Académique Documents
Professionnel Documents
Culture Documents
TOMASZ STRZEŻEK
WARSZAWA 1831
WSTĘP
1
19 VI 1831 r. Rosjanie odparli atakwojsk gen. Antoniego Giełguda na
Wilno. 26 czerwca rozpoczęli operację zmierzającą do usunięcia polskich
oddziałów z Litwy. Zakończyła się ona sukcesem. 13 i 15 lipca znaczna
część sił podległych Giełgudowi przeszła na teren Prus. Do Królestwa
przebił się jedynie oddział gen. Henryka Dembińskiego.
lipca główna armia rosyjska ruszyła ku stolicy Królestwa przez
Gąbin i Łowicz. Wraz z nią do Warszawy zaczęła zbliżać się
część rosyjskich korpusów, operujących na prawobrzeżu Kró-
lestwa. Korpus gen. Grigorija Rosena (12 000 żołnierzy i 34
działa) maszerował traktem brzeskim (jego straż przednia,
oddział gen. Eugeniusza Gołowina, pojawił się pod Pragą
lOsierpnia). Korpus gen. Fiodora Rtidigera (12 000 żołnierzy
i 42 działa) przeprawił się 6-7 sierpnia w górnym biegu Wisły
pod Józefowem i usadowił w rejonie Radomia. Zamiarem Pa-
skiewicza było otoczenie Warszawy i odcięcie jej od terytoriów
znajdujących się jeszcze pod kontrolą administracji powstańczej.
Następstwa blokady miały skłonić Polaków do kapitulacji.
Poczynania Rosjan nie spotkały się ze stanowczą kontrak-
cjągen. Jana Skrzyneckiego - naczelnego wodza wojsk polskich.
Takjakjego przeciwnik nie szukał on rozstrzygnięcia wojny w
bitwie polowej głównych sił. Starał się wojnę przeciągnąć w
czasie i zachować jak najdłużej nietkniętą armię, licząc, że
interwencja dyplomatyczna Anglii, Austrii i Francji skłoni cara
do przerwania działań. Nie atakował głównej armii Paskiewicza,
gdyż zamierzał ściągnąć jąpod Warszawę, gdzie, jego zdaniem,
rozstrzygnąć się miał ostatecznie los powstania.
Uważał, że Paskiewicz popełnił błąd, przenosząc główny
teatr wojny na lewobrzeże, a tym samym oddzielając się od Rosji
barierą Wisły. Licząc na rozbudowane pod murami Warszawy
fortyfikacje, zamierzał wytrwać wielotygodniowe oblężenie, w
ostateczności zaś stoczyć z Paskiewiczem bitwę obronną siłami
całej armii. Obydwa warianty miały zmusić Rosjan do rokowań.
Odmowę stoczenia bitwy na przedpolu Warszawy Skrzynecki
przypłacił utratą naczelnego dowództwa.
Pod koniec drugiej dekady sierpnia Warszawa znalazła się w
pierścieniu blokady rosyjskiej. Paskiewicz na lewym brze-gu
posiadał 61 000 żołnierzy z 344 działami (z czego pod samą
Warszawą 53 000-54 000 z 324 działami) i zmierzał ku niemu
z Litwy, od przeprawy pod Osiekiem, II korpus gen. Cypriana
Kreutza (21 000 żołnierzy i 90 dział). Korpus Rtidigera tkwił
w rejonie Radomia, tocząc walki z polskim korpusem gen. Sa-
muela Różyckiego (6000-8000 żołnierzy i 10 dział), któiy utrzy-
mywał kontrolę nad województwem krakowskim, częścią san-
domierskiego i kaliskiego. Na prawym brzegu Wisły, w pobli-
żu Warszawy, znajdował się korpus gen. Rosena (12 000 żoł-
nierzy i 34 działa).
Podstawą zaopatrzenia wojsk rosyjskich zgromadzonych na
lewym brzegu Wisły były tereny opanowanych województw
mazowieckiego, kaliskiego i sandomierskiego oraz oficjalnie
„neutralne" Prusy. W miarę rozprzestrzeniania się epidemii
cholery (przywleczonej do Królestwa przez armię rosyjską) to
drugie źródło żywności i amunicji wysychało. Prusy zamykały
swoją granicę, co m.in. utrudniało transport przewożonych
dotychczas przez ich terytorium dostaw z Rosji. Aby utrzy-
mać się pod Warszawą, Paskiewicz musiał zapewnić stabilną
komunikację z prawobrzeżem, gdyż to umożliwiłoby mu ko-
rzystanie z zasobów Lubeszczyzny, Litwy, Wołynia i Podola.
Ogniwem łączącym brzegi Wisły stały się mosty wznoszone
w j e j górnym biegu - w Górze (1 września zakończono prace
wstępne, umożliwiające wzniesienie mostu) oraz w Podgórzu
(gotowy 27 sierpnia).
W tym czasie w Warszawie znajdowała się licząca około
62 000 żołnierzy armia polska i mniej więcej 175 000 osób cy-
wilnych, jeńców, rannych i chorych. Brak żywności zagrażał
żołnierzom i cywilom głodem. Aby zmienić niekorzystną dla
strony polskiej sytuację, gen. Jan Krukowiecki, od 17 sierpnia
sprawujący pełnię władzy politycznej i wojskowej, postanowił
rozerwać pierścień rosyjskiej blokady i rozwinąć działania za-
czepne. Plan operacyjny zakładał podział armii polskiej na dwie
części. Jedna miała pozostać w Warszawie i bronić j e j na linii
rozbudowanych na przedpolu miasta fortyfikacji, druga zaś
prowadzić działania na prawym brzegu Wisły. Tworzące dru-
gą grupę korpusy gen. Hieronima Ramorino (20 000 żołnierzy
i 42 działa) i gen. Tomasza Lubieńskiego (2700 żołnierzy
i 6 dział) miały zaopatrzyć Warszawę w żywność (Łubieński)
oraz przerwać komunikację głównej armii rosyjskiej z prawo-
brzeżem (pośrednio z Rosją) i odciągnąć spod Warszawy część
wojsk Paskiewicza.
Podstawą polskiego planu, który zakładał podział własnych
sił w obliczu koncentrującego się przeciwnika, było przekona-
nie, że pozostawiona w Warszawie część armii zdoła zniwe-
czyć wszelkie usiłowania Paskiewicza, zmierzające do zdoby-
cia miasta. Z tego też względu korpusy operujące na prawym
brzegu Wisły nie otrzymały żadnych rozkazów, mówiących
o ich udziale w obronie stolicy. Krukowiecki uważał zresztą,
że Paskiewicz nie podejmie zdecydowanych działań przeciw-
ko Warszawie (miał na myśli szturm), dopóki nie odzyska kon-
troli nad prawym brzegiem Wisły i nie skoncentruje wokół mia-
sta wszystkich sił, jakimi dysponuje na obszarze Królestwa.
Może się to więc wydawać dziwne, ale oddalone od Warsza-
wy korpusy miały pośrednio zapewnić j ej bezpieczeństwo (wią-
żąc znaczne siły rosyjskie), a także wpłynąć na pomyślne dla
strony polskiej zakończenie wojny. Zarówno Krukowiecki, jak
i Paskiewicz zdawali sobie bowiem sprawę, że tylko przejęcie
kontroli nad Warszawą oraz rozbicie armii polskiej oznaczać
będzie stłumienie powstania. Tak więc odwlekanie w czasie
rozstrzygnięcia (bitwy o Warszawę) groziło stronie rosyjskiej
przedłużeniem konfliktu do 1832 r. (czego starała się za wszel-
ką cenę uniknąć) i mogło zmusić ją do rokowań pokojowych.
W mniemaniu Krukowieckiego rozstrzygnięcie wojny na-
stąpić miało nie pod Warszawą, ale na prawobrzeżu. Szcze-
gólnie z działaniami Ramoriny wiązał on duże nadzieje. War-
szawa w planach Krukowieckiego schodziła na drugi plan, co
wynikało z przewidywań, dotyczących rodzaju działań, jakie
przeciwko niej mógł podjąć Paskiewicz.
Początkowo (do 29-30 VIII) Krukowiecki oczekiwał, że
strona rosyjska poprzestanie na kontynuacji blokady połączo-
nej z prowadzeniem regularnych prac oblężniczych, ewentu-
alnie na atakach na umocnienia (nawet na dwa, trzy jednocze-
śnie), ale bez angażowania znacznych sił. Nie spodziewał się
szturmu fortyfikacji 2 . A gdyby nawet Paskiewicz zdecydował
się na tak „szaleńczy krok", to sądził, że system obronny War-
szawy jest na tyle silny, że działania zakończyłyby się niepo-
wodzeniem. Paskiewicz i Krukowiecki wiedzieli, że szturm
z jednej strony mógł przynieść szybki upadek powstania, ale
z drugiej narażał głównąarmię rosyjską na zagładę, gdyby nie
posiadała ona stałej komunikacji z Rosją oraz nie miała zaple-
cza niezbędnego do przygotowania następnego ataku. Mniej
więcej od 29-30 sierpnia do południa 5 września Krukowiecki
spodziewał się, iż Paskiewicz jednocześnie zaatakuje Warsza-
wę i przeprawi znaczny korpus na prawy brzeg Wisły (aby
odciąć korpus Ramoriny od stolicy) lub też zdecyduje się tylko
na to drugie posunięcie. Dopiero po południu 5 września na-
brał pewności, iż atak na Warszawęjest głównym zamiarem
Paskiewicza.
Już pod koniec sierpnia przewidywania strony polskiej, do-
tyczące poczynań Rosjan wobec Warszawy, rozminęły się z za-
miarami Paskiewicza. Przez pewien czas feldmarszałek rze-
czywiście uważał, że po wprowadzeniu ścisłej blokady zdobę-
dzie stolicę zbuntowanego Królestwa głodem. Zmienił jednak
zdanie, kiedy Polacy, rozpoczynając działania na prawobrze-
żu, rozerwali blokadę i zagrozili komunikacjom głównej armii
z Rosją (bezpośrednim przez Królestwo i pośrednim przez
Prusy), bez których stronie rosyjskiej mogło wkrótce zabrak-
3
Lubieński przerwał rosyjską linię komunikacyjną biegnącą z Łomży
przez Pułtusk, Mławę i Szreńsk do Wisły, Most rozebrali sami Rosjanie,
gdy zjawił się w ich pobliżu (26 VOT-3 IX) oddział ppłk. Augusta Szulca z
korpusu Łubieńskiego.
4
Rozkazy wysłane do Ramoriny 2 i 4 września nakazywały mu wyco-
fać się spod Brześcia (gdzie zresztą udał się wbrew rozkazom) w rejon
Łukowa, a następnie do Siedlec» skąd mógł szybko przejść nie do Warsza-
wy, ale do przeprawy na Bugu przygotowywanej od 4 września.
Gdy Krukowiecki uznał, że Paskiewicz podejmie jednak głów-
ne działania przeciwko Warszawie, nie poczynił kroków w ce-
lu ściągnięcia Ramoriny do stolicy. Wiedział, że jest on z pew-
nością bliżej Brześcia niż Warszawy (6 września korpus znaj-
dował się w Międzyrzeczu Podlaskim, prawie 130 km od sto-
licy).
Od tego, kto wyjdzie zwycięsko z bitwy o Warszawę, w du-
żej mierze zależały dalsze losy powstania. Czy zakończy się
ono sukcesem strony polskiej czy rosyjskiej.
Pojęcie sukcesu nie było jednakowo rozumiane przez przed-
stawicieli polskich elit politycznych i wojskowych. Dla kali-
szan (grupy politycznej skupionej wokół braci Niemojowskich)
i lewicy powstańczej, zwanej także partią mchu (Towarzystwo
Patriotyczne i jego sympatycy), sukces jednoznaczny był z osią-
gnięciem celów wytyczonych przez manifest sejmowy
z 20 grudnia 1830 roku, a więc z odzyskaniem niepodległości
i przyłączeniem do Królestwa Polskiego ziem Rzeczypospoli-
tej zagarniętych przez Rosję w trakcie rozbiorów. Większość
przedstawicieli obozu konserwatywnego (m.in. grupy ks. Ada-
ma Czartoryskiego, gen. Skrzyneckiego i gen. Krukowieckie-
go) zadowalała się powrotem do sytuacji sprzed powstania,
tzn. do podległości Królestwa Rosji (z carem jako królem Pol-
ski), ale ze ścisłym przestrzeganiem przez Mikołaja I konsty-
tucji. Przedstawicieli wszystkich ugrupowań politycznych łą-
czyło przekonanie, iż nawet w przypadku porażki militarnej
i stłumienia powstania Królestwo zachowa swój byt, gdyż car
nie poważy się zakwestionować postanowień traktatu wiedeń-
skiego (ustanawiającego Królestwo Polskie) bez zgody jego
sygnatariuszy, m.in. Francji, Anglii i Austrii.
Gen. Jan Krukowiecki był zwolennikiem porozumienia z Ro-
sją. Zamierzał zmusić do niego stronę rosyjską, ale w przeci-
wieństwie do Skrzyneckiego liczył przede wszystkim na wła-
sne siły - nie wierzył w skuteczność interwencji Francji i An-
glii. W j e g o przekonaniu armia polska, osłabiona moralnie i ja-
kościowo zgubną strategią Skrzyneckiego, mogła jeszcze osią-
gnąc sukcesy militarne, które skłoniłyby stronę rosyjską do
negocjacji pokojowych. Kartami atutowymi Krukowieckiego
w przetargu politycznym mogło być przetrwanie blokady mia-
sta, odparcie rosyjskich ataków na umocnienia albo pobicie
korpusów Rosena i RUdigera połączone z odzyskaniem kon-
troli nad częścią województw prawobrzeżnych, co groziło Rosji
przedłużeniem konfliktu. Krukowiecki zdawał sobie sprawę,
iż stoczenie z armiąrosyjskąbitwy polowej nie dawało szans
na powodzenie, dlatego też zdecydował się na realizację planu
operacyjnego, któiy zakładał podział głównej armii polskiej na
dwie części. Swoje stanowisko w kwestii celów, jakie zamie-
rzał osiągnąć przez kontynuowanie wojny, ukrywał tak przed
opinią publiczną, j a k i kaliszanami wchodzącymi w skład rzą-
du, którego był prezesem (m.in. Bonawentura Niemojowski
pełnił w nim funkcję wiceprezesa).
Dla Rosji bitwa o Warszawę miała definitywnie zakończyć
„bunt" Polaków. Car nie wyobrażał sobie innego wyniku. Pa-
skiewicz nieco inaczej patrzył na cele i ewentualne następ-
stwa bitwy. Obawiał się bezpośredniego szturmu przede wszyst-
kim z tego względu, iż zdawał sobie sprawę, jakie skutki mia-
łoby dla Rosji niepowodzenie dowodzonej przez niego armii.
Obawiał się nawet następstw odparcia ataku. Gdy zdecydo-
wał się wreszcie na szturm, wiedział, iż nie zdoła rozbić armii
polskiej, gdyż wskutek odrzucenia Rosena od Pragi uzyskała
ona możliwość odwrotu za Wisłę i rozwinięcia działań na pra-
wobrzeżu. Tak więc opanowanie Warszawy mogło ale nie
musiało zakończyć wojny. Chęć zdobycia miasta oraz zlikwi-
dowania polskiej armii (bo tylko to gwarantowało zakończenie
powstania) wymuszała na stronie rosyjskiej kontynuowanie
szturmu aż do opanowania mostu na Wiśle. Oznaczało to jed-
nak, iż Rosjanie byliby zmuszeni do walk w obrębie miasta, co
nie było dla nich korzystne. Paskiewicz musiał zatem tak po-
kierować atakiem, aby, unikając boju w mieście, zmusić Pola-
ków do ustąpienia z Warszawy i pozbawić ich możliwości korty-
nuowania działań wojennych. Realizacji tych zamierzeń służyć
miały działania militarne, mające raczej „nastraszyć" niż „pobić"
przeciwnika, i równorzędne z nimi działania „dyplomatyczne", osła-
biające jedność polskich władz politycznych i wojskowych oraz
pogłębiające zarysowane już podziały na tle stosunku do wojny
i celów powstania. Obydwa przedsięwzięcia miały w rezultacie
doprowadzić do opanowania Warszawyjakogłównego ośrod-
ka po I i tyczno-m i litarnego powstania oraz do ponownego uzna-
nia przez Polaków zwierzchności cara i Rosji. Osiągnięcie tych
celów umożliwić miał z jednej strony sposób prowadzenia wal-
ki, zakładający stawianie strony polskiej w obliczu kolejnych
„zagrożeń", z drugiej zaś kuszenie korzystnymi „propozy-
cjami pokojowymi". Paskiewicz chciał wymusić na polskich
władzach politycznych i wojskowych anulowanie aktu detroni-
zacji Mikołaja I i wycofanie armii z Warszawy, co w gruncie
rzeczy oznaczałoby pełną kapitulację militarną i polityczną
powstania.
Nadzieja na bezkrwawe rozwiązanie konfliktu nieustannie
towarzyszyła Paskiewiczowi. Zresztą nie bez podstaw. Feld-
marszałek był świadom, że polska wyższa kadra dowódcza
i część mieszkańców Warszawy jest przeciwna wojnie, liczył
więc na dobrowolny powrót zbuntowanego narodu pod berło
cara, tym bardziej że wydarzenia 15 i 16 sierpnia na trwałe
podzieliły społeczeństwo5. Wiedział też, że „umiarkowani" Po-
lacy żądają zachowania konstytucji i amnestii, a w zamian go-
towi są cofnąć akt detronizacji. Zdecydował się to wykorzy-
stać, mimo że prawdopodobnie do września nie otrzymał od
cara pełnomocnictw do omawiania tych kwestii z Polakami.
5
Przez dwa dni w Warszawie odbywały się demonstracje i krwawe
samosądy na ogół na osobach podejrzanych o szpiegostwo i zdradę (zginę-
ły 34 osoby, a 14 zostało rannych). Uczestniczyło w nich od kilkuset do
3000 osób (drobnomieszczaństwo, oficerowie bez przydziałów, żołnierze
oraz inteligencja). Plebs miejski nie dominował w tłumie. Przyczyny wy-
darzeń tkwiły w ogólnej sytuacji, w j a k i e j znalazło się powstanie i społe-
czeństwo w sierpniu 1831 roku, a ich oceny doprowadziły do nieodwra-
calnego podziału w elitach politycznych, armii oraz wśród mieszkańców
miasta, i to w momencie, gdy sytuacja wymagała jedności.
Paskiewicz wraz z bratem cara w.ks. Michałem (dowodził kor-
pusem gwardii) posłużył się „umiarkowanymi", aby umożliwić
im zdobycie przewagi nad radykałami", walczącymi o pełną
suwerenność Królestwa Polskiego, i ostatecznie zmusić do
uległości i jednych, i drugich.
Pierwszym krokiem na tej drodze było zainicjowane przez
stronę rosyjską spotkanie gen. Ignacego Prądzyńskiego z gen.
Piotrem Dannenbergiem (doszło do niego 3 września). Rosyj-
ski wysłannik poinformował Prądzyńskiego, iż warunkiem pod-
jęcia rokowań i zawarcia na czas ich trwania rozejmu jest uzna-
nie cara za króla Polski (cofnięcie aktu detronizacji), opusz-
czenie przez armię polską Warszawy i odejście j e j do woje-
wództwa płockiego. W nieoficjalnej rozmowie rosyjski gene-
rał wspomniał, iż podczas rokowań Polacy mogliby uzyskać
m.in. utrzymanie Królestwa Polskiego oraz konstytucji (z moż-
liwością wprowadzenia zmian), powszechną amnestię dla
uczestników powstania w Królestwie i rosyjskich guberniach
zachodnich oraz możliwość włączenia do Królestwa obwodu
białostockiego. Krukowiecki uznał te nieoficjalne wywody
Dannenberga za prawdziwe. Nie rozumiał albo nie chciał zro-
zumieć, że w tym momencie dla Rosjan najważniejszą sprawą
było zajęcie bez walki Warszawy, a nie rokowania pokojowe.
Był przekonany, że osiągnął swój cel, tzn. zmusił Rosjan do
rozmów zaczepnymi działaniami Ramoriny i Łubieńskiego.
Myślał, że będzie „narzędziem pokoju" dla narodu polskiego.
Dlatego też był gotów przyjąć warunki rosyjskie. Nie dopuścili
do tego kaliszanie. Odpowiedź zredagowana przez Niemojow-
skiego uznała za podstawę dalszych pertraktacji manifest sej-
mowy. Krukowieck niechętnie przystał na odrzucenie rosyj-
skich proporcji. Nie traktowałjednak tego posunięcia jako
fiaska swoich zamierzeń! Uważał, że zdoła odeprzeć atak ro-
syjski na miasto i zyska w ten sposób mocniejsząpozycję w dal-
szych rokowaniach z Paskiewiczem. Był więc gotowy wal-
czyć. Paskiewicz także, tym bardziej że uzyskał potwierdze-
nie informacji o odejściu korpusu Ramoriny od Warszawy.
