawodowych nacechowany był w XIX w. rezerwą i


ambiwalencją. Sformułowanej przez Proudhona tezie o konieczności społeczno-ekonomicznej
emancypacji proletariatu własnymi siłami, towarzyszyły wątpliwości, czy właśnie syndykaty, będące
obiektem penetracji partii politycznych i ukierunkowane na doraźną poprawę warunków bytowych
robotników, służą tej sprawie najlepiej. W bakuninowskim modelu „spontanicznej rewolucji",
sterowanej dyskretnie przez garstkę wtajemniczonych „braci", związki zawodowe są zbędne,
stanowiąc w najlepszym razie dogodne pole agitacji. Wreszcie Kropotkin mający złe doświadczenie z
angielskimi związkami zawodowymi zwraca się w fazie anarchokomunistycznej raczej ku małym
wspólnotom wytwórców obsługujących potrzeby ludności wiejskiej. Podczas dyskusji, jakie toczyły
się w latach siedemdziesiątych, zdecydowanie dominował pogląd, że ruch związkowy ma sens jedynie
w ramach Międzynarodówki, przede wszystkim jako dogodne forum dla zakładania kas oporu, a
podczas obrad Powszechnego Kongresu Socjalistów w Gandawie (1877) Andrea Costa w imieniu
włoskich anarchistów uznał go nawet za jedną z głównych przeszkód dla realizacji własnych ideałów .
Ze swej strony sami związkowcy, poza obszarem Jury i Hiszpanii, na ogół stronili od anarchistów.
Przełamanie tej obopólnej nieufności, przeradzającej się niekiedy w jawną wrogość nastąpiło dopiero
w ostatniej dekadzie stulecia w zmienionej rzeczywistości politycznej i społecznej.

Narodziny rewolucyjnego syndykalizmu interpretuje się niekiedy jako efekt samoistnej ewolucji ruchu
związkowego . Jest to ujęcie równie symplicystyczne jak to, które usiłuje wszystko wyjaśnić
penetracją środowisk robotniczych przez anarchistycznych agitatorów. W rzeczywistości mamy
wówczas do czynienia z dwustronną ewolucją stanowisk. Narastająca, zwłaszcza wśród młodych
anarchistów, frustracja wywołana nieskutecznością taktyki czynu indywidualnego oraz mnożącymi się
represjami zbiega się w czasie z głębokimi zmianami w samej formule unionizmu. W Wielkiej
Brytanii przyjęły one w latach 1889-92 postać tzw. „nowego unionizmu" zrywającego z jednostronną
zależnością od partii liberalnej i orientującego się również na cele polityczne. We Francji
reformistyczny syndykalizm, zalegalizowany na nowo w 1884 r. pod wpływem burzliwych strajków z
drugiej połowy lat osiemdziesiątych przeobraził się gruntownie, zarówno duchowo, jak i
organizacyjnie , co znalazło wyraz w utworzeniu Powszechnej Konfederacji Pracy (CGI) oraz Izby
Pracy (Bourses du Travails 1888) sfederowanych w roku 1892. W skali międzynarodowej rosnące
wpływy socjalistów sprzyjały upolitycznieniu ruchu zawodowego, ale stymulowały zarazem nową
uwrierystyczno-solidarnościową świadomość związkowców. Anarchiści napływający w coraz
większej liczbie do zrzeszeń robotniczych trafiali zatem na grunt świetnie przygotowany.

Zasadnicze spory, jakie toczą się na temat anarchosyndykalizmu, dotyczące zarówno jego istoty; jak i
charakteru związku z anarchizmem, są w dużej mierze skutkiem terminologicznych kontuzji —
nagminnego utożsamiania całego syndykalizmu początków XX w. z jego kierunkiem rewolucyjnym,
zaś tego ostatniego z jego wersją anarchistyczną. W rzeczywistości syndykaty nastawione
rewolucyjnie nawet w okresie najświetniejszego rozwoju zrzeszały we Francji niewiele ponad połowę
związkowców, którzy z kolei, o czym nie wolno zapominać, reprezentowali zaledwie ok. czterdziestu
procent pracowników najemnych. Co więcej — rewolucyjne syndykaty nie były bynajmniej
jednorodne ideologicznie. Ścierały się w nich wpływy anarchizmu, allemanizmu, blamkizmu i innych
odmian socjalizmu, akceptujących koncepcję związków zawodowych jako ośrodków nieustannej,
czynnej i samodzielnej walki proletariatu z ustrojem kapitalistycznym. Łączy te wszystkie kierunki
wspólna im wiara w strajk generalny jako rozstrzygającą broń klasy robotniczej i rozrusznik
zbliżającej się nieuchronnie rewolucji, dzieli zaś — stopień negacji aktywności politycznej; przede
wszystkim jednak, wizja porewolucyjnej rzeczywistości oraz miejsce przeznaczone w niej dla
związków zawodowych. Tak więc anarchosyndykalizm stanowił początkowo po prostu jeden z
konkurencyjnych nurtów teoretycznych oddziałujących na mentalność i praktyczną działalność
rewolucyjnych syndykalistów, ale nie jakiś odrębny ruch społeczny, jak to sugerują niektóre
interpretacje. Takich cech nabrał dopiero po wykształceniu własnych, specyficznych form
organizacyjnych, najpierw w Hiszpanii, a później w Rosji i Stanach Zjednoczonych, zaś na skalę
międzynarodową po roku 1920, kiedy rozłamy wywołane zróżnicowanym stosunkiem do rewolucji
bolszewickiej wśród syndykalistów rewolucyjnych doprowadziły do wyodrębnienia się
Międzynarodówki anarchosyndykalistycznej z siedzibą w Berlinie (1922). Przenoszenie tej sytuacji na
okres wcześniejszy nie wydaje,się uzasadnione.

Anarchiści wnieśli do rewolucyjnego syndykalizmu skrajną negację państwa i spraw politycznych


oraz podchwyconą za Henri Tolaine'm tezę, że związki zawodowe nowego typu stanowią zarodki
gruntownie przeobrażonego społeczeństwa przyszłości. Filarem porewolucyjnego ustroju stać się
miały związki wytwórców będące jedynym dysponentem środków produkcji; podstawową komórką
społecznej i ekonomicznej organizacji społeczeństwa. Rolę, którą Kropotkin powierzał lokalnym
komunom złożonym z wolnych obywateli, spełniać miały w tym projekcie federacje lokalnych
wspólnot wytwórczych. Modyfikacja ta, wynosząca na piedestał homo faber kosztem homo
consumens nie podważała bynajmniej podstawowych założeń anarchokomunizmu. Syndykaliści
pokroju anarchistycznego wyzbyli się również typowego dla zwolenników Bakunina uprzedzenia do
wszelkich form działalności zorganizowanej, dbając jedynie o to, aby rewolucyjne syndykaty
posiadały efektywne zabezpieczenie przed groźbą biurokratyzacji. W sumie odstępstwa od tego co
uchodziło w,ich epoce za kanon myśli libertarnej nie były na tyle duże, aby usprawiedliwić praktykę
usuwania Pelloutiera i jego naśladowców poza pole zainteresowania historyków anarchizmu. Za
rozwiązaniem ujmującym anarchosyndykalizm jako jedno z historycznych wcieleń anarchizmu
przemawia również fakt, iż jego czołowi przedstawiciele czuli się pełnoprawnymi członkami ruchu,
uczestniczyli w międzynarodowych konwentyklach i mimo ostro sformułowanych zarzutów nigdy nie
zostali z nich usunięci. Wspierał ich własnym autorytetem James Guillaume — najbliższy
współpracownik Bakunina — który w ostatniej fazie życia związał się z pismem „La Bataille
Syndycaliste". Nie ulega jednak wątpliwości, że większość uznanych przywódców ruchu z
niepokojem obserwowała postępy nowej doktryny widząc w niej zagrożenia dla strzeżonej dotąd
zazdrośnie niezależności. Niechętny stosunek do animatorów CGT spowodowany był także ich pełną
identyfikacją z rewolucyjnym syndykalizmem, podczas gdy w opinii Kropotkina, Pougeta czy
Pelloutiera powinni byli ograniczyć się do propagandy „czystego" anarchizmu.

Złoty wiek anarchosyndykalizmu w europejskim i amerykańskim ruchu związkowym przypada na


pierwsze ćwierćwiecze XX w. Jego początki są niewiele wcześniejsze, choć nie brak prób
przesunięcia ich głęboko w wiek XIX . Jednak za" prawdziwego prekursora tej tendencji uznać
wypada Fernanda Pelloutiera (1867-1901), któremu udało się dostosować hasła rewolucyjnego
anarchizmu do formuły organizacyjnej syndykalizmu stworzonej jeszcze w kręgu oddziaływania idei
Proudhona. Podczas kongresu w Bazylei w 1869 r. Eugéne Hins, referujący stanowisko sekcji
belgijskiej Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotników stwierdził, że związki zawodowe mogą
stać się zalążkiem socjalistycznego społeczeństwa, jeśli przyjmą specyficzną „podwójną formę
organizacyjną" wiążącą każdego ze swych członków nie tylko z innymi pracownikami tej samej
branży, ale i ze wszystkimi zatrudnionymi w tym samym regionie. Werbalne poparcie dla tej
koncepcji zgłosili Francuzi i Jurajczycy, zaś Hiszpanie, znajdujący się wówczas pod silnymi
wpływami „aliansistów", wprowadzili ją niezwłocznie w czyn, w swojej świeżo utworzonej Federacji
Regionalnej (1870 r.), składającej się z secciones de officio oraz federaciones ¡ocales. Od
analogicznych organizacji z początków XX w. różniły się tylko brakiem konsekwentnego programu
działania i niejasną wizją porewolucyjnej rzeczywistości. We francuskim unionizmie podwójne
zakotwiczenie związkowców (lokalne — w Bourses du Travaii — oraz branżowe, za pośrednictwem
Chambres Syndicales) stało się możliwe dopiero od 1888 r. Stosunkowo niewielka grupa aktywistów
anarchistycznych miała poważny udział w przeobrażeniu tych nielicznych, reformistycznych i
związanych z gedystami syndykatów, w prężne i skoordynowane z innymi, świadome swoich celów
organizacje o charakterze rewolucyjnym.

Czołowy ideolog nowego kierunku — Fernand Pelloutier, miał biografię typową dla działaczy CGT.
Jako syn prowincjonalnego urzędnika i potomek starej hugenockiej rodziny trafił do ruchu
związkowego okrężną drogą, poprzez republikanizm, socjalizm i anarchizm. Jeszcze przed
przybyciem do Paryża w roku 1893 należał wraz z P. Brousse'm do pierwszych propagatorów strajku
generalnego. Postacią znaną stał się jednak dopiero w roku 1894, kiedy wybrano go sekretarzem
Federacji Izb Pracy , którą to funkcję piastował aż do śmierci. Podczas swojej błyskotliwej, choć
urwanej przedwcześnie kariery Pelloutier okazał się wyśmienitym organizatorem i bodaj jeszcze
lepszym agitatorem. Za jego sześcioletniej kadencji zasięg oddziaływania Federacji znacznie się
powiększył, a jej charakter, zgodnie z sugestiami rzutkiego sekretarza, uległ gruntownym
przeobrażeniom. Charakterystyczna dla Pelloutiera wizja walczących syndykatów jako „praktycznych
szkół anarchizmu" zarysowana została po raz pierwszy w artykule z 1895 r. opublikowanym w
sprzyjającym syndykalistom piśmie J. Grave'a „Les Temps Nouveaux" °. Dochodzi w nim do
wniosku, że „jako laboratorium walk ekonomicznych oderwane od rywalizacji wyborczej, sprzyjające
strajkom generalnym z ich wszystkimi konsekwencjami, rządzące się anarchicznie, syndykat stanowi
organizację zarazem rewolucyjną i libertarną, jedyną, która może przeciwważyć i doprowadzić do
zniszczenia szkodliwe wpływy polityków kolektywistycznych". Przewiduje, że w porewolucyjnym
okresie przejściowym, poprzedzającym ustanowienie anarchokomunizmu, właśnie syndykaty, bliskie
ideałowi „wolnych stowarzyszeń wolnych producentów", stanowić będą naturalną podstawę nowego
porządku. Rozwinięcie tego wątku zawiera raport O roli Izb Pracy w przyszłym społeczeństwie
przedstawiony przezeń na V Kongresie Federacji (Tours, wrzesień 1896), gdzie zaakcentowana jest
silnie potrzeba podjęcia natychmiastowych przygotowań do odpowiedzialnych zadań oczekujących
związkowców .

Manifest Bourses du Travail z okazji 1 maja 1896 r. nie pozostawia wątpliwości, że hasła-
anarchosyndykalizmu przyjęte zostały z entuzjazmem przez poważny odłam francuskich
syndykalistów. Dominuje w nich bez reszty rewolucyjna perspektywa. „W przekonaniu, że główna
odpowiedzialność za zło społeczne spada na instytucja, nie ludzi [...] izby pracy wypowiadają wojnę
wszystkiemu co tworzy, podtrzymuje i umacnia organizm społeczny" — głosi Manifest ,
zapowiadający rychły przewrót społeczny wskutek presji „gigantycznego stowarzyszenia"
proletariatu, świadomego swej mocy i celów, dążącego do likwidacji własności prywatnej, aby
stworzyć warunki do „swobodnego życia na wolnej ziemi". Pelloutier traktował członków
rewolucyjnych syndykatów jako anarchistów par excellence. W Historii Izb Pracy, którą uznać można
za jego duchowy testament, walka wszelkimi pozaprawnymi środkami, od pozoracji pracy po sabotaże
i strajk generalny, uznana została za jedno z naczelnych zadań nowych związków. Bardzo silny nacisk
położony został również na działalność oświatową i propagandową. Prowadziło to do wzmocnienia
zarysowującej się już wcześniej we francuskim syndykalizmie tendencji do samowystarczalności
pełnej samodzielności. Związki wypowiadające bezkompromisową walkę kapitalistycznemu państwu
dążyły do szczelnego odgrodzenia się od wpływów jego instytucji i partii politycznych. Tworzyły
swoistą, wielofunkcyjną enklawę wolnego społeczeństwa wcielając w swój schemat organizacyjny
zasady federalizmu i autonomii lokalnej, mające stać się podstawą przyszłego ustroju.
Palloutier nie dożył już chwili, kiedy postępy syndykalizmu rewolucyjnego w łonie CGT (grupującej
Chambres Syndicales w podwójnej postaci syndykatów ogólnokrajowych oraz lokalnych federacji
branżowych) umożliwiły formalne wejście Federacji Giełd Pracy do struktury organizacyjnej
Powszechnej Konfederacji Pracy (1902 r.). Data ta wyznacza początek najświetniejszego okresu w
dziejach „nowej szkoły" francuskiego syndykalizmu, trwającego do 1909 r. Zdeklarowani
anarchosyndykaliści stanowili wprawdzie znikomą mniejszość zjednoczonej CGT, ale dzięki
obsadzeniu kluczowych pozycji zachowali poważny wpływ w ruchu związkowym, szczególnie w
sprawach programowych. Wywodzący się z anarchizmu przywódcy CGT — Paul Delesalle, Georges
Yvetot czy też Emile Pouget, poza uściśleniem niektórych koncepcji nie wnieśli jednak nic nowego do
teorii i praktyki anarchosyndykalizmu. Co więcej, w ich wydaniu upodabniała się ona do „czystego
syndykalizmu" reprezentowanego przez niektórych działaczy młodszego pokolenia z Monattem na
czele. Wizja porewolucyjnej rzeczywistości, w której administracja lokalna zostanie zastąpiona przez
giełdy pracy, syndykaty wejdą w rolę dotychczasowych pracodawców, a CGT jako forum dyskusyjne
i koordynujące spełniać będzie funkcje władz centralnych , motywowana była przez tych ostatnich
raczej względami technicznymi niż ideowymi.

Anarchiści w CGT szybko identyfikowali się z celami organizacji - dostrzegając w rewolucyjnym


syndykalizmie „anarchizm odrodzony, odświeżony oddechem myśli proletariackiej; realistyczny i
konkretny anarchizm, który w przeciwieństwie do dawnego, nie zadowala się już negacją lub
afirmacją abstrakcyjnych idei; anarchizm robotniczy, który umocnionej latami walki klasie robotniczej
„a nie garstce wtajemniczonych, powierza troskę o swoje spełnienie" . Burżuazyjnej demokracji
obywatelskiej ujmującej ludzi w sposób abstrakcyjny jako wyizolowane jednostki polityczne,
przeciwstawiono ekonomiczną koncepcję demokracji wytwórców, dostosowaną do potrzeb realnie
istniejących grup produkcyjnych. Podstawą jej działania miała być wola uświadomionej mniejszości,
zgrupowanej i w rewolucyjnych syndykatach, nie zaś arytmetyczna większość głosów. W ten sposób,
separatystyczny ruch rewindykacyjny wyli twórców skłaniał się niepostrzeżenie w stronę elitaryzmu.

Wrogość do demokracji nie była jedyną cechą upodabniającą rewolucyjny unionizm do anarchizmu.
Nastroje antyinteligenckie ' i antymilitarystyczne, niechęć do parlamentaryzmu, kultury burżuazyjnej i
wszelkiego teoretyzowania — wszystkie te cechy uwrierystycznej ideologii syndykalistów uległy
silnemu wzmocnieniu pod wpływem kontaktów z anarchizmem. W efekcie anarchosyndykalizm jest,
być może, mniej bezkompromisowy w stosunku do państwa, ale za to bardziej niż inne tendencje
anarchistyczne wrogi inteligencji. Pierwszy propagator rewolucyjnego syndykalizmu na ziemiach
polskich, lekarz, dr Józef Zieliński stanowczo odradzał robotnikom jakiekolwiek kontakty z nimi .
Inny „jajogłowy" syndykalista — Edouard Berth, podopieczny Sorela — zaszedł w samobiczowaniu
jeszcze dalej, publikując osobną książkę poświęconą „szkodliwości" intelektualistów .

Hasło robotniczej samowystarczalności, traktowane z całą powagą prowadziło do zawężenia pola


zainteresowań anarchosyndykalistów. Dostrzec jednak można u nich, rzadkie u anarchistów,
uwielbienie maszyny i rozwoju przemysłowego oraz kult spontanicznej aktywności przeradzający się
w fascynację rewolucyjną przemocą.

Podstawową metodą działania syndykalistów rewolucyjnych była tzw. akcja bezpośrednia . Sensem
istnienia bojowych związków zawodowych, w przeciwieństwie do tradycyjnych, nastawionych na
poprawę warunków bytowych robotników, był czynny, nieustający opór stawiany właścicielom
środków produkcji oraz strukturom i instytucjom państwa. W action directe widziano „najczystsze
wcielenie zmysłu rewolucyjnego". Pouget pisał, że jest to „manifestacja woli i świadomości
proletariackiej", wyraz spontanicznych dążeń emancypacyjnych, pogłębiających solidarność grupową
i przygotowujących do ostatecznej rozprawy z kapitalizmem. Anarchosyndykaliści nadawali jej
niekiedy szczególną interpretację. Działania bojowych związków były dla nich najświetniejszą formą
wcielania w życie koncepcji „czynu indywidualnego". Czyn jest wszystkim. „Na początku był czyn"
— głosił z egzaltacją Arnold Roller, czołowy ideolog nowego kierunku w niemieckim syndykalizmie.

Akcja bezpośrednia mogła przyjmować postać bardzo zróżnicowaną. Mogła być cicha lub głośna,
legalna bądź pozaprawna, z użyciem albo i bez użycia przemocy. Na ogół rozumiano pod tym
pojęciem różne pod względem gwałtowności formy presji ekonomicznej. Prowadzenie pod szyldem
rewolucyjnych syndykatów propagandy antywojennej, a także działalność kulturalną, kwalifikowano
jednak również jako akcję bezpośrednią. Niekiedy, wbrew deklarowanej apolityczności, nosiła ona
jednocześnie polityczny charakter. Formą czynnego oporu szczególnie preferowaną przez
związkowców były wszakże — oczywiście — strajki ekonomiczne.

Biernym, pokojowym i legalistycznym strajkom doby poprzedniej przeciwstawiano wizję strajku jako
„radosnego święta proletariatu", wizję wystąpień masowych i żywiołowych o własnej, nieokiełzanej
dynamice. Analiza statystyczna potwierdza przekonanie współczesnych, że w początkowych latach
XX W. proletariat francuski sięgał po swoją „naturalną broń" znacznie częściej i nieco skuteczniej niż
kiedykolwiek przedtem. Żywiołowości wystąpień nie towarzyszył jednak oczekiwany wzrost
solidarności. Nie mą nawet przekonujących dowodów, że odbywały się z większym użyciem
przemocy.

Oparta na strajkach częściowych „akcja bezpośrednia" samoczynnie przerodzić się miała w którymś
momencie, po przekroczeniu punktu krytycznego świadomości klasowej, w strajk generalny, którego
zasadniczymi symptomami miały być powszechność oraz przejmowanie kontroli nad środkami
produkcji (ekspriopracja). W takim ujęciu hasło strajku powszechnego było po prostu eufemistycznym
określeniem rewolucji. Zdawano sobie zresztą z tego doskonale sprawę. Podkreślano, że jest to
„ostateczna broń"proletariatu i zarazem jedyna szansa skutecznej rewolucji w dobie karabinów
maszynowych i ciężkiej artylerii. Prześcigano się w obliczeniach, z których wynikało jasno, że rząd
musiałby dysponować milionowymi armiami, aby obsadzić większe zakłady pracy i linie
komunikacyjne.

Idea nie była zresztą, bynajmniej, nowa. Historyczne antecedensy sięgają bowiem roku 493 p.n.e.,
kiedy to na wzgórzu awentyńskim dojść miało do zorganizowanego protestu plebejuszy. Angielscy
czartyści nosili się z zamiarem zorganizowania ,,Great National Holiday" już w latach trzydziestych
XIX w. Możliwość strajku powszechnego dostrzegali m.in. Mirbeau, Volney, Stirner, Girardin .
Podczas obrad kongresu antyautorytarystów we wrześniu 1873 r. Guiilaume zaproponował utworzenie
„międzynarodowej organizacji związków zawodowych, która pozwoli im pewnego dnia przedsięwziąć
strajk generalny, jedyny strajk naprawdę skuteczny dla osiągnięcia całkowitego wyzwolenia pracy".
W syndykalizmie francuskim, głównym propagatorem idei strajku generalnego stał się stolarz Joseph -
Tortelier, któremu w sukurs przyszli wkrótce Briand i Pelloutier. Od 1893 r. w łonie federacji
syndykatów działał stały komitet d/s przygotowania strajku powszechnego. Już około 1895 r.
wypowiedziała się za tym większość związkowców zrzeszonych w CGT, ale zdawano sobie sprawę,
że inicjatywa wyprzedza możliwości organizacji. Nieudane doświadczenia zagraniczne (1873 - Alcoy,
1885 - Chicago, 1893 - Belgia, 1902 - Barcelona, Belgia i Szwecja, 1904 - Sardynia i Sycylia,
Hiszpania, Genewa) nie zniechęciły rewolucyjnych syndykalistów Francji, którzy postanowili w 1906
r. przejść do czynu. Na dorocznym kongresie CGT (Amiens - 16 października 1906) przy
powszechnym aplauzie przyjęto jednomyślnie czteropunktowy plan działania zaproponowany przez
Delesalle'a. Przewidywał on:
1) Strajk powszechny poszczególnych korporacji, który upodobnimy do manewrów garnizonów;

2) Zaprzestanie pracy przez wszystkich w określonym terminie, co będzie naszymi „wielkimi


manewrami";

3) Całkowite i powszechne zatrzymanie pracy, stawiające proletariat w stanie otwartej wojny ze


społeczeństwem kapitalistycznym;

4) Strajk generalny — „Rewolucję" . Do realizacji choćby pierwszego z tych punktów, rzecz


jasna, nigdy nie doszło. Kulminacyjna-fala syndykalizmu rewolucyjnego przetoczyła się przez
Francję w latach 1902-1908, po czym w CGT wzięła górę tendencja reformistyczna.

Anarchosyndykalistyczna wizja strajku generalnego pozostała mglistym konturem, aczkolwiek nie


brakowało prób konkretyzacji szczegółów. Przeważał pogląd, że rozstrzygające starcie
zapoczątkowane przez strajki kluczowych gałęzi przemysłu będzie krótkie, ale niezwykle intensywne;
całkowicie paraliżujące funkcjonowanie państwa, zwłaszcza zaś instytucji, środków transportu i
informacji. Wszystko dokonać się miało spontanicznie, bez istnienia ośrodka dyspozycyjnego i, w
miarę możliwości, bez starć z wojskiem. „Dzielniejsi zapaleńcy, nauczeni do czego brak energii i
półśrodki doprowadziły Komunę, korzystając z ogólnego zamieszania wezmą się natychmiast do
burzenia furtek własności [...] Dzięki postępowi pirotechniki, w kilka godzin, a najwyżej w kilka dni z
ziemi zostaną zmiecione rządowe i prywatne banki, hipoteki, trybunały — a zbraknie ludzi, co bronić
ich zechcą". Zieliński przewidywał również umieszczenie żebraków w pałacach, rozpędzenie
zakonów, zamianę kościołów na szpitale i szkoły, likwidację opłat za światło, opał i gaz, spalenie
pieniędzy oraz przetopienie przedmiotów ze złota i srebra. „Każdy będzie mógł czerpać ze wspólnych
naczyń, ale zawsze tylko w miarę potrzeb dla siebie i najbliższej rodziny [...] W epoce przejściowej
być może znajdą się jeszcze niezadowoleni, sarkający na pewien przymus ze strony Statystycznych
Komitetów [...] wkrótce przekonają się, że w nowym ustroju podobne komitety nigdy nie staną się
dyktatorskie i zawsze będą służyć interesom ogółu", Nie ma powodów do przypuszczeń, że infantylny
anarchokomunizm autora tych rozważań nie był reprezentatywny dla poważnej części francuskich
anarchosyndykalistów. Ich odpowiedzi na ankietę pisrna „La Mouvement Socialiste" (czerwiec —
wrzesień 1904) dotyczącą strajku generalnego są wstrzemięźliwsze w szczegółach, ale zbliżone
duchem.

Za głównego teoretyka strajku generalnego, a w niektórych interpretacjach nawet całego


syndykalizmu rewolucyjnego, uchodzi bezpodstawnie Georges Sorel. Tymczasem kontakt autora
Złudzeń postępu z ruchem związkowym był nader luźny. Bliska hasłom anarchosyndykalistów faza
jego twórczości trwała krótko i zaczęła się dopiero ok. 1902 r. „kiedy podstawowe idee ruchu były od
dawna sformułowane. Rok wcześniej ukazało się drugie wydanie pracy Sorela zatytułowanej L'Avenir
socialiste des syndycates, w której wiąże przyszłość socjalizmu z rozwojem czysto robotniczych
organizacji, ale za model związków uznaje angielskie trade uniony, zaś robotników zamiast do strajku
powszechnego zachęca do zakładania spółdzielni. Francuscy związkowcy, nastawieni praktycznie, na
ogół nie znali jego spekulatywnych wywodów. Pewną popularność zdobył sobie Sorel jedynie we
Włoszech, ale tam z kolei rewolucyjni syndykaliści stanowili znaczną mniejszość i musieli się
zadowolić założeniem własnej niewielkiej centrali związkowej. Wraz z Barthem i Lagardellem był
więc Sorel raczej nie twórcą, ale komentatorem swoiście pojmowanego rewolucyjnego syndykalizmu;
inteligenckim „poputczikiem" czerpiącym zeń soki żywotne dla własnych przemyśleń. Traktowanie
Rozważań o przemocy jako kanonicznego wykładu doktryny anarchosyndykalistycznej wydaje się w
tej sytuacji grubym nieporozumieniem. Sorelowski pesymizm jest z gruntu obcy jej duchowi.
Strajk generalny, czynny opór, przemoc — to wszystko, co dla Pelloutiera i jego zwolenników
stanowiło jedynie środek do celu, staje się u Georgesa Sorela celem samoistnym. Ma uchronić
proletariat przed oddziaływaniem dekadenckich utopii, syrenim głosem mieszczańskich ideałów!
materialistyczną pokusą kryjącą się w demokracji parlamentarnej. „Akty przemocy proletariackiej są,
po prostu, aktami wojennymi; mają wartość demonstracji zbrojnych i zadaniem ich jest podkreślenie
odrębności klas [...]. Im bardziej będzie się rozwijał syndykalizm, porzucając stare przesądy
wywodzące się z Ancien Regime'u i Kościoła — a przekazywane przez pisarzy, profesorów filozofii i
historyków Rewolucji — tym bardziej konflikty społeczne nabiorą charakteru czynnej walki,
podobnej do kampanii wojennej. Nigdy nie dość pogardy dla tych, którzy pouczają lud, że krocząc ku
przyszłości musi spełniać jakieś niezwykle idealistyczne posłannictwo sprawiedliwości".

W strajku generalnym interesuje go jedynie jego strona duchowa, irracjonalna. Widzi w tej idei
przejaw atawistycznego mitu tworzącego „niepodzielną całość", nieprzenikliwego dla intelektu.
Jednocząca wszystkich uczestników ruchu wizja zwycięskiego strajku mobilizuje proletariat do walki;
lecz wcale nie gwarantuje sukcesu.

Dla Sorela najważniejszy jest jednak ów stan ducha; sama gotowość stosowania rewolucyjnej
przemocy jako wyraz proletariackiej moralności. W sumie, interpretacja, którą przedstawił uwypukliła
antyinteligenckie, irracjonalne i woluntarystyczne aspekty rewolucyjnego syndykalizmu i choć
zdobyła sobie pewien poklask w środowiskach akademickich, nie przysłużyła się najlepiej bliskiej mu
sprawie.

Wielu późniejszym komentatorom anarchosyndykalizmu kojarzyć się będzie, za jego sprawą, z


egzaltowaną pochwałą gwałtu i zbiorową hipnozą tłumów, choć są to elementy praktycznie nie
występujące u tak wybitnych teoretyków, jak Christian Cornelissen, Rudolf Rocker, czy u Arturo
Labrioli — twórcy oryginalnej koncepcji „społeczeństwa ekonomicznego".

Współczesne interpretacje rewolucyjnego syndykalizmu wiążą go ściśle, niekiedy nawet przesadnie, z


warunkami społeczno-ekonomicznyńni oraz tradycjami politycznymi XIX-wiecznej Francji. Bojowy
charakter ruchu ma być konsekwencją impulsywnego, łacińskiego temperamentu, etosu
rewolucyjnego oraz niechęci do polityki cechującej francuski proletariat. W jego ideologii dostrzega
się efekt opóźnionego rozwoju kapitalizmu — dominującej pozycji niewielkiego warsztatu
rzemieślniczego kultywującego ideały cechowe. Zdaniem Ridleya, zajmującego w tej kwestii
najbardziej skrajne stanowisko, syndykalizm rewolucyjny jest reakcją na zagrożenie stwarzane przez
rozwój wielkiego przemysłu. Ucieleśnia on, jego zdaniem, indywidualistyczne i drobnoburżuazyjne
ideały francuskiego proletariatu; wyraża przywiązanie do autonomicznego warsztatu i powiązań
lokalnych, skłonność do myślenia kategoriami organizacji o małej skali. Stanowił ,,cri de coeur
niesproletaryzowanego robotnika w chwili zagrożenia przez kapitalistyczną konkurencję" i już w
chwili swego powstania był przeżytkiem. Rewolucyjność i bojowość syndykatów tłumaczy brytyjski
historyk ich słabością. Dalekosiężne cele i wzniosłe ideały miały rekompensować ich praktyczną
nieskuteczność na co dzień. Powyższa analiza przy całej swej atrakcyjności nie jest wolna od dużych
uproszczeń. Ideały przypisywane przez Ridleya członkom CGT odpowiadają raczej czasom
Proudhona. Zarzut indywidualizmu wydaje się nieporozumieniem, podobnie jak rzekoma
drobnomieszczańskość. Teza o wrogości wobec nowoczesnego przemysłu, nie znajduje pełnego
potwierdzenia w statystyce , co więcej, rodzi pytanie o przyczyny anarchosyndykalizmu
amerykańskiej IWW (Industrial Workers of the World), której trudno przypisać rzemieślniczy
charakter. Wreszcie proponowane wyjaśnienia rewolucyjnych aspiracji francuskich związkowców jest
raczej unikiem przed uznaniem anarchistycznych sympatii działaczy CGT, niż rozwiązaniem
problemu. Więcej zaufania budzi sugestia wiążąca rewolucyjny syndykalizm z reakcją na
zdominowanie przez inteligentów ruchu socjalistycznego, a jego ideologię — z rewoltą przeciwko
rozumowi i demokracji w kulturze europejskiej przełomu wieków (Bergson, Nietzsche, Sorel i in.) .
Inteligencki radykalizm zbiegł się tu z radykalizmem tej części zatrudnionych, którzy czuli się
rozczarowani działalnością oficjalnych partii robotniczych. Walczące, apolityczne syndykaty
kanalizowały te nastroje.

Elementy ideologii anarchosyndykalistycznej występowały z różnym nasileniem w ruchu


związkowym wielu krajów europejskich oraz obu Ameryk. We Włoszech powstały wzorowane na
francuskich, giełdy pracy i unie lokalne zgrupowane w Komitecie Towarzystw Oporu (1907). Po
nieudanych próbach przeciągnięcia na swoją stronę tamtejszej Powszechnej Konfederacji Pracy
(CGL), w 1912 r. podczas kongresu w Modenie doszło do utworzenia Unione Sindícale Italiana,
stawiającej sobie jako cel „wywłaszczenie klas burżuazyjnych w drodze strajku powszechnego
wszystkich gałęzi produkcji". Kilkusettysięczna USI, mająca poważne wpływy w największych
zakładach przemysłowych Turynu i Mediolanu, organizowała udane strajki kolejarzy, zaś w czerwcu
1914 r. „ po apelu Maletesty, przy ścisłej współpracy z organizacjami anarchistycznymi, kierowała
strajkiem powszechnym w Romanii i na wybrzeżu Adriatyku (tzw. czerwony tydzień). W Hiszpanii,
gdzie ruch związkowy stanowił silną bazę anarchizmu od lat siedemdziesiątych XIX w.,
anarchosyndykalizm przeżywał cykliczne wzloty i upadki. Nieudane strajki generalne w Barcelonie w
roku 1902 i 1909 (tzw. La Semana trágica) doprowadziły ostatecznie do utworzenia w 1910 r.
Confederątión Nacional de Trabajo (CNT) mającej oficjalne błogosławieństwo anarchistów. Ta
licząca u szczytu powodzenia ponad milion członków, a posiadająca zaledwie jednego płatnego
urzędnika, największa na świecie organizacja syndykalizmu rewolucyjnego była najbliższa ideałom
zakreślonym przez Pelloutiera. Kres jej istnieniu położył dopiero upadek republiki hiszpańskiej.
Podobne, choć znacznie słabsze syndykaty działały w Argentynie, Urugwaju, Chile i Meksyku.
Natomiast w Stanach Zjednoczonych Daniel de Leon (1852-1914) skierował IWW na nieco odmienną
drogę — walki o ustanowienie „przemysłowego porządku społecznego", walki stawiającej sobie cele
bardziej ograniczone.

Lista zarzutów stawianych anarchosyndykalistom jest bardzo długa. Gloryfikacja przemocy i


spontanicznego aktywizmu zawiodła niektórych spośród nich na pozycje sympatyków faszyzmu. Nie
znalazła potwierdzenia ani mistyczna wiara w rewolucję, ani ich idealistyczna wizja proletariatu,
zakładająca apolityczność, wyższość moralną, wspólnotę interesów oraz naturalną solidarność mas
pracujących. Ideologom CGT i CNT, podobnie jak anarchistom, zarzuca się redukcjonizm
ekonomiczny, polityczną ślepotę, skrajny woluntaryzm, skłonność do niebezpiecznych uproszczeń,
językowy ekstremizm. W ich teoriach dostrzega się chęć ucieczki od rzeczywistości politycznej w
stronę mitu. Taka jednoznacznie negatywna ocena budzić musi uzasadnione wątpliwości. To prawda,
że anarchosyndykalizm w skali historycznej nie spełnił pokładanych w nim nadziei, ale prawdą jest
także, że nikt go robotnikom nie narzucał. Był zgodny z nadziejami i aspiracjami poważnej części
proletariatu, a przywiązanie jaki żywili członkowie dla rewolucyjnych syndykatów zdaje się
wskazywać, iż dobrze zaspokajały ich różnorodne bieżące potrzeby.

Wśród samych anarchistów nurt stawiający na związki zawodowe budził od pierwszej chwili gorące
polemiki. Odrzucali go z zasadniczych pobudek konsekwentni indywidualiści. Pozostali zajmowali
stanowisko bardzo zróżnicowane. Sebastian Faure, wydawca pisma „Le Libertaire", traktował
anarchosyndykalizm jako rodzaj dywersji zagrażającej ideologii wolnościowej, podczas gdy Jean
Grave redagujący „Les Temps Nouveaux" chętnie udostępniał jego łamy zwolennikom „nowej
szkoły". Opinia Kropotkina, zawsze wstrzemięźliwa, stawała się w miarę postępów rewolucyjnego
syndykalizmu coraz bardziej krytyczna. Nie bpa to tylko reakcja na zakwestionowanie jego własnej
doktryny. Propozycja oparcia porewolucyjnego ustroju na związkach wytwórców wydawała mu się
lekkomyślna ze względu na niebezpieczeństwo odtworzenia się w ich ramach hierarchicznej
biurokracji. Nie bardzo też wierzył w rewolucyjność nowych syndykatów. W 1002 r. Kropotkin
odrzucił zgłoszony przez Tarridę del Marmola plan utworzenia międzynarodowej Unii Syndykatów,
bądź też powołania do życia tajnej Międzynarodówki Strajkowej .

Do bezpośredniego starcia zwolenników i przeciwników anarchosyndykalizmu doszło podczas


pierwszego od dłuższego czasu międzynarodowego kongresu anarchistycznego w Amsterdamie (24-
31 sierpnia 1907). W roli propagatora i obrońcy nowych idei wystąpił dwudziestosześcioletni Pierre
Monatte, aktywista CGT uważający się za anarchistę. Przedstawił on rewolucyjne syndykaty jako
wcielenie w życie zasad przyświecających I Międzynarodówce; jako szkołę woli, energii i płodnego
myślenia, otwierającą przed anarchistami nowe perspektywy. Zaapelował do swoich kolegów o
udzielenie im pełnego poparcia. Autorytatywnej odpowiedzi udzielił Monattowi Malatesta zwracając
uwagę na utopijność i niewystarczalność podstawowych założeń syndykalistów, ze strajkiem
generalnym włącznie. Anarchiści działający w związkach zawodowych w żadnym wypadku nie
powinni rezygnować z prawdziwej rewolucji, ani wyrzekać się własnych celów, daleko
wykraczających poza ambicje pseudorewolucyjnych syndykatów — konkludował Malatesta.

Publiczna polemika w Amsterdamie uwypukliła głębokie podziały w łonie ruchu anarchistycznego.


Nie mogąc uzyskać oficjalnego błogosławieństwa dla swoich idei, zwolennicy anarchosyndykalizmu
rozpoczęli starania o utworzenie własnych, odrębnych organizacji. Doprowadziły one ostatecznie do
utworzenia kierowanej przez Rudolfa Rockera międzynarodówki syndykalistów rewolucyjnych, która
przyjęła historyczną nazwę Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotników. Organizacja ta przez
wiele lat stanowiła organiczną część światowego ruchu anarchistycznego.
8. Anarchizm indywidualistyczny oraz inne odmiany teoretyczne

Przedstawicieli wszystkich omawianych dotąd kierunków, pomimo znacznych różnic w kwestiach


szczegółowych, łączyło wspólne im dążenie do zasadniczej reorganizacji społeczeństwa; wspólna
wiara, że pełne wyzwolenie jednostek spod władzy wszelkich sztucznych autorytetów leży w
ogólnospołecznym interesie. Ale była też grupa anarchistów, która istnienie takiego interesu
kwestionowała. Konsekwentny anarchizm mógł być — ich zdaniem — zbudowany wyłącznie na
indywidualistycznych podstawach, albowiem społeczeństwo, w nie mniejszym stopniu niż aparat
państwowy, traktowali jako źródło zniewolenia jednostek. Zasłuchani w siebie, zafascynowani własną
unikalnością, odrębnością, niepowtarzalnością, demonstracyjnie odrzucali wszystkie zewnętrzne
ograniczenia. Dążyli do wolności poza społeczeństwem, gloryfikowali „zdrowy egoizm", a kult
własnego „ja" posuwali niekiedy do granic filozoficznego solipsyzmu. Własne potrzeby i pragnienia
były dla nich, przynajmniej w teorii, jedynym życiowym kompasem. Formy, jakie anarchizm
indywidualistyczny przybierał ze względu na swą różnorodność nie dają się jednak zamknąć w jakiejś
syntetycznej formule. Wybujały indywidualizm stanowił naturalną i skuteczną ochronę przed
powieleniem jakichkolwiek schematów.

Prekursorem indywidualistycznego anarchizmu był, wywodzący się z kręgów (lewicy


młodoheglowskiej, prowincjonalny nauczyciel gimnazjalny Max Stirner (Johann Kaspar Schrnidt
1806-1856). Dzieło życia Stirnera Dpi Einzige uńd, sein Eigentum (Jedyny i jego własność, 1845)
stanowi znakomity przykład literatury kompensacyjnej swoisty filozoficzny rewanż za bezbarwne i
nieszczęśliwe życie. Emanujący zeń kult siły i egoizm oraz antyintelektualizm stoją w jaskrawej
sprzeczności z biografią autora. Charakterystyczny dla kręgu berlińskiego typ krytyki został tu
spożytkowany do obalenia ostatnich świętości. Każdy z nas poddany jest, zdaniem Stirnera, tyranii
„widm" takich, jak państwo, naród, społeczeństwo, rodzina. Wolność nie jest możliwa bez ich
całkowitego odrzucenia. Wtedy okaże się, że każdy jest dla siebie jedyną realnością („Jedynym"), że
własna wola i własne potrzeby są w życiu ludzkim jedynie naturalnym punktem odniesienia. Dla
„Jedynego" nie istnieją prawa ani obowiązki, tak jak nie istnieje dobro ani zło, sam jest dla siebie
miarą wszystkich rzeczy. Jego życie jest nieustanną walką, w której silniejszy narzuca swoją wolę
słabszym. W takich warunkach życie społeczne sprowadzać się może wyłącznie do jednej formuły —
związku egoistów, w którym wszyscy wykorzystują się nawzajem i nie istnieje żaden cel nadrzędny.

Stosunek Stirnera do państwa nie odbiega od anarchistycznego stereotypu. Niemiecki filozof widzi w
nim wyłącznie instrument ujarzmiania jednostek. Walka z państwem musi oznaczać jego
desakralizację poprzez nieprzyjmowanie jego istnienia do wiadomości, czyli popełnianie czynów
uważanych za przestępstwa. „Jedyny" niczego państwu nie zawdzięcza. Prawo do życia czerpie z woli
życia, tytuły własności — z siły fizycznej; posiada to wszystko, co potrafi zdobyć i utrzymać.
Własność prywatna jest integralnym elementem jego wolności. W praktyce poglądy Stirnera w tej
kwestii są zbliżone do poglądów współczesnego mu Proudhona. Uważa, ze każdy wytwórca powinien
być właścicielem domowego warsztatu, dopuszcza jednak współposiadanie (zwłaszcza ziemi), pod
warunkiem skrupulatnego rozliczania udziałów i zysków. Jest przeciwnikiem nadmiernej koncentracji
własności, ale wstrzymuje się od krytyki kapitalizmu. Ostro i niezwykle przenikliwie przedstawia
natomiast zagrożenie dla jednostki kryjące się w socjalizmie państwowym.

Dążenie do stworzenia bezkonfliktowego społeczeństwa uważa za niebezpieczną utopię, toteż niczego


dobrego nie spodziewa się po rewolucji, przeciwstawiając jej indywidualistyczną rebelię. Rebelia —
to wolny od jakichkolwiek społeczno-politycznych aspiracji czysty bunt jednostki, która miast dążyć
do obalenia istniejącego porządku, tym aktem sprzeciwu wznosi się ponad niego i przestaje z nim
liczyć; to wyzwolenie „Jedynego".

Obrazoburczy zamysł zrealizowany został w „Jednostce i jej własności” z rozmachem i konsekwencją,


ale bez literackiego polotu. W efekcie stirnerowska wersja anarchizmu, skrajnie aspołeczna, amoralna
i ahumanitarna, pozostawała nieznana szerszemu ogółowi do początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy
to spopularyzował ją Mackay. Wywarła jednak zauważalny wpływ na Bakunina, Anselme
Bellegarrigue'a oraz francuskich i niemieckich „illegalistów" z przełomu wieków. W międzyczasie
indywidualistyczny anarchizm o bardziej stonowanych poglądach znalazł licznych wyznawców
przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych.

W przeciwieństwie do imigrantów z Europy związanych z różnymi kierunkami kolektywistycznymi,


rodzimi anarchiści amerykańscy z natury rzeczy skłaniali się do indywidualizmu. Taki charakter miała
zresztą cała amerykańska filozofia. Nadający ton życiu umysłowemu USA w połowie wieku tzw.
transcendentyści z filozofem Ralphem Waldo Emersonem, poetą Waltem Whitmanem oraz publicystą
Davidem Thoreau, autorem słynnego eseju „O obowiązku obywatelskiego nieposłuszeństwa” (1840)
na czele, nie kryli swoich libertarnych sympatii. Thoreau odsiadywał nawet wyrok więzienia za
odmowę płacenia podatków w proteście przeciw wojnie z Meksykiem. Gotowość do poddawania
własnych poglądów praktycznym próbom wykazywało zresztą wielu amerykańskich anarchistów.
Poczesne miejsce zajmował wśród nich Josiah Warren, utalentowany wynalazca i niestrudzony
uczestnik eksperymentów z wzorowymi komunami na modłę Owena, czy Fouriera. Ich
niepowodzenia tłumaczył po latach działaniem przyrodniczego prawa różnorodności objawiającego
się nieuchronnym konfliktem interesu zbiorowego z dążeniami jednostek. Nieudane próby
podporządkowania jednostek potrzebom ogółu nasunęły mu myśl odwrócenia problemu, to jest
znalezienia takich form organizacji społecznej, które chroniłyby najlepiej suwerenność jednostki.
Założona przezeń w 1846 r. indywidualistyczna kolonia o nazwie „Utopia" przetrwała blisko
dwadzieścia lat. Jej członkowie obywali się bez przepisów, urzędników i zebrań.

Zasługi Warrena jako teoretyka dotyczą przede wszystkim jego rozwiązań ekonomicznych.
Udoskonalając owenowską ideę ekwiwalentnej wymiany produktów na podstawie zawartego w nich
czasu pracy proponuje, a później wprowadza w czyn, koncepcję Magazynu Pracy (Time Storę).
Magazyn sprzedawał produkty po cenie kosztów własnych, ale klienci zobowiązani byli
zrekompensować koszt obsługi równoważnym (czasowo) produktem własnej pracy. W modelowych
koloniach Warrena obowiązywać miała natomiast uproszczona wersja mutualizmu, w myśl której
producenci wymieniają swoje wyroby bezpośrednio, z pominięciem pośredników. Prawo każdej
jednostki do dysponowania pełnym produktem swojej pracy stworzyć miało warunki niezbędne do
realizacji ideału nieograniczonej suwerenności jednostki wyrażającego się całkowitą indywidualizacją
odpowiedzialności, interesów, decyzji oraz działań.

Spośród licznego grona indywidualistycznych anarchistów amerykańskich drugiej połowy XIX w. na


wyróżnienie zasługują nazwiska Stephena Pearl Andrewsa, Williama B. Greena i Lysandera Spoonera
— członków I Międzynarodówki, Stevena Byingtona oraz najgłośniejszego z nich — Benjamina
Tuckera. W rozprawie Greena poświęconej problemowi równości socjalizm utożsamiony jest z
przymusem. „W socjalizmie jest tylko jeden władca (master), którym jest państwo, ale państwo to [...]
organizacja powszechnej nędzy. W socjalizmie jest tylko jedna klasa, klasa niewolników". Spooner,
"prawnik w Massachusetts, praprzyczyny zła upatruje w idei konstytucji państwowej, wiążącej ludzi
wbrew ich woli. Nie ogranicza się wszakże do abstrakcyjnych rozważań. W walce z federalnym
monopolem pocztowym zakłada konkurencyjną firmę prywatną, która zmusiła władze do poważnej
redukcji opłat pocztowych. Benjamin Tucker (1854-1939), piewca nieskrępowanego egoizmu, pod
wieloma względami przypomina Stirnera. Za nic ma konwencjonalną moralność. „Każdy człowiek
[...] i każda gromada ludzi, czy będzie ona tajnym związkiem chińskim, czy Kongresem Stanów
Zjednoczonych, ma prawo zabijać i ciemiężyć ludzi, bodaj zagarnąć cały świat, jeżeli posiada ku temu
dość siły" — czytamy w Instead of a Book, sztandarowym dziele Tuckera. Korzyść własna jest
najwyższym prawem i zarazem przykazaniem etycznym („mind your own bussiness"), ale to ona
właśnie wymaga zapewnienia wszystkim równej wolności. Wtrącanie się w czyjeś sprawy, w wielkiej
czy małej skali, stanowi w tym kontekście jedyną zbrodnię; zbrodnię usprawiedliwiającą represyjne
działanie skądinąd krytykowanego przezeń państwa — tortury, a nawet karę śmierci.

W swoich poglądach ekonomicznych wydawca wielce zasłużonego dla radykalnej myśli


amerykańskiej czasopisma „The Liberty" (1881-1903) stoi na stanowisku skrajnego leseferyzmu,
domagając się zniesienia monopolów, prawa do bicia własnej monety i swobodnego dostępu do ziemi.
Broni własności prywatnej, lecz tylko w odniesieniu do owoców własnej pracy. Wolne związki
miłosne uważa za równie niezbędne, jak możliwość wyboru szkoły lub lekarza. W walce z przemocą
zaleca jako „broń najstraszliwszą" bierny opór, który ma doprowadzić do pokojowej rewolucji.
Niczym klasyczny liberał zakłada, iż wzrost wolności doprowadzi do powszechnego dobrobytu.
Chociaż to właśnie on dokonał pierwszych amerykańskich przekładów Proudhona, Bakunina i
Kropotkina, droga którą wybrał europejski anarchizm wzbudziła jego żywy sprzeciw. Czynnie
zwalczał kolektywistyczne ideały i taktykę czynu indywidualnego propagowaną w środowiskach
imigracyjnych. W Wielkiej Brytanii podobne stanowisko zajmował jego uczeń Henry Seymour,
wydawca cenionego pisma „The Anarchist".

Najpopularniejszym w Europie propagatorem indywidualistycznego anarchizmu stał się w końcu XIX


w. naturalizowany w Niemczech szkocki poeta Henry John Mackay (1864-1933), „odkrywca"
Stirnera, a przede wszystkim autor przedrukowanej w wielu krajach powieści Die Anarchisten.
Kulturgemalde aus dem Ende des Neunzenjahrhunderts (1891) oraz zbiorów wierszy sławiących
ideologię wolnościową. W jego ujęciu „prawdziwy anarchizm" sprowadza się do formuły „dbaj o
swój interes i pozwól mi zatroszczyć się o mój"; to system społeczny, w którym „prawo nie krępuje
wolności, nie istnieją przywileje, a siła nie przesądza ludzkich działań". Conrad Auban,
indywidualistyczny bohater opowieści Mackaya marzy o upowszechnieniu kapitalizmu. Z wyższością
i współczuciem obserwuje cierpienia ludzkości, ale rewolucyjne porywy uważa za objaw choroby.
Sam poleca wyłącznie bierny opór. Podobne ideały nawiązujące do Stirnera i Tuckera odnajdujemy w
berlińskiej Deklaracji Anarchistów Indywidualistów z 12 sierpnia 1910 r. Jej sygnatariusze
stwierdzają m.in., że „nie uważają własności prywatnej za przyczynę nędzy i ucisku, lecz przeciwnie,
są zdania, że własność jest niezbędna dla wolności i niezależności jednostki [...]. Kapitalizm sam w
sobie nie jest wrogiem, nie jest instrumentem wyzysku". Równie zdecydowanie odrzucają stosowanie
przemocy dla realizacji własnych ideałów.

Indywidualistyczny anarchizm z przełomu XIX i XX w. interpretuje się zazwyczaj jako reakcję na


zdyscyplinowany socjalizm SPD oraz skutek promieniowania filozofii Nietzschego. Nie wyjaśnia to
jednak bujnego rozkwitu tej odmiany anarchizmu we Francji, i to zarówno w jej teoretycznej, jak i
antyorganizacyjnej lub czysto praktycznej postaci. Wydaje się, że zjawisko to wiązać należy z
szerszymi procesami zachodzącymi w ówczesnej Europie — powstaniem społeczeństwa masowego
oraz kryzysem pozytywistycznego i liberalnego światopoglądu, który cechował poprzednie dekady.
Opublikowana w 1889 r. książka Maurice Barresa, Le Culte de Moi. Un Homme Libre jest
wymownym świadectwem tych przemian.
Francja była jedynym krajem, w którym indywidualistyczny anarchizm wykraczał poza prywatną
filozofię poszczególnych jednostek stając się stylem życia określonych środowisk — artystycznych,
studenckich czy robotniczych, skupionych często wokół redakcji libertarnych czasopism w rodzaju
,.L'Anarchie", czy ,,L'Endehors". Dostrzec w nim można, przy dużej różnorodności programów
indywidualnych, pewne charakterystyczne cechy wspólne: całkowite odrzucenie konwencjonalnej
moralności (w przeciwieństwie do anarchizmu amerykańskiego), bliski związek z nurtami
pobocznymi takimi, jak ruch na rzecz wolnej miłości, swobodnego wychowania, postulat
manifestacyjnego odrzucenia istniejących praw oznaczający w praktyce aktywne wspieranie nurtu
przestępczego (tzw. illegalizmu). Czołową postacią wśród francuskich anarchistów o
indywidualistycznym nastawieniu był Èmile Armand (prawdziwe nazwisko Ernest Juin, 1872-1926),
który dotarł do ideologii wolnościowej poprzez Armię Zbawienia i tołstoizm.

Armand zasłynął jako niestrudzony popularyzator ideałów wolnej miłości i wolnego środowiska (le
milieu libre) oraz autor popularnego podręcznika indywidualistycznego anarchizmu. I on uważał
własność prywatną za podstawową gwarancję autonomii jednostki. Jego ideał społeczeństwa zakładał
tworzenie doraźnych stowarzyszeń o ograniczonych celach, bądź też wyraźnie wyodrębnionych
„wolnych" mikro środowisk o charakterze kolonii. Wyżej niż rewolucyjną przemoc stawiał
wychowawcze oddziaływanie na masy dobrego przykładu, który polegać miał na całkowitym bojkocie
instytucji państwowych.

