Académique Documents
Professionnel Documents
Culture Documents
Cadtóre Catherine
Canon Episcopi
Carpzov Benedict
Chambre Ardente
Chelmsford, czarownice z Chelmsford
Cideville, wypadki w Cideville
Cirvelo Pedro Sanchez
Coggeshall, czarownica z Coggeshall
Czarna msza
Czrnoksięstwo
Czarnoksięstwo żydowskie
Czarownik, czarownica
Egzekucje
Egzorcyzmy
Eichstatt, proces czarownic w Eichstatt
G
Garnier Gilles
Ghirlanda --> Ligatura
Glanvill Joseph
Godelmann Johann Georg
Golenie włosów
Gowdie Isobel
Grenier Jean
Grillandus Paulus
Guazzo Francesco-Maria
Gwinner Else
Indicia
Inkub
Inkwizycja
Innocenty VIII
Irlandia, czarnoksięstwo w Irlandii
Jacquier Nicholas
Jan XXII, papież
Joanna d'Arc
Jórgensdatter Siri
Kodeks Karola V
Koszmar nocny
Koszta procesów o czary
Kyteler Alice
L
Lamia
Lancashire, czarownice z Lancashire
Lancre Pierre de
Lewitacja --> Transwekcja
Ligatura
Loudun, zakonnice z Loudun
Louviers, zakonnice z Louviers
Lykantropia --> Wilkołactwo
Magia
Maleficia
Malleus Maleficarum
Mar prawo
Maść magiczna zabijająca
Maść powodująca latanie
Metamorfoza
Molitor Ulrich
Mora, czarownice z Mora
Mysi kuglarz
Nakłuwwanie
Newbury, czarownica z Newbury
Nider Johannes
Niemcy, czamoksięstwo w Niemczech
North Berwick, czarownice z North Berwick
Norwegia, czarnoksięstwo w Norwegii
Opętanie
P
Pakt z Diabłem
Palenie czarownic --> Egzekucje
Paryż, proces o czary w Paryżu
Perkins William
Perth, proces czarownic w Perth
Pico delia Mirandola Gianfrancesco
Piętno czarownicy
Pławienie
Poltergeist
Pott Johannes Henricus
Procesy o czary
Remy Nicholas
Renata, siostra Maria
"Ręka chwały"
Rozdrapywanie
Sabat
Schultheis Heinrich von
Sinistrari Ludovico Maria
Służki
Spina Bartolommeo
Stosunki płciowe z Diabłami
Strappado
Stubb Peter
Sukkub
Szkocja, czamoksięstwo w Szkocji
Tengler Ulric
Tortury
Transwekcja
V
Viscontl Girolamo
Wampir
Wapping, czarownica z Wapping
Warboys, wiedźmy z Warboys
Weir Thomas
Wilkołactwo
Wilkołak z Angers
Wilkołaki z Poligny
Wilkobki z St-Claude
Wróżbiarstwo
Wurzburg, procesy o czary w Wurzburgu
Wyroku orzeczenie
Wzniecanie burz
Zaklęcia
Zaklęcie nocne
Zauroczenie
Zeznania
Zmora
"A"
Ady Thomas.
Wiele angielskich traktatów polemicznych dotyczących czarnoksięstwa stawiało
sobie za cel przekonanie potencjalnych sędziów o słuszności jednego z dwóch poglądów
- że czarnoksięstwo jest jedynie iluzją lub że mieści się ono w kategorii zjawisk
realnych, Z tego też powodu pełny tytuł dzieła Thomasa Ady'ego, na które
bezskutecznie powoływał się wielebny George Burroughs podczas swojego procesu w
Salem, brzmiał: A Candle in the Dark, or a Treatise conceming the naturę ofwitches
and witchcraft: being advice to the judges, sheriffs, justices ofthepeace and
grandjurymen what to do before they pass scntence on such as arę arraignedfor their
liws as witches (London 1656). Ady śmiało atakował ten przesąd, posługując się przy
tym bronią samych łowców czarownic - Biblią. George L. Burr nazywa jego książkę
"jednym z najśmielszych i najbardziej racjonalnych spośród pierwszych głosów
protestu".
A Candle in the Dark składa się z trzech części. Pierwsza, kładąc nacisk na
wieloznaczność pojęcia "czarownik", podaje w wątpliwość stosowaną podówczas
interpretację biblijnego nakazu "Czarownikom żyć nie dopuścisz". Na przykład Księga
Powtórzonego Prawa XVIII 10-11 wymienia aż dziewięć ich kategorii, w tym
astrologów, zaklinaczy, py-tonistów, wróźów, nekromantów. Ady jednak uważa, że
rzeczywistymi czarownikami są "papistowskie pachołki, wynalazcy amuletów, którymi
mamią lud".
Księga druga stwierdza, że to, co uważa się powszechnie za dowody czarnoksięstwa,
nie znajduje potwierdzenia w Biblii.
Gdzie w Starym czy też Nowym Testamencie napisane jest, że czarownicy są
mordercami, iż mają moc zabijania za pomocą czarów albo sprowadzania chorób i
niemocy? Gdzie napisane jest, że czarownice posiadają małe demony, które ssą ich
ciała? Gdzie jest napisane, że czarownice mają specjalne sutki dla owych demonów, by
te mogły ssać [...], że diabeł umieszcza na ciele czarownic tajny znak [...l, że
czarownice mogą szkodzić trzodom i plonom [...] lub latać w powietrzu [...]. Gdzie
możemy wyczytać o diabłach i diablicach, zwanych sukkubami i inkubami, i o tym, że
mogą one płodzić potomstwo lub obcować cieleśnie?
Akwinata Tomasz. Dominikanin Tomasz z Akwinu (ok. 1227-1274) był jednym z pięciu
najwybitniejszych teologów Kościoła. Jeszcze w roku 1879 papież Leon XII zalecił
wszystkim duchownym rzymskokatolickim, by "przyjęli nauki Akwinaty za podstawę
swoich koncepcji teologicznych".
Znakomity znawca dziejów czarnoksięstwa, profesor George L. Burr, obciąża
Tomasza z Akwinu odpowiedzialnością za ugruntowanie się w świecie chrześcijańskim
przekonania o rzeczywistym istnieniu czarownictwa: "Wiara w istnienie ludzi -
sprzymierzeńców i sług Szatana - zrodziła się w umyśle tego mnicha logika". Wcześni
autorzy rozpraw o czarach powołują się nań nieustannie; Nider, Vineti, Sprenger i
Kramer (autorzy Młota na czarownice) cytują Akwinatę na równi z Biblią i św.
Augustynem, uważając go za największy autorytet. W wiekach późniejszych
specjaliści od czarów podobnie traktowali Młot. Tomasz z Akwinu zaprzeczał, co
prawda, istnieniu formalnego paktu między człowiekiem a diabłem, niemniej przyjęta
przezeń i jasno wyłożona koncepcja obcowania z szatanem stała się źródłem
późniejszej psychozy zagrożenia przez czarownice.
Tomasz z Akwinu w znaczący sposób przyczynił się do ukształtowania poglądów na
temat pięciu podstawowych sfer magii stosowanej:
1. Stosunki płciowe z diabłem. Przekonanie o perwersyjnych praktykach seksualnych,
charakteryzujących sabaty czarownic, wynikało z koncepcji św. Augustyna (który sam
przejął ją od teologów bizantyjskich), że istoty ludzkie mogą współżyć cieleśnie z
diabłami, w następstwie czego, dzięki spermie pobranej od onanizujących się lub
cudzołożących z sukkubami mężczyzn i przeniesionej w okamgnieniu, kobiety mogą
zachodzić w ciążę. W Quaestiones Quodltbetales Tomasz z Akwinu pisze: "Ponieważ
inkub potrafi skraść nasienie niewinnego młodzieńca, który doświadczył polucji, i
wprowadzić je do łona niewiasty, ta z kolei może, dzięki temu nasieniu, począć
potomstwo, którego ojcem nie jest wszakże inkub, lecz mężczyzna, którego nasienie
ją zapłodniło, moc bowiem onego nasienia bierze się od tego, kto je uronił. Wydaje się
zatem, że mężczyzna (i to bez żadnego cudu) może być ojcem, nie utraciwszy zarazem
swej niewinności".
Nawet w tych procesach o czary, w trakcie których nie podnoszono kwestii udawania
się na sabat, normą były oskarżenia o utrzymywanie stosunków płciowych z diabłem.
2. Loty czarownic. Akwinata akceptuje domysły Alberta Wielkiego, że szatan, kusząc
Chrystusa na górze, przyjął postać cielesną i niósł Chrystusa (który uczynił się
niewidzialnym) na ramionach - z tym, że wydaje się raczej, iż szedł, niźli unosił się w
powietrzu. Na tej podstawie dochodzi do wniosku, że diabły, w pewnych określonych
przez Boga granicach, mogą przenosić czarownice w powietrzu. Akwinata rozwija tym
samym sformułowaną przez Augustyna doktrynę raptus, jedną z pierwszych koncepcji
projekcji astralnej, w myśl której dusza może przeżywać doznania poza ciałem. (Inni
uczeni owej epoki, np. Jan z Salisbury, zwalczali wiarę w translokację, uważając ją za
złudzenie.)
3. Metamorfoza. Akwinata akceptuje bez zastrzeżeń wierzenia ludowe,
usankcjonowane zresztą przez Augustyna, przypisujące diabłowi zdolność zamieniania
ludzi w zwierzęta (podobnie jak to uczyniła Circe z towarzyszami Odyseusza). Dowodzi
on tego w sposób dość pogmatwany: diabeł stwarza złudzenie w umyśle ludzkim, a
następnie z materii powietrznej kształtuje złudzenie zewnętrzne, odpowiadające
całkowicie pierwszemu. Metamorfoza zatem nie zachodzi w rzeczywistości, pozostając
wyłącznie tworem wyobraźni, oddziałuje jednakże na człowieka tak, jakby w istocie
rzeczy miała miejsce; podobnie alchemicy stwarzają imitację złota, która wygląda jak
prawdziwy kruszec. Zarówno Augustyn, jak i Akwinata negują istnienie lycantropii,
tłumaczą jednak to zjawisko za pomocą wspomnianej teorii "zjawiska
wyimaginowanego" [phantasticam apparttionem]. Mimo to późniejsi demonolodzy,
broniąc koncepcji metamorfozy, powoływali się na autorytet Akwinaty.
4. Wywoływanie burz. Tomasz z Akwinu wierzył, że diabły, za zgodą Bożą, mogą
czynić maleficia, nie wyłączając sprowadzania burz (wyjaśnia to w swoim komentarzu
do Księgi Hioba). Co więcej, Akwinata wyłożył reguły stosowania właściwych zaklęć.
5. Ligatura. W Quaestiones Quodlibetales Tomasz z Akwinu pisze: "Wiara katolicka
utrzymuje, że demonów nie należy lekceważyć, działaniami swymi mogą one bowiem
czynić szkody, a także uniemożliwić współżycie cielesne". Potrafią to osiągnąć w
sposób nader prosty, na przykład wzbudzając w mężczyźnie wstręt do jakiejś kobiety.
Akwinata wierzył także, iż stare kobiety, dzięki paktowi [foedus] z diabłem mogą
szkodzić dzieciom rzucając na nie urok.
Co więcej, przyjmując za pewnik, że pakt z szatanem mieści się w pojęciu herezji,
Tomasz z Akwinu uważał, że heretyków należy palić na stosie; w Nowym Testamencie
bowiem przyrównani są oni do złodziei i wilków, a przyjęto przecież, że wilki się zabija.
Kiedy pozostająca pod kontrolą dominikanów inkwizycja przekazywała skazanych
heretyków w ręce władz świeckich, powoływała się na słowa Akwinaty: "Skoro władcy
świeccy bez ociągania wykonują wydane zgodnie z prawem wyroki śmierci na
fałszerzach monety i innych zbrodniarzach, to tym bardziej herytycy, którym
dowiedziono winę, muszą być nie tylko ekskomunikowani, ale i natychmiast uśmiercani".
(Summa Theologica II, XI)
"B"
Bamberg stał się synonimem tortur. Wśród narzędzi i metod stosowanych zazwyczaj
w celu wydobycia zeznań oskarżonych o czary znajdujemy:
1. Daumenstock, urządzenie do miażdżenia palców, stosowane wraz z
2. Beinschraube, rodzajem imadła, w którym zgniatano nogi.
3. Zawieszanie w powietrzu i chłostę.
4. Drabinę, odmianę strappado. Uciekano się także do tortur specjalnych, takich jak:
"Ludzie protestują, uważają za nie do przyjęcia to, co prawo uczyniło wszystkim tym
mieszkańcom Bambergi". Dał też do zrozumienia, że należałoby wstrzymać konfiskatę
majątków uwięzionych. Pewien mężczyzna, któremu udało się zbiec z Drudenhausu,
przedstawił petycję Barbary Schwarz, która, mimo iż torturowana osiem razy, nie
przyznała się do niczego, a jednak została skazana na trzy lata wieży.
Książę-biskup Bambergu również wysłał do Regensburga poselstwo, mające bronić
jego racji, zostało ono jednak przyjęte ozięble. We wrześniu 1630 roku ojciec
Lamormaini ostrzegł cesarza, że wrogie nastroje wywołane jego bezczynnością
uniemożliwią elekcję jego syna na tron cesarski i że jeśli w dalszym ciągu pozostanie
obojętny wobec bezprawia sądów w Bambergu, to on, Lamormaini, nie udzieli mu
rozgrzeszenia. Jakiś czas później Ferdynand II zażądał, aby przesłano mu do wglądu
protokoły sądowe i zarządził, że dalsze procesy wszczęte być mogą jedynie na
podstawie oskarżeń podanych do wiadomości publicznej (zwykłe pomówienie lub zła
reputacja były do tej pory najczęstszą przyczyną aresztowań), oskarżonym
przysługuje prawo do obrony, a konfiskata majątków ma zostać wstrzymana.
Stosowania tortur wszelako nie zakazano.
Wczesną wiosną 1631 roku terror zelżał, po części z powodu śmierci biskupa
sufragana Frómera (w grudniu 1630), po części zaś z obawy przed królem szwedzkim
Gustawem, który we wrześniu zajął Lipsk. Nie bez znaczenia był też sprzeciw cesarza
wyrażony w zarządzeniach z 1630 i 1631 roku. W roku 1630 odbyły się dwadzieścia
cztery egzekucje, w następnym zaś nie przeprowadzono już ani jednej. Biskup
Bambergu zmarł w roku 1632. Po śmierci swego kuzyna, biskupa Wtirzburga, w roku
1631 i kardynała biskupa Wiednia (rok wcześniej) odszedł trzeci z najzagorzalszych
zwolenników polowań na czarownice.
Bilson, chłopiec z Bilson.Jeden z długiej listy nieletnich szalbierzy, który pojawił się
cztery lata po zdemaskowaniu Johna Smitha, zwanego chłopcem z Leicester. W roku
1620 niejaki William Perry, znany jako chłopiec z Bilson, oskarżył podeszłą wiekiem
niewiastę, Jane Clark, o rzucenie nań uroku i spowodowanie nawiedzających go ataków
konwulsji. Sceptycyzm okazany przez króla Jakuba wobec sprawy z Leicester był bez
wątpienia przyczyną, dla której sędziowie w Stafford wnikliwiej niż zwykle zajęli się
przypadkiem Williama i - ostatecznie - oddalili wysuwane przez niego zarzuty. W
końcu sam chłopak przyznał, że symulował ataki, ponieważ zainteresowanie, jakie
wzbudzała jego osoba, sprawiało mu przyjemność.
Jakiś czas później wszakże tegoż samego Williama przyłapano ponownie na
identycznych sztuczkach, stanowiących potencjalne zagrożenie dla życia innych osób.
Wysuwanymi przez Williama oskarżeniami zainteresował się osobiście Thomas Morton,
biskup z Lichfieid, który ostatecznie orzekł, że w symulowaniu oznak opętania
wyszkolił Perry'ego pewien ksiądz katolicki, ucząc go, jak "wymiotować śmieciami,
strzępkami nici, słomą i połamanymi igłami".
Perry'emu o mały włos udało się podejść biskupa Mortona dzięki temu, że w nie
dający się zakwestionować sposób oddawał on urynę koloru czarnego, tak że "nawet
lekarze byli zdania, że ustać tu musiało działanie przyczyn naturalnych". Biskup
Morton postanowił "zaprzestać dalszych badań", ale na wszelki wypadek "zlecił
zaufanemu słudze, by ten obserwował chłopaka przez dziurę znajdującą się w suficie
nad jego łóżkiem". Kiedy wszyscy domownicy udali się do kościoła, Perry uznał, że
został sam. "Zauważywszy, że wszystko ucichło, [Perry] uniósł się, rozejrzał i
nasłuchiwał; wreszcie wyszedł z łóżka, wydobył ze znajdującej się pod nim słomy czy
też Innych śmieci kałamarz z atramentem, po czym wysiusiał się do nocnika".
Następnie nalał doń nieco atramentu i "na wypadek, gdyby zmuszony został do oddania
moczu przy świadkach, zamoczył kawałek waty w atramencie i wetknął go pod napletek,
przykrywając dokładnie skórką". Reputacja biskupa była uratowana.
Diabeł, który rzekomo opętał chłopca, wywoływać miał u niego atak w czasie lektury
pierwszego wersetu części I Ewangelii według św. Jana. Zdarzało się jednak, że szatan
nie reagował jak należy, jeśli werset ten odczytywano w językach obcych. Thomas
Morton upomniał przeto młodzieńca:
"Chłopcze, jest tak, Że albo ty, albo diabeł czujecie wstręt do słów Ewangelii; jeśli
jest to diabeł, to on (ucząc się od tak dawna, od lat bez mała sześciu tysięcy) zna i
rozumie wszystkie języki, tak że nie może nie wiedzieć, kiedy odczytuję to samo
zdanie po grecku. Ale jeśli to ty, w takim razie jesteś obmierzłym łotrem, który udaje
diabła. [...] Bacz przeto, bowiem czeka cię próba, l zważaj pilnie, czy odczytany będzie
ten sam fragment Pisma".!...] Po czym biskup odczytał inny werset po grecku, a
chłopiec, mniemając, że był to werset pierwszy, natychmiast dostał gwałtownego ataku.
Później zaś, kiedy biskup odczytał po grecku werset pierwszy, chłopak pozostał w
bezruchu.
Bodin Jean. Wydana przez Bodina w roku 1580 w Paryżu De la Demonomanie des
sorciers stanowi bez wątpienia punkt zwrotny w dziejach ewolucji poglądów na
czamoksięstwo, jednak opinie na temat jej wartości są różne. Na przykład arcybiskup
Samuel Harsnett w roku 1605 wyśmiał Bodina za jego wiarę w transmigrację, ligaturę i
wilkołactwo, "nade wszystko" zaś oburzył go fakt, że Bodin oczernia jego kraj,
przytaczając "niesmaczną, smutną, a zarazem absurdalną opowiastkę o jaju, które
czarownica sprzedała pewnemu Anglikowi, zamieniając go tym sposobem w osła". Biskup
Francis Hutchinson w roku 1718 dyskredytuje Bodina jako "nałogowego opoja",
natomiast Henry Morę, filozof z Cambridge, wyraża opinię, że poglądy Bodina "nie są
całkowicie niegodne człowieka rozumnego i bystrego".
Jean Bodin otrzymał niezwykle staranne wykształcenie, obejmujące literaturę
klasyczną, prawo, filozofię i ekonomię, toteż jego poglądy, stanowczo podtrzymujące
wiarę w realne istnienie czamoksięstwa, są tym bardziej godne potępienia. Urodził się
w Angers, w roku 1529, tamże rozpoczął studia, po czym wstąpił do zakonu karmelitów,
który opuścił wszakże, wstępując na uniwersytet w Tuluzie, by wreszcie zostać
profesorem prawa na tej uczelni. W roku 1561 przeniósł się do Paryża, by wstąpić na
służbę królewską, i zaczął tam publikować liczne uczone dysertacje. Piętnaście lat
później ukazanie się drukiem jego Rzeczypospolitej w połączeniu z niektórymi mowami,
jakie wygłosił publicznie, pozbawiło go łaski królewskie). W tym samym 1576 roku
poślubił córkę królewskiego prokuratora Lyonu i osiadł na prowincji, gdzie prowadził
praktykę adwokacką. W latach późniejszych sam objął funkcję prokuratora. W roku
1581 odwiedził Anglię jako członek świty księcia d'Alencon, kandydata do ręki
królowej Elżbiety. Zmarł na zarazę w Angevin w roku 1596.
Spośród licznych jego dzieł największy rozgłos zdobyła Demonomanie - opublikowana
po raz pierwszy po francusku w roku 1580, a w roku następnym przetłumaczona na
łacinę [De Magorum Daemonomama] -która do roku 1604 doczekała się dziesięciu
wydań. Dzieło to było do przyjęcia także i dla protestantów, Bodin bowiem opowiadał
się za tolerancją wobec kalwinistów francuskich. Z racji podejrzeń o hołdowanie
naukom Kalwina znalazł się nawet na liście osób, które miały zostać zamordowane w
czasie Nocy Świętego Bartłomieja, szczęśliwie jednak udało mu się zbiec. Wszelako w
kwestii czarnoksięstwa katolicy i protestanci okazali się jednomyślni.
Demonomanie, dzieło napisane po to, by pouczyć sędziów, jak stawić czoło
czarnoksięstwu, opiera się zarówno na osobistym doświadczeniu Bodina, jak i na jego
rozległej wiedzy. Sprawy o czary zostały wyjęte spod kompetencji sądów kościelnych i
przekazane jurysdykcji świeckiej na mocy dekretu wydanego w roku 1390, Bodin zaś
jest jednym z pierwszych, którzy sformułowali prawną definicję czarownika: "Ktoś,
kto znając prawo boże próbuje dokonać pewnych czynów poprzez przymierze z
diabłem [par moyen diaboliaues].
Trzecia część traktatu poucza, w jaki sposób torturować, przesłuchiwać i osądzać
czarownice, a także jak wykonywać wyroki na nich. Mimo iż od czasu do czasu bierze w
nim górę doświadczony prawnik - "Wyznaję, że jest rzeczą daleko lepszą uwolnić
winnego niźli skazać niewinnego" - Bodin przeważnie pisze z pozycji skończonego
bigoty, doprowadzonego do pasji uznaniem, jakie zdobyły daleko bardziej umiarkowane
poglądy Johana Weyera, którego De Praestigiis wznowione zostało w Bazylei w roku
1577.
Bodin z góry dyskredytuje wszystkich powątpiewających w istnienie czarnoksięstwa,
powołując się na przykłady sceptyków, którzy następnie sami stali się zagorzałymi
łowcami czarownic. Ponieważ zbrodnia ta musi zostać wykorzeniona, "nie można
trzymać się zwykłych procedur śledczych", jako że "dowody tego rodzaju
przestępstwa są tak niejasne i trudne do przeprowadzenia, że gdyby stosować
zwyczajowo przyjęte normy, nie oskarżono by ani nie skazano nawet jednej
czarownicy na milion". W ten oto sposób Bodin dostarcza argumentów na poparcie
najokrutniejszych form prześladowania czarownic, wymienionych miedzy innymi w
Młocie na czarownice, przy czym jest w swym poparciu bardziej katolicki niż sam
papież.
W przypadku procesów o czary, ale nie w żadnych innych, Bodin interpretuje prawo
w taki oto sposób:
Więźniowi można obiecać ułaskawienie lub złagodzenie kary, jeśli zadenuncjuje
swoich wspólników.
Imiona donosicieli mają pozostać w tajemnicy.
Dzieci mogą zostać zmuszane do świadczenia przeciwko swoim rodzicom.
Przebiegli i doświadczeni prowokatorzy powinni skłaniać oskarżonych do składania
zeznań.
Podejrzenie jest wystarczającym powodem poddania torturom, jako że krążące
wśród ludu pogłoski rzadko kiedy mijają się z prawdą.
Osoba raz oskarżona nigdy nie powinna być uniewinniona, chyba że fałszywość
zarzutów postawionych przez oskarżyciela lub donosiciela okaże się jaśniejsza niż
słońce.
Co więcej, Bodin zalecał brutalne traktowanie podejrzanych; sam zresztą, jako
sędzia, poddawał torturom dzieci i kaleki ["une jeu-ne filie, une jeune enfant, ou une
femme delicate, ou quelque mignard"]. Jego zdaniem żadna kara nie jest dla
czarowników dość okrutna. Spalenie na wolnym ogniu jest zbyt wielkim
dobrodziejstwem dla czarownicy, trwa bowiem zaledwie około pół godziny. Jakakolwiek
wyrozumiałość jest niedopuszczalna; sędzia, który nie wykonał wyroku na osobie
skazanej za uprawianie czarów, sam winien ponieść śmierć.
Należy tu także wspomnieć o "dżentelmeńskiej" zmowie milczenia chroniącej łowców
czarownic. W roku 1566 w Vermandois, opodal St. -Quentin, pewną kobietę spalono
przez pomyłkę żywcem; kat zapomniał ją przedtem udusić. Bodin nie oburza się z
powodu tej pomyłki sądowej, przeciwnie, próbuje dowieść, że "nie jest to pomyłka -
powiedzmy raczej, to wyrok Boga, który w ten sposób przypomina nam [...], że nie ma
zbrodni, która bardziej niż ta zasługiwałaby na karę spalenia żywcem".
Takie oto praktyki popierał Bodin zarówno formułowanymi osobiście regułami, jak i
całym swoim autorytetem. Takim był też człowiek, o którym Montaigne napisał, że "miał
on więcej rozumu niż cała zgraja pismaków owego stulecia".
Boguet Henri. Grand Juge de St.-Claude, au Comtó de Bourgogne, Henri Boguet (ok.
1550-1619) był wybitnym prawnikiem, autorem podręczników prawa obowiązujących
powszechnie przez całe następne stulecie. Jego Discours de sorciers doczekał się
dwunastu wznowień w ciągu dwudziestu lat, stając się w krótkim czasie najwyżej
cenionym dziełem z dziedziny demonologii. Obfitość zawartych tam, starannie
udokumentowanych i w interesujący sposób przedstawionych relacji stanowi niezwykle
cenny materiał, pozwalający poznać psychologiczne aspekty zjawiska czarnoksięstwa
na początku wieku siedemnastego. "Napisałem ten traktat na podstawie procesów,
jakie prowadziłem w ciągu ostatnich dwóch lat przeciwko kilku członkom owej sekty,
których widziałem, słyszałem i przebadałem najstaranniej jak mogłem w celu wydobycia
z nich prawdy".
W czasie gdy Boguet piastował stanowisko sędziego w St.-Claude, poddawano tam
egzorcyzmom niejaką Loyse Maillat, ośmioletnią opętaną dziewczynkę. Utrzymywała
ona, że diabły zostały na nią nasłane przez Francoise Secretain, kobietę o
nieposzlakowanej dotychczas reputacji. Boguet poddawał ją torturom, póki nie ujawniła
imion swoich wspólników, co stworzyło podstawę do wszczęcia masowych polowań na
czarownice. W swoim Discours Boguet opisuje przypadki czterdziestu czarownic,
które przesłuchiwał; według wszelkiego prawdopodobieństwa wszystkie spłonęły na
stosie. Na stos posyłał także małe dzieci, a to z powodu okropieństwa ich zbrodni oraz
dlatego, że skoro raz wpadły w szpony szatana, to niewiele było już szans na ich
poprawę. Wielu skazańców nie duszono przed spaleniem. Ciaude Janguillaume, na
przykład, trzykrotnie udało się wyrwać z płomieni i również trzy razy kat wrzucał ją w
nie ponownie.
Rozgłos, jaki zdobył Discours, dorównywał sławie Młota na czarownice, daleko
przewyższając pod tym względem podobne dzieła współczesnych - Bodina, Remy'ego
czy de Lancre'a, a stało się tak dzięki wysokiej ocenie, z Jaką spotkał się dodatek do
tego dzieła: "Sposoby postępowania sędziego w sprawach o czary'; w siedemdziesięciu
rozdziałach ujmujący obowiązujące w tej mierze prawodawstwo oraz normy
postępowania procesowego. Do sukcesu Discours des sorciers przyczyniły się także
nader przychylne opinie profesury i przedstawicieli wyższej hierarchii kościelnej,
podzielających pragnienie Bogueta, by wszystkie czarownice "złączyły się w jedno
ciało, tak by można je spalić za jednym zamachem na jedym stosie". Niektóre z
tytułów rozdziałów dają pewne wyobrażenie o zawartości tego dzieła:
O mocy, jaką mają czarownice. Jak czarownice szkodzą bydłu. Czarownice niezdolne
są ronić łzy w obecności sędziego.
Znaki na ciałach czarownic. Czy ktoś, kto został oskarżony o czary i zmarł w
więzieniu, może być pochowany w poświęconej ziemi.
O mocy i właściwościach wody święconej stosowanej przeciw diabłu.
Rodzina Bogueta starała się nie dopuścić do wydania tej księgi; prawdopodobnie jego
krewni potajemnie współczuli ofiarom procesów o czary.
Bouvet Le Sieur. Les mantóres admirables pour dćcouvrir toutes sortes de crimes
et sortiges avec l'instruction solide pour bienjuger un proces criminel Bouveti jest
podręcznikiem technik prowadzenia proces verbal. Pomimo iż zawarte tam wskazówki
dotyczą wszelkiego rodzaju przestępstw, widać wyraźnie, że zainteresowanie autora
skupia się przede wszystkim na zbrodni uprawiania czarów, który to występek,
podobnie jak herezja, zasługuje na śmierć w płomieniach sans remission. Dzieło to
pełne jest żywo nakreślonych opisów tego, co działo się w salach sądowych l izbach
tortur - scen znanych Bouvetowi z jego własnej praktyki na stanowisku prokuratora
generalnego armii francuskiej we Włoszech. Autor uwzględnia także sytuacje
nietypowe i podaje szczegółowe instrukcje, jak należy w takich razach postępować (np.
sposób torturowania osobnika chorego na kiłę), wyjaśnia też, w jakich momentach
więzień powinien krzyczeć z bólu i co ma czynić sędzia nie chcąc dopuścić, by zmiękło
mu serce. Dzięki swemu groteskowo prost odusznemu stylowi Maniźres admirables
(1659) jest chyba, mimo całego swego okrucieństwa, najbardziej ludzkim ze
wszystkich podręczników dla sędziów świeckich.
Dwa rozdziały tej książki zasługują na specjalną uwagę.
"W jaki sposób dobry sędzia winien nadzorować tortury, jak winien przesłuchiwać
oskarżonego i czego powinien pilnować w trakcie procesu" - Rozdział XVIII. Sędzia
powinien nakazać, by więźnia ogolono i związano, a następnie spokojnie i obojętnie
torturować go dopóty, dopóki nie będzie on w stanie wytrzymać więcej. Sędziemu nie
wolno postępować ani zbyt łagodnie, ani zbyt surowo, zawsze powinien wykazywać
łaskawość i umiarkowanie, a także mieć na względzie zbyt podeszły albo całkiem
jeszcze niedojrzały wiek badanego oraz jego dobrą lub złą reputację. Sędzia nie może
zaniechać swych czynności z powodu krzyków i jęków, bowiem okazując zbyt wiele
litości traci szansę wykrycia prawdy. Kieruje się on bowiem nie zasadami swego serca,
lecz zasadami prawa świeckiego i kanonicznego; nie wolno mu wszakże być tyranem i
winien czynić tylko to, czego domaga się sprawiedliwość.
"Co powinno się czynić, jeśli więzień podejrzany jest o to, że użył zaklęć, by
wytrzymać tortury" - Rozdział XX. .Więzień musi być rozebrany do naga (dćpouillć
nue). Należy starannie przebadać każdą część jego ciała, zwłaszcza nozdrza, uszy,
części intymne, a nawet rany i wrzody, w poszukiwaniu maleńkiego skrawka papieru,
pergaminu lub skóry, w których mógłby zostać ukryty kawałeczek wosku w wyrytymi na
nim kilkoma słowami. Jeżeli nic nie zostanie znalezione, winno się wtedy opalić włosy,
brodę i owłosienie łonowe, ponieważ zdarzało się, że więźniowie potrafili niemal
niedostrzegalnie pocierać swoje włosy, a wtedy ukrywający się tam diabeł sprawiał, że
nie czuli bólu. Jeśli jednak wszystkie te zabiegi zakończyłyby się fiaskiem, a zaklęcia
dalej nie można by znaleźć, to należy przypuszczać, że więzień je połknął. Trzeba mu
zatem podać eme-tyk, aby spowodować wypróżnienie; w takim wypadku z całą
pewnością wyjdzie także i zaklęcie. Kiedy oskarżony widzi, co się święci, popada w taką
panikę, że nie wie już co mapowiedzieć. Bardzo często przyznaje się wtedy od razu,
nie czekając na dalsze tortury,
Jest rzeczą śmieszną, powiada Bouvet, wierzyć, że więzień może wytrzymać tortury
nie odczuwając bólu tylko dlatego, że jest śmiały i nieugięty (tak jak wyobrażają to
sobie beaucoup d'espritś). Wszystkie fakty dowodzą czegoś przeciwnego; jest to
czarownik, któremu wytrwać pomagają zaklęcia -a przytoczonymi na dowód tego
przykładami, jakie widział we Włoszech, Bouvet mógłby zapełnić znacznie więcej niż
jedną tylko książkę.
Burton, chłopiec z Burton. Thomas Darling, zwany chłopcem z Burton, jest jednym
z licznych angielskich niedorostków, którzy spowodowali skazanie wielu staruszek jako
czarownic. W ostatecznym rozrachunku po długotrwałej polemice między
arcybiskupem Samuelem Harsnettem a Johnem Darrellem, który współdziałał z młodym
Darlingiem w trakcie jego rzekomych "egzorcyzmów",
Thomas został zdemaskowany. Relacje współczesnych przekazują nam szokujące
przykłady morderczych fantazji tego chłopca.
Oskarżenia, jakie Tommy wysunął przeciwko sześćdziesięcioletniej Alice Gooderidge
i jej matce, Elisabeth Wright, w każdej innej epoce zapewniłyby mu wygodne miejsce
w zakładzie psychiatrycznym. Ale w roku 1596 sędziowie przyjmowali najbardziej
fantastyczne opowieści porzuconego chłopaka jako materiał dowodowy najwyższej
wagi. Nie uciekając się do sztuczek prawnych, praktykowanych przez sądy niemieckie,
sędziowie angielscy na swój pragmatyczny sposób doszli do zbliżonych rezultatów;
oskarżeni zostali skazani z obwinienia o uprawianie czarów.
27 lutego 1596 roku Thomas Darling podczas polowania w lesie zgubił
towarzyszącego mu wuja i wrócił do domu obłożnie chory. Następnego dnia dostał
konwulsji, objawił mu się kot koloru zielonego i tej samej barwy aniołowie, a po pewnym
czasie dostrzegł "człowieka, który wyszedł z sypialni, płomienie piekielne oraz
otwierające się niebiosa". Orzeczenie lekarzy, że chłopiec cierpi na robaki, odrzucono,
jedynym przeto wytłumaczeniem stał się zły urok - hipoteza w najdrobniejszych
szczegółach potwierdzona wynikami przesłuchań młodzieńca. Konwulsje męczyły
chłopca nadal, z tym że po kilku tygodniach mógł on już opisać, w jaki sposób rzucono
na niego urok. Kiedy błądził w lesie, natknął się na przechodzącą nieopodal "maleńką
staruszkę [...] z trzema brodawkami na twarzy", na widok której mimowolnie wypuścił z
siebie wiatry. Dotknęło ją to i wedle wszelkiego prawdopodobieństwa rzuciła na niego
urok powodujący konwulsje. Thomas twierdził, iż wypowiedziała następujące słowa:
Kradnij z fantazją, a pierdź nie tak wściekle,
Ja będę w niebie, ty znajdziesz się w piekle.
Krewni chłopca rozpoczęli poszukiwania podejrzanej i 8 kwietnia natknęli się na Alice
Gooderidge. Po dwóch dniach Alice przyznała się, że tego dnia była w lesie, ale skarciła
tam jedynie innego chłopaka, który kiedyś rozbił jej koszyk pełen jaj. Później wszelako
stwierdziła, że spotkała Tommy'ego, który urągał jej, przezywając "czarownicą ze
Stapenhill", więc odcięła mu się wierszykiem:
Czarownica, mówią na mnie wszyscy chłopcy mali,
Ale czy to ja sprawiłam, że cię dupa pali?
Rozprawa przeciwko Alice odbywała się wedle tradycyjnego schematu. Tommy
oskarżył ją o rzucenie na niego uroku, a dowodem tego był fakt, że kiedy oddalała się
od niego, ataki natychmiast ustawały. Pewnego dnia w ciągu sześciu godzin dostał ich
aż dwadzieścia siedem; leżał "jęcząc żałośnie i wybałuszając język, a szyję miał
wykręconą tak, że twarz zwracała się do tylu". Zbadano, rzecz jasna, czy Alice nie ma
na sobie znamion diabelskich, tak czy inaczej zresztą nie była ona w stanie odmówić
Ojcze Nasz. Pewien sąsiad oskarżył ją ponadto o rzucenie uroku na krowę. Rodzaj
tortur, jakie zastosowano, aby wymusić na niej przyznanie się do winy, nieczęsto
pojawia się w angielskich protokołach sądowych. "Mistrz" założył jej na nogi parę
nowych butów, po czym "przysunął ją tak blisko ognia, że stały się one niezwykle
gorące. [...] Tak oto, sumiennie przypieczona, prosiła, by uwolnić ją od tych mąk, a
wyzna wszystko; wszelako gdy tak uczyniono, nie powiedziała nic". Nieco później
jednak wyznała, że pomagał jej diabeł pod postacią "małego pieska w biało-czerwone
łaty, którego nazywała Minnie". Pies sąsiadów, o którym powiadano, że przypomina
nieco Minny, uwolniony został z podejrzeń, kiedy Alice zeznała, że dostała Minny od
swej matki, Elisabeth Wright.
W ten sposób do sprawy włączeni zostali Elisabeth Wright oraz mąż i córka Alice.
W stan oskarżenia postawiono jednak jedynie Elisabeth; okazało się, że ona również
powoduje ataki Tommy'ego, który na dobitkę zaczął miewać wizje piekła: "Oto zbliża
się Matka Czerwony Kapturek. Spójrz, jak rozbijają jej czaszkę! Patrz, jak to jest
być czarownicą! Spójrz, jak ropuchy obgryzają jej kości z ciała!"