SYSTEM OBRONNY WARSZAWY, WOJSKA,
DOWÓDCY I PLANY WALKI
6
Karabiny rosyjskie wzór 1808 i 1 8 2 6 - kaliber pocisku 15,88 mm,
waga pocisku 28,85 g, waga karabinu z bagnetem kolejno 4,78- 4,75 kg,
donośność ok. 900-800 m, skuteczny strzał na ok. 250-220 m
7
Tak strona polska, j a k i rosyjska dysponowały polowymi armatami
6- i 12-funtowymi orazjednorogami 1/2- i 1/4-pudowymi. Zasięg ich ognia
wynosił ponad 2,8 km, jednak strzał celny, „pewny", można było
uzyskać na 640- 850 m dla dział lekkich i na 850-1060 m dla dział pozy-
cyjnych. Zasięg rac dochodził do 1490-2350 m.
wy. Bem planował wykorzystanie artylerii w dwóch rzutach:
w pierwszym piesze baterie polowe i artyleria wałowa miały
swoim ogniem przeciwstawić się artylerii rosyjskiej niszczącej
umocnienia pierwszej linii, w drugim artyleria konna miała po-
wstrzymać napór rosyjskiej piechoty na umocnienia.
Piętą achillesową polskiej armii był system dowodzenia,
wyżsi dowódcy i panujące w niej nastroje. Zacznijmy od tych
ostatnich.
Strategia Skrzyneckiego wycisnęła trwałe piętno na armii
polskiej. Brak sukcesów, ciągły odwrót, unikanie walnej bitwy,
wreszcie porażki militarne zniszczyły zapał i ducha poświęce-
nia żołnierzy. Ich miejsce zajęło zwątpienie w zwycięstwo i zo-
bojętnienie. Upadek ducha wiązał się z ogólnym upadkiem
dyscypliny. Nieposłuszeństwo, brak karności, niesumienne
wykonywanie rozkazów, dezercja, samowolne oddalanie się
z jednostek połączone z nieufnością do przełożonych nasiliły
się szczególnie na przełomie sierpnia i września. Zjawisko to
dotyczyło zarówno szeregowych, jak i oficerów. Te niekorzyst-
ne zjawiska pogłębiał pogarszający się stan umundurowania
i zaopatrzenia (np. reakcją na zmniejszające się racje żywno-
ści i gorzałki były liczne dezercje).
Na czele armii stał gen. Krukowiecki, któiy pełniąc funkcję
prezesa rządu dysponował jednocześnie kompetencjami na-
czelnego wodza. To on w czasie bitwy miał kierować walką
decydować o poczynaniach korpusów i artylerii (np. o ich
wzajemnej współpracy, o zmianach w dyspozycjach obrony).
Gen. Kazimierz Małachowski, zastępca naczelnego wodza,
miałjego decyzje wcielać w życie za pomocą szczegółowych
rozkazów kierowanych do dowódców oraz nadzorować ich
wykonanie.
Obowiązujący 6 września plan obrony nie przewidywał
współdziałania korpusów w trakcie bitwy. Umiński i Dembiń-
ski mieli samodzielnie, własnymi siłami, bronić powierzonych
im odcinków. Na ich poczynania uzyskał znaczący wpływ gen.
Bem, który pełnił funkcję dowódcy pierwszej linii obrony i do-
wódcy artylerii. Tylko od niego (Krukowiecki w dziedzinie ar-
tylerii zdał się całkowicie na Bema) dowódcy korpusów mogli
uzyskać wsparcie artylerii rezerwowej, bez której nie byli w sta-
nie nawiązać równorzędnej walki z armią rosyjską. Poza tym
tylko artyleria Bema mogła zrekompensować słabość piecho-
ty i kawalerii\
Bitwa, która miała rozegrać się na przedpolu Warszawy,
wymagała od Krukowieckiego, Małachowskiego i Bema do-
świadczenia i umiejętności, a przede wszystkim zdolności do
prawidłowej oceny położenia, sprawnego zorganizowania walki
i szybkiego podejmowania decyzji. Szczególnie istotne było
doświadczenie i praktyka dowódcza na wyższych szczeblach,
gdyż one dawały m.in. „wyrobienie psychiczne", które po-
zwalało, nie ulegając naciskowi napływających z pola walki
często fałszywych informacji, określić kierunek głównego ataku
przeciwnika. Brak tych cech dał się zauważyć w ciągu kilku
miesięcy wojny. Gen. Prądzyński zaliczał do wad polskich do-
wódców „niedojrzałe wyobrażenie o tyle i flankach swego woj-
ska" oraz chęć, by „wszystko osłonić, wszystko bronić". Inną
powszechną wadą polskich dowódców była nieumiejętność
skoordynowania działań trzech broni, a przecież od właściwej
koordynacji m.in. zależał pomyślny wynik bitwy pod Warsza-
wą. Najważniejsze było jednak szybkie określenie kierunku
głównego ataku rosyjskiego i odróżnienie go od ataków po-
mocniczych, gdyż tylko wtedy można było efektywnie wyko-
rzystać siły własne, mniejsze od tych, jakimi dysponował prze-
ciwnik.
Gen. Krukowiecki wyróżniał się doświadczeniem i umiejęt-
nościami spośród wyższych dowódców obecnych w Warsza-
5
Szczegółowe omówienie systemu obronnego Warszawy i udział
w nim Bema, patrz: T. S t r z e ż e k , Udział gen. Józefa Bema w tworzeniu
systemu obronnego Warszawy w sierpniu i wrześniu 1831 r., „Humanisty-
ka i Przyrodoznawstwo" 19%, nr 2.
wie 6 IX 1831 r. Przeszedł wszystkie szczeble dowódcze i szta-
bowe, do dywizji włącznie, ale nie odznaczył się w trakcie dzia-
łam wojennych 1831 r. W boju był odważny, niestety szybko
tracił głowę i zimną krew. Małachowski miał duże doświad-
czenie bojowe. Uznawany był za dobrego dywizjonera, nie
posiadał jednak większych talentów. Bem dopiero zdobywał
doświadczenie i odbywał praktykę na wyższych szczeblach
dowodzenia. Odznaczał się gorącym usposobieniem, odwagą,
pewnością siebie i entuzjazmem, którego brakowało większo-
ści polskiej generalicji. Cechy te kryły j e g o braki, m.in. doty-
czące znajomości taktyki walki mas artylerii. Umiński był ra-
czej stworzony do dowodzenia dużymi związkami kawaleryj-
skimi, a nie jednostkami skupiającymi wszystkie bronie, oraz
do ataku lub pościgu za rozbitym przeciwnikiem, a nie do obrony
pozycji. Dembiński nadawał się raczej na dowódcę przedniej
lub tylnej straży, a nie na dowódcę samodzielnego korpusu.
Dywizjonerzy (gen. bryg. Maciej Rybiński, Ludwik Bogusław-
ski, Henryk Milberg, Bonifacy Jagmin) byli zdolni kierować
w boju pułkiem czy dywizją, wykonać ściśle otrzymane rozka-
zy, większość z nich jednak nie potrafiła przyjąć na siebie od-
powiedzialności, podjąć samodzielnie decyzji czy wreszcie zdo-
być się na inicjatywę.
Wśród wyższych dowódców, tak jak w całym korpusie ofi-
cerskim, brakowało spoistości i jedności. Podłożem podziału
było m.in. odmienne spojrzenie na sens dalszej walki. Genera-
licja i wyższa kadra dowódcza w przeważającej większości
nie utożsamiała się z celami powstania wytyczonymi w mani-
feście sejmowym. Traktowała udział w powstaniu jak wyko-
nywanie wyuczonego rzemiosła. Brakowało im woli zwycię-
stwa, upora i nieustępliwości. Większość przedstawicieli ge-
neralicji i wyższej kadry dowódczej pragnęła, jak to ujął
w styczniu 1831 r. gen. Józef Mroziński, „skończyć rzecz ho-
norowo, [tzn. - T.S.] powrócić do posłuszeństwa, gdy Monar-
cha zezwoli na przedstawione mu warunki" 9 . Warunki te były
wytyczone przez ugrupowania konserwatywne, generalicja
jednak była gotowa zawrzeć porozumienie z carem wspólnie
lub niezależnie od cywilnych polityków. We wrześniu ster do-
wodzenia dzierżyli generałowie przeciwni układom, gotowi
kontynuować wojnę (zaliczali się do nich Umiński, Dembiński,
Małachowski i Bem). Zwolennicy układów usunęli się na dal-
szy plan, aby wypłynąć w stosownej chwili (m.in. generało-
wie Prądzyński, Wojciech Chrzanowski, Piotr Bontem ps, Izy-
dor Krasiński, Jakub Lewiński, Jan Malletski, Hemyk Milberg
i Karol Tumo). Główną podporę powstania stanowił korpus
oficerów młodszych, w rezultacie czego między nim a gene-
ralicją istniała od początku wojny duża nieufność. Oficerowie
młodsi wnosili w szeregi wojska wytrwałość, patriotyzm i za-
ciętość w walce, a więc te cechy, któiymi nie mogła się po-
szczycić większość generałów i oficerów starszych. Jednak
brak poczucia więzi z żołnierzami w codziennej służbie nega-
tywnie wpływał na stosunek szeregowych do wojny i dalszych
wysiłków na rzecz sprawy narodowej. Korpus oficerów młod-
szych był tak samo podzielony politycznie jak i społeczeństwo,
ale znaczącymi wpływami cieszyli się w nim kaliszanie i To-
warzystwo Patriotyczne.
11
L. M i e r o s ł a w s k i , Bitwa warszawska w dniu 6 i 7 września
J831 roku, t 1, Poznań 1881, s. 74.
miast oddział Murawiewa rozlokował się przed wsią i umoc-
nieniami Rakowca, które opanował prawdopodobnie tuż przed
atakiem Kreutza na szańce 54 i 55. Artyleria II KP udzieliła
pomocy bateriom I KP. Naprzeciw 1 kpap, przed szańcami 54
i 55, stanęła prawdopodobnie 8-działowa 4 rota lekkokonna.
Pozostałe baterie Kreutza zajęły obydwa zdobyte szańce
i z nowych pozycji przystąpiły do ostrzału Woli, szańca 57 i ca-
łego obszaru między Woląa Czystem. Do baterii Kreutza otwo-
rzyły ogień polskie działa wałowe i polowe, przede wszystkim
z 1 kpap. Ta ostatnia wzięła za cel 4 rotę i zniszczyła j e j 3
działa.
W czasie tego pojedynku na prawym skrzydle polskiej
obrony ważyły się losy szańców przy trakcie kaliskim. Aby je
opanować, Rosjanie musieli najpierw rozerwać ich powiąza-
nie ogniowe. Baterie I KP strzelały do szańca 57 z odległości
mniejszej niż 280-320 m. Wola nie mogła j u ż pomóc obroń-
com ostrzeliwanego szańca, gdyż toczyła walkę z bateriami
skierowanymi przeciwko niej. W tej sytuacji artyleria szańca
57 uległa przewadze ogniowej przeciwnika. Jej działa zostały
zdemontowane. Komendant artylerii, por. Damazy Borzęc-
ki, prawdopodobnie został ranny w tej fazie walki.
Około godz. 8.00 do ataku na pozbawionyjuż artylerii sza-
niec ruszyły oddziały I KP zgrupowane w dwóch kolumnach
(gen. Aleksandra Liidersa i gen. Iwana Nabokowa). Szturm
rozpoczęła kolumna LOdersa. 4 baony j e j pierwszego rzutu
(ok. 1600 bagnetów) ruszyły biegiem na flanki szańca ostrze-
liwanego jednocześnie od czoła kartaczami kilku dział kon-
nych. Garnizon umocnienia przywitał piechotę rosyjską sil-
nym ogniem z broni ręcznej, nie zdołałjednakpowstrzymać
przeciwnika. 2 baony 3 i 4 pułków morskich, poprzedzone
ochotnikami z moskiewskiego pułku gwardii, uderzyły napra-
wą flankę szańca. W tym czasie 2 baony pułku rewelskiego
biegły ku j e g o gardłu. Kierujący atakiem generałowie Pahlen,
Liiders i Toll liczyli, że po ponad dwugodzinnym ostrzale pa-
lisada zamykająca szaniec będzie zniszczona. Zawiedli się
jednak. Palisada przetrwała i powstrzymała atak pułku rewel-
skiego, który wpadł pod ogień artylerii Woli (strzelały co
najmniej 4 działa i 2 kozły rakietowe). W tej sytuacji oficero-
wie zamierzali wycofać pułk na pozycje wyjściowe, ale nie
dopuścili do tego żołnierze. Z własnej inicjatywy, instynktow-
nie chroniąc się przed pociskami nadlatującymi od strony
Woli i pociskami z broni ręcznej garnizonu szańca, rzucili się
przez wilcze doły i rów ku południowemu przedpiersiu umoc-
nienia. Na wał wspinali się tak jak żołnierze 4 pułku morskie-
go, tzn. wbijali bagnety w przedpiersie i wchodzili po nich jak
po schodach. Ogień artylerii z Woli oraz wystrzeliwane
z szańca 23 i 56 race zmuszały ich tylko do większego wysił-
ku. Na wierzchołku przedpiersia znaleźli się jednocześnie
z pułkami morskimi. Rosyjska piechota nie oddała anijednego
strzału z broni ręcznej. Dzieło wzięto w walce na bagnety.
W chwili gdy obydwa pułki rosyjskie pierwszej linii wdarły
się na przedpiersie, od czoła zaatakowały szaniec 4 baony dai-
giej linii (2700 bagnetów z pułków ks. Karola, ks. Wilhelma i 5
pułku karabinierów). Nie musiałyjuż one walczyć, by wedrzeć
się do wnętrza, gdyż polski garnizon bardzo szybko został
zniszczony przez pułki pierwszej linii. 2 kompanie 8 ppl broniły
się zaciekle na przedpiersiu kosami i bagnetami, ale wobec
znacznej przewagi atakujących (4 do 1) szanse ich były zniko-
me. Najpierw Polacy zostali zepchnięci do wnętrza szańca,
a następnie do lewego przedpiersia, gdzie wreszcie ulegli.
Młodsi oficerowie walczyli do końca i starali się zmusić swo-
ich podwładnych, by czynili to samo. Kiedy w ostatniej grupie
zdolnych do walki żołnierzy (schroniła się ona w narożniku
szańca) na wezwanie do poddania się czterech szeregowych
12
rzuciło broń, oficerowie ich zabili . W czasie boju kilkunastu
żołnierzy polskich zdołało wyrwać się na zewnątrz szańca
12
Ibidem, s. 71-72.
i wycofać do Woli, unosząc ze sobą rannego komendanta, mjr.
Krassowskiego. Rosjanie wzięli do niewoli około 80 jeńców
i zagarnęli 4 zdemontowane działa. Pozostała część garnizo-
nu w większości poległa.
Zdobyty szaniec znalazł się pod ogniem artylerii Woli,
a zatem Ltiders musiał go opuścić. Swojąkolumnę sformował
przed j e g o frontem.
Między godz. 8.00 a 9.00 armia rosyjska rozpoczęła przy-
gotowania do ataku na Wolę. Paskiewicz przesunął oddziały
drugiej linii ku Warszawie. Korpus gwardii zajął pozycje na
zachód od Szczęśliwie, rezerwa artylerii stanęła mniej więcej
w połowie drogi biegnącej z Włoch do traktu kaliskiego, a na
prawo od niej rozlokował się korpus kawalerii gen. Witta.
Korpus grenadierów wyszedł przed Odolany, Strandman za-
atakował ponownie Szopy (przed godz. 9.00 odbite przez
Andiychiewicza), a Murawiew wzmógł ostrzał pozycji bro-
nionych przez 1 DP z korpusu Umińskiego.
Mogło by się wydawać, że utrata szańców 54,55 i 57 prze-
konała polskich dowódców, iż głównym celem ataku Rosjan
jest odcinek zachodni. Niestety, tak nie było. Krukowiecki i Ma-
łachowski liczyli się tylko z możliwością równorzędnego ataku
na Wolę i Królikarnię, co jednak nie skłoniło Krukowieckiego
do wzmocnienia korpusu Dembińskiego piechotą z korpusu
Umińskiego. Dembiński uzyskał tylko wsparcie w postaci 12
dział artylerii konnej i 6 wyrzutni plutonu rakietników konnych
oderwanych od oddziału artylerii rezerwowej.
Po utracie szańca 57 Dembiński wycofał działa 3 klap
z szańca 58 i rozlokował je, pod osłoną baonu piechoty oraz
szwadronów 1 psk i 1 pułku krakusów, między pierwszą a drugą
linią umocnień. 3 baony 4 ppl, 10 ppl i 5 psp stały za szańcem
23, a 3 baony 5 psp i półbaon 8 ppl za szańcami 21 i 22.
W tym czasie na odcinku zachodnim pojawił się wreszcie
gen. Bem z 12 działami 4 blak. O tym, że Rosjanie obrali za
główny cel ataku szańce 57 i 56, Bem zorientował się na
krótko przed utratą pierwszego z nich. Na trakcie kaliskim
zjawił się z zamiarem osłonięcia Woli przed uderzeniem rosyj-
skiej piechoty stojącej na południe od szańca wolskiego. Bem
widział przed sobą tylko masy wojsk II koipusu, a nie piechotę
Pahlena (kolumna gen. Ludersa stała za szańcem 57, a ko-
kimna szturmowa gen. Nabokowa za linią artylerii, przesuwa-
j ą c e j się przed szaniec 57), uważał więc (takjakwszyscy do-
wódcy polscy), że największe niebezpieczeństwo grozi Woli
od południa. Tymczasem to właśnie Pahlen, a nie Kreutz, miał
opanować Wolę.
Około 104 dział I i IIKP raziło szaniec wolski mniej więcej
odgodz. 9.00 do 9.30 lub 10.00. Odpowiadały im minimum 22
działa wałowe i 4 kozły rakietowe z szańców 56,59 i 23 oraz
20 dział polowych (4 blak i 3 klap) i 6 wyrzutni plutonu rakiet -
ników. Najefektywniej wsparła obrońców Woli 4 blak. Jej 12
dział, prowadzonych osobiście przez gen. Bema, zajęło pozy-
cje za wschodnim krańcem ogrodu Briihla, z południowej
strony traktu w pobliżu Karczmy Wolskiej. W polu ich ostrzału
znalazły się kolumny piechoty Kreutza i część artylerii II KP,
rażąca ogniem szaniec 56 od południa. Oprócz4 blak pojedy-
nek ogniowy kontynuowała 1 kpap oraz artyleria wałowa z
szańców 21 i 22 (razem około 26-27 dział polowych i wało-
wych). W walce tej Rosjanie stracili kilka jaszczy i byli zmu-
szeni przerwać ostrzał Woli. Możliwe, iż także piechota Kreutza
musiała wycofać się za zdobyte szańce 54 i 55. W czasie ak-
cji 4 blak po prawej stronie Woli pojawiło się 8 dział 3 klap i 6
wyrzutni rakietowych, które zajęły pozycje pod szańcem 58.
Ostrzeliwały one baterie I KP, rozlokowane na północ od traktu
kaliskiego, i oddział Chiłkowa.
Polska artyleria samotnie powstrzymywała napór Rosjan
na Wolę. Piechota Dembińskiego nie skorzystała z j e j osłony
i nie ruszyła się zza drugiej linii umocnień.
Rosjanie szybko poczynili kroki, zmierzające do zdławienia
ognia baterii polowych Bema. Na 4 blak posypały się poci-
ski z dział II KP. Bateria znalazła się w poważnych tarapa-
tach. Poniosła straty w ludziach i koniach, ale działa, pomimo
uszkodzeń, nie zostały zdemontowane. Artylerzyści wytrwali
pod ogniem około półgodziny, a następnie pospiesznie cofnęli
się na prawą stronę traktu kaliskiego. Z nowych pozycji
4 blak ponownie otworzyła ogień do baterii Fiedorenki.
Wkrótce jednak znalazła się pod silnym ostrzałem baterii I
i II KP. Rosyjskie działa, stanowiące skrajne, północne zwień-
czenie szyku artylerii I KP (co najmniej 16 dział lekkich),
toczyły bój z działami 3 klap i konnymi rakietnikami. Gdy po
prawej stronie traktu kaliskiego zjawiła się 4 blak, także i ona
stała się ich celem. Co najmniej kilkanaście dział wzięło
4 konną w podłużny ogień. Nie zwracając uwagi na straty
polscy artylerzyści trwali na swoich pozycjach.
Akcja'polskich baterii polowych, zwłaszcza 4 blak, przy-
niosła stronie polskiej wyraźne korzyści - osłabiła ostrzał szań-
ca wolskiego od południa i północnego zachodu, a przede
wszystkim pozwoliła wzmocnić jego garnizon (gen. Sowiński
dopominał się o posiłki, przede wszystkim o piechotę). Gen.
Bogusławski, wbrew rozkazowi gen. Dembińskiego, nakazu-
jącemu 3 DP pozostanie przy drugiej linii umocnień, wysłał do
szańcawolskiegollbaon lOppl (dowódca mjr Tomasz Swit-
kowski). Baon, prowadzony przez dowódcę pułku mjr. Pio-
tra Wysockiego, dotarł do Woli tuż przed wdarciem się rosyj-
skiej piechoty na wały.
Bezpośrednio po wycofaniu się 4 blak na prawą stronę traktu
kaliskiego baterie rosyjskie wzmogły ostrzał szańca wolskie-
go. Bastion północno-zachodni raziły 32 działa pozycyjne I KP
z odległości około 300 m, 4 działa konne stały naprzeciw kur-
tyny zachodniej i strzelały do niej kartaczami, a 16 dział pozy-
cyjnych z II KP prowadziło ogień do bastionu południowo-
-zachodniego. Ten sam bastion, tyle że od południa, ostrzeli-
wało z odległości mniejszej niż 150m 8 dział konnych z roty
dowodzonej przez płk. Paskiewicza (brata feldmarszałka). Tuż
przed szturmem ostrzał artyleryjski Woli prowadziły łącznie 54
działa 1 i II korpusów. Pozostałe działa toczyły walkę z polski-
mi bateriami polowymi.
