Vous êtes sur la page 1sur 236

HISTORYCZNE BITWY

BERNARD NOWACZYK
CHOJNICE 1454
ŚWIECINO 1462

V BELLONA
WARSZAWA
Zapraszamy na strony
www.bellona.pl,www.ksiegamia.bellona.pl

Nasz adres: Bellona Spółka Akcyjna


ul. Bema 87
01-233 Warszawa
Dział Wysyłki tel.: 22 457 03 02,22 457 03 06,22 457 03 78
faks 22 652 27 01
Internet: www.bellona.pl
e-mail: biuro@bellona.pl

Mapy na podstawie publikacji


A. Michałek, Wyprawy krzyżowe. Husyci, Warszawa 2004

Ilustracja na okładce: Łukasz Mieszkowski


Redaktor prowadzący: Zofia Gawryś
Redaktor techniczny: Beata Jankowska
Korekta: Anna Olszowska

© Copyright by Bernard Nowaczyk, Warszawa 2012


© Copyright by Bellona Spółka Akcyjna, Warszawa 2012

ISBN 978-83-11-12337-3

Druk i oprawa:
Wojskowa Drukarnia w Łodzi Sp. z o.o.
90-520 Łódź, ul. Gdańska 130
WSTĘP

Wojna trzynastoletnia, najdłuższa ze średniowiecznych


batalii, jakie toczyło państwo polskie, nie była wojną bły­
skotliwych zwycięstw, nie wyłoniła wybitnych dowódców
na miarę Tarnowskiego, Chodkiewicza, Żółkiewskiego czy
Sobieskiego. Nie była też znacząca w historii ówczesnej
Europy. Była to jednak wojna o bardzo dużym znaczeniu dla
Polski, co prawda lokalnym, ale w perspektywie rzutująca
na dzieje środkowej Europy. Na polach bitew tej wojny nie
walczyły liczne armie, a wyniki starć i potyczek nie od razu
wpływały na końcowy jej wynik.
Trudno jest pisać o jej wybranych epizodach bez stosow­
nego wprowadzenia wyjaśniającego, skąd w środku Europy
pojawił się zakon rycerski, którego pierwotnym przeznacze-
niem była walka w obronie Ziemi Świętej. Wybrzeża Morza
Bałtyckiego dzieli wszak od Palestyny duża odległość. Dlatego
też chcę przedstawić krótki rys historyczny Zakonu Najświęt­
szej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, jego
genezę i dzieje przed przybyciem na tereny Polski.
Należy też wyjaśnić, dlaczego podjąłem się opisania
właśnie tych bitew: największej ze średniowiecznych klęsk
wojska polskiego i w końcu skromnego, jeśli porównać je
z innymi bitwami rozgrywanymi w średniowiecznej Euro­
pie, zwycięstwa.
Pierwsza z bitew — pod Chojnicami — wykazała ana­
chronizm polskiej wojskowości, pewnego rodzaju zastój.
Mimo że strona polska poniosła tam klęskę, to właśnie ona
przyczyniła się do zmiany doktryny wojennej Polski. Bitwa
ta także zadecydowała o długotrwałości wojny. Zwycięstwo
krzyżackie umożliwiło zakonowi odbudowanie na kilka
lat panowania na dużej przestrzeni ich państwa, wpłynęło
deprymująco na postawy tych jego poddanych, którzy nie
byli jeszcze w pełni zdecydowani, którą stronę poprzeć.
I tylko pełna determinacja przeważającej części społeczeń­
stwa zamieszkującego tereny państwa zakonnego, zarówno
szlachty o różnej narodowości, co nie miało wpływu na
jej postawę (byli to potomkowie pierwotnych, prawie już
wytępionych mieszkańców tych ziem — Prusów, Słowian
Pomorskich i, co ma symboliczne znaczenie, Niemców),
jak i mieszczaństwa, głównie wywodzącego się z osadni­
ków pochodzenia niemieckiego (wrogą postawę przeciwko
Polsce częściej prezentowali Słowianie z pochodzenia),
umożliwiała przezwyciężenie kryzysu.
Druga z tych bitew — Świecino — to pozornie nic
nieznaczący epizod. Bitwa, w której uczestniczyło ponad
4000 żołnierzy, to w tej epoce niewiele. Gdyby znaczenie
bitew mierzyć liczbą walczących (a w konsekwencji liczbą
poległych), to na tle rozegranej czterdzieści parę lat wcze­
śniej bitwy pod Grunwaldem byłaby to potyczka. Ale tak
jak Chojnice wpłynęły na długotrwałość wojny, pokazały
słabość armii polskiej, tak Swiecino zadecydowało o odwró­
ceniu sytuacji, o tym, że strona polska odzyskała inicjatywę,
zmusiła zakon do defensywy. I choć wojna trwała jeszcze
cztery lata, jej wynik był już w zasadzie przesądzony.
W podręcznikach historii wojna trzynastoletnia traktowa­
na jest dość pobieżnie, a wydarzenia, o których wspomina
się najczęściej, to klęska chojnicka, wykup Malborka i pokój
toruński; Świecino jest traktowane dość marginalnie.
Fundamentalnym dziełem traktującym o tej wojnie
jest książka prof. Mariana Biskupa, Trzynastoletnia wojna
z Zakonem Krzyżackim 1454-1466, ale niestety nakład jej
pierwszego i chyba jedynego wydania w 1967 r. nie był zbyt
imponujący (3600 egz.). Jej mankament (jeśli można mówić
o mankamentach dzieła tej miary), polega na tym, że nie
jest to pozycja dla czytelnika przeciętnie znającego historię.
O wojnie tej, choć w znacznie bardziej skondensowanej for­
mie, możemy dowiedzieć się z takich pozycji, jak: Kazimierz
Górski, Zakon Krzyżacki a powstanie państwa pruskiego
(Wrocław 1977), Marian Biskup, Gerard Labuda, Dzieje
zakonu krzyżackiego w Prusach (Gdańsk 1988). Książki trak­
tujące o poszczególnych epizodach tej wojny to wydana przez
Urząd Miejski w Chojnicach i Chojnickie Towarzystwo Przy­
jaciół Nauk w 2004 r. Bitwa pod Chojnicami 18IX1454 r.
w tradycji historycznej i regionalnej, Józefa Wiesława
Dyskanta, Zatoka Świeża 1463 (Warszawa 1987) czy też
Eugeniusza Koczorowskiego, Pogrom krzyżackiej armady
(Warszawa 2003).
Dla poznania dziejów wojny, odczuć ludzi jej współcze­
snych, podstawowym dziełem jest Jana Długosza kanonika
krakowskiego dziejów polskich ksiąg dwanaście w przekła­
dzie Karola Mecherzyńskiego (korzystałem z 5 tomu, reprintu
z XIX w., prawdopodobnie wydanego w 1870 r. w Krakowie,
zamieszczonego w Polskiej Bibliotece Internetowej).
Szczegółowy wykaz literatury dotyczącej problematyki
zakonu krzyżackiego, wojskowości, zarówno krzyżackiej,
jak i polskiej, wojen Polski z zakonem, średniowiecznego
rycerstwa i wojska w ogóle, uzbrojenia, teatru wojny itp.
zamieszczam na końcu opracowania.
Jednocześnie, korzystając być może już z ostatniej okazji,
chciałbym podziękować wszystkim tym, którzy wpłynęli na
moje zainteresowanie problematyką historii wojen.
ZAKON KRZYŻACKI W PRUSACH,
DZIEJE STOSUNKÓW ZAKONU Z POLSKĄ

POWSTANIE ZAKONU KRZYŻACKIEGO -


JEGO DZIEJE DO 1225 R.

Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Nie­


mieckiego w Jerozolimie (nazywany w Polsce zakonem
krzyżackim, w dalszej części pracy będę używał takiej na­
zwy) powstał w wyniku wypraw krzyżowych do Palestyny,
nazywanej Ziemią Świętą, a których początek dała wyprawa
w latach 1097- J 099. Zdobycie części terytorium Palestyny
i utworzenie tam Królestwa Jerozolimskiego narażonego na
ciągłe ataki muzułmańskich sąsiadów postawiło nowe zada­
nia przed zdobywcami. Najważniejszym było zapewnienie
bezpieczeństwa i opieka lekarska dla tych, którzy zamierzali
osiedlić się tam na stałe i dla tych, którzy przybywali do
Palestyny na krótki czas jako pielgrzymi. Było to trudne
choćby dlatego, że duża części zdobywców wracała do
swoich ziem, słusznie uważając, iż wykonali już zadanie.
Do pełnienia tych funkcji przystąpili zatem przygodni ry­
cerze i pielgrzymi, łącząc się spontanicznie w niewielkie
grupy. Z czasem jednak nabrały one cech instytucjonalnych
— służbę ochronną i medyczną zaczęli pełnić ludzie zor­
ganizowani w grupy poddane regułom wywodzącym się
z obowiązujących w zgromadzeniach zakonnych.
Pierwszym takim zgromadzeniem była fundacja ła-
cinników założona przez kupców włoskich jeszcze pod
panowaniem muzułmanów (przed wyruszeniem pierwszej
wyprawy krzyżowców), która powołała klasztor Matki Bo­
skiej Łacińskiej, a przy nim niewielkie hospicjum i szpital.
Po zajęciu Jerozolimy przez krzyżowców szpital i hospi­
cjum oddzieliły się od klasztoru i w ten sposób powstało
bractwo szpitalne, które przyjęło nazwę Szpitala św. Jana
Chrzciciela (nazywane w skrócie joannitami). Około 1130 r.,
za rządów wielkiego mistrza Rajmunda du Puy, bractwo to
przekształciło się w zakon o szczegółowej regule, rozszerza­
jąc swoją działalność także na walkę z niewiernymi — był
to już zakon szpitalno-rycerski. Członkowie zakonu nosili
strój wyróżniający ich od innych, zarówno zakonników,
jak i rycerzy, którym był czarny habit i czarny płaszcz,
ozdobione białym ośmioramiennym krzyżem (obecnie taki
krzyż nazywany jest od ostatniej siedziby tego zakonu —
krzyżem maltańskim). Inny strój przywdziewano do walki
— wtedy to zamiast habitu i płaszcza nakładano zbroję, a na
nią czerwoną tunikę z naszytym białym krzyżem zakonnym.
Członkowie zakonu dzielili się na trzy kategorie — bracia
rycerze (mogli nimi być tylko szlachetnie urodzeni), bracia
służebni, pełniący funkcje pomocnicze, i bracia kapelani,
których zadaniem była posługa religijna oraz opieka nad
chorymi i nad pielgrzymami 1.
Drugim powołanym do życia zakonem — tym razem
o charakterze czysto wojskowym — był zakon założony
w 1118 r. przez rycerzy francuskich, który przyjął nazwę
Ubodzy Rycerze Chrystusa, choć bardziej znany jest jako
„rycerze świątyni”, a jeszcze bardziej — templariusze —
nazwa ta wywodzi się od siedziby zakonu położonej obok

1 Patrz E . P o t k o w s k i , Zakony rycerskie, Warszawa 1995, s. 79-


81, także M. B i s k u p , G . L a b u d a , Dzieje zakonu krzyżackiego
w Prusach, Gdańsk 1988, s. 97.
świątyni Grobu Zbawiciela (niektórzy podają, że był to
meczet al-Aksa ). Regułę zakonu ułożoną przy udziale wiel­
kiego propagatora krucjat, Bernarda z Clairvaux, zatwierdził
w 1128 r. papież Honoriusz II. Był to zakon założony przez
rycerzy, którzy odtąd nazywali się braćmi rycerzami. Ich
ubiorem był biały płaszcz nakładany na zbroję, ozdobiony
czerwonym krzyżem. Oprócz braci-rycerzy w zakonie
byli także bracia służebni — giermkowie, wywodzący się
z mieszczaństwa, oraz kapelani i rzemieślnicy2. Najpóźniej
z głównych zakonów rycerskich powstał interesujący nas
zakon krzyżacki. Nastąpiło to w trakcie trzeciej wyprawy
krzyżowej, podjętej po zdobyciu przez muzułmanów pod
wodzą Saladyna (Salah ad-Din) Jerozolimy, w której obok
prostych rycerzy uczestniczyli trzej najwięksi wówczas
władcy w Europie — cesarz i król niemiecki Fryderyk I
Barbarossa, król angielski Ryszard Lwie Serce i król fran­
cuski Filip II August. Najliczniejszą armię wiódł Fryderyk I
Barbarossa. Nagła śmierć cesarza (utonięcie) spowodowała
odwrót części niemieckich krzyżowców. Ale wielu poma­
szerowało dalej pod wodzą młodszego syna Fryderyka I —
księcia Szwabii, Fryderyka. W trakcie oblężenia przez
krzyżowców Akki — ważnego miasta i portu w Palestynie,
przyszłej stolicy kadłubowego królestwa Jerozolimy — po­
wstał szpital dla niemieckich rycerzy, w którym posługę
sprawowali niemieccy medycy, także ci, którzy czynili
to w szpitalu pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny
w Jerozolimie przed jej upadkiem. Tamten szpital nie był
samodzielny, podlegał joannitom. Teraz został odnowiony
jako niezależny byt.
Nowo powstały zakon (początkowo tylko szpitalny) został
6 lutego 1191 r. objęty opieką przez papieża Klemensa III,
a w 1196 r. taką samą opieką otoczył go papież Celestyn III.
2 E. P o t k o w s k i , Zakony rycerskie, s. 60-65, także M. B i s k u p,
G. L a b u d a, op. cit., s. 97-98.
Ale już w 1199 r. (niektórzy historycy twierdzą, że było to
w 1198 r.) zakon zostaje przekształcony w szpitalno-rycer-
ski. Wtedy to bowiem papież Innocenty III wyraził zgodę,
by „bracia szpitala niemieckiego” rządzili się w sprawach
szpitalnych regułą, jaką rządzą się joannici, a w sprawach
rycerskich regułą zakonu templariuszy3. Od templariuszy
przejęli też strój — białe płaszcze z czarnym krzyżem na
lewym ramieniu, taki sam krzyż był umieszczony na no­
szonej przez nich tunice.
Pomysł utworzenia zakonu rycerskiego nie zrodził się
z zapału religijnego rycerzy niemieckich — to książęta
Rzeszy chcieli zaznaczyć obecność Niemców na ziemiach
narażonych na najazdy muzułmanów. Stąd stosunkowo
nikłe zainteresowanie tym przedsięwzięciem w szeregach
niemieckiego rycerstwa. Początkowo zakon nie odgrywał
znaczącej roli, nieznane są nawet nazwiska jego pierwszych
wielkich mistrzów. Zmieniło się to dopiero, gdy władzę
w zakonie objął Herman von Salza (funkcję tę sprawował
w latach 1209-1239), który po wyborze na to stanowi­
sko dysponował tylko dziesięcioma zakonnikami ryce­
rzami.
Nowy mistrz energicznie przystąpił do działań mających
wzmocnić zakon. Zręczny dyplomata potrafił wykorzystać
dobre stosunki zarówno z papieżem, jak cesarzem. Papież
Honoriusz III w ponad stu bullach nadał Krzyżakom
wszystkie zwolnienia i prawa, jakie joannici i templa­
riusze uzyskiwali przez długie lata. Wielki mistrz miał
też bardzo dobre kontakty z cesarzem Fryderykiem II.
Krzyżacy byli najwierniejszymi i prawie jedynymi jego
sojusznikami. Tylko oni spośród zakonów rycerskich
uczestniczyli w krucjacie w latach 1228-1229, kierowanej
3 Patrz A . N o w a k o w s k i , O wojskach Zakonu Szpitala Najświętszej
Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie zwanego krzyżackimi,
Olsztyn 1988, s. 13-14, także E. P o t k o w s k i , Zakony Rycerskie, s. 90-
95, także M. B i s k u p, G. L a b u d a, op. cit., s. 99-102.
przez cesarza, którego papież Grzegorz IX wyklął za
unikanie udziału w krucjatach. Z kolei cesarz nagradzał
rycerzy zakonników licznymi darowiznami. Zakon szybko
rósł w siłę i bogactwo, otrzymał ziemię i zamki nie tylko
w Ziemi Świętej. Oprócz głównej siedziby w Akce w po­
łowie XIII w. Krzyżacy posiadali nieruchomości, czasem
bardzo znaczne — wsie, zamki i budowle w miastach —
w różnych częściach znanego świata: w Armenii, Grecji
(na Peloponezie), Sycylii, Apulii, w Niemczech, w dzi­
siejszej Austrii, w Prusach, Inflantach, a nawet we Francji
i Hiszpanii. Władzę nad tymi posiadłościami sprawowali
mistrzowie krajowi. Większość tych majątków otrzy­
mali od cesarza lub innych władców, część kupili albo
otrzymali w spadku. Wzrastała też liczba braci rycerzy,
przyczynił się do tego przywilej nadany przez Fryderyka II
w 1222 r., którego mocą długi rycerza wstępującego do
zakonu ulegały likwidacji.
Początkowo Herman von Salza nie zamierzał opuszczać
Palestyny — świadczyć może o tym zbudowanie w pobliżu
Akki (budowę rozpoczęto w 1228 r.) potężnego zamku
Montfort, który do 1271 r. stanowił coś w rodzaju stolicy
zakonu, znajdowała się tam siedziba wielkiego mistrza
i innych dygnitarzy zakonnych 4.
Krzyżacy pomimo rozbudowywania swych sił w Ziemi
Świętej poszukiwali także, widząc słabość państw chrze­
ścijańskich na wschodnim brzegu Morza Śródziemnego,
innych miejsc do prowadzenia działalności, mającej na
celu krzewienie chrześcijaństwa siłą i zwiększanie swego
stanu posiadania, aby budować podstawy przyszłego pań­
stwa zakonnego. Realizacja tego celu mogła nastąpić, gdy
zaistniała możliwość prowadzenia walki z poganami i ich
ewentualne nawracanie.

4 M. B i s k u p , G . L a b u d a , op. cit., s. 103-111, także E. P o t -


k o w s k i, Zakony rycerskie, s. 98-101.
Takie warunki stworzył im król Węgier Andrzej II (rządził
w latach 1205-1235). Część jego państwa — Siedmiogród —
była stale narażona na najazdy Połowców, koczowniczych
plemion pogańskich, a siły węgierskie nie wystarczały do
obrony przed nimi. Władca ten w zamian za obronę swego
terytorium (jeszcze niespełna trzysta lat wcześniej to Wę­
grzy byli koczownikami i do obrony przed ich najazdami
władcy niemieccy musieli mobilizować całość swych sił)
przekazał zakonowi w 1211 r. jako uposażenie ziemię Borsa
o powierzchni 12 000 kilometrów kwadratowych. Wraz z zie­
mią Krzyżacy otrzymali od króla wiele przywilejów, przede
wszystkim natury materialnej (między innymi zwolnienia
podatkowe). W krótkim czasie poczuli się tak silni, że w celu
zagospodarowania uzyskanych terenów zaczęli sprowadzać
na nie osadników, głównie Niemców, co doprowadziło do
powstania istniejącej do XX w. społeczności Sasów Sied­
miogrodzkich. Po odniesieniu pewnych sukcesów w walce
z Połowcami (Kumanami) Krzyżacy rozpoczęli starania
o uniezależnienie się od władzy króla Węgier. Takie działa­
nia spowodowały, że Andrzej II zaczął odbierać nadane im
przywileje i terytoria. Pomimo interwencji papieża Krzyżacy
zostali w 1225 r. usunięci z Siedmiogrodu. Podejmowane
przez nich próby odzyskania majątku i przywilejów, choć
popierali je papieże Honoriusz III i Grzegorz IX (żądania
restytucji ponawiane w latach 1226, 1231, 1232 i 1234),
nie przyniosły skutku. Władca Węgier okazał się nieugięty,
a jego wojska na terenie Siedmiogrodu były wystarczającą
przeszkodą dla Krzyżaków 5.
Krzyżacy utracili więc ziemię, która w ich planach miała
być podstawą przyszłego państwa, ale nie utracili chęci do
poszukiwania nowego miejsca na jego zbudowanie. Nie
brakowało w Europie ziem zamieszkanych przez pogan,

5 M. B i s ku p, G. L ab u d a, op. cit., s. 112-117, także J. Ty s z -


k i e w i c z , K . M o r a w s k i , Krzyżacy, Warszawa 1980, s. 14-19.
stanowiących uciążliwe sąsiedztwo dla państw chrześci­
jańskich, których władcy nie byli w stanie, nie tylko siłą
lub namową nakłonić ich do przyjęcia chrztu, ale nawet
obronić się przed ich najazdami. A że ziemie tych pogan
znajdowały się w dużej części nad Bałtykiem, którego
wybrzeża leżały w sferze zainteresowania zarówno cesarza,
jak i pomniejszych książąt niemieckich, tam też skierowali
swoje kroki.

ORGANIZACJA ZAKONU KRZYŻACKIEGO

Organizacja zakonu krzyżackiego była podobna do


organizacji innych zakonów rycerskich w dobie wypraw
krzyżowych. Cała społeczność zakonu dzieliła się na trzy
grupy. Pierwszą stanowili bracia rycerze; początkowo mogli
nimi zostać także synowie mieszczan, ale szybko ustalono,
że do tej kategorii mogą być przyjęci tylko ludzie „szla­
chetnie urodzeni”, chyba że na przyjęcie do tego grona
wyraził zgodę wielki mistrz. Z uwagi na to, że Krzyżacy
stosunkowo szybko rozpoczęli budowę czegoś w rodzaju
państwa (z czasem, o czym będzie mowa dalej, było to już
rzeczywiste państwo), stanowili zakon, do którego chętnie
wstępowali potomkowie feudałów, dla których był on często
jedyną szansą zdobycia pozycji społecznej, bo nie zapewniały
im tego majątki rodzinne, ulegające stałemu rozdrobnieniu
w wyniku podziału pomiędzy kolejne pokolenia. Duże zna­
czenie miało też to, że zakon szybko przeniósł się do Europy
i to niedaleko od Niemiec. Na szybki wzrost szeregów braci
rycerzy miał też wpływ brak innych niż pochodzenie warun­
ków — przyjmowano do zakonu krzyżackiego nawet ludzi,
którzy popełnili ciężkie przestępstwa, nie odrzucano także
obłożonych ekskomuniką. W 1258 r. papież Aleksander IV
wydał przywilej pozwalający rozgrzeszać nawet takich
rycerzy, którzy dopuścili się morderstwa na chrześcijanach,
a także rabowania i niszczenia kościołów. Jedynym wa­
runkiem było wyznanie winy i ślubowanie posłuszeństwa,
wierności, a także poddanie się dyscyplinie zakonnej; z tym
ostatnim bywało już różnie.
Do drugiej grupy, braci kapłanów, mogli należeć także
mieszczanie, ich zadaniem była posługa duszpasterska. Tylko
te dwie grupy mogły nosić białe płaszcze z krzyżami.
Trzecią grupę stanowili bracia służebni (tym przysługiwał
szary płaszcz z krzyżem). Do tej kategorii przyjmowano
ludzi niskiego stanu. Ich zadaniem było wykonywanie
czynności administracyjnych i pomocniczych, z nich wy­
wodzili się nadzorcy w majątkach zakonnych, ale też pełnili
funkcje (według współczesnego nazewnictwa) podoficerskie
w wojsku — dowodzili grupami pieszych żołnierzy. Mogli
składać śluby czasowe lub wieczyste. W wyjątkowych
wypadkach, za szczególne zasługi mogli zostać przyjęci
w szeregi braci rycerzy.
Osobną kategorię stanowili tak zwani półbracia — takie
miano mieli niektórzy słudzy zakonu, a także ludzie za­
służeni dla zakonu w tym dobrodzieje, którzy wspomogli
zakon datkami pieniężnymi lub nieruchomościami. Nosili
oni szare płaszcze z połową krzyża (w kształcie litery T).
Półbraćmi były także osoby wykonujące funkcje medyków
i sanitariuszy. W szpitalach zakonnych występowały także
zgromadzenia zakonne żeńskie pełniące służbę przy chorych
i rannych6. Życie duchowe, wbrew pozorom, nie było nazbyt
złożone. Zakonnicy byli przecież, przynajmniej w teorii,
głównie wojownikami za wiarę, stąd nie obowiązywała ich
zbytnia pobożność, a już w żadnym wypadku nie mieli obo­
wiązku kontemplacji ani ascezy. Bracia rycerze nie czytali
brewiarza ani żywotów świętych, gdyż w większości byli
analfabetami (do połowy XV w. nauka pisania i czytania

6 Porównaj E . P o t k o w s k i , Zakony rycerskie, s. 104-105, także


S . K u c z y ń s k i , Wielka wojna z Zakonem Krzyżackim w latach 1409-
1411, Warszawa 1987, s. 66-67.
była dozwolona tylko za specjalnym pozwoleniem wielkiego
mistrza). Dlatego ich obowiązki religijne sprowadzały się do
odmawiania osiem do dziesięciu razy w ciągu doby modlitwy
„Ojcze nasz” i uczestnictwa w odprawianych mszach, jeśli
w siedzibie, w której przebywali, był akurat kapelan. Dla
dzisiejszego chrześcijanina może to być dziwne, ale wielu
z nich przed nowicjatem nie znało nawet podstawowych
modlitw, dlatego w trakcie półrocznego nowicjatu musieli
nauczyć się dwu z nich: „Ojcze nasz” i „Wierzę w Bo­
ga”. W obowiązujących zakonników rycerzy przepisach
wręcz odradzano indywidualnego umartwiania się i postów,
osłabiało to bowiem siły tak potrzebne do walki za wiarę,
a zbiorowe posty należały do bardzo lekkich.
W takim zbiorowisku ważnym elementem była dyscy­
plina, jej główne założenia określały przepisy opracowane
jeszcze w Palestynie. Duży wpływ na dyscyplinę miały
cotygodniowe zebrania (kapituły), początkowo wspólne dla
wszystkich, z czasem, gdy zakonnicy przebywali w rozrzu­
conych na dużym obszarze zamkach, odbywały się osobno
dla każdego zamku. Na tych zebraniach przeprowadzano
swoistą spowiedź — każdy wyznawał swoje przewinienia,
a niektórzy musieli odpowiadać na zarzuty stawiane im
przez współbraci. Najcięższe kary groziły za takie winy,
jak: ucieczka z pola bitwy, wyparcie się wiary, sprzedaż
urzędów zakonnych i ukrycie przez kandydata przeszkód
wzbraniających wstąpienie do zakonu. Tutaj werdykt był
tylko jeden — wydalenie z zakonu, co w praktyce równało
się z usunięciem ze społeczeństwa.
Zakon był machiną bardzo sformalizowaną, z dokładnie
określoną hierarchią. Na czele zakonu stał wielki mistrz,
wybierany na to stanowisko dożywotnio spośród braci
rycerzy. O przebiegu takiego wyboru i obowiązujących
w jego trakcie zasadach tak pisze polski historyk Gerard
Labuda „(...) już zapewne przy wyborze Henryka von
Hohenlohe (1244-1249) kierowano się postanowieniami
»Statutów«. Postanowienia te nakazywały, aby umierający
wielki mistrz przekazał pieczęć Zakonu i swój pierścień
w ręce swego zastępcy (...). Ten zwoływał kapitułę generalną
i jej przewodniczył (...) w elekcji brali udział mistrzowie
krajowi: Prus, Alemanii, tj. Niemiec, Austrii, Apulli, Achai,
tj. Grecji i Armenii, oraz mistrz krajowy Inflant (...). Wy­
znaczony przez umierającego wielkiego mistrza dostojnik
był pierwszym elektorem, który wskazywał na następnego;
w dwójkę wyznaczali trzeciego i tym trybem dobierali
13 elektorów. Wśród nich jeden winien był być kapłanem,
8 rycerzami, a 4 nierycerzami, wszyscy z różnych prowincji.
Po ukonstytuowaniu zespołu elektorów i po złożeniu przez
nich przysięgi, że dokonają wyboru osoby najgodniejszej,
również cała kapituła składała przysięgę, że uzna wybranego
przez większość elekta. Po dokonanym wyborze najpierw
śpiewano hymn: Te Deum laudamus, a następnie udawano
się do kościoła, gdzie przed ołtarzem wręczano mu pieczęć
i pierścień”7.
Nieco inaczej o wyborze wielkiego mistrza pisze Stefan
Kuczyński: wskazuje, że wyboru tego dokonywała kapituła
generalna „in gremio”. Uzupełnia także, że po osiedleniu
się wielkich mistrzów w Malborku powstała przy ich boku
nieformalna rada dostojników (wielki komtur, wielki mar-
, szałek, wielki szpitalnik, wielki szatny i wielki skarbnik),
podejmująca samodzielnie decyzje, które całemu gremium
przedkładano jedynie do akceptacji 8.

PRZYBYCIE ZAKONU KRZYŻACKIEGO NAD BAŁTYK.


PODBÓJ PRUS

Prusowie — lud etnicznie wywodzący się z grupy lu­


dów bałtyckich (należą do niej także Litwini i Łotysze)

7 M. B i s k u p, G. L a b u d a, op. cit., s. 168.


8 S. K u c z y ń s k i , op. cit., s . 6 8 .
— zamieszkiwali tereny położone na wschód od Wisły,
dzisiejsze Wielkie Jeziora Mazurskie i na Półwyspie Sam-
bijskim — czyli na obszarze od dolnej Wisły do dolnego
Niemna. Południowa granica była płynna — graniczyli ze
słowiańskim plemieniem Mazowszan, których tereny weszły
w skład państwa polskiego, a w okresie przed przybyciem na
ich ziemie zakonu krzyżackiego stanowiły jedno z księstw
dzielnicowych — Mazowsze 9.
W omawianym okresie nie stworzyli jeszcze organizmu
państwowego, choć powstawały już jego zaczątki w postaci
doraźnie tworzonych związków plemiennych. Ubogie te­
reny, porośnięte puszczami, podzielone licznymi jeziorami
i rzekami, nie sprzyjały mieszkańcom. Wyznawali oni wła­
sną religię — byli więc w pojęciu chrześcijan poganami.
Pozorna słabość pogan powodowała wśród ich sąsiadów
dążenia do ich podboju i chrystianizacji. Pierwsze takie
próby podjął władca Polski — Bolesław Chrobry — wy­
syłając z misją na ich ziemie biskupa Wojciecha, uznanego
później za świętego. Próba ta nie powiodła się z powodu
męczeńskiej śmierci misjonarza. Kształtowanie się w XII
w. stosunków feudalnych spowodowało wzrastające w siłę
najazdy na sąsiadów, które nie miały na celu podboju, były
jedynie wyprawami po łupy.
Sąsiadujące z Prusami Księstwo Mazowieckie było naj­
częstszym obiektem najazdów z powodu braku naturalnej
granicy. Mimo że Mazowsze było już bardziej rozwinięte
niż Prusy, to z uwagi na jego słabość i uwikłanie w walki
o władzę nad Polską, nie było w stanie skutecznie przeciw­
działać tym niszczycielskim najazdom. Dlatego ponawiano
próby chrystianizacji Prus. Na ziemię pruską kierowano
zakony misyjne (głownie cystersów), ale ich zabiegi nie
przynosiły rezultatów. Narastająca od 1217 r. fala najazdów
zmusiła więc władcę Mazowsza do szukania rozwiązania

9 M. B i s k u p, G. L a b u d a, op.cit., s. 58-80.
siłowego. Jeśli nie można było uspokoić sąsiadów drogą
pokojową, należało ich podbić. Ale na to ówczesny wład­
ca Mazowsza — książę Konrad, zajęty walką z innymi
dzielnicowymi książętami (swymi krewnymi — wszak
wszyscy byli potomkami Bolesława Krzywoustego), nie
miał wystarczających sił.
Wtedy pojawił się nowy sojusznik — zakon krzyżacki.
Krzyżacy, poszukujący nowego terenu do realizacji swego
głównego zadania — walki za wiarę i nawracania pogan,
a pozbawieni tej możliwości w Siedmiogrodzie, zwróci­
li uwagę na ziemie położone na północy. Zbiegło się to
z poszukiwaniami prowadzonymi przez księcia Konrada
Mazowieckiego. Pod koniec 1225 r. książę ten, prawdo­
podobnie nakłoniony przez swego krewnego, śląskiego
księcia Henryka Brodatego i misyjnego biskupa pruskiego
Chrystiana, nawiązuje stosunki z wielkim mistrzem Her­
manem von Salza. Propozycja księcia jest korzystna, zakon
ma otrzymać jako czasową darowiznę ziemię chełmińską.
Ale wielki mistrz postarał się od razu, by kancelaria cesa­
rza Fryderyka II, który uważał się za zwierzchnika całego
świata chrześcijańskiego, wystawiła dokument nadający
zakonowi ziemię chełmińską na własność. Dokument taki
zostaje wydany w 1226 r. Cesarski edykt jeśli nie zapewniał
zakonowi utworzenia państwa na ziemiach ludów bałtyckich,
to w każdym razie znacznie ułatwiał im spełnienie tego za­
miaru. «

Na początku 1226 r. przybywa do Polski garstka zakon­


ników pod dowództwem Konrada von Landsberga (według
niektórych przekazów było to tylko dwóch braci ze służbą).
Książę Konrad dał im wieś Orłowo i pomógł zbudować na
lewym brzegu Wisły gródek obronny, nazwany przez nich
Vogelsang (Ptasi śpiew), w późniejszej legendzie, utrwalo­
nej w XVII w. na olejnym obrazie, gródek ten zbudowano
w koronie olbrzymiego dębu. W tym grodzie, „opierając się
nieskończonej ilości pogan, śpiewali pieśń smutku i żalu” —
jak opisy wał krzyżacki kronikarz10. Według innych autorów
jest to w całości legenda, a pierwsi zakonnicy w liczbie 5
przybyli na Kujawy pod wodzą późniejszego mistrza kra­
jowego Hermana Balka dopiero w 1230 r.
W rzeczywistości zakonnicy nie byli nękani przez Prusów,
a sami też ich nie atakowali (nie mieli ku temu ani potrzeby,
ani sił). Aby ich ponaglić do działania, a może w celu rezy­
gnacji z ich usług, książę Konrad powołał na swojej ziemi
nowy zakon rycerski, nazwany od zamku w Dobrzyniu,
który otrzymali od księcia, Braćmi Dobrzyńskimi. Trudno
nazwać ten pomysł udanym — obarczony był bowiem
dwoma błędami. Pierwszy, że zakonnikami byli rycerze
niemieccy z Meklemburgii, drugi zaś, że liczył tylko 14 braci
rycerzy. Ale ten krok wywołał zaniepokojenie Krzyżaków.
W wyniku ich starań w 1228 r. uzyskują oni od Konrada
dokument nadający im posiadłości w ziemi chełmińskiej
i na Kujawach (wspomnianą już wieś Orłowo). Nie był to
jednak akt nadania na własność wymienionych terenów
„Dokument ten ma charakter pobożnego nadania (...) da­
rowizna średniowieczna, feudalna, w której ofiarodawca
zatrzymywał nad darowaną ziemią prawa zwierzchnie
i zwierzchnią własność, a obdarowany uzyskiwał tylko prawa
użytkowe”11. Ale te nadania nie zaspokajały zakonników.
W 1230 r. w obiegu ukazał się jeszcze inny dokument,
w którym ponoć książę Konrad nadawał „(...) Marii św.
i braciom zakonu niemieckiego całe terytorium chełmiń­
skie, niepodzielnie ze wszystkimi przynależnościami, od
tego miejsca, gdzie Drwęca opuszcza granicę Prus, wzdłuż
rzeki aż do Wisły, a za Wisłą aż do Osy i biegiem Osy aż

10 K. C i e s i e l s k a , W zasięgu krzyżackiego miecza, Warszawa


1963, s. 20 i 22.
11 Tamże s. 22, porównaj także J. T y s z k i e w i c z , K . M o r a w ­

s k i , op. cit., s. 50, także K. Gór s ki, op. cit., s. 25-26 i M. B i s k u p,


G. L a b u d a, op. cit., s. 118-121.
do granic Prus, na wieczyste posiadanie z całym pożytkiem
i z wszelką wolnością”12.
Takie fałszerstwo pomogło Krzyżakom w uzyskaniu
potwierdzenia nadania przez papieża. Teraz mogli już przy­
stąpić do podboju całych Prus. Nadal jednak zachowywali
poprawne stosunki z polskimi książętami dzielnicowymi
— książęta wraz ze swoimi wojskami brali udział w na­
jazdach na Prusy w latach 1233 i 1236, z kolei oddział
rycerzy zakonnych uczestniczył w bitwie z Tatarami pod
Legnicą w 1241 r.
Od przybycia na otrzymaną w darze ziemię rozpoczyna
się systematyczny podbój terytoriów Prusów. Trwał on
ponad pięćdziesiąt lat. Już od 1237 r. uczestniczyli w tej
walce rycerze zakonu kawalerów mieczowych, operujący
w Inflantach, którzy podporządkowali się Krzyżakom,
zachowując pewną autonomię, a także Bracia Dobrzyńscy,
którzy zostali przez zakon krzyżacki wchłonięci, a ich zakon
uległ likwidacji. Często wyprawom krzyżackim towarzyszyli
rycerze z całej chrześcijańskiej Europy — byli to Niemcy,
przybysze z Francji, Anglii, a nawet z Włoch i Hiszpanii.
Wszyscy traktowali te wyprawy jako wypełnianie chrześ­
cijańskiego obowiązku nawracania pogan, za co uzyskiwali
liczne odpusty i darowanie grzechów.
Walki z mieszkańcami Prus były bardzo zacięte. Prusowie
z pełnym zapałem bronili swojej wolności, a podbici, orga­
nizowali bunty. Podbój Prus był operacją w pełni przemy­
ślaną. Na terenach już opanowanych (często opustoszałych
w wyniku walk i wymordowania obrońców) budowano
zamki i warownie, sprowadzano na nie nowych osadników,
w większości z Niemiec, ale także z Pomorza, Kujaw i Ma­
zowsza. Powstawały miasta i wsie, które szybko się rozwijały
i bogaciły. Zagospodarowanie ziem przebiegało spraw­
nie i planowo. Do końca XIII w. zbudowano i zasiedlono

12 Cyt. za J . T y s z k i e w i c z , K . M o r a w s k i, op. cit., s. 50-51.


na terenie Prus około 1400 wsi i 27 miast. Miasta sytuowa­
no w taki sposób, by pełniąc funkcje „służebne” wobec
znajdujących się wokół nich wsi, jednocześnie stanowiły
strategiczne punkty ewentualnego oporu, lokowano w nich
także garnizony wojskowe. Pomimo niemałych podatków
i danin nakładanych na mieszkańców miast i wsi, ludność
tam zamieszkała (głównie mieszczanie) bogaciła się; mia­
sta miały w większości murowane domy i otoczone były
ceglanymi lub kamiennymi murami. W ten sposób powsta­
ły: Chełmno, Toruń, Radzyń, Kwidzyń, Elbląg, Braniewo
i Królewiec. Po opanowaniu większości Prus rozpoczęła
się budowa Malborka, od 1309 r. stolicy zakonu i siedziby
wielkiego mistrza. Proces tworzenia państwa zakonnego
dobiegał końca.
Teraz pozostało tylko połączenie posiadłości zakonnych
w Prusach z posiadłościami w Inflantach przez zdobycie
Żmudzi. Lecz tutaj przeszkodą była pogańska jeszcze Li­
twa — państwo dysponujące olbrzymim terytorium, ale
politycznie i militarnie słabe. Walki o opanowanie Żmudzi
stwarzały ponadto dogodny pretekst do dalszej obecności
zakonu nad Bałtykiem — wszak wciąż w imię nawracania
pogan.
Drugim naturalnym kierunkiem ekspansji było Pomo­
rze, jego opanowanie ułatwiłoby napływ kandydatów na
zakonników z zachodniej Europy, przybywających w roli
krzyżowców. Ale próba opanowania Pomorza Gdańskiego
oznaczała wejście w konflikt z co prawda podzieloną, ale już
jednoczącą się Polską, a poza tym było to terytorium chrze­
ścijańskie. Potrzeba więc było wiarygodnego pretekstu.

POLITYCZNA I MILITARNA SYTUACJA W POLSCE


NA PRZEŁOMIE XIII I XIV W.

W omawianym okresie Polska stanowiła zlepek różnej


wielkości księstw, rządzonych przez władców z tego same­
go rodu, wyjątek stanowiły: Pomorze Gdańskie i Pomorze
Zachodnie, w których rządziły rodzime dynastie (władcy
Pomorza Gdańskiego uznawali zwierzchność dynastii Pia­
stów) — ale mocno ze sobą skłócone, walczące o ziemię,
o przywództwo, sprzymierzające się z obcymi władcami
i państwami. Ale jest to także już okres, w którym rozum­
niejsi z nich widzą potrzebę jedności. Następuje dwojaki
proces: Mazowsze, Kujawy i Śląsk dzielą się na coraz mniej-
sze organizmy, często wprost mikroskopijne, Małopolska
i Wielkopolska natomiast przechodzą etap scalania. Proces
rozdrobnienia dzielnicowego nie naruszył poczucia więzi.
Obok pojęcia „naród polski” (gens Polonica) utrzymuje się
pojęcie Królestwo Polskie (.Regnum Polonica), obejmujące
wszystkie dzielnice dawnego państwa. Duże znaczenie miała
też więź religijna, nie tylko dlatego, że w państwie nie było
różnych religii, ale także dlatego, że kościoły wszystkich
dzielnic podlegały arcybiskupstwu w Gnieźnie.
Pod koniec XIII w. pomysł zjednoczenia zaczyna
zdobywać coraz więcej zwolenników, zarówno wśród
władców poszczególnych dzielnic, przedstawicieli moż­
nych rodów, hierarchów kościoła, jak i powstającego już
mieszczaństwa (o różnym składzie narodowościowym,
z przewagą w dużych miastach żywiołu niemieckiego). Po
początkowych, nieudanych próbach zjednoczenia państwa
pod kierownictwem Piastów Śląskich, kierownictwo nad
ruchem zjednoczeniowym obejmuje Wielkopolska. Książę
Przemysław II zawiera układ z księciem Pomorza Gdań­
skiego — Mściwojem II, który wyznacza go na swego
następcę. Jest to między innymi spowodowane zagrożeniem
Pomorza ze strony Krzyżaków i Marchii Brandenburskiej.
Przemysław II następnie łączy Wielkopolskę, część Kujaw,
a także (co prawda nie formalnie, choć prawnie) Małopol-
skę (zajętą wówczas przez króla Czech — Wacława II)
i w roku 1295 koronuje się w Gnieźnie na króla Polski.
Poza reaktywowanym w ten sposób państwem pozostają:
większość Kujaw, Mazowsze, Śląsk i faktycznie (choć nie
formalnie) Małopolska.
Po skrytobójczym zamordowaniu w 1296 r. Przemy­
sława II idea zjednoczonego państwa przechodzi w nowe
ręce. Większość ziem Wielkopolski i Kujaw, całe Pomorze
Gdańskie oraz ziemie sieradzką i łęczycką łączy teraz książę
kujawski i łęczycki, Władysław I Łokietek.
Nie był to jednak akt jednorazowy. Łokietek kilkakrotnie
musiał ustępować z poszczególnych ziem, toczyć walkę nie
tylko z Wacławem II (ten ostatni koronował się w 1300 r.
w Gnieźnie na króla Polski), ale i z mieszczanami Krakowa,
możnymi rodami z Wielkopolski i Pomorza Gdańskiego,
by w końcu po śmierci następcy Wacława II, Wacława III,
stopniowo opanować część terytorium państwa. Zagrożenie
zewnętrzne stanowiły Czechy pod rządami Jana Luksem­
burskiego i Brandenburgia. Pojawił się też nowy przeciw­
nik, można powiedzieć, że wyhodowany przez księcia
mazowieckiego Konrada. Ale o tym nowym przeciwniku
będzie mowa dalej.
Ostatnim aktem jednoczenia się państwa była koronacja
w 1320 r. Władysława Łokietka na króla Polski. Polska była
jednak bardzo okrojona. W jej granice nie weszły: Śląsk, Zie­
mia Lubuska, Mazowsze, część Kujaw, Pomorze Zachodnie,
a krótko po zjednoczeniu odpadło Pomorze Gdańskie.
Nie najlepiej przedstawiała się też sytuacja militarna
państwa. Wyniszczony wieloletnimi walkami, otoczony
wrogimi lub niechętnymi sąsiadami, nowo ukształtowany
organizm państwowy dysponował tylko doraźnie zbieraną na
potrzeby wojny armią, składającą się ze słabo przygotowa­
nego i uzbrojonego pospolitego ruszenia możnych, szlachty
(rycerstwa), włodyków oraz z pospolitego ruszenia chłopstwa
(tylko w obrębie własnej okolicy). Obowiązki wojskowe
spoczywały także na mieszkańcach miast — obrona murów
miasta lub ich umocnień drewniano-ziemnych. Państwa,
zniszczonego gospodarczo w wyniku walk wewnętrznych,
nie stać było na stałe wojsko (najemnicy kosztują), nie naj­
wyższej rangi były też sojusze. Układ z królem Węgier Ka­
rolem Robertem dawał raczej oparcie moralne niż militarne,
a sojusz z władcami Litwy narażał państwo na oszczerstwa,
sprzyjanie poganom było z nich najdelikatniejsze, Łokietka
oskarżano nawet o skryte pogaństwo.

WOJSKOWOŚĆ POLSKA W ŚREDNIOWIECZU

W okresie powstawania państwowości polskiej, do


rozbicia dzielnicowego, podstawę siły zbrojnej państwa
stanowiła drużyna — stała formacja zbrojna pozostająca
na utrzymaniu władcy, z czasem dzieląca się na tak zwaną
drużynę starszą (starsi godnością i znaczeniem, stanowiący
trzon dowódczy) i drużynę młodszą, która była właściwą
siłą zbrojną. W miarę rozrastania się warstwy rycerstwa
rola drużyny maleje, a na jej miejsce powstaje w XII w.
hufiec nadworny władcy. Podstawę siły zbrojnej stanowią
wojowie-rycerze — są to zarówno potomkowie dawnej
starszyzny plemiennej, jak i potomkowie osiadłych na zie­
mi wojów z dawnej drużyny. Oni to w razie wojny zbierali
się w większych grodach i tworzyli oddziały na zasadzie
terytorialnej. W okresie rozbicia dzielnicowego jest to pod­
stawowa siła zbrojna. Rycerz, a także wszyscy posiadający
ziemię na prawie rycerskim (w tym wdowy po rycerzach,
a także instytucje kościelne), byli zobowiązani stawić się na
wezwanie władcy na wyprawę wojenną „konno i zbrojnie”.
W zależności od wielkości majątku rycerz miał obowiązek
stawać sam lub na czele orszaku zbrojnego, składającego się
z rycerzy służebnych, a także sołtysów z wsi lokowanych
na prawie niemieckim. Rycerzowi lub wystawionemu przez
niego orszakowi towarzyszyli zbrojni pachołkowie. Osoby
niebędące rycerzami i instytucje obowiązek stawienia się
wykonywały przez wysłanie odpowiednio wyposażonych
zastępców. Instytucje kościelne z czasem uwalniały się od tej
powinności na mocy uzyskiwanych przywilejów lub przez
zapłatę odpowiedniej kwoty, za którą władca był w stanie
nająć odpowiednio duży poczet. Od połowy XIII w. za
wyprawę poza granice państwa władca wypłacał rycerzom
odpowiednie wynagrodzenie 13.
Tak powołaną siłę zbrojną formowano w odpowiedniej
wielkości oddziały, z czasem nazwane chorągwiami, zacho­
wując w miarę możliwości zasadę gromadzenia w jednej
chorągwi mieszkańców danej ziemi lub członków jednego
rodu (chorągwie rodowe wystawiały przykładowo takie znane
rody wielkopolskie, jak Nałęcze, Pałuki, Grzymalici).
Wolna ludność pospolita, a więc niezależni chłopi, zobo­
wiązana była do wystawienia określonej liczby piechurów,
tarczowników — najczęściej jeden zbrojny na dziesięć
dworów włodyków. Z czasem obowiązek ten zanikł, rycer­
stwo zazdrośnie strzegło monopolu na noszenie broni, a na
przełomie XII i XIII w. został niemal całkowicie zlikwi­
dowany, tylko nieliczni włodycy mogli wchodzić w skład
pocztów rycerskich.
Ludność zależna (chłopstwo) także była objęta obo­
wiązkiem wojskowym, ale tylko w ramach wojny obronnej,
w granicach danego organizmu terytorialnego. Oprócz
bezpośredniego udziału w walkach (stosunkowo rzadko
wymaganego, choć często podejmowanego spontanicznie),
chłopi obciążani byli takimi powinnościami, jak: obowią­
zek budowy i naprawy grodów, stawiania w lasach za­
pór i przesiek ze zwalonych pni, stróża (obserwacja prze­
ciwnika i informowanie o jego działaniach i sile) i pogoń,
a także komunikacyjne — przewóz oraz naprawa lub nawet
budowa od podstaw dróg i duktów.
Inne były obowiązki ludności miejskiej. Mieszczanie
byli zobowiązani do budowy i obrony fortyfikacji miej­

13 J. B a r d a c h , B . L e ś n o d o r s k i , M . P i e t r z a k , Historia
ustroju i prawa polskiego, Warszawa 1997, s. 68-69.
skich, a wójt miasta lokowanego na prawie niemieckim
do służby konnej, tak samo jak właściciel dóbr na prawie
rycerskim 14.
Po zjednoczeniu państwa jego władcy w wydawanych
statutach i przywilejach dokonali ujednolicenia i unormo­
wania obowiązków wojskowych poszczególnych stanów.
Podstawą i trzonem siły zbrojnej było pospolite ruszenie
szlachty (dawnego stanu rycerskiego). Pierwsze unormo­
wania w tym zakresie zawierały statuty wydane przez króla
Kazimierza Wielkiego, oddzielne dla głównych części Kró­
lestwa Polskiego — statut piotrkowski dla Wielkopolski,
wiślicki dla Małopolski. Statuty te stanowiły, że każdy
posiadacz ziemi na prawie rycerskim obowiązany jest do
służby wojskowej „według jego najlepszych możliwości”.
Aby uniknąć dowolności w rozumieniu tego określenia,
kolejni władcy określali w trakcie nadawania dóbr na prawie
rycerskim liczbę zbrojnych, których miał wystawić posiadacz
danych ziem. W XIV w. powstał najmniejszy pododdział
wojsk feudalnych — „kopia” — w której skład wchodzi­
li: rycerz kopijnik i jego poczet złożony z dwóch-trzech
strzelców konnych, uzbrojonych w kusze lub łuki. Oprócz
konnych na wyprawę wyruszali jeszcze piesi pachołkowie
oraz woźnica (każdy poczet miał swój wóz, którym wiezio­
no zapasy broni, żywności, a także namiot). Wystawienie
takiego pododdziału było kosztowne, dlatego nie wszyst­
kich przedstawicieli szlachty stać było na wypełnianie
obowiązku. Rycerz (szlachcic) był zobowiązany do służby
wojskowej na każde wezwanie tylko w granicach państwa,
w przypadku wyprawy za granicę początkowo przysługiwało
mu odszkodowanie za poniesione straty, władca miał także
obowiązek wykupu w razie dostania się rycerza do niewoli.
Od 1388 r. wykup z niewoli i wynagrodzenie za straty na­
leżał się rycerzowi także w trakcie wojny wewnątrz kraju,

14 Tamże, s. 69
a za wyprawę za granicę zapłatę miał otrzymywać z góry
(wynosiła ona 5 grzywien od kopii). Ponadto na wyprawę
za granicę nie wzywano rycerzy, lecz „proszono i pytano”.
Duchowni posiadający ziemię na prawie rycerskim byli
zobowiązani do służby osobiście — jeśli nie mogli tego
obowiązku spełnić, powinni majątek przekazać krewnym.
Do służby wojskowej zobowiązano także sołtysów i wójtów
— zrównano jej zakres ze służbą rycerską 15.
Pospolite ruszenie zwoływał król (od połowy XIV w.
w razie potrzeby starosta danej ziemi). Uchylanie się od
służby wojskowej karane było konfiskatą dóbr winnego (od
1422 r. o konfiskacie orzekał sąd). W 1454 r. wprowadzono
zasadę, w myśl której zgodę na zwołanie pospolitego ruszenia
musiały wydać sejmiki ziemskie lub sejm. Wojewodowie
i kasztelanowie prowadzili wojowników zebranych ze
swych okręgów i województw na określone miejsce i tam
oddawali ich pod władzę króla lub wyznaczonego dowódcy.
Rycerzy z danej ziemi lub województwa na miejscu zbiór­
ki organizowano w chorągwie ziemskie (w ludniejszych
województwach tworzono więcej niż jedną chorągiew).
Chorągiew, w zależności od liczebności zobowiązanych do
służby z danego terenu, liczyła od 50 do 120 kopii — czyli
od 150 (200) do 360 (480) ludzi; wliczam tu rycerza i 2-3
strzelców konnych — często jeden ze strzelców był gierm­
kiem rycerza. Utrzymywały się jeszcze chorągwie rodowe
(możnowładcze), składające się z członków jednego rodu
oraz zależnych od głowy rodu drobnych rycerzy i sołty­
sów z jego posiadłości. Nadal istniał obowiązek służby
wojskowej chłopstwa w ramach obrony okolicy (okręgu).
Ponadto to właśnie chłopi byli strzelcami konnymi w kopii,
piechotę i łuczników rekrutowano natomiast z chłopów
z dóbr królewskich. Mieszczanie wciąż mieli obowiązek

15 Tamże, s. 113-114, porównaj także T. N o w a k, J. W i m m e r,


Historia oręża polskiego 963-1795, Warszawa 1981, s. 142-148.
obrony miasta. W miastach wykształcił się podział odpo­
wiedzialności według przynależności cechowej (stąd bramy
rzeźnicze, baszty kupieckie, czy wieże szewskie). Nadal do
obowiązków miasta należała troska o budowę, umacnianie
i remonty obwarowań miejskich 16.
Problem tak formowanych wojsk stanowiło uzbrojenie.
Trudno tu było o pełną jednolitość, gdyż każdy z członków
pospolitego ruszenia stawał do walki z własną, czasem
już przestarzałą, bronią. Niemniej jednak można wskazać
przynajmniej podobne typy broni i uzbrojenia ochronne­
go. Podstawową bronią zaczepną rycerzy polskich w XIV
i pierwszej połowie XV w. były miecz i kopia. Miecze
używane wówczas w Polsce (także w Niemczech, Czechach,
Skandynawii i na Węgrzech) to broń długa (120-130 cm),
stosowana do cięcia, rzadziej do kłucia, z długą rękojeścią;
nazywano je dwuręcznymi lub półtoraręcznymi. Miecz ten
miał obosieczną głownię o przekroju sześciobocznym, zwę­
żającą się ku dołowi. Pojawiają się, choć stosunkowo rzadko,
w miejsce miecza jednosieczne tasaki. Oprócz miecza rycerz
miał puginał, broń skuteczną w walce w zwarciu, używaną
także do skracania męki pokonanym (czyli ich dobijania),
stąd nazywany z łaciny misericordia (miłosierdzie). Ale
głównym orężem rycerza była kopia, długa na 4 do 5,5 m,
zakończona żelaznym, romboidalnym grotem. Przeznaczona
była do zrzucania z konia przeciwnika w czasie wykony­
wania szarży na szyki wroga, a jeśli przy okazji przebiła
jego zbroję i zabiła, to był to dodatkowy zysk. U podstawy
grotu kopię zaopatrywano w proporzec z barwami i herbem
rycerza. Rycerz dodatkowo mógł być uzbrojony w toporek
bojowy, czekan lub buzdygan17. Uzbrojenie ochronne rycerza

16 J. B a r d a c h , B . L e ś n o d o r s k i , M . P i e t r z a k , op. cit.,
s. 114-115.
17 T. N o w a k, J. W i m m e r, op. cit., s. 149, także A. N a d o 1 s k i,

Broń i strój rycerstwa polskiego w średniowieczu, Wrocław 1979,


s. 93-95.
stanowił pancerz, na początku XV w. będzie to już pełna
zbroja płytowa. Ten rodzaj uzbrojenia przeszedł dość długą
ewolucję. W połowie XIV w. pancerz kolczy uzupełniano
w miejscach newralgicznych elementami sporządzonymi
z kutych blach stalowych (zaczęto od osłon kończyn), by
wreszcie skończyć na zbroi wykonanej całkowicie z od­
powiednio łączonych płyt stalowych, tak że rycerz stał się
doskonale ochroniony, ale, niestety, także niezbyt zwinny.
Uzupełnieniem pancerza był hełm, chroniący głowę i szyję.
W omawianym okresie w użyciu były trzy typy hełmów:
garnczkowy (w kształcie odwróconego garnka opartego
na ramionach, z wyciętymi szparami umożliwiającymi
oddychanie i widzenie); łebka (otwarty, bez zasłony twarzy
i szyi — dlatego doczepiono do niego czepiec kolczy);
przyłbica (hełm typu łebka zaopatrzony w ruchomą osło­
nę twarzy, przymocowaną w sposób umożliwiający łatwe
podnoszenie i opuszczanie — kształt jednej z przyłbic dał
nazwę typowi hełmu — „psi pysk”). Zbroja płytowa wraz
z hełmem ważyła około 25 kg18. Z uwagi na stosunkową
ociężałość uformowanego z takich rycerzy szyku bojowego
i trudności w manewrowaniu na polu walki, z lżej z uwagi
na warunki finansowe uzbrojonych rycerzy i pachołków
konnych tworzono jazdę lekką. Była ona słabiej opance­
rzona, w większości tylko w zbroję kolczą, lekkie tarcze
i hełmy typu łebka, uzbrojona zaś podobnie jak jazda ciężka
w miecze i puginały, a zamiast kopii we włócznie, czasem
także, lub tylko, w broń strzelczą — kusze albo łuki.
Oddziały piechoty tworzono z mieszczan i chłopów. Ich
uzbrojenie zaczepne stanowiły łuki lub kusze, częściej jednak
były to włócznie, topory bojowe lub maczugi. Najczęściej
nie mieli żadnego uzbrojenia ochronnego — do rzadkości

18 T. N o w a k, J. W i m m e r, op. cit., s. 149-150, także A. N a d o 1 -


s k i, op. cit., s. 97-106, por. W. K w a ś n i e w i c z , 1000 słów o broni
białej i uzbrojeniu ochronnym, Warszawa 1981, s. 278-281.
należeli wyposażeni w hełmy i kolczugi. Po koniec XIV w.
część piechoty zaczęła używać dużych prostokątnych tar­
czy — pawęży 19.
Nowością, pojawiającą się na uzbrojeniu w drugiej
połowie XIV w., była broń palna, najpierw tylko działa
(puszki, bombardy), a od XV w. także broń ręczna — ha-
kownice i rusznice. Artyleria używana była przeważnie do
niszczenia umocnień, głównie murów obronnych, a także
fortyfikacji polo wy ch. Palnej broni ręcznej używała tylko
piechota — była ona niegodna rycerza. Jej znaczenie na
polu walki było początkowo niewielkie. Od pierwszych
jeszcze bardzo prymitywnych rusznic i hakownic częściej
używano skuteczniejszych od nich, zarówno ze względu na
donośność, szybkostrzelność, jak i celność, kusz. Pierwsza
artyleria natomiast długo występowała równolegle ze zna­
nymi jeszcze ze starożytności machinami miotającymi, wy­
korzystującymi energię wydobywaną z cięciw i skręconych
sznurów (katapulty, balisty, onagery i im podobne).
Pod koniec XIV w. pojawiają się w wojsku polskim
nieliczne jeszcze oddziały wojsk najemnych i zaciężnych.
Są to „zawodowi” żołnierze, służący za określoną kwotę.
Tworzyli oni własne oddziały, pod własnym dowództwem,
organizacyjnie nieróżniące się od rodzimych chorągwi.
Były to zarówno oddziały jazdy (często złożone z rodo­
wych rycerzy), jak i piechoty. Najczęściej werbowano ich
spośród mieszkańców sąsiednich krajów — byli to więc
ludzie z Pomorza Zachodniego, ze Śląska i ziem niemiec­
kich. Uzbrojenie tych najemników nie różniło się zbytnio
od uzbrojenia wojska polskiego.
Możliwości mobilizacyjne państwa polskiego w omawia­
nym okresie znacznie się zwiększyły. Wynikało to z powięk­
szenia terytorium oraz liczniejszej populacji. W okresie pano­
wania królów Władysława Łokietka i Kazimierza Wielkiego

19 T. N o w a k , J . W i m m e r , op. cit., s. 1 5 1
tzw. wielka mobilizacja, czyli wezwanie pod broń ludzi
z terytorium całego państwa, dawała teoretycznie możliwość
wystawienia wojska liczącego około 90 000 żołnierzy (przy
założeniu, że pod broń powołuje się 10 procent ludności). Było
to jednak możliwe tylko w przypadku ogłoszenia na terenie
całego państwa tzw. wyprawy w obronie ziemi. Faktycznie
jednak liczebność armii, zbieranej na mocy tzw. wyprawy
powszechnej, wynosiła od 10 000 do 20 000 ludzi 20.
W XV w. państwo króla Władysława Jagiełły (sama
Polska bez Litwy) teoretycznie, przy powołaniu pod broń
10 procent populacji, mogłoby wystawić armię liczącą od
140 000 do 180 000 żołnierzy — faktycznie jednak najwięk­
sza armia, jaką powołano pod broń, liczyła około 18 000
szlachty i około 27 000 chłopów i mieszczan. Była to jak na
owe czasy armia bardzo liczna. Do tej liczby należy dodać
najemników (przytoczę tutaj tylko jeden przykład — pod
Grunwaldem było około 1500-1600 Czechów) 21.
W połowie XV w. upowszechnia się coraz bardziej udział
wojsk zaciężnych, nad którymi dowództwo sprawują wy­
znaczeni przez króla dowódcy, zwani z czeska hetmanami.
Nazwa ta, początkowo używana w stosunku do oddziałów
składających się z Czechów i Morawian, stosowana będzie
z czasem do wszystkich dowódców.

