Académique Documents
Professionnel Documents
Culture Documents
BERNARD NOWACZYK
CHOJNICE 1454
ŚWIECINO 1462
V BELLONA
WARSZAWA
Zapraszamy na strony
www.bellona.pl,www.ksiegamia.bellona.pl
ISBN 978-83-11-12337-3
Druk i oprawa:
Wojskowa Drukarnia w Łodzi Sp. z o.o.
90-520 Łódź, ul. Gdańska 130
WSTĘP
9 M. B i s k u p, G. L a b u d a, op.cit., s. 58-80.
siłowego. Jeśli nie można było uspokoić sąsiadów drogą
pokojową, należało ich podbić. Ale na to ówczesny wład
ca Mazowsza — książę Konrad, zajęty walką z innymi
dzielnicowymi książętami (swymi krewnymi — wszak
wszyscy byli potomkami Bolesława Krzywoustego), nie
miał wystarczających sił.
Wtedy pojawił się nowy sojusznik — zakon krzyżacki.
Krzyżacy, poszukujący nowego terenu do realizacji swego
głównego zadania — walki za wiarę i nawracania pogan,
a pozbawieni tej możliwości w Siedmiogrodzie, zwróci
li uwagę na ziemie położone na północy. Zbiegło się to
z poszukiwaniami prowadzonymi przez księcia Konrada
Mazowieckiego. Pod koniec 1225 r. książę ten, prawdo
podobnie nakłoniony przez swego krewnego, śląskiego
księcia Henryka Brodatego i misyjnego biskupa pruskiego
Chrystiana, nawiązuje stosunki z wielkim mistrzem Her
manem von Salza. Propozycja księcia jest korzystna, zakon
ma otrzymać jako czasową darowiznę ziemię chełmińską.
Ale wielki mistrz postarał się od razu, by kancelaria cesa
rza Fryderyka II, który uważał się za zwierzchnika całego
świata chrześcijańskiego, wystawiła dokument nadający
zakonowi ziemię chełmińską na własność. Dokument taki
zostaje wydany w 1226 r. Cesarski edykt jeśli nie zapewniał
zakonowi utworzenia państwa na ziemiach ludów bałtyckich,
to w każdym razie znacznie ułatwiał im spełnienie tego za
miaru. «
13 J. B a r d a c h , B . L e ś n o d o r s k i , M . P i e t r z a k , Historia
ustroju i prawa polskiego, Warszawa 1997, s. 68-69.
skich, a wójt miasta lokowanego na prawie niemieckim
do służby konnej, tak samo jak właściciel dóbr na prawie
rycerskim 14.
Po zjednoczeniu państwa jego władcy w wydawanych
statutach i przywilejach dokonali ujednolicenia i unormo
wania obowiązków wojskowych poszczególnych stanów.
Podstawą i trzonem siły zbrojnej było pospolite ruszenie
szlachty (dawnego stanu rycerskiego). Pierwsze unormo
wania w tym zakresie zawierały statuty wydane przez króla
Kazimierza Wielkiego, oddzielne dla głównych części Kró
lestwa Polskiego — statut piotrkowski dla Wielkopolski,
wiślicki dla Małopolski. Statuty te stanowiły, że każdy
posiadacz ziemi na prawie rycerskim obowiązany jest do
służby wojskowej „według jego najlepszych możliwości”.
Aby uniknąć dowolności w rozumieniu tego określenia,
kolejni władcy określali w trakcie nadawania dóbr na prawie
rycerskim liczbę zbrojnych, których miał wystawić posiadacz
danych ziem. W XIV w. powstał najmniejszy pododdział
wojsk feudalnych — „kopia” — w której skład wchodzi
li: rycerz kopijnik i jego poczet złożony z dwóch-trzech
strzelców konnych, uzbrojonych w kusze lub łuki. Oprócz
konnych na wyprawę wyruszali jeszcze piesi pachołkowie
oraz woźnica (każdy poczet miał swój wóz, którym wiezio
no zapasy broni, żywności, a także namiot). Wystawienie
takiego pododdziału było kosztowne, dlatego nie wszyst
kich przedstawicieli szlachty stać było na wypełnianie
obowiązku. Rycerz (szlachcic) był zobowiązany do służby
wojskowej na każde wezwanie tylko w granicach państwa,
w przypadku wyprawy za granicę początkowo przysługiwało
mu odszkodowanie za poniesione straty, władca miał także
obowiązek wykupu w razie dostania się rycerza do niewoli.
Od 1388 r. wykup z niewoli i wynagrodzenie za straty na
leżał się rycerzowi także w trakcie wojny wewnątrz kraju,
14 Tamże, s. 69
a za wyprawę za granicę zapłatę miał otrzymywać z góry
(wynosiła ona 5 grzywien od kopii). Ponadto na wyprawę
za granicę nie wzywano rycerzy, lecz „proszono i pytano”.
Duchowni posiadający ziemię na prawie rycerskim byli
zobowiązani do służby osobiście — jeśli nie mogli tego
obowiązku spełnić, powinni majątek przekazać krewnym.
Do służby wojskowej zobowiązano także sołtysów i wójtów
— zrównano jej zakres ze służbą rycerską 15.
Pospolite ruszenie zwoływał król (od połowy XIV w.
w razie potrzeby starosta danej ziemi). Uchylanie się od
służby wojskowej karane było konfiskatą dóbr winnego (od
1422 r. o konfiskacie orzekał sąd). W 1454 r. wprowadzono
zasadę, w myśl której zgodę na zwołanie pospolitego ruszenia
musiały wydać sejmiki ziemskie lub sejm. Wojewodowie
i kasztelanowie prowadzili wojowników zebranych ze
swych okręgów i województw na określone miejsce i tam
oddawali ich pod władzę króla lub wyznaczonego dowódcy.
Rycerzy z danej ziemi lub województwa na miejscu zbiór
ki organizowano w chorągwie ziemskie (w ludniejszych
województwach tworzono więcej niż jedną chorągiew).
Chorągiew, w zależności od liczebności zobowiązanych do
służby z danego terenu, liczyła od 50 do 120 kopii — czyli
od 150 (200) do 360 (480) ludzi; wliczam tu rycerza i 2-3
strzelców konnych — często jeden ze strzelców był gierm
kiem rycerza. Utrzymywały się jeszcze chorągwie rodowe
(możnowładcze), składające się z członków jednego rodu
oraz zależnych od głowy rodu drobnych rycerzy i sołty
sów z jego posiadłości. Nadal istniał obowiązek służby
wojskowej chłopstwa w ramach obrony okolicy (okręgu).
Ponadto to właśnie chłopi byli strzelcami konnymi w kopii,
piechotę i łuczników rekrutowano natomiast z chłopów
z dóbr królewskich. Mieszczanie wciąż mieli obowiązek
16 J. B a r d a c h , B . L e ś n o d o r s k i , M . P i e t r z a k , op. cit.,
s. 114-115.
17 T. N o w a k, J. W i m m e r, op. cit., s. 149, także A. N a d o 1 s k i,
19 T. N o w a k , J . W i m m e r , op. cit., s. 1 5 1
tzw. wielka mobilizacja, czyli wezwanie pod broń ludzi
z terytorium całego państwa, dawała teoretycznie możliwość
wystawienia wojska liczącego około 90 000 żołnierzy (przy
założeniu, że pod broń powołuje się 10 procent ludności). Było
to jednak możliwe tylko w przypadku ogłoszenia na terenie
całego państwa tzw. wyprawy w obronie ziemi. Faktycznie
jednak liczebność armii, zbieranej na mocy tzw. wyprawy
powszechnej, wynosiła od 10 000 do 20 000 ludzi 20.
W XV w. państwo króla Władysława Jagiełły (sama
Polska bez Litwy) teoretycznie, przy powołaniu pod broń
10 procent populacji, mogłoby wystawić armię liczącą od
140 000 do 180 000 żołnierzy — faktycznie jednak najwięk
sza armia, jaką powołano pod broń, liczyła około 18 000
szlachty i około 27 000 chłopów i mieszczan. Była to jak na
owe czasy armia bardzo liczna. Do tej liczby należy dodać
najemników (przytoczę tutaj tylko jeden przykład — pod
Grunwaldem było około 1500-1600 Czechów) 21.
W połowie XV w. upowszechnia się coraz bardziej udział
wojsk zaciężnych, nad którymi dowództwo sprawują wy
znaczeni przez króla dowódcy, zwani z czeska hetmanami.
Nazwa ta, początkowo używana w stosunku do oddziałów
składających się z Czechów i Morawian, stosowana będzie
z czasem do wszystkich dowódców.
20 Tamże, s. 143-144.
21 S. K u c z y ń s k i, op. cit., s. 259-264.
i XV w. było ich około 500. Pełnili oni wyższe funkcje
dowódcze: dowodzili chorągwiami, większymi pocztami,
zawiadywali warowniami. Drugą grupę stanowili półbracia,
z których jednak tylko część była wojownikami, służbę jako
rycerze pełniło ich niespełna 200. Trzecią grupę zobowiązaną
do służby w wojsku byli bracia służebni. W odróżnieniu
od dwu pierwszych grup, zasilali oni głównie piechotę
lub stanowili załogi zamków. Nie mieli własnej broni ani
koni. Ci, którzy służyli w jeździe, byli strzelcami konnymi
i wchodzili w skład pocztu rycerskiego. W piechocie pełnili
funkcję dowódców oddziałów zaciężnych, dowodzili również
zbrojną czeladzią zamkową. Ich uzbrojenie ochronne sta
nowiły pancerze kolcze, rzadziej kirysy płytowe, natomiast
broń zaczepną miecze, topory, kusze i łuki 22.
Najliczniejszą grupą wojowników krzyżackich byli
ludzie posiadający określone dobra (na mocy prawa pol
skiego, magdeburskiego, chełmińskiego lub pruskiego) —
porównywalni z ówczesną szlachtą polską, a także tak zwa
ni ludzie wolni — sołtysi, karczmarze wiejscy, młynarze.
Kontyngenty wystawiali też mieszkańcy miast, zasadniczo
głównie do obrony miasta, rzadziej do walki w polu.
W prawie chełmińskim określono dwa rodzaje obowiązku,
który zależał od wielkości majątku — wystawienie kopii z co
najmniej dwoma pachołkami lub służba samego tylko posia
dacza na jednym koniu. Odpowiedni przepis stanowił „(...)
ktokolwiek by 40 łanów lub więcej nabył od Zakonu naszego,
ten z pełnym uzbrojeniem i rumakiem okrytym, do takiego oręża
stosownym, oraz przynajmniej dwoma innymi wierzchowcami,
kto by zaś miał mniej łanów, z płatami i innym lekkim orężem
oraz jednym koniem, do takiego oręża stosownym (...) winien
podążyć na wyprawę”23. Wystawiany na takiej podstawie praw
nej przez posiadacza 40 łanów poczet musiał być odpowiednio
24 Tamże, s. 62-69.
25 S. K u c z y ń s k i, op. cit., s. 243.
Prusom, potem przeciwko Litwie — były to dla rycerstwa
z zachodniej Europy „wyprawy krzyżowe” podejmowane
nie tylko dla chwały rycerskiej, ale w celu walki z pogana
mi i ich nawracania. W takich „wyprawach krzyżowych”
uczestniczyli rycerze o różnym statusie majątkowym, stąd
brały się duże różnice w liczebności pocztów rycerzy gości,
praktycznie z całej Europy. Obok Niemców ze wszystkich
księstw niemieckich, spotkać można było także Francuzów
(z Normandii, Burgundii), Anglików, Szkotów, Niderlandczy-
ków, Szwedów i Duńczyków — nie było tylko Hiszpanów
i Portugalczyków, ale oni mieli w tym czasie własną wojnę
z niewiernymi. Napływ gości nie zmniejszył się zbytnio
nawet po chrzcie Litwy — nie wszyscy na zachodzie mieli
rozeznanie w stosunkach panujących na wschód od Niemiec.
