Vous êtes sur la page 1sur 325

HISTORYCZNE BITWY

PAWEŁ KORZENIOWSKI
FLANDRIA 1940

BELLONA
WARSZAWA
WSTĘP

W maju 1940 r. ruszyła niemiecka ofensywa, skierowana


przeciwko krajom Beneluksu oraz Francji. W ciągu trzech ty­
godni siły Wehrmachtu zmusiły do kapitulacji wojska holen­
derskie i belgijskie oraz zniszczyły francusko-brytyjskie zgru­
powanie w północno-wschodniej Francji. Było to największe
zwycięstwo niemieckie w czasie II wojny światowej, które
diametralnie zmieniło sytuację strategiczną w Europie.
Na początku maja III Rzesza była w stanie wojny z Fran­
cją i Wielką Brytanią, krajami o dużej liczbie ludności dys­
ponującymi ogromnym zapleczem gospodarczym. W Skan­
dynawii niemieckie oddziały toczyły zacięty bój o Narvik
i szala zwycięstwa przechylała się na korzyść sprzymierzo­
nych. Na wschodzie Związek Radziecki, formalny sojusznik
Berlina, czekał na okazję, by zaatakować. Kilka tygodni póź­
niej Francja, uważana dotąd za największą potęgę lądową
na starym kontynencie, musiała prosić o zawieszenie broni.
Belgia i Holandia znalazły się pod okupacją, a wojska alianc­
kie pospiesznie ewakuowały się z Norwegii. Biytyjczycy co
prawda uratowali większość swoich żołnierzy z plaż wokół
Dunkierki, ale nie było to już wojsko, lecz bezładny tłum
uciekinierów, którzy porzucili nawet hełmy i plecaki.
W kolejnych latach niemiecka armia odnosiła wie­
le sukcesów, które być może w liczbach bezwzględnych
można porównać do bitwy flandryjskiej, ale nie mogły się
z nią równać, jeżeli chodzi o skutki strategiczne. Nie bę­
dzie przesadą stwierdzenie, że właśnie na polach Flandrii
niemieccy żołnierze podporządkowali sobie Europę. W po­
łowie 1940 r. jedynie Wielka Brytania ze swoimi dominia­
mi wciąż pozostawała wrogiem III Rzeszy. Wszyscy inni
przeciwnicy zostali pokonani lub zastraszeni.
Książka ta przedstawia przygotowania oraz przebieg
wydarzeń, które zyskały miano bitwy o Flandrię. W pierw­
szym rozdziale czytelnik będzie mógł zapoznać się z tłem
geopolitycznym i sytuacją strategiczną na początku II woj­
ny światowej. Rozdział drugi zawiera charakterystykę ar­
mii poszczególnych państw, biorących udział w kampanii
zachodniej 1940 r. W rozdziale trzecim omówiono plany
operacyjne i strategiczne poszczególnych stron konfliktu.
Wreszcie rozdział czwarty obejmuje opis wydarzeń rozgry­
wających się pomiędzy 10 maja a 4 czerwca 1940 r.
Określenie „bitwa flandryjska” nazywa nie jedno star­
cie, ale wiele operacji i bitew. Aby ułatwić Czytelnikowi
orientację w wydarzeniach, narracja została podzielona pod
względem problemowo-chronologicznym. Wyodrębniono
w osobnych podrozdziałach te operacje, które rozgrywały
się niejako autonomicznie — a więc osobno omówiono
podbój Holandii, walki w centralnej Belgii, forsowanie
Ardenów i Mozy, marsz niemieckich dywizji pancernych
ku morzu, zamykanie „kotła” wokół sił alianckich i wresz­
cie ewakuację z Dunkierki. W opisywanych wydarzeniach
wzięły udział setki dywizji, toteż nie było możliwe dokład­
ne przedstawienie tutaj walk każdej. Pokazano najważniej­
sze działania, które miały decydujący wpływ na ostateczny
wynik operacji. Szczegółowe informacje dotyczące wielu
epizodów wspomnianych w książce czytelnik znajdzie w li­
teraturze zamieszczonej w bibliografii.
Mam nadzieję, że lektura tej książki zwiększy grono
czytelników pasjonujących się militarną historią II wojny
światowej.
W tym miejscu chciałbym podziękować wszystkim,
dzięki którym było możliwe powstanie tej pracy. Serdeczne
podziękowania składam więc najpierw mojemu Mistrzowi,
prof. Andrzejowi Olejce, który nieustannie odkrywa przede
mną arkana historii militarnej. Ponadto dziękuję moim
przyjaciołom, Marcinowi i Marzenie, którzy, jak zawsze,
mnie wspierali. Szczególne podziękowania należą się jed­
nak mojej narzeczonej Bożenie — zwłaszcza za cierpliwość
i wyrozumiałość w trakcie prac nad moimi publikacjami.
DROGA DO KLĘSKI

NIM PADŁY STRZAŁY

Gdy 1 września 1939 r. niemiecki Wehrmacht prze­


kraczał granicę Rzeczypospolitej Poskiej, Francja stanęła
przed koniecznością wypełnienia zobowiązań sojuszni­
czych wobec swojego wschodniego partnera — zobowią­
zań nie zawsze akceptowanych przez społeczeństwo, które
nie chciało „umierać za Gdańsk”. Również politycy i woj­
skowi francuscy nie pałali chęcią aktywnego angażowa­
nia się w otwarty konflikt z Niemcami. Tym niemniej już
3 września przed południem Wielka Brytania oraz Francja
wypowiedziały wojnę III Rzeszy. Wydawać by się mogło,
że wkrótce nastąpi mobilizacja francuskich sił zbrojnych
i atak na tyły sił niemieckich zaangażowanych w Polsce.
Takie oczekiwania miał zarówno polski rząd i kierownic­
two wojskowe, jak i całe społeczeństwo. Wyrazem tych
nadziei była olbrzymia demonstracja poparcia, jaka odbyła
się w Warszawie pod ambasadami obu sojuszników jeszcze
tego samego dnia.
Początkowo wszystko wskazywało na to, że oczekiwa­
nia Polaków się spełnią. We Francji mobilizację ogłoszo­
no 2 września. Przebiegała ona bez większych zakłóceń.
Spodziewano się, że wkrótce nastąpi uderzenie na granicy
francusko-niemieckiej, które zmusi niemieckie Naczel­
ne Dowództwo do wycofania znacznej liczby jednostek
z frontu wschodniego, dając Wojsku Polskiemu szansę na
ustabilizowanie frontu. Dni mijały, a polscy żołnierze nie
odczuwali zmniejszającego się nacisku ze strony nieprzy­
jaciela, ale wciąż wierzyli, że wystarczy wytrwać jeszcze
kilka dni, kilka godzin, a w końcu Niemcy będą musieli
skupić jak największe siły, aby odeprzeć ofensywę alian­
tów: przecież mając większość sił zaangażowanych nad
Wisłą, nie mogli przeciwstawić się potędze francuskiej ar-
mii, najpotężniejszej w Europie. Ale atak wciąż nie nastę­
pował. Zapewne Francuzi skupiają jak największe siły, aby
od razu uderzyć z pełną mocą — tłumaczyli sobie zarówno
polscy generałowie, jak i szeregowi żołnierze. Czy można
wymarzyć sobie lepszą sytuację, niż mieć skoncentrowane
wszystkie siły, a przeciwnika zaangażowanego na innym
froncie? Francuzi muszą uderzyć! Przecież jeśli nie teraz,
to kiedy? Jeżeli Polska upadnie, Oberkommando der Wehr­
macht skupi wszystkie siły na granicy zachodniej i szansa
na szybki sukces i zakończenie wojny jednym uderzeniem
bezpowrotnie minie. Przecież decydenci w Paryżu nie są
głupi! Nie mogą zmarnować takiej okazji! Tak przynaj­
mniej sądzono w Polsce.
Nieco ponad dwa tygodnie od momentu wybuchu
wojny do walki włączyły się kolejne siły; nie byli do jed­
nak Francuzi, ale Rosjanie. 17 września 1939 r. Armia
Czerwona przekroczyła granicę Rzeczypospolitej, by
jej oddziały „wzięły pod obronę życie i mienie ludności
zachodniej Ukrainy i zachodniej Białorusi”1. W tym mo­
mencie okazało się, że wszelkie nadzieje na powstrzyma­
nie postępów Wehrmachtu straciły rację bytu. Pozostało
jedynie dążenie do ewakuacji poza granice jak najwięk-

1 Nota rządu ZSRR do rządu Rzeczypospolitej Polskiej z 17 wrze­


śnia 1939 r. (nieprzyjęta przez ambasadora RP w Moskwie Wacława
Grzybowskiego).
szej liczby żołnierzy, by móc kontynuować walkę na
obczyźnie.
Dlaczego wojska francuskie nie wykorzystały sytuacji,
jaka powstała we wrześniu 1939 r.? Dlaczego zamiast
zrealizować zobowiązania wynikające z traktatów sojusz­
niczych zdecydowano się skupić na zapewnieniu obrony
własnych granic, poświęcając z premedytacją sojusznika?
Odpowiedź na te pytania nie jest prosta. Aby móc wyjaśnić,
co skłoniło rząd i dowództwo francuskie do takiego dzia­
łania, należy cofnąć się dwie dekady wstecz.
Francja kończyła I wojnę światową jako zwycięzca.
Udało się jej powstrzymać wojska kajzerowskich Nie­
miec, odzyskać Alzację i Lotaryngię, doprowadzić do
ograniczenia niemieckich sił zbrojnych do poziomu, który
uniemożliwiał podjęcie jakichkolwiek działań zaczepnych.
Ponadto nawiązano sojusze z państwami Europy Środko­
wej — Polską i Czechosłowacją — zapewniając sobie do­
datkowe wsparcie w razie ewentualnego konfliktu. Armia
francuska uznana została za najsilniejszą w Europie; na niej
wzorowały się siły zbrojne większości państw kontynen­
tu. Francja uzyskała więc dominującą pozycję w tej części
globu. Ale w Paiyżu, Grenoble, Montpellier, Bordeaux oraz
innych francuskich miejscowościach nie było radości, bo­
wiem sukces udało się osiągnąć niewyobrażalnym kosztem.
Zginęło blisko 1,4 min żołnierzy w błękitnych mundurach,
trzykrotnie więcej zostało rannych. Biorąc pod uwagę fakt,
iż w momencie wybuchu I wojny światowej kontynentalna
Francja zamieszkana była przez niemal 40 min ludzi, okaże
się, że poszkodowany został co siódmy mieszkaniec kraju.
Ponadto w wyniku działań wojennych zniszczone zostały
znaczne obszary północno-wschodniej Francji.
Ta istna hekatomba wywarła ogromny wpływ na spo­
łeczeństwo francuskie. Powszechne stało się dążenie do
zabezpieczenia narodu przed kolejną tego typu tragedią.
Miało temu służyć wspomniane już rozbrojenie Niemiec
oraz nawiązanie sojuszy z państwami Europy Środkowej.
W latach dwudziestych, gdy żył jeszcze marsz. Ferdynand
Foch, zapewnić pokój Francji miała gotowość do interwen­
cji zbrojnej w wypadku wzrostu zagrożenia ze strony Nie­
miec. Ówczesna doktryna francuska zakładała prowadzenie
działań ofensywnych, dążenie do jak najszybszego poko­
nania przeciwnika przy wykorzystaniu przewagi liczebnej
i materialnej. Było to więc nawiązanie do ostatniego okresu
Wielkiej Wojny, kiedy to dzięki m.in. czołgom udało się
przywrócić manewrowość na polach walki.
Niestety, gdy zabrakło tego przenikliwego człowieka,
we Francji w coraz większym stopniu odzywać się zaczęły
postulaty o zabezpieczeniu obszaru francuskiego w sposób
bardziej bezpośredni. Symptomy takiego myślenia były
już widoczne na konferencji w szwajcarskim miasteczku
Locarno, gdzie Niemcy z jednej strony, a Francja i Belgia
z drugiej, gwarantowały nienaruszalność własnych granic.
Francuzi nie uczynili nic, by postanowienia konferencji
rozciągnąć na swoich wschodnich sojuszników. Była to
zapowiedź zgubnej polityki Paryża.
Najbardziej widoczny i znany symptom takiego my­
ślenia Francuzów stanowiła budowa tzw. Linii Maginota,
będącej systemem fortyfikacji na granicy francusko-nie-
mieckiej2. Sam fakt budowy umocnień granicznych nie
stanowił niczego dziwnego w tym czasie ani tym bardziej

2Linia Maginota, nazwana tak od nazwiska ministra obrony. Andrć


Maginota, stanowiła system fortyfikacji na granicy z Niemcami i Luk­
semburgiem. Była budowana w latach 1929-1940. Prace związane z jej
budową nie zostały zakończone (J .E. K a u f m a n 11, H AV.Kaufmann,
Linia Maginota. Nie przejdzie nikt. Warszawa 2002. s. 87). Początkowo
miała zapewniać obronę tylko od strony Niemiec, ale z czasem podjęto
działania mające na celu jej przedłużenie także wzdłuż granicy z Belgią.
Francuzi budowali także umocnienia na granicy z Włochami,zwane często
..Linią Alp" lub „Małą Linią Maginota”. W ramach planu rozbudowy
fortyfikacji zbudowano na Korsyce system dzieł obronnych, mających
stworzyć z wyspy „niezatapialny lotniskowiec”. Miały one zapewnić
niepokojącego. Analogicznie postępowano wówczas w wie­
lu państwach, nie tylko zresztą w Europie. Umocnienia
na granicy dawały wiele korzyści: chroniły przed niespo­
dziewanym atakiem, dawały dogodne warunki do obrony
w czasie wojny i osłonę mobilizacji. Bardzo trafną ocenę
tego systemu umocnień przedstawił Franciszek Skibiński,
pisząc:

Osobiście jestem zdania, że była ona [Linia Magino­


ta] wysoce przydatną inwestycją militarną, pod jednym
wszelako warunkiem: wykorzystania jej jako kurtyny, po­
zwalającej na spełnienie zasady ekonomii sił, tzn. skon­
centrowania na jej północnym zapleczu potężnej masy
manewrowej do uderzenia w skrzydło nacierających
Niemców3.

Początkowo istotnie taką rolę miała pełnić — pozwolić


na zmobilizowanie wszystkich sił, które miały następnie
uderzyć na przeciwnika; ale z czasem w świadomości za­
równo polityków, jak i wojskowych zaczęła być postrzega­
na niejako element pomocniczy w działaniach wojennych,
ale kluczowy czynnik bezpieczeństwa Francji. Pojawił się
złowieszczy „duch Linii Maginota”, który z każdym rokiem
coraz bardziej paraliżował wszystkich nad Sekwaną.
Na efekty nie trzeba było długo czekać. Dojście do wła­
dzy Adolfa Hitlera, a wraz z tym coraz większe zbrojenia
III Rzeszy, prowadziły do wzrostu zagrożenia w Europie.
Francuzi, zamiast ostro zareagować na łamanie postano­
wień traktatu wersalskiego, ograniczali się do protestów dy­
plomatycznych, za którymi nie stały realne działania. Tak
było zarówno w przypadku wprowadzenia w Niemczech

ochronę przede wszystkim w wypadku konfliktu z Włochami (W. A11 -


c o r n .Maginot line 1928-1945, Oxford 2003, s. 10—42).
3 F. S k i b i ń s k i . Wojska pancerne w II wojnie światowej. Część I,

„Wojskowy Przegląd Historyczny” 1974. nr 3, s. 162.


powszechnej służby wojskowej w marcu 1935 r., jak i wkro­
czenia niemieckich oddziałów do Nadrenii rok później.
To tylko zachęciło Hitlera do dalszych działań. Trzeba
jednocześnie przyznać, że kanclerz Rzeszy bardzo umie­
jętnie rozgrywał swoje działania: z jednej strony mówił
o równouprawnieniu Niemiec w Europie, z drugiej zaś —
zapewniał, że nie chce rewidować granic. Potwierdzały to
np. umowy o nieagresji podpisywane z sąsiadami, w tym
z Polską, jak ta podpisana w Berlinie w 1934 r. Tego typu
działania uspokajały polityków, z których tylko niewielu
zdawało sobie sprawę, że to działania pozorne. Dało to nie­
mieckiemu przywódcy czas na umocnienie swojej pozycji
w państwie oraz rozbudowę sił zbrojnych.
O prawdziwych zamiarach rządu niemieckiego Euro­
pa przekonała się w marcu 1938 r., kiedy to niemieckie
wojska wkroczyły do Austrii i dokonały Anschlussu tego
państwa do Rzeszy. Kolejny raz Europa nie zareagowała.
Paradoksalnie, najdłużej i najmocniej niepodległości Au­
strii broniły Włochy Mussoliniego, który chciał mieć w III
Rzeszy sojusznika, ale niekoniecznie sąsiada. Natomiast
w Paryżu i Londynie bezradnie rozkładano ręce. Premier
Wielkiej Brytanii powiedział w Izbie Gmin, że na politykę
faktów dokonanych nie można było nic poradzić bez użycia
siły. Pośrednio wskazywało to, że największe mocarstwa
na kontynencie tej siły użyć nie chcą — lub, co gorsza, nie
są w stanie.
Zamiast tego wszyscy zaczęli bagatelizować to wyda­
rzenie. Przecież Austriacy witali żołnierzy okrzykami ra­
dości, w plebiscycie w przygniatającej większości poparli
włączenie Austrii do Wielkich Niemiec! Przecież mówią
tym samym językiem co Niemcy! To nie podbój, ale zjed­
noczenie — dlaczego mamy przeciwko temu protestować?
Podawano nawet przykłady z przeszłości: unia Polski i Li­
twy (sic!) czy zjednoczenie Szkocji i Anglii w ramach Wiel­
kiej Brytanii niczym się przecież nie różniły.
Hitler, niczym doskonały drapieżnik, od razu wyczuł
słabość swoich oponentów. Podczas gdy w Europie zakła­
dano, że aneksja południowego sąsiada zaspokoi żądania
kanclerza, on już planował kolejny ruch. Przecież poza gra­
nicami Rzeszy pozostało ponad 3 miliony Niemców, „cie­
miężonych” przez rząd czechosłowacki!4. Rząd w Berlinie
wyszedł naprzeciwko „prośbie” Konrada Henleina, przy­
wódcy Niemców Sudeckich, i zażądał przyłączenia Kraju
Sudeckiego do Rzeszy. Argumenty wysuwane przez Hitlera
znowu wydawały się bezsporne: obszar ten zamieszkany
był w 85% przez Niemców, którzy domagali się możliwości
wyboru przynależności państwowej.
Niemieckiemu kanclerzowi w jego roszczeniach udało się
uzyskać poparcie Węgier. Państwo to po I wojnie światowej
utraciło ok. 2/3 swego terytorium i robiło wszystko, by pod­
ważyć wersalski porządek w Europie5. Szczególnie zależało
mu na obszarze Słowacji, której w ogóle odmawiano odręb­
ności, traktując ją jako historyczną część państwa węgier­
skiego. W Budapeszcie obszar Słowacji określano mianem
Górnych Węgier. Z tego względu, gdy III Rzesza zaczęła
zgłaszać roszczenia względem Pragi, Węgrzy je poparli,
wysuwając jednocześnie własne postulaty. Niemcy uzyskali
także poparcie ze strony innego państwa — Polski.
Wydawać by się mogło, że Polska i Czechosłowacja po­
winny być sojusznikami. Zarówno Warszawie, jak i Pradze

4 W 1932 r., według oficjalnych danych, w granicach Czechosłowacji


mieszkało 3,3 min. Niemców, co stanowiło 22,5% jej ludności (J. To­
m a s z e w s k i , Struktura narodowościowa Czechosłowacji 1918-1938
„Przegląd Historyczny” 1970, z. 4, s. 647; J.P. W i ś n i e w s k i , Armia
czechosłowacka w latach 1932-1938, Toruń 2001, s. 17).
5 Do 1918 r. Węgry wchodziły w skład państwa Habsburgów, zaś

po jego rozpadzie uzyskały samodzielność. Jednocześnie w traktacie


z Trianon musiały zrzec się znacznych obszarów, przede wszystkim na
rzecz Czechosłowacji, Rumunii oraz Królestwa Serbów, Chorwatów
i Słoweńców (późniejszej Jugosławii); zob. H. B a t o w s k i , Między
dwiema wojnami 1919-1939, Kraków 2001, s. 33-37.
zależało na utrzymaniu status quo w Europie. Ewentualne
roszczenia w stosunku do obu państw mogły wychodzić
przede wszystkim ze strony Niemiec, a więc istniał wspól­
ny mianownik w polityce z Berlinem. Co więcej, zarówno
Polska, jak i Czechosłowacja posiadały podpisane układy
wojskowe z Francją, istniały więc wystarczające przesłanki
do nawiązania sojuszu. W rzeczywistości nie dość, że nie
doszło do współpracy, to Polska otwarcie poparła działania
niemieckie skierowane przeciwko południowemu sąsiado­
wi. Dlaczego tak się stało? Przyczyn istniało wiele: poczu­
cie zdrady ze strony Czechosłowacji, która wykorzystała
krytyczną sytuację Polski w 1920 r., by przyłączyć Śląsk
Cieszyński, postrzeganie w Warszawie południowego są­
siada jako „państwa sezonowego”, a więc mało wartościo­
wego partnera, wreszcie chęć skierowania zainteresowania
Hitlera w rejony dalekie od własnych granic. Wszystkie te
czynniki doprowadziły do przyjęcia fatalnej w skutkach
strategii współdziałania z III Rzeszą przez polskiego mi­
nistra spraw zagranicznych, Józefa Becka6.
Z kolei w Paryżu i Londynie politykom zaczęły się
otwierać oczy. Zobaczyli, że Hitler chce nie tylko likwi­
dacji ograniczeń, jakie na Niemcy nałożył traktat wersal­
ski, ale dąży do dominacji na kontynencie. Po początko­
wym zaskoczeniu przyszło przerażenie. Zarówno premier
Francji Eduard Daladier, jak i Wielkiej Brytanii — Nevil­
le Chamberlain — zdawali sobie sprawę, że ich państwa
nie są przygotowane do wojny, a tylko siłą będzie można
powstrzymać zaborcze działania Berlina. Potrzebny był
czas na wzmocnienie armii. Co prawda w momencie coraz
szybszej rozbudowy potencjału niemieckiego także państwa

6 Polacy liczyli, że w wypadku rozpadu Czechosłowacji uda się nie


tylko odzyskać sporne obszary, ale także podporządkować sobie Słowację,
która musiałaby szukać oparcia, by chronić się przed roszczeniami wę­
gierskimi; zob. E. O r 1 of, Dyplomacja polska wobec sprawy słowackiej
w latach 1938-1939, Kraków 1980, s. 12-33.
zachodnie zaczęły powoli modernizować swe siły zbrojne,
lecz proces ten daleki był od zakończenia. Potrzeby był czas
i aby go zdobyć, oba rządy gotowe były na niemal wszyst­
ko. Łudzono się także, że być może po spełnieniu kolejnych
żądań Hitlera uda się uratować pokój, lecz faktycznie coraz
mniej na to liczono.
Aby zapewnić sobie czas na przygotowanie do konflik­
tu, zdecydowano się na rozmowy z Hitlerem, by odsunąć
w czasie groźbę wybuchu wojny. W tym celu spotkano się
w Monachium w gronie przywódców czterech mocarstw:
Francji, Wielkiej Brytanii, III Rzeszy oraz Włoch. Na roz­
mowy nie zaproszono przedstawicieli Czechosłowacji, choć
to o jej przyszłości toczyły się debaty. Podpisany 30 wrze­
śnia 1938 r. traktat monachijski przewidywał przyłącze­
nie do Niemiec spornych terenów, na które w dniach 1-10
października 1938 r. miały wkroczyć oddziały niemieckie.
Mimo że armia czechosłowacka została zmobilizowana,
w praktyce nie istniała żadna szansa na podjęcie skutecznej
obrony. Obszar Czech otoczony był z trzech, stron przez
obszary niemieckie, od strony Słowacji zagrażali Węgrzy,
również Polacy zgłaszali swoje pretensje. Co prawda Zwią­
zek Radziecki zgłaszał chęć pomocy, lecz wobec braku bez­
pośredniego połączenia lądowego między oboma państwa­
mi konieczna była zgoda Polski na przemarsz oddziałów
Armii Czerwonej. Tej oczywiście Warszawa udzielić nie
chciała.
W takiej sytuacji rząd w Pradze przyjął postanowienia
„dyktatu monachijskiego”. 2 października Polska wystoso­
wała ultimatum, domagając się odstąpienia Zaolzia. Żąda­
nia te zostały spełnione, co z kolei doprowadziło do irytacji
stronę niemiecką. Część niemieckiego korpusu oficerskiego
domagała się wręcz ukarania „krnąbrnych Polaków”, lecz
Hitler na razie studził te nastroje. Widząc postępowanie
Polaków, także Węgrzy upomnieli się o swoje. Przykład
Monachium stanowił precedens, który pozwolił na spełnie­
nie żądań Budapesztu. Mianowicie na początku listopada
1939 r. w Wiedniu spotkały się delegacje Niemiec, Włoch,
Węgier oraz Czechosłowacji. W wyniku tzw. „pierwszego
arbitrażu wiedeńskiego” w granicach państwa Madziarów
znalazły się południowe obszary Słowacji7.
Skutki Monachium były o wiele poważniejsze, niż się
to wydawało w stolicach zachodniej Europy. Zarówno Da-
ladier, jak i Chamberlain uważali, że udało im się znacznie
odsunąć w czasie wizję wojny. W praktyce było wręcz od­
wrotnie. Polityka appeasementu stosowana wobec Hitlera
tylko zachęcała go do dalszych żądań. 15 marca 1939 r.,
już bez oglądania się na nikogo, niemieckie oddziały wkro­
czyły do Pragi, tworząc Protektorat Czech i Moraw. W tym
samym czasie Słowacja proklamowała niepodległość, stając
się wkrótce satelitą III Rzeszy8. Pięć dni później Joachim
von Ribbentrop wystosował ustne ultimatum pod adresem
Litwy, żądając obszaru Kłajpedy (Memel). Widząc bier­
ność Europy w przypadku Czechosłowacji, rząd w Kownie
uległ.
Polityka ustępstw miała dać Francji czas na wzmocnie­
nie jej potencjału militarnego oraz odsunąć groźbę wojny
przez zaspokajanie żądań niemieckich. Rzeczywistość oka­
zała się zgoła inna. Przyłączając Austrię, niemiecka armia
zyskała przecież znaczne zasoby mobilizacyjne (ludzkie
i materiałowe), przejęto rozwinięty przemysł wojenny, zaś
z jednostek armii austriackiej sformowano dwie dywizje

7„Drugi arbitraż wiedeński” miał miejsce w sierpniu 1940 r. i w jego


wyniku do Węgier przyłączono północny Siedmiogród, a do Bułgarii
południową Dobrudżę, należące do tej pory do Rumunii.
8Niepodległość ogłosiła także Ruś Zakarpacka, tworząc tzw. Karpato-

-Ukrainę. Jej żywot był krótki, gdyż już 18 marca obszar ten został zajęty
po krótkiej walce przez armię węgierską. Wkrótce parlament węgierski
uchwalił przyłączenie Rusi Zakarpackiej do tego państwa. Wydarzenia
te doprowadziły do powstania bezpośredniego połączenia granicznego
pomiędzy Polską a Węgrami.
piechoty (44. DP i 45. DP), dwie elitarne dywizje górskie
(2. DGór. i 3. DGór.) oraz dywizję lekką (4. DLek.). Jeszcze
bardziej brzemienny w skutkach był upadek Czechosłowa­
cji. W rękach niemieckich znalazł się niezwykle silnie roz­
budowany przemysł zbrojeniowy, zajmujący jedno z czoło­
wych miejsc na świecie. Ponadto armia niemiecka zdobyła
znaczne zapasy uzbrojenia, w tym kilkaset nowoczesnych
czołgów, które pozwoliły rozbudować formacje pancerne
Wehrmachtu. Wraz z rozbiciem Czechosłowacji został za­
chwiany system sojuszy francuskich, który miał gwaran­
tować wsparcie w razie wojny z Niemcami. Jednocześnie
wzmocnieniu uległa pozycja międzynarodowa III Rzeszy,
która zacieśniła współpracę z Włochami oraz Węgrami.
Bez Czechosłowacji likwidacji uległa tzw. „Mała Ententa”,
skupiająca ponadto Rumunię i Jugosławię. Trzymała ona
„w szachu” rewizjonistyczne Węgry.
Podporządkowując sobie obszar Czech i Moraw oraz
wasalizując Słowację, Niemcy w praktyce okrążyli Polskę
z trzech stron, znacznie komplikując jej sytuację strategicz­
ną. Małe pocieszenie dla Warszawy stanowiło uzyskanie
granicy z przyjaznymi Węgrami.
Jak więc widać, konsekwencje układu monachijskiego
były niezwykle doniosłe. Zostało naruszone status quo, i to
na korzyść państw rewizjonistycznych 9.
Jeszcze pod koniec 1938 r. niemiecki minister spraw
zagranicznych zaproponował polskiemu ambasadorowi
w Berlinie, Józefowi Lipskiemu, przyłączenie się do paktu
antykomintemowskiego. Zgodnie z tą propozycją, Wolne
Miasto Gdańsk miało zostać wcielone do Rzeszy, zaś przez
polskie Pomorze przeprowadzona miała być eksterytorial­
na autostrada, łącząca Prusy Wschodnie z resztą państwa
niemieckiego. W zamian za te ustępstwa gwarantowano

9 J . B a s z k i e w i c z , Historia Francji, Wrocław-Kraków-Warszawa


1999, s. 533.
nienaruszalność polskiej granicy oraz ewentualne zyski
terytorialne na wschodzie. Propozycja ta stanowiła swego
rodzaju „badanie gruntu”, by sprawdzić, czy Polacy goto­
wi są iść na ustępstwa, podobnie jak to miało miejsce przy
rozbiorze Czechosłowacji. Można założyć, że w wypadku
zgody wkrótce wobec rządu polskiego wysunięto by dalsze
postulaty. Pamiętać należy, że na terenie Śląska, Pomorza czy
Wielkopolski zamieszkiwała znaczna mniejszość niemiecka
i trudno sobie wyobrazić, by Hitler pogodził się z pozosta­
wieniem jej poza granicami budowanej Wielkiej Rzeszy.
Politycy w Warszawie byli bardziej przenikliwi niż ci
w Paryżu czy Londynie i powiedzieli stanowcze NIE! Przy­
jęcie żądań stanowiłoby pierwszy krok na drodze do cał­
kowitego uzależnienia kraju i mogłoby sprowadzić Polskę
do roli analogicznej jak w przypadku Protektoratu Czech
i Moraw, a w najlepszym zaś razie zależnej od Berlina Sło­
wacji.
Nie tylko w Polsce zaczynano realnie oceniać zagroże­
nie. Wielka Brytania, której podstawę polityki zagranicz­
nej stanowiło utrzymanie równowagi w Europie, zaczęła
z coraz większym zaniepokojeniem patrzeć na wzrost siły
III Rzeszy. 31 marca 1939 r., będąc pod wrażeniem działań
niemieckich, o których była już mowa, rząd brytyjski ogło­
sił, że gwarantuje niepodległość państwa polskiego, oraz
że podobne stanowisko zajął rząd francuski. Co ciekawe,
gwarantowano Polsce niepodległość, nie wspominając ani
słowem o jej integralności terytorialnej. Nie chciano sobie
tym oświadczeniem zamykać możliwości ewentualnych
negocjacji. 6 kwietnia 1939 r. podczas wizyty polskiego
ministra spraw zagranicznych w Londynie podpisano ofi­
cjalnie deklarację o wzajemnych gwarancjach. Stała się ona
podstawą sojuszu podpisanego kilka miesięcy później10.

