Académique Documents
Professionnel Documents
Culture Documents
W EUROPIE ZACHODNIEJ
1870-1914
Daniel Grinberg
SPIS TREŚCI
Historiografia anarchizmu
Od Lombroso do Laqueura
Spuścizna Godwina
Proudhon i proudhoniści
Anarchosyndykalizm
Antymilitaryzm i pacyfizm
Bandytyzm ideowy
Powiązania międzynarodowe
UWAGA
Niniejszy e-book jest zdygitalizowaną wersją książki Daniela Grinberga pt. 'Ruch anarchistyczny w zachodniej
europie 1870 – 1914” wykonaną dla portalu www.anarchista.org. Jest to pełna wersja książki, nie zawiera ona
jedynie przypisów i bibliografii. W związku z powyższym, w celu odnalezienia brakujących elementów radzimy
sięgnąć po wersję oryginalną. Za wszelkie ew. literówki i niedociągnięcia serdecznie przepraszamy.
WSTĘP
W opinii autora tej pracy dziewiętnastowieczny anarchizm europejski był doniosłym zjawiskiem
historycznym i socjologicznym zasługującym na dogłębną analizę. Ambicją książki, którą oddaję do
rąk czytelników, jest ukazanie go — w całej złożoności i różnorodności — takim, jakim był w istocie;
we właściwych proporcjach, nie pomijając stron ciemnych czy wstydliwych, ale też nie zapominając o
jego teoretycznym i praktycznym dorobku zachowującym do dziś aktualność. Wymaga to wkroczenia
na obszary penetrowane przez naukę historyczną stanowczo zbyt rzadko. Ogromna większość
dotychczasowej literatury przedmiotu koncentruje się na wątkach ideologicznych okraszonych
elementami biografii kilku czołowych teoretyków oraz sugestywnymi opisami zamachów. Podejście
tego rodzaju zamazuje całkowicie społeczny wymiar anarchizmu i — co gorsza — sprzyja pośrednio
zakorzenianiu się fałszywych stereotypów. W odróżnieniu od prac z tego nurtu prezentowana
rozprawa dotyczy zasadniczo anarchizmu jako ruchu społecznego, z wszystkimi konsekwencjami
takiego wyboru. Wypada więc z góry uprzedzić czytelników, że nie znajdą tu żelaznych punktów
repertuaru wielu innych publikacji: omówienia konfliktu między Marksem a Bakuninem, sprawy
Nieczajewa, rozbudowanych opisów krwawych zamachów bombowych, życiorysu Ravachola itp. Co
więcej, tradycyjny model historii anarchizmu rozumianej jako chronologiczny wykład wydarzeń
zastąpiony został ujęciem problemowym. W ten sposób, za cenę nieuchronnego powtarzania się
niektórych wątków występujących w coraz to nowych kontekstach, można było przedstawić sprawy
zazwyczaj przez historyków anarchizmu pomijane. Pozwoliło to również uniknąć istotnego przy
podejściu diachronicznym niebezpieczeństwa dopatrywania się ciągłości poczynań tam, gdzie jej w
rzeczywistości nie było. Analiza anarchizmu jako ruchu społecznego wymagała zarazem szerszego niż
zazwyczaj uwzględniania elementów z zakresu pokrewnych nauk społecznych — socjologii,
politologii czy psychologii. W nowocześnie pojmowanej humanistyce takie łączenie aspektów,
sprzyjające zintegrowanemu ujęciu tematu, powinno stanowić regułę.
Przyjęte ramy czasowe, lata 1870 -1914, odpowiadają z grubsza okresowi szczytowego rozkwitu
ruchu anarchistycznego w Europie, choć, naturalnie — nie są wolne od pewnej dozy arbitralności.
Tendencje antyautorytarne w ruchach społecznych lat sześćdziesiątych XIX w. zarysowały się
stosunkowo wcześnie, lecz ich krystalizacja przeciągnęła się do końca 1872 r. Za wyborem roku 1870
przemawia fakt, że wtedy właśnie uformowała się opozycja antyautorytarna w łonie
Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotników. Druga cezura wiąże się bezpośrednio z wybuchem I
wojny światowej, która — wyłączając Płw. Iberyjski — zadała ludziom spod znaku czarnego
sztandaru cios znacznie potężniejszy niż wszystkie dotychczasowe represje razem wzięte. Nigdy już
później nie odzyskali po nim dawnego wigoru. Ramy terytorialne — Europa Zachodnia — są
naturalną konsekwencją skali powiązań łączących aktywistów ruchu z tego obszaru. Pomimo
zróżnicowanych warunków istniejących w poszczególnych krajach, anarchizm w całej Europie
Zachodniej rozwijał się w zbliżonym rytmie, stykał się z podobnymi problemami i znajdował na nie
podobne odpowiedzi. Zupełnie inaczej przedstawiała się natomiast jego sytuacja na terenie Austro-
Węgier czy Cesarstwa Rosyjskiego, gdzie na dobrą sprawę rozwinął się dopiero w wieku XX, zaś styl
działania grup odbiegał od wzorca z Zachodu. Całościowe ujęcie ruchu anarchistycznego, od
Hiszpanii po Niemcy i od Wysp Brytyjskich po Płw. Apeniński, umożliwia spojrzenie porównawcze,
którego tak brakuje niektórym monografiom poświęconym wybranym wycinkom terytorialnym. Nie
oznacza to jednak, że wszystkie kraje potraktowane zostały z tą samą uwagą. Głównym punktem
odniesienia jest anarchizm francuski i szwajcarski znany autorowi z własnych kwerend źródłowych.
Informacje o ruchu hiszpańskim, włoskim, niemieckim i angielskim pochodzą najczęściej ze źródeł
drukowanych. Sporadyczne wzmianki o anarchizmie w Belgii, Holandii czy Portugalii służą jedynie
dopełnieniu ogólnego tła i nie dają wyobrażenia o specyfice ruchu na tych obszarach. Czytelnicy
przyzwyczajeni do dokładności mogą się czuć rozczarowani nadmiarem danych szacunkowych,
brakiem tabelarycznych zestawień działających grup bądź map ilustrujących ich rozmieszczenie. Jest
to po części skutkiem fragmentaryczności źródeł, ale zarazem odbiciem świadomego zamysłu
autorskiego. Miast ustalać wątpliwe dane zbiorcze na podstawie niepełnych i niepewnych danych
cząstkowych, autor pracy zadowolił się ustalaniem właściwego rzędu wielkości, gros uwagi
poświęcając sprawom z natury rzeczy niewymiernym — klimatowi intelektualnemu, obyczajowości,
kulturze itp.
Podstawą źródłową prezentowanej rozprawy są materiały ze zbiorów Maxa Nattlaua, Elisée Reclusa i
Jamesa Guillaume'a przechowywane w Międzynarodowym Instytucie Historii Społecznej w
Amsterdamie — jednej z największych tego rodzaju placówek na świecie — oraz archiwalia
składające się na spuściznę po anarchizmie francuskim czasów belle époque z Archives Nationales w
Paryżu. Istotne uzupełnienie tych zasobów stanowiły roczniki czasopism, druki ulotne oraz trudno
dostępne książki i broszury ze zbiorów British Museum, Bibliothèque Nationale, Musée Sociale i
Maison des Sciences de l'Homme (Paryż). Materiały te, pomimo luk i dysproporcji, pozwalają
wyrobić sobie miarodajny pogląd na dokonania anarchistów w całej Europie Zachodniej.
Całość książki składa się z trzech części, kolejno analizujących anarchizm jako przedmiot badań i
wyobrażeń, jako ideologię i jako, ruch społeczny. Część pierwsza omawia źródła i literaturę
przedmiotu, jak również jego odbicia w twórczości artystycznej. Rozdziały następne poświęcone są
zróżnicowaniu i przemianom ideologii libertarnej (anarchistycznej — w tekście książki oba słowa o
prawie identycznym znaczeniu i zbliżonej aurze emocjonalnej używane są wymiennie) na tle ogólnych
przemian ruchu. Wreszcie część trzecia — najważniejsza — zajmuje się takimi problemami, jak
geneza i typologia ruchu anarchistycznego, jego formy organizacyjne, strategia i taktyka działania,
metody propagandowe czy kontakty ze światem zewnętrznym; zawiera charakterystykę działaczy na
poziomie elit przywódczych oraz przeciętnych aktywistów; omawia typowe dla nich dziedziny
aktywności.
Oddając do druku tę skrócona wersję rozprawy habilitacyjnej z roku 1987 chciałbym zarazem gorąco
podziękować tym, którzy najbardziej przyczynili się do powstania tej książki: pani M. Hunink i
Rudolfowi de Jong z MSG w Amsterdamie, Krzysztofowi Pomianowi z École des Hautes Études en
Sciences Sociales w Paryżu oraz Jerzemu W. Borejszy, Jerzemu Jedlickiemu i Franciszkowi Ryszce.
Sposób ujęcia tematu wiele zawdzięcza ich radom i opiniom.
Część I
Specyfika poszczególnych ruchów społecznych odbija się na formach oraz stanie zachowania źródeł
oświetlających ich istnienie. Prawidłowość ta znajduje w przypadku anarchizmu pełne potwierdzenie.
Jako ruch amorficzny, odznaczający się zdecydowaną niechęcią do trwałych i sztywnych form
organizacyjnych, pulsujący w rytm spontanicznej aktywności jednostek i małych, nieformalnych grup
społecznych, nieciągły i zmienny, anarchizm stwarza swoim badaczom szczególne trudności.
Historyków czasów najnowszych, przyzwyczajonych do obfitości źródeł pisanych, czerpiących
materiały z archiwów organizacji i instytucji państwowych, zmusza do poszukiwania innych,
uzupełniających źródeł wiarygodnej informacji. Albowiem spuścizna archiwalna jaką po sobie
anarchizm zostawił — rozproszona i chaotyczna — oświetla zaledwie mały wycinek całego ruchu.
Sprzeciwiając się, w teorii i w praktyce, władzy państwowej, anarchiści narażali się stale na represje z
jej strony. Ich działalność traktowana była jako nielegalna lub podlegała ścisłej policyjnej kontroli.
Żyjąc na marginesie społeczeństwa, spychani w nielegalność i ustawicznie narażani na policyjne
szykany (nie dotyczy to Jury Szwajcarskiej i Wielkiej Brytanii), unikali pisemnych notatek mogących
stać się w śledztwie materiałem dowodowym. Zresztą wielu z nich miałoby poważne kłopoty z ich
sporządzeniem. W Hiszpanii, gdzie anarchizm trafił na podatny grunt miejscowych tradycji
federalistycznych, zdecydowaną większość szeregowych uczestników ruchu stanowili analfabeci. Był
to jednak czynnik drugorzędny, wobec innego, znacznie istotniejszego czynnika — braku
wewnętrznej potrzeby dokumentacji. Aktywiści, prześladowani przez prawo i oczekujący lada chwila
spełnienia swoich marzeń o idealnym systemie społecznym, żyli bez reszty przyszłością, nie oglądając
się wstecz. Tylko „propaganda czynem" wydawała im się czynnością godną chwili dziejowej. Nie jest
sprawą przypadku, że nie znamy dziś ani jednego dziennika anarchisty sporządzonego w tej epoce.
Nieliczne skądinąd tomy wspomnień powstały dopiero w wiele lat później.
Wskutek działania zasygnalizowanych przyczyn, źródła pisemne do dziejów anarchizmu już w chwili
powstawania nie były zbyt obfite, a ich dalsze losy jeszcze bardziej je uszczupliły.
We Francji największe zbiory posiadają Archives Nationales oraz archiwum prefektury policji w
Paryżu. Ich ilość i różnorodność jest widomym dowodem powagi z jaką II Republika przez z górą 3
dekady traktowała ruch anarchistyczny. W badaniach nad tym ruchem ogromne zasługi położył
założony w 1948 r. Institut Française d'Histoire Sociale (IFHS) kierowany przez Jeana Maitron.
Znajduje się tu bogata dokumentacja francuskiego anarchosyndykalizmu, a także papiery wybitnych
anarchistów przełomu XIX/XX w. (m.in. Paula Delesalle, Jeana Grave, Pierre Monatte i E. Armand).
Cenne dokumenty z tej epoki posiada również Musée Social w Paryżu uruchomione już w ostatniej
dekadzie minionego stulecia — najstarsza tego typu placówka na świecie.
Instytutu Marksa, Engelsa i Lenina w Moskwie oraz pamiątki po Kropotkinie znajdujące się w
Centralnym Archiwum Państwowym Rewolucji Październikowej, które w 1929 r. wchłonęło dawne
Muzeum Kropotkina. Godne uwagi zbiory posiada także Hoover Library of War, Peace and
Révolution w Stanford (USA). Ośrodek ten zgromadził dokumenty odnoszące się m.in. do
działalności bardzo aktywnej grupy anarchistów włoskich z Paterson w stanie New Jersey, dokumenty
Johanna Mosta i Errico Malatesty, a także bodaj największy na świecie zbiór odnoszący się do
dziejów rosyjskiego anarchizmu, mimo iż sam anarchizm w całości zainteresowań badawczych
Instytutu Hoovera zajmuje raczej uboczne miejsce.
Dzieła zniszczenia dopełniały burzliwe wydarzenia polityczne, jakich nie oszczędził Europie wiek
XX. Na Sycylii policja polityczna Mussoliniego zniszczyła archiwum Saverio Frisci. Ofiarą wojny
domowej w Hiszpanii padły przygotowane właśnie do druku w Barcelonie Bakunina odnoszące się do
spraw iberyjskich. Bojówki faszystów niemieckich spaliły bibliotekę i archiwum Rudolfa Rockera. W
czerwcu 1940 r., bezpośrednio przed wkroczeniem Niemców do Paryża, zniszczono między innymi
wiele zasobów z archiwów państwowych odnoszących się do francuskiego anarchizmu. Wreszcie
latem 1944 r. podczas akcji ewakuacyjnej wojsk hitlerowskich z Normandii zaginęła bezpowrotnie
zasadnicza część zbiorów Guillaume'a. W tej sytuacji zachowanie się w całości ogromnej kolekcji
Maxa Nettaua graniczy niemal z cudem. Kolekcja ta, na którą składało się blisko 40 tys. wydawnictw
związanych z ideologią wolnościową w kilkudziesięciu językach, niezliczona ilość gazet i czasopism
oraz unikalne dokumenty otrzymane bezpośrednio od żyjących jeszcze bohaterów wydarzeń lub
członków ich rodzin była pomnikiem energii i poświęcenia jednego samotnego człowieka. W ciągu
blisko 60 monotonnych lat, wypełnionych bez reszty gromadzeniem i opracowywaniem materiałów do
dziejów anarchizmu, udało mu się dotrzeć do niezliczonej ilości osób, zaś rosnący z biegiem lat
szacunek jakim się cieszył sprzyjał jego wysiłkom.
Chlubą kolekcji stały się papiery pośmiertne Bakunina przekazane jesienią 1899 r. przez rodzinę
zmarłego. Nettlau zakupił, bądź otrzymał w darze, także wiele innych zbiorów — archiwa Pierre
Vessiniera z I Międzynarodówki, Pierre Ramusa i Augustina Ha-mona7 oraz wielkie liczby listów.
Organiczną częścią kolekcji jest obecnie również korespondencja jaką „Herodot anarchii" prowadził z
informatorami z całego świata. Stanowi ona nieprzebrane źródło wiedzy praktycznie na każdy temat
związany z przeszłością libertarnych idei i ruchów.
Biblioteki europejskie przez kilkanaście lat rywalizowały ze sobą o pozyskanie kolekcji Nettlaua.
Ostatecznie wygrał ją, założony z myślą o niej przez prof. Posthumusa, Instytut w Amsterdamie.
Zbiory zgromadzone w prywatnych mieszkaniach Nettlaua w Berlinie i Wiedniu dosłownie w
ostatniej chwili znalazły się na terytorium Holandii. Można przypuszczać, że decyzja ta uratowała je
przed zagładą.
W przeciwieństwie do archiwów prywatnych — rozproszonych i szczątkowych — archiwalia
policyjne przetrwały do naszych czasów na ogół w znakomitym stanie. Składają się na nie różnorodne
materiały zarekwirowane podczas czynności śledczych i rewizji, akta procesów i dokumenty własne
policji obrazujące jej opinie na temat ruchu anarchistycznego oraz środków podjętych dla jego
zwalczania. Wśród materiałów zarekwirowanych zdarzają się źródła bezcenne. Wiele efemerycznych
pisemek lokalnych i wydawnictw jednorazowych znamy dziś wyłącznie z teczek policyjnych, gdzie
przypięte spinaczem do raportu jakiegoś agenta stanowią materiał dowodowy.
W archiwach policji i organów, którym kompetencyjnie podlegała ona we Włoszech, Francji czy
Cesarstwie Niemieckim, ocalały dzięki załącznikom ogromne ilości ulotek rozmaitych grup
anarchistycznych, rozlepiane na murach, bądź kolportowane drogą pocztową manifesty i apele
(zazwyczaj oryginały, rzadziej ręczne kopie), wycinki z gazet, broszury, listy itp. Ilościowo
przeważają jednak sporządzane w regularnych odstępach czasu okresowe raporty komisarzy czy też
prefektów policji o sytuacji w powierzonym sobie rejonie i środkach zastosowanych dla
przeciwdziałania ,,pladze" anarchizmu. We Francji w poszczególnych departamentach prowadzono
stale uaktualniane listy abonentów największych pism anarchistycznych oraz listy rozpoznanych
aktywistów zamieszkałych w poszczególnych rejonach. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych
gromadziło wiadomości o zamachach anarchistycznych na całym świecie. Ten system informacyjny
okazał się jednak jawnie niedoskonały podczas podejmowanych akcji prewencyjnych i represyjnych
ze względu na ruchliwość anarchistów i omylność policyjnych wywiadowców. Z biegiem lat został
więc znacznie udoskonalony. Wprowadzono teczki osobowe zaopatrzone w miarę możliwości w
fotografie. W dossiers aktywistów z początku XX w. znajdujemy już bardzo wszechstronne
informacje o:
2. wykształceniu,
3. miejscu zamieszkania,
6. ewentualnej karalności,
W latach działalności słynnej zmotoryzowanej bandy Bonnota policja sporządziła również spisy
anarchistów posiadających samochody lub wykonujących zawód szofera. Dowodem zwiększonej
prężności działania było nawiązanie stałych kontaktów z wyspecjalizowanymi komórkami policji
innych krajów mających podobne problemy.
Kropotkin zarzuca źródłom policyjnym notoryczną kłamliwość. Jest to wszakże opinia zbyt
jednostronna. Wiele zależało od poziomu kadr policyjnych. Najlepszymi dysponowała naturalnie
prefektura paryska. W połowie lat dziewięćdziesiątych XIX w. miała ona do swej dyspozycji nawet
specjalną brygadę fachowców od teorii anarchizmu z wysokimi stopniami naukowymi. Raporty
sporządzane przy ich współudziale zasługują na poważne traktowanie. Inaczej kształtowała się
sytuacja na prowincji. Ograniczony budżet tajnej policji III Republiki zmuszał prefektów do
współpracy z bardzo niepewnymi informatorami. Mimo niskiej oceny wiarygodności pochodzących
od nich doniesień ze źródeł tego typu wydobyć można, przy zachowaniu pełnego krytycyzmu, wiele
interesujących wiadomości. Niektóre raporty i donosy odznaczają się nawet pewną literacką finezją.
Specyficzną grupę źródeł stanowią akta procesów sądowych. Wydobyć z nich można cenne
wiadomości o biografiach i mentalności szeregowych anarchistów. Pozwalają również wnioskować o
zmianach w nastawieniu opinii publicznej i aparatu państwowego do samego zjawiska anarchizmu.
Akta najgłośniejszych procesów: w Chicago 1886 r., w Lyonie w 1883 r. tzw. procesu trzydziestu w
Paryżu 1894 r. czy wreszcie anarchistów hiszpańskich z 1892 r. zostały, przynajmniej częściowo,
opublikowane.
Gazety i czasopisma służyły jednak nie tylko przekazywaniu informacji. Propagując idee
anarchistyczne sprzyjały pozyskiwaniu nowych sympatyków, zaś osobom już przekonanym
zapewniały nieustające forum dyskusyjne. Są zatem, mimo oczywistej tendencyjności, niesłychanie
wszechstronnym i wiarygodnym źródłem historycznym. Nekrologi i artykuły wspomnieniowe
umieszczane na ich łamach stanowią dla dzisiejszego historyka krynicę bezcennych wiadomości,
których próżno by szukać w innych źródłach. Zupełnie inaczej natomiast ocenić wypada przydatność
źródłową prasy „burżuazyjnej". Wiadomości, jakie w niej znajdujemy są z reguły bałamutne, bardziej
zresztą z autentycznej niewiedzy niż chęci świadomego manipulowania czytelnikami. Obraz
anarchizmu, jaki wyłania się z pierwszych stron wielkonakładowych dzienników europejskich końca
XIX w., niewiele ma wspólnego z rzeczywistością.
Dokumentacja mechaniczna i fotograficzna dla okresu sprzed I wojny światowej jest stosunkowo
nikła. Zachowały się unikalne nagrania głosu Loiusy Michel, Piotra Kropotkina i Charlesa Malato,
który podobno już w końcu ubiegłego wieku usiłował gromadzić tego rodzaju zbiory. Niewielkie
ilości fotografii posiadają archiwa policji. W dossiers francuskich anarchistów gromadzonych przez
prefekturę paryską znalazły się na początku XX w. fotografie ok. 4 tysięcy czołowych aktywistów, zaś
ich kopie rozesłano do Anglii i Stanów Zjednoczonych.
Wydawnictwa źródłowe i podstawowe pomoce naukowe
Rozproszenie zasobów oraz utrudniony dostęp do nich w pełni uzasadniają potrzebę edycji źródeł
związanych z anarchizmem. Przyznać trzeba również, że w dużej mierze została ona zaspokojona. Są
to jednak w większości wydawnictwa tendencyjne, opracowane przez sympatyków z myślą o obronie
dobrego imienia anarchizmu i jego naczelnych idei. Cele naukowe zepchnięte są w nich na daleki plan
albo stanowią tylko zewnętrzny makijaż. Widać to w samym doborze materiałów, sposobie
posługiwania się nimi, a przede wszystkich w redakcyjnych komentarzach (vide Archives Bakounine).
Nie brak też ciekawych wspomnień oświetlających romantyczną epokę „propagandy czynem". Przy
korzystaniu z nich nie wolno wszakże zapominać o dystansie czasowym dzielącym zredagowanie
tekstu od opisywanych wydarzeń. Choć ujawniają niekiedy bardzo cenne szczegóły o charakterze
biograficznym lub obyczajowym, zatajają jednocześnie wiele działań i autentycznych motywacji
uczestników dawnych nielegalnych przedsięwzięć. Szczególną ostrożność zachować należy przy
lekturze, obfitych niegdyś jako gatunek, wspomnień komisarzy policji kierujących walką z
anarchizmem. Sensacyjne informacje, w jakie obfitują, nie znajdują na ogół potwierdzenia w innych
źródłach. Książki te są natomiast nieświadomym dowodem ignorancji w sprawach anarchizmu ludzi,
którzy z racji pełnionych funkcji powinni byli być na ten temat najlepiej poinformowani.
W bibliografii nadal zachowuje swą wartość pionierska praca Nettlaua. Uzupełnia ją o najważniejsze
pozycje dwudziestowieczne artykuł Waltera. Szczegółowy wykaz źródeł z epoki I Międzynarodówki
(pisma, druki ulotne, broszury) zawiera trzytomowy Reportoire Internatinal des sources pour l'Étude
(Paris 1952-1963). Nieocenionym źródłem informacji o ludziach są słowniki biograficzne działaczy
ruchu robotniczego. W kwestiach teoretycznych autorytatywnym kompendium prezentującym
stanowisko anarchistów jest zapoczątkowana przez Sebastiana Faure'a i urwana na tomie czwartym
L'Encyclopédie anarchiste (Paris 1924-1926). Spośród publikacji nowszych na szczególne
wyróżnienie zasługuje katalog książek i broszur opublikowany przez IFHS.
Na koniec podkreślić należy szczególną rolę, jaką w badaniach nad dziejami anarchizmu odegrały
takie czasopisma, jak: „Grünberg Archiv für die Geschichte des Socialismus und der
Arbeiterbewegung" (1911-1930), „International Reviev of Social History" (organ IISC 1936-1940 i
ponownie od 1959 r.), „Annali Istituto Feltrinelli" (od 1958 r.), czy wreszcie francuskie „Le
Mouvement Social" (organ IFHS od 1960 r. jako kontynuacja kwartalnika ,,L'Actualité de l'Histoire").
Numery specjalne, artykuły, recenzje i źródła publikowane na ich łamach stwarzają wspaniałą
panoramę ewolucji, jaką przebyła historiografia anarchizmu w ciągu minionego półwiecza.
2. Historiografia anarchizmu
Historiografia anarchizmu zdecydowanie wyłamuje się z zarysowanego powyżej modelu i to nie tylko
ze względu na jej rzadko spotykaną stronniczość. Ciąży na niej bowiem po dzień dzisiejszy niezwykła
osobowość Maxa Nettlaua — pierwszego, a zarazem najwybitniejszego do tej pory badacza teorii i
ruchów wolnościowych, prekursora, który okazał się klasykiem i prawodawcą odkrytego przez siebie
gatunku i którego autorytetowi upływ czasu nie wydaje się wyrządzać żadnej szkody. W
dziewięćdziesiąt lat od chwili publikacji pierwszych artykułów Nettlaua cała historiografia
anarchizmu obraca się wokół stworzonych przezeń schematów ujęć, ogarnia to samo pole
zainteresowań, niezależnie od tego, czy autorzy podzielają jego opinie, czy też przeciwnie, ostro z
nimi polemizują. Żaden z pionierów innych dziedzin historii nie może się pochwalić równie trwałym i
przemożnym wpływem na kontynuatorów rozpoczętego przezeń dzieła. Konsekwencją takiego stanu
rzeczy jest zaskakujący przy takim temacie konserwatyzm piśmiennictwa o anarchizmie,
powtarzalność stanowisk i argumentów polemicznych.
Stałość i polemiczność to cechy odnoszące się również do twórczości Maxa Nettlaua. Przyszły
„Herodot anarchii" urodził się 30 kwietnia 1965 r. w Neuwaldeg koło Wiednia, gdzie jego ojciec, były
hofgartner ogrodów królewskich w Poczdamie, pełnił służbę u boku księcia Schwarzenberga.
Pochodził ze starej rodziny urzędniczej z Prus Wschodnich i mimo wieloletniego pobytu w Austrii,
nie czuł się z nią związany. Swoje dzieci, zgodnie z politycznymi sympatiami, wychowywał w duchu
liberalnym. Max odziedziczył po nim skłonność do pedanterii wygładzoną jednak dużą intelektualną
rzutkością. Od wczesnego dzieciństwa odznaczał się świetną pamięcią; z niesłychaną łatwością
opanowywał języki obce. W 1887 r. ukończył studia filologiczne na Uniwersytecie Lipskim
otrzymując stopień doktorski za pracę o gramatyce języka starowalijskiego. Pasjonował się również
ornitologią. Zainteresowania te zdradzają zasadniczy rys jego charakteru — pragnienie ucieczki od
rzeczywistości, instynktowną sympatię dla spraw i tematów niepopularnych, utożsamianie się ze
stroną słabszą, z wszelkimi ,,losers" w procesie dziejowym. Uwidacznia się to bardzo wyraźnie w
stosunku Nettlaua do anarchizmu.
Według jego własnych, nie zawsze zgodnych ze sobą relacji, zainteresował się socjalizmem w
szesnastym roku życia pod wpływem lektury pism „Freiheit" i „Zukunft" oraz napływających z Rosji
wiadomości o wyczynach Narodnej Woli. Z anarchistami zetknął się po raz pierwszy w Londynie,
gdzie pogłębiał znajomość języków celtyckich i było to spotkanie brzemienne w konsekwencje.
Wstąpił niezwłocznie do Socialistic League (1886), zdominowanej wówczas przez anarchistów, i po
kilku latach wahań zrezygnował ostatecznie z kariery naukowej. Wszystko co robił, podporządkował
od tej chwili jednemu celowi — ochronie przed zaginięciem i zapomnieniem wszelkich przejawów
myśli libertarnej. Do jego realizacji predystynowany był zresztą znakomicie ze względu na kontakty
osobiste, biegłą znajomość kilkunastu języków, umiejętność stenografii oraz niezależność materialną
umożliwiającą zakupy w antykwariatach i coroczne kilkumiesięczne wypady do rozmaitych bibliotek i
archiwów europejskich.
W 1888 r. Nettlau przystąpił do gromadzenia swojej kolekcji, która stać się miała podstawą
opracowywanej przezeń bibliografii druków anarchistycznych. Jednocześnie w „The Commonweal"
—organie Socialistic League — redagował rubrykę wydarzeń międzynarodowych. Już pierwsze
artykuły, opublikowane w kierowanym przez Johanna Mosta wydawnictwie Die Freiheit w 1890 r.,
zwróciły nań uwagę środowiska. Przypominał w nich sylwetki prekursorów współczesnych sobie
doktryn anarchistycznych. Jeden z artykułów zatytułowany Die Historische Entwicklung des
Anarchismus stanowił pionierską próbę syntezy tego niedostrzeganego dotąd przez historyków
zjawiska. Nie popełniając najmniejszej przesady można powiedzieć, że cały dorobek naukowy autora
—dziesiątki opasłych tomów napisanych w ciągu z górą półwiecza — stanowił tylko rozwinięcie
koncepcji zarysowanej w tej kilkunastostronicowej broszurce.
W 1897 r., z dwuletnim opóźnieniem, ukazała się w Paryżu i Brukseli oczekiwana od dawna
bibliografia, która przekroczyła najśmielsze przewidywania adresatów. „Tylko Niemiec mógł dokonać
czegoś takiego" — komentował publikację Malatesta. Na blisko 300 stronach tekstu zawarł autor
ogromną ilość precyzyjnych informacji o czasopismach, drukach ulotnych i książkach związanych
choćby pośrednio z ideologią libertarną. Anarchiści dowiedzieli się z niej ze zdumieniem o bogactwie
literatury i wspaniałych tradycjach, jakie reprezentowany przez nich ruch posiada. Książka ta stała się
punktem wyjścia dla podjętych później przez Nettlaua prac nad stworzeniem powszechnej historii
anarchizmu.
Jako pierwsza z inicjatywą tego rodzaju wystąpiła redakcja ukazującego się w Liège pisma ,,Bulletin
de l'Internationale Libertaire" wyrażającego tendencję do wzmożenia spoistości ruchu. Miała to być
jednak inicjatywa zbiorowa; każdy z zaproszonych uczestników opracować miał dzieje anarchizmu na
określonym terytorium. Sam fakt zaproszenia Nettlaua świadczył wszakże o jego rosnącej
popularności, mimo separowania się od głównego nurtu ruchu. Z wyjątkiem imprez tej rangi, co
kongresy z lat 1889 i 1896, nie brał udziału w wydarzeniach aktualnych. Dystansował się od
współczesnych sobie przedsięwzięć i polemik ogniskujących uwagę aktywistów. Na arenie
międzynarodowej znany był tylko jako autor-poliglota, publikujący artykuły historyczne w prasie
anarchistycznej kilkunastu krajów.
Biografie Nettlaua nie bez przyczyny ograniczają się praktycznie do opisu jego dzieł. Życie prywatne
autora mogło się wydawać postronnemu obserwatorowi nieznośnie monotonne. „Nie miał żadnych
kontaktów społecznych, żadnych potrzeb osobistych i żadnych rozrywek" — pisze z pewną przesadą
Arthur Lehning. W rzadkich chwilach wypoczynku zajmował się porządkowaniem swoich zbiorów.
Zasadniczą formą kontaktów Nettlaua ze światem zewnętrznym była wymiana listów, ale grono
korespondentów uległo w przededniu I wojny światowej znacznemu uszczupleniu. Na tle stosunku do
wojen bałkańskich ujawniły się wśród działaczy anarchistycznych podstawowe rozbieżności. Nettlau,
broniący polityki Austro-Węgier, przekonany o wyższości Germanów nad Słowianami i dopatrujący
się we wszystkich wydarzeniach w Europie Południowo-Wschodniej rosyjskiej inspiracji, zerwał
stosunki z popierającymi jednoznacznie Entente Gravern, Kropotkinem, Czerkiezowem i Guillaumem.
Pogłębiło to jeszcze jego dotychczasową izolację i zgorzknienie datujące się od śmierci żony w 1907
r. Badania historyczne stanowiły dlań — „człowieka XIX wieku", jak sam siebie określał — ucieczkę
od coraz mniej akceptowanej rzeczywistości.
W tym okresie powstają duże, znakomicie udokumentowane źródłowo studia poświęcone działalności
stronników Bakunina w Hiszpanii i we Włoszech oraz sylwetki wybitnych anarchistów,
wykorzystywane później w nieskończonej ilości książek, broszur i artykułów. Można je traktować
jako wstępną przymiarkę przed podjęciem zasadniczego tematu.
To pierwsze opus magnum Nettlaua, przedstawiające dzieje anarchizmu od Zenona z Kition do 1861
r., udostępnione zostało niemieckim czytelnikom w 1925 r. Następny tom, obejmujący epokę
bakuninowską, ukazał się w dwa lata później, zaś tom trzeci (lata 1880-1886) w 1931 r. Każdy kolejny
tom był grubszy, choć omawiał coraz krótsze odcinki czasoweS7. Likwidacja przez nazistów w 1933
r. wydawnictwa „Der Syndycalist" uniemożliwiła dalsze publikacje. Następne tomy pozostawały w
autorskim rękopisie. Wraz z późniejszymi uzupełnieniami liczą one łącznie około 2 tysięcy gęsto
zapisanych stron, co stanowi w przybliżeniu dwie trzecie całości dzieła. Tom czwarty: Blutezeit der
Anarchie obejmuje lata 1886-1894, zaś trzy ostatnie, podzielone już terytorialnie, a nie
chronologicznie, doprowadzają wykład do 1914 r. Biblioteka IISG w Amsterdamie dysponuje kilkoma
powielonymi egzemplarzami każdego tomu.
Burzliwe lata trzydzieste wycisnęły tragiczne piętno na ostatnich latach życia dziejopisa anarchizmu.
Zdziwaczały i opuszczony przez przyjaciół długo nie mógł pogodzić się z myślą o konieczności
emigracji. Łudził się, że faszyzm niemiecki mieć będzie lepsze od włoskiego oblicze, że „duchowa
elita" reprezentująca „prawdziwe Niemcy" potrafi mu się skutecznie przeciwstawić. Dopiero w 1938 r.
obawa o losy kolekcji wzięła górę nad przywiązaniem do niemieckiej kultury. Udał się wówczas,
śladem swoich zbiorów, do Holandii. Zmarł w skrajnej nędzy na raka mózgu 23 lipca 1944 r. w
okupowanym jeszcze Amsterdamie. Można przypuszczać, znając jego charakter, że brak aktywności
intelektualnej, wymuszony przez chorobę, dokuczał mu w ostatniej fazie życia bardziej jeszcze niż
cierpienia fizyczne. W papierach pośmiertnych Nettlaua znaleziono prócz wspomnień i kroniki życia
m.in. kilkusetstronicową rozprawę o tajnych organizacjach europejskich lat 1795-1830.
Sceptyczny wobec współczesnych sobie doktryn definiował anarchizm ogólnikowo jako „stan rzeczy,
w którym każdy otrzymuje największą porcję szczęścia jaką zdolny jest odczuć". Wielokrotnie
opowiadał się za sformułowaną przez Hiszpanów ideą „anarchizmu bez przymiotników" (anarquismo
sin adjectivos) dążącą do pogodzenia przedstawicieli wszystkich tendencji. Tolerancyjny stosunek do
rozmaitych koncepcji ekonomicznych łączył się u Nattlaua ze zdecydowaną krytyką wszelkich
rozwiązań „unitarnych". Z upływem lat coraz jawniej atakował anarchokomunizm jako szkodliwą
utopię roszczącą sobie pretensje do wyłączności. O socjalizmie pisał, iż jest to jeszcze „chimera [...]
nie mająca żadnego bytu, żadnej siły moralnej, żadnego wpływu na dusze ludzkie". Również
niebanalny jak na anarchistę był jego stosunek do rewolucji; twierdził bowiem, że są dziełem
zakonspirowanych spiskowców, a nie wyrazem woli ludu i nie dają gwarancji powodzenia. Większe
nadzieje wiązał ze stopniową ewolucją rozszerzającą zdobycze liberalnego wieku XIX. Humanitarno-
moralistyczny kierunek, jaki reprezentował, sytuował go poza głównym nurtem współczesnego mu
ruchu anarchistycznego. Również cechująca go konsekwentnie sceptyczna postawa, przeradzająca się
z czasem w głęboki pesymizm (po 1918 r.), ostro kontrastowała z dominującym, euforyczno-
optymistycznym nastawieniem jego czytelników.
Oczywiście, w poglądach Nettlaua wiele było niespójności, a nawet jawnych sprzeczności, których
sama antydoktrynerska postawa nie mogła zatuszować. Potrafił ostro piętnować „religijny idiotyzm",
aby w następnym już zdaniu opowiadać się za tolerancją dla wszelkich poglądów. Głosząc
niezbędność koegzystencji anarchistów z instytucjami państwowymi, nawoływał ich jednocześnie do
ignorowania prawa. Apelował o ograniczenie publicznych polemik, choć sam często wykraczał
przeciw temu postulatowi. Jak protagoniści I Międzynarodówki, którym poświęcił tak wiele uwagi,
krytykę swoich poglądów traktował niekiedy jako atak personalny.
Szeregowi, bezimienni anarchiści całkowicie wymykali się z jego pola widzenia. Rangi anarchizmu
jako zjawiska społecznego zdawał się w ogóle nie dostrzegać. Informacje o ruchu ograniczał do
niezbędnego minimum. Przedstawiał je w oderwaniu od realiów społecznych XIX-wiecznej Europy.
Pisząc o ludziach i sprawach, z którymi solidaryzował się duchowo, był w sposób nieunikniony
stronniczy. Prace historyczne Nettlaua pełne są ostrych, polemicznych sformułowań pod adresem
przeciwników ideowych. „Dla pana, najwyraźniej, wszystkie krzywdy doznane przez Bakunina są
teraz równie żywe jak w 1872 r." — pisał doń Nikołajewski pod świeżym wrażeniem lektury.
Tendencyjność wielu opisów i ocen „Herodota anarchii" nie może ulegać wątpliwości, pamiętać
wszakże należy również o drugiej stronie medalu. Kiedy powstawały jego pierwsze dzieła, anarchizm
znajdował się pod zmasowanym ostrzałem nieprzebierającej w środkach krytyki i to zarówno ze
strony społeczeństwa burżuazyjnego, jak i socjalistów nurtu „autorytarnego". Sytuacja ruchu i czasy,
w których publikował nie sprzyjały wyważonym opiniom. Broniąc przed pomówieniami Bakunina i
jemu podobnych, sam z kolei bywał niesprawiedliwy, ale nigdy nie wpadał w paszkwilancko-
napastliwy ton, przed którym nie uchroniło się wielu jego następców. W pełni natomiast podzielał ich
nieskrywaną wrogość do marksizmu.
Przy całej swej tendencyjności i ahistoryczności książki Nettlaua wyróżniają się korzystnie na tle
innych opracowań sporządzanych przez zwolenników ideologii libertarnej. Są od nich po prostu
bardziej rzetelne. Zadecydowała o tym anachroniczna, kronikarska forma wykładu, powściągająca
cugle subiektywizmu. Dzięki niej Nettlau — kolekcjoner faktów, pedantyczny bibliograf, brał górę
nad Nettlauem — propagatorem ideologii wolnościowej. Antykwaryczny stosunek do tematu
wystawiał jednak czytelników jego książek na ciężkie próby. Musieli przebijać się mozolnie przez
opasłe tomy pisane ciężkim językiem, bez szczególnej dbałości o kompozycję. Wszystkie prace
sporządzone były według tej samej receptury — na zasadzie sekwencji sylwetek spojonych krótkim
odautorskim komentarzem. W samym sposobie prezentacji poszczególnych postaci obowiązywały
również sztywne reguły. Nagromadzenie szczegółów biograficznych, ogromna ilość przypisów
rzeczowych, organiczne włączenie w tekst zasadniczy drobiazgowych zestawień bibliograficznych, i
wreszcie najbardziej chyba męcząca dla odbiorców praktyka cytowania w języku oryginału In extenso
(bądź w obszernych streszczeniach) omawianej w porządku chronologicznym spuścizny pisarskiej
poszczególnych autorów — wszystko to nadaje książkom Nettlaua niepowtarzalny charakter. Z
formalnego punktu widzenia są to raczej, w większości, materiały do historii anarchistycznych idei niż
monografie naukowe z prawdziwego zdarzenia.
W pogoni za chimerą pełni wiedzy o interesujących go sprawach, żadnej ze swoich prac nie traktował
jako ostatecznej wersji tematu. Nieustannie poszukiwał nowych źródeł. Ale faktów gromadzonych z
takim trudem nie poddawał dostatecznej problematyzacji. Nie pytał o przyczyny i nie dążył do
wyciągnięcia konkluzji. Zgryźliwa opinia Nomada twierdzącego, że „Nettlau wiedział wszystko, ale
nie rozumiał niczego" nie jest daleka od prawdy.
Inną zasługującą na uwagę cechą ujęć wiedeńskiego filologa jest skłonność do czarno-białych
podziałów; wizja świata zaludnionego przez zdecydowanych przyjaciół lub zdecydowanych
nieprzyjaciół wolności. Ponadto uderza w nich zacieranie ewolucji poglądów przedstawianych postaci.
O Proudhonie pisze tak, jak gdyby zatrzymał się w rozwoju na 1849 r. Bakunin jest dlań anarchistą już
w 1851 r.
Najlepsze wrażenie sprawiają dziś te książki Nettlaua, do których on sam przywiązywał najmniejszą
wagę — pośpiesznie pisane jednotomowe syntezy. Encyklopedyczna dokładność łączy się w nich
bowiem z szerokim, panoramicznym ujęciem tematu.
Wśród historyków anarchizmu panuje przekonanie, że Nettlau był bezkrytyczny wobec swoich
bohaterów. Uporczywość tej opinii zdaje się wskazywać, iż niewielu autorów podjęło trud wczytania
się w jego rękopisy. W rzeczywistości dawał powściągliwy, ale zauważalny wyraz osobistym
sympatiom i antypatiom, nie licząc się przy tym zbytnio z oczekiwaniami czytelników. W bardzo
ostrych słowach krytykował kierunki rozwojowe anarchizmu po 1880 r. Nawet u Bakunina, z którym
czuł się bodaj najmocniej związany, dostrzegał błędy i słabości charakteru. Publicznie piętnował
„Deutschenhass" autora Dieu et l'État. Nigdy też, w przeciwieństwie do Guillaume'a i Innych
anarchistów, w polemice z marksistami nie posuwał się do preparowania cytatów albo świadomego
zniekształcania sensu wypowiedzi. Rzadko pomijał istotne dla sprawy, choć niewygodne dla
anarchistów źródła. Potrafił krytykować Carla Cafiero za nadużycie zaufania Engelsa. W świetle tych
faktów nagminna nie tylko w historiografii marksistowskiej opinia o apologetycznym charakterze jego
twórczości wymaga rewizji. Przy wszystkich swoich brakach korpus wydanych i niewydanych dzieł
Nettlaua składa się na największe dokonanie w dotychczasowej historiografii anarchizmu. Uwikłanie
autora w polemiki personalne i ideologiczne swojej doby nie umniejsza w niczym ich faktograficznej
rzetelności.
James Guillaume — aktywista przemieniony w historyka
Pod wieloma względami starszy od Nettlaua o 21 lat James Guillaume stanowił jego pełne
zaprzeczenie. Ich rywalizacja, która przerodziła się z upływem czasu w nieskrywaną wrogość, nie była
kwestią przypadku.
Guillaume miał temperament aktywisty, iście francuski, błyskotliwy intelekt oraz wyraźne skłonności
przywódcze. Kropotkin opisuje go jako człowieka „małego wzrostu, szczupłego, przypominającego
trochę Robespierra z powierzchowności i śmiałego umysłu, posiadającego zawsze złote serce, które
otwierało się tylko w serdecznej, poufałej przyjaźni". Nettlaua musiał razić jego gorący, francuski
patriotyzm, jak również tendencja do ferowania apodyktycznych opinii.
James Guillaume urodził się 16 lutego 1844 r. w Londynie, gdzie jego ojciec przez kilka lat kierował
sprzedażą szwajcarskich zegarków. Republikańskie przekonania ojca, który po powrocie do Jury
zrobił karierę polityczną (dwadzieścia pięć lat w Radzie Stanu), zaważyły na jego poglądach i
wyborze drogi życiowej. Po ukończeniu studiów w Zurychu pracował jako nauczyciel gimnazjalny. W
1865 r. założył jedną z pierwszych na terenie Szwajcarii sekcji Międzynarodowego Stowarzyszenia
Robotników. Związany z Bakuninem od 1868 r., był wydawcą pism o tendencji anty-autorytarnej („Le
Progrés" — Le Locie 1868-1870, „La Solidarité" — Neuchâtel i Genewa 1870-1871, ,,Bulletin de la
Fédération Jurasienne" — Sonvillier, La Chaux-de-Fonds i Le Locie 1872-1878), inspiratorem
Federacji Jurajskiej, autorem strategicznych koncepcji ruchu anarchistycznego po 1872 r. Kongres
haski „zaszczycił" go usunięciem z szeregów Międzynarodówki (rezolucja XI). W maju 1878 r.
zniechęcony brakiem perspektyw oraz poparciem dla tendencji terrorystycznych w najściślejszym
kręgu wtajemniczonych kierujących ruchem, zrywa dotychczasowe kontakty i wyjeżdża na stałe do
Francji. Przez kilkanaście lat współpracuje przy edycji Słownika Pedagogicznego Ferdinanda
Buissona, wydaje materiały dokumentujące działalność jakobińskich komisji 1793-1794 r., publikuje
książki o historii pedagogiki oraz pozycje beletrystyczne. W ruch robotniczy włączył się ponownie, z
całą energią, w okresie triumfów anarchosyndykalizmu; tym razem już tylko jako wydawca („La
Bataiille Syndycaliste") i propagandzista (artykuły w „La Vie Ouvrière" i „La Voix du Peuple").
Zamierzenia początkowe były nad wyraz skromne. Miał to być zbiór luźnych impresji z
zaszyfrowanymi nazwiskami bohaterów, uzupełniony tekstami artykułów z pism, które redagował. W
miarę odnawiania dawnych przyjaźni i napływu wciąż nowych materiałów elementy autobiograficzne
spychane były na coraz dalszy plan. W efekcie czterotomowa praca ma charakter zbliżony do
monografii naukowej, a pod względem nasycenia źródłami nie ustępuje w niczym książkom Nettlaua.
Jest też, przynajmniej w tym samym stopniu co one, tendencyjna, ale tu kończą się już wszystkie
podobieństwa. Kluczową dla historyka anarchizmu kwestią anty-autorytarnego przełomu w łonie I
Międzynarodówki przedstawia
Guillaume z partykularnego punktu widzenia działaczy szwajcarskiej Jury i nie jest to wybór
przypadkowy. Uniwersalizm Nettlaua był konsekwencją jego izolacji, braku zaangażowania w
aktualny ruch anarchistyczny. Natomiast Guillaume, orędownik rewolucyjnego syndykalizmu, pisze
dla nowej generacji aktywistów; pragnie przerzucić pomost między dwiema epokami, wskazać na
Bakunina jako bezpośredniego prekursora anarchosyndykalizmu i na Federację Jurajską jako miejsce
realizacji tych idei avant la lettre.
Anarchizm jest w jego ujęciu naturalnym zwieńczeniem kierunku rozwojowego samodzielnego ruchu
robotniczego. Podejmowane przez Marksa próby zepchnięcia go z tej drogi miały się skończyć klęską.
Kwestionuje również Guillaume tezę Nettlaua o inspiratorskiej roli Bakunina. „To Bakunin — jak
pisze — rozwinął się dzięki Międzynarodówce, ponieważ tylko w tym środowisku mógł prowadzić
prawdziwą działalność".