ZAKON KRZYŻACKI. OBOWIĄZKI WOJSKOWE,


LICZEBNOŚĆ I UZBROJENIE WOJSKA

Obowiązki wojskowe na terenie państwa zakonnego wy­


glądały inaczej niż w Polsce. Wynikało to przede wszystkim
z charakteru tego państwa. Pierwszymi żołnierzami, zobo­
wiązanymi do stałej służby wojskowej, byli bracia rycerze.
Ich liczebność jest trudna do ustalenia — na przełomie XIV

20 Tamże, s. 143-144.
21 S. K u c z y ń s k i, op. cit., s. 259-264.
i XV w. było ich około 500. Pełnili oni wyższe funkcje
dowódcze: dowodzili chorągwiami, większymi pocztami,
zawiadywali warowniami. Drugą grupę stanowili półbracia,
z których jednak tylko część była wojownikami, służbę jako
rycerze pełniło ich niespełna 200. Trzecią grupę zobowiązaną
do służby w wojsku byli bracia służebni. W odróżnieniu
od dwu pierwszych grup, zasilali oni głównie piechotę
lub stanowili załogi zamków. Nie mieli własnej broni ani
koni. Ci, którzy służyli w jeździe, byli strzelcami konnymi
i wchodzili w skład pocztu rycerskiego. W piechocie pełnili
funkcję dowódców oddziałów zaciężnych, dowodzili również
zbrojną czeladzią zamkową. Ich uzbrojenie ochronne sta­
nowiły pancerze kolcze, rzadziej kirysy płytowe, natomiast
broń zaczepną miecze, topory, kusze i łuki 22.
Najliczniejszą grupą wojowników krzyżackich byli
ludzie posiadający określone dobra (na mocy prawa pol­
skiego, magdeburskiego, chełmińskiego lub pruskiego) —
porównywalni z ówczesną szlachtą polską, a także tak zwa­
ni ludzie wolni — sołtysi, karczmarze wiejscy, młynarze.
Kontyngenty wystawiali też mieszkańcy miast, zasadniczo
głównie do obrony miasta, rzadziej do walki w polu.
W prawie chełmińskim określono dwa rodzaje obowiązku,
który zależał od wielkości majątku — wystawienie kopii z co
najmniej dwoma pachołkami lub służba samego tylko posia­
dacza na jednym koniu. Odpowiedni przepis stanowił „(...)
ktokolwiek by 40 łanów lub więcej nabył od Zakonu naszego,
ten z pełnym uzbrojeniem i rumakiem okrytym, do takiego oręża
stosownym, oraz przynajmniej dwoma innymi wierzchowcami,
kto by zaś miał mniej łanów, z płatami i innym lekkim orężem
oraz jednym koniem, do takiego oręża stosownym (...) winien
podążyć na wyprawę”23. Wystawiany na takiej podstawie praw­
nej przez posiadacza 40 łanów poczet musiał być odpowiednio

22 A. N o w a k o w s k i, op. cit., s. 45-59.


23 Cyt. za A. N o w a k o w s k i, op. cit., s. 60.
uzbrojony — posiadacz (rycerz) musiał mieć pełną zbroję
(pod koniec XIV w. płytową), a strzelcy — kolczugę, hełm
i kuszę. Zobowiązani do służby z jednym koniem, z czasem
(na przełomie XIV i XV w.) musieli wystawiać kilkukonny
poczet. Mieszkańcy Prus właściwych, potomkowie pruskiej
starszyzny plemiennej, z reguły mający niewielkie majątki —
do 10 łanów — byli zobowiązani do służby z uzbrojeniem
lekkim. Do służby, głównie w piechocie, zobowiązani byli także
wolni Prusowie nieposiadający własnego majątku. Tak powo­
ływani do służby posiadacze wraz z pocztowymi, według już
cytowanej wyżej pracy, stanowili około 12 000 żołnierzy.
Do służby zobowiązani byli także poddani biskupów pru­
skich, jednak z powodu małej liczby posiadaczy ziemskich
i ludzi wolnych w dobrach biskupów kontyngent ten nie
przekraczał 2000 ludzi. Osobną grupę objętych obowiąz­
kiem służby w wojsku stanowili mieszczanie, ciężar taki
spoczywał głównie na posiadających dobra ziemskie i inne
nieruchomości. Objęci obowiązkiem mogli w zastępstwie
wysłać najętych zastępców. Bogatsi mieszczanie służyli kon­
no, a cechy miejskie wystawiały tarczowników i strzelców
pieszych. Z powoływanych tylko część wyruszała w pole,
większość była angażowana do obrony miasta, stanowiło
to około 1000 żołnierzy 24.
Nieco inaczej oblicza możliwości mobilizacyjne pań­
stwa zakonnego Stefan M. Kuczyński. Przyjmując, że na
początku XV w. populacja na terenie pomorsko-pruskim
liczyła około 670 000 mieszkańców, a zarazem uwzględ­
niając nadzwyczajny charakter wojny w latach 1409-1411,
zakłada, że powołano pod broń 10 procent, co umożliwiało
wystawienie armii liczącej około 67 000 ludzi 25.
Osobną grupę żołnierzy zakonu stanowili tzw. ryce­
rze goście, wyruszający na krucjatę najpierw przeciwko

24 Tamże, s. 62-69.
25 S. K u c z y ń s k i, op. cit., s. 243.
Prusom, potem przeciwko Litwie — były to dla rycerstwa
z zachodniej Europy „wyprawy krzyżowe” podejmowane
nie tylko dla chwały rycerskiej, ale w celu walki z pogana­
mi i ich nawracania. W takich „wyprawach krzyżowych”
uczestniczyli rycerze o różnym statusie majątkowym, stąd
brały się duże różnice w liczebności pocztów rycerzy gości,
praktycznie z całej Europy. Obok Niemców ze wszystkich
księstw niemieckich, spotkać można było także Francuzów
(z Normandii, Burgundii), Anglików, Szkotów, Niderlandczy-
ków, Szwedów i Duńczyków — nie było tylko Hiszpanów
i Portugalczyków, ale oni mieli w tym czasie własną wojnę
z niewiernymi. Napływ gości nie zmniejszył się zbytnio
nawet po chrzcie Litwy — nie wszyscy na zachodzie mieli
rozeznanie w stosunkach panujących na wschód od Niemiec.
Zakon także uprawiał propagandę, aby zachęcić do przy­
jazdu, głosząc, że Żmudź jest pogańska, połowa mieszkań­
ców Litwy to schizmatycy itd. Nie przynosiło to wielkich
rezultatów, na tak pozyskanych wojowników nie zawsze też
można było liczyć, a ponadto po 1411 r. udział tych rycerzy
stopniowo maleje. Bezpowrotnie minęły czasy, w których
traktowano wyprawy u boku Krzyżaków jak zaszczyt i obo­
wiązek rycerza, a co nie mniej ważne, na zachodzie Europy
w końcu zrozumiano, że nie są to walki w imię wiary, że
przeciwnikami są tacy sami chrześcijanie 26.
Kolejną grupą żołnierzy walczących w imię celów za­
konu byli opłacani ochotnicy. Występowały dwa źródła
ich rekrutacji i zależnie od źródła różnie ich nazywano.
W pracach popularyzatorskich często nazw tych używa się
zamiennie. Byli to żołnierze zaciężni i żołnierze najemni.
Żołnierzem zaciężnym był obywatel (poddany) danego
państwa, który, nie będąc w danym momencie zobowią­
zany do służby, zaciągał się do wojska za określony żołd.
Żołnierzem najemnym natomiast był obywatel (poddany)

26 A. N o w a ko w s k i , op. cit., s. 79-84.


innego państwa, który wstępował do armii obcego państwa
także za określony żołd. Innym wyróżnikiem był sposób
wstępowania do armii — żołnierze zaciężni tworzyli z za­
sady zwarte, w pełni zorganizowane i uzbrojone oddziały,
z własną kadrą dowódczą. Najmujący władca (państwo)
wypłacał żołd dla całego oddziału jego dowódcy.
W armii krzyżackiej zaciężni wywodzący się z ubogiego
mieszczaństwa i poddanych chłopów z majątków zakonnych
pojawiają się w połowie XIV w. Byli oni członkami pocztów
uboższych braci rycerzy, a także służyli w piechocie, w ar­
tylerii jako pomocnicy puszkarzy, stanowili załogi twierdz
i wchodzili w skład oddziałów kuszników. Najemnicy z obcych
krajów służyli natomiast zarówno w jeździe, jak i w piecho­
cie. W oddziałach jazdy służyli głównie rycerze z własnymi
pocztami (poczet składał się albo z trzech ludzi — kopijnika
i dwu strzelców, albo z dwóch — Strzelca i pachołka). Na­
jemnicy nie byli tani, żołd dla kopii za miesiąc wynosił 11-12
grzywien27. Liczba najemników w armii zakonnej była różna
w zależności od tego, jak ciężkich walk się spodziewano. Na
przykład w czasie wojny w latach 1409-1411, przed bitwą
pod Grunwaldem, najęto 800 kopii, co kosztowało zakon
około 46 000 marek28. W samej bitwie pod Grunwaldem
uczestniczyło 1237 najemnych kopii, czyli 3711 żołnierzy,
pochodzących głównie z Miśni, Łużyc i Śląska, a pod koniec
Wielkiej Wojny (na przełomie 1410/1411 r.) było w armii
zakonnej około 7500 żołnierzy zaciężnych 29.
Uzbrojenie wojsk zakonnych przewyższało zarówno pod
względem jakości, jak i nowoczesności uzbrojenie prze­
ciwników spośród narodów pogańskich (Prusów, Litwinów
i Żmudzinów), nie różniło się natomiast zasadniczo (od po­
łowy XIV w.) od uzbrojenia żołnierzy polskich (dlatego też

27 Tamże, s. 75.
28 W. U r b a n, Średniowieczni najemnicy, Warszawa 2008, s. 162
29 A. N o w a k o w s k i, op. cit., s. 76.
pominę jego dokładniejszy opis). Rycerze zakonni i rycerze
goście oraz zaciężni kopijnicy mieli pełną zbroję płytową,
kopie i miecze, rzadziej topory, klasą i wykonaniem podobne
do uzbrojenia polskich rycerzy. Zbliżone uzbrojenie mieli
także lekkokonni i piechota. Jako broń strzelczą w większo­
ści używano kusz, łuki miała (i to w niezbyt dużej liczbie)
tylko piechota powoływana spośród poddanych chłopów
narodowości pruskiej. Broń ta w większości pochodziła
z wytwórni zakonnej. Wynikało to z militarnego charak­
teru państwa. Nadzór nad produkcją i magazynowaniem
broni sprawował wielki marszałek. Podlegali mu: zarządca
siodłami, nadzorcy kuźni, kuszami i kierownik produkcji
dział i innej broni palnej. O skali produkcji broni świadczyć
mogą liczby: w 1399 r. w kuszami malborskiej znajdowały
się 324 nowo wykonane kusze, a w magazynie w Elblągu
składowano ich aż 1633 sztuk; w 1413 r. w Malborku wy­
konano 82 000 nowych i naprawiono 43 000 starych bełtów
(strzał) do kusz. W XIV w. w Malborku rozpoczęto produkcję
artylerii ogniowej (działolejnia i ludwisarnia) oraz wytwa­
rzanie prochu i kul kamiennych. W XV w. rozpoczyna się
także produkcja ręcznej broni palnej. Rozwinięty na szeroką
skalę „przemysł” zbrojeniowy pozwalał na stałe uzupeł­
nianie broni ochronnej i zaczepnej wszystkich typów i dla
wszystkich rodzajów wojska. Broń produkowano zarówno
w stolicy, jak i w innych wielkich miastach — Gdańsku,
Elblągu, Królewcu 30.
O sile zakonu świadczyły także zamki, twierdze i ob­
warowania miast. Były to budowle na wskroś nowoczesne,
wykonane z cegły i kamienia, doskonale przystosowane do
długotrwałej walki w oblężeniu, planowo rozmieszczone,
tak by broniły dostępu do wnętrza państwa, a zarazem
w taki sposób, by w razie potrzeby mogły wspierać się
nawzajem.

30 Tamże, s. 90-94.
WOJNY POLSKO-KRZYŻACKIE
DO WYBUCHU WOJNY TRZYNASTOLETNIEJ

WALKI WŁADCÓW POLSKI Z ZAKONEM W XIV W.

Idylla w stosunkach zakonu z władcami dzielnic polskich


skończyła się dość szybko. Po podbiciu ziem plemion pru­
skich przyszła kolej na ziemie polskie. Początkowo apetyt
zakonu nie był zbyt wielki, dążył on tylko do opanowania za­
chodniego brzegu i ujścia Wisły. Wynikało to z potrzeby unie­
zależnienia się od dobrej woli władców Pomorza Gdańskiego
w zakresie żeglugi na rzece oraz przeprawiania przez nią
posiłków. Początkowo były to zdobycze pokojowe: w 1251 r.
Sambor, książę gdański, podarował zakonowi część Żuław,
a w 1276 r. w testamencie przekazał im ziemię gniewską (w wy­
niku sądu papieskiego otrzymali ją ostatecznie w 1282 r.).
Wtedy to książę gdański Mściwoj zapisał całe Pomorze
księciu Przemysławowi II, późniejszemu krótkotrwałemu
królowi Polski. Śmierć Przemysława II spowodowała walki
o tę dzielnicę. Jako pretendenci do niej wystąpili: Włady­
sław Łokietek, Wacław II, książęta Pomorza Zachodniego
i margrabiowie Brandenburgii. Na początku XIV stulecia
(w 1301 r.) na krótko Gdańsk i przyległe do niego tereny
opanowali Krzyżacy, ale wkrótce zostali z niego wyparci
przez rycerstwo pomorskie i Czechów, a w 1306 r. Pomorze
weszło w skład jednoczonych przez Łokietka ziem polskich.
Ale nie na długo. Z nowymi pretensjami do Gdańska i Po­
morza wystąpiła Brandenburgia 1.
W 1308 r. margrabiowie brandenburscy, Otto i Waldemar,
wezwani przez obrażonych na Władysława Łokietka możno-
władców pomorskich z rodu Święców, wkroczyli na Pomorze
i podeszli pod Gdańsk. Obroną niezbyt przygotowanego do
długotrwałych walk miasta kierował namiestnik Łokietka,
sędzia pomorski Bogusza. Obrońcy wezwali na pomoc swego
władcę, ale Władysław Łokietek, zajęty wówczas walkami
o Kraków i tłumieniem powstania mieszczan, nie był w stanie
wysłać wojsk. Doradził więc, mając w pamięci neutralną,
a nawet przyjazną postawę Krzyżaków w czasie wypiera­
nia załogi czeskiej z Gdańska, aby wezwali ich na pomoc.
Krzyżacy skwapliwie skorzystali z zaproszenia. Na pomoc
ruszyła grupa dowodzona przez Guntera von Schwarzburga
i w krótkim czasie wyparła Brandenburczyków. Ale na tym
się niestety nie skończyło. Krzyżacy bowiem, zapewniając
sobie zapłatę za pomoc, zajęli część grodu gdańskiego, a na­
stępnie usunęli w walce pomorską załogę. Umocniwszy się
w grodzie, 14 listopada 1308 r. zaatakowali miasto. Broniący
się w nim pomorscy rycerze i mieszczanie zostali wycięci.
Po zajęciu Gdańska Krzyżacy opanowali Tczew i Nowe,
a następnie (w 1309 r.) zdobyli Świecie. Aby uprawomocnić
zajęcie Pomorza, wykupili „prawa” Brandenburczyków do
tej krainy, płacąc im 10 000 grzywien brandenburskich.
W tym samym roku przeniesiona została do Malborka sto­
lica zakonu — pierwszym wielkim mistrzem, który w niej
osiadł, był Zygfryd von Feuchtwangen 2.
Władca polski, Władysław Łokietek, zajęty umacnia­
niem swojego panowania, nie miał początkowo ani czasu,
ani sił do walki z zakonem. Ale cała jego działalność była
1 Patrz K. C i e s i e l s k a , op. cit., s. 48-51, także M. B i s k u p ,
G. L a b u d a, op. cit., s. 250-255.
2 K. C i e s i e 1 s k a, op. cit., s. 55-61, także M. B i s k u p, G. L a -

b u d a , op. cit., s. 255-257.


ukierunkowana na szukanie sojuszników i wzmacnianie
własnych sił. W 1320 r., po uroczystej koronacji, zawiązał
sojusz z Węgrami, a w 1325 r. z Litwą. Początkowo działal­
ność króla miała charakter pokojowy — skierował do sądu
papieskiego pozew przeciwko zakonowi. Wydany w 1321 r.
w Inowrocławiu wyrok nakazywał zwrot Polsce Pomorza
i zapłatę tytułem odszkodowania 30 000 polskich grzywien.
Ale zakon nie zastosował się do tego wyroku.
Król Polski nie miał innego wyjścia — musiał swych praw
dochodzić zbrojnie. W 1326 r., wspierając papieża, wdał się
w awanturniczą wojnę z Brandenburgią, a jakby tego było
mało, razem z wojskami polskimi w tej wyprawie brali udział
pogańscy Litwini. Stanowiło to doskonały pretekst dla Krzy­
żaków, którzy wraz z Brandenburgią i Czechami (rządzonymi
wówczas przez Jana Luksemburczyka) w 1327 r. z trzech stron
zaatakowali Polskę. Najazd Brandenburczyków i Krzyżaków
spustoszył Wielkopolskę i Kujawy (najazd czeski nie udał
się z powodu kontrakcji króla Węgier). Polski władca, jakby
nie rozumiejąc swego błędu, w 1329 r. w trakcie ogłoszo­
nej krucjaty przeciwko Litwie (w krucjacie uczestniczyły
także wojska czeskie) udzielił pomocy poganom. Wojska
polskie wkraczają na ziemię chełmińską, co kompromitu­
je Polskę w oczach całej prawie chrześcijańskiej Europy.
Wojna, wywołana tym razem przez nierozwagę polskiego
władcy, przynosi kolejne straty. Krzyżacy zajmują ziemię
dobrzyńską, pustoszą i palą wsie oraz grody na Kujawach,
w 1330 r. zajmują północne Kujawy z Bydgoszczą. Nie udaje
się Polakom nawiązać współdziałania z Litwinami — ataki
sprzymierzeńców nie są skoordynowane w czasie 3.
Najsilniejsze ataki krzyżackie następują latem 1331 r.
Pierwsza wyprawa, w lipcu, mająca na celu sterroryzowa­
nie Kujaw i Wielkopolski, pomimo olbrzymich spustoszeń
(między innymi zniszczone zostało Gniezno, a w nim pałac
3 K. C i e s i e 1 s k a, op. cit., s. 66-73, także M. B i s k u p, G. L a -
b u d a, op. cit., s. 345-346.
arcybiskupa) nie przyniosła Krzyżakom większych sukcesów
— atak na Poznań został sparaliżowany przez zmobilizowa­
nych do obrony chłopów (zasieki w lasach, ataki na kolumny
wojska). Drugi atak, uzgodniony przez Krzyżaków z Janem
Luksemburskim, następuje we wrześniu. Licząca około
6000-7000 żołnierzy armia krzyżacka, pustosząc Wielko-
polskę, dotarła aż do Kalisza, ale nie doczekawszy się tam
wojsk czeskich, jej dowódcy w obawie przed zgromadzoną
armią Łokietka zdecydowali się na odwrót, zamierzając
w drodze powrotnej zaanektować całkowicie Kujawy.
Za wycofującymi się Krzyżakami wyruszyła armia Ło­
kietka. 27 września, po wymarszu z nocnego odpoczynku
dwu kolumn krzyżackich, w okolicach wsi Płowce Łokie­
tek zaatakował ich straż tylną dowodzoną przez wielkiego
marszałka Dytrycha von Altenburga. Liczący około 2000
ludzi oddział został zaskoczony uderzeniem z boku i niemal
całkowicie okrążony. W zaciętej walce wybita została straż
tylna, do niewoli dostał się jej dowódca. Zaalarmowane dwa
przednie oddziały krzyżackie zawróciły spod już przez nich
obleganego Brześcia Kujawskiego. Walka rozgorzała na nowo
i trwała aż do zmroku. I nie została faktycznie rozstrzygnięta.
Krzyżacy zostali zmuszeni do wycofania się z Kujaw, można
więc ocenić tę bitwę jako strategiczny sukces strony polskiej.
Ale nie kończyła ona wojny. W następnym roku zakon po­
nownie zaatakował i zdobył całe Kujawy. W wyniku mediacji
papieskiej zawarto rozejm do wiosny 1333 r.
Nastąpił czas na działania dyplomatyczne. Spór między
Polską i zakonem mieli rozstrzygnąć królowie Czech i Wę­
gier — Jan Luksemburski i Karol Robert Andegaweński. Ich
mediacja, prowadzona w 1335 r. w Wyszehradzie (już po
śmierci Władysława Łokietka), zakończyła się niekorzystnie
dla Polski — Krzyżacy mieli wprawdzie zwrócić Kujawy
i ziemię dobrzyńską, ale ziemia chełmińska i Pomorze
Gdańskie pozostawało w ich władaniu jako wieczysta
darowizna. Polski król Kazimierz Wielki odwołał się od
wyroku do papieża i w lutym 1339 r. w Warszawie odbył się
proces. W procesie tym zeznawało aż 126 polskich świadków
oskarżenia. Wyrok wydany 15 września tego samego roku
nakazywał zakonowi zwrot Kujaw, Pomorza Gdańskiego
i ziem: chełmińskiej, dobrzyńskiej i michałowskiej. Ponadto
zakon miał zapłacić Polsce odszkodowanie w wysokości
194 500 grzywien. Ale Krzyżacy nie uznali tego wyroku i nie
zamierzali go wykonać. Trudna sytuacja gospodarcza i mili­
tarna Polski zmusiła Kazimierza Wielkiego do ustępstw —
w 1343 r. zawarł on układ pokojowy z zakonem: Polska
zrzekła się w nim Pomorza, ziemi chełmińskiej i michałow­
skiej (w formie darowizny, co stanowiło, iż w przypadku
wojny z Polską wywołanej przez zakon, tracił on formalnie
prawa do tych terenów), zakon natomiast miał zwrócić
Polsce Kujawy i ziemię dobrzyńską 4.
Nastał okres kilkudziesięcioletniego względnego spokoju
na granicy polsko-krzyżackiej. Czas ten został wykorzystany
na budowanie siły obronnej. Kazimierz Wielki rozbudowuje
system zamków i ufortyfikowanych miast, mający chronić
państwo przed najazdami sąsiadów, poszukuje też nowych
sojuszników. Następuje zbliżenie z Pomorzem Zachod­
nim, z Litwą, a także wzmocnienie przyjaznych kontaktów
z Węgrami (to ostatnie owocuje po śmierci Kazimierza
Wielkiego kilkunastoletnim panowaniem w Polsce dynastii
andegaweńskiej).
Sytuacja ulega diametralnej zmianie w chwili zawarcia
przez Polskę i Litwę w 1385 r. unii w Krewie. Na mocy unii
w 1386 r. wielki książę litewski Jagiełło, po przyjęciu chrztu
w obrządku łacińskim i otrzymaniu imienia Władysław, zawarł
związek małżeński z królową polską Jadwigą Andegaweńską
i został koronowany na króla Polski. Rozpoczyna się, co
prawda powolny, proces chrystianizacji Litwy, tym samym
4 M . B i s k u p , G . L a b u d a , op. cit., s . 347-350, także Z dzie­
jów oręża polskiego i walki o postęp społeczny, pr. zbiorowa pod red.
K. Sobczaka, Warszawa 1970, s. 48.
zakon traci legitymację do najazdów na te ziemie, bo nie ma
już kogo nawracać. Unia z Litwą to także wzmocnienie mili­
tarne — choć wojownicy litewscy, zarówno Litwini właściwi,
jak i Rusini, byli słabiej uzbrojeni (szczególnie w uzbrojenie
ochronne), to walecznością i doświadczeniem w walce często
przewyższali rycerzy polskich. Zakon krzyżacki uwikłany był
w tym czasie w wielki konflikt na Bałtyku. Jego przeciwnikiem
(choć sojusze często się zmieniały) była Unia Kalmarska —
związek Danii, Szwecji i Norwegii, której władcą był Eryk
I Pomorski, książę słupski, prawnuk Kazimierza Wielkie­
go. Spór z Unią, walka o obsadzenie biskupstwa w Rydze,
wreszcie walki o Żmudź — to wszystko absorbowało za­
konników na tyle, że na przełomie XIV i XV w. woleli nie
mieć zatargu z Polską 5.

WIELKA WOJNA Z ZAKONEM W LATACH 1409-1411

Sytuacja na pograniczu zakonu z Polską i Litwą, a także


z księstwami mazowieckimi, była stale zaogniona. Jeśli
nawet Krzyżacy nie atakowali bezpośrednio ziem Polski,
to i tak zatarg wisiał w powietrzu. Zakon doskonale rozu­
miał, jakie zagrożenie dla jego istnienia może stanowić
złączone unią krewską państwo polsko-litewskie. Dlatego
też, gdy nie powiodło się skłócenie ze sobą stryjecznych
braci: Jagiełły i Witolda, i po ich pogodzeniu się i podzie­
leniu władzą (Witold został wielkim księciem litewskim,
w zasadzie prawie niezależnym od Jagiełły) elita zakonu
zrozumiała, że odwlekanie wojny z Polską i Litwą nie jest
w ich interesie. Oba państwa, żyjąc w pokoju, wzrastały
w siłę, a Krzyżakom ubywało sojuszników, także w krajach
niemieckich i w kurii rzymskiej. A gdy okazało się, że Litwa
i Polska zawarły korzystny układ z władcą moskiewskim
Wasylem, i w ten sposób zapewniły sobie neutralność

5 M. B i sku p, G. L ab u d a, op. cit., s. 358-362, także S . K u -


c z y ń s k i , o p . cit., s. 94-98.
i spokój na granicy wschodniej — sprawa wojny (nazwijmy
ją wojną „prewencyjną”, gdyż po części taki był ze strony
krzyżackiej jej charakter) została przesądzona.
Po śmierci wielkiego mistrza Konrada von Jungingena
(w 1407 r.), zaangażowanego w walkę o panowanie na Bał­
tyku, rządy objął jego brat Ulryk von Jungingen, bardziej
zainteresowany hegemonią i wzrostem terytorialnym na
lądzie. Zaprzestano ekspansji na morzu, przystąpiono do
przygotowań do wojny na lądzie. A przyczyn do jej wybuchu
było wiele. Polskę do wojny popychała chęć wyzwolenia
zagrabionych przez zakon w XIV w. ziem pomorskich i kujaw­
skich, dążenie do odzyskania części Nowej Marchii (Santok,
Osieczno, Drezdenko) i zapewnienia sobie stałego dostępu
do morza. Litwa chciała wziąć odwet za najazdy pustoszące
kraj (najazdy krzyżackie na Litwę dochodziły aż do Wilna),
ale także, co było ważniejsze — odzyskać Żmudź.
W połowie 1409 r. wybuchło na Żmudzi powstanie. Li­
twa poparła powstańców, a Polska poparła Litwę. 6 sierpnia
zakon wypowiedział wojnę Polsce i już 16 sierpnia z terenu
Prus i Pomorza nastąpił atak na ziemię dobrzyńską, Kujawy
i Krajnę, a na Wielkopolskę z Nowej Marchii. W jego wy­
niku Krzyżacy opanowali ziemię dobrzyńską i Bydgoszcz
(wkrótce odbitą przez wojsko polskie). W październiku
zostaje zawarty rozejm.
Walki wznowiono latem 1410 r. Wojska polsko-litewskie
wkroczyły na terytorium zakonu. Do decydującej bitwy
doszło 15 lipca 1410 r. pod wsią Grunwald. Bitwa ta w póź­
niejszych czasach została uznana za jedną z największych
bitew średniowiecznej Europy; łącznie po obu stronach
uczestniczyło w niej około 60 000 żołnierzy, w tym około
50 000 jazdy. Po całodziennych zmaganiach potęga zakonu
została złamana. Znaczną część armii krzyżackiej wybito,
zginęła większość dowódców, z wielkim mistrzem Urlykiem
von Jungingenem na czele. Zdobyto większość sztanda­
rów armii krzyżackiej, wzięto mnóstwo jeńców. W trakcie
bitwy kapitulowała chorągiew ziemi chełmińskiej, którą
dowodził Mikołaj z Ryńska, przywódca tajnego Związku
Jaszczurczego, skupiającego polską szlachtę z Pomorza
i ziemi chełmińskiej. Rycerze tej chorągwi po wojnie byli
prześladowani, gdyż Krzyżacy nie darowali tej zdrady 6.
Zwycięstwo pod Grunwaldem nie zostało niestety wyko­
rzystane, wojska polsko-litewskie zbyt długo odpoczywały
po bitwie, dając tym samym czas komturowi Świecia —Hen-
rykowi von Plauen — na zorganizowanie obrony Malborka
i odtworzenie armii. Oblężenie Malborka nie powiodło się
z powodu braku dział i machin oblężniczych, a także zbyt
małej liczby piechoty. Nowo obrany wielki mistrz, Henryk
von Plauen, zgromadził posiłki i szybko odbudował władzę
krzyżacką na większości terytorium. Otrzymał także pomoc
od króla Czech Zygmunta Luksemburskiego. Jesienią 1410 r.
doszło do kolejnej wielkiej bitwy z liczącą 4000 ludzi armią
krzyżacką, dowodzoną przez nowomarchijskiego wójta
Michała Kuchmeistera pod Koronowem, w którym wojsko
polskie także odniosło sukces. Do niewoli dostał się między
innymi dowódca armii krzyżackiej 7.
Pomimo tych sukcesów zakon krzyżacki nie został rozbity,
odtwarzał wciąż swoje siły, korzystając głównie z zasobów
swej inflanckiej gałęzi — zakonu kawalerów mieczowych,
jak też pomocy, a właściwie głównie zapowiedzi takiej po­
mocy, ze strony Zygmunta Luksemburskiego. W tej sytuacji
doszło do zawarcia 1 lutego 1411 r. w Toruniu traktatu poko­
jowego. Zakon zgodził się na rezygnację ze Żmudzi i ziem
niegdyś zamieszkanych przez plemiona Jaćwingów (tereny
te otrzymała Litwa) oraz ziemi dobrzyńskiej (tę odzyskała
6 M. B i s k u p, G. L a b u d a, op. cit., s. 363-366, zainteresowanym
szczegółowym opisem przebiegu bitwy polecam dzieło S. K u c z y ń -
s k i e g o, Wielka wojna z Zakonem Krzyżackim w latach 1409-1411,
Warszawa 1987, oraz A . N a d o l s k i e g o , Grunwald 1410, Warszawa
1993.
7 Zainteresowanym tą bitwą polecam: P. D e r d e j, Koronowo 1410,

Warszawa 2004.
Polska), a także na zapłacenie 100 000 kop groszy czeskich.
Był to więc sukces połowiczny, ale ważniejsze było to, że
społeczeństwo państwa krzyżackiego zobaczyło iż zakon
nie jest niezwyciężony, że można się wyzwolić spod jego
panowania, ale należy to lepiej przygotować. Ludność, i to nie
tylko pochodzenia polskiego, stawała się powoli sojusznikami
Polski na jej drodze do odzyskania utraconych ziem.

DALSZE WALKI W PIERWSZEJ POŁOWIE XV W.

Pokój toruński nie zadowolił żadnej ze stron sporu.


Krzyżacy nie pogodzili się z utratą (choć tylko na czas życia
Jagiełły i Witolda) Żmudzi, strona polsko-litewska, wzmoc­
niona nowo zawartą między tymi państwami unią w Horodle
(1413 r.), domagała się zwrotu Pomorza, ziem chełmińskiej
i michałowskiej, skrawków Kujaw oraz Drezdenka i Santoka
(Polska) oraz trwałego, a nie tymczasowego, zwrotu Żmudzi
i ziem Jaćwingów (Litwa). W tej sytuacji w 1414 r. dochodzi
do wojny. Nowy wielki mistrz, Michał Küchmeister, pomimo
iż przejawiał większą gotowość do ugody niż von Plauen,
odrzucił żądania Polski i Litwy. W lipcu wojska polsko-
-litewskie wkraczają więc na ziemie krzyżackie i przez trzy
miesiące je pustoszą (z powodu zniszczeń wojnę tę nazwano
wojną głodową). Nie udało się jednak zmusić zakonu do
przyjęcia bitwy ani też zdobyć żadnego z zamków i miast,
a dokonane spustoszenia spowodowały (na szczęście tylko
krótkotrwałą) niechęć mieszkańców niszczonych ziem do
strony polskiej. Brak sukcesów w wojnie zmusił obie strony
do zwrócenia się do ówczesnych autorytetów — papieża,
cesarza Zygmunta Luksemburskiego i zbierającego się
właśnie soboru w Konstancji. Na tym forum dyskutowano
nad problemem do 1418 r.
Jałowa dyskusja nad prawami do spornych ziem spo­
wodowała ponowne wstąpienie strony polsko-litewskiej
na drogę wojenną. Przed jej rozpoczęciem Polska zawarła
sojusz z Erykiem Pomorskim, wówczas królem Danii,
Szwecji i Norwegii. Ale wyprawa wojsk sprzymierzonych
na ziemie krzyżackie znów została przerwana przez inter­
wencję papiestwa. Spór miał ponownie rozstrzygnąć cesarz,
i rozstrzygnął go w 1420 r. we Wrocławiu, ale na korzyść
zakonu. Polska i Litwa odwołały się od wyroku, a jedno­
cześnie szukały nowego sojusznika. Został nim elektor
Brandenburski Fryderyk von Hohenzollern. W trwającym
w tym czasie nowym procesie legat papieski przesłuchiwał
świadków, a zakon przygotowywał się do wojny. W lipcu
1422 r. siły polsko-litewskie ponownie wkroczyły na ziemie
zakonu, i znów armia krzyżacka zamknęła się w warowniach
i unikała walki. Siły polskie zdobyły tylko zamek w Golu-
biu8, ale tym razem niszczycielski marsz wpłynął w dużym
stopniu na zmianę nastrojów społeczeństwa i stanów pru­
skich — stają oni w opozycji do władz zakonu, wzywając do
zaprzestania walk. We wrześniu 1422 r. nad jeziorem Mełno
zostaje zawarty traktat pokojowy. Ale nadal jest to sukces
tylko częściowy: Polska odzyskała kujawskie posiadłości
zakonu, ale znów musiała zrezygnować z Pomorza i ziemi
chełmińskiej; Litwa uzyskała natomiast trwałe zrzeczenie
się przez Krzyżaków Żmudzi i ziem jaćwieskich 9.
Ale i ten pokój nie był trwały — zakon, wykorzystując
opozycję nowego wielkiego księcia Litwy Świdrygiełły,
brata Jagiełły, do unii z Polską, dokonał najazdu na Kujawy
i Krajnę; w tym czasie wojska polskie walczyły przeciwko
Świdrygielle. Najazd napotkał opór dopiero pod Nakłem,
gdzie okoliczne chłopstwo wraz z rycerstwem wielkopol­
skim rozbiło oddział krzyżacki. Zakon został zmuszony
do przerwania najazdu z powodu oporu stanów pruskich.

8 Miejsce znane w dzisiejszych czasach z zawodów krasomówczych


i pokazowych walk bractw rycerskich.
9 M. B i s k u p, G. L a b u d a, op. cit., s. 369-374, także M. B i s k u p,

Wojna trzynastoletnia, w serii „Dzieje narodu i państwa polskiego”, Kra­


ków 1990, s. 3, także A. Ve t u 1 a n i, Walka Polski w wiekach średnich
o dostęp do Bałtyku, Warszawa 1954, s. 89-94.
Pospolite ruszenie z ziemi chełmińskiej odmówiło uczest­
niczenia w walkach. Strona polska wykorzystała ten opór.
Do tego celu zawarto w 1432 r. sojusz z husytami czeskimi
z odłamu taborytów. Oddziały taborytów (tzw. sierotek) pod
dowództwem Jana Czapka, wespół z pospolitym ruszeniem
z Wielkopolski, dowodzonym przez wojewodę poznańskiego
Sędziwoja Ostroroga, zaatakowały najpierw Nową Marchię,
a następnie dokonały najazdu na ziemie krzyżackie. Siły
polsko-husyckie dotarły aż do Pucka i Rozewia. Zakon,
znowu pod naciskiem stanów pruskich, zawarł 15 grudnia
1433 r. w Łęczycy rozejm na dwanaście lat. Gwarantami
rozejmu były stany pruskie. Następnie (w Brześciu w 1435 r.)
zawarto „wieczysty” pokój z zakonem „(...) gwarantami
nienaruszalności traktatu ze strony Zakonu były ponownie
stany pruskie, które w wypadku złamania go przez władze
krzyżackie zwolnione miały być z obowiązku posłuszeń­
stwa”10. W ten sposób uzyskano, jak zauważył prof. Biskup,
to że: „(...) postanowienia traktatu, ograniczając silnie
samodzielność polityczną władz krzyżackich i podnosząc
stany pruskie do roli gwarantów układu, nie tylko osłabiały
pozycję państwa zakonnego, lecz także przyspieszały proces
jego wewnętrznych przeobrażeń. Stworzenie warunków po­
zwalających na swobodne kontakty gospodarcze i społeczne
poddanych Zakonu i Polski było istotnym czynnikiem dla
zacieśnienia się obopólnej więzi, co miało zaważyć decy­
dująco na dalszym rozwoju wydarzeń w Prusach” 11.
Sytuacja na pograniczu polsko-krzyżackim po tym trak­
tacie przybliżała możliwość odzyskania utraconych ziem,
a nawiązana w 1432 r. współpraca z husytami w dalszych
zdarzeniach miała przynieść Polsce korzyści. Należało
się więc spodziewać, że w niedalekiej przyszłości nastąpi
pomyślne dla Polski rozstrzygnięcie konfliktu.

10 M. B i s k u p, G. L a b u d a, op. cit., s. 377, porównaj K. C i e -


s i e l s k a , op. cit.
11 M. B i s k u p, G. L a b u d a, op. cit., s. 377-378.
WOJNA TRZYNASTOLETNIA -
PRZYCZYNY WOJNY. WOJSKA OBU STRON

ZWIĄZEK PRUSKI. JEGO PIERWSZE KONTAKTY Z POLSKĄ

W XIV w. na ziemiach zakonu krzyżackiego powstało


stowarzyszenie rycerskie, które przyjęto nazwę Towarzystwo
Jaszczurcze. Skupiało ono szlachtę pochodzenia polskie­
go. Była to organizacja działająca jawnie, za zgodą władz
zakonu. Jednak Towarzystwo to musiało mieć także jakieś
ukryte cele, skoro po bitwie pod Grunwaldem, po poddaniu
się chorągwi ziemi chełmińskiej, jego członkowie zostali
oskarżeni o zdradę, a ich przywódca Mikołaj Ryński skazany
na śmierć i ścięty. Ale mimo prześladowań Towarzystwo
istniało nadal, choć nie prowadziło ożywionej działalności.
Tymczasem rosnący w państwie ucisk, szczególnie fiskalny,
spowodowany ciągłymi wojnami, które nie przynosiły już
zysków i łupów, powodował narastanie oporu nie tylko wśród
szlachty pochodzenia polskiego, ale także wśród mieszczań­
stwa, którego większość wywodziła się z Niemiec. Szlachta
i mieszczanie domagali się od władz zniesienia niektórych ceł
i podatków, ułatwień w handlu, w tym z Polską. Opór wzmógł
się szczególnie po pokoju brzeskim (1435 r.), w traktacie
pokojowym zawarto bowiem ustalenia dotyczące swobód,
w tym ułatwień w kontaktach gospodarczych i społecznych
z Polską. A gwarantem przestrzegania traktatu były stany
pruskie. W tej sytuacji, wobec oporu władz zakonnych —
braku zgody na zniesienie niektórych podatków, niezwoły-
wania sądów itp. — w 1440 r. doszło do zjazdu w Elblągu
przedstawicieli mieszczan i szlachty z całego państwa, na
którym zapadła decyzja o utworzeniu związku miast i ziem.
14 marca 1440 r. w Kwidzynie opieczętowano formalny akt
utworzenia Związku Pruskiego (Preussischer Bund) — or­
ganizacji mającej między innymi na celu wzajemną pomoc.
Stanowił on swoiste odzwierciedlenie opozycyjnych dążeń
wszystkich poddanych krzyżackich.
Zakon od początku był nieprzychylny związkowi i je­
go członkom. Najbardziej uwidoczniło się to za rządów
kolejnych wielkich mistrzów z rodu von Erlichshausen —
Konrada (1441-1449) i jego bratanka Ludwika (1450-1467).
Wobec tego związek szukał pomocy u cesarza Frydery­
ka III oraz u polskiego króla Kazimierza Jagiellończyka.
Do cesarza skierowano skargę na zakon, do króla polskie­
go udały się w 1453 r. dwie delegacje — władz zakonu
i przedstawicieli stanów. (Tak napisał w swym dziele Jan
Długosz, inni historycy nie podają informacji o wysłaniu
delegacji, lecz jedynie o rozmowach i prośbach związku).
Ich działania tak przedstawia dziejopis: „Przybyli (...) po­
słowie Konrada [błąd autora — Konrad von Erlichshausen
już nie żył, wielkim mistrzem był jego bratanek Ludwik —
B.N.] mistrza i zakonu pruskiego z jednej, a pełnomocnicy
ziem, miast i całego narodu pruskiego z drugiej strony.
Uskarżali się bowiem Prusacy o pogwałcenie niektórych
ustaw i zobowiązań przymierzem zastrzeżonych, które mistrz
i zakon koniecznie znieść i unieważnić chcieli, obawiając
się za nie odpowiedzi, ilekroć popełniali jakie bezprawia.
Mistrz wraz z zakonem żądał, aby król i Polacy nie dawali
im żadnej pomocy, pomnąc na umowę wieczystego pokoju.
Miasta zaś i ziemie pruskie prosiły, »aby król wymierzył im
sprawiedliwość i sprawę ich popierał u cesarza rzymskiego
Fryderyka, przed którego sądem rozprawiać się mieli w dzień
św. Jana Chrzciciela, gdyż na tem zależało utrzymanie po­
koju z Królestwem Polskim, który gdyby raz był zerwany,
mistrz i zakon nauczyliby się zrywać go na zawsze według
woli«. Obydwu stronom odpowiedziano: »że król wraz
z królestwem ubolewa wielce nad niezgodą Prusaków, ale
żadnej strony bronić i popierać nie myśli, kiedy zwłaszcza
ich sprawa wyniesiona jest przed sąd cesarza, który o niej
stanowczo wyrzecze; że jako monarcha chrześcijański nie
chce żywić żadnych sporów i niechęci, raczej starać się
będzie o przywrócenie dawnej zgody i jedności. Jeżeli by
zatem do układów wzajemnych pomocy jego użyć chcieli,
chętnie i z łatwością jej użyczy«. Obie strony wdzięcznie
przyjęli tę odpowiedź i posłowie się rozjechali. Ale od
tego czasu zachwiał się ów pokój wieczysty między Kró­
lestwem Polskim a mistrzem i Krzyżakami, któremu obie
strony zanadto ufały i jak słońce jasne począł się ćmić i za­
chmurzać przewidywaniem wojen, na które się stopniowo
zanosiło” 1.
I stało się tak, jak powiedział (według Jana Długosza)
polski król. Najpierw nawiązano rozmowy między przedsta­
wicielem związku, Janem Bażyńskim, a przedstawicielami
króla, które miały przygotować poddanie się stanów pruskich
królowi polskiemu. W grudniu 1453 r. cesarz wydał wyrok
niekorzystny dla stanów pruskich i już w styczniu następne­
go roku przybyło do króla poselstwo związku z propozycją
poddania mu całych Prus. Polski władca nie powiedział
ani tak, ani nie, zażądał natomiast przysłania do Krakowa
na początek lutego wielkiego poselstwa. O tym poselstwie
tak napisał polski dziejopis: „(...) trzy dni strawiono na
takich rokowaniach, wśród których, po niejakim namyśle

1 Jana Długosza kanonika krakowskiego dziejów polskich ksiąg


dwanaście, wydane staraniem A. Przeździeckiego, przekład K. Me-
cherzyńskiego, bez miejsca i roku wydania, prawdopodobnie w 1870 r.
w Krakowie, s. 128-129, skorzystano z zasobów Polskiej Biblioteki
Internetowej, http://www.pbi.edu.pl
odpowiedziano posłom rycerstwa i miast pruskich, to jest
Gabryjelowi Bayssen i burmistrzowi gdańskiemu, którzy
pięćdziesiąt sześć najcelniejszych miast pruskich oddawali
pod zwierzchność i władzę Królestwu Polskiemu: aby po
uroczystości oczyszczenia N. Maryi przysłali do Krakowa
swoich pełnomocników, a wtedy stanowczą otrzymać mieli
odpowiedź”2. To co po Grunwaldzie wydawało się jeszcze
niemożliwe, teraz stawało się rzeczywistością.
W końcu stycznia 1454 r. Związek Pruski podczas ob­
rad w Toruniu podejmuje decyzję o powstaniu przeciwko
zakonowi i opracowuje plan wprowadzenia tego w czyn.
Zakładano jednoczesne, 6 lutego, zaatakowanie większości
zamków krzyżackich w większych miastach; mieszczanie
po opanowaniu zamków mieli udzielić pomocy rycerstwu
w walce o zamki w mniejszych miastach i stojące samotnie.
Z akcji tej wyłączono zamki w Malborku i Człuchowie.
Akcja miała być przeprowadzona szybko siłami rycerstwa
i mieszczan — miasta nie dysponowały wtedy większymi
siłami zaciężnych żołnierzy — tak aby nie pozwolić za­
konowi na zebranie sił, a jednocześnie, przez stworzenie
faktów dokonanych, ułatwić delegatom związku rozmowy
z polskim królem 3.
Aby uniknąć ewentualnych oskarżeń ze strony krzyżac­
kiej, 4 lutego wystawiono w Toruniu formalny akt wypo­
wiadający zakonowi posłuszeństwo. W akcie tym, który
doręczono wielkiemu mistrzowi 6 lutego, wyliczono krzywdy
i gwałty, jakie stany pruskie spotkały ze strony ich dotych­
czasowych władców. Jednocześnie rozpoczęto na terenie
całego państwa zakonnego powstanie. Już 8 lutego poddał
się zamek w Toruniu, a do połowy miesiąca opanowano

2 Tamże s. 142; Jan Długosz podaje nazwisko przewodniczącego


delegacji „Bayssen”, w polskiej historiografii używa się polskiej wersji
nazwiska — Bażyński.
3 M. B i sku p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim., s.111.
w zasadzie całą ziemię chełmińską. Podobnie działo się na
terenie Pomorza Gdańskiego, z tym że wyłączenie z planów
Człuchowa spowodowało przeciągnięcie się walk do 26
lutego. Część mieszkańców Pomorza przejawiała sympatię
do Krzyżaków, być może z obawy przed ich siłą i ewentu­
alną zemstą. Szczególnie silne postawy prokrzyżackie były
wśród wolnej ludności kaszubskiej.
Podobny przebieg miały walki powstańcze w Prusach
Właściwych. Większe boje toczyły się tylko w Elblągu,
Braniewie i Kętrzynie. Różnicę w stosunku do powstania
w ziemi chełmińskiej i na Pomorzu widać było w sta­
nowisku rycerstwa i wolnych pruskich chłopów, którzy
przystępowali do powstania dopiero pod naciskiem, za­
chowując jednakże sympatię do Krzyżaków. W toku walk
(od 6 do 27 lutego) opanowano praktycznie całe państwo.
Ostatnimi ośrodkami oporu pozostały tylko zamek i miasto
Malbork oraz Sztum. Polski dziejopis Jan Długosz samemu
wybuchowi powstania i jego pierwszemu etapowi poświę­
ca tylko kilka zdań, błędnie zresztą datując je na koniec
1453 r., przed przybyciem do Sandomierza poselstwa
Gabryjela Bażyńskiego. „W ciągu tego roku wszczęła
się wielka, a tem bardziej dotkliwsza, że niespodziewana
wojna między Ludwikiem mistrzem, komturami i za­
konem krzyżackim z jednej a rycerstwem, szlachtą i mia­
stami pruskiemi z drugiej strony. Toczyła się zaś z ta­
ką zaciętością, że gdy pomienione rycerstwo, szlachta
i mieszkańcy miast pruskich, jakby sprzysiężeni, porwali
się do broni przeciw Krzyżakom, wnet po wy pędzali ich
ze wszystkich zamków, miast i warowni, a wydarłszy im
majątki w długim czasie nabyte, zmusili ich do zawarcia
się w jednym tylko zamku Marienburgu”4. Wkrótce też
stronie krzyżackiej udało się zdobyć Chojnice. Tak więc

4J. D ł u g o s z, op. cit., s. 141 ; Długosz nie był dość dobrze poin­
formowany — Krzyżacy posiadali dwa zamki.
po zakończeniu działań i wyczerpaniu impetu powstania
zakon miał już tylko trzy punkty oporu.
Ale Krzyżacy dopóki mieli punkty oparcia nie byli jeszcze
pokonani. Zakon był bogaty (przynajmniej w teorii), miał
swoje filie w dużej części Europy (największe w Niem­
czech), mógł więc odbudować, przynajmniej częściowo,
swoje siły zbrojne, mógł nająć zawodowych żołnierzy,
których nie brakowało w Europie, był więc w stanie dalej
walczyć. Sami powstańcy, po początkowych sukcesach, nie
mieli wystarczających sił, by wygrać walkę bez pomocy.
Musieli więc jej szukać, ale Prusy graniczyły z państwem,
które było ich naturalnym sojusznikiem — z Polską. Wstęp
był już dokonany, należało tylko spełnić to, czego chciał od
nich król — wysłać duże poselstwo.
10 lutego poselstwo zostało więc wysłane. Na jego czele
stał przywódca Związku Pruskiego, Jan Bażyński. On też
wystąpił z wielką przemową do króla, opisując krzyw­
dy doznane przez ludność państwa zakonnego. W swojej
mowie wskazywał na przewrotność Krzyżaków, opisywał
wojny i najazdy, jakimi trapili oni Polskę. Wspomniał także
o sądzie cesarskim i o niesprawiedliwym wyroku wydanym
przez Fryderyka. Zaznaczył, że „Ten więc wyrok cesarza,
tak niesłuszny i tyrański, spowodował nas do wypowie­
dzenia posłuszeństwa Krzyżakom i podniesienia przeciw
nim oręża, w przekonaniu, że nie tylko nam mężom, ale
i kobietom największą grozi sromotą poddanie się w jarzmo
tak nikczemnej podległości. I pobłogosławiła Opatrzność
naszym przedsięwzięciom. W ciągu dni dwudziestu orężem
naszym przeszło dwadzieścia zdobyliśmy zamków (...), które
naszej uległy władzy. Gdy więc twoja Królewska Miłość,
jak wszystkim wiadomo, i co sam mistrz i zakon jawnemi
wyznali pismy, jesteś tego zakonu nadawcą, uposażycielem
i dobroczyńcą, ziemie zaś pomorska, chełmińska i micha-
łowska gwałtem i przemocą zostały Królestwu Polskiemu
wydarte, przeto udajemy się do Majestatu twego z prośbą,
abyś nas raczył przyjąć za twoich i królestwa twego wie­
czystych poddanych i hołdowników, i wcielił na nowo do
Królestwa Polskiego, od którego jesteśmy oderwani (...).
Niechaj cię nie wstrzymuje przysięga i zawarte z Krzyżakami
przymierze, którem i my, część większą stanowiący, objęci
jesteśmy, kiedy je mistrz i zakon pogwałcili (...). Wzrusz
się naszemi prośbami i łzami, miej wzgląd nie tylko na
nas, ale i na tych, którzy wśród nadziei i obawy oczekują
powrotu naszego, a z nim odpowiedzi mającej im przynieść
pociechę albo wielką żałość 5”.
Narady króla z jego radą trwały dość długo. Nie brako­
wało bowiem wśród panów polskich przeciwników przy­
jęcia tych ziem w skład państwa polskiego. Najsilniejszym
i najbardziej znaczącym przeciwnikiem był kardynał Zbi­
gniew z Oleśnicy, a sekundowali mu, niewidzący interesu
w takim rozwiązaniu, niektórzy możnowładcy małopolscy.
Przeciąganie się rozmów wynikało także z powodu zbyt
wygórowanych żądań stanów pruskich. Domagały się one
bowiem wielkich uprawnień zarówno dla szlachty pomorskiej
i pruskiej, jak i miast (w tym szczególnie dużych przywile­
jów oczekiwał Gdańsk). W końcu zawarto kompromisowy
układ: stany pruskie ustąpiły częściowo ze swoich żądań,
a strona polska, otrzymując coraz więcej informacji o suk­
cesach powstańców, zaczęła się obawiać, że mogą udać się
ze swymi propozycjami do innego władcy (tak pisał o tych
obawach w swym dziele Jan Długosz) 6.
Rozmowy zakończono 6 marca 1454 r. wydaniem aktu
inkorporacji Prus, w którym ogłoszono ponowne zjednocze­
nie całości Prus z Polską. Przedstawiciele stanów natomiast
wydali akt poddania się Prus (akt ten miał zostać zatwier­
dzony przez zgromadzenie stanów pruskich). Jednocześnie
król mianował Jana Bażyńskiego gubernatorem Prus. Akt

5 Tamże, s. 146-148.
6 Tamże, s. 148-149.
inkorporacji stanowił wypowiedzenie wojny zakonowi.
Wypowiedzenie wojny, po zatwierdzeniu przez ogół stanów
pruskich postanowień krakowskich, dotarło do wielkiego
mistrza 21 kwietnia 1454 r.7

TEATR DZIAŁAŃ WOJENNYCH


i/ k ii • ^

Przy omawianiu teatru działań wojennych celowo po­


miniemy teren Prus Właściwych, z uwagi na to, że bitwy,
które są tematem tego opracowania, rozegrały się na terenie
Pomorza Gdańskiego — na terenie Prus Właściwych, poza
rejonami nad dolną Wisłą, Zalewem Wiślanym i dolną Pre-
gołą (obszar wokół Królewca), nie toczono znaczących walk.
Większe działania wojenne odbyły się na północnym po-
brzeżu bałtyckim, a w części południowej w pasie jezior.
Na Pomorzu Gdańskim część nadbrzeżna to płaska nizina
poprzecinana szerokimi pradolinami rzek Redy i Łeby. Brzeg
stanowią w większości piaszczyste wydmy, kształtujące
w dogodnych miejscach — w tamtych czasach jeszcze po­
przerywane — mierzeje i półwyspy. Teren w oddaleniu od
morza był porośnięty lasami (Puszcza Darzlubska), znajduje
się na nim wiele jezior.
Środkowa część Pomorza to teren wyżynny (najwyższe
wzniesienie ma 331 m n.p.m.). Porośnięty gęstymi lasami
i pokryty jeziorami (Pojezierze Kaszubskie), z których
¥

największe to Wdzydze, poprzecinany licznymi, krętymi


i wąskimi rzekami i potokami. Rzeki te płyną w głębokich
dolinach. Na południu piaszczyste, niewysokie wzgórza
były w tamtych czasach porośnięte dziewiczymi lasami
(Bory Tucholskie).
Tam właśnie największą przeszkodę w działaniach wo­
jennych stanowiły lasy, przez które prowadziły nieliczne,

7 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim..


s. 38-40.
łatwe do zablokowania zasiekami trakty, w niczym nie-
przypominające znanych nam dzisiaj, nawet najbardziej
peryferyjnych dróg. Rozmieszczenie lasów decydowało
o osadnictwie — na Pomorzu najgęściej zaludnione były:
tereny nadmorskie, strefa wzdłuż dolnej Wisły, w tym na­
leżące do Pomorza, w większej części stanowiące depresję
Żuławy, i obszar południowy, w pasie Człuchów, Chojnice,
Czersk do Świecia nad Wisłą. Środkowa część Pomorza,
prawie niezaludniona, nie nadawała się do prowadzenia
działań militarnych.
Główną arterią wodną była Wisła. Nadawała się do
żeglugi na całym odcinku na terenie Pomorza, a zarazem
stanowiła, ze względu na swą szerokość oraz miejscami
bagniste pobrzeże, ważną przeszkodę w marszu wojsk
lądowych. Jej przekroczenie wymagało budowy mostów.
Opanowanie doliny Wisły miało wpływ na działania wo­
jenne — kto panował nad miejscami dogodnymi do prze­
praw, decydował o łatwości przerzutu wojsk, o możliwości
wspierania lub utrudniania operacji wojskowych zarówno
na lądzie, jak i na wodzie, o zaopatrzeniu, a tym samym
możliwości stawiania oporu.
Najważniejsze szlaki lądowe prowadziły wzdłuż Wisły.
Ten, który nas interesuje, biegł od Kujaw przez Swiecie
w kierunku północnym na Starogard, Tczew do Gdańska,
z odgałęzieniami na Lębork i Słupsk, a więc już na Pomorze
Zachodnie. Inna ważna droga wiodła od Nowej Marchii
przez Czarne (lub Człuchów), Chojnice i Bory Tucholskie
do Starogardu, a stamtąd do Tczewa i Gdańska. Tak szlaki
wodne i lądowe kanalizowały działania wojenne tylko do
obszarów mających większe zaludnienie, gdyż w tamtych
czasach zaopatrzenie wojsk, głównie w żywność, odbywało
się kosztem miejscowej ludności. Wojska żywiły się same,
dlatego trzymały się terenów rozwiniętych pod względem
produkcji rolniczej, co skutkowało stałym zubożeniem
ludności wiejskiej. Miało to także wpływ na stosunek lud­
ności wiejskiej, głównie chłopstwa kaszubskiego, do wojsk
powstańczych, a później także polskich 8.