10 M . Z g ó r n i a k , Europa w przededniu wojny. Sytuacja militarna


w latach 1938-1939, Kraków 1993, s. 325-335.
Polsko-brytyjskie porozumienia stanowiły pretekst dla
Hitlera, by wypowiedzieć układ o nieagresji, jaki obowią­
zywał Niemcy i Polskę. Odpowiedzią było wystąpienie
Józefa Becka w sejmie, w którym oficjalnie poinformował
o niemieckich roszczeniach. To wówczas padły też słyn­
ne słowa, że „Polska od Bałtyku odepchnąć się nie da!”.
Wkrótce doszło także do odnowienia układu sojuszniczego
z Francją, czego wyrazem było podpisanie 19 maja 1939 r.
w Paryżu konwencji wojskowej.
Widać więc wyraźnie, że państwa zachodnie zmieniały
swoją politykę w stosunku do agresywnej polityki Hitle­
ra. Co ciekawe, w tym momencie rząd francuski zaczynał
coraz bardziej znajdować się w „cieniu” Brytyjczyków. To
rząd Jego Królewskiej Mości jako pierwszy wystosował
deklarację gwarancji dla Polski, jednocześnie ogłaszając to
także w imieniu Francuzów. Podobnie było w przypadku
kolejnych działań dyplomatycznych, skierowanych przeciw
poczynaniom Niemców.
Wydaje się, że rząd Daladiera znalazł się w swoistej pu­
łapce. Z jednej strony chciał, by się schować za Linią Ma­
ginota i zgodzić na wszystko, byleby tylko uniknąć wojny;
z drugiej — Francja nie mogła bezczynnie patrzeć na coraz
wyraźniejsze dążenie Niemców do dominacji w Europie.
Zdawano sobie sprawę, że czas ustępstw minął, że trzeba
będzie w końcu użyć siły, ale nie było w tym entuzjazmu,
a co ważniejsze — determinacji. Zamiast tego dało się od­
czuć rodzaj marazmu i poczucia nieuchronności katastrofy.
Tak więc honor Francji zmuszał do wojny, ale Francuzi nie
chcieli umierać za Gdańsk.
Tymczasem Wehrmacht szykował się do wojny. Po od­
rzuceniu przez Polaków żądań Hitler był zdecydowany na
rozstrzygnięcie siłowe. Był przekonany, że także tym ra­
zem mocarstwa zachodnie nie zareagują. Lecz niewiadoma
pozostawała postawa Związku Radzieckiego — przecież
niedawno Stalin był zdeterminowany, by pomóc Czecho-
Słowacji, i jedynie brak możliwości przerzutu jednostek
Armii Czerwonej uniemożliwił mu interwencję. W hisz­
pańskiej wojnie domowej radzieckie uzbrojenie trafiało
szerokim strumieniem do wojsk republikańskich, walczą­
cych z wojskami faszystowskimi. Jak rosyjski przywódca
zachowałby się tym razem? Zarówno Niemcy, jak i alianci
prowadzili rozmowy z Rosjanami, chcąc zapewnić sobie
poparcie Moskwy. Stalin wolałby porozumieć się z rządami
francuskim i brytyjskim, ale te nie chciały traktować go jak
równorzędnego partnera. Co więcej, o ile Stalin chciałby
uderzyć na Niemcy pełną siłą z dwóch stron, o tyle alianci
wciąż liczyli, że być może uda się wojny uniknąć i chcieli
jedynie „szachować” Hitlera.
Jednak największe znaczenie miał jeszcze inny czyn­
nik: Stalin dążył do „rozszerzenia rewolucji i wyzwolenia
mas pracujących spod wyzysku kapitalistów”, a mówiąc
po prawdzie — do rozszerzenia granic i podboju. Państwa
zachodnie dążyły do utrzymania istniejącego stanu rzeczy,
a więc nie mogły zagwarantować powiększenia radzieckiej
strefy wpływów. O ile Francuzi skłonni byli jeszcze iść na
ustępstwa i pozwolić na „pewne zmiany granic” w Europie
Środkowo-Wschodniej, o tyle Brytyjczycy byli nieugięci.
Z perspektywy Stalina wyglądało to tak, że Rosjanie mieli
walczyć z Niemcami, by ochronić Europę... i nic za to nie
dostać.
Dlatego w Moskwie z wielkim zainteresowaniem przy­
jęto propozycję niemiecką. Początkowo rozmawiano jedy­
nie o sprawach gospodarczych, lecz bardzo szybko stało
się jasne, że także w kwestiach politycznych możliwe było
porozumienie. Tajne rozmowy prowadzono od kwietnia
1939 r., lecz w sierpniu nabrały one znacznego przyśpie­
szenia. Gdy Stalin zdał sobie sprawę, że nie uzyska niczego
od aliantów, po osobistej interwencji Hitlera do Moskwy
udał się minister spraw zagranicznych Rzeszy. Efektem
jego rozmów z ludowym komisarzem spraw zagranicznych
ZSRR, Wiaczesławem Mołotowem, był pakt o nieagresji
między oboma państwami, podpisany 23 sierpnia 1939 r.
Wbrew nazwie, umowa ta stanowiła porozumienie między
dyktatorami, którzy w tajnym protokole dzielili pomiędzy
siebie Europę Środkowo-Wschodnią. Zgodnie z zawar­
tym porozumieniem, w przypadku zmian politycznych tej
części kontynentu w strefie radzieckiej znaleźć się miała
Finlandia, Estonia, Łotwa, wschodnie obszary Polski (na
wschód od linii Warty, Wisły i Sanu) oraz rumuńska Besara-
bia. Natomiast w strefie wpływów niemieckich pozostawać
miała Litwa (z obszarem wileńskim) oraz zachodnia Pol­
ska. O tym, czy okrojone państwo polskie zostanie utrzy­
mane, miało decydować przyszłe „przyjacielskie porozu­
mienie”.
W tym momencie droga do ataku na Polskę stała się pro­
sta. Hitler zyskał nie tylko pewność, że Związek Radziecki
nie będzie interweniował po stronie jego przeciwników,
ale także zapewnienie współpracy. Równie istotne było
także zabezpieczenie dostaw surowców dla niemieckiego
przemysłu. Pamiętać należy, że w wypadku ewentualnego
konfliktu z mocarstwami zachodnimi III Rzesza zostałaby
objęta blokadą morską. Oznaczała ona dla niemieckiego
przemysłu odcięcie dostaw surowców spoza Europy. Teraz
nie miało to żadnego znaczenia.
Datę napaści wyznaczono na 26 sierpnia 1939 r. Wtedy
to w godzinach rannych miał zostać zrealizowany „Wariant
Biały” (Fali Weiss), czyli przygotowywany od kwietnia
1939 r. plan uderzenia na Polskę. Jakimże zaskoczeniem
dla kanclerza było podpisanie w przeddzień ataku oficjal­
nego sojuszu pomiędzy Rzeczpospolitą a Wielką Brytanią!
Hitler był skonsternowany. Nie spodziewał się po aliantach
niczego poza protestami dyplomatycznymi. Zaczął się wa­
hać i nakazał wstrzymanie działań. Aby mimo wszystko
powstrzymać Wielką Brytanię i Francję przed angażowa­
niem się w konflikt, podjęto działania mające obarczyć
winą za wybuch wojny stronę polską. Służyć temu miały
spreparowane incydenty, w tym najsłynniejszy z nich, jakim
była tzw. napaść Polaków na radiostację w Gliwicach. Tym
niemniej niemiecki przywódca był zdecydowany rozpocząć
wojnę bez względu na konsekwencje. 1 września 1939 r.
o godz. 4.45 na całej granicy polsko-niemieckiej rozległy
się wystrzały armatnie, rozpoczynając konflikt, który miał
przejść do historii jako II wojna światowa.

„OFENSYWA” W SAARZE

Wzrost napięcia międzynarodowego w sierpniu 1939 r.


powodował, że widmo wojny stawało się coraz bardziej
realne. Jednakże w Paryżu i Londynie liczono się wciąż
z możliwością porozumienia. Gdy Polska ogłosiła po­
wszechną mobilizację w dniu 29 sierpnia 1939 r., oba
sojusznicze rządy wywarły presję na Warszawę, żeby ją
przesunąć, gdyż mogła ona „przeszkodzić toczącym się
rozmowom”11. Nie zdawano sobie sprawy, że nie było już
możliwości powstrzymania wojny.
Gdy Wehrmacht wkroczył do Polski, przed rządami
zachodnimi pojawił się dylemat: czy wypełnić swe zo­
bowiązania, czy pozostawić sojusznika bez pomocy?
Oba państwa wojny nie chciały i nie były do niej gotowe.
Z drugiej strony, bezczynność oznaczała ogromną plamę
na honorze i całkowity upadek wiarygodności. Dlatego po
pewnych wahaniach w dniu 3 września o godz. 9.00, rząd
Jego Królewskiej Mości wystosował do Berlina ultimatum,
domagając się wycofania wojsk z terytorium Polski. Wkrót­
ce podobną notę przesłali Francuzi. Ponieważ pozostały

11 Pod tymi naciskami mobilizację odwołano, by następnego dnia


ponownie ją ogłosić. W praktyce więc skutkiem nacisków był chaos
i opóźnienia w realizacji polskiego planu obronnego. Szerzej zob.
L. W y s z c z e l s k i , W obliczu wojny. Wojsko Polskie 1935-1939, War­
szawa 2009, s. 499-501.
one bez odpowiedzi, oba państwa wypowiedziały wojnę
III Rzeszy.
Podpisany w maju 1939 r. polsko-francuski protokół
wojskowy zakładał, że w wypadku zaatakowania Polski
przez główne siły niemieckie wojska francuskie w trzecim
dniu mobilizacji rozpoczną działania o ograniczonej ska­
li, natomiast od piętnastego dnia rozpocznie się ofensywa
głównymi siłami'2. Ponieważ mobilizację ogłoszono we
Francji 2 września 1939 r., polskie dowództwo spodzie­
wało się, że ok. 16 września na froncie zachodnim wojska
niemieckie zostaną zaatakowane.
Zachodniej granicy Rzeszy broniły wojska Grupy Armii
„C” pod dowództwem gen. Wilhelma von Leeba, którego
kwatera główna znajdowała się we Frankfurcie nad Menem.
Pod jego rozkazami znajdowały się następujące związki
operacyjne:
— 7. Armia (gen. Friedrich Dollmann) bronić miała
odcinka granicy niemiecko-francuskiej, biegnącego od
Szwajcarii wzdłuż Renu. W jej składzie znajdowały się
dywizje piechoty nr 5., 35., 78., 212., 215. oraz 14. Dy­
wizja Landwehry (w późniejszym czasie przemianowana
na 205. DP);
— 1. Armia (gen. Erwin von Witzleben) obsadzała od­
cinek od zbiegu granic Luksemburga, Francji i Niemiec
do Renu. Tworzyły ją 6., 9., 15., 25., 33., 34., 36., 52.,
71..79..214..231. oraz 246. DP, a także wojska forteczne
i graniczne;
— 5. Armia (gen. Curt von Liebmann) zabezpieczała
granicę niemiecką z Luksemburgiem i większą część gra­
nicy z Belgią. W jej składzie znajdowały się 6., 26., 69.,
86., 211., 227. DP oraz Dowództwo Obszaru Warownego

12 Protokół końcowy z francusko-polskich rozmów sztabowych w


dniach 15-17 maja [1939 r.] [w:] Wojna obronna Polski 1939r. Wybór
źródeł, pod red. E. Kozłowskiego, Warszawa 1968, s. 257.
„Akwizgran” (Aachen) oraz Dowództwo Wojsk Granicz­
nych „Trewir” (Trier);
— Armia „A” — zabezpieczała północne skrzydło
5. Armii, składała się z 22.13, 225., 253., 254., 265., 267.,
269. DP.
- Rezerwy - 87., 209., 216., 223., 251. DP14.
Na swojej zachodniej granicy OKW zgromadziło więc
ponad 40 dywizji piechoty, z których jednak część w mo­
mencie wybuchu wojny znajdowała się dopiero w stadium
mobilizacji, i potrzebowała czasu na osiągnięcie gotowości
bojowej. Ponadto w głębi kraju znajdowało się kilka dal­
szych jednostek, które w razie konieczności mogły zostać
przerzucone na zachód, ale one również w większości mu­
siały wpierw zakończyć organizację. Wartość sił niemiec­
kich była bardzo zróżnicowana. !4 dywizji należała do tzw.
I fali mobilizacyjnej, a więc była najbardziej wartościowa.
Najwięcej zaliczano do II i III fali, a więc ich potencjał bo­
jowy był mniejszy15. Dywizje należące do kolejnej, IV gru­
py były nieliczne, co wynikało z faktu, iż one powstawały
najwolniej w ramach mobilizacji powszechnej.
Zwraca uwagę zastosowana przez stronę niemiecką za­
sada ekonomii sił. Granica z Holandią praktycznie nie była
broniona przez poważne siły, a jedynie dozorowana. Również
na skrajnym lewym skrzydle, gdzie granica biegła wzdłuż
Renu, rozmieszczono niewielkie siły. Natomiast 1. Armia,
zajmująca najbardziej narażony na atak odcinek, składała się
z dużej liczby dywizji, w dodatku ponad połowa z nich na­

13 22. DP stanowiła jednostkę powietrznodesantową; jeden jej regi­


ment wziął udział w inwazji na Polskę w 1939 r., reszta dywizji osłaniała
granicę zachodnią III Rzeszy.
14 M. Z g ó r n i a k ,op. cit., s. 282-284; W. B i e g a ń s k i , Finał dziwnej

wojny, Warszawa 1970. s. 77-80.


15 Więcej na temat organizacji i wartości bojowej jednostek ar­

mii niemieckiej czytelnik dowie się z kolejnych rozdziałów niniejszej


książki.
leżała do I fali mobilizacyjnej, a więc były one w pełni war­
tościowymi związkami taktycznymi. Niemcy zabezpieczyli
się także od ewentualnego ataku przez obszar Luksemburga
oraz południowej Belgii, lecz stosunkowo słabymi siłami.
Wojska lądowe wspierały dwie floty powietrzne (2. i 3.), dys­
ponujące w sumie 1332 samolotami, z których ok. połowę
stanowiły myśliwce. Rozmieszczenie wojsk niemieckich na
Zachodzie we wrześniu 1939 r. należy więc uznać za bardzo
celowe i zgodne z podstawowymi zasadami sztuki wojennej,
w tym przede wszystkim ekonomią sił.
Główne siły francuskie skupiono w ramach Frontu
Północno-Wschodniego gen. Jacquesa Georgesa. Granicy
z Belgią strzegły wojska I Grupy Armii gen. Gastona Bilot-
te’a, składające się z 1. Armii, Grupy Operacyjnej „Ardeny”
(późniejsza 9. Armia) oraz 2. Armii. Naprzeciwko granicy
niemieckiej Francuzi zgromadzili siły II Grupy Armii gen.
Andre-Gastona Pretelata, składające się z 3.,4. oraz 5. Ar­
mii. Zajmowała ona odcinek od granicy z Luksemburgiem
do mniej więcej Strasburga. Dalszą część Linii Maginota,
biegnącą wzdłuż Renu, zabezpieczała 8. Armia, wchodząca
już w skład III GA gen. Antoine Bessona. Ponadto na grani­
cy z Włochami skoncentrowano 6. Armię, zwaną niekiedy
„Armią Alp”.
W okresie pokoju armia francuska w metropolii składała
się z ok. 40 dywizji (piechoty, kawalerii, lekkich jednostek
zmechanizowanych). W czasie mobilizacji liczba ta była
podwajana, dając w efekcie ok. 80 związków taktycznych.
Ponadto w dyspozycji francuskiego Naczelnego Dowódz­
twa znajdowały się 4 brygady oraz 14 pułków16 czołgów. Do
tego doliczyć należy wojska forteczne, które po mobilizacji
stanowiły odpowiednik kolejnych 21 dywizji, z tym, że były

16 W nomenklaturze zachodnioeuropejskiej używano w analizo­


wanym okresie nazwy „regiment”, lecz w pracy często będzie ona
używana zamiennie z terminem „pułk”, który jest stosowany w polskiej
terminologii wojskowej.
one „przywiązane” do fortyfikacji i nie mogły wziąć udziału
w działaniach ofensywnych17. Tym niemniej wydawać by
się mogło, że i tak Francuzi dysponowali ponaddwukrotną
przewagą nad wojskami niemieckimi. W praktyce sytuacja
wyglądała jednak inaczej.
Naczelny Dowódca wojsk francuskich, gen. Maurice
Gamelin, myślał przede wszystkim o zabezpieczeniu tery­
torium Francji. Dlatego część sił została skoncentrowana
naprzeciwko granicy belgijskiej, by uniemożliwić Niem­
com powtórzenie manewru z 1914 r., kiedy to przez ob­
szar tego państwa udało się im obejść pozycje francuskie.
Część sił strzegła południowego odcinka Linii Maginota
oraz dozorowała granicę ze Szwajcarią, gdyż obawiano
się także możliwości ataku z tego kierunku. Niewiadoma
pozostawała postawa Włoch, więc także w Alpach skon­
centrowano kilka dywizji, choć tego obszaru strzegły już
wojska forteczne. Wreszcie kilkanaście dywizji powstałych
w momencie mobilizacji organizowano w głębi Francji i ich
skoncentrowanie na froncie wymagało ok. miesiąca.
O tym, że wojsk stanowiących obsadę fortyfikacji na
granicy z Niemcami nie można było użyć w polu, już
wspominaliśmy. Z tego względu II GA we wrześniu 1939 r.
mogła użyć do działań zaczepnych maksymalnie 14 dywi­
zji z 19, jakimi dysponowała. Stanowiło to tylko o jedną
jednostkę więcej, niż posiadała stojąca naprzeciwko niej
niemiecka 1. Armia.
Takie a nie inne rozmieszczenie wojsk francuskich wy­
nikało przede wszystkim z dążenia do ochrony terytorium
Francji w każdym miejscu, możliwie jak największymi
siłami. Dla polskiego Sztabu Głównego było pewnym, że
Niemcy najpierw większością sił uderzą na wschodzie, by
jak najszybciej wyeliminować Wojsko Polskie z wojny. Na­

17 Organizacja armii francuskiej zostanie dokładniej omówiona w


dalszej części książki.
tomiast Francuzi nie byli o tym przekonani i dlatego zamiast
skoncentrować maksymalne siły do natychmiastowego ude­
rzenia na stosunkowo słabe siły niemieckie, rozpraszano
wojska, wykorzystując je do osłony granicy z Belgią czy
Szwajcarią. Również wybór miejsca koncentracji odwodów
w głębi własnego obszaru wynikał z tych samych przesła­
nek. Gen. Gamelin chciał mieć możliwość wykorzystania
odwodów w każdym miejscu, w którym pojawiłoby się za­
grożenie. Takie działanie miało rację bytu w sytuacji, kiedy
zamierzano prowadzić działania obronne, nie zaś ofensyw­
ne. To wszystko spowodowało, że w praktyce we wrześniu
1939 r. strona francuska nie posiadała wystarczających sił
do przeprowadzenia skutecznej ofensywy. Stanowiło to efekt
decyzji podjętych na miesiące przed wybuchem wojny —
decyzji, które wskazują jednoznacznie, że Francja nie zamie­
rzała dotrzymać zobowiązań wobec swojego sojusznika.
Po wojnie oficerowie niemieccy wyrażali zdziwienie, że
Francuzi we wrześniu 1939 r. nie wykorzystali przygniata­
jącej przewagi nad stroną niemiecką. Warto tutaj zacytować
jednego z najsłynniejszych generałów Wehrmachtu:

Zastanawiać musi ówczesna ocena kierownictwa


niemieckiego [co do] armii francuskiej, liczącej ok. 90
dywizji. Rzeczywiście, na jesieni 1939 r. Francja w cią­
gu trzech tygodni postawiła na nogi 108 dywizji! Były
to 57 dywizji piechoty, 5 dywizji kawalerii, 1 dywizja
pancerna i 47 rezerwowych względnie terytorialnych,
ponadto duże nasycenie sprzętem ciężkim (czołgi i arty­
leria) jednostek wojsk lądowych. [...]. Nie ma najmniejszej
wątpliwości co do wielokrotnej przewagi od pierwszego
dnia wojny francuskich wojsk lądowych nad zachodnimi
siłami niemieckimi 18.

18 E.Manstein, Srraccme zwyaęstwa. Wspomnienia 1939-1944,


t . 1 , Warszawa 2001, s. 20.
Warto zwrócić uwagę na kilka elementów, które zosta­
ły sprytnie zestawione, stwarzając pozory prawdziwości.
Mianowicie Manstein porównał tylko zachodnie wojska
niemieckie do wszystkich sił francuskich, łącznie z tymi,
jakie znajdowały się na granicy włoskiej, w Północnej Afry­
ce, Lewancie i Indochinach. Ponadto do jednej kategorii
zaliczył dywizje forteczne i liniowe, „zapominając”, że te
pierwsze nie mogły być wykorzystane w działaniach ofen­
sywnych. Dodając do tego błędy francuskiego Naczelnego
Dowództwa, związane z fatalnym rozmieszczeniem wojsk,
opinie o „kilkukrotnej” przewadze francuskiej należy uznać
za bardzo przesadzone. Tym niemniej wciąż są powtarzane
i funkcjonują w powszechnej opinii.
Wybuch wojny polsko-niemieckiej spowodował ogło­
szenie w dniu 2 września 1939 r. powszechnej mobilizacji
we Francji. Następnego dnia, z powodu odrzucenia ultima­
tum przez Berlin, rząd brytyjski i francuski wypowiedziały
wojnę III Rzeszy. W tym samym czasie gen. Gamelin wydał
dowódcy II GA gen. Pretelatowi rozkaz przygotowania do
realizacji Wariantu „Sara”. Pod tym kryptonimem kryła się
akcja skierowana przeciwko wojskom niemieckim w Lo­
taryngii w celu odciążenia wojsk polskich. Miały ją wyko­
nać 3., 4. oraz lewe skrzydło 5. Armii. Nie była to jednak
ofensywa, której spodziewali się Polacy, ale raczej działanie
demonstracyjne. Zresztą główna ofensywa francuska miała
ruszyć po 2 tygodniach od ogłoszenia mobilizacji; teraz
chodziło jedynie o zajęcie odpowiednich pozycji wyjścio­
wych do mającego nastąpić natarcia.
Jak dotąd, wszystko przebiegało zgodnie z przyjętymi
założeniami i porozumieniami. Warto zaznaczyć, że do­
wódcy francuskich dywizji znajdujących się w pierwszym
rzucie wykazywali się inicjatywą i prowadzili intensywne
akcje rozpoznawcze, spychając drobne patrole nieprzyjacie­
la i chcąc zająć dogodne pozycje do generalnej ofensywy,
której także sami się spodziewali.
W dniu 4 września 1939 r. gen. Georges naciskał wręcz
na dowódcę II GA, by ten skrócił czas przygotowania jed­
nostek i jak najszybciej rozpoczął działania. Aby mu to
umożliwić, przekazano pod jego rozkazy trzy zmotoryzo­
wane dywizje piechoty (9., 15. i 25.). Udało się dzięki te­
mu rozpocząć działania dwa dni wcześniej niż planowano.
Jednakże przyśpieszenie planów spowodowało, że będąca
na prawym skrzydle 5. Armia nie mogła wziąć udziału
w natarciu, gdyż jej oddziały nie zdążyły ukończyć przy­
gotowań. W tej sytuacji zdecydowano, że jej rola miała się
ograniczyć jedynie do zabezpieczenia skrzydła sąsiedniej
4. Armii.
Po zakończeniu przygotowań w nocy z 6 na 7 wrze­
śnia pierwsze patrole francuskie przekroczyły granicę nie­
miecką. Następnej nocy ruszyły ich śladem główne siły
3. i 4. Armii. Niemieckie oddziały osłonowe praktycznie
bez walki wycofały się na pozycje umocnione, oddalone
od granicy o ok. 8-10 km. Działania wojsk francuskich
prowadzone były wolno i metodycznie, nie uchroniło ich
to jednak od strat spowodowanych minami oraz pułapkami
organizowanymi przez niemieckie patrole. Wydane następ­
nie rozkazy nakazywały jednostkom francuskim nawiązanie
bezpośredniej styczności z umocnieniami Wału Zachod­
niego19, jednak bez ich atakowania. Zadanie to wykonano
w dniach 10-11 września.