Guillaume położył znaczne zasługi jako wydawca pism Bakunina (tom ll-VI, 1907-1913), autor
broszur (m.in. o Buonarrotim, Proudhonie, Marksie), tłumacz obcojęzycznych wydawnictw
syndykalistycznych i działacz ruchu Uniwersytetów Ludowych. W 1913 roku zerwał ostatecznie
stosunki z Nettlauem, kiedy ten potępił „bandytów bałkańskich". Cicha rywalizacja przekształciła się
tym samym w jawny antagonizm trwający aż do śmierci Jamesa Guillaume w 1916 r.
Anarchizm w oczach anarchistów
W cyklu artykułów o historii idei anarchistycznych publikowanych na łamach „Les Temps Nouveaux"
Warłaam Czerkiezow rozpoczyna swój wykład od Marka Aureliusza. Odmawia zarazem Marksowi
wszelkich zasług, przypisując autorstwo idei wyrażonych w Manifeście Komunistycznym Victorowi
Considérant. Do koncepcji tej nawiąże w wiele lat później Arthur Lehning. Kropotkin dostrzega
początki zorganizowanego ruchu anarchistycznego już w wieku Oświecenia, zaś wydarzenia lat 1789-
1795 we Francji interpretuje jako spontaniczny ruch mas ludowych o silnych cechach libertarnych.
Anarchizm jest dlań wytworem mas, a nie ideą wędrującą przez czas i przestrzeń aby nawiedzać
umysły wybrańców. Biograf Nettaua — Rudolf Rocker, wybitny działacz i teoretyk
anarchosyndykalizmu, a także autor znakomitej książki Nationalism and Culture (Los Angeles 1937)
— traktuje anarchizm jako dążenie do wolności, przejawiające się przez całą historię ludzkości. Od
poprzedników różni go jednak pesymizm wynikający z przeżyć osobistych oraz świadomości
totalitarnych zagrożeń. Wie, że żadna rewolucja nie zagwarantuje wieczystej wolności i że trzeba o nią
walczyć nieustannie. Po dwudziestu latach powtórzy ten pogląd Anthony Crossland w New Fabian
Essays.
Chociaż wśród samych anarchistów, przynajmniej od końca lat 80-tych XIX w. toczyły się ostre spory
w sprawie oceny przeszłości i dorobku teoretycznego ruchu, niewiele z nich docierało do szerokiej
publiczności. Polemiki nie wychodziły poza łamy niskonakładowych pisemek. Publiczne „pranie
własnych brudów" mogło być poczytywane za zdradę w sytuacji, gdy nie ustępowała nie przebierająca
w środkach kampania zniesławiająca anarchizm. Do rzadkości należały nawet tak umiarkowanie
krytyczne prace, jak książka Libero Tancredi, który samo określał się malowniczo jako „rewolucyjny
liberał". Tancredi zwracał uwagę na słabość intelektualną włoskiego anarchizmu oraz utopijność
koncepcji Kropotkina, Czerkiezowa i Reclusa. Jednakże zdecydowana większość spośród tych, którzy
w prywatnej korespondencji wyrażali daleko idące wątpliwości, w książkach lub artykułach dla prasy
burżuazyjnej jednoznacznie gloryfikowała przeszłość ruchu.
Po I wojnie światowej, kiedy czarna flaga anarchii okazała się „papierowym tygrysem" w zestawieniu
z realnością „bolszewickiego zagrożenia", historiografia anarchizmu zdominowana została przez
sztampowe hagiograficzne życiorysy czołowych działaczy. Prócz cytowanych uprzednio prac Nettlaua
i Guillaume'a wymienić w tym nurcie należy książki N.K. Lebiediewa i Havelock Ellisa o Elisée
Reclus; Rockera i Domeli Nieuwenhuisa o Johannie Moście; Malatesty, Armando Borghi i Luigi
Fabbri o Domeli Nieuwenhuisie; Borowoja o Bakuninie itp. Stroniono natomiast wyraźnie od
szerszych ujęć historycznych, które pozostawały nadal monopolem Nettlaua. Warto jednak
wspomnieć o podejmowanych przez Kniżnik-Wiertowa próbach udowodnienia inspiratorskiej roli
Aliansu w wydarzeniach 18 marca 1871 r. w Paryżu.
Dopiero w końcu lat 50-tych pojawiły się pierwsze prace kwestionujące zakorzeniony już pośród
anarchistów sposób prezentacji historii idei libertarnych. Najdalej od schematów Nettlaua odszedł
Daniel Guerin — „libertarny marksista" francuski, łączący harmonijnie tradycyjny
anarchosyndykalizm z wątkami trockistowskimi. Guerin utrzymuje, że anarchizm jest po prostu
synonimem socjalizmu, lub, wyrażając się precyzyjniej, jednym z odgałęzień XIX-wiecznej myśli
socjalistycznej. Wywodzi go bezpośrednio z ducha Rewolucji Francuskiej, którą interpretuje na
sposób Kropotkina. W rządach jakobińskich dostrzega zarodki demokracji plebejskiej i tendencji
decentralizacyjnych. Za prekursorów anarchistycznej teorii uważa Proudhnona i Stirnera, którego
broni przed zarzutem konserwatyzmu. Teksty tych autorów otwierają sporządzoną przezeń antologię.
Silniej niż poprzednicy akcentuje konstruktywne wątki ideologii libertarnej. W jego interpretacji nie
wyklucza ona pewnej dozy organizacji i dyscypliny. Anarchizm traktuje nie jako piękną mrzonkę
szlachetnych jednostek, lecz jako rewolucyjną praktykę ludu złaknionego samorządności. Przeciw-
stawne stanowisko zajmuje w tej kwestii Marie Berneri, dla której jest to jedna z form
antyautorytarnych utopii.
Autorem, uchodzącej już dziś za klasyczną, historii anarchizmu jest George Woodcock, pisarz i
wydawca, animator brytyjskiego anarchizmu w piątej dekadzie naszego wieku. Chociaż swą Historię
libertarnych idei i ruchów'101 ukończył w wiele lat po oficjalnym zerwaniu z ruchem (w roku 1951),
znać w niej ślady niewygasłej fascynacji tematem. W przeciwieństwie do swoich poprzedników, ale
podobnie jak Guerin, Woodcock nie wyolbrzymia konfliktu Marks — Bakunin; staranniej też waży
racje obu stron. Jako literat sympatyzuje jednak bardziej z teorią niż praktyką anarchizmu i już to
samo spycha go w utarte koleiny, zwłaszcza iż Nettlau pozostaje jego głównym źródłem informacji.
Prawie połowę tekstu wypełniają rozbudowane portrety sześciu czołowych ideologów: Godwina
(„człowiek rozumu"), Stirnera („egoista"), Proudhona („człowiek paradoksu"), Bakunina („żądza
destrukcji"), Kropotkina („badacz") oraz rzadko wymienianego w takim kontekście przez innych
autorów — Tołstoja („prorok"). Część druga zawiera podstawowe wiadomości o dziejach ruchu
anarchistycznego na całym świecie do roku 1939. O osobistych upodobaniach Woodcocka świadczy
najlepiej wybór tekstów do sporządzonej przezeń antologii. Proudhon i Godwin reprezentowani są
najobficiej, ale całość pomyślana jest jako manifestacja bogactwa postaw kryjących się pod pojemną
nazwą anarchizmu. Generalnie, w porównaniu z Guillaumem, Nettauem czy nawet Guerinem, cechuje
go jako historyka ideologii libertarnej znacznie większy dystans i krytycyzm w stosunku do
opisywanych spraw czy wydarzeń. Zarazem wszakże jest od nich zdecydowanie bardziej
powierzchowny.
Jawnie manifestowana stronniczość obniża wartość prac Arthura Lehninga, wybitnego specjalisty w
problematyce tajnych stowarzyszeń rewolucyjnych XIX w. Czytając je odnosi się wrażenie, iż czas
zatrzymał się dlań w miejscu w 1872 r. Wszystko co pisał miało na celu gloryfikację
antyautorytarnego skrzydła I Międzynarodówki i wykazanie bezpodstawności zarzutów wysuniętych
przeciw Bakuninowi na kongresie haskim. Konflikt w łonie Międzynarodowego Stowarzyszenia
Robotników ujmował w kategoriach starcia personalnego, całą odpowiedzialnością za nie obciążając
„rusofoba" Karola Marksa, który w jego interpretacji stawał się postacią demoniczną — intrygantem,
nieprzyjacielem wolności i apologetą ucisku państwowego. Zaprzeczające takiej opinii teksty Marksa
— takie jak Wojna domowa we Francji, a nawet Manifest Komunistyczny — po prostu
dyskwalifikował przy pomocy karkołomnego argumentu, że obce są duchowi „prawdziwego
marksizmu". Konsekwentnie minimalizował również wpływ autora Kapitału na rozwój ruchu
robotniczego. Jako wydawca dzieł Bakunina okazał się Lehning bardziej bezkrytyczny od samego
Guillaume'a. Trudno uznać opracowane przezeń przypisy za wzór naukowego obiektywizmu.
Marksistowska wizja anarchizmu jako zjawiska historycznego, choć krańcowo odmienna, pod
wieloma względami przypomina jednak historiografię anarchistyczną. Tak jak ona, stanowi
bezpośrednie przedłużenie dawnych ideologicznych i personalnych polemik w łonie I
Międzynarodówki. Traktuje anarchizm jako przeciwnika politycznego, a nie przedmiot
beznamiętnych, bezstronnych studiów. Obraca się nieustannie w ograniczonym zestawie faktów i
tematów, powielając w nieskończoność opinie sformułowane przed stu laty w ogniu bezpardonowej
walki o rząd socjalistycznych dusz, jakby osobiste zaangażowanie autorów tych opinii w niczym nie
umniejszało ich obiektywizmu. Wykazuje skłonność do symplicystycznych uogólnień zacierających
bogactwo prezentowanej problematyki.
Sam ruch anarchistyczny znajduje się raczej na peryferiach zainteresowań marksistów. Najwięcej
miejsca poświęcają kwestiom teoretycznym — refutacji poglądów czterech „filarów"
ubiegłowiecznego anarchizmu (Stirner, Proudhon, Bakunin, Kropotkin), choć w interpretacji jaką im
nadają gubi się różnorodność kierunków występujących pod mianem anarchizmu, a także
bezpośrednim polemikom z krytycznymi wobec marksizmu publikacjami zwolenników anarchizmu.
W pracach tych uderza często wycinkowe ujmowanie tematów i słaba znajomość faktografii. Zdają
sobie z tego coraz częściej sprawę sami badacze. W książce poruszającej charakterystyczną dla
zainteresowań historiografii marksistowskiej kwestię walki z wpływami Bakunina w I
Międzynarodówce, historyk radziecki Michajłow stwierdza wprost, że „popularność Guillaume'a i
Nettlaua tłumaczy się nie tylko ciężarem gatunkowym zgromadzonych przez nich dokumentów, lecz
także skrajną słabością opracowania problematyki anarchizmu w historiografii marksistowskiej".
Źródeł tej słabości szukać wypada w wieku XIX. Marks, mimo tekstów poświęconych Stirnerowi
(Ideologia niemiecka) i Proudhonowi (Nędza filozofii i list do Annienkowa z 1846 r. oraz list do J.
Schweitzera z 1864 r.) nigdy nie zdobył się na całościową, pogłębioną krytykę anarchistycznych
teorii. Uwikłany w konflikt personalny z Bakuninem nie tylko nie docenił go jako teoretyka, ale też
zlekceważył zainicjowany przezeń w krajach romańskich ruch antyautorytarny, który przesądził o
losach Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotniczego. Porażki linii Rady Generalnej tłumaczył
intrygami i spiskami przeciwnika, któremu przypisywał, z pełną skądinąd wzajemnością, niskie
pobudki. Dążenie do dyskredytacji moralnej Bakunina nie mogło jednak zastąpić rzeczowej dyskusji.
Klucz interpretacyjny, który pozwolił określić anarchizm w wydaniu Proudhona jako par excellence
drobnoburżuazyjną ideologię, nie pasował do „moskiewskiego niedźwiedzia". Usiłując sprowadzić
program Bakunina do Proudhona, Marks wydobywał na pierwszy plan elementy drugorzędne, jak np.
nieszczęsne sformułowanie o „zrównaniu klas" z programu jawnego Aliansu, pomijając milczeniem te
aspekty programowe, które zjednywały Bakuninowi najwięcej zwolenników. Hasło szerokiej
autonomii traktował jako sprytny manewr wymierzony w Radę Generalną, a nie wyraz jakichś
realnych potrzeb społecznych. Notatki z lektury tekstu Bóg i Państwo zdają się jednak wskazywać, iż
Marks nie czuł się usatysfakcjonowany wcześniejszymi analizami i planował powrócenie do tego
tematu w przyszłości.
Stanowisko Engelsa, któremu dane było dożyć ery zamachów, różni się od marksistowskiego w kilku
istotnych szczegółach. Autor Dialektyki przyrody za podstawową idę anarchizmu uważa anty-
autorytaryzm i sprzeciw wobec wszelkiej organizacji. Bakunina i jego sympatyków nie demonizuje.
Widzi w nich raczej naiwnych, megalomańskich idealistów stanowiących „błazeńską karykaturę ruchu
robotniczego". Przewiduje, że pierwsze poważne prześladowania zetrą ich nieodwołalnie z
powierzchni ziemi.
Z większą wnikliwością starał się zgłębić istotę anarchizmu Edward Bernstein w serii artykułów
opublikowanych w latach 1891-92 w organie teoretycznym SPD — „Neue Zeit" Die Soziale Doktrin
des Anarchismus. Późniejszy „papież" rewizjonizmu potrafił dostrzec wewnętrzne zróżnicowanie
ruchu, głos swojej krytyki kierując pod adresem indywidualistów w rodzaju Mackaya. Przedstawiciele
innych kierunków potraktowani zostali z dużą wyrozumiałością, a Bakunin — wręcz z sympatią, choć
jego poglądy uważał Bernstein za naiwne i eklektyczne. Nie odmówił „szatanowi anarchii" pewnych
racji również Fritz Brupbacher, usiłujący jako pierwszy wyjaśnić fenomen anarchizmu przez
odwołanie się do sytuacji społeczno-ekonomicznej w kantonach Szwajcarii romańskiej. Zastrzeżenia
budzić jednak może tłumaczenie konfliktu w łonie I Międzynarodówki wyłącznie czynnikami
psychologicznymi.
Wśród marksistów stanowiska zajęte przez Bernsteina czy Brupbachera nie były popularne.
Przeważały jednostronne i wtórne ujęcia w rodzaju książki Gustava Jaeckha, gdzie interpretacji
Bakunina jako „politycznego zbrodniarza, geniusza zniszczenia" towarzyszy nader niesympatyczny
opis jego fizjonomii. Praca Mehringa, wyrażająca w pewnym sensie „oficjalne" stanowisko SPD, nie
odwołuje się, na szczęście, do tego rodzaju argumentów. Anarchizm przedstawiony jest tu jako
„przejściowe stadium w rozwoju historycznym proletariackiej świadomości klasowej", ale sam opis
działalności jego niemieckich zwolenników nasuwa inteligentnym czytelnikom wniosek, iż mamy do
czynienia z ruchem przeżartym przez policyjną prowokację. Stosunkowo najlepiej wytrzymały próbę
lat książki Ludwika Kulczyckiego, być może z tego względu, Iż ich autor należał do nader nielicznego
grona marksistów autentycznie zainteresowanych ideologią libertarną.
Wnikliwego i obiektywnego interpretatora napotkał ruch anarchistyczny lat 70-tych XIX w. w osobie
Jurija Stiekłowa — znawcy dziejów ruchu robotniczego, ofiary stalinowskich „czystek". Nietypowe
zainteresowania Stiekłowa były skutkiem fascynacji postacią Bakunina, jak również własnej
nielegalnej działalności rewolucyjnej w szeregach SDPRR. W efekcie marksista Stiekłow usiłował
jeszcze przed wybuchem I wojny światowej znaleźć kompromisową formułę dla oceny rewolucyjnego
nurtu anarchizmu, zaś po roku 1917 starał się na każdym kroku podkreślać związki partii
bolszewickiej z tradycją bakuninowską, interpretowaną jako „szczególna forma rewolucyjnego
ekonomizmu". Leninizm widziany przez pryzmat książki Państwo a rewolucja oraz chaosu wydarzeń
rewolucyjnych jawił się wielu osobom jako „recydywa bakunizmu". Spośród badaczy
niemarksistowskich nie oparli się tej sugestii między innymi Hans Kohn, E. Pyziur, Nikołaj
Bierdiajew i Albert Camus (L'Homme révoltée). W samym Związku Radzieckim zwolennicy takich
koncepcji szybko popadli w niełaskę. W miarę umacniania się nowej władzy kojarzenie bolszewizmu
z tradycją narodnicko-anarchistyczną stawało się coraz bardziej niewygodne. Książki z lat
dwudziestych wycofano z obiegu, a na ich miejsce pojawiły się nowe, pisane przez ludzi o całkowicie
odmiennych poglądach. Przykładowo historia rosyjskiego anarchizmu z 1939 r„ prezentująca poglądy
oficjalne, przypisuje Bakuninowi typowe cechy obszarnika żyjącego z pańszczyzny, akcentuje jego
szowinizm i antysemityzm.
Dla Erica Hobsbawma, czołowego specjalisty w dziedzinie historii społecznej, anarchizm jest jedną z
form prymitywnych, rewolucyjnych ruchów ludowych występujących w fazie prepolitycznej na
obszarach o tradycji judeochrześcijańskiej w okresie przejściowym między feudalizmem a
kapitalizmem. Odmawiając mu zasług w dziedzinie teoretycznej podkreśla zarazem rolę, jaką odegrał
w rozwijaniu rewolucyjnej strategii.
Pierwsze poważne studia poświęcone anarchistom pojawiły się w ostatniej dekadzie XIX w. w
momencie szczytowego nasilenia propagandy czynem, niesprzyjającym obiektywnym i wyważonym
ujęciom tematu. Trudno się zatem dziwić, że sympatie i antypatie poszczególnych autorów są w nich
dla czytelnika łatwo uchwytne. Kto sprzyjał anarchistom korzystał w głównej mierze z ich własnych
publikacji, kto był im przeciwny — sięgał po relacje funkcjonariuszy policji oraz po prasę codzienną.
W ten sposób w świadomości współczesnych, od samego początku koegzystowały ze sobą dwa
diametralnie odmienne i nie dające się ze sobą logicznie pogodzić obrazy: szlachetnych, choć nieco
naiwnych utopistów oraz szaleńców szerzących kult przemocy i zniszczenia.
Naukowego błogosławieństwa tej drugiej wizji udzielił sam Cesare Lombroso — światowej sławy
autorytet w dziedzinie psychiatrii, antropologii i kryminologii. Twórca teorii wiążącej skłonność do
zachowań przestępczych z określonym kształtem i budową czaszki, skądinąd sympatyk socjalizmu,
opublikował w 1891 r. w prasie fachowej artykuł omawiający typowe cechy anatomiczne czaszek
anarchistów. Wynikało zeń, iż charakteryzuje je asymetria twarzy, przesadne spłaszczenie ukośne i
anormalna krótkość części mózgowej, kąt twarzowy znacznie mniejszy od prostego, występujące
kości policzkowe, anormalne kształty oczu, nosa, zębów, uszu, zmieniony kolor skóry i ogólna
neuropatologia. Na Światowym Kongresie Antropologii Kryminalnej w Turynie Lombroso
sformułował tezę, że są to dziedziczone kryminogenne anomalie, zaś całość swoich poglądów na
zjawisko anarchizmu wyłożył w kilka lat później w osobnej publikacji. Na podstawie materiałów
udostępnionych mu przez policję paryską doszedł do wniosku, że ogromną większość anarchistów
stanowią zbrodniarze i szaleńcy (najczęściej w jednej osobie). Charakteryzuje ich ułomność fizyczna i
umysłowa, „defekty moralne", posługiwanie się żargonem i umiłowanie tatuaży, „patologiczny"
charakter pisma oraz grafomania (w wypadku nieanalfabetów), a przede wszystkim groźne dla
otoczenia skłonności kryminalne. Nawet w wydaniu teoretycznym anarchizm, zdaniem włoskiego
uczonego, to po prostu „polityczna histeria i epilepsja". Ta spójna wizja anarchistów jako
„degenerirten Individuen" stworzyła pewien kanon, na którym wzorowało się wielu pośledniejszych
autorów; kanon skrajnie tendencyjny, który mógł być akceptowany tylko w epoce zamachów. Oto
autor książki o ruchu anarchistycznym w Szwajcarii, bogato ilustrowanej informacjami z archiwów
policji, określa anarchistów jako „kryminalistów bardziej jeszcze niebezpiecznych ze względu na
stopień moralnej deprawacji", jako wrogów wolności, morderców, ofiary swoich własnych złych
instynktów. „Anarchizm to zbrodnia przeciwko całej ludzkości i cała ludzkość powinna się przeciwko
niemu zjednoczyć" — brzmi wniosek końcowy. Aleksander Berard — prokurator z Grenoble —
sprowadza anarchizm do „rewolty bandytów przeciwko prawu". Zwolennicy tej ideologii — mistycy i
kryminaliści — nie są jednak, zgodnie z jego ateistycznymi przekonaniami, produktami
odziedziczonych skłonności, lecz ofiarami religijnego wychowania w duchu nienawiści do wolności i
demokracji. Wszystkie tego rodzaju ujęcia, zgodnie ze stereotypem terrorysty, prezentują anarchistów
jako nienawidzących świata fanatyków przemocy. Pracom tym przeciwstawić jednak można szereg
wybitnych prób przybliżenia europejskiej opinii publicznej rzeczywistego obrazu interesującego nas
zjawiska.
Stammler, Zenker, czy Eitzbacher, dążąc do przełamania krzywdzącego stereotypu, odwołują się
przeważnie do teorii i ograniczają swój wywód wyłącznie do historii doktryny. Łączy tych autorów
powoływanie się w pierwszym rzędzie na pisma klasyków anarchizmu, a także informacyjny ton
połączony z powściągliwością w formułowaniu własnych opinii. Zenker traktuje hasła wolnościowe
jako „jeden z największych błędów popełnianych przez ludzkość", nie przecenia jednak
niebezpieczeństwa. Zwolenników tych haseł uważa za marzycieli, współczesnych odpowiedników
średniowiecznych chiliastów. Najciekawszy z tej trójki Eltzbacher — profesor prawa Uniwersytetu w
Halle — wyczulony jest na bogactwo postaw i poglądów mieszczących się w pojemnej nazwie
anarchizmu. Prócz szczegółowej analizy poglądów „klasyków" (w tym Tuckera i Tołstoja) podejmuje
pierwszą próbę systematyzacji, wyodrębniając i opatrując etykietami rozmaite tendencje i kierunki w
ramach ruchu. Fakt, iż korzystał szeroko z broszury Nettlaua Die historische Entwicklung des
Anarchismus (nie znając jej autora) nie pozostał z pewnością bez wpływu na rzetelność wywodów i
nutę sympatii do prezentowanego tematu.
Szeroko ujmuje zagadnienie anarchizmu inny autor włoski — Ettore Zoccoli — poświęcając
mechanizmowi działania grup anarchistycznych nie mniej miejsca niż analizie libertarnych doktryn.
Zoccoli wypowiada się bardzo krytycznie o poglądach Kropotkina, któremu zarzuca dogmatyzm oraz
daleko idące uproszczenia. Jest zdania, że teoretycy ponoszą odpowiedzialność za czyny swoich
zwolenników.
Na ziemi angielskiej pierwsza poważniejsza publikacja z tej dziedziny ukazała się dopiero w 1908 r.,
ale i jej zarzucić można poważne nieścisłości (Most jako uczeń Bakunina) i zbędne epatowanie
czytelnika. Najistotniejsze jednak było stwierdzenie, że „anarchizm jest chorobą zrodzoną z nędzy,
ucisku i niesprawiedliwości", że stanowiąc „całkowicie niegroźną utopię dla ludzi o życzliwym
uosobieniu, staje się zatrważającym usprawiedliwieniem nawet najokropniejszych czynów, gdy
posługuje się nią kryminalista", że „ogromną większość anarchistów w tym kraju to zupełnie
niegroźni ludzie [...] bezwzględnie przeciwni wszelkim formom morderstw i przemocy". Poglądy
takie należały wszakże do rzadkości. Wiele lat musiało upłynąć, aby opinia publiczna, w tym również
przedstawiciele świata nauki, przestali oglądać anarchizm przez pryzmat zamachów bombowych. Dla
okresu poprzedzającego wybuch I wojny światowej bardziej reprezentatywne jest stanowisko
Barbiera, zdaniem którego „anarchista jest najczęściej krwawym kabotynem, który zabija, aby
uzyskać rozgłos", zaś popierający go literaci są ludźmi „chorymi umysłowo lub w najlepszym razie
neuropatami". Występek i szaleństwo łączą się tu w jedno, a wszystko to jest skutkiem prześladowań
wiary chrześcijańskiej przez radykałów — konkluduje autor odsłaniając własne sympatie polityczne.
Rok 1914 stanowi również dla historiografii anarchizmu istotną cezurę. Samo istnienie
nieprzejednanych zwolenników totalnej wolności dawno już przestało kogokolwiek szokować.
Wybuch wojny ujawnił ich słabość i wewnętrzne rozbicie, toteż zainteresowanie nimi ze strony opinii
publicznej, i tak od lat malejące, praktycznie zanikło. Jednocześnie, po wstępnym rozpoznaniu tematu,
odwróciła się od anarchizmu ku bardziej aktualnym problemom psychologia i socjologia, a na
opuszczone pole nie zdecydowali się wkroczyć historycy. W ten sposób na okres z górą trzydziestu lat
dzieje i interpretacja ruchu stały się nieomal wyłączną domeną samych anarchistów. Ci zaś, uwikłani
w niekończącą się polemikę z historiografią marksistowską, traktowali swą przeszłość na ogół
instrumentalnie — w sposób wybiórczy i stronniczy. Dla znawców dziejów socjalizmu i ruchu
robotniczego, a także specjalistów z dziedziny historii społecznej była to problematyka peryferyjna.
Na palcach jednej ręki policzyć można wartościowe publikacje z tego okresu wnoszące cokolwiek
nowego do dotychczasowej wiedzy o przedmiocie.
Z pewnością należy do nich książka Geralda Brenana; wspaniałe studium o podłożu społeczno-
politycznym hiszpańskiej wojny domowej. Zawarł w nim autor, prócz dokładnego opisu losów ruchu
anarchistycznego w Hiszpanii, także głęboką analizę społecznych źródeł popularności idei
wolnościowych na tym obszarze, spłacając w ten sposób z nawiązką dług faktograficzny zaciągnięty u
Nettlaua i innych, podobnie zorientowanych dziejopisów anarchizmu. Do dziś socjologiczne tezy
Hiszpańskiego labiryntu stanowią punkt wyjścia do badań podejmowanych przez historyków całego
świata.
Do posiadającej już niemałe tradycje polemiki między zwolennikami białej i czarnej legendy
Bakunina włączają się w latach międzywojennych nowi autorzy usiłujący rozstrzygnąć spór przy
pomocy najnowszej zdobyczy psychologii — psychoanalizy. Najciekawszy z nich — I. Malinin —
wykrył u Bakunina kompleks Edypa, co, jego zdaniem, mogło wpływać na kierowanie się impulsami,
a nie racjami rozumowymi. Próby zinterpretowania całego zjawiska anarchizmu w kategoriach
freudyzmu nie zostały jednak uwieńczone powodzeniem. W Polsce, jako drugi po Kulczyckim, temat
anarchizmu podjął Wacław Gąsiorowski (Wiesław Sciavus) prezentując bogaty zestaw sylwetek
zasłużonych dla ruchu działaczy. Oryginalnością tego zestawu jest umieszczenie w nim markiza Henri
de Rocheforta, który mimo burzliwego życiorysu, nie miał z teoriami Proudhona czy Bakunina nic
wspólnego.
Jedyną wartościową biografią, jaka wyszła między wojnami spod pióra nieanarchisty, jest praca
wybitnego historyka angielskiego E.H. Carra, poświęcona Bakuninowi. Charakterystyczne jest dla niej
zaufanie do relacji Guillaume'a oraz zacieranie rozbieżności teoretycznych między Marksem a
Bakuninem. Chociaż autor jest w pełni świadomy słabych miejsc swojego bohatera, traktuje go z
uchwytną sympatią, co nigdy wcześniej nie zdarzało się angielskim profesorom zbaczającym na te
tematy, jeśli nie liczyć zawsze bliskiego Mbertarnym ideałom gildysty Bertranda Russella.
Poważnym dorobkiem poszczycić się mogą wówczas także historycy włoskiego anarchizmu: Masini,
Santarelli czy Hostetter, są to jednak bez wyjątku prace tradycyjne, ograniczone do problematyki
ściśle politycznej. Podobnie wypada ocenić książkę Thomanna o ruchu antyautorytarnym w
Szwajcarii. W realizowanej z rozmachem przez G.D.H. Cole historii myśli socjalistycznej anarchizm
uwzględniony został szeroko, choć nie zawsze w sposób adekwatny do rzeczywistej roli historycznej.
Najistotniejsza wszakże jest programowa bezstronność autora, co jeszcze trzydzieści lat wcześniej
byłoby niemożliwe dla historyka związanego z tradycją II Międzynarodówki. Spośród innych prac lat
pięćdziesiątych na szczególne podkreślenie zasługuje znakomite studium Franco Venturi poświęcone
rosyjskim narodnikom. Książka ta dostarczyła badaczom zachodnim klucza interpretacyjnego dla
oceny wątków populistycznych w doktrynach rosyjskich anarchistów.
Czasy świetności anarchizmu przypomnieli niedawno Tarizzo, Kedward i Platę, którego pracę, ze
względu na bogactwo treści i problemowe ujęcie tematu, ocenić należy najwyżej. Książka Kedwarda
zwraca uwagę dbałością o oprawę ilustracyjną, co wiąże się bezpośrednio z chęcią wydobycia
atmosfery epoki oraz akcentowaniem socjologicznych i psychologicznych aspektów działalności
aktywistów spod znaku czarnego sztandaru. Wśród najnowszej literatury omawiającej rozwój idei
anarchistycznych w poszczególnych krajach wyróżnia się zdecydowanie monografia Carlsona
doprowadzona na razie do roku 1890. Cechuje ją duży krytycyzm wobec dotychczasowej literatury
przedmiotu. Godny uwagi jest także pierwszy zarys dziejów brytyjskiego anarchizmu, aczkolwiek
książce Quaila bardzo wiele jeszcze brakuje do wyczerpania tematu. Utopijno-chiliastyczny charakter
idei libertarnych podkreśla Wimmer w opublikowanym kilka lat temu zbiorze studiów poświęconych
czołowym ideologom, do których zalicza Godwina, Proudhona, Bakunina i Landauera. Biografistyka
przeżywa, jak się wydaje, okres pewnego kryzysu. Do nielicznych, w pełni udanych przedsięwzięć na
tym polu z ostatniego okresu należą prace przybliżające sylwetki Elisée Reclusa i Paula Brousse'a.
Spoglądając na dorobek ostatnich lat kilkunastu, z pewnego dystansu, dostrzec można wyraźny spadek
zainteresowania anarchizmem w przodujących do niedawna w tej dziedzinie ośrodkach we Francji i
Włoszech, przy jednoczesnym wzroście aspiracji badawczych ze strony naukowców amerykańskich i
niemieckich, najpoważniej traktujących hasła o potrzebie badań zintegrowanych. Aktualność
problematyki terroryzmu w świecie współczesnym stwarza wszakże pokusę ujęć jednostronnych i
ahistorycznych, przed którą nie wszyscy historycy potrafili się ustrzec. Wybijanie na pierwszy plan
terrorystycznych wątków anarchizmu grozi powrotem do skompromitowanych tez Lombroso, które
nauce chwały nie przyniosły.
3. Anarchizm w oczach artystów
Anarchizm jako temat dzieł literackich lub plastycznych nie jest reprezentowany zbyt obficie. Stronili
odeń w swojej nieużytkowej twórczości nawet jego najzagorzalsi zwolennicy, których pośród artystów
nigdy przecież nie brakowało. Między ilustracjami Signaca, Seurata czy Pissarra do wydawnictw
firmowanych przez anarchistów a zasadniczym tenorem ich prac przeznaczonych dla szerokiej
publiczności istnieje kolosalna różnica. Podobne zjawisko zaobserwować można porównując np.
propagandowe artykuły Octave Mirbeau z jego czysto literackim dorobkiem. Pisarze hołdujący
najmodniejszej u schyłku XIX w. konwencji naturalistycznej, których, zdawałoby się, tematyka ta
powinna żywo interesować, praktycznie ją zignorowali. Młodzi futuryści (Apollinaire, Marinetti i in.)
pełnym głosem manifestowali publicznie swoje sympatie, ale ich płomienny werbalizm pozbawiony
jest odniesień do rzeczywistego ruchu anarchistycznego. Nawet autorzy głęboko z ruchem związani,
gotowi do poświęceń i od-dający mu na co dzień liczne usługi, strzegli pilnie swojej wolności
twórczej, artystycznej autonomii. Nikt im tego zresztą nie miał za złe.
Przyczyny takiego stanu rzeczy są złożone i trudno uchwytne. Wydaje się wszakże, iż poważną rolę
odgrywał tu naturalny indywidualizm twórców przekonanych, że polityczne poglądy są ich sprawą
prywatną i stanowczo nie doceniających społecznego wymiaru ideologii anarchistycznej. Ponadto
należy uwzględnić skrępowanie wynikające z braku odpowiedniego dystansu do tematu, oraz czynnik
nader prozaiczny, choć istotny — obawę przed utratą popularności, bądź nawet represjami ze strony
władz. Nie tłumaczy to jednak w sposób zadowalający dlaczego jeden tylko Mackay dostrzegł w
zachodnioeuropejskim anarchizmie odpowiednie tworzywo literackie. Jego Anarchiści. Obraz
cywilizacji u schyłku XIX stulecia z 1891 r. stanowi pozbawioną tanich akcentów propagandowych
panoramę środowisk anarchistycznych, głównie londyńskich emigrantów, z punktu widzenia
konsekwentnego indywidualisty traktującego jako naiwne mrzonki hasła rewolucji socjalnej i
uspołecznienia własności. Jeden z bohaterów — Trupp — wzorowany jest wyraźnie na postaci
Johanna Mosta. O ile Mackay podchodzi do swoich bohaterów z sympatią, ale nie bezkrytycznie, o
tyle inni autorzy wywodzący się z grona sympatyków ruchu mają do nich wręcz bałwochwalczy
stosunek. Bohater Płomieni Stanisława Brzozowskiego — Michał Kaniowski w kontakcie ze
szwajcarskimi anarchistami przeżywa coś w rodzaju religijnego uniesienia: „Tu byli ludzie żywi
używający odpowiedzialność swą jako tacy, odpowiedzialność już nie wobec Boga, idei, lecz wobec
równie jak oni żywych ludzi. Pierwiastek świadomego stwarzania historii nigdy jeszcze nie był tak
bezpośrednio realizowany i odczuwany. Jaka dumna i szlachetna godność była w tych ludziach, jakie
poczucie prawdy [...] tu pomiędzy tymi robotnikami żył w istocie wśród najwyższej arystokracji. Była
to prawdziwa elita ludzi, »le pursang« nowoczesnego społeczeństwa".
Całkowicie przeciwstawny, a przy tym skrajnie schematyczny obraz anarchizmu prezentują dla
odmiany książki autorów nie znających realiów z autopsji. Przy najlepszej woli skazani byli na
bałamutne informacje prasowe, lecz i tej dobrej woli na ogół brakowało. Zola, ze swoim
obiektywizującym opisem należy do wyjątków. Anarchizm jako temat fascynował przeważnie swoich
zdeklarowanych przeciwników, utożsamiających go zresztą, bezpodstawnie, z terroryzmem. Augustin
Leger w Dzienniku anarchisty odnalezionym 22 II 2002 r. przedstawia bohatera odczuwającego
głęboką nienawiść do ludzi i świata, w którym wypadło mu żyć; zupełnie osamotnionego i marzącego
o tanio zdobytej sławie, choćby za cenę powszechnego zniszczenia. Inni autorzy wydobywają na
pierwszy plan amoralizm, urzeczenie przemocą, samobójcze instynkty, bądź odwołują się
bezpośrednio do teorii Lombroso. Jako wzorcowy przykład posłużyć może Tajny agent Conrada.
Wszystkie postacie anarchistów przewijające się w tej powieści napiętnowane są patologią.
Przypadkowego wybuchu 180 dokonuje chore umysłowo dziecko — Stevie — „typ z Lombroso".
Główny teoretyk, „profesor" Karol Jundt jest odrażającym fizycznie starcem z „zapadłą twarzą",
„rękoma podobnymi do ptasich szponów", „podobnym do konającego mordercy, który zbiera resztki
sił dla zadania ostatecznego ciosu". Marzy mu się społeczeństwo funkcjonujące jako wielkie jatki, w
których „każda choroba, każdy przesąd, każdy występek musi zginąć". Przy całym swoim bezlitosnym
okrucieństwie anarchiści z książki Conrada okazują się nieświadomym narzędziem agenturalnej
działalności niemieckiej ambasady. Trudno się dziwić, że zwalczający ich inspektor Heat
zdecydowanie wyżej od nich stawia „świat złodziejski, trzeźwy, bez krwiożerczych ideałów,
szanujący władzę, wolny od nienawiści i rozpaczy". Także Zola w Ziemi (1887) uległ sugestii, że
anarchizm jest objawem degeneracji rasowej. Eksponentem obrazoburczych teorii czyni obciążonego
dziedzicznie chłopskiego półinteligenta — Lequeu. Wcześniej jednak w Germinalu (1885) powołał do
życia ciekawą sylwetkę agitatora owianego słowiańskim mistycyzmem — Suwarina; postać tak
sugestywną, że powołał się na nią zamachowiec Henry podczas swojego procesu w roku 1894. Sama
era zamachów jest kanwą innej powieści Zoli zatytułowanej Paryż (1898). Dzięki drobiazgowej
dokumentacji oraz osobistej znajomości z ludźmi lewicy — Zola dystansuje z łatwością innych
autorów poruszających tę samą problematykę, lecz i on koncentruje uwagę na spektakularnych
czynach przykuwających uwagę opinii publicznej. Jeden z bohaterów, uczony Wilhelm, planuje
wysadzenie w powietrze świątyni Sacre Coeur, z modlącymi się pielgrzymami, jako symbolu władzy
przesądu.
Pisarze, tak jak i całe społeczeństwo większości krajów zachodnich, padli ofiarą przesadnej
propagandy wyolbrzymiającej zagrożenie dla społecznego porządku i siły przeciwnika. W efekcie
anarchista z ich utworów tożsamy jest z terrorystą. To człowiek wykorzeniony i rozdarty (homo
duplex), przerzucający na świat zewnętrzny odpowiedzialność za swoje wewnętrzne problemy,
ogarnięty pasją samozniszczenia. Uwidacznia się to najdobitniej w literaturze angielskiej z przełomu
wieków. Obok omawianego już Conrada przywołać w tym miejscu wypada R.L. Stevensona (The
Dynamiters - 1889) i Gilberta K. Chestertona, którego głośna powieść Człowiek, który był
czwartkiem, 1908 , obok światowego spisku anarchistów wprowadza motyw policyjnej prowokacji.
Powieści autorów angielskich mniejszego kalibru bez żenady eksploatują pomysł zamachów
bombowych stanowiących stanowiących zarzewie apokaliptycznych konfliktów zbrojnych.
Demoniczny i megalomański bohater książki E.D. Fawcetta Hartmann — The Anarchist or the Down
of the Great City (1893) niszczy Londyn za pomocą dynamitu zrzuconego z „aeronefu", by w końcu
wysadzić się samemu w powietrze. W opublikowanej w tym samym roku powieści George'a Griffitha
(The Angel of the Revolution. A Tale of Coming Terror) Bractwo Wolności kierowane przez
niezwykle inteligentnego Żyda węgierskiego — Navasa — dysponuje dla odmiany
„superaeroplanami" i doprowadza do wybuchu wojny w roku 1904184. Amerykańskim
odpowiednikiem tego nurtu są utwory Edgara Wallace (Rada Sprawiedliwych — 1908) czy R.H.
Savage (The Anarchist. A story of Today — 1894). Na ich tle korzystnie wyróżniają się książki
Franka Harrisa (The Bomb — 1908, osnuta wokół wydarzeń w Chicago w roku 1886) i Jacka
Londona (Żelazna stopa — 1907).
Niezmiernie rzadko pojawia się anarchizm jako bezpośredni temat dzieł malarskich. Trudno tu zresztą
o jednoznaczną interpretację. Obraz Delacroix Wolność prowadząca lud na barykady z 1831 r.
spełniający, wydawać by się mogło, wszelkie kryteria, wyszedł spod ręki człowieka, który był w
gruncie rzeczy umiarkowanym liberałem187. Nie ma takich wątpliwości w przypadku Gustave'a
Courbeta, który swoje anarchistyczne przekonania zamanifestował nie tylko w życiu prywatnym,
przyczyniając się do obalenia kolumny na Placu Vendôme podczas Komuny Paryskiej, ale także w
malarstwie — portretem wieloletniego przyjaciela — Josepha Proudhona. Obraz ten stanowi rzadki
przykład udanego mariażu wysokich ambicji artystycznych i propagandowych. Proudhon, o nieco
wyidealizowanych, subtelnych rysach, odziany w prostą robotniczą bluzę, ujęty jest na nim w pozie
myśliciela w otoczeniu swoich dzieci; budzi respekt i szacunek. Zwolennicy poglądów Proudhona
spoglądając na ten obraz odczuwać musieli głęboką satysfakcję.
Aczkolwiek następne pokolenia artystów idąc w ślady autora Kamieniarzy chętnie eksplorowały
tematykę nędzy społecznej, sam temat anarchizmu praktycznie nie istniał w zasadniczej ich
twórczości. Drobne prace o tej tematyce rozsiane są po ulotnych drukach anarchistycznych i
czasopismach lewicującej bohemy. Jako przykład wymienić można drzeworyt L'Anarchiste Felixa
Vallatone'a z 1892 r. przedstawiający nieszczęśnika przywleczonego przez trzech wysokich drabów w
policyjnych mundurach przed oblicze bezdusznego urzędnika, albo litografię Paula Signaca Le
Démolisseur zdobiącą okładkę „Les Temps Nouveaux" z 26 września 1896 r. Więcej światła na
interesującą nas kwestię rzuca wypowiedź tegoż Signaca z 1902 r., w której stwierdza, że dla malarza
— anarchisty najważniejsza jest ogólna postawa życiowa, zaś tematyka obrazów ma drugorzędne
znaczenie w stosunku do ich cech stylistycznych. Nie wszyscy jednak podzielali jego opinię.
Nowojorskie Muséum of Modern Art zdobi dziś np. Pogrzeb anarchisty Angelo Galii(1910-1911) —
wielkie kubistyczne malowidło pędzla Carlo Capry przedstawiające szarżę konnej policji na
uczestników pogrzebu ofiary strajku w Mediolanie (1904), podczas której stratowano trumnę ze
zwłokami Galii. Inny ceniony malarz włoski z początku XX w., futurysta Luigi Russolo malował
m.in. sceny przedstawiające walki uliczne zbuntowanego ludu oraz ekspriopriacje dokonywane przez
zmotoryzowane bojówki anarchistyczne. Warto również przypomnieć mało znany fakt, iż
szesnastoletni Pablo Picasso identyfikujący się wówczas z anarchizmem jest autorem rysunku Blanco
y negro (1897), przedstawiającego zebranie barcelońskich anarchistów. We wszystkich wymienionych
powyżej dziełach sympatie artystów są jednoznaczne i łatwo czytelne dla odbiorców, chociaż wybór
rewolucyjnego tematu stanowi często wyłącznie pretekst dla awangardowych eksperymentów
formalnych; wyraża dążenie do osiągnięcia jedności treści i formy. Przeciwnicy anarchizmu
kontentowali się w dziedzinie plastyki zjadliwymi, acz niewyszukanymi karykaturami, które
pojawiały się masowo w pismach satyrycznych całej Europy.
Spośród fotografii, których nawiasem mówiąc zachowało się zadziwiająco mało, co niektórzy autorzy
tłumaczą rzekomym wstrętem „towarzyszy" spod znaku czarnego sztandaru do tego sprzyjającego
policji wynalazku, jedna tylko obiegła świat i odegrała jakąś rolę propagandową. Uwidoczniony jest
na niej Errico Malatesta - ucieleśnienie nieugiętego bojownika o realizację libertarnych ideałów — w
chwili, kiedy wychodząc z mieszkania wymija dwóch londyńskich policjantów. Kontrast między
drobniutkim Malatesta a barczystymi sylwetkami „bobbies" w wysokich hełmach, a także wymowne
spojrzenie, którym ów sympatycznie wyglądający „Demon przemocy" ich obrzuca — spojrzenie, w
którym naiwne zdumienie przybiera lekko ironiczny wyraz — wszystko to budzi u odbiorcy
instynktowne współczucie dla prześladowanego człowieka. Prawdopodobnie to właśnie przesądziło o
karierze owego zdjęcia.
Filmowy obraz anarchistów jest jeszcze bardziej jednostronny od ich portretów literackich. Fabuły
kilkudziesięciu filmów niemych, w których przewijają się takie postacie, są do siebie bliźniaczo
podobne. Reżyserzy pokazują nam nieszczęśników, których szaleństwo albo nędza popycha do
czynów zbrodniczych (L'Anar-chiste firmy Pathe z 1906 r. — reż. L. Nonguet, The Great Anarchist
Mystery angielskiego reżysera C. Raymonda z 1912 r., The Anarchist amerykańskiej wytwórni IMP
nakręcony przez H. Brenona w 1913 r.). Ich nieodłącznym atrybutem jest bomba (The Anarchist
Doom — brytyjski film W. Barkera z 1911 r., Anarchistic Grip wytwórni Lubin z 1910 r.). Nierzadko
też dybią na cnotę młodych niewinnych dziewcząt (Anarkistans Svigermor — farsa V. Larsena z 1906
r. — jeden z pierwszych międzynarodowych sukcesów duńskiej wytwórni Nordisk; film angielski The
Anarchist Sweetheart T. Bouwmeestera z 1906 r., czy wyprodukowany przez amerykański Vitagraph
w 1910 r. An Anarchistę w reżyserii V.D. Brooke z udziałem ówczesnych gwiazd — Florence Turner
i Maurice Costello). Akcja wielu z tych filmów osadzona jest w Rosji czasów Narodnej Woli (Goaded
to Anarchy R.W. Paula z 1905 r., La Nihiliste Nongueta — 1906 r.). Ich artystyczne walory są tak
nikłe, że pamiętają dziś o nich wyłącznie archiwiści filmotek. W epoce filmu dźwiękowego temat
anarchistyczny pojawia się znacznie rzadziej, ale traktowany jest z większym realizmem. Święty
Michał miał koguta braci Tavianich — 1971 r., Miłość i anarchia L. Wertmulier — 1972 r., francuski
film Cecilia z 1976 r. obrazujący dzieje jednej z komun na terenie Brazylii, polska Gorączka
Agnieszki Holland — 1980 r. — to przykłady ambitnego kina artystycznego kreślącego niebanalne
portrety aktywistów. Trwałe miejsce w historii sztuki filmowej zdobył sobie awangardowy film Pała
ze sprawowania (1933) obrazujący bunt uczniów w prowincjonalnym miasteczku francuskim. Jego
reżyser — Jean Vigo — był synem znanego anarchisty hiszpańskiego Miguela Almereydy (Eugène
Vigo) zamordowanego podczas wojny we francuskim więzieniu.
W pierwszych dekadach naszego stulecia obok literatów i plastyków z anarchizmem czuli się również
związani niektórzy przedstawiciele muzycznej awangardy. Mimo, iż mówienie w tym wypadku o
anarchistycznej tematyce utworów wydaje się absurdalnie, taką właśnie sugestię wysuwa część
krytyki w odniesieniu do programowej muzyki Erica Satie i Johna Cage'a.
