Vous êtes sur la page 1sur 189

HISTORYCZNE BITWY

TOMASZ STRZEŻEK

WARSZAWA 1831
WSTĘP

Warszawa jako gród stołeczny wielokrotnie była świadkiem


wydarzeń zajmujących istotne miejsce w nowożytnych dzie-
jach Polski. Nie inaczej działo się w dobie powstania listopa-
dowego, w czasie kolejnego ziywu niepodległościowego Po-
laków, usiłujących wyrwać się spod zależności od cara W trwa-
jących kilka miesięcy zmaganiach Warszawa stanowiła zaple-
cze działań głównej armii polskiej. W j e j murach pracowała
władza wykonawcza, organizująca i nadzomjąca produkcję oraz
dystrybucję środków walki i żywności, tu znajdowały się ma-
gazyny wojskowe z wyposażeniem i żywnością, tu produko-
wano uzbrojenie i wyposażenie dla armii oraz stworzono bazę
szpitalną wojsk polskich. Znaczenie polityczne i moralne War-
szawy wynikało z faktu, iż była ona „kolebką" ruchów niepod-
ległościowych, które promieniowały na przedrozbiorowe zie-
mie polskie i ostatecznie doprowadziły do wybuchu powsta-
nia. Od tego momentu Warszawa tak trwale się z powstaniem
związała, że w powszechnym odczuciu Polaków i społeczno-
ści międzynarodowej j e j zdobycie przez Rosjan było jednoznacz-
ne z klęską niepodległościowego zrywu. Z drugiej strony
Warszawa stała się pierwszoplanowym celem działań wojsk
rosyjskich. Przyczyniła się do tego m.in. ogólna sytuacja, jaka
zaistniała w Europie latem i jesienią 1830 r. Był to okres re-
wolucyjnych wystąpień we Francji, Niemczech i Niderlandach.
Powstanie listopadowe wybuchło na fali tych wydarzeń. War-
PRZYCZYNY BITWY WARSZAWSKIEJ

W dobie powstania listopadowego armia rosyjska trzykrotnie


usiłowała opanować Warszawę. Pierwszą ofensywę feldmar-
szałka Iwana Dybicza zakończyła seria starć na przedpolu
Pragi. W następstwie największego z nich - bitwy pod Gro-
chowem (25 II) - armia polska wycofała się do lewobrzeżnej
części Warszawy, zatrzymując jednocześnie w swoich rękach
przedmoście praskie. Dybicz, nie mogąc opanować stolicy
Królestwa od czoła, zdecydował się przeprawić armię w gór-
nym biegu Wisły. Tę drugą ofensywę rosyjską pokrzyżowały
działania strony polskiej na szosie brzeskiej (31 III— 10IV; bi-
twy pod Wawrem, Dębem Wielkim, Iganiami), podczas któ-
rych główna armia rosyjska straciła kilkanaście tysięcy żołnie-
rzy i wycofała się na wysokość Siedlec, prawie na stanowiska
wyjściowe z początku kampanii. Trzeciąpróbę podejścia pod
lewobrzeżną Warszawę podjął następca Dybicza, feldmarsza-
łek Iwan Paskiewicz. 17-21 lipca przeprawił wojska przez Wisłę
w górnym j e j biegu (w pobliżu Osieka) i po uzyskaniu infor-
macji o sukcesach w walce z oddziałami regularnej armii pol-
skiej na Litwie1 rozpoczął marsz na Warszawę. Pod koniec

1
19 VI 1831 r. Rosjanie odparli atakwojsk gen. Antoniego Giełguda na
Wilno. 26 czerwca rozpoczęli operację zmierzającą do usunięcia polskich
oddziałów z Litwy. Zakończyła się ona sukcesem. 13 i 15 lipca znaczna
część sił podległych Giełgudowi przeszła na teren Prus. Do Królestwa
przebił się jedynie oddział gen. Henryka Dembińskiego.
lipca główna armia rosyjska ruszyła ku stolicy Królestwa przez
Gąbin i Łowicz. Wraz z nią do Warszawy zaczęła zbliżać się
część rosyjskich korpusów, operujących na prawobrzeżu Kró-
lestwa. Korpus gen. Grigorija Rosena (12 000 żołnierzy i 34
działa) maszerował traktem brzeskim (jego straż przednia,
oddział gen. Eugeniusza Gołowina, pojawił się pod Pragą
lOsierpnia). Korpus gen. Fiodora Rtidigera (12 000 żołnierzy
i 42 działa) przeprawił się 6-7 sierpnia w górnym biegu Wisły
pod Józefowem i usadowił w rejonie Radomia. Zamiarem Pa-
skiewicza było otoczenie Warszawy i odcięcie jej od terytoriów
znajdujących się jeszcze pod kontrolą administracji powstańczej.
Następstwa blokady miały skłonić Polaków do kapitulacji.
Poczynania Rosjan nie spotkały się ze stanowczą kontrak-
cjągen. Jana Skrzyneckiego - naczelnego wodza wojsk polskich.
Takjakjego przeciwnik nie szukał on rozstrzygnięcia wojny w
bitwie polowej głównych sił. Starał się wojnę przeciągnąć w
czasie i zachować jak najdłużej nietkniętą armię, licząc, że
interwencja dyplomatyczna Anglii, Austrii i Francji skłoni cara
do przerwania działań. Nie atakował głównej armii Paskiewicza,
gdyż zamierzał ściągnąć jąpod Warszawę, gdzie, jego zdaniem,
rozstrzygnąć się miał ostatecznie los powstania.
Uważał, że Paskiewicz popełnił błąd, przenosząc główny
teatr wojny na lewobrzeże, a tym samym oddzielając się od Rosji
barierą Wisły. Licząc na rozbudowane pod murami Warszawy
fortyfikacje, zamierzał wytrwać wielotygodniowe oblężenie, w
ostateczności zaś stoczyć z Paskiewiczem bitwę obronną siłami
całej armii. Obydwa warianty miały zmusić Rosjan do rokowań.
Odmowę stoczenia bitwy na przedpolu Warszawy Skrzynecki
przypłacił utratą naczelnego dowództwa.
Pod koniec drugiej dekady sierpnia Warszawa znalazła się w
pierścieniu blokady rosyjskiej. Paskiewicz na lewym brze-gu
posiadał 61 000 żołnierzy z 344 działami (z czego pod samą
Warszawą 53 000-54 000 z 324 działami) i zmierzał ku niemu
z Litwy, od przeprawy pod Osiekiem, II korpus gen. Cypriana
Kreutza (21 000 żołnierzy i 90 dział). Korpus Rtidigera tkwił
w rejonie Radomia, tocząc walki z polskim korpusem gen. Sa-
muela Różyckiego (6000-8000 żołnierzy i 10 dział), któiy utrzy-
mywał kontrolę nad województwem krakowskim, częścią san-
domierskiego i kaliskiego. Na prawym brzegu Wisły, w pobli-
żu Warszawy, znajdował się korpus gen. Rosena (12 000 żoł-
nierzy i 34 działa).
Podstawą zaopatrzenia wojsk rosyjskich zgromadzonych na
lewym brzegu Wisły były tereny opanowanych województw
mazowieckiego, kaliskiego i sandomierskiego oraz oficjalnie
„neutralne" Prusy. W miarę rozprzestrzeniania się epidemii
cholery (przywleczonej do Królestwa przez armię rosyjską) to
drugie źródło żywności i amunicji wysychało. Prusy zamykały
swoją granicę, co m.in. utrudniało transport przewożonych
dotychczas przez ich terytorium dostaw z Rosji. Aby utrzy-
mać się pod Warszawą, Paskiewicz musiał zapewnić stabilną
komunikację z prawobrzeżem, gdyż to umożliwiłoby mu ko-
rzystanie z zasobów Lubeszczyzny, Litwy, Wołynia i Podola.
Ogniwem łączącym brzegi Wisły stały się mosty wznoszone
w j e j górnym biegu - w Górze (1 września zakończono prace
wstępne, umożliwiające wzniesienie mostu) oraz w Podgórzu
(gotowy 27 sierpnia).
W tym czasie w Warszawie znajdowała się licząca około
62 000 żołnierzy armia polska i mniej więcej 175 000 osób cy-
wilnych, jeńców, rannych i chorych. Brak żywności zagrażał
żołnierzom i cywilom głodem. Aby zmienić niekorzystną dla
strony polskiej sytuację, gen. Jan Krukowiecki, od 17 sierpnia
sprawujący pełnię władzy politycznej i wojskowej, postanowił
rozerwać pierścień rosyjskiej blokady i rozwinąć działania za-
czepne. Plan operacyjny zakładał podział armii polskiej na dwie
części. Jedna miała pozostać w Warszawie i bronić j e j na linii
rozbudowanych na przedpolu miasta fortyfikacji, druga zaś
prowadzić działania na prawym brzegu Wisły. Tworzące dru-
gą grupę korpusy gen. Hieronima Ramorino (20 000 żołnierzy
i 42 działa) i gen. Tomasza Lubieńskiego (2700 żołnierzy
i 6 dział) miały zaopatrzyć Warszawę w żywność (Łubieński)
oraz przerwać komunikację głównej armii rosyjskiej z prawo-
brzeżem (pośrednio z Rosją) i odciągnąć spod Warszawy część
wojsk Paskiewicza.
Podstawą polskiego planu, który zakładał podział własnych
sił w obliczu koncentrującego się przeciwnika, było przekona-
nie, że pozostawiona w Warszawie część armii zdoła zniwe-
czyć wszelkie usiłowania Paskiewicza, zmierzające do zdoby-
cia miasta. Z tego też względu korpusy operujące na prawym
brzegu Wisły nie otrzymały żadnych rozkazów, mówiących
o ich udziale w obronie stolicy. Krukowiecki uważał zresztą,
że Paskiewicz nie podejmie zdecydowanych działań przeciw-
ko Warszawie (miał na myśli szturm), dopóki nie odzyska kon-
troli nad prawym brzegiem Wisły i nie skoncentruje wokół mia-
sta wszystkich sił, jakimi dysponuje na obszarze Królestwa.
Może się to więc wydawać dziwne, ale oddalone od Warsza-
wy korpusy miały pośrednio zapewnić j ej bezpieczeństwo (wią-
żąc znaczne siły rosyjskie), a także wpłynąć na pomyślne dla
strony polskiej zakończenie wojny. Zarówno Krukowiecki, jak
i Paskiewicz zdawali sobie bowiem sprawę, że tylko przejęcie
kontroli nad Warszawą oraz rozbicie armii polskiej oznaczać
będzie stłumienie powstania. Tak więc odwlekanie w czasie
rozstrzygnięcia (bitwy o Warszawę) groziło stronie rosyjskiej
przedłużeniem konfliktu do 1832 r. (czego starała się za wszel-
ką cenę uniknąć) i mogło zmusić ją do rokowań pokojowych.
W mniemaniu Krukowieckiego rozstrzygnięcie wojny na-
stąpić miało nie pod Warszawą, ale na prawobrzeżu. Szcze-
gólnie z działaniami Ramoriny wiązał on duże nadzieje. War-
szawa w planach Krukowieckiego schodziła na drugi plan, co
wynikało z przewidywań, dotyczących rodzaju działań, jakie
przeciwko niej mógł podjąć Paskiewicz.
Początkowo (do 29-30 VIII) Krukowiecki oczekiwał, że
strona rosyjska poprzestanie na kontynuacji blokady połączo-
nej z prowadzeniem regularnych prac oblężniczych, ewentu-
alnie na atakach na umocnienia (nawet na dwa, trzy jednocze-
śnie), ale bez angażowania znacznych sił. Nie spodziewał się
szturmu fortyfikacji 2 . A gdyby nawet Paskiewicz zdecydował
się na tak „szaleńczy krok", to sądził, że system obronny War-
szawy jest na tyle silny, że działania zakończyłyby się niepo-
wodzeniem. Paskiewicz i Krukowiecki wiedzieli, że szturm
z jednej strony mógł przynieść szybki upadek powstania, ale
z drugiej narażał głównąarmię rosyjską na zagładę, gdyby nie
posiadała ona stałej komunikacji z Rosją oraz nie miała zaple-
cza niezbędnego do przygotowania następnego ataku. Mniej
więcej od 29-30 sierpnia do południa 5 września Krukowiecki
spodziewał się, iż Paskiewicz jednocześnie zaatakuje Warsza-
wę i przeprawi znaczny korpus na prawy brzeg Wisły (aby
odciąć korpus Ramoriny od stolicy) lub też zdecyduje się tylko
na to drugie posunięcie. Dopiero po południu 5 września na-
brał pewności, iż atak na Warszawęjest głównym zamiarem
Paskiewicza.
Już pod koniec sierpnia przewidywania strony polskiej, do-
tyczące poczynań Rosjan wobec Warszawy, rozminęły się z za-
miarami Paskiewicza. Przez pewien czas feldmarszałek rze-
czywiście uważał, że po wprowadzeniu ścisłej blokady zdobę-
dzie stolicę zbuntowanego Królestwa głodem. Zmienił jednak
zdanie, kiedy Polacy, rozpoczynając działania na prawobrze-
żu, rozerwali blokadę i zagrozili komunikacjom głównej armii
z Rosją (bezpośrednim przez Królestwo i pośrednim przez
Prusy), bez których stronie rosyjskiej mogło wkrótce zabrak-

' Blokada, czyli izolacja (np. miasta) w celu wymuszenia ustępstw;


oblężenie - atak artyleryjski (ostrzał) i atak inżynieryjny, polegający m.in.
na budowie aproszy, któiymi atakujący zbliżali się do obleganego obiektu,
oraz walce podziemno-minerskiej; szturm, czyli atak „siłą ż y w ą " lub „siłą
otwartą'" - nieustanny atak na umocnienia poprzedzony ostrzałem artyle-
nąć żywności i paszy dla koni (3 września główna armia dys-
ponowała zaopatrzeniem na 5 dni). W tej sytuacji 28 sierpnia
Paskiewicz zdecydował się na szturm Warszawy. Strona rosyj-
ska rozpoczęła doń przygotowania, a jednocześnie kontynuowała
prace przy moście w Górze (co wpłynęło na błędną ocenę pla-
nów wojennych Paskiewicza przez polskie dowództwo).
Korpusy polskie, działające naprawobrzeżu, tylko częścio-
wo osiągnęły wyznaczone im cele. Łubieński, operujący w wo-
jewództwie płockim, dostarczył wprawdzie Warszawie zaopa-
trzenie i przerwał północną nić rosyjskich komunikacji', ale
Ramorino, działający w województwie podlaskim, nie rozbił
Rosena, a jedynie przepędził go do Brześcia Litewskiego. Mimo
to Krukowiecki był przekonany, iż działania korpusów zakoń-
czyły się sukcesem. Za pewne uznał pogłoski o przeprawie
RUdigera na prawy brzeg Wisły (w rzeczywistości pozostał on
na lewym brzegu i wysłał nawet posiłki do głównej armii pod
Warszawą) i przypuszczał, iż w ślad za Rudigerem Paskiewicz
przeprawi, mostem w Górze, korpus z głównej armii, a także
skieruje znaczne siły w dół Wisły, aby odzyskać kontrolę nad
przeprawą pod Osiekiem. W tej sytuacji obecność obydwu
polskich korpusów na prawobrzeżu była dla Krukowieckiego
jak najbardziej pożądana. Ramorinie polecił więc, aby pozostał
w pobliżu traktu brzeskiego (głównymjego zadaniem stało się
zaopatrzenie stolicy w żywność) i przy sprzyjającej okazji roz-
bił Rosena i RUdigera. Tylko w wypadku pojawienia się na
prawym brzegu korpusu rosyjskiego z głównej armii (przepra-
wionego pod Górą) miał wycofać się przez Bug na Modlin4.

3
Lubieński przerwał rosyjską linię komunikacyjną biegnącą z Łomży
przez Pułtusk, Mławę i Szreńsk do Wisły, Most rozebrali sami Rosjanie,
gdy zjawił się w ich pobliżu (26 VOT-3 IX) oddział ppłk. Augusta Szulca z
korpusu Łubieńskiego.
4
Rozkazy wysłane do Ramoriny 2 i 4 września nakazywały mu wyco-
fać się spod Brześcia (gdzie zresztą udał się wbrew rozkazom) w rejon
Łukowa, a następnie do Siedlec» skąd mógł szybko przejść nie do Warsza-
wy, ale do przeprawy na Bugu przygotowywanej od 4 września.
Gdy Krukowiecki uznał, że Paskiewicz podejmie jednak głów-
ne działania przeciwko Warszawie, nie poczynił kroków w ce-
lu ściągnięcia Ramoriny do stolicy. Wiedział, że jest on z pew-
nością bliżej Brześcia niż Warszawy (6 września korpus znaj-
dował się w Międzyrzeczu Podlaskim, prawie 130 km od sto-
licy).
Od tego, kto wyjdzie zwycięsko z bitwy o Warszawę, w du-
żej mierze zależały dalsze losy powstania. Czy zakończy się
ono sukcesem strony polskiej czy rosyjskiej.
Pojęcie sukcesu nie było jednakowo rozumiane przez przed-
stawicieli polskich elit politycznych i wojskowych. Dla kali-
szan (grupy politycznej skupionej wokół braci Niemojowskich)
i lewicy powstańczej, zwanej także partią mchu (Towarzystwo
Patriotyczne i jego sympatycy), sukces jednoznaczny był z osią-
gnięciem celów wytyczonych przez manifest sejmowy
z 20 grudnia 1830 roku, a więc z odzyskaniem niepodległości
i przyłączeniem do Królestwa Polskiego ziem Rzeczypospoli-
tej zagarniętych przez Rosję w trakcie rozbiorów. Większość
przedstawicieli obozu konserwatywnego (m.in. grupy ks. Ada-
ma Czartoryskiego, gen. Skrzyneckiego i gen. Krukowieckie-
go) zadowalała się powrotem do sytuacji sprzed powstania,
tzn. do podległości Królestwa Rosji (z carem jako królem Pol-
ski), ale ze ścisłym przestrzeganiem przez Mikołaja I konsty-
tucji. Przedstawicieli wszystkich ugrupowań politycznych łą-
czyło przekonanie, iż nawet w przypadku porażki militarnej
i stłumienia powstania Królestwo zachowa swój byt, gdyż car
nie poważy się zakwestionować postanowień traktatu wiedeń-
skiego (ustanawiającego Królestwo Polskie) bez zgody jego
sygnatariuszy, m.in. Francji, Anglii i Austrii.
Gen. Jan Krukowiecki był zwolennikiem porozumienia z Ro-
sją. Zamierzał zmusić do niego stronę rosyjską, ale w przeci-
wieństwie do Skrzyneckiego liczył przede wszystkim na wła-
sne siły - nie wierzył w skuteczność interwencji Francji i An-
glii. W j e g o przekonaniu armia polska, osłabiona moralnie i ja-
kościowo zgubną strategią Skrzyneckiego, mogła jeszcze osią-
gnąc sukcesy militarne, które skłoniłyby stronę rosyjską do
negocjacji pokojowych. Kartami atutowymi Krukowieckiego
w przetargu politycznym mogło być przetrwanie blokady mia-
sta, odparcie rosyjskich ataków na umocnienia albo pobicie
korpusów Rosena i RUdigera połączone z odzyskaniem kon-
troli nad częścią województw prawobrzeżnych, co groziło Rosji
przedłużeniem konfliktu. Krukowiecki zdawał sobie sprawę,
iż stoczenie z armiąrosyjskąbitwy polowej nie dawało szans
na powodzenie, dlatego też zdecydował się na realizację planu
operacyjnego, któiy zakładał podział głównej armii polskiej na
dwie części. Swoje stanowisko w kwestii celów, jakie zamie-
rzał osiągnąć przez kontynuowanie wojny, ukrywał tak przed
opinią publiczną, j a k i kaliszanami wchodzącymi w skład rzą-
du, którego był prezesem (m.in. Bonawentura Niemojowski
pełnił w nim funkcję wiceprezesa).
Dla Rosji bitwa o Warszawę miała definitywnie zakończyć
„bunt" Polaków. Car nie wyobrażał sobie innego wyniku. Pa-
skiewicz nieco inaczej patrzył na cele i ewentualne następ-
stwa bitwy. Obawiał się bezpośredniego szturmu przede wszyst-
kim z tego względu, iż zdawał sobie sprawę, jakie skutki mia-
łoby dla Rosji niepowodzenie dowodzonej przez niego armii.
Obawiał się nawet następstw odparcia ataku. Gdy zdecydo-
wał się wreszcie na szturm, wiedział, iż nie zdoła rozbić armii
polskiej, gdyż wskutek odrzucenia Rosena od Pragi uzyskała
ona możliwość odwrotu za Wisłę i rozwinięcia działań na pra-
wobrzeżu. Tak więc opanowanie Warszawy mogło ale nie
musiało zakończyć wojny. Chęć zdobycia miasta oraz zlikwi-
dowania polskiej armii (bo tylko to gwarantowało zakończenie
powstania) wymuszała na stronie rosyjskiej kontynuowanie
szturmu aż do opanowania mostu na Wiśle. Oznaczało to jed-
nak, iż Rosjanie byliby zmuszeni do walk w obrębie miasta, co
nie było dla nich korzystne. Paskiewicz musiał zatem tak po-
kierować atakiem, aby, unikając boju w mieście, zmusić Pola-
ków do ustąpienia z Warszawy i pozbawić ich możliwości korty-
nuowania działań wojennych. Realizacji tych zamierzeń służyć
miały działania militarne, mające raczej „nastraszyć" niż „pobić"
przeciwnika, i równorzędne z nimi działania „dyplomatyczne", osła-
biające jedność polskich władz politycznych i wojskowych oraz
pogłębiające zarysowane już podziały na tle stosunku do wojny
i celów powstania. Obydwa przedsięwzięcia miały w rezultacie
doprowadzić do opanowania Warszawyjakogłównego ośrod-
ka po I i tyczno-m i litarnego powstania oraz do ponownego uzna-
nia przez Polaków zwierzchności cara i Rosji. Osiągnięcie tych
celów umożliwić miał z jednej strony sposób prowadzenia wal-
ki, zakładający stawianie strony polskiej w obliczu kolejnych
„zagrożeń", z drugiej zaś kuszenie korzystnymi „propozy-
cjami pokojowymi". Paskiewicz chciał wymusić na polskich
władzach politycznych i wojskowych anulowanie aktu detroni-
zacji Mikołaja I i wycofanie armii z Warszawy, co w gruncie
rzeczy oznaczałoby pełną kapitulację militarną i polityczną
powstania.
Nadzieja na bezkrwawe rozwiązanie konfliktu nieustannie
towarzyszyła Paskiewiczowi. Zresztą nie bez podstaw. Feld-
marszałek był świadom, że polska wyższa kadra dowódcza
i część mieszkańców Warszawy jest przeciwna wojnie, liczył
więc na dobrowolny powrót zbuntowanego narodu pod berło
cara, tym bardziej że wydarzenia 15 i 16 sierpnia na trwałe
podzieliły społeczeństwo5. Wiedział też, że „umiarkowani" Po-
lacy żądają zachowania konstytucji i amnestii, a w zamian go-
towi są cofnąć akt detronizacji. Zdecydował się to wykorzy-
stać, mimo że prawdopodobnie do września nie otrzymał od
cara pełnomocnictw do omawiania tych kwestii z Polakami.
5
Przez dwa dni w Warszawie odbywały się demonstracje i krwawe
samosądy na ogół na osobach podejrzanych o szpiegostwo i zdradę (zginę-
ły 34 osoby, a 14 zostało rannych). Uczestniczyło w nich od kilkuset do
3000 osób (drobnomieszczaństwo, oficerowie bez przydziałów, żołnierze
oraz inteligencja). Plebs miejski nie dominował w tłumie. Przyczyny wy-
darzeń tkwiły w ogólnej sytuacji, w j a k i e j znalazło się powstanie i społe-
czeństwo w sierpniu 1831 roku, a ich oceny doprowadziły do nieodwra-
calnego podziału w elitach politycznych, armii oraz wśród mieszkańców
miasta, i to w momencie, gdy sytuacja wymagała jedności.
Paskiewicz wraz z bratem cara w.ks. Michałem (dowodził kor-
pusem gwardii) posłużył się „umiarkowanymi", aby umożliwić
im zdobycie przewagi nad radykałami", walczącymi o pełną
suwerenność Królestwa Polskiego, i ostatecznie zmusić do
uległości i jednych, i drugich.
Pierwszym krokiem na tej drodze było zainicjowane przez
stronę rosyjską spotkanie gen. Ignacego Prądzyńskiego z gen.
Piotrem Dannenbergiem (doszło do niego 3 września). Rosyj-
ski wysłannik poinformował Prądzyńskiego, iż warunkiem pod-
jęcia rokowań i zawarcia na czas ich trwania rozejmu jest uzna-
nie cara za króla Polski (cofnięcie aktu detronizacji), opusz-
czenie przez armię polską Warszawy i odejście j e j do woje-
wództwa płockiego. W nieoficjalnej rozmowie rosyjski gene-
rał wspomniał, iż podczas rokowań Polacy mogliby uzyskać
m.in. utrzymanie Królestwa Polskiego oraz konstytucji (z moż-
liwością wprowadzenia zmian), powszechną amnestię dla
uczestników powstania w Królestwie i rosyjskich guberniach
zachodnich oraz możliwość włączenia do Królestwa obwodu
białostockiego. Krukowiecki uznał te nieoficjalne wywody
Dannenberga za prawdziwe. Nie rozumiał albo nie chciał zro-
zumieć, że w tym momencie dla Rosjan najważniejszą sprawą
było zajęcie bez walki Warszawy, a nie rokowania pokojowe.
Był przekonany, że osiągnął swój cel, tzn. zmusił Rosjan do
rozmów zaczepnymi działaniami Ramoriny i Łubieńskiego.
Myślał, że będzie „narzędziem pokoju" dla narodu polskiego.
Dlatego też był gotów przyjąć warunki rosyjskie. Nie dopuścili
do tego kaliszanie. Odpowiedź zredagowana przez Niemojow-
skiego uznała za podstawę dalszych pertraktacji manifest sej-
mowy. Krukowieck niechętnie przystał na odrzucenie rosyj-
skich proporcji. Nie traktowałjednak tego posunięcia jako
fiaska swoich zamierzeń! Uważał, że zdoła odeprzeć atak ro-
syjski na miasto i zyska w ten sposób mocniejsząpozycję w dal-
szych rokowaniach z Paskiewiczem. Był więc gotowy wal-
czyć. Paskiewicz także, tym bardziej że uzyskał potwierdze-
nie informacji o odejściu korpusu Ramoriny od Warszawy.
SYSTEM OBRONNY WARSZAWY, WOJSKA,
DOWÓDCY I PLANY WALKI

W przededniu szturmu Warszawę otaczały dwie linie fortyfi-


kacji. Trzon pierwszej linii stanowiły 4 umocnione punkty od-
dalone od wału miejskiego około 2-3 km: Królikarnia (szańce
44 i 45), Wola (szaniec 56), Parysów (szańce 61 i 62) i Las
Marymoncki (szaniec 66). Między nimi biegł łańcuch barka-
nów i redanów46-47,68-73, reduty 54 i 74 orazbarkany ire-
dany 55-67. Do drugiej linii należał wał miejski (12,8 km dłu-
gości) z umocnionymi rogatkami i 13 redanami, wysunięte na
przedpole wału barkany 3,4, 6, 9, 11, 13, 15, 16, 18,21-24,
26-28,30-34,37,38 i umocnione punkty -Ogród Belweder-
ski, ogrody na Czystem (Schuhza i UniOha), cmentarze luterań-
ski i kalwiński oraz Cmentarz Powązkowski. Trzecią linię two-
rzył rozbudowany układ obrony wewnętrzej miasta, na który skła-
dało się m.in. 30 ulicznych barykad, strzelnice w murach, parka-
nach oraz studnie minowe na skrzyżowaniach głównych ulic.
Podstawą obrony była pierwsza linia, mająca uniemożliwić
Rosjanom skuteczny ostrzał miasta, a także zagrodzić drogę
bezpośredniemu atakowi. Część należących do niej umocnień
miała przyjąć w trakcie walki baterie artylerii polowej (69,71,
5 5,58,60,61,62b, 63,64,65), natomiast pozostałą grupę szań-
ców przeznaczono do samodzielnej obrony okrężnej (szańce
Królikarni, 68,70,72,54,56-Wola, 57,59,62a, 66,67). Szańce
należące do drugiej grupy nosiły nazwę szańców zewnętrz-
nych.
Dowództwo polskie zdecydowało się na stoczenie bitwy na
przedpolu wału miejskiego, gdyż walki w obrębie Warszawy
groziły j e j , w powszechnym przekonaniu, całkowitą zagładą.
Drewniana zabudowa (w 1830 r. około 53% budynków, spo-
śród 3148, było drewnianych), liczne ogrody i sady stwarzały
duże zagrożenie pożarowe.
Główna armia polska, która miała bronić stolicy, 5 września
1831 r. liczyła 31 100 bagnetów piechoty i 3800 szabel kawa-
lerii. Tworzyłyją: I korpus gen. Jana Nepomucena Umińskie-
go, liczący 18 100 bagnetów, 1400 szabel i 34 działa polowe
(650 artylerzystów), korpus rezerwowy gen. Henryka Dem-
bińskiego-1 1 500 bagnetów, 1700 szabel i 12 dział polowych
(230 kanonierów), oraz garnizon Warszawy i Pragi -1361 ba-
gnetów, 524 szable. W walce na terenie miasta armię polową
mogła wspierać Gwardia Narodowa i Straż Bezpieczeństwa,
sformowane z mieszkańców stolicy (na początku sierpnia
pierwsza z tych formacji liczyła ok. 4200 osób, a druga 11 600),
ale faktycznie ich rola ograniczona została do „asystowania"
bitwie na przedpolu. Zresztą nie tylko ze względów militar-
nych. Istotny wpływ na odsunięcie ich, szczególnie SB, od
udziału w walce miały obawy, m.in. Krukowieckiego, rządu,
władz miejskich i warstw uprzywilejowanych, przed powtó-
rzeniem wydarzeń sierpniowych.
Artyleria dzieliła się na polowąi wałową. Pierwszą tworzy-
ły baterie piesze pozycyjne (kpap), lekkie piesze (klap) oraz
lekkie konne (blak). Z jedenastu znajdujących się w Warsza-
wie baterii pięć, z 42 działami, rozmieszczono w dywizjach pie-
choty (baterie dywizyjne), a pozostałe (baterie rezerwowe),
z 52 działami i 6 łożami rakietowymi, zgromadzono w oddziale
artylerii rezerwowej dowodzonym przez płk. Piotra Chorzew-
skiego. Razem we wszystkich bateriach było 98 dział polo-
wych. Artyleria wałowa posiadała 130 dział (do szańcówwpro-
wadzono dodatkowo 8 dział polowych z 4 kpap i 4 działa kon-
ne Czyżewskiego, co podniosło ich liczbę do 142)oraz 15ko-
złów rakietowych. Łącznie do obrony lewobrzeżnej Warsza-
wy Polacy wystawili 228 dział oraz 21 wyrzutni rakietowych.
Obsługiwało je 4554 artylerzystów armii i ok. 200 z Gwardii
Narodowej.
Obowiązująca w pierwszych dniach września koncepcja
bitwy przewidywała obronę stałą, tzn. opartą na czynniku ognia
i pozycji, na wszystkich możliwych kierunkach rosyjskiego ata-
ku. W toku bitwy zgrupowane przy drugiej linii umocnień lub
tuż za wałem miejskim korpusy Umińskiego i Dembińskiego
miały współdziałać z garnizonami szańców pierwszej linii oraz
artylerią polową i wałową Umiński i Dembiński powinni wspie-
rać walkę szańców pierwszej linii, wysyłając do nich rezerwy
oraz dostarczając osłonę bateriom artylerii polowej wychodzą-
cym na przedpole drugiej linii umocnień i do otwartych barka-
nów pierwszej linii. Obydwa korpusy miały określone odcinki
do realizacji tych zadań. Odcinek Umińskiego obejmował
południowe przedpole Warszawy, między drogą puławską
przez trakt lubelski i krakowski do linii szańców 18-74 (dłu-
gość +/- 7,1 km), a odcinek Dembińskiego zachodnie i pół-
nocne przedpole Warszawy, między redutą 54 a Marymontem
(+/- 9,6 km).
Większość sił polskich zgrupowano na odcinku południowym
(59% piechoty i kawalerii, 61 % dział), gdyż za najbardziej praw-
dopodobne cele ataku armii rosyjskiej, niezależnie od tego czy
będzie to oblężenie, czy też szturm, polskie dowództwo uznało
Królikarnię (dalej Mokotów) i Czerniaków (mniej narażone cele
- reduty 54 i 74 oraz Wola). Na pozostałych odcinkach,
przede wszystkim zachodnim, oczekiwano ataków pomocni-
czych lub demonstracji, mających odwrócić uwagę od celu
właściwego.

Paskiewicz zaskoczył Polaków nie tylko kierunkiem natar-


cia, ale także sposobem jego prowadzenia. Postanowił, mia-
nowicie, skierować główny atak na szańce zewnętrzne odcin-
ka zachodniego między traktem krakowskim a drogą do Górc,
a ataki pomocnicze i demonstracje wymierzyć w Królikarnię,
Rakowiec i Wawrzyszew. Nie miał zamiaru wprowadzać ar-
mii w obręb miasta; postanowiłjedynie zdobyć szańce zagra-
dzające mu drogę do wału miejskiego, aby podejść do niego
i ogniem artylerii wypalać poszczególne dzielnice Warszawy.
Feldmarszałek liczył, iż sama groźba wykorzystania tej ostat-
niej możliwości, a nawet zdobycie fortyfikacji zewnętrznych,
z Wolą na czele, zmuszą Polaków do uległości.
Do 5 września główna armia rosyjska obecna pod Warsza-
wą osiągnęła stan 78 500 żołnierzy, w tym 54 000 piechurów
(z czego 2000 saperów), 17 200 kawalerzy stów oraz 7300
kanonierów, obsługujących 382 działa i 8 moździerzy. Główną
masę atakującą stanowiły I i II korpusy piechoty. I KP gen.
Piotra Pahlena posiadał 13 000 żołnierzy, 66 dział i 4 moździe-
rze (11 300 bagnetów, 424 szable i 1200 kanonierów), II KP
gen. Cypriana Kreutza liczył 13 500 żołnierzy, 68 dział i 4 moź-
dzierze (11 200 bagnetów, 1110 szabel, 1100 kanonierów).
Obydwu dowódcom korpusów podlegały oddziały skrzydło-
we - Pahlenowi oddział gen. Chiłkowa (2700 szabel, 847 ko-
zaków, 202 kanonierów i 10 dział), a Kreutzowi oddział gen.
GrigorijaNostitza (2100 szabel, 247 kanonierów i 16 dział) i od-
dział gen. Nikołaja Murawiewa (3100 bagnetów, 329 kanonie-
rów i 16 dział). Rezerwę dla I i 11 KP tworzyły korpus gwar di i
wielkiego księcia Michała (15 700 bagnetów i 56 dział), kor-
pus grenadierów gen. Iwana Szachowskiego (11 000 bagne-
tów, 40 dział), korpus kawalerii gen. Iwana Witta (8500 sza-
bel, 40 dział) i rezerwa artylerii (60 dział). Na skrajnym pra-
wym skrzydle znajdował się wydzielony korpus gen. Karola
Strandmana (1400 bagnetów, 484 szable, 875 kozaków, 151
kanonierów i 6 dział).
Rosyjski plan szturmu zakładał prowadzenie skorelowanych
działań poszczególnych korpusów i oddziałów na szerokim fron-
cie polskiej obrony. Paskiewicz chciał w ten sposób utrudnić
Polakom rozpoznanie kierunku głównego ataku i skoncentro-
wanie na nim sił.
Podstawowymi celami armii rosyjskiej w dniu 6 września
były szaniec wolski 56 i otaczające go umocnienia 54,55,57
i 58.1 KP miał najpierw opanować szaniec 57, a następnie 56
i 58, a II KP szańce 54 i 55.
Atak piechoty miał być poprzedzony dwugodzinnym ostrza-
łem artylerii. Jednocześnie z j e g o rozpoczęciem korpus Strand-
mana i oddział Murawiewa powinny rozpocząć ataki pomoc-
nicze. Pierwszy na Szopy i Królikarnię (tylko ostrzał artyleryj-
ski), drugi na Rakowiec (miał opanować wieś, utrzymać ją
i razić artylerią polskie pozycje). Oddziały Nostitza i Chiłkowa
swoją obecnością powinny zaprzątać uwagę strony polskiej
i ewentualnie odpierać wypady polskich oddziałów na flanki
Murawiewa i I KP. Istotne miejsce w planach rosyjskich zaj-
mowała artyleria. Miała ona przygotować (baterie piesze po-
zycyjne i lekkie), a następnie wspierać atak piechoty na szań-
ce (baterie lekkokonne). Paskiewicz nie mógł jednak wyko-
rzystać w boju przewagi ilościowej i jakościowej w tej broni
(376 dział przeciwko 228) m.in. z powodu niedostatecznych
zapasów amunicji artyletyjskiej. Nakazał oszczędzać j ą , gdyż
liczył się z tym, iż w razie odparcia szturmu pozbawiony bę-
dzie możliwości uzupełnienia niedoborów. Z tego też względu
dowódca artylerii gen. Michaił Goiczakow wydzielił do pierw-
szej linii 150 dział i 8 moździerzy, a 226 pozostawił w rezerwie.

Armia polowa, podstawowy element polskiej obrony, po kil-


kumiesięcznej kampanii dotkliwie odczuwała braki kadrowe
i do września straciła wiele swoich zalet taktycznych, które
dotychczas zapewniały j ej przewagę nad armią rosyjską.
Wpływ na taki stan rzeczy miała zmniejszająca się liczba do-
świadczonych przedpowstańczych żołnierzy i przybywanie na
ich miejsce żołnierzy nowozaciężnych, nierzadko słabo wy-
szkolonych. Nowe pułki nie dorównywały pułkom starym. Do
tych drugich zaliczały się pułki: grenadierów, weteranów czyn-
nych, 2,4 i 8 ppl oraz 1 i 3 psp (14 400 bagnetów), a do pierw-
szych - 1 0 , 1 2 , 1 3 , 1 6 , 1 8 i 23 ppl oraz 5 psp (8800 bagnetów).
Podstawą uzbrojenia piechoty były karabiny 6 . Ich liczba zde-
cydowanie górowała nad liczbą kos, chociaż zdarzały się jesz-
cze w pułkach baony i kompanie, w których kosy stanowiły
znaczący procent uzbrojenia.
W kawalerii stare pułki także dominowały nad nowymi, ogól-
nie jednak broń ta straciła swoją dawną waleczność, szybkość
i dokładność manewrowania. Ze starych pułków w Warsza-
wie znajdował się 4 puł oraz 1 i 3 psk, a z nowych Pułk Jazdy
Augustowskiej, 1 Pułk Jazdy Sandomierskiej, 1 Pułk Jazdy
Krakowskiej, Pułk Jazdy Poznańskiej oraz oddziały 2 Pułku
Jazdy Płockiej i 13 puł. Kemie kawalerii znajdowały się w fa-
talnym stanie wskutek złego odżywiania oraz nieustannie pro-
wadzonych walk na przedpolu Warszawy w okresie blokady.
Pułki kawalerii wyposażone były w broń palną (pistolety i ka-
rabinki), szable i lance (nawet pułki strzelców konnych).
7
Najlepszą bronią armii polskiej była artyleria . Zdecydowa-
na większość zgromadzonych w Warszawie baterii była bate-
riami starymi (istniejące przed powstaniem i uformowane
w pierwszych j e g o miesiącach) i zachowała najlepsze cechy,
wynikające z indywidualnego wyszkolenia artylerzystów. Po-
starał się o to dowódca artylerii armii czynnej, gen. bryg. Józef
Bem. Artyleria polowa i wałowa były obok szańców zewnętrz-
nych najważniejszymi ogniwami systemu obronnego Warsza-

6
Karabiny rosyjskie wzór 1808 i 1 8 2 6 - kaliber pocisku 15,88 mm,
waga pocisku 28,85 g, waga karabinu z bagnetem kolejno 4,78- 4,75 kg,
donośność ok. 900-800 m, skuteczny strzał na ok. 250-220 m
7
Tak strona polska, j a k i rosyjska dysponowały polowymi armatami
6- i 12-funtowymi orazjednorogami 1/2- i 1/4-pudowymi. Zasięg ich ognia
wynosił ponad 2,8 km, jednak strzał celny, „pewny", można było
uzyskać na 640- 850 m dla dział lekkich i na 850-1060 m dla dział pozy-
cyjnych. Zasięg rac dochodził do 1490-2350 m.
wy. Bem planował wykorzystanie artylerii w dwóch rzutach:
w pierwszym piesze baterie polowe i artyleria wałowa miały
swoim ogniem przeciwstawić się artylerii rosyjskiej niszczącej
umocnienia pierwszej linii, w drugim artyleria konna miała po-
wstrzymać napór rosyjskiej piechoty na umocnienia.
Piętą achillesową polskiej armii był system dowodzenia,
wyżsi dowódcy i panujące w niej nastroje. Zacznijmy od tych
ostatnich.
Strategia Skrzyneckiego wycisnęła trwałe piętno na armii
polskiej. Brak sukcesów, ciągły odwrót, unikanie walnej bitwy,
wreszcie porażki militarne zniszczyły zapał i ducha poświęce-
nia żołnierzy. Ich miejsce zajęło zwątpienie w zwycięstwo i zo-
bojętnienie. Upadek ducha wiązał się z ogólnym upadkiem
dyscypliny. Nieposłuszeństwo, brak karności, niesumienne
wykonywanie rozkazów, dezercja, samowolne oddalanie się
z jednostek połączone z nieufnością do przełożonych nasiliły
się szczególnie na przełomie sierpnia i września. Zjawisko to
dotyczyło zarówno szeregowych, jak i oficerów. Te niekorzyst-
ne zjawiska pogłębiał pogarszający się stan umundurowania
i zaopatrzenia (np. reakcją na zmniejszające się racje żywno-
ści i gorzałki były liczne dezercje).
Na czele armii stał gen. Krukowiecki, któiy pełniąc funkcję
prezesa rządu dysponował jednocześnie kompetencjami na-
czelnego wodza. To on w czasie bitwy miał kierować walką
decydować o poczynaniach korpusów i artylerii (np. o ich
wzajemnej współpracy, o zmianach w dyspozycjach obrony).
Gen. Kazimierz Małachowski, zastępca naczelnego wodza,
miałjego decyzje wcielać w życie za pomocą szczegółowych
rozkazów kierowanych do dowódców oraz nadzorować ich
wykonanie.
Obowiązujący 6 września plan obrony nie przewidywał
współdziałania korpusów w trakcie bitwy. Umiński i Dembiń-
ski mieli samodzielnie, własnymi siłami, bronić powierzonych
im odcinków. Na ich poczynania uzyskał znaczący wpływ gen.
Bem, który pełnił funkcję dowódcy pierwszej linii obrony i do-
wódcy artylerii. Tylko od niego (Krukowiecki w dziedzinie ar-
tylerii zdał się całkowicie na Bema) dowódcy korpusów mogli
uzyskać wsparcie artylerii rezerwowej, bez której nie byli w sta-
nie nawiązać równorzędnej walki z armią rosyjską. Poza tym
tylko artyleria Bema mogła zrekompensować słabość piecho-
ty i kawalerii\
Bitwa, która miała rozegrać się na przedpolu Warszawy,
wymagała od Krukowieckiego, Małachowskiego i Bema do-
świadczenia i umiejętności, a przede wszystkim zdolności do
prawidłowej oceny położenia, sprawnego zorganizowania walki
i szybkiego podejmowania decyzji. Szczególnie istotne było
doświadczenie i praktyka dowódcza na wyższych szczeblach,
gdyż one dawały m.in. „wyrobienie psychiczne", które po-
zwalało, nie ulegając naciskowi napływających z pola walki
często fałszywych informacji, określić kierunek głównego ataku
przeciwnika. Brak tych cech dał się zauważyć w ciągu kilku
miesięcy wojny. Gen. Prądzyński zaliczał do wad polskich do-
wódców „niedojrzałe wyobrażenie o tyle i flankach swego woj-
ska" oraz chęć, by „wszystko osłonić, wszystko bronić". Inną
powszechną wadą polskich dowódców była nieumiejętność
skoordynowania działań trzech broni, a przecież od właściwej
koordynacji m.in. zależał pomyślny wynik bitwy pod Warsza-
wą. Najważniejsze było jednak szybkie określenie kierunku
głównego ataku rosyjskiego i odróżnienie go od ataków po-
mocniczych, gdyż tylko wtedy można było efektywnie wyko-
rzystać siły własne, mniejsze od tych, jakimi dysponował prze-
ciwnik.
Gen. Krukowiecki wyróżniał się doświadczeniem i umiejęt-
nościami spośród wyższych dowódców obecnych w Warsza-
5
Szczegółowe omówienie systemu obronnego Warszawy i udział
w nim Bema, patrz: T. S t r z e ż e k , Udział gen. Józefa Bema w tworzeniu
systemu obronnego Warszawy w sierpniu i wrześniu 1831 r., „Humanisty-
ka i Przyrodoznawstwo" 19%, nr 2.
wie 6 IX 1831 r. Przeszedł wszystkie szczeble dowódcze i szta-
bowe, do dywizji włącznie, ale nie odznaczył się w trakcie dzia-
łam wojennych 1831 r. W boju był odważny, niestety szybko
tracił głowę i zimną krew. Małachowski miał duże doświad-
czenie bojowe. Uznawany był za dobrego dywizjonera, nie
posiadał jednak większych talentów. Bem dopiero zdobywał
doświadczenie i odbywał praktykę na wyższych szczeblach
dowodzenia. Odznaczał się gorącym usposobieniem, odwagą,
pewnością siebie i entuzjazmem, którego brakowało większo-
ści polskiej generalicji. Cechy te kryły j e g o braki, m.in. doty-
czące znajomości taktyki walki mas artylerii. Umiński był ra-
czej stworzony do dowodzenia dużymi związkami kawaleryj-
skimi, a nie jednostkami skupiającymi wszystkie bronie, oraz
do ataku lub pościgu za rozbitym przeciwnikiem, a nie do obrony
pozycji. Dembiński nadawał się raczej na dowódcę przedniej
lub tylnej straży, a nie na dowódcę samodzielnego korpusu.
Dywizjonerzy (gen. bryg. Maciej Rybiński, Ludwik Bogusław-
ski, Henryk Milberg, Bonifacy Jagmin) byli zdolni kierować
w boju pułkiem czy dywizją, wykonać ściśle otrzymane rozka-
zy, większość z nich jednak nie potrafiła przyjąć na siebie od-
powiedzialności, podjąć samodzielnie decyzji czy wreszcie zdo-
być się na inicjatywę.
Wśród wyższych dowódców, tak jak w całym korpusie ofi-
cerskim, brakowało spoistości i jedności. Podłożem podziału
było m.in. odmienne spojrzenie na sens dalszej walki. Genera-
licja i wyższa kadra dowódcza w przeważającej większości
nie utożsamiała się z celami powstania wytyczonymi w mani-
feście sejmowym. Traktowała udział w powstaniu jak wyko-
nywanie wyuczonego rzemiosła. Brakowało im woli zwycię-
stwa, upora i nieustępliwości. Większość przedstawicieli ge-
neralicji i wyższej kadry dowódczej pragnęła, jak to ujął
w styczniu 1831 r. gen. Józef Mroziński, „skończyć rzecz ho-
norowo, [tzn. - T.S.] powrócić do posłuszeństwa, gdy Monar-
cha zezwoli na przedstawione mu warunki" 9 . Warunki te były
wytyczone przez ugrupowania konserwatywne, generalicja
jednak była gotowa zawrzeć porozumienie z carem wspólnie
lub niezależnie od cywilnych polityków. We wrześniu ster do-
wodzenia dzierżyli generałowie przeciwni układom, gotowi
kontynuować wojnę (zaliczali się do nich Umiński, Dembiński,
Małachowski i Bem). Zwolennicy układów usunęli się na dal-
szy plan, aby wypłynąć w stosownej chwili (m.in. generało-
wie Prądzyński, Wojciech Chrzanowski, Piotr Bontem ps, Izy-
dor Krasiński, Jakub Lewiński, Jan Malletski, Hemyk Milberg
i Karol Tumo). Główną podporę powstania stanowił korpus
oficerów młodszych, w rezultacie czego między nim a gene-
ralicją istniała od początku wojny duża nieufność. Oficerowie
młodsi wnosili w szeregi wojska wytrwałość, patriotyzm i za-
ciętość w walce, a więc te cechy, któiymi nie mogła się po-
szczycić większość generałów i oficerów starszych. Jednak
brak poczucia więzi z żołnierzami w codziennej służbie nega-
tywnie wpływał na stosunek szeregowych do wojny i dalszych
wysiłków na rzecz sprawy narodowej. Korpus oficerów młod-
szych był tak samo podzielony politycznie jak i społeczeństwo,
ale znaczącymi wpływami cieszyli się w nim kaliszanie i To-
warzystwo Patriotyczne.