Zakon także uprawiał propagandę, aby zachęcić do przy
jazdu, głosząc, że Żmudź jest pogańska, połowa mieszkań
ców Litwy to schizmatycy itd. Nie przynosiło to wielkich
rezultatów, na tak pozyskanych wojowników nie zawsze też
można było liczyć, a ponadto po 1411 r. udział tych rycerzy
stopniowo maleje. Bezpowrotnie minęły czasy, w których
traktowano wyprawy u boku Krzyżaków jak zaszczyt i obo
wiązek rycerza, a co nie mniej ważne, na zachodzie Europy
w końcu zrozumiano, że nie są to walki w imię wiary, że
przeciwnikami są tacy sami chrześcijanie 26.
Kolejną grupą żołnierzy walczących w imię celów za
konu byli opłacani ochotnicy. Występowały dwa źródła
ich rekrutacji i zależnie od źródła różnie ich nazywano.
W pracach popularyzatorskich często nazw tych używa się
zamiennie. Byli to żołnierze zaciężni i żołnierze najemni.
Żołnierzem zaciężnym był obywatel (poddany) danego
państwa, który, nie będąc w danym momencie zobowią
zany do służby, zaciągał się do wojska za określony żołd.
Żołnierzem najemnym natomiast był obywatel (poddany)
27 Tamże, s. 75.
28 W. U r b a n, Średniowieczni najemnicy, Warszawa 2008, s. 162
29 A. N o w a k o w s k i, op. cit., s. 76.
pominę jego dokładniejszy opis). Rycerze zakonni i rycerze
goście oraz zaciężni kopijnicy mieli pełną zbroję płytową,
kopie i miecze, rzadziej topory, klasą i wykonaniem podobne
do uzbrojenia polskich rycerzy. Zbliżone uzbrojenie mieli
także lekkokonni i piechota. Jako broń strzelczą w większo
ści używano kusz, łuki miała (i to w niezbyt dużej liczbie)
tylko piechota powoływana spośród poddanych chłopów
narodowości pruskiej. Broń ta w większości pochodziła
z wytwórni zakonnej. Wynikało to z militarnego charak
teru państwa. Nadzór nad produkcją i magazynowaniem
broni sprawował wielki marszałek. Podlegali mu: zarządca
siodłami, nadzorcy kuźni, kuszami i kierownik produkcji
dział i innej broni palnej. O skali produkcji broni świadczyć
mogą liczby: w 1399 r. w kuszami malborskiej znajdowały
się 324 nowo wykonane kusze, a w magazynie w Elblągu
składowano ich aż 1633 sztuk; w 1413 r. w Malborku wy
konano 82 000 nowych i naprawiono 43 000 starych bełtów
(strzał) do kusz. W XIV w. w Malborku rozpoczęto produkcję
artylerii ogniowej (działolejnia i ludwisarnia) oraz wytwa
rzanie prochu i kul kamiennych. W XV w. rozpoczyna się
także produkcja ręcznej broni palnej. Rozwinięty na szeroką
skalę „przemysł” zbrojeniowy pozwalał na stałe uzupeł
nianie broni ochronnej i zaczepnej wszystkich typów i dla
wszystkich rodzajów wojska. Broń produkowano zarówno
w stolicy, jak i w innych wielkich miastach — Gdańsku,
Elblągu, Królewcu 30.
O sile zakonu świadczyły także zamki, twierdze i ob
warowania miast. Były to budowle na wskroś nowoczesne,
wykonane z cegły i kamienia, doskonale przystosowane do
długotrwałej walki w oblężeniu, planowo rozmieszczone,
tak by broniły dostępu do wnętrza państwa, a zarazem
w taki sposób, by w razie potrzeby mogły wspierać się
nawzajem.
30 Tamże, s. 90-94.
WOJNY POLSKO-KRZYŻACKIE
DO WYBUCHU WOJNY TRZYNASTOLETNIEJ
Warszawa 2004.
Polska), a także na zapłacenie 100 000 kop groszy czeskich.
Był to więc sukces połowiczny, ale ważniejsze było to, że
społeczeństwo państwa krzyżackiego zobaczyło iż zakon
nie jest niezwyciężony, że można się wyzwolić spod jego
panowania, ale należy to lepiej przygotować. Ludność, i to nie
tylko pochodzenia polskiego, stawała się powoli sojusznikami
Polski na jej drodze do odzyskania utraconych ziem.
4J. D ł u g o s z, op. cit., s. 141 ; Długosz nie był dość dobrze poin
formowany — Krzyżacy posiadali dwa zamki.
po zakończeniu działań i wyczerpaniu impetu powstania
zakon miał już tylko trzy punkty oporu.
Ale Krzyżacy dopóki mieli punkty oparcia nie byli jeszcze
pokonani. Zakon był bogaty (przynajmniej w teorii), miał
swoje filie w dużej części Europy (największe w Niem
czech), mógł więc odbudować, przynajmniej częściowo,
swoje siły zbrojne, mógł nająć zawodowych żołnierzy,
których nie brakowało w Europie, był więc w stanie dalej
walczyć. Sami powstańcy, po początkowych sukcesach, nie
mieli wystarczających sił, by wygrać walkę bez pomocy.
Musieli więc jej szukać, ale Prusy graniczyły z państwem,
które było ich naturalnym sojusznikiem — z Polską. Wstęp
był już dokonany, należało tylko spełnić to, czego chciał od
nich król — wysłać duże poselstwo.
10 lutego poselstwo zostało więc wysłane. Na jego czele
stał przywódca Związku Pruskiego, Jan Bażyński. On też
wystąpił z wielką przemową do króla, opisując krzyw
dy doznane przez ludność państwa zakonnego. W swojej
mowie wskazywał na przewrotność Krzyżaków, opisywał
wojny i najazdy, jakimi trapili oni Polskę. Wspomniał także
o sądzie cesarskim i o niesprawiedliwym wyroku wydanym
przez Fryderyka. Zaznaczył, że „Ten więc wyrok cesarza,
tak niesłuszny i tyrański, spowodował nas do wypowie
dzenia posłuszeństwa Krzyżakom i podniesienia przeciw
nim oręża, w przekonaniu, że nie tylko nam mężom, ale
i kobietom największą grozi sromotą poddanie się w jarzmo
tak nikczemnej podległości. I pobłogosławiła Opatrzność
naszym przedsięwzięciom. W ciągu dni dwudziestu orężem
naszym przeszło dwadzieścia zdobyliśmy zamków (...), które
naszej uległy władzy. Gdy więc twoja Królewska Miłość,
jak wszystkim wiadomo, i co sam mistrz i zakon jawnemi
wyznali pismy, jesteś tego zakonu nadawcą, uposażycielem
i dobroczyńcą, ziemie zaś pomorska, chełmińska i micha-
łowska gwałtem i przemocą zostały Królestwu Polskiemu
wydarte, przeto udajemy się do Majestatu twego z prośbą,
abyś nas raczył przyjąć za twoich i królestwa twego wie
czystych poddanych i hołdowników, i wcielił na nowo do
Królestwa Polskiego, od którego jesteśmy oderwani (...).
Niechaj cię nie wstrzymuje przysięga i zawarte z Krzyżakami
przymierze, którem i my, część większą stanowiący, objęci
jesteśmy, kiedy je mistrz i zakon pogwałcili (...). Wzrusz
się naszemi prośbami i łzami, miej wzgląd nie tylko na
nas, ale i na tych, którzy wśród nadziei i obawy oczekują
powrotu naszego, a z nim odpowiedzi mającej im przynieść
pociechę albo wielką żałość 5”.
Narady króla z jego radą trwały dość długo. Nie brako
wało bowiem wśród panów polskich przeciwników przy
jęcia tych ziem w skład państwa polskiego. Najsilniejszym
i najbardziej znaczącym przeciwnikiem był kardynał Zbi
gniew z Oleśnicy, a sekundowali mu, niewidzący interesu
w takim rozwiązaniu, niektórzy możnowładcy małopolscy.
Przeciąganie się rozmów wynikało także z powodu zbyt
wygórowanych żądań stanów pruskich. Domagały się one
bowiem wielkich uprawnień zarówno dla szlachty pomorskiej
i pruskiej, jak i miast (w tym szczególnie dużych przywile
jów oczekiwał Gdańsk). W końcu zawarto kompromisowy
układ: stany pruskie ustąpiły częściowo ze swoich żądań,
a strona polska, otrzymując coraz więcej informacji o suk
cesach powstańców, zaczęła się obawiać, że mogą udać się
ze swymi propozycjami do innego władcy (tak pisał o tych
obawach w swym dziele Jan Długosz) 6.
Rozmowy zakończono 6 marca 1454 r. wydaniem aktu
inkorporacji Prus, w którym ogłoszono ponowne zjednocze
nie całości Prus z Polską. Przedstawiciele stanów natomiast
wydali akt poddania się Prus (akt ten miał zostać zatwier
dzony przez zgromadzenie stanów pruskich). Jednocześnie
król mianował Jana Bażyńskiego gubernatorem Prus. Akt
5 Tamże, s. 146-148.
6 Tamże, s. 148-149.
inkorporacji stanowił wypowiedzenie wojny zakonowi.
Wypowiedzenie wojny, po zatwierdzeniu przez ogół stanów
pruskich postanowień krakowskich, dotarło do wielkiego
mistrza 21 kwietnia 1454 r.7
ZAKON KRZYŻACKI
STRONA POLSKA
STANY PRUSKIE
KRZYŻACY
HUSYCI
1 J . D ł u g o s z , o p. 160-161.
Nieszczelne oblężenie umożliwiało dopływ pomocy dla
Krzyżaków, oblegający natomiast nie zorganizowali sobie
dostaw zaopatrzenia. Brak było koordynacji działań między
oddziałami oblegającymi Malbork a wojskami gdańskimi
walczącymi na Żuławach i oblegającymi Sztum, który poddał
się powstańcom dopiero 8 sierpnia, co powodowało straty
i niepowodzenia. Niemniej jednak, jak to opisał Jan Długosz,
odnoszono w tej walce także pewne sukcesy: „W piątek,
w wigilią św. Wawrzyńca, kilku komturów i szlachty pruskiej,
wraz z załogą Krzyżaków, którzy w zamku Sztum przez sześć
miesięcy obronnie się trzymali, ściśnieni głodem i pomorem,
gdy z niedostatku chleba i piwa na puchlinę wodną, biegunkę
i gorączkę do pięćdziesiąt ludzi wymarło, a zostało ledwo
półtorasta czekających podobnego losu; i nie mogąc już
dłużej trudów oblężenia wytrzymać, gdy z nikąd żadnej nie
mieli pomocy, rzeczony zamek Sztum poddali królowi, sami
zaś, na mocy układów, wyszli swobodnie z zamku z całym
swoim zasobem, działami, puszkami prochowemi, strzałami
i wszelką bronią. Z tych pięćdziesięciu tylko udało się do
Marienburga. Ich przybycie spowodowało wielkie płacze
i jęki: wychudzeni bowiem, wycieńczeni głodem i morem,
wy żółkli, do umarłych raczej niż do żywych byli podobni
(...). W sobotę zaś po święcie Wniebowzięcia N. Maryi wsz
częła się pod Marienburgiem między wojskiem królewskim
a oblężonymi Krzyżakami żwawa bitwa, w której mistrz
i Krzyżacy wielką ponieśli klęskę, a większej nierównie
byliby doznali, gdyby uciekających dym i kurzawa nie były
zasłoniły przed pogonią (...). Klęska ta przeraziła wielce
Mazurów i zdrajców Czechów, okrom których mistrz nie
miał już więcej żadnych najemnych zaciągów (...). W tak
trudnem więc położeniu wyprawili do króla posłów, prosząc,
aby im przebaczył i przyrzekając, że złamanie ze swej strony
wiary lepszemi potem czyny wynagrodzą” 2 .