Generalnie wysnuć można wniosek, iż spośród artystów jedynie pisarze mieli jakiś istotniejszy wpływ
na kształtowanie się społecznych wyobrażeń na temat ruchu anarchistycznego. Niestety był to wpływ
negatywny, pogłębiający istniejące już uprzedzenia. Znaczny potencjał propagandowy, jakim ruch
dysponował, został w tej dziedzinie wykorzystany w bardzo nikłym stopniu.
Część II
Tak więc wszystkie próby obejścia problemu subiektywizmu przez posłużenie się wyznacznikami
tematu niezależnymi od osobistych zapatrywań badacza przynoszą połowiczne efekty — rodzą nowe
trudności metodologiczne nie rozwiązując w pełni starych,
ponieważ i tak wymagają posługiwania się jakąś roboczą definicją anarchizmu, tyle tylko, że w
bardziej zawoalowanej postaci. Lepiej już chyba zatem odwołać się do własnych sądów w sposób
jawny i przemyślany, na własną odpowiedzialność arbitralnie oddzielając w dziełach „klasyków" to,
co w nich indywidualne i jednostkowe od idei podzielanych przez innych, które uznać można za zrąb
ideologii anarchistycznej. Otrzymany tą drogą konstrukt nie ma i mieć nie może odpowiednika w
rzeczywistości. Stanowi typ idealny spełniający postulaty Webera — jeden z wielu możliwych
wariantów. Naturalnie, i taka procedura nie jest pozbawiona wad, właśnie z powodu dowolności w
doborze elementów składowych typu idealnego, jak również braku bezpośredniego odniesienia
empirycznego. Poglądy anarchistów z krwi i kości, w przeciwieństwie do ich wyidealizowanych atrap,
nie były nigdy jednorodne, niezmienne i zbieżne ze sobą. Można w nich z łatwością wyczuć koloryt
lokalny, zaplecze różnych tradycji kulturalnych, a także refleks chwili dziejowej, w której były
formułowane. Znajdujemy w nich okruchy wszystkich popularnych teorii „wieku ideologii", od
blankizmu po darwinizm społeczny. Zabieg idealizacyjny zmusza nas do abstrahowania od tego
wszystkiego, ale przynosi w zamian niezbędne uogólnienie — wydobywa esencjonalną treść ideologii
anarchistycznej, oczyszczoną z wszelkich nalotów.
Autorzy charakteryzujący anarchizm, w tym także niektórzy reprezentanci tej ideologii, utożsamiają
go często z odrzuceniem władzy państwowej. Jest to jednak, jak się wydaje, zaledwie zewnętrzny
objaw pewnego stylu myślenia związanego ze specyficzną koncepcją jednostki ludzkiej oraz relacji
łączących ją ze społeczeństwem i światem przyrodniczym. Z tych filozoficznych założeń wynikają
wszystkie inne elementy wiązane tradycyjnie z anarchizmem: bezpardonowa krytyka istniejących
struktur oraz instytucji politycznych i ekonomicznych, postulowana wizja właściwej organizacji
społeczeństwa oraz rewolucyjna droga realizacji tego ideału.
W aspekcie filozoficznym anarchizm przeciwstawia się całą mocą wizji świata zrodzonej przez myśl
oświeceniową. Zakłada ona nieusuwalny konflikt świata przyrodniczego i ludzkiego stanowiący siłę
motoryczną postępu. Społeczeństwo traktowane jest jako element sztuczny, wtórny i obcy wobec
jednostki i przyrody. Procesy uspołecznienia i akulturacji jednostki prowadzą do jej wynaturzenia.
Sens istnienia ludzkości upatruje się w podboju świata przyrodniczego i podporządkowaniu go jej
potrzebom. Dokonuje się to w procesie pracy, rozumianej jako podstawowe zadanie społeczeństwa.
Poglądy powyższe odnajdujemy we wszystkich ideologiach wywodzących się z Oświecenia — w
liberalizmie i większości doktryn socjalistycznych. Czołowa rola sił wytwórczych w marksowskiej
teorii dziejów nie jest bynajmniej sprawą przypadku. Tymczasem anarchiści przepojeni są wiarą w
pełną harmonię człowieka i przyrody. Ujmują społeczeństwo jako organiczną część natury
podporządkowaną jej prawom i — w normalnych warunkach — umożliwiającą pełny, nieskrępowany
rozwój składających się nań jednostek realizujących swój niepowtarzalny potencjał duchowy.
Egzaltacja życia pojmowanego jako strumień przeżyć, a nie zespół działań zdeterminowanych
czynnikami zewnętrznymi i podporządkowanych celom ponadjednostkowym, prowadzi ich do
koncepcji homo ludens przeciwstawianej człowiekowi-wytwórcy (homo faber), Praca, w tym ujęciu,
winna stanowić nie społeczny obowiązek, lecz spontaniczną twórczość artystyczną; nie przymusowy
serwitut, lecz manifestację wolności. Cała zresztą filozofia anarchizmu jest wyrazem tęsknoty za
wolnością i sprawiedliwością jako podstawowymi potrzebami natury ludzkiej.
Anarchiści są zatem nastawieni wrogo do polityki (ponieważ ucieleśnia ideę władzy), do państwa
wraz z jego prawnymi i instytucjonalnymi podporami (narzędzia ucisku), do Kościoła i religii (znów
autorytet i hierarchia), ido demokracji (ponieważ oznacza podporządkowanie mniejszości woli
większości, mierzenie wagi argumentów arytmetyczną liczbą głosów oraz zasadę reprezentacji
ograniczającą możliwość decydowania o sobie przez jednostkę), do kapitalizmu — symbolizującego
ucisk ekonomiczny i społeczny — ale także i do socjalizmu państwowego (za wszystko, co niesie ze
sobą drugi człon tej nazwy). Atakują z pasją nacjonalizm, militaryzm i inne schorzenia współczesnego
sobie społeczeństwa. Cechuje ich nadto niechęć do historii (tradycji) — ponieważ cała przeszłość jawi
im się jako łańcuch przypadkowych zdarzeń, w większości godnych potępienia, z którymi w każdej
chwili, aktem woli, zerwać można całkowicie więź oraz antyintelektualizm (bardziej ufają emocjom i
instynktowi niż rozumowi człowieka) sprzężony z nieufnym stosunkiem do dogmatów i teorii
(dehumanizacja).
Naczelną dla anarchistów wartością, otoczoną nieomal kultem, jest wolność. Ma ona stworzyć
warunki do autonomicznego, spontanicznego i kreatywnego działania jednostek i grup społecznych;
uczynić wszystkich panami swojego losu, podmiotami odpowiedzialnymi za swoje czyny. Ma również
utorować drogę do osiągnięcia sprawiedliwości społecznej. Inne cechy wysuwane niekiedy w
literaturze przedmiotu, jak np. tendencje do życia wspólnotowego i zakładania stowarzyszeń
potraktować można jako środki prowadzące do realizacji wymienionych ideałów. Teoretycy
anarchizmu oczekują ich spełnienia w przyszłym bezpaństwowym społeczeństwie kolektywnie
władającym środkami produkcji; społeczeństwie składającym się ze sfederowanych ze sobą i
całkowicie samorządnych grup terytorialnych i zawodowych spontanicznie zawiązywanych na
zasadzie pełnej dobrowolności i w niczym nie krępujących autonomii jednostek.
Realizacja tej wizji możliwa jest, zdaniem anarchistów, jedynie na drodze rewolucyjnej. Wynika to z
ich bezkompromisowego stosunku do zastanej rzeczywistości. Jej totalna negacja odbiera sens
projektom jakichś cząstkowych reform. Zresztą hasło rewolucji nie budzi w nich żadnych oporów.
Przeciwnie, rewolucyjna przemoc, jako wyraz spontanicznej aktywności mas ludowych, uchodzi, w
myśl teorii, za siłę oczyszczającą i twórczą. Po to by coś zbudować trzeba wpierw coś zburzyć.
Nie ulega wątpliwości, że tak rozumiany anarchizm stanowi odrębną, specyficzną ideologię, różną od
liberalizmu i socjalizmu, z którymi jest najczęściej łączony. Uderza w niej skrajny woluntaryzm,
mimo uznawania praw natury; głęboko optymistyczna wizja natury ludzkiej wyrażając się wiarą we
wrodzoną dobroć człowieka i umiejętność bezkonfliktowego współżycia z innymi ludźmi przy braku
zewnętrznych rygorów, a także ufnością w solidarność mas i lekceważeniem niebezpieczeństwa
partykularyzmu, czy egoizmu wspólnotowego; skłonność do manichejskiej wizji świata (siły dobra
kontra siły zła) nie pozostawiająca miejsca na żadne kompromisy i półtony; i wreszcie dominacja
krytyki istniejącego porządku nad programem pozytywnym (przyszłości wykreowanej spontanicznym
porywem mas nie da się bowiem z góry przewidzieć, pewna jest tylko sama bliskość rewolucji). Dla
wielu autorów są to zarazem cechy świadczące o utopijnym charakterze anarchizmu.
a) anarchizm stanowi samodzielny nurt w ramach myśli socjalistycznej — jest to pogląd najbardziej
rozpowszechniony i to zarówno wśród historyków anarchizmu (A. Lehning, D. Guerin), jak i
socjalizmu (G.D.H. Cole);
d) anarchizm jest samodzielną ideologią łączącą w sobie socjalistyczną krytykę liberalizmu i liberalną
krytykę socjalizmu (D. Apter, A. Carter, J. Clark, G. Woodcock).
Jeśli rozumieć przez socjalizm, najogólniej, dążenie do rozwiązania „kwestii społecznej" w drodze
uspołecznienia własności i poprzez stworzenie egalitarnej wspólnoty, podporządkowującej jednostkę
interesom zbiorowości, trudno zaakceptować poglądy tych specjalistów, którzy specyfikę anarchizmu
upatrują jedynie w taktyce i temperamencie jego zwolenników. Zamiast równości na ich sztandarach
powiewa bowiem hasło nieograniczonej wolności jednostki, zaś kolektywistyczne rozwiązania,
zbieżne z programami socjalistycznymi, stanowią tu jedynie środek do osiągnięcia podstawowego
celu. Walka jaką prowadzili z kapitalistycznym państwem i jego kulturą nie była tą samą walką, którą
toczyli stronnicy Lamennais, Luisa Blanca czy Marksa; wynikała z innych przesłanek i o inne cele się
toczyła. Trudno to było dostrzec u schyłku minionego stulecia, kiedy przemożną rolę w
międzynarodowym ruchu anarchistycznym odgrywali przejściowo ludzie pokroju Kropotkina lub
Elisée Reclusa, których, z uwagi na występowanie w ich pracach elementów obu ideologii, określić
można mianem libertarnych socjalistów. Tłumaczy tę z jednej strony głębokie poczucie związku z
ruchem socjalistycznym u wielu animatorów anarchizmu tej epoki, które wyraziło się m.in. upartą,
choć" bezowocną walką o udział w pracach zdominowanej przez marksistów II Międzynarodówki, a
jednocześnie praktyczną niemożność bezkonfliktowego współdziałania z socjalistami w dłuższych,
okresach czasu, co wykazały rewolucje 1905 i 1917 r., albo wydarzenia wojny domowej w Hiszpanii.
Częste, choć nie nagminne, przypadki konwersji — tj. przechodzenia z obozu antyautorytarnego do
obozu zwolenników działań parlamentarnych i vice versa, świadczą raczej o dużym rozchwianiu
poglądów niż o szczególnym powinowactwie ideowym. Cyrkulacja na podobną skalę dokonywała się
wszak również między organizacjami nacjonalistycznymi a socjalizującymi, a później np. między
syndykalistami a faszystami.
2. Spuścizna Godwina
Poszukiwanie starożytnych antenatów przez ruch społeczny, którego historia sięga wstecz zaledwie
kilku pokoleń, nie jest niczym wyjątkowym. Anarchiści mają wszakże specjalne powody, aby tak
postępować. Filozoficzny i literacki anarchizm, bunt jednostki przeciwko ograniczeniom narzucanym
jej przez świat zewnętrzny, jest bowiem w gruncie rzeczy tak stary, jak stara jest ludzkość.
Nieprzypadkowo na listach „przodków" pojawiają się postacie takie, jak praojciec Adam, Prometeusz,
Szatan i Robin Hood, czy wreszcie Jezus Chrystus. Poglądy w tej materii są zresztą wyjątkowo
niespójne; sporządzenie własnej, oryginalnej listy zdaje się być ambicją każdego badacza.
Wymieniani są w tym kontekście nawet Platon (prekursor współczesnego totalitaryzmu w interpretacji
Poppera), Rousseau (którego Bakunin określił jako „pisarza, który wyrządził najwięcej zła w
minionym stuleciu") oraz Hobbes. Najczęściej jednak padają nazwiska Lao Tse, Karpokratesa, Zenona
z Kition wraz z całą szkołą stoików, Rabelais, La Boetie, Bossueta, Diderota, Mesliera, a spośród
aktywnych uczestników Rewolucji Francuskiej — Jeana Varlet, Sylviana Marechala i wodza
„wściekłych" Jeana Roux. Wspomina się o gnostykach średniowiecznych, o husytach i anabaptystach.
Trudno kwestionować libértame sympatie przynajmniej części osób oraz grup umieszczonych na tej
liście, ale daleko stąd jeszcze do rozbudowanej teorii wolności. Stworzy ją, jako pierwszy dopiero
William Godwin (1756-1836), współczesny wydarzeniom rewolucyjnym we Francji w dziele
zatytułowanym An Enquiry Concerning the Principies "ot Political Justice, and Its Influence on
General Virtue and Happiness (1793).
Godwin — kolejno pastor, reformator wychowania, publicysta i literat — zespolił ze sobą dwie różne
tradycje: kult rozumu charakterystyczny dla francuskiego Oświecenia oraz angielski nonkonformizm
wiodący od radykalnych sekt religijnych XVII w. do filozoficznego radykalizmu utylitarystów. Dało
to w sumie mieszaninę o własnościach piorunujących. Nieprzypadkowo „Gentleman Magazine" pisał
po jego śmierci, że „byłoby lepiej dla ludzkości, gdyby ten człowiek nigdy się nie urodził". Godwin
wychodził z założenia, że istniejąca organizacja społeczeństwa unieszczęśliwia ludzi, ponieważ opiera
się na wszechobecnym przymusie i obraża ich poczucie sprawiedliwości; że utrzymuje ją przy życiu
jedynie sankcja prawa — tyrańskiego narzędzia każdej' władzy — któremu przeciwstawia
powszechne i niezmienne prawo moralne, zgodne z odczuciami każdej myślącej jednostki. Na
przeszkodzie do stworzenia społeczeństwa „prawdziwej wolności i doskonałej równości" stoi władza
polityczna — źródło zła, błędów i negatywnych wpływów wychowawczych w obecnym systemie;
instytucja, której długie dzieje są nieprzerwanym pasmem zbrodni. Jej likwidacja nie zapewni jednak
automatycznie politycznej sprawiedliwości, jeśli rezygnacji z wszelkich form przymusu nie będzie
towarzyszyła radykalna przebudowa stosunków własnościowych w takim duchu, aby nikt nie miał
prawa do przechwytywania owoców cudzej pracy.
Anarchia, czyli stan totalnego chaosu społecznego, to zdaniem Godwina „skuteczny, choć straszny"
środek przezwyciężania despotyzmu, mniej odeń niebezpieczny ze względu na swój przejściowy
charakter. „Anarchia rozbudza umysł, uruchamia energię i inicjatywę społeczną, aczkolwiek nie czyni
tego w najlepszy sposób". Może być jedynie chwilowym rozwiązaniem, przystankiem na drodze do
pożądanego ideału. Bardzo krytyczny jest również stosunek autora do haseł rewolucyjnych. Groźniejsi
od wrogów są — jak pisze — powodowani najlepszymi intencjami, lecz niecierpliwi obrońcy dobra
powszechnego. Eskalacja przemocy niczego nie rozwiąże; zmian politycznych nie można bowiem
dowolnie dekretować. Mogą być one wyłącznie skutkiem równoległych zmian zachodzących w
ludzkich umysłach. Ustrój społeczno-gospodarczy odpowiada zaawansowaniu moralnemu
społeczeństwa. Kiedy na tym polu nastąpią pożądane przeobrażenia, „nie trzeba będzie staczać żadnej
walki ani stosować przemocy w jakiejkolwiek postaci. Przeciwnicy będą zbyt nieliczni i słabi, by móc
poważnie myśleć o oporze przeciw powszechnym odczuciom ludzkości".
Społeczeństwo jest dla Godwina po prostu agregatem jednostek stworzonych, dla ich wygody, nie
powinno zatem nigdy zastygnąć w jakimś ostatecznym kształcie. Z pasją krytykuje koncepcję umowy
społecznej,, która krzywdzi przyszłe pokolenia wystawiając zobowiązania w ich imieniu, a zarazem
odbiera jednostce jej święte prawo wyboru własnej drogi. Zaleca bierny opór w sytuacji, gdy działania
ogółu sprzeczne są z indywidualnym poczuciem sprawiedliwości. Wśród organizacji społecznych
popiera tylko stowarzyszenia dla celów doraźnych oraz luźne grupy dyskusyjne ułatwiające
dochodzenie do prawdy. Jest zdecydowanie przeciwny instytucjom politycznym demokracji
parlamentarnej: ciałom przedstawicielskim, w których każdorazowa większość narzuca pozostałym
fikcję jedności i głosowaniu powszechnemu („przesądzanie o słuszności poglądów w drodze liczenia
głosów" określa jako „nieznośną zniewagę dla rozumu i sprawiedliwości"). Sam proponuje system
minimalizujący zło — krańcową postać demokracji bezpośredniej. Oczyma wyobraźni widzi wielką
ogólnoświatową republikę złożoną z setek tysięcy drobnych wspólnot lokalnych („parafii"),
całkowicie niezależnych od siebie i załatwiających swoje sprawy własnym sumptem. Głęboka
decentralizacja umożliwi wszystkim ludziom aktywny udział w życiu publicznym. Będzie mieć ono
zapewne charakter niezinstytucjonalizowany, aczkolwiek niezbędne okazać się może powołanie ciał o
kompetencjach sądowniczo-arbitrażowych. Jednakże poważniejsze przestępstwa czy konflikty w tych
zracjonalizowanych, podatnych na perswazję społeczeństwach w ogóle nie wchodzą w rachubę.
Niezbędną dozę konformizmu wymusi na jednostkach cenzura moralna otoczenia, która z
powodzeniem zastąpi przymus administracyjny. „Gdyby społeczności zadowoliły się małym
obszarem, z klauzulą konfederacji w sytuacjach wyjątkowych, miast aspirować, jak dotychczas, do
rozległych terytoriów i sycić swą próżność marzeniami o imperium, każda jednostka wystawiona
byłaby na widok publiczny; dezaprobata sąsiadów, rodzaj przymusu wynikający z systemu
społecznego, a nie efekt ludzkiego kaprysu, nieuchronnie zobligowałyby ją albo do poprawy, albo do
emigracji".
Swoje ostateczne stanowisko w tej kwestii wyraził Proudhon w Wyznaniach rewolucjonisty (1849)
oraz Myśli ogólnej rewolucji w .XIX w. (1851) — dziełach, w których pokusił się o teoretyczne
uogólnienie wniosków wynikających z najnowszej historii Francji po 1789 r. Dotychczasowe
rewolucje realizowane środkami politycznymi (,,od góry") zawiodły, ponieważ nie zniszczyły zasady
autorytetu, rodzącej przymus i nierówność. Jedynym środkiem prowadzącym do realizacji szczytnych
haseł 1789 r. jest rewolucja ekonomiczna („od dołu"), kierująca się zasadą sprawiedliwości godzącą
Wolność z Równością. Dokonuje się ona powoli i nieuchronnie w łonie istniejącego społeczeństwa aż
doprowadzi do zupełnego rozpłynięcia się władzy w organizmie ekonomicznym. Swobodnie
zawiązywane stowarzyszenia i dobrowolne umowy zastąpią istniejące dziś prawa. Wojsko, policja,
urzędy — okażą się zbędne. Robotnicy zarządzać będą bezpośrednio fabrykami i środkami transportu,
a zamiast dawnych podziałów klasowych istnieć będą jedynie podziały funkcjonalne. Powstanie zatem
nowy porządek społeczny, który zapewni ludziom powszechną wolność i dobrobyt, prymat rozumu,
kres antagonizmów wskutek identyczności interesów, „równość przeznaczeń", godność pracy oraz
nieograniczoną możliwość samodoskonalenia. Brzmi to trochę jak koncert życzeń nieuleczalnego
optymisty, pamiętać wszakże należy, że Proudhon nie zamierzał bynajmniej forsować swoich
projektów. Rzeczywistość społeczna nie powinna bowiem, jak sądził, wyprzedzać stanu świadomości
ogółu. Zdecydowanie odrzucał takie formy walki ekonomicznej, jak sabotaże, czy nawet strajki —
formy godzące.
Trzy filary istniejącego porządku — państwo, własność i religia poddane zostały najpełniejszej
krytyce w rozwlekłym dziele zatytułowanym „O sprawiedliwości w rewolucji i Kościele” (1858).
Jednak to nie mało konsekwentny atak na Kościół zasługuje tu na szczególną uwagę, ale potępienie
Komunizmu (zabsolutyzowany interes publiczny) i Indywidualizmu (zabsolutyzowana Wolność) w
imię Sprawiedliwości (poszanowanie godności ludzkiej), która stworzy „ustrój społeczny oparty na
systemie wolnej wymiany i wzajemnych gwarancji, mający jako wykładnik — arbitraż gminy, jako
sankcję — jej władzę". Istotnym, uzupełnieniem tej wizji jest koncepcja powszechnej decentralizacji,
rozwinięta w ostatnich latach życia Proudhona (Du principe federatif, 1863). Stadium przejściowym
na drodze do odległej jeszcze powszechnej anarchii stać się powinien ustrój federacyjny — na
szczeblu lokalnym pod postacią sfederowanych, autonomicznych i samorządnych gmin; w stosunkach
międzynarodowych — w postaci konfederacji całych regionów geograficznych, które zastąpią jako
jednostki dzisiejsze państwa i narody. Organy centralne konfederacji spełniałyby jedynie funkcje
koordynacyjne. Miast jednolitej administracji państwowej, notorycznie niesprawnej wskutek
koncentracji kompetencji, działałyby wówczas równolegle niezliczone ilości wyspecjalizowanych ciał
poddanych kontroli publicznej. Trzeba wszakże w tym miejscu zaznaczyć, że Proudhon nie był
entuzjastą stowarzyszeń. Bardziej niż associations cenił małe, naturalne grupy lokalne, przede
wszystkim zaś rodzinę — cytadelę prawdziwej moralności i rzeczywistych autorytetów.
Osamotnienie Proudhona nie było jednak wyłącznie rezultatem świadomego wyboru. Specyficzna
mieszanina radykalizmu i konserwatyzmu w jego poglądach zrażała doń wielu potencjalnych
sympatyków. Socjaliści i demokraci nie mogli się pogodzić z głośną aprobatą dyktatury Ludwika
Bonapartego, poparciem jezuitów w Szwajcarii w 1846 r. i dla federalistów z Południa w wojnie
secesyjnej; z potępieniem narodowowyzwoleńczych aspiracji Polaków i Włochów; z rasizmem,
antysemityzmem i anglofobia u czołowego krytyka nacjonalizmu. Szokowało usprawiedliwianie
militaryzmu i systemu niewolniczego, opowiadanie się za utrzymaniem kary śmierci oraz tortur,
sprowadzanie kobiety do roli opiekunki domowego ogniska w patriarchalnej rodzinie. Ideolodzy
francuskiej prawicy skutecznie eksploatowali te wątki w następnych stuleciach. Niezależnie jednak od
nadawanej im racji, twórczość oraz działalność myśliciela ocenić wypada jako przełomową z punktu
widzenia historii anarchizmu. Po raz pierwszy abstrakcyjne ideały orędowników absolutnej wolności
przełożone zostały na język działań konkretnych, atrakcyjnych dla rodzącego się ruchu
anarchistycznego. Gwarantyzm (mutualizm) w dziedzinie gospodarczej, jak również postulaty
federalizmu i samorządności zapuściły za jego sprawą mocne korzenie w świadomości następnych
pokoleń. Odwoływali się do nich m.in. Kropotkin, Sorel i Abramowski, a także niektórzy francuscy
radykałowie (Gambetta) oraz nastawieni antycentralistycznie przedstawiciele hiszpańskiej burżuazji.
Nie ulega jednak wątpliwości, że najzagorzalszych popleczników znalazł Proudhon w środowiskach
robotniczych.
Nie był to mariaż przypadkowy. Pierwsze organizacje o charakterze mutualistycznym powstały wszak
w Lyonie już na początku lat trzydziestych. Idee Proudhona zapewne odpowiadały specyficznym
potrzebom nielicznego jeszcze proletariatu, wywodzącego się w większości ze wsi i zawieszonego
gdzieś pomiędzy warsztatem a fabryką. Trudno inaczej wytłumaczyć powodzenie skomplikowanych,
nie schlebiających czytelnikom rozpraw autora Filozofii nędzy. W słynnym Manifeście
sześćdziesięciu z 1864 r., otwierającym nowy rozdział w dziejach francuskiego ruchu robotniczego,
była wprawdzie jeszcze mowa o potrzebie własnego przedstawicielstwa parlamentarnego, ale główny
nacisk położony został na konieczność samowyzwolenia społeczno-ekonomicznego proletariatu. Po
roku, w zdominowanej przez „sektę proudhonistów" świeżo utworzonej francuskiej sekcji !
Międzynarodówki Henri Tolain, Charles Limousin i Ernest Edouard Fribourg swoje nadzieje lokowali
już tylko w ruchu spółdzielczym, izbach syndykalnych i towarzystwach kredytowych. Nauki
nieżyjącego już mistrza traktowali jak dogmat. Sprzeciwiali się projektom powszechnego szkolnictwa
państwowego, aktywizacji zawodowej kobiet, wszelkim działaniom politycznym, strajkom, ingerencji
w stosunki między „patronem" a robotnikami, zgłaszanej przez związkowców angielskich idei
skrócenia dniówki do ośmiu godzin. Nastawieni reformistycznie widzieli w Międzynarodówce
„instrument, który umożliwi proletariatowi zajęcie należnego mu miejsca przy pomocy środków
pokojowych, legalnych i moralnych". Kulminacja wpływów proudhonistów w międzynarodowym i
francuskim ruchu robotniczym przypada na lata 1866-1867. Program przedstawiony przez delegację
francuską na kongresie w Genewie (1866) był czysto mutualistyczny i obficie okraszony cytatami z
dzieł Proudhona. Na kongresie lozańskim, w rok później, delegaci z Paryża wystąpili z referatami na
temat „ekwiwalencji funkcji" (Chemale) oraz mutualizmu i federacji (Tolain). Podjęte wówczas
uchwały udzieliły pełnego poparcia tym ideom. Jedynie propozycja wyeliminowania inteligentów z
Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotników nie znalazła popleczników.
Poważne wpływy zdobyli sobie proudhoniści w Belgii (m.in. De Paepe) i Hiszpanii. Dla działaczy
tamtejszych było to jednak przeważnie stadium przejściowe na drodze do kolektywizmu,, podczas gdy
Francuzi trwali wiernie na dawnych pozycjach długo po pojawieniu się Bakunina. Utrata prymatu w
sekcji francuskiej na rzecz kolektywistów (Malon, Varlin) w roku 1868 w niczym nie zmieniła ich
poglądów. Szeroko reprezentowani we władzach komunalnych Paryża po 18 marca 1871 r. (Courbet,
Beslay, Longuet, Camelinat, Vermorel) w projektach reform nie wychodzili poza typowe rozwiązania
mutualistyczne. Dość wspomnieć, że federalistyczny Manifest Komuny z 19 kwietnia brzmi tak, jakby
wyszedł spod pióra samego Proudhona. Decydujący cios ich wpływom zadały dopiero
prześladowania, które nastąpiły po upadku Komuny.
4. Anarchizm w wydaniu Bakunina. Początki kolektywizmu
W dziejach myśli anarchistycznej Bakunin odegrał rolę pierwszoplanową nie jako szczególnie
oryginalny myśliciel, lecz jako ten, który nadał jej jednoznacznie rewolucyjny charakter; przepoił
wiarą w ziszczalność i bliskość wymarzonych ideałów; sformułował konkretny program prowadzący
do ich spełnienia. Tym samym stworzył ideologiczny i organizacyjny fundament dla ruchu
społecznego powołującego się na hasła nieograniczonej wolności i autonomii jednostki. Ponadto to on
właśnie, bardziej niż z ktokolwiek inny, przyczynił się do nadania tym hasłom kolektywistycznego
wymiaru. Bowiem wolność, w jego ujęciu, nie istnieje poza społeczeństwem. Absolutną wolność
wyizolowanych egoistycznych jednostek Stirnera uważa za absurd. Człowiek jest tworem
społeczeństwa, a nie odwrotnie. „Dobry dzikus" i umowa społeczna to szkodliwe fikcje ideologiczne,
nie mające związku z rzeczywistością i prowadzące do tyrańskich uzurpacji rozumu. Człowiek ma złą,
zwierzęcą naturę. Nie rodzi się wolny. Do współdziałania z innymi skłania go instynkt stadny, lecz to
właśnie współdziałanie stopniowo go humanizuje. Zdobywa swą wolność przez solidarność z innymi
ludźmi. Nie jest to wszakże wolność absolutna. Jako cząstka natury, wraz z całym społeczeństwem,
podporządkować się musi jej nieubłaganym prawom. Przyroda wyznacza granice jego swobody, ale
wszystkie inne, sztuczne bariery na swej drodze może i powinien, zbiorowym wysiłkiem,
przezwyciężać.
Powyższa filozofia człowieka zarysowana najpełniej w pracy Le Dieu et Etat prowadzi do wniosku, że
prawdziwe interesy jednostek w społeczeństwie są wspólne lub przynajmniej niesprzeczne ze sobą.
Konflikty obserwowane we wszystkich znanych nam społeczeństwach są konsekwencją istnienia
państwa wprowadzającego głęboki przedział między uprzywilejowaną elitą i większością obywateli,
nie zaś dowodem aspołeczności ludzkiej natury. Harmonię społeczną osiągnąć można zatem tylko w
jeden sposób — obalając państwo. I wtedy dopiero, jako ukoronowanie procesu historycznego (echa
heglizmu), a nie na jego początku, nastanie królestwo wolności. Przeciwstawiając społeczeństwo
państwu, miast jednostkę społeczeństwu, Bakunin nadaje pojęciu wolności sens szerszy niż jego
poprzednicy. Wolność jest w tym ujęciu całkowicie niepodzielna. „Prawdziwie wolny jestem jedynie
wtedy, kiedy równie wolni są wszyscy ludzie, którzy mnie otaczają. Wolność bliźniego nie tylko nie
ogranicza, ani nie neguje mojej wolności, lecz przeciwnie, stanowi jej warunek konieczny i
potwierdzenie. Dopiero wolność innych czyni mnie naprawdę wolnym" . Burzliwe życie autora tych
słów stanowi nie pozbawioną tragizmu próbę dochowania wierności owym ideom.
Ale nie tylko przez swój związek z równością ekonomiczną i społeczną oraz solidarnością
międzyludzką bakuninowska koncepcja wolności zasługuje na dokładniejsze rozpatrzenie. Albowiem
obok dość tradycyjnej wykładni pozytywnej mieści w sobie również aspekt negatywny — bunt
jednostek przeciwko tyranii wszelkich autorytetów (Boga, Państwa, ale także tyranii społeczeństwa),
przy czym sprzeciw ten wyraża nie tylko stosunek do zastanej rzeczywistości, ale i potrzebę
samoafirmacji. Rewolucja zbiorowy i ukierunkowany, choć spontaniczny bunt ludu — jest zatem siłą
twórczą, oczyszczającą. i odnowicielską. „Bez walki społeczeństwo jest martwe" .
Jako teoretyk i praktyk rewolucji Bakunin poświęcał wiele uwagi ocenie rewolucyjnego potencjału
poszczególnych klas i warstw społecznych, nigdy jednak nie sformułował w tej kwestii jakichś
ostatecznych wniosków. Oceny, jakie napotykamy w jego pracach, są z reguły refleksem chwilowych
nastrojów, a nie trwałych przekonań. Generalnie stwierdzić można jedynie, że szczególne nadzieje
wiązał z narodami słowiańskimi i latyńskimi (Włosi, Hiszpanie). Bardzo długo, pod wpływem
lelewelowskiej teorii gminowładztwa oraz koncepcji słowianofilskich, wierzył w rewolucyjną naturę
chłopstwa, ale wydarzenia lat 1870-1871 we Francji zadały tej wierze poważny cios. W ostatniej, już
czysto anarchistycznej fazie życia, największym zaufaniem obdarzał młodzież, zdeklasowanych
inteligentów oraz elementy lumpenproletariackie . Jeśli dla Marksa przyszła rewolucja ma być
dziełem klasy najbardziej przez kapitalizm uciskanej i rozpoczynać się właśnie tam, gdzie najsilniej
zapuścił korzenie (z zastrzeżeniem dotyczącym Rosji), twórca anarchokolektywizmu stawia na grupy
ludzkie znajdujące się na marginesie gospodarki kapitalistycznej oraz obszary cywilizacyjnie
opóźnione. Robotnikom miejskim o kosmopolitycznych i centralistycznych sympatiach przeciwstawia
„naturalny federalizm" mas chłopskich4S. Wojna frąncusko-pruska przynosi na krótko zmącenie tej
wizji świata. Bakunin ostrzega francuskich socjalistów przed „wściekłym nacjonalizmem" i
nieprzezwyciężalnym konserwatyzmem Polaków, których do niedawna oceniał zgoła odmiennie
(Listy do Francuza z września 1870 r.), postuluje „terror miast wymierzony przeciwko wsi", ponieważ
„jedynie ludność miejska jest patriotyczna i rewolucyjna" (list do C. Gambuzziego z 15 października
1870 r.); na kilka miesięcy przed wybuchem Komuny Paryskiej głosi, że „powszechny wybuch
możliwy będzie odtąd tylko na prowincji" (Listy do Francuza z 26 sierpnia 1870 r.). Próba wzniecenia
rewolucji w Lyonie kończy się jednak operetkową katastrofą i wkrótce, po upadku Komuny, „szatan
zniszczenia" ponownie zwraca wzrok w kierunku Włoch i Hiszpanii.
Stowarzyszenia produkcyjne i gminne stać się mają zarazem, w myśl założeń Bakunina, jądrem
przyszłego ustroju politycznego, wolnego od niebezpieczeństw centralizmu. Wizja wielkiej federacji
nie opuszcza go przez całe życie, ale jej treść i elementy składowe ulegają stałej ewolucji. W 1848 r.
ma to być federacja ludów słowiańskich; po dwudziestu latach, na kongresie Ligi Pokoju i Wolności
proponuje Stany Zjednoczone Europy złożone ze sfederowanych ze sobą komun, prowincji i narodów;
w ostatecznej wersji, przedstawionej w programie Aliansu, państwa i narody mają być zastąpione
przez swobodnie zawiązywane federacje stowarzyszeń rolnych i przemysłowych, wzorowanych na
komunach wiejskich. W zestawieniu z rozbudowaną koncepcją Proudhona wizja ta może się wydawać
zbyt ogólnikowa, wynika to jednak z wierności zasadzie, iż życie musi wyprzedzać teorię. Miast
konstruować misterne, spekulatywne utopie Bakunin woli analizować Komunę Paryską i Federację
Jurajską, widząc w nich zarodki przyszłości. System federacyjny jest dlań nie etapem przejściowym
na drodze do pełnego anarchizmu, lecz jego niezbywalnym składnikiem — ucieleśnieniem zasady
„jedność w różnorodności", stanowiącej ideę wywołała poważne kontrowersje podczas bazylejskiego
kongresu I Międzynarodówki (1869) prowadząc do zaognienia stosunków z Marksem, który
proponował rezolucję potępiającą wprost instytucję własności prywatnej, zaś jako środek tymczasowy
— wysoki podatek spadkowy. W głosowaniu wniosek Bakunina uzyskał poparcie większości
obecnych, zbyt nikłe jednak dla podjęcia wiążącej uchwały — J. Freymond, La I Internationale.
Genève 1962.
Komentatorzy myśli Bakunina pomijają na ogół zupełnym milczeniem ostatnią, schyłkową fazę życia
mistrza, z tego chociażby względu, że nie pozostawił w niej po sobie żadnego liczącego się
manuskryptu. Tymczasem wolno przypuszczać, że radykalna zmiana poglądów, jaka dokonała się w
nim w tym okresie miała bardzo poważne konsekwencje dla dziejów całego ruchu anarchistycznego,
przyspieszając rozkład Międzynarodówki antyautorytarnej i przejście większości jej aktywistów na
pozycje anarchokomunistyczne. Po oficjalnym wycofaniu się z prac Federacji Jurajskiej, zmęczony
życiem, chorobami i niemilknącą kampanią zniesławień, przechodzi ostry kryzys wiary, który odsuwa
go od dotychczasowych przyjaciół. Staje się pesymistą i sceptykiem w odniesieniu do własnej teorii.
Na rok przed śmiercią w liście do Elisée Reclusa, konstatując całkowitą apatię mas, dochodzi do
wniosku, że reakcja nieodwołalnie zwyciężyła. Epoka rewolucji jest zamknięta, świat wkracza w fazę
powolnej ewolucji. Jedyną szansę zmiany upatruje w ogólnoświatowym konflikcie zbrojnym. Umiera
pogodzony z rzeczywistością, poddając w wątpliwość to wszystko, czemu poświęcił swoje życie.
Trudno o bardziej tragiczny i ironiczny finał.
5. Anarchokolektywizm — spory i nadzieje
Rozwój anarchizmu jako ruchu społecznego zbiega się w czasie z upowszechnieniem idei
kolektywistycznych. Jest to zbieżność bezsporna i — naturalnie — nieprzypadkowa. Bakuninowski
kolektywizm manifestuje wiarę w społeczne przeznaczenie człowieka; roztacza perspektywy
przyszłego, bezklasowego społeczeństwa składającego się z wolnych i solidarnych jednostek ludzkich,
będąc zarazem propozycją na tyle ogólnikową, aby poddawać się najróżnorodniejszym interpretacjom.
Stanowi zatem doskonałe spoiwo teoretyczne dla sympatyków idei wolnościowych. Bakunin nie był
zresztą jego jedynym ani nawet pierwszym eksponentem. Kolektywistyczne wątki pojawiają się w
programach francuskich (Varlin) i belgijskich (De Paepe) sekcji Międzynarodowego Stowarzyszenia
Robotników już ok. 1867 r., z reguły w odniesieniu do własności ziemskiej, która nie jest owocem
pracy ludzkiej. Na kongresie brukselskim w 1868 r. delegaci francuscy postulowali uspołecznienie
ziemi, jako rozwiązanie komplementarne wobec mutualizmu w innych dziedzinach gospodarki, a już
po roku, w Bazylei, ortodoksyjni zwolennicy Proudhona znaleźli się w mniejszości. Większość
dyskutantów postulowała przejęcie środków produkcji przez kooperatywy wytwórcze poddane
kontroli swoich lokalnych komun. Te ostatnie ciała — interpretowane bądź jako federacje wszystkich
lokalnych stowarzyszeń wytwórczych, bądź też jako rady mieszkańców powołane przez ogólne
zebrania okolicznej ludności — miałyby dysponować ziemią i organizować służby publiczne na
szczeblu lokalnym. Ukoronowaniem tej wizji dla kolektywistów antyautorytarnego pokroju była idea
zastąpienia państw i narodów przez luźne federacje komun korzystające z jakichś form systemu
przedstawicielskiego, lecz zarazem pozbawione elementów władzy wykonawczej. Zwolennicy
orientacji centralistycznej przeciwstawiali im koncepcję „państwa ludowego" (Volksstaat), czy też
„robotniczego" (Arbeiterstaaf), natomiast Belgowie — w większości ówczesnych sporów zajmujący
stanowisko pośrednie — skłaniali się ku państwu federacyjnemu, w którym, dzięki specjalnej Izbie
Pracy w Parlamencie, czołową rolę przeznaczyli dla związków zawodowych.
Bezwzględna dominacja idei kolektywistycznych w ruchu anarchistycznym nie trwała długo. Okres
ten zamyka się w latach 1868-1876. Kolejne czterolecie, pomimo kurczowego trzymania się starej
terminologii, określić już można jako fazę przejściową, poprzedzającą długotrwałe panowania
anarchokomunizmu. Świadczą o tym mnożące się w tym okresie zastrzeżenia wysuwane przez
czołowych animatorów ruchu. Wydaje się, iż miały one zasadniczo polityczny charakter —
anarchokolektywizm okazywał się za mało konkurencyjny w rywalizacji z komunizmem
państwowym. Po prostu w sferze ekonomicznej obiecywał znacznie mniej — nie gwarantował
zaspokojenia wszystkich potrzeb, ani nawet równości ekonomicznej, zbyt mało uwagi poświęcał
problemom dystrybucji nadwyżek produkcyjnych, nie likwidował wreszcie całkowicie własności
prywatnej, co zwolennikom nurtu zapoczątkowanego przez Bakunina wydawało się wówczas
niekonsekwencją. Na nieudanym Powszechnym Kongresie Socjalistycznym w Gandawie (1877)
kolektywizm znalazł się pod ostrzałem socjalistów zbliżonych do nurtu marksowskiego. Szwajcarski
socjalista Greulich celnie zauważył, że właśnie w tym systemie państwo staje się niezbędne w roli
superarbitra broniącego interesu ogółu przeciw sprzecznym interesom poszczególnych stowarzyszeń
wytwórczych oraz likwidującego groźbę monopolizacji niektórych dziedzin produkcji. Belgowie
opowiedzieli się za utrzymaniem państwa w okresie przejściowym i za stopniowym przekazywaniem
przez nie własności środków produkcji grupom wytwórców. Kropkę nad i postawiło głosowanie w
sprawie modelu ekonomicznego społeczeństwa przyszłości; wspólny front komunistów
„państwowych" i „bezpaństwowych" przeważył szalę na niekorzyść kolektywistów (stosunek głosów
16:11). Nadający ton ruchowi robotniczemu lat siedemdziesiątych działacze Międzynarodówki
antyautorytarnej znaleźli się, ku swojemu zaskoczeniu, w mniejszości.
6 Okres dominacji anarchokomunizmu. Kropotkin i jego krytycy
Już na kongresie Jury w La Chaux-de-Fonds (10-12 października 1879), gdzie głównym referentem
był Kropotkin {L'Idée anarchiste du point de vue de sa realisation pratique) przyjęto kompromisową
formułę uznającą „anarchistyczny komunizm jako cel, przy zachowaniu kolektywizmu jako
przejściowej formy własności". W marcu następnego roku Kropotkin, znajdujący się wówczas pod
silnym wpływem Elisée Reclusa, w rocznicowym artykule poświęconym Komunie Paryskiej po raz
pierwszy zdystansował się publicznie od zwyczajowej wersji kolektywizmu proponując
uspołecznienie mieszkań, ubrań, żywności i całej produkcji przemysłowej, a nie tylko maszyn i
środków transportu , ale dopiero jesienią odrzucił koncepcję Bakunina w całości. Decydująca batalia o
akceptację libertarnego komunizmu jako programu społeczno-ekonomicznego całego ruchu
anarchistycznego stoczona została podczas kolejnego kongresu Federacji Jurajskiej (9-10 października
1880 r., La Chaux-de-Fonds), gdzie stronnicy Reclusa przełamywać musieli wątpliwości
Schwitzguébela, Pindy i Herziga. Według relacji Kropotkina, o ostatecznym wyniku dyskusji
zadecydował referat Carla Cafiero, który udowadniał, że racjonalny anarchista musi być komunistą,
ponieważ kolektywizm nie gwarantuje pełnej wolności nakazując traktowanie ludzi zgodnie z ich
zasługami, a nie potrzebami. Zebranym przypaść musiała szczególnie do smaku formułka ,,od
każdego i każdemu według jego woli", do jakiej sprowadził tezy anarchokomunizmu referent . W ślad
za Jurą rezolucje popierające anarchokomunizm uchwalili wkrótce Belgowie i Francuzi. Jedynie
Hiszpanie w ogromnej większości odrzucili nowe koncepcje, opowiadając się za powszechną
wspólnotą dóbr tylko w wąskich ramach poszczególnych grup producentów.
Interes jednostki zlewa się u Kropotkina z interesem ogólnospołecznym. Jej potrzeba duchowej
autonomii zepchnięta jest na daleki plan przez przyrodzone i dominujące skłonności do kooperacji i
solidarności z innymi jednostkami . Wrodzona dobroć i łagodność skłania ją w warunkach naturalnych
do altruizmu. Wytwory ludzkości są jej wspólnym dziedzictwem, w którym nie da się precyzyjnie
wyznaczyć wkładu poszczególnych osób. Dlatego stać się powinny własnością ogółu. Za
komunizmem przemawia również przyjęta perspektywa historiozoficzna. Państwo kapitalistyczne
stanowi dlań szkodliwy, ale przejściowy efekt niedostatku solidarności w skądinąd gloryfikowanych
przezeń komunach średniowiecznych. Jako czynnik nienaturalny, wrogi społeczeństwu, skazane jest
na nieuchronny upadek. Wiek XIX przejdzie do historii jako epoka bankructwa parlamentaryzmu i
kapitalizmu. Niepowstrzymany proces ewolucyjny pcha samoczynnie społeczeństwa w kierunku
komunizmu. Narastająca coraz wyraźniej od połowy wieku potrzeba wolności, sprawiedliwości i
równości musi zaowocować ustanowieniem komunistycznego anarchizmu. Nie oznacza to
bynajmniej, że Kropotkin wyrzeka się rewolucji, nadaje jej jednak zgoła odmienny sens niż Bakunin.
Rewolucja społeczna w tym ujęciu nie jest apokaliptyczną siłą niszczącą, ale zjawiskiem
przyrodniczym, równie naturalnym co burza z piorunami albo wybuch wulkanu, niezbędnym dla
przełamania oporu tradycji i zmurszałych instytucji. To po prostu okres przyspieszonej ewolucji.
Pomiędzy bojowymi artykułami, które weszły w skład tomu .Paroles d'un Révolté (1878-1882), a
późniejszymi pismami z okresu pobytu w Anglii istnieje wyraźna różnica. Zapewne pod wpływem
kontaktów z socjalistami brytyjskimi Kropotkin modyfikuje swój pierwotny rewolucjonizm. W
jednym z przemówień z roku 1891 sugeruje nawet, że anarchizm może być wprowadzony w czyn
„wskutek dojrzewania opinii publicznej, przy możliwie minimalnym naruszeniu porządku
publicznego". W tym swoistym, anarchistycznym reformizmie można się dopatrywać reakcji
zawiedzionego idealisty.
Analizując przebieg Wielkiej Rewolucji Francuskiej oraz Komuny Paryskiej (ocenianej skądinąd
bardzo surowo), autor Etyki doszedł do wniosku, że za usprawiedliwione i rokujące szanse
powodzenia uznać można jedynie te rewolucje, które spełniają następujące postulaty:
c) dają. masom natychmiastowe poczucie poprawy ich losu (wywłaszczenia, rozdawnictwo żywności).
Podstawowym zadaniem rewolucji jest bowiem „zdobycie chleba", czyli zaspokojenie podstawowych,
identycznych potrzeb wszystkich ludzi. Kropotkin wyobraża ją sobie jako długotrwały, powszechny,
żywiołowy i zróżnicowany na poszczególnych terytoriach proces, który w ostatecznym rachunku
doprowadzi do wykrystalizowania się anarchokomunistycznego modelu życia społecznego,
stanowiącego syntezę wolności politycznej i ekonomicznej.
Nieomal wszyscy czołowi eksponenci nieindywidualistycznego anarchizmu epoki fin de siecle (ze
znaczącym wyjątkiem Johanna Mosta) uznali poglądy Kropotkina za własne. Charakterystyczne jest
jednak, że jego kolejnym publikacjom nie towarzyszyły właściwie żadne poważniejsze dyskusje.