19 Wał Zachodni (Westwall), zwany często także Linią Zygfryda,


stanowił system umocnień na granicy niemiecko-francuskiej. Budowa­
ny był w latach 1936-1939 (rozbudowywany także w czasic trwania
wojny, zwłaszcza od 1944 r.). Długość wału wynosiła ok. 630 km, zaś
szerokość zazwyczaj oscylowała wokół 10 km. System niemieckich
umocnień różnił się w swych założeniach od Linii Maginota. Francuzi
zbudowali cienką linię bardzo silnych fortyfikacji, które miały dosłownie
zmasakrować atakujących. Natomiast Niemcy, opierając się na swoich
doświadczeniach z lat 1914-1918, zdecydowali się na budowę lżejszych
umocnień, ale za to znacznie głębiej rozmieszczonych. Ich zadaniem było
opóźnianie natarcia przeciwnika, który wraz z zajmowaniem kolejnych
Atak na niemieckie siły znajdujące się na pozycjach go­
towych do obrony nie był łatwy. Pamiętać należy, że sto­
sunek sił pomiędzy francuską II GA a niemiecką 1. Armią
był bliski 1:1. Dlatego chcąc myśleć o sukcesie, należało
sprowadzić ciężką artylerię. Niemieckie dowództwo, wi­
dząc francuskie przygotowania, zdecydowało się wyco­
fać żołnierzy z pierwszej linii umocnień, znajdujących się
w pasie natarcia francuskiej 4. Armii, natomiast próbowało
uniemożliwić postępy francuskiej 3. Armii, która starała
się zająć wzniesienia między Mozelą a lasem Warndt. Gen.
Pretelat, zdając sobie sprawę z trudności stojących przed
jego wojskami, domagał się wzmocnienia, przede wszyst­
kim w postaci batalionów czołgów. Jedyne, co udało mu
się zyskać, to jeden batalion czołgów lekkich. Trudno było
więc myśleć o pozytywnym wyniku ataku na umocnienia
Linii Zygfryda, mając podobne siły co przeciwnik, przy
wsparciu tylko kilkudziesięciu lekkich czołgów.
Dotychczasowe działania II GA można uznać za przy­
gotowanie podstaw wyjściowych do właściwej ofensywy,
przeprowadzonej głównymi siłami francuskimi. Zgodnie ze
zobowiązaniami, miało w niej wziąć udział 35-40 dywi­
zji. Przy wsparciu licznej broni pancernej, ciężkiej artylerii
i lotnictwa siły te zapewne wystarczyłyby do osiągnięcia
powodzenia. Oczywiście nie byłyby to działania rozstrzy­
gające, ale mogły doprowadzić do uchwycenia inicjatywy
strategicznej, przynajmniej na froncie francusko-niemiec-
kim. Pamiętać należy, że w tym czasie bitwa nad Bzurą
wchodziła w swą kulminacyjną fazę, a większość polskich

stref obronnych stawał się coraz bardziej wyczerpany, a przez to podatny


na kontratak. Takie rozwiązanie wynikało z przyjęcia przez niemieckie
dowództwo koncepcji prowadzenia aktywnej obrony, w ramach której
często prowadzone miały być zwroty zaczepne. Obrona miała więc nie
tylko powstrzymać nieprzyjaciela, ale doprowadzić do jego pobicia.
Zob. N. S h o rt, Germany’s west wall. The Siegfrid’s Line, Oxford 2001,
s. 44-45.
dywizji była zmuszona do odwrotu, lecz nie rozbita. W ta­
kiej sytuacji trudno byłoby OKW wycofać z frontu polskie­
go większe siły w celu wzmocnienia zagrożonej granicy
zachodniej. Gdyby jednak się na to zdecydowano, wówczas
musiałby zmaleć nacisk na polskie oddziały, co mogło im
pozwolić na ustabilizowanie frontu. Taki był główny za­
mysł porozumienia francusko-polskiego 20.
Stało się jednak inaczej. 12 września w miejscowości
Abbeville doszło do spotkania anglo-francuskiej Najwyż­
szej Rady Wojennej, na którym obecni byli m.in. premierzy
Daladier i Chamberlain, a także gen. Gamelin. Francuski
dowódca oznajmił, że walki w Polsce zostały już rozstrzy­
gnięte i wkrótce niemieckie dywizje zaczną napływać nad
Ren. W takiej sytuacji kontynuowanie działań zaczepnych
oznaczało tylko niepotrzebne ryzyko, gdyż nie dyspono­
wano odpowiednio dużymi siłami. Był to jednak tylko pre­
tekst, gdyż tak naprawdę francuskie Naczelne Dowódz­
two w ogóle nie planowało podejmować znaczących akcji
przeciwko Niemcom, zaś działania II GA miały jedynie
sprawić wrażenie wywiązania się ze zobowiązań sojuszni­
czych. W praktyce poświęcono Polskę, by móc w spokoju
przeprowadzić własną mobilizację i przygotować się do
obrony.
Wychodząc z tych założeń, gen. Georges w dniu 13 wrze­
śnia przybył do gen. Prćtelata, by przedstawić mu sytuację.
Zamiast spodziewanych posiłków i ofensywy, wojska fran­
cuskie miały przejść do obrony na zajmowanych pozycjach.
Także Niemcy nie okazywali żadnej aktywności. W tym
czasie obawiali się oni kontynuowania francuskich działań
zaczepnych, a nie mogli w ciągu najbliższych dni liczyć na
żadne większe posiłki ze wschodu; w praktyce więc walki
ustały. Tymczasem 17 września na obszar Polski wkroczyły
oddziały Armii Czerwonej. Dopiero wtedy polska obrona

20 W. B i e g a ń s k i . op. cit., s. 86-90.


się załamała. Jednakże opór polskich oddziałów wciąż był
silny, choć już nieskoordynowany. Dlatego dopiero pod
koniec września OKW mogło zacząć przerzucać większe
siły na zachód.
Na początku października lotnictwo francuskie odkryło
niemieckie przygotowania do działań zaczepnych. Zauwa­
żono budowanie przepraw i mostów, gromadzenie mate­
riałów itd. Dla francuskiego dowództwa stało się jasne, że
wkrótce przeciwnik podejmie działania zaczepne. Tymcza­
sem wojska II GA zajmowały pozycje bardziej nadające się
do wyprowadzenia natarcia niż do obrony. Dlatego 4 paź­
dziernika gen. Georges wydał rozkaz wycofania głównych
sił 3., 4. i 5. Armii z powrotem na Linię Maginota, zaś na
granicy pozostać miały silne ubezpieczenia.
Kontrofensywa wojsk niemieckich rozpoczęła się
16 października. W ciągu dwóch dni zepchnięto ubezpie­
czenia francuskich 3. i 4. Armii znad granicy. W takiej sy­
tuacji słabo naciskane oddziały 5. Armii także się wycofały.
W ten sposób odtworzono sytuację z początku września.
W tym momencie zakończyły się większe walki na granicy
francusko-niemieckiej, na której aż do 10 maja toczyła się
tzw. „dziwna wojna”.
Efekt „ofensywy” francuskiej z września 1939 r. pod
względem militarnym był zerowy. Przejściowo zajęto ok.
20 niemieckich wsi, z których wcześniej jednak ewaku­
owano mieszkańców. Starcia ograniczyły się do utarczek
patroli i ostrzału artyleryjskiego; jedynie o opanowanie
lasu Warndt toczyły się poważniejsze walki21. Co cieka­
we, dowódcy dywizji i armii francuskich nie unikali nie­
przyjaciela. Świadczy o tym ich inicjatywa w dążeniu do
nawiązania kontaktu z przeciwnikiem, intensywne akcje
rozpoznawcze itp. Dowódca II GA gen. Pretelat gotów był
nawet do ataku na niemieckie pozycje na Linii Zygfryda,

21 J. S o l a r z , Fall „Gelb" 1940, Warszawa 1999, s. 7.


lecz aby móc to zrobić, potrzebował posiłków. Niestety,
jego przełożeni mieli zupełnie inne plany i to na francu­
skie Naczelne Dowództwo oraz kierownictwo państwa
spada odpowiedzialność za działania Francji wc wrześniu
1939 r. Tymczasem w październiku coraz więcej dywizji
niemieckich przybywało nad zachodnią granicę III Rzeszy.
Obok GA „C” utworzono GA „B” i przygotowywano się do
podjęcia działań zaczepnych w zupełnie innym stylu, niż
miało to miejsce w wypadku Francuzów.
W dniu 3 września 1939 r. obok Francji do wojny przy­
stąpiła Wielka Brytania. Będąc państwem wyspiarskim,
Brytyjczycy nie mogli od razu rozpocząć działań lądowych
— musieli najpierw przygotować korpus ekspedycyjny
i przetransportować go na kontynent. Z powodu zaniedbań
w momencie wybuchu wojny Brytyjski Sztab Imperialny
nie miał w dyspozycji odpowiednich sił i musiał je dopiero
kompletować. Z tego względu dopiero w połowie paździer­
nika 1939 r. pierwsze brytyjskie oddziały zaczęły lądować
we Francji22.
Inaczej przedstawiała się sytuacja lotnictwa i marynarki
wojennej. Już w dniu przystąpienia do wojny doszło do
wydarzenia, które stało się preludium późniejszej Bitwy
o Atlantyk. Niemiecki okręt podwodny U-30, dowodzony
przez kpt. Fritza Lempa, zatopił statek pasażersko-handlo-
wy SS „Athenia”. Wkrótce niemieckie U-Booty zaczęły
posyłać na dno kolejne statki i okręty wojenne. Wśród
nich znalazł się lotniskowiec HMS „Couragious”, zatopio­
ny 17 września przez U-29 kpt. Otto Schuharta. Niewiele
brakowało, by 3 dni wcześniej podobny los spotkał inny
brytyjski lotniskowiec, HMS „Ark Royal”.
Jednakże do największej porażki Royal Navy w począt­
kowych miesiącach wojny doszło 14 października. U-47,

22 A. C z u b i ń s k i, Historia II wojny światowej 1939-1945, Poznań


2006, s. 65-66.
dowodzony przez kpt. Giinthera Priena, niezauważony
przedostał się przez zapory bazy brytyjskiej marynarki wo­
jennej w Scapa Flow na Orkadach. Wśród szerokiej gamy
celów dowódca okrętu podwodnego wybrał pancernik HMS
„Royal Oak”, który został uszkodzony trzema torpedami
i zatonął w ciągu 15 minut wraz z blisko 800 członkami za­
łogi. Niemiecki okręt podwodny bez większych przeszkód
wydostał się z portu i powrócił do bazy.
Nie był to koniec ciosów wymierzonych w Royal Na­
vy. Miesiąc później dwa bliźniacze pancerniki niemieckie,
„Schamhorst” i „Gneisenau”, zatopiły pomiędzy Islandią
a Wyspami Owczymi krążownik pomocniczy HMS „Ra­
walpindi”. Widać więc, że wbrew oczekiwaniom brytyjska
Królewska Marynarka Wojenna, zamiast atakować nie­
miecką żeglugę, sama raz za razem otrzymywała bolesne
ciosy. W takiej sytuacji nie mogło być mowy o jakiejkol­
wiek interwencji na rzecz odciążenia samotnie walczącej
Polski23.
Brytyjczycy podjęli także próbę przeprowadzenia ata­
ków lotniczych na niemieckie bazy Kriegsmarine. Pierwszą
akcję przeprowadzono już 4 września, kiedy to 10 bom­
bowców Bristol Blenheim oraz 14 wickersów wellingto­
nów zaatakowało niemieckie okręty w Wilhelmshaven.
Nie przyniosła ona żadnych korzyści. Z 24 samolotów nie
powróciło 7, a większość pozostałych była uszkodzona. Po­
dobne akcje, podejmowane w ciągu następnych dni, przy­
niosły podobny skutek — żadnych znaczących efektów,
przy ogromnych stratach własnych; wstrzymano więc je do
odwołania24. Powyższe działania pokazują, że Brytyjczycy
nie byli w stanie w pierwszych tygodniach wojny wywrzeć

23 C . B e k k e r , Przeklęte morze. Z dzienników wojennych Kriegsma­


rine, Warszawa 1998, s. 28-63.
24 I d e m, Atak na wysokości 4000 m. Dziennik wojenny niemieckiej

Luftwaffe 1939-1945, Warszawa 1999, s. 60-65.


większego nacisku na Niemcy, a wręcz sami musieli się
bronić.

NA ZACHODZIE BEZ ZMIAN

Wycofanie sił francuskich na pozycje wyjściowe w po­


łowie października stanowiło efekt realizacji defensywnej
koncepcji prowadzenia wojny, którą lansował gen. Game-
lin. Zgodnie z nią, armia francuska miała nie podejmować
akcji zaczepnych do czasu przybycia wojsk brytyjskich. Ich
liczba była niewielka w stosunku do reszty sił, jakimi dys­
ponowali alianci, lecz dywizje brytyjskie posiadały bardzo
duże walory bojowe, były nowocześnie uzbrojone i bardzo
dobrze wyszkolone.
Ale nawet po ich przybyciu nie zamierzano rozpoczy­
nać ofensywy. Wychodząc z założenia, że objęta blokadą
III Rzesza nie będzie w stanie w znaczący sposób wzmoc­
nić swych sił, zamierzano czekać i pozwolić, by przewaga
gospodarcza sprzymierzonych doprowadziła do uzyska­
nia znacznej przewagi w uzbrojeniu oraz liczbie dywizji.
Dopiero wówczas zamierzano przystąpić do działań za­
czepnych i poprzez metodycznie prowadzoną ofensywę
nie tylko rozbić, ale wręcz zmiażdżyć wojska niemieckie.
Realizacja tego planu wymagała czasu, aby móc przesta­
wić przemysł na produkcję wojenną oraz by dostarczył on
potrzebnego sprzętu. Dlatego zakładano, że 1940 r. upłynie
na działaniach defensywnych. Uznano, że nie ma sensu
narażać wojsk na straty, podejmując ograniczone operacje
zaczepne. Natomiast jeśli nieprzyjaciel przystąpiłby do ak­
cji, zamierzano wykrwawić go i osłabić, by ułatwić przyszłe
działania.
Konstruując swe plany strategiczne, dowództwo alian­
tów nie wzięło pod uwagę faktu, iż blokada III Rzeszy
stanowi fikcję. Po pierwsze, dzięki umowie ze Związkiem
Radzieckim przemysł niemiecki otrzymywał wszystkie
potrzebne surowce. Co więcej, dostawy te były uzupeł­
niane przez pozyskiwanie potrzebnych towarów z obszaru
Bałkanów (np. ropa z rumuńskiego Ploeszti) czy Szwecji
(ruda żelaza). Ponadto przemysł niemiecki był znacznie
wydajniejszy i nowocześniejszy od francuskiego, który dys­
ponował w dużej mierze przestarzałymi i zużytymi maszy­
nami. Znacznie lepiej prezentowali się pod tym względem
Brytyjczycy, lecz ich produkcja nastawiona była przede
wszystkim na zaspokajanie potrzeb marynarki wojennej
i lotnictwa, i nie mogli oni wyłącznie własnymi siłami do­
starczyć odpowiedniej ilości uzbrojenia dla wojsk lądowych
obu armii. Dlatego pomimo większego ogólnego potencjału
gospodarczego uzyskanie znaczącej przewagi nad Niemca­
mi pod względem technicznym było mocno wątpliwe.
Zupełnie inaczej sytuacja przedstawiała się po stronie
niemieckiej. Po zakończeniu walk w Polsce zaczęto prze­
rzucać kolejne dywizje na zachód. Na wschodzie pozo­
stawiono w praktyce jedynie kilka dywizji okupacyjnych,
o niskiej wartości bojowej. Hitler chciał jak najszybciej
przystąpić do ofensywy przeciwko wojskom francuskim,
nie było to jednak łatwe. Wojska niemieckie poniosły
w niedawnej kampanii niemałe straty. Wyniosły one blisko
50 tys. zabitych i rannych, utracono ok. 11 tys. pojazdów
mechanicznych, prawie tysiąc czołgów i samochodów pan­
cernych25 oraz 600 samolotów26.
Jednakże nie same straty były ważne. W miejsce pole­
głych można było szybko wcielić żołnierzy z uzupełnień,
stracony sprzęt zastąpić zapasowym lub wyremontowa­

25 Wehrmacht stracił dokładnie 674 czołgi oraz 318 samochodów


pancernych, co stanowiło ok. 1/3 sprzętu pancernego użytego przeciwko
Polsce. Z tej liczby ok. 250 czołgów zostało straconych bezpowrotnie,
natomiast pozostałe, po remoncie, zostały ponownie włączone do jedno­
stek. Zob. R . S z u b a ń s k i , Polska broń pancerna w 1939 r., Warszawa
2004, s. 289.
26 A. C z u b i ń s k i , op. cit., s . 5 9 .
nym. Jednak aby było to możliwe, należało dać dywizjom
czas na wypoczynek i uporządkowanie szeregów, sprzętu,
wyposażenia, amunicji. Trzeba było podsumować braki,
zapewnić żołnierzom odpowiedni kwaterunek, wyżywienie
itd. Ponadto w czasie intensywnych walk w Polsce zużyto
znaczne ilości amunicji, której zapasy należało odnowić.
Największe trudności sprawiało przywrócenie sprawno­
ści bojowej formacjom szybkim, gdyż te toczyły najcięższe
walki i poniosły z tego względu największe straty — nie
tyle osobowe, ile właśnie sprzętowe. Ponieważ miały one
ponownie odegrać główną rolę w walkach, bez odtworze­
nia ich pełnej sprawności bojowej nie można było myśleć
o ofensywie.
Kolejnym problemem pozostawała pogoda. Pamiętać
należy, że dopiero w połowie października większe siły nie­
mieckie znalazły się na zachodzie, a należało jeszcze prze­
rzucić wiele dywizji ze wschodu lub z głębi kraju. Jesienna
pogoda często się zmieniała, deszcze powodowały rozmięk­
czenie gruntu, uniemożliwiały loty samolotom, zwiększał
się stan wody w rzekach, utrudniając przeprawy, itp. Na
koniec samo Oberkommando der Heeres27 na czele z gen.
Waltherem von Brauchitschem krytycznie odnosiło się do
możliwości przeprowadzenia skutecznej ofensywy jeszcze
w 1939 r. — dlatego często nieco przesadnie podkreślało
trudności czy też „pesymistycznie” oceniało stan pogody.
Ale Hitler nie ustępował i gotów był rozpocząć działania
nawet w zimie. Ostatecznie jednak do tego nie doszło i z ata­
kiem Wehrmacht wstrzymał się do wiosny 1940 r.
Jak więc widać, w ostatnich miesiącach 1939 r. oraz na
początku 1940 r. tak naprawdę obie strony nie dążyły do
konfrontacji. Wyjątek stanowił Hitler, który jednak nie był
jeszcze w stanie bezwzględnie egzekwować swej woli; taką
władzę miał uzyskać dopiero za jakiś czas. Rozpoczęła się

27 OKH — Naczclnc Dowództwo Wojsk Lądowych.


więc wojna, której nie prowadzono. Otrzymała ona różne
nazwy — dziwna, nudna, siedząca. W czasie jej trwania na
froncie francusko-niemieckim panował spokój.
Jednakże w Europie miały miejsca wydarzenia, które
pośrednio miały wpływ na sytuację obu stron — miano­
wicie Stalin po zajęciu wschodnich obszarów Polski od
razu przystąpił do wyzyskiwania zapisów paktu z Hitlerem.
Najpierw Armia Czerwona, jeszcze w 1939 r., wkroczyła
do państw bałtyckich, by jako „sojusznik” zapewnić ich
„suwerenność”28 . Następnie przyszła kolej na Finlandię.
Rząd radziecki zwrócił się z propozycją zmiany przebiegu
granicy między oboma państwami, gdyż ta biegła 23 km od
Leningradu, ważnego ośrodka przemysłowego oraz głów­
nej bazy Floty Bałtyckiej. Finowie odrzucili tę propozycję,
na co odpowiedzią były oskarżenia o prowokowanie woj­
ny i incydenty graniczne. W odpowiedzi na „prowokacje”
30 listopada 1939 r. 23 dywizje radzieckie przekroczyły
granicę radziecko-fińską.
Stalin spodziewał się szybkiego pokonania słabiutkiego
przeciwnika, rzeczywistość okazała się jednak inna. Trudne
warunki atmosferyczne i terenowe, wytrwałość Finów, brak
kompetencji dowództwa radzieckiego, złe wyszkolenie żoł­
nierzy, braki w wyposażeniu — wszystko to doprowadziło
do ogromnych strat wśród czerwonoarmistów, za którymi
nie stały zdobycze terenowe. W efekcie wojska radzieckie
utknęły, nie mogąc złamać oporu armii fińskiej 29.
Związek Radziecki w tym czasie traktowany był ja­
ko sojusznik III Rzeszy. Dlatego alianci zdecydowali się

28 Latem 1940 r. państwa te zostały włączone w skład ZSRR, o co


poprosiły nowe, wybrane pod kontrolą Moskwy rządy.
29 Zob. E. E n g l e , L . P a a n e n , Wojna zimowa: sowiecki atak na

Finlandię 1939-1940, Gdańsk 2001, s. 11-53; T. Konecki, Wojna


radziecko-fińska 1939-1940, Warszawa 1998,s. 5-12; W . R . T r o t t e r ,
Mroźne piekło. Radziecko-fińska wojna zimowa 1939-1940, Wrocław,
2008, s. 21-25.
wspomóc Finów w walce, traktując działania skierowane
przeciwko ZSRR jako pośrednio wymierzone w III Rze­
szę. Początkowo ograniczyli się do przekazywania sprzętu
wojennego, z czasem zaś rozpoczęli planować wysłanie
korpusu interwencyjnego30. Oficjalnie miał on wspomóc
Finów w icli walce z agresją, jednakże w praktyce celem
sprzymierzonych była nie tyle walka z Rosjanami, ile za­
bezpieczenie złóż szwedzkiej rudy żelaza, która przez port
w Narwiku płynęła do Niemiec. Stanowiło to konsekwencję
strategii przyjętej przez aliantów, którzy poprzez działania
pośrednie starali się osłabiać nieprzyjaciela. Ze względu na
opinię publiczną w swych państwach, a zwłaszcza z obawy
przed reakcją społeczności międzynarodowej, rządy Francji
i Wielkiej Brytanii nie mogły po prostu wkroczyć na obszar
państw neutralnych. Dlatego wojna zimowa stanowiła do­
skonały pretekst do uzyskania zgody Szwecji i Norwegii na
wkroczenie na ich terytorium — oficjalnie, by przedostać
się na obszar Finlandii, w praktyce zaś — by móc przejąć
kontrolę nad szwedzkim zagłębiem wydobywczym.
W dniu 19 grudnia 1940 r. w Paryżu odbyło się spotka­
nie Najwyższej Rady Alianckiej, na której podjęto decyzję
o udzieleniu pomocy wojskowej Finlandii. Jednocześnie do
Helsinek udał się płk Franęois Ganeval, oficer z francuskie­
go Sztabu Generalnego, by uzgodnić z fińskim głównodo­
wodzącym marsz. Carlem Gustavem von Mannerheimem
warunki współpracy wojskowej. Jednocześnie rozpoczęto
kompletowanie korpusu ekspedycyjnego. Jednak do wy­
słania „pomocy” dla Finlandii nie doszło: rządy zarówno
Norwegii, jak i Szwecji nie zgodziły się na wkroczenie na
swoje terytorium żadnych obcych wojsk w obawie przed
wciągnięciem do wojny. Sytuacja uległa komplikacji, gdy

30 Pomoc dla walczącej Finlandii wysłały w największej skali pań­


stwa skandynawskie, głównie Szwecja, ale także i państwa „Osi” oraz
Stany Zjednoczone Ameryki.
13 marca 1940 r. Finlandia zawarła pokój ze Związkiem
Radzieckim. Utracony został pretekst do wysyłania wojsk
do północnej Skandynawii, wobec czego przerwano wszel­
kie przygotowania.
Wkrótce doszło we Francji do zmiany rządu — 21 mar­
ca 1940 r. kunktatorskiego i nieudolnego Daladiera zastą­
pił Paul Reynaud. Był on całkowitym przeciwieństwem
swojego poprzednika. Jeszcze przed wojną domagał się
modernizacji armii i zajęcia twardego stanowiska wobec
żądań Hitlera. Teraz, po objęciu rządów, polecił wznowić
przygotowania do wysłania wojsk francuskich do Norwegii.
Miały one być tam skierowane w sytuacji, gdyby Niemcy
naruszyli neutralność tego państwa. W skład sił ekspedy­
cyjnych miała wejść także polska Samodzielna Brygada
Strzelców Podhalańskich, dowodzona przez płk. Zygmunta
Szyszko-Bohusza31.
Także Niemcy od momentu wybuchu wojny z niepoko­
jem spoglądali na Norwegię. Pamiętać należy, że atak na
Polskę nastąpił we wrześniu. Zbliżała się zima, północna
część Bałtyku (Zatoka Botnicka) zostałaby skuta lodem,
uniemożliwiając transport szwedzkiej rudy bezpiecznymi
akwenami. Należało ją przewieźć koleją do norweskiego
Narviku, niezamarzającego portu, przeładować na statki
handlowe, które dostarczyć musiały ją do Niemiec.
Dla III Rzeszy zachowanie niepodległości i neutralno­
ści Norwegii było bardzo korzystne; dzięki temu dostawy
surowców ze Szwecji płynęłyby wzdłuż norweskiego wy­
brzeża bez ryzyka przechwycenia przez okręty aliantów.
Dlatego niemieckie dowództwo nie planowało interwencji
wojskowej w tym kraju. Jednakże alianci nie mogli bez­
czynnie przyglądać się, jak strategicznie ważne surowce
nieprzerwanym strumieniem płyną do nieprzyjacielskich

31 T. P a n e c k i , Samodzielna Brygada Strzelców Podhalańskich,


Warszawa 2010, s. 11-31.
fabryk. Zaczęły pojawiać się różnego rodzaju propozycje,
mające na celu odcięcie lub przynajmniej znaczne utrudnie­
nie wymiany handlowej, która przechodziła przez Narvik.
Jednym z gorących zwolenników aktywnych działań
w tym kierunku był m.in. Winston Churchill, pełniący wów­
czas funkcję Pierwszego Lorda Admiralicji32. Proponował
on zaminowanie norweskich wód terytorialnych. Miało to
zmusić niemieckie frachtowce do ich opuszczenia i korzy­
stania ze szlaków prowadzących przez wody międzyna­
rodowe, dzięki czemu mogłyby być zwalczane przez siły
morskie sprzymierzonych. Brytyjczycy nie spodziewali się
znaczącego przeciwdziałania ze strony niemieckiej Krieg-
smarine. Przewaga Royal Navy, w dodatku wspartej przez
marynarkę francuską, pozwalała przypuszczać, że wszel­
kie próby interwencji zostaną łatwo powstrzymane. Gdyby
jednak Niemcom udało się wysadzić desant w południowej
Norwegii (o tym, że im się to uda w północnej części kraju,
nikt nawet nie myślał), w Narviku i innych portach miały
wylądować wojska aliantów33.
Powyższy plan miał jedną wadę: państwa demokratycz­
ne, które oficjalnie występowały w obronie słabszych przed
niemiecką agresją, nie mogły sobie pozwolić na pogwał­
cenie z premedytacją neutralności suwerennego państwa.
Wybuch wojny zimowej dał sprzymierzonym doskonały
pretekst do wysłania sił do północnej Skandynawii, jednak
przygotowania prowadzono opieszale, a także nie udało się
uzyskać zgody na „przemarsz” wojsk od Norwegii i Szwe­
cji. Dlatego akcja ta nie doszła do skutku, ale informacje
ojej przygotowaniu dotarły do Berlina. Aby zabezpieczyć
dostawy surowców, zdecydowano się na uprzedzenie akcji
przeciwnika.

32 Urząd ten można określić jako odpowiednik ministra marynarki


wojennej.
33 M. V e r a n o v , The Third Reich at war, London 2004, s. 99-100.
O tym, że groźba alianckiej interwencji była realna,
przekonali się Niemcy w lutym 1940 r., kiedy to brytyjski
niszczyciel HMS „Cossack” na wodach norweskich doko­
nał abordażu niemieckiego statku „Altmark”, na którym
przewożono blisko 300 brytyjskich jeńców. Skoro Bry­
tyjczycy raz pogwałcili neutralność tego państwa, co po­
wstrzymywało ich przed kolejnym tego typu działaniem?
Tak rozumowano w Berlinie. Rozpoczęto więc przygoto­
wania do przeprowadzenia własnej akcji zaczepnej, której
celem było opanowanie Norwegii34.
W tym miejscu trzeba zaznaczyć, że nie było to proste
zadanie, o ile bowiem zajęcie południa kraju było stosun­
kowo łatwe, to nie przynosiło Niemcom żadnej korzyści,
gdyż to północne porty stanowiły strategicznie ważne cele.
Należało więc w jakiś sposób przetransportować wojska, by
mogły je zająć i utrzymać. Transport lądem, w wyjątkowo
ciężkich warunkach terenowych, nie wchodził w rachubę
— zająłby zbyt dużo czasu, dając aliantom czas na przygo­
towanie obrony. Samoloty transportowe nie dysponowały
odpowiednim zasięgiem ani tym bardziej ładownością,
pozwalającą na przewóz znacznej liczby żołnierzy i wy­
posażenia. Pozostawał transport morski. Ale transport kilku
tysięcy ludzi przez obszar kontrolowany przez marynarkę
wojenną przeciwnika, który ponadto dysponował znaczną
przewagą, stanowił przedsięwzięcie co najmniej wyjątkowo
zuchwałe.
Tym razem to niemieckie przygotowania nie uszły
uwadze aliantów. Brytyjski rząd był do tego stopnia za­
niepokojony, że w końcu zgodził się na wysuniętą przez
Churchilla propozycję zaminowania norweskich wód tery­
torialnych (operacja „Wilfred”). Akcję tę zaczęto realizo­
wać 8 kwietnia 1940 r. Jednocześnie opracowano realizację

34 Otrzymała ona kryptonim „Weseriibung” (Ćwiczenia na Weze­


rze).
planu noszącego kryptonim „R4”. Miał on być wykonany
w sytuacji, gdyby reagując na akcję minowania, Niemcy
odpowiedzieli inwazją na Norwegię. Wówczas w Narviku,
Trondheim i Bergen wylądować miało blisko 20 tys. żoł­
nierzy brytyjskich, francuskich i polskich35.
Alianci nie wiedzieli, że już 3 kwietnia wypłynęły z nie­
mieckich portów pierwsze okręty, mające wziąć udział
w operacji „Weseriibung”. 9 kwietnia niemieckie oddziały
zaczęły lądować w Norwegii36. W ten sposób doszło do
sytuacji, w której obie strony dokładnie w tym samym
czasie rozpoczęły realizowanie swoich panów opera­
cyjnych.
Niemieckie wojska inwazyjne zostały podzielone na
sześć zespołów. Każdy miał opanować inny cel, mianowicie
Narvik, Trondheim, Bergen, Kristiansand, Oslo oraz Eger-
sund. Biorące udział w ataku wojska niemieckie tworzyły
XXI Korpus Armijny, dowodzony przez gen. Nikolausa von
Falkenhorsta. Dysponował on 69., 163., 181., 196. DPoraz
3. DGór.37 Już 10 kwietnia udało się Niemcom zająć prawie
wszystkie cele, w tym Narvik, który opanowali strzelcy
górscy gen. Eduarda Dietla38.
Działania niemieckie spotkały się z szybką odpowie­
dzią aliantów. Wkrótce doszło do starć między Royal Navy
a Kriegsmarine, wspieraną przez Luftwaffe. Obie strony po­
niosły w ciągu kilku następnych dni znaczne straty. Szcze­
gólnie zaciekłe walki toczyły się na północy. W Narviku

35 J. O d z i e m k o w s k i . A f o n w ' / : 1940. Warszawa 1988, s. 21-42.


36 Tego samego dnia praktycznie bez walki zajęto Danię, wykorzystu­

jąc lotniska znajdujące się na jej obszarze do przerzutu sił do Norwegii.


W ataku wzięły udział 170. i 198. DP oraz 11. Brygada Strzelców, zgrupo­
wane w ramach XXXI Korpusu Armijnego gen. Leonarda Kaupitscha.
37 W późniejszym okresie do sił tych dołączyły także inne jednostki,

w tym m.in. 2. DGór.