2 Tamże, s. 169-170
Prawdopodobnie kronikarz nie miał jednak zbyt dobrych
informacji, gdyż opór Malborka nie malał. Nie malały też
niesnaski wśród powstańców, a także między powstańca
mi a stroną polską. Wynikały one między innymi z braku
zaufania między stronami — miasta nie chciały dopuścić
szlachty związkowej do władzy w poszczególnych zamkach,
a jednocześnie Związek Pruski nie ufał stronie polskiej,
obawiając się, że po zwycięstwie Polacy zaczną rządzić
zajętymi ziemiami z pominięciem stanów pruskich. Takie
podejrzenia (o ewentualną tyranię) leżały u podstaw decyzji
o burzeniu zdobytych zamków w miastach, a gdzie zamku
nie zniszczono, starano się nie dopuszczać do obsadzenia
go przez polską (lub na polskim żołdzie) załogę.
Częściowo tę nieufność stanów pruskich do polskiej
władzy udało się zlikwidować polskiemu królowi po jego
przybyciu do Prus. Przed wyjazdem załatwiono na zjeździe
w Łęczycy wszystkie sprawy związane z inkorporacją Prus.
Dziejopis tak opisał wjazd króla do nowej części swego pań
stwa: „Z Łęczycy wyruszył król do Prus w licznym poczcie
rycerstwa i młodzieży zbrojnej (...). Tak mnogi zaś z sobą
miał zastęp król Kazimierz, że w nim liczono dwanaście
najcelniejszych chorągwi, z których sześć poprzedzało króla,
a sześć w tyle postępowało. Z wielką zatem okazałością i po
dziwem ludu wjechawszy naprzód w czwartek przed dniem
św. Urbana do Torunia, powitany był radośnie od całego
duchowieństwa, szlachty i mieszkańców wszelkiego stanu,
wspaniale przyjęty i we wszystko jak najstaranniej opatrzony.
We wtorek przed uroczystością Wniebowstąpienia Pańskie
go, Kazimierz król Polski, wstąpiwszy na majestat wśród
rynku miasta Torunia ustawiony i świetnie przyozdobiony,
sam mając na sobie kapę i wszystkie znamiona dostojności
królewskiej, koronę na głowie, jabłko i berło w ręku, przy
boku miecz, a w koło grono prałatów i panów polskich,
odbierał przysięgę i hołd ziemi chełmińskiej, który w jej
imieniu składał wojewoda Gabryel Bayssen [oczywiście
był to Gabriel Bażyński, jeden z czwórki braci Bażyńskich,
ludzi wielce zasłużonych dla sprawy przyłączenia Prus do
Polski — w tym przypadku Jan Długosz nie spolszczył
nazwiska — B.N.] wraz z przedniejszymi panami i star
szyzną miast Chełmna i Torunia niosąc chorągiew i godła
ziemi chełmińskiej, a na znak podległości i posłuszeństwa
rzucając je pod nogi królewskie. Poczem król udał się do
kościoła parafialnego św. Jana, gdzie taki był natłok ludu, że
sam król zaledwo dostać się mógł do kościoła. Po złożeniu
obyczajem królewskim ofiary na wielkim ołtarzu i odśpie
waniu przez duchowieństwo i lud przytomny himnu »Ciebie
Boże chwalimy« (Te Deum laudamus), dzień cały spędzono
wśród powszechnej radości i u weselenia” 3.
Przeciągające się walki o Malbork stanowiły jednak
w tym czasie bardzo poważne zagrożenie. Wpływały głównie
na stosunek ludności, która była niezdecydowana, którą ze
stron konfliktu poprzeć. A ponadto Krzyżacy zyskali na cza
sie i dokonali już rekrutacji najemników — teraz pozostało
przeprowadzenie już zorganizowanych oddziałów względnie
/
3 Tamże, s. 163-164
były na niewielkim wzniesieniu między dwoma jeziorami —
Zakonnym i Zielonym (obecnie jeziora już nie istnieją).
Jezioro Zielone osłaniało miasto od północy i od północnego
wschodu, dochodząc do linii murów obronnych. Jezioro
Zakonne było odsunięte od obwarowań. Jeziora w trakcie
budowy murów połączono podwójnymi rowami pełniącymi
funkcję fosy otaczającej miasto od południowego wschodu
i od zachodu. Dodatkowe utrudnienie od strony zachodniej
i południowo-zachodniej stanowił podmokły teren. Miasto
obwiedzione było ceglanym murem, tworzącym nieregularny
czworobok. W obwodzie murów wybudowano 22 wieże
i 4 bramy. Każda brama miała most zwodzony, a jedna z bram —
Człuchowska — wznosiła się na pięć pięter. Dostęp do mu
rów był możliwy tylko od strony wschodniej i zachodniej. Nie
było to duże miasto, choć stanowiło ważny punkt na drodze
z Niemiec do Prus. W omawianym okresie w obrębie murów
miejskich były 242 domy, w których mieszkało około 1500
ludzi. W okresie zagrożenia chroniło się do miasta z jego
okolic około 500 mieszkańców. Czas, jakim dysponowali
obrońcy od momentu opanowania miasta, do chwili podejścia
wojsk polskich i Związku Pruskiego, wykorzystany został do
zgromadzenia zapasów żywności, paszy, uzbrojenia, a także
oczyszczenia przedpola (spalenia zabudowań przylegających
do murów) i naprawy obwałowań 4.
Dowódcą obrony Chojnic był komtur człuchowski Jan
Rabe. Załogę stanowiły oddziały najemników dowodzone
przez Henryka Reussa von Plauena (młodszego), Wita von
Schönburga i Jerzego von Schliebena (łącznie 656 ludzi
i koni). Razem z tymi, którzy zdobyli Chojnice na początku
marca, w mieście było około 1000 najemnych i zaciężnych
żołnierzy. Komtur mógł też (co prawda z pewną nieufnością)
liczyć na część rycerstwa z okolicy, która na powrót uznała
5 Tamże, s. 172-173.
6 Tamże, s. 173-174.
Dlatego też do oblegania miasta przystąpiono stosunko
wo późno — dopiero 27 kwietnia (23 kwietnia wypłacono
dowódcom rot żołd). To opóźnienie wynikało z powodów
finansowych, ciągle na czas brakowało pieniędzy na opłaca
nie żołnierzy zarówno Związkowi Pruskiemu, jak i Polsce.
Utrzymanie wojska dużo kosztowało, dlatego konieczne
było zaciąganie pożyczek i nakładanie dużych podatków na
mieszkańców Pomorza. Polski król był zmuszony między
innymi, w zamian za pieniądze na żołd, nadawać miastom
i obywatelom pruskim specjalne prawa i przywileje 7.
Gdy w końcu w ostatnich dniach kwietnia wojska polskie
i Związku Pruskiego podeszły pod mury miasta, zastały
przeciwnika przygotowanego do walki. Krzyżacy zdąży
li dokonać wszelkich napraw, zlikwidować zasłaniające
przedpole zakrzaczenia i szopy, a także zgromadzić zaopa
trzenie niezbędne do przetrwania kilkunastotygodniowego
oblężenia.
Wojsko dowodzone przez Szarlejskiego rozłożyło się
obozem pod wschodnią i zachodnią stroną miasta. Armia
ta liczyła już około 3000 ludzi, doszła bowiem część po
spolitego ruszenia szlachty pomorskiej pod dowództwem
Jana z Jani — niestety zdecydowaną większość stanowiła
jazda, mało przydatna w obleganiu. Dysponowano też
dwoma machinami oblężniczymi i działami, w tym także
dużym działem oblężniczym. Bardzo szybko okazało się,
że głównymi problemami będzie utrzymanie dyscypliny
w tej niejednolitej armii oraz zaopatrzenie jej w żywność,
którą sprowadzano aż z Gdańska.
Pierwszą próbę szturmu podjęto już 6 maja. Była ona
jednak całkowicie nieudana, zawiodła artyleria, doszło
do rozerwania największej bombardy. Prawdopodobnie
był to akt celowego sabotażu — obsługujący ją puszkarz
Jan, według oskarżenia, miał dosypać do prochu piasku.
7 Tamże, s. 174-177
Na szczęście straty wśród atakujących były niewielkie.
Ale po załamaniu się tej akcji żołnierze najemni i zaciężni
na żołdzie miast odmówili dalszej walki, aż do momentu
otrzymania żołdu. Tak więc głównym problemem polskie
go dowódcy były zatargi z najemnikami z powodu braku
pieniędzy nie tylko na żołd, ale także na zakup żywności,
choć dowodzący wojskiem Mikołaj Szarlejski próbował
zaradzić temu przez prywatne pożyczki. Stale dochodziło
do aktów niesubordynacji, a nawet rabunków w okolicy do
konywanych przez żołnierzy. Występowały także przypadki
nawiązywania towarzyskich kontaktów między najemnikami
krzyżackimi a najemnikami ich oblegającymi, ponieważ
wielu z tych żołnierzy znało się. Rzadko więc dochodziło
do potyczek z załogą krzyżacką. Nie przyniosły też rezultatu
rokowania z załogą miasta podjęte już 19 maja, von Plauen
uczestniczący w rozmowach ze strony krzyżackiej odmówił
poddania miasta królowi.
Stałe niesnaski między dowództwem a najemnikami
groziły tym, że nieopłacani żołnierze w każdej chwili mogą
opuścić pozycje (doszło w końcu do tego, że część czeskich
najemników wymaszerowała 1 września spod Chojnic do
Gdańska). A walki wciąż ograniczały się do ostrzeliwania
miasta z ręcznej broni palnej i czasem z dział, do prób
podpalenia zabudowań miasta i do potyczek pod murami
w czasie wypadów załogi. Nie zdecydowano się natomiast na
wprowadzenie w życie planu Mikołaja Szarlejskiego i Jana
z Jani oraz Czecha Wojciecha Kostki z Postupic, polegające
go na ostrzelaniu miasta płonącymi bełtami z kusz, co przy
przeważającej w mieście zabudowie drewnianej z dachami
krytymi słomą, powinno doprowadzić do masowych pożarów,
a tym samym do poddania się miasta. Ale część oblegających
uznała ten pomysł za niegodny rycerzy. Planowano także
zbudowanie łodzi i tratew w celu zaatakowania miasta od
strony Jeziora Zielonego, ale to przedsięwzięcie także nie
doszło do skutku z powodu braku fachowców do tej pracy.
Podobny los spotkał inny plan Szarlejskiego: zamierzał on
otoczyć miasto wałem ziemnym. Do tego zadania wezwano
chłopów pomorskich, w lipcu z każdych 12 łanów miało się
stawić 4 ludzi z łopatami i wozem zaprzężonym w 4 konie.
Ale i ten plan nie został zrealizowany prawdopodobnie
z powodu niestawienia się wezwanych 8.