Ziarno padło niewątpliwie na grunt niezwykle podatny, ale wiele wskazuje na to, że decydujący
wpływ miały w tym wypadku czynniki natury psychologicznej. W okresie wzmożonych represji i
zmasowanej propagandy wymierzonej przeciwko ruchowi odczuwano pragnienie zgrupowania się pod
jednym sztandarem, zminimalizowania istniejących podziałów wewnętrznych. Jak silna musiała być
owa presja psychiczna, świadczy wymownie postawa Maksa Nettlaua, cieszącego się zasłużoną
reputacją weredyka i indywidualisty, przeciwnika dogmatyzmu i wzajemnej nietolerancji we
wszystkich przejawach, A przecież on właśnie opublikował w roku 1890 broszurę, w której odmawiał
przedstawicielom innych tendencji miana prawdziwych anarchistów . Czołowi teoretycy z lat 1885-
1905 (Kropotkin, Reclus, Grave, Hamon) różnili się między sobą głównie rozkładem akcentów. Jean
Grave mógł kwestionować rolę związków zawodowych, Reclus — silniej jeszcze niż Kropotkin
podkreślać ewolucyjny charakter procesu dziejowego, Oscar Bertoni — uznawać potrzebę wielkiego
przemysłu i produkcji masowej , lecz zasadniczych tez anarchokomunizmu nikt w nich nie poddawał
w wątpliwość, przynajmniej publicznie. Rosnące z biegiem lat zastrzeżenia bardzo długo ujawniały się
tylko w poufnej korespondencji. Na zewnątrz dbano o pozory jedności. Dlatego nieskrępowane
polemiki teoretyczne na łamach pism anarchistycznych pojawiły się dopiero w ostatnich latach przed
wybuchem I wojny światowej, kiedy zarysowały się zasadnicze rozbieżności w ocenie bieżących
wydarzeń politycznych.
Dla poważnej większości zachodnioeuropejskich anarchistów poglądy Kropotkina i Reclusa stały się
w tym okresie jedyną godną akceptacji wykładnią wiary. W latach osiemdziesiątych pewien opór
stawiali im jedynie aktywiści hiszpańscy, zwracający od początku uwagę na niebezpieczeństwo
nowego dogmatyzmu. Tarrida del Marmol zarzucał autorowi Zdobycia chleba propagowanie
„biblijnych koncepcji ekonomicznych", a kiedy w Madrycie i Sewilli pojawiły się grupy
anarchokomunistyczne atakujące pozycje kolektywistów rzucił hasło anarchizmu
„bezprzymiotnikowego". Poparli go inni wpływowi anarchiści katalońscy z Ricardo Mella i Juanem
Montseny (Federico Urales) na czele, ale nie zapobiegało to rozbiciu anarchistycznych związków
zawodowych na dwa zwalczające się ugrupowania.
Bezkrytyczny stosunek Kropotkina do własnych tez , talent literacki z jakim je prezentował, a przede
wszystkim jego niepowtarzalny autorytet osobisty i naukowy — wszystko to onieśmielało
potencjalnych sceptyków. Nawet działacz tej rangi co Malatesta uznał za stosowne zagłuszyć własne
wątpliwości w sprawie tezy o możliwej nadprodukcji żywności (tzw. prise au tas, czyli „wyłożenie na
stos" wg sformułowania Kropotkina), czy o potrzebie tworzenia „wsi przemysłowych". Więcej
śmiałości wykazał jego bliski współpracownik, dr Saverio Merlino, polemizując w 1893 r. z
Kropotkinérh i Reclusem na łamach „La Révolté" oraz „La Révolution Libertaire". Merlino
propagujący ideę „amorfizmu" (hipotetyczny charakter wszelkich teorii; niezbędność istnienia jakichś
form organizacji w społeczeństwie anarchistycznym, których kształtu nie da się z góry przewidzieć),
poddał surowej krytyce ekonomiczne założenia anarchokomunizmu, zwłaszcza zaś wiarę, że zasada
„rób co chcesz" w sferze produkcji w cudowny sposób doprowadzi do powszechnej, obfitości dóbr
konsumpcyjnych. Argumenty te nie wywołały wówczas żadnego odzewu, zaś ich autor, prewencyjnie
aresztowany przez policję, stracił wkrótce szansę prowadzenia dalszej dyskusji. Musiało upłynąć
jeszcze kilkanaście lat zanim inni działacze zaczęli z równą swobodą i krytycyzmem analizować
nieformalną doktrynę ruchu. Najdalej zaszedł w tym kierunku James Guillaume, który już w 1902 r.
oświadczył, że „anarchia jako zasada organizacji i działania w ujęciu Reclusa i Kropotkina jest
absurdem, którego uniknął Bakunin".
Chociaż zarzuty wysuwane pod adresem anarchokomunizmu były na ogół słuszne, nie one, jak się
wydaje, przesądziły o losach doktryny. Decydujący wpływ na podważenie jej pozycji miały czynniki
zupełnie innej natury: prowojenne stanowisko Kropotkina i Grave'a, które osłabiło znacznie ich
autorytet; rozwój industrializacji dezaktualizujący proponowane rozwiązania ekonomiczne oraz, last
but not the least, konkurencja ze strony ideologii anarchosyndykalistycznej. W efekcie po zakończeniu
I wojny światowej anarchokomunizm okazał się już tylko jedną z licznych rywalizujących ze sobą o
wpływy koncepcji w łonie bardzo osłabionego ruchu anarchistycznego.
7. Anarchosyndykalizm
Narodziny rewolucyjnego syndykalizmu interpretuje się niekiedy jako efekt samoistnej ewolucji ruchu
związkowego . Jest to ujęcie równie symplicystyczne jak to, które usiłuje wszystko wyjaśnić
penetracją środowisk robotniczych przez anarchistycznych agitatorów. W rzeczywistości mamy
wówczas do czynienia z dwustronną ewolucją stanowisk. Narastająca, zwłaszcza wśród młodych
anarchistów, frustracja wywołana nieskutecznością taktyki czynu indywidualnego oraz mnożącymi się
represjami zbiega się w czasie z głębokimi zmianami w samej formule unionizmu. W Wielkiej
Brytanii przyjęły one w latach 1889-92 postać tzw. „nowego unionizmu" zrywającego z jednostronną
zależnością od partii liberalnej i orientującego się również na cele polityczne. We Francji
reformistyczny syndykalizm, zalegalizowany na nowo w 1884 r. pod wpływem burzliwych strajków z
drugiej połowy lat osiemdziesiątych przeobraził się gruntownie, zarówno duchowo, jak i
organizacyjnie , co znalazło wyraz w utworzeniu Powszechnej Konfederacji Pracy (CGI) oraz Izby
Pracy (Bourses du Travails 1888) sfederowanych w roku 1892. W skali międzynarodowej rosnące
wpływy socjalistów sprzyjały upolitycznieniu ruchu zawodowego, ale stymulowały zarazem nową
uwrierystyczno-solidarnościową świadomość związkowców. Anarchiści napływający w coraz
większej liczbie do zrzeszeń robotniczych trafiali zatem na grunt świetnie przygotowany.
Zasadnicze spory, jakie toczą się na temat anarchosyndykalizmu, dotyczące zarówno jego istoty; jak i
charakteru związku z anarchizmem, są w dużej mierze skutkiem terminologicznych kontuzji —
nagminnego utożsamiania całego syndykalizmu początków XX w. z jego kierunkiem rewolucyjnym,
zaś tego ostatniego z jego wersją anarchistyczną. W rzeczywistości syndykaty nastawione
rewolucyjnie nawet w okresie najświetniejszego rozwoju zrzeszały we Francji niewiele ponad połowę
związkowców, którzy z kolei, o czym nie wolno zapominać, reprezentowali zaledwie ok. czterdziestu
procent pracowników najemnych. Co więcej — rewolucyjne syndykaty nie były bynajmniej
jednorodne ideologicznie. Ścierały się w nich wpływy anarchizmu, allemanizmu, blamkizmu i innych
odmian socjalizmu, akceptujących koncepcję związków zawodowych jako ośrodków nieustannej,
czynnej i samodzielnej walki proletariatu z ustrojem kapitalistycznym. Łączy te wszystkie kierunki
wspólna im wiara w strajk generalny jako rozstrzygającą broń klasy robotniczej i rozrusznik
zbliżającej się nieuchronnie rewolucji, dzieli zaś — stopień negacji aktywności politycznej; przede
wszystkim jednak, wizja porewolucyjnej rzeczywistości oraz miejsce przeznaczone w niej dla
związków zawodowych. Tak więc anarchosyndykalizm stanowił początkowo po prostu jeden z
konkurencyjnych nurtów teoretycznych oddziałujących na mentalność i praktyczną działalność
rewolucyjnych syndykalistów, ale nie jakiś odrębny ruch społeczny, jak to sugerują niektóre
interpretacje. Takich cech nabrał dopiero po wykształceniu własnych, specyficznych form
organizacyjnych, najpierw w Hiszpanii, a później w Rosji i Stanach Zjednoczonych, zaś na skalę
międzynarodową po roku 1920, kiedy rozłamy wywołane zróżnicowanym stosunkiem do rewolucji
bolszewickiej wśród syndykalistów rewolucyjnych doprowadziły do wyodrębnienia się
Międzynarodówki anarchosyndykalistycznej z siedzibą w Berlinie (1922). Przenoszenie tej sytuacji na
okres wcześniejszy nie wydaje,się uzasadnione.
Czołowy ideolog nowego kierunku — Fernand Pelloutier, miał biografię typową dla działaczy CGT.
Jako syn prowincjonalnego urzędnika i potomek starej hugenockiej rodziny trafił do ruchu
związkowego okrężną drogą, poprzez republikanizm, socjalizm i anarchizm. Jeszcze przed
przybyciem do Paryża w roku 1893 należał wraz z P. Brousse'm do pierwszych propagatorów strajku
generalnego. Postacią znaną stał się jednak dopiero w roku 1894, kiedy wybrano go sekretarzem
Federacji Izb Pracy , którą to funkcję piastował aż do śmierci. Podczas swojej błyskotliwej, choć
urwanej przedwcześnie kariery Pelloutier okazał się wyśmienitym organizatorem i bodaj jeszcze
lepszym agitatorem. Za jego sześcioletniej kadencji zasięg oddziaływania Federacji znacznie się
powiększył, a jej charakter, zgodnie z sugestiami rzutkiego sekretarza, uległ gruntownym
przeobrażeniom. Charakterystyczna dla Pelloutiera wizja walczących syndykatów jako „praktycznych
szkół anarchizmu" zarysowana została po raz pierwszy w artykule z 1895 r. opublikowanym w
sprzyjającym syndykalistom piśmie J. Grave'a „Les Temps Nouveaux" °. Dochodzi w nim do
wniosku, że „jako laboratorium walk ekonomicznych oderwane od rywalizacji wyborczej, sprzyjające
strajkom generalnym z ich wszystkimi konsekwencjami, rządzące się anarchicznie, syndykat stanowi
organizację zarazem rewolucyjną i libertarną, jedyną, która może przeciwważyć i doprowadzić do
zniszczenia szkodliwe wpływy polityków kolektywistycznych". Przewiduje, że w porewolucyjnym
okresie przejściowym, poprzedzającym ustanowienie anarchokomunizmu, właśnie syndykaty, bliskie
ideałowi „wolnych stowarzyszeń wolnych producentów", stanowić będą naturalną podstawę nowego
porządku. Rozwinięcie tego wątku zawiera raport O roli Izb Pracy w przyszłym społeczeństwie
przedstawiony przezeń na V Kongresie Federacji (Tours, wrzesień 1896), gdzie zaakcentowana jest
silnie potrzeba podjęcia natychmiastowych przygotowań do odpowiedzialnych zadań oczekujących
związkowców .
Manifest Bourses du Travail z okazji 1 maja 1896 r. nie pozostawia wątpliwości, że hasła-
anarchosyndykalizmu przyjęte zostały z entuzjazmem przez poważny odłam francuskich
syndykalistów. Dominuje w nich bez reszty rewolucyjna perspektywa. „W przekonaniu, że główna
odpowiedzialność za zło społeczne spada na instytucja, nie ludzi [...] izby pracy wypowiadają wojnę
wszystkiemu co tworzy, podtrzymuje i umacnia organizm społeczny" — głosi Manifest ,
zapowiadający rychły przewrót społeczny wskutek presji „gigantycznego stowarzyszenia"
proletariatu, świadomego swej mocy i celów, dążącego do likwidacji własności prywatnej, aby
stworzyć warunki do „swobodnego życia na wolnej ziemi". Pelloutier traktował członków
rewolucyjnych syndykatów jako anarchistów par excellence. W Historii Izb Pracy, którą uznać można
za jego duchowy testament, walka wszelkimi pozaprawnymi środkami, od pozoracji pracy po sabotaże
i strajk generalny, uznana została za jedno z naczelnych zadań nowych związków. Bardzo silny nacisk
położony został również na działalność oświatową i propagandową. Prowadziło to do wzmocnienia
zarysowującej się już wcześniej we francuskim syndykalizmie tendencji do samowystarczalności
pełnej samodzielności. Związki wypowiadające bezkompromisową walkę kapitalistycznemu państwu
dążyły do szczelnego odgrodzenia się od wpływów jego instytucji i partii politycznych. Tworzyły
swoistą, wielofunkcyjną enklawę wolnego społeczeństwa wcielając w swój schemat organizacyjny
zasady federalizmu i autonomii lokalnej, mające stać się podstawą przyszłego ustroju.
Palloutier nie dożył już chwili, kiedy postępy syndykalizmu rewolucyjnego w łonie CGT (grupującej
Chambres Syndicales w podwójnej postaci syndykatów ogólnokrajowych oraz lokalnych federacji
branżowych) umożliwiły formalne wejście Federacji Giełd Pracy do struktury organizacyjnej
Powszechnej Konfederacji Pracy (1902 r.). Data ta wyznacza początek najświetniejszego okresu w
dziejach „nowej szkoły" francuskiego syndykalizmu, trwającego do 1909 r. Zdeklarowani
anarchosyndykaliści stanowili wprawdzie znikomą mniejszość zjednoczonej CGT, ale dzięki
obsadzeniu kluczowych pozycji zachowali poważny wpływ w ruchu związkowym, szczególnie w
sprawach programowych. Wywodzący się z anarchizmu przywódcy CGT — Paul Delesalle, Georges
Yvetot czy też Emile Pouget, poza uściśleniem niektórych koncepcji nie wnieśli jednak nic nowego do
teorii i praktyki anarchosyndykalizmu. Co więcej, w ich wydaniu upodabniała się ona do „czystego
syndykalizmu" reprezentowanego przez niektórych działaczy młodszego pokolenia z Monattem na
czele. Wizja porewolucyjnej rzeczywistości, w której administracja lokalna zostanie zastąpiona przez
giełdy pracy, syndykaty wejdą w rolę dotychczasowych pracodawców, a CGT jako forum dyskusyjne
i koordynujące spełniać będzie funkcje władz centralnych , motywowana była przez tych ostatnich
raczej względami technicznymi niż ideowymi.
Wrogość do demokracji nie była jedyną cechą upodabniającą rewolucyjny unionizm do anarchizmu.
Nastroje antyinteligenckie ' i antymilitarystyczne, niechęć do parlamentaryzmu, kultury burżuazyjnej i
wszelkiego teoretyzowania — wszystkie te cechy uwrierystycznej ideologii syndykalistów uległy
silnemu wzmocnieniu pod wpływem kontaktów z anarchizmem. W efekcie anarchosyndykalizm jest,
być może, mniej bezkompromisowy w stosunku do państwa, ale za to bardziej niż inne tendencje
anarchistyczne wrogi inteligencji. Pierwszy propagator rewolucyjnego syndykalizmu na ziemiach
polskich, lekarz, dr Józef Zieliński stanowczo odradzał robotnikom jakiekolwiek kontakty z nimi .
Inny „jajogłowy" syndykalista — Edouard Berth, podopieczny Sorela — zaszedł w samobiczowaniu
jeszcze dalej, publikując osobną książkę poświęconą „szkodliwości" intelektualistów .
Podstawową metodą działania syndykalistów rewolucyjnych była tzw. akcja bezpośrednia . Sensem
istnienia bojowych związków zawodowych, w przeciwieństwie do tradycyjnych, nastawionych na
poprawę warunków bytowych robotników, był czynny, nieustający opór stawiany właścicielom
środków produkcji oraz strukturom i instytucjom państwa. W action directe widziano „najczystsze
wcielenie zmysłu rewolucyjnego". Pouget pisał, że jest to „manifestacja woli i świadomości
proletariackiej", wyraz spontanicznych dążeń emancypacyjnych, pogłębiających solidarność grupową
i przygotowujących do ostatecznej rozprawy z kapitalizmem. Anarchosyndykaliści nadawali jej
niekiedy szczególną interpretację. Działania bojowych związków były dla nich najświetniejszą formą
wcielania w życie koncepcji „czynu indywidualnego". Czyn jest wszystkim. „Na początku był czyn"
— głosił z egzaltacją Arnold Roller, czołowy ideolog nowego kierunku w niemieckim syndykalizmie.
Akcja bezpośrednia mogła przyjmować postać bardzo zróżnicowaną. Mogła być cicha lub głośna,
legalna bądź pozaprawna, z użyciem albo i bez użycia przemocy. Na ogół rozumiano pod tym
pojęciem różne pod względem gwałtowności formy presji ekonomicznej. Prowadzenie pod szyldem
rewolucyjnych syndykatów propagandy antywojennej, a także działalność kulturalną, kwalifikowano
jednak również jako akcję bezpośrednią. Niekiedy, wbrew deklarowanej apolityczności, nosiła ona
jednocześnie polityczny charakter. Formą czynnego oporu szczególnie preferowaną przez
związkowców były wszakże — oczywiście — strajki ekonomiczne.
Biernym, pokojowym i legalistycznym strajkom doby poprzedniej przeciwstawiano wizję strajku jako
„radosnego święta proletariatu", wizję wystąpień masowych i żywiołowych o własnej, nieokiełzanej
dynamice. Analiza statystyczna potwierdza przekonanie współczesnych, że w początkowych latach
XX W. proletariat francuski sięgał po swoją „naturalną broń" znacznie częściej i nieco skuteczniej niż
kiedykolwiek przedtem. Żywiołowości wystąpień nie towarzyszył jednak oczekiwany wzrost
solidarności. Nie mą nawet przekonujących dowodów, że odbywały się z większym użyciem
przemocy.
Oparta na strajkach częściowych „akcja bezpośrednia" samoczynnie przerodzić się miała w którymś
momencie, po przekroczeniu punktu krytycznego świadomości klasowej, w strajk generalny, którego
zasadniczymi symptomami miały być powszechność oraz przejmowanie kontroli nad środkami
produkcji (ekspriopracja). W takim ujęciu hasło strajku powszechnego było po prostu eufemistycznym
określeniem rewolucji. Zdawano sobie zresztą z tego doskonale sprawę. Podkreślano, że jest to
„ostateczna broń"proletariatu i zarazem jedyna szansa skutecznej rewolucji w dobie karabinów
maszynowych i ciężkiej artylerii. Prześcigano się w obliczeniach, z których wynikało jasno, że rząd
musiałby dysponować milionowymi armiami, aby obsadzić większe zakłady pracy i linie
komunikacyjne.
Idea nie była zresztą, bynajmniej, nowa. Historyczne antecedensy sięgają bowiem roku 493 p.n.e.,
kiedy to na wzgórzu awentyńskim dojść miało do zorganizowanego protestu plebejuszy. Angielscy
czartyści nosili się z zamiarem zorganizowania ,,Great National Holiday" już w latach trzydziestych
XIX w. Możliwość strajku powszechnego dostrzegali m.in. Mirbeau, Volney, Stirner, Girardin .
Podczas obrad kongresu antyautorytarystów we wrześniu 1873 r. Guiilaume zaproponował utworzenie
„międzynarodowej organizacji związków zawodowych, która pozwoli im pewnego dnia przedsięwziąć
strajk generalny, jedyny strajk naprawdę skuteczny dla osiągnięcia całkowitego wyzwolenia pracy".
W syndykalizmie francuskim, głównym propagatorem idei strajku generalnego stał się stolarz Joseph -
Tortelier, któremu w sukurs przyszli wkrótce Briand i Pelloutier. Od 1893 r. w łonie federacji
syndykatów działał stały komitet d/s przygotowania strajku powszechnego. Już około 1895 r.
wypowiedziała się za tym większość związkowców zrzeszonych w CGT, ale zdawano sobie sprawę,
że inicjatywa wyprzedza możliwości organizacji. Nieudane doświadczenia zagraniczne (1873 - Alcoy,
1885 - Chicago, 1893 - Belgia, 1902 - Barcelona, Belgia i Szwecja, 1904 - Sardynia i Sycylia,
Hiszpania, Genewa) nie zniechęciły rewolucyjnych syndykalistów Francji, którzy postanowili w 1906
r. przejść do czynu. Na dorocznym kongresie CGT (Amiens - 16 października 1906) przy
powszechnym aplauzie przyjęto jednomyślnie czteropunktowy plan działania zaproponowany przez
Delesalle'a. Przewidywał on:
1) Strajk powszechny poszczególnych korporacji, który upodobnimy do manewrów garnizonów;
W strajku generalnym interesuje go jedynie jego strona duchowa, irracjonalna. Widzi w tej idei
przejaw atawistycznego mitu tworzącego „niepodzielną całość", nieprzenikliwego dla intelektu.
Jednocząca wszystkich uczestników ruchu wizja zwycięskiego strajku mobilizuje proletariat do walki;
lecz wcale nie gwarantuje sukcesu.
Dla Sorela najważniejszy jest jednak ów stan ducha; sama gotowość stosowania rewolucyjnej
przemocy jako wyraz proletariackiej moralności. W sumie, interpretacja, którą przedstawił uwypukliła
antyinteligenckie, irracjonalne i woluntarystyczne aspekty rewolucyjnego syndykalizmu i choć
zdobyła sobie pewien poklask w środowiskach akademickich, nie przysłużyła się najlepiej bliskiej mu
sprawie.
Wśród samych anarchistów nurt stawiający na związki zawodowe budził od pierwszej chwili gorące
polemiki. Odrzucali go z zasadniczych pobudek konsekwentni indywidualiści. Pozostali zajmowali
stanowisko bardzo zróżnicowane. Sebastian Faure, wydawca pisma „Le Libertaire", traktował
anarchosyndykalizm jako rodzaj dywersji zagrażającej ideologii wolnościowej, podczas gdy Jean
Grave redagujący „Les Temps Nouveaux" chętnie udostępniał jego łamy zwolennikom „nowej
szkoły". Opinia Kropotkina, zawsze wstrzemięźliwa, stawała się w miarę postępów rewolucyjnego
syndykalizmu coraz bardziej krytyczna. Nie bpa to tylko reakcja na zakwestionowanie jego własnej
doktryny. Propozycja oparcia porewolucyjnego ustroju na związkach wytwórców wydawała mu się
lekkomyślna ze względu na niebezpieczeństwo odtworzenia się w ich ramach hierarchicznej
biurokracji. Nie bardzo też wierzył w rewolucyjność nowych syndykatów. W 1002 r. Kropotkin
odrzucił zgłoszony przez Tarridę del Marmola plan utworzenia międzynarodowej Unii Syndykatów,
bądź też powołania do życia tajnej Międzynarodówki Strajkowej .
Stosunek Stirnera do państwa nie odbiega od anarchistycznego stereotypu. Niemiecki filozof widzi w
nim wyłącznie instrument ujarzmiania jednostek. Walka z państwem musi oznaczać jego
desakralizację poprzez nieprzyjmowanie jego istnienia do wiadomości, czyli popełnianie czynów
uważanych za przestępstwa. „Jedyny" niczego państwu nie zawdzięcza. Prawo do życia czerpie z woli
życia, tytuły własności — z siły fizycznej; posiada to wszystko, co potrafi zdobyć i utrzymać.
Własność prywatna jest integralnym elementem jego wolności. W praktyce poglądy Stirnera w tej
kwestii są zbliżone do poglądów współczesnego mu Proudhona. Uważa, ze każdy wytwórca powinien
być właścicielem domowego warsztatu, dopuszcza jednak współposiadanie (zwłaszcza ziemi), pod
warunkiem skrupulatnego rozliczania udziałów i zysków. Jest przeciwnikiem nadmiernej koncentracji
własności, ale wstrzymuje się od krytyki kapitalizmu. Ostro i niezwykle przenikliwie przedstawia
natomiast zagrożenie dla jednostki kryjące się w socjalizmie państwowym.
Zasługi Warrena jako teoretyka dotyczą przede wszystkim jego rozwiązań ekonomicznych.
Udoskonalając owenowską ideę ekwiwalentnej wymiany produktów na podstawie zawartego w nich
czasu pracy proponuje, a później wprowadza w czyn, koncepcję Magazynu Pracy (Time Storę).
Magazyn sprzedawał produkty po cenie kosztów własnych, ale klienci zobowiązani byli
zrekompensować koszt obsługi równoważnym (czasowo) produktem własnej pracy. W modelowych
koloniach Warrena obowiązywać miała natomiast uproszczona wersja mutualizmu, w myśl której
producenci wymieniają swoje wyroby bezpośrednio, z pominięciem pośredników. Prawo każdej
jednostki do dysponowania pełnym produktem swojej pracy stworzyć miało warunki niezbędne do
realizacji ideału nieograniczonej suwerenności jednostki wyrażającego się całkowitą indywidualizacją
odpowiedzialności, interesów, decyzji oraz działań.
Armand zasłynął jako niestrudzony popularyzator ideałów wolnej miłości i wolnego środowiska (le
milieu libre) oraz autor popularnego podręcznika indywidualistycznego anarchizmu. I on uważał
własność prywatną za podstawową gwarancję autonomii jednostki. Jego ideał społeczeństwa zakładał
tworzenie doraźnych stowarzyszeń o ograniczonych celach, bądź też wyraźnie wyodrębnionych
„wolnych" mikro środowisk o charakterze kolonii. Wyżej niż rewolucyjną przemoc stawiał
wychowawcze oddziaływanie na masy dobrego przykładu, który polegać miał na całkowitym bojkocie
instytucji państwowych.
Albert Libertad (Albert) i André Lorulot (Roluot) współpracownicy Armanda z redakcji pisma
,,L'Anarchie", czołowego organu indywidualistów — reprezentowali podobne tendencje, znacznie
silniej jednak podkreślali swoją wrogość do anarchosyndykalizmu, zbyt dobrze, ich zdaniem,
przystosowanego do istniejącej rzeczywistości. Libertad (1875-1908) słynący z bezkompromisowości,
która narażała go na podejrzenia o pełnienie roli prowokatora, postulował natychmiastowe
zaprzestanie pracy na rzecz społeczeństwa burżuazyjnego, zaś wszystkich robotników akceptujących
narzucone im warunki pracy uważał za kolaborantów. Młodszy odeń o dziesięć lat Lorulot w ogóle nie
wierzył w istnienie klasy robotniczej. Społeczeństwo jawiło mu się jako zbiór odizolowanych
jednostek. W swoich artykułach łączył harmonijnie anarchizm z wolnomyślicielstwem i
propagowaniem kremacji jako środka umożliwiającego efektywną walkę z kultem zmarłych. Ciekawą
postacią był również zapomniany już dziś zupełnie autor symbolistycznych poematów Henry Ryner
(właściwie Henry Ner) rozwijający filozofię indywidualizmu w duchu bliskim Stirnerowi. Jego
konkluzje brzmią z reguły pesymistycznie.
Prawdziwym źródłem zniewolenia jednostek nie jest władza, jak wyobrażają sobie naiwnie anarchiści,
lecz samo społeczeństwo — „nieuchronne tak jak śmierć". Ojczyzna, państwo, naród — to tylko
zwodnicze idole, którym przeciwstawia ideę Boga ucieleśniającą wolność, mądrość i doskonałość
moralną. Rewolucja przynieść może jedynie krótkotrwałe zmiany, a reformy polegają wyłącznie na
zmianie nazw, nie treści. Społeczeństwa nie można więc, i nie warto, naprawiać. Ryner zalecał swoim
czytelnikom dystans i obojętność wobec świata. Był zdeklarowanym pacyfistą i przeciwnikiem
stosowania przemocy. Egzaltowany stosunek do „Moi" narażał go często na krytykę anarchistycznych
przyjaciół .
Listę autonomicznych tendencji w ramach szerokiego nurtu ideologii anarchistycznej zamyka jej nieco
mgławicowa odmiana mistyczna, reprezentowana najczęściej przez tzw. anarchizm chrześcijański.
Wprawdzie w literaturze naukowej spotkać się można z wyodrębnieniem jeszcze wielu innych,
niekiedy bardzo szczegółowych kierunków, ale przy dokładniejszej analizie podziały tego rodzaju
okazują się z reguły bezzasadne. Są to najczęściej odmienne warianty teoretyczne kilku
podstawowych kierunków, różniące się między sobą innym rozkładem akcentów. Autorzy niektórych
klasyfikacji mieszają ponadto zróżnicowanie teoretyczne z charakterystyczną dla anarchistów
różnorodnością kierunków zainteresowań i sposobów działania. W przypadku Domeli Nieuwenhuisa,
Charlesa Malato, dr Saverio Merlino, Gustava Landauera czy Edwarda Abramowskiego mamy zatem
raczej do czynienia z mniej lub bardziej oryginalnymi odmianami znanych już kierunków niż z
nowymi tendencjami:
Rzecz jasna, nie wszyscy chrześcijańscy anarchiści podzielali skrajność niektórych opinii Tołstoja, u
każdego z nich wszakże odnaleźć można ten sam moralistyczny ton i sposób rozumowania. W
środowiskach anarchistycznych Tołstoj, który sam siebie nigdy z anarchizmem nie identyfikował,
przyjmowany był z szacunkiem, ale nie bezkrytycznie. Wątpliwości budził jego stosunek do religii,
postulowany pasywizm, a przede wszystkim stosunek do haseł rewolucyjnych. Największą
popularnością cieszył się w Rosji i w Anglii, gdzie najdłużej przetrwały tołstojowskie komuny.
Duże zróżnicowanie ideologii anarchistycznej, zarysowujące się coraz wyraźniej w miarę upływu lat i
wynikające z tego zróżnicowania ostre polemiki wewnętrzne wyczerpujące szczupłe siły ruchu
narażonego na nieustanne ataki świata zewnętrznego — wszystko to sprawiło, że ludzie identyfikujący
się z anarchizmem najmocniej dostrzegali potrzebę wzajemnej tolerancji i zwarcia szeregów. O
przejście do porządku dziennego nad istniejącymi różnicami apelowali wielokrotnie Elisée Reclus i
Nettlau. W takim też duchu , w podzielonym na kolektywistów i anarchokomunistów środowisku
anarchistów hiszpańskich zrodziła się idea anarchizmu „bezprzymiotnikowego" (sine adjectivos). Była
ona wspólnym dziełem Tarridy del Marmola (w pracy La teoria revolucionaria) oraz Ricardo Melli,
który 12 stycznia 1889 r. opublikował w organie robotników sewillskich „La Solidaridad" artykuł
zatytułowany La Anarquía no admite adjectivos:
„Wśród rozmaitych teorii rewolucyjnych, które usiłują zagwarantować pełne wyzwolenie społeczne
najbardziej zgodne z Naturą, Nauką i Sprawiedliwością jest taka, która odrzuca wszystkie dogmaty
polityczne, społeczne, ekonomiczne i religijne — tzn. Anarchia bez przymiotników" — czytamy w
artykule. Koncepcja ta stwarzała realną perspektywę przezwyciężenia istniejących podziałów
wynikających niekiedy wyłącznie z posługiwania się odmiennymi terminami („amorfizm" S. Merlino,
„akratyzm" R. Pellicer, „aterkracja" C. Pelletier itp.). Nigdy jednak do tego nie doszło, pomimo
przychylnego stosunku „La Révolte" oraz wielu wybitnych anarchistów rozsianych na całym świecie.
W Stanach Zjednoczonych czołową jej propagatorką była Volterine de Cleyre, zaś we Francji po I
wojnie światowej Sebastian Faure, który rzucił hasło „anarchistycznej syntezy".
Część III
Stosunkowo niewielkie jak dotąd zainteresowanie badaczy ruchem anarchistycznym tłumaczyć można
rozmaitymi czynnikami — przemożnym oddziaływaniem sporów ideologicznych narzucających w
pierwszym rzędzie zainteresowanie warstwą doktrynalną, przekonaniem o niewielkim znaczeniu i
zakresie samego zjawiska, jego „mgławicowością" utrudniającą poddanie go naukowej analizie, a
nawet wątpliwościami czy ma sens wyodrębnienie go z całokształtu ruchu socjalistycznego. Te
ostatnie zastrzeżenia można dość łatwo oddalić odwołując się do przyjętych definicji ruchu
społecznego. Najogólniejsza z nich, zaproponowana przez socjologa amerykańskiego Blumera, twórcy
tzw. symbolicznego interakcjonizmu stwierdza, że jest to „zbiorowe przedsięwzięcie mające na celu
stworzenie nowego porządku życia". Ponieważ anarchiści występując zbiorowo działali samodzielnie,
zaś ich ideały nie pokrywały się z ideałami socjalistów, nic nie stoi na przeszkodzie by uznać, że obok
ruchu socjalistycznego istniał odrębny i niezależny odeń (przynajmniej od pewnego momentu) ruch
anarchistyczny.
Ruchy społeczne są z samej swej natury zjawiskiem tak różnorodnym i skomplikowanym, że wszelkie
próby ich analizy muszą mieć z konieczności charakter aspektowy, tzn. muszą się opierać na nieco
arbitralnym wyborze jednego z wielu możliwych punktów widzenia . Istnieją zatem podejścia
socjologiczne, antropologiczne, historyczne, psychologiczne, cybernetyczne itd. i odpowiednie do
nich ujęcia tematu. Psycholodzy np. widzą w ruchach społecznych ucieczkę jednostek od własnych
kłopotów, bądź też — jak twierdzi Toch — „wysiłek dużej liczby ludzi aby rozwiązać zbiorowo
problem, który uważają za wspólny". Ruchy stanowią w tym ujęciu zewnętrzny wyraz psychicznego
nieprzystosowania ich uczestników do istniejącej rzeczywistości; stwarzają im „iluzoryczne
rozwiązanie sytuacji problemowej", natomiast treść haseł, które głoszą nie ma większego znaczenia.
W podobnym duchu analizują ruchy społeczne socjologowie ze szkoły Parsonsa. Ponieważ
fundamentalną cechą tych ruchów jest ciążenie do zmiany (pomijając rzadkie wypadki ruchów dla
obrony istniejącego status quo), a zdaniem funkcjonalistów istnieje naturalny consensus pozwalający
traktować zastaną rzeczywistość jako normę, zmuszeni są analizować ruchy i ich uczestników w
kategoriach dewiacji, podkreślać ich „systemową dysfunkcjonalność". I w tym wypadku badaczy
interesuje bardziej ustalenie czynników sprzyjających odbieganiu jednostek od normy, niż to co owe
jednostki mają do powiedzenia. W odwrotną przesadę wpada dla odmiany socjologia marksistowska
starająca się zinterpretować wszystkie ruchy społeczne jako wyraz konfliktów klasowych,
sprzeczności interesów między klasami lub w łonie poszczególnych klas. Tę ekonomiczną wizję
społeczeństwa cechuje duża dowolność interpretacyjna. Redukcjonistyczne zabiegi często prowadzą
ponadto do skrajnych uproszczeń, zawsze zaś zacierają różnorodność analizowanych zjawisk.
Znajomość konkretnych motywacji uczestników ruchu nie jest już w tym wypadku potrzebna.
Politolodzy traktują ruchy społeczne jako naturalny składnik każdego pluralistycznego społeczeństwa,
widząc z nich bądź nieformalne grupy nacisku, bądź ciała pośredniczące między władzą a
obywatelem, bądź wreszcie czynnik usprawniający krążenie elit (szkoła Pareto) . Dla antropologów są
wyrazem społecznej natury człowieka, zaś historycy uwypuklają ich zmienność w czasie i związek z
ogólnym charakterem epoki. Można również spoglądać na nie jak na istotny element systemu
komunikacji społecznej.
Specjaliści problematyki ruchów społecznych zgadzają się ze sobą tylko w jednym punkcie; w tym
mianowicie, że są one formą działania zbiorowego mającą zapewnić uczestnikom wpływ na istniejący
porządek społeczny (jego zmianę bądź, rzadziej, utrzymanie). Poważne różnice stanowisk zarysowują
się już na etapie definicji. Ci spośród autorów, którzy przeciwstawiają ruchy zinstytucjonalizowanym i
zbiurokratyzowanym formom życia społecznego kładą nacisk na ich spontaniczność i brak organizacji
(Katz, Toch) , natomiast inni, dokonujący subtelniejszych rozróżnień, pragnąc oddzielić social
movements od social trends stwierdzają coś wręcz przeciwnego (Hagopian). Amerykański historyk i
socjolog Charles Tilly łączący zainteresowania teoretyczne z głęboką znajomością nowożytnych
ruchów społecznych uważa, że nawet najprymitywniejsze ruchy byłyby nie do pomyślenia bez pewnej
dozy organizacji i świadomości uczestników. Ponadto jako cechy konstytutywne tych form
aktywności społecznej wymienia się m.in.: masowość i zdolność do pozyskiwania nowych
popleczników (Cameron) , nie efemeryczność i wykraczanie poza zasięg lokalny (King), silną
integrację wewnętrzną (Katz, Tilly), którą część badaczy przypisuje oddziaływaniu ideologii
(Heberle), posiadanie programu bądź przynajmniej wyartykułowanych celów (Toch).
Stosunkowo największe uznanie zyskała sobie typologia Blumera, który wyodrębnia trzy podstawowe
kategorie ruchów społecznych: ogólne, szczególne oraz ruchy służące wyłącznie interesom
uczestników (expressive). General movements takie jak pacyfizm, ruchy młodzieżowe, rasowe,
proimperialistyczne charakteryzują się płynnością struktury, nieciągłością działania, żywiołowością,
ogólnikowością haseł, natomiast specific movements mają konkretny, jasno określony cel i trwałe,
sztywne formy organizacyjne. Anarchizm mieścił się w tym schemacie naturalnie w pierwszej
kategorii. Zgodnie z innymi propozycjami terminologicznymi, silniej akcentującymi styl działania
ruchu należałoby wiązać anarchizm z pojemnym pojęciem ruchów o charakterze milleneryjnym. Ich
cechą fundamentalną, zdaniem Normana Cohna, który przeanalizował średniowieczne wystąpienie
tego rodzaju, była bezkompromisowość — fanatyczna wiara w bliskie urzeczywistnienie własnych
ideałów, połączona z totalnym odrzuceniem zastanej rzeczywistości; manichejska wizja świata jako
miejsce starcia sił dobra z siłami zła. Podkreśla się także ich tendencje egalitarne oraz dążenie do
kolektywnego zbawienia, które nadaje im charakter „religii grup upośledzonych" (TaImon).
W biografiach ruchów, wielkich czy małych, wyodrębnić można schematycznie cztery główne fazy:
okres początkowy (incipenf), który wymaga natrafienia na sprzyjające warunki zewnętrzne, aby dalsza
ewolucja była w ogóle możliwa, okres tworzenia zrębów organizacyjnych (organisational), najdłuższą
zazwyczaj fazę stabilizacji (stable) oraz fazę końcową, która może przybierać bardzo różną postać.
Anarchizm przeżywający periodyczne fluktuacje aktywności należy do nielicznych ruchów, które nie
mieszczą się w tym schemacie. Długie okresy uśpienia przerywane są w nim fazami gorączkowej,
wzmożonej działalności, przybierającej wciąż nową postać dostosowaną do zmieniającej się
rzeczywistości.
Mniej dostrzegalna jest specyfika anarchizmu w kwestii podziałów wewnętrznych uczestników ruchu.
Pomimo niechęci do poddania się jakiejś obowiązującej dyscyplinie oraz do tworzenia form
zorganizowanych, które to czynniki1 sprzyjają stratyfikacji najbardziej, również w ruchu libertarnym
dostrzec można, przynajmniej w zarodkowej postaci, istnienie (nieformalnych) przywódców
otoczonych świtą, elit i subelit, mas członkowskich i pozostających na zewnątrz grup sympatyków.
Jednakże, ze względu na silny egalitaryzm i kluczową rolę ideologii, największe znaczenie ma w tym
wypadku sygnalizowany w literaturze przedmiotu podział na ideologów, wierzących i ludzi czynu,
albo jeszcze ogólniejsze rozróżnienie między agitatorami a ich klientelą. Niektórzy autorzy odróżniają
„apostołów" od „techników" anarchizmu. Nie ma tu natomiast żadnego zastosowania istotny dla
zdecydowanej większości ruchów podział na biurokratów i entuzjastów.
W świetle dotychczasowych wywodów ruch anarchistyczny jawi się jako niezbyt typowy przypadek
ruchu radykalnego o silnych cechach chiliastycznych, spojonego więzią ideologiczną i oburzeniem
moralnym; bezkompromisowego ruchu rewolucyjnego dążącego do całkowitej przebudowy świata.
Bookchin definiuje go zwięźle jako „samorządny ruch rewolucyjny".
2. Geneza ruchu anarchistycznego w Europie Zachodniej.
Ocena przyczyn narodzin ruchu anarchistycznego uwarunkowana jest w znacznym stopniu ogólną
wizją problemu. Sami anarchiści, a także ci spośród badaczy, którzy, idąc ich tropem, koncentrują
uwagę na zagadnieniach ideologicznych, skłonni są ujmować go jako zjawisko ponadczasowe,
pojawiające się i ginące cyklicznie — zbiorowy wyraz wiecznego protestu wrażliwych jednostek
przeciwko niesprawiedliwości i przemocy w świecie, w którym wypadło im żyć; dążenie do
zbudowania na jego gruzach nowego, lepszego i szczęśliwego świata. Wyjaśnienie to odwołuje się
zatem do czynników o charakterze psychologicznym i moralnym. Jego słabością jest stosunkowo
słabe oparcie w materiale historycznym. Wymaga bowiem karkołomnego zacierania różnic pomiędzy
wczesnochrześcijańskimi gminami czy sektami czasów Reformacji a ubiegłowiecznymi grupami
odrzucającymi autorytet „Boga i Pana" lub przedstawicielami kontrkultury naszych czasów. Co
więcej, nie tłumaczy bynajmniej mechanizmu pulsacji — dlaczego grupy tego rodzaju mnożyły się w
pewnych epokach, w innych natomiast nie wiadomo nam hic o ich istnieniu. Z tych właśnie względów
ta popularna niegdyś interpretacja (Bravo, Czerkiezow, Garin, Russell, Zoccoli) budzi uzasadnione
wątpliwości. Jednakże samo uznanie historycznych uwarunkowań i chronologicznych ograniczeń
ruchu anarchistycznego nie przesądza jeszcze wcale o uzgodnieniu stanowisk. Chociaż zdecydowana
większość autorów sytuuje początki ruchu w wieku dziewiętnastym, ci, którzy przypisują mu
charakter parareligijny, dostrzegają jego istnienie już w czasach Lutra i Kalwina. Kropotkin
dopatrywał się anarchizmu w działaniach mas ludowych podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej.
Koncepcja ta zakładała, że ruch anarchistyczny nie potrzebował inspiracji z zewnątrz, że był
spontanicznym, samodzielnym „odkryciem" mas. Wielu innych anarchistów, przede wszystkim zaś
Nettlau, z którymi Kropotkin spierał się zawzięcie w tej sprawie , colę sojusznika przypisywało
ideologii libertarnej trafiającej na podatną glebę. Powoływano się na przykład Hiszpanii, gdzie
wysłany przez Bakunina jesienią 1868 r. Giuseppe Fanelli potrafił — nie znając języka hiszpańskiego
— błyskawicznie pozyskać dla „sprawy" tysiące zwolenników, a także Włoch i Jury, gdzie impuls
wyjściowy dał osobiście sam Bakunin oraz Rosji, w której identyczną rolę odegrać miały przerzucone
przez kordon graniczny pisma Bakunina i Kropotkina. Nie należy wszakże zapominać, że niezależnie
od sprzyjającej sytuacji wewnętrznej, w każdym z tych krajów myśl i działalność libertarna miała już
wcześniej ugruntowaną tradycję. W Hiszpanii oddziaływał federalizm Piy Margalla —
entuzjastycznego zwolennika Proudhona; we Włoszech utrzymywały się tradycje karbonarskie, działał
również przykład Carlo Pisacane, zawieszonego między republikanizmem a ideałem rewolucji
społecznej; w Rosji silnie zakorzenione były tradycje buntarskie. Słowem, tylko w Szwajcarii gleba
była do tej pory jałowa, ale tam właśnie na przełomie siódmej i ósmej dekady XIX w. stwarzały
ferment ideowy skupiska emigrantów politycznych z całej Europy oraz liczne sekcje I
Międzynarodówki. Augustę Spichiger, jeden z czołowych działaczy Jury wspomina, że „przed
pojawieniem się Pierwszej Międzynarodówki robotników naszego zegarmistrzowskiego regionu w
sprawach ekonomicznych i społecznych cechował absolutny marazm i brak inicjatywy". Inspiracja
zewnętrzna jest także bardzo widoczna w anarchizmie angielskim i amerykańskim zapoczątkowanym
i zmajoryzowanym przez emigrantów. We Francji, obok Komuny Paryskiej, decydujący impuls dały
książki Proudhona. Również w Niemczech, gdzie ruch anarchistyczny rozwijał się słabo i w
oderwaniu od innych obszarów, stanowił on produkt samodzielnej ewolucji niewielkich skądinąd
grupek robotników i inteligentów, zazwyczaj odszczepieńców od potężniejącego ruchu
socjalistycznego. Ten, z konieczności, pobieżny przegląd katalizatorów ruchu anarchistycznego,
ujawnia jedną z jego cech najistotniejszych — ogromne zróżnicowanie w poszczególnych krajach.
Uwidacznia się to jeszcze jaskrawiej w zróżnicowaniu składu społecznego oraz. w niekończących się
sporach na temat społecznych, politycznych i gospodarczych uwarunkowań tego, ruchu.
Apodyktyczne uogólnienia wygłaszane przez poszczególnych autorów w tej ostatniej kwestii
uzależnione są, z czego rzadko zdają sobie sprawę, od obszaru, który obrali za miarodajny punkt
odniesienia, toteż pasują jedynie do części analizowanych zjawisk. Bez uwzględnienia zróżnicowanej
sytuacji w poszczególnych państwach i regionach Europy, nie sposób wyjaśnić bogactwa form i
postaci ubiegłowiecznego ruchu anarchistycznego.
Autorzy, którzy odwołują się w pierwszym rzędzie do przykładu Włoch, Hiszpanii czy Rosji
podkreślają z upodobaniem zacofanie gospodarcze tych obszarów, kontrast między wielkimi
majątkami ziemskimi z jednej strony a masami sproletaryzowanych chłopów — z drugiej, niską
kulturę polityczną i brak zalegalizowanych form wyrażania protestu kanalizującego nastroje
niezadowolenia, tradycje powstań chłopskich, szczególną rolę religii i Kościoła. W myśl tej koncepcji
anarchizm był prymitywnym i anachronicznym ruchem biedoty wiejskiej w krajach o zacofanej
strukturze społecznej (Hobsbawm, Ayric.hr, Kapłan). Tymczasem autorzy opracowań niemieckich
zapewniają nas równie stanowczo, że mamy do czynienia z „ruchem wielkomiejskim" (Grosstadt
Bewegung), który „był w swojej masie ruchem robotniczym". Francuzi i Szwajcarzy twierdzą, że
kluczem do zrozumienia tego zjawiska jest organizacja pracy w warsztacie rzemieślniczym. Nie brak
wreszcie opinii przypisujących ruchom libertarnym zasadniczo inteligencki charakter; Wiążących je z
sytuacją młodzieży, studentów, cyganerii artystycznej. Wobec tak zasadniczych różnic
interpretacyjnych wydaje się konieczne wyodrębnienie w ich łonie przynajmniej dwóch nurtów
specyficznych: anarchizmu wiejskiego (chłopskiego) oraz miejskiego (rzemieślniczo-
przemysłowego). Chociaż nie było między nimi istotnych różnic ideologicznych, ich genezą była
nieco odmienna. Stojąc na gruncie tezy o prymitywizmie anarchizmu, nie . sposób bowiem wyjaśnić
dlaczego rozkwitł najbujniej w rozwiniętej gospodarczo Katalonii, a nie istniał praktycznie na Sycylii,
spełniającej pozornie wszystkie warunki i legitymującej się wielkimi tradycjami społecznego
bandytyzmu.