Paskiewicz miał pod Warszawą 116,5 baonu piechoty, 128


szwadronów i 23 sotnie kawalerii. Pod względem wyszkole-
nia tak piechota, jak i kawaleria nie ustępowały swoim odpo-
wiednikom po stronie polskiej. Za to nastroje wśród żołnierzy
rosyjskich były lepsze niż wśród żołnierzy polskich. Przepra-
wa przez Wisłę, podejście pod mury Warszawy i ciągły od-
wrót wojsk polskich sprawiły, iż w armii rosyjskiej pojawił się
duch zaczepny. Wśród Rosjan dominowała chęć walki i zmie-
rzenia się z przeciwnikiem. Wyraźnie domagano się działań

'J. Mroziński, Dzieła wszystkie, t2, Wrocław 1987, s. 161.


zaczepnych. Dowództwo rosyjskie podtrzymywało ducha
walki. Uzmysławiano żołnierzom, że walczą nie tylko z Pola-
kami, ale i z Francuzamijak w roku 1812. Twierdzono, że biją
się za cara i religię prawosławną Umacnianiu rozluźniającej
się dyscypliny służyły przygotowania do szturmu prowadzone
od początku blokady (żołnierze wykonywali kosze szańcowe,
faszyny, drabiny szturmowe i ćwiczyli poszczególne elementy
taktyki zdobywania umocnień).
Rosyjscy dowódcy dysponowali dużym doświadczeniem
w kierowaniu wielkimi jednostkami i związkami operacyjnymi
oraz w zdobywaniu twierdz. Większość z nich brała udział
w wojnach napoleońskich i w wojnie Rosji z Turcją w latach
1828-1829. Dla Paskiewicza Warszawa była co najmniej szó-
stą „ufortyfikowaną przeszkodą". W wojnie z Persją (1827)
wziął oblężeniem i szturmem Erewan i twierdzę Abbas-Abad.
W wojnie z Turcjąna Zakaukaziu zdobył twierdzę Kars, Acha-
jakalaki iAchalcyche. Rosyjscy dowódcy, począwszy od na-
czelnego wodza, a kończąc na dowódcach korpusów, prze-
wyższali dowódców polskich doświadczeniem i umiejętnościa-
mi, co jednak nie oznacza, że byli od nich lepsi. Paskiewicz, co
prawda, był człowiekiem mało energicznym i ostrożnym, ale
gen. Karol Toll, szef sztabu, stanowiłjego przeciwieństwo. Ener-
gię i stanowczość łączył ze zdolnością mobilizowania się
w chwilach najtrudniejszych.
W przededniu szturmu armia rosyjska zajmowała pozycje
na południowy zachód od Warszawy (m.in. w Nadarzynie,
Wolicy, Falentach, Dawidach i Raszynie). Aby zaatakować
szańce zewnętrzne odcinka zachodniego, Paskiewicz przegru-
pował swoje wojska. Korpus gwardii dotarł w rejon wsi Opa-
cze Wielkie między traktem krakowskim a kaliskim, korpus
grenadierów stanął na trakcie kaliskim przy wsi Szamoty (przed
nim zajął pozycje 1 KP), IIKP rozlokował się na południowy
wschód od Włoch, korpus kawalerii przed Szamotami, a arty-
leria rezerwowa w pobliżu Solibs. Oddział Murawiewa stanął
między Okęciem a Rakowem, oddziałNostitza pod wsiąZbarż,
korpus Strandmana na trakcie lubelskim za Służewcem, a od-
dział Chiłkowa za Chrzanowem. W Nadarzynie zgrupowano
tabory i parki armii.

Polskie dowództwo odebrało kilka sygnałów o ruchach


wojsk rosyjskich. Informacje napłynęły m.in. od obserwato-
rów rozmieszczonych na kościele ewangelickim w Śródmie-
ściu i w obserwatorium astronomicznym. Przygotowania do
bitwy trwały przez całe popołudnie 5 września. Dowódcom
przekazano ostrzeżenie o możliwości ataku i rozkazy posta-
wienia pod bronią podległych im oddziałów o godz. 2.00 po
północy 6 września. W dyslokacji armii nie dokonano poważ-
nych zmian. Wzmocniono jedynie garnizony szańców 54, 57
i Królikarni. Nie zmieniono także instrukcji obrony. Nadal
prze-widywano trzy j e j fazy. W pierwszej korpusy miały
bronić pierwszej linii umocnień, a w następnej drugiej linii -
najpierw obozu oszańcowanego, którego zewnętrzne granice
wyzna-czały szańce 3,68-73,21-23,a później wału
miejskiego. Gdy-by Rosjanie wdarli się w obręb miasta,
Krukowiecki miał za-miar przerwać walkę. Jednocześnie
jednak nie zadecydował, czy wycofa armię na prawy brzeg
Wisły, aby kontynuować wojnę. Prawdopodobnie nie
przypuszczał, że będzie do tego kroku zmuszony, gdyż miał
nadzieję, że bitwa zakończy się pomyślnie, tzn. co najmniej
odparciem rosyjskiego ataku na pierwszą linię szańców.
W nocy z 5 na 6 września zachowanie poszczególnych od-
działów wyraźnie odbiegało od otrzymanych przez ich dowód-
ców instrukcji, np. 4 DP stanęła pod broniąjuż o godzinie dwu-
nastej w nocy, a 1 DK nocowała w koszarach kawalerii za
Łazienkami. Wśród polskich dowódców znaleźli się i tacy, któ-
rzy nie przywiązywali j u ż wagi do rozkazów alarmowych.
Zdążyli się do nich przyzwyczaić, gdyż od początku blokady
Krukowiecki kilkakrotnie stawiał armię w stan alarmu. Pol-
scy żołnierze czuli się zresztą bezpiecznie za linią szańców
zewnętrznych, placówek, patroli i podsłuchów wysuniętych na
przedpole.
Lewego frontu między drogą czerniakowską a rogatkami
mokotowskimi broniło 5 baonów (3641 bagnetów) brygady gen.
bryg. Józefa Czyżewskiego, wspieranych przez 21 dział wało-
wych i polowych. Wszyscy żołnierze zajmowali umocnione
posterunki i szańce. Odcinka między traktem lubelskim a linią
szańców 7-70broniło 12baonów4 DP(7609bagnetów)gen.
Henryka Milberga, 16 dział polowych (z czego 10 na wa-
lach), 16 wałowych i 4 kozły rakietowe. 43% (3307) żołnierzy
piechoty zajmowało szańce, a reszta (4302) stanowiła rezer-
wę dla szańców. Odcinka między linią szańców
8-71 a linią szańców 19-74 broniło 12 baonów 1 DP (6857
bagnetów) gen. Macieja Rybińskiego, 14 dział polowych, 20
wałowych i 2 kozły rakietowe. 42% (2900) żołnierzy piechoty
zajmowało szańce, a pozostali (3957) to rezerwa szańców. Siły
korpusu Umińskiego uzupełniała 1 DKgen. Bonifacego Jag-
mina (1471 szabel) oraz oddział artylerii rezerwowej (52 dzia-
ła polowe i 6 łóż rakietowych), obozujący w pobliżu folwarku
świętokrzyskiego przy Alejach Jerozolimskich. Obszaru mię-
dzy linią szańców 19-74 a traktem powązkowskim broniło 14
baonów 3 DP gen. Ludwika Bogusławskiego (8710 bagne-
tów), 53 działa wałowe, 12 dział polowych i 9 kozłów rakieto-
wych. 3 8% (3382) żołnierzy piechoty pozostało w szańcach,
a 5328 tworzyło rezerwę. 3 DP wspierać miała brygada ka-
walerii gen. Mamerta Dłuskiego (1178 szabel). Obszaru pra-
wego frontu od traktu powązkowskiego do Wisły strzegł od-
dział płk. Feliksa Szymanowskiego (2800 bagnetów i 680 sza-
bel) wspierany przez 23 działa wałowe. W szańcach tkwiło
1500 żołnierzy piechoty, a 1300 stanowiło rezerwę.
Jeszcze przed rozpoczęciem boju Rosjanie uzyskali znacz-
nąprzewagę na zachodnim odcinku polskiej obrony. Naprze-
ciw niego zgromadzili w pierwszej linii 30 200 żołnierzy, 144
działa i 8 moździerzy, a w drugiej linii 39 200 żołnierzy i 196
dział. Dembiński mógł im przeciwstawić 10 100 żołnierzy
(z czego w polu miał do dyspozycji tylko 5300 bagnetów i 1100
szabel), 53 działa wałowe, 12 polowych i 9 kozłów rakieto-
wych. Tę znaczną dysproporcję sił strona polska mogła zmie-
nić ściągając jednostki z odcinka południowego i północnego,
przeciwko którym Rosjanie zamierzali skierować ataki pomoc-
nicze. Zniwelowanie przewagi przeciwnika na głównym kie-
runku ataku zależało od tego, czy polscy dowódcy rozpoznają
jego zamiary. Czas niezbędny do przegrupowania sił mógł
wywalczyć korpus Dembińskiego dysponujący m.in. najlepiej
przygotowanymi do obrony szańcami, z Wolą na czele.
W 1830 roku Wola ciągnęła się około 1000 m wzdłuż traktu
kaliskiego, który wkraczając w zabudowania przedmieścia
wolskiego łączył się z ulicą Wolską. Ulica ta biegła ku rogat-
kom wolskim, a dalej w głąb miasta ku ul. Bednarskiej, u wy-
lotu której wznosił się most na Wiśle. Wokół spalonych zabu-
dowań wsi Wola znajdowała się równina pofałdowana nie-
wielkimi pagórkami o łagodnych stokach. Równina ta ciągnę-
ła się na południe 2,3-2,9 km ku wsi Szezęśliwice, a na północ
ok. 2,6 km ku rzece Rudawce, rozpoczynającej swój bieg na
podmokłych zapadliskach na północ od Górc.
Szaniec wolski nr 56 stanowił trzon pozycji między Rakow-
cema Parysowem. Był jednocześnie najważniejszym elemen-
tem systemu umocnień odcinka zachodniego, który tworzyło
łącznie 8 szańców pierwszej linii (nr 54 do 61) oraz 4 szańce
drugiej linii (nr21,22,23,24). W pierwszej linii wznosiły się
od południa: reduta 54, otwarty barkan 55, zamknięty barkan
57, szaniec 56, otwarty barkan 58, zamknięty barkan 59, otwarty
barkan 60 oraz otwarty szaniec 61. W dziełach tych umiesz-
czono 26-27 dział wałowych: w nr. 5 4 - 6 dział, w nr. 57 - 4
działa, w nr. 5 6 - 1 2 lub 13 dział, w nr. 5 9 - 4 działa. Szańce
55,58,60 i 61 były przygotowane do przyjęcia w trakcie bitwy
dział polowych. W szańcach 56,57,59 umieszczono dodatko-
wo po 2-3 kozły rakietowe. Dystans dzielący Wolę od po-
szczególnych dzieł zewnętrznych wynosił około: 900-1000 m
od nr. 55,850 m od nr. 58,1700-1800 m od nr. 54,1400-1500 m
od nr.59,850-900 m od nr. 57. Szaniec 57 od nr. 58 i 59 dzieliła
odpowiednio odległość 1200-1300mi 1800-1900m. W stre-
fie pewnego strzału artylerii z Woli znajdowały się jedynie szań-
ce 55,57 i 58. Pozostałe szańce oraz ich przedpola także były
w zasięgu donośnościjej artylerii, ale poza zasięgiem strzału
pewnego, tzn. powyżej 850 m dla dział lekkich i 1060 m dla
dział pozycyjnych (szańce 54,59 i 60). Wola zapewniała osłonę
ogniową większości położonych wokół niej umocnień, a te z ko-
lei osłaniały szaniec wolski od południa, zachodu i północy. Sza-
niec 57 miał powstrzymać ataki wymierzone w Wolę od zacho-
du, a także udaremnić j e j ostrzał artyleryjski.
Tego łańcucha wzajemnego powiązania ogniowego szań-
ców pierwszej linii nie była w stanie wzmocnić artyleria dru-
giej linii. Dzieliła je zbyt duża odległość. Szańce 57,60,61 i flanki
szańców pierwszej linii znajdowały się poza strefą strzału pew-
nego \8 dział szańców21,22,23 i 24. Północna i południowa
flanka Woli znajdowała się w strefie ognia „niepewnego" dział
z szańca 23 (dystans 1,4 km) i 22 (dystans 1,6 km). Martwe
pola ostrzału odcinka zachodniego wypełnić mogła tylko arty-
leria polowa - i 2 dział 3 klap z korpusu Dembińskiego oraz 24
działa piesze z oddziału artylerii rezerwowej. W trakcie bitwy
działa te miały znaleźć się w otwartych barkanach I linii lub
między pierwszą a drugą linią umocnień. Ich ogień wzmoc-
niony przez artylerię wałową powinien z jednej strony utrud-
nić artylerii rosyjskiej ostrzał szańców zewnętrznych, a z dru-
giej umożliwić bateriom konnym artylerii rezerwowej (28 dział)
rozprawę z piechotą rosyjską idącą do szturmu fortyfikacji i uła-
twić rezerwom piechoty z korpusu Dembińskiego dojście do
szańców zewnętrznych w celu wsparcia ich garnizonów.
Trzon umocnień odcinka zachodniego tworzyły szańce 54,
57, 56 i 59. Szaniec wolski nr 56 dzieliła od wału miejskiego
dległość 2,4 km, a od skraju zabudowań przedmieścia wol-
skiego 1,4 km. Tworzyły go trzy ściśle przylegające do siebie
części: bastion naczelny, zagroda południowa i zagroda pół-
nocna. Długość boków wynosiła w przybliżeniu: północnego
230 m, zachodniego 280 m, południowego 260 m i wschodnie-
go 204 m. Długość boków bastionu naczelnego wynosiła ok.
80 m, grubość przedpiersia (wału) od 4,5 do 10 m, a wysokość
od 2 do 2,8 m. Rów poprzedzający przedpiersie miał 3 m głę-
bokości i ok. 5,8 m szerokości. Rów posiadał palisadę. Przed
nim ciągnął się pas wilczych dołów. Do bastionu przylegała
zagroda południowa. Jej boki miały łącznie ok. 350 m. Otaczał
ją rów z palisadą. Rozmiary przedpiersia i rowu były zbliżone
do wymiarów bastionu naczelnego. Wewnątrz śródszańca znaj-
dowały się zabudowania kościoła Św. Wawrzyńca i budynki
otoczone 2-metrowym murem. W ścianach kościoła oraz
w murze wybito strzelnice. Wejście do kościoła (od wschodu)
osłonięto palisadą. Część świątyni przeznaczono na lazaret,
a drugą na magazyn prochu. Najobszerniejszą zagrodę szań-
ca stanowiła zagroda północna. Łączna długość j e j boków
wynosiła ok. 680 m. Prżedpiersie miało około 3 m wysokości
i 3,5 m grubości, a rowy ok. 3,5 m głębokości i 8 m szerokości.
Jednak odmiennie od pozostałych dwóch części szańca do
budowy zagrody północnej wykorzystano matefW piaszczy-
sty (a nie gliniasty), tak więc narażona była na szybkie znisz-
czenie przez pociski artyleryjskie. Znaczną powierzchnię za-
grody zajmował zwarty kompleks wysokich, grubych i gęstych
drzew oraz krzaków, przecięty krzyżującymi się alejami. Sta-
nowił on część ogrodu Briihla. Pozostała część ogrodu przyle-
gała do wschodniego przedpiersia skutecznie zasłaniając sza-
niec przed oczyma obserwatorów od strony Warszawy.
6 września w szańcu znajdowało się od 12 do 13 dział wało-
wych i 2 kozły rakietowe. Obsługę stanowiło 70-80 artylerzy-
stów dowodzonych przez kpt. Feliksa Krzywickiego. W skład
garnizonu szańca wchodziły 2 baony 8 ppl (ok. 1200 bagne-
tów) dowodzone przez ppłk. Jana Wodzyńskiego, zakład
14 ppl (ok. 170 bagnetów) mjr. Wiktora Dobrogoyskiego oraz
40 saperów. W trakcie walki garnizon szańca miały wzmocnić
co najmniej 2-3 baony 3 DP (ok. 1200-1800 bagnetów). Obo-
wiązki komendanta szańca pełnił gen. biyg. Józef Sowiński.
Wyniosłe wzgórze przed Wolą zajmował barkan 57 zamknię-
ty palisadą. Łączna długość bokówwynosiła ok. 190 m, a pa-
lisady ok. 70 m. Przedpiersie miało wysokość 2,5-3 m, a gru-
bość od 3 do 8,5 m. Szerokość rowu dochodziła do 3,8 m,
a głębokość do 3 m. Znajdowała się w nim palisada. Cały sza-
niec otoczono pasem wilczych dołów. Uzbrojony był w 4 dzia-
ła wałowe i 2 kozły rakietowe. Garnizon szańca tworzyły
2 kompanie 8 ppl (ok. 300 bagnetów). Funkcję komendanta
szańca pełnił prawdopodobnie mjr Józef Krassowski, a komen-
danta artylerii por. Damazy Borzęcki. Od północy z szańcem
wolskim sąsiadował barkan 59. Był on zamknięty palisadą i po-
siadał 4 działa wałowe. Załogę tworzyło 400 żołnierzy II ba-
onu 4 ppl pod dowództwem mjr. Józefa Borzęckiego. Z lewej
strony Woli widoczna była reduta 54, usytuowana na wzgórzu
górującym nad otaczającąje równiną. Długość boków reduty
wynosiła ok. 280 m. Przedpiersie miało od 1,8 do 5,4 mgrubo-
ści i ok. 2 m wysokości. Od zewnątrz otaczał redutę rów sze-
rokości 3 m i głębokości ok. 1,8 m z palisadą oraz 3 rzędy nie
wykończonych wilczych dołów. Reduta posiadała 6 dział wa-
łowych i hakownicę. Obowiązki komendanta szańca pełnił mjr
Ignacy Dobrzelewski. Komendantem artylerii byłppor. Julian
Konstanty Ordon. Podlegały im 2 kompanie piechoty z 1 psp
(ok. 300-350 bagnetów) oraz 43 kanonierów. W trakcie bi-
twy wsparcia reducie miały udzielić 2-3 baony 5 psp rozloko-
wane przy szańcach 21 i 22.

Pozostałe szańce pierwszej linii odcinka zachodniego, a więc


nr55,58,60 i 61, nie posiadały garnizonów Szańce 54,56,57
i 59, choć uważane za najlepsze umocnienia otaczające War-
szawę, miały jednak pewne wady. Do najistotniejszych z nich,
obok niedomagań konstrukcyjnych, zaliczyć należy niepropor-
cjonalnie małe w stosunku do powierzchni dzieł garnizony i ob-
sadę artyleryjską(np. reduta 54 powinna posiadać 900 żołnie-
rzy i 12 dział, a Wola 4000 żołnierzy i od 20 do 45 dział). W za-
sadzie większość z nich nie była w stanie stawiać dłuższego
oporu w przypadku ataku prowadzonego z z kilku stronjed-
nocześnie przez masy piechoty. Aby tego dokonać, musiały
uzyskać wsparcie rezerw z 3 DP. Szkopuł w tym, że powinny
one dotrzeć do szańców na czas, tj. przed atakiem rosyjskiej
piechoty.
PRZEBIEG WALK 6 WRZEŚNIA 1831 ROKU

Oddziały rosyjskie do trzeciej nad ranem uformowały szyk


bojowy i godzinę później rozpoczęły marsz ku pozycjom wyj-
ściowym do ataku. Jak wspomina jeden z oficerów armii
rosyjskiej ,,[...]myśmy słyszeli tylko głuche toczenie prze-
jeżdżającej artylerii. Dźwięki szabel przeciągających szeregów
kawalerii, dalekie rżenie koni i w ogóle hałas i poszum wiel-
kich mas oddziałów, które znajdowały się w ruchu"' 0 . Skry-
temu podejściu sprzyjała mgła. Ustępowała ona w miarę zbli-
żania się wschodu słońca (godz. 4.55), które towarzyszyło j u ż
bitwie przez cały dzień, podobnie jak ostry wiatr i chłód (rano
- 6 ° C, w południe+12° C). Przed godz. 5.001 KP stanął przed
szańcem 57, korpus grenadierów za wsią Jelonek, oddział
Chiłkowa po obydwu stronach Górc, II KP przed szańcami 54
i 55, oddział Murawiewa przed Rakowcem, dywizja kawale-
rii Nostitza na południe od Rakowca, a korpus Strandmana
pod wsią Szopy. Przed szyk oddziałów wysunęła się artyleria.
Pierwsze strzały w bitwie oddała strona polska. Garnizony
szańców 54 i 57 otworzyły ogień z dział i wystrzeliły 3 rakiety
sygnałowe, gdy dostrzegły zbliżające się ku nim oddziały nie-
przyjaciela. W tym momencie przemówiły działa rosyjskie,
a korpus Strandmana zaatakował Szopy. Bitwa rozpoczęła się.
Walki toczyły się na całym lewobrzeżnym przedpolu Warsza-
wy, ale wszelkie działania podejmowane przez stronę rosyjską
10
H. H a n s e n , Zwei Kriegsjahre, Berlin 1881, s. 300.
na odcinkach południowym i północnym miały charakter pomoc-
niczy. To na odcinku zachodnim ważyły się losy bitwy.
Od około godziny piątej 86 dział I KP (dowódca artylerii
gen. Perrin) i II KP (dowódca artylerii gen. Fiedorenko) z
ponad 600 m prowadziło ogień do szańców 54, 55, 56 i 57,
a 16 dział gen. Murawiewa strzelało do umocnień zgrupowa-
nych przy Rakowcu. Gen. Strandman zaatakował i opanował
wieś Szopy, a następnie rozpoczął ostrzał szańców 44, 45
i Królikarni. Broniący tej pozycji oddział gen. Walentego An-
drychiewicza (1700 bagnetów i 6 dział) został zepchnięty do
defensywy, mimo że Strandman nie dysponował zdecydowa-
ną przewagą (ok. 2900 żołnierzy i 6 dział).
Pole bitwy zasnuły gęste kłęby dymów prochowych. Utrud-
niały one obserwację szyku i ruchu wojsk. Sytuacja ta była
szczególnie niekorzystna dla strony polskiej, ponieważ j e j
dowództwo utraciło m.in. możliwość rozpoznania głównego
celu ataku przeciwnika. Krukowiecki, Małachowski i Bern
byli przekonani, iż główny atak jest skierowany na Królikarnię
(utwierdzały ich w tym mniemaniu poczynania Strandmana),
a działania na odcinku zachodnim mają charakter pomocni-
czy. Istotna była w tym momencie postawa Bema, gdyż od
jego decyzji uzależnione było wprowadzenie do boju na od-
cinku zachodnim 24 dział pozycyjnych zgrupowanych w od-
dziale artylerii rezerwowej. Tymczasem brak artyleryjskiego
wsparcia krępował poczynania gen. Dembińskiego, który po-
czątkowo nie wierzył, iż Rosjanie zaatakują Wolę. Prędzej
spodziewał się ataku na odcinku między szańcami 59 a 62
- na Parysów. Dopiero gdy osobiście rozpoznał rozmieszcze-
nie rosyjskich korpusów, nabrał przekonania, że szaniec 57
i Wola stanowią główny cel Paskiewicza. I na ich obronie
zdecydował się skupić swoje wysiłki. Był przy tym pewny, że
obronę szańców 54 i 55 oraz całego obszaru miedzy traktem
kaliskim a krakowskim przejmie gen. Umiński. Gdy Kruko-
wiecki odmówił mu posiłków, Dembiński zdał sobie sprawę,
że został skazany na obronę własnymi siłami. W tej sytuacji
postanowił trzymać skoncentrowaną 3DP na przedmieściu
wolskim i Czystem. Do wsparcia szańców zewnętrznych użył
tylko niewielkiej części swojego korpusu. Około godz. 6.00
pospieszył z 4 działami 3 klap oraz półbaonem 8 ppl do szańca
58, aby osłonić dostęp do szańca 57. Do tego czasu na ogień
rosyjski odpowiadała tylko artyleria wałowa z szańców 54,
56, 57 i 59. Milczały działa wałowe drugiej linii. Wbrew
oczekiwaniom Dembińskiego Umiński nie miał zamiaru bro-
nić szańców 54 i 55. Nadal był przekonany, że główny atak
Rosjanie skierują na Królikarnię (utwierdził go w tym Kruko-
wiecki, według którego atak na Wolę był demonstracją!). Około
godz. 7.00 Umiński wzmocnił siły broniące Królikarni 5 3/4
baonu piechoty (ok. 2800 bagnetów) i 3 działami.
Tymczasem Rosjanie stopniowo kruszyli obronę zewnętrz-
ną odcinka zachodniego. Rosyjska artyleria dwukrotnie skró-
ciła dzielącyjąod niej dystans. W końcowej fazie przygoto-
wania artyleryjskiego do szańców 54, 55 i 57 ogień prowa-
dziła z 280-320 m. Około godz. 6.00 gen. Gorczakow zaanga-
żował w bój 108 dział.
W reducie 54 rosyjskie pociski przebijały i rozrywały tylko
górną część wału, między ławą strzelecką a wierzchołkiem,
toteż leżąca na ziemi piechota nie była narażona na poważne
straty. Gorzej wyglądała sytuacja kanonierów, którzy pozba-
wieni całkowicie osłony (nawet koszy szańcowych) pod ostrza-
łem przeciwnika musieli obsługiwać 5 dział (jedno działo zo-
stało przez Rosjan rozbite już na początku bitwy). Kule igra-
naty rosyjskie czyniły duże spustoszenia w zewnętrznej części
szańca, mimo że była wykonana z gliny i dobrze ubita. Przed-
piersia w trzech miejscach zostały uszkodzone (prawdopo-
dobnie najbardziej narażone na ogień boki zachodnie i połu-
dniowo-zachodnie), wilcze doły zasypane, a palisady w wielu
miejscach zniszczone tak, że tylko gdzieniegdzie pozostał po
nich ślad. Na Woli materiał piaszczysty, z którego wykonane
były przedpiersia zachodnie i północne zagrody północnej, sta-
czał się do rowów. Bardziej odporne były gliniaste przedpier-
sia bastionu oraz zagrody południowej, ale i tutaj rosyjskie
kule wywracały palisady i zasypywały wilcze doły. Garnizon
ponosił straty. Granaty i kule, które z braku poprzecznie bez
większych przeszkód przelatywały wzdłuż przedpierś, ław
strzeleckich i baterii, raziły zgromadzonych przy nich żołnie-
rzy. Szczególnie narażeni byli żołnierze w zagrodzie północ-
nej. W szańcu 57 kule zasypywały wilcze doły i niszczyły
palisady, ale palanka zamykająca szaniec nie została uszko-
dzona. Z czterech dział, które stały na stanowiskach, dwie
3-funtowe żelazne armaty wyleciały z panwi.
Ognia prowadzonego z szańców 54,57 i 56 nie mogły wspo-
móc 2 armaty wałowe z szańca 59, gdyż raziły one kawalerię
Chiłkowa i j e j roty konne, ostrzeliwujące szaniec 58, 59 i 60.
Walczyły z nimi także 4 działa 3 klap z szańca 61. Konne roty
Chiłkowa dotkliwie zresztą odczuły ten dwugodzinny poran-
ny pojedynek. Jedna rota była tak przetrzebiona, że trzeba ją
było wycofać z walki. Kawalerię Chiłkowa w Gorcach ostrze-
liwała ponadto artyleria z szańca 62a. Jej celem byli także
kozacy stojący na północ od Górc, w Bateriach Szwedzkich
i Wawrzyszewie.
Najskuteczniejszą pomoc szańce zewnętrzne mogły uzyskać
tylko ze strony 24 dział pieszych artylerii rezerwowej oraz 8
dział 3 klap korpusu Dembińskiego. Z tej liczby wspomogły je
tylko 4 działa 3 kompanii wprowadzone do szańca nr 5 8. Strze-
lały one do rosyjskiej artylerii stojącej przed szańcem 57, a do-
kładniej na wychylone ku Woli lewe skrzydło baterii Perrina.
Około godz. 6.30 do walki włączyło się 9 dział 1 kpap
z oddziału artylerii rezerwowej. Zajęły one pozycje na nie-
wielkich wzgórzach, ciągnących się wzdłuż drogi biegnącej od
karczmy na Czystem do traktu krakowskiego, i otworzyły ogień
do rosyjskich baterii ostrzeliwujących Wolę oraz baterii stoją-
cej między szańcami 54 i 55. Wsparcie tych 13 dział polowych
okazało się spóźnione i niedostateczne. 4 działa 3 klap ulżyły
nieco doli szańca 56, ściągając na siebie ogień od 8 do 20 dział
pozycyjnych i lekkich, jakimi dysponował Perrin w tym mo-
mencie, natomiast pomoc udzielona szańcowi 54 przez 1 kpap
okazała się spóźniona. Zaczęła ona ostrzał baterii IIKP praw-
dopodobnie w tym momencie, gdy rosyjska piechota zaatako-
wała szańce 54 i 55. Miało to miejsce między godz. 6.30 a 7.30.
Dwie kolumny szturmowe II KP - gen. Sulimy i gen.
Fiodora Geismara - poprzedzone półbaonem ochotników
gwardii (ok. 250 bagnetów) wyszły przed baterie artylerii,
skąd, z okrzykiem „ura" i przy odgłosie werbli, do ataku ru-
szyły pierwsze ich rzuty. Brygada gen. Lutkowskiego (pułki
biełozierski i ołonecki, 4 baony - 2 5 0 0 bagnetów) z kolumny
Sulimy, poprzedzona kilkoma działami artylerii konnej, podą-
żała ku reducie 54, natomiast pierwsza linia kolumny Geisma-
ra, brygada gen. Malinowskiego (pułki jelecki i siewski,
4 baony-ok. 2300 bagnetów), zbliżała się do szańca 55.
Gdy prowadzący tę drugą kwatermistrz generalny armii,
gen. Aleksander Neidhartd, zorientował się, iż w umocnieniu
nie ma ani polskich dział, ani garnizonu, ruszył z 3 baonami
(ok. 1500 bagnetów) w kierunku prawego boku reduty 54.
Tymczasem pułki gen. Lutkowskiego, atakujące tę redutę,
zmierzały ku niej pod gradem kul, granatów i kartaczy miota-
nych przez 5 dział wałowych ppor. Ordona, a następnie pod
kulami karabinów piechoty rozstawionej wzdłuż przedpiersia
umocnienia. Nie zważając na silny ostrzał Lutkowski prowa-
dził 3 baony ku zachodnim i południowym wałom reduty.
Czwarty baon podążał ku gardłu.
Pierwsi dobiegli do szańca ochotnicy gwardii. Baony linio-
we zatrzymały się na skłonie wzgórza przed stokiem i wilczy-
mi dołami. Czekały na wykonanie przez ochotników przejść
przez rowy i palisady. Polscy żołnierze ostrzeliwali rosyj-
skich piechurów, ale czynili to z wielkim trudem, gdyż
z przedpiersia spędzały ich kartacze artylerii lekkokonnej.
Ochotnicy budowali pomosty z drabin i za ich pomocą łączyli
przez palisadę skraje rowu. Ci z nich, którzy porzucili drabiny
i faszyny, wyrywali lub wyrąbywali palisady, czyniąc przejścia
do skarpy szańca. Polacy nie mogli dosięgnąć ogniem karabi-
nowym gwardzistów pracujących w rowie, gdyż zmiatały ich
z przedpiersia kartacze lub pociski piechoty liniowej. Do usu-
nięcia przeciwników z rowu powinni użyć granatów, ale tego
nie uczynili, toteż gwardziści bez przeszkód przygotowali drogę
piechociet Gdy zakończyli pracę, pułki biełozierski i ołonecki
ruszyły do ataku. W chwili gdy przedzierały się przez resztki
wilczych dołów, polska piechota wzmogła ogień. Między inny-
mi poległ wówczas dowódca pułku ołoneckiego, płk Aleksan-
der Tuchaczewski, pradziad marszałka Michaiła Tuchaczew-
skiego, który usiłował zdobyć Warszawę w 1920 r.
Piechota rosyjska, wspomagana kartaczami artylerii kon-
nej, spędziła z wierzchołka przedpiersia polskich strzelców,
a jednocześnie dzięki mostkom i wyrwom w palisadach pod-
chodziła pod wał. Następnie żołnierze pojedynczo lub w gru-
pach, wzajemnie się wspomagając, wspinali się na skarpę
rowu i spadek wału (ok. 3 m). Polacy nie podjęli walki na
przedpiersiu. Czekali na rosyjską piechotę wewnątrz reduty,
przygotowując się jednocześnie do j e j opuszczenia. Rosjanie
wdarli się do szańca z trzech stron. Najwcześniej piechota
rosyjska pojawiła się na północnym przedpiersiu. Prowadził ją
płk Paweł Liprandi, dowódca jeleckiego pułku piechoty
z kolumny Geismara (wykorzystał moment, w którym Polacy
skupili większość sił na odpieranie ataku piechoty Lutkowskie-
go). Przewaga rosyjska była znaczna. Na jednego żołnierza
polskiego przypadało minimum dziesięciu żołnierzy carskich.
We wnętrzu szańca doszło do walki na bagnety. Polski garni-
zon po kilku minutach uległ silniejszemu przeciwnikowi i zło-
żył broń.
Gdy bój j u ż wygasł i Rosjaniebyli panami reduty, nastąpiła
eksplozja jednego z dwóch magazynów prochowych. Nie
była ona rezultatem heroicznego czynu ppor. Ordona, ale
raczej następstwem ścisłego wypełnienia przez niego instruk-
cji gen. Bema, nakazującej spalenie prochów w chwili
opuszczania szańca przez garnizon. Polscy dowódcy zde-
cydowali się na ten krok w chwili, gdy Rosjanie po wykonaniu
przejść przez rowy ruszyli do ataku na przedpiersie. Ordon
rozkazał więc zapalić magazyn prochowy tuż przed opuszcze-
niem pozycji. Zanim jednak obrońcy szańca zdołali dobiec do
kojca wyjściowego, znalazł się on w rękach żołnierzy rosyj-
skich. Polacy musieli walczyć. Poddali się w obliczu znacznej
przewagi przeciwnika. W tym momencie magazyn j u ż się pa-
lił. Eksplozja nastąpiła po opanowaniu umocnienia przez
Rosjan i pochłonęła, według oficjalnych danych, około 100 ich
żołnierzy (zginął wówczas płk Chłudniew, dowódca pułku bie-
łozierskiego). Z rannymi i konturowanymi opanowanie redu-
ty 54 kosztowało Rosjan około 500-600 żołnierzy. Z garnizo-
nu ocalało około 60—80 obrońców. Większość z nich Rosja-
nie wzięli do niewoli (wśród nich znajdował się ppor. Ordon,
który sam „nie umiał wytłumaczyć, jakim dziwem wygrze-
bał się żywcem, a nawet zdrowym z tej straszliwej roapadli-
11
ny ).
Rosjanie natychmiast przystąpili do przebudowy opanowa-
nych umocnień nr 54 i 55, gdyż spodziewali się, że strona
polska podejmie próbę ich odzyskania. Polacy jednak poprze-
stali na wzmożeniu ostrzału artyleryjskiego rosyjskich pozycji.
Prowadziła go artyleria wałowa szańców 73,21,22 i 23 oraz
baterie polowe (1 kpap i 6 klap).
Korzystając z bezczynności piechoty i kawalerii Dembiń-
skiego, Rosjanie zaczęli powiększać wyłom w systemie, pol-
skiej obrony. Piechota II korpusu stanęła za umocnieniami
54 i 55 (możliwe, że tyralierzy wyszli przed ich linię), nato-

11
L. M i e r o s ł a w s k i , Bitwa warszawska w dniu 6 i 7 września
J831 roku, t 1, Poznań 1881, s. 74.
miast oddział Murawiewa rozlokował się przed wsią i umoc-
nieniami Rakowca, które opanował prawdopodobnie tuż przed
atakiem Kreutza na szańce 54 i 55. Artyleria II KP udzieliła
pomocy bateriom I KP. Naprzeciw 1 kpap, przed szańcami 54
i 55, stanęła prawdopodobnie 8-działowa 4 rota lekkokonna.
Pozostałe baterie Kreutza zajęły obydwa zdobyte szańce
i z nowych pozycji przystąpiły do ostrzału Woli, szańca 57 i ca-
łego obszaru między Woląa Czystem. Do baterii Kreutza otwo-
rzyły ogień polskie działa wałowe i polowe, przede wszystkim
z 1 kpap. Ta ostatnia wzięła za cel 4 rotę i zniszczyła j e j 3
działa.
W czasie tego pojedynku na prawym skrzydle polskiej
obrony ważyły się losy szańców przy trakcie kaliskim. Aby je
opanować, Rosjanie musieli najpierw rozerwać ich powiąza-
nie ogniowe. Baterie I KP strzelały do szańca 57 z odległości
mniejszej niż 280-320 m. Wola nie mogła j u ż pomóc obroń-
com ostrzeliwanego szańca, gdyż toczyła walkę z bateriami
skierowanymi przeciwko niej. W tej sytuacji artyleria szańca
57 uległa przewadze ogniowej przeciwnika. Jej działa zostały
zdemontowane. Komendant artylerii, por. Damazy Borzęc-
ki, prawdopodobnie został ranny w tej fazie walki.
Około godz. 8.00 do ataku na pozbawionyjuż artylerii sza-
niec ruszyły oddziały I KP zgrupowane w dwóch kolumnach
(gen. Aleksandra Liidersa i gen. Iwana Nabokowa). Szturm
rozpoczęła kolumna LOdersa. 4 baony j e j pierwszego rzutu
(ok. 1600 bagnetów) ruszyły biegiem na flanki szańca ostrze-
liwanego jednocześnie od czoła kartaczami kilku dział kon-
nych. Garnizon umocnienia przywitał piechotę rosyjską sil-
nym ogniem z broni ręcznej, nie zdołałjednakpowstrzymać
przeciwnika. 2 baony 3 i 4 pułków morskich, poprzedzone
ochotnikami z moskiewskiego pułku gwardii, uderzyły napra-
wą flankę szańca. W tym czasie 2 baony pułku rewelskiego
biegły ku j e g o gardłu. Kierujący atakiem generałowie Pahlen,
Liiders i Toll liczyli, że po ponad dwugodzinnym ostrzale pa-
lisada zamykająca szaniec będzie zniszczona. Zawiedli się
jednak. Palisada przetrwała i powstrzymała atak pułku rewel-
skiego, który wpadł pod ogień artylerii Woli (strzelały co
najmniej 4 działa i 2 kozły rakietowe). W tej sytuacji oficero-
wie zamierzali wycofać pułk na pozycje wyjściowe, ale nie
dopuścili do tego żołnierze. Z własnej inicjatywy, instynktow-
nie chroniąc się przed pociskami nadlatującymi od strony
Woli i pociskami z broni ręcznej garnizonu szańca, rzucili się
przez wilcze doły i rów ku południowemu przedpiersiu umoc-
nienia. Na wał wspinali się tak jak żołnierze 4 pułku morskie-
go, tzn. wbijali bagnety w przedpiersie i wchodzili po nich jak
po schodach. Ogień artylerii z Woli oraz wystrzeliwane
z szańca 23 i 56 race zmuszały ich tylko do większego wysił-
ku. Na wierzchołku przedpiersia znaleźli się jednocześnie
z pułkami morskimi. Rosyjska piechota nie oddała anijednego
strzału z broni ręcznej. Dzieło wzięto w walce na bagnety.
W chwili gdy obydwa pułki rosyjskie pierwszej linii wdarły
się na przedpiersie, od czoła zaatakowały szaniec 4 baony dai-
giej linii (2700 bagnetów z pułków ks. Karola, ks. Wilhelma i 5
pułku karabinierów). Nie musiałyjuż one walczyć, by wedrzeć
się do wnętrza, gdyż polski garnizon bardzo szybko został
zniszczony przez pułki pierwszej linii. 2 kompanie 8 ppl broniły
się zaciekle na przedpiersiu kosami i bagnetami, ale wobec
znacznej przewagi atakujących (4 do 1) szanse ich były zniko-
me. Najpierw Polacy zostali zepchnięci do wnętrza szańca,
a następnie do lewego przedpiersia, gdzie wreszcie ulegli.
Młodsi oficerowie walczyli do końca i starali się zmusić swo-
ich podwładnych, by czynili to samo. Kiedy w ostatniej grupie
zdolnych do walki żołnierzy (schroniła się ona w narożniku
szańca) na wezwanie do poddania się czterech szeregowych
12
rzuciło broń, oficerowie ich zabili . W czasie boju kilkunastu
żołnierzy polskich zdołało wyrwać się na zewnątrz szańca

12
Ibidem, s. 71-72.
i wycofać do Woli, unosząc ze sobą rannego komendanta, mjr.
Krassowskiego. Rosjanie wzięli do niewoli około 80 jeńców
i zagarnęli 4 zdemontowane działa. Pozostała część garnizo-
nu w większości poległa.
Zdobyty szaniec znalazł się pod ogniem artylerii Woli,
a zatem Ltiders musiał go opuścić. Swojąkolumnę sformował
przed j e g o frontem.
Między godz. 8.00 a 9.00 armia rosyjska rozpoczęła przy-
gotowania do ataku na Wolę. Paskiewicz przesunął oddziały
drugiej linii ku Warszawie. Korpus gwardii zajął pozycje na
zachód od Szczęśliwie, rezerwa artylerii stanęła mniej więcej
w połowie drogi biegnącej z Włoch do traktu kaliskiego, a na
prawo od niej rozlokował się korpus kawalerii gen. Witta.
Korpus grenadierów wyszedł przed Odolany, Strandman za-
atakował ponownie Szopy (przed godz. 9.00 odbite przez
Andiychiewicza), a Murawiew wzmógł ostrzał pozycji bro-
nionych przez 1 DP z korpusu Umińskiego.
Mogło by się wydawać, że utrata szańców 54,55 i 57 prze-
konała polskich dowódców, iż głównym celem ataku Rosjan
jest odcinek zachodni. Niestety, tak nie było. Krukowiecki i Ma-
łachowski liczyli się tylko z możliwością równorzędnego ataku
na Wolę i Królikarnię, co jednak nie skłoniło Krukowieckiego
do wzmocnienia korpusu Dembińskiego piechotą z korpusu
Umińskiego. Dembiński uzyskał tylko wsparcie w postaci 12
dział artylerii konnej i 6 wyrzutni plutonu rakietników konnych
oderwanych od oddziału artylerii rezerwowej.
Po utracie szańca 57 Dembiński wycofał działa 3 klap
z szańca 58 i rozlokował je, pod osłoną baonu piechoty oraz
szwadronów 1 psk i 1 pułku krakusów, między pierwszą a drugą
linią umocnień. 3 baony 4 ppl, 10 ppl i 5 psp stały za szańcem
23, a 3 baony 5 psp i półbaon 8 ppl za szańcami 21 i 22.
W tym czasie na odcinku zachodnim pojawił się wreszcie
gen. Bem z 12 działami 4 blak. O tym, że Rosjanie obrali za
główny cel ataku szańce 57 i 56, Bem zorientował się na
krótko przed utratą pierwszego z nich. Na trakcie kaliskim
zjawił się z zamiarem osłonięcia Woli przed uderzeniem rosyj-
skiej piechoty stojącej na południe od szańca wolskiego. Bem
widział przed sobą tylko masy wojsk II koipusu, a nie piechotę
Pahlena (kolumna gen. Ludersa stała za szańcem 57, a ko-
kimna szturmowa gen. Nabokowa za linią artylerii, przesuwa-
j ą c e j się przed szaniec 57), uważał więc (takjakwszyscy do-
wódcy polscy), że największe niebezpieczeństwo grozi Woli
od południa. Tymczasem to właśnie Pahlen, a nie Kreutz, miał
opanować Wolę.
Około 104 dział I i IIKP raziło szaniec wolski mniej więcej
odgodz. 9.00 do 9.30 lub 10.00. Odpowiadały im minimum 22
działa wałowe i 4 kozły rakietowe z szańców 56,59 i 23 oraz
20 dział polowych (4 blak i 3 klap) i 6 wyrzutni plutonu rakiet -
ników. Najefektywniej wsparła obrońców Woli 4 blak. Jej 12
dział, prowadzonych osobiście przez gen. Bema, zajęło pozy-
cje za wschodnim krańcem ogrodu Briihla, z południowej
strony traktu w pobliżu Karczmy Wolskiej. W polu ich ostrzału
znalazły się kolumny piechoty Kreutza i część artylerii II KP,
rażąca ogniem szaniec 56 od południa. Oprócz4 blak pojedy-
nek ogniowy kontynuowała 1 kpap oraz artyleria wałowa z
szańców 21 i 22 (razem około 26-27 dział polowych i wało-
wych). W walce tej Rosjanie stracili kilka jaszczy i byli zmu-
szeni przerwać ostrzał Woli. Możliwe, iż także piechota Kreutza
musiała wycofać się za zdobyte szańce 54 i 55. W czasie ak-
cji 4 blak po prawej stronie Woli pojawiło się 8 dział 3 klap i 6
wyrzutni rakietowych, które zajęły pozycje pod szańcem 58.
Ostrzeliwały one baterie I KP, rozlokowane na północ od traktu
kaliskiego, i oddział Chiłkowa.
Polska artyleria samotnie powstrzymywała napór Rosjan
na Wolę. Piechota Dembińskiego nie skorzystała z j e j osłony
i nie ruszyła się zza drugiej linii umocnień.
Rosjanie szybko poczynili kroki, zmierzające do zdławienia
ognia baterii polowych Bema. Na 4 blak posypały się poci-
ski z dział II KP. Bateria znalazła się w poważnych tarapa-
tach. Poniosła straty w ludziach i koniach, ale działa, pomimo
uszkodzeń, nie zostały zdemontowane. Artylerzyści wytrwali
pod ogniem około półgodziny, a następnie pospiesznie cofnęli
się na prawą stronę traktu kaliskiego. Z nowych pozycji
4 blak ponownie otworzyła ogień do baterii Fiedorenki.
Wkrótce jednak znalazła się pod silnym ostrzałem baterii I
i II KP. Rosyjskie działa, stanowiące skrajne, północne zwień-
czenie szyku artylerii I KP (co najmniej 16 dział lekkich),
toczyły bój z działami 3 klap i konnymi rakietnikami. Gdy po
prawej stronie traktu kaliskiego zjawiła się 4 blak, także i ona
stała się ich celem. Co najmniej kilkanaście dział wzięło
4 konną w podłużny ogień. Nie zwracając uwagi na straty
polscy artylerzyści trwali na swoich pozycjach.
Akcja'polskich baterii polowych, zwłaszcza 4 blak, przy-
niosła stronie polskiej wyraźne korzyści - osłabiła ostrzał szań-
ca wolskiego od południa i północnego zachodu, a przede
wszystkim pozwoliła wzmocnić jego garnizon (gen. Sowiński
dopominał się o posiłki, przede wszystkim o piechotę). Gen.
Bogusławski, wbrew rozkazowi gen. Dembińskiego, nakazu-
jącemu 3 DP pozostanie przy drugiej linii umocnień, wysłał do
szańcawolskiegollbaon lOppl (dowódca mjr Tomasz Swit-
kowski). Baon, prowadzony przez dowódcę pułku mjr. Pio-
tra Wysockiego, dotarł do Woli tuż przed wdarciem się rosyj-
skiej piechoty na wały.
Bezpośrednio po wycofaniu się 4 blak na prawą stronę traktu
kaliskiego baterie rosyjskie wzmogły ostrzał szańca wolskie-
go. Bastion północno-zachodni raziły 32 działa pozycyjne I KP
z odległości około 300 m, 4 działa konne stały naprzeciw kur-
tyny zachodniej i strzelały do niej kartaczami, a 16 dział pozy-
cyjnych z II KP prowadziło ogień do bastionu południowo-
-zachodniego. Ten sam bastion, tyle że od południa, ostrzeli-
wało z odległości mniejszej niż 150m 8 dział konnych z roty
dowodzonej przez płk. Paskiewicza (brata feldmarszałka). Tuż
przed szturmem ostrzał artyleryjski Woli prowadziły łącznie 54
działa 1 i II korpusów. Pozostałe działa toczyły walkę z polski-
mi bateriami polowymi.
Rosyjskie pociski powiększały uszkodzenia szańca i uszczu-
plały polski garnizon. Po przybyciu 10 ppl liczba żołnierzy pie-
choty, broniących szańca, wzrosła do ok. 1660 - w bastionie
naczelnym zostało 130 żołnierzy 8 ppl i 73 żołnierzy 10 ppl z 2
działami, w zagrodzie północnej 390 żołnierzy 8 ppl i 170 z za-
kładu 14 ppl z 5 działami (obsadzali kurtyny i 3 bastiony!), w za-
grodzie południowej 390 żołnierzy 8 ppl i 507 z 10 ppl z 3
działami. W sumie garnizon szańca liczył 1800-1900 piechu-
rów, saperów i kanonierów. Podczas prowadzonego przez
Rosjan ostrzału wielu artylerzystów, łącznie z komendantem
artyleri i kpt. Krzywickim, zostało wyłączonych z walki. Krzy-
wickiego nie mógł zastąpić gen. Sowiński, który z powodu
kalectwa z trudem poruszał się między bastionem naczelnym
a śródszańcem. Zabitych i rannych kanonierów zastępowali
żołnierze piechoty. Brak fachowej obsługi doprowadził do
tego, że artyleria polska strzelała znacznie wolniej i mniej
celnie, co, oczywiście, nie mogło ujść uwagi rosyjskich do-
wódców. Z 12-13 dział, które znajdowały się w szańcu, jeden
granatnik uległ uszkodzeniu j u ż na początku walki, a 3 działa
(z frontu zachodniego) zostały rozbite przez artylerię rosyjską
prawdopodobnie w ostatniej fazie ostrzału. Pogłębiały się także
szkody w zewnętrznej części szańca. Front zagrody północ-
nej był niemal zrównany z ziemią, w północno-zachodnim pół-
bastionie powstał wyłom na 17—20 m, zapadał się cały naroż-
nik północny bastionu naczelnego, a w wale wschodnim poci-
ski rosyjskie, które nie zatrzymały się na drzewach ogrodu,
rozbiły częściowo kurtynę i wejście do szańca uzyskało szero-
kość kilkunastu metrów. W najlepszym stanie znajdował się
śródszaniec, ale budynki w j e g o obrębie, włącznie z kościo-
łem, dotkliwie ucierpiały od rosyjskich granatów.
Paskiewicz, który obserwował ostrzał Woli spod szańca
55, zorientował się, że Polacy nie zamierzali j e j wspomóc
masami piechoty. Ten bezruch strony polskiej skłonił niezwy-
kle ostrożnego feldmarszałka do bardziej stanowczych kro-
ków. Przed godziną 10.00 postanowił rozpocząć atak. Główne
uderzenie, wychodzące od strony zachodniej, miał wykonać
korpus Pahlena. Paskiewicz wziął na siebie atak od tyłu, ab>
odciąć garnizonowi szańca drogę odwrotu ku Warszawie. Na
rozpoznanie wschodniej części polskiego umocnienia udał się
gen. Fiodor Berg.
Do ataku na Wolę Pahlen wyznaczył całą kolumnę Ludersa
(8 1/2 baonu, około 4000 bagnetów) oraz pierwszą linię ko-
lumny gen. Nabokowa, dowodzoną przez gen. Martynowa
(4 baony, 2900 bagnetów), w sumie 12 1/2 baonu piechoty
(ok. 6900 bagnetów). Kolumna LOdersa stała za szańcem
57, chroniąc się przed ogniem polskiej artylerii. Kolumna
Nabokowa rozlokowała się na póbiocny zachód od kolumn)
Lttdersa.
Kolumna gen. Martynowa ruszyła na bastion naczelny,
a kolumna Liidersa na bastion północno-zachodni. Nie ponio-
sły przy tym większych strat, gdyż baterie piesze Fiedorenki
i Perrina oraz baterie konne, zasypując kartaczami przed-
piersia, spędziły z nich polskąpiechotę i kanonierów. Dopiero
gdy rosyjskie kolumny znalazły się w pobliżu szańca i zamilkła
wspierająca je artyleria, atakujących przywitały kartacze pol-
skich dział i pociski piechoty, która ponownie obsadziła wały.
Najpierw dopadła szańca pierwsza linia kolumny Ludersa
(ochotnicy gwardii, 3 i 4 pułki morskie oraz pułk rewelski
- 4 baony, minimum 1700 bagnetów), atakująca od północ-
nego barku bastion północno-zachodni. Ochotnicy gwardii pułku
preobrażańskiego pod ogniem kilkuset żołnierzy 8 i 14 ppl wdarli
się do rowu, a następnie wspięli na trzymetrową skarpę oraz
stok przedpiersia. Ułatwił im to brak palisad w rowie, poważ-
ne uszkodzenia bastionu, bezpośrednie wsparcie ze strony ar-
tylerii konnej oraz niewykorzystanie przez obrońców grana-
tów ręcznych, które w tym momencie powinni rzucać do rowu.
Polacy na rozkaz mjr. Franciszka Biernackiego z 8 ppl, do-
wódcy garnizonu w zagrodzie północnej, odstąpili od wału,
wycofali się pod osłonę drzew parku i ku szyi bastionu, skąd
przywitali ogniem pokazujących się j u ż na przedpiersiu żołnie-
rzy rosyjskich. Baony Ltidersa nie były w stanie wedrzeć się
do wnętrza bastionu. W tej sytuacji rosyjski dowódca rzucił
do ataku od północy (na bastion środkowy kurtyny północnej)
pułki drugiej linii swojej kolumny - ks. Karola, ks. Wilhelma
i piąty karabinierów z saperami (4 1/2 baonu, ok. 2300 bagne-
tów). Zaatakowały one zagrodę pod osłoną artylerii konnej,
która oczyściła z obrońców przedpiersie. Biernackiemu udało
się dwukrotnie zepchnąć Rosjan do fosy, ostatecznie jednak
uległ ich liczebnej przewadze. Porzucił obronę przedpiersia
i cofnął się ponownie między drzewa ogrodu. Natychmiast
wykorzystały to pułki morskie i rewelski, które wdarły się do
zagrody północnej.
W tym czasie, kiedy kolumna gen. LUdersa starała się we-
drzeć do zagrody północnej, kolumna gen. Martynowa zaata-
kowała bastion naczelny. Ochotnicy gwardii z pułku moskiew-
skiego, idący na czele kolumny, udeizyli na umocnienia od czoła.
Trzykrotnie musieli ponawiać atak, gdyż około 200 żołnierzy
8 i 10 ppl skutecznie raziło z przedpiersia jego przedpole na-
szpikowane wilczymi dołami. Dopiero za trzecim razem, kosz-
tem znacznych strat (utracili m.in. dwóch kolejnych dowód-
ców), dostali się do rowu, wyrwali palisady i przerzucili pomo-
sty na jego drugą stronę. Teraz grenadierzy pułków astrachań-
skiego i Suworowa oraz karabinierzy 6 pułku (4 baony, ok.
2900 bagnetów) rzucili się do rowów i zaczęli się wdzierać na
skarpę i stok przedpiersia. Gdy dotarli na jego szczyt, powitały
ich niespodziewanie salwy oddane z przedpiersia śródszańca,
wznoszącego się tuż za bastionem. Zaskoczyło to Rosjan, gdyż
nie spodziewali się na swojej drodze kolejnego wału. Pod gra-
dem pocisków zalegli na zewnętrznej części bastionu naczel-
nego. Polacy stracili jednak kontrolę nad bastionem i nad znaj-
dującymi się w nim dwoma zdemontowanymi działami.
W czasie rosyjskiego ataku na bastion naczelny w zagro-
dzie północnej żołnierze 8 i 14 ppl nadal walczyli ogrodzie
i wzdłuż północnego wału z baonami Ludersa. Major Biernacki
mógł niewielkimi siłami (kilkaset bagnetów) powstrzymywać
liczniejszego przeciwnika tylko z tego względu, iż kolumna
Lfldersa straciła zwarty szyk i j ej baony prakty cznie przestały
istnieć - do zagrody wdzierały się jedynie luźne grupy żołnie-
rzy rosyjskich. Tymczasem Biernacki nie utracił kontroli nad
podległymi mu kompaniami i dzięki temu udało im się odrzucić
Rosjan ponownie do wału. Polscy oficerowie dawali przykład
swoim podwładnym. Sam Biernacki walczy ł w pierwszym
szeregu z karabinem w ręku. W czasie jednego z kontrataków
dosięgnął go jednak rosyjski bagnet. Wraz z nim padło kilku
najwaleczniejszych oficerów 8 ppl. Utrata oficerów osłabiła
siłę kontrataków. Wtedy Sowiński pchnął na odsiecz Biernac-
kiemu 2 kompanie 10 ppl (ok. 300 bagnetów) pod dowódz-
twem mjr. Tomasza Switkowskiego. Połączyły się one w ogro-
dzie z kompaniami 8 ppl. Dowodzący nimi mjr Lipski, krzy-
cząc: „Wiara! Pamiętajcie Grochów, pamiętajcie łganie!'", zdołał
jeszcze raz rzucić do kontrataku swoich żołnierzy. Rosjan po-
nownie zepchnięto w kierunku bastionu północno-zachodnie-
go, ale nie zdołano j u ż wyprzeć ich z szańca.
Polacy zatrzymali się na skraju ogrodu, skąd ostrzeliwali
szyję bastionu. Stłoczone w nim masy rosyjskich żołnierzy po-
nosiły duże straty, gdyż piechota ppłk. Jana Wodzyńskiego ra-
ziła je ogniem z zachodniej części sródszańca. Piechotę wspo-
magała karonada 12-funtowa(lubjednoróg 1-pudowy). Poci-
ski żołnierzy 8 ppl i kartacze karonady omiatały całą zewnętrzną
część kurtyny zachodniej oraz wnętrze zagrody północnej,
między ogrodem a przedpiersiem, aż do szyi bastionu, skutecz-
nie zagradzając drogę żołnierzom Ludersa. Ci, nie mogąc po-
sunąć się w głąb zagrody, opierali się o przedpiersie lub kładli
nawale i jedynie podtrzymywali zacięty ogień karabinowy 1 '.
Luders zgromadził pułki morskie i rewelski w rowie za czołem
i północnym barkiem bastionu, a pułki ks. Wilhelma, ks.Karola
i baon 5 pułku karabinierów za północnym wałem. Nie było to
szczęśliwe m ięjsce dla tych ostatnich, gdyż ostrzeliwały je działa
3 klap i 4 blak. Z drugiej strony szańca, przy bastionie naczel-
nym, na przedpiersiu zaległy baony gen. Martynowa. Możli-
we, że j e g o żołnierze zaczęli odchodzić w lewo, w stronę kur-
tyny zachodniej, gdzie toczyli walkę ogniowąz piechotą Wo-
dzy ńskiego.
Pierwszy etap walki o Wolę zakończył się niepowodzeniem
strony rosyjskiej. Kolumny I KP nie wdarły się do wnętrza
polskiego umocnienia. Z drugiej strony jednak etap ten przy-
niósł Rosjanom pewne korzyści. Nie licząc zneutralizowania
bastionu naczelnego i północno-zachodniego oraz strat zada-
nych polskiemu garnizonowi, Rosjanie uzyskali wreszcie in-
formacje o wewnętrznej budowie szańca i rozkładzie polskich
sił (m.in. gen. Berg zawiadomił Paskiewicza, że wschodnia
kurtyna szańca jest uszkodzona i broni j e j niewielu polskich
żołnierzy). Uzyskane informacje pozwoliły Pahlenowi i Paskie-
wiczowi na prowadzenie, niezależnie od siebie, kolejnych działań
przeciwko Woli. Pahlen miał kontynuować atak od czoła, na-
tomiast feldmarszałek zorganizował atak od tyłu, tj. od wscho-
du na zagrodę północną i od południa na śródszaniec. Do ata-
ku od wschodu Paskiewicz wyznaczył gen. Berga z pułkami
nowo- i staroingermanlandzkim (2 baony, ok. 860 bagnetów)
z 4—6 działami, a od południa 7 baonów z korpusu Kreutza (ok.
4000 bagnetów). Pahlen zdecydował się skupić wysiłek tylko
na jednej części szańca, a nie na dwóch jednocześnie. Za głów-
13
N. O k u n e v , Istorija vtowjpoloviny polskoj vojny ¡831 goda,
S. Peterburg 1835, s. 93.
ny cel postawił sobie opanowanie zagrody północnej. Dopiero
po j ej zdobyciu zamierzał atakiem od zagrody północnej i ba-
stionu naczelnego uderzyć na śródszaniec.
Kolejny atak kolumny LUdersa rozpoczął się wkrótce po
fiasku dwóch poprzednich. Następnie, w miarę jak podcho-
dziły do swoich celów, włączały się do walki kolumny Berga
i Kreutza. Berg i Kreutz, w przeciwieństwie do LUdersa, mu-
sieli jednak najpierw zabezpieczyć się przed atakiem wojsk
polskich od strony drugiej linii umocnień (na przedpolu szańca
23 tkwiła polska kawaleria). Choć osłonę przed nim tworzyła
j u ż część baterii II korpusu, Berg dołączył do nich swoje dzia-
ła, które ulokował w pobliżu bastionu południowo-wschodnie-
go pod osłonąjednego baonujegrów. Wkrótce gen. Toll wysu-
nął na ich prawą flankę kolejne 10 dział. Po nich zaczęły stop-
niowo dołączać pozostałe baterie IIKP, wyprowadzane przez
gen. Gorczakowa przed linię szańców 54 i 55. Ostatecznie
około 70 dział pozycyjnych i lekkich prowadziło ostrzał drugiej
linii polskich umocnień oraz traktu kaliskiego od przedmieścia
wolskiego do Woli. Z drugiej strony Woli baterie I KP wzmo-
gły ostrzał 4 blak oraz 3 klap i zmusiły je wkrótce do odwrotu
ku przedmieściu.
Generał Pahlen nie czekał, aż artyleria Perrina spędzi pol-
skie baterie polowe spod szańca 58. Zdecydował się kontynu-
ować atak od strony bastionu północno-zachodniego. Zaanga-
żowanego w walkę LUdersa wspomóc miał gen. Martynow,
któremu Pahlen rozkazał zostawić jeden baon przy bastionie
naczelnym, a z pozostałymi trzema włączyć się do boju. Gre-
nadierzy astrachańscy i Suworowa, baon karabinierów oraz
ochotnicy obeszli kolumnę LUdersa i uderzyli na bastion pół-
nocno-zachodni od północy. Nie zważając na kartacze i poci-
ski piechoty wtargnęli do bastionu od barku północnego. A co
najważniejsze, udało im się przy tym zachować szyk zwarty.
Korzystając z sukcesu Martynowa baony pierwszej linii ko-
lumny Ludersa (morskie i rewelski) wtargnęły do szańca od
południowego czoła bastionu. Pułki drugiej linii (ks. Wilhelma
i ks. Karola) weszły do zagrody na lewo od Martynowa. Pol-
ska piechota (ok. 800 bagnetów) nie zdołała j u ż powstrzymać
tej kilkutysięcznej masy żołnierzy rosyjskich. Nie pomogły kar-
tacze z działa na śródszańcu oraz pociski piechoty ppłk. Wo-
dzyńskiego rozstawionej na ławie przedpiersia. Rosjanie (gre-
nadierzy Martynowa na czele) wtargnęli do ogrodu. Wśród
drzew i w alejach ponownie rozgorzała walka.
Rosjanom udało się rozdzielić polski garnizon na dwie czę-
ści. W jednej (w pobliżu śródszańca) walczyli z kolumną Liider-
sa żołnierze 10 ppl pod dowództwem mjr. S witkowskiego,
w drugiej (bliżej północnej części zagrody) toczyli bój z pie-
chotą Martynowa żołnierze 8 ppl pod dowództwem mjr. Wik-
tora Dobrogoyskiego, nowego naczelnika zagrody północnej.
W czasie walki Dobrogoyski, przerażony liczbą piechoty ro-
syjskiej, a także strzałami, które rozległy się od strony bastionu
południowo-wschodniego i tyłu szańca (do ataku przystąpił gen.
Berg), wpadł w panikę i dał hasło do ogólnego odwrotu. Pierw-
szy wycofał się z zagrody przez uszkodzony kojec we wschod-
niej kurtynie, porywając za sobą około 500 żołnierzy.
Mjr Świtkowski, dysponujący ok. 300 bagnetami (możliwe,
że dołączyły do niego ostatnie dwie kompanie 10 ppl prowa-
dzone przez mjr. Wysockiego), nie mógł j u ż wypchnąć Rosjan
za wał. Jego kompanie poniosły dotkliwe straty i cofały się
przez ogród w kierunku śródszańca. Próbował, co prawda,
powstrzymać Rosjan (wspierali go ze śródszańca, od lewej,
żołnierze Wodzyńskiego), ale j e g o wysiłek był daremny, tym
bardziej że od południowego wschodu napierał jeden z pułków
Berga.
Atak tego ostatniego stanowił istotne wsparcie dla wojsk
nacierających od zachodu i północy. Co prawda, Berg nie zdołał
powstrzymać żołnierzy uciekających z Dobrogoyskim, ale sto-
jąc na czele pułku staroingermanlandzkiego opanował kurtynę
wschodnią z kojcem, a następnie z pułkiem nowoingerman-
landzkim ruszył w kierunku ogrodu. Możliwe, że musiał także
toczyć walkę z oddziałami wysłanymi przez Sowińskiego i Wo-
dzyńskiego dla osłony odwrotu Świtkowskiego, który nadal
walczył w ogrodzie z napierającą pierwszą linią kolumny
Liidersa. Ostatecznie szczątkom 2 kompanii 10 ppl udało się
dotrzeć do śródszańca i zatarasować kojec, prowadzący do
jego wnętrza, zanim Berg odciął im drogę. Gdy Polacy znaleźli
się w śródszańcu, zaatakował go od strony ogrodu gen. Luders
z częścią pułków ks. Wilhelma i ks. Karola. Atak ten zakoń-
czył się niepowodzeniem. Piechota Wodzyńskiego powstrzy-
mała Rosjan, przedzierających się przez palisady, strzałami
z broni ręcznej i zmusiła ich do odwrotu pod osłonę drzew ogrodu.
Bój o zagrodę północną zakończył się około godz. 10.30.
W rękach polskich pozostał j u ż tylko śródszaniec, do którego
obrony gen. Sowiński miał ok. 900 bagnetów 8 i 10 ppl oraz
jedno działo. Polska piechota opuściła ławy strzeleckie wału
północnego ostrzeliwane nieustannie przez piechotę rosyjską
z ogrodu. Ppłk Wodzyński i mjr Wysocki wraz z gen. Sowiń-
skim przebywali w północnej części śródszańca, 2 plutony
10 ppl na wale naprzeciw bastionu naczelnego, a większość
żołnierzy piechoty u podnóża wału północnego. Po drugiej jego
stronie, w zagrodzie północnej, 10 baonów piechoty Liidersa,
Martynowa i Berga (ok. 6000 bagnetów) przygotowywało się
do ostatecznego ataku na śródszaniec. Jego wysokie przed-
piersia, głębokie rowy z prawie nie tkniętą przez ostrzał arty-
leryjski palisadą musiały odstraszać od bezpośredniego sztur-
mu, tym bardziej że pułki rosyjskie podczas ataku na wały za-
grody północnej straciły wszystkie drabiny szturmowe. Możli-
we, że w tym czasie grenadierzy i karabinierzy gen. Martyno-
wa próbowali dostać się do szańca w miejscu, w którym kur-
tyna zachodnia łączyła się ze śródszańcem, ale ich napór Po-
lacy powstrzymywali kartaczami z działa kierowanego przez
Sowińskiego i ogniem karabinowym piechoty. Prawdopodob-
nie w trakcie odpierania jednego z wypadów ranni zostali ppłk
Wodzyński i mjr Wysocki. Rosjanie mimo wszystko nie zdołali
wedrzeć się do śródszańca od zagrody północnej. Stało się to
możliwe dopiero wtedy, gdy polski garnizon zmuszony został
do podziału sił między wał północny i południowy. Około godz.
i 1.00 uderzyły na śródszaniec kolejno koltynny gen. Malinow-
skiego i gen. Nabokowa.
Gen. Malinowski na czele pułków szlisselburskiego i łado-
skiego (4 baony, ok. 2300 bagnetów) zaatakował południowy
kraniec śródszańca, a baon 11 pułkujegrów bastion południo-
wo-wschodni. Wraz z nimi uderzyły ponownie baony Berga,
Ludersa i Martynowa. Polacy nie mieli już dostatecznych sił,
by się im przeciwstawić. Rosjanie wdarli się na wał śródszań-
ca od zagrody północnej, co przypłacili stratą ciężko rannego
gen. Martynowa. Także baony Malinowskiego odepchnęły
obrońców od wału. Dalszą obronę ułatwiały Polakom zabudo-
wania wewnętrzne śródszańca. Dwa budynki (m.in. plebania)
były połączone murem ze strzelnicami i stamtąd Polacy razili
rosyjską piechotę, uniemożliwiając j e j wtargnięcie w obręb po-
łudniowo-zachodniej części śródszańca z kościołem Św. Waw-
rzyńca. Opór obrońców złamali Rosjanie dopiero w tym mo-
mencie, gdy od zachodu i południa dostały się do śródszańca
baony drugiej linii kolumny Nabokowa - grenadierzy sybirscy
i Rumiancowa oraz karabinierzy 5 pułku (5 baonów, ok. 2300
bagnetów). Wprowadził je do boju gen. Pahlen zaniepokojony
przedłużającą się walką LUdersa. Pierwszy dopadł do szańca
pułk sybirski (brał udział w szturmie Pragi w 1794 r.). Wdarł
się na przedpiersie bastionu naczelnego od południowego za-
chodu, a następnie wzdłuż j e g o wału dotarł do wału śródszań-
ca (dołączył prawdopodobnie do niego pozostawiony przez
Martynowa baon 6 pułku karabinierów). Wału zachodniego
śródszańca broniły jedynie 2 plutony 10 ppl i nie znana liczba
żołnierzy 8 ppl. Polacy zdołali przez jakiś czas utrzymać pozy-
cje, ale ostatecznie ulegli przewadze wroga. W tym samym
mniej więcej czasie zdołali wedrzeć się do śródszańca grena-
dierzy pułków Suworowa i astrachańskiego, którzy ponownie
uderzyli w miejsce, gdzie wał zachodni zagrody północnej łą-
czył się ze śródszańcem. Do tej pory powstrzymywały ich
kartacze karonady, przy której znajdował się gen. Sowiński,
ale kiedy na tyły baterii wdarli się grenadierzy sybirscy, gene-
rał musiał przerwać ogień. Między kościołem a wałem śród-
szańca rozpoczęła się walka na bagnety. Polacy ginęli, podda-
wali się lub uciekali do kościoła, co było już zresztą utrudnione,
gdyż na wał wdzierał się pułk Rumiancowa wsparty przez baon
5 pułku karabinierów.
Grupa żołnierzy 8 i 10 ppl, w której znajdował się Sowiński,
otrzymała propozycję kapitulacji. Generał przyjął ją. Gdy Po-
lacy złożyli broń, niespodziewanie z kościoła Sw. Wawrzyńca
padła salwa wymierzona w plecy przyjmujących kapitulację
Rosjan. Żołnierze rosyjscy uznali złożenie broni za podstęp i wy-
bili bagnetami bezbronnych Polaków 14 . Prawdopodobnie w tej
rzezi zginął Sowiński.
Tymczasem bój o szaniec wolski zbliżał się do końca. Ostat-
nia j e g o faza toczyła się wokół kościoła. Wejście do j e g o wnę-
trza, zamknięte palanką, znajdowało się od strony wschodniej.
Budynek był przygotowany do obrony, ale w trakcie walki zno-
szono doń rannych. Po kilkugodzinnym ostrzale ściany świą-
tyni i dach były uszkodzone i podziurawione rosyjskimi poci-
skami.
Kościół stał się punktem zbornym żołnierzy polskich, wyco-
fujących się ze wszystkich części śródszańca. Chronili się oni
w j e g o wnętrzu lub pod osłoną otaczającego go muru, skąd
ostrzeliwali zacieśniający się pierścień wojsk rosyjskich. Ro-
sjanie złamali opór Polaków w zabudowaniach położonych od
wschodu i północy, a następnie wybili lub wzięli do niewoli gaip-
ki broniące się między kościołem a wałem śródszańca. Na
14
J. F e d o r o w i c z , Zgonjenerała Sowińskiego, „Na Ziemi N a s z e j "
1909, nr 20, s. 2.
południu pułki grenadierów Rumianeowa i 5 karabinierów od-
cięły garnizonowi drogę ucieczki ku miastu. Oddziały Ludersa
ostrzeliwały wejście do kościoła z opanowanych budynków
śródszańca.
Atak na kościół Rosjanie rozpoczęli z kilku stron jednocze-
śnie. Polacy bronili się zza palanki, rozbitej j u ż częściowo przez
rosyjskie granaty, a kiedy i tę przeszkodę grenadierzy sybir-
scy pokonali, rozpoczął się we wnętrzu zacięty bój. Walka nie
mogła być długa, gdyż większość „garnizonu" kościoła stano-
wili ranni.
Całkowite przejęcie szańca przez Rosjan nastąpiło między
godz. 11.00 a 12.00. Trudno określić straty, jakie poniosły oby-
dwie strony w walce o szaniec wolski. Można tylko hipote-
tycznie założyć, iż po stronie rosyjskiej było minimum 1000
zabitych, rannych i zaginionych, a po stronie polskiej 200-300
zabitych i 1230jeńców (wtym 30 oficerów). Wtrakcie walki
z szańca uciekło około 400-500 żołnierzy.
W czasie walki o szaniec wolskijego obrońców wspierała
tylko artyleria. Piechota 3 dywizji nie ruszyła się zza okopów
drugiej linii. Wyżsi dowódcy polscyjedynie obserwowali zma-
gania żołnierzy gen. Sowińskiego. Krukowiecki podobno wy-
dał Dembińskiemu, Bemowi i gen. Franciszkowi Młokosiewi-
czowi (dowódca brygady 3 DP rozlokowanej za szańcami 21
i 22) rozkaz wspierania Woli, ale dwaj pierwsi nie potwierdza-
ją)'eg o otrzymania. Wydaje się to prawdopodobne, gdyż Bem
znajdował się przy działach 1 kpap i z powodzeniem tłumił ogień
baterii II KP, Dembiński przebywał na prawym skrzydle od-
cinka zachodniego (w kulminacyjnym momencie boju o Wolę
odniósł kontuzję i stracił przytomność), a Małachowski obser-
wował zmagania Umińskiego z Mura wiewem. Spośród wy-
ższych dowódców tylko gen. Bogusławski mógł wesprzeć
Wolę. Nie uczynił jednak tego m.in. z tej przyczyny, że niewie-
le wiedział o walce toczącej się w szańcu. Co prawda, dotarli
do niego uciekinierzy prowadzeni przez mjr. Dobrogoyskiego,
ale nie oznaczało to wcale iż szaniec padł. Rozpoznanie sytu-
acji utrudniały dymy i ogród Briihla zasłaniające Wolę.
Po zdobyciu szańca wolskiego Paskiewicz spodziewał się,
że Polacy będą starali się go odzyskać. Z tego też względu
zaczął w j e g o pobliżu koncentrować własne siły. Baterie ar-
tylerii II korpusu ostrzeliwały m.in. obszar między przedmie-
ściem wolskim a Wolą. Lewą ich flankę osłaniały 2 pułki ko-
zaków (ok. 1200 szabel), a prawą 2 pułki huzarów (ok. 1100
szabel). Do Woli zbliżył się korpus grenadierów, a za nim sta-
nęła brygada 1 DKir (12 szwadronów, ok. 1200 szabel).
2 DGren przesunęła się w prawo, by wesprzeć piechotę
II KP, a 1 DGren weszła do Woli. 3 dywizję, która podczas
szturmu poniosła dotkliwe straty, rozlokowano za szańcem (po-
dobnie jak I KP). Chiłkow nie mógł zbliżyć się do Woli, gdyż
uniemożliwiała mu to artyleria wałowa z szańca 59. Wyszedł
jedynie przed Górce z wysuniętym do przodu prawym skrzy-
dłem. W szańcu wolskim do pracy przystąpili saperzy i grena-
dierzy. Mniej więcej w ciągu 1-1,5 godziny wykonali ambra-
zuiy artyleryjskie na przedpiersiu oraz szeroki wjazd od strony
traktu kaliskiego. W szańcu umieszczono do 20 dział z 1 KP.
Przed szaniec wolski wyszły 5 i 6 pułki karabinierów po-
przedzone wysuniętym w kierunku miasta podwójnym łańcu-
chem tyralierów. Baony zatrzymały się ok. 800 m od szańca
23, a tyralierzy posuwali się ku miastu. Dotarli aż do rogatek
położonych w pobliżu szańca 23.1 tu zastopowały ich pociski
polskiej artylerii wałowej umocnień drugiej linii oraz 4 działa
1 kpap. Te ostatnie, asekurowane przez baon 2 ppl, z rozkazu
powracającego na odcinek zachodni gen. Małachowskiego
zajęły pozycje około 500 m przed szańcem 21, skąd ostrzelały
kartaczami (kilkanaście strzałów) rosyjską piechotę. Wyjście
polskich dział polowych przed drugą linię umocnień spotkało
się z gwałtowną reakcją artylerii II korpusu. Wprost „zasypa-
ła" ona kartaczami dywizjon 1 kpap i zmusiła do pospiesznego
odwrotu pod szaniec 21. Polacy stracili 2 działa, kilku kano-
nierów i kilka koni. Straty musiał także ponieść osłaniający ba-
terię baon 2 ppl oraz dwa pozostałe baony tego pułku, które
jednocześnie z działami 1 kpap ruszyły ze swoich pozycji (je-
den stał przy Karczmie Czerwonej, a drugi przy cegielni) w kie-
runku północno-zachodnim.
Akcja dywizjonu 1 kpap i 2 ppl w nieplanowany sposób zsyn-
chronizowała się z ekspedycjągen. Młokosiewicza, który na
rozkaz gen. Bogusławskiego ruszył z Czystego z baonem
5 psp i dwoma półbaonami 4 i 8 ppl (około 1000 bagnetów),
aby dostarczyć amunicję do szańca wolskiego. Tyralierzy, po-
przedzający kolumny baonowe, zmusili do odwrotu tyralierów
rosyjskich uprzednio ostrzelanych kartaczami przez 1 kpap.
Polska piechota posuwała się traktem ku Woli na spotkanie
5 i 6 pułków karabinierów (4 baony, ok. 2000 bagnetów), jed-
nak Rosjanie nie podjęli wyzwania i pospiesznie wycofali się
do szańca, umożliwiając tym samym otwarcie ognia własnej
artylerii. Pod pociskami działowymi polskie baony zbliżyły się
do Karczmy Wolskiej, położonej 200 m od szańca, a tyralierzy
prawdopodobnie zapędzili się pod sam szaniec. Naprzeciw Po-
laków wyszły z umocnienia 1 i 2 pułki karabinierów (4 baony,
ok. 1800 bagnetów). Ruszyły one laskiem w stronę traktu, wy-
pierając na otwartą przestrzeń polskich żołnierzy. Rosjanie nie
uderzyli na stojące w pobliżu karczmy i nieustannie rażone przez
artylerię II korpusu baony gen. Młokosiewicza. Ostatecznie
to właśnie artyleria, a nie karabinierzy, zadała stronie polskiej
największe straty. Od j ej pocisków Młokosiewicz utracił kilku-
dziesięciu ludzi. Gdy zorientował się, że szaniec wolski został
opanowany przez Rosjan, wycofał się pospiesznie za szańce
21 i 22. Karabinierzy rosyjscy postępowali za polską piechotą.
Zbliżyli się nawet do umocnień drugiej linii, ale po raz kolejny
odrzuciły ich od niej kartacze artylerii wałowej szańców 21,22
i 23.
Szaniec wolski ostatecznie pozostał w rękach rosyjskich.
Paskiewicz nie kontynuował jednak natarcia ku przedmieściu
wolskiemu. Zatrzymał działania zaczepne na odcinku zachod-
nim do czasu, aż wyjaśni się sytuacja, do jakiej doszło między
rogatkami jerozolimskimi a mokotowskimi. Z jednej strony feld-
marszałka zaniepokoiły wydarzenia na odcinku Strandmana,
z drugiej zaś przegrupowanie piechoty i kawalerii polskiej
(2 ppl i 4 puł z artylerią)13, wskazujące na koncentrację od-
działów Umińskiego na odcinku zachodnim, w pobliżu Czyste-
go, w celu odbicia szańca wolskiego, ewentualnie w celu wy-
mierzenia ataku w prawą flankę armii rosyjskiej nacierającej
na Czyste i przedmieście wolskie. Obawy Paskiewicza były
w pełni uzasadnione, tym bardziej że na jego lewej flance w rę-
kach polskich znajdowała się jeszcze linia szańców zewnętrz-
nych (poczynając od nr. 58). Feldmarszałek wstrzymał więc
działania zaczepne na odcinku zachodnim i pospieszył do Mu-
rawiewaz biygadąkirasjerów (12 szwadronów, 1200 szabel)
i brygadą ułanów (8 szwadronów, 1000 szabel). Już wcześniej,
bo około godz. 9.00, do Murawiewa dołączyła biygada pie-
choty gwardii (4 baony, 2600 bagnetów). Tak więc około godz.
12.00 jego oddział liczył mniej więcej 8000 żołnierzy i wraz
z kąrpusem gwardii rozlokowanym na zachód od Szczęśliwie
zagrażał rogatkom jerozolimskim, a nawet Królikami.
Opuszczając odcinek zachodni, Paskiewicz rozkazał zatrzy-
mać atak ku przedmieściu wolskiemu i prowadzić ostrzał ar-
tyleryjski polskich pozycji do czasu, aż osobiście przekona się,
co Polacy zamierzają czynić na prawym skrzydle. Podczas
nieobecności Paskiewicza Polacy podjęli działania mające na
celu odzyskanie szańca wolskiego.
Wkrótce po powrocie Młokosiewicza i odrzuceniu rosyjskiej
piechoty od umocnień drugiej linii gen. Małachowski, który
dotarł wreszcie do szańca 23, zorganizował kontratak. Do ak-
15
4 puł z 2 działami 2 blak ściągnął na odcinek zachodni gen. Kruko-
wiecki. Działa 2 blak ostrzelały nawet kolumnę gen. Malinowskiego, zmie-
rzającą do ataku na Wolę od południa.
cji wyznaczył jedynie 2 baony z 12, jakimi dysponował na od-
cinku zachodnim, gdyż bardziej myślał o zabezpieczeniu dru-
giej linii umocnień niż o szańcu wolskim. Bem wsparł działania
piechoty tylko 14 działami lekkokonnymi, mimo że na przed-
mieściu wolskim miał jeszcze 21 dział pol owych.
Kontratak rozpoczął się przed godz. 13.00. Ku Woli mszyły
2 baony piechoty — 1/10 ppl (ok. 640 bagnetów) oraz baon
8 ppl (ok. 600 bagnetów). Żołnierze 10 ppl mieli ratować swo-
jego dowódcę, a ósmacy zrehabilitować się po sromotnej
ucieczce z szańca. 14 dział 4 blak stanęło z prawej strony traktu
kaliskiego, mniej więcej w połowie drogi między Woląa przed-
mieściem wolskim. Osłaniał je 1 pułk krakusów i I baon 4 ppl
mjr. Marcina Spornego.
W momencie gdy polskie oddziały wyszły na przedpole dru-
giej linii, znalazły się pod ostrzałem rosyjskich baterii rozloko-
wanych przed szańcami 54, 55 i 56. Krzyżowy ostrzał dział
osłabił tempo ataku polskiej piechoty. 4 blak zaczęła strzelać
do kawalerii i artylerii widocznej między szańcami 56,58 i 59
(były to pułki Chiłkowa), ale nie postępowała za baonami 8
i 10 ppl. Te zaś, nie zważając na ogień rosyjskiej artylerii, po-
dążały ku Woli. Polscy tyralierzy ponownie spędzili z pola ty-
ralierów rosyjskich i nieustannie prowadząc z nimi wymianę
ognia zbliżali się do miejsca, w którym od traktu kaliskiego
odchodziła droga na tyły szańca wolskiego, tj. ok. 500 m od
jego wschodniego wału. Jeszcze przed tym punktem polską
piechotę powitały kartacze z dział rozmieszczonych na połu-
dnie od Woli, a także z dział rozlokowanych w szańcu. Pol-
skie baony zatrzymały się pod ogniem artylerii i rozwinęły się
po obydwu stronach traktu, ściągając z przedpola tyralierów.
Przeciw nim wystąpiły 4 baony 1 i 2 pułków karabinierów
(ok. 1800 bagnetów). Rozgorzał bój ogniowy. Gdy jedna ze
stron przechodziła z szyku rozwiniętego w zwarty (kolumny),
do ataku na bagnety, druga ustępowała, osłaniając się tyralie-
rami. Pierwsi zaatakowali Polacy. Rosjanie, co prawda, po-
wstrzymali ich impet, ale ostatecznie zmuszeni zostali do od-
wrotu. Dalszy napór Polaków wstrzymała artyleria umiesz-
czona na kurtynie wschodniej szańca. Karabinierzy zyskali
dzięki temu czas na uporządkowanie szyku. Gdy ruszyli do
ataku, wsparły ich posiłki z Woli, a jednocześnie zza południo-
wej i północnej kurtyny szańca wyłaniać się zaczęły oddziały
piechoty I i II korpusów, zamierzające wyjść na flankę polskich
baonów. Oddziały postępujące od północy odrzuciły za szaniec
działa 4 blak. Atakujących od czoła karabinierów prowadził
osobiście gen. Szachowski, dowódca korpusu grenadierów.
Polska piechota nie dotrzymała pola i rozpoczęła odwrót ku
szańcom drugiej linii. Idące za niąpułki karabinierów, wzmoc-
nione oddziałami z 1,2 i 5 DP, szybko zbliżyły się do polskich
umocnień. Niebezpieczeństwo zawisło nad 4 blak, która nie-
spodziewanie znalazła się na tyłach rosyjskich pułków. Bem
załamał front baterii pod kątem prostym i skierował na pie-
chotę rosyjską ogień 4 dział. Kartacze baterii nie powstrzyma-
ły jednak przeciwnika. Do walki z nim po raz kolej ny włączyła
się artyleria wałowa szańców 21,22 i 23, wspierana przez pol-
ską piechotę. W walce odznaczył się szczególnie IV baon
4 ppl, którego rozwinięte kompanie rzucił do kontrataku do-
wódca pułku ppłk Kazimierz Majewski. Napór rosyjskiej pie-
choty na drugą linię powstrzymały ostatecznie kartacze arty-
lerii wałowej oraz polowej - działa 4 blak, rażącej Rosjan od
tyłu, 1 kpap, 1 blak i 3 klap. Drobne grupy żołnierzy rosyjskich,
które zdołały przedrzeć się i umocnić w zabudowaniach przed-
mieścia wolskiego, zostały przez Polaków szybko zniszczone
albo wycofały się do Woli na stanowczy rozkaz Paskiewicza.
W pierwszej chwili po odwrocie baonów 8 i 10 pułku gen.
Małachowski chciał jeszcze raz rzucić je do ataku, wzmacnia-
j ą c tym razem częścią piechoty z odcinka zachodniego, ale
j uż wydany rozkaz cofnięty został prawdopodobnie przez Kru-
kowieckiego, który obawiał się ataku wojsk rosyjskich na ro-
gatki jerozolimskie. Odparcie Rosjan ku Woli (około godz.
13.00) zakończyło ostatecznie działania zaczepne polskiej pie-
choty na odcinku zachodnim. Od tej pory inicjatywę przejęła
artyleria.
Między godz. 13.00 a 14.00 po prawej stronie szańca 23
gen. Bem skoncentrował 11 dział pozycyjnych i 14 lekkich
(5 kpap, 1 kpap, 4 blak,), a Dembiński wydzielił do ich osłony
2 baony 4 i 8 ppl oraz szwadron 1 pułku krakusów. Bem po-
prowadził baterie pod szańce zewnętrzne i uformował je w li-
nię, frontem ku południowemu zachodowi. Lewe skizydło tej
wielkiej baterii (zajmowała front długości ok. 800-900 m) osła-
niały baony piechoty. Prawe skrzydło wychodziło przed
wschodni kraniec szańca 59, przy czym stojące na j e g o skraju
2 działa 2 blak wysunięte były pod kątem przed szyk, dzięki
czemu mogły ostrzeliwać Wolę i przedpole baterii. Tył prawe-
go skrzydła osłaniał szwadron krakusów. Baterie przystąpiły
do ostrzału artylerii I korpusu oraz oddziałów rosyjskich tkwią-
cych za szańcem wolskim. Rosjanie wyprowadzili przeciwko
nim co najmniej 24 działa pozycyjne i lekkie osłaniane przez
2 brygady grenadierów (ok. 3600 bagnetów). Celem 4 dział
wałowych z szańca 59 była kawaleria gen. Chiłkowa. Raziła
ją także artyleria szańca 61 i 62a (kilka dział wałowych, polo-
wych i kozły rakietowe). Jednocześnie z manewrem Bema
artyleria wałowa z szańców 21,22,23 wzmogła ostrzał opa-
nowanego przez Rosjan szańca wolskiego. Wspierała j ą w tym
zapewne 3 klap (8 dział). Na lewo od tej kompanii między
szańcem 21 a traktem krakowskim stało maksimum 20 dział -
6 kpap (z artylerii rezerwowej), 7 kpap i 1 klap. Baterie te
prowadziły wymianę ognia z artylerią II korpusu, ale ich ce-
lem mogły być także masy piechoty na południe od Woli.

W ciągu godziny Bemowi udało się skoncentrować naprze-


ciw rosyjskich baterii, korpusów piechoty i oddziału Chiłkowa
co najmniej 64 działa wałowe i polowe. Pierwsze rozpoczęły
ostrzał działa rozlokowane na południe od szańca 21. Nie trwał
on zbyt długo, gdyż baterie Fiedorenki i szarża brygady kira-
sjerów, krwawo odparta przez kilka dział 2 blak, szybko zmu-
siły polskie działa do odwrotu z przedpola drugiej linii. Z bate-
riami kierowanymi przez Bema nie poszło Rosjanom tak ła-
two. Około godz. 14.00 otworzyły one „żywy ogień" na rosyj-
skie pozycje i prowadziły go do godz. 16.00, a artyleria wało-
wa do godz. 17.00. Głównym przeciwnikiem polskiej artylerii
były baterie 1 KR Perrin przeciwstawił Bemowi co najmniej
połowę swoich dział lekkich i pozycyjnych. Druga połowa
mogła wspólnie z działami Fiedorenki ostrzeliwać szańce dru-
giej linii. Paskiewicz nie podjął żadnych zdecydowanych dzia-
łań zaczepnych (chociażby kawalerią Chiłkowa lub brygada-
mi grenadierskimi) i nakazał ograniczyć się tylko do ostrzału
artyleryjskiego polskich baterii. Ogień polskich dział zmusili
i II korpusy, stojące za szańcem wolskim, do ukrycia się za
jego południową część. Sam szaniec rażony był granatami i ra-
kietami. Straty ponosiłajazda Chiłkowa. Wszelkie ruchy ro-
syjskiej kawalerii, mogące wróżyć atak, natychmiast spoty-
kały się z kontrakcją ze strony 4 blak, zamykającej od północy
szyk polskich baterii.
Pociski rosyjskiej artylerii szerzyły spustoszenie na przed-
mieściach. Ppor. Aleksander Ekielski, któiy około godz. 14.00
prowadził do baterii Bema 8 wozów amunicyjnych, gdy tylko
wyszedł zza osłony cmentarza luterańskiego i wzgórz z wia-
trakami przy ulicy Młynarskiej, stracił 5 z nich. W pojedynku
na odcinku zachodnim brało udział ponad 200 dział. Artylerię
polową wspierała artyleria wałowa szańców 21,22,23, gdzie
dowodził ppłk Jan Romański.
Ostrzał prowadzony przez artylerię Bema przygotował grunt
do ponownego natarcia piechoty polskiej na Wolę (zmusił Pa-
skiewicza do wycofania oddziałów tkwiących tuż za Wolą
i szańcami 58 oraz 59, a kawalerię Chiłkowa do odwrotu pod
Górce). Niestety, Krukowiecki nie zaryzykował.
Pociski polskiej artylerii polowej nie tylko zadały przeciwni-
kowi dotkliwe ciosy, ale także prawdopodobnie ostudziły zapał
niektórych dowódców rosyjskich do kontynuowania działań
zaczepnych aa odcinku zachodnim. Szkoda, że Bem nie zde-
cydował się na podobną akcję wcześniej, wówczas gdy Ro-
sjanie przygotowywali się do szturmu Woli.
Około godz. 16.00 na rozkaz gen. Małachowskiego Bem
cofnął baterie za drugąlinię fortyfikacji. Do godz. 17.00 strze-
lała artyleria wałowa, która zakończyła bój na odcinku zachod-
nim. Na odcinku południowym zakończył się on około godz.
15.00. Mniej więcej około godziny 17.00 do Dembińskiego do-
łączyła piechota z korpusu Umińskiego (6 baonów, ok. 3000
bagnetów).
Po południu 6 września Rosjanie nie podjęli j u ż aktywnych
działań. Decyzja zapadła podczas rady wojennej (początek oko-
ło godz. 15.00), w której obok Paskiewicza i Tolla wzięli udział
generałowie Neidhanłt, Pahlen i Kreutz. Toll przekonywał zgro-
madzonych, iż pomimo osiągnięcia celów wyznaczonych na
pierwszy dzień szturmu należy kontynuować działania i jesz-
cze 6 września opanować szańce drugiej linii i wał miejski.
Twierdził, że wojska rosyjskie są skoncentrowane naprzeciw
odcinka zachodniego, a polskie rozrzucone na całym froncie
obrony wokół Warszawy, toteż odłożenie ataku do następnego
dnia pozwoli powstańcom na przegrupowanie sił. Większość
uczestników narady była jednak przeciwna kontynuowaniu
walki. Paskiewicz oficjalnie poszedł za głosem większości, ale
faktycznie od początku opowiadał się za przerwaniem sztur-
mu, mimo że posiadał siły zdolne go dalej prowadzić (około
25 000 żołnierzy nie uczestniczyło w bezpośredniej walce).
Wstrzymanie walk uzasadniał koniecznością rozpoznania za-
miarów armii polskiej, która koncentrowała siły (między trak-
tem krakowskim a Czystem) i nawet podejmowała działania
zaczepne przeciwko lewemu skrzydłu armii rosyjskiej (Bem).
Poza tym feldmarszałek nie zamierzał prowadzić działań za-
czepnych, mając na lewej flance szańce zewnętrzne 58 (Ro-
sjanie uważali, iż znajduje się w rękach polskich), 59 i 60. Zgru-
powanie polskiej artylerii na flankach zapowiadało działania
zaczepne polskiej piechoty i kawalerii na skrzydła kolumn sztur-
mowych Pahlena i Kreutza, atakujących Czyste i przedmie-
ście wolskie. Zbliżający się zmrok zmusiłby Paskiewicza do
krótszego niż 2-godzinny ostrzału artyleryjskiego polskich po-
zycji, co oznaczało, że piechota atakowałaby umocnienia „nie
zmiękczone" dostatecznie przez pociski dział. Zmrok mógł także
zastać piechotę w trakcie walk o drugą linię. Od kontynuacji
szturmu odwiodły Paskiewicza i inne względy. Był świadom
strat, jakie poniosła strona polska 6 września (utrata najsilniej-
szych umocnień zagradzających drogę do stolicy oraz dotkli-
we straty ludzkie), miał więc nadzieję, że w obliczu niepowo-
dzeń i obaw o przebieg szturmu w dniu następnym (groźba spa-
lenia miasta była wyraźna) Polacy przystąpią do rokowań. Jed-
nocześnie nie obawiał się szybkiego powrotu do Warszawy
korpusu Ramoriny, a ponadto był przekonany, że gdyby podjął
takąpróbę, korpus Rosena zaatakuje j e g o tyły i zwiąże walką.
WYNIKI PIERWSZEGO DNIA BITWY.
POCZĄTEK ROKOWAŃ

Pierwszego dnia działań bojowych wałka wygasła około godz.


17.00. Armia rosyjska straciła tego dnia (według oficjalnych
danych!) około 2300-3000 zabitych, rannych i zaginionych, przy
czym najbardziej poszkodowane były I KP (1200) i II KP
(600). Z szeregów armii polskiej ubyło tyle samo lub nieco
więcej żołnierzy, prawdopodobnie minimum 3000, oraz 22-23
działa wałowe. Największe straty poniosła 3 DP (8 oficerów
starszych, 62 młodszych oraz 1310 podoficerów i szeregow-
ców). Korpus Umińskiego stracił kilkuset żołnierzy
(w boju o Królikarnię około 300), przy czym w tej liczbie było
kilkudziesięciu zabitych. Ale nie straty ludzkie zadecydowały
o tym, że dla Polaków wynik pierwszego dnia bitwy był nieko-
rzystny. Rosjanie zajmując pas fortyfikacji zewnętrznych mię-
dzy traktem krakowskim a kaliskim, a przede wszystkim sza-
niec wolski i redutę 54, otworzyli sobie drogę do przedmieścia
wolskiego i Czystego (mogli je ostrzelać z artylerii). Zdobycie
najsilniejszych umocnień polskich podniosło morale żołnierzy
rosyjskich, przekonanych, że opanowanie Woli przesądziło o lo-
sie Warszawy.
Jednakże strona polska nie straciłajeszcze szansy na prze-
kreślenie oczekiwań Rosjan. Przebieg bitwy ujawnił, że prze-
ciwnik skoncentrował swój główny wysiłek na zachodnim od-
cinku obrony, co powinno skłonić polskie dowództwo do sku-
pienia na nim większości sił i środków. Pomimo utraty kontroli
nad znacznymi połaciami przedpola i zepchnięcia na przed-
mieścia z drewnianą zabudową Polacy, dzięki układowi forty-
fikacji na skrajach odcinka zachodniego, uzyskali możliwość
ataku na skrzydła zaangażowanych w bój czołowy oddziałów
rosyjskich. Szańce 73 i 74 oraz rejon traktu krakowskiego mię-
dzy tymi szańcami zagrażały tyłom i flance rosyjskiego ataku
skierowanego na Czyste z szańcami 21 i 22. Identyczna sytu-
acja powstała na lewym skrzydle, gdzie szańce 58, 59 i 60
oraz zabudowania obozu 1 DP „wisiały" nad flanką i tyłami
rosyjskiego ataku skierowanego na przedmieście wolskie
z szańcami 23 i 24. Możliwość rażenia ze skrzydeł rosyjskich
kolumn szturmowych i ich artylerii była szczególnie i stoma,
gdy weźmie się pod uwagę fakt, iż do skutecznego ostrzelania
przedmieść (szczególnie Czystego) Rosjanie musieli w y j ś ć
przed szańce 54, 55 i 56, wprost pod działa polskiej artylerii
wałowej i artylerii polowej, korzystającej z osłony szańców.
Wykorzystanie powyższych atutów przez stronę polską w du-
żym stopniu uzależnione było od inicjatywy i chęci działania
wyższych dowódców oraz całej armii. Niestety, nastroje w obo-
zie polskim nie były najlepsze.
Walki stoczone 6 września ujawniły nie tylko fatalny stan
nastrojów, ale i niski poziom wyszkolenia armii. Narzekania
wyższych dowódców na zachowanie się polskiej piechoty nie
były bezpodstawne. Prądzyński pisał, „[...] wódz i żołnierze
okazywali tylko odwagę bierną, nie mieli jednak żadnego za-
pału. [...] wojsko polskie z rezygnacją szło na śmierć'" 6 . Płk
Gallois, obserwując walkę na odcinku zachpdnim (5 psp?),
stwierdził: „u [... ] oficerów i żołnierzy [... ] sporo wahania się,
nie robili wrażenia ludzi na wszystko gotowych" 1 7 . W kawale -

16
I. P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy o wojniepol-
sko-rosyjskiej w 1831 roku, Petersburg 1890, s. 255.
17
W. Z am o y s k i . Jenerał Zamoyski 1803-1868, t 2, Poznań 1913,
s. 377.
rii (1 psk) zdarzył się nawet wypadek odmowy szarży. Artyle-
ria była najlepszą bronią i na niej spoczywał cały ciężarwałki.
I tutaj jednak ujawniły się niedociągnięcia, wynikające z za-
skoczenia kierunkiem głównego uderzenia przeciwnika. Złe
nastroje wśród żołnierzy nie utrzymywały się długo. Następ-
nego dnia bili się nie gorzej niż 6 września.
Najgorsze jednak, że niepowodzenia z pierwszego dnia bi-
twy miały bardzo poważne następstwa dla sprawy niepodle-
głości Polski. Zwolennicy ugody z carem i zakończenia wojny,
szczególnie w utracie Woli, zyskali dogodny pretekst do pod-
jęcia rokowań z Paskiewiczem. Krukowiecki zdecydowanie
opowiedział się za nimi, przy czym wykorzystał sytuację mili-
tarnąjaka zaistniała po pierwszym dniu walk (utrata szańców
zewnętrznych, groźba szturmu miasta i powtórzenia rzezi pra-
skiej z 1794 r.), jako argument w walce politycznej ze swymi
przeciwnikami, wzywającymi do kontynuowania powstania.
Świadomie przedstawiał położenie wojsk polskich zbyt pesy-
mistycznie oraz odmawiał armii zdolności do stawiania dłuż-
szego oporu i obrony miasta przed szturmem rosyjskim,
a wszystko po to, by osiągnąć własne cele polityczne, tzn. przy-
wrócić stan sprzed 29 listopada i narzucić obydwu stronom
konfliktu swoją osobę jako zbawcę, przerywającego przelew
krwi i przywracającego pokój. Przystępują: do rokowań Kru-
kowiecki nie zamierzał zyskać na czasie, aby ściągnąć do
Warszawy II korpus, był bowiem świadom, że nie zdąży on
z odsieczą. Poza tym wcale nie pragnął przybycia Ramoriny,
gdyż chciał się pozbyć konkurencji ze strony polityków zwią-
zanych z księciem Czartoryskim licznie przy nim zgromadzo-
nych. Rozkazy wysłane po walce wzywały Ramorinę do zgro-
madzenia większej części piechoty koipusu w Kałuszynie, a ka-
walerii w Siedlcach i ich okolicach.
Decydując się na podjęcie rokowań, Krukowiecki był pe-
wien tylko jednego - powrót pod berło cara, a więc cofnięcie
aktu detronizacji, było podstawowym warunkiem strony rosyj-
skiej, aby w ogóle zasiąść do rozmów. Krukowiecki musiał
być także świadom, że w zmienionej sytuacji militarnej Rosja-
nie mogą zaostrzyć żądania, a nawet domagać się kapitulacji
bez warunków wstępnych. A gdyby do tego doszło, czy byłby
zdecydowany zerwać rokowania i kontynuować wojnę?
Wszystko wskazuje na to, iż raczej nie. Jedynym atutem, jaki
mógł wykorzystać w politycznej rozgrywce, była groźba kon-
tynuowania wojny po opuszczeniu Warszawy. Do prowa-
dzenia wojny niezbędne były jednak zasoby magazynów War-
szawy (żywność i amunicja), tymczasem Krukowiecki nie
poczynił żadnych kroków, które ułatwiłyby ich ewakuację (nie
wydał zarządzeń o budowie dodatkowych mostów i o przygo-
towaniu statków rzecznych zgromadzonych w Zatoce Golę-
dzinowskiej). A zatem zmierzał nie tylko do ocalenia miasta,
ale przede wszystkim, posługując się wizją rzezi praskiej, do
zakończenia powstania. W swoim dalszym postępowaniu oby-
dwie te kwestie traktował równorzędnie i nie brał pod uwagę
kapitulacji militarnej Warszawy i kontynuowania wojny przy
wykorzystaniu zasobów prawobrzeża. Dla Krukowieckiego
powstanie miało zakończyć się w Warszawie. Jednocześnie
dążył do uzyskania zgody na rokowania ze strony władzy usta-
wodawczej (sejmu i senatu) i ministrów w rządzie. Chciał mieć
takie upoważnienie tylko z tego względu, iż obawiał się, że
zostanie okrzyknięty zdrajcąsamowolnie oddającym kraj we
władanie Rosji. Obawiał się także reakcji zwolenników „partii
ruchu", którzy mogli pokrzyżować j e g o plany, m.in. przez pod-
burzenie mas plebejskich do rozruchów. Aby temu zapobiec,
po godz. 1 S.00 ściągnął do miasta 1 psk (600 szabel) i 3 baony
2 ppl (1700 bagnetów). Lęk przed rozruchami nie pozwalał
nawet myśleć o powołaniu Straży Bezpieczeństwa.

Na wieczornym posiedzeniu Rady Ministrów (w pałacu


Namiestnikowskim) Krukowiecki nie otrzymał zgody na pod-
jęcie rokowań. Pozwolono mu tylko wysłać do Paskiewicza
posłańca w celu uzyskania od feldmarszałka warunków na-
wiązania rozmów. Podczas posiedzenia rady część uczestni-
ków (mniejszość z Niemojowskim na czele) uznała, iż Kruko-
wiecki nie może prowadzić rokowań, ale większość przyznała
mu prawo do dokonywania wszelkich tzw. kroków wstępnych,
a więc zawarcia rozejmu czy przerwania ognia. W tej sytuacji
wysłanie parlamentarza było posunięciem kompromisowym.
Kaliszanie, godząc się na to, zdawali sobie sprawę, iż Kruko-
wiecki gotowy był uznać cara za króla Polski jako warunek
wstępny wszelkich pertraktacji. Nie protestowali i nie wyrazili
sprzeciwu wobec rokowań. Ich postawa wynikała prawdopo-
dobnie z faktu, iż podzielali pesymistyczną ocenę sytuacji mili-
tarnej.
Ostateczną zgodę na rokowania mógł Krukowiecki uzyskać
tylko od połączonych izb s e j n u i senatu, a nie od ministrów.
A sejm miał rozpocząć obrady dopiero następnego dnia rano.
Kruków ieckiemu udało się jednak uzyskać od komisji sejmo-
wej upoważnienie do kapitulowania i rozmów dotyczących
zawieszenia broni, a więc do zawierania układów, które raty-
fikować miał sejm. A zatem otwierała się przed nim droga do
rokowań. Jednocześnie wiedział, że warunkiem wstępnym
nawet zawieszenia broni będzie uznanie cara za króla Polski.
Wieczorem 6 września Krukowiecki był przekonany, że izby
zatwierdzą te warunki następnego dnia. Opozycja, mimo że
znałajego zamiary, milcząco zaakceptowała te posunięcia.
Na podstawie powyższych decyzji komisji i ministrów Kru-
kowiecki wysłał do Paskiewiczagen. Prądzyńskiego, którego
zdołał przekonać do swoich zamierzeń. Kwatermistrz gene-
ralny stał się wiernym sojusznikiem prezesa rządu, gotowym
doprowadzić do zakończenia powstania i przerwania ataku armii
rosyjskiej na Warszawę.
Prądzyński spotkał się z Paskiewiczem rankiem 7 września
(po godz 5.00). Nastraszony przez Tolla i w.ks. Michała stwier-
dził, iż Krukowiecki uzna cara za króla Polski, a następnie na-
pisał oświadczenie, potwierdzające te słowa. Otrzymawszy
taką deklarację Paskiewicz zgodził się na spotkanie z Kruko-
wieckim w celu omówienia warunków rozejmu i przystał na
dwugodzinne zawieszenie broni.
Przez całą noc z 6 na 7 września obydwie armie przygoto-
wywały się do bitwy.
Oddziały polskie po wstrzymaniu ognia wycofały się w po-
bliże wału miejskiego. Uzupełniano amunicję w szańcach
1 oddziałach (6 września artyleria oddała około 8000 strzałów),
żołnierzom przyznano gratyfikację w postaci wódki, piwa i ra-
cji tytoniu. Nie wszyscy jednak jąotrzymali. Do wielu oddzia-
łów nie dotarła nawet żywność.
Dowództwo nie opracowało nowych planów obrony. Nadal
istniała dwuwładza Małachowski-Krukowiecki i nadal obo-
wiązywała instrukcja, ograniczająca działania armii do stałej
obrony „szańców, potem wałów, wreszcie ulic". Co do odcin-
ka zachodniego, to postanowiono ewakuować szaniec 59. Wie-
czorem garnizon tego umocnienia, baon 4 ppl, zajął szańce
24 i 26, a 4 działa wałowe przeprowadzono do szańca 23. Do-
datkowy baon piechoty z ł psp skierowano do szańca 61,
zwiększając garnizon Pary sowa (umocnienia 61,62a, 62b) do
2 baonów (1200 bagnetów). 3 DP miały wzmocnić 2 baony
ściągnięte z oddziału płk. Szymanowskiego i z brygady Czy-
żewskiego. Miał to być główny odwód, którego tak brakowało
Dembińskiemu w pierwszym dniu bitwy. Prawe skrzydło od-
cinka zachodniego wzmocniono jeszcze w dniu 6 września
brygadą z 1 DP. Jej miejsce na styku odcinka zachodniego
i południowego miała zająć II brygada 1 DP, której polecono
o świcie 7 września stanąć w pobliżu rogatekjerozolimskich.
Podobny rozkaz otrzymała także 1 DK. Na odcinku południo-
wym utrzymanie Królikarni i Czerniakowa uznano za rzecz
oczywistą
Z decyzji podjętych przez Sztab Główny wynika, iż dowódz-
two polskie nadal zamierzało bronić „bram wjazdowych" do
miasta - Królikarni, rogatekjerozolimskich i wolskich. Obro-
na Czerniakowa, Mokotowa i Królikarni w dalszym ciągu spo-
czywała na 4 DP (12 baonów, ok. 7600 bagnetów) i brygadzie
Czyżewskiego (4 baony, ok. 3000 bagnetów) wspartych przez
16 dział polowych. Razem liczyły one 10 600 bagnetów. Do
obrony rogatek jerozolimskich zamierzano wykorzystać 6 ba-
onów 1 DP (3300 bagnetów) i 1 DK (ok. 1400 szabel) z 14
działami polowymi. Do obrony odcinka od Czystego do szań-
ca 63 przewidziano 19 baonów (ok. 11 000 bagnetów), pułk
kawalerii (400 szabel) i 64 działa polowe. Na odcinku północ-
nym pozostawiono ok. 2900 bagnetów i szabel (w tym 2200
piechoty). Odcinka południowego strzegły 53 działa wałowe
i 34 polowe, odcinka zachodniego odpowiednio 32 i 64, a pół-
nocnego 23 wałowe. Jak widać z powyższego zestawienia,
Polacy nie dokonali istotnego przegrupowania sił. Zarówno
piechota, jak i artyleria były prawie równomiernie rozrzucone
między odcinek południowy i zachodni.
W pierwszym dniu bitwy mieszkańcy miasta przynajmniej
do południa zachowali spokój. Walka toczyła się na dalekich
przedpolach, wśród ludzi przeważała więc chęć ujrzenia bi-
twy. Obserwatorzy, łaknący mocnych wrażeń, obsiedli dachy
domów i wiatraki, ciągnące się na piaszczystych wzgórzach
przedmieścia wolskiego. Około godz. 8.00 przy rogatkachje-
rozolimskich panowała wręcz piknikowa atmosfera. Na wa-
łach znajdowało się więcej obserwatorów niż ochotników go-
towych walczyć z bronią w ręku. Pociski rosyjskiej artylerii
dolatywały do Alej Jerozolimskich, gdzie nawet zabiły kilka
osób, walki na przedpolu nie można było dostrzec z powodu
gęstych kłębów dymu prochowego, a mimo to wyższe gma-
chy były zapełnione widzami. Sklepy i szynki jużogodz. 7.00
zostały zamknięte, ale nadal prowadzono handel, m.in. na tar-
gu przy Żelaznej Bramie. „Transakcjom" nie przeszkadzał
„przerażający uszy" popołudniowy huk dział.
Obraz miasta zaczął się zmieniać w chwili, gdy Rosjanie
zbliżyli się do drugiej linii fortyfikacji i zdobyli Wolę. Wieść
o utracie szańca wolskiego obiegła całe miasto. Pociski rosyj-
skiej piechoty zmiotły widzów z przedmieścia, a gdy rosyjska
artyleria wyszła przed zdobytą linię szańców zewnętrznych,
kartacze zaczęły dolatywać do wału miejskiego, niszcząc
i zapalając zabudowania. Na ulicach pojawiło się więcej cią-
gnących do lazaretów rannych, a także uciekinierów z Czy-
stego. Coraz realniejsza stawała się groźba wdarcia Rosjan
do miasta. Rosyjskie pociski już dolatywały za wał. Jednak
największe szkody poczyniły na Czystem. Płonęły tam cegiel-
nie, browar Brzezińskiego, kilka budynków przy rogatkach
wolskich i altana w ogrodzie Unrflha. Gaszenie pożarów było
utrudnione, gdyż ciągle trwał ostrzał przedmieść. Na wały wy-
stąpiła Gwardia Narodowa. Jej 1 pułk (1449 bagnetów)
z częścią 2 pułku zajął szańce drugiej linii (od 31 do 38) oraz
wał od rogatek marymonckich do powązkowskich. Większość
żołnierzy 2 pułku obsadziła posterunki rozrzucone w mieście.
Pluton artylerii stał przy rogatkach czerniakowskich.
Do południa 6 września, a więc do momentu, gdy nad mia-
stem zawisła groźba wtargnięcia piechoty rosyjskiej, powoła-
nie Straży Bezpieczeństwa nie było w ogóle brane pod uwa-
gę. Nawet zwolennicy powołania straży uważali zgodnie, że
można jąwykorzystać jedynie tylko do walk w obrębie wałów
miejskich. Krukowiecki i gen. Wojciech Chrzanowski, guber-
nator miasta, nie zamierzali jednak powoływać tej formacji pod
broń. W tej sytuacji zwolennicy włączenia straży do obrony
miasta poczynili kroki, mające na celu j e j uaktywnienie. Nie-
mojowski i wiceprezydent miasta, Ksawery Bronikowski, wy-
dali w tej sprawie odezwy. Na ich efekt trzeba było czekać do
następnego dnia.
Oddziały rosyjskie o zmroku cofnęły się za pierwszą linię
umocnień. II KP stanął za szańcami 54 i 55, a I KP za szań-
cem wolskim. W Woli zostały 4 baony z 20 działami, a w szań-
cach 54 i 55 pojednym baonie. Murawiew rozlokował się za
południowym skrajem Rakowca, Nostitz za wsiąZbaraż, a Chił-
kow zajął pozycje na wysokości Górc. Łańcuch kozaków osła-
niał cały front armii. Artyleria do rana uzupełniała amunicję.
W ciągu całego dnia wystrzeliła 14 600 pocisków, w tym 8500
kul, 4600 granatów, 1300kartaczy i 114 kul zapalających.
W dyspozycjach wydanych na 7 września głównym celem
ataku miały być szańce 21 i 22 (II KP) oraz 23 i 24 (I KP).
Następnym celem był wał miejski, gdzie żołnierze piechoty
i saperzy mieli wykonać przejścia dla kawalerii i artylerii. Pierw-
sza wersja dyspozycji uwzględniała fakt, iż szańce 5 8,59 i 60
będą się znajdowały w rękach polskich, a że wisiały one nad
tyłami i flanką ataku rosyjskiego, miała je obezwładnić artyle-
ria I KP. Cały front ataku zamykał się między szańcami
21 a 24. Rezygnacja Polaków z obrony szańców 58, 59 i 60
(po północy kozacy poinformowali Paskiewicza o ewakuacji
szańca 59) pozwoliła stronie rosyjskiej na skoncentrowanie całej
artylerii I i II KP do walki o drugą linię umocnień. Front ataku
objął także rogatki jerozolimskie. Oddział Murawiewa, które-
go rolę w pierwszej wersji instrukcji ograniczonojedynie do
wspierania ogniem artylerii poczynań II KP, w drugiej wersji,
opracowanej po północy, miał zaatakować rogatkijerozolim-
skie (w czasie ataku I i II KP na szańce 21, 22, 23 i 24).
Zadania Nostitza, Strandmana i Chiłkowa pozostały bez zmian.
Armia rosyjska spędziła noc w nie najlepszych warunkach.
Zimno i głód ostudziły zapał żołnierzy. W pułkach nie było płasz-
czy, większość armii nie otrzymała ciepłego posiłku, wielu żoł-
nierzy nie miało nawet chleba. Przed świtem głodna, zziębnię-
ta i nie przygotowana do wałki armia rosyjska stanęła w szyku
bojowym. Identycznie postąpiła armia polska. Bitwa się jed-
nak nie rozpoczęła. Około godz. 6.00 poinformowano żołnie-
rzy o rokowaniach i rozejmie.
ROKOWANIA PRZEDPOŁUDNIOWE
7 WRZEŚNIA. PRZYGOTOWANIA
ARMII POLSKIEJ I ROSYJSKIEJ DO BITWY

Krukowiecki udał się na spotkanie z Paskiewiczem. Za cenę


utrzymania Królestwa Polskiego oraz ogólnej amnestii gotów
był przekreślić akt detronizacji cara. Kaliszanie znali jego za-
miary i mimo iż ich lider, Bonawentura Niemojowski, złożył
dymisję, manifestując w ten sposób sprzeciw wobec poczy-
nań Krukowieckiego, całkowicie się od nich nie odcięli. Cze-
kali na rezultat spotkania Krukowieckiego z Paskiewiczem.
Do spotkania doszło w Karczmie Wolskiej. W rozmowach brał
udział, obok Krukowieckiego, Prądzyński, a po stronie rosyj-
skiej Paskiewicz, Tolliw. ks. Michał. Piaskiewicz był przygo-
towany (m.in. przez Prądzyńskiego), że Krukowiecki przysta-
nie na przedstawione mu warunki zawieszenia broni, toteż ofia-
rował Polakom jedynie możliwość wysłania delegacji do cara
za cenę m.in. cofnięcia jego detronizacji, oddania Warszawy
z przedmościem praskim, twierdz i jeńców. Armia polska mia-
ła czekać na rezultat rokowań w województwie płockim. Tym-
czasem Krukowiecki wyparł się zobowiązań zawartych w de-
klaracji podpisanej przez Prądzyńskiego i jasno dał do zrozu-
mienia, że Polacy występująjako państwo przeciw państwu,
a niejako buntownicy przeciwko monarsze. Traktował Paskie-
wicza i w. ks. Michała jako bezpośrednich reprezentantów
cara. Od nich też chciał uzyskać gwarancję przywrócenia sta-
tusu prawnego Królestwa Polskiego sprzed powstania i ogól-
aej amnestii (car miał tylko zaakceptować układ). Oczywiście
Paskiewicz i w.ks. Michał nie mieli takich pełnomocnictw.
Wobec nieustępliwej postawy Krukowieckiego Paskiewicz
złagodził nieco warunki rozejmowe, ale nadal nie było w nich
mowy o utrzymaniu Królestwa Polskiego i o amnestii dla
uczestników powstania, a więc żadnych zobowiązań wobec
strony polskiej. W dalszym ciągu spotkania omawiano tylko te
najważniejsze dla Krukowieckiego kwestie. Rosjanie twier-
dzili, że będą one rozstrzygnięte po myśli Polaków w bezpo-
średnich rokowaniach z carem. Łudzono ich łaskawością Mi-
kołaja I, doskonale wiedząc, jakie faktycznie jest j e g o stano-
wisko wobec zbuntowanego Królestwa. Ze swojej strony Pa-
skiewicz starał się uzyskać od Krukowieckiego potwierdzenie
uznania cara królem Polski. Nadal traktował tę sprawę za
najważniejszą, Krukowiecki stwierdził, że do poczynienia ta-
kiego kroku musi uzyskać pełnomocnictwa izb. W tej sytuacj i
feldmarszałek zgodził się aa rozejm dogodź. 13.00. Po rozpo-
częciu bitwy gotów był wstrzymać działania zbrojne w chwili,
gdy dotrą do mego podpisane przez Krukowieckiego warunki
rozejmu, ale przede wszystkim cofnięcie detronizacji.
Po powrocie do Warszawy Krukowiecki rozpoczął walkę
o uzyskanie pełnomocnictw do rokowań. A b y j e osiągnąć, wy-
słał gen. Prądzyńskiego na posiedzenie połączonych izb parla-
mentu. Na wstępie swojego przemówienia komisarz rządowy,
gdyż w takim charakterze Prądzyński występował, postraszył
posłów i senatorów wieściami o nieuchronnej utracie Warsza-
wy, spaleniu miasta i wyrżnięciu j e g o mieszkańców w wypad-
ku odrzucenia układów. Dał też do zrozumienia, iż bez War-
szawy i j ej zasobów nie ma możliwości kontynuowania wojny.
Jej utrata, co uznał za pewnik, zapoczątkowałaby proces nisz-
czenia prawobrzeżnej części kraju przez wyprowadzone z mia-
sta resztki armii oraz korpus Ramoriny. Prądzyński nie pozo-
stawił izbom złudzeń. Sytuacja militarna wymuszała zakończe-
nie powstania na drodze rokowań, gdyż kontynuowanie wojny
narażało Warszawę i Królestwo Polskie na zniszczenie. Rela-
cjonując przebieg spotkania z Paskiewiczem, na wyrost stwier-
dził, iż Polacy mogą uzyskać powrót do sytuacji prawnej Kró-
lestwa sprzed powstania i pełną amnestię dla j e g o uczestni-
ków, nie wspomniałjednak ni słowem o militarnych warun-
kach rozejmu. Na zakończenie dodał, iż izby mogą odrzucić
rokowania lub rozwiązać się bez przyznania Krukowieckiemu
pełnomocnictw do prowadzenia układów z Paskiewiczem.
Sejm nie spełnił prośby kwatermistrza dzięki aktywności
kaliszan i posłów radykalnych (zwłaszcza reprezentujących
dawne ziemie Rzeczypospolitej wcielone do Rosji), którzy nie
chcieli dopuścić do kompromitacj sejmu . Zezwolenie na roko-
wania z podstawowym warunkiem, jakim było uznanie cara
za króla Polski (co byłoby jednoznaczne z cofnięciem detroni-
zacji i manifestu), upodobniłoby sejm 1831 r. do sejmu gro-
dzieńskiego, sankcjonującego rozbiory Rzeczypospolitej. Osta-
tecznie więc izby przyjęły p02yqę wyczekującą. Poprzestały
na wydaniu odezwy do żołnierzy i mieszkańców stolicy. Prze-
bieg posiedzenia wskazywał jednak, iż wśród posłów i senato-
rów nie było zgodności co do postawy wobec rokowań. Na
razie zwyciężyli zwolennicy kontynuowania wojny, Krukowiec-
ki jednak sądził, iż milcząca większość przemówi i złamie opór
kaliszan oraz posłów radykalnych, stwarzając mu szansę le-
galnego zakończenia działań w zamian za uznanie cara za króla
Polski. Krukowiecki starał się uaktywnić zwolenników roko-
wań, strasząc ich zbliżającą się nieubłaganie godziną rozpo-
częcia bitwy i własną dymisją. Zwrócił się też do Paskiewicza
z prośbą o wstrzymanie szturmu do godz. 14.00. Feldmarsza-
łek nie zgodził się, ale o godz. 13.00 nie rozpoczął bitwy. Ar-
mia rosyjska nie była jeszcze do niej gotowa.
Obydwie strony czas rozejmu spędziły na przygotowaniach
do walki. Rosyjscy dowódcy wykorzystali go lepiej niż polscy.
Zaważyło na tym m.in. przekonanie wielu polskich dowód-
ców, iż rezultatem rokowań będzie co najmniej kilkudniowa
przerwa w działaniach lub zakończenie wojny. Nie oczekiwali
więc wznowienia boju 7 września.
W systemie dowodzenia strony polskiej nastąpiły pewne
zmiany. Małachowski został upoważniony przez Krukowiec-
kiego do dowodzenia wojskami w czasie bitwy. Umiński nadal
miał kierować obroną odcinka południowego z rogatkami jero-
zolimskimi, a Dembiński odcinka zachodniego. Obronę drugiej
linii, między rogatkami powązkowskimi a marymonckimi, przejął
gen. Chrzanowski. Bemowi pozostawiono dowództwo nad
artylerią - w dalszym ciągu mógł samodzielnie decydować
o działaniach tej broni. W planach obrony nie nastąpiły żadne
zmiany. Nadal obowiązywał wariant obrony nie przewidujący
współpracy korpusów. Umiński i Dembiński mogli jedynie do-
konać zmiany w ugrupowaniu własnych sił oraz bronić swoje-
go odcinka, stosując obronę stałą lub manewrową. Przegru-
powań iesił zjednego korpusu do drugiego znajdowało się w ge-
stii Małachowskiego, który nie potrzebował już akceptacji Kru-
kowieckiego dla swoich decyzji.
Mniej więcej do godz. 12.00 żadna ze stron nie dokonała
istotnych zmian w ugrupowaniu wojsk, co zresztą byłojednym
z warunków rozejmu. Pierwsi złamali porozumienie Rosjanie.
Około godz. 12.30 żołnierze IKP zaczęli przechodzić na połu-
dniową stronę traktu kaliskiego, by dołączyć do II korpusu.
Wszystko wskazywało na to, że Rosjanie uderzą między trak-
tem kaliskim a krakowskim na szańce 21,22 i 23, a następnie
na Czyste.
Umiński, widząc koncentrację armii rosyjskiej na odcinku
zachodnim i naprzeciw styku odcinka zachodniego z południo-
wym, za najbardziej prawdopodobny cel ataku na swoim fron-
cie obrony uznał rogatki jerozolimskie. Do godz. 13.00 skon-
centrował w ich pobliżu prawie całą 4 DP i 1 DK. W szań-
cach 72 i 73 zwiększył liczbę dział do 8, a ponadto utworzył
rezerwę artylerii składającąsięz 12dział 12-funtowychpolo-
wych i wałowych (dowodził nią płk Feliks Przedpełski). Bate-
ría ta stanęła w pobliżu Karczmy Żelaznej u boku 6 kpap. Brak
informacji o siłach rosyjskich, znajdujących się przed Czernia-
kowem, Sielcami i Królikarnią, zmusił Umińskiego do pozosta-
wienia nie zmienionej obsady umocnień pierwszej i drugiej linii
na odcinku obrony brygady Czyżewskiego i 4 DP.
Teren od linii szańców 7-70 do Czystego był pofałdowaną
równiną pozbawioną naturalnych przeszkód terenowych.
Z tego też względu w walce znaczącą rolę musiały odegrać
fortyfikacje ziemne, murowane zabudowania, takie jak karcz-
my Czerwona i Żelazna, oraz glinianki, znajdujące się w pobli-
żu drewnianych zabudowań cegielni. Szańce 71, 72 i 73 nie
były przygotowane do obrony okrężnej (nie posiadały np. wil-
czych dołów, a palankę zamykającą szyję miał tylko szaniec
72). Szańce 71 i 73 były dziełami otwartymi. Umocnienia te
zostały wyposażone w silną artylerię (w szańcu 7 1 - 3 arma-
ty, w dziełach 72 i 73 - 3 armaty, 4jednorogi, 1 granatnik),
przy tym wsparcie zapewniały im także działa z szańców dru-
giej linii. W zasięgu skutecznego ognia artylerii szańca 73 znaj-
dowała się nie ukończona reduta 74. Otaczał ją wał i niewielki
rów, natomiast brakowało j ej ław strzeleckich i stanowisk dla
dział. Do południa 7 września Polacy nie wprowadzili do niej
żołnierzy i dział. Pierwszą linię szańców uzupełniały murowa-
ne zabudowania Karczmy Czerwonej, położone tuż przy trak-
cie krakowskim około 200 m za szańcem 74, oraz glinianki.
Drugą linię fortyfikacji tworzyły barkany 11,13,15,16,18
oraz wał miejski z redanami 10, 12, 14, 17, 19, 20. Spośród
nich jedynie barkan 11 był otoczony (oprócz rowu) potrójnym
pasem wilczych dołów. Palisadę zamykającą szyję posiadały
szańce 11,13 i 15. Przed bitwą w szańcu 11 znajdowały się
2 działa, w 13-3 działa, a w 15 i 16 po 2 działa. Garnizony
szańców liczyły od kiłkimasfei do kilkudziesięciu żołnierzy. Ar-
tylerię wałową uzupełniały polowe baterie dywizyjne. 7 wrze-
śnia do dyspozycji Umińskiego pozostała 1 klap( 10 dział) oraz
6 klap (6 dział), nie licząc baterii Przedpełskiego, co dawało
łącznie 36 dział wałowych i polowych do obrony odcinka od
szańca nr 70 do południowego skraju Czystego. Odkryty teren
przed szańcami umożliwiał wykorzystanie kawalerii, toteż
Umiński podciągnął do rogatek jerozolimskich 1 dywizję gen.
Jagmina (ok. 1300 szabel). Niewątpliwie najsłabszym punk-
tem na odcinku bronionym przez 1 i 4 DP był obszar między
traktem krakowskim a Czystem, nie posiadał on bowiem, poza
nie dokończonym szańcem 74, żadnej osłony na przedpolu. Aby
jednak dopaść rogatekjerozolimskich, Rosjanie musieli naj-
pierw opanować szańce flankujące ten obszar ogniem artyle-
rii wałowej, czyli dzieła 72,73 oraz 21 i 22 na Czystem. Dopie-
ro wtedy mogli pokusić się o opanowanie szańców i wału miej-
skiego w pobliżu rogatek, oczywiście po uprzednim przełama-
niu oporu polskiej piechoty i artylerii polowej.
Na odcinku zachodnim przedpole szańców 21, 22,23 i 24
tworzyły równiny pokiyte niewielkimi pagórkami o łagodnych
stokach. Między traktem krakowskim a kaliskim teren między
szańcami pierwszej a drugiej linii opadał w kierunku miasta
i nieznacznie podnosił się przed Czystem. Od czoła dostęp do
szańców 21 i 22 utrudniał pas bagiennych zapadlisk i stawów
przylegających do traktu (ciągnął się od 200 do 600 m od Czy-
stego). Od południa podejście do nich zamykał strumień, cią-
gnący się około 750 m. Rów irygacyjny, ograniczający zapa-
dliska bagienne i stawy od zachodu, utrudniał szarże kawalerii
i marsz kolumn piechoty, gdyż musiały one przekraczać go po
nielicznych mostkach pod ogniem polskiej artylerii wałowej
i polowej. Teren na północ od traktu kaliskiego pozbawiony
był przeszkód naturalnych i sztucznych, które utrudniałyby
dostęp do przedmieścia wolskiego. Z tego też względu na tym
obszarze główną rolę odgrywał położony na wzgórzu szaniec
23. Z niego to można było kontrolować ogniem cały ciągnący
się ku zachodowi obszar, z traktem kaliskim i z drogą z Gore
włącznie. Na północ od szańca ciągnęły się piaszczyste wzgó-
rza z licznymi wiatrakami.
Podstawą obrony Czystego i przedmieścia wolskiego były
szańce oraz wał miejski. Barkany 21 i 22 zostały połączone ze
sobą długim wałem ziemnym (ok. 200 m) wysokości 3 m. Sza-
niec 21, czteroboczny barkan, przylegał szyją do zachodniej
części ogrodu Schultza i z tego względu nie był zamknięty pa-
lanką. Otaczał go rów głębokości 3 m i szerokości ok. 6 m.
Szaniec 22, sześcioboczny barkan (łączna długość boków
wynosiła ok. 120 m), zamknięty był od tyłu palanką długości
ok. 50 m i blokhauzem. Rozmiary rowu były identyczne jak
w szańcu 21. Przedpiersie miało wysokość 3 m, a grubość od
3 m do 9 m. Obydwa szańce nie posiadały palisady w rowie
i wilczych dołów. W odległości ok. 700 m na północny zachód
od szańca 22, po prawej stronie traktu kaliskiego, rozciągało
się najsilniejsze umocnienie odcinka zachodniego, szaniec 23.
Tworzyłyje dwa zamknięte barkany połączone kurtyną. Dłu-
gość pięciu boków barkanu południowego wynosiła łącznie
około 110 m, a barkanu północnego, czterobocznego, ponad
170 m. Długość frontu szańca (barkany z kurtyną) sięgała 300 m.
Szyje obydwu barkanów zamykała od tyłu palanka. Szyja po-
łudniowego miała ok. 75 m, a północnego ponad 90 m. Oby-
dwa barkany i kurtynę poprzedzał rów szerokości ok. 8 m.
Palisadę w rowie (3 m wysokości) posiadał je dynie lewy bar-
kan. Wysokość przedpiersia wynosiła od 2 do 2,5 m, a gru-
bość od 3 do 9 m. Barkan 24, cofnięty w kierunku północno-
- wschodnim (o ponad 400 m) za szaniec 23, był dziełem czte-
robocznym, otwartym, bez palanki. Barkan 26 (od barkanu
24 dzieliło go ok. 760 m) był dziełem zamkniętym palanką. Na
przedłużeniu szańca 23 (ok. 1 km od niego) zaczynały się za-
budowania i ogrody dawnego obozu 1 DP. Tworzyło go pasmo
drewnianych i murowanych domków, oddzielonych od miasta
zadrzewionym pasem szerokości około 40 m. Zabudowania
ciągnęły się ku traktowi powązkowskiemu.

Wał miejski miał 3 m wysokości (od dna rowu do wierz-


chołka przedpiersia ok. 6,5-7 m), grubość od 2 do 7-8 m, a po-
rrzedzający go rów szerokość ok. 6-8 m i głębokość 2-3 m.
Między dziełami 20 a 25 nie posiadał umocnień, które flanko-
* ałybyjego przedpole. Funkcję tę pełniły wysunięta przed wał
Pracownia Ogni Wojennych i cmentarz luterański. Między
Czystem a dziełem 25 wał pozbawiony był stanowisk dla dział,
i ponadto nie posiadał dostatecznej liczby przejść, którymi
wojska mogłyby szybko przemieszczać się z miasta i do mia-
sta. Jedynymi przejściami były rogatki oraz otwory w wale
obokredanu 19 i 25.
Między drugą linią umocnień a wałem rozciągały się przed-
mieścia. Najgęściej zabudowany był teren za szańcami 21
i 22, na którym obok budynków drewnianych (przede wszyst-
kim cegielni) znajdowały się nieliczne murowane, a także gli-
nianki, sady i ogrody. Labirynt ulic i zabudowań utrudniał ko-
munikację, ale jednocześnie ułatwiał obronę, podobnie jak ogród
U n ni ha i ogród Schultza, osłaniające od zachodu i południa
obszar z zabudowaniami cegielni i gliniankami (folwark Czy-
ste). Przedłużenie tej naturalnej osłony Czystego od południa
stanowił murze strzelnicami, ciągnący się od ulicy Karolko-
wej do ulicy Przy Okopach. Strzelnice powybijano także w mu-
rze, otaczającym ogród Unruha. Na północ od ul. Wolskiej
teren pozbawiony był już zabudowań. Dominowały na nim łąki
i krzewy; a na zachód od ulicy Młynarskiej wiatraki. Od półno-
cy zamykały dojście do rogatek wolskich i Czystego cmenta-
rze luterański i kalwiński (w ich murach powybijano strzelni-
ce), a także otoczona wałem i murem Pracownia Ogni Wo-
jennych z prochownią.
Gen. Dembiński zamierzał bronić powierzonego mu odcin-
ka poprzez powiązanie obrony stałej z manewrową. Planował,
mianowicie, zaatakować lewą flankę i tyły armii rosyjskiej,
związanej od czoła walką przez 3 DP, broniącą szańców dru-
giej linii. Główne uderzenie miał wykonać zza zabudowań obozu
1 DP oddział utworzony z 5-6 baonów brygady piechoty
gen. Pawła Muchowskiego (ok. 3500 bagnetów), 10 szwa-
dronów kawalerii brygady gen. Mamerta Dłuskiego (ok. 800
szabel) i 10 dział artylerii konnej. Były to siły dostateczne do
wprowadzenia zamieszania w rosyjskie szyki i powstrzyma-
nia szturmu. Prawą flankę i tyły polskiej kolumny osłaniałby
przed szarżami rosyjskiej kawalerii obóz 1 DP oraz demon-
stracja oddziału płk. Feliksa Szymanowskiego (4 baony, 5
szwadronów - ok. 3000 bagnetów i szabel) przed szańcami 61 i 62a.
Dembiński porzucił swój plan J a k o że nie został on zaak-
ceptowany przez gen. Bema, a gen. Małachowski, który przejął
dowództwo obrony odcinka zachodniego, zgodził się jedynie
na demonstrację Szymanowskiego. Polecono mu zatem, aby
w czasie rosyjskiego ataku na Czyste na czele 4 baonów,
2 szwadronów i 4 dział, posuwając się od strony Młocin, ode-
brał Wawrzyszew i zajął Baterie Szwedzkie. Wspomagać go
w tej akcji powinien oddział z szańca 62a (razem około 400
bagnetów i 100 szabel). Flankę i tyły Szymanowskiego osła-
niać miały szańce 59,60 (w czasie rozejmu Polacy podjęli pró-
bę przejęcia nad nimi kontroli) oraz 61.
Decydując się na demonstracyjne działania na flankach i ty-
łach armii rosyjskiej, Małachowski oraz Dembiński przypusz-
czali, że w ten sposób sparaliżująjej działania przeciwko szań-
com drugiej linii i zachodnim przedmieściom Warszawy. Ich plany
musiały jednak ulec zmianie po przegrupowaniu armii rosyjskiej
wykonanym po godz. 12.30, gdyż w j e g o następstwie obszar
ewentualnego ataku Rosjan zmniejszył się do odcinka wytyczo-
nego przez południowy skraj Czystego i szaniec 23. W t e j sytu-
acji demonstracja Szymanowskiego traciła sens, niezbędne na-
tomiast stało się wzmocnienie odcinka zachodniego. Dembiński
jeszcze przed południem sprowadził z oddziału Szymanowskie-
go baon piechoty (366 bagnetów), a po godz. 12.00 coftiął bry-
gadę gen. Muchowskiego zza obozu 1 DP przed cmentarz lute-
rański. Dołączył do niej także kolejny baon 18 ppl od Szyma-
nowskiego, pozostawiając do jego dyspozycji tylko 2 baony.
Na odcinku zachodnim powrócono więc do koncepcji obro-
ny stałej, porzucając zamysł powiązania j ej z działaniami ma-
newrowymi. W tej sytuacji główny ciężarwalki przejmowała
artyleria i w związku z tym Bem zmienił koncepcję j e j użycia.
Zdecydował się wystawić do walki z rosyjskąartyleriąod razu
wszystkie baterie Jakimi dysponował, łącznie z bateriami kon-
nymi. Liczył, że odniesie zwycięstwo w tym pojedynku, a tym
samym nie dopuści do ataku rosyjskiej piechoty. Ponadto był
przekonany, że zdoła zgromadzić liczbę dział nie mniejszą od
przeciwnika. Z faktu, iż Rosjanie 6 września i rano 7 września
wprowadzili do boju 120 dział (mimo że mieli ich pod Warsza-
wą znacznie więcej), Bem wysnuł wniosek, że nie dysponują
oni dostatecznymi zasobami amunicji, aby móc wykorzystać
tę przewagę ilościową. Przyjmując za pewnik ową błędną prze-
słankę, postanowił prowadzić bój na wyczerpanie artylerii ro-
syjskiej . Aby osiągnąć ten cel, musiał od razu wyprowadzić do
boju wszystkie podległe sobie baterie i wykorzystać atut w po-
staci pozycji, z których mógł skutecznie razić ogniem czoło-
wym i flankowym artylerię rosyjską rozlokowaną na odkrytej
przestrzeni między szańcami pierwszej i drugiej linii. Bem po-
większył liczbę dział polowych, jakimi dysponował osobiście,
do 60: 28 pozycyjnych i 32 lekkie. W pierwszych zarządze-
niach dostosował szyk baterii do szyku artylerii rosyjskiej, roz-
ciągniętej między Szczęśliwicami a Gorcami. Większość z nich
skoncentrował na prawo od traktu kaliskiego (1, 5, 7 kpap
i 4 blak - 38 dział), w centmm między szańcami 21, 22 i 23
pozostawił 1 blak i 3 klap (16 dział), a na lewym skrzydle przy
rogatkach jerozolimskich tylko 6 kpap (6 dział).
Zajmując się artylerią polową Bem „zapomniał" o artylerii
wałowej. W szańcach 21-24 znajdowały się łącznie 23 działa
i 2 kozły rakietowe, mógł więc do nich wprowadzić jeszcze co
najmniej 3 działa (po jednym do szańców 21,22 i 24). Przystą-
pił do tego dopiero tuż przed rozpoczęciem bitwy. Nie był to
jego jedyny błąd. Rozejmu nie wykorzystał m.in. do wykona-
nia strzelnic w wale miejskim na odcinku zachodnim oraz do
wyprowadzenia na pozycje wszystkich baterii polowych. Przede
wszystkim jednak nie dostosował szyku swoich baterii do zmia-
ny w ugrupowaniu artylerii rosyjskiej po godz. 13.00 i na przy-
kład 4 blak stała przed szańcem 26, aby zgodnie z wcześniej-
szymi instrukcjami w chwili rozpoczęcia bitwy wyjść przed
obóz 1 DP frontem na zachód (w tym momencie były tam
tylko baterie konne Chiłkowa). Na pozycji pod Czystem, skąd
razić mógł ogniem flankowym baterie rosyjskie, Bem dyspo-
nował tylko 6 kpap. Dopiero pod ogniem przystąpił do tworze-
nia silnej baterii na lewym skrzydle.
Około godz. 13.00 dyslokacja armii polskiej była następują-
ca:

I Korpus gen« Umińskiego


Lewy Front - 5 baonów, ok. 3700 bagnetów i 15-21 dział;
Odcinek obrony 4 DP - między traktem lubelskim a linią
szańców 7-70 włącznie: w Królikarni 1 baon (ok. 500 bagne-
tów), w Mokotowie 1 baon (ok. 600 bagnetów), w szańcach
3,4, 5,6,7,68,69, 70 i rogatkach mokotowskich 2 2/8 baonu
(ok. 1500 bagnetów), razem 4 2/8 baonu (2600 bagnetów);
Odcinek obrony 1 DP-między linią szańców 8-71 w szań-
cach pierwszej i drugiej linii minimum 600 bagnetów; jako re-
zerwa 10 6/8 baonu 1 i 4 DP (ok. 5800 bagnetów) oraz 13
szwadronów 1 DK (1300 szabel), razem 6400 bagnetów i 13 00
szabel.

Artyleria
Między traktem lubelskim a linią szańców 7-70:8 dział wa-
łowych i 4 polowe na wałach, razem 12. Między linią szańców
9 - 70 a Czystem: 28 dział wałowych, 12 wałowych i polowych
połączonych w j e d n ą baterię, 20 polowych dywizyjnych
i 6 polowych artylerii rezerwowej, razem 66. Łącznie między
traktem lubelskim a południowym skrajem Czystego - 78 dział
i 8 kozłów rakietowych, w tym 36 wałowych, 12 wałowych
i polowych tworzących jedną baterię ruchomą, 4 polowe na
szańcach, 20 polowych dywizyjnych i 6 polowych artylerii re-
zerwowej.

Korpus gen. Dembińskiego


Na odcinku między szańcami 21-30 (z nr. 61 i 62a,b):
w szańcach 2450 bagnetów i 90 szabel, w tym w szańcach
19-22 - 200 bagnetów, w szańcach 23-30 - 500 bagnetów,
w Pracowni Ogni Wojennych - 120 bagnetów, w szańcach
61,62a i 6 2 b - 2 baony (1260 bagnetów i 90 szabel);
Rezerwy: na prawo od cmentarza luterańskiego - 2 baony
(1200 bagnetów), przed cmentarzem luterańskim - 2 baony
(1100 bagnetów), w ogrodach za szańcem 2 3 - 3 baony
(ok. 1700 bagnetów), tuż za szańcem 2 3 - 3 baony (1940 ba-
gnetów), za szańcami 21 i 22 - 5 baonów (2500 bagnetów), za
szańcem 24 - 1 baon (ok. 500 bagnetów), przy rogatkach wol-
skich - 1 baon (360 bagnetów), na prawo od szańca
2 4 - 3 szwadrony (ok. 270 szabel).

Artyleria
Artyleria wałowa: 37 dział (w tym 4 polowe z 3 klap) i 9
kozłów rakietowych; baterie polowe: 54 działa i 6 wyrzutni
rakietowych.

Razem korpus Dembińskiego na odcinku zachodnim dys-


ponował 9300 bagnetami, 270 szablami do działań polowych
oraz 2450 bagnetami i 90 szablami w szańcach.

Prawy Front
1250 bagnetów, 442 szable i 22 działa wałowe. Od rogatek
powązkowskich do marymonckich szańce drugiej linii i wał
miejski zajęła Gwardia Narodowa.
Łącznie 7 września strona polska wystawiła do bitwy
ok. 27 940 żołnierzy (38 baonów i 22 szwadrony) i 206 dział
(ok. 4400 żołnierzy obsługi). Do bezpośredniej obrony fortyfi-
kacji wyznaczono 11 270 żołnierzy, a do działań w polu (jako
rezerwy dla szańców) 16 670 żołnierzy. W artylerii na wałach
pozostało 114 dział, a do działań w polu wystawiono 92 działa.
Na najbardziej narażonym na atak odcinku, od linii szańców
9-70 do rogatek powązkowskich, Polacy skoncentrowali na
wałach min. 3050 bagnetów i 90 szabel, a do działań polo-
wych 16 670 bagnetów i szabel (15 100 bagnetów w 26 6/8
baonu; 1570 szabel w 16 szwadronach - w obliczeniach nie
uwzględniono oddziału Szymanowskiego). Artyleria dyspono-
wała 114 działami i 15 kozłami rakietowymi na wałach (łącz-
nie z Szymanowskim) oraz 92 działami i 6 wyrzutniami rakie-
towymi do działań w polu.

Rozmowy przeprowadzone w Karczmie Wolskiej ujawniły


także sprzeczności w łonie rosyjskiego dowództwa. Pomimo
sukcesów odniesionych w pierwszym dniu szturmu Paskiewicz
nadal traktował walkę jako ostateczność i nie chciał doprowa-
dzić do sytuacji, w której Polakom pozostałaby tylko zaciekła
obrona miasta albojego opuszczenie w celu dalszego prowa-
dzenia wojny. Toll zajmował odmienne stanowisko. Chciał bi-
twy i szturmu Warszawy. Z tego też względu między nim a feld-
marszałkiem dochodziło do spięć. Toll sprzeciwiał się ponad
trzygodzinnemu rozejmowi, na który Paskiewicz, jego zdaniem,
zbyt pochopnie się zgodził. A prawda była taka, iż to nie tylko
chęć bezkrwawego zakończenia wojny skłoniła Paskiewicza
do odwlekania walki. W rzeczywistości rankiem 7 września
armia rosyjska nie była jeszcze do niej przygotowana. Nie uzu-
pełniono amunicji dla dział pierwszej linii, nadal trwały prace
przy przebudowie szańców zdobytych dnia poprzedniego, żoł-
nierze rosyjscy byli wyczerpani po nocy spędzonej w niezwy-
kle ciężkich warunkach (rano były +4°C), a co najważnie-
jsze, brakowało planu ataku na przedmieścia odcinka zachod-
niego.
Sztaby I i IIKP przygotowywały wytyczne do szturmu szań-
ców 21 ,22,23 i 24 niemal do południa. W przeciwieństwie do
umocnień pierwszej linii drugą linię polskich fortyfikacji osła-
niały od zachodu przeszkody terenowe w postaci rowu melio-
racyjnego z nielicznymi mostkami, kilku stawów połączonych
strugą i wreszcie całego kompleksu stawów i zapadlisk ba-
giennych, przylegających do traktu kaliskiego, przedłużonego
na południe przez strumień, który rozpoczynał swój bieg na
południe od Czystego. Wolne przejście między tymi przeszko-
dami miało niecałe 500 m i Polacy mogli je pokryć ogniem
artylerii wałowej i polowej z szańców drugiej linii, a także od
strony traktu krakowskiego. W ogóle nie tylko piechota, ale
i artyleria podczas ostrzału umocnień znalazłaby się pod ogniem
polskiej artylerii. Potencjalne zagrożenie dla I i II KP stwarza-
ły także szańce pierwszej linii, znajdujące się w rękach Pola-
ków (59 i 61). Rosjanie zażądali zwrotu tego pierwszego, po-
nieważ powstańcy zajęli go w trakcie rozejmu, i na rozkaz Kru-
kowieckiego żołnierze polscy go opuścili.
W dyspozycjach ataku na dzień 7 września za główne cele
korpusów Pahlena i Kreutza uznano drugą linię umocnień,
przedmieście wolskie i Czyste oraz wał miejski (bez wchodze-
nia na teren miasta). Po osiągnięciu ostatniego z nich korpusy
powinny wykonać ambrazury dla artylerii (ale nie przejścia
dla dział i piechoty, jak podano w dyspozycjach opracowanych
przez Tolla w nocy z 6 na 7 września). Murawiew miał odcią-
gnąć oddziały polskie z centrum w chwili, kiedy I i II KP roz-
poczną atak na Czyste. Najpierw miał ostrzeliwać ogniem dział
polskie pozycje, aby zwrócić na siebie uwagę Polaków, w czasie
ataku kolumn szturmowych Pahlena oraz Kreutza uderzyć na
znajdujące się przed nim fortyfikacje (szańce 71 -74 oraz 10-
15), a następnie opanować wał miejski. Oddział Chiłkowa,
mając zapewnione wsparcie artylerii kirasjerów (z 1 i 3 DKir),
powinien powstrzymywać działania strony polskiej na północ
od traktu kaliskiego. Na prawym skrzydle oddział Nostitza miał
osłaniać poczynania Murawiewa i Strandmana. Strandman po-
winien kontynuować działania demonstracyjne, ale j u ż nie na
taką skalę jak 6 września (nie pozwalała mu na to szczupłość
sił). Korpus kawalerii oraz korpusy gwardii i grenadierów miały
wspierać działania pierwszej linii.
W porównaniu do dyspozycji z dnia poprzedniego znacz-
nych zmian dokonano w rozkazach dla I KP. Oficerowie ro-
syjscy stwierdzili, że atak prowadzony północną stroną traktu
kaliskiego na szaniec 23 narazi korpus na znaczne straty. Poza
tym jego lewej flance groziło uderzenie wojsk polskich od strony
obozu 1 DP. Sztabowcy gen. Pahlena proponowali więc prze-
prowadzenie I korpusu na południową stronę traktu kaliskiego
i zaatakowanie szańca 23 od czoła i z flanki po opanowaniu
przez II korpus umocnień 21 i 22. Taka kolejność wprowadza-
nia do boju korpusów miała odciągnąć część sił polskich
z szańca 23 na południową stronę traktu, co ułatwiłoby j e g o
opanowanie. Oddziały I KP zyskałyby ponadto czynnik za-
skoczenia, gdyż zbliżałyby się do drugiej linii polskich umoc-
nień tak, jakby zamierzały zaatakować tylko ogród Unriiha.
Paskiewicz wyraził zgodę na propozycję Pahlena. Między godz.
12.30 a 13.00 pułki I KP przeszły na południową stronę traktu.
Artyleria uczyniła to po godz. 13.00 i zajęła stanowiska przy
bateriach II KP.
Tuż przed godz. 13.30 szyk rosyjski wyglądał następująco.
W pierwszej linii znajdowały się 44 działa pozycyjne i lekkie
I KP oraz 50 dział II KP, z których większość (w rezerwie
pozostało w I KP - 6 dział, w II KP - 18) zajęła pozycje z
południowej strony traktu kaliskiego, u zbocza przed stawami.
Jej ugrupowanie miało kształt łuku, który zaczynał się przy
Karczmie Wolskiej i kończył obok stawów przed szańcem 54.
Szyk rosyjskiej artylerii dostosowany został do układu szań-
ców 21,22 i 23, także tworzących łuk wypukły, ale w kierunku
zachodnim. Odległość dzieląca rosyjską artylerię od polskich
umocnień wynosiła od 800 do 1000 m. Na j e j przedłużeniu
w kierunku północnym znajdował się szaniec wolski także
uzbrojony w działa pierwszej linii I KP i 4 moździerze.
Kolumny szturmowe piechoty zajęły pozycje po południo-
wej stronie traktu -1 KP za szańcem wolskim, II KP za szań-
cami 54 i 55. Pierwsza od północy stała kolumna lewa I KP
gen. von der Brigena (6 baonów, 3100 bagnetów), a 200 m na
południe od niej kolumna prawa I KP gen. Iwana Nabokowa
(8 baonów, 3900 bagnetów). Rezerwę I KP tworzyły 4 baony
(1600 bagnetów). Razem I KP liczył 18 baonów (8600 bagne-
tów i 420 szabel). Między kolumnami rozlokowały się 2 pułki
kozaków (11,5 szwadronu - 1200 szabel). Za redutą 55 stała
kolumna lewa II KP płk. Pawła Liprandiego (8 baonów, 3700
bagnetów), a za a redutą 54 kolumna prawa II KP gen. Suli-
my (9 baonów, 4600 bagnetów). Rezerwę II KP tworzyło 7
baonów (3700 bagnetów). Razem II KP liczył 24 baony
(12 000 bagnetów), a obydwa korpusy 42 baony (20 600 ba-
gnetów). Na prawo od piechoty II KP zajęła pozycje brygada
huzarów (12 szwadronów, 1100 szabel). W szańcu wolskim
stacjonowały pułki 1 DP i 2 DP (7 baonów, ok. 2800 bagne-
tów), 20 dział z pierwszej linii oraz rezerwy 1 KP.
Korpus gen. Strandmana rozwinął się przed Służewcem.
W j e g o skład wchodziły: baon piechoty (400 bagnetów), pułk
huzarów, 7 sotni kozackich (1250 szabel) i 4 działa pozycyjne.
Oddział gen. Nostitza (16 szwadronów, 2100 szabel, 16 dział
lekkokonnych) zbliżył się do kolonii Wyględów, asekurując pra-
wą flankę Mura wiewa. Oddział gen. Mura wiewa (14 baonów,
8700 bagnetów i 32 działa) posiadał w pierwszej linii, przed Ra-
kowcem, 9 baonów (3900 bagnetów) wspartych przez 16 dział
pozycyjnych i lekkich, a w rezerwie, za wsią 5 baonów piecho-
ty gwardii (2800 bagnetów) z 16 działami pozycyjnymi i lekkimi.
Z lewej strony traktu, za brygadą gwardii, stała brygada kirasje-
rów (12 szwadronów, 1200 szabel). Oddział gen. Chiłkowa (30
szwadronów, 3100 szabel) zajął pozycje między szańcami 58,
59 i 60. Wsparcie artyleryjskie zapewniało mu 18 dział lekko-
konnych. Oddział płk. Anrepa (800 kozaków), podporządkowa-
ny gen. Chiłkowowi, rozlokował się między Gorcami a Waw-
rzyszewem. Korpusy grenadierów i gwardii, stanowiące rezer-
wę dla kolumn Pahlena i Kreutza, były cofnięte za linię szań-
ców zewnętrznych. Korpus grenadierów gen. Szachowskiego
stał po północnej stronie traktu kaliskiego za szańcem 57.
W 4 brygadach grenadierów i brygadzie gwardii korpus posia-
dał 19 baonów, 10 000 bagnetów i 48 dział. Korpus gwardii
w.ks. Michała zajmował pozycje za IIKP. W 3 brygadach miał
12 baonów, 9800 bagnetów i 40 dział. Z korpusu kawalerii gen.
Witta w centrum szyku, między korpusami gwardii i grenadie-
rów, stała brygada 3 DKir (12 szwadronów, 1300 szabel,
18 dział lekkokonnych), a za nią cała 1 DKir (16 szwadronów,
2600 szabel, 24 działa konne pozycyjne i lekkie). Przed korpu-
sem gwardii rozlokowała się dywizja ułanów (20 szwadronów,
2100 szabel). Rezerwa artylerii (46 dział) stała na wschód od
wsi Włochy.
Łącznie w pierwszej linii Paskiewicz wystawił do boju 30 500
bagnetów, 11 100 szabel i 204 działa. W rezerwie pozostawił
19 800 bagnetów, 6000 szabel i 174 działa. Cała armia rosyjska
posiadała: 93 1/2 baonu piechoty, 133 1/2 szwadronu kawalerii
- 50 300 piechurów, 17 100 kawalerzystów, 1900 saperów
i około 7300 artylerzystów. Razem 76 600 żołnierzy i 378 dział.
PRZEBIEG WALK 7 WRZEŚNIA

BÓJ ARTYLERII I ZMAGANIA NA ODCINKU POŁUDNIOWYM

Artyleria rosyjska otworzyła ogień o godz. 13.30. Najpierw


rozległ się jeden, dwa pojedyncze strzały, a następnie potwor-
ny huk salwy oddanej jednocześnie przez ponad sto dział. Po
chwili przerwy baterie rosyjskie rozpoczęły ostrzał polskich
pozycji. 94 działa tzw. wielkiej baterii ostrzeliwały szańce dru-
giej linii oraz rozmieszczonąmiędzy nimi artylerię polową. Głów-
nym celem artylerii I KP był szaniec 23, a II KP szańce 21
1 22. Działa i 4 moździerze z szańca wolskiego za cel obrały
szaniec 23.24 działa pozycyjne i lekkie oddziału Murawiewa
ostrzeliwały szańce 72, 73 i 74, a 14 dział oddziału Chiłkowa
prawdopodobnie szańce 23,24 i 61. Łącznie ostrzał polskich
pozycji prowadziły 132 działa i 4 moździerze.
Polskie baterie zaczęły zajmować pozycje dopiero po roz-
poczęciu bitwy. 8 dział 1 kpap stanęło z prawej strony
szańca 23,2 działa na trakcie kaliskim, a równolegle do nich
2 następne. Z prawej strony, na przedłużeniu 8 dział 1 kpap
rozwinęło się 6 dział 5 kpap, 4 działa 7 kpap i prawdopodob-
nie 6 wyrzutni plutonu rakietników. 4 blak (14 dział) wyszła
przed obóz 1 DP i otworzyła ogień do baterii konnych Chiłko-
wa. W centrum polskiego szyku, między szańcem 22 a trak-
tem kaliskim, stanęło 16 dział 3 klap i 1 blak. Bój artylerii polo-
wej z „wielkąbaterią" Gorczakowa wspierało minimum 18
dział wałowych i 4 kozły rakietowe rozmieszczone na szań-
cach 21, 22, i 23. Lewe skrzydło szyku polskiej artylerii
zamykało 6 dział 6 kpap. Stały one z prawej strony traktu
krakowskiego i opierały prawą flankę o drogę polną wiodącą
od tego traktu do Woli. Kompanię asekurowały 2 baony
12 ppl. Z 6 klap, rozlokowanej między szańcami 72 i 73, 3
działa strzelały do baterii I i II KP, a pozostałe 3 do artylerii
Murawiewa. „Wielką baterię" rosyjską wzięła także na cel
12-działowa bateria ppłk. Przedpełskiego, stojąca z lewej strony
traktu krakowskiego, między drogą polną do Woli a cegielnią,
oraz co najmniej 2 działa szańca 73. Pozostałe działa wałowe
i polowe (1 klap) Umińskiego związał bojem Murawiew (ra-
zem 26 dział).
„Wielką baterię" rosyjską, która miała przełamać polską
obronę na odcinku zachodnim, ostrzeliwało łącznie 79 dział
polowych i wałowych oraz 10 wyrzutni rakiet. Wkrótce licz-
ba ta powiększyła się, gdyż Bem ściągnął pospiesznie pod
Czyste 4 blak. Najpierw prawdopodobnie przesunął 6 kpap
nieco dalej na północ od traktu krakowskiego, a następnie roz-
mieścił 4 blak, podzieloną na pododdziały po 2-4 działa, na
różnych pozycjach między karczmą na Czystem a traktem
krakowskim na przedłużeniu 6 kpap. 4 lekkokonna była znacz-
nie bardziej wysunięta na zachód od 6 pozycyjnej i zajmowała
obszar zamknięty od południa drogą polną do Woli a od zacho-
du drogą polną z karczmy na Czystem do Szczęśliwie, wypeł-
niając w ten sposób lukę ogniową między baterią Przedpeł-
skiego a szańcem 21. Z 14 dział 4 blak do baterii Gorczako-
wa strzelało tylko 10. Pozostałe (4 działa plutonów ppor. Ro-
mana Rupniewskiego i ppor. Józefa Wasilewskigo) Bem
rozmieścił między zabudowaniami Szwabskich Piwnic - mia-
ły stanowić odwód, a zarazem osłonę tyłów i lewej flanki
4 baterii. Na prawym skrzydle 4 blak stanął baon 12 ppl mjr.
Jana Jastrzębskiego, ściągnięty przez Bema z asekuracji 6 kpap.
Większość jaszczy 4 blak została ukryta w ogrodzie Schultza,
gdzie nie była narażona na ogień artylerii rosyjskiej. Poszczę-
gólne półbaterie i plutony miały po jednym jaszczu na wszyst-
kie działa i po wystrzelaniu ładunków sprowadzały następny.
Polskie baterie były w ciągłym ruchu. W końcu zajęły po-
zycje po obydwu stronach drogi do Woli (6 kpap po Jej lewej
stronie, a 4 blak po prawej, opierając się o Czyste) i wzdłuż
drogi do Szczęśliwie (4 blak prawdopodobnie nawet jąprze-
kroczyła). Oczywiście musiały uważać, aby nie wejść na linię
ognia baterii Przedpełskiego i artylerii z szańca 73.
W następstwie przegrupowania 4 blak około godz. 14.00
„wielkąbaterię" Gorczakowa ostrzeliwało ogniem podłużnym
(w strzelaniu do baterii zwany kołobitnym) 31 dział polowych
kierowanych osobiście przez gen. Bema. Ich pociski krzyżo-
wały się z pociskami miotanymi przez polskie baterie polowe
i wałowe rozlokowane w centrum i na prawym skrzydle.
W tej fazie pojedynku, między godz. 14.00 a 15.00, Polacy wy-
korzystali wszystkie atuty swoich pozycji. Prowadzili ogień do-
środkowy przeciw rozlokowanym w otwartym polu bateriom
rosyjskim.
Rosjanie początkowo nie odczuwali skutków „kołobitnego"
ognia polskiej artylerii. Toll, który przejął dowodzenie nad ar-
mią po kontuzjowanym Paskiewiczu, rozważał nawet możli-
wość rozpoczęcia ataku piechoty przed upływem dwugo-
dzinnego limitu ostrzału umocnień polskich (tj. przed godz.
15.30). W tym celu m.in. nakazał wzmóc ogień artylerii.
Gorczakow wprowadził do szyku „wielkiej baterii" 16 dział
lekkokonnych (liczba dział pierwszej linii, z Murawiewem
i Chiłkowem, wzrosła do 154), a jednocześnie zmniejszył dy-
stans dzielący ją od szańców drugiej linii o około 100 m. Ro-
syjskie baterie zasypały pociskami baterie polowe Bema, ale
jednocześnie wystawiły prawą flankę pod ogień artylerii roz-
mieszczonej przy trakcie krakowskim.
Pierwsza odczuła go 12-działowa pozycyjna rota płk. Paw-
łowa. Gorczakow najpierw zmienił j ej front (od prawego w tył),
kierując przeciwko bateriom polskim rozlokowanym na połu-
dnie od Czystego. Gdy to nie pomogło, umieścił na prawym
skrzydle 8 dział lekkich. Prawdopodobnie uciszyło to ogień
polskich baterii do momentu, kiedy do walki włączyła się
4 blak, a 6 kpap przesunęła się w kierunku „wielkiej baterii"
(a więc po godz. 14.00). Rosyjska artyleria znalazła się w cięż-
kim położeniu, zwłaszcza że jeszcze raz skróciła dystans dzie-
lący ją od szańców drugiej linii (prawdopodobnie z Woli wy-
szło kilkanaście dział, aby dołączyć do lewej flanki „wielkiej
baterii"). W krzyżowym ogniu polskich działjednolity do tej
pory szyk „wielkiej baterii" uległ rozbiciu na dwie grupy, któ-
re prowadziły ogień wypukły. Południowa, złożona w w ięk-
szości z baterii II KP, cofnęła prawą flankę w kierunku za-
chodnim i skierowała ogień na polskie baterie rozlokowane na
południe od Czystego. Północna prowadziła pojedynek z pol-
skimi bateriami rozlokowanymi w pobliżu szańców 22 i 23.
Ogień rosyjskiej artylerii, który miał"zmiękczyć" polskąobro-
nę w centrum, osłabł. Bateriom rosyjskim zaczęło brakować
amunicji, m.in. wskutek eksplozji zgromadzonych przy nich jasz-
czy lub też z tego względu, iż szybko wystrzelały cały pod-
ręczny zapas. Rota płk. Pawłowa ponosiła straty w ludziach
i sprzęcie (z 12 dział zostało j e j 6-8). Stała nadal na swojej
pozycji, na południowym skraju baterii II KP, i zasypywana
przez polską artylerię kartaczami nie mogła nawet odpowia-
dać na j e j ogień.
Gen. Toll, widząc, że artyleria nie może złamać oporu Pola-
ków, zdecydował się zmienić dyspozycję ataku. Uczynił to
prawdopodobnie wbrew woli Paskiewicza, któiy, powie-
rzając mu „tymczasowo" dowodzenie armią, nakazał działać
zgodnie z opracowanym wcześniej planem. Jeżeli Toll miał
zamiar zmienić jego założenia, powinien wcześniej uzyskać ak-
ceptację feldmarszałka.
Toll początkowo gotowy był wprowadzać korpusy do walki
zgodnie z dyspozycją. Przekonał się jednak, iż nie pozwoli na
to artyleria polska, rozlokowana na południe od Czystego, oraz
kolumny polskiej piechoty rozmieszczone przy rogatkach jero-
zolimskich (Umiński), Te ostatnie mogły uderzyć na prawą
flankę kolumn szturmowych II KP, atakujących szańce 21
i 22. W tej sytuacji trzeba było koniecznie odwrócić uwagę sił
polskich zgromadzonych przy trakcie krakowskim od wyda-
rzeń rozgrywających się na odcinku zachodnim. Toll zamie-
rzał posunąć się jeszcze dalej. A mianowicie, połączyć działa-
nia na odcinku południowym z uderzeniem Pahlena i Kreutza
na odcinku zachodnim, i to jeszcze przed godz. 15.30. Zmia-
na w dyspozycjach na dzień 7 września polegałaby więc na
przyspieszeniu i odwróceniu kolejności wprowadzania do wal-
ki poszczególnych kolumn. Zamiast porządku Kreutz-Pah-
len-Murawiew, zamierzał najpierw rzucić do walki Murawie -
wa, a dopiero po nim Kreutza i Pahlena. Za takim rozwiąza-
niem przemawiało kilka względów. Po pierwsze, konieczność
oszczędzania amunicji artyleryjskiej. Po drugie, zbliżający się
zmrok (zachód słońca o godz. 18.10), który mógł uniemożli-
wić wykonanie postawionych w dyspozycji zadań. Po trzecie,
straty korpusów pierwszoliniowych powodowane przez pol-
skąartylerię. Toll chciał rostrzygnąć walkę jednym atakiem,
w którym zgniótłby Polaków przewagą liczebną. Musiał jed-
nak być przy tym świadom, że atak taki odbywałby się pod
ogniem polskich baterii, które wskutek skróconego czasu ostrza-
łu nie zostałyby zlikwidowane.
Przed godz. 15.00 po akceptację swoich zamiarów Toll
wysłał do Paskiewicza gen. Neidhardta. Feldmarszałek ka-
tegorycznie odmówił. Skłoniło go do tego wznowienie przez
stronę polską rokowań oraz docierające do Odolan, gdzie się
znajdował, odgłosy silnego ognia polskiej artylerii. Rzucenie
do ataku kolumn szturmowych uznał za posunięcie przedwcze-
sne i rozkazał Tollowi, by prowadził ostrzał do godz. 15.30 (zgod-
nie z dyspozycją), a następnie do godz. 16.00. Feldmarsza-
łek nie dał żadnych wskazówek, dotyczących stłumienia ognia
polskich baterii na prawym skrzydle. To był problem Tolla.
A ten postanowił go rozwiązać, rzucając do ataku wzdłuż traktu
krakowskiego oddział Murawiewa,
Koncentracja znacznych sił polskich na południe od Czy-
stego zmusiła Tolla do stworzenia osłony dla atakujących. Na
lewej flance oddziału Murawiewa stanęła brygada grena-
dierów (3 baony, ok. 1700 bagnetów) z 16 działami pozycyj-
nymi i lekkimi pieszymi oraz brygada kirasjerów (12 szwadro-
nów, ok. 1300 szabel) z 16 działami lekkokonnymi (kirasjerzy
z artylerią stanęli po obydwu stronach polnej drogi, prowa-
dzącej od karczmy na Czystem do Szczęśliwie). Kolejna bry-
gada kirasjerów (12 szwadronów, 1212 szabel) miała osłaniać
lewą flankę Murawiewa, ale z nie wyjaśnionych przy czyn była
zbyt oddalona na południe, aby wziąć udział w ataku. Jej zada-
nia przejął pułk ułanów gwardii (4 szwadrony, 392 szable).
Prawą flankę osłaniały pozostałe 3 pułki kawalerii Nostitza
(12 szwadronów, 1700 szabel z 16 działami artylerii konnej).
W gorsecie utworzonym przez kawalerię rozwinęła się pie-
chota Murawiewa. Lewą kolumną, przeznaczoną do ataku
na szaniec 74, dowodził płk Łukasz. Tworzyły ją 2 pułki grena-
dierów - żmudzki i łucki (4 baony, 1989 bagnetów), a w re-
zerwie znajdował się pułk finlandzki gwardii (2 baony, 1374
bagnety). Kolumną prawą, mającą atakować szaniec 72,
dowodził płk Roth. W j e j skład wchodziły nieświeski pułk gre-
nadierów i baon praskiego pułku piechoty (3 baony, 1278
bagnetów), w rezerwie zaś znajdowały się: 4 pułkjegrów (2
baony, ok. 900 bagnetów), pułk strzelców gwardii (2 baony,
1353 bagnety) i strzelcy finlandzcy (1 baon, 142 bagnety).
Przegrupowanie sił rosyjskich wróżyło atak wzdłuż traktu
krakowskiego, toteż Umiński rozwinął swoją piechotę mię-
dzy Karczmą Żelazną a szańcem 72. W pierwszej linii sta-
nęły po 2 baony 13 ppl i pułku grenadierów, a za nimi 3 psp
i 23 ppl. Między szańcami 72 a 73 zajęła pozycje 6 klap. 1 DK
z 4 działami 2 blak stanęła za 4 DP przed szańcami 9, 10,11
i 12. Dwa baony 12 ppl osłaniały 4 blak i 6 kpap.
Następstwem koncentracji sił rosyjskich pod Rakowcem
było osłabienie ostrzału „wielkiej baterii" przez polską artyle-
rię. Najpierw odstąpiły od niego 3 działa 6 klap, a później 4
działa 1 kpap, które Bem umieścił przy drodze polnej, wiodą-
cej od karczmy na Czystem ku Szczęśliwicom. 4 blak i 6 kpap
pozostawił Bem jeszcze po prawej stronie traktu krakowskie-
go, ale prawdopodobnie działa pozycyjne cofnęły się na swoją
pierwotną pozycję, bliżej traktu.
Działania piechoty Murawiewa poprzedził intensywny ostrzał
polskich pozycji, prowadzony przez minimum 32 działa pozy-
cyjne i lekkie. Wspierałyje działa IIKP z „wielkiej baterii",
które z rozkazu Tolla wzmogły ostrzał polskich pozycji na po-
łudnie od Czystego. Rosyjskim bateriom odpowiadały działa
wałowe szańców 71-73, bateria Przedpełskiego (12 dział)
oraz 6 klap (6 dział). Pociski rosyjskie powodowały znaczne
straty w pułkach 1 DP i 4 DP, np. w 23 pp poległo wielu sze-
regowych i oficerów, a liczba rannych rosła tak szybko, że
18
lekarz pułkowy nie był w stanie nawet obejrzeć ich ran .
W czasie boju artyleryjskiego niewielką aktywnością wy-
kazał się Strandman. Główne siłyjego korpusu stały na przed-
polu Służewca, a 4 działa pozycyjne ostrzeliwały polskie pozy-
cje. Działania zaczepne prowadzili jedynie kozacy, operujący
na wschód od traktu lubelskiego. Jeden z ich oddziałów oko-
ło godz. 15.00 opanował wieś Siekierki, ale niemal natych-
miast została ona odbita przez oddział piechoty z brygady gen.
Czyżewskiego. Był to jedyny znaczący przykład aktywności
rosyjskiej przeciwko lewemu frontowi obrony polskiej. Wkrótce
po tym epizodzie, mało zresztą znaczącym dla przebiegu całej

18
J. S z c z a p i ń s k i , Ważniejsze wypadki życia mojego (urywki
zpamiętnika lekarza), Archiwum Historii Medycyny, 1936-1937,1.16,
s. 194-195.
bitwy, natarcie rozpoczęły kolumny Murawiewa. Pierwsza,
około godz. 16.00, ruszyła ku szańcowi nr 74 kolumna płk.
Łukasza - w pierwszej linii 2 baony grenadierów łuckich (990
bagnetów), a w drugiej 2 baony grenadierów żmudzkich (1067
bagnetów). Maszerujące kolumny powitała ogniem polska ar-
tyleria wałowa i polowa. Jej pociski, mimo że czyniły w sze-
regach nieprzyjaciela głębokie bruzdy, nie zdołały go zatrzy-
mać. Gen. Antoni Wroniecki, któremu Umiński powierzył do-
wództwo nad obronąszańców zewnętrznych przy trakcie kra-
kowskim, do szańca 74 pchnął I baon pułku grenadierów (ok.
600-850 bagnetów) mjr. Karola Szlegla, a II baon wysłał ku
Karczmie Czerwonej. Jednocześnie baon 13 ppl stanął za szań-
cami 72 i 73, między nimi 6 klap, I baon 3 psp za budynkiem
cegielni, a drugi za Karczmą Żelazną. 2 baony 23 ppl pozo-
stały w odwodzie za szańcem 13.
Baon Szlegla, poprzedzony ogniem kartaczowym dział
polowych i wałowych, zdołał dopaść dzieła 74, zanim grena-
dierzy pułku łuckiego zdołali się w nim na dobre ulokować.
Polacy wpadli do wnętrza szańca od gardła i atakiem na ba-
gnety zepchnęli do rowu rosyjskich grenadierów, wdzierają-
cych się właśnie na wały. Pułk żmudzki próbował, co prawda,
odebrać szaniec z rąk polskich, atakując go od tyłu i zachod-
niego barku, ale został odparty ogniem broni ręcznej I baonu
wspartego przez II baon grenadierów, nadbiegający od strony
Karczmy Czerwonej. Dzięki temu wsparciu Szlegel zdołał
utrzymać szaniec przez pół godziny. W tym czasie na przed-
polu rozpoczęli bój tyralierzy obydwu stron.
Atak Łukasza nie zmusił do zamilknięcia 4 blak. W tej sytu-
acji Toll rzucił do walki 12 szwadronów (ok. 1200 szabel)
II brygady 3 DKir (pułki ks. Alberta Pruskiego i nowogrodz-
ki). Miały one, podążając wzdłuż drogi polnej od Szczęśliwie
na Czyste, wypaść na tyły i lewą flankę 4 blak. Polacy zdołali
przygotować się do odparcia szarży rosyjskiej kawalerii. Działa
4 blak wstrzymały ostrzał „wielkiej baterii" i zaczęły powoli
cofać się ku drugiej linii umocnień, I baon 12 ppl przeszedł na
iewą flankę 4 baterii. Na drogę od Szczęśliwie Bem zwrócił
4 działa 1 kpap, 6 dział 6 klap, baterię Przedpełskiego oraz
działa wałowe szańców 72 i 73. I i II baony grenadierów,
stojące przy szańcu 74, cofnęły się pod Karczmę Czerwoną,
gdyż atak kirasjerów groził im odcięciem od szańców 72, 73
i traktu krakowskiego. Na tak uszykowane oddziały uderzyły
4 szwadrony nowogrodzkiego pułku kirasjerów (ok. 450 sza-
bel). Ruszyły one do ataku w kolumnach plutonowych wzdłuż
drogi do Szczęśliwie i za szańcem 74 zaczęły skręcać w pra-
wo, w kierunku rogatek jerozolimskich. Mniej więcej na wy-
sokości Karczmy Czerwonej ich pęd osłabł, gdyż trafiły na
podmokły teren. Tu też zaczęły kirasjerów razić pociski pol-
skich baterii od traktu krakowskiego. Kiedy rosyjski pułk do-
tarł w pobliże drogi polnej, wiodącej od traktu krakowskiego
do Woli, i zaczął rozwijać się z kolumn plutonowych w linię
szwadronów, jego szyk został rozbity przez kartacze 10 dział
1 i 6 kpap oraz 4 dział 4 blak. W pierwszej chwili dowódca
pułku cofnął rozsypane szwadrony, ale nie zrezygnował z szar-
ży. Uporządkował szeregi i jeszcze raz rzucił je do ataku.
I tym razemjednak kartacze polskich baterii stanowiły za-
porę nie do przebycia. Jak wspomina Roman Rupniewski,
„[...] od koni zabitych i rannych zrobiło się czarno" 19 . Rosjanie
stracili podobno 200 zabitych 21 . Kirasjerom nie pozostało nic
innego, jak pospiesznie cofiiąć się za szaniec 74. Stanęła wów-
czas za nim I brygada 3 DKir z pułkiem ułanów gwardii.
Z wysuniętych do przodu 8 dział 18 roty konnej posypał się
gęsty ogień na polskie pozycje.

Nieudany atak kirasjerów oraz pojawienie się w pobliżu trak-


tu krakowskiego kolejnych kolumn kawalerii uniemożliwiły Be-
mowi kontynuowanie ostrzału „wielkiej baterii". 4 blak pozba-
19
Biblioteka Muzeum Historycznego m. Warszawy, rkps 1860, k. 22.
20
M. K 1 e d z i k, Ignacy Marceli Kruszewski 1799-1879, Warszawa
1989, s. 206.
wioną wsparcia artylerii pozycyjnej nie była w stanie sa-
motnie przeciwstawić się bateriom II KP. Ponadto od strony
Szczęśliwie raziła ją rosyjska rota lekkokonna. Osłaniające ją
pułki kawalerii w każdej chwili mogły ponowić atak. 4 blak
cofnęła się więc ku szańcom 16 i 18. Towarzyszący j e j Ibaon
12 ppl poszedł w j e j ślady.
Bezpośrednio po ataku kirasjerów lub nawet jeszcze w je-
go trakcie grenadierzy z kolumny płk. Łukasza opanowali
szaniec 74, a następnie zaczęli się zbliżać do Karczmy Czer-
wonej. Polscy grenadierzy cofnęli się ku wałom miejskim.
Zmusiły ich do tego wydarzenia, rozgrywające się na południe
od traktu krakowskiego, gdzie kawaleria polska zmierzyła się
z kawalerią rosyjską.
Mniej więcej w tym czasie, gdy trwała walka o szaniec 74,
2 baony nieświeskiego pułku grenadierów (960 bagnetów),
osłaniane przez baon praskiego pułku piechoty (300 bagne-
tów), w rozwiniętym szyku podążały ku szańcowi 72. Raziły
je kartaczami działa 1 klap i działa wałowe z szańców 70-72.
Umiński, widząc rosyjskąpiechotę rozsypaną w tyraliery, rzucił
do szarży 2 szwadrony kawalerii i jednocześnie rozkazał gen.
Bonifacemu Jagminowi, by wsparł je pozostałymi pułkami
1 DK. Zanim jednak polska kawaleria dopadła grenadierów,
dotarli oni do szańca 72. Saperzy zaczęli wdzierać się od
frontu na przedpiersie bronione przez 200 żołnierzy 2 ppl.
Garnizon, prawdopodobnie wsparty przez baon 13 ppl, zdołał
odeprzeć atak. Rosjanie zalegli na przedpiersiu i zaczęli przy-
gotowania do ponowienia szturmu. W tym czasie w pobliżu
szańca pojawiły się 2 szwadrony (zapewne) pułku augustow-
skiego (ok. 240 szabel). W obliczu zagrożenia Roth pospiesz-
nie cofnął swoje baony i po uformowaniu czworoboków roz-
począł odwrót, ale niemal natychmiast wpadł pod ogień artyle-
rii wałowej, a następnie pod szable polskich szwadronów
Prawdopodobnie jeden lub dwa czworoboki Polacy zdołali na-
wet rozbić i rozproszyć. Rosyjskiej piechocie groziła całkowi-
ta zagłada, gdyż przed szańcem 72 pojawiły się 4 działa 2 blak,
dowodzone przez kpt. Stanisława Jabłonowskiego, które za-
częły rozwijać szyk na lewo od szańca 72. Już wydawało się,
że pułki Rot ha zostaną zmiecione kartaczami, gdy nagle od-
przodkowane działa znalazły się w centrum zaciekłej walki ka-
waleryjskiej.
To gen. Nostitz, widząc ciężkie położenie piechoty Rotha,
rzucił do ataku na polskie szwadrony III dywizjon pułku dra-
gonów gwardii (ok. 280 szabel), prowadzony osobiście przez
dowódcę pułku gen. Zassa. Rosyjscy dragoni, korzystając z te-
go, że szwadrony jazdy augustowskiej były rozproszone, zmu-
sili je do panicznej ucieczki wprost na działa 2 blak. Sytuacja
zmieniła się z chwilą, kiedy do walki włączył się 1 pułk jazdy
sandomierskiej (3 szwadrony, 301 szabel, dowódca ppłk
Wojciech Łączkowski). Połączył się on z uciekającymi szwa-
dronami jazdy augustowskiej i uderzył na dywizjon dragonów.
Na pomoc gen. Zassowi przybył I dywizjon dragonów, prowa-
dzony osobiście przez gen. Nostitza. Siły walczących prawie
się wyrównały. Przeciwko 4 szwadronom rosyjskim (ok. 560
szabel) walczyło 5 szwadronów polskich (ok. 540 szabel). Prze-
wagę stronie rosyjskiej zapewniały lepsze konie oraz dosko-
nałe wyszkolenie żołnierzy pułku gwardii, którzy zdołali nawet
zneutralizować atut Polaków - lancę kawalerii. Formacje
stopniowo zatracały swój zwarty szyk i walka zaczęła się prze-
kształcać w szereg indywidualnych pojedynków, toczących się
pod ostrzałem polskiej artylerii wałowej i piechoty. Pociski nie
oszczędzały nawet wyższych dowódców rosyjskich. Ranni
zostali generałowie Zass i Nostitz.
Gdy j u ż się wydawało, że Polacy zdołają przełamać opór
dragonów, do walki włączył się pułk huzarów gwardii (4 szwa-
drony, ok. 608 szabel), dowodzony przez płk. Mussina-Pusz-
kina. Ta wyśmienitajednostka, wyróżniająca się spośród in-
nych pułków gwardii wspaniałym czerwonym umundurowa-
niem (mentyki i dolmany) i siwymi końmi, rozwinęła się spraw-
nie z kolumn dywizjonowych i utrzymując zwarty szyk ude-
rzyła w lewą flankę polskich pułków (prawdopodobnie ponow-
nie na pułk augustowski). Huzarzy przełamali szyk polskich
kawalerzy stów i rąbiąc opieszałych pędzili ich wprost na
2 blak. Kpt. Jabłonowski, widząc ten lecący tabun, kazał po-
spiesznie wycofać działa. Kanonierzy zdołali jednak zaprząc
1 cofnąć tylko dwa. Pozostałe dwa obsługa porzuciła w chwili,
gdy zwaliła się na nie polska kawaleria, a tuż za nią huzarzy.
Część kanonierów ukryła się pod działami, inni zostali ciężko
poranieni lub zarąbani na śmierć. Tymczasem huzarzy pędzili
w lukę między szańcami 71 i 72. Kartacze i pociski polskiej
piechoty oraz artylerii wałowej zdołały zatrzymać część rosyj-
skich szwadronów. Pułk dragonów cofnął się wtedy do
2 dział 2 blak, ale nie zdołał ich odprowadzić na tyły, nie było
bowiem przy nich przodków i uprzęży. Przejęcie zdobyczy uda-
remniły dragonom także pociski polskiej artylerii (po zakoń-
czeniu walki działa 2 baterii polscy żołnierze ściągnęli do szań-
ca 71). Za dragonami cofnęła się część huzarów; natomiast
większość nie zważając na ogień polskiej artylerii i piechoty,
wdarła się między szańce zewnętrzne a drugą linię polskich
fortyfikacji. Tam jednak czekały na nich dwa pułki polskiej
kawalerii - 4 puł (4 szwadrony, ok. 416 szabel, dowódca płk
Ignacy Zieliński) oraz 3 psk (4 szwadrony, 416 szabel, do-
wódca płk Franciszek Russyan). 3 psk miał zatrzymać huza-
rów, wystawiając ich jednocześnie pod uderzenie 4 puł. Szar-
ża ułanów powinna zepchnąć przeciwnika pod kartacze 2 dział
2 blak kpt. Jabłonowskiego, które stanęły przed szańcem 13.
Huzarzy nie dali szansy Polakom na wprowadzenie tego
planu w życie. Z impetem wpadli na 3 psk i przełamali środek
jego szyku, zanim dwa szwadrony zdołały obejść ich flanki.
Strzelcy konni zaczęli umykać w stronę wału miejskiego rą-
bani przez huzarów. Umiński, rozwścieczony takim obrotem
sprawy, kazał Jabłonowskiemu strzelać. Na szczęście karta-
cze dosięgły przede wszystkim Rosjan. Strzały plutonu Ja-
błonowsk ¡ego dały sygnał do ogólnej kanonady. Piechota pol-
ska z szańców bądź rozsypana w tyraliery, wspomagana przez
artylerię wałowąz drugiej linii umocnień, otworzyła gęsty ogień
do polskich i rosyjskich kawalerzystów. Wśród tej ulewy
pocisków 4 puł został całkowicie rozbity i rozproszony. Po-
dobny los spotkał huzarów. Zarówno jednym, jak i drugim nie
pozostało nic innego, jak mszyć w dół polskich fortyfikacji. Dro-
gę odwrotu na południe zagrodziła im jednak polska piechota
oraz artyleria. Ułani umykali pod wał główny, huzarzy gnali
za nimi. Zaczęły się pojedyncze gonitwy i harce między szań-
cami zewnętrznymi a drugąliniąpolskich umocnień.
Gen. Teodor Szydłowski ze sztabem i większą częściąpuł-
ku ułanów uciekał ku przejściu w wale miejskim przy redanie
10. Za wałem większość żołnierzy zatrzymała się, ale kilkuna-
stu pędziło dalej Alejami Jerozolimskimi. 13 huzarów z rotmi-
strzem Sliepcowem na czele chciało wedrzeć się w głąb mia-
sta na karkach ułanów, ale polscy piechurzy wybili ich przy
redanie 10. Pozostali huzarzy, szukając wyjścia zza linii szań-
ców, zmierzali ku rogatkom mokotowskim. Między szańcami
4-6 krwawą łaźnię sprawili im żołnierze 3 psp, obsadzający te
fortyfikacje, wspomagani przez żołnierzy 13 ppl z szańców
68,69,70. Tutaj huzarzy stracili najwięcej ludzi. Kosztem wielu
ofiar zdołali w końcu przedostać się między szańcem 3 a 68
na przedpole polskich fortyfikacji i połączyć z pułkiem strzel-
ców konnych gwardii. Mniejsza grupa w szale bojowym pró-
bowała dostać się do wnętrza miasta przez rogatkę moko-
towską, ale pełniący przy niej służbę pluton 23 ppl wybił więk-
szość śmiałków kulą i bagnetem. Okazało się, że nie wszyst-
kich. Jeden z huzarów rosyjskich padł dopiero przy bramie
pałacu Ujazdowskiego.
Atak huzarów zsynchronizował się mniej więcej z ata-
kiem kirasjerów z 3 dywizji. Obydwa, wnikając w głąb pol-
skiego ugrupowania, szerząc panikę i chaos, zachwiały pol-
skąobroną na odcinku południowym. Atak kawalerii ułatwił
też działania rosyjskiej piechocie. Kolumna płk. Łukasza, po-
przedzona licznymi tyralierami, opanowała szaniec 74 i skiero-
wała się ku Karczmie Czerwonej, którą I i II baony grena-
dierów opuściły bez walki. W szańcach 72 i 73 wybuchła pa-
nika, gdy huzarzy rosyjscy pojawili się za pierwszą linią forty-
fikacji. Garnizon szańca 72 wraz z baonem 13 ppl, stanowią-
cymjego rezerwę, cofnął się pospiesznie ku szańcowi 73, nie
zagważdżając nawet dział (6 klap cofnęła się prawdopodobnie
ku szańcowi 13). W szańcu 73 baon 13 ppl stanął tyłem do
gardła umocnienia, a płk Przedpełski rozkazał nawet zagwoź-
dzić działa wałowe. 4 blak cofnęła się ku szańcom 16-18, na-
tomiast 6 kpap między szańce 15 i 16. W tym momencie Mu-
rawie wowi udało się zepchnąć korpus Umińskiego do obrony.
Jednak nie na długo. Polscy dowódcy zdołali opanować sytu-
ację w samą porę, gdyż zarówno kolumna Łukasza, jak i Ro-
tha ponownie przystąpiły do działań zaczepnych. Roth opa-
nował szaniec 72 i usadowił się w nim na dłużej (wzmocnio-
ny 2 baonami 4 pułkujegrów). Baony Łukasza, poprzedzone
gęstym łańcuchem tyralierów, usadowiły się w Karczmie Czer-
wonej, a następnie uderzyły od czoła na szaniec 73. Atak za-
kończył się niepowodzeniem. Garnizon szańca zasypał rosyj-
skich grenadierów kartaczam i z odległości kilkudziesięciu kro-
ków, a 2 baony 13 ppl wyszły przed umocnienie i rozbiły rosyj-
skie kolumny atakiem na bagnety.
Murawiew nie zrezygnował jednak z działań zaczepnych.
Pułki grenadierów płk. Łukasza asekurowane przez 2 baon\
pułku finlandzkiego gwardii (ok. 1300 bagnetów) z 4 działami
lekkimi obeszły szaniec 73 od północy, wokół glinianek
i zabudowań cegielni. Rosyjskie baony, wsparte od prawego
skrzydła przez rozwinięty pułk nieświeski z szańca 72, pod
osłoną 4 dział, ostrzeliwujących artylerię wałową szańca 73.
zdołały przejść przez strefę polskiego ognia i opanować Karcz-
mę Żelazną, położoną tuż za gliniankami na tyłach szańca 73
Jego garnizon i baony 13 ppl, zagrożone odcięciem od wału
głównego i umocnień drugiej linii, opuściły szaniec i schroniły
się w barkanie 13 i innych położonych przed wałem. Odwrót
był tak pospieszny, że polscy artylerzyści nie zdołali nawet za-
gwoździć znajdujących się w szańcu dział wałowych. Wyda-
wało się w tym momencie, że Rosjanie przejęli już wszystkie
szańce zewnętrzne i od miasta dzieli ich tylko druga linia umoc-
nień, na której przedpolu toczył się bój tyralierów. Baterie ar-
tylerii - 6 klap, 6 kpap, bateria Przedpełskiego - schroniły się
albo za wał miejski, albo pod osłonę szańców 15 i 16.
Sytuacja nie była jednak krytyczna. Polacy doskonale wy-
korzystali układ szańców zewnętrznych i drugiej linii, pozwa-
lający na wzajemną osłonę ogniem. Artyleria polowa ścieśniona
na niewielkim obszarze przy wale miejskim oraz artyleria roz-
mieszczona w fortyfikacjach drugiej linii (w szańcu 13 - 2 ar-
maty ijednoróg, w 11 - 2 działa, w 15 i 16 po 2 działa - jed-
noróg i karonada, a możliwe też, że kozły rakietowe) zasypy-
wała kartaczami szańce 72 i 73, Karczmę Żelazną oraz teren
cegielni. Rosjanie pozbawieni wsparcia artylerii nie byli w sta-
nie utrzymać się w dopiero co zdobytych szańcach. Pospiesz-
nie więc opuszczali ich wnętrza i zalegali na zewnętrznych
częściach przedpiersia. Wówczas pod osłoną ognia artylerii
polska piechota ruszyła do kontrataku. Tyralierzy II baonu
3 psp odebrali ponownie Karczmę Żelazną, a następnie zabu-
dowania i teren cegielni. Rosyjska piechota, która cofnęła się
nie tylko z tych punktów, ale i z szańców 72 i 73, usiłowała
odebrać utracone pozycje. Tyralierzy kilka razy atakowali
Karczmę Żelazną, ale za każdym razem bez skutku.
Przed godz. 16.45, po odparciu ataków Murawiewa, Bem
ponownie wyprowadził swoje baterie na północną stronę traktu
krakowskiego; m.in. 6 kpap zajęła pozycje po prawej stronie
drogi polnej prowadzącej od Woli, mniej więcej na wysokości
budynków cegielni, skąd znów otworzyła ogień do „wielkiej
baterii". 4 działa 4 blak nadal tkwiły w Szwabskich Piwni-
cach, a pozostała część baterii przed szańcami 16-18. Do 4
dział 1 kpap przed godz. 16.00 Bem dołączył kolejne 6 dział
kompanii, które tkwiły dotąd przy szańcu 23. Stanęły one
w ogrodzie, tuż za karczmą. Większość z 28 dział zgromadzo-
nych przez Bema na południe od Czystego zaangażowała się
w pojedynek z bateriami Murawiewa, 18 rotą konną oraz
10-działową rotą konną nr 3 płk. Troszyna, którągen. Toll rzu-
cił do walki bezpośrednio po fiasku ataku kirasjerów. Rota Tro-
szyna stanęła na południowym skraju stawów, na tyłach szańca
54, przed lewą flanką dział 6 kpap. Już po pierwszej salwie
ściągnęła na siebie ogień 4 blak i 1 kpap. W miarę jak odpiera-
no rosyjskich tyralierów od Karczmy Żelaznej, włączały się
do pojedynku 6 kpap, bateria Przedpełskiego i jedno działo
z szańca 21. Na rosyjską baterię spadał więc coraz gęściejszy
grad pocisków. W ciągu pół godziny została niemal całkowicie
zniszczona. Podobnie jak w przypadku ataków oddziału Mu-
rawiewa rota Troszyna nie na darmo poniosła znaczne straty.
Wywalczone przez nią pół godziny wystarczyło piechocie
II KP do opanowania szańca 22.

WALKA O DRUGĄ LINIĘ POLSKIEJ


OBRONY ODCINKA ZACHODNIEGO

W następstwie działań Murawiewa osłabł ogień polskiej


artylerii skierowany przeciwko „wielkiej baterii" (odstąpiło od
niego łącznie 39 z 93 dział) i Toll zamierzał o godz. 16.00 roz-
począć szturm umocnień zachodnich. Niespodziewanie jed-
nak Paskiewicz zarządził przesunięcie go na godz. 16.45.
W czasie ponad 3-godzinnego boju artylerii Małachowski
nie wzmocnił sił Dembińskiego, nie skierował do jego dyspo-
zycji nawet oddziałów ściągniętych z lewej flanki korpusu
Umińskiego, a Bem sprowadził do szańców zaledwie 3 działa
wałowe (m.in. po jednym dodatkowym dziale umieścił w szan-
cach 21 i 22). Dembiński zasilał swój korpus kosztem jedno-
stek płk. Szymanowskiego, mimo że duże znaczenie przywią-
zywał do j e g o demonstracji na flance i tyłach armii rosyjskiej.
Szymanowski rozpoczął działania po godz. 14.00. Z tego
względu, że dysponował tylko 2 baonami piechoty (ok. 1250
bagnetów), wykorzystał do akcji jedynie 2 kompanie (ok. 300
bagnetów) z 2 karonadami oraz 4 szwadrony kawalerii (ok.
350 szabel). Niewielkie siły ograniczyły swobodę poczynań
dowódcy i wymusiły dużą ostrożność. Zamiast od razu z szań-
ców Parysowa maszerować ku Bateriom Szwedzkim, osła-
niając kawalerią prawą flankę przedkozakami rozstawionymi
w Wawrzyszewie i Młocinach, obchodził on rosyjskie pozycje
wielkim łukiem, tracąc dużo drogocennego czasu. 2 kompanie
piechoty z 2 karonadami oraz 2 szwadrony kawalerii podąża-
ły traktem gdańskim na północ. Po spędzeniu forpoczt kozac-
kich spod lasu Młocin piechota polska opanowała bez prze-
szkód Wawrzyszew (ok. godz. 15.00). Zajmujący wioskę
kozacy opuścili ją na widok podążających od strony Burako-
wa dwóch kolejnych szwadronów polskich i uformowali szyk
(6 sotni) za zabudowaniami. Stamtąd odpędziły ich do wsi Opa-
lin pociski 2 karonad oraz artylerii wałowej z szańca 62a.
Już około godz. 15.00, gdy tylko od strony Młocin ukazał się
oddziałek Szymanowskiego, z szańca 62a wystąpił mjr Józef
Święcicki z 6 plutonami piechoty (ok. 400-500 bagnetów) i 1
lub 2 szwadronami kawalerii. W momencie gdy Szymanowski
wkraczał do Wawrzyszewa, tyralierzy Święcickiego spędzili
wedety i posterunki kozackie z Baterii Szwedzkich, przygoto-
wując pole do dalszych działań na flankę i tyły armii rosyj-
skiej. Szymanowski jednak nie zdecydował się na nie. Rozwi-
nął swój oddział przed Wawrzyszewem frontem do rosyjskiej
kawalerii Chiłkowa, oddalonej od niego o około 3 km. Nie
odważył się przekroczyć linii Baterie Szwedzkie-Parysów
i schronił się za stromym wąwozem, łączącym te punkty. Chił-
kow był świadom, iż nie musi się obawiać tych niewielkich sił,
jakie pojawiły się najego flance. W czasie ataku I KP na
drugą linię umocnień odcinka zachodniego przemieszczał swój
oddział za Pahlenem, zostawiając Szymanowskiego daleko
na swoich tyłach. Przeciwdziałanie polskiej demonstracji ogra-
niczył jedynie do wysłania pod Baterie Szwedzkie (na linię sza-
niec 61 -Powązki) 10 dział lekkokonnych, kozaków i kilku szwa-
dronów kirasjerów. Poczynania Szymanowskiego nie wpły-
nęły więc na działania armii rosyjskiej na odcinku zachodnim
w takim stopniu, jak oczekiwało tego polskie dowództwo.
Przedłużający się ostrzał artyleiyjski kruszył stopniowo pol-
ską obronę odcinka zachodniego. Części szańców drugiej
linii wystawione pod pociski rosyjskie doznały poważnych
uszkodzeń. Ich garnizony leżały na ziemi za palankami. Sta-
rano się w ten sposób uniknąć strat i nie osłabiać ducha żoł-
nierzy. Jednak trzygodzinny ostrzał zrobił swoje. Żołnierze prze-
bywający w szańcach rażonych pociskami stopniowo tracili
ducha. Sytuację panującą w ostrzeliwanych umocnieniach traf-
nie oddaje relacja Karola Kaczkowskiego: „[...] Kule jedna
po drugiej ryły ziemię, wyrzucając ją w górę i na boki.
Kieson z prochem rozprysnął się na kawałki. Pełno było
ciężko rannych, a zdrowym literalnie brakowało miejsca
do swobodnych poruszeń. Dwóch lekarzy rady sobie dać nie
mogło, nie było komu posługiwać, ani odnosić [rannych -
T. S.]"21. Pozbawione osłony rezerwy szańców ponosiły jesz-
cze większe straty, np. baon 5 psp, strzegący ogrodu Unriiha,
wybity został do połowy. Nie uniknęły strat także baterie arty-
lerii polowej (28 dział) rozlokowane między szańcami 21,22
i 23. Mimo to utrzymały swoje pozycje. Gorzej odczuła ostrzał
artyleria wałowa. W szańcu 22 zamilkły wszystkie działa, a w
szańcach 21 i 23 zmniejszyła się ich liczba. Polskim bateriom
utaidniały walkę pożary na przedmieściach, grożące m.in. jasz-
czom amunicyjnym. Manewrom nie sprzyjały tłumy mieszkań-
ców, uciekające z dobytkiem za rogatki. Odczuwalna była

2]
K. K a c z k o w s k i , Wspomnienia, t. 2, Lwów 1876, s. 110.
r?rzewaga ilościowa i jakościowa rosyjskiej artylerii (po stronie
rosyjskiej w bój zaangażowane były w większości roty pozycyjne).
Zbliżała się godzina 16.45. Toll przejechał ze swoim szta-
bem spod szańca 54 na trakt kaliski. Kolumny szturmowe szy-
kujące się do podejścia ku linii „wielkiej baterii" „szpikowały"
pociskami jedynie działa wałowe z szańca 23. Za I i II KP
stałyjuż rezerwy - dwie biygady grenadierów pod dowódz-
twem ks. Szachowskiego za I KP, a dwie następne pod do-
wództwem gen. Połujektowa za II KP. I KP w kolumnach
szturmowych posiadał 18 baonów (8600 bagnetów), a biyga-
dy grenadierów, dodane mu jako rezerwa, 6 1/2 baonu (3440
bagnetów), w sumie więc 24 1/2 baonu (12 040 bagnetów).
II KP w kolumnach szturmowych miał 23 baony (12 000 ba-
gnetów), w biygadach grenadierów 8 baonów (3920 bagne-
tów), czyli razem 31 baonów (15 920 bagnetów). W obydwu
korpusach i ich rezerwach 55 1/2 baonu (27 960 bagnetów).
2 półbaony ochotników stały przed korpusami. Po rozpoczę-
ciu ataku przez pierwszą linię V brygada gwardii (4 baony,
2600 bagnetów) miała zatrzymać się przed szańcem wolskim,
opierając prawe skrzydło o trakt kaliski, a korpus gwardii (12
baonów, 9800 bagnetów, 40 dział) podejść pod polskie szańce
drugiej linii.
Korzystając z tego, iż polskie baterie z lewego skrzydła zwią-
zane były pojedynkiem z bateriami Troszyna i Mura wiewa,
Gorczakow przesunął „wielkąbaterię" w stronę polskich for-
tyfikacji na odległość strzału kartaczowego. Przegrupo-
wanie odbyło się sprawnie i szybko - polskie baterie w cen-
trum były za słabe, aby je uniemożliwić. W ostatniej fazie przy-
gotowania artyleryjskiego rosyjskie działa zasypały szańce
i baterie Bema gradem kartaczy od czoła i z flanki. Polska
artyleria nie sprostała przeciwnikowi. 3 klap, pluton rakietni-
ków oraz 5 i 7 kpap ustąpiły z przedpola szańców. Pozostała
tylko 1 blak i 2 działa 2 blak. Bem wyprowadzał po 2 działa
na przedpole ogrodu Unruha do walki z bateriami rosyjskimi.
o ile piechotę polską na Czystem (5 baonów, maksimum 2300
bagnetów) mogły wesprzeć w obronie szańców 21 i 22 działa
1 blak, działa wałowe z szańca 21 i działa rozlokowane na
południe od ogrodu Schuhza (przede wszystkim 6 dział 1 kpap),
o tyle oddziały broniące przedmieścia wolskiego (12 baonów,
mak. 6800 bagnetów) mogły liczyć tylko na działa wałowe
szańca 23.
Ostatnie salwy artylerii rosyjskiej okryły całunem dymu
przedpole szańców drugiej linii i zasłoniły przed stroną polską
widok na kolumny szturmowe, podchodzące ku stanowiskom
artylerii. Zgodnie z dyspozycjami kolumny boczne Sulimy
i Brigena miały opanować szańce 22 i 23 i w ten sposób otwo-
rzyć drogę kolumnom środkowym Nabokowa i Liprandiego
w głąb przedmieść i do wału miejskiego. Wszystkie one miały
prowadzić natarcie skośne, schodami, z prawym skrzydłem
(Sulima) wysuniętym do przodu i cofniętym lewym (Brigen).
Pierwsza zaatakować powinna kolumna Sulimy (szaniec 22),
po niej kolumna Liprandiego (szaniec 21), a następnie kolum-
na Brigena (szaniec 23) i Nabokowa (ogród Unriiha).
Pułki II KP biegiem zbliżały się do Czystego. Kolumnę
Sulimy bezskutecznie usiłowała zatrzymać artyleria szańca
21 i 6 dział 1 kpap. Pierwsze do szańca 22 dopadły 4 baony
(ok. 2200 bagnetów) pułków ładoskiego i szlisselburskiego.
Przeciwstawiło się im około 600 żołnierzy 5 psp (garnizon
i baon rezerwy). Rosjanie zaatakowali barkan od czoła (2 ba-
ony) i od barku południowego (2 baony). Ochotnicy gwardii
przełożyli drabiny przez rów i wdarli się na przedpiersie, za
nimi zaś postępowały masy piechoty liniowej. Polacy, nie mo-
gąc powstrzymać fali żołnierzy rosyjskich wdzierających się
na przedpiersie, odstąpili od wału i cofnęli się w stronę szyi
zamkniętej palankąi blokhauzem. W tym momencie zza szań-
ca 21 nadbiegł mjr Florian Dąbrowski z 300 żołnierzami
II baonu 5 psp. Wdarł się do wnętrza umocnienia od gardła
i atakiem na bagnety wypchnął rosyjską piechotę za wał. Dą-
browski zdołał wprowadzić do szańca tylko część swojego
baonu. Pozostałych odcięła od niego piechota rosyjska, docie-
rająca do gardła umocnienia od południa. Rosjanie zaczęli na-
wet rąbać palisady, zamykające szaniec, ale celny ogień pol-
skich strzelców z blokhauzu zmusił ich do przerwania tej pra-
cy. Część żołnierzy Sulimy zaległa tuż za palanką i wałem,
pozostali ruszyli wzdłuż kurtyny w stronę szańca 21.
Wobec niepowodzenia pierwszego ataku gen. Toll zdecy-
dował się zaangażować w bój o szaniec 22 kolumnę Lipran-
diego (5 baonów pierwszej linii - saperzy, jelecki i siewski
pułki piechoty, razem ok. 2380 bagnetów), czego nie przewi-
dywał w pierwotnym planie ataku. Rozpoczęła ona szturm
szańca tuż po odwrocie baonów Sulimy. 2 baony pułkujelec-
kiego, prowadzone osobiście przez Liprandiego, uderzyły na
północny bark, a 2 baony pułku siewskiego od szyi. Mjr Dą-
browski, widząc, że nie zdoła obronić fortyfikacji przed masą
rosyjskiej piechoty (do 5 baonów Liprandiego z pewnością
dołączyły baony z kolumny Sulimy), opuścił ją, zabierając ze
sobą około 600 żołnierzy. Dobiegł z nimi do ogrodu Unriiha,
gdzie połączył się ze stojącym tam kolejnym baonem swojego
pułku. Łącznie w południowej i centralnej części ogrodu zgro-
madziło się kilkuset żołnierzy 5 psp (10 kompanii), ostrzeliwu-
jących zza muru rosyjską piechotę. Dąbrowski obsadził 2
kompaniami drewniane i murowane budynki, stanowiące łącz-
nik ogrodu Unriiha z ogrodem Schultza, i w ten sposób zapeł-
nił lukę, która powstała w systemie polskiej obrony po utracie
szańca 22. W rzeczywistości jednak po ustąpieniu Dąbrow-
skiego walka w szańcu nadal trwała. Żołnierze, którzy nie zdo-
łali opuścić umocnienia, schronili się w blokhauzie i odpierali
ogniem karabinowym rosyjską piechotę, usiłującą do niego
podejść. Dopiero gdy saperzy rosyjscy zaczęli obrzucać blok-
hauz smolnymi faszynami, Polacy złożyli broń.

Wkrótce po przejęciu kontroli nad szańcem 22 w ręce Ro-


sjan dostał się także szaniec 21. Jego garnizon, liczący około
100 żołnierzy 5 psp, najpierw został ostrzelany kartaczami przez
10 dział lekkokonnych, a następnie przez rosyjskich tyralierów,
wnikających w głąb polskich pozycji w trakcie walki o sza-
niec 22. Brak palanki praktycznie uniemożliwiał obronę
dzieła. Polscy żołnierze, wystraszeni bijącymi w nich karta-
czami, co wróżyło rychły atak piechoty, opuścili umocnienie
i schronili się w ogrodzie Schultza. Do pustego barkanu wkro-
czyli żołnierze rosyjscy. Jeszcze przed opanowaniem szańca
21 Rosjanie zmusili do odwrotu półbaterię 1 kpap i osłaniający
ją baon 5 psp, stojący za karczmą na Czystem. Półbateria
opuszczona przez mającąją osłaniać piechotę w panicznym
odwrocie straciła m.in. jedno działo. Większość dział polskich,
stojąca z południowej strony ogrodu Schultza, cofnęła się mię-
dzy szańce 16 i 18, skąd nie mogła wspomóc polskiej piechoty,
walczącej na Czystem z pułkami Sulimy i Liprandiego.
Zmagania toczyły się w ogrodzie Unriiha, gdzie trudną do
przebycia zaporę stanowił mur osłaniający ogród od strony
południowej i zachodniej, na przedpolu zabudowań łączących
ogród Unriiha z ogrodem Schultza i wreszcie w zachodniej
części ogrodu Schultza, gdzie Polacy wykorzystali do obrony
mur, oddzielający część zachodnią od wschodniej ogrodu.
Oddziałyjednej i drugiej strony nie mogły j u ż utrzymać zwar-
tych szyków. W czasie boju piechoty saperzy rosyjscy umac-
niali zdobyte szańce (robili przejścia od zachodu i ambrazury
dla dział skierowane na wschód), aby uczynić z nich podsta-
wę do dalszych działań zaczepnych w stronę wału miejskie-
go lub linię obrony w razie niepowodzenia natarcia. Toll prze-
niósł swoje stanowisko dowodzenia do szańca 22.
Atak kolumn II KP wywarł znaczący wpływ na walkę
o szaniec 23 i o przedmieście wolskie. I KP rozpoczął marsz
ku wyznaczonym celom w chwili, gdy kolumny Sulimy i D-
prandiego zbliżały się do szańca 22. Kolumny Pahlena posu-
wały się na lewo od nich, opierając się o trakt kaliski, a na-
stępnie zatrzymały kilkaset metrów przed własną artyleria
rozwiniętą przed pasem bagien i stawów, przylegających do
traktu od południa. Gdy kolumnę Liprandiego ostrzelały 2 działa
2 blak, baterie I KP otworzyły ogień, zasypując kartaczami
1 kulam i obszar między szańcami 22 a 23, z tym ostatnim włącz-
nie. Pociski rosyjskie zmusiły do odwrotu na trakt działa
2 blak, a także zadały straty 2 baonom 4 ppl, podążającym ku
szańcowi 22. Skierował je tam gen. Małachowski, obserwu-
jący przebieg bitwy z szańca 23. Nie dostrzegł on zza gę-
stych kłębów artyleryjskiego dymu kolumn I KP, natomiast
widział kolumny II KP. Skośny szyk ataku Rosjan zmylił pol-
skie dowództwo. Małachowski sądził, iż Rosjanie uderzyli tyl-
ko na szańce 21 i 22, postanowił zatem zaatakować od flanki
zmierzające na Czyste oddziały. Siły polskie zgromadzone na
przedmieściu wolskim zaczęły zmieniać ugrupowanie, kieru-
jąc się na południe. 2 baony 4 ppl, prowadzone przez genera-
łów Bogusławskiego i Emiliana Węgierskiego, mszyły zza
szańca 23 w stronę szańca 22. Wsparcia miały im udzielić,
prowadzone przez Dembińskiego, 3 szwadrony 1 pułku kra-
kusów i 5 baonów 1 pspi 16 ppl (brygada gen. Muchowskie-
go). W trakcie przegrupowania polskich oddziałów przedmie-
ście wolskie zaatakował I KP.
Pierwsza linia kolumny gen. Nabokowa zbliżyła się do pasa
stawów i mokradeł, a następnie (aby je ominąć) wyszła na
trakt kaliski. Skupione pułki rosyjskie stały się dogodnym ce-
lem dla dział wałowych i rakiet szańca 23 oraz 2 dział 2 blak,
stojących na trakcie. Kartacze polskiej artylerii nie odparły
jednak rosyjskich ochotników z pułku siemionowskiego oraz
karabinierów 5 i 6 pułków, podążających na czele kolumny
Nabokowa. Tyralierzy znaleźli się za pasem bagien, skąd
zaczęli ostrzeliwać 2 działa 2 blak. Bem zdołał oddać z nich
ledwie 2 lub 3 salwy. Gdy piechota rosyjska zaczęła strzelać
do ich obsługi, ppor. Władysław Trębicki wycofał pluton ku
miastu. Bem z oporami mszył za nim. Następnie kolumna
Nabokowa uderzyła na 2 baony 4 ppl - I baon (dowódca mjr
Marcin Sporny) i IV baon (dowódca mjr Józef Woyciechow-
ski). 4 baony rosyjskich karabinierów zaczęły zachodzić czwar-
taków od prawej flanki. Między pasem bagien a ogrodem
Unruha, na obszarze ogrodów i glinianek rozrzuconych wokół
cegielni, rozpoczął się zacięty bój. Baony Bogusławskiego
tworzyły front ku południowi, opierając się o glinianki. W pierw-
szej chwili rzuciły się z impetem na rosyjską piechotę Li-
prandiego, szybko jednak zostały zepchnięte do obrony przez
karabinierów Nabokowa. Rosjanie wkrótce uzyskali przewa-
gę. Karabinierów wsparły 2 pułki grenadierów (sybirski i Ru-
miancowa) oraz piechota Liprandiego, która wdarła się do
ogrodu Unruha, skąd raziła polską piechotę od lewej flanki
i z tyłu. Od strony Woli, zza pasa bagien, sypały się pociski
artylerii, przerzedzające szeregi czwartaków. Polacy zaczęli
ustępować. Pierwszy uczynił to baon lewego skrzydła, nara-
żony na ogień z ogrodu Unruha, za nim poszedł baon Sporne-
go. Obydwa utraciły zwarty szyk i rozsypane w tyraliery
i grupki wycofywały się wolno, zgodnie z rozkazem gen. Bo-
gusławskiego, ku skrajnym zachodnim zabudowaniom przed-
mieścia wolskiego, a następnie ku rogatkom wolskim.
Gdy czwartacy bezskutecznie starali się powstrzymać ko-
lumnę Nabokowa, atak rozpoczęła kolumna Brigena. Jej do-
wódca prowadził szybkim krokiem pierwszoiiniowe baony
1 i 2 pułku karabinierów, a za nimi pułki grenadierów (Suwo-
rowa i astrachański), wzdłuż południowego skraju traktu.
Gdy doszedł do zapadlisk bagiennych, gwałtownie skręcił w le-
wo, na północną stronę traktu, i wyprowadził oddziały wprost
pod ogień artylerii wałowej szańca 23. Kolumny rosyjskie po-
suwały się z bronią na ramieniu rażone kartaczami dział, w tym
24-funtówki stojącej na kurtynie. Polskim kanonierom utnid-
niały prowadzenie ognia kartacze miotane na przedpiersie szań-
ca przez 12 dział lekkokonnych oddziału Chiłkowa, asekuro-
wanych przez pułk huzarów. Przy ich wsparciu rosyjska pie-
chota zbliżała się do umocnienia.
Barkan południowy został zaatakowany przez 2 pułk kara-
binierów. osłaniany pułkiem grenadierów astrachańskich, na-
tomiast barkan północny przez 1 pułk karabinierów, którego
osłonę stanowił pułk Suworowa. Garnizon barkanu południo-
wego (ok. 150 żołnierzy 10 ppl) po krótkim oporze opuścił
wały i cofnął się do palanki, nie mogąc jednak otworzyć ba-
rieiy (klucz miał oficer dowodzący), jedni na ramionach dm-
gich powyskakiwali" 2 2 , pozostawiając na pastwę losu 6 dział
wałowych zagwożdżonych pospiesznie przez ppłk. Jana Fe-
dorowicza. Do tak szybkiego odwrotu garnizonu przyczyniła
się porażka 4 ppl w walce z kolumną Nabokowa oraz widok
„wrzeszczących" i podchodzących do umocnienia kolumn ro-
syjskiej piechoty. Młody żołnierz polski nie wytrzymał psy-
chicznie napięcia (groźba odcięcia od miasta) i opuścił poste-
runki. Do uciekających dołączył baon 10 ppl, który stanowił
rezerwę szańca. Kilkuset żołnierzy 10 ppl, rozsypanych w ty-
raliery i małe grupki, zaczęło się cofać w stronę ulicy Młynar-
skiej. Wraz z utratą barkanu południowego Polacy zmuszeni
zostali do porzucenia kurtyny, z której do ostatniej chwili
ppłk Jan Romański raził rosyjską piechotę kartaczami.
Z całego szańca bronił się tylko barkan północny. Jego gar-
nizon (około 150 żołnierzy 10 ppl) wsparty został prawdopo-
dobnie przez II baon 4 ppl mjr. Józefa Borzęckiego, stojący
dotychczas za szańcem 24 (około 620 bagnetów). Baon, pro-
wadzony osobiście przez dowódcę pułku ppłk. Kazimierza
Majewskiego, przebył teren dzielący go od północnego barka-
nu pod ogniem kartaczowym rosyjskich rot konnych. Następ-
nie uderzył na flankę baonu I pułku karabinierów, obchodzą-
cego barkan od gardła i północnego barku. Polakom udało się
zepchnąć karabinierów na postępujący w rezerwie batalion
grenadierów z pułku Suworowa. Rosjanie szybko jednak otrzą-
snęli się z zaskoczenia i zaczęli oskrzydlać baon Borzęckiego.

22
K. K o ł a c z k o w s k i , Wspomnienia, ks. 5, Kraków 1898, s. 123.
Ten wolno cofał się ku szańcowi 24 i, zachowując zwarty szyk,
odpierał ogniem rosyjską piechotę. Dzięki temu niespodzie-
wanemu wsparciu garnizon barkanu pozostał na posterunkach.
Najpierw ostrzelał kolumny rosyjskie z dział i broni ręcznej,
a następnie, po zajęciu przez Rosjan barkanu południowego,
raził od tyłu rosyjskie oddziały, próbujące podążać za uciekają-
cymi ku ulicy Młynarskiej żołnierzami 10 ppl. Dopiero drugi
atak karabinierów, wzmocnionych grenadierami pułku Suwo-
rowa, zmusił garnizon barkanu 22 do odwrotu ku wałom mia-
sta.
Polacy mieli szansę utrzymać w rękach cały szaniec 23
pod warunkiem, że do jego obrony włączyłyby się 3 baony
1 psp gen. Muchowskiego. Niestety, gen. Dembiński, zasko-
czony rosyjskim atakiem, nie posłał ich ani na wsparcie ba-
onów 4 ppl (zgodnie z rozkazami Małachowskiego), ani też
ku szańcowi 23. Stały one w pobliżu ulicy Młynarskiej do
czasu, aż wpadli na nie żołnierze 10 ppl. Strzelcy zaczęli łamać
szyk, zwłaszcza że znajdowali się już pod ogniem rosyjskiej
piechoty, a z tyłu, od strony ogrodu Unrtiha, dochodziły do nich
odgłosy zaciętego boju 4 ppl oraz walki na przedmieściu Czy-
ste. Dembiński przy pomocy gen. Muchowskiego i ppłk. Ro-
mańskiego próbował bezskutecznie przywrócić porządek.
Rozprzężenie i panikę pogłębiła porażka baonów 4 ppl w wal-
ce z pułkami Nabokowa. Podążające za 4 ppl baony rosyj-
skie dopadły pierwszych zabudowań przedmieścia wolskie-
go. W tym momencie rozpoczęły odwrót baony 1 psp. Więk-
szość strzelców podążyła ku cmentarzowi luterańskiemu i kal-
wińskiemu, natomiast baony 4 ppl wspólnie z baonem 8 ppl,
broniąc się w zabudowaniach, wolno cofały się ku wałom
miejskim. Masy żołnierzy 10 ppl, 5 psp i innych pułków nie
myślały o stawianiu oporu i osłaniane przez pozostających
w szykach żołnierzy 4 i 8 ppl spiesznie umykały w stronę ro-
gatek wolskich. Kiedy do nich dopadły, „nastąpiła scena okrop-
nego rozprzężenia" 11 , gdyż przejście było bardzo utrudnione
przez barykadę, palisady oraz cofające się tabory, szwadrony
kawalerii i artylerię. Oficerowie powstrzymali panikę, od nowa
sformowali pododdziały i zaczęli je wyprowadzać na przed-
mieście do walki z piechotą rosyjską. Gdy do rogatek wol-
skich dotarł gen. Bogusławski, sytuacja była już częściowo
opanowana i generał przystąpił do organizowania obrony.
Barykadę wzniesioną między budynkami rogatkowymi zajęły
2 działa z 1 blak i kompania 4 ppl, a wał po obydwu j e j stro-
nach obsadzano piechotą. Przed rogatkami stanęły kolejne 2
działa 1 baterii konnej, które raziły kartaczami zbliżającą się
rosyjską piechotę. Wspierały one broniące przedmieścia ba-
ony 4 i 8 ppl, wzmocnione j u ż zapewne przynajmniej 1 ba-
onem 16 ppl, którego rozwinięte kompanie przekroczyły ulicę
Młynarską prowadząc walkę ogniową z Rosjanami idącymi
od szańca 23. Żołnierzy 16 ppl osłaniały też 2 baony 1 psp oraz
1 baon 18 ppl, które zajęły cmentarz luterański i prowadziły
ogień zza mum opatrzonego strzelnicami. Trzeci baon 1 psp
rozlokował się w Pracowni Ogni Wojennych, ajeden baon
18 ppl prawdopodobnie przesunął się pod szaniec 24, kiedy
batalion 4 ppl mjr. Borzęckiego ruszył na pomoc barkanowi
północnemu szańca 23.
Pod osłoną tych kilku baonów, rozwiniętych mniej więcej
wzdłuż ulicy Młynarskiej i w zabudowaniach przedmieścia
wolskiego (na wysokości ulicy Młynarskiej), trwał odwrót
artylerii, wozów amunicyjnych, taborów i rannych. Na szczę-
ście dla strony polskiej w wale znajdowały się dwa przejścia -
rogatki i przerwa w wale przy redanie 25 (do niej kierowała
się ta część uciekinierów, która nie mogła dojść do rogatek
wolskich).
Gdy polskie baony broniły pozycji zamkniętych ulicą Wol-
ską, Młynarską i cmentarzem luterańskim, gen. Brigen zaata-

s
Ibidem, s. 123-124.
kował szaniec 24. Garnizon jego tworzyło 125 żołnierzy 10 ppl
i 1 psp oraz obsługujący 5 dział wałowych kanonierzy Gwardii
Narodowej. Szaniec nie posiadał palanki. Wsparcia mógł mu
udzielić II baon 4 ppl, który wycofał się j u ż spod szańca 23,
a prawdopodobnie także baon 18 ppl z cmentarza luterańskie-
go (drugi baon tego pułku Dembiński wprowadził j u ż na wał
miejski). Wsparcie ogniowe zapewniała artyleria wałowa
szańca 24, z armatą 24-funtową włącznie. Przedpole oraz flan-
ki dzieła (szczególnie lewa) znajdowały się w zasięgu broni
ręcznej baonów 1 psp, obsadzających strzelnice cmentarza
luterańskiego, oraz artylerii szańca 26.
Szaniec 24 Brigen zaatakował 4 baonami karabinierów. Pol-
skie baony, oparte prawym skrzydłem o barkan, kilka razy
odparły ogniem napór rosyjskiej piechoty. Od wystrzelonego
przez Polaków pocisku zginął wtedy m.in. gen. Brigen. Zanim
poległ, wydałjeszcze rozkazy, zmierzające do wzmocnienia
batalionów pierwszego rzutu. W ich rezultacie do lewego skrzy-
dła Polaków zbliżyły się baony grenadierów z pułków astra-
chańskiego i Suworowa oraz 12 dział lekkokonnych osłania-
nych przez pułk huzarów. Zasypane gradem pocisków polskie
oddziały rozpoczęły odwrót w kierunku cmentarza luterańskie-
go. Korzystając z tego brygada karabinierów, pomimo ognia
polskiej artylerii, m.in. z szańca 26, oraz piechoty od strony
cmentarza, obeszła prawą flankę i uderzyła na szaniec 24 od
gardła. Żołnierze 1 psp rozlokowani na cmentarzu nie byli
w stanie osłonić go ogniem z broni ręcznej, gdyż w tym mo-
mencie rosyjscy grenadierzy ruszyli do ataku na ich pozycje.
Karabinierzy wdarli się do szańca, ale nie udało im się wybić
polskiego garnizonu. Zdołał on zagwoździć działa i pod osłoną
polskich tyralierów z 4 i 18 ppl cofnąć się do cmentarza. 2 ba-
ony grenadierów astrachańskich i Suworowa, które pojawiły
się na lewej flance wycofujących się oddziałów polskich, zosta-
ły odparte przez 2 baony 1 psp prowadzone przez płk. Francisz-
ka Bobińskiego, dowódcę pułku, i mjr. Augusta Szmudego.
Po odwrocie polskich oddziałów z szańca 24 cmentarz lute-
rański stał się głównym punktem oporu na drodze Rosjan ku
wałom miejskim na północ od traktu kaliskiego. Z południowej
strony traktu taką rolę mogły odgrywać ogrody Unriiha i Schult-
za. Pierwszy z nich, otoczony niewielkim murem ze strzelni-
cami, broniony był przez kilka słabych kompanii 5 psp (ich walką
kierował prawdopodobnie gen. Młokosiewicz). Kompanie skon-
centrowane były w części południowej i centralnej ogrodu,
gdyż w części północnej walczył baon 8 ppl. 2 kompanie
5 psp zajmowały zabudowania łączące ogród Unriiha i Schult-
za, a prawdopodobnie także wysoki mur, otaczający wschod-
nią część drugiego z nich. Pociski rosyjskiej artylerii po-
ważnie uszkodziły mury ogrodów i przetrzebiły ich drzewo-
stany.
Środkową część ogrodu Unriiha zaatakowały od czoła ba-
ony grenadierów pułku sybirskiego i Rumiancowa z kolumny
Nabokowa (miało to miejsce mniej więcej w tym czasie, gdy
5 i 6 pułki karabinierów zmusiły do odwrotu baony 4 ppl). Od
prawej sekundowały im pułki z kolumny Liprandiego, ataku-
jące południową część ogrodu oraz zabudowania łączące oby-
dwa ogrody. Żołnierze 5 psp nie zdołali oprzeć się naporowi
rosyjskiej piechoty, wspieranej przez co najmniej 18 dział po-
zycyjnych i 10 lekkokonnych (artyleria wybijała coraz więcej
przejść w murze), i pospiesznie wycofali się z ogrodu oraz z za-
budowań folwarku. Mjr Dąbrowski zamierzał zorganizować
opór w pobliżu cegielni i glinianek, ale nie dopuściły do tego
pułki grenadierów, które z dużym impetem wypadły za Pola-
kami z ogrodu i kierowały się ku wałom miejskim.
Drewniana zabudowa nie dała Polakom żadnej osłony, gdyż
rychło ogarnęły ją płomienie. W tej sytuacji Dąbrowskiemu
nie pozostało nic innego, jak szybko cofać się w stronę wału
miejskiego, gdzie czekałyjuż na niego 2 baony 23 ppl z 4 DP
Milberga. Baon 8 ppl, walczący wśród zabudowań przedmie-
ścia wolskiego, za wschodnim skrajem ogrodu Unriiha, ułatwił
kompaniom 5 psp oderwanie się od rosyjskich grenadierów.
Zatrzymał on celnymi strzałami piechurów Nabokowa, wyła-
niających się z ogrodu, dzięki czemu strzelcy zdołali dopaść
do kilku murowanych domów, stojących wzdłuż ulicy Karol-
kowej. Ukryci w nich witali ręcznym ogniem oddziały Lipran-
diego i Nabokowa, wychodzące z przerwy między ogrodami.
Piechota rosyjska pojawiła się także na południe od ogrodu
Schultza. Usiłowały ją zatrzymać polskie baterie polowe, biją-
ce w zachodnią część ogrodu od strony szańców 16
i 18. Gen. Bem próbował pchnąć do ataku baon 12 ppl, ale
j e g o dowódca, mjr Jastrzębski, rozkazu nie wykonał i cofnął
się ku rogatkom jerozolimskim. W tej sytuacji Bem ruszył ku
szańcowi 21 z 2 działami 4 blak (ppor. Romana Rupniewskie-
go). Próbę ostrzelania rosyjskiej piechoty udaremniła im rosyj-
ska rota lekkokonna, która zasypała kartaczami działa pol-
skie, zabijając i raniąc podoficera i kilku żołnierzy obsługi. Bem
pospiesznie cofnął pluton Rupniewskiego i rozwinął ku ogro-
dowi łańcuch tyraliery z piechoty ściągniętej prawdopodobnie
z rogatekjerozolimskich. Na niewiele to jednak się zdało. Pie-
chota rosyjska nie ustąpiła z zachodniej części ogrodu.
Na prawo od oddziałów gen. Młokosiewicza walczył gen.
Węgierski na czele 2 baonów 4 ppl (zmniejszone do stanu
jednego baonu) i baonu 8 ppl. Karabinierzy Nabokowa (5 i 6
pułki) po wyparciu Polaków z zabudowań przedmieścia
wolskiego posuwali się wzdłuż ulicy Wolskiej ku rogatkom, cały
czas tocząc bój w obrębie zabudowań, ogrodów i sadów z pol-
skimi baonami walczącymi w rozwiniętym szyku. Rosjanie
doszli prawdopodobnie do wschodniego skraju ogrodu Unriiha.
gdzie z ulicą Wolską łączyła się ulica Młynarska. Tutaj 3 ba-
ony polskie wsparł baon 16 ppl, a przede wszystkim bateria
artylerii, stojąca przy rogatkach wolskich. Jej kartacze wy-
miatały ulicę Wolską na długości ponad 500 m, likwidując
podejmowane przez Rosjan próby przejścia na północną stro-
nę traktu i uniemożliwiając piechocie Nabokowa marsz ku
rogatce. Zabudowań i ogrodów z południowej strony traktu
bronił baon 8 ppl, a z północnej 3 baony 4 i 16 ppl. Atakowały
je 4 baony 5 i 6 pułków karabinierów wsparte od strony szań-
ca 23 przez rozlokowane w nim 4 baony rezerwy I KP. Baon
8 ppl wycofał się do zabudowań i sadów, ciągnących się za
ulicą Karolkową. Po j e g o odwrocie prawdopodobnie musiały
się tam wycofać także baony 4 ppl. Tyralierzy z 16 ppl two-
rzyli łańcuch wysunięty przed tę ulicę - łączył on baony Wę-
gierskiego z cmentarzami luterańskim i kalwińskim broniony-
mi przez baony Muchowskiego. Nabokow mógł teraz prze-
sunąć baony karabinierów oraz grenadierów przed ogród
Unriiha. Karabinierzy stanęli prawdopodobnie na placu mię-
dzy ogrodem a browarem na ulicy Karolkowej. Rosyjskiemu
dowódcy trudno było utrzymać swoje oddziały w szyku. Tyra-
lierzy cały czas bili się z Polakami, ale inni żołnierze zaczęli
podpalać budynki przedmieścia i rabować pozostawione przez
mieszkańców mienie. Największą zdobyczą była fabryka por-
teru położona po południowej stronie traktu. W j e j płomie-
niach zginęło wielu pijanych żołnierzy rosyjskich.
Około godz. 18.00 linia polskiej obrony biegła w dużym przy-
bliżeniu następująco: wschodnia część ogrodu Schultza - uli-
ca Karolkowa- skrzyżowanie Karolkowej z Wolską- cmen-
tarze kalwiński i luterański. Oczywiście, nie była to linia stała,
gdyż cały czas wrzała na niej walka oddziałów polskich i ro-
syjskich. Zatraciły one całkowicie swój zwarty szyk i podod-
działy, plutony, kompanie oraz roty, w kupie lub łańcuchach
tyralier, biły się o poszczególne zabudowania i ogrody. Gęsta
zabudowa przedmieść, liczne sady i ogrody porozdzielane pło-
tami i parkanami pozwalały Polakom na zorganizowanie
silniejszego oporu i wykorzystanie przewagi w walce w szy-
ku rozproszonym. Rosjanie nie mogli im przeciwstawić swo-
j e j artylerii, a poza tym ich oddziały traciły zwartość podczas
boju w zabudowaniach. Rosyjscy dowódcy usiłowali scalić
oddziały, wprowadzić w nich porządek i dyscyplinę, ale ich
wysiłki były daremne.
Przed godz. 18.00 tempo natarcia kolumn I i II KP osła-
bło. Kilku generałów rosyjskich wystąpiło z propozycją wstrzy-
mania szturmu do następnego dnia, Toll jednak nie wyraził na
to zgody. Zdecydowany był kontynuować szturm nawet w no-
cy, byle tylko osiągnąć wał miejski. Postanowił nawet wpro-
wadzić do walki o przedmieścia rezerwowe brygady grena-
dierów. Od tej pory gwardia stanowiła ostatnią rezerwę armii
rosyjskiej.
Zgodnie z wydanymi przez gen. Tolla rozkazami działa I KP
weszły w przerwę między szańcami 23 i 24, skąd mogły razić
rogatki wolskie, partie przedmieścia bronione jeszcze przez
Polaków i cmentarze. Część artylerii II KP skierowano prze-
ciwko rogatkom jerozolimskim, szańcom 15,16,18 iznajdują-
cym się między nimi polskim bateriom polowym. Do bezpo-
średniego wsparcia piechoty wyznaczono niewiele dział. Ko-
lumna Nabokowa otrzymała dwie 8-działowe baterie, które
miały j e j pomóc w walce z baterią polską w rogatkach wol-
skich i w ataku wzdłuż ulicy Wolskiej, a kolumny Sulimy
i Liprandiego mogły liczyć na pomoc tylko 2 dział.
Zadania dla I i II KP oraz oddziału Murawiewa sprowa-
dzały się do opanowania szańców i punktów oporu, leżących
na przedpolu wału miejskiego, oraz samego wału. Front natar-
cia poszerzono o szańce 16 i 18 oraz o wał, rozciągający się
między rogatkami jerozolimskimi a redanem 19. Powinien je
opanować gen. Gorczakow na czele rezerw I i II KP. Kolum-
ny miały wchodzić do walki stopniowo. Pahlen prowadził bój
na dalekiej flance (o cmentarz luterański), a więc pozosta-
wiono mu swobodę. Natomiast w centrum i na prawym skrzy-
dle było inaczej. Działania Nabokowa i Liprandiego powiąza-
no ze sobą. Dopiero po opanowaniu przez Sulimę ogrodu
Schultza do akcji wkroczyć mieli Gorczakow i Murawiew.
Zbliżający się zmrok zmuszał do przyspieszenia działań pie-
choty, która nie mogła liczyć na wsparcie artylerii ze względu
na krótki czas ostrzału polskich pozycji i z powodu braku
dostatecznej ilości amunicji w parkach polowych, znajdują-
cych się w pobliżu baterii. W tej fazie bitwy piechota miała
atakować pozycje polskie niedostatecznie „skruszone" przez
artylerię, co narażało ją na znaczne straty.
Strona polska mniej więcej od godz. 17.00 zaczęła wzmac-
niać odcinek zachodni oddziałami ściągniętymi z lewego
frontu i z 4 DP. Oddział Dembińskiego zasiliło od 3 do 4
baonów (ok. 1800 bagnetów), a oddziały broniące rogatek
jerozolimskich 2 baony (ok. 1200 bagnetów). Z prawego fron-
tu i Parysowa Małachowski nie sprowadził rezerw. Oddziały
Szymanowskiego i piechota Święcickiego cofnęły się tylko na
pozycje sprzed godz. 14.00. Przerwę w ataku rosyjskim na
przedmieście wolskie i Czyste Polacy spożytkowali na rozbu-
dowę obrony. Umacniano domy, ulice barykadowano i zamy-
kano wozami tak, że nie można było nimi przejechać konno.
Wzdłuż wału powstało kilka odizolowanych punktów opo-
na. Dembiński z Muchowskim organizowali obronę cmenta-
rzy i ciągnącego się za nimi wału mniej więcej od Pracowni
Ogni Wojennych do rogatek powązkowskich. Do dyspozycji
mieli teoretycznie 8 baonów. Gen. Bogusławski do obrony
rogatek wolskich posiadał 4 działa lekkie (dowodził nimi ppor.
Tadeusz Dorantowicz), 3 baony piechoty oraz wielu żołnie-
rzy, którzy odłączyli od swoich jednostek (obsadził nimi wał
miejski po obydwu stronach rogatek). Na południe od niego
wału oraz fragmentu przedmieścia z ogrodem Schultza broni-
ło 5 baonów 5 psp i 23 ppl. Dowództwo na tym odcinku spra-
wował prawdopodobnie gen. Młokosiewicz. Gen. Węgierski
z 4-5 słabymi baonami bronił przedmieścia wolskiego. Mię-
dzy tymi ośrodkami opona brakowało ściślejszej więzi, co wię-
cej, nawet w ich obrębie dowódcy niejednokrotnie nie mogli
dotrzeć ze swoimi rozkazami do podległych im oddziałów. Ini-
cjatywa spoczywała więc w rękach oficerów młodszych. Ar-
tyleria nie mogła już odegrać większej roli w walce, gdyż
wyparta została pod sam wał miejski nie dostosowany do j e j
przyjęcia na części odcinka zachodniego (działa mogły strze-
lać tylko ponad wałem). Baterie polowe centrum i prawego
skrzydła (działa 1,5 i 7 kpap, 3 klap, wyrzutnie plutonu rakiet-
ników) jeszcze przed atakiem piechoty cofiięły się do miasta.
Na lewym skrzydle Bem zatrzymał baterie polowe na przed-
polu wału. 4 blak stała przed szańcami 16 i 18 (przy niej praw-
dopodobnie 1 kpap). Między szańcami 15-16 tkwiła 6 kpap,
a wraz z nią 6 klap. Baterie te ostrzeliwały kolumny Mura-
wiewa, szańce 21 - 22 i zachodnią część ogrodu Schultza oraz
prowadziły pojedynek z bateriami Fiedorenki. W rogatce
zostały 2 działa 2 blak. Jeszcze przed zapadnięciem zmroku
Bem rozkazał kompaniom pozycyjnym cofnąć się za wał.
Kompanie i baterie lekkie wycofały się dopiero wieczorem.
Działa te obsadziły wał, począwszy od szańca 14 do rogatek
belwederskich.
Od godziny 18.00 bitwa toczyła się na czterech obszarach
w większym lub mniejszym stopniu powiązanych ze sobą.
Obejmowały one:
- cmentarze luterański i kalwiński oraz wał na odcinku Pra-
cownia Ogni Wojennych- rogatki powązkowskie;
- przedmieście wolskie i Czyste oraz o wał na tym obsza-
rze z rogatkami wolskimi włącznie;
- umocnienia i wał między redanem 19 a rogatkam i jerozo-
limskimi;
- umocnienia i wał między rogatkami jerozolimskimi a ro-
gatkami czerniakowskimi.

BÓJ O CMENTARZ LUTERAŃSKI I WAŁ NA ODCINKU P R A C O W -


NIA OGNI WOJENNYCH - ROGATKI P O W Ą Z K O W S K I E

W walce o cmentarz luterański Pahlen mógł wykorzystać


maksymalnie 8 baonów (4000-5000 bagnetów), wspartych
przez baterie IKP, oraz 12 dział konnych z oddziału Chiłkowa.
Dembiński przeciwstawił im 5 baonów (ok. 3600 bagnetów)
wspartych przez minimum 3 działa wałowe z szańców 26 i 27.
Cmentarz luterański miał kształt prostokąta. Jego krótsze
boki, zachodni i wschodni (po około 170 m), stykały się z ulicą
Młynarską oraz Pracownią Ogni Wojennych, a dłuższe, połu-
dniowy i północny (po około 260 m), sąsiadowały z otwartymi
polami. Do obrony przygotowana była tylko część zachodnia
o kształcie prostokąta, o bokach długości 140 i 170 metrów.
Mur otaczający cały cmentarz miał powybijane strzelnice.
Chociaż był cienki i niski, to jednak chronił przed pociskami
karabinowymi (takjak nagrobki). Wnętrze cmentarza dzieliło
się na przegrodzone „niskimi przepierzeniami" zagrody.
Strzelnice muru od strony zachodniej zajął II baon 4 ppl
mjr. Borzęckiego, któiy wydzielił do budynku znajdującego się
w południowo-zachodniej części cmentarza kompanię kpt. Jó-
zefa Krzysztoporskiego. Na terenie cmentarza znajdował
się także baon 18 ppl, a 2 baony 1 psp rozlokowały się w po-
bliżujego południowej części. Baon grenadierów, który dołą-
czył wieczorem, zajął pozycje przed cmentarzem kalwińskim.
Pracownię Ogni Wojennych z prochownią przylegającą do
cmentarza luterańskiego od wschodu, otaczał wał ziemny, do-
równujący wymiarami wałowi wokół całego miasta. Od pół-
nocy przylegał do niej cmentarz żydowski. Wieczorem 7 wrze-
śnia wał pracowni obsadził baon 1 psp (ok. 590 bagnetów).
Całego pasa wałów miejskich i umocnień przed wałem od
rogatek powązkowskich do marymonckich strzegła Gwardia
Narodowa i Straż Bezpieczeństwa, a dowództwo nad tym od-
cinkiem sprawował gen. Chrzanowski.
Nowa faza walk o cmentarz rozpoczęła się ok. godz. 18.00,
kiedy to 1 pułk karabinierów uderzył od zachodu, skupiając
swój wysiłek na budynkach stojących w południowo-zachod-
nim narożniku. Polska piechota odparła ten atak ogniem broni
ręcznej. Karabinierzy cofnęli się i ograniczyli dalsze działania
do tyralierki. 2 pułk karabinierów próbował dostać się do cmen-
tarza od północy, ale i jemu się nie powiodło. Odparty został
nie tylko ogniem broni ręcznej, ale także pociskami artyleryj-
skimi z dział szańca 26. Po karabinierach atak podjęły 2 ba-
ony grenadierów pułków astrachańskiego i Suworowa. Ich
wysiłek także okazał się daremny. Polacy, ukryci za murem
cmentarza, celnie razili rosyjskąpiechotę i postępujących na
j e j czele saperów. Jak pisze Mierosławski, „Udało się
wprawdzie tu i ówdzie ochotnikom przystawić drabinkę
do muru, ale nasi przez strzelnice zaraz ją wywracali
hakiem bagnetów, a kupki zbierające się do wstępowania
po niej jedną na drugiej niby zżęte snopy kładł ogień ze
strzelnic, poprzecznie dzierzgany z domostw narożników" 24 .
Pahlen widząc, iż piechota nie zdoła przebyć muru, skiero-
wał na cmentarz ogień artylerii. W tej fazie walki szczególnie
odznaczyło się 12 dział rot konnych Chiłkowa, które strzelały
spod barkanów 24 i 26 do muru północnego i zachodniego oraz
do zabudowań gospodarczych cmentarza. Precyzyjnym og-
niem systematycznie wybijały wyłomy w murze i przez nie
raziły kartaczami wnętrze cmentarza, paraliżując poczynania
polskiej piechoty. Udało im się także zniszczyć narożnik pół-
nocno-zachodni, przez który około godz. 20.00 wdarły się na
cmentarz 2 baony grenadierów. Nie osiągnęły one jednak więk-
szych sukcesów, gdyż szybko zostały przygwożdżone ogniem
prowadzonym przez polską piechotę zza grobowców i z zabu-
dowań.
W tym czasie 2 pułki karabinierów zaczęły obchodzić cmen-
tarz od południa. Ich dowódcy nie wyciągnęli z wcześniej-
szych walk żadnych wniosków i dali się zaskoczyć 2 baonom
1 psp, które wypadły zza cmentarza. Atak I baonu (dca mjr
August Szmudy) odrzucił 1 pułk karabinierów ku wiatrakom.
Szmudy rozwinął baon wzdłuż ulicy Młynarskiej i rozpoczął
pojedynek z karabinierami. W obliczu przeważających sił

24
M i e r o s ł a w s k i , op.citi. 2, s. 129.
rosyjskich polskie kompanie zaczęły cofać się ku cmentarzo-
wi. Gdy rozsypane w pościgu roty rosyjskich pułków dotarły
pod cmentarz, spadł na nie II baon 1 psp(dcamjrMeyzner),
prowadzony osobiście przez ppłk. Franciszka Bobińskiego.
Polakom udało się powstrzymać napór karabinierów.
Kiedy Bobiński bił się na przedpolu cmentarza, 2 baony gre-
nadierów rosyjskich, które wdarły się na jego teren od strony
północnej, zaczęły stopniowo przejmować kontrolę nad coraz
większym obszarem. Z nowych pozycji mogły one m.in. ostrze-
liwać, od tyłu i z flanki, baony 1 psp. W tej sytuacji Bobiń-
skiemu nie pozostało nic innego, jak wycofać się za linię ulicy
Młynarskiej.
W obrębie cmentarza z grenadierami, wspartymi już praw-
dopodobnie przez 2 baony rezerwowe (pułki Kutuzowa i wiel-
kołucki), walczyły 2 baony 4 i 18 ppl. Celny ogień z broni
ręcznej (zwłaszcza z budynków) hamował ruch rosyjskiej pie-
choty. Pahlen musiał ponownie odwołać się do pomocy artyle-
rii. Tym razem kilka jednorogów obrzucało granatami teren
cmentarza, niszcząc m.in. budynki w południowo-zachodnim
narożniku, wtórując kąrtaczom rot konnych. Polskie baony
musiały schronić się za murem odgradzającym wschodnią część
cmentarza od zachodniej. Tutaj podstawą obrony był budynek
kaplicy, przylegający do wewnętrznego muru opatrzonego
strzelnicami. Opierając się o mur i kaplicę Polacy próbowali
raz jeszcze powstrzymać napór Rosjan. Było to jednak
niezwykle trudne, gdyż północna część muru była już uszko-
dzona przez pociski artyleryjskie. Rosyjskie pułki grenadierów
usiłowały nawet wedrzeć się tędy na teren cmentarza, ale
odparła je polska piechota oraz baon 1 psp, ostrzeliwujący
podejście do muru od północy z wału Pracowni Ogni Wojen-
nych.
Bój trwał pomimo zmroku. Około godz. 22.00 baony 1 psp,
rozlokowane z południowej strony cmentarza, zaatakowane
zostały przez 1 i 2 pułki karabinierów, wsparte prawdopodob-
nie przez kolejne 2 baony z rezerwy I KP (pułki nowo- i sta-
roigermanlandzki). Pod ich naporem Bobiński zaczął się co-
fać ku wałom miejskim. Wobec postępów rosyjskich przy ro-
gatkach wolskich groziło mu, podobnie zresztąjak baonowi
grenadierów z cmentarza kalwińskiego, przyparcie do wału
miejskiego, gdyż główną część (zachodnią) cmentarza lute-
rańskiego Rosjanie j u ż opanowali. W tej sytuacji na rozkaz Bo-
gusławskiego mjr Borzęcki na czele II baonu 4 ppl jeszcze raz
przekroczył środkowy mur. Walka ogniowa i na bagnety prze-
ciągnęła się na tyle, że 1 psp i grenadierzy zdołali przejść do
wyłomów w murze i dostać się do redanu 25. Tymczasem
baon 4 ppl zapędził się w głąb cmentarza i został odcięty od
muru (broniący go baon 18 ppl musiał nawet zatarasować
przejście z jednej części cmentarza do drugiej). Rozproszeni
żołnierze Borzęckiego, tocząc zaciętą walkę między nagrob-
kami, na komendę swojego dowódcy: „zbór przy wyłomie",
skoncentrowali się pospiesznie i wymknęli wyłomem w pół-
nocnej części muru.
Bój na cmentarzu stopniowo wygasał. W ciężkim położe-
niu znalazła się ludność cywilna, która szukała schronienia
w grobowcach i którą trudno było odróżnić od żołnierzy.
Wobec nasilonego naporu Rosjan na mur środkowy Bogu-
sławski wycofał 18 ppl wąskim kojcem z cmentarza do Pra-
cowni Ogni Wojennych. Osłaniał go z kaplicy oddział kpt.
Krzysztoporskiego. Bogusławski j u ż kilkakrotnie nakazywał
mu opuścić posterunek, ten jednak odmawiał, oświadczając,
że musi wypalić wszystkie ładunki, które zostały w magazy-
nie. Do ewakuacji nie zmusił go nawet ponowny ostrzał cmen-
tarza przez rosyjską artylerię. Poskutkowała dopiero groźba
Bogusławskiego, iż rozstrzela „oficera za nieposłuszeństwo
w ogniu". Kompania 4 ppl opuściła teren cmentarza. Postę-
pujący za nią saperzy podpalili kaplicę, a następnie zaw alili kojec
i porąbali mostek nad rowem. Piechota rosyjska, która poja-
wiła się w opuszczonej części cmentarza, zmuszona została
do odwrotu ogniem baonu 1 psp z zachodniej części wału
Pracowni Ogni Wojennych. Rosjanie pospiesznie cofnęli się
za mur środkowy.
Po wielogodzinnych zmaganiach cmentarz luterański zna-
lazł się w rękach rosyjskich. Przed Pahlenembyłjuż tylko wał
miejski obsadzony przez liczną piechotę polską (7-9 ba-
onów). Podejmowane przez oddziały IKP próbyjego opano-
wania kończyły się niepowodzeniem, Polacy bowiem niegę-
stym, ale celnym ogniem powstrzymywali ich zapędy. Piechu-
rom Pahlena udało się opanować wał Pracowni Ogni Wojen-
nych, ale nie mogli wedrzeć się do j e j wnętrza. Ta część wału,
która oddzielała Pracownię od miasta, znajdowała się w rę-
kach polskich. Pomimo ponawianych ataków wał między
rogatkami wolskimi a powązkowskimi pozostał w rękach pol-
skich, podobnie jak wszystkie umocnienia od szańca 27 do Wisły.
Rosjanie utrzymali pozycje w pobliżu wału włącznie z szań-
cami 24 i 26. Oddział Chiłkowa przeszedł linię obozu 1 DP
i stanął na Skalszczyźnie, odcinając polskim oddziałom z Pa-
rysowa drogę do miasta. Jeszcze przed wieczorem oddział Szy-
manowskiego rozpoczął odwrót do Marymontu. Nie był on
atakowany przez rosyjską kawalerię. Nękała ona natomiast
batalion 1 psp z szańca 61, który opuścił to umocnienie (z 4
działami 3 klap) przed godz. 22.00 i dotarł do rogatek powąz-
kowskich. Baon 4 ppl z szańca 62a po zagwożdżeniu dział
i wysadzeniu amunicji cofnął się pod Marymont wieczorem.

WALKA O PRZEDMIEŚCIE WOLSKIE I CZYSTE O R A Z W A L


MIEJSKI MIĘDZY ROGATKĄ W O L S K A A REDANEM 19

Do działań zaczepnych na Czystem Rosjanie dysponowali


9 baonami piechoty z kolumn Sulimy i Liprandiego (razem
ok. 5300 bagnetów). Od lewej sąsiadowało z nimi 8 baonów
(ok. 4000 bagnetów) kolumny Nabokowa, bijących się
o przedmieście wolskie. Za nimi, w rezerwie, stały 2 brygady
grenadierów dowodzone przez gen. Szachowskiego (6 baonów,
3600 bagnetów). Tym trzem kolumnom Polacy mogli prze-
ciwstawić na przedmieściu wolskim 4 baony (ok. 1500 bagne-
tów) dowodzone przez gen. Węgierskiego, a na Czystem 5
baonów (maksimum 2800 bagnetów). Na przedmieściach znaj-
dowały się także mniejsze oddziały złożone z żołnierzy ode-
rwanych od innych pułków, np. 1 psp. W rogatkach wolskich
stały 2-4 działa 1 blak. Za wałem tkwiły co najmniej 4 baony
piechoty (maksimum 1700 bagnetów).
Przed godz. 18.00 bój toczył się mniej więcej na wysokości
skrzyżowania ulic Wolskiej i Karolkowej. Większość swoich
sił Nabokow skupił z lewej strony traktu, w pobliżu ulicy Mły-
narskiej. Polacy postąpili identycznie, dostosowując się praw-
dopodobnie do układu sił przeciwnika. Ulica Wolska stano-
wiła przeszkodę trudną do przebycia, gdyż wymiatały ją karta-
cze polskiej baterii z barykady w rogatkach. Działa Perrina,
rozlokowane między dziełami 23 i 24, bez powodzenia próbo-
wały zmusić jądo milczenia. Od czoła artylerię I KP wspiera-
ły dwie 8-działowe baterie. Jedna z nich próbowała nawią-
zać walkę z baterią Dorantowicza w rogatce.
Pod osłoną artylerii wkroczył na przedmieście wolskie ks.
Szachowski z 2 brygadami grenadierów. Widząc, iż oddziały
Nabokowa właściwie nie posuwają się ku wałowi miejskiemu
(związane całkowicie bojem z rozproszonymi oddziałami pol-
skimi o poszczególne ogrody i domy), postanowił przeprowa-
dzić zdecydowany atak, by wyprzeć Polaków z przedmieścia
i opanować rogatki. Do zadania tego wyznaczył pułk grena-
dierów ks. Pawła Meklemburskiego (2 baony, 900 bagne-
tów) i sam stanął najego czele. Korzystając z tego, iż pułki
Nabokowa związały bojem baony gen. Węgierskiego, Szachow-
ski szybko posuwał się ku rogatkom. Raziły go działa Do-
rantowicza i piechota z przydrożnych zabudowań. Nie zważa-
jąc na straty, Szachowski doprowadził grenadierów do skrzy-
żowania ulicy Karolkowej z Wolską. Dalej jednak posunąć
się nie mógł, gdyż spadł nań taki grad kartaczy (z dział Doran-
towieza) i pocisków karabinowych (piechoty obsadzającej ro-
gatki i wały), że musiał pospiesznie wycofać pułk, aby upo-
rządkować jego szeregi. Pomimo strat podjął jeszcze dwie próby
ataku, obydwie jednak zakończyły się fiaskiem. Siła ognia
polskiej artylerii i piechoty była zbyt duża, aby udało się opa-
nować rogatki „od frontu".
W tym czasie gdy pułk ks. Meklemburskiego wykrwawiał
się w bezskutecznych atakach, grenadierzy i karabinierzy
Nabokowa, wykorzystując zamieszanie wywołane tak dale-
kim wniknięciem Szachowskiego w głąb przedmieścia, oczysz-
czali północną jego stronę z polskiej piechoty i zdecydowanie
przekroczyli linię ulicy Karolkowej.
Szachowski tymczasem cofnął swój pułk prawdopodobnie
do skraju ogrodu Unriiha i, wsparty przez grenadierów Nabo-
kowa (pułki sybirski i Rumiancowa) oraz pułki z rezerwy (Ce-
sarza Austriackiego i Króla Pruskiego), uderzył na wał
miejski południową stroną przedmieścia. Tym razem Polacy
nie zdołali go powstrzymać. Po krótkim oporze część baonu
8 ppl zdołała przedostać się na północną stronę ulicy Wolskiej,
a inne oddziały szukały ocalenia w ucieczce na wał. Pułk ks.
Meklemburskiego na ich karkach dopadł wału między rogat-
kami a redanem 20. Piechota polska, wspierana prawdopo-
dobnie przez działo z redanu, próbowała bronić dostępu do
miasta. W walce tej zginął dowódca rosyjskiego pułku płk
Cimmerman, ale j e g o podwładni wdarli się na wał. Wbrew
rozkazom Paskiewicza grupy żołnierzy rosyjskich pojawiły się
na ulicach miasta, polska piechota szybko je jednak zlikwido-
wała lub usunęła na wał. Rosjanie pozostali na nim, ale wszyst-
kie próby jego przekroczenia kończyły się niepowodzeniem
(oficerom trudno było zmusić żołnierzy, by respektowali za-
kaz wchodzenia do miasta, gdyż perspektywa łupów była zbyt
kusząca). Po pewnym czasie polska piechota uderzyła na gre-
nadierów i odzyskała pełną kontrolę nad wałem.
W północnej części przedmieścia wolskiego 5 i 6 pułki ka-
rabinierów także opanowały obszar dzielącyje od wału miej-
skiego. Tylko część żołnierzy polskich z 4, 8 i 16 ppl zdołała
schronić się do miasta. Ci, któiym nie udało się tego dokonać,
cofnęli się w stronę cmentarza luterańskiego, skąd przedostali
się w obręb miasta otworem w wale przy redanie 25.
Na południe od kolumny Nabokowa i Szachowskiego, na
Czystem, walczyły kolumny Liprandiego i Sulimy. Jeszcze przed
godz. 18.00 zaatakowały one polskie pozycje. Gen. Malinow-
ski z pułkami szlisselburskim i ładoskim, poprzedzonymi ochot-
nikami gwardii z pułku pawłowskiego i izmaiłowskiego, opa-
nował wschodnią część ogrodu Schultza. Następnie przy
wsparciu 2 dział kontynuował natarcie. Prawdopodobnie do
godz. 19.00 płk Liprandi zdołał opanować redan 20, wypiera-
j ą c z niego żołnierzy z 5 psp, a Malinowski wał między reda-
nami 19 a 20 (pierwszy z tych redanów nadal pozostał w rę-
kach polskich). Żołnierze rosyjscy, korzystając z faktu, że pol-
ska piechota rozstawiona była w niewielkich i oddalonych od
siebie grupach, przenikali w głąb miasta albo posuwali się wzdłuż
wału w poszukiwaniu dogodniejszych wejść na jego obszar.
Tyralierzy z kolumny Sulimy dotarli nawet pod redan 17.
Późnym wieczorem baon polskiej piechoty zaatakował od strony
rogatek wolskich oddziały Liprandiego, usiłując odzyskać re-
dan 20 i wał. Rosjanie zdołali jednak ten atak odeprzeć. O godz.
22.00 jeszcze raz strona polska próbowała w różnych punk-
tach odrzucić z wału oddziały Liprandiego i Sulimy, ale bez
powodzenia.
Kolumna Nabokowa, walcząca w zabudowaniach przed-
mieścia wolskiego, usiłowała opanować rogatki. Nabokow
wprowadził do walki 12 baonów piechoty (maksimum 6100
bagnetów) wspartych przez 16 dział. Strona polska przeciw-
stawiła im co najmniej 7-10 baonów, ale już bardzo słabych
liczebnie (około godz. 22.00 pod rogatki przybyły 2 baony
2 ppl i II baon 4 ppl).
Po odparciu pułku ks. Meklemburskiego Polacy powstrzy-
mywali ogniem broni ręcznej rosyjską piechotę, usiłującą po-
dejść do wału i rogatek. Jednocześnie pociski polskich dział
rozlokowanych na barykadzie rozpraszały zwarte oddziały
wroga. Ulica Wolska, prowadząca do rogatek, na całej szero-
kości była pokryta ciałami zabitych i „[...]umierającymi, któ-
rych jęki jeszcze potęgowały grozę zniszczenia" 2 '. Strzelaninę
od czasu do czasu przerywał atak rosyjskich oddziałów albo
kontratak polskiej piechoty. Po godz. 22.00, wraz z otrzyma-
niem posiłków, Polacy przejawiać zaczęli większą inicjatywę,
a kiedy Rosjanie cofnęli się od rogatek, przeprowadzili bardzo
silny kontratak. Uczestniczyły w nim 2 baony 2 ppl (5 kompa-
nii), dowodzone przez mjr. Ignacego Hiża i Ferdynanda Kol-
bego (wg Mierosławskiego kontratak prowadził sam gen.
Muchowski), za którymi podążały inne oddziały. Dowódcy
polscy podobno zakazali brania jeńców. Jeden z baonów ude-
rzył wzdłuż ulicy Wolskiej, a drugi wprost przez Czyste na ogród
Unriiha, wypierając rozproszone baony Nabokowa za tenże
ogród i ulicę Młynarską. Polacy wybili rosyjskie oddziały bro-
26
niące zabudowań . Nabokow rzucił przeciwko polskiej pie-
chocie pułki grenadierów ks. Meklemburskiego, Rumiancowa
i Suworowa wsparte przez 5 i 6 pułki karabinierów. Ich atak
ku rogatce był tak gwałtowny, że odciął drogę odwrotu licz-
nym polskim tyralierom na przedmieściu, a przede wszystkim
kompaniom 2 ppl. Od zagłady uratowały je 3 odwodowe kom-
panie tego pułku, które uderzyły w lewą flankę rosyjskiej pie-
choty i zmusiły ją do odwrotu. To umożliwiło baonom Hiża
i Kolbego wycofanie się z przedmieścia. Gdy Rosjanie po-
nownie zbliżyli się do wału i rogatek, odpędzono ich strzałami
z broni ręcznej i dział. Ogniowa szermierka piechoty trwała
do godz. 24.00.

25
R. S o 11 y k, La Pologne, t. 2, Paryż 1833, s. 430.
2I
' Biblioteka PAN w Kórniku, rkps 737, k. 13; M i e r o s ł a w s k i ,
op.cit., t. 2, s. 171—172.
WALKA O UMOCNIENIA I WAŁ MIĘDZY REDANEM 10 A 19
Z ROGATKAMI JEROZOLIMSKIMI WŁĄCZNIE

Tuż po opanowaniu ogrodu Schultza i przejściu kolumn Su-


limy oraz Liprandiego za ulicę Karolkowągen. Gorczakow
rozpoczął działania zaczepne przeciwko umocnieniom przed
rogatkami jerozolimskimi i wałowi miejskiemu od rogatek do
Czystego. Dysponował rezerwami II KP- 4 baonami pie-
choty (pułki wołogodzki i 11 jegrów, ok. 2100 bagnetów)
oraz 8 baonami 2 brygad grenadierów (3 i 4 pułki karabinie-
rów, kijowski iks. Eugeniusza Wirtemberskiego, 3800bagne-
tów). Od prawej flanki z jednostkami Gorczakowa współdzia-
łał oddział gen. Murawiewa, który walczył o szańce zewnętrzne
i wał na południe od rogatek.
Podstawę polskiej obrony stanowiły szańce 73,15, 16 i 18,
rogatki jerozolimskie oraz wałzredanami 10, 12, 14 i 19.
Szańce 16 i 18 były barkanami pozbawionymi palanek. Znaj-
dowały się w nich po 2-3 działa wałowe i polowe. Rogatki
jerozolimskie stanowiły najważniejszy punkt obrony polskiej.
Dwa budynki rogatkowe zostały ufortyfikowane i łączyła je
palisada ze strzelnicami. Umieszczono w nich 2 działa 2 blak.
Przedpole rogatek osłaniał od prawej strony barkan 16, a od
lewej barkan 15. Ten ostatni był dziełem zamkniętym palanką,
posiadającym 2 działa wałowe i prawdopodobnie 1 -2 kozły
rakietowe (znajdowały się także w szańcu 16). Za barkanami
wznosił się wał miejski. W j e g o redanach (10,12,14,17 i 19)
umieszczono działa polowe i wałowe.
Przeważającą część piechoty (8 baonów) gen. Umiński trzy-
mał na przedpolu wału, między szańcami i zabudowaniami
(cegielni, Karczmy Żelaznej), z południowej strony traktu kra-
kowskiego. Między szańcami 15 i 16 stała 6 klap. Za rogatka-
mi zajął pozycje baon 12 ppl, a całego wału między redanami
10 a 19 pilnowały niewielkie oddziały piechoty sąsiadujące od
prawej z żołnierzami gen. Młokosiewicza. Od godz. 16.00
w rozkładzie garnizonów szańców przed wałem nie dokonano
poważnych zmian i, na przykład, w umocnieniach 3,4,5,6,7,
68, 69 i 70 nadal znajdowało się 11 kompanii 13 ppl i 3 psp.
Opuszczone natomiast zostały szańce Królikami i Mokotów,
co pozwoliło Strandmanowi zbliżyć się do Warszawy. 1 DK
gen. Jagmina po porażce w walce z huzarami gwardii stała za
wałem miejskim.
Rosjanie rozpoczęli atak na pozycje Umińskiego przed godz.
18.00. Poprzedził go intensywny ostrzał prowadzony przez 8
dział pozycyjnych. Raziły one z odległości 200-300 m szaniec
16 i rogatki jerozolimskie. Pod osłoną artylerii kolumny 2 ba-
onów pułku wołogodzkiego, prowadzone przez gen. Jefimowi-
cza, biegiem zbliżyły się do szańca. Poniosły znaczne straty
od ognia jego garnizonu, a także piechoty i dział polowych z wału
oraz rogatek, mimo to zdołały opanować umocnienie. Nastą-
piło to o zachodzie słońca (ok. 18.10). Mniej więcej w tym
samym czasie 3 baony piechoty z kolumny płk. Łukasza opa-
nowały szaniec 15. Broniące obydwu dzieł 2 baony 12 ppl
1 3 psp oderwały się od rosyjskiej piechoty i dopadły rogatek,
otwierając tym samym pole ostrzału dla artylerii i piechoty roz-
lokowanej w budynkach rogatkowych, na wale i za palisadą.
2 działa 2 blak strzelały szybkim ogniem kartaczowym. Baony
pułku wołogodzkiego przywitane gradem pocisków musiały po-
nownie cofnąć się do szańca nr 16. Ale nie na długo. Szaniec
ten był otwarty od tyłu, tak więc polskie pociski mogły swo-
bodnie razićjego wnętrze. Rosjanie ponosili znaczne straty.
Gen. Jefimowicz podjął kolejnąpróbę ataku na rogatki. Tym
razem wzmożony ogień artylerii i broni ręcznej polskich od-
działów zdziesiątkował pułk wołogodzki. Poległa większość
jego oficerów, m.in. gen. Jefimowicz, płk Maskę, wszyscy
starsi oficerowie i większość oficerów młodszych. Pułk po-
zbawiony dowódców cofnął się w popłochu za szaniec 16, a na-
stępnie w kierunku drogi polnej z Czystego do traktu. Rosja-
nie opuścili prawdopodobnie także szaniec 15.
11 pułk jegrów, atakujący szaniec 18, miał więcej szczę-
ścia. Opanował to umocnienie, zwyciężając w walce z żołnie-
rzami 12 ppl lub 5psp. Widząc, że wał położony za zdoby-
tym szańcem może stać się kolejnym celem Rosjan, gen. Wro-
niecki skierował 2 działa 2 blak do redanu 17. Osłonę zapew-
niały im 2 kompanie 12 ppl. Ich przeciwnikiem były chmary
tyralierów z kolumny Sulimy i 11 pułku jegrów, napierające na
redan 17 od czoła.
Utrata kontroli nad szańcami 15 i 16 skłoniła gen. Milberga
do wycofania swojej dywizji za wał miejski, skąd miała bronić
rogatekjerozolimskich. Pierwsze do miasta weszły 4 baony
3 psp, 23 ppl i pułku grenadierów. Zajęły one pozycje wzdłuż
zachodniego wału, za którym j u ż wcześniej schroniła się
6 klap (stanęła za rogatkami, skąd mogła razić ich przedpole).
Teraz Gorczakow wprowadził do walki dwie kolejne bryga-
dy grenadierów. Ich zadaniem było opanowanie większych
odcinków wału oraz wsparcie pułku wołogodzkiego i 11 pułku
jegrów. Brygada karabinierów gen. Freiganga (4 baony, ok.
1600 bagnetów) rozpoczęła szybki marsz w kierunku wału
miejskiego. 1 baon usadowił się w szańcu 16, a pozostałe
3 baony 3 i 4 pułku karabinierów wspólnie z pułkiem woło-
godzkim (razem 5 baonów) uderzyły wprost na rogatki. Ro-
syjskiej piechocie udało się, co prawda, dopaść palisady, ale
ogień polskiej piechoty z wału i rogatek był przytłaczający
(strzelały działa 2 blak, a prawdopodobnie także z 6 klap). Ro-
sjanie ponieśli duże straty i zaczęli pospiesznie cofać się ku
szańcom 15 i 16. W tym momencie do kontrataku rzuciła się
polska piechota, która ostatecznie zmusiła gen. Freiganga do
odwrotu. Karabinierzy zdołalijedynie utrzymać szaniec 16.
Na północ od brygady Freiganga wał miejski atakowały
2 pułki grenadierów, kijowski i ks. Wirtemberskiego (4 baony,
2280 bagnetów), zmierzające prosto w stronę redanu 17.
Wprawdzie żołnierzy rosyjskich ostrzeliwały 2 działa 2 blak
oraz piechota z 12 pułku, ale ich ogień był niecelny. Tylko kilka
kul i kartaczy trafiło w kolumny. Grenadierzy parli do przodu,
i w dodatku śpiewali. To jeden z dowódców wezwał na czoło
szyku śpiewaka pułkowego, który zaintonował: „Ach, po co
grodziło się ogrody, Ach po co sadziło się kapustę". Żołnierze
podjęli pieśń i niosła się ona dopóty, dopóki pułk nie podszedł
pod redan i z głośnym „ura" nie rzucił się do szturmu. Pułk
kijowski z gen. Połujektowem na czele uderzył na redan od
czoła i flanki, natomiast pułk ks. Wirtemberskiego dowodzony
przez gen. Czadajewa na wał z jego południowej strony. Żoł-
nierze półbaonu 12 ppl kpt. Święcickiego nie stawili oporu
i pospiesznie opuścili swoje posterunki. Jedyną przeszkodą
dla atakujących była palisada w rowie redanu i stromość wału,
który w tym miejscu (licząc od dna rowu) miał ponad 6 m.
Rozproszone kompanie 12 ppl w popłochu cofnęły się mię-
dzy ogrody i pojedyncze budynki, stojące tuż za wałem, lub
uciekały w kierunku rogatek. 2 działa 2 blak z redanu 17 pozo-
stawione bez osłony musiały pospiesznie umykać przed wdzie-
rającą się na wał rosyjską piechotą. Jedno z nich udało się
zaprzodkować i cofnąć, ale na uratowanie drugiego byłojuż
za późno. Kanonierzy musieli je porzucić i sami ratować się
ucieczką. Zdołali uprowadzić tylko przodkarę.
Rosyjscy grenadierzy opanowali wał i niewielkimi grupka-
mi starali się wnikać w głąb miasta. Wzbraniały im tego, jak
mogły, resztki półbaonu Święcickiego. Około 100 żołnierzy pod
dowództwem ppor. Wincentego Jełowickiego ostrzeliwało
grenadierów z ogrodów i zabudowań przywalę. Rosjanie mogli,
oczywiście, zdławić ten opór, ale dowódcy pułków nie wydali
rozkazu przekroczenia wału (instrukcje były wyraźne: opano-
wać wał i umocnić się na nim, ale nie przekraczać). Grenadie-
rzy poprzestali więc na wymianie ognia z polską piechotą.
Tylko niewielkie ich oddziały buszowały na terenie miasta.
Dowódcy rosyjscy obawiali się, zresztą nie bez podstaw, że
zejście z wału spowoduje rozproszenie pułków.
Ogień polskiej piechoty był jednak coraz dokuczliwszy.
Płk Obradowicz, dowódca pułku ks. Wirtemberskiego, zde-
cydował się w końcu na wysłanie w ogrody jednej roty w szyku
tyralierskim. Polecił j e j zapalić wszystkie wolno stojące bu-
dynki. Do tyraliery przyłączyli się liczni ochotnicy, wśród któ-
rych nie brakowało żądnych rabunku maruderów. Dowódcy
zaczęli tracić wielu żołnierzy, którzy za ich zgodą lub bez niej
wpadali do miasta. W każdym razie nie zmieniło to faktu, iż
przed godz. 19.00 grenadierzy kijowscy, ks. Wirtemberskiego
orazjegrzyz 11 pułku byli na wale. Pułk kijowski poszerzał
swoje zdobycze posuwając się wzdłuż wału w kierunku roga-
tek wolskich. Prawdopodobnie udało mu się zająć redan 19
i nawiązać kontakt z kolumną gen. Sulimy. W tym czasie
w alka o rogatki jerozolimskie wkraczała w rozstrzygającą fazę.
Pułki gen. Freiganga, które poniosły w dotychczasowych
atakach znaczne straty (w pułku wołogodzkim w szyku zo-
stało mniej niż 300 żołnierzy), otrzymały wzmocnienie w po-
staci półbaonu ochotników gwardii i pułku finlandzkiego
gwardii (2 baony, 1374 bagnety) z kolumny Murawiewa.
W szturmie rogatek miało uczestniczyć 6 1/2 baonu piechoty
(minimum 3000 bagnetów). Dowództwo podczas działań przy
rogatkach przejął gen. Poleszko, gdyż gen. Gorczakow po-
nownie został ranny.
Zanim piechota rozpoczęła atak, około 20 dział pozycyjnych
i lekkich ostrzelało rogatki jerozolimskie z niecałych 200 m.
Pomogły one w ten sposób oczyścić przedpole z polskich ty-
ralierów wspieranych przez artylerię polową. W tej walce
od północnej flanki oddział Poleszki wspierali tyralierzy z puł-
ku grenadierów brygady gen. Czadajewa. Wspólnym wysił-
kiem Rosjanie zdołali wyprzeć Polaków za rogatki i wał. Bój
toczył się zresztą także poza nimi. Tyralierzy z pułku ks. Wir-
temberskiego posuwali się ku rogatkom jerozolimskim walcząc
z kompaniami 12 ppl.
Na południe od Freiganga aktywne działania prowadził od-
dział gen. Murawiewa. Kolumny rosyjskie rozpoczęły atak jed-
nocześnie. Pułk żmudzki zaatakował szaniec 73 broniony przez
kilkuset polskich żołnierzy z 4 działami wałowymi (uzyskali oni
wsparcie 2 baonów 13 ppl i 3 psp, które nie cofnęły sięjesz-
cze za wał). Walka była zacięta. Pułk żmudzki stracił w niej
4 oficerów starszych i część młodszych. Polakom nie udało
się jednak utrzymać umocnienia i rozpoczęli odwrót w stronę
wału i szańca nr 13. Tutaj pomyłkowo ostrzelały ich własne
oddziały broniące rogatek jerozolimskich. W tej sytuacji ba-
ony 13 ppl i 3 psp ruszyły prawdopodobnie do przejścia w wa-
le przy redanie 10.
Tymczasem grenadierzy żmudzcy uderzyli na szaniec 13.
Atak, z powodu braku oficerów, nie był j u ż skoordynowany i
stanowczy. Przywitany ogniem pułk cofnął się ku szańcowi
73, a dwie roty schroniły się do rowu szańca 13, skąd żołnie-
rze nie dali się ruszyć do ataku na przedpiersie. Pozwoliło to
garnizonowi prowadzić ostrzał przedpola, a także podejścia
do rogatek jerozolimskich. Z umocnienia wyparło Polaków
dopiero przed trzecim atakiem rosyjskim na rogatki jerozolim-
skie 40 ochotników gwardii.
Prawdopodobnie w trakcie walki o szaniec 73 atak rozpo-
częła również kolumna płk. Rotha. Pułk grenadierów nieświe-
skich uderzył na najsilniejszy na odcinku południowym szaniec
11 (posiadał 3-rzędowy pas wilczych dołów, palisady w rowie
oraz palankę). Umieszczone w nim dwa działa wałowe, wspar-
te przez garnizony sąsiednich umocnień, zadały Rosjanom
znaczne straty. Grenadierzy zdołali jednak opanować umoc-
nienie, za co zapłacili m.in. śmiercią dowódcy, płk. Chondziń-
skiego. Wraz ze zdobyciem tego dzieła Rosjanie znaleźli się
niespodziewanie na tyłach szańców zewnętrznych (68-71).
W powstałą w systemie polskich fortyfikacji lukę wchodzić
zaczęły rezerwy kolumny Rotha (3 baony gwardii, ok. 1500
bagnetów), gotowe uderzyć na wał miejski i wyjść na flankę
polskich oddziałów broniących rogatek jerozolimskich.
Trzecią próbę zdobycia rogatekjerozolimskich Rosjanie
podjęli między godz. 19.00 a 20.00. Po ostrzale prowadzonym
przez kilkanaście dział zwarte kolumny rosyjskiej piechoty ru-
szyły do ataku. Na północ od rogatek wał miejski atakowały 3
baony karabinierów 3 i 4 pułku poprzedzone ochotnikami gwar-
dii, od strony południowej 2 baony pułku finlandzkiego, a od
czoła baon karabinierów (dowódca por. Szubin) z szańca 16.
Polacy przywitali Rosjan silnym ogniem artyleryjskim (w tym
także rakietami) oraz broni ręcznej. Pierwsi do rogatek dotarli
żołnierze por. Szubina i oni ponieśli największe straty, gdyż
skupili na sobie prawie cały ogień polskiej piechoty. Oddziały
skrzydłowe miały straty mniejsze.
Gdy kolumny pułku finlandzkiego wdarły się na wał, obrona
polska całkowicie się załamała. Polacy zdołali cofnąć z roga-
tek 2 działa, ale piechota nie stawiała długiego oporu. Prawdo-
podobnie pierwsi zaczęli uciekać grenadierzy, którzy zajmo-
wali skrajną prawą flankę polskich oddziałów przy rogatkach.
Wcześniej walczyli oni z grenadierami pułku ks. Wirtember-
skiego, podchodzącymi ku rogatce od strony północnej, i teraz,
w obliczu kolejnego ataku od czoła, nie zdołali przygotować
się do obrony. Za grenadierami posterunki opuścili żołnierze
23 ppl i 12 ppl. Oficerom udało się powstrzymać uciekających
dopiero przed folwarkiem świętokrzyskim, gdzie polskie od-
działy rozpoczęły przygotowania do odbicia rogatek. Tymcza-
sem dołączyły do nich 3 baony 13 ppl i 3 psp, które wycofały
się w obręb miasta przy redanie nr 10. Do kontrataku zgroma-
dzono 8 1/2 baonu piechoty, poza tym 5 batalionów obsadziło
południowy wał, osłaniając go przed kolumną płk. Rötha. W tym
czasie do zdobytej rogatki Rosjanie wprowadzili 2 działa, a 2
baony pułku finlandzkiego zajęły szaniec 15 oraz redan 14.
W szańcu 18 ulokował się baon kijowskiego pułku grenadie-
rów. Inne oddziały prawdopodobnie cofnęły się za wał. Przed
nim pozostały tylko ubezpieczenia i tyralierzy.
Polskie baony uderzyły na rogatki jerozolimskie między godz.
20.00 a 21.00. Pomimo ognia 2 dział, miotających kartacze
wzdłuż Alej Jerozolimskich, Polacy odzyskali kontrolę nad
wałem i rogatkami. Rosyjska piechota prawdopodobnie cof-
nęła się za wał, ale wkrótce sama przeprowadziła kontratak.
Wzięli w nim udział grenadierzy pułku ks. Wirtemberskiego
prowadzeni przez gen. Czadajewa. Zaatakowali oni rogatkę
od północy i przy współudziale piechoty atakującej od czoła
ostatecznie ją opanowali. Polska piechota ponownie cofnęła
się ku folwarkowi, ale tym razem Rosjanie podążali za nią.
Udało się ich zatrzymać dopiero w pobliżu folwarku. Piechu-
rzy rosyjscy cofnęli się ku rogatkom, gdzie gen. Poleszko za-
czął koncentrować rozsypane w walce pułki (z 8 rot pułku
ks. Wirtemberskiego po opanowaniu rogatki w szyku pozo-
stały tylko 3). Oprócz scalania formacji Rosjanie prowadzili
jeszcze walkę z nielicznymi oddziałami polskimi, które pozo-
stały w pobliżu rogatek. Wyparto m.in. polską piechotę z ba-
raków 1 DP, ciągnących się wzdłuż południowego wału.
Po skoncentrowaniu rosyjskie pułki cofnęły się ponownie
zawał miejski. Od strony miasta pozostał przed nimi jedynie
łańcuch tyrał ierski, wysunięty w kierunku pasa stawów, ce-
gielni i folwarku. Przy rogatkach jerozolimskich stał pułk fin-
landzki. a w samych rogatkach po usunięciu barykady umiesz-
czono 6 dział. Na prawo i lewo od finlandczyków rozwinęły
się baony pułku ks. Wirtemberskiego, a dalej w kierunku ro-
gatek w olskich pułk kijowski, zajmującyjednym baonem sza-
niec 18. Scenerię walk o rogatki najlepiej oddaje relacja rosyj-
skiego oficera, Loggina Goremykina: „Robiło się ciemno, po-
żar rozprzestrzeniał się nieustannie, ale nowe płomienie wzno-
siły się na ciemnym horyzoncie i łączyły się w miarę rozprze-
strzeniania z sąsiednimi, tworząc przed naszymi oczami czer-
wony obłok grożący upartej stolicy obróceniem w popiół
w kilka godzin to, co tworzyła praca ludzka przez lata. Po
zajęciu wału i rogatek ogień karabinowy i działowy grzmiał
mocno we wszystkich częściach miasta; prochownia znów
wyleciała w powietrze; pękały granaty i rakiety, robiąc praw-
dziwe fajerwerki. [...] W prawo od gorzejącego horyzontu
gwiezdna linia poprzedzała deszcz sypiących się na nas kul;
jednym słowem wszystkie te koszmarne zjawiska połączone
razem tworzyły obraz, którego najbardziej rozbujała wy-
obraźnia nie była w stanie sobie wyobrazić" 27 .
Tocząca się w pobliżu rogatekjerozolimskich walka ułatwi-
ła działania kolumnie Murawiewa, która w tym właśnie czasie
uderzyła na wał miejski. Roth opanował redan 10, a Łukasz
redan 12. Ten ostatni razem z redanem 14 zajęli grenadierzy
gwardii. Rosyjska piechota zaczęła przenikać w głąb miasta.
Około godz. 21.00 cały wał od redanu 10 do 19, z rogatka-
mi jerozolimskimi włącznie, znalazł się w rękach rosyjskich.
Około godz. 22.00 Polacy raz jeszcze podjęli próbę odzyska-
nia rogatekjerozolimskich. Kilka batalionów, przy odgłosie
werbli, uderzyło wówczas w kierunku rogatek, koncentrując
główny nacisk na części wału obsadzonej przez lejbgrenadie-
rów gwardii (po obu stronach redanu 12). Tym razem polski
kontratak zakończył się niepowodzeniem. Baon lejbgrenadie-
rów, wsparty przez 16 dział pozycyjnych i lekkich, zmusił od-
działy polskie do odwrotu ku folwarkowi.
O godz. 23.00 Rosjanie kontrolowali wał i znajdujące się na
nim redany od numeru 10 do 20. Od tego ostatniego do Wisły
wał znajdował się w rękach Polaków.
Zgodnie z instrukcjami Paskiewicza 7 września wojska
rosyjskie miały poprzestać na opanowaniu wału miejskiego
i umocnieniu się na nim. W toku walki doszło jednak do wielu
wypadków, kiedy to oddziały rosyjskie przeszły wał i wdarły
się między zabudowania Najbardziej niebezpieczne z tego typu
zdarzeń nastąpiło po godz. 19.00, gdy do wałów dotarły ko-
lumny Liprandiego i Sulimy oraz grenadierzy kijowscy i ks.

27
Centralne Państwowe Archiwum Historyczne Rosji w Petersburgu,
zEspół 1626, inw. I, syg. 1788.
Wirtemberskiegozjegrami 11 pułku. Grenadierzy Połujekto-
wa, walcząc z baonem 12 ppl, wdarli się na ulicę Pańską a żoł-
nierze Sulimy i Liprandiego na Prostą Żelazną Grzybowską i
Chłodną. Zw arte jednostki nie wkraczały jednak w obszar za-
budowań. Zapuszczali się tam samotni żołnierze lub niewielkie
ich grupki głównie w celach rabunkowych. Dochodziło do pod-
palania domów, a nawet do morderstw na cywilach. Po zaję-
ciu wału dowódca pułku ks. Wirtemberskiego nakazał wysu-
niętym w stronę miasta tyralierom podpalać wolno stojące
zabudowania. Żołnierze podpalali jednak i zwartą zabudowę.
Z rabusiami i podpalaczami walczył do północy m.in. półbaon
12 ppl, obsadzający barykady na ulicy Grzybowskiej i Pań-
skiej.
WARSZAWA W DRUGIM DNIU BITWY.
ROKOWANIA. BILANS STRAT

W czasie rozejmu Warszawa przybrała wygląd miasta z okre-


su pokoju z pootwieranymi sklepami i tłumami spacerowiczów.
Duże zgromadzenia ludności powstały przy pałacu Namiestni-
kowskim, gdzie na dziedzińcu obecny był Krukowiecki, na placu
Zamkowym przed Zamkiem, w którego murach obradował
sejm, i wreszcie na placu Bankowym. Idyllę przerwał huk sal-
wy oddanej przez rosyjską artylerię o godz. 13.30. Rytmiczny,
regularny ogień rosyjskiej artylerii towarzyszył warszawiakom
przez kilka godzin. Ulice wypełniły się dymem prochowym,
kurzem i papierami od ładunków. Pod wieczór do dymu pro-
chowego dołączyły dymy pożarów, ogarniających całe połacie
przedmieść. Jeszcze przed godziną 19.00 nie było zbyt wiel-
kich pożarów. Dopiero po zapadnięciu ciemności, gdy nie
można było gasić ognia i izolować palących się części przed-
mieść, płomienie objęły większe partie zabudowy. Widok z Pragi
był przerażający - od Bielan do Czerniakowa ciągnęła się nie-
28
przerwana linia pożarów . W otoczeniu Tolla pojawiła się
nawet opinia, wróżąca powtórzenie pożaru Moskwy z 1812 r.
Domy płonęły przede wszystkim na Czystem i przedmie-
ściu wolskim. W dzielnicy Wola ogień strawił łącznie 221
28
L. S a p i e h a , Wspomnienia (z lat 1803 do 1863, Lwów 1914,
s. 168.
budynków o wartości ponad 1 mln zł. W większości były to
domy drewniane, należące do ubogiej ludności. Prawie wszyst-
kie posesje za rogatkami wolskimi zostały zniszczone (m.in.
browary, drewniane cegielnie). Na przedmieściu taki sam los
spotkał 48 dworków. W obrębie wałów miejskich spłonęło tro-
chę domów na ulicy Pańskiej, drewniana zabudowa od Alej
Jerozolimskich do ul. Grzybowskiej, ale niewiele budynków na
ulicach Leszno i Elektoralna. Scenerii tej przydawały grozy
eksplodujące jaszcze i składy prochu, np. w folwarku święto-
krzyskim o godz. 22.30. Z pożarami usiłowali walczyć pom-
pierze, którym pomagała Straż Bezpieczeństwa oraz ludność
cywilna. Jednak pracę utrudniała im nieustanna walka. Jeden
z oficerów, Ignacy Stromberg, został nawet śmiertelnie ranny
przy gaszeniu pożam na przedmieściu wolskim.
Przerażenie, które ogarnęło ludność cywilnąpo pierwszych
salwach rosyjskiej artylerii, w miarę upływu czasu nieco osła-
bło. Co prawda, rosyjskie pociski częściej dolatywałyjużza
wał miejski, ale niebyło objawów paniki. Od rogatek wolskich
ciągnęły w głąb miasta gmpy mieszkańców, ewakuujących się
w obawie przed walką. Nieliczni przechodzili mostem na Pra-
gę. Ludność, która znalazła się w strefie walk, chroniła się,
gdzie tylko mogła, nawet w grobowcach cmentarza luterań-
skiego. Sytuacja radykalnie zmieniła się między godz. 16.00
a 17.00, kiedy wojska rosyjskie ruszyły do szturmu na przed-
mieścia i realna stała się groźba walk w mieście. Wtedy to,
kto mógł, uchodził na Pragę. Opuszczano domy murowane,
które mogły być wykorzystane do walki przez wojsko. Szuka-
no bezpiecznego schronienia w kościołach, klasztorach
i w domu konsula austriackiego. Tłumy przed pałacem Na-
miestnikowskim i Zamkiem czekały na wiadomości z pola bi-
twy. Zazwyczaj były one pomyślne. Kilku obserwatorów z wie-
ży zegarowej zamku dostrzegło nawet Francuzów, spieszą-
cych na pomoc Polakom.
Władze miasta (Rada Municypalna) i sztab Gwardii Naro-
dowej z j e j dowódcą gen. Piotrem Łubieńskim, zdominowane
przez przeciwników powstania, przez cały dzień starały się nie
dopuścić, by walki przeniosły się w obręb Warszawy. Deputa-
cje kierowane przez przewodniczącego rady, Ludwika Osiń-
skiego, kilkakrotnie zwracały się do Krukowieckiego z prośbą
o ocalenie miasta, dając mu tym samym do ręki argumenty w
walce ze zwolennikami kontynuowania wojny. Tak Rada Mu-
nicypalna, jak i sztab Gwardii Narodowej przy poparciu gu-
bernatora miasta, gen. Chrzanowskiego, pomimo nacisku po-
słów i marszałka sejmu, Władysława Ostrowskiego, uniemoż-
liwiały powołanie pod broń Straży Bezpieczeństwa. Próby
szerzenia nastrojów wojennych wśród ludności Warszawy były
bezwzględnie tłumione także z polecenia Krukowieckiego.
Kaliszanie poza wywieraniem nacisku na Krukowieckiego,
Chrzanowskiego, władze miasta i sztab Gwardii Narodowej
nie uczynili nic, aby włączyć do walki kilkanaście tysięcy człon-
ków straży. Prawdopodobnie nie zależało im na aktywnym
uczestnictwie pospólstwa w obronie miasta, gdyż sami oba-
wiali się powtórzenia wydarzeń z 15 sierpnia. Mimo iż znaleźli
się ochotnicy gotowi bronić Warszawy, Chrzanowski nie do-
puszczał do rozdawania im broni. Gdy ich liczba znacznie się
powiększyła, musiał ustąpić i, w miarę jak przybywali, wypro-
wadzał ich pod eskortą 1 psk (w oddziałach po 200-300 osób)
na wały między rogatkami marymonckimi a powązkowskimi.
Broń rozdawano im dopiero na wałach. Łączna liczba ochot-
ników nie przekroczyła prawdopodobnie 1000 osób, co stano-
wiło nikły procent owych 14 tysięcy, które można było powo-
łać. Tych, którzy chcieli walczyć, wykorzystano do obsadze-
nia wału miejskiego, asekuracji barkanów 26 i 27, a także do
gaszenia pożarów. Nie brali oni udziału w aktywnej walce, ale
straty ponosili tak samo j a k inni. Podobnie zresztą Gwardia
Narodowa (7 września straciła 20 zabitych), która nie ustąpiła
z pozycji w czasie ostrzału artyleryjskiego i dotrwała na nich
do wieczora.
Przez cały dzień mieszkańcy Warszawy oczekiwali na wy-
nik rokowań, którym całkowicie poświęcił się Krukowiecki.
Jeszcze przed godz. 14.00 wysłał do Paskiewicza gen. Prą-
dzyńskiego z oświadczeniem, iż będzie traktować i że oczeku-
je osoby, z którą mógłby zawrzeć układ rozejmowy. Feldmar-
szałek wyznaczył do rozmów gen. Berga. Dysponował on pi-
smem z dziesięcioma punktami układu:
1. Naród i armia polska poddadzą się carowi jako królowi
polskiemu i wstrzymają działania wojenne.
2. Naród i armia polska złożą przysięgę wierności królowi.
3. Zaraz po podpisaniu aktu (punkt 1) armia polska przeka-
że armii rosyjskiej rogatki miasta Warszawa, most na Wiśle
i przedmoście Pragi, a wraz z nimi umocnienia z artylerią
i amunicją.
4. Armia polska uda się do Modlina i zajmie województwo płoc-
kie od prawego brzegu Narwi do Myszyńca i pruskiej granicy.
5. Naród polski natychmiast odprawi deputację do monar-
chy.
6. Bez zwłoki strona polska zwróci jeńców rosyjskich.
7. Wyznaczonym przez feldmarszałka osobom przekaza-
ne zostaną twierdze.
8. Jeżeli armii polskiej zabraknie zaopatrzenia (w rejonie
wyznaczonym w punkcie 4), to Paskiewicz rozkaże je dostar-
czyć.
9. Feldmarszałek wyda rozporządzenie o zaprowadzeniu
władzy tymczasowej.
W punkcie 10 Paskiewicz powierzał wykonanie powyższych
9 punktów gen. Tollowi i gen. Krukowieckiemu, którzy mieli
omówić szczegóły i przedstawić je do zatwierdzenia 29 . Punkty
owe były znacznie ostrzejsze od tych, które przedstawiono Kru-
kowieckiemu rano. Gdy Prądzyński z Bergiem zjawili się z ni-
mi w pałacu Namiestnikowskim, Krukowiecki nie dyspono-

29
Ok unev, op.cit., s. 147-148.
wał jeszcze pełnomocnictwami do rokowań. Różnymi posu-
nięciami (groźba dymisji, zapewnienia Prądzyńskiego, „znaw-
cy sztuki wojennej", iż rosyjska piechota zdobędzie Warszawę
w ciągu dwóch godzin, zakaz przepuszczania posłów i senato-
rów przez most na Pragę) wywalczył dwa pisma od delega-
tów izb i marszałka sejmu, upoważniające go do „traktowania
z nieprzyjacielem" i do wejścia w układy „dążące do zakoń-
czenia walki". Ich nieprecyzyjne sformułowanie pozwalało
na dowolną interpretację treści, ale to dla Krukowieckiego
miało niewielkie znaczenie. Najważniejsze, że uzyskał pozwo-
lenie reprezentacji narodu, na podstawie którego mógł podpi-
sać układ rozejmowy, a przede wszystkim akt powrotu Króle-
stwa Polskiego pod berło cara.
Rokowania z Bergiem Krukowiecki rozpoczął od podpisa-
nia (około godz. 19.30) listu submisyjnego, w którym podda-
wał kraj królowi Mikołajowi I „bez żadnych warunków". Nie
poprzestał jednak tylko na nim. Do wręczonych mu przez
Berga 10 punktów wprowadził poprawki, od przyjęcia których
uzależniał oddanie listu submisyjnego. Zdecydował się na to
posunięcie, gdyż prawdopodobnie zdawał już sobie sprawę,
iż Paskiewiczowi nie zależy na przedłużaniu wojny w takim
samym stopniu jak jemu. Dlatego też sądził, że w zamian za
obietnicę zakończenia działań wojennych Paskiewicz te wa-
runki przyjmie (pomimo zapewnienia w liście submisyjnym,
że warunków stawiać nie będzie!). Punkty 1,2,5 przyjął bez
zastrzeżeń. Odrzucił punkt 8, a w pozostałych poczynił istotne
zmiany: w punkcie 3 nie godził się na oddanie przedmościa
praskiego i mostu, w punkcie 4 do województwa płockiego
dodał województwo podlaskie, w punkcie 6 zaznaczył, że jeń-
ców wydadzą obydwie strony, a w 10 zapisał powszechną
amnestię i niekaralność za czyny od 29 XI 1830 r.3" Berg
30
Ibidem, s. 150-151; K . F o r s t e r , Powstanie narodu polskiego w
roku 1830-1831, cz. III, Berlin 1873, s. 79; P r ą d z y ń s k i , op.cit
s. 273.
otrzymał od Krukowieckiego oświadczenie, że wysłanie listu
submisyjnego do cara może nastąpić tylko po przyjęciu po-
wyższych poprawek. Straszył Berga zaciekłą obroną miasta,
a kiedy ten opierał się, twierdząc, iż nie śmie przedstawić tak
zmodyfikowanych propozycji feldmarszałkowi, po raz kolejny
wysłał do Paskiewicza gen. Prądzyńskiego. Miał on oświad-
czyć rosyjskiemu dowódcy, że list submisyjnyjest j u ż gotowy,
ale zostanie przekazany dopiero po podpisaniu przez niego ar-
tykułów, które faktycznie były warunkami postawionymi stro-
nie rosyjskiej.
Berg i Prądzyński zjawili się na Woli w trakcie bojów o ro-
gatki jerozolimskie, wolskie i o cmentarz luterański, czyli mniej
więcej między godz. 21.00 a 22.00. Okoliczności nie sprzyja-
ły już stawianiu przez Prądzyńskiego warunków, gdyż nie od-
powiadało to sytuacji militarnej, jaka panowała w danej chwili.
Dlatego też Prądzyński od razu wręczył w.ks. Michałowi list
submisyjny. Brat cara był nim „oczarowany". Teraz rozpo-
częły się spoiy nad punktami układu rozejmowego. Paskie-
wicz w żadnym wypadku nie mógł ich przyjąć. Szczególnie
warunku zawartego w punkcie 3 - zerwanie mostu na Wiśle
było niebezpieczne dla Rosjan, ponieważ pozostawiało ich
armię na lewym brzegu, w Warszawie, podczas gdy ponad
50 000 żołnierzy polskich tkwiących na prawobrzeżu przeci-
nałoby j e j komunikację z Rosją. Feldmarszałkowi nie pozo-
stało więc nic innego, jak za wszelką cenę wymusić na stro-
nie polskiej oddanie mostu z przedmościem i ograniczenie do
województwa płockiego obszaru dyslokacji armii polskiej
w trakcie rozejmu. Nie zaakceptował więc warunków Kru-
kowieckiego (ale list submisyjny już wziął) i wprowadził do
nich kolejne zmiany. Rezultatem wieczornego spotkania był
czwarty już pakiet punktów rozejmowych, nad którymi Berg
miał dyskutować z Krukowieckim. Paskiewicz przyjął punkty
1,2,5, punkty 6,7,8,9 pozostawił do dyskusji, natomiast w
pozostałych dokonał istotnych zmian. Ich wersja rosyjska
różni sig od tej. jakąpozostawił nam Prądzyński:
Pkt 3. - Armia polska opuszcza Warszawę i zachowuje pra-
wo ewakuacji zasobów przez cały dzień 8 września. Wersja
Prądzyńskiego: Armia polska opuszcza natychmiast Warsza-
wę, zabierając w ciągu kilku dni wszystko, co do niej należy;
Armia rosyjska zajmuje miasto 8 września. Wersja Prądzyń-
skiego: umówiono się, żeby w Warszawie umieścić dwie głów-
ne kwatery, obie zaś armie miały stać za miastem.
Pkt 4. - Armia polska zajmuje woj. płockie, część augu-
stowskiego, Modlin, Łomżę i Zamość. Wszystkie oddziały
oderwane - Ramoriny, Różyckiego, Stryjeńskiego i wszelkie
inne oddziały, gdziekolwiek się znajdują, połączyć się mają
z główną armią.
Pkt 10. - Amnestia ogólna dla wszystkich biorących udział
w powstaniu. Wersja Prądzyńskiego: „amnestia ogólna dla
wszystkich, którzy przyjęli udział w rewolucji nie tylko w Kró-
lestwie, ale także w guberniach zachodnich" 31 .
Co do mostu na Wiśle i przedmościa, których zwrotu Ro-
sjanie kategorycznie się domagali, to Prądzyński, jak sam za-
znaczył, nie miał upoważnienia do rozstrzygnięcia tej kwestii,
ale sądził, że „to da się załatwić zgodnie". Musiał więc stronie
rosyjskiej powiedzieć, że j e j żądanie zostanie spełnione. Spra-
wy dotyczącej wymiany jeńców w ogóle nie odnotowano i tyl-
ko w.ks. Michał zgodził się na wymianę obustronną bez ukła-
du. Berg otrzymał od Paskiewicza „bardzo rozległe" pełno-
mocnictwa do zawarcia i podpisania, jak to określił Paskie-
wicz, „ostatecznej pacyfikacji zbuntowanej Polski", przy czym
feldmarszałek zachował sobie prawo zatwierdzenia warunków.
W chwili gdy Prądzyński z Bergiem pojawili się w Warsza-
wie (około północy), armia polska znajdowała się w pełnym
odwrocie zgodnie z określonym punktem układu rozejmowe-
go(Krukowiecki przystąpił do jego wykonania po godz. 19.00).

31
P r ą d z y ń s k i , op.cit., s. 277; A. P u z y r e w s k i , Wojnapolsko-
-ruska ¡831, Warszawa 1899, s. 443.
Ewakuacja nie miała na celu zapewnienia środków do dalszej
wojny, gdyż Krukowiecki był przekonany o j e j zakończeniu
z chwilą odesłania listu submisyjnego! Nie wydał więc rozka-
zów, które mogłyby przyspieszyć wywiezienie wszystkich za-
sobów (np. nie nakazał stawiania drugiego mostu na Wiśle,
do czego mógł wykorzystać pontony zgromadzone na placu
Broni). W Warszawie miała pozostać cała administracja cy-
wilna i rządowa, zapasy żywności (poza ruchomym zapasem
na wozach), oporządzenia i wyposażenia armii, zakłady zbro-
jeniowe, zapasy wykonanej broni itd. oraz chorzy i ranni.
Armia zaczęła opuszczać miasto między godz. 20.00 a 21.00.
Krukowiecki rozkazał Małachowskiemu i Umińskiemu, aby
oddziały narażone na odcięcie przez Rosjan ściągały artylerię
z wałów, a następnie cofały się ku mostowi. Rozkaz ten doty-
czył przede wszystkim oddziałów lewego frontu i obsadzają-
cych szańce pierwszej i drugiej linii na dawnym odcinku obro-
ny 4 DP (m.in. szańce 68-70), a także prawego frontu (Pary-
sów). Dowódcy jednostek walczących w zachodniej części
miasta (przy rogatkach jerozolimskich, wolskich i na cmenta-
rzu luterańskim) nie otrzymali informacji o odwrocie części
armii, co było powodem dużego zamieszania. Dopiero między
godz. 22.00 a 22.30 oddziały broniące odcinka zachodniego
otrzymały rozkazy odwrotu do mostu na Wiśle. Wydał je nie
gen. Krukowiecki, ale gen. Małachowski.
O godz. 21.45 na żądanie marszałka sejmu, Władysława
Ostrowskiego, Krukowiecki złożył dymisję ze stanowiska pre-
zesa rządu. Władzy pozbawiono go za to, że oddał Królestwo
Polskie na powrót pod berło cara Rosji. Około godz. 22.00
Ostrowski mianował tymczasowo Małachowskiego na sta-
nowisko naczelnego wodza i przekazał mu „nieograniczone
naczelne dowództwo" (miał on przede wszystkim wstrzymać
szerzący się w wyniku rozkazów Krukowieckiego nieład
w wojsku). Nowym prezesem Rządu Narodowego został Bo-
nawentura Niemojowski. Pospiesznie zwołana rada wojenna
(uczestniczyli w niej generałowie: Małachowski, Lewiński,
Bem, oraz Władysław Ostrowski, Bonawentura Niemojow-
ski, Teodor Morawski i Joachim Lelewel) uznała, iż obrona
Warszawy jest niemożliwa i wobec tego należy ją opuścić.
Małachowski obejmując obowiązki podtrzymał wszystkie
zarządzenia Krukowieckiego, dotyczące odwrotu. Zresztą
nie mógł nic innego zrobić, gdyż ewakuacja armii już trwała.
Około godz. 18.00-19.00 kilkaset wozów intendentury (żyw-
nościowe i lazaretowe) ciągnęło w stronę ulicy Bednarskiej
z zamiarem przedostania się na Pragę, gdyby bowiem zdecy-
dowano się na kontynuowanie wojny, trzeba było przeprawić
wszystko, co było do niej niezbędne, włącznie z amunicją. Jed-
nym z pierwszych zarządzeń Małachowskiego było zatrzyma-
nie wozów intendentury przed kościołem Bernardynów (ko-
ściół Św. Anny) i oddanie koni parkowi amunicyjnemu, tkwią-
cemu na placu Broni. Do godz. 24.00 udało się ten park
przeprowadzić na Pragę. Zabrakło natomiast czasu na ewa-
kuację parku pontonowego oraz zapasów żywności i mundu-
rów. Najważniejsza była armia, którą trzeba było przerzucić
naprawy brzeg Wisły. Niemojowski przystąpił do ewakuacji
zapasów wojennych, które ładowano na statki rzeczne zgro-
madzone w Zatoce Golędzinowskiej. Kilkanaście zdołano od-
prawić do Modlina przed opuszczeniem miasta przez wojsko
polskie. Ewakuacja niewątpliwie przebiegałaby sprawniej, gdy-
by nie zbojkotowała j e j administracja ministerstw, dla której
wojna skończyła się wraz z oddaniem Rosjanom Warszawy.
Ewakuacja odbywała się pod osłoną armii. Dogodź. 24.00
4 DP pościągała w obręb wału miejskiego załogi szańców ze-
wnętrznych, a o północy korpus Umińskiego rozpoczął marsz
Nowym Światem i Krakowskim Przedmieściem na Pragę.
Wraz z żołnierzami korpusu cofała się artyleria polowa. Bem
jako pierwsze ewakuował prawdopodobnie baterie piesze
pozycyjne i lekkie, a także część konnych. Pozostałe działa
artylerii konnej tkwiłyjeszcze czas jakiś przy baiykadach. Przed
piechotą i artylerią na Pragę przeszła 1 DK. Wtedy też za-
pewne przeprawiła się jazda z korpusu Dembińskiego. O godz.
1.00 rozpoczęły odwrót oddziały lewego frontu, osłaniane przez
12 ppl. O godz. 3.00 zajął on barykady na ulicy Nowy Świat.
Na Pragę przeszedł około godz. 6.00. Na odcinku zachodnim
korpus Dembińskiego pozostawił na baiykadach jedynie drob-
ne ubezpieczenia. Pułki cofnęły się w głąb miasta, gdzie mia-
ły wyznaczone punkty zborne. Tam spędziły noc i o godz.
4.00 rozpoczęły marsz na Pragę. Artyleria konna z barykad
opuszczała pozycje po godz. 2.00. Ostatnie rozpoczęły od-
wrót oddziały frontu prawego. Gwardia Narodowa i Straż
Bezpieczeństwa o godz. 4.00 cofnęły się z wału do miasta
i przystąpiły do zdawania broni. Część gwardii na rozkaz gen.
Berga objęła posterunki w mieście, zastępując oddziały woj-
skowe.
Bezpośrednio po zakończeniu walk w armii rosyjskiej na-
stroje nie były zbyt optymistyczne m.in. z powodu dotkliwych
strat, jakie poniesiono tego dnia. Co prawda, osiągnięto zna-
czące sukcesy, ale żołnierzy czekał jeszcze niepewny bój na
ulicach miasta. Zgodnie z zarządzeniem Tolla część armii od-
poczywała, a druga stała pod broniągotowa odeprzeć kontr-
ataki Polaków. Korpus gwardii rozlokował się między szańca-
mi pierwszej i drugiej linii, 500 m od kolumn IIKP. Kawaleria
uformowała szyk na flankach. W dyspozycji Toll zakazał
przekraczania wału, ale oficerowie nie zawsze mogli utrzy-
mać wojsko w szykach. Gmpy rosyjskich żołnierzy przenikały
więc do miasta, a tam staczali z nimi potyczki wycofujący się
Polacy. Korpus Strandmana, korzystając z odwrotu polskich
oddziałów, zbliżył się do wału miejskiego i opanował szańce
3 i 4. Oddziały Rotha i Łukasza prawdopodobnie w tym
samym czasie zajęły szańce zewnętrzne na lewo od Strand-
mana (do szańca 72). Przez całą noc saperzy budowali am-
brazury w wale miejskim. Robiono je prawdopodobnie przy
stanowiskach dla dział wykonanych na wale przez Polaków,
a więc między redanem 19 aredanami 8-9. Według źródeł
rosyjskich do godz. 5.00 wykonano około 100 ambrazur. Nad
ranem wprowadzono do nich artylerię.
Armia spędziła noc o głodzie (nie podwieziono żywności
ani furażu dla koni) wokół leżących na pobojowisku rannych
i zabitych. Rannych było tak wielu, że nie zdołano ich ewaku-
ować do lazaretów na tyłach. Od strony miasta do armii ro-
syjskiej nie dochodziły żadne odgłosy. Toll wysłał za wał pod-
jazdy, które meldowały mu o opuszczaniu pozycji przez Pola-
ków. Było to dla niego sporym zaskoczeniem, gdyż Paskie-
wicz nie poinformował go o rokowaniach i kapitulacji War-
szawy. Uczynił to dopiero nad ranem (około godz. 8.00). Wte-
dy też wojsko dowiedziało się o zakończeniu walki. Radość
była ogromna, gdyż przypuszczano, że wraz ze zdobyciem
Warszawy skończy się wojna. Wojska rosyjskie przygotowy-
wały się do zajęcia miasta.
Akt kapitulacji Warszawy Rosjanie uzyskali w następstwie
dramatycznych wydarzeń, któiych świadkiem były sale pała-
cu Namiestnikowskiego.
Już przed godz. 23.00 w pałacu zaczęli się gromadzić wyż-
si oficerowie armii polskiej, zarówno dowódcy oddziałów wal-
czących w obronie miasta, jak i przedstawiciele Komisji
Rządowej Wojny. Wśród zebranych zdecydowanymi zwolen-
nikami zakończenia wojny byli: gen. Izydor Krasiński oraz
wiceprezes Rządu Narodowego (mianowany j u ż przez Nie-
mojowskiego) pik Karol Zieliński. Większość generałów praw-
dopodobnie podzielała opinię Krukowieckiego, że po utracie
Warszawy dalsze prowadzenie wojnyjest niemożliwe. Wszy-
scy czekali więc na powrót Prądzyńskiego, aby poznać wa-
runki układu rozejmowego. Od nich uzależniali oficjalne uzna-
nie listu submisyjnego, choć panowała raczej zgodna opinia, że
wojnę należy skończyć za wszelką cenę. Rzecznikami tych
opinii byli przede wszystkim Krasiński i Zieliński. Uległ im tak-
że Małachowski.
Berg z Prądzyńskim przybyli do pałacu po północy. Rosyj-
ski parlamentarz zorientował się, iż Krukowiecki pozbawiony
został władzy, i umiejętnie to wykorzystał. Oświadczył, miano-
wicie, że rokowania może prowadzić tylko z Krukowieckim,
a jednocześnie poinformował stronę polską o planowanym roz-
poczęciu szturmu o godz. 4.00. Prądzyński wszem i wobec
rozgłaszał, że warunki są korzystne. Problem w tym, iż Berg
na ich temat chciał mówić tylko z Krukowieckim. Postano-
wiono zatem ściągnąć go z Pragi. Czas uciekał, toteż polscy
generałowie i wiceprezes rządu zdecydowali się podpisać układ
militarny o kapitulacji Warszawy na warunkach podyktowa-
nych przez Berga (a więc tylko punkt 3 układu). Po przybyciu
Krukowieckiego miał być podpisany cały układ rozejmowy.
Małachowski podpisał list przygotowany przez Berga, w któ-
rym zobowiązał się, iż armia polska opuści Warszawę do
godz. 5.00 i odda most wraz z przedmościem praskim, w za-
mian za co strona rosyjska zajmie Warszawę i Pragę prze-
strzegając wolności osobistej i własności mieszkańców, a tak-
że da 48 godzin na wyjście z miasta oddziałów polskich z szań-
ców, osób cywilnych i na ewakuację sprzętu armii (oprócz
amunicji). Poza Prądzyńskim tylko gen. Dembiński miał rze-
komo oponować przeciwko tym warunkom. Małachowski pod-
pisał list pod groźbą wznowienia przez Rosjan szturmu miasta,
w któiym była j uż tylko część armii. W przeciwnym razie, czyli
gdyby nie uległ presji, następstwem ataku rosyjskiego mogła
być tylko klęska Warszawy i zagłada j e j mieszkańców. A Ma-
łachowski za wszelką cenę chciał tego uniknąć. Tak zresztą
sprawę tę naświetlali mu Zieliński, Krasiński, a także Lewiń-
ski. Że obawa przed tym szturmem była powszechna wśród
polskich generałów, świadczy chociażby fakt, iż Krasiński,
Dembiński, Rybiński, Bogusławski, Lewiński i Andiychiewicz
zaręczyli, że ewakuacja miasta odbędzie się zupełnie spokojnie.
W sytuacji, jaka zaistniała po godz. 24.00, stronie polskiej rze-
czywiście nic innego nie pozostało do zrobienia.
Paskiewicz dzięki sprytnemu posunięciu Berga był na do-
brej drodze do osiągnięcia celów, jakie wyznaczył sobie
przed bitwą, tzn. zdobył Warszawę, a jednocześnie mógł po-
zbawić armię polską możliwości prowadzenia wojny na pra-
wym brzegu Wisły. Temu drugiemu celowi służyć miały dal-
sze kroki Berga, rozbijające jedność w łonie polskich władz.
Wykorzystał on fakt, iż ani Niemojowski, ani Ostrowski nie
cofnęli dymisji Krukowieckiego, a także pełną ustępliwość
i wolę zakończenia wojny płk. Zielińskiego oraz gen. Krasiń-
skiego (nie targowali się tak jak Krukowiecki), mających duży
wpływ na Małachowskiego. Po godz. 5.00 przystąpili oni do
rozmów z Bergiem na temat punktu układu rozejmowego, doty-
czącego ustąpienia armii polskiej w Płockie (punkt 4). Mała-
chowski podpisał drugi list do Paskiewicza, w którym zgodził
się wyprowadzić armię (włącznie z Ramoriną) do woj. płoc-
kiego 12 . Otrzymując to pismo strona rosyjska mogła być już
pewna, że uśmierzyła powstanie polskie. I wszystko na to wska-
zywało, gdyż Małachowski ściśle wykonywał warunki poro-
zumienia. 8 września rozpoczął marsz na Modlin, a Ramorinie
wysłał rozkaz wzywający go ku tej twierdzy, o czym natych-
miast poinformował Paskiewicza.

Zanim jednak do tego doszło, na Pradze odbyło się kolejne


spotkanie polsko-rosyjskie. Ze strony rosyjskiej wzięli w nim
udział gen. Berg i Neidhardt, a stronę polską reprezentował i
gen. Małachowski, Prądzyński, Andiychiewicz i płk Zieliński.
Tematem rozmowy były punkty 5 i 6 porozumienia. Podczas
spotkania zrezygnowano, na wniosek Zielińskiego, z pisania
listu do Paskiewicza, w którym zamierzano „objawić [...]
umiarkowane życzenia narodu i wojska". Ostatecznie zgo-
dzono się (ponownie na wniosek Zielińskiego!), iż Rosjanie
9 września przekażą stronie polskiej warunki honorowe, oja-

12
„Kurier Warszawski" nr 273 z 9 X 1831, s. 1 3 2 7 ; O k u n e v ,
op.cit., s. 112; W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830-1831, Warszawa
1993, s. 529 (przypis).
kie mogą prosić cesarza! Postanowiono także wysłać ofice-
rów do różnych korpusów, aby wstrzymać kroki nieprzyjaciel-
skie. Małachowski w dowód „szczerego pojednania" wypu-
ścił na wolność ponad 3000 jeńców rosyjskich.
W armii polskiej panowało ogólne przygnębienie. Większość
wyższych dowódców i polityków znała treść warunków za-
wieszenia broni, a stan annii polskiej na przedmościu tylko
utwierdzał ich w przekonaniu o zakończeniu wojny. Morale
podupadło. Żołnierze głodni, wyrwani z więzów dyscypliny
i wymęczeni bardzo szybko wpadał i w panikę. Jak wspomi-
na jeden z uczestników marszu do Modlina, „pochód rozbitej
armii [był- T.S.] przerażający.Gromady żołnierzy z rozma-
itych pułków, bez komendy szły samopas razem, niektóre
armaty zaprzężone końmi dorożkarskimi wlekły się jak smo-
ła. Wszystkie twarze były zrozpaczone, znękane lub zapłaka-
ne"33. Nowe pułki, pozbawione płaszczy, maszerowały do
Modlina tylko w mundurach. Zgodnie z konwencją militarną
w Warszawie pozostał gen. Kazimierz Dziekoński, któremu
polecono ewakuować z warszawskich magazynów intenden-
tury odzież, w tym 40 000 płaszczy, 60 000 koszul i 30 000 par
obuwia. Intendent generalny, Matuszewski, przygotowywał
się do ewakuacji zapasów żywności.
Dopiero w Modlinie przystąpiono do reorganizacji armii, która
wskutek dezercji oraz dymisji oficerów z każdym dniem słabła.
Armia rosyjska miała wkroczyć do Warszawy o godz. 5.00,
jednak Paskiewicz, aby dać czas Bergowi na dokończenie ro-
kowań, przesunął ten termin na godz. 7.00.
O godz. 7.00, jak to wcześniej ustalono, IV brygada piecho-
ty gwardii przez rogatki jerozolimskie wkroczyła do miasta
i mszyła w kierunku mostu. Żołnierzom zakazano wyrażania
radości. Oddziały, przynajmniej te pierwsze, które wchodziły
na ulice Warszawy, szły bez muzyki i werbli. Paskiewicz oba-
W. S z o k a l s k i , Wspomnienia z przeszłości, t. 2: (1830-1837), Wilno
1921, s. 52.
wiał się, iż zbyt ostentacyjne świętowanie zwycięstwa mo-
głoby wywołać oburzenie żołnierzy polskich i doprowadzić
w sposób żywiołowy do wznowienia walk. Kolumna gwardii
dotarła do pałacu Namiestnikowskiego i tu zatrzymała się,
aby przepuścić zmierzające w stronę Pragi wozy taborowe
i uciekinierów. Gdy ostatnie oddziały polskie opuściły lewy brzeg
miasta, na most wkroczył pułk ułanów. 1 wówczas doszło do
poważnej scysji. Kilku żołnierzy polskich z rozkazu Umiń-
skiego nie chciało przepuścić przez most gen. Krukowieckie-
go i groziło obroną przeprawy. Małachowski ledwo zdołał ich
odwieść od tego zamiaru.
O godz. 8.00 do Warszawy wjechał gen. Korff, komendant
miasta (generał gubernatorem został gen. Witt). Za nim, na
czele pułku preobrażańskiego gwardii, wkroczył do stolicy
Królestwa w.ks. Michał witany chlebem i solą przez Ludwika
Osińskiego. Oddziały rosyjskie szły Alejami Jerozolimskimi
i Nowym Światem na plac Saski. Pawłowski pułk wchodził do
miasta, grając „Jeszcze Polska nie zginęła". Armię rosyjską
witały puste ulice i pozamykane sklepy. Entuzjazm okazywali
jedynie rzemieślnicy niemieckiego pochodzenia i Żydzi.
Już 8 września rosyjscy saperzy zaczęli likwidować baiy-
kady i komory minowe. Na głównych ulicach postawiono działa,
w kawalerii zaś połowa koni była osiodłana, bez przerwy bo-
wiem wysyłano podjazdy ulicami i w dół wału. Piechota rozlo-
kowała się na głównych placach i zachowywała gotowość
bojową, artyleria miała zaprzężone konie, a kanonierzy za-
palone lonty. Przez kilka dni starano się nie drażnić Polaków.
Oficerom polskim przez 3 dni pozwolono wjeżdżać i wy-
jeżdżać z miasta, zabierać ruchomości itd. Witt zaproponował
nawet w.ks. Michałowi, aby warty (złożone z żołnierzy gwar-
dii) oddawały honory wszystkim polskim oficerom. Przed ofi-
cerami wyższych stopni i szeregowymi odznaczonymi orde-
rem Virtuti Militari występowały warty gwardii, prezentując
broń. Efekt był taki, iż żołnierze wracający do obozu rozgła-
szali, że car utrzyma wszystko po dawnemu, zatwierdzi naby-
te stopnie i ordery, że nawet nie skasuje emerytur. Wojskowi,
którzy zostali w Warszawie, zobowiązani byli złożyć przysięgę
na wierność królowi polskiemu, Mikołajowi I.
Jeżeli Paskiewicz godził się na takie postępowanie wobec
żołnierzy polskich, to przyczyna była tylko jedna - pomimo
zdobycia Warszawy nie udało mu się stłumić powstania. Oba-
wiał się, że czeka gojeszcze dalsza wojna, próbował więc
różnych sposobów, aby armię polską podzielić, skłócić i osła-
bić wewnętrznie. Wielu oficerów i szeregowych wojska pol-
skiego uległo umiejętnie prowadzonej propagandzie rosyjskiej.
W Warszawie pozostało lub wróciło do niej z armii polskiej 1054
oficerów (do 12 września), a wśród nich generałowie: Kru-
kowiecki, Prądzyński, Chrzanowski, Turno, Bontemps, oraz
około 4000 szeregowców i podoficerów (do 27 września).
Zgodnie z zawartą konwencją militarną Polacy mieli możli-
wość wywozu z Warszawy zapasów komisariatu wojska.
Paskiewicz jednak nie dotrzymał zobowiązań. Polacy bardzo
szybko się przekonali, ile warte są obietnice strony rosyjskiej.
Aż dziw, że wyrażali potem zdziwienie takim stanem rzeczy.
Oddanie Warszawy stało się w rzeczywistości końcem powsta-
nia, tym bardziej że strona polska wraz z miastem straciła za-
soby umożliwiające kontynuację wojny. Armia rosyjska oprócz
znacznych zapasów komisariatu zdobyła 132 działa, 5000
sprawnych karabinów (oprócz wielu popsutych), 8000 sztuk
wszelkiego rodzaju broni siecznej (szabel, tasaków), 5000
pocisków do dział i ok. 2 000 000 ładunków karabinowych,
100 000 sztuk sprzętu polowego, ponad 300 m pontonów mo-
stowych. Rosjanie przejęli także arsenał, ludwisarnię, młyn
prochowy, fabrykę saletry i kilka fabryk broni.
Straty rosyjskie wyniosły 10 559 żołnierzy, w tym 2 genera-
łów, 16 oficerów starszych (9 dowódców pułków), 47 ofice-
rów młodszych, 1767 szeregowców i podoficerów zabitych,
1189 zaginionych, których w większości należy zaliczyć do
powiednio 12 oficerów i 165 szeregowych oraz 6 oficerów
i 182 szeregowych. Tymczasem Mierosławski dysponował
odpisem oryginalnych dokumentów archiwum Sztabu Gene-
ralnego i wynikało z nich, iż tylko 12 oficerów i 165 szerego-
wych z pułku dragonów gwardii stawiło się na apel 8 wrze-
śnia. W pułku wołogodzkim, który atakował rogatki jerozolim-
skie, wieczorem 7 września pozostało w szyku 300 bagnetów.
Podobnie wyglądała sytuacja w pułku grenadierów Suworo-
wa (zostało w nim 300 bagnetów, ubyło więc 530 żołnierzy, tj.
63% stanu wyjściowego z 6 września).
Straty rosyjskie pogłębiała duża śmiertelność żołnierzy po
bitwie. 1 września w szpitalach Warszawy było 11 778 cho-
rych i rannych żołnierzy polskich, a w lazaretach można było
jeszcze umieścić 4692 pacjentów. Bezpośrednio po bitwie
6 września wolne łóżka zajęli ranni żołnierze polscy i jeńcy
rosyjscy. Tego dnia przybyło ich łącznie 764, a 7 września po-
nad 3000, ale tylko żołnierzy polskich. Po kapitulacji miasta
trzeba było znaleźć dodatkowe miejsca dla co najmniej kilku
tysięcy żołnierzy rosyjskich! Przekraczało to możliwości szpi-
tali. Licząc nawet, iż rannych żołnierzy rosyjskich było ok.
7000, to razem zgromadziło się ich grubo powyżej 18 000. Wła-
dze rosyjskie sprawnie rozwiązały ten problem. Usunęły z naj-
większych szpitali rannych żołnierzy polskich, wprowadzając
na ich miejsce własnych. Ranni żołnierze rosyjscy szybko
wymierali z powodu poważnego zaniedbania ran bezpośred-
nio po walce. Był to efekt niskiego poziomu służby zdrowia
warmii rosyjskiej.
Biorąc pod uwagę powyższe przesłanki, można stwierdzić,
że straty rosyjskie w dwudniowym szturmie Warszawy znacz-
nie przekroczyły oficjalnie podaną liczbę 10 559 zabitych, ran-
nych i zaginionych. Samych rannych strona rosyjska miała
ponad 11 000-12 000, a zabitych i zaginionych około 4 000.
Liczba tych ostatnich zwiększyła się wskutek dużej śmier-
telności wśród hospitalizowanych. Można więc przyjąć, że
straty rosyjskie mieszczą się w przedziale 14 000-16 000 żoł-
nierzy.
Straty armii polskiej były znacznie mniejsze, co wynikało
z faktu, iż broniła się ona na umocnionych pozycjach. Po wkro-
czeniu do miasta Rosjanie zastali w szpitalach i lazaretach
11 000 rannych i chorych żołnierzy polskich (do tego należało-
by doliczyć ponad 1000 rannych, którzy znaleźli się w niewoli
rosyjskiej już 6 września). Według danych rosyjskich w na-
stępstwie bitwy zginęło, zmarło od ran lub trafiło do szpitali
139 oficerów i 7745 szeregowych. .Łączna liczba jeńców pol-
skich wziętych w bitwie wynosiła 58 oficerów oraz 2532 pod-
oficerów i szeregowców. Do !€ września dobrowolnie opu-
ściło szeregi wojska 1054 oficerów oraz ponad 4000 podofice-
rów i szeregowców.
Porównując różnicę stanów osobowych poszczególnych
broni polskiej armii głównej z 2 i 9 września określić można
straty w szeregowcach i podoficerach. Przy czym należy za-
znaczyć, iż uwzględniały one obok zabitych, rannych i zagi-
nionych także licznych dezerterów. Piechota w świetle tych
porównań między 2 a 9 września straciła 6471 żołnierzy.
Z bitwy zachowały się raporty z 3 DP i 4 DP. Pierwsza
z nich w ciągu 2 dni straciła 2622 oficerów i szeregowych,
tj. około 30 % stanu wyjściowego z 6 września, natomiast
druga tylko 7 września ponad 700, tj. 9,1 % stanu z 6 wrze-
śnia. Razem dawało to 3322 oficerów i szeregowych. W ka-
walerii straty były znacznie mniejsze i wyniosły maksimum
200-300 szabel.
Straty pozostałych pułków są niemożliwe do określenia,
gdyż ich stany 9 września podniosły się w porównaniu do sta-
nów z 2 września. Straty artylerii Bem oceniał na 2 oficerów
starszych, 17 młodszych, 270 podoficerów i szeregowców. Były
to jednak prawdopodobnie straty artylerii polowej. Z artylerią
wałową musiały być one znacznie większe. Bem podawał
m.in. liczbę 500 zabitych i rannych, a podszef sztabu artylerii,
Ekielski, określił je na 1000 żołnierzy (wliczając także baon
rezerwowy artylerii). W porównaniu do stanu z 2 września
straty w artylerii wyniosły 1289 żołnierzy i 11 dział. Wciągu
dwóch dni artyleria zużyła około 30 000 pocisków.
Gdy podsumujemy powyższe dane szacunkowe, okaże się,
iż w wyniku bitwy armia polska straciła bezpowrotnie ponad
16 000 żołnierzy, przy czym należy zaznaczyć, że j e j tzw. stra-
ty krwawe były mniejsze od strat rosyjskich.
Przedmieście wolskie i Czyste
Rogatki jerozolimskie
Szaniec 56
Kazimierz Ma-
ł a c b o w s k i . zastępca
naczelnego w o d z a
armii polskiej

Gen. Henryk Dem-


biński, d o w ó d c a za-
chodniego i północ-
nego odcinka obrony
Warszawy
Rosyjska piechota liniowa 1 8 2 8 - 1 8 3 3
Gen. Jan Nepomu-
cen Umiński, dowód-
ca południowego od-
cinka obrony War-
szawy

Gen. Józel Bem. do-


w ó d c a o b r o n y pier-
w s z e j linii fortyfika-
cji i artylerii
Polowy sprzęt artyleryjski armii p o l s k i e j i r o s y j s k i e j : a) p ó ł p u d o w y jednoróg.
b) j e d n o r ó g . c) 12-funtowe r o s y j s k i e działo p o z y c y j n e z p r z o d k i e m i dysz-
lem. d) schematyczny rysunek r o s y j s k i e g o działa p o z y c y j n e g o , e) 6 - f u n t o w e
rosyjskie działo artylerii lekkiej, f) skrzynka a m u n i c y j n a na 6 - 1 6 kartaczy
Polska piechota l i n i o w a „starego pułku"
Żołnierze 10 pułku piechoty, „ n o w e g o pułku"
Rosyjska piechota liniowa 1 8 2 8 - 1 8 3 3
Rosyjska piechota gwardii 1826 - 1 8 3 3
Gen. Piotr Pahlen.
dowódca I korpusu
piechoty armii ro-
syjskiej

Gen. Cyprian Kreuiy


dowódca n korpusu
piechoty armii ro-
syjskiej
Pik Paweł Liprandi,
dowódca jeleckiego
pułku piechoty

Gen. Aleksander Lu-


ders. dowódca jednej
z dwóch rosyjskich
kolumn szturmowych
I korpusu piechoty
Julian Konstanty Or-
don. komendant arty-
lerii w szańcu nr 54

Gen. Józef Sowiń-


ski. komerniant szań-
ca wolskiego
dowódca 10 ppl
uczestniczącego w
obronie szańca
wolskiego

Gen. Ludwik Bogus-


ławski. dowódca 3DP
broniącej zachodnich
przedmieść Warszawy
Szturm W o l i . Litografia rosyjska. Widok na szaniec wolski, prawdopodobnie z szańca 57
Zdobycie Wo
li. Litografia
przedstawia
atak rosyjs-
kiej piechoty
na bastion na-
czelny szań-
ca wolskiego
ZAŁĄCZNIKI

Załącznik t

Armia rosyjska 61X1831 r.

L e w e s k r z y d ł o - g e n . Pahlen
Oddział gen. Chiłkowa:
Orenburski pułk ułanów
Jamburski pułk ułanów
Ks. Aleksandra W i r t e m b e r s k i e g o pułk dragonów
Sumski pułk huzarów
Łubieński pułk huzarów
Kozacy B o i y s o w a
Kozacy Katasanowa
Kozacy A d r i a n o w a
Razem: 26 szwadronów, 10 sotni, 10 dział - 3808 żołnierzy

I korpus piechoty - gen. Pahlen


6 baon saperów
3 pułk morski
4 pułk morski
Pułk piechoty ks. Wilhelma
Pułk piechoty ks. Karola
Rewelski pułk piechoty
Staroingermanlandzki pułk piechoty
Nowoingermanlandzki pułk piechoty
Pułk piechoty K u t u z o w a
Wielkołucki pułk piechoty
Sybirski pułk g r e n a d i e r ó w
Pułk g r e n a d i e r ó w R u m i a n c o w a
Pułk g r e n a d i e r ó w S u w o r o w a
A s t r a c h a ń s k i pułk g r e n a d i e r ó w
5 pułk k a r a b i n i e r ó w
6 pułk karabinierów
Olwiopolski pułk huzarów
Razem: 4 s z w a d r o n y , 22 baony, 68 dział i 4 m o ź d z i e r z e - 13 023 żoł-
nierzy

Prawe skrzydło-gen. Kreutz

Oddział gen. Nostitza


Pułk d r a g o n ó w g w .
Pułk ułanów g w .
Pułk huzarów g w .
Pułk strzelców k o n n y c h gw.

Razem: 16 szwadronów, 16 dział- 2363 żołnierzy

Oddział gen. M u r a w i e w a
Żmudzki pułk g r e n a d i e r ó w
Łucki pułk g r e n a d i e r ó w
N i e ś w i e s k i pułk g r e n a d i e r ó w
Praski pułk p i e c h o t y

Razem: 7 baonów, 16 dział - 3 4 6 9 żołnierzy

II Korpus Piechoty - gen. Kreutz


2 baon s a p e r ó w
Biełozierski pułk piechoty
Ołonecki pułk piechoty
Szlisselburski pułk piechoty
Ładoski pułk piechoty
Wołogodzki pułk piechoty
11 p u ł k j e g r ó w
A l e k s o p o l s k i pułk piechoty
Kremienczugski pułk piechoty
Jelecki pułk piechoty
S i e w s k i pułk piechoty
Jelizawetgracki pułk huzarów
Irkucki pułk huzarów

Razem: 21 baonów, 12 szwadronów, 68 dział i 4 moździerze -1 3


żołnierzy

Korpus g e n . Strandmana
3 pułkjegrów
4 pułkjegrów
Grodzieński pułk huzarów
Kozacy Grekowa V
2 pułk czarnomorski
5 pułk czarnomorski
Pułk atamański

Razem: 3 baony, 4 szwadrony, 7 sotni, 6 dział - 2913 żołnierzy

Rezerwy
Korpus g w a r d i i - w . k s . Michał

Preobrażański pułk piechoty


M o s k i e w s k i pułk piechoty
Siemionowski pułk piechoty
Lejbgrenadierski pułk piechoty
Izmaiłowski pułk piechoty
Pawłowski pułk piechoty
Saperzy
Strzelcy gwardii
Finlandzki pułk piechoty
Strzelcy finlandzcy
Litewski pułk piechoty
Wołyński pułk piechoty

Razem: 22 baony - 15 764 żołnierzy


Korpus g r e n a d i e r ó w - gen. Szachowski
Pułk g r e n a d i e r ó w Cesarza A u s t r i a c k i e g o
Pułk grenadierów Króla Pruskiego
Pułk g r e n a d i e r ó w N a s t ę p c y Tronu Pruskiego
Pułk grenadierów A r a k c z e j e w a
1 pułk karabinierów
2 pułk karabinierów
Pułk grenadierów k i j o w s k i
Pułk g r e n a d i e r ó w ks. Eugeniusza W i r t e m b e r s k i e g o
Pułk g r e n a d i e r ó w j e k a t i e r i n o s ł a w s k i
Pułk g r e n a d i e r ó w ks. Pawła M e k l e m b u r s k i e g o
3 pułk karabinierów
4 pułk karabinierów
Pluton s a p e r ó w
Razem: 21 1/2 b a o n u - 11 063 bagnety

Korpus kawalerii - gen. Witt


Pułk kirasjerów k a w a l e r g a r d ó w
Pułk k i r a s j e r ó w k o n n e j gwardii
Pułk k i r a s j e r ó w Cesarza
Pułk kirasjerów C e s a r z o w e j
Pułk k i r a s j e r ó w Orderu W o j s k o w e g o
Starodubski pułk k i r a s j e r ó w
Pułk k i r a s j e r ó w ks. A l b e r t a Pruskiego
Nowogrodzki pułk kirasjerów
Ukraiński pułk ułanów
N o w o a r c h a n g i e l s k i pułk ułanów
Mirgorocki pułk ułanów
Jelizawietgracki pułk ułanów
Kozacy gwardii
Kozacy atamanscy

Razem: 71 1/2 szwadronu - 8597 szabel

Artyleria
5 baterii p o z y c y j n y c h g w . 40 dział
2 baterie lekkie gw. 16
2 baterie p o z y c y j n e gren. 20
2 baterie lekkie gren. 16
2 baterie konne g w . 16
3 baterie konne 24

Rezerwa artylerii armii

2 baterie p o z y c y j n e 20
2 baterie lekkie 16
3 baterie konne 28

Ogółem z rezerwami: 54 015 bagnetów (96 1/2 baonu), 15 526 szabel


(133 1/2 szwadronu), 1720 kozaków, 390 dział i moździerzy z 7333
artylerzystami, razem - 78 594 żołnierzy.
Załącznik 2

Stan armii polskiej w Warszawie na dzień 2 września


(opracowano wg: R.O. S p a z i e r, Historia powstania narodu
polskiego w roku 1830 i 1831, Paryż 1833 )

I k o r p u s - g e n . Umiński
B r y g a d a gen. C z y ż e w s k i e g o
Zakład O g ó l n y Piechoty
Baony m a r s z o w e 7 ppl, 2 p s p i 4 p s p
Baony m a r s z o w e 1 ppl i 5 ppl
Baon z b i o r o w y z 6 ppl, 9ppl, 11 ppl i 20 ppl
A r t y l e r i a p o l o w a - 4 działa

1 D P - g e n . Rybiński
2 ppl
12 ppl
16 ppl
1 psp
6 kpap - 6 dział
1 klap - 1 0 dział

4 D P - g e n . Milberg
Pułk g r e n a d i e r ó w
13 ppl
23 ppl
3 psp
4 kpap - 8 dział
6 klap -6 dział

1 D K - g e n . Jagmin

3 psk
Pułk Jazdy A u g u s t o w s k i e j
4puł
1 Pułk Jazdy Sandomierskiej
Razem I korpus: 29 baonów, 13 s z w a d r o n ó w , 34 działa, 20 067 żoł-
nierzy

K o r p u s r e z e r w o w y - gen. D e m b i ń s k i
3 D P - g e n . Bogusławski

4ppl
lOppl
8ppl
5 psp
3 klap - 1 2 dział

Oddział gen. Ruttie - [płk S z y m a n o w s k i ]


Pułk Weteranów Czynnych
18 ppl
Oddział 26 ppl
Oddział Legii Litewsko-Ruskiej
Oddział Strzelców Celnych
Kompania 22 pp
Pułk Jazdy Poznańskiej
1 szwadron 2 Pułku Jazdy Płockiej
Oddział 13 puł

B r y g a d a j a z d y - gen. Dłuski
1 psk
1 Pułk Jazdy K r a k o w s k i e j
Razem korpus r e z e r w o w y : 19 b a o n ó w , 13 s z w a d r o n ó w , 12 dział,
13 4 9 9 żołnierzy

Artyleria r e z e r w o w a - płk Chorzewski


1 blak - 8 dział
2 blak - 8 dział
4 b l a k - 1 2 dział
1 k p a p - 12 dział
5 kpap - 6 dział
7 kpap -4 działa
Pluton rakietników -6 wyrzutni rakietowych
Park r e z e r w o w y artylerii
Oddział baonu saperów

Warszawa - garnizon
Batalion r e z e r w o w y artylerii
Część parku artylerii
Zakładjazdy

Praga-garnizon
Oddział Strzelców Sandomierskich i Krakowskich
Oddział Strzelców Podlaskich
Oddział 2 Pułku Jazdy Płockiej
Baon 15 ppl
Baon 19 ppl
Kompania rezerwowa 19 ppl
Kom pania artylerii g a r n i z o n o w e j
Oddział parku r e z e r w o w e g o byłej 5 kpap
WYKAZ SKRÓTÓW

baon batalion
blak bateria lekka artylerii k o n n e j
DGren d y w i z j a grenadierów
DKir dywizj a kirasjerów
DP d y w i z j a piechoty
GN Gwardia Narodowa
klap kompania lekka artylerii pieszej
KP k o r p u s piechoty
kpap kompania piesza artylerii p o z y c y j n e j
Pjeg pułkjegrów
PP pułk piechoty
ppl pułk piechoty l i n i o w e j
psk pułk strzelców konnych
psp pułk strzelców pieszych
puł pułk ułanów
SB Straż Bezpieczeństwa

Vous aimerez peut-être aussi