Vous êtes sur la page 1sur 8

Lwów dnia 16. Października 1869.

ram lw ow ski W y ch o d zi:


dw a razy w m iesiącu t . j . każdego I. i 16.
B iuro redakcyi i adm inistracyi w d ru ­
Przedpłata w ynosi w m iejscu :
całorocznie : 1 złr. 20.ct. — półrocznie 60 ct.
Z p r z e s e ł k ą p o c z t o w ą : całorocz. lzł.5(!c.
p ó ł r o c z n i e : 75 c. — P ojedynczych num erów
k arn i p. M. F . P o r e m b y we Lwow ie w n a b y ć m o ż n a : w ajencyi dzienników p.
rynku pod 1. 178 — gdzie też przed p łatę i P i ą t k o w s k i e g o , w k sięgarni p an a M i l i -
k o w s k i e g o i G e r g o v i c l i a , i w handlu
korespondencye nadsełać należy. p. Bogdanowicza.
Cena p o jed y n czeg o Num eru 5 out

Krakowiaki przedwyborcze.

P łynie Pełtew , p ły n ie , Chochlik nad nią h a sa ;


N iem a to ju ż , n iem a, ja k stolica nasza —

J a k stolica nasza, Lwów nasz ukochany,


J a k mieszczaństwo nasze, sejm nasz niezrów nany —

Sejm nasz niezrównany — jego delegaci,


Co im k raj nasz .dziennie dziesięć reńskich płaci.

Dziesięć reńskich płaci — piękna to nagroda,


Lecz dla takich panów, o dalibóg, sz k o d a !

O , d alib ó g , szk o d a, szkoda grosza te g o ,


Czyż go dać nie lepiej na cobądź innego.

N a cobądź innego : można takim darem


W znieść pomników k ilka na Zamczysku starem . —

N a Zam czysku s ta re m , dawnym mchem p o ro słem ,


Sowa sobie huka : K tóż nam będzie posłem ?

K to nam będzie posłem : — F lorek z A genorkiem ,


Bo obadwaj pełnym dysponują wmrkiem.

D ysponują workiem — któż ich więc wysadzi :


B ędą nam posłować ; — Niemcy będą radzi.

Niemcy będą radzi — a nasz Lwów zasłynie ,


Ze w nim ta k ja k zawsze płynie Pełtew , płynie.
W ed łu g urzędow ego w y k azu b ęd ą m iały m iejsce n astęp u jące w y k ład y w ję ­
zyku polskim na tutejszej w szech n icy :
N a w y d ziale praw niczym :
P ro f dr. Z ie lo n a c k i: „ In sty tu ey e i h isto ry a p ra w a rzy m skiego. 2. P raw o
sp ad k o w e rzy m sk ie.
P rof. d r. Z r ó d ło w s k i: S ystem pow szechnego p raw a p ry w a tn eg o a u stry a c k ie g o ,
P rof. dr. K a b a t : P o stęp o w an ie sądow e w sp ra w ac h spornych.
D ocent, dr. G ry z ie c k i: A u stry ac k ie praw o k a rn e .
D ocent dr. B iliń sk i: S y stem ekonom jii politycznej czyli n au k i go sp o d arstw a
narodow ego.
D ocent dr. T ad . P i ł a t : W y k ła d ekonom ii politycznej czyli n a u k i g o sp o d ar­
stw a społecznego.
D ocent dr. P i ę t a k : A u stry ack ie praw o handlow e i w ekslow e.
D ocent dr. Z b o ro w sk i: O sta tu ta c h K azim ierza W ielk . ta k zw anych W iślic k ic h ,
ich p o c z ą tk u , tre śc i i znaczeniu.
N a w ydziale filozoficznym :
Prof. dr. L i p i ń s k i: W y k ła d loiki.
Prof. dr. M a łe c k i: H isto ry a lite ra tu ry polskiej w o statniej epoce. —P r a k ­
tyczne ćw iczenia p isem ne w stylu polskim .
D ocent d r. X . L is k e : N ajnow sza h isto ry a fran c u zk a od 1 8 1 4 —42. D yplom a­
ty k a p ołączona z ćw iczeniem w czy tan iu sta ry c h rękopisów .

Pom nik i muzeum polskie w R appersw yl w Szw ajcayri. Fundatorow ie pom nika pols­
kiego w Rappersw ylu w S z w a jc a ry i, wzniesionego tam na pam iątkę 100-letniej rocznicy
konfederacyi b a rs k ie j, zajm ują się teraz założeniem muzeum polskiego, dla którego po­
mieszczenia m iasto Rappersw yl ofiarowało starożytny zamek przy samym pomniku. Głów­
nym opiekunem tej m yśli zaś je s t W ładysław lir. P la te r. Różni dawcy przyczynili się do

F c u i l l e t o u.