38 P. Masson. Historia Wehrmachtu 1939-1945. Warszawa 1995,

s. 72-76.
znajdowały się wojska niemieckie, liczące ok. 2 tys. strzel­
ców górskich z 3. DGór. Osłaniało je 10 niszczycieli kpt.
Friedricha Bonte. Już 10 kwietnia doszło do pierwszej bi­
twy, kiedy to do narvickiego fiordu wpłynęło 5 brytyjskich
niszczycieli, dowodzonych przez kpt. Bernarda Warburto-
na-Lee. Obie strony straciły po dwa zatopione niszczyciele,
ponadto kolejny brytyjski okręt został poważnie uszkodzo­
ny. Dowodzący obiema eskadrami zginęli w czasie starcia.
Brytyjczycy nie dali za wygraną i 13 kwietnia ponownie
zaatakowali przeciwnika, tym razem znacznie większymi
siłami, składającymi się z pancernika HMS „Warspite” oraz
9 niszczycieli. W obliczu takich sił Niemcy byli bez szans
i zostali dosłownie rozstrzelani ogniem dział potężnego
okrętu.
W tym momencie garnizon niemiecki został odcięty od
świata. W OKH rozważano jego ewakuację na południe
w kierunku Trondheim lub przejście do Szwecji. Takie roz­
wiązanie oznaczało jednak przyznanie się do porażki, a tego
ze względów prestiżowych chciano uniknąć. Tymczasem
gen. Dietl utworzył z marynarzy ocalonych z pogromu
niszczycieli oddział zwany Gebirgsmarine, który następnie
włączył w skład obrony lądowej Narviku. Po zlikwidowa­
niu zagrożenia ze strony niemieckich okrętów, 14 kwiet­
nia rozpoczęto wyładowywać w pobliżu portu pierwsze
oddziały brytyjskie należące do 24. Brygady Gwardii
<3 bataliony — 1. Scots Guards, 1. Irish Guards, South
Wales Borderers — oraz pododdziały wsparcia)39.
Siły brytyjskie, pomimo współdziałania z norweską
6. DP, były zbyt słabe, by móc pokusić się o przeprowadze­

39 Podobne desanty wylądowały m.in. w okolicach Namsos oraz


Aandalsnes w środkowej Norwegii ( 1 5 . , 146. i 148. Brygada Piechoty),
-Cz w obliczu przeważających sił niemieckich, w dodatku wspartych
przez bardzo aktywne działania Luftwaffe,wkrótce zostały ewakuowane.
Miały one na celu zdobycie Trondheim oraz odcięcie garnizonu Narviku od
pomocy ze strony sił niemieckich operujących w środkowej Norwegii.
nie działań zaczepnych, zwłaszcza że gen. Dietl był bardzo
aktywny w przygotowywaniu obrony. Dopiero 28 kwietnia
do wojsk brytyjskich zaczęły dołączać oddziały francuskie,
składające się z 27. Półbrygady Strzelców Alpejskich (3
bataliony), 13. Półbrygady Legii Cudzoziemskiej (2 bata­
liony) oraz Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich
(4 bataliony). Dowództwo nad połączonymi siłami objął
francuski generał Antoine Bethouart40. Gdy zgromadzono
odpowiednie siły, rozpoczęto akcje zaczepne.
Walki o Narvik były ciężkie i zacięte. Dopiero po mie­
siącu, 28 maja 1940 r., udało się zdobyć miasto, lecz nie
zmuszono do kapitulacji niemieckiego garnizonu. W tym
czasie już od ponad dwóch tygodni trwała ofensywa nie­
miecka w zachodniej Europie. Wobec coraz trudniejszej
sytuacji sprzymierzeni zdecydowali się na wycofanie swo­
ich sił z Norwegii.
Operacja „Weseriibung” zakończyła się strategicznym
zwycięstwem III Rzeszy, jednakże za cenę znacznych strat.
W samych zabitych i rannych nie były one duże, gdyż wy­
niosły nieco ponad 5 tys. ludzi. Natomiast Kriegsmarine
została wręcz zdziesiątkowana. Zatopione zostały: ciężki
krążownik „Bliicher”, lekkie krążowniki „Karlsruhe” oraz
„Koningsberg”, 10 niszczycieli, 6 okrętów podwodnych
oraz szereg okrętów transportowych i pomocniczych.
Większość pozostałych jednostek została mniej lub bar-

40 Francuskie Naczelne Dowództwo przygotowało do interwencji


w Norwegii znacznie większe siły. Specjalnie do tej ekspedycji sformo­
wano dwie dywizje strzelców alpejskich (Division Legćre de Chasseurs),
lekką dywizję piechoty (Division Lógćre d’Infanterie), 13. Półbrygadę
Legii Cudzoziemskiej oraz polską Samodzielną Brygadę Strzelców
Podhalańskich. Jednak niemiecki atak spowodował dezorganizację
alianckich starań i tylko niewielka część sił francuskich przygotowanych
do wysłania do Skandynawii wzięła faktycznie udział w walkach. Zob.
D.C. D i 1 dy, Denmark and. Nonvay 1940. Hitler's boldest operation,
Oxford 2007, s. 17-27.
dziej uszkodzona i na pewien czas wyłączona ze służby.
Alianci również ponieśli znaczne straty, które wyniosły
prawie 4 tys. zabitych, rannych i zaginionych. Zatopione
zostały: lotniskowiec HMS „Glorious”, lekkie krążowniki
HMS „Effingham” i HMS „Curlew”, 10 niszczycieli (w
tym polski „Burza” i francuski „Bison”), eskortowiec oraz
6 okrętów podwodnych (w tym francuski „Doris”) oraz
również znaczna liczba mniejszych jednostek. W liczbach
bezwzględnych straty aliantów można uznać za nieco
większe, ale dysponowali oni znaczną przewagą na morzu
i mogli sobie na to pozwolić, natomiast Kriegsmarine po­
zostało raptem kilka jednostek nawodnych zdolnych wyjść
w morze41 .
Walki o Narvik stanowiły tylko jeden z epizodów kam­
panii norweskiej, jakkolwiek najbardziej dramatyczny i za­
cięty. Pokazują one, że w przypadku podjęcia ofensywnych
i energicznych działań skierowanych przeciwko wojskom
III Rzeszy można było zadać im znaczne straty. Brytyj­
skie okręty działały agresywnie, zgodnie wierząc w swoją
przewagę i umiejętności, także w czasie walk na lądzie,
jakkolwiek trudnych, gdzie uzyskano sukces. Oczywi­
ście alianci dysponowali kilkukrotną przewagą liczebną,
ale teren, pogoda, wreszcie znacznie lepsze wyszkolenie
oddziałów niemieckich w części ją równoważyły. Jakby
nie patrzeć, niemieccy strzelcy górscy stanowili formację
elitarną, w dodatku specjalnie szkoloną do walki w terenie
górskim i zimowym.
Zaangażowanie się przez aliantów w Norwegii świadczy
o ich odchodzeniu od całkowicie defensywnej i pasywnej
postawy. Zmiana rządu we Francji i objęcie steru władzy
przez energicznego i zdecydowanego polityka, jakim był
Paul Reynaud, pozwoliły na zmianę strategii sprzymierzo­
nych. Również w Wielkiej Brytanii z coraz większą przy­

41 C. B e k k e r , Przeklęte morze..., s. 100-104.


chylnością odnoszono się do propozycji wysuwanych przez
ludzi pokroju Winstona Churchilla. Niestety, przebudzenie
przyszło zbyt późno — w miesiąc po rozpoczęciu kampanii
norweskiej ruszyła wielka niemiecka ofensywa w zachod­
niej Europie.
WOJSKA PRZECIWNIKÓW

ARMIA FRANCUSKA

Po zakończeniu I wojny światowej armia francuska


stanowiła siłę najliczniejszą i najsilniejszą na kontynen­
cie europejskim, jednakże względne bezpieczeństwo oraz
trudności gospodarcze powodowały, że wraz z biegiem lat
stawała się coraz bardziej zaniedbana. W 1923 r. skrócono
służbę wojskową z 36 miesięcy do 18, a w 1928 r. — do
12. Odbiło się to fatalnie na wyszkoleniu żołnierzy oraz
oficerów. Ponadto światowy Wielki Kiyzys ekonomiczny
doprowadził do ograniczenia wydatków na siły zbrojne,
przez co uzbrojenie stawało się coraz bardziej przestarzałe,
zaś w oddziałach chronicznie brakowało ludzi. W latach
1935-1939 brakowało ok. 140 tys. rekrutów, by wypełnić
etaty. Dopiero remilitaryzacja Nadrenii oraz wprowadzenie
powszechnej służby wojskowej w Niemczech spowodowa­
ły ponowny wzrost nakładów na obronę. Jednakże by móc
zniwelować wieloletnie zaniedbania, potrzebny był czas.
W momencie wybuchu wojny wojska francuskie znajdowały
się w trakcie modernizacji, a do oddziałów dopiero zaczynał
trafiać nowoczesny sprzęt, jednak w bardzo wolnym tempie.
Przemysł francuski nie był w stanie sprostać potrzebom 1.
1 I. S u m n e r , F . V a u v i l l i e r , M . C h a p p e l , The french army
1939-1945. Part 1. The army of 1939-1940 & Vichy France, Oxford
2000, s. 3-4.
Pod koniec lat trzydziestych siły zbrojne Republiki Fran­
cuskiej składały się z trzech rodzajów wojsk: lądowych,
lotnictwa oraz marynarki wojennej. Każde z nich podlegało
pod osobne ministerstwo: Wojny (dla wojsk lądowych),
Lotnictwa i Marynarki. Każde z nich dysponowało swo­
im sztabem. Rolę koordynatora prac tych trzech resortów
miało pełnić Ministerstwo Obrony Narodowej z podległym
mu Sztabem Generalnym. Szef Sztabu Generalnego, któ­
rym był od stycznia 1939 r., gen. Gamelin, pełnił funkcję
naczelnego dowódcy wszystkich wojsk francuskich.
W 1940 r. siły lądowe odgrywały decydującą rolę w sys­
temie militarnym republiki i one miały wziąć na siebie
główny ciężar w nadchodzących walkach. W momencie
wybuchu wojny obszar kontynentalnej Francji podzielony
był na 20 okręgów wojskowych o numerach I-XXI2. Każ­
dy z nich w czasie wojny mobilizował dowództwo korpusu
o takim samym numerze. W ten sposób w razie wybuchu
wojny powstawało 20 korpusów, z których każdy liczył
zazwyczaj trzy dywizje piechoty (jedną regularną oraz dwie
rezerwowe). Ponadto istniało osobne dowództwo Korpusu
Kawalerii oraz Korpusu Wojsk Kolonialnych.
Piechota pozostawała podstawową formacją w ramach
wojsk lądowych. W okresie pokoju tworzyło ją 20 dywizji
czynnych (z czego 7 zmotoryzowanych), każda rozmieszczo­
na w jednym okręgu wojskowym. W momencie ogłoszenia
mobilizacji liczba metropolitarnych dywizji piechoty była po-
trajana poprzez organizację jednostek rezerwowych kategorii
„A” i „B”. W 1939 r. zmobilizowano 18 dywizji pierwszego
typu oraz 20 drugiego. Wśród nich znajdowało się 8 dywizji
górskich (strzelców alpejskich). Były to: 27., 28., 29., 30., 31.,
64., 65., 66. DP. Ponadto w późniejszym czasie organizowa­
no dalsze dywizje z nadwyżek mobilizacyjnych, lecz w tych
działaniach Francuzi znacznie ustępowali Niemcom.

2 Wyjątek stanowił okręg XIX, który obejmował obszar Algierii.


Armia francuska korzystała z zasobów rekrutacyjnych
swoich posiadłości kolonialnych. W oparciu o nie tworzo­
no dywizje piechoty północnoafrykańskiej (Division d’ln-
fanterie Nord Ąfricain — DINA), afrykańskiej (Division
d’Infanterie Ąfricain — DIA) oraz kolonialnej (Division
d’Infanterie Coloniale — DIC)3. Na terenie Francji sta­
cjonowało 6 dywizji północnoafrykańskich (1., 2., 3., 4.,
5. DINA oraz 1. Division d’Infanterie Marocaine — Dy­
wizja Piechoty Marokańskiej), jedna afrykańska (82. DIA)
oraz 4 kolonialne (1., 2., 3., 4. DIC). W czasie mobilizacji
także liczba dywizji pochodzących spoza Europy ulegała
zwiększeniu. Organizowano kolejne dwie dywizje północ-
noafrykańskie (6. i 7. DINA), jedną afrykańską (87. DIA)
oraz 4 kolonialne (5., 6., 7., 8. DIC). Zwiększano także
liczbę dywizji stacjonujących w posiadłościach zamorskich,
zwłaszcza północnej Afryce i Lewancie.
Z powyższego zestawienia wynika, że w momencie po­
koju we Francji stacjonowało 31 aktywnych dywizji pie­
choty4, zaś w momencie mobilizacji ich liczbę zwiększano
do 76, a więc dwuipółkrotnie. Ponadto kilkanaście dywizji
znajdowało się poza kontynentalną Francją — najwięcej
w Afryce Północnej, ale także w Lewancie i Indochinach.
Uzupełnienie piechoty liniowej stanowiły wojska fortecz-
ne. W okresie pokoju fortyfikacje Linii Maginota podzielone
były na Rejony Umocnione, które z kolei dzieliły się na

3 Dywizje piechoty północnoafrykańskiej składały się z regimentów


żuawów, złożonych z Francuzów mieszkających w północnej Afryce,
oraz tyralierów, rekrutujących się z Algierczyków, Tunezyjczyków oraz
Marokańczyków. Dywizje afrykańskie składały się z czarnych miesz­
kańców pochodzących ze środkowej Afryki, zaś kolonialne głównie
z Senegalczyków, Malgaszów oraz mieszkańców Indochin.
4 Dla porównania, znacznie słabsza gospodarczo i ludnościowo

Polska w okresie pokoju utrzymywała aż 30 dywizji piechoty; zob.


Z. J ag i e 11o, Piechota Wojska Polskiego 1918-1939, Warszawa 2007,
s. 40-57.
TAB. 1. FRANCUSKIE DYWIZJE PIECHOTY W 1939 R.

Kategoria Numer dywizji


10., 11., 13., 14., 19.,21.,23.,
„zwykłe”
27., 29., 31., 36., 42., 43.
Czynne
zmotoryzowane l.,3.,5.,9., 12., 15.,25.
2..4., 6., 7.16., 18., 20., 22.,
„A” 24., 26., 28. 30.. 32.. 35., 41.
44., 45., 47.
Rezerwowe
5 1 5 2 . , 53., 54., 55., 56., 57.,
„B” 58.. 60., 61.. 62., 63., 63., 64.,
65., 66., 67., 71., 73., 75.
czynne 82. DIA
Afrykańskie
rezerwowe 87. DIA

czynne 1., 2., 3.,4., 5. DINA, l.DIM


Północnoafrykańskie
rezerwowe 6., 7. DINA

czynne l.,2.,3.,4. DIC


Kolonialne
rezerwowe 5., 6.,7., 8.DIC

Źródło: M. Zgómiak, Europa w przededniu wojny. Sytuacja militarna w* latach


1938-1939, Kraków 1993. s. 456-457.

Sektory Umocnione5. Sektory obsadzone były przez bry­


gady forteczne, składające się z jednego pułku fortecznego
oraz pułku artylerii pozycyjnej. W momencie mobilizacji
kadrę regimentu fortecznego wykorzystywano do tworze­
nia trzech pułków fortecznych. Był to typowy schemat,
jednakże w przypadku poszczególnych sektorów liczba
pododdziałów fortecznych była zmienna, dostosowana do
ilości i rozmieszczenia fortyfikacji, ich rodzaju, charakteru
terenu itp. Niektóre Rejony Umocnione na przełomie 1939
i 1940 r. przekształcono w Forteczne Korpusy Armijne (CAF
— Corps d’Armee Fortresse), zaś niektóre SU — w dywizje
piechoty fortecznej. Były to odpowiednio SU Maubeuge,
(przekształcony w 101. Division d’Infanterie de Fortresse

5 Część sektorów nie wchodziła w skład Rejonów Umocnionych.


- DIF), SU Ardeny (102. DIF), SU Dolny Ren (103. DIF),
SU Kolmar (104. DIF) oraz SU Mulhouse (105. DIF). Woj­
ska forteczne odegrały niewielką rolę w nadchodzącym
starciu, dlatego nie zostanie przedstawiona ich szczegóło­
wa organizacja. Warto jednak zaznaczyć, że w przeliczeniu
stanowiły one ekwiwalent ok. 20-21 dywizji piechoty. Od­
działy forteczne pochłaniały znaczne zasoby, zarówno jeżeli
chodzi o uzbrojenie, jak i ludzi, którzy byli „przywiązani” do
swoich pozycji. W większości państw do obsady umocnień
kierowano żołnierzy starszych wiekiem, którzy nie byliby
w stanie znieść trudów walki w otwartym polu. Natomiast
we Francji w dużej mierze wojska forteczne składały się
z najlepszych żołnierzy, pochodzących z rejonów położo­
nych blisko umocnień. Ułatwiało to szybką mobilizację, ale
powodowało, że doskonały materiał żołnierski nie mógł być
wykorzystany do tworzenia formacji liniowych6.
Dywizja stanowiła podstawowy związek taktyczny pie­
choty. Największe walory bojowe prezentowały dywizje
czynne, funkcjonujące w okresie pokoju. Wyróżnić wśród
nich można „zwykłe” oraz zmotoryzowane. Standardowa
regularna dywizja piechoty składała się trzech pułków pie­
choty, oddziału rozpoznawczego, pułku artylerii polowej,
pułku artylerii ciężkiej, 2 kompanii inżynieryjnych (sa­
perów), kompanii ppanc. oraz oddziałów i pododdziałów
wsparcia i służb.
Podstawowy element każdej dywizji stanowiły regimen­
ty piechoty. Miały one dość złożoną strukturę. Dowódca
dysponował kompanią dowodzenia. Ponadto podlegała mu
kompania ciężkiej broni piechoty, składająca się z plutonu
moździerzy kal. 81 mm (2 sztuki) oraz dwóch plutonów
ppanc. (po 3 działka ppanc. kal. 25 mm)7. Najważniej­

6 J . F . K a u f m a n n , H.W. K a u f m a n n,op. cit., s. 101-107.


7 Do holowania armatek ppanc. używano ciągników Renault UE

•6 sztuk), wchodzących w skład kompanii zaopatrzeniowej, G. F o r t y ,


szym elementem każdego regimentu były trzy bataliony
strzeleckie. Oprócz plutonu dowodzenia dowódcy bata­
lionu podlegała kompania broni ciężkiej składająca się
z 4 plutonów ckm (po 4 sztuki) oraz plutonu broni cięż­
kiej (2 moździerze kal. 60 mm, 2 działka kal. 25 mm).
Trzon batalionu tworzyły 3 kompanie strzeleckie, skła­
dające się z plutonu dowodzenia oraz 4 plutonów linio­
wych 8.
I wojna światowa dowiodła, że bez silnego wsparcia
przez artylerię piechota nie była zdolna do prowadzenia
skutecznych działań — zarówno zaczepnych, jak i obron­
nych. Francuska dywizja piechoty po mobilizacji dyspono­
wała dwoma pułkami artylerii. Pierwszy składał się z trzech
dywizjonów armat kal. 75 mm, każdy liczący 3 baterie po
4 działa. W sumie dawało to 36 działonów. Ponadto do
tego pułku dołączano kompanię przeciwpancerną dział kal.
47 mm (8 sztuk) oraz przeciwlotniczych działek kal. 25 mm
(6 sztuk). Miało to zapewnić osłonę stanowisk ogniowych
przed nieprzyjacielskimi czołgami oraz samolotami. Drugi
regiment tworzyły dwa dywizjony artylerii ciężkiej, wypo­
sażone w haubice kal. 155 mm. Również one składały się
z trzech baterii po 4 działa, co dawało w sumie 24 ciężkie
haubice9.
Oddział rozpoznawczy miał rozmiar batalionu i składał
się z trzech szwadronów: kawalerii, motocyklistów oraz
wsparcia. Pierwszy z nich (kawalerii) składał się z plutonu
dowodzenia, 4 plutonów liniowych, plutonu ckm oraz grupy
przeciwpancernej (2 działka ppanc. kal. 25 mm). Szwadron
motocyklowy składał się 4 plutonów bojowych, natomiast
szwadron wsparcia — z 2 plutonów ckm (4 ckm-y każdy)

World war two afv’s & self propelled ur til ery, Oxford 1995, s. 91-98;
s. 166.
8 G. R o 11 m a n, S. A n d r e w , Niemiecka inwazja na Francję. Ho­

landię, Belgię i Luksemburg 1940, Warszawa 2010, s. 3-4.


9 I. S u m n e r , F . V a u v i l l i e r , M . C h a p p e l , op. cit., s. 16.
oraz 2 grup ppanc. (po 2 działka kal. 25 mm10). Dowód­
ca dywizji posiadał także w swej dyspozycji kompanię
ppanc., składającą się z 12 działek kal. 25 mm. Zazwy­
czaj była ona przydzielana do jednego z regimentów pie­
choty.
Reasumując, dywizja piechoty liczyła ok. 16 tys. lu­
dzi. Na jej uzbrojenie składało się 370 lekkich i ręcznych
karabinów maszynowych, 180 ciężkich karabinów maszy­
nowych, 54 (52) działka ppanc. kal. 25 mm, 8 dział ppanc.
kal. 47 mm, 60 moździerzy, 6 działek plot. oraz 60 dział
polowych i ciężkich11 .
Dywizje rezerwowe miały organizację analogiczną jak
dywizje czynne. Mogły jednak się pojawić braki w uzbro­
jeniu, zwłaszcza przeciwpancernym, oraz artylerii. Np.
większość dywizji piechoty kategorii „B” posiadała 4 dy­
wizjony artylerii polowej, ale za to tylko pojedynczy dywi­
zjon haubic kal. 155 mm. Podobną organizację i uzbrojenie
posiadały dywizje północnoafrykańskie i kolonialne. Te,
które funkcjonowały w okresie pokoju, w zasadzie niczym
się nie różniły od dywizji metropolitalnych, natomiast re­
zerwowe posiadały mniej broni ciężkiej, np. baterię zamiast
kompanii ppanc.
Francuska dywizja piechoty pod względem organizacji
i uzbrojenia nie odbiegała zasadniczo od innych jednostek
tego typu w armiach europejskich. Oczywiście można
wskazać kilka punktów charakterystycznych. Dyspono­
wała znaczną ilością dział wchodzących w skład artylerii
organicznej (dywizyjnej). Łatwo zauważyć znaczną liczbę
armat kal. 75 mm, co stanowiło już anachronizm, gdyż od
początku lat trzydziestych rezygnowano z tego typu dział

10 Zazwyczaj jedno działko ppanc. w grupie było zastąpione dział­


kiem piechoty kal. 37 mm.
11 T. R a w s k i , Piechota w II wojnie światowej, Warszawa 1984,

s. 44-45.
na rzecz haubic12. Widać także brak artylerii towarzyszącej
w poszczególnych regimentach piechoty. Piechota fran­
cuska nie dysponowała także granatnikami, za to posia­
dała więcej lekkich moździerzy. Wreszcie zwrócić należy
uwagę na rozproszenie broni przeciwpancernej. Plutony
lub grupy działek ppanc. znajdowały się w poszczegól­
nych batalionach, na szczeblu regimentu, dywizji, pułku
artylerii oraz oddziału rozpoznawczego. Takie rozwiąza­
nie prowadziło do sytuacji, w której w żadnym miejscu
nie można było przygotować odpowiednio gęstej i trwałej
zapory przeciwpancernej. Wynikało to bezpośrednio z ro­
li, jaką przyznawano czołgom w armii francuskiej. Miały
one stanowić przede wszystkim wsparcie piechoty i być
rozdzielone pomiędzy poszczególne oddziały. Skoro czołgi
działać miały w rozproszeniu, należało także rozproszyć
pomiędzy oddziały artylerię przeciwpancerną. Nie brano
przy tym pod uwagę faktu, że Niemcy używali czołgów
w zupełnie inny sposób.
Pierwsze działania mające na celu motoryzację piecho­
ty podjęto w armii francuskiej już w latach 1932-1933.
W maju 1940 r. armia francuska dysponowała 7 zmotory­
zowanymi dywizjami piechoty. Posiadały one nieco inną
organizację niż „zwykłe” dywizje. Ich skład obejmował
3 zmotoryzowane regimenty piechoty, oddział rozpoznaw­
czy, kompanię ppanc., zmotoryzowany regiment artylerii
z dołączonymi kompaniami ppanc. i plot., zmotoryzowany
regiment ciężkiej artylerii, 2 kompanie inżynieryjne (sape­
rów), oddziały i pododdziały służb i wsparcia.
Również w tym przypadku główny komponent dywizji
stanowiły trzy regimenty piechoty. Każdy z nich obejmował
kompanię dowodzenia, kompanię zaopatrzenia (12 pojaz­
dów Renault RU), kompanię broni ciężkiej oraz 3 bataliony

12 Nawet polski pułk artylerii lekkiej wchodzący w skład dywizji


piechoty posiadał już co najmniej jeden dywizjon haubic kal. 100 mm.
piechoty. Kompania broni ciężkiej składała się z plutonu
dowodzenia, 2 plutonów ppanc. (3 działka ppanc. kal.
25 mm), 2 drużyn moździerzy (każdy po 2 moździerze kal.
81 mm) oraz kompanii przeciwlotniczych ciężkich karabi­
nów maszynowych kal. 20 mm Oerlikon (12 sztuk).
Batalion piechoty zmotoryzowanej etatowo powinien
posiadać pluton dowodzenia, 3 kompanie piechoty (pluton
dowodzenia, 4 plutony liniowe) oraz kompanię broni cięż­
kiej. Ta ostatnia oprócz plutonu dowodzenia składała się
z 3 plutonów ckm (4 ckm-y) oraz plutonu broni ciężkiej (2
moździerze kal. 81 mm oraz 2 działka kal. 25 mm). Widać
więc, że regiment piechoty zmotoryzowanej dysponował
większą ilością działek ppanc., posiadał w swym składzie
kompanię przeciwlotniczych karabinów maszynowych oraz
pojazdów zaopatrzenia.
Wsparcie piechurom zapewniał zmotoryzowany regi­
ment artylerii polowej, posiadający identyczną strukturę
i uzbrojenie jak w przypadku standardowych dywizji pie­
choty (3 dywizjony po 12 dział każdy). Różnicę stanowił
sposób poruszania się dział. Do ich holowania używano
ciągników artyleryjskich Unie P107 BU lub Laffly S15T.
Natomiast nieco inną organizację miał zmotoryzowany re­
giment artylerii ciężkiej — mianowicie tylko jeden z dy­
wizjonów uzbrojony był w haubice kal. 155 mm, drugi
zaś — w kal. 105 mm. Działa mniejszego kalibru transpor­
towano, używając tych samych pojazdów co w wypadku
armat polowych, natomiast haubice kal. 155 mm ciągnięto
za pomocą ciężkich traktorów Somua MCG. Działa ppanc.
kal. 47 mm były holowane przez stare pojazdy Citroen
Kćgresse P17, zastępowane systematycznie przez Laffly
W15.
Ważny element francuskiej dywizji zmotoryzowanej
stanowił jej oddział rozpoznawczy (Groupe de Reconna­
issance de Division d’Infanterie — GRDI). Miał on siłę
wzmocnionego batalionu i składał się z 5 szwadronów:
— 1 szwadron AutoMitrailleuses de Decouverte (AMD
— pojazd pancerny dalekiego rozpoznania) — 4 plutony
po 3 pojazdy Panhard 17813 (plus 2 w rezerwie);
— 1 szwadron AutoMitrailleuses de Reconnaissance
(AMR — opancerzony pojazd rozpoznawczy) — 4 plutony
po 3 pojazdy AMC PI6 ewentualnie Hotchkiss H-35 lub
H3914 (kolejne 2 w rezerwie);
— 2 szwadrony motocyklistów — po 4 plutony;
— 1 szwadron broni wsparcia — 2 plutony ckm (po
4 ckm-y) oraz 2 grupy ppanc. (po 2 działka kal. 25 mm).
Jak więc widać, oddział rozpoznawczy, który dyspono­
wał ponad trzydziestoma pojazdami pancernymi, a niekie­
dy także czołgami, stanowił bardzo silny element w ręku
dowódcy dywizji. Mógł być z powodzeniem używany nie
tylko do zadań rozpoznawczych, ale także jako silny i mo­
bilny odwód lub nawet użyty do działań zaczepnych na
głównym kierunku natarcia.
Pozostałe pododdziały dywizyjne miały organizację
i wyposażenie niewiele różniące się od klasycznych dy­
wizji piechoty. Jedyne różnice wynikały z większej licz­
by pojazdów mechanicznych, dzięki czemu dysponowały
zwiększoną mobilnością.
Francuska dywizja zmotoryzowana stanowiła jednostkę
pod jednym względem bardzo odróżniającą ją od anało-

13 Pojazdy Panhard 178 stanowiły jedną z najbardziej udanych


francuskich konstrukcji w opisywanym okresie. Dysponowały prędko­
ścią ok. 70 km/k. uzbrojone były w 25 mm armatkę, zaś załogę chronił
pancerz grubości 20 mm. Dokładne dane zob. G. F o r t y, World war rwo
ajv’s..., s. 155-158.
14 Ze względu na ograniczoną objętość niniejszego opracowania nie

zamieszono w nim dokładnych charakterystyk pojazdów pancernych


poszczególnych armii. Czytelnik znajdzie je w wielu innych publikacjach
dostępnych na rynku, m.in. w: A. Za s i e c z n y , Czołgi II wojny światowej,
Warszawa 2005, s. 8-20, 28-40, 77-79, 96-100. Z kolei zestawienie
danych taktyczno-technicznych w: Encyklopedia II wojny światowej,
pod red. W. Biegańskiego, Warszawa 1975, s. 700-715.
gicznych oddziałów tego typu w Europie — mianowicie
nie dysponowała własnym transportem samochodowym
służącym do przewozu całej piechoty. Zamiast tego przy­
dzielano jej 3 Groupes de Transport de Personnel (GTP)
składające się z dwóch kompanii autobusów (160-200 po­
jazdów każda), kompanii Transport Toute Nature (pojazdy
przystosowane do przewozu koni — 80-100 pojazdów)
oraz kompanii ciężarówek specjalnych (80-100 pojazdów).
GTP były potrzebne przede wszystkim podczas strategicz­
nego przemieszczania dywizji zmotoryzowanych, kiedy
należało w krótkim tempie przetransportować cały związek
taktyczny na duże odległości; stąd autobusy, pojazdy spe­
cjalne oraz przystosowane do transportu koni.
Uzupełnienie dywizji piechoty stanowiły samodzielne
bataliony strzeleckie (chasseurs a pied). W przededniu wy­
buchu wojny istniały 23 bataliony, z czego 12 stanowiły od­
działy strzelców alpejskich (chasseurs alpins). Zazwyczaj
3 bataliony tworzyły samodzielną półbrygadę strzelecką.
4 bataliony strzeleckie (4., 5., 16. oraz 17.) zmotoryzowa­
no, włączając do dywizji kirasjerów. W czasie mobilizacji
liczba batalionów strzeleckich została znacznie zwiększona,
gdyż utworzono kolejnych 41 batalionów (w tym 23 strzel­
ców alpejskich). Od września 1939 r. rozpoczęto formować
także 10 batalionów strzelców pirenejskich (chasseud py-
reneens). W wyniku mobilizacji wystawiono 19 batalionów
karabinów maszynowych, z czego 8 zmotoryzowanych.
Ponadto dowództwo francuskie miało w swej dyspozycji
12 batalionów Legii Cudzoziemskiej15.
Od początku lat trzydziestych XX w. postępował we
Francji proces mechanizacji kawalerii. Na jej bazie powsta­
wały m.in. lekkie dywizje zmechanizowane. Tym niemniej
w momencie wybuchu wojny wciąż istniały dwie dywizje
kawalerii (trzecia znajdowała się w stadium likwidacji),