Albert Libertad (Albert) i André Lorulot (Roluot) współpracownicy Armanda z redakcji pisma
,,L'Anarchie", czołowego organu indywidualistów — reprezentowali podobne tendencje, znacznie
silniej jednak podkreślali swoją wrogość do anarchosyndykalizmu, zbyt dobrze, ich zdaniem,
przystosowanego do istniejącej rzeczywistości. Libertad (1875-1908) słynący z bezkompromisowości,
która narażała go na podejrzenia o pełnienie roli prowokatora, postulował natychmiastowe
zaprzestanie pracy na rzecz społeczeństwa burżuazyjnego, zaś wszystkich robotników akceptujących
narzucone im warunki pracy uważał za kolaborantów. Młodszy odeń o dziesięć lat Lorulot w ogóle nie
wierzył w istnienie klasy robotniczej. Społeczeństwo jawiło mu się jako zbiór odizolowanych
jednostek. W swoich artykułach łączył harmonijnie anarchizm z wolnomyślicielstwem i
propagowaniem kremacji jako środka umożliwiającego efektywną walkę z kultem zmarłych. Ciekawą
postacią był również zapomniany już dziś zupełnie autor symbolistycznych poematów Henry Ryner
(właściwie Henry Ner) rozwijający filozofię indywidualizmu w duchu bliskim Stirnerowi. Jego
konkluzje brzmią z reguły pesymistycznie.

Prawdziwym źródłem zniewolenia jednostek nie jest władza, jak wyobrażają sobie naiwnie anarchiści,
lecz samo społeczeństwo — „nieuchronne tak jak śmierć". Ojczyzna, państwo, naród — to tylko
zwodnicze idole, którym przeciwstawia ideę Boga ucieleśniającą wolność, mądrość i doskonałość
moralną. Rewolucja przynieść może jedynie krótkotrwałe zmiany, a reformy polegają wyłącznie na
zmianie nazw, nie treści. Społeczeństwa nie można więc, i nie warto, naprawiać. Ryner zalecał swoim
czytelnikom dystans i obojętność wobec świata. Był zdeklarowanym pacyfistą i przeciwnikiem
stosowania przemocy. Egzaltowany stosunek do „Moi" narażał go często na krytykę anarchistycznych
przyjaciół .

Spośród nielicznych w Rosji indywidualnych anarchistów na uwagę zasługuje tylko Aleksander


Borowoj, który zakładaj że rozwój techniki umożliwi jednostkom w niedalekiej przyszłości
osiągnięcie pełnej samodzielności produkcyjnej. Traktując społeczeństwo, jako wtórne wobec
jednostek uważał, że człowiek potrafi sobie poradzić i bez niego.
Stosunkowo niewielka popularność stirnerowskiej odmiany anarchizmu wynikała nie tyle z naturalnej
sympatii mas do altruizmu przeciwstawionego egoistycznie pojmowanej wolności, co ze słabości
organizacyjno-propagandowej konsekwentnego stanowiska indywidualistycznego. Zwolennicy
indywidualizmu skazani byli na działanie w rozproszeniu, bez jakiejkolwiek koordynacji, jeśli w ogóle
odczuwali potrzebę dzielenia się z innymi swoimi przemyśleniami. To właśnie' sprawiło, że ich celna
krytyka utopijnych aspektów anarchokomunizmu nie została szerzej spopularyzowana. Już samo
istnienie pism anarchistów-indywidualistów należało do rzadkości, zaś podejmowane sporadycznie
próby stworzenia jakiejś organizacji, która umocniłaby ich pozycję w łonie ruchu kończyły się
niepowodzeniem . Kropotkin i jego zwolennicy nie kryli ze swej strony awersji do tej odmiany
ideologii wolnościowej. W długim liście do Nettlaua autor,Zdobycia chleba podkreśla, że
indywidualizm prowadzi do nihilizmu, nie tworzy niczego pozytywnego, nie potrafi nawet jasno
precyzować własnych celów i pobudzać innych do działania.

Listę autonomicznych tendencji w ramach szerokiego nurtu ideologii anarchistycznej zamyka jej nieco
mgławicowa odmiana mistyczna, reprezentowana najczęściej przez tzw. anarchizm chrześcijański.
Wprawdzie w literaturze naukowej spotkać się można z wyodrębnieniem jeszcze wielu innych,
niekiedy bardzo szczegółowych kierunków, ale przy dokładniejszej analizie podziały tego rodzaju
okazują się z reguły bezzasadne. Są to najczęściej odmienne warianty teoretyczne kilku
podstawowych kierunków, różniące się między sobą innym rozkładem akcentów. Autorzy niektórych
klasyfikacji mieszają ponadto zróżnicowanie teoretyczne z charakterystyczną dla anarchistów
różnorodnością kierunków zainteresowań i sposobów działania. W przypadku Domeli Nieuwenhuisa,
Charlesa Malato, dr Saverio Merlino, Gustava Landauera czy Edwarda Abramowskiego mamy zatem
raczej do czynienia z mniej lub bardziej oryginalnymi odmianami znanych już kierunków niż z
nowymi tendencjami:

Zwolennicy anarchizmu chrześcijańskiego przekonani, że sama tradycja ewangeliczna jest głęboko


anarchistyczna, odwołują się wprost do pism apostołów i postaci Jezusa Chrystusa — „pierwszego
prawdziwego anarchisty" (G. Lechartier). Kładą nacisk na zagadnienia moralne, zaś ideały
sprawiedliwości stawiają wyżej niż ideały wolnościowe. Klasycznym reprezentantem tego nurtu
anarchizmu, którego związek z głównym pniem ideologii libertarnej bywa niekiedy kwestionowany,
był hrabia Lew Nikołajewicz Tołstoj (1828-1910). Od chwili zetknięcia się w 1857 r. z ideami
Proudhona wielki pisarz rosyjski pozostawał pod ich nieustannym urokiem. Od autora La guerre et la
paix przejął nie tylko tytuł swojej nieśmiertelnej epopei, lecz także wrogość do państwa, prawa i
własności skojarzoną z niechęcią do rewolucji i stosowania przemocy. Aprobował natomiast bierny
opór, życie bliskie naturze i samodoskonalenie moralne jednostek poprzez chrześcijańską miłość
bliźniego. Bóg Tołstoja stanowił usposobienie racjonalności skojarzonej ze sprawiedliwością. Silnie
akcentowany populizm zbliżał pisarza do rosyjskich narodników i anarchistów spod znaku
Kropotkina, tak jak i on wierzących w spontaniczną pomoc wzajemną, powszechne braterstwo i
wyższość moralną ludu. Toteż zbieżne są z ich wizją przyszłości jego własne koncepcje egalitarnych,
wspólnotowych i nieco ascetycznych w swoich „naturalnych" potrzebach komun. Wyróżnia go
natomiast nieprzejednany, wrogi stosunek do całej kultury „wysokiej", ostro przeciwstawionej
wyidealizowanej kulturze ludowej.

Rzecz jasna, nie wszyscy chrześcijańscy anarchiści podzielali skrajność niektórych opinii Tołstoja, u
każdego z nich wszakże odnaleźć można ten sam moralistyczny ton i sposób rozumowania. W
środowiskach anarchistycznych Tołstoj, który sam siebie nigdy z anarchizmem nie identyfikował,
przyjmowany był z szacunkiem, ale nie bezkrytycznie. Wątpliwości budził jego stosunek do religii,
postulowany pasywizm, a przede wszystkim stosunek do haseł rewolucyjnych. Największą
popularnością cieszył się w Rosji i w Anglii, gdzie najdłużej przetrwały tołstojowskie komuny.
Duże zróżnicowanie ideologii anarchistycznej, zarysowujące się coraz wyraźniej w miarę upływu lat i
wynikające z tego zróżnicowania ostre polemiki wewnętrzne wyczerpujące szczupłe siły ruchu
narażonego na nieustanne ataki świata zewnętrznego — wszystko to sprawiło, że ludzie identyfikujący
się z anarchizmem najmocniej dostrzegali potrzebę wzajemnej tolerancji i zwarcia szeregów. O
przejście do porządku dziennego nad istniejącymi różnicami apelowali wielokrotnie Elisée Reclus i
Nettlau. W takim też duchu , w podzielonym na kolektywistów i anarchokomunistów środowisku
anarchistów hiszpańskich zrodziła się idea anarchizmu „bezprzymiotnikowego" (sine adjectivos). Była
ona wspólnym dziełem Tarridy del Marmola (w pracy La teoria revolucionaria) oraz Ricardo Melli,
który 12 stycznia 1889 r. opublikował w organie robotników sewillskich „La Solidaridad" artykuł
zatytułowany La Anarquía no admite adjectivos:

„Wśród rozmaitych teorii rewolucyjnych, które usiłują zagwarantować pełne wyzwolenie społeczne
najbardziej zgodne z Naturą, Nauką i Sprawiedliwością jest taka, która odrzuca wszystkie dogmaty
polityczne, społeczne, ekonomiczne i religijne — tzn. Anarchia bez przymiotników" — czytamy w
artykule. Koncepcja ta stwarzała realną perspektywę przezwyciężenia istniejących podziałów
wynikających niekiedy wyłącznie z posługiwania się odmiennymi terminami („amorfizm" S. Merlino,
„akratyzm" R. Pellicer, „aterkracja" C. Pelletier itp.). Nigdy jednak do tego nie doszło, pomimo
przychylnego stosunku „La Révolte" oraz wielu wybitnych anarchistów rozsianych na całym świecie.
W Stanach Zjednoczonych czołową jej propagatorką była Volterine de Cleyre, zaś we Francji po I
wojnie światowej Sebastian Faure, który rzucił hasło „anarchistycznej syntezy".
Część III

ANARCHIZM JAKO RUCH SPOŁECZNY

1. Ruch anarchistyczny na tle socjologicznej teorii ruchów społecznych

Stosunkowo niewielkie jak dotąd zainteresowanie badaczy ruchem anarchistycznym tłumaczyć można
rozmaitymi czynnikami — przemożnym oddziaływaniem sporów ideologicznych narzucających w
pierwszym rzędzie zainteresowanie warstwą doktrynalną, przekonaniem o niewielkim znaczeniu i
zakresie samego zjawiska, jego „mgławicowością" utrudniającą poddanie go naukowej analizie, a
nawet wątpliwościami czy ma sens wyodrębnienie go z całokształtu ruchu socjalistycznego. Te
ostatnie zastrzeżenia można dość łatwo oddalić odwołując się do przyjętych definicji ruchu
społecznego. Najogólniejsza z nich, zaproponowana przez socjologa amerykańskiego Blumera, twórcy
tzw. symbolicznego interakcjonizmu stwierdza, że jest to „zbiorowe przedsięwzięcie mające na celu
stworzenie nowego porządku życia". Ponieważ anarchiści występując zbiorowo działali samodzielnie,
zaś ich ideały nie pokrywały się z ideałami socjalistów, nic nie stoi na przeszkodzie by uznać, że obok
ruchu socjalistycznego istniał odrębny i niezależny odeń (przynajmniej od pewnego momentu) ruch
anarchistyczny.

Ruchy społeczne są z samej swej natury zjawiskiem tak różnorodnym i skomplikowanym, że wszelkie
próby ich analizy muszą mieć z konieczności charakter aspektowy, tzn. muszą się opierać na nieco
arbitralnym wyborze jednego z wielu możliwych punktów widzenia . Istnieją zatem podejścia
socjologiczne, antropologiczne, historyczne, psychologiczne, cybernetyczne itd. i odpowiednie do
nich ujęcia tematu. Psycholodzy np. widzą w ruchach społecznych ucieczkę jednostek od własnych
kłopotów, bądź też — jak twierdzi Toch — „wysiłek dużej liczby ludzi aby rozwiązać zbiorowo
problem, który uważają za wspólny". Ruchy stanowią w tym ujęciu zewnętrzny wyraz psychicznego
nieprzystosowania ich uczestników do istniejącej rzeczywistości; stwarzają im „iluzoryczne
rozwiązanie sytuacji problemowej", natomiast treść haseł, które głoszą nie ma większego znaczenia.
W podobnym duchu analizują ruchy społeczne socjologowie ze szkoły Parsonsa. Ponieważ
fundamentalną cechą tych ruchów jest ciążenie do zmiany (pomijając rzadkie wypadki ruchów dla
obrony istniejącego status quo), a zdaniem funkcjonalistów istnieje naturalny consensus pozwalający
traktować zastaną rzeczywistość jako normę, zmuszeni są analizować ruchy i ich uczestników w
kategoriach dewiacji, podkreślać ich „systemową dysfunkcjonalność". I w tym wypadku badaczy
interesuje bardziej ustalenie czynników sprzyjających odbieganiu jednostek od normy, niż to co owe
jednostki mają do powiedzenia. W odwrotną przesadę wpada dla odmiany socjologia marksistowska
starająca się zinterpretować wszystkie ruchy społeczne jako wyraz konfliktów klasowych,
sprzeczności interesów między klasami lub w łonie poszczególnych klas. Tę ekonomiczną wizję
społeczeństwa cechuje duża dowolność interpretacyjna. Redukcjonistyczne zabiegi często prowadzą
ponadto do skrajnych uproszczeń, zawsze zaś zacierają różnorodność analizowanych zjawisk.
Znajomość konkretnych motywacji uczestników ruchu nie jest już w tym wypadku potrzebna.
Politolodzy traktują ruchy społeczne jako naturalny składnik każdego pluralistycznego społeczeństwa,
widząc z nich bądź nieformalne grupy nacisku, bądź ciała pośredniczące między władzą a
obywatelem, bądź wreszcie czynnik usprawniający krążenie elit (szkoła Pareto) . Dla antropologów są
wyrazem społecznej natury człowieka, zaś historycy uwypuklają ich zmienność w czasie i związek z
ogólnym charakterem epoki. Można również spoglądać na nie jak na istotny element systemu
komunikacji społecznej.

Specjaliści problematyki ruchów społecznych zgadzają się ze sobą tylko w jednym punkcie; w tym
mianowicie, że są one formą działania zbiorowego mającą zapewnić uczestnikom wpływ na istniejący
porządek społeczny (jego zmianę bądź, rzadziej, utrzymanie). Poważne różnice stanowisk zarysowują
się już na etapie definicji. Ci spośród autorów, którzy przeciwstawiają ruchy zinstytucjonalizowanym i
zbiurokratyzowanym formom życia społecznego kładą nacisk na ich spontaniczność i brak organizacji
(Katz, Toch) , natomiast inni, dokonujący subtelniejszych rozróżnień, pragnąc oddzielić social
movements od social trends stwierdzają coś wręcz przeciwnego (Hagopian). Amerykański historyk i
socjolog Charles Tilly łączący zainteresowania teoretyczne z głęboką znajomością nowożytnych
ruchów społecznych uważa, że nawet najprymitywniejsze ruchy byłyby nie do pomyślenia bez pewnej
dozy organizacji i świadomości uczestników. Ponadto jako cechy konstytutywne tych form
aktywności społecznej wymienia się m.in.: masowość i zdolność do pozyskiwania nowych
popleczników (Cameron) , nie efemeryczność i wykraczanie poza zasięg lokalny (King), silną
integrację wewnętrzną (Katz, Tilly), którą część badaczy przypisuje oddziaływaniu ideologii
(Heberle), posiadanie programu bądź przynajmniej wyartykułowanych celów (Toch).

Wieloaspektowość ruchów społecznych sprawia, że klasyfikować je można na wiele sposobów.


Powoduje to ogromne zamieszanie terminologiczne w literaturze naukowej poświęconej temu
problemowi. Zaprezentowanie własnej oryginalnej typologii zdaje się być główną ambicją znacznej
części badaczy. Wyróżnia się więc na przykład: ruchy czynne, uśpione i pozorne (active, latent,
ostensible — Toch); ruchy właściwe i kontrruchy — zwalczające zmiany (V.d. Zanden) ; ruchy
właściwe i ruchy efemeryczne (Wilkinson); ruchy zorientowane na realizację określonych zasad bądź
wartości (normoriented, valueoriented — Smelser); ruchy o celach ogólnospołecznych bądź
wyrażające wąskie interesy własnych uczestników (tak zwane expressive groups — King i inni);
ruchy społeczne, przestrzenne — np. emigracje, oraz niby-ruchy (social, special i quasimovements —
Heberle); ruchy czyste lub mieszane — których uczestnicy są silnie zróżnicowani (Mc Laughlin);
ruchy jawne lub spiskowe (Toch). Ze względu na stawiane sobie cele i determinację z jaką gotowe są
walczyć o ich urzeczywistnienie, ruchy dzielone są najczęściej na reformatorskie i rewolucyjne lub
reformatorskie, rewolucyjne i reakcyjne. Szeroko rozpowszechniony jest również podział na ruchy
normalne i radykalne — nazywane niekiedy ekstremistycznymi — skupiające szczególne
zainteresowanie badaczy oraz podział uwzględniający stosunek do przemocy. Charles Tilly, który
podważa sensowność wyróżniania violent movements, posługuje się dla odmiany kategoriami działań
zbiorowych o charakterze rywalizacyjnym, reaktywnym — podejmowanym w obronie statusu — i
proaktywnym, dla poprawy statusu (competitive, reactive i proactive collective actions). Odróżnia
przy tym obronne, zaczepne, prymitywne i nowoczesne formy takich działań.

Stosunkowo największe uznanie zyskała sobie typologia Blumera, który wyodrębnia trzy podstawowe
kategorie ruchów społecznych: ogólne, szczególne oraz ruchy służące wyłącznie interesom
uczestników (expressive). General movements takie jak pacyfizm, ruchy młodzieżowe, rasowe,
proimperialistyczne charakteryzują się płynnością struktury, nieciągłością działania, żywiołowością,
ogólnikowością haseł, natomiast specific movements mają konkretny, jasno określony cel i trwałe,
sztywne formy organizacyjne. Anarchizm mieścił się w tym schemacie naturalnie w pierwszej
kategorii. Zgodnie z innymi propozycjami terminologicznymi, silniej akcentującymi styl działania
ruchu należałoby wiązać anarchizm z pojemnym pojęciem ruchów o charakterze milleneryjnym. Ich
cechą fundamentalną, zdaniem Normana Cohna, który przeanalizował średniowieczne wystąpienie
tego rodzaju, była bezkompromisowość — fanatyczna wiara w bliskie urzeczywistnienie własnych
ideałów, połączona z totalnym odrzuceniem zastanej rzeczywistości; manichejska wizja świata jako
miejsce starcia sił dobra z siłami zła. Podkreśla się także ich tendencje egalitarne oraz dążenie do
kolektywnego zbawienia, które nadaje im charakter „religii grup upośledzonych" (TaImon).

Nieprzebrane bogactwo minionych i współczesnych ruchów społecznych stanowi dla socjologów


raczej przeszkodę niż pomoc i utrudnia wyciągnięcie jednoznacznych wniosków. Kwestie takie, jak
rola ideologii czy zależność między środkami a celami, zwłaszcza między taktyką działania a
skutecznością ruchu budzą od lat poważne kontrowersje. Strukturalne podobieństwa składu
osobowego, form organizacyjnych czy faz rozwojowych nie muszą bynajmniej przesądzać o
zbieżnościach pod innymi względami. W zaproponowanej przez Wilkinsona dziesięciopunktowej
klasyfikacji ruchów społecznych ruch anarchistyczny umieścić można w kilku różnych miejscach:
wśród sekciarskich ruchów milleneryjnych (pkt 1), wśród ruchów wyrażających protest moralny (pkt
6) i wreszcie między ruchami rewolucyjnymi, oporu i kontrkultury (pkt 7) .

W biografiach ruchów, wielkich czy małych, wyodrębnić można schematycznie cztery główne fazy:
okres początkowy (incipenf), który wymaga natrafienia na sprzyjające warunki zewnętrzne, aby dalsza
ewolucja była w ogóle możliwa, okres tworzenia zrębów organizacyjnych (organisational), najdłuższą
zazwyczaj fazę stabilizacji (stable) oraz fazę końcową, która może przybierać bardzo różną postać.
Anarchizm przeżywający periodyczne fluktuacje aktywności należy do nielicznych ruchów, które nie
mieszczą się w tym schemacie. Długie okresy uśpienia przerywane są w nim fazami gorączkowej,
wzmożonej działalności, przybierającej wciąż nową postać dostosowaną do zmieniającej się
rzeczywistości.

Mniej dostrzegalna jest specyfika anarchizmu w kwestii podziałów wewnętrznych uczestników ruchu.
Pomimo niechęci do poddania się jakiejś obowiązującej dyscyplinie oraz do tworzenia form
zorganizowanych, które to czynniki1 sprzyjają stratyfikacji najbardziej, również w ruchu libertarnym
dostrzec można, przynajmniej w zarodkowej postaci, istnienie (nieformalnych) przywódców
otoczonych świtą, elit i subelit, mas członkowskich i pozostających na zewnątrz grup sympatyków.
Jednakże, ze względu na silny egalitaryzm i kluczową rolę ideologii, największe znaczenie ma w tym
wypadku sygnalizowany w literaturze przedmiotu podział na ideologów, wierzących i ludzi czynu,
albo jeszcze ogólniejsze rozróżnienie między agitatorami a ich klientelą. Niektórzy autorzy odróżniają
„apostołów" od „techników" anarchizmu. Nie ma tu natomiast żadnego zastosowania istotny dla
zdecydowanej większości ruchów podział na biurokratów i entuzjastów.

W świetle dotychczasowych wywodów ruch anarchistyczny jawi się jako niezbyt typowy przypadek
ruchu radykalnego o silnych cechach chiliastycznych, spojonego więzią ideologiczną i oburzeniem
moralnym; bezkompromisowego ruchu rewolucyjnego dążącego do całkowitej przebudowy świata.
Bookchin definiuje go zwięźle jako „samorządny ruch rewolucyjny".
2. Geneza ruchu anarchistycznego w Europie Zachodniej.

Jego typologia, zakres i liczebność

Ocena przyczyn narodzin ruchu anarchistycznego uwarunkowana jest w znacznym stopniu ogólną
wizją problemu. Sami anarchiści, a także ci spośród badaczy, którzy, idąc ich tropem, koncentrują
uwagę na zagadnieniach ideologicznych, skłonni są ujmować go jako zjawisko ponadczasowe,
pojawiające się i ginące cyklicznie — zbiorowy wyraz wiecznego protestu wrażliwych jednostek
przeciwko niesprawiedliwości i przemocy w świecie, w którym wypadło im żyć; dążenie do
zbudowania na jego gruzach nowego, lepszego i szczęśliwego świata. Wyjaśnienie to odwołuje się
zatem do czynników o charakterze psychologicznym i moralnym. Jego słabością jest stosunkowo
słabe oparcie w materiale historycznym. Wymaga bowiem karkołomnego zacierania różnic pomiędzy
wczesnochrześcijańskimi gminami czy sektami czasów Reformacji a ubiegłowiecznymi grupami
odrzucającymi autorytet „Boga i Pana" lub przedstawicielami kontrkultury naszych czasów. Co
więcej, nie tłumaczy bynajmniej mechanizmu pulsacji — dlaczego grupy tego rodzaju mnożyły się w
pewnych epokach, w innych natomiast nie wiadomo nam hic o ich istnieniu. Z tych właśnie względów
ta popularna niegdyś interpretacja (Bravo, Czerkiezow, Garin, Russell, Zoccoli) budzi uzasadnione
wątpliwości. Jednakże samo uznanie historycznych uwarunkowań i chronologicznych ograniczeń
ruchu anarchistycznego nie przesądza jeszcze wcale o uzgodnieniu stanowisk. Chociaż zdecydowana
większość autorów sytuuje początki ruchu w wieku dziewiętnastym, ci, którzy przypisują mu
charakter parareligijny, dostrzegają jego istnienie już w czasach Lutra i Kalwina. Kropotkin
dopatrywał się anarchizmu w działaniach mas ludowych podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej.
Koncepcja ta zakładała, że ruch anarchistyczny nie potrzebował inspiracji z zewnątrz, że był
spontanicznym, samodzielnym „odkryciem" mas. Wielu innych anarchistów, przede wszystkim zaś
Nettlau, z którymi Kropotkin spierał się zawzięcie w tej sprawie , colę sojusznika przypisywało
ideologii libertarnej trafiającej na podatną glebę. Powoływano się na przykład Hiszpanii, gdzie
wysłany przez Bakunina jesienią 1868 r. Giuseppe Fanelli potrafił — nie znając języka hiszpańskiego
— błyskawicznie pozyskać dla „sprawy" tysiące zwolenników, a także Włoch i Jury, gdzie impuls
wyjściowy dał osobiście sam Bakunin oraz Rosji, w której identyczną rolę odegrać miały przerzucone
przez kordon graniczny pisma Bakunina i Kropotkina. Nie należy wszakże zapominać, że niezależnie
od sprzyjającej sytuacji wewnętrznej, w każdym z tych krajów myśl i działalność libertarna miała już
wcześniej ugruntowaną tradycję. W Hiszpanii oddziaływał federalizm Piy Margalla —
entuzjastycznego zwolennika Proudhona; we Włoszech utrzymywały się tradycje karbonarskie, działał
również przykład Carlo Pisacane, zawieszonego między republikanizmem a ideałem rewolucji
społecznej; w Rosji silnie zakorzenione były tradycje buntarskie. Słowem, tylko w Szwajcarii gleba
była do tej pory jałowa, ale tam właśnie na przełomie siódmej i ósmej dekady XIX w. stwarzały
ferment ideowy skupiska emigrantów politycznych z całej Europy oraz liczne sekcje I
Międzynarodówki. Augustę Spichiger, jeden z czołowych działaczy Jury wspomina, że „przed
pojawieniem się Pierwszej Międzynarodówki robotników naszego zegarmistrzowskiego regionu w
sprawach ekonomicznych i społecznych cechował absolutny marazm i brak inicjatywy". Inspiracja
zewnętrzna jest także bardzo widoczna w anarchizmie angielskim i amerykańskim zapoczątkowanym
i zmajoryzowanym przez emigrantów. We Francji, obok Komuny Paryskiej, decydujący impuls dały
książki Proudhona. Również w Niemczech, gdzie ruch anarchistyczny rozwijał się słabo i w
oderwaniu od innych obszarów, stanowił on produkt samodzielnej ewolucji niewielkich skądinąd
grupek robotników i inteligentów, zazwyczaj odszczepieńców od potężniejącego ruchu
socjalistycznego. Ten, z konieczności, pobieżny przegląd katalizatorów ruchu anarchistycznego,
ujawnia jedną z jego cech najistotniejszych — ogromne zróżnicowanie w poszczególnych krajach.
Uwidacznia się to jeszcze jaskrawiej w zróżnicowaniu składu społecznego oraz. w niekończących się
sporach na temat społecznych, politycznych i gospodarczych uwarunkowań tego, ruchu.
Apodyktyczne uogólnienia wygłaszane przez poszczególnych autorów w tej ostatniej kwestii
uzależnione są, z czego rzadko zdają sobie sprawę, od obszaru, który obrali za miarodajny punkt
odniesienia, toteż pasują jedynie do części analizowanych zjawisk. Bez uwzględnienia zróżnicowanej
sytuacji w poszczególnych państwach i regionach Europy, nie sposób wyjaśnić bogactwa form i
postaci ubiegłowiecznego ruchu anarchistycznego.

Autorzy, którzy odwołują się w pierwszym rzędzie do przykładu Włoch, Hiszpanii czy Rosji
podkreślają z upodobaniem zacofanie gospodarcze tych obszarów, kontrast między wielkimi
majątkami ziemskimi z jednej strony a masami sproletaryzowanych chłopów — z drugiej, niską
kulturę polityczną i brak zalegalizowanych form wyrażania protestu kanalizującego nastroje
niezadowolenia, tradycje powstań chłopskich, szczególną rolę religii i Kościoła. W myśl tej koncepcji
anarchizm był prymitywnym i anachronicznym ruchem biedoty wiejskiej w krajach o zacofanej
strukturze społecznej (Hobsbawm, Ayric.hr, Kapłan). Tymczasem autorzy opracowań niemieckich
zapewniają nas równie stanowczo, że mamy do czynienia z „ruchem wielkomiejskim" (Grosstadt
Bewegung), który „był w swojej masie ruchem robotniczym". Francuzi i Szwajcarzy twierdzą, że
kluczem do zrozumienia tego zjawiska jest organizacja pracy w warsztacie rzemieślniczym. Nie brak
wreszcie opinii przypisujących ruchom libertarnym zasadniczo inteligencki charakter; Wiążących je z
sytuacją młodzieży, studentów, cyganerii artystycznej. Wobec tak zasadniczych różnic
interpretacyjnych wydaje się konieczne wyodrębnienie w ich łonie przynajmniej dwóch nurtów
specyficznych: anarchizmu wiejskiego (chłopskiego) oraz miejskiego (rzemieślniczo-
przemysłowego). Chociaż nie było między nimi istotnych różnic ideologicznych, ich genezą była
nieco odmienna. Stojąc na gruncie tezy o prymitywizmie anarchizmu, nie . sposób bowiem wyjaśnić
dlaczego rozkwitł najbujniej w rozwiniętej gospodarczo Katalonii, a nie istniał praktycznie na Sycylii,
spełniającej pozornie wszystkie warunki i legitymującej się wielkimi tradycjami społecznego
bandytyzmu.

Wizja agrarnego anarchizmu jaka dominuje w literaturze przedmiotu od czasów Hiszpańskiego


labiryntu Brenana jest jednostronna i mocno uproszczona . Uwzględnia jedynie te aspekty, które wiążą
go z tradycyjnymi ruchami chłopskimi epoki feudalnej; wyolbrzymia jego niedojrzałość polityczną,
tradycjonalizm i skłonność do stosowania zbiorowej przemocy. Z badań L. Tilly wynika na przykład,
że we Włoszech wystąpienia tego rodzaju były przemyślane i racjonalne — dostosowane do
niestabilnej sytuacji politycznej i rzeczywistych możliwości działania, a nierzadko przy tym
skuteczne. Anarchizm agrarny nie ogarniał bynajmniej regionów najuboższych. Czynnik ekonomiczny
odgrywał tu rolę drugorzędną. To nie głód czy jakiś endemiczny wirus rebelii skłaniał do działania
wieśniaków z pueblos górzystej Andaluzji, lecz opór przeciwko\ rosnącej omnipotencji państwa, do
której byli nieprzyzwyczajeni. Występując przeciwko urzędnikom manifestował swoje pragnienie
podmiotowości skuteczniej niż ci chłopi, którzy wspierali republikanów. Był to zarazem ruch o silnej
proweniencji moralnej, wyrażający protest wobec zepsucia otaczającego ich świata i, pomimo ostrego
antyklerykalizmu, zakorzeniony w etyce chrześcijańskiej. W anarchizmie tego rodzaju mieszały się
więc wątki typowe dla sekt i ruchów ludowych minionych wieków z elementami zupełnie nowymi,
stanowiącymi reakcję na zmieniającą się w XIX w. koncepcję państwa. Zdecydowana wola
zachowania autonomii oraz własnej tożsamości duchowej znalazła w poglądach Proudhona i Bakunina
znakomitą ideologiczną podbudowę. Hasła wolnościowe i kolektywistyczne padały tu na podatny
grunt .
Początki zorganizowanego i świadomego ruchu anarchistycznego typu miejskiego datować można
dość precyzyjnie na przełom lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych minionego stulecia. Wiążą się
one ściśle z libertarnymi i federalistycznymi tendencjami w łonie Międzynarodowego Stowarzyszenia
Robotników, te zaś z kolei — z ogólną sytuacją społeczno-gospodarczą ówczesnej Europy.

Według klasycznej interpretacji marksistowskiej miał to być protest zagrożonego w swojej egzystencji
drobnomieszczanina przerażonego narastającą konkurencją kapitalistyczną w dobie intensywnej
industrializacji. Marksiści z upodobaniem podkreślają, że do klasy robotniczej ruch ten „wniesiony
został z zewnątrz" przez „radykalne siły drobnomieszczańskie", zapominając, ze odnosi się to w
jeszcze większym stopniu do tak zwanego socjalizmu naukowego. Cechujący ich redukcjonizm
ekonomiczny — sprowadzenie skomplikowanych zjawisk społecznych i ideologicznych do klasowo
pojmowanych interesów gospodarczych — prowadzi często do skrajnych uproszczeń. Tak właśnie ma
się sprawa z tezą o drobnomieszczańskim charakterze ruchu anarchistycznego, która nawet we Francji
i w Jurze, gdzie czynnik ten był najsilniejszy, nie jest w stanie wyjaśnić popularności idei
kolektywistycznych i komunistycznych. Bianco kończy swoją drobiazgową analizę anarchizmu z
rejonu Marsylii stwierdzeniem, że ani ideały, ani uczestnicy tamtejszych grup „w niczym nie
potwierdzają sugestii jakoby był to ruch drobnomieszczański" .

Spośród innych wyjaśnień narodzin ruchu anarchistycznego na szczególną uwagę zasługują tezy
Jamesa Jolla, który widzi w nim połączenie dwóch różnych tradycji: średniowiecznej, chiliastycznej
wiary oraz oświeceniowego racjonalizmu. Ta dwoistość natury tłumaczyć ma wszystkie anomalie i
sprzeczności występujące w łonie ruchu. I on jednak trzyma się interpretacji ekonomicznej.

Zrozumienie zjawiska anarchizmu wymaga, jak się wydaje, szerokiego uwzględnienia politycznych i
społecznych realiów epoki. Składały się nań nie tylko konflikty klasowe, lecz także zjawiska tej rangi,
co kształtowanie się narodów państwowych i nowoczesnych społeczeństw obywatelskich, co
pociągnęło za sobą ogromne rozbudzenie aspiracji politycznych i społecznych szerokich rzesz
ludności, dawniej biernych i pogodzonych ze swoim losem. Do realiów drugiej połowy
dziewiętnastego wieku zaliczyć też wypada rosnącą centralizację— rozszerzenie funkcji państwa i
wzmacnianie jego struktur. Procesy te, równolegle do postępów industrializacji i kapitalizm
zarysowały się szczególnie wyraźnie w Prusach, Francji, Włoszech, Belgii — a więc w krajach, w
których anarchizm odegrał rolę niepoślednią. Niechętną reakcję grup społecznych nie mających
bezpośredniego udziału we władzy łagodziła przez jakiś czas rosnąca demokratyzacja stosunków
wewnętrznych. Pojawienie się pod koniec XIX w. ruchu anarchistycznego w Szwajcarii, Francji czy
we Włoszech można potraktować jako symptom narastającego rozczarowania do demokracji
niektórych upośledzonych społecznie środowisk. Obwarowane cenzusem wybory i konkurujące ze
sobą zawzięcie partie polityczne niczego w ich życiu nie zmieniały. Państwo miało minimalny wpływ
na warunki w jakich żyły i ich sytuację ekonomiczną. Jawiło im się wyłącznie pod postacią policjanta,
komisji poborowej i poborcy podatkowego; wydało się czymś obcym i wrogim. Drugą falę
popularności anarchizmu wiązać można, analogicznie, z napływem osób zawiedzionych efektami
działania licencjonowanych partii robotniczych wzrastających coraz mocniej w tkankę polityczną
burżuazyjnego państwa.

W literaturze na temat anarchizmu dominuje tendencja do wyjaśnień monokauzalnych. Ta przejęta z


fizyki klasycznej zasada nie ma jednak w badaniach historycznych głębszego uzasadnienia.
Wydarzenia i zjawiska są efektem splotu rozmaitych czynników. Nic zatem nie stoi na przeszkodzie
by Uznać, że narodziny ruchu anarchistycznego miały obok aspektów ekonomicznych także i inne
przyczyny. Co więcej, że ich proporcje zmieniały się w zależności od obszaru i środowiska; słowem
— że wiodły doń różne drogi i różne zaspokajał potrzeby, tak jak różny był anarchizm wiejski i
miejski, francuski i niemiecki, robotniczy i inteligencki. Tylko w ten sposób — dopuszczając
zróżnicowanie źródeł anarchizmu — wyjaśnić można zadowalająco, bez rażących uproszczeń, jego
wszystkie przejawy. Dla awangardowych artystów z cyganerii anarchizm mógł być, przykładowo,
naturalną konsekwencję ich stylu życia, który rzucał wyzwanie obowiązującym gustom i
konwencjom; dla inteligentów — skutkiem zniechęcenia do panujących ideologii, poszukiwania
nowych, radykalnych form walki o lepszy świat; dla pracowników fizycznych — najskuteczniejszą ze
znanych im i dostępnych formą manifestacji własnej tożsamości i odrazy do całej ówczesnej
rzeczywistości.

Prócz omówionych już wzorów interpretacyjnych w literaturze naukowej spotkać się można również z
próbami wyjaśnienia odwołującymi się wyłącznie do czynników natury psychologicznej, traktującymi
ruch anarchistyczny, jako osobliwa postać zbiorowej dewiacji (C. Mills), wyalienowania z różnych
klas społecznych (Wimmer), czy też — jak chce H. Read, wierny psychoanalizie — jako bunt
antyreligijny, w którym walka z ojcem przybiera zakamuflowaną formę walki z wszelkimi przejawami
hierarchii bądź przymusu. Koncepcje te nie znajdują wszakże potwierdzenia faktograficznego i nie
wydają się płodnym kierunkiem poszukiwań.

Znacznie większą zgodność poglądów niż w kwestii genezy zaobserwować można przy omawianiu
typów i faz ruchu anarchistycznego. Poza zasadniczym podziałem na anarchizm wiejski i miejski,
wyróżnia się niekiedy cztery odmiany dziewiętnastowiecznego ruchu anarchistycznego: agrarną,
rzemieślniczą, syndykalistyczną i inteligencką; przy czym dwie pierwsze kategorie jako wcześniejsze i
bardziej prymitywne, przeciwstawiane są postaciom dojrzałym. Były to jednak, w najlepszym razie,
współdziałające ze sobą i wzajemnie się uzupełniające tendencje, a nie jakieś oddalone w czasie
odrębne formy ruchu.

Lata 1870-1914 stanowią bez wątpienia szczytowy okres w dziejach europejskiego anarchizmu.
Wyodrębnienie w nim jakichś kolejnych faz rozwojowych jest jednak zadaniem niezwykle trudnym
wskutek efemeryczności, niespójności, dużego zróżnicowania i dyspersji ruchu. Biorąc za punkt
wyjścia kryterium organizacyjne cały ten okres podzielić można na dwa podokresy, przedzielone
krótką fazą przejściową. W pierwszym okresie zakończonym w roku 1877 kongresami w Verviers i
Gandawie czynnikiem spajającym były struktury organizacyjne antyautorytarnej Międzynarodówki
zdominowanej przez zwolenników Bakunina. Niekwestionowany autorytet posiadała wówczas
Federacja Jurajska, stanowiąca centrum ruchu. Preferowano taktykę inspirowania ludowych powstań
(Włochy, Hiszpania), zaś w teorii panował niepodzielnie kolektywizm. Kolejne cztery lata do
kongresu londyńskiego w 1881 r. były okresem przejściowym, w którym przy braku formalnych więzi
organizacyjnych utrzymywały się jeszcze związki nieformalne, zaś ton nadawali w dalszym ciągu
ludzie z otoczenia Bakunina. Ruch uległ wówczas znacznemu osłabieniu i rozproszeniu, ginąc
praktycznie w Jurze, pojawiając się natomiast na wielu dziewiczych dotąd obszarach (Austro-Węgry,
USA, Ameryka Łacińska). Towarzyszyło tym zmianom stopniowe odchodzenie od kolektywizmu, zaś
w taktyce — przyjęcie koncepcji „czynu indywidualnego" i wzmożone zainteresowanie terrorem (na
razie czysto teoretyczne).

Poczynając od roku 1881 ruch anarchistyczny nie ma już żadnego jądra. Rolę tę spełnia zastępczo i z
ograniczonym skutkiem doktryna anarchokomunistyczna oraz eksponujące jej założenia pismo „La'
Révolte", Najsilniejsze i najtrwalsze ośrodki formują się we Francji i w Hiszpanii. Anarchiści
nastawiają się wówczas na działanie długofalowe, odkrywają nowe pola zainteresowań, umacniają
własną odrębność, czego ostatecznym wyrazem jest zerwanie związków z ruchem socjalistycznym po
londyńskim kongresie II Międzynarodówki (1896). Stają się jednocześnie ofiarami wzmożonych
prześladowań. Jest to okres długi i heroiczny, w którym przeplatają się wzloty i upadki; okres w
którym ruch poddaje się zwodniczemu czarowi różnych przejściowych mód (zamachy bombowe,
działania pozaprawne, syndykalizm), ale zachowuje własną tożsamość i objawia niemałą witalność.
Może się również poszczycić dużym dorobkiem teoretycznym (książki Kropotkina, Reclusa, Grave'a,
Nieuwenhuisa, Landauera). Niemniej jednak wnikliwy obserwator musi zwrócić uwagę na narastające
z upływem lat rozdrobnienie. Wybuch wojny w 1914 r. przyspieszył tylko ten proces.
3. Anarchiści — portret zbiorowy

Szczupłość i wyrywkowość danych charakteryzujących anarchistów pod względem psychologicznym


i socjologicznym sprzyja zakorzenianiu się mitów. Nawet w literaturze naukowej zetknąć się często
można z równie arbitralnymi co gołosłownymi stwierdzeniami wiążącymi jednoznacznie ruch
libertarny z jakimś konkretnym środowiskiem, klasą społeczną, grupą zawodową, czy przypisującymi
mu określone wynaturzenia psychiczne. Aczkolwiek te apodyktyczne oceny identyfikujące
anarchistów np. z „przestraszonym drobnomieszczaninem" lub „prymitywnym chłopem", bądź
upatrujące w nich psychopatów, element kryminogenny, fanatyków wolności czy, w najlepszym razie,
utopijnych marzycieli o cechach średniowiecznych chiliastów nie mają wiele wspólnego z
rzeczywistością, to jednak ukryta w nich sugestia istnienia differentia specifica uczestników ruchu
zasługuje na wnikliwe rozpatrzenie. Jako, ruch skrajny i radykalny, zakładający totalną negację
rzeczywistości anarchizm mógł być przecież atrakcyjny dla dość ograniczonego kręgu osób. Tej
zdroworozsądkowej opinii sugerującej homogeniczność przeciwstawia się jednak nasza wiedza o
dużym zróżnicowaniu ruchu pod względem społecznym. Czynników wyróżniających szukać zatem
należy gdzie indziej. Pogląd jakoby każdej ideologii odpowiadała charakterystyczna dla niej i
specyficzna baza społeczna nie potwierdził się przy porównaniach francuskich jakobinów i
żyrondystów. W wypadku anarchistów wydaje się jeszcze mniej uzasadniony, ze względu na płynność
przechodzenia do innych ugrupowań w obrębie lewicy. Podobne wątpliwości wzbudzają również
próby wyjaśniania wszystkich podziałów istniejących w łonie samego ruchu czynnikami o charakterze
socjologicznym. W istocie rzeczy o skłonnościach do anarchizmu decydowały stosunkowo najsilniej
określone cechy psychiczne — typ umysłowości i Wrażliwości, stosunek do świata i ludzi oraz
uznawany system wartości. Cechy te okazywały się z reguły ważniejsze od podziałów klasowych i
narodowych, bądź różnic poziomu wykształcenia.

Jak zatem scharakteryzować można sylwetkę psychologiczną ubiegłowiecznego anarchisty? To


pytanie rodzi natychmiast następne - o źródła naszej wiedzy w tym względzie. Trudno przecież
zadowolić się pospiesznymi i stronniczymi relacjami, którymi zasypywały czytelników media epoki
zamachów, nawet jeśli wsparte były nazwiskami ludzi o niepodważalnym autorytecie naukowym.
Owo podszyte sensacyjnością zainteresowanie nie owocowało zresztą żadnymi wartościowymi
opracowaniami, co wiązało się w pewnej mierze z nagminnym sytuowaniem anarchistów w szerszych
kontekstach. Godny uwagi wyjątek stanowi jedynie znane studium Hamona. Jego słabości, wynikające
z tendencyjności autora i ograniczenia się przezeń wyłącznie do przedstawicieli anarchokomunizmu
rekompensuje w pewnej mierze fakt, że wnioski opierają się na interesujących badaniach
ankietowych. Stu siedemdziesięciu respondentów Hamona z piętnastu krajów opisało dlaczego stali
się anarchistami, jak do tego doszło i czego spodziewają się po uczestnictwie w ruchu. Równie
ciekawy materiał przyniosła międzynarodowa ankieta zorganizowana w 1902 r. przez redakcję pisma
„Le Libertaire". Jej dziewięciopunktowy kwestionariusz umożliwia wgląd w psychikę aktywistów i
sympatyków anarchizmu. Naturalnie, przy rozpatrywaniu źródeł tego rodzaju liczyć się należy z
intencjonalną samoidealizacją autorów. Dotyczy to również rzadkich skądinąd pamiętników oraz, w
mniejszym stopniu, korespondencji. Dlatego, mimo swojej jednostronności, dużą wartość zachowują
w tej kwestii materiały policyjne reprezentujące spojrzenie z innej perspektywy, choć bynajmniej nie
beznamiętne.
Analiza przytoczonych źródeł wykazuje bezzasadność tych interpretacji, które wyjaśniają skłonność
do anarchizmu anomaliami umysłowymi bądź przeżyciami i sytuacją jednostek. Wśród obfitej
korespondencji napływającej do redakcji czołowych pism libertarnych znikomy procent stanowiły
listy zdradzające objawy niepoczytalności nadawców. Wprawdzie Odsetek ten był nieco większy w
wypadku ludzi skazanych w procesach sądowych „ery zamachów", ale wiązało się to w dużej mierżę z
nieuzasadnionym szafowaniem słowem „anarchista" przez przedstawicieli administracji.
Zdecydowaną większość wśród aktywistów znanych nam z nazwiska stanowili ludzie o inteligencji
przeciętnej lub ponadprzeciętnej, na ogół szerszych horyzontach i większych apetytach czytelniczych
niż ludzie z ich bezpośredniego otoczenia. Nie znajduje także potwierdzenia domysł, jakoby
rekrutowali się w większości spośród ludzi pokrzywdzonych przez los, wyalienowanych,
egzystujących na marginesie życia — ludzi, których poglądy stanowić by miały — jak to ujął Linse —
„resentyment pariasów wobec społeczeństwa". Koncepcja ta, wiążąca anarchizm bezpośrednio z
indywidualnym niedostosowaniem jednostki, jest jawnie błędna nie tylko w odniesieniu do czołowych
działaczy ruchu, z których wielu wywodziło się ze środowisk uprzywilejowanych i zamożnych, lecz
także z punktu widzenia szeregowych aktywistów. Biogramy anarchistów umieszczone w słownikach
działaczy ruchu robotniczego poszczególnych krajów nie dają w każdym razie podstaw do wysuwania
tego rodzaju sugestii. Ludzie takiego pokroju jak Damias, który traktował anarchizm jako ucieczkę od
rzeczywistości, stanowili zawsze i wszędzie wyraźną mniejszość.

Do najistotniejszych cech charakteryzujących anarchistów zaliczyć wypada aktywny stosunek do


życia, głęboką wrażliwość moralną sprawiającą, iż szczególnie mocno przeżywali niesprawiedliwość
w każdej postaci, umiłowanie wolności i niezależności, silny indywidualizm zespolony z wyczuleniem
na punkcie godności własnej.. Hamon przypisuje im „harmonijną mentalnóść" wynikającą z braku
jakichkolwiek Wątpliwości, co do słuszności wybranej drogi, niesprzeczności wyznawanych ideałów
oraz podporządkowania ich celowi ostatecznemu i konsekwencji w działaniu. Nie wydaje się to jednak
uzasadnione. Pomiędzy indywidualizmem a altruistyczną etyką anarchokomunistów istniało stałe
napięcie. Równie trudno było pogodzić deklarowaną niechęć do przemocy, tolerancję i szacunek dla
bliźnich, z buntowniczą postawą wobec świata. Francuski uczony przecenia także trwałość związków
z anarchizmem przeciętnych aktywistów. Ogromna większość spośród nich zaczynała przecież od
innych ideologii, a dla sporej liczby ruch libertarny okazał się tylko stacją przesiadkową. Nawet w
swoim anarchokomunistycznym wydaniu anarchizm nie był ani tak spójną, ani tak bezproblemową i
odporną na doświadczenie ideologią, jak bywa niekiedy przedstawiany.

Stan umysłów przeważającej liczby zachodnioeuropejskich anarchistów końca ubiegłego stulecia


mógłby służyć jako ilustracja pojęcia mentalności rewolucyjnej. Wiara w możliwość totalnego
zbawienia ludzkości przez nagłą i radykalną odmianę panujących warunków, bezwzględna supremacja
sprawy rewolucji traktowanej jako cel jedyny i samoistny, gotowość do bezgranicznych poświęceń i
męczeństwa,, niecierpliwość sprzężona z bezkompromisowością, którą zadowolić mogło wyłącznie
rychłe postawienie wszystkiego na jedną kartę, taktyka „wszystko albo nic" — to wszystko, w
słabszym lub silniejszym natężeniu, cechowało anarchistów włoskich, hiszpańskich czy francuskich
jeszcze w wiele lat po . śmierci Bakunina — przynajmniej do połowy lat dziewięćdziesiątych XIX w.
A jednak nawet wówczas opis powyższy nie pasował do zwolenników Ęisee Reclusa czy Lwa
Tołstoja, nie wspominając już o przedstawicielach kierunków indywidualistycznych. Chociaż w
każdym anarchiście było coś z heretyka, „coś" tym większe, im większe było jego umiłowanie
sprawiedliwości i prawdy, nie wszyscy bynajmniej odznaczali się buntowniczym temperamentem.
Swoją niezgodę na zastany porządek rzeczy objawiali w bardzo różny sposób.

Tym co wyróżniało anarchistów bodaj najwyraźniej było specyficzne połączenie pasji moralnej z
argumentami rozumowymi, a raczej, ściślej rzecz ujmując, podporządkowanie tych ostatnich prostym
zasadom etyki. Wyjaśnia to charakterystyczną dwoistość myślenia, którą zauważyło wielu
komentatorów — utopia przeplata się z realizmem, racjonalizm podszyty jest metafizyką, zaś ateizm
deklarowany jest z namiętnością godną średniowiecznych kacerzy. Wielu anarchistów było we
wczesnej młodości ludźmi głęboko religijnymi. Odrzucenie wiary stanowiło z reguły punkt zwrotny w
ich życiorysach. Ale nie przyszło im to łatwo. Religia pozostawiła trwały ślad w ich umysłach.
Dostrzec to można zarówno w humanitarystycznej etyce, jak i w skłonnościach do dualistycznych
podziałów na siły dobra i zła. Cechy takie, jak uproszczona wizja rzeczywistości i. upodobanie do
radykalnie prostych rozwiązań spowodowane są być może także tym samym czynnikiem.

Śladów religijnych zahamowań dopatrywać się można również w sferze apetytów zmysłowych i
towarzyszącej im etyki. Purytanizm włoskich i hiszpańskich anarchistów, albo niektórych komun na
terenie Francji czy Stanów Zjednoczonych zdecydowanie kontrastował z ich temperamentem,
aktywnością i ciekawością świata. Istniało jednak pod tym względem silne zróżnicowanie regionalne.
Wstrzemięźliwość seksualna, kulinarna i konfekcyjna cechowała w pierwszym rzędzie obszary
wiejskie i położone w klimacie umiarkowanym. Przypisywana anarchistom przez Hamona
uczuciowość i zmysłowość uwidaczniała się stosunkowo najsilniej na południu i w samym Paryżu.
Generalnie jednak, anarchistyczny ideał życia szczęśliwego daleki był od hedonizmu. Sztucznym i
wyszukanym przyjemnościom stanowiącym produkt cywilizacji przeciwstawiał radość płynącą z
zaspokajania prostych i naturalnych potrzeb człowieka żyjącego zgodnie z prawami natury. Ta
minimalizacja potrzeb przeradzała się łatwo w abnegację. Nieprzypadkowo zatem anarchiści kojarzyli
się czytelnikom gazet epoki fin de siecle z osobnikami o rozwichrzonych brodach i niestarannym
wyglądzie zewnętrznym, noszącymi tanie, zakurzone ubrania.

Nie wszystkie cechy występujące w ruchu libertarnym czasów Bakunina i Kropotkina miały charakter
immanentny. Niektóre uwarunkowane były wyraźnie specyfiką chwili historycznej. Optymizm
płynący z niezachwianej wiary w zbliżanie się zwycięskiej rewolucji i z przekonania, iż słuszność
własnej sprawy stanowi rękojmię sukcesu i ustąpił z czasem pola, po załamaniu się wiary w strajk
generalny, wyważonym ocenom. Analogiczne doświadczenia były udziałem emigrantów politycznych
różnych epok. Zepchnięci w XX wieku na margines głównego nurtu anarchiści zatracili
charakterystyczny dla siebie prozelityzm przywodzący na myśl ruchy chiliastyczne, zapowiadające
koniec świata. Nie zatracili natomiast optymistycznej wizji natury człowieka, wiary w powszechność i
siłę międzyludzkiej solidarności, w możliwość stworzenia bezkonfliktowego libertarnego
społeczeństwa i znalezienia takiego sposobu podziału dóbr i usług, który umożliwiałby radykalne
skrócenie czasu pracy.

Pomimo wybujałego indywidualizmu i słabych związków formalnych anarchiści identyfikowali się ze


swoim ruchem przynajmniej równie mocno, jak przedstawiciele innych radykalnych kierunków.
Dowodzi tego tendencja do tworzenia zamkniętych enklaw i spędzenia czasu we własnym gronie, a
także poczucie solidarności z aktywistami anarchistycznymi całego świata. Wydaje się nawet, że
internacjonalistyczna postawa była dla nich łatwiejsza i naturalniejsza niż dla socjalistów, wśród
których podziały narodowe odgrywały istotniejszą rolę. W każdym razie adaptacja anarchistów na
obcym terenie przebiegała z reguły niezwykle szybko. Wtopienie się w miejscowy grunt przy
znajomości języka nie nastręczało większych trudności.

Nakreślona powyżej charakterystyka anarchistów niewiele ma wspólnego z obrazem, który wyłania


się ze źródeł policyjnych i zdominowany jest przez straszak terroryzmu. Dla policji anarchiści dzielą
się na nieszkodliwych maniaków, marzycieli o skłonnościach do mistycyzmu, oraz na
zdesperowanych fanatyków spalanych żądzą zemsty, męczeństwa i samounicestwienia. Siły porządku
zarzucają im negatywizm, irrealizm i egoizm, a także egzotyczne upodobania — filoneizm
(zamiłowanie do nowości) i fascynację samochodami.

Motywy przypisywane anarchistom przez obrońców prawa nie znajdują na ogół potwierdzenia w
zeznaniach składanych podczas procesów lub w innych autentycznych wypowiedziach uczestników
ruchu. Wyłania się z nich obraz ludzi głęboko rozczarowanych rzeczywistością sprzeczną z ich
ideałami, ludzi spragnionych sprawiedliwości i szacunku dla siebie i bliźnich, nie widzących szansy
urzeczywistnienia swoich marzeń w ramach istniejących warunków. W jednym z wielu bliźniaczo
podobnych do siebie artykułów wyjaśniających przyczyny przystąpienia do ruchu Severine —
wieloletnia współpracowniczka francuskich pism anarchistycznych — stwierdza np., że w jej
wypadku „głębokie obrzydzenie do polityki stanowi pierwszy etap anarchistycznej konwersji" .
Uświadomienie sobie „nicości" polityki, brutalności i niesprawiedliwości władz przerodziło się
wkrótce w nienawiść do systemu kapitalistycznego, tyranii pieniądza, „próżności instytucji". Tego
rodzaju scenariusz uznać można za typowy.