Kulminacja procesu nastąpiła 25 maja 1596 roku wraz z przybyciem znanego
egzorcysty, Johna Darrella. Człowiek ten, mający w sobie coś z brzuchomówcy,
zainscenizował, "z inspiracji złych duchów lub świętych aniołów", przytoczoną poniżej
rozmowę:
Cienki glosik Bracie Glassaple, nie zwyciężymy, jego moc jest zbyt wielka, oni zaś
poszczą i modlą się, a ten kaznodzieja modli się razem z nimi.
Głos gromki i donośny. Bracie Radulfusie, pójdę do Belzebuba, niechaj rozszczepi ich
języki.
Inny głos: Nie damy rady. Wyjdźmy z niego i wstąpmy w kilku innych, którzy tu są.
Głos na koniec: Synu mój, wstań i idź; zły duch opuścił cię. Wstań i idź.
Egzorcyzmy uleczyły rzekomo Tommy'ego, bowiem wstał on i odszedł (chociaż przez
pierwsze trzy miesiące dotknięty był częściowym paraliżem); w każdym razie ataki nie
powtarzały się więcej. Jakiś czas potem Darling został przesłuchany przez Samuela
Harsnetta, któremu przyznał się do symulacji. Darrell jednak utrzymywał, że wyznanie
to zostało na jego pacjencie wymuszone siedmiotygodniowym pobytem w więzieniu,
popartym groźbami "chłosty... i uduszenia", a Darling podpisał jedynie czysty arkusz
papieru, który następnie Harsnett zapełnił wedle własnego uznania. Głębokie
przekonanie Darrella, że Alice Gooderidge jest sprawczynią konwulsji, każe odnieść
się do tych zapewnień nader ostrożnie, bez względu na to, w jaki sposób Harsnett
uzyskał wspomniane zeznanie.
Alice Gooderidge Zmarła w więzieniu w Derby, odsiadując dwunastomiesięczny
wyrok. Losy jej matki, Elizabeth Wright, pozostają nieznane; zaś Thomas Darling
zyskał rozgłos ponownie w roku 1603, kiedy to skazano go na chłostę i obcięcie uszu za
zniesławienie wicekanclerza.
"C"
Cirvelo Pedro Sanchez. Opus de Magica Superstitione pióra Cirvela (ok. 1475-1560)
przez ponad stulecie uważana była w Hiszpanii za klasyczne dzieło dotyczące
czarnoksięstwa. Trzydziestoletnie doświadczenie autora jako inkwizytora Saragossy i
kanonika Salamanki utwierdzało prestiż jego rozprawy, Dzieło jest ważne także i z
powodu ogromnej popularności, jaką cieszył się jego przekład - Reprobación - pierwsza
książka o czarach, jaka ukazała się w języku hiszpańskim (1539).
Cirvelo pisał, że loty czarownic [orguinal] mogą zdarzać się w rzeczywistości lub
mogą być zesłanym przez diabla na czarownicę złudzeniem, w czasie którego wyobraża
ona sobie, że unosi się w powietrzu. Tym niemniej trans taki, jako efekt zawartego z
diabłem przymierza, jest rzeczą równie grzeszną jak sam czyn. Czarnoksięstwo,
aczkolwiek nie jest herezją w sensie prawnym, winno być zawsze traktowane i karane
na równi z nią.
Czarodzieje: Czarodzieje to ci, którzy wypowiadając pewne zaklęte wyrazy ważą się
na próbę osiągnięcia rzeczy sprzecznych z porządkiem Natury, wywołując - jak
fałszywie utrzymują - duchy zmarłych i ukazując innym rzeczy ukryte lub znajdujące
się w miejscach bardzo odległych.
Wróżowie przepowiadający los. Wrożbiarze lub czarownicy [...] przepowiadają
przyszłe zdarzenia i wywołują złe duchy za pomocą zaklęć i specjalnie w tym celu
wymyślonych słów, na które to słowa demony odpowiadają im wedle ich życzenia bądź
mową, bądź obrazami pojawiającymi się w szklanych kulach, okruchach kryształu i
pierścieniach.
Jasnowidze. Mistrzowie sztuki wróżenia przy pomocy duchów proroczych. Potrafią
wskazać winnych kradzieży i określić, gdzie znajdują się przedmioty zgubione i
zrabowane.
Kuglarze. Kuglarze i wędrowni uzdrowiciele leczą wszelkie choroby, a także wrzody
ludzi i zwierząt, posługując się guślarskimi słówkami lub zaklęciami zapisanymi na
skrawkach papieru, które zawieszają na szyi chorego bądź w innym miejscu Jego ciała.
"D"
Del Rio Mardn Antoine. Del Rio (1551-1608) był wybitnym uczonym jezuickim,
autorem encyklopedycznego traktatu Disquisitionum Magicarum, pod wieloma
względami najbardziej kompletnego ze wszystkich dzieł dotyczących czamoksięstwa i
cieszącego się taką samą sławą jak Młot na czarownice. Urodził się w Antwerpii. Jego
ojciec był szlachcicem pochodzącym ze znakomitego kastylijskiego rodu, matka zaś
zamożną Aragonką. Del Rio otrzymał znakomitą edukację w dziedzinie języków
klasycznych, hebrajszczyzny i aramejszczyzny, a także pięciu języków współczesnych
i prawa. Mając lat dziewiętnaście opublikował krytyczne wydanie dzieł Seneki
(opatrzone odsyłaczami do prac 1300 innych komentatorów), a w dwudziestym
czwartym roku życia został wicekanclerzem i prokuratorem generalnym Brabantu. W
roku 1580 Del Rio porzucił karierę urzędniczą i wstąpił do zakonu jezuitów. Wykładał w
kolegiach jezuickich w Valladolid, Dovay, Liege, Louvain (gdzie gromadził też materiały
do swojej demonologii), Graetz, Salmance i Brukseli (zmarł tam w roku 1608). Podczas
dwudziestu sześciu lat badań i studiów napisał co najmniej piętnaście tomów kazań i
komentarzy.
Disquisitionum Magicarum Libri Sex, zadedykowane księciu biskupowi Liege, które
powstało około 1596 roku, a drukiem ukazało się po raz pierwszy w roku 1599 w
Louvain, było wielokrotnie wznawiane, a w roku 1611 przetłumaczono je na francuski.
Sześć składających się na nie rozpraw omawia następujące zagadnienia:
1. Magia; różnice między magią naturalną a czarną; alchemia.
2. Magia diabelska; czarownice i sabat; inkuby; widma prawdziwe i wyimaginowane.
3. Maleficia i w jaki sposób są czynione. Jak i dlaczego Bóg pozwala, by ludzi gnębiły
złe duchy.
4. Przepowiednie, wróżby (kiedy należy traktować je jako herezję, a kiedy jako
zwykły zabobon, sądy boże (Del Rio z pewnym sceptycyzmem wyraża się o
przydatności bain de sorciers, czyli pławienia).
5. Zalecenia dla sędziów; symptomy i dowody praktyk czarnoksięskich sugerują
stosowanie procedury sądowej właściwej dla herezji, mimo to sędziom pozostawia się
pewien margines swobody wyboru procedury.
6. Rola spowiednika; naturalne (koral, onyks) i nadnaturalne (egzorcyzmy, amulety)
środki neutralizujące maleflcia.
Pod pozorami umiarkowania - Del Rio zezwala na udzielenie czarownicy pomocy
prawnej i odrzuca wilkołactwo - bezkrytycznie i ze ślepą nietolerancją przywraca do
łask koncepcje i metody postępowania wyłożone w Młocie na czarownice. A oto, dla
przykładu, jedna z jego "całkowicie wiarygodnych" opowieści:
W roku 1587 pewien gwardzista wystrzelił w stronę czarnej chmury i patrzcie oto,
do jego stóp spadła kobieta. I co teraz powiedzą cl, którzy zaprzeczają, iż czarownice
latają na swoje spotkania? Oczywiście, mogą odpowiedzieć, że nie wierzą w tę
historię; zostawmy ich przeto w ich niedowiarstwie, skoro nie chcą dać wiary
naocznym świadkom, których wielu mógłbym przedstawić.
Około roku 1600 łowcy czarownic z największą zjadliwością atakowali "wielbicieli
czarownic", którzy sprzeciwiali się zarówno przesłankom teoretycznym, jak i pratyce
odbywających się procesów o czary. Del Rio powiada:
Sędziowie mają, pod groźbą grzechu śmiertelnego, obowiązek skazania na śmierć
czarownicy, która wyznała swe zbrodnie, a każdy, kto sprzeciwia się temu, staje się
jak najzasadniej podejrzany o potajemne z nią współdziałanie; nikt nie ma prawa
wywierać nacisku na sędziego, by odstąpił on od prześladowań; powiem więcej, obrona
czarownic czy też opinia, że relacje o czarach są jedynie tworem wyobraźni, to nic
innego jak samooskarżenie się o ich uprawianie.
Podobnie jak w przypadku Bodina autorytet Del Rio jako przyjaciela Justusa Upsiusa
z Leyden uznawany był także i przez protestanckich łowców czarownic.
Cherubiny
Trony
Państwa
Druga hierarchia:
Księstwa
Moce
Zastępy
Trzecia hierarchia
Archaniołowie
Aniołowie
Dobra wróżka. Prawo, jak zauważył około roku 1525 słynny jurysta Paulus Grillandus,
nie wymierzało kary za praktyki magiczne o dobroczynnych skutkach, w rodzaju
uzdrawiania chorych czy też odpędzania chmur burzowych. Pogląd ten podzielali
jednak nieliczni tylko demonolodzy. Guazzo, na przykład, odróżnia magię naturalną -
dar Boga, od magii sztucznej, praktykowanej przy asystencji i pomocy diabelskiej.
Magia naturalna jest dla niego "niczym innym, jak tylko lepszą znajomością tajemnic
przyrody"; powołuje się przy tym na przykład biblijnego Tobiasza, który uleczył
ślepotę ojca rybim pęcherzem. Zarazem Jednak przyznaje, że magia biała może stać
się magią złą i zbrodniczą, jeśli uprawia się ją w niecnych intencjach, z pomocą Diabła,
lub kiedy jej skutki stworzyć mogą zagrożenie dla duszy i ciała człowieka.
Mimo to prawo kościelne, zwłaszcza po roku 900, karało magiczne praktyki
uzdrawiające, określane mianem "białej magii", ekskomuniką, co pociągało za sobą
wykonanie wyroku śmierci na winnym przez "ramię świeckie". Ostatecznie górę wziął
pogląd popierany przez Kościół. Około roku 1475 Jean Vincent stwierdził, że ci, którzy
stosują zioła w celach leczniczych, mogą to czynić Jedynie na mocy paktu zawartego z
Diabłem -Jawnie bądź potajemnie. Niejaką Gilly Dun-can z North Berwick oskarżono w
roku 1590 o czamoksięstwo jedynie dlatego, że "leczyła tych, którzy cierpieli na
wszelkiego rodzaju choroby i dolegliwości i uskarżali się na nie". W praktyce teolodzy
uważali dobrą wróżkę za "bardziej' jeszcze przerażającego i obrzydliwego potwora"
niż zwykłą czarownicę. W roku 1608 William Perkins napisał:
Niechaj tylko czyjeś dziecko, przyjaciel czy bydło dotknięte zostanie jakąś chorobą
lub zapadnie na rzadką i nie widzianą dotąd dolegliwość, to pierwszą rzeczą, jaka
przychodzi mu do głowy, jest pomysł, aby znaleźć jakąś wróżkę, po którą posyła lub do
której udaje się po radę. [...] Wszelako osoba w taki właśnie sposób przywrócona do
zdrowia nie ma prawa powtórzyć za Dawidem: "Pan jest moją pomocą!", lecz winna
wykrzyknąć: "Pomocą moją Diabeł", albowiem to dzięki niemu została uleczona. Prawo,
jakie ustanowił Mojżesz, odnosi się stanowczo do obydwu tych rodzajów czarownic.
I dodał jeszcze: Aczkolwiek czarownica może niekiedy przysporzyć korzyści, nie
czyniąc żadnej szkody, a przeciwnie, dokonując dobrych uczynków, to ponieważ
wyrzekła się Boga, jej króla i władcy, i zobowiązała się na mocy innych praw służyć
nieprzyjaciołom Boga i Jego Kościoła, sprawiedliwym losem, jaki zgotował jej wyrok
Boży, jest śmierć; żyć im nie ma być dopuszczone.
Wszyscy autorzy angielscy przyznają jednomyślnie, że "nie związane paktem"
czarownice rzeczywiście istnieją i że ludzie powszechnie udają się do nich po radę,
gdy choroby nie umie uleczyć lekarz, i równie jednomyślnie uważają, że winny one
ponieść karę. W Holyand Profane .StoteFuller stwierdza: "Zarówno biała, jak i czarna
[wiedźma] winne są po równi konszachtów z Diabłem", a Gifford w napisanym w roku
1593 Dialo-gue orzeka, że: białe wróżki "należy wyplenić tak, by inni ujrzeli to i
przelękli się".
Doktora Lamba ulubienica. Doktor Lamb był aż do swojej śmierci w roku 1640
osobistym lekarzem księcia Buckinghama. Podobnie jak doktor John Dee, nadworny
medyk • królowej Elżbiety i jej protegowany, parał się alchemią i uprawiał ezoteryczne
praktyki magiczne. W swoim Worid ofSpirtts (1691) Richard Baxter przytacza kilka
krążących o nim anegdot. Oto jedna z nich:
Pewnego razu doktor Lamb zaprosił do siebie przyjaciół, Sir Milesa Sandsa i pana
Barbora, na trunek poranny i zademonstrował im kilka sztuczek. Zaklął drzewo rosnące
w jego pokoju i chwilę później pojawiło się trzech maleńkich ludzików z siekierami,
którzy je ścięli. Mimo ostrzeżeń, by niczego nie dotykać, pan Barbor schował do
kieszeni szczapę drewna, która upadła na jego kaftan. W nocy w domu rozległy się
okrutne hałasy. Jego żona, jak podaje Baxter, spytała: "Mężu, mówiłeś, że dziś rano
byłeś z wizytą u doktora Lamba i obawiam się, że znowu wtykałeś nos w nie swoje
sprawy". "Schowałem do kieszeni kawałek drewna", odparł. "Błagam cię, wyrzuć go, bo
nie zaznamy spokoju". A kiedy tak uczynił, od razu zapadła cisza i wszyscy spokojnie
ułożyli się do snu.
Taką opinią cieszył się doktor Lamb. Nic zatem dziwnego, że w roku 1640 motłoch
gonił go ulicami Londynu aż do St. Paul's Cross, gdzie ukamienował go jako czarownika.
Karol I, który zamierzał uspokoić tłum, przybył za późno, a gdy władze Londynu nie
ukarały sprawców zabójstwa, nałożył na miasto grzywnę w wysokości 600 funtów.
"Ulubienicą" doktora Lamba była jego służąca, Annę Bodenham, która, ku zgorszeniu
sąsiadów, mieszkała razem ze swoim pryn-cypałem, mimo iż była zamężna. Doktor Lamb
nauczył ją kilku sztuczek i po jego śmierci ta niewykształcona kobieta, korzystając ze
sławy swego zmarłego pana, odziedziczonej po nim książki z zaklęciami i ogrodu
pełnego różnych ziół leczniczych, zdobyła sobie reputację wróżki. Aby wyglądać jak
prawdziwa znawczyni wiedzy tajemne), nosiła na szyi zielony woreczek z ropuchą.
Kiedy przeniosła się do Fisherton Anger, w Wiltshire, okoliczni mieszkańcy zaczęli
zwracać się do niej z prośbą o wyjawienie im tajemnic przyszłości, a od czasu do czasu
zaopatrywali się u niej w trucizny. Tam też zetknęła się z rodziną Richarda Goddarda,
która to znajomość miała stać się przyczyną jej śmierci. Pani God-dard, wedle
wszelkich oznak psychopatka, była święcie przekonana, że jej dwie córki zamierzają ją
otruć, w związku z czym postanowiła odpłacić im pięknym za nadobne i zaopatrzyła się
u Annę Bodenham w trzy paczuszki suszonej werbeny, kopru i obciętych paznokci.
W roku 1653 do Annę Bodenham zgłosił się zięć Richarda Goddarda, niejaki Mason, z
prośbą o poradę w sprawie procesu sądowego, jaki miał zamiar wytoczyć teściowi. W
wydanym w roku 1688 dziele Kingdom of Darkness Nathaniel Crouch podaje opis
jednego z nielicznych wypadków wywoływania duchów, jakie odnotowano w dziejach
angielskich procesów o czary. Annę Bodenham za pomocą laski zakreśliła przed domem
krąg, po czym wzięła w ręce księgę i umieściła ją w jego środku. Następnie położyła na
księdze kawałek zielonego szkła i postawiła nań glinianą miskę wypełnioną rozżarzonymi
węglami, do których wrzuciła coś, co zaczęło wydzielać z siebie wielce obrzydliwy
zapach, [...l A gdy jęła zaklinać Belzebuba, Tormentora, Szatana i Lucyfera, by się
ukazali, zerwał się nagle bardzo silny wicher, który wstrząsnął całym domem.
Natychmiast potem drzwi domu otwarły się i wyszło przez nie kilka duchów [...] w
postaci odzianych w łachmany chłopców, różnego wzrostu, którzy zaczęli tańczyć w
zakreślonym przez nią kręgu. Wiedźma rzuciła wtedy na ziemię kilka kawałków chleba,
które rzeczone demony natychmiast podniosły, po czym zaczęły skakać przez
naczynie, w którym płonęły węgle, a kot i pies czarownicy tańczyły i pląsały wraz z nimi.
Donosiciele. John Palmer, zanim powieszono go jako czarownika w St. Albans w roku
1649, wymienił z imienia i nazwiska, jako swoich wspólników, czternaście osób pici
obojga:
Z Hitchin wymienił dwie: Mary Bychan-ce i wdowę Palmer. Z Norton: Johna Sal-mona
starszego, Josepha Salmona oraz Judytę, jego żonę; Johna Lamena starszego i Mary,
jego żonę; Johna Lamena młodszego; Mary, córkę Johna Lamena starszego; Joan
Lamen, córkę wspomnianego wyżej Johna Lamena, oraz żonę niejakiego Mayera z
Weston. Na miejscu kaźni podał nazwiska jeszcze dwóch: Sary Smith i Anny Smith,
służących, pierwszej - pana Beau-monta, drugiej- pana Reynoidsa. (The Devil's
Delusions, 1649)
W przytoczonej relacji dziwi jedynie to, że całej tej czternastki nie powieszono
jako czarowników, bo przecież fakt, że jest się oskarżonym przez skazaną
czarownicę, był poważną przesłanką winy. John Lamen, na przykład, zmarł dopiero w
roku 1688, Mary Lamen w 1706, Joseph Salmon w 1684, a Judith Salmon w 1692. Tego
rodzaju opieszałość, czy wręcz niedbalstwo, byłyby nie do pomyślenia na kontynencie.
Podobnie rzecz się miała w czasie procesu czarownic z St. Osyth. Ursula Kempe
oskarżona została o spowodowanie kalectwa służącej. Podczas przesłuchania,
prowadzonego przez zdecydowanych postawić na swoim sędziów, pani Kempe wymieniła
nazwiska kilku znajomych jako wspólników, ci z kolei wskazali na dalsze osoby i w
końcu pod zarzutem uprawiania czarów aresztowano czternaście kobiet. Powieszono
jednak tylko dwie, które zostały oskarżone o wielokrotne morderstwo.
Z nieporównanie większym powodzeniem działali donosiciele w Szkocji. Pisząc o
czarownicach oskarżonych w roku 1678 o rzucenie uroku na Sir George'a Maxwella,
biskup Francis Hutchinson zauważył, że "tę, która przyznała się jako pierwsza,
ułaskawiono i wykorzystano w charakterze świadka przeciwko pozostałym". Cała
szóstka wskazanych przez nią wspólników została stracona. Sto lat wcześniej, podczas
procesów w North Berwick, Gilly Duncan, poddana ciężkim torturom przez swego
pracodawcę, przyznała się, że była czarownicą, i podała nazwiska innych osób jako
zdeklarowanych czarownic. Te z kolei wskazały następne, aż wreszcie liczba
oskarżonych wzrosła do siedemdziesięciu osób. W roku 1597, podczas fali procesów w
Aberdeen, wiele spośród dwudziestu czterech osób, które spalono na stosie, zostało
zadenuncjowanych przez skazaną wcześniej czarownicę, która współpracując z sądem
starała się przedłużyć dni swojego żywota.
W Szkocji zachęcano też do składania donosów anonimowych, stosując metodę
wychwalaną przez francuskiego demonologa Bodina, który pragnął, by stosowano ją nie
tylko w Mediolanie, ale na całym kontynencie europejskim. Opisuje ją Reginald Scot w
wydane) w roku 1584 Demonology.
W kościele wystawiano wydrążony pniak lub skrzynkę, do której każdy mógł bez
przeszkód wrzucić zwitek papieru ' z zapisanym nazwiskiem czarownicy, określeniem
miejsca, czasu i rodzajów popełnionych przez nią występków etc. Skrzynkę tę,
zamkniętą na trzy zamki, piętnastego dnia każdego miesiąca otwierało trzech
inkwizytorów lub specjalnie do tego celu wyznaczonych urzędników, z których każdy
miał jeden klucz. W ten sposób denun-cjator pozostawał nieznany i nie musiał obawiać
się zarzutów o zniesławienie swojego nieszczęsnego sąsiada.
Największe rozmiary przybrało donosi-cielstwo w Niemczech. Friedrich von Spee,
jezuita, spowiednik wielu osób skazanych na początku siedemnastego wieku, opisywał,
w jaki sposób aresztowaną zmuszano, "by oskarżyła innych, których nawet nie znała, a
których nazwiska nader często wkładał w jej usta prowadzący przesłuchanie lub
sugerował kat. Tych z kolei skłaniano, by wskazali następnych, którzy denuncjowali
potem kolejnych". Pisarz sądowy prowadził na bieżąco rejestr wszystkich nazwisk,
jakie padły w trakcie procesu. Mianowany w roku 1603 przez księcia-opata
fuldejskiego Balthasar Ross, sędzia, którego wyłącznym zadaniem było prowadzenie
procesów o czary, zapewniał sobie stały dopływ nowych ofiar, w ten oto sposób
przesłuchując podejrzanych:
Odśwież swą pamięć! Czy rzeczywiście nie widziałaś na sabacie takiego-to-a-takiego,
mieszkającego przy takiej-to-a-takiej ulicy? Nie obawiaj się wymienić jego nazwiska.
Tobie i tak nic już nie pomoże. A bogacza spotka taki sam los jak biedaka.
Sądzony w roku 1628 burmistrz Bamber-gu, Johannes Junius, obstawał przy tym, że
nie zna nazwisk osób, które razem z nim brały udział w sabatach. Sędziowie nakazali
zatem, aby został on oprowadzony po mieście w celu ich rozpoznania. Tylko na jedne)
ulicy zmuszono go do wskazania pięciu osób.
Według opinii znakomitego znawcy niemieckich dokumentów sądowych, George'a L.
Burra,
Żadnego zeznania nie uznawano za pełne i nie zaprzestawano torturowania żadnej
czarownicy, dopóki nie zostali wymienieni współwinni. Nikogo też nie satysfakcjonowały
jedno czy dwa nazwiska. Sam czytałem listę, na której widniało ich ponad sto
pięćdziesiąt wymuszonych torturami z jednej tylko czarownicy, wiem też o kilku
innych osobach, które wymieniły ich ponad sto. Dokumenty jednego tylko sądu
okręgowego, obejmujące okres zaledwie siedmiu lat [...], zawierają około sześciu
tysięcy donosów złożonych przez trzysta czarownic; średnio zatem każda z nich
oskarżała mniej więcej dwadzieścia osób. Jest rzeczą oczywistą, że w takich
warunkach liczba procesów musiała rosnąć w zawrotnym tempie, narastała ona jak
tocząca się kula śnieżna.
Mimo iż w wydanej w 1523 roku Consti-tutio Criminalis Carolina zakazano stosowania
tortur w celu wydobycia z oskarżonych nazwisk współwinnych zbrodni uprawiania
czarów, proceder ten w miastach niemieckich był zjawiskiem nagminnym. Większość
ówczesnych demonologów uważała tę praktykę za całkowicie uzasadnioną. Bodin był
przekonany, że "w przypadku zbrodni tak odrażającej nie powinno się przestrzegać
żadnych obowiązujących praw", należy przeto zachęcać wszystkich informatorów,
nawet obietnicami darowania lub złagodzenia kary (jeśli donosicielem była również
czarownica), do większej aktywności. Praktyka ta ustaliła się już w połowie piętnastego
wieku; profesor prawa, Vignati, podaje przykład sprawy, w czasie której oskarżony
przyznał się do winy, obciążając zarazem swoimi zeznaniami wiele innych osób. Na
podstawie tych zeznań inkwizytorzy poddali ich torturom, trwającym dopóty, dopóki
wszyscy nie przyznali się do uprawiania czarów.
Jeśli ktoś wiedział, że uważany jest za czarownika, winien apelować do miejscowego
sądu świeckiego lub kościelnego o przesłuchanie; w przeciwnym wypadku jego milczenie
mogło być potraktowane jako przyznanie się do winy. Kiedy jednak złożył już taką
apelację, poddawano go torturom w celu ustalenia, czy tak jest w istocie. Le Sieur
Bou-vet twierdził, że zaprzeczenie winy jest poważną przesłanką uzasadniającą
nasilenie tortur. Kiedy ktoś raz już został postawiony w stan oskarżenia, szansę, że się
z tego wywikła, były niewielkie.
W myśl angielskiej praktyki sądowej osoba, którą oskarżono o czary, mogła z kolei
obwinić delatora o krzywoprzysięstwo, większości jednak nie stać było na koszta
procesu, musieli zatem ponosić konsekwencje swojej nadszarpniętej reputacji. C.
L'Estrange Even, znakomity badacz siedemnastowiecznych procesów o czary w Anglii,
zauważa:
Dysponujemy licznymi dowodami na to, że ogromna liczba tych donosów powodowana
była wyłącznie wzajemnymi urazami i nienawiścią; wiadomo także, że ktoś raz wplątany
w sprawę o czary mógł nie opuścić więzienia aż do samej śmierci. Głód, zimno i choroby
kładły kres jego cierpieniom, nawet jeśli kat nie miał okazji wypróbować na nim swoich
umiejętności. (Witchcraft in the Star Chamber, 1938)
W nielicznych jedynie wypadkach rzekomym czarownikom udawało się wywalczyć
zadośćuczynienie. W roku l6l4, na przykład, Richard Ellson wytoczył w sądzie
najwyższym sprawę przeciwko Richardowi Moore za słowa; "Richard Ellson jest
czarownikiem i rzucił urok na mojego syna". Przyznano mu odszkodowanie i
przysądzono zwrot kosztów postępowania sądowego w kwocie 6 funtów l szylinga i 2
pensów. John Lowes, proboszcz, którego powieszono w czasie histerii rozpętanej
przez Hopkinsa w roku 1645, kilka lat wcześniej wywalczył w sądzie niebagatelną
kwotę 45 funtów 18 szylingów i 10 pensów tytułem odszkodowania za zniesławienie i
zwrotu poniesionych przez niego kosztów. W roku 1658 Rosamond Swayne oskarżyła
Richarda Atkinsona za przezwanie jej czarownicą, domagając się stu funtów
odszkodowania za zniesławienie, nie wiemy jednak, jaki wyrok zapadł w tej sprawie.
"E"
"F"
"G"
Garnier Gilles. W roku 1573 w okolicach miasta Dole w Burgundii napady na małe
dzieci przybrały rozmiary wręcz epidemiczne. Stały się one plagą tak dotkliwą, że
lokalny parlament uznał za stosowne wydać proklamację następującej treści:
Wedle doniesień, jakie napłynęły do królewskiego sądu w Dole, w okolicach Espagny,
Salvange, Courchapon oraz sąsiednich wiosek od pewnego już czasu widuje się i
spotyka wilkołaka, o którym powiada się, że pochwycił i uprowadził kilkoro małych
dzieci. Napadł on też i zranił kilku konnych, którym jedynie z największym trudem i
narażeniem swego życia udało się go odpędzić. Rzeczony sąd przeto, pragnąc zażegnać
dalsze niebezpieczeństwo, zezwolił i wyraża swą zgodę na to, aby cl, którzy
przebywają lub zamieszkują we wspomnianych okolicach, nie bacząc na wszystkie
edykty dotyczące prawa polowań, gromadzili się z pikami, halabardami, arkebuzami i
kijami, by tropić rzeczonego wilkołaka i podążać jego śladem wszędzie tam, gdzie
można go znaleźć i pojmać, a pojmawszy zabić, nie ponosząc za to żadnej szkody i
kary. [...] Dań na posiedzeniu rzeczonego sądu w miesiącu wrześniu 1573.
W opuszczonym szałasie opodal Arman-ges mieszkali Gilles Garnier i jego małżonka
Appoline, para ubogich i ponurych odludków. 9 listopada, dwa miesiące po wydaniu
wspomnianej proklamacji, kilku chłopów uratowało ciężko poranioną dziewczynkę z łap
olbrzymiego wilka; na ich widok zwierzę umknęło i rozpłynęło się w mroku, niektórzy
jednak twierdzili, że dostrzegli w nim pewne podobieństwo do Garniera. 15 listopada
zaginął dziesięcioletni chłopiec. Natychmiast zaczęty się rozchodzić najrozmaitsze
plotki i podejrzenia, w wyniku których Garnier i jego żona zostali aresztowani i
postawieni przed sądem w Dole pod zarzutem wilkotac-twa.
Gilles Garnier złożył zeznania, potwierdzające wysunięte przeciwko niemu zarzuty.
24 sierpnia 1573 roku albo około tego dnia w sadzie w pobliżu wsi Perrouze Garnier
zabił dwunastoletniego chłopca. "Pomimo że był to piątek", zabierał się do zjedzenia
jego mięsa, przeszkodziło mu jednak nadejście kilku ludzi. Ludzie ci zeznali, a Garnier
potwierdził ich słowa, że był on podówczas w ludzkie), a nie wilczej postaci.
6 października, w'winnicy położonej niedaleko od lasu La Serre, o milę od Dole,
Garnier w postaci wilka napadł na dziesięcioletnią dziewczynkę. Zabił ją swymi kłami i
pazurami, rozebrał do naga, po czym pożarł - znakomity przykład partenofagii,
występku właściwego wyłącznie wilkołakom. Jej mięso tak mu posmakowało, że wziął go
trochę do domu dla żony.
9 listopada Garnier przybrawszy postać wilka napadł na pewną dziewczynkę na
pastwisku La Poupee, między Authune a Chastenoy, został jednak zaskoczony przez
trójkę przechodniów i zmuszony do ucieczki.
15 listopada między wsiami Gredisans a Menote, o milę od Dole, Garnier przybrawszy
postać wilka udusił dziesięcioletniego chłopca. Odgryzł mu nogę i pożarł całe mięso z
uda oraz większą część brzucha.
Na podstawie tych zeznań Garnier został stracony w Dole 18 stycznia 1574 roku.
Spalono go żywcem na stosie odmówiwszy łaski uprzedniego uduszenia.
"H"
"I"
Inkub. Wedle wielu ojców Kościoła in-kub jest aniołem, którego do upadku
przywiodło pożądanie kobiety. Zasadniczo jednak inkub to lubieżny demon lub goblin,
który pragnie stosunków płciowych z kobietami. Zwany jest także follet (we Francji),
alp (w Niemczech), duende (w Hiszpanii) i folletto (we Włoszech). Jeśli wiąże się na
stałe z jakąś konkretną czarownicą lub czarownikiem, traktowany jest jako ich
magistellus, czyli demon służebny. Tfeśli zmory nocne mają charakter wizji
seksualnych, pojęcie "inkub" stosowane bywa jako ich synonim, zgodnie zresztą z
łacińską tego pojęcia etymologią (łac. in-cubo- leżeć na czymś).
Wielce uczony Guazzo, który w Compen-dium Maleflcarum omawia dosyć dokładnie
teoretyczne subtelności tego zagadnienia, stwierdza: "[Inkub] może przyjmować
postać męską lub kobiecą; niekiedy objawia się jako dorosły mężczyzna, niekiedy jako
satyr; kobiecie zaś, która została przyjęta do grona czarownic, ukazuje się zazwyczaj
w kształcie cuchnącego kozła".
Jako że zjawisko kuszenia do grzechu cielesnego nigdy nie było podawane w
wątpliwość, we wczesnych wiekach średnich trwała ożywiona dyskusja, dotycząca
problemu przyoblekania się tych kusicieli, stworów przejętych przez chrześcijaństwo
z mitologii hebrajskiej i klasycznej, w postać cielesną. Rozważania teoretyczne na ten
temat przyhamowała do pewnego stopnia powściągliwość św. Augustyna, który skłonny
był jedynie przyznać, że istnienie tego rodzaju demonów "zostało z całą mocą
potwierdzone przez tego rodzaju osoby [ludzi o niekwestionowanej uczciwości i
reputacji], że zuchwałością wręcz byłoby temu zaprzeczać". Skądinąd sam Augustyn
był przekonany, że diabły "często krzywdzą kobiety, wzbudzając w nich żądze i
obcując z nimi cieleśnie". Jeden z późnych demonologów, Sinistrari (zmarł w roku
1701), podaje wyjaśnienie, w jaki sposób duch może przybrać postać cielesną:
Jeśli szukamy u niekwestionowanych autorytetów odpowiedzi na pytanie, w jaki
sposób diabeł, który nie posiada ciała, może rzeczywiście współżyć płciowo z kobietą
lub mężczyzną, to odpowiadają oni jednomyślnie, że diabeł wstępuje w zwłoki ludzkie -
w zależności od potrzeb mężczyzny lub kobiety, albo z mieszaniny różnych sub-'
stancji kształtuje dla siebie nowe ciało, obdarzone zdolnością ruchu, i posługując się
nim spółkuje z istotami ludzkimi.
Wszelako, poczynając od wieku trzynastego, co wybitniejsi doktorowie Kościoła
przyznają, że tego rodzaju istoty obdarzone są bytem rzeczywistym. Tomasz z
Akwinu (1225-1274) pisał:
Jeśli w następstwie stosunków płciowych z demonami przychodzą na świat dzieci, to
dzieje się tak nie za sprawą nasienia, które z siebie wydaliły, ani też ciał, jakie sobie
przybrały, ale dzięki nasieniu, jakie przejęły w tym celu od innych ludzi, gdyż demon,
który odgrywa rolę sukkuba dla mężczyzny, staje się inkubem dla kobiety (Summa
Theologica).
W in nym miejscu, w De Trinitate, utrzymuje on, że:
Demony istotnie gromadzą nasienie ludzkie, dzięki któremu mogą płodzić twory
cielesne; ponieważ nie da się jednak tego uczynić bez przemieszczania się w
przestrzeni, zatem diabły są w stanie przenieść nasienie, które zgromadziły, i
wprowadzić je do ciała innych ludzi.
Caesarius z Heisterbach byt przekonany, że diabły gromadzą nasienie ludzkie
wydzielane w czasie polucji lub wskutek masturbacji i tworzą z niego nowe ciała dla
siebie. Podobnie pisał Bonawentura: i otrzymują ich nasienie; przebiegłymi sposoby
konserwują jego moc płodzącą, a później, za przyzwoleniem bożym, stają się inkubami i
składają je w intymnych schowkach kobiet.
Inkuby dokładają wszelkich starań, by zdobyć nasienie jak najlepszej jakości.
Sinistrari streszcza (nie aprobując jednoznacznie) poglądy dwóch autorów z końca
szesnastego wieku, dominikanina Thomasa Malvendy i doktora Franciscusa Valeslusa,
którzy zajmowali się tą kwestią:
To, co inkuby wprowadzają do macic kobiet, nie jest zwykłym nasieniem ludzkim w
jego normalnych ilościach, lecz niezwykłą obfitością nasienia bardzo gęstego,
gorącego, wielce żywotnego i pozbawionego płynu surowiczego. Co więcej, nie sprawia
im to żadne) trudności; muszą jedynie wybrać sobie mężczyznę krzepkiego i gorącego,
z natury rzeczy obdarzonego obfitością spermy, z którym zada się sukkub; następnie
zaś inkub współżyje z kobietą o podobnych cechach. Dbają przy tym, by i jedno, i
drugie doznało większej niż zazwyczaj rozkoszy, bowiem im większe jest uniesienie
miłosne, tym większa moc zapladniająca nasienia.
Tak jak demonolodzy wytężali całą swoją imaginację, by dowieść, wbrew temu co
utrzymywał Canon Episcopi, że czyny przypisywane czarownicom są czymś więcej niż
tylko iluzją, również i specjaliści od inkubów nieźle musieli się natrudzić nad
wypracowaniem teorii głoszącej, że istoty te są rzeczywistymi, cielesnymi kochankami,
a nie wizjami ze snów erotycznych, jak głoszono wcześniej. Skoro jednak raz się im to
już udało, racjonalne podejście do tego zagadnienia, jakie na przykład reprezentował
trzynastowieczny uczony, Gerwazy z Tiłbury, miało powrócić do łask nie wcześniej niż
po upływie kilku stuleci. Dopiero za panowania Ludwika XIV jego lekarz nadworny, de
Saint Andre, mógł ponownie zasugerować, że inkuby są po części przynajmniej
efektem nadmiernie pobudzonej wyobraźni, po części zaś usprawiedliwieniem
potajemnych miłostek:
Diabły, które przyjęły postać kobiecą [sukkuby], oddają się mężczyznom Inkub to
najczęściej ułuda, nie bardziej rzeczywista niż marzenie senne, twór chorej
wyobraźni, a także, niezmiernie często, czczy wymysł kobiet. [...] Oszustwo odegrało
niepoślednią rolę w historii inkubów. Aby ukryć swój grzech, dziewczyna, kobieta,
mniszka z nazwy jedynie, rozpustnica, podająca się za ucieleśnienie cnoty, wmawiać
będzie wszystkim, że jej kochanek to inkub, który ją zadręcza. (Lettres... au sujet de
la magie, des malefices et des sorciers.1725)
Daleka droga dzieliła tego rodzaju komentarz od stanowiska, jakie prezentowano w
Miocie na czarownice, przytaczając historię pewnej zakonnicy, sypiającej z inkubem,
który ukazywał się jej w postaci biskupa Syl-wanusa i .Jubieżnymi słowy kłamliwie
zapewniał ją, że jest duchownym". Klasztor dał wiarę wyjaśnieniom biskupa, "że
niektóre inkuby zwykły przybierać jego wygląd". Ironiczny komentarz Reginalda
Scota, który w roku 1584 powtórzył tę opowieść w swoim Discwery of Witchcraft,
stanowił już zapowiedź nadejścia nowej epoki; "Cóż to za piękny przykład cza-
rownictwa, a może też fortelu sprokurowa-nego przez biskupa".