Rosyjskie pociski powiększały uszkodzenia szańca i uszczu-
plały polski garnizon. Po przybyciu 10 ppl liczba żołnierzy pie-
choty, broniących szańca, wzrosła do ok. 1660 - w bastionie
naczelnym zostało 130 żołnierzy 8 ppl i 73 żołnierzy 10 ppl z 2
działami, w zagrodzie północnej 390 żołnierzy 8 ppl i 170 z za-
kładu 14 ppl z 5 działami (obsadzali kurtyny i 3 bastiony!), w za-
grodzie południowej 390 żołnierzy 8 ppl i 507 z 10 ppl z 3
działami. W sumie garnizon szańca liczył 1800-1900 piechu-
rów, saperów i kanonierów. Podczas prowadzonego przez
Rosjan ostrzału wielu artylerzystów, łącznie z komendantem
artyleri i kpt. Krzywickim, zostało wyłączonych z walki. Krzy-
wickiego nie mógł zastąpić gen. Sowiński, który z powodu
kalectwa z trudem poruszał się między bastionem naczelnym
a śródszańcem. Zabitych i rannych kanonierów zastępowali
żołnierze piechoty. Brak fachowej obsługi doprowadził do
tego, że artyleria polska strzelała znacznie wolniej i mniej
celnie, co, oczywiście, nie mogło ujść uwagi rosyjskich do-
wódców. Z 12-13 dział, które znajdowały się w szańcu, jeden
granatnik uległ uszkodzeniu j u ż na początku walki, a 3 działa
(z frontu zachodniego) zostały rozbite przez artylerię rosyjską
prawdopodobnie w ostatniej fazie ostrzału. Pogłębiały się także
szkody w zewnętrznej części szańca. Front zagrody północ-
nej był niemal zrównany z ziemią, w północno-zachodnim pół-
bastionie powstał wyłom na 17—20 m, zapadał się cały naroż-
nik północny bastionu naczelnego, a w wale wschodnim poci-
ski rosyjskie, które nie zatrzymały się na drzewach ogrodu,
rozbiły częściowo kurtynę i wejście do szańca uzyskało szero-
kość kilkunastu metrów. W najlepszym stanie znajdował się
śródszaniec, ale budynki w j e g o obrębie, włącznie z kościo-
łem, dotkliwie ucierpiały od rosyjskich granatów.
Paskiewicz, który obserwował ostrzał Woli spod szańca
55, zorientował się, że Polacy nie zamierzali j e j wspomóc
masami piechoty. Ten bezruch strony polskiej skłonił niezwy-
kle ostrożnego feldmarszałka do bardziej stanowczych kro-
ków. Przed godziną 10.00 postanowił rozpocząć atak. Główne
uderzenie, wychodzące od strony zachodniej, miał wykonać
korpus Pahlena. Paskiewicz wziął na siebie atak od tyłu, ab>
odciąć garnizonowi szańca drogę odwrotu ku Warszawie. Na
rozpoznanie wschodniej części polskiego umocnienia udał się
gen. Fiodor Berg.
Do ataku na Wolę Pahlen wyznaczył całą kolumnę Ludersa
(8 1/2 baonu, około 4000 bagnetów) oraz pierwszą linię ko-
lumny gen. Nabokowa, dowodzoną przez gen. Martynowa
(4 baony, 2900 bagnetów), w sumie 12 1/2 baonu piechoty
(ok. 6900 bagnetów). Kolumna LOdersa stała za szańcem
57, chroniąc się przed ogniem polskiej artylerii. Kolumna
Nabokowa rozlokowała się na póbiocny zachód od kolumn)
Lttdersa.
Kolumna gen. Martynowa ruszyła na bastion naczelny,
a kolumna Liidersa na bastion północno-zachodni. Nie ponio-
sły przy tym większych strat, gdyż baterie piesze Fiedorenki
i Perrina oraz baterie konne, zasypując kartaczami przed-
piersia, spędziły z nich polskąpiechotę i kanonierów. Dopiero
gdy rosyjskie kolumny znalazły się w pobliżu szańca i zamilkła
wspierająca je artyleria, atakujących przywitały kartacze pol-
skich dział i pociski piechoty, która ponownie obsadziła wały.
Najpierw dopadła szańca pierwsza linia kolumny Ludersa
(ochotnicy gwardii, 3 i 4 pułki morskie oraz pułk rewelski
- 4 baony, minimum 1700 bagnetów), atakująca od północ-
nego barku bastion północno-zachodni. Ochotnicy gwardii pułku
preobrażańskiego pod ogniem kilkuset żołnierzy 8 i 14 ppl wdarli
się do rowu, a następnie wspięli na trzymetrową skarpę oraz
stok przedpiersia. Ułatwił im to brak palisad w rowie, poważ-
ne uszkodzenia bastionu, bezpośrednie wsparcie ze strony ar-
tylerii konnej oraz niewykorzystanie przez obrońców grana-
tów ręcznych, które w tym momencie powinni rzucać do rowu.
Polacy na rozkaz mjr. Franciszka Biernackiego z 8 ppl, do-
wódcy garnizonu w zagrodzie północnej, odstąpili od wału,
wycofali się pod osłonę drzew parku i ku szyi bastionu, skąd
przywitali ogniem pokazujących się j u ż na przedpiersiu żołnie-
rzy rosyjskich. Baony Ltidersa nie były w stanie wedrzeć się
do wnętrza bastionu. W tej sytuacji rosyjski dowódca rzucił
do ataku od północy (na bastion środkowy kurtyny północnej)
pułki drugiej linii swojej kolumny - ks. Karola, ks. Wilhelma
i piąty karabinierów z saperami (4 1/2 baonu, ok. 2300 bagne-
tów). Zaatakowały one zagrodę pod osłoną artylerii konnej,
która oczyściła z obrońców przedpiersie. Biernackiemu udało
się dwukrotnie zepchnąć Rosjan do fosy, ostatecznie jednak
uległ ich liczebnej przewadze. Porzucił obronę przedpiersia
i cofnął się ponownie między drzewa ogrodu. Natychmiast
wykorzystały to pułki morskie i rewelski, które wdarły się do
zagrody północnej.
W tym czasie, kiedy kolumna gen. LUdersa starała się we-
drzeć do zagrody północnej, kolumna gen. Martynowa zaata-
kowała bastion naczelny. Ochotnicy gwardii z pułku moskiew-
skiego, idący na czele kolumny, udeizyli na umocnienia od czoła.
Trzykrotnie musieli ponawiać atak, gdyż około 200 żołnierzy
8 i 10 ppl skutecznie raziło z przedpiersia jego przedpole na-
szpikowane wilczymi dołami. Dopiero za trzecim razem, kosz-
tem znacznych strat (utracili m.in. dwóch kolejnych dowód-
ców), dostali się do rowu, wyrwali palisady i przerzucili pomo-
sty na jego drugą stronę. Teraz grenadierzy pułków astrachań-
skiego i Suworowa oraz karabinierzy 6 pułku (4 baony, ok.
2900 bagnetów) rzucili się do rowów i zaczęli się wdzierać na
skarpę i stok przedpiersia. Gdy dotarli na jego szczyt, powitały
ich niespodziewanie salwy oddane z przedpiersia śródszańca,
wznoszącego się tuż za bastionem. Zaskoczyło to Rosjan, gdyż
nie spodziewali się na swojej drodze kolejnego wału. Pod gra-
dem pocisków zalegli na zewnętrznej części bastionu naczel-
nego. Polacy stracili jednak kontrolę nad bastionem i nad znaj-
dującymi się w nim dwoma zdemontowanymi działami.
W czasie rosyjskiego ataku na bastion naczelny w zagro-
dzie północnej żołnierze 8 i 14 ppl nadal walczyli ogrodzie
i wzdłuż północnego wału z baonami Ludersa. Major Biernacki
mógł niewielkimi siłami (kilkaset bagnetów) powstrzymywać
liczniejszego przeciwnika tylko z tego względu, iż kolumna
Lfldersa straciła zwarty szyk i j ej baony prakty cznie przestały
istnieć - do zagrody wdzierały się jedynie luźne grupy żołnie-
rzy rosyjskich. Tymczasem Biernacki nie utracił kontroli nad
podległymi mu kompaniami i dzięki temu udało im się odrzucić
Rosjan ponownie do wału. Polscy oficerowie dawali przykład
swoim podwładnym. Sam Biernacki walczy ł w pierwszym
szeregu z karabinem w ręku. W czasie jednego z kontrataków
dosięgnął go jednak rosyjski bagnet. Wraz z nim padło kilku
najwaleczniejszych oficerów 8 ppl. Utrata oficerów osłabiła
siłę kontrataków. Wtedy Sowiński pchnął na odsiecz Biernac-
kiemu 2 kompanie 10 ppl (ok. 300 bagnetów) pod dowódz-
twem mjr. Tomasza Switkowskiego. Połączyły się one w ogro-
dzie z kompaniami 8 ppl. Dowodzący nimi mjr Lipski, krzy-
cząc: „Wiara! Pamiętajcie Grochów, pamiętajcie łganie!'", zdołał
jeszcze raz rzucić do kontrataku swoich żołnierzy. Rosjan po-
nownie zepchnięto w kierunku bastionu północno-zachodnie-
go, ale nie zdołano j u ż wyprzeć ich z szańca.
Polacy zatrzymali się na skraju ogrodu, skąd ostrzeliwali
szyję bastionu. Stłoczone w nim masy rosyjskich żołnierzy po-
nosiły duże straty, gdyż piechota ppłk. Jana Wodzyńskiego ra-
ziła je ogniem z zachodniej części sródszańca. Piechotę wspo-
magała karonada 12-funtowa(lubjednoróg 1-pudowy). Poci-
ski żołnierzy 8 ppl i kartacze karonady omiatały całą zewnętrzną
część kurtyny zachodniej oraz wnętrze zagrody północnej,
między ogrodem a przedpiersiem, aż do szyi bastionu, skutecz-
nie zagradzając drogę żołnierzom Ludersa. Ci, nie mogąc po-
sunąć się w głąb zagrody, opierali się o przedpiersie lub kładli
nawale i jedynie podtrzymywali zacięty ogień karabinowy 1 '.
Luders zgromadził pułki morskie i rewelski w rowie za czołem
i północnym barkiem bastionu, a pułki ks. Wilhelma, ks.Karola
i baon 5 pułku karabinierów za północnym wałem. Nie było to
szczęśliwe m ięjsce dla tych ostatnich, gdyż ostrzeliwały je działa
3 klap i 4 blak. Z drugiej strony szańca, przy bastionie naczel-
nym, na przedpiersiu zaległy baony gen. Martynowa. Możli-
we, że j e g o żołnierze zaczęli odchodzić w lewo, w stronę kur-
tyny zachodniej, gdzie toczyli walkę ogniowąz piechotą Wo-
dzy ńskiego.
Pierwszy etap walki o Wolę zakończył się niepowodzeniem
strony rosyjskiej. Kolumny I KP nie wdarły się do wnętrza
polskiego umocnienia. Z drugiej strony jednak etap ten przy-
niósł Rosjanom pewne korzyści. Nie licząc zneutralizowania
bastionu naczelnego i północno-zachodniego oraz strat zada-
nych polskiemu garnizonowi, Rosjanie uzyskali wreszcie in-
formacje o wewnętrznej budowie szańca i rozkładzie polskich
sił (m.in. gen. Berg zawiadomił Paskiewicza, że wschodnia
kurtyna szańca jest uszkodzona i broni j e j niewielu polskich
żołnierzy). Uzyskane informacje pozwoliły Pahlenowi i Paskie-
wiczowi na prowadzenie, niezależnie od siebie, kolejnych działań
przeciwko Woli. Pahlen miał kontynuować atak od czoła, na-
tomiast feldmarszałek zorganizował atak od tyłu, tj. od wscho-
du na zagrodę północną i od południa na śródszaniec. Do ata-
ku od wschodu Paskiewicz wyznaczył gen. Berga z pułkami
nowo- i staroingermanlandzkim (2 baony, ok. 860 bagnetów)
z 4—6 działami, a od południa 7 baonów z korpusu Kreutza (ok.
4000 bagnetów). Pahlen zdecydował się skupić wysiłek tylko
na jednej części szańca, a nie na dwóch jednocześnie. Za głów-
13
N. O k u n e v , Istorija vtowjpoloviny polskoj vojny ¡831 goda,
S. Peterburg 1835, s. 93.
ny cel postawił sobie opanowanie zagrody północnej. Dopiero
po j ej zdobyciu zamierzał atakiem od zagrody północnej i ba-
stionu naczelnego uderzyć na śródszaniec.
Kolejny atak kolumny LUdersa rozpoczął się wkrótce po
fiasku dwóch poprzednich. Następnie, w miarę jak podcho-
dziły do swoich celów, włączały się do walki kolumny Berga
i Kreutza. Berg i Kreutz, w przeciwieństwie do LUdersa, mu-
sieli jednak najpierw zabezpieczyć się przed atakiem wojsk
polskich od strony drugiej linii umocnień (na przedpolu szańca
23 tkwiła polska kawaleria). Choć osłonę przed nim tworzyła
j u ż część baterii II korpusu, Berg dołączył do nich swoje dzia-
ła, które ulokował w pobliżu bastionu południowo-wschodnie-
go pod osłonąjednego baonujegrów. Wkrótce gen. Toll wysu-
nął na ich prawą flankę kolejne 10 dział. Po nich zaczęły stop-
niowo dołączać pozostałe baterie IIKP, wyprowadzane przez
gen. Gorczakowa przed linię szańców 54 i 55. Ostatecznie
około 70 dział pozycyjnych i lekkich prowadziło ostrzał drugiej
linii polskich umocnień oraz traktu kaliskiego od przedmieścia
wolskiego do Woli. Z drugiej strony Woli baterie I KP wzmo-
gły ostrzał 4 blak oraz 3 klap i zmusiły je wkrótce do odwrotu
ku przedmieściu.
Generał Pahlen nie czekał, aż artyleria Perrina spędzi pol-
skie baterie polowe spod szańca 58. Zdecydował się kontynu-
ować atak od strony bastionu północno-zachodniego. Zaanga-
żowanego w walkę LUdersa wspomóc miał gen. Martynow,
któremu Pahlen rozkazał zostawić jeden baon przy bastionie
naczelnym, a z pozostałymi trzema włączyć się do boju. Gre-
nadierzy astrachańscy i Suworowa, baon karabinierów oraz
ochotnicy obeszli kolumnę LUdersa i uderzyli na bastion pół-
nocno-zachodni od północy. Nie zważając na kartacze i poci-
ski piechoty wtargnęli do bastionu od barku północnego. A co
najważniejsze, udało im się przy tym zachować szyk zwarty.
Korzystając z sukcesu Martynowa baony pierwszej linii ko-
lumny Ludersa (morskie i rewelski) wtargnęły do szańca od
południowego czoła bastionu. Pułki drugiej linii (ks. Wilhelma
i ks. Karola) weszły do zagrody na lewo od Martynowa. Pol-
ska piechota (ok. 800 bagnetów) nie zdołała j u ż powstrzymać
tej kilkutysięcznej masy żołnierzy rosyjskich. Nie pomogły kar-
tacze z działa na śródszańcu oraz pociski piechoty ppłk. Wo-
dzyńskiego rozstawionej na ławie przedpiersia. Rosjanie (gre-
nadierzy Martynowa na czele) wtargnęli do ogrodu. Wśród
drzew i w alejach ponownie rozgorzała walka.
Rosjanom udało się rozdzielić polski garnizon na dwie czę-
ści. W jednej (w pobliżu śródszańca) walczyli z kolumną Liider-
sa żołnierze 10 ppl pod dowództwem mjr. S witkowskiego,
w drugiej (bliżej północnej części zagrody) toczyli bój z pie-
chotą Martynowa żołnierze 8 ppl pod dowództwem mjr. Wik-
tora Dobrogoyskiego, nowego naczelnika zagrody północnej.
W czasie walki Dobrogoyski, przerażony liczbą piechoty ro-
syjskiej, a także strzałami, które rozległy się od strony bastionu
południowo-wschodniego i tyłu szańca (do ataku przystąpił gen.
Berg), wpadł w panikę i dał hasło do ogólnego odwrotu. Pierw-
szy wycofał się z zagrody przez uszkodzony kojec we wschod-
niej kurtynie, porywając za sobą około 500 żołnierzy.
Mjr Świtkowski, dysponujący ok. 300 bagnetami (możliwe,
że dołączyły do niego ostatnie dwie kompanie 10 ppl prowa-
dzone przez mjr. Wysockiego), nie mógł j u ż wypchnąć Rosjan
za wał. Jego kompanie poniosły dotkliwe straty i cofały się
przez ogród w kierunku śródszańca. Próbował, co prawda,
powstrzymać Rosjan (wspierali go ze śródszańca, od lewej,
żołnierze Wodzyńskiego), ale j e g o wysiłek był daremny, tym
bardziej że od południowego wschodu napierał jeden z pułków
Berga.
Atak tego ostatniego stanowił istotne wsparcie dla wojsk
nacierających od zachodu i północy. Co prawda, Berg nie zdołał
powstrzymać żołnierzy uciekających z Dobrogoyskim, ale sto-
jąc na czele pułku staroingermanlandzkiego opanował kurtynę
wschodnią z kojcem, a następnie z pułkiem nowoingerman-
landzkim ruszył w kierunku ogrodu. Możliwe, że musiał także
toczyć walkę z oddziałami wysłanymi przez Sowińskiego i Wo-
dzyńskiego dla osłony odwrotu Świtkowskiego, który nadal
walczył w ogrodzie z napierającą pierwszą linią kolumny
Liidersa. Ostatecznie szczątkom 2 kompanii 10 ppl udało się
dotrzeć do śródszańca i zatarasować kojec, prowadzący do
jego wnętrza, zanim Berg odciął im drogę. Gdy Polacy znaleźli
się w śródszańcu, zaatakował go od strony ogrodu gen. Luders
z częścią pułków ks. Wilhelma i ks. Karola. Atak ten zakoń-
czył się niepowodzeniem. Piechota Wodzyńskiego powstrzy-
mała Rosjan, przedzierających się przez palisady, strzałami
z broni ręcznej i zmusiła ich do odwrotu pod osłonę drzew ogrodu.
Bój o zagrodę północną zakończył się około godz. 10.30.
W rękach polskich pozostał j u ż tylko śródszaniec, do którego
obrony gen. Sowiński miał ok. 900 bagnetów 8 i 10 ppl oraz
jedno działo. Polska piechota opuściła ławy strzeleckie wału
północnego ostrzeliwane nieustannie przez piechotę rosyjską
z ogrodu. Ppłk Wodzyński i mjr Wysocki wraz z gen. Sowiń-
skim przebywali w północnej części śródszańca, 2 plutony
10 ppl na wale naprzeciw bastionu naczelnego, a większość
żołnierzy piechoty u podnóża wału północnego. Po drugiej jego
stronie, w zagrodzie północnej, 10 baonów piechoty Liidersa,
Martynowa i Berga (ok. 6000 bagnetów) przygotowywało się
do ostatecznego ataku na śródszaniec. Jego wysokie przed-
piersia, głębokie rowy z prawie nie tkniętą przez ostrzał arty-
leryjski palisadą musiały odstraszać od bezpośredniego sztur-
mu, tym bardziej że pułki rosyjskie podczas ataku na wały za-
grody północnej straciły wszystkie drabiny szturmowe. Możli-
we, że w tym czasie grenadierzy i karabinierzy gen. Martyno-
wa próbowali dostać się do szańca w miejscu, w którym kur-
tyna zachodnia łączyła się ze śródszańcem, ale ich napór Po-
lacy powstrzymywali kartaczami z działa kierowanego przez
Sowińskiego i ogniem karabinowym piechoty. Prawdopodob-
nie w trakcie odpierania jednego z wypadów ranni zostali ppłk
Wodzyński i mjr Wysocki. Rosjanie mimo wszystko nie zdołali
wedrzeć się do śródszańca od zagrody północnej. Stało się to
możliwe dopiero wtedy, gdy polski garnizon zmuszony został
do podziału sił między wał północny i południowy. Około godz.
i 1.00 uderzyły na śródszaniec kolejno koltynny gen. Malinow-
skiego i gen. Nabokowa.
Gen. Malinowski na czele pułków szlisselburskiego i łado-
skiego (4 baony, ok. 2300 bagnetów) zaatakował południowy
kraniec śródszańca, a baon 11 pułkujegrów bastion południo-
wo-wschodni. Wraz z nimi uderzyły ponownie baony Berga,
Ludersa i Martynowa. Polacy nie mieli już dostatecznych sił,
by się im przeciwstawić. Rosjanie wdarli się na wał śródszań-
ca od zagrody północnej, co przypłacili stratą ciężko rannego
gen. Martynowa. Także baony Malinowskiego odepchnęły
obrońców od wału. Dalszą obronę ułatwiały Polakom zabudo-
wania wewnętrzne śródszańca. Dwa budynki (m.in. plebania)
były połączone murem ze strzelnicami i stamtąd Polacy razili
rosyjską piechotę, uniemożliwiając j e j wtargnięcie w obręb po-
łudniowo-zachodniej części śródszańca z kościołem Św. Waw-
rzyńca. Opór obrońców złamali Rosjanie dopiero w tym mo-
mencie, gdy od zachodu i południa dostały się do śródszańca
baony drugiej linii kolumny Nabokowa - grenadierzy sybirscy
i Rumiancowa oraz karabinierzy 5 pułku (5 baonów, ok. 2300
bagnetów). Wprowadził je do boju gen. Pahlen zaniepokojony
przedłużającą się walką LUdersa. Pierwszy dopadł do szańca
pułk sybirski (brał udział w szturmie Pragi w 1794 r.). Wdarł
się na przedpiersie bastionu naczelnego od południowego za-
chodu, a następnie wzdłuż j e g o wału dotarł do wału śródszań-
ca (dołączył prawdopodobnie do niego pozostawiony przez
Martynowa baon 6 pułku karabinierów). Wału zachodniego
śródszańca broniły jedynie 2 plutony 10 ppl i nie znana liczba
żołnierzy 8 ppl. Polacy zdołali przez jakiś czas utrzymać pozy-
cje, ale ostatecznie ulegli przewadze wroga. W tym samym
mniej więcej czasie zdołali wedrzeć się do śródszańca grena-
dierzy pułków Suworowa i astrachańskiego, którzy ponownie
uderzyli w miejsce, gdzie wał zachodni zagrody północnej łą-
czył się ze śródszańcem. Do tej pory powstrzymywały ich
kartacze karonady, przy której znajdował się gen. Sowiński,
ale kiedy na tyły baterii wdarli się grenadierzy sybirscy, gene-
rał musiał przerwać ogień. Między kościołem a wałem śród-
szańca rozpoczęła się walka na bagnety. Polacy ginęli, podda-
wali się lub uciekali do kościoła, co było już zresztą utrudnione,
gdyż na wał wdzierał się pułk Rumiancowa wsparty przez baon
5 pułku karabinierów.