POTENCJAŁ WALCZĄCYCH STRON

POLSKA I STANY PRUSKIE

Teoretycznie potencjał gospodarczy i demograficzny


Polski (wraz ze stanami pruskimi) był bardzo duży. Pań­
stwo polskie (liczymy tylko Koronę wraz z Rusią Halicką)
zajmowało obszar około 270 000 km kwadratowych, z tego
Wielkopolska i Małopolska to 114 000 km kwadratowych,
lenne Mazowsze zajmowało 32 000 km kwadratowych, a Ruś
około 124 000 km kwadratowych. Tereny te zamieszkiwa­
ło około 2 500 000 mieszkańców9. Dodatkowo potencjał
Polski wzmocniony został przez stany pruskie, na Pomorzu
Gdańskim było to około 120 000-130 000 ludności, a na
ziemi chełmińskiej około 70 000-80 000 mieszkańców. Na
tych terenach ludność miejska stanowiła około 25 procent
(najludniejszy Gdańsk liczył około 30 000 mieszkańców).
Niestety, w czasie wojny zasoby demograficzne stanów
pruskich w wyniku niepowodzeń wojennych, od końca
1454 r., stale się zmniejszały. Wynikało to zarówno ze strat
bojowych, jak i przechodzenia części ludności na stronę
krzyżacką.
Czynnikiem wpływającym negatywnie na możliwość
prowadzenia działań wojennych strony polskiej była sła­
bość systemu finansowego Polski, która wynikała głównie
z niskich wpływów z dóbr królewskich (duża ich część była

8 M. B i sku p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim..


s. 42-45, także S . A l e x a n d r o w i c z , K . O l e j n i k , Charakterystyka
polskiego teatru działań wojennych, „Studia i Materiały do Historii Woj­
skowości”, dalej „SMHW”, t. 26, Wrocław 1983, s. 24 i nast.
9 Historia Polski, pr. zbiorowa, pod red. T. Manteuffla, t. 1, cz. I,

Warszawa 1957, s. 489-490.


zastawiona) i z bardzo niewielkich, a w dodatku nietermino­
wo wpływających podatków. Dochody skarbu państwa nie
przekraczały rocznie około 90 000 zł węgierskich, a często
były jeszcze niższe. Wzrastające potrzeby w trakcie wojny
powodowały konieczność zaciągania przez skarb pożyczek
pod zastaw dóbr i dochodów, co wytwarzało błędne koło
zadłużenia (zastawianie dóbr zmniejszało dochody, co zmu­
szało do następnych pożyczek pod zastaw następnych dóbr
lub dochodów). Pewną pomoc stanowiły dotacje i pożyczki
udzielane królowi przez stany pruskie, w znacznym stopniu
zmniejszające obciążenia Korony 10.
Pomimo wymienionych mankamentów wielkość państwa,
jego ludność i poziom gospodarki umożliwiały finanso­
wanie wojny i stworzenie bazy zaopatrzeniowej (głównie
w żywność) na zniszczonych działaniami wojennymi tere­
nach, a co nie mniej ważne, stałe dostarczanie niezbędnego
sprzętu wojennego.

ZAKON KRZYŻACKI

W początkowym okresie wojny możliwości finansowe


zakonu były niewielkie. Opanowanie prawie całego państwa
przez powstańców spowodowało całkowite pustki w skarbie
zakonnym. Podratowany na krótko kwotami otrzymanymi
od elektora brandenburskiego za zastawioną Nową Marchię
i niewielkimi sumami ze skarbca w Malborku, ale nie wy­
starczyły one nawet na opłacenie najemnych i zaciężnych
żołnierzy. Dopiero sukcesy odniesione pod koniec 1454 r.
pozwoliły na odzyskanie dochodów z części terenów nad­
wiślańskich i z rejonu Ostródy, a w 1455 r. także z Dolnych
Prus i Królewca, co pozwoliło zakonowi na pewien oddech.
Wciąż jednak brakowało mu pieniędzy dla wojska. Nie­
dostateczna też była pomoc ze strony zakonu kawalerów

10 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,


s. 48-50.
mieczowych z Inflant, który sam borykał się z trudnościami
gospodarczymi. Nie najlepiej przedstawiała się sytuacja
w majątkach zakonu na terenie Rzeszy. Wspomaganie fi­
nansowe wojen w pierwszej połowie XV w. spowodowało
znaczne zadłużenie tych dóbr. Potrzeby wojny obciążały
majątki, a więc w miarę upływu czasu finansowanie wojny
i dyplomacji stawało się coraz mniejsze i nie pokrywało
rosnących wydatków 11.
Ogólnie można stwierdzić, że strona polska dysponowała
większymi możliwościami, co w końcu doprowadziło do
uzyskania powodzenia.
Podobnie przedstawiała się sytuacja demograficzna.
Przejście dużej liczby ludności na stronę Polski spowodo­
wało skurczenie się do minimum bazy rekrutacyjnej dla
armii zakonu. Dlatego w początkowej fazie wojny korzystał
on tylko z żołnierzy najemnych. Dopiero sukcesy jesienne
1454 r. spowodowały stopniowy wzrost zasobów demogra­
ficznych, a opanowanie Królewca i okolicy zwiększyło je
jeszcze bardziej. Ale do końca wojny była to baza bardzo
mała, niewspółmierna w stosunku do potrzeb.

WOJSKA STRON. ORGANIZACJA, SPOSÓB PROWADZENIA


DZIAŁAŃ BOJOWYCH

STRONA POLSKA

W połowie XV w. podstawowy trzon wojska wciąż


stanowiło pospolite ruszenie szlachty — nie było to już
jednak to samo wojsko, które walczyło pod Grunwaldem.
Większość szlachty już od lat nie uczestniczyła w wojnach,
wyjątek stanowiła szlachta ruska walcząca z Tatarami, ale
też z tego powodu nie powoływano jej pod broń na wojnę
z Krzyżakami. Pospolite ruszenie z Wielkopolski nie uczest­
niczyło w wojnach od prawie dwudziestu lat — niegdysiejsi
11 Tamże, s. 50-53
rycerze, nawykli do trudów wojennych, nauczeni rzemiosła
wojskowego, zamienili się w osiadłych na wsi, zajętych
gromadzeniem dóbr posiadaczy ziemskich. Wynikało to
z rosnącej siły ekonomicznej szlachty i wzrastających aspi­
racji politycznych. Szlachta powołana pod broń nie była
uzbrojona jednolicie, nie potrafiła walczyć zespołowo, nie
nawykła też do dyscypliny. W czasie gdy na polach bitew
wzrasta rola piechoty, pospolite ruszenie składało się z jazdy,
a wyposażenie bojowe i liczebność pocztu zależały tylko od
szlachcica. Pospolite ruszenie było także źle dowodzone,
dowódcami byli kasztelanowie i wojewodowie, a od nich
nie wymagano przecież umiejętności dowódczych.
Niemniej jednak to pospolite ruszenie stanowiło poważną
1 w zasadzie w początkowym okresie wojny jedyną liczącą
się siłę. Na początku wojny można było powołać pod broń
około 30 000 pospolitego ruszenia. Oczywiście nie byli to
tylko sami szlachcice — na jednego rycerza przypadało od
2 do 4 nieszlachciców. Brak sukcesów pospolitego ruszenia
w toku wojny zmusił króla do sięgnięcia w większym stopniu
po żołnierzy zawodowych. Zalążki już istniały w postaci
wojsk nadwornych, których dowódcą był marszałek nadwor­
ny — ich liczebność wynosiła od kilkuset do kilku tysięcy
żołnierzy. Istniała też już praktyka tworzenia, co prawda
nielicznych jeszcze, oddziałów żołnierzy zaciężnych, a także
(husyckie „sierotki”) oddziałów najemnych.
Naczelne dowództwo nad całą armią sprawował król,
dobrze jeśli był to zarazem dobry żołnierz. Król mógł w razie
potrzeby wyznaczyć na krótki okres zastępcę. Pospolite ru­
szenie, choć musiało podporządkować się takiemu dowódcy
(łacińska nazwa capitanei exercitus , a jeśli dowodził on
całością sił państwa exercitus Regni Polonie capitaneus
generalis ), nie zawsze zgadzało się na to, uważając że tylko
król jest godzien dowodzić szlachetnie urodzonymi. Niemniej
jednak z zastępcy króla wykształciło się później stanowisko
hetmana, ale jako dowódcy wojsk zaciężnych, najemnych.
Pospolite ruszenie i wojska nadworne (te ostatnie z cza­
sem podzieliły się i przekształciły w oddziały przyboczne
i oddziały prywatne króla) pozostały pöd zwierzchnictwem
króla 12.
W wojsku polskim pojawiają się coraz liczniej, znane
w zasadzie od końca XIV w., artyleria i ręczna broń pal­
na. Artyleria dzieli się na oblężniczą — bombardy, oraz
artylerię połową — hufnice i małokalibrowe taraśnice.
Ręczna broń „ogniowa” to hakownice i piszczele — broń
wtedy niedoskonała, niecelna, dlatego jeszcze dość długo
królowała kusza. Powstaje też nowa specjalizacja wojsko­
wa — budowniczowie mostów. Polscy budowniczowie
potrafią nie tylko stawiać mosty stałe — budowano je już
w czasie Wielkiej Wojny, ale także mosty pływające na
łodziach, prototypy dzisiejszych mostów pontonowych,
stosunkowo łatwe do kilkakrotnego montażu, demontażu,
spławiania i przewozu. Takie mosty sprawiły się doskonale
w prawie każdej operacji przeprowadzonej w czasie wojny
przez wojsko polskie.

STANY PRUSKIE

Podstawową siłą zbrojną stanów pruskich były także


oddziały rycerskie. Ale w Prusach ważną rolę odgrywały
miasta. W oddziałach miejskich stosunkowo wcześnie
pojawiają się żołnierze zaciężni: piechota przeznaczona
zarówno do obrony miasta, jak i do działań w polu, oraz
marynarze zaciągani do służby na statkach wojennych
(nie można ich jeszcze nazwać okrętami, gdyż mogły one
służyć także jako jednostki transportowe). Możliwości

12 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,


s. 55-58, także M. K u k i e 1, Zarys historii wojskowości w Polsce, Wy­
dawnictwo Puls, bez miejsca i roku wydania, s. 36-38, Zarys dziejów
wojskowości polskiej do roku 1864, t. 1 do roku 1648, pr. zbiorowa,
Warszawa 1965, s. 257-258.
mobilizacyjne stanów były stosunkowo duże, w wojnach
toczonych przez zakon to one dawały ponad połowę armii
(rycerzy zakonników było mało). Największe skupisko
ludzi mających obowiązek służby wojskowej znajdowało
się na północnych obszarach Prus Właściwych i Półwy­
spie Sambijskim. Ta grupa, po pierwszych zwycięstwach
zakonu, stanie się bazą rekrutacyjną do armii krzyżackiej,
co oczywiście osłabi powstańców. Uzbrojenie rycerstwa
i mieszczaństwa Prus nie różniło się od uzbrojenia uży­
wanego w tym czasie. Więcej jednak niż w armii koronnej
było broni palnej — zarówno artylerii, jak i broni ręcznej.
Większą rolę odgrywa piechota, była ona dobrze wyszkolona,
w pewnym okresie przewyższała liczebnie jazdę, potrafiła
wykorzystywać w walce elementy fortyfikacji polo wy ch.
W trakcie wojny, ze względu na stosunkowo dobrą sytuację
finansową miast, wzrastała liczba zaciężnych żołnierzy.
Dlatego armia stanów pruskich, pomimo przejścia dużej
liczby żołnierzy zobowiązanych do służby w wojsku na
stronę Krzyżaków, nie osłabiła się znacząco, szczególnie
nie uszczupliła się liczebność piechoty 13.

KRZYŻACY

W momencie wybuchu powstania i później w czasie woj­


ny z Polską system wojskowy zakonu przestał praktycznie
istnieć. Najważniejsze przyczyny to ustanie współuczest­
nictwa w tym systemie poddanych, rozbicie i likwidacja
konwentów zakonnych (rozpędzenie lub uwięzienie ich
członków) oraz utrata prawie wszystkich miast i zamków.
Nawet po odzyskaniu inicjatywy nie było już możliwości
odbudowania systemu. Zmuszono co prawda rycerstwo
i wolnych ludzi z Prus Dolnych do pełnienia obowiązków
wojskowych, ale nie dało to już takiej siły jak przedtem.

13 M. B i sk u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,


s. 65-67.
Największe straty zanotowano wśród samych zakonników,
zarówno wśród braci rycerzy, jak braci służebnych, wcze­
śniejszych stanów — odpowiednio 400 i 3200 ludzi — nie
dało się nawet uzbierać połowy. Dlatego wzrosło znaczenie
żołnierzy zaciężnych i najemnych. Zaciągano ich głównie
w krajach niemieckich, ale także heretyków z Czech, hu­
sytów. Strategia wciąż opierała się na wykorzystywaniu
systemu zamków i warownych miast, których pewną liczbę
po początkowych klęskach odzyskano. W walce stosowano
nowinki i sztukę wojenną innych armii — głównie najdo­
skonalszą wówczas, mającą największą liczbę naśladowców
sztukę husycką 14.

HUSYCI

Na wojny, ich charakter i przebieg w XV w., duży wpływ


wywarła sztuka wojenna ówczesnych Czech, a właściwie
husytów czeskich. Byli to zwolennicy reformatora religij­
nego Jana Husa, spalonego za herezję na stosie w 1415 r.
W celu zlikwidowania tej herezji wysłano przeciwko nim
w latach 1420-1433 aż pięć wypraw krzyżowych. Walki
przeciwko zachodniemu rycerstwu, lepiej wyposażonemu
niż uboga szlachta czeska, mieszczanie i chłopi (ci ostatni
przeważali w bardziej radykalnym odłamie — tabory-
tach), zmusiły husytów do wypracowania swoistej sztuki
prowadzenia walki. Aby wytrzymać atak ciężkiej jazdy
rycerskiej, zastosowano niespotykaną poprzednio taktykę
— walkę w oparciu o tabor, który celowo do niej przysto­
sowywano. W armii husyckiej używano dwóch rodzajów
wozów — bojowych i zaopatrzeniowych. Wozy bojowe
miały jedną burtę specjalnie wzmocnioną grubą deską
z otworami strzelniczymi dla kuszników i broni palnej oraz
zamontowaną opuszczaną deskę chroniącą przestrzeń mię­
dzy kołami a podłożem. Załogę wozu bojowego stanowiło
14 Tamże, s. 69-74.
18-21 żołnierzy (4-8 kuszników, 2 strzelców z bronią palną,
4 żołnierzy uzbrojonych w kopie, 4 uzbrojonych w cepy
bojowe i halabardy, 2 pawężników i 2 woźniców). Załoga
wozu oprócz broni osobistej mogła mieć na „pokładzie”
działa (głównie lekkie), budowano także specjalne wozy
artyleryjskie. Zaprzęg wozu stanowiło 4-6 koni. Wozów
tych używano zarówno do walki w marszu, jak i do bitwy
obronnej. Zawsze stosowano marsz ubezpieczony, najczę­
ściej w czterech kolumnach wozów — dwie zewnętrzne to
wozy bojowe (po 150 w kolumnie), dwie wewnętrzne to
wozy transportowe (po 100 w kolumnie). Z takiego szyku
łatwo można było przejść w szyk zamknięty, tworząc pro­
stokąt spiętych łańcuchami wozów bojowych, zza których
piechota, prowadząc ostrzał z kusz i broni palnej, odpierała
ataki jazdy rycerskiej. Na osłabioną jazdę wykonywano
szarżę własną kawalerią, a piechota w tym samym czasie
atakowała piechotę przeciwnika 15.
Odnoszone przez husytów sukcesy w kolejnych kampa­
niach i bitwach spowodowały zainteresowanie się innych
wojsk tym sposobem walki. Ponadto, poczynając od lat
trzydziestych XV w., z powodu zwycięstwa w Czechach
umiarkowanego skrzydła husytów, najbardziej radykalni
taboryci zmuszeni byli szukać zajęcia jako żołnierze, poza
granicami kraju. Najmując się do obcych armii, tworzyli
w nich zwarte oddziały, stosujące swoją taktykę, co powodo­
wało przejmowanie, przynajmniej niektórych jej elementów,
przez innych żołnierzy walczących razem z nimi. Ponieważ
bardzo często po obu stronach walczyli husyci16, taktykę tę
przyjmowały armie zatrudniające tych czeskich najemników.
Polskie rycerstwo zetknęło się z taktyką husycką już w końcu
15 A. M i c h a ł e k , Wyprawy krzyżowe. Husyci, Warszawa 2004,
s. 30-31 i 70-74, także J . W i m m e r , Historia piechoty polskiej do roku
1864, Warszawa 1978, s. 39-41.
16 Przyjmujemy tę nazwę dla wszystkich najemników z Czech lub

stosujących w pełni taktykę husycką.


lat dwudziestych XV w., a poznało ją dokładnie w trakcie
wojny z Krzyżakami w 1432 r. (wyprawa „sierotek” na No­
wą Marchię) i w czasie walki wojsk królewskich z polskim
przywódcą husyckim, Spytkiem z Melsztyna, w bitwie pod
Grotnikami w 1439 r.17 Z taktyką husycką lub wzorowaną
na husyckiej albo tylko z jej elementami zetkniemy się
w trakcie wojny Polski i stanów pruskich z zakonem krzy­
żackim. Wtedy również, przez cały czas trwania wojny,
po obu stronach będą obecni najemnicy z Czech, toczący
często bratobójcze walki (choć występowanie najemnych
husytów po stronie krzyżackiej, będzie w sumie korzystne
dla strony polskiej).

17 J. W i m m e r, op. cit., s. 52-53, A. M i c h a ł e k ,op. cit., s. 100-105.


PIERWSZA BITWA POD CHOJNICAMI - 1454 R

POCZĄTKOWY OKRES WOJNY TRZYNASTOLETNIEJ

Zakon krzyżacki, po początkowych klęskach w walce


z powstańcami, nie załamał się. Pomimo utraty prawie
całego terytorium i prawie całej siły zbrojnej, dysponował
jeszcze ważnym we wszystkich wojnach atutem — pieniędz­
mi. Pieniądze zdobył w prosty sposób — oddał w zastaw,
a później sprzedał, margrabiemu brandenburskiemu swoją
prowincję — Nową Marchię. Kto miał pieniądze, ten mógł
wystawić armię, i to złożoną z dobrze wyszkolonych żoł­
nierzy zawodowych. A i okres do werbowania najemników
był doskonały — w tym czasie nie toczyły się w Europie
żadne inne wojny, najemnicy szukali więc zajęcia i łatwo
ich było wynająć. Ponadto zakon miał wśród najemników
dobrą markę, bo wywiązywał się ze swoich zobowiązań
wobec zawodowych żołnierzy, dlatego nie mógł narzekać
na brak chętnych do walki w jego imieniu.
W czasie gdy skarbnik zakonu werbował żołnierzy, po­
wstańcy powoli, zbyt powoli, przystępowali do likwidacji
w ich mniemaniu resztek władzy krzyżackiej w Prusach. Do
wojny szykowała się też Polska. Ale i tu szło wszystko zbyt
wolno. O początkowym okresie wojny tak pisał Jan Długosz:
„Gdy posłowie pruscy wrócili do swego kraju, wszystkie
miasta i powiaty powitały ich nader wdzięcznie, i uchwałę
królewską z wielką przyjęły radością (...). Natychmiast zacią­
gi zbrojne z Polaków i Czechów złożone poprowadzono pod
Marienburg [Malbork — B.N.] i zamek oblężeniem ściśnięto.
Tymczasem miasto Chojnice, niechcące się poddać, otrzymało
w posiłku tysiąc jazdy pod wodzą Plaweńskiego [Długosz
spolszczył nazwisko — tym dowódcą był Henryk Reuss von
Plauen, prawdopodobnie bratanek komtura z Elbląga Henryka
Reussa von Plauena. W starszych opracowaniach spotyka się
błędne utożsamianie tych dwu postaci i nazywanie obrońcy
Chojnic komturem, w rzeczywistości komtur von Plauen
dowodził obroną Malborka, a jego imiennik był młodym,
ale już doświadczonym żołnierzem zawodowym — B.N.],
przysłanej od mistrza i Krzyżaków. Przeciw niemu więc wy­
szedł Mikołaj Szarlejski wojewoda inowrocławski, z pocztem
tysiąca dwóchset jazdy i siedemciset pieszego rycerstwa,
i w zamkach Tucholi, i Człuchowie (Słuchów), które mu się
z posłuszeństwem dla króla poddały, osadził swoje załogi.
Stąd wypadając, częstemi porażki gromił rzeczonego Pla­
weńskiego i plądrowania własności nie dopuścił. Nareszcie
w drugi dzień Świąt Wielkanocnych, w Toruniu wszystka
szlachta i obywatele miast pruskich złożyli hołd królowi,
przyjęty przez jego zastępców, Andrzeja biskupa poznańskiego
i Jana z Koniecpola kanclerza królestwa (.. .)"1.
Aby potwierdzić swoje panowanie, król Kazimierz wy­
rusza do Prus. A tymczasem wojska związkowe, złożone
oprócz samych mieszkańców walczących zarówno ochot­
niczo, jak i jako żołnierze zaciężni, także z najemników
z Czech, oblegały miasto i zamek Malbork. Ale było to
bardzo dziurawe oblężenie. Wojskami Związku Pruskiego
dowodził najmłodszy z zasłużonych dla powstania braci Ba­
żyńskich — Scibor — i był to chyba najgorszy z możliwych
dowódców. W obozie oblegających panował nieład, brak
było dyscypliny, nie próbowano nawet szturmować miasta.

1 J . D ł u g o s z , o p. 160-161.
Nieszczelne oblężenie umożliwiało dopływ pomocy dla
Krzyżaków, oblegający natomiast nie zorganizowali sobie
dostaw zaopatrzenia. Brak było koordynacji działań między
oddziałami oblegającymi Malbork a wojskami gdańskimi
walczącymi na Żuławach i oblegającymi Sztum, który poddał
się powstańcom dopiero 8 sierpnia, co powodowało straty
i niepowodzenia. Niemniej jednak, jak to opisał Jan Długosz,
odnoszono w tej walce także pewne sukcesy: „W piątek,
w wigilią św. Wawrzyńca, kilku komturów i szlachty pruskiej,
wraz z załogą Krzyżaków, którzy w zamku Sztum przez sześć
miesięcy obronnie się trzymali, ściśnieni głodem i pomorem,
gdy z niedostatku chleba i piwa na puchlinę wodną, biegunkę
i gorączkę do pięćdziesiąt ludzi wymarło, a zostało ledwo
półtorasta czekających podobnego losu; i nie mogąc już
dłużej trudów oblężenia wytrzymać, gdy z nikąd żadnej nie
mieli pomocy, rzeczony zamek Sztum poddali królowi, sami
zaś, na mocy układów, wyszli swobodnie z zamku z całym
swoim zasobem, działami, puszkami prochowemi, strzałami
i wszelką bronią. Z tych pięćdziesięciu tylko udało się do
Marienburga. Ich przybycie spowodowało wielkie płacze
i jęki: wychudzeni bowiem, wycieńczeni głodem i morem,
wy żółkli, do umarłych raczej niż do żywych byli podobni
(...). W sobotę zaś po święcie Wniebowzięcia N. Maryi wsz­
częła się pod Marienburgiem między wojskiem królewskim
a oblężonymi Krzyżakami żwawa bitwa, w której mistrz
i Krzyżacy wielką ponieśli klęskę, a większej nierównie
byliby doznali, gdyby uciekających dym i kurzawa nie były
zasłoniły przed pogonią (...). Klęska ta przeraziła wielce
Mazurów i zdrajców Czechów, okrom których mistrz nie
miał już więcej żadnych najemnych zaciągów (...). W tak
trudnem więc położeniu wyprawili do króla posłów, prosząc,
aby im przebaczył i przyrzekając, że złamanie ze swej strony
wiary lepszemi potem czyny wynagrodzą” 2 .

2 Tamże, s. 169-170
Prawdopodobnie kronikarz nie miał jednak zbyt dobrych
informacji, gdyż opór Malborka nie malał. Nie malały też
niesnaski wśród powstańców, a także między powstańca­
mi a stroną polską. Wynikały one między innymi z braku
zaufania między stronami — miasta nie chciały dopuścić
szlachty związkowej do władzy w poszczególnych zamkach,
a jednocześnie Związek Pruski nie ufał stronie polskiej,
obawiając się, że po zwycięstwie Polacy zaczną rządzić
zajętymi ziemiami z pominięciem stanów pruskich. Takie
podejrzenia (o ewentualną tyranię) leżały u podstaw decyzji
o burzeniu zdobytych zamków w miastach, a gdzie zamku
nie zniszczono, starano się nie dopuszczać do obsadzenia
go przez polską (lub na polskim żołdzie) załogę.
Częściowo tę nieufność stanów pruskich do polskiej
władzy udało się zlikwidować polskiemu królowi po jego
przybyciu do Prus. Przed wyjazdem załatwiono na zjeździe
w Łęczycy wszystkie sprawy związane z inkorporacją Prus.
Dziejopis tak opisał wjazd króla do nowej części swego pań­
stwa: „Z Łęczycy wyruszył król do Prus w licznym poczcie
rycerstwa i młodzieży zbrojnej (...). Tak mnogi zaś z sobą
miał zastęp król Kazimierz, że w nim liczono dwanaście
najcelniejszych chorągwi, z których sześć poprzedzało króla,
a sześć w tyle postępowało. Z wielką zatem okazałością i po­
dziwem ludu wjechawszy naprzód w czwartek przed dniem
św. Urbana do Torunia, powitany był radośnie od całego
duchowieństwa, szlachty i mieszkańców wszelkiego stanu,
wspaniale przyjęty i we wszystko jak najstaranniej opatrzony.
We wtorek przed uroczystością Wniebowstąpienia Pańskie­
go, Kazimierz król Polski, wstąpiwszy na majestat wśród
rynku miasta Torunia ustawiony i świetnie przyozdobiony,
sam mając na sobie kapę i wszystkie znamiona dostojności
królewskiej, koronę na głowie, jabłko i berło w ręku, przy
boku miecz, a w koło grono prałatów i panów polskich,
odbierał przysięgę i hołd ziemi chełmińskiej, który w jej
imieniu składał wojewoda Gabryel Bayssen [oczywiście
był to Gabriel Bażyński, jeden z czwórki braci Bażyńskich,
ludzi wielce zasłużonych dla sprawy przyłączenia Prus do
Polski — w tym przypadku Jan Długosz nie spolszczył
nazwiska — B.N.] wraz z przedniejszymi panami i star­
szyzną miast Chełmna i Torunia niosąc chorągiew i godła
ziemi chełmińskiej, a na znak podległości i posłuszeństwa
rzucając je pod nogi królewskie. Poczem król udał się do
kościoła parafialnego św. Jana, gdzie taki był natłok ludu, że
sam król zaledwo dostać się mógł do kościoła. Po złożeniu
obyczajem królewskim ofiary na wielkim ołtarzu i odśpie­
waniu przez duchowieństwo i lud przytomny himnu »Ciebie
Boże chwalimy« (Te Deum laudamus), dzień cały spędzono
wśród powszechnej radości i u weselenia” 3.
Przeciągające się walki o Malbork stanowiły jednak
w tym czasie bardzo poważne zagrożenie. Wpływały głównie
na stosunek ludności, która była niezdecydowana, którą ze
stron konfliktu poprzeć. A ponadto Krzyżacy zyskali na cza­
sie i dokonali już rekrutacji najemników — teraz pozostało
przeprowadzenie już zorganizowanych oddziałów względnie
/

bezpiecznie do Prus. Droga wiodła przez Śląsk i Nową


Marchię na Pomorze. Stamtąd kierunek był oczywisty —
na Chojnice, pierwszą twierdzę krzyżacką. Pozostawienie
jej w rękach zakonu ułatwiało przemarsz posiłków, gdyby
została opanowana przez stronę polsko-związkową utrud­
niłoby to znacznie nadejście tej odsieczy.

OBLĘŻENIE CHOJNIC PRZEZ WOJSKA POLSKIE


I ZWIĄZKU PRUSKIEGO

Opanowanie przez Krzyżaków Chojnic w pierwszych


dniach marca zmusiło stronę polską do podjęcia próby
odbicia tej ważnej twierdzy. Miasto było łatwe do obrony,
także ze względu na swoje położenie. Chojnice położone

3 Tamże, s. 163-164
były na niewielkim wzniesieniu między dwoma jeziorami —
Zakonnym i Zielonym (obecnie jeziora już nie istnieją).
Jezioro Zielone osłaniało miasto od północy i od północnego
wschodu, dochodząc do linii murów obronnych. Jezioro
Zakonne było odsunięte od obwarowań. Jeziora w trakcie
budowy murów połączono podwójnymi rowami pełniącymi
funkcję fosy otaczającej miasto od południowego wschodu
i od zachodu. Dodatkowe utrudnienie od strony zachodniej
i południowo-zachodniej stanowił podmokły teren. Miasto
obwiedzione było ceglanym murem, tworzącym nieregularny
czworobok. W obwodzie murów wybudowano 22 wieże
i 4 bramy. Każda brama miała most zwodzony, a jedna z bram —
Człuchowska — wznosiła się na pięć pięter. Dostęp do mu­
rów był możliwy tylko od strony wschodniej i zachodniej. Nie
było to duże miasto, choć stanowiło ważny punkt na drodze
z Niemiec do Prus. W omawianym okresie w obrębie murów
miejskich były 242 domy, w których mieszkało około 1500
ludzi. W okresie zagrożenia chroniło się do miasta z jego
okolic około 500 mieszkańców. Czas, jakim dysponowali
obrońcy od momentu opanowania miasta, do chwili podejścia
wojsk polskich i Związku Pruskiego, wykorzystany został do
zgromadzenia zapasów żywności, paszy, uzbrojenia, a także
oczyszczenia przedpola (spalenia zabudowań przylegających
do murów) i naprawy obwałowań 4.
Dowódcą obrony Chojnic był komtur człuchowski Jan
Rabe. Załogę stanowiły oddziały najemników dowodzone
przez Henryka Reussa von Plauena (młodszego), Wita von
Schönburga i Jerzego von Schliebena (łącznie 656 ludzi
i koni). Razem z tymi, którzy zdobyli Chojnice na początku
marca, w mieście było około 1000 najemnych i zaciężnych
żołnierzy. Komtur mógł też (co prawda z pewną nieufnością)
liczyć na część rycerstwa z okolicy, która na powrót uznała

4M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim. . . ,


s. 177-178.
jego władzę. Dowódcy krzyżaccy, uznając, że mają zbyt
małe siły, a także za mało pieniędzy nie tylko na wynajęcie
nowych żołnierzy, ale nawet na opłacenie tych, którzy już
u nich służyli, nosili się z zamiarem opuszczenia miasta,
pod warunkiem zapewnienia amnestii mieszkańcom. Ale
prowadzone w tym zakresie rozmowy zostały przerwane
w momencie podejścia pod Chojnice sił związkowych
i polskich 5.
Związek Pruski, a także i strona polska, zgromadziły
w drugiej połowie marca w okolicach Tucholi około 2000
najemników i żołnierzy zaciężnych pod dowództwem
Mikołaja Szarlejskiego, wojewody brzesko-kujawskiego,
z zadaniem oblężenia i zdobycia Chojnic. Było to dość nie­
formalne dowództwo — większość oddziałów była na żoł­
dzie miast pruskich, a tylko kilka oddziałów było polskich.
Oddziały zwerbowane przez związek, to między innymi
Ślązacy pod dowództwem księcia Janusza z Oświęcimia
(254 konnych) i Czesi — Jana Oderskiego (200 konnych),
Tristrama z Workacza (200 konnych) i Marka z Brzeźnicy
(40 konnych i 232 pieszych). Oddziały na żołdzie polskim
stanowiły roty Prandoty Lubieszewskiego (157 konnych),
Janusza Kołudzkiego (113 konnych), Jana Bielawskiego
(110 konnych) i Mikołaja Litwosa (160 konnych). Łącznie
z oddziałami jazdy nadwornej stanowiło to około 1750
konnych i 250 pieszych żołnierzy. Taki skład może dziwić,
do oblegania miasta bowiem bardziej nadaje się przecież
piechota, ale to, co przydzielono Szarlejskiemu, musiało
mu wystarczyć, przynajmniej na zorganizowanie blokady.
Głównym jednak problemem były pieniądze na opłacenie
żołnierzy, stąd oddziały stały początkowo bezczynnie
pod Tucholą, przeprowadzając w okolicy rekwizycje i ra­
bunki 6.

5 Tamże, s. 172-173.
6 Tamże, s. 173-174.
Dlatego też do oblegania miasta przystąpiono stosunko­
wo późno — dopiero 27 kwietnia (23 kwietnia wypłacono
dowódcom rot żołd). To opóźnienie wynikało z powodów
finansowych, ciągle na czas brakowało pieniędzy na opłaca­
nie żołnierzy zarówno Związkowi Pruskiemu, jak i Polsce.
Utrzymanie wojska dużo kosztowało, dlatego konieczne
było zaciąganie pożyczek i nakładanie dużych podatków na
mieszkańców Pomorza. Polski król był zmuszony między
innymi, w zamian za pieniądze na żołd, nadawać miastom
i obywatelom pruskim specjalne prawa i przywileje 7.
Gdy w końcu w ostatnich dniach kwietnia wojska polskie
i Związku Pruskiego podeszły pod mury miasta, zastały
przeciwnika przygotowanego do walki. Krzyżacy zdąży­
li dokonać wszelkich napraw, zlikwidować zasłaniające
przedpole zakrzaczenia i szopy, a także zgromadzić zaopa­
trzenie niezbędne do przetrwania kilkunastotygodniowego
oblężenia.
Wojsko dowodzone przez Szarlejskiego rozłożyło się
obozem pod wschodnią i zachodnią stroną miasta. Armia
ta liczyła już około 3000 ludzi, doszła bowiem część po­
spolitego ruszenia szlachty pomorskiej pod dowództwem
Jana z Jani — niestety zdecydowaną większość stanowiła
jazda, mało przydatna w obleganiu. Dysponowano też
dwoma machinami oblężniczymi i działami, w tym także
dużym działem oblężniczym. Bardzo szybko okazało się,
że głównymi problemami będzie utrzymanie dyscypliny
w tej niejednolitej armii oraz zaopatrzenie jej w żywność,
którą sprowadzano aż z Gdańska.
Pierwszą próbę szturmu podjęto już 6 maja. Była ona
jednak całkowicie nieudana, zawiodła artyleria, doszło
do rozerwania największej bombardy. Prawdopodobnie
był to akt celowego sabotażu — obsługujący ją puszkarz
Jan, według oskarżenia, miał dosypać do prochu piasku.

7 Tamże, s. 174-177
Na szczęście straty wśród atakujących były niewielkie.
Ale po załamaniu się tej akcji żołnierze najemni i zaciężni
na żołdzie miast odmówili dalszej walki, aż do momentu
otrzymania żołdu. Tak więc głównym problemem polskie­
go dowódcy były zatargi z najemnikami z powodu braku
pieniędzy nie tylko na żołd, ale także na zakup żywności,
choć dowodzący wojskiem Mikołaj Szarlejski próbował
zaradzić temu przez prywatne pożyczki. Stale dochodziło
do aktów niesubordynacji, a nawet rabunków w okolicy do­
konywanych przez żołnierzy. Występowały także przypadki
nawiązywania towarzyskich kontaktów między najemnikami
krzyżackimi a najemnikami ich oblegającymi, ponieważ
wielu z tych żołnierzy znało się. Rzadko więc dochodziło
do potyczek z załogą krzyżacką. Nie przyniosły też rezultatu
rokowania z załogą miasta podjęte już 19 maja, von Plauen
uczestniczący w rozmowach ze strony krzyżackiej odmówił
poddania miasta królowi.
Stałe niesnaski między dowództwem a najemnikami
groziły tym, że nieopłacani żołnierze w każdej chwili mogą
opuścić pozycje (doszło w końcu do tego, że część czeskich
najemników wymaszerowała 1 września spod Chojnic do
Gdańska). A walki wciąż ograniczały się do ostrzeliwania
miasta z ręcznej broni palnej i czasem z dział, do prób
podpalenia zabudowań miasta i do potyczek pod murami
w czasie wypadów załogi. Nie zdecydowano się natomiast na
wprowadzenie w życie planu Mikołaja Szarlejskiego i Jana
z Jani oraz Czecha Wojciecha Kostki z Postupic, polegające­
go na ostrzelaniu miasta płonącymi bełtami z kusz, co przy
przeważającej w mieście zabudowie drewnianej z dachami
krytymi słomą, powinno doprowadzić do masowych pożarów,
a tym samym do poddania się miasta. Ale część oblegających
uznała ten pomysł za niegodny rycerzy. Planowano także
zbudowanie łodzi i tratew w celu zaatakowania miasta od
strony Jeziora Zielonego, ale to przedsięwzięcie także nie
doszło do skutku z powodu braku fachowców do tej pracy.
Podobny los spotkał inny plan Szarlejskiego: zamierzał on
otoczyć miasto wałem ziemnym. Do tego zadania wezwano
chłopów pomorskich, w lipcu z każdych 12 łanów miało się
stawić 4 ludzi z łopatami i wozem zaprzężonym w 4 konie.
Ale i ten plan nie został zrealizowany prawdopodobnie
z powodu niestawienia się wezwanych 8.
W tej sytuacji, z uwagi na szczupłość sił, ich częsty
udział w działaniach mających na celu zdobycie żywności
(rabunkowo-niszczycielskich), pozycje oblegających nie
zamykały szczelnie miasta. O nieszczelności oblężenia
świadczyć może choćby taki fakt, że systematycznie trwała
korespondencja pomiędzy dowodzącymi obroną (Janem
Rabe, a później Henrykiem Reuss von Plauenem) a wielkim
mistrzem, który był oblegany w Malborku, a więc kordon
wokół Malborka także był nieszczelny. Jedynym sukcesem,
jaki odniesiono w tym czasie, było śmiertelne zranienie
9 sierpnia komtura Jana Rabego. Ale nie stanowiło to w zasa­
dzie zbyt dużej straty dla Krzyżaków, ponieważ dowództwo
objął po nim energiczny i zdolny żołnierz, Henryk Reuss
von Plauen 9.
Częściowo na wyniki walk wpłynęła ogólna sytuacja
wojenna — niepowodzenia w oblężeniu Malborka, stałe
zagrożenie ze strony werbowanych przez zakon najemników,
wzrastające koszty utrzymania żołnierzy zaciężnych i na­
jemnych będących na służbie Związku Pruskiego i Polski.
O trudnościach z opłacaniem żołnierzy dobitnie świadczy
fakt, że w połowie sierpnia zobowiązania wobec najemni­
ków z tytułu żołdu wynosiły 80 000 złotych węgierskich,
z czego zapłacono tylko 13 300 zł. Toteż nie mogły dziwić
nikogo takie wydarzenia, jak wyjazd księcia oświęcim­
skiego Janusza do Gdańska po pieniądze należne jemu
i jego ludziom, pisma wysyłane przez innych dowódców

8 Tamże, s. 185.
9 Tamże, s. 187.
bezpośrednio do rady Gdańska, czy wreszcie wyjazd 400
najemników czeskich z obozu w kierunku Gdańska (do tego
samego dramatycznego kroku szykowało się na 10 września
kilkuset innych najemników) 10.
Ale ostateczny wpływ na to, że pomimo wysiłków nie
zdobyto Chojnic, miała wyprawa najemników zwerbowa­
nych przez zakon, którzy na początku września wkroczyli
do Nowej Marchii. W obawie przed nimi król Kazimierz
skierował w drugiej połowie sierpnia pod Chojnice pospolite
ruszenie z Kujaw. Polski dowódca od tego czasu większą
uwagę zwracał na rozpoznanie zagrożenia z kierunku zachod­
niego, a jednocześnie oczekiwał przybycia z Wielkopolski
króla wraz z pospolitym ruszeniem.
Ostatecznie oblężenie, a właściwie niezbyt szczelną blo­
kadę Chojnic zakończono 18 września, z chwilą podejścia
pod miasto całości sił polskich pod wodzą króla i krzyżac­
kich najemników. W sumie była to więc operacja nieudana,
a jej jedynym pozytywnym skutkiem było uniemożliwienie
zgromadzonym w Chojnicach siłom krzyżackim przyjścia
z pomocą oblężonemu Malborkowi, co planował komtur
Rabe, a później von Plauen. Sukces obrony wynikał z poło­
żenia miasta, wytrwałości jego załogi, walorów dowódców
krzyżackich, a szczególnie młodego von Plauena. Z drugiej
zaś strony ze słabości i niezdyscyplinowania oblegających,
miernych zdolności dowódczych Mikołaja Szarlejskiego
(miał on kilka dobrych pomysłów, ale nie starczyło mu
woli, by je wcielić w czyn), ale najważniejsza była słabość
finansowa stanów pruskich i państwa polskiego. To ona
była główną przyczyną trudności w wyżywieniu wojska,
co generowało brak dyscypliny.
Niemały wpływ na niepowodzenie tej operacji miało
także to, że w tej niewielkiej armii zbyt dużo było jazdy
w stosunku do piechoty. A jazda z powodu swego wy­

10 Tamże, s. 186-187.
szkolenia i uzbrojenia nie nadawała się do szturmowania
miast. Stosunek konnych rycerzy do piechoty wynosił 72
procent do 28 procent. W oddziałach zgromadzonych pod
Chojnicami było ponad 2200 jazdy i niespełna 800 piecho­
ty i innych specjalistów. Choć działania wojsk związkowych
i polskich pod Chojnicami nie zlikwidowały ważnego punktu
oporu Krzyżaków na Pomorzu Gdańskim, ale samym jego
blokowaniem stwarzały szanse pomyślnego rozstrzygnięcia
walki na innych obszarach. Inna sprawa, że tej stworzonej
przez oddziały Szarlejskiego szansy nie wykorzystano, ale
czy przy ówczesnych możliwościach finansowych można
było ją wykorzystać, to jest już pytanie retoryczne.
W niedalekiej przyszłości niepowodzenie w oblężeniu
Chojnic wywarło negatywny wpływ na dalszy przebieg
działań. Pozostawiono bowiem Krzyżakom dogodną twierdzę
na najważniejszym szlaku prowadzącym z Niemiec, Śląska
i Czech do ziem zakonu krzyżackiego. Ale winę za to, że
tej drogi nie zatarasowano, ponoszą nie tylko ci co oblegali
miasto, ale także ci, którzy mieli im pod koniec września
1454 r. pospieszyć z pomocą.

PRZYGOTOWANIA STRON
DO POLOWEJ BITWY POD CHOJNICAMI

KRZYŻACY

Niepowodzenie wojsk polsko-związkowych w trakcie ob­


lężenia Chojnic stworzyło przeciwnikowi dogodną sytuację.
Zakon już od kwietnia prowadził szeroko zakrojoną akcję
werbunkową, mającą na celu pozyskanie do jego obrony jak
najwięcej, a zarazem jak najlepszych zawodowych żołnierzy.
Akcji werbunkowej towarzyszyła nie mniej aktywna dzia­
łalność dyplomatyczna. Do pomocy zakonowi starano się
pozyskać nie tylko żołnierzy, ale też władców poszczególnych
państw, aby werbunkowi i przemarszowi żołnierzy nikt nie
przeszkadzał. Taką dwoistą akcję prowadzono nie tylko na
ziemiach tradycyjnie przyjaznych zakonowi władców (czyli
w krajach niemieckich), ale także tam, gdzie pozornie nie
powinna się spotkać z pozytywnym odzewem.
Na ironię, a może na żart historii zakrawa, że z powo­
dzeniem prowadzono tę akcję na ziemiach rządzonych przez
władców z polskim rodowodem. Już w kwietniu swoją pomoc
zakonowi zaoferował książę płocki Wacław, zgadzając się na
przemarsz zwerbowanych na pomoc Krzyżakom żołnierzy
oraz na prowadzenie werbunku wśród swoich poddanych
(takie działanie nawet wówczas było traktowane jako zbrod­
nia — był on wszak lennikiem króla Polski). Ostatecznie
z księstwa płockiego pod koniec kwietnia przybyło pięć­
dziesięciu konnych rycerzy. Jeszcze bardziej o zdradę stanu
otarł się polski możnowładca Piotr Szafraniec z Pieskowej
Skały, działając na terenie Śląska i zachodniej Małopolski
w imieniu własnym i Czecha Bernarda Szumborskiego wer­
bował Małopolan do walki z Polską. Oferował wielkiemu
mistrzowi przyprowadzenie 1000 konnych i 400 pieszych
żołnierzy, ostatecznie umowy nie dotrzymał11. /

Podobną akcję werbunkową prowadził n a Śląsku, duszący


się w swym niewielkim państwie, książę żagański Rudolf, on
nie tylko werbował, ale sformowany oddział sam poprowadził
na pomoc zakonowi. Pomoc, tym razem logistyczną (swobod­
ny przemarsz, miejsca odpoczynku, magazyny i aprowizację),
zaoferował elektor Brandenburgii, Fryderyk, który wbrew
układom z Polską i zapewnieniom składanym Kazimierzowi
Jagiellończykowi, zgodził się na przemarsz zwerbowanych
najemników przez terytorium Marchii Brandenburskiej,
przekroczenie Odry we Frankfurcie i marsz przez dzierża­
wioną przez niego od zakonu Nową Marchię. Zwerbowani
przez zakon najemnicy, zawodowi wojacy z Czech (choć

11 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim..


s. 189-190.
byli to husyci, to już dawno zapomnieli o ideałach, o które
walczyli), a także z Moraw (swoim poddanym Czechom
i Morawianom król czeski Władysław Pogrobowiec, szwa­
gier Kazimierza Jagiellończyka, zabronił wstępowania na
służbę zakonu), Śląska, Saksonii, Turyngii i innych krajów
niemieckich mieli więc wolną drogę przemarszu na teatr
działań wojennych. Dowodzili nimi zawodowi wojacy —
żagański książę Rudolf z rodu Piastów i morawski baron
Bernard Szumborski. Pozostali wybitni dowódcy to Czech
Oldrzych Czerwonka, Ślązak Kacper Nostyc, Niemiec Adolf
von Gleichen. Była to armia świetnie wyszkolona i pełna
zapału do walki — zapłatę żołnierze i ich dowódcy otrzymali
już w lipcu, na długo przed dotarciem na tereny Prus. Po
przybyciu na tereny Nowej Marchii oddziały najemników
skoncentrowały się w okolicach Świdwina. Armia ta liczyła
około 15 000 ludzi (9000 jazdy i 6000 piechoty). Było to
wojsko wyszkolone na wzór husycki, dysponujące taborem
bojowym z dużą liczbą dział polowych. Armii tej towarzyszyli
wysokiej rangi Krzyżacy — wójt Nowej Marchii Krzysztof
Eglinger, wójt świdwiński Hans von Dobeneck i skarbnik
zakonu Eberhard von Kinsberg 12.
W drugim rzucie maszerowała mniejsza, licząca około
6000 ludzi, armia zebrana w bali watach zakonu w Niemczech
oraz w niektórych zachodnich księstwach niemieckich,
dowodzona przez krajowego mistrza niemieckiego Josta
von Venningena.
Plan kampanii dla tych armii opracował w sierpniu
w Malborku wielki mistrz. Miały one po dotarciu do Chojnic
maszerować na Starogard lub Tczew, a po drodze opanować
Człuchów i Tucholę — czyli odwojować dla zakonu główne
tereny południowego i środkowego Pomorza i opanować
linię Wisły do Żuław 13.

12 Tamże, s. 248-249.
13 Tamże, s. 249.
„Husyci” czekali na drugi rzut w okolicach Świdwina
do 14 września — dalszy postój groził kłopotami aprowi-
zacyjnymi, pozostało im już bowiem prowiantu tylko na 14
dni. Rankiem 16 września dotarli pod Czarne, obsadzone
przez oddział wojsk związkowych dowodzony przez Kurta
Massowa. Próba zdobycia miasta z marszu nie powiodła się,
dlatego pomaszerowano dalej na Chojnice, omijając także
Człuchów. Szybkim marszem, w godzinach popołudnio­
wych najemnicy dotarli w pobliże Chojnic, gdzie napotkali
niespodziewaną przeszkodę — polską armię dowodzoną
osobiście przez króla14. Należy zaznaczyć, że pomimo stałego
kontaktu między załogą Chojnic a wojskami maszerujący­
mi z odsieczą, Henryk Reuss von Plauen nie powiadomił
księcia Rudolfa i Bernarda Szumborskiego o nadejściu
17 września polskiej armii pod miasto.