W tej sytuacji, z uwagi na szczupłość sił, ich częsty
udział w działaniach mających na celu zdobycie żywności
(rabunkowo-niszczycielskich), pozycje oblegających nie
zamykały szczelnie miasta. O nieszczelności oblężenia
świadczyć może choćby taki fakt, że systematycznie trwała
korespondencja pomiędzy dowodzącymi obroną (Janem
Rabe, a później Henrykiem Reuss von Plauenem) a wielkim
mistrzem, który był oblegany w Malborku, a więc kordon
wokół Malborka także był nieszczelny. Jedynym sukcesem,
jaki odniesiono w tym czasie, było śmiertelne zranienie
9 sierpnia komtura Jana Rabego. Ale nie stanowiło to w zasa
dzie zbyt dużej straty dla Krzyżaków, ponieważ dowództwo
objął po nim energiczny i zdolny żołnierz, Henryk Reuss
von Plauen 9.
Częściowo na wyniki walk wpłynęła ogólna sytuacja
wojenna — niepowodzenia w oblężeniu Malborka, stałe
zagrożenie ze strony werbowanych przez zakon najemników,
wzrastające koszty utrzymania żołnierzy zaciężnych i na
jemnych będących na służbie Związku Pruskiego i Polski.
O trudnościach z opłacaniem żołnierzy dobitnie świadczy
fakt, że w połowie sierpnia zobowiązania wobec najemni
ków z tytułu żołdu wynosiły 80 000 złotych węgierskich,
z czego zapłacono tylko 13 300 zł. Toteż nie mogły dziwić
nikogo takie wydarzenia, jak wyjazd księcia oświęcim
skiego Janusza do Gdańska po pieniądze należne jemu
i jego ludziom, pisma wysyłane przez innych dowódców
8 Tamże, s. 185.
9 Tamże, s. 187.
bezpośrednio do rady Gdańska, czy wreszcie wyjazd 400
najemników czeskich z obozu w kierunku Gdańska (do tego
samego dramatycznego kroku szykowało się na 10 września
kilkuset innych najemników) 10.
Ale ostateczny wpływ na to, że pomimo wysiłków nie
zdobyto Chojnic, miała wyprawa najemników zwerbowa
nych przez zakon, którzy na początku września wkroczyli
do Nowej Marchii. W obawie przed nimi król Kazimierz
skierował w drugiej połowie sierpnia pod Chojnice pospolite
ruszenie z Kujaw. Polski dowódca od tego czasu większą
uwagę zwracał na rozpoznanie zagrożenia z kierunku zachod
niego, a jednocześnie oczekiwał przybycia z Wielkopolski
króla wraz z pospolitym ruszeniem.
Ostatecznie oblężenie, a właściwie niezbyt szczelną blo
kadę Chojnic zakończono 18 września, z chwilą podejścia
pod miasto całości sił polskich pod wodzą króla i krzyżac
kich najemników. W sumie była to więc operacja nieudana,
a jej jedynym pozytywnym skutkiem było uniemożliwienie
zgromadzonym w Chojnicach siłom krzyżackim przyjścia
z pomocą oblężonemu Malborkowi, co planował komtur
Rabe, a później von Plauen. Sukces obrony wynikał z poło
żenia miasta, wytrwałości jego załogi, walorów dowódców
krzyżackich, a szczególnie młodego von Plauena. Z drugiej
zaś strony ze słabości i niezdyscyplinowania oblegających,
miernych zdolności dowódczych Mikołaja Szarlejskiego
(miał on kilka dobrych pomysłów, ale nie starczyło mu
woli, by je wcielić w czyn), ale najważniejsza była słabość
finansowa stanów pruskich i państwa polskiego. To ona
była główną przyczyną trudności w wyżywieniu wojska,
co generowało brak dyscypliny.
Niemały wpływ na niepowodzenie tej operacji miało
także to, że w tej niewielkiej armii zbyt dużo było jazdy
w stosunku do piechoty. A jazda z powodu swego wy
10 Tamże, s. 186-187.
szkolenia i uzbrojenia nie nadawała się do szturmowania
miast. Stosunek konnych rycerzy do piechoty wynosił 72
procent do 28 procent. W oddziałach zgromadzonych pod
Chojnicami było ponad 2200 jazdy i niespełna 800 piecho
ty i innych specjalistów. Choć działania wojsk związkowych
i polskich pod Chojnicami nie zlikwidowały ważnego punktu
oporu Krzyżaków na Pomorzu Gdańskim, ale samym jego
blokowaniem stwarzały szanse pomyślnego rozstrzygnięcia
walki na innych obszarach. Inna sprawa, że tej stworzonej
przez oddziały Szarlejskiego szansy nie wykorzystano, ale
czy przy ówczesnych możliwościach finansowych można
było ją wykorzystać, to jest już pytanie retoryczne.
W niedalekiej przyszłości niepowodzenie w oblężeniu
Chojnic wywarło negatywny wpływ na dalszy przebieg
działań. Pozostawiono bowiem Krzyżakom dogodną twierdzę
na najważniejszym szlaku prowadzącym z Niemiec, Śląska
i Czech do ziem zakonu krzyżackiego. Ale winę za to, że
tej drogi nie zatarasowano, ponoszą nie tylko ci co oblegali
miasto, ale także ci, którzy mieli im pod koniec września
1454 r. pospieszyć z pomocą.
PRZYGOTOWANIA STRON
DO POLOWEJ BITWY POD CHOJNICAMI
KRZYŻACY
12 Tamże, s. 248-249.
13 Tamże, s. 249.
„Husyci” czekali na drugi rzut w okolicach Świdwina
do 14 września — dalszy postój groził kłopotami aprowi-
zacyjnymi, pozostało im już bowiem prowiantu tylko na 14
dni. Rankiem 16 września dotarli pod Czarne, obsadzone
przez oddział wojsk związkowych dowodzony przez Kurta
Massowa. Próba zdobycia miasta z marszu nie powiodła się,
dlatego pomaszerowano dalej na Chojnice, omijając także
Człuchów. Szybkim marszem, w godzinach popołudnio
wych najemnicy dotarli w pobliże Chojnic, gdzie napotkali
niespodziewaną przeszkodę — polską armię dowodzoną
osobiście przez króla14. Należy zaznaczyć, że pomimo stałego
kontaktu między załogą Chojnic a wojskami maszerujący
mi z odsieczą, Henryk Reuss von Plauen nie powiadomił
księcia Rudolfa i Bernarda Szumborskiego o nadejściu
17 września polskiej armii pod miasto.
POLACY
Zbroje strzelców
pieszych
Rycerz z XV wieku uzbrojony w miecz i maczugę
Sprzęt artyleryjski — folgierz z XV wieku
12 Tamże, s. 229.
burmistrzem Bartłomiejem Blume (znanym jako zwolennik
Krzyżaków). Król odzyskał też sztandary utracone w bitwie
pod Chojnicami. Z lochów zamkowych uwolnieni zostali,
przebywający tam ponad dwa lata, polscy jeńcy. Oldrzych
Czerwonka, w uznaniu zasług i za to, że został na służbie
u króla, dostał nadania zamków w Świeciu, Golubiu i Ko
walewie, z zapisem 50 000 złotych węgierskich, a także
otrzymał starostwo malborskie13.
To, że król stał się właścicielem Malborka, wzbudziło
nadzieję zarówno wśród Polaków, jak i stanów pruskich, że
wojna zbliża się do końca. Mało kto przypuszczał, że będzie
trwała jeszcze dziewięć lat. Pod koniec lipca król wysłał
wojsko pod dowództwem starosty tczewskiego Prandoty
Lubieszowskiego z zadaniem zdobycia Gniewa. Ale nie był
to jeszcze czas na to, by osiągać i święcić sukcesy. Gniew,
umiejętnie broniony przez najemników pod dowództwem
Fritza Rawenecka (znanego stronie polskiej z dwukrotnej,
skutecznej obrony Łasina), oparł się oblegającym. Nie wi
dząc szans na sukces, 22 września 1457 r. wojsko polskie
zwinęło oblężenie.
W tym czasie wielki mistrz zakonu zorganizował w Kró
lewcu nową stolicę i stamtąd, korzystając z pomocy trzech
miast wchodzących w jego skład oraz rycerstwa Dolnych
Prus i wolnych mieszkańców Półwyspu Sambijskiego, zorga
nizował na nowo armię, która rozpoczęła walkę o odzyskanie
terenu i miast na Pregołą i Łyną. Do organizowania oporu
krzyżackiego nad dolną Wisłą włączył się także, uwolniony
z polskiej niewoli na żądanie Oldrzycha Czerwonki, Ber
nard Szumborski. Ten zdolny wódz, korzystając z pomocy
mieszczan Malborka, kierowanych przez swojego burmistrza
Blumego (szybko złamał słowo, dane królowi w trakcie
składania hołdu), już 28 września 1457 r. opanował miasto.
s. 523-531.
jednocześnie niezbyt dużym sukcesem dyplomatycznym —
można było na jakiś czas rozpuścić pospolite ruszenie
i przeczekać zimę.
Niepowodzenia militarne na lądzie powetowano sobie
w prowadzonych równolegle działaniach na Bałtyku. Mor
skie sukcesy Gdańszczan w walce ze statkami i kupcami
duńskimi były tak poważne, że skłoniły króla duńskiego
Chrystiana I najpierw do zawieszenia działań bojowych na
morzu, a następnie do podjęcia rokowań z Polską. W lipcu
1458 r. zawarto rozejm na 19 miesięcy, a następnie w maju
1459 r. kolejny na cztery lata (faktycznie już do końca wojny
z zakonem nie prowadzono walk z Danią) 19.
5 Tamże, s. 309.
W lutym oddziały te przystępują już do walki, ale Du
nin ciągle nie ma wystarczających sił. Sytuację jego wojsk
tak opisał Długosz: „Lubo zaś król Kazimierz Piotrowi
Duninowi, podkomorzemu sandomierskiemu, dowódcy
wojsk królewskich, posłał posiłki ze swoich dworzan i no
wo zaciężnych rycerzy, tudzież oddziału walczącego pod
wodzą Jana z Kościelca wojewody brzeskiego, i wojsko
posiłkami temi pomnożone ruszyło już było na odsiecz
Brodnicy, wszelako Dunin, z uwagi na szczupłość swoich
sił, a przeważną liczbę nieprzyjaciół, którzy do Brodnicy
pościągali byli wszystkie swoje załogi, nie śmiejąc z nimi
stoczyć walki, przymuszony był cofnąć się z drogi, nie
dobywszy prawie oręża” 6.
Nie jest to zbyt sprawiedliwy osąd — walki podjęto, ale
nie na taką skalę. Najpierw, w celu przygotowania zaplecza,
rozpoczęto boje o odbicie Golubia (w samym zamku w Go-
lubiu, podobnie jak w Brodnicy, stała polska załoga), ale ta
akcja, kierowana przez gdańskich dowódców Wawrzyńca
Schranka i Gotarda z Radlina, nie przyniosła sukcesu, udało
się jedynie wzmocnić obronę zamku .Wyprawa na odsiecz
załodze w Brodnicy nie miała żadnych szans. Zgromadzone
tam siły, dowodzone przez Bernarda Szumborskiego i Urlyka
von Kinsberga, były zbyt duże.
Dunin podjął próbę wzmocnienia obrony zamku, jedna
taka wyprawa już się przecież udała, a do tej wysłał dużo
większe siły — 1200 jezdnych i 1000 piechoty — ich
głównym zadaniem było dostarczenie zaopatrzenia, Wy-
prawa wyruszyła 5 marca z Torunia, ale pod Brodnicą
została odparta przez Szumborskiego7. Oblężeni nie mają
już prawdopodobnie zbyt dużo żywności i innego zaopa
trzenia. W tej sytuacji decyzja obrońców może być tylko
s. 616.
jedna: „Rycerstwo zatem stojące w Brodnicy, straciwszy
wszelką nadzieję pomocy, chociaż nie przyciśnione jeszcze
żadną ostatecznością, weszło z nieprzyjacielem w ugodę,
i pod zaręczeniem bezpieczeństwa osób i majątków, zamek
Brodnicę dnia ośmnastego miesiąca lutego, nie tak przemocy
ustąpili, jako raczej zdradziecko wydali” 8.