Pomimo postaci tak wybitnych, jak Emma Goldman, Louise Michel, Federica Montseny czy
Voltairina de Cleyre, ruch anarchistyczny był zdominowany przez mężczyzn i to w bodaj jeszcze
większym stopniu niż inne, konkurencyjne ruchy tej samej epoki. Spowodowane to było nie tylko
tradycjonalizmem i większą religijnością kobiet, ich brakiem wykształcenia oraz nawyku do
aktywnego udziału w sprawach publicznych, lecz także niską aktywnością zawodową i wreszcie
antyinteligenckimi uprzedzeniami anarchistów odstraszającymi nastawione radykalnie młode,
energiczne przedstawicielki płci pięknej, które chętnie udzielały się na różnych polach. W efekcie
odrębne grupy kobiece stanowiły w ruchu anarchistycznym wielką rzadkość.

Wyrywkowe informacje o aktywistach dotyczące przeważnie osób, którymi interesował się wymiar
sprawiedliwości, pozwalają stwierdzić, iż różnili się nieco wiekiem od działaczy innych ugrupowań
lewicowych. Średni wiek rewolucyjnie nastawionych działaczy robotniczych nie przekraczał we
Francji belle epoque dwudziestu kilku lat , podczas gdy wśród anarchistów przeważali na ogół ludzie
między dwudziestym piątym a trzydziestym piątym rokiem życia. W okolicach Tuluzy przeciętna
wieku anarchistów przekraczała nawet czterdzieści lat. Ponad trzydzieści lat liczyli sobie przeciętnie
również działacze Federacji Jurajskiej za czasów Bakunina. Oznacza to, iż w większości wypadków
opowiedzenie się za anarchizmem nie było bynajmniej spowodowane młodzieńczym radykalizmem;
że był to wybór świadomy i przemyślany, dokonywany przez dojrzałych ludzi znających inne opcje.
We Włoszech, w Hiszpanii i w Ameryce Łacińskiej anarchiści byli nieco młodsi, ale i tam
zaobserwować można wraz z upływem lat szybkie starzenie się ruchu.

Cechująca anarchistów wrodzona inteligencja rzadko poparta była dobrze ugruntowaną wiedzą
szkolną. Wynikało to nie tylko z braku pieniędzy na naukę i konieczności wczesnego podjęcia pracy
zarobkowej, ale i z niechęci do sztywnego systemu edukacyjnego. Wykazywali natomiast dużo
przedsiębiorczości w zdobywaniu wiedzy na własną rękę za pośrednictwem obfitych, choć
chaotycznych lektur, odczytów i, szczególnie przez nich ulubionych, dyskusji. Typowe dla samouków
wyrywkowe i nieformalne wykształcenie, jakie tą drogą nabywali, bywało niekiedy imponujące.
Zwracały także uwagę nieprzeciętne zdolności oratorskie wielu szeregowych uczestników ruchu.

Biografie czołowych działaczy libertarnych nie układają się w żaden jednolity model; wskazują na
wielość dróg wiodących do anarchizmu. Nie ulega jednak wątpliwości, że obok pewnych wrodzonych
predyspozycji psychicznych, środowiska domowego i sytuacji materialnej, praca zawodowa stanowiła
jeden z najistotniejszych czynników warunkujących poglądy i postawę aktywistów. Niektóre zawody
już z samej swej natury sprzeczne były z filozofią wolnościową; redaktorzy pisma, L'Anarchie"
podkreślali np. w 1913 r., że prawdziwy anarchista „nie może być patronem (szefem), żołnierzem,
gliną („flic"), czy księdzem" . Były wszakże i takie zawody, których charakter pasował do założeń
anarchizmu szczególnie dobrze. Można je podzielić na trzy grupy. Pierwszą i bodaj najważniejszą
stanowią zawody pozwalające zachować ograniczoną niezależność, respektujące indywidualizm i
potrzebę samodzielnego decydowania o sobie. Właściciel drobnego warsztatu rzemieślniczego pracą
własnych rąk zarabiający na życie jest dla tej grupy postacią najbardziej charakterystyczną. Z nieco
innych powodów związani są z anarchizmem przedstawiciele zawodów „wędrownych" —
akwizytorzy, domokrążcy, kolporterzy, robotnicy sezonowi i budowlani. Ich nomadyczny tryb życia
zaspokajał głód wiedzy o świecie, umożliwiał nawiązywanie szerokich kontaktów, ułatwiał wreszcie
ucieczkę przed policją. Słabiej niż w ruchu socjalistycznym reprezentowani są natomiast w
anarchizmie przedstawiciele zawodów „książkowych" (drukarze, introligatorzy), stanowiący
wykształconą elitę klasy robotniczej, aczkolwiek to właśnie z ich grona wywodził się Proudhon.
Jedynie w Niemczech odgrywali oni znaczącą rolę.

W literaturze przedmiotu zetknąć się można niekiedy z opiniami, jakoby anarchiści rekrutowali się z
kryminalistów, bezrobotnych oraz wykorzenionych inteligentów egzystujących w próżni społecznej .
Tymczasem autentycznych bezrobotnych było w ruchu niezwykle mało, zaś środowiska przestępcze, z
wyjątkiem krótkiego okresu mody na działania pozaprawne (1905-1912) odgrywały marginalną rolę.
Mało uzasadniona wydaje się także złośliwa opinia Engelsa, jakoby zwolennicy Bakunina składali się
z adwokatów bez praktyki, lekarzy bez pacjentów i bezrobotnych dziennikarzy. Analiza danych
osobowych członków Międzynarodówki w Rimini W 1874 r. wskazuje bowiem przykładowo, że aż
89,8% z nich wywodziło się z proletariatu. Burżuazyjne pochodzenie miało jedynie 2,2% członków,
zaś drobnoburżuazyjne — 8%. Inteligenci stanowili wszędzie nieznaczny odsetek, nieco tylko
większy w Rosji i w Wielkiej Brytanii . Charakterystyczne jest przy tym, iż wywodzili się z reguły ze
specyficznych środowisk — pod jakimś względem upośledzonych. W Niemczech np. anarchizm
przemawiał głównie do inteligentów pochodzenia żydowskiego (Ludwik Gumplowicz, Gustaw
Landauer, Erich Miihsam, Martin Buber), w Anglii opierał się przeważnie na cudzoziemcach.

Anarchizm typu miejskiego był zatem, ogólnie rzecz biorąc, fenomenem rzemieślniczo-robotniczym,
aczkolwiek pierwszy posiew bywał niekiedy dziełem studentów i przedstawicieli wolnych zawodów.
Wśród profesji szczególnie preferowanych przez uczestników ruchu rzuca się w oczy wyjątkowa
pozycja tzw. zawodów „siedzących" (sédentaires) czyli takich, w których rzemieślnik (szewc,
krawiec, zegarmistrz) styka się bezpośrednio z klientami, obserwuje świat i ludzi tkwiąc przy swoim
warsztacie pracy i ma dość czasu na wyciąganie wniosków. Przysłowiowy szewc-filozof nie jest
bynajmniej tworem literackiej fantazji. Świadczą o tym dowodnie wyrywkowe dane o strukturze
zawodowej uczestników ruchu anarchistycznego w krajach zachodnioeuropejskich. Szewcy, krawcy,
tkacze czy kapelusznicy znajdują się wszędzie w ścisłej czołówce .

Nieprzypadkowo właśnie szewc figurował na winiecie popularnego pisma „Pere Peinard". Nie jest też
chyba sprawą przypadku, że to właśnie szewcy jako jedyna grupa zawodowa podjęli inicjatywę
zorganizowania się na skalę międzynarodową tworząc w Genewie w 1877 r. Association Anarchistę
de Production des Cordonniers, o którym nie ma już później żadnych wiadomości . W krajach takich
jak Belgia, Niemcy; Włochy, Hiszpania, gdzie miejski anarchizm koncentrował się przeważnie w
dużych ośrodkach przemysłowych, czołową rolę odgrywali wykwalifikowani robotnicy fabryczni:
mechanicy, metalowcy, a także drukarze. W Szwajcarii przeważali wyraźnie rzemieślnicy, natomiast
anarchiści francuscy rekrutowali się przeważnie z niewielkich wytwórni stanowiących formę
przejściową między tradycyjnymi warsztatami a nowoczesnym zakładem przemysłowym. Wiązało się
to bezpośrednio z istniejącymi w nich warunkami pracy, zaskakującymi dla robotników
cudzoziemskich. „W warsztacie tym jest, jak sądzę, znacznie większa swoboda niż w angielskich
fabrykach. Nie ma tu w każdym razie mowy o żelaznej dyscyplinie" — informował kolegów w 1904
r. pewien przysłany do Francji na staż robotnik, zwracając uwagę na swobodne rozmowy i spacery w
czasie pracy, palenie papierosów, piętnastominutowe wylewne powitania, wzajemna uprzejmość oraz
przestrzeganie persona! freedom przez patronów .

Skład zawodowy anarchistów przedstawiałby się naturalnie zupełnie inaczej, gdybyśmy ograniczyli
się wyłącznie do „apostołów" i czołowych aktywistów. Pozycja inteligentów, zawodowych
producentów i propagatorów idei jest w tej grupie zdecydowanie silniejsza. Postaciami najbardziej
typowymi są dziennikarze, studenci i naukowcy, rzadziej drukarze. Wśród dwudziestu czterech
delegatów obecnych na Kongresie Międzynarodówki w Genewie w 1873 r. było aż pięciu
„profesorów" (Guillaume, Dave, Żukowski, Alerini, Mattei). Wolne zawody reprezentowane były
szczególnie obficie w środowiskach emigrantów politycznych.

Zarysowany powyżej obraz anarchistów nie uwzględnia, rzecz jasna, ich ogromnego zróżnicowania;
gąszczu mikrośrodowisk, odznaczających się własną, niepowtarzalną specyfiką. Praktycznie
wszystkie podziały wewnętrzne w łonie ruchu odbijały się na charakterze jego uczestników. Oprócz
zasygnalizowanych już różnic między anarchistami miejskimi i wiejskimi, czy między przywódcami,
szeregowymi działaczami i sympatykami istniały zatem także różnice wynikające z podziałów
narodowych, terytorialnych i środowiskowych. W Hiszpanii odróżnia się na przykład anarchizm
kataloński od anadaluzyjskiego, we Francji — typ aktywistów z Nord od działaczy z Midi bądź
Paryża, wszędzie zaś — inteligentów i artystów od działaczy o proletariackim pochodzeniu.
Niezależnie jednak od owych istotnych niekiedy różnic, bez trudu dostrzec można zasadnicze
podobieństwo typu psychicznego, jaki sobą reprezentowali i to właśnie, obok wspólnoty ideowej,
umożliwiało im owocne współdziałanie.

Wyjątkowo trudne zadanie oczekuje badaczy pragnących uzyskać rzetelne dane o liczebności ruchu
anarchistycznego i fluktuacjach jakim podlegał. Silny indywidualizm, wstręt do zorganizowanych
form istnienia, częściowa tajność, nieciągłość działania — wszystko to, jeśli nie uniemożliwia, to w
każdym razie szalenie utrudnia dokonanie choćby szacunkowych obliczeń. Wskutek braku odrębnej
partii wiele kłopotu sprawia przeprowadzenie linii demarkacyjnej, która oddzieliłaby aktywistów od
sympatyków ruchu. Na domiar złego, nawet te szczątkowe dane, którymi dysponujemy, budzą
poważne wątpliwości. Liczby podawane przez samych anarchistów bywały ze względów
propagandowych wyraźnie zawyżane. Zwodnicza jest również precyzja liczb figurujących w
oficjalnych sprawozdaniach składanych przez delegacje poszczególnych krajów przy okazji
międzynarodowych kongresów. Dane te są zawsze przestarzałe, często niepełne, niekiedy zaś —
wzięte z powietrza. Sprawozdania uwzględniają grupy od dawna nie istniejące, natomiast pomijają te,
które powstały niedawno. Jeszcze mniej zaufania budzą policyjne szacunki liczebności ruchu
anarchistycznego. Dostrzec w nich można na przemian tendencję do minimalizacji bądź
wyolbrzymiania anarchistycznego zagrożenia. Niezależnie jednak od tego celowego zniekształcenia
źródłem poważnych błędów była po prostu niekompetencja informatorów policji, słabo
zorientowanych w niuansach podziałów ideowych. Stosunkowo najbardziej wiarygodne, przynajmniej
dla Francji, wydają się obliczenia policji paryskiej, która od początku lat dziewięćdziesiątych
zatrudniała fachowców dużej klasy. Prowadzili oni stale uaktualniane zestawienia anarchistów,
wyróżniając osoby „niebezpieczne", aktywne i „uśpione". Pośrednie informacje o liczebności ruchu
uzyskać można poprzez drobiazgową analizę list abonentów libertarnych czasopism; są to wszakże w
najlepszym razie dane orientacyjne.

Charakterystyczną cechą ruchu anarchistycznego była pulsacja wpływów, nagłe przejścia od fazy
uśpienia do gorączkowej aktywności wciągającej setki nowych adherentów i równie nagłe odpływy
zainteresowania. Widać to szczególnie wyraźnie na przykładzie Hiszpanii, Włoch i Francji. Pierwszy
przypływ miał miejsce na początku lat siedemdziesiątych, w okresie formowania się
Międzynarodówki antyautorytarnej, której czołowe sekcje krajowe liczyły w 1874 r. po kilkadziesiąt
tysięcy członków , aby po nieudanych powstaniach spaść już po roku do rzędu nieliczących się
organizacji. Drugi przypływ na początku lat osiemdziesiątych miał również skokowy charakter. W
ciągu kilku zaledwie miesięcy 1882 r. hiszpańscy anarchiści potrafili powiększyć swoje szeregi z 3
tysięcy do 60 tysięcy. Po raz trzeci wzmożony napływ do szeregów anarchistów odnotowujemy na
przełomie pierwszej i drugiej dekady XX w., w okresie wielkich sukcesów syndykalizmu
rewolucyjnego (CGT, CNT). W fazie osłabienia wpływów ilość aktywistów w łacińskich krajach
Europy spadła do rzędu kilku tysięcy, to jest mniej więcej takiej liczebności, jaką rejestrujemy w
krajach, w których anarchizm był ruchem stabilnym (Belgia, Holandia, Niemcy, Wielka Brytania).
Ciekawe, iż analogiczne różnice w modelu funkcjonowania ruchu anarchistycznego dostrzec można
na kontynencie amerykańskim pomiędzy Argentyną i Brazylią z jednej strony, a Stanami
Zjednoczonymi — z drugiej. Nieco inaczej rozwijał się anarchizm w Szwajcarii i w Austrii, gdzie po
okresie bujnego rozwoju (w Szwajcarii w latach siedemdziesiątych, w Austrii w osiemdziesiątych)
nastąpiło raptowne i trwałe załamanie. Zanik po 1878 r. anarchistycznego centrum w podalpejskich
dolinach Jury spowodowany był w poważnej mierze kryzysem, który dotknął szczególnie mocno
tamtejszych zegarmistrzów. W podwójnej monarchii większą rolę odegrały prześladowania ze strony
policji. Na ziemiach czeskich monarchii habsburskiej, a także i w Rosji, anarchizm rozwijał się
nieprzerwanie od początku lat dziewięćdziesiątych. Krzywa obrazująca uczestnictwo w ruchu pięła się
tam nieustannie do góry .

Liczbę aktywnych anarchistów we Francji w okresach szczytowych szacować można na ponad 10


tysięcy osób, zgrupowanych głównie w Paryżu i Lyonie oraz w departamentach południowych i
północno-wschodnich. Do liczby tej należy wszakże dodać około 100 tysięcy „lekkich sympatyków"
— tzn. osób pozostających w kręgu oddziaływania anarchistycznej propagandy, sympatyzujących
ogólnie z ruchem i stwarzających dlań życzliwe środowisko. Najprawdopodobniej takie same
proporcje występowały i w innych krajach. Zdaniem policji anarchiści „czynni" stanowili zazwyczaj
połowę liczby anarchistów „uśpionych". Między poszczególnymi szacunkami bywały jednak niekiedy
diametralne różnice. O ile np. policja francuska uważała w 1882 r. „że w samej Francji żyje 2,5
tysiąca zorganizowanych działaczy ruchu otoczonych 10 tysiącami sympatyków, Sernicoli wyrażający
poglądy policji włoskiej, twierdził w tym samym czasie, że w całej Europie znaleźć można nie więcej
niż 60 do 100 autentycznych anarchistów . Autorzy przesadnych statystyk uwzględniali zazwyczaj
tzw. listowych anarchistów — osoby, które manifestowały swoje poglądy tylko w,korespondencji do
redakcji czasopism.

Znaczny wpływ na płynność liczebności i składu osobowego grup anarchistycznych miała duża
ruchliwość „towarzyszy". Były to migracje o bardzo różnym charakterze: ekonomiczne i polityczne,
zamierzone i wymuszone przez okoliczności zewnętrzne. W efekcie duże skupiska anarchistów
tworzyły się poza granicami rodzimego kraju, a gdzieniegdzie odgrywały nawet rolę wiodącą.
Federacja Jurajska zawdzięczała w pewnej mierze swój bujny rozkwit napływowi paryskich
komunardów (kilkaset osób). Na 6 do 7 tysięcy anarchistów mieszkających w Londynie w 1894 r.
wypadało 2 tysiące Rosjan, 1000 Niemców i 400 Francuzów . Autor artykułu opublikowanego w 1893
r. przez „Le Figaro" utrzymywał, że na 2 tysiące francuskich anarchistów składa się 500 rodowitych
Francuzów oraz 1,5 tysiąca obcokrajowców (45% Włochów, 25% Szwajcarów, 20% Niemców i
Rosjan, 5% Belgów i Austriaków, 2% Hiszpanów i Bułgarów) . Jak widać, anarchizm chętnie
przedstawiano jako zagrożenie zewnętrzne płynące z obcej inspiracji. Wpływ imigrantów zaznaczył
się bodaj najsilniej w Ameryce Północnej i Południowej (kolonie włoskich i hiszpańskich
anarchistów). W Stanach Zjednoczonych na początku XX w. czasopisma anarchistyczne ukazywały
się w 12 językach. Największe z nich „Fraje Arbeter Skinte" (jidysz) przekroczyło przed 1914 r.
granicę 20 tysięcy egz. nakładu jednorazowego. Prócz Żydów napływających ze strefy osiedlenia
państwa carskiego potężne skupisko tworzyli także emigranci rosyjscy. Anarchistyczna Union of
Russian Workers in the USA and Canada liczyła w 1919 r. ponad 10 tysięcy członków. Jeśli
uwzględnimy ponadto rolę anarchistów niemieckich (m.in. Johann Most), okaże się, iż anarchizm w
Stanach Zjednoczonych, podobnie jak socjalizm, zdominowany był przez cudzoziemców.
4. Zorganizowane

formy ruchu anarchistycznego

Gdy kiedykolwiek, z niemałym trudem, udawało się doprowadzić do międzynarodowego kongresu


anarchistów, kwestia organizacji figurowała na czołowym miejscu porządku obrad budząc
najgwałtowniejsze kontrowersje. Pomiędzy anarchistycznymi ideałami a samą zasadą organizacji
istniała po prostu fundamentalna sprzeczność, której nie można było usunąć. Wszelkie więzi formalne,
korzystne z punktu widzenia interesów ruchu, godziły w jego pryncypia. Anarchizm w swoim
modelowym wydaniu nastawiony był na takie działania, które byłyby zarazem spontaniczne,
indywidualne, rewolucyjne i bezpośrednie. Tymczasem, jakakolwiek organizacja przekreślała
przynajmniej trzy z tych elementów. Co więcej, pociągała za sobą nie tylko ograniczenie swobody
działania jednostek, lecz także realną groźbę pojawienia się we własnym gronie tego, co odrzucano
najbardziej bezkompromisowo — hydry centralizmu i hierarchii. Cały ruch anarchistyczny narodził
się przecież z protestu przeciwko „autorytaryzmowi". Tym nie mniej ideolodzy anarchizmu wiązali z
ruchem libertarnym nadzieje na urzeczywistnienie swoich pragnień i fakt ten nie pozostał bez wpływu
na ich ocenę przydatności zorganizowanych form walki. Potrzeby praktyczne usuwały w cień
wszelkie teoretyczne zastrzeżenia. Zresztą już Proudhon zaaprobował dobrowolne zrzeszanie się na
zasadzie federacji i tworzenie autonomicznych grup lokalnych. Zasady te (dobrowolność, system
federacyjny, autonomia lokalna) skopiowane zostały w strukturze organizacyjnej Międzynarodówki
antyautorytarnej. Jej inspiratorzy musieli zarazem rozstrzygnąć inny problem o kluczowym znaczeniu
— czy ruch, który tworzyli powinien posiadać jakieś zorganizowane centrum dowodzenia, sztab,
który kierowałby aktywnością poszczególnych ośrodków, bądź przynajmniej spełniałby funkcje
inspirujące i koordynujące czy też raczej, w myśl własnych ideałów, zdać się wyłącznie na
dobroczynne skutki spontaniczności. Ostatecznie zdecydowano się na wariant pośredni: przy braku
formalnego centrum dyspozycyjnego rolę taką spełniało dyskretnie niewielkie grono osób
zaprzysiężonych potajemnie przez Bakunina, przeważnie byłych członków Aliansu Demokracji
Społecznej oficjalnie rozwiązanego w 1868 r. Umożliwiało to nie tylko odgórne sterowanie
oczekującymi niecierpliwie rewolucji społecznej, lecz także skuteczną walkę ze zwolennikami Marksa
w Międzynarodówce. Należy również podkreślić, że z punktu widzenia ogólnych interesów ruchu
bakuninowska koncepcja zdecentralizowanej Międzynarodówki kierowanej z ukrycia dostosowana
była lepiej do przetrwania wzmożonych prześladowań policyjnych niż marksowska idea
zdyscyplinowanej organizacji podporządkowanej hierarchicznie jawnej Radzie Generalnej. W
atmosferze panującej w Europie po upadku Komuny organizacja oparta na takiej strukturze nie miała
żadnej szansy przetrwania i rzeczywiście rozleciała się błyskawicznie.

W sierpniu 1877 r. na ostatnim zebraniu wtajemniczonych jakie doszło do skutku, powierzono funkcję
sekretarza biura korespondencyjnego osiadłemu w Szwajcarii uciekinierowi z Rosji, palącemu się do
pracy z gorliwością neofity — księciu Kropotkinowi. Wtedy też postanowiono storpedować
inicjatywę ponownego zjednoczenia z socjalistami (kongres w Gandawie w 1877 r.) i wyrażono zgodę
na swobodny wybór taktyki przez poszczególne Federacje Regionalne. Był to początek całkowitej
decentralizacji i dyspersji ruchu. Na początku lat osiemdziesiątych, po załamaniu się Federacji
Jurajskiej, wyjeździe za granicę Kropotkina i Malatesty, kontakt między ,,braćmi" został praktycznie
zerwany. Należy podkreślić, iż mimo narastających w miarę upływu lat różnic poglądów,
wychowankowie Bakunina dokładali wszelkich starań, aby dochować tajemnicy. Nie cofali się nawet
przed kłamstwem, byleby tylko nie dostarczyć amunicji przeciwnikom swojego mistrza, którzy
oskarżyli go w Hadze (1872) o kierowanie tajną organizacją nie mając na to właściwie żadnych
dowodów.

Działalność bakuninowców była pierwszą i jedyną w dziejach ruchu anarchistycznego próbą


kanalizowania jego żywiołowości, próbą — dodajmy — nieśmiałą i nie przez wszystkich dostrzeżoną.
W późniejszych latach nawet tak ograniczone sterowanie poczynaniami anarchistów okazało się już
niemożliwe. Popularyzacja ideałów anarchokomunizmu przyczyniała się do umocnienia przekonania,
iż rewolucja dokona się samoczynnie i nie wymaga odgórnej inspiracji. Podczas obrad kongresu
londyńskiego w roku 1881 zapadło (nie zrealizowane, co prawda) postanowienie o utworzeniu
Czarnej Międzynarodówki oraz Biura Korespondencyjnego, ale nie dostrzeżono potrzeby wyłonienia
formalnego kierownictwa. Odizolowanie grup od siebie i głębokie podziały między nimi traktowano
w latach osiemdziesiątych jako zjawisko naturalne i pozytywne — potwierdzenie ich autonomii.
„Jesteśmy zjednoczeni, ponieważ jesteśmy podzieleni" — brzmiała konkluzja przemówienia
wygłoszonego w tych latach na jednym z kongresów . Pomiędzy rokiem 1881 i 1907 nie udało się
nawet na dobrą sprawę ani razu doprowadzić do ponownego reprezentatywnego spotkania
anarchistów całego świata. Dopiero w dekadzie poprzedzającej wybuch I wojny światowej dostrzec
można umocnienie się tendencji zjednoczeniowych, jednakże inicjatywy ówczesne nie wyszły nigdy z
fazy przygotowań, zaś powoływane w tym celu Biura, nawet jeśli podejmowały działalność, nie miały
przywódczych aspiracji.

O ile ze względów pryncypialnych odżegnywano się stanowczo od wyłaniania jakichkolwiek władz


ruchu, o tyle mniej jednoznaczny był stosunek anarchistów do zorganizowanych form ruchu w ogóle,
zwłaszcza na szczeblach ponadlokalnych. Wątpliwości co do przydatności i potrzeby tworzenia
organizacji regionalnych, krajowych czy nawet ponad krajowych pojawiły się jednak, rzecz
charakterystyczna, dopiero w końcu lat siedemdziesiątych, z chwilą rozpadu I Międzynarodówki.
Wcześniej natomiast zwolennicy Proudhona i Bakunina bez wahań i kłopotów zaadoptowali dla
swoich potrzeb strukturę organizacyjną Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotników. Co więcej,
wyrażali przekonanie, że jest to najwłaściwsza forma organizacyjna dla reprezentowanego przez nich
kierunku. Poszczególne sekcje lokalne i całe Federacje krajowe, które zaaprobowały postanowienia
kongresu w Saintlmier (z 15 IX 1872) znalazły się automatycznie w składzie antyautorytarnej
Międzynarodówki zdominowanej przez Bakunina i ludzi z Jury. Nie oznacza to jednak, iż składały się
one w większości z anarchistów. Zdeklarowanymi zwolennikami ideologii libertarnej na skalę
masową byli w tym okresie jedynie Jurajczycy, Hiszpanie i częściowo Belgowie. Natomiast we
Francji i we Włoszech anarchiści tworzyli niewielkie skupiska. Dlatego tylko system organizacyjny
Federacji Jurajskiej i Hiszpańskiej uznać można za charakterystyczny dla wczesnego ruchu
anarchistycznego w Europie Zachodniej.

Model organizacyjny anarchistów szwajcarskich przedstawiony jest bardzo dokładnie w specjalnym


raporcie przygotowanym przez sekcję propagandową z Berna na kongres w Vevey z 1875 r. Na
wstępie znajdujemy tam charakterystyczne stwierdzenie, iż „grupą podstawową, molekułą, jednostką
taktyczną Międzynarodówki jest sekcja". W ten sposób realizowano w praktyce hasło budowy
organizacji „od dołu", a nie „od góry". Sekcje mogły mieć charakter grup zawodowych (sections de
metier) broniących interesów swoich członków, a więc bliskich normalnej formule unionizmu , bądź
posiadać specyficzne cele wymienione zazwyczaj w nazwie (sekcje propagandowe, badań kwestii
społecznej itp.). Powstawały one spontanicznie, z woli osób zgromadzonych na zebraniu. Decyzje
podejmowano kolektywnie, starając się zawsze wypracować wspólne stanowisko, aczkolwiek
dopuszczano głosowanie i postanowienia większością głosów. Niekiedy, dla doraźnych potrzeb,
sekcje wyłaniały komisje lub komitety, natomiast stałe, wyspecjalizowane ciała tego rodzaju należały
do rzadkości. Drugie piętro struktury tworzyły federacje o charakterze regionalnym lub zawodowym,
a w wyjątkowych wypadkach łączące sekcje o podobnych zainteresowaniach. Liczba sekcji
wchodzących w skład federacji była dosyć płynna ze względu na ich efemeryczność, łatwość
dokonywania fuzji i podziałów. Zazwyczaj grupowały po kilkanaście molekuł. Na terenie Jury było w
1871 r. dwadzieścia siedem sekcji, w dwa lata później już tylko jedenaście, a w r. 1876 —
dwadzieścia jeden sekcji . Jedynym organem federacji był komitet, w którym każda z sekcji miała
swojego reprezentanta. Co roku starano się przeprowadzić kongresy federacji. Ponad federacjami było
już tylko samo Stowarzyszenie czyli Międzynarodówka, definiowana w raporcie jako „zespolenie
(l'ensamble) federacji, sekcji, jednostek". Jej jedynym organem było Biuro Federalne zajmujące się
statystyką i korespondencją, z obawy przed centralizmem przemieszczane co roku, na nowe miejsce.
Istotne dla przyszłości ruchu decyzje zapadały na dorocznych kongresach organizowanych na zmianę
przez poszczególne federacje. Każda z nich dysponowała jednym głosem. Postanowienia były
obligatoryjne wyłącznie dla tych federacji, które zaaprobowały tekst rezolucji. Delegatom sekcji, które
nie należały do żadnej federacji przysługiwał podczas obrad głos doradczy.

W zestawieniu z krystaliczną prostotą Federacji Jurajskiej struktura organizacyjna anarchistów


hiszpańskich wydawać się może bardzo zagmatwana. Zamiast jednej potężnej federacji, jak w
Szwajcarii, lub kilku dużych, jak w Belgii czy Holandii, mamy tam do czynienia z( mnogością
rozmaitych federacji lokalnych i zawodowych. Wyjaśnienie tego fenomenu kryje się zapewne w
trafnym spostrzeżeniu Elisée Reclusa, iż „zasada federacji wydaje się wręcz wypisana na ziemi
hiszpańskiej, której zróżnicowanie geograficzne, przeciwnie, stoi na straży jej integralności
terytorialnej". Faktem jest w każdym razie, że powołana do życia w czerwcu 1870 r. hiszpańska sekcja
Międzynarodówki nosząca miano Hiszpańskiej Federacji Regionalnej składała się w 1873 r. z 236
federacji lokalnych, 484 sekcji zawodowych oraz 119 sekcji innego rodzaju, kilkunastu syndykatów
ogólnokrajowych i kilkuset sekcji oporu. Spowodowane to było świadomym wyborem od samego
początku !tzw. podwójnej struktury, która w późniejszym okresie stała się znakiem firmowym
anarchosyndykalizmu. Do federacji Regionalnej należały więc z jednej strony lokalne organizacje
związkowe — secciones de oficio i secciones de oficio varios zgrupowane w uniones de oficio, z
drugiej zaś nastawione rewolucyjnie federaciones locales tworzące komitety regionalne (comarca).
Podczas konferencji w Londynie (1871 r.) delegaci hiszpańscy bezskutecznie nawoływali do
upowszechnienia ich pomysłu w całej Międzynarodówce, nie zdając sobie sprawy, iż wymaga on
znacznie większej bazy członkowskiej niż ta, którą dysponowały pozostałe Federacje krajowe. W
kwestiach regulaminowych Hiszpanie nie wykazali już podobnej oryginalności, akceptując w całej
rozciągłości statuty Federacji Jurajskiej.

Międzynarodówka bakuninowska różniła się od jej poprzedniej wersji nie tylko brakiem Rady
Generalnej (co postanowiono w 1873 r.). Stanowiła jej postać zdecentralizowaną, w której świadomie
stawiano na inicjatywę autonomicznych sekcji, mniejszą rolę odgrywały też w niej podziały
narodowe. Przy wszystkich swoich słabościach Międzynarodówka z Saintlmier stanowiła w dziejach
ruchu anarchistycznego jego najlepiej zorganizowaną fazę. Posiadała zarys hierarchicznej struktury i
wykrystalizowaną grupę przywódczą w skali kontynentu. Działo się to jednak za cenę daleko idących
kompromisów doktrynalnych, która wielu późniejszym aktywistom ruchu wydała się zbyt wysoka.

Próby powoływania do życia nowej anarchistycznej Międzynarodówki podejmowane były


wielokrotnie. Już w roku 1880 podczas kongresu w Brukseli wystąpili z taką inicjatywą Walończycy. r
Dzięki poparciu Malatesty udało im się już w następnym roku doprowadzić do kongresu w Londynie,
gdzie na tajnym posiedzeniu 17 lipca ujawniły się poważne rozbieżności. Najzagorzalsi zwolennicy
anarchokomunizmu uważali, że międzynarodowa organizacja jest zbędna, bowiem przyszłość ruchu
leży w rękach małych autonomicznych grup lokalnych. Inni proponowali odtworzenie stanu sprzed
1877 r. Najdalej poszedł tym tropem „numer 13" (Kropotkin), proponując utworzenie jednocześnie
dwóch organizacji: jawnej i tajnej. Jawna miała być masową, walczącą organizacją robotniczą, tajna
— nosić miała charakter elitarny. Kropotkin postulował, by zajmowała się strategią działania i
wydawnictwami na użytek tej pierwszej. Chciał, by jej centrum znajdowało się w Londynie, gdzie
miałaby największą swobodę działania. Ostatecznie zapadła decyzja o utworzeniu nowej, "tak zwanej
Czarnej Międzynarodówki, ale jak większość postanowień kongresu, pozostała ona jedynie na 1
papierze. W październiku 1906 r. ukazał się w Liege pierwszy numer-,,Bulletin de L'Internationale
Libertaire", którego "wydawcy — grupa anarchistów belgijskich i holenderskich — zaapelowali o
jedność ruchu . Wezwanie padło w momencie znacznego ożywienia i spotkało się z dobrym
przyjęciem. Wyrazem tego były obrady kongresu w Amsterdamie (24-31 sierpnia 1907 r.), który
mimo oporu części delegatów przyjął rezolucję głoszącą, że „wbrew wygłaszanym niekiedy
twierdzeniom idee anarchii i organizacji w rzeczywistości nie tylko się nie wykluczają, lecz
wzajemnie się uzupełniają i wspomagają". W ślad za tym stanowiskiem rozpoczęto raz jeszcze
przygotowania do powołania Międzynarodówki. W składzie Biura, które miało stworzyć zaczątek
archiwum ruchu znaleźli się m.in.: Malatesta, Rocker, Aleksander Szapiro z Rosji i J. Turner z
Wielkiej Brytanii, ale pomimo ich niekłamanego autorytetu do następnego kongresu, który miał się
odbyć w 1909 r., już nie doszło. Jak wykazała ankieta zorganizowana przez „Bulletin de
L'Internationale Anarchiste" zwolennicy zacieśnienia związków już w roku 1908 znaleźli się w
mniejszości . Tuż przed wybuchem wojny inicjatywę wzięli w swoje ręce żydowscy anarchiści z
Londynu, lecz wydarzenia z lata 1914 r. przekreśliły ostatecznie ich plany. Dopiero po ośmiu latach,
22 grudnia 1922 r., aspiracje zwolenników zjednoczenia zostały częściowo zaspokojone. W Berlinie
utworzono wówczas Międzynarodówkę anarchosyndykalistyczną, która przetrwała do naszych
czasów.

Trudności, na jakie napotykała nieustannie idea międzynarodowej organizacji, anarchistycznej


wynikały z braku jednomyślności w tej sprawie wśród czołowych autorytetów ruchu. Istnienie
formalnych organizacji anarchistycznych odrzucali bezwarunkowo Nieuwenhuis i Reclus, który
doradzał młodym aktywistom, by każdy działał na własną rękę. Ograniczoną i warunkową aprobatę
dla niektórych form organizacji wyrażali Jean Grave i Emma Goldman. „Gotowa jestem
zaakceptować istnienie anarchistycznej organizacji tylko pod jednym warunkiem: że oparta będzie na
nieograniczonym szacunku dla wszelkich inicjatyw indywidualnych i nie będzie hamować ich
swobodnego rozwoju. Fundamentalną zasadą anarchizmu jest autonomia jednostki" — stwierdziła
słynna Emma podczas kongresu w Amsterdamie . Podobne stanowisko reprezentowali w latach
siedemdziesiątych anarchiści francuscy, głosząc, iż rezolucje Międzynarodówki powinny być
obowiązujące jedynie dla organizacji jako całości, a nie dla poszczególnych działaczy. Włosi, dla
odmiany, kładli główny nacisk na autonomię poszczególnych sekcji . W latach osiemdziesiątych,
kiedy nie tylko organizacje, ale nawet kongresy uznano za zbędne i szkodliwe dla ruchu, posunięto się
jeszcze dalej podważając zasadność istnienia stałych sekcji. „Nie wierzymy [...] w długotrwałe
stowarzyszenia, federacje itp. — czytamy w „Le Révolté" z roku 1885 — Naszym zdaniem grupy
należy tworzyć wyłącznie z myślą o jakimś natychmiastowym działaniu; po wykonaniu zadania grupa
organizuje się na nowo z udziałem tych samych ludzi, bądź nowych..." Jedynym wśród
pogrobowców Bakunina, gorącym zwolennikiem silnych związków organizacyjnych, był Malatesta.
„Organizacja to nic innego jak praktyczna szkoła współdziałania i solidarności. Dla życia społecznego
jest czymś koniecznym i naturalnym; człowiek ani nie chce, ani nie może żyć odizolowany" — pisał
pod koniec życia . Nie były to jednak poglądy typowe.

Niezależnie od wysuwanych nieustannie zastrzeżeń doktrynalnych w sprawach dotyczących


organizacji ruchu anarchiści nie byli i nie mogli być konsekwentni. Kiedy nadarzała się dogodna
okazja, kiedy powstawała próżnia polityczna, wypełniali ją własnymi formami stojącymi niekiedy w
jaskrawej sprzeczności ze składanymi przez nich wcześniej deklaracjami. Hiszpańscy
anarchokomuniści potępiający bezwzględnie władzę pod wszelkimi postaciami w latach trzydziestych
XX w. na terenach objętych rewolucją sami organizowali komitety wykonawcze i formy dyktatury
proletariatu. W poufnej korespondencji posługiwano się nagminnie zwrotem „nasza partia" lub „partia
anarchistyczna", aczkolwiek w potocznej propagandzie słowo partia kojarzono z „parlamentarnym
kretynizmem", uniformizacją myślenia. Niemniej jednak niewątpliwie rację miał dr Saverino Merlino
twierdząc, iż właśnie w sposobie organizacji rozpoznać można „duszę", istotę anarchizmu.
Najistotniejsze cechy anarchistycznych organizacji: płynność struktury, preferowanie małych ciał,
efemeryczność, półjawność, autonomia członków i grup, brak formalnego przywództwa, urzędników i
płatnych funkcji, łatwość wejścia — tak bardzo ułatwiająca zadanie policyjnym konfidentom — są
bardzo ściśle związane z anarchistyczną ideologią. Socjologowie dostrzegają w nich obawę przed
depersonalizacją stosunków międzyludzkich, chęć zapewnienia wszystkim równego udziału w
podejmowaniu decyzji, tendencję do przeistaczania się w wielofunkcyjne mikrosystemy społeczne.
Spośród czterech Czynników przesądzających o biurokratyzmie wszelkich organizacji (hierarchiczna
struktura, podział pracy, płace, regulaminy i procedury) u anarchistów spotykamy zaledwie dwa
elementy i to w szczątkowej postaci: specjalizację działalności oraz ceremoniał zastępujący brak
rozbudowanych regulaminów.

Charakterystyczną dla siebie postać rozproszonych chaotycznie, odizolowanych ognisk pulsujących


światłem o zmiennym natężeniu przyjął ruch anarchistyczny od końca lat siedemdziesiątych, kiedy to
zaprzestała funkcjonować większość federacji krajowych. Tylko w Hiszpanii, gdzie kolektywizm
opierał się anarchokomunizmowi najdłużej starano się zachować dotychczasową więź i formy
organizacyjne, choć i tam zdarzały się okresy, podczas których Federacja -Regionalna praktycznie
przestawała istnieć. W innych krajach Europy Zachodniej tendencje konsolidacyjne nie były silnie
wyczuwalne nawet w latach gorączkowego ożywienia aktywności. Od chwili rozbicia przez policję
francuskich i włoskich sekcji Międzynarodówki (1878-1879) nie udało się w tych krajach stworzyć
żadnej permanentnej struktury organizacyjnej. Na początku XX wieku rachityczne federacje istniały
jeszcze w Szwajcarii Romańskiej, Holandii i Belgii (Groupement Communiste Libertaire), ale ich
doktrynerski anarchokomunizm odpychał więcej osób niż przyciągał. Właśnie wówczas, kiedy
formowały się w poszczególnych państwach partie socjalistyczne, anarchiści z pełną świadomością
postanowili cofnąć się do poziomu samodzielnych grup działania, Przyspieszyło to niepomiernie
ostateczny rozdział obu ruchów. Wyrzucenie zwolenników anarchizmu z sali obrad londyńskiego
kongresu II Międzynarodówki stanowiło jedynie symboliczne zamknięcie tego procesu w skali
globalnej.

Czym były owe anarchistyczne grupy, które stały się po 1879 r. podstawową formą organizacyjną
ruchu libertarnego? W czym tkwiła ich specyfika? Najtrafniejszej odpowiedzi na te pytania udzielił
Jean Maitron. Grupy anarchistyczne w jego ujęciu to „ciała bardzo szczególne, które w niczym nie
przypominają sekcji albo grup innych partii. Nie ma tu ani biura, ani wyznaczonych składek i żaden
towarzysz nie jest zobowiązany opowiadać skąd przychodzi, czym się zajmuje i dokąd zmierza.
Pomieszczenie, w którym zbiera się grupa, jest miejscem przechodnim, w którym każdy rozmawia o
czym chce, miejscem kształcenia się a nie działania" Historyk francuski przypomina, że członkowie
grup działali na ogół na własną rękę i nie wtajemniczali się wzajemnie w swoje plany. W podobny
sposób charakteryzował grupy w zeznaniach złożonych podczas procesu lyońskiego (1883) Emile
Gautier — przedstawiciel pierwszego pokolenia francuskich anarchistów twierdząc, że są to „po
prostu cotygodniowe spotkania przyjaciół omawiających sprawy, które ich interesują. Z wyjątkiem
niewielkiego grona czterech czy pięciu stałych uczestników widuje się tam zazwyczaj coraz to nowe
twarze [...], skład zmienia się za każdym razem. Wejść może tam każdy, wyjść również,;bez żadnych
formalności, opłat lub też odpowiadania na pytania o nazwisko, czy poglądy".
Zebrania grup odbywały się nieregularnie, jeden czy dwa razy w tygodniu, najczęściej w sobotę
wieczorem albo w niedzielne popołudnie, w terminach dogodnych dla robotników, zazwyczaj w tych
samych miejscach — w bistro na rogu ulicy albo w winiarni, jeśli była to lepsza dzielnica, czasem w
redakcjach pism Ijbertarnych, czy prywatnych mieszkaniach. Obok niewątpliwych funkcji
edukacyjnych (forum dyskusyjne) spełniały również ważne zadania społeczne ułatwiając
nawiązywanie kontaktów i wzajemne poznanie się. Zawiadomienia o zebraniach, od których roi się w
prasie anarchistycznej, były regułą w wypadku debiutu grupy, połączonego spotkania kilku różnych
ciał, albo ważnej w opinii uczestników problematyki. W okresach wzmożonego nadzoru policyjnego
grupy działające jawnie i oficjalnie zmuszone były uzgadniać z władzami termin i tematykę obrad,
niekiedy nawet imienny skład uczestników; Grupy liczyły przeciętnie po kilkanaście osób. Ich skład
był płynny a czas trwania rzadko przekraczał dwa lata. Rozpadały się zazwyczaj w momencie, gdy
dyskusje przestawały być interesujące. Jean Grave nie bez racji twierdził, że „nie ma niczego równie
krótkotrwałego jak grupy anarchistyczne" . Nie przeczy temu trwałość niektórych nazw, albowiem
płynność kadr była tak ogromna, że w ciągu jednego roku skład uczestników mógł się kilkakrotnie
wymienić. W krajach takich, jak Rosja, Stany Zjednoczone, Argentyna, Francja czy Włochy w
okresach prosperity ruchu doliczyć się można kilkuset grup działających równocześnie. Obliczenia
liczebności sporządzane na tej podstawie bywają jednak zawodne, ponieważ dysponujemy bardzo
niekompletnymi danymi, a ponadto duża część aktywistów nie wiązała się z żadnymi ciałami.
Szacunki, w myśl których ilość grup działających we Francji wahała się w latach osiemdziesiątych od
40 do 60 (w tym kilkanaście w samym Paryżu) wydają się nieco zaniżone.

„Grupy rodzą się, umierają i odradzają jak dzikie zielsko” — pisał Dubois w książce poświęconej
„anarchistycznemu zagrożeniu". Rzeczywiście, w znakomitej większości wypadków powstawały
całkowicie spontanicznie bez żadnego uzgodnionego planu — zazwyczaj pod wpływem
przypadkowego spotkania, nagłego impulsu czy doraźnych potrzeb. Jednym z ważnych powodów
skłaniających indywidualistycznie nastawionych anarchistów do szukania kontaktu ze sobą było, jak
się wydaje, pragnienie zamanifestowania solidarności z prześladowanymi kolegami. Stąd pewien
wzrost liczby grup wówczas, gdy toczyły się procesy .

Nazwy anarchistycznych grup i kółek są samoistnym źródłem rzucającym interesujące światło na


charakter i przemiany ruchu. Są niekiedy bardzo kwiecistą, albo przeciwnie — wyzywającą —
manifestacją przekonań osób do nich należących. Ujawniają bardzo precyzyjnie falowanie nastrojów,
przejściowe mody i wewnętrzne podziały, ale także nieokiełznaną fantazję silnie kontrastującą z
bezbarwną jednostajnością nazw spotykanych w innych ruchach społecznych. Istniały więc koła
„obcinaczy głów", „niegodziwców" i „podżegaczy", a z drugiej strony nazwy, które mówiły o
kwiatach, jutrzence czy zgodzie. W końcu lat siedemdziesiątych modne były nazwy łagodne, w
następnym dziesięcioleciu — wojownicze, związane z popularnością terroru indywidualnego. Roi się
wówczas od „mścicieli", grup „czarnego sztandaru", kółek „dynamitardów". Po 1895 r. zaobserwować
można ponownie większą liczbę nazw symbolizujących nadzieję (L'Avenir, Les Egaux itp.).
Zastanawiająco rzadkie są natomiast przez cały czas odniesienia do Międzynarodówki i jej symboliki,
choć nie brakuje grup specjalizujących się w propagandzie i badaniach kwestii społecznej niczym
sekcje z czasów Federacji Jurajskiej.

W podobny sposób jak we Francji funkcjonowały także grupy anarchistyczne we Włoszech i w


Niemczech. W Wielkiej Brytanii ośrodkami ruchu były w pierwszym rzędzie kluby anarchistyczne
oraz redakcje czasopism. Oryginalnością odznaczała się utworzona w Londynie w 1896 r, organizacja
o nazwie The Associated Anarchists. Wyłaniała ona z siebie w miarę potrzeb grupy problemowe,
koncentrujące się na wybranych zagadnieniach. W Szwajcarii i Hiszpanii grupy miały trwalszy
charakter i znacznie bardziej przypominały dawne sekcje lokalne Czy zawodowe antyautorytarnej
Międzynarodówki. Ich skład nie był przypadkowy i nie ograniczały się wyłącznie do mniej lub
bardziej regularnych zebrań. Spajały companeros silnymi i trwałymi więziami. W Hiszpanii czołową
rolę odgrywały od końca lat osiemdziesiątych tzw. tertulia — niewielkie grupy zaprzyjaźnionych
mężczyzn, którzy spotykali się codziennie w ulubionej kawiarni — oraz upowszechnione już w
czasach anarchosyndykalizmu tzw. grupos de afinidad o nieco bardziej sformalizowanej strukturze.
Tamtejsi anarchiści gustowali w malowniczych hasłach, tak samo, jak ich galijscy koledzy obierając
chętnie nazwy w rodzaju „ani Boga, ani Pana", czy też „ani Króla, ani Ojczyzny". Jeszcze inny
charakter miały sfederowane grupy anarchistów żydowskich zamieszkujących londyński East End,
składające się w ogromnej większości z niedawno przybyłych z Rosji rzemieślników. Ich działalność
na rzecz całej żydowskiej społeczności daleko wykraczała poza utarte funkcje grup anarchistycznych.

Wśród nietypowych organizacji anarchistycznych na szczególną uwagę zasługuje grupa ESRI


(Etudiantes Socialistes Révolutionnaires Internationalistes), która powstała w Paryżu w grudniu 1891
r. z inicjatywy, kilkunastu studentów medycyny. Od 1893 r. nabrała ona czysto anarchistycznego
charakteru. Skład grupy był zawsze międzynarodowy. W roku 1892 wśród 66 członków było 37
Francuzów, 11 Rumunów, 11 Rosjan, kilka kobiet. Większość z nich stanowili studenci medycyny i
prawa z zamożnych rodzin mieszczańskich. ESRI przygotowywała do druku materiały propagandowe,
dysponowała dużą biblioteką, starała się aktywnie - uczestniczyć w międzynarodowych kongresach.
W roku 1899 to ona właśnie wszczęła kampanię na rzecz utworzenia „Federacji Międzynarodowej
rewolucyjnych komunistów obejmującej grupy libertarnych komunistów z całego świata". U szczytu
powodzenia w połowie lat dziewięćdziesiątych ESRI liczyła blisko 150 osób. Istniała do roku 1903, a
więc wyjątkowo długo, jak na anarchistyczne standardy.

Jako ciało par excellence anarchistyczne bywa niekiedy prezentowana brytyjska Socialist League i
analogiczna organizacja działająca w Holandii. Obie ligi odrzucały krzykliwie system parlamentarny,
lecz składały się z ludzi o bardzo różnych poglądach. Dlatego z większą dozą słuszności mówić
można raczej o stopniowym przenikaniu anarchokomunistów do tych organizacji. Wtedy też dopiero,
na ich tle, okazało się, że „libertarni socjaliści" w rodzaju Williama Morrisa z prawdziwym
anarchizmem nie mają wiele wspólnego.

O istnieniu ruchu anarchistycznego i jego spoistości decydowały nie tylko i nawet nie przede
wszystkim anarchistyczne organizacje. Były to bowiem, jak zdążyliśmy się przekonać, ciała nader
luźne, nieliczne i pozostające ze sobą w słabym kontakcie. Najistotniejsze było to, że każdy
pojedynczy anarchista stanowił aktywną, autonomiczną i w pełni świadomą swych zadań komórkę
ruchu. Praktyczna działalność anarchistów była w dużym stopniu niezależna od form i zakresu ich
organizacji. Ruch istniał i potrafił przetrwać trudne dla siebie okresy dzięki ciągłości działań
propagandowych, wykształceniu własnych specyficznych form aktywności oraz własnej
niepowtarzalnej subkultury.

Zebrania grup anarchistycznych nie stanowiły, rzecz jasna, jedynej okazji do wzajemnych spotkań. Za
przykładem innych ruchów starających się poszerzyć swoje wpływy anarchiści sięgali do arsenału
wypróbowanych środków propagandowych. Organizowali układające się w cykle odczyty publiczne
oraz całe tournees odczytowe na prowincji, otwarte dla szerokiej publiczności dyskusje z
przedstawicielami konkurencyjnych kierunków (tzw. konferencje), a nawet imprezy tak jednoznacznie
zdawałoby się „mieszczańskie" jak soirées z udziałem zaproszonych artystów. Były to jednak z reguły
tzw. reunions de familie, czy też soirées familiales odbywające się we własnym gronie i korzystające z
nieprzebranego repertuaru wierszy i pieśni rewolucyjnych. Niezależnie od tej działalności naśladującej
formy spotykane w innych ruchach społecznych anarchiści dysponowali również formami
specyficznymi, lepiej dostosowanymi do charakteru ich ideologii. Były to m.in. kluby, kolonie, bandy
oraz inicjatywy indywidualne, takie jak np. causeries populaires, czyli skromnie umeblowane,
wynajęte lokale, w których przypadkową często publiczność usiłowano zapoznawać z ideami Stirnera,
Nitzschego i innych przedstawicieli indywidualistycznego anarchizmu. Twórcą tego ostatniego
pomysłu był Libertad — jedna z najbarwniejszych postaci wśród paryskich aktywistów pierwszej
dekady naszego wieku. W październiku 1902 r. otworzył on pierwszy taki lokal na rue du Chevalier de
la Barre i rozpropagował samą ideę, która zresztą zmarła wkrótce po jego śmierci w roku 1908. Innym
ciekawym pomysłem były tak zwane soup conférences, atrakcyjne dla najuboższych z tego względu,
że każdy uczestnik dyskusji mógł zjeść za darmo talerz gorącej zupy. Zorganizowano je po raz
pierwszy w Paryżu podczas ostrej zimy 1891 r.

Zebrania nieubłaganych wrogów panującego porządku nie mogły naturalnie odpowiadać kanonom
wypracowanym przez angielskie stowarzyszenia dyskusyjne. Nie miały ani prezydium, ani porządku
dziennego, ani nawet reguł określających kolejność zabierania głosu. Bardzo rzadko kończyły się
podejmowaniem konkretnych rezolucji. Były natomiast areną autentycznych starć ideowych,
konfrontacji różnorodnych opinii na bardzo zróżnicowanym poziomie, od prymitywnych argumentów
wypowiadanych „soczystym" językiem przedmieść i wspartych nierzadko siłą pięści, po subtelne
rozważania godne auli akademickich. Doskonała znajomość skomplikowanych kwestii politycznych,
gospodarczych, czy też filozoficznych, jaką objawiali dyskutujący robotnicy wprawiała często w
zdumienie przypadkowych słuchaczy. W marsylskiej gazecie „Le Radical" — niechętnej ruchowi, jak
cała prasa oficjalna w czasach Ravachola — można było 19 listopada 1893 r. przeczytać opinię, że
„anarchiści dysponują wiedzą, która wydaje się nadzwyczajna, jak na robotników". Podział na
widownię i proscenium praktycznie nie istniał. Publiczność bardzo aktywnie uczestniczyła w dyskusji
wyrażając z temperamentem i bez zwłoki swoje sympatie i antypatie — wygwizdując jednych
mówców, a frenetycznie oklaskując innych. W tych warunkach dyskusje przeradzały się łatwo w
swoistą licytację radykalnymi hasłami, w czym zresztą niemałą zasługę mieli agenci policji. Należy
również wspomnieć, że formą często przez anarchistów praktykowaną było rozbijanie zebrań
socjalistycznych lub też „opanowywanie ich" przez swoich zwolenników. Słynęli z takich akcji
wspomniany już Libertad oraz Louise Michel — płomienna agitatorka nosząca od czasów Komuny
przydomek „nafciarka". Nie cofano się przed stosowaniem fizycznej przemocy, w ruch szły krzesła i
taborety. Compagnons występujący na mityngach posługiwali się często pseudonimami albo
numerami, aby utrudnić pracę policji.