Pomimo iż jeden z dzienników tutejszych ale naw et z pow szednim i, i że bynajmniej


zgorszył się tem niepospolicie, że „ K uryer “ nic przyśni mi się n ig d y , staw ać w szranki z
o d stąp ił poniekąd od dawniejszego swego pro­ takim i wielowładnymi krytykam i. Być kroni­
gram u , zm ieniając mianowicie skrom ną swą karzem — chociażby naw et na dnie powszed­
dewizkę „noli me tangere“ na cokolwiek o strzej­ nie — nie ta k to łatw a sztuka. Tu musisz
szą : „wojna ze w szy stk im i," — pomimo iż mieć wszystkie przym ioty ś.p. F a m y : i długie
dziennik ów niekoniecznie pochlebnie o „Ku- nogi i wielkie uszy i jeszcze większe ślepie,
ryerze“ a raczej o zamieszczonym w nim foj- ta k żebyś naprzykład dostrzedz naw et mógł
letonie w yrazić się ra c z y ł, — pomimo te g o , u A ppellesa wasiuczyńskiego „brak mankie
a może w łaśnie na złość te m u , poryw am się tów u rękawów koszuli"*) a w razie p o trze­
znowu do lotu fejletonistycznego, chociażbym by i sekretniejsze naw et jeszcze defekta. —
naw et skończyć m iał ja k ów nieszczęsny Ika- A cóż to dopiero być kronikarzem św iątecz­
ros — rozbiciem czaszki u. p o jed en róg nym ?! N o , do te g o , to już trzeba nawet
kam ienicy p. O hrnsteina albo — a co na jedno z samego urodzenia należycie być wyposażonym:
wyjdzie — dru k arn i p. W iniarza. m atk a tw o ja m usi to być przynajm niej eine
Z astrzegam sobie jed n ak to jedno i oświad­ geborene L erche, a ojciec koniecznie już jakim
czam z góry w skrom ności mego d u c h a , iż D ickensem , S w ifte m , Tackereyem lub inną
wcale a wcale staw iać się nie myślę na równi
z kronikarzam i — i to nie tylko z św iątecznym i, *) Sprawozdanie „Gaz. Nar.“ z procesu ks. Bobikiewicza.
zbogacenia muzeum autografam i Tadeusza K o ściuszki, dokum entam i legii z wyspy św. Do­
m inika , deklaracyą je n e ra ła Kniaziewicza z roku V III. Rzeczypospolitej, itd . N adesłano
także do muzeum adres do narodu p o lsk iego, okryty 100,000 podpisów , spisany na
pergam inie długim 120 stóp — oraz sztan d ar ofiarowany przez damy angielskie z napisem :
„Polska nie zginęła.*4 W ik to r H ugo, E dgar Q u in e t, M ichelet, Jerzy Sand , H enri M a rtin ,
L a n fre y , L. P ic h a t, B a n c e l, Ju liu s F a v re , C a rn o t, Julius Simon i inni ponadsyłali swoje
dzieła. Również i stały przyjaciel Polski, lir. M ontelam bert, przysłał całkow ity zbiór swych
pism. N adewszystko ważny je s t p o d arek , przysłany przez rząd Stanów Zjednoczonych, jako
dar narodowy. J e s t nim zbiór wszystkich w ynurzeń zalu i sym patyj, okazanych w E uropie
i Ameryce po śmierci prezydenta Stanów Zjednoczonych Lincolna. Ogromny ten tom nosi
t y t u ł : „Lincoln Testunonial 44 — Pom nik i muzeum polskie na wolnej ziemi szw ajcarskiej,
m ają przypom inać Polskę wszystkim wolność miłującym. Szczególnie muzeum ma być bez-
piecznem zbiorowiskiem pozostałych narodowych pam iątek i skarbów. Założyciele wzywają
w tym celu o przysyłanie darów. (G. C.)

W y b o r n i e i o d s e r c a . N a uczcie d z ie n n ik a rsk ie j, w y p raw ionej u b ieg łej


n ied zieli na S trzeln icy , m ięd zy in n em i o b y w atel P . .. . w yliczając z a s łu g i, ja k ie znan y
w e te ra n naszego d z ie n n ik a rstw a położył około m iasta L w o w a , rz e k ł z n a c is k ie m :
,.W y k ra d ł on n aw et p o m n ik h etm an a Ja b ło n o w sk ieg o z p o lic y i, i zrestau ro w aszy , o d d a ł
nam n a w ieczn ą p am iątk ę'* .

W czoraj odbyło się o g odzinie 7. w ieczór w salach S trz eln ic y m. zg ro m ad z e­


nie T o w a rz y stw a n a ro d o w o -d em o k raty czn eg o , — a dziś m a się odbyć w ieczorem w sali
ratuszow ej w alne zgrom adzenie w yborców m. Lw ow a.