Nie jest to opinia dla obrońców sprawiedliwa, wszak byli
to żołnierze najemni, zawodowcy, którzy jasno ocenili swoje
szanse. Krzyżakom zwycięstwo to podnosiło morale, i choć
był to sukces ważny, to jednak nie tak znaczny, jak to ocenił
Długosz, pisząc swoją kronikę: „Jakoż Krzyżacy, opanowaw
szy zamek i miasto Brodnicę, tak jakby je orężem zdobyli
i zamek marienburski już mieli w swojej mocy, najlepsze
nadal wróżyli sobie powodzenie i o układach pokojowych,
które przed opanowaniem Brodnicy najmocniej pragnęli,
już ani myśleć nie chcieli”9. Nie powinno to było zbytnio
dziwić Długosza, zakon krzyżacki przez cały dotychczaso
wy okres wojny traktował wszelkie rozmowy o pokoju lub
zawieszeniu broni w sposób taktyczny — chodziło w nich
o wprowadzenie w błąd przeciwnika i zyskanie na czasie
lub ewentualnie wymuszenie poważniejszych ustępstw.
Upadek Brodnicy był dla strony polskiej w zasadzie
pozytywnym wydarzeniem. Doradcy króla, ale także inni,
czynni politycznie przedstawiciele społeczeństwa, zrozumieli
wreszcie, że aby wygrać wojnę, trzeba zwiększyć liczbę
zaciężnego wojska, zgromadzić je w jednym miejscu i pod
jednym prawdziwie energicznym i kompetentnym dowódz
twem poprowadzić do walki, w taki sposób, by nie utracić go
w przypadkowej klęsce. Dlatego też już w kwietniu Dunin
rozpoczyna werbunek dalszych sił — siły te musiały się
13 Tamże, s. 618-619.
14 Tamże, s. 620.
morska. Gdańszczanie, zaokrętowawszy na łodzie i galary
oprócz własnych marynarzy i żołnierzy także pewną liczbę
piechoty królewskiej, przepłynęli przez Zalew Wiślany
do wybrzeży Sambii. Tam dokonali spustoszenia, paląc
miasto Rybaki, okoliczne domy i kościół. Ale ta dywersja
nie przyniosła, przynajmniej początkowo, zakładanego
wyniku — trwała zbyt krótko, by skłonić Krzyżaków do
przerwania oblężenia.
Tymczasem Dunin zbierał swoje siły w Elblągu — stąd
było niedaleko zarówno do Fromborka, jak i do przewi
dzianych jako teren operacyjny okolic Gdańska. Informacja
o gromadzeniu polskich sił i planowanym na 19 sierpnia
1462 r. ich wymarszu pod Frombork dotarła do wielkie
go mistrza Ludwika von Erlichshasena i spowodowała
wycofanie się jego armii — przed wymarszem Krzyżacy
zniszczyli wybudowane wokół katedry dzieła oblężnicze
(basteje, palisady i stanowiska artyleryjskie).
Operację w kierunku Fromborka tak opisał Długosz:
„Wojsko królewskie, z własnego i zaciężnego ludu złożone,
gdy pod dowództwem Piotra Dunina podkomorzego sando
mierskiego wkroczyło do Prus dla dania pomocy oblężeń-
com, ściśnionym od kilku tygodni w warowni warmińskiej,
z kościoła katedralnego utworzonej, postanowiwszy stoczyć
walkę z nieprzyjacielem, postępowało w szyku bojowym,
jakby już wobec zbliżającego się nieprzyjaciela. A stanąw
szy obozem w pobliżu Warmii, sposobiło się do boju na
dzień następujący. Mistrz zaś krzyżacki Ludwik, bacząc
na wojsko swoje, po większej części z chłopstwa złożone,
i obawiając się, aby w razie przegranej nie zbuntowały się
przeciw niemu miasta, które podlegały jego władzy, odstąpił
od oblężenia i uciekł raczej niżeli cofnął swoje wojsko,
zostawiwszy obóz pełen żywności i wszelakich zasobów.
Wojsko królewskie, rzuciwszy się na ten obóz, rozerwało
między siebie łupy, rozszerzyło wszechstronnie grabieże
i pożogi po włościach i miasteczkach nieprzyjacielskich.
Pod ten sam czas gdańszczanie wtargnęli zbrojno przez
zatokę morską do ziemi sambieńskiej, jeszcze dotychczas
nietkniętej, a obfitującej w mnogie stada bydła, w nieobec
ności ziemian, którzy z mistrzem krzyżackim wyszli byli na
wojnę, a złupiwszy ją z wszelakich majątków i dobytków,
zapuścili w niej pożogi i ze zdobyczą wrócili do Gdańska.
Gdy o tych pożogach gruchnęła wieść w obozie mistrza,
wojsko z chłopów złożone rozbiegło się natychmiast dla
ratowania swoich żon i dzieci, i nie było żadnego środka,
aby je w obozie powstrzymać”15. Tak to, po raz kolejny,
wielki mistrz zakonu nie popisał się ani umiejętnościami
dowódczymi, ani też odwagą.
Kilka dni po uwolnieniu katedry od oblężenia armia
dowodzona przez Dunina dokonała próby zdobycia Branie
wa. Jednak z powodu braku sprzętu oblężniczego, a szcze
gólnie dział wielkiego kalibru, po pięciu dniach oblężenie
zostało zwinięte. Udała się natomiast łupieżcza wyprawa
wzdłuż wybrzeży Zalewu Wiślanego, która spowodowała
spadek woli walki u poddanych biskupa warmińskiego, do
tej pory popierających Krzyżaków. Niemniej jednak cel
wyprawy został osiągnięty — Frombork był na dłuższy
czas bezpieczny.
Najważniejszym jednak sukcesem tej wyprawy było
udowodnienie, że pożyteczniejsza w wojnie, jeśli chce się
ją w końcu wygrać, jest stała siła zbrojna, niezależna od
pospolitego ruszenia szlachty (czytaj niekarnego, źle wyszko
lonego wojska). Także wybrany na jej wodza rycerz okazał
się dobrym, przewidującym dowódcą. Potrafił dobrze oceniać
uwarunkowania pola walki, nie był ryzykantem, człowiekiem,
który za wszelką cenę dąży do bitwy, nie zwracając uwagi
PRELUDIUM BITWY
2 Tamże, s. 7-9.
Nieborski, Mikołaj Wilkanowski, Wawrzyniec Schrank
i Janusz Długosz (bratanek autora Dziejów polskich.. .)3. Ta
niewielka armia, prowadząca duży tabor bojowy, złożony
z wozów zbudowanych na wzór husycki, w okolicach Gdań
ska stanęła na krótki postój we wsi Strzyża. Do tej wsi rada
miejska Gdańska przysłała uzgodniony z Duninem kontyngent
wojska, którym dowodzili Mikołaj Działowski (Salendorf)
i Paweł von Wüsen, liczący 300 jazdy i 400 drabantów. Do
tej liczby należy dodać jeszcze bliżej nieustalonej wielkości
grupę pieszej milicji miejskiej z Gdańska i zwerbowanych
z okolicznych lasów ludzi zajmujących się wypalaniem węgla
drzewnego. Tak wzmocniona armia Dunina liczyła około
2000 ludzi (po 1000 w jeździe i w piechocie). Nie była ona
zbyt okazała, ale sformowana w zasadzie (poza niewielką
grupą milicji) z żołnierzy zawodowych.
Wojsko dowodzone przez Dunina nie było gotowe do
stoczenia walnej bitwy, gdyż, jak na ówczesne sposoby
prowadzenia bitew, zbyt mało było jazdy — ale na pewno
dowódca zakładał taką możliwość, gdyż domagał się od
króla przysłania dodatkowego oddziału konnicy (została
ona w końcu wysłana, ale po czasie). Prawdopodobnie,
do czasu otrzymania posiłków w jeździe, Dunin planował
jedynie pustoszenie okolic zamków i miast z załogami
krzyżackimi, a być może także zakładał odbicie niektórych
mniejszych ośrodków miejskich, w takim wariancie celem
musiał być Puck, skąd Krzyżacy zagrażali żegludze do
Gdańska. Puck był jedynym portem na Pomorzu, z którego
mogli korzystać.
Ze Strzyży wojsko ruszyło w kierunku północnym
i w ciągu dwóch dni (do 11 września) oddziały Dunina
doszły na odległość 6 km od Pucka, pokonały więc tra
sę długości 35 km — nie było to tempo imponujące, ale
4 Tamże, s. 623.
rodem z Austryi i Kaspra Nostwica Ślązaka, sporządzili
wojsko do pięciu tysięcy tak pieszego, jak i konnego wyno
szące, które pomnożyli jeszcze ludem wiejskim, do wojny
już przyuczonym, i poprowadzili je między wąwozy, kędy
wojsko królewskie miało przechodzić, w nadziei, że słabsze
i szczuplejsze niemal o połowę, w miejscu ciasnem i do
walki niedogodnem łatwo zwyciężą. Piotr Dunin, dowód
ca królewskiego wojska, dowiedziawszy się od szpiegów,
jakie przeciw niemu siły zbierano, słał jednego po drugim
gońców do Kazimierza króla polskiego, z doniesieniem
o grożącym sobie niebezpieczeństwem i prośbą o nadesłanie
nowych i w znacznej sile posiłków. Król niebawem zajął
się wyprawieniem na pomoc Duninowi oddziału złożonego
z dworzan pod wodzą Wojciecha Górskiego” 5.
Jeśli opis poczynań wojsk polskich na Pomorzu, w sto
sunku do ludności tam mieszkającej, nie jest przesadzony,
to nie może dziwić wrogi do Polski i jej wojsk stosunek
większości Kaszubów i ich dość liczny udział w walkach
po stronie Krzyżaków. Trochę przesadny jest natomiast
opis strachu nieprzyjaciela przed armią Dunina, bo choć
przewaga w ludziach nie była tak wielka, jak to wynika
z przytoczonego cytatu, to jednak z raportów szpiegów
krzyżackich (zawierających informacje dokładne, ale zawsze
nieco spóźnione, a więc mogące zawierać błędy) wynikało,
że Fritz Raweneck miał armię liczniejszą od polskiej.
Do walki z Piotrem Duninem Krzyżacy przygotowy
wali się już od dawna, wszystko zależało teraz od tego, na
jakim terenie i w jakiej sytuacji dojdzie do starcia. Z pro
stego rozumowania jasno wynika, że zbierano siły nie od
9 września, lecz co najmniej od drugiej połowy sierpnia 6.
7 Tamże, s. 624.
więc wzięcie któregoś z nich do niewoli. W każdym razie
to Krzyżacy dążyli do bitwy, pragnąc rozbić przeciwnika
przed ewentualnym połączeniem się polskich oddziałów.
Na szczęście nie wiedzieli, że wysłany jako uzupełnienie
oddział jazdy dowodzony przez Wojciecha Górskiego nie
miał żadnych szans dotrzeć na pole bitwy — chorągwie
nadworne przeszły Wisłę dopiero 25 września8, a więc nie
istniała żadna przyczyna zmuszająca Krzyżaków do przy
spieszania starcia o kilka dni.