Grupa żołnierzy 8 i 10 ppl, w której znajdował się Sowiński,
otrzymała propozycję kapitulacji. Generał przyjął ją. Gdy Po-
lacy złożyli broń, niespodziewanie z kościoła Sw. Wawrzyńca
padła salwa wymierzona w plecy przyjmujących kapitulację
Rosjan. Żołnierze rosyjscy uznali złożenie broni za podstęp i wy-
bili bagnetami bezbronnych Polaków 14 . Prawdopodobnie w tej
rzezi zginął Sowiński.
Tymczasem bój o szaniec wolski zbliżał się do końca. Ostat-
nia j e g o faza toczyła się wokół kościoła. Wejście do j e g o wnę-
trza, zamknięte palanką, znajdowało się od strony wschodniej.
Budynek był przygotowany do obrony, ale w trakcie walki zno-
szono doń rannych. Po kilkugodzinnym ostrzale ściany świą-
tyni i dach były uszkodzone i podziurawione rosyjskimi poci-
skami.
Kościół stał się punktem zbornym żołnierzy polskich, wyco-
fujących się ze wszystkich części śródszańca. Chronili się oni
w j e g o wnętrzu lub pod osłoną otaczającego go muru, skąd
ostrzeliwali zacieśniający się pierścień wojsk rosyjskich. Ro-
sjanie złamali opór Polaków w zabudowaniach położonych od
wschodu i północy, a następnie wybili lub wzięli do niewoli gaip-
ki broniące się między kościołem a wałem śródszańca. Na
14
J. F e d o r o w i c z , Zgonjenerała Sowińskiego, „Na Ziemi N a s z e j "
1909, nr 20, s. 2.
południu pułki grenadierów Rumianeowa i 5 karabinierów od-
cięły garnizonowi drogę ucieczki ku miastu. Oddziały Ludersa
ostrzeliwały wejście do kościoła z opanowanych budynków
śródszańca.
Atak na kościół Rosjanie rozpoczęli z kilku stron jednocze-
śnie. Polacy bronili się zza palanki, rozbitej j u ż częściowo przez
rosyjskie granaty, a kiedy i tę przeszkodę grenadierzy sybir-
scy pokonali, rozpoczął się we wnętrzu zacięty bój. Walka nie
mogła być długa, gdyż większość „garnizonu" kościoła stano-
wili ranni.
Całkowite przejęcie szańca przez Rosjan nastąpiło między
godz. 11.00 a 12.00. Trudno określić straty, jakie poniosły oby-
dwie strony w walce o szaniec wolski. Można tylko hipote-
tycznie założyć, iż po stronie rosyjskiej było minimum 1000
zabitych, rannych i zaginionych, a po stronie polskiej 200-300
zabitych i 1230jeńców (wtym 30 oficerów). Wtrakcie walki
z szańca uciekło około 400-500 żołnierzy.
W czasie walki o szaniec wolskijego obrońców wspierała
tylko artyleria. Piechota 3 dywizji nie ruszyła się zza okopów
drugiej linii. Wyżsi dowódcy polscyjedynie obserwowali zma-
gania żołnierzy gen. Sowińskiego. Krukowiecki podobno wy-
dał Dembińskiemu, Bemowi i gen. Franciszkowi Młokosiewi-
czowi (dowódca brygady 3 DP rozlokowanej za szańcami 21
i 22) rozkaz wspierania Woli, ale dwaj pierwsi nie potwierdza-
ją)'eg o otrzymania. Wydaje się to prawdopodobne, gdyż Bem
znajdował się przy działach 1 kpap i z powodzeniem tłumił ogień
baterii II KP, Dembiński przebywał na prawym skrzydle od-
cinka zachodniego (w kulminacyjnym momencie boju o Wolę
odniósł kontuzję i stracił przytomność), a Małachowski obser-
wował zmagania Umińskiego z Mura wiewem. Spośród wy-
ższych dowódców tylko gen. Bogusławski mógł wesprzeć
Wolę. Nie uczynił jednak tego m.in. z tej przyczyny, że niewie-
le wiedział o walce toczącej się w szańcu. Co prawda, dotarli
do niego uciekinierzy prowadzeni przez mjr. Dobrogoyskiego,
ale nie oznaczało to wcale iż szaniec padł. Rozpoznanie sytu-
acji utrudniały dymy i ogród Briihla zasłaniające Wolę.
Po zdobyciu szańca wolskiego Paskiewicz spodziewał się,
że Polacy będą starali się go odzyskać. Z tego też względu
zaczął w j e g o pobliżu koncentrować własne siły. Baterie ar-
tylerii II korpusu ostrzeliwały m.in. obszar między przedmie-
ściem wolskim a Wolą. Lewą ich flankę osłaniały 2 pułki ko-
zaków (ok. 1200 szabel), a prawą 2 pułki huzarów (ok. 1100
szabel). Do Woli zbliżył się korpus grenadierów, a za nim sta-
nęła brygada 1 DKir (12 szwadronów, ok. 1200 szabel).
2 DGren przesunęła się w prawo, by wesprzeć piechotę
II KP, a 1 DGren weszła do Woli. 3 dywizję, która podczas
szturmu poniosła dotkliwe straty, rozlokowano za szańcem (po-
dobnie jak I KP). Chiłkow nie mógł zbliżyć się do Woli, gdyż
uniemożliwiała mu to artyleria wałowa z szańca 59. Wyszedł
jedynie przed Górce z wysuniętym do przodu prawym skrzy-
dłem. W szańcu wolskim do pracy przystąpili saperzy i grena-
dierzy. Mniej więcej w ciągu 1-1,5 godziny wykonali ambra-
zuiy artyleryjskie na przedpiersiu oraz szeroki wjazd od strony
traktu kaliskiego. W szańcu umieszczono do 20 dział z 1 KP.
Przed szaniec wolski wyszły 5 i 6 pułki karabinierów po-
przedzone wysuniętym w kierunku miasta podwójnym łańcu-
chem tyralierów. Baony zatrzymały się ok. 800 m od szańca
23, a tyralierzy posuwali się ku miastu. Dotarli aż do rogatek
położonych w pobliżu szańca 23.1 tu zastopowały ich pociski
polskiej artylerii wałowej umocnień drugiej linii oraz 4 działa
1 kpap. Te ostatnie, asekurowane przez baon 2 ppl, z rozkazu
powracającego na odcinek zachodni gen. Małachowskiego
zajęły pozycje około 500 m przed szańcem 21, skąd ostrzelały
kartaczami (kilkanaście strzałów) rosyjską piechotę. Wyjście
polskich dział polowych przed drugą linię umocnień spotkało
się z gwałtowną reakcją artylerii II korpusu. Wprost „zasypa-
ła" ona kartaczami dywizjon 1 kpap i zmusiła do pospiesznego
odwrotu pod szaniec 21. Polacy stracili 2 działa, kilku kano-
nierów i kilka koni. Straty musiał także ponieść osłaniający ba-
terię baon 2 ppl oraz dwa pozostałe baony tego pułku, które
jednocześnie z działami 1 kpap ruszyły ze swoich pozycji (je-
den stał przy Karczmie Czerwonej, a drugi przy cegielni) w kie-
runku północno-zachodnim.
Akcja dywizjonu 1 kpap i 2 ppl w nieplanowany sposób zsyn-
chronizowała się z ekspedycjągen. Młokosiewicza, który na
rozkaz gen. Bogusławskiego ruszył z Czystego z baonem
5 psp i dwoma półbaonami 4 i 8 ppl (około 1000 bagnetów),
aby dostarczyć amunicję do szańca wolskiego. Tyralierzy, po-
przedzający kolumny baonowe, zmusili do odwrotu tyralierów
rosyjskich uprzednio ostrzelanych kartaczami przez 1 kpap.
Polska piechota posuwała się traktem ku Woli na spotkanie
5 i 6 pułków karabinierów (4 baony, ok. 2000 bagnetów), jed-
nak Rosjanie nie podjęli wyzwania i pospiesznie wycofali się
do szańca, umożliwiając tym samym otwarcie ognia własnej
artylerii. Pod pociskami działowymi polskie baony zbliżyły się
do Karczmy Wolskiej, położonej 200 m od szańca, a tyralierzy
prawdopodobnie zapędzili się pod sam szaniec. Naprzeciw Po-
laków wyszły z umocnienia 1 i 2 pułki karabinierów (4 baony,
ok. 1800 bagnetów). Ruszyły one laskiem w stronę traktu, wy-
pierając na otwartą przestrzeń polskich żołnierzy. Rosjanie nie
uderzyli na stojące w pobliżu karczmy i nieustannie rażone przez
artylerię II korpusu baony gen. Młokosiewicza. Ostatecznie
to właśnie artyleria, a nie karabinierzy, zadała stronie polskiej
największe straty. Od j ej pocisków Młokosiewicz utracił kilku-
dziesięciu ludzi. Gdy zorientował się, że szaniec wolski został
opanowany przez Rosjan, wycofał się pospiesznie za szańce
21 i 22. Karabinierzy rosyjscy postępowali za polską piechotą.
Zbliżyli się nawet do umocnień drugiej linii, ale po raz kolejny
odrzuciły ich od niej kartacze artylerii wałowej szańców 21,22
i 23.
Szaniec wolski ostatecznie pozostał w rękach rosyjskich.
Paskiewicz nie kontynuował jednak natarcia ku przedmieściu
wolskiemu. Zatrzymał działania zaczepne na odcinku zachod-
nim do czasu, aż wyjaśni się sytuacja, do jakiej doszło między
rogatkami jerozolimskimi a mokotowskimi. Z jednej strony feld-
marszałka zaniepokoiły wydarzenia na odcinku Strandmana,
z drugiej zaś przegrupowanie piechoty i kawalerii polskiej
(2 ppl i 4 puł z artylerią)13, wskazujące na koncentrację od-
działów Umińskiego na odcinku zachodnim, w pobliżu Czyste-
go, w celu odbicia szańca wolskiego, ewentualnie w celu wy-
mierzenia ataku w prawą flankę armii rosyjskiej nacierającej
na Czyste i przedmieście wolskie. Obawy Paskiewicza były
w pełni uzasadnione, tym bardziej że na jego lewej flance w rę-
kach polskich znajdowała się jeszcze linia szańców zewnętrz-
nych (poczynając od nr. 58). Feldmarszałek wstrzymał więc
działania zaczepne na odcinku zachodnim i pospieszył do Mu-
rawiewaz biygadąkirasjerów (12 szwadronów, 1200 szabel)
i brygadą ułanów (8 szwadronów, 1000 szabel). Już wcześniej,
bo około godz. 9.00, do Murawiewa dołączyła biygada pie-
choty gwardii (4 baony, 2600 bagnetów). Tak więc około godz.
12.00 jego oddział liczył mniej więcej 8000 żołnierzy i wraz
z kąrpusem gwardii rozlokowanym na zachód od Szczęśliwie
zagrażał rogatkom jerozolimskim, a nawet Królikami.
Opuszczając odcinek zachodni, Paskiewicz rozkazał zatrzy-
mać atak ku przedmieściu wolskiemu i prowadzić ostrzał ar-
tyleryjski polskich pozycji do czasu, aż osobiście przekona się,
co Polacy zamierzają czynić na prawym skrzydle. Podczas
nieobecności Paskiewicza Polacy podjęli działania mające na
celu odzyskanie szańca wolskiego.
Wkrótce po powrocie Młokosiewicza i odrzuceniu rosyjskiej
piechoty od umocnień drugiej linii gen. Małachowski, który
dotarł wreszcie do szańca 23, zorganizował kontratak. Do ak-
15
4 puł z 2 działami 2 blak ściągnął na odcinek zachodni gen. Kruko-
wiecki. Działa 2 blak ostrzelały nawet kolumnę gen. Malinowskiego, zmie-
rzającą do ataku na Wolę od południa.
cji wyznaczył jedynie 2 baony z 12, jakimi dysponował na od-
cinku zachodnim, gdyż bardziej myślał o zabezpieczeniu dru-
giej linii umocnień niż o szańcu wolskim. Bem wsparł działania
piechoty tylko 14 działami lekkokonnymi, mimo że na przed-
mieściu wolskim miał jeszcze 21 dział pol owych.
Kontratak rozpoczął się przed godz. 13.00. Ku Woli mszyły
2 baony piechoty — 1/10 ppl (ok. 640 bagnetów) oraz baon
8 ppl (ok. 600 bagnetów). Żołnierze 10 ppl mieli ratować swo-
jego dowódcę, a ósmacy zrehabilitować się po sromotnej
ucieczce z szańca. 14 dział 4 blak stanęło z prawej strony traktu
kaliskiego, mniej więcej w połowie drogi między Woląa przed-
mieściem wolskim. Osłaniał je 1 pułk krakusów i I baon 4 ppl
mjr. Marcina Spornego.
W momencie gdy polskie oddziały wyszły na przedpole dru-
giej linii, znalazły się pod ostrzałem rosyjskich baterii rozloko-
wanych przed szańcami 54, 55 i 56. Krzyżowy ostrzał dział
osłabił tempo ataku polskiej piechoty. 4 blak zaczęła strzelać
do kawalerii i artylerii widocznej między szańcami 56,58 i 59
(były to pułki Chiłkowa), ale nie postępowała za baonami 8
i 10 ppl. Te zaś, nie zważając na ogień rosyjskiej artylerii, po-
dążały ku Woli. Polscy tyralierzy ponownie spędzili z pola ty-
ralierów rosyjskich i nieustannie prowadząc z nimi wymianę
ognia zbliżali się do miejsca, w którym od traktu kaliskiego
odchodziła droga na tyły szańca wolskiego, tj. ok. 500 m od
jego wschodniego wału. Jeszcze przed tym punktem polską
piechotę powitały kartacze z dział rozmieszczonych na połu-
dnie od Woli, a także z dział rozlokowanych w szańcu. Pol-
skie baony zatrzymały się pod ogniem artylerii i rozwinęły się
po obydwu stronach traktu, ściągając z przedpola tyralierów.
Przeciw nim wystąpiły 4 baony 1 i 2 pułków karabinierów
(ok. 1800 bagnetów). Rozgorzał bój ogniowy. Gdy jedna ze
stron przechodziła z szyku rozwiniętego w zwarty (kolumny),
do ataku na bagnety, druga ustępowała, osłaniając się tyralie-
rami. Pierwsi zaatakowali Polacy. Rosjanie, co prawda, po-
wstrzymali ich impet, ale ostatecznie zmuszeni zostali do od-
wrotu. Dalszy napór Polaków wstrzymała artyleria umiesz-
czona na kurtynie wschodniej szańca. Karabinierzy zyskali
dzięki temu czas na uporządkowanie szyku. Gdy ruszyli do
ataku, wsparły ich posiłki z Woli, a jednocześnie zza południo-
wej i północnej kurtyny szańca wyłaniać się zaczęły oddziały
piechoty I i II korpusów, zamierzające wyjść na flankę polskich
baonów. Oddziały postępujące od północy odrzuciły za szaniec
działa 4 blak. Atakujących od czoła karabinierów prowadził
osobiście gen. Szachowski, dowódca korpusu grenadierów.
Polska piechota nie dotrzymała pola i rozpoczęła odwrót ku
szańcom drugiej linii. Idące za niąpułki karabinierów, wzmoc-
nione oddziałami z 1,2 i 5 DP, szybko zbliżyły się do polskich
umocnień. Niebezpieczeństwo zawisło nad 4 blak, która nie-
spodziewanie znalazła się na tyłach rosyjskich pułków. Bem
załamał front baterii pod kątem prostym i skierował na pie-
chotę rosyjską ogień 4 dział. Kartacze baterii nie powstrzyma-
ły jednak przeciwnika. Do walki z nim po raz kolej ny włączyła
się artyleria wałowa szańców 21,22 i 23, wspierana przez pol-
ską piechotę. W walce odznaczył się szczególnie IV baon
4 ppl, którego rozwinięte kompanie rzucił do kontrataku do-
wódca pułku ppłk Kazimierz Majewski. Napór rosyjskiej pie-
choty na drugą linię powstrzymały ostatecznie kartacze arty-
lerii wałowej oraz polowej - działa 4 blak, rażącej Rosjan od
tyłu, 1 kpap, 1 blak i 3 klap. Drobne grupy żołnierzy rosyjskich,
które zdołały przedrzeć się i umocnić w zabudowaniach przed-
mieścia wolskiego, zostały przez Polaków szybko zniszczone
albo wycofały się do Woli na stanowczy rozkaz Paskiewicza.
W pierwszej chwili po odwrocie baonów 8 i 10 pułku gen.
Małachowski chciał jeszcze raz rzucić je do ataku, wzmacnia-
j ą c tym razem częścią piechoty z odcinka zachodniego, ale
j uż wydany rozkaz cofnięty został prawdopodobnie przez Kru-
kowieckiego, który obawiał się ataku wojsk rosyjskich na ro-
gatki jerozolimskie. Odparcie Rosjan ku Woli (około godz.
13.00) zakończyło ostatecznie działania zaczepne polskiej pie-
choty na odcinku zachodnim. Od tej pory inicjatywę przejęła
artyleria.
Między godz. 13.00 a 14.00 po prawej stronie szańca 23
gen. Bem skoncentrował 11 dział pozycyjnych i 14 lekkich
(5 kpap, 1 kpap, 4 blak,), a Dembiński wydzielił do ich osłony
2 baony 4 i 8 ppl oraz szwadron 1 pułku krakusów. Bem po-
prowadził baterie pod szańce zewnętrzne i uformował je w li-
nię, frontem ku południowemu zachodowi. Lewe skizydło tej
wielkiej baterii (zajmowała front długości ok. 800-900 m) osła-
niały baony piechoty. Prawe skrzydło wychodziło przed
wschodni kraniec szańca 59, przy czym stojące na j e g o skraju
2 działa 2 blak wysunięte były pod kątem przed szyk, dzięki
czemu mogły ostrzeliwać Wolę i przedpole baterii. Tył prawe-
go skrzydła osłaniał szwadron krakusów. Baterie przystąpiły
do ostrzału artylerii I korpusu oraz oddziałów rosyjskich tkwią-
cych za szańcem wolskim. Rosjanie wyprowadzili przeciwko
nim co najmniej 24 działa pozycyjne i lekkie osłaniane przez
2 brygady grenadierów (ok. 3600 bagnetów). Celem 4 dział
wałowych z szańca 59 była kawaleria gen. Chiłkowa. Raziła
ją także artyleria szańca 61 i 62a (kilka dział wałowych, polo-
wych i kozły rakietowe). Jednocześnie z manewrem Bema
artyleria wałowa z szańców 21,22,23 wzmogła ostrzał opa-
nowanego przez Rosjan szańca wolskiego. Wspierała j ą w tym
zapewne 3 klap (8 dział). Na lewo od tej kompanii między
szańcem 21 a traktem krakowskim stało maksimum 20 dział -
6 kpap (z artylerii rezerwowej), 7 kpap i 1 klap. Baterie te
prowadziły wymianę ognia z artylerią II korpusu, ale ich ce-
lem mogły być także masy piechoty na południe od Woli.
16
I. P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy o wojniepol-
sko-rosyjskiej w 1831 roku, Petersburg 1890, s. 255.
17
W. Z am o y s k i . Jenerał Zamoyski 1803-1868, t 2, Poznań 1913,
s. 377.
rii (1 psk) zdarzył się nawet wypadek odmowy szarży. Artyle-
ria była najlepszą bronią i na niej spoczywał cały ciężarwałki.
I tutaj jednak ujawniły się niedociągnięcia, wynikające z za-
skoczenia kierunkiem głównego uderzenia przeciwnika. Złe
nastroje wśród żołnierzy nie utrzymywały się długo. Następ-
nego dnia bili się nie gorzej niż 6 września.
Najgorsze jednak, że niepowodzenia z pierwszego dnia bi-
twy miały bardzo poważne następstwa dla sprawy niepodle-
głości Polski. Zwolennicy ugody z carem i zakończenia wojny,
szczególnie w utracie Woli, zyskali dogodny pretekst do pod-
jęcia rokowań z Paskiewiczem. Krukowiecki zdecydowanie
opowiedział się za nimi, przy czym wykorzystał sytuację mili-
tarnąjaka zaistniała po pierwszym dniu walk (utrata szańców
zewnętrznych, groźba szturmu miasta i powtórzenia rzezi pra-
skiej z 1794 r.), jako argument w walce politycznej ze swymi
przeciwnikami, wzywającymi do kontynuowania powstania.
Świadomie przedstawiał położenie wojsk polskich zbyt pesy-
mistycznie oraz odmawiał armii zdolności do stawiania dłuż-
szego oporu i obrony miasta przed szturmem rosyjskim,
a wszystko po to, by osiągnąć własne cele polityczne, tzn. przy-
wrócić stan sprzed 29 listopada i narzucić obydwu stronom
konfliktu swoją osobę jako zbawcę, przerywającego przelew
krwi i przywracającego pokój. Przystępują: do rokowań Kru-
kowiecki nie zamierzał zyskać na czasie, aby ściągnąć do
Warszawy II korpus, był bowiem świadom, że nie zdąży on
z odsieczą. Poza tym wcale nie pragnął przybycia Ramoriny,
gdyż chciał się pozbyć konkurencji ze strony polityków zwią-
zanych z księciem Czartoryskim licznie przy nim zgromadzo-
nych. Rozkazy wysłane po walce wzywały Ramorinę do zgro-
madzenia większej części piechoty koipusu w Kałuszynie, a ka-
walerii w Siedlcach i ich okolicach.
Decydując się na podjęcie rokowań, Krukowiecki był pe-
wien tylko jednego - powrót pod berło cara, a więc cofnięcie
aktu detronizacji, było podstawowym warunkiem strony rosyj-
skiej, aby w ogóle zasiąść do rozmów. Krukowiecki musiał
być także świadom, że w zmienionej sytuacji militarnej Rosja-
nie mogą zaostrzyć żądania, a nawet domagać się kapitulacji
bez warunków wstępnych. A gdyby do tego doszło, czy byłby
zdecydowany zerwać rokowania i kontynuować wojnę?
Wszystko wskazuje na to, iż raczej nie. Jedynym atutem, jaki
mógł wykorzystać w politycznej rozgrywce, była groźba kon-
tynuowania wojny po opuszczeniu Warszawy. Do prowa-
dzenia wojny niezbędne były jednak zasoby magazynów War-
szawy (żywność i amunicja), tymczasem Krukowiecki nie
poczynił żadnych kroków, które ułatwiłyby ich ewakuację (nie
wydał zarządzeń o budowie dodatkowych mostów i o przygo-
towaniu statków rzecznych zgromadzonych w Zatoce Golę-
dzinowskiej). A zatem zmierzał nie tylko do ocalenia miasta,
ale przede wszystkim, posługując się wizją rzezi praskiej, do
zakończenia powstania. W swoim dalszym postępowaniu oby-
dwie te kwestie traktował równorzędnie i nie brał pod uwagę
kapitulacji militarnej Warszawy i kontynuowania wojny przy
wykorzystaniu zasobów prawobrzeża. Dla Krukowieckiego
powstanie miało zakończyć się w Warszawie. Jednocześnie
dążył do uzyskania zgody na rokowania ze strony władzy usta-
wodawczej (sejmu i senatu) i ministrów w rządzie. Chciał mieć
takie upoważnienie tylko z tego względu, iż obawiał się, że
zostanie okrzyknięty zdrajcąsamowolnie oddającym kraj we
władanie Rosji. Obawiał się także reakcji zwolenników „partii
ruchu", którzy mogli pokrzyżować j e g o plany, m.in. przez pod-
burzenie mas plebejskich do rozruchów. Aby temu zapobiec,
po godz. 1 S.00 ściągnął do miasta 1 psk (600 szabel) i 3 baony
2 ppl (1700 bagnetów). Lęk przed rozruchami nie pozwalał
nawet myśleć o powołaniu Straży Bezpieczeństwa.
Artyleria
Między traktem lubelskim a linią szańców 7-70:8 dział wa-
łowych i 4 polowe na wałach, razem 12. Między linią szańców
9 - 70 a Czystem: 28 dział wałowych, 12 wałowych i polowych
połączonych w j e d n ą baterię, 20 polowych dywizyjnych
i 6 polowych artylerii rezerwowej, razem 66. Łącznie między
traktem lubelskim a południowym skrajem Czystego - 78 dział
i 8 kozłów rakietowych, w tym 36 wałowych, 12 wałowych
i polowych tworzących jedną baterię ruchomą, 4 polowe na
szańcach, 20 polowych dywizyjnych i 6 polowych artylerii re-
zerwowej.
Artyleria
Artyleria wałowa: 37 dział (w tym 4 polowe z 3 klap) i 9
kozłów rakietowych; baterie polowe: 54 działa i 6 wyrzutni
rakietowych.
Prawy Front
1250 bagnetów, 442 szable i 22 działa wałowe. Od rogatek
powązkowskich do marymonckich szańce drugiej linii i wał
miejski zajęła Gwardia Narodowa.
Łącznie 7 września strona polska wystawiła do bitwy
ok. 27 940 żołnierzy (38 baonów i 22 szwadrony) i 206 dział
(ok. 4400 żołnierzy obsługi). Do bezpośredniej obrony fortyfi-
kacji wyznaczono 11 270 żołnierzy, a do działań w polu (jako
rezerwy dla szańców) 16 670 żołnierzy. W artylerii na wałach
pozostało 114 dział, a do działań w polu wystawiono 92 działa.
Na najbardziej narażonym na atak odcinku, od linii szańców
9-70 do rogatek powązkowskich, Polacy skoncentrowali na
wałach min. 3050 bagnetów i 90 szabel, a do działań polo-
wych 16 670 bagnetów i szabel (15 100 bagnetów w 26 6/8
baonu; 1570 szabel w 16 szwadronach - w obliczeniach nie
uwzględniono oddziału Szymanowskiego). Artyleria dyspono-
wała 114 działami i 15 kozłami rakietowymi na wałach (łącz-
nie z Szymanowskim) oraz 92 działami i 6 wyrzutniami rakie-
towymi do działań w polu.
18
J. S z c z a p i ń s k i , Ważniejsze wypadki życia mojego (urywki
zpamiętnika lekarza), Archiwum Historii Medycyny, 1936-1937,1.16,
s. 194-195.
bitwy, natarcie rozpoczęły kolumny Murawiewa. Pierwsza,
około godz. 16.00, ruszyła ku szańcowi nr 74 kolumna płk.
Łukasza - w pierwszej linii 2 baony grenadierów łuckich (990
bagnetów), a w drugiej 2 baony grenadierów żmudzkich (1067
bagnetów). Maszerujące kolumny powitała ogniem polska ar-
tyleria wałowa i polowa. Jej pociski, mimo że czyniły w sze-
regach nieprzyjaciela głębokie bruzdy, nie zdołały go zatrzy-
mać. Gen. Antoni Wroniecki, któremu Umiński powierzył do-
wództwo nad obronąszańców zewnętrznych przy trakcie kra-
kowskim, do szańca 74 pchnął I baon pułku grenadierów (ok.
600-850 bagnetów) mjr. Karola Szlegla, a II baon wysłał ku
Karczmie Czerwonej. Jednocześnie baon 13 ppl stanął za szań-
cami 72 i 73, między nimi 6 klap, I baon 3 psp za budynkiem
cegielni, a drugi za Karczmą Żelazną. 2 baony 23 ppl pozo-
stały w odwodzie za szańcem 13.
Baon Szlegla, poprzedzony ogniem kartaczowym dział
polowych i wałowych, zdołał dopaść dzieła 74, zanim grena-
dierzy pułku łuckiego zdołali się w nim na dobre ulokować.
Polacy wpadli do wnętrza szańca od gardła i atakiem na ba-
gnety zepchnęli do rowu rosyjskich grenadierów, wdzierają-
cych się właśnie na wały. Pułk żmudzki próbował, co prawda,
odebrać szaniec z rąk polskich, atakując go od tyłu i zachod-
niego barku, ale został odparty ogniem broni ręcznej I baonu
wspartego przez II baon grenadierów, nadbiegający od strony
Karczmy Czerwonej. Dzięki temu wsparciu Szlegel zdołał
utrzymać szaniec przez pół godziny. W tym czasie na przed-
polu rozpoczęli bój tyralierzy obydwu stron.
Atak Łukasza nie zmusił do zamilknięcia 4 blak. W tej sytu-
acji Toll rzucił do walki 12 szwadronów (ok. 1200 szabel)
II brygady 3 DKir (pułki ks. Alberta Pruskiego i nowogrodz-
ki). Miały one, podążając wzdłuż drogi polnej od Szczęśliwie
na Czyste, wypaść na tyły i lewą flankę 4 blak. Polacy zdołali
przygotować się do odparcia szarży rosyjskiej kawalerii. Działa
4 blak wstrzymały ostrzał „wielkiej baterii" i zaczęły powoli
cofać się ku drugiej linii umocnień, I baon 12 ppl przeszedł na
iewą flankę 4 baterii. Na drogę od Szczęśliwie Bem zwrócił
4 działa 1 kpap, 6 dział 6 klap, baterię Przedpełskiego oraz
działa wałowe szańców 72 i 73. I i II baony grenadierów,
stojące przy szańcu 74, cofnęły się pod Karczmę Czerwoną,
gdyż atak kirasjerów groził im odcięciem od szańców 72, 73
i traktu krakowskiego. Na tak uszykowane oddziały uderzyły
4 szwadrony nowogrodzkiego pułku kirasjerów (ok. 450 sza-
bel). Ruszyły one do ataku w kolumnach plutonowych wzdłuż
drogi do Szczęśliwie i za szańcem 74 zaczęły skręcać w pra-
wo, w kierunku rogatek jerozolimskich. Mniej więcej na wy-
sokości Karczmy Czerwonej ich pęd osłabł, gdyż trafiły na
podmokły teren. Tu też zaczęły kirasjerów razić pociski pol-
skich baterii od traktu krakowskiego. Kiedy rosyjski pułk do-
tarł w pobliże drogi polnej, wiodącej od traktu krakowskiego
do Woli, i zaczął rozwijać się z kolumn plutonowych w linię
szwadronów, jego szyk został rozbity przez kartacze 10 dział
1 i 6 kpap oraz 4 dział 4 blak. W pierwszej chwili dowódca
pułku cofnął rozsypane szwadrony, ale nie zrezygnował z szar-
ży. Uporządkował szeregi i jeszcze raz rzucił je do ataku.
I tym razemjednak kartacze polskich baterii stanowiły za-
porę nie do przebycia. Jak wspomina Roman Rupniewski,
„[...] od koni zabitych i rannych zrobiło się czarno" 19 . Rosjanie
stracili podobno 200 zabitych 21 . Kirasjerom nie pozostało nic
innego, jak pospiesznie cofiiąć się za szaniec 74. Stanęła wów-
czas za nim I brygada 3 DKir z pułkiem ułanów gwardii.
Z wysuniętych do przodu 8 dział 18 roty konnej posypał się
gęsty ogień na polskie pozycje.
2]
K. K a c z k o w s k i , Wspomnienia, t. 2, Lwów 1876, s. 110.
r?rzewaga ilościowa i jakościowa rosyjskiej artylerii (po stronie
rosyjskiej w bój zaangażowane były w większości roty pozycyjne).
Zbliżała się godzina 16.45. Toll przejechał ze swoim szta-
bem spod szańca 54 na trakt kaliski. Kolumny szturmowe szy-
kujące się do podejścia ku linii „wielkiej baterii" „szpikowały"
pociskami jedynie działa wałowe z szańca 23. Za I i II KP
stałyjuż rezerwy - dwie biygady grenadierów pod dowódz-
twem ks. Szachowskiego za I KP, a dwie następne pod do-
wództwem gen. Połujektowa za II KP. I KP w kolumnach
szturmowych posiadał 18 baonów (8600 bagnetów), a biyga-
dy grenadierów, dodane mu jako rezerwa, 6 1/2 baonu (3440
bagnetów), w sumie więc 24 1/2 baonu (12 040 bagnetów).
II KP w kolumnach szturmowych miał 23 baony (12 000 ba-
gnetów), w biygadach grenadierów 8 baonów (3920 bagne-
tów), czyli razem 31 baonów (15 920 bagnetów). W obydwu
korpusach i ich rezerwach 55 1/2 baonu (27 960 bagnetów).
2 półbaony ochotników stały przed korpusami. Po rozpoczę-
ciu ataku przez pierwszą linię V brygada gwardii (4 baony,
2600 bagnetów) miała zatrzymać się przed szańcem wolskim,
opierając prawe skrzydło o trakt kaliski, a korpus gwardii (12
baonów, 9800 bagnetów, 40 dział) podejść pod polskie szańce
drugiej linii.
Korzystając z tego, iż polskie baterie z lewego skrzydła zwią-
zane były pojedynkiem z bateriami Troszyna i Mura wiewa,
Gorczakow przesunął „wielkąbaterię" w stronę polskich for-
tyfikacji na odległość strzału kartaczowego. Przegrupo-
wanie odbyło się sprawnie i szybko - polskie baterie w cen-
trum były za słabe, aby je uniemożliwić. W ostatniej fazie przy-
gotowania artyleryjskiego rosyjskie działa zasypały szańce
i baterie Bema gradem kartaczy od czoła i z flanki. Polska
artyleria nie sprostała przeciwnikowi. 3 klap, pluton rakietni-
ków oraz 5 i 7 kpap ustąpiły z przedpola szańców. Pozostała
tylko 1 blak i 2 działa 2 blak. Bem wyprowadzał po 2 działa
na przedpole ogrodu Unruha do walki z bateriami rosyjskimi.
o ile piechotę polską na Czystem (5 baonów, maksimum 2300
bagnetów) mogły wesprzeć w obronie szańców 21 i 22 działa
1 blak, działa wałowe z szańca 21 i działa rozlokowane na
południe od ogrodu Schuhza (przede wszystkim 6 dział 1 kpap),
o tyle oddziały broniące przedmieścia wolskiego (12 baonów,
mak. 6800 bagnetów) mogły liczyć tylko na działa wałowe
szańca 23.
Ostatnie salwy artylerii rosyjskiej okryły całunem dymu
przedpole szańców drugiej linii i zasłoniły przed stroną polską
widok na kolumny szturmowe, podchodzące ku stanowiskom
artylerii. Zgodnie z dyspozycjami kolumny boczne Sulimy
i Brigena miały opanować szańce 22 i 23 i w ten sposób otwo-
rzyć drogę kolumnom środkowym Nabokowa i Liprandiego
w głąb przedmieść i do wału miejskiego. Wszystkie one miały
prowadzić natarcie skośne, schodami, z prawym skrzydłem
(Sulima) wysuniętym do przodu i cofniętym lewym (Brigen).
Pierwsza zaatakować powinna kolumna Sulimy (szaniec 22),
po niej kolumna Liprandiego (szaniec 21), a następnie kolum-
na Brigena (szaniec 23) i Nabokowa (ogród Unriiha).
Pułki II KP biegiem zbliżały się do Czystego. Kolumnę
Sulimy bezskutecznie usiłowała zatrzymać artyleria szańca
21 i 6 dział 1 kpap. Pierwsze do szańca 22 dopadły 4 baony
(ok. 2200 bagnetów) pułków ładoskiego i szlisselburskiego.
Przeciwstawiło się im około 600 żołnierzy 5 psp (garnizon
i baon rezerwy). Rosjanie zaatakowali barkan od czoła (2 ba-
ony) i od barku południowego (2 baony). Ochotnicy gwardii
przełożyli drabiny przez rów i wdarli się na przedpiersie, za
nimi zaś postępowały masy piechoty liniowej. Polacy, nie mo-
gąc powstrzymać fali żołnierzy rosyjskich wdzierających się
na przedpiersie, odstąpili od wału i cofnęli się w stronę szyi
zamkniętej palankąi blokhauzem. W tym momencie zza szań-
ca 21 nadbiegł mjr Florian Dąbrowski z 300 żołnierzami
II baonu 5 psp. Wdarł się do wnętrza umocnienia od gardła
i atakiem na bagnety wypchnął rosyjską piechotę za wał. Dą-
browski zdołał wprowadzić do szańca tylko część swojego
baonu. Pozostałych odcięła od niego piechota rosyjska, docie-
rająca do gardła umocnienia od południa. Rosjanie zaczęli na-
wet rąbać palisady, zamykające szaniec, ale celny ogień pol-
skich strzelców z blokhauzu zmusił ich do przerwania tej pra-
cy. Część żołnierzy Sulimy zaległa tuż za palanką i wałem,
pozostali ruszyli wzdłuż kurtyny w stronę szańca 21.
Wobec niepowodzenia pierwszego ataku gen. Toll zdecy-
dował się zaangażować w bój o szaniec 22 kolumnę Lipran-
diego (5 baonów pierwszej linii - saperzy, jelecki i siewski
pułki piechoty, razem ok. 2380 bagnetów), czego nie przewi-
dywał w pierwotnym planie ataku. Rozpoczęła ona szturm
szańca tuż po odwrocie baonów Sulimy. 2 baony pułkujelec-
kiego, prowadzone osobiście przez Liprandiego, uderzyły na
północny bark, a 2 baony pułku siewskiego od szyi. Mjr Dą-
browski, widząc, że nie zdoła obronić fortyfikacji przed masą
rosyjskiej piechoty (do 5 baonów Liprandiego z pewnością
dołączyły baony z kolumny Sulimy), opuścił ją, zabierając ze
sobą około 600 żołnierzy. Dobiegł z nimi do ogrodu Unriiha,
gdzie połączył się ze stojącym tam kolejnym baonem swojego
pułku. Łącznie w południowej i centralnej części ogrodu zgro-
madziło się kilkuset żołnierzy 5 psp (10 kompanii), ostrzeliwu-
jących zza muru rosyjską piechotę. Dąbrowski obsadził 2
kompaniami drewniane i murowane budynki, stanowiące łącz-
nik ogrodu Unriiha z ogrodem Schultza, i w ten sposób zapeł-
nił lukę, która powstała w systemie polskiej obrony po utracie
szańca 22. W rzeczywistości jednak po ustąpieniu Dąbrow-
skiego walka w szańcu nadal trwała. Żołnierze, którzy nie zdo-
łali opuścić umocnienia, schronili się w blokhauzie i odpierali
ogniem karabinowym rosyjską piechotę, usiłującą do niego
podejść. Dopiero gdy saperzy rosyjscy zaczęli obrzucać blok-
hauz smolnymi faszynami, Polacy złożyli broń.
22
K. K o ł a c z k o w s k i , Wspomnienia, ks. 5, Kraków 1898, s. 123.
Ten wolno cofał się ku szańcowi 24 i, zachowując zwarty szyk,
odpierał ogniem rosyjską piechotę. Dzięki temu niespodzie-
wanemu wsparciu garnizon barkanu pozostał na posterunkach.
Najpierw ostrzelał kolumny rosyjskie z dział i broni ręcznej,
a następnie, po zajęciu przez Rosjan barkanu południowego,
raził od tyłu rosyjskie oddziały, próbujące podążać za uciekają-
cymi ku ulicy Młynarskiej żołnierzami 10 ppl. Dopiero drugi
atak karabinierów, wzmocnionych grenadierami pułku Suwo-
rowa, zmusił garnizon barkanu 22 do odwrotu ku wałom mia-
sta.
Polacy mieli szansę utrzymać w rękach cały szaniec 23
pod warunkiem, że do jego obrony włączyłyby się 3 baony
1 psp gen. Muchowskiego. Niestety, gen. Dembiński, zasko-
czony rosyjskim atakiem, nie posłał ich ani na wsparcie ba-
onów 4 ppl (zgodnie z rozkazami Małachowskiego), ani też
ku szańcowi 23. Stały one w pobliżu ulicy Młynarskiej do
czasu, aż wpadli na nie żołnierze 10 ppl. Strzelcy zaczęli łamać
szyk, zwłaszcza że znajdowali się już pod ogniem rosyjskiej
piechoty, a z tyłu, od strony ogrodu Unrtiha, dochodziły do nich
odgłosy zaciętego boju 4 ppl oraz walki na przedmieściu Czy-
ste. Dembiński przy pomocy gen. Muchowskiego i ppłk. Ro-
mańskiego próbował bezskutecznie przywrócić porządek.
Rozprzężenie i panikę pogłębiła porażka baonów 4 ppl w wal-
ce z pułkami Nabokowa. Podążające za 4 ppl baony rosyj-
skie dopadły pierwszych zabudowań przedmieścia wolskie-
go. W tym momencie rozpoczęły odwrót baony 1 psp. Więk-
szość strzelców podążyła ku cmentarzowi luterańskiemu i kal-
wińskiemu, natomiast baony 4 ppl wspólnie z baonem 8 ppl,
broniąc się w zabudowaniach, wolno cofały się ku wałom
miejskim. Masy żołnierzy 10 ppl, 5 psp i innych pułków nie
myślały o stawianiu oporu i osłaniane przez pozostających
w szykach żołnierzy 4 i 8 ppl spiesznie umykały w stronę ro-
gatek wolskich. Kiedy do nich dopadły, „nastąpiła scena okrop-
nego rozprzężenia" 11 , gdyż przejście było bardzo utrudnione
przez barykadę, palisady oraz cofające się tabory, szwadrony
kawalerii i artylerię. Oficerowie powstrzymali panikę, od nowa
sformowali pododdziały i zaczęli je wyprowadzać na przed-
mieście do walki z piechotą rosyjską. Gdy do rogatek wol-
skich dotarł gen. Bogusławski, sytuacja była już częściowo
opanowana i generał przystąpił do organizowania obrony.