Według klasycznej interpretacji marksistowskiej miał to być protest zagrożonego w swojej egzystencji
drobnomieszczanina przerażonego narastającą konkurencją kapitalistyczną w dobie intensywnej
industrializacji. Marksiści z upodobaniem podkreślają, że do klasy robotniczej ruch ten „wniesiony
został z zewnątrz" przez „radykalne siły drobnomieszczańskie", zapominając, ze odnosi się to w
jeszcze większym stopniu do tak zwanego socjalizmu naukowego. Cechujący ich redukcjonizm
ekonomiczny — sprowadzenie skomplikowanych zjawisk społecznych i ideologicznych do klasowo
pojmowanych interesów gospodarczych — prowadzi często do skrajnych uproszczeń. Tak właśnie ma
się sprawa z tezą o drobnomieszczańskim charakterze ruchu anarchistycznego, która nawet we Francji
i w Jurze, gdzie czynnik ten był najsilniejszy, nie jest w stanie wyjaśnić popularności idei
kolektywistycznych i komunistycznych. Bianco kończy swoją drobiazgową analizę anarchizmu z
rejonu Marsylii stwierdzeniem, że ani ideały, ani uczestnicy tamtejszych grup „w niczym nie
potwierdzają sugestii jakoby był to ruch drobnomieszczański" .
Spośród innych wyjaśnień narodzin ruchu anarchistycznego na szczególną uwagę zasługują tezy
Jamesa Jolla, który widzi w nim połączenie dwóch różnych tradycji: średniowiecznej, chiliastycznej
wiary oraz oświeceniowego racjonalizmu. Ta dwoistość natury tłumaczyć ma wszystkie anomalie i
sprzeczności występujące w łonie ruchu. I on jednak trzyma się interpretacji ekonomicznej.
Zrozumienie zjawiska anarchizmu wymaga, jak się wydaje, szerokiego uwzględnienia politycznych i
społecznych realiów epoki. Składały się nań nie tylko konflikty klasowe, lecz także zjawiska tej rangi,
co kształtowanie się narodów państwowych i nowoczesnych społeczeństw obywatelskich, co
pociągnęło za sobą ogromne rozbudzenie aspiracji politycznych i społecznych szerokich rzesz
ludności, dawniej biernych i pogodzonych ze swoim losem. Do realiów drugiej połowy
dziewiętnastego wieku zaliczyć też wypada rosnącą centralizację— rozszerzenie funkcji państwa i
wzmacnianie jego struktur. Procesy te, równolegle do postępów industrializacji i kapitalizm
zarysowały się szczególnie wyraźnie w Prusach, Francji, Włoszech, Belgii — a więc w krajach, w
których anarchizm odegrał rolę niepoślednią. Niechętną reakcję grup społecznych nie mających
bezpośredniego udziału we władzy łagodziła przez jakiś czas rosnąca demokratyzacja stosunków
wewnętrznych. Pojawienie się pod koniec XIX w. ruchu anarchistycznego w Szwajcarii, Francji czy
we Włoszech można potraktować jako symptom narastającego rozczarowania do demokracji
niektórych upośledzonych społecznie środowisk. Obwarowane cenzusem wybory i konkurujące ze
sobą zawzięcie partie polityczne niczego w ich życiu nie zmieniały. Państwo miało minimalny wpływ
na warunki w jakich żyły i ich sytuację ekonomiczną. Jawiło im się wyłącznie pod postacią policjanta,
komisji poborowej i poborcy podatkowego; wydało się czymś obcym i wrogim. Drugą falę
popularności anarchizmu wiązać można, analogicznie, z napływem osób zawiedzionych efektami
działania licencjonowanych partii robotniczych wzrastających coraz mocniej w tkankę polityczną
burżuazyjnego państwa.
Prócz omówionych już wzorów interpretacyjnych w literaturze naukowej spotkać się można również z
próbami wyjaśnienia odwołującymi się wyłącznie do czynników natury psychologicznej, traktującymi
ruch anarchistyczny, jako osobliwa postać zbiorowej dewiacji (C. Mills), wyalienowania z różnych
klas społecznych (Wimmer), czy też — jak chce H. Read, wierny psychoanalizie — jako bunt
antyreligijny, w którym walka z ojcem przybiera zakamuflowaną formę walki z wszelkimi przejawami
hierarchii bądź przymusu. Koncepcje te nie znajdują wszakże potwierdzenia faktograficznego i nie
wydają się płodnym kierunkiem poszukiwań.
Znacznie większą zgodność poglądów niż w kwestii genezy zaobserwować można przy omawianiu
typów i faz ruchu anarchistycznego. Poza zasadniczym podziałem na anarchizm wiejski i miejski,
wyróżnia się niekiedy cztery odmiany dziewiętnastowiecznego ruchu anarchistycznego: agrarną,
rzemieślniczą, syndykalistyczną i inteligencką; przy czym dwie pierwsze kategorie jako wcześniejsze i
bardziej prymitywne, przeciwstawiane są postaciom dojrzałym. Były to jednak, w najlepszym razie,
współdziałające ze sobą i wzajemnie się uzupełniające tendencje, a nie jakieś oddalone w czasie
odrębne formy ruchu.
Lata 1870-1914 stanowią bez wątpienia szczytowy okres w dziejach europejskiego anarchizmu.
Wyodrębnienie w nim jakichś kolejnych faz rozwojowych jest jednak zadaniem niezwykle trudnym
wskutek efemeryczności, niespójności, dużego zróżnicowania i dyspersji ruchu. Biorąc za punkt
wyjścia kryterium organizacyjne cały ten okres podzielić można na dwa podokresy, przedzielone
krótką fazą przejściową. W pierwszym okresie zakończonym w roku 1877 kongresami w Verviers i
Gandawie czynnikiem spajającym były struktury organizacyjne antyautorytarnej Międzynarodówki
zdominowanej przez zwolenników Bakunina. Niekwestionowany autorytet posiadała wówczas
Federacja Jurajska, stanowiąca centrum ruchu. Preferowano taktykę inspirowania ludowych powstań
(Włochy, Hiszpania), zaś w teorii panował niepodzielnie kolektywizm. Kolejne cztery lata do
kongresu londyńskiego w 1881 r. były okresem przejściowym, w którym przy braku formalnych więzi
organizacyjnych utrzymywały się jeszcze związki nieformalne, zaś ton nadawali w dalszym ciągu
ludzie z otoczenia Bakunina. Ruch uległ wówczas znacznemu osłabieniu i rozproszeniu, ginąc
praktycznie w Jurze, pojawiając się natomiast na wielu dziewiczych dotąd obszarach (Austro-Węgry,
USA, Ameryka Łacińska). Towarzyszyło tym zmianom stopniowe odchodzenie od kolektywizmu, zaś
w taktyce — przyjęcie koncepcji „czynu indywidualnego" i wzmożone zainteresowanie terrorem (na
razie czysto teoretyczne).
Poczynając od roku 1881 ruch anarchistyczny nie ma już żadnego jądra. Rolę tę spełnia zastępczo i z
ograniczonym skutkiem doktryna anarchokomunistyczna oraz eksponujące jej założenia pismo „La'
Révolte", Najsilniejsze i najtrwalsze ośrodki formują się we Francji i w Hiszpanii. Anarchiści
nastawiają się wówczas na działanie długofalowe, odkrywają nowe pola zainteresowań, umacniają
własną odrębność, czego ostatecznym wyrazem jest zerwanie związków z ruchem socjalistycznym po
londyńskim kongresie II Międzynarodówki (1896). Stają się jednocześnie ofiarami wzmożonych
prześladowań. Jest to okres długi i heroiczny, w którym przeplatają się wzloty i upadki; okres w
którym ruch poddaje się zwodniczemu czarowi różnych przejściowych mód (zamachy bombowe,
działania pozaprawne, syndykalizm), ale zachowuje własną tożsamość i objawia niemałą witalność.
Może się również poszczycić dużym dorobkiem teoretycznym (książki Kropotkina, Reclusa, Grave'a,
Nieuwenhuisa, Landauera). Niemniej jednak wnikliwy obserwator musi zwrócić uwagę na narastające
z upływem lat rozdrobnienie. Wybuch wojny w 1914 r. przyspieszył tylko ten proces.
3. Anarchiści — portret zbiorowy
Tym co wyróżniało anarchistów bodaj najwyraźniej było specyficzne połączenie pasji moralnej z
argumentami rozumowymi, a raczej, ściślej rzecz ujmując, podporządkowanie tych ostatnich prostym
zasadom etyki. Wyjaśnia to charakterystyczną dwoistość myślenia, którą zauważyło wielu
komentatorów — utopia przeplata się z realizmem, racjonalizm podszyty jest metafizyką, zaś ateizm
deklarowany jest z namiętnością godną średniowiecznych kacerzy. Wielu anarchistów było we
wczesnej młodości ludźmi głęboko religijnymi. Odrzucenie wiary stanowiło z reguły punkt zwrotny w
ich życiorysach. Ale nie przyszło im to łatwo. Religia pozostawiła trwały ślad w ich umysłach.
Dostrzec to można zarówno w humanitarystycznej etyce, jak i w skłonnościach do dualistycznych
podziałów na siły dobra i zła. Cechy takie, jak uproszczona wizja rzeczywistości i. upodobanie do
radykalnie prostych rozwiązań spowodowane są być może także tym samym czynnikiem.
Śladów religijnych zahamowań dopatrywać się można również w sferze apetytów zmysłowych i
towarzyszącej im etyki. Purytanizm włoskich i hiszpańskich anarchistów, albo niektórych komun na
terenie Francji czy Stanów Zjednoczonych zdecydowanie kontrastował z ich temperamentem,
aktywnością i ciekawością świata. Istniało jednak pod tym względem silne zróżnicowanie regionalne.
Wstrzemięźliwość seksualna, kulinarna i konfekcyjna cechowała w pierwszym rzędzie obszary
wiejskie i położone w klimacie umiarkowanym. Przypisywana anarchistom przez Hamona
uczuciowość i zmysłowość uwidaczniała się stosunkowo najsilniej na południu i w samym Paryżu.
Generalnie jednak, anarchistyczny ideał życia szczęśliwego daleki był od hedonizmu. Sztucznym i
wyszukanym przyjemnościom stanowiącym produkt cywilizacji przeciwstawiał radość płynącą z
zaspokajania prostych i naturalnych potrzeb człowieka żyjącego zgodnie z prawami natury. Ta
minimalizacja potrzeb przeradzała się łatwo w abnegację. Nieprzypadkowo zatem anarchiści kojarzyli
się czytelnikom gazet epoki fin de siecle z osobnikami o rozwichrzonych brodach i niestarannym
wyglądzie zewnętrznym, noszącymi tanie, zakurzone ubrania.
Nie wszystkie cechy występujące w ruchu libertarnym czasów Bakunina i Kropotkina miały charakter
immanentny. Niektóre uwarunkowane były wyraźnie specyfiką chwili historycznej. Optymizm
płynący z niezachwianej wiary w zbliżanie się zwycięskiej rewolucji i z przekonania, iż słuszność
własnej sprawy stanowi rękojmię sukcesu i ustąpił z czasem pola, po załamaniu się wiary w strajk
generalny, wyważonym ocenom. Analogiczne doświadczenia były udziałem emigrantów politycznych
różnych epok. Zepchnięci w XX wieku na margines głównego nurtu anarchiści zatracili
charakterystyczny dla siebie prozelityzm przywodzący na myśl ruchy chiliastyczne, zapowiadające
koniec świata. Nie zatracili natomiast optymistycznej wizji natury człowieka, wiary w powszechność i
siłę międzyludzkiej solidarności, w możliwość stworzenia bezkonfliktowego libertarnego
społeczeństwa i znalezienia takiego sposobu podziału dóbr i usług, który umożliwiałby radykalne
skrócenie czasu pracy.
Motywy przypisywane anarchistom przez obrońców prawa nie znajdują na ogół potwierdzenia w
zeznaniach składanych podczas procesów lub w innych autentycznych wypowiedziach uczestników
ruchu. Wyłania się z nich obraz ludzi głęboko rozczarowanych rzeczywistością sprzeczną z ich
ideałami, ludzi spragnionych sprawiedliwości i szacunku dla siebie i bliźnich, nie widzących szansy
urzeczywistnienia swoich marzeń w ramach istniejących warunków. W jednym z wielu bliźniaczo
podobnych do siebie artykułów wyjaśniających przyczyny przystąpienia do ruchu Severine —
wieloletnia współpracowniczka francuskich pism anarchistycznych — stwierdza np., że w jej
wypadku „głębokie obrzydzenie do polityki stanowi pierwszy etap anarchistycznej konwersji" .
Uświadomienie sobie „nicości" polityki, brutalności i niesprawiedliwości władz przerodziło się
wkrótce w nienawiść do systemu kapitalistycznego, tyranii pieniądza, „próżności instytucji". Tego
rodzaju scenariusz uznać można za typowy.
Pomimo postaci tak wybitnych, jak Emma Goldman, Louise Michel, Federica Montseny czy
Voltairina de Cleyre, ruch anarchistyczny był zdominowany przez mężczyzn i to w bodaj jeszcze
większym stopniu niż inne, konkurencyjne ruchy tej samej epoki. Spowodowane to było nie tylko
tradycjonalizmem i większą religijnością kobiet, ich brakiem wykształcenia oraz nawyku do
aktywnego udziału w sprawach publicznych, lecz także niską aktywnością zawodową i wreszcie
antyinteligenckimi uprzedzeniami anarchistów odstraszającymi nastawione radykalnie młode,
energiczne przedstawicielki płci pięknej, które chętnie udzielały się na różnych polach. W efekcie
odrębne grupy kobiece stanowiły w ruchu anarchistycznym wielką rzadkość.
Wyrywkowe informacje o aktywistach dotyczące przeważnie osób, którymi interesował się wymiar
sprawiedliwości, pozwalają stwierdzić, iż różnili się nieco wiekiem od działaczy innych ugrupowań
lewicowych. Średni wiek rewolucyjnie nastawionych działaczy robotniczych nie przekraczał we
Francji belle epoque dwudziestu kilku lat , podczas gdy wśród anarchistów przeważali na ogół ludzie
między dwudziestym piątym a trzydziestym piątym rokiem życia. W okolicach Tuluzy przeciętna
wieku anarchistów przekraczała nawet czterdzieści lat. Ponad trzydzieści lat liczyli sobie przeciętnie
również działacze Federacji Jurajskiej za czasów Bakunina. Oznacza to, iż w większości wypadków
opowiedzenie się za anarchizmem nie było bynajmniej spowodowane młodzieńczym radykalizmem;
że był to wybór świadomy i przemyślany, dokonywany przez dojrzałych ludzi znających inne opcje.
We Włoszech, w Hiszpanii i w Ameryce Łacińskiej anarchiści byli nieco młodsi, ale i tam
zaobserwować można wraz z upływem lat szybkie starzenie się ruchu.
Cechująca anarchistów wrodzona inteligencja rzadko poparta była dobrze ugruntowaną wiedzą
szkolną. Wynikało to nie tylko z braku pieniędzy na naukę i konieczności wczesnego podjęcia pracy
zarobkowej, ale i z niechęci do sztywnego systemu edukacyjnego. Wykazywali natomiast dużo
przedsiębiorczości w zdobywaniu wiedzy na własną rękę za pośrednictwem obfitych, choć
chaotycznych lektur, odczytów i, szczególnie przez nich ulubionych, dyskusji. Typowe dla samouków
wyrywkowe i nieformalne wykształcenie, jakie tą drogą nabywali, bywało niekiedy imponujące.
Zwracały także uwagę nieprzeciętne zdolności oratorskie wielu szeregowych uczestników ruchu.
Biografie czołowych działaczy libertarnych nie układają się w żaden jednolity model; wskazują na
wielość dróg wiodących do anarchizmu. Nie ulega jednak wątpliwości, że obok pewnych wrodzonych
predyspozycji psychicznych, środowiska domowego i sytuacji materialnej, praca zawodowa stanowiła
jeden z najistotniejszych czynników warunkujących poglądy i postawę aktywistów. Niektóre zawody
już z samej swej natury sprzeczne były z filozofią wolnościową; redaktorzy pisma, L'Anarchie"
podkreślali np. w 1913 r., że prawdziwy anarchista „nie może być patronem (szefem), żołnierzem,
gliną („flic"), czy księdzem" . Były wszakże i takie zawody, których charakter pasował do założeń
anarchizmu szczególnie dobrze. Można je podzielić na trzy grupy. Pierwszą i bodaj najważniejszą
stanowią zawody pozwalające zachować ograniczoną niezależność, respektujące indywidualizm i
potrzebę samodzielnego decydowania o sobie. Właściciel drobnego warsztatu rzemieślniczego pracą
własnych rąk zarabiający na życie jest dla tej grupy postacią najbardziej charakterystyczną. Z nieco
innych powodów związani są z anarchizmem przedstawiciele zawodów „wędrownych" —
akwizytorzy, domokrążcy, kolporterzy, robotnicy sezonowi i budowlani. Ich nomadyczny tryb życia
zaspokajał głód wiedzy o świecie, umożliwiał nawiązywanie szerokich kontaktów, ułatwiał wreszcie
ucieczkę przed policją. Słabiej niż w ruchu socjalistycznym reprezentowani są natomiast w
anarchizmie przedstawiciele zawodów „książkowych" (drukarze, introligatorzy), stanowiący
wykształconą elitę klasy robotniczej, aczkolwiek to właśnie z ich grona wywodził się Proudhon.
Jedynie w Niemczech odgrywali oni znaczącą rolę.
W literaturze przedmiotu zetknąć się można niekiedy z opiniami, jakoby anarchiści rekrutowali się z
kryminalistów, bezrobotnych oraz wykorzenionych inteligentów egzystujących w próżni społecznej .
Tymczasem autentycznych bezrobotnych było w ruchu niezwykle mało, zaś środowiska przestępcze, z
wyjątkiem krótkiego okresu mody na działania pozaprawne (1905-1912) odgrywały marginalną rolę.
Mało uzasadniona wydaje się także złośliwa opinia Engelsa, jakoby zwolennicy Bakunina składali się
z adwokatów bez praktyki, lekarzy bez pacjentów i bezrobotnych dziennikarzy. Analiza danych
osobowych członków Międzynarodówki w Rimini W 1874 r. wskazuje bowiem przykładowo, że aż
89,8% z nich wywodziło się z proletariatu. Burżuazyjne pochodzenie miało jedynie 2,2% członków,
zaś drobnoburżuazyjne — 8%. Inteligenci stanowili wszędzie nieznaczny odsetek, nieco tylko
większy w Rosji i w Wielkiej Brytanii . Charakterystyczne jest przy tym, iż wywodzili się z reguły ze
specyficznych środowisk — pod jakimś względem upośledzonych. W Niemczech np. anarchizm
przemawiał głównie do inteligentów pochodzenia żydowskiego (Ludwik Gumplowicz, Gustaw
Landauer, Erich Miihsam, Martin Buber), w Anglii opierał się przeważnie na cudzoziemcach.
Anarchizm typu miejskiego był zatem, ogólnie rzecz biorąc, fenomenem rzemieślniczo-robotniczym,
aczkolwiek pierwszy posiew bywał niekiedy dziełem studentów i przedstawicieli wolnych zawodów.
Wśród profesji szczególnie preferowanych przez uczestników ruchu rzuca się w oczy wyjątkowa
pozycja tzw. zawodów „siedzących" (sédentaires) czyli takich, w których rzemieślnik (szewc,
krawiec, zegarmistrz) styka się bezpośrednio z klientami, obserwuje świat i ludzi tkwiąc przy swoim
warsztacie pracy i ma dość czasu na wyciąganie wniosków. Przysłowiowy szewc-filozof nie jest
bynajmniej tworem literackiej fantazji. Świadczą o tym dowodnie wyrywkowe dane o strukturze
zawodowej uczestników ruchu anarchistycznego w krajach zachodnioeuropejskich. Szewcy, krawcy,
tkacze czy kapelusznicy znajdują się wszędzie w ścisłej czołówce .
Nieprzypadkowo właśnie szewc figurował na winiecie popularnego pisma „Pere Peinard". Nie jest też
chyba sprawą przypadku, że to właśnie szewcy jako jedyna grupa zawodowa podjęli inicjatywę
zorganizowania się na skalę międzynarodową tworząc w Genewie w 1877 r. Association Anarchistę
de Production des Cordonniers, o którym nie ma już później żadnych wiadomości . W krajach takich
jak Belgia, Niemcy; Włochy, Hiszpania, gdzie miejski anarchizm koncentrował się przeważnie w
dużych ośrodkach przemysłowych, czołową rolę odgrywali wykwalifikowani robotnicy fabryczni:
mechanicy, metalowcy, a także drukarze. W Szwajcarii przeważali wyraźnie rzemieślnicy, natomiast
anarchiści francuscy rekrutowali się przeważnie z niewielkich wytwórni stanowiących formę
przejściową między tradycyjnymi warsztatami a nowoczesnym zakładem przemysłowym. Wiązało się
to bezpośrednio z istniejącymi w nich warunkami pracy, zaskakującymi dla robotników
cudzoziemskich. „W warsztacie tym jest, jak sądzę, znacznie większa swoboda niż w angielskich
fabrykach. Nie ma tu w każdym razie mowy o żelaznej dyscyplinie" — informował kolegów w 1904
r. pewien przysłany do Francji na staż robotnik, zwracając uwagę na swobodne rozmowy i spacery w
czasie pracy, palenie papierosów, piętnastominutowe wylewne powitania, wzajemna uprzejmość oraz
przestrzeganie persona! freedom przez patronów .
Skład zawodowy anarchistów przedstawiałby się naturalnie zupełnie inaczej, gdybyśmy ograniczyli
się wyłącznie do „apostołów" i czołowych aktywistów. Pozycja inteligentów, zawodowych
producentów i propagatorów idei jest w tej grupie zdecydowanie silniejsza. Postaciami najbardziej
typowymi są dziennikarze, studenci i naukowcy, rzadziej drukarze. Wśród dwudziestu czterech
delegatów obecnych na Kongresie Międzynarodówki w Genewie w 1873 r. było aż pięciu
„profesorów" (Guillaume, Dave, Żukowski, Alerini, Mattei). Wolne zawody reprezentowane były
szczególnie obficie w środowiskach emigrantów politycznych.
Zarysowany powyżej obraz anarchistów nie uwzględnia, rzecz jasna, ich ogromnego zróżnicowania;
gąszczu mikrośrodowisk, odznaczających się własną, niepowtarzalną specyfiką. Praktycznie
wszystkie podziały wewnętrzne w łonie ruchu odbijały się na charakterze jego uczestników. Oprócz
zasygnalizowanych już różnic między anarchistami miejskimi i wiejskimi, czy między przywódcami,
szeregowymi działaczami i sympatykami istniały zatem także różnice wynikające z podziałów
narodowych, terytorialnych i środowiskowych. W Hiszpanii odróżnia się na przykład anarchizm
kataloński od anadaluzyjskiego, we Francji — typ aktywistów z Nord od działaczy z Midi bądź
Paryża, wszędzie zaś — inteligentów i artystów od działaczy o proletariackim pochodzeniu.
Niezależnie jednak od owych istotnych niekiedy różnic, bez trudu dostrzec można zasadnicze
podobieństwo typu psychicznego, jaki sobą reprezentowali i to właśnie, obok wspólnoty ideowej,
umożliwiało im owocne współdziałanie.
Wyjątkowo trudne zadanie oczekuje badaczy pragnących uzyskać rzetelne dane o liczebności ruchu
anarchistycznego i fluktuacjach jakim podlegał. Silny indywidualizm, wstręt do zorganizowanych
form istnienia, częściowa tajność, nieciągłość działania — wszystko to, jeśli nie uniemożliwia, to w
każdym razie szalenie utrudnia dokonanie choćby szacunkowych obliczeń. Wskutek braku odrębnej
partii wiele kłopotu sprawia przeprowadzenie linii demarkacyjnej, która oddzieliłaby aktywistów od
sympatyków ruchu. Na domiar złego, nawet te szczątkowe dane, którymi dysponujemy, budzą
poważne wątpliwości. Liczby podawane przez samych anarchistów bywały ze względów
propagandowych wyraźnie zawyżane. Zwodnicza jest również precyzja liczb figurujących w
oficjalnych sprawozdaniach składanych przez delegacje poszczególnych krajów przy okazji
międzynarodowych kongresów. Dane te są zawsze przestarzałe, często niepełne, niekiedy zaś —
wzięte z powietrza. Sprawozdania uwzględniają grupy od dawna nie istniejące, natomiast pomijają te,
które powstały niedawno. Jeszcze mniej zaufania budzą policyjne szacunki liczebności ruchu
anarchistycznego. Dostrzec w nich można na przemian tendencję do minimalizacji bądź
wyolbrzymiania anarchistycznego zagrożenia. Niezależnie jednak od tego celowego zniekształcenia
źródłem poważnych błędów była po prostu niekompetencja informatorów policji, słabo
zorientowanych w niuansach podziałów ideowych. Stosunkowo najbardziej wiarygodne, przynajmniej
dla Francji, wydają się obliczenia policji paryskiej, która od początku lat dziewięćdziesiątych
zatrudniała fachowców dużej klasy. Prowadzili oni stale uaktualniane zestawienia anarchistów,
wyróżniając osoby „niebezpieczne", aktywne i „uśpione". Pośrednie informacje o liczebności ruchu
uzyskać można poprzez drobiazgową analizę list abonentów libertarnych czasopism; są to wszakże w
najlepszym razie dane orientacyjne.
Charakterystyczną cechą ruchu anarchistycznego była pulsacja wpływów, nagłe przejścia od fazy
uśpienia do gorączkowej aktywności wciągającej setki nowych adherentów i równie nagłe odpływy
zainteresowania. Widać to szczególnie wyraźnie na przykładzie Hiszpanii, Włoch i Francji. Pierwszy
przypływ miał miejsce na początku lat siedemdziesiątych, w okresie formowania się
Międzynarodówki antyautorytarnej, której czołowe sekcje krajowe liczyły w 1874 r. po kilkadziesiąt
tysięcy członków , aby po nieudanych powstaniach spaść już po roku do rzędu nieliczących się
organizacji. Drugi przypływ na początku lat osiemdziesiątych miał również skokowy charakter. W
ciągu kilku zaledwie miesięcy 1882 r. hiszpańscy anarchiści potrafili powiększyć swoje szeregi z 3
tysięcy do 60 tysięcy. Po raz trzeci wzmożony napływ do szeregów anarchistów odnotowujemy na
przełomie pierwszej i drugiej dekady XX w., w okresie wielkich sukcesów syndykalizmu
rewolucyjnego (CGT, CNT). W fazie osłabienia wpływów ilość aktywistów w łacińskich krajach
Europy spadła do rzędu kilku tysięcy, to jest mniej więcej takiej liczebności, jaką rejestrujemy w
krajach, w których anarchizm był ruchem stabilnym (Belgia, Holandia, Niemcy, Wielka Brytania).
Ciekawe, iż analogiczne różnice w modelu funkcjonowania ruchu anarchistycznego dostrzec można
na kontynencie amerykańskim pomiędzy Argentyną i Brazylią z jednej strony, a Stanami
Zjednoczonymi — z drugiej. Nieco inaczej rozwijał się anarchizm w Szwajcarii i w Austrii, gdzie po
okresie bujnego rozwoju (w Szwajcarii w latach siedemdziesiątych, w Austrii w osiemdziesiątych)
nastąpiło raptowne i trwałe załamanie. Zanik po 1878 r. anarchistycznego centrum w podalpejskich
dolinach Jury spowodowany był w poważnej mierze kryzysem, który dotknął szczególnie mocno
tamtejszych zegarmistrzów. W podwójnej monarchii większą rolę odegrały prześladowania ze strony
policji. Na ziemiach czeskich monarchii habsburskiej, a także i w Rosji, anarchizm rozwijał się
nieprzerwanie od początku lat dziewięćdziesiątych. Krzywa obrazująca uczestnictwo w ruchu pięła się
tam nieustannie do góry .
Znaczny wpływ na płynność liczebności i składu osobowego grup anarchistycznych miała duża
ruchliwość „towarzyszy". Były to migracje o bardzo różnym charakterze: ekonomiczne i polityczne,
zamierzone i wymuszone przez okoliczności zewnętrzne. W efekcie duże skupiska anarchistów
tworzyły się poza granicami rodzimego kraju, a gdzieniegdzie odgrywały nawet rolę wiodącą.
Federacja Jurajska zawdzięczała w pewnej mierze swój bujny rozkwit napływowi paryskich
komunardów (kilkaset osób). Na 6 do 7 tysięcy anarchistów mieszkających w Londynie w 1894 r.
wypadało 2 tysiące Rosjan, 1000 Niemców i 400 Francuzów . Autor artykułu opublikowanego w 1893
r. przez „Le Figaro" utrzymywał, że na 2 tysiące francuskich anarchistów składa się 500 rodowitych
Francuzów oraz 1,5 tysiąca obcokrajowców (45% Włochów, 25% Szwajcarów, 20% Niemców i
Rosjan, 5% Belgów i Austriaków, 2% Hiszpanów i Bułgarów) . Jak widać, anarchizm chętnie
przedstawiano jako zagrożenie zewnętrzne płynące z obcej inspiracji. Wpływ imigrantów zaznaczył
się bodaj najsilniej w Ameryce Północnej i Południowej (kolonie włoskich i hiszpańskich
anarchistów). W Stanach Zjednoczonych na początku XX w. czasopisma anarchistyczne ukazywały
się w 12 językach. Największe z nich „Fraje Arbeter Skinte" (jidysz) przekroczyło przed 1914 r.
granicę 20 tysięcy egz. nakładu jednorazowego. Prócz Żydów napływających ze strefy osiedlenia
państwa carskiego potężne skupisko tworzyli także emigranci rosyjscy. Anarchistyczna Union of
Russian Workers in the USA and Canada liczyła w 1919 r. ponad 10 tysięcy członków. Jeśli
uwzględnimy ponadto rolę anarchistów niemieckich (m.in. Johann Most), okaże się, iż anarchizm w
Stanach Zjednoczonych, podobnie jak socjalizm, zdominowany był przez cudzoziemców.
4. Zorganizowane
W sierpniu 1877 r. na ostatnim zebraniu wtajemniczonych jakie doszło do skutku, powierzono funkcję
sekretarza biura korespondencyjnego osiadłemu w Szwajcarii uciekinierowi z Rosji, palącemu się do
pracy z gorliwością neofity — księciu Kropotkinowi. Wtedy też postanowiono storpedować
inicjatywę ponownego zjednoczenia z socjalistami (kongres w Gandawie w 1877 r.) i wyrażono zgodę
na swobodny wybór taktyki przez poszczególne Federacje Regionalne. Był to początek całkowitej
decentralizacji i dyspersji ruchu. Na początku lat osiemdziesiątych, po załamaniu się Federacji
Jurajskiej, wyjeździe za granicę Kropotkina i Malatesty, kontakt między ,,braćmi" został praktycznie
zerwany. Należy podkreślić, iż mimo narastających w miarę upływu lat różnic poglądów,
wychowankowie Bakunina dokładali wszelkich starań, aby dochować tajemnicy. Nie cofali się nawet
przed kłamstwem, byleby tylko nie dostarczyć amunicji przeciwnikom swojego mistrza, którzy
oskarżyli go w Hadze (1872) o kierowanie tajną organizacją nie mając na to właściwie żadnych
dowodów.
Międzynarodówka bakuninowska różniła się od jej poprzedniej wersji nie tylko brakiem Rady
Generalnej (co postanowiono w 1873 r.). Stanowiła jej postać zdecentralizowaną, w której świadomie
stawiano na inicjatywę autonomicznych sekcji, mniejszą rolę odgrywały też w niej podziały
narodowe. Przy wszystkich swoich słabościach Międzynarodówka z Saintlmier stanowiła w dziejach
ruchu anarchistycznego jego najlepiej zorganizowaną fazę. Posiadała zarys hierarchicznej struktury i
wykrystalizowaną grupę przywódczą w skali kontynentu. Działo się to jednak za cenę daleko idących
kompromisów doktrynalnych, która wielu późniejszym aktywistom ruchu wydała się zbyt wysoka.
Czym były owe anarchistyczne grupy, które stały się po 1879 r. podstawową formą organizacyjną
ruchu libertarnego? W czym tkwiła ich specyfika? Najtrafniejszej odpowiedzi na te pytania udzielił
Jean Maitron. Grupy anarchistyczne w jego ujęciu to „ciała bardzo szczególne, które w niczym nie
przypominają sekcji albo grup innych partii. Nie ma tu ani biura, ani wyznaczonych składek i żaden
towarzysz nie jest zobowiązany opowiadać skąd przychodzi, czym się zajmuje i dokąd zmierza.
Pomieszczenie, w którym zbiera się grupa, jest miejscem przechodnim, w którym każdy rozmawia o
czym chce, miejscem kształcenia się a nie działania" Historyk francuski przypomina, że członkowie
grup działali na ogół na własną rękę i nie wtajemniczali się wzajemnie w swoje plany. W podobny
sposób charakteryzował grupy w zeznaniach złożonych podczas procesu lyońskiego (1883) Emile
Gautier — przedstawiciel pierwszego pokolenia francuskich anarchistów twierdząc, że są to „po
prostu cotygodniowe spotkania przyjaciół omawiających sprawy, które ich interesują. Z wyjątkiem
niewielkiego grona czterech czy pięciu stałych uczestników widuje się tam zazwyczaj coraz to nowe
twarze [...], skład zmienia się za każdym razem. Wejść może tam każdy, wyjść również,;bez żadnych
formalności, opłat lub też odpowiadania na pytania o nazwisko, czy poglądy".
Zebrania grup odbywały się nieregularnie, jeden czy dwa razy w tygodniu, najczęściej w sobotę
wieczorem albo w niedzielne popołudnie, w terminach dogodnych dla robotników, zazwyczaj w tych
samych miejscach — w bistro na rogu ulicy albo w winiarni, jeśli była to lepsza dzielnica, czasem w
redakcjach pism Ijbertarnych, czy prywatnych mieszkaniach. Obok niewątpliwych funkcji
edukacyjnych (forum dyskusyjne) spełniały również ważne zadania społeczne ułatwiając
nawiązywanie kontaktów i wzajemne poznanie się. Zawiadomienia o zebraniach, od których roi się w
prasie anarchistycznej, były regułą w wypadku debiutu grupy, połączonego spotkania kilku różnych
ciał, albo ważnej w opinii uczestników problematyki. W okresach wzmożonego nadzoru policyjnego
grupy działające jawnie i oficjalnie zmuszone były uzgadniać z władzami termin i tematykę obrad,
niekiedy nawet imienny skład uczestników; Grupy liczyły przeciętnie po kilkanaście osób. Ich skład
był płynny a czas trwania rzadko przekraczał dwa lata. Rozpadały się zazwyczaj w momencie, gdy
dyskusje przestawały być interesujące. Jean Grave nie bez racji twierdził, że „nie ma niczego równie
krótkotrwałego jak grupy anarchistyczne" . Nie przeczy temu trwałość niektórych nazw, albowiem
płynność kadr była tak ogromna, że w ciągu jednego roku skład uczestników mógł się kilkakrotnie
wymienić. W krajach takich, jak Rosja, Stany Zjednoczone, Argentyna, Francja czy Włochy w
okresach prosperity ruchu doliczyć się można kilkuset grup działających równocześnie. Obliczenia
liczebności sporządzane na tej podstawie bywają jednak zawodne, ponieważ dysponujemy bardzo
niekompletnymi danymi, a ponadto duża część aktywistów nie wiązała się z żadnymi ciałami.
Szacunki, w myśl których ilość grup działających we Francji wahała się w latach osiemdziesiątych od
40 do 60 (w tym kilkanaście w samym Paryżu) wydają się nieco zaniżone.
„Grupy rodzą się, umierają i odradzają jak dzikie zielsko” — pisał Dubois w książce poświęconej
„anarchistycznemu zagrożeniu". Rzeczywiście, w znakomitej większości wypadków powstawały
całkowicie spontanicznie bez żadnego uzgodnionego planu — zazwyczaj pod wpływem
przypadkowego spotkania, nagłego impulsu czy doraźnych potrzeb. Jednym z ważnych powodów
skłaniających indywidualistycznie nastawionych anarchistów do szukania kontaktu ze sobą było, jak
się wydaje, pragnienie zamanifestowania solidarności z prześladowanymi kolegami. Stąd pewien
wzrost liczby grup wówczas, gdy toczyły się procesy .
Jako ciało par excellence anarchistyczne bywa niekiedy prezentowana brytyjska Socialist League i
analogiczna organizacja działająca w Holandii. Obie ligi odrzucały krzykliwie system parlamentarny,
lecz składały się z ludzi o bardzo różnych poglądach. Dlatego z większą dozą słuszności mówić
można raczej o stopniowym przenikaniu anarchokomunistów do tych organizacji. Wtedy też dopiero,
na ich tle, okazało się, że „libertarni socjaliści" w rodzaju Williama Morrisa z prawdziwym
anarchizmem nie mają wiele wspólnego.
O istnieniu ruchu anarchistycznego i jego spoistości decydowały nie tylko i nawet nie przede
wszystkim anarchistyczne organizacje. Były to bowiem, jak zdążyliśmy się przekonać, ciała nader
luźne, nieliczne i pozostające ze sobą w słabym kontakcie. Najistotniejsze było to, że każdy
pojedynczy anarchista stanowił aktywną, autonomiczną i w pełni świadomą swych zadań komórkę
ruchu. Praktyczna działalność anarchistów była w dużym stopniu niezależna od form i zakresu ich
organizacji. Ruch istniał i potrafił przetrwać trudne dla siebie okresy dzięki ciągłości działań
propagandowych, wykształceniu własnych specyficznych form aktywności oraz własnej
niepowtarzalnej subkultury.
Zebrania grup anarchistycznych nie stanowiły, rzecz jasna, jedynej okazji do wzajemnych spotkań. Za
przykładem innych ruchów starających się poszerzyć swoje wpływy anarchiści sięgali do arsenału
wypróbowanych środków propagandowych. Organizowali układające się w cykle odczyty publiczne
oraz całe tournees odczytowe na prowincji, otwarte dla szerokiej publiczności dyskusje z
przedstawicielami konkurencyjnych kierunków (tzw. konferencje), a nawet imprezy tak jednoznacznie
zdawałoby się „mieszczańskie" jak soirées z udziałem zaproszonych artystów. Były to jednak z reguły
tzw. reunions de familie, czy też soirées familiales odbywające się we własnym gronie i korzystające z
nieprzebranego repertuaru wierszy i pieśni rewolucyjnych. Niezależnie od tej działalności naśladującej
formy spotykane w innych ruchach społecznych anarchiści dysponowali również formami
specyficznymi, lepiej dostosowanymi do charakteru ich ideologii. Były to m.in. kluby, kolonie, bandy
oraz inicjatywy indywidualne, takie jak np. causeries populaires, czyli skromnie umeblowane,
wynajęte lokale, w których przypadkową często publiczność usiłowano zapoznawać z ideami Stirnera,
Nitzschego i innych przedstawicieli indywidualistycznego anarchizmu. Twórcą tego ostatniego
pomysłu był Libertad — jedna z najbarwniejszych postaci wśród paryskich aktywistów pierwszej
dekady naszego wieku. W październiku 1902 r. otworzył on pierwszy taki lokal na rue du Chevalier de
la Barre i rozpropagował samą ideę, która zresztą zmarła wkrótce po jego śmierci w roku 1908. Innym
ciekawym pomysłem były tak zwane soup conférences, atrakcyjne dla najuboższych z tego względu,
że każdy uczestnik dyskusji mógł zjeść za darmo talerz gorącej zupy. Zorganizowano je po raz
pierwszy w Paryżu podczas ostrej zimy 1891 r.
Zebrania nieubłaganych wrogów panującego porządku nie mogły naturalnie odpowiadać kanonom
wypracowanym przez angielskie stowarzyszenia dyskusyjne. Nie miały ani prezydium, ani porządku
dziennego, ani nawet reguł określających kolejność zabierania głosu. Bardzo rzadko kończyły się
podejmowaniem konkretnych rezolucji. Były natomiast areną autentycznych starć ideowych,
konfrontacji różnorodnych opinii na bardzo zróżnicowanym poziomie, od prymitywnych argumentów
wypowiadanych „soczystym" językiem przedmieść i wspartych nierzadko siłą pięści, po subtelne
rozważania godne auli akademickich. Doskonała znajomość skomplikowanych kwestii politycznych,
gospodarczych, czy też filozoficznych, jaką objawiali dyskutujący robotnicy wprawiała często w
zdumienie przypadkowych słuchaczy. W marsylskiej gazecie „Le Radical" — niechętnej ruchowi, jak
cała prasa oficjalna w czasach Ravachola — można było 19 listopada 1893 r. przeczytać opinię, że
„anarchiści dysponują wiedzą, która wydaje się nadzwyczajna, jak na robotników". Podział na
widownię i proscenium praktycznie nie istniał. Publiczność bardzo aktywnie uczestniczyła w dyskusji
wyrażając z temperamentem i bez zwłoki swoje sympatie i antypatie — wygwizdując jednych
mówców, a frenetycznie oklaskując innych. W tych warunkach dyskusje przeradzały się łatwo w
swoistą licytację radykalnymi hasłami, w czym zresztą niemałą zasługę mieli agenci policji. Należy
również wspomnieć, że formą często przez anarchistów praktykowaną było rozbijanie zebrań
socjalistycznych lub też „opanowywanie ich" przez swoich zwolenników. Słynęli z takich akcji
wspomniany już Libertad oraz Louise Michel — płomienna agitatorka nosząca od czasów Komuny
przydomek „nafciarka". Nie cofano się przed stosowaniem fizycznej przemocy, w ruch szły krzesła i
taborety. Compagnons występujący na mityngach posługiwali się często pseudonimami albo
numerami, aby utrudnić pracę policji.
We Francji kluby powstawały głównie na prowincji. Dla wielu znanych później działaczy (Armand,
Ravachol) stanowiły one pierwszą szkołę anarchizmu. Hanagan opisuje jeden z takich typowych
klubów w ośrodku przemysłowym średniej wielkości (Saint-Clammonais). Lokal mieścił się w
centrum miasta. Zbierano się raz w tygodniu w niedzielę późnym popołudniem, aby przy winie lub
jabłeczniku dyskutować nad treścią czytanych artykułów. W porównaniu z grupami kluby kładły na
ogół silniejszy akcent na życie towarzyskie, i wiązały ze sobą większą liczbę ludzi; część ich imprez
bywała odpłatna. Niemniej jednak w pewnych wypadkach rozróżnienie wydaje się czysto werbalne.
O istnieniu jakiejś przemyślanej strategii ruchu anarchistycznego jako całości mówić można w
zasadzie tylko w krótkim okresie pomiędzy rokiem 1871 a kongresem londyńskim, czyli w dekadzie,
w której posiadał on nieoficjalne centrum cieszące się dużym autorytetem i inspirujące działalność w
poszczególnych krajach. Wszelkie późniejsze inicjatywy, w epoce dyspersji, traktować należy jako
pobożne życzenia lub pomysły indywidualnych osób, bez szansy na realizację. Poczynając od lat
osiemdziesiątych nawet uzgodnienie strategii i taktyki w skali poszczególnych regionów przekraczało
zazwyczaj możliwości anarchistów. Prócz możliwości brakowało jednak czegoś nie mniej istotnego, a
mianowicie chęci. Zapanowało przekonanie, że byłoby to sprzeczne z własnymi ideałami. Zbieżność
taktyki stosowanej w tych latach przez grupy anarchistyczne różnych krajów spowodowana była nie
tyle dyscypliną organizacyjną, co zbieżnością warunków w jakich działały oraz naśladownictwem
wzorów popularyzowanych przez prasę i wydawnictwa propagandowe. Były to zresztą bardziej
przejściowe mody niż starannie obmyślone plany działania.
Na strategii obranej przez ruch anarchistyczny zaciążyły w ogromnej mierze poglądy Bakunina —
jego wiara w konieczność totalnego zniszczenia rusztowania państwa i prawa oraz całej cywilizacji
mieszczańskiej przez spontaniczną rewolucję ludową kierowaną niewidzialnie [...] przez anonimową
grupę przywódczą (dictature collectif), składającą się z ludzi dążących do całkowitego wyzwolenia z
ucisku..." Bez rewolucji, traktowanej raczej jako imperatyw moralny niż nieuchronna konieczność
historyczna, urzeczywistnienie anarchistycznych ideałów było zdaniem Bakunina niemożliwe.
Stanowisko to znalazło dobitny wyraz w ówczesnej taktyce oraz formach aktywności członków
antyautorytarnej Międzynarodówki: propaganda anarchizmu wśród chłopów i robotników służyła
nawiązywaniu kontaktów, rozniecaniu i ukierunkowaniu rewolucyjnego potencjału mas. Komuna
Paryska z 1871 r. zdawała się koronnym argumentem potwierdzającym gotowość mas do buntu i
możliwość oddolnej, spontanicznej rewolucji. Zarazem jednak ujawniła głęboki konserwatyzm
chłopów i słabość wystąpień żywiołowych, zaś klęska komunardów oraz masowe represje jakie
dotknęły całą francuską lewicę, zmusiły rodzący się wówczas ruch libertarny do rewizji
hurraoptymistycznych założeń.
Młodzi anarchiści włoscy, których Bakunin oderwał od marksizmu swoim radykalizmem, chłonęli
jego koncepcje z gorliwością neofitów. Ci synowie zamożnych rodzin mieszczańskich, a niekiedy
nawet arystokratycznych (Cafiero), rezygnowali z rozpoczętych studiów i doskonale zapowiadających
się karier nie po to, by spędzać czas na dyskusjach w zadymionych kawiarniach, lecz by przeżywać
radość, jaką daje praktyczna działalność rewolucyjna służąca „świętej" sprawie ludu; stanowili
swoisty odpowiednik rosyjskich narodników. Przekonani byli, że na prowincji włoskiej istnieje
sytuacja rewolucyjna i ich jedyny problem sprowadzał się do kwestii kiedy i w jaki sposób dokonać
zapłonu 134. Przepojeni byli romantyczną, mistyczną wiarą w lud, nie dopuszczającą myśli o
rozziewie między rzeczywistością a wyobrażeniami na jej temat. Lekceważyli nawet ostrzeżenia
Bakunina, dopatrując się w ewolucji jego poglądów zwykłego tchórzostwa.
Już na pierwszym zjeździe antyautorytarystów włoskich (Bolonia, marzec 1872 r.) podjęto otwarcie
uchwałę, że warunkiem rozwiązania „kwestii społecznej" jest ogólnonarodowe powstanie. Latem tego
samego roku, podczas kongresu w Rimini, który powołał do życia włoską Federację
Międzynarodówki — jeszcze przed kongresem haskim — postanowiono zerwać wszelkie stosunki z
Radą Generalną. Decydujące ustalenia zapadły jednak dopiero w roku następnym. Kolejny kongres,
który odbył się w Bolonii (marzec 1873 r.) był dowodem rosnącego radykalizmu działaczy z Płw.
Apenińskiego. Zapadły decyzje o oderwaniu się od lewego skrzydła republikanów — także snujących
plany powstania — i o wzmożeniu propagandy wśród chłopów. Zarazem jednak pod-kreślono
niewystarczalność samej propagandy. W referacie wygłoszonym podczas obrad, zakłóconych
najściem policji, Andrea Costa udowadniał, że aby oderwać masy od wpływów Mazziniego i
Garibaldiego konieczne są demonstracyjne akty przemocy. Od tej pory anarchiści włoscy, nie
oglądając się na inne federacje, koncentrują się na praktycznej działalności rewolucyjnej w postaci
strajków i marszów głodowych, zaś w końcu roku 1873 Federacja podejmuje decyzję o
przekształceniu się w tajny Komitet Rewolucji Społecznej mający przygotować powstanie. Poza
Hiszpanią i Włochami podobne inicjatywy podejmowano w tym okresie tylko we Francji .