POLACY

Pierwsza wiadomość o możliwości nadejścia pomocy dla


zakonu dotarła do polskiego i związkowego kierownictwa
już latem. Stosunkowo łatwy był też do rozszyfrowania
kierunek ich przyszłego marszu — Chojnice. Dlatego już
na początku sierpnia ogłoszono pogotowie wojenne dla
Wielkopolski (w połowie sierpnia część wielkopolskiego
pospolitego ruszenia była już gotowa do walki). Gdy pod
koniec sierpnia uzyskano wiadomość o koncentracji najem-

ników krzyżackich w Świdwinie (ostrzegł o tym polskiego


króla dwulicowy elektor brandenburski Fryderyk, tłuma­
czący się tym, że nie jest w stanie przeszkodzić im w mar­
szu, informacje docierały także z Pomorza Zachodniego),
Kazimierz Jagiellończyk wezwał, bez akceptacji sejmiku
prowincjonalnego, gdyż brakowało czasu na jego zwołanie,
całość pospolitego ruszenia z Wielkopolski do stawienia się

14 Bitwa pod Chojnicami 18IX1454 r. w tradycji historycznej i regio-


nalnej, pr. zbiorowa pod red. J. Konopki, B. Kufla, Chojnice 2001.
10 września w miejscowości Cerekwica, leżącej 18 km od
Chojnic, a więc blisko przyszłego miejsca starcia.
O tej wyprawie pospolitego ruszenia i działaniu króla tak
pisał kronikarz: „Tymczasem króla doszła wieść, podobna
wcale do prawdy, że w krajach niemieckich ściągano woj­
ska za staraniem i nakładem mistrza niemieckiego, który
dla zebrania pieniędzy na to potrzebnych prawie wszystkie
zakonu swego dochody częścią posprzedawał, częścią prze­
frymarczył, a pomocną usługą pruskiego podskarbiego, który
z Krakowa wyszedł z pięciudziesiąt tysiącami czerwonych
złotych. Długo wieść ta miana była za zmyśloną; ciągłe atoli
ostrzeżenia szpiegów i listy od życzliwych osób z Niemiec
pisane uczyniły ją prawdziwą i wiarygodną. Nakazano więc
rycerstwu, ale tylko Wielkiej Polski, aby pod Chojnice
zbrojno wyruszyła. To atoli rycerstwo, lubo z rozkazu króla
wyszło w pole, w pochodzie jednak rzucało się na dobra
kościelne i klasztorne, rabowało włości i dziesięciny, tak że
nawet najsrożci Scytowie i barbarzyńcy nie dopuściliby się
takich zdrożności. Bezkarna tłuszcza szerzyła na wszystkie
strony grabieże i spustoszenia, odzierając nawet niewiasty
i porywając je na łup bezecnej swawoli. Zaczem podniosły
się zewsząd płacze i krzyki, a skargi pokrzywdzonych, łzy
wdów i sierot wołały o pomstę do Boga. Przybyli na koniec
w miejsce wyznaczone do wsi Czerekwicy, należącej do
arcybiskupa gnieźnieńskiego, o dwie mile od miasteczka
Chojnic, które oblegało wojsko królewskie, chociaż wojsko
to, brodzące w największym dostatku, zajęte było raczej
zbytkami i swawolą niżeli dobywaniem miasta. Już i wia­
domości nadeszły o zbliżającym się wojsku nieprzyjaciół,
złożonem z Niemców, Ślązaków i Czechów, które już
było ściągnęło do miasteczka Nowej Marchii Schiefelbein
(Schibelben) trzymającego się jeszcze strony Krzyżaków
Głównymi jego dowódcami byli Rudolf książę Żagański
i Bernard Szumborski, rodem Czech. Samo zaś wojsko
wynosiło zaledwie ośm tysięcy ludzi pieszych i konnych.
Król Kazimierz, wiedząc o pochodzie nieprzyjaciół (gdy
o nim nie tylko od swoich odbierał doniesienia, ale i od
Fryderyta margrabi brandenburskiego, który wbrew przy­
mierzu i obietnicy danej królowi w Frankfurcie, dozwolił
im przeprawy przez Odrę, z czego się potem przez posłów
do Toruaia wysłanych królowi usprawiedliwiał), z małą
garstką nadwornego rycerstwa (wszystkich bowiem dwo­
rzan wyprawił był poprzednio do oblężenia Marienburga)
ruszył z Torunia” 15.
Wyjazd króla z niewielkim stosunkowo pocztem można
oceniać jako błąd. Należało się przecież liczyć z tym, że
pospolite ruszenie nie jest równorzędnym przeciwnikiem dla
zawodowych żołnierzy, a z takich doświadczonych najem­
ników składała się armia przeciwnika. Pomimo szczupłości
wyszkolonych żołnierzy należało odwołać chorągwie nadwor­
ne spod Malborka, gdyż w zasadzie nie były tam przydatne
— jazda rycerska nie nadawała się do oblegania i zdobywania
twierdz. A byli przecież tacy, którzy namawiali do wymarszu
z całą armią „Przestrzegał i wtedy króla przez listy i posły
Zbigniew kardynał i biskup krakowski, aby bez swoich hufców
nadwornych i ćwiczonego w wojnie rycerstwa nie występować
do walki, iżby więc porzucił do czasu oblężenie Marienburga,
a dworzan ściągnął do boju, przekładając, że po odniesieniu
zwycięstwa sadno będzie wynagrodzić przerwę w oblężeniu
i poniesione przezeń straty, gdy zaś zostanie zwyciężonym,
wtedy i straci wszystko, i zmuszonym będzie od oblężenia
odstąpić. Ale los zawistny, chcąc chwilową klęską króla
upokorzyć, potępił radę kardynała, a dał przewagę radzie
Jana z Koniecpola, kanclerza Królestwa Polskiego, który
zupełnie przeciwnego był zdania (...). Rzeczony Jan kanc­
15 J.Długosz,op.cit.,s. 170-171, kronikarz błędnie podaje liczbę
żołnierzy w armii nieprzyjaciela — być może korzystał z niedokładnych
informacji lub celowo pomniejszył ich liczbę, by tym mocniej uwypuklić
słabość rycerzy polskich i dowództwa polskiego w tym także króla, opinia
o oblegających Chojnice niesłuszna i krzywdząca.
lerz, wbrew radom kardynała i wielu innych panów, upierał
się, jak wiadomo, aby rycerzy oblegających Marienburg
nie ściągać na pomoc, chociaż ci przez wysłanego od siebie
Idziego Suchodolskiego usilnie się dopraszali, aby ich nie
zostawiać przy oblężeniu, ale użyć do walki” 16.
12 września król przybył do obozu pospolitego ruszenia.
W obozie panował nieład, brak było dyscypliny, szerzyło się
pijaństwo i rozpusta. Szlachta była oburzona pominięciem
jej zgody przy wezwaniu pod broń pospolitego ruszenia
i nakazem marszu poza granicę państwa bez zasięgnięcia
przez króla opinii sejmiku. Ale najbardziej zabolało rycerzy
oderwanie ich od żniw — były one w tym roku lekko opóź­
nione z powodu niesprzyjającej pogody. Tak więc król „(...)
rycerzy wielkopolskich zastał w rozproszeniu i nieładzie,
i musiał ich dopiero zbierać i łączyć. Jakoż ci, zapomniawszy
dawnej karności rycerskiej, posłuszeństwa i poszanowa­
nia dla króla i Rzeczypospolitej, którem się ich ojcowie
zalecali, wychowani w rozkoszach, próżniactwie i bie­
siadnych zbytkach, miasto wojny, zajęli się sporami i za­
żądali od króla potwierdzenia swobód dawnych, a nadania
nowych, oświadczając, że w razie przeciwnym nie pójdą
wcale do walki” 17.
Długosz w swej relacji nie wyszczególnia, jakie to były
żądania. A warto się im przyjrzeć, gdyż w celu ich uzyskania
szlachta zwołała w obecności króla sejm obozowy, zażądała
także udziału sejmików szlacheckich przy podejmowaniu
wszelkich nowych ustaw i zwoływaniu pospolitego ruszenia.
Zażądano też zapłaty za udział w wojnie, traktując tę wy­
prawę jak poza granice kraju. Król nie miał wyjścia, musiał
się zgodzić na żądania szlachty, gdyż nie było już czasu na
16 Tamże, s 171, był to przykład wyniesienia się przez kardynała
Oleśnickiego ponad urazę do króla za odrzucenie jego sprzeciwu wobec
inkorporacji Prus i pokazanie, że duchowny znał się na wojnie lepiej niż
osoba świecka.
17 Tamże, s. 171.
wezwanie (co planował zaraz po przybyciu do Cerekwicy)
sił spod Malborka. Otrzymane informacje od wywiadow­
ców wskazywały na to, że do bitwy może dojść lada dzień,
a do dyspozycji jest tylko pospolite ruszenie wielkopolskie
i siły Szarlejskiego oblegające Chojnice (ale i tu udział
części najemników, szczególnie Czechów, był niepewny).
Dlatego też 15 września wystawiono przywilej, nazwany
później cerekwickim, który stanowił de facto zwycięstwo
szlachty nad możnowładztwem i królem oraz powodował
zwiększenie jej wpływu na rządzenie państwem, zwiększał
rolę i rangę sejmików kosztem sejmu. Ale król, przymuszony
okolicznościami, musiał się na to zgodzić 18.
Długosz podaje, jak wyglądał podział sił i kto otrzy­
mał dowództwo: „W sobotę w dzień Podwyższenia św.
Krzyża podzielił wojsko na siedem oddziałów i dał im
nad nimi dowództwo Łukaszowi z Górki poznańskiemu,
Stanisławowi z Ostroroga kaliskiemu, Mikołajowi Szarlej-
skiemu wojewodom Dzierżkowi z Rytwian kasztelanowi
rosporskiemu, którzy go usilnie napierali, pominąwszy
innych doświadczeńczych i w sztuce wojennej nierównie
bieglejszych mężów. Ci niezdatni wodzowie nie tylko
ważniejszych nie posiadali wiadomości, ale nawet tego nie
wiedzieli, dokąd i w jakie miejsce prowadzić mieli woj­
sko, było-li to miejsce bezpieczne i stosowne do stoczenia
bitwy, albo też złe i niedogodne, chociaż je mieli prawie
przed oczyma. Pałający żądzą walki, dla zjednania sobie
u ludzi sławy i pochopniejsi do dzieł rycerskich nad miarę
swoich sił i usposobień, lubo nie umieli władać i kierować
wojskiem, przywłaszczyli sobie dowództwo” 19.
Z tych informacji wynika, że trzy hufce były nieobsa-
dzone. Być może jednym z nich dowodził osobiście król,
choć to raczej niemożliwe — król był przecież dowódcą
18 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,
s. 252-253, także Bitwa pod Chojnicami..., s. 108-109.
19 J. D łu g o s z, op. cit., s. 171-172.
całości, być może dowódcami dwu hufców byli Jan z Jani,
Pomorzanin, dowodzący pospolitym ruszeniem z Pomorza,
i Czech Wojciech Kostka z Postupic, dowódca najemników
czeskich. Ale Marian Biskup w swym dziele odrzuca to
przypuszczenie, bo pospolite ruszenie pomorskie i najem­
nicy czescy nie byli w tym czasie w Cerekwicy, ale pod
Chojnicami — ale przecież nie było tam też rycerzy z Ku­
jaw, którymi pod Chojnicami dowodził Mikołaj Szarlejski,
który był jednocześnie nieformalnym dowódcą całości sił
oblegających miasto20. Być może armia, która przybyła
z Wielkopolski, i siły przyprowadzone przez króla z Torunia
podzielone zostały tylko na cztery hufce, a pozostałe trzy
to były oddziały będące już pod Chojnicami. W tym przy­
padku niewymienionym dowódcą był dowódca nadwornej
chorągwi, a trzema hufcami dowodzili właśnie Szarlejski,
Jan z Jani i Wojciech Kostka z Postupic21. Zarzut Długosza,
że na stanowiska dowódców wyznaczono niemających
doświadczenia wojennego Wielkopolan, nie wytrzymuje
krytyki — król nie mógł wyznaczyć na wodzów nikogo
innego tylko Wielkopolan, gdyż pospolitym ruszeniem
musieli dowodzić wojewodowie — szlachta nie słuchałaby
obcych wodzów.
Armia dowodzona przez króla wymaszerowała spod
Cerekwicy 17 września i wieczorem dotarła pod Chojnice.
Tam do południa 18 września król porozumiał się z pomor­
skimi zaciężnymi oraz z Czechami i w ten sposób połączono
ostatecznie siły. Armia polska i Związku Pruskiego liczyła
prawdopodobnie około 16 000 jazdy (w tym 12 000 Wiel­
kopolan) i kilkuset piechoty (700-800 ludzi). Ponadto król
dysponował artylerią liczącą 16 dział 22.
20 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim... ,
przypis 80, s. 253.
21 Z. S p i e r a l s k i w pracy zbiorowej, Zarys dziejów wojskowości...,

t. 1, Warszawa 1965, s. 264.


22 Z . S p i e r a l s k i , o / ? . cit., uważa że armia liczyła 21 000 żołnierzy.
To, że armia polska składała się głównie zjazdy, w więk­
szości z nie wyćwiczonej w walkach szlachty wielkopolskiej,
wpływało na wybór sposobu stoczenia bitwy. Przewidywano
bitwę obronną, a w miarę wyczerpania sił przeciwnika (wy­
wiadowcy nieprawdziwie informowali, że przeciwnik dyspo­
nuje tylko 8000 żołnierzy), przejście do działań zaczepnych
prowadzonych tylko przez jazdę. Piechota miała być użyta
jedynie do ochrony przed ewentualnym wypadem załogi
miasta, która liczyła około 1000 ludzi, i do obrony obozu.
Planowano rozegrać bitwę na południe od miasta, przy Jeziorze
Zakonnym, które wypełniało południową część rynny polo-
dowcowej i przechodziło w bagno. Wybrane miejsce dawało
pewną przewagę — przeciwnik mógł się poruszać tylko po
jednej drodze, którą stanowiła grobla między jeziorem i ba­
gnem. Ponadto droga ta wiodła pod górę, a różnica wzniesień
wynosiła 22 m. Aby dysponować zdecydowaną przewagą,
ściągnięto całość sił, które dotychczas oblegały miasto.
Zakładano, że takie ustawienie wojska zmusi armię
krzyżacką do przebijania się przez pozycje polskie, i w ten
sposób będzie zmuszona przystąpić do bitwy na bardzo nie­
dogodnej pozycji. Nie brano pod uwagę, że przeciwnik może
wybrać inną drogę — przejść przez miasto i w ten sposób
wymanewrować wojska polskie. Na taką możliwość wska­
zywali Czesi, a nawet sugerowali, by umożliwić nieprzyja­
cielowi takie wyjście. Proponowali, aby po wejściu wojska
krzyżackiego do miasta zamknąć je całością sił, ściągnąć
posiłki (o tym myślał przecież król) i zmusić oblężonych
do kapitulacji. Dowodzili, że w mieście szybko zabraknie
żywności dla tak wielkiej liczby wojska, a ponadto stłoczenie
ludzi na małej przestrzeni może doprowadzić do wybuchu
epidemii. Biorąc pod uwagę liczebność armii polskiej,
oblężenie mogło być szczelne i uniemożliwić zaopatrzenie
oblężonych w żywność. Ale strona polska nie zgodziła się na
taki plan — Wielkopolanie uznali go za niegodny rycerzy.
Ponownie pod Chojnicami zwracano większą uwagę na etos
rycerski, nie bacząc na to, że przeciwnik już dawno takimi
drobiazgami nie zawraca sobie głowy.
Postanowiono ostatecznie, korzystając z przewagi wyso­
kości, rozstawić wojska na wzniesieniu i w pierwszej fazie
bitwy, ostrzałem z kusz, zmieszać szyki nacierającej pod
górę, a więc wolno, jazdy krzyżackiej, następnie rozbić ją
szarżą ciężkiej i lekkiej jazdy. W tej koncepcji działania
piechoty i artylerii nie były przewidywane. Zabezpieczenia
od strony miasta w zasadzie nie planowano, poza obser­
wacją bramy, aby ewentualnie ostatnim hufcem zatrzymać
wypad zza murów. Jazdę podzielono na 7 hufców, z których
najsilniejszy, liczący 500 kopijników, przeznaczony był do
głównego, a zarazem pierwszego uderzenia. Plan ten nie był
niestety doskonały. Dowódcy polscy nie wzięli pod uwagę,
że przeciwnik nie będzie chciał forsować grobli, co obracało
wniwecz cały plan, a poza tym nie przewidziano, co może
zrobić niekarne, a jednocześnie zadufane, pełne pychy
i przeświadczone o swej przewadze pospolite ruszenie 23.
Jan Długosz, którego opis przygotowań i samej bitwy
nie jest zbyt dokładny, tak napisał o okresie poprzedzającym
bitwę: „W poniedziałek przed dniem św. Lamberta wyru­
szył król z Czerkiewicy i stanął obozem pod Chojnicami,
dokąd, jak z pewnością można było wnosić, nieprzyjaciel
przybyć miał oblężonym na odsiecz. Już wtedy niechętne
i bojaźni pełne hufce Polaków leniwo się posuwały, jakby
przeczuwając grożącą klęskę, i na twarzach wielu malo­
wała się trwoga i wstręt do walki. Niepokoiło to króla, że
widział wojsko niekarne, a w niem małą liczbę ćwiczonego
żołnierza, wszystkich nowo zaciężnych, do oręża i wojny
nienawykłych i ladajako uzbrojonych. Postanowił zatem
wysłać co prędzej po swoich nadwornych i wojsko oblega­
jące Marienburg, niemniej po oddział Jana Czarnkowskiego

23 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim..


s. 254-259, także Bitwa pod Chojnicami..., s. 112-113.
kasztelana gnieźnieńskiego Jana Wedelskiego, pięć tysięcy
ludzi wynoszące. Lecz gdy obozowe wzwiady i przednie
straże postrzegły i doniosły królowi, że nieprzyjaciel szczupłe
miał siły, król, który już sobie był ułożył nie staczać bitwy bez
swego nadwornego rycerstwa, uległ mimowolnie prośbom
i naleganiom panów wielkopolskich i umyślił spotkać się
z nieprzyjacielem, lubo Czesi nie radzili staczać walki, ale
dozwolić mu raczej wkroczyć do Chojnic, przekładając, że
gdy się z dawnemi nowi w mieście obsaczą przeciwnicy,
sadniej ich będzie bez rozlewu krwi pokonać; że nadto kró­
lowi ciągle przybywać będzie wojska, nieprzyjaciołom zaś
ubywać go musi przez głód i zarazę. Odrzucono jednak tę
radę, jakoby chytrą i podstępną, i król postanowił stoczyć
bitwę. Przypadkiem przednie straże stron obu, spotkawszy się
ze sobą, porwały się wzajem do oręża; przyszło do zaciętej
walki, Polacy odparli Krzyżaków. Ten początek wojny zdawał
się zwiastować Polakom zwycięstwo, na wątpliwej jednak
zawieszone szali i nie bez srogiego krwi rozlewu” 24.

18 WRZEŚNIA 1454 R. - BITWA

18 września rano armia polska, nie mając żadnych wia­


domości o przeciwniku, zajęła wyznaczone uprzednio miej­
sca. Tak wczesne ustawienie wojsk było kolejnym błędem
— armia krzyżacka była jeszcze daleko. W pierwszym rzucie
stanął huf czelny, a za nim reszta jazdy, tworząca huf walny.
Wynikało z tego, że planowano stoczenie bitwy zaczepno-
-obronnej, w której, po zmieszaniu nacierającego przeciwnika
ostrzałem z kusz prowadzonym przez strzelców konnych,
zamierzano rozbić go uderzeniem hufca walnego.
Całością sił dowodził król, który prawdopodobnie zajął
stanowisko na prawym skrzydle armii, w pobliżu wiatraka.

24J. D ł u g o s z, op. cit., s. 172 — informacja o stoczonej potyczce


niepewna i niepotwierdzona.
Jeśli to prawda, to stanowisko wybrano dobrze, wiatrak stał
bowiem na niewielkim wzniesieniu, co ułatwiało obserwację
pola bitwy. Na tyłach, wysunięte nieco na północ, rozmiesz­
czono tabory, służbę, artylerię i piechotę, którą dowodził
Marek z Brzeźnicy. Tak uszykowana armia godzinami
oczekiwała nadejścia wroga. W szeregi wojska, co naturalne
w takiej sytuacji, wkradło się znużenie i zniecierpliwienie.
Kronikarze o tym nie wspominają, ale wielogodzinne ocze­
kiwanie musiało powodować także opuszczanie szeregów
z przyczyn fizjologicznych i w celu poszukiwania znajomych.
Tego typu ruchy powodowały zmieszanie szyków. Do tego
dochodziła niekarność pospolitego ruszenia. Nie pomagały
nawoływania i rozkazy dowódców 25.
Oczekiwanie trwało około ośmiu godzin. Około godziny
15, Długosz pisze o czasie nieszporów, czyli nieco po 15, na
wysokim zachodnim brzegu jeziora pojawiły się pierwsze
szeregi najemników dowodzonych przez Szumborskiego.
Była to straż przednia, za którą poruszał się marszem ubez­
pieczonym tabor bojowy i piechota. Okazało się, że polski
plan bitwy nie zostanie zrealizowany. Wynikało to z całkiem
odmiennej koncepcji walki przeciwnika. Armie, w których
aż 1/3 sił stanowiła piechota, prowadziły zazwyczaj walkę
w oparciu o tabor bojowy, a taboru nie można było wpro­
wadzić na wąską groblę, gdyż nie mógłby być użyty, łatwo
natomiast mógłby spowodować zatory utrudniające marsz,
co groziło klęską.
Przeprowadzone przez Szumborskiego rozpoznanie terenu
i przeciwnika pozwoliło krzyżackiemu dowództwu opraco­
wać plan bitwy. W trakcie rozpoznania mógł zauważyć nieład
i zamieszanie panujące w polskich szeregach, zorientował
się też w wartości przeciwnika i w założonym przez niego
planie bitwy. Armia krzyżacka przyjęła koncepcję bitwy

25 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,


s. 259-260, także A. M i c h ałe k, op. cit., s. 200.
obronno-zaczepnej z wykorzystaniem taboru bojowego
i silnej, dobre uzbrojonej piechoty. Wbrew planom polskim,
nie zamierzano przeprawiać się na wybraną przez Polaków
stronę, ale przyjąć bitwę na lewym brzegu jeziora. Szumbor-
ski szybko zrozumiał, czym grozi przeprawa taboru przez
wąskie gardło między jeziorem i bagnem, wiedział też, że
w przypadku przeprawy, jego oddziały jazdy, mniej liczne
niż polskie, mogłyby zostać zepchnięte do jeziora lub na
bagna, nie mogłyby też korzystać ze wsparcia piechoty. Nie
zlekceważył stojącej przed nim armii i nie kontynuował mar­
szu do nieodległych już Chojnic, bo groziło to zamknięciem
w pułapce. Dlatego też postanowił sprowokować Polaków
do przejścia na zachodni brzeg. Najlepszym na to sposobem
było zwlekanie z atakiem, danie sobie czasu na umocnienie
obozu i podejście większych sił własnych. Poza tym, co nie
było bez znaczenia, armia najemników była rozciągnięta na
dłużej długości i ze zrozumiałych względów mogła wcho­
dzić do walki etapami. Było to z pewnego punktu widzenia
bardzo korzystne, istniało bowiem tzw. dosyłanie sił lub
inaczej ciągłe „dokarmianie” walki.
Z tego też powodu Szumborski, licząc na niedoświadcze-
nie wojsk polskich, a także na znaną mu prawdopodobnie
niezbyt dobrą opinię na temat umiejętności poszczególnych
dowódców w armii przeciwnika (nawet naczelny wódz armii
polskiej, król Kazimierz, w odróżnieniu od swojego ojca,
Władysława Jagiełły, a nawet starszego brata Władysława
Warneńczyka, nie miał większego doświadczenia wojenne­
go — nie mógł go nabyć w dotychczasowych działaniach
przeciwko buntującej się szlachcie litewskiej), postanowił
pozorowanym działaniem wywołać przekonanie, że chce
w tym dniu uniknąć walki i w ten sposób nakłonić Polaków
do ataku. Dodatkowym atutem Krzyżaków było całkowite
zlikwidowanie oblężenia Chojnic. Można więc było wyko­
rzystać załogę miasta, dowodzoną przez doświadczonego
w walkach na terenie Niemiec Henryka Reussa von Plauena,
z którym funkcjonowała doskonała łączność, nikt bowiem
nie przeszkadzał w swobodnym przemieszczaniu się gońców
do i z miasta. Dlatego też na pewno zaraz po przybyciu na
miejsce wysłano do Chojnic posłańca, z sugestią wykonania
pomocniczego uderzenia na skrzydło lub tyły przeciwnika
w momencie związania walką jego głównych sił 26.
Armia najemników, wychodząc z lasu, zaczęła ustawiać
się do boju w pięciu hufach. Nie były to jednak duże hufy,
skoro oddział wybrany na huf czelny, ustawiony w środku
szyku jazdy krzyżackiej, liczył tylko 70 ciężkozbrojnych
kopijników. Za ustawiającą się do walki jazdą rozstawiono
z wozów bojowych silny tabor obronny, spinając wozy
kołami (czyli założono, że będzie on wykorzystany na
sposób husycki). Przy tak ustawionym taborze, rozstawio­
no oddziały lekkozbrojnej jazdy i piechotę. Na skrzydłach
taboru umieszczono artylerię.
Tymczasem w szeregach polskich na widok wyłaniającej
się armii zapanowała prawdziwa huśtawka nastrojów —
pojawiły się najpierw objawy strachu, a nawet paniki, ale
te szybko opanowano, uświadamiając stojącej w szykach
szlachcie szczupłość sił przeciwnika, co z kolei wywołało
przesadny optymizm. Ale ponowne uporządkowanie szy­
ków zajęło sporo czasu. Następnie spokojnie czekano na
przeprawienie się przeciwnika przez groblę. Gdy to jednak
nie nastąpiło, Wojciech Kostka z Postupic zaproponował
sprowokowanie Krzyżaków do ataku, przez wysłanie na
drugi brzeg jeziora grupy harcowników, złożonej z lekko-
zbrojnych jeźdźców uzbrojonych w kusze. Ale ten projekt
został porzucony, a szkoda, gdyż atak połączony z ostrzałem
z kusz mógł przynieść zyski w postaci osłabienia szyków
wroga, a jednocześnie zmusić go do zaatakowania nie­
licznej przecież grupy. Ale polscy dowódcy uznali (tak to

26 M. B i s k u p , Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,


s. 262.
prawdopodobnie założył Bernard Szumborski), że wycze­
kiwanie Krzyżaków wynika z obawy przed siłą polskiej
armii, i postanowili, zmieniając swój dotychczasowy plan,
zaatakować przeciwnika na jego brzegu. Był to poważny
błąd, wynikający zarówno ze słabego rozpoznania terenu,
jak i niedocenienia siły drugiej strony.
Zamiar ten powodował porzucenie dogodnej pozycji,
wymagał przeprawy przez wąską groblę i zajęcia pozycji
tyłem do bagna i jeziora. Ponadto atak musiał się odbyć pod
górę. Nie zabezpieczono drogi odwrotu, a przecież należało
się liczyć z tym, że w razie niepowodzenia, trzeba będzie
się cofać po wąskiej drodze, co z góry stawiało wojsko na
pozycji, jeśli nawet nie grożącej całkowitą klęską (przy wy­
cofywaniu się zdyscyplinowanego i wyszkolonego wojska,
a takie polskie wojsko nie było), to na pewno narażającej na
duże straty. Postanowiono też pozostawić na starej pozycji
tabory, ale nie wyposażono ich w wystarczająco silną osłonę,
a nie był to tabor typu husyckiego, przygotowany do walki
w okrążeniu. Wodzowie polscy nie wzięli w ogóle pod uwagę
możliwości ataku załogi miasta. A rozdzielenie wojska na
dwie grupy (jedna z nich nieprzygotowana do wypełnienia
stojącego przed nią zadania), z poważnie utrudnioną łącz­
nością, groziło poważnymi konsekwencjami w przypadku
uderzenia na tyły wojsk polskich załogi miasta.
W taki sposób prolog bitwy widział informator Jana
Długosza: „We środę więc, nazajutrz po św. Lambercie, na
polu przed miastem Chojnice sprawiono i urządzono szyki
do boju; stało wojsko przez dzień cały, czekając od rana aż
do godziny nieszpornej ochoczo i z wielkim upragnieniem
walki. Po nieszporze dopiero począł się ukazywać nieprzy­
jaciel na trzy tylko podzielony hufce. Ten, ujrzawszy wojsko
królewskie w znacznej zgromadzone liczbie, wielce się
przeraził i już nie o walce, lecz o ucieczce lub poddaniu się,
przynajmniej z oszczędzeniem sobie niesławy, myślał. Ale
podobny przestrach opanował i wojsko króla Kazimierza,
gdy postrzegło nadciągające hufce przeciwników; niewielu
bowiem było w niem rycerzy ćwiczonych w boju, ale najwię­
cej nowo zaciężnych, którzy jak to ludziom wrodzone, przy
pierwszym spotkaniu uczuli trwogę. Ta atoli trwoga łatwo
mogłaby była ustąpić, gdyby wodzowie byli doświadczeni,
a rycerstwo nawykłe przed bitwą patrzeć na nieprzyjaciela
i mierzyć z nim własne siły. Lecz nie postarano się o to;
dowódcy wprowadzili wojsko w miejsce niesposobne,
bagniste, hufcami znacznie rozdzielonemi, nie zaczepiwszy,
nie zmieszawczy wprzód nieprzyjaciela lekkiemi podjaz­
dy, chociaż dopraszał się usilnie Wojciech Kostka Czech,
aby mu tą czynność poruczono, gdy zwycięstwo na tem
w większej części polega, aby nieprzyjaciela pomieszać
wprzód, nim się nań całą siłą uderzy. Wodzowie niezdatni
i niedoświadczeni oddali wszystko ślepemu losowi. Żołnie­
rzy polskich zatrwożyły hufce nieprzyjaciół, których jako
nowo zaciężni nigdy jeszcze nie widzieli. Należało ich nie
od razu, ale w kilka, w kilkanaście dni dopiero prowadzić do
boju, aby oswoiwszy się z wojną, ochłonęli nieco z trwogi.
Tymczasem dowódcy stron obydwóch, zachęciwszy swoich
do bitwy, staczają walkę (.. .)” 27.
Decyzja o ataku została wprowadzona w czyn. Jako
pierwszy do natarcia ruszył prawdopodobnie oddział dowo­
dzony przez Wojciecha Kostkę, złożony pewnie z najem­
ników i zaciężnych związkowych; obcokrajowcowi, a co
ważniejsze najemnikowi, chyba nie powierzono dowodzenia
polską szlachtą, bo mogłoby to wywołać niesnaski. Jego
zadaniem miało być związanie walką przeciwnika, a w ten
sposób umożliwienie sprawnego przejścia przez groblę
reszcie jazdy polskiej (na miejscu grobli, które obecnie
znajduje się w granicach miasta, przebiega aleja Brzozowa).

J. D ł u g o s z, op. cit., s. 172-173, informator Długosza przedstawił


27

celowe odwlekanie przez wojsko krzyżackie walki jako przejaw obawy,


gdy w rzeczywistości było to prowokowanie Polaków do walki.
Herb Zakonu Szpitala Najświętszej
Marii Panny Domu Niemieckiego
w Jerozolimie, zwanego w Polsce
zakonem krzyżackim

Wielki mistrz zakonu


Herman von Salza
(1209-1239)
Wielki mistrz zakonu Ludwik von
Erlischausen (1450-1467)

Wielki mistrz zakonu


Henryk Reuss von Plauen
(1469-1470), w okresie
wojny trzynastoletniej
wielki szpitalnik i komtur
Elbląga
Pełna zbroja płytowa rycerza z XV wieku. I.hełm, 2. dzwon heł­
mu, 3. zasłona, 4. szpara wzrokowa, 5. nakarczek, 6. obojczyk,
7. naramiennik, 8. tarczka opachowa, 9. napierśnik, 10. fartuch,
11. naplecznik, 12. naręczak, 13. opacha, 14. nałokcica,
15. zarękawie, 16. rękawica, 17. ochrona nogi, 18. taszka,
19. nabiodrek, 20. nakolanek, 21. nagolenica, 22. trzewik
Kusznik konny z XV wieku
Zbroje kopijnikow
z XV wieku

Zbroje strzelców
pieszych
Rycerz z XV wieku uzbrojony w miecz i maczugę
Sprzęt artyleryjski — folgierz z XV wieku

Piechurzy husyccy na służbie zakonu i Polski


Król Kazimierz
Jagiellończyk
(według Jana Matejki)

Stroje żołnierzy polskich z XV wieku (według Jana Matejki)


Być może była to próba realizacji propozycji przedbitew-
nych Wojciecha Kostki, ale wykonana niezbyt fortunnie,
a w dodatku bez powiadomienia o celu tego manewru 28.
Szumborski na wyruszenie oddziału Kostki nie zare­
agował, wojsko krzyżackie czekało na nadejście reszty
polskiej jazdy, która dość sprawnie przebyła ciasne przej­
ście i ustawiła się do uderzenia na przeciwnika29. Jeszcze
niezbyt uszykowane do boju hufce polskie, nie czekając
na rezultat działania oddziału Kostki, po zaintonowaniu
śpiewanej przez rycerstwo polskie na polach bitew pieśni
„Bogurodzica” i wydaniu okrzyku bojowego z impetem
uderzyły na oczekującego ich przeciwnika. Szarża była
nieco utrudniona, bo wykonywana pod, co prawda niezbyt
wysoką, górę.
Przed starciem ciężkozbrojnych kusznicy konni nie byli
w stanie wystrzelić więcej niż jeden raz, co przy strzelaniu
systemem zwanym nawiją nie pozwoliło na zmieszanie
szyków przeciwnika. Prawdopodobnie pierwsze uderzenie
wykonał polski huf czelny (500 kopijników), ścierając się
z niewielkim hufem czelnym wojsk krzyżackich, liczącym
tylko 70 ciężkozbrojnych. Siła i pęd tego polskiego uderzenia,
a jednocześnie pęd szarżującej z góry jazdy najemników
spowodowały, że Krzyżakom udało się przebić przez szyki
polskie, i to bez większych strat, a następnie bez większych
przeszkód zawrócić na pole bitwy.
Tymczasem polska jazda dotarła do głównych szyków
przeciwnika i dokonała, ku jego całkowitemu zaskoczeniu,
ich przełamania oraz częściowego rozbicia. To pierwsze
starcie było tak silne, że w boju zginęli dwaj wysocy do­
wódcy krzyżaccy — książę żagański Rudolf i austriacki
28 Bitwa pod Chojnicami..., s. 116, także własny ogląd miejsca
bitwy.
29Nie był to atak niecierpliwej i niezdyscyplinowanej szlachty wici
kopolskiej, jak sugeruje Z. S p i e r a 1 s k i, op. cit., s. 265, lecz planowe
działanie polskiej armii.
hrabia Bernard von Aschpan. Do czasowej niewoli dostał
się głównodowodzący armią wroga Bernard Szumborski,
w ten sposób przeciwnik stracił najważniejszych swoich
wodzów. Szybkość działania i siła uderzenia polskiej jazdy
spowodowała ucieczkę jazdy krzyżackiej. Prawdopodobnie
jednak wycofujący się najemnicy nie wpadli w panikę, gdyż
odchodzące z pola oddziały wybrały drogi odwrotu w taki
sposób, by móc wrócić, a ich część podążyła do Chojnic
lub skryła się w obozie i na jego tyłach.
W ten sposób polska jazda dotarła do nietkniętego,
dobrze umocnionego obozu przeciwnika i zaatakowała
go. Ale napotkała tam zdecydowany opór. Broniąca się
w taborze piechota, walcząca stylem husyckim, oddała do
atakujących salwę z kusz i broni palnej, w tym z bombard.
Konno nie można było sforsować umocnień obozowych,
na przeszkodzie stały spięte wozy i wykopana przed nimi
niezbyt głęboka fosa. Atakujący w bezładnej masie nie mogli
się też wycofać — z tyłu napierały następne szeregi żądnej
udziału w walce jazdy. Z tak małej odległości żadna zbroja
nie chroniła przed bełtem z kuszy, dlatego straty atakują­
cych były ogromne. Głównie ginęli jednak lekkozbrojni —
kopijnicy — którzy po pierwszym starciu musieli wrócić
po nowe kopie, co powodowało zamieszanie w polskich
szykach. Nieskoordynowana akcja, kilkakrotnie zresztą
ponawiana (nie można więc odmówić Wielkopolanom
męstwa), nie mogła przynieść sukcesu — obóz był nie do
zdobycia bez użycia artylerii i piechoty, a te pozostawiono
w obozowisku.
Tymczasem pozostali przy życiu niżsi rangą dowódcy
najemników krzyżackich zaprowadzili porządek w wyco­
fującej się jeździe, uszykowali ją na nowo i wrócili na pole
bitwy. Ich powrót w zamieszaniu bitewnym nie został nawet
początkowo zauważony przez Polaków. Część powracających
na pole walki najemników uderzyła na skrzydła polskiej
jazdy, atakującej nieskładnie i nieskutecznie tabor, a ta część,
która przedostała się do Chojnic, prawdopodobnie połączy­
ła się z oddziałem przygotowanym przez von Plauena do
dywersyjnego uderzenia na polskie tyły. W bitwie nastąpiła
zmiana na korzyść strony krzyżackiej, ale nie było jeszcze
oznak zbliżającego się niepowodzenia strony polskiej. Od­
działy wielkopolskie wciąż miały przewagę, szwankowało
natomiast dowodzenie, a żaden z polskich dowódców nie
usiłował skoordynować działań. Nie miał też wpływu na
przebieg bitwy nominalny naczelny dowódca — król Ka­
zimierz Jagiellończyk — jego stanowisko dowodzenia było
zbyt oddalone od pola walki, a jedyna droga, którą można
było wysyłać rozkazy, prowadziła przez zatłoczoną groblę.
Dochodziło też w oddziałach polskich do różnego rodzaju
aktów niesubordynacji, nawet do opuszczania szeregów
w celu odstawienia na tyły wziętych do niewoli przeciw­
ników lub zdobytego łupu.
Na tym etapie bitwy do akcji wkroczył Henryk Reuss
von Plauen, nazywany przez Mariana Biskupa „młodszy-
m”30, który przystąpił do realizacji planu ułożonego przez
Szumborskiego. Dokonał on na czele oddziału liczącego
około 500 ludzi (chyba jednak liczba lekko zaniżona, jeśli
przyjmiemy, że do miasta przedostała się część jazdy na­
jemników) wypadu z miasta przez Bramę Gdańską na tylne
straże i obozowisko polskie. Oddział ten, dowodzony oprócz
von Plauena, także przez Wita von Schonburga i Jerzego
von Schliebenena31 pojawił się dość niespodziewanie dla
polskiej straży tylnej, zaabsorbowanej bardziej śledzeniem
bitwy niż obserwowaniem miasta i był dla polskich żołnie­
rzy, stanowiących osłonę obozu, prawdziwą niespodzianką.
Wśród zaskoczonej straży tylnej złożonej z lekkokonnych,
źródła nie podają niestety jej liczebności, powstała panika,
30 Mylnie utożsamiany przez A. M i c h ałk a, op. cit., s. 198, z kom-
turem elbląskim o tym samym imieniu i nazwisku.
31 Liczba dowódców i ich ranga, byli to znani rycerze, sugeruje

jednak, że oddział ten liczył więcej niż 500 żołnierzy.


jezdni zaczęli uciekać, pozostawiając obóz i nieliczną pie­
chotę bez osłony. A polski obóz, w odróżnieniu od taboru
przeciwnika, nie był przygotowany do walki. Wynikało to
między innymi z charakteru obozowiska, zgromadzenia
w nim różnorodnych pojazdów nieprzystosowanych do
utworzenia z nich prowizorycznej twierdzy, zresztą nikt
nie myślał o takim jego urządzaniu, bo w założeniu miała
to być bitwa zwycięska.
Wiadomości o tym, co wydarzyło się na tyłach, dotarły
szybko do walczących na głównym polu bitwy — rzecz to
znamienna, że wiadomości, mogące wywołać panikę, a w tym
przypadku wywołały ją bardzo szybko, docierają zawsze
łatwiej i prędzej niż rozkazy. Wyolbrzymiona plotka i niezbyt
pomyślny do tego czasu wynik walki o tabor przeciwnika,
a także pojawienie się na polu walki wracającej już w szyku
jazdy krzyżackiej spowodowały popłoch. Gdy jeszcze zauwa­
żono wznoszące się nad miejscem, gdzie pozostawiono obóz,
smugi dymu (w zamieszaniu ogień mógł powstać przypad­
kowo, ale mogli go wzniecić żołnierze von Plauena w celu
zasygnalizowania Szumborskiemu swojej obecności), rycerze
wielkopolscy przestali myśleć o walce, uznali ją już za prze­
graną, wpadli w popłoch i szukali ratunku w ucieczce. Część
z nich, bardziej zdyscyplinowana (być może niewielka grupa
nadwornych rycerzy lub najemnicy i zaciężni), dążyła jednak
na poprzednie stanowiska, licząc, że tam znajdą dowódców
i rozkazy do dalszej walki, część natomiast pragnęła już tylko
uratować swój dobytek, który znajdował się w obozie, inni
uciekali bezładnie w kierunku Tucholi, a nawet na Człuchów.
Ostatnią próbę odwrócenia niekorzystnej sytuacji podjął król
ze swoim pocztem, starając się powstrzymać w pobliżu grobli
uciekających, ale nikt na nich nie zważał, zostali zepchnięci
przez masę uciekających.
Atakująca jazda krzyżacka, dowodzona znów przez
Bernarda Szumborskiego, zepchnęła część polskich żoł­
nierzy na bagno, gdzie wielu z nich utonęło (od czasu
bitwy bagno to nazywane było Heerbruch, co oznacza
„pańska zapadlina”). Szumborski wydostał się z niewoli,
która zwyczajem rycerskim nie oznaczała spętania jeńca,
lecz odebranie od niego zobowiązania, że zapłaci za siebie
okup, a przyrzekł to Mikołajowi Skalskiemu, który wziął go
do niewoli; okup został później zapłacony przez wielkiego
mistrza krzyżackiego.
Po rozbiciu wojsk polskich walka w zapadającym już
zmroku przeniosła się na prawy brzeg jeziora, gdzie nastąpiło
połączenie wojsk krzyżackich z oddziałem von Plauena. Tam
zaatakowano resztki piechoty i czeladzi polskiej broniącej
się jeszcze w obozie. Ale była to obrona nieskuteczna, bo
obóz nie był warowny, stanowił jedynie skupisko pojazdów.
Nie pomogły także wysiłki króla i jego świty, paniki nie
udało się opanować, ucieczka trwała nadal. Wreszcie króla
zagrożonego wzięciem do niewoli, a może nawet śmiercią,
siłą wyprowadzono z niebezpiecznego miejsca. Król wraz
ze swoją świtą uciekł w końcu do miejscowości Mrocza,
gdzie dotarł przed nocą. Mrocza jest oddalona od Chojnic
o około 45 km, należy więc przypuszczać, że król nie został
zbyt długo na miejscu walki, aby uporządkować wojska, co
zresztą było niewykonalne. Z okrążenia wydarła się także
część wozów. Uciekający żołnierze pospolitego ruszenia
liczyli jeszcze, że przeciwnik zajmie się teraz rabunkiem
obozu i zaprzestanie pogoni. Ale srodze się przeliczyli, to
nie byli niekarni żołdacy, ale zawodowcy, dlatego też pościg
trwał do późnej nocy, a uciekających zabijano i brano do
niewoli nawet w odległości 25 km od pola bitwy32.
Trwająca niespełna trzy godziny bitwa (a także kilkugo­
dzinny krzyżacki pościg) zakończyła się całkowitą klęską
strony polskiej. W bitwie poległo 60 rycerzy (liczba chyba
32 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,
s. 263-265, także Bitwa pod Chojnicami..., s. 118-120, oraz Polskie
tradycje wojskowe, pr. zbiorowa, pod red. J. Sikorskiego, Warszawa
1990, s. 113.
jednak nieco zaniżona), ale w sumie, wraz z pocztowymi,
czeladzią i piechotą, zginęło (według różnych źródeł i sza­
cunków) aż od 3000 do 7000 tysięcy ludzi (choć ostatnia
liczba jest chyba jednak zawyżona). Do niewoli dostało
się około 300 rycerzy, nie licząc pachołków i strzelców
konnych; nie była to liczba duża, można więc wysnuć
wniosek, że dla wielu ucieczka zakończyła się pomyślnie.
Wśród jeńców byli przedstawiciele możnowładztwa, w tym
aż trzech dowódców, a nawet kilku bojarów litewskich
z otoczenia królewskiego, co pośrednio świadczy o tym,
że otoczenie to było bardzo zagrożone. Największe straty
poniosła jednak szlachta wielkopolska, bo to z niej rekruto­
wała się przecież prawie cała armia, do niewoli dostało się
117 jej przedstawicieli, gdy tymczasem znalazło się w niej
tylko 18 szlachciców z Kujaw. Do niewoli dostali się także
przedstawiciele szlachty pomorskiej, między innymi Jan
z Jani i Stefan z Czapielska, i dowódców wojsk zaciężnych
i najemnych, Janusz Kołudzki i Piotr Schoff, a także do­
wodzący chorągwią dworską Idzi Suchodolski. Krzyżacy
zdobyli także 5 chorągwi, 2000-3000 wozów z bronią
i żywnością i całą artylerię (16 dział). W ręce krzyżackie
dostała się w wyniku śmierci podkanclerzego królewskiego
Piotra ze Szczekocin mała pieczęć królewska 33.
Straty przeciwnika były dużo mniejsze — w sumie
poległo około 100 rycerzy (wśród nich wspomniani wyżej
książę Rudolf i von Aschpan oraz Jerzy Wedel i Czech Jan
Wischkowitz). Liczba poległych pocztowych i piechoty nie
jest znana, ale jest pewne, że przewyższała liczbę rycerzy
kilka lub nawet kilkunastokrotnie. Nie jest też znana liczba
rannych, w źródłach można spotkać tylko wzmiankę, że
było ich dużo 34.

33 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,


s. 265-267, także Bitwa pod Chojnicami..s. 121.
34 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,

s. 266, także Bitwa pod Chojnicami..., s. 122.


Aby pokazać, jak bitwę odebrali ówcześnie żyjący nasi
przodkowie, warto się powołać na tekst Jana Długosza:
„Z początku szczęście sprzyjało orężowi królewskiemu, legło
trupem wiele nieprzyjaciół i przednie ich zastępy wszyst­
kie złamane i pobite zostały na głowę, wszyscy wodzowie
nieprzyjacielscy, a między nimi książę żegański Baltazar,
polegli, główny zaś dowódca Bernard Szumborski dostał się
w niewolę. Ale potem nieprzyjaciel, ścisnąwszy swoje hufce,
na Polaków rozbiegłych i porozdzielanych począł śmielej
nacierać i wnet rzadkie i rozforowane szyki zachwiały się
i zwróciły do ucieczki. Dowódcy wojsk królewskich, któ­
rzy nie mieli uwagi ani na niesposobność miejsca, chociaż
tak bliskiego, ani potrzebę obmyślania wcześniej pomocy
i obrony, strwożeni, poczęli tam i sam biegać, i swoje hufce
do boju, acz nieśmiało, zachęcać i wabić.
Wszystko jednak na próżno, jak to zwykle bywa w spra­
wach nierozważnie pomyślanych i poczętych. Tymczasem,
wśród toczącej się walki, wojsko królewskie, tylną straż
składające, nagle strwożone, bez żadnej przyczyny i ko­
nieczności, zwycięstwo już prawie pewne porzucając, dla
lekkomyślnej obawy pierzchnęło. Popłoch z tego małego
oddziału padł na całe wojsko i wszystkich do haniebnej
pociągnął ucieczki. Król, jak tylko mógł, z największą
skrzętnością usiłował pierzchające zatrzymać szyki i odnowić
walkę. Ale trudno było strwożonym wlać do serca ducha
odwagi. Sam król o mało nie wpadł w ręce nieprzyjaciół,
z zaciętą bowiem wytrwałością dotrzymywał placu, krzepiąc
i usiłując odświeżyć bitwę; zaledwo ci, którym straż jego
była powierzoną, zdołali opierającego się zabrać z pola
i zmusić do ucieczki.
Sześćdziesiąt tylko z królewskich rycerzy zginęło, między
którymi celniejsi: Piotr ze Szczekocin podkanclerzy Króle­
stwa Polskiego, Mikołaj z Mokrska chorąży sandomierski,
Jan Rydzyński, Jan Zawisza z Rożnowa, starosta kolski,
sławnego rycerza Zawiszy Czarnego syn i potomek jedyny.
Niewielu, bo tylko trzechset trzydziestu, którzy więcej się
lękali niebezpieczeństwa niźli sromoty, dostało się w nie­
wolą. Niektórzy z nich nawet nie poimani byli w bitwie,
jako raczej sami, wracając z ucieczki, oddali się w ręce
nieprzyjaciołom, aby takim wybiegiem oszczędzić sobie
niesławy; winni dwojako, że i zbiegostwo swoje pozorem
zakryć usiłowali, i tak u swoich, jako i u nieprzyjaciół
wystawili się na pośmiewisko. Z ich przyczyny uwłaczano
i najgodniejszym rycerzom niesłusznemi wyrzuty, że sami
dobrowolnie więzy przyjmowali, i ohyda spadała równie na
mężnych, jak i na tchórzliwych. Między takimi najpierwsi
byli: Łukasz z Górki poznański, Mikołaj Szarlejski inowro­
cławski wojewodowie, Jan Szczęsny Tarnowski, Jan i Mikołaj
Rytwiańscy, Idzi Suchodolski, Jan Mesztyński, Sędziwój
Leżeński (Lyaszniski) podkomorzy sandomierski, Piotr
Stryjkowski kasztelan inowłodzki i Bartosz Ogrodziański.
Tu ów los, który tylekroć sprzyjał królowi Kazimierzowi
i Polakom, okazał się zdradliwym i zmiennym, i obyczajem
swoim niedługo im świecił pomyślnością. Obóz królewski
i wszystkie tabory do czterech tysięcy wozów wynoszące,
na których wielkie znajdowały się bogactwa, nieprzyjaciel
opanował, a miasto Chojnice uwolnione zostało od oblęże­
nia. Znakomici panowie i rycerze polscy, między którymi
byli drudzy, noszący godło króla hiszpańskiego, a których
imienia zamilczę, aby im samym i Polakom oszczędzić
sromu, woleli haniebnie uciekać albo przyjąć więzy, niżeli
umrzeć ze sławą. A jak to zwykle bywa, z przyczyny prze­
granej, padły obmowy na najmężniejszych nawet rycerzy,
jakoby w bitwie stchórzyli. Ważyło się w niej szczęście
i w krótkim czasu przeciągu zmieniło położenie rzeczy.
Z początku bowiem król brał nad Niemcami górę, dopiero
potem walka inny obrót wzięła, tak iż dał się pokonać tym,
których pierwej zwyciężył. I nie dziw, uwiodło bowiem króla
i Polaków pierwsze powodzenie; nierozważni, w zbytniej
śmiałości i zarozumieniu, omieszkali porządku i baczenia.
Największą zwalano winę na Jana z Koniecpola, kanclerza
Królestwa Polskiego, że pierwszy sprawcą był przyjęcia Prus
w poddaństwo, a przed bitwą odradzał, aby nie ściągać na
pomoc wojska, które oblegało Marienburg” 35.
Była to więc klęska bezprzykładna w historii dotych­
czasowych starć z zakonem krzyżackim.

PRZYCZYNY KLĘSKI, JEJ SKUTKI

Analiza przebiegu bitwy wskazuje wyraźnie, co stanowiło


główną przyczynę klęski. Zasadniczą była nienowoczesna
sztuka wojenna. Poniesiono klęskę dlatego, że z końcem
średniowiecza w całej zachodniej Europie zrezygnowano już
z powoływanego na jedną kampanię czy wojnę pospolitego
ruszenia ludzi z warstw zobowiązanych do udziału w wojnie
zaczepnej i obronnej na rzecz wojska złożonego z żołnierzy,
którzy widzieli w tym nie obowiązek, ale interes — na rzecz
żołnierzy zawodowych. Taki żołnierz uczestniczył w wal­
kach przez długi czas, służył dla zysku, a że dorobić się na
wojnie mógł tylko ten, kto nie dał się zabić, musiał stale
doskonalić swoje wojenne rzemiosło. Żołnierz zawodowy
walczył nie z obowiązku obrony ojczyzny — walczył dla­
tego, że mu za to płacono. Aby jak najdłużej „pracować”
i na starość mieć za co żyć, musiał on osiągnąć biegłość
w walce, stosować nowatorskie sposoby, doskonalić broń
i używać jej w sposób perfekcyjny.
Wojsko polskie, składające się z pospolitego ruszenia
szlachty, nie było szkolone nawet do walki indywidualnej, nie
mówiąc o walce zespołowej, nie nawykło też do dyscypliny.

35 J. D łu g o s z, op. cit., s. 173-174, z przyczyn niezrozumiałych


Długosz zmienił imię księcia żagańskiego z Rudolfa na Baltazara. Ten
młodszy brat Rudolfa pojawi się nieco później na pruskim teatrze działań
wojennych, ponadto błędne jest podanie, że Jan Zawisza był jedynym
synem Zawiszy Czarnego, brak też informacji o tym, że panika w tylnej
straży miała jednak przyczynę — był nią atak załogi miasta.
Jak można było jednak się szkolić, gdy chorągwie, zarówno
ziemskie, jak (co prawda już zanikające) rodowe, zbierały
się i poznawały dopiero w trakcie wojennej wyprawy. Do­
brze się składało, jeśli szlachcic był zapalonym koniarzem
i myśliwym, bo przynajmniej umiał jeździć konno i celnie
strzelać z łuku lub kuszy, gorzej już było z fechtunkiem.
I choć szlachcic miał w swoich powinnościach doskona­
lenie umiejętności rycerskich, to realnie biorąc nie było
z tym najlepiej.
Tymczasem w armii przeciwnika służył żołnierz, który
w zasadzie nie miał przerw w walkach — dla niego każda
wojna była cenna, na ogół było mu obojętnie, komu służy
i z kim walczy, ważne było, by mu za to zapłacono. Dla­
tego nie powinno nikogo dziwić, że czescy husyci służyli
w armiach narodów katolickich, nawet u Niemców, którzy
byli przez kilkadziesiąt lat ich wrogami, uczyli ich swej,
jakże nowatorskiej, sztuki wojennej, ale zaciągali się też do
armii ich przeciwników. Dawno już zapomnieli o ideałach
religijnych, jakie im przyświecały. Zastosowany przez
przeciwników armii polskiej w trakcie bitwy tabor obron­
ny typu husyckiego, najdoskonalszy wynalazek wojenny
końca średniowiecza (a w różnych jego odmianach stoso­
wany w całej Europie praktycznie aż do końca XVII w.),
odegrał w niej zasadniczą rolę. To dzięki taborowi armia
krzyżacka przetrwała kryzys w pierwszym etapie bitwy.
Obrona taboru, użyta w niej broń strzelecka oraz niesko­
ordynowane ataki polskiej jazdy, nieumiejącej przełamać
wału uszykowanego z wozów, pozwoliła jeździe krzyżac­
kiej na ochłonięcie z szoku pierwszego starcia, dotrwanie
do chwili, w której wypad załogi miasta (też złożonej
z najemników) wpłynął na zmianę sytuacji i pozwolił jej
na powrót na pole bitwy. Żywiołowy sposób walki, jaki
zaprezentowała polska jazda, złożona z pełnych zapału
rycerzy, niestety, nieumiejących reagować na zmieniającą
się sytuację, był skuteczny w bezpośrednim starciu, ale
zawodził, gdy należało często zmieniać kierunek działania,
być elastycznym i przewidującym. Niekorzystny wpływ
na przebieg bitwy wywarła też nieumiejętność budowy
i następnie obrony taboru. Nie potrafiono wykorzystać
w walce nielicznej piechoty, jak też wcale niemałej jak na
ówczesne warunki artylerii.
Drugą, wcale nie mniej znaczącą, przyczyną klęski
było słabe wyszkolenie i brak doświadczenia polskich
dowódców. Gdy opracowany przez nich plan bitwy okazał
się niewykonalny, zbyt szybko podjęto błędną koncepcję,
w której liczono w zasadzie tylko na przewagę w kawa­
lerii, a jednocześnie zlekceważono zarówno niekorzystne
warunki terenowe, jak i przeciwnika. Zła obsada stanowisk
dowódczych wynikała z samej istoty pospolitego ruszenia.
Pospolitym ruszeniem, zgodnie z ideą jego tworzenia, nie
mogli dowodzić ludzie nie wy wodzący się z niego samego,
dlatego nie można było powierzyć funkcji dowódczych
doświadczonym żołnierzom zawodowym — taka decyzja
króla groziłaby natychmiast niesubordynacją rycerstwa.
Stojący na czele wojska polskiego wojewodowie i kaszte­
lanowie byli przede wszystkim urzędnikami, ale z powodu
sprawowanej funkcji i statusu społecznego, byli tak zadufani
i pewni swych racji i umiejętności, że nie brali pod uwagę
rad nawet najbardziej doświadczonych zawodowców, którzy
znali nowe sposoby i taktykę walki.
Po stronie krzyżackiej dowódcy sprawdzili się w pełni.
Najlepszy okazał się Bernard Szumborski, którego koncepcja
walki, pomimo chwilowego i raczej przypadkowego zała­
mania, okazała się w pełni skuteczna. Zawodowi żołnierze
dowodzeni na każdym szczeblu przez doświadczonych
dowódców, potrafili otrząsnąć się z porażki i w porę wrócić
na pole bitwy, by dalej realizować plan swego naczelnego
dowódcy. Było to możliwe, bo każdy z nich znał swoje za­
danie i miejsce w szyku, znał swoich dowódców, a w razie
potrzeby, potrafił zastąpić przełożonego.
Na polu pod Chojnicami okazało się z całą jaskrawoś­
cią, że pospolite ruszenie się przeżyło, co już wcześniej
wiedziano w Europie, ale w Polsce doświadczono tego po
raz pierwszy, i to z tak bolesnym skutkiem. Była to bardzo
gorzka i krwawa lekcja. Ale początkowo nie wyciągnięto
z niej właściwych wniosków, dlatego wojna trwała tak
długo. A właściwie Polski nie było stać na wojsko nowego
typu, być może również zakładano, że szlachta, znając już
cenę, jaką przyszło zapłacić za jej niesubordynację i brak
umiejętności, sama wyciągnie wnioski i bardziej przyłoży
się do wyszkolenia i doceni dyscyplinę.
Ta przegrana bitwa w znaczący sposób wpłynęła na dalszy
przebieg wojny. Po utracie tak wielkiej armii stracono inicja­
tywę, teraz stroną decydującą o celach wojny, o kierunkach
działania, stała się strona krzyżacka. Co prawda Polska
nie przegrała wojny, ale odbudowa jej sił — na szczęście
państwo miało wystarczający potencjał demograficzny, by
tego dokonać — musiała potrwać. Tymczasem zwycięskie
oddziały krzyżackie miały otwartą drogę w głąb państwa
krzyżackiego, na którego terenie nie było sił mogących ten
marsz powstrzymać. Kierunek zwycięzców był oczywisty —
ich celem było odblokowanie Malborka, z jednoczesnym
odzyskiwaniem utraconych miast, zamków i całych prowin­
cji. Klęska, odsłaniając słabość Polski, podważyła prestiż
polskiego króla na arenie międzynarodowej oraz, co było
znacznie ważniejsze, u jego nowych poddanych — szcze­
gólnie mocno w południowej części Pomorza Gdańskiego,
na Powiślu i w Prusach Dolnych. W tej części Prus wpływy
Związku Pruskiego były najsłabsze, a duża część szlachty
albo sprzyjała Krzyżakom, albo była niezdecydowana. Klęska
odbiła się też dość dużym echem w krajach sąsiednich —
Czechach, krajach niemieckich, a nawet Francji. Dla za­
wodowych żołnierzy poszukujących zajęcia było raczej
oczywiste, że należy wstępować na służbę do zakonu, a nie
zaciągać się do wojska króla polskiego — zawsze lepiej
i bezpieczniej jest służyć temu, który zwycięża niż temu,
który przegrywa.
W stosunkowo krótkim czasie pod władanie krzyżackie
powróciły takie miasta i zamki, jak: Sztum, Przezmark,
Dzieżgoń, Zalewo, Miłomłyn, Ostróda, Olsztynek, Iława,
Prabuty, Susz i Biskupin Pomorski. Odziały dowodzo­
ne przez Szumborskiego i młodego Henryka Reussa von
Plauena, maszerując na Malbork, zdobyły po drodze Tczew
i Gniew, w ten sposób przywróciły komunikację między
zakonem a Niemcami, umożliwiając napływ następnych
najemników 36.

36 Polskie tradycje wojskowe , s. 115


PRZEDŁUŻAJĄCA SIĘ WOJNA

PIERWSZE REAKCJE STRON PO BITWIE.