16 września 1462 r. około godzin południowych wojsko
Dunina dotarło do niewielkiej wsi Świecino. Tam doszło do
spotkania przednich straży wojsk przeciwników, nie były
to na pewno siły główne, gdyż wtedy niezrozumiałe byłoby
oczekiwanie obu stron na rozegranie bitwy do następnego
dnia — walka rozpoczęłaby się natychmiast.
Jan Długosz sugeruje w swym dziele, że Raweneck
i Nostyc początkowo zamierzali rozbić posiłki wysłane
przez króla, a dopiero potem rozprawić się z Duninem,
lecz zmienili plany: „Frycz Rawneck i Kasper Nostwic*,
wodzowie nieprzyjacielscy, pospieszyli czem prędzej do
swych obozów, postanowiwszy uprzedzić połączenie się
obu wojsk, i nazajutrz stoczyć bitwę. Zaraz więc tego
dnia ruszyli przeciw oddziałowi Piotra Dunina. Ale Piotr
Dunin, zawiadomiony od szpiegów o znacznej sile nie
przyjaciela i zamierzonem na drugi dzień stoczeniu walki,
nie chcąc dla szczupłej liczby swojego wojska narazić się
na niebezpieczeństwo, umyślił nocą obejść nieprzyjaciela
i połączyć się z oddziałem Wojciecha Górskiego. Czego
jednak dokonać nie mógł (przeciwnicy bowiem, kazaw
szy pościnać drzewa, wszystkie pozawalali drogi), radzili
niektórzy z rycerzy królewskich, aby zażądać rozmowy
z nieprzyjacielem. Większa część atoli uznała to żądanie
Zaciężny kopijnik
na służbie zakonu
Piechur zaciężny
uzbrojony na
wzór husycki na
służbie Gdańska,
z tyłu wozy
taborowe
Poczet rycerski:
kopijnik i dwu
kuszników
konnych
Broń piechoty
chłopskiej
z XV wieku
Głaz zwany
„Diabelskim
Kamieniem”.
To według
niektórych źródeł
w jego pobliżu
Piotr Dunin
założył obronny
obóz
nawet taki niepełny obóz stanowił oparcie dla walczących
w polu oddziałów, dlatego że pomieszczono w nim wszyst
kich uzbrojonych w broń „ogniową”. Z założenia miał on
stanowić w razie porażki w polu ochronę i punkt oporu,
wystarczający do czasu ewentualnej odsieczy (liczono tu
głównie na wojska księcia Eryka II).
BITWA
12 Tamże.
13 Tamże.
Była to więc jak na jazdę walka nietypowa, statyczna,
polegająca na stałej wymianie ciosów (typowa szermierka),
a jednocześnie zacięta i wymagająca dużego wysiłku, nie
powinna więc dziwić ta przerwa, zresztą takie odpoczynki
w bitwach średniowiecznych się zdarzały. Na przebieg
tej walki duży wpływ miał skład narodowościowy wojsk.
Zawodowi żołnierze znali się z wielu wojen, w których
uczestniczyli często w tych samych szeregach, ale teraz
najemnicy wchodzący w skład armii krzyżackiej, głównie
✓
14Tamże, s. 332. Długosz się nieco myli, nie tylko walczyli z ........
ale nawet spychali polskie siły.
sadno pokonano i resztę, i jak bydło pędzono w rozsypce.
Było między tłumami nieprzyjaciół wielu rycerzy ćwiczo
nych w boju, którzy pamiętni nie tylko na sławę, ale i na
ślub uczyniony przed bitwą, woleli poddać się więzom,
niżeli uciekać z pola. Kasper Nostwic, drugi wódz chorągwi
nieprzyjacielskich, który sam namawiał wojsko do owej
przysięgi, że żaden nie opuści walki, pierwszy zabrał się
do ucieczki i swoim przykładem wielu za sobą pociągnął
zbiegów. Piechota, której w wojsku nieprzyjacielskim była
także znaczna liczba, mało kładąc otuchy w ucieczce, gdy
od jazdy Polskiej łatwo byłaby doścignioną, schroniła się
w części do taborów zostawionych w tyle obozu” 15.
Mogło się już niektórym z polskich żołnierzy zdawać,
że to koniec walki. Jazda krzyżacka usiłowała uciekać, co
nie było wcale łatwe — w ucieczce przeszkadzały zawały
w lasach, przygotowane przeciwko Polakom, które teraz
stanowiły dla nich samych przeszkodę, a i czatujący przy
nich chłopi prawdopodobnie nie rozpoznawali, kto jest
wrogiem, a kto przyjacielem — dla nich każdy rycerz był
przeciwnikiem. Ich zadaniem, a zarazem i pragnieniem, było
walczyć z uciekającymi, na pewno atakowali każdego, kto
tylko próbował sforsować zapory.
Tak więc na placu boju pozostała w taborze krzyżacka
piechota wraz z częścią jazdy (głównie z lekkozbrojnymi,
czyli nie rycerzami lecz pachołkami, ale lepiej uzbrojonymi
»
15 Tamże, s. 332-333.
powrotu jazdy — tak przecież nieraz już bywało na polu
bitwy, choćby pod Chojnicami. Szykujących się do obrony
w obozie „Z jednej strony osłaniały bagna, z przodu zaś
zasieki ostrokołów żelazem umocnionych i poopalanych.
Stąd jak z warowni począł na nowo nieprzyjaciel z dział
i łuków gęste miotać strzały” 16.
Do pełnego zwycięstwa strona polska musiała się jeszcze
trochę wysilić i zlikwidować ostatecznie opór piechoty i nie
dobitków jazdy, dlatego „Polacy w przekonaniu, że gdyby
strwożonemu przeciwnikowi dali czas do wytchnienia i opa
miętania się w pogromie, zwycięstwo nad nim odniesione
i trudy dnia tego spełzłyby bez owocu, rozpędziwszy się
na koniach, wpadli z największą odwagą na one ostrokoły.
Wiele wprawdzie koni poprzebijało się i na miejscu padło,
ale zasieki zostały wyłamane, a wozy i tabory nieprzy
jacielskie zdobyte. Ci, którzy wtedy jeszcze opierać się
śmieli, legli pod mieczem, inni, szukający w jezierzyszczu
ochrony, okrom niektórych pływać umiejących, potonęli;
resztę zabrano w niewolą. Zwycięstwo było zupełne. Lecz
kiedy ten obóz zdobywano, prawie wszystka jazda umknę
ła, wyjąwszy jeden hufiec, który w ucieczce natrafił na las
gęsto kłodami zawalony, a nie mogąc przedrzeć się przez te
zapory, wpadł w ręce zwycięzcom. Zabrali Polacy dwieście
wozów, piętnaście dział i wszystek obozowy rynsztunek.
Ze strony nieprzyjacielskiej legło w boju dwa tysiące ludzi,
sześćset dostało się do niewoli” 17.
Było to więc duże zwycięstwo wojska polskiego, choć
może nie aż takie, jak opisuje Długosz — według innych
przekazów, straty wojska krzyżackiego były mniejsze i wy
nosiły około 1000 zabitych, łącznie z dowodzącym armią
Fritzem Raweneckiem, a do polskiej niewoli dostało się
26 Tamże, s. 333-334.
walki w obronnym taborze, aby w ten sposób dotrwać do
nadejścia odsieczy. Ale nawet najdoskonalszy i najgenial
niejszy wódz nie wygra bitwy, jeśli nie ma w pełni oparcia
we własnych żołnierzach. A tym razem żołnierze polscy
uwierzyli w talent swego wodza, byli wytrwali w walce,
potrafili jego koncepcję bitwy przekuć w czyn i w pełni
zrealizować przewodnią myśl.
Wynik tej bitwy miał największe znaczenie dla Pomorza
Gdańskiego — nastąpiło tam bowiem znaczne osłabienie
sił krzyżackich, a także zbrakło najważniejszego i najzdol
niejszego w tej części teatru wojny wodza wojsk służą
cych zakonowi — Fritza Raweneck. Ale polscy dowódcy
postanowili pójść za ciosem i już na przełomie września
i października dokonano kilku wypadów na miejscowości
będące w rękach Krzyżaków. Od 30 września do 14 paź
dziernika opanowano i splądrowano Skarszew, Kościerzynę,
Bytów i okolicę, a także pas ziemi od Skarszewa do granicy
z Koroną, przez Starogard i Pelpin (szlak powrotu do króla
oddziału Wojciecha Górskiego)27. Nie podjęto jednak próby
zdobycia Pucka ani żadnego z innych ważniejszych punktów
oporu Krzyżaków na Pomorzu. Wynikało to głównie z bra
ku dostatecznych sił, głównie piechoty, ale także artylerii
i sprzętu oblężniczego). Pomimo to, uświadomiono, tak
przeciwnikowi, jak i mieszkańcom pomorskich miast i wsi,
że strona polska przechodzi do działań zaczepnych, że teraz
to Polacy mają przewagę i od nich, od ich woli zależy bieg
spraw, że popieranie zakonu nie przynosi korzyści, wprost
przeciwnie, może przynieść tylko dalsze straty, głównie
materialne.
O twórcach tego sukcesu, o tych którzy wyróżnili się w
walce, nie zapomniał ich władca: „Król Kazimierz, wyna
gradzając rycerzy, którzy w pomienionej bitwie nad innych
28 J. D ł u g o s z , op. cit., s . 3 3 4
zdradą mieszczan odzyskał, załogę zaś nieprzyjacielską
częścią wymordował, częścią pobrał jeńcem” 29.
Należy stwierdzić, że lato i jesień 1462 r. okazały się
okresem pomyślnym dla strony polskiej. Uzyskano pierwsze
poważne sukcesy militarne na Pomorzu Gdańskim, ziemi
chełmińskiej, a wcześniej na Warmii. Odebrano Krzyżakom
inicjatywę, i tak już miało pozostać z małymi wyjątkami do
końca wojny. Odniesione sukcesy zawdzięczano żołnierzom
zaciężnym i najemnym oraz ich dowódcom. Tym samym
zostało udowodnione, że nawet małe liczebnie siły, ale
złożone z wyszkolonych zawodowych żołnierzy, dobrze
uzbrojonych i mądrze dowodzonych, są na polu walki cen
niejsze niż liczniejsze, złożone z herbowej szlachty pospolite
ruszenie. Ale aby rozbić do końca zakon krzyżacki, należało
zwiększyć liczbę żołnierzy i doprowadzić do kolejnych bi
tew, a na to nie było już Polski stać. W skarbie królewskim
były pustki, król łatał potrzeby pożyczkami zaciąganymi
w miastach, od kleru i bogatszej szlachty. I znów sytuacja
wróciła do punktu wyjścia, oczekiwano na załamanie się
przeciwnika, wykorzystywano każdą okazję do rokowań,
nękając Krzyżaków takim wojskiem, jakie w danej chwili
było dostępne. Mimo to zwycięstwa pod Świecinem nie
zaprzepaszczono, utrzymano stan posiadania. Ale do końca
wojny było jeszcze daleko.
29 Tamże, s. 334.
DZIAŁANIA WOJENNE I ROKOWANIA
POKOJOWE OD 1463 R. DO KOŃCA WOJNY
5 Tamże, s. 146-151.
14 września na Zalew Wiślany wpłynęła flotylla gdańska
i połączyła się z wysłaną przez Elbląg flotyllą liczącą 15 jed
nostek — tak więc siły związkowe wynosiły już 25 statków.
Z tymi siłami połączyła się dodatkowo niewielka flotylla
kapra Vochsa, powiększając jej stan do 30-32 jednostek.
Drobne potyczki przynosiły sukcesy stronie związkowej.
Do walnej bitwy doszło 15 września.