Nieudane próby powstańcze Hiszpanów z roku 1873 miast zniechęcać dodawały jeszcze animuszu,
ponieważ chciano jak najszybciej zatrzeć złe wrażenie jakie zostawiły po sobie. Zapanowało
przekonanie, że właśnie nikłe poparcie mas wymaga „przesadnych czynów" jako jedynej drogi
pobudzenia ludu do działania. Anarchiści włoscy z entuzjazmem przyjęli opinię Bakunina, że epoka
dyskusji i teoretyzowania nieodwołalnie minęła, a doba obecna wymaga „faktów i czynów". Dał temu
wyraz Cafiero podczas brukselskiego kongresu Międzynarodówki w roku 1874, kiedy w imieniu
Komitetu Rewolucji Społecznej oświadczył, że Włosi po raz ostatni biorą udział w takim spotkaniu,
ponieważ specyficzna sytuacja w ich kraju wymaga natychmiastowego działania. „Epoka kongresów
jest dla nas nieodwołalnie zakończona" — konkludował mówca apelując o pomoc finansową dla
planowanych przedsięwzięć .
Ostateczny plan powstania opracowany przez Costę, Bakunina, i Cafiwro zakładał wywołanie w
sierpniu serii powstań w wybranych regionach Włoch, które na zasadzie reakcji łańcuchowej
doprowadzić miały do ogólnonarodowego wybuchu. Akcję zapoczątkować miał atak na arsenał w
Bolonii, podczas którego kilkuset miejscowym aktywistom udzielić miało wsparcia kilka tysięcy
insurgentów z zewnątrz oraz grono sprzyjających sprawie żołnierzy. Liczono również na łatwe
opanowanie Florencji oraz bunty chłopów z ubogiego południa. Trzeci „Biuletyn Włoskiego
Komitetu Rewolucji Społecznej" rozlepiony w przeddzień wybuchu wzywał do buntu przypominając,
że „jedyną rzeczywistością świata jest siła". Jednocześnie apelowano do żołnierzy, aby odmówili
wykonywania rozkazów. Rzeczywisty przebieg wypadków odbiegał jednak całkowicie od
przewidywań anarchistów. Zabrakło nie tylko pieniędzy i broni, ale także umiejętności
organizacyjnych. Policja uprzedzona o planach zaaresztowała już 5 sierpnia kierującego akcją Costę i
nie dopuściła nigdzie do koncentracji sił powstańczych. Bolońscy spiskowcy nie doczekawszy się
obiecywanego wsparcia z innych miast Romanii, spokojnie rozeszli się do domów, natomiast
znajdujący się wśród nich Bakunin ze zgoloną brodą, w przebraniu księdza, uciekł z miasta pociągiem
ostatecznie rozczarowany do wszelkiej działalności rewolucyjnej. Na południu patetyczne wysiłki
podejmował Malatesta, lecz wieśniacy z Apulii zachowali całkowitą obojętność. Jego sześcioosobowa
grupa (miast przewidywanych stu ochotników) dysponowała pięcioma starymi karabinami nie
nadającymi się do użytku, toteż po kilku dniach bezowocnych wysiłków, w obliczu zaciskającej się
obławy, rozproszyła się po uprzednim zakopaniu broni.
Tak więc, wskutek błędnego odczytania nastrojów mas, plany sprowokowania powszechnej rewolucji
poniosły klęskę, zaś anarchistyczne powstanie okazało się nieudolnym zrywem w stylu Mazziniego
czy Blanquiego, jakich dziesiątki odnotowano we Włoszech w pierwszej połowie XIX w. To co miało
w zamierzeniu stworzyć zagrożenie dla systemu władzy, sprowadziło się w efekcie do symbolicznego
protestu demaskującego słabość ruchu anarchistycznego. Włoscy aktywiści byli wszakże tak głęboko
przekonani o słuszności obranej przez siebie drogi, że nie wyciągnęli z wypadków roku 1874 żadnych
wniosków. Przeciwnie, można odnieść wrażenie, że sympatia jaką okazywała im duża część
społeczeństwa w okresie prześladowań i procesów sądowych wzmocniła jeszcze ich wiarę w ludową
rewolucję . Wprawdzie uznali ponownie potrzebę kongresów i po raz pierwszy od trzech lat
zorganizowali w roku 1876 kongres Federacji Włoskiej, ale tylko po to, by potwierdzić chęć
kontynuacji dotychczasowej linii postępowania i w tym samym 1876 r. Wte>si wystąpili na forum
międzynarodowym z nowym chwytliwym hasłem — ideą propagandy czynem. Nie był to w gruncie
rzeczy pomysł zupełnie nowy. Pojedyncze sformułowania brzmiące bardzo podobnie, lub wręcz
identycznie, napotkać można i u innych autorów. Ponadto była to właściwie jedynie teoretyczna
podbudowa praktyki realizowanej przez nich od roku 1873. Samo wyrażenie „propaganda czynem"
zaczerpnęli prawdopodobnie od Carla Pisacane, który uważał, że „propaganda za pomocą idei jest
chimerą; kształcenie ludzi — absurdem. Idee rodzą się z czynów, a nie czyny z idei, toteż nie
wykształcenie zapewni ludowi wolność, lecz wolność umożliwi mu wykształcenie' Jedyną pożyteczną
rzeczą jaką uczynić może obywatel dla swojego kraju jest współuczestnictwo w rewolucji konkretnej.
Konspiracje, spiski, próby powstań to moim zdaniem te serie czynów które przybliżają Włochy do
celu". Ten sam wątek rozumowania podjął w 1873 r. Paul Brousse stwierdzając, że „propagandy
rewolucyjnej nie robi się tylko piórem czy słowem [...]. Propagandę rewolucji uprawia się nade
wszystko na oczach ogółu pośród brukowców ułożonych na barykadach". Cafiero i Malatesta, którzy
rozpropagowali ideę propagandy czynem podczas obrad kongresu Międzynarodówki antyautorytarnej
w Bernie (październik 1876 r.), widzieli dla niej dość wąskie zastosowanie. Malatesta wspominał o
powstaniach i sabotażu. W deklaracji opublikowanej pod koniec roku czytamy, iż „Federacja Włoska
wierzy, że czyn powstańczy potwierdzający działaniem socjalistyczne pryncypia stanowi
najskuteczniejszy środek propagandowy, jedyny środek, który, nie oszukując i nie psując mas, potrafi
skutecznie dotrzeć do najniższych warstw społeczeństwa i natchnąć żywe siły ludzkości do walki
prowadzonej przez Międzynarodówkę". Tak więc, w istocie rzeczy nowość proponowana przez
Włochów sprowadzała się do silniejszego niż dawniej akcentowania propagandowej wymowy
bezpośrednich form walki z państwem. W ciągu kilku następnych lat została ona zaakceptowana przez
czołowe osobistości ruchu , stając się w nadchodzących dekadach — epoce czynu indywidualnego
oraz akcji bezpośredniej — dominującą formą aktywności.
Wiosną 1877 r. Malatesta i jego towarzysze raz jeszcze poderwali się do boju. Piątego kwietnia
trzydziestu uzbrojonych anarchistów z Malatesta, Cafiero, Ceccareilim oraz Stępniakiem
(Krawczyńskim) na czele wkroczyło w góry Benewentu w prowincji Kampania zamierzając stworzyć
tam stałą bazę operacyjną. Wybór ten nie był przypadkowy. Okolice masywu Matese słynęły ze
zbójeckich tradycji, do których chciano teraz świadomie nawiązać. W myśl nowej strategii „banda z
Matese", jak sami siebie nazywali, miała swoimi czynami zbrojnymi wywołać powstanie ludowe w
stylu średniowiecznych żakerii, bunt „proletariatu w łachmanach". W przeciwieństwie do przesadnych
nadziei wiązanych z działaniami roku 1874 tym razem nie liczono na natychmiastową powszechną
rewolucję. Najważniejszą była sama możliwość publicznej demonstracji praktycznych form
propagandy czynem. Plan akcji, przewidywał między innymi „palenie archiwów, rozdawanie
pieniędzy przejętych z kas państwowych, przekazanie ludności magazynów zbożowych i innych oraz
zachęcanie ludu, do ataku na panów i grabienia własności prywatnej". I tym razem jednak policja była
uprzedzona, zmuszając członków „bandy" do kapitulacji ,,z głodu, zimna i wyczerpania" po sześciu
zaledwie; dniach. Niemniej jednak udało im się w międzyczasie wkroczyć do dwóch wsi, gdzie przed
oczyma zaskoczonych, ale bynajmniej nie nastawionych wrogo, mieszkańców rozwinęli czerwone i
czarne sztandary, proklamowali utworzenie „republiki społecznej", spalili katastry podatkowe i
przyrządy miernicze, a także usiłowali rozdawać broń zachęcając wieśniaków do przeprowadzenia
ekspropriacji na własną rękę.
Nieudana „żakeria w Benewencie" miała daleko idące konsekwencje. Na włoski ruch anarchistyczny
spadły surowe represje, po których nie odzyskał już nigdy dawnego wigoru. Kompromitacja taktyki
powstańczej spowodowała również przyspieszenie rozpadu Międzynarodówki i ostre reprymendy ze
strony czołowych animatorów ruchu. Kropotkin, w pierwszym odruchu, zarzucił Włochom
tchórzostwo i zaproponował, aby wyrzucić ich z Międzynarodówki przypominając wymownie, że „w
roku 1793 wiedziano jak postępować z generałami" (aluzja do wyroków śmierci wobec posądzonych o
zdradę przegrywających generałów rewolucyjnej armii Francji). Pozostający jeszcze na wolności
działacze włoscy nie od razu uznali słuszność tych zarzutów. Kadłubowy kongres w Pizie (1878)
ponownie wypowiedział się za „nieliczącym się z ofiarami powszechnym powstaniem całego narodu"
i tylko całkowity brak funduszów zapobiegł próbom realizacji tych zamiarów. Już jednak w rok
później czołowy propagator tendencji rewolucyjnej — Andrea Costa — doszedł do wniosku, że
„przynależność do partii działania nie musi oznaczać pragnienia działania za wszelką cenę i w każdej
chwili. Rewolucja to sprawa poważna". Epoka anarchistycznych powstań dobiegała już 'nieodwołalnie
końca, ale towarzyszyły mu wybuchy bomb zwiastujące zupełnie nowe rozumienie propagandy
czynem. Rozpoczynała się tragiczna epoka czynu indywidualnego, który sankcjonował wszelkie
środki walki sprawił, że w oczach opinii publicznej anarchizm kojarzył się odtąd z nieobliczalnym
stosowaniem przemocy.
Jeśli pominąć ofiary sprowokowanych prawdopodobnie przez policję zajść w Alcoy okaże się, że cała
romantyczna faza insurekcyjna spowodowała śmierć zaledwie jednej osoby (karabiniera ranionego
podczas likwidacji „bandy z Matese"). Działania powstańcze nie były bowiem wymierzone przeciw
konkretnym ludziom, lecz przeciw burżuazyjnemu państwu jako całości. Miały charakter demonstracji
i to bardzo skonwencjalizowanej. Obie strony, insurgenci i siły porządku, wykonywały rytualne gesty
bacząc na to, by reguły gry nakazujące unikać przelewu krwi nie zostały złamane. Nic przeto
dziwnego, że anarchiści uchodzili w latach siedemdziesiątych za nieszkodliwych maniaków i
zasiadając na ławach oskarżonych odczuwali sympatię opinii publicznej. Sytuacja zmieniła się jednak
radykalnie po roku 1878, kiedy „czyn powstańczy" zastąpiony został przez „czyn indywidualny".
Rzecznicy tej nowej taktyki, dostosowanej do stanu rozproszenia, w jakim znalazł się wówczas ruch
anarchistyczny w całej Europie Zachodniej, traktowali ją jako swoistą, zindywidualizowaną odmianę
propagandy czynem. Czyn indywidualny nakazywał każdemu świadomemu swych zadań anarchiście
podejmowanie na własną rękę praktycznych działań rewolucyjnych wymierzonych w istniejący
porządek ucieleśniany przez konkretne^ instytucje, obiekty, prawa czy osoby. Stanowił atrakcyjną
alternatywę dla działalności politycznej, w jakiej ugrzęźli inni aktywiści lewicy, łudząc ludzi,
zmęczonych własną bezczynnością i niemocą, szansą praktycznej, pożytecznej działalności
przybliżającej 'spełnienie ich ideałów. Bardzo szybko zaczęto go utożsamiać ze stosowaniem terroru.
Spowodowane to było splotem rozmaitych czynników, wśród których największą rolę odegrały:
Wydaje się również, że całkowite zdanie się na inicjatywę jednostek sprzyjać musiało szczególnie
osobom kierującym się motywem zemsty lub marzącym o wymierzeniu sprawiedliwości na własną
rękę. Wszystko to razem prowadziło niekiedy do rozkręcania spirali przemocy na skutek sprzężenia
zwrotnego między natężaniem terroru a skalą represji.
Wystarczy przypomnieć, że Jean Grave, który potępił jednoznacznie zamachy epoki Ravachola,
dziesięć lat wcześniej sam zajmował się produkcją rtęci do bomb z myślą o wysadzeniu w powietrze
Pałacu Burbonow, budynku Prefektury. Policji, bądź całej ulicy St. Jacques w Paryżu. Kult przemocy
początków lat osiemdziesiątych, wyrażający się zresztą bardziej w słowach niż w czynach, miał
charakter powszechnej, epidemicznej gorączki, której trwałym śladem są dziś jedynie drapieżne,
szokujące nazwy, czy przydomki oraz fantastyczne, nigdy nie zrealizowane projekty. Trwał jednak
dostatecznie długo na to, by do anarchistów przylgnęła raz na zawsze etykietka szaleńców i
terrorystów.
Na skutki tej nowej taktyki, nie trzeba było długo Czekać. Poczynając od roku 1882 we Francji,
Hiszpanii, Austrii i Niemczech mnożą się informacje o terrorystycznych zamachach bombowych,
podpaleniach, gwałtownych strajkach połączonych z przelewem krwi, zbrojnym oporze stawianym
siłom policyjnym. Odpowiedzialnością za te czyny obciążano zazwyczaj anarchistów nawet wówczas
gdy, jak w Decazeville, gdzie wyrzucono przez okno zastępcę dyrektora fabryki — Watrina — miały
charakter spontanicznych wystąpień masowych. W najlepszym razie nieświadomymi anarchistami
byli członkowie tzw: czarnej bandy operującej w latach 1882-1885 w rejonie nasilonych wystąpień
robotniczych między Monceau-les-Mines a Creusot, którzy od obalania krzyży i listów z pogróżkami
pod adresem brutalnych patronów przeszli, nie bez współudziału policji, do podpaleń i bezpośrednich
zamachów z użyciem dynamitu. Nie ulega natomiast wątpliwości libertarna inspiracja zorganizowanej
przez legendarną Louise Michel akcji rozbijania piekarń połączonej z darmowym rozdawaniem chleba
paryskiej biedocie (1883 r.). Typowa akcja anarchistyczna we Francji była wszakże przedsięwzięciem
indywidualnym. Taki charakter miała eksplozja 22 października 1882 r. w sali restauracyjnej
lyońskfego teatru Bellecour, przypisana przez policję Antoine'owi Cyvoctowi , próba zabójstwa dra
Meyroara przez bezrobotnego tkacza Emilę Florianą, który nie mogąc dopaść znienawidzonego
przezeń Gambettyp postanowił zabić pierwszego napotkanego burżuja, czy mord dokonany na
przełożonej klasztoru przez ogrodnika Louisa ChavesS, albo czyn Charlesa'Galio, który 5 marca 1886
r. rozlał w gmachu paryskiej Giełdy 200 g kwasu pruskiego, a następnie oddał na ślepo trzy strzały z
rewolweru nie raniąc przy tym nikogo. Samotnie działali też przeważnie Pini i Duval — czołowi
specjaliści od kradzieży uzasadnionych pobudkami ideowymi, którzy zapoczątkowali w III Republice
nurt zwany illegalizmem (działania pozaprawne).
W innych krajach sytuacja wyglądała podobnie. Między rokiem 1882 a 1885 na terenach Cesarstwa
Austro-Węgierskiego oraz Niemieckiego odnotowano cała serię morderstw i zamachów, których
autorstwo przypisano wyznawcom zgubnej doktryny absolutnej wolności (zabójstwo Josefa
Merstellingera, właściciela fabryki obuwia w Wiedniu w lipcu 1882 r., zastrzelenie komisarza policji
wiedeńskiej Hlubeka — 15 grudnia 1883 r. oraz agenta policji niemieckiej Sióchera — 25 stycznia
1884 r., próba zabójstwa bankiera ze Stuttgartu Heilbronnera — 21 listopada 1883 r., wybuch
dynamitu w komisariacie policji we Frankfurcie nad Menem — 29 października 1883 r., zabicie w
Strasburgu — 22 października 1883 r. — wartownika Adelsona, ataki na urzędy pocztowe i —
najsłynniejsza ze wszystkich — próba zamachu na cesarza Wilhelma I podczas uroczystego
odsłonięcia pomnika upamiętniającego bitwę pod Lipskiem i zwycięstwa z roku 1870). Związek z
ruchem anarchistycznym bezpośrednich sprawców tych zamachów — Kumicsa, Stellmachera i
Kammerera — nie ulega żadnej wątpliwości. Konsekwencje ich czynów były katastrofalne dla
aktywistów niemieckiego obszaru językowego. Represje, które nie ominęły nawet Szwajcarii, zmusiły
do emigracji również działaczy o umiarkowanym obliczu. Ruch anarchistyczny w Austro-Węgrzęch i
Niemczech został praktycznie rozbity, do czego w dużym stopniu przyczyniła się tak zwana ustawa
antydynamitowa z 9 czerwca 1884 r., która groziła pięcioletnim, więzieniem nie tylko osobom
importującym, wyrabiającym, bądź przechowującym materiały' wybuchowe bez zezwolenia policji,
lecz także i tym, które nawoływały, do dokonywania zamachów, albo nie uprzedziłyby policji o
trwających do nich przygotowaniach.
Nawet w Hiszpanii, odciętej Pirenejami od głównego nurtu ruchu libertarnego, którego centrum
przesunęło się wyraźnie ze Szwajcarii do Francji, i z tego względu reagującej z dużym, opóźnieniem
na wszelkie nowinki teoretyczne czy taktyczne, łata osiemdziesiąte przyniosły znaczne nasilenie
przemocy jako środka. walki. Po kongresie w Sewilli (1882), gdzie zarysował się głęboki podział
między reprezentantami rejonów rolniczych i przemysłowych, od Federacji Robotników Regionu
Hiszpańskiego oderwała się grupa o nazwie Los Desheredados (Wydziedziczeni) stawiająca na
skrytobójstwa i terror ekonomiczny. Wiedli w niej prym winiarze z południowej Andaluzji, zwłaszcza
okolic Jerez. Zabójstwa agentów policji oraz jawna pochwała terroru ściągnęły na andaluzyjskich
anarchistów potężną falę represji, która doprowadziła nie tylko do rozbicia Wydziedziczonych, lecz
także do rzekomego wykrycia potężnej tajnej organizacji noszącej miano La Mano Negra (Czarna
Ręka), planującej — jak głosiły władze — wymordowanie wszystkich obszarników i zarządców
majątków na obszarze całego regionu. Zeznania torturowanych więźniów oraz wątpliwe dokumenty
złożyły się na liczący kilka tysięcy stron druku aktu oskarżenia, na podstawie którego za
przynależność do Czarnej Ręki skazano na śmierć kilkanaście osób, w tym siedem — przy użyciu
garoty. Nie rozwiało to jednak wątpliwości wokół procesu. Wśród historyków hiszpańskiego
anarchizmu do dziś przeważa pogląd, że cała ta sprawa była policyjną mistyfikacją . Podobnie nie
wyjaśniono nigdy do końca okoliczności najgłośniejszego bodaj zamachu lat osiemdziesiątych —
bomby rzuconej na Haymarket Square w Chicago podczas protestacyjnego mityngu robotników w
dniu 4 maja 1886 r., która pozbawiła życia około trzydziestu osób (w tym siedmiu policjantów) i
przysporzyła ruchowi pierwszych męczenników. Istnieją bowiem poważne poszlaki wskazujące w
tym wypadku na możliwość prowokacji.
Krwawe wydarzenia w Chicago bardziej niż jakiekolwiek inne wydarzenia przyczyniły' się do
dyskredytacji i osłabienia ruchu anarchistycznego. Miały jednak i pozytywne następstwa. Teraz'
dopiero „pod wpływem wstrząsu, rozpoczyna się dyskusja o terrorze” budzi się krytyczny stosunek do
koncepcji czynu indywidualnego, która na kilka lat traci swój magnetyczny urok. Jako pierwsi,
odżegnali się od przemocy anarchiści katalońscy, którzy już w październiku 1883 r. na kongresie w
Walencji potępili, działania pozaprawne. Wkrótce dołączył do nich Jean Grave, rzucając na .szalę
swój cały autorytet. Redagowane przezeń pismo „Le Révolté" wycofywało się stopniowo z
bezwarunkowego poparcia dla czynu indywidualnego pod wszelkimi postaciami . Wprawdzie czołowi
działacze tej doby w dalszym ciągu bronili słuszności koncepcji Brousse'a, ale czynili to bez dawnego
entuzjazmu, bardziej z poczucia solidarności z prześladowanymi i zniesławionymi towarzyszami
walki, niż "z wewnętrznego przekonania. Ponowna fala zamachów z lat 1892-1894 postawiła wielu
spośród nich przed trudnym wyborem.
Dokładny opis dramatycznych wydarzeń pomiędzy 11 marca 1892 r., kiedy wybuchła bomba na
bulwarze St Germain'a 24 czerwca 1894 r. — datą zabójstwa prezydenta Carnota przez Santo Caserio
— mijałby się chyba z celem. Zresztą, były już one wielokrotnie przedmiotem zainteresowania
historyków. Warto natomiast skupić uwagę na ich cechach swoistych, świadczących "o specyfice
anarchistycznego terroru. W przeciwieństwie do terroru ekonomicznego — działań przemyślanych,
wymierzonych w konkretne osoby za konkretne czyny, inspirowanych chęcią rewindykacji, zemsty
czy pragnieniem zastraszenia brutalnych, bądź nieuczciwych właścicieli — terror polityczny miał z
reguły symboliczny charakter. Dokonywany zazwyczaj indywidualnie, bez wtajemniczenia innych,
nawet członków grup i kółek, z którymi autorzy zamachów byli związani, sprowadzał się do
nieskoordynowanych, wyrywkowych czynów dokonywanych często spontanicznie pod wpływem
nagłego impulsu. Ofiary terroru politycznego bywały zupełnie przypadkowe. Jeśli głowa państwa lub
szef policji okazywali się niedostępni, zamachowcy zadowalali się zamordowaniem pierwszego
napotkanego „burżuja". Konkretne nazwisko ofiary' by{o im zupełnie, obojętne. Leon-Jules Leauthier
— szewc, który 12 listopada 1893 r. usiłował przebić szydłem jednego z gości restauracji przy
gmachu Opery (był nim minister serbski M. Georgijević) — oświadczył w sądzie: „uderzając
pierwszego wchodzącego burżuja nie uderzyłem niewinnego". Podobne rozumowanie przedstawił w
swojej mowie obronnej Emile Henry — najsłynniejszy spośród naśladowców i mścicieli Ravachola.
Niema niewinnych — argumentował autor zamachów na komisariat policji i kawiarnie Terminus,
zwracając uwagę na czołową odpowiedzialność burżuazji) za krzywdę społeczną" odpowiedzialnością
za czyny jednostek wszystkich anarchistów .
Konkretne nazwiska ofiar były mniej istotne niż samo miejsce akcji: teatry, kawiarnie, opery, gmachy
giełdy — obiekty symbolizujące zepsucie oraz pasożytniczy tryb życia klas posiadających — te
swoiste sanktuaria burżuazji, zdawały się zwolennikom czynu indywidualnego wymarzonymi
terenami działania, nadającymi ich przedsięwzięciom uniwersalną wymowę. Wrogość do tych
obiektów stanowiła naturalną konsekwencję moralnego potępienia mieszczaństwa jako klasy.
Demolując je, zakłócając ich funkcjonowanie, siejąc strach i spustoszenie dawali publiczny,
manifestacyjny wyraz tej wrogości.
Pod względem psychologicznym anarchistyczni zamachowcy, wbrew pozorom, różnili się znacznie od
dziewiętnastowiecznych rewolucjonistów rosyjskich, z którymi bywają na ogół zestawiani. W ich
postępowaniu trudno dopatrzyć się tak charakterystycznych dla narodników skrupułów etycznych,
wyrzutów sumienia, myśli o świętokradztwie i konieczności samoodkupienia grzechu. Nie poczuwali
się do żadnej winy, toteż bez wahań uciekali z miejsca zamachu, a w śledztwie nie dawali się złamać.
Co więcej, w środowiskach ściśle proletariackich działania tego rodzaju opisywane były niekiedy,
charakterystycznym slangiem, jako forma dobrej rozrywki. Celował w tym zwłaszcza słynny „Pere
Peinard" Pougeta. Zamachowcy spod znaku Mosta czy Ravachola nie czuli się wykonawcami woli i
wyroków ludu. Działali samodzielnie, na własną rękę, choć zależało im, rzecz jasna, na
propagandowym wydźwięku ich ,,czynu" wśród mas. Wypada zarazem zwrócić uwagę na jeszcze
jedną znamienną różnicę — wśród praktyków czynu indywidualnego, w przeciwieństwie do
narodników, nie ma w ogóle kobiet.
Ten krótki przegląd pozwala dostrzec, jak różnorodne i zmienne, odbiegające od stereotypu, były
rzeczywiste stanowiska. Zwolennicy jednoznacznych ocen zdają się zapominać, że nawoływanie do
gwałtów, upodobanie do ostrych i brutalnych sformułowań rzadko szło w parze z gotowością do
takiego właśnie działania ze strony autorów wypowiedzi.
Ola uzyskania bądź tylko usprawiedliwienia stosowania przemocy sięgano po rozmaite argumenty.
Powoływano się na opinie autorytetów tej miary co Bakunin (destrukcja jako siła kreatywna,
niezbędna dla stworzenia nowego świata), Sorel (rewolucyjna przemoc umożliwia legitymizację i
spójność ruchu), a nawet Reclus (przemoc jest czymś normalnym i pożądanym skoro występuje w
przyrodzie). Anarchosyndykaliści widzieli w przemocy swoistą szkołę charakterów — czynnik
ułatwiający rozbudzanie mas i podtrzymywanie ich odrębnej tożsamości. Indywidualni zamachowcy
traktowali je najczęściej jako akt zemsty albo koniecznej samoobrony ze strony pokrzywdzonych,
epizod toczącej się od dawna wojny między światem pracy i światem kapitału. Oponenci we własnych
szeregach, których liczba, jak można sądzić, stopniowo rosła, sięgali najchętniej po argumenty natury
etycznej i pragmatycznej. Podkreślano, że przemóc jest sprzeczna z, ideałem wolności i jako oręż jest
nieskuteczna, a nawet zgubną, że powoduje wzmożenie represji, odbiera poparcie potencjalnych
sojuszników i prowadzi do wypaczeń charakterów i stwarza groźbę dyktatury. Na tym tle oryginalnie
rysowały się poglądy André Loruiota, który odrzucał przemoc ze względu na jej „nienaukowość".
O klęsce taktyki terrorystycznej zadecydowały w ostatecznym rachunku nie racje rozumowe, lecz
twarde realia: skuteczność represji, zepchnięcie konsekwentnych zwolenników czynu indywidualnego
na pozycje skrajne, które trudno było odróżnić od zwykłej przestępczości, Wzmożona infiltracja
policji posługującej się chętnie prowokacją, brak oczekiwanego poparcia ze strony mas i stopniowa
utrata sympatyków ze zradykalizowanych środowisk mieszczańskich. Chociaż hasło „propagandy
czynem" nie zostało nigdy odwołane, zaś ludzie pokroju Ravachola czy Vaillanta czczeni byli nadał
powszechnie jako męczennicy ruchu na przełomie stuleci w całej Europie Zachodniej, dostrzec można
wyraźnie przesunięcie głównego nurtu aktywności w stronę anarchosyndykalizmu oraz propagandy
środkami pokojowymi. Równocześnie wzrasta znacznie liczba zwolenników walki bez użycia
przemocy — ludzi sprzeciwiających się płaceniu podatków, służbie wojskowej, bądź udziałowi w
wyborach; bojkotujących oficjalne życie polityczne i kulturalne. Taka sytuacja utrzymać się miała aż
do wybuchu wojny w roku 1914.
6. Formy i metody anarchistycznej propagandy
Nawet w okresie bezkrytycznej akceptacji propaganda czynem nie stała się jedyną, czy choćby
podstawową, formą anarchistycznej aktywności. Radykalne środki rzucające wyzwanie systemowi
prawnemu zmuszały przecież do dużej ostrożności także gorących zwolenników tej idei. Toteż była
to, w najlepszym razie, forma odświętna, podczas gdy codzienna działalność propagandowa
anarchistów nie odbiegała zasadniczo od form rozpowszechnionych w innych ruchach społecznych.
Dominowała więc, jak wszędzie, ustna i pisemna propaganda idei, aczkolwiek w samym doborze
środków oraz ich wzajemnej proporcji dopatrzyć się można dużej oryginalności. To wszystko, co
uchodzić może za cechy swoiste anarchistycznej propagandy — jej zindywidualizowany, osobisty
charakter, przewaga form ustnych, widoczna szczególnie w tak zwanej propagandzie wędrownej,
eksponowana rola pieśni i piosenek, czy wreszcie koncentracja działań na kilku uprzywilejowanych
kierunkach (agitacja antywyborcza, antymilitarystyczna i antyreligijna) — wynika bezpośrednio z
ideologiczno-organizacyjnej specyfiki ruchu libertarnego.
W warunkach skrajnej decentralizacji ruchu, przy pełnej autonomii jednostek, agitacja stanowiła
potrzebę wewnętrzną działaczy zaspokajaną najchętniej indywidualnie, bez oglądania się na jakieś
zwierzchnie wyspecjalizowane ciała, bądź płynące z góry dyrektywy. Rezolucje kongresów
pozostawiały aktywistom w tej kwestii całkowitą swobodę poczynań, z której ci ostatni w całej pełni
korzystali.
Owa osobista propaganda sprowadzała się najczęściej do agitacji w niewielkim gronie przyjaciół,
sąsiadów, kolegów z pracy lub klientów. Taką postawę reprezentował na przykład głośny w całym
Epinal fryzjer Locquier (1866-1944). Za 4 sous — tyle, ile wynosiła cena golenia — odwiedzający
jego zakład mogli nadprogramowo wysłuchać okolicznościowej tyrady. Kobiety miały prawo
przysłuchiwać się perorom bezpłatnie . W ten sposób, dając upust własnym skłonnościom oratorskim,
najprościej zaspokajano potrzebę aktywności. Ze względu na ograniczony zasięg oddziaływania, ustna
agitacja, prowadzona w miejscu pracy czy zamieszkania, była z reguły mniej skuteczna niż tzw.
propaganda wędrowna, stosowana szczególnie intensywnie na obszarach wiejskich. Można nawet
zaryzykować twierdzenie, że właśnie ta druga forma stanowiła prawdziwą specjalność anarchistów,
Decydowało o tym kilka czynników: pokaźny udział przedstawicieli zawodów wędrownych —
kolporterów, fotografów, domokrążców, akwizytorów — wśród aktywistów ruchu, nomadyczny tryb
życia wymuszony przez prześladowania policyjne, bądź wynikający z własnych upodobań
(trimardęurs), a także zaszczepiona przez Bakunina i trudna do wyrugowania wiara w rewolucyjny
potencjał mas ludowych. Wszystko to razem sprawiało, że zachodnioeuropejscy antyautorytaryści
mieli nie tylko chęci, ale i konkretne możliwości prowadzenia efektywnej akcji propagandowej na
obszarach wiejskich. Nie brakowało, im nigdy aktywistów wywodzących się z ludu i posługujących
się na co dzień jego soczystym językiem. Wędrując od gospodarstwa do gospodarstwa, od wsi do wsi,
wszelkimi dostępnymi środkami szerzyli wyzywające, buntownicze hasła anarchizmu — prowokowali
dyskusje, wspierali swoje krasomówcze wystąpienia śpiewem, wierszem i ulotkami, odwoływali się
do bliskiej chłopom symboliki religijnej — i trzeba przyznać, że na niektórych obszarach, zwłaszcza
w Hiszpanii, południowej Francji czy w romańskich kantonach Szwajcarii, znajdowali posłuch
nieporównanie łatwiej niż populiści w Rosji. Jean Grave, który nie stronił w młodości od praktycznej
działalności tego rodzaju, wiązał z jej rozprzestrzenieniem siłę Federacji Jurajskiej i odrodzenie
anarchizmu we Francji po roku 1880 . Jeszcze w roku 1908, w szczytowej fazie rozwoju tendencji
anarchosyndykalistycznej, miejskiej z samej swej natury, w międzynarodowym organie ruchu mnożą
się głosy o potrzebie wzmocnienia takich właśnie form propagandy. Nie oznacza to bynajmniej, iż nie
dostrzegano słabych stron propagandy wędrownej oraz związanych z nią ograniczeń. Wiedziano, że
sprawdza się najlepiej w środowiskach słabo uświadomionych politycznie, że jej oddziaływanie, jak
wszelkich form propagandy ustnej w ogóle, jest równie szybkie, co powierzchowne i nietrwałe, że —
używając słów Emmy Goldman — „wyrywa ludzi z letargu, ale nie pozostawia trwałego śladu". Z
punktu widzenia aktywistów miała wszakże istotną zaletę, że stwarzała stosunkowo nikłe zagrożenie
dla nich samych; Anonimowy agitator, nie znany okolicznym mieszkańcom, pojawiał się na krótko w
jakimś miejscu, po czym znikał na zawsze.
W miastach łatwiej zauważalne były inne, bardziej tradycyjne odmiany agitacji ustnej wykraczające
poza inicjatywę indywidualną. Organizowano niezliczone dyskusje, „konferencje", odczyty, zaś w
okresach kiedy prowadzono nasilone kampanie propagandowe — długiej uroczyste tournées z
udziałem prelegentów o głośnych, magnetycznych nazwiskach. Na drugiej półkuli Emma Goldman
przemierzała całe Stany Zjednoczone podczas propagandowych objazdów trwających niekiedy po
kilka miesięcy. W nieporównanie mniejszej Francji na podobny wyczyn stać było nielicznych
aktywistów, których popularność przekraczała granice lokalne. Na wypełnione sale w dowolnym
zakątku Francji liczyć mogły praktycznie tylko dwie osoby: gwiazda lat osiemdziesiątych Louise
Michel, wsławiona nieugiętą postawą w czasach Komuny Paryskiej i podczas kilkuletniego zesłania w
Nowej Kaledonii oraz niezrównany orator Sebastian Faure, lecz niskie ceny kart wstępu nie pozwalały
im nawet uczynić cykli odczytowych imprezami naprawdę dochodowymi. Faure, niestrudzony
agitator, przygotowywał każdy występ niezwykle starannie, demonstrując profesjonalne podejście do
spraw propagandy. Swój udział w imprezach uzależniał od odpowiedniej reklamy oraz dokładnych
informacji o środowisku, w którym ma wystąpić. Domagał się przygotowania sal „dużych,
wygodnych i , centralnie położonych" . Według sprawozdania opublikowanego w „La Révolte" cykl
40 odczytów Faure'a w okręgu lyońskim we wrześniu 1801 r. zgromadził ponad 27 tysięcy widzów
—' przeciętnie 683 osoby na jedno spotkanie, , to jest znacznie więcej niż liczba aktywnych
anarchistów w całym kraju podawana w niektórych źródłach urzędowych. Nawet po uwzględnieniu
możliwości wielokrotnej obecności tych samych osób na różnych spotkaniach są to liczby
imponujące, obrazujące prawdziwe rozmiary fascynacji ideologią libertarną. Umieszczane niekiedy w
sprawozdaniach dane o towarzyszącej odczytom sprzedaży broszur, ulotek i manifestów świadczą
dowodnie o tym, że anarchiści byli jej w pełni świadomi i zdobywali się na ogromny wysiłek
organizacyjny pragnąc zdyskontować maksymalnie swoją nietrwałą popularność. Z opublikowanych
przez Bianço zbiorczych zestawień dla okręgu marsylskiego (departament Bouche-du-Rhóne), który
uznać można za typowy, wynika, że w latach 1883-1913 odbyły się tam 233 zebrania otwarte
anarchistów anonsowane przez prasę lokalną, w tym aż 196 w samej Marsylii, najwięcej — 138 —
pomiędzy rokiem 1895 a 1905. W ciągu 29 lat 196 odczytów w Marsylii zgromadziło 107 tysięcy
ludzi, co daje przeciętnie 545 osób na jedną „konferencję". 37 odczytów w mniejszych ośrodkach
miało 11 tysięcy widzów, czyli średnio po 297 słuchaczy każdorazowo. Jest to liczba oszałamiająco
duża jak na francuską prowincję tego okresu. Rzecz jasna, frekwencja wzrastała niepomiernie, gdy na
afiszu figurowało nazwisko Sebastiana Faure'a. Jego 39 wystąpień w Marsylii obserwowało 53450
widzów (po 1370 widzów jednorazowo) — tylko o 100 mniej niż liczba publiczności 147 pozostałych
odczytów. Bardzo podobnie układały się proporcje na całym obszarze departamentu. Jedenaście
płatnych wystąpień Faure'a przyciągnęło łącznie 5 tysięcy słuchaczy, podczas gdy 26 innych imprez
tego rodzaju niecałe 6 tysięcy . Liczby te stanowią przekonujące świadectwo ogromnej popularności
wydawcy „Le Libertaire", który wyszlifował swoje umiejętności krasomówcze przygotowując się w
młodości do święceń kapłańskich. Żaden z wybitnych anarchistów zachodnioeuropejskich, nie
wyłączając Kropotkina czy Malatesty, nie mógł się pod tym względem równać z Sebastianem Faurem.
Tradycyjne formy agitacji ustnej nie wszystkim jednak trafiały do przekonania. Aktywiści obdarzeni
gorącym temperamentem preferowali mniej uroczyste, agresywniejsze środki oddziaływania —
prowokowali dyskusje w miejscach publicznych, zakłócali zebrania innych organizacji, starali się
opanować trybuny i zamienić je w forum propagandowe własnych ideałów. Takie usiłowania-
kończyły się niekiedy bójkami na krzesła i taborety z gospodarzami, imprezy. Zdarzało się również, iż
sami padali ofiarami podobnych praktyk ze strony swoich konkurentów z obozu lewicy.
Inną, szeroko rozpowszechnioną i przez wszystkich akceptowaną formą propagandy ustnej był śpiew.
Anarchiści z wielkim upodobaniem prezentowali w miejscach publicznych pieśni i piosenki o
treściach rewolucyjnych doskonale zdając sobie sprawę z ich nośności. Piosenka potrafiła integrować
ludzi o bardzo zróżnicowanych aspiracjach intelektualnych z łatwością docierała do środowisk, dla
których nawet przemówienia okazywały się za trudne: oddziaływała korzystnie nawet na
przypadkowych słuchaczy. La Jurassienne ze słowami Charlesa Kellera i muzyką Guilleaume'a stała
się czymś w rodzaju nieoficjalnego hymnu Federacji Jurajskiej figurując niezmiennie na pierwszej
stronie ,,L'Avant-Garde" Brousse'a, który sam z kolei, dla uczczenia rocznicy Komuny Paryskiej,
skomponował w roku 1877 często wykonywaną pieśń Le Drapeau Rouge {Czerwony Sztandar). W
latach osiemdziesiątych, kiedy rewolucyjno-internacjonalistyczne hasła przestały wystarczać, pojawiła
się moda na teksty pisane ostrzejszym językiem, sławiące środki wybuchowe (La Dynamite) i
wypowiadające bezlistosną walkę „głodzącej wszechświat klice" (La Pere Lapurge). Wiele takich
utworów krążyło wśród anarchistów hiszpańskich i francuskich. Można je odnaleźć na łamach
ówczesnych czasopism albo w specjalnie wydawanych śpiewnikach pieśni rewolucyjnej. Wiele z nich
to naśladownictwa, albo wręcz niewolnicze kopie repertuaru socjalistów o lekko zmodyfikowanych
tekstach. Dotyczy to na przykład Międzynarodówki wykonywanej z drobnymi zmianami w trzeciej i
czwartej zwrotce. Własnym hymnem szczycili się „antypatrioci" oraz reprezentanci niektórych innych
tendencji. Jeden z najpłodniejszych twórców piosenek — Charles D'Avray, autor słów i muzyki około
osiemdziesięciu utworów wykonywał całe recitale (conférences chantées) złożone z pieśni
atakujących przeszłość i teraźniejszość Francji oraz sławiących nadciągającą epokę wolności, miłości i
braterstwa .
Równie masową co pieśni, ale zupełnie odmienną formę agitacji stanowiła propaganda wizualna,
docierająca nawet do tych środowisk, dla których niedostępne było słowo drukowane. Składały się na
nią wszelkie formy operujące obrazem — drapieżne, demaskatorskie karykatury, krzyczące plakaty
ilustrujące krzywdę proletariatu rozlepiane nocami na murach miast, „rewolucyjne grawiury"
sprzedawane osobno lub jako specjalne dodatki do libertarnych wydawnictw mających ambicje
artystyczne — stojące skądinąd często na wysokim poziomie profesjonalnym — a także niezwykle
popularne portrety „świętych" i „męczenników" ruchu. Praktycznie w całej Europie Zachodniej, (z
pewnym ograniczeniem dotyczącym Niemiec) można było bez trudu nabyć podobizny Bakunina,
Ravachola bądź „męczenników z Chicago" i fakt ten zdziałał bodaj więcej dla rozprzestrzenienia się
ich kultu niż wszystkie pozostałe środki propagandowe razem wzięte. Dla odmiany nieomal żadnego
odzewu nie wywołały nieśmiałe próby wykorzystania dla potrzeb propagandowych najmłodszej ze
sztuk wizualnych — kinematografu. Inicjatywa wyszła ze strony anarchosyndykalistów
zgrupowanych wokół pisma „La Bataille Syndicaliste". Udało im się pozyskać dla swoich pomysłów
czołowe autorytety francuskiego anarchizmu. W lipcu 1913 r. Grave, Faure, Marcel Martinet,
Thuillard i Bidamant zawiadomili o utworzeniu Kina Ludowego nastawionego na propagowanie
„swobodnej pracy i niezależności robotników". Poczynaniami tego towarzystwa akcyjnego kierował
anarchosyndykalista Bidamant. Pod jego kierunkiem nakręcono krótkie filmy rejestrujące sceny ze
strajków oraz nędzę proletariatu (m.in. Zima — przyjemność dla bogatych, strapienie — dla ubogich).
Wyświetlano je na specjalnych seansach Uniwersytetów Ludowych i na zebraniach rewolucyjnych
syndykalistów — z dość miernym powodzeniem. Okazało się, wbrew oczekiwaniom, że masy
bynajmniej nie garną się do oglądania prawd oczywistych i na dodatek nieudolnie przedstawianych. O
zainteresowaniu taką problematyką oficjalnych dystrybutorów nie mogło być w ogóle mowy.
Ostatecznie Kino Ludowe zmarło śmiercią naturalną z chwilą wybuchu wojny. Ostatniego filmu —
scen z pogrzebu Jauresa — nie zdążono już wyświetlić. Poza Francją prób tego rodzaju w ogóle nie
podejmowano. Stanowiły one zresztą w tej epoce spory ewenement na skalę całej lewicy, dowodząc
pośrednio żywego zainteresowania anarchistów nowinkami technicznymi.
W przeciwieństwie do klienteli oficjalnych partii lewicy, ludzie spod znaku czarnego sztandaru unikali
ze względu na szczupłość sił własnych manifestacji ulicznych. Wyjątek czyniono jedynie dla
manifestacyjnych pogrzebów czołowych osobistości ruchu oraz bardzo nielicznych akcji
solidarnościowych zainicjowanych i kierowanych przez nich samych. Za trumną Louise Michel
zmarłej w Marsylii 10 stycznia 1905 r. podczas kolejnego cyklu odczytów, posuwało się blisko 100
tysięcy ludzi. Daleko mniejsze tłumy gromadziły się podczas wieców biorących w obronę
torturowanych Katalończyków z więzienia Montjuich pod Barceloną (1896 n), potępiających
egzekucję Francisco Ferrera (1909 r.), wyrażających poparcie dla rewolucji rosyjskiej 1905 r.,
aczkolwiek były to imprezy o dużym rozgłosie i ze wszech miar udane. O aktywności propagandowej
anarchistów decydowały wszakże nie te jednorazowe akcje, lecz powtarzające się cyklicznie obchody
pierwszomajowe (z reguły mniej okazałe niż u socjalistów), kampanie zwalczające udział w wyborach
czy pobór, oraz działania protestacyjne związane z procesjami towarzyszy walki. Życie
poszczególnych grup pulsowało w wyznaczonym przez nie rytmie, to odradzając się, to zanikając.
Najpóźniej w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku słowo pisane stało się podstawowym
środkiem rozpowszechniania ideologii anarchistycznej, nawet na tych obszarach, gdzie analfabeci
wciąż jeszcze nie należeli do rzadkości (Hiszpania, Rosja, południowe Włochy). Sporządzona przez
Nettlaua w roku 1897 bibliografia druków anarchistycznych odnotowuje lawinowy przyrost
wydawnictw tego rodzaju na całym świecie po roku 1880. Świadczą o tym wymownie proporcje
liczbowe — aż 27 spośród 40 rozdziałów bibliografii ujmuje publikacje z ostatnich szesnastu lat,
podczas gdy kilkaset wcześniejszych lat propagandy ideałów wolnościowych mieści się bez reszty w
pierwszych 13 rozdziałach. Do bardzo podobnych wniosków prowadzi analiza łącznych nakładów
czasopism lub książek. W prawie wszystkich krajach, dla których dysponujemy przynajmniej
cząstkowymi danymi, można odnotować wyraźny i trwały przyrost liczby czytelników na początku
ostatniej dekady XIX w. Materiał dowodowy w głośnych procesach anarchistów tej doby opiera się w
mniejszym niż dotąd stopniu na zeznaniach świadków, w większym natomiast — na materiałach
rękopiśmiennych i drukowanych. Symptomatyczne dla zachodzących wówczas zmian jest
przeobrażenie się wybitnych ludzi „czynu" w niemniej wybitnych agitatorów posługujących się
piórem bądź maszyną do pisania (Grave, Malatesta). Spadkowi zainteresowania praktyczną
działalnością rewolucyjną towarzyszył wzrost aktywności intelektualnej, wzmożony obieg informacji i
poglądów, zarówno wewnątrz ruchu, jak i w kontaktach ze "światem, zewnętrznym.
Anarchiści z przełomu wieków stosowali różnorodne formy agitacji pisemnej, w tym także i takie,
które nie wymagały posługiwania się drukiem. Niewątpliwie propagandową wymowę miały 'na
przykład listy głośnych osobistości ruchu pisane od razu z myślą o ich szerokim upowszechnieniu
przez adresatów w kręgu znajomych. W archiwalnych spuściznach odnaleźć można również między
innymi listy z pogróżkami pod adresem bezwzględnych fabrykantów oraz sporządzane odręcznie
kopie manifestów poszczególnych grup. Pod względem ilościowym górują jednak zdecydowanie
materiały drukowane. Ich repertuar jest niezwykle zróżnicowany i obejmuje z jednej strony drobne
ulotki, plakaty, afisze i manifesty, z drugiej zaś — czasopisma i książki o dużym ciężarze
gatunkowym, a także okazjonalne broszury, almanachy i kalendarze. Sporządzona przez Jeana
Maitrona bibliografia broszur anarchistycznych w języku francuskim sprzed I wojny światowej,
licząca blisko 1000 pozycji na 70 stronach druku, uwzględnia zaledwie 65 publikacji z lat 1880-1888.
Skokowy wzrost liczby wydawnictw nastąpił dopiero w rocznicowym roku 1889. Od tej pory — jak
słusznie podkreśla Dubois — ambicją każdej czynnej grupy staje się posiadanie własnych
wydawnictw; jeśli nie pisma, to przynajmniej broszur lub ulotek.
Środki stosowane dla przyciągnięcia uwagi czytelników nie były zbyt wymyślne. Krwisto-czerwone,
rzadziej czarne okładki z daleka sygnalizowały jakich treści należy się między nimi spodziewać.