15 I. S u m n e r , F . V a u v i l l i e r , M . C h a p p e l , op. cit., s. 9 .
samodzielna brygada kawalerii oraz trzy biygady spa hi sów
(kawalerii północnoafrykańskiej). We wrześniu 1939 r. dy­
wizje kawalerii zorganizowane były według etatu z 1932 r.,
który obejmował dwie brygady kawalerii (po dwa pułki),
pułk samochodów pancernych, batalion dragonów (piecho­
ta zmechanizowana), regiment artylerii zmotoryzowanej
(2 dywizjony armat kal. 75 mm, dywizjon haubic kal. 105
mm) oraz zmotoryzowany batalion saperów (3 kompanie).
W okresie „dziwnej wojny” dokonano reorganizacji ka­
walerii, chcąc zmniejszyć wrażliwość tej formacji na ataki
z powietrza oraz zwiększyć odporność przeciwpancerną.
Jednocześnie uświadomiono sobie, że na współczesnym
polu walki nie ma już miejsca dla oddziałów konnych.
W rezultacie powstało 5 lekkich dywizji kawalerii (Divi­
sion Legere de Cavalerie — DLC)16.
Nowa dywizja kawalerii miała mieszaną strukturę.
Jej trzon tworzyły dwie brygady: kawalerii (Brigade de
Cavalerie) oraz lekka zmechanizowana (Brigade Legere
Mecanique). Wspierał je zredukowany zmotoryzowany
regiment artylerii, składający się z dwóch dywizjonów
(12 x 75 mm oraz 12 x 105 mm) oraz kompanii ppanc.
(8 x 47 mm). Ponadto w składzie DLC znajdowała się kom­
pania saperów (3 plutony), łączności oraz służby. Brygada
kawalerii stanowiła wciąż trzon dywizji. Była ona w dal­
szym ciągu oparta na trakcji konnej, zaś motoryzacja miała
bardzo ograniczony charakter i dotyczyła jedynie niektó­
rych elementów zaopatrzenia, natomiast oddziały bojowe
w całości pozostały konne. Brygada składała się z dwóch
regimentów kawalerii. Każdy z nich tworzył szwadron
dowodzenia, 4 szwadrony liniowe (4 plutony każdy) oraz
szwadron broni ciężkiej. Ten ostatni składał się z dwóch
plutonów ckm (4 sztuki każdy), plutonu moździerzy

16 Jednocześnie utrzymano w niezmienionej formie brygady spa-


hisów.
(4 x 60 mm) oraz grupy ppanc. (2 działka ppanc. kal. 25 mm).
Regiment kawalerii posiadał bardzo ograniczone możliwo­
ści bojowe. W praktyce jego siła na polu bitwy odpowiadała
w przybliżeniu jedynie wzmocnionemu batalionowi pie­
choty17.
Lekka brygada zmechanizowana składała się z regimen­
tu pancernego (Regiment d’Autos-Mitrailleuses), zmecha­
nizowanego regimentu dragonów (Regiment de Dragons
Portes), szwadronu ppanc. (12 działek kal. 25 mm o ciągu
motorowym) oraz szwadronu technicznego (reparacyjne-
go). Regiment pancerny tworzyły dwie grupy bataliono­
we. Pierwsza składała się ze szwadronu motocyklowego
(4 plutony) oraz szwadronu samochodów pancernych (4
plutony po 3 pojazdy AMD Panhard 178). Drugą tworzył
także szwadron motocyklowy oraz szwadron czołgów
Hotchkiss H-35 (4 plutony po 3 pojazdy). Zgodnie z za­
łożeniami, w szwadronie czołgów powinny znajdować się
czołgi kawaleryjskie, jednakże zarówno model AMC (Au-
tomitrailleuses de Combat) 34, jak i AMC 35 okazały się
nieudane i z konieczności w jednostkach kawaleryjskich
używano pojazdów H-35.
Regiment dragonów składał się z dwóch batalionów,
z czego jeden przewożony był na pojazdach terenowych
CP 19), drugi zaś na zwykłych ciężarówkach. Batalion po­
siadał w swym składzie mieszany szwadron rozpoznawczy,
szwadron fizylierów oraz szwadron broni ciężkiej.
Widać wyraźnie, że lekka dywizja kawalerii składała
się z różnorodnych komponentów, dysponując urozmaico­
nym uzbrojeniem i wyposażeniem. Współdziałanie na polu
walki brygady kawalerii z brygadą zmechanizowaną było
problematyczne. Różne prędkości marszu, sposobu walki,
wymagania odnośnie sieci drogowej — powodowały, że
efektywna współpraca była bardzo trudna.

17 J. S o l a r z , op. cit., s. 18-21.


Reorganizacja kawalerii ominęła brygady spahisów,
które zachowały swój konny charakter. W 1940 r. we Fran­
cji znajdowały się trzy jednostki tego typu; każda z nich
składała się z dwóch konnych regimentów.
W drugiej połowie lat trzydziestych XX w. nastąpił
gwałtowny rozwój techniki, a wraz z nim powstawać zaczę­
ły coraz nowocześniejsze czołgi. Przed wybuchem wojny
coraz częściej pojawiały się stwierdzenia, że przyszły kon­
flikt będzie miał charakter wybitnie manewrowy, a to dzięki
zastosowaniu na szeroką skalę formacji pancernych i zmo­
toryzowanych. Walki w Polsce w 1939 r. w całej rozcią­
głości potwierdziły te przepuszczenia. Również w 1940 r.
o ostatecznym wyniku starcia aliantów z III Rzeszą roz­
strzygnęły działania licznych zgrupowań czołgów.
Armia francuska w 1940 r. dysponowała ponad 3 tys.
nowoczesnych czołgów. Większość z nich wchodziła
w skład samodzielnych brygad czołgów, które znajdowały
się w dyspozycji Naczelnego Dowództwa i były przydziela­
ne związkom operacyjnym oraz taktycznym jako wsparcie.
Były to oddziały jednorodne, składające się tylko i wyłącz­
nie z pojazdów pancernych, często jednego typu. Nie były
więc w stanie prowadzić jakichkolwiek samodzielnych
działań, chyba że na bardzo niskich stopniach dowodzenia.
Dlatego ich użycie polegało na przydzielaniu dowódcom
związków operacyjnych (grup armii, armii, korpusów), któ­
rzy z kolei wzmacniali nimi poszczególne dywizje. Typowa
brygada pancerna (Groupe de Batallions de Chars) składała
się z 2-3 batalionów czołgów, z których każdy liczył eta­
towo 45 maszyn18. W maju 1940 r. w armiach francuskich
znajdowało się ok. 15 brygad czołgów, liczących prawie
30 batalionów19.

18 63 w przypadku, gdy bataliony wyposażone były w przestarzałe


czołgi Renault FT-17.
19 J . L e d w o c h , J . S o l a r z , Czołgi francuskie 1940, Warszawa 1

995,s. 171.
Tylko niewielka część czołgów znalazła się w dywizjach
szybkich. W armii francuskiej istniały dwa typy dywizji,
które dysponowały znaczną liczbą pojazdów pancernych.
Pierwszy typ to lekkie dywizje zmechanizowane (Divi­
sion Legere Mecanique). W maju 1940 r. w pełni sformo­
wane były trzy dywizje tego typu, czwarta zaś znajdowała
się w stadium organizacji.
Trzon dywizji tworzyły dwie lekkie brygady zmecha­
nizowane (brigade legere mecaniąue). Określenie „lekka”
jest nieprecyzyjne, gdyż odnosi się do łatwości przemiesz­
czania się oraz roli na polu walki, nie zaś faktycznej siły
oddziału. Obie brygady miały różną strukturę i uzbroje­
nie. Pierwsza stanowiła oddział typowo pancerny. Two­
rzyły ją dwa regimenty kawalerii (kirasjerów lub drago­
nów), szwadron ppanc. (12 działek ppanc. kal. 25 mm)
oraz techniczny. Każdy regiment kawalerii składał się
z dowództwa (2 czołgi), czterech szwadronów bojowych
(każdy liczył 23 czołgi) oraz szwadronu technicznego. Po­
łowa szwadronów wyposażona była w czołgi Somua S-35,
druga natomiast w Hotchkiss H-35 lub H-38. W sumie
więc brygada liczyła teoretycznie 192 czołgi (po 96 S-35
i H-35/38).
Z kolei druga brygada miała charakter oddziału zmecha­
nizowanego. W jej składzie znajdował się regiment kawa­
lerii oraz regiment dragonów zmotoryzowanych. Pierwszy
oddział był elementem rozpoznania i składał się z dwóch
szwadronów motocyklistów oraz dwóch szwadronów sa­
mochodów pancernych Panhard 178 (48 sztuk). Natomiast
regiment dragonów składał się z trzech identycznych ba­
talionów, których etat obejmował 5 szwadronów. Pierw­
szy stanowił element rozpoznania i tworzyły go 4 plutony
pojazdów AMR 1933 lub AMR 1935 (razem 23 pojazdy).
Drugi szwadron tworzyli motocykliści (4 plutony), dwa
kolejne piechota zmotoryzowana (3 plutony liniowe oraz
pluton ckm). Ostatnim był szwadron wsparcia, składający
się z 2 plutonów ckm, plutonu moździerzy oraz plutonu
ppanc.
Komponent wsparcia tworzył zmotoryzowany regiment
artylerii. Składał się on z trzech dywizjonów liczących po
3 czterodziałowe baterie. Dwa uzbrojone były w armaty kal.
75 mm, trzeci zaś w haubice kal. 105 mm. W sumie liczył
więc 36 dział. Ponadto do pułku artylerii przydzielano zmo­
toryzowaną kompanię ppanc. (8 dział ppanc. kal. 47 mm)
oraz przeciwlotniczą (6 działek plot. kal. 25 mm). Ponadto
w składzie dywizji znajdowała się kompania radiowa, te­
lefoniczna, telegraficzna, dwie kompanie samochodowe,
3 kompanie saperów oraz kompania pontonowa20.
Lekka dywizja zmechanizowana stanowiła niezwykle
silny związek taktyczny. Elementem przełamującym była
brygada czołgów, licząca blisko 200 maszyn. Jej wsparcie
stanowiła brygada zmechanizowana, posiadająca w swym
składzie bardzo różnorodne elementy, a przez to niezwykle
elastyczna w walce. Jedynie artyleria organiczna dywizji
mogłaby być silniejsza, a także lepiej uzbrojona. Armaty
kal. 75 mm stanowiły już sprzęt przestarzały. O wiele lep­
sze były haubice kal. 105 mm, ale tylko jeden dywizjon
w pułku artylerii posiadał je na uzbrojeniu. Również obrona
przeciwpancerna była stosunkowo słaba, gdyż dział kal.
47 mm było jedynie 8 i przeznaczone były przede wszyst­
kim do osłony stanowisk artylerii. Pozostały sprzęt ppanc.
stanowiły lekkie działka kal. 25 mm, znacznie mniej sku­
teczne. Słabsza obrona przeciwpancerna wynikała zapewne
z tego, iż dywizje te miały być wykorzystywane do działań
na tyłach nieprzyjaciela lub prowadzenia manewru ope­
racyjnego, nie zaś do bezpośredniej walki z formacjami
pancernymi. Pomimo tych mankamentów DLM stanowiła
związek taktyczny porównywalny z niemieckimi dywizjami

20 P. K o r z e n i o w s k i , Wojska pancerne i ich rola w pierwszym


okresie II wojny światowej (1939-1941), Warszawa 2009, s. 26.
pancernymi i mogła, odpowiednio użyta, stanowić dla nich
przeciwwagę.
Drugim typem dywizji wyposażonej w czołgi była rezer­
wowa dywizja kirasjerów (Division Cuirassee de Reserve).
Trzy jednostki tego typu powstały w początkach 1940 r.
W maju 1940 r. czwarta, dowodzona przez gen. Charlesa de
Gaulle’a, znajdowała się w stadium organizacji. Głównym
komponentem dywizji były dwie półbrygady pancerne:
ciężka i lekka. Każda z nich składała się z dwóch bata­
lionów pancernych. W przypadku czołgów ciężkich ich
bataliony składały się z kompanii dowodzenia oraz trzech
kompanii liniowych (po 3 plutony). W sumie w składzie
batalionu znajdowało się 34 pojazdów BI bis, a więc ciężka
półbrygada dysponowała blisko 70 ciężkimi czołgami. Na­
tomiast bataliony czołgów lekkich składały się z kompanii
dowodzenia, trzech kompanii czołgów (po 4 plutony) oraz
kompanii zapasowej. W sumie dysponowały one etatowo
45 czołgami H-39, więc w półbrygadzie lekkiej znajdować
się powinno 90 pojazdów.
Czołgi wspierane były przez zmechanizowany bata­
lion szaserów, składający się z plutonu pojazdów rozpo­
znawczych (5 AMR), kompanii motocyklowej (4 plutony),
2 kompanii liniowych (4 plutony) oraz kompanii wsparcia
(2 plutony ckm, pluton moździerzy, 3 plutony ppanc. po
3 działka 25 mm). Ponadto w skład dywizji wchodził zmo­
toryzowany pułk artylerii, składający się z dwóch dywi­
zjonów haubic kal. 105 mm (3 baterie po 4 działa każdy),
kompanii ppanc. (8 x 47 mm) oraz plot. (6 x 25 mm). Po­
nadto w skład dywizji wchodziły kompanie: inżynieryjna,
łączności, dwie kompanie transportowe oraz służby21.
Rezerwowa dywizja kirasjerów stanowiła formację cha­
rakterystyczną dla armii francuskiej. Dysponowała bardzo
silnym komponentem pancernym, za to jedynie śladowym

21 J. B o u c h e r. Broń pancerna w wojnie, Warszawa 1958, s. 74-75.


wręcz wsparciem piechoty zmotoryzowanej. Widać tak­
że, że artyleria składała się już tylko z haubic, choć jej
pułk liczył tylko dwa dywizjony. Jednostka tego typu była
bardzo mało elastyczna i niezbalansowana. Wynikało to
bezpośrednio z koncepcji jej użycia na polu walki. Miał
to być walec, który byłby w stanie pokonać nawet silnie
umocnionego przeciwnika; stąd znaczna liczba ciężkich
czołgów. Nie przewidywano jej wykorzystania w inten­
sywnych działaniach o charakterze manewrowym i do
takich się zupełnie nie nadawała. Posiadała bardzo dużą
siłę przełamania, ale była niezwykle ociężała, mało ela­
styczna i trudna w dowodzeniu. Praktyczny brak piecho­
ty uniemożliwiał zajęcie i utrzymanie zdobytego terenu,
a także znacznie utrudniał usuwanie przeszkód przeciw­
pancernych czy likwidację gniazd broni ppanc. Wszystko
to powodowało, że dywizja kirasjerów nie mogła prowa­
dzić samodzielnych działań w skali operacyjnej, a nawet
na szczeblu taktycznym wymagała wsparcia. Jednostki
tego typu przewidywane były do udziału w natarciach na
umocnione wojska niemieckie, przy znacznym wsparciu
ciężkiej artylerii. Niestety, walki w maju 1940 r. miały zu­
pełnie inny charakter i dywizje kirasjerów, mimo iż dyspo­
nowały znacznym potencjałem, okazały się zupełnie nie­
skuteczne.
W składzie armii francuskiej znalazły się także oddziały
Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Powstały one w ra­
mach polsko-francuskiego porozumienia z września 1939 r.
o tworzeniu polskich oddziałów na terenie Francji. W jego
wyniku rozpoczęto formowanie 1. Dywizji Grenadierów,
2. Dywizji Strzelców Pieszych, 3. i 4. Dywizji Piechoty
oraz 10. Brygady Kawalerii Pancernej. Ponadto w ramach
przygotowywania się do wysłania sił ekspedycyjnych do
Skandynawii powstała Samodzielna Brygada Strzelców
Podhalańskich. Szybkie uzyskanie przez nią zdolności bo­
jowej wynikało z faktu, że tworzono ją w oparciu o najle­
piej wyszkolone i skompletowane pododdziały pozostałych
polskich jednostek.
Polskie oddziały napotykały na szereg trudności podczas
organizacji i dlatego nie były w stanie osiągnąć zdolności
bojowej w optymalnym tempie. 1. DGren. zakończyła ten
proces dopiero z końcem maja 1940 r. Podobnie wyglądała
sytuacja w przypadku 2. DSP, która w momencie wejścia
do walki w ostatniej dekadzie maja 1940 r. nie zakoń­
czyła kompletowania uzbrojenia. Pozostałe dywizje oraz
10. BKZ nie ukończyły procesu formowania. Organizacja
i uzbrojenie polskich oddziałów nie odbiegały w zasadzie
od wzorów francuskich.
Oceniając organizację francuskich dywizji należy
stwierdzić, że nie różniły się w swej strukturze od ana­
logicznych jednostek w armiach europejskich. Ich cechą
charakterystyczną była silna artyleria organiczna, składa­
jąca się z dwóch regimentów (artylerii polowej i ciężkiej).
Natomiast słaba była obrona przeciwpancerna. Bardzo nie­
liczne były działa kal. 47 mm, zaś większość broni ppanc.
stanowiły znacznie mniej skuteczne działka kal. 25 mm. Co
więcej, poszczególne działony rozproszone były w niewiel­
kich grupach we wszystkich oddziałach dywizji. Również
bardzo słaba była obrona przeciwlotnicza. Francuska ka­
waleria była konglomeratem oddziałów konnych i zmecha­
nizowanych, tworząc mało skuteczny amalgamat. Dywizje
pancerne (lekkie i kirasjerów) były nieliczne i w ich składzie
znajdowała się tylko część czołgów, jakimi dysponowali
Francuzi. Dywizje zmotoryzowane nie zostały zgrupowane
w ramach osobnych korpusów szybkich, ale rozdzielone
pomiędzy poszczególne armie, a w nich przydzielane po­
jedynczo do zwykłych korpusów ogólnoarmijnych. W ten
sposób marnowano ich szybkość operacyjną. Dowództwo
francuskie traktowało tego typu jednostki jako przydatne
tylko w skali taktycznej, nie dostrzegając, że grupując je
w ramach osobnych korpusów, można było znacznie zwięk­
szyć ich skuteczność. Podobnie sytuacja wyglądała w przy­
padku dywizji kawalerii, a zwłaszcza zmechanizowanych
i kirasjerów. Jedynie 2. i 3. DLM weszły w skład Korpusu
Kawalerii, tworząc pancerny związek operacyjny. Wszyst­
kie te mankamenty wynikały z faktu, iż wciąż uważano pie­
chotę za rozstrzygającą siłę na polu walki. Wszystkie inne
oddziały i formacje miały jej ułatwić osiągnięcie sukcesu.
Dlatego rozdzielano je na całym froncie, a nie grupowano
w osobnych związkach operacyjnych.
W armii francuskiej poszczególne dywizje stanowiły
podstawowe związki taktyczne. Wchodziły one w skład
związków operacyjnych, którymi były korpusy, armie oraz
grupy armii. Dywizja mogła podlegać dowódcy korpusu
lub wchodzić w skład rezerw armii, bądź też grupy armii.
W tym drugim wypadku podlegała bezpośrednio dowód­
cy danego związku operacyjnego, który w razie potrzeby
przydzielał ją dowódcom korpusów. Korpusy zazwyczaj
składały się z 2-4 dywizji, zaś armie z 2-5 korpusów. Nieco
bardziej urozmaiconą strukturę posiadały grupy armii, gdyż
np. III GA składała się z pojedynczej 8. Armii, gdy z kolei
I GA aż z 4 oraz Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego.
W skład poszczególnych korpusów wchodziły też wojska
forteczne — czy to jako dywizje forteczne, czy załogi
twierdz i obsada rejonów umocnionych. Niemal wszystkie
korpusy w armii francuskiej miały charakter ogólnoarmijny,
tzn. wchodziły w ich skład przede wszystkim dywizje pie­
choty wsparte oddziałami specjalnymi. Czasem w składzie
korpusu znajdowała się także dywizja lub brygada kawa­
lerii. Jedynie w 1. Armii znajdował się Korpus Kawalerii
gen. Priuox, składający się z 2. i 3. DLM. Wbrew nazwie,
był to korpus całkowicie zmechanizowany, w którym nie
było nawet jednego konia. Niekiedy tworzono także im­
prowizowane zgrupowania złożone z wydzielonych ele­
mentów związków taktycznych. Tak było np. w 7. Armii,
w której utworzono zgrupowanie płk. de Beauchesne,
składające się z oddziałów rozpoznawczych 6. Dywizji
Piechoty.
Dowódcy związków operacyjnych dysponowali tak­
że szeregiem samodzielnych oddziałów wsparcia, które
wykorzystywali do interwencji na kluczowych odcinkach
walki — czy to w celu wzmocnienia siły ofensywnej, czy
też obrony. Do tego typu oddziałów należały m.in. bryga­
dy pancerne. Ponadto bardzo liczne w armii francuskiej
były oddziały artylerii, zwłaszcza ciężkiej i najcięższej.
Zazwyczaj dowódca korpusu dysponował regimentem ar­
tylerii ciężkiej, który składał się z 2-\ dywizjonów dział
o kalibrze od 105 mm wzwyż. Ponadto mógł on otrzymać
kilka pododdziałów przeciwlotniczych, inżynieryjnych,
transportowych itp. Z kolei dowódca armii miał w swym
ręku zawsze kilka regimentów pionierów oraz dysponował
lotnictwem obserwacyjnym i łącznikowym. To tylko ogólne
prawidłowości — o tym, jakimi oddziałami wsparcia dys­
ponował dowódca danego szczebla, decydowały zadania,
jakie miały wykonać jego wojska oraz teren, na którym
przyszło im walczyć22.
Uzbrojenie, jakim dysponowały francuskie wojska lą­
dowe, nie odstawało swoimi parametrami od ówczesnej
średniej europejskiej. Nie sposób przedstawić w tym miej­
scu dokładnego opisu wszystkich modeli i wzorów broni
znajdującej się w oddziałach, dlatego ograniczmy się je­
dynie do ogólnej charakterystyki. Francuski piechur uży­
wał standardowego karabinu FM 24, zmodernizowanego
w połowie lat trzydziestych, łub jego następcy, karabinu
MAS 36. Broń zespołową stanowiły lekkie i ciężkie kara­
biny maszynowe (m.in. doskonały Chatellerault Mle 24),
moździerze kal. 60 i 81 mm oraz granaty karabinowe VB.
Sprzęt ten nie był najnowocześniejszy, gdyż w swych pod­
stawowych formach pochodził sprzed I wojny światowej,

22 I . S u m n e r , F . V a u v i l l i e r , M . C h a p p e l , op. cit., s. 5-6.


ale podobnie było w pozostałych armiach europejskich.
Sprzęt artyleryjski składał się również z konstrukcji starych,
ale modernizowanych. Za mankament należy uznać fakt,
że wciąż używano znacznej ilości armat kal. 75 mm wz.
1897. W momencie wejścia na uzbrojenie były one naj­
nowocześniejsze na świecie, w latach 1914-1918 okazały
się bardzo skuteczne, lecz w 1940 r. były już przestarzałe.
W tym czasie w Europie wycofywano armaty z uzbrojenia,
zastępując je znacznie skuteczniejszymi haubicami, których
Francuzi posiadali stosunkowo niewiele23. Artyleria ciężka
była liczna, ale tylko częściowo zmotoryzowana i wciąż
wiele regimentów opierało się na trakcji konnej. Artyle­
ria przeciwpancerna stanowiła bodajże jedną z najbardziej
zaniedbanych gałęzi uzbrojenia. Jej podstawę stanowiły
armatki kal. 25 mm, mało skuteczne, choć wystarczające do
zwalczania lekkich czołgów niemieckich. Natomiast dział
kal. 47 mm posiadano bardzo niewiele i w 1940 r. dopie­
ro wchodziły one na uzbrojenie poszczególnych dywizji.
Jeszcze skromniejsza była obrona przeciwlotnicza, która
opierała się na działkach kal. 20 lub 25 mm.
Armia Republiki posiadała znaczne ilości sprzętu pan­
cernego, w swej przeważającej części stosunkowo nowo­

23 Podstawowa różnica pomiędzy armatą a haubicą polegała na


sposobie prowadzenia ognia. Armaty były uniwersalne, miał)' długa lufę,
mogły prowadzić ogień szybki; pocisk dysponował znaczną prędkością
początkową, lecz płaski tor lotu utrudniał znalezienie odpowiednich
stanowisk ogniowych. Z kolei haubica miała zazwyczaj większy kaliber,
pocisk miał mniejszą prędkość początkową, a przez to siłę przebicia,
ale mogła prowadzić ogień o stromym torze lotu, a przez to można było
łatwiej wybrać stanowiska ogniowe. Każda z kategorii miała swoje zalety i
wady, dlatego w okresie I wojny światowej armie posiadały różne rodzaje
dział. Rozwój techniki w latach trzydziestych XX w. spowodował, że
można było produkować haubice o parametrach zbliżonych do tych, jakie
miały armaty, tworząc sprzęt uniwersalny, łączący zalety obu kategorii.
Zob. A. S a w c z y ń s k i , Armata czy haubica? „Przegląd Artyleryjski”
1936, nr 6, s. 1261-1288.
czesnego, jednakże był on konstruowany z myślą o woj­
nie pozycyjnej lub toczonej metodycznie. Ponieważ czołgi
miały przede wszystkim stanowić wsparcie innych broni,
cechowało je silne opancerzenie, niezłe uzbrojenie, ale
niewielka prędkość. Na uzbrojeniu znajdowały się nowo­
czesne czołgi, np. Somua S-35, które uważano za jedne
z najlepszych w Europie, ale ich liczba była niewielka24.
Wciąż w użyciu znajdowały się czołgi Renault FT-17, pa­
miętające okres I wojny światowej, o praktycznie zerowej
wartości bojowej.
Podsumowując, armia francuska była nieźle uzbrojona
— dysponowała licznym, choć nie zawsze najnowocze­
śniejszym sprzętem25.
Lotnictwo we Francuskich Siłach Zbrojnych nie odgry­
wało pierwszoplanowej roli. Jego zadania na polu walki
polegały głównie na działaniach na korzyść wojsk lądo­
wych. Dlatego duży odsetek eskadr stanowiły jednostki
rozpoznawcze i łącznikowe, przydzielane poszczególnym
armiom oraz korpusom. Podstawowy oddział taktyczny
w lotnictwie francuskim stanowiła eskadra, składająca się
z 12 samolotów. Dwie eskadry tworzyły dywizjon, pod­
stawową jednostkę organizacyjną i bojową (24 samoloty
w eskadrach oraz 2 w dowództwie). W praktyce poszcze­
gólne dywizjony dysponowały bardzo zróżnicowaną licz­
bą samolotów, co wynikało ze strat bojowych oraz innych
ubytków. 2-5 dywizjonów tworzyło zgrupowanie lotnicze
(Groupement), myśliwskie lub bombowe, niekiedy określa­
ne mianem brygady lotniczej. Ponadto zgrupowania bom­
bowe wchodziły w skład dywizji lotniczych. Z kolei część
eskadr myśliwskich przydzielono do poszczególnych armii
I i II GA (po jednym dywizjonie).