Kluby anarchistyczne rozkwitały najbujniej w Wielkiej Brytanii, gdzie działalność prawdziwie


rewolucyjna była nikła, zaś władze zostawiały apostołom wolności dużo swobody. Na przełomie XIX
i XX w. w samym Londynie istniały trzy duże ciała tego rodzaju o międzynarodowej sławie:
sportretowany przez Mackaya Autonomy Club grupujący przede wszystkim indywidualistów oraz
emigrantów z Niemiec, żydowski klub „Arbajter Frajntu" hołdujący anarchokomunizmowi i wreszcie
klub International związany z bojowo-terrorystycznymi tendencjami w anarchosyndykalizmie.
Autonomy Club na Kingston Road obywał się doskonale bez przewodniczącego, regulaminu czy
składek. Nie posiadając redaktora ani komitetu wydawniczego publikowano regularnie klubową
gazetkę. „Raz w tygodniu, któregoś wieczoru, ci, którzy mają czas i ochotę zbierają się razem,
odczytują i omawiają nadesłaną korespondencję, a potem tworzą z niej całość" . Każdy mógł tam
wejść bez pytania, przemawiać na dowolny temat i dowolnie długo, o ile sala wyrażała mu aprobatę.
Przestrzegano gorliwie zasady „pilnuj swoich własnych interesów i pozwól mi zatroszczyć się
samemu o moje". Pomieszczenia klubowe opisywane są jako „obskurna, ale umeblowana rudera"
wypełniona krzesłami, stołami i ławkami. Wśród obecnych rzucały się w oczy malownicze postacie z
bohemy — panowie w kapeluszach sombrero i czerwonych krawatach oraz panie z krótko obciętymi
włosami wciśniętymi w cyklistówki, w podniszczonych krótkich bluzkach i grubych żakietach z
czerwonym ornamentem oraz solidnych butach nadających się do pracy fizycznej.
Klub pisma „Arbajter Frajnt" na Berner Street założony został przez emigranta z Pińska S.
Janowskiego (1864-1939) w 1892 r. po serii propagandowych mityngów z udziałem L. Michel.
Ułatwianie adaptacji w Londynie przybyszom z Rosji łączono tam z ostrymi atakami na judaizm i
żydowskie tradycje. W ten sposób w krótkim czasie pozyskano dla anarchokomunizmu spory odłam
żydowskiej młodzieży z ubogiego East Endu. 3 lutego 1906 r. kierowany przez Rockera Arbajter
Frajnt Club and Institute przeniósł się do nowej, obszerniejszej siedziby na Jubilee Street, gdzie mógł
pomieścić ponad tysiąc osób. Mieściła się tam szkoła i czytelnia prasy z całego świata: Z pieniędzy
uzyskanych za udostępnianie pomieszczeń na odczyty i konferencje finansowano rozmaite imprezy
kulturalne.

We Francji kluby powstawały głównie na prowincji. Dla wielu znanych później działaczy (Armand,
Ravachol) stanowiły one pierwszą szkołę anarchizmu. Hanagan opisuje jeden z takich typowych
klubów w ośrodku przemysłowym średniej wielkości (Saint-Clammonais). Lokal mieścił się w
centrum miasta. Zbierano się raz w tygodniu w niedzielę późnym popołudniem, aby przy winie lub
jabłeczniku dyskutować nad treścią czytanych artykułów. W porównaniu z grupami kluby kładły na
ogół silniejszy akcent na życie towarzyskie, i wiązały ze sobą większą liczbę ludzi; część ich imprez
bywała odpłatna. Niemniej jednak w pewnych wypadkach rozróżnienie wydaje się czysto werbalne.

O istnieniu jakiejś przemyślanej strategii ruchu anarchistycznego jako całości mówić można w
zasadzie tylko w krótkim okresie pomiędzy rokiem 1871 a kongresem londyńskim, czyli w dekadzie,
w której posiadał on nieoficjalne centrum cieszące się dużym autorytetem i inspirujące działalność w
poszczególnych krajach. Wszelkie późniejsze inicjatywy, w epoce dyspersji, traktować należy jako
pobożne życzenia lub pomysły indywidualnych osób, bez szansy na realizację. Poczynając od lat
osiemdziesiątych nawet uzgodnienie strategii i taktyki w skali poszczególnych regionów przekraczało
zazwyczaj możliwości anarchistów. Prócz możliwości brakowało jednak czegoś nie mniej istotnego, a
mianowicie chęci. Zapanowało przekonanie, że byłoby to sprzeczne z własnymi ideałami. Zbieżność
taktyki stosowanej w tych latach przez grupy anarchistyczne różnych krajów spowodowana była nie
tyle dyscypliną organizacyjną, co zbieżnością warunków w jakich działały oraz naśladownictwem
wzorów popularyzowanych przez prasę i wydawnictwa propagandowe. Były to zresztą bardziej
przejściowe mody niż starannie obmyślone plany działania.

Na strategii obranej przez ruch anarchistyczny zaciążyły w ogromnej mierze poglądy Bakunina —
jego wiara w konieczność totalnego zniszczenia rusztowania państwa i prawa oraz całej cywilizacji
mieszczańskiej przez spontaniczną rewolucję ludową kierowaną niewidzialnie [...] przez anonimową
grupę przywódczą (dictature collectif), składającą się z ludzi dążących do całkowitego wyzwolenia z
ucisku..." Bez rewolucji, traktowanej raczej jako imperatyw moralny niż nieuchronna konieczność
historyczna, urzeczywistnienie anarchistycznych ideałów było zdaniem Bakunina niemożliwe.
Stanowisko to znalazło dobitny wyraz w ówczesnej taktyce oraz formach aktywności członków
antyautorytarnej Międzynarodówki: propaganda anarchizmu wśród chłopów i robotników służyła
nawiązywaniu kontaktów, rozniecaniu i ukierunkowaniu rewolucyjnego potencjału mas. Komuna
Paryska z 1871 r. zdawała się koronnym argumentem potwierdzającym gotowość mas do buntu i
możliwość oddolnej, spontanicznej rewolucji. Zarazem jednak ujawniła głęboki konserwatyzm
chłopów i słabość wystąpień żywiołowych, zaś klęska komunardów oraz masowe represje jakie
dotknęły całą francuską lewicę, zmusiły rodzący się wówczas ruch libertarny do rewizji
hurraoptymistycznych założeń.

Nieprzypadkowo wśród dokumentów programowych Międzynarodówki antyautorytarnej próżno by


szukać rezolucji dotyczących ogólnej strategii działania. Spowodowane to było, jak można sądzić, nie
tylko koniecznością zatajenia obrazoburczych zamierzeń, lecz także, może nawet przede wszystkim,
głębokimi podziałami wewnętrznymi. Wprawdzie wszystkich anarchistów spajało pragnienie
zniszczenia państwa i zbudowania na jego gruzach nowego, bezklasowego społeczeństwa
wcielającego zasady wonności i sprawiedliwości, ale do urzeczywistnienia tego ideału wieść mogły
bardzo różne drogi i Samo werbalne uznanie niezbędności bądź nieuchronności rewolucji nie
przesądzało jeszcze wcale o wyborze strategii. O sposobie postępowania na poszczególnych obszarach
decydowała w ostatecznym rachunku ogólna ocena sytuacji i porównanie sił przeciwnika z siłami
własnymi, mnożonymi zazwyczaj optymistycznie o miliony potencjalnych sprzymierzeńców. Można
było zdecydować się na wariant współdziałania z innymi ugrupowaniami (radykałami, federalistami,
socjalistami) albo działać w osamotnieniu; jak Hiszpanie — budować „kontrspołeczeństwo" , bądź
skupić wszystkie siły na przygotowaniu rewolucji; liczyć na przezwyciężenie apatii mas przy pomocy
cierpliwej propagandy lub wyrwać je z letargu, podejmując akcje zbrojne w ich imieniu; działać
jawnie lub skrycie; kreślić plany, bądź zdać się całkowicie na żywioł wartkiego nurtu dziejów; lub po
prostu czekać spokojnie aż Francja, od której wszystko się zaczyna, po raz kolejny da sygnał do
ogólnoeuropejskiego przewrotu. Jurajczycy zdający sobie sprawę, że większość popleczników ruchu
nie jest gotowa aprobować ekstremistycznych zaleceń Włochów, czy niektórych emigrantów z
Francji, unikali na łamach swojego „Biuletynu" jakichkolwiek wiążących deklaracji.' '.Uchwały'
kongresów z roku 1874 i 1877 pozostawiały w tej sprawie wolną rękę poszczególnym federacjom
krajowym. Nie znaczy to jednak, iż nie podejmowano prób wypracowania jednolitej strategii.
Kluczową rolę odgrywali pod tym względem ludzie z najbliższego otoczenia Bakunina, sterujący po
cichu poczynaniami Międzynarodówki. Tak zwani międzynarodowi bracia, posiadający trzeci —
najwyższy — Stopień wtajemniczenia posłuszni byli statutowi, który w punkcie pierwszym głosił, iż
„nie mają innej ojczyzny prócz wszechświatowej rewolucji". Zafascynowani radykalizmem „Michela"
pragnęli jak najszybciej wprowadzić w czyn jego teorię rewolucji. Teoria ta zakładała niezbędność
inspiracji i koordynacji mas przez grono zawodowych rewolucjonistów; wiązała nadzieje z
pozyskaniem młodzieży, lumpenproletariatu oraz wszystkich wykorzenionych ze społeczeństwa,
dopuszczała niemoralne środki w imię wyższych celów. Pobrzmiewały w niej echa rosyjskiego
buntarstwa, pism Augusta Blanqui, Anselma Bellegarrigue, Ernesta Coeurderoy, Josepha Dejacque
czy Carla Pisacane — pierwszego piewcy rewolucji społecznej na gruncie włoskim. Sam Bakunin,
który nie stronił bynajmniej od praktycznej działalności wywrotowej nawet w podeszłym wieku,
zdążył jeszcze przed śmiercią zrewidować swoje stanowisko. Pod wpływem własnych doświadczeń z
lat 1873-1874 doszedł do wniosku, że „nic żywego i trwałego nie może opierać się na jezuickich
oszustwach, że działalność rewolucyjna, jeśli ma zwyciężać, nie może odwoływać się do niskich
pobudek j że zwycięży jedynie taka rewolucja, którą ożywiać będzie humanitarny ideał" . W liście do
Elisee Reclusa dał wyraz głębokiemu rozczarowaniu biernością mas, którym poświęcił swoje życie .
Poglądów tych nie podzielali jednak młodociani przyjaciele Bakunina, którzy uznali jego woltę za akt
zdrady.

Konsekwentni anarchiści początków lat siedemdziesiątych dostrzegali dwa sposoby przyspieszenia


upragnionej rewolucji społecznej: strajk generalny lub działania powstańcze. Za pierwszym-
rozwiązaniem opowiadali się naturalnie aktywiści z krajów zaawansowanych w rozwoju
przemysłowym, w których ostoją ruchu byli robotnicy i wykwalifikowani rzemieślnicy, takich jak
Belgia, czy Szwajcaria. Natomiast Andaluzyjczycy i Włosi wywodzący się z obszarów na których
proletariat miejski nie odgrywał większej roli skazani byli na wybór drugiego wariantu. W
najtrudniejszej sytuacji znalazła się Federacja Hiszpańska, albowiem Katalończycy, w
przeciwieństwie do przedstawicieli innych regionów, byli zwolennikami strajku powszechnego.
Niemożność ujednolicenia taktyki w skali całego kraju zaważyła w poważnej mierze na
niepowodzeniu ówczesnych przedsięwzięć. Wprawdzie już wiosną 1872 r. Francesco Mora i Anselmo
Lorenzo przystąpili z ramienia Rady Federalnej w Madrycie do zakładania tajnych grup „obrońców
Międzynarodówki" mających przygotowywać powstanie a zarazem ułatwić przetrwanie w wypadku
represji, lecz wymarzona okazja jaką stwarzały przedłużająca się wojna domowa i przejściowe
sukcesy federalistów nie została przez anarchistów hiszpańskich wykorzystana. Nie potrafiąc
zadecydować, czy udzielić poparcia walce kantonalistów czy też raczej forsować własne inicjatywy
powstańcze, Federacja nie zajęła określonego stanowiska w tej sprawie. W efekcie nastroje
rewolucyjne roku 1873 wypaliły się w kilku nieskoordynowanych wzajemnie zrywach takich, jak
próba strajku powszechnego w Barcelonie, o bardzo skądinąd spokojnym przebiegu, albo strajk w
miasteczku, Alcoy koło Walencji, który przerodził się samoczynnie w czterodniowe powstanie
zbrojne (9-12 lipca 1873 r.). Była to, jeśli pominąć udział anarchistów w zorganizowanym przez
Bakunina, nieco operetkowym, powstaniu lyońskim 28 września 1870 r., pierwsza z długiego szeregu
identycznych prób zainspirowanych ideologią libertarną. Niezależnie od stawianych wówczas
Hiszpanom powszechnie zarzutów, doświadczenia przez nich zebrane miały poważny wpływ na
postawę innych federacji, przede wszystkim włoskiej.

Młodzi anarchiści włoscy, których Bakunin oderwał od marksizmu swoim radykalizmem, chłonęli
jego koncepcje z gorliwością neofitów. Ci synowie zamożnych rodzin mieszczańskich, a niekiedy
nawet arystokratycznych (Cafiero), rezygnowali z rozpoczętych studiów i doskonale zapowiadających
się karier nie po to, by spędzać czas na dyskusjach w zadymionych kawiarniach, lecz by przeżywać
radość, jaką daje praktyczna działalność rewolucyjna służąca „świętej" sprawie ludu; stanowili
swoisty odpowiednik rosyjskich narodników. Przekonani byli, że na prowincji włoskiej istnieje
sytuacja rewolucyjna i ich jedyny problem sprowadzał się do kwestii kiedy i w jaki sposób dokonać
zapłonu 134. Przepojeni byli romantyczną, mistyczną wiarą w lud, nie dopuszczającą myśli o
rozziewie między rzeczywistością a wyobrażeniami na jej temat. Lekceważyli nawet ostrzeżenia
Bakunina, dopatrując się w ewolucji jego poglądów zwykłego tchórzostwa.

Już na pierwszym zjeździe antyautorytarystów włoskich (Bolonia, marzec 1872 r.) podjęto otwarcie
uchwałę, że warunkiem rozwiązania „kwestii społecznej" jest ogólnonarodowe powstanie. Latem tego
samego roku, podczas kongresu w Rimini, który powołał do życia włoską Federację
Międzynarodówki — jeszcze przed kongresem haskim — postanowiono zerwać wszelkie stosunki z
Radą Generalną. Decydujące ustalenia zapadły jednak dopiero w roku następnym. Kolejny kongres,
który odbył się w Bolonii (marzec 1873 r.) był dowodem rosnącego radykalizmu działaczy z Płw.
Apenińskiego. Zapadły decyzje o oderwaniu się od lewego skrzydła republikanów — także snujących
plany powstania — i o wzmożeniu propagandy wśród chłopów. Zarazem jednak pod-kreślono
niewystarczalność samej propagandy. W referacie wygłoszonym podczas obrad, zakłóconych
najściem policji, Andrea Costa udowadniał, że aby oderwać masy od wpływów Mazziniego i
Garibaldiego konieczne są demonstracyjne akty przemocy. Od tej pory anarchiści włoscy, nie
oglądając się na inne federacje, koncentrują się na praktycznej działalności rewolucyjnej w postaci
strajków i marszów głodowych, zaś w końcu roku 1873 Federacja podejmuje decyzję o
przekształceniu się w tajny Komitet Rewolucji Społecznej mający przygotować powstanie. Poza
Hiszpanią i Włochami podobne inicjatywy podejmowano w tym okresie tylko we Francji .

Nieudane próby powstańcze Hiszpanów z roku 1873 miast zniechęcać dodawały jeszcze animuszu,
ponieważ chciano jak najszybciej zatrzeć złe wrażenie jakie zostawiły po sobie. Zapanowało
przekonanie, że właśnie nikłe poparcie mas wymaga „przesadnych czynów" jako jedynej drogi
pobudzenia ludu do działania. Anarchiści włoscy z entuzjazmem przyjęli opinię Bakunina, że epoka
dyskusji i teoretyzowania nieodwołalnie minęła, a doba obecna wymaga „faktów i czynów". Dał temu
wyraz Cafiero podczas brukselskiego kongresu Międzynarodówki w roku 1874, kiedy w imieniu
Komitetu Rewolucji Społecznej oświadczył, że Włosi po raz ostatni biorą udział w takim spotkaniu,
ponieważ specyficzna sytuacja w ich kraju wymaga natychmiastowego działania. „Epoka kongresów
jest dla nas nieodwołalnie zakończona" — konkludował mówca apelując o pomoc finansową dla
planowanych przedsięwzięć .

Ostateczny plan powstania opracowany przez Costę, Bakunina, i Cafiwro zakładał wywołanie w
sierpniu serii powstań w wybranych regionach Włoch, które na zasadzie reakcji łańcuchowej
doprowadzić miały do ogólnonarodowego wybuchu. Akcję zapoczątkować miał atak na arsenał w
Bolonii, podczas którego kilkuset miejscowym aktywistom udzielić miało wsparcia kilka tysięcy
insurgentów z zewnątrz oraz grono sprzyjających sprawie żołnierzy. Liczono również na łatwe
opanowanie Florencji oraz bunty chłopów z ubogiego południa. Trzeci „Biuletyn Włoskiego
Komitetu Rewolucji Społecznej" rozlepiony w przeddzień wybuchu wzywał do buntu przypominając,
że „jedyną rzeczywistością świata jest siła". Jednocześnie apelowano do żołnierzy, aby odmówili
wykonywania rozkazów. Rzeczywisty przebieg wypadków odbiegał jednak całkowicie od
przewidywań anarchistów. Zabrakło nie tylko pieniędzy i broni, ale także umiejętności
organizacyjnych. Policja uprzedzona o planach zaaresztowała już 5 sierpnia kierującego akcją Costę i
nie dopuściła nigdzie do koncentracji sił powstańczych. Bolońscy spiskowcy nie doczekawszy się
obiecywanego wsparcia z innych miast Romanii, spokojnie rozeszli się do domów, natomiast
znajdujący się wśród nich Bakunin ze zgoloną brodą, w przebraniu księdza, uciekł z miasta pociągiem
ostatecznie rozczarowany do wszelkiej działalności rewolucyjnej. Na południu patetyczne wysiłki
podejmował Malatesta, lecz wieśniacy z Apulii zachowali całkowitą obojętność. Jego sześcioosobowa
grupa (miast przewidywanych stu ochotników) dysponowała pięcioma starymi karabinami nie
nadającymi się do użytku, toteż po kilku dniach bezowocnych wysiłków, w obliczu zaciskającej się
obławy, rozproszyła się po uprzednim zakopaniu broni.

Tak więc, wskutek błędnego odczytania nastrojów mas, plany sprowokowania powszechnej rewolucji
poniosły klęskę, zaś anarchistyczne powstanie okazało się nieudolnym zrywem w stylu Mazziniego
czy Blanquiego, jakich dziesiątki odnotowano we Włoszech w pierwszej połowie XIX w. To co miało
w zamierzeniu stworzyć zagrożenie dla systemu władzy, sprowadziło się w efekcie do symbolicznego
protestu demaskującego słabość ruchu anarchistycznego. Włoscy aktywiści byli wszakże tak głęboko
przekonani o słuszności obranej przez siebie drogi, że nie wyciągnęli z wypadków roku 1874 żadnych
wniosków. Przeciwnie, można odnieść wrażenie, że sympatia jaką okazywała im duża część
społeczeństwa w okresie prześladowań i procesów sądowych wzmocniła jeszcze ich wiarę w ludową
rewolucję . Wprawdzie uznali ponownie potrzebę kongresów i po raz pierwszy od trzech lat
zorganizowali w roku 1876 kongres Federacji Włoskiej, ale tylko po to, by potwierdzić chęć
kontynuacji dotychczasowej linii postępowania i w tym samym 1876 r. Wte>si wystąpili na forum
międzynarodowym z nowym chwytliwym hasłem — ideą propagandy czynem. Nie był to w gruncie
rzeczy pomysł zupełnie nowy. Pojedyncze sformułowania brzmiące bardzo podobnie, lub wręcz
identycznie, napotkać można i u innych autorów. Ponadto była to właściwie jedynie teoretyczna
podbudowa praktyki realizowanej przez nich od roku 1873. Samo wyrażenie „propaganda czynem"
zaczerpnęli prawdopodobnie od Carla Pisacane, który uważał, że „propaganda za pomocą idei jest
chimerą; kształcenie ludzi — absurdem. Idee rodzą się z czynów, a nie czyny z idei, toteż nie
wykształcenie zapewni ludowi wolność, lecz wolność umożliwi mu wykształcenie' Jedyną pożyteczną
rzeczą jaką uczynić może obywatel dla swojego kraju jest współuczestnictwo w rewolucji konkretnej.
Konspiracje, spiski, próby powstań to moim zdaniem te serie czynów które przybliżają Włochy do
celu". Ten sam wątek rozumowania podjął w 1873 r. Paul Brousse stwierdzając, że „propagandy
rewolucyjnej nie robi się tylko piórem czy słowem [...]. Propagandę rewolucji uprawia się nade
wszystko na oczach ogółu pośród brukowców ułożonych na barykadach". Cafiero i Malatesta, którzy
rozpropagowali ideę propagandy czynem podczas obrad kongresu Międzynarodówki antyautorytarnej
w Bernie (październik 1876 r.), widzieli dla niej dość wąskie zastosowanie. Malatesta wspominał o
powstaniach i sabotażu. W deklaracji opublikowanej pod koniec roku czytamy, iż „Federacja Włoska
wierzy, że czyn powstańczy potwierdzający działaniem socjalistyczne pryncypia stanowi
najskuteczniejszy środek propagandowy, jedyny środek, który, nie oszukując i nie psując mas, potrafi
skutecznie dotrzeć do najniższych warstw społeczeństwa i natchnąć żywe siły ludzkości do walki
prowadzonej przez Międzynarodówkę". Tak więc, w istocie rzeczy nowość proponowana przez
Włochów sprowadzała się do silniejszego niż dawniej akcentowania propagandowej wymowy
bezpośrednich form walki z państwem. W ciągu kilku następnych lat została ona zaakceptowana przez
czołowe osobistości ruchu , stając się w nadchodzących dekadach — epoce czynu indywidualnego
oraz akcji bezpośredniej — dominującą formą aktywności.

Wiosną 1877 r. Malatesta i jego towarzysze raz jeszcze poderwali się do boju. Piątego kwietnia
trzydziestu uzbrojonych anarchistów z Malatesta, Cafiero, Ceccareilim oraz Stępniakiem
(Krawczyńskim) na czele wkroczyło w góry Benewentu w prowincji Kampania zamierzając stworzyć
tam stałą bazę operacyjną. Wybór ten nie był przypadkowy. Okolice masywu Matese słynęły ze
zbójeckich tradycji, do których chciano teraz świadomie nawiązać. W myśl nowej strategii „banda z
Matese", jak sami siebie nazywali, miała swoimi czynami zbrojnymi wywołać powstanie ludowe w
stylu średniowiecznych żakerii, bunt „proletariatu w łachmanach". W przeciwieństwie do przesadnych
nadziei wiązanych z działaniami roku 1874 tym razem nie liczono na natychmiastową powszechną
rewolucję. Najważniejszą była sama możliwość publicznej demonstracji praktycznych form
propagandy czynem. Plan akcji, przewidywał między innymi „palenie archiwów, rozdawanie
pieniędzy przejętych z kas państwowych, przekazanie ludności magazynów zbożowych i innych oraz
zachęcanie ludu, do ataku na panów i grabienia własności prywatnej". I tym razem jednak policja była
uprzedzona, zmuszając członków „bandy" do kapitulacji ,,z głodu, zimna i wyczerpania" po sześciu
zaledwie; dniach. Niemniej jednak udało im się w międzyczasie wkroczyć do dwóch wsi, gdzie przed
oczyma zaskoczonych, ale bynajmniej nie nastawionych wrogo, mieszkańców rozwinęli czerwone i
czarne sztandary, proklamowali utworzenie „republiki społecznej", spalili katastry podatkowe i
przyrządy miernicze, a także usiłowali rozdawać broń zachęcając wieśniaków do przeprowadzenia
ekspropriacji na własną rękę.

Nieudana „żakeria w Benewencie" miała daleko idące konsekwencje. Na włoski ruch anarchistyczny
spadły surowe represje, po których nie odzyskał już nigdy dawnego wigoru. Kompromitacja taktyki
powstańczej spowodowała również przyspieszenie rozpadu Międzynarodówki i ostre reprymendy ze
strony czołowych animatorów ruchu. Kropotkin, w pierwszym odruchu, zarzucił Włochom
tchórzostwo i zaproponował, aby wyrzucić ich z Międzynarodówki przypominając wymownie, że „w
roku 1793 wiedziano jak postępować z generałami" (aluzja do wyroków śmierci wobec posądzonych o
zdradę przegrywających generałów rewolucyjnej armii Francji). Pozostający jeszcze na wolności
działacze włoscy nie od razu uznali słuszność tych zarzutów. Kadłubowy kongres w Pizie (1878)
ponownie wypowiedział się za „nieliczącym się z ofiarami powszechnym powstaniem całego narodu"
i tylko całkowity brak funduszów zapobiegł próbom realizacji tych zamiarów. Już jednak w rok
później czołowy propagator tendencji rewolucyjnej — Andrea Costa — doszedł do wniosku, że
„przynależność do partii działania nie musi oznaczać pragnienia działania za wszelką cenę i w każdej
chwili. Rewolucja to sprawa poważna". Epoka anarchistycznych powstań dobiegała już 'nieodwołalnie
końca, ale towarzyszyły mu wybuchy bomb zwiastujące zupełnie nowe rozumienie propagandy
czynem. Rozpoczynała się tragiczna epoka czynu indywidualnego, który sankcjonował wszelkie
środki walki sprawił, że w oczach opinii publicznej anarchizm kojarzył się odtąd z nieobliczalnym
stosowaniem przemocy.

Jeśli pominąć ofiary sprowokowanych prawdopodobnie przez policję zajść w Alcoy okaże się, że cała
romantyczna faza insurekcyjna spowodowała śmierć zaledwie jednej osoby (karabiniera ranionego
podczas likwidacji „bandy z Matese"). Działania powstańcze nie były bowiem wymierzone przeciw
konkretnym ludziom, lecz przeciw burżuazyjnemu państwu jako całości. Miały charakter demonstracji
i to bardzo skonwencjalizowanej. Obie strony, insurgenci i siły porządku, wykonywały rytualne gesty
bacząc na to, by reguły gry nakazujące unikać przelewu krwi nie zostały złamane. Nic przeto
dziwnego, że anarchiści uchodzili w latach siedemdziesiątych za nieszkodliwych maniaków i
zasiadając na ławach oskarżonych odczuwali sympatię opinii publicznej. Sytuacja zmieniła się jednak
radykalnie po roku 1878, kiedy „czyn powstańczy" zastąpiony został przez „czyn indywidualny".
Rzecznicy tej nowej taktyki, dostosowanej do stanu rozproszenia, w jakim znalazł się wówczas ruch
anarchistyczny w całej Europie Zachodniej, traktowali ją jako swoistą, zindywidualizowaną odmianę
propagandy czynem. Czyn indywidualny nakazywał każdemu świadomemu swych zadań anarchiście
podejmowanie na własną rękę praktycznych działań rewolucyjnych wymierzonych w istniejący
porządek ucieleśniany przez konkretne^ instytucje, obiekty, prawa czy osoby. Stanowił atrakcyjną
alternatywę dla działalności politycznej, w jakiej ugrzęźli inni aktywiści lewicy, łudząc ludzi,
zmęczonych własną bezczynnością i niemocą, szansą praktycznej, pożytecznej działalności
przybliżającej 'spełnienie ich ideałów. Bardzo szybko zaczęto go utożsamiać ze stosowaniem terroru.
Spowodowane to było splotem rozmaitych czynników, wśród których największą rolę odegrały:

— fascynacja niedawno odkrytym dynamitem, uchodzącym za środek z samej swej natury


rewolucyjny („uniwersalny zrównywaczy"), uosabiający potęgę nauki zaprzęgniętej w służbie
ludzkości ;

— zaraźliwy przykład Narodnej Woli, której heroiczne czyny i legendę upowszechnił na


Zachodzie Stepniak-Krawczyński;

— rywalizacja z ruchem socjalistycznym i pragnienie wyraźnego zaznaczenia własnej


odrębności; wzrastająca frustracja spowodowana nieskutecznością dotychczasowej taktyki i
nasilającymi się represjami, a także biernością wymuszoną przez wyrzeczenie się działalności
politycznej.

Wydaje się również, że całkowite zdanie się na inicjatywę jednostek sprzyjać musiało szczególnie
osobom kierującym się motywem zemsty lub marzącym o wymierzeniu sprawiedliwości na własną
rękę. Wszystko to razem prowadziło niekiedy do rozkręcania spirali przemocy na skutek sprzężenia
zwrotnego między natężaniem terroru a skalą represji.

Konieczność ustosunkowania się do kwestii terroru indywidualnego uświadomili sobie anarchiści


dopiero w roku 1878, kiedy na przestrzeni sześciu miesięcy odnotowano cztery zamachy na
koronowane głowy: zamachy Emilà Hòdela (21 maja) i Eduarda Nobilinga (2 czerwca) na Wilhelma,
Juana Olivy Moncasi na Alfonsa XII (25 paźdzfernika) oraz Giovanniego Passanante na Hurnberta I
(17 listopada), po którym wybuchły bomby we Florencji i w Pizie. Prześladowania, jakie spadły na
„apostołów wolności" w Hiszpanii, we Włoszech i w Niemczech, mimo braku formalnych dowodów
ich winy, nie pozostały bez wpływu na stanowisko, które zajęli w późniejszych dyskusjach . Podczas
spotkania w Vevey (2 września 1880 r.), poświęconego zagadnieniom taktyki, przyjęto
pięciopunktowy program zapowiadający między innymi: „Całkowite zniszczenie obecnych instytucji
przy użyciu siły" oraz „przeniesienie działania na teren nielegalny jako jedyną drogę wiodącą do
rewolucji". Ponadto zalecono wszystkim studiowanie nauk technicznych i chemii z myślą o ich
zastosowaniu dla własnych celów. Jeszcze ostrzej zabrzmiały zalecenia Kropotkina, który — wbrew
przypisywanej mu niekiedy łagodności — oczekiwał od towarzyszy „permanentnej rewolty za
pomocą słowa, druku, sztyletu, strzelby, dynamitu", albowiem — jak pisał— „wszystko co nielegalne,
jest dla nas dobre". Emile Pouget, czołowy anarchosyndykalista francuski, na początku XX stulecia
nawoływał wprost do podpalania koszar i zabijania oficerów .
Nowe tendencje uwidoczniły się dobitnie w lipcu 1881 r. podczas obrad kongresu londyńskiego,,
którego uczestnicy zafascynowani byli pojedynkiem rewolucjonistów rosyjskich z caratem. Pod
wrażeniem niedawnego skutecznego zamachu na życie Aleksandra II zaakceptowano tam w całej
rozciągłości ustalenia z Vevey. Dyskusja ogniskująca się wokół zagadnień moralności rewolucyjnej i
terroru wykazała, że ogromna większość zgromadzonych opowiada się za walką „wszelkimi
dostępnymi środkami" i uznaje przemoc jako czynnik nieuchronny, a nawet konieczny dla stworzenia
„prawdziwej moralności". Spór dotyczył jedynie ekstremalnych metod działania. Można zatem
pokusić się o wniosek, że poważnemu osłabieniu i rozproszeniu ruchu anarchistycznego towarzyszyła
znaczna radykalizacja postaw i czynów, i że było to — wbrew spotykanym niekiedy opiniom —
zjawisko obiektywne, niezależne od działalności agentów policji starających się zepchnąć „partię
wolności" na pozycje skrajne, skompromitować jej program i czyny. Nie był z pewnością
prowokatorem Johann Most (1846-1906), niemiecki introligator/który po usunięciu go pod koniec lat
siedemdziesiątych z szeregów SPD, przedzierzgnął się w zagorzałego anarchistę, wydawca „Die
Freiheit", otwarcie nawołującej do zamachów bombowych czy powszechnego uzbrojenia robotników,
piewca indywidualnego buntu. Wydany przezeń w połowie lat osiemdziesiątych podręcznik
Revolutionäre Kriegswissenschaft uczył jak wyrabiać dynamit, atrament, sympatyczny,
„samozapalający się płyn do podpalania pomieszczeń", zatrute kule i sztylety itp., stanowiąc źródło
informacji oraz inspiracji dla wielu praktyków „czynu indywidualnego", którzy nie zdawali sobie
zapewne sprawy, że jego autor niedługo później odżegnał się od zamachów bombowych . Ewolucja
tego rodzaju była wówczas udziałem wielu działaczy.

Wystarczy przypomnieć, że Jean Grave, który potępił jednoznacznie zamachy epoki Ravachola,
dziesięć lat wcześniej sam zajmował się produkcją rtęci do bomb z myślą o wysadzeniu w powietrze
Pałacu Burbonow, budynku Prefektury. Policji, bądź całej ulicy St. Jacques w Paryżu. Kult przemocy
początków lat osiemdziesiątych, wyrażający się zresztą bardziej w słowach niż w czynach, miał
charakter powszechnej, epidemicznej gorączki, której trwałym śladem są dziś jedynie drapieżne,
szokujące nazwy, czy przydomki oraz fantastyczne, nigdy nie zrealizowane projekty. Trwał jednak
dostatecznie długo na to, by do anarchistów przylgnęła raz na zawsze etykietka szaleńców i
terrorystów.

Zgodnie z zaleceniami kongresu londyńskiego na łamach anarchistycznych czasopism, zwłaszcza


francuskich i niemieckich, pojawiły się w latach osiemdziesiątych teksty instruktażowe adresowane do
adeptów „chemii użytkowej", niekiedy całe rubryki o charakterze kącików porad praktycznych, gdzie
zaszyfrowani cyframi czytelnicy znajdowali fachowe odpowiedzi na konkretne pytania. Lyońska „La
Lutte" inaugurując rubrykę, którą nazwała eufemistycznie „produkty antyburżuazyjne", obiecywała
prezentację „najbardziej znanych, najłatwiejszych do obsługiwania i przygotowania środków
zapalających oraz wybuchowych, jednym słowem najużyteczniejszych [...]. Będziemy mówić jedynie
o produktach niezbędnych, a zarazem nieznanych jeszcze wielu obywatelom. Przyszła walka wymaga,
by każdy stał się po trochu chemikiem [...] Nadszedł czas okazania burżuazji, że jesteśmy
zdecydowani osiągnąć to, czego pragniemy". Popularna broszura szkoleniowa Indicateur Anarchiste
zredagowana była tak przystępnie, by korzystać z niej mogły nawet dzieci. Prócz „przepisów" na
„zielony proch", nitrobenzen, „ognie feniańskie", czy szczególnie rekomendowane bomby kuliste,
których odłamki rozlatują się we wszystkich kierunkach, zawierała przydatne informacje o tym, gdzie
można najtaniej kupić poszczególne składniki. Nie brakowało, rzecz jasna, wskazówek dotyczących
użytkowania. Autorzy wydawnictwa zalecali stosowanie trucizny przeciwko wojsku i burżujom,
zwracali uwagę, że gaz „potrafi wysadzić w powietrze prawie całą dzielnicę" i ,,może oddać sprawie
ogromne usługi" postulowali rewolucyjną taktykę, która sprowadzać się miała do burzenia kościołów
(nie wyłączając Notre Dame i innych katedr gotyckich), więzień, koszar, oraz budynków
administracyjnych. Aprobata dla tego rodzaju programów zdaje się wskazywać na istotną zmianę w
sposobie rozumienia czynu indywidualnego. Przestaje być teraz symbolicznym gestem o
propagandowym wydźwięku. Od tej pory traktowany jest jako zwykły akt wojenny, epizod wojny
wypowiedzianej istniejącemu porządkowi.

Na skutki tej nowej taktyki, nie trzeba było długo Czekać. Poczynając od roku 1882 we Francji,
Hiszpanii, Austrii i Niemczech mnożą się informacje o terrorystycznych zamachach bombowych,
podpaleniach, gwałtownych strajkach połączonych z przelewem krwi, zbrojnym oporze stawianym
siłom policyjnym. Odpowiedzialnością za te czyny obciążano zazwyczaj anarchistów nawet wówczas
gdy, jak w Decazeville, gdzie wyrzucono przez okno zastępcę dyrektora fabryki — Watrina — miały
charakter spontanicznych wystąpień masowych. W najlepszym razie nieświadomymi anarchistami
byli członkowie tzw: czarnej bandy operującej w latach 1882-1885 w rejonie nasilonych wystąpień
robotniczych między Monceau-les-Mines a Creusot, którzy od obalania krzyży i listów z pogróżkami
pod adresem brutalnych patronów przeszli, nie bez współudziału policji, do podpaleń i bezpośrednich
zamachów z użyciem dynamitu. Nie ulega natomiast wątpliwości libertarna inspiracja zorganizowanej
przez legendarną Louise Michel akcji rozbijania piekarń połączonej z darmowym rozdawaniem chleba
paryskiej biedocie (1883 r.). Typowa akcja anarchistyczna we Francji była wszakże przedsięwzięciem
indywidualnym. Taki charakter miała eksplozja 22 października 1882 r. w sali restauracyjnej
lyońskfego teatru Bellecour, przypisana przez policję Antoine'owi Cyvoctowi , próba zabójstwa dra
Meyroara przez bezrobotnego tkacza Emilę Florianą, który nie mogąc dopaść znienawidzonego
przezeń Gambettyp postanowił zabić pierwszego napotkanego burżuja, czy mord dokonany na
przełożonej klasztoru przez ogrodnika Louisa ChavesS, albo czyn Charlesa'Galio, który 5 marca 1886
r. rozlał w gmachu paryskiej Giełdy 200 g kwasu pruskiego, a następnie oddał na ślepo trzy strzały z
rewolweru nie raniąc przy tym nikogo. Samotnie działali też przeważnie Pini i Duval — czołowi
specjaliści od kradzieży uzasadnionych pobudkami ideowymi, którzy zapoczątkowali w III Republice
nurt zwany illegalizmem (działania pozaprawne).

W innych krajach sytuacja wyglądała podobnie. Między rokiem 1882 a 1885 na terenach Cesarstwa
Austro-Węgierskiego oraz Niemieckiego odnotowano cała serię morderstw i zamachów, których
autorstwo przypisano wyznawcom zgubnej doktryny absolutnej wolności (zabójstwo Josefa
Merstellingera, właściciela fabryki obuwia w Wiedniu w lipcu 1882 r., zastrzelenie komisarza policji
wiedeńskiej Hlubeka — 15 grudnia 1883 r. oraz agenta policji niemieckiej Sióchera — 25 stycznia
1884 r., próba zabójstwa bankiera ze Stuttgartu Heilbronnera — 21 listopada 1883 r., wybuch
dynamitu w komisariacie policji we Frankfurcie nad Menem — 29 października 1883 r., zabicie w
Strasburgu — 22 października 1883 r. — wartownika Adelsona, ataki na urzędy pocztowe i —
najsłynniejsza ze wszystkich — próba zamachu na cesarza Wilhelma I podczas uroczystego
odsłonięcia pomnika upamiętniającego bitwę pod Lipskiem i zwycięstwa z roku 1870). Związek z
ruchem anarchistycznym bezpośrednich sprawców tych zamachów — Kumicsa, Stellmachera i
Kammerera — nie ulega żadnej wątpliwości. Konsekwencje ich czynów były katastrofalne dla
aktywistów niemieckiego obszaru językowego. Represje, które nie ominęły nawet Szwajcarii, zmusiły
do emigracji również działaczy o umiarkowanym obliczu. Ruch anarchistyczny w Austro-Węgrzęch i
Niemczech został praktycznie rozbity, do czego w dużym stopniu przyczyniła się tak zwana ustawa
antydynamitowa z 9 czerwca 1884 r., która groziła pięcioletnim, więzieniem nie tylko osobom
importującym, wyrabiającym, bądź przechowującym materiały' wybuchowe bez zezwolenia policji,
lecz także i tym, które nawoływały, do dokonywania zamachów, albo nie uprzedziłyby policji o
trwających do nich przygotowaniach.

Nawet w Hiszpanii, odciętej Pirenejami od głównego nurtu ruchu libertarnego, którego centrum
przesunęło się wyraźnie ze Szwajcarii do Francji, i z tego względu reagującej z dużym, opóźnieniem
na wszelkie nowinki teoretyczne czy taktyczne, łata osiemdziesiąte przyniosły znaczne nasilenie
przemocy jako środka. walki. Po kongresie w Sewilli (1882), gdzie zarysował się głęboki podział
między reprezentantami rejonów rolniczych i przemysłowych, od Federacji Robotników Regionu
Hiszpańskiego oderwała się grupa o nazwie Los Desheredados (Wydziedziczeni) stawiająca na
skrytobójstwa i terror ekonomiczny. Wiedli w niej prym winiarze z południowej Andaluzji, zwłaszcza
okolic Jerez. Zabójstwa agentów policji oraz jawna pochwała terroru ściągnęły na andaluzyjskich
anarchistów potężną falę represji, która doprowadziła nie tylko do rozbicia Wydziedziczonych, lecz
także do rzekomego wykrycia potężnej tajnej organizacji noszącej miano La Mano Negra (Czarna
Ręka), planującej — jak głosiły władze — wymordowanie wszystkich obszarników i zarządców
majątków na obszarze całego regionu. Zeznania torturowanych więźniów oraz wątpliwe dokumenty
złożyły się na liczący kilka tysięcy stron druku aktu oskarżenia, na podstawie którego za
przynależność do Czarnej Ręki skazano na śmierć kilkanaście osób, w tym siedem — przy użyciu
garoty. Nie rozwiało to jednak wątpliwości wokół procesu. Wśród historyków hiszpańskiego
anarchizmu do dziś przeważa pogląd, że cała ta sprawa była policyjną mistyfikacją . Podobnie nie
wyjaśniono nigdy do końca okoliczności najgłośniejszego bodaj zamachu lat osiemdziesiątych —
bomby rzuconej na Haymarket Square w Chicago podczas protestacyjnego mityngu robotników w
dniu 4 maja 1886 r., która pozbawiła życia około trzydziestu osób (w tym siedmiu policjantów) i
przysporzyła ruchowi pierwszych męczenników. Istnieją bowiem poważne poszlaki wskazujące w
tym wypadku na możliwość prowokacji.

Krwawe wydarzenia w Chicago bardziej niż jakiekolwiek inne wydarzenia przyczyniły' się do
dyskredytacji i osłabienia ruchu anarchistycznego. Miały jednak i pozytywne następstwa. Teraz'
dopiero „pod wpływem wstrząsu, rozpoczyna się dyskusja o terrorze” budzi się krytyczny stosunek do
koncepcji czynu indywidualnego, która na kilka lat traci swój magnetyczny urok. Jako pierwsi,
odżegnali się od przemocy anarchiści katalońscy, którzy już w październiku 1883 r. na kongresie w
Walencji potępili, działania pozaprawne. Wkrótce dołączył do nich Jean Grave, rzucając na .szalę
swój cały autorytet. Redagowane przezeń pismo „Le Révolté" wycofywało się stopniowo z
bezwarunkowego poparcia dla czynu indywidualnego pod wszelkimi postaciami . Wprawdzie czołowi
działacze tej doby w dalszym ciągu bronili słuszności koncepcji Brousse'a, ale czynili to bez dawnego
entuzjazmu, bardziej z poczucia solidarności z prześladowanymi i zniesławionymi towarzyszami
walki, niż "z wewnętrznego przekonania. Ponowna fala zamachów z lat 1892-1894 postawiła wielu
spośród nich przed trudnym wyborem.

Obchody święta majowego zalecone przez II Międzynarodówkę w celu upamiętnienia „męczenników


z Chicago" zaostrzyły napięcia społeczne na początku ostatniej dekady' XIX'.w.. Według obliczeń
Sernicoli w 1891 r. odnotowano 1120 zamachów w Europie i 522 w Ameryce. Ogółem w 1615
eksplozjach straciło życie 20 osób, zaś kilkaset odniosło obrażenia . W tej podminowanej atmosferze
rozpoczęła się we Francji istna epidemia zamachów, która wstrząsnęła III Republiką.

Dokładny opis dramatycznych wydarzeń pomiędzy 11 marca 1892 r., kiedy wybuchła bomba na
bulwarze St Germain'a 24 czerwca 1894 r. — datą zabójstwa prezydenta Carnota przez Santo Caserio
— mijałby się chyba z celem. Zresztą, były już one wielokrotnie przedmiotem zainteresowania
historyków. Warto natomiast skupić uwagę na ich cechach swoistych, świadczących "o specyfice
anarchistycznego terroru. W przeciwieństwie do terroru ekonomicznego — działań przemyślanych,
wymierzonych w konkretne osoby za konkretne czyny, inspirowanych chęcią rewindykacji, zemsty
czy pragnieniem zastraszenia brutalnych, bądź nieuczciwych właścicieli — terror polityczny miał z
reguły symboliczny charakter. Dokonywany zazwyczaj indywidualnie, bez wtajemniczenia innych,
nawet członków grup i kółek, z którymi autorzy zamachów byli związani, sprowadzał się do
nieskoordynowanych, wyrywkowych czynów dokonywanych często spontanicznie pod wpływem
nagłego impulsu. Ofiary terroru politycznego bywały zupełnie przypadkowe. Jeśli głowa państwa lub
szef policji okazywali się niedostępni, zamachowcy zadowalali się zamordowaniem pierwszego
napotkanego „burżuja". Konkretne nazwisko ofiary' by{o im zupełnie, obojętne. Leon-Jules Leauthier
— szewc, który 12 listopada 1893 r. usiłował przebić szydłem jednego z gości restauracji przy
gmachu Opery (był nim minister serbski M. Georgijević) — oświadczył w sądzie: „uderzając
pierwszego wchodzącego burżuja nie uderzyłem niewinnego". Podobne rozumowanie przedstawił w
swojej mowie obronnej Emile Henry — najsłynniejszy spośród naśladowców i mścicieli Ravachola.
Niema niewinnych — argumentował autor zamachów na komisariat policji i kawiarnie Terminus,
zwracając uwagę na czołową odpowiedzialność burżuazji) za krzywdę społeczną" odpowiedzialnością
za czyny jednostek wszystkich anarchistów .

Konkretne nazwiska ofiar były mniej istotne niż samo miejsce akcji: teatry, kawiarnie, opery, gmachy
giełdy — obiekty symbolizujące zepsucie oraz pasożytniczy tryb życia klas posiadających — te
swoiste sanktuaria burżuazji, zdawały się zwolennikom czynu indywidualnego wymarzonymi
terenami działania, nadającymi ich przedsięwzięciom uniwersalną wymowę. Wrogość do tych
obiektów stanowiła naturalną konsekwencję moralnego potępienia mieszczaństwa jako klasy.
Demolując je, zakłócając ich funkcjonowanie, siejąc strach i spustoszenie dawali publiczny,
manifestacyjny wyraz tej wrogości.

Pod względem psychologicznym anarchistyczni zamachowcy, wbrew pozorom, różnili się znacznie od
dziewiętnastowiecznych rewolucjonistów rosyjskich, z którymi bywają na ogół zestawiani. W ich
postępowaniu trudno dopatrzyć się tak charakterystycznych dla narodników skrupułów etycznych,
wyrzutów sumienia, myśli o świętokradztwie i konieczności samoodkupienia grzechu. Nie poczuwali
się do żadnej winy, toteż bez wahań uciekali z miejsca zamachu, a w śledztwie nie dawali się złamać.
Co więcej, w środowiskach ściśle proletariackich działania tego rodzaju opisywane były niekiedy,
charakterystycznym slangiem, jako forma dobrej rozrywki. Celował w tym zwłaszcza słynny „Pere
Peinard" Pougeta. Zamachowcy spod znaku Mosta czy Ravachola nie czuli się wykonawcami woli i
wyroków ludu. Działali samodzielnie, na własną rękę, choć zależało im, rzecz jasna, na
propagandowym wydźwięku ich ,,czynu" wśród mas. Wypada zarazem zwrócić uwagę na jeszcze
jedną znamienną różnicę — wśród praktyków czynu indywidualnego, w przeciwieństwie do
narodników, nie ma w ogóle kobiet.

Stosunek anarchistów do przemocy był bardzo zróżnicowany na poszczególnych obszarach. Terror


fascynował stosunkowo najsilniej ludzi z zacofanych, nieliberalnych krajów o podłożu kultury
łacińskiej, gdzie miał już duże tradycje historyczne (Hiszpania, Włochy, Ameryka Łacińska). Przykład
Rosji zdaje się jednak wskazywać, że ważniejsze od gleby katolickiej były konkretne warunki, w
jakich ruch egzystował. Niezwykłej żywotności przemocy w anarchizmie hiszpańskim przeciwstawić
można jej zupełną nieobecność w ruchu brytyjskim czy szwajcarskim, które nolens volens korzystały
z dobrodziejstw demokracji parlamentarnej. O ile w latach siedemdziesiątych wystąpienia
anarchistyczne koncentrowały się w rejonach wiejskich o silnych tradycjach autonomicznych
(Andaluzja, Romania), o tyle w czasach czynu indywidualnego główną areną działania stają się centra
przemysłowe i polityczne, miasta takie, jak Barcelona, Paryż i Lyon w Europie Zachodniej, Kijów,
Charków czy Białystok — na terenach Cesarstwa Rosyjskiego, Chicago — w USA, Buenos Aires —
w Ameryce Południowej.

Stosunek szeregowych anarchistów do przemocy oraz czynu indywidualnego był Chwiejny i


niejednoznaczny. Owa ambiwalentna postawa spowodowana była nie tylko sprzecznością między
środkami a celami, lecz także koniecznością wyboru między solidarnością grupową a racjonalną
strategią działania. Większość z nich początkowo gotowa była zapewne zaakceptować terrorystyczne
metody działania, o ile okazałyby się skuteczne. Lecz właśnie nieskuteczność, bardziej niż
jakiekolwiek inne względy, zaciążyła na ostatecznym odwróceniu się od czynu indywidualnego.
Dezorientację z lat osiemdziesiątych i początków lat dziewięćdziesiątych powiększały głębokie
podziały wśród czołowych autorytetów ruchu. W ich stosunku do przemocy wyróżnić można
schematycznie następujące stanowiska:

— pryncypialne odrzucenie przemocy w jakiejkolwiek postaci — za przykładem Tołstoja szli w


pierwszym rzędzie anarchiści chrześcijańscy i mistycyzujący (np. Martin Buber), ale także liczni
pacyfiści, anarchiści indywidualni i zwolennicy, życia wspólnotowego w komunach. „Krwiożercza
sekta" 'spod znaku czarnej flagi składała się zatem, przynajmniej w 20-25%, z konsekwentnych
propagatorów metod non-violence. W anarchizmie angielskim był to nurt zdecydowanie dominujący
— odrzucenie przemocy, połączone z usprawiedliwianiem autorów zamachów ze względu na
prowadzoną przeciwko nim nagonkę — ta typowa dla lat dziewięćdziesiątych postawa znalazła
najpełniejszy wyraz w wypowiedziach Elisée Reclusa i francisco Ferrera. Warunkowa akceptacja
przemocy w odniesieniu do spontanicznej rewolucji ludowej połączona z odrzucaniem jej we własnej
praktyce życiowej — w tej ogromnej grupie umieścić można postacie tej miary, co Kropotkin,
Landauer, Rocker czy Emma Goldman, a także liczne rzesze ich naśladowców — teoretyczne
uzasadnianie przemocy połączone z próbami jej praktykowania. Sztandarowymi postaciami tej
typowej dla anarchosyndykalistów i nastrojów rewolucyjnych postawy byli Johann Most oraz
Aleksander Berkman — zaprzyjaźniony z E. Goldman emigrant z Rosji, autor anarchistycznych
podręczników, który spędził kilkanaście lat w amerykańskim więzieniu za próbę zabójstwa finansisty
Henry Cricka, odpowiedzialnego za śmiertelne ofiary strajku w stalowniach w Homestead w roku
1892. Powoływanie się na teoretyków anarchizmu przez osoby prowadzące działalność terrorystyczną,
wykazujące nierzadko cechy przestępcze (Ravachol, Bonnot, Duval, Pini) — szersze upowszechnienie
tej postawy odnotowujemy jedynie we Francji w dziesięcioleciu poprzedzającym wybuch I wojny
światowej.

Ten krótki przegląd pozwala dostrzec, jak różnorodne i zmienne, odbiegające od stereotypu, były
rzeczywiste stanowiska. Zwolennicy jednoznacznych ocen zdają się zapominać, że nawoływanie do
gwałtów, upodobanie do ostrych i brutalnych sformułowań rzadko szło w parze z gotowością do
takiego właśnie działania ze strony autorów wypowiedzi.

Ola uzyskania bądź tylko usprawiedliwienia stosowania przemocy sięgano po rozmaite argumenty.
Powoływano się na opinie autorytetów tej miary co Bakunin (destrukcja jako siła kreatywna,
niezbędna dla stworzenia nowego świata), Sorel (rewolucyjna przemoc umożliwia legitymizację i
spójność ruchu), a nawet Reclus (przemoc jest czymś normalnym i pożądanym skoro występuje w
przyrodzie). Anarchosyndykaliści widzieli w przemocy swoistą szkołę charakterów — czynnik
ułatwiający rozbudzanie mas i podtrzymywanie ich odrębnej tożsamości. Indywidualni zamachowcy
traktowali je najczęściej jako akt zemsty albo koniecznej samoobrony ze strony pokrzywdzonych,
epizod toczącej się od dawna wojny między światem pracy i światem kapitału. Oponenci we własnych
szeregach, których liczba, jak można sądzić, stopniowo rosła, sięgali najchętniej po argumenty natury
etycznej i pragmatycznej. Podkreślano, że przemóc jest sprzeczna z, ideałem wolności i jako oręż jest
nieskuteczna, a nawet zgubną, że powoduje wzmożenie represji, odbiera poparcie potencjalnych
sojuszników i prowadzi do wypaczeń charakterów i stwarza groźbę dyktatury. Na tym tle oryginalnie
rysowały się poglądy André Loruiota, który odrzucał przemoc ze względu na jej „nienaukowość".