Połączone floty, pomimo przewagi Krzyżaków, otoczyły
liczącą wciąż jeszcze ponad 40 statków flotę przeciwnika. Nie
udolnie dowodzona flota zakonna została przyparta do brzegu.
Siły związkowe, mając ułatwioną możliwość manewru, po
ostrzelaniu przeciwnika z bombard i kusz, wywołaniu na
nich pożarów, przystąpiły do abordażu. W zamęcie bitewnym
niemłody już wielki mistrz utracił możliwość dowodzenia
i opuścił wraz ze swoim sztabem flotyllę. Walka pozbawio
nych naczelnego dowódcy statków nie była już skuteczna
— większość stała się łupem przeciwnika. Z armii liczącej
1500 żołnierzy i 350 marynarzy uratowało się 260 ludzi. Do
niewoli dostało się 545 żołnierzy i marynarzy. Wynika z tego,
że zginęło około 1000 ludzi (część — 50 do 150 — mogła
dopłynąć do brzegu i już nie wrócić do armii krzyżackiej).
Brak danych o stratach we flocie związkowej — Józef Dy-
skant szacuje je na 150-200 zabitych i rannych 6.
Klęska na morzu wpłynęła także na niepowodzenie
wyprawy grup lądowych: „W tym samym zaś czasie, kiedy
wojsko królewskie staczało bitwę morską z Krzyżakami
w bliskości Elbląga, Henryk Plauen komtur elbląski i Ber
nard Szumborski przybyli zbrojno na Żuławy, aby wojsko
wysadzone na ląd, w razie otrzymanego przezeń zwycięstwa,
poprowadzić gniewianom na odsiecz. Wyszedł przeciw nim
dla zastąpienia im drogi Scibor Bayssen (Bażyński) wielko
rządca Prus, z drugiem wojskiem do spotkania goto wem. Ale
17 Tamże, s. 375.
18 Tamże, s. 380-381.
Pruskiego (rozmowy początkowo toczyły się bez udziału
Polaków) byli mieszkańcy Królewca i poddani zakonu
z Sambii. Strona związkowa wysuwała warunki zbliżone
do tych, które proponowano w trakcie rokowań z udziałem
Lubeki, ale Krzyżacy nie chcieli zgodzić się na nie, propo
nując tylko zwrot Polsce ziemi chełmińskiej i michałowskiej
oraz drobne ustępstwa na terenie Torunia. Po długotrwałych
targach delegaci zakonu zaproponowali oddanie Pomorza,
ziemi chełmińskiej i michałowskiej z wielkimi miasta
mi (w tym także Elbląga) w zamian za pozostawienie im
Malborka (zgadzali się na zwrot Polsce pieniędzy wyda
nych na jego wykup), okręgów elbląskiego, ostródzkiego
i dzierzgońskiego oraz kilku miast i zamków na Pomorzu.
Strona polska przystała jedynie na ustępstwa w okręgach
elbląskim, ostródzkim i dzierzgońskim. Na tym rokowania
zawieszono, ale związkowcy i strona polska nie doczekali
się powrotu do rokowań przedstawicieli zakonu 19.
Wznowione jesienią działania wojenne miały na celu,
jak wspomniano powyżej, oblężenie i zdobycie Chojnic
i Starogardu. Ale przystąpiono jedynie do działań przeciwko
Starogardowi. 21 września siły polskie, jak zwykle szczu
płe (400 jazdy, 300 piechoty oraz bliżej nieustalona liczba
zaciężnych gdańskich i chłopów z Żuław), podeszły pod
miasto. Wojska krzyżackie w mieście były prawie równe
liczbie oblegających. Taki stosunek sił uniemożliwiał prak
tycznie pełne oblężenie — była to tylko blokada. Oblegani
przeprowadzali częste wypady na pozycje polskie, wzięli
nawet do niewoli głównodowodzącego polskimi oddziałami,
Pawła Jasieńskiego. W trakcie walk pod miastem na pomoc
obleganym przybyły oddziały najemników z krzyżackich
miast na Pomorzu, którymi dowodził Kacper Nostyc. Walki
z nimi trwały od 4 do 12 grudnia i zakończyły się sukcesem
22 Tamże, s. 415-416
po opanowaniu Gniewa, nie były niczym zatrudnione. W ten
sposób siły oblegających wzrosły do ponad 600023. W tym
czasie odzyskano bez walki zamek w Człuchowie.
Pojawił się też nowy sojusznik — książę słupski Eryk II,
który w trakcie spotkania z królem Kazimierzem, chcąc
zatrzeć niemiłe wrażenie związane z zajęciem Człuchowa,
zobowiązał się do pomocy w opanowaniu Chojnic. Jego rola
miała głównie polegać na nakłanianiu oblężonych do pod
dania się. W rzeczywistości Eryk przez swoich wysłańców
namawiał obrońców do wytrwania w oporze, proponował
nawet kupienie tego miasta. Tak tę obiecaną pomoc opisał
kronikarz: „Książę (...) wyruszywszy z Bydgoszczy,przy
był do Chojnic; gdzie nie sam osobiście, ale przez Dynisza
i jego kanclerza, z dowódcami załogi chojnickiej składając
uboczne narady, i raczej odradzając im poddanie miasta,
niżeli wiodąc do niego, popsuł bardziej sprawę królowi,
miasto jej popierania, do którego się był zobowiązał; i z tem
wrócił do swego księstwa. Ale i tu, nie przestając swoich
chytrych knowań, niepomny danych królowi obietnic, wysłał
księdza Henryka Schonebeke do Chojnic, aby z dowódca
mi nieprzyjacielskiej załogi wszedł w umowę o wydanie
miasta, nie królowi, ale jemu, za okup pieniężny, który im
obiecywał dać w gotowiźnie” 24.
Równocześnie z oblężeniem Chojnic przystąpiono do
zdobywania Zantyru. Była to niewielka twierdza, zbudowana
wokół położonego nad Wisłą kościoła. Walki o tę fortalicję
trwały stosunkowo krótko — od 10 do 16 września, ale
były zacięte. Obrońcy, nie mając już szans na obronę, po
otrzymaniu posiłków przedarli się przez polskie pozycje
i uciekli do Kwidzynia.
Polski król Kazimierz musiał się spieszyć. Rozpoczynały
się bowiem nowe rokowania pokojowe, pod kierownictwem
23 Tamże, s. 416.
24 Tamże, s. 422.
legata papieskiego Rudolfa, należało więc jak najszybciej
zdobyć Chojnice. „Kazimierz więc, król Polski, wraz z pa
nami radnymi, którzy z nim wysiadywali w Bydgoszczy, ku
temu wszystkie zwrócił usiłowania, aby oblężenie Chojnic
nie pozostało bez skutku, i aby je zdobyć koniecznie, nie
tak dla zatarcia ohydnej klęski, którą przy nich poniesiono-
jak dlatego, że były jakby wstępem i wrotami, przez które
dla Krzyżaków wchodziły z krajów niemieckich wojenne
posiłki; te więc szczelnie zamknąwszy i usunąwszy najdziel-
niejszą obronę, która tej twierdzy ich strzegła, i Krzyżakom,
równie jak i ich stronnikom, najwięcej dodawała otuchy,
sadno można było całe Prusy owładnąć. Tym celem naka-
zał surowo ze wszystkich miast, wsi i miasteczek Wielkiej
Polski i Kujaw sprowadzić robotników i chłopów, z woza
mi, łopatami i innemi narzędziami pod Chojnice, aby jak
najspieszniej dokoła stawiać kosze, bić rowy i sypać wały-
Posłuchano natychmiast rozkazu, przybyło wielkie mnóstwo
wozów i robotników, i z jednej strony miasta podnosiły się
szybko izbice i okopy. Padł niemały postrach na oblężeńców,
którzy pierwej patrząc na klecone z wolna przez żołnierzy
opłotki, tem większej nabierali śmiałości. Teraz, gdy się
chłopstwo rzuciło do roboty, nie opuszczali rąk i rycerze
obozowi, ale społem zabrali się do dzieła, pracując ciągle
i bez przerwy” 25.
Zapoczątkowane w ten sposób prace oblężnicze, prowa
dzone bardzo intensywnie, pozwoliły na całkowitą blokadę
miasta. W mieście zaczęło brakować żywności — niedosta-
tek ten miał swoją główną przyczynę w tym, że rozpoczęto
blokadę przed żniwami, dlatego nie było żadnych zapasów.
Ale niedostatek wystąpił także po stronie polskiej. W po-
przednich oblężeniach, pod Gniewem, Zantyrem i innymi
zamkami, zaopatrzenie dostarczano Wisłą, pod Chojnice
dowóz był możliwy tylko drogą lądową. Fatalne drogi, słaba
25 Tamże, s. 423
organizacja, a co najważniejsze, duża liczebność wojska,
powodowały, że potrzeby były większe niż możliwości ich
zaspokojenia. W polskich oddziałach żołnierze także niekiedy
głodowali, ale tym razem nie zamierzano ustąpić.
Oblegani starali się za wszelką cenę utrudnić oblegają
cym prace i zniechęcić ich do kontynuacji oblężenia. Wciąż
strzelano zatrutymi strzałami, była to praktyka stosowana
podczas oblegania miast i twierdz w średniowieczu, trucizna
jako namiastka broni chemicznej, ale używano też „broni bio
logicznej”, wrzucając padlinę do nieprzyjacielskiego miasta
lub obozu w celu wywołania chorób. Największe nasilenie
walk nastąpiło w połowie września. Intensywnie ostrzeliwano
z dział, dochodziło także do wycieczek załogi, które miały
głównie na celu zniszczenie dzieł oblężniczych.
„U Chojnic każdego dnia między oblegającymi a oble-
żeńcami wznawiały się walki. Nareszcie w niedzielę, dnia
czternastego września, Krzyżacy, chcąc jakby ostatecznie
spróbować szczęścia, w czasie pacierzy kapłańskich zwa
nych tercyją, wypadłszy z miasta, w znacznej sile uderzyli
na obóz królewski. Ale pobici i zmuszeni do odwrotu,
wkrótce potem, kiedy Polacy obiadowali, z większą jeszcze
siłą i natarczywością powtórzyli wycieczkę. Trwała bitwa
przez kilka godzin, obie strony zarówno dotrzymywały
placu, z jednej i drugiej padało mnóstwo zabitych i rannych.
Nareszcie chojniczanie pokonani po raz drugi pierzchnęli,
a Polacy w pogoni za uciekającymi słali ich wielu trupem;
część usiłowała schronić się do miasta, lecz gdy nagle za
mknięto bramy, aby i Polacy razem nie wpadli, jedni legli
pod mieczem, drugich pobrano w niewolą albo postrącano
w napełnione wodą rowy. Ta klęska tak ich mocno zachwia
ła i przeraziła, że zatarasowawszy bramy, przez dni kilka
siedzieli cicho jak zaklęci. Polacy tymczasem wykończali
w oczach nieprzyjaciół podwójne i obszerne dookoła zasieki
i wądoły, nie zważając na miotane gęsto pociski i na ciągłą,
a uprzykrzoną słotę, aby nieprzyjaciołom odjąć wszelką
sposobność otrzymania zasiłków i targnięcia się na obozy
królewskie” 26.