24
G. F o r t y , World war two ranks, Oxford 1995, s. 175-187.
25 Dokładną charakterystykę czołgów francuskich Czytelnik znajdzie

w książce J . L e d w o c h , J . S o l a r z , Czołgi francuskie 1940. Warszawa


1995.
Po mobilizacji lotnictwo francuskie przeszło na orga­
nizację wojenną. Poszczególne dywizjony i eskadry we­
szły w skład 4. Powietrznych Stref Operacyjnych (Zone
d’Operations Aeriennes). Każda z nich operowała na obsza­
rze działania jednej grupy armii. Były to odpowiednio PSO
Północ (Nord) przy I GA, PSO Wschód (Est) przy II GA,
PSO Południe (Sud) przy III GA oraz PSO Alpy (Alpes)
przy Armii Alpejskiej. Każdej ze stref podporządkowano
różne siły lotnicze. Najsilniejszym wsparciem dyspono­
wały wojska I GA, stacjonujące wzdłuż granicy z Belgią.
W ich składzie znalazły się cztery zgrupowania myśliwskie
(Groupement de Chasse 21., 23., 25.,), w tym jedna myśliw­
ców nocnych (Groupement de Chasse de Nuit), oraz trzy
zgrupowania bombowe (Groupement de Bombardement
6. i 9.), w tym jedna szturmowa (Groupement de Bombar­
dement d’Assaut 18). Zgrupowania bombowe wchodziły
w skład 1. Dywizji Lotniczej (Division Aerienne). Po jed­
nym dywizjonie myśliwskim przydzielono każdej z armii
I GA. W strefie wschodniej znajdowała się tylko jedna gru­
pa myśliwska (Groupement de Chasse 22). Z 6 dywizjo­
nów myśliwskich 3 przydzielono do poszczególnych armii
II GA. Lotnictwo bombowe w tej strefie składało się
z dwóch zgrupowań (Groupement de Bombardement
10. i 15.), które z kolei wchodziły w skład 3. Dywizji Lotni­
czej. Skromnymi siłami dysponowała strefa południe, gdyż
oprócz lotnictwa rozpoznawczego i obserwacyjnego składa­
ła się tylko z jednego zgrupowania myśliwskiego (Groupe­
ment de Chasse 24)2(>. W strefie alpejskiej znalazło się kilka
dywizjonów myśliwskich, z których część znajdowała się
w stadium szkolenia lub przezbrajania. Ponadto podlegało
jej sześć zgrupowań bombowych przydzielonych do Połu­
dniowo-Wschodniego Dowództwa Szkolenia Bombowego

26 Utworzono jednak dowództwo 6. Dywizji Lotniczej, której pod­


porządkowano jeden dywizjon rozpoznawczy.
{Groupementd’Instruction de VAviation de Bombardement
du Sud-Est), jednak nie posiadały one pełnej gotowości bo­
jowej , gdyż przechodziły proces wymiany sprzętu. Ponadto
w każdej strefie znalazła się znaczna ilość eskadr rozpo­
znawczych i obserwacyjnych, z których prawie wszystkie
przydzielono dowództwom armii i korpusów.
Pod względem ilości oraz jakości samolotów lotnic­
two francuskie ustępowało niemieckiemu. Podstawowym
samolotem myśliwskim Armee de U Air w maju 1940 r.
pozostawał Morane-Saulnier 406 (MS-406). Dysponując
prędkością ok. 490 km/h i uzbrojeniem W jedno działko
kal. 20 mm i dwa karabiny maszynowe kal. 7,5 mm, kon­
strukcja ta ustępowała niemieckiemu Messerschmittowi
BF-109. Podobnie sytuacja wyglądała w przypadku samo­
lotu Bloch MB.150, który był nieco szybszy (ok. 510 km/h)
i lepiej uzbrojony (2 działka kal. 20 mm oraz 2 karabiny
maszynowe kal. 7,5 mm). W maju 1940 r. 15 dywizjonów
myśliwskich wyposażonych było w samoloty MS-406 oraz
6 w MB. 150.
Dowództwo francuskie zdawało sobie sprawę ze słabo­
ści własnego lotnictwa myśliwskiego; dlatego podjęto pró­
bę zakupu nowocześniejszych maszyn za granicą. Wybór
padł na amerykański samolot Curtis H-75. Do maja 1940 r.
dotarło do Francji 416 samolotów tego typu. Przy prędkości
wynoszącej ok. 520 km/h oraz uzbrojeniu w dwa działka
i dwa karabiny maszynowe mógł on skutecznie walczyć ze
wszystkimi niemieckimi maszynami. Samoloty H-75 znaj­
dowały się w 5 dywizjonach myśliwskich. Najnowocze­
śniejszy samolot myśliwski, jakim dysponowało lotnictwo
francuskie, stanowił Dewoitine D.520. Prędkość wynosząca
ok. 530 km/h oraz silne uzbrojenie (działko kal. 20 mm
i 4 km-y kal. 7,5 mm) tworzyły z niego niezwykle groźnego
przeciwnika dla samolotów niemieckich. Niestety, wszedł
on do służby dopiero w początkach 1940 r. i w momencie
niemieckiego ataku jedynie jeden dywizjon był wyposażo­
ny w te maszyny (36 sztuk). Dywizjony myśliwstwa noc­
nego dysponowały samolotem Potez 631, którego prędkość
wynosiła ok. 390 km/h, a uzbrojenie składało się z dwóch
działek kal. 20 mm oraz jednego karabinu maszynowego
kal. 7,5 mm.
Jeszcze gorzej prezentowało się francuskie lotnictwo
bombowe. Dysponowało ono samolotami Liore-et-01ivier
45 (LeO 45), Amiot 143 oraz Bloch MB.210. Dywizjony
lotnictwa szturmowego z kolei wykorzystywały model Bre-
guet 693. Wszystkie one dysponowały niewystarczającą
prędkością oraz uzbrojeniem. W maju 1940 r. znaczna część
samolotów bombowych znajdujących się w jednostkach nie
nadawała się do lotów. Niektóre były w tak fatalnym stanie,
że traktowano je jako źródło części zamiennych.
W maju 1940 r. lotnictwo francuskie dysponowało ok.
1650 samolotami, z czego blisko tysiąc stanowiły samoloty
myśliwskie, 220 — bombowe, a ok. 500 — rozpoznawcze,
obserwacyjne i łącznikowe. Stan liczebny i techniczny sił
powietrznych Francji znacznie ustępował Luftwaffe i dlate­
go tak bardzo istotne było wsparcie uzyskane od lotnictwa
brytyjskiego27.
W kampanii 1940 r. niewielką rolę odegrała francuska
marynarka wojenna; dlatego w tym miejscu zostanie ona
jedynie pokrótce scharakteryzowana. W momencie wybu­
chu wojny Francja posiadała czwartą pod względem tona­
żu marynarkę wojenną na świecie. W służbie znajdowało
się 7 okrętów liniowych (pancerników), 1 lotniskowiec,
7 ciężkich i 12 lekkich krążowników, 70 niszczycieli,
12 torpedowców oraz 76 okrętów podwodnych. Ponadto
na ukończeniu było kilka kolejnych jednostek, w tym dwa
nowoczesne pancerniki — („Richelieu” i „Jean Bart”).
Francuska marynarka posiadała także własne lotnictwo,

27 C. K r z e m i ń s k i , Wojna powietrzna w Europie 1939-1945,


Warszawa 1984, s. 62-65.
które jednak było nieliczne i również dysponowało prze­
starzałym sprzętem28.
Siły zbrojne Republiki Francuskiej w 1940 r. nie były
tak potężne, jak sobie to często wyobrażamy. Z powodu
zaniedbań oraz błędnej doktryny istniało sporo braków, nie­
dociągnięć lub błędnych rozwiązań organizacyjnych. Z dru­
giej strony, nie odstawały one zbytnio od armii niemieckiej,
która także nie była aż tak silna, jak to się niekiedy przed­
stawia. Ewentualne mankamenty same w sobie nie mogły
doprowadzić do porażki. Odpowiednio dowodzone, wsparte
przez wojska sojuszniczej Wielkiej Brytanii, miały możli­
wości skutecznego powstrzymania natarcia niemieckiego.
Jedynie w wypadku lotnictwa Francuzi znacznie odstawali
od swoich przeciwników, ale w tym zakresie mogli liczyć
na wsparcie RAF-u.

BRYTYJSKI KORPUS EKSPEDYCYJNY

W kampanii zachodniej 1940 r. wzięła udział jedynie


niewielka część sił, jakimi dysponowało imperium brytyj­
skie. W tym miejscu scharakteryzowane zostaną tylko te
siły, które znalazły się w maju 1940 r. na terenie Francji.
W momencie wybuchu wojny wojska brytyjskie dzie­
liły się na armię lądową, lotnictwo oraz marynarkę wojen­
ną, która także dysponowała własnymi siłami lotniczymi.
Wojska lądowe jeszcze na początku 1939 r. były w pełni
zawodowe i opierały się na zaciągu ochotniczym. Dopiero
29 kwietnia 1939 r. wprowadzono powszechny obowiązek
wojskowy. Podstawowy komponent sił lądowych stanowiła
armia regularna, składająca się 5 dywizji piechoty, dywizji
pancernej, brygady gwardii, brygady kawalerii oraz bryga­
dy artylerii przeciwlotniczej. Jej uzupełnieniem była armia

28 Druga wojna światowa. Informator 1939-1945, Warszawa 1962,


s. 315.
terytorialna, składająca się z 12 dywizji piechoty. Jeszcze
przed wybuchem wojny przygotowano plan powiększenia
armii do 32 dywizji, następnie zaś — do 55. Miał on być
zakończony dopiero w 1941 r. Tak niewielka liczba dywizji
stacjonujących na Wyspach Brytyjskich wynikała z faktu,
iż rozległe imperium musiało być zabezpieczone na wielu
frontach, co rozpraszało oddziały na ogromnym obszarze.
Z tego względu niewiele sił mogło stacjonować na stałe
w metropolii. Ponadto dla rządu w Londynie główny ele­
ment obrony imperium stanowiła silna flota. Tylko ona by­
ła w stanie zapewnić ochronę szlaków komunikacyjnych,
łączących poszczególne posiadłości brytyjskie rozsiane na
całym globie oraz pozwalała zabezpieczyć Wyspy Brytyj­
skie przed inwazją. Na drugim miejscu znajdowało się lot­
nictwo, mające chronić biytyjskie miasta i porty przed nalo­
tami nieprzyjaciela. Natomiast wojska lądowe znajdowały
się na końcu listy priorytetów obronnych rządu brytyjskiego
i dlatego były one bardzo niedofinansowane i nieliczne.
Po wybuchu wojny nie było przygotowanych sił goto­
wych do wysłania do Francji. Korpus Ekspedycyjny (British
Expeditionary Force) musiał być dopiero skompletowany.
Dlatego, mimo że pierwsze brytyjskie dywizje znalazły
się na kontynencie już w początkach października 1939 r.,
transport wszystkich sił zakończono dopiero na przełomie
zimy i wiosny. Dowódcą kontyngentu został gen. lord John
Gort. Był to oficer odważny, choć trudno było nażwać go
błyskotliwym. Cechował się osobistą odwagą i prostoli­
nijnością, choć bardzo często skupiał się na pedantycznym
roztrząsaniu błahych spraw, zatracając ważniejsze względy
operacyjne 29.

29 Po klęsce aliantów we Francji był często krytykowany, choć


w większości wypadków zarzuty stawiane mu były bezzasadne. Stał się
po prostu kozłem ofiarnym, gdyż kogoś należało obarczyć winą, a któż
bardziej nadawał się do tego od dowódcy. Zob. B. B o n d , J . G o r t [w:]
Generałowie Churchilla pod red. J. Keegana, Poznań 1999, s. 39-52.
Pod jego dowództwem znalazły się trzy korpusy, każdy
liczący trzy dywizje piechoty. I Korpus dowodzony był
przez gen. J. Dilla i składał się z 1., 2., i 48. DP; II Korpu­
sem dowodził gen. A. Brooke, któiy miał do dyspozycji 3.,
4. oraz 50. DP; natomiast III Korpus, składający się z 5.,
42. i 44. DP, dowodzony był przez gen. A. Adama. Ponadto
bezpośrednio dowódcy sił brytyjskich podlegała 1. Bryga­
da Czołgów oraz 1. i 2. Lekka Brygada Rozpoznawcza.
Wspierały je oddziały i pododdziały artylerii, inżynieryjne,
łączności itd. Ważny element wsparcia stanowiły zmotory­
zowane bataliony ckm, podległe dowódcy sił ekspedycyj­
nych, które zostały przydzielone poszczególnym korpusom.
Ponadto we Francji znalazła się jeszcze 51. Dywizja Pie­
choty, która została umieszczona na granicy francusko-nie-
mieckiej w składzie francuskiej 3. Armii. Na kontynencie
znalazły się także trzy dywizje — 12., 23. i 43. DP — które
znajdowały się w stadium szkolenia i przeznaczone były
do prowadzenia prac ziemnych. Obdarzane były one czę­
sto pogardliwym określeniem „kopiące dywizje” (digging
divisions). Ich oddziały dywizyjne oraz wsparcia pozostały
na Wyspach Brytyjskich. W praktyce więc były to oddziały
złożone 7. piechurów uzbrojonych w karabiny. W starciu
z wojskami niemieckimi były skazane na porażkę, tym
niemniej część z pododdziałów tych dywizji wzięła udział
w walkach30.
Brytyjska dywizja piechoty składała się z 3 brygad
piechoty, artylerii dywizyjnej (w sile brygady), pułku ka­
walerii rozpoznawczej oraz szeregu oddziałów i podod­
działów wsparcia. Brygada piechoty składała się z trzech
batalionów piechoty, nie było więc pomiędzy batalionem
a brygadą szczebla regimentu. Z tego względu brytyjskie

30 Po katastrofie we Flandrii wysłano do Francji tzw. II Korpus


Ekspedycyjny, złożony z 1. Dywizji Pancernej, Samodzielnej Brygady
Piechoty Gwardii, 52. DP oraz 1. Kanadyjskiej Brygady Piechoty.
brygady w praktyce miały siłę odpowiadającą mniej wię­
cej pułkowi piechoty niemieckiej czy francuskiej. W skład
brygady piechoty wchodziła także zmotoryzowana kom­
pania przeciwpancerna (9 działek kal. 25 mm). Zazwyczaj
także dowództwu brygady przydzielano pluton łączności
oraz drużynę techniczną. Podstawowy pododdział bojowy
piechoty brytyjskiej stanowił batalion.
W tym miejscu należy wyjaśnić nieco zawiłą organiza­
cję brytyjskich oddziałów. Mianowicie w niemal wszyst­
kich armiach bataliony wchodziły w skład regimentów na
stałe. Regimenty czy pułki były także oddziałami bojowy­
mi i wchodziły w skład poszczególnych dywizji w całości.
Zupełnie inaczej sytuacja wyglądała w Wielkiej Brytanii.
W tym państwie regimenty stanowiły jednostki administra-
cyjno-organizacyjne. Nie miały one jednolitej struktury.
Nawet ilość batalionów wchodzących w skład poszcze­
gólnych regimentów ulegała zmianie — gdy należało po­
większyć armię, np. w czasie wojny, w poszczególnych
regimentach tworzono bataliony o kolejnych numerach,
gdy zaś następowała demobilizacja, nadwyżkowe bataliony
rozwiązywano. Armia brytyjska miała bardzo długą trady­
cję; niektóre regimenty sięgały swą historią XVII w. Z tego
względu posiadały swą historyczną nazwę, nie zaś numer.
Po tym, jak nowy batalion został sformowany, wchodził
on w skład brygady, zachowując jednak w swej nazwie
odniesienie do macierzystego regimentu. Stąd np. VIII Bry­
gada 3. DP składała się z 1. Batalionu Regimentu „Suffolk”,
2. Batalionu „East Yorkshire” Regiment oraz 4. Batalionu
„Royal Berkshire” Regiment. Bataliony składały się ze
zmotoryzowanej kompanii dowodzenia (pluton sygnaliza­
cyjny, zaopatrzenia, przeciwlotniczy, saperów, moździerzy,
piechoty na transporterach) oraz 4 kompanii strzeleckich
(3 plutony każda).
Artyleria dywizyjna była w pełni zmotoryzowana. Skła­
dała się z trzech regimentów artylerii polowej oraz jednego
przeciwpancernego. Dwa pierwsze tworzone były z trzech
baterii liczących po 8 armatohaubic kal. 88 mm (25-funto-
we). Trzeci z kolei składał się z 2 baterii armat kal. 84 mm
(17-funtowe) oraz jednej baterii haubic 4,5 cala (114,3 mm).
W sumie więc artyleria dywizyjna liczyła 72 działa. Ostat­
ni regiment miał charakter przeciwpancerny. Tworzyły
go cztery baterie po trzy grupy dział ppanc. kal. 40 mm
(2-funtowe). Każda bateria liczyła 12 dział, był to w prak­
tyce więc oddział wielkości dywizjonu. W sumie dywizja
brytyjska dysponowała 48 działami ppanc.
Kolejny komponent dywizji brytyjskiej stanowił regi­
ment kawalerii rozpoznawczej. Składał się on ze zmoto­
ryzowanego dowództwa oraz trzech szwadronów. Każdy
z nich posiadał dowództwo (m.in. 2 czołgi Mk VI), dwa
plutony czołgów (po 3 Mk VI) oraz cztery plutony piechoty
na transporterach. Element rozpoznawczy dywizji piechoty
był więc stosunkowo mobilny, ale pomimo iż dysponował
czołgami, to nie był silny. Nie posiadał broni przeciwpan­
cernej, moździerzy ani ciężkich karabinów maszynowych.
Jedyną broń powtarzalną stanowiły lkm-y Bren. Wśród
pozostałych pododdziałów dywizyjnych wymienić należy
saperów. Byli oni zgrupowani w trzech zmotoryzowanych
kompaniach (po 3 plutony) oraz kompanii parkowej31.
Brytyjskie dywizje piechoty były jednymi z najlepszych
na świecie. Wszystkie służby i pododdziały zostały zmoto-
ryzowane, w tym artyleria. Żołnierze byli dobrze uzbrojeni
i wyposażeni, poza tym doskonale wyszkoleni, zwłaszcza
w dywizjach regularnych. Ewentualne braki w wyszkoleniu
dywizji terytorialnych zniwelowano w okresie „dziwnej
wojny”. Jedyny mankament stanowić mogła niedostateczna
obrona przeciwlotnicza. Z tego względu, pomimo iż we
Francji znalazło się tylko 10 dywizji piechoty (nie licząc

31 D. Fre n c h, Rising Churchill's Army. The British Army and the


war against Germany 1919-/945, Oxford 2001, s. 156-169.
3 dywizji „kopiących”), stanowiły one znaczne wzmocnie­
nie sił alianckich.
W składzie BEF nie znalazły się żadne pancerne związki
taktyczne, zbliżone do niemieckich dywizji pancernych czy
francuskich zmechanizowanych. W maju 1940 r. 1. Dy­
wizja Pancerna znajdowała się na Wyspach Brytyjskich,
druga jednostka tego typu zaś tworzona była w Egipcie
(7. DPanc.). Tym niemniej lord Gort miał pod swoim do­
wództwem 1. Brygadę Czołgów oraz dwie lekkie brygady
rozpoznawcze. Brygada czołgów stanowiła oddział prze­
znaczony do wsparcia piechoty. Składała się z trzech bata­
lionów czołgów (4., 7., 8. Royal Tank Regiment32), każdy
z nich zaś z trzech kompanii liczących sześć plutonów (po
3 czołgi Matilda Mk I i Mk II). W sumie więc brygada po­
winna etatowo posiadać 162 czołgi. W praktyce we Francji
przed niemiecką ofensywą znalazł się tylko 4. RTR. 7. RTR
przybył w połowie maja, a więc w trakcie walk, zaś 8. RTR
wciąż znajdował się na Wyspach Brytyjskich. 1. Lekka Bry­
gada Rozpoznawcza składała się także z trzech regimentów:
1. „East Riding Yeomanry”, 1. „Fife and Forfar Yeoiiianry”
oraz 12. „Royal Lancers” (Prince of Wales). Regimenty li­
czyły po ok. 50 pojazdów, w praktyce stanowiły więc odpo­
wiednik batalionu pancernego. Dwa pierwsze wyposażone
były w lekkie czołgi, ostatni zaś w samochody pancerne.
Druga lekka brygada nie stanowiła w praktyce jednost­
ki bojowej, gdyż dwa jej regimenty zostały przekazane
3. i 4. DP 33.

32 W polskiej literaturze bardzo często błędnie podaje się nazwę bry­


tyjskich oddziałów pancernych. Mianowicie istniał tylko jeden Królewski
Pułk Czołgów (Royal Tank Regiment). W razie potrzeby, analogicznie jak
w piechocie, tworzono kolejne bataliony tego regimentu, noszące ozna­
czenie, np. 4. RTR. Oznacza to 4. Batalion Królewskiego Pułku Czołgów,
a nie, jak to często jest tłumaczone, 4. Królewski Pułk Czołgów.
33 J . L e d w o c h , J . S o l a r z , Czołgi brytyjskie 1939-45, Warszawa

1995, s. 230-245.
W składzie BEF znalazło się także szereg oddziałów
armijnych, podległych bezpośrednio dowódcy korpusu.
Wśród nich wymienić należy m.in. 4 brygady przeciw­
lotnicze, uzbrojone w 3-calowe (76,2 mm) działa prze­
ciwlotnicze, brygadę reflektorów przeciwlotniczych, ok.
20 regimentów artylerii średniej oraz ciężkiej (przydzie­
lane poszczególnym korpusom), bataliony karabinów ma­
szynowych, szereg oddziałów inżynieryjnych, saperskich
i łączności. Dzięki nim poszczególne dywizje brytyjskie
dysponowały bardzo silnym wsparciom w czasie walki.
Uzbrojenie wojsk brytyjskich wysłanych do Francji
można ocenić stosunkowo wysoko. Co prawda w wypad­
ku np. artylerii konstrukcje nie były najnowocześniejsze,
ale nie było to nic niezwykłego w tym czasie. Co więcej,
oddziały brytyjskie były praktycznie w całości zmotoryzo­
wane, co dawało im znaczną przewagę taktyczną nad prze­
ciwnikiem. W praktyce więc BEF stanowił zmotoryzowany
związek operacyjny. Niestety, nie posiadał on odpowiedniej
siły ofensywnej, gdyż nie dysponował związkami taktycz­
nymi broni pancernej. Brygada czołgów czy lekka brygada
rozpoznawcza przeznaczone były do wsparcia piechoty lub
działań zwiadowczych, nie mogły zaś być wykorzystane
do działań manewrowych w szerszej skali. Także sprzęt
pancerny, jakim dysponowali Brytyjczycy, nie był do tego
typu działań przystosowany.
1. BCz. dysponowała pojazdami typu Matilda Mk I i Mk
II. Posiadały one silny pancerz, lecz były bardzo wolne,
a w dodatku słabo uzbrojone. Jedynie pojazdy Mk II posia­
dały działko ppanc. kal. 40 mm, lecz tylko 23 czołgi tego
typu znalazły się w maju 1940 r. we Francji (w 7. RTR)34.
Pozostałe czołgi uzbrojone były jedynie w karabiny maszy­
nowe. Pozostałe oddziały pancerne wykorzystywały lekkie
czołgi rozpoznawcze Vickers Mk VI. Posiadały one pancerz

34 Ch. M e s s e n g e r, Sztuka Blitzkriegu, Warszawa 2010, s. 166.


grubości kilkunastu milimetrów, a uzbrojenie ograniczało
się do karabinów maszynowych. Nie były to więc pełno­
wartościowe czołgi bojowe, ale raczej pojazdy pomocni­
cze i rozpoznawcze. W sumie BEF dysponował ok. 300
czołgami, które z wyjątkiem pojazdów Matilda Mk II nie
przedstawiały jednak większej wartości bojowej35.
Wspomniana wcześniej słabość francuskiego lotnictwa
powodowała, że bardzo ważne dla aliantów było przebazo-
wanie odpowiednio licznych eskadr RAF-u na kontynent.
Brytyjskie lotnictwo we Francji podzielono na dwie grupy.
Pierwsza działała bezpośrednio na korzyść wojsk BEF (Air
Component) i składała się przede wszystkim z lotnictwa
myśliwskiego oraz rozpoznawczego, druga zaś przezna­
czona była do atakowania tyłów wojsk przeciwnika i zło­
żona była z eskadr myśliwskich i bombowych (Advance
Air Striking Force).
W składzie Air Component znalazły się:
— trzy skrzydła myśliwskie (60., 61. oraz 63. Wing),
zorganizowane w 14. Grupę Lotniczą;
— trzy skrzydła samolotów rozpoznawczych (50., 51.
oraz 52.);
— jedno skrzydło bombowe (70.).
Każde ze skrzydeł składało się z dwóch dywizjonów.
Jednostki myśliwskie wyposażone były w dwa typy samo­
lotów — Gloster Gladiator oraz Hawker Huricane. Dywi­
zjon bombowy posiadał maszyny typu Bristol Blenheim Mk
IV, zaś jednostki rozpoznawcze dysponowały samolotami
Westland Lysander Mk II oraz rozpoznawczymi wersjami
samolotów Blenheim Mk IV36.
W składzie Advance Air Striking Force znajdowało się
jedno skrzydło myśliwskie (67.), złożone z trzech dywi­

35G. F o r t y , World war two tanks..., s. 8-12.


36 D. R i c h a r d s , Royal Air Force 1939-45, vol. 1, The Fight at

Odds, London 1953, s. 105-127.


zjonów samolotów Hawker Huricane MK I37. Komponent
bombowy składał się z trzech skrzydeł bombowych (71.,
75. oraz 76.). W sumie było to 10 dywizjonów bombo­
wych, z których dwa dysponowały samolotami Blen­
heim Mk IV, zaś pozostałe lekkimi bombowcami Fairey
Battle Mk I.
Brytyjski dywizjon składał się zazwyczaj z 16-18 sa­
molotów, a więc odpowiadał mniej więcej eskadrze. Na
terenie Francji w maju 1940 r. znalazło się ok. 500 samolo­
tów brytyjskich, w tym 135 bombowych. W czasie trwania
niemieckiej ofensywy na kontynent przerzucono kolejne
dywizjony myśliwskie. Nie wpłynęło to jednak na podnie­
sienie liczby brytyjskich myśliwców, gdyż tylko pomiędzy
10 a 20 maja 1940 r. RAF stracił ponad 200 myśliwców we
Francji. Teoretycznie wojska brtyjskie mogły liczyć tak­
że na wsparcie ze strony dywizjonów znajdujących się na
Wyspach Brytyjskich, których siłę oceniano na ok. 1000
maszyn38.
Samoloty brytyjskie prezentowały bardzo zróżnicowa­
ną wartość bojową. Myśliwce Hawker Huricane stanowiły
konstrukcję nowoczesną i bardzo skuteczną w walce. Obok
nich znajdowały się jednak myśliwce Gloster Gladiator —
samoloty stare, dwupłatowe, nieprzystające do nowocze­
snej walki powietrznej. Również w wypadku samolotów
bombowych sytuacja wyglądała podobnie. Maszyny Bristol
Blenheim należy uznać za nieco odbiegające od analogicz­
nych maszyn w Europie, jednak wciąż mogły być w odpo­
wiednich warunkach skutecznie wykorzystywane w walce.
Natomiast samoloty Fairey Battle stanowiły konstrukcję już
przestarzałą, co potwierdziły walki w maju 1940 r. Pomimo
tych wad i tak dywizjony RAF-u stanowiły ważne uzupeł­
nienie lotnictwa francuskiego. Dlatego nieustannie Francuzi

37 Z których jeden znalazł się we Francji dopiero 11 maja 1940 r.


38 C. K r z e m i ń s k i , op. cit., s. 66-68.
domagali się zwiększenia liczby brytyjskich dywizjonów,
zwłaszcza myśliwskich39.
Royal Navy była najsilniejszą, obok marynarki amery­
kańskiej, potęgą morską na świecie. W momencie wybu­
chu wojny posiadała 15 okrętów liniowych, 7 lotniskow­
ców, 15 ciężkich oraz 49 lekkich krążowników, blisko 200
niszczycieli oraz 60 okrętów podwodnych. Uzupełniała je
duża liczba mniejszych okrętów oraz jednostek wsparcia.
Jednakże rozległe imperium zmuszało do rozdzielenia tych
sił na znacznym obszarze, by utrzymać bezpieczeństwo
linii komunikacyjnych łączących poszczególne posiadłości.
Tym niemniej i tak dysponowała ona znaczną przewagą
nad Kriegsmarine, co potwierdziły walki o Norwegię. Ma­
rynarka Królewska posiadała długie i chlubne tradycje, za
którymi stało doskonałe wyszkolenie i morale marynarzy
i oficerów. Marynarka wojenna nie odegrała decydującej
roli w walkach z maja 1940 r., jednakże to dzięki niej uda­
ło się ewakuować znaczną część wojsk brytyjskich spod
Dunkierki.
ARMIA BELGIJSKA

Belgia po wybuchu wojny ogłosiła neutralność, jednak­


że obawiając się powtórzenia sytuacji z 1914 r., kiedy to
na jej terytorium wkroczyły wojska niemieckie, rozpoczęła
mobilizację. W jej wyniku udało się wystawić 18 dywi­

39 Rząd brytyjski skłonny był przerzucić więcej dywizjonów do


Francji, czemu ostro sprzeciwiał się marsz. lotn. sir Hugh Downing,
dowódca lotnictwa myśliwskiego. Jego zdaniem. Wielka Brytania
powinna myśleć przede wszystkim o zabezpieczeniu własnego obszaru
przed niemieckim lotnictwem, a dopiero w drugiej kolejności wspierać
sojusznika. Taka postawa była może egoistyczna, ale dzięki jego wysił­
kom udało się zatrzymać kilka dywizjonów na Wyspach, dzięki czemu
uniknęły one zniszczenia. Z 452 brytyjskich pilotów myśliwskich, którzy
walczyli we Francji, jedynie 66 powróciło do Anglii. Zob.T. H o l m e s ,
Huriccine aces 1939-1940, Oxford 1998, s. 27-28.
zji piechoty (numery 1-18), z czego 6 regularnych, 6 re­
zerwowych oraz 6 zapasowych, dwie dywizje strzelców
ardeńskich, dwie dywizje kawalerii oraz zmotoryzowaną
brygadę kawalerii. Do tego doliczyć należy pododdziały
graniczne oraz forteczne. W sumie więc Belgowie mogli
przeciwstawić ewentualnemu agresorowi ekwiwalent ok.
23 dywizji. Zostały one zgrupowane w siedem korpusów
armijnych, składających się z 2-3 dywizji, korpus kawalerii
(1., 14. DP., 2. DKaw., Brygada Zmotoryzowana) oraz tzw.
Grupę „K” (1. DKaw., 2. DStrz.Ard.). Armia belgijska nie
dzieliła się na rodzaje wojsk, ale na armię kontynentalną
oraz kolonialną. Naczelnym dowódcą sił belgijskich w Eu­
ropie był król Leopold III, zaś jego szefem sztabu — gen.
E. van der Bergen.
Armia belgijska składała się niemal wyłącznie z dywizji
piechoty. Regularna dywizja miała organizację podobną
do tych w innych państwach europejskich40. Składała się
z trzech regimentów piechoty, regimentu artylerii, batalionu
inżynieryjnego (2 kompanie), zmotoryzowanego batalio­
nu łączności (kompania telefoniczna i radiowa), kompanii
kawalerii (częściowo na rowerach), zmotoryzowanej kom­
panii przeciwlotniczej, zmotoryzowanej kompanii ppanc.
(8 x 47 mm) oraz kompanii samobieżnych dział ppanc.
(12 pojazdów T13 wyposażonych w armaty kal. 47 mm41)
oraz pododdziałów technicznych i służb.