POLSKA WYPRAWA NA ŁASIN

Pierwsze sukcesy po bitwie, odzyskiwanie przez zakon


krzyżacki utraconych zamków i miast, nie oznaczały jesz­
cze, że wojna została wygrana. Polska, choć sama (Litwa
jako oddzielne państwo, połączone z Polską tylko osobą
władcy, nie była w tym czasie w stanie wojny z zakonem),
nie zamierzała przerywać wojny, a miała jeszcze dość sił —
dotychczas w wojnie uczestniczyły tylko wojska powołane
z terenów Wielkopolski i Kujaw, reszta kraju nie wysyłała
jeszcze swoich rycerzy. Zakon też jeszcze nie wygrał wojny
— był na to zbyt słaby.
Zakon krzyżacki, pomimo świeżego, rozochoconego
odniesionym zwycięstwem wojska, nie mógł być jeszcze
pewny zwycięstwa. Mistrzowi brakowało pieniędzy na
opłacenie najemników, a przecież żołnierz zawodowy nie
służył dla idei, lecz dla pieniędzy. Sytuacja była ciężka,
gdyż „(...) wojsko nieprzyjacielskie, opanowawszy miasta
Tczewo i Gniew, przeprawiło się przez Wisłę i przybyło
do Marienburga, gdzie stojąc przez czas niejaki, (...) upo­
mniało się o żołd od kilku miesięcy zaległy. Ale mistrz, nie
posiadając żadnego skarbu (...), zdołał każdemu po sześć
groszy wypłacić (...) prosił usilnie, aby wojsko wypłatę
całkowitego żołdu do czasu odwlec dozwoliło. Wojsko
oburzyło się niezmiernie (...) po wielu kłótniach i zatargach
uchwaliło, aby za wszystek żołd zapłacili mu Krzyżacy
w ostatnich dniach postu czterdzieści tysięcy czerwonych
złotych, albo ustąpili zamku Marienburga wraz z innemi
zamkami i miastami, które były w ich ręku”1. Wielki mistrz
zakonu Ludwig von Erlichshausen zgodził się na te warunki,
a w ugodzie zaznaczono, że najemnicy mają nawet prawo do
sprzedaży zamków i miast. Najemnicy, w oczekiwaniu na
żołd, prowadzili ograniczone działania wojenne, niemniej
jednak udało im się zająć dwa miasta: Kwidzyn (w Pome-
zanii) i Łasin (w ziemi chełmińskiej).
Sytuacja strony polskiej nie wyglądała mimo klęski zbyt
groźnie, najważniejsze miasta pruskie — Gdańsk, Toruń,
Królewiec i wiele innych na Pomorzu i ziemi chełmińskiej
dochowało wierności królowi. Kazimierz po klęsce przybył
najpierw do Bydgoszczy, a stamtąd „(...) udał się potem
do Nieszawy [obecnie dzielnica Torunia — B.N.], dokąd
przybyły poselstwa z wszystkich miast Pruskich, z usilnemi
prośby, aby się nie zrażał doznaną przeciwnością, ale czem
prędzej zbierał nowe wojska. Oświadczyli, że wszyscy
majątki swoje chętnie poświęcą na powetowanie tej klęski,
a wiary swojej i przychylności nie złamią do śmierci. Król
(...) powiedział (...) że wkrótce przy pomocy Bożej postara
się, aby nieprzyjaciel niedługo cieszył się otrzymanem zwy­
cięstwem. Ponieważ zaś zamki Pruskie przez miejscowych
były dzierżone, przeto król, obawiając się, aby nie wpadły
w ręce Prusaków (...) polecił swoim nadwornym, aby (...)
pospieszyli na pomoc (...). Wszystkie zaś ziemie królestwa,
krom lwowskiej i podolskiej, powołał do broni” 2.
Wraz z powołaniem pospolitego ruszenia postanowiono
/

zwerbować w Czechach i na Śląsku najemnych żołnierzy

1 J. Długosz, op. cit., s. 178.


2 Tamże, s. 176-177.
w liczbie około 3000, a więc wyciągnięto, choć jeszcze za
mało konsekwentnie, wnioski z klęski Wielkopolan pod
Chojnicami.
Pospolite ruszenie, teraz w przeważającej liczbie złożo­
ne ze szlachty małopolskiej, zbierało się pod wsią Opoka,
ciągnąc tam dość niekarnie. Gdy się zebrało, zażądało na­
tychmiast od króla takich samych przywilejów, jakie przed
klęską otrzymali Wielkopolanie. Ostatecznie uchwalone tzw.
statuty opockie ogłoszono w zbiorowych przywilejach w Nie­
szawie 11-16 listopada 1454 r. W końcu, w drugiej połowie
listopada, zgromadzona armia wyruszyła i pod Toruniem
przekroczyła Wisłę po moście łyżwowym (pontonowym).
Armia liczyła około 30 000 pospolitego ruszenia i 3000
najemników (w tym około połowę stanowiła piechota).
Plan działania był prosty — zdobyć Łasin i w ten sposób
otworzyć drogę na Powiśle, a jeśli byłoby to możliwe,
stoczyć bitwę z armią zakonną. Armia dotarła do Łasina,
którego dowódcą był austriacki najemnik Fryderyk (Fryc)
Raweneck, dopiero 17 grudnia 1454 r., a więc tempo marszu
wynosiło zaledwie 4-5 km dziennie 3.
Ale Łasin nie był obiektem łatwym do zdobycia, a w do­
datku pora roku, a z nią pogoda, nie sprzyjały działaniom
oblężniczym „(...) od dnia św. Łucji, aż do oktawy uroczy­
stości Trzech Króli wojsko polskie stało obozem w borze
pod Łaszynem; i nie można było posuwać się dalej (...).
Pod ten sam czas dwa miasteczka (...) Prabuty (Biszow-
werda) i Niekisiałka (...) zostały zdobyte (...). Żadna atoli
okoliczność, nawet przeciwności, nie zdołały nieprzyjaciół
i wojsk posiłkowych nakłonić do walki. Postanowili bowiem
(...) używać przeciw Polakom raczej zdrady i podstępów
albo małych wycieczek, ilekroć czas i miejsce nastręcza­
łyby sposobność do korzystnej walki, a niżeli wstępnym
działać bojem, albowiem raz pokonani, utraciliby chwałę

3 M. B i s k u p, Wojna trzynastoletnia , Kraków 1990, s. 29-31


poprzedniego zwycięstwa, i niełatwo mogliby poniesioną
nagrodzić klęskę” 4.
Nie udało się zmusić zakonu do stoczenia walnej bitwy,
w której strona polska, mając przewagę liczebną, a także
dysponując lepiej wyszkolonym i przygotowanym do walki
niż pod Chojnicami wojskiem, miała szansę na zwycięstwo.
Nie przyniosły także skutku rokowania z Krzyżakami,
gdyż ci nie chcieli w niczym ustąpić i żądali wycofania
się Polski z Prus i oddania sprawy pod sąd rozjemczy,
w którym mieli rozstrzygać bardziej sprzyjający zako­
nowi niż Polsce król Czech i margrabia brandenburski.
W tej sytuacji król zdecydował się na odwrót. W Toruniu
mianowano nowych naczelnych dowódców (hetmanów)
dla poszczególnych ziem — Andrzeja Tęczyńskiego dla
ziemi chełmińskiej, Jana Kołdę (Czecha) dla Prus i Piotra
z Szamotuł dla Pomorza Gdańskiego. Zawarto też, kosztem
nadania w lenno okręgów pomorskich, Lęborka i Bytowa,
księciu słupskiemu Erykowi II, przymierze z tym wład­
cą, co powinno było teoretycznie zabezpieczyć Pomorze
Gdańskie od ataku bezpośrednio z zachodu. Jak jednak
w istocie z tym zabezpieczeniem było, będzie mowa dalej.
Pomimo niepowodzenia wyprawy pod Łasin, powstrzy­
mano na jakiś czas zdobywanie przez Krzyżaków miast
i zamków w Prusach 5.

OFENSYWA ZAKONU I UTRATA KRÓLEWCA.


DRUGA WYPRAWA POD ŁASIN

Wycofanie się armii polskiej oraz zgoda najemników na


odroczenie terminu wypłaty żołdu pozwoliły Krzyżakom na
przejście do ofensywy. Pierwsze uderzenie ruszyło na Toruń —
Krzyżacy mieli tam grupę sprzyjających im mieszczan, któ­

4 J. Długosz, op.cit., s. 182.


5 M. B i s k u p, Wojna trzynastoletnia, s. 31.
rzy mieli otworzyć bramy. Wykrycie zdrajców i kontrakcja
Andrzeja Tęczyńskiego zapobiegły nieszczęściu.
Ale była taka część Prus, w których nie było wojsk
królewskich, a siła i znaczenie Związku Pruskiego były
niewielkie, szczególnie wśród niższych stanów. W Starym
Mieście Królewcu (Królewiec dzielił się na trzy części:
Stare Miasto, Lipinek i Knipawę) i Lipinku wybuchło
niezadowolenie z powodu uchwalonych przez związek
i nakazanych przez króla podatków, które z końcem marca
1455 r. przerodziło się w bunt: „Dwa bowiem miasta Kró­
lewca podniosły rokosz, mistrzowi i jego wojsku otwarły
bramy i poddały się jego władzy; trzecie zwane Kneiphof
(Knipow), które dochowało królowi wiary, wsparto posiłka­
mi przysłanemi z Gdańska. Inne dwa zbuntowane działami
i statkami burzącemi tak dalece król zachwiał i osłabił, że
wiele domów w gruzy się rozsypało. To odstępstwo dwóch
miast dodało otuchy zaciężnemu rycerstwu Krzyżaków, które
zwodniczemi namowy mistrza dotychczas łudzone, wahało
się targnąć na opanowanie jego zamków, gdy zwłaszcza
mistrz upewniał, że za przykładem dwóch pomienionych
wszystkie inne pójdą miasta. Tymczasem Jan Kolda pod
zmyśloną postacią komtura elblągskiego, wszedłszy do
miasta Działdowa, wielu zaciężnych żołnierzy krzyżackich
i mieszkańców miasta wymordował” 6.
Ale w rzeczywistości sytuacja nie wyglądała tak dobrze,
jak pisał Jan Długosz — wysłane przez zakon siły, dowo­
dzone przez komtura Henryka Reussa von Plauena (starsze­
go), zhołdowały w kwietniu na nowo nie tylko dwie części
Królewca, ale i wiele innych miast Prus Dolnych, a także
rycerstwo z Półwyspu Sambijskiego. Wysłane na pomoc dol-
nopruskie pospolite ruszenie i niewielki oddział najemników
zostały pokonane przez von Plauena. W pozostawionej samej
sobie Knipawie „(...) zanim wojsko królewskie nadciągnęło,

6 J. D łu g o s z, op. cit., s. 188.


mieszczanie, zwątpiwszy o otrzymaniu pomocy, weszli
w układy z nieprzyjacielem i miasto poddali; nie mistrzowi
jednak i zakonowi, ale książęciu żegańskiemu Baltazarowi
przyrzekli posłuszeństwo. Stamtąd nieprzyjaciel ruszywszy,
zajął kilka miast w głębszej części kraju” 7.
W ciągu lata 1455 r. siły zakonu zajęły Olsztyn, Barcze­
wo, Reszel, Bisztynek, Ryn, Ełk, Biskupiec, Mrągowo, Pisz,
Giżycko i Gierdawy. Zakon odzyskał dostęp do Bałtyku,
a tym samym mógł się kontaktować ze swoją inflancką
częścią i uzyskiwać stamtąd pomoc. Nie był już uzależniony
od niepewnej, łatwej do zablokowania drogi lądowej, która
do tej pory stanowiła jedyną trasę dla dopływu posiłków
i zaopatrzenia. Utrata przez Polskę tych miast i terytoriów
wpłynęła także w bardzo wysokim stopniu na ostateczny
wynik wojny 8.
W tym czasie otworzyła się dla strony polskiej możliwość
odniesienia sukcesu w inny, dość nietypowy sposób, wyni­
kająca z pogarszającej się sytuacji finansowej zakonu: „(...)
gdy bowiem mistrz i Krzyżacy nie mogli swym najemnym
rycerzom żołd wypłacić, wypędzeni zostali z Marienburga
i tych miast, które ich zwierzchność uznawały, pozbawieni
wszelkiej władzy, a wszystek rząd i panowanie dostały
się owym zaciężnym żołnierzom i ich wodzom, którzy,
nie mając pieniędzy ani żywności, dopraszali się u króla,
aby im żołd wypłacił, a tak Marienburg, jako i inne zamki
i warownie pod swoją przyjął władzę. (...) król Kazimierz
wysłał do Prus Jana biskupa włocławskiego i Jana z Rytwian
starostę sandomierskiego, aby z rycerstwem zaciężnem
wszedł w układy o poddanie zamku Marienburga i innych
warowni”9. Ale z opisu Długosza nie można wyciągać
7 Tamże, s. 192.
8 M. B i s k u p, Wojna trzynastoletnia z Zakonem Krzyżackim...,
s. 32, także T. N o w a k i J . W i m m e r , Historia oręża polskiego...,
s. 249-251.
9 J. D ł u g o s z , op. cit., s. 192.
zbyt optymistycznych wniosków, bo pomimo toczących się
rozmów najemnicy, a przynajmniej ich część, dalej walczyli
w imię zakonu.
Upadek Królewca i zajęcie wielu innych miast skłoniło
latem króla Kazimierza do ponownego powołania pod broń
pospolitego ruszenia z ziem Małopolski i Wielkopolski.
Króla nie było jeszcze stać na zaciąganie większej liczby
żołnierzy zawodowych — polski władca był już poważnie
zadłużony, w tym u duchowieństwa, pozastawiane były nawet
u kupców i bankierów królewskie zastawy stołowe.
Pospolite ruszenie zbierało się powoli i niechętnie, znów
była to pora żniw, a wezwani pod broń byli przede wszystkim
szlachcicami, gospodarzami, a dopiero potem rycerzami
i obrońcami ojczyzny. W końcu zebrane z trudem wojsko we
wrześniu pomaszerowało przez Toruń i po przejściu przez
most pontonowy na Wiśle udało się ponownie w kierunku
Łasina. Była to potężna liczebnie armia — około 40 000
ludzi, w jej skład wchodziła także stosunkowo nieliczna
y

grupa najemników ze Śląska.


Łasin był tymczasem dobrze przygotowany do obrony,
jego dowódca Fritz Raweneck miał niezbyt liczny, ale do­
brze wyposażony oddział (350 ludzi) i dysponował dobrą
i liczną artylerią. Czas, jaki upłynął od poprzedniej wyprawy,
najemnicy krzyżaccy dobrze wykorzystali. Wokół miasta,
na przesmykach między jeziorami i bagnami wybudowano
umocnienia polo we (basteje), znacznie utrudniające podejście
pod samo miasto. Oprócz umocnień i załogi miasta przeciwko
oblegającym była także pogoda — ulewne deszcze zamieniły
teren w grzęzawisko. Wojskom królewskim brakowało też
dział oblężniczych, żywności i paszy. A co najważniejsze —
pospolite ruszenie nie nadawało się do zdobywania miast.
W tej sytuacji 24 października król przerwał oblężenie i za­
planował przemarsz do Grudziądza, ale na to nie zgodziła
się szlachta. Zwołany w obozie sejmik uchwalił podatek,
który miał pozwolić królowi na zwerbowanie i opłacenie
zawodowców. Na początku listopada szlachta rozjechała
się do domów. Królowi pozostało jedynie poszukiwanie
pieniędzy i kontynuowanie rokowań z dowódcami najem­
ników, będącymi na służbie u Krzyżaków, w celu ustalenia
wysokości zapłaty za zamki 10.
W działaniach wojennych nastąpił nieformalny rozejm
— strona krzyżacka miała coraz większe kłopoty finansowe,
bo oprócz zapłaty najemnikom, zmuszona była opłacać
sojuszników — na przykład dość dużo trzeba było zapłacić
za początkowo dość iluzoryczną pomoc króla duńskiego.
Pomoc tę stanowiły tylko działania na morzu, polegające na
niezbyt szczelnej blokadzie Zatoki Gdańskiej. Zakon, choć
wspomagany przez swoją odnogę z Inflant, nie był zbyt
bogaty. A tymczasem późną jesienią wystąpiła przeciwko
Krzyżakom ludność wschodnich Mazur, mająca już dość
ciągłych rekwizycji i rabunków, dokonywanych przez żoł­
nierzy najemnych. Walki ze zbuntowanymi chłopami trwały
do stycznia 1456 r., wtedy dopiero udało się, drakońskimi
metodami, pokonać wolnych chłopów pruskich.

DZIAŁANIA WOJENNE W LATACH 1456-1458.


WYKUP MALBORKA I INNYCH ZAMKÓW

W 1456 r. trwał nieformalny rozejm w działaniach wo­


jennych na lądzie. Działania wojenne przeniosły się w tym
czasie na Bałtyk. Ponieważ odzyskanie przez Krzyżaków
portów w Królewcu i Kłajpedzie umożliwiało zakonowi
dostarczanie zaopatrzenia drogą morską, głównie z Ni­
derlandów i Inflant, król Kazimierz, aby temu zapobiegać,
a przynajmniej utrudnić, nakazał radzie Gdańska przy­
gotowanie statków do walki i wysłanie kaprów (to jest
korsarzy działających na zlecenie miasta i za zgodą króla,

10T. N o w a k, J. W i m m e r, Historia oręża polskiego..., s. 252,


także M. B i s k u p, Wojna trzynastoletnia, s. 49-50.
zaopatrzonych w specjalny list kaperski). Ich zadaniem było
przechwytywanie statków handlowych zmierzających do
portów krzyżackich. Działania kaprów przynosiły jednak
umiarkowane efekty. Udało im się zatrzymać pewną liczbę
statków niderlandzkich, a także rozbić konwój duńsko-in-
flancki. Ich działalność nie zahamowała jednak całkowicie
i
dostaw towarów, a nawet ludzi, choć stworzyła poważne
*

zagrożenie i utrudniła zaopatrzenie, tym samym wpływając


na przebieg wojny.
Czas zastoju w działaniach wojennych na lądzie wykorzy­
stała strona polska na sfinalizowanie rozmów z najemnikami
w sprawie sprzedaży zamków. Nie były to łatwe rokowania,
a głównym oponentem był bohater spod Chojnic, Bernard
Szumborski (wówczas jeszcze formalnie jeniec polski, gdyż
mistrz nie zapłacił za niego okupu — ale w tym groźnym
dla zakonu okresie dokonał tego dość szybko). Głównym
negocjatorem i zarazem największym sprzymierzeńcem
Polski był dowódca załogi Malborka, Czech Oldrzych
Czerwonka. W dążeniu do ugody z królem nie powstrzy­
mały go nawet upomnienia króla Czech, Władysława, który
groził zwolennikom transakcji uznaniem ich za zdrajców
i postawieniem przed sądem.
Finał tych rozmów tak przedstawił ich naoczny świadek:
„Czyniono tymczasem rozmaite układy z rycerstwem najem-
nem strony przeciwnej, a za pośrednictwem Jana biskupa
włocławskiego, tudzież kilku panów świeckich, szlachty
i posłanników miast pruskich umawiano się z Urlykiem Czyr-
wonką i innymi ze starszyzny nieprzyjaciół, przedstawiając
warunki, na zasadzie których stanąć miał pokój wieczysty.
Zniewolono wreszcie króla Kazimierza, aby na dzień św.
Maryi Magdaleny przybył do Torunia, gdzie ostatnie miały
być dopełnione układy; uznano bowiem, że bez obecności
króla umowy te z obu stron nie miałyby należnej mocy. Król
Kazimierz przeto zatrzymał się przez dni piętnaście w To­
runiu, a wyrozumowawszy, że szlachta i obywatele miast
pruskich, skołotani poprzednią wojną, gorąco życzyli sobie
pokoju, zezwolił na podawane warunki, któremi zastrzeżono:
»Aby król Urlykowi Czyrwonce i najemnemu rycerstwu
Krzyżaków w ciągu pół roku wyliczył czterysta trzydzieści
siedem tysięcy złotych jako żołd zaległy i wynagrodzenie
za poniesione przez nich straty«, aczkolwiek warunki te
były dla króla zbyt uciążliwe, a wielu uważało je nawet
niepodobne do wypełnienia (...) Zastrzeżono nawzajem
królowi: »że po uskutecznionej wypłacie odstąpiony mu
będzie zamek Marienburg, tudzież wszystkie inne zamki
i miasta, dzierżone przez Krzyżaków, a rycerze jego za­
brani w niewolą wypuszczeni będą na wolność«. Po takiej
umowie król troskać się począł pomału, skąd miał wziąć tak
znaczną ilość pieniędzy. A lubo szlachta i obywatele miast
pruskich oświadczyli, że połowę tej należności zapłacić byli
gotowi, i dla zebrania jej rozłożyli pogłówne na wszystkich
mieszkańców kraju, bez różnicy płci i stanu, pozostawał
jednak niemały kłopot o wypłatę reszty, zwłaszcza że i kró­
lewscy rycerze zaciężni, którym niemniejsza należała się
ilość pieniężna, o swój żołd nalegali. Zaczem nakazał król
(...) zjazd walny w Piotrkowie, na którym żądać miał od
wszystkich duchownych i świeckich połowy dochodów,
dla snadniejszego wypłacenia żołdu najemnym zaciągom
stron obydwóch. Tymczasem (...) przybył do Wielunia,
kędy miał się spotkać z Bolesławem książęciem opolskim,
i żądać pożyczki stu tysięcy złotych za obiecaną mu w za­
staw ziemię wieluńską” 11.
Układ ten oprotestowany został przez dużą część na­
jemników, którzy uważali, że należy dochować wierności
zakonowi, a ten w przyszłości wywiąże się z umowy. Ale
około jednej trzeciej dowódców najemników, w tym głów­
nie Czechów i Niemców, przystąpiło ostatecznie do układu
z królem. W jego realizacji wystąpiły poważne problemy,

11 J. D ł u g o s z, op. cit., s. 205-206.


i to po obu stronach. Strona polska nie była w stanie zebrać
takiej kwoty. Dochodziło do buntów mieszczan (w Toruniu
i Gdańsku) przeciwko olbrzymim podatkom nakładanym
w celu zebrania należnych kwot. Opornie szło zbieranie po­
datków w Koronie, a ponadto nie dotrzymał umowy książę
opolski, który miał wziąć w dzierżawę księstwo oświę­
cimskie w zamian za ziemię wieluńską (z której wcześniej
zrezygnował) za kwotę 90 000 złotych węgierskich. Z tego
powodu dochodziło do opóźnień w spłacie najemników,
co groziło zerwaniem umowy, a co najważniejsze, utratą
pieniędzy już wpłaconych.
Do rozłamu doszło też wśród najemników „Niemcy
i niektórzy z Czechów, sprzyjający Krzyżakom, wzięli się
do podstępu. W nieobecności Urlyka Czyrwonki, który po
ów czas w Gdańsku u króla przebywał, opanowali wyższy
zamek marienburski, rozgłosiwszy w Marienburgu, że gdy
oni ze swej strony uczynili zadość umowie, a król uchybił
w naznaczonym czasie wypłaty, nie chcą przeto na żadną
więcej dozwolić odwłokę. O czem, gdy się Czyrwonka
w Gdańsku i dowódcy czescy (...) dowiedzieli, wszyscy
czem prędzej pobiegli do Marienburga (...) dostali się do
zamku i bunt uśmierzyli (...). Czyrwonka (...) skarcił (... )
głównych sprawców rokoszu, pieniądze należące się wypłacił
i zmusił ich do ustąpienia z wyższego zamku” 12.
Ostatecznie Polsce udało się wykupić trzy zamki — Mal­
bork, Tczew i Iławę — za sumę 190 000 złotych węgierskich.
6 czerwca 1457 r. wielki mistrz Ludwik von Erlichshausen
wraz z opłaconymi najemnikami (ale bez Oldrzycha Czer­
wonki i jego ludzi, a także niektórych innych najemników —
głównie Czechów) opuścił Malbork i udał się początkowo
do Chojnic, a stamtąd przedostał się do Królewca.
Siódmego czerwca król Kazimierz wjechał do Malborka.
Hołd królowi złożyli mieszkańcy miasta wraz ze swoim

12 Tamże, s. 229.
burmistrzem Bartłomiejem Blume (znanym jako zwolennik
Krzyżaków). Król odzyskał też sztandary utracone w bitwie
pod Chojnicami. Z lochów zamkowych uwolnieni zostali,
przebywający tam ponad dwa lata, polscy jeńcy. Oldrzych
Czerwonka, w uznaniu zasług i za to, że został na służbie
u króla, dostał nadania zamków w Świeciu, Golubiu i Ko­
walewie, z zapisem 50 000 złotych węgierskich, a także
otrzymał starostwo malborskie13.
To, że król stał się właścicielem Malborka, wzbudziło
nadzieję zarówno wśród Polaków, jak i stanów pruskich, że
wojna zbliża się do końca. Mało kto przypuszczał, że będzie
trwała jeszcze dziewięć lat. Pod koniec lipca król wysłał
wojsko pod dowództwem starosty tczewskiego Prandoty
Lubieszowskiego z zadaniem zdobycia Gniewa. Ale nie był
to jeszcze czas na to, by osiągać i święcić sukcesy. Gniew,
umiejętnie broniony przez najemników pod dowództwem
Fritza Rawenecka (znanego stronie polskiej z dwukrotnej,
skutecznej obrony Łasina), oparł się oblegającym. Nie wi­
dząc szans na sukces, 22 września 1457 r. wojsko polskie
zwinęło oblężenie.
W tym czasie wielki mistrz zakonu zorganizował w Kró­
lewcu nową stolicę i stamtąd, korzystając z pomocy trzech
miast wchodzących w jego skład oraz rycerstwa Dolnych
Prus i wolnych mieszkańców Półwyspu Sambijskiego, zorga­
nizował na nowo armię, która rozpoczęła walkę o odzyskanie
terenu i miast na Pregołą i Łyną. Do organizowania oporu
krzyżackiego nad dolną Wisłą włączył się także, uwolniony
z polskiej niewoli na żądanie Oldrzycha Czerwonki, Ber­
nard Szumborski. Ten zdolny wódz, korzystając z pomocy
mieszczan Malborka, kierowanych przez swojego burmistrza
Blumego (szybko złamał słowo, dane królowi w trakcie
składania hołdu), już 28 września 1457 r. opanował miasto.

13 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim ...,


s. 486-487.
Nie udało się mu zdobyć zamku, który skutecznie bronili
Czesi dowodzeni przez wiernego Polsce starostę Czerwonkę.
Niezrażony tym oporem Szumborski, rozpoczął działania
na Wielkich Żuławach, ale i tam napotkał zdecydowany
i skuteczny opór zaciężnych i najemnych żołnierzy Gdańska
i Polski. Po klęsce w bitwie na Żuławach Szumborskiemu
udało się zdobyć Iławę (padło więc miasto i zamek, za który
król zapłacił słoną cenę). Poważnym ciosem dla prestiżu Pol­
ski stała się konieczność ponownego oblegania Malborka —
jedynym pocieszeniem było to, że ostrzał miasta prowadzono
nie tylko z pozycji położonych na jego przedpolu, ale także
z zamku, co w znacznym stopniu utrudniało życie i walkę
jego mieszkańcom. W tym czasie Bernard Szumborski
dokonał też skutecznego najazdu na ziemię chełmińską
i opanował Chełmno oraz zamek w Starogrodzie.
W tej sytuacji król był zmuszony do zwołania ponow­
nie pospolitego ruszenia, brakowało bowiem pieniędzy
na nowe zaciągi najemników, „(...) nie zaniedbał jednak
król (...) zabiegów w celu zaradzenia złu (...) zebrane
co prędzej z ziem Wielkiej Polski wojsko, sześć tysięcy
konnego i pieszego ludu wynoszące i należycie uzbrojone,
wysłał pod Marienburg, poruczywszy nad nim dowództwo
Sciborowi z Chełma. Takie rzeczywiście wojsko szlachta
i obywatele wielkopolscy za staraniem króla i zgodą po­
wszechną obowiązani byli stosownie do szacunku dóbr
swoich wystawić.
(...) Król, odbywszy przegląd tego wojska,(...) wyprawił
je na wojnę. Ruszyło zatem w pochód (...) przybyło szczę­
śliwie do zamku Marienburga, usunęło wszelkie niebezpie­
czeństwa, jakie groziły zamkowi i Ulrykowi Czyrwonce
wraz z utrzymywaną przezeń załogą, i skróciło przeważnie
zuchwałość nieprzyjaciół, już wykrzykujących i chełpiących
się ze swoich powodzeń”14. Niestety w opis Długosza wkradł

14 J. D ł u g o s z, op. cit., s. 240.


się błąd — dowódcą wyprawy był starosta wielkopolski
Ścibor, ale z Ponieca, a nie z Chełma, zresztą Długosz
często myli Chełm z Chełmnem. Dziejopis przesadził także
z liczebnością tego wojska (było to zaledwie 3000 ludzi)
i z rolą, jaką odegrała ta wyprawa pod Malborkiem 15.
W tym czasie komplikuje się też sytuacja międzynaro­
dowa, następują zdarzenia niekorzystne dla Polski. Nowy
papież, Kalikst III, potwierdził nałożoną przez swojego
poprzednika na stany pruskie ekskomunikę, a w dodatku
mianował latem 1457 r. na stanowisko biskupa warmińskiego
niechętnego Polsce kardynała Piccolominiego (co prawda
Piccolomini, wybrany w następnym roku papieżem, zmienił
częściowo swe prokrzyżackie stanowisko, ale ekskomunikę
utrzymał). Komplikuje się też sytuacja na południowych
granicach Polski. Po śmierci szwagra króla Kazimierza —
Władysława Habsburga (Pogrobowca) — który zależnie od
sytuacji popierał raz jedną, raz drugą stronę (ale nikomu nie
udzielał pomocy zbrojnej) królem Czech zostaje wybrany
umiarkowany husyta — Jerzy z Podiebradu. Nowy król,
dążąc do uznania go przez papieża i katolickich książąt
Rzeszy za prawowitego władcę, zaczyna sprzyjać Krzyża­
kom — popiera więc działania Bernarda Szumborskiego,
a zaczyna prześladowania tych Czechów, którzy służą Polsce
(między innymi pozbawił majątku Jana Koldę i w później­
szym okresie uwięził Oldrzycha Czerwonkę, gdy ten na
krótko przyjechał do swoich włości w Czechach). Królem
Węgier zostaje Maciej Korwin — też niezaliczający się do
przyjaciół Polski. Postawa tych władców wynikała z obawy,
by polski król nie zechciał dochodzić swoich praw do spadku
po bracie żony, Władysławie Pogrobowcu.
Wiosną 1458 r. król zwołał nowe pospolite ruszenie,
gdyż chciał odzyskać miasto Malbork i zapobiec nowej
15 Patrz: Lata wojny trzynastoletniej w „Rocznikach czyli Kronikach”
inaczej „Historii Polskiej” Jana Długosza (1454-1466), pr. zbiorowa
pod red. S. Kuczyńskiego, Łódź 1964, s. 93-94.
wyprawie najemników krzyżackich ze Śląska i Czech na
Polskę, która tym razem miała być skierowana bezpośrednio
na tereny Korony. Dowódcą tej wyprawy miał być książę
Baltazar z Żagania — brat poległego pod Chojnicami księcia
żagańskiego Rudolfa. Niesnaski, jakie wystąpiły na Śląsku
po wyborze Jerzego z Podiebradu na króla Czech, w tym
otwarty bunt miast z Wrocławiem na czele przeciwko „he­
retyckiemu królowi”, ostatecznie utrudniły tę wyprawę.
Królewską wyprawę na Malbork poprowadził nowy
dowódca, kasztelan poznański Piotr z Szamotuł. W skład
jego wojska, liczącego według niektórych historyków na­
wet około 20 000 ludzi, wchodziły także oddziały Tatarów
z Krymu (oraz osiadłych na Litwie) i chorągwie nadworne.
Wyprawa ta rozpoczęła się pod dobrym znakiem. Na po­
czątku zdobyto miast Papowo, a następnie „(...) król polski,
ruszywszy obozem (...), postępował w szyku bojowym ku
miastu Chełmu, któremu na odsiecz pospieszył Bernard
Szumborski i inni wodzowie krzyżaccy z postanowieniem
bronienia go (...). Ale król nie chciał go wcale dobywać
i przeszedł tylko wedle niego (...). Stamtąd ciągnął obozem
pod zamek Marienburg, kiedy z nagła mu doniesiono, że
Bernard Szumborski z swojem wojskiem wyruszywszy
z Chełma, dążył pod Sztum (...). Byłby Bernard Szumborski
(...) dognał pewnie tam, dokąd zmierzał, ale błądząc przez
całą noc, (...) pomylił sobie drogę, że o mało nie wpadł na
wojsko królewskie. Chcąc więc uniknąć grożącego nie­
bezpieczeństwa, rozpuścił swoje wojsko i kazał, kędy kto
mógł, ratować się ucieczką. Wielu Polacy w tej rozsypce
ubili, wielu żywcem wzięli w niewolą. Sam Bernard, odmie­
niając konie, a rzucając za sobą klejnoty i pieniądze, które
rycerze polscy,chciwi łupu, zbierali (...) wymknął się z rąk
przeciwników”16. Pomimo tej porażki Krzyżaków cała ta
16 J. D łu g o s z, op. cit., s. 253 — opis ucieczki Szumborskiego
jest tak barwny, że przypomina opisy starożytnych pisarzy — choćby
Appiana z Aleksandrii opis ucieczki króla Mitrydatesa.
wyprawa nie przyniosła jednak zakładanych wyników —
nie opanowano Malborka, jedynie nieznacznie wzmoc­
niono jego blokadę i nadwerężono mury obronne miasta.
Nie skorzystano z rad dowódców oddziałów zaciężnych
i najemnych, aby otoczyć miasto zasiekami i bastejami, tak
aby całkowicie pozbawić mieszczan i żołnierzy krzyżackich
kontaktu z zapleczem17.
Na opieszałe działania i stąd mierne wyniki tej wyprawy
wpłynęły trzy czynniki: nieudolność dowódcy wyprawy, an­
typolski bunt chłopów dolnopruskich i pokojowa inicjatywa
czeskiego kondotiera Jana Giskry z Brandysu. W trakcie tych
rokowań strona polska zaproponowała zakonowi opuszcze­
nie Prus w zamian za nadanie im Podola i pomoc w walce
przeciwko Tatarom. Ale wielki szpitalnik zakonu, a zarazem
tytularny komtur Elbląga, reprezentujący w rozmowach wiel­
kiego mistrza, Henryk Reuss von Plauen (starszy) odrzucił tę
propozycję. Zgromadzone pod Malborkiem wojsko, daremnie
oczekujące szturmu na miasto, na początku października
zaczęło opuszczać szeregi. W tej sytuacji w dniach 12-14
października doszło w Prabutach do zawarcia pierwszego
w tej wojnie dziewięciomiesięcznego rozejmu, po jego
upływie miano przystąpić do rokowań pokojowych i sądu
polubownego. Na przewodniczącego tego sądu przewidziany
był austriacki książę Albrecht VI Habsburg18.
Przeprowadzone w marcu 1459 r. rokowania pokojowe
zostały jednak, wobec nieustępliwego stanowiska Krzyża­
ków, zerwane. W tej sytuacji bezprzedmiotowy był też sąd
polubowny, który miał poprowadzić Albrecht Habsburg,
stronnik zakonu krzyżackiego, tak więc wyrok mógłby
okazać się niekorzystny dla Polski. Z trudem podjęta wy­
prawa zakończyła się więc niepowodzeniem militarnym, ale
17 O propozycjach budowy prawdziwych dzieł oblężniczych pisze
J. D ł u g o s z, op. cit., s. 254.
18 M. B i s k up, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,

s. 523-531.
jednocześnie niezbyt dużym sukcesem dyplomatycznym —
można było na jakiś czas rozpuścić pospolite ruszenie
i przeczekać zimę.
Niepowodzenia militarne na lądzie powetowano sobie
w prowadzonych równolegle działaniach na Bałtyku. Mor­
skie sukcesy Gdańszczan w walce ze statkami i kupcami
duńskimi były tak poważne, że skłoniły króla duńskiego
Chrystiana I najpierw do zawieszenia działań bojowych na
morzu, a następnie do podjęcia rokowań z Polską. W lipcu
1458 r. zawarto rozejm na 19 miesięcy, a następnie w maju
1459 r. kolejny na cztery lata (faktycznie już do końca wojny
z zakonem nie prowadzono walk z Danią) 19.

DZIAŁANIA WOJENNE W LATACH 1459-1461

Po wygaśnięciu rozejmu działania wojenne wznowiono


w lipcu 1459 r. Ale strona polska zaangażowała w nie stosun­
kowo niewielkie siły, były to więc działania typowo defen­
sywne, bez większych sukcesów (raczej odnosiła je strona
krzyżacka). Aby poprawić sytuację w obozie oblegającym
Malbork i w samym Malborku, król mianował w miejsce
/

nieudolnego Scibora z Ponieca nowych dowódców —


wojewodę włocławskiego Jana Kościeleckiego i Prandotę
Lubieszowskiego. Nominacje te wpłynęły na intensyfikację
działań oblężniczych. Nastąpiła też zmiana na stanowisku
gubernatora Prus: w miejsce zmarłego przywódcy Związku
Pruskiego, Jana Bażyńskiego, funkcję tę objął jego brat
Scibor Bażyński, niestety, nie była to zmiana na lepsze, ale
wymuszona koniecznością.
W trakcie operacji wojennych strona polska utraciła
Lubawę. Zaktywizował się także wielki mistrz zakonu

19 Zainteresowanym działaniami wojennymi na morzu w trakcie


wojny trzynastoletniej polecam: J.W. D y s k a n t , Zatoka Świeża 1463,
Warszawa 1987.
Ludwik von Erlichshausen, który rozpoczął ofensywę,
wysyłając komtura von Plauena do walk na Warmii. W tych
działaniach strona krzyżacka nie zawsze odnosiła sukcesy.
O niepowodzeniu Krzyżaków w zdobywaniu miasta Pasy­
mia tak napisał kronikarz: „Obywatele i mieszczanie miasta
Passenheim w Prusach Niższych, wiernego dotąd królowi,
nagleni od mistrza pruskiego Ludwika v. Erlichshausen (Er-
lichussen) ustawicznemi poselstwy, groźbami i obietnicami,
aby mu miasto poddali i wypędzili z niego załogę królewską,
ostrzegli o tem Michała Sromotnego, dowódcę miasta i za­
łogi, i za wspólną zmową przyrzekli, że Prusakom bramy
otworzą. Gdy więc na dzień oznaczony nadciągło wojsko
krzyżackie mistrza, mieszczące w swym poczcie pięćset
jazdy i wszystek kwiat rycerstwa, w spodziewaniu, że miasto
z łatwością opanują, dowódca miejski, który na ten dzień
zawezwał silny hufiec królewskiego wojska, zatrzymawszy
dwóchset rycerzy przed bramami miasta, wpuścił do niego
tylko trzechset wybrańszych, nie chcąc wydawać mieszczan
na niebezpieczeństwo przez wpuszczenie całego wojska.
Skoro ci trzystu weszli do miasta, natychmiast zamknięto
bramy i wszystkich, z początku opierać się chcących, do nogi
wycięto, tamtych zaś z bronią i końmi w niewolą zabrano
(...). Jeden komtur z wielu rycerzami poległ w boju. Wojsko
królewskie zabrało ogromne łupy”20. Relacja Długosza jest
przypuszczalnie przesadzona, albowiem inne źródła podają
jedynie liczbę 24 jeńców (ale być może nie liczono pocz­
towych lecz jedynie rycerzy), potwierdzają jednak śmierć
komtura Jerzego Lobia 21.
Pod koniec listopada 1459 r. zawarto dwumiesięczny
rozejm, który w zasadzie obejmował tylko Prusy właściwe.
Wynikało to między innymi z tego powodu, że oddziały
krzyżackich najemników, znajdujące się na terenie Pomorza

20 J. D ł u g o s z, op. cit., s. 277.


21 Lata wojny trzynastoletniej..., s. 123.
Gdańskiego, prowadziły dalej walki z wojskami polskimi.
Zakon tłumaczył się, że nie jest w stanie niczego najem­
nikom nakazać.
Najbardziej aktywna była załoga Chojnic, dowodzona
/

przez Ślązaka Kacpra Nostyca. Pod koniec lutego 1460 r.


„(...) zamek i miasto Wałcz, niedbale strzeżone przez ich
starostę Jana Wedalskiego (był to bowiem Sas rodem, wy­
chowany na dworze króla polskiego), pochwycone zostały
chytrością i orężem Kaspra Nostwicza Ślązaka, który walczył
po stronie Krzyżaków. Król wysłał natychmiast rycerstwo
wielkopolskie, aby je ścisnęło oblężeniem. Ale chociaż
Wielkopolanie wypełnili rozkaz królewski, wszelako nie
dobywszy zamku, zwinęli obóz bez żadnej koniecznej przy­
czyny”22. Celem tej akcji wojsk krzyżackich było stworzenie
zagrożenia dla centralnej Wielkopolski (Wałcz był miastem
polskim), a także ułatwienie przemarszu nowym oddziałom
najemników przez Nową Marchię.
Zakon wciąż korzystał z wszelkiej pomocy ze strony
książąt niemieckich, a także kurii rzymskiej. Była to zarówno
pomoc dyplomatyczna, jak zbrojna i finansowa. Książęta
niemieccy — Albrecht VI austriacki i Ludwik IX Bogaty
(władca Bawarii) — oraz biskupi z Inflant zgłaszali się
z propozycjami mediacji, ale Polska je odrzucała, uznając
osoby mediatorów za stronnicze (wiadomo było, że książęta
pozwalali na zaciąg najemników w swoich państwach, a bi­
skupi zasilali zakon finansowo). Strona polska szukała po­
parcia u papieża Piusa II, licząc, że wykorzystując papieskie
plany wojny z Turcją, uda się go nakłonić do przeniesienia
zakonu na grecką wyspę Tendos, a w zamian za pomoc
Polski w wojnie przeciwko wyznawcom islamu, uzyskać
zgodę na przejęcie władzy nad całymi Prusami. Ale papież
na kongresie w Mantui odrzucił propozycje Polski, choć na
krótko zawiesił ekskomunikę, ale jednocześnie zaznaczył,
22 J. D ł u g o s z, op. cit., s. 284.
że obejmuje ona nie tylko stany pruskie, ale także polskiego
króla i całe jego państwo.
Dość niespodziewanie do grona zwolenników i sojusz­
ników zakonu dołączył król Czech, Jerzy z Podiebradów.
Król Jerzy miał uzasadnione obawy, że Kazimierz Jagiel­
lończyk wystąpi z pretensjami do tronu czeskiego, był on
bowiem szwagrem zmarłego władcy czeskiego, Władysława
Pogrobowca, który nie pozostawił spadkobierców. Władca
polski nie uznawał Jerzego za króla, popierał przeciwko
niemu opozycję na Śląsku. Jerzy pragnął, aby katolicka
Europa, a szczególnie papież, uznali jego władzę (był wszak
umiarkowanym heretykiem), dlatego pozwalał zakonowi
na zaciąganie żołnierzy na swoim terytorium, a ponadto,
zapewne pod wpływem Bernarda Szumborskiego, uznał
tych Czechów, którzy uczestniczyli w odstąpieniu Polsce
Malborka, za zdrajców i postawił część z nich, gdy pojawili
się na terenie Czech, na czele z Oldrzychem Czerwonką,
przed sądem. Na początku czerwca król Jerzy skazał Czer­
wonkę i kilku jego czeskich towarzyszy na karę więzienia
(Czerwonka przebywał w więzieniu do 1462 r.). Podobne
procesy przeciwko „zdrajcom” toczyły się także w krajach
niemieckich, ale tam nie doszło do skazania żadnego z na­
jemników — sądy niemieckie okazały się więc łagodniejsze.
Na nieprzyjazną postawę Czech wobec Polski wpływały
także rozniecane rozmyślnie na ziemiach czeskich przez
nieustalonych sprawców pożary. Czesi, pod wpływem
plotek rozsiewanych przez Szumborskiego, oskarżali o to
Polaków 23.
Pomimo tych trudności polska załoga Malborka, wzmoc­
niona przysłaną z Gdańska piechotą, zamknęła wreszcie
21 marca 1460 r. pierścień okrążenia miasta. Pomimo
stałych wypadów sił krzyżackich z Gniewa i Nowego na
23 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,
s. 560-564, o pożarach także J. Dłu g o s z, op. cit., s. 285.
siły polskie pod miastem i na okolice Gdańska, działania
oblężnicze posuwały się sprawnie naprzód. Najsilniejszy
oddział z odsieczą liczący 800 ludzi, którym dowodził
osobiście wielki mistrz, dotarł pod Malbork w połowie
kwietnia, ale został odparty ogniem artylerii i nie zagroził
oblegającym 24.
Wokół murów miejskich wybudowano szczelny system
umocnień polo wy ch, składający się z rowów chronionych
palisadą, drewnianych wież (bastei) z umieszczoną w nich
artylerią i bronią palną oraz machinami miotającymi. Z tych
umocnień prowadzono ostrzał murów, skupiając się głów­
nie na bramach. Na środku Nogatu (jedno z ujść Wisły)
wybudowano niewielką drewnianą fortecę, która utrud­
niała dostarczanie rzeką zaopatrzenia i łowienie ryb przez
mieszczan. Wojska polskie przystąpiły też do drążenia
tuneli i podkopów, wiodących pod murami do miasta. Ta­
kie działanie przyniosło spodziewane efekty: „(...) miasto
Marienburg, oblegane ciągle przez wojska królewskie,
wytrzymawszy oblężenie przez cztery blisko miesiące,
chociaż żywności mogło mieć jeszcze na pół roku, wszelako
z obawy, iżby Polacy nie dostali się do niego prowadzonym
pod ziemią podkopem, który już był gotowy, poddało się
dnia trzynastego miesiąca sierpnia Janowi Kościeleckiemu
wojewodzie włocławskiemu i staroście marienburskiemu.
Na poddających się nie użyto żadnej srogości; jeno jednak
Bluma i dwóch innych mieszczan, którzy głównymi byli
sprawcami przeniewierstwa, ćwiertowano. Najemni żołnie­
rze, zaciągnięci przez mistrza do obrony, zostali uwięzieni,
reszta ludu otrzymała przebaczenie” 25.
Długosz w swojej relacji popełnia kilka błędów — ob­
lężenie trwało 34 miesiące (chyba że uważa za oblężenie

24 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,


s. 567-568.
25 J. Dłu g o s z, op. cit., s. 287.
tylko okres całkowitej, szczelnej blokady), miasto było już
wygłodzone, a poddało się nie 13 ale 5 sierpnia 26.
Opanowanie całego Malborka było poważnym sukce­
sem, a co najważniejsze, zwalniało duże siły dotychczas
zaangażowane w trzymanie blokady czy też w późniejsze
ścisłe oblężenie. A siły te potrzebne były w innych punk­
tach Prus, bo znów zbliżała się nowa grupa najemników
krzyżackich. „Pod tenże sam czas nadciągnął z Moraw
Bernard Szumborski, wioząc z sobą dość spory poczet
Czechów i Niemców, do trzech tysięcy piechoty i konnicy
wynoszący; który gdy doszedł do Frankfurtu nad Odrą,
gdzie był gościnny przytułek dla nieprzyjaciół (Fryderyk
bowiem margrabia Brandenburski nieprzychylny był Po­
lakom), posłyszawszy o poddaniu Marienburga, porzucił
swego wodza i cofnął się z drogi, prócz pięciuset rycerzy,
których Bernard różnemi pozorami i obietnicami zaledwo
zdołał utrzymać. Oblegało tymczasem wojsko królewskie
zamek i miasto Wałcz, i puszczono wieść, że tam najpierw
Bernard miał przybyć z swoją siłą na odsiecz oblężeńcom.
Dowódca wojska królewskiego, Jakub Dębiński kasztelan
małogoski, herbu Odrowąż, odstąpiwszy od oblężenia,
wyszedł w pole naprzeciw Bernardowi i rycerstwo tuszyło
o pewnem stoczeniu bitwy. Ale Bernard użył wybiegu
i zboczywszy z drogi, w ciągu jednej nocy i dnia jednego
ubiegł mil dwanaście, omylił wojsko królewskie i jego wo­
dza i ze stratą stu koni przybył do Chojnic. O czem gdy się
nieprzyjaciele dowiedzieli, z wielkim strachem opuściwszy
zamek i podpaliwszy, pospieszyli za Bernardem” 27.
Przybycie nowych sił, nawet tak skromnych, stanowiło
zastrzyk dla strony krzyżackiej i ożywiło działania zbroj­
ne na Pomorzu i ziemi chełmińskiej. Szumborski, wbrew
temu co napisał w swym dziele Długosz, pomaszerował na
26 Lata wojny trzynastoletniej..., s. 129-131, także: M. B i s k u p,
Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim..s. 570.
27 J. D ł u g o s z, op. cit., s. 287-288.
Golub — miasto bronione przez rycerzy dobrzyńskich —
i zdobył je (nie zdobyto jednak samego zamku, który bronił
oddział najemników więzionego w Czechach Czerwonki),
stwarzając tym zagrożenie dla Torunia. A załoga z Chojnic,
pod dowództwem Nostyca, wzmocniona grupą Rawenecka
(łącznie około 1000 żołnierzy), zdobyła basteję w Pruszczu
Gdańskim, co wywołało nieprzemyślaną akcję gdańszczan,
którzy zaatakowali zdobywców. W wyniku bezładnego
boju padło 60, a do niewoli dostało się około 200 żołnierzy
zaciężnych z Gdańska 28.
Na zachodniej granicy Pomorza Gdańskiego wystąpi­
ło nowe niebezpieczeństwo. Walczący o dziedzictwo po
Eryku I (byłym władcy Związku Kalmarskiego) książę
szczeciński i słupski Eryk II, władający okręgiem Bytowa
i Lęborka, które otrzymał od króla Kazimierza „do wiernych
rąk”, był stale zagrożony ze strony oddziałów krzyżackich
z Chojnic. Pojawienie się tych oddziałów we wrześniu
pod Lęborkiem spowodowało zmianę nastawienia stanów
pomorskich i samego księcia z propolskiego na przyjazne
zakonowi. Zagrożony przez Krzyżaków książę, chcąc także
uwolnienia jeńców z krzyżackiej niewoli, zdecydował się
10 października 1460 r. na oddanie tych okręgów zakonowi.
„(...) książę także szczeciński Eryk, krewny i sprzymie­
rzeniec królewski (...) zdradziwszy przyjaźń i przymierze,
dwa powierzone mu miasta, Lemburg i Bytów, dobrowolnie
wydał nieprzyjaciołom; trzecie, Puck (Puczków), które król
szwedzki trzymał zastawem za pieniądze królowi polskie­
mu wypożyczone, ubiegli Krzyżacy. Udawali się do Eryka
książęcia szczecińskiego naprzód mieszczanie lemburscy,
potem ich żony, niewiasty i dziewice, i błagali go (...), aby
ich wraz z miastem nie wydawał Krzyżakom (...), ale nie
dał się ich prośbą poruszyć” 29.
28 M. B i s ku p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim..
s. 572, także J. D ł u g o s z, op. cit., s. 288.
29 J. D ł u g o s z, op. cit., s. 288.
W ten sposób Krzyżacy dość łatwo opanowali także
Łebę i Świecie. W rękach polskich zostały tylko: Gdańsk,
Tczew, Starogard, Tuchola i Człuchów. Krzyżacy panowali
ponownie na prawie całym Pomorzu Gdańskim. Oddziały
wojsk zakonu odnosiły także sukcesy na ziemi warmińskiej
i w Prusach Dolnych. W wyniku ofensywy na tych terenach
Krzyżacy do końca 1460 r. opanowali Braniewo, Lidzbark,
Welawę i Bartoszyce. Broniły się tylko odosobnione twier­
dze — Sępopole, Morąg i Kętrzyn, ale nie mogły liczyć
na pomoc 30.
Początek 1461 r. nie przyniósł poprawy sytuacji, strona
krzyżacka odnosiła mniejsze lub większe sukcesy. Uzyskała
też poparcie biskupa warmińskiego, który pieniędzmi lub
groźbą pozbywał się polskich załóg w miastach i zamkach
na terenie swojego biskupstwa i częściowo obsadzał je
swymi żołnierzami, a częściowo wpuszczał do nich załogi
krzyżackie. Wojska krzyżackie w tym czasie obiegły Sę­
popol i Morąg — załogi tych miast oraz Kętrzyna wezwały
na pomoc wojska polskie.
W tej sytuacji na dworze króla Kazimierza uznano, że
jedynym wyjściem jest powołanie pospolitego ruszenia —
na zaciąg zawodowych żołnierzy państwo (czyli król) nadal
nie miało pieniędzy. Wszyscy spodziewali się, że zebrane
wojsko wyruszy na Prusy Dolne, ale „Kazimierz, król
Polski nie mógł się długo namyślić, którędy miał wojsko
na nieprzyjaciela prowadzić; czyli-to złą kierowany radą,
czy jakiś los przeciwny tak zrządził. Chociaż bowiem od
dawna zgodnie ułożono, aby król wkroczył w głąb Prus,
a spustoszywszy grabieżą i pożogami Sambią (Zamlanth),
skąd Krzyżacy dla swoich wojsk wszelkie czerpali zasiłki,
uwolnił od oblężenia zamki Morąg, Schlipelbein i Rasten-
burg, wszelko król, odrzuciwszy tak zbawienną dla siebie
i sprawy swojej radę, nie poszedł wcale na Toruń, gdzie do

30 M. B i s k u p, Wojna trzynastoletnia , s. 58-59.


przeprawy jego wojska torunianie sami swem staraniem
przygotowali byli most łyżwowy, lecz za namową niektórych
panów, podobno (jak wieść niosła) od Krzyżaków datkiem
przekupionych, udał się na Pomorze pod Frydland, Chojnice
i inne miasta, o których fałszywie twierdzono, że ogołocone
były z obrony i sadno do poddania się zmuszone być mogły;
stamtąd zaś postanowił ruszyć w okolice Szczecina, aby
pomścić za przeniewierstwo Eryka książęcia szczecińskiego,
lubo wszyscy rycerze i obywatele miast pruskich, którzy
byli po stronie króla, szemrali wielce na ten pochód (...).
Zamków Morąga, Schlipelbeinu i Rastenburga poczęli
Krzyżacy z większą dobywać ufnością i oblegający szy­
dzili z oblężonych, rozgłaszając, że nie orężem, ale złotem
zapobiegli przybyciu Kazimierza króla na odsiecz, i że go
pewnie nie ujrzą (...). W obozach królewskich (...) wróżono
powszechnie, że wszystko pójdzie niepomyślnie (...). Biegli
w sztuce wojennej utrzymywali, że król wraz z tymi, których
słuchał rady, bardzo zbłądził, że wolał raczej pójść oblegać
warownie nieprzyjacielskie, których dobywanie było trudne
(...) niźli pospieszyć swoim na ratunek z spodziewaną od
dawna pomocą, i uwolnić ich od oblężenia” 31.
Wyprawa ta przebiegała rzeczywiście pod złym zna­
kiem. Panowie małopolscy, obrażeni wówczas na króla za
brak natychmiastowej reakcji na zabicie w Krakowie przez
mieszczan zarozumiałego i butnego wielmoży Andrzeja Tę-
czyńskiego, nie chcieli obejmować stanowisk dowódczych,
dlatego dowódcami zostali Wielkopolanie, z nieudolnym
Piotrem z Szamotuł na czele. Odbiło się to fatalnie zarówno
na opracowaniu planów działań Jak i na ich wykonawstwie,
a także na dyscyplinie.

31 J. D ł u g o s z , op. cit., s. 299-300. Cytowany autor podaje nazwy


miast po niemiecku: Szlipenbein to Sępopol, Rastenburg to Kętrzyn,
a Frydland to Debrzno, błędnie pisze też, że plan przewidywał atak
w kierunku Szczecina — chodzi tutaj o Szczecinek, pomówienie o prze­
kupieniu panów z rady raczej nieuprawnione.
Ale początkowo nic nie zapowiadało takiego krachu, jaki
nastąpił. Przemarsz odbywał się w miarę porządnie i: „(...)
król (...) dnia dwudziestego piątego sierpnia, przybywszy
___ /

pod Friedland, miasto oblężeniem opasał. Ósmego zaś dnia,


gdy z rozkazu króla wszystko wojsko poczęło go dobywać,
oblężeńcy, bojąc się, aby w razie wzięcia miasta nie padli
pod mieczem, wysłali rozjemców z oświadczeniem, iż złożą
broń pod tym warunkiem, aby im zaręczono zupełne bezpie­
czeństwo i dozwolono tym, którzy stali w mieście załogą,
ze wszystkiemi rzeczami swemi wyjść z miasta. Poczem
królowi miasto poddali”32. Był to sukces, ale niewielki,
a w dodatku, cała załoga miasta, z bronią i dobytkiem, udała
się do Chojnic, wzmacniając siły w tym mieście.
Po zdobyciu Debrzna armia pomaszerowała pod Chojni­
ce. Ale, co dość zastanawiające, nie zamierzano zdobywać
miasta. Zatrzymano się i rozbito obóz w odległości 2 km
od Chojnic, nie przystępując nawet do próby blokady, nie
mówiąc już o oblężeniu. W obozie następowało powoli
rozprzężenie, wynikające z braku zajęcia, dlatego też „Nie­
którzy z rycerzy, z własnej ochoty, bez wiedzy i rozkazu
królewskiego, żeby nie gnuśnieli w nieczynności, wziąwszy
ze sobą zastęp Tatarów, nie więcej pono jak sześćset ludzi
wynoszący, wpadli do ziemi szczecińskiej pod niebytność
książęcia Eryka i spustoszyli je ogniem i grabieżą. Zdo­
bywszy potem Szczecin i inne miasta, zagarnęli mnóstwo
zdobyczy, którą gdy prowadzili do obozu królewskiego,
napadło ich w przeważnej liczbie wojsko książęcia Eryka
z Sasów złożone, lecz pobite zostało na głowę, a znaczna
część dostała się w niewolą; zdobycz wszystką odprowa­
dzono do obozu i rozprzedano” 33.
Działania przeciwko Pomorzanom przyniosły efekt
w postaci uzyskania na jakiś czas spokoju na granicy z księ­
32 Tamże, s. 301-302.
33 Tamże, s. 302 — oczywiście nie zdobyto Szczecina lecz Szcze­
cinek.
stwem słupskim, niemniej jednak książę Eryk pozostał po
tym najeździe nadal sojusznikiem zakonu, a nie Polski, jak
sugerował w swej kronice Długosz 34.
Brak pomysłu na dalsze działania powodował coraz więk­
sze niezadowolenie wśród pospolitego ruszenia, a zbliżająca
się jesień, potęgując niewygody, wpływała negatywnie na
postawę rycerstwa. W tej sytuacji: „Gdy Kazimierz król wy­
trzymywał rycerstwo w obozie pod Chojnicami już blisko dni
piętnaście, poczęli się nań wszyscy, acz niesłusznie, oburzać
i żalić, że ich wyprowadził nie na wojnę, ale na gnuśnienie
bezczynne (...). Król Kazimierz sam był w kłopocie, dokąd
się z wojskiem miał udać, gdy jesień już zaglądała, a ciągle
przez dni kilka padający śnieg z deszczem tak dalece wojsko
umęczył, że niektórzy pouskwierali od zimna. Za późno
przypominając sobie rady (...), aby zaniechawszy w tym
roku pospolitego ruszenia, ściągnął podatek wiadrunkowy
z całego królestwa i wojnę najemnym prowadził żołnierzem
(...) zażądał od całego rycerstwa zasiłku pieniężnego, za który
można by było zaciągnąć dwa tysiące żołnierzy (...). Temi
czasy wszczął się był między wojskiem rokosz, wzniecony
przez rycerstwo ziem wielkopolskich, przeciw Piotrowi
z Szamotuł. (...) Wzmagając się stopniowo, wszystko niemal
wojsko poruszył przeciw niemu do broni”35. Niepokoje i nie­
snaski w armii zmusiły króla do zwinięcia obozu i odmarszu
z całym wojskiem do Bydgoszczy.
Wyprawa zakończyła się kompromitacją króla, wyznaczo­
nych przez niego dowódców i całego pospolitego ruszenia.
Nieliczne sukcesy nie rekompensowały utraconego prestiżu,
a co ważniejsze, nie udzielono pomocy walczącym na terenie
Dolnych Prus oddziałom. Do końca października 1461 r. Krzy­
żacy zdobyli prawie wszystkie miasta i warownie bronione
34 Długosz napisał w swym dziele, op. cit., s. 302-303, że po tym na­
jeździe Eryk przeprosił króla i uzyskał przebaczenie, niestety jego postawa
jeszcze w 1462 r., a i w 1466 r. świadczyła o czymś zupełnie innym.
35 J. D ł u g o s z, op. cit., s. 305-306.
przez Polaków lub związkowców, 18 października 1461 r.
poddały się Frydląd, Sępopol i Kętrzyn, a 27 października
skapitulował Morąg36. Odwaga, poświęcenie i determinacja
załóg tych miast nie poszły jednak na marne — Krzyżacy
w układach o kapitulację poszli na bardzo duże ustępstwa,
między innymi: amnestię dla mieszczan, prawo odejścia
dla przeciwników, nie wyłączając okolicznego rycerstwa.
Takich warunków nie otrzymała poprzednio żadna załoga
polska lub związkowa. W rękach polskich pozostała katedra
we Fromborku, broniona przez czeskiego najemnika Jana
Skalskiego (za kilkadziesiąt lat ta sama katedra ponownie
będzie się broniła przed Krzyżakami) i niewielka Orneta 37.
Działania wojenne prowadziły w tym roku także mia­
sta; szczególnie wyróżnił się tutaj Toruń, którego zaciężni
żołnierze, po opanowaniu przez Bernarda Szumborskiego
miasta i zamku Świecie, zorganizowała akcję mającą na
celu jego odzyskanie. Walki o ten zamek trwały od lutego,
aż do 16 października 1461 r., kiedy to załoga krzyżacka
dowodzona przez najemnika z Saksonii Krzysztofa Scoppa
skapitulowała38. Opanowanie Świecia umożliwiło w miarę
swobodną żeglugę na całej Wiśle — kupcy gdańscy mogli
nareszcie sprowadzać zboże z Polski i sprzedawać je z zy­
skiem, ponieważ zaś ożywienie handlu przynosiło miastu
niebagatelne zyski, Gdańsk mógł terminowo opłacać swoich
zaciężnych żołnierzy.