O klęsce taktyki terrorystycznej zadecydowały w ostatecznym rachunku nie racje rozumowe, lecz
twarde realia: skuteczność represji, zepchnięcie konsekwentnych zwolenników czynu indywidualnego
na pozycje skrajne, które trudno było odróżnić od zwykłej przestępczości, Wzmożona infiltracja
policji posługującej się chętnie prowokacją, brak oczekiwanego poparcia ze strony mas i stopniowa
utrata sympatyków ze zradykalizowanych środowisk mieszczańskich. Chociaż hasło „propagandy
czynem" nie zostało nigdy odwołane, zaś ludzie pokroju Ravachola czy Vaillanta czczeni byli nadał
powszechnie jako męczennicy ruchu na przełomie stuleci w całej Europie Zachodniej, dostrzec można
wyraźnie przesunięcie głównego nurtu aktywności w stronę anarchosyndykalizmu oraz propagandy
środkami pokojowymi. Równocześnie wzrasta znacznie liczba zwolenników walki bez użycia
przemocy — ludzi sprzeciwiających się płaceniu podatków, służbie wojskowej, bądź udziałowi w
wyborach; bojkotujących oficjalne życie polityczne i kulturalne. Taka sytuacja utrzymać się miała aż
do wybuchu wojny w roku 1914.
6. Formy i metody anarchistycznej propagandy

Nawet w okresie bezkrytycznej akceptacji propaganda czynem nie stała się jedyną, czy choćby
podstawową, formą anarchistycznej aktywności. Radykalne środki rzucające wyzwanie systemowi
prawnemu zmuszały przecież do dużej ostrożności także gorących zwolenników tej idei. Toteż była
to, w najlepszym razie, forma odświętna, podczas gdy codzienna działalność propagandowa
anarchistów nie odbiegała zasadniczo od form rozpowszechnionych w innych ruchach społecznych.
Dominowała więc, jak wszędzie, ustna i pisemna propaganda idei, aczkolwiek w samym doborze
środków oraz ich wzajemnej proporcji dopatrzyć się można dużej oryginalności. To wszystko, co
uchodzić może za cechy swoiste anarchistycznej propagandy — jej zindywidualizowany, osobisty
charakter, przewaga form ustnych, widoczna szczególnie w tak zwanej propagandzie wędrownej,
eksponowana rola pieśni i piosenek, czy wreszcie koncentracja działań na kilku uprzywilejowanych
kierunkach (agitacja antywyborcza, antymilitarystyczna i antyreligijna) — wynika bezpośrednio z
ideologiczno-organizacyjnej specyfiki ruchu libertarnego.

W warunkach skrajnej decentralizacji ruchu, przy pełnej autonomii jednostek, agitacja stanowiła
potrzebę wewnętrzną działaczy zaspokajaną najchętniej indywidualnie, bez oglądania się na jakieś
zwierzchnie wyspecjalizowane ciała, bądź płynące z góry dyrektywy. Rezolucje kongresów
pozostawiały aktywistom w tej kwestii całkowitą swobodę poczynań, z której ci ostatni w całej pełni
korzystali.

Owa osobista propaganda sprowadzała się najczęściej do agitacji w niewielkim gronie przyjaciół,
sąsiadów, kolegów z pracy lub klientów. Taką postawę reprezentował na przykład głośny w całym
Epinal fryzjer Locquier (1866-1944). Za 4 sous — tyle, ile wynosiła cena golenia — odwiedzający
jego zakład mogli nadprogramowo wysłuchać okolicznościowej tyrady. Kobiety miały prawo
przysłuchiwać się perorom bezpłatnie . W ten sposób, dając upust własnym skłonnościom oratorskim,
najprościej zaspokajano potrzebę aktywności. Ze względu na ograniczony zasięg oddziaływania, ustna
agitacja, prowadzona w miejscu pracy czy zamieszkania, była z reguły mniej skuteczna niż tzw.
propaganda wędrowna, stosowana szczególnie intensywnie na obszarach wiejskich. Można nawet
zaryzykować twierdzenie, że właśnie ta druga forma stanowiła prawdziwą specjalność anarchistów,
Decydowało o tym kilka czynników: pokaźny udział przedstawicieli zawodów wędrownych —
kolporterów, fotografów, domokrążców, akwizytorów — wśród aktywistów ruchu, nomadyczny tryb
życia wymuszony przez prześladowania policyjne, bądź wynikający z własnych upodobań
(trimardęurs), a także zaszczepiona przez Bakunina i trudna do wyrugowania wiara w rewolucyjny
potencjał mas ludowych. Wszystko to razem sprawiało, że zachodnioeuropejscy antyautorytaryści
mieli nie tylko chęci, ale i konkretne możliwości prowadzenia efektywnej akcji propagandowej na
obszarach wiejskich. Nie brakowało, im nigdy aktywistów wywodzących się z ludu i posługujących
się na co dzień jego soczystym językiem. Wędrując od gospodarstwa do gospodarstwa, od wsi do wsi,
wszelkimi dostępnymi środkami szerzyli wyzywające, buntownicze hasła anarchizmu — prowokowali
dyskusje, wspierali swoje krasomówcze wystąpienia śpiewem, wierszem i ulotkami, odwoływali się
do bliskiej chłopom symboliki religijnej — i trzeba przyznać, że na niektórych obszarach, zwłaszcza
w Hiszpanii, południowej Francji czy w romańskich kantonach Szwajcarii, znajdowali posłuch
nieporównanie łatwiej niż populiści w Rosji. Jean Grave, który nie stronił w młodości od praktycznej
działalności tego rodzaju, wiązał z jej rozprzestrzenieniem siłę Federacji Jurajskiej i odrodzenie
anarchizmu we Francji po roku 1880 . Jeszcze w roku 1908, w szczytowej fazie rozwoju tendencji
anarchosyndykalistycznej, miejskiej z samej swej natury, w międzynarodowym organie ruchu mnożą
się głosy o potrzebie wzmocnienia takich właśnie form propagandy. Nie oznacza to bynajmniej, iż nie
dostrzegano słabych stron propagandy wędrownej oraz związanych z nią ograniczeń. Wiedziano, że
sprawdza się najlepiej w środowiskach słabo uświadomionych politycznie, że jej oddziaływanie, jak
wszelkich form propagandy ustnej w ogóle, jest równie szybkie, co powierzchowne i nietrwałe, że —
używając słów Emmy Goldman — „wyrywa ludzi z letargu, ale nie pozostawia trwałego śladu". Z
punktu widzenia aktywistów miała wszakże istotną zaletę, że stwarzała stosunkowo nikłe zagrożenie
dla nich samych; Anonimowy agitator, nie znany okolicznym mieszkańcom, pojawiał się na krótko w
jakimś miejscu, po czym znikał na zawsze.

W porównaniu z propagandą „siedzącą", była to zatem metoda z pewnością bardziej męcząca i


czasochłonna, ale też znacznie bezpieczniejsza.

W miastach łatwiej zauważalne były inne, bardziej tradycyjne odmiany agitacji ustnej wykraczające
poza inicjatywę indywidualną. Organizowano niezliczone dyskusje, „konferencje", odczyty, zaś w
okresach kiedy prowadzono nasilone kampanie propagandowe — długiej uroczyste tournées z
udziałem prelegentów o głośnych, magnetycznych nazwiskach. Na drugiej półkuli Emma Goldman
przemierzała całe Stany Zjednoczone podczas propagandowych objazdów trwających niekiedy po
kilka miesięcy. W nieporównanie mniejszej Francji na podobny wyczyn stać było nielicznych
aktywistów, których popularność przekraczała granice lokalne. Na wypełnione sale w dowolnym
zakątku Francji liczyć mogły praktycznie tylko dwie osoby: gwiazda lat osiemdziesiątych Louise
Michel, wsławiona nieugiętą postawą w czasach Komuny Paryskiej i podczas kilkuletniego zesłania w
Nowej Kaledonii oraz niezrównany orator Sebastian Faure, lecz niskie ceny kart wstępu nie pozwalały
im nawet uczynić cykli odczytowych imprezami naprawdę dochodowymi. Faure, niestrudzony
agitator, przygotowywał każdy występ niezwykle starannie, demonstrując profesjonalne podejście do
spraw propagandy. Swój udział w imprezach uzależniał od odpowiedniej reklamy oraz dokładnych
informacji o środowisku, w którym ma wystąpić. Domagał się przygotowania sal „dużych,
wygodnych i , centralnie położonych" . Według sprawozdania opublikowanego w „La Révolte" cykl
40 odczytów Faure'a w okręgu lyońskim we wrześniu 1801 r. zgromadził ponad 27 tysięcy widzów
—' przeciętnie 683 osoby na jedno spotkanie, , to jest znacznie więcej niż liczba aktywnych
anarchistów w całym kraju podawana w niektórych źródłach urzędowych. Nawet po uwzględnieniu
możliwości wielokrotnej obecności tych samych osób na różnych spotkaniach są to liczby
imponujące, obrazujące prawdziwe rozmiary fascynacji ideologią libertarną. Umieszczane niekiedy w
sprawozdaniach dane o towarzyszącej odczytom sprzedaży broszur, ulotek i manifestów świadczą
dowodnie o tym, że anarchiści byli jej w pełni świadomi i zdobywali się na ogromny wysiłek
organizacyjny pragnąc zdyskontować maksymalnie swoją nietrwałą popularność. Z opublikowanych
przez Bianço zbiorczych zestawień dla okręgu marsylskiego (departament Bouche-du-Rhóne), który
uznać można za typowy, wynika, że w latach 1883-1913 odbyły się tam 233 zebrania otwarte
anarchistów anonsowane przez prasę lokalną, w tym aż 196 w samej Marsylii, najwięcej — 138 —
pomiędzy rokiem 1895 a 1905. W ciągu 29 lat 196 odczytów w Marsylii zgromadziło 107 tysięcy
ludzi, co daje przeciętnie 545 osób na jedną „konferencję". 37 odczytów w mniejszych ośrodkach
miało 11 tysięcy widzów, czyli średnio po 297 słuchaczy każdorazowo. Jest to liczba oszałamiająco
duża jak na francuską prowincję tego okresu. Rzecz jasna, frekwencja wzrastała niepomiernie, gdy na
afiszu figurowało nazwisko Sebastiana Faure'a. Jego 39 wystąpień w Marsylii obserwowało 53450
widzów (po 1370 widzów jednorazowo) — tylko o 100 mniej niż liczba publiczności 147 pozostałych
odczytów. Bardzo podobnie układały się proporcje na całym obszarze departamentu. Jedenaście
płatnych wystąpień Faure'a przyciągnęło łącznie 5 tysięcy słuchaczy, podczas gdy 26 innych imprez
tego rodzaju niecałe 6 tysięcy . Liczby te stanowią przekonujące świadectwo ogromnej popularności
wydawcy „Le Libertaire", który wyszlifował swoje umiejętności krasomówcze przygotowując się w
młodości do święceń kapłańskich. Żaden z wybitnych anarchistów zachodnioeuropejskich, nie
wyłączając Kropotkina czy Malatesty, nie mógł się pod tym względem równać z Sebastianem Faurem.

Tradycyjne formy agitacji ustnej nie wszystkim jednak trafiały do przekonania. Aktywiści obdarzeni
gorącym temperamentem preferowali mniej uroczyste, agresywniejsze środki oddziaływania —
prowokowali dyskusje w miejscach publicznych, zakłócali zebrania innych organizacji, starali się
opanować trybuny i zamienić je w forum propagandowe własnych ideałów. Takie usiłowania-
kończyły się niekiedy bójkami na krzesła i taborety z gospodarzami, imprezy. Zdarzało się również, iż
sami padali ofiarami podobnych praktyk ze strony swoich konkurentów z obozu lewicy.

Inną, szeroko rozpowszechnioną i przez wszystkich akceptowaną formą propagandy ustnej był śpiew.
Anarchiści z wielkim upodobaniem prezentowali w miejscach publicznych pieśni i piosenki o
treściach rewolucyjnych doskonale zdając sobie sprawę z ich nośności. Piosenka potrafiła integrować
ludzi o bardzo zróżnicowanych aspiracjach intelektualnych z łatwością docierała do środowisk, dla
których nawet przemówienia okazywały się za trudne: oddziaływała korzystnie nawet na
przypadkowych słuchaczy. La Jurassienne ze słowami Charlesa Kellera i muzyką Guilleaume'a stała
się czymś w rodzaju nieoficjalnego hymnu Federacji Jurajskiej figurując niezmiennie na pierwszej
stronie ,,L'Avant-Garde" Brousse'a, który sam z kolei, dla uczczenia rocznicy Komuny Paryskiej,
skomponował w roku 1877 często wykonywaną pieśń Le Drapeau Rouge {Czerwony Sztandar). W
latach osiemdziesiątych, kiedy rewolucyjno-internacjonalistyczne hasła przestały wystarczać, pojawiła
się moda na teksty pisane ostrzejszym językiem, sławiące środki wybuchowe (La Dynamite) i
wypowiadające bezlistosną walkę „głodzącej wszechświat klice" (La Pere Lapurge). Wiele takich
utworów krążyło wśród anarchistów hiszpańskich i francuskich. Można je odnaleźć na łamach
ówczesnych czasopism albo w specjalnie wydawanych śpiewnikach pieśni rewolucyjnej. Wiele z nich
to naśladownictwa, albo wręcz niewolnicze kopie repertuaru socjalistów o lekko zmodyfikowanych
tekstach. Dotyczy to na przykład Międzynarodówki wykonywanej z drobnymi zmianami w trzeciej i
czwartej zwrotce. Własnym hymnem szczycili się „antypatrioci" oraz reprezentanci niektórych innych
tendencji. Jeden z najpłodniejszych twórców piosenek — Charles D'Avray, autor słów i muzyki około
osiemdziesięciu utworów wykonywał całe recitale (conférences chantées) złożone z pieśni
atakujących przeszłość i teraźniejszość Francji oraz sławiących nadciągającą epokę wolności, miłości i
braterstwa .

Równie masową co pieśni, ale zupełnie odmienną formę agitacji stanowiła propaganda wizualna,
docierająca nawet do tych środowisk, dla których niedostępne było słowo drukowane. Składały się na
nią wszelkie formy operujące obrazem — drapieżne, demaskatorskie karykatury, krzyczące plakaty
ilustrujące krzywdę proletariatu rozlepiane nocami na murach miast, „rewolucyjne grawiury"
sprzedawane osobno lub jako specjalne dodatki do libertarnych wydawnictw mających ambicje
artystyczne — stojące skądinąd często na wysokim poziomie profesjonalnym — a także niezwykle
popularne portrety „świętych" i „męczenników" ruchu. Praktycznie w całej Europie Zachodniej, (z
pewnym ograniczeniem dotyczącym Niemiec) można było bez trudu nabyć podobizny Bakunina,
Ravachola bądź „męczenników z Chicago" i fakt ten zdziałał bodaj więcej dla rozprzestrzenienia się
ich kultu niż wszystkie pozostałe środki propagandowe razem wzięte. Dla odmiany nieomal żadnego
odzewu nie wywołały nieśmiałe próby wykorzystania dla potrzeb propagandowych najmłodszej ze
sztuk wizualnych — kinematografu. Inicjatywa wyszła ze strony anarchosyndykalistów
zgrupowanych wokół pisma „La Bataille Syndicaliste". Udało im się pozyskać dla swoich pomysłów
czołowe autorytety francuskiego anarchizmu. W lipcu 1913 r. Grave, Faure, Marcel Martinet,
Thuillard i Bidamant zawiadomili o utworzeniu Kina Ludowego nastawionego na propagowanie
„swobodnej pracy i niezależności robotników". Poczynaniami tego towarzystwa akcyjnego kierował
anarchosyndykalista Bidamant. Pod jego kierunkiem nakręcono krótkie filmy rejestrujące sceny ze
strajków oraz nędzę proletariatu (m.in. Zima — przyjemność dla bogatych, strapienie — dla ubogich).
Wyświetlano je na specjalnych seansach Uniwersytetów Ludowych i na zebraniach rewolucyjnych
syndykalistów — z dość miernym powodzeniem. Okazało się, wbrew oczekiwaniom, że masy
bynajmniej nie garną się do oglądania prawd oczywistych i na dodatek nieudolnie przedstawianych. O
zainteresowaniu taką problematyką oficjalnych dystrybutorów nie mogło być w ogóle mowy.
Ostatecznie Kino Ludowe zmarło śmiercią naturalną z chwilą wybuchu wojny. Ostatniego filmu —
scen z pogrzebu Jauresa — nie zdążono już wyświetlić. Poza Francją prób tego rodzaju w ogóle nie
podejmowano. Stanowiły one zresztą w tej epoce spory ewenement na skalę całej lewicy, dowodząc
pośrednio żywego zainteresowania anarchistów nowinkami technicznymi.

W przeciwieństwie do klienteli oficjalnych partii lewicy, ludzie spod znaku czarnego sztandaru unikali
ze względu na szczupłość sił własnych manifestacji ulicznych. Wyjątek czyniono jedynie dla
manifestacyjnych pogrzebów czołowych osobistości ruchu oraz bardzo nielicznych akcji
solidarnościowych zainicjowanych i kierowanych przez nich samych. Za trumną Louise Michel
zmarłej w Marsylii 10 stycznia 1905 r. podczas kolejnego cyklu odczytów, posuwało się blisko 100
tysięcy ludzi. Daleko mniejsze tłumy gromadziły się podczas wieców biorących w obronę
torturowanych Katalończyków z więzienia Montjuich pod Barceloną (1896 n), potępiających
egzekucję Francisco Ferrera (1909 r.), wyrażających poparcie dla rewolucji rosyjskiej 1905 r.,
aczkolwiek były to imprezy o dużym rozgłosie i ze wszech miar udane. O aktywności propagandowej
anarchistów decydowały wszakże nie te jednorazowe akcje, lecz powtarzające się cyklicznie obchody
pierwszomajowe (z reguły mniej okazałe niż u socjalistów), kampanie zwalczające udział w wyborach
czy pobór, oraz działania protestacyjne związane z procesjami towarzyszy walki. Życie
poszczególnych grup pulsowało w wyznaczonym przez nie rytmie, to odradzając się, to zanikając.

Udanym pociągnięciem propagandowym była prowadzona przez anarchistów francuskich w latach


osiemdziesiątych kampania na rzecz darmowego rozdawania chleba wśród najuboższych, która
zjednała im na długie lata sympatię „ulicy". Agitacja ustna wiodła w tym wypadku wprost do „czynu",
albowiem manifestacje kończyły się z reguły rozbijaniem pobliskiej piekarni. Uparcie, choć bez
większego powodzenia, lansowano w całej Europie ideę bojkotu ekonomicznego najbardziej
znienawidzonych pracodawców. Próbowano także bojkotu o charakterze politycznym. Libértame
czasopisma zachęcały czytelników do demonstracyjnego nieprzestrzegania świąt państwowych i
kościelnych, a także wszelkich uroczystości oficjalnych. Liczono, nie bez racji, że taka wyzywająca
postawa powinna się przyczynić do wyrwania mas z apatii; zasięg bojkotu okazał się jednak zbyt
mały. Postawa osobista oddziaływała w bardzo niewielkim kręgu osób najbliższych. Dla
kształtowania się postaw ogółu nie miała żadnego znaczenia. Niemniej jednak anarchiści nie
rezygnowali nigdy z tego środka agitacji. Chętnie odwoływał się doń na przykład Kropotkin, który do
końca pobytu w Anglii szokował gospodarzy odmową spełnienia zwyczajowego toastu za zdrowie
królowej189. Podobnie zachowywał się Reclus w brukselskim i paryskim środowisku naukowym.

Wymienione powyżej formy nie wyczerpywały naturalnie możliwości oddziaływania na otoczenie.


Wyraźnych funkcji agitacyjnych dopatrzyć się można przykładowo w nazwach grup i pism
anarchistycznych. Te niebanalne, mocne i wyraziste tytuły czy określenia wyróżniały się spośród
innych wyjątkową sugestywnością. Obiecywały coś więcej niż nazwy innych organizacji lewicowych;
przyciągały ludzi, dla których ideologiczne subtelności bywały zbyt zawiłe. W sytuacjach wyboru
okazywały się nierzadko dla ludzi młodych i zdeterminowanych argumentem decydującym.
Sformułowania w rodzaju „wolność albo śmierć", czy też „mściciele z Fontainebleau" brzmiały w ich
uszach nieskończenie lepiej niż prozaiczny termin „partia socjalistyczna".
Uwzględniając słabość organizacyjną ruchu oraz jego niewielką, choć zmienną liczebność, wypada
wysoko ocenić poziom i skuteczność towarzyszącej mu propagandy. To ona sprawiała, iż przez długie
lata wyolbrzymiano płynące z jego strony zagrożenie, ona też zapewniała mu w najtrudniejszych
okresach sympatię środowisk intelektualnych i artystycznych umożliwiającą przetrwanie.
Pomysłowość, odwaga, upór i energia agitatorów nie szły w każdym razie na marne. Decydowała o
tym w dużym stopniu nie tylko rozmaitość form, lecz także zaawansowana technika pracy agitacyjnej
— podział zadań w łonie całego ruchu i jego poszczególnych komórek, specjalizacja w określonych
zagadnieniach oraz, nade wszystko, zróżnicowane wybiórcze oddziaływanie na wytypowane odłamy
społeczeństwa. Ustne bądź pisemne wypowiedzi, jak również czyny o propagandowym posmaku
miały zazwyczaj wyraźnego adresata; rzadko zwracały się do społeczeństwa jako całości. Agitacja
anarchistów koncentrowała się na grupach, po których spodziewali się największego poparcia.
Zwracano się w pierwszym rzędzie do. chłopów, bezrobotnych, robotników i młodzieży, dbając o
dostosowanie języka przekazu do mentalności odbiorców. Nieprzypadkowo broszura Kropotkina
Jeunes Gens (Do młodzieży — polski przekład — J. Zgroza, Londyn 1897) opublikowana po raz
pierwszy w Genewie w roku 1881 należy po dzień dzisiejszy do najczęściej, tłumaczonych i
wydawanych tekstów libertarnych. Ponadto wyspecjalizowaną propagandę kierowano również pod
adresem grup takich, jak kobiety, rekruci, członkowie partii socjalistycznych. W ogólnej strategii
działania nie odgrywała ona jednak istotnej roli ze względu na brak wiary w możliwość ich masowego
„nawrócenia".
7. Propaganda drukiem — prasa i wydawnictwa anarchistyczne

Najpóźniej w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku słowo pisane stało się podstawowym
środkiem rozpowszechniania ideologii anarchistycznej, nawet na tych obszarach, gdzie analfabeci
wciąż jeszcze nie należeli do rzadkości (Hiszpania, Rosja, południowe Włochy). Sporządzona przez
Nettlaua w roku 1897 bibliografia druków anarchistycznych odnotowuje lawinowy przyrost
wydawnictw tego rodzaju na całym świecie po roku 1880. Świadczą o tym wymownie proporcje
liczbowe — aż 27 spośród 40 rozdziałów bibliografii ujmuje publikacje z ostatnich szesnastu lat,
podczas gdy kilkaset wcześniejszych lat propagandy ideałów wolnościowych mieści się bez reszty w
pierwszych 13 rozdziałach. Do bardzo podobnych wniosków prowadzi analiza łącznych nakładów
czasopism lub książek. W prawie wszystkich krajach, dla których dysponujemy przynajmniej
cząstkowymi danymi, można odnotować wyraźny i trwały przyrost liczby czytelników na początku
ostatniej dekady XIX w. Materiał dowodowy w głośnych procesach anarchistów tej doby opiera się w
mniejszym niż dotąd stopniu na zeznaniach świadków, w większym natomiast — na materiałach
rękopiśmiennych i drukowanych. Symptomatyczne dla zachodzących wówczas zmian jest
przeobrażenie się wybitnych ludzi „czynu" w niemniej wybitnych agitatorów posługujących się
piórem bądź maszyną do pisania (Grave, Malatesta). Spadkowi zainteresowania praktyczną
działalnością rewolucyjną towarzyszył wzrost aktywności intelektualnej, wzmożony obieg informacji i
poglądów, zarówno wewnątrz ruchu, jak i w kontaktach ze "światem, zewnętrznym.

Anarchiści z przełomu wieków stosowali różnorodne formy agitacji pisemnej, w tym także i takie,
które nie wymagały posługiwania się drukiem. Niewątpliwie propagandową wymowę miały 'na
przykład listy głośnych osobistości ruchu pisane od razu z myślą o ich szerokim upowszechnieniu
przez adresatów w kręgu znajomych. W archiwalnych spuściznach odnaleźć można również między
innymi listy z pogróżkami pod adresem bezwzględnych fabrykantów oraz sporządzane odręcznie
kopie manifestów poszczególnych grup. Pod względem ilościowym górują jednak zdecydowanie
materiały drukowane. Ich repertuar jest niezwykle zróżnicowany i obejmuje z jednej strony drobne
ulotki, plakaty, afisze i manifesty, z drugiej zaś — czasopisma i książki o dużym ciężarze
gatunkowym, a także okazjonalne broszury, almanachy i kalendarze. Sporządzona przez Jeana
Maitrona bibliografia broszur anarchistycznych w języku francuskim sprzed I wojny światowej,
licząca blisko 1000 pozycji na 70 stronach druku, uwzględnia zaledwie 65 publikacji z lat 1880-1888.
Skokowy wzrost liczby wydawnictw nastąpił dopiero w rocznicowym roku 1889. Od tej pory — jak
słusznie podkreśla Dubois — ambicją każdej czynnej grupy staje się posiadanie własnych
wydawnictw; jeśli nie pisma, to przynajmniej broszur lub ulotek.

Środki stosowane dla przyciągnięcia uwagi czytelników nie były zbyt wymyślne. Krwisto-czerwone,
rzadziej czarne okładki z daleka sygnalizowały jakich treści należy się między nimi spodziewać.
Wprawdzie kolor czerwony upodobały sobie również inne organizacje lewicowe, ale ewentualne
wątpliwości rozwiewały się na ogół przy pierwszym spojrzeniu na kartę tytułową. Poza samym
tytułem elementami znaczącymi były także ozdobniki graficzne oraz nazwy i adresy drukarni —
bardzo często, z powodów konspiracyjnych, fałszywe lub wręcz zmyślone. Wydawnictwa adresowane
do chłopów pisane były na ogół prostym językiem przy użyciu dużej czcionki ułatwiającej czytanie
osobom słabo wprawionym w tej czynności. Druki ulotne wyróżniały się nieodmiennie wielkimi
krzyczącymi tytułami oraz ostrością sformułowań. Ze względu na ogromne nakłady, dochodzące
nawet do 100000 egzemplarzy, miały, naturalnie, największy zasięg oddziaływania. Rozlepiano je
nocą na murach miast bądź rozrzucano w miejscach publicznych — na dworcach, w kawiarniach,
warsztatach itp. Większość ulotek i manifestów o dużych nakładach drukowano w Anglii, Szwajcarii
lub Belgii i stamtąd przerzucano je do innych krajów europejskich. Fakt ten starano się zataić, aby nie
narażać niepotrzebnie aktywistów. We Francji na przykład art. 14 prawa prasowego z 29 lipca 1888 r.
oraz art. 463 kodeksu karnego pozwalał wymierzyć grzywnę od 50 do 500 franków osobom
rozpowszechniającym zagraniczne afisze bez zezwolenia policji196. Nie było natomiast, na co
skarżyli się prefekci, prewencyjnej cenzury w stosunku do analogicznych druków wydawanych we
Francji, toteż w interesie anarchistów należało ukrywanie zagranicznej proweniencji takich
wydawnictw. W Niemczech, dla odmiany, nie stosowano żadnego rozróżnienia — samo posiadanie
podburzających ulotek groziło więzieniem. Surowość praw w wilhelmińskim Cesarstwie okazuje się
jednak względną w porównaniu z praktyką Cesarstwa Rosyjskiego, gdzie w latach 1905-1907 (sądy
wojenne) odnotowano kilkadziesiąt wyroków śmierci za identyczne przestępstwa.

Za pierwsze anarchistyczne czasopismo uchodzi wydawany w Cincinatti przez Josiaha Warrena od


roku 1833 czterostronicowy tygodnik małego formatu o nazwie ,,Peaceful Revolution". W Europie,
pisma tego rodzaju pojawiły się. dopiero w końcu roku 1868, najpierw w Szwajcarii i we Włoszech
(„L'Eguaglianza" — organ neapolitańskiej sekcji Międzynarodówki kierowanej przez Carlo Gambuzzi
i Alberto Tucei, młodych prawników zapatrzonych w Bakunina — listopad 1868 — luty 1869), nieco
później w Hiszpanii („La Federación" — Barcelona 1869-1972 oraz ,.Solidaridad" — Madryt 1870) i
Belgii („LMnternationale" — 1869-1873 Verviers), a więc na tych obszarach, gdzie największe
sukcesy odnosił Bakunin. W Niemczech ich listę otwiera berliński „Der Kampf" z roku 1879, we
Francji — słynna z policyjnej inspiracji paryska „La Revolution Sociale" (1880-1881), choć naturalnie
nie wolno zapominać, że libértame periodyki w języku niemieckim i francuskim zakorzeniły się w
kantonach szwajcarskich znacznie wcześniej. Wszystkie czołowe organy Federacji Romańskiej czy,
nieco później, Jurajskiej były francuskojęzyczne. One też nadawały ton całemu ruchowi
anarchistycznemu, praktycznie aż do roku 1879. Po „L'Égalité" (Genewa, grudzień 1868 — grudzień
1869, potem organ marksistowski), „Le Progrès" (Le Locie, grudzień 1868 — kwiecień 1870), gdzie
stawiał pierwsze kroki James Guillaume i „La Solidarité" z Neuchâtel (kwiecień 1870 — maj 1871)
przyszła kolej na ,,La Révolution Sociale" (Genewa, październik 1871 .— styczeń 1872), słynny
,,Bulletin de la Fédération Jurassienne de L'Association Internationale des Travailleurs" (Sonvilliers—
Le Locle—La Chaùx-de-Fonds, 15 lutego 1872 — 25 marca 1878), redagowaną przez Brousse'a
,,L'Avant Garde" (czerwiec 1877 — grudzień 1878, La Chaux-de-Fonds), ,,Le Travailleur" —
„rewolucyjny przegląd socjalistyczny" (Genewa, maj 1877 — kwiecień 1878), gdzie publikowali
artykuły Nikołaj Żukowski i Elisée Reclus i wreszcie ukazujący się w Genewie od 22 lutego 1879 do
14 marca 1885 r. Kropotkinowski „Le Révolté". Osoby znające tylko język niemiecki mogły sięgnąć
po wydawaną w Bernie „Die Arbeiter Zeitung" (1876-1877). Dopiero jednak przemycana z Londynu
„Die Freiheit" Mosta oraz redagowana w Wiedniu przez Josepha Peukerta „Das Zukunft" (1879-
1884) przyczyniły się do popularyzacji anarchizmu na niemieckim obszarze językowym.

Samo zestawienie tytułów anarchistycznych periodyków z końca XIX i początku XX w. wygląda na


pierwszy rzut oka imponująco, ale składają się nań, w lwiej części, efemerydy oraz pisma lokalne o
niewielkich nakładach i jeszcze mniejszym zasięgu. Bardzo nieliczne potrafiły przetrwać choćby kilka
lat, zaś takie, które czytane były w całej Europie, bądź przynajmniej osiągnęły zasięg ogólnokrajowy
wyliczyć można na palcach obu rąk. Co więcej, są to w ogromnej większości tygodniki i
dwutygodniki. Nawet w okresach wzmożonej ekspansji anarchiści zachodnioeuropejscy czuli się zbyt
słabi, by ryzykować wydawanie własnego dziennika, który uzupełniłby wachlarz opinii
reprezentowanych przez prasę codzienną. Udane przedsięwzięcia tego rodzaju znamy głównie z
Ameryki Łacińskiej.
Największym prestiżem spośród czasopism tej doby cieszyły się: we Francji — „La Révolte" (Paryż,
17 września 1887 — 10 marca 1894) i „Les Temps Nouveaux" (Paryż, 4 maja 1895 — 1sierpnia
1914) redagowane przez niestrudzonego Grave'a, „Le Libertaire" (Paryż, 16 listopada 1895 — 22
stycznia 1899 i 20 sierpnia 1899 — 27 czerwca 1914) Sebastiana Faure'a, „Le Père Peinard" (Paryż,
24 lutego 1889 — 21 lutego 1894) Emila Pougeta; w Hiszpanii — „La Revista Blanca" (Barcelona,
1896-1906 i 1922-1936) pod redakcją Federico Uralesa, „La Revista Social" (Barcelona, 1875-1886),
organ teoretyczny, którego nakład dochodził do 20 tys. egzemplarzy, „El Productor" (1887-1893),
„Tierra y Libertad" (1907-19??) i anarchosyndykalistyczna „La Solidaridad Obrera" (Barcelona, 1907-
1939); we Włoszech — „La Questione Sociale" (Rzym—Buenos Aires, 1883-1889) Malatesty; w
Holandii — „Recht voor Allen" (1879-?) Domeli Nieuwenhuisa — niegdyś wziętego pastora
juterańskiego, który w ruchu libertarnym stał się czołowym przedstawicielem tendencji
pacyfistycznych i etycznych; w Wielkiej Brytanii — „Freedpm" (Londyn, 1886-1927) Charlotty
Wilson, jednej z współtwórczyń Towarzystwa Fabiańskiego, „Commonweal" (1885-1893) — dawny
organ Socjalistycznej Ligii Williama Morrisa, przechwycony przez anarchistów oraz „Der Arbeiter
Fraint" (1891-1914), organ żydowskich anarchistów z londyńskiego East Endu, redagowany od roku
1898 przez Rudolfa Rockera. Duże nakłady, dochodzące nawet do kilkunastu tysięcy egzemplarzy,
osiągały niekiedy pisma emigrantów włoskich , rosyjskich, niemieckich czy żydowskich ukazujące się
po drugiej stronie Atlantyku. Były to jednak wydawnictwa obliczone na zaspokajanie potrzeb
własnych środowisk rozrzuconych w drobnych skupiskach, na ogromnych obszarach USA, Meksyku,
Argentyny i Brazylii. Ich oddziaływanie na Europę, pomijając przemycaną masowo do Niemiec „Die
Freiheit", było zgoła minimalne. Na kontynent docierały zaledwie pojedyncze egzemplarze.

Próba charakterystyki poszczególnych czasopism wymagałaby osobnej rozprawy. W samej Francji


ukazywało się ich w latach 1868-1914 blisko 300, we Włoszech — około 400, w Hiszpanii zapewne
jeszcze więcej . Z konieczności wypada poprzestać na prezentacji tych naprawdę najważniejszych. Z
racji chronologicznych pierwszeństwo należy się niewątpliwie „Biuletynowi" Federacji Jurajskiej, tak
się bowiem złożyło, iż właśnie temu skromnemu wydawnictwu przypadła w udziale rola głównego
rozsadnika anty-autorytarnych ideałów. Początki były niezwykle trudne. Redagowany przez
Guillaume'a dwutygodnik pisano ręcznie i następnie powielano techniką litograficzną w
mikroskopijnych ilościach. Dopiero po znalezieniu taniej drukarni w Sonvillier przestawiono się na
druk (od numeru 5 z 1 maja 1872 r.). W miarę wzrostu popularności „Biuletynu" powiększano jego
objętość, format i nakłady. W szczytowym okresie 1875-1877 każdy numer zawierał dwanaście stron
mieszczących po trzy kolumny druku. Większość nakładu, liczącego zaledwie 600 egzemplarzy,
trafiała do abonentów, z których połowa mieszkała za granicą . Zawartość pisma była zróżnicowana,
aczkolwiek wyraźnie przeważały materiały o charakterze informacyjnym i oficjalnym —
oświadczenia, sprawozdania, doniesienia o aktywności grup lokalnych i zagranicznych. Sporo było
również listów i polemik, stosunkowo niewiele artykułów teoretycznych. Te ostatnie nie były na ogół
podpisywane. W przeciwieństwie do Włochów i Hiszpanów działacze z Jury unikali słowa
„anarchizm" i określali się najchętniej pojemnym pojęciem „kolektywiści", pragnąc pozyskać dla
antyautorytarnej Międzynarodówki jak największą liczbę zwolenników. Chcieli, by „Biuletyn"
stanowił forum porozumienia wszystkich, mocno przecież zróżnicowanych, przeciwników tendencji
marksistowskiej. Realizację tego zamierzenia utrudniał jednak charakter nadającego ton pismu Jamesa
Guillaume'a, osoby apodyktycznej, ostrej w sądach i mało tolerancyjnej dla odmiennych opinii. Za
jego to sprawą oficjalny organ Federacji uwikłany był nieustannie w drobne, ale męczące konflikty z
innymi ośrodkami. Wolno przypuszczać, że raptowny uwiąd „Biuletynu" w roku 1878 spowodowany
odpływem prenumeratorów miał bardziej złożone przyczyny, niż to się zwykło przedstawiać. Obok
kryzysu wywołanego napływem tanich fabrycznych wyrobów amerykańskich, wypierających
wytwory rodzimego rzemiosła (zwłaszcza zegarki), istotną rolę odegrać musiały zaostrzające się
konflikty wewnętrzne.

„Le Révolté", czasopismo, które położyło największe bodaj zasługi w dziele propagandy anarchizmu
na kontynencie europejskim, zapoczątkowało odrodzenie ruchu wolnościowego w regionie Midi i w
Południowej Francji, a także przyczyniło się walnie do rozprzestrzenienia poglądów
anarchokomunistycznych, powstało z inicjatywy genewskiej sekcji Federacji Jurajskiej, aby zapełnić
lukę wytworzoną po zamknięciu pisma ,,L'Avant-Garde" (10 grudnia 1878) oskarżonego o
gloryfikowanie zamachów na życie Wilhelma I. Redaktor odpowiedzialny ,,L'Avant-Garde" Paul
Brousse znalazł się w więzieniu, mimo iż potępiał „tyranobójstwo" i sprzeciwiał się publikacji
inkryminowanych artykułów. W tej sytuacji Kropotkin zaproponował stworzenie nowego pisma,
„umiarkowanego w słowach, ale rewolucyjnego w swej istocie", które potrafiłoby przekazywać
„złożone kwestie ekonomiczne i historyczne w sposób dostępny dla inteligencji robotników". Kapitał
wyjściowy — 13 franków odziedziczonych po poprzednikach, wzbogacony o nieco większą sumę
zebraną z darów — z trudem wystarczył na pokrycie kosztów pierwszego, próbnego jeszcze numeru
(22 lutego 1879), który przyniósł natychmiastowy sukces. Rozprowadzono trzy razy więcej
egzemplarzy niż maksymalne nakłady dotychczasowych periodyków jurajskich. W połowie roku
pismo miało już kilkuset abonentów i regularne nakłady po 1500-2000 egzemplarzy. Większość z
nich, zgodnie z intencjami redaktorów (Kropotkina, Hertziga i Dumartheraya), trafiała do Francji.
Rozsyłano je w zaklejonych kopertach, niczym zwykłą pocztę, aby uniknąć dodatkowych opłat oraz
wścibstwa policji. Jednorazowy nakład z połowy lat osiemdziesiątych przekroczył 5 tysięcy, z czego
aż 1500 egzemplarzy rozdawano gratisowo. Wcześniej jednak pismo przeżywało bardzo ciężkie
chwile. Po artykułach na temat Komuny Paryskiej i „dekompozycji państwa" (nr 3 i 4), wszystkie
genewskie drukarnie odmówiły mu dalszej współpracy. Sytuację uratował kredytowy zakup własnej
drukarni. W ten sposób narodziła się Imprimerie Jurassienne obsługiwana przez ukraińskiego zecera
— Kuźmę, który nie znał nawet języka francuskiego. Niedobory finansowe pokrywano regularnie
dochodami ze specjalnie organizowanych loterii.

„La Révolte" ukazywało się w niedziele, dwa razy w miesiącu (od 29 lipca 1885 r. dwutygodnik).
Pojedynczy egzemplarz — 4 strony po 3 kolumny druku — kosztował 10 centymów, prenumerata
roczna — 2 franki. Podtytuł — ,.organ socjalistyczny" zastąpiony został na krótko w dwóch numerach
marcowych z roku 1884 sformułowaniem „organ anarchistyczny", ale od kwietnia na winiecie
figurowała już ostateczna formuła — „organ anarchokomunistyczny", trafniej oddająca zasadniczą
tendencję pisma. Autorem nieomal wszystkich artykułów był, do chwili uwięzienia go we Francji
(proces w Monceau 1882-1883 r.), sam Kropotkin. On też wypracował formułę pisma i jego
oryginalny styl, który zjednał mu tysiące czytelników, zarówno w kręgach inteligenckich, jak i w
środowiskach robotniczych. Teksty „czerwonego księcia" miały wszystkie walory dobrej
popularyzacji. Pisane były językiem prostym, lecz sugestywnym, przemawiającym do wyobraźni
odbiorców; odznaczały się wyrazistością i wigorem. W przeciwieństwie do innych anarchistycznych
periodyków „Le Révolté" unikało ataków personalnych i drastycznych sformułowań, opisów krzywd i
nędzy budzących chęć zemsty. Dominującym tonem był optymizm wynikający z przeświadczenia o
nieuchronnym zbliżaniu się rewolucji. Wszystkie fakty potwierdzające taką wizję epoki, były
natychmiast skrupulatnie odnotowywane. Dużo było informacji z zagranicy i korespondencji od
czytelników. Główną wszakże atrakcję stanowiły niezmiennie artykuły wstępne Kropotkina, które w
wydaniach książkowych biły wszelkie rekordy popularności. Teksty z lat 1879-82 stanowią do dziś
ozdobę różnorodnych antologii jako przykłady znakomitej propagandy, zaś ich książkowe wydanie —
Paroles d'un Révolté z roku 1886 — jeszcze w XIX w. przetłumaczono na czternaście języków.
Późniejsze artykuły, które złożyły się na równie sławny tom Zdobycie chleba (1892 r.), stanowią
kanoniczny wykład doktryny anarchokomurlistycznej.
Po wyroku skazującym Kropotkina na pięć lat więzienia redakcję pisma objął Jean Grave, szewc z
zawodu, jeden z animatorów francuskiego anarchizmu początku lat osiemdziesiątych . Braki
wykształcenia, ciężki styl i słabe poczucie humoru nadrabiał Grave niezwykłą wytrwałością i
poświęceniem dla sprawy. Redagując samotnie przez trzydzieści lat prestiżowe wydawnictwa
libertarne, wyrzec się musiał praktycznie życia prywatnego. Zagracona mansarda przy Ruse
Mouffetard, gdzie mieszkał i pracował od chwili wymuszonej przeprowadzki z Genewy do Paryża
(kwiecień 1885 r.), obrosła po latach legendą, stając się ulubionym miejscem pielgrzymek dla
aktywistów z całej Francji. Autor popularnych w całej Europie broszur propagandowych , jako
redaktor „Le Révolté", starał się kontynuować linię zapoczątkowaną przez wielkiego poprzednika,
nasycając numery żywą i różnorodną tematyką. Nieco mniej było teraz rozważań teoretycznych,
więcej natomiast śmiało podejmowanych kwestii aktualnych takich, jak kolonializm czy stosunek do
przemocy.

We wrześniu 1887 r. stojąc przed koniecznością opłacenia wysokiej kary za zorganizowanie loterii
bez zgody policji, Grave zdecydował się na fikcyjną likwidację pisma. Miast „Le Révolté" redagował
odtąd dwutygodnik „La Révolte", różniący się od poprzedniego nie więcej niż oba tytuły różniły się
od siebie. Był to chwyt stosowany nagminnie przez periodyki zagrożone odpowiedzialnością karną po
kilkakrotnych ostrzeżeniach ze strony policji. Celowali w tym zwłaszcza anarchiści lyońscy. W ciągu
niecałych piętnastu miesięcy (od kwietnia 1883 do czerwca 1884 r.) ich organ „La Lutte" przeżył
sześciokrotną zmianę nazwy, nie zmieniając ani na jotę swojego charakteru . Podobnie było z „La
Révolte", która zachowała wszystkie dotychczasowe rubryki. Jedyna istotna innowacja polegała na
wprowadzeniu regularnego dodatku literackiego. Nic dziwnego, że wśród abonentów pojawiają się
wówczas nazwiska Anatola France'a, Stéphane Mallarmé, Edouarda Drumonta czy Maurice Barresa .
Tuż przed przymusowym zamknięciem pisma w roku 1894 posiadało ono 1057 prenumeratorów w
dwudziestu sześciu krajach, docierając nawet do Gwatemali i na Przylądek Dobrej Nadziei; najwięcej,
naturalnie, we Francji (767) i w Stanach Zjednoczonych (62) .

Aż dziewiętnaście lat, dłużej niż jakiekolwiek inne czasopismo anarchistów francuskich,


przetrwało ,,Les Temps Nouveaux" — kolejny organ Grave'a. Mimo, iż stopka redakcyjna sugerowała
czytelnikom, że mają do czynienia z kontynuacją ,,La Révolté", w rzeczywistości nowy organ różnił
się od poprzedniego w kilku istotnych szczegółach. Nie faworyzował już anarchokomunizmu kosztem
innych tendencji teoretycznych, a nawet, zgodnie z tytułem akcentujący marsz z duchem czasu,
sympatyzował jawnie z krytykowanym uprzednio anarchosyndykalizmem. Stał się tygodnikiem
liczącym wraz z rozbudowanym znacznie dodatkiem literackim 8 stron druku. Prawie wszystkie
artykuły były teraz podpisywane i autorzy ponosili wyłączną odpowiedzialność za treści w nich
zawarte. Do współautorów „Les Temps Nouveaux" należeli między innymi Kropotkin, Elisée Reclus,
Warłaam Czerkiezow, P. Delesalle. W nowym piśmie znacznie więcej było tekstów czysto literackich,
przedruków oraz materiałów o charakterze statystycznym. Pojawiły się rysunki i ilustracje, zaś od
roku 1909 także zdjęcia. Obawiając się utraty niezależności, Grave nie zezwalał na publikowanie
płatnych reklam i ogłoszeń, wskutek czego pismo balansowało nieustannie na krawędzi katastrofy
finansowej. Fakt, że przetrwało tak długo, mimo iż blisko połowę nakładu (6-8 tys.) rozdawano
bezpłatnie, graniczy nieomal z cudem.

Zupełnie odmienny model pisma libertarnego prezentował współczesny ,,La Révolte" — ,,Le Père
Peinard" — Emile Pougeta, nawiązujący do tradycji osławionego ,,Père Duchesne" z czasów Wielkiej
Rewolucji. Jeśli Grave i Kropotkin przemawiali do robotników językiem klas wykształconych,
usiłując podciągnąć ich na wyższy poziom, jak również zjednać anarchizmowi poparcie wpływowych
kół uniwersyteckich i artystycznych, Pouget wybrał wariant przeciwstawny. Szewc z okładki jego
dwutygodnika zwracał się do czytelników gwarą proletariackich przedmieść Paryża, szydził z
burżuazyjnych aspiracji i terminów. Próżno by szukać na łamach ,,Père Peinard" artykułów
teoretycznych czy informacji o ruchu anarchistycznym. Nawet słowo anarchizm nie było tu używane.

Zresztą, nie było takiej potrzeby. Miast pisać o anarchizmie, usiłowano tu realizować go w praktyce.
Szesnaście zadrukowanych gęsto stroniczek niedużego formatu, w cenie ,,dwóch krążków" (tzn.
centymów) stwarzało sugestywne złudzenie całkowitej odrębności i przeciwstawności świata pracy
wobec świata oficjalnego. Służył temu celowi zarówno sam język pisma — dziwna mieszanina
autentycznego argotu i rubasznych neologizmów ukutych przez Pougeta na modłę własnych
wyobrażeń o proletariackiej mentalności — jak również jego styl i treść. „Refleksje pewnego szew-
czyny" odznaczały się nonszalancją i agresywnością, balansowały między ciętym dowcipem a ostrą
złośliwością, miały swój własny, łatwo rozpoznawalny ton. Silną stroną czasopisma były artykuły
publicystyczne poruszające żywotne kwestie ekonomiczne. Robotnikom zalecano samoobronę
wszelkimi dostępnymi środkami. Każdy akt nonkonformizmu wobec istniejącego porządku mógł
liczyć na aprobatę redakcji. Dużo miejsca zajmowały w „Le Père Peinard" napływające szerokim
strumieniem od czytelników karykatury, wiersze i piosenki. Pouget nie gardził też reklamami czy
ogłoszeniami, o ile ich treść nie kolidowała z filozofią pisma. Nakład dochodzący do 8500 egz.
rozchodził się najlepiej w dużych ośrodkach przemysłowych . Niewyparzona gęba i agresywne
maniery hardego szewca przesądziły o zamknięciu pisma w roku 1894, gdy po zamachach Ravachola i
Vaillanta wprowadzono we Francji urzędowy zakaz propagowania anarchizmu. Pouget nie pogodził
się jednak z werdyktem. Wyjechał do Londynu, gdzie przez kilka lat jeszcze redagował nową edycję
„Le Père Peinard", tym razem w kształcie broszur.

Do drugiej fali anarchistycznych periodyków francuskich należą, obok scharakteryzowanego


uprzednio „Les Temps Nouveaux", tygodniki,.Libertaire" i ..L'Anarchie". Pierwszy z nich był
pierwotnie, do roku 1901, dwutygodnikiem, a w zamierzeniach redaktora — Sebastiana Faure —
leżało nawet przekształcenie go kiedyś w „pismo codzienne dla ludu" . „Le Libertaire" ukazywał się w
niedziele; kosztował 10 centymów za cztery strony formatu gazetowego, z których jedna poświęcona
była zawsze informacjom z terenu. Faure pozyskał dlań znakomitych współpracowników: Louise
Michel, Kropotkina, Reclusa, Czerkiezowa, gwarantujących wysoki poziom artykułów. Mimo
wyraźnej sympatii dla anarchokomunizmu, zdobywał się na tolerancję dla innych poglądów. Starał
się, by redagowany przezeń organ sprzyjał integracji podzielonego środowiska. Tematyka w nim
poruszana była bardzo różnorodna. Pismo nie stroniło od aktualnych kwestii politycznych, którymi
żyła Francja, zamieszczało dużo informacji o prześladowanych i szykanach, jakim poddawani są
anarchiści, a obok tego solidne artykuły o dziejach ideologii wolnościowej. Specjalizowało się w
akcjach solidarnościowych oraz agitacji antyreligijnej. Powodem szczególnej dumy redaktora były
wiersze i litografie ukazujące się regularnie na łamach „Le Libertaire", których wysoki poziom
zachęcał do lektury nawet ludzi niechętnych anarchizmowi. Wśród prenumeratorów z lat
dziewięćdziesiątych znajdujemy na przykład nazwisko Emila Zoli . Liczba sprzedawanych
egzemplarzy nie przekroczyła nawet w najlepszym okresie 9 tysięcy. Stały niedobór pieniędzy
zmuszony był Faure pokrywać dochodami z wyczerpujących maratonów odczytowych.

„L'Anarchie" — „dwutygodnik anarchistów indywidualnych" — ujrzał światło dzienne dopiero w


roku 1905. Jego program wyłożony w numerze premierowym sprowadzał się do odrzucenia
„libertyzmu" i wypowiedzenia wojny „grzechom, przyzwyczajeniom i przesądom". „Toczymy walkę
z jednostkami — z człowiekiem, który głosuje, który zrzesza się w związkach zawodowych, który się
żeni" — pisał autor wstępniaka, potępiając zarazem takie pojęcia, jak Bóg, Honor, Ojczyzna, czy
Prawo. Realizacja tych założeń uczyniła z ,,L'Anarchie" pismo tyleż oryginalne, co dziwaczne.
Tylko tu roztrząsano z powagą kwestię czy człowiek ma prawo podporządkowywać sobie zwierzęta
(Han Ryner), albo czy wolno-myślicielstwo jest religią . Tylko tu atakowano „przesądy kulinar-ne",
potępiano kult zmarłych, wypowiadano szumnie „wojnę tabace". Nie mogło być zresztą inaczej w
czasopiśmie, które z założenia grupowało autorów o silnych, nonkonformistycznych osobowościach.
Kolejni redaktorzy — Lorulot, Libertad, Armand — nasycali je swoimi prywatnymi sympatiami i
idiosynkrazjami. Inną specjalnością pisma były ostre, nie przebierające w słowach polemiki i to
zarówno we własnym gronie, jak i w stosunku do przedstawicieli odmiennych,
nieindywidualistycznych tendencji. Eksperci z paryskiej policji do końca wypowiadali się o
„L'Anarchie" z respektem, podkreślając niezwykłą żywotność tego periodyku. Niektórzy uważali go
nawet za najbardziej niebezpieczny spośród wszystkich ukazujących się wówczas we Francji. Ci,
którzy byli tego zdania, nie wiedzieli zapewne o poważnych kłopotach finansowych, jakie przeżywał
w ostatnich latach istnienia. Pomimo względnie wysokiej liczby prenumeratorów (ponad 1000 w 1914
r.), niskie wskaźniki sprzedaży utrudniały osiągnięcie stabilizacji. Do każdego numeru dokładano' tuż
przed wojną po 45 franków .

Spośród pism niefrancuskojęzycznych największy rozgłos osiągnęła bez wątpienia katalońska „La
Revista Blanca" pod redakcją Juana Montseny (Federico Uralesa), ojca Federiki Montseny —
najwybitniejszej przedstawicielki hiszpańskiego anarchosyndykalizmu lat dwudziestych i
trzydziestych naszego wieku. Redagowany ze znawstwem barceloński dwutygodnik zdołał pozyskać
dla siebie świetne i fachowe pióra, toteż stał się szybko czołowym organem teoretycznym,
rozchwytywanym nie tylko w Hiszpanii, lecz także w Ameryce Łacińskiej, Portugalii, Włoszech, a
nawet i Francji. Montseny, wierny swojej zasadzie „anarchizmu bezprzymiotnikowego" starał się nie
faworyzować żadnego kierunku. Na łamach „La Revista Blanca" publikowali artykuły wszyscy
czołowi działacze hiszpańscy i zagraniczni. Tu spierano się o kolektywizm, ogłaszano listy otwarte,
publikowano wspomnienia. Rubryka nekrologów z obu serii „La Revista Blanca" stanowi dziś
znakomity materiał dokumentacyjny dla historyków ruchu. Ze względu na dużą renomę czasopisma,
wykraczającą poza środowiska anarchistyczne, chętnie ogłaszali tu artykuły nawet ludzie dalecy od
tych środowisk — naukowcy, literaci, inżynierowie, studenci. Nakład przekraczał 8 tysięcy
egzemplarzy 223, ale rzeczywista liczba czytelników była z pewnością znacznie większa. Każdy
egzemplarz czytany był przez wiele osób.

„Die Freiheit", ostatnie z głośnych czasopism anarchistycznych sprzed I wojny światowej,


zawdzięczało swą sławę nie tyle wysokiemu poziomowi, co burzliwej historii, długowieczności i
przede wszystkim legendzie niezwykłego radykalizmu. Przez 27 lat to typowe pismo emigracyjne z
niezwykłą konsekwencją forsowało granice Cesarstwa Niemieckiego, starając się natchnąć duchem
buntu posłusznych obywateli wilhelmińskiego państwa. Jako organ socjaldemokratyczny „Die
Freiheit" domagała się rezygnacji z legalnych form walki, jako periodyk anarchistyczny głosiła
konieczność uzbrojenia ludu, opowiadała się za terrorem upatrując w nim najskuteczniejszy środek
walki z burżuazją. Jawna pochwała zamachów zmusiła Mosta, po opuszczeniu liberalnej Anglii i po
nieudanych próbach usadowienia się w Szwajcarii, do wyboru Stanów Zjednoczonych — jedynego
kraju, który tolerował jeszcze artykuły instruktażowe o produkcji dynamitu. Redagujący „Die
Freiheit" od pierwszego do ostatniego numeru Johann Most, obdarzony nieprzeciętnym
temperamentem oraz iście niemiecką, gotycką wyobraźnią, był postacią rzucającą się w oczy ze
względu na bujną, charakterystyczną brodę maskującą pooperacyjne defekty urody. W USA jego
poglądy uległy daleko idącej ewolucji — od fazy blankistowskiej, poprzez kolektywizm i
anarchokomunizm, aż po aprobatę anarchosyndykalizmu. Można to bez trudu odczytać z roczników
pisma. Bez zmian pozostały w nim tylko napastliwy styl (zwłaszcza w atakach personalnych) i
skłonność do idealizowania ciemiężonych. „Die Freiheit" z lat dziewięćdziesiątych, skłócona z
wybitnymi postaciami amerykańskiego anarchizmu i odcinająca się energicznie od apologii przemocy,
nie cieszyła się już jednak dawnym powodzeniem. Szczytowy okres przypadł na lata 1881-1885, gdy
przy pięciotysięcznym nakładzie 4500 egzemplarzy trafiało do Niemiec i Austro-Węgier. Przemycano
je wszelkimi dostępnymi drogami: w gazetach, listach, pociągach, bagażach marynarzy, a nawet w
materacach importowanych przez Niemcy. Spośród wszystkich periodyków tej doby wyróżniała się
bodaj najlepszym papierem i drukiem.