40 Dywizje rezerwowe miały organizację analogiczną jak dywizje


regularne.
41 Pojazdy Tl 3 stanowiły ciekawą i nowatorską konstrukcję w tym

czasie. Zamontowanie armaty na podwoziu tankietki pozwalało tanio


skonstruować pojazd mogący skutecznie walczyć przeciwko czołgom
przeciwnika. Armata ppanc. kal. 47 mm była w stanie zniszczyć każdy
niemiecki czołg i okazała się bardzo skuteczna w maju 1940 r. Załogę,
złożoną z 3 żołnierzy, chronił pancerz grubości 25 mm. W tym czasie
armie pozostałych państw biorących udział w konflikcie dopiero testowały
prototypy podobnych pojazdów, gdy tymczasem Belgowie zbudowali ok.
150 pojazdów tego typu. Zob. G. Forty, World war two ajv’s..., s. 195.
Regiment piechoty w dywizji regularnej składał się
z dowództwa, kompanii moździerzy (8 x 76 mm), zmoto­
ryzowanej kompanii ppanc. (8 x 47 mm), kompanii ckm
(3 plutony po 4 sztuki) oraz trzech batalionów piechoty. Te
z kolei złożone były z kompanii ckm (3 plutony po 4 sztuki)
oraz 3 kompanii piechoty (po 3 plutony). Artyleria orga­
niczna dywizji złożona była z jednego regimentu liczącego
4 bataliony. Składały się one z trzech baterii, po cztery
działa. Trzy z nich na swym uzbrojeniu posiadały armaty
kal. 75 mm, czwarty zaś — haubice kal. 105 mm. Ponadto
w regimentach artylerii 1., 2. oraz 3. DP znajdował się także
batalion moździerzy okopowych (12 x 70 mm).
Dywizje regularne armii belgijskiej były porównywalne
z francuskimi, a można nawet zaryzykować twierdzenie, że
nieco je przewyższały pod niektórymi względami. Dyspo­
nowały słabszą artylerią oraz oddziałem rozpoznawczym,
ale za to znacznie większą obroną przeciwpancerną. Gdy
francuskie jednostki posiadały przede wszystkim działka
kal. 25 mm, belgijskie uzbrojone były w działa kal. 47 mm,
w tym jedną kompanię samobieżnych dział pparic. Tl 3.
Dywizje rezerwowe zasadniczo niewiele różniły się od
regularnych. Jedynie żołnierze w nich służący byli nieco
gorzej wyszkoleni, a średnia wieku była wyższa. Niestety,
dużo słabsze były belgijskie dywizje zapasowe. Ich podsta­
wowym elementem także pozostawały trzy regimenty pie­
choty oraz regiment artylerii. Regimenty nie różniły się od
tych, jakie wchodziły w skład dywizji regularnych. Nato­
miast artyleria składała się tylko z dwóch batalionów armat
kal. 75 mm (analogicznych jak w dywizjach regularnych).
Także w wypadku oddziałów i pododdziałów dywizyjnych
widoczne były znaczne różnice. Zamiast batalionu łącz­
ności dywizje dysponowały jedynie kompanią, brak było
dywizyjnej kompanii ppanc., kompanii samobieżnych dział
Tl 3 oraz kompanii przeciwlotniczej. Jedynie w przypadku
oddziału rozpoznawczego dywizje rezerwowe dysponowały
zamiast kompanii batalionem, złożonym z dwóch kompanii
liniowych oraz kompanii ckm (na rowerach). Widać więc,
że w przypadku dywizji rezerwowych ich wartość bojowa
przedstawiała się znacznie gorzej niż dywizji regularnych.
Zwłaszcza ich obrona przeciwpancerna była bardzo nie­
wielka. Były ponadto gorzej wyszkolone, z mniejszą liczbą
oficerów zawodowych.
W armii belgijskiej znajdowały się dwie dywizje strzel­
ców ardeńskich. Bardzo często spotkać się można z opinią
,o ich elitarności. Były to związki taktyczne bardzo mobil­
ne, dysponujące znaczną ilością ciągników, samochodów,
motocykli i rowerów. Dywizje te składały się z trzech re­
gimentów strzelców ardeńskich, regimentu artylerii oraz
kompanii saperów, plutonu plot., oraz kompanii łączności.
Wszystkie pododdziały, służby i pododdziały techniczne
były zmotoryzowane.
Regimenty strzelców ardeńskich w obu dywizjach nieco
różniły się między sobą. Wchodzące w skład 1. DStrz.Alp.
1., 2. oraz 3. Regiment składały się z kompanii samobież­
nych dział ppanc. (8 pojazdów Tl 3), batalionu motocyklo­
wego (3 plutony motocyklowe oraz pluton czołgów Tl5
— 3 pojazdy) oraz 3 batalionów strzeleckich. Te z kolei
dzieliły się na 3 kompanie liczące po 3 plutony liniowe
oraz pluton ckm. Bataliony strzelców wyposażone były
w rowery. Z kolei 4., 5. oraz 6. regimenty, będące czę­
ścią 2. Dywizji, składały się ze zmotoryzowanego plutonu
ppanc. (4 x 47 mm), zmotoryzowanego plutonu moździe­
rzy (4 x 76 mm) oraz 3 batalionów strzeleckich. Posiadały
one identyczną organizację jak we wcześniejszych regi­
mentach — z tym, że jedynie pierwsze bataliony w regi­
mentach dysponowały rowerami, pozostałe dwa zaś były
piesze.
Regimenty artylerii w dywizjach strzelców ardeńskich
dysponowały jedynie dwoma dywizjonami liczącymi
3 baterie dział każdy. Pierwszy uzbrojony był w 12 armat
polowych kal. 75 mm, drugi zaś w 6 haubic kal. 105 mm.
Artyleria organiczna była w pełni zmotoryzowana. Dywi­
zje strzelców ardeńskich były nieco słabsze pod względem
liczebności i uzbrojenia niż regularne dywizje piechoty, ale
za to były znacznie mobilniejsze.
W składzie armii belgijskiej znajdowały się dwie dy­
wizje oraz brygada kawalerii42. Te pierwsze były zmotory­
zowane, zaś kawaleryjskie były takimi praktycznie tylko
z nazwy. Belgijska dywizja kawalerii składała się z 4 re­
gimentów kawalerii, z których 3 były formacjami moto­
cyklowymi, czwarty zaś rowerowym. Motocyklowy regi­
ment kawalerii dysponował plutonem samobieżnych dział
ppanc. Tl3 (3 pojazdy), plutonem czołgów T15 (3 pojazdy)
oraz dwoma batalionami motocyklistów (po 3 kompanie).
Z kolei regiment rowerowy składał się z kompanii ppanc.
(8 x 47 mm) oraz dwóch batalionów rowerowych (3 kom­
panie). Pod względem liczebności regiment kawalerii od­
powiadał wzmocnionemu batalionowi piechoty.
Ponadto w składzie dywizji znajdował się zmotory­
zowany regiment artylerii (2 bataliony po 3 baterie armat
kal. 75 mm — 12 sztuk każdy), zmotoryzowany batalion
saperów (2 kompanie), zmotoryzowany batalion łączno­
ści (kompania radiowa i telefoniczna), rowerowa kom­
pania kawalerii (rozp.), kompania plot., przeciwpancerna
(8 x 47 mm) oraz dział samobieżnych (12 x Tl3). Pod
względem siły i uzbrojenia belgijska dywizja kawalerii
odpowiadała zmotoryzowanej brygadzie piechoty. Bardzo
słaba była zmotoryzowana brygada kawalerii. Składała się
tylko z dwóch regimentów kawalerii, z których każdy dys­
ponował dwoma batalionami, kompanią ppanc. (8 x 47 mm)

42 1. DK składała się z pułków: 1. Gwidów, 2. Lansjerów, 2. Strzel­


ców Konnych oraz 3. Karabinierów (na rowerach); 2. DK składała się
z: 1. i 3. Lansjerów, 1. Strzelców Konnych, 1. Karabinierów (na rowe­
rach); BKaw. składała się z 2. Gwidów oraz 4. Lansjerów.
oraz motocyklową kompanią rozpoznawczą. W praktyce
więc był to ekwiwalent wzmocnionego pułku piechoty.
Belgia rozporządzała bardzo nielicznym lotnictwem
wojskowym. Składało się ono z trzech pułków: obserwa-
cyjno-rozpoznawczego (6 dywizjonów po 1 eskadrze, 62
samoloty), myśliwskiego (3 dywizjony po 2 eskadry, 79 sa­
molotów) oraz rozpoznawczo-bombowego (3 dywizjony,
42 samoloty). W sumie więc Belgia dysponowała mniej niż
200 samolotami. Większość z nich była przestarzała. Eskadry
myśliwskie używały samolotów produkcji brytyjskiej typu
Huricane MK I oraz Gloster Gladiator Mk I, a także wło­
skich Fiat CR 42. Jedynie kilkanaście huricane'ow stanowiło
samoloty nowoczesne. Natomiast w eskadrach rozpoznaw­
czych i rozpoznawczo-bombowych znajdowały się przede
wszystkim bardzo stare samoloty Fairey Fox, pochodzące
jeszcze z połowy lat dwudziestych, a więc nadające się do
muzeum, a nie do walki. W nadchodzącej walce lotnictwo
belgijskie nie mogło odegrać praktycznie żadnej roli.
Armia belgijska została zmobilizowana we wrześniu
1939 r. Po zakończeniu tego procesu liczyła ok. miliona
żołnierzy. Pod względem organizacyjnym jednostki belgij­
skie prezentowały się na średnim poziomie. Do ich zalet
należy zaliczyć stosunkowo silną obronę przeciwpancerną,
do wad zaś — słabą artylerię dywizyjną. Wyszkolenie żoł­
nierzy także stało na odpowiednim poziomie, z wyjątkiem
może dywizji drugiej rezerwy (zapasowych). Jednostki li­
niowe uzupełniane były przez załogi fortyfikacji oraz obro­
nę wybrzeża. W momencie wybuchu wojny armia belgijska
nie prezentowała się źle, jednakże niekorzystnie na żoł­
nierzy, a zwłaszcza oficerów, wpływał okres oczekiwania.
Powodował on rozprzężenie w szeregach, gdyż żołnierze
się po prostu nudzili, zaś codzienna rutyna powodowała,
że z każdym tygodniem oficerowie coraz mniej staranniej
wykonywali swoje obowiązki. W samym dowództwie także
panował pewien chaos, związany z rozgrywkami politycz­
nymi i personalnymi. Fakt, że król Leopold III sam spra­
wował bezpośrednie dowództwo nad armią, powodował, że
intrygi w jego otoczeniu automatycznie przenosiły się do
najwyższych szczebli dowodzenia. Wszystko to negatywnie
odbijało się na stopniu przygotowania armii belgijskiej do
wojny.

ARMIA HOLENDERSKA

Armia Królestwa Holandii należała do jedRych z naj­


słabszych na kontynencie. Do połowy lat trzydziestych
XX w. miała charakter półmilicyjny i składała się jedynie
z kilkunastu tysięcy ludzi. Dopiero pod koniec tej dekady
rozpoczęto prace nad rozbudową sił zbrojnych, lecz pro­
ces ten postępował powoli. W momencie wybuchu wojny
ponownie zwiększono stan liczebny armii i w kolejnych
miesiącach kontunuowano działania w kierunku podniesie­
nia jej liczebności i sprawności. Jednakże lata zaniedbań
nie mogły być zniwelowane w ciągu kilku miesięcy. Dla­
tego w maju 1940 r. armia holenderska składała się tylko
z czterech korpusów, liczących po dwie dywizje piecho­
ty. Ponadto holenderskie Naczelne Dowództwo posiada­
ło w swej dyspozycji Lekką Dywizję Szybką oraz szereg
oddziałów improwizowanych i fortecznych. Wśród nich
należy wymienić tzw. Dywizję „Peel”, utworzoną do obro­
ny linii Mozy i Peel-Raam, trzy brygady piechoty (A., B.
i G) oraz siły obsadzające tzw. Twierdzę Holandia. Wojska
te były źle uzbrojone i wyszkolone, korpus oficerski nie
miał doświadczenia ani odpowiedniej wiedzy, zaś plany
obronne w zasadzie ograniczały się do obrony umocnień
i powstrzymywania nieprzyjaciela poprzez dokonywanie
zniszczeń na trasach jego marszu (w tym zalewanie części
obszarów depresyjnych).
Armia holenderska składała się praktycznie tylko z pie­
choty, której podstawowym związkiem taktycznym pozo­
stawała dywizja. Każda z nich składała się z trzech pułków
piechoty, pułku artylerii, dwóch kompanii ckm (12 sztuk
każda), kompanii ppanc. (6 x 47 mm), kompanii saperów
oraz łączności. Ponadto do każdej dywizji przydzielano
dwie kompanie przeciwlotnicze: jedną złożoną z 3 działek
plot. kal. 40 mm (w praktyce była to więc bateria), drugą
zaś — z 10 działek kal. 20 mm i 8 przeciwlotniczych kara­
binów maszynowych.
Regiment piechoty w dywizji holenderskiej składał się,
podobnie jak w innych armiach, z trzech batalionów, każ­
dy liczący trzy kompanie strzeleckie oraz kompanię ckm.
Ponadto w składzie regimentu znajdowała się kompania
dział piechoty (4 x 57 mm), kompania moździerzy (6 x 80
mm) oraz kompania ppanc. (6 x 47 m). O ile więc regiment
piechoty holenderskiej nie odstawał od analogicznych od­
działów w innych armiach, o tyle już artyleria dywizyjna
była znacznie słabsza. Składała się ona z mieszanego re­
gimentu artylerii, którego dwa dywizjony uzbrojone były
w armaty kal. 75 mm (po 3 baterie po 4 działa), trzeci zaś
z 2-3 baterii ciężkich haubic kal. 120 mm lub 150 mm.
Artyleria, podobnie jak wszystkie inne pododdziały dywi­
zyjne, opierała się przede wszystkim na trakcji konnej.
Dywizja szybka składała się z dwóch regimentów ro­
werzystów, każdy liczący trzy bataliony. Etat batalionu
obejmował trzy kompanie liniowe, zmotoryzowaną kom­
panię ckm (12 sztuk), zmotoryzowaną kompanię ppanc.
(4 x 47 mm) oraz zmotoryzowany pluton moździerzy
(2 x 80 mm). Ponadto w strukturze dywizji szybkiej znaj­
dował się regiment motocyklowy (2 kompanie motocykli­
stów, zmotoryzowana kompania ppanc. (4 x 47 mm) oraz
zmotoryzowany pluton moździerzy (2 x 80 mm). Wspar­
cie zapewniał zmotoryzowany regiment artylerii, złożo­
ny z dwóch batalionów po dwie baterie armat — w sumie
16 dział. W praktyce dywizja szybka stanowiła ekwiwalent
wzmocnionej brygady piechoty.
Trzy samodzielne brygady (A, B i G) składały się
z dwóch regimentów piechoty po trzy bataliony. Ponadto
dysponowały różną ilością artylerii. Brygada A posiadała
3 bataliony armat (po 12 sztuk każdy), Brygada B — dwa,
zaś Brygada G w ogóle nią nie dysponowała. Ponadto
brygady posiadały w swym składzie kompanię saperów,
a dwie pierwsze z nich także kompanię ckm i kompanię
motocyklową.
Armia lądowa Królestwa Holandii była bardzo słaba
— o wiele bardziej, niż wynikałoby-to z potencjału eko­
nomicznego tego państwa. Stanowiło to efekt wieloletnich
zaniedbań, których nie dało się zniwelować w ciągu kilku
miesięcy na przełomie 1939/1940 r. Oddziały nie dyspono­
wały prawie wcale pojazdami mechanicznymi, uzbrojenie
było przestarzałe i wyeksploatowane, a także nieliczne.
Żołnierze zostali kiepsko przeszkoleni, a korpus oficerski
— niedouczony. Pomimo tych słabości Holendrzy liczyli,
że podobnie jak w 1914 r., uda im się zachować neutral­
ność. Paradoksalnie, upewniała ich w tym myśleniu słabość
ich armii. Będąc państwem praktycznie bezbronnym, nie
widzieli powodu, aby ich ktoś atakował. O tym, jak błędne
było to przekonanie, mieli się wkrótce przekonać.
Równie słabe było holenderskie lotnictwo. Wchodziło
ono w skład dowództwa obrony powietrznej kraju i składa­
ło się praktycznie tylko z 1. Regimentu Lotniczego. Dzielił
się on na dwie grupy. Pierwsza składała się z eskadry roz­
poznawczej wyposażonej w samoloty Fokker C.X. oraz
z eskadry średnich bombowców, która dysponowała sa­
molotami Fokker T.V. Druga grupa składała się z 4 eskadr
myśliwskich, używających samolotów Fokker XXI oraz
Fokker G.I. W sumie Holendrzy dysponowali ok. 100-120
sprawnymi samolotami, które w bardzo zażartych, ale krót­
kich walkach zostały w większości zniszczone43.

43 Druga wojna światowa. Informator..., s. 321-325.


Reasumując, w maju 1940 r. armia holenderska nie sta­
nowiła żadnego liczącego się przeciwnika nawet dla sła­
bych sił niemieckich. Wynikało to ze słabości uzbrojenia,
ale w największej mierze z niedostatecznego wyszkolenia.
Trudno było w takiej sytuacji oczekiwać poważniejszego
oporu ze strony Holandii.

ARMIA NIEMIECKA

Po klęsce w 1918 r. armia niemiecka została ograniczo­


na do liczby 100 tys. ludzi. Wchodzili oni w skład 7 dywi­
zji piechoty oraz 3 dywizji kawalerii. Również marynar­
ka wojenna została zredukowana do symbolicznej wręcz
wielkości. Niemcy nie mogły posiadać broni ofensywnych,
do których zaliczono ciężką artylerię, czołgi oraz lotnic­
two. Kriegsmarine natomiast nie mogła posiadać ciężkich
okrętów. Zniesiono ponadto powszechny obowiązek służby
wojskowej, zaś zaciąg do wojska opierał się na ochotnikach
odbywających długoletnią służbę. Miało to uniemożliwić
wyszkolenie licznych rezerw ludzkich. Rozwiązany miał
być Sztab Generalny, zachodnia część Niemiec została
zdemilitaryzowana (Nadrenia), zaś nad przestrzeganiem
tych ograniczeń czuwać miała międzynarodowa komisja,
przeprowadzająca kontrole w jednostkach wojskowych.
Jednakże oficerowie niemieccy nie pogodzili się z tymi
ograniczeniami i niemal od razu rozpoczęli ich omijanie
lub po prostu łamanie. Nie mogąc rozbudowywać armii,
położono nacisk na rozwijanie formacji paramilitarnych,
granicznych czy policyjnych, które formalnie nie należały
do sił zbrojnych, ale w praktyce zajmowały się szkoleniem
rezerw ludzkich. Po porozumieniu z Rapallo w 1922 r. ze
Związkiem Radzieckim możliwe było wykorzystanie po­
ligonów znajdujących się na obszarze tego państwa w celu
rozwijania zakazanych broni. Pomimo braku Sztabu Ge­
neralnego, w praktyce jego zadania realizowano poprzez
Ministerstwo Obrony Rzeszy (Reichswehrministerium) oraz
komórki mu podległe. W ten sposób przygotowano warunki
do szybkiej rozbudowy niemieckich wojsk w przyszłości.
A. Hitler po objęciu władzy dążył do przejęcia kontroli
na armią i złamania hegemonii oficerów, wywodzących
się jeszcze z armii cesarskiej. W tym celu w 1935 r. roz­
wiązał Reichswehrę, a w jej miejsce utworzył Wehrmacht.
Kolejnym etapem było utworzenie Oberkommando der
Wehrmacht (OKW) jako organu mającego koordynować
działania wszystkich trzech rodzajów wojsk. Podlegały mu
dowództwa wojsk lądowych (Oberkommando des Heeres —
OKH), lotnictwa (Oberkommando der Luftwaffe — OKL)
i marynarki wojennej (Oberkommando der Kriegsmarine
- OKK)44.
Pierwsze plany znacznego zwiększenia liczebności
niemieckiej armii przygotowano już w drugiej połowie lat
dwudziestych, kiedy to zakładano zwiększenie liczby dy­
wizji piechoty z 7 do 21. Jednakże dopiero po dojściu do
władzy A. Hitlera przystąpiono do zakrojonych na szeroką
skalę zbrojeń i rozbudowy sił zbrojnych. W 1935 r. po­
nownie wprowadzono powszechny obowiązek wojskowy.
Możliwość powołania znacznej liczby mężczyzn do wojska
pozwoliła na zwiększenie liczby dywizji piechoty do 24,
a w 1936 r. do 36, oraz jednej brygady górskiej. W kolej­
nych latach liczba dywizji piechoty nie ulegała większym
zmianom, za to rozbudowywano jednostki rezerwowe,
wystawiane w momencie mobilizacji, oraz intensywnie
szkolono rezerwy.
Od 1935 r. miała miejsce także rozbudowa formacji
pancernych i zmotoryzowanych. W tymże roku powstały
pierwsze trzy dywizje pancerne oraz jedna lekka. W 1937 r.
zmotoryzowano cztery dywizje piechoty (2., 13., 20. i 29.
DP). Kolejny rok przyniósł dalsze zwiększenie niemieckich

44 W. K o z a c z u k , Wehrmacht, Warszawa 2008, s. 33-41.


dywizji. Powstały w międzyczasie Wehrmacht składał się
w tym momencie z 35 dywizji piechoty, 3 górskich, 4 zmo­
toryzowanych, 4 lekkich oraz 5 pancernych, a także jednej
brygady kawalerii45.
Tak szybka rozbudowa potencjału wojskowego III Rze­
szy miała swoje negatywne następstwa. Reichwehra była
armią zawodową, o bardzo wysokim stopniu profesjonali­
zmu i wyszkolenia, z korpusem oficerskim prezentującym
najwyższe umiejętności. Powstanie w ciągu kilku lat armii
wielokrotnie liczniejszej musiało doprowadzić do obni­
żenia jakości oddziałów. Oficerowie niemieccy w okresie
Republiki Weimarskiej byli tak przygotowywani, by mogli
w razie konieczności objąć funkcje o dwa szczeble wyższe
od aktualnie zajmowanych. Tym niemniej w nowej sytuacji
było ich po prostu za mało. Co więcej, brakowało broni
i wyposażenia dla powstających w szybkim tempie jed­
nostek. Przemysł niemiecki był bardzo wydajny i nowo­
czesny, ale nawet on nie nadążał za potrzebami. Aby móc
uzupełnić braki, Niemcy wykorzystali zapasy przejęte po
armii austriackiej i czechosłowackiej, które znalazły się
w ich posiadaniu w latach 1938-1939. Dzięki nim moż­
liwe było m.in. wystawienie w kwietniu 1939 r. kolejnej,
10. DPanc., która używała czołgów produkcji czechosło­
wackiej .
W sierpniu 1939 r. armia niemiecka przeszła na stopę
wojenną. W wyniku przeprowadzonej mobilizacji znacznie
zwiększyła się liczba dywizji piechoty — z 36 do 92. Nato­
miast w zasadzie niezmienna pozostała liczba pozostałych
oddziałów, do których zaliczały się 4 dywizje zmotory­
zowane, 4 lekkie, 7 pancernych (w tym improwizowana
Dywizja „Kempf’), oraz brygada kawalerii. W sumie więc
niemieckie wojska lądowe (Heer) po mobilizacji liczyły
107 dywizji.

45 M. Z g ó r n i a k , op. cit.y s. 271.


Po zwycięskim zakończeniu walk w Polsce nastąpił
okres kilkumiesięcznej przerwy w działaniach wojennych.
Został on wykorzystany przez niemieckie dowództwo do
dalszej rozbudowy sił zbrojnych, głównie lądowych. Przede
wszystkim przystąpiono do niwelowania różnic pomiędzy
regularnymi dywizjami piechoty a tymi, które wystawiono
w czasie mobilizacji. Otrzymywały one brakujące uzbro­
jenie, zaś żołnierze byli intensywnie szkoleni. Udało się
także zorganizować ok. 40 kolejnych dywizji piechoty, choć
o znacznie niższych stanach, gorzej uzbrojonych i wyszko­
lonych. Tym niemniej mogły one przejąć na siebie zadania
okupacyjne i tyłowe, zwalniając oddziały lepiej wyszkolone
i uzbrojone, które dzięki temu mogły być użyte w czasie
zbliżającej się ofensywy.
Dokonano także reorganizacji dywizji pancernych. Po­
mimo sukcesu we wrześniu 1939 r., okazało się, że nie były
one wolne od wad. Z tego względu zdecydowano się zrezy­
gnować z funkcjonowania dywizji lekkich, reorganizując
je w pełne dywizje pancerne. Ponadto jednostki tego typu
starano się ujednolicić, jednak nie udało się tego procesu
zakończyć. Uzupełniono także uszkodzony i zniszczony
sprzęt, jednocześnie zwiększając liczbę czołgów średnich
w dywizjach. Należy także zaznaczyć, że pomiędzy wrze­
śniem 1939 r. a majem 1940 r. znacznej rozbudowie uległy
oddziały bojowe SS (Wąffen-SS), które z kilku oddziałów
rozrosły się do ponad 3 dywizji. Były to tzw. Verfiigungs-
division, Totenkopf oraz Polizei. Dwie pierwsze z nich były
to dywizje zmotoryzowane, trzecia przypominała standar­
dowe dywizje piechoty armii lądowej. Ponadto istniał sa­
modzielny zmotoryzowany pułk SS Leibstandarte „Adolf
Hitler”.
Dzięki tym zabiegom w maju 1940 r. niemieckie wojska
lądowe dysponowały ok. 125 dywizjami piechoty (część
w stadium organizacji), 3 górskimi, 6 zmotoryzowanymi
dywizjami piechoty (w tym dwie SS), brygadą zmotoryzo­
waną (11. Brygada Strzelców), 10 dywizjami pancernymi
oraz dywizją kawalerii.
Sukcesy, jakie odnosiła armia niemiecka w pierwszych
latach II wojny światowej, możliwe były dzięki dywizjom
pancernym; tym niemniej nie byłyby one możliwe, gdyby
nie wsparcie ogromnych mas piechoty, która od początku
do końca II wojny światowej stanowiła kręgosłup Wehr­
machtu. W okresie pokoju funkcjonowało 36 dywizji pie­
choty46. Zaliczane były do tzw. I fali mobilizacyjnej. Po
przejściu na organizację wojenną wystawiano dywizje ko­
lejnych fal mobilizacyjnych. W sierpniu 1939 r. zmobili­
zowano odpowiednio 19 dywizji II fali47, 23 — III fali48
oraz 14 — IV49. W momencie wybuchu wojny dywizje
I fali prezentowały najwyższą wartość bojową, natomiast
każda kolejna grupa coraz mniejszą. Wynikało to z faktu,
iż do dywizji należących do kolejnych grup trafiało gorsze
uzbrojenie, mniej oficerów zawodowych a więcej rezerwy,
zaś średnia wieku żołnierzy była większa. W czasie „dziw­
nej wojny” różnice pomiędzy dywizjami tych czterech fal
w dużej mierze zniwelowano. Nie oznacza to jednak, że
nie było ich wcale 50.
W maju 1940 r. niemiecka dywizja piechoty należąca do
pierwszej fali mobilizacyjnej składała się z 3 regimentów
piechoty, regimentu artylerii, batalionu rozpoznawczego,
zmotoryzowanego batalionu łączności (kompania telefo­
niczna i radiowa), batalionu saperów (3 kompanie, jedna

46 O numerach 1-36,44-46, z wyjątkiem 2., 13.. 20. i 29. DP, które


były zmotoryzowane. Ponadto 22. DP została przystosowana do transportu
drogą lotniczą i w maju 1940 r. oddana pod dowództwo Luftwaffe.
47 Nr 50., 52., 56.-58., 61 .-62., 68.-69., 71 .-73., 75.-76., 78.-79.,

86.-87.
48 Nr 205-209, 211-218, 2 2 1 , 223, 225, 227, 228, 2 3 1 , 239, 246,

311,
49 Nr 251-258,260,262-263,267-269.