DZIAŁANIA WOJENNE NA MORZU

Obok wojny na lądzie największe miasta portowe będące


w rękach Związku Pruskiego — Gdańsk i Elbląg — nie
zaniedbywały morskiego teatru działań. Po zakończeniu
36 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,
s. 595.
37 Tamże, s. 595-598.
38 Tamże, s. 602-604.
okresu rozejmu w lipcu 1459 r. wznowiono działalność
okrętów kaperskich na żołdzie tych miast i za zgodą, a nawet
na rozkaz, króla. Ich działania koncentrowały się u wy­
brzeży Inflant oraz w pobliżu Królewca i Gdańska. Flota
kaperska w okresie największego rozkwitu liczyła 33 okręty
(w większości były to małe statki). Wiosną 1460 r. działania
przeniosły się w okolice Gotlandii, co spotkało się z ostry­
mi protestami miast skupionych w Hanzie. W odpowiedzi
na akcje kaprów Gdańska, Krzyżacy wystawili niewielką
flotę. Do akcji zwalczania gdańskich kaprów przystąpiła
także Lubeka. Jej okręty przechwyciły latem okręt kaperski
dowodzony przez Mateusza Schultego i mimo protestów
rady Gdańska (też członka Hanzy), wydano go na tortury,
a następnie w sierpniu został ścięty wraz z całą załogą (32
marynarzy). W lipcu 1460 r. doszło do pierwszej bitwy gdań­
skich kaprów z kaprami krzyżackimi w pobliżu Bornholmu.
Kaper Szymon Lubbelow (gdańszczanin) przechwycił tam
3 statki krzyżackie z załogami liczącymi w sumie 120 za-
ciężnych i mieszczan królewieckich. W bitwie zginęło 20
ludzi z okrętów krzyżackich, pozostałych wzięto w niewolę
i przewieziono do Gdańska.
Krzyżackie okręty zintensyfikowały swoje działania
po zajęciu przez wojska zakonne portów w Łebie i Puc­
ku. Wypływając z tych portów, miały ułatwione zadanie —
krótkie rejsy, możliwość szybkiego skrycia się w porcie
— wszystko to ułatwiało przejmowanie statków zmierza­
jących do Gdańska. Władze Gdańska wysłały jednak na
morze kilkanaście okrętów z załogami liczącymi aż 800
ludzi, które 26 czerwca zdobyły krzyżacką karawelę z 54-
osobową załogą, a w sierpniu przechwyciły następnych 10
okrętów39. Działania kaprów zapewniły w miarę bezpieczną

39 E. K o s i a r z, Bitwy na Bałty ku, Warszawa 1978, s. 53-54, także


M. B i s k u p , Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim.... ,
s. 606.
żeglugę statkom gdańskim i zmierzającym do Gdańska.
Udało się też w dość znacznym stopniu ograniczyć dowóz
żywności i materiałów wojennych do Królewca, choć
zaopatrzenie ciągle tam dopływało i ułatwiało wielkiemu
mistrzowi prowadzenie wojny. Ale nigdy w historii wojen
morskich nie udało się dokonać pełnej blokady zaopatrze­
nia przeciwnika.
PIOTR DUNIN I JEGO NOWA ARMIA

TWORZENIE A R M I I ZACIĘŻNEJ (NAJEMNEJ).


PIERWSZE DZIAŁANIA A R M I I D U N I N A

Podatek, uchwalony przez szlachtę w obozie koło Choj­


nic, został dość szybko zebrany i wraz z pieniędzmi, które
udało się królowi pożyczyć, pozwolił na zaciągnięcie oko­
ło 2000 żołnierzy. Na miejsce zbiórki tych zawodowych
wojowników wyznaczono Malbork. Tam swoją siedzibę
do końca października 1461 r. miał, wyznaczony na ich
dowódcę, podkomorzy sandomierski Piotr Dunin z Praw-
kowic. Otrzymał on od króla tytuł regałium exercituum
campiductor suppremus, czyli „najwyższego hetmana wojsk
królewskich”1. Z tej racji sprawował dowództwo nie tylko
nad nowo zaciągniętymi żołnierzami, ale także nad tymi,
którzy już od pewnego czasu przebywali w Prusach. Nie
dowodził on natomiast żołnierzami będącymi na żołdzie
Związku Pruskiego, czy na żołdzie Gdańska, Torunia i in­
nych miast. Wojsko dopiero się organizowało, a już musiało
wziąć udział w toczących się walkach — Krzyżacy nie dali
czasu na sformowanie się.
Do zadań tej armii należało przeciwdziałanie dalszym
sukcesom Krzyżaków na terenie Prus Właściwych, które

1 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,


s. 612.
praktycznie były już stracone dla strony polskiej. Załogi
polskie stacjonowały w nielicznych miastach, a i tam nie
można było polegać na ich wierności. Nie lepsza sytuacja
była w ziemi chełmińskiej, na Pomorzu Gdańskim i Po­
wiślu, ale tam działały siły związkowe i one w zasadzie
ponosiły odpowiedzialność za utrzymanie stanu posiadania.
Przedłużająca się wojna, brak zdecydowanych sukcesów,
powodowała u mieszczan i wśród szlachty spadek wiary
w pomyślny dla strony polskiej koniec. Chłopi, szczególnie
wolni z Kaszub, oraz zarówno wolni, jak i poddani z Dolnych
Prus, nękani głodem (stałe niszczenie pól, powodowało
niskie plony, które i tak były konfiskowane) coraz częściej
stawali się sprzymierzeńcami Krzyżaków. Potrzeba było
jakiegoś spektakularnego sukcesu, aby sprawa nie została
przegrana. Pierwszym posunięciem związkowców było po­
nowne zaprzysiężenie szlachty i mieszczaństwa na wierność
królowi. Ale za tym musiały pójść czyny. ✓

W tym czasie trwały walki o Swiecie, i tam prawdopo­


dobnie udała się część żołnierzy Dunina, tak przynajmniej
wynika z zapisków Jana Długosza: „Piotr Dunin z Prawko-
wa, podkomorzy sandomierski, wyruszył z pocztem dwóch
tysięcy rycerzy na odsiecz oblężonym w zamkach i miastach

Prus Niższych i przybył naprzód do Swiecia, a połączywszy


się z wojskiem oblegającym zamek tameczny, którego część
wyższą nieprzyjaciel od dawna był opanował, w krótkim
czasie oblężeńców, ściśnionych głodem i wielkim niedo­
statkiem, do poddania się przymusił” 2.
Ale pomimo tego sukcesu, a także trudnej sytuacji w Pru­
sach Właściwych, Dunin długo nie mógł się zdecydować na
wyprawę przeciwko operującym tam wojskom krzyżackim.

2 J . D ł u g o s z , op. cit., s. 308, ale inne źródła tego nie potwier­


dzają, Biskup natomiast uważa ich udział za nieprawdopodobny, patrz
M. B i s k u p, Trzynastoletnia, wojna z Zakonem Krzyżackim..przy­
pis 4 na s. 612. Możliwe że taki był zamiar nowego wodza, ale kapitulacja
S wiecia nastąpiła wcześniej.

O przyczynach takiego postępowania informuje Długosz
w następujący sposób: „Potem atoli, gdy z uwagi na szczupłe
swe siły, nie śmiejąc się targnąć na prze ważniej szych liczbą
nieprzyjaciół, które znacznie pomnożyły gromady chłopów,
już w długich wojnach przyuczonych do walki, ociągał się
w działaniu i żądał, aby mu silniejsze przysłano posiłki,
zamek znakomity Morąg wraz z miastem wydany został
Krzyżakom przez Jana, syna Scibora wojewody gdańskiego,
bez żadnej koniecznej potrzeby, niemniej miasta Rastenburg,
Schimpelbein i Bielawy, acz przez cały rok wytrzymały
oblężenie, poddały się zdradą starostów królewskich, którzy
zastrzegli sobie tylko bezpieczeństwo osobiste i wolność
wyprowadzenia swoich dobytków” 3.
Trudna sytuacja wytworzyła się w Braniewie, gdzie do­
chodziło do niepokojów i zatargów między załogą a miesz­
czanami, które wynikały między innymi z zachowania się
dowódcy polskiej załogi, Czecha Jana Skalskiego i jego
podwładnych, który pozwalał na ciągłe rekwizycje i gra­
bieże. Te zatargi przerodziły się ostatecznie w nienawiść,
aż w końcu doszło do starcia i zdrady: „Miasto Brunsberg,
należące do biskupa warmińskiego, które był Jan Skalski
Czech, rycerz osobliwszej stałości i cnoty, w swej straży
dzierżył, wyrzuciwszy przemocą załogę królewską, wyłamało
się z pod posłuszeństwa i Pawła biskupa do siebie przyjęło.
Gdy zaś Jan Skalski, usiłując je odzyskać, w ciemnej nocy
porze jął się do dzieła, o kęs nie wpadł w ręce nieprzyjaciół.
Niektórzy jednak z rycerzy królewskich, a mianowicie Jan
Nosal z Turzy, młodzieniec odważny i dzielny, herbu Rak,

3 J. D ł u g o s z , op. cit., s. 308. Jan był synem wojewody malbor-


skiego Scibora Bażyńskiego, miasto Rastenburg to Kętrzyn, zajęty 16-27

X 1461 r., Schimpelbein to Sępopol, poddany 16-27 X 1461 r., Bielawy


to Welawy, ale to miasto nie pasuje do tego okresu — poddało się rok
wcześniej. Niesłuszne są oskarżenia Jana Bażyńskiego i dowódców miast,
które się poddały, informacje o nazwach miast i datach ich przejęcia przez
Krzyżaków, patrz: Lata wojny trzynastoletniej..., s. 147.
który pierwszy począł się był wdzierać do miasta, opuszczeni
przez swoich, zginęli z rąk mieszczan” 4.
Dunin nie mógł udzielić pomocy Skalskiemu, gdyż w tym
czasie nastąpiła zmiana sytuacji w ziemi chełmińskiej. Po
pierwsze, na przełomie października i listopada siły Duni­
na, wsparte przez Puskarza (najemnik czeski, podwładny
Czerwonki), wyprawiły się na znany już z nieudanych ob­
lężeń pospolitego ruszenia, Łasin i zdobyły go w nocnym
boju. W tym samym czasie druga grupa żołnierzy Dunina
wyruszyła na Sztum, zdobyła miasto, spaliła je i obrabo­
wała, a następnie opuściła, pozostawiając tamtejszy zamek
w rękach krzyżackich, ale pozbawiony przez jakiś czas
zaopatrzenia.
Ale jednocześnie Bernard Szumborski, niezrażający się
upadkiem Swiecia, zebrał nowe siły: najemników krzyżac­
kich z Działdowa, dowodzonych przez jego rodaka Mużika
z Svinawy, i z Nowego Miasta, którymi dowodził Ulryk
von Kinsberg. Z tymi siłami wyprawił się na Brodnicę.
Akcja Szumborskiego, dobrze zaplanowana, zakończyła się
sukcesem: „Miasto Brodnicę w chełmskiej ziemi, niedbale
strzeżone przez Mikołaja z Kościelca wojewodę inowrocław­
skiego i jego syna Jana podkomorzego, Krzyżacy, wpadłszy
do niego w nocy przez fosy wodą napełnione, gdy nikogo
nie było ku obronie ani nawet na straży, opanowali. Wnet
nadbiegło ich wojsko w całej sile i wokoło zamku porobiw­
szy zasieki, aby do niego nie dopuścić żadnego dowozu,
sparło go oblężeniem. Tak ściśnionemu i ani obrony, ani
dostatecznej nie mającemu żywności, pospieszył na pomoc
Piotr Dunin, dowódca królewski, podkomorzy sandomierski,
i przez sam środek obozów nieprzyjacielskich, ze stratą

4 J. D ł u g o s z , op. cit., s. 308-309. Oczywiście Brunsberg to Bra­


niewo, ponadto Długosz łączy te wydarzenia, w rzeczywistości wygnanie
z miasta załogi i próbę jego odbicia dzieli ponad osiemdziesiąt dni, patrz:
Lata wojny trzynastoletniej..., s. 147.
kilku tylko żołnierzy, podwiózł żywność, lubo w małej
i ledwie na krótki czas mogącej wystarczyć ilości, i ludzi
nieco wprowadził do zamku” 5.
Pomocy tej Dunin udzielił obrońcom zamku w Brodnicy
około 25 listopada — wyprawiono grupę żołnierzy konnych
i pieszych (drabantów) w liczbie około 400. Odsieczą do­
wodziło dwu gdańszczan — Gotard z Radlina i Wawrzyniec
Schrank. Grupa ta opanowała podzamcze brodnickie, spaliła
wzniesioną przez Krzyżaków basteję i dotarła do zamku.
W walce zginęło 80 żołnierzy krzyżackich, prawdopodobnie
nie mniejsze straty wystąpiły po stronie polskiej (według
źródeł ranni zostali obaj dowódcy odsieczy).

DZIAŁANIA WOJSKA D U N I N A DO LATA 1462 R. BRODNICĄ

Pomoc udzielona pod koniec 1461 r. załodze zamku


w Brodnicy nie zmieniła w decydującym stopniu sytuacji
oblężonych, a na całkowite uwolnienie zamku i odparcie
spod niego wojsk krzyżackich Dunin nie miał dostatecznych
sił. Takich sił nie było też wówczas w Polsce. Dlatego na
początku grudnia 1461 r. na sejmie w Nowym Korczynie staje
sprawa dalszego prowadzenia wojny. Sejm nie zdecydował
się na powołanie pospolitego ruszenia, w zamian uchwalił
nowe podatki, z przeznaczeniem na dokonania zaciągów.
Była to ze wszech miar słuszna i prawidłowa decyzja, ale,
jak to zwykle bywa, diabeł tkwi w szczegółach — podatki
najpierw trzeba było zebrać, a z terminową ich ściągalnością
w Polsce zawsze były problemy. Dopiero potem można było
płacić najętym żołnierzom. Na szczęście, nie trzeba było
tego robić od razu, najczęściej terminy płatności określano
na późniejszy termin, tak też było prawdopodobnie w tym
przypadku, gdyż pierwszych nowo najętych żołnierzy wy­
syłano już w połowie stycznia 1462 r. do Torunia.
• w

5 Tamże, s. 309.
W lutym oddziały te przystępują już do walki, ale Du­
nin ciągle nie ma wystarczających sił. Sytuację jego wojsk
tak opisał Długosz: „Lubo zaś król Kazimierz Piotrowi
Duninowi, podkomorzemu sandomierskiemu, dowódcy
wojsk królewskich, posłał posiłki ze swoich dworzan i no­
wo zaciężnych rycerzy, tudzież oddziału walczącego pod
wodzą Jana z Kościelca wojewody brzeskiego, i wojsko
posiłkami temi pomnożone ruszyło już było na odsiecz
Brodnicy, wszelako Dunin, z uwagi na szczupłość swoich
sił, a przeważną liczbę nieprzyjaciół, którzy do Brodnicy
pościągali byli wszystkie swoje załogi, nie śmiejąc z nimi
stoczyć walki, przymuszony był cofnąć się z drogi, nie
dobywszy prawie oręża” 6.
Nie jest to zbyt sprawiedliwy osąd — walki podjęto, ale
nie na taką skalę. Najpierw, w celu przygotowania zaplecza,
rozpoczęto boje o odbicie Golubia (w samym zamku w Go-
lubiu, podobnie jak w Brodnicy, stała polska załoga), ale ta
akcja, kierowana przez gdańskich dowódców Wawrzyńca
Schranka i Gotarda z Radlina, nie przyniosła sukcesu, udało
się jedynie wzmocnić obronę zamku .Wyprawa na odsiecz
załodze w Brodnicy nie miała żadnych szans. Zgromadzone
tam siły, dowodzone przez Bernarda Szumborskiego i Urlyka
von Kinsberga, były zbyt duże.
Dunin podjął próbę wzmocnienia obrony zamku, jedna
taka wyprawa już się przecież udała, a do tej wysłał dużo
większe siły — 1200 jezdnych i 1000 piechoty — ich
głównym zadaniem było dostarczenie zaopatrzenia, Wy-
prawa wyruszyła 5 marca z Torunia, ale pod Brodnicą
została odparta przez Szumborskiego7. Oblężeni nie mają
już prawdopodobnie zbyt dużo żywności i innego zaopa­
trzenia. W tej sytuacji decyzja obrońców może być tylko

6 J. D łu g o s z, op. cit., s. 318.


7 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna a zakonem Krzyżackim...,

s. 616.
jedna: „Rycerstwo zatem stojące w Brodnicy, straciwszy
wszelką nadzieję pomocy, chociaż nie przyciśnione jeszcze
żadną ostatecznością, weszło z nieprzyjacielem w ugodę,
i pod zaręczeniem bezpieczeństwa osób i majątków, zamek
Brodnicę dnia ośmnastego miesiąca lutego, nie tak przemocy
ustąpili, jako raczej zdradziecko wydali” 8.
Nie jest to opinia dla obrońców sprawiedliwa, wszak byli
to żołnierze najemni, zawodowcy, którzy jasno ocenili swoje
szanse. Krzyżakom zwycięstwo to podnosiło morale, i choć
był to sukces ważny, to jednak nie tak znaczny, jak to ocenił
Długosz, pisząc swoją kronikę: „Jakoż Krzyżacy, opanowaw­
szy zamek i miasto Brodnicę, tak jakby je orężem zdobyli
i zamek marienburski już mieli w swojej mocy, najlepsze
nadal wróżyli sobie powodzenie i o układach pokojowych,
które przed opanowaniem Brodnicy najmocniej pragnęli,
już ani myśleć nie chcieli”9. Nie powinno to było zbytnio
dziwić Długosza, zakon krzyżacki przez cały dotychczaso­
wy okres wojny traktował wszelkie rozmowy o pokoju lub
zawieszeniu broni w sposób taktyczny — chodziło w nich
o wprowadzenie w błąd przeciwnika i zyskanie na czasie
lub ewentualnie wymuszenie poważniejszych ustępstw.
Upadek Brodnicy był dla strony polskiej w zasadzie
pozytywnym wydarzeniem. Doradcy króla, ale także inni,
czynni politycznie przedstawiciele społeczeństwa, zrozumieli
wreszcie, że aby wygrać wojnę, trzeba zwiększyć liczbę
zaciężnego wojska, zgromadzić je w jednym miejscu i pod
jednym prawdziwie energicznym i kompetentnym dowódz­
twem poprowadzić do walki, w taki sposób, by nie utracić go
w przypadkowej klęsce. Dlatego też już w kwietniu Dunin
rozpoczyna werbunek dalszych sił — siły te musiały się

8 J. Długosz, op. cit., s. 318. Długosz popełnił błąd w dacie


kapitulacji zamku — nie mogła ona nastąpić w lutym, lecz najwcześ­
niej po 5 marca, w przeciwnym wypadku wyprawa z 5 marca byłaby
nonsensem.
9 Tamże, s. 318.
skonsolidować i przygotować do walki, dlatego przerwa
w działaniach bojowych trwała aż do lata.

DZIAŁANIA W OKOLICY FROMBORKA

Walki i operacje wojsk polskich nie chroniły jednak


nadgranicznych ziem przed uderzeniami oddziałów krzy­
żackich. Najaktywniejszymi w tych niszczycielskich ata­
kach były załogi Brodnicy i Golubia (dowodzone przez
Bernarda Szumborskiego), pustoszące ziemię dobrzyńską,
ale największe szkody wyrządzały załogi Chojnic i innych
zamków na Pomorzu (dowodzone przez Kacpra Nostyca).
Te ostatnie w czerwcu dokonały rajdu na ziemię krajeńską,
przekroczyły Noteć i wdarły się aż na Pałuki 10.
Dość groźnie wyglądał jeden z wypadów, który wy­
mierzony był w samego króla przebywającego wówczas
w Nieszawie „Bernard Szumborski, który stał z wojskiem
w mieście Chełmnie, korzystając z bliskości miejsca, posta­
nowił napaść na króla Kazimierza. Wsadziwszy więc ludzi
swoich na statki, posłał ich wodą pod Nieszawę. Król, acz
ostrzeżony o ich podjeździe, nie pomyślał jednak o środkach
skutecznej obrony. Najezdnicy przeto, spuściwszy się Wisłą,
o zmroku, tak jak sobie byli ułożyli, stanęli pod Nieszawą
(...). Tu więc nieprzyjaciele wysiadłszy, wpadli pomiędzy
dworzan królewskich; ale gdy im się nie udało zrządzić
królowi szkodę w ludziach i koniach, które uprowadzić
chcieli, nadedniem podpalili miasto i narobiwszy królowi
(...) i jego dworzanom strachu (...) uciekli i wsiedli na
statki. Skoro trwoga minęła, dworzanie królewscy wraz
z strażą Tatarów, skoczywszy do koni, puścili się czem
prędzej w pogoń za uciekającymi łotrzyki, którym zdawało

10 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,


s. 617, tereny położone w okolicy Wągrowca i Mieściska w Wielko-
polsce.
się, że zdołają sadno umknąć na szeroką rozstrzeń Wisły;
ale wart silny trzymał ich przy głębszym korycie, a niekiedy
przybijał do przeciwległego brzegu. Zaczem dworzanie
królewscy brali ich na cel z łuków i wszystkich kro ośmiu
wystrzelali. Dwa tylko statki z rannemi i zabitemi umknęły,
wszystkie inne dworzanie królewscy pochwy tali”11. Ale nie
wszystkie najazdy udawało się odeprzeć — nadgraniczne
tereny Polski (i nie tylko — także narażone było Mazow­
sze) stały na skraju ruiny. Doszło do tego, że aby pomóc
zrujnowanej szlachcie dobrzyńskiej, trzeba było sięgnąć
do kasy duchownych — synod prowincjonalny w Kaliszu
uchwalił 5 września 1462 r. subsidium charitativum (pomoc
dobroczynną) dla szlachty dobrzyńskiej 12.
W czerwcu król, przebywający w Inowrocławiu, nakazał
przeprowadzenie akcji odwetowej. Silny oddział złożony
z chorągwi nadwornych, oddziałów z Torunia, 200 Tatarów
i 300 chłopów zniszczył zboża w okolicy Chełmna, co
spowodowało trudności aprowizacyjne dla wojsk Szumbor-
skiego. Ale także był to kolejny krok powodujący ubożenie
okolicznej ludności, co nie przysparzało stronie polskiej
sojuszników.
W lipcu w Toruniu król dokonał zaciągu nowych żołnie­
rzy, których wysłano do dyspozycji Dunina. Wzmocnione
w ten sposób siły miały dokonać uderzenia na wojska
krzyżackie na Pomorzu, którymi dowodzili Nostyc i Ra-
weneck. Zbyt długa nieobecność polskich sił na Pomorzu
powodowała coraz większe straty (szczególnie ucierpiał na
tym Gdańsk), a także, co było nie mniej groźne, stanowiła
przyczynę przechodzenia coraz większej liczby chłopów
z Kaszub na stronę zakonu. Dlatego zaplanowano, że główny
wysiłek skierowany będzie na Pomorze, przede wszystkim

11 J. D ł u g o s z, op. cit., s. 329-330.


12 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,
s. 617.
przeciwko oddziałom Fritza Rawenecka operującym z Gnie­
wa, Nowego, Starogardu i Pucka. Zakładano w tych planach
zmuszenie przeciwnika do przyjęcia walnej bitwy.
Ale sytuacja na teatrze działań wojennych nie sprzyjała
realizacji tego planu. Główną przyczyną, która zmusiła
stronę polską do zmiany na jakiś czas kierunku działań, były
wydarzenia na Warmii. Biskup warmiński Legendorf, dążąc
do opanowania całego terytorium swojej diecezji, nawiązał
ścisłą współpracę z wielkim mistrzem, planując zdobycie
bronionej przez Jana Skalskiego katedry we Fromborku.
Na początku lipca wielki mistrz zgromadził w pobliżu
Fromborka armię liczącą około 3000 ludzi (zaciężni i na­
jemnicy, wolni i chłopi z Sambii, żołnierze biskupa i oddział
z Braniewa)13. 15 lipca Krzyżacy przystąpili do oblężenia
katedry, której obroną, pod chwilową nieobecność Jana
Skalskiego, dowodził Wacław z Tworkowa. Armia krzy­
żacka otoczyła wzgórze, na którym znajdowała się katedra,
bastejami, na nich umieszczono działa oblężnicze. Obrońcy
byli jednak dobrze przygotowani do walki, a i sama katedra
nie była zwykłym, prostym kościołem. Budynek imponował
wielkością i grubością murów, był wszak zbudowany na
terenach, które zdobyto na poganach. Ale to nie wszystko —
świątynię otaczały mury obronne, w których umieszczone
były baszty i starannie umocnione bramy. Wokół tych mu­
rów biegła fosa. Katedra bardziej przypominała warowny
zamek niż dom Boży.
Na wiadomość o oblężeniu katedry we Fromborku, król
nakazał udzielenie jej załodze pomocy, którą organizowali
Dunin i Skalski. Ale, jak to zwykle w tej wojnie bywało,
wymarsz odsieczy nie mógł nastąpić natychmiast — kró­
lowi brakowało pieniędzy na skierowanie zaciężnych do
walki14. Dlatego przed akcją wojsk Dunina nastąpiła akcja

13 Tamże, s. 618-619.
14 Tamże, s. 620.
morska. Gdańszczanie, zaokrętowawszy na łodzie i galary
oprócz własnych marynarzy i żołnierzy także pewną liczbę
piechoty królewskiej, przepłynęli przez Zalew Wiślany
do wybrzeży Sambii. Tam dokonali spustoszenia, paląc
miasto Rybaki, okoliczne domy i kościół. Ale ta dywersja
nie przyniosła, przynajmniej początkowo, zakładanego
wyniku — trwała zbyt krótko, by skłonić Krzyżaków do
przerwania oblężenia.
Tymczasem Dunin zbierał swoje siły w Elblągu — stąd
było niedaleko zarówno do Fromborka, jak i do przewi­
dzianych jako teren operacyjny okolic Gdańska. Informacja
o gromadzeniu polskich sił i planowanym na 19 sierpnia
1462 r. ich wymarszu pod Frombork dotarła do wielkie­
go mistrza Ludwika von Erlichshasena i spowodowała
wycofanie się jego armii — przed wymarszem Krzyżacy
zniszczyli wybudowane wokół katedry dzieła oblężnicze
(basteje, palisady i stanowiska artyleryjskie).
Operację w kierunku Fromborka tak opisał Długosz:
„Wojsko królewskie, z własnego i zaciężnego ludu złożone,
gdy pod dowództwem Piotra Dunina podkomorzego sando­
mierskiego wkroczyło do Prus dla dania pomocy oblężeń-
com, ściśnionym od kilku tygodni w warowni warmińskiej,
z kościoła katedralnego utworzonej, postanowiwszy stoczyć
walkę z nieprzyjacielem, postępowało w szyku bojowym,
jakby już wobec zbliżającego się nieprzyjaciela. A stanąw­
szy obozem w pobliżu Warmii, sposobiło się do boju na
dzień następujący. Mistrz zaś krzyżacki Ludwik, bacząc
na wojsko swoje, po większej części z chłopstwa złożone,
i obawiając się, aby w razie przegranej nie zbuntowały się
przeciw niemu miasta, które podlegały jego władzy, odstąpił
od oblężenia i uciekł raczej niżeli cofnął swoje wojsko,
zostawiwszy obóz pełen żywności i wszelakich zasobów.
Wojsko królewskie, rzuciwszy się na ten obóz, rozerwało
między siebie łupy, rozszerzyło wszechstronnie grabieże
i pożogi po włościach i miasteczkach nieprzyjacielskich.
Pod ten sam czas gdańszczanie wtargnęli zbrojno przez
zatokę morską do ziemi sambieńskiej, jeszcze dotychczas
nietkniętej, a obfitującej w mnogie stada bydła, w nieobec­
ności ziemian, którzy z mistrzem krzyżackim wyszli byli na
wojnę, a złupiwszy ją z wszelakich majątków i dobytków,
zapuścili w niej pożogi i ze zdobyczą wrócili do Gdańska.
Gdy o tych pożogach gruchnęła wieść w obozie mistrza,
wojsko z chłopów złożone rozbiegło się natychmiast dla
ratowania swoich żon i dzieci, i nie było żadnego środka,
aby je w obozie powstrzymać”15. Tak to, po raz kolejny,
wielki mistrz zakonu nie popisał się ani umiejętnościami
dowódczymi, ani też odwagą.
Kilka dni po uwolnieniu katedry od oblężenia armia
dowodzona przez Dunina dokonała próby zdobycia Branie­
wa. Jednak z powodu braku sprzętu oblężniczego, a szcze­
gólnie dział wielkiego kalibru, po pięciu dniach oblężenie
zostało zwinięte. Udała się natomiast łupieżcza wyprawa
wzdłuż wybrzeży Zalewu Wiślanego, która spowodowała
spadek woli walki u poddanych biskupa warmińskiego, do
tej pory popierających Krzyżaków. Niemniej jednak cel
wyprawy został osiągnięty — Frombork był na dłuższy
czas bezpieczny.
Najważniejszym jednak sukcesem tej wyprawy było
udowodnienie, że pożyteczniejsza w wojnie, jeśli chce się
ją w końcu wygrać, jest stała siła zbrojna, niezależna od
pospolitego ruszenia szlachty (czytaj niekarnego, źle wyszko­
lonego wojska). Także wybrany na jej wodza rycerz okazał
się dobrym, przewidującym dowódcą. Potrafił dobrze oceniać
uwarunkowania pola walki, nie był ryzykantem, człowiekiem,
który za wszelką cenę dąży do bitwy, nie zwracając uwagi

15 J. D ł u g o s z , op. cit., s. 330, autor przestawił w swej relacji złą


kolejność wydarzeń — wyprawa morska była wcześniejsza od lądowej,
a rozprzężenie w armii mistrza wynikło z obawy powtórzenia się napadu
z morza.
na niebezpieczeństwa wynikające z takich czynników, jak
siła przeciwnika, brak własnego przygotowania, wreszcie
niedogodna pora roku. Taki dowódca jest nie tylko dobrym
taktykiem czy strategiem, ale także człowiekiem umiejącym
mobilizować podwładnych do wysiłku. Zarazem jednak
oszczędzającym siły, nierzucającym wszystkiego na jedną
szalę, w myśl znanej Polakom nieszczęsnej maksymy, wy­
rażonej kilka wieków później przez Adama Mickiewicza:
„szlachta na koń wsiędzie i jakoś to będzie”.
Po odsieczy Fromborka na nowo stanęła sprawa rea­
lizacji założonego na początku roku planu działań — na­
leżało przystąpić do stopniowego oczyszczania z wojsk
przeciwnika Pomorza Gdańskiego. Uwolnienie od stałego
zagrożenia Gdańska i okolic, a szczególnie ochrona terenów
rolniczych i swobody żeglugi na Wiśle, sprzyjało rozwojowi
handlu, a tym samym ułatwiało zdobywanie funduszy na
dalszą wojnę.
ŚWIECINO - 17 WRZEŚNIA 1462 R

POŁOŻENIE POLA BITWY, CHARAKTERYSTYKA TERENU.


KRÓTKI RYS HISTORYCZNY WSI

Świecino — wieś w gminie Krokowa, częściowo otoczo­


na lasami, leży w odległości 12 km od Morza Bałtyckiego
i około 2 km od jeziora Dobre, w którego pobliżu rozegra
się bitwa. Do najbliższego miasta — Pucka — jest około
45 km. Wieś zlokalizowana jest na wysoczyźnie moreno­
wej wznoszącej się w samej wiosce do 75 m n.p.m., obok
której znajduje się pradolina rzeczki Czarna Woda (źródła
tej rzeczki stanowią obecnie rezerwat „Źródliska Czarnej
Wody”, obejmujący powierzchnię około 50,5 ha). W pobliżu
wsi znajdują się dwa ciekawe ze względu przyrodniczego ob­
szary: płytkie, zarastające jezioro Witalicz (8,5 ha), w XV w.
jezioro nazywano Rogoźnica, i podmokła dolinka „Swieciń-
ska Topiel” (1,25 ha). Cała wieś i jej okolica położone są na
Obszarze Chronionego Krajobrazu Puszczy Darżlubskiej.
W pobliżu wsi znajdują się dwa ciekawe głazy narzutowe —
„Diabelski Kamień” i „Boża Stopka”1. W XV w. wieś była
okrążona gęstymi lasami z rzadką siecią wąskich dróżek
i zabagnioną doliną rzeki Czarna Woda (inne nazwy to
Czarna Wda lub Rogoźnica). Pole bitwy to stosunkowo

1A. Ś1 i w i c k i, M. Ś 1 i w i c k a, W. We n d t, Plan odnowy wsi


Świecino, Świecino 2006, s. 6.
niewielka polana, położona na południowy zachód od wsi
Świecino i na północ od jeziora Rogoźnica i okalającego
ją bagna. W linii zachód-wschód długość polany to około
2 km, w linii północ-południe natomiast ponad 1,5 km. Na
północnym skraju polany znajdowała się droga prowadząca
ze Świecina do Kłanina i Starzyna.
Na terenie wsi i w jej okolicy odnaleziono ślady osadnic­
twa już około 7000 lat p.n.e. Pierwszy zapis o wsi pochodzi
z 1281 r., kiedy to książę pomorski Mściwój II nadał wieś
klasztorowi w Żarnowcu. W 1406 r. wydany zostaje przy­
wilej lokacyjny dla młyna. Następna ważna data w życiu
wsi, to 17 września 1462 r. — dzień bitwy z Krzyżakami.
W 1772 r. wieś weszła w skład Królestwa Prus. W granice
Polski wraca po I wojnie światowej. II wojna światowa to
okres, w którym część mieszkańców zostaje wysiedlona,
część zamordowana, wysłana do obozów pracy. Kilka osób
należy do Tajnej Organizacji Wojskowej Gryf Pomorski,
skupiającej Kaszubów i prowadzącej akcje sabotażowe
skierowane przeciwko Niemcom. Po wojnie dwa majątki
ziemskie wraz z gruntami, należące poprzednio do Niemców,
zostają upaństwowione i powstaje tam Stacja Hodowli Roślin
(w okresie późniejszym Państwowe Gospodarstwo Rolne).
Obecnie we wsi znajduje się tylko 5 rolników prowadzących
gospodarstwa rolne 2.

PRELUDIUM BITWY

Po uzupełnieniu załogi Fromborka i pozostawieniu części


sił Janowi Skalskiemu w celu dalszego prowadzenia dzia­
łań na terenie Warmii Piotr Dunin ruszył na Pomorze. Siły
polskie nie były zbyt liczne — 112 kopijników, 600 lekkiej
jazdy i 400 drabantów (piechurzy) — razem 1112 żołnierzy.
Poszczególnymi rotami dowodzili: Paweł Jasieński, Wacław

2 Tamże, s. 7-9.
Nieborski, Mikołaj Wilkanowski, Wawrzyniec Schrank
i Janusz Długosz (bratanek autora Dziejów polskich.. .)3. Ta
niewielka armia, prowadząca duży tabor bojowy, złożony
z wozów zbudowanych na wzór husycki, w okolicach Gdań­
ska stanęła na krótki postój we wsi Strzyża. Do tej wsi rada
miejska Gdańska przysłała uzgodniony z Duninem kontyngent
wojska, którym dowodzili Mikołaj Działowski (Salendorf)
i Paweł von Wüsen, liczący 300 jazdy i 400 drabantów. Do
tej liczby należy dodać jeszcze bliżej nieustalonej wielkości
grupę pieszej milicji miejskiej z Gdańska i zwerbowanych
z okolicznych lasów ludzi zajmujących się wypalaniem węgla
drzewnego. Tak wzmocniona armia Dunina liczyła około
2000 ludzi (po 1000 w jeździe i w piechocie). Nie była ona
zbyt okazała, ale sformowana w zasadzie (poza niewielką
grupą milicji) z żołnierzy zawodowych.
Wojsko dowodzone przez Dunina nie było gotowe do
stoczenia walnej bitwy, gdyż, jak na ówczesne sposoby
prowadzenia bitew, zbyt mało było jazdy — ale na pewno
dowódca zakładał taką możliwość, gdyż domagał się od
króla przysłania dodatkowego oddziału konnicy (została
ona w końcu wysłana, ale po czasie). Prawdopodobnie,
do czasu otrzymania posiłków w jeździe, Dunin planował
jedynie pustoszenie okolic zamków i miast z załogami
krzyżackimi, a być może także zakładał odbicie niektórych
mniejszych ośrodków miejskich, w takim wariancie celem
musiał być Puck, skąd Krzyżacy zagrażali żegludze do
Gdańska. Puck był jedynym portem na Pomorzu, z którego
mogli korzystać.
Ze Strzyży wojsko ruszyło w kierunku północnym
i w ciągu dwóch dni (do 11 września) oddziały Dunina
doszły na odległość 6 km od Pucka, pokonały więc tra­
sę długości 35 km — nie było to tempo imponujące, ale

3 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim..


s. 600.
warunki atmosferyczne nie pozwalały na szybszy marsz.
Należy tu nadmienić, że w trakcie marszu, 12 września,
w wyniku ulewnych deszczów aż 16 wozów taboru ugrzęzło
w błocie4. Ale armia nie dotarła do Pucka i nie rozpoczęła
oblężenia — przyczyną były właśnie deszcze, które zamo­
czyły proch. Co prawda Dunin podjął próbę budowy dzieł
oblężniczych wokół miasta, ale ostatecznie poprzestał na
pustoszeniu okolicznych pól i wiosek. Przypuszczalnie nie
miał wiadomości o wojskach przeciwnika, gdyż zapewne
16 września nie wybrałby trasy wiodącej przez gęsty las,
z prawie nieistniejącą siecią dróg.
Tymczasem dowodzący wojskami krzyżackimi Fritz
Raweneck, który już co najmniej od 9 września uzyskiwał
informacje od chłopów kaszubskich o pojawieniu się wojsk
polskich, o ich składzie i kierunku marszu, pospiesznie zbie­
rał siły do odparcia wojsk Dunina. O planach Krzyżaków
i ich siłach oraz o działaniu wojsk polskich na Pomorzu tak
napisał Długosz, który o wyprawie Dunina miał informacje
od swego bratanka Janusza: „Po oswobodzeniu warowni
warmińskiej i splądrowaniu ziemi pruskiej w okolicach
miasteczek zwanych Miły Młyn i Siekierka Piotr Dunin,
podkomorzy sandomierski, nie mogąc mistrza wywabić
do walki, poprowadził wojsko na Pomorze, aby dać pomoc
gdańszczanom, którym nieprzyjaciel z pobliskich stano­
wisk wielkie wyrządzał szkody, i poskromić najezdników
zapędzających się aż pod mury Gdańska. Minąwszy miasto
Gdańsk, rozszerzył po włościach i miasteczkach straszliwe
rabunki i pożogi. W tych zagonach pustoszących dotarł aż
do krańców ostatnich Pomorza i osady nawet morzem, ba­
gnami i jeziorami otoczone popalił. Struchleli na te klęski
nieprzyjaciele, pościągawszy więc załogi ze wszystkich
warowni, a nieco posiłków przyzwawszy z Szląska przez
tajemne listy i gońce, pod dowództwem Frycza Rawnecke

4 Tamże, s. 623.
rodem z Austryi i Kaspra Nostwica Ślązaka, sporządzili
wojsko do pięciu tysięcy tak pieszego, jak i konnego wyno­
szące, które pomnożyli jeszcze ludem wiejskim, do wojny
już przyuczonym, i poprowadzili je między wąwozy, kędy
wojsko królewskie miało przechodzić, w nadziei, że słabsze
i szczuplejsze niemal o połowę, w miejscu ciasnem i do
walki niedogodnem łatwo zwyciężą. Piotr Dunin, dowód­
ca królewskiego wojska, dowiedziawszy się od szpiegów,
jakie przeciw niemu siły zbierano, słał jednego po drugim
gońców do Kazimierza króla polskiego, z doniesieniem
o grożącym sobie niebezpieczeństwem i prośbą o nadesłanie
nowych i w znacznej sile posiłków. Król niebawem zajął
się wyprawieniem na pomoc Duninowi oddziału złożonego
z dworzan pod wodzą Wojciecha Górskiego” 5.
Jeśli opis poczynań wojsk polskich na Pomorzu, w sto­
sunku do ludności tam mieszkającej, nie jest przesadzony,
to nie może dziwić wrogi do Polski i jej wojsk stosunek
większości Kaszubów i ich dość liczny udział w walkach
po stronie Krzyżaków. Trochę przesadny jest natomiast
opis strachu nieprzyjaciela przed armią Dunina, bo choć
przewaga w ludziach nie była tak wielka, jak to wynika
z przytoczonego cytatu, to jednak z raportów szpiegów
krzyżackich (zawierających informacje dokładne, ale zawsze
nieco spóźnione, a więc mogące zawierać błędy) wynikało,
że Fritz Raweneck miał armię liczniejszą od polskiej.
Do walki z Piotrem Duninem Krzyżacy przygotowy­
wali się już od dawna, wszystko zależało teraz od tego, na
jakim terenie i w jakiej sytuacji dojdzie do starcia. Z pro­
stego rozumowania jasno wynika, że zbierano siły nie od
9 września, lecz co najmniej od drugiej połowy sierpnia 6.

5 J. Dłu g o s z, op. cit., s. 331.


6 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,
s. 624, podaje że mobilizację i gromadzenie wojsk Krzyżacy rozpoczęli
29 sierpnia, niemniej jednak można przypuszczać, że pierwsze kroki
podjęto jeszcze wcześniej.
W innym przypadku, przy ówczesnych środkach łączności
i możliwościach marszowych, nie zdołano by zebrać sił
rozrzuconych przecież na całym Pomorzu Gdańskim, a co
dopiero ściągnąć zwerbowanych najemników ze Śląska
czy Łużyc — ci mieli do przebycia kilkaset kilometrów —
a dodatkowo jeszcze zmobilizować, dozbroić i zorganizować
w oddziały chłopów kaszubskich. Wojska zebrano z nastę­
pujących zamków i miast pomorskich: Gniew, Starogard
(Raweneck), Chojnice (Nostyc), Lębork (Kaspar Warnsdorf),
Nowe, Skarszew i Kiszewy 7.
Krzyżacy zdążyli także wysłać posłów na dwór księcia
słupsko-szczecińskiego, Eryka II, który, pomimo obietnic
i przyrzeczeń składanych Kazimierzowi Jagiellończykowi,
skrycie im sprzyjał, aby przysłał pomoc przeciwko Polakom.
Razem siły krzyżackie, które maszerowały przeciwko małej
armii polskiej, liczyły 1000 dobrze wyszkolonej jazdy i 400
drabantów (piechoty wzoru husyckiego), a także około
1300 uzbrojonych chłopów pomorskich — Kaszubów.
Kaszubi w większości nie byli wojownikami z musu, lecz
służyli z własnej woli, jako tako uzbrojeni i chętni do walki
w obronie swojego dobytku, a przez osiem lat wojny na­
byli już pewnego doświadczenia w walce i nie ustępowali
umiejętnościami milicjom miejskim.
Połączone oddziały krzyżackie, których dowódcy traf­
nie ustalili rejon działania wojsk polskich, także w dniach
15-16 września działały w okolicach Pucka (na wschód od
Jeziora Żarnowieckiego), a więc w niewielkiej odległości
od przeciwnika. Być może z informacji, jakie uzyskali od
chłopów, którym polecili śledzenie ruchów Dunina, znali
liczebność jego oddziału (ale posiłki z Gdańska uszły ich
uwadze). Mogli być także powiadomieni o wysyłanych do
króla prośbach o posiłki, gońcy poruszali się po terenie za­
jętym przez wojska krzyżackie, bardzo prawdopodobne jest

7 Tamże, s. 624.
więc wzięcie któregoś z nich do niewoli. W każdym razie
to Krzyżacy dążyli do bitwy, pragnąc rozbić przeciwnika
przed ewentualnym połączeniem się polskich oddziałów.
Na szczęście nie wiedzieli, że wysłany jako uzupełnienie
oddział jazdy dowodzony przez Wojciecha Górskiego nie
miał żadnych szans dotrzeć na pole bitwy — chorągwie
nadworne przeszły Wisłę dopiero 25 września8, a więc nie
istniała żadna przyczyna zmuszająca Krzyżaków do przy­
spieszania starcia o kilka dni.
16 września 1462 r. około godzin południowych wojsko
Dunina dotarło do niewielkiej wsi Świecino. Tam doszło do
spotkania przednich straży wojsk przeciwników, nie były
to na pewno siły główne, gdyż wtedy niezrozumiałe byłoby
oczekiwanie obu stron na rozegranie bitwy do następnego
dnia — walka rozpoczęłaby się natychmiast.
Jan Długosz sugeruje w swym dziele, że Raweneck
i Nostyc początkowo zamierzali rozbić posiłki wysłane
przez króla, a dopiero potem rozprawić się z Duninem,
lecz zmienili plany: „Frycz Rawneck i Kasper Nostwic*,
wodzowie nieprzyjacielscy, pospieszyli czem prędzej do
swych obozów, postanowiwszy uprzedzić połączenie się
obu wojsk, i nazajutrz stoczyć bitwę. Zaraz więc tego
dnia ruszyli przeciw oddziałowi Piotra Dunina. Ale Piotr
Dunin, zawiadomiony od szpiegów o znacznej sile nie­
przyjaciela i zamierzonem na drugi dzień stoczeniu walki,
nie chcąc dla szczupłej liczby swojego wojska narazić się
na niebezpieczeństwo, umyślił nocą obejść nieprzyjaciela
i połączyć się z oddziałem Wojciecha Górskiego. Czego
jednak dokonać nie mógł (przeciwnicy bowiem, kazaw­
szy pościnać drzewa, wszystkie pozawalali drogi), radzili
niektórzy z rycerzy królewskich, aby zażądać rozmowy
z nieprzyjacielem. Większa część atoli uznała to żądanie

8 Lata wojny trzynastoletniej, s. 163.


* Właśc. Fritz Raweneck, Kacper Nostyc (przyp. red.).
za sromotne i dotuszała, aby orężem otworzyć sobie drogę.
Gdy więc wszyscy chwycili się zgodnie tej uchwały (.. .)”9,
postanowiono jednak stoczyć bitwę.
Informacje Długosza nie są jednak zbyt ścisłe — do spo-
tkania wojsk na polanie pod Swiecinem doszło w zasadzie
/

przypadkowo. Rzeczywiście Dunin początkowo chciał odwlec


bitwę, ale po uzyskaniu informacji o zawałach na leśnych,
a innych przecież nie było, drogach, nie miał wyjścia. Do
końca dnia rozbito na wzór husycki obóz na północno-w­
schodnim brzegu jeziora Rogoźnica (Witalicz), co gwaran­
towało dostęp do wody. Miejsce obozu to przypuszczalnie
zatoka w lesie z niewielkim wzgórzem 82,15 (niektórzy
historycy lokalizują go w pobliżu głazu zwanego „Boża
Stopka”, inni przy głazie „Diabelski Kamień”), na którym
ustawiono wozy taboru w czworobok, spinając je kołami.
Tak uszykowane wozy otoczono rowem i niewielkim wałem.
Był to więc obóz założony na wzór husycki, przygotowany
do odegrania roli samodzielnego obiektu, dający możliwość
schronienia się w nim i ewentualnej walki. Polscy żołnierze
spędzili noc w obozie, strzeżeni przez wystawione czujki
i wydzielone do ochrony siły jazdy i piechoty.
Główne siły krzyżackie dotarły na miejsce bitwy nocą
i wczesnym rankiem, jak z tego wynika ich odpoczynek nie
był pełny, możliwe więc, że byli zmęczeni marszem. Następ­
nie rozbili obóz po przeciwnej stronie polany, w odległości
około 500-600 m od polskiego obozu, na wzniesieniu 82,0.
Raweneck miał tylko 200 wozów, liczba ta nie wystarczyła
do zbudowania obozu na wzór husycki. Zabezpieczył więc
jedynie wozami trzy ściany obozu — resztę ochraniała
palisada, ustawiona od strony wojsk polskich, zbudowana
z ociosanych pali, których część była okuta żelazem 10. Ale
9 J. D ł u g o s z, op. cit., s. 331—332.
10 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,
s. 626; według Biskupa palisada została ustawiona od strony wschodniej,
Michałek natomiast, op. cit., na planie bitwy sugeruje, że była ustawiona
Rycerz z XV wieku
i jego giermek
(z ołtarza Wita
Stwosza w kościele
NMP w Krakowie)

Zaciężny kopijnik
na służbie zakonu
Piechur zaciężny
uzbrojony na
wzór husycki na
służbie Gdańska,
z tyłu wozy
taborowe

Poczet rycerski:
kopijnik i dwu
kuszników
konnych
Broń piechoty
chłopskiej
z XV wieku

Rycerz polski (szkic nagrobka


Łukasza Górki z 1475 r.)
Miecze z XV wieku — Mikołaja Szydłowieckiego
i króla Kazimierza Jagiellończyka

Rekonstrukcja XV-wiecznych Chojnic


Oblężenie zamku. Obraz z XV wieku

Szyk jazdy. W pierwszych dwu szeregach kopijnicy,


w następnych konni kusznicy
Chojnice.
Brama Człuchowska

Chojnice. Fragment murów


obronnych

Zamek krzyżacki w Gniewie


Pole bitwy pod Świecinem. Widok współczesny

Ruiny zamku krzyżackiego w Świeciu — widok od strony Wisły


Toruń — ruiny
zamku krzyżackiego
zburzonego
przez mieszczan
w 1454 roku

Głaz zwany
„Diabelskim
Kamieniem”.
To według
niektórych źródeł
w jego pobliżu
Piotr Dunin
założył obronny
obóz
nawet taki niepełny obóz stanowił oparcie dla walczących
w polu oddziałów, dlatego że pomieszczono w nim wszyst­
kich uzbrojonych w broń „ogniową”. Z założenia miał on
stanowić w razie porażki w polu ochronę i punkt oporu,
wystarczający do czasu ewentualnej odsieczy (liczono tu
głównie na wojska księcia Eryka II).

BITWA

Do walki stanęły prawie równe siły. Wojsko polskie


miało liczniejszą jazdę, w tym więcej ciężkozbrojnych
kopijników, siły krzyżackie zaś o 700 piechurów więcej,
ale byli to w większości chłopi (a więc przypuszczalnie
jednak nieco słabiej wyszkoleni i uzbrojeni, co wcale nie
oznacza, że mniej groźni w walce, szczególnie w obronie
obozu). Niezbyt korzystne było pole bitwy, zbyt wąskie,
od południa ograniczało je bagniste jezioro, od północy
ściana lasu, a poustawiane w lasach zasieki uniemożliwiały
ewentualny odwrót. Było to oczywiście niedogodne dla obu
stron, czego budowniczowie i pomysłodawcy — krzyżaccy
najemnicy — nie przewidzieli.
Według opinii kronikarza, niezbyt oddającej rzeczywi­
sty obraz wstępu do bitwy, przygotowanie do walki miało
następujący przebieg: „Piotr Dunin ruszył z wojskiem ku
obozom nieprzyjacielskim, a spotkawszy je pod miastecz­
kiem Puckiem, w piątek, dnia siedemnastego miesiąca
września bitwę stoczył. Wprzódy zaś piechotę zasłonił
jazdą i nie pierwej ją odkrył, aż gdy do rozprawy przyszło.
Frycz Rawnecke i Kasper Nostwic, dowódcy wojsk nie­
przyjacielskich, zagrzewali swój lud do bitwy, czyniąc mu
wielką nadzieję zwycięstwa; jakoż za namową Nostwica
rycerstwo poprzysięgło, że raczej wszystko polęże, niżeli

od zachodu. Z opisów bitwy wynika jednak jednoznacznie, że palisada


była ustawiona od wschodu.
z pola ustąpi; gdyby zaś który z rycerzy uciekł z bitwy, tedy
miał być uważany za jeńca wojsk królewskich i z drugimi
jeńcami stawić się na czas naznaczony do króla” 11.
Nawoływanie do złożenia takiej przysięgi przez najemni­
ków kłóciło się zasadniczo z ich etosem — byli to przecież
żołnierze zawodowi, a więc ich zadaniem nie było ginąć na
polu walki, niemniej jednak taką przysięgę rzeczywiście zło­
żyli, co świadczyło o pełnej determinacji, a zarazem jednak
i wierze w zwycięstwo (bo któż przy zdrowych zmysłach,
nie mając takiej wiary, składałby takie przyrzeczenie), jeśli
nie wszystkich żołnierzy, to przynajmniej dowódców.
Po polskiej stronie nikt do takiego kroku nie nawoływał
ani też nikt nie musiał takiej przysięgi składać, i tak wszyscy
żołnierze zdawali sobie sprawę, że trzeba będzie walczyć do
końca. Ucieczka, a nawet odwrót pozbawiony cech paniki,
nie dawały szansy na uratowanie życia. W lasach porobiono
na polecenie krzyżackich dowódców zawały i zasieki, które
tarasowały drogi i ścieżki leśne, na ewentualnych ucieki­
nierów czekało też chłopstwo pomorskie żądne pomsty za
dokonane grabieże i pożogi.
Dunin rankiem wyprowadził z taboru całą jazdę i więk­
szość piechoty, pozostała w nim tylko część milicji gdańskiej,
przeznaczona do jego obrony. Korzystając z porannych
mgieł zasłaniających przed wzrokiem przeciwnika, jazda
ustawiła się na prawie całej szerokości polany, piechota
została ulokowana na lewym skrzydle, opierając się o brzeg
jeziora. Od strony nieprzyjaciela piechotę zasłaniała jazda
i dość wysokie szuwary. Wynika z tego, że polski dowód­
ca planował wykorzystanie w decydującym momencie
piechoty do ostrzału z kusz skrzydła jazdy przeciwnika
i do ewentualnego ataku, gdyby Krzyżacy wprowadzili do
walki piechotę. Na atak piechoty na konnicę, przy braku pik
lub kopii, nikt by się nie odważył. Krzyżacy nie planowali

11 J. D łu g o s z, op. cit., s. 332.


prawdopodobnie żadnych skomplikowanych manewrów —
jazdę ustawiono naprzeciwko jazdy polskiej, a piechotę
przed obozem na tyłach konnicy — pewnie miała ona
stanowić odwód strzelczy — także i oni nie mieli broni
umożliwiającej walkę z szarżującą jazdą.
Uszykowane wojska ruszyły na siebie równocześnie, ale
nie była to szarża, bo brakowało miejsca, by rozpędzić konie.
Bitwę rozpoczął atak polskiej jazdy pod dowództwem Pawła
Jasieńskiego: „Z obojej więc strony z największym zapałem
i duchem zwycięstwa uderzyli na siebie przeciwnicy. W pierw-
szem zaraz spotkaniu Paweł Jasieński, dworzanin królewski,
herbu Gozdawa, na wymierzone już kopije nieprzyjaciół
szybko z boku skoczywszy, pomieszał je, tak że wszyst­
kie ciosy chybiły”12. Opisu Długosza nie należy rozumieć
dosłownie — czołowy oddział polski uderzył nie na spisy
(czyli kopie), ale na szpicę jazdy krzyżackiej i zmieszał jej
szyk, zmuszając ją do odwrotu do głównej linii. Zmieszanie
czołowych oddziałów przeciwnika było możliwe jedynie
w przypadku szarży, należy więc przypuszczać, że atak ten
przeprowadzono po skosie polany — w innym przypadku
ciężka jazda nie miałaby miejsca do nabrania pędu.
Po tym bardzo krótkim preludium nastąpiło właściwe
starcie ciężkozbrojnej jazdy nie poprzedzone szarżą „(...)
rycerze królewscy, pierwszy tworzący zastęp, sadno zła­
mali przednie szyki nieprzyjaciół i wodzów ich powalili
o ziemię. Wszelako ci, nie zmieszani tą porażką, ruszyli
znowu do bitwy. Wszczęła się na nowo zacięta z obu stron
walka i trwała ona przeszło trzy godziny. Z jednej i dru­
giej strony padało wiele trupem; aż wreszcie znużone oba
wojska, jakby za spólnem hasłem przerwały bój i cofnęły
się do swych taborów, które miasto obozów pozostawiły
były za sobą” 13.