Od dw óch dni u w ija się po L w ow ie „ ś w i a s z c z e n n y k r u s s k o j “ zo g ro m -


nem i b a k e n b a rd a m i, p raw d ziw ie drag o ń sk iem i. U w ija się też za nim c a ła z g ra ja chłop­
ców, ja k za ja k im g a c h ie m , po r y n k u , d odając dość gł< śno swoje sp o strzeżen ia i
k o m en tarze.

tymże podobną znakom itością. Takiem pocho­ mimo tego mam z nimi wspólną jedną za le tę —
dzeniem szczyci się przynajm niej dzisiejszy a tą j e s t, iż w stanie jestem n. p. przy bu­
kronikarz św iąteczny , N arodów ki44 co też telce pierwszego lepszego pseudo - szam pana
w istocie pozazdroszczenia byłoby godnem, gdy­ z w szystkim i kronikarzam i lwowskich (a n a­
by to tylko zupełnie tak się miało w rzeczywi­ wet poza-lwowskich) dzienników ja k najsw o­
stości. W praw dzie co do genezy jego po kądzieli bodniej przepędzić wieczór, tak kubek w k u ­
zgodziłbym się zresztą na takow ą — nie wie­ bek , ja k to n. p. miało mieć miejsce prze­
działem tylko d o tą d , że dudek po niemiecku szłej niedzieli na Strzelnicy. A rzecz się pono
nazywać się ma : Lev cha ; ale zato co do po­ tak miała. R edaktor organiku pomologicznego
chodzenia szanownego kronikarza po mieczu a zarazem odręczny totum facki założycieli
zupełnie innego byłbym już zdania — i w mierze ,,D ziennika Polskiego44 zaimprowizował prze­
tej najchętniej zastosow ałbym tu znaną teoryę szłej niedzieli pojednawczy wieczorek dzienni-
D a rw in a , po którego a n te n a ta ch były r e d a k to r, karski — sprosił więc w c -lu tym , wyjąwszy
Chochlika rzeczywiście najcharakterystyczniej- 'jeno moją i mego tow arzysza osobę, wszystkie
szą odziedziczył c n o tę , bow iem , oprócz k o n -jta k pierwszo-, ja k też drugo- i trzeciorzędne
sekwentnego zresztą przyw łaszczania sobie j znakomitości dziennikarskie. I w samej rzeczy,
pomysłów Heinego, nie pogardza naw et w razie ja k powiedziałem , z w yjątkiem mnie i naszych
potrzeby p rzestarzałem i dowcipami dem okra-'w spółpracow ników , byli tam reprezentanci
tycznego O rganu. B ealus •panels conlentus. wszystkich dzienników nadpełtw iańskich, po­
Jakkolw iek jednak nie urodziłem się na cząwszy od poczciwego starow iny N estora n a­
kronikarza i wcale a wcale nie posiadam ce­ szego d z ie n n ik a rstw a , aż do pewnego pełnego
chujących takow ego przym iotów , przecież po- nadziei m łodzieniaszka, przyjętego pono do
W e c z w artek o g o d zin ie y 4 n a 9 tą w ie c z ó r, za ala rm o w ał całe m iasto zegar
ratuszow y sw ojem sm ętnem biciem pożarowena. W ulicy K rak o w sk iej, w han d lu iz ra e lity ,
p o w stał przez nieostrożność w zaśw iecaniu lam py o g ie ń , a poniew aż był to han d el
o le ju , te rp e n ty n y i t. p. p a ln y c h m a te ry a łó w , przeto pożar w ybuchł i silił się z całą
g w a łto w n o śc ią , zag ra ż ają c nie ty lk o b lizkim , ale n aw et i dalszym sąsiadom . D robny
deszczyk, k tó ry p rzed tern zro sił m ocno d achy, uniem ożliw ił zaję cie się są sie d n ic h , m i­
mo źe is k ry rzęsiście n a ta k o w e sp ad ały . N ieporządek, jak i p rz y g aszeniu p a n o w a ł,
n a tło k m ięd zy p rzech o d n iam i n ieb ard zo p o trzebnych d o ro żk arzy , którzy ty lk o zam ęt
p o w ię k s z a li, s ik a w k a , k tó rą obok k o ścioła P . M aryi u sta w io n o , a k tó ra zaledw ie
w 15 m inut po p rzy b y ciu z aczęła być c z y n n ą : — w szystko to przypom inało w ięcej ra tu n e k
k u lik o w s k i, an iż e li sto licy , zaopatrzonej ta k w p rz y rz ą d y ja k o też i stra ż ogniow ą.

W p rz e sz łą n ied zielę o d b y ła się w salach S trzeln icy m iejskiej uczta d z ie n n i­


k a r s k a , n ap ręd ce przez je d n e g o ze w spó łpracow ników „ D zie n n ik a P olskiego* z a im p ro ­
w izow ana. O m aw iano n a niej p o trz e b ę z a p rz e sta n ia w zajem nych uszczypliw ości —
oraz liczne zasłu g i N esto ra d z ie n n ik a rstw a g a lic y jsk ie g o , p. H ip o lita S tupnickiego.

M a ł e q u i p r o q u o : N iejak i K siądz B . . . n a d e sła ł w ty ch dn iach na


ręce sw ojego fa k to ra iz ra e lity 5 złr. w. a. z po lecen iem , by mu za tak o w e „G azetę
N arodow ą* z a p re n u m e ro w a ł, i w yszłe ju ż od 1. t. m. num era n a d e sła ł. Ż ydek w yw iązu­
ją c się z tegoż p o le c e n ia , a ro z u m ie ją c , że „G azeta N arodow a* będzie to zapew ne
„ V o lk s -Z e itu n g * , z a k u p ił tej o statniej c a łą p a k ę i o d esłał ją n a ty c h m ia st księdzu.

Od n iejak ieg o ś czasu w n ieo k azałej k am ien iczce p rz y ulicy D om inikańskiej


w y p ra w ia ja k iś ru sk i chór ćw iczenia śpiew u różnorodnych p ieśni r u s k ic h , a n aślad u jąc
słow ików , przeciąga je w późną p o rę nocną. Czy nie będ zie to c h ó r, k tó ry w dzień
zw y cięztw a św iętojurców , t. j p o d ziału G alicyi w edług ich p ro g ram u n a 2 c zę śc i,
w y k o n a pub liczn ie ja k ą w ie lk ą u w ertu rę n a ro d o w ą , w któ rej się już naprzód ćw icz y ?

ta k uczonego grona jedynie przez wzgląd tylko ic trąbę, a n a to m iast za pośrednictwem „Ś w ia­
na u stalo n ą już w k ra ju reputacyę lite ­ tła zagrobowego" zaangażować zam ierza nie­
rack ą starszego jego braciszka. Co zaś do samej boszczyka Józefa Dzierzkowskiego, który n b
zabawy, t o , ja k słyszę , raczył się tam oso­ oprócz kroniki lwowskiej donosić nam będzie
bliwie ów młodzian z kimś podobnym n ale­ tygodniowo i o skandalikach z królestw a N ie ­
życie — a po każdym toaście ściskali s i ę , bieskiego , — a z takim k ro n ik arzem , rzecz
całowali i ślinili obydwa wzajemnie - aż do oczyw ista, naw et i sam p. Lam konkureneyi
upadłego. Rzecz oczywista , że miano też i wytrzymać nie podoła. N a dowód z a ś, że to
mowy. T ak n. p. p. K. dowodził jasno ja k na wcale nie je s t niem ożebnem , niechaj posłużą
dło n i, że wszyscy współpracownicy są tylko fakta że niedawno tem u jeden ze Świętych
prostym i lokajam i swych panów redaktorów , polskich (zapomniałem tylko który) ta k piękne
że chodzić m uszą przeto w liberyi swych chle­ napisał kazanie do „Ś w ia tła zagrobowego", że
bodawców. N a ta k ie dictum acerbum rzucił nawet i sam ks. Odelgiewicz ani h r. M. Dziedu-
się był wprawdzie z początku św iąteczny k ro­ szycki nie zdobyliby się na coś podobnego, i
nikarz „N arodów ki", ależ w końcu, ja k słyszę, że obecnie znowu ś. p. K aj. W ęgierski pisze
przyznać przecie m usiał słuszność panu K. i do organiku tego powieść naszego wieku: „ K sią ­
odwołał uroczyście swój protest. żęcy ż a rt" . T ak samo więc stać się też może,
Ju ż t o , dalibóg, jakoś się ono wcale nie że n p. na najbliższem już posiedzeniu czwart-
klei temu św iątecznem u kronikarzow i „Naro- kowem spirytystów pani M alwina G r .
dów ki" — i .,czego się d o tk n ie , w ręku mu ubłagana oczywiście przez p. D obrzańskiego,
się k ru szy '-. O pow iadają już naw et dość gło­ jako najpłodniejsze medium zainterpeluje nie­
śno , że król Ja n puścić go chce zupełnie już* boszczkę córeczkę swą L ilę (k tó ra , mówiąc na-
Przed kilku dniami zgubiła pewna pani złotą szpilkę damską. Powróciwszy
niezw łocznie w r y n e k , gdzie zguby poszukiw ać za m ierzy ła , i oglądając się za takową
w miejscu, gdzie przed tern b y ła , w idzi swoją szpilkę zapiętą w głów kę kapusty
przed przekupką, u której przed chw ilą jarzynę kupowała. N ieznacznie w ięc chwyta
za tę głów k ę kapusty, kupuje ją bez targu — i unosi z sobą ze zgubą.

W e Lw ow ie pow stała znowu jedna nowa księgarnia, a to p. E m ila M alewskiego.

( Z n a l e z i o n e * ) Najdroższy mój kanaczku! duszo mojej duszy — Serce


mojego serca — K w iecie moich marzeń — Spokojny śnie moich nam iętności — Orle
mych m yśli — o T y kochanku mój a Szanow ny Panie P a u lin ie !
Tęskno mi i czy Cię to d ziw i? tęskne a jednak jestem szczęśliw a , bo t ę ­
sknota jest cierpieniem , a cierpienie jest rozkoszą dusz szlachetnych! Paulinie o i Ty
cierpieć m usisz, lecz cierp o drogi m ój, niech serca nasze pożera ogień b o le śc i, szląc
dym y uczuć na ofiarę Panu'!
Smutno mi, lecz smutek tak mój jest cichy, jak brylantowa łza dziew icy, która
drzy ze strachu po pierwszem seiśnieniu serca i w pierwszem westchnieniu a cała za­
rumieniona jak wschód różanej ju trzen k i, ucieka s a m a przed sob ą, ucieka przed m y ­
ślą sw ą a tylko smutek jako jedyną pieszczotę tuli i p ie ści, kołysze go w marzeniach
aby się niem upajać i karm ić. W ięc smutno mi m iły mój Paulinie.
Czuję jak się uśm iechasz czytając tajem nicę serca mojego. N iedobry! tryum­
fujesz żeś zabrał serce biednej dziew czyny i to Ci sprawia rozkosz i w esele. W yście
w szyscy tacy. Lecz kiedyś je zabrał trzymajże j e , bo gd yb yś je chciał kiedy kolw iek
o d d a ć , moja zem sta byłaby stra szn ą ; Nieprawdaż mój P aulinie że T y nigdy niebe-
dziesz chciał oddawać mi mojego serca któreś tak zdradziecko ukradł? —

*) List ten, pisany na różowym listowym papierze, został rzeczywiście znaleziony. — Podaje­
my go bez najmniejszej zmiany (nie bardzo złej zresztą) pisowni. — Autorka zgłosić sig może po niego
w biurze Redakcyi.

w i asem , b ardzo piękne p rz e sy ła m am uńci swej tysty czn eg o . Co do m nie je d n a k , żad n ą m ia rą


w ierszyki) — a t a z n o w u , p o la taw sz y k ilk a przychylić się nie mogę do te j te o ry i — z te j
chw ileczek po różnych regionach n ie b ie s k ic h , jed n ej p rzyczyny, że w edle n au k i te j sąd zić
w ynajdzie n areszcie ś. p. a u to ra „ S a lo n u i bym m u siał k o niecznie , ze sta w ia ją c n. p. ra-
U licy ", sprow adzi go na posiedzenie spiry ty - z°m ze so b ą p. K rzeczu n o w icza z p. B adenim ,
stów — i k ro n ik a Iw ow sko-niebiań k a gotow a. iż pierw szy je s t Solonem g alile jsk im , że d ru g i zaś
M ów iąc o „Ś w ietle zagrobow em ", nie być m usi „A sk lep ia d ese m z M ościsk14, podczas
zaszkodzi może dodać nam je sz c z e , że pisem ko gdy j a n ie ste ty n ajm n iejszej m iędzy dw om a
to i w w ielu innych d ziałach naukow ych n ie ­ p an a m i ty m i nie zn a jd u ję różnicy — przeciw nie
p o sp o litą p rzynosi nam korzyść. T a k n. p. z j a tw ierd zę, iż ob a d o tą d nie w ynaleźli p rochu
jed n ego z o sta tn ic h num erów dow iadujem y się, A leż zo staw m y n a te ra z płody d ucho­
że n a księżycu p a n u ją rzą d y re p u b lik ań sk o - we p o śm iertn e, a p rzejd źm y rac zej do ż y ją ­
p a try a rc h a ln e , że n a planecie ty m ludzie są cych. albo jeszcze lepiej do m ający ch się d o ­
m niejsi od nas w z ro s te m , ale za to o w iele piero u k az ać św ia tu — ta k n p do „ B ib lio ­
od n as m ą d r z e js i, gdy przeciw nie znow u n a t e k i n ajciekaw szych pow ieści i ro m an só w " —
M arsie czy Jow iszu m ieszkać m a ją ludzie - ol­ m. b. zag ran iczn y ch , z w ykluczeniem ojczystych.
b rz y m i, n ie m a jąc y je d n a k ty le co m y oleju Ju ż to sa m a sty liza cy a p u b lik a cy i te j w
we łb ie — z czego w szystkiego ja k najoczy- | sta n ie je s t zw abić cały św ia t pięk n y , a zw ła­
w iściej w ypływ ałoby, że objętość c ia ła i rozum szcza ary sto k ra ty c z n y , do za p ren u m e ro w an ia
człow ieka w przeciw nym s to ją do siebie s to ­ tego b eletry sty czn eg o olb rzy m a ; a cóż dopiero,
su n k u . T a k ą je s t p rzy n a jm n ie j zasada , czyli k ie d y p rz e c z y ta się im io n a podpisanych wy­
raczej h ip o te za astro n o m icz n a org an u s p iry ­ dawców , ta k ic h mężów, ja k pp.: A . J. O.,
W N ied zielę m oja o p ie k u n k a k tó ra je s t form alnie w e m nie z a k o c h a n a , za­
b ra ła m nie ze sobą n a te a tr. Po skończeniu p rz ed sta w ie n ia P an k a p ita n ten ty p p ra w ­
dziw ego k a w a le ra z czasów L u d w ik a X IV . zaprosił m n ię , Ja n in ę P ................ i jeszcze
k ilk u z m łodzieży naszego to w a rz y stw a n a piw o. B aw iliśm y się w ybornie. Pew no w iesz
że ten poczciw y k a p ita n zak o ch an y w e m nie ja k k o t , po sam e uszy. J a k się dom yślisz
ro b ił m i rozm aite o św ia d c z e n ia , lecz ja oddaw szy już serce sw o je , czyż m ogłam Mu
go ofiarow ać. Z e spuszczonem i w ięc o c z a m i, odrzekłam : „zapóźno mój P a n i e , serce
m oje ju ż w K ra k o w ie .“ A gdy n ie p rz e sta w ał n a le g a ć , sp o jrzałam n a niego ta k groźnie
ja k Ju n o n a G roźny mój w zro k p rz e ra ził go i oniem iał. A ja spokojna i d u m n a , ja k
k ró lo w a w róciłam się do dom u do swej iz d e b k i, ab y się m odlić i p ła k a ć z tęsk n o ty .
T y lk o to piw o ta k m i szum iało w g ło w ie , a było dobre piw o praw dziw e okocim skie.
Ach Ty n iew d zięczn ik u czy też T y czasem w spom nisz o m n ie , o T e j , k tó ra b y w iecz­
ność o d d a ła za jed en uścisk T w ó j!!! ,
T w oja do z g o n u ................

D zisiaj u k a z a ła się odezw a od k ilk u s e t w yborców m iasta L w o w a , tra k tu ją c a o


k a n d y d a tu rz e n a posłów m iata L w ow a pp hr. G ołuchow skiego, Z iem iałkow skiego
i D ubsa. — P o dajem y z niej k ilk a w ażniejszych ustępów :

K ornel P ilłe r i Gubrynowicz & Schm idt ?!... pitalizow ać , ją ł się więc nogami i rękam i do
Bo i czyż można mieć lepszą gwarancyę dla wydawnictwa owej biblioteki. Czy mu się to
wydawnictwa literackiego, ja k w łaśnie w obe­ uda — w ątpię o tern b a rd z o , chociaż z d ru ­
cnym w ypadku, gdzie lite ra t ofiaruje swą giej znowu strony wierzę w to mocno, a naw et
pracę, drukarz ją drukuje a księgarz prze- przekonany jestem aż nadto, że „znajdzie
daje ? W szakże to ta k sam o , jak b y n. p. się g łu p i, co i to kupiu.
fabryka Ł ańcucka daw ała ze swej stro n y s u ­
Mówiąc o B ibliotece pana A. J. O., w y­
k n o , p. Bałutow ski w yrabiał z niego panta-
lony, a ,Jz b a złatwień*’ pana T. sprzedaw ała padałoby mi wspomnąć i o innych bibliote­
takow e. Pomimo (ego przecież pozwalam ja kach , ta k 11. p o Bibliotece „M rów ki11. Ale
kogoż tam obchodzić może wydawnictwo jak ie
sobie powątpiewać o dobrem powodzeniu Ł go
goś tam e m ig ra n ta , który tylko przedruko­
olbrzymiego przedsiębiorstw a, a to nie z tej
przyczyny jakobym , broń Boże, nie wierzyć wuje jakichś tam W oroniczów, Chodźków i
chciał w dokładność czcionek p. F iliera, albo innych tym podobnych a u to ró w , których n. b.
p. A. J. O. zaledwie zna może z im ienia ?
w gorliwość p. G ubrynow icza przy sprzeda­
Z resztą czyż nie dosyć już je st z naszej strony,
waniu owych rom an só w , ale z tej n atu raln ej
jeżeli pozwalamy przebyw ać em igrantom w sto ­
jodynie przyczyny, żo powątpiewam jakoś o
licy naszej , a naw et sprawę pobytu ich pod­
doskonałości sukna Łańcuckiego, z czego zno­
nosimy w sejmie krajowym ? Czyż m u n y po
wu wnoszę, że pomimo zręcznej roboty p. Ba-
Izwolić im jeszcze wydawać biblioteki pisarzy
łutowskiego i gorliwości pana T., pantalonyi
Ipolskich — a to do tego za bajecznie nizką
licznego pokupu nie znajdą.
i dla najuboższej w arstw y przystępną cenę?
Z resztą spytałbym pana A. J . O , ja k i A z czegóż my, Galilejczycy, d y c h a ć będziemy?
pożytek przynieść może dla k raju wydawnictwo In teres przedew szystkiem — p rim a cliaritos
w y ł ą c z n i e obcych romansów i powieści — i ab ego.
dlaczego w łaśnie z szeregu beletrystyki tej
wyeliminował on powieści pisarzy ojczystych ? Kończę moje fejletonistyczne zapiski —
czy może d la te g o , że one już nam zanadto i oświadczam niniejszem uroczyście, że wszyst­
są znano ? czy może z tej przyczyny, iż t a ­ ko , co tu n ap isa łe m , je s t li tylko mojem
kowych wcale nie m am y? J a k jedno , ta k i osobistem przekonaniem , i że cały ten fejleton
d ru g ie, zdaje mi się, jest fałszem — i w czem m ó j, w ostatniej krytycznej chwili , kiedy
inuem właściwa leży przyczyna. Oto p. A. J . O., „K u ry er“ właśnie m iał iść pod p ra sę , podsu­
otarłszy się cokolwieezek o prochy salonowe nąłem tylko odpow iedzialnem u redaktorow i
i poznawszy tam słabostki du grand m o u d e, naszego organiku —• ta k kubek w kubek, ja k
mianowicie przesadnią jego predylekcyę dla to n. p. p. Lam zbyt często robić m iał, będąc
cudzoziemczyzny, postanow ił słabostkę tę zka- olim przy rcdakcyi „N aro d ó w k i(. Amen
7 -

Jednym z kandydatów tych jest Gołuchowski, z nazwiska Polak, n. b. w y ł ą ­


c z n i e galicyjski, ze stanowiska urzędnik, który pod wszelkiemi możliwemi
systemami rządowemi służył rządowi jako jego narzędzie — raz do przepro­
wadzania najabsolutnii jszych celów, to znów do konstytucyjnych wybiegów.
Piersi jego okryte krzyżami moskiewskiemi za wydawanie Moskalom naszych
braci z za kordonu — Gwiazda ta weszła na waszym horyzoncie i na waszym
zaszła, a raczej przyćmiliście ją sami waszemi rękoma, daj Boże, na wieki!—
Omawiając następnie kw estyę kandydatury p Z iem ia łk o w sk ie g o , powiada dalej odezwa:
O bywatele!
Rozbiciu stronnictwa narodowego na koterye, partye i partyjki, m arno­
traw ieniu sił kraju na bezpłodne spory — rzuceniu kości niezgody pomiędzy
dziennikarstwo krajowe — gorszącym polemikom — wzajemnemu obrzucaniu
się błotem — niemożności skupienia wszystkich sił narodowych szczerze de­
mokratycznych (pomijając nieliczną koteryę oligarchiczną) i wytężenia ich
ku jednemu celowi opozycyi stanowczej i rozstrzygającej przeciw Niemcom:
wszystkiemu temu nikt inny nie w inien, tylko były poseł F loryan ZieillialkoW -
ski i jego nieposkromiona ambieya i chęć prowadzenia na własną rękę
nawy krajowej.
Ula tej ambicyi przerzucał się on z obozu do obozu — z koteryi do
koteryi; z serdecznego przyjaciela politycznego Smolki stał się jego najzacięt­
szym przeciwnikiem; z salonów SapieŻyńskich przechodził na przedpokoje Gołll-
chowskiego, od przedpokojów ministrów do biur redakcyjnych; — gdzie jeszcze
zaprowadzi go w końcu żądza podobnego woiizirejstwa, nie wiemy, i domy­
ślać się wcale nie chcemy, — ale to wiemy, Obywatele, że Wyborem pono­
wnym Ziemiałkowskiego zapewnicie tryum f partyi m inisteryalnej, tryum f Niem­
com — i gdyby to ty lk o , toby może m niejsza, zważywszy, że już nie jednem
bezwiednem głupstwem daliśmy powód wrogom naszym do natrząsania się z
naszego nierozum u, — ale co gorsza, wyborem ponownym Ziemiałkowskiego
m i a s t o Lwów d a ł o by s a mo s o b i e p o l i c z e k n a j b o l e ś n i e j s z y —
a policzek ten odezwałby się w całym k ra ju , odezwałby się za granicą —
i te niemieckie organa, które ta k zajadle rzucały się na politykę Smolki, kiedy
jej Lwów przyklasnął, dając wotum nieufności zwolennikowi polityki mini­
steryalnej, Ziem iałkowskiem u , i które wraz z tymi panami ogłosiły wasze ze­
branie za tum ult uliczny, chociaż panowie ci przed nim z nakrytem i głowa­
mi wśród deszczu przemawiać się nie ośmielili — te same organa niemieckie i
ci sami dzisiejsi kandydaci a wczorajsi Wasi posłowie — kraj cały i świat
cały miałby Ci prawo bryznąć w oczy, tobie Obywatelstwo lwowskie, Oby­
watelstwo stolicy 5milionowego k raju , żeś nie jest czeminnem, tylko tumultem
ulicznym , bo zdania raz wypowiedzianego, zdania własnego, poszanować nie
umiesz że zdania nie masz i jak żak szkolny popełnionej niedorzeczności
wstydzisz się i jej się zapierasz!
P r e c z z a t e m z k a n d y d a t u r ą Ziem iałkowskiego, Gołu-
chowskiego i D ubsa, p r z e c i w k t ó r e j o ś w i a d c z y ł o s i ę o b y w a ­
te ls tw o s t o ł e c z n e g o m ia s ta Lwowa, dając tym t r z e m b y ły m
Posłom zasłużone wotum nieufności.
Niech żyje p o lity k a n ie o b s y ł a n ia niemieckiej cislitaw-
8k i e j r a d y p a ń s t w a ! —
Niech żyje poseł S m o l k a ! Zwolenników jego polityki
obierać ohoem y! — Preoz z mamelukami!
Telegramy „Kuryera Lwowskiego".
llci'lilk 15. Października. Dziś wyprawiono w drodze urzędowej do redakcyi
„Unii44 sprostowanie, że w całej monarchii pruskiej niema rodziny baronowskiej
Schweidnitz. Schweidnitz jest tylko forteca na Szlązku górnym, a ta nie mogła prze­
cież do W iednia za , .attache milit" być przeznaczona. Nota wyraża „Unii" niezadowol-
nienie, że taż przez wstręt do źródłosłowa br. Schweinitza na Schweidnitza prze-
chrzciła.
Z F d e r s lilir g a donoszą do „Judische Zeitiing”, że ministeryum moskiewskie
udzieliło autorowi „ T e k i S t a ń c z y k a 54 pozwolenie do wydawnictwa i rozprzedaży
tejże w całem imperyum moskewskiem.
W i e d e ń 15. Października o godzinie 10. po kolacyi. Pisarze i pisarczuki
wszystkich dzienników wiedeńskich postanowili na dzisiejszem walnem posiedzeniu
przyjąć wszystkich tych izraelitów, którzy agitowali przy wyborach do lwowskiej Izby
handlowo-przemysłowej przeciw partyi narodowej, do swego klubu „p ik e s małaclioslcesli,
jako honorowych członków.

Na dochodzące nas liczne pisemne i ustne zapytania: czemu to przypisać, że


zaproszenie do Dr. Ziemiałkowskiego, by wystąpił z swoją kandydaturą na posła
Lwowa, podpisało kilku członków należących bądź do Towarzystwa demokratycznego
bądź do rezolucyonistów, odpowiadamy zasiągnąwszy wiadomości u samego źródła, że uczy­
niono to w tym celu, by go do kandydowania zachęcić, a gdy rzeczywiście w y stąp i,
nie dając mu ani jednego głosu, tein więcej z niego zakpić

Z torby pocztowej „K u r y e r a “
Szanownemu kronikarzowi „Dziennika Polskiego44 : — Cel nasz i żądania są
bardzo skrom ne: Jak najwięcej abonentów — nb. płatnych. —
Redakcya „D iabła44 w Krakowie: — Czy nie moglibyśmy się poswatać?
Każdemu, kto jeszcze nie nadesłał przedpłaty: — Czekamy cierpliwie.

Od Redakcyi
Prenumerator©wie, którzy złożą całoroczną przedpłatę
z góryN otrzymają już w pierwszem półroczu jako dodatek
bezpłatnie, zajmujące: „ T a j e m n i c e k ą p i e l o w e " (Iw onicz,
Truskaw iec, Lubień.)
Przedpłatę upraszamy nadsełać pod adresem:
Adm inistracya „Kuryera L w ow skiego“ we Lwowie.

Wydawca i odpowiedzialny redaktor: A . M ile r o w ic z Czcionkami M. F. Poremby.

Vous aimerez peut-être aussi