50 N. T h o m a s , The German army 1939-1945. Part I. Blietzkrieg,

Oxford 1997, s. 4-6.


zmotoryzowana, kolumna mostowa) oraz zmotoryzowane­
go batalionu przeciwpancernego (3 kompanie po 12 dział
kal. 37 mm)51.
Regiment piechoty obejmował dowództwo, pluton
pionierów, drużynę łączności, zmotoryzowaną kompanię
przeciwpancerną (12 x 37 mm), kompanię dział piechoty (6
armat kal. 75 mm, 2 ciężkie haubice kal. 150 mm), pluton
konnych zwiadowców oraz 3 bataliony strzeleckie. Każdy
z nich posiadał kompanię karabinów maszynowych (3 plu­
tony ckm, pluton moździerzy; 12 ckm-ów, 6 moździerzy
kal. 81 mm) oraz 3 kompanie strzeleckie (3 plutony linio­
we, półpluton ckm — 2 sztuki)52.
Regiment artylerii dywizyjnej składał się z czterech ba­
talionów, z których każdy liczył trzy baterie po 4 działa.
Trzy z nich używały lekkich haubic polowych kal. 105 mm
(leFH 18), czwarty zaś ciężkich haubic kal. 150 mm
(sFH 18). W sumie więc artyleria dywizyjna dysponowała
48 działami, z czego 12 stanowiły ciężkie haubice. Jeśli
dodamy do tego kompanie artylerii piechoty w poszcze­
gólnych regimentach, otrzymamy 72 działa.
Ważny element w każdej niemieckiej dywizji stanowił
batalion rozpoznawczy. Był to bardzo specyficzny oddział,
który w swym składzie posiadał konny pluton łączności,
kompanię kolarzy, kompanię kawalerii oraz zmotoryzowa­
ną ciężką kompanię kawalerii (pluton samochodów pan­
cernych, pluton przeciwpancerny (3 x 37 mm) oraz pluton
dział piechoty (2 x 75 mm)). Był to więc oddział mieszany,
stosunkowo elastyczny, mogący z powodzeniem walczyć
nawet z silnymi ubezpieczeniami przeciwnika. Był także
w stanie przez krótki czas powstrzymywać nawet znacz­

51 S .W. M i t c h a m jr, Niemieckie Siły Zbrojne 1939-1945. T. I. Wojska


lądowe. Ordre de bataille, Warszawa 2009, s. 8-15.
52 D. W e s t w o o d , German infantryman. Part 1.1933-1940, Oxford

2002. s. 21-23.
nie silniejsze oddziały nieprzyjaciela, także wsparte bronią
pancerną53.
Różnice pomiędzy dywizją I fali a dywizjami pozosta­
łych trzech były niewielkie. W regimentowych kompaniach
dział piechoty nie było ciężkich haubic, ale 8 armat kal.
75 mm, w poszczególnych batalionowych kompaniach ckm
nie było moździerzy, ale za to więcej karabinów maszy­
nowych, tak samo brak było granatników w kompaniach
strzeleckich. Ponadto oddziały rozpoznawcze były nieco
słabsze niż w wypadku dywizji regularnych. Dysponowały
także mniejszą ilością pojazdów.
Niemieckie dywizje piechoty, wchodzące do pierwszych
czterech fal mobilizacyjnych, były jednostkami dysponu­
jącymi dużym potencjałem bojowym, ale nie były zdecy­
dowanie silniejsze od analogicznych jednostek w armiach
alianckich (z wyjątkiem holenderskich). Do ich zalet na­
leżała duża ilość lekkiej i ciężkiej broni piechoty, którą
uzupełniała kompania artylerii w każdym z regimentów.
W ten sposób żołnierze niemieccy posiadali przewagę w si­
le ognia na niskich szczeblach dowodzenia. Gdy walka
toczyła się pomiędzy niewielkimi oddziałami, różnica ta
mogła decydować o zwycięstwie lub porażce. W sytuacji,
kiedy francuski czy brytyjski żołnierz musiał czekać na
wsparcie ze strony artylerii dywizyjnej, jego niemiecki
kolega miał kilka dział dosłownie za plecami. Mogły one
wejść do walki znacznie szybciej, niż miało to miejsce
w wypadku jednostek sojuszników. Ponadto widoczna
jest bardzo silnie rozbudowana obrona przeciwpancerna
Każdy regiment dysponował zmotoryzowaną kompanią
dział ppanc. kal. 37 mm, w dodatku dowódca dywizji miał
w swym ręku cały batalion tych dział54. Dzięki takiemu

53 G. R o t t m a n , S . A n d r e w , op. cii., s. 3-4.


54 Działka ppanc. kal. 37 mm Pak 37 były bronią mało skuteczną

w starciu z alianckimi czołgami, które chronił stosunkowo gruby pan­


cerz. Tym niemniej znaczna liczba dział znajdujących się w niemiec-
rozwiązaniu każdy z regimentów mógł przygotować we
własnym zakresie podstawową obronę przeciwpancerną,
a w razie potrzeby — zostać wsparty przez oddziały dywi­
zyjne. Dzięki takiemu rozwiązaniu zapewniono piechocie
podstawową ochronę przed czołgami, jednocześnie nie
rozpraszając dział po wszystkich oddziałach dywizji, jak
to miało miejsce w dywizjach francuskich. Inną kwestią
pozostaje skuteczność armat kal. 37 mm, które wobec silnie
opancerzonych czołgów francuskich były mało efektyw­
ne. Niemieckie dywizje posiadały mniej ciężkiej artylerii
niż jednostki francuskie, ale za to artyleria lekka w całości
składała się z haubic kal. 105 mm, gdy francuska z armat
kal. 75 mm, znacznie mniej skutecznych. Co ciekawe, nie­
mieckie dywizje nie miały w swym składzie pododdziałów
przeciwlotniczych.
Należy zwrócić uwagę na jeszcze jeden czynnik, być
może najważniejszy, który powodował, że niemieckie
dywizje przewyższały francuskie: wyszkolenie i morale
żołnierzy. W czasie walk w Polsce niemiecka piechota pre­
zentowała się co najwyżej przeciętnie. Wynikało to z jednej
strony z niewystarczającego wyszkolenia, z drugiej zaś —
z braku doświadczenia i zwykłego strachu. Jednak zwycię­
ska kampania pozwoliła „ostrzelać” się żołnierzom, którzy
nabrali pewności siebie. Natomiast dzięki intensywnym tre­
ningom do maja 1940 r. znacznie podniesiono umiejętności
żołnierzy. Byli teraz pełni inicjatywy i chcieli udowodnić
swoją wyższość nad przeciwnikiem55.
W ramach systemu fal wystawiono podstawową masę
dywizji piechoty, które stanowiły kręgosłup Wehrmachtu

kich dywizjach powodowała, że nasilenie ognia przeciwpancernego


było na tyle duże, by spowodować uszkodzenia gąsienic czy po prostu
zdemoralizować francuskich czy brytyjskich czołgistów i w ten sposób
zmusić ich do odwrotu; W. H a u p t , Panzerabwehrgeschiitze 1935-1945,
Freidberg 1989, s. 4-15.
55 D. W e s t w o o d , op. cit., s . 4 3 .
w pierwszych latach wojny. Ponadto pomiędzy wrześniem
1939 r. a majem 1940 r. wystawiono ok. 40 kolejnych dy­
wizji. Proces ten nie był jednolity i podzielony był na na­
stępujące po sobie etapy, określane często jako kolejne fale
mobilizacyjne (numery od V do IX). Nowe dywizje two­
rzono zazwyczaj w oparciu o elementy istniejących już jed­
nostek, formacje zapasowe, graniczne, policyjne itp. Miały
one różną wartość, poczynając od stosunkowo sprawnych
i wartościowych jednostek liniowych, do dywizji pozycyj­
nych i fortecznych, przeznaczonych jedynie do pełnienia
zadań obronnych w oparciu o umocnienia stałe.
Pierwsze tego typu działania podjęto już we wrześniu
1939 r., kiedy przystąpiono do tworzenia 5 dywizji rezer­
wowych, które zaliczono do V fali mobilizacyjnej. Otrzy­
mały one numery 93., 94., 95., 96., 98. W październiku
1939 r. rozpoczęto tworzenie kolejnych czterech dywizji
Landwehry o numerach 81., 82., 83., 88., które z kolei
uznano za VI falę mobilizacyjną. Dywizje obu grup miały
strukturę identyczną jak pozostałe, lecz posiadały nieco
mniej ciężkiej broni — kompania przeciwpancerna w regi­
mentach piechoty nie była zmotoryzowana, a zamiast armat
Pak 36 kal. 37 mm dysponowała armatami produkcji cze­
chosłowackiej. Ponadto w miejsce kompanii dział piechoty
istniała kompania moździerzy, a zamiast plutonu konnych
zwiadowców-— pluton kolarzy. W dywizjonach artylerii
polowej w miejsce haubic leFH 18 znajdowały się starsze
działa leFH 16 kal. 105 mm oraz armaty FK 16 nA kal.
75 mm, zaś w dywizjonie ciężkim — haubice kal. 150 mm
produkcji czechosłowackiej, oznaczone w niemieckiej no­
menklaturze jako sFH 25(t). Dywizje tej fali dysponowały
także słabym oddziałem rozpoznawczym, złożonym tylko
z kompanii kolarzy.
VII fala mobilizacyjna obejmowała aż 14 dywizji, które
zorganizowano w grudniu 1939 r. Otrzymały one nume­
ry 161-164, 167-170, 181, 183, 196-199. O ile dywizje
powstałe we wrześniu i październiku odbiegały swoją
wartością nieznacznie od dywizji pierwszych fal, o tyle
w wypadku tej grupy różnice były już znaczące. Co cie­
kawe, regimenty piechoty tych dywizji były silniejsze niż
w jednostkach V i VI fali. Posiadały zmotoryzowaną kom­
panię przeciwpancerną oraz kompanię dział piechoty, choć
złożoną tylko z 4 armat kal. 75 mm. Natomiast regiment
artylerii składał się jedynie z trzech batalionów, z których
każdy miał tylko dwie baterie haubic leFH 16 kal. 105 mm.
W sumie więc dysponował jedynie 24 działami, zamiast 48.
Także pozostałe oddziały dywizyjne były słabsze. Zamiast
osobnych batalionów przeciwpancernego i rozpoznawcze­
go, dysponowały mieszanym batalionem, złożonym z kom­
panii przeciwpancernej i kolarzy. Jak więc widać, dywizje
tej grupy były już znacznie słabsze od pozostałych.
Dywizje VIII fali, wystawiane w marcu 1940 r., nosi­
ły numery 290-299 i były silniejsze niż te z fali V i VI,
a ich regimenty piechoty zbliżone były do dywizji regu­
larnych. Mianowicie dysponowały zmotoryzowaną kom­
panią ppanc., kompanią dział piechoty złożoną z 6 armat
kal. 75 mm, ale w miejsce konnych zwiadowców posiada­
ły tylko pluton kolarzy. Co więcej, batalionowe kompanie
ckm miały także moździerze kal. 81 mm, a w kompaniach
strzeleckich znajdowały się granatniki. Również regiment
artylerii zbliżony był do regularnego. Bataliony polowe
posiadały haubice leFH 18, a jedynie dywizjon ciężki miał
czechosłowackie ciężkie haubice sFH 25(t) kal. 150 mm.
Natomiast pozostałe oddziały dywizyjne były znacznie słab­
sze. Batalion saperów nie był zmotoryzowany, zaś zamiast
batalionów przeciwpancernego i rozpoznawczego, dywizje
te dysponowały mieszanym batalionem, analogicznym jak
w dywizjach VII fali.
Zbliżająca się ofensywa przeciwko sprzymierzonym
spowodowała, że niemieckie dowództwo chciało skupić
wszystkie wartościowe jednostki na głównym teatrze dzia­
łań. Aby zwolnić część sił z zadań okupacyjnych i garni­
zonowych, zdecydowano się w kwietniu 1940 r. utworzyć
9 dywizji strzelców krajowych o numerach 351., 358., 365.,
372., 379., 386., 393., 395. oraz 399. Ze względu na swo­
je zadania pozbawione one były praktycznie całej broni
ciężkiej i oddziałów dywizyjnych. Artyleria organiczna
składała się jedynie z jednej baterii, liczącej 6 dział kal.
75 mm. Były to zdobyte na polskich oddziałach armaty wz.
97, oznaczone w niemieckiej nomenklaturze jako K97(p).
Ponadto w skład dywizji wchodziła kompania telefoniczna
oraz kompania kolarzy jako oddział rozpoznawczy. Każdy
z trzech regimentów dywizji składał się 3 batalionów pie­
choty, plutonu przeciwpancernego, dwóch plutonów dział
piechoty (po 2 zdobyczne działa K97(p)) oraz kompanii
saperów. W praktyce więc były to dywizje złożone z samej
piechoty dysponującej niewielkim wsparciem ciężkiej bro­
ni, ale za to posiadające znaczną ilość broni maszynowej,
choć starszych lub zdobycznych typów56.
W międzyczasie utworzono także 4 dywizje pozycyjne,
noszące numery 554-557, których przeznaczaniem była
obsada umocnień granicznych. Były to formacje forteczne,
nienadające się do walki w otwartym polu; tym niemniej,
obsadzając drugorzędne odcinki, luzowały bardziej war­
tościowe oddziały do innych, bardziej znaczących zadań.
Regimenty piechoty tych dywizji składały się tylko z trzech
batalionów liczących trzy kompanie strzeleckie i kom­
panię ckm. Pozbawione były wszystkich pododdziałów

56 Niemcy bardzo efektywnie wykorzystywali zdobyczny sprzęt


i uzbrojenie. Po kampanii w Polsce wykorzystali uzbrojenie Wojska
Polskiego przy formowaniu dywizji okupacyjnych, nie ograniczając
się przy tym tylko do broni strzeleckiej i artylerii, ale także pojazdów
transportowych czy nawet czołgów. Pojazdy pancerne znalazły się
przede wszystkim na uzbrojeniu oddziałów przeznaczonych do działań
przeciwpartyzanckich. Zob. W.J. S p i c l b e r g e r , Beute-Kraftfahrzeuge
und Panzer der deutschen Wehrmacht, Studgart 1992, s. 37-40.
pułkowych, z wyjątkiem plutonu łączności. Jedynym
uzupełnieniem piechoty był regiment artylerii, złożony
z trzech batalionów. Dwa pierwsze dysponowały armata­
mi K97(p) kal. 75 mm, trzeci zaś haubicami K29/36(p)
kal. 100 mm. Były to polskie haubice wz. 14/19, również
zdobyte w czasie walk we wrześniu 1939 r. Ponadto w maju
1940 r. rozpoczęto tworzenie kolejnych 10 dywizji, lecz
zwycięskie zakończenie walk we Francji spowodowało,
że ich organizację wstrzymano. Zostały one rozwiązane,
a ludzi i sprzęt wykorzystano do uzupełnienia istniejących
już jednostek57.
Jak więc łatwo zauważyć, Niemcy prowadzili bardzo in­
tensywną rozbudowę dywizji piechoty pomiędzy wrześniem
1939 r. a majem 1940 r. Te intensywne działania pozwoliły
na utworzenie ok. 40 dywizji. W momencie rozpoczęcia
ofensywy na zachodzie większość z nich nie zakończyła
procesu szkolenia i uzupełniania sprzętu — tym niemniej
mogła na siebie wziąć zadania drugorzędne — bezpie­
czeństwa czy okupacyjne — zwalniając do innych zadań
bardziej wartościowe oddziały. Było to bardzo istotne np.
po zajęciu krajów Beneluksu, kiedy to zwalniały z zadań
tyłowych formacje pierwszego rzutu. Ponadto część dywizji
znajdowała się w bezpośredniej dyspozycji OKH, tworząc
odwód strategiczny. Pomimo małej wartości bojowej mogła
być w krytycznej sytuacji wykorzystana w walce. Właśnie
takiego odwodu zabrakło aliantom w 1940 r. Dywizje pie­
choty wchodziły w skład korpusów armijnych, armii lub
grup armii, ewentualnie mogły znajdować się w dyspozycji
OKH jako odwód strategiczny.
Korpus stanowił najmniejszy związek operacyjny w ar­
mii niemieckiej, złożony zazwyczaj z 2-3 dywizji, choć
zdarzały się wyjątki, np. korpus posiadający tylko jedną dy­
wizję lub 4 czy 5. Ponadto w składzie korpusów znajdowały

57 Druga wojna światowa. Informator..., s. 212-229.


się oddziały wsparcia, wśród których najważniejszą rolę
odgrywały dywizjony artylerii ciężkiej (zazwyczaj 2-3),
ciężkie kolumny mostowe (2-3), bataliony inżynieryjne
(1-2) oraz bataliony robotnicze (1-3). Korpus wchodził
w skład armii. Obok niego dowódcy tego szczebla podlega­
ły zazwyczaj 2-3 dywizje piechoty stanowiące jego odwód,
kilka batalionów artylerii ciężkiej lub najcięższej, bataliony
mostowe (średnie lub ciężkie), plutony zaporowe, bataliony
przeciwlotnicze oraz przeciwpancerne. Te oddziały i pod­
oddziały umożliwiały interwencję na najważniejszych od­
cinkach, w celu wzmocnienia poszczególnych dywizji lub
korpusów wykonujących zadania kluczowe dla realizacji
postawionego przed armią zadania.
Najwyższym związkiem operacyjnym była grupa armii,
składająca się z 2-4 armii. Również dowódca tego szczebla
dysponował kilkoma dywizjami jako odwodem, ale miał
znacznie mniej innych oddziałów i pododdziałów. Wynikało
to z tego, iż to na szczeblu armii podejmowano najważniej­
sze decyzje dotyczące prowadzonych działań, zaś dowódca
grupy armii bardziej koordynował postępy podległych sobie
sił, niż bezpośrednio nimi dowodził. Na wszystkich szcze­
blach, od korpusu po grupę armii, dowódcy tych związków
operacyjnych dysponowali także przydzielonymi eskadrami
rozpoznawczymi i łącznikowymi58.
W skład armii niemieckiej w 1940 r. wchodziły trzy
dywizje strzelców górskich (Gebirgsjdger). Każda z nich
miała nieco inna strukturę. 1. DGór., dowodzona przez
gen. L. Kiiblera, rekrutowała się przede wszystkim z Ba-
warczyków. Jej podstawowym komponentem były trzy
regimenty strzelców: 98., 99. oraz 100. Każdy z nich
składał się z plutonu łączności, zmotoryzowanej kom­
panii ppanc. (12 x 37 mm), plutonu kolarzy oraz trzech
batalionów strzeleckich. Te z kolei miały w swym skła­

58 N. T h o m a s , op. cit., s. 5-6.


dzie trzy kompanie strzeleckie, kompanię ckm (pluton
ckm oraz pluton pionierów) oraz kompanię dział piecho­
ty (2 armaty górskie kal. 75 mm oraz 6 moździerzy kal.
81 mm). Dywizja posiadała silną artylerię, na którą skła­
dały się 3 bataliony armat górskich produkcji austriackiej,
oznaczonych jako GK 15 kal. 75 mm. (po 12 sztuk w ba­
talionie), batalion lekkich haubic leFH 18 kal. 105 mm
(12 sztuk) oraz mieszany batalion ciężkich dział, przewo­
żonych za pomocą półciężarówek (bateria ciężkich armat K
18 kal. 105 mm, dwie baterie ciężkich haubic sFH 18 kal.
150 mm). Ponadto w skład dywizji wchodził zmotoryzo­
wany batalion ppanc. (36 x 37 mm), batalion saperów (3
kompanie, w tym jedna zmotoryzowana, kolumna mo­
stowa), batalion łączności oraz motocyklowa kompania
rozpoznawcza. Wszystkie oddziały i pododdziały posia­
dały wyposażenie przystosowane do działania w terenie
górskim59.
2. DGór., dowodzona przez gen. V. Fuernsteina, rekru­
towała się z Austriaków. Główną jej siłę stanowiły dwa
regimenty strzelców górskich (136. i 137.) oraz batalion
kolarzy (402.). Regimenty miały taką samą strukturę jak te
w 1. Dywizji. Z kolei batalion kolarzy składał się z trzech
kompanii oraz zmotoryzowanej kompanii wsparcia. W jej
składzie znajdował się pluton ppanc. (3 x 37 mm) oraz dwa
plutony moździerzy kal. 81 mm (po 6 sztuk). 2. Dywizja
dysponowała nieco słabszą artylerią. Składały się na nią
dwa bataliony lekkich haubic leFH 18 kal. 105 mm (po
12 sztuk) oraz dwa bataliony armat górskich GK 15 kal.
75 mm, które posiadały jedynie dwie baterie (8 dział w ba­
talionie). Słabsze były także oddziały dywizyjne. Batalion
saperów posiadał jedynie dwie kompanie, tak samo bata­
lion ppanc. liczył tylko dwie kompanie (po 12 dział). Za

59 G . W i l i a m s o n , German mountain & ski troops 1939-1945,


Oxford 2001, s. 3-8.
to oddział rozpoznawczy miał siłę batalionu i składał się
z kompanii kolarzy oraz kompanii kawalerii60.
Najsłabszą z jednostek górskich była 3. DGór., dowo­
dzona przez gen. E. Dietla. Również ona rekrutowała się
z mieszkańców austriackich Alp61. W jej składzie znajdowa­
ły się tylko dwa regimenty strzelców (138. i 139.), regiment
artylerii liczący tylko dwa słabe bataliony armat górskich
GK 15 kal. 75 mm (po 8 sztuk w batalionie), batalion łącz­
ności, saperów (2 kompanie, w tym jedna zmotoryzowana),
zmotoryzowany batalion przeciwpancerny (2 kompanie po
12 dział) oraz batalion rozpoznawczy, złożony z kompanii
kolarzy oraz kawalerii.
W momencie wybuchu wojny w Prusach Wschodnich
wciąż istniała jedna brygada kawalerii. Wydawać by się
mogło, że sukces jednostek pancernych w walce z Woj­
skiem Polskim oznaczał kres istnienia formacji konnych
na nowoczesnym polu walki. Tak się jednak nie stało; co
więcej, brygada została wkrótce rozwinięta w pełną dywi­
zję, dowodzoną przez gen. Kurta Feldta. Jej główną siłę
stanowiła 2. Brygada Kawalerii, złożona z plutonu prze­
ciwpancernego, motocyklowego, samochodów pancer­
nych oraz trzech regimentów kawalerii (1., 2. oraz 22.).
Każdy z nich obejmował pluton łączności, zmotoryzo­
waną kompanię dział, ciężką kompanię wsparcia (pluton
ppanc., pionierów oraz samochodów pancernych) oraz dwa
szwadrony kawalerii. Szwadron miał strukturę podobną do
batalionu piechoty i obejmował trzy kompanie kawalerii
oraz kompanię ckm. Uzupełnieniem regimentów konnych
był batalion motocyklowy. Składał się on z plutonu łącz­
ności oraz samochodów pancernych, ciężkiej kompanii
wsparcia (pluton ppanc., moździerzy oraz 2 plutony dział

60 W. 11 a u p t, Deutsche Spezialdivisionen I935-1945: Gebirgsjdger,


Fallschirmjager, Wąffen-SS, Berstadt 1995, s. 12-45.
61 3. DGór. powstała 7. byłych austriackich 5. i 7. DP; G. W i 11 i a m -

son, German army elite units 1939-1945, Oxford 2002, s. 35.


piechoty) oraz trzech kompanii motocyklowych. Wspar­
cie ogniowe zapewniał regiment artylerii konnej, złożony
z dwóch batalionów armat FK 18 nA (po 12 dział). W dy­
wizji znajdował się także batalion łączności (2 kompanie),
saperów (2 kompanie) oraz kompania przeciwpancerna
(12 x 37 mm).
Dywizja kawalerii była jednostką mobilną, ale stosun­
kowo słabą. Niewielką siłę pododdziałów konnych starano
się rekompensować wsparciem ze strony samochodów pan­
cernych oraz broni ciężkiej, lecz były to jedynie półśrodki;
tym niemniej w trudnym terenie, w którym operowanie
formacji pancernych czy zmotoryzowanych było utrud­
nione, dywizja kawalerii mogła okazać się przydatna. Taka
sytuacja miała miejsce na obszarze Holandii, której armia
była słaba, a główną przeszkodą dla niemieckich oddziałów
był teren, a nie przeciwnik. I właśnie tam 1. DK została
użyta62.
W II wojnie światowej to piechota stanowiła kościec
niemieckich sił zbrojnych, jednakże główny element ude­
rzeniowy, który rozstrzygał poszczególne kampanie, stano­
wiły wojska szybkie. Najważniejszym ich elementem były
dywizje pancerne. W momencie wybuchu wojny Niemcy
dysponowali 5 regularnymi dywizjami pancernymi (numery
1-5) oraz 4 lekkimi (1-4). Ponadto w ataku na Polskę wzię­
ła udział improwizowana Dywizja Pancerna „Kempf’63.
Przed atakiem na kraje zachodniej Europy dokonano reor­
ganizacji dywizji pancernych. Walki wrześniowe pokazały,
że dywizje lekkie nie sprawdzają się na polu walki — są
po prostu zbyt słabe. Jednocześnie okazało się, że czołgi
potrzebowały wsparcia większej liczby piechoty, a zwłasz­

62 S.W. M i t c h a m jr, Niemieckie Siły Zbrojne 1939-1945, T. 2:


Dywizje strzeleckie i lekkie, Warszawa 2010, s. 340-341.
63 Po zakończeniu walk w Polsce została rozwiązana, a jej IV Bry­

gada Czołgów weszła w skład 10. DPanc.


cza artylerii. Przeprowadzone zmiany organizacyjne miały
zniwelować te mankamenty 64.
W maju 1940 r. Wehrmacht dysponował 10 dywizjami
pancernymi (numery 1-10)65. Teoretycznie jednostka tego
typu powinna składać się z brygady pancernej (ok. 250
czołgów), brygady strzelców, regimentu artylerii, batalio­
nu przeciwpancernego, łączności oraz saperów (wszystkie
oddziały zmotoryzowane), jednakże w rzeczywistości po­
szczególne dywizje mniej lub bardziej odbiegały od tego
teoretycznego schematu. Można wyróżnić spośród nich
dwie kategorie jednostek — „stare”, istniejące przed wybu­
chem wojny, oraz „nowe”, powstałe z dywizji lekkich 66.
Dywizje zaliczane do pierwszej grupy były dużo silniej­
sze. Ich podstawowy element stanowiła brygada czołgów,
złożona z dwóch regimentów pancernych. Każdy z nich
składał się ze zmotoryzowanego plutonu łączności, kom­
panii dowodzenia, kompanii technicznej oraz dwóch ba­
talionów pancernych. Te z kolei miały w swym składzie
kompanię dowodzenia, lekką kompanię transportową, re­
zerwę sprzętową oraz trzy kompanie czołgów (2 lekkie,
1 średnia). Kompanie dowodzenia, zarówno w regimencie
jak i batalionach pancernych, obok innych pojazdów po­
siadały po 5 czołgów Panzer II67.

64 Niemieckie dowództwo planowało reorganizacje dywizji lekkich


. pełne dywizje pancerne jeszcze przed wrześniem 1939 r. Walki w Polsce
;edynie potwierdziły słuszność tych zamierzeń. Zob. T.L. Je n t z, Pan-
zertruppen, The complete ąuide to the creation & combat employment
-fgermany’s tanks force 1939-1942, Atglen 1996, s. 105-106.
65 Szczegółowe dane dotyczące powstania, uzbrojenia oraz oznaczeń

niemieckich dywizji pancernych Czytelnik znajdzie w: F. de L a n n o y ,


C h a r i t a. Panzertruppen. German armoured troops 1935-1945. Part
L Heimdal 2001, s. 143-152; 178-183.
66 S .W. M i t c h a m jr, Niemieckie siły zbrojne 1939-1945. T. 3. Wojska

pancerne. Ordre de Bataille, Warszawa 2010, s. 195-196.


67 B. P e r r e t t , German light panzers 1932-1942, Oxford 1998,

s. 19-20.
Kompanie czołgów w poszczególnych dywizjach miały
różne uzbrojenie. W 1., 2., 5. i 10. DPanc. kompanie lekkie
składały się z 2 plutonów czołgów lekkich (2 Panzer 1,3 Pan­
zer II) oraz 2 plutonów czołgów średnich (3 Panzer III), zaś
kompanie średnie — z plutonu czołgów lekkich (5 Panzer II)
oraz dwóch plutonów czołgów średnich (jeden posiadał 4,
drugi 3 Panzer IV). W rezerwie batalionowej pozostawały po­
nadto 4 czołgi Panzer 1,3 Panzer II, 2 Panzer HI oraz 2 Panzer
IV. W tych dywizjach batalion liczył więc w sumie 60 czoł­
gów, regiment — 125, zaś brygada — 250. W 3. i 4. DPanc.
kompanie lekkie składały się z 3 plutonów czołgów lekkich
(2 Panzer I, 3 Panzer II) oraz plutonu czołgów średnich
(5 Panzer II)68. Kompania średnia składała się z 3 plutonów;
jeden z niech posiadał 5 czołgów Panzer III, dwa pozostałe po
3 Panzer IV. Rezerwa obejmowała 4 czołgi Panzer 1,3 Pan­
zer II, 2 Panzer III oraz 2 Panzer IV. Batalion składał się więc
z 67 czołgów, regiment z 139, brygada zaś z 278.
„Nowe” dywizje pancerne (6., 7., 8., 9.) posiadały za­
miast brygady tylko regiment pancerny, ale za to złożony
z trzech batalionów (9. DPanc. posiadała tylko dwa bataliony
czołgów). Również one składały się z trzech kompanii —
dwóch lekkich i jednej średniej. Lekka kompania składała się
z plutonu czołgów Panzer II (5 pojazdów) oraz 3 plutonów
czołgów Panzer 38(t) (po 5 pojazdów)69. Natomiast kompa­
nia średnia posiadała pluton czołgów Panzer II (5 pojazdów)
oraz 2 plutony czołgów Panzer IV (w jednym 4 pojazdy,
w drugim 3). Rezerwa batalionowa obejmowała 2 czołgi
Panzer II, 3 Panzer 38(t) oraz 1 Panzer IV. W sumie batalion
czołgów dysponował 63 czołgami, regiment zaś — 20470.

68 Czołgi Panzer II były czołgami lekkimi, jednakże pluton złożony


wyłącznie z nich określano mianem średniego.
69 W 6. DPanc. zamiast czołgów Panzer 38(t) znajdowały się czołgi

Panzer 35(t).
70 L. N i e h o r s t e r , German world war 11 organisational series.
Vol. 2/1. Mechanized army divisions (10th May 1940), Hannover 1990,
s. 12-30.
Jak więc widać, struktura i organizacja dywizji pancer­
nych była bardzo skomplikowana i niejednolita. Ponadto od
tego stanu etatowego istniały bardzo duże odstępstwa, gdyż
wraz z napływem nowych czołgów średnich zastępowano
nimi czołgi lekkie. Działania te prowadzone były w spo­
sób improwizowany, w efekcie czego poszczególne dywi­
zje dysponowały bardzo zróżnicowaną liczbą pojazdów
pancernych; stąd w 9. DPanc. w maju 1940 r. znajdowały
się jedynie 153 czołgi, gdy w 3. DPanc. aż 341. 6., 7. i 8.
DPanc. posiadały po ok. 210-220 czołgów, 1. i 2. DPanc.
— ok. 250, 10. DPanc. — ok. 275, zaś w 4. i 5. DPanc.
było ich ok. 32071.
Czołgi na polu walki potrzebowały wsparcia piechoty,
gdyż same nie były w stanie utrzymać zdobytego terenu.
Ponadto zapewniała ona osłonę miejsc postoju, likwido­
wała gniazda broni przeciwpancernej oraz wyzyskiwała
powodzenie, osiągnięte przez pojazdy pancerne. W nie­
mieckich dywizjach pancernych piechota zmotoryzowana
nosiła miano strzelców (Schiitzen), by odróżnić ją od for­
macji piechoty liniowej (Infanterie). W poszczególnych
dywizjach znajdowały się brygady strzelców o różnej or­
ganizacji. W 4., 5., 7., 9. oraz 10. DPanc. brygada składała
się z dwóch regimentów po dwa bataliony. W pozostałych
dywizjach brygada miała jeden regiment, ale za to złożony
z trzech batalionów. Jego uzupełnienie stanowił batalion
motocyklowy. W ten sposób we wszystkich dywizjach bry­
gadę strzelców tworzyły 4 bataliony. Ponadto w składzie
l.,2.,3.,5.,7. oraz w 10. DPanc. znajdowała się kompania
samobieżnych dział piechoty sIG 33 (6 sztuk)72.

71 T.L. J e n t z , op. cit., s. 120-121.


72 W czasie walk we Francji po raz pierwszy armia niemiecka
wypróbowała w walce szereg pojazdów pancernych przeznaczonych
do