Barykadę wzniesioną między budynkami rogatkowymi zajęły
2 działa z 1 blak i kompania 4 ppl, a wał po obydwu j e j stro-
nach obsadzano piechotą. Przed rogatkami stanęły kolejne 2
działa 1 baterii konnej, które raziły kartaczami zbliżającą się
rosyjską piechotę. Wspierały one broniące przedmieścia ba-
ony 4 i 8 ppl, wzmocnione j u ż zapewne przynajmniej 1 ba-
onem 16 ppl, którego rozwinięte kompanie przekroczyły ulicę
Młynarską prowadząc walkę ogniową z Rosjanami idącymi
od szańca 23. Żołnierzy 16 ppl osłaniały też 2 baony 1 psp oraz
1 baon 18 ppl, które zajęły cmentarz luterański i prowadziły
ogień zza mum opatrzonego strzelnicami. Trzeci baon 1 psp
rozlokował się w Pracowni Ogni Wojennych, ajeden baon
18 ppl prawdopodobnie przesunął się pod szaniec 24, kiedy
batalion 4 ppl mjr. Borzęckiego ruszył na pomoc barkanowi
północnemu szańca 23.
Pod osłoną tych kilku baonów, rozwiniętych mniej więcej
wzdłuż ulicy Młynarskiej i w zabudowaniach przedmieścia
wolskiego (na wysokości ulicy Młynarskiej), trwał odwrót
artylerii, wozów amunicyjnych, taborów i rannych. Na szczę-
ście dla strony polskiej w wale znajdowały się dwa przejścia -
rogatki i przerwa w wale przy redanie 25 (do niej kierowała
się ta część uciekinierów, która nie mogła dojść do rogatek
wolskich).
Gdy polskie baony broniły pozycji zamkniętych ulicą Wol-
ską, Młynarską i cmentarzem luterańskim, gen. Brigen zaata-
s
Ibidem, s. 123-124.
kował szaniec 24. Garnizon jego tworzyło 125 żołnierzy 10 ppl
i 1 psp oraz obsługujący 5 dział wałowych kanonierzy Gwardii
Narodowej. Szaniec nie posiadał palanki. Wsparcia mógł mu
udzielić II baon 4 ppl, który wycofał się j u ż spod szańca 23,
a prawdopodobnie także baon 18 ppl z cmentarza luterańskie-
go (drugi baon tego pułku Dembiński wprowadził j u ż na wał
miejski). Wsparcie ogniowe zapewniała artyleria wałowa
szańca 24, z armatą 24-funtową włącznie. Przedpole oraz flan-
ki dzieła (szczególnie lewa) znajdowały się w zasięgu broni
ręcznej baonów 1 psp, obsadzających strzelnice cmentarza
luterańskiego, oraz artylerii szańca 26.
Szaniec 24 Brigen zaatakował 4 baonami karabinierów. Pol-
skie baony, oparte prawym skrzydłem o barkan, kilka razy
odparły ogniem napór rosyjskiej piechoty. Od wystrzelonego
przez Polaków pocisku zginął wtedy m.in. gen. Brigen. Zanim
poległ, wydałjeszcze rozkazy, zmierzające do wzmocnienia
batalionów pierwszego rzutu. W ich rezultacie do lewego skrzy-
dła Polaków zbliżyły się baony grenadierów z pułków astra-
chańskiego i Suworowa oraz 12 dział lekkokonnych osłania-
nych przez pułk huzarów. Zasypane gradem pocisków polskie
oddziały rozpoczęły odwrót w kierunku cmentarza luterańskie-
go. Korzystając z tego brygada karabinierów, pomimo ognia
polskiej artylerii, m.in. z szańca 26, oraz piechoty od strony
cmentarza, obeszła prawą flankę i uderzyła na szaniec 24 od
gardła. Żołnierze 1 psp rozlokowani na cmentarzu nie byli
w stanie osłonić go ogniem z broni ręcznej, gdyż w tym mo-
mencie rosyjscy grenadierzy ruszyli do ataku na ich pozycje.
Karabinierzy wdarli się do szańca, ale nie udało im się wybić
polskiego garnizonu. Zdołał on zagwoździć działa i pod osłoną
polskich tyralierów z 4 i 18 ppl cofnąć się do cmentarza. 2 ba-
ony grenadierów astrachańskich i Suworowa, które pojawiły
się na lewej flance wycofujących się oddziałów polskich, zosta-
ły odparte przez 2 baony 1 psp prowadzone przez płk. Francisz-
ka Bobińskiego, dowódcę pułku, i mjr. Augusta Szmudego.
Po odwrocie polskich oddziałów z szańca 24 cmentarz lute-
rański stał się głównym punktem oporu na drodze Rosjan ku
wałom miejskim na północ od traktu kaliskiego. Z południowej
strony traktu taką rolę mogły odgrywać ogrody Unriiha i Schult-
za. Pierwszy z nich, otoczony niewielkim murem ze strzelni-
cami, broniony był przez kilka słabych kompanii 5 psp (ich walką
kierował prawdopodobnie gen. Młokosiewicz). Kompanie skon-
centrowane były w części południowej i centralnej ogrodu,
gdyż w części północnej walczył baon 8 ppl. 2 kompanie
5 psp zajmowały zabudowania łączące ogród Unriiha i Schult-
za, a prawdopodobnie także wysoki mur, otaczający wschod-
nią część drugiego z nich. Pociski rosyjskiej artylerii po-
ważnie uszkodziły mury ogrodów i przetrzebiły ich drzewo-
stany.
Środkową część ogrodu Unriiha zaatakowały od czoła ba-
ony grenadierów pułku sybirskiego i Rumiancowa z kolumny
Nabokowa (miało to miejsce mniej więcej w tym czasie, gdy
5 i 6 pułki karabinierów zmusiły do odwrotu baony 4 ppl). Od
prawej sekundowały im pułki z kolumny Liprandiego, ataku-
jące południową część ogrodu oraz zabudowania łączące oby-
dwa ogrody. Żołnierze 5 psp nie zdołali oprzeć się naporowi
rosyjskiej piechoty, wspieranej przez co najmniej 18 dział po-
zycyjnych i 10 lekkokonnych (artyleria wybijała coraz więcej
przejść w murze), i pospiesznie wycofali się z ogrodu oraz z za-
budowań folwarku. Mjr Dąbrowski zamierzał zorganizować
opór w pobliżu cegielni i glinianek, ale nie dopuściły do tego
pułki grenadierów, które z dużym impetem wypadły za Pola-
kami z ogrodu i kierowały się ku wałom miejskim.
Drewniana zabudowa nie dała Polakom żadnej osłony, gdyż
rychło ogarnęły ją płomienie. W tej sytuacji Dąbrowskiemu
nie pozostało nic innego, jak szybko cofać się w stronę wału
miejskiego, gdzie czekałyjuż na niego 2 baony 23 ppl z 4 DP
Milberga. Baon 8 ppl, walczący wśród zabudowań przedmie-
ścia wolskiego, za wschodnim skrajem ogrodu Unriiha, ułatwił
kompaniom 5 psp oderwanie się od rosyjskich grenadierów.
Zatrzymał on celnymi strzałami piechurów Nabokowa, wyła-
niających się z ogrodu, dzięki czemu strzelcy zdołali dopaść
do kilku murowanych domów, stojących wzdłuż ulicy Karol-
kowej. Ukryci w nich witali ręcznym ogniem oddziały Lipran-
diego i Nabokowa, wychodzące z przerwy między ogrodami.
Piechota rosyjska pojawiła się także na południe od ogrodu
Schultza. Usiłowały ją zatrzymać polskie baterie polowe, biją-
ce w zachodnią część ogrodu od strony szańców 16
i 18. Gen. Bem próbował pchnąć do ataku baon 12 ppl, ale
j e g o dowódca, mjr Jastrzębski, rozkazu nie wykonał i cofnął
się ku rogatkom jerozolimskim. W tej sytuacji Bem ruszył ku
szańcowi 21 z 2 działami 4 blak (ppor. Romana Rupniewskie-
go). Próbę ostrzelania rosyjskiej piechoty udaremniła im rosyj-
ska rota lekkokonna, która zasypała kartaczami działa pol-
skie, zabijając i raniąc podoficera i kilku żołnierzy obsługi. Bem
pospiesznie cofnął pluton Rupniewskiego i rozwinął ku ogro-
dowi łańcuch tyraliery z piechoty ściągniętej prawdopodobnie
z rogatekjerozolimskich. Na niewiele to jednak się zdało. Pie-
chota rosyjska nie ustąpiła z zachodniej części ogrodu.
Na prawo od oddziałów gen. Młokosiewicza walczył gen.
Węgierski na czele 2 baonów 4 ppl (zmniejszone do stanu
jednego baonu) i baonu 8 ppl. Karabinierzy Nabokowa (5 i 6
pułki) po wyparciu Polaków z zabudowań przedmieścia
wolskiego posuwali się wzdłuż ulicy Wolskiej ku rogatkom, cały
czas tocząc bój w obrębie zabudowań, ogrodów i sadów z pol-
skimi baonami walczącymi w rozwiniętym szyku. Rosjanie
doszli prawdopodobnie do wschodniego skraju ogrodu Unriiha.
gdzie z ulicą Wolską łączyła się ulica Młynarska. Tutaj 3 ba-
ony polskie wsparł baon 16 ppl, a przede wszystkim bateria
artylerii, stojąca przy rogatkach wolskich. Jej kartacze wy-
miatały ulicę Wolską na długości ponad 500 m, likwidując
podejmowane przez Rosjan próby przejścia na północną stro-
nę traktu i uniemożliwiając piechocie Nabokowa marsz ku
rogatce. Zabudowań i ogrodów z południowej strony traktu
bronił baon 8 ppl, a z północnej 3 baony 4 i 16 ppl. Atakowały
je 4 baony 5 i 6 pułków karabinierów wsparte od strony szań-
ca 23 przez rozlokowane w nim 4 baony rezerwy I KP. Baon
8 ppl wycofał się do zabudowań i sadów, ciągnących się za
ulicą Karolkową. Po j e g o odwrocie prawdopodobnie musiały
się tam wycofać także baony 4 ppl. Tyralierzy z 16 ppl two-
rzyli łańcuch wysunięty przed tę ulicę - łączył on baony Wę-
gierskiego z cmentarzami luterańskim i kalwińskim broniony-
mi przez baony Muchowskiego. Nabokow mógł teraz prze-
sunąć baony karabinierów oraz grenadierów przed ogród
Unriiha. Karabinierzy stanęli prawdopodobnie na placu mię-
dzy ogrodem a browarem na ulicy Karolkowej. Rosyjskiemu
dowódcy trudno było utrzymać swoje oddziały w szyku. Tyra-
lierzy cały czas bili się z Polakami, ale inni żołnierze zaczęli
podpalać budynki przedmieścia i rabować pozostawione przez
mieszkańców mienie. Największą zdobyczą była fabryka por-
teru położona po południowej stronie traktu. W j e j płomie-
niach zginęło wielu pijanych żołnierzy rosyjskich.
Około godz. 18.00 linia polskiej obrony biegła w dużym przy-
bliżeniu następująco: wschodnia część ogrodu Schultza - uli-
ca Karolkowa- skrzyżowanie Karolkowej z Wolską- cmen-
tarze kalwiński i luterański. Oczywiście, nie była to linia stała,
gdyż cały czas wrzała na niej walka oddziałów polskich i ro-
syjskich. Zatraciły one całkowicie swój zwarty szyk i podod-
działy, plutony, kompanie oraz roty, w kupie lub łańcuchach
tyralier, biły się o poszczególne zabudowania i ogrody. Gęsta
zabudowa przedmieść, liczne sady i ogrody porozdzielane pło-
tami i parkanami pozwalały Polakom na zorganizowanie
silniejszego oporu i wykorzystanie przewagi w walce w szy-
ku rozproszonym. Rosjanie nie mogli im przeciwstawić swo-
j e j artylerii, a poza tym ich oddziały traciły zwartość podczas
boju w zabudowaniach. Rosyjscy dowódcy usiłowali scalić
oddziały, wprowadzić w nich porządek i dyscyplinę, ale ich
wysiłki były daremne.
Przed godz. 18.00 tempo natarcia kolumn I i II KP osła-
bło. Kilku generałów rosyjskich wystąpiło z propozycją wstrzy-
mania szturmu do następnego dnia, Toll jednak nie wyraził na
to zgody. Zdecydowany był kontynuować szturm nawet w no-
cy, byle tylko osiągnąć wał miejski. Postanowił nawet wpro-
wadzić do walki o przedmieścia rezerwowe brygady grena-
dierów. Od tej pory gwardia stanowiła ostatnią rezerwę armii
rosyjskiej.
Zgodnie z wydanymi przez gen. Tolla rozkazami działa I KP
weszły w przerwę między szańcami 23 i 24, skąd mogły razić
rogatki wolskie, partie przedmieścia bronione jeszcze przez
Polaków i cmentarze. Część artylerii II KP skierowano prze-
ciwko rogatkom jerozolimskim, szańcom 15,16,18 iznajdują-
cym się między nimi polskim bateriom polowym. Do bezpo-
średniego wsparcia piechoty wyznaczono niewiele dział. Ko-
lumna Nabokowa otrzymała dwie 8-działowe baterie, które
miały j e j pomóc w walce z baterią polską w rogatkach wol-
skich i w ataku wzdłuż ulicy Wolskiej, a kolumny Sulimy
i Liprandiego mogły liczyć na pomoc tylko 2 dział.
Zadania dla I i II KP oraz oddziału Murawiewa sprowa-
dzały się do opanowania szańców i punktów oporu, leżących
na przedpolu wału miejskiego, oraz samego wału. Front natar-
cia poszerzono o szańce 16 i 18 oraz o wał, rozciągający się
między rogatkami jerozolimskimi a redanem 19. Powinien je
opanować gen. Gorczakow na czele rezerw I i II KP. Kolum-
ny miały wchodzić do walki stopniowo. Pahlen prowadził bój
na dalekiej flance (o cmentarz luterański), a więc pozosta-
wiono mu swobodę. Natomiast w centrum i na prawym skrzy-
dle było inaczej. Działania Nabokowa i Liprandiego powiąza-
no ze sobą. Dopiero po opanowaniu przez Sulimę ogrodu
Schultza do akcji wkroczyć mieli Gorczakow i Murawiew.
Zbliżający się zmrok zmuszał do przyspieszenia działań pie-
choty, która nie mogła liczyć na wsparcie artylerii ze względu
na krótki czas ostrzału polskich pozycji i z powodu braku
dostatecznej ilości amunicji w parkach polowych, znajdują-
cych się w pobliżu baterii. W tej fazie bitwy piechota miała
atakować pozycje polskie niedostatecznie „skruszone" przez
artylerię, co narażało ją na znaczne straty.
Strona polska mniej więcej od godz. 17.00 zaczęła wzmac-
niać odcinek zachodni oddziałami ściągniętymi z lewego
frontu i z 4 DP. Oddział Dembińskiego zasiliło od 3 do 4
baonów (ok. 1800 bagnetów), a oddziały broniące rogatek
jerozolimskich 2 baony (ok. 1200 bagnetów). Z prawego fron-
tu i Parysowa Małachowski nie sprowadził rezerw. Oddziały
Szymanowskiego i piechota Święcickiego cofnęły się tylko na
pozycje sprzed godz. 14.00. Przerwę w ataku rosyjskim na
przedmieście wolskie i Czyste Polacy spożytkowali na rozbu-
dowę obrony. Umacniano domy, ulice barykadowano i zamy-
kano wozami tak, że nie można było nimi przejechać konno.
Wzdłuż wału powstało kilka odizolowanych punktów opo-
na. Dembiński z Muchowskim organizowali obronę cmenta-
rzy i ciągnącego się za nimi wału mniej więcej od Pracowni
Ogni Wojennych do rogatek powązkowskich. Do dyspozycji
mieli teoretycznie 8 baonów. Gen. Bogusławski do obrony
rogatek wolskich posiadał 4 działa lekkie (dowodził nimi ppor.
Tadeusz Dorantowicz), 3 baony piechoty oraz wielu żołnie-
rzy, którzy odłączyli od swoich jednostek (obsadził nimi wał
miejski po obydwu stronach rogatek). Na południe od niego
wału oraz fragmentu przedmieścia z ogrodem Schultza broni-
ło 5 baonów 5 psp i 23 ppl. Dowództwo na tym odcinku spra-
wował prawdopodobnie gen. Młokosiewicz. Gen. Węgierski
z 4-5 słabymi baonami bronił przedmieścia wolskiego. Mię-
dzy tymi ośrodkami opona brakowało ściślejszej więzi, co wię-
cej, nawet w ich obrębie dowódcy niejednokrotnie nie mogli
dotrzeć ze swoimi rozkazami do podległych im oddziałów. Ini-
cjatywa spoczywała więc w rękach oficerów młodszych. Ar-
tyleria nie mogła już odegrać większej roli w walce, gdyż
wyparta została pod sam wał miejski nie dostosowany do j e j
przyjęcia na części odcinka zachodniego (działa mogły strze-
lać tylko ponad wałem). Baterie polowe centrum i prawego
skrzydła (działa 1,5 i 7 kpap, 3 klap, wyrzutnie plutonu rakiet-
ników) jeszcze przed atakiem piechoty cofiięły się do miasta.
Na lewym skrzydle Bem zatrzymał baterie polowe na przed-
polu wału. 4 blak stała przed szańcami 16 i 18 (przy niej praw-
dopodobnie 1 kpap). Między szańcami 15-16 tkwiła 6 kpap,
a wraz z nią 6 klap. Baterie te ostrzeliwały kolumny Mura-
wiewa, szańce 21 - 22 i zachodnią część ogrodu Schultza oraz
prowadziły pojedynek z bateriami Fiedorenki. W rogatce
zostały 2 działa 2 blak. Jeszcze przed zapadnięciem zmroku
Bem rozkazał kompaniom pozycyjnym cofnąć się za wał.
Kompanie i baterie lekkie wycofały się dopiero wieczorem.
Działa te obsadziły wał, począwszy od szańca 14 do rogatek
belwederskich.
Od godziny 18.00 bitwa toczyła się na czterech obszarach
w większym lub mniejszym stopniu powiązanych ze sobą.
Obejmowały one:
- cmentarze luterański i kalwiński oraz wał na odcinku Pra-
cownia Ogni Wojennych- rogatki powązkowskie;
- przedmieście wolskie i Czyste oraz o wał na tym obsza-
rze z rogatkami wolskimi włącznie;
- umocnienia i wał między redanem 19 a rogatkam i jerozo-
limskimi;
- umocnienia i wał między rogatkami jerozolimskimi a ro-
gatkami czerniakowskimi.
24
M i e r o s ł a w s k i , op.citi. 2, s. 129.
rosyjskich polskie kompanie zaczęły cofać się ku cmentarzo-
wi. Gdy rozsypane w pościgu roty rosyjskich pułków dotarły
pod cmentarz, spadł na nie II baon 1 psp(dcamjrMeyzner),
prowadzony osobiście przez ppłk. Franciszka Bobińskiego.
Polakom udało się powstrzymać napór karabinierów.
Kiedy Bobiński bił się na przedpolu cmentarza, 2 baony gre-
nadierów rosyjskich, które wdarły się na jego teren od strony
północnej, zaczęły stopniowo przejmować kontrolę nad coraz
większym obszarem. Z nowych pozycji mogły one m.in. ostrze-
liwać, od tyłu i z flanki, baony 1 psp. W tej sytuacji Bobiń-
skiemu nie pozostało nic innego, jak wycofać się za linię ulicy
Młynarskiej.
W obrębie cmentarza z grenadierami, wspartymi już praw-
dopodobnie przez 2 baony rezerwowe (pułki Kutuzowa i wiel-
kołucki), walczyły 2 baony 4 i 18 ppl. Celny ogień z broni
ręcznej (zwłaszcza z budynków) hamował ruch rosyjskiej pie-
choty. Pahlen musiał ponownie odwołać się do pomocy artyle-
rii. Tym razem kilka jednorogów obrzucało granatami teren
cmentarza, niszcząc m.in. budynki w południowo-zachodnim
narożniku, wtórując kąrtaczom rot konnych. Polskie baony
musiały schronić się za murem odgradzającym wschodnią część
cmentarza od zachodniej. Tutaj podstawą obrony był budynek
kaplicy, przylegający do wewnętrznego muru opatrzonego
strzelnicami. Opierając się o mur i kaplicę Polacy próbowali
raz jeszcze powstrzymać napór Rosjan. Było to jednak
niezwykle trudne, gdyż północna część muru była już uszko-
dzona przez pociski artyleryjskie. Rosyjskie pułki grenadierów
usiłowały nawet wedrzeć się tędy na teren cmentarza, ale
odparła je polska piechota oraz baon 1 psp, ostrzeliwujący
podejście do muru od północy z wału Pracowni Ogni Wojen-
nych.
Bój trwał pomimo zmroku. Około godz. 22.00 baony 1 psp,
rozlokowane z południowej strony cmentarza, zaatakowane
zostały przez 1 i 2 pułki karabinierów, wsparte prawdopodob-
nie przez kolejne 2 baony z rezerwy I KP (pułki nowo- i sta-
roigermanlandzki). Pod ich naporem Bobiński zaczął się co-
fać ku wałom miejskim. Wobec postępów rosyjskich przy ro-
gatkach wolskich groziło mu, podobnie zresztąjak baonowi
grenadierów z cmentarza kalwińskiego, przyparcie do wału
miejskiego, gdyż główną część (zachodnią) cmentarza lute-
rańskiego Rosjanie j u ż opanowali. W tej sytuacji na rozkaz Bo-
gusławskiego mjr Borzęcki na czele II baonu 4 ppl jeszcze raz
przekroczył środkowy mur. Walka ogniowa i na bagnety prze-
ciągnęła się na tyle, że 1 psp i grenadierzy zdołali przejść do
wyłomów w murze i dostać się do redanu 25. Tymczasem
baon 4 ppl zapędził się w głąb cmentarza i został odcięty od
muru (broniący go baon 18 ppl musiał nawet zatarasować
przejście z jednej części cmentarza do drugiej). Rozproszeni
żołnierze Borzęckiego, tocząc zaciętą walkę między nagrob-
kami, na komendę swojego dowódcy: „zbór przy wyłomie",
skoncentrowali się pospiesznie i wymknęli wyłomem w pół-
nocnej części muru.
Bój na cmentarzu stopniowo wygasał. W ciężkim położe-
niu znalazła się ludność cywilna, która szukała schronienia
w grobowcach i którą trudno było odróżnić od żołnierzy.
Wobec nasilonego naporu Rosjan na mur środkowy Bogu-
sławski wycofał 18 ppl wąskim kojcem z cmentarza do Pra-
cowni Ogni Wojennych. Osłaniał go z kaplicy oddział kpt.
Krzysztoporskiego. Bogusławski j u ż kilkakrotnie nakazywał
mu opuścić posterunek, ten jednak odmawiał, oświadczając,
że musi wypalić wszystkie ładunki, które zostały w magazy-
nie. Do ewakuacji nie zmusił go nawet ponowny ostrzał cmen-
tarza przez rosyjską artylerię. Poskutkowała dopiero groźba
Bogusławskiego, iż rozstrzela „oficera za nieposłuszeństwo
w ogniu". Kompania 4 ppl opuściła teren cmentarza. Postę-
pujący za nią saperzy podpalili kaplicę, a następnie zaw alili kojec
i porąbali mostek nad rowem. Piechota rosyjska, która poja-
wiła się w opuszczonej części cmentarza, zmuszona została
do odwrotu ogniem baonu 1 psp z zachodniej części wału
Pracowni Ogni Wojennych. Rosjanie pospiesznie cofnęli się
za mur środkowy.
Po wielogodzinnych zmaganiach cmentarz luterański zna-
lazł się w rękach rosyjskich. Przed Pahlenembyłjuż tylko wał
miejski obsadzony przez liczną piechotę polską (7-9 ba-
onów). Podejmowane przez oddziały IKP próbyjego opano-
wania kończyły się niepowodzeniem, Polacy bowiem niegę-
stym, ale celnym ogniem powstrzymywali ich zapędy. Piechu-
rom Pahlena udało się opanować wał Pracowni Ogni Wojen-
nych, ale nie mogli wedrzeć się do j e j wnętrza. Ta część wału,
która oddzielała Pracownię od miasta, znajdowała się w rę-
kach polskich. Pomimo ponawianych ataków wał między
rogatkami wolskimi a powązkowskimi pozostał w rękach pol-
skich, podobnie jak wszystkie umocnienia od szańca 27 do Wisły.
Rosjanie utrzymali pozycje w pobliżu wału włącznie z szań-
cami 24 i 26. Oddział Chiłkowa przeszedł linię obozu 1 DP
i stanął na Skalszczyźnie, odcinając polskim oddziałom z Pa-
rysowa drogę do miasta. Jeszcze przed wieczorem oddział Szy-
manowskiego rozpoczął odwrót do Marymontu. Nie był on
atakowany przez rosyjską kawalerię. Nękała ona natomiast
batalion 1 psp z szańca 61, który opuścił to umocnienie (z 4
działami 3 klap) przed godz. 22.00 i dotarł do rogatek powąz-
kowskich. Baon 4 ppl z szańca 62a po zagwożdżeniu dział
i wysadzeniu amunicji cofnął się pod Marymont wieczorem.
25
R. S o 11 y k, La Pologne, t. 2, Paryż 1833, s. 430.
2I
' Biblioteka PAN w Kórniku, rkps 737, k. 13; M i e r o s ł a w s k i ,
op.cit., t. 2, s. 171—172.
WALKA O UMOCNIENIA I WAŁ MIĘDZY REDANEM 10 A 19
Z ROGATKAMI JEROZOLIMSKIMI WŁĄCZNIE
27
Centralne Państwowe Archiwum Historyczne Rosji w Petersburgu,
zEspół 1626, inw. I, syg. 1788.
Wirtemberskiegozjegrami 11 pułku. Grenadierzy Połujekto-
wa, walcząc z baonem 12 ppl, wdarli się na ulicę Pańską a żoł-
nierze Sulimy i Liprandiego na Prostą Żelazną Grzybowską i
Chłodną. Zw arte jednostki nie wkraczały jednak w obszar za-
budowań. Zapuszczali się tam samotni żołnierze lub niewielkie
ich grupki głównie w celach rabunkowych. Dochodziło do pod-
palania domów, a nawet do morderstw na cywilach. Po zaję-
ciu wału dowódca pułku ks. Wirtemberskiego nakazał wysu-
niętym w stronę miasta tyralierom podpalać wolno stojące
zabudowania. Żołnierze podpalali jednak i zwartą zabudowę.
Z rabusiami i podpalaczami walczył do północy m.in. półbaon
12 ppl, obsadzający barykady na ulicy Grzybowskiej i Pań-
skiej.
WARSZAWA W DRUGIM DNIU BITWY.
ROKOWANIA. BILANS STRAT
29
Ok unev, op.cit., s. 147-148.
wał jeszcze pełnomocnictwami do rokowań. Różnymi posu-
nięciami (groźba dymisji, zapewnienia Prądzyńskiego, „znaw-
cy sztuki wojennej", iż rosyjska piechota zdobędzie Warszawę
w ciągu dwóch godzin, zakaz przepuszczania posłów i senato-
rów przez most na Pragę) wywalczył dwa pisma od delega-
tów izb i marszałka sejmu, upoważniające go do „traktowania
z nieprzyjacielem" i do wejścia w układy „dążące do zakoń-
czenia walki". Ich nieprecyzyjne sformułowanie pozwalało
na dowolną interpretację treści, ale to dla Krukowieckiego
miało niewielkie znaczenie. Najważniejsze, że uzyskał pozwo-
lenie reprezentacji narodu, na podstawie którego mógł podpi-
sać układ rozejmowy, a przede wszystkim akt powrotu Króle-
stwa Polskiego pod berło cara.
Rokowania z Bergiem Krukowiecki rozpoczął od podpisa-
nia (około godz. 19.30) listu submisyjnego, w którym podda-
wał kraj królowi Mikołajowi I „bez żadnych warunków". Nie
poprzestał jednak tylko na nim. Do wręczonych mu przez
Berga 10 punktów wprowadził poprawki, od przyjęcia których
uzależniał oddanie listu submisyjnego. Zdecydował się na to
posunięcie, gdyż prawdopodobnie zdawał już sobie sprawę,
iż Paskiewiczowi nie zależy na przedłużaniu wojny w takim
samym stopniu jak jemu. Dlatego też sądził, że w zamian za
obietnicę zakończenia działań wojennych Paskiewicz te wa-
runki przyjmie (pomimo zapewnienia w liście submisyjnym,
że warunków stawiać nie będzie!). Punkty 1,2,5 przyjął bez
zastrzeżeń. Odrzucił punkt 8, a w pozostałych poczynił istotne
zmiany: w punkcie 3 nie godził się na oddanie przedmościa
praskiego i mostu, w punkcie 4 do województwa płockiego
dodał województwo podlaskie, w punkcie 6 zaznaczył, że jeń-
ców wydadzą obydwie strony, a w 10 zapisał powszechną
amnestię i niekaralność za czyny od 29 XI 1830 r.3" Berg
30
Ibidem, s. 150-151; K . F o r s t e r , Powstanie narodu polskiego w
roku 1830-1831, cz. III, Berlin 1873, s. 79; P r ą d z y ń s k i , op.cit
s. 273.
otrzymał od Krukowieckiego oświadczenie, że wysłanie listu
submisyjnego do cara może nastąpić tylko po przyjęciu po-
wyższych poprawek. Straszył Berga zaciekłą obroną miasta,
a kiedy ten opierał się, twierdząc, iż nie śmie przedstawić tak
zmodyfikowanych propozycji feldmarszałkowi, po raz kolejny
wysłał do Paskiewicza gen. Prądzyńskiego. Miał on oświad-
czyć rosyjskiemu dowódcy, że list submisyjnyjest j u ż gotowy,
ale zostanie przekazany dopiero po podpisaniu przez niego ar-
tykułów, które faktycznie były warunkami postawionymi stro-
nie rosyjskiej.
Berg i Prądzyński zjawili się na Woli w trakcie bojów o ro-
gatki jerozolimskie, wolskie i o cmentarz luterański, czyli mniej
więcej między godz. 21.00 a 22.00. Okoliczności nie sprzyja-
ły już stawianiu przez Prądzyńskiego warunków, gdyż nie od-
powiadało to sytuacji militarnej, jaka panowała w danej chwili.
Dlatego też Prądzyński od razu wręczył w.ks. Michałowi list
submisyjny. Brat cara był nim „oczarowany". Teraz rozpo-
częły się spoiy nad punktami układu rozejmowego. Paskie-
wicz w żadnym wypadku nie mógł ich przyjąć. Szczególnie
warunku zawartego w punkcie 3 - zerwanie mostu na Wiśle
było niebezpieczne dla Rosjan, ponieważ pozostawiało ich
armię na lewym brzegu, w Warszawie, podczas gdy ponad
50 000 żołnierzy polskich tkwiących na prawobrzeżu przeci-
nałoby j e j komunikację z Rosją. Feldmarszałkowi nie pozo-
stało więc nic innego, jak za wszelką cenę wymusić na stro-
nie polskiej oddanie mostu z przedmościem i ograniczenie do
województwa płockiego obszaru dyslokacji armii polskiej
w trakcie rozejmu. Nie zaakceptował więc warunków Kru-
kowieckiego (ale list submisyjny już wziął) i wprowadził do
nich kolejne zmiany. Rezultatem wieczornego spotkania był
czwarty już pakiet punktów rozejmowych, nad którymi Berg
miał dyskutować z Krukowieckim. Paskiewicz przyjął punkty
1,2,5, punkty 6,7,8,9 pozostawił do dyskusji, natomiast w
pozostałych dokonał istotnych zmian. Ich wersja rosyjska
różni sig od tej. jakąpozostawił nam Prądzyński:
Pkt 3. - Armia polska opuszcza Warszawę i zachowuje pra-
wo ewakuacji zasobów przez cały dzień 8 września. Wersja
Prądzyńskiego: Armia polska opuszcza natychmiast Warsza-
wę, zabierając w ciągu kilku dni wszystko, co do niej należy;
Armia rosyjska zajmuje miasto 8 września. Wersja Prądzyń-
skiego: umówiono się, żeby w Warszawie umieścić dwie głów-
ne kwatery, obie zaś armie miały stać za miastem.
Pkt 4. - Armia polska zajmuje woj. płockie, część augu-
stowskiego, Modlin, Łomżę i Zamość. Wszystkie oddziały
oderwane - Ramoriny, Różyckiego, Stryjeńskiego i wszelkie
inne oddziały, gdziekolwiek się znajdują, połączyć się mają
z główną armią.
Pkt 10. - Amnestia ogólna dla wszystkich biorących udział
w powstaniu. Wersja Prądzyńskiego: „amnestia ogólna dla
wszystkich, którzy przyjęli udział w rewolucji nie tylko w Kró-
lestwie, ale także w guberniach zachodnich" 31 .
Co do mostu na Wiśle i przedmościa, których zwrotu Ro-
sjanie kategorycznie się domagali, to Prądzyński, jak sam za-
znaczył, nie miał upoważnienia do rozstrzygnięcia tej kwestii,
ale sądził, że „to da się załatwić zgodnie". Musiał więc stronie
rosyjskiej powiedzieć, że j e j żądanie zostanie spełnione. Spra-
wy dotyczącej wymiany jeńców w ogóle nie odnotowano i tyl-
ko w.ks. Michał zgodził się na wymianę obustronną bez ukła-
du. Berg otrzymał od Paskiewicza „bardzo rozległe" pełno-
mocnictwa do zawarcia i podpisania, jak to określił Paskie-
wicz, „ostatecznej pacyfikacji zbuntowanej Polski", przy czym
feldmarszałek zachował sobie prawo zatwierdzenia warunków.
W chwili gdy Prądzyński z Bergiem pojawili się w Warsza-
wie (około północy), armia polska znajdowała się w pełnym
odwrocie zgodnie z określonym punktem układu rozejmowe-
go(Krukowiecki przystąpił do jego wykonania po godz. 19.00).
31
P r ą d z y ń s k i , op.cit., s. 277; A. P u z y r e w s k i , Wojnapolsko-
-ruska ¡831, Warszawa 1899, s. 443.
Ewakuacja nie miała na celu zapewnienia środków do dalszej
wojny, gdyż Krukowiecki był przekonany o j e j zakończeniu
z chwilą odesłania listu submisyjnego! Nie wydał więc rozka-
zów, które mogłyby przyspieszyć wywiezienie wszystkich za-
sobów (np. nie nakazał stawiania drugiego mostu na Wiśle,
do czego mógł wykorzystać pontony zgromadzone na placu
Broni). W Warszawie miała pozostać cała administracja cy-
wilna i rządowa, zapasy żywności (poza ruchomym zapasem
na wozach), oporządzenia i wyposażenia armii, zakłady zbro-
jeniowe, zapasy wykonanej broni itd. oraz chorzy i ranni.
Armia zaczęła opuszczać miasto między godz. 20.00 a 21.00.
Krukowiecki rozkazał Małachowskiemu i Umińskiemu, aby
oddziały narażone na odcięcie przez Rosjan ściągały artylerię
z wałów, a następnie cofały się ku mostowi. Rozkaz ten doty-
czył przede wszystkim oddziałów lewego frontu i obsadzają-
cych szańce pierwszej i drugiej linii na dawnym odcinku obro-
ny 4 DP (m.in. szańce 68-70), a także prawego frontu (Pary-
sów). Dowódcy jednostek walczących w zachodniej części
miasta (przy rogatkach jerozolimskich, wolskich i na cmenta-
rzu luterańskim) nie otrzymali informacji o odwrocie części
armii, co było powodem dużego zamieszania. Dopiero między
godz. 22.00 a 22.30 oddziały broniące odcinka zachodniego
otrzymały rozkazy odwrotu do mostu na Wiśle. Wydał je nie
gen. Krukowiecki, ale gen. Małachowski.
O godz. 21.45 na żądanie marszałka sejmu, Władysława
Ostrowskiego, Krukowiecki złożył dymisję ze stanowiska pre-
zesa rządu. Władzy pozbawiono go za to, że oddał Królestwo
Polskie na powrót pod berło cara Rosji. Około godz. 22.00
Ostrowski mianował tymczasowo Małachowskiego na sta-
nowisko naczelnego wodza i przekazał mu „nieograniczone
naczelne dowództwo" (miał on przede wszystkim wstrzymać
szerzący się w wyniku rozkazów Krukowieckiego nieład
w wojsku). Nowym prezesem Rządu Narodowego został Bo-
nawentura Niemojowski. Pospiesznie zwołana rada wojenna
(uczestniczyli w niej generałowie: Małachowski, Lewiński,
Bem, oraz Władysław Ostrowski, Bonawentura Niemojow-
ski, Teodor Morawski i Joachim Lelewel) uznała, iż obrona
Warszawy jest niemożliwa i wobec tego należy ją opuścić.
Małachowski obejmując obowiązki podtrzymał wszystkie
zarządzenia Krukowieckiego, dotyczące odwrotu. Zresztą
nie mógł nic innego zrobić, gdyż ewakuacja armii już trwała.
Około godz. 18.00-19.00 kilkaset wozów intendentury (żyw-
nościowe i lazaretowe) ciągnęło w stronę ulicy Bednarskiej
z zamiarem przedostania się na Pragę, gdyby bowiem zdecy-
dowano się na kontynuowanie wojny, trzeba było przeprawić
wszystko, co było do niej niezbędne, włącznie z amunicją. Jed-
nym z pierwszych zarządzeń Małachowskiego było zatrzyma-
nie wozów intendentury przed kościołem Bernardynów (ko-
ściół Św. Anny) i oddanie koni parkowi amunicyjnemu, tkwią-
cemu na placu Broni. Do godz. 24.00 udało się ten park
przeprowadzić na Pragę. Zabrakło natomiast czasu na ewa-
kuację parku pontonowego oraz zapasów żywności i mundu-
rów. Najważniejsza była armia, którą trzeba było przerzucić
naprawy brzeg Wisły. Niemojowski przystąpił do ewakuacji
zapasów wojennych, które ładowano na statki rzeczne zgro-
madzone w Zatoce Golędzinowskiej. Kilkanaście zdołano od-
prawić do Modlina przed opuszczeniem miasta przez wojsko
polskie. Ewakuacja niewątpliwie przebiegałaby sprawniej, gdy-
by nie zbojkotowała j e j administracja ministerstw, dla której
wojna skończyła się wraz z oddaniem Rosjanom Warszawy.
Ewakuacja odbywała się pod osłoną armii. Dogodź. 24.00
4 DP pościągała w obręb wału miejskiego załogi szańców ze-
wnętrznych, a o północy korpus Umińskiego rozpoczął marsz
Nowym Światem i Krakowskim Przedmieściem na Pragę.
Wraz z żołnierzami korpusu cofała się artyleria polowa. Bem
jako pierwsze ewakuował prawdopodobnie baterie piesze
pozycyjne i lekkie, a także część konnych. Pozostałe działa
artylerii konnej tkwiłyjeszcze czas jakiś przy baiykadach. Przed
piechotą i artylerią na Pragę przeszła 1 DK. Wtedy też za-
pewne przeprawiła się jazda z korpusu Dembińskiego. O godz.
1.00 rozpoczęły odwrót oddziały lewego frontu, osłaniane przez
12 ppl. O godz. 3.00 zajął on barykady na ulicy Nowy Świat.
Na Pragę przeszedł około godz. 6.00. Na odcinku zachodnim
korpus Dembińskiego pozostawił na baiykadach jedynie drob-
ne ubezpieczenia. Pułki cofnęły się w głąb miasta, gdzie mia-
ły wyznaczone punkty zborne. Tam spędziły noc i o godz.
4.00 rozpoczęły marsz na Pragę. Artyleria konna z barykad
opuszczała pozycje po godz. 2.00. Ostatnie rozpoczęły od-
wrót oddziały frontu prawego. Gwardia Narodowa i Straż
Bezpieczeństwa o godz. 4.00 cofnęły się z wału do miasta
i przystąpiły do zdawania broni. Część gwardii na rozkaz gen.
Berga objęła posterunki w mieście, zastępując oddziały woj-
skowe.
Bezpośrednio po zakończeniu walk w armii rosyjskiej na-
stroje nie były zbyt optymistyczne m.in. z powodu dotkliwych
strat, jakie poniesiono tego dnia. Co prawda, osiągnięto zna-
czące sukcesy, ale żołnierzy czekał jeszcze niepewny bój na
ulicach miasta. Zgodnie z zarządzeniem Tolla część armii od-
poczywała, a druga stała pod broniągotowa odeprzeć kontr-
ataki Polaków. Korpus gwardii rozlokował się między szańca-
mi pierwszej i drugiej linii, 500 m od kolumn IIKP. Kawaleria
uformowała szyk na flankach. W dyspozycji Toll zakazał
przekraczania wału, ale oficerowie nie zawsze mogli utrzy-
mać wojsko w szykach. Gmpy rosyjskich żołnierzy przenikały
więc do miasta, a tam staczali z nimi potyczki wycofujący się
Polacy. Korpus Strandmana, korzystając z odwrotu polskich
oddziałów, zbliżył się do wału miejskiego i opanował szańce
3 i 4. Oddziały Rotha i Łukasza prawdopodobnie w tym
samym czasie zajęły szańce zewnętrzne na lewo od Strand-
mana (do szańca 72). Przez całą noc saperzy budowali am-
brazury w wale miejskim. Robiono je prawdopodobnie przy
stanowiskach dla dział wykonanych na wale przez Polaków,
a więc między redanem 19 aredanami 8-9. Według źródeł
rosyjskich do godz. 5.00 wykonano około 100 ambrazur. Nad
ranem wprowadzono do nich artylerię.
Armia spędziła noc o głodzie (nie podwieziono żywności
ani furażu dla koni) wokół leżących na pobojowisku rannych
i zabitych. Rannych było tak wielu, że nie zdołano ich ewaku-
ować do lazaretów na tyłach. Od strony miasta do armii ro-
syjskiej nie dochodziły żadne odgłosy. Toll wysłał za wał pod-
jazdy, które meldowały mu o opuszczaniu pozycji przez Pola-
ków. Było to dla niego sporym zaskoczeniem, gdyż Paskie-
wicz nie poinformował go o rokowaniach i kapitulacji War-
szawy. Uczynił to dopiero nad ranem (około godz. 8.00). Wte-
dy też wojsko dowiedziało się o zakończeniu walki. Radość
była ogromna, gdyż przypuszczano, że wraz ze zdobyciem
Warszawy skończy się wojna. Wojska rosyjskie przygotowy-
wały się do zajęcia miasta.
Akt kapitulacji Warszawy Rosjanie uzyskali w następstwie
dramatycznych wydarzeń, któiych świadkiem były sale pała-
cu Namiestnikowskiego.
Już przed godz. 23.00 w pałacu zaczęli się gromadzić wyż-
si oficerowie armii polskiej, zarówno dowódcy oddziałów wal-
czących w obronie miasta, jak i przedstawiciele Komisji
Rządowej Wojny. Wśród zebranych zdecydowanymi zwolen-
nikami zakończenia wojny byli: gen. Izydor Krasiński oraz
wiceprezes Rządu Narodowego (mianowany j u ż przez Nie-
mojowskiego) pik Karol Zieliński. Większość generałów praw-
dopodobnie podzielała opinię Krukowieckiego, że po utracie
Warszawy dalsze prowadzenie wojnyjest niemożliwe. Wszy-
scy czekali więc na powrót Prądzyńskiego, aby poznać wa-
runki układu rozejmowego. Od nich uzależniali oficjalne uzna-
nie listu submisyjnego, choć panowała raczej zgodna opinia, że
wojnę należy skończyć za wszelką cenę. Rzecznikami tych
opinii byli przede wszystkim Krasiński i Zieliński. Uległ im tak-
że Małachowski.
Berg z Prądzyńskim przybyli do pałacu po północy. Rosyj-
ski parlamentarz zorientował się, iż Krukowiecki pozbawiony
został władzy, i umiejętnie to wykorzystał. Oświadczył, miano-
wicie, że rokowania może prowadzić tylko z Krukowieckim,
a jednocześnie poinformował stronę polską o planowanym roz-
poczęciu szturmu o godz. 4.00. Prądzyński wszem i wobec
rozgłaszał, że warunki są korzystne. Problem w tym, iż Berg
na ich temat chciał mówić tylko z Krukowieckim. Postano-
wiono zatem ściągnąć go z Pragi. Czas uciekał, toteż polscy
generałowie i wiceprezes rządu zdecydowali się podpisać układ
militarny o kapitulacji Warszawy na warunkach podyktowa-
nych przez Berga (a więc tylko punkt 3 układu). Po przybyciu
Krukowieckiego miał być podpisany cały układ rozejmowy.
Małachowski podpisał list przygotowany przez Berga, w któ-
rym zobowiązał się, iż armia polska opuści Warszawę do
godz. 5.00 i odda most wraz z przedmościem praskim, w za-
mian za co strona rosyjska zajmie Warszawę i Pragę prze-
strzegając wolności osobistej i własności mieszkańców, a tak-
że da 48 godzin na wyjście z miasta oddziałów polskich z szań-
ców, osób cywilnych i na ewakuację sprzętu armii (oprócz
amunicji). Poza Prądzyńskim tylko gen. Dembiński miał rze-
komo oponować przeciwko tym warunkom. Małachowski pod-
pisał list pod groźbą wznowienia przez Rosjan szturmu miasta,
w któiym była j uż tylko część armii. W przeciwnym razie, czyli
gdyby nie uległ presji, następstwem ataku rosyjskiego mogła
być tylko klęska Warszawy i zagłada j e j mieszkańców. A Ma-
łachowski za wszelką cenę chciał tego uniknąć. Tak zresztą
sprawę tę naświetlali mu Zieliński, Krasiński, a także Lewiń-
ski. Że obawa przed tym szturmem była powszechna wśród
polskich generałów, świadczy chociażby fakt, iż Krasiński,
Dembiński, Rybiński, Bogusławski, Lewiński i Andiychiewicz
zaręczyli, że ewakuacja miasta odbędzie się zupełnie spokojnie.
W sytuacji, jaka zaistniała po godz. 24.00, stronie polskiej rze-
czywiście nic innego nie pozostało do zrobienia.
Paskiewicz dzięki sprytnemu posunięciu Berga był na do-
brej drodze do osiągnięcia celów, jakie wyznaczył sobie
przed bitwą, tzn. zdobył Warszawę, a jednocześnie mógł po-
zbawić armię polską możliwości prowadzenia wojny na pra-
wym brzegu Wisły. Temu drugiemu celowi służyć miały dal-
sze kroki Berga, rozbijające jedność w łonie polskich władz.
Wykorzystał on fakt, iż ani Niemojowski, ani Ostrowski nie
cofnęli dymisji Krukowieckiego, a także pełną ustępliwość
i wolę zakończenia wojny płk. Zielińskiego oraz gen. Krasiń-
skiego (nie targowali się tak jak Krukowiecki), mających duży
wpływ na Małachowskiego. Po godz. 5.00 przystąpili oni do
rozmów z Bergiem na temat punktu układu rozejmowego, doty-
czącego ustąpienia armii polskiej w Płockie (punkt 4). Mała-
chowski podpisał drugi list do Paskiewicza, w którym zgodził
się wyprowadzić armię (włącznie z Ramoriną) do woj. płoc-
kiego 12 . Otrzymując to pismo strona rosyjska mogła być już
pewna, że uśmierzyła powstanie polskie. I wszystko na to wska-
zywało, gdyż Małachowski ściśle wykonywał warunki poro-
zumienia. 8 września rozpoczął marsz na Modlin, a Ramorinie
wysłał rozkaz wzywający go ku tej twierdzy, o czym natych-
miast poinformował Paskiewicza.
12
„Kurier Warszawski" nr 273 z 9 X 1831, s. 1 3 2 7 ; O k u n e v ,
op.cit., s. 112; W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830-1831, Warszawa
1993, s. 529 (przypis).
kie mogą prosić cesarza! Postanowiono także wysłać ofice-
rów do różnych korpusów, aby wstrzymać kroki nieprzyjaciel-
skie. Małachowski w dowód „szczerego pojednania" wypu-
ścił na wolność ponad 3000 jeńców rosyjskich.
W armii polskiej panowało ogólne przygnębienie. Większość
wyższych dowódców i polityków znała treść warunków za-
wieszenia broni, a stan annii polskiej na przedmościu tylko
utwierdzał ich w przekonaniu o zakończeniu wojny. Morale
podupadło. Żołnierze głodni, wyrwani z więzów dyscypliny
i wymęczeni bardzo szybko wpadał i w panikę. Jak wspomi-
na jeden z uczestników marszu do Modlina, „pochód rozbitej
armii [był- T.S.] przerażający.Gromady żołnierzy z rozma-
itych pułków, bez komendy szły samopas razem, niektóre
armaty zaprzężone końmi dorożkarskimi wlekły się jak smo-
ła. Wszystkie twarze były zrozpaczone, znękane lub zapłaka-
ne"33. Nowe pułki, pozbawione płaszczy, maszerowały do
Modlina tylko w mundurach. Zgodnie z konwencją militarną
w Warszawie pozostał gen. Kazimierz Dziekoński, któremu
polecono ewakuować z warszawskich magazynów intenden-
tury odzież, w tym 40 000 płaszczy, 60 000 koszul i 30 000 par
obuwia. Intendent generalny, Matuszewski, przygotowywał
się do ewakuacji zapasów żywności.
Dopiero w Modlinie przystąpiono do reorganizacji armii, która
wskutek dezercji oraz dymisji oficerów z każdym dniem słabła.
Armia rosyjska miała wkroczyć do Warszawy o godz. 5.00,
jednak Paskiewicz, aby dać czas Bergowi na dokończenie ro-
kowań, przesunął ten termin na godz. 7.00.
O godz. 7.00, jak to wcześniej ustalono, IV brygada piecho-
ty gwardii przez rogatki jerozolimskie wkroczyła do miasta
i mszyła w kierunku mostu. Żołnierzom zakazano wyrażania
radości. Oddziały, przynajmniej te pierwsze, które wchodziły
na ulice Warszawy, szły bez muzyki i werbli. Paskiewicz oba-
W. S z o k a l s k i , Wspomnienia z przeszłości, t. 2: (1830-1837), Wilno
1921, s. 52.
wiał się, iż zbyt ostentacyjne świętowanie zwycięstwa mo-
głoby wywołać oburzenie żołnierzy polskich i doprowadzić
w sposób żywiołowy do wznowienia walk. Kolumna gwardii
dotarła do pałacu Namiestnikowskiego i tu zatrzymała się,
aby przepuścić zmierzające w stronę Pragi wozy taborowe
i uciekinierów. Gdy ostatnie oddziały polskie opuściły lewy brzeg
miasta, na most wkroczył pułk ułanów. 1 wówczas doszło do
poważnej scysji. Kilku żołnierzy polskich z rozkazu Umiń-
skiego nie chciało przepuścić przez most gen. Krukowieckie-
go i groziło obroną przeprawy. Małachowski ledwo zdołał ich
odwieść od tego zamiaru.
O godz. 8.00 do Warszawy wjechał gen. Korff, komendant
miasta (generał gubernatorem został gen. Witt). Za nim, na
czele pułku preobrażańskiego gwardii, wkroczył do stolicy
Królestwa w.ks. Michał witany chlebem i solą przez Ludwika
Osińskiego. Oddziały rosyjskie szły Alejami Jerozolimskimi
i Nowym Światem na plac Saski. Pawłowski pułk wchodził do
miasta, grając „Jeszcze Polska nie zginęła". Armię rosyjską
witały puste ulice i pozamykane sklepy. Entuzjazm okazywali
jedynie rzemieślnicy niemieckiego pochodzenia i Żydzi.
Już 8 września rosyjscy saperzy zaczęli likwidować baiy-
kady i komory minowe. Na głównych ulicach postawiono działa,
w kawalerii zaś połowa koni była osiodłana, bez przerwy bo-
wiem wysyłano podjazdy ulicami i w dół wału. Piechota rozlo-
kowała się na głównych placach i zachowywała gotowość
bojową, artyleria miała zaprzężone konie, a kanonierzy za-
palone lonty. Przez kilka dni starano się nie drażnić Polaków.
Oficerom polskim przez 3 dni pozwolono wjeżdżać i wy-
jeżdżać z miasta, zabierać ruchomości itd. Witt zaproponował
nawet w.ks. Michałowi, aby warty (złożone z żołnierzy gwar-
dii) oddawały honory wszystkim polskim oficerom. Przed ofi-
cerami wyższych stopni i szeregowymi odznaczonymi orde-
rem Virtuti Militari występowały warty gwardii, prezentując
broń. Efekt był taki, iż żołnierze wracający do obozu rozgła-
szali, że car utrzyma wszystko po dawnemu, zatwierdzi naby-
te stopnie i ordery, że nawet nie skasuje emerytur. Wojskowi,
którzy zostali w Warszawie, zobowiązani byli złożyć przysięgę
na wierność królowi polskiemu, Mikołajowi I.
Jeżeli Paskiewicz godził się na takie postępowanie wobec
żołnierzy polskich, to przyczyna była tylko jedna - pomimo
zdobycia Warszawy nie udało mu się stłumić powstania. Oba-
wiał się, że czeka gojeszcze dalsza wojna, próbował więc
różnych sposobów, aby armię polską podzielić, skłócić i osła-
bić wewnętrznie. Wielu oficerów i szeregowych wojska pol-
skiego uległo umiejętnie prowadzonej propagandzie rosyjskiej.
W Warszawie pozostało lub wróciło do niej z armii polskiej 1054
oficerów (do 12 września), a wśród nich generałowie: Kru-
kowiecki, Prądzyński, Chrzanowski, Turno, Bontemps, oraz
około 4000 szeregowców i podoficerów (do 27 września).
Zgodnie z zawartą konwencją militarną Polacy mieli możli-
wość wywozu z Warszawy zapasów komisariatu wojska.
Paskiewicz jednak nie dotrzymał zobowiązań. Polacy bardzo
szybko się przekonali, ile warte są obietnice strony rosyjskiej.
Aż dziw, że wyrażali potem zdziwienie takim stanem rzeczy.
Oddanie Warszawy stało się w rzeczywistości końcem powsta-
nia, tym bardziej że strona polska wraz z miastem straciła za-
soby umożliwiające kontynuację wojny. Armia rosyjska oprócz
znacznych zapasów komisariatu zdobyła 132 działa, 5000
sprawnych karabinów (oprócz wielu popsutych), 8000 sztuk
wszelkiego rodzaju broni siecznej (szabel, tasaków), 5000
pocisków do dział i ok. 2 000 000 ładunków karabinowych,
100 000 sztuk sprzętu polowego, ponad 300 m pontonów mo-
stowych. Rosjanie przejęli także arsenał, ludwisarnię, młyn
prochowy, fabrykę saletry i kilka fabryk broni.
Straty rosyjskie wyniosły 10 559 żołnierzy, w tym 2 genera-
łów, 16 oficerów starszych (9 dowódców pułków), 47 ofice-
rów młodszych, 1767 szeregowców i podoficerów zabitych,
1189 zaginionych, których w większości należy zaliczyć do
powiednio 12 oficerów i 165 szeregowych oraz 6 oficerów
i 182 szeregowych. Tymczasem Mierosławski dysponował
odpisem oryginalnych dokumentów archiwum Sztabu Gene-
ralnego i wynikało z nich, iż tylko 12 oficerów i 165 szerego-
wych z pułku dragonów gwardii stawiło się na apel 8 wrze-
śnia. W pułku wołogodzkim, który atakował rogatki jerozolim-
skie, wieczorem 7 września pozostało w szyku 300 bagnetów.
Podobnie wyglądała sytuacja w pułku grenadierów Suworo-
wa (zostało w nim 300 bagnetów, ubyło więc 530 żołnierzy, tj.
63% stanu wyjściowego z 6 września).
Straty rosyjskie pogłębiała duża śmiertelność żołnierzy po
bitwie. 1 września w szpitalach Warszawy było 11 778 cho-
rych i rannych żołnierzy polskich, a w lazaretach można było
jeszcze umieścić 4692 pacjentów. Bezpośrednio po bitwie
6 września wolne łóżka zajęli ranni żołnierze polscy i jeńcy
rosyjscy. Tego dnia przybyło ich łącznie 764, a 7 września po-
nad 3000, ale tylko żołnierzy polskich. Po kapitulacji miasta
trzeba było znaleźć dodatkowe miejsca dla co najmniej kilku
tysięcy żołnierzy rosyjskich! Przekraczało to możliwości szpi-
tali. Licząc nawet, iż rannych żołnierzy rosyjskich było ok.
7000, to razem zgromadziło się ich grubo powyżej 18 000. Wła-
dze rosyjskie sprawnie rozwiązały ten problem. Usunęły z naj-
większych szpitali rannych żołnierzy polskich, wprowadzając
na ich miejsce własnych. Ranni żołnierze rosyjscy szybko
wymierali z powodu poważnego zaniedbania ran bezpośred-
nio po walce. Był to efekt niskiego poziomu służby zdrowia
warmii rosyjskiej.
Biorąc pod uwagę powyższe przesłanki, można stwierdzić,
że straty rosyjskie w dwudniowym szturmie Warszawy znacz-
nie przekroczyły oficjalnie podaną liczbę 10 559 zabitych, ran-
nych i zaginionych. Samych rannych strona rosyjska miała
ponad 11 000-12 000, a zabitych i zaginionych około 4 000.
Liczba tych ostatnich zwiększyła się wskutek dużej śmier-
telności wśród hospitalizowanych. Można więc przyjąć, że
straty rosyjskie mieszczą się w przedziale 14 000-16 000 żoł-
nierzy.
Straty armii polskiej były znacznie mniejsze, co wynikało
z faktu, iż broniła się ona na umocnionych pozycjach. Po wkro-
czeniu do miasta Rosjanie zastali w szpitalach i lazaretach
11 000 rannych i chorych żołnierzy polskich (do tego należało-
by doliczyć ponad 1000 rannych, którzy znaleźli się w niewoli
rosyjskiej już 6 września). Według danych rosyjskich w na-
stępstwie bitwy zginęło, zmarło od ran lub trafiło do szpitali
139 oficerów i 7745 szeregowych. .Łączna liczba jeńców pol-
skich wziętych w bitwie wynosiła 58 oficerów oraz 2532 pod-
oficerów i szeregowców. Do !€ września dobrowolnie opu-
ściło szeregi wojska 1054 oficerów oraz ponad 4000 podofice-
rów i szeregowców.
Porównując różnicę stanów osobowych poszczególnych
broni polskiej armii głównej z 2 i 9 września określić można
straty w szeregowcach i podoficerach. Przy czym należy za-
znaczyć, iż uwzględniały one obok zabitych, rannych i zagi-
nionych także licznych dezerterów. Piechota w świetle tych
porównań między 2 a 9 września straciła 6471 żołnierzy.
Z bitwy zachowały się raporty z 3 DP i 4 DP. Pierwsza
z nich w ciągu 2 dni straciła 2622 oficerów i szeregowych,
tj. około 30 % stanu wyjściowego z 6 września, natomiast
druga tylko 7 września ponad 700, tj. 9,1 % stanu z 6 wrze-
śnia. Razem dawało to 3322 oficerów i szeregowych. W ka-
walerii straty były znacznie mniejsze i wyniosły maksimum
200-300 szabel.
Straty pozostałych pułków są niemożliwe do określenia,
gdyż ich stany 9 września podniosły się w porównaniu do sta-
nów z 2 września. Straty artylerii Bem oceniał na 2 oficerów
starszych, 17 młodszych, 270 podoficerów i szeregowców. Były
to jednak prawdopodobnie straty artylerii polowej. Z artylerią
wałową musiały być one znacznie większe. Bem podawał
m.in. liczbę 500 zabitych i rannych, a podszef sztabu artylerii,
Ekielski, określił je na 1000 żołnierzy (wliczając także baon
rezerwowy artylerii). W porównaniu do stanu z 2 września
straty w artylerii wyniosły 1289 żołnierzy i 11 dział. Wciągu
dwóch dni artyleria zużyła około 30 000 pocisków.
Gdy podsumujemy powyższe dane szacunkowe, okaże się,
iż w wyniku bitwy armia polska straciła bezpowrotnie ponad
16 000 żołnierzy, przy czym należy zaznaczyć, że j e j tzw. stra-
ty krwawe były mniejsze od strat rosyjskich.
Przedmieście wolskie i Czyste
Rogatki jerozolimskie
Szaniec 56
Kazimierz Ma-
ł a c b o w s k i . zastępca
naczelnego w o d z a
armii polskiej
Załącznik t
L e w e s k r z y d ł o - g e n . Pahlen
Oddział gen. Chiłkowa:
Orenburski pułk ułanów
Jamburski pułk ułanów
Ks. Aleksandra W i r t e m b e r s k i e g o pułk dragonów
Sumski pułk huzarów
Łubieński pułk huzarów
Kozacy B o i y s o w a
Kozacy Katasanowa
Kozacy A d r i a n o w a
Razem: 26 szwadronów, 10 sotni, 10 dział - 3808 żołnierzy
Oddział gen. M u r a w i e w a
Żmudzki pułk g r e n a d i e r ó w
Łucki pułk g r e n a d i e r ó w
N i e ś w i e s k i pułk g r e n a d i e r ó w
Praski pułk p i e c h o t y
Korpus g e n . Strandmana
3 pułkjegrów
4 pułkjegrów
Grodzieński pułk huzarów
Kozacy Grekowa V
2 pułk czarnomorski
5 pułk czarnomorski
Pułk atamański
Rezerwy
Korpus g w a r d i i - w . k s . Michał
Artyleria
5 baterii p o z y c y j n y c h g w . 40 dział
2 baterie lekkie gw. 16
2 baterie p o z y c y j n e gren. 20
2 baterie lekkie gren. 16
2 baterie konne g w . 16
3 baterie konne 24
2 baterie p o z y c y j n e 20
2 baterie lekkie 16
3 baterie konne 28
I k o r p u s - g e n . Umiński
B r y g a d a gen. C z y ż e w s k i e g o
Zakład O g ó l n y Piechoty
Baony m a r s z o w e 7 ppl, 2 p s p i 4 p s p
Baony m a r s z o w e 1 ppl i 5 ppl
Baon z b i o r o w y z 6 ppl, 9ppl, 11 ppl i 20 ppl
A r t y l e r i a p o l o w a - 4 działa
1 D P - g e n . Rybiński
2 ppl
12 ppl
16 ppl
1 psp
6 kpap - 6 dział
1 klap - 1 0 dział
4 D P - g e n . Milberg
Pułk g r e n a d i e r ó w
13 ppl
23 ppl
3 psp
4 kpap - 8 dział
6 klap -6 dział
1 D K - g e n . Jagmin
3 psk
Pułk Jazdy A u g u s t o w s k i e j
4puł
1 Pułk Jazdy Sandomierskiej
Razem I korpus: 29 baonów, 13 s z w a d r o n ó w , 34 działa, 20 067 żoł-
nierzy
K o r p u s r e z e r w o w y - gen. D e m b i ń s k i
3 D P - g e n . Bogusławski
4ppl
lOppl
8ppl
5 psp
3 klap - 1 2 dział
B r y g a d a j a z d y - gen. Dłuski
1 psk
1 Pułk Jazdy K r a k o w s k i e j
Razem korpus r e z e r w o w y : 19 b a o n ó w , 13 s z w a d r o n ó w , 12 dział,
13 4 9 9 żołnierzy
Warszawa - garnizon
Batalion r e z e r w o w y artylerii
Część parku artylerii
Zakładjazdy
Praga-garnizon
Oddział Strzelców Sandomierskich i Krakowskich
Oddział Strzelców Podlaskich
Oddział 2 Pułku Jazdy Płockiej
Baon 15 ppl
Baon 19 ppl
Kompania rezerwowa 19 ppl
Kom pania artylerii g a r n i z o n o w e j
Oddział parku r e z e r w o w e g o byłej 5 kpap
WYKAZ SKRÓTÓW
baon batalion
blak bateria lekka artylerii k o n n e j
DGren d y w i z j a grenadierów
DKir dywizj a kirasjerów
DP d y w i z j a piechoty
GN Gwardia Narodowa
klap kompania lekka artylerii pieszej
KP k o r p u s piechoty
kpap kompania piesza artylerii p o z y c y j n e j
Pjeg pułkjegrów
PP pułk piechoty
ppl pułk piechoty l i n i o w e j
psk pułk strzelców konnych
psp pułk strzelców pieszych
puł pułk ułanów
SB Straż Bezpieczeństwa