Wprawdzie kolor czerwony upodobały sobie również inne organizacje lewicowe, ale ewentualne
wątpliwości rozwiewały się na ogół przy pierwszym spojrzeniu na kartę tytułową. Poza samym
tytułem elementami znaczącymi były także ozdobniki graficzne oraz nazwy i adresy drukarni —
bardzo często, z powodów konspiracyjnych, fałszywe lub wręcz zmyślone. Wydawnictwa adresowane
do chłopów pisane były na ogół prostym językiem przy użyciu dużej czcionki ułatwiającej czytanie
osobom słabo wprawionym w tej czynności. Druki ulotne wyróżniały się nieodmiennie wielkimi
krzyczącymi tytułami oraz ostrością sformułowań. Ze względu na ogromne nakłady, dochodzące
nawet do 100000 egzemplarzy, miały, naturalnie, największy zasięg oddziaływania. Rozlepiano je
nocą na murach miast bądź rozrzucano w miejscach publicznych — na dworcach, w kawiarniach,
warsztatach itp. Większość ulotek i manifestów o dużych nakładach drukowano w Anglii, Szwajcarii
lub Belgii i stamtąd przerzucano je do innych krajów europejskich. Fakt ten starano się zataić, aby nie
narażać niepotrzebnie aktywistów. We Francji na przykład art. 14 prawa prasowego z 29 lipca 1888 r.
oraz art. 463 kodeksu karnego pozwalał wymierzyć grzywnę od 50 do 500 franków osobom
rozpowszechniającym zagraniczne afisze bez zezwolenia policji196. Nie było natomiast, na co
skarżyli się prefekci, prewencyjnej cenzury w stosunku do analogicznych druków wydawanych we
Francji, toteż w interesie anarchistów należało ukrywanie zagranicznej proweniencji takich
wydawnictw. W Niemczech, dla odmiany, nie stosowano żadnego rozróżnienia — samo posiadanie
podburzających ulotek groziło więzieniem. Surowość praw w wilhelmińskim Cesarstwie okazuje się
jednak względną w porównaniu z praktyką Cesarstwa Rosyjskiego, gdzie w latach 1905-1907 (sądy
wojenne) odnotowano kilkadziesiąt wyroków śmierci za identyczne przestępstwa.
„Le Révolté", czasopismo, które położyło największe bodaj zasługi w dziele propagandy anarchizmu
na kontynencie europejskim, zapoczątkowało odrodzenie ruchu wolnościowego w regionie Midi i w
Południowej Francji, a także przyczyniło się walnie do rozprzestrzenienia poglądów
anarchokomunistycznych, powstało z inicjatywy genewskiej sekcji Federacji Jurajskiej, aby zapełnić
lukę wytworzoną po zamknięciu pisma ,,L'Avant-Garde" (10 grudnia 1878) oskarżonego o
gloryfikowanie zamachów na życie Wilhelma I. Redaktor odpowiedzialny ,,L'Avant-Garde" Paul
Brousse znalazł się w więzieniu, mimo iż potępiał „tyranobójstwo" i sprzeciwiał się publikacji
inkryminowanych artykułów. W tej sytuacji Kropotkin zaproponował stworzenie nowego pisma,
„umiarkowanego w słowach, ale rewolucyjnego w swej istocie", które potrafiłoby przekazywać
„złożone kwestie ekonomiczne i historyczne w sposób dostępny dla inteligencji robotników". Kapitał
wyjściowy — 13 franków odziedziczonych po poprzednikach, wzbogacony o nieco większą sumę
zebraną z darów — z trudem wystarczył na pokrycie kosztów pierwszego, próbnego jeszcze numeru
(22 lutego 1879), który przyniósł natychmiastowy sukces. Rozprowadzono trzy razy więcej
egzemplarzy niż maksymalne nakłady dotychczasowych periodyków jurajskich. W połowie roku
pismo miało już kilkuset abonentów i regularne nakłady po 1500-2000 egzemplarzy. Większość z
nich, zgodnie z intencjami redaktorów (Kropotkina, Hertziga i Dumartheraya), trafiała do Francji.
Rozsyłano je w zaklejonych kopertach, niczym zwykłą pocztę, aby uniknąć dodatkowych opłat oraz
wścibstwa policji. Jednorazowy nakład z połowy lat osiemdziesiątych przekroczył 5 tysięcy, z czego
aż 1500 egzemplarzy rozdawano gratisowo. Wcześniej jednak pismo przeżywało bardzo ciężkie
chwile. Po artykułach na temat Komuny Paryskiej i „dekompozycji państwa" (nr 3 i 4), wszystkie
genewskie drukarnie odmówiły mu dalszej współpracy. Sytuację uratował kredytowy zakup własnej
drukarni. W ten sposób narodziła się Imprimerie Jurassienne obsługiwana przez ukraińskiego zecera
— Kuźmę, który nie znał nawet języka francuskiego. Niedobory finansowe pokrywano regularnie
dochodami ze specjalnie organizowanych loterii.
„La Révolte" ukazywało się w niedziele, dwa razy w miesiącu (od 29 lipca 1885 r. dwutygodnik).
Pojedynczy egzemplarz — 4 strony po 3 kolumny druku — kosztował 10 centymów, prenumerata
roczna — 2 franki. Podtytuł — ,.organ socjalistyczny" zastąpiony został na krótko w dwóch numerach
marcowych z roku 1884 sformułowaniem „organ anarchistyczny", ale od kwietnia na winiecie
figurowała już ostateczna formuła — „organ anarchokomunistyczny", trafniej oddająca zasadniczą
tendencję pisma. Autorem nieomal wszystkich artykułów był, do chwili uwięzienia go we Francji
(proces w Monceau 1882-1883 r.), sam Kropotkin. On też wypracował formułę pisma i jego
oryginalny styl, który zjednał mu tysiące czytelników, zarówno w kręgach inteligenckich, jak i w
środowiskach robotniczych. Teksty „czerwonego księcia" miały wszystkie walory dobrej
popularyzacji. Pisane były językiem prostym, lecz sugestywnym, przemawiającym do wyobraźni
odbiorców; odznaczały się wyrazistością i wigorem. W przeciwieństwie do innych anarchistycznych
periodyków „Le Révolté" unikało ataków personalnych i drastycznych sformułowań, opisów krzywd i
nędzy budzących chęć zemsty. Dominującym tonem był optymizm wynikający z przeświadczenia o
nieuchronnym zbliżaniu się rewolucji. Wszystkie fakty potwierdzające taką wizję epoki, były
natychmiast skrupulatnie odnotowywane. Dużo było informacji z zagranicy i korespondencji od
czytelników. Główną wszakże atrakcję stanowiły niezmiennie artykuły wstępne Kropotkina, które w
wydaniach książkowych biły wszelkie rekordy popularności. Teksty z lat 1879-82 stanowią do dziś
ozdobę różnorodnych antologii jako przykłady znakomitej propagandy, zaś ich książkowe wydanie —
Paroles d'un Révolté z roku 1886 — jeszcze w XIX w. przetłumaczono na czternaście języków.
Późniejsze artykuły, które złożyły się na równie sławny tom Zdobycie chleba (1892 r.), stanowią
kanoniczny wykład doktryny anarchokomurlistycznej.
Po wyroku skazującym Kropotkina na pięć lat więzienia redakcję pisma objął Jean Grave, szewc z
zawodu, jeden z animatorów francuskiego anarchizmu początku lat osiemdziesiątych . Braki
wykształcenia, ciężki styl i słabe poczucie humoru nadrabiał Grave niezwykłą wytrwałością i
poświęceniem dla sprawy. Redagując samotnie przez trzydzieści lat prestiżowe wydawnictwa
libertarne, wyrzec się musiał praktycznie życia prywatnego. Zagracona mansarda przy Ruse
Mouffetard, gdzie mieszkał i pracował od chwili wymuszonej przeprowadzki z Genewy do Paryża
(kwiecień 1885 r.), obrosła po latach legendą, stając się ulubionym miejscem pielgrzymek dla
aktywistów z całej Francji. Autor popularnych w całej Europie broszur propagandowych , jako
redaktor „Le Révolté", starał się kontynuować linię zapoczątkowaną przez wielkiego poprzednika,
nasycając numery żywą i różnorodną tematyką. Nieco mniej było teraz rozważań teoretycznych,
więcej natomiast śmiało podejmowanych kwestii aktualnych takich, jak kolonializm czy stosunek do
przemocy.
We wrześniu 1887 r. stojąc przed koniecznością opłacenia wysokiej kary za zorganizowanie loterii
bez zgody policji, Grave zdecydował się na fikcyjną likwidację pisma. Miast „Le Révolté" redagował
odtąd dwutygodnik „La Révolte", różniący się od poprzedniego nie więcej niż oba tytuły różniły się
od siebie. Był to chwyt stosowany nagminnie przez periodyki zagrożone odpowiedzialnością karną po
kilkakrotnych ostrzeżeniach ze strony policji. Celowali w tym zwłaszcza anarchiści lyońscy. W ciągu
niecałych piętnastu miesięcy (od kwietnia 1883 do czerwca 1884 r.) ich organ „La Lutte" przeżył
sześciokrotną zmianę nazwy, nie zmieniając ani na jotę swojego charakteru . Podobnie było z „La
Révolte", która zachowała wszystkie dotychczasowe rubryki. Jedyna istotna innowacja polegała na
wprowadzeniu regularnego dodatku literackiego. Nic dziwnego, że wśród abonentów pojawiają się
wówczas nazwiska Anatola France'a, Stéphane Mallarmé, Edouarda Drumonta czy Maurice Barresa .
Tuż przed przymusowym zamknięciem pisma w roku 1894 posiadało ono 1057 prenumeratorów w
dwudziestu sześciu krajach, docierając nawet do Gwatemali i na Przylądek Dobrej Nadziei; najwięcej,
naturalnie, we Francji (767) i w Stanach Zjednoczonych (62) .
Zupełnie odmienny model pisma libertarnego prezentował współczesny ,,La Révolte" — ,,Le Père
Peinard" — Emile Pougeta, nawiązujący do tradycji osławionego ,,Père Duchesne" z czasów Wielkiej
Rewolucji. Jeśli Grave i Kropotkin przemawiali do robotników językiem klas wykształconych,
usiłując podciągnąć ich na wyższy poziom, jak również zjednać anarchizmowi poparcie wpływowych
kół uniwersyteckich i artystycznych, Pouget wybrał wariant przeciwstawny. Szewc z okładki jego
dwutygodnika zwracał się do czytelników gwarą proletariackich przedmieść Paryża, szydził z
burżuazyjnych aspiracji i terminów. Próżno by szukać na łamach ,,Père Peinard" artykułów
teoretycznych czy informacji o ruchu anarchistycznym. Nawet słowo anarchizm nie było tu używane.
Zresztą, nie było takiej potrzeby. Miast pisać o anarchizmie, usiłowano tu realizować go w praktyce.
Szesnaście zadrukowanych gęsto stroniczek niedużego formatu, w cenie ,,dwóch krążków" (tzn.
centymów) stwarzało sugestywne złudzenie całkowitej odrębności i przeciwstawności świata pracy
wobec świata oficjalnego. Służył temu celowi zarówno sam język pisma — dziwna mieszanina
autentycznego argotu i rubasznych neologizmów ukutych przez Pougeta na modłę własnych
wyobrażeń o proletariackiej mentalności — jak również jego styl i treść. „Refleksje pewnego szew-
czyny" odznaczały się nonszalancją i agresywnością, balansowały między ciętym dowcipem a ostrą
złośliwością, miały swój własny, łatwo rozpoznawalny ton. Silną stroną czasopisma były artykuły
publicystyczne poruszające żywotne kwestie ekonomiczne. Robotnikom zalecano samoobronę
wszelkimi dostępnymi środkami. Każdy akt nonkonformizmu wobec istniejącego porządku mógł
liczyć na aprobatę redakcji. Dużo miejsca zajmowały w „Le Père Peinard" napływające szerokim
strumieniem od czytelników karykatury, wiersze i piosenki. Pouget nie gardził też reklamami czy
ogłoszeniami, o ile ich treść nie kolidowała z filozofią pisma. Nakład dochodzący do 8500 egz.
rozchodził się najlepiej w dużych ośrodkach przemysłowych . Niewyparzona gęba i agresywne
maniery hardego szewca przesądziły o zamknięciu pisma w roku 1894, gdy po zamachach Ravachola i
Vaillanta wprowadzono we Francji urzędowy zakaz propagowania anarchizmu. Pouget nie pogodził
się jednak z werdyktem. Wyjechał do Londynu, gdzie przez kilka lat jeszcze redagował nową edycję
„Le Père Peinard", tym razem w kształcie broszur.
Spośród pism niefrancuskojęzycznych największy rozgłos osiągnęła bez wątpienia katalońska „La
Revista Blanca" pod redakcją Juana Montseny (Federico Uralesa), ojca Federiki Montseny —
najwybitniejszej przedstawicielki hiszpańskiego anarchosyndykalizmu lat dwudziestych i
trzydziestych naszego wieku. Redagowany ze znawstwem barceloński dwutygodnik zdołał pozyskać
dla siebie świetne i fachowe pióra, toteż stał się szybko czołowym organem teoretycznym,
rozchwytywanym nie tylko w Hiszpanii, lecz także w Ameryce Łacińskiej, Portugalii, Włoszech, a
nawet i Francji. Montseny, wierny swojej zasadzie „anarchizmu bezprzymiotnikowego" starał się nie
faworyzować żadnego kierunku. Na łamach „La Revista Blanca" publikowali artykuły wszyscy
czołowi działacze hiszpańscy i zagraniczni. Tu spierano się o kolektywizm, ogłaszano listy otwarte,
publikowano wspomnienia. Rubryka nekrologów z obu serii „La Revista Blanca" stanowi dziś
znakomity materiał dokumentacyjny dla historyków ruchu. Ze względu na dużą renomę czasopisma,
wykraczającą poza środowiska anarchistyczne, chętnie ogłaszali tu artykuły nawet ludzie dalecy od
tych środowisk — naukowcy, literaci, inżynierowie, studenci. Nakład przekraczał 8 tysięcy
egzemplarzy 223, ale rzeczywista liczba czytelników była z pewnością znacznie większa. Każdy
egzemplarz czytany był przez wiele osób.
Czasopisma anarchistyczne miały na ogół krótki żywot, niskie nakłady i słabe podstawy finansowe.
Przetrwanie uzależnione było od znalezienia taniej drukarni, stworzenia sprawnej sieci kolportażu
(tylko nieliczni kioskarze zgadzali się sprzedawać je otwarcie) oraz, co było bodaj najistotniejsze, od
pozyskania możliwie dużej grupy stałych prenumeratorów. Wśród tych ostatnich zdecydowanie
przeważali mieszkańcy prowincji, dla których prenumerata stanowiła praktycznie jedyną szansę
zapoznania się z treścią pism. Nawet te periodyki, które ukazywały się legalnie, narażone były na
rozmaite szykany. Musiały walczyć o prawo sprzedaży w księgarniach i chronić się przed częstymi
konfiskatami. W omijaniu zakazów cenzury okazywały często niezwykłą wynalazczość. Miast pisać
wprost, iż życzą sobie szybkiej śmierci króla Hiszpanii Alfonsa, czy premiera Francji Aristide
Brianda, wygodniej było „przewidywać" takie wydarzenia w prognozach na rok następny. Miast
atakować święto państwowe, wystarczyło by numer z 14 lipca ukazywał się w czarnych obwódkach.
Nie mniejszym sprytem popisywali się redaktorzy czasopism walcząc o zwiększenie dochodów.
Oprócz wspomnianych już loterii z cennymi nagrodami pochodzącymi z darów otrzymanych od
czytelników, organizowano niekiedy „święta gazety", albo wydawano specjalne numery
propagandowe z atrakcyjnymi materiałami. W ten sposób, tylnymi drzwiami, wirus komercjalizmu
przenikał do anarchistycznych szeregów. Sumy gromadzone z imprez tego rodzaju rzadko kiedy
okazywały się wystarczające. Wielu redaktorów całymi latami dopłacało do swoich wydawnictw.
Generalnie zauważyć można, że dłuższy okres potrafiły przetrwać tylko te czasopisma, które mniej
lub bardziej regularnie otrzymywały darowizny od osób prywatnych, zazwyczaj zachowujących
anonimowość.
Mniejszą niż czasopisma, choć również istotną rolę, odgrywały w ruchu libertarnym broszury i
książki, wydawane przez większe grupy anarchistyczne, bądź redakcje periodyków. Przeciętny
jednorazowy nakład broszury wynosił 10000, zdarzało się jednak, iż dochodził nawet do 100000.
Szczególną aktywność wydawniczą przejawiano w okresach przedwyborczych i podczas głośnych
procesów wykorzystując wzmożone zainteresowanie opinii publicznej. Ponieważ o koordynacji
poczynań nie mogło być mowy, często zdarzało się, że te same pozycje ukazywały się jednocześnie
nakładem różnych grup.
Największym powodzeniem cieszyli się w całej Europie Reclus i Grave. Evolution et Revolution
Reclusa wydana po raz pierwszy w Genewie w roku 1880 pod egidą „Le Révolté", tylko w XIX w.
miała jeszcze pięć dalszych edycji genewskich, jedno wydanie firmowane przez Imprimerie
Jurasienne, jedno wydanie paryskie, pięć wydań londyńskich po niemiecku nakładem Anarchistische -
Kommunistische Bibliothek oraz dwa w języku angielskim, cztery edycje hiszpańskie, dwie włoskie,
jedną argentyńską, a ponadto tłumaczenia rumuńskie, holenderskie i w języku jidysz. W
wydawnictwach broszurowych wyspecjalizowały się: w Szwajcarii — wymieniona już Imprimerie
Jurassienne, we Francji — paryska grupa ESRI, która przygotowała wiele publikacji na użytek
międzynarodowych kongresów oraz wydawnictwo Temps Nouveaux (88 broszur, 44 autorów o
łącznym nakładzie 1 294000 egz.), w Londynie — grupa Freedom (seria Freedom Pamphlets).
Spośród wydawnictw hiszpańskojęzycznych na uwagę zasługuje dorobek edytorski grupy Los
Acratos, działającej w Buenos Aires oraz Escuola Moderan z Barcelony. W publikacjach książkowych
bezkonkurencyjny prymat dzierżyło paryskie wydawnictwo P.V. Stocka. W ramach Biblioteki
Socjologicznej Stocka ukazało się kilkadziesiąt tomów prezentujących podstawowe dzieła klasyków
anarchokomunizmu.
8. Główne dziedziny anarchistycznej aktywności
Pomimo tak ostrej i jednoznacznej krytyki kwestia stosunku do wyborów budziła wśród anarchistów
nieustające kontrowersje. Raz po raz odżywał spór o to, czy zasada nie mieszania się do rywalizacji
politycznej ma charakter bezwzględny — jak głosili „fundamentaliści" — czy też raczej warunkowy i
w zmienionych okolicznościach, na przykład po wprowadzeniu w pełni powszechnego głosowania,
mogłaby zostać zarzucona. Sam Elisée Reclus, autor popularnego hasła ,,Voter c'est abdiquer"
upatrującego w akcie głosowania rezygnację z własnej suwerenności, pisał w roku 1897, że „w
nadzwyczajnych okolicznościach" uczestnictwo w wyborach może być dla anarchistów lepszym
wyjściem . Niepokoje i wątpliwości wynikające z obaw, iż rygorystyczny bojkot skazuje ich na
bierność, samoizoiację i bezsilność, starano się zagłuszyć aktywistyczną koncepcją czynu
indywidualnego, ale nie zapobiegało to ani niekonsekwencjom w podejściu do spraw politycznych, ani
odpływowi części zawiedzionych działaczy do stronnictw parlamentarnych. Jules Guesde, który w
czasach Federacji Jurajskiej był głównym przeciwnikiem powszechnego głosowania , po kilku latach
stanął na czele marksistowskiej Francuskiej Partii Robotniczej (1880), zawzięcie konkurując z
przywódcą possybilistów, deputowanym Paulem Brousse, tak niedawno potępiającym bezwzględnie
ideę wyborów . Anarchiści hiszpańscy współdziałali ściśle z republikanami w latach 1872-1873,
Szwajcarzy w tym samym czasie pozostawiali sprawę udziału w wyborach do indywidualnej decyzji
aktywistów , zaś Włosi w 1880 r. zrezygnowali z potępiania osób uczestniczących w wyborach o ile
nie oddają swego głosu na kandydatów socjalistycznych (!) . Kilka lat wcześniej sekcja z Bari,
powołując się na korzyści propagandowe, proponowała uczestniczenie w wyborach . Stanowisko
anarchistów w tej kwestii, paradoksalnie, usztywniało się w miarę postępów demokracji
parlamentarnej; w dwudziestoleciu poprzedzającym wybuch I wojny światowej podobnych propozycji
już nie było. Z dominującymi nastrojami kontrastowało jedynie stanowisko Portugalczyków
upatrujących we współpracy politycznej z republikanami jedyną szansę likwidacji ustroju
monarchistycznego.
Walka anarchistów z systemem parlamentarnym oraz instytucją wyborów przybierała typową postać
działań oddolnych, żywiołowych, wzajemnie nieskoordynowanych. Sprowadzały się one przeważnie
do akcji propagandowych podejmowanych przez redakcje pism, poszczególne grupy, bądź nawet
pojedynczych aktywistów. Wprawdzie marsylski dwutygodnik „Le Droit Social" zaproponował
„procedurę głosowania na sposób anarchistyczny" polegającą na spalaniu zawartości urn za pomocą
fosforu; , to jednak sabotaż tego typu zdarzał się niezwykle rzadko; Dominowała więc anty-wyborcza
propaganda przybierająca bardzo zróżnicowane formy. W okresach przedwyborczych w niektórych
okręgach zawiązywały się specjalne grupy łączące się w ligi i federacje. Największym
przedsięwzięciem tego rodzaju był Antyparlamentarny Komitet Rewolucyjny założony w marcu 1912
r. w Liège przez działaczy francuskich i belgijskich. Komitet liczył ponad sto osób, dysponował
funduszem wydawniczym (7 ekip w samym Paryżu) . Wcześniejsze inicjatywy obejmowały jedynie
wybrane ośrodki takie, jak Lyon czy Paryż. W 1888 r. we wszystkich 20 dzielnicach stolicy Francji
istniały współdziałające ze sobą grupy antyparlamentrane. Aby zniechęcić elektorów do udziału w
wyborach posługiwano się najchętniej plakatami i ulotkami. Ich zaletą były przystępne, łatwe do
zapamiętania treści oraz proste, wyraziste rysunki, dostosowane do psychiki wielkomiejskiego
proletariatu. Na przykład tygodnik ..L'Anarchie" uświetnił wybory z roku 1914 afiszami
przedstawiającymi świnie wrzucające kartki do urn . Dowodem trafności tej formuły było ogromne
zapotrzebowanie — nakłady kilkudziesięcio-tysięczne rozchodziły się w mgnieniu oka — lecz nie
oznacza to bynajmniej jej równie wielkiej skuteczności. Inna forma oddziaływania polegała na
nawoływaniu do bojkotu wyborów poszczególnych grup ludności.
Inne kontrowersje budził stosunek do wojny, zwłaszcza zaś dwie kwestie szczegółowe: jak
zareagować na coraz bardziej prawdopodobną perspektywę wybuchu ogólnoeuropejskiego konfliktu
zbrojnego oraz czy reakcja taka winna rozróżniać agresora i ofiarę, albo brać pod uwagę rozwiązania
ustrojowe walczących stron. Sformułowana jeszcze w czasach I Międzynarodówki (1868) ideą strajku
generalnego przeciwko wojnie, który miałby się stopniowo przekształcić w powszechną rewolucję
społeczną, budziła wraz z upływem czasu i gromadzeniem się doświadczeń coraz' więcej wątpliwości.
Fernand Pelloutier już w styczniu 1894 r. zapewniał, że w wypadku agresji niemieckiej „antypatrioci"
staną do walki „nie z nienawiści do Niemiec, lecz w obronie swojego istnienia, własnych swobód i
praw". Podobny argument odwołujący się do wniosków z wojny francusko-pruskiej 1870 r., gdy
„triumf scentralizowanego, zmilitaryzowanego państwa niemieckiego kosztował Europę 30 lat reakcji,
zaś Francji przyniósł kult wojska, bulanżyzm, sprawę Dreyfusa i zahamowanie", wysunął 11 lat
później Kropotkin. „To dlatego, że przeżyłem reakcję społeczną i intelektualną minionego
trzydziestolecia uważam, że antymilitaryści wszystkich nacji powinni bronić każdego kraju
zaatakowanego przez państwo zmilitaryzowane i zbyt słabego, aby obronić się samemu" — pisał autor
Zdobycia chleba mając, rzecz jasna, na uwadze Francję, w której nie przestał upatrywać awangardy
przyszłej rewolucji. Kropotkin usiłował, co prawda udowodnić, że taka postawa nie kłóci się wcale z
koncepcją zamiany wojny w rewolucję społeczną, lecz nieliczni anarchiści otwarcie podzielali jego
zdanie. Niemniej jednak w ostatnim dziesięcioleciu przed wybuchem wojny niewiele już mówiono o
rewolucji. Dyskutowano za to zawzięcie, która z metod oporu jest lepsza — odmowa noszenia broni,
bierny opór, czy może dezercja. Zastanawiano się również, czy namawianie rekrutów do dezercji —
za co groziła kara śmierci — jest usprawiedliwione moralnie.
Przeciwnicy wojska i zbrojeń rzadko działali w pojedynkę. Tworzyli grupy, ligi i komitety, w których
skupiali się niekiedy ludzie różnych orientacji: socjaliści obok anarchistów, rewolucyjni syndykaliści
obok radykałów. Najsilniejsze organizacje tego typu powstały w Holandii i w Wielkiej Brytanii, gdzie
cały ruch anarchistyczny przesiąknięty był pacyfizmem. Londyńska grupa „Freedom", w której
pierwsze skrzypce grali Kropotkin, dr Saverio Merlino i Charlotta Wilson, miała szczególne zasługi na
tym polu. W Holandii sprawa antymilitaryzmu wiązała się nierozerwalnie z postacią Ferdinanda
Domeli Nieuwenhuisa — „czerwonego pastora", założyciela,i lidera Ligi Socjalistycznej, który w
połowie lat dziewięćdziesiątych stał się niezmordowanym propagatorem Kropotkinowskiego
anarchokomunizmu pociągając za sobą większość holenderskich socjalistów. W ruchu libertarnym
Nieuwenhuis wyspecjalizował się szybko w antymilitarystycznych kampaniach. To on był autorem
programowych broszur oraz referatów i tez na niedoszłe do skutku kongresy w roku 1900 i 1914. Z
jego inicjatywy, wspartej przez grupę działaczy francuskich i hiszpańskich (m.in. Georges Yvetot,
François Jourdin, Miguel Almereyda-Vigo, Libertad) odbył się w czerwcu 1904 r. w Amsterdamie
pierwszy i jedyny Kongres Antymilitarystyczny, na którym powołano do życia Association
Internationale Antimilitariste zdominowane przez rewolucyjnych syndykalistów. Wprawdzie
Nieuwenhuis, rozczarowany faktem nie dojścia do skutku, z braku czasu, przewidywanej w programie
kongresu anarchistycznego w Amsterdamie dyskusji o militąryzmie, usiłował doprowadzić do
kolejnego spotkania Stowarzyszenia, lecz jego wezwania nie napotkały odzewu. Niepowodzenie to nie
nadszarpnęło ogromnego prestiżu „Mesjasza" niderlandzkich libertarian. W roku 1913 autor Ojczyzny
w niebezpieczeństwie stanął na czele ruchu protestu przeciwko budowie w Hadze Pałacu Pokoju.
Rzucone przezeń niegdyś hasło: „Ani człowieka, ani centyma dla militaryzmu" — obiegło całą
nieomal Europę.
Składały się na nie artykuły, apele i manifesty, a także wiersze i piosenki oraz niekiedy bardzo
interesujące zestawienia statystyczne ilustrujące tempo zbrojeń europejskich mocarstw.
Bezowocność wszystkich tych wysiłków ujawniła się z całą ostrością w sierpniu 1914 r., kiedy to,
wbrew rezolucji z Amsterdamu wyrażającej nadzieję, że „wszystkie zainteresowane ludy odpowiedzą
powstaniem na każde wypowiedzenie wojny", zaś „anarchiści dadzą im przykład" , powszechna,
patriotyczna euforia udzieliła się środowiskom anarchistycznym nie wyłączając luminarzy ruchu.
Wierności wcześniejszym deklaracjom dochowali jedynie bezpośrednio nie zaangażowani w wojnę
anarchiści hiszpańscy oraz — w mniejszym stopniu — włoscy. Spośród Francuzów konsekwentną
postawę wykazali tylko Armand i Faure, choć i oni nie złożyli swoich podpisów pod antywojenną
deklaracją opublikowaną w lutym 1915 r. Jej sygnatariuszami byli m.in. Malatesta, Aleksander
Szapiro, Nieuwenhuis, Emma Goldman, Aleksander Berkman, Luigi Bertoni, S. Janowski.
Popierający ich stanowisko Rudolf Rockęr nie znalazł się na tej liście wskutek internowania.
Pozostali, wyłączając Nettlaua, który już wcześniej w korespondencji z Guillaumem sygnalizował
swoje proniemieckie nastawienie , opowiedzieli się w ogromnej większości po stronie Ententy. „Było
w tym dla mnie coś prawdziwie patologicznego" — pisał po latach z bólem Malatesta —
wspominając ówczesną postawę Kropotkina, któremu tylko zaawansowany wiek przeszkodził w
ochotniczym zgłoszeniu się do wojska. Wszystkim swoim oponentom autor Wielkiej Rewolucji
Francuskiej zarzucił wprost tchórzostwo, zadziwiając swoim i profrancuskim uniesieniem nawet
rodaków Proudhona. W roku 1915 Kropotkin i zaagitowany przezeń Grave opracowali w imieniu
ruchu manifest potępiający „politykę pangermańską". Pod tekstem, opublikowanym w lutym 1916 r.
na łamach „La Bataille Syndicaliste", zwanym błędnie Apelem Szesnastu, podpisało się w sumie
piętnaście osób, w tym Paul Reclus, Charles Malato, Victor Dave, Czerkiezow, Lucien Guerineau i
Christian Cornelissen. Przeciwko zawartym w nim tezom zaprotestowali z kolei Faure i Luigi Fabbri,
a także redakcje pisma „Freedom", „Le Libertaire" oraz ,,Mother Earth" (USA). Ich wysiłki, pomimo
wsparcia postaci tej miary, co Gustav Landauer, Luigi Galleani, L. Bertoni czy Anglik Thomas Kael,
nie zostały jednak uwieńczone powodzeniem. Głęboki podział w europejskim ruchu anarchistycznym
stał się odtąd faktem. Po latach Nettlau utrzymywał, że winę za taki stan rzeczy ponoszą wszyscy po
trochu, albowiem to ruch jako całość nie stanął w godzinie próby na wysokości zadania . Włosi i
Hiszpanie przyglądali się bezsilnie jak szeregowi aktywiści ruchu bez oporu przyjmują karty
powołania zasilając monstrualne armie walczących stron.
Komunalizm — próby życia we wspólnocie
Anarchistyczne komuny miały skrajnie niesformalizowany charakter. Odbywały się bez grupy
przywódczej, regulaminów, ceremoniałów i zobowiązań. Wszystko opierało się tu na wzajemnym
zaufaniu i dobrowolności. Cechy te czyniły, co prawda, komuny niezwykle atrakcyjnymi dla
niecierpliwych zwolenników tworzenia milieu librę, lecz zarazem przesądzały o ich słabości, jak
również nietrwałości. Ich skład osobowy był — siłą rzeczy — płynny, fachowość — niedostateczna,
entuzjazm — przemijający.
Pierwsza prawdziwie libertarna komuna — Village of Equity (Wioska Słuszności) w stanie Ohio —
powstała już w 1834 r. z inicjatywy Josiaha Warrena, uczestnika nieudanych eksperymentów Owena
w New Harmony. Wprawdzie epidemie malarii i grypy położyły jej wkrótce kres, lecz niezrażony tym
niepowodzeniem Warren doprowadził w 1846 r. do powstania nowej kolonii o nazwie Utopia, której
przyświecały ideały indywidualistycznego anarchizmu, zaś w sferze ekonomicznej — proudhonowski
mutualizm. Indywidualizm posunięty był w Utopii tak daleko, iż unikano nawet wspólnych zebrań czy
prelekcji . W drugiej połowie wieku, kiedy pragmatyzm wziął w USA zdecydowanie górę nad
transcendentalizmem, centrum inicjatyw wspólnotowych przeniosło się do Europy, a kolonie, które
przetrwały, przeobraziły się w większości w tuzinkowe kooperatywy . Uprzywilejowanym terenem
penetracji europejskich komunalistów stały się wówczas dla odmiany dziewicze obszary Ameryki
Południowej — zwłaszcza Brazylii i Paragwaju.
Półwieczne i ciasne wspólnoty miejskie na dłuższą metę nie były w stanie zaspokoić tęsknot
anarchokomunistów do swobodnego życia na łonie przyrody. Toteż w miarę niepowodzeń strategii
czynu indywidualnego mnożyły się projekty eksperymentalnych kolonii i komun, które umożliwić
miały praktyczny sprawdzian kropotkinowskich założeń. Zdecydowana większość z nich nie
doczekała się nigdy realizacji, czy to z prozaicznego braku funduszów, czy też ze względu na
utopijność samego pomysłu. Wymienić tu można ideę „komunistyczno-libertarnej komuny
farmaceutycznej" w okolicach Angers , pomysł utworzenia Anarchistycznego Stowarzyszenia
Eksperymentalnego rzucony przez „kompanów z Bordeaux" w 1896 r. , projekt „wolnej kolonii
solidarności braterskiej" w Mery-sur-Oise pod Paryżem i wreszcie dwie najambitniejsze inicjatywy
francuskie: pomysł zakupu jakiejś dużej „Ile Fortunée", która pomieściłaby za jednym zamachem
wszystkich chętnych i idąca jeszcze dalej propozycja Kropotkina domagającego się sprawdzianu w
dużej skali, na przykład na obszarze departamentu lle-de-France albo amerykańskich stanów Dakota
czy Ohio . Niektóre z tych ostatnich propozycji zdumiewająco przypominają dramatyczne apele
nieprzejednanych przeciwników anarchistów domagające się ich bezzwłocznej ekspulsji do jakichś
odległych terytoriów, np. do Dahomeju.
Pod koniec roku 1889 dr Giovanni Rossi wystosował do wszystkich federacji; sekcji i kółek
socjalistycznych we Włoszech apel o utworzenie Colonie Socialiste Sperimentali, zaaprobowany m.in.
przez Turatiego i Schlaparelliego . Już w lutym następnego roku pierwsza grupa ochotników
wypłynęła do Brazylii przeżywającej właśnie imigracyjną gorączkę, by tam w trudno dostępnym
regionie Parany budować anarchistyczną kolonię o nazwie Cecilia. Ze względu na pionierski charakter
i duży rozmach tego przedsięwzięcia jego losy śledzone były z uwagą nie tylko we Włoszech. W
prymitywnych warunkach, przy braku jakichkolwiek rygorów zewnętrznych , koloniści, których
liczba prze-kroczyła po roku półtorej setki, poddani zostali ostremu sprawdzianowi. Ostatecznie
Cecilia przetrwała cztery lata, zaś głównym powodem jej likwidacji okazały się, wbrew
przewidywaniom, nie kwestie materialne, lecz zaostrzające się spory między kolonistami z grupy
założycielskiej a tymi, którzy napłynęli później. Losy analogicznych inicjatyw podjętych we Francji,
przedstawione szczegółowo przez Maitrona w jego opus magnum 3, układały się podobnie. Dotyczy
to najbardziej prestiżowego przedsięwzięcia— Milieu Libre w Vaux w pobliżu Chateau-Thierry
(1902-1906), wspieranego finansowo przez ponad 400 członków specjalnie w tym celu utworzonego
stowarzyszenia, w którym przeważali indywidualiści (m.in. E. Armand, H. Zisly, Paraf-Javal) , jak
również założonej w 1903 r. przez Fortune Henry'ego (brata Emila) kolonii L'Essai w Aiglemont
(Ardeny), gdzie pięciu anarchokomunistów wytrwało do roku 1908, czy też mało reklamowanej
kolonii w Cioforli na Korsyce (1906-1907). Niepowodzenia te wszakże nie zachwiały niezłomnej
wiary entuzjastów wolnego środowiska. Najsłynniejszy z nich — Georges Butaud (1869-1926) — aż
czterokrotnie uczestniczył w inicjatywach tego rodzaju.
Na przełomie wieków anarchistyczne komuny i kolonie rozsiane były na całym świecie. Pojedyncze
grupy istniały w Australii, Argentynie, Chile, Paragwaju (anarchokomunistyczna Cosmo Colony w
latach 1893-1904 zapoczątkowana przez przybyszów z Australii), Kanadzie (gdzie część anarchistów
chrześcijańskich przyłączyła się ostatecznie do duchoborców), a także na Kubie (La Gloria
indywidualistów od 1904 r.), w archipelagu Hebrydów czy na wyspie Tristan da Cunha. Nie zabrakło
ich również na północnych wybrzeżach Afryki — w Algierii, Tunisie i Egipcie. Spośród nie
wymienionych dotąd krajów europejskich warto zwrócić uwagę na miejskie komuny niemieckie takie,
jak Eden w Oranienburgu koło Berlina funkcjonująca od 1905 r. do początku lat trzydziestych lub
Neue Gemeinschaft w Schlachtensee, czy też Volks Landsheim we wsi Born na Pomorzu.
Idea edukacji integralnej (enseanza intégral) pojawiła się już od początku lat siedemdziesiątych w
programach anarchistów hiszpańskich. Jeśli jednak pominąć niezrealizowane projekty z okresu
Komuny Paryskiej (szkoła sztuk przemysłowych, szkoła dla sierot, szkoła dla kobiet), palma
pierwszeństwa w dziedzinie inicjatyw praktycznych należy się Paulowi Robinowi (1837-1912),
wywodzącemu się ze sfer wielkiej burżuazji tulońskiej. Ten absolwent École Normale z własnej woli
porzucił w 1865 r. prestiżową posadę akademicką na rzecz działalności w szeregach I
Międzynarodówki. Robin był autorem raportu o oświacie integralnej przedstawionego uczestnikom
kongresu w Bazylei (1869). W trzy lata później kongres haski usunął go z Rady Generalnej za
sprzyjanie Bakuninowi. Szansę wypróbowania swoich pedagogicznych pomysłów znalazł w grudniu
1880 r., kiedy mianowany został dyrektorem sierocińca Prévost w Cempuis nad Oise. Przez 14 lat,
przezwyciężając opór klerykalnego otoczenia, wprowadził tam stopniowo koedukację i metody
nauczania, likwidujące tradycyjną bierność uczniów. Szczególny nacisk kładziono w Cempuis na
zajęcia w terenie oraz ćwiczenia fizyczne. W ten sposób proudhonowska koncepcja wychowania
łączącego teorię (wiedza książkowa) z praktyką (znajomość maszyn i pracy fabrykanta) uzupełniona
została o jeszcze jeden ważny element — wychowanie fizyczne — bez którego równomierny i
wszechstronny rozwój uczniów nie byłby możliwy. Inna nowinka polegała na ograniczeniu do
minimum środków przymusu wobec wychowanków sierocińca, co, wbrew obawom, nie pociągnęło za
sobą żadnych negatywnych skutków. Po 1894 r. Robin poświęcił się głównie propagowaniu
naturyzmu. Dzięki broszurom, a także relacjom osób, które odwiedziły Cempuis (m.in. Emma
Goldman), jego idee szybko zdobyły popularność we Francji i w Stanach Zjednoczonych, gdzie
znalazły licznych naśladowców .
Kolejna, zasługująca na uwagę inicjatywa była dziełem Elisée Reclusa. Wielki geograf, niezależnie od
dużego doświadczenia pedagogicznego, interesował się zawsze sprawami edukacji. Kiedy więc w
1894 r., w okresie szczytowej nagonki na anarchistów, rektor Uniwersytetu Brukselskiego
niespodziewanie odwołał jego wykłady, zdecydował się błyskawicznie na utworzenie w Brukseli
Wolnego Uniwersytetu, który swoją dostępnością, problematyką zajęć i swobodą wyrażanych opinii
odcinałby się od nauki zinstytucjonalizowanej. Inauguracyjne wykłady odbyły się już jesienią tego
samego roku w salach oddanych do dyspozycji nowej placówki przez masońską lożę Przyjaciół-
Filantropów gromadząc liczne audytorium. Pomimo kłopotów finansowych i nieuznawania
dyplomów uczelni przez urzędy, Wolny Uniwersytet okazał się sukcesem. Poza samym Reclusem i
jego dwoma braćmi oraz kilkoma profesorami belgijskimi, którzy na znak protestu demonstracyjnie
porzucili Uniwersytet Brukselski, wykłady prowadzili wybitni specjaliści — nie tylko o lewicowych
przekonaniach — ściągnięci z całej Europy, m.in.: prawnik i socjolog rosyjski Maksymilian
Kowalewski, prawnik włoski Enrico Ferri, ekonomista francuski Charles Gide, René Worrris —
twórca Mięzynarodowego Instytutu Socjologicznego, anarchiści — Paul Robin i August Hamon.
Głównym fakultetem były nauki społeczne. Reclus chciał, by program kształtował jednocześnie
umysł, duszę i uczucia słuchaczy; by uczył ich społecznego współdziałania i szacunku do pracy; by
wiedza, którą tu zdobywają stawała się rozsadnikiem nowej alternatywnej kultury. Aczkolwiek te
ambitne cele nie zostały w pełni zrealizowane, Wolny Uniwersytet w Brukseli stał się na kilkanaście
lat znaczącą placówką intelektualną na naukowej mapie Europy. Wydaje się niemal pewne, że jego
istnienie wpłynęło na ostateczny kształt powstającej w tym samym czasie słynnej Londyńskiej Szkoły
Ekonomicznej (LSE), jak również na ożywienie belgijskiego anarchizmu.
Mniej więcej w tym samym czasie co Uniwersytety Ludowe, rodziły się we Francji pierwsze projekty
szkół libertarnych dla dzieci. W czerwcu 1897 r. J. Degalves i Emile Janvion (7-1927), entuzjaści
metod Robina, powołali do życia Ligę Nauczania Liber-tarnego, która zainicjowała gromadzenie
funduszów na szkołę Libertarna w Paryżu. Przyświecające im idee wyłożone w broszurze La Liberté
par l'enseignement (1897) głosiły wyższość wiedzy praktycznej nabywanej w bezpośrednim kontakcie
z przyrodą. Inicjatywa Ligi zyskała szerokie poparcie. Opowiedzieli się za nią publicznie m.in.: Grave,
L. Michel, Reclus, Kropotkin i Tołstoj, który od dawna głosił, że „tylko przez edukację, swobodną
edukację, zdołamy kiedykolwiek pozbyć się straszliwego porządku obecnego i zastąpić go racjonalną
organizacją". Na pierwszych listach ofiarodawców figurują nie tylko nazwiska anarchistów. Można
tam znaleźć podpisy Emila Zoli (100 franków), Maurice Barresa (100 franków), czy Georgesa
Clemenceau (20 franków). Na 1800 franków zgromadzonych do kwietnia 1898 r. 490 pochodziło od
pisarzy. Ta wysoce niewystarczająca suma pozwoliła jedynie na uruchomienie w sierpniu 1898 r.
,,libertarnych wakacji" dla 19 dzieci miejskich w Pontorson (Bretonia) w cenie jednego franka za
dzień pobytu. Wakacje na wsi pomyślane jako antidotum na skutki ortodoksyjnego systemu
wychowawczego zawiodły jednak oczekiwania organizatorów. Od następnego roku większość
zgromadzonych pieniędzy przeznaczono zatem na wieczorowe kursy dla dorosłych i tak zwane
przechadzki pouczające (promenades instructives) dla dzieci. Na tym w 1901 r. wyczerpała się
praktycznie energia Janviona i jego przyjaciół; do utworzenia L'École Libertaire nigdy nie doszło.
Od początku naszego wieku głównym promotorem „swobodnej oświaty" stają się, dzięki energii
Francisco Ferrera, Hiszpanie — odczuwający bardzo dotkliwie zatęchłą atmosferę szkół katolickich.
Grunt pod te przedsięwzięcia położyła długotrwała kampania czasopisma „La Revista Social"
przeciwko klerykalnemu wychowaniu. Pod jej wpływem na tych obszarach Hiszpanii, gdzie
anarchiści posiadali znaczne wpływy — głównie w Katalonii — pojawiły się rozmaite kursy
dokształcające dla robotników i piśmiennych chłopów. W Maladze uczęszczało na nie wieczorami
blisko 20000 osób. Escuela' Moderna w Barcelonie stanowiła jedynie zwieńczenie imponującej
infrastruktury oświaty libertarnej w tym kraju. Jej twórca — Francisco Ferrer y Guardia (1859-1909)
— urodził się w zamożnej katolickiej rodzinie chłopskiej. W Barcelonie, gdzie pracował od wczesnej
młodości, zbliżył się jednak szybko do radykałów, masonów i wolnomyślicieli. Decydujący wpływ
wywarł nań kilkunastoletni pobyt w Paryżu — kontakt z Anselmo Lorenzo i Grave'em,
korespondencja z Robinem. Po nagłym wzbogaceniu się dzięki darowiźnie, Ferrer postanowił
powrócić do Hiszpanii, aby otworzyć tam nowoczesną szkołę korzystającą z doświadczeń Robina oraz
koncepcji wyłożonych w popularnej broszurze Grave'a na temat kształcenia libertarnego. Ocena
samodzielnego wkładu teoretycznego twórcy Escuela Moderna jest przedmiotem ostrych
kontrowersji . Nie ulega wątpliwości, że nimb męczennika, który spowił go po śmierci, nie sprzyjał
wyważonym ocenom. Dziś dostrzega się wyraźniej jego poprzedników — hiszpańskich zwolenników
Fouriera, zakładających nowatorskie szkoły w latach czterdziestych XIX w., działalność Jose
Sancheza Rosy w Andaluzji oraz Eliasa Puiga w Katalonii. Własne, w pełni oryginalne pomysły
Ferrera sprowadzają się do uzupełnienia koedukacji płci koedukacją społeczną, to jest zasadą, aby
uczniowie rekrutowali się z wszystkich klas i warstw społecznych. Tylko taka szkoła, stanowiąca
mikrokosmos rzeczywistego świata, mogła jego zdaniem stać się „szkołą wyzwalającą, która zadba o
wygnanie z umysłu tego wszystkiego, co dzieli ludzi — fałszywych poglądów na własność, kraj i
rodzinę". Pozostałe koncepcje wcielane w życie w barcelońskiej placówce — brak tradycyjnej
dyscypliny (nie stosowano kar, nagród, stopni i egzaminów), współpraca z rodzicami, indoktrynacja
antyreligijna i antykapitalistyczna uczniów, nacisk na wyrabianie w nich samodzielności
intelektualnej, oparcie się na wiedzy przyrodniczej i racjonalistycznej etyce — nawiązywały do
pedagogicznego dorobku poprzedników.