Jak wynika z przekazu, poniesiona klęska zachwiała
postawą oblężonych, jakby tego było mało, Polacy w noc
po tej wycieczce, przystąpili do realizacji planu, który
w poprzednim oblężeniu został zaniechany — ostrzelali
miasto z kusz i łuków bełtami i strzałami zapalającymi. Atak
ogniowy polskich żołnierzy był skuteczny — spowodował
wybuch pożaru. „Na próżno oblężeńcy usiłowali gasić ogień,
miasto bowiem Chojnice wszystkie domy miało pokryte
słomą. Spłonęła zatem czwarta część miasta, z wszelkiemi
zapasami żywności i dobytkami mieszkańców. Byłoby
może całe zgorzało, gdyby najmniejszy powiew wiatru
dał był popęd pożodze. W czasie trwającego zaś pożaru
tak wielki strach wszystkich ogarnął, iżby po zniszczeniu
miasta żywcem nie dostali się w ręce Polaków, że ich sami
na klęczkach wzywali do gaszenia ognia, przyrzekając, że
chętnie wejdą w umowę o poddanie miasta, co rzeczywiście
nazajutrz nastąpiło. Dopiero bowiem wtedy uległa opierająca
się tak długo ich krnąbrność i zaciętość” 27.
Pożar załamał ostatecznie obrońców. Rokowania o podda
nie miasta rozpoczęto prawdopodobnie 21 września. Stronę
Krzyżacką w tych rozmowach reprezentował między innymi
sędziwy wielki komtur Urlyk Isenhoffen (nazywany przez
Jana Długosza Urlykiem Eisenhoffenem) i Jan Zal, stronę
polską natomiast Piotr Dunin i Jan Synowiec. W trakcie
rokowań ustalono, że załoga opuści miasto tylko z bronią
osobistą, pozostawiając w nim całą artylerię i inny ciężki
sprzęt, zagwarantowano puszczenie w niepamięć win miesz
kańcom miasta. (Pozostaje pytanie, jakie to były winy, czy
28Tamże, s. 426.
29 Tamże, s. 426, także M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem
Krzyżackim..., s. 694.
ludu, wróciwszy zwycięsko z Chojnic do króla do Torunia,
pozostało przy nim aż do końca trwających o pokój układów.
Król każdemu z rycerzy, stosownie do położonych zasług,
wydzielił hojne nagrody” 30.
Pomimo szeroko rozpowszechnianej wiadomości o tym
zwycięstwie, pomimo powrotu do królewskiego boku wojsk
spod Chojnic, posłowie krzyżaccy uczestniczący w rozmo
wach pokojowych początkowo nie dawali temu wiary. Dla
nich to też był pewien symbol — to po bitwie pod Chojni
cami w 1454 r. uwierzyli, że mogą wygrać tę wojnę, a teraz
miałoby być inaczej? Dlatego też, jak napisał Jan Długosz,
uwierzyli w klęskę dopiero po otrzymaniu potwierdzenia
od wielkiego mistrza 31.
Jak wielką radość odczuwał król z tego zwycięstwa,
świadczy zanotowany przez kronikarza fakt, że utrzymał
w mocy amnestię dla całego miasta, mimo że „(...) wielu
mężów poważnych, niektórzy nadto z obcych książąt, pod-
mawiali go, aby miasto Chojnice z ziemią zrównać. Żadne
bowiem inne miasto nie zasłużyło na taki gniew przez swoje
przeniewierstwo, przyjęcie do siebie nieprzyjaciół i przedłu
żenie wojny prawie do lat trzynastu. Przekładali królowi, że
zniszczeniem tego miasta do gruntu zatrze się hańba klęski
poniesionej od Krzyżaków i pomszczona będzie krew roda
ków poległych u Chojnic. Nie dał sie jednak król dobroci
pełen nakłonić do tego, aby miał karać najwinniejszych
nawet przestępców i buntu naczelników, a na bezwinnych
domach mścić się ruiną i pożogą. Wielu obruszało się na
to, że darowano winę miastu, które dla wielkich swoich
przestępstw nie zasługiwało wcale na względy królewskie
i łaskę. Z większą bowiem nienawiścią wojowali przeciw
królowi i Królestwu Polskiemu, niźli sami Krzyżacy” 32.
35 Tamże, s. 703.
36 Tamże, s. 709.
37 Cytat za M. B i s k u p , Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzy
żackim..., s. 704.
W treści traktatu znalazło się stwierdzenie, że zakon
podlega — jako jedynemu obok papieża zwierzchnikowi —
królowi polskiemu. Na wyraźne żądanie zakonu nie umiesz
czono wprawdzie w treści traktatu zapisu wynikającego
z cywilnego prawa o lennym charakterze pozostawionych
Krzyżakom ziem, ale z innych ustaleń wynikało to dość
jasno. Król polski nie miał prawa ingerencji w takie sprawy
wewnętrzne zakonu, jak wybór wielkiego mistrza (miał
natomiast prawo weta w przypadku złożenia go z urzędu)
i niezależność zakonu jako instytucji kościelnej. Zastrzeżono
także (w celu przyszłego, częściowego spolonizowania,
a raczej zmniejszenia i zneutralizowania żywiołu niemiec
kiego) możliwość przyjmowania do zakonu poddanych
króla polskiego, tak by stanowili oni nie więcej niż połowę
zakonników rycerzy. Miało to umożliwić w sposób pośredni
wpływ na wybór władz zakonu.
Zapewniono także pełną amnestię dla poddanych obu
stron, prawo ich powrotu do majątków lub ich sprzedaży
na dogodnych i realnych warunkach. Amnestia wprowa
dzona została na wyraźne żądanie przedstawicieli stanów
pruskich — wielu z aktywnych stronników Polski miało
posiadłości na ziemiach pozostawionych zakonowi — do
nich należała między innymi rodzina Bażyńskich. O zależ
ności lennej zakonu świadczyła forma obejmowania urzędu
przez wielkiego mistrza: był on zobowiązany do złożenia
hołdu lennego polskiemu monarsze i od niego jako swego
seniora otrzymywał chorągiew lennika, mistrz był także
z urzędu księciem i senatorem (członkiem rady królewskiej)
Królestwa Polskiego, miał też ograniczone na rzecz króla
uprawnienia w zakresie polityki zagranicznej. Zakon był
także obowiązany do udzielenia, na wezwanie króla, pomocy
zbrojnej. Zażądano takiej pomocy tylko raz — w czasie
wyprawy mołdawskiej króla Jana Olbrachta.
ZAKOŃCZENIE
W A K C E W LATACH 1271-1291
KAZIMIERZ IV JAGIELLOŃCZYK
PAWEŁ JASIEŃSKI
BERNARD SZUMBORSKI
ŹRÓDŁA
Jana Długosza kanonika krakowskiego dziejów polskich ksiąg
dwanaście, przekład Karola Mecherzyńskiego, bez roku
i miejsca wydania, t. 5, księga XII (w Polska Biblioteka In
ternetowa — http://www.pbi.edu.pl).
OPRACOWANIA
A l e x a n d r o w i c z S . , O l e j n i k K., Charakterystyka polskie
go teatru działań wojennych, „Studia i Materiały do Historii
Wojskowości” t. 26, Warszawa 1983.
B a r d a c h J . , L e ś n i o d o r s k i B., P i e t r z a k M.,
Historia ustroju i prawa polskiego, Warszawa 1997.
B i s k u p M., Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim
1454-1466, Warszawa 1967.
B i s k u p M., Wojna trzynastoletnia, Kraków 1990.
B i s k u p M., Zjednoczenie Pomorza Wschodniego z Polską
w połowie XV wieku, Warszawa 1959.
B i s k u p M . , L a b u d a G., Dzieje zakonu krzyżackiego w Pru
sach, Gdańsk 1988.
Bitwa pod Chojnicami 18 IX 1454 r. w tradycji historycznej
i regionalnej, praca zbiorowa pod redakcją Jacka Knopka
i Bogdana Kufla, Chojnice 2004.
B o c h e n e k R., Od muru chińskiego do linii Maginota, War
szawa 1964.
B o g u c k a M., Kazimierz Jagiellończyk, Warszawa 1978.
C i e s i e l s k a K., W zasięgu krzyżackiego miecza, Warszawa
1963.
D e r d ej P., Koronowo 1410, Warszawa 2004.
D y s k a n t J.W., Zatoka Świeża 1463, Warszawa 1987.
G ó r s k i K., Zakon Krzyżacki a powstanie państwa pruskiego,
Wrocław 1977.
G ó r s k i K., Wojna trzynastoletnia (1454-1466), „Przegląd
Zachodni” 1954, nr 7/8.
Historia Polski, praca zbiorowa pod red. Tadeusza Manteuffla,
Warszawa 1957, t. l,cz. I.
J a s i e n i c a P., Polska Piastów, Polska Jagiellonów, Warszawa
1986.
K o c z o r o w s k i E., Pogrom krzyżackiej armady, Warszawa
2003.
K o s i a r z E., Bitwy na Bałtyku, Warszawa 1978.
K u c z y ń s k i S., Wielka wojna z Zakonem Krzyżackim w latach
1409-1411, Warszawa 1987.
K u k i e ł M., Zarys historii wojskowości w Polsce, Wydawnictwo
PULS, bez miejsca i roku wyd.
Lata wojny trzynastoletniej w „Rocznikach, czyli Kronikach”
inaczej „Historii Polskiej ” Jana Długosza (1454-1466), praca
zbiorowa pod red. Stefana M. Kuczyńskiego, Łódź 1964.
L e ś n i o w s k i H., N o w a k o w s k i A., Sekrety Krzyżaków,
Poznań 1992.
M i c h a ł e k A., Wyprawy krzyżowe — Husyci, Warszawa 2004.
N a d o 1 s k i K., Broń i strój rycerstwa polskiego w średniowieczu,
Wrocław 1979.
N a d o 1 s k i A., Grunwald 1410, Warszawa 1993.
N a d o 1 s k i A., D a n k o w a J., Uwagi o składzie i uzbro
jeniu polskiej jazdy rycerskiej w latach 1350-1450, „Studia
i Materiały do Historii Wojskowości”, 126, Wrocław 1983.
N o w a k T., W i m m e r J., Historia oręża polskiego 963-1795,
Warszawa 1981.
N o w a k T., Wojna trzynastoletnia 1454-1466, Warszawa
1974.
N o w a k o w s k i A., O wojskach Zakonu Szpitala Najświętszej
Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie zwanego
Krzyżackim, Olsztyn 1988.
P l e w c z y ń s k i M., Daj nam Boże sto lat wojen, Warszawa
1997.
Polskie tradycje wojskowe, praca zbiorowa, pod red. Janusza
Sikorskiego, Warszawa 1990.
P o t k o w s k i E., Zakony rycerskie, Warszawa 1995.
Ty s z k i e w i c z J., M o r a w s k i K., Krzyżacy, Warszawa
1973.
Ś1 i w i c k i A., Ś 1 i w i c k a M., W e n d t W., Plan odnowy wsi
Świecino, Świecino 2006 (z archiwum gminy Krokowa).
y
«
1957.
Z y g u l s k i Z., Broń w dawnej Polsce, Warszawa 1975.
Bitwa pod Chojnicami 18 września 1454 r.
I faza
I faza
Wstęp...........................................................................................7
Zakon krzyżacki w Prusach, dzieje stosunków zakonu
z Polską................................................................................10
Wojny polsko-krzyżackie do wybuchu wojny
trzynastoletniej.................................................................... 40
Wojna trzynastoletnia — Przyczyny wojny.
Wojska obu stron.................................................................51
Pierwsza bitwa pod Chojnicami — 1454 r............................... 69
Przedłużająca się wojna.......................................................... 110
Piotr Dunin i jego nowa armia................................................ 140
Świecino — 17 września 1462 r............................................. 153
Działania wojenne i rokowania pokojowe od 1463 r.
do końca wojny................................................................. 175
Zakończenie............................................................................ 201
Aneksy.....................................................................................205
Bibliografia..............................................................................214