W roku l698Johann Klein opisał przebieg historycznego procesu, którego stawką
była podana w wątpliwość cześć niewieścia. Pewien szlachcic, Jeróme Auguste de
Montleon, przez cztery lata nie widywał się z żoną. Krótko po jego śmierci, około roku
1636, powiła ona dziecko, które, jak utrzymywała, zostało poczęte przez jej męża,
nawiedzajcego ją we śnie. Sąd niższej instancji zawyrokował, że dziecko to nie może
być uznane za legalnego spadkobiercę, ale parlament w Grenoble na podstawie
konsultacji z lekarzami i położnymi, którzy utrzymywali, że tego rodzaju zdarzenie
jest nie tylko możliwe, ale i niezbyt rzadkie, uchylił tę decyzję. Dopiero w wyniku
kolejnej apelacji paryska Sorbona . orzekła, że parlament w Grenoble, wydając taką
decyzję, kierował się wyłącznie chęcią obrony reputacji wspomnianej damy.
Demonolodzy owej epoki powoływali się wzajemnie na siebie, dodając co najwyżej
jakieś nowe elementy potwierdzające przyjętą przez nich doktrynę, stąd też, jak
stwierdza Montague Summers, "różnią się oni między sobą jedynie liczbą cytowanych
dowodów", świadczących o istnieniu inkubów.
W wydanym w roku 1599 Disauisitionum Magicarum Martin Del Rio pisał: "Skoro tak
wielu przyjmuje owo wierzenie za pewnik, ich zdanie powinno zostać uszanowane, a
sprzeciwiać się im byłoby tylko głupotą i zacietrzewieniem; jest to bowiem powszechne
mniemanie ojców Kościoła, teologów i filozofów, prawdziwość opinii których została
powszechnie uznana przez ludzi wszystkich czasów".
W swoim De Confessione Maleficarum Peter Binsfeid stwierdzał: ,Jest to
niekwestionowaną prawdą, poświadczoną nie tylko z całą pewnością przez praktykę, ale
także znajdującą potwierdzenie w faktach historycznych, bez względu na to, co sądzi
o tym kilku doktorów i teoretyków prawa".
Szczególnie podatne na lubieżne zakusy były zakonnice; już w roku 1467 Alphonsus
de Spina podaje, że bywają one nocami odwiedzane przez inkuby i,. po obudzeniu
"czują się zbrukane tak, jakby miały sprawę z mężczyzną [si cum viris miscerenturf.
Według Thomasa de Cantimpre ulubionym miejscem, w którym inkuby kusiły do
grzechu cielesnego, był konfesjonał. Sinistrari opowiada o pewnej zakonnicy, która
nabrała zwyczaju zamykać się po kolacji na klucz w swojej celi. Jedna z jej wścibskich
koleżanek poszła za nią i "usłyszała jakieś przyciszone dźwięki, przypominające
rozmowę (było to możliwe dzięki temu, że ich cele oddzielało od siebie jedynie cienkie
przepierzenie), a następnie wielce charakterystyczne odgłosy fune so-norete vaginalj,
skrzypienie łóżka oraz jęki i westchnienia dokładnie takie, jakie wydają kochankowie w
paroksyzmie rozkoszy miłosnej". Poinformowana o tym przeorysza dokonała inspekcji
celi, ale nie znalazła tam nikogo. Kiedy jednak dociekliwa zakonnica wywierciła otwór w
dzielącej cele ściance, "ujrzała urodziwego młodzieńca leżącego pospołu ze wspomnianą
siostrą i zatroszczyła się o to, by wszyscy inni mogli nacieszyć się tym samym
widokiem". Zakonnicy zagrożono torturami i wtedy przyznała się, że już od wielu lat "w
niegodny sposób utrzymuje intymne stosunki z inkubem".
Nie należą też do rzadkości opowieści o szturmach, jakie inkuby przypuszczały na
święte epoki wczesnego chrześcijaństwa. Na przykład święta Małgorzata z Kortony
była atakowana równie zajadle jak święty Antoni czy święty Hilary [patrz: Sukkub].
"Kiedy pogrążona była w płaczu i modlitwie, diabeł, który przyszedł pod jej celę,
wyśpiewywał najsprośniejsze piosenki i w nieprzyzwoity sposób zachęcał tę służebnicę
Chrystusa, która z płaczem polecała się Bogu, by śpiewała je wraz z nim [...] ale udało
jej się odepchnąć i przepędzić kusiciela łzami i modlitwą".
Dwie opowieści o inkubach warte są tego, by je tu przytoczyć.
Pierwszą znajdujemy w Sancti Bemardi Yita Secunda. Kiedy w roku 1135 święty
Bernard przyjechał na wizytację do Nantes, pewna zrozpaczona kobieta zwróciła się
doń z błaganiem o pomoc. Okazało się, że przez sześć lat utrzymywała intymne
stosunki z in-kubem. Siódmego roku jednak mąż odkrył jej niewierność i porzucił Ją,
tymczasem dia-Jt>eł nadal nie dawał jej spokoju. Bernard poradził je), by zabrała ze
sobą do łoża laskę i rzeczywiście tej nocy diabeł nie mógł się do niej zbliżyć.
Rozwścieczony zagroził jednak, że zemści się okrutnie, jak tylko Bernard wyjedzie.
Ale święty zebrał wszystkich wiernych i solennie wyklął diabła, by nie mógł on już nigdy
niepokoić ani tej, ani żadnej innej niewiasty. W chwili kiedy cała kongregacja
zdmuchnęła płomyki świec, które zgromadzeni trzymali w rękach, zgasła również moc,
jaką miał inkub. Żywot Bernarda nie mówi nam, czy mąż powrócił do owej kobiety. A
przecież jej zdrada mogłaby nie zostać odkryta, gdyby postępowała tak jak inna dama,
którą przesłuchiwał inkwizytor Sylvester Prierias. Spała ona z lewej strony łoża, mąż
nigdy się nie obudził, gdy uprawiała pozamałźeńskie praktyki miłosne. Odbycie stosunku
płciowego z inkubem było wystarczającym powodem do anulowania małżeństwa, czyli, w
praktyce, do rozwodu; co więcej, usprawiedliwiało posłanie niewiernej żony na stos.
Drugą interesującą historię opisuje w swoim Dialogu (ok. 1230 roku) przeor
cysterski Caesarius z Heisterbach. Caesarius ręczy za Jej prawdziwość, tak jak jego
samego zapewnił o tym opat Gerard. Pewien ksiądz w Bonn miał córkę niezwykłej urody,
którą, chcąc uchronić od żądz, jakie wzbudziła w młodym kanoniku, zamykał na klucz na
poddaszu, ilekroć tylko wychodził z domu. Ale dla diabła w ludzkie) postaci nie było
niczym trudnym dostać się tam i sycić do woli jej wdziękami. W końcu dziewczyna
poczuła skruchę i wyznała wszystko ojcu, który wysłał ją na drugi brzeg Renu. Wtedy
księdzu ukazał się diabeł i jął czynić mu wyrzuty: "Podły kle-cho, dlaczego odebrałeś mi
żonę? Uczyniłeś to na swoją własną zgubę". Po czym uderzył go w pierś tak mocno, że
na trzeci dzień ksiądz zmarł.
Zachowanie się diabła z opowieści Caesariusa pozwala przypuszczać, że czerpał on
niejakie zadowolenie ze swojego związku, co pozostaje w sprzeczności z powszechnym
mniemaniem, że diabeł nawiązuje tego rodzaju stosunki jedynie po to, by poniżyć
rodzaj ludzki i okazać swą nienawiść do Boga (Summa Teologica). Dość wczesny,
apokryficzny Żywot Tomasza Apostoła zawiera historię bardzo podobną do tej, którą
opowiedziano o świętym Bernardzie. Kiedzy Tomasz nakazał inkubowi odejść, demon
zaczął uskarżać się, że będzie musiał poszukać sobie innej kobiety albo wrócić do swej
dawnej kochanki (którą zniewalał co nocy przez bite pięć lat!). O tym, że demony
doznawały przyjemności natury seksualnej, świadczy również ich pociąg do kobtet o
pięknych włosach (por. List I do Korynuan XI, 10). William z Auvergne zauważa
rozsądnie, że nie tylko pożądliwość skłania demony do szukania sobie kobiet, ponieważ
gdyby chodziło im tylko o to, co z całą pewnością znacznie lepiej obsłużyłyby się
wzajemnie. Sugestię tę rozwinął następnie Prieraś (De Strigimagarum), przypisując
demonom pewien nowy, godny uwagi występek: ,Jest rzeczą pewną, że demony owe do
wszelkich rodzajów uprawianych przez nie sprośności •dodają i tę jeszcze, że inkub
posługuje się rozdwojonym członkiem męskim fmembro geni-tali bifurcato], czyniąc
sobie zadość obydwoma tymi organami równocześnie".
Kościołowi zależało na ustaleniu, jak do inkubów odnoszą się wybrane przez nich
kobiety, gdyż w zależności od tego można było ocenić wagę popełnionego przez nie
grzechu. Malleus Maleftcarum [Młot na czarownice] wyróżnia. trzy ich kategorie: (l)
te, które ulegają z własnej woli jako czarownice;
(2) te, które wbrew ich woli czarownice zmusiły do dzielenia łoża z inkubem; (3) te,
które zostały uwiedzione wbrew ich woli. Księża zauważali też czasami, że niektóre
dziewczęta wcale nie pragną uwolnienia się od swych natrętów, nawet jeśli proszą o
pomoc duchową.
W roku 1643 mój zwierzchnik kościelny zlecił mi wyegzorcyzmowanie
dwudziestoletniej dziewczyny, którą prześladował inkub. Bez żadnych wykrętów
przyznała się ona do wszystkiego, co wyprawiał z nią diabeł. Jednakże po tym
wszystkim, co mi opowiedziała, doszedłem do przekonania, że pośrednio go do tego
zachęcała. W istocie rzeczy bowiem o zbliżaniu się demona uprzedzało ją zawsze
gwałtowne, nadmierne podniecenie, jakie ogarniało jej organa płciowe. W takich
wypadkach jednak miast szukać ucieczki w modlitwie, biegła prosto do swego pokoju i
rzucała się na łóżko. Próbowałem w niej wzbudzić chociaż trochę ufności w Boga, na
próżno jednak; sprawiała nawet wrażenie, że obawia się rozłąki z diabłem. (Delassus,
Les Incubes)
Pewna młoda wiedźma z Rostocku co pięć lat brała sobie nowego, diabelskiego
kochanka; kiedy tylko naszła ją ochota, przywoływała go okrzykiem: "Komm Raster und
Kna-ster mię".
W okresie największego nasilenia prowadzonych przez inkwizycję procesów o czary
stosunków płciowych z inkubami spodziewano się po każdej czarownicy, stąd
podejrzane kobiety tak długo poddawano torturom, dopóki się do nich nie przyznały.
Opowiadały one wtedy najbardziej nieprawdopodobne i wyuzdane historie; w
sprawozdaniach przekazanych nam przez demonologów aż roi się od inkubów.
Ponieważ inkub nie należał do gatunku ludzkiego, utrzymywanie z nim kontaktów
seksualnych potępiano jako pederastię lub bestiofilię, grzechy daleko cięższe niż
cudzołóstwo lub zdrada małżeńska. Uzasadnienie tego rodzaju poglądów, które dał w
swojej Theologia Moralis Alphonsus Liguori, było powszechnie akceptowane przez
prawników siedemnastego stulecia: "Grzech popełniony z sukkubem lub inkubem zwie
się bestiofilią, do którego to grzechu dochodzi jeszcze nienawiść do wiary, sodomia,
cudzołóstwo i kazirodztwo". Na poparcie tej tezy przytaczano również liczne
doniesienia o potworach -pół ludziach, pół zwierzętach -zrodzonych z podobnych
związków.
W niektórych relacjach znajdują się opisy wyjaśniające, w jaki sposób dzięki mocy,
która dana została Kościołowi, inkuby zostały przepędzone przez egzorcyzmy lub
nabożeństwa. Sinistrari wszakże uważał, że zarówno inkuby, jak i sukkuby "nie są
posłuszne egzorcystom, nie obawiają się egzorcyzmów i nie okazują żadnego szacunku
dla relikwii, których widok w najmniejszej nawet mierze ich nie onieśmiela. [...] Bywa
nawet, że kpią sobie z egzorcyzmów, biją samych egzorcystów i drą szaty liturgiczne".
Sinistrari opowiada historię o pewnym namolnym inkubie, który umizgiwał się do
pięknej i cnotliwej matrony z Pawii, kusząc ją miłosnymi słówkami i pocałunkami tak
delikatnymi i czułymi "jak muśnięcie piórkiem". Nawet po zastosowaniu egzorcyzmów i
poświęceniu domu diabelski zalotnik nie przerwał swych zabiegów, tyle że
rozdrażniony uciekł się teraz do działań typowych dla poltergeista. Pozrywał wszystkie
dachówki z owego domu i otoczył loże małżeńskie wspomnianej damy murem tak
wysokim, "że małżonkowie mogli wydostać się na zewnątrz jedynie za pomocą drabiny".
Niektórzy z późniejszych demonologów utrzymywali, że jedynie demony najniższych
rang przyjmują rolę inkubów. Przekonanie to mogło mieć pewien związek z panującą
wówczas teorią, zgodnie z którą tylko najgłupsze i najmniej wrażliwe diabły nie
poddają się egzorcyzmom. Można tu przeprowadzić częściową paralelę z
poltergeistem, który nie miał zbyt wiele respektu dla wiary chrześcijańskiej.
"J"
Joanna d'Arc. Dokładnie tak samo, jak w roku 1590 król Szkotów, Jakub, zawierzył
Agnes Sampson, kiedy ta przytoczyła mu słowa, które wyrzekł do swojej małżonki w
noc poślubną, w roku 1429 Karol VII, król Francji, uwierzył Joannie d'Arc, kiedy słowo
w słowo powtórzyła modlitwę, którą zwykł codziennie odmawiać. Na przesądnym władcy
nie można było wszakże polegać, bowiem gdy Joanna dostała się do niewoli, nie uczynił
nic, by ją odbić czy wykupić, a zaufanie swe przelał na innego mistycznego zbawcę,
młodego pastucha, pojmanego zresztą rychło przez Anglików i utopionego w rzece
Seine. Sąd nad Joanną d'Arc, odprawiony przez Anglików i ich burgundzkich
sprzymierzeńców, należał do typowych procesów politycznych. Jego celem było
zdyskredytowanie sukcesów, jakie król odniósł dzięki jej pomocy;
Joanna była czarownicą, a zatem czamoksięstwu Karol zawdzięczał swą koronę. Z tej
właśnie przyczyny prowadzący proces księża bardziej niż zazwyczaj dbali o to, by
skierowane przeciwko niej oskarżenia ograniczyły się do kwestii wiary, czyli jq
rzekomej herezji.
Literatura dotycząca Joanny d'Arc liczy dziś (pisane w drugiej połowie lat
pięćdziesiątych XX wieku - przyp. tłum.) z górą cztery tysiące pozycji. Z siedmiuset,
które zgromadzone zostały w nowojorskiej bibliotece publicznej, zaledwie jedna
(niewielki artykuł popularnonaukowy) wspomina o czarnoksięstwie. Utrzymuje się też
często, że Joanny d'Arc nie skazano za uprawianie czarów. Nie jest to zgodne z
prawdą. W opinii ludu była wiedźmą i początkowo sędziowie także uważali ją za
czarownicę, ale oficjalnie skazano ją za herezję i, zgodnie z prawem, jako heretyczkę
spalono. Dowodzi to jedynie, że w roku 1431 prawna koncepcja czamoksięstwa nie była
jeszcze do końca dopracowana i wydanie wyroku z oskarżenia o herezję było daleko
prostsze niż udowodnienie zarzutu uprawianią czarów. Już sto lat później sytuacja
wyglądałaby odwrotnie.
Joanna d'Arc (Jehanette lub Jehanne Darc] została pojmana przez bastarda de
Wandom-me, rycerza w służbie Jeana de Ligny, 23 maja 1430 roku w trakcie próby
przełamania oblężenia Compiegne. Trzy dni po wzięciu jej do niewoli generalny
inkwizytor Francji, Martin Billorin, zażądał poddania jej jurysdykcji in-kwizycyjnej
"jako wysoce podejrzanej o liczne błędy tracące herezją". 14 lipca tegoż roku z
analogicznym żądaniem wystąpił Pierre Cauchon, biskup Beauvais, renegat francuski
współpracujący z Anglikami, domagając się przekazania Joanny sądowi biskupiemu jako
podejrzanej o uprawianie czarów i przywoływanie diabłów. W zamian za to biskup
ofiarował panu de Ligny 10 000 franków bitą monetą, a Wandomme'owi 300 franków
rocznie dożywocia zapisanego na podatkach z Normandii. Ci jednak, w nadziei
korzystniejszej kontrpropozycji ze strony króla francuskiego, wahali się. Sprzyjający
Anglikom uniwersytet paryski uspokajał gnębiące ich wyrzuty sumienia, wskazując, że
winni działać "na rzecz obrony Kościoła Świętego i czci imienia boskiego, z
największym pożytkiem dla arcychrześcijańskiego królestwa". W połowie listopada
Joannę przekazano biskupowi Cauchonowi. Inkwizytor, który nie miał chęci sprzeciwiać
się tej decyzji, musiał zadowolić się miejscem w sądzie biskupim.
Joannę przewieziono do zamku w Rouen, gdyż angielskie wojska okupacyjne uznały,
że więzienie biskupie nie jest dość bezpieczne. Po drodze wystawiano ją na pokaz w
specjalnie zbudowanej żelaznej klatce, tak małej, że z trudem jedynie mogła się w niej
wyprostować.
9 stycznia 1431 roku poddano ją nieformalnemu przesłuchaniu przed niewielkim,
starannie dobranym gronem sędziów. Dziewięciu dostojników kościelnych, skądinąd
powszechnie znanych erudytów o orientacji proangielskiej, zgodziło się
podporządkować niezupełnie zgodne) z prawem jurysdykcji biskupa Cauchona, Rouen
bowiem leżało poza granicami jego diecezji. Inteligentne zeznania, jakie Joanna
złożyła w czasie czterech posiedzeń sądu, wywarły korzystne wrażenie, które zostało
jeszcze spotęgowane orzeczeniem złożonym przez grono kobiet, wyznaczonych
specjalnie przez księżnę Bedford, stwierdzającym, że zachowała ona dziewictwo (co
świadczyło, że nie jest czarownicą), a także pozytywnymi opiniami, jakie przywiózł ze
sobą notariusz królewski po wizycie Domremy, skąd pochodziła. Biskup Cauchon nie
dopuścił jednak do ich rozpo-wszwechniania.
Po zakończeniu tych nieformalnych przesłuchań 21 lutego na zamku w Rouen
rozpoczęło się regularne śledztwo wstępne [proces d'qffic^ prowadzone przez
dwudziestu jeden księży (z rzadka tylko obecnych w komplecie). Przewodniczył im
biskup Beauvais, który rychło jednak przekazał swoje obowiązki kanonikowi Jeanowi
d'Estivet. W czasie drugiego posiedzenia, 22 lutego, do grona sędziów przyłączył się
zastępca inkwizytora generalnego Francji, Jean le Maistre. Biskup Cauchon zarządził,
że dalsze przesłuchania mają odbywać się in camcra, jedynie w obecności pięciu
godnych zaufania śledczych, "po to, by nie trudzić pozostałych". Poczynając od 10
marca Joannę przesłuchiwano w jej celi. W czasie śledztwa twierdziła ona stanowczo,
że glosy, jakie słyszała, czyli objawienia dane jej od św. Michała, św Katarzyny i św.
Małgorzaty, były natury boskiej, i odmawiała uznania autorytetu Kościoła w tej kwestii.
"K"
Kodeks Karola V. Constitutio Crtminalis Carolina, kodeks postępowania karnego dla
krajów wchodzących w skład Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego,
uchwalony przez Sejm Rzeszy w Regensbur-gu w roku 1532 (za panowania cesarza
Karola V). Zgodnie z literą zawartych w nim praw, zaczerpniętych ze słynnego
Bambergische Halsgerichtsordnung(1508), prowadzona była znakomita większość
procesów o czary. Jednak aż do końca XVI wieku sędziowie często nie stosowali reguł
zawartych w kodeksie, wymierzając oskarżonym kary wedle własnego uznania; stąd na
przykład w Bambergu oskarżeni i ich krewni, w nadziei ukrócenia pozaprawnych
procedur sądowych, apelowali do cesarza, by wymusił na sędziach przestrzeganie
zasad zawartych w kodeksie.
Procesy o czary normowane były przytoczonymi poniżej paragrafami:
21. Dotyczący badania podejrzanych o wróżenie za pomocą czarów. Podobnie na
podstawie samego oskarżenia nikt z tych, których podejrzewa się o przepowiadanie
przyszłości za pomocą czarów bądź innych sztuk magicznych, nie może być
aresztowany ani poddany torturom. Ale jeżeli oskarżonymi są ci, którzy sami podają
się za wróźbiarzy, mają ponieść za to karę. Jeżeli oskarżony wróżbiarz uznany
zostanie, pod przysięgą, winnym narażenia swej ofiary na straty pieniężne lub
spowodowania jej choroby, zranienia albo jakiejkolwiek innej krzywdy, sędzia może
podjąć dalsze czynności w jego sprawie, tak jak jest to przewidziane w odrębnych
paragrafach.
44. Dotyczący wystarczającego dowodu na uprawianie czamoksięstwa. Jeśli ktoś
naucza inną osobę czamoksięstwa, jeśli ktoś rzuca na kogoś urok, a nadto sprawia, że
ten, kogo zwiódł, sam to zaczyna czynić, jeśli ktoś związany jest z czarownikami, czy
to płci męskiej, czy kobietami, lub ma do czynienia z różnymi podejrzanymi rzeczami,
działaniami, słowami i sposobami postępowania, które sugerują czamoksięstwo, lub jeśli
został oskarżony przez owych czarowników - wszystkie te przestanki należy uznać za
dowód parania się czarami i stanowią one wystarczającą podstawę do zastosowania
tortur.
>52. Jak należy prowadzić przesłuchanie w przypadku podejrzenia o czary. Jeśli
jakaś osoba podejrzana jest o uprawianie czarów, winna zostać przesłuchana pod
przysięgą; należy zadać jej pytania dotyczące rodzaju i dokładnych szczegółów
praktyk czarnoksięskich i dalej pytać z kim, w jaki sposób i kiedy praktyki takowe
uprawiała, jakich używała przy tym słów i jakie wykonywała czynności. Jeśli okaże się,
że osoba przesłuchiwana zakopała lub też w inny sposób ukryła coś, co mogłoby mieć
związek z uprawianymi przez nią czarami, należy wszcząć poszukiwania tego
przedmiotu i w miarę możliwości go odnaleźć. Jeśli jednak praktyki czarnoksięskie
uprawiano jedynie za pomocą stów i gestów, osobę taką należy przebadać w celu
ustalenia, czy wystarczają one do oskarżenia o czary. Dodatkowo należy ją także
wypytać, od kogo nauczyła się czarów, w jaki sposób zaczęła je uprawiać i czy nie
używała ich przeciwko innnym osobom; jeśli tak, to wobec kogo oraz jakie szkody tym
samym spowodowała.
109. Kary za uprawianie czarów. Jeśli ktoś poprzez czary spowodował jakieś
nieszczęście lub czyjąś krzywdę, musi zostać ukarany śmiercią, a wyrok ten należy
wykonać przez spalenie. Jeśli jednak ktoś trudnił się praktykami czarnoksięskimi nie
wy-, rządzając nikomu żadnej szkody, winien zostać ukarany w inny sposób,
odpowiadający rozmiarom jego zbrodni; należy w takim wypadku zasięgnąć konsultacji
rady.
116. Kara za akty lubieżne przeciwne naturze. Jeżeli mężczyzna obcował cieleśnie ze
zwierzęciem lub mężczyzna z mężczyzną albo kobieta z kobietą, wszyscy oni winni
postradać życie i, zgodnie z powszechnie panującym obyczajem, zostać skazani na
śmierć przez spalenie.
Koszmar nocny. Pojęcie to używane jest zazwyczaj jako określenie (l) demona lub
zmory, uważanych za sprawców marzeń sennych, albo (2) sennego marzenia właśnie.
Nawiedzającego ludzi we śnie demona często utożsamiano z inkubem lub sukkubem;
stąd wydany w roku 1785 English Dictionary Bayley'a definiuje inkuba jako "koszmar
nocny, chorobę, w trakcie której śpiący człowiek ma wrażenie, że kładzie się na niego
jakiś wielki ciężar" oraz "diabła, który poznaje cieleśnie niewiastę, przybrawszy
uprzednio ludzką postać". Pogląd ten ma bardzo stary rodowód -jeszcze kabaliści
żydowscy uważali, że erotyczne sny wywołuje sukkub, nawiedzający łoże mężczyzny,
by płodzić z nim złe duchy.
Chociaż zarówno zmora, jak i inkub wydają się projekcjami tłumionych pożądań
seksualnych, zwykło się, dla uproszczenia, oddzielać od siebie te dwa zjawiska: w
przypadku zmory człowiek doznaje przede wszystkim uczucia strachu, podczas gdy we
wrażeniach osoby nawiedzanej przez inkuba dominuje uczucie rozkoszy i satysfacji,
choć i niekiedy również z domieszką lęku. Obydwa te przeżycia są niezwykle
sugestywne i nie różnią się niczym od doznań rzeczywistych "poza tym, że kończy je
przebudzenie" - jak ujął to w swoim eseju o czamoksięstwie Char-les Lamb.
Koszmar nocny- zarówno demon, jak i sam sen - stał się przedmiotem co najmniej
szesnastu uczonych rozpraw, wydanych między 1627 a 1740 rokiem, pierwszy jednak
klasyczny opis tego rodzaju przywidzeń w języku angielskim pochodzi dopiero z roku
1763.
Zazwyczaj koszmary nocne nawiedzają ludzi śpiących na wznak. Nader często
zaczynają się od budzącego grozę snu, po którym pojawiają się trudności z
oddychaniem, uczucie ucisku na klatkę piersiową i całkowita niemożność wykonania
najmniejszego nawet ruchu. Cierpiąc tego rodzaju katusze, ludzie wzdychają, jęczą,
wydają z siebie niezrozumiałe dźwięki i pozostają w objęciach śmierci, dopóki
najwyższym wysiłkiem woli lub dzięki pomocy z zewnątrz nie uda im się wyjść z tego
przerażającego stanu odrętwienia. Kiedy tylko otrząsną się z owej opresji, zaczynają
doskwierać im gwałtowne palpitacje serca, nadpobudliwość, omdlenia lub .dokuczliwy
niepokój; stopniowo objawy te słabną, ustępując miejsca przyjemnej świadomości, że
wyszło się cało z bardzo poważnego niebezpieczeństwa (J. Bond, Ań Essay on the
Incubus orMghtmare).
Wszyscy zajmujący się tym problemem autorzy zgodnie potwierdzają, że trzema
zasadniczymi cechami koszmaru nocnego są:
1. Dojmujący i trudny do opisania strach, określany w medycynie niemieckim
terminem Angst(użytym po raz pierwszy w roku 1895 przez Freuda w związku z
przypadkami neurozy na tle podświadomego tłumienia popędu płciowego), któremu
często towarzyszą doznania o charakterze erotycznym.
2. Uczucie ciężaru na piersiach, który przeszkadza w oddychaniu.
3. Uczucie zupełnej bezradności wobec trapiących człowieka koszmarów.
Majakom sennym towarzyszą często objawy opisane powyżej przez Bonda, a także
wzrost ciśnienia tętniczego. W większości koszmarnych snów objawy opisane w
punktach 2 i 3 jednak nie występują, przeciwnie, ruchy osoby śpiącej stają się tak
gwałtowne, że w efekcie budzi się ona przed zakończeniem przeżywanej historii,
której treści najczęściej nie potrafi sobie przypomnieć. Koszmarne sny, dręczące
ludzi współczesnych, powielają zasadniczo wzorce opisane przez dawnych uczonych
jako przykłady złośliwe) działalności demona nocnego - zmory.
Skoro uczucie strachu- podstawowa cecha koszmaru - wynika z tłumienia popędu
płciowego, groza tego zjawiska narasta tym bardziej, im silniejszą tamę człowiek
stawia swoim naturalnym potrzebom seksualnym. W pracy On the Mghtmare Ernest
Jones próbował wyjaśnić naturę tego rodzaju snów na gruncie teorii Freuda:
Ukrytym sensem koszmaru sennego jest wyobrażenie normalnego stosunku płciowego,
zwłaszcza w roli kobiecej -ucisk na piersiach i poczucie oddania się, którego wyrazem
jest stan niemożności wykonania ruchu; o seksualnej naturze tego zjawiska świadczy
też wzmożona pobudliwość okolic genital-nych, inne zaś objawy, w rodzaju
przyspieszonego bicia serca, pocenia się, uczucia duszenia się etc., nie są niczym innym
jak tylko wyolbrzymionymi postaciami odczuć, jakich doznaje człowiek w trakcie aktu
płciowego, któremu towarzyszy poczucie zagrożenia.
Uwagi Jonesa nie odbiegają zbytnio od obserwacji Gerwazego z Tiłbury (ok. 1218),
utożsamiającego wizje senne spowodowane melancholią bądź poczuciem braku
pewności siebie z lamiami, "które mącą umysły śpiących i trapią ich nieznośnym
ciężarem". Dalej Gerwazy powiada: "Niektórzy zapewniają, że owe zjawiska senne są
tak realistyczne, iż wydaje im się, że nie śnią, ale znajdują się na jawie. Nie bardzo
jednak w to wierzę, ponieważ znam kilka kobiet z sąsiedztwa, które opowiadały mi, że
wstydziły się wielce, gdy nocą ukazywały się im obnażone organa płciowe kobiet i
mężczyzn".
Podobny rodzaj doświadczeń erotycznych przeżyła mniszka z Louviers, siostra
Marie-du-St.-Sacrament, molestowana seksualnie przez ojca Picarda:
Pewnego razu ojciec Picard przechodząc koło mnie położył mi rękę na podbrzuszu i
natychmiast potem opanowały mnie w najwyższym stopniu niepokojące rojenia. Kiedy
około godziny dziewiątej położyłam się do łóżka, trzykrotnie widziałam, jak z sufitu
spadają na moją pościel wielkie, czarodziejskie ognie, co bardzo mnie przeraziło.
Następnego dnia czułam, że na moich barkach spoczywa jakiś niewiarygodny ciężar,
ciężar tak wielki, iż myślałam, że mnie zadusi. Dowlokłam się do celi Matki Przełożonej
i dopiero wtedy poczułam, że ciężar ten z głośnym hukiem spadł mi z ramion. W tym
samym momencie coś rzuciło mną o ziemię tak silnie, że zaczęłam krwawić z nosa i ust.
U większości mężczyzn i kobiet pragnienie odbycia stosunku płciowego nie
doprowadza na ogół do występowania koszmarów nocnych, aczkolwiek zwiększa
zapewne częstotliwość snów o treści erotycznej. Ale u ludzi mających skłonność do
nierównowagi emocjonalnej tłumienie popędu płciowego może nawet wywołać sny, w
których rolę istot ludzkich odgrywają nienaturalne stwory lub zwierzęta uznawane
powszechnie za symbole siły i energii witalnej.
"Niesłychaną relację" o tego rodzaju koszmarze nocnym przytacza Richard Bovet w
swoim Pandaemonium (1684):
Ujrzeliśmy nieszczęsnego młodzieńca leżącego w milczeniu na łożu; spojrzenie jego
szeroko otwartych oczu utkwione było nieruchomo w jeden punkt komnaty, dłonie
zaciskał kurczowo, włosy stały mu dęba, a pocił się tak gwałtownie, jakby był w łaźni.
[...] Na koniec [...] opisał nam taki oto zadziwiający przypadek. Powiedział, że leżał już
w łóżku około pół godziny starając się zmusić do zaśnięcia, bezskutecznie jednak z
powodu trapiącego go bólu głowy, kiedy do komnaty weszły dwa widma niezwykłej urody
kobiet. Bił od nich blask oświetlający całe pomieszczenie [...], próbowały ułożyć się
obok niego w łóżku, po obu jego stronach, czemu sprzeciwiał się ze wszystkich sił,
wymierzając im po wielokroć ciosy pięścią, która nie trafiała wszakże na nic poza
niematerialnymi cieniami. Mimo to były tak silne, że udało im się zerwać z niego
pościel, chociaż ze wszech sił starał się ją przytrzymać, a następnie rozebrały go z
koszuli; walczył z nimi tak długo, aż w pewnym momencie doszedł do wniosku, że
przyjdzie mu umrzeć, a przez cały ten czas nie miał siły nie tylko zawołać o pomoc, ale
nawet wypowiedzieć jednego słowa.
U kobiet zmuszonych do zachowania wstrzemięźliwości płciowej koszmary nocne
mogło powodować tłumienie naturalnych popędów ciała; w istocie rzeczy najbardziej
obrazowe relacje o zmorach i inkubach pochodzą z konwentów zakonnych. Na początku
szesnastego stulecia Paracelsus wyraził , opinię, że demony powstają z upławów
miesięcznych, stąd klasztory są wręcz ich wylęgarnią. Zboczone pragnienia seksualne,
których mechanizm tłumienia był nieco inny, dawały w konsekwencji odmienny typ
halucynacji i urojeń [patrz: Wilkofactwo, Wampir].
Konflikt między obawą a pożądaniem oraz wynikający z niego brak równowagi
psychicznej widać wyraźnie w przytoczonym przez Bonda opisie koszmarów nocnych,
nękających pewną młodą kobietę:
Pewna młoda dama o czułostkowym i marzycielskim usposobieniu, jeszcze przed
miesiączką, doznała ataku tego rodzaju choroby i zaczęła wydawać tak żałosne jęki, że
obudziła śpiącego w sąsiednim pokoju ojca. Zerwał się on na równe nogi i wbiegł do jej
sypialni, gdzie znalazł córkę leżącą na wznak i silnie krwawiącą z ust i nosa. Kiedy nią
potrząsnął, przyszła nieco do siebie i opowiedziała mu, iż zdawało się jej, że do łóżka
wszedł ogromnej postury mężczyzna, który bez większych ceremonii ułożył się na niej.
Już kilka dni wcześniej słyszano jak jęczy ona i wzdycha przez sen, ale nazajutrz po
opisanym tu przypadku dostała wyjątkowo obfitego upływu krwi miesięcznej i odtąd
przestała uskarżać się na tego rodzaju zjawiska.
W swojej Anatomy ofMelancholy Burton zwraca uwagę, że nader często koszmary
nocne mijają wraz z zamążpójściem.
Zarówno współcześni psychoanalitycy, jak i historycy akceptują bez zastrzeżeń
pojawiające się w dawnych relacjach wzmianki o niebywałej wręcz sugestywności
doznań doświadczanych podczas koszmarów nocnych. W wydanym w roku 1816
Treatise on the In-cubusandNightmare]. Waliker pisał: "W rzeczy samej nie wiem, w
jaki sposób ktoś może uwierzyć, że wizje, jakich doznał w czasie ataku koszmarów
nocnych, nie były częścią rzeczywistości, jeśli nie potwierdzą tego świadectwa ludzi
obecnych przy nim w tym czasie i w pełni przytomnych". Jeden z psychiatrów,
omawiając często spotykany przypadek uczucia, że ktoś dusi się we śnie, również
potwierdza wiarygodność tego rodzaju relacji: "Przekonałem się, że chorzy na
klaustro-fobię prowadzą we śnie niezwykle aktywne życie, a ich majaki senne pełne są
najbardziej przerażających zdarzeń" - Fodor, .Joumal of Nervous and Mental
Disease", Vol. CI. Uwagi te wyjaśniają również do pewnego stopnia zeznania niektórych
czarownic dotyczące sabatów.
Koszmary nocne wiążą się z czarnoksię-stwem o tyle, że na specjalne życzenie
niektórych czarownic mogły być jednym z przejawów opętania demonicznego.
Franciszkanin, ojciec Candidus Brognolus, w swoim Manuale Exorcistarum (1651) podał
tekst modlitwy, mającej sprawić, by diabeł "nie mógł doświadczać mnie we śnie- ani
mej wyobraźni, ani mojego ciała, a zwłaszcza tych jego części, które służą rozmnażaniu
się". Związek między czarami a tego rodzaju wizjami nocnymi uważany był za pewny; w
ten sposób do sprawy podchodzi Bodin, który w swej Dómonomaniewspominst, że
pewien zamożny plantator z Valois, Nicholas Nobel, opowiadał mu, iż często zdarzają
mu się we śnie odwiedziny coche-mares, czyli sukku-bów, i że za każdym razem
następnego ranka przychodzi do niego pewna stara wiedźma z prośbą o jałmużnę.
Poniżej przedstawiamy koszta kilku typowych procesów o czary, które odbyły się w
różnych częściach Europy. W większości wypadków musiały one doprowadzić do
trwałej ruiny majątkowej każdą rodzinę o umiarkowanych dochodach.
l. Protokoły siedemnastowiecznych procesów o czary w Offenburgu, w Badenii,
pozwalają nam nieźle zorientować się w ich ogólnych kosztach. W roku 1629 rajca Phi-
lipp Beck, którego żonę spalono na stosie jako czarownicę, został ukarany grzywną za
obrazę sądu, postawił bowiem zarzut pod jego adresem, że opłaty związane z
procesem stanowią próbę wyzucia go z majętności. A płacić musiał za wszystko. I tak
dwóch woźnych sądowych, którzy trzymali straż przy oskarżonej, otrzymywało
wynagrodzenie tygodniowe w wysokości 10 batzen i siedmiu miar wina. Kat policzył
sobie 10 batzen za samo tylko przewiezienie podsądnej z jednego więzienia do
drugiego. Po każdym posiedzeniu sędziowie wyprawiali ucztę, na którą przeznaczano
po 4 batzen na głowę; limit dla posłańców sądowych wynosił 2 batzen, W ciągu trzech
dni, jakie upłynęły od ogłoszenia wyroku do egzekucji trzech kobiet w miejscowości
Appenweier (rok 1595), musiały one zapłacić:
Florenó Batze
Fenigów
w n
Katu 14 7 10
Za noclegi i ucztę dla sędziów, księży i
32 6 3
adwokata
Na utrzymanie strażników i ich pachołków 33 6 6
Często koszta samego procesu były tak wysokie, że pochłaniały cały majątek
oskarżonego, zanim jeszcze zdążono skonfiskować go na rzecz stosownych władz. Na
przykład 8 października 1608 roku proces Frau Die-trich został odroczony ze względu
na brak wystarczających dowodów, a 17 stycznia roku następnego jej mąż zwrócił się
do sądu o oddalenie oskarżenia z powodu rosnących kosztów procesowych. W lutym
l6l2 roku majątek rodziny Pabst sprzedany został na licytacji, gdyż trzeba było pokryć
koszta procesu Frau Pabst, który rozpoczął się 15 października 1608 roku i ślimaczył z
powodu braku dowodów winy aż do śmierci oskarżonej w domu dla umysłowo chorych w
kwietniu l6ll roku. Koszta naliczano codziennie w ciągu owych trzech lat, w czasie
których przebywała ona, najprawdopodobniej zupełnie niewinnie, w więzieniu.