12 Tamże.
13 Tamże.
Była to więc jak na jazdę walka nietypowa, statyczna,
polegająca na stałej wymianie ciosów (typowa szermierka),
a jednocześnie zacięta i wymagająca dużego wysiłku, nie
powinna więc dziwić ta przerwa, zresztą takie odpoczynki
w bitwach średniowiecznych się zdarzały. Na przebieg
tej walki duży wpływ miał skład narodowościowy wojsk.
Zawodowi żołnierze znali się z wielu wojen, w których
uczestniczyli często w tych samych szeregach, ale teraz
najemnicy wchodzący w skład armii krzyżackiej, głównie

Niemcy i Ślązacy, traktowali Czechów, którzy walczyli w pol­


skich szykach, jak zdrajców. W zasadzie mieli rację, bo na
początku tej wojny Czesi w zdecydowanej większości służyli
zakonowi. Z kolei wśród Czechów być może obudziło się
wspomnienie wojen husyckich, w których Niemcy bez litości
ich zabijali, traktując to jako rzecz bardzo miłą Bogu, być
może nadarzyła się teraz sposobność odwetu, należało więc
ją w pełni wykorzystać. Przerwanie walki dla odpoczynku
wynikało zaś z przestrzegania zasad etosu rycerskiego — tak
postępowali niejednokrotnie rycerze zachodni, a przerwy
wykorzystywano do uzupełnienia uzbrojenia (głównie kopii,
które na ogół kruszyły się w pierwszym starciu), rannych
koni i innych czynności.
Odpoczynek nie trwał zbyt długo, bo obie strony uważały,
że odniosły sukces, należy więc czym prędzej zakończyć
walkę, dobijając osłabionego przeciwnika. I znów doszło
do zaciętej walki, w której nie było miejsca na litość „Po
chwilowem wytchnieniu wyszły znowu obadwa, nie tak
do boju, jako raczej do ścigania przeciwnika; jedni drugich
bowiem mieli za znużonych i do cofnięcia się zmuszonych.
W samej rzeczy, w tem natarczywem spotkaniu wielu bar­
dzo i nad liczbę walczących poległo, szał raczej ślepy niźli
odwagę śmiercią przepłaciwszy. Gdy dowódca krzyżackiego
oddziału, Frycz Rawnecke, został raniony, nieprzyjaciel cofać
się i chwiać począł. Dla wielkiej jednak mnogości żołnierza
nie można go było znieść od razu. Walczył z uporem jeszcze
blisko godziny”14. Załamanie się najemników po odejściu
na tyły Fritza Raweneck było krótkotrwałe, a Krzyżacy za­
częli nawet spychać jazdę polską, a może było to ze strony
wojska polskiego zamierzone działanie — podprowadzenie
jazdy przeciwnika pod pozycję zaczajonej piechoty leżało
przecież w planach Dunina.
Do tej pory była to bitwa jazdy — piechota żadnej strony
nie została jeszcze zaangażowana do walki, a teraz zbliżał
się właściwy moment do działania dla strzelców. Jazda
krzyżacka w ciągłym boju wyszła na wysokość stanowiska
polskiej piechoty, a w ferworze bitewnym nie zauważyła
tego niebezpieczeństwa. W tym samym czasie powrócił
na pole bitwy, po opatrzeniu rany, Fritz Raweneck, ale i on
prawdopodobnie nie zauważył nowego przeciwnika. Polska
piechota, doskonale ustawiona, rozpoczęła huraganowy
ostrzał z kusz. Strzelano tak zwaną nawiją — nie celowano
w konkretnego żołnierza — bełty wystrzeliwano w górę,
a te, po osiągnięciu apogeum, opadały ze zwiększoną siłą
i prędkością na szyk przeciwnika. W takim kłębowisku
zawsze istniała szansa, że większość pocisków znajdzie dla
siebie cel. Deszcz bełtów zachwiał jazdą przeciwnika —
pociski z łatwością przebijały pancerze, raniły ludzi i konie,
tworzyły wyrwy w szeregach, zrzucając ciężkozbrojnych
wojowników z koni.
Był to przełomowy moment bitwy. Nieprzyjaciel „(...)
nie mogąc wreszcie wytrzymać natarcia, z przodu konnicy,
a z boku piechoty silnie napierającej, pierzchnął w popłochu.
Pozbierawszy potem w ucieczce rozbiegłe drużyny jezd-
nego i pieszego rycerstw, wrócił z nimi Frycz Rawnecke
i zagrzewał je gorliwemi słowy do ponownej walki. Lecz
gdy zatrzymane w pogromie równie jak pierwsze zastępy
doznały porażki, gdy wreszcie i sam Frycz trupem poległ

14Tamże, s. 332. Długosz się nieco myli, nie tylko walczyli z ........
ale nawet spychali polskie siły.
sadno pokonano i resztę, i jak bydło pędzono w rozsypce.
Było między tłumami nieprzyjaciół wielu rycerzy ćwiczo­
nych w boju, którzy pamiętni nie tylko na sławę, ale i na
ślub uczyniony przed bitwą, woleli poddać się więzom,
niżeli uciekać z pola. Kasper Nostwic, drugi wódz chorągwi
nieprzyjacielskich, który sam namawiał wojsko do owej
przysięgi, że żaden nie opuści walki, pierwszy zabrał się
do ucieczki i swoim przykładem wielu za sobą pociągnął
zbiegów. Piechota, której w wojsku nieprzyjacielskim była
także znaczna liczba, mało kładąc otuchy w ucieczce, gdy
od jazdy Polskiej łatwo byłaby doścignioną, schroniła się
w części do taborów zostawionych w tyle obozu” 15.
Mogło się już niektórym z polskich żołnierzy zdawać,
że to koniec walki. Jazda krzyżacka usiłowała uciekać, co
nie było wcale łatwe — w ucieczce przeszkadzały zawały
w lasach, przygotowane przeciwko Polakom, które teraz
stanowiły dla nich samych przeszkodę, a i czatujący przy
nich chłopi prawdopodobnie nie rozpoznawali, kto jest
wrogiem, a kto przyjacielem — dla nich każdy rycerz był
przeciwnikiem. Ich zadaniem, a zarazem i pragnieniem, było
walczyć z uciekającymi, na pewno atakowali każdego, kto
tylko próbował sforsować zapory.
Tak więc na placu boju pozostała w taborze krzyżacka
piechota wraz z częścią jazdy (głównie z lekkozbrojnymi,
czyli nie rycerzami lecz pachołkami, ale lepiej uzbrojonymi
»

do walki w obronie). Dla żołnierzy pochodzących z gminu


w zasadzie było obojętne — niewola czy śmierć. Z niewoli
i tak nie byliby wykupieni, co najwyżej mogli zostać wcieleni
do zwycięskiej armii lub obróceni w poddanych chłopów,
lepiej więc było walczyć — istniała zawsze szansa, że uda
się stawić przez dłuższy czas opór i dzięki temu przeżyć.
Obóz był dobrze przygotowany do obrony, choć niezupełnie
taki, jak tabor husycki, można więc było w nim doczekać

15 Tamże, s. 332-333.
powrotu jazdy — tak przecież nieraz już bywało na polu
bitwy, choćby pod Chojnicami. Szykujących się do obrony
w obozie „Z jednej strony osłaniały bagna, z przodu zaś
zasieki ostrokołów żelazem umocnionych i poopalanych.
Stąd jak z warowni począł na nowo nieprzyjaciel z dział
i łuków gęste miotać strzały” 16.
Do pełnego zwycięstwa strona polska musiała się jeszcze
trochę wysilić i zlikwidować ostatecznie opór piechoty i nie­
dobitków jazdy, dlatego „Polacy w przekonaniu, że gdyby
strwożonemu przeciwnikowi dali czas do wytchnienia i opa­
miętania się w pogromie, zwycięstwo nad nim odniesione
i trudy dnia tego spełzłyby bez owocu, rozpędziwszy się
na koniach, wpadli z największą odwagą na one ostrokoły.
Wiele wprawdzie koni poprzebijało się i na miejscu padło,
ale zasieki zostały wyłamane, a wozy i tabory nieprzy­
jacielskie zdobyte. Ci, którzy wtedy jeszcze opierać się
śmieli, legli pod mieczem, inni, szukający w jezierzyszczu
ochrony, okrom niektórych pływać umiejących, potonęli;
resztę zabrano w niewolą. Zwycięstwo było zupełne. Lecz
kiedy ten obóz zdobywano, prawie wszystka jazda umknę­
ła, wyjąwszy jeden hufiec, który w ucieczce natrafił na las
gęsto kłodami zawalony, a nie mogąc przedrzeć się przez te
zapory, wpadł w ręce zwycięzcom. Zabrali Polacy dwieście
wozów, piętnaście dział i wszystek obozowy rynsztunek.
Ze strony nieprzyjacielskiej legło w boju dwa tysiące ludzi,
sześćset dostało się do niewoli” 17.
Było to więc duże zwycięstwo wojska polskiego, choć
może nie aż takie, jak opisuje Długosz — według innych
przekazów, straty wojska krzyżackiego były mniejsze i wy­
nosiły około 1000 zabitych, łącznie z dowodzącym armią
Fritzem Raweneckiem, a do polskiej niewoli dostało się

16 Tamże, s. 333, Długosz się trochę mylił, piechota krzyżacka była


uzbrojona głównie w kusze, a nie łuki.
17 Tamże.
tylko 70 zaciężnych18. Nikt nie wymienia poległych w bitwie
(i wziętych do niewoli) służących Krzyżakom chłopów ka­
szubskich. A w jeziorze długo jeszcze po bitwie znajdowano
szkielety tych, którzy tam utonęli, byli to głównie chłopi,
ponieważ na ogół nie umieli pływać, taka umiejętność to
domena dobrze urodzonych.
Straty armii polskiej były mniejsze, ale tak zazwyczaj bywa,
;k

że strona, która wygrywa, ponosi znacznie mniejsze straty,


najwięcej żołnierzy ginie bowiem w momencie załamania się
ducha walki i utraty wiary w zwycięstwo. Poniesione przez
polską stronę ofiary tak opisał kronikarz: „Z Polaków, prócz
Hektora Chodorowskiego herbu Bróg, żaden szlachcic nie
zginął; tylko z gminu, tak konnych, jak i pieszych, stu mężów.
Nie obyło się jednak w tem zwycięstwie bez znacznego krwi
rozlewu; rzadko bowiem znalazł się rycerz, który żeby nie był
ranny. Sam nawet dowódca wojska Piotr Dunin odniósł ciężką,
chociaż nie niebezpieczną ranę w rękę, prócz tego draśnięty
w udo przy pęknięciu od strzału działowego zbroi”19. Jak na
kilkugodzinną, bardzo zaciętą bitwę, były to niewielkie stra­
ty. A przecież pierwsze starcie jazdy i wynikłe w jej trakcie
pojedynki to, według zgodnych relacji, aż trzy godziny walki.
Może to świadczyć, że po obu stronach walczyli doskonale
wyszkoleni żołnierze, i to w dodatku tacy, którzy stosowali te
same metody walki. W takim bowiem starciu o ostatecznym
jego wyniku decydowała już tylko tężyzna fizyczna walczących
lub większa motywacja do walki, w tym przypadku te czynniki
występowały w większym stopniu po polskiej stronie.
Wbrew przyjętemu w średniowieczu zwyczajowi Piotr
Dunin nie tracił czasu na trzydniowe „dzierżenie” pola
walki20 i już następnego dnia wojsko przygotowało się do
18 M. B i s k up, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,
s. 628.
19 J. D ł u g o s z, op. cit., s. 333.
20 J. D ł u g o s z na s. 333 wielokrotnie już cytowanego dzieła
twierdzi inaczej, ale jest to jednak błąd wynikający z niewiedzy autora
i z przekonania o wierności rycerskiemu zwyczajowi.
wymarszu do Gdańska. Wynikało to głównie z obawy o stan
zdrowia rannych w bitwie, którym pobyt w głębi lasów, bez
fachowej opieki medycznej, mógł przynieść tylko pogor­
szenie. Trzeba pamiętać, że z higieną w tamtych czasach
nie było za dobrze, o zakażenia było bardzo łatwo. Dlatego
też, po pochowaniu zabitych i zniszczeniu tych zdobyczy,
których nie można było ze sobą zabrać (spalono około 100
zdobytych wozów), 18 września opuszczono pole bitwy
i marszem ubezpieczonym udano się do Gdańska. Ten
przyspieszony wymarsz nie umożliwił niestety uratowania
życia lub zdrowia wielu rannych — ze 150 ciężko rannych
zmarło około jednej trzeciej21. Pamiątką po tej bitwie jest
kurhan, leżący na skraju lasu w pobliżu wsi, porośnięty
obecnie zagajnikiem, nazywany w tradycji „Krzyżaki”
— w kurhanie tym znajdowano wiele kości, być może
po bitwie zostali tam pochowani polegli żołnierze, i to
prawdopodobnie bez rozróżniania przynależności do stron
konfliktu 22.
Przed wymarszem doszło jeszcze do niewielkiej potycz­
ki, za to z nowym przeciwnikiem, który nie zdążył na czas
na miejsce bitwy. „Eryk książę słupski, mający za żonę
synowicę króla Kazimierza, z którym go dawniej też żona
pojednała, złamawszy po raz drugi wiarę królowi, i bez
doznania jakiejkolwiek urazy, po dwóch latach przeszedłszy
na stronę Krzyżaków, poprowadził im sześciuset jeźdźców
w posiłku; ale od uciekających z pola bitwy uświadomiony
o klęsce sprzymierzeńców, cofnął się jak najspieszniej z po­
wrotem, ubili mu jednak Polacy nieco ludzi, a część pojmali
w niewolą”23. Jak z powyższego wynika, przesadna wiara
krzyżackich najemników i ich wodzów w swoją wyższość,

21 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,


s. 628.
22 A. Ś 1 i w i c k i, M. Ś 1 i w i c k a, W. We n d t, op. cit., s. 7, także
M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim..., s. 629.
23 J. D ł u g o s z, op. cit., s. 333.
a także determinacja polskiego dowódcy, spowodowały, że
bitwa rozegrała się przed przybyciem Pomorzan. Gdyby do
bitwy doszło nie 17 a 18 września, dodatkowych 600 jazdy,
a właśnie jazdy najbardziej najemnikom zakonu brakowało,
mogłoby przechylić szalę zwycięstwa na stronę Krzyżaków,
a tak skończyło się na kolejnym już upokorzeniu butnego
i niesłownego księcia.
Ale nie było to jedyne polskie zwycięstwo w tym okresie,
a nawet w tym dniu, choć największe w czasie tej przewlekłej
wojny. O innych bitwach tak pisze historyk współczesny
wojnie: „Szczęśliwy to był dzień ten siedemnasty września:
tego to dnia bowiem w trzech innych miejscach, jako to
około wsi Jasienica na Mazowszu, Mikołaj z Poderajowa
starosta płocki, a zastęp zbrojny Włodka Nakielskiego podle
Swiecia i nad rzeką Pissą wielką zadali klęskę nieprzyja­
ciołom, którzy, wypadłszy z Chełmna, Golubia i Brodnicy,
na Mazowszu i w innych okolicach popełniali grabieże”24.
I choć to nie były wielkie zwycięstwa, to jednak, w połą­
czeniu ze stałą blokadą dostaw do zamków, które posiadał
najlepszy z krzyżackich wodzów — Bernard Szumborski,
oddziaływały deprymująco na nieterminowo opłacanych
najemników, służących już tylko z przywiązania do swego
dowódcy i obawy, że jeśli nie Krzyżacy, to już nikt im
nie zapłaci. Polski król po raz drugi nie wykupi od nich
zamków, gdyż, mając przewagę, zamiast płacić, po prostu
je zdobędzie.

PO BITWIE. ECHA BITWY, JEJ ZNACZENIE

Zwycięska armia pomaszerowała do Gdańska. Tam też


dopiero 25 września dotarło 500 żołnierzy jazdy nadwornej,
dowodzonych przez Wojciecha Górskiego 25. W Gdańsku
24Tamże, s. 334.
25J. D ł u g o s z, op. cit., s. 333, błędnie podaje, że chorągwie nadworne
dotarły 18 września na pole bitwy pod Świecinem.
osadzono w więzieniu wziętych w bitwie jeńców. To oni,
pomni butnych słów swoich dowódców, tak chełpliwie
nawołujących ich do walki, nie mogli przeboleć, że nie ma
ich wśród nich: „Jeńcy zabrani przez wojsko królewskie
wskazywali przez listy do Kaspra Nostwica i innych zbie­
gów, aby pamiętając na poprzysiężoną umowę, stawili się
u króla w liczbie brańców”26. Oczywiste jest, że wzywani
w ten sposób nie mieli najmniejszego zamiaru dotrzymać tej
przysięgi — czasy prawdziwych rycerzy, przestrzegających
etosu rycerskiego, wiedzących, co to jest honor rycerza, co
znaczy jego słowo, już minęły. A najemnicy, nawet wywo­
dzący się ze szlachty, nie mieli już cech, którymi mógłby
się szczycić choćby poległy 118 lat wcześniej w bitwie pod
Crécy król Jan Luksemburski, czy też poległy w 1428 r.
w obronie przed Turkami przeprawy przez Dunaj Zawisza
Czarny.
Wiadomość o polskim zwycięstwie szybko się rozeszła.
Na jego przykładzie doskonale widać zalety wojska nowego
typu — zawodowego, dobrze przygotowanego do walki,
umiejętnie manewrującego na polu bitwy. Sprawny i zdolny
dowódca potrafił wykorzystać walory każdej formacji, za­
stosować współdziałanie piechoty z kawalerią, posłużyć się
siłą i impetem jazdy (pierwsze starcie jazdy w bitwie oraz
szarża na obóz krzyżacki), siłą i donośnością łuków i kusz,
wprowadzić przeciwnika pod ich ostrzał, wykorzystać wa­
lory obronne obozu i broni palnej. Nie do przecenienia jest
w przypadku tej bitwy rola i talent dowódczy Piotra Dunina
— to on, stojąc na pozycji niezbyt dogodnej, potrafił narzucić
przeciwnikowi czas i miejsce bitwy, wybrać i zrealizować
własną koncepcję bitwy zaczepno-obronnej, tak aby użyć
wszystkich posiadanych atutów. Nie dał narzucić sobie ani
swoim podwładnym, pozornie bezpiecznej (tak uważała
część żołnierzy polskich, dążąca do rokowań) koncepcji

26 Tamże, s. 333-334.
walki w obronnym taborze, aby w ten sposób dotrwać do
nadejścia odsieczy. Ale nawet najdoskonalszy i najgenial­
niejszy wódz nie wygra bitwy, jeśli nie ma w pełni oparcia
we własnych żołnierzach. A tym razem żołnierze polscy
uwierzyli w talent swego wodza, byli wytrwali w walce,
potrafili jego koncepcję bitwy przekuć w czyn i w pełni
zrealizować przewodnią myśl.
Wynik tej bitwy miał największe znaczenie dla Pomorza
Gdańskiego — nastąpiło tam bowiem znaczne osłabienie
sił krzyżackich, a także zbrakło najważniejszego i najzdol­
niejszego w tej części teatru wojny wodza wojsk służą­
cych zakonowi — Fritza Raweneck. Ale polscy dowódcy
postanowili pójść za ciosem i już na przełomie września
i października dokonano kilku wypadów na miejscowości
będące w rękach Krzyżaków. Od 30 września do 14 paź­
dziernika opanowano i splądrowano Skarszew, Kościerzynę,
Bytów i okolicę, a także pas ziemi od Skarszewa do granicy
z Koroną, przez Starogard i Pelpin (szlak powrotu do króla
oddziału Wojciecha Górskiego)27. Nie podjęto jednak próby
zdobycia Pucka ani żadnego z innych ważniejszych punktów
oporu Krzyżaków na Pomorzu. Wynikało to głównie z bra­
ku dostatecznych sił, głównie piechoty, ale także artylerii
i sprzętu oblężniczego). Pomimo to, uświadomiono, tak
przeciwnikowi, jak i mieszkańcom pomorskich miast i wsi,
że strona polska przechodzi do działań zaczepnych, że teraz
to Polacy mają przewagę i od nich, od ich woli zależy bieg
spraw, że popieranie zakonu nie przynosi korzyści, wprost
przeciwnie, może przynieść tylko dalsze straty, głównie
materialne.
O twórcach tego sukcesu, o tych którzy wyróżnili się w
walce, nie zapomniał ich władca: „Król Kazimierz, wyna­
gradzając rycerzy, którzy w pomienionej bitwie nad innych

27 M. B i s k u p , Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim..


s. 629-630.
męstwem się popisali, jako to Piotra Dunina podkomorzego
sandomierskiego, wodza wojsk królewskich, herbu Łabędź,
Pawła Jasieńskiego, o którym wyżej się już wspomniało,
Mikołaja Wilkanowskiego herbu Prawdzie, Tomka herbu
Odrowąż, Janusza Długosza herbu Wieniawa i innych
trzydziestu, rozdał im zaszczytne rycerskie ozdoby”28. Kro­
nikarz nie pisze, czy wśród wyróżnionych byli wywodzący
się z Gdańska dowódcy oddziałów piechoty i inni niżsi
rangą i rodem polscy żołnierze, ale należy przypuszczać,
że wzorem króla poszli też dowódcy, zarówno polscy, jak
i z Gdańska, i wyróżnili swoich podwładnych.
Zwycięstwo pod Świecinem miało także wpływ na
działania krzyżackich najemników na ziemi chełmińskiej
i w Prusach Właściwych. Słabo opłacani, usiłowali już tylko
dotrwać do zakończenia walk i do otrzymania żołdu. Na taką
postawę miała także wpływ choroba ich wodza, Bernarda
Szumborskiego, i ogólne zniechęcenie tych niewątpliwie
doskonałych żołnierzy. Trwali przy boku Krzyżaków już
jedynie z właściwie pojmowanego rycerskiego słowa, a nie
z powodu wiary w słuszność i powodzenie sprawy. Na
postawę najemników wpłynął też fakt powrotu na teatr
wojny Oldrzycha Czerwonki, uwolnionego z więzienia
w Czechach. Ten zdolny żołnierz i dowódca, od kilku lat
wierny stronnik Polski, od razu przystąpił do działania: „(...)
dnia dwudziestego ósmego października, Ulryk Czyrwonka
przez Kazimierza króla polskiego wyswobodzony z niewoli,
w której u Jerzego króla czeskiego więcej niż dwa lata wy­
siadywał, gdy z zamku Golubia, strzeżonego przez Polaków,
mieszczanie golubscy wpuścili nocną porą i w cichości do
miasta, w którem stała znaczna załoga nieprzyjaciół, dwu­
nastu ludzi zbrojnych pod dowództwem Mikiesza Czecha,
a ten ubiwszy straże, otworzył bramy Ulrykowi, który wszedł
zbrojno z swoim ludem. A tak miasto Golub pochwycone

28 J. D ł u g o s z , op. cit., s . 3 3 4
zdradą mieszczan odzyskał, załogę zaś nieprzyjacielską
częścią wymordował, częścią pobrał jeńcem” 29.
Należy stwierdzić, że lato i jesień 1462 r. okazały się
okresem pomyślnym dla strony polskiej. Uzyskano pierwsze
poważne sukcesy militarne na Pomorzu Gdańskim, ziemi
chełmińskiej, a wcześniej na Warmii. Odebrano Krzyżakom
inicjatywę, i tak już miało pozostać z małymi wyjątkami do
końca wojny. Odniesione sukcesy zawdzięczano żołnierzom
zaciężnym i najemnym oraz ich dowódcom. Tym samym
zostało udowodnione, że nawet małe liczebnie siły, ale
złożone z wyszkolonych zawodowych żołnierzy, dobrze
uzbrojonych i mądrze dowodzonych, są na polu walki cen­
niejsze niż liczniejsze, złożone z herbowej szlachty pospolite
ruszenie. Ale aby rozbić do końca zakon krzyżacki, należało
zwiększyć liczbę żołnierzy i doprowadzić do kolejnych bi­
tew, a na to nie było już Polski stać. W skarbie królewskim
były pustki, król łatał potrzeby pożyczkami zaciąganymi
w miastach, od kleru i bogatszej szlachty. I znów sytuacja
wróciła do punktu wyjścia, oczekiwano na załamanie się
przeciwnika, wykorzystywano każdą okazję do rokowań,
nękając Krzyżaków takim wojskiem, jakie w danej chwili
było dostępne. Mimo to zwycięstwa pod Świecinem nie
zaprzepaszczono, utrzymano stan posiadania. Ale do końca
wojny było jeszcze daleko.

29 Tamże, s. 334.
DZIAŁANIA WOJENNE I ROKOWANIA
POKOJOWE OD 1463 R. DO KOŃCA WOJNY

WALKI O GNIEW I BITWA MORSKA NA ZALEWIE WIŚLANYM

Działania wojenne zostały ponownie przerwane na okres


zimy 1462/1463 r. W tym czasie strona polska wzmogła
starania dyplomatyczne, mające na celu poprawienie swego
położenia na arenie międzynarodowej. Udało się dokonać
zmiany w stosunkach z Czechami, a także z niektórymi
władcami niemieckimi (książętami bawarskimi i austriac­
kimi) oraz z Danią. Wiosną 1463 r. działania mające na
celu doprowadzenie do zawarcia pokoju podjął legat pa­
pieski Hieronim Lando, który przebywał ze swoją misją
na terenie Polski od listopada 1462 r. Właściwe rokowania
rozpoczęto w Brześciu Kujawskim 1 maja 1463 r., ale od
początku było widoczne, że przedstawiciel papieża popiera
stronę krzyżacką. Pokazał to, sprzeciwiając się uznaniu jako
strony rokowań przedstawicieli stanów pruskich (traktował
ich jak buntowników przeciwko prawowitej władzy). Taka
postawa mediatora doprowadziła do fiaska rokowań, które
ostatecznie zakończyły się w październiku 1463 r.1
Ale i tak toczące się rokowania nie miały wpływu na
polskie przygotowania do wznowienia walk. Obok sto­

1 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,


s. 639-641.
sunkowo licznych już oddziałów zaciężnych próbowano
także powołać pod broń pospolite ruszenie, ale w końcu
w lipcu 1463 r. odstąpiono od tego zamiaru i uchwalono
jedynie podatek przeznaczony na utrzymanie zaciężnych
żołnierzy. Oddziały wojska, jakimi dysponowała strona
polska, podjęły działania zbrojne w lipcu, ograniczając się
początkowo do pustoszenia okolic Chełmna, aby pozbawić
zaopatrzenia oddziały Szumborskiego, oraz okolic Pucka,
gdzie dochodziło do starć z kaszubskimi chłopami, którzy
walczyli w obronie swojego mienia.
W tym czasie, rządzący na Warmii biskup Legendorf,
ponownie został sprzymierzeńcem zakonu, co stanowiło
poważne zagrożenie dla sił polskich w Górnych Prusach
i na Powiślu. Zdrada warmińskiego biskupa zbiegła się
w czasie z nieudanym na szczęście prokrzyżackim spi­
skiem w Gdańsku. Był to ostateczny sygnał, by rozpocząć
działania zbrojne na szerszą skalę. Celem tych działań było
odblokowanie żeglugi na Wiśle.
Aby odblokować Wisłę, należało albo zdobyć, albo
przynajmniej zablokować Gniew — w mieście tym i w jego
zamku stała silna załoga krzyżacka. Tak o tej wyprawie napi­
sał Długosz: „Kazimierz, król Polski, naglony ustawicznymi
prośbami i zażaleniami szlachty i obywateli miast pruskich,
osobliwie zaś gdańszczan i torunian, że nieprzyjaciel utrzy­
mujący załogę w Gniewie przeszkadzał spławom i wolnej
ich żegludze na Wiśle, wysłał wojsko złożone z zaciężne-
go żołnierza pod zamek i miasto Gniew, kędy stała silna
załoga z pięciuset zbrojnych rycerzy, i rozkazał ścisnąć
je oblężeniem. Ale chociaż wojsko królewskie otrzymało
posiłki z Gdańska, tak lądowe, jako i wodne, wszelako
oblężeńcy, częste czyniąc wycieczki, trapili oblegających
w pojedynczych walkach, tak iż ci stracili wszelką nadzieję
dobycia Gniewa orężem, lecz chyba głodem i niedostatkiem.
Opasali więc zamek wraz z miastem zasiekami i opłotkami
gliną umocnionemi, w czem oblężeńcy na próżno stawiali
im przeszkody; a tak wzbroniony im został wszelki dowóz
żywności i ukrócone na obóz polski wycieczki”2. Gniew oto­
czono od strony północnej i zachodniej bastejami i wałami,
a przysłanymi z Gdańska, później także z Torunia, łodziami
i galarami zamknięto dowóz od strony Wisły i Wierzycy.
Zablokowanie Gniewa od razu wpłynęło na ożywienie
transportu polskiego i miast pruskich na Wiśle. Blokada
umożliwiła także ujęcie łodzi ze szpiegami krzyżackimi. Ci,
bez zbytniego nacisku, powiadomili Polaków o planowanej
przez wielkiego mistrza wyprawie okrętów krzyżackich na
odsiecz Gniewowi i w celu opanowania Żuław 3.
Krzyżacy planowali w tym czasie połączoną operację
lądowo-wodną. W Królewcu zgromadzili 1500 zbrojnych
i flotę liczącą 47-48 różnego rodzaju łodzi i statków. Całością
tych sił dowodził wielki mistrz Ludwik von Erlichshausen.
Do działań na lądzie wyznaczono dwie silne grupy. Jedną
z nich dowodzili: Bernard Szumborski i Henryk Reuss von
Plauen, liczyła ona 1200 żołnierzy, drugą stanowiły załogi
Chojnic, Lęborka i Pucka w liczbie około 800 ludzi4. Siły
wodne Gdańska liczące tylko 12 statków, mając już infor­
macje, że flota krzyżacka w sile 44 jednostek pływających,
z jazdą i piechotą, załadowanych także żywnością i innym
zaopatrzeniem wypłynęła z Królewca, zablokowały 12
września 1463 r. przejścia z Zalewu Wiślanego do odnogi
Wisły (Leniwki) i na rzeczkę Szkarpawę, a wpłynięcie na
Nogat skutecznie blokował Elbląg. Flota krzyżacka, po
nieudanych próbach sforsowania zapory i z braku łącz­
ności z siłami lądowymi, zagrożona przez siły gdańskich
zaciężnych, wycofała się na zalew5. Tam zatrzymała się
w niewielkiej zatoce.

2J. D łu go s z, op. cit., s. 352.


3J. Dy s k a n t , op. cit., s. 142-143, także E. K o c z o r o w s k i ,
Pogrom krzyżackiej armady, Warszawa 2003, s. 107.
4 J. D y s k a n t, op. cit., s. 145-146.

5 Tamże, s. 146-151.
14 września na Zalew Wiślany wpłynęła flotylla gdańska
i połączyła się z wysłaną przez Elbląg flotyllą liczącą 15 jed­
nostek — tak więc siły związkowe wynosiły już 25 statków.
Z tymi siłami połączyła się dodatkowo niewielka flotylla
kapra Vochsa, powiększając jej stan do 30-32 jednostek.
Drobne potyczki przynosiły sukcesy stronie związkowej.
Do walnej bitwy doszło 15 września.
Połączone floty, pomimo przewagi Krzyżaków, otoczyły
liczącą wciąż jeszcze ponad 40 statków flotę przeciwnika. Nie­
udolnie dowodzona flota zakonna została przyparta do brzegu.
Siły związkowe, mając ułatwioną możliwość manewru, po
ostrzelaniu przeciwnika z bombard i kusz, wywołaniu na
nich pożarów, przystąpiły do abordażu. W zamęcie bitewnym
niemłody już wielki mistrz utracił możliwość dowodzenia
i opuścił wraz ze swoim sztabem flotyllę. Walka pozbawio­
nych naczelnego dowódcy statków nie była już skuteczna
— większość stała się łupem przeciwnika. Z armii liczącej
1500 żołnierzy i 350 marynarzy uratowało się 260 ludzi. Do
niewoli dostało się 545 żołnierzy i marynarzy. Wynika z tego,
że zginęło około 1000 ludzi (część — 50 do 150 — mogła
dopłynąć do brzegu i już nie wrócić do armii krzyżackiej).
Brak danych o stratach we flocie związkowej — Józef Dy-
skant szacuje je na 150-200 zabitych i rannych 6.
Klęska na morzu wpłynęła także na niepowodzenie
wyprawy grup lądowych: „W tym samym zaś czasie, kiedy
wojsko królewskie staczało bitwę morską z Krzyżakami
w bliskości Elbląga, Henryk Plauen komtur elbląski i Ber­
nard Szumborski przybyli zbrojno na Żuławy, aby wojsko
wysadzone na ląd, w razie otrzymanego przezeń zwycięstwa,
poprowadzić gniewianom na odsiecz. Wyszedł przeciw nim
dla zastąpienia im drogi Scibor Bayssen (Bażyński) wielko­
rządca Prus, z drugiem wojskiem do spotkania goto wem. Ale

6 Tamże, s. 164-165, także M. B i s k u p , Trzynastoletnia wojna


z Zakonem Krzyżackim. .., s. 648.
gdy ich doszła wysłana przez szybkiego gońca wiadomość
o klęsce, obadwaj spiesznie cofnęli się z powrotem” 7.
Kolejnym efektem klęski floty krzyżackiej było dalsze
osłabienie morale najemników zakonnych. Coraz gwał­
towniej domagali się oni zapłaty żołdu (zaległości sięgały
kilkunastu miesięcy), dochodziło nawet do aktów rabunku
w miastach jeszcze wiernych zakonowi.
Ale największy cios zadał Krzyżakom ich najwierniejszy
do tej pory sojusznik i zarazem najlepszy dowódca najemni­
ków — Bernard Szumborski. Ten morawski szlachcic, akcen­
tujący na każdym kroku przywiązanie do etosu rycerskiego
i wierności temu, kto go wynajął (jak wspomniano wyżej,
to on oskarżył przed królem Czech Oldrzycha Czerwonkę
o zdradę), pod wpływem klęski, a także z obawy przed buntem
własnych podkomendnych, przystąpił do rozmów z przed­
stawicielami króla polskiego. Powiadomił jednak wielkiego
mistrza o tych rokowaniach i planowanym układzie.
Układ — zawarty 13 grudnia 1463 r. — jak i przyczyny
jego zawarcia wyglądał w oczach mu współczesnych nastę­
pująco: „Bernard Szumborski, obawiając się o swoje zamki,
aby nie przystąpiono do nich z oblężeniem, gdy zwłaszcza
widział, jak słabe były siły mistrza, zażądał sojuszu z królem
Kazimierzem, na który zgodzono się pod temi warunkami:
»aby zatrzymał w swem posiadaniu miasto Chełmno i Sta-
rogród (Castrum antiquum) tudzież zamek wraz z miastem
Brodnicą, bez żadnej ze strony króla przeszkody; po ukoń­
czeniu zaś wojny i opanowaniu ziemi pruskiej obowiązywał
się wrócić je za stosownem wynagrodzeniem. Tymczasem
wstrzymać miał wszelkie kroki wojenne przeciw królowi
i królestwu, a szlachcie polskiej, kupcom i poddanym kró­
lewskim chętnie u siebie otwierać gościnę, Krzyżaków zaś
wcale nie przyjmować«”8. Według innych źródeł Szum­
borski miał zająć jeszcze zamek w Działdowie i objąć go
7 J. D ł u g o s z , op. cit., s. 353-354.
8 Tamże, s. 362.
traktatem — czego jednak nie uczynił — a mieszkańcy miast,
będących w jego władaniu, nie mogli wstępować do miast
królewskich w Prusach (może z obawy, by nie zdecydowali
się na wygnanie z własnych miast najemników), ale jedynie
do miast w Koronie 9.
Był to układ dość kuriozalny — podpisano go z jednym
z wodzów armii przeciwnej, który zobowiązywał się nie
dotrzymywać umowy ze swoim suwerenem i nie szkodzić
jego przeciwnikowi. Szumborski stał się czymś w rodzaju
władcy posiadanych miast, i choć faktycznie nie zerwał
kontaktów z zakonem, to ten układ, którego rzetelnie prze­
strzegał, stanowił poważny cios dla Krzyżaków. Dla strony
polskiej istotnym zyskiem było, że bez przelewu krwi,
a nawet bez jakichkolwiek wydatków, zneutralizowano
całą siłę krzyżacką na terenie ziemi chełmińskiej, zabezpie­
czono ją przed rabunkami, a w dodatku pozbawiono zakon
najlepszego dowódcy.
Najważniejszym jednak sukcesem strony polskiej w tym
okresie była pewna swoboda operacyjna. Okręty kaperskie
na służbie związku oraz statki Jana Skalskiego swobodnie
działały na Zalewie Wiślanym i na otwartym morzu, a nawet
zagroziły wielkiemu mistrzowi. Wojsko polskie miało więcej
możliwości reagowania na podejmowane przez Krzyżaków
próby powiększania swego stanu posiadania — można było
teraz wysyłać część wojsk oblegających Gniew na pomoc w in­
nych miejscach. Tak się wydarzyło w czasie próby opanowania
przez Henryka Reussa von Plauena (starszego) Pasłęka, kiedy
to zadano wojskom zakonnym wielkie straty, lub też podczas
nagłego wypadu oddziału Jana Skalskiego na Olsztyn, gdy
nie starczyło Krzyżakom sił, by obronić to miasto1 0.

9 M. B i sku p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,


s. 650.
10 J. D ł u g o s z , op. cit., s. 360, który Pasłęk nazywa Hollandem.

Także: M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,


s. 652.
Z uzyskaniem swobody operacyjnej wiązało się po­
zbawienie krzyżackiej załogi Gniewa wszelkiej nadziei na
odsiecz: „Gdy oblężenie zamku i miasta Gniewa przeciągało
się (...) tak Polacy, jak i Krzyżacy wyglądali z niespokojno-
ścią końca, na którą stronę przechyli się zwycięstwo. Lecz
rycerstwo polskie trzymało je raczej w oblężeniu, niżeli
dobywało. Nareszcie oblężeńcy chcieli wydalić z miasta
wszystek gmin miejski i czeladź, gdy dla niedostatku żyw­
ności głód dawał im się już uczuwać; ale wojsko oblegające
wracało ich do miasta. Znaczna zatem część przeniosła się
do zamku (...). Wszelako, gdy postrzeżono, że w zamku
zapas żywności ledwo wystarczyłby na dni piętnaście,
a oblężeńcy z nikąd nie mieli pomocy, wielki komtur Urlyk
Eisenoffen (Eyszenowen) i Mikołaj Wisembach (Wischen-
bach) rodem Bawar, w poniedziałek, w dzień św. Szczepana
pierwszego męczennika, poddali zamek i miasto Piotrowi
Duninowi podkomorzemu sandomierskiemu, dowódcy
wojsk królewskich, z tem zastrzeżeniem, aby oblężonym
wolno było wyjść bezpiecznie i rzeczy tyle z sobą zabrać,
ile ich na czternastu wozach zmieścić się mogło. Obawiali
się bowiem oblężeńcy, aby w razie opanowania ich przemo­
cą nie padli pod mieczem zwycięzców. Czterechset nadto
rycerzy krzyżackich, wraz z wodzem ich komturem wiel­
kim, odprowadzono pod zasłoną zbrojną aż do Królewca,
do wielkiego mistrza. Mieszkańców wszystkich Polacy
oszczędzili. Tylko burmistrz i jeden z rajców, którzy większą
nad innych okazywali przychylność Krzyżakom, z miasta
zostali wypędzeni”11. Poddanie miasta i zamku nastąpiło
1 stycznia 1464 r., a nie jak pisze Długosz 26 grudnia 1463 r.
Zamek obsadziła polska załoga pod dowództwem Tomieca

11 J. D ł u g o s z, op. cit., s. 361-362, będący już w podeszłym wie-


ku wielki komtur nazywał się Isenhofen, zresztą Długosz podaje jego
nazwisko na s. 426 już w zmienionej, ale nadal niewłaściwej formie,
jako Eisenhoffen.
z Młodkowa, a władzę nad załogą miasta objął gdańszczanin
Gotard z Radlina 12.

LATA 1464-1465. ROKOWANIA I WALKI

Klęska Krzyżaków na morzu, a następnie upadek Gnie­


wa, wpłynęły na postawę biskupa warmińskiego, który nie
odznaczał się stałością swoich sympatii politycznych. Wi-
dząc wzrastającą słabość zakonu, porzucanie służby przez
najemników, a także wzrastającą wśród jego poddanych
niechęć do dalszego uczestniczenia w wojnie (szczególnie
po stronie Krzyżaków), 6 marca 1464 r. zawarł układ ze
Związkiem Pruskim. W wyniku tego układu biskupstwo
warmińskie stało się sojusznikiem Polski. Biskup zobowią­
zał się do przekazania wojskom polskim w ciągu 6 tygodni
wszystkich swoich miast. Traktat ten ratyfikowany przez
króla wszedł w życie 5 maja13. Był to kolejny sukces strony
polskiej, i to sukces odniesiony bez upływu krwi i co było
nie bez znaczenia, bez nakładów finansowych.
Sytuacja zakonu była trudna. W kasie krzyżackiej brako­
wało pieniędzy — zrujnowane wsie i miasta nie były w stanie
płacić podatków, dlatego Krzyżacy zalegali z żołdem. Z tego
powodu wzrastała niechęć do udziału w walkach — w końcu
nikt ich nie chciał narażać życia za „dobre słowo”. Metodą
na brak pieniędzy było nadawanie poszczególnym oddziałom
wsi (jednej lub kilku) jako pewnego rodzaju uposażenia,
ale wsie na zniszczonych terenach nie mogły zapewnić
utrzymania wojskom. Dlatego gdy wielki mistrz zaplanował
wznowienie akcji zbrojnych na szerszą skalę (we współdzia­
łaniu z filią zakonu krzyżackiego w Inflantach), najemnicy
odmówili udziału do czasu otrzymania żołdu. Bez odzewu

12 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,


s. 652.
13 Tamże, s. 653-654.
pozostały też wezwania wielkiego mistrza kierowane do
niemieckiej części zakonu. Baliwaty w Niemczech były
też na skraju bankructwa — trwająca ponad 10 lat wojna
wyssała wszelkie zasoby14. W tej sytuacji wielki mistrz
skwapliwie skorzystał z propozycji rozmów, którą złożyła
Hanza15 reprezentowana w tym czasie przez Lubekę.
Sytuacja strony polskiej, pomimo sukcesów militarnych
i dyplomatycznych, też nie była najlepsza. Nie pomogło
zbytnio uchwalenie przez sejm w 1463 r. podatku na sta­
łe utrzymywanie 3000 żołnierzy, gdyż z powodu oporu
duchowieństwa wobec płacenia uchwalonych kwot, nie
starczyło pieniędzy na wystawienie takich sił. Pomimo
uchwały nie zwołano też, choć to akurat być może było
korzystne, pospolitego ruszenia. W zamian uchwalono —
to było stosunkowo łatwe, zawsze można coś uchwalić i nie
zrealizować — podatek zwany wiardunkiem, na utrzymanie
wojska zawodowego. Ale, jak zwykle, podatek ten ściągano
długo i nieterminowo, co w konsekwencji opóźniło wyjście
wojska w pole aż do lipca. Taką postawę polskiej szlachty
w następujący sposób skomentował dziejopis: „Dnia dwu­
dziestego miesiąca czerwca, Kazimierz król Polski (...)
złożył zjazd w celu ponowienia wyprawy przeciw Prusom,
przynajmniej z rycerstwem samych ziem wielkopolskich.
Ale gdy Wielkopolanie bez szlachty ziemi krakowskiej nie
chcieli stawać do broni, ustanowiono tylko podatek wiardun-
kowy na ich ziemie i uchwalono, aby król w tym roku wojnę
przeciw Krzyżakom prowadził jedynie swem rycerstwem
nadwornem i żołnierzem najemnym. To przeciąganie na ten
rok wojny niecierpliwiło wielce szlachtę i obywateli ziem

14 M. B i sku p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,


s. 656-657.
15 Związek kupców i miast położonych w szeroko pojętym basenie

Morza Bałtyckiego, w jego skład wchodziły miasta niemieckie — Lu­


beka, Hamburg, Rostock, polskie — Gdańsk, Kraków, a nawet ruskie
— Nowogród Wielki, Rewal i Twer.
pruskich, a uszczypliwsi między nimi szemrali, że przez
gnuśność i niezdatność Polaków do oręża wojna pruska
toczyła się opieszale i ohydnie, i że Polacy raczej odpornym
niżeli zaczepnym walczyli bojem”16. Działania bojowe
wznowił wiosną tylko Gdańsk, rozpoczynając w kwietniu
oblężenie Pucka.
Ociąganie się strony polskiej ze wznowieniem walk
świadczyło nie tyle o niechęci do pozytywnego rozstrzygnię­
cia wojny, co o znużeniu i zmęczeniu, a także wyczerpaniu
tak długo trwającą wojną. Dlatego zarówno król, jak i stany
pruskie zareagowali pozytywnie na propozycję rady Lubeki
mediacji pomiędzy Polską i Krzyżakami. Ale mediacje nie
przyniosły skutku, z powodu odmiennych stanowisk stron
sporu, co do kosztów terytorialnych i ustrojowo-prawnych
wojny.
Zakon nie chciał uznać wyników wojny ani też stanowiska
stanów pruskich i domagał się oddania mu całego zajętego
przez Polskę terytorium, bez żadnych najdrobniejszych
ustępstw. Strona polsko-związkowa, mając na uwadze
słabość stronnictwa popierającego Polskę na terenie Prus
Właściwych, a także dążąc do zakończenia wojny, żądała
przyłączenia do Polski tylko Pomorza Gdańskiego, ziemi
chełmińskiej i michałowskiej oraz Powiśla (z Malborkiem
i Elblągiem). Do Polski miało być wcielone także tery­
torium biskupstwa warmińskiego, co wynikało z umowy
z biskupem Legendorfem. Reszta ziem zakonu natomiast
miała być lennem polskim, z którego każdy wielki mistrz
miał składać hołd lenny. Ale na to nie zgodzili się Krzyżacy.
Pozostawało więc tylko rozstrzygnięcie militarne.
W końcu lipca, po pierwszym niepowodzeniu wojsk
polskich, którymi dowodził Tomiec z Młodkowa (według
Długosza — Tomka), pod Nowem, armia polska dowodzona
przez Piotra Dunina przystąpiła do regularnego oblężenia

16 J. D ł u g o s z, op. cit., s. 366.


tego zaniku i miasta. „A lubo Krzyżacy nalegali na wielu
książąt o przysłanie im zbrojnej pomocy, której jednak
uzyskać nie mogli, lubo ze wszystkich załóg pościągali
wojska piesze i konne, aby uwolnić od oblężenia miasto
Nowe, tudzież Puck, osaczony od gdańszczan ze strony
lądu i morza, i zamek Działdów, którego Konrad książę
Mazowiecki dnia osiemnastego września począł dobywać;
zważywszy jednak swoje i królewskie siły, postanowili
nie narażać się na oczywiste niebezpieczeństwo, ale tyl­
ko z zasadzek nieprzyjaciół urywać i niepokoić”17. Jak
z powyższego wynika, działania najemników krzyżackich
spowodowały pojawienie się nowego sojusznika Polski —
Księstwa Mazowieckiego. Walki o Działdowo trwały tyl­
ko kilka dni, natomiast Puck poddał się po trwającym 26
tygodni oblężeniu (24 września 1464 r.).
Podejmowane przez zakon próby odsieczy Nowego nie
przyniosły rezultatu — zaciągnięte późną jesienią oddzia­
ły, z powodu wczesnych mrozów osłabione chorobami,
wycofały się. W tej sytuacji obrońcy miasta, którym groził
głód, poddali się 1 lutego 1465 r. Obrońcom miasta i tym
mieszczanom, którzy popierali zakon, zezwolono z częścią
dobytku udać się do Starogardu 18.
Mimo że, tak jak w latach poprzednich, strona polska
zaplanowała akcję na szeroką skalę, która miała objąć Prusy
Dolne oraz miasta pomorskie — Chojnice i Starogard, to na
przeszkodzie stanęła kwestia finansowa. Dlatego dopiero
we wrześniu 1465 r., po uchwaleniu nowych podatków,
wznowiono przerwane zimą działania wojenne.
W tym czasie wznowiono rokowania z zakonem, które
toczyły się w Stegnie (stąd nazwa rokowań: na Mierzei
Wiślanej). Tym razem stroną dążącą do rozmów byli Krzy­
żacy, a pierwszymi rozmówcami przedstawicieli Związku

17 Tamże, s. 375.
18 Tamże, s. 380-381.
Pruskiego (rozmowy początkowo toczyły się bez udziału
Polaków) byli mieszkańcy Królewca i poddani zakonu
z Sambii. Strona związkowa wysuwała warunki zbliżone
do tych, które proponowano w trakcie rokowań z udziałem
Lubeki, ale Krzyżacy nie chcieli zgodzić się na nie, propo­
nując tylko zwrot Polsce ziemi chełmińskiej i michałowskiej
oraz drobne ustępstwa na terenie Torunia. Po długotrwałych
targach delegaci zakonu zaproponowali oddanie Pomorza,
ziemi chełmińskiej i michałowskiej z wielkimi miasta­
mi (w tym także Elbląga) w zamian za pozostawienie im
Malborka (zgadzali się na zwrot Polsce pieniędzy wyda­
nych na jego wykup), okręgów elbląskiego, ostródzkiego
i dzierzgońskiego oraz kilku miast i zamków na Pomorzu.
Strona polska przystała jedynie na ustępstwa w okręgach
elbląskim, ostródzkim i dzierzgońskim. Na tym rokowania
zawieszono, ale związkowcy i strona polska nie doczekali
się powrotu do rokowań przedstawicieli zakonu 19.
Wznowione jesienią działania wojenne miały na celu,
jak wspomniano powyżej, oblężenie i zdobycie Chojnic
i Starogardu. Ale przystąpiono jedynie do działań przeciwko
Starogardowi. 21 września siły polskie, jak zwykle szczu­
płe (400 jazdy, 300 piechoty oraz bliżej nieustalona liczba
zaciężnych gdańskich i chłopów z Żuław), podeszły pod
miasto. Wojska krzyżackie w mieście były prawie równe
liczbie oblegających. Taki stosunek sił uniemożliwiał prak­
tycznie pełne oblężenie — była to tylko blokada. Oblegani
przeprowadzali częste wypady na pozycje polskie, wzięli
nawet do niewoli głównodowodzącego polskimi oddziałami,
Pawła Jasieńskiego. W trakcie walk pod miastem na pomoc
obleganym przybyły oddziały najemników z krzyżackich
miast na Pomorzu, którymi dowodził Kacper Nostyc. Walki
z nimi trwały od 4 do 12 grudnia i zakończyły się sukcesem

19 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim ... ,


s. 677-678, J. D ł u g o s z, op. cit., s. 392-394.
strony polskiej20. Prowadzone nielicznymi siłami ciągnęły się
całą zimę i wiosnę 1466 r. Dopiero w nocy z 23 na 24 lipca
Krzyżacy, zagrożeni przez wzmocnione oddziały polskie
całkowitym okrążeniem, pod osłoną ciemności opuścili
miasto, pozostawiając w nim działa i wozy taborowe.
Ich odwrót tak opisał Długosz: „Krzyżacy, długo od wojsk
królewskich oblegani w Starogrodzie, kędy Polacy ledwo
w połowie zasiekami ściśnione miasto niedbale obwarowali,
znękani głodem i prawie rozpaczający, w obawie, iżby się
żywcem nie dostali w ręce Polakom, widząc zwłaszcza jak
słabą Chojnice miały przeciw nim obronę, i że lada dzień mo­
gły być ściśnione oblężeniem, dnia dwudziestego trzeciego
lipca o północy, w porze ciemnej (...) zostawiwszy działa
z całym taborem wojennym i jeńców, a zabrawszy tylko
Urlyka Eisenhofen, niegdy wielkiego komtura, starca, który
już trzecie z nimi i srogie wytrzymywał oblężenie, uciekli
z Starogrodu. Jazda, podzieliwszy się na kilka oddziałów,
szybko pobiegła do Chojnic (...) piechota zaś cofnęła się
pod Zantyr (...). Mogły te wszystkie oddziały nieprzyjaciół
snadno być zniesione, gdyby Polacy za uciekającymi i str­
wożonymi puścili się byli w pogoń. Ale i konie w obozie
polskim głodem były wyniszczone, i noc nadzwyczaj ciemna
ścigać Krzyżaków nie dozwalała”21. W ten sposób jazda
najemników dotarła do Chojnic, a piechota do Zantyru,
wzmacniając tamtejsze załogi. Był to więc sukces wojsk
polskich, choć niestety tylko połowiczny. Odzyskano mia­
sto, ale jego załoga wzmocniła załogi innych krzyżackich
punktów oporu na Pomorzu.