Czasopisma anarchistyczne miały na ogół krótki żywot, niskie nakłady i słabe podstawy finansowe.
Przetrwanie uzależnione było od znalezienia taniej drukarni, stworzenia sprawnej sieci kolportażu
(tylko nieliczni kioskarze zgadzali się sprzedawać je otwarcie) oraz, co było bodaj najistotniejsze, od
pozyskania możliwie dużej grupy stałych prenumeratorów. Wśród tych ostatnich zdecydowanie
przeważali mieszkańcy prowincji, dla których prenumerata stanowiła praktycznie jedyną szansę
zapoznania się z treścią pism. Nawet te periodyki, które ukazywały się legalnie, narażone były na
rozmaite szykany. Musiały walczyć o prawo sprzedaży w księgarniach i chronić się przed częstymi
konfiskatami. W omijaniu zakazów cenzury okazywały często niezwykłą wynalazczość. Miast pisać
wprost, iż życzą sobie szybkiej śmierci króla Hiszpanii Alfonsa, czy premiera Francji Aristide
Brianda, wygodniej było „przewidywać" takie wydarzenia w prognozach na rok następny. Miast
atakować święto państwowe, wystarczyło by numer z 14 lipca ukazywał się w czarnych obwódkach.
Nie mniejszym sprytem popisywali się redaktorzy czasopism walcząc o zwiększenie dochodów.
Oprócz wspomnianych już loterii z cennymi nagrodami pochodzącymi z darów otrzymanych od
czytelników, organizowano niekiedy „święta gazety", albo wydawano specjalne numery
propagandowe z atrakcyjnymi materiałami. W ten sposób, tylnymi drzwiami, wirus komercjalizmu
przenikał do anarchistycznych szeregów. Sumy gromadzone z imprez tego rodzaju rzadko kiedy
okazywały się wystarczające. Wielu redaktorów całymi latami dopłacało do swoich wydawnictw.
Generalnie zauważyć można, że dłuższy okres potrafiły przetrwać tylko te czasopisma, które mniej
lub bardziej regularnie otrzymywały darowizny od osób prywatnych, zazwyczaj zachowujących
anonimowość.

Mniejszą niż czasopisma, choć również istotną rolę, odgrywały w ruchu libertarnym broszury i
książki, wydawane przez większe grupy anarchistyczne, bądź redakcje periodyków. Przeciętny
jednorazowy nakład broszury wynosił 10000, zdarzało się jednak, iż dochodził nawet do 100000.
Szczególną aktywność wydawniczą przejawiano w okresach przedwyborczych i podczas głośnych
procesów wykorzystując wzmożone zainteresowanie opinii publicznej. Ponieważ o koordynacji
poczynań nie mogło być mowy, często zdarzało się, że te same pozycje ukazywały się jednocześnie
nakładem różnych grup.

Największym powodzeniem cieszyli się w całej Europie Reclus i Grave. Evolution et Revolution
Reclusa wydana po raz pierwszy w Genewie w roku 1880 pod egidą „Le Révolté", tylko w XIX w.
miała jeszcze pięć dalszych edycji genewskich, jedno wydanie firmowane przez Imprimerie
Jurasienne, jedno wydanie paryskie, pięć wydań londyńskich po niemiecku nakładem Anarchistische -
Kommunistische Bibliothek oraz dwa w języku angielskim, cztery edycje hiszpańskie, dwie włoskie,
jedną argentyńską, a ponadto tłumaczenia rumuńskie, holenderskie i w języku jidysz. W
wydawnictwach broszurowych wyspecjalizowały się: w Szwajcarii — wymieniona już Imprimerie
Jurassienne, we Francji — paryska grupa ESRI, która przygotowała wiele publikacji na użytek
międzynarodowych kongresów oraz wydawnictwo Temps Nouveaux (88 broszur, 44 autorów o
łącznym nakładzie 1 294000 egz.), w Londynie — grupa Freedom (seria Freedom Pamphlets).
Spośród wydawnictw hiszpańskojęzycznych na uwagę zasługuje dorobek edytorski grupy Los
Acratos, działającej w Buenos Aires oraz Escuola Moderan z Barcelony. W publikacjach książkowych
bezkonkurencyjny prymat dzierżyło paryskie wydawnictwo P.V. Stocka. W ramach Biblioteki
Socjologicznej Stocka ukazało się kilkadziesiąt tomów prezentujących podstawowe dzieła klasyków
anarchokomunizmu.
8. Główne dziedziny anarchistycznej aktywności

Antyparlamentaryzm i absencjonizm polityczny

W praktycznej działalności grup anarchistycznych szczególne miejsce zajmowała agitacja


antywyborcza. To ona pochłaniała najwięcej energii, skupiała na sobie uwagę czytelników,
owocowała największą liczbą publikacji. Tylko ten rodzaj aktywności wspólny był wszystkim grupom
różniącym się tak diametralnie charakterem i upodobaniami. Ta wyróżniona pozycja absenteizmu nie
była naturalnie sprawą wypadku. Rzecz dotyczyła bowiem newralgicznego punktu anarchistycznej
doktryny. Wybory parlamentarne legitymizujące władzę polityczną stwarzały niepowtarzalną okazję
do zamanifestowania swojego stosunku do państwa, jego zasad ustrojowych oraz wynikających z nich
form życia politycznego. Co więcej, stosunek do wyborów był zawsze papierkiem lakmusowym
przynależności ideowej wyodrębniając anarchistów od socjalistów i radykałów różnych odcieni.
Uzgodnienie zasady bojkotu wyborów konstytuowało grupy i federację anarchistyczne, natomiast
wątpliwości co do słuszności takiego postępowania prowadziły nieuchronnie do zerwania z ruchem.
Za bojkotem życia politycznego z wyborami na czele opowiadali się jednoznacznie wszyscy klasycy
ruchu, poczynając od Godwina. Szczególnie cenna wydaje się w tej kwestii opinia Proudhona który,
jako jedyny, na własnej skórze poznał blaski i nędzę parlamentaryzmu. W Wyznaniach rewolucjonisty
z 1849 r., stanowiących podsumowanie krótkiej kariery deputowanego, podkreśla Proudhon
dezorientację, ignorancję i strach przed ludem jego nominalnych przedstawicieli. Z obserwacji
stronnictw parlamehtranych wyciąga wniosek o zbędności uczestnictwa w życiu politycznym . Jego
następcy wzbogacą argumentację o nowe wątki: wykażą iluzoryczność i deprawujący charakter
rozwiązań demokratycznych, potępią zasadę reprezentacji i samą ideę głosowania zakładającą, iż racja
musi być po stronie większości .

Pomimo tak ostrej i jednoznacznej krytyki kwestia stosunku do wyborów budziła wśród anarchistów
nieustające kontrowersje. Raz po raz odżywał spór o to, czy zasada nie mieszania się do rywalizacji
politycznej ma charakter bezwzględny — jak głosili „fundamentaliści" — czy też raczej warunkowy i
w zmienionych okolicznościach, na przykład po wprowadzeniu w pełni powszechnego głosowania,
mogłaby zostać zarzucona. Sam Elisée Reclus, autor popularnego hasła ,,Voter c'est abdiquer"
upatrującego w akcie głosowania rezygnację z własnej suwerenności, pisał w roku 1897, że „w
nadzwyczajnych okolicznościach" uczestnictwo w wyborach może być dla anarchistów lepszym
wyjściem . Niepokoje i wątpliwości wynikające z obaw, iż rygorystyczny bojkot skazuje ich na
bierność, samoizoiację i bezsilność, starano się zagłuszyć aktywistyczną koncepcją czynu
indywidualnego, ale nie zapobiegało to ani niekonsekwencjom w podejściu do spraw politycznych, ani
odpływowi części zawiedzionych działaczy do stronnictw parlamentarnych. Jules Guesde, który w
czasach Federacji Jurajskiej był głównym przeciwnikiem powszechnego głosowania , po kilku latach
stanął na czele marksistowskiej Francuskiej Partii Robotniczej (1880), zawzięcie konkurując z
przywódcą possybilistów, deputowanym Paulem Brousse, tak niedawno potępiającym bezwzględnie
ideę wyborów . Anarchiści hiszpańscy współdziałali ściśle z republikanami w latach 1872-1873,
Szwajcarzy w tym samym czasie pozostawiali sprawę udziału w wyborach do indywidualnej decyzji
aktywistów , zaś Włosi w 1880 r. zrezygnowali z potępiania osób uczestniczących w wyborach o ile
nie oddają swego głosu na kandydatów socjalistycznych (!) . Kilka lat wcześniej sekcja z Bari,
powołując się na korzyści propagandowe, proponowała uczestniczenie w wyborach . Stanowisko
anarchistów w tej kwestii, paradoksalnie, usztywniało się w miarę postępów demokracji
parlamentarnej; w dwudziestoleciu poprzedzającym wybuch I wojny światowej podobnych propozycji
już nie było. Z dominującymi nastrojami kontrastowało jedynie stanowisko Portugalczyków
upatrujących we współpracy politycznej z republikanami jedyną szansę likwidacji ustroju
monarchistycznego.

Walka anarchistów z systemem parlamentarnym oraz instytucją wyborów przybierała typową postać
działań oddolnych, żywiołowych, wzajemnie nieskoordynowanych. Sprowadzały się one przeważnie
do akcji propagandowych podejmowanych przez redakcje pism, poszczególne grupy, bądź nawet
pojedynczych aktywistów. Wprawdzie marsylski dwutygodnik „Le Droit Social" zaproponował
„procedurę głosowania na sposób anarchistyczny" polegającą na spalaniu zawartości urn za pomocą
fosforu; , to jednak sabotaż tego typu zdarzał się niezwykle rzadko; Dominowała więc anty-wyborcza
propaganda przybierająca bardzo zróżnicowane formy. W okresach przedwyborczych w niektórych
okręgach zawiązywały się specjalne grupy łączące się w ligi i federacje. Największym
przedsięwzięciem tego rodzaju był Antyparlamentarny Komitet Rewolucyjny założony w marcu 1912
r. w Liège przez działaczy francuskich i belgijskich. Komitet liczył ponad sto osób, dysponował
funduszem wydawniczym (7 ekip w samym Paryżu) . Wcześniejsze inicjatywy obejmowały jedynie
wybrane ośrodki takie, jak Lyon czy Paryż. W 1888 r. we wszystkich 20 dzielnicach stolicy Francji
istniały współdziałające ze sobą grupy antyparlamentrane. Aby zniechęcić elektorów do udziału w
wyborach posługiwano się najchętniej plakatami i ulotkami. Ich zaletą były przystępne, łatwe do
zapamiętania treści oraz proste, wyraziste rysunki, dostosowane do psychiki wielkomiejskiego
proletariatu. Na przykład tygodnik ..L'Anarchie" uświetnił wybory z roku 1914 afiszami
przedstawiającymi świnie wrzucające kartki do urn . Dowodem trafności tej formuły było ogromne
zapotrzebowanie — nakłady kilkudziesięcio-tysięczne rozchodziły się w mgnieniu oka — lecz nie
oznacza to bynajmniej jej równie wielkiej skuteczności. Inna forma oddziaływania polegała na
nawoływaniu do bojkotu wyborów poszczególnych grup ludności.

Wśród pism anarchistycznych specjalizujących się w zwalczaniu parlamentaryzmu na pierwszym


miejscu należy wymienić „Le Père Peinard" oraz „Le Libertaire". Oba te periodyki, oprócz normalnej
porcji artykułów, broszur i ulotek, wydawały każdorazowo przed dniem głosowania specjalne numery
propagandowe o znacznie podwyższonych nakładach, w których można było przeczytać krytyczne dla
demokracji analizy i opinie czołowych osobistości ruchu. Szczególne zainteresowanie redagującego
„Le Libertaire" S. Faure'a kwestią parlamentaryzmu znalazło ponadto wyraz w namiętnym potępieniu
instytucji senatu oraz idei praw wyborczych dla kobiet . Inteligentni, domyślni czytelnicy, unikający
agitacji wprost, mogli sięgnąć do artykułów bilansujących dorobek współczesnego państwa.
Ukazujący się w Lyonie tygodnik ,,L'Insurgé", organ anarchistów południowo-wschodniej Francji,
podsumował dorobek 50 latwyborów powszechnych takim oto wymownym zestawieniem: ,,51 000
samobójstw, 92 000 zmarłych z głodu, 80000 oderwanych od rodziny z powodu nędzy, 249000 spraw
kryminalnych, co najmniej 200000 prostytutek". W podobnym duchu prezentowano „bilans" państw o
ustroju monarchistycznym na łamach „Le Révolté". Nie zawsze jednak antywyborcza propaganda
uderzała w tak poważne tony. Zdarzały się pomysły dowcipne, świadczące o poczuciu humoru.
Zapropnowano na przykład by czytelnicy głosowali gremialnie na „towarzysza Zero". Gorącą
entuzjastką „kandydatur nielegalnych" była Louise Michel, która rzuciła pomysł, aby demonstracyjnie
umieszczać na liście kandydatów nazwiska komunardów Zamordowanych w roku 1871 i kobiet
pozbawionych długo jeszcze biernego i czynnego prawa wyborczego. Jak zapewnia Maitron, tylko raz
zdarzyło się we Francji, że jakiś anarchista uczestniczył na serio w rywalizacji o mandat w
Zgromadzeniu Narodowym.
Antymilitaryzm i pacyfizm

Stosunek anarchistów do armii — zbrojnego ramienia państwa i jego najsilniejszego argumentu


zarówno w polityce zagranicznej, jak i w wypadku zaburzeń wewnętrznych — nie mógł być,
naturalnie, przychylny. Wojsko ucieleśniało w ich oczach znienawidzone zasady hierarchii i
autorytetu. Domagało się od każdego żołnierza ślepego posłuszeństwa, automatyzmu działań,
przekreślenia własnej indywidualności. Wystawiało na ciężkie próby etykę miłości bliźniego.
Antymilitaryzm anarchistów nie ograniczał się jednak do samej instytucji wojska. Łączył się
bezpośrednio z delikatną kwestią patriotyzmu oraz kompleksem zagadnień związanych ze
zbrojeniami, polityką zagraniczną i wojnami. Zgodny chór potępień we wszystkich tych sprawach nie
wykluczał wcale zróżnicowanego podejścia do problemów szczegółowych. W miarę zbliżania się roku
1914 różnice te stawały się coraz bardziej wyraziste zapowiadając późniejsze rozbicie. Nie było na
przykład jasności czy patriotyzm jest jeszcze jednym „historycznym przesądem" odziedziczonym po
poprzednich pokoleniach, czy też może naturalnym, uczuciem, godnym potępienia tylko wówczas,
gdy zostaje utożsamione z nakazem bezwzględnego podporządkowania się interesom państwa.
Lirycznym pochwałom miłości do ziemi ojczystej u Bakunina lub Reclusa przeciwstawić można jej
namiętne potępienia formułowane przez strażników czystości doktrynalnej. Sloganowe formułki
przedstawiające ojczyznę jako burżuazyjny wymysł, rzadko kiedy znajdowały pokrycie w czynach.

Inne kontrowersje budził stosunek do wojny, zwłaszcza zaś dwie kwestie szczegółowe: jak
zareagować na coraz bardziej prawdopodobną perspektywę wybuchu ogólnoeuropejskiego konfliktu
zbrojnego oraz czy reakcja taka winna rozróżniać agresora i ofiarę, albo brać pod uwagę rozwiązania
ustrojowe walczących stron. Sformułowana jeszcze w czasach I Międzynarodówki (1868) ideą strajku
generalnego przeciwko wojnie, który miałby się stopniowo przekształcić w powszechną rewolucję
społeczną, budziła wraz z upływem czasu i gromadzeniem się doświadczeń coraz' więcej wątpliwości.
Fernand Pelloutier już w styczniu 1894 r. zapewniał, że w wypadku agresji niemieckiej „antypatrioci"
staną do walki „nie z nienawiści do Niemiec, lecz w obronie swojego istnienia, własnych swobód i
praw". Podobny argument odwołujący się do wniosków z wojny francusko-pruskiej 1870 r., gdy
„triumf scentralizowanego, zmilitaryzowanego państwa niemieckiego kosztował Europę 30 lat reakcji,
zaś Francji przyniósł kult wojska, bulanżyzm, sprawę Dreyfusa i zahamowanie", wysunął 11 lat
później Kropotkin. „To dlatego, że przeżyłem reakcję społeczną i intelektualną minionego
trzydziestolecia uważam, że antymilitaryści wszystkich nacji powinni bronić każdego kraju
zaatakowanego przez państwo zmilitaryzowane i zbyt słabego, aby obronić się samemu" — pisał autor
Zdobycia chleba mając, rzecz jasna, na uwadze Francję, w której nie przestał upatrywać awangardy
przyszłej rewolucji. Kropotkin usiłował, co prawda udowodnić, że taka postawa nie kłóci się wcale z
koncepcją zamiany wojny w rewolucję społeczną, lecz nieliczni anarchiści otwarcie podzielali jego
zdanie. Niemniej jednak w ostatnim dziesięcioleciu przed wybuchem wojny niewiele już mówiono o
rewolucji. Dyskutowano za to zawzięcie, która z metod oporu jest lepsza — odmowa noszenia broni,
bierny opór, czy może dezercja. Zastanawiano się również, czy namawianie rekrutów do dezercji —
za co groziła kara śmierci — jest usprawiedliwione moralnie.

Walka z duchem i praktyką militaryzmu przybierała różnorodną postać. We Włoszech, w Hiszpanii,


Francji, Austrii i w Niemczech odnotowywano co roku przypadki podpalania koszar, niszczenia kart
powołania do wojska, zamachów na wartowników i osoby umundurowane. Większość z nich
przypisywano anarchistom. Znacznie większe rozmiary przybierało zjawisko wymigiwania się. od
służby wojskowej. Według sporządzonego we Francji oficjalnego raportu pomiędzy rokiem 1902 i
1907 liczba dezerterów wzrosła z 5991 do 14067 rocznie. W końcu roku 1911 blisko 77000 osób
poszukiwanych było z tego powodu w samej Francji. Ilu spośród nich było anarchistami określić
bardzo trudno, ale wymowny jest fakt, że od 1912 r. w kartotekach aktywistów pojawiają się rubryki
rejestrujące ich stosunek do służby wojskowej.

Przeciwnicy wojska i zbrojeń rzadko działali w pojedynkę. Tworzyli grupy, ligi i komitety, w których
skupiali się niekiedy ludzie różnych orientacji: socjaliści obok anarchistów, rewolucyjni syndykaliści
obok radykałów. Najsilniejsze organizacje tego typu powstały w Holandii i w Wielkiej Brytanii, gdzie
cały ruch anarchistyczny przesiąknięty był pacyfizmem. Londyńska grupa „Freedom", w której
pierwsze skrzypce grali Kropotkin, dr Saverio Merlino i Charlotta Wilson, miała szczególne zasługi na
tym polu. W Holandii sprawa antymilitaryzmu wiązała się nierozerwalnie z postacią Ferdinanda
Domeli Nieuwenhuisa — „czerwonego pastora", założyciela,i lidera Ligi Socjalistycznej, który w
połowie lat dziewięćdziesiątych stał się niezmordowanym propagatorem Kropotkinowskiego
anarchokomunizmu pociągając za sobą większość holenderskich socjalistów. W ruchu libertarnym
Nieuwenhuis wyspecjalizował się szybko w antymilitarystycznych kampaniach. To on był autorem
programowych broszur oraz referatów i tez na niedoszłe do skutku kongresy w roku 1900 i 1914. Z
jego inicjatywy, wspartej przez grupę działaczy francuskich i hiszpańskich (m.in. Georges Yvetot,
François Jourdin, Miguel Almereyda-Vigo, Libertad) odbył się w czerwcu 1904 r. w Amsterdamie
pierwszy i jedyny Kongres Antymilitarystyczny, na którym powołano do życia Association
Internationale Antimilitariste zdominowane przez rewolucyjnych syndykalistów. Wprawdzie
Nieuwenhuis, rozczarowany faktem nie dojścia do skutku, z braku czasu, przewidywanej w programie
kongresu anarchistycznego w Amsterdamie dyskusji o militąryzmie, usiłował doprowadzić do
kolejnego spotkania Stowarzyszenia, lecz jego wezwania nie napotkały odzewu. Niepowodzenie to nie
nadszarpnęło ogromnego prestiżu „Mesjasza" niderlandzkich libertarian. W roku 1913 autor Ojczyzny
w niebezpieczeństwie stanął na czele ruchu protestu przeciwko budowie w Hadze Pałacu Pokoju.
Rzucone przezeń niegdyś hasło: „Ani człowieka, ani centyma dla militaryzmu" — obiegło całą
nieomal Europę.

Aktywność antymilitarystów we Francji zapoczątkowało utworzenie w 1886 r. Ligi Antypatriotów,


która przetrwała kilkanaście miesięcy koncentrując się na akcji odczytowej oraz rozlepianiu
zjadliwych plakatów. Na początku ostatniej dekady XIX w. nieskoordynowana działalność
przeciwników armii ponownie nabrała rozmachu. W koszarach rozrzucano ulotki i broszury
przeznaczone specjalnie dla rekrutów. Jednak prawdziwą erupcję nastrojów wrogich wojsku
przyniosła w środowisku libertarnym dopiero sprawa Dreyfusa. Zaangażowanie się kolejno Faure'a,
Grave'a i Pougeta po stronie obrońców kpt. Dreyfusa spowodowało wzrost wyczulenia na
niebezpieczeństwa związane z duchem militaryzmu. Przez kilka lat (1899-1901) działała w Paryżu
Grupa Propagandy Antymilitarystycznej Dubois-Desaulle'a, aż wreszcie w grudniu 1902 r. Henri
Beyle, Emile Janvion, Libertad, Paraf-Javal i Yvetot powołali do życia Ligę Antymilitarystyczną,
która w dwa lata później stała się sekcją Międzynarodowego Stowarzyszenia. W lipcu 1905 r. podczas
kongresu Ligi w St. Etienne składały się na nią 93 sekcje liczące łącznie około 5500 członków. Dalszy
rozwój Ligi powstrzymany został przez represje, które spadły na kilkudziesięciu czołowych
aktywistów oskarżonych o bezpośrednie podburzanie rekrutów do buntu. Po uwięzieniu 26
przywódców i bezowocnych protestach organizacja zaledwie wegetowała. Cios ostateczny zadał jej
uwiąd anarchosyndykalizmu stanowiącego ideowe i finansowe zaplecze Ligi. W innych krajach
europejskich nurt ściśle antymilitarystyczny był znacznie słabszy, aczkolwiek pojedyncze grupy tego
rodzaju istniały prawie w całej Europie, nawet w Kecskemet na Węgrzech, gdzie ruch anarchistyczny
był mało widoczny.
Istotną rolę w antywojennej i antymilitarystycznej propagandzie odgrywała również prasa
anarchistyczna. W Holandii specjalizował się na tym polu organ Nieuwenhuisa „Recht voor Allen",
później zaś — ,,De Wapens Neder" o czterotysięcznym nakładzie, we Francji — pisma takie, jak ,,Le
Réveil de l'Esclave" (1902, miesięcznik paryskich antymilitarystów z Fabourg St-Antoine), ,,L'Action
Antimilitariste" (Marsylia 1904), czy ,,Le Conscrit" (Paryż 1905, organ młodzieży syndykalistycznej).
Niezależnie jednak od tego, materiały propagandowe utrzymane w tym samym duchu zamieszczały
nieustannie prawie wszystkie pisma związane z ruchem.

Składały się na nie artykuły, apele i manifesty, a także wiersze i piosenki oraz niekiedy bardzo
interesujące zestawienia statystyczne ilustrujące tempo zbrojeń europejskich mocarstw.

Bezowocność wszystkich tych wysiłków ujawniła się z całą ostrością w sierpniu 1914 r., kiedy to,
wbrew rezolucji z Amsterdamu wyrażającej nadzieję, że „wszystkie zainteresowane ludy odpowiedzą
powstaniem na każde wypowiedzenie wojny", zaś „anarchiści dadzą im przykład" , powszechna,
patriotyczna euforia udzieliła się środowiskom anarchistycznym nie wyłączając luminarzy ruchu.
Wierności wcześniejszym deklaracjom dochowali jedynie bezpośrednio nie zaangażowani w wojnę
anarchiści hiszpańscy oraz — w mniejszym stopniu — włoscy. Spośród Francuzów konsekwentną
postawę wykazali tylko Armand i Faure, choć i oni nie złożyli swoich podpisów pod antywojenną
deklaracją opublikowaną w lutym 1915 r. Jej sygnatariuszami byli m.in. Malatesta, Aleksander
Szapiro, Nieuwenhuis, Emma Goldman, Aleksander Berkman, Luigi Bertoni, S. Janowski.
Popierający ich stanowisko Rudolf Rockęr nie znalazł się na tej liście wskutek internowania.
Pozostali, wyłączając Nettlaua, który już wcześniej w korespondencji z Guillaumem sygnalizował
swoje proniemieckie nastawienie , opowiedzieli się w ogromnej większości po stronie Ententy. „Było
w tym dla mnie coś prawdziwie patologicznego" — pisał po latach z bólem Malatesta —
wspominając ówczesną postawę Kropotkina, któremu tylko zaawansowany wiek przeszkodził w
ochotniczym zgłoszeniu się do wojska. Wszystkim swoim oponentom autor Wielkiej Rewolucji
Francuskiej zarzucił wprost tchórzostwo, zadziwiając swoim i profrancuskim uniesieniem nawet
rodaków Proudhona. W roku 1915 Kropotkin i zaagitowany przezeń Grave opracowali w imieniu
ruchu manifest potępiający „politykę pangermańską". Pod tekstem, opublikowanym w lutym 1916 r.
na łamach „La Bataille Syndicaliste", zwanym błędnie Apelem Szesnastu, podpisało się w sumie
piętnaście osób, w tym Paul Reclus, Charles Malato, Victor Dave, Czerkiezow, Lucien Guerineau i
Christian Cornelissen. Przeciwko zawartym w nim tezom zaprotestowali z kolei Faure i Luigi Fabbri,
a także redakcje pisma „Freedom", „Le Libertaire" oraz ,,Mother Earth" (USA). Ich wysiłki, pomimo
wsparcia postaci tej miary, co Gustav Landauer, Luigi Galleani, L. Bertoni czy Anglik Thomas Kael,
nie zostały jednak uwieńczone powodzeniem. Głęboki podział w europejskim ruchu anarchistycznym
stał się odtąd faktem. Po latach Nettlau utrzymywał, że winę za taki stan rzeczy ponoszą wszyscy po
trochu, albowiem to ruch jako całość nie stanął w godzinie próby na wysokości zadania . Włosi i
Hiszpanie przyglądali się bezsilnie jak szeregowi aktywiści ruchu bez oporu przyjmują karty
powołania zasilając monstrualne armie walczących stron.
Komunalizm — próby życia we wspólnocie

Komuny jako forma życia społecznego nie są bynajmniej wynalazkiem dziewiętnastowiecznym.


Legitymują się długą tradycją sięgającą odległych czasów gmin wczesnochrześcijańskich.
Fascynowały niemieckich anabaptystów, angielskich kopaczy, braci polskich, wreszcie członków
rozmaitych sekt religijnych, które odrywały się od macierzystego kościoła anglikańskiego. Wiele z
tych sekt, poczynając od XVIII w., przenosiło się do Nowego Świata z nadzieją, że tam właśnie, w
„nieskorumpowanym" otoczeniu, znajdą szansę wcielania w życie swoich ideałów. Nieprzypadkowo
zatem Stany Zjednoczone stały się w pierwszej połowie XIX w. głównym terenem religijnych i
świeckich eksperymentów wspólnotowych. Obok rappistów, shakerów i perfekcjonistów różnych
odcieni od połowy lat dwudziestych zaczęli się tam pojawiać również entuzjaści ziemskiego
zbawienia — owenici, fouryści, zwolennicy Cabeta i Considéranta, Wyznawcy doktryny
asocjacjonizmu sformułowanej w roku 1843 przez Alberta Brisbane w książce The Social Destiny of
Men. Około 1850 r. na terenie USA istniało jednocześnie co najmniej 45 komun grupujących łącznie
około 9 tysięcy ludzi . Zaledwie kilka spośród nich można, ze względu na rozwiązania organizacyjne
i formy działania, uznać za prekursorskie w stosunku do komun anarchistycznych z końca XIX i
początku XX w. W większości przedsięwzięć tego rodzaju autorytet przywódców i presja moralna
współtowarzyszy krępowały swobodę jednostek znacznie mocniej niż świat z którego uciekały. W
samej idei komun nie było zatem nic specyficznie anarchistycznego. Niczym wyjątkowym nie było
także zainteresowanie pewnej części działaczy ruchu libertarnego życiem wspólnotowym. Prawdą jest
natomiast, że anarchistyczne komuny posiadały, siłą rzeczy, pewne cechy specyficzne.

Anarchistyczne komuny miały skrajnie niesformalizowany charakter. Odbywały się bez grupy
przywódczej, regulaminów, ceremoniałów i zobowiązań. Wszystko opierało się tu na wzajemnym
zaufaniu i dobrowolności. Cechy te czyniły, co prawda, komuny niezwykle atrakcyjnymi dla
niecierpliwych zwolenników tworzenia milieu librę, lecz zarazem przesądzały o ich słabości, jak
również nietrwałości. Ich skład osobowy był — siłą rzeczy — płynny, fachowość — niedostateczna,
entuzjazm — przemijający.

Pierwsza prawdziwie libertarna komuna — Village of Equity (Wioska Słuszności) w stanie Ohio —
powstała już w 1834 r. z inicjatywy Josiaha Warrena, uczestnika nieudanych eksperymentów Owena
w New Harmony. Wprawdzie epidemie malarii i grypy położyły jej wkrótce kres, lecz niezrażony tym
niepowodzeniem Warren doprowadził w 1846 r. do powstania nowej kolonii o nazwie Utopia, której
przyświecały ideały indywidualistycznego anarchizmu, zaś w sferze ekonomicznej — proudhonowski
mutualizm. Indywidualizm posunięty był w Utopii tak daleko, iż unikano nawet wspólnych zebrań czy
prelekcji . W drugiej połowie wieku, kiedy pragmatyzm wziął w USA zdecydowanie górę nad
transcendentalizmem, centrum inicjatyw wspólnotowych przeniosło się do Europy, a kolonie, które
przetrwały, przeobraziły się w większości w tuzinkowe kooperatywy . Uprzywilejowanym terenem
penetracji europejskich komunalistów stały się wówczas dla odmiany dziewicze obszary Ameryki
Południowej — zwłaszcza Brazylii i Paragwaju.

Zainteresowanie anarchistów różnymi formami życia wspólnotowego miało wielorakie przyczyny. Na


wrogość do istniejących form życia społecznego, równoznaczną nierzadko z kłopotami w
przystosowaniu do nich, nakładały się również inne przyczyny: duch eksperymentu oraz potrzeba
szybkiego praktycznego potwierdzenia słuszności własnych ideałów. Wobec niepowodzeń działań
zmierzających do wywołania powszechnej rewolucji ludowej, zakładanie kolonii i komun wydawało
się wielu osobom jedyną sensowną aktywnością przybliżającą upragnione przeobrażenia.
Rozszerzające się enklawy „wolnego środowiska" w zrakowaciałej tkance kapitalistycznego
społeczeństwa miały z czasem doprowadzić do jego zupełnego obumarcia. Istotną rolę w
upowszechnieniu się takiego rozumowania odegrała doktryna anarchokomunistyczna świecąca trumfy
od początku lat osiemdziesiątych, doktryna upatrująca w niewielkich komunach podstawowe jednostki
organizacyjne i ekonomiczne społeczeństwa przyszłości. Nieprzypadkowo właśnie w Hiszpanii,
hołdującej kolektywizacji i bardzo długo zachowującej wiarę w rychły triumf rewolucji, nie
odnotowano przed rokiem 1914 prawie żadnych inicjatyw wspólnotowych . Tęsknota za takimi
rozwiązaniami musiała wszakże być silna już w latach siedemdziesiątych, skoro w publicystyce i
dokumentach oficjalnych z tej epoki raz po raz natrafiamy na skierowane przeciwko nim ostrzeżenie.
Rezolucja z 6 sierpnia 1877 r., przyjęta podczas obrad kongresu Federacji Jurajskiej w St. Imier,
wyrażała na przykład ogólnikową sympatię dla aktywistów wybierających ten sposób działania, ale
zarazem stwierdzała, że „Kongres uważa komunistyczne kolonie za środek nie nadający się do
upowszechniania [...] i tym samym do wywołania rewolucji społecznej; z propagandowego punktu
widzenia ich czyny nie mają znaczenia z powodu zbyt częstych niepowodzeń [...] i pozostają nieznane
masom tak, jak liczne próby tego rodzaju w dawnych epokach. Kongres nie aprobuje zatem tych
doświadczeń, albowiem mogą odciągnąć od rewolucyjnej działalności najlepsze elementy". W
podobnym duchu oceniono komunalizm na kongresie Międzynarodówki w Gandawie. Federacja
Francuska uważała wówczas (1877 r.) kolonie za najmniej skuteczną formę propagandy czynem .

Pierwsze komuny anarchistyczne na kontynencie europejskim — we Francji, Belgii czy w Niemczech


— miały z reguły charakter miejski. Nieliczni jeszcze aktywiści z przełomu lat siedemdziesiątych i
osiemdziesiątych łaknęli towarzystwa ludzi myślących i czujących podobnie. Przezwyciężali ciążące
im osamotnienie grupując się, w libertarnych warsztatach, wynajmując wspólne mieszkania, niekiedy
nawet całe domy mieszkalne. W ten sposób powstawały komuny, które potrafiły przetrwać nawet po
kilka lat, naturalnie w stale zmieniającym się składzie. Ich członkowie, w przeciwieństwie do komun
wiejskich, nie zrywali kontaktów ze światem zewnętrznym. Istotą całego przedsięwzięcia było życie w
gromadzie — wspólne mieszkanie i wspólna (co nie znaczy identyczna) praca; przedstawiciele
najrozmaitszych profesji rzemieślniczych świadczyli sobie wzajemnie nieodpłatnie fachowe usługi,
zapewniając ogółowi ograniczoną samowystarczalność. Ciekawy opis funkcjonowania dużej komuny
w Montreuil pozostawił Lucien Guerineau. „Naprawiano sobie wzajemnie buty, stawano się na
poczekaniu szewcami, stolarzami, cieślami, blacharzami, ślusarzami itp., aby wyprodukować wózki,
stoliki, nakrycia stołowe, maszyny do szycia, aby pokryć cyną łyżeczki, przylutować rączkę do rondla
itd. Nie istniało żadne wynagrodzenie za tę pracę. To była la prise au tas zaspokajająca niezbędne
potrzeby każdego i całej rodziny" — wspominał weteran francuskiego anarchizmu z perspektywy
blisko półwiecza. Raz w tygodniu odbywały się w Montrouil odczyty na tematy „techniczne, naukowe
i socjologiczne". Trafił tam nawet kiedyś sam Elisée Reclus, ostrzegając zebranych przed
niebezpieczeństwem merkantylizmu. Kres blisko dwuletniej egzystencji wspólnoty z Montreulil
położyły dopiero nękające rewizje policji zaniepokojonej sukcesami propagandowymi grupy.

Półwieczne i ciasne wspólnoty miejskie na dłuższą metę nie były w stanie zaspokoić tęsknot
anarchokomunistów do swobodnego życia na łonie przyrody. Toteż w miarę niepowodzeń strategii
czynu indywidualnego mnożyły się projekty eksperymentalnych kolonii i komun, które umożliwić
miały praktyczny sprawdzian kropotkinowskich założeń. Zdecydowana większość z nich nie
doczekała się nigdy realizacji, czy to z prozaicznego braku funduszów, czy też ze względu na
utopijność samego pomysłu. Wymienić tu można ideę „komunistyczno-libertarnej komuny
farmaceutycznej" w okolicach Angers , pomysł utworzenia Anarchistycznego Stowarzyszenia
Eksperymentalnego rzucony przez „kompanów z Bordeaux" w 1896 r. , projekt „wolnej kolonii
solidarności braterskiej" w Mery-sur-Oise pod Paryżem i wreszcie dwie najambitniejsze inicjatywy
francuskie: pomysł zakupu jakiejś dużej „Ile Fortunée", która pomieściłaby za jednym zamachem
wszystkich chętnych i idąca jeszcze dalej propozycja Kropotkina domagającego się sprawdzianu w
dużej skali, na przykład na obszarze departamentu lle-de-France albo amerykańskich stanów Dakota
czy Ohio . Niektóre z tych ostatnich propozycji zdumiewająco przypominają dramatyczne apele
nieprzejednanych przeciwników anarchistów domagające się ich bezzwłocznej ekspulsji do jakichś
odległych terytoriów, np. do Dahomeju.

Pod koniec roku 1889 dr Giovanni Rossi wystosował do wszystkich federacji; sekcji i kółek
socjalistycznych we Włoszech apel o utworzenie Colonie Socialiste Sperimentali, zaaprobowany m.in.
przez Turatiego i Schlaparelliego . Już w lutym następnego roku pierwsza grupa ochotników
wypłynęła do Brazylii przeżywającej właśnie imigracyjną gorączkę, by tam w trudno dostępnym
regionie Parany budować anarchistyczną kolonię o nazwie Cecilia. Ze względu na pionierski charakter
i duży rozmach tego przedsięwzięcia jego losy śledzone były z uwagą nie tylko we Włoszech. W
prymitywnych warunkach, przy braku jakichkolwiek rygorów zewnętrznych , koloniści, których
liczba prze-kroczyła po roku półtorej setki, poddani zostali ostremu sprawdzianowi. Ostatecznie
Cecilia przetrwała cztery lata, zaś głównym powodem jej likwidacji okazały się, wbrew
przewidywaniom, nie kwestie materialne, lecz zaostrzające się spory między kolonistami z grupy
założycielskiej a tymi, którzy napłynęli później. Losy analogicznych inicjatyw podjętych we Francji,
przedstawione szczegółowo przez Maitrona w jego opus magnum 3, układały się podobnie. Dotyczy
to najbardziej prestiżowego przedsięwzięcia— Milieu Libre w Vaux w pobliżu Chateau-Thierry
(1902-1906), wspieranego finansowo przez ponad 400 członków specjalnie w tym celu utworzonego
stowarzyszenia, w którym przeważali indywidualiści (m.in. E. Armand, H. Zisly, Paraf-Javal) , jak
również założonej w 1903 r. przez Fortune Henry'ego (brata Emila) kolonii L'Essai w Aiglemont
(Ardeny), gdzie pięciu anarchokomunistów wytrwało do roku 1908, czy też mało reklamowanej
kolonii w Cioforli na Korsyce (1906-1907). Niepowodzenia te wszakże nie zachwiały niezłomnej
wiary entuzjastów wolnego środowiska. Najsłynniejszy z nich — Georges Butaud (1869-1926) — aż
czterokrotnie uczestniczył w inicjatywach tego rodzaju.

O ile w Stanach Zjednoczonych, we Francji i we Włoszech komunalizm przyciągał w pierwszym


rzędzie anarchokomunistów oraz przedstawicieli tendencji indywidualistycznej, o tyle w Wielkiej
Brytanii jego trzon stanowili naśladowcy Tołstoja. Kolonie były dla nich jedynie środkiem do celu —
drogą do duchowego samooczyszczenia. Preferowali życie proste i skromne, wypełnione pracą
fizyczną i kontaktem z naturą. „Wszystko i co oczyszcza życie, sprzyja Rewolucji" — głosił w
czerwcu 1898 r. W. MacQueen w czasopiśmie o wymownej nazwie „The Free Commune", wzywając
„wszystkich towarzyszy, aby łączyli się w grupy gdziekolwiek to jest możliwe i nabywali ziemię;
tworząc małe kolonie sąsiadujące z miastami [...]. Mogłyby one stać się zalążkiem lepszego
społeczeństwa oraz, co bardziej istotne, stanowić niebiańskie schronienie dla tych, którzy ucierpieli w
walce z władzą i wyzyskiem" . Pierwsza tołstojowska kolonia — Purleigh w hrabstwie Essex (1896-
1902) składała się prawie wyłącznie z mężczyzn (w tym 23 emigrantów z Rosji). Kilkudziesięciu
wegetarian zgrupowanych na dziesięciu akrach ziemi trudniło się tam głównie hodowlą zwierząt
domowych i wyrobem cegieł. Każdy z nich miał pełną swobodę działania; podjęcie jakiejkolwiek
decyzji na cotygodniowych spotkaniach w niedzielne popołudnia wymagało aprobaty wszystkich
mieszkańców. Kiedy pojawiły się pierwsze spory, część niezadowolonych kolonistów opuściła
Purleigh, zakładając w 1898 r. w Witheway (hrabstwo Gloucestershire) nową wspólnotę, na 42 akrach
ziemi. Pierwszym krokiem osiedleńców było spalenie wszystkich tytułów własności i ogłoszenie
pełnej wspólnoty dóbr (włącznie z kobietami!), jednakże po upływie półtora roku podzielono ziemię
na indywidualne działki. Temu zapewne pociągnięciu zawdzięcza kolonia swoją długowieczność.
Samuel Bracher — spiritus movens i główny sponsor tego kosztownego przedsięwzięcia — był
dobrze prosperującym dziennikarzem. Wśród osadników przeważali artyści, rzemieślnicy i naukowcy.
Można tam było spotkać doktora filozofii z Lipska, wykładowcę greki z Oksfordu i syna zamożnego
fabrykanta z Birmingham. Wspólne upodobania nie ograniczały się do pism Tołstoja — obejmowały
także pacyfizm, wegetarianizm, wolną miłość, uznanie pełnej swobody i równości kobiet z
mężczyznami. Bardzo podobny był skład społeczny oraz charakter innej kolonii tołstojowskiej w
Cotswolds koło Cheltenham. Obywano się tam w ogóle bez pieniędzy, zaś własność prywatna nie
istniała. Mieszkańcy tej wzorowej komuny przez okrągły rok chodzili w sandałach i długich lnianych
koszulach. Okoliczni chłopi okradali ich systematycznie z ziemi i jej płodów, nie napotykając żadnego
protestu .

Odmienny, naukowo-eksperymentalny charakter nosiła kolonia w Clausden Hill pod Newcastle


(1893-1898) — największa tego typu inicjatywa brytyjskich anarchokomunistów, utworzona w celu
„wykazania wyższości swobodnych stowarzyszeń komunistycznych nad opartą na rywalizacji
produkcją doby współczesnej". Zajmowano się tam głównie uprawą owoców i samodoskonaleniem
wewnętrznym. Koloniści pracowali i spożywali posiłki wspólnie. Do własnej dyspozycji mieli jedynie
drobne sumy pieniędzy. Pomimo pochwał samego Kropotkina, zasady obowiązujące w Clausden Hill
najwyraźniej nie zdały próby życia, bowiem jeszcze przed 1900 r. kolonia została rozwiązana.

Na przełomie wieków anarchistyczne komuny i kolonie rozsiane były na całym świecie. Pojedyncze
grupy istniały w Australii, Argentynie, Chile, Paragwaju (anarchokomunistyczna Cosmo Colony w
latach 1893-1904 zapoczątkowana przez przybyszów z Australii), Kanadzie (gdzie część anarchistów
chrześcijańskich przyłączyła się ostatecznie do duchoborców), a także na Kubie (La Gloria
indywidualistów od 1904 r.), w archipelagu Hebrydów czy na wyspie Tristan da Cunha. Nie zabrakło
ich również na północnych wybrzeżach Afryki — w Algierii, Tunisie i Egipcie. Spośród nie
wymienionych dotąd krajów europejskich warto zwrócić uwagę na miejskie komuny niemieckie takie,
jak Eden w Oranienburgu koło Berlina funkcjonująca od 1905 r. do początku lat trzydziestych lub
Neue Gemeinschaft w Schlachtensee, czy też Volks Landsheim we wsi Born na Pomorzu.

Emile Armand przypisywał komunalistom, powołując się w ich charakterystyce na doświadczenia


amerykańskie, długowieczność i dobry stan zdrowia. Teza ta nie znajduje jednak uzasadnienia na
gruncie europejskim, gdzie eksperymenty z koloniami zazwyczaj trwały po prostu zbyt krótko, by
spowodować pożądane zmiany W organizmach mieszczuchów. Większość stawianych komunalistom
zarzutów — identyfikowanie ich z nierobami szukającymi lekkiego chleba — wynikała ze złej woli i
nieporozumień, ale nawet jeśli akceptujemy ich wyidealizowany portret sporządzony przez samych
anarchistów, jedna wada rzuca się wprost w oczy. Jest nią brak przygotowania fachowego do formy
życia jaką świadomie wybierali. Odpowiedzialność za nieudane eksperymenty z tworzeniem
libertarnych środowisk w łonie kapitalistycznego społeczeństwa obciąża w dużym stopniu ich
niekompetentnych realizatorów. Nie była to wszakże jedyna przyczyna niepowodzeń. W
zdecydowanej większości wypadków kolonie od chwili powstania musiały się zmagać z niedostatkiem
pieniędzy i środków technicznych, a także — na co nie miały już wpływu — z uprzedzeniami,
niekiedy nawet wrogością, otoczenia. Ponadto obracał się przeciwko nim programowy brak rygorów
przyciągający amatorów łatwego życia (tzw. „anarchiści zimowi") lub zwyczajnych włóczęgów. Nie
potwierdziła się wreszcie tak droga sercom anarchokomunistów wizja natury ludzkiej jako
altruistycznej i dostosowanej do życia we wspólnocie. W małych, zamkniętych grupach skazanych na
nieustanne obcowanie ze sobą przez długi czas rodziły się nieuchronnie konflikty. Stosunkowo
najtrwalsze i najbardziej stabilne okazały się, wbrew teorii, kolonie, w których każdy pracował
indywidualnie , choć i one ustępowały pod tym względem rygorystycznym i hierarchicznym
wspólnotom religijnym. Z porównawczych badań Charlesa Erasmusa wynika jednoznacznie wyższość
tych ostatnich nad wspólnotami świeckimi.
Dwudziestowieczne komuny anarchistyczne zdają się mniej trwałe od swoich poprzedniczek, co
pośrednio potwierdza sugestię Margaret Mead o jakościowej różnicy między nimi. Podczas gdy
ubiegłowieczne komuny wszystkich tendencji odznaczały się — jej zdaniem — wysoką dyscypliną,
gotowością do wyrzeczeń i poświęceniem dla bliskiej im sprawy, komuny późniejsze charakteryzuje
wybujały indywidualizm, nieodpowiedzialność oraz pasożytowanie na społeczeństwie. Schemat ten
zdaje się jednak bardziej dostosowany do komun młodzieżowych niż anarchistycznych. Te ostatnie
już w XIX w. wyróżniały się wyjątkowo nikłą aktywnością budowlaną, ale trudno byłoby określać je
na tej podstawie jako pasożytnicze. Przeciwnie, to raczej świat zewnętrzny żywił się ich kosztem.
Nieprzypadkowo największe szanse przetrwania miały wspólnoty oderwane całkowicie od cywilizacji
oraz duże kolonie stosujące wobec napływających ochotników zasadę stażu wstępnego . Negatywne
doświadczenia komunalistów umożliwiły krytyczną rewizję optymistycznych tez Kropotkina. Miały
też niebagatelny wpływ na formy organizacyjne żydowskich kibuców na terenie Palestyny . Nie był to
więc wysiłek całkowicie jałowy. Bez eksperymentów z „wolnymi środowiskami" sukcesy
dwudziestowiecznego anarchizmu w dziedzinie samorządności nie były zapewne w ogóle możliwe.
Ruch na rzecz „wolnej edukacji"

Wszyscy czołowi ideolodzy anarchistyczni, poczynając od Godwina, przywiązywali do spraw


związanych z edukacją ogromne znaczenie. Przebudowa świata bez równoległej, bądź nawet
uprzedniej, przebudowy ludzkich umysłów — bez oczyszczenia ich z przesądów — nie wydawała im
się możliwa. Zdawali sobie zarazem sprawę, że celu tego nie da się osiągnąć w ramach istniejących
wówczas struktur instytucjonalnych oraz tendencji pedagogicznych. Z tego względu w pismach
„klasyków", obok namiętnej krytyki szkół religijnych i upowszechniających się stopniowo za sprawą
radykałów podporządkowanych państwu szkół świeckich nastawionych na wychowanie posłusznych
żołnierzy i obywateli, odnaleźć można propozycje pozytywne stanowiące drogowskaz dla przyszłych
pokoleń. Godwin pragnie samokształcenia polegającego na nieugiętym poszukiwaniu prawdy
indywidualnie lub w małych grupach dyskusyjnych, Proudhon kreśli plan edukacji dla robotników
łączącej wysoką wiedzę teoretyczną z praktyką przemysłową . Bakunin rzuca hasło „wychowania
integralnego" — całościowego, dostępnego dla wszystkich i zrównującego szanse wszystkich —
takiego, które miast tresury charakteru, duszy i uczuć pobudzać będzie jednostkę do aktywności,
niezależności i wolności. Nie jest zapewne sprawą przypadku, że pierwsze praktyczne próby
urzeczywistnienia tych ideałów odnotowujemy dopiero w końcu XIX w., kiedy rewolucyjny zapał
antyautorytarystów zdążył już nieco ostygnąć. Wielki cel, który przyświecał im w epoce propagandy
czynem, przesłaniał sobą inne możliwości działania. Dopiero klęska strategii rewolucyjnej zachęciła
anarchistów do podejmowania odmiennych, bardziej prozaicznych form aktywności. Libertarne
szkolnictwo zajęło wśród nich, ze zrozumiałych względów, eksponowane miejsce.

Idea edukacji integralnej (enseanza intégral) pojawiła się już od początku lat siedemdziesiątych w
programach anarchistów hiszpańskich. Jeśli jednak pominąć niezrealizowane projekty z okresu
Komuny Paryskiej (szkoła sztuk przemysłowych, szkoła dla sierot, szkoła dla kobiet), palma
pierwszeństwa w dziedzinie inicjatyw praktycznych należy się Paulowi Robinowi (1837-1912),
wywodzącemu się ze sfer wielkiej burżuazji tulońskiej. Ten absolwent École Normale z własnej woli
porzucił w 1865 r. prestiżową posadę akademicką na rzecz działalności w szeregach I
Międzynarodówki. Robin był autorem raportu o oświacie integralnej przedstawionego uczestnikom
kongresu w Bazylei (1869). W trzy lata później kongres haski usunął go z Rady Generalnej za
sprzyjanie Bakuninowi. Szansę wypróbowania swoich pedagogicznych pomysłów znalazł w grudniu
1880 r., kiedy mianowany został dyrektorem sierocińca Prévost w Cempuis nad Oise. Przez 14 lat,
przezwyciężając opór klerykalnego otoczenia, wprowadził tam stopniowo koedukację i metody
nauczania, likwidujące tradycyjną bierność uczniów. Szczególny nacisk kładziono w Cempuis na
zajęcia w terenie oraz ćwiczenia fizyczne. W ten sposób proudhonowska koncepcja wychowania
łączącego teorię (wiedza książkowa) z praktyką (znajomość maszyn i pracy fabrykanta) uzupełniona
została o jeszcze jeden ważny element — wychowanie fizyczne — bez którego równomierny i
wszechstronny rozwój uczniów nie byłby możliwy. Inna nowinka polegała na ograniczeniu do
minimum środków przymusu wobec wychowanków sierocińca, co, wbrew obawom, nie pociągnęło za
sobą żadnych negatywnych skutków. Po 1894 r. Robin poświęcił się głównie propagowaniu
naturyzmu. Dzięki broszurom, a także relacjom osób, które odwiedziły Cempuis (m.in. Emma
Goldman), jego idee szybko zdobyły popularność we Francji i w Stanach Zjednoczonych, gdzie
znalazły licznych naśladowców .
Kolejna, zasługująca na uwagę inicjatywa była dziełem Elisée Reclusa. Wielki geograf, niezależnie od
dużego doświadczenia pedagogicznego, interesował się zawsze sprawami edukacji. Kiedy więc w
1894 r., w okresie szczytowej nagonki na anarchistów, rektor Uniwersytetu Brukselskiego
niespodziewanie odwołał jego wykłady, zdecydował się błyskawicznie na utworzenie w Brukseli
Wolnego Uniwersytetu, który swoją dostępnością, problematyką zajęć i swobodą wyrażanych opinii
odcinałby się od nauki zinstytucjonalizowanej. Inauguracyjne wykłady odbyły się już jesienią tego
samego roku w salach oddanych do dyspozycji nowej placówki przez masońską lożę Przyjaciół-
Filantropów gromadząc liczne audytorium. Pomimo kłopotów finansowych i nieuznawania
dyplomów uczelni przez urzędy, Wolny Uniwersytet okazał się sukcesem. Poza samym Reclusem i
jego dwoma braćmi oraz kilkoma profesorami belgijskimi, którzy na znak protestu demonstracyjnie
porzucili Uniwersytet Brukselski, wykłady prowadzili wybitni specjaliści — nie tylko o lewicowych
przekonaniach — ściągnięci z całej Europy, m.in.: prawnik i socjolog rosyjski Maksymilian
Kowalewski, prawnik włoski Enrico Ferri, ekonomista francuski Charles Gide, René Worrris —
twórca Mięzynarodowego Instytutu Socjologicznego, anarchiści — Paul Robin i August Hamon.
Głównym fakultetem były nauki społeczne. Reclus chciał, by program kształtował jednocześnie
umysł, duszę i uczucia słuchaczy; by uczył ich społecznego współdziałania i szacunku do pracy; by
wiedza, którą tu zdobywają stawała się rozsadnikiem nowej alternatywnej kultury. Aczkolwiek te
ambitne cele nie zostały w pełni zrealizowane, Wolny Uniwersytet w Brukseli stał się na kilkanaście
lat znaczącą placówką intelektualną na naukowej mapie Europy. Wydaje się niemal pewne, że jego
istnienie wpłynęło na ostateczny kształt powstającej w tym samym czasie słynnej Londyńskiej Szkoły
Ekonomicznej (LSE), jak również na ożywienie belgijskiego anarchizmu.

Około 1896 r. we francuskich czasopismach anarchistycznych pojawiły się pierwsze informacje o


uniwersytetach ludowych. Ta libertarna wersja głośnej skandynawskiej idei sprowadzała się po prostu
do serii popularnych odczytów na bardzo różne tematy, nie mają z reguły bezpośredniego związku z
samym anarchizmem. Wykłady odbywające się wieczorem, aby umożliwić uczestnictwo robotnikom,
stanowiły istotne uzupełnienie ich działań samokształceniowych. W samym tylko Paryżu wraz z
przedmieściami przeprowadzono w 1901 r. 97 takich imprez. Poza Francją, anarchistyczne
uniwersytety ludowe istniały również w Belgii i we Włoszech. Ze względu na wyrywkowy i
zobiektywizowany typ wiedzy jakiej dostarczały, stawały się często przedmiotem ostrych dyskusji, w
których działaczom zainteresowanym tą ideą zarzucano odciąganie ludu od bezpośredniej walki ze
złem. Zwolennicy tej formy kształcenia wymieniali poglądy na łamach. L'Éducation Libertaire" —
organu bibliotek anarchistycznych — oraz pisma „La Coopération des Idées", pomyślanego jako
łącznik dla różnych inicjatyw tego typu.

Mniej więcej w tym samym czasie co Uniwersytety Ludowe, rodziły się we Francji pierwsze projekty
szkół libertarnych dla dzieci. W czerwcu 1897 r. J. Degalves i Emile Janvion (7-1927), entuzjaści
metod Robina, powołali do życia Ligę Nauczania Liber-tarnego, która zainicjowała gromadzenie
funduszów na szkołę Libertarna w Paryżu. Przyświecające im idee wyłożone w broszurze La Liberté
par l'enseignement (1897) głosiły wyższość wiedzy praktycznej nabywanej w bezpośrednim kontakcie
z przyrodą. Inicjatywa Ligi zyskała szerokie poparcie. Opowiedzieli się za nią publicznie m.in.: Grave,
L. Michel, Reclus, Kropotkin i Tołstoj, który od dawna głosił, że „tylko przez edukację, swobodną
edukację, zdołamy kiedykolwiek pozbyć się straszliwego porządku obecnego i zastąpić go racjonalną
organizacją". Na pierwszych listach ofiarodawców figurują nie tylko nazwiska anarchistów. Można
tam znaleźć podpisy Emila Zoli (100 franków), Maurice Barresa (100 franków), czy Georgesa
Clemenceau (20 franków). Na 1800 franków zgromadzonych do kwietnia 1898 r. 490 pochodziło od
pisarzy. Ta wysoce niewystarczająca suma pozwoliła jedynie na uruchomienie w sierpniu 1898 r.
,,libertarnych wakacji" dla 19 dzieci miejskich w Pontorson (Bretonia) w cenie jednego franka za
dzień pobytu. Wakacje na wsi pomyślane jako antidotum na skutki ortodoksyjnego systemu
wychowawczego zawiodły jednak oczekiwania organizatorów. Od następnego roku większość
zgromadzonych pieniędzy przeznaczono zatem na wieczorowe kursy dla dorosłych i tak zwane
przechadzki pouczające (promenades instructives) dla dzieci. Na tym w 1901 r. wyczerpała się
praktycznie energia Janviona i jego przyjaciół; do utworzenia L'École Libertaire nigdy nie doszło.

Od początku naszego wieku głównym promotorem „swobodnej oświaty" stają się, dzięki energii
Francisco Ferrera, Hiszpanie — odczuwający bardzo dotkliwie zatęchłą atmosferę szkół katolickich.
Grunt pod te przedsięwzięcia położyła długotrwała kampania czasopisma „La Revista Social"
przeciwko klerykalnemu wychowaniu. Pod jej wpływem na tych obszarach Hiszpanii, gdzie
anarchiści posiadali znaczne wpływy — głównie w Katalonii — pojawiły się rozmaite kursy
dokształcające dla robotników i piśmiennych chłopów. W Maladze uczęszczało na nie wieczorami
blisko 20000 osób. Escuela' Moderna w Barcelonie stanowiła jedynie zwieńczenie imponującej
infrastruktury oświaty libertarnej w tym kraju. Jej twórca — Francisco Ferrer y Guardia (1859-1909)
— urodził się w zamożnej katolickiej rodzinie chłopskiej. W Barcelonie, gdzie pracował od wczesnej
młodości, zbliżył się jednak szybko do radykałów, masonów i wolnomyślicieli. Decydujący wpływ
wywarł nań kilkunastoletni pobyt w Paryżu — kontakt z Anselmo Lorenzo i Grave'em,
korespondencja z Robinem. Po nagłym wzbogaceniu się dzięki darowiźnie, Ferrer postanowił
powrócić do Hiszpanii, aby otworzyć tam nowoczesną szkołę korzystającą z doświadczeń Robina oraz
koncepcji wyłożonych w popularnej broszurze Grave'a na temat kształcenia libertarnego. Ocena
samodzielnego wkładu teoretycznego twórcy Escuela Moderna jest przedmiotem ostrych
kontrowersji . Nie ulega wątpliwości, że nimb męczennika, który spowił go po śmierci, nie sprzyjał
wyważonym ocenom. Dziś dostrzega się wyraźniej jego poprzedników — hiszpańskich zwolenników
Fouriera, zakładających nowatorskie szkoły w latach czterdziestych XIX w., działalność Jose
Sancheza Rosy w Andaluzji oraz Eliasa Puiga w Katalonii. Własne, w pełni oryginalne pomysły
Ferrera sprowadzają się do uzupełnienia koedukacji płci koedukacją społeczną, to jest zasadą, aby
uczniowie rekrutowali się z wszystkich klas i warstw społecznych. Tylko taka szkoła, stanowiąca
mikrokosmos rzeczywistego świata, mogła jego zdaniem stać się „szkołą wyzwalającą, która zadba o
wygnanie z umysłu tego wszystkiego, co dzieli ludzi — fałszywych poglądów na własność, kraj i
rodzinę". Pozostałe koncepcje wcielane w życie w barcelońskiej placówce — brak tradycyjnej
dyscypliny (nie stosowano kar, nagród, stopni i egzaminów), współpraca z rodzicami, indoktrynacja
antyreligijna i antykapitalistyczna uczniów, nacisk na wyrabianie w nich samodzielności
intelektualnej, oparcie się na wiedzy przyrodniczej i racjonalistycznej etyce — nawiązywały do
pedagogicznego dorobku poprzedników.

Escuela Moderna otwarta 8 września 1901 r. liczyła pierwotnie 30 uczniów podzielonych na sekcję
wstępną, pośrednią i zaawansowaną . Dysponowała własnym warsztatem, laboratorium oraz
świetnymi pomocami naukowymi. W tym samym budynku znajdowała się również drukarnia, która
obok doskonałych podręczników autorstwa Reclusa, Malato czy Grave'a, wypuszczała comiesięczny
biuletyn docierający do wielu krajów Europy. Od uczniów pobierano opłaty uzależnione od
zamożności rodziców. Sam Ferrer, znacznie lepszy organizator niż pedagog, zajmował się w
pierwszym rzędzie kwestiami administracyjnymi i propagowaniem osiągnięć szkoły. Pomimo bliskich
kontaktów z anarchosyndykalistami i anarchistami oraz jawnie libertarnego programu szkoły, Ferrer
unikał formalnych powiązań z ruchem anarchistycznym. Dzięki temu idea „swobodnego nauczania"
znalazła w Katalonii oparcie w różnych środowiskach. W końcu roku 1905 w samej tylko Barcelonie
istniało już 14 takich placówek, zaś 34 dalsze funkcjonowały w innych miastach Hiszpanii. Otwarcie
filii Escuela Moderna w Villamuera y Gettra uświetnił swoją obecnością rektor Uniwersytetu
Barceloń-skiego. W 1906 r., u szczytu powodzenia, z podręczników wydanych przez Ferrera
korzystało kilkaset szkół w Katalonii, Andaluzji i Walencji. Wielki piknik na rzecz szkół laickich,
zorganizowany przezeń podczas świąt Wielkanocnych, zgromadził ponad 1700 dzieci. Niedługo
później, po nieudanym zamachu bombowym na życie Alfonsa XIII (31 maja 1906) — 24 osoby
zabite, 107 rannych — Ferrera aresztowano, zaś budynek szkoły zajęła policja. Zamachowca okazał
się bowiem dwudziestopięcioletni anarchista Mateo Morral, zatrudniony w wydawnictwie Escuela
Moderna i zaprzyjaźniony niegdyś z jego właścicielem, skądinąd świetny lingwista, syn bogatego
fabrykanta wyrobów wełnianych. Po rocznym pobycie w więzieniu — bez wyroku — Ferrer został
ostatecznie zwolniony z braku dowodów świadczących o jego współdziałaniu. Rozpoczął teraz w
Europie gorączkową kampanię propagującą wychowanie libertarne. W kwietniu 1908 r. stanął na
czele świeżo utworzonej w Paryżu Międzynarodowej Ligii na Rzecz Rozumnej Edukacji Dzieci
(honorowym prezesem był Anatol France, członkami — m.in. Haeckel, Malato, S. Faure,
Nieuwenhuis). Jednocześnie zajął się wydawaniem pism „L'École Renouvée" (w Brukseli) oraz „La
Scuola Laica" (w Rzymie), kontynuujących program biuletynu barcelońskiego. W Amsterdamie,
Brukseli i Mediolanie powstały szkoły nastawione na rozbudzanie w dzieciach świadomości
społecznej. Latem następnego roku, po tragicznym tygodniu (semena tragica) w Barcelonie (25 lipca
— 1 sierpnia 1909), został aresztowany i pod naciskiem kół klerykalno-konserwatywnych rozstrzelany
jako rzekomy prowodyr wydarzeń.

Sfabrykowany proces, wiodący do egzekucji w więzieniu Montjuich, był wstrząsem dla opinii
publicznej w Hiszpanii i Europie Zachodniej. Ferrer mający dotąd w wielu lewicowo-radykalnych
środowiskach nie najlepszą opinię, w jednej chwili stał się nieposzlakowanym męczennikiem. W
kilkunastu miastach Europy odbyły się demonstracje protestacyjne. Pod ambasadą hiszpańską w
Paryżu zgromadziło się 15 tys. ludzi. Głos w obronie Ferrera zabrali m.in.: M. Maeterlinck, M. Gorki,
A. France, G.B. Shaw, H.G. Wells, A. Conan-Doyle. W Brukseli wystawiono mu pomnik. Jego idee
znalazły teraz wszędzie płomiennych naśladowców. Tylko w Stanach Zjednoczonych powstało w
1910 r. około 20 szkół powołujących się na zasady edukacji libertarnej . Najważniejsza z nich w
Stelton (New Jersey), gdzie istniała duża kolonia anarchistyczna im. Ferrera, dysponująca bogatymi
zbiorami wydawnictw agitacyjnych, przetrwała do 1953 r. Jeszcze w 1918 r. pamięć o nim była na
tyle żywa, by zachęcić Nestora Machno do projektu stworzenia na Ukrainie szkoły analogicznej do
Escuela Moderna. W Barcelonie przez kilka lat funkcjonowała anarchistyczna politechnika kierowana
przez Fernanda Tarridę del Marmola.

Poza Hiszpanią najwięcej inicjatyw propagujących anarchistyczne koncepcje wychowawcze


odnotowano niewątpliwie we Francji. Na szczególne wyróżnienie zasługuje wśród nich ośrodek La
Ruche w okolicach Rambouillet, 50 km od Paryża. Na 25 ha ziemi S. Faure stworzył tam od stycznia
1904 r. coś w rodzaju domu dziecka dla sierot lub dzieci nędzarzy, który przetrwał aż do 1917 r.
Wychowawcy pracowali tu bezpłatnie i wszystko podporządkowane było potrzebom wychowanków.
Fundator — S. Faure — Widział w La Ruche „szkołę jutra", w której wartościowe środowisko stwarza
wartościowe jednostki i w której dogmatyczną metodę dedukcyjną zastąpiła pozytywna metoda
indukcyjna.
Inne dziedziny aktywności

Przedstawione dotychczas pola działania uznać można, przy wszystkich zastrzeżeniach, za typowe dla
anarchistów, w tym przynajmniej sensie, że przeciętny aktywista miał do nich pozytywny stosunek.
Nie oznacza to wszakże, iż większość anarchistów angażowała się osobiście w walkę z militaryzmem
i parlamentaryzmem, czy brała udział w eksperymentach wspólnotowych bądź edukacyjnych, ani też,
z drugiej strony, że entuzjaści tych problemów składali się wyłącznie z anarchistów. Inaczej
przedstawiała się sytuacja w przypadku zwolenników naturyzmu, wolnej miłości, czy choćby języka
międzynarodowego. W każdej z tych dziedzin anarchiści stanowili znaczną mniejszość i co więcej, ci
którzy byli w nie zaangażowani, stanowili dużą mniejszość wśród samych anarchistów, a często
miewali ich większość przeciwko sobie. Jedynym usprawiedliwieniem prezentacji tych zagadnień w
tym miejscu jest ich logiczny związek z libertarnym credo, a także wybitna rola jaką odgrywali w nich
niekiedy znani działacze ruchu.

Stosunkowo najwięcej miejsca w czasopismach anarchistycznych przełomu wieków poświęcano


propagowaniu neomaltuzjanizmu. W wersji dostosowanej do gustu admiratorów haseł wolnościowych
skodyfikowanej przez znanego nam już Paula Robina, założyciela Ligi Regeneracji Ludzkości (1896)
i wydawcy pisma „Regeneration" (1896-1908), sprowadzało się to do eugęniki — idei naukowej
selekcji genetycznej przyszłych pokoleń. Gdyby wszystkie przychodzące na świat dzieci były wolne
od dziedzicznych obciążeń, prawidłowo żywione i odpowiednio wychowywane, ludzkość
przeobraziłaby się niechybnie w harmonijną wspólnotę wolnych i szczęśliwych jednostek —
rozumował Robin postulując ostrą kontrolę urodzeń. To, czego nie udało się osiągnąć na drodze
rewolucji społecznej, miało się spełnić za sprawą ograniczenia ludzkiej populacji.

Stosunkowo największe nadzieje budził neomaltuzjanizm wśród indywidualistów. Zgadzał się


bowiem z ich typowymi poglądami na prokreację i rodzinę oraz niewiarą w rewokację.

Niemniej jednak i w piśmie ,,L'Anarchie" zdarzały się bardzo krytyczne wobec eugeniki wypowiedzi .
Z innych stron padały zarzuty ograniczania praw kobiet do macierzyństwa, czy zamazywania
ekonomicznych przyczyn nędzy społecznej. Robin odpierał te zarzuty tak umiejętnie, że udało mu się
zjednać dla siebie poparcie S. Faure, który w roku 1908 udostępnił neomaltuzjanistom w swojej
gazecie stałą rubrykę. Do sympatyków idei odrodzenia ludzkości poprzez kontrolę urodzeń zaliczał się
oprócz Robina i Faure'a także Ferrer, co zdaje się świadczyć o jego bliskim związku z koncepcjami
pedagogiki libertarnej. Poza Francją nie cieszyła się ona jednak powodzeniem wśród anarchistów. W
międzynarodowym ruchu neomaltuzjańskim, organizującym od roku 1900 regularnie zjazdy i
konferencje, czołowe role przypadły jedynie Robinowi i Eugène Humbertowi (1870-1909).

Wyraźnie zaznaczali swoją obecność w ruchu anarchistycznym także zwolennicy powrotu do


prymitywnych form życia, zwani popularnie naturystami. To ogólnikowe określenie kryło całą gamę
stanowisk — od entuzjastów higieny cielesnej, zdrowego pożywienia lub zdrowej odzieży, po
propagatorów powrotu do natury w jak najbardziej dosłownym sensie. Obejmowało ono zatem
zarówno wegetarian, jak i tych, którzy zalecali naśladowanie stylu życia ludzi pierwotnych. Wspólna
tym rozbieżnym niekiedy tendencjom była tylko niechęć do stylu życia, na jaki skazała ludzkość
cywilizacja współczesna. Szansę poprawy upatrywano w odrzuceniu wszystkiego co sztuczne i
niekonieczne, w powrocie do prostych, naturalnych form życia. W pismach takich, jak ,,L'État
Naturel" (1895-1898), ,,La Nouvelle Humanité" (1895-1898) czy ,,La Vie Naturelle" (1907-1913)
sławiono uroki jarzyn i owoców, zachwycano się czystym, nieskażonym powietrzem wiejskim,
zachęcano czytelników do „lektury wielkiej księgi Natury" , przeciwstawiano zioła szkodliwym lekom
tradycyjnym . Dla popularyzacji swoich poglądów miłośnicy przyrody organizowali co pewien czas
uroczyste bankiety ze śpiewem i recytacjami. Skuteczność tych zabiegów propagandowych była
mocno ograniczona. Skrajne postacie naturyzmu w powszechnej opinii uchodziły za dziwactwo.
Nieprzejednanym wrogiem upodobania do prymitywnych form życia był — i pozostał do końca —
Jean Grave.

Ruch na rzecz oswobodzenia kobiet z ograniczeń prawnych i obyczajowych był chaotyczny,


wielowątkowy i słabo zorganizowany. Zadziwiająco dużo libertarian, tak wrażliwych na krzywdę i
nierówność, w stosunku do kobiet przejawiało postawę bardzo tradycjonalistyczną. Wiernym uczniem
Proudhona okazał się pod tym względem James Guillaume, którego poglądy uznać można za
kwintesencję tej postawy. Nie był w nim jednak bynajmniej osamotniony. Jeśli wierzyć jego
wspomnieniom, w roku 1866 kongres Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotniczego
jednomyślnie zaakceptował raport delegata z Paryża, który głosił co następuje: „Rodzina jest
fundamentem społeczeństwa; miejsce kobiety jest w zaciszu domowym; nie tylko nie życzymy sobie,
aby je pozostawiła dla uczestniczenia w zgromadzeniu politycznym czy działalności klubowej, lecz
nie chcielibyśmy także, na ile to możliwe, aby porzucała je, by zająć się pracą przemysłową".
Dyskusje wśród działaczy Federacji Jurajskiej ujawniły, iż znaczna ich część sprzeciwia się pracy
kobiet poza domem. Przeciwko emancypacji społecznej kobiet, istot w ich mniemaniu niższych
umysłowo, konserwatywnych z natury i skazanych na uzależnienie od mężczyzn, wypowiadali się
niejednokrotnie rozmaici anarchiści indywidualistyczni. Niemniej jednak w generalnym rozrachunku,
z upływem lat rosła akceptacja dla aktywnej roli kobiet w życiu publicznym.

Spory wzbudzane przez temat „kobiecy" obracały się wokół kilku odrębnych problemów. Zwolennicy
instytucji małżeństwa ścierali się z apologetami wolnej miłości, obrońcy prostytucji z jej namiętnymi
przeciwnikami, entuzjaści wyzwolenia seksualnego z anarchistami purytańskiego pokroju, natomiast
propagatorzy zrównania kobiet z mężczyznami pod względem ekonomicznym z działaczami o
bardziej konserwatywnych poglądach w tej materii. Nie miał jednak w kręgach libertarnych, nawet
wśród kobiet, żadnego oparcia klasyczny ruch sufrażystek koncentrujący się na walce o prawa
polityczne.

Stosunkowo najwięcej emocji budziła sprawa wolnej miłości. Gorącymi orędownikami tej idei,
przeciwstawianej obłudzie życia małżeńskiego, byli m.in.: Ferrer, Pelloutier, Emma Goldman, Robin,
niemal wszyscy naturyści i komuniści. Nawet działacze o purytańskim usposobieniu, prowadzący
nieposzlakowane życie rodzinne — tacy, jak Kropotkin albo Elisée Reclus — wyrażali się o niej z
aprobatą. Pelloutier dostrzegał iunctim między wolnością seksualną a niezależnością ekonomiczną
kobiet. Znaczna większość jego towarzyszy ideowych reprezentowała jednak poglądy bliższe
Proudhonowi, choć — co charakterystyczne — nie dotyczy to, nielicznych skądinąd, kobiet
anarchistek.

„Zdrowe", tradycyjne poglądy na małżeństwo i rodzinę reprezentowali najwyraźniej anarchiści


hiszpańscy. Jeszcze podczas wojny domowej z lat 1936-1939 utrzymywał się gdzieniegdzie zwyczaj,
że cały kolektyw pomagał młodym małżonkom zbudować i umeblować dom . Z tych samych
powodów, dla których wyrzekano się w Andaluzji papierosów, alkoholu, kawy, wina, a nawet
lemoniady, wysoko ceniona była także wstrzemięźliwość seksualna. Uczestnicy strajków rolnych z
1902 r. składali niekiedy uroczyste ślubowania, że odkładają swoje małżeństwo do dnia gran reparto
— wielkiego podziału ziemi stanowiącego marzenie kolektywistów. Bezwzględnie potępiali
compañeros miłość płatną, albowiem — jak głosił artykuł w „La Revista Blanca": „anarchista nie
chodzi do domów złej sławy; nie wolno mu kupować pocałunków. Winien na nie zasłużyć" . Z nieco
innych powodów krytykowano prostytucję we Francji, gdzie liczyło się bardziej to, że uwłacza
godności kobiety. Zdarzały się wszakże bardziej wymyślne argumenty. Anarchista Prolo zalecał
wstrzemięźliwość seksualną, ponieważ świadomy aktywista powinien zachować całą swą energię dla
walki o wolność. Inni działacze, dla odmiany, kruszyli kopie w obronie domów publicznych i
„prześladowanych" prostytutek. Ostro wypowiedział się na ten temat kongres Fédération
Abolitionniste Internationale zorganizowany w roku 1899 w Genewie.

Anglicy, zgodnie ze swym charakterem, skoncentrowali się na praktycznych poczynaniach.


Anarchiści z Leeds i okolic Londynu wsparli aktywnie działalność Legitimation League walczącej od
roku 1895 o zmianę położenia prawnego nieślubnych dzieci. Liga, przechwytywana stopniowo przez
anarchistów, zaczęła się z czasem domagać całkowitej zmiany prawa małżeńskiego. Jej
przewodnicząca — Amerykanka Lillian Harman — była anarchistką, gorącą orędowniczką wolnej
miłości, co przypłaciła kiedyś pobytem w więzieniu. Kierunek zmian proponowany przez angielskich
anarchistów był zbieżny z tendencją pierwszych opracowań naukowych lub wniosków komisji
parlamentarnych powołanych w tej epoce, ale radykalizm ich propozycji daleko wykraczał poza
granice tolerancji późno wiktoriańskiego czy edwardiańskiego społeczeństwa.

Stosunkowo duże zainteresowanie budziła wśród anarchistów kwestia języka międzynarodowego.


Wprowadzano ją niekiedy na koniec porządku dziennego obrad rozmaitych kongresów, lecz
wcześniejsze i niewątpliwie ważniejsze tematy nie pozostawiały czasu na jej przedyskutowanie.
Wyrazem dość powszechnych tęsknot była zgłoszona w roku 1906 przez anarchokomunistów
brazylijskich propozycja wydawania międzynarodowego biuletynu ruchu w języku esperanto. Idea
języka międzynarodowego, stanowiąca pierwotnie wyraz uniwersalistycznych aspiracji ruchu, stała się
w dziesięcioleciu poprzedzającym wybuch I wojny światowej praktycznym wnioskiem wyciągniętym
z przebiegu międzynarodowych konwentyklów anarchistycznych. W przeciwieństwie do czasów
antyautorytarnej Międzynarodówki, gdy język francuski z powodzeniem spełniał funkcje
powszechnego środka porozumienia, uczestnicy kongresów dwudziestowiecznych tracili wiele czasu
na tłumaczenia odczytywanych i wygłaszanych tekstów. Przed niedoszłym do skutku kongresem
londyńskim w roku 1914 delegaci Federacji Holenderskiej zaproponowali, by język angielski stał się
od tej pory oficjalnym językiem międzynarodowych spotkań i ważniejszych wydawnictw libertarnych.
Niezależnie jednak od tych techniczno-proceduralnych powodów, w stronę międzynarodowego języka
pchały anarchistów zainteresowania lingwistyczne uczestników ruchu (Nettlau, Guillaume) i —
bardziej jeszcze — wiara, że po zwycięskiej powszechnej rewolucji znikną wszelkie granice i
ludzkość stworzy wreszcie jedną wielką solidarną rodzinę. Konkretnych skutków tych zainteresowań
raczej nie było, ale nie przeszkodziło to dziennikarzom obdarzonym fantazją snuć fantastycznych
domysłów o „tajnym języku", przy pomocy którego zakonspirowani wodzowie światowej rewolucji
wydają dyspozycje swoim podkomendnym.
Bandytyzm ideowy

Ostatni z zasługujących na uwagę nurtów aktywności anarchistycznych bardzo trudno jest ująć w
języku polskim w jakąś zgrabną formułkę. Francuskie pojęcie „illegalisme" w odniesieniu do
aktywności anarchistów nie oznaczało wszelkich działań pozaprawnych ani wyraźnie sprzecznych z
obowiązującym prawem, lecz tylko specyficzne czyny o charakterze kryminalnym motywowane
pobudkami ideowymi — rozmaite formy „wywłaszczania" burżuazji za pomocą fałszowania
pieniędzy, szantażu, kradzieży czy napadów bandyckich i, rzadkie zresztą, zabójstwa. Od zwykłej
propagandy czynem różniły się one nie tylko systematycznością, z jaką były dokonywane, lecz także
zespoleniem pobudek altruistycznych i egoistycznych oraz swoistym profesjonalizmem. Dla
„illegalistów" stanowiły bowiem główne źródło utrzymania — rodzaj specjalizacji zawodowej, którą
szczycili się w gronie towarzyszy. Tradycyjny czyn indywidualny miał charakter sporadycznych i
spontanicznych, najczęściej manifestacyjnych aktów wrogości, wobec panującego systemu i jego
przedstawicieli, aktów dających upust gromadzącym się przez długi czas uczuciom. Tymczasem
bandytyzm ideowy był praktyczny, wyrachowany/planowy i systematyczny, częściej kolektywny niż
indywidualny. Nie wszędzie, rzecz jasna, istniała odpowiednia gleba dla jego rozwoju. W Europie
Północnej był zjawiskiem praktycznie nieznanym. W Hiszpanii, gdzie idee wolnościowe przepojone
były silnie pierwiastkiem moralistycznym, znajdował oparcie jedynie wśród włoskich robotników
sezonowych. Kwitł natomiast we Francji i we Włoszech, to jest tam, gdzie dużemu fermentowi
społecznemu w epoce triumfów syndykalizmu rewolucyjnego towarzyszyło istnienie stosunkowo
silnych i pokaźnych liczbowo środowisk anarchistów—indywidualistów, wykazujących szczególną
skłonność do aprobaty takich form walki. W Rosji i w Królestwie Polskim rozkwit bandytyzmu
ideowego w latach 1905-1909 wśród anarchistów oraz części aktywistów socjalistycznych wiązał się
ściśle z następstwami ruchu rewolucyjnego — rozprzężeniem moralnym i dezorientacją ideową.

Do gwałtownych działań przeciwko właścicielom i własności zachęcała od lat płomienna propaganda


libertarian. W manifeście pewnej grupy z Mediolanu czytamy na przykład: „Istnieje tysiąc sposobów
zburzenia gmachu wzniesionego przez burżuazję bez narażania się na zesłanie na ciężkie roboty:
podpalanie pałaców i budynków publicznych, grabienie banków, zatruwanie wody w koszarach,
podkładanie gotowych do eksplozji dobrze wykonanych materiałów wybuchowych w miejscach
mieszczańskich rozrywek, albo jeszcze lepiej — w kuluarach Parlamentu, sztyletowanie urzędników
wojskowych i innych burżujów w taki sposób, by samemu pozostać nierozpoznanym, porywanie osób
zamożnych i domaganie się bajecznych sum za ich zwolnienie, uruchomienie masowej produkcji
fałszywych banknotów, usuwanie głów państw wraz z rodzinami — historyczne zabójstwo dokonane
przez Caserío miało większą wymowę propagandową niż jakikolwiek inny akt buntu". Dla ludzi
oswojonych z pomysłami tego rodzaju prozaiczne ekspropriacje wydawać się mogły drobnostką.
„Tragiczni bandyci" wywodzili się spośród zniecierpliwionych aktywistów, którzy uznając
nieskuteczność metody obranej przez Caserío i jego naśladowców, poszukiwali bardziej
zdecydowanych form działania od tych, które oferowała praca propagandowa czy oświatowa. Wybór
jakiego dokonali zgodny był zresztą z sugestiami znacznego odłamu anarchistycznych publicystów.
Nie znaczy to jednak, że ideowy bandytyzm pojawił się dopiero w samym końcu stulecia. Złodzieje,
fałszerze oraz członkowie band grabiących i terroryzujących bogaczy już w połowie przedostatniej
dekady stanowili wyodrębniony nurt francuskiego anarchizmu. Skłaniały ich do takiego wyboru nie
tylko osobiste inklinacje. Niektórym imponowały czyny „czarnej bandy" z Monceau, innym zależało
jedynie na dofinansowaniu ruchu — obojętnie w jaki sposób; zdarzali się również i tacy, których do
wejścia na tę drogę zmusiły warunki materialne lub szykany policji. Tak właśnie miała się sprawa ze
słynnym Mariusem Jacobem.

Kradzieże motywowane ideowo od pierwszej chwili wzbudziły wśród anarchistów ożywione


dyskusje. Jednoznaczne, niezmiennie negatywne stanowisko zajmowali w tej kwestii Kropotkin,
Grave i Malatesta, dla których były to czyny sprzeczne z etyką anarchisty i jednocześnie odciągające
go od rzeczywistej aktywności rewolucyjnej. „Jeśli tak dalej pójdzie — pisał Grave w roku 1885 —
anarchiści staną się wkrótce wyłącznie partią włamywaczy, suterenów i fałszerzy pieniędzy". Autorzy
wywłaszczeń byli dlań nie tyle buntownikami bądź ofiarami, co raczej typowymi przedstawicielami
współczesnego społeczeństwa spychającymi ruch „do rynsztoka". W dwadzieścia lat później Monatte
pisał o tym samym zjawisku jako o „raku" toczącym ruch od wewnątrz. Były to jednak opinie
odosobnione. Zdecydowana większość działaczy o liczących się nazwiskach wyrażała jeśli nie otwartą
aprobatę, to przynajmniej zrozumienie dla motywów, którymi kierowali się ideowi bandyci. Brat
Elisśe Reclusa — Paul — pisał w roku 1891: „W naszym współczesnym społeczeństwie kradzież i
praca nie różnią się specjalnie od siebie. Kradniemy i jesteśmy okradani sprzedając i kupując".
Wynikało z tego niezbicie, że wszyscy są w pewnym sensie złodziejami. Wspominano również często
o „niezbywalnym prawie do kradzieży" albo ujmowano sprawę jeszcze brutalniej —„My anarchiści
nie musimy przestrzegać żadnych reguł. Wystarczy, że idee, które nam przyświecają, są słuszne" —
stwierdzali w liście do Grave'a członkowie grupy z Roubaix.

Pierwszymi głośnymi reprezentantami nurtu „kryminalnego" stali się Duval i Pini. Clement Duval
(1850-1935), działacz głośnej w XVII okręgu Paryża grupy „Panter z Batignolles" utrzymuje we
wspomnieniach opublikowanych w roku 1929 , że do kradzieży zmusiły go ciężkie warunki
materialne. Pieniądze z pierwszego udanego skoku — na kasę dworcową — przeznaczył w całości na
lekarstwa dla ciężko chorej konkubiny. W latach późniejszych Duval „specjalizował się" w biżuterii.
Aresztowany w październiku 1886 r. po włamaniu do hotelu „Lemaire", skazany został w styczniu
następnego roku na karę śmierci, zamienioną później na dożywotnie roboty przymusowe. Ten
drakoński wyrok, jak również styl zachowania, którym zaimponował wszystkim obserwatorom
procesu, przyczynił się nie tylko do jego osobistej popularności, lecz także do spopularyzowania
sprawy, której służył . Mnożyły się zbiórki pieniędzy i apele o uwolnienie skazańca. Ostatecznie
Duval wziął sprawę we własne ręce — uciekł z Gujany w 1901 r. i przedostał się do Stanów
Zjednoczonych, gdzie mieszkał aż do śmierci.

Pini, Włoch z pochodzenia, był postacią bodaj jeszcze barwniejszą. Członek grupy
„Nieprzejednanych", współzałożyciel Ligi Przeciwników Własności, przez dziesięć lat uprawiał swój
złodziejski proceder. Posiadał także duże zdolności wynalazcze, co nie przeszkadzało mu zresztą
traktować z ogromną podejrzliwością anarchistów wywodzących się ze środowisk inteligenckich. Żył
niezwykle skromnie. Wszystkie zdobyte pieniądze ofiarowywał na potrzeby ruchu. Szczególnie
chętnie „wywłaszczał" instytucje kościelne. Udało mu się na przykład okraść pewien klasztor na
Montmartrze, gdzie podał się za syna włoskiego kardynała. Jeden z jego niezrealizowanych pomysłów
przewidywał nawet włamanie do Watykanu. Pini wpadł przypadkowo w czerwcu 1889 roku i po
krótkim procesie skazany został na dwadzieścia lat ciężkich robót.

Spośród zorganizowanych band anarchistycznych, prowadzących systematyczną działalność


przestępczą, na pierwszy plan wybijają się grupy Jacoba i Bonnota. Marius Jacob (1879-1954),
„ostatni wielki złodziej anarchistyczny", powodowany desperacją i pragnieniem zemsty za
zmarnowaną młodość, utworzył w roku 1900 dwunastoosobową grupę dokonującą „kradzieży z bronią
w ręku". Większość jej członków, w przeciwieństwie do szefa, nie miała z ruchem libertarnym nic
wspólnego. Banda z Abbeville, zwana też poetycznie „Pracownikami nocy", działała z rozwagą i
metodycznie. Dysponowała rozbudowaną siecią informatorów i paserów we Francji, jak również poza
jej granicami. Kilka sklepów z pamiątkami, prowadzonych dla ukrycia głównego zajęcia, ułatwiało
typowanie potencjalnych ofiar. Każdy napad poprzedzony był dokładnym wywiadem i skorelowany z
rozkładem jazdy pociągów, aby móc przenieść się błyskawicznie w inne miejsce. Jacob rabował
najchętniej opuszczone mieszkania oraz obiekty sakralne. Ofiarą jego „wywłaszczeniowej" pasji
padali tylko ci, których uważał za „pasożytów" — księża, oficerowie, sędziowie — nigdy zaś lekarze,
architekci czy literaci. Dziesięć procent łupów przeznaczał na propagowanie anarchizmu,
dofinansowując m.in. pismo „Le Libertaire". Do największych wyczynów jego bandy należało m.in.
okradzenie katedry w Tours i włamanie do fabryki biżuterii w Paryżu, gdzie zrabowano 7 kg złota,
drogocenne kamienie wyceniane na 280 karatów, 300 pereł i 200 ty s. franków w papierach
wartościowych. Plonem innego włamania były obrazy Sisleya i Corota. Jacob zamierzał również
okraść ambasadora rosyjskiego we Francji oraz katedrę Notre Dame w Paryżu, ale pokrzyżowała mu
te plany policja. Podczas procesu, który odbył się w roku 1905, przypisano mu udział w 156
włamaniach, które w ciągu pięciu lat przyniosły „Pracownikom nocy" ponad 5 milionów franków. Po
burzliwej rozprawie, na której zachowywał się bardzo agresywnie, skazano go na dożywotnie ciężkie
roboty. Po dwudziestu latach, w roku 1925 został, dzięki staraniom rodziny, ułaskawiony i powrócił
po cichu do Francji. Nikt już wówczas nie pamiętał, że właśnie on był dla Leblanca pierwowzorem
Arsena Lupin — włamywacza o nieskazitelnych manierach.

Tragiczniej ułożyły się losy nie mniej sławnego niż Jacob — Julesa Bonnota (1876-1912). Ten
mechanik z zawodu wszedł na przestępczą drogę w roku 1907, kiedy opuściła go żona wraz z
dzieckiem. Początkowo zajmował się fabrykowaniem pieniędzy, lecz szybko porzucił to zajęcie dla
nowej namiętności — kradzionych samochodów. Ścigany przez policję po przypadkowym zabójstwie
włoskiego anarchisty o przydomku „Plątano", Bonnot zorganizował dwudziestoosobową grupę
specjalizującą się w bandyckich napadach z bronią w ręku, najczęściej przy użyciu samochodu.
Składała się ona z bywalców ośrodka w Romainville, gdzie mieściła się przez pewien czas
redakcja ,,L'Anarchie" oraz młodych zapaleńców, którym imponowała bezwzględność Bonnota.
Należał do nich między innymi znany później pisarz i publicysta Victor Serge. Przeważali ludzie
dwudziestokilkuletni, nigdy do tej pory nie karani. Pościg za „tragicznymi bandytami" trwał
nieprzerwanie od listopada 1911 r. do końca kwietnia roku następnego. Trasę ucieczki znaczyły trupy
zabitych urzędników bankowych i agentów policji, którzy stanęli na drodze Bonnotowi. Finał nastąpił
29 kwietnia 1912 r„ kiedy otoczony przez policję, wybrał — zgodnie ze swą filozofią życiową —
śmierć pod kulami. Pozostali przy życiu członkowie bandy stanęli przed sądem w lutym 1913 r.
Zapadły cztery wyroki śmierci, nie licząc kar dożywotniego więzienia. W ten sposób, działalnością nie
dającą się odróżnić od zwyczajnego bandytyzmu, kończyła się smutna faza fascynacji aktywnością
pozaprawną. Jej propagatorom, jak również ruchowi anarchistycznemu jako całości, wyrządziła ona
niepowetowane straty.
9. Powiązania międzynarodowe

Wiele czynników składało się na to, że pomimo rozproszenia, efemeryczności, niechęci do


zinstytucjonalizowanych form organizacyjnych oraz długich okresów osłabienia, ruch anarchistyczny
zachował ciągłość istnienia, więź wewnętrzną i międzynarodowy charakter. Brak jednolitej
organizacji, regularnych kongresów, czy choćby oficjalnych organów prasowych o powszechnym
zasięgu, rekompensowany był zawsze w pewnym stopniu kontaktami osobistymi, nie one jednak
odgrywały tu rolę najważniejszą. Nawet te mikro środowiska anarchistyczne, które przez długie
okresy czasu były zupełnie oderwane od świata, czuły się pełnoprawnymi uczestnikami ruchu na
każdym kroku podkreślając swą więź duchową z jego poczynaniami. Ruch libertarny, z samej swej
natury, jak również z racji genezy, przepojony był bowiem ideałami braterstwa, solidarności i
internacjonalizmu. Jego programowy uniwersalizm wymagał rozbudowanych kontaktów
wykraczających poza granice lokalne, narodowe, państwowe czy wręcz kontynentalne.

W przeciwieństwie do innych ruchów tej epoki, w ruchu anarchistycznym struktura międzynarodowa


poprzedzała powstanie struktur lokalnych. Bakuninowskie organizacje, z których wywodził się on
genetycznie — w rodzaju Międzynarodowego Bractwa bądź Międzynarodowego Sojuszu Demokracji
Społecznej — miały, zgodnie z nazwami, na wskroś internacjonalistyczny charakter. Ich sekcje
narodowe były wtórne i nierzadko pozorne, zaś członkowie tych ciał nie musieli bynajmniej
legitymować się silnymi powiązaniami z obszarami, którymi mieli się zajmować. Międzynarodowi
Bracia, tworzący jedną Międzynarodową Rodzinę, bardzo gorliwie krzewili poglądy swojego mistrza,
ale nie czekając na skuteczność tej akcji, czuli się uprawnieni podejmować decyzje w imieniu
przypisanych im terenów. Florencja, Neapol, później Genewa — kolejne miejsca pobytu Bakunina —
stawały się w ten sposób ośrodkami przygotowań powszechnej rewolucji, którym podporządkowane
były sekcje Aliansu powstające we Włoszech, w Hiszpanii i podalpejskich dolinach szwajcarskiej
Jury. Mimo, iż Alians został oficjalnie rozwiązany z chwilą wejścia bakuninowców do
Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotników, kontakty wcześniej nawiązane nie uległy zerwaniu i
odegrały istotną rolę przy montowaniu Federacji Jurajskiej, a później Międzynarodówki
antyautorytarnej. Już sama Federacja Jurajska posiadała liczne akcenty internacjonalistyczne. Poza
słynną genewską sekcją propagandową, złożoną głównie z cudzoziemców, istniały w jej łonie odrębne
sekcje emigrantów z Włoch, Niemiec, Francji i Rosji, a niezależnie od tego, w grupach
zdominowanych przez Szwajcarów trafiali się nierzadko Belgowie, Włosi i Niemcy. Zbliżenie
Jurajczyków do aktywistów innych krajów przeciwstawiających się linii forsowanej przez Radę
Generalną od konferencji londyńskiej (1871), znalazło wyraz w Biuletynie redagowanym przez
Guillaume'a, poświęcającym wiele miejsca sprawom zagranicznym. Podczas kongresu w Hadze Belg
Dave przemawiający w imieniu mniejszości odrzucającej podjęte tam decyzje zapowiedział, że
„reprezentowane przez nas federacje nawiążą bezpośrednie i nieustające kontakty wzajemne oraz z
wszystkimi utworzonymi zgodnie ze statutem komórkami Międzynarodówki" . Spełnienie tej
obietnicy nastąpiło już w dwa tygodnie później w St. Imier, gdzie przy okazji kongresu Federacji
Jurajskiej odbył się 15 września 1872 r. Międzynarodowy kongres antyautorytarystów, podczas
którego piętnastu delegatów reprezentujących Federację Włoską, Hiszpańską i Jurajską oraz
pojedyncze sekcje z Francji i USA podpisało „pakt przyjaźni i solidarności", zobowiązujący
sygnatariuszy do wymiany korespondencji i wspólnej obrony . Konsekwencją tego porozumienia była
antyautorytarna Międzynarodówka z lat 1873-1877, w której ideały braterstwa, solidarności i
współpracy wsparte były zasadą swobodnej dyskusji, wykluczającą narzucanie innym własnych
poglądów czy rozwiązań. Jura, wolna od represji, które po upadku Komuny Paryskiej spadły na jej
stronników w całej prawie Europei Zachodniej, stała się w sposób naturalny centrum organizacyjnym i
koordynacyjnym nowego ruchu; nie przejawiała jednak, w odróżnieniu od garstki utajonych członków
Aliansu, ambicji wodzowskich. Przeciwnie, przez długi czas unikano wyraźnie anarchistycznych
sformułowań po to tylko, aby zachować poparcie dalekich od radykalizmu działaczy brytyjskich Trade
Unionów oraz części aktywistów belgijskich.

Międzynarodowa solidarność anarchistów, uroczyście zadekretowana w roku 1872, objawiała się w


bardzo zróżnicowanej postaci. Hiszpanie — pomysłodawcy paktu z St. Imier — i Włosi wpisali ją do
swoich statutów. Program Włoskiej Federacji, uchwalony w roku 1873 i wzorowany na
bakuninowskim Aliansie, zaczyna się znamiennym zdaniem: „Jedyną ojczyzną jaką uznajemy jest
powszechna rewolucja, jedynym wrogiem — tyrania", kończy zaś uroczystym ogłoszeniem
„Powszechnej i Solidarnej Rewolucji Społecznej" . Praktyczny rozpad antyautorytarnej
Międzynarodówki w roku 1877, nigdy zresztą formalnie nie rozwiązanej, nie przekreślił
internacjonalistycznego charakteru ruchu. Izolacja od socjalistów sprzyjała nawet zacieśnianiu
międzynarodowych powiązań, ponieważ anarchiści nie mogli już liczyć na poparcie z zewnątrz. Brak
jednolitej organizacji rekompensowały wzmożone kontakty osobiste. Wskutek rozproszenia działaczy
poszczególnych krajów na dużych obszarach Europy i Ameryki, czołowe pisma libértame nie miały
kłopotów z informacjami o sytuacji ruchu za granicą. Wiadomości o wydarzeniach takich, jak
zamachy, procesy sądowe czy prześladowania polityczne, rozchodziły się szybko pobudzając
czytelników do podejmowania akcji protestacyjnych i solidarnościowych. Z apelami o pomoc i
współdziałanie zwracali się niekiedy do anarchistów całego świata sami zainteresowani. W maju 1914
r. biuletyn, przygotowujący niedoszły do skutku kongres londyński, opublikował na przykład apel
meksykańskiej Partii Liberalnej, by nadchodzący kongres „jasno i wyraźnie ogłosił, że chłop
meksykański ma prawo twierdzić, iż wolność można uzyskać tylko poprzez zdobycie ziemi". Kiedy
indziej związkowcy angielscy zwracali się do francuskich anarchosyndykalistów z propozycją
wspólnego frontu walki z niszczącą umysły imperialistyczną i militarystyczną „żółtą" prasą . Jean
Marestan za pośrednictwem „Le Libertaire" apelował na przełomie wieków do anarchistów
wszystkich krajów i odmian o ścisły sojusz. Podtrzymywaniu międzynarodowych kontaktów przez
czasopisma służyły także rozmaite ankiety oraz, bardzo rzadkie skądinąd, monotematyczne numery
specjalne.

Uwagę anarchistów europejskich przykuwała szczególnie sytuacja rewolucjonistów hiszpańskich i


rosyjskich. Dobiegające z tych krajów wiadomości o heroicznej walce i krwawych represjach działały
na wyobraźnię, pobudzając do solidarnościowych wystąpień. Wydarzenie takie, jak rozprawa z Mano
Negra, proces i zabójstwo Francisco Ferrera, albo wieści o bestialskich metodach stosowanych wobec
działaczy więzionych w Montjuich, wywoływały spontaniczny odruch protestu — niekiedy, o dziwo,
skuteczny. Pod presją manifestacji przed ambasadą Hiszpanii, pełnych oburzenia listów w liczących
się czasopismach czy demonstracyjnych składek na rzecz prześladowanych współtowarzyszy — akcji,
których zasięg nie ograniczał się bynajmniej do środowiska libertarian — uzyskiwano przejściowo
złagodzenia wyroków i procedur dyscyplinarnych. W stosunku do Rosji carskiej trudno było nawet o
tak ograniczone osiągnięcia. Wieści o pogromach, „krwawej niedzieli" i zsyłkach budziły przerażenie
pomieszane z uczuciem bezradności. Uciekający przed Ochraną rodacy Bakunina i Kropotkina mogli,
rzecz jasna, liczyć na serdeczne przyjęcie w krajach zachodnich, ale nie bardzo wiedziano jak można
im pomóc. Nagromadzoną frustrację wyładowywano w demonstracjach towarzyszących nieodmiennie
wizytom carskich dostojników w europejskich stolicach. Praktyczną, konkretną pomocą dla rosyjskich
sprzymierzeńców, zajmowali się głównie emigranci pochodzący z tych obszarów — Polacy, Rosjanie
i Żydzi — znakomicie zorientowani w potrzebach ruchu, a także trudnościach jakie należy
przezwyciężyć. Organizowano więc siatki kontaktowe i punkty przerzutowe ułatwiające przemyt
bibuły — niekiedy nawet całych biblioteczek zawierających kanon literatury anarchistycznej.
Wysyłano pieniądze, broń i instrukcje, zaś przyjezdnym ze Wschodu ułatwiano mylenie tropów. Mało
kto zdaje sobie dziś sprawę, że ruch anarchistyczny w zachodnich guberniach Cesarstwa i na terenach
Królestwa Polskiego zainspirowany został przez akcję żydowskich aktywistów z Paryża i Londynu
podtrzymujących więź z dawną ojczyzną. W stulecie urodzin Bakunina (20 maja 1914 r.) Federacja
Żydowskich Anarchistów w Londynie jako jedyna zorganizowała manifestacje uliczne.

Okazji do manifestowania internacjonalistycznej solidarności dostarczali nie tylko Hiszpanie i


Rosjanie. O komunardów zesłanych do Gujany i na Nową Kaledonię upominano się we Włoszech:
kult Ravachola, Vaillanta czy Henry'ego istniał w całej nieomal Europie. Każdy wyrok sądowy bądź
przypadek ekspulsji, co zdarzało się wcale często, nawet w tak demokratycznych państwach jak
Szwajcaria czy Wielka Brytania, odbijał się głośnym echem w wielu krajach. Niewielkie grupy
aktywistów z Włoch, Francji, Szwajcarii czy Hiszpanii potrafiły przeznaczyć cały swój skromny
budżet na pokrycie kosztów delegacji swojego przedstawiciela na jakiś lokalny kongres odbywający
się w sąsiednim kraju . Mniej przyjemną okazję do spotkań stwarzała śmierć wybitnych osobistości
ruchu. Pogrzeb Bakunina w Bernie w lipcu 1876 r. ściągnął liczniejsze i bardziej reprezentatywne
grono niż poprzednie oficjalne konwentykle.

Jak przystało na spadkobierców Międzynarodówki działacze libertarni lubili nazwy podkreślające


internacjonalistyczny charakter ruchu. Warszawska grupa Internacjonal miała liczne odpowiedniki w
krajach zachodnich, przede wszystkim we Włoszech i we Francji. Te same upodobania dostrzec
można także w tytułach czasopism — zwłaszcza prowincjonalnych. Na samopoczucie anarchistów z
małych ośrodków korzystnie wpływała świadomość, że stanowią cząstkę wielkiego ruchu
obejmującego swym zasięgiem cały świat. Uniwersalistyczne tęsknoty znajdowały również wyraz w
zainteresowaniach językami obcymi czy opisywaną już kwestią języka powszechnego (Nettlau —
przypomnijmy — zajmował się językoznawstwem porównawczym). Nie ulega też wątpliwości, że
pomiędzy sposobem uprawiania i pojmowania przez Kropotkina bądź Reclusa geografii powszechnej
a ich ideałami społecznymi istniała wyraźna więź logiczna.

Liczne kontakty zagraniczne szeregowych uczestników ruchu były w równej mierze owocem ich
nieprzeciętnej ruchliwości, jak i warunków, w których prowadzili swą działalność. Przedstawiciele
zawodów wędrownych, robotnicy sezonowi, a także rzemieślnicy nie dysponujący własnym
warsztatem przemieszczali się w sposób naturalny pomiędzy sąsiednimi krajami. Anarchiści
wilhelmińskiego Cesarstwa wędrowali wraz z tłumami rodaków do niemieckojęzycznych kantonów
Szwajcarii. Belgowie napływali do kopalni francuskiego Nordu, Francuzi z Midi — do Jury, Włosi i
Hiszpanie poszukiwali pracy na południu Francji. Tam, gdzie tworzyli większe zwarte skupiska
powstawały odrębne grupy narodowe; najczęściej jednak anarchiści cudzoziemscy przyłączali się do
istniejących grup miejscowych. O rozmiarach tego zjawiska świadczy dwujęzyczne (włosko-
francuskie) pismo ,,L'Internationale Anarchiste" ukazujące się w Marsylii w roku 1886. Duże ośrodki
uniwersyteckie — w pierwszym rzędzie Paryż, ale także Bruksela i miasta szwajcarskie (Genewa,
Bazylea, Berno i Zurych), gdzie studiowało tylu Rosjan i Polaków — przyciągały jak magnes
młodzież z całej nieomal Europy. Nic zatem dziwnego, że anarchizujące organizacje paryskich
studentów miały prawdziwie międzynarodowy charakter.

Nie zawsze jednak wyjazdy zagraniczne były dobrowolne. Przedłużający się pobyt za granicą bywał
często wymuszony przez okoliczności niezależnie od woli jednostek. Strach przed aresztowaniem, fale
represji, deportacje — oto czynniki, które wypychały nieustannie aktywistów z ich krajów
macierzystych. Ci, którym palił się grunt pod stopami znajdowali zazwyczaj schronienie w Szwajcarii
lub w Anglii, a jeśli i tam nie udało im się zagrzać miejsca — po drugiej stronie Atlantyku. Francuzi
chronili się chętnie w pobliskiej Jurze i w Londynie, Hiszpanie — we Francji, Niemcy i Włosi — w
Stanach Zjednoczonych. Skupiska emigrantów powstające tą drogą w Paryżu, Londynie czy w
różnych miejscach USA uruchamiały zazwyczaj własne kluby, wydawnictwa i szkoły. Pomimo
dobrych stosunków z anarchistami miejscowymi dbały o zachowanie własnej odrębności i
podtrzymywanie więzi z rodakami, którzy pozostali w ojczyźnie. Powroty po kilku bądź nawet
kilkunastu latach nie należały do rzadkości. Struktura lokalna i międzynarodowa ruchu zazębiały się
wzajemnie w wielu miejscach. Na terenie niektórych krajów (Francja, Wielka Brytania, USA,
Szwajcaria, Argentyna) istniały grupy anarchistyczne różnych nacji, zaś poszczególne nacje
obejmowały niekiedy swym zasięgiem znaczną liczbę krajów. Pod tym ostatnim względem wyróżniali
się szczególnie Włosi. Można było ich spotkać w całym basenie Morza Śródziemnego — w
Konstantynopolu, Marsylii, na wyspie położonej na Nilu koło Aleksandrii. Poza Lewantem silne
grupy włoskich anarchistów działały w Genewie, Lugano, Londynie (,,Italian Club" na Soho), w
Paterson niedaleko Nowego Jorku, w Buenos Aires (Circolo Comunista-Anarchico założony przez
Ettore Mattei w Montevideo i w Brazylii). To właśnie włoscy emigranci anarchiści zdobyli sobie na
przełomie wieków ponurą sławę wykonawców wyroków per procura. Zapoczątkował tę czarną serię w
roku 1894 Santo Caserio, mszcząc się na prezydencie Republiki Francuskiej Sadi Carnocie za
prześladowania, które dotknęły rodaków Ravachola. W trzy lata później Michele Angiolillo poruszony
napływającymi do Londynu informacjami o torturowaniu więźniów z Montjuich, udał się do Hiszpanii
tylko po to, by zamordować jej premiera Antonio Canovasa odpowiedzialnego za brutalne represje.
Rok 1898 przyniósł zabójstwo nieszczęśliwej cesarzowej austriackiej Elżbiety zasztyletowanej w
Genewie przez Luigi Luccheniego. Mordercza pasja Włochów nie oszczędziła zresztą i ich własnego
władcy. Król Humbert padł ofiarą zamachu Gaetano Bresci w roku 1900. Policyjni specjaliści
przekonani byli, że akcje te nie są dziełem szalonych jednostek. Podejrzewano, że zostały
zaplanowane i zorganizowane przez grupę z Paterson.

Za sprawą policji i sądów anarchizm przerzucił się na początku XX wieku także do Afryki Północnej.
Tam właśnie rządy Włoch, Hiszpanii i Francji usiłowały deportować swoich niebezpiecznych
przeciwników. Jedynym trwałym skutkiem tej akcji było pojawienie się grup spod znaku czarnego
sztandaru w w Tunisie, Maroku, i Algierii. Rosyjscy anarchiści przebywający za granicą (nota bene,
prawie wyłącznie anarchokomuniści) koncentrowali się dla odmiany jedynie w kilku krajach. Ich
federacja składała się w roku 1914 z sześciu grup działających w Londynie, Liège, Zurychu, Genewie
i, naturalnie — biorąc pod uwagę frankofilizm Kropotkina — w Paryżu (dwie grupy). Wykaz ten nie
uwzględnia jednak emigrantów przebywających w Stanach Zjednoczonych, gdzie ruch anarchistyczny
miał zawsze międzynarodowy charakter. Wśród 145 delegatów zgromadzonych na kongresie w
Filadelfii w roku 1899 było 75 Żydów rosyjskich, 40 rodowitych Amerykanów, 24 Niemców, 3
Włochów, 2 Kubańczyków i jeden Francuz . Podobna sytuacja — zdominowania przez element
napływowy — zarysowała się w Jurze po roku 1878, kiedy wielu miejscowych działaczy wycofało się
z ruchu bądź wyemigrowało do Francji.

Zakres międzynarodowych powiązań w ruchu anarchistycznym ocenić można najlepiej przyglądając


się życiorysom jego najwybitniejszych przedstawicieli. Zdecydowana większość z nich, jeśli pominąć
niektórych Francuzów i Hiszpanów, wniosła istotny wkład do działalności anarchistów w
przynajmniej kilku krajach. Bakunin w schyłkowej fazie życia przemierzył Włochy, Francję i
Szwajcarię. Kropotkin większość lat spędzonych na Zachodzie Europy przeżył w Anglii, ale jego
kontynentalne „epizody" obejmowały między innymi wyrzucenie ze Szwajcarii, trzyletni pobyt we
francuskim więzieniu oraz potajemną ucieczkę z Belgii, gdzie policyjna asysta wydawała mu się zbyt
krępująca. Jego przyjaciel i kolega po fachu — Elisée Reclus — krążył zasadniczo między Paryżem a
Brukselą, nie przeszkodziło mu to jednak odegrać poważnej roli w zainicjowaniu ruchu libertarnego
we Włoszech i Hiszpanii (1868-1869).
Legendarna Louise Michel po Komunie Paryskiej spędziła osiem lat w Nowej Kaledonii, gdzie
zyskała sobie ogromny szacunek krajowców, zaś w latach osiemdziesiątych działała przez jakiś czas w
Londynie. Jean Grave nim zajął się redagowaniem czasopism należał wraz z Broussem, Malonem i
Guesdem do czołowych aktywistów francuskich w Jurze. Biografia Malatesty kryje w sobie materiał
do kilku filmów sensacyjnych, w których miejsce akcji zmieniałoby się wielokrotnie. Ten najbardziej
bodaj romantyczny spośród wszystkich anarchistów swojej doby, potomek starego rodu
neapolitańskiego, niedoszły lekarz i elektryk z zawodu, walcząc o urzeczywistnienie swoich pragnień
zdążył objechać prawie cały świat: wzniecał powstania we Włoszech, konspirował w Hiszpanii, Jurze
i we Francji, przedzierał się do Bośni buntującej się przeciw rządom tureckim (1875), odwiedzał
włoskie skupiska położone nad Morzem Śródziemnym od Grecji po Syrię, odsiadywał wyrok za
przynależność do nielegalnej organizacji i zaraz potem uczestniczył ochotniczo w walce z groźną
epidemią cholery w Neapolu; zakładał komórki anarchistyczne w Argentynie (1885), poszukiwał z
powodzeniem złota w Patagonii, urządzał z Londynu, gdzie pod czujnym okiem Scotland Yardu
zajmował się wyłącznie pracą zarobkową, potajemne wypady do Włoch, Hiszpanii i Szwajcarii, był
zesłany na wyspę Lampedusa, skąd przez Maltę uciekł do Stanów Zjednoczonych, stał się ofiarą
zamachu pewnego krewkiego emigranta z Paterson i niesłusznych podejrzeń londyńskiej policji o
wspomaganie łotewskich terrorystów. I tak dalej i dalej — tę listę ciągnąć można w nieskończoność.
Barwne życiorysy obfitujące w zmienne koleje losu i dalekie wojaże mieli również działacze
niemieccy: Max Nettlau krążący po całej Europie w poszukiwaniu materiałów źródłowych do dziejów
anarchizmu; Most, który uciekał kolejno z Niemiec, Austro-Węgier, Szwajcarii i Wielkiej Brytanii, by
znaleźć wreszcie trwałą, choć niezbyt spokojną, przystań w USA; czy wreszcie Rudolf Rocker
działający w Niemczech, Paryżu i Londynie — berliński introligator, którego dziwne zrządzenie losu
uczyniło czołowym animatorem żydowskiego anarchizmu na East Endzie, a później przywódcą
anarchosyndykalistycznej Międzynarodówki.

Największą rolę w podtrzymywaniu więzi międzynarodowych wykraczających poza czysto prywatne


kontakty odgrywały bez-sprzecznie kongresy i konferencje anarchistyczne. Te nieregularne i niezbyt
liczne w porównaniu z kongresami socjalistów spotkania delegatów federacji i grup z różnych krajów
stanowił w pierwszym rzędzie pożyteczne forum dyskusyjne oraz arenę wymiany doświadczeń.
Decyzje starano się podejmować jednomyślnie, a gdy nie było to możliwe, unikano jakichkolwiek
rezolucji. Zjazdy z lat siedemdziesiątych (konferencja w St. Imier w roku 1872, kongresy w Genewie
— 1873, Brukseli — 1874, Bernie — 1876 i Verviers — 1877) odbywały się jeszcze w formie i
strukturze stworzonej przez I Międzynarodówkę, co podkreślano ich ciągłą numeracją od roku 1866,
choć na dobrą sprawę dopiero w roku 1871 podczas mało reprezentatywnej konferencji w Sonvilliers
anarchistyczny program nadawał ton całości obrad. Dyskusje — niekiedy bardzo ostre — toczyły się
zazwyczaj po francusku. Obradowano w wynajętych salach specjalnie na tę okazję udekorowanych.

Dziesiąty, jubileuszowy kongres Międzynarodówki, który miał się odbyć w Szwajcarii w roku 1878
nie doszedł już do skutku. Jurajczycy uznali, że kryzys gospodarczy odczuwany w wielu krajach może
się odbić bardzo niekorzystnie na jego reprezentatywności. Podjęta w trzy lata później w Londynie
próba reaktywacji Międzynarodówki nie została uwieńczona powodzeniem, ale za niewątpliwy sukces
uznać można samo zgromadzenie w jednym miejscu czterdziestu pięciu mandatariuszy z dwunastu
krajów (Niemcy, USA, Meksyk, Wielka Brytania, Egipt, Hiszpania, Francja, Holandia, Włochy,
Rosja, Serbia, Szwajcaria, Turcja). Byli wśród nich między innymi: Kropotkin, Merlino, Malatesta,
Czajkowski, L. Michel, Pouget. Żaden wcześniejszy kongres nie mógł się poszczycić taką obsadą.
Zdystansował go pod tym względem dopiero kongres amsterdamski z roku 1907, podczas którego
osiemdziesięciu delegatów z około dwudziestu krajów obradowało przez bite osiem dni. Zarówno
obrady w Londynie, jak i w Amsterdamie stały się w dziejach ruchu wydarzeniami o
pierwszorzędnym znaczeniu, lecz w obu wypadkach ogromny wysiłek organizacyjny został w dużym
stopniu zmarnowany wskutek braku kontynuacji podjętych działań. Zapał zwolenników
międzynarodowych spotkań stygł w obliczu piętrzących się trudności obiektywnych oraz niechęci
okazywanej przez część środowiska. Ogromna większość inicjatyw tego rodzaju, a było ich niemało,
pozostała w sferze projektów. Taki los spotkał barceloński kongres Międzynarodówki
antyautorytarnej zaplanowany na rok 1875, kongres londyński z roku 1882, nową propozycję
spotkania w Barcelonie w roku 1884, plany kongresów w Paryżu w roku 1887 i w roku 1900 — choć
ten ostatni był już bardzo bliski urzeczywistnienia (przeszkodziła policja), ambitne plany działaczy
amerykańskich zorganizowania w roku 1893 międzynarodowej konferencji anarchistycznej w Chicago
(zakaz policji) czy próby doprowadzenia do kongresu w roku 1909 podejmowane przez trzyosobowe
biuro (Malatesta, Rocker, Szapiro) wyłonione w Amsterdamie. Szczególnie imponująco zapowiadał
się kongres londyński zaplanowany w dniach 18 sierpnia — 3 września 1914 roku z inicjatywy
sfederowanych żydowskich grup anarchistycznych Paryża i Londynu. Swój udział w nim zdążyły
zapowiedzieć federacje krajowe bądź pojedyncze grupy z Anglii, Szkocji, Walii, Niemiec, Francji,
Rosji, Holandii, Czech, Belgii, Bułgarii, Austrii, USA, Portugalii, Hiszpanii, Szwajcarii, Włoch,
Meksyku, Argentyny, Peru, Chile, Brazylii, Urugwaju, Paragwaju i Boliwii. Pod względem
międzynarodowego zasięgu byłaby to zatem impreza porównywalna z kongresami II
Międzynarodówki czy ówczesnymi Igrzyskami Olimpijskimi (Igrzyska w Sztokholmie w roku 1912
zgromadziły zawodników reprezentujących dwadzieścia osiem narodów).

Obraz międzynarodowych powiązań anarchizmu nie byłby pełny bez analizy jego związków z
międzynarodowym ruchem socjalistycznym. W związkach tych, jak zauważył Woodcock, wyróżnić
można kilka odrębnych faz. Do roku 1872 granice obu ruchów są płynne, pozbawione
instytucjonalnych rozgraniczeń — procesy identyfikacyjne dalekie były wówczas jeszcze od
zakrzepnięcia w ostatecznych formach. Tym niemniej, już wówczas, przynajmniej od kongresu
Federacji Romańskiej z roku 1870 i przeprowadzonej w rok później Konferencji Londyńskiej Rady
Generalnej, zarysował się konflikt, który bardzo szybko doprowadził do krystalizacji stanowisk i
uniemożliwił pokojową koegzystencję obu rozdzielających się nurtów w ramach jednolitej struktury I
Międzynarodówki. Kongres haski, podczas którego Marks i jego stronnicy doprowadzili do usunięcia
Bakunina i Guillaume'a, a także domagali się zawieszenia Federacji Jurajskiej, zamyka definitywnie
ten okres. Druga faza obejmująca lata 1873-1877, to próba podporządkowania sobie przez anarchistów
ruchu socjalistycznego pod hasłami walki z socjalizmem państwowym i tendencjami autokratycznymi
Rady Generalnej. Stopniowy zanik aktywności Rady Generalnej przy jednoczesnych postępach
socjaldemokratów w Europie Zachodniej stwarzał coraz większe trudności w realizacji tego programu.
Po roku 1877, na kilkanaście lat, anarchiści odcinają się całkowicie od socjalistów. Jej samoizolacji,
pogłębionej przyjęciem odrębnej strategii i taktyki działania, towarzyszy w latach osiemdziesiątych
narastająca wrogość wzajemna. Z chwilą powstania II Międzynarodówki ruch anarchistyczny raz
jeszcze zmienia front i przez najbliższe siedem lat — aż do kongresu londyńskiego w roku 1896 —
toczy beznadziejną walkę o uznanie go za cząstkę międzynarodowego ruchu robotniczego uprawnioną
do reprezentacji na jej kongresach. Porażka tych usiłowań, z którą długo nie chciano się pogodzić,
oznacza powrót do sytuacji z lat 1878-1889. Do wybuchu wojny nie uległa już ona żadnej zmianie.

Ta krótka rekapitulacja dziejów wzajemnych stosunków obu ruchów przywodzi na myśl klasyczne
love-hate relations z podręczników psychologii, aczkolwiek wypada podkreślić, że owa ambiwalencja
uczuć cechowała prawie wyłącznie anarchistów. Stosunek socjalistów do anarchistów i anarchizmu
był stabilny i jednoznacznie negatywny. Zmieniało się jedynie natężenie krytyki. W przeciwieństwie
do znacznej części anarchokomunistów uważających się za organiczną cząstkę ruchu socjalistycznego
działacze II Międzynarodówki nie poczuwali się do żadnej więzi z ruchem naśladowców Bakunina,
dostrzegając w nich w najlepszym razie konkurentów, w najgorszym zaś — tak jak i znaczny odłam
opinii publicznej — szaleńców i kryminalistów.
Przepaść między anarchistami a socjalistami „państwowymi", jaka powstała w wyniku konfliktu
Bakunina z Marksem, nie była tak wielka, jak to się czasem wydaje. Świadczą o tym bezsprzecznie
próby ponownego zjednoczenia Międzynarodówki podejmowane z inicjatywy działaczy libertarnych
od chwili śmierci założyciela Aliansu. Nad trumną autora „Boga i państwa" zgromadzili się w Bernie
na początku lipca 1876 obok Reclusa, Guillaume'a, Schwitzguebela i Żukowskiego także
socjaldemokraci niemieccy i szwajcarscy. Podczas zaimprowizowanego naprędce spotkania zwrócono
się do „wszystkich pracujących" z apelem, by „zapomnieli o próżnych i zgubnych dawnych sporach i
zjednoczyli się na szerszej podstawie" uznania pełnej autonomii poszczególnych federacji (art. 3
zmodyfikowanego statutu Międzynarodówki z roku 1873) . Apel o zjednoczenie ruchu wystosowało w
tym czasie również portugalskie pismo „O Protesta". W Biuletynie Durajczyków pojawiły się nagle
listy do redakcji broniące socjalistów państwowych, a w sierpniu — podczas kolejnego kongresu
Federacji — Guillaume w imieniu zebranych przesłał pozdrowienia dla SPD, z którą nie utrzymywano
dotąd żadnych kontaktów. Pozdrowieniom towarzyszyło zaproszenie do rozmów pozytywnie przyjęte
przez W. Liebknechta . W październiku podczas kongresu Międzynarodówki w Bernie De Paepe w
imieniu Federacji Belgijskiej i przy poparciu Holendrów, Francuzów oraz Szwajcarów zaproponował
zorganizowanie w Belgii w roku 1878 Powszechnego Kongresu Socjalistycznego. Włosi i Hiszpanie,
przeciwni tej idei, woleli na razie milczeć. Nie milczał natomiast Marks, którego listy z tego okresu
świadczą o dużym zaniepokojeniu perspektywą pojednania. Pod jego zapewne wpływem SPD nie
dopuściła na swój kongres delegatów Jury . Wywołało to zmianę poglądów Guillaume'a, który
opowiadał się wcześniej za podpisaniem paktu solidarności z wszystkimi organizacjami
socjalistycznymi. W Verviers na kolejnym kongresie Międzynarodówki bezpośrednio poprzedzającym
spotkanie w Gandawie raz jeszcze ostrej krytyce poddano koncepcję partii robotniczych i politycznej
aktywności proletariatu. Jedenastoosobowa delegacja anarchistów przybyła na Kongres Powszechny
do Gandawy (9-15 września 1877) skrępowana instrukcjami zakazującymi jakichkolwiek ustępstw w
tych kwestiach. W efekcie miast sojuszu stosunkiem głosów 12:9 przyjęto rezolucję głoszącą, że ,,nie
można zawrzeć paktu solidarności wymagającego zgodności w zasadach ogólnych i przy wyborze
środków między tendencjami różniącymi się zasadami i środkami". Zgodzono się jedynie na
powołanie wspólnej międzynarodowej federacji związków zawodowych oraz Biura
Korespondencyjnego i Statystycznego z siedzibą w Verviers, lecz i ta decyzja pozostała na papierze.
Sprawozdania z obrad obfitujących w ostre starcia postanowiono w ogóle nie publikować.

W latach osiemdziesiątych kontakty wzajemne ograniczały się zwykle do wymiany czasopism.


Socjaliści wkraczający zdecydowanie na ścieżkę parlamentarną coraz ostrzej potępiali terrorystyczne
metody walki narażając się tym samym na zarzut zdrady i ,,zburżuazyjnienia". Po śmierci Marksa
anarchiści zdobyli się jednak na artykuły oddające sprawiedliwość erudycji, umiejętnościom i
zasługom twórcy zwalczanego przez nich kierunku . Zresztą nawet Bakunin nie kwestionował jego
naukowego autorytetu o czym świadczy fakt, że, tak jak i Cafiero, podjął się w swoim czasie
tłumaczenia I tomu Kapitału. Mało kto pamięta, że pierwsze wydanie Kapitału w języku włoskim
(1879) opatrzone było wstępem Carla Cafiero — wówczas jeszcze anarchisty.

Dwa konkurencyjne w zamyśle kongresy paryskie zorganizowane w setną rocznicę zdobycia Bastylii
stały się dla ruchu libertarnego szansą wyjścia z samoizolacji popychającej aktywistów do sięgania po
coraz skrajniejsze środki walki. Wśród delegatów na kongres gedystów znaleźli się: S. Faure, D.
Nieuwenhuis, Frank Kitz z Wielkiej Brytanii i S. Merlino. Ten sam Merlino obok Josepha Torteliera i
kilku innych działaczy francuskich związanych z ruchem syndykalistycznym dysponował również
mandatem na kongres posybilistów . Nikt nie zakwestionował wówczas ich prawa do obecności na
socjalistycznych kongresach. Już jednak następny kongres II Międzynarodówki (Bruksela, 16-23
sierpnia 1891 r.) przyniósł im wiele rozczarowań. Anarchistyczne sekcje nie zostały nań w ogóle
zaproszone, zaś ci delegaci, którzy mimo wszystko przybyli do Brukseli, znaleźli się pod masowym
ostrzałem. Delegaci belgijscy wykluczyli anarchistów ze swego grona jeszcze przed sprawdzaniem
pełnomocnictw; drugiego dnia obrad to samo, na wniosek marksisty Pablo Iglesiasa, uczynili
Hiszpanie. Merlino, którego mandatu nie zakwestionowano, został aresztowany przez policję wskutek
celowej niedyskrecji jednego z dziennikarzy . W tej sytuacji na placu boju pozostał osamotniony
Nieuwenhuis, starający się bez powodzenia przeforsować rezolucję o strajku generalnym w chwili
wybuchu wojny. Niezrażeni takim obrotem sprawy anarchiści pojawili się w jeszcze większej liczbie
na kongresie w Zurychu (1893), ale nieprzejednane stanowisko Bebela doprowadziło do ich usunięcia
z sali obrad 7 sierpnia 1893 r. Ostateczny cios ich nadziejom zadała przegłosowana przez większość
rezolucja Francuzów, zakładająca, że w przyszłości nie będą dopuszczani delegaci nie uznający
konieczności walki politycznej. Sześćdziesięciu wyproszonych mandatariuszy wspartych przez pewną
liczbę niezależnych socjalistów (m.in. Amilcare Cipriani) zorganizowało następnego dnia
protestacyjny wiec, który zgromadziło koło 300 osób. Przemawiali m.in. Gustav Landauer i Domela
Nieuwenhuis. Nie był to jednak ostatni akt dramatu. Decydujące starcie nastąpiło w Londynie w roku
1896 i miało niezwykle burzliwy przebieg. Dogodne miejsce obrad sprawiło, iż o prawo
uczestniczenia w posiedzeniach ubiegało się ponad trzydziestu anarchistów, nie licząc pokaźnej liczby
anarchosyndykalistów z mandatami od francuskich związkowców. Były wśród nich osobistości tej
miary, co: Nieuwenhuis, Cornelissen, Landauer, Kropotkin, L. Michel, Elisée Reclus, Pietro Gori,
Jean Grave, Malatesta, Nettlau, Hamon, Kitz, Bernard Lazare, Pelloutier, Tortelier, Pouget i Delesalle.
Pomimo ogólnej rezolucji unieważniającej mandaty anarchistów, o ile nie były wydane przez
syndykaty, spory o prawo uczestniczenia w obradach ciągnęły się przez kilka dni doprowadzając do
rozbicia delegacji francuskiej na dwie zwalczające się frakcje i przesłonięcia zasadniczych
problemów, którymi Kongres miał się zająć. Sympatia i uwaga opinii publicznej skupiła się teraz na
mniejszości skrzywdzonej nietolerancją socjaldemokratów. Anarchiści, którzy od samego początku
przewidywali taki scenariusz wydarzeń, zorganizowali 28 lipca w Londynie wielki mityng, podczas
którego pełną solidarność z nimi wyrazili: William Morris, Keir Hardie, Tom Mann, Jean Alternane i
Amilcare Cipriani , zaś później, korzystając z obecności tylu wybitnych aktywistów, konferowali
przez trzy dni w salach St. Martin's Hall. O poczuciu wspólnoty z II Międzynarodówką nie było już
więcej mowy. Najbardziej bolał nad tym Kropotkin, który uważał się zawsze za wolnościowego,
rewolucyjnego socjalistę i jak większość działaczy socjaldemokratycznych chętnie odwoływał się do
dziejów Rewolucji Francuskiej. Tym dotkliwiej odczuć musiał obojętność francuskich socjalistów,
którzy nie wstawili się za nim, kiedy odesłano go z Dieppe do Londynu, gdy chciał odwiedzić Paryż w
okresie wizyty rosyjskiego następcy tronu.

W XX wieku we wzajemnych stosunkach zapanowała oziębłość, przeradzająca się chwilami w jawną


wrogość. Tylko wyjątkowe wydarzenia w rodzaju rewolucji rosyjskiej 1905 r., sprawy Dreyfusa czy
zabójstwa Ferrera potrafiły skupiać anarchistów i socjalistów we wspólnych pochodach. Nieustanny
odpływ aktywistów do parlamentarnych ugrupowań lewicy podsycał nastroje niechęci wśród wiernych
kontynuatorów linii wyznaczonej przez Proudhona i Bakunina. Dlatego tak wiele grup
anarchistycznych w swojej codziennej działalności przyznawało priorytet zwalczaniu wpływów
socjalistycznych. Nie brakowało nawet takich, których aktywność sprowadzała się tylko do tego.
Dopiero rewolucja 1917 r. doprowadziła do pewnego zbliżenia między anarchistami a socjalistami
tendencji rewolucyjnej. Okazało się ono jednak bardzo nietrwałe.

Na zakończenie tego przeglądu powiązań zewnętrznych ruchu przynajmniej kilka słów poświęcić
wypada tajemniczej kwestii związków z wolnomularstwem. Milczą na ten temat specjaliści od
dziewiętnastowiecznego anarchizmu, jak również autorzy zajmujący się dziejami masonerii. Nie
poświęca tej sprawie uwagi Ludwik Hass, a w ogromnym indeksie osobowym, jaki sporządził, można
znaleźć zaledwie cztery nazwiska (Bakunin, Reclus, Proudhon i L. Michel) związane z ruchem
libertarnym. Tymczasem listę ich można by było poważnie rozszerzyć. Nie w tym jednak rzecz.
Ważniejsze wydaje się dostrzeżenie masońskiej inspiracji w okresie zarodkowym anarchizmu. Tak jak
poczynania Le Lubeza odegrały pewną rolę w tworzeniu I Międzynarodówki, tak samo, choć może w
większym jeszcze stopniu, masońskie powiązania Bakunina wywarły piętno na jego Aliansie i
pierwotnym kształcie ruchu anarchistycznego. Autor Boga i państwa wszedł do niemieckich lóż
wolnomularskich w roku 1845 i odnowił te związki, gdy osiadł we Włoszech w roku 1864. Działał
tam wpierw we florenckiej loży „II Progresso sociale", a potem wśród wolnomularzy Neapolu,
których usiłował przeciągnąć na stronę socjalizmu . Podobnie zachował się w przesiąkniętej
masońskimi ideami Lidze Pokoju i Wolności. Organizacje, które zakładał w drugiej połowie lat
sześćdziesiątych — Międzynarodowe Braterstwo czy późniejszy Międzynarodowy Sojusz Społecznej
Demokracji — odwoływały się do rytów, struktury oraz znaków masonerii. Jeszcze w latach
siedemdziesiątych w korespondencji z wtajemniczonymi „braćmi" z tajnego Aliansu posługiwał się
chętnie tą symboliką. Nie jest też zapewne sprawą przypadku, że pierwszy w pełni anarchistyczny
program Bakunina nosi tytuł „Katechizm współczesnego wolnomularstwa". Zdaje się on wskazywać,
że traktował anarchizm jako swoistą zmodyfikowaną postać masonerii — rewolucyjną w treści, ale
tradycjonalistyczną w swych sprawdzonych i odpowiadających jego konspiracyjnym obsesjom
formach. Wydaje się bardzo prawdopodobne, że wielu spośród młodych akolitów Bakunina otarło się
śladem mistrza o masonerię. Dotyczy to szczególnie działaczy włoskich. Wiadomo na przykład z całą
pewnością, że masonem był w połowie lat siedemdziesiątych Malatesta i nieco później Andrea Costa.
Tak jak Proudhona czy Elisee Reclusa przyciągnęło ich do wolnomularstwa przekonanie, że stwarza
ono możliwość praktycznego działania na rzecz postępu, wolności i pokoju. Członkami lóż w końcu
XIX w. byli także m.in. Henri Ner i Augustine Hamon.

Istnieje wiele faktów, które wskazują pośrednio na trwałość powiązań między anarchistami i
masonerią, przynajmniej w tych dziedzinach, w których cele obu ruchów były zbieżne. Siedziba
Genewskiej Sekcji Aliansu, odgrywającej rolę koordynującą wobec wszystkich pozostałych sekcji,
znajdowała się w masońskiej Tempie Unique. Reclus mógł uruchomić Wolny Uniwersytet w Brukseli
dzięki pomocy tamtejszej Loży Przyjaciół-Filantropów, która oddała mu do dyspozycji własne sale.
Wolno przypuszczać, że i Francisco Ferrer wspomagany był przez masonów w swoich
eksperymentach pedagogicznych, wiadomo bowiem, że był z nimi związany już w połowie lat
dziewięćdziesiątych . Świecka edukacja, pacyfizm bądź antymilitaryzm — to dziedziny, w których
aktywność anarchistów budziła zawsze życzliwość wolnomularzy.
10. Anarchiści i świat zewnętrzny — wzajemne relacje

Wbrew własnym tendencjom do samoizolacji i wzmacniającym je, podejmowanym z zewnątrz,


próbom zepchnięcia ruchu na margines życia współczesnego anarchiści nie zerwali nigdy więzi z
otaczającą ich rzeczywistością. Niechęć do uczestniczenia w życiu politycznym nie przeszkadzała im
wcale wypowiadać opinii dotyczących kwestii bulwersujących społeczeństwa belle époque. Można,
rzecz jasna, mieć pretensje o to, że czynili to tak niesystematycznie i niekonsekwentnie, pewne
problemy zbywając absolutnym milczeniem, inne zaś zaledwie dostrzegając, niemniej jednak sam fakt
ich zainteresowania bieżącymi wydarzeniami politycznymi wydaje się niepodważalny. Roczniki
libertarnych czasopism świadczą dowodnie o nieszczerości oficjalnych zapewnień głoszących
całkowitą obojętność wobec zagadnień nurtujących państwo i społeczeństwo burżuazyjne. Nawet
mieszkańcy odizolowanych komun anarchistycznych nie przejawiali, sądząc po korespondencji, tego
rodzaju obojętności.

Stosunkowo najwyższy oddźwięk budziły wydarzenia nadające się bezpośrednio do wykorzystania w


kampanii przeciwko militaryzmowi i parlamentaryzmowi — wojny, afery — słowem to wszystko co
służyło demaskowaniu prawdziwego charakteru państwa. Nie zawsze jednak sprawy układały się tak
jednoznacznie. W wielu konkretnych sytuacjach nie było bynajmniej oczywiste, jakie stanowisko
powinni zająć anarchiści. Różnorodność opinii wynikała nie tylko ze zróżnicowanej orientacji w
temacie, lecz także z podziałów etnicznych oraz odmiennych wyborów taktycznych. Tak było na
przykład podczas wojny rosyjsko-tureckiej towarzyszącej powstaniu bułgarskiemu w drugiej połowie
lat siedemdziesiątych, gdy część działaczy opowiedziała się za ścisłą neutralnością, zaś inni sympatię
dla ujarzmionych narodów bałkańskich gotowi byli rozciągać na wspierających ich Rosjan. „Nie
możemy sympatyzować ani z armią rosyjską, ani z turecką — pisał Kropotkin — Obie rżną się w
interesie swoich despotów. Ale pragniemy całkowitego wyzwolenia Słowian i prowincji greckich, i z
tego powodu sympatyzujemy z powstańcami jak długo uosabiają lud. Wierzymy też, że rewolucja
społeczna nie będzie możliwa dopóki cały półwysep nie zostanie wyzwolony z obcego ucisku" .
Sprawa wojny na Bałkanach .dyskutowana była między innymi podczas kongresu w Bernie, nie
podjęto tam wszakże żadnej uchwały. Zdaniem Leo Valianiego niezdecydowane stanowisko kongresu
spowodowane było obawą zrażenia do anarchizmu Niemców i Austriaków .

Przez długi czas utrzymywały się różnice zdań w kwestii oceny sojuszu francusko-rosyjskiego.
Wojskowo-polityczna współpraca republikańskiej Francji z despotycznym caratem budziła opory
zwłaszcza w tych środowiskach, które oczekiwały od Marianny zapoczątkowania nowego cyklu
rewolucji na skalę globalną. Tego rodzaju poglądy krytykowane były ostro przez „konsekwetnych"
anarchistów, dla których różnice ustrojowe między państwami nie miały istotnego znaczenia. Również
wojna burska, skupiająca uwagę anarchistów w stopniu nie mniejszym niż innych odłamów
europejskiej opinii publicznej, doprowadziła do pewnej polaryzacji stanowisk. Część autorów,
ulegając popularnym na kontynencie nastrojom antybrytyjskim, idealizowała republiki burskie
przedstawiając je jako niewinne ofiary angielskiego imperializmu . Dla ocen bardziej wyważonych
reprezentatywne były poglądy Caleba Reinacha, bardzo krytyczne wobec polityki rasowej Transwalu i
Oranii. W jego opinii „anarchiści nie mogą traktować Burów inaczej niż ich wrogów. Oni [Burowie]
nie walczą o odcięcie się od kapitalistycznego wyzysku ani o reformy polityczne. To wojna pomiędzy
państwem małych właścicieli kapitalistów i wielkim państwem spekulantów". Warto zauważyć, że
identyczne zróżnicowanie opinii istniało również w ruchu socjalistycznym.
Kolonializm i imperializm przełomu wieków wzbudzał wśród anarchistów nieomal jednomyślne
potępienie we wszelkich swoich przejawach. Krytykowano więc interwencję w Chinach, brutalne
postępowanie Niemców w Afryce, czy podboje militarne Wielkiej Brytanii. We francuskich pismach
libertarnych ostro oceniano rodzinny kolonializm — demaskowano jego obłudny charakter i
iluzoryczne korzyści jakie przynosi światu pracy. Dużo rzadziej niż w prasie socjalistycznej zdarzały
się tu artykuły usiłujące bronić wybranych aspektów polityki kolonialnej. Obrona militarnej obecności
Francji w Afryce, przeprowadzona w roku 1895 przez Paula Adama , zabrzmiała w tej sytuacji jak
ostry dysonans.

W sprawach dotyczących ogólnej sytuacji międzynarodowej anarchiści wypowiadali się stosunkowo


rzadko, jeśli pominąć krytykę przyspieszonego tempa zbrojeń. Nie znaczy to jednak, że wszechobecna
w Europie propaganda nacjonalistyczna nie miała do nich żadnego dostępu. W archiwum paryskim
przechowywany jest kuriozalny list grupy z Nancy do cesarza Wilhelma II, zaczynający się od słów:
„Mój biedny stary Wilhelmie. Piszemy do Ciebie, My Młodzi Francuzi, by cię uprzedzić, że jeśli nie
oddasz natychmiast Alzacji i Lotaryngii oraz 5 mld wysadzimy cię wraz z twoją kliką jedną bombą
Ravachola albo melinitem". W miarę zbliżania się roku 1914 coraz wyraźniej zarysowywał się wśród
nich podział na orientację profrancuską i — znacznie słabszą — proniemiecką, odpowiadający z
grubsza podziałom narodowym. Nie wydaje się jednak, by towarzyszyła temu świadomość
narastającego zagrożenia. Jeszcze w końcu lipca 1914 r. Malatesta nie wierzył w wybuch wojny,
ponieważ — jak twierdził — „burżuazja boi się rewolucji" .

Aktualne problemy polityki wewnętrznej poszczególnych krajów nie interesowały anarchistów


zupełnie. W prasie anarchistycznej poświęcano im uwagę tylko wówczas, gdy towarzyszyła im aura
sensacji. Tak właśnie stało, się ze sprawą Dreyfusa, która w pewnym momencie „zmusiła" swoim
rozgłosem działaczy ruchu do zajęcia wobec niej stanowiska. Był to wyłom w dotychczasowej
praktyce, nie przez wszystkich bynajmniej akceptowany. Sam proces Dreyfusa w grudniu 1894 r. nie
został przez anarchistów w ogóle zauważony. Dopiero w końcu roku 1896 zaczęły ukazywać się
publikacje Bernarda Lazare domagające się jego rewizji. Lazare — literat i gorący sympatyk
anarchizmu — działał jednak na własną rękę i nie znalazł wówczas wśród swoich przyjaciół spod
znaku czarnego sztandaru żadnego zrozumienia. Spokrewniony z alzackimi bankierami żydowskimi
oficer uważany za niemieckiego szpiega nie mógł u nich liczyć na wyrozumiałość. Jego sprawę
traktowano w najlepszym razie jako wewnętrzny problem kapitalistów, od którego proletariusze
powinni się trzymać z daleka . Pod wpływem błyskotliwej kampanii toczonej przez Zolę i Clemenceau
za pośrednictwem pisma ,,L'Aurore" na przełomie stycznia i lutego 1898 r., Sebastian Faure wycofał
się publicznie z tego stanowiska , uznając społeczną ważność tematu, zaś w pół roku później
zaangażował się bez reszty po stronie nieszczęsnego kapitana artylerii. Pouget i Grave, nie posuwając
się aż tak daleko, zrozumieli przynajmniej, w przeciwieństwie do gedystów, potrzebę szerokiego
informowania mas o przebiegu sprawy Dreyfusa. Od jesieni 1898 r. i przez cały rok następny
anarchiści francuscy należeli do najaktywniejszych popleczników kampanii dreyfusistów,
uczestnicząc niekiedy, dla dobra sprawy, we wspólnych wiecach z socjalistami, co zdarzało im się
dotąd niezmiernie rzadko. Faure zawiesił nawet chwilowo wydawanie „Le Libertaire", aby móc
redagować „Le Journal du Peuple" — jeden z czołowych organów koalicji atakującej wojsko, Kościół
i całą francuską prawicę. Tak jednoznaczne zaangażowanie wywołało sprzeciw Grave'a i sporej części
opinii libertarnej. Dał mu wyraz Emile Janvion w referacie „O postawie anarchistów podczas sprawy
Dreyfusa", przygotowanym na paryski zjazd anty-parlamentarzystów (1900), w którym skrytykował
zarówno „sentymentalną" opcję Faure'a, jak i tendencję do zamykania się w „wieży z kości
słoniowej". Zalecił natomiast anarchistom „nawiązanie kontaktu z tłumem, nie po to, by mu głosić
przestarzałe, bądź ciasne teorie, ani by wykorzystywać jego złość czy naiwność, ale po to, aby wyrwać
go z rąk oszustów". Po ułaskawieniu Dreyfusa we wrześniu 1899 r. kampania zaczęła samoczynnie
wygasać, toteż podziały zarysowujące się w łonie ruchu w końcu lat dziewięćdziesiątych szybko
straciły na znaczeniu. Trwałą korzyścią jaką wyciągnął anarchizm francuski z tego przejściowego
zaangażowania, było przełamanie żywionych doń uprzedzeń w środowiskach radykalnych i
socjalistycznych. Owocowało to między innymi przyspieszonym powrotem wielu zesłańców
skazanych na przymusowe roboty w Gujanie czy Nowej Kaledonii.

Jednym z ubocznych skutków sprawy Dreyfusa było dostrzeżenie przez anarchistów problemu
antysemityzmu w pełniejszym niż dotąd świetle. W okresie wcześniejszym nie wykraczano na ogół
poza ogólnikowe deklaracje potępiające wszelkie formy rasizmu. Wobec tzw. kwestii żydowskiej
zachowywano w praktyce ścisłą neutralność, zaś na poglądach wielu aktywistów ciążył negatywnie
nieobcy i innym ugrupowaniom lewicy stereotyp Żyda-bankiera uosabiany przez Rotszyldów.
Proudhon i Bakunin — czołowi teoretycy ruchu — nie kryli swoich przekonań. Ich pisma roją się od
ostrych antysemickich sformułowań świadczących o bardzo głębokich uprzedzeniach. „Zauważ, że
wszyscy nasi wrogowie, wszyscy nasi prześladowcy są Żydami — Marks, Borkheim, Liebknecht,
Jacoby, Weiss, Kuhn Utin — należą wszyscy, z tradycji i instynktu, do tego ruchliwego i
intryganckiego narodu wyzyskiwaczy i burżujów" — pisał Bakunin w liście do Richarda .
Polemizując z Hessem czy Marksem wielokrotnie dawał wyraz przekonaniu, że Żydzi są ,,z natury
rzeczy" konserwatystami, obrońcami państwa i własności, a w polityce międzynarodowej
sojusznikami Niemiec. Wyraźne ślady tego samego stylu myślenia odnaleźć można w niektórych
wypowiedziach Guillaume'a z okresu konfliktu między Marksem i Bakuninem . Nie był też wolny od
antysemityzmu Paul Brousse. W serii artykułów o przyczynach ówczesnego kryzysu przemysłowego
opublikowanych w ,,Le Révolté" jesienią 1879 r. przedstawił Żydów jako „królów epoki" i czołowych
winowajców — fabrykantów niszczących przemysł zegarmistrzowski w Jurze oraz kupców
oszukujących w handlu i nie dbających o jakość towarów. „Żydzi zachowują się teraz jak armia w
podbitym kraju" — pisał w konkluzji . Bardziej jeszcze wymownym od treści tej publikacji był fakt,
że redakcja nie otrzymała po niej żadnych listów protestacyjnych. Napłynęły natomiast propozycje
bojkotu handlu żydowskiego przez utworzenie ligi robotników i drobnych właścicieli .

Bardzo zróżnicowane reakcje wśród europejskiej lewicy wywołała fala pogromów w Rosji z roku
1881. Obok głosów wyrażających oburzenie nie brakowało opinii dopatrujących się w tych
wydarzeniach wyrazu nastrojów rewolucyjnych bądź wzrostu świadomości klasowej mas ludowych
(Drahomanow). Niemiecki „Sozial Demokrat" uznał za stosowne przypomnieć, że od pogromów
spekulantów zbożowych zaczęła się Wielka Rewolucja Francuska. Łatwiej w tych warunkach
zrozumieć dlaczego nastawiony do Żydów pozytywnie Elisée Reclus nie potrafił się przejąć
doniesieniami Pawła Axelroda. Cichą tolerancję dla postaw antysemickich dostrzec można było
najczęściej u anarchistów rosyjskich, francuskich i niemieckich, prawie nigdy zaś u Włochów czy
Hiszpanów. Podziały nie były jednak aż tak proste. Pełną gamę stanowisk prezentowali na przykład
anarchiści francuscy, wśród których nie brakowało nigdy autentycznych filosemitów (Alexandre
Zeaves, Augustine Hamon, braci a Reclus) i antysemitów (Emile Janvion). Za przypadek skrajny
uznać wypada poglądy wspomnianego wyżej Bernarda Lazare łączącego w sobie tylko wiadomy
sposób anarchizm z syjonizmem.

Szczytowy okres sprawy Dreyfusa, przypadający na lata 1897-1900, zaznaczył się w prasie libertarnej
całej Europy Zachodniej dużą liczbą artykułów piętnujących zjawisko antysemityzmu. Celował w tym
szczególnie organ Faure'a, który wówczas dopiero dostrzegł istnienie żydowskiego proletariatu. Dla
„Le Libertaire" i jego redaktora zwalczanie przesądów dotyczących Żydów stanowiło ważny element
kampanii wymierzonej przeciwko Kościołowi. lunctim między obiema sprawami wyraził Faure
dobitnie w artykule zatytułowanym Oskarżam naśladującym pod wieloma względami wcześniejsze o
dwa i pół miesiąca głośne wystąpienie Zoli . Inny poczytny organ francuskich anarchistów — „Les
Temps Nouveaux" — uwikłany był w polemikę z Edouardem Drumontem, który kilka lat wcześniej
miał odwagę bronić autorów zamachów bombowych, teraz jednak jako jeden z filarów obozu
antydreyfusistów zarzucał anarchistom zaprzedanie się Żydom. Grave odrzucił wówczas to
pomówienie, ale — rzecz dziwna — powtórzył je po latach we własnych wspomnieniach pod adresem
Faure'a w nieco tylko zmodyfikowanej postaci. Twierdzi tam, że „Le Journal du Peuple" wydawany
był „za pieniądze Żydów", zaś samo zaangażowanie się jego redaktora po stronie Dreyfusa tłumaczy
niskimi pobudkami — chęcią zbicia majątku na sensacyjnej sprawie.

Po wygaśnięciu sprawy Dreyfusa zainteresowanie libertystów kwestiami aktualnymi znacznie


zmalało, aczkolwiek nigdy już nie wróciło do tak niskiego poziomu jak niegdyś. Bardzo żywe reakcje
wywoływały zawsze w Anglii i we Francji wydarzenia rosyjskie. Silny oddźwięk budziły doniesienia
o rzeziach dokonywanych na ludności ormiańskiej. Z nie skrywaną sympatią śledzono informacje o
sukcesach powstańców macedońskich. Szybkie postępy rewolucyjnego syndykalizmu w Hiszpanii, we
Włoszech i we Francji odgrywały uwagę działaczy od pryncypiów i kierowały ją ku realiom
warunków życia i pracy robotników. W końcu roku 1906 podczas wielkich strajków węglowych, które
objęły departamenty Nord i Pas de Calais, Grave zwrócił się w tej sprawie z listem otwartym do
mianowanego niedawno po raz pierwszy premierem Clemenceau. Ten bezprecedensowy w dziejach
anarchizmu krok, jawnie sprzeczny z koncepcją bojkotu oficjalnego życia politycznego, stanowił
bezpośrednie nawiązanie do taktyki stosowanej przez samego premiera w roku 1898. Nie odniósł
jednak oczekiwanych skutków i nigdy już później nie sięgano po broń tego rodzaju.

Ze względu na ambiwalentny stosunek do uczestniczenia w życiu publicznym antyautorytaryści


rzadko i niechętnie wychodzili w zwartych szykach na ulice. Dotyczy to również obchodów
robotniczego święta 1 Maja. Zainteresowanie anarchistów manifestacjami pierwszomajowymi
wyraźnie słabło w miarę ich rytualizacji i przechwytywania przez partie robotnicze. Jednakże w
okresie początkowym pomiędzy rokiem 1886 i 1891 wnosili do nich własny niepodważalny wkład.
Głośne wydarzenia na Haymarket Square w Chicago (3 maja 1886) zakończone egzekucją Parsonsa,
Spiesa, Engela i Eirchera, nakładały na aktywistów ruchu pewnego rodzaju moralną obligację
uczestnictwa w pochodach protestacyjnych, tłumiącą nasuwające się wątpliwości. Bez żadnych
zastrzeżeń poparli ideę proletariackiego święta już w roku 1886 działacze hiszpańscy, lecz nadawali
jej własną, specyficzną interpretację. Ich pochody miały zawsze bojowy charakter. Traktowano je jako
próbę strajku generalnego, a nie pokojową manifestację siły. Początek maja w Katalonii przynosił
zazwyczaj krwawe żniwo. We Francji samodzielne wystąpienia anarchistów odnotowano na większą
skalę tylko w latach 1890-1891. W roku 1890 kilkudziesięciu działaczy prowadziło w końcu kwietnia
kampanię agitacyjną (wiece i odczyty), którą przerwały prewencyjne aresztowania. Do więzienia
trafiło wówczas kilkanaście osób, wśród nich Louise Michel i Sebastian Faure. Następny rok
zaznaczył się „incydentem w Clichy", gdzie doszło do wymiany strzałów między bojowcami a policją
oraz manifestacją „młodych antypatriotów". Już wówczas podnosiły się głosy, że „organizowanie"
protestów, wyznaczanie im konkretnych dat czy celów sprzeczne jest z ideałami ruchu, ponieważ
niszczy spontaniczność i stwarza bezpośrednie niebezpieczeństwo zarażenia się duchem reformizmu.
Podsumowanie tych argumentów zwieńczone konkluzją o konieczności bojkotu 1 Maja i potrzebie
szerokiej kampanii wyjaśniającej stanowisko obozu libertarnego zawiera list S. Faure'a do towarzyszy
z Cherbourga , w którym poddane zostały krytyce nie tylko konkretne formy organizacyjne (już
wówczas odstręczające anarchistów pacyfizmem i oficjalnością), ale sama idea obchodów święta
robotniczego. W lutym 1892 r. ośmiu znanych działaczy (Malato, Pouget, C. Martin, Brunet, Tortelier,
Prolo, Henry, Chiroki) zaprotestowało przeciwko rezygnacji z udziału w obchodach
pierwszomajowych . Malejące siły ruchu w epoce zamachów i policyjnych represji stanęły na
przeszkodzie w realizacji ich zamiarów. Opinia większości była zresztą przeciwna tym planom. W
prasie libertarnej pojawiły się wówczas — nieprzypadkowo — fragmenty niechętnych tłumowi
socjologicznych analiz pióra Taine'a, Tarde'a czy Le Bona. Psychika mas wydawała się sprzeczna z
indywidualizmem oraz wysublimowaniem duchowym anarchistów. Czarne sztandary podczas
pochodów pierwszomajowych można odtąd napotkać jedynie w Hiszpanii. We Włoszech i we Francji
pojawiły się ponownie — na krótko zresztą — w czasach największego nasilenia
anarchosyndykalizmu.

Negatywny stosunek do anarchistów miarodajnych ośrodków opinii publicznej — prasy,


parlamentarzystów, środowiska naukowego — stanowił naturalną i nieuchronną konsekwencję
wrogości manifestowanej przez naśladowców Proudhona, Bakunina czy Kropotkina w stosunku do
burżuazyjnego społeczeństwa. Jak długo w prasie libertarnej pojawiały się — choćby sporadycznie —
artykuły nawołujące do krwawej rozprawy z filarami społeczeństwa, trudno było liczyć na inną
postawę z ich strony. Ta zdroworozsądkowa konstatacja nie powinna wszakże usprawiedliwiać
rozmiarów ignorancji, uprzedzeń i zwyczajnej głupoty towarzyszącej publicznym enuncjacjom na
temat anarchizmu. Emocjonalne wypowiedzi dyktowane przez strach i nienawiść zbyt często
zastępowały pogłębioną analizę problemu. Za odbiegającymi rażąco od prawdy opiniami
formułowanymi nawet przez fachowców kryła się częściej autentyczna niewiedza niż czyjaś zła wola.
Wystarczy przypomnieć, że jeszcze w końcu XIX w. Encyklopedia Larousse'a prezentowała Bakunina
jako „rosyjskiego patriotę", czy to, że we wspomnieniach inspektora Scotland Yardu Lenin i Trocki
figurują jako niebezpieczni anarchiści . Zapotrzebowanie na rzetelną wiedzę o propagatorach wolności
absolutnej pojawiło się stosunkowo późno, gdy w umysłach większości obywateli zdążyły się już na
dobre zagnieździć stereotypy.

Mimo iż zainteresowanie anarchizmem w czasach poprzedzającymi erupcję czynu indywidualnego


było zgoła niewielkie, od samego początku kojarzono go, wskutek powiązań z I Międzynarodówką, z
potajemnym rozgałęzionym spiskiem mającym na celu zdobycie władzy nad światem. Siła ruchu była
wyolbrzymiona, a jego poczynania — demonizowane. Tym niemniej był to jedyny okres, w którym
oficjalny kontakt nie był całkowicie przerwany. Utrzymywały go redakcje czasopism prowadzące ze
sobą niekończące się polemiki. ,,L'Avant-Garde" i „Le Révolté" stanowiły przedmiot ataków
francusko- i niemieckojęzycznej prasy ukazującej się w Szwajcarii, hiszpański „El Productor"
uwikłany był w konflikt z organami radykałów i republikanów, artykuły z „The Freedom" znajdowały
oddźwięk na łamach ,,Westminster Review", czy też „Nineteenth Century". Jeszcze w roku 1889 w
dalekim od wszelkiego radykalizmu „Le Figaro" ukazał się artykuł H. Fabre'a Reportage anarchiste
przedstawiający w korzystnym świetle pismo „La Révolte". Na początku ostatniej dekady XIX w.
nawet ta nikła więź uległa przerwaniu. Wyrazem słabnących powiązań były również coraz rzadsze
protesty wybitnych przedstawicieli świata nauki i kultury przeciwko represjonowaniu za przekonania
czołowych autorytetów ruchu. Po uwięzieniu Kropotkina w roku 1883 w całej Europie Zachodniej
mnożyły się głosy wyrażające solidarność ze skazanym i oburzenie na wyrok. Nieprzejednany wróg
socjalistów Ernest Renan oddał do dyspozycji więźnia swoją prywatną bibliotekę, Francuska
Akademia Nauk zaofiarowała się dostarczać wszelkie potrzebne mu materiały. Wniosek Clemenceau
o amnestię uzyskał poparcie ponad stu deputowanych. Pod petycją Anglików z identycznym
wnioskiem, złożoną na ręce prezydenta Grevy przez stojącego nad grobem Victora Hugo figurowały
nazwiska Swinburne'a, Morrisa, Burne-Jonesa, Alfreda Wallace'a, jak również kilkunastu profesorów
oraz dyrektorów British Muséum. W porównaniu z taką reakcją nieśmiałe protesty przeciwko
represjonowaniu Reclusa i Grave'a w latach 1893-1895 muszą dawać wiele do myślenia. Zola,
broniący dotąd niezłomnie swobód dziennikarskich, podczas procesu redaktora „La Révolte" w roku
1894 odmówił przyłączenia się do petycji o jego uwolnienie dając do zrozumienia, że powinien
zapłacić więzieniem za swoje poglądy. Zauważalna zmiana nastawienia wpływowych środowisk
intelektualnych była odbiciem narastającej wrogości do anarchistów ogarniającej prawie całe
społeczeństwo. Pod wpływem zamachów bombowych dotychczasowe współczucie, nie pozbawione
nuty sympatii, przerodziło się w odrazę skłaniającą do poszukiwania skrajnych rozwiązań i środków.

Antyanarchistyczna histeria rozpętana przez sensacyjną prasę amerykańską po wydarzeniach w


Chicago z 1886 r. dotarła do Europy w roku 1891. Jej obraz był wszędzie taki sam. Składały się na nią
zaostrzone represje, pospiesznie uchwalane nowe, drakońskie prawa, wyolbrzymione i fantastyczne
informacje o celach, metodach i możliwościach ruchu, wskutek których wszystkich jego aktywistów,
jak również sympatyków zaczęto traktować jako pospolitych kryminalistów stanowiących zagrożenie
dla społeczeństwa. Mnożące się coraz bardziej i chętnie publikowane wypowiedzi domagające się
fizycznej rozprawy z anarchistami przy pomocy drastycznych środków znajdowały intelektualną
podbudowę w opiniach autorytetów naukowych prześcigających się w demaskowaniu ich przestępczej
i chorobliwej natury. Pomawiano anarchistów o zwyrodnienia cielesne (Lombroso), bądź umysłowe
(Krafft-E-bing), o „popęd samobójczy" bądź poszukiwanie sławy za wszelką cenę, o ateizm albo
religijny mistycyzm. Pisma amerykańskie pod pretekstem walki z anarchizmem domagały się
wypędzenia wszystkich niepożądanych cudzoziemców. „Jedyni dobrzy anarchiści to martwi
anarchiści" — głosił w tych latach naśladując wypowiedzi gen. Jacksona o Indianach szacowny
„Globe Democrat" z St. Louis. Oskarżani o radykalizm Rycerze Pracy odcinali się publicznie od
„dzikich bestii" na lewicy. Podobnie było w Europie, Niejaki Henry Holt z całą powagą proponował w
roku 1893 prewencyjne wieszanie anarchistów . W poważnych wiktoriańskich periodykach mnożono
pod ich adresem dosadne sformułowania w rodzaju: „podrzynacze gardeł" lub „plwociny ludzkości".
Paryskie popołudniówki wzbogaciły się o nową rubrykę stanowiącą poligon sensacyjnego
dziennikarstwa — stały kącik poświęcony najnowszym wyczynom apostołów spontanicznej rewolucji.
Frank Harris, publicysta i pisarz o dużej renomie, przypłacił wymówieniem z pracy pozytywną ocenę
ideologii libertarnej.

Sprawiedliwość wymaga, by ten jednostronny i monotonny obraz wzbogacić o pewne wątki odrębne.
Rzecz w tym, że nawet w okresach najzacieklejszej nagonki na zwolenników propagandy czynem nie
brakowało pojedynczych wystąpień świadczących jeśli nie o sympatii, to przynajmniej o głębokim
współczuciu dla prześladowanej mniejszości, choć wymagało to nie lada odwagi. We francuskiej Izbie
Deputowanych odzywały się głosy protestu przeciwko formie i zakresowi represji . Znane z
nonkonformizmu czasopismo ,,L'Intransigeant" Henri Rocheforta krytykowało prymitywizm
rozpętanej kampanii. W „Review of Reviews" Steada, pradziadku dzisiejszego „Reader's Digest",
można było w tych latach przeczytać przedruki artykułów Kropotkina i Charlesa Malato. Pisarka o
nazwisku Ouida zwracała uwagę angielskiej opinii publicznej na ograniczenia wolności twórczej
spowodowane na kontynencie przez nowe ustawodawstwo. Było ono w jej opinii tak rygorystyczne,
że — jak twierdziła — „tylko nieliczni pisarze brytyjscy mogliby uniknąć włoskiego więzienia" . W
podobnym duchu, wyśmiewając „paniczny strach przed dynamitem", wypowiadał się Stepniak-
Krawczyński — dawny bojowiec Narodnej Woli.

Stosunek do anarchistów uległ pewnej zmianie dopiero w samym końcu lat dziewięćdziesiątych, gdy
zdano sobie lepiej sprawę z prawdziwej proporcji sił. Działaczom ruchu zaczęto przypisywać bardziej
ludzkie cechy, zaś w miejsce strachu pojawiło się lekceważenie. Niemniej jednak każdy nowy wybuch
bądź zamach przypisywany anarchistom odradzał wcześniejsze uprzedzenia. Skupiska imigrantów w
Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych podejrzewano o planowanie zgładzenia wszystkich
monarchów europejskich. W roli koordynatora tych poczynań obsadzano najchętniej Malatestę.
Aktywiści austriaccy skarżyli się w roku 1908 na represje za rzekome przygotowywanie zamachu na
życie arcyksięcia Franciszka Ferdynanda. W okresie rewolucji 1905-1907 Czerwony Krzyż, zapewne
pod wpływem doniesień o akcjach terrorystycznych, zaprzestał udzielania pomocy uwięzionym
anarchistom. W miarę pogarszania się sytuacji międzynarodowej coraz większy odłam prasy dawał
niedwuznaczny wyraz przekonaniu, że ruch libertarny stanowi przykrywkę dla swobodnego
funkcjonowania szpiegów niemieckich w Paryżu czy Londynie. W sensacyjnych informacjach na ten
temat celowali zwłaszcza dziennikarze angielscy.

Vous aimerez peut-être aussi