Escuela Moderna otwarta 8 września 1901 r. liczyła pierwotnie 30 uczniów podzielonych na sekcję
wstępną, pośrednią i zaawansowaną . Dysponowała własnym warsztatem, laboratorium oraz
świetnymi pomocami naukowymi. W tym samym budynku znajdowała się również drukarnia, która
obok doskonałych podręczników autorstwa Reclusa, Malato czy Grave'a, wypuszczała comiesięczny
biuletyn docierający do wielu krajów Europy. Od uczniów pobierano opłaty uzależnione od
zamożności rodziców. Sam Ferrer, znacznie lepszy organizator niż pedagog, zajmował się w
pierwszym rzędzie kwestiami administracyjnymi i propagowaniem osiągnięć szkoły. Pomimo bliskich
kontaktów z anarchosyndykalistami i anarchistami oraz jawnie libertarnego programu szkoły, Ferrer
unikał formalnych powiązań z ruchem anarchistycznym. Dzięki temu idea „swobodnego nauczania"
znalazła w Katalonii oparcie w różnych środowiskach. W końcu roku 1905 w samej tylko Barcelonie
istniało już 14 takich placówek, zaś 34 dalsze funkcjonowały w innych miastach Hiszpanii. Otwarcie
filii Escuela Moderna w Villamuera y Gettra uświetnił swoją obecnością rektor Uniwersytetu
Barceloń-skiego. W 1906 r., u szczytu powodzenia, z podręczników wydanych przez Ferrera
korzystało kilkaset szkół w Katalonii, Andaluzji i Walencji. Wielki piknik na rzecz szkół laickich,
zorganizowany przezeń podczas świąt Wielkanocnych, zgromadził ponad 1700 dzieci. Niedługo
później, po nieudanym zamachu bombowym na życie Alfonsa XIII (31 maja 1906) — 24 osoby
zabite, 107 rannych — Ferrera aresztowano, zaś budynek szkoły zajęła policja. Zamachowca okazał
się bowiem dwudziestopięcioletni anarchista Mateo Morral, zatrudniony w wydawnictwie Escuela
Moderna i zaprzyjaźniony niegdyś z jego właścicielem, skądinąd świetny lingwista, syn bogatego
fabrykanta wyrobów wełnianych. Po rocznym pobycie w więzieniu — bez wyroku — Ferrer został
ostatecznie zwolniony z braku dowodów świadczących o jego współdziałaniu. Rozpoczął teraz w
Europie gorączkową kampanię propagującą wychowanie libertarne. W kwietniu 1908 r. stanął na
czele świeżo utworzonej w Paryżu Międzynarodowej Ligii na Rzecz Rozumnej Edukacji Dzieci
(honorowym prezesem był Anatol France, członkami — m.in. Haeckel, Malato, S. Faure,
Nieuwenhuis). Jednocześnie zajął się wydawaniem pism „L'École Renouvée" (w Brukseli) oraz „La
Scuola Laica" (w Rzymie), kontynuujących program biuletynu barcelońskiego. W Amsterdamie,
Brukseli i Mediolanie powstały szkoły nastawione na rozbudzanie w dzieciach świadomości
społecznej. Latem następnego roku, po tragicznym tygodniu (semena tragica) w Barcelonie (25 lipca
— 1 sierpnia 1909), został aresztowany i pod naciskiem kół klerykalno-konserwatywnych rozstrzelany
jako rzekomy prowodyr wydarzeń.
Sfabrykowany proces, wiodący do egzekucji w więzieniu Montjuich, był wstrząsem dla opinii
publicznej w Hiszpanii i Europie Zachodniej. Ferrer mający dotąd w wielu lewicowo-radykalnych
środowiskach nie najlepszą opinię, w jednej chwili stał się nieposzlakowanym męczennikiem. W
kilkunastu miastach Europy odbyły się demonstracje protestacyjne. Pod ambasadą hiszpańską w
Paryżu zgromadziło się 15 tys. ludzi. Głos w obronie Ferrera zabrali m.in.: M. Maeterlinck, M. Gorki,
A. France, G.B. Shaw, H.G. Wells, A. Conan-Doyle. W Brukseli wystawiono mu pomnik. Jego idee
znalazły teraz wszędzie płomiennych naśladowców. Tylko w Stanach Zjednoczonych powstało w
1910 r. około 20 szkół powołujących się na zasady edukacji libertarnej . Najważniejsza z nich w
Stelton (New Jersey), gdzie istniała duża kolonia anarchistyczna im. Ferrera, dysponująca bogatymi
zbiorami wydawnictw agitacyjnych, przetrwała do 1953 r. Jeszcze w 1918 r. pamięć o nim była na
tyle żywa, by zachęcić Nestora Machno do projektu stworzenia na Ukrainie szkoły analogicznej do
Escuela Moderna. W Barcelonie przez kilka lat funkcjonowała anarchistyczna politechnika kierowana
przez Fernanda Tarridę del Marmola.
Przedstawione dotychczas pola działania uznać można, przy wszystkich zastrzeżeniach, za typowe dla
anarchistów, w tym przynajmniej sensie, że przeciętny aktywista miał do nich pozytywny stosunek.
Nie oznacza to wszakże, iż większość anarchistów angażowała się osobiście w walkę z militaryzmem
i parlamentaryzmem, czy brała udział w eksperymentach wspólnotowych bądź edukacyjnych, ani też,
z drugiej strony, że entuzjaści tych problemów składali się wyłącznie z anarchistów. Inaczej
przedstawiała się sytuacja w przypadku zwolenników naturyzmu, wolnej miłości, czy choćby języka
międzynarodowego. W każdej z tych dziedzin anarchiści stanowili znaczną mniejszość i co więcej, ci
którzy byli w nie zaangażowani, stanowili dużą mniejszość wśród samych anarchistów, a często
miewali ich większość przeciwko sobie. Jedynym usprawiedliwieniem prezentacji tych zagadnień w
tym miejscu jest ich logiczny związek z libertarnym credo, a także wybitna rola jaką odgrywali w nich
niekiedy znani działacze ruchu.
Niemniej jednak i w piśmie ,,L'Anarchie" zdarzały się bardzo krytyczne wobec eugeniki wypowiedzi .
Z innych stron padały zarzuty ograniczania praw kobiet do macierzyństwa, czy zamazywania
ekonomicznych przyczyn nędzy społecznej. Robin odpierał te zarzuty tak umiejętnie, że udało mu się
zjednać dla siebie poparcie S. Faure, który w roku 1908 udostępnił neomaltuzjanistom w swojej
gazecie stałą rubrykę. Do sympatyków idei odrodzenia ludzkości poprzez kontrolę urodzeń zaliczał się
oprócz Robina i Faure'a także Ferrer, co zdaje się świadczyć o jego bliskim związku z koncepcjami
pedagogiki libertarnej. Poza Francją nie cieszyła się ona jednak powodzeniem wśród anarchistów. W
międzynarodowym ruchu neomaltuzjańskim, organizującym od roku 1900 regularnie zjazdy i
konferencje, czołowe role przypadły jedynie Robinowi i Eugène Humbertowi (1870-1909).
Spory wzbudzane przez temat „kobiecy" obracały się wokół kilku odrębnych problemów. Zwolennicy
instytucji małżeństwa ścierali się z apologetami wolnej miłości, obrońcy prostytucji z jej namiętnymi
przeciwnikami, entuzjaści wyzwolenia seksualnego z anarchistami purytańskiego pokroju, natomiast
propagatorzy zrównania kobiet z mężczyznami pod względem ekonomicznym z działaczami o
bardziej konserwatywnych poglądach w tej materii. Nie miał jednak w kręgach libertarnych, nawet
wśród kobiet, żadnego oparcia klasyczny ruch sufrażystek koncentrujący się na walce o prawa
polityczne.
Stosunkowo najwięcej emocji budziła sprawa wolnej miłości. Gorącymi orędownikami tej idei,
przeciwstawianej obłudzie życia małżeńskiego, byli m.in.: Ferrer, Pelloutier, Emma Goldman, Robin,
niemal wszyscy naturyści i komuniści. Nawet działacze o purytańskim usposobieniu, prowadzący
nieposzlakowane życie rodzinne — tacy, jak Kropotkin albo Elisée Reclus — wyrażali się o niej z
aprobatą. Pelloutier dostrzegał iunctim między wolnością seksualną a niezależnością ekonomiczną
kobiet. Znaczna większość jego towarzyszy ideowych reprezentowała jednak poglądy bliższe
Proudhonowi, choć — co charakterystyczne — nie dotyczy to, nielicznych skądinąd, kobiet
anarchistek.
Ostatni z zasługujących na uwagę nurtów aktywności anarchistycznych bardzo trudno jest ująć w
języku polskim w jakąś zgrabną formułkę. Francuskie pojęcie „illegalisme" w odniesieniu do
aktywności anarchistów nie oznaczało wszelkich działań pozaprawnych ani wyraźnie sprzecznych z
obowiązującym prawem, lecz tylko specyficzne czyny o charakterze kryminalnym motywowane
pobudkami ideowymi — rozmaite formy „wywłaszczania" burżuazji za pomocą fałszowania
pieniędzy, szantażu, kradzieży czy napadów bandyckich i, rzadkie zresztą, zabójstwa. Od zwykłej
propagandy czynem różniły się one nie tylko systematycznością, z jaką były dokonywane, lecz także
zespoleniem pobudek altruistycznych i egoistycznych oraz swoistym profesjonalizmem. Dla
„illegalistów" stanowiły bowiem główne źródło utrzymania — rodzaj specjalizacji zawodowej, którą
szczycili się w gronie towarzyszy. Tradycyjny czyn indywidualny miał charakter sporadycznych i
spontanicznych, najczęściej manifestacyjnych aktów wrogości, wobec panującego systemu i jego
przedstawicieli, aktów dających upust gromadzącym się przez długi czas uczuciom. Tymczasem
bandytyzm ideowy był praktyczny, wyrachowany/planowy i systematyczny, częściej kolektywny niż
indywidualny. Nie wszędzie, rzecz jasna, istniała odpowiednia gleba dla jego rozwoju. W Europie
Północnej był zjawiskiem praktycznie nieznanym. W Hiszpanii, gdzie idee wolnościowe przepojone
były silnie pierwiastkiem moralistycznym, znajdował oparcie jedynie wśród włoskich robotników
sezonowych. Kwitł natomiast we Francji i we Włoszech, to jest tam, gdzie dużemu fermentowi
społecznemu w epoce triumfów syndykalizmu rewolucyjnego towarzyszyło istnienie stosunkowo
silnych i pokaźnych liczbowo środowisk anarchistów—indywidualistów, wykazujących szczególną
skłonność do aprobaty takich form walki. W Rosji i w Królestwie Polskim rozkwit bandytyzmu
ideowego w latach 1905-1909 wśród anarchistów oraz części aktywistów socjalistycznych wiązał się
ściśle z następstwami ruchu rewolucyjnego — rozprzężeniem moralnym i dezorientacją ideową.
Pierwszymi głośnymi reprezentantami nurtu „kryminalnego" stali się Duval i Pini. Clement Duval
(1850-1935), działacz głośnej w XVII okręgu Paryża grupy „Panter z Batignolles" utrzymuje we
wspomnieniach opublikowanych w roku 1929 , że do kradzieży zmusiły go ciężkie warunki
materialne. Pieniądze z pierwszego udanego skoku — na kasę dworcową — przeznaczył w całości na
lekarstwa dla ciężko chorej konkubiny. W latach późniejszych Duval „specjalizował się" w biżuterii.
Aresztowany w październiku 1886 r. po włamaniu do hotelu „Lemaire", skazany został w styczniu
następnego roku na karę śmierci, zamienioną później na dożywotnie roboty przymusowe. Ten
drakoński wyrok, jak również styl zachowania, którym zaimponował wszystkim obserwatorom
procesu, przyczynił się nie tylko do jego osobistej popularności, lecz także do spopularyzowania
sprawy, której służył . Mnożyły się zbiórki pieniędzy i apele o uwolnienie skazańca. Ostatecznie
Duval wziął sprawę we własne ręce — uciekł z Gujany w 1901 r. i przedostał się do Stanów
Zjednoczonych, gdzie mieszkał aż do śmierci.
Pini, Włoch z pochodzenia, był postacią bodaj jeszcze barwniejszą. Członek grupy
„Nieprzejednanych", współzałożyciel Ligi Przeciwników Własności, przez dziesięć lat uprawiał swój
złodziejski proceder. Posiadał także duże zdolności wynalazcze, co nie przeszkadzało mu zresztą
traktować z ogromną podejrzliwością anarchistów wywodzących się ze środowisk inteligenckich. Żył
niezwykle skromnie. Wszystkie zdobyte pieniądze ofiarowywał na potrzeby ruchu. Szczególnie
chętnie „wywłaszczał" instytucje kościelne. Udało mu się na przykład okraść pewien klasztor na
Montmartrze, gdzie podał się za syna włoskiego kardynała. Jeden z jego niezrealizowanych pomysłów
przewidywał nawet włamanie do Watykanu. Pini wpadł przypadkowo w czerwcu 1889 roku i po
krótkim procesie skazany został na dwadzieścia lat ciężkich robót.
Tragiczniej ułożyły się losy nie mniej sławnego niż Jacob — Julesa Bonnota (1876-1912). Ten
mechanik z zawodu wszedł na przestępczą drogę w roku 1907, kiedy opuściła go żona wraz z
dzieckiem. Początkowo zajmował się fabrykowaniem pieniędzy, lecz szybko porzucił to zajęcie dla
nowej namiętności — kradzionych samochodów. Ścigany przez policję po przypadkowym zabójstwie
włoskiego anarchisty o przydomku „Plątano", Bonnot zorganizował dwudziestoosobową grupę
specjalizującą się w bandyckich napadach z bronią w ręku, najczęściej przy użyciu samochodu.
Składała się ona z bywalców ośrodka w Romainville, gdzie mieściła się przez pewien czas
redakcja ,,L'Anarchie" oraz młodych zapaleńców, którym imponowała bezwzględność Bonnota.
Należał do nich między innymi znany później pisarz i publicysta Victor Serge. Przeważali ludzie
dwudziestokilkuletni, nigdy do tej pory nie karani. Pościg za „tragicznymi bandytami" trwał
nieprzerwanie od listopada 1911 r. do końca kwietnia roku następnego. Trasę ucieczki znaczyły trupy
zabitych urzędników bankowych i agentów policji, którzy stanęli na drodze Bonnotowi. Finał nastąpił
29 kwietnia 1912 r„ kiedy otoczony przez policję, wybrał — zgodnie ze swą filozofią życiową —
śmierć pod kulami. Pozostali przy życiu członkowie bandy stanęli przed sądem w lutym 1913 r.
Zapadły cztery wyroki śmierci, nie licząc kar dożywotniego więzienia. W ten sposób, działalnością nie
dającą się odróżnić od zwyczajnego bandytyzmu, kończyła się smutna faza fascynacji aktywnością
pozaprawną. Jej propagatorom, jak również ruchowi anarchistycznemu jako całości, wyrządziła ona
niepowetowane straty.
9. Powiązania międzynarodowe
Liczne kontakty zagraniczne szeregowych uczestników ruchu były w równej mierze owocem ich
nieprzeciętnej ruchliwości, jak i warunków, w których prowadzili swą działalność. Przedstawiciele
zawodów wędrownych, robotnicy sezonowi, a także rzemieślnicy nie dysponujący własnym
warsztatem przemieszczali się w sposób naturalny pomiędzy sąsiednimi krajami. Anarchiści
wilhelmińskiego Cesarstwa wędrowali wraz z tłumami rodaków do niemieckojęzycznych kantonów
Szwajcarii. Belgowie napływali do kopalni francuskiego Nordu, Francuzi z Midi — do Jury, Włosi i
Hiszpanie poszukiwali pracy na południu Francji. Tam, gdzie tworzyli większe zwarte skupiska
powstawały odrębne grupy narodowe; najczęściej jednak anarchiści cudzoziemscy przyłączali się do
istniejących grup miejscowych. O rozmiarach tego zjawiska świadczy dwujęzyczne (włosko-
francuskie) pismo ,,L'Internationale Anarchiste" ukazujące się w Marsylii w roku 1886. Duże ośrodki
uniwersyteckie — w pierwszym rzędzie Paryż, ale także Bruksela i miasta szwajcarskie (Genewa,
Bazylea, Berno i Zurych), gdzie studiowało tylu Rosjan i Polaków — przyciągały jak magnes
młodzież z całej nieomal Europy. Nic zatem dziwnego, że anarchizujące organizacje paryskich
studentów miały prawdziwie międzynarodowy charakter.
Nie zawsze jednak wyjazdy zagraniczne były dobrowolne. Przedłużający się pobyt za granicą bywał
często wymuszony przez okoliczności niezależnie od woli jednostek. Strach przed aresztowaniem, fale
represji, deportacje — oto czynniki, które wypychały nieustannie aktywistów z ich krajów
macierzystych. Ci, którym palił się grunt pod stopami znajdowali zazwyczaj schronienie w Szwajcarii
lub w Anglii, a jeśli i tam nie udało im się zagrzać miejsca — po drugiej stronie Atlantyku. Francuzi
chronili się chętnie w pobliskiej Jurze i w Londynie, Hiszpanie — we Francji, Niemcy i Włosi — w
Stanach Zjednoczonych. Skupiska emigrantów powstające tą drogą w Paryżu, Londynie czy w
różnych miejscach USA uruchamiały zazwyczaj własne kluby, wydawnictwa i szkoły. Pomimo
dobrych stosunków z anarchistami miejscowymi dbały o zachowanie własnej odrębności i
podtrzymywanie więzi z rodakami, którzy pozostali w ojczyźnie. Powroty po kilku bądź nawet
kilkunastu latach nie należały do rzadkości. Struktura lokalna i międzynarodowa ruchu zazębiały się
wzajemnie w wielu miejscach. Na terenie niektórych krajów (Francja, Wielka Brytania, USA,
Szwajcaria, Argentyna) istniały grupy anarchistyczne różnych nacji, zaś poszczególne nacje
obejmowały niekiedy swym zasięgiem znaczną liczbę krajów. Pod tym ostatnim względem wyróżniali
się szczególnie Włosi. Można było ich spotkać w całym basenie Morza Śródziemnego — w
Konstantynopolu, Marsylii, na wyspie położonej na Nilu koło Aleksandrii. Poza Lewantem silne
grupy włoskich anarchistów działały w Genewie, Lugano, Londynie (,,Italian Club" na Soho), w
Paterson niedaleko Nowego Jorku, w Buenos Aires (Circolo Comunista-Anarchico założony przez
Ettore Mattei w Montevideo i w Brazylii). To właśnie włoscy emigranci anarchiści zdobyli sobie na
przełomie wieków ponurą sławę wykonawców wyroków per procura. Zapoczątkował tę czarną serię w
roku 1894 Santo Caserio, mszcząc się na prezydencie Republiki Francuskiej Sadi Carnocie za
prześladowania, które dotknęły rodaków Ravachola. W trzy lata później Michele Angiolillo poruszony
napływającymi do Londynu informacjami o torturowaniu więźniów z Montjuich, udał się do Hiszpanii
tylko po to, by zamordować jej premiera Antonio Canovasa odpowiedzialnego za brutalne represje.
Rok 1898 przyniósł zabójstwo nieszczęśliwej cesarzowej austriackiej Elżbiety zasztyletowanej w
Genewie przez Luigi Luccheniego. Mordercza pasja Włochów nie oszczędziła zresztą i ich własnego
władcy. Król Humbert padł ofiarą zamachu Gaetano Bresci w roku 1900. Policyjni specjaliści
przekonani byli, że akcje te nie są dziełem szalonych jednostek. Podejrzewano, że zostały
zaplanowane i zorganizowane przez grupę z Paterson.
Za sprawą policji i sądów anarchizm przerzucił się na początku XX wieku także do Afryki Północnej.
Tam właśnie rządy Włoch, Hiszpanii i Francji usiłowały deportować swoich niebezpiecznych
przeciwników. Jedynym trwałym skutkiem tej akcji było pojawienie się grup spod znaku czarnego
sztandaru w w Tunisie, Maroku, i Algierii. Rosyjscy anarchiści przebywający za granicą (nota bene,
prawie wyłącznie anarchokomuniści) koncentrowali się dla odmiany jedynie w kilku krajach. Ich
federacja składała się w roku 1914 z sześciu grup działających w Londynie, Liège, Zurychu, Genewie
i, naturalnie — biorąc pod uwagę frankofilizm Kropotkina — w Paryżu (dwie grupy). Wykaz ten nie
uwzględnia jednak emigrantów przebywających w Stanach Zjednoczonych, gdzie ruch anarchistyczny
miał zawsze międzynarodowy charakter. Wśród 145 delegatów zgromadzonych na kongresie w
Filadelfii w roku 1899 było 75 Żydów rosyjskich, 40 rodowitych Amerykanów, 24 Niemców, 3
Włochów, 2 Kubańczyków i jeden Francuz . Podobna sytuacja — zdominowania przez element
napływowy — zarysowała się w Jurze po roku 1878, kiedy wielu miejscowych działaczy wycofało się
z ruchu bądź wyemigrowało do Francji.
Dziesiąty, jubileuszowy kongres Międzynarodówki, który miał się odbyć w Szwajcarii w roku 1878
nie doszedł już do skutku. Jurajczycy uznali, że kryzys gospodarczy odczuwany w wielu krajach może
się odbić bardzo niekorzystnie na jego reprezentatywności. Podjęta w trzy lata później w Londynie
próba reaktywacji Międzynarodówki nie została uwieńczona powodzeniem, ale za niewątpliwy sukces
uznać można samo zgromadzenie w jednym miejscu czterdziestu pięciu mandatariuszy z dwunastu
krajów (Niemcy, USA, Meksyk, Wielka Brytania, Egipt, Hiszpania, Francja, Holandia, Włochy,
Rosja, Serbia, Szwajcaria, Turcja). Byli wśród nich między innymi: Kropotkin, Merlino, Malatesta,
Czajkowski, L. Michel, Pouget. Żaden wcześniejszy kongres nie mógł się poszczycić taką obsadą.
Zdystansował go pod tym względem dopiero kongres amsterdamski z roku 1907, podczas którego
osiemdziesięciu delegatów z około dwudziestu krajów obradowało przez bite osiem dni. Zarówno
obrady w Londynie, jak i w Amsterdamie stały się w dziejach ruchu wydarzeniami o
pierwszorzędnym znaczeniu, lecz w obu wypadkach ogromny wysiłek organizacyjny został w dużym
stopniu zmarnowany wskutek braku kontynuacji podjętych działań. Zapał zwolenników
międzynarodowych spotkań stygł w obliczu piętrzących się trudności obiektywnych oraz niechęci
okazywanej przez część środowiska. Ogromna większość inicjatyw tego rodzaju, a było ich niemało,
pozostała w sferze projektów. Taki los spotkał barceloński kongres Międzynarodówki
antyautorytarnej zaplanowany na rok 1875, kongres londyński z roku 1882, nową propozycję
spotkania w Barcelonie w roku 1884, plany kongresów w Paryżu w roku 1887 i w roku 1900 — choć
ten ostatni był już bardzo bliski urzeczywistnienia (przeszkodziła policja), ambitne plany działaczy
amerykańskich zorganizowania w roku 1893 międzynarodowej konferencji anarchistycznej w Chicago
(zakaz policji) czy próby doprowadzenia do kongresu w roku 1909 podejmowane przez trzyosobowe
biuro (Malatesta, Rocker, Szapiro) wyłonione w Amsterdamie. Szczególnie imponująco zapowiadał
się kongres londyński zaplanowany w dniach 18 sierpnia — 3 września 1914 roku z inicjatywy
sfederowanych żydowskich grup anarchistycznych Paryża i Londynu. Swój udział w nim zdążyły
zapowiedzieć federacje krajowe bądź pojedyncze grupy z Anglii, Szkocji, Walii, Niemiec, Francji,
Rosji, Holandii, Czech, Belgii, Bułgarii, Austrii, USA, Portugalii, Hiszpanii, Szwajcarii, Włoch,
Meksyku, Argentyny, Peru, Chile, Brazylii, Urugwaju, Paragwaju i Boliwii. Pod względem
międzynarodowego zasięgu byłaby to zatem impreza porównywalna z kongresami II
Międzynarodówki czy ówczesnymi Igrzyskami Olimpijskimi (Igrzyska w Sztokholmie w roku 1912
zgromadziły zawodników reprezentujących dwadzieścia osiem narodów).
Obraz międzynarodowych powiązań anarchizmu nie byłby pełny bez analizy jego związków z
międzynarodowym ruchem socjalistycznym. W związkach tych, jak zauważył Woodcock, wyróżnić
można kilka odrębnych faz. Do roku 1872 granice obu ruchów są płynne, pozbawione
instytucjonalnych rozgraniczeń — procesy identyfikacyjne dalekie były wówczas jeszcze od
zakrzepnięcia w ostatecznych formach. Tym niemniej, już wówczas, przynajmniej od kongresu
Federacji Romańskiej z roku 1870 i przeprowadzonej w rok później Konferencji Londyńskiej Rady
Generalnej, zarysował się konflikt, który bardzo szybko doprowadził do krystalizacji stanowisk i
uniemożliwił pokojową koegzystencję obu rozdzielających się nurtów w ramach jednolitej struktury I
Międzynarodówki. Kongres haski, podczas którego Marks i jego stronnicy doprowadzili do usunięcia
Bakunina i Guillaume'a, a także domagali się zawieszenia Federacji Jurajskiej, zamyka definitywnie
ten okres. Druga faza obejmująca lata 1873-1877, to próba podporządkowania sobie przez anarchistów
ruchu socjalistycznego pod hasłami walki z socjalizmem państwowym i tendencjami autokratycznymi
Rady Generalnej. Stopniowy zanik aktywności Rady Generalnej przy jednoczesnych postępach
socjaldemokratów w Europie Zachodniej stwarzał coraz większe trudności w realizacji tego programu.
Po roku 1877, na kilkanaście lat, anarchiści odcinają się całkowicie od socjalistów. Jej samoizolacji,
pogłębionej przyjęciem odrębnej strategii i taktyki działania, towarzyszy w latach osiemdziesiątych
narastająca wrogość wzajemna. Z chwilą powstania II Międzynarodówki ruch anarchistyczny raz
jeszcze zmienia front i przez najbliższe siedem lat — aż do kongresu londyńskiego w roku 1896 —
toczy beznadziejną walkę o uznanie go za cząstkę międzynarodowego ruchu robotniczego uprawnioną
do reprezentacji na jej kongresach. Porażka tych usiłowań, z którą długo nie chciano się pogodzić,
oznacza powrót do sytuacji z lat 1878-1889. Do wybuchu wojny nie uległa już ona żadnej zmianie.
Ta krótka rekapitulacja dziejów wzajemnych stosunków obu ruchów przywodzi na myśl klasyczne
love-hate relations z podręczników psychologii, aczkolwiek wypada podkreślić, że owa ambiwalencja
uczuć cechowała prawie wyłącznie anarchistów. Stosunek socjalistów do anarchistów i anarchizmu
był stabilny i jednoznacznie negatywny. Zmieniało się jedynie natężenie krytyki. W przeciwieństwie
do znacznej części anarchokomunistów uważających się za organiczną cząstkę ruchu socjalistycznego
działacze II Międzynarodówki nie poczuwali się do żadnej więzi z ruchem naśladowców Bakunina,
dostrzegając w nich w najlepszym razie konkurentów, w najgorszym zaś — tak jak i znaczny odłam
opinii publicznej — szaleńców i kryminalistów.
Przepaść między anarchistami a socjalistami „państwowymi", jaka powstała w wyniku konfliktu
Bakunina z Marksem, nie była tak wielka, jak to się czasem wydaje. Świadczą o tym bezsprzecznie
próby ponownego zjednoczenia Międzynarodówki podejmowane z inicjatywy działaczy libertarnych
od chwili śmierci założyciela Aliansu. Nad trumną autora „Boga i państwa" zgromadzili się w Bernie
na początku lipca 1876 obok Reclusa, Guillaume'a, Schwitzguebela i Żukowskiego także
socjaldemokraci niemieccy i szwajcarscy. Podczas zaimprowizowanego naprędce spotkania zwrócono
się do „wszystkich pracujących" z apelem, by „zapomnieli o próżnych i zgubnych dawnych sporach i
zjednoczyli się na szerszej podstawie" uznania pełnej autonomii poszczególnych federacji (art. 3
zmodyfikowanego statutu Międzynarodówki z roku 1873) . Apel o zjednoczenie ruchu wystosowało w
tym czasie również portugalskie pismo „O Protesta". W Biuletynie Durajczyków pojawiły się nagle
listy do redakcji broniące socjalistów państwowych, a w sierpniu — podczas kolejnego kongresu
Federacji — Guillaume w imieniu zebranych przesłał pozdrowienia dla SPD, z którą nie utrzymywano
dotąd żadnych kontaktów. Pozdrowieniom towarzyszyło zaproszenie do rozmów pozytywnie przyjęte
przez W. Liebknechta . W październiku podczas kongresu Międzynarodówki w Bernie De Paepe w
imieniu Federacji Belgijskiej i przy poparciu Holendrów, Francuzów oraz Szwajcarów zaproponował
zorganizowanie w Belgii w roku 1878 Powszechnego Kongresu Socjalistycznego. Włosi i Hiszpanie,
przeciwni tej idei, woleli na razie milczeć. Nie milczał natomiast Marks, którego listy z tego okresu
świadczą o dużym zaniepokojeniu perspektywą pojednania. Pod jego zapewne wpływem SPD nie
dopuściła na swój kongres delegatów Jury . Wywołało to zmianę poglądów Guillaume'a, który
opowiadał się wcześniej za podpisaniem paktu solidarności z wszystkimi organizacjami
socjalistycznymi. W Verviers na kolejnym kongresie Międzynarodówki bezpośrednio poprzedzającym
spotkanie w Gandawie raz jeszcze ostrej krytyce poddano koncepcję partii robotniczych i politycznej
aktywności proletariatu. Jedenastoosobowa delegacja anarchistów przybyła na Kongres Powszechny
do Gandawy (9-15 września 1877) skrępowana instrukcjami zakazującymi jakichkolwiek ustępstw w
tych kwestiach. W efekcie miast sojuszu stosunkiem głosów 12:9 przyjęto rezolucję głoszącą, że ,,nie
można zawrzeć paktu solidarności wymagającego zgodności w zasadach ogólnych i przy wyborze
środków między tendencjami różniącymi się zasadami i środkami". Zgodzono się jedynie na
powołanie wspólnej międzynarodowej federacji związków zawodowych oraz Biura
Korespondencyjnego i Statystycznego z siedzibą w Verviers, lecz i ta decyzja pozostała na papierze.
Sprawozdania z obrad obfitujących w ostre starcia postanowiono w ogóle nie publikować.
Dwa konkurencyjne w zamyśle kongresy paryskie zorganizowane w setną rocznicę zdobycia Bastylii
stały się dla ruchu libertarnego szansą wyjścia z samoizolacji popychającej aktywistów do sięgania po
coraz skrajniejsze środki walki. Wśród delegatów na kongres gedystów znaleźli się: S. Faure, D.
Nieuwenhuis, Frank Kitz z Wielkiej Brytanii i S. Merlino. Ten sam Merlino obok Josepha Torteliera i
kilku innych działaczy francuskich związanych z ruchem syndykalistycznym dysponował również
mandatem na kongres posybilistów . Nikt nie zakwestionował wówczas ich prawa do obecności na
socjalistycznych kongresach. Już jednak następny kongres II Międzynarodówki (Bruksela, 16-23
sierpnia 1891 r.) przyniósł im wiele rozczarowań. Anarchistyczne sekcje nie zostały nań w ogóle
zaproszone, zaś ci delegaci, którzy mimo wszystko przybyli do Brukseli, znaleźli się pod masowym
ostrzałem. Delegaci belgijscy wykluczyli anarchistów ze swego grona jeszcze przed sprawdzaniem
pełnomocnictw; drugiego dnia obrad to samo, na wniosek marksisty Pablo Iglesiasa, uczynili
Hiszpanie. Merlino, którego mandatu nie zakwestionowano, został aresztowany przez policję wskutek
celowej niedyskrecji jednego z dziennikarzy . W tej sytuacji na placu boju pozostał osamotniony
Nieuwenhuis, starający się bez powodzenia przeforsować rezolucję o strajku generalnym w chwili
wybuchu wojny. Niezrażeni takim obrotem sprawy anarchiści pojawili się w jeszcze większej liczbie
na kongresie w Zurychu (1893), ale nieprzejednane stanowisko Bebela doprowadziło do ich usunięcia
z sali obrad 7 sierpnia 1893 r. Ostateczny cios ich nadziejom zadała przegłosowana przez większość
rezolucja Francuzów, zakładająca, że w przyszłości nie będą dopuszczani delegaci nie uznający
konieczności walki politycznej. Sześćdziesięciu wyproszonych mandatariuszy wspartych przez pewną
liczbę niezależnych socjalistów (m.in. Amilcare Cipriani) zorganizowało następnego dnia
protestacyjny wiec, który zgromadziło koło 300 osób. Przemawiali m.in. Gustav Landauer i Domela
Nieuwenhuis. Nie był to jednak ostatni akt dramatu. Decydujące starcie nastąpiło w Londynie w roku
1896 i miało niezwykle burzliwy przebieg. Dogodne miejsce obrad sprawiło, iż o prawo
uczestniczenia w posiedzeniach ubiegało się ponad trzydziestu anarchistów, nie licząc pokaźnej liczby
anarchosyndykalistów z mandatami od francuskich związkowców. Były wśród nich osobistości tej
miary, co: Nieuwenhuis, Cornelissen, Landauer, Kropotkin, L. Michel, Elisée Reclus, Pietro Gori,
Jean Grave, Malatesta, Nettlau, Hamon, Kitz, Bernard Lazare, Pelloutier, Tortelier, Pouget i Delesalle.
Pomimo ogólnej rezolucji unieważniającej mandaty anarchistów, o ile nie były wydane przez
syndykaty, spory o prawo uczestniczenia w obradach ciągnęły się przez kilka dni doprowadzając do
rozbicia delegacji francuskiej na dwie zwalczające się frakcje i przesłonięcia zasadniczych
problemów, którymi Kongres miał się zająć. Sympatia i uwaga opinii publicznej skupiła się teraz na
mniejszości skrzywdzonej nietolerancją socjaldemokratów. Anarchiści, którzy od samego początku
przewidywali taki scenariusz wydarzeń, zorganizowali 28 lipca w Londynie wielki mityng, podczas
którego pełną solidarność z nimi wyrazili: William Morris, Keir Hardie, Tom Mann, Jean Alternane i
Amilcare Cipriani , zaś później, korzystając z obecności tylu wybitnych aktywistów, konferowali
przez trzy dni w salach St. Martin's Hall. O poczuciu wspólnoty z II Międzynarodówką nie było już
więcej mowy. Najbardziej bolał nad tym Kropotkin, który uważał się zawsze za wolnościowego,
rewolucyjnego socjalistę i jak większość działaczy socjaldemokratycznych chętnie odwoływał się do
dziejów Rewolucji Francuskiej. Tym dotkliwiej odczuć musiał obojętność francuskich socjalistów,
którzy nie wstawili się za nim, kiedy odesłano go z Dieppe do Londynu, gdy chciał odwiedzić Paryż w
okresie wizyty rosyjskiego następcy tronu.
Na zakończenie tego przeglądu powiązań zewnętrznych ruchu przynajmniej kilka słów poświęcić
wypada tajemniczej kwestii związków z wolnomularstwem. Milczą na ten temat specjaliści od
dziewiętnastowiecznego anarchizmu, jak również autorzy zajmujący się dziejami masonerii. Nie
poświęca tej sprawie uwagi Ludwik Hass, a w ogromnym indeksie osobowym, jaki sporządził, można
znaleźć zaledwie cztery nazwiska (Bakunin, Reclus, Proudhon i L. Michel) związane z ruchem
libertarnym. Tymczasem listę ich można by było poważnie rozszerzyć. Nie w tym jednak rzecz.
Ważniejsze wydaje się dostrzeżenie masońskiej inspiracji w okresie zarodkowym anarchizmu. Tak jak
poczynania Le Lubeza odegrały pewną rolę w tworzeniu I Międzynarodówki, tak samo, choć może w
większym jeszcze stopniu, masońskie powiązania Bakunina wywarły piętno na jego Aliansie i
pierwotnym kształcie ruchu anarchistycznego. Autor Boga i państwa wszedł do niemieckich lóż
wolnomularskich w roku 1845 i odnowił te związki, gdy osiadł we Włoszech w roku 1864. Działał
tam wpierw we florenckiej loży „II Progresso sociale", a potem wśród wolnomularzy Neapolu,
których usiłował przeciągnąć na stronę socjalizmu . Podobnie zachował się w przesiąkniętej
masońskimi ideami Lidze Pokoju i Wolności. Organizacje, które zakładał w drugiej połowie lat
sześćdziesiątych — Międzynarodowe Braterstwo czy późniejszy Międzynarodowy Sojusz Społecznej
Demokracji — odwoływały się do rytów, struktury oraz znaków masonerii. Jeszcze w latach
siedemdziesiątych w korespondencji z wtajemniczonymi „braćmi" z tajnego Aliansu posługiwał się
chętnie tą symboliką. Nie jest też zapewne sprawą przypadku, że pierwszy w pełni anarchistyczny
program Bakunina nosi tytuł „Katechizm współczesnego wolnomularstwa". Zdaje się on wskazywać,
że traktował anarchizm jako swoistą zmodyfikowaną postać masonerii — rewolucyjną w treści, ale
tradycjonalistyczną w swych sprawdzonych i odpowiadających jego konspiracyjnym obsesjom
formach. Wydaje się bardzo prawdopodobne, że wielu spośród młodych akolitów Bakunina otarło się
śladem mistrza o masonerię. Dotyczy to szczególnie działaczy włoskich. Wiadomo na przykład z całą
pewnością, że masonem był w połowie lat siedemdziesiątych Malatesta i nieco później Andrea Costa.
Tak jak Proudhona czy Elisee Reclusa przyciągnęło ich do wolnomularstwa przekonanie, że stwarza
ono możliwość praktycznego działania na rzecz postępu, wolności i pokoju. Członkami lóż w końcu
XIX w. byli także m.in. Henri Ner i Augustine Hamon.
Istnieje wiele faktów, które wskazują pośrednio na trwałość powiązań między anarchistami i
masonerią, przynajmniej w tych dziedzinach, w których cele obu ruchów były zbieżne. Siedziba
Genewskiej Sekcji Aliansu, odgrywającej rolę koordynującą wobec wszystkich pozostałych sekcji,
znajdowała się w masońskiej Tempie Unique. Reclus mógł uruchomić Wolny Uniwersytet w Brukseli
dzięki pomocy tamtejszej Loży Przyjaciół-Filantropów, która oddała mu do dyspozycji własne sale.
Wolno przypuszczać, że i Francisco Ferrer wspomagany był przez masonów w swoich
eksperymentach pedagogicznych, wiadomo bowiem, że był z nimi związany już w połowie lat
dziewięćdziesiątych . Świecka edukacja, pacyfizm bądź antymilitaryzm — to dziedziny, w których
aktywność anarchistów budziła zawsze życzliwość wolnomularzy.
10. Anarchiści i świat zewnętrzny — wzajemne relacje
Przez długi czas utrzymywały się różnice zdań w kwestii oceny sojuszu francusko-rosyjskiego.
Wojskowo-polityczna współpraca republikańskiej Francji z despotycznym caratem budziła opory
zwłaszcza w tych środowiskach, które oczekiwały od Marianny zapoczątkowania nowego cyklu
rewolucji na skalę globalną. Tego rodzaju poglądy krytykowane były ostro przez „konsekwetnych"
anarchistów, dla których różnice ustrojowe między państwami nie miały istotnego znaczenia. Również
wojna burska, skupiająca uwagę anarchistów w stopniu nie mniejszym niż innych odłamów
europejskiej opinii publicznej, doprowadziła do pewnej polaryzacji stanowisk. Część autorów,
ulegając popularnym na kontynencie nastrojom antybrytyjskim, idealizowała republiki burskie
przedstawiając je jako niewinne ofiary angielskiego imperializmu . Dla ocen bardziej wyważonych
reprezentatywne były poglądy Caleba Reinacha, bardzo krytyczne wobec polityki rasowej Transwalu i
Oranii. W jego opinii „anarchiści nie mogą traktować Burów inaczej niż ich wrogów. Oni [Burowie]
nie walczą o odcięcie się od kapitalistycznego wyzysku ani o reformy polityczne. To wojna pomiędzy
państwem małych właścicieli kapitalistów i wielkim państwem spekulantów". Warto zauważyć, że
identyczne zróżnicowanie opinii istniało również w ruchu socjalistycznym.
Kolonializm i imperializm przełomu wieków wzbudzał wśród anarchistów nieomal jednomyślne
potępienie we wszelkich swoich przejawach. Krytykowano więc interwencję w Chinach, brutalne
postępowanie Niemców w Afryce, czy podboje militarne Wielkiej Brytanii. We francuskich pismach
libertarnych ostro oceniano rodzinny kolonializm — demaskowano jego obłudny charakter i
iluzoryczne korzyści jakie przynosi światu pracy. Dużo rzadziej niż w prasie socjalistycznej zdarzały
się tu artykuły usiłujące bronić wybranych aspektów polityki kolonialnej. Obrona militarnej obecności
Francji w Afryce, przeprowadzona w roku 1895 przez Paula Adama , zabrzmiała w tej sytuacji jak
ostry dysonans.
Jednym z ubocznych skutków sprawy Dreyfusa było dostrzeżenie przez anarchistów problemu
antysemityzmu w pełniejszym niż dotąd świetle. W okresie wcześniejszym nie wykraczano na ogół
poza ogólnikowe deklaracje potępiające wszelkie formy rasizmu. Wobec tzw. kwestii żydowskiej
zachowywano w praktyce ścisłą neutralność, zaś na poglądach wielu aktywistów ciążył negatywnie
nieobcy i innym ugrupowaniom lewicy stereotyp Żyda-bankiera uosabiany przez Rotszyldów.
Proudhon i Bakunin — czołowi teoretycy ruchu — nie kryli swoich przekonań. Ich pisma roją się od
ostrych antysemickich sformułowań świadczących o bardzo głębokich uprzedzeniach. „Zauważ, że
wszyscy nasi wrogowie, wszyscy nasi prześladowcy są Żydami — Marks, Borkheim, Liebknecht,
Jacoby, Weiss, Kuhn Utin — należą wszyscy, z tradycji i instynktu, do tego ruchliwego i
intryganckiego narodu wyzyskiwaczy i burżujów" — pisał Bakunin w liście do Richarda .
Polemizując z Hessem czy Marksem wielokrotnie dawał wyraz przekonaniu, że Żydzi są ,,z natury
rzeczy" konserwatystami, obrońcami państwa i własności, a w polityce międzynarodowej
sojusznikami Niemiec. Wyraźne ślady tego samego stylu myślenia odnaleźć można w niektórych
wypowiedziach Guillaume'a z okresu konfliktu między Marksem i Bakuninem . Nie był też wolny od
antysemityzmu Paul Brousse. W serii artykułów o przyczynach ówczesnego kryzysu przemysłowego
opublikowanych w ,,Le Révolté" jesienią 1879 r. przedstawił Żydów jako „królów epoki" i czołowych
winowajców — fabrykantów niszczących przemysł zegarmistrzowski w Jurze oraz kupców
oszukujących w handlu i nie dbających o jakość towarów. „Żydzi zachowują się teraz jak armia w
podbitym kraju" — pisał w konkluzji . Bardziej jeszcze wymownym od treści tej publikacji był fakt,
że redakcja nie otrzymała po niej żadnych listów protestacyjnych. Napłynęły natomiast propozycje
bojkotu handlu żydowskiego przez utworzenie ligi robotników i drobnych właścicieli .
Bardzo zróżnicowane reakcje wśród europejskiej lewicy wywołała fala pogromów w Rosji z roku
1881. Obok głosów wyrażających oburzenie nie brakowało opinii dopatrujących się w tych
wydarzeniach wyrazu nastrojów rewolucyjnych bądź wzrostu świadomości klasowej mas ludowych
(Drahomanow). Niemiecki „Sozial Demokrat" uznał za stosowne przypomnieć, że od pogromów
spekulantów zbożowych zaczęła się Wielka Rewolucja Francuska. Łatwiej w tych warunkach
zrozumieć dlaczego nastawiony do Żydów pozytywnie Elisée Reclus nie potrafił się przejąć
doniesieniami Pawła Axelroda. Cichą tolerancję dla postaw antysemickich dostrzec można było
najczęściej u anarchistów rosyjskich, francuskich i niemieckich, prawie nigdy zaś u Włochów czy
Hiszpanów. Podziały nie były jednak aż tak proste. Pełną gamę stanowisk prezentowali na przykład
anarchiści francuscy, wśród których nie brakowało nigdy autentycznych filosemitów (Alexandre
Zeaves, Augustine Hamon, braci a Reclus) i antysemitów (Emile Janvion). Za przypadek skrajny
uznać wypada poglądy wspomnianego wyżej Bernarda Lazare łączącego w sobie tylko wiadomy
sposób anarchizm z syjonizmem.
Szczytowy okres sprawy Dreyfusa, przypadający na lata 1897-1900, zaznaczył się w prasie libertarnej
całej Europy Zachodniej dużą liczbą artykułów piętnujących zjawisko antysemityzmu. Celował w tym
szczególnie organ Faure'a, który wówczas dopiero dostrzegł istnienie żydowskiego proletariatu. Dla
„Le Libertaire" i jego redaktora zwalczanie przesądów dotyczących Żydów stanowiło ważny element
kampanii wymierzonej przeciwko Kościołowi. lunctim między obiema sprawami wyraził Faure
dobitnie w artykule zatytułowanym Oskarżam naśladującym pod wieloma względami wcześniejsze o
dwa i pół miesiąca głośne wystąpienie Zoli . Inny poczytny organ francuskich anarchistów — „Les
Temps Nouveaux" — uwikłany był w polemikę z Edouardem Drumontem, który kilka lat wcześniej
miał odwagę bronić autorów zamachów bombowych, teraz jednak jako jeden z filarów obozu
antydreyfusistów zarzucał anarchistom zaprzedanie się Żydom. Grave odrzucił wówczas to
pomówienie, ale — rzecz dziwna — powtórzył je po latach we własnych wspomnieniach pod adresem
Faure'a w nieco tylko zmodyfikowanej postaci. Twierdzi tam, że „Le Journal du Peuple" wydawany
był „za pieniądze Żydów", zaś samo zaangażowanie się jego redaktora po stronie Dreyfusa tłumaczy
niskimi pobudkami — chęcią zbicia majątku na sensacyjnej sprawie.
Sprawiedliwość wymaga, by ten jednostronny i monotonny obraz wzbogacić o pewne wątki odrębne.
Rzecz w tym, że nawet w okresach najzacieklejszej nagonki na zwolenników propagandy czynem nie
brakowało pojedynczych wystąpień świadczących jeśli nie o sympatii, to przynajmniej o głębokim
współczuciu dla prześladowanej mniejszości, choć wymagało to nie lada odwagi. We francuskiej Izbie
Deputowanych odzywały się głosy protestu przeciwko formie i zakresowi represji . Znane z
nonkonformizmu czasopismo ,,L'Intransigeant" Henri Rocheforta krytykowało prymitywizm
rozpętanej kampanii. W „Review of Reviews" Steada, pradziadku dzisiejszego „Reader's Digest",
można było w tych latach przeczytać przedruki artykułów Kropotkina i Charlesa Malato. Pisarka o
nazwisku Ouida zwracała uwagę angielskiej opinii publicznej na ograniczenia wolności twórczej
spowodowane na kontynencie przez nowe ustawodawstwo. Było ono w jej opinii tak rygorystyczne,
że — jak twierdziła — „tylko nieliczni pisarze brytyjscy mogliby uniknąć włoskiego więzienia" . W
podobnym duchu, wyśmiewając „paniczny strach przed dynamitem", wypowiadał się Stepniak-
Krawczyński — dawny bojowiec Narodnej Woli.
Stosunek do anarchistów uległ pewnej zmianie dopiero w samym końcu lat dziewięćdziesiątych, gdy
zdano sobie lepiej sprawę z prawdziwej proporcji sił. Działaczom ruchu zaczęto przypisywać bardziej
ludzkie cechy, zaś w miejsce strachu pojawiło się lekceważenie. Niemniej jednak każdy nowy wybuch
bądź zamach przypisywany anarchistom odradzał wcześniejsze uprzedzenia. Skupiska imigrantów w
Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych podejrzewano o planowanie zgładzenia wszystkich
monarchów europejskich. W roli koordynatora tych poczynań obsadzano najchętniej Malatestę.
Aktywiści austriaccy skarżyli się w roku 1908 na represje za rzekome przygotowywanie zamachu na
życie arcyksięcia Franciszka Ferdynanda. W okresie rewolucji 1905-1907 Czerwony Krzyż, zapewne
pod wpływem doniesień o akcjach terrorystycznych, zaprzestał udzielania pomocy uwięzionym
anarchistom. W miarę pogarszania się sytuacji międzynarodowej coraz większy odłam prasy dawał
niedwuznaczny wyraz przekonaniu, że ruch libertarny stanowi przykrywkę dla swobodnego
funkcjonowania szpiegów niemieckich w Paryżu czy Londynie. W sensacyjnych informacjach na ten
temat celowali zwłaszcza dziennikarze angielscy.