20 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,


s. 682.
21J. D ł u g o s z , op. cit., s. 416, ponownie nazwisko sędziwego
komtura zostało przez Długosza przekręcone.
CHOJNICE PO RAZ DRUGI

Wczesnym latem 1466 r. ważyły się losy wojny. Przed


stroną polską stał trudny wybór. Przedstawiciele stanów
pruskich nakłaniali króla do operacji w kierunku Królewca,
aby ostatecznie pozbawić zakon jego bazy terytorialnej, a tym
samym stworzyć szansę na całkowite wyparcie Krzyżaków
z Prus. Ale król i jego doradcy, w tym głównie Wielko­
polanie, optowali za atakiem na Chojnice. Taki kierunek
ofensywy pozwalał bowiem na zlikwidowanie stałej groźby
rabunkowych najazdów na północne tereny Wielkopolski,
a także pozbawiał zakon ostatniej twierdzy na zachodzie —
opanowanie Chojnic zamknęłoby drogę łączącą Prusy z Rze­
szą, odcinając zakon od napływu ewentualnych posiłków.
A poza tym, co w tamtych czasach odgrywało dużą rolę,
pozwalało na zmycie hańby na honorze rycerskim. To prze­
cież pod Chojnicami wszystko się zaczęło, to tam poniesiono
niespotykaną w dziejach Polski klęskę, która spowodowała,
że wojna, przed tą nieszczęsną bitwą praktycznie wygrana,
toczyła się już trzynasty rok.
Na wybór Chojnic na stoczenie (choć nikt jeszcze tego
nie przypuszczał) ostatniej bitwy w tej wojnie, a tym samym
zamknięcie jakby magicznego koła, wpływ miała jeszcze
jedna przyczyna. Było nią podstępne opanowanie przez
Marcina Zitzewitza, poddanego księcia słupskiego, zamku
w Człuchowie. Istniała realna możliwość, że będzie on chciał
sprzedać zamek — a chętnych nie brakowało — kupić tę
twierdzę chcieli Krzyżacy z Chojnic, elektor brandenburski,
a także książę Eryk II.
Pierwszy oddział polski wyruszył pod Chojnice w poło­
wie lipca 1466 r. Było to 600-700 jazdy dowodzonej przez
Szczęsnego Paniowskiego. Wkrótce okazało się, że tak mały
oddział nie ma czego szukać pod miastem. Król wysłał więc
na pomoc oddziały nadworne i kilka chorągwi prywatnych
do Tucholi, dokąd wycofał się spod Chojnic Paniowski.
„(...) i czekał, pokąd król zawiadomiony o sile chojniczan
nie przysłał mu w posiłku swoich dworzan, pod dowództwem
Piotra Dunina podkomorzego sandomierskiego i Jana Synow­
ca. W piątek więc, dnia dwudziestego piątego lipca, wojsko
królewskie, powiększone nadworną drużyną Jana arcybiskupa
gnieźnieńskiego i Jakóba biskupa włocławskiego, Łukasza
poznańskiego i Sędziwoja sieradzkiego, wojewodów, Piotra
z Gaja kasztelana kaliskiego i Jana z Rytwian, marszałka Kró­
lestwa Polskiego, wyruszywszy z Bydgoszczy, i połączywszy
się z oddziałem najemnych rycerzy Szczęsnego, przybyło
w dniu dwudziestym ósmym lipca do Chojnic, i zwarło je
oblężeniem z jednej tylko strony, to jest od strony Bydgoszczy.
Chojniczanie zaledwo wierzyć temu chcieli, tak im zdawało
się to rzeczą niepodobną. Ale gdy i nadspodziewanie ujrzeli,
że ich nieprzyjaciel otacza rowami i zasiekami, po złudnych
wyobrażeniach poznali rzeczywistość, i poczęli ciągłem
biciem, strzelaniem z dział i innej strzelby tak natarczywie
Polaków wyzywać do walki, że ani we dnie, ani w nocy nie
dali oblegającym spoczynku, i przez dni kilka wielu z wojska
królewskiego ginęło, wielu odnosiło rany. A gdy dowódcy
wojska krzyżackiego nie mogli swoich powstrzymać od
walki, wstyd było Polakom, że więcej od nich mieli odwagi
oblężeńcy; zapalili się więc do boju i śmiało uderzali (...).
Oblężeńcy, pobudzeni do wściekłości i rozpaczy, miotali na
Polaków strzały zatrute, od których wielu rannych umierało
Ta jednak, chociaż tak zgubna i barbarzyńska srogość, nie
zachwiała stałości Polaków” 22.
Połączone siły polskie liczyły więc około 5000 ludzi
a głównodowodzącym został Piotr Dunin. Długosz pisze
też, że pod Chojnice wysłano oddziały Litwinów i Tatarów
dowodzonych przez Iwaszkę Chodkowicza, ale według in-
nych źródeł nastąpiło to dopiero we wrześniu. Stosunkowo
szybko pod Chojnice wysłano te oddziały zaciężne, które

22 Tamże, s. 415-416
po opanowaniu Gniewa, nie były niczym zatrudnione. W ten
sposób siły oblegających wzrosły do ponad 600023. W tym
czasie odzyskano bez walki zamek w Człuchowie.
Pojawił się też nowy sojusznik — książę słupski Eryk II,
który w trakcie spotkania z królem Kazimierzem, chcąc
zatrzeć niemiłe wrażenie związane z zajęciem Człuchowa,
zobowiązał się do pomocy w opanowaniu Chojnic. Jego rola
miała głównie polegać na nakłanianiu oblężonych do pod­
dania się. W rzeczywistości Eryk przez swoich wysłańców
namawiał obrońców do wytrwania w oporze, proponował
nawet kupienie tego miasta. Tak tę obiecaną pomoc opisał
kronikarz: „Książę (...) wyruszywszy z Bydgoszczy,przy­
był do Chojnic; gdzie nie sam osobiście, ale przez Dynisza
i jego kanclerza, z dowódcami załogi chojnickiej składając
uboczne narady, i raczej odradzając im poddanie miasta,
niżeli wiodąc do niego, popsuł bardziej sprawę królowi,
miasto jej popierania, do którego się był zobowiązał; i z tem
wrócił do swego księstwa. Ale i tu, nie przestając swoich
chytrych knowań, niepomny danych królowi obietnic, wysłał
księdza Henryka Schonebeke do Chojnic, aby z dowódca­
mi nieprzyjacielskiej załogi wszedł w umowę o wydanie
miasta, nie królowi, ale jemu, za okup pieniężny, który im
obiecywał dać w gotowiźnie” 24.
Równocześnie z oblężeniem Chojnic przystąpiono do
zdobywania Zantyru. Była to niewielka twierdza, zbudowana
wokół położonego nad Wisłą kościoła. Walki o tę fortalicję
trwały stosunkowo krótko — od 10 do 16 września, ale
były zacięte. Obrońcy, nie mając już szans na obronę, po
otrzymaniu posiłków przedarli się przez polskie pozycje
i uciekli do Kwidzynia.
Polski król Kazimierz musiał się spieszyć. Rozpoczynały
się bowiem nowe rokowania pokojowe, pod kierownictwem

23 Tamże, s. 416.
24 Tamże, s. 422.
legata papieskiego Rudolfa, należało więc jak najszybciej
zdobyć Chojnice. „Kazimierz więc, król Polski, wraz z pa­
nami radnymi, którzy z nim wysiadywali w Bydgoszczy, ku
temu wszystkie zwrócił usiłowania, aby oblężenie Chojnic
nie pozostało bez skutku, i aby je zdobyć koniecznie, nie
tak dla zatarcia ohydnej klęski, którą przy nich poniesiono-
jak dlatego, że były jakby wstępem i wrotami, przez które
dla Krzyżaków wchodziły z krajów niemieckich wojenne
posiłki; te więc szczelnie zamknąwszy i usunąwszy najdziel-
niejszą obronę, która tej twierdzy ich strzegła, i Krzyżakom,
równie jak i ich stronnikom, najwięcej dodawała otuchy,
sadno można było całe Prusy owładnąć. Tym celem naka-
zał surowo ze wszystkich miast, wsi i miasteczek Wielkiej
Polski i Kujaw sprowadzić robotników i chłopów, z woza­
mi, łopatami i innemi narzędziami pod Chojnice, aby jak
najspieszniej dokoła stawiać kosze, bić rowy i sypać wały-
Posłuchano natychmiast rozkazu, przybyło wielkie mnóstwo
wozów i robotników, i z jednej strony miasta podnosiły się
szybko izbice i okopy. Padł niemały postrach na oblężeńców,
którzy pierwej patrząc na klecone z wolna przez żołnierzy
opłotki, tem większej nabierali śmiałości. Teraz, gdy się
chłopstwo rzuciło do roboty, nie opuszczali rąk i rycerze
obozowi, ale społem zabrali się do dzieła, pracując ciągle
i bez przerwy” 25.
Zapoczątkowane w ten sposób prace oblężnicze, prowa­
dzone bardzo intensywnie, pozwoliły na całkowitą blokadę
miasta. W mieście zaczęło brakować żywności — niedosta-
tek ten miał swoją główną przyczynę w tym, że rozpoczęto
blokadę przed żniwami, dlatego nie było żadnych zapasów.
Ale niedostatek wystąpił także po stronie polskiej. W po-
przednich oblężeniach, pod Gniewem, Zantyrem i innymi
zamkami, zaopatrzenie dostarczano Wisłą, pod Chojnice
dowóz był możliwy tylko drogą lądową. Fatalne drogi, słaba

25 Tamże, s. 423
organizacja, a co najważniejsze, duża liczebność wojska,
powodowały, że potrzeby były większe niż możliwości ich
zaspokojenia. W polskich oddziałach żołnierze także niekiedy
głodowali, ale tym razem nie zamierzano ustąpić.
Oblegani starali się za wszelką cenę utrudnić oblegają­
cym prace i zniechęcić ich do kontynuacji oblężenia. Wciąż
strzelano zatrutymi strzałami, była to praktyka stosowana
podczas oblegania miast i twierdz w średniowieczu, trucizna
jako namiastka broni chemicznej, ale używano też „broni bio­
logicznej”, wrzucając padlinę do nieprzyjacielskiego miasta
lub obozu w celu wywołania chorób. Największe nasilenie
walk nastąpiło w połowie września. Intensywnie ostrzeliwano
z dział, dochodziło także do wycieczek załogi, które miały
głównie na celu zniszczenie dzieł oblężniczych.
„U Chojnic każdego dnia między oblegającymi a oble-
żeńcami wznawiały się walki. Nareszcie w niedzielę, dnia
czternastego września, Krzyżacy, chcąc jakby ostatecznie
spróbować szczęścia, w czasie pacierzy kapłańskich zwa­
nych tercyją, wypadłszy z miasta, w znacznej sile uderzyli
na obóz królewski. Ale pobici i zmuszeni do odwrotu,
wkrótce potem, kiedy Polacy obiadowali, z większą jeszcze
siłą i natarczywością powtórzyli wycieczkę. Trwała bitwa
przez kilka godzin, obie strony zarówno dotrzymywały
placu, z jednej i drugiej padało mnóstwo zabitych i rannych.
Nareszcie chojniczanie pokonani po raz drugi pierzchnęli,
a Polacy w pogoni za uciekającymi słali ich wielu trupem;
część usiłowała schronić się do miasta, lecz gdy nagle za­
mknięto bramy, aby i Polacy razem nie wpadli, jedni legli
pod mieczem, drugich pobrano w niewolą albo postrącano
w napełnione wodą rowy. Ta klęska tak ich mocno zachwia­
ła i przeraziła, że zatarasowawszy bramy, przez dni kilka
siedzieli cicho jak zaklęci. Polacy tymczasem wykończali
w oczach nieprzyjaciół podwójne i obszerne dookoła zasieki
i wądoły, nie zważając na miotane gęsto pociski i na ciągłą,
a uprzykrzoną słotę, aby nieprzyjaciołom odjąć wszelką
sposobność otrzymania zasiłków i targnięcia się na obozy
królewskie” 26.
Jak wynika z przekazu, poniesiona klęska zachwiała
postawą oblężonych, jakby tego było mało, Polacy w noc
po tej wycieczce, przystąpili do realizacji planu, który
w poprzednim oblężeniu został zaniechany — ostrzelali
miasto z kusz i łuków bełtami i strzałami zapalającymi. Atak
ogniowy polskich żołnierzy był skuteczny — spowodował
wybuch pożaru. „Na próżno oblężeńcy usiłowali gasić ogień,
miasto bowiem Chojnice wszystkie domy miało pokryte
słomą. Spłonęła zatem czwarta część miasta, z wszelkiemi
zapasami żywności i dobytkami mieszkańców. Byłoby
może całe zgorzało, gdyby najmniejszy powiew wiatru
dał był popęd pożodze. W czasie trwającego zaś pożaru
tak wielki strach wszystkich ogarnął, iżby po zniszczeniu
miasta żywcem nie dostali się w ręce Polaków, że ich sami
na klęczkach wzywali do gaszenia ognia, przyrzekając, że
chętnie wejdą w umowę o poddanie miasta, co rzeczywiście
nazajutrz nastąpiło. Dopiero bowiem wtedy uległa opierająca
się tak długo ich krnąbrność i zaciętość” 27.
Pożar załamał ostatecznie obrońców. Rokowania o podda­
nie miasta rozpoczęto prawdopodobnie 21 września. Stronę
Krzyżacką w tych rozmowach reprezentował między innymi
sędziwy wielki komtur Urlyk Isenhoffen (nazywany przez
Jana Długosza Urlykiem Eisenhoffenem) i Jan Zal, stronę
polską natomiast Piotr Dunin i Jan Synowiec. W trakcie
rokowań ustalono, że załoga opuści miasto tylko z bronią
osobistą, pozostawiając w nim całą artylerię i inny ciężki
sprzęt, zagwarantowano puszczenie w niepamięć win miesz­
kańcom miasta. (Pozostaje pytanie, jakie to były winy, czy

26 Tamże, s. 425, data 14 września niepewna, wg innych źródeł,


w tym także listu Długosza, zdarzyło się to 17 września, a więc na dzień
przed dwunastą rocznicą klęski, tak pisze M. B i s k u p, Trzynastoletnia
wojna z Zakonem Krzyżackim..., przyp. s. 693.
27 J. D ł u g o s z, op. cit., s. 425-426.
mieszkańcy byli winni temu, że tak długo trwało wyzwa­
lanie miasta, w czasie pobytu w mieście załogi krzyżackiej
mieszkańcy nie mieli wyboru — musieli słuchać tych, któ­
rzy dysponowali siłą). Jednym z warunków zgody na taką
kapitulację, było złożenie przyrzeczenia „(...) że przeciw
królowi polskiemu i jego królestwu na korzyść Krzyżaków
nigdy nie powstaną zbrojno i po nieprzyjacielsku” 28.
Drugim warunkiem honorowej kapitulacji było natych­
miastowe wypuszczenie z niewoli więzionych w mieście
dowódców wojsk polskich i związkowych — Pawła Jasień-
skiego, Piotra Szorca i Wawrzyńca Schranka. Żołnierze krzy­
żaccy, osłaniani na wszelki wypadek przez eskortę złożoną
z polskich rycerzy, udali się 28 września do Bytowa, skąd
po połączeniu się z grupą żołnierzy krzyżackich z Lęborka,
po kilkunastu dniach opuścili Pomorze, odstępując księciu
Erykowi (błędnie nazwanemu przez Długosza, a może przez
jego kopistę lub tłumacza, Henrykiem), za zapłatą 8000 zło­
tych, Lębork i Bytów, i udali się do swoich krajów (byli to
głównie Sasi, ale także Ślązacy i niezbyt liczni Czesi) 29.
Kapitulacja Chojnic nastąpiła niemal dokładnie dwanaście
lat po nieszczęsnej bitwie pospolitego ruszenia z najemnikami
dowodzonymi przez Bernarda Szumborskiego. Stanowiło
to pewnego rodzaju symbol — tam od klęski wojna się
rozpoczęła i tam też się zakończyła. Zdobycie Chojnic po
uporczywej walce stanowiło ostatni akord wojny, nie może
więc dziwić, że „Kazimierz zaś król, odebrawszy wiadomość
o poddaniu się miasta Chojnic, kazał po kościołach odpra­
wiać nabożeństwa i śpiewać himny dziękczynne. Starostą
zaś chojnickim naznaczył Jana Puszkarza, Czecha, który do
dobycia Chojnic i Stargardu najdzielniej się był przyłożył.
Rycerstwo królewskie, złożone z dworzan i najemnego

28Tamże, s. 426.
29 Tamże, s. 426, także M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem

Krzyżackim..., s. 694.
ludu, wróciwszy zwycięsko z Chojnic do króla do Torunia,
pozostało przy nim aż do końca trwających o pokój układów.
Król każdemu z rycerzy, stosownie do położonych zasług,
wydzielił hojne nagrody” 30.
Pomimo szeroko rozpowszechnianej wiadomości o tym
zwycięstwie, pomimo powrotu do królewskiego boku wojsk
spod Chojnic, posłowie krzyżaccy uczestniczący w rozmo­
wach pokojowych początkowo nie dawali temu wiary. Dla
nich to też był pewien symbol — to po bitwie pod Chojni­
cami w 1454 r. uwierzyli, że mogą wygrać tę wojnę, a teraz
miałoby być inaczej? Dlatego też, jak napisał Jan Długosz,
uwierzyli w klęskę dopiero po otrzymaniu potwierdzenia
od wielkiego mistrza 31.
Jak wielką radość odczuwał król z tego zwycięstwa,
świadczy zanotowany przez kronikarza fakt, że utrzymał
w mocy amnestię dla całego miasta, mimo że „(...) wielu
mężów poważnych, niektórzy nadto z obcych książąt, pod-
mawiali go, aby miasto Chojnice z ziemią zrównać. Żadne
bowiem inne miasto nie zasłużyło na taki gniew przez swoje
przeniewierstwo, przyjęcie do siebie nieprzyjaciół i przedłu­
żenie wojny prawie do lat trzynastu. Przekładali królowi, że
zniszczeniem tego miasta do gruntu zatrze się hańba klęski
poniesionej od Krzyżaków i pomszczona będzie krew roda­
ków poległych u Chojnic. Nie dał sie jednak król dobroci
pełen nakłonić do tego, aby miał karać najwinniejszych
nawet przestępców i buntu naczelników, a na bezwinnych
domach mścić się ruiną i pożogą. Wielu obruszało się na
to, że darowano winę miastu, które dla wielkich swoich
przestępstw nie zasługiwało wcale na względy królewskie
i łaskę. Z większą bowiem nienawiścią wojowali przeciw
królowi i Królestwu Polskiemu, niźli sami Krzyżacy” 32.

30 J. D ł u g o s z, op. cit., s. 426-427.


31 Tamże, s. 427.
32 Tamże, s. 427.
Radość króla przeważyła nad żalem i gniewem. I bar­
dzo dobrze, że się tak stało — ocalał dobytek wszystkich
mieszkańców, bo nie byli oni w większości winni temu, że
miasto opierało się Polakom, a żądano, aby wszyscy byli
ukarani, w tym ci, którzy nie mieli żadnego wpływu na
decyzje władz miejskich — przedstawiciele najbiedniejszej
części mieszkańców zaliczani do gminu. I co nie mniej
ważne, jakże król mógłby złamać zaprzysiężone przez
swoich przedstawicieli warunki kapitulacji. Taka postawa
nie była honorowa i mogła wzbudzić nieufność: co będzie,
gdy zgodzimy się na warunki pokoju z Polską, a po jakimś
czasie polscy panowie ich nie dotrzymają? A tak, dzięki
nieustępliwości króla, ocalał honor i ocalało miasto, choć
wojna jeszcze nieraz zawita do jego bram.
W trakcie ostatniej wojny z zakonem krzyżackim, w la­
tach 1519-1525 (faktycznie wojna trwała od 1519 do 1521 r.,
a do 1525 r. trwał rozejm), w 1520 r. na pomoc ostatniemu
wielkiemu mistrzowi Albrechtowi von Hohenzollerno­
wi wyruszyła z Niemiec armia najemników licząca 8000
lancknechtów (nowy rodzaj piechoty) i 1900 jazdy. Ci, jak
sami się nazywali, „synowie wojny” przemaszerowali od
Frankfurtu nad Odrą, przez Sulęcin i Międzyrzecz, który
zniszczyli, następnie przez Skwierzynę i częściowo przez
Nową Marchię oraz północne rejony Wielkopolski dotarli
28 października 1520 r. pod Chojnice. Miasto, całkowicie
pozbawione wojska, skapitulowało. I choć na Pomorzu
oparł się lancknechtom tylko Gdańsk, to odium klęski znów
spadło na Chojnice 33.
Ostatni zaś raz w historii wojna przypomniała się nie
tyle samemu miastu, co jego bliskiej okolicy. 1 września
1939 r., pod Krojantami (miejscowość położona 6 km na
północ od Chojnic) 18 Pułk Ułanów pod dowództwem

33 M. P l e w c z y ń s k i , Daj nam Boże sto lat wojen, Warszawa


1997,s. 160-163.
ppłk. K. Mastalerza stoczył walkę z oddziałami niemieckiej
20 Dywizji Zmotoryzowanej. Szarża polskich ułanów spo­
wodowała w ugrupowaniu niemieckim taki przestrach, że
dywizja pozostała przez cały dzień na miejscu, obawiając
się ponownych ataków. Był to niewątpliwie sukces polskich
kawalerzystów, którzy wcale nie szarżowali z lancami
na czołgi, lecz na odpoczywającą na biwaku piechotę.
I choć sukces ten okupiony został śmiercią kilkudziesięciu
ułanów — w tym dowódcy pułku — nie była to ofiara da­
remna.

POKÓJ TORUŃSKI. ZAKOŃCZENIE WOJNY

Jeszcze trwały działania wojenne, jeszcze oblegano Choj­


nice, a już 8 września 1466 r., w wyniku starań faktycznie
i formalnie neutralnego w wojnie Bernarda Szumborskiego,
zaczęto rozmowy o pokoju. Rozpoczęto je jednak dopiero
23 września w Dybowie (niedaleko Torunia). Pośredniczył
w rozmowach legat papieża Pawła II — Rudolf z Rüdes-
heimu. Na jego wniosek zaniechano uczonych dyskusji
o historycznych prawach do spornych terenów, a skupiono
się na omawianiu środków prowadzących do zakończenia
wojny.
Jak zwykle w tego typu rozmowach strony przedsta­
wiły swoje żądania dotyczące spornych terytoriów tak
szeroko zakrojone, że z góry można było przewidzieć, iż
strona przeciwna się na nie zgodzi. Ale nie były to wa­
runki zaporowe, lecz sondażowe, takie, z których można
było ustąpić. Strona polska, stwierdzając, że jej celem nie
jest zniszczenie zakonu, lecz pozostawienie go na terenie
Półwyspu Sambijskiego, ale bez Królewca, stanowczo żą­
dała, by reszta ziem zakonnych została przyznana Polsce.
W wyniku protestu Krzyżaków legat zaproponował przy­
znanie zakonowi całych Prus Dolnych, większej części Prus
Górnych i części Pomorza z Chojnicami (było to tożsame
z żądaniami zakonu)34. Strona polska, po odrzuceniu żądań
zakonu, zaproponowała pewne ustępstwa — zwiększenie
terenów dla zakonu w Prusach Dolnych i pozostawienie
Krzyżakom Królewca, ale w zamian za to wielki mistrz
miał zostać lennikiem Polski.
Zwycięskie zakończenie oblężenia Chojnic wpłynęło
znacząco na przyspieszenie rokowań. Ale mimo to Krzyżacy
domagali się dla siebie całości Prus (Dolnych i Górnych).
Stany pruskie, a także biskup warmiński Legendorf, byli
temu przeciwni, a nawet spodziewano się, że Polska wyśle
zwycięzców spod Chojnic w celu ostatecznego rozbicia
zakonu. Ale król zdawał sobie sprawę, że Polska jest już
wyczerpana długotrwałym wysiłkiem wojennym. Dalsza
wojna wymagałaby powiększenia sił zbrojnych, a co za
tym idzie nowych wydatków. A w skarbcu pieniędzy nie
było, dotychczasowa wojna kosztowała już Koronę bardzo
dużo. Należało wojnę jak najszybciej zakończyć. Dlatego
król zgodził się na przyjazd do Torunia wielkiego mistrza
zakonu, Ludwika von Erlichshausena, w celu zakończenia
rokowań.
W ostatnich rozmowach uczestniczyli: ze strony zakonu
komtur Henryk Reuss von Plauen, Jan Winkler (kanclerz
wielkiego mistrza) i Stefan z Nidzicy (proboszcz z Elbląga,
pisarz wielkiego mistrza) oraz przedstawiciele stanów pru­
skich, będący stronnikami zakonu; stronę polską reprezen­
towali — Jan Rytwiański (starosta sandomierski, marszałek
koronny), Wincenty Kiełbasa (sekretarz króla, kandydat na
biskupstwo chełmińskie i pomezańskie), Jakub z Szadka
(prawnik), Jan Długosz (kanonik krakowski, historyk, na­
uczyciel synów króla) i przedstawiciele stanów pruskich ze
Sciborem Bażyńskim (gubernator Prus z ramienia króla) na
czele. Obrady trwały jeszcze około tygodnia. Ostateczny tekst

34 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim...,


s. 700.
układu pokojowego napisano 17 października — na trakta­
cie umieszczono datę jego uroczystego zaprzysiężenia —
19 października 1466 r.35
Uroczyste zaprzysiężenie odbyło się w sali Dworu Artusa
w Toruniu. Wielki mistrz ukląkł przed królem, składając mu
w ten sposób hołd jako swemu suwerenowi. Tekst traktatu
po niemiecku odczytał jako pierwszy legat papieski Rudolf,
następnie po polsku Wincenty Kiełbasa. Po odczytaniu tekstu
król złożył na ręce legata przysięgę, a po nim przysięgę (na
klęczkach) złożył wielki mistrz. Przysięgi składali także do­
radcy króla i wielkiego mistrza, a także Bernard Szumborski
(co świadczyło o tym, jaką rolę w toku wojny odegrał ten
człowiek). Uroczystość zakończyła się odśpiewaniem Te
Deum i nabożeństwem w kościele Panny Marii. Końcowym
akordem uroczystości była uczta na ratuszu toruńskim 36.
Na mocy traktatu zakon oddawał Polsce ziemię chełmiń­
ską z Toruniem, ziemię michałowską, Pomorze Gdańskie (bez
części Mierzei Wiślanej — dzisiejsza granica państwowa
na Mierzei pokrywa się z tą z traktatu), a także północno-
-zachodnią część Prus Właściwych (Malbork, Żuławy wraz
z rzeką Szkarpawą i jeziorem Drużno, Elbląg z okolicą,
okrąg Tolkmicka). Szczególny charakter miała Warmia —
początkowo stanowiła ona lenno — lennikiem był biskup
warmiński, w późniejszym czasie została wcielona do Polski,
stanowiąc część tzw. Prus Królewskich. Ponadto traktat za­
wierał stwierdzenie, że ziemie pozostawione zakonowi, jako
tzw. Prusy Krzyżackie, zostają włączone w skład Polski, i że
odtąd członkowie zakonu i wszyscy jego poddani są złączeni
z Polską, stanowią „(...) jedno i niepodzielne ciało, jeden
ród, jeden lud w przyjaźni, przymierzu i jedności” 37.

35 Tamże, s. 703.
36 Tamże, s. 709.
37 Cytat za M. B i s k u p , Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzy­

żackim..., s. 704.
W treści traktatu znalazło się stwierdzenie, że zakon
podlega — jako jedynemu obok papieża zwierzchnikowi —
królowi polskiemu. Na wyraźne żądanie zakonu nie umiesz­
czono wprawdzie w treści traktatu zapisu wynikającego
z cywilnego prawa o lennym charakterze pozostawionych
Krzyżakom ziem, ale z innych ustaleń wynikało to dość
jasno. Król polski nie miał prawa ingerencji w takie sprawy
wewnętrzne zakonu, jak wybór wielkiego mistrza (miał
natomiast prawo weta w przypadku złożenia go z urzędu)
i niezależność zakonu jako instytucji kościelnej. Zastrzeżono
także (w celu przyszłego, częściowego spolonizowania,
a raczej zmniejszenia i zneutralizowania żywiołu niemiec­
kiego) możliwość przyjmowania do zakonu poddanych
króla polskiego, tak by stanowili oni nie więcej niż połowę
zakonników rycerzy. Miało to umożliwić w sposób pośredni
wpływ na wybór władz zakonu.
Zapewniono także pełną amnestię dla poddanych obu
stron, prawo ich powrotu do majątków lub ich sprzedaży
na dogodnych i realnych warunkach. Amnestia wprowa­
dzona została na wyraźne żądanie przedstawicieli stanów
pruskich — wielu z aktywnych stronników Polski miało
posiadłości na ziemiach pozostawionych zakonowi — do
nich należała między innymi rodzina Bażyńskich. O zależ­
ności lennej zakonu świadczyła forma obejmowania urzędu
przez wielkiego mistrza: był on zobowiązany do złożenia
hołdu lennego polskiemu monarsze i od niego jako swego
seniora otrzymywał chorągiew lennika, mistrz był także
z urzędu księciem i senatorem (członkiem rady królewskiej)
Królestwa Polskiego, miał też ograniczone na rzecz króla
uprawnienia w zakresie polityki zagranicznej. Zakon był
także obowiązany do udzielenia, na wezwanie króla, pomocy
zbrojnej. Zażądano takiej pomocy tylko raz — w czasie
wyprawy mołdawskiej króla Jana Olbrachta.
ZAKOŃCZENIE

Zasadniczy cel wojny został osiągnięty — odzyskano te


ziemie, które na przestrzeni ponad 200 lat zostały zbrojnie
lub podstępnie zagrabione przez zakon. Polska powróciła
nad morze, jednocześnie powstała w umysłach i sercach
wielu światłych obywateli nadzieja odzyskania i innych /

utraconych w wyniku rozbicia dzielnicowego ziem — Ślą­


ska, Ziemi Lubuskiej, a może nawet przyłączenia na nowo
Pomorza Zachodniego (wspominał o takiej nadziei w swym
dziele Jan Długosz).
Trwająca prawie trzynaście lat wojna dobiegła końca.
Na likwidację zakonu krzyżackiego zabrakło sił i pieniędzy.
Wojna wyniszczyła ludność, straty na pewno odbiły się na
populacji warstwy szlacheckiej (głównie zresztą wielko­
polskiej), ale przede wszystkim zrujnowała skarb państwa
(utożsamiany wówczas ze skarbem królewskim).
W wielu opracowaniach wskazuje się na finansowe trud­
ności zakonu, na zaleganie z zapłatą żołdu najemnikom. Ale
takie same kłopoty miała strona polska, zarówno król, jak
i stany pruskie przez wiele miesięcy nie wypłacali należności
swoim najemnikom, co prowadziło do aktów niesubordy­
nacji, zajmowania i plądrowania przez żołnierzy majątków,
a nawet przechodzenia na stronę przeciwnika (choć nie
tak licznie i spektakularnie jak najemnicy zakonu — patrz
sprawa sprzedaży zamków). Ale i tak osiągnięto dużo, teraz
należało tylko egzekwować podpisane warunki traktatu.
A na to potomkom zwycięzców zbrakło siły i determinacji.
Z pozostawionych jako lenno Prus Zakonnych, po upływie
niespełna siedemdziesięciu lat powstało państwo świeckie,
ciągle jeszcze lennik Polski, ale coraz słabiej z Polską
związane. Nie minie nawet dwieście lat, gdy ta zależność
zostanie zlikwidowana. A po trzystu latach to właśnie Prusy
staną się tak potężne, że uczestnicząc w pierwszym rozbiorze
Polski, odzyskają to, co utraciły w wyniku tej wojny, i na
î*

nowo odepchną Polskę od morza.


Woja trzynastoletnia zakończyła się więc sukcesem
Polski. Był on możliwy nie tylko dzięki postawie Polaków
i ich władcy. Do zwycięstwa przyczynili się też mieszkańcy
odzyskanych terenów swym zdecydowanym dążeniem do
połączenia się z Polską. Trzeba pamiętać o tym, co w póź­
niejszych czasach było już niemożliwe: przyłączenie do
Polski popierali nie tylko Polacy. Zwolennikami połączenia
się z Polską w przeważającej mierze było mieszczaństwo,
a była to ludność głównie pochodzenia niemieckiego, część
propolskiej szlachty pruskiej także stanowili obcy przybysze.
Ale tego cennego poparcia nie potrafiono w pełni wyko­
rzystać, nie starano się obcych narodowo mieszkańców
mocniej związać z Polską. Polska szlachta nie widziała
potrzeby przywiązywania ich do Polski; nie rozumiała też
znaczenia tego elementu dla utrzymania panowania nad
wybrzeżem, nie doceniała znaczenia silnej floty wojennej,
a gdy taką flotę tworzono, nie było wśród wyższych rangą
marynarzy przedstawicieli narodu polskiego.
Wojna przeorała świadomość wojskową Polski. Zro­
zumiano, że dla utrzymania siły i znaczenia państwa nie
wystarczy już pospolite ruszenie, które okazało się całko­
wicie nieprzydatne. Rządzący krajem dostrzegli, że na polu
walki pojawiła się nowa jakość — żołnierz zawodowy, stale
szkolący się do wojny. I choć w następnych konfliktach
zbrojnych od czasu do czasu sięgano jeszcze w chwilach
zagrożenia do pospolitego ruszenia jako ostatecznej de­
ski ratunku (do roku 1500 powołano pospolite ruszenie
tylko dwa razy — na wojnę z królem Węgier, Maciejem
Korwinem w 1474 r., i na mołdawską wyprawę króla Jana
Olbrachta w 1497 r.), to jednak podstawową siłę obronną
stanowił żołnierz zawodowy. W Polsce głównie zaciężny,
rekrutowany zasadniczo spośród własnych obywateli, ale
często, zarówno jeśli chodzi o uzbrojenie, jak i sposób
walki, wzorujący się na armiach swoich przeciwników.
Zachowano w polskiej wojskowości specyficzne, polskie
formacje, nadal utrzymywano przewagę kawalerii, jednak
było to już inne wojsko, lepiej wyszkolone i mimo wszystko
bardziej zdyscyplinowane.
Rozwój wojska zaciężnego, w pełni zawodowego, jego
liczebność, zależały od możliwości finansowych króla, a te
nigdy nie były zbyt duże. Wojna trzynastoletnia spowodo­
wała pustki w skarbie. Zaciągane przez króla pożyczki były
zabezpieczane zastawami na majątkach królewskich, tak
zwanych królewszczyznach, co powodowało przechodzenie
ich w ręce prywatne, tym samym zubożając majątek króla,
a więc i dochodów skarbu. Dochody państwa (czytaj — kró­
la) z ceł, mennicy i podatków (bezpośrednich — płaconych
przez chłopów, mieszczan i Żydów — i pośrednich — czo­
powe z wyrobu piwa i wina, oraz monopol solny płacony od
wydobycia soli w żupach) były niewspółmierne do potrzeb.
A najbogatsi, szlachta i Kościół, podatków nie płacili, chyba
że sejm uchwalił na wniosek króla nadzwyczajny podatek,
ale nigdy nie zaspokajał on potrzeb, a z jego ściąganiem
były zawsze poważne problemy. Pozostawały więc tylko
dochody z królewszczyzn, a jak już zaznaczono wyżej, ich
wielkość malała. Mimo to polska obronność opierała się już
na wojsku zawodowym, które w czasie pokoju było bardzo
nieliczne, ale w okresach zagrożenia lub planowanej wojny
zwiększało się przez specjalne zaciągi. O wielkości obcią­
żenia skarbu państwa mogą świadczyć następujące dane:
wyprawa mołdawska w 1497 r. spowodowała zadłużenie
państwa na kwotę 350 000 złotych, a znany z trochę innego
okresu roczny dochód króla stanowił kwotę 90 000 złotych.
Syn Kazimierza Jagiellończyka Aleksander, umierając,
zostawił w spadku swemu następcy dług wobec wojska
na kwotę 66 737 złotych — roczny dochód tego króla wy­
starczał na utrzymanie tylko 4000 żołnierzy lekkiej jazdy,
wyposażonej i uzbrojonej na wzór racki (czyli serbski),
później przekształconej w polską specyficzną ciężką jazdę
zwaną husarią1.
Ale problematyka wojska nowego typu wykracza poza
zakreślone ramy niniejszego opracowania.

1 Zarys dziejów wojskowości polskiej.. 1 . 1 , do roku 1648, s. 269-270.


ANEKSY

ANEKS NR 1. WOJNA I JEJ GŁÓWNE BITWY W TRADYCJI

Mimo że bitwa pod Chojnicami zakończyła się klęską, to


jednak zapadła w pamięć nie tylko potomków jej uczestników
i mieszkańców okolicy. Kultywując te tradycje, powołano
Chojnickie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, które wydało
w 2004 r.(w 650 rocznicę bitwy)książkę pod tytułem Bitwa pod
Chojnicami 18IX1454 r. w tradycji historycznej i regionalnej
— szkoda tylko, że ograniczono się w zasadzie do pierwszej
bitwy, zakończonej klęską, a pominięto drugą — zwycięską.
Na miejscu bitwy wzniesiono pamiątkowy obelisk, odbywają
się także turnieje bractw rycerskich, i to nie tylko z terenów
Pomorza, ale z całej Polski i z zagranicy, dokonywane są także
wzorem imprez grunwaldzkich inscenizacje bitwy. Niemniej
jednak, przynajmniej dotychczas, imprezy te nie przyciągają,
poza mieszkańcami Pomorza i ich uczestnikami, większych
rzeszy publiczności. Podobne turnieje organizowane są także
w Świecinie, z tą różnicą, że odbywają się na rzeczywistym
polu bitwy (w Chojnicach rozrastające się miasto zajęło pod
ulice i zabudowę pole bitwy), dlatego rekonstrukcje bitwy
świecińskiej mają większy rozmach i cieszą się nieco więk-
szym zainteresowaniem. Na polu bitwy pod Swiecinem także
wzniesiono pamiątkowy obelisk. Najpełniejszy i najpiękniejszy
literacki obraz bitwy pod Swiecinem znajduje się w książce
Stefana Żeromskiego Wiatr od morza.
ANEKS NR 2. POCZET WIELKICH MISTRZÓW ZAKONU
KRZYŻACKIEGO

W AKKCE W LATACH 1190-1209

Heinrich Walpot von Bassenheim (1198-1200)


Otto von Kerpen (1200-1208)
Heinrich von Tuna (Bart) (1208-1209)

W MONTFORT W LATACH 1209-1271

Herman von Salza (1209-1239)


Konrad von Thüringen (1239-1240)
Gerhard von Malberg (1240-1244)
Heinrich von Hohenlohe (1244-1249)
Gunter von Wüllersleben (1250-1252)
Poppo von Osterna (1252-1256)
Anno von Sangershausen (1256-1273)
• ^

W A K C E W LATACH 1271-1291

Hartman von Heldrungen (1273-1282)


Burkhard von Schwanden (1283-1290)

W WENECJI W LATACH 1291-1309

Konrad von Feuchtwangen (1291-1296)


Gottfried von Hohenlohe (1297-1302)
Siegfried von Feuchtwangen (1302-1310)

W MALBORKU W LATACH 1309-1457

Karl Bessart von Trier (1311-1324)


Werner von Orseln (1324-1330)
Luther von Braunschweig (1331-1335)
Dietrich von Altenburg (1335-1341)
Ludolf Koning von Wattzau (1342-1345)
Heinrich Dusemer von Arfberg (1345-1351)
Winrich von Kniprode (1351-1382)
Konrad Zöllner von Rotenstein (1382-1390)
Konrad von Wallenrode (1391-1393)
Konrad von Jungingen (1393-1407)
Ulrich von Jungingen (1407-1410)
Heinrich von Plauen (1410-1413)
Michael Kuchmeister von Sternberg (1414-1422)
Paul Bellitzer von Russdorf (1422-1441)
Konrad von Erlichshausen (1441-1449)
Ludwig von Erlichshausen (1450-1457)

W KRÓLEWCU W LATACH 1457-1525

Ludwig von Erlichshansen (1457-1467)


Henryk Reuss von Plauen (1467-1470 (faktycznie — for­
malnie od 1469 do 1470)
Henryk Reffle von Richtenberg (1470-1477)
Martin Truchsess von Wetzhausen (1477-1489)
Jan von Tieffen (1489-1497)
Fryderyk Wettyn, książę saski (1498-1510)
Albrecht von Hohenzollern — Ansbach (1510-1525)

Opracowano na podstawie: Kazimierz Górski, Zakon krzyżacki a powsta­


nie państwa pruskiego, Wrocław 1977, Wikipedia; http://pl.wikipedia.
org/wiki/Wielcy mistrzowie zakonu krzyżackiego.
ANEKS NR 3. WYBRANE BIOGRAMY WIELKICH MISTRZÓW
ZAKONU

HERMAN VON SALZA

Czwarty z kolei wielki mistrz. Faktyczny twórca potęgi


zakonu. Urodzony około 1179 r. Do Ziemi Świętej przybył
w 1196 r. W 1209 r. objął funkcję wielkiego mistrza. Wybitny
dyplomata, przyjaciel cesarza Fryderyka II, współorganizator
jego wyprawy krzyżowej. Uzyskał wiele nadań ziemskich
dla zakonu, w tym od króla Węgier (w 1215 r.). Po wy­
gnaniu z Węgier nawiązał kontakty z księciem Konradem
Mazowieckim i w 1228 r. wysłał pierwszych dwóch rycerzy
zakonnych do Polski. Zmarł 20 marca 1239 r. w Salerno.

ULRICH VON JUNGINGEN

Dwudziesty szósty z kolei wielki mistrz. Urodzony w 1360 r.


Brat poprzedniego wielkiego mistrza, Konrada von Jungin-
gena. Kariera w zakonie: rezydent w Człuchowie, komtur
Bałgi, wielki marszałek i komtur Królewca. Po śmierci
brata w 1407 r. wybrany na stanowisko wielkiego mistrza
(podobno, według niektórych źródeł, Konrad von Jungingen
na łożu śmierci przestrzegał przed wybraniem swego brata).
Przygotowując się do wojny z Polską i Litwą, zrezygnował
z ekspansji na Bałtyku. W 1409 r. sprzedał wyspę Gotlandię
królowej Szwecji, Danii i Norwegii — Małgorzacie, gdyż
potrzebował pieniędzy na wojnę z Polską i Litwą. W tym
samym roku utracił na rzecz Litwy Żmudź i rozpoczął wojnę
z Polską. Zginął w 1410 r. w bitwie pod Grunwaldem.

LUDWIG VON ERLICHSHAUSEN

Trzydziesty pierwszy z kolei wielki mistrz. Data urodzin


nieznana. Bratanek swego poprzednika, wielkiego mistrza
Konrada von Erlichshausena. W zakonie od 1434 r., najpierw
jako urzędnik administracyjny. W 1441 r. wójt w Grabinach,
następnie komtur w Kowalewie i Gniewie. Wybrany wielkim
mistrzem 21 marca 1450 r. Przeciwnik Związku Pruskie­
go, jego przeciwnik procesowy przed sądem cesarskim.
Faktycznie sprowokował wybuch powstania w Prusach,
co stało się początkiem wojny trzynastoletniej. Trudności
finansowe spowodowały, że część wojsk najemnych wy­
gnała go z Malborka i sprzedała zamek i miasto królowi
polskiemu. Przeniósł stolicę do Królewca. Nieudolny wódz.
Przegrał wielką bitwę na Zalewie Wiślanym. W wyniku
wojny z Polską utracił Pomorze Gdańskie, Warmię, ziemię
chełmińską i michałowską. Zmarł kilka miesięcy po pokoju
toruńskim, 4 kwietnia 1467 r.

HENRYK REUSS VON PLAUEN

Trzydziesty drugi z kolei wielki mistrz, siostrzeniec jednego


z poprzednich mistrzów, Konrada von Erlichshausena. Uro­
dzony około 1410 r. Wr zakonie początkowo w Niemczech,
potem w 1433 r. komtur Bałgi, w 1440 r. wójt Natangi. Od
1441 r. wielki szpitalnik i komtur Elbląga. Po wyborze na
mistrza jego wuja szybko zdobył wpływy. W czasie wojny
trzynastoletniej faktyczny dowódca wojsk zakonu. Po po­
koju toruńskim komtur Pasłęka. Po śmierci wuja w 1467 r.
objął namiestnictwo w zakonie. Unikał zwołania kapituły
i wyborów nowego mistrza — czekał na stanowisko króla
polskiego. Naciskany przez Kazimierza Jagiellończyka,
zwołał kapitułę generalną, która 17 października 1469 r.
wybrała go mistrzem. 1 grudnia złożył hołd lenny przed
królem polskim. W drodze powrotnej do Prus zachorował
i zmarł 2 stycznia 1470 r.

Biogramy opracowano na podstawie: Karol Górski, Zakon krzyżacki a po­


wstanie państwa pruskiego, Wrocław 1977, Wikipedia: http://pl.wikipedia.
org/wiki/ nazwisko kolejnego mistrza.
ANEKS NR 4. BIOGRAMY NIEKTÓRYCH POSTACI
ZWIĄZANYCH Z WOJNĄ TRZYNASTOLETNIĄ

KAZIMIERZ IV JAGIELLOŃCZYK

Urodzony 30 września 1427 r. Trzeci, najmłodszy syn króla


Władysława Jagiełły i królowej Sońki (Zofii). Wielki książę
litewski (1440), król Polski (1447). Wybrany przez bojarów
litewskich wielkim księciem, nie czuł się początkowo związany
■ '•‘lik

z Polską. Po śmierci pod Warną w 1444 r. jego starszego brata


Władysława powołany w kwietniu 1445 r. na tron Polski. Spór
na temat warunków objęcia tronu (przy wrócenie jedności Polski
i Litwy zgodnie z treścią unii grodzieńskiej z 1432 r., podpo­
rządkowanie się nowego króla możnowładcom małopolskim)
zakończony zwycięstwem młodego władcy. Koronowany 25
czerwca 1447 r. Wbrew opinii części rady królestwa i możnych
małopolskich wydał w 1454 r. wojnę zakonowi krzyżackiemu
i dokonał inkorporacji Prus. Wojna, prowadzona początkowo
nieudolnie, po prawie trzynastu latach tylko dzięki jego uporowi
zakończyła się zwycięsko. Kazimierz okazał się bardzo słabym
i niedoświadczonym wodzem, dlatego, po nieudanym dowo­
dzeniu w bitwie pod Chojnicami, oddał dowództwo innym.
W wyniku wojny przyłączył do Polski Pomorze Gdańskie,
ziemię michałowską i chełmińską, Warmię i część Powiśla.
Dążył do osadzenia swych synów na tronach Europy —
udało mu się tylko wywalczyć dla najstarszego syna Wła­
dysława trony Czech i Węgier. W polityce wewnętrznej
popierał szlachtę w jej walce z mieszczaństwem. Za jego
panowania ukształtowały się w Polsce zręby parlamen­
taryzmu szlacheckiego. Miał sześciu synów i siedem có­
rek. Z sześciu synów czterech zasiadało na tronie, w tym
trzech było królami Polski. Jako władca oceniany różnie —
chwalony za rozkwit gospodarczy i kulturalny, uzyskanie
pozycji mocarstwowej, doskonałą politykę dynastyczną.
Zarzuca mu się niedokończenie reformy skarbu państwa, nie
stworzył też armii stałej, co wpłynęło negatywnie na utrzymanie
niektórych zdobyczy (utracono hegemonię na wschodzie na
rzecz Moskwy, stracono także zwierzchnictwo nad Mołdawią).
Zmarł 4 marca 1484 r.

PIOTR DUNIN Z PRAWKOWIC

Polityk i dowódca wojskowy. Urodzony około 1415 r. w Praw-


kowicach. W latach 1456-1479 burgrabia krakowski, w latach
1460-1477 podkomorzy sandomierski, 1472-1484 starosta
łęczycki, 1478-1484 starosta malborski i od 1481 r. do śmierci
wojewoda brzeski kujawski. W czasie wojny trzynastoletniej
hetman wojsk zaciężnych w latach 1461-1466, w latach
1459-1463 marszałek nadworny koronny, naczelny dowódca
wojsk do 1466 r. W 1462 r. oswobodził z oblężenia katedrę we
Fromborku. Zwycięzca w bitwie z krzyżackimi najemnikami
pod Świecinem 17 września 1462 r. W 1464 r. zdobył Gniew
i Nowe (obecnie Nowe Miasto Lubawskie). Przyjmował kapitu­
lację Chojnic w 1466 r. W1472 r. dowódca nieudanej wyprawy
na Węgry, mającej na celu osadzenie na tronie węgierskim
polskiego królewicza Kazimierza Jagiellończyka (późniejszego
świętego). W latach 1477-1478 dowodził wojskami polskimi
przeciwko zbuntowanemu biskupowi warmińskiemu Tunge-
nowi (wojna popia). Zmarł po 19 lutego 1484 r.

PAWEŁ JASIEŃSKI

Polityk i wojskowy polski. Data urodzin nieznana. W wojnie


trzynastoletniej odznaczył się w bitwie pod Swiecinem.


W latach 1465-1466 w niewoli krzyżackiej. W 1469 r.
walczył z Tatarami na Podolu. W 1471 r. wprowadził na
tron czeski polskiego królewicza Władysława. Nie powiodła
się podobna próba (wespół z Piotrem Duninem) osadzenia
w 1472 r. królewicza Kazimierza na tronie Węgier. W 1473 r.
marszałek nadworny królewski, dowodził wojskami w czasie
/

wojny z królem Węgier Maciejem Korwinem na Śląsku.


W 1476 r. dowodził wojskami polskimi, udzielając pomocy
lennej Mołdawii w wojnie z Turcją. Zmarł w 1485 r.
RUDOLF ŻAGAŃSKI

Książę żagański z rodu Piastów. Urodzony około 1416 r. Syn


Jana I księcia żagańskiego, brat Baltazara, Jana II i Wacława,
książąt żagańskich. Współwładca (z pozostałymi braćmi)
w latach 1439-1449 księstwa żagańskiego, od 1449 r. rzą­
dzący wspólnie z bratem Baltazarem księstwem żagańskim
(bez Przewozu i Potoku — które jako wydzielone księstwo
otrzymali Jan II i Wacław) jako lennem króla Czech. Za­
miłowany w rzemiośle rycerskim, typ błędnego rycerza,
a jednocześnie kondotiera. W 1454 r., wbrew zakazowi
króla Czech Wacława Pogrobowca, zwerbował na Śląsku
dla zakonu krzyżackiego 1000 pieszych i 900 konnych
żołnierzy, których poprowadził na Pomorze, gdzie połączył
się w Świdwinie z Bernardem Szurnborskim, dowódcą
najemników z Łużyc, Moraw i Czech. Obaj wodzowie po­
dzielili się dowództwem, w tym także dowodzili wspólnie
w bitwie stoczonej z polskim pospolitym ruszeniem pod
Chojnicami. Zginął w pierwszej fazie bitwy, 18 września
1454 r., nie odegrawszy większej roli.

BERNARD SZUMBORSKI

Rycerz czeski — baron. Urodzony na Morawach (data nie­


ustalona, prawdopodobnie między 1410al415r.). Husyta
(odłam umiarkowany). Dowódca oddziałów najemników
s

z Czech, Moraw i Śląska. Uczestnik wojny trzynastoletniej.


W 1453 r. zwerbowany przez Związek Pruski, ale służby nie
podjął. W 1454 r. przeszedł na stronę zakonu krzyżackiego.
Dowódca (razem z Rudolfem żagańskim) armii najemników
zakonu w bitwie pod Chojnicami (1454 r.), w trakcie bitwy,
w pierwszej fazie, przejściowo w niewoli Polaków. W 1457 r.
w służbie zakonu opanował miasto Malbork i dowodził
oblężeniem zamku w Malborku. Dowodził całością sił na­
jemników w armii krzyżackiej. W 1459 r. oskarżył Oldrzycha
Czerwonkę przed królem Czech o zdradę. Po 1458 r. opanował
większą część ziemi chełmińskiej. Był jednym z dowódców
krzyżackiej wyprawy na Żuławy w 1463 r., podjętej w celu
połączenia się z flotą wielkiego mistrza. W tym samym ro­
ku, pod wpływem klęsk zakonu, ogłosił neutralność swych
wojsk w wojnie i za zgodą strony polskiej okupował część
ziemi chełmińskiej. W 1466 r. przeszedł na stronę polską,
niemniej jednak występował początkowo jako przedstawiciel
zakonu w rokowaniach pokojowych, ale traktat pokojowy
w Toruniu podpisał już jako pełnoprawna strona układu.
Zmarł w swoim majątku na Morawach w 1470 r.

OLDRZYCH (URLYK) CZERWONKA

Rycerz czeski (husyta). Data urodzin nieznana. W czasie


wojny trzynastoletniej początkowo dowódca najemników na
służbie zakonu. Dowodził wojskami w Malborku. W 1455 r.
przejął od zakonu w zastaw za długi (niepłacony żołd) zamek
i miasto Malbork z prawem do jego sprzedaży. W imieniu
grupy najemników (Czechów, Ślązaków i Łużyczan) roko-
wał z Polską. W 1457 r. sprzedał stronie polskiej Malbork,
Tczew i Iławę za 190 000 florenów węgierskich. W nagrodę
za przejście na stronę polską otrzymał trzy starostwa, został
pierwszym polskim starostą w Malborku. W latach 1457-1458
obronił przed Krzyżakami zamek w Malborku. Później
dowodził oddziałami najemników w służbie polskiej w Go-
lubiu i Kowalewie. Oskarżony przez Szumborskiego, został
w 1460 r. skazany przez króla Czech Jerzego z Podiebradów
na karę więzienia za zdradę sprawy krzyżackiej i złamanie
zasad rycerskich. Po upływie dwu lat zwolniony na prośbę
króla Kazimierza Jagiellończyka z więzienia w Czechach,
wrócił w 1462 r. do służby w wojsku polskim. Brał między
innymi udział w oblężeniu Gniewa. Zmarł w 1465 r. (nie do­
czekał zwycięstwa w wojnie). Jego potomkowie dziedziczyli
po nim majątki na Pomorzu i w ziemi chełmińskiej.
Biogramy opracowano na podstawie: Mała encyklopedia wojskowa,
1.1-3, Warszawa 1967-1971, Encyklopedia wojskowa, i. 1-2,Warszawa
2007, Słownik władców polskich, Poznań 1999.
BIBLIOGRAFIA

ŹRÓDŁA
Jana Długosza kanonika krakowskiego dziejów polskich ksiąg
dwanaście, przekład Karola Mecherzyńskiego, bez roku
i miejsca wydania, t. 5, księga XII (w Polska Biblioteka In­
ternetowa — http://www.pbi.edu.pl).

ENCYKLOPEDIE, SŁOWNIKI, LEKSYKONY


Encyklopedia II wojny światowej, Warszawa 1975.
Encyklopedia wojskowa, Warszawa 2007.
Mała encyklopedia wojskowa, Warszawa 1967-1971.
Słownik władców polskich, Poznań 1999.
K w a ś n i e w i c z W., Leksykon broni białej i miotającej, War­
szawa 2003.
K w a ś n i e w i c z W., 1000 słów o broni białej i uzbrojeniu
ochronnym, Warszawa 1981.
N a d o 1 s k i A., Polska broń. Broń biała, Wrocław 1984.
*

T r ą b a M., B i e l s k i L., Poczet królów i książąt polskich,


Bielsko-Biała 2003.

OPRACOWANIA
A l e x a n d r o w i c z S . , O l e j n i k K., Charakterystyka polskie­
go teatru działań wojennych, „Studia i Materiały do Historii
Wojskowości” t. 26, Warszawa 1983.
B a r d a c h J . , L e ś n i o d o r s k i B., P i e t r z a k M.,
Historia ustroju i prawa polskiego, Warszawa 1997.
B i s k u p M., Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim
1454-1466, Warszawa 1967.
B i s k u p M., Wojna trzynastoletnia, Kraków 1990.
B i s k u p M., Zjednoczenie Pomorza Wschodniego z Polską
w połowie XV wieku, Warszawa 1959.
B i s k u p M . , L a b u d a G., Dzieje zakonu krzyżackiego w Pru­
sach, Gdańsk 1988.
Bitwa pod Chojnicami 18 IX 1454 r. w tradycji historycznej
i regionalnej, praca zbiorowa pod redakcją Jacka Knopka
i Bogdana Kufla, Chojnice 2004.
B o c h e n e k R., Od muru chińskiego do linii Maginota, War­
szawa 1964.
B o g u c k a M., Kazimierz Jagiellończyk, Warszawa 1978.
C i e s i e l s k a K., W zasięgu krzyżackiego miecza, Warszawa
1963.
D e r d ej P., Koronowo 1410, Warszawa 2004.
D y s k a n t J.W., Zatoka Świeża 1463, Warszawa 1987.
G ó r s k i K., Zakon Krzyżacki a powstanie państwa pruskiego,
Wrocław 1977.
G ó r s k i K., Wojna trzynastoletnia (1454-1466), „Przegląd
Zachodni” 1954, nr 7/8.
Historia Polski, praca zbiorowa pod red. Tadeusza Manteuffla,
Warszawa 1957, t. l,cz. I.
J a s i e n i c a P., Polska Piastów, Polska Jagiellonów, Warszawa
1986.
K o c z o r o w s k i E., Pogrom krzyżackiej armady, Warszawa
2003.
K o s i a r z E., Bitwy na Bałtyku, Warszawa 1978.
K u c z y ń s k i S., Wielka wojna z Zakonem Krzyżackim w latach
1409-1411, Warszawa 1987.
K u k i e ł M., Zarys historii wojskowości w Polsce, Wydawnictwo
PULS, bez miejsca i roku wyd.
Lata wojny trzynastoletniej w „Rocznikach, czyli Kronikach”
inaczej „Historii Polskiej ” Jana Długosza (1454-1466), praca
zbiorowa pod red. Stefana M. Kuczyńskiego, Łódź 1964.
L e ś n i o w s k i H., N o w a k o w s k i A., Sekrety Krzyżaków,
Poznań 1992.
M i c h a ł e k A., Wyprawy krzyżowe — Husyci, Warszawa 2004.
N a d o 1 s k i K., Broń i strój rycerstwa polskiego w średniowieczu,
Wrocław 1979.
N a d o 1 s k i A., Grunwald 1410, Warszawa 1993.
N a d o 1 s k i A., D a n k o w a J., Uwagi o składzie i uzbro­
jeniu polskiej jazdy rycerskiej w latach 1350-1450, „Studia
i Materiały do Historii Wojskowości”, 126, Wrocław 1983.
N o w a k T., W i m m e r J., Historia oręża polskiego 963-1795,
Warszawa 1981.
N o w a k T., Wojna trzynastoletnia 1454-1466, Warszawa
1974.
N o w a k o w s k i A., O wojskach Zakonu Szpitala Najświętszej
Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie zwanego
Krzyżackim, Olsztyn 1988.
P l e w c z y ń s k i M., Daj nam Boże sto lat wojen, Warszawa
1997.
Polskie tradycje wojskowe, praca zbiorowa, pod red. Janusza
Sikorskiego, Warszawa 1990.
P o t k o w s k i E., Zakony rycerskie, Warszawa 1995.
Ty s z k i e w i c z J., M o r a w s k i K., Krzyżacy, Warszawa
1973.
Ś1 i w i c k i A., Ś 1 i w i c k a M., W e n d t W., Plan odnowy wsi
Świecino, Świecino 2006 (z archiwum gminy Krokowa).
y

U r b a n W., Średniowieczni najemnicy, Warszawa 2008.


W i m m e r J., Historia piechoty polskiej do roku 1864, War­
szawa 1978.
V e t u l a n i A., Walka Polski w wiekach średnich o dostęp do
Bałtyku, Warszawa 1954.
Z a j ą c z k o w s k i M.S., Udział ludności wiejskiej w polskiej
wojskowości do połowy XV stulecia, „Studia i Materiały do
Historii Wojskowości”,!. 27, Wrocław 1984.
Zakon Krzyżacki a Polska w średniowieczu, praca zbiorowa pod
red. Mariana Biskupa, Poznan 1987.
Zarys dziejów wojskowości polskiej do roku 1864, praca zbiorowa
pod red. Janusza Sikorskiego, t. 1 do roku 1648, Warszawa
1965.
Ż e r o m s k i S., Wiatr od morza. Wisła. Międzymorze Warszawa
,

«
1957.
Z y g u l s k i Z., Broń w dawnej Polsce, Warszawa 1975.
Bitwa pod Chojnicami 18 września 1454 r.
I faza

1 - Armia „krzyżowców” zajmuje stanowiska i czeka na polski


atak.
2 - Polskie hufce pospolitego ruszenia bez rozkazu przechodzą
groblę i ustawiają się do bitwy.
3 - Król i zaciężni zmuszeni są przeprawić się i dołączyć do huf­
ców pospolitego ruszenia.
Bitwa pod Chojnicami 18 września 1454 r.
II faza

4 - Potężne uderzenie całej polskiej kawalerii rozbija całkowicie


kawalerię „krzyżowców”, która nie ścigana przez przeciwnika
ucieka na wszystkie strony. Większość ucieka w stronę wyj­
ścia z lasu, gdzie w spokoju ponownie się formuje (6).
5 - Polska kawaleria atakuje tabor, który broni się bardzo sku­
tecznie.
7 - Część rycerzy z hufca pilnującego Chojnic samowolnie
opuszcza swoje stanowiska i dołącza do bitwy.
Bitwa pod Chojnicami 18 września 1454 r.
III faza

8 - Zaskakujący atak ponownie zebranej kawalerii „krzyżow­


ców”. Zaskoczeni Polacy wycofują się, ale stawiają jeszcze
opór (10).
9 - D o ataku przystępują również ci kawalerzyści, którzy
umknęli do obozu. Ogień artylerii z obozu dalej masakruje
ściśnione szeregi Polaków.
11 - Oddział von Plauena rozbija osłonowy hufiec polski, po
czym podpala obozy. Ogólna panika i ucieczka obozowej
czeladzi.
12 - Widok płonącego obozu wywołuje powszechną panikę po­
spolitego ruszenia. W ucieczce ratują oni hufiec króla i za-
ciężnych, którzy przy moście organizują obronę.
13 - Powszechna ucieczka Polaków. „Krzyżowcy” atakują ucie­
kających, przyczyniając się do kompletnego pogromu.
Bitwa pod Świecinem 17 września 1462 r.
%

I faza

1 - Wielogodzinne wyrównane starcie kawalerii.


2 - Pod naporem Niemców kawaleria cofa się aż pod swój obóz
(manewr zamierzony).
3- Ścigający ich Niemcy odsłaniają swoje skrzydło pod ostrzał
polskiej piechoty. Salwa z ich kusz powoduje paniczną
ucieczkę niemieckiej kawalerii.
Bitwa pod Świecinem 17 września 1462 r.
11 faza

4 - Niemiecki głównodowodzący ponownie wyprowadza własną,


znacznie już osłabioną kawalerię, lecz jej szarża załamuje
się pod wpływem ataku polskiej kawalerii oraz bocznego
ostrzału piechoty (5).
6 - Ścigający niemiecką kawalerię jeźdźcy polscy niszczą ją nie­
mal całkowicie na poczynionych przez nich samych zawa­
łach.
7 - Polska piechota szturmuje obóz niemiecki, który początkowo
broni się z powodzeniem.
8 - Powtórny atak na obóz prowadzony zarówno przez piechotę
jak i kawalerię, która powróciła z pościgu, kończy się jego
zdobyciem i masakrą broniącej się piechoty.
9 - Na polanie pojawiają się Pomorzanie, lecz na widok klęski
Niemców zawracają ścigani przez Polaków.
SPIS TREŚCI

Wstęp...........................................................................................7
Zakon krzyżacki w Prusach, dzieje stosunków zakonu
z Polską................................................................................10
Wojny polsko-krzyżackie do wybuchu wojny
trzynastoletniej.................................................................... 40
Wojna trzynastoletnia — Przyczyny wojny.
Wojska obu stron.................................................................51
Pierwsza bitwa pod Chojnicami — 1454 r............................... 69
Przedłużająca się wojna.......................................................... 110
Piotr Dunin i jego nowa armia................................................ 140
Świecino — 17 września 1462 r............................................. 153
Działania wojenne i rokowania pokojowe od 1463 r.
do końca wojny................................................................. 175
Zakończenie............................................................................ 201
Aneksy.....................................................................................205
Bibliografia..............................................................................214

Vous aimerez peut-être aussi