2. W trakcie procesów w Montebeliard, we Franche-Comte, podówczas części
Cesarstwa Rzymskiego, majątki skazanych były czasami konfiskowane w całości,
niekiedy zaś domagano się jedynie pokrycia kosztów postępowania sądowego. I tak w
roku 1652 Catheri-ne Jeannot winna była z tego tytułu sądowi 480 franków i 3 grosze;
Pierre'a Toumier-Fau-ciiiiera i jego żonę obciążono w roku 1655 sumą 437 franków? i l
grosza od każdego z nich. Koszta postępowania sądowego w tym kraju rzadko kiedy
spadały poniżej 500 franków, a powodem tego były wysokie wynagrodzenia wypłacane
wszystkim biorącym udział w sprawie od chwili aresztowania pod-sądnego do dnia
wykonania wyroku. Opłatą za każdą czynność i każdą usługę obciążano podsądnego.
Nawet koszta uczty, wyprawianej już po egzekucji przez urzędników sądowych,
pokrywano z majątku osoby skazanej. Na przykład z okazji egzekucji niejakiej Ad-
rienne d'Heur 11 września 1649 roku właścicielowi oberży, Davidowi Morlotowi,
wypłacono 25 franków za przygotowanie śniadania dla pisarza sądowego, mera,
czterech żandarmów i strażnika więziennego. Francois Parau także "wydał" śniadanie i
obiad dla obywateli i urzędników miejskich, którzy przyszli obejrzeć jego egzekucję,
co kosztowało go 15 franków i 9 groszy. Pomijając koszta wspomnianych uczt i
wynagrodzenie kata, same tylko płace w jego wypadku urosły do kwoty 26 franków:
Frankó Grosz
w y
Księżom (dwóm) po 1 franku 8 groszy każdemu 3 4
Adwokatowi 1 8
Merowi 1 8
Dziewięciu obywatelom i czterem rajcom 13 0
Pisarzowi 1 0
Dwóm asesorom i "Jakubowi", po 9 groszy
2 3
każdemu
Czterem sierżantom 3 0
4. Wysokie koszty samego spalenia na stosie wychodzą na jaw przy okazji egzekucji
dwóch czarownic z Aberdeen, Janet Wishart i Isabel Crocker, w lutym 1596 roku:
Szyling
Pensy
i
Za 20 ładunków torfu przeznaczonego na ich
40 0
spalenie
Za sześć buszli węgla 24 0
Za cztery beczki smoły 26 8
Za jedlinę i żelazo na beczki 16 8
Za stos i jego ułożenie 16 0
Za 24 stopy sznura katowskiego 4 0
Za transport torfu, węgla i beczek na wzgórze 8 4
Sądowi za ich egzekucję 13 4
Kyteler Alice. Przeciwko lady Alice Kyte-ler, którą w roku 1324 jako pierwszą w
Irlandii oskarżono o heretyckie praktyki czarnoksięskie, wysunięto zarzuty niezwykle
zbliżone do tych, jakie dwa stulecia później stały się już obowiązującą normą.
Inicjatorem całej sprawy był biskup Ossory, Richard de Le-drede, franciszkanin
wykształcony we Francji; jest wysoce prawdopodobne, że tam właśnie zetknął się on z
procesami czarownic i, jak się okazało przedwcześnie, usiłował wszcząć takowe w
Irlandii. Za cel obrał sobie najmoźniejszą damę irlandzką, panią na Kil-kenny, w
nadziei, że konfiskata jej majątku sowicie wynagrodzi okazaną przezeń gorliwość. W
posiadanie tych dóbr lady Alice weszła dzięki sukcesji po trzech kolejnych mężach:
Williamie Outlawie, Adamie le Bloun-dzie i Richardzie de Valle. W dodatku jej czwarty
małżonek, John le Poer, w chwili wszczęcia procesu był ciężko chory.
Biskup de Ledrede wysunął przeciwko lady Alice oraz jej synowi z pierwszego
małżeństwa Williamowi Outlawowi i kilku innym wspólnikom siedem zarzutów:
1. Aby nadać swym czarom skuteczność, wyrzekali się na czas pewien, w każdym
przypadku inny, Boga i Kościoła katolickiego, a także wszelkich obowiązków przez ten
Kościół przepisanych.
2. Składali w ofierze różne żywe stworzenia, zwłaszcza koguty, Robertowi Artissono-
wi, demonowi z "jednej najuboższych klas piekła".
3. Starali się uzyskać od diabłów wiedzę o przyszłych zdarzeniach.
4. W czasie nocnych spotkań parodiowali obrządki religijne, które kończyli gasząc
świece i wymawiając słowa: "Fi! Fi! Fi! Amen".
5. Aby rozpalić w kimś miłość lub nienawiść albo też zabić czy zranić ludzi i
zwierzęta, sporządzali mikstury i maście z wnętrzności złożonych w ofierze kogutów,
"pewnych straszliwych robaków", ziół, paznokci trupów, włosów i mózgów nie
ochrzczonych dzieci, gotując wszystkie te ingrediencje w czaszce ściętego
rozbójnika, na ogniu z drew dębowych.
6. W posiadaniu lady Alice znajdowały się różne proszki o właściwościach magicznych.
John le Poer, jej czwarty mąż, odnalazł je i przesłał biskupowi. Wszystkie jej
pozostałe [oprócz Williama] dzieci uskarżają się zgodnie, że mordowała ona swych
mężów i za pomocą praktyk magicznych wyzuła je z dziedzictwa.
7. Lady Alice utrzymywała stosunki płciowe z Robertem Artissonem, który niekiedy
objawiał się w postaci kota, innymi zaś razy jako czarny, kudłaty pies lub czarny
mężczyzna z żelaznym prętem w dłoniach.
Późniejsi kronikarze rozbudowali znacznie treść oryginalnych zarzutów, dodając
liczne szczegóły.
Lady Alice była wystarczająco potężna, by przeciwstawić się biskupowi, który ze
swej strony odpłacił się jej ekskomuniką, za co ona z kolei osadziła go w więzieniu.
Wtedy biskup obłożył interdyktem całą diecezję i pozwał Williama Outlawa przed swój
sąd. W odpowiedzi na to posunięcie de Ledrede'a prezes sądu, należący do grona
stronników Alice, uznał tę klątwę za nielegalną i biskup zmuszony został do odwołania
interdyktu. Kilka dni później biskup de Ledrede odziany w szaty pontyfikalne i
otoczony gromadą mnichów pojawił się przed sądem świeckim, został wszakże siłą
usunięty z sali. Jak na niezłomnego męża przystało, powrócił jednak i zażądał
aresztowania wszystkich, których oskarżył o uprawianie praktyk czarnoksięskich.
Wyrzucono go przemocą po raz wtóry. Mimo to de Ledrede nie ustawał w wysiłkach,
tak że w końcu lady Alice zbiegła do Anglii, a John le Poer dopomógł biskupowi wtrącić
swego pasierba Williama Outlawa na dziewięć tygodni do więzienia. Prawdziwą ofiarą
całego tego zamieszania stała się pokojówka lady Kyteler, Petronilla de Meath, która
odegrała rolę kozła ofiarnego. Wychłostana sześciokrotnie, zeznała wszystko, czego
zażądał od niej biskup. Składała ofiary Artissonowi, brała udział w nocnych orgiach, a
lady Alice była najzłośliwszą i najbieglejszą w swej sztuce czarownicą spośród
wszystkich śmiertelników. 3 listopada 1324 roku Petronillę ekskomunikowano i jako
pierwszą ofiarę prześladowań czarownic w Irlandii spalono żywcem na stosie.
"L"
Lamia. Według mitologii klasycznej Łamią była królową Libii, której uroda urzekła
Zeusa na tyle, że spłodził z nią kilkoro dzieci. Rozwścieczona niewiernością małżonka
Hera zamieniła Łamię w potwora i zgładziła jej potomstwo. Oszalała z rozpaczy Łamią
zaczęła mordować dzieci innych. Zachowała też moc przybierania na powrót swojej
dawnej postaci, aby uwodzić mężczyzn l wysysać z nich krew. Wulgata używa słowa
"łamią" jako odpowiednika imienia LIlith, według tradycji hebrajskie) pierwszej żony
Adama (pierwotnie była to nazwa babilońskiego demona nocy), kochanki-widma z księgi
Emek ham-melech. Słowo to używane też było w różnych kontekstach w legendach i
bajkach ludowych.
W pismach demonologów słowo "łamią" często oznacza wampira lub koszmar nocny.
Gerwazy z Tillbury (około roku 1218) był zdania, że łamią, zwana też pospolicie ma-sca,
to majak senny, podobny do zmory, "która wzburza umysł śpiącego i sprawia, że czuje
on na piersi wielki ciężar". W późniejszych traktatach łamię utożsamiano ze strzygą
[striga lub strtuj, wampirem atakującym dzieci. Wydaje się, że słowa tego używano w
dwu zasadniczych znaczeniach - w ten sposób określano demona (pokrewnego suk-
kubowi) oraz, poczynając od dziewiątego stulecia, czarownicę. Nicholaus de Jauer,
profesor teologii uniwersytetów w Pradze i Heidelbergu, utrzymywał, że lamie to
demony przybierające postać starych kobiet, które porywają małe dzieci, by upiec je
w ogniu. Johannes Pott w swoim studium poświęconym kontaktom seksualnym między
ludźmi a demonami (1689) wyróżnia kilka rodzajów lamii: są to według niego albo płoche
niewiasty omamione przez diabła tak, że wydaje im się, iż potrafią dokonywać różnych
sztuk magicznych, albo kobiety, które świadomie wchodzą w przymierze z diabłem, by
zadośćuczynić swym wybujałym żądzom erotycznym.
"M"
Magia. Magię należy bezwzględnie odróżniać od czamoksięstwa; jest ona zjawiskiem
ponadczasowym o bardzo szerokim zasięgu, podczas gdy czamoksięstwo było
ograniczone w czasie (trzy stulecia, mniej więcej między rokiem 1450 a 1750) i
przestrzeni (chrześcijańska Europa Zachodnia i w nader ograniczonym zakresie
Ameryka Północna). Magia jest próbą podporządkowania sobie sił natury i
wykorzystania ich do własnych, obojętnie dobrych czy złych, celów, najczęściej
zresztą przy aktywnym współudziale i pomocy demonów. Pojęcie czamoksięstwa z
jednej strony mieści w sobie magię, z drugiej zaś znacznie poza nią wykracza,
ponieważ czarownik sprzymierza się z Diabłem, a zatem uprawiane przy jego
współudziale praktyki magiczne mają na celu zanegowanie, wykpienie i odrzucenie Boga
chrześcijan. Zbrodnie, o które podejrzewano guślarzy i czarowników, to znaczy nader
szerokie spectrum ma-leflciów, były w zasadzie identyczne, różny był jedynie motyw
ich popełniania. Na podstawie takich właśnie przesłanek inkwizycja wypracowała
koncepcję czamoksięstwa jako herezji, czyli w pełni świadomego odrzucenia Boga i
Kościoła; czamoksięstwo przestało być kwestią popełnionych czynów, stało się
problemem światopoglądu, zajmując tym samym miejsce w rzędzie zbrodni sumienia.
W okresie początkowym, gdy teoria ta zaczynała się dopiero kształtować, dla
znacznej części inkwizytorów i sędziów różnica ta nie była zupełnie jasna. Trudno im
się dziwić, zwłaszcza że Kościół katolicki miał swoje własne tradycje w tej dziedzinie.
Pełen magii o charakterze sakralnym jest Stary Testament, a mimo twierdzenia, że
epoka magii dobiegła końca wraz Z narodzinami Chrystusa, pierwsze stulecia naszej
ery przyniosły obfitą literaturę dotyczącą Szymona Maga, cudotwórcy, którego próby
opanowania sztuki latania pokrzyżował współczesny mu rywal Piotr Apostoł.
Inkwizytorzy nader starannie badali przypadki praktyk magicznych, starając się
dociec, jakie intencje kierowały oskarżonymi o nie. W połowie trzynastego wieku
Summa de Officio Inqusitionis drobiazgowo roztrząsała wszystkie aspekty guślar-
stwa i wróżbiarstwa, mając, jak się wydaje, na względzie rozszerzenie zakresu swej
własnej jurysdykcji, zważywszy zaś, że uciekała się ona do stosowania tortur, potrafiła
wydobyć z podsądnych takie zeznania, na jakich jej zależało.
Mniej więcej od roku 1321, w południowej Francji, w Tuluzie i Carcassonne, zaczyna
się seria procesów prowadzonych przez sądy kościelne, podczas których wyraźnie
starano się znaleźć w praktykach magicznych symptomy herezji. Około roku 1330
kobiety zaczynają przyznawać się do udziału w sabatach, nocnych lotów w powietrzu,
utrzymywania stosunków seksualnych z diabłami, pożerania niemowląt i oddawania czci
boskiej kozłu. Między rokiem 1320 a 1350 w samym tylko Carcassonne skazano na stos
około 200 osób oskarżonych o magię heretycką, czyli o to, co rozumiemy pod pojęciem
czamoksię-stwa. W Tuluzie takich przypadków było jeszcze więcej, bowiem blisko
400. Ponad pół wieku później, około roku 1395, sędzia kryminalny Peter de Berr palił na
stosie ludzi, których uznał za malefici, czyli czarowników, podczas gdy winni byli oni
jedynie uprawiania praktyk magicznych, sprawozdania z ich procesów milczą bowiem
zarówno o pakcie z Diabłem, jak i o sabatach. (Nider, Formica-rius, 1435)
Nie ulega wątpliwości, że celem wydanej w roku 1484 bulli papieża Innocentego VIII
było wyeliminowanie tych niejasności. Również Tractatus de Hereticis et Sortiiegiis
Pau-lusa Grillandusa (1536), ówczesnego autorytetu w dziedzinie prawa, zawiera wiele
stronic poświęconych próbie ustalenia, w jakim momencie praktyki magiczne zaczynają
być herezją. Niektóre z przedstawionych przez niego argumentów były powtórzeniem
tez najwybitniejszego specjalisty w dziedzinie prawa kanonicznego w pierwszej
połowie czternastego wieku, Johannesa Andreae. Bóg przyznał Diabłu pewien zakres
władzy i możliwości, na przykład możliwość kuszenia ludzi do grzechu, znajomość
natury rzeczy, a także wiedzę o sposobach leczenia chorób. Odwoływanie się do
pomocy Diabła w kwestiach mieszczących się w granicach tego, co "wolno" mu było
czynić, było magią, natomiast prośba dotycząca dziedzin, które Bóg zastrzegł
wyłącznie dla siebie, stanowiła herezję. Jeśli ktoś zatem prosił Diabła o pomoc w
uwiedzeniu kobiety, nie popadał w herezję, bowiem pomoc ta mieściła się w granicach
uprawnień przyznanych Diabłu. Nader istotna była też forma, w jakiej zwracano się do
Diabła o udzielenie tej pomocy; jeśli ktoś nakazywał mu dokonanie złego uczynku (w
granicach, na które przyzwolił Bóg), nie można było mówić o herezji, jeśli natomiast o
to samo błagał, stawał się już heretykiem. Konsekwentnie zatem, jeśli osoba posądzana
o zawarcie paktu z Diabłem prosiła go o cokolwiek, nawet o rzecz mieszczącą się w
ramach przyznanych mu przez Boga kompetencji, to uważano ją niejako automatycznie
za winną herezji. W Manuale Emrcistarum franciszkanin Candidus Brognolus
Bergomen-si drobiazgowo roztrząsa problem, czego można domagać się od Diabła.
"Subtelności te wszelako - jak z przekąsem stwierdza Henry Charles Lea - nijak nie
miały się do praktyki dnia codziennego". Uważano, że w ostatecznym rozrachunku -
potwierdza to w swojej Glossographii (1674) Thomas Blount -wszelkie cuda
dokonywały się dzięki "pomocy Diabła". U schyłku szesnastego stulecia Pefia uznał za
heretyckie wszelkie formuły i praktyki magiczne, w czasie których stosowano
przedmioty i teksty liturgiczne; nie tylko wodę święconą, ale nawet odmawianie
modlitw w rodzaju Ojcze nasz czy Zdrowaś Mario.
Mniej więcej od roku 1700 świecki aparat państwowy zaczął zastępować kościoły
(zarówno katolicki, jak i protestanckie) w ich dotychczasowej roli strażnika i
kontrolera sumień ludzkich. Język pojęć religijnych przestawał stopniowo odpowiadać
opisowi zjawisk warunkujących funkcjonowanie świata nowożytnego i współczesnego -
jego miejsce zajęły kategorie polityczne i gospodarcze. Podobnie też czarnoksięstwo,
zakładające zawarcie paktu z upersonifikowanym diabłem, straciło swoją przydatność
jako forma wyrazu współczesnych nurtów heretyckich. Mimo zaniku zjawiska, którego
było określeniem, samo pojęcie czamoksięstwa przetrwało i trwa po dzień dzisiejszy, z
tym że jego znaczenie ograniczone zostało ponownie do magii. W takim właśnie sensie
mówi się dzisiaj o "czarownikach" afrykańskich i haitań-skich. Aby uniknąć związanego
z tym pomieszania pojęć, należy zaznaczyć, że w niniejszej pracy terminy
"czarnoksięstwo", "czarownik",
"czarownica" używane są wyłącznie w kontekście herezji czarnoksięstwa, tak jak ją
rozumieli demonolodzy. Wobec ponadczasowych i powszechnych praktyk, mających na
celu wszelakie maleflcia, a nie zakładających zawarcia przymierza z diabłem w jego
chrześcijańskim rozumieniu, używano pojęć "gusła", "praktyki magiczne" oraz innych
pochodnych.
Studia porównawcze z dziedziny wierzeń ludowych dostarczają licznych przykładów,
które wskazują na daleko posunięte podobieństwa między praktykami magicznymi
uprawianymi w Europie i na innych, zupełnie odmiennych kulturowo kontynentach. W
wierzeniach meksykańskich, chociażby, pojawia się demon Tlazolteote, który nosi
spiczaste nakrycie głowy i lata w powietrzu na miotle. Z naszego punktu widzenia
postać ta nie należy mimo wszystko do sfery czarnoksięstwa, lecz magii, nie ma
bowiem ona nic wspólnego z ideą wyparcia się Boga chrześcijan, a nazwanie jej
czarownikiem w takim sensie, w jakim Europa rozumiała to słowo między piętnastym a
osiemnastym wiekiem, byłoby czystym nieporozumieniem.
Po dziś dzień co najmniej raz na miesiąc środki masowego przekazu karmią nas
doniesieniami o "czarach" i "czarownicach". Aczkolwiek zaganiehie to pozostaje poza
sferą zainteresowań niniejszego dzieła, warto przytoczyć kilka takich pochodzących z
różnych krajów l epok przykładów jako typową ilustrację tego, co określamy
przejawem wierzeń i tradycji magicznych.
Około roku 1816 w Nyack, w stanie New York, obwiniono pewną samotnie żyjącą
niewiastę, trudniącą się zielarstwem i homeopa-tią, o odebranie mleka krowom i
powodowanie jego kwaśnienia. Okoliczni farmerzy urządzili sąd boży przystępując do
zważenia jej na dziesiętnej wadze młynarskiej, której przeciwną szalę obciążono
masywnym egzemplarzem okute) w brąz Biblii, przyniesionej z miejscowego kościoła.
W wypadku negatywnego wyniku tej próby podejrzaną miano utopić w stawie. Wydaje
się jednak, że ostatecznie przeważyła nie tyle Biblia, co glos rozsądku, Goody Caniff
bowiem ostała się przy życiu.
W roku 1879 we Wraczewie, w guberni nowogrodzkiej, na pięćdziesięcioletniej Aga-
finie Ignatiewej zaciążyło podejrzenie o zauroczenie bydła. Tym razem wieśniacy
wzięli sprawę we własne ręce, zamknęli rzekomą wiedźmę w jej chałupie i podłożyli
ogień. Prowodyrów zajść postawiono przed sądem pod zarzutem morderstwa, jednak
przychylnie do nich nastawieni przysięgli skazali winnych jedynie na odbycie pokuty w
cerkwi.
W roku 1885 wdowa Lebon z Sologne we Francji zaoszczędziwszy parę tysięcy
franków postanowiła przenieść się na starość do córki i powierzyła jej swoje pieniądze.
Jakiś czas potem kury w gospodarstwie zaczęły znosić zgniłe jaja, a krowa ocieliła się
przedwcześnie. Nie ulegało zatem najmniejszej wątpliwości, że pani Lebon jest
czarownicą. Córka skłoniła matkę, aby wyspowiadała się u proboszcza, po czym związała
ją, przeniosła do kominka, obłożyła chrustem, suchymi krzakami janowca i szczapami
drewna, oblała naftą i spaliła żywcem. "Wiedziałam - tłumaczyła - że nadeszła właściwa
chwila, by zabić tę wiedźmę. Gdybym zwlekała, mogłaby popełnić jakiś grzech, czy to
myślą, czy uczynkiem, i wtedy cała spowiedź byłaby na nic". Przyglądając się, jak
staruszkę trawią płomienie, córka kazała dzieciom odmówić litanię za umierających i
prosić Boga, aby zechciał wybaczyć babci, że była czarownicą. Ten ogień zaś - dodała -
"pokazuje wam, jak wygląda piekło". Pani Lebon jęczała i wiła się w płomieniach, ale zięć
ogłuszył ją sabotem. Następnie wraz z żoną wyspowiadał się księdzu, który musiał
dotrzymać tajemnicy spowiedzi, a burmistrzowi małżonkowie wyjaśnili, że mamusia
wpadła do kominka i spłonęła, kiedy oboje byli zajęci w polu.
10 marca 1905 roku w Hawanie oskarżono o praktyki czarnoksięskie czternaście
osób. Aby uleczyć pewną kobietę, chorą wskutek urazów, jakich doznała będąc jeszcze
niewolnicą, niezbędna okazała się krew białego człowieka. Porwano zatem dwuletnie
dziecko, które następnie poćwiartowano; krwi z jego serca użyto jako kataplazmu na
brzuch chorej, samo zaś serce zostało zjedzone. Kilkoro spośród oskarżonych uznano
za winnych, dwie osoby stracono.
W miejscowości Horseheath, w hrabstwie Sussex w Anglii, jeszcze w końcu lat
dwudziestych naszego wieku krążyły przedziwne opowieści na temat pewnej staruszki.
Pewnego dnia przyszedł do niej jakiś czarny człowiek, wyjął księgę i poprosił ją, by
wpisała do niej swoje imię. Kobieta owa wpisała się do księgi, a tajemniczy nieznajomy
oznajmił jej, że będzie panią pięciu duszków służebnych, które spełnią każdy jej
rozkaz. Niedługo potem widziano ją w towarzystwie szczura, kota, ropuchy, fretki i
myszy. Wszyscy byli przekonani, że jest czarownicą, a wiele osób zaczęło przychodzić
do niej i prosić ją o uleczenie. (London, "Sunday Chronicie" z 9 września 1928)
W lipcu 1950 roku niejaka Martha Minnen z miasteczka Witgoor we Flandrii
.pozwała do sądu swoich sąsiadów pod zarzutem, że szkalują jej dobre imię, nazywając
czarownicą. proboszcz nie chciał przyjmować od niej datków na kościół, a inne matki
zakazywały swoim dzieciom bawić się z jej dziećmi. Nie oskarżano jej o żadne
konkretne maleflcia -co najwyżej zarzucano ekscentryczny styl życia. Pani Minnen
hodowała koty. "Liczba czarnych kotów, jakie widuje się nocą wokół domu Marthy,
przechodzi wręcz ludzkie pojęcie", zeznała Jedna z kobiet, świadczących przeciwko
niej. Pani Minnen wręczyła też kiedyś dziecku sąsiada dość niezwykły upominek -
gniazdo z młodymi wróblami. Maria Deckx, Jedna z pozwanych, zeznała: "Zawsze byłam
miła wobec pani Minnen, ale nie życzę sobie, by wokół mojego domu latało tyle ptaków".
Wyrażając, jak si^ zdaje, opinię pozostałych, dodała: "Wierzyłam w czarownice i
wierzę w nie nadal". Sąd przyznał pani Minnen połowę kwoty odszkodowania, o jakie
wystąpiła.
Różnicę między magią a czamoksięstwem podsumował lapidarnie znany angielski
autorytet w dziedzinie demonologii, William Perkins, którego sposób myślenia był
typowy dla ówczesnych inkwizytorów, sędziów, uczonych i prawników, słowem tych
wszystkich, którzy ulegli manii polowań na czarownice. "Rzeczą, która przesądza o
tym, że czarownica jest czarownicą - pisał on w roku 1608 - jest wyrażona przez nią
zgoda na zawarcie paktu [z diabłem]". Perkins uważa, że w ramach tej definicji nie
mieszczą się osoby "dotknięte obłędem i szaleństwem", słabe na umyśle oraz wszyscy,
którzy hołdują zabobonom do tego stopnia, że uciekają się do guseł i zaklęć w błędnym
mniemaniu, że owe zaklęcia i gusła pozwalają im osiągnąć to, czego sobie zażyczyli, nie
dzięki pomocy Diabła, ale dlatego, że otrzymują w ten sposób szczególną moc od Boga
na wzór niektórych ziół, Jakim nadał On właściwości leczenia schorzeń.
1. Wzniecając miłość;
2. Wzniecając nienawiść;
3. Powodując niemoc płciową;
4. Sprowadzając choroby;
5. Pozbawiając życia;
6. Pozbawiając rozumu;
7. Powodując szkody w dobytku wentarzu.
Konsekwentnie zatem wszystkie wymienione powyżej sytuacje są w szerokim tego
słowa znaczeniu maleficiami, czyli aktami zła, jako że dopuszczają się ich czarownicy,
czyli malefaci. Zazwyczaj jednak termin "malefi-cium" używany był w znaczeniu
węższym, ograniczonym do działań powodujących choroby oraz szkody w dobytku i
gospodarstwie (punkty 4 i 7 przytoczonej powyżej listy). Inkwizytor Bernard de Como
(1510) orzekł, że wszystkie choroby, których przyczyn lekarze nie potrafią wyjaśnić, a
skutków uleczyć, należy przypisać działaniu czarów, a w roku 1460 Martin de Aries
zdefiniowł ma-leficia jako wszelkie zdarzenia, których skutki wychodzą poza to, czego
można się, w granicach rozsądku, spodziewać po działaniach mieszczących się w
porządku natury. Wychodząc z tego założenia, wysnuwa on wniosek, że wszelkie
maleflcia zakładają implicite zawarcie przymierza z Szatanem i przejście na Jego
służbę. Z tego samego powodu procesy czarownic, zwłaszcza w Anglii, w których rolę
decydującego materiału dowodowego odgrywały konkretne przejawy szkód i
nieszczęść, Jakie dotknęły ludzi, prowadzone były zgodnie z przesłanką, że wyrok na
czarownicę wydaje się dlatego, że oddaje ona cześć Diabłu, i nie ma większego
znaczenia fakt, czy da się jej udowodnić konkretne maleftcia.
W wydanym w roku 1608 Discourse ofthe Damned Art of Witchcraft William
Perkins podaje listę konkretnych uczynków, powodujących szkody o charakterze
zarówno materialnym, jak i duchowym:
1. Wywoływanie burz, sztormów, wichur i sprowadzanie złej pogody zarówno na
morzu, jak i na lądzie;
2. Sprowadzanie morowego powietrza;
3. Zwarzenie zasiewów;
4. Wybijanie trzód, nękanie mężczyzn, kobiet i dzieci;
5. Wywoływanie namiętności i cierpień nękających ciało człowieka i zwierząt, a także
leczenie tychże [patrz: Opętanie];
6. Wypędzanie diabłów.
Wszystkie te zbrodnie wymierzone przeciwko ludziom są na poziomie wyobrażeń
ludowych odpowiednikami sformułowanych przez uczonych teologów zbrodni przeciwko
Bogu, zawartych w przymierzu zawieranym z Diabłem.
Budzących grozę przykładów szkód spowodowanych siłami nadnaturalnymi w
hurtowych niemal ilościach dostarczają nam dzieła demonologów. Alexia Belheure żyła
w wiecznych sporach ze swoim mężem, ponieważ ten za mało zarabiał; dlatego też
zwróciła się do diabła z prośbą o pomoc w ukaraniu go. Pewnego razu, w wigilię Bożego
Narodzenia, udał się on do miasta, aby kupić coś na targu. W drodze powrotnej,
zgodnie ze złożoną przez diabła obietnicą, został zabity. Alexia, z góry uprzedzona o
tym wydarzeniu, znalazła zwłoki męża i ogłosiła, że napadli na niego bandyci. "Wszyscy
dali temu łatwo wiarę - stwierdza Guazzo w swoim Compendium Maleflcarum(.l626)
-jako że nie była ona ani urodziwa, ani już taka młoda, by ktokolwiek posądzał ją o
utrzymywanie kochanków".
Guazzo przytacza także inną popularną opowiastkę o maleflciacb, w której mamy do
czynienia zarówno z groźbą mającego nastąpić nieszczęścia - damnum minatum - jak i
następującym po nie) złem - damnum se-cutum. Pewna niewiasta, Apra Hoselotte, miała
syna, który służył u Jeana Halecourt i został przez niego okrutnie ukarany za kradzież;
podejrzewano go bowiem o nią bardziej niż resztę służby. Dotknęło to matkę i
przepełniło ją żądzą zemsty, do której okazja nadarzyła się nader szybko. Kiedy pan
pędził konie z pastwiska, lekkomyślnie dosiadłszy jednego z nich, zbliżyła się
niepostrzeżenie wraz ze swym duszkiem służebnym i szarpnęła konia za szyję tak, że
jeździec spadł na ziemię i złamał sobie nogę. Kiedy pojawił się jako świadek na
rozprawie, kulał jeszcze i chromał w następstwie tego upadku.
Cotton Mather z Nowej Anglii w swoim Remarkable Prouidences doszukuje się
dowodu maleftciów w następującym zdarzeniu, które podaje z pierwszej ręki i w
absolutnie dobrej wierze. Pewien bardzo zacny człowiek obraził kiedyś dwie kobiety,
które zagroziły mu, że spotka go nieszczęście. Niedługo potem część jego krów
zdechła w dziwnych okolicznościach, jego samego zaś "zaczęły nawiedzać majaki tych
kobiet". Chciał opowiedzieć o swoich kłopotach w kościele, ale przeszkodził mu w tym
gwałtowny atak epilepsji.
Miał Jeszcze potem (eden albo dwa takie ataki, ale rychło zaczęto mu zadawać
bardziej indywidualny rodzaj cierpień. Pewien godny szacunku człowiek poradził mu, by
zgłosił się do władz, ostrzegając go jednocześnie, że jeśli tego nie uczyni, wkrótce
zostanie zamordowany. Nie przyjął jednak tej rady i zwlekał kilka tygodni, póki nie
wydobrzeje na tyle, by mógł normalnie pracować i chodzić. Ale niedługo potem wyzionął
ducha w sposób, o którym nic pewnego powiedzieć nie można.
Kolejny przykład maleficiów w wydaniu angielskim podaje Daimonomageia^^\iSLma
Dra-ge'a (1665). W roku 1637, w Bedford, poddano pławieniu w rzece kumę Rosę,
rzuciła ona bowiem urok na groch, tak że pożarły go robaki. Zrobiła to z zemsty,
ponieważ odmówiono dania jej części tego grochu w upominku. Zaraziła też pewnego
mężczyznę wszawicą.
We wszystkich tych opowieściach nie ma najmniejszej wzmianki o tym, w jaki sposób
czarownica realizowała swoje zamysły. Wolno przypuszczać, że pomocy udzielał jej
Diabeł - przynajmniej w Anglii - za pośrednictwem duszków służebnych, małych
zwierzątek wyznaczonych przez Szatana do wykonywania złośliwych poleceń
czarownic. Wyjaśnienia alternatywnego można by też szukać w tradycyjnych
wyobrażeniach o zauroczeniu, czyli mocy złego oka. William Perkins w swoim
cytowanym już tu Discour-se stwierdza:
Od dawna panuje przekonanie, że ludzie złośliwi i nieżyczliwie usposobieni wobec
innych wypuszczają z oka strumień szkodliwych i zjadliwych duchów, które zarażają
powietrze l mogą zatruć lub zabić nie tylko tych, z którymi obcują na co dzień, ale
także i innych, którzy znaleźli się w ich towarzystwie, bez względu na ich wiek, siłę i
stan zdrowia.
Aczkolwiek Perkins dopuszcza możliwość zawarcia przymierza z Diabłem, odrzuca tę
teorię jako "równie starą, co głupią".
Zakładano też, że czarownice oprócz opisanej powyżej, trudnej do zdefiniowania, a
niemożliwej do udowodnienia, zdolności czynienia zła dysponują bardziej namacalnymi
środkami, które od niepamiętnych czasów "tworzą arsenał praktyk magicznych i
czarnoksięskich, w rodzaju maści, ziół, rozmaitych mikstur i dekoktów, zawiązanych na
supeł sznurów, czyli ligatur, figurek woskowych czy też budzącej grozę ręki chwały.
Niekiedy też próbują wejść w posiadanie pewnych przedmiotów, należących do ich
przyszłej ofiary - zębów, okrawków paznokci, włosów lub strzępków odzieży - których
używają potem dla swych wszetecznych celów. Ponieważ wszystkie te techniki
magiczne zostały w tej książce omówione szerzej w innych miejscach, ograniczymy się
teraz do podania kilku najbardziej charakterystycznych przykładów.
Pod datą 13 sierpnia 1746 roku John we-sley zanotował w swoim dzienniku opis
przypadku rzucenia uroku, z jakim zetknął się w Konwalii. Kiedy Wesley zakończył
kazanie, pewna kobieta podeszła do niego i oznajmiła, że jego dzisiejsza modlitwa
przyniosła jej "wytchnienie i ulgę" w trapiącej ją dolegliwości (sądząc z objawów
wyglądało to na artretyzm lub reumatyzm). Okazało się, że przed siedmiu laty pewien
czarownik na prośbę kobiety, której wyrządziła despekt, rzucił na nią zaklęcie.
Podczas "burzy z piorunami i błyskawicami [...] poczuła, że jej ciało zaczęło dygotać, i
nabrała pewności, że gdzieś w pobliżu musi znajdować się diabeł. [...] Od tej pory nie
zaznała spoczynku nie tylko z powodu panicznego lęku, jaki zawładnął jej umysłem, ale
także niewyobrażalnych cierpień cielesnych; czuła się bowiem tak, jakby ktoś stale
szarpał jej ciało rozżarzonymi do czerwoności cęgami".
Podczas procesu w Salem niejaki Roger Toothaker oskarżony został przez Thomasa
Gage o to, że sporządził z moczu jego córki jakąś substancję, którą przelał potem do
glinianego naczynia i prażył w rozgrzanym piecu. "Następnego ranka rzeczone dziecko
rozstało się z życiem".
7 kwietnia 1652 roku w Londynie oskarżono Joan Peterson o to, że "praktykuje
fizykę [sztukę leczenia], ale w rzeczywistości podejrzana jest o czarownictwo", a
także o to, że podała pewnej starej damie jakąś miksturę, "krótko po wypiciu której
niewiasta owa zmarła". W wydanej nazajutrz po przedstawieniu aktu oskarżenia
broszurze stwierdzono, iż "wiele osób przypuszcza, że zmarła ona śmiercią naturalną,
jako że liczyła sobie już lat osiemdziesiąt".
Inna jeszcze historia pochodzi z Metzu. Pewna kobieta, której piekarz odmówił
kredytu, zwróciła się o pomoc do diabła. Guaz-zo pisze, że ten ostatni, rad z każdej
okazji uczynienia zła, dał jej pewne zioła zawinięte w papier, polecając, by rozsypała je
w miejscu najczęściej uczęszczanym przez piekarza l jego rodzinę. Wzięła je
natychmiast l rozsypała na progu jego domu, w następstwie czego piekarz, a rychło
potem jego żona i dzieci zapadli na tę samą chorobę. Przyszli do siebie dopiero wtedy,
gdy gnębiona wyrzutami sumienia czarownica wzięła od diabła inny rodzaj ziół, które
miały moc uleczenia owej dolegliwości. Ukryła je potajemnie w ich łóżkach, tak jak jej
przykazano, i po niedługim czasie wszyscy pozbyli się choroby i wrócili do zdrowia.
W czasie wizytacji duszpasterskiej w roku 1543 arcybiskupowi Canterbury,
Cranmero-wi, przedstawiono do rozstrzygnięcia sprawę niejakiej Joanny Meriweather,
wobec której wysunięto dość dziwaczne oskarżenie o maleficia. "Rozpaliła ogień na
kupce ekskrementów Ellzabeth Cosley i kapała nań woskiem z poświęconej gromnicy, po
czym oznajmiła sąsiadom, że dzięki temu przepołowią się pośladki rzeczonej
Elizabeth". (Me-moirs of Archbishof) Cranmer)
Tego rodzaju barwne oskarżenia były jednak bardziej typowe dla Europy
kontynentalnej. W końcu wieku szesnatego Johann Myller z Welferdingen złożył
następujące zeznanie, dotyczące jego rocznego dziecka.
Agatlna z Pittelingen i Miatte z Hohenech wykradły to dziecko z kołyski i spaliły je
na stosie przygotowanym uprzednio u podnóża góry zwanej La Grise, a następnie
starannie zebrały spopielało szczątki. Zmieszały je z rosą zebraną z kłosów zboża i
czubków traw, wyrabiając nie dającą się łatwo pokruszyć masę, którą posypywały
winnice, zasiewy i drzewa, co powodowało, że przekwitały one nie wydając owoców.
Trujące maści i mikstury oraz woskowe laleczki były środkami czynienia maleficiów,
o które czarownice oskarżano najczęściej. Klasyczny niemal przypadek magii
sympatycznej, w którym zastosowano tego rodzaju metody, opisano w protokołach
sądowych z procesu czarownic w Abington z roku^l579. Niejaką Mateczkę Dutton
oskarżono o zamordowanie czterech osób za pomocą "obrazków (raczej chyba figurek)
długich mniej więcej na piędź, a szerokich na trzy lub cztery palce". Mateczka Dutton
nakłuwała je kolcami głogu z lewej strony, "w miejscu, gdzie powinny znajdować się
serca osób przedstawionych na tych obrazkach". Cztery ofiary tych praktyk zmarły
jakoby nagłą śmiercią.
John Palmer i Elizabeth Knott, straceni w roku 1649 w St. Albans, również zostali
oskarżeni o dokonanie morderstwa za pomocą czarów; przyznali się, że ulepili z gliny
figurkę kobiety ("ukształtowali jej wyobrażenie"), którą następnie włożyli do ognia i
zagrzebali starannie w żarzących się węglach; kiedy wypalała się ona i roztapiała
powoli, kobieta owa leżała, cierpiąc niewysłowione męki, a skoro tylko figurka spaliła się
do cna -natychmiast umarła.
Na szczęście dla stróżów prawa demonologowie wykoncypowali teorię, wedle której
czarownica, skoro tylko dotknie ją urzędnik sądowy, natychmiast traci moc czynienia
maleficiów. Mimo to Prierias (1521) ostrzega, że czarownica może rzucić na nich urok,
i zaleca, by palestranci nosili przy sobie sól używaną w czasie egzorcyzmów lub
święcony wosk. Inni teoretycy sugerowali nawet, by czarownice transportować do
więzienia w dużych skrzyniach tak, by ich stopy nie mogły dotknąć ziemi.
Jednym z najgorszych skutków obarczania czarownic odpowiedzialnośc4 za
wszystko był fakt, że czamoksięstwo stało się rodzajem ulti-ma ratio, stosowanej
wszędzie tam, gdzie należało wyjaśnić rzeczy niemożliwe do wytłumaczenia. Thomas
Ady uskarża się, że rzadko kiedy, gdy dopust Boży dotknie majątek lub zdrowie
człowieka, nie zarzuca on niewinnemu sąsiadowi lub sąsiadce, że rzucili nań urok; jako
że - powiada - ta staruszka zapukała niedawno do moich drzwi, prosząc o wsparcie, a ja
odmówiłem i, przebacz mi Boże, wezbrała w moim sercu złość na nią, zdało mi się
bowiem, że jest czarownicą. I oto teraz moje dzieci, moja żona, ja sam, mój koń, moja
krowa, moja owca, moja maciora, mój wieprz, mój pies, mój kot czy cokolwiek bądź
innego jakimś dziwnym sposobem popadły w taki to a taki stan, w związku z tym
przysięgam, że jest ona czarownicą, bowiem jakże coś takiego mogłoby się inaczej
przytrafić. (A Candle in the Dark, 1656)
Podobnie Reginald Scot, pierwszy Anglik, który sprzeciwił się prześladowaniu
czarownic, w roku 1584 stwierdza bez ogródek: "Nierównowaga humorów i temu
podobne zjawiska, a nie dziwne słowa, czarownice albo złe duchy są przyczyną tego
rodzaju chorób. Również i bydło ginie z powodu zarazy lub nieszczęśliwego zbiegu
okoliczności".
Całkowite odrzucenie logiki we wszystkim, co wiązało się z czarownicami i
maleflciami, charakteryzowało w równiej mierze Matthe-wa Hopkinsa, jak i jego
odpowiedników z kontynentu europejskiego. W jaki sposób wytłumaczyć można śmierć
człowieka w następstwie niemożliwej do uleczenia choroby? Doktorzy nie potrafili jej
wyleczyć? Tak, ale... W DiscowryofWitchesHopkins przedstawia następujący sposób
rozumowania:
1. Czarownice obawiają się, że zostaną pojmane.
2. Czarownice proszą diabła o pomoc.
3. Diabeł każe im rzucić urok na człowieka, który jest ich śmiertelnym wrogiem.
(Diabeł wie dobrze, że ludzie "podatni są na nagłe i niespodziewane choroby".) "Co
chcecie, abym dla was zrobił, moje drogie i ukochane dzieci, które zawarłyście ze mną
przymierze i utwierdziłyście je przypieczętowanym własną krwią paktem, moje drogie
maleństwa?"
4. Człowiek umiera z przyczyn naturalnych.
5. Diabeł oznajmia czarownicom, że zamordowały swego śmiertelnego nieprzyjaciela
dzięki mocy, w którą je wyposażył.
6. Czarownice wynoszą go pod niebiosa za to, że im pomógł.
Następnie, kiedy już rozejdzie się wieść o Jego śmierci, [diabeł] przybywa do
czarownic i słyszy od nich słowa uznania, wiary i szacunku za to, co uczynił, podczas
gdy w rzeczywistości to choroba zabiła tego człowieka, a nie czarownica czy diabeł
(tylko diabłu jest bowiem wiadome, że tego rodzaju schorzenie jest nieuleczalne);
czarownica zaś skazuje się na tym większe potępienie z powodu swej zażyłości z
diabłem i okazywanego mu posłuszeństwa, co liczyć należy na równi ze złamaniem
prawa.
Maleficia często dają symptomy zbliżone do objawów opętania demonicznego, kiedy
•eły duch wstępuje w ciało energumena. Umiejętność odróżnienia tych schorzeń
uważano za nader istotną, bowiem każda z nich wymagała innych środków zaradczych.
W opętaniu ulgę przynosiły egzorcyzmy, na malefi-cia zaś pomagała modlitwa łub, jak
sugerowali niektórzy demonolodzy, rada samej czarownicy albo "białej wróżki".
Wybitny autorytet w tej dziedzinie, Guazzo, podaje listę dwudziestu symptomów
uroku rzuconego dzięki maleficiom, przeciwstawiając je objawom opętania
demonicznego.
Objawy maleficiów
1. Trudno określić rodzaj choroby, na jaką cierpi osoba dotknięta urokiem; lekarze
wahają się, wyrażają wątpliwości, często zmieniają zdanie i boją się postawić
zdecydowaną diagnozę.
2. Choroba, pomimo iż leczona od samego początku, nie ustępuje, przeciwnie,
pogłębia się.
3. Pogorszenie nie następuje stopniowo, tak jak w przypadku dolegliwości
spowodowanych przyczynami naturalnymi; chory często doznaje najsroższych bólów
od razu, mimo iż nie ma po temu żadnego uzasadnienia medycznego.
4. Choroba ma przebieg wysoce nieregularny; aczkolwiek może pojawiać się
periodycznie, odstępy między nawrotami rzadko są takie same; chociaż może
przypominać schorzenie spowodowane przyczynami naturalnymi, różni się odeń pod
wieloma względami.
5. Pomimo iż chory odczuwa najsroż-sze bóle, nie jest w stanie określić, w której
części ciała je czuje.
6. Od czasu do czasu chory wydaje żałosne pojękiwania bez żadne) widocznej
przyczyny.
7. Niektórzy tracą łaknienie, niektórzy zwracają pokarm i cierpią na taki rozstrój
żołądka, że często zwijają się z bólu; bywa też, że czują, jak jakiś ciężar przesuwa się
tam i z powrotem z żołądka do gardła, jeśli zaś starają się go usunąć, gdy jest w
gardle, wszelkie ich wysiłki okazują się bezowocne, mimo że sam z siebie znika on
bardzo łatwo.
8. Odczuwają kłujące bóle w okolicach serca; odnoszą wtedy wrażenie, że coś
rozrywa ich na pół.
9. U niektórych widać bicie i jakby trzepotanie się tętna na szyi.
10. Inni doznają skurczów w szyi, nerkach lub dole brzucha; często też czują coś na
kształt lodowato zimnego wiatru, który przelatuje im przez brzuch i szybko wraca z
powrotem, albo też w podobny sposób trapią ich wapory gorące jak ogniste płomienie.
11. Niektórych gnębi niemoc płciowa.
12. Niektórzy cierpią z powodu nieustannego pocenia się, zwłaszcza nocą, nawet w
zimie i podczas chłodnej pogody.
13. Niektórzy odnoszą wrażenie, że pewne części ich ciała skręcone są jak węzeł.
14. Choroba, na którą cierpią zauroczeni, objawia się najczęściej wyniszczeniem i
wychudzeniem całego ciała, a także utratą sił, głębokimi omdleniami, otępieniem
umysłowym, atakami melancholii i różnymi odmianami gorączki, sprawiającymi wiele
kłopotów lekarzom. Niekiedy chory popada w konwulsje, które poprzedza uczucie
sztywności w kończynach; puchnie mu cała głowa lub ciało ogarnia taka słabość, że
ledwie może się on poruszać.
15. Niekiedy skóra chorego, najczęściej na twarzy, bywa jednak, że i na całym ciele,
przybiera barwę żółtą lub popielatą.
16. Niektórym sklejają się powieki tak, że z ledwością mogą je rozchylić.
17. Osoba, na którą rzucono urok, nie może spojrzeć w twarz księdzu, przynajmniej
wprost, ponieważ jej gałki oczne obracają się w różne strony. '
18. Kiedy pali się zaklęcie, stan chorego ulega zazwyczaj gwałtownemu pogorszeniu, a
jego cierpienia wzmagają się mniej lub bardziej w zależności od tego, czy zadany mu
czar był lekki, czy poważny; bywa, że krzyczą wtedy głośno lub wydają z siebie
przeraźliwe ryki. Jeśli jednak nie następuje pogorszenie ani jakieś gwałtowne zmiany
stanu chorego, to jest znaczna nadzieja, że przy odrobinie troski powróci on do
dobrego zdrowia.
19. Jeśli zaś w pobliżu chorego pojawi się czarownica, pacjent popada w skrajne
zaniepokojenie, ogarnia go lęk i cały się trzęsie. Jeśli jest dzieckiem, natychmiast
zaczyna płakać. Ciemnieją mu oczy, dają się też zauważyć inne łatwe do rozpoznania
oznaki.
20. Na koniec wreszcie, jeżeli ksiądz, pragnąc go uleczyć, przyłoży do oczu, uszu lub
innych części ciała chorego poświęconą maść i w organach tych nastąpią od razu
widoczne zmiany, jest to oznaką, że został na niego rzucony urok.
Być może warto zakończyć te uwagi kilkoma bliższymi nam w czasie przykładami
maleficiów, jako że doniesienia o nich po dzień dzisiejszy sporadycznie pojawiają się w
prasie.
W roku 1879 we Wraczewie, w guberni nowogrodzkiej, na niejaką Agafinę Ignatie-
wą padło podejrzenie o rzucanie uroku na bydło. Okoliczni włościanie zamknęli ją w
domu i spalili. Kiedy doszło do procesu prowodyrów, sędziowie skazali ich jedynie na
lekkie kary kościelne, resztę zaś uczestników zajścia puścili wolno.
W tym samym roku w East Dereham, w hrabstwie Norfolk, w Anglii, pozwano przed
sąd pewnego człowieka za napad i pobicie osiemnastoletniej dziewczyny. Zapytany o
przyczynę tej brutalnej napaści powiedział, że zarówno ona, jak i jej matka są
czarownicami. Pomimo swego młodego wieku dziewczyna "może rzucić urok na każdego;
uczyniła to ze mną i nie zaznałem od niej spokoju ani w dzień, ani w nocy, póki pod
trawą nie znalazłem ropuchy". Następnie opisuje on, w jaki sposób dziewczyna
odprawiała rzekomo swe gusła:
Wykopała w ziemi jamę i włożyła ją [ropuchę] tam, aby rzucić na mnie urok -
zapewniam was, panowie, że to prawda. Wyjąłem tę ropuchę, zawinąłem ją w koszulę,
zaniosłem na górę i pokazałem mojej matce, po czym wyrzuciłem do kubła w ogrodzie.
Dopóki jej nie znalazłem, nie mogłem zasnąć ani w dzień, ani w nocy.
Podobny wypadek, który zdarzył się w połowie dwudziestego wieku, opisany został w
londyńskiej "News Chronicie" z 6 stycznia 1947 roku. Pewien starszy mężczyzna
oskarżony został o napaść na staruszkę. Utrzymywała ona, że wtargnęła na jego grunta
jedynie po to, by narwać sobie trochę pietruszki, on zaś twierdził, że przyszła, aby
rzucić na niego urok: "Musicie wiedzieć, że to się ciągnie jeszcze od średniowiecza.
Nie mam nawet odwagi powiedzieć, jakich potworności dopuściła się na mnie. Nie
zaznałem spokoju przez pięć lat".
Metamorfoza. Wiara w to, że ludzie mogą przemieniać się w zwierzęta, jest równie
dawna, jak powszechna. Odgrywa ona, na przykład, podstawową rolę w
totemistycznych teoriach Indian amerykańskich, według których każde plemię
wywodzi się od jakie goś zwierzęcego przodka. Biblijny Nabucho-donozor porósł
zwierzęcą sierścią; towarzysze Odysa zamienieni zostali w wieprze; Ery-sichton po
wielokroć sprzedawał swoją córkę to pod postacią krowy, to konia. Pochodzący z
drugiego wieku naszej ery romans Apulejusza Złoty osioł (przeróbka greckiego utworu
Lukiosa z Patraj) jest kolejnym powszechnie znanym klasycznym dziełem literackim
wykorzystującym ten motyw. Jego bohater, Lucjusz, będąc w Tesalii ujrzał pewnego
razu, jak jego służąca Pamfila rozbiera się do naga, naciera jakąś maścią, po czym
ulatuje w powietrze. Lucjusz, który zapragnął pójść w jej ślady, użył innej maści i
zamienił się w osła. Od tego momentu Złoty osioł jest barwną opowieścią o
najrozmaitszych, często zupełnie fantastycznych, przygodach Lu-cjusza w nowej,
oślej postaci. Apulejusz podał tak dokładny opis praktyk magicznych, że sam został
oskarżony o czary; do dziś zachowała się jego mowa obrończa w tej sprawie, która
zresztą zapewniła mu uniewinnienie. W ósmej Eklodze Wergiliusza mowa jest o
różnych ziołach i innych, zgubnych roślinach uprawianych na Poncle. "Widziałem, jak
dzięki nim Morejczyk zamienił się w wilka i skrył się w lesie".
Dzięki czarom człowiek najczęściej zamieniał się w wilka; problem wilkołactwa został
zresztą w tej pracy omówiony odrębnie. Znamy też znacznie rzadziej, co prawda,
używaną terminologię, określającą proces metamorfozy człowieka w innych
przedstawicieli świata zwierzęcego - aelurantropia (przemiana w kota), boantropia (w
krowę lub byka), ky-nantropia (w psa), lepantropia (w zająca) itp.
W Anglii najczęściej zamieniano się w kota, psa lub zająca. W roku 1607 spalono na
stosie w Edynburgu niejaką Isobel Grierson, oskarżoną o to, że wkradła się do
czyjegoś domu pod postacią kota. Jest to częste oskarżenie w szkockich procesach o
czary (do bardzo późna zresztą, bowiem do roku 1752). W wielu innych zapiskach
sądowych czytamy o czarownicach, które przybierały kształt niemal wszystkich
możliwych zwierząt i ptaków. W wydanej drukiem w roku 1645 A Tnie and Exact
Relation znajdujemy opis czarownic, które zamieniały się w psy, tchórze, kanie,
szczury, węże, cietrzewie, myszy i czarne króliki. Zaskakujące zeznania o
metamorfozie Julian Cox w królika przesądziły o skazaniu tej kobiety w roku 1663.
Wiara w możliwość przybrania innego kształtu była powszechna. Jeden z bohaterów
Dialogue Conceming Witches pióra gif" hspace=20 vspace=20 align=left alt="">fbrda
(1593), wchodząc do ogrodu, ujrzał zamaskowane w ten sposób czarownice: "Boję się,
bowiem widzę zająca, a przeczucie podpowiada mi, że to czarownica albo nasłany przez
nią demon tak na mnie patrzy. Czasami też widuję na dziedzińcu wstrętną łasicę,
innymi razy w mojej stajni przesiaduje jakiś plugawy kocur, do którego wcale nie mam
upodobania". Na kontynencie natomiast Guazzo pisał: "Czarownice potrafią zamieniać
się w myszy, koty, szarańczę i inne niewielkie zwierzątka; przełażą wtedy przez
szpary i różne dziury, po czym na powrót przybierają swoją uprzednią postać".
Uważano, iż takimi zdolnościami diabeł nagradza jedynie szczególnie zasłużone
wiedźmy. Około roku 1375 znany był czarownik Scavius, któremu zawsze udawało się
ujść przed nieprzyjaciółmi, ponieważ zamieniał się w mysz; zginął w końcu od miecza,
kiedy marzycielsko wyglądał przez okno i nie zdążył na czas dokonać transformacji
(Nider, Formicarius, ok. 1435).
Rana zadana rzekomemu zwierzęciu powodowała pojawienie się analogicznego
zranienia na ciele człowieka, kiedy wrócił on do swej właściwej postaci - motyw
zranienia sympatycznego powtarza się we wszelkich tego rodzaju opowieściach. W
XII wieku Grzegorz z Tiłbury pisał: "Pozostający w ukryciu świadkowie widzieli, jak
zadawano rany kobietom, które zamieniły się w koty. Następnego dnia okazało się, że
niewiasty owe mają na ciele rany, a niektóre z nich nawet poobcinane członki". Ponad
czterysta lat później Stearne, siepacz Matthewa Hop-kinsa, opowiada niemal
identyczną bajkę o pewnej starowince, u której wykryto ranę zadaną je), kiedy
zamieniona była w psa (Con-flrmation and Discouery ofWitchcraft, 1648).
W najgorszych latach obłędu na punkcie czarownic sporadycznie tylko trafiali się
ludzie podający w wątpliwość zjawisko metamorfozy. Jednym z nich był anglikański
biskup Samuel Harsnett, który w roku 1603 w niewielkim dziełku Declaration of Egre-
gious Popish Impostures pisał:
Któż, kto kieruje się rozumem, wiedzą i zdrowym rozsądkiem, może wyobrażać
sobie, że czarownica potrafi przybrać kształt kota, myszy albo zająca lub że jeśli
kiedy w owej zajęczej postaci dopadną ją psy i pokąsają ją w pośladki, lub jeśli ktoś
wychłosta ją, kiedy była kotem, to na jej ludzkim ciele pojawią się te same ukąszenia,
jakie zającowi zadały psy, i te same ślady razów, jakie spadły na kota.
Pięćdziesiąt lat później tego rodzaju opinie spotkać już można było częściej, a Sir
Robert Filmer stwierdzał bez ogródek: "Niektórzy przyznają się do rzeczy
nieprawdziwych i nieprawdopodobnych [...], że przemieniali się w koty, zające i inne
temu podobne stworzenia - a wszystko to są czcze wymysły i rzeczy zupełnie
niemożliwe".
Skoro jednak są one niemożliwe, tym mocniej należy w nie wierzyć, kontrargumen-
towali zwolennicy łowów na czarownice, wierni zasadzie credo quia impossibile. Na
przykład jeszcze u schyłku siedemnastego stulecia Joseph Glanvill, omawiając w dziele
Saducismus Triumphatus kwestię czarownic, pisał: "Pozwalają duszkom służebnym ssać
się w pewnych intymnych miejscach swego ciała. [...] Im bardziej opowieści te wydają
się dziwaczne i pozbawione sensu, tym bardziej utwierdzają mnie w przekonaniu o ich
wiarygodności i rzeczywistym istnieniu tego, co starają się zanegować sceptycy".
Stanowisko, jakie zajął Glanvill w kwestii możliwości transformacji, nie odbiega od
poglądów większości demonologów siedemnastowiecznych. Ich zwolennicy musieli
pokonać takie same przeszkody (zwłaszcza tej klasy autorytet, jakim pomimo
wszystko wciąż jeszcze pozostawał, reprezentujący zgoła odmienne koncepcje, Canon
Episcopi), jak obrońcy tezy, że czarownice w rzeczywistości zdolne są latać w
powietrzu. Niektórzy, tacy jak Bodin czy Boguet, przyjmowali realność metamorfozy
bez najmniejszych zastrzeżeń, pozostali jednak (np. Bernard de Como i Binsfeid)
skłonni byli przychylić się do zdania św. Augustyna i Tomasza z Akwinu, że przemiana
postaci cielesnej nie jest zjawiskiem zachodzącym rzeczywiście, ale wywołaną przez
Diabła iluzją, pod której wpływem ludziom wydaje się ona realna. Jeden z
wcześniejszych demonologów, Uirich Molitor (1489), tłumaczy to następująco:
Diabły w taki sposób zwodzą wzrok ludzi, że jawią się im chimeryczne postacie
traktowane przez nich jako cielesne; że na przykład ktoś, kto patrzy na człowieka,
widzi osła albo wilka, tymczasem osoba owa w rzeczywistości nie przybrała postaci
żadnego z tych zwierząt. [...] Oko ludzkie poddaje się temu złudzeniu bez reszty,
przyjmując ułudę za coś istniejącego naprawdę .
Wszystko to, rzecz Jasna, odbywa się za przyzwoleniem Bożym. W Compendium Ma-
leficarum (1626) Guazzo dokonuje następującego podsumowania: "Nie wolno popadać w
iluzję, że człowiek rzeczywiście przemienia się w zwierzę albo dzika bestia w
człowieka; są to bowiem sztuczki magiczne i przywidzenia, mające jedynie postać, a
nie istotę rzeczy, którymi być się wydają".
Trudno stwierdzić z całą pewnością, do jakiego stopnia z tych subtelnych różnic
zdawali sobie sprawę ciemni i niewykształceni podsą-dni, których oskarżano o
uprawianie czarów, i czy brali je pod uwagę także sami sędziowie. W każdym razie
podobne argumenty nie brzmiały przekonująco dla Williama Perkinsa, który w
Discourse ofWitchcraft (1608) pisał:
Inkwizycja w Hiszpanii, a także w innych krajach, w których donoszono o podobnych
przypadkach, jest zdania, że pogląd, Jakoby czarownice mogły rzeczywiście zamieniać
się w inne stworzenia, nie Jest prawdziwy, biorąc pod uwagę, że Diabłu nie została
dana moc przemiany jednych substancji w inne.
Uważano powszechnie, że metamorfoza następowała po zastosowaniu magicznych
maści (podobnie jak w przypadku transwekcji). W dodatku sądzona w roku 1662
szkocka czarownica Isobel Gowdie wyjawiła sędziom kilka zaklęć, powodujących
przemianę w różne zwierzęta i, zgodnie z zasadami przezorności, późniejszy powrót
do ludzkich kształtów. Oto fragment jej zeznań:
Kiedy zamierzamy przybrać postać zająca, powtarzamy trzykrotnie:
Chcę się stać zającem
Ze smutkiem i sercem drżącem.
Ruszam naprzód w imię Diabła,
A do domu wrócę z nagła.
"N"
Nider ukończył swoje dzieło około roku 1435, po raz pierwszy wydano je drukiem w
roku 1475, a do końca siedemnastego wieku doczekało się sześciu wznowień. Piąta
cześć traktatu, poświęcona "czarownicom i ich podstępom", była niekiedy w formie
aneksu włączana do Młota na czarownice. Nider, omawiając diabelską moc czarownic,
daleki jest jednak od uwypuklania innych, podkreślanych przez późniejszych
demonologów, przejawów czarownictwa, takich jak sabat i nocne nań loty, zawarcie
paktu z Diabłem oraz utrzymywanie stosunków płciowych z demonami. Z tego względu
Nider jawi się nieomal jako sceptyk, tym bardziej że w napisanej nieco wcześniej
rozprawie Praeceptorium Diyinae Legis uznał on transwekcję za złudzenie senne,
rzeczywistą ,metamorfozę za niemożliwość, a doświadczane przez niektórych wizje
nieba lub piekła za diabelską iluzję.
"O"
Niemal dwieście lat później Thomas Coo-per podaje w swoim The Mystery of
Witchcraft (l6l7) analogiczny opis ceremonii zawarcia paktu, powielający zasadnicze
cechy obrządku protestanckiego. Czarownica musi uroczyście zawrzeć przymierze w
Domu Bożym, aby w ten sposób dać publiczne świadectwo swej w stosunku do niego
[Diabła] podległości, co czyni wyrzekając się wszystkich przymierzy, jakie zawarła
wcześniej z Panem. Odbywa się to przeważnie w sposób następujący. Szatan
bluźnierczo zajmuje miejsce, z którego głoszone jest słowo boże, po czym, po
pierwsze, domaga się od prozelitki publicznego oświadczenia o zawarciu przymierza,
każąc jej z reguły powtórzyć następujące słowa: ,Ja, N.N., wyznaję, że na takich to a
takich warunkach oddałam się Szatanowi, który od tej pory może rozporządzać mną
wedle swego upodobania"; po drugie, po złożeniu wspomnianego oświadczenia Szatan na
znak owej podległości podstawia wasalce do ucałowania swój zadek; [...] po piąte, gwoli
potwierdzenia tego wszystkiego nakazuje im on (Szatan] dokonanie również i takiej
ceremonii: mają oni mianowicie po kilka razy obejść dookoła chrzcielnicę, wyrzekając
się przy tym uroczyście Trójcy Świętej, a zwłaszcza swojego zbawienia przez Jezusa
Chrystusa, i na znak tego wyprzeć się też chrztu.
Również i dla biskupa Petera Binsfelda, słynnego niemieckiego łowcy czarownic,
autora znanego i cenionego dzieła Tracta-tus..., które w latach 1589-1623 doczekało
się aż ośmiu wydań, pakt z Diabłem był rdzeniem pacierzowym czarnoksięstwa;
czarownice wyrzekają się Boga i chrztu świętego, po czym zawierają przymierze z
Diabłem, godząc się czcić go i służyć mu po wsze czasy. Poglądy biskupa w tej materii
nie różnią się ani na jotę od opinii zajadłego antypapisty, Anglika Wil-liama Perkinsa,
który mniej więcej w tym samym czasie (1608) pisał: "Podstawą wszelkich praktyk
czarnoksięskich jest sojusz i przymierze zawarte między czarownicą a Diabłem,
którym wiążą się oni nawzajem".
Ta jednolita koncepcja paktu z Szatanem wyrosła ze specyficznej interpretacji
proroctwa Izajasza (Iz. XXVIII, 15); "Postanowiliśmy przymierze ze śmiercią, a z
piekłem uczyniliśmy umowę", przez kolejnych ojców Kościoła. Zarówno Orygenes (185-
254), jak i św. Augustyn (354-430) tłumaczą wróżby z lotu ptaków, ligaturę i zaklęcia
zawartymi pacta cum daemonibus. Sformułowanie to, którego autorem był św.
Augustyn, zostało następnie włączone do kodeksów Prawa Kanonicznego, stając się tym
samym, Jak ujął to Henry C. Lea, "niezmiennym składnikiem kościelnego wymiaru
sprawiedliwości". "Dlatego też wszystkie podobne przesądy, zarówno szkodliwe, jak i
zupełnie pospolite - powiada św. Agustyn - wyrastają z godnej potępienia kon-ndencji
między ludźmi a demonami, konfi-dencji, która powstaje na skutek zawarcia
bezbożnego paktu zdradzieckiej przyjaźni i jako taka winna być z całą stanowczością
odrzucona" (De Doctrina Christiana). Także i Tomasz z Akwinu, omawiając praktyki
wróźebne, podkreślał znaczenie analogicznego paktu: "Praktyki wróźebne oraz inne na
poły magiczne przedsięwzięcia uważane być powinny za zabobon, o ile zakładają
współdziałanie demonów, a zatem są konsekwencją zawarcia z nimi przymierza lub
innego rodzaju umowy" (Summa Theologica).
Proces Pierra Vallina jest o tyle ciekawy, że pojawiające się w nim zarzuty w pełni
odpowiadają koncepcji czamoksięstwa wypracowanej w Europie dopiero u schyłku
szesnastego stulecia. Godne uwagi jest również to, że wszyscy oskarżeni w procesach
w Dełfinacie należeli do warstwy ludzi zamożnych - ich majątki dzieliły sprawiedliwie
między siebie inkwizycja i władze świeckie.
Prześladowania czarownic rozlały się następnie z południowej Francji na obszary
zachodniej i południowej Szwajcarii oraz północnych Włoch. Zwłaszcza diecezja Como
stała się jednym z pierwszych centrów aktywności inkwizycji. W Quaestio de
Strigibus (1525) Spina podaje, że w okręgu Como palono co najmniej sto czarownic
rocznie, a bywały i takie lata, że na stos posyłano ich więcej niż tysiąc. W jednym z
wcześniejszych procesów, zrelacjonowanym w La Yauderye de Lyonois (1460),
najchętniej stosowaną próbą pozwalającą ustalić, czy oskarżona jest czarownicą, był
sąd boży polegający na odmówieniu Ojcze nasz bez zająknięcia się i bez popełnienia
pomyłki. W roku 1462 w Chamonix inkwizytor przekazał ramieniu świeckiemu z
zaleceniem wykonania wyroku czterech mężczyzn i cztery kobiety, którzy na
torturach przyznali się do uprawiania czarów. Jedną z kobiet, Peronette, która
potwierdziła, że na sabatach jadała niemowlęta, zmuszono, by przed spaleniem żywcem
przez trzy minuty siedziała nago na rozpalonym żelazie. Zachowały się również
protokoły innych procesów sabaudzkich; w roku 1477, na przykład, pewna kobieta z
Annecy, zadenuncjo" wana przez skazaną już czarownicę, wzięta została na
przesłuchanie przez inkwizytora. Poddana torturom przedstawiła dokładny opis sabatu,
zasugerowany je) bez wątpienia przez śledczego. Oddała należną cześć psu, całując go
w podogonie, naznaczono ją diabelskim piętnem, latała w powietrzu na osiem-
nastocalowym drągu, na który siadała okrakiem natarłszy go uprzednio maścią,
stosunki płciowe z mężczyznami odbywała modo bestialis, używała maści
śmiercionośnych, pożerala dzieci, podeptała hostię i usiłowała ją usmażyć. Podczas
strappado wymieniła imiona najpierw trojga, potem trzynaściorga, a na koniec czworga
jeszcze współwinnych.
Na podstawie tego rodzaju zeznań, wydobywanych za pomocą najokropniejszych
tortur, inkwizytorzy stworzyli koncepcję herezji czarnoksięstwa, a następnie, wsparci
bullami papieskimi, ruszyli do innych krajów, by tam wyrywać zło z korzeniami.
Początkowo herezja czarnoksięstwa znana była samym tylko inkwizytorom - oni ją
bowiem wynaleźli; świadczy o tym silny opór społeczny, z jakim spotykały się zrazu
procesy o czary. Sprenger i Kramer, którzy położyli wielkie zasługi na polu utrwalenia
tego przesądu, w swoim Młocie na czarownice uskarżali się na bierność, a nawet
wrogość, z jaką odnieśli się do nich zarówno władcy niemieccy, jak i ich poddani. Aż do
roku 1390 przed sądami świeckimi nie toczyły się w ogóle procesy o czary, aczkolwiek
rozpatrywały one sprawy o otrucie i stosowanie napojów miłosnych. Niemniej w takich
wypadkach wyrok wymierzano zawsze nie za intencje, lecz rzeczywiście popełnione
zbrodnie. Autorami najwcześniejszych traktatów dotyczących czarnoksięstwa
(włącznie z pierwszymi dziełami opublikowanymi w językach narodowych) byli
inkwizytorzy dominikańscy - Ni-cholas Eymeric, Nicholas Jacquier, Jean Vi-neti i
Girolamo Visconti. Nawiasem mówiąc, członkowie konkurencyjnego zakonu
franciszkanów często występują jako przeciwnicy koncepcji herezji czarnoksięstwa -
wśród nich znajdujemy teologów tej miary co czternastowieczny uczony Astesanus de
Ast, piszący później Alphonsus de Spina (1458) i Samuel Cassini (1505).
Stanowisko inkwizycji w kwestii istoty czarnoksięstwa rychło zaczęły naśladować
inne sądy kościelne, a w ślad za nimi i świeckie, które pospołu ciągnęły profity z
konfiskat mienia skazanych. Od piętnastego wieku ' poczynając do prześladowań
czarownic wzięły się raźno trybunaty świeckie w Sabaudii i Valais - okręgu
graniczącym ze Szwajcarią. Spisana przez Johanna Friinda kronika Lucerny
wzmiankuje o spaleniu w roku 1428 w Valais około dwustu czarownic. Procesy przed
trybunałami świeckimi trwały w Lucernie przez cały wiek piętnasty. Około 1450 roku
procesy rozpoczynają się, niezależnie od siebie, w kilku częściach Lotaryngii,
zwłaszcza w Metzu i Kolonii, skąd u schyłku stulecia dotarły do Trewiru. W roku 1493
w Huy, w Belgii, niejaka Ysabel Packet, przyznaw-szy się do udziału w sabatach,
została spalona na stosie jako sorceresse i - co wskazuje na wyraźny związek między
czamoksięstwem a wcześniejszymi nurtami heretyckimi - jako yaudoise. Polowania na
czarownice w Europie Zachodniej zaczęły się na dobre.
W latach 1500-1700 procesy o czary przebiegały wszędzie według jednego
schematu, opartego na ujednoliconej teorii wypracowanej przez inkwizytorów, przy
czym nie miało większego znaczenia, czy toczyły się przed sądami inkwizycyjnymi,
biskupimi, czy świeckimi i czy sędziami byli katolicy, czy protestanci. Miały one
zasadniczo dwa cele: wymusić na oskarżonym przyznanie się do winy (aby móc
przeprowadzić jego egzekucję zgodnie z wymogami prawa) oraz skłonić go, by wyjawił
tożsamość współwinnych (co zapewniało sądowi stałe zajęcie i towarzyszące mu
dochody). Wszędzie, poza Anglią, gdzie przetrwały niektóre zasady anglosaskiego
prawa zwyczajowego, Holandią (od roku l6l0 nie odbył się tam ani jeden proces o
czary) i krajami skandynawskimi, którym udało się niemal całkowicie uniknąć obłędu
polowań na czarownice, procesy prowadzono opierając się na zasadzie presupozycji
winy oskarżonego. Podsądni (poza nielicznymi wyjątkami) nie mieli prawa do obrony, a
świadków nie brano w krzyżowy ogień pytań, przeciwnie, z reguły sąd nie dopuszczał
żadnych dowodów i poszlak mogących przemawiać za niewinnością oskarżonego.
Przyznano prawo składania obciążających zeznań wszystkim, którzy normalnie nie
mogliby świadczyć przed sądem, świadkom wolno było składać zeznania anonimowo,
sędziowie mogli oszukiwać oskarżonych i czynić im fałszywe obietnice w nadziei
skłonienia ich do wyznania winy, nagminnie posługiwano się prowokacją i
rozpuszczaniem fałszywych pogłosek. Jeśli nawet oskarżonemu udało się wytrzymać to
wszystko, sąd nie oddalał powództwa ani nie ogłaszał go niewinnym, ograniczając się do
orzeczenia, iż zarzuty nie zostały dowiedzione, w związku z czym sprawę można było
wszcząć ponownie w innym terminie.
W procesy o czary często angażowały się uniwersyteckie fakultety prawa,
samozwań-czo uzurpując sobie uprawnienia sądów wyższej instancji w przypadkach
budzących wątpliwości sędziów. Stąd też uczone dysertacje prawników powstawały na
podstawie zdarzeń rzeczywistych, mogły zatem z powodzeniem służyć, i służyły, jako
podręczniki dla sędziów, co rozszerzało grono ich czytelników daleko poza kręgi
akademickie.
"R"
Remy Nicholas. Nicholas Remy był jedną ze sztandarowych postaci demonologii
francuskiej, a jego Demonolatreiae Libii Tres, dzieło opublikowane po raz pierwszy w
roku 1595 w Lyonie, doczekało się wielu wznowień. Remy rościł sobie prawo do miana
wybitnego specjalisty, czemu dał wyraz już na stronie tytułowej swego traktatu, gdzie
szczyci się, iż w ciągu piętnastu lat osobiście skazał dziewięćset czarownic. Miał on
chyba raczej na myśli dziesięciolecie 1581-1591, nigdzie bowiem nie wspomina o
procesach wcześniejszych. Remy wylicza imiennie 128 skazanych przez siebie
czarownic, jednakże nie da się zweryfikować ani podanej przez niego liczby, ani
tożsamości ofiar, wszelkie bowiem dokumenty z tych lat zaginęły. Niewykluczone, że
to sam Remy wypożyczył je z archiwów, do których nigdy już nie powróciły.
Remy urodził się około roku 1530 w Char-mes w Lotaryngii. Pochodził z rodziny
prawników; jego ojciec, Gerard Remy, piastował funkcję prewota Charmes, a wuj -
generalnego namiestnika departamentu Vosges. Było zatem zupełnie zrozumiałe, że
młody Remy pozostał wierny tradycji rodzinnej i rozpoczął studia prawnicze na
uniwersytecie w Tuluzie, na którym wykładał Bodin. Poczynając od roku 1563 prowadził
praktykę w Paryżu, który opuścił siedem lat później, by objąć po wuju stanowisko
generalnego namiestnika Vosges. W roku 1575 został mianowany dodatkowo tajnym
radcą księcia Karola III Lotaryńskiego, a w 1584 otrzymał tytuł Pana de Rosieres-en-
Blois et du Breuil. W roku 1591 wyniesiono go do godności generalnego prokuratora
Lotaryngii; dzięki temu stanowisku mógł wywierać przemożny wpływ na władze lokalne,
zbyt opieszałe w łowach na czarownice, nienawiść do których pielęgnował do ostatnich
chwil swego życia. Zmarł w służbie księcia w kwietniu roku 1612. Remy poślubił Annę
Marchand i miał z nią co najmniej siedmioro dzieci.
Demonolatreiae była kolejnym ogniwem łańcucha wybitnych francuskich traktatów
dotyczących czamoksięstwa, traktatów pióra tak znamienitych autorów jak Bodin
(1580), Le Loyer (1586), Crespet (1590), Del Rio (1599), Boguet (1602) i de Lancre
(l6l2). Remy często osobiście miał do czynienia z czarownicami. Jeszcze jako dziecko
przysłuchiwał się procesowi pewnej oskarżonej o czary staruszki. W roku 1582
osobiście prześladował jakąś żebraczkę, zarzucając jej podobne przestępstwo, jego
syn zmarł bowiem kilka dni potem, jak Remy odmówił owej kobiecie jałmużny. Kiedy w
roku 1592 Nancy dosięgła zaraza morowa, Remy opuścił miasto i udał się do swej
posiadłości wiejskiej, gdzie oddał się pracy pisarskiej. Spiesząc się, by jak najszybciej
wydać drukiem swe dzieło, mające stanowić ostrzeżenie przeciwko złu, jakie niosą za
sobą czary, Remy nie zadbał o nadanie mu przejrzystej konstrukcji i przemyślanego
ładu wewnętrznego. W rezultacie Demonolatreiae to mieszanina refleksji osobistych,
didaskaliów, komentarzy do dzieł przeczytanych, anegdot, wyimków akt sądowych i
cytatów z innych autorów, chociaż Remy starał się uporządkować jakoś materiały,
składające się na wspomniane dzieło, dzieląc je na (l) studia nad satanizmem, (2)
przykłady działalności czarownic ze szczególnym naciskiem na ich życieseksualne (3)
przykłady i wskazówki praktyczne.
W sposób typowy dla wszystkich demonologów próbuje on znaleźć racjonalne
uzasadnienie dla skrajnego obskurantyzmu:
"Wszystko, co nie jest nam wiadome - pisze - ma swoje miejsce w przeklętej sferze
demonologii, ponieważ nie ma zjawisk niepojętych. To, co sprzeczne jest z naturą
rzeczy, zawdzięczamy Diabłu". W dalszym ciągu swego wywodu Remy odpowiada na
pytanie, dlaczego czarownice winny zostać ukarane, wywodząc, że; dane nam są prawa
nakazujące wymierzenie im kary i wiele powszechnie uznanych autorytetów - Remy
wymienia ich łącznie ponad osiemset - potwierdza zasadność tych praw. Remy i jego
rówieśnik Jean Bodin dostarczyli współczesnym dzieła, które w znacznej mierze
zastąpiły Malleus Maleflcarum jako niepodważalny autorytet łowców czarownic.
Renata, siostra Maria. Jedna z ostatnich ofiar polowań na czarownice, której los
dopełnił się w ostatnim paroksyzmie słabnącej już fali prześladowań, była
podprzeoryszą konwentu premonstratensek w Unterzell, nieopodal Wurzburga.
Siostra Maria Renata Sanger von Mossau, przeżywszy lat pięćdziesiąt jako pobożna,
cnotliwa i bez reszty oddana swoim obowiązkom zakonnica, oskarżona została o
rzucenie uroku na kilka rozhi-steryzowanych sióstr; torturami zmuszono ją do
wyznania winy, ścięto i spalono na stosie jako czarownicę 21 czerwca 1749 roku.
Już od kilku lat niektóre mieszkanki klasztoru w Unterzell zdradzały objawy
opętania demonicznego. Drgawki, konwulsje i przywidzenia dotknęły zwłaszcza
nowicju-szkę, Cecilię Pistorini, córkę osiadłej w Hamburgu rodziny włoskiej. Siostra
Maria Renata, jedna z najstarszych zakonnic konwentu, żywiła jednak pewne
wątpliwości, czy gnębiące pannę Pistorini ataki nie są li tylko symulacją, zaleciła
przeto, by poddano ją dalszym badaniom. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa
siostra Maria Renata doszła do wniosku, że dziewczyna popadła w histerię, a jej
opętanie jest udawane. Mimo to w roku 1745 Cecilia złożyła śluby zakonne. Kiedy inne
siostry zaczęły naśladować je) zachowanie -skowyczały w czasie mszy, dostawały
skurczów i toczyły z ust pianę - a jedna ze starszych zakonnic publicznie oskarżyła
Marię Renatę o rzucenie na nią uroku, przeorysza i spowiednik klasztoru poczuli się
wysoce zaniepokojeni rozwojem wypadków i, aczkolwiek z pewnym ociąganiem, podjęli
działania w celu zażegnania zbliżającego się skandalu.
Opat sąsiedniego klasztoru premonstraten-sów w Oberzell, ojciec Oswald Loschert,
jeden z asesorów w tym procesie, spisał szczegółową relację z wydarzeń, którą
przesłał następnie cesarzowej Marii Teresie. Łatwowierność ojca Loscherta
dorównywała jego wrogości wobec siostry Marii Renaty. Zakonnice, utrzymywał, wolały
raczej cierpieć w pokorze, niźli dać się przekonać, że pobożna, a w każdym razie takie
sprawiająca wrażenie, osoba może być winna równie ohydnych występków. Jednakże
ustami jednej z opętanych mniszek demon wyznał, że wstąpił w siostrę Renatę jeszcze
w łonie matki i już wtedy obrócił ją w swą potępioną niewolnicę.
Starając się zapobiec rozprzestrzenianiu opętania księża nasilili pobożne praktyki, a
gdy i to nie pomogło, uciekli się do egzor-cyzmów. Trzeciego dnia wszakże okazało się,
że mniszki znajdują się w gorszym niż kiedykolwiek stanie, a ich konwulsje i jęki
wzmogły się ponad wszelką miarę. Siostry zdradzały wszelkie objawy opętania
demonicznego, o jakich czytały i o jakich opowiadano im przez całe życie.
Przemawiające ich ustami demony wykrzykiwały: "Nadszedł nasz czas! Nadszedł nasz
czas! Nie możemy już pozostać w ukryciu". Wyjawiły nawet swe dość dziwacznie
brzmiące imiona - Datas, Calvo, Dusacrus, Nataschurus, Nabascurus, Aatalphus,
Elephatan. Opat Loschert pisał:
Od tej chwili nikt już nie miał wątpliwości, że owych sześć zakonnic opętał diabeł.
Można było jedynie - z całą pokorą -dziwić się, że niebiosa dopuściły, by tak straszny
dopust spadł na konwent, który dniami i nocami nie trudnił się niczym innym jeno
głoszeniem chwały Bożej i modlitwą. W owej godzinie wszakże spodobało się
Opatrzności obnażyć tę obmierzłą wiedźmę, która skrywała swe czarodziejskie
praktyki pod płaszczykiem pobożności, i wygnać ją z zacnego zgromadzenia, do
którego tak naprawdę nigdy ze szczerego serca nie należała.
Występując w roli wizytatora konwentu, ojciec Loschert wszczął formalne śledztwo
i, pomimo że siostra Maria zaprzeczała wszystkiemu, osadzono ją w zamknięciu. W jej
celi, którą starannie przeszukano, odkryto jakąś miksturę - rzekomo maść
czarnoksięską, trujące jakoby zioła oraz szatę koloru żółtego, używaną przez nią
podobno jako strój sabatowy, a potraktowaną później jako jeden z koronnych
dowodów winy. Przesłuchania sześćdziesięciodziewięcioletniej zakonnicy ciągnęły się
przez kilka miesięcy, aż wreszcie za radą teologów jezuickich z uniwersytetu w
Wurzburgu wzięto ją na tortury. Na wstępie wymierzono jej "dwadzieścia razów
poświęconym korbaczem (Karbat-sch^", narzędziem, które w Niemczech pojawiło się
stosunkowo niedawno.
W wymuszonych torturami zeznaniach siostra Maria Renata przyznała się do
wszystkich zbrodni, jakich należało się spodziewać po czarownicy. Oddała się
Szatanowi w wieku lat ośmiu, została uwiedziona jako jedenastoletnia dziewczynka, w
intrygę miłosną z dwoma oficerami (diabłami w przebraniu) wdała się mając lat
trzynaście i już jako podlotek nabyta biegłości w sztuce satanizmu. Ukończywszy
dziewiętnasty rok życia wstąpiła do klasztoru po to tylko, by sprowadzić nart zagładę.
Niemal każdej nocy udawała się na sabat do Wtirzburga; natarłszy się wprzódy
magiczną maścią, leciała tam na kiju od miotły odziana we wspomnianą żółtą szatę.
Publicznie wyrzekła się Boga; przyjęła powtórny chrzest, na którym otrzymała imię
Ema, została naznaczona diabelskim piętnem i parzyła się na oślep ze wszystkimi
diabłami. Do służby Diabłu udało jej się zwerbować także trzy inne zakonnice. Co
więcej, rzuciła urok na wiele osób, tak że zachorowały od tego, i spowodowała opętanie
sześciu zakonnic. Znieważyła także Najświętszy Sakrament.
"S"
Sabat odbywał się wyłącznie nocą. Z reguły kobiety najpierw kładły się spać, a
dopiero potem wstawały z łóżek i ulatywały w powietrze. Guazzo i Remy ustalili, że
odbywało się to na dwie godziny przed północą; większość czarownic z Bambergu
utrzymywała natomiast, że udawały się na zgromadzenia o godzinie jedenastej. Sabat
trwał aż do brzasku bądź do piania kogutów. Pewna czarownica, o imieniu Latoma,
wyjawiła Remy'emu, że pianie koguta jest sygnałem do zakończenia święta.
Liczba czarownic biorących udział w sabacie mogła być dowolna - zależała jedynie od
wyobraźni ich samych bądź imaginacji prowadzącego śledztwo. Poglądu, że musiało być
ich trzynaście, nie można traktować serio. Jak wynika z materiałów sądowych, w St.-
Di6 zbierało się ich pięćdziesiąt do stu. Kilku sędziów wspomina też o zlotach zaiste
gigantycznych. Pewien renomowany lekarz z Ferra-ry opowiadał Bartolommeo Spinie o
sześciu tysiącach ludzi tańczących i pląsających wokół ognisk. Pewne zadziwiające
zeznanie z roku 1440 mówi o dziesięciu tysiącach kobiet, które dosiadły drągów, by
ulecieć na zebranie w Yalpute w Burgundii. De Lancre, opierając się na zeznaniach,
które osobiście wydobył z podejrzanych, jeszcze swobodniej popuszcza wodze
fantazji: "Sabat przypomi- na Jarmark, cfa którym wściekli i na wpół oszalali
handlarze mieszają się ze sobą nawzajem, a ze wszystkich czterech stron świata
ciągną dalsze ich rzesze - falujący tłum setek tysięcy sług Szatana".
W miarę zdobywania przez demonologów kolejnych doświadczeń sabat stawał się
obrzędem wysoce sformalizowanym. Opętana przez demony siostra Madeleine de
Deman-dolx zeznała inkwizytorowi Sebastianowi Michaelisowi, że w sabacie brały
udział trzy klasy społeczne, od "ludzi plugawej i niskiej kondycji" poczynając, na
"dobrze urodzonych" kończąc. Siostra Madeleine stwierdziła:
Od czasu mego nawrócenia się [na czarnoksięstwo] sabat odbywał się codziennie, ale
przedtem odprawiano go trzy razy w tygodniu. Zaczynał się o Jedenastej wieczorem, a
kończył godzinę po północy. [...3 Czarownicy, dzięki mocy pewnych maści, których
zwykli używać, przenoszeni są w powietrzu przez diabły. Mijając innego diabła, kłaniają
mu się i oddają mu cześć. W taki oto sposób spieszą do synagogi w miejscu
wyznaczonym.
Zgromadziwszy się tam, wiedźmy i czarownice, którzy są ludźmi plugawej i niskiej
kondycji i których obyczajem i zajęciem Jest mordowanie dzieci, a następnie
przynoszenie ich wykopanych z grobów zwłok na sabat, jako pierwsze przystępują do
oddania czci Księciu Synagogi [...] składają hołd diabłu, który zasiada na tronie Jak
władca. Następnie nadchodzą guślarze i guślarki, wywodzący się z klasy średniej,
których zadaniem jest rzucać urok i miotać zaklęcia [...] Jako trzecia grupa zbliżają
się magowie, będący ludźmi dobrze urodzonymi; ich zadaniem Jest ze wszech sił
bluźnić Bogu.
2. Złożenie hołdu Diabłu. Bez względu na to, czy przewidziane są ceremonie
dodatkowe w rodzaju powtórnego chrztu lub ślubów czarowników z czarownicami,
częścią składową każdego sabatu jest akt oddania się w poddaństwo Szatanowi. W
Anglii, gdzie sabat nieczęsto pojawia się w relacjach z procesów o czary, ceremonia ta
była, zgodnie z tradycją protestancką, surowa i skromna. W wydanej w roku 1597
Demonologii król Jakub I każe Epistemonowi, swojemu specjaliście w tej materii,
opisać sabat w następujących słowach;
Co się zaś tyczy ich narad, to najczęściej odprawują je po kościołach, gdzie zbierają
się, by oddawać cześć swemu panu; pyta on wtedy wszystkich, czymże się parali, a
każda z nich przedstawia mu Jakiś zły uczynek, którego mogłaby dokonać, czy to w
celu zdobycia bogactw, czy też wzięcia pomsty na ludziach, od których doznała
krzywdy, ów zaś czyniąc zadość ich prośbom (a bez wątpienia z wielką robi to ochotą,
jako że chodzi tu o wyrządzanie zła), podpowiada im sposoby osiągnięcia tych celów.
Niektóre z czarownic, na przykład te, które sądzono w Bambergu, wyznały, że diabeł
odczytuje listę obecności, wywołując je po imieniu z czerwonej księgi. Podobną rolę
miał rzekomo pełnić skryba czarownic z North Berwick, niejaki John Pian. Przy okazji
mogły odbywać się śluby czarownic. "Zamiast wręczania sobie upominków ślubnych
nowożeńcy powinni wypiąć się i dmuchnąć sobie wzajemne w zadek".
Z kolei Guazzo opisuje sabat typowy dla Europy kontynentalnej, sabat, którego
głównym punktem jest akt poddaństwa składanego diabłu, występującemu w klasycznej
postaci kozła. W swoim Compendium Malefi-carum (1026) przedstawia tę ceremonię w
sposób następujący:
Zebrawszy się, stronnicy diabła rozpalają zazwyczaj cuchnące i wstrętne ognisko.
Zgromadzeniu przewodniczy diabeł; zasiada na tronie, przybrawszy wprzódy jakąś
obmierzłą postać - już to kozła, już to psa, wszyscy zaś podchodzą doń, by złożyć mu
cześć, wszelako ^ nie zawsze w ten sam sposób. Bywa bowiem, że padają na kolana jak
błagalni-cy, niekiedy zaś stoją odwracając się doń plecami, innymi razy idąc zadzierają
nogi tak wysoko, że głowa odchyla im się mocno do tyłu, a podbródek mierzy prosto w
niebo. Odwracają się tyłem i poruszając wspak, na podobieństwo krabów, wyciągają
ręce za plecy w geście błagania. Kiedy mówią, kierują twarz ku ziemi, a wszystko, co
czynią, czynią w sposób odmienny niż normalni ludzie.
Następnie przychodzi kolej na osculum infame, zwane też osculum obscoenum, czyli
"pocałunek hańby":
Wręczają mu potem smolistoczarne świece albo pępowiny niemowląt i na znak
złożonego hołdu całują w pośladki [ad si-gnum homagii eum in podicem osculan-tur\.
Dokonawszy tych i innych obmierzłych czynów, przechodzą do dalszych zbrodniczych
bezeceństw.
Opis owego pocałunku zajmuje poczesne miejsce w dziełach większości autorów i na
tym tle niezwykła wydaje się powściągliwość jednego z wybitniejszych demonologów,
Jeana Bodina: "Trudno o większy wstyd, pohańbienie i dyshonor niż ten, który znosi
czarownica oddając cześć Szatanowi w przebraniu śmierdzącego kozła i całując go w
miejsce, o którym skromność nie pozwala napomknąć ni w mowie, ni w piśmie".
Wzmianki o tej ceremonii znajdujemy nawet w materiałach z procesów szkockich; na
przykład Agnes Sampson zeznała pod przysięgą, że "diabeł nakazywał całemu
towarzystwu podejść i pocałować go w dupę, która - jak powiadali -była zimna jak lód".
Spina Bartolommeo. Spina (ok. 1475-1546), uczeń Sylvestra Prieriasa, był jednym z
najwybitniejszych prawników europejskich połowy szesnastego stulecia, którym papież
zlecił dokonanie oceny postanowień soboru trydenckiego. Dzieło jego życia, Quaestio
de Strigibus (1523), opracowane na podstawie bogatego materiału dotyczącego
specyficznie włoskich praktyk magicznych, podtrzymuje w całej rozciągłości
przekonanie o istnieniu czarownic, a zwłaszcza o utrzymywaniu przez nie stosunków
płciowych z diabłem, lotach na sabat i umiejętności zmieniania się w zwierzęta.
Podobnie jak inni apologeci teorii czar-noksięstwa Spina zmuszony był podać w
wątpliwość Canon Episcopi, głoszący, że oficjalna nauka Kościoła kwestionuje wiarę w
czamoksięstwo i czarownice. Dlatego też akceptuje w pełni koncepcję świadectwa
widma, dowodząc, że skoro przyznanie się czarownicy do winy wystarcza, by skazać ją
na stos, to pozostałe jej zeznania, dotyczące osób, które wymieniła jako swych
wspólników, tym bardziej powinny zostać uznane za wiarygodne i pociągać za sobą
odpowiednie skutki prawne, zwłaszcza że wszyscy oni prędzej czy później przyznają
się do winy sami, a pozatym Bóg nie dopuściłby do tego, aby tak poważne zarzuty mogły
paść na kogoś zupełnie niewinnego.
Spina podaje dwa przykłady, mające, jego zdaniem, jednoznacznie potwierdzać fakt
istnienia praktyk czarnoksięskich, aczkolwiek czytelnik współczesny mógłby
zinterpretować je w sposób nieco odmienny.
Któregoś ranka pewien wenecjanin znalazł w swym łóżku zupełnie nagą młodą
mieszkankę Bergamo. Wyjaśniła ona, że nocą podglądała własną matkę, która nacierała
się maścią magiczną, poszła zatem w jej ślady i ocknęła się w Wenecji, gdzie w
ostatniej chwili zdążyła powstrzymać matkę od zamordowania dziecka owego
człowieka. Matka obrzuciła ją przekleństwami i odleciała z powrotem, po to zresztą
tylko, by trafić w ręce inkwizycji i zginąć na stosie. Historia ta zyskała znaczną
popularność l była po wielokroć cytowana przez innych demonologów, na przykład przez
Binsfelda w roku 1589.
Natomiast w inny poranek w piwniczce pewnego szlachcica znaleziono kompletnie
pijanego mężczyznę. Wyjaśnił on, że powtórzył wszystkie zabiegi, jakich dokonywała
jego żona przed lotem na sabat, l znienacka znalazł się w towarzystwie wielu
czarownic, które, ujrzawszy go, znikły, a on pozostał sam wśród baryłek z winem. Żonę
owego człowieka, którą pojmała inkwizycja, spalono na stosie. Również i na tę opowieść
powoływali się później inni autorzy.
Ta dziwaczna cecha diabła stała się też motywem literatury jarmarcznej, wydana w
roku 1686 w Londynie The Strange and Wonderful History ofMother Shipton - rodzaj
noweli łotrzy kowskie j, opowiada o uwiedzeniu szesnastoletniej Agaty Soothtell przez
diabła w postaci wielce urodziwego młodzieńca [...], który skłonił ją, by była mu powolna.
Jego pieszczoty jednak (jak później wyznała akuszerce) były zimne jak śnieg albo lód.
Od tego czasu piekielny narzeczony odwiedzał ją - zazwyczaj raz dziennie -ona zaś
nigdy nie żądała od niego pieniędzy.
Słynny filozof angielski, Henry More, w traktacie noszącym tytuł Ań Antidote
Against Atheism (1653), podaje racjonalne, w jego mniemaniu, wyjaśnienie tej cechy.
Wydaje się oczywiste, że ciała diabłów, będące niczym innym jak tylko zgęszczo-nym
powietrzem, powinny być zimne, podobnie jak zimna jest zgęszczona woda (czyli lód i
śnieg ); więcej nawet, chłód ten powinien być bardziej ostry i dojmujący, bowiem
złożone są one z cząstek daleko subtelniejszych niżli te, które tworzą wodę, a przeto
bardziej przenikliwych i daleko łatwiej drażniących nerwy czuciowe.
Bez względu na to, co Sinistrari mógł sądzić na temat klasyfikacji inkubów,
mających naturę duchową, ludzką bądź zwierzęcą - stosunek płciowy z diabłem
uważany był zawsze za zbrodnię tożsamą z pederastią, a to przestępstwo karano
śmiercią przez spalenie na stosie. W kilku przypadkach zeznania oskarżonych
zawierają bliższe szczegóły dotyczące rodzaju miłości fizycznej uprawianej z diabłem.
W roku 1624 samozwańcza księżniczka czarnej magii, Marie-de-Sains, przyznała, że
grzeszyła zarówno "zazwyczaj stosowanym sposobem", jak i oddawała się "zbrodni
sodomii i bestiofilii", to znaczy obcowała cieleśnie z diabłem, który przybrał postać
zwierzęcia (Histoire ućritable, Paris 1624). Naczelny instygator armii francuskiej,
Bou-vet, stawia znak równości między kontaktami płciowymi z diabłem i
utrzymywaniem stosunków płciowych między chrześcijanami a "Żydami, Turkami,
poganami i innymi niewiernymi, a to z racji dziwnej nienawiści, jaką żywią oni wobec
Kościoła katolickiego; traktuje się ich przeto jak zwierzęta, które pozbawiły się drogi
zbawienia". Spalić na stosie powinno się oboje partnerów, diabeł wszelako opuszczał
czarownicę i karę tę musiała zatem przyjąć w samotności.
Powszechnie panujące wyobrażenia na temat natury związków cielesnych z diabłami
podsumowuje niejako, pochodzący z roku 1460, łaciński traktat dotyczący czarownic z
Arras:
Podczas sabatów w Yaudois przewodniczący zgromadzeniu diabeł brał neofitkę na
stronę i wyprowadzał ją na skraj zagajnika, by mógł obcować z nią wedle swego uznania
i poznać ją cieleśnie. Nakłaniał ją złośliwie, by uklękła na ziemi, wspierając się na
łokciach, twierdził bowiem, że w żadnej innej pozycji nie może odbyć z nią stosunku;
taki właśnie był sposób, w jaki prezydent diabelski sycił się nią, i zapewne dlatego
pierwszym wrażeniem, jakie kobieta owa odnosiła, było to, że członek męski diabła był
miękki i zimny, podobnie zresztą jak całe jego ciało. Za pierwszym razem diabeł
korzystał z otworu, który w tym celu dała jej natura, i składał w nim porcję kradzionej
żółtawej spermy, którą gromadził z resztek po nocnych polucjach mężczyzn albo i z
innych źródeł; potem zaś zażywał jej analnie, w ten oto nienaturalny sposób sycąc się
jej wdziękami. [...] Następnie gaszono pochodnie (jeśli takowe w ogóle były) i na rozkaz
prezydującego diabła każdy dobierał sobie partnera i parzył się z nim. Niekiedy
dochodziło także do nieopisanych wręcz bezeceństw: na polecenie diabła wymieniano
się bowiem kobietami albo, co gorsza, przekazywano swoje kobiety kobietom, a
mężczyzn mężczyznom i wyga-dzali sobie wszyscy w sposób przeciwny naturze płci -
kobieta z kobietą, a mężczyzna z mężczyzną, albo też i na inne niegodne sposoby, gdy
mężczyzna czynił sobie kobietę powolną z pominięciem jej przyrodzonego naczynia,
korzystając w tym celu z innych części jej ciała. [...] W rzeczywistości bowiem
mężczyzna nie zaznaje żadnej rozkoszy z obcowania z diablicą ani kobieta z
uprawiania miłości z diabłem, godzą się jednak na to z poczucia obowiązku i pod
wpływem strachu. [...] Podczas kolejnego stosunku płciowego z neofitką obcują
cieleśnie inne demony, czyniąc to starannie i gruntownie, taką samą manierą, jaką
uprzednio obrał diabeł prezydent; następnie jednak nie oddaje się już ona duchom,
wyjąwszy sytuacje, gdy brakuje mężczyzn, by się z nimi parzyć (a dzieje się tak,
ilekroć w zgromadzeniu sabatowym bierze udział mniej mężczyzn niż kobiet) - wtedy
diabły osobiście wyrównują tę dysproporcję. Zdarza się to niekiedy, ale wyłącznie w
opi-, sanych wyżej okolicznościach. Kiedy zaś mniej licznie zbiorą się kobiety,
niedobór uzupełniają diablice - zdarza się bardzo często, że kiedy diabeł prezydent
oddala się z nowo przyjętą do zgromadzenia kobietą, jeden z mężczyzn parzy się z
diablicą. [...] Bywa też, aczkolwiek niezmiernie rzadko, że jakiś mężczyzna odbywa
stosunki płciowe wyłącznie z diablicą; jest to oznaką jego wyjątkowej podłości,
podobnie jak w przypadku kobiety, która współżyje wyłącznie z diabłem.
Strappado. Strappado [po niemiecku Zug] było pospolitą torturą stosowaną w celu
zmuszenia oskarżonego, by wyjawił imiona współwinnych. Ręce więźnia wiązano na
plecach sznurem, którego koniec przeciągnięty był •przez wielokrążek, co umożliwiało
podciąganie ciała do góry. Często do stóp torturowanego mocowano ciężary;
powodowało to, że kości ramienia wyskakiwały ze stawów, cały zaś zabieg nie
pozostawiał żadnych zewnętrznych śladów brutalnego traktowania ofiary. Niekiedy
też, w czasie gdy ciało torturowanego wisiało w powietrzu, miażdżono mu palce rąk i
nóg specjalnie w tym celu skonstruowanym rodzajem imadła. Strappado uważane było
za jedną z łagodniejszych metod stosowanych zarówno przez inkwizycję', jak i świecki
wymiar sprawiedliwości, łatwo jednak mogło zmienić się w wariant sroźszy, zwany
sąuassatio. Polegał on na tym, że zawieszonego wysoko w górze więźnia gwałtownie
opuszczano na dół, tak że jego ciało zatrzymywało się tuż nad ziemią; przeciążone do
granic wytrzymałości ścięgna nadrywały się wtedy powodując trudny do zniesienia ból.
Limborch, powołując się na Practica Crimina Juliusa Ciarusa, klasyfikuje Strappado
jako inkwizycyjną torturę drugiego stopnia - stopniem pierwszym było obnażenie
przesłuchiwanego i związanie go w kij, trzecim zaś wspomniane już squassatio.
Strappado, objaśnia Umborch, "polega na podciągnięciu kogoś do góry i przetrzymaniu
w takiej pozycji przez czas dłuższy" i uznawane jest raczej za sposób prowadzenia
przesłuchania niźli rzeczywiste zadawanie meczami (History ofthe Inquisition, 1692).
Henry C. Lea uważa, że tratti di corde (włoskie określenie Strappado) po raz pierwszy
zastosowano w procesie o czary w roku 1474 w Piemoncie. Tortura Strappado była
nieznana w Anglii, natomiast praktykowano ją w sądach szkockich.
Stubb Peter. Proces Petera Stubba vel Stumpa (nazwisko jego pojawia się także w
transkrypcji Strumpf lub Stube), sądzonego w roku 1589 w okolicach Kolonii za wil-
kołactwo, ściągnął na siebie uwagę całej niemal Europy - komentowali go w swoich
traktatach zarówno Del Rio, Rowlands, jak i Fairfax. W zasadniczych zarysach proces
ten odzwierciedlał powszechne podówczas wyobrażenia o istocie łykantropii, jednakże
dwa jego aspekty zasługują na uwagę szczególną: po pierwsze łatwość, z jaką skądinąd
światłe osoby potrafiły zracjonalizować rzeczy całkowicie niewiarygodne i obracać
wszystko, co mogłoby przemawiać za niewinnością oskarżonego, w dowody jego
zbrodni, po drugie zaś - niezwykłe wprost okrucieństwo, z jakim Stubbowi zadano
wreszcie śmierć. Angielska relacja z tego procesu jest "pilnym i wiernym przekładem z
górnoniemieckiego" - oskarżenia o wil-kołactwo trafiały się bowiem w Anglii
niezmiernie rzadko.
Peter przyznał się, że za pomocą magicznego pasa przemieniał się w "zachłannego,
żarłocznego wilka, którego ogromne ślepia skrzyły się nocą jak płomienie; wilka o
wielkiej paszczy, okrutnych ostrych zębach, masywnym ciele i potężnych łapach". Jako
wilk popełnił on liczne zbrodnie. Zdjęcie magicznego pasa "przywracało mu ludzkie
kształty".
W czasie procesu Stubb utrzymywał, że zgubił swój pas w pewnej dolinie; sąd
zarządził poszukiwania we wskazanym miejscu, niczego jednak nie znaleziono. Nie
podkopało to wszakże wiary sędziów w opowieści Stubba, "wielu bowiem było zdania, że
pas ów powrócił do diabła, od którego pochodził, i dlatego nie można było go znaleźć".
28 października 1589 roku zapadł wyrok wykonany trzy dni późnię) w Bedburgu "w
przytomności wielu panów i książąt niemieckich". Był to chyba najokrutniejszy wyrok,
jaki kiedykolwiek zapadł w podobne) sprawie. Stubba miano: wpleść najpierw w koło, po
czym w dziesięciu miejscach oderwać mu ciało od kości rozgrzanymi do czerwoności
szczypcami; następnie jego nogi i ręce winny zostać połamane drewnianym toporem,
za-czem należy odciąć mu głowę od tułowia, a ciało spalić na popiół.
Na identyczne zdarzenie powoływał się także Guazzo, z tym że, według niego, miało
ono miejsce w Trewirze, w roku l6l5.
"T"
Tengler Ulric. W roku 1509 gubernator Hóchstadt nad Dunajem, Uiric Tengler,
napisał podręcznik prawa, który w ciągu szesnastego wieku doczekał się licznych
wznowień. Wydanie drugie, z roku 1511, zostało znacznie poszerzone przez jego syna,
Christopha, profesora prawa kanonicznego uniwersytetu w Ingolstadt oraz kilku
innych teologów. W rozdziałach dotyczących czarnoksięstwa w ślad za Młotem na
czarownice apelował on do sędziów świeckich, by zachęcali wiernych do składania
donosów, gwarantując de-latorom bezkarność, nawet gdyby oskarżenia okazały się
fałszywe. Liczne wkomponowane w tekst poradnika ryciny przedstawiają wiernie
metody stosowanych podówczas tortur.
Layenspiegel Tenglera wzorowany jest na prawodawstwie bamberskim, które
stanowiło podstawę wydanego później Kodeksu Karola V. Był on pierwszym napisanym w
języku niemieckim podręcznikiem omawiającym zasady postępowania sądowego w
procesach o czary, dając początek długiej liście podobnych publikacji, jakie miały
ukazać się w Niemczech w ciągu następnych dwustu lat. Przytaczamy tu przekład
dwóch fragmentów Layenspiegel'- odezwy zachęcającej do składania donosów na osoby
podejrzane o uprawianie czarów oraz listę pytań, jakie, zdaniem Tenglera, należało
zadawać przesłuchiwanym czarownicom.
WZÓR ODEZWY ZACHĘCAJĄCEJ DO SKŁADANIA DONOSÓW NA
CZAROWNICE
Ja, N., sędzia, czynię wiadomym wszystkim, którzy podlegają jurysdykcji sądu w
N.N. jako poddani, ich krewni bądź ludzie w owym okręgu zamieszkujący, że do uszu
moich doszły pogłoski i plotki, jakoby w okręgu podlegającym sądowi w N. N.
przebywały pewne czarownice oraz inni im podobni, którzy z pomocą złego ducha
potajemnie szkodzą i sprowadzają nieszczęścia zarówno na młodych, jak i starców, a
także na trzodę i zbiory, trudniąc się takoż innymi rodzajami praktyk tajemnych l
heretyckich.
Z racji przeto moich powinności, a także polecenia Boga Wszechmogącego i troski o
jego cześć i chwałę, jako też i przez wzgląd na powinności, jakie nakłada na mnie wiara
święta chrześcijańska, obowiązkiem moim jest ze wszech sil wykorzeniać i deptać ową
heretycką nieprawość, toteż ogłaszam niniejszym co następuje:
I tak, pod groźbą najsroższych kar napominam wszystkich l każdego z osobna, a
zwłaszcza tych, którzy podlegają jurysdykcji N.N., iżby w ciągu dwunastu
wyznaczonych przeze mnie dni, z których cztery pierwsze przeznaczone są dla
poddanych, cztery następne dla ich krewnych, ostatnie zaś cztery dla reszty
mieszkańców, donieśli mi i powiadomili mnie, czy nikt z nich nie widział ani nie słyszał o
osobach, o których wiadomo, że są czarownicami, a także podejrzanych o uprawianie
czarów bądź takich, o których panuje powszechna opinia, że są czarownikami, innego
rodzaju heretykami lub ludźmi parającymi się takimi praktykami, jak zadawanie zła
innym ludziom, bydłu i zasiewom bądź szkodzenie dobru powszechnemu.
Nikt też nie musi troszczyć się o dowiedzenie swoich oskarżeń ani obawiać, że w
wypadku, gdyby okazały się niemożliwe do udowodnienia, zostanie on ukarany lub w inny
sposób pociągnięty do odpowiedzialności. Jeśli jednak wyjdzie na jaw, że ktoś był, jest
lub w przyszłości będzie winien tego rodzaju uczynkom, poniesie on wszelką przepisaną
za nie prawem karę. Co winno być znane wszystkim ku ich rozwadze i przestrodze.
Opatrzone moim podpisem.
Pozew przeciwko konkretnej osobie może być sformułowany następującą manierą, z
uwzględnieniem koniecznych zmian i poprawek
Jeśli przybędzie ktokolwiek, kto chciałby złożyć doniesienie [na czarownicę], sędzia,
któremu winien towarzyszyć pisarz sądowy oraz dwie inne godne zaufania osoby nie
zdradzające swej tożsamości, ma przystąpić do wypełniania swoich obowiązków i
odebrać od oskarżyciela przysięgę [aby uświadomić mu wagę jego zarzutów], a
następnie przesłuchać go na okoliczność źródeł jego wiedzy i podstaw, na jakich
formułuje oskarżenia; zwłaszcza gdzie i w jakich konkretnie miejscach słyszał o tym
oraz w jakich okolicznościach, jak często i o jakich porach widywał [oskarżonego], a
także (w wypadkach gdy na osobie takiej ciążyło podejrzenie, iż obraca się w złym
towarzystwie lub przebywa w podejrzanych miejscach) co jeszcze poza tym udało mu
się zauważyć. Jeśli wszakże oświadczyłby, że jedynie coś obiło mu się o uszy, należy
poddać go dalszemu przesłuchaniu w celu ustalenia, od kogo słyszał podobne rzeczy,
gdzie, kiedy i jak często miało to miejsce, kto poza nim był przy tym obecny etc. Na
zakończenie [przesłuchania] sędzia powinien zobowiązać wszystkich pod przysięgą do
zachowania tajemnicy.
Dalej, w wypadku zaistnienia tego rodzaju sprawy, jeśli ustalone już zostaną
wspomniane wyżej poszlaki, sędzia świecki winien orzec, czy dalsze postępowanie
należy poru-czyć sądowi świeckiemu, czy też duchownemu.
W wypadku gdy sędzia obawia się, że jedna lub kilka z osób podejrzanych może
uciec, ma on prawo osadzić je w areszcie bądź zapobiec takiej możliwości innymi
sposobami.
Jeśli zaś weźmie ich pod straż, winien dokonać oględzin domów owych czarownic
oraz innych osób podejrzanych i przeszukać starannie wszelkie zakamarki, szpary i
skrytki, tak w podłodze, jak i na suficie, z racji tego, że można tam znaleźć niektóre
instrumenty i oznaki [praktyk czarnoksięskich], jeśli nie ukryto ich dość starannie.
Jeśli zaś [podejrzani] mają córki, służące lub domownice, to również i one winny
zostać osadzone w areszcie i przesłuchane. Jeśliby natomiast osoby tego rodzaju
zostały pojmane w swoich własnych domach, sędzia winien dawać pilne baczenie, by nie
pozostawiono ich samych w żadnej komnacie ani jakimkolwiek innym pomieszczeniu,
gdzie mogłyby ukryć posiadane przez siebie dowody [winy], a także nie dopuścić do
tego, by udało się im wypowiedzieć jakiekolwiek bądź zaklęcie, pozwalające im
wytrwać w milczeniu [w czasie przesłuchania]. Osoby takie zwykło się niekiedy wynosić
z domu zwinięte w prześcieradło [tak, by ich stopy nie dotykały ziemi, wtedy bowiem
tracą one swą moc magiczną].
Jeśli zaś już tego rodzaju osoby zostaną pojmane, należy je najpierw przesłuchać w
więzieniu uprzejmie i delikatnie, takim wszelako sposobem, by nie wyjawić im przez
kogo i o co zostały oskarżone. Należy zwłaszcza spytać je, gdzie się urodziły,
wychowały i mieszkały, gdzie żyją obecnie, w jakich miejscach i w czyim towarzystwie
zwykły przebywać; jeśli mają przyjaciół, to czy żyją oni jeszcze, czy też zmarli już, a
jeśli tak, to czy śmiercią naturalną, czy też z innych przyczyn.
Item: szczególnie czy opuściły swoją ojczyznę.
Item: zwłaszcza czy ich krowy dają więcej mleka niż krowy sąsiadów, osobliwie tych,
których nie lubią, oraz czy mają więcej bydła niż inni, a także dlaczego ludzie wrogo
się do nich odnoszą.
Item: czy nie słyszeli albo nie podejrzewali, że miejsce, które obrali sobie za
siedzibę, jest nawiedzone, a także, czy zwykli włóczyć się po polach nawet w złą
pogodę.
Item: dlaczego zwierzęta, dzieci i dorośli zapadają na gwałtowne i niespodziewane
choroby, co zdarzało się ostatnio.
Item: czy wiedzą, że ludzie, którzy mają do czynienia z takimi sprawkami, to ludzie
źli.
Item: czy wiedzą, że w niektórych okolicach tego rodzaju ludzi aresztuje się i pali
na stosie.
Item: dlaczego mieszkańcy tych okolic są ich nieprzyjaciółmi.
Item: dlaczego ich wrogowie utopili kilkoro spośród oskarżonych.
Item: dlaczego kradli, skoro równie dobrze mogli uzyskać to samo w inny sposób,
oraz do jakich celów używali skradzionych przedmiotów.
Item: dlaczego oddają się cudzołóstwu i żyją w wolnych związkach.
Item: dlaczego zrobili to a to, w czasie gdy Frau N. była w połogu.
Korzystając ze swego doświadczenia, wprawny sędzia może sam sporządzić podobną
listę pytań w zależności od rodzaju zarzutów, jakie zostały wysunięte wobec
podejrzanego. Jeśliby zaś podejrzani nie odpowiadali w sposób należyty na zadawane
im pytania, zaprzeczając lub milcząc, wtedy sędzia ma prawo przypuszczać, że
znajdują się pod wpływem czarów i nie mówią prawdy, wolno mu przeto przedsięwziąć
dalsze wobec nich środki. Kiedy jednak sprawa dotyczy postępowania sądowego wobec
podejrzanych o czary, nie można z góry ustalić żadnych konkretnych posunięć, zły
duch mógłby bowiem wówczas przewidzieć, co go czeka, i dzięki temu uniknąć
zastawionej nań pułapki.
W przypadkach, kiedy przesłuchiwani wyrażają chęć, by stanąć twarzą w twarz z
tymi, którzy ich oskarżyli, z wielu ważkich względów nie wolno do tego dopuścić.
Omówienie tych oraz innych kwestii znaleźć można we wspomnianym już wcześniej
Młocie na czarownice.
Dzięki pilnym ćwiczeniom każdy sędzia i jego pomocnik powinien umieć pilnować się,
by w żadnym wypadku nie dotknąć obnażonego ciała jakiejkolwiek z tych potępionych
osób, i zadbać o to, by zawsze mieć przy sobie rozpuszczone w wodzie mydło, wosk
oraz inne remedia, jakie Kościół zaleca przeciwko wszelkiego rodzaju diabelskim
sztuczkom i zaklęciom. A jeśli udają się na przesłuchanie tych bezbożnych
odszczepieńców, niechaj uczynią znak krzyża i baczą pilnie, by dzięki pomocy Bożej
zdołał} uniknąć zła i trucizny rozsiewanych przez pradawnego.
Bywało, że rozbierane kobiety były gwałcone przez pomocników kata, jak się to
przytrafiło pani Peller, żonie oficjalisty dworskiego, podczas procesu w Rheinbach w
roku 1631. Notabene oskarżono ją o czary jedynie dlatego, że jej siostra odmówiła
pójścia do łóżka z sędzią, Fran-zem Buirmannem, pupilkiem księcia-arcy-biskupa
Kolonii. Mogły także podzielić los siostry Madeleine Bavent, którą w roku 1643 wielki
penitencjariusz z Evreux poddał "brutalnym i niegodnym" oględzinom w poszukiwaniu
na jej ciele diabelskiego piętna.
Do tortury przygotowawczej przywiązywano wagę tak nikłą, że wiele protokołów
sądowych pomija ją po prostu i stwierdza, że "więzień przyznał się do winy bez
zastosowania tortur". Protestancki profesor Johann Meyfarth, znający procesy o
czary z własnego doświadczenia, pisał w roku 1635:
Więźniów karmi się wyłącznie przesolonym jadłem, a wszelkie podawane im napoje
mieszane są z wodą od śledzi. Nigdy nie dostają nawet kropli czystego, nie
zmieszanego z niczym, wina, piwa ani wody, co powoduje, że trawi ich dojmujące
pragnienie. [...] Ale owego okrutnego, dojmującego i palącego wnętrzności pragnienia
inkwizytorzy nie uważają nawet za torturę.
Nawet wtedy, gdy przesłuchiwanym miażdżono kości w imadle lub rozciągano ich na
drabinie jak garbowaną skórę, "również i tego nie wolno było uznać za torturę".
Doktor Meyfarth wyjaśnia jednoznacznie, co kryło się pod pojęciem "dobrowolnego
przyznania się czarownicy do winy".
Cóż naprawdę oznaczają te słowa? Marga-ret [jedna z oskarżonych czarownic] z
własnej i nieprzymuszonej woli potwierdziła przed kompletem sędziowskim wyznanie
winy uczynione na torturach. Spójrzcie zatem, co się za nimi kryje. Kiedy Margaret,
poddana torturom tak okrutnym, że nie mogła dłużej już ich wytrzymać, przyznała się
w końcu, mistrz powiedział jej, co następuje: "Przyznałaś się wreszcie. Czy znowu
wyprzesz się tego? Odpowiedz mi teraz, kiedy jestem pod ręką, a jeśli tak, to urządzę
ci powtórkę. A jeśli zaprzeczysz wszystkiemu jutro, pojutrze lub przed obliczem sądu
i tak wrócisz w moje ręce, a wtedy przekonam cię, że do tej pory jedynie z tobą
igrałem. Zadam ci takie tortury, że nawet kamień zapłacze z litości". W wyznaczonym
na rozprawę dniu Margaret zostaje przewieziona wózkiem do sądu, okuta w kajdany, z
rękoma związanymi tak mocno, że sączy się z nich krew. Otaczają ją strażnicy
więzienni i tortur-mistrze; z tyłu podąża uzbrojona straż. Po odczytaniu zeznań kat
osobiście pyta Margaret, czy obstaje ona przy nich, czy nie, chciałby bowiem wiedzieć,
co ma robić dalej, na co potwierdza ona przyznanie się do winy. Czy można to nazwać
wyznaniem dobrowolnym? Czy zeznania tej kobiety, postawionej pod ciągłą strażą i
nieustannie obserwowanej przez tych dege-neratów, na której potwory te wymusiły
wszystko torturami, można uznać za uczynione z własnej i nieprzymuszonej woli?
Wymuszenie przyznania się do winy nie było wszakże ani wyłącznym, ani nawet
najważniejszym celem stosowania tortur. Prawdziwe męczarnie rezerwowano dla
kolejnego stadium przesłuchania, zwanego cjuestion definitwe, czyli torturą
ostateczną, mającą skłonić czarownicę do wyjawienia tożsamości współwinnych. Niezłą
ilustrację metod, jakie na tym etapie stosowano, daje opis tortur użytych w roku 1597
w Geinhausen wobec niejakiej Ciary Geissier. Udało )ej się zachować milczenie w
czasie miażdżenia palców, ale gdy
[...] zmiażdżono jej stopy i mocno rozciągnięto cale ciało, zajęczała żałośnie i
przyznała, że wszystkie stawiane jej zarzuty odpowiadają prawdzie; piła krew
niemowląt wykradzionych podczas nocnych lotów i zamordowała około
siedemdziesięciorga dzieci. Ujawniła imiona dwudziestu innych kobiet, które wraz z nią
uczestniczyły w sabatach, dodała także, iż ucztom sabatowym przewodniczyła żona
zmarłego burmistrza.
Po zdjęciu z drabiny Ciara odwołała swoje oskarżenia i utrzymywała, że "w tym
wszystkim, co powiedziała na temat innych, opierała się nie na własnych obserwacjach,
lecz na krążących po okolicy pogłoskach". Mimo to sędziowie aresztowali i wzięli na
tortury wymienione przez nią osoby. Jedna z pojmanych kobiet przyznała się wszakże
do zbrodni daleko sroższych niż te, które zarzuciła jej Ciara, w związku z czym tę
ostatnią poddano torturom ponownie, by potwierdziła prawdziwość postawionych owej
niewieście zarzutów. Po zakończeniu tortur jeszcze raz odwołała wszystkie swoje
zeznania, a zatem wzięto ją na męki po raz trzeci i torturowano "z niezwykłą
surowością" przez kilka godzin, póki nie potwierdziła wszystkiego, czego chcieli
sędziowie. Poddana dalszym torturom zemdlała i zmarła na mękach. W protokole
sądowym stwierdzono: "Diabeł nie pozwolił jej wyznać nic więcej i skręcił jej kark". 23
sierpnia 1597 roku zwłoki Ciary spalono na stosie. ••
Tortura ostateczna składała się z dwóch etapów - tortury zwykłej i następującej po
niej tortury nadzwyczajnej, zwanej też ąuestion extra.ordina.ire. W czasie tortury
zwykłej stosowano z reguły strappado, w czasie nadzwyczajnej zaś sąuassatio-
bardziej okrutną odmianę strappado, polegającą na tym, że do stóp zawieszonego w
powietrzu delikwenta mocowano ciężkie odważniki, po czym gwałtownie podciągano go
do góry i puszczano z powrotem. Powodowało to wyłamywanie stawów rąk, nóg, łokci i
ramion.
Malleus Maleflcarum zalecał, by w czasie tortur pisarz sądowy "zapisywał wszystko
do protokołu, mianowicie w jaki sposób torturowano podsądnego, o co go pytano i
jakich udzielał on odpowiedzi". Przeglądając dawne zapiski sądowe, czytelnik
współczesny wręcz słyszy jęki i skowyt ofiar; procesy Dominika Gordela i Louisa
Gaufridiego stanowią dobitny tego przykład.
Po zakończeniu każdego z etapów tortur ofiarę ubierano ciepło i starano się, by
doszła do siebie l mogła wytrzymać następne męki nie tracąc przedwcześnie
przytomności. Nierzadko tortury nadzorowali lekarze, nakazując ich przerwanie, kiedy
tylko pojawiało się niebezpieczeństwo, że przesłuchiwany wyzionie ducha.
Praktyka stosowania tortur była logicznym następstwem koncepcji, że Istnieje
wyłącznie jeden godziwy l słuszny sposób widzenia rzeczywistości - wszelkie inne są
błędne. Jeśli zatem ten jedyny słuszny sposób przyjęto, to użycie tortur było w pełni
usprawiedliwioną metodą eliminowania różnic zdań. W praktyce jednak nie mające nic
wspólnego z czysto teoretycznymi rozważaniami zwyrodnienie sędziów, zarówno
świeckich, jak i duchownych, kazało im używać tortur jako prawnej zasłony dla
powodującej nimi żądzy uczynienia śmierci jeszcze bardziej straszną i bolesną. Jeden
z najwcześniejszych przeciwników torturowania, Sebastian Costello, stwierdzał, że
inkwizytorzy "skrywają wszystkie te praktyki pod płaszczykiem wiary w Chrystusa,
utrzymując, że wykonują je z Jego woli" (Traitedes heretiques).
W Europie stosowano wiele kar dodatkowych, wymierzanych za uczynki, które sądy
uznały za zbrodnicze. Nikczemność sędziów nie znała przy tym żadnych granic; jedna z
tych nędznych kreatur, działający w Erwitte sędzia Schultheis, nacinał kobietom stopy
i wlewał do ran wrzący olej. Sąd w Valen-ciennes odnotował uiszczenie opłaty w
wysokości dwóch sous katu "za przekłucie języka Matthewowi Godefroy w dniu 4 lipca
roku 1573". Wielce pouczające jest też bliższe przyjrzenie się torturom specjalnym
stosowanym w Bambergu, torturom, do których należało między innymi przymusowe
karmienie więźnia solonymi śledziami i odmawianie mu następnie wszelkich napojów -
metoda tyleż prosta, co skuteczna, aplikowana najczęściej pospołu z kąpielami we
wrzątku, do którego dodawano niegaszonego wapna. Czarownice torturowano też przy
użyciu różnych odmian drabiny, żelaznego krzesła, pod którym rozpalano ogień, buta
hiszpańskiego, a także rodzaju luźnego obuwia skórzanego lub metalowego, do którego
wlewano wrzącą wodę lub roztopiony ołów. W czasie tortury wody -ąuestion del'eau,
do gardła ofiary, którą uprzednio zmuszano do połknięcia cienkiej tasiemki, lano wodę,
po czym gwałtownym ruchem wyciągano wstążkę na zewnątrz, co powodowało
rozrywanie jelit. Gresillons- specjalnie zaprojektowane imadła, służyły do miażdżenia
kciuków i wielkich palców u stóp.
Czarownice, podobnie jak członków wcześniejszych sekt heretyckich, oskarżano
często o profanowanie Najświętszego Sakramentu. Stosowaną zwyczajowo karą za tę
zbrodnię było szarpanie ciała skazanego rozpalonymi do czerwoności szczypcami przed
posłaniem go na stos. W roku 1642 w Cha-monix niejakiemu Jeanowi Gehaudsowi
odcięto stopę, którą miał on rzekomo podeptać hostię. Pewną kobietę z Żeli w roku
1629 szarpano rozpalonymi cęgami czterokrotnie -gdyż tyle właśnie razy dopuściła się
zhańbienia Najświętszego Sakramentu.
Typowa dzienna sesja tortur
Protokół pierwszego dnia tortur kobiety oskarżonej o uprawianie czarów w
miejscowości Prossneck, w Niemczech, w roku 1629.
1. Kat wiąże jej ręce, obcina włosy i rozciąga ją na drabinie. Polewa jej głowę okowitą
i podpala, aby dokładnie usunąć wszystkie włosy aż do skóry.
2. Kat posypuje szyję oskarżonej i miejsca pod jej pachami siarką, którą następnie
podpala.
3. Wiąże jej ręce na plecach i podciąga ciało pod sufit.
4. Pozostaje ona tak, wisząc przez trzy do czterech godzin, w którym to czasie kat
udaje się na śniadanie.
5. Po powrocie kat polewa jej szyję okowitą i podpala.
6. Przywiesza jej do nóg ciężary i ponownie podciąga pod sufit, a następnie rozciąga
ponownie na drabinie i przymocowuje do ciała deskę najeżoną ostrymi kolcami, po czym
raz jeszcze podciąga pod sufit.
7. Miażdży jej kciuki i wielkie palce u nóg w imadle, wiąże w kij, podciąga do góry i
trzyma tak wiszącą około kwadransa, w trakcie czego oskarżona kilka razy mdleje.
8. Następnie zgniata jej łydki oraz uda imadłem; w przerwach zadaje się jej pytania.
9. Następnie podejrzana zostaje wychłosta-na batogiem z surowej skóry, tak że
krew spływa na koszulę.-
10. Jej kciuki i wielkie palce u stóp ponownie zostają zaciśnięte w imadłach, po czym
oskarżoną pozostawia się w tym stanie na łożu tortur od godziny dziesiątej rano do
pierwszej po południu, w którym to czasie kat wraz z sędziami wychodzą, żeby coś
przekąsić. Po południu pojawia się jakiś urzędnik, który wyraża swoją dezaprobatę dla
tych praktyk, mimo to oskarżona zostaje ponownie wychłostana. Tak upłynął pierwszy
dzień tortur.
Nazajutrz wszystko rozpoczęto się od nowa, z tym że w torturach nie posuwano się
już tak daleko jak pierwszego dnia. - Wilhelm Pressel, Hexen und Hexenmei-stcr,
1860.
Przed spaleniem na stosie skazańców z reguły duszono stryczkiem lub garotą, pod
tym wszakże warunkiem, że nie odwołali złożonych wcześniej zeznań. Świadomość tego
faktu powodowała, że większość ofiar wolała zachować milczenie, niźli wyrzec się tego
przywileju. Henry C. Lea stwierdza: "Zwykła słabość ludzka kazała im obstawać przy
złożonych zeznaniach w nadziei uniknięcia strasznej śmierci od ognia. Cały ten system
nastawiony był z jednej strony na zwiększenie do maksimum liczby ofiar, z drugiej zaś
na podtrzymywanie lęku przed groźbą zbrodni czamoksięstwa". Binsfeid dodaje, że
ten niespodziewany akt miłosierdzia okazywano po to, by poddane niewymownym
cierpieniom powolnego umierania na stosie ofiary w odruchu rozpaczy nie zaprzeczały
wszystkiemu i nie umierały bez okazania skruchy. Jeśli jednak oskarżony przejawiał
upór i zatwardziałość, palono go żywcem (co zresztą, jak podkreśla Binsfeid, było'
normalną praktyką we Włoszech i Hiszpanii), bowiem tak czy inaczej nie liczono się z
tym, aby zechciał on okazać skruchę. Dokładano nawet wszelkich starań, by przedłużyć
mu męczarnie umierania. Znany prawnik francuski, Jean Bodin, zalecał palenie
czarownic "na wolnym ogniu, ponieważ ból, jaki odczuwają, jest i tak niczym w
porównaniu z męczarniami, jakie przygotował dla nich Szatan [...] jako że, zanim umrą,
nigdy nie smażą się w płomieniach dłużej niż pół godziny". Zastąpienie suchych polan
wilgotnym chrustem przedłużało palenie się stosu, odwlekając moment śmierci i
zadając ofierze tym straszliwsze cierpienia. W taki właśnie sposób polecono wykonać
wyrok śmierci na ojcu Louisle Gau-fridim.
W Szkocji skłaniano się raczej naśladowaniu praktyk stosowanych w Europie
kontynentalnej niźli obyczajów panujących w sąsiedniej Anglii. Trzymano się ściśle
praw, których wydanie przypisywano królowi Ken-nethowi I (zm. w roku 860),
nakazujących karanie śmiercią winnych zaklinania złych duchów. Procesy o czary
trwały zresztą w Szkocji znacznie dłużej niż w Anglii, a ostatnią czarownicę stracono
dopiero w roku 1727, podczas gdy w Anglii do ostatniej egzekucji z tego oskarżenia
doszło w roku 1682. Pod względem okrucieństwa zastosowanych metod, proces
czarownic z North Berwick przewyższał wszystkie inne procesy szkockie.
Demonologowie i teoretycy sądownictwa przewidzieli możliwość pojawienia się
pewnych problemów związanych ze stosowaniem tortur, analizowali je zatem
wcześniej, by ułatwić sędziom podejmowanie właściwych decyzji. Wątpliwości te
gromadziły się wokół siedmiu zasadniczych kwestii.
1. Co powinien uczynić sędzia, jeśli więzień odmawia zeznań?
Z milczeniem podsądnego można uporać się stosunkowo łatwo. W Malleus
Maleficarum wyrażał opinię, że: .Jeśli więzień nie chce w sposób zadowalający wyznać
prawdy, należy przedstawić mu inne jeszcze rodzaje tortur, oświadczając, że również
i one użyte zostaną wobec niego i to tak długo, dopóki się nie przyzna". Prawnicy
obmyślili też pewien kruczek prawny pozwalający na obejście zakazu powtarzania
tortur. Zgodnie z obowiązującymi normami torturę można było zastosować ponownie
jedynie wtedy, gdy pojawiły się nowe poszlaki wskazujące na winę oskarżonego, ale
juryści utrzymywali, że ta sama tortura zastosowana więcej niż jeden raz bez
pojawienia się nowych poszlak winy nie jest powtórzeniem, a jedynie ciągiem dalszym
pierwszej; sędziowie mieli jedynie obowiązek zakomunikowania przesłuchiwanemu, że
"taki a taki dzień wyznaczony został na kontynuowanie tortury". Niemal dwa stulecia
później, w roku 1059, le Sieur Bouvet, generalny instygator wojsk francuskich we
Włoszech, w podobny sposób zachęcał sędziów do nasilania tortur i kontynuowania
przesłuchań "pomimo wrzasków, jakie bez wątpienia podniesie więzień; sędzia zaś
powinien domagać się nazwisk jego przyjaciół, aby upewnić się, czy nie są współwinnymi
zbrodni [en le peut encore de ses com-pagnons et complices pour savoir s'il sontpar-
ticipć au deW. Teoretycznie torturę wolno było "przedłużać" trzy razy, w praktyce
jednak górną granicę wyznaczała jedynie odporność ofiary. W roku 1630 pewną
kobietę (Barbarę Schwartz) torturowano osiem razy z rzędu, a gdy mimo to nie
przyznała się do niczego, jeszcze przez następne dwa lata trzymano ją w więzieniu w
Bambergu.
Odmowa zeznań sama przez się stanowiła przestępstwo karane śmiercią przez
spalenie na stosie. Oskarżony o czary, który w śledztwie milczał, winien był obrazy
sądu, a zatem zasługiwał na śmierć nie z pierwotnego oskarżenia o uprawianie czarów,
lecz z oskarżenia posiłkowego o odmowę zeznań. Była to również metoda obejścia
prawa, które przewidywało, że jeśli oskarżony obstaje przy swej niwinności przez trzy
sesje tortur, winien być za niewinnego uznany oficjalnie. Friedrich von Spee w
bezsilnej złości stawiał retoryczne pytanie: "A teraz, na Wielkie Nieba, rad bym
wiedzieć, w jaki sposób ktoś najzupełniej niewinny może uniknąć kary, skoro skazuje
się zarówno tych, którzy przyznali się do winy, jak i tych, którzy nie przyznali się do
niczego?" Również w Anglii karą za odmowę zeznań w czasie procesu kryminalnego była
peine fort et dure, czyli śmierć przez zgniecenie. Na tej podstawie w roku 1654 w
Maidstone pewnego oskarżonego o mord i rabunek człowieka, który w czasie procesu
zachowywał uporczywe milczenie, rozebrano do naga i "przywalono taką ilością kamieni
i żelastwa, że nie był w stanie więcej tego wytrzymać". Peine fort et dure przetrwała
w prawodawstwie angielskim do roku 1722.
Demonolodzy tłumaczyli odmowę składania zeznań nie siłą charakteru podejrzanego,
lecz mocą amuletów i zaklęć, w jakie wyposażył go diabeł. Popularna historia
przytoczona przez Guazzo mówi, że: pewna pięćdziesięcioletnia kobieta wytrzymała
Dolewanie jej wrzącym tłuszczem i torturę drabiny, nie przyznając się do niczego.
Zdjęta z drabiny nie wykazywała żadnych oznak bólu, nie doznała też żadnego
uszczerbku na ciele, wyjąwszy fakt, że w czasie tortur odpadł jej wielki paluch u nogi,
ale i to zdawało się jej wcale nie przeszkadzać ani nie sprawiać najmniejszego bólu.
(Compendium Maleflcarum, 1626)
Poważany prawnik Damhouder twierdził, że sam był świadkiem, jak czarownica
zniosła trzy sesje ciężkich tortur wyśmiewając się i kpiąc z kata. W tej sytuacji raz
jeszcze przeszukano ją niezwykle starannie i znaleziono ukryty w fałdach dała maleńki
kawałek pergaminu; po jego usunięciu załamała się natychmiast i przyznała do zawarcia
paktu z Szatanem. Cieszący się równym szacunkiem Paulus Grillandus podaje brzmienie
łacińskiego zaklęcia, pozwalającego zachować milczenie w czasie tortur:
Tak jak mleko Błogosławionej i chwały pełnej Dziewicy Maryi słodkim było i miłym dla
Pana naszego Jezusa Chrystusa, niechaj i ta tortura słodka i miła będzie moim
członkom.
2. Jak dalece posunąć się może sędzia obiecując uwięzionemu łaskę i wyrozumiałość
w zamian za przyznanie się do winy i w Jakiej mierze zobowiązany jest on do
spełnienia swoich przyrzeczeń?
W Malleus Maleflcarum szczegółowo omawia się tę kwestię. Opinie były podzielone i
grupowały się, zasadniczo rzecz biorąc, wokół trzech stanowisk. Pierwsze zakładało, że
osobom uznanym za prowodyrów można było obiecać uratowanie życia, sugerując, że
będą oni skazani na wygnanie - nie należało jednak wspominać w tym momencie o
ewentualnej zamianie wyroku na dożywotnie więzienie o chlebie i wodzie. Obietnicy tej
można było dotrzymać, jeśli oskarżony współpracował z sądem w formułowaniu
oskarżeń przeciwko kolejnym czarownicom. Wedle drugiej teorii "od czasu do czasu
można dotrzymać słowa i skazać czarownicę na więzienie, w jakiś czas potem powinno
się ją wszakże spalić". Zgodnie natomiast z poglądem trzecim sędzia, który złożył
podobną obietnicę, winien przeprosić za nią ławę przysięgłych, a jego kolega skazać
czarownicę na stos.
3. Czy osobę chorą wolno poddawać torturom?
Le Sieur Bouvet wiele razy miał do czynienia z ludźmi, którzy twierdzili, że są zbyt
chorzy, aby ich torturować. Najlepszą metodą postępowania w takich wypadkach jest
nalanie im pod pachy wrzątku; przywraca to zdrowie tak szybko, "że zakrawa to niemal
na cud". Jeśli więzień cierpiał na syfilis, sędzia winien połączyć torturę z kuracją,
przypiekając mu podeszwy stóp w taki sposób, by ofiara zaczęła intensywnie się pocić.
Pot, wypływający obficie z porów skóry, leczy chorobę, a metoda za pomocą której
wywołano poty, winna zarazem skłonić podejrzanego do wyznania prawdy.
4. Czy sędzia powinien złagodzić torturę, aby więzień nie zmarł w izbie kaźni?
Świadomość odpowiedzialności, jaka za taki przypadek spoczywa na sędzim, nie
powinna skłaniać go do umiarkowania w tej mierze. Jeśli przesłuchiwany zemdleje,
należy chlusnąć mu w twarz wodą albo nalać octu w nozdrza. Sędzia nie może
powodować się litością wobec osoby kalekiej; nie wolno mu dopuścić, aby w swym
postępowaniu kierował się odruchem serca. Czarownice często symulują symptomy
nadchodzącej śmierci -popadając w stan zapaść! bądź tocząc z ust pianę; sędzia
wszakże w żadnym wypadku nie może być naiwny.
5. W jaki sposób powstrzymywać torturowanego od popełnienia samobójstwa?
Malleus Maleftcarum ostrzega przed możliwością popełnienia samobójstwa przez
zdesperowanego więźnia i zaleca, aby w przerwach między torturami "straż zawsze
towarzyszyła uwięzionemu, nie wolno bowiem ani na chwilę zostawić go samego". W
każdym wypadku samobójstwo przypisywano złośliwości i przewrotności diabła, który
zachęcał do jego popełnienia, by spełniło się w ten sposób złożone przezeń czarownicy
przyrzeczenie, że nie zginie ona na szafocie,
6. Czy bardzo młodym czarownicom należy okazać miłosierdzie?
Sam fakt, że czarownica jest młoda, nie stanowi jeszcze wystarczającego powodu do
łagodniejszego wobec niej postępowania. W stosunku do dzieci, które nie ukończyły
czternastego roku życia, można zastosować lżejszy wymiar kary. Podczas procesu
czarownic szkockich, oskarżonych o próbę zamordowania Sir George'a Maxwella za
pomocą figurek woskowych, pewną trzynastoletnią dziewczynę ukarano jedynie karą
więzienia, a nie stosem. Prokurator królewski, Sir George Mackenzie, dodał: "Decyzja
w podobnych sprawach zależy od nas" - Laws and Customs ofScotland, 1678. Doktor
Johannes Pott (1689) wspomina o dziewięcioletniej dziewczynce, którą skazano w
Rintein za dokonanie czynu lubieżnego z diabłem; sentencja wyroku nakazywała jej
jedynie obecność przy ceremonii spalenia na stosie jej babki. Ale w roku 1628 w
Wurzburgu spalono dwie dziewczyny - jedenaste- i dwunastoletnią. Remy przyznaje,
że zamiast palić na stosie dzieci wraz z ich rodzicami, orzekał zazwyczaj, by zostały
one wychłostane^przy-giądając się egzekucji ojca lub matki.
7. Jaką decyzję należy podjąć w przypadku kobiet w ciąży?
Teoretycznie wszyscy zgadzali się, że egzekucja kobiety brzemiennej powinna być
odłożona i odbyć się najwcześniej w miesiąc po rozwiązaniu (Francis Pegna, 1584). W
Anglii kobiety ciężarne przetrzymywano w więzieniu do następnej sesji sądowej, czyli
mniej więcej rok, dlatego w trakcie trzeciego procesu w Cheimsford, w roku 1589,
niejaką Joan Cony stracono w dwie godziny po wydaniu wyroku, podczas gdy jej córkę,
Avice, która utrzymywała, że jest w ciąży, powieszono dopiero w roku 1590. W
Niemczech zasada ta nie była powszechnie przestrzegana; w roku 1630 w Bambergu
ciężarna żona rajcy Dumlera poddana została barbarzyńskim torturom i spalona na
stosie.
Chwilę uwagi należałoby w tym miejscu poświęcić rodzajom tortur stosowanych w
Anglii. Wprawdzie na ogół nie kwestionowano ich przydatności, Anglia nie naśladowała
jednak przykładu, jaki dawał kontynent. William Perkins był zdania, że "mogą być one
użyte w zgodzie z sumieniem i prawem, aczkolwiek nie w każdym przypadku, lecz
jedynie wtedy, gdy zaistnieją bardzo poważne poszlaki winy i gdy oskarżony jest
wyjątkowo krnąbrny" - A Discourse of Witchcraft, 1608. Jednakże, po pierwsze,
tortur nie dopuszczało prawo zwyczajowe, po drugie, oskarżonego o czary można było
skazać na śmierć również i wtedy, kiedy nie przyznał się on do winy - wystarczającym
dowodem było odnalezienie na ciele piętna czarownicy albo stwierdzenie faktu
utrzymywania duszków służebnych, po trzecie wreszcie,w Anglii nie było żadnej
instytucji, zorganizowanej na wzór inkwizycji, której przetrwanie zależało od
zapewnienia sobie ciągłego dopływu nowych podejrzanych, nie nastawano przeto tak
usilnie na wyjawianie przez oskarżonego tożsamości jego rzekomych wspólników.
Tortury zatem nie przekształciły się, tak jak w Niemczech, w rodzaj nauki o jak
najbardziej efektywnym zadawaniu cierpień, były one znacznie łagodniejsze i mniej
powszechne, nie towarzyszyły im także bluźniercze obrządki poświęcania narzędzi
zadawania mąk.
Najpowszechniejszymi torturami - nazwy tej używamy jedynie z braku bardziej
adekwatnego określenia - było nakłuwanie i tortura chodzenia oraz, znacznie rzadziej
stosowana, tortura siedzenia. Podstawowym celem nakłuwania było odnalezienie na
ciele czarownicy dowodu jej winy; hańba spowodowana publicznym obnażeniem i ból,
jaki towarzyszył wbijaniu w ciało długich igieł, miały znaczenie drugoplanowe. Ale już
"chodzenie", mające zmusić oskarżonego do złożenia obciążających go zeznań, w pełni
zasługuje na miano tortury. Matthew Hopkins zaaplikował ją staremu proboszczowi,
wielebnemu Johnowi Lowesowi, który po kilku bezsennych dniach i nocach załamał się i
przyznał do winy. Binsfeid, któremu nie sposób odmówić wiedzy o efektywności
różnych rodzajów tortur, uważał wymuszoną bezsenność za metodę prawie
niezawodną, można ją bowiem było przedłużać w nieskończoność bez obawy, że
pozostawi wyraźne ślady na ciele podsądnego. Torturę tę stosowano także w
Niemczech, wyłącznie jednak w stosunku do przestępców pospolitych, nigdy zaś do
osób oskarżonych o czary. Jeszcze w roku 1693 torturze chodzenia poddano w
Beccies w hrabstwie Suffolk niejaką wdowę Cham-bers, "niewiastę pracowitą i zdolną,
acz ubogą", która następnie zmarła w więzieniu.
Istotę trzeciej ze stosowanych w Anglii metod wyłożył główny przeciwnik Matthewa
Hopkinsa, wielebny John Gaule; była to swoista odmiana "chodzenia" i podobnie jak ono
polegała na doprowadzeniu aresztowanego do stanu kompletnego wycieńczenia przez
bezsenność. "[Czarownicę] ze skrzyżowanymi nogami lub w innej niewygodnej pozie, w
razie konieczności związaną, sadzano pośrodku izby na stołku lub stole, a następnie
trzymano ją pod strażą przez dwadzieścia cztery godziny, nie karmiąc jej ani nie
pozwalając zasnąć". (Select Cases ofConscience Touching Witches and Witchcraft)
Protokoły angielskich procesów o czary jedynie sporadycznie wspominają o innych
metodach torturowania, metodach w rodzaju buta hiszpańskiego użytego wobec Alice
Go-odridge. Człowiek, który podjął się udowodnić, że jest ona czarownicą, "obuł ją w
parę nowych butów skórzanych, a następnie usadził tuż obok ognia, gdzie pozostała,
dopóki buty nie stały się nieznośnie gorące, zadając jej straszliwy ból, co miało ją
skłonić do przyznania się". Poparzona okrutnie kobieta "poprosiła o wytchnienie",
obiecując przyznanie się do winy, skoro tylko jednak ostygły, odmówiła zeznań. W roku
l6l4 oskarżonego 6 zaklinanie duchów Lyona Gleane'a zakuto w dyby, "rozebrano od
pasa w górę i [...] smagano batem, póki całe ciało nie spłynęło krwią". W roku 1645
niejaką AnneJeffries trzymano w więzieniu w Bodmin "bez jedzenia".
Niekiedy wrogość, jaką lud tradycyjnie żywił wobec czarownic, nasilała się w sposób
gwahowny. W roku 1603 w Catton, w hrabstwie Suffolk, niejaki Sir Thomąs Grosse
podburzał motłoch znęcający się nad osiemdziesię-cioczteroletnią Agnes Ferm,
oskarżoną o rzucenie uroku na jakiegoś mężczyznę. Tłuszcza biła ją trzonkami noży,
podrzucała w powietrze, podpaliła na twarzy garść prochu strzelniczego, po czym
"przygotowawszy stołek najeżony skierowanymi ostrzem ku górze nożami uderzyła ją
nim kilka razy, zadając wiele poważnych ran kłutych". (Ewen, Witchcraft m the Star
Chamber)
Należy jednak podkreślić, że w Anglii nigdy nie karano za czary spaleniem na stosie.
Karę tę orzekano wyłącznie w sprawach o zdradę, zarówno pomniejszą, np. w wypadku
zamordowania męża przez żonę lub pana przez służącego, jak i główną - zabicie lub
usiłowanie zabójstwa suwerena, a także fałszowanie monety. Prawo to zostało
zniesione dopiero w roku 1790. Ponieważ czamo-księstwo nie było traktowane jako
zbrodnia zdrady majestatu bożego, nie stosowano wobec oskarżonych o nie powyższej,
przewidzianej kodeksem postępowania karnego, metody wykonania wyroku. Wszystkie
przypadki skazania kobiet na karę śmierci przez spalenie na stosie dotyczyły
opisanych powyżej przestępstw (którym towarzyszyły niekiedy także i oskarżenia o
uprawianie czarów). Na tej właśnie podstawie 9 września
1645 roku spalono Mateczkę Lakeland, skazaną za zamordowanie za pomocą czarów
męża, a także May Ollver, która poniosła podobną śmierć w roku 1659 w Norwich.
"V"
Viscontl Girolamo. Napisany około roku 1460 traktat Viscontiego Lamiarum siue
Striarum Opusculum był jednym z pierwszych dzieł jednoznacznie opowiadających się
za koncepcją czarnoksięstwa jako herezji. Vi-sconti, potomek słynnej rodziny
mediolańskiej, byt od roku 1448 profesorem logiki uniwersytetu w Mediolanie, a w
roku 1467 mianowany został prowincjałem zakonu dominikanów na Lombardię, którą to
funkcję pełnił do śmierci (ok. 1477). Nie ulega wątpliwości, że to on właśnie był tak
podziwianym przez Malleus Maleflcarum za masowe egzekucje inkwizytorem okręgu
Como. Głównym celem dzieła Viscontiego było dowiedzenie rzeczywistego istnienia
praktyk czarnoksięskich (z lotami na miotłach i sabatem włącznie) i uzasadnienie
poglądu, że są one herezją. To, że czarownica może być kobietą obłąkaną, nie jest
żadnym usprawiedliwieniem; sam fakt, że wierzy w swoje halucynacje, wystarcza, by
posłać ją na stos. Ci zaś, którzy stają w jej obronie, winni zostać eks-komunikowani.
Visconti oraz piszący w tym samym mniej więcej czasie Nider (1435), Vineti (1450),
Jacquier (1458), Alphonso de Spina (1459), Mamorus (1462), Vignati (1468), Bergamo
(1470) i Vincent (1475) stworzyli klimat przychylny koncepcjom, jakie niósł ze sobą
Malleus Maleflcarum.
"W"
Wampir
Przechylony na bok, cerę miał świeżą i czerstwą, paznokcie długie i zakrzywione jak
szpony, usta zaś ociekały krwią z ostatniego nocnego posiłku. Przebito mu klatkę
piersiową palem, a gdy krew obficie polała się z rany, wampir wydał z siebie
przeraźliwy skrzek. Na koniec spalono go na popiół.
Tak wyglądał wampir wykryty w roku 1732 w Belgradzie. Większości czytelników
współczesnych wampir kojarzy się z Draculą, bohaterem wydanej drukiem w roku 1897
i cieszącej się niezwykłą popularnością książki Brama Stokera. Wszelako wobec faktu,
że termin "wampir" jest wieloznaczny i mieści w sobie zarówno wytwory legend
ludowych, które odnajdujemy w większości epok i kultur, jak i opowieści o szaleńcach
organicznie łaknących krwi oraz historie o żywcem pochowanych, a także obecny w
wielu religiach motyw nie mogących zaznać spokoju dusz zmarłych, nie powinno dziwić,
że literatura stworzyła i upowszechniła nowy jego wariant - postać
nietoperzokształtnego demona wysysającego krew z pogrążonych we śnie kobiet. Tego
rodzaju monstrum opisuje nowela Presta Vamey the Yampire (1847), w której
narodziła się wizja bezpośredniego przodka Draculi. Od początku wieku
dziewiętnastego wampiry stary się przedmiotem zainteresowania wielu wybitnych
pisarzy, zainspirowanych uczonymi dysertacjami akademickimi o wybuchach epidemii
wampiryzmu w Europie Wschodniej XVIII stulecia.
Samo słowo "wampir" jest pochodzenia węgierskiego i pojawia się w zbliżonych
formach także w językach słowiańskich; nie można wykluczyć, że etymologicznie
wywodzi się z tureckiego uber [czarownik]. Odpowiada mu z grubsza pojęcie łacińskie
strix [polska strzyga], w języku portugalskim nazywany jest bruxsa - termin
oznaczający kobie-tę-ptaka wysysającego krew z dzieci. Do języka angielskiego stówo
"wampir" trafiło po raz pierwszy w roku 1734 jako określenie "ciała osoby zmarłej,
które, ożywione przez złego ducha, wychodzi nocą z grobu i ssie krew żyjących, gubiąc
ich tym sposobem". Dopiero później, w roku 1762, terminem tym zaczęto określać
nietoperze, które miały rzekomo atakować zwierzęta.
Przed schyłkiem stulecia siedemnastego w Europie Zachodniej wzmianki o wampirach
pojawiają się raczej sporadycznie, a pierwsze dotyczące ich dysertacje naukowe
ujrzały światło dzienne dopiero w połowie XVIII wieku. W opublikowanym w roku 1751
Disserta-tions sur les afparitions Dom Augustin Cal-met pisze, że wampiry pojawiły się
dopiero w ciągu ostatnich sześćdziesięciu lat, a doniesienia o nich pochodzą przede
wszystkim z Węgier, Moraw, Śląska i Polski. Opowieści o wampirach popularne były
także w Albanii i Grecji.
Wampir jest istotą niewątpliwie pokrewną wilkołakowi, różni się jednak odeń dwiema
zasadniczymi cechami: po pierwsze, jest to ożywiony trup, po drugie, potrzebuje krwi
ludzkiej dla zachowania swych sił witalnych.
Opinie na temat natury wampirów oscylowały wokół dwóch koncepcji: wedle
pierwszej miał on być demonem wstępującym w ciało zmarłego, druga natomiast głosiła,
że wampir to dusza samego zmarłego przebywająca w zwłokach. Montague Summers
pisał: .Jego natura jest dwoista i ciemna, zawiera tajemnicze i potworne cechy obydwu
[zarówno demona, jak i duszy zmarłego]. [...] Wampir przeto nie jest w ścisłym tego
słowa znaczeniu złym duchem" - The Yampire: HisKith and Kin. Z kolei piszący u
schyłku dwunastego stulecia Walter Mapes w swoim dziele DeNugis Curialium
opowiada się za rozwiązaniem pierwszym, przytaczając opowieść o demonie, który
wcielał się w zwłoki pewnej damy szlachetnego rodu i w tej postaci przegryzał gardła
małym dzieciom.
Idea wampira ma starożytną metrykę i w swej ostatecznie ukształtowanej postaci
jest zlepkiem różnych wierzeń i przesądów ludowych, z których część wyrosła na
kanwie zdarzeń autentycznych. Są to przede wszystkim:
1. Szeroko rozpowszechniona wiara w upiory, czyli powracające do rodowych siedzib
ciała zmarłych, po dziś dzień widoczna w obrzędach zadusznych i uroczystościach
związanych z dniem Wszystkich Świętych, mających, jak się wydaje, związek z
celtyckimi uroczystościami ku czci Samhaina -Władcy Zmarłych. Powrót osoby zmarłej
był czymś groźnym, budzącym lęk, należało zatem ubłagać ją, by tego nie czyniła.
Celem większości rytów związanych z pochówkiem jest próba zapobieżenia powrotowi
zmarłego, a przesłaniem moralnym wielu opowieści o nieboszczykach, którzy nie mogli
spoczywać spokojnie w grobach ze względu na to, że nie odprawiono za nich mszy lub
nie dopełniono innych stosownych obrzędów, jest przestroga dla żywych, by nigdy i
pod żadnym pozorem nie omieszkali odprawić elementarnych choćby egzekwii.
Wampiry najczęściej składały wizyty krewnym i powinowatym, zwłaszcza żonom, które
winny zachować najżywszą pamięć o zmarłym. W jednej z najwcześniejszych historii o
wampirze (należącym, co prawda, do odmiany nie łaknącej krwi żywych), jaką podaje
spisana około roku 1196 Historia Rerum Anglicarum Wil-liama z Newbury, mowa jest o
zmarłym, który nie dawał spokoju swej żonie. Kiedy otwarto grób, by uciszyć wreszcie
żywego trupa, okazało się, że jego ciało jest prawie nie tknięte rozkładem i wygląda
dokładnie tak, jak w chwili złożenia do mogiły.
2. Istnienie pewnej kategorii osób psychicznie chorych, które łakną krwi ludzkiej.
Zdarza się to jednak zupełnie wyjątkowo, nie powinno być też mylone ze
sporadycznymi, wymuszonymi okolicznościami, przypadkami kanibalizmu, do którego
doszło na przykład podczas wielkiego głodu w Samarii, o czym wzmiankuje // Księga
Królewska VI, 24-30.
3. Zdarzające się niekiedy przypadki przedwczesnego pochówku osób pogrążonych w
transie kataleptycznycm lub zapaści. Mon-tague Summers utrzymuje (nie powołując
się jednak na źródło informacji), że na początku XX wieku w Stanach Zjednoczonych
Ameryki donoszono przeciętnie o jednym tego rodzaju wypadku tygodniowo- The
Yampire:
His Kith and Kin. Doktor Franz Hartmann, skądinąd zagorzały okultysta, opisuje
siedemset takich przypadków, jakie miały się zdarzyć w końcu XIX wieku, i to tylko w
najbliższym jego sąsiedztwie (Buried Aliue, 1895). W odleglejszej przeszłości wobec
niskiego poziomu wiedzy medycznej podobne pomyłki zdarzać się musiały znacznie
częściej, co zauważa zresztą w De Masticatione Mortu-orum (1679) Philippus Rohr, a i
rabusie grobów, którzy otwierali mogiły zaraz po pogrzebie, nierzadko byli świadkami
przerażających scen. Rozpaczliwe próby wydostania się z zamknięcia, jakie
podejmował żywcem pochowany, były przyczyną, że zwłoki znajdowano w
nienaturalnych, konwulsujnie wykrzywionych pozach, a dno trumny pełne było świeżej
krwi. Omawiając wspomnianą już tu sprawę wampira belgradzkiego, doktor Herbert
Mayo w opublikowanej w roku 1851 rozprawie On the Truths Contained in Popular
Superstitions wyraża opinię, że niekiedy w trumnach znajdowano ciała "osób po prostu
wciąż jeszcze żywych lub takich, które jakiś czas po pochówku pozostawały przy
życiu; krótko mówiąc pogrzebanych żywcem, których zgon nastąpił wskutek
barbarzyństwa i ignorancji tych, którzy przedwcześnie oddali ich ziemi". Za hipotezą
tą przemawia również następująca historia przytoczona przez Summersa (The
Yampire m Europę). Pewien wieśniak, Zaretto, popiwszy ponad miarę przemókł do
suchej nitki na słocie i poszedł spać nie zadając sobie trudu rozebrania się. "Chwyciły
go straszne konwulsje, a około godziny jedenastej zapadł w śpiączkę; oddech stał się
niewyczuwalny, a ciało zaczęło stygnąć. [...] O ósmej rano następnego dnia zabrano go z
domu, aby go pochować". Droga na cmentarz była jednak fatalna i w pewnym momencie
gwałtowny wstrząs karawanu wyrwał Zarettę z pijackiego otępienia.
4. Ludowe rozumienie sprawiedliwości domagało się, by złoczyńcę spotkała kara
wieczna - wiarę w to podtrzymywała zresztą i religia - dlatego też uważano, że ktoś,
kto był wyrzutkiem społecznym za życia, pozostanie takim i po śmierci. Było zatem
wielce prawdopodobne, że wampirem stanie się człowiek, który wiódł "żywot występny i
rozwiązły, często też osoba obłożona ekskomu-niką przez biskupa" (Allatius, De
Graecorum Hodie Quorundam Opinationibus, 1645), a także ci, na których w chwili
zgonu ciążyła klątwa lub przekleństwo, fałszywi świadkowie, wszyscy, których
pochowano w sposób sprzeczny z nakazami religii (np. bez ostatniego namaszczenia),
apostaci, samobójcy, wilkołaki, a także - na Węgrzech - martwo urodzone dzieci z
nieprawego łoża, których rodzice również byli bękartami. W krajach słowiańskich za
potencjalnych wampirów uważano również tych, nad których zwłokami przeleciał ptak
lub przeskoczył przez nie kot; ślady tego wierzenia zachowały się w folklorze
europejskim pod postacią zakazu przebywania zwierząt w pomieszczeniu, w którym
spoczywa ciało zmarłego. Popularne było także przekonanie, że zwłoki człowieka
obłożonego ekskomuniką nie podlegają rozkładowi; w Szkocji wierzono na przykład, że
ciało samobójcy rozpada się w proch dopiero wtedy, gdy upłynie przewidziany dlań
przez Boga naturalny czas życia. Natomiast fakt, że rozkładowi nie ulegają ciała
świętych, przypisywano cudom. Wrogość niewielkich zamkniętych grup społecznych
wobec wszystkiego co niezwykłe znalazła odbicie w głębokiej wierze, że ludzie starzy,
biedni i kalecy mają naturalną skłonność do bycia czarownikami, a nawet wampirami; z
podobnych przyczyn za oznaki wampiryzmu uważano, w zależności od czasu i miejsca,
zajęczą wargę, owłosioną wewnętrzną stronę dłoni, niebieskie oczy lub rude włosy.
5. Zbieżność w czasie relacji o pojawianiu się wampirów z atakami morowego
powietrza, przy czym i jednemu, i drugiemu towarzyszyć miał trudny do wytrzymania
fetor. W Ań Antidote Against Atheism (1653) Henry Morę, słynny znawca Platona,
opisuje, w jaki sposób wampir dręczył śląskiego proboszcza. Pewnego wieczoru, kiedy
wspomniany duchowny, jak zazwyczaj w otoczeniu żony i dzieci wprawiał się w grze na
instrumentach muzycznych, poczuł nagle ohydny smród, który stopniowo rozlał się po
całej izbie. Proboszcz polecił przeto Bogu siebie i całą swoją rodzinę, pomimo to fetor
narastał. Stał się jadowity i zabójczy ponad wszelkie możliwe wyobrażenie, tak
wszyscy zatem przenieśli się do sypialni. Zanim jednak pastor i jego żona zdołali
spędzić w łóżku kwadrans, oboje poczuli, że ten sam wstrętny zapach dostał się i tam,
a gdy poczęli się nań uskarżać, ze ściany wyszło widmo i zbliżywszy się do łoża zionęło
na nich nadzwyczaj chłodnym i tak zjadliwym a cuchnącym oddechem, że ani wyobra-,
zić go sobie, ani tym bardziej opisać, nie leży w granicach ludzkich możliwości.
Od czasów najwcześniejszych uważano ten wampirzy fetor za zapowiedź i
nieodłącznego towarzysza zarazy. William z Newbury, powołuje się na historię upiora
rozpustnego męża, który siał trwogę w całym mieście.
Za przyczyną wałęsających się po okolicy tych cuchnących rozkładem zwłok
powietrze stało się tak skażone i zepsute, że rychło wybuchła straszliwa zaraza i mało
który dom nie opłakiwał swoich zmarłych, miasto zaś - niedawno jeszcze ludne
-opustoszało doszczętnie; ci bowiem, którym udało się przetrwać mór i uniknąć
zdradzieckich ataków z jego strony, w największym pośpiechu przenosili się do innych
prowincji, aby ujść groźbie śmierci.
Jacyś dwaj młodzi ludzie dopadli wreszcie rzeczonego trupa i przebiwszy go
mieczem -a z rany chlusnęła wtedy czerwona krew -spalili na popiół.
I dopiero wtedy, gdy w taki właśnie sposób zniszczony został ów piekielny potwór,
zaraza, która tak srodze gnębiła ludzi, ustała zupełnie, a zepsute powietrze oczyściło
się w ogniu trawiącym szczątki tego piekielnego bydlęcia, które je skaziło.
Epidemie pospołu z wampirami nękały całą Europę Południowo-Wschodnią schyłku
siedemnastego i początku osiemnastego stulecia, a gdzieniegdzie trwały aż po wiek
dziewiętnasty. Zaraza szalała na Chios w roku
1708, w Belgradzie w 1725 i 1732, w całej Serbii w 1825, na Węgrzech w 1832, a w
Gdańsku pojawiła się nawet jeszcze w roku 1855. Wampiry przejawiały zresztą
wzmożoną aktywność i w innych okresach, stając się przedmiotem uczonych traktatów
na wielu uczelniach niemieckich, zwłaszcza w Lipsku. Jeden z nich, Dissertatio de
Yampiris Serrien-sibus (1733), napisany przez Heinricha Zop-fta, podaje klasyczny
wręcz opis wampira:
Nocami wampiry wstają z grobów, napadają na śpiących i wysysają z nich całą krew,
powodując ich śmierć. Nękają one zarówno mężczyzn, jak i kobiety i dzieci, nie
szczędząc nikogo ani ze względu na wiek, ani na płeć. Ci zaś, którzy pozostają pod Ich
szkodliwym wpływem, uskarżają się na duszności i ogólny upadek ducha; rychło też
umierają.
Augustin Calmet dodaje: "Ludzie, którzy zmarli dawno już temu, [...] wychodzą z
mogił i trapią żywych, którym wypijają krew do ostatniej kropli". Wydany w roku
l729Jewish S{iyqfd'Argens dorzuca garść dalszych informacji: "Zupełne wyczerpanie
i skłonność do omdleń z powodu nadmiernej utraty krwi są również symptomem, że w
sprawę wdały się wampiry. [...] Pomimo wszelkich usiłowań miejscowych aptekarzy
chorzy umierają przed upływem kilku dni".
6. Istnienie pewnych zboczeń, których objawy podobne są do działań przypisywanych
wampirom, na przykład nekrofagia (pożeranie zwłok), nekrosadyzm (okaleczanie zwłok
w celu osiągnięcia zaspokojenia seksualnego) czy nekrofilia (stosunki płciowe ze
zmarłymi, zarówno hetero- jak i homoseksu-alne, oraz masturbacja przy zwłokach). W
roku 1886 doszło we Francji do słynnego procesu Henri Błota, oskarżonego o
wandalizm i nekrofilię. Błot był zgoła nieszpetnym, dwudziestosześcioletnim
młodzieńcem o nieco żółtawej cerze. Włosy opadały mu na czoło jak u kudłatego psa,
górną wargę zdobił cienki, starannie nawoskowany wąsik, a głęboko osadzone czarne
oczy pozostawały w ciągłym ruchu. Jego sylwetka miała w sobie coś kociego; z twarzy
przypominał nocnego ptaka. 25 marca 1886 roku między godziną jedenastą wieczorem
a północą Błot wyważył furtkę prowadzącą na cmentarz w St.-Ouen, udał się w kierunku
jednego z dołów, w których spoczywali ludzie nie mający prawa do osobnych mogił, i
wyrwał deski, na których leżała ziemia przykrywająca ostatnią trumnę w szeregu. Z
umieszczonej na mogile tabliczki dowiedział się, że spoczywa tu ciało
osiemnastoletniej baletnicy Femande Mery, znanej pod pseudonimem Carmanio,
pochowanej ubiegłego wieczoru. Błot wydobył trumnę, otworzył ją, wyjął zwłoki
dziewczyny i zawlókł je na ławkę stojącą na brzegu rowu. Tam ukląkł na płachtach
białego papieru, które zabrał z leżących na grobach wiązanek kwiatów, i odbył z nią
stosunek płciowy. Następnie zapadł w sen, z którego ocknął się wystarczająco
wcześnie, by niepostrzeżenie wymknąć się z cmentarza, zbyt jednak późno, by
starczyło mu czasu na przeniesienie zwłok z powrotem do grobu.
12 czerwca Błot dokonał identycznej profanacji zwłok, tym razem jednak nie obudził
się w porę - ujęto go i aresztowano. 27 sierpnia pojawił się w sądzie i, ku przerażeniu
sędziego, spytał arogancko: "Czego pan chce? Każdemu wedle upodobań, a ja mam gust
do trupów". Skazano go na dwa lata więzienia. (Albert Batallle, Les causes cnminelles
et mon-daines, 1886)
7. Wampira można było unieszkodliwić, odkopując grób, wydobywając zeń ciało
-które powinno znajdować się w doskonałym stanie- i przebijając mu serce jednym
ciosem włóczni lub szpady. Mnich benedyktyński, Calmet, pisał: "Nikt nie może uwolnić
się od tych straszliwych napaści inaczej, jak tylko wykopując z grobu ciało, które
należy przebić ostrym palem, obciąć mu ręce i wyrwać z piersi serce. Można je też
spalić na popiół".
Weir Thomas. Jeszcze przez wiele lat po egzekucji, którą przeprowadzono w roku
1670, Thomas Weir cieszył się w opinii ludu sławą jednego z najznakomitszych
czarowników Szkocji. Zainteresowanie jego osobą było tym większe, że do pewnego
momentu znany był on jako nieposzlakowanej reputacji parlamentarzysta, piastujący w
swoim czasie funkcję dowódcy gwardii edynburskiej, oraz radykalny przywódca
protestancki. W wieku lat siedemdziesięciu z własnej i nieprzymuszonej woli przyznał
się do popełnienia długiej listy najbardziej ohydnych zbrodni, od cudzołóstwa,
kazirodztwa i sodomii poczynając, na najgorszej z nich - czamoksięstwie -kończąc,
czemu początkowo nikt nie chciał dać wiary. Współwiną za swe obmierzłe występki
obarczył też sześćdziesięcioletnią siostrę, którą spalono następnie jako czarownicę
wyłącznie na podstawie jej własnych zeznań, innych bowiem dowodów winy nie udało się
znaleźć.
Thomas Weir urodził się około roku 1600 w szacownej rodzinie z Lanark. W roku
1641 służył jako porucznik w szkockiej armii protestanckiej, a w czasie wojny domowe)
jako skrajny prezbiterianin walczył w szeregach zwolenników parlamentu. W latach
1649-1650 dowodził, w randze majora, oddziałami straży broniącej Edynburga
(Thomas Hickes, Ravillac Redwiyus). Później pełnił funkcję kontrolera urzędów
państwowych; znany był też jako gorliwy uczestnik prezbiteriańskich zgromadzeń
modlitewnych, unikający wszakże starannie wygłaszania publicznych kazań.
Współczesne wzmianki o nim stwierdzają, że cieszył się ogromnym poważaniem wśród
sekty skrajnych prezbiterlan i można było mieć pewność, że ilekroć zebrało się ich
chociażby czterech, to wśród nich zawsze był major Weir. [...] Kazania wygłaszał
jedynie na spotkaniach prywatnych, budząc powszechny zachwyt, i wiele osób spod
tego znaku poczytywało sobie jego towarzystwo za zaszczyt i często odwiedzało dom
Weira, by przysłuchiwać się wygłaszanym przezeń mowom.
Będąc w mocno podeszłym już wieku lat siedemdziesięciu - niektóre źródła twierdzą,
że liczył on sobie nawet siedemdziesiąt sześć wiosen - Thomas Weir zaczął wyjawiać
tajemnice swego sekretnego życia, które z całą hipokryzją, a przy tym nader
skutecznie, ukrywał przez całe życie. Z początku nikt nie dawał mu wiary, gdy jednak
nadal uporczywie obstawał przy swoich rewelacjach, prewot skierował doń lekarzy z
poleceniem zbadanią stanu umysłu majora. Doktorzy orzekli, że jest on zupełnie zdrów,
a "dolegliwości, na jakie cierpi, biorą się jedynie z niepokojów sumienia", w związku z
czym prewotowi nie pozostało nic innego, jak tylko aresztować Weira. 9 kwietnia 1670
roku stanął on przed sądem, oskarżony o:
1. Usiłowanie zgwałcenia swej siostry, kiedy była jeszcze dziesięcioletnią
dziewczynką, i utrzymywanie z nią kazirodczych stosunków od momentu, gdy skończyła
lat szesnaście, aż do chwili, kiedy jako pięćdziesięcioletnia kobieta "obrzydła mu z
powodu starości".
2. Kazirodztwo z pasierbicą, Margaret Bourdon, córką swojej zmarłej żony'
3. Cudzołóstwo z "kilkoma różnymi osobami" i nierządne praktyki z Bessie Weems,
"służącą, którą trzymał w swym domu [...] przez dwadzieścia pięć lat, w którym to
czasie pokładał się z nią w łożu tak poufale, jakby byli mężem i żoną".
4. Bestiofilię z kobyłami i krowami, "zwłaszcza zaś zbrukanie się cielesne z kobyłą,
na której jechał do West Country, w pobliżu New Mills".
Czarnoksięstwo uznano najwyraźniej za sprawę oczywistą, bo choć nie zarzucono mu
go formalnie, stanowiło jedną z poszlak jego winy. Razem z majorem postawiono w stan
oskarżenia jego siostrę, Jane, pod zarzutem kazirodztwa i uprawiania czarów,
"zwłaszcza zaś zasięgania porad u wiedźm, diabłów i nekromantów".
Koronnym dowodem przeciwko Weirowi było jego własne przyznanie się do winy oraz
zeznania świadków, w obecności których go dokonał. Ponadto bratowa majora,
Margaret, wyznała, że jako mniej więcej dwudziesto-siedmioletnia kobieta "natknęła
się na szwagra i jego siostrę Jane, oboje nagich, baraszkujących w łóżku w stajni w
Wicket-Shaw, przy czym Jane leżała na majorze, a łoże trzęsło się okrutnie. Margaret
słyszała też, jak toczyli ze sobą sprośne pogwarki". Major Weir przyznał się także do
aktu bestiofilii z kobyłą, którego dokonał w roku 1651 lub 1652; stwierdził też, że
pewna kobieta, która widziała go in flagranti z tym zwierzęciem, złożyła na niego
skargę, jednakże nikt nie dał jej wiary i w konsekwencji "kat miejski w Lanark wy-
chłostał ją publicznie za potwarz rzuconą na tak świątobliwego męża".
Jane Weir z kolei opowiadała rozwlekle o duszkach służebnych, które pomagały jej w
przędzeniu "tak wielkich ilości przędzy, z jaką w podobnym czasie nie dałyby rady
uporać się trzy, a nawet cztery zwykłe niewiasty". Potwierdziła też, że wiele lat temu,
kiedy uczyła jeszcze w szkole w Dalkeith, zaprzedała duszę Diabłu, wypowiadając w
obecności jakiejś maleńkiej kobiety słowa: "Niechaj mój krzyż i wszystkie moje
kłopoty wyjdą wraz ze mną przez drzwi". Jeszcze w roku 1648 podróżowała wraz z
bratem "z Edynburga do Musselburgh i z powrotem poszóstną karetą zaprzężoną w
ogniste rumaki". Wspomniała też o głogowej lasce majora Weira ozdobionej
wyrzeźbionymi w niej głowami, która w istocie rzeczy miała być różdżką magiczną.
Przypomniano sobie wówczas, że istotnie, wygłaszając kazania, major Weir zawsze
wspierał się na niej, jak gdyby prosił Diabła o natchnienie.
Ława przysięgłych większością głosów orzekła o winie majora; jego siostrę uznano za
winną jednogłośnie.
Weir został uduszony, a ciało jego spalono na stosie na polu straceń między
Edynburgiem a Leith 11 kwietnia 1670 roku, natomiast egzekucja Jane odbyła się dzień
później na Rynku Siennym w samym Edynburgu. W drodze na szafot Jane wygłosiła do
zgromadzonych mowę, której uprzejma i wykwintna forma były przykrywką dla
płytkiego intelektualnie i ostentacyjnie pobożnego przesłania: "Widzę tu
nieprzeliczone tłumy, które przybyły dziś, by ujrzeć śmierć biednego, starego i
pożałowania godnego stworzenia boskiego, przypuszczam jednak, iż nieliczni tylko
spośród was przywdziali żałobę, aby opłakiwać złamane Przymierze".
Opisane powyżej wypadki stały się treścią licznych broszur i druków ulotnych,
odnotowano je też w wielu współczesnych diariuszach i pamiętnikach prywatnych.
Edynbur-ski dom Weirów świecił pustkami i zasłynął wkrótce jako scena, na której
odgrywały się wszystkie niemal miejscowe historie o duchach i innych dziwacznych
zdarzeniach. Widywano także zajeżdżające pod dom upiorne pojazdy, które miały
zabrać majora i jego siostrę do piekła. W końcu do opustoszałego od prawie stu lat
domostwa wprowadziła się, ku zdumieniu i podziwowi całego miasta, jakaś zubożała
rodzina skuszona śmiesznie niskim czynszem. Jednak już nazajutrz wszyscy uciekli,
klnąc się, że widzieli cielęcą głowę gapiącą się na nich, kiedy udawali się na spoczynek.
W rezultacie dom Wcirów pozostał nie zamieszkany przez następne pięćdziesiąt lat.
Tuż przed jego wyburzeniem Walter Scott potwierdził, że jeszcze w roku 1830
miejsce to zajmuje wybitną pozycję w folklorze edynburskim: "Za wielce odważnego
miano by ulicznika, który ośmieliłby się wejść do tej ponurej rudery i szukać po
opustoszałych komnatach jego zaczarowanej laski lub nasłuchiwać warkotu
nekromanckiego kołowrotka, jaki zapewnił jego siostrze tak znamienitą sławę jako
prządce".
Wilkołak z Angers. W roku 1598 Francja była widownią kilku procesów z oskarżenia
o łykantropię, czyli wilkołactwo. Jednym z postawionych przed sądem wilkołaków był
Jacques Roulet, żebrak z okolic Caude w pobliżu Angers. Jego zachowanie w więzieniu
wskazuje, że był on ograniczonym umysłowo epileptykiem, a zeznania, jakie złożył w
czasie przesłuchań, były równie niewiarygodne, co wzajem sobie przeczące. Oskarżył
on na przykład o współudział w swych rzekomych zbrodniach brata, Jeanna, i kuzyna,
Juliena, aczkolwiek dowiedziono, że w określonym przez niego czasie znajdowali się oni
o wiele mil od miejsca przestępstwa - skądinąd jeszcze większe zdziwienie budzi fakt,
że sąd przyjął te zeznania za dobrą monetę. Rouletowi postawiono zarzut wllkołactwa,
kiedy znaleziono go ukrytego w chaszczach, półnagiego, rozczochranego, z powalanymi
krwią palcami, pod paznokciami których tkwiły strzępy ludzkiego ciała. Niedaleko od
tego miejsca natknięto się też na okaleczone zwłoki piętnastoletniego chłopca,
zwanego Comier. Roulet przyznał się do zamordowania młodzieńca, opisał też dokładnie
jego wygląd oraz miejsce i szczegóły popełnionej zbrodni.
8 sierpnia 1598 roku sędzia Pierre Herault dokonał przesłuchania więźnia:
P. Jak masz na imię i z jakiego stanu się wywodzisz?
O. Nazywam się Jacques Roulet, mam trzydzieści pięć lat. Jestem żebrakiem.
P. O co zostałeś oskarżony?
O. O to, że jestem złodziejem; o to, że obraziłem Boga. Moi rodzice dali mi maść.
Nie wiem, z czego się ona składa.
P. Czy kiedy natarłeś się tą maścią, zamieniałeś się w wilka?
0.,Nie. Ale kiedy zabiłem tego chłopaka, Comiera, byłem wilkiem.
P. Czy byłeś przebrany za wilka?
O. Byłem ubrany tak, jak jestem ubrany teraz. Miałem zakrwawioną twarz i ręce,
ponieważ jadłem mięso rzeczonego chłopaka.
P. Czy twoje ręce i nogi zamieniły się w łapy wilka?
O. Tak.
P. Czy twoja głowa stała się podobna do łba wilka, a twoje usta powiększyły się?
O. Nie wiem, jak wtedy wyglądała moja głowa; posłużyłem się zębami. Moja głowa była
taka, jaka jest dzisiaj. Okaleczyłem i zjadłem wiele innych małych dzieci. Byłem też na
sabacie.
Sąd świecki skazał Rouleta na śmierć, ale -co dziwne - złożył on apelację do
parlamentu paryskiego, który zamienił ten wyrok na karę dwuletniego pobytu w
zakładzie dla obłąkanych w St.-Germain-des-Prós, gdzie miano udzielać mu nauk
religijnych, "których zapomniał z powodu swego skrajnego ubóstwa". Potraktowanie
wilkołactwa jako choroby psychicznej wyprzedziło o pięć lat podobną ocenę w
przypadku Jeana Greniera.
14 grudnia tego samego roku tenże parlament paryski skaza) na śmierć pewnego
krawca z Chalons, również oskarżonego o wilkołactwo. Zwabiał on do swojego
warsztatu dzieci, rzucał się tam na nie lub mordował je w inny sposób, kiedy zabłąkały
się w lesie, po czym pożerał ich ciała. W jego pracowni znaleziono jakoby baryłkę pełną
kości. W trakcie rozprawy mówiono o sprawach tak przerażających, że sąd nakazał
spalenie wszelkich akt z tego procesu.
"Z"
Zaklęcia. Różnica między zaklęciem a zwykłą modlitwą jest nader płynna, zwłaszcza
od momentu, kiedy w krajach chrześcijańskich włączono do niej imiona świętych i
zbliżone do stosowanych w liturgii wyrażenia łacińskie, a przyczyny ich skuteczności
zaczęto upatrywać w mocy chrześcijańskiego Boga. Słynna Biała Ojczenaszka:
Mateuszu, Marku, Łukaszu i Janie Błogosławcie to łoże, bo kładę się na nie, może być
z równym powodzeniem potraktowana Jako wieczorna modlitwa lub nocne zaklęcie.
Jedno z powszechnych w Anglii, Francji i Niemczech zaklęć, mających tamować upływ
krwi, jest znakomitą ilustracją owego dualizmu, a zarazem przedstawia typową postać
zaklęcia pisanego: (l) odniesienie do jakiegoś przykładu choroby lub rany z
powodzeniem wyleczonej i (2) prośba, by cierpiący doznał podobnego ukojenia. Jego
piętnastowieczna wersja angielskojęzyczna brzmi następująco:
Kiedy nasz Pan Jezus Chrystus został umęczony na krzyżu, podszedł do niego Longi-
nus z włócznią i przebił mu bok. Krew i woda pociekły z rany. Longinus przetarł nią swe
oczy i ujrzał męża, dzięki świętym cnotom którego objawił się Bóg. Zaklinam cię, o
krwi, byś nie uchodziła z tego chrześcijanina.
Prośbę kończy łaciński zwrot "In nomine patris et filii et spiritus sancti. Amen".
Czarownice, którym powszechnie przypisywano znajomość wiedzy tajemnej, używały
tradycyjnych zaklęć, by wzmocnić właściwości stosowanych przez nie ziół i amuletów,
stąd i zaklęcia pojawiają się wśród materiałów dowodowych w procesach o czary.
Umieszczanie tekstów zaklęć w amuletach było w istocie rzeczy usankcjonowane
przez Kościół; spotkało się nawet z aprobatą samego Tomasza z Akwinu: "Nosić święte
słowa na szyi, pod warunkiem, że tekst nie zawiera niczego fałszywego albo
podejrzanego, z całą pewnością nie Jest przeciwne prawu, aczkolwiek byłoby lepiej
powstrzymać się od tego". Protestanci traktowali zaklęcia jako zabobon.
Thomas Ady, na przykład, pisze z oburzeniem o "amulecie papieża Leona",
chroniącym od ran w bitwie, o tekście składającym się z listy imion Boga i trzech
ojczenaszek. "W kieszeniach wielu z tych nieszczęsnych bałwochwalców, buntowników
irlandzkich poległych na polu walki, znajdowano zaklęcia spłodzone przez ich
papistowskich księży, owych współczesnych czarowników". Podobnie William Perkins
potępia stosowanie zaklęć, w których użyto imienia Jezusa, by odegnać złe albo
zabezpieczyć się przed czarami, jako że "ciemny lud uważa Chrystusa za czarownika i
mniema, że wymienienie jego imienia ma moc dokonywania różnych osobliwych rze-,
czy".
Jeden z wcześniejszych traktatów, Miot na czarownice, podaje siedem zasad
pozwalających odróżnić zaklęcia dobre od godnych potępienia. Zaklęcie jest
dopuszczalne, jeśli:
1. W jego słowach nie ma żadnej aluzji do przymierza z Diabłem (i jeśli nie jest
użyte w takiej intencji);
2. Nie ma w nim nieznanych imion;
3. Nie ma w nim nic, co byłoby nieprawdą;
4. Zaleca właściwy sposób kreślenia znaku krzyża;
5. Nie pokłada żadnej wiary w sposób, w jaki zaklęcie zostało napisane i w jaki ma
zostać wymówione, a także nie uzależnia jego działania od miejsca, w którym jest
noszone, ani od sposobu, w jaki należy się nim posługiwać;
6. Zawiera wyłącznie fragmenty Biblii w ich właściwym kontekście;
7. Gwarancja jego skuteczności zależy w pełni od woli Bożej.
W związku z tym, w ramach środków ostrożności, Młot na czarownice zaleca
używanie w zaklęciach wyłącznie popularnych modlitw katolickich, takich jak Ojcze
nasz czy Zdrowaś Maria, lub siedmiu słów wypowiedzianych przez Chrystusa na
krzyżu. Jednak większość modlitw stosowanych przy egzor-cyzmach, np.
błogosławienie soli dla bydła czy litania dla odczynienia ligatury, była nader bliska
zaklęciom pogańskim.
Czarownicom nie dane jednak było zaznać dobrodziejstw wiary w to, że stosowane
przez nie zaklęcia są zwykłymi modlitwami. W swoim Discourse of Witchcraft (1608)
William
Perkins definiuje "istotę i cel zaklęcia" w następujący sposób: jest to "litania bądź
rymowanka zastosowana jako znak czy hasło dla diabła, mające skłonić go do czynienia
cudów". Vairo (1583) uznaje, że zaklęcia wynalezione zostały przez diabły, by
zaspokoić ich "wściekłą nienawiść" do rodzaju ludzkiego. W Szkocji użycie zaklęć
karane było stosem, a w roku 1678 słynny prawnik Sir George Mackenzie tak oto
uzasadniał to prawo;
Nawet jeśli zaklęcia nie byłyby w stanie spowodować skutków, za które wymierza się
zwykle kary czarownicom, to zważywszy, że i tak skutki owe nie mogą zaistnieć bez
pomocy diabła, on zaś nie chce podporządkować się tym, którzy nie oddali mu się bez
reszty, ci, którzy się do nich uciekają, muszą ponieść karę jako winni co najmniej
apostazji i herezji.
Droga od amuletów o jednoznacznie religijnym charakterze do amuletów diabelskich
i symboli magicznych była bardzo bliska. Jakub I wierzył, że diabeł nauczył
czarownice, w jaki sposób dokonać morderstwa posługując się figurkami z wosku. W
czasie procesu o czary w St. Osyth, w roku 1582, Ursula Kem-pe wyznała, w jaki
sposób pewna wiedźma uleczyła ją z artretyzmu. Zeznanie to w znacznej mierze
przyczyniło się do je) skazania i stracenia. Musiała wymieszać świńskie łajno z padliną i
wziąć je w lewą rękę, drugą ręką ująć nóż, po czym trzykrotnie nakłuć lekarstwo, a
następnie wrzucić je w ogień, rzeczony zaś nóż wbić po trzykroć od spodu w blat stołu
i zostawić go tam. Skończywszy to wszystko miała wziąć trzy listki szałwi i tyleż ziela
św. Jana, dodać do piwa i pić je przed snem oraz jako pierwszy napój poranny;
stosowanie tego przyniosło jej znaczną ulgę.
Jedno z oskarżeń wysuniętych w ponurym skądinąd procesie dr. Johna Piana w roku
1590 ma nieomal komiczny charakter. Dr Fian zabiegać miał rzekomo o względy siostry
jednego ze swych uczniów, obiecał zatem "nauczać go nie uciekając się do rzemienia",
jeśli chłopak przyniesie mu "trzy włosy ze wstydliwej części ciała siostry". Dr Plan
wręczył młodzieńcowi "kawałek zaklętego papieru t...], w który nim" i chodziła za dr.
Fianem po całym kościele i miasteczku. Ludzie mniemali, że dokonał on tej sztuki z
pomocą diabła, co sprawiło, iż zyskał opinię "wybitnego czarownika".
Ochroną przed złymi zaklęciami i szkodę niosącymi amuletami czarownic mogły być
"przeciwzaklęcia". Guazzo, na przykład, zaleca odmawianie pacierzy i noszenie
medalików, "taka bowiem pobożność jest najpewniejszą ochroną i puklerzem przeciwko
podłym zakusom Księcia Ciemności". Mary Hortado z Salmon Falls w Massachusetts,
którą rozciągnąć swej władzy na ciało". Tę samą miał Je zawinąć, skoro już je
zdobędzie". Chłopak, który sypiał w jednym łóżku z siostrą, nie wykazał się zbytnią
zręcznością. "Pewnej nocy, gdy Już usypiała, a brat leżał obok niej, zaczęła nagle wołać
matkę, krzycząc, że nie pozwala on je) spać". Hałas obudził matkę, która sama była
wiedźmą, bez trudu zatem się zorientowała, jakiej sztuczki próbował dokonać jej syn.
"Batożyła go więc sumiennie, póki nie wyjawił jej całej prawdy". Wtedy matka "poszła
do młodej jałówki, która nigdy jeszcze nie miała cieląt i do której nigdy jeszcze nie
dopuszczono byka, parą nożyc wycięła trzy włosy z wymienia zwierzęcia, owinęła je w
ten sam kawałek papieru i wręczyła chłopcu, przykazując mu, by oddał Je rzeczonemu
nauczycielowi, co ów bez zwłoki uczynił". Dr Fian przyjął włosy, sądząc, że pochodzą
one od owej młodej panny i "odprawił nad nimi swoje praktyki". Natychmiast potem
wspomniana jałówka pobiegła pod drzwi kościoła "i jęła wdzięczyć się do nauczyciela,
tańcząc i podskakując przed w roku 1638 przyprawiał o srogie katusze poltergeist,
doznawała znacznej ulgi, kiedy rozwiesiła w domu gałązki wawrzynu. "I dopóki liście
pozostawały zielone, dawał mi spokój". Ziół używano też zwykle podczas egzorcyzmów.
Sinistrari wymienia wiele substancji odstręczających złe duchy, od oleju rycynowego
poczynając, poprzez koral, agat i jaspis, na krwi miesięcznej kończąc. Zaleca też
kadzidło przeciwko inkubom, sporządzane z wielu gatunków ziół leczniczych (w
większości afrodyzjaków i ziół o działaniu pobudzającym!): "Tataraku, nasion kubeby,
korzenia aristolu, kardamonu, imbiru, ostrej papryki, goździków, cynamonu, kwiatu
muszkatołowego, gałki muszkatołowej, mastyksu, żywicy benzoesowej, drzewa i
korzenia aloesu i drzewa sandałowego, które to składniki należy warzyć w trzech i pół
kwarty brandy rozcieńczonej wodą". W roku 1597 pewna Szkot-ka, Janet Leisk,
wymienia jako środek przeciwko urokom czerwoną nitkę i drewno jarzębinowe
przytwierdzone do podszewki sukni. W roku 1665 w Yorku postawiono w stan
oskarżenia kobietę za czyn, który ona sama uważała za całkowicie zgodny z nakazami
religii; uwolniła ona mianowicie jakiegoś mężczyznę od diabła, który weń wstąpił, kładąc
na nim srebrny krucyfiks. Henry Hallywell (1681) uważał wszelako, że istnieje prostsza
metoda uchronienia się przed czarami i złymi duchami: "Dusza może wznieść się na
takie wyżyny i uświęcić się tak bardzo, że żadne czary ani złe duchy nie będą w stanie
myśl, aczkolwiek mniej skomplikowanym językiem, wyraził także Perkins, utrzymując,
że jedynym pewnym i zgodnym z prawem remedium jest "przymierze laski zawarte za
pośrednictwem krwi Chrystusa i potwierdzone w Ewangelii". Demonolog katolicki,
Bodin, podtrzymuje w zasadzie tę opinię: najlepszym zabezpieczeniem jest miłość
bliźniego, czarownice bowiem nie mogą uczynić niczego złego człowiekowi miłosiernemu,
nawet jeśli pod innymi względami jest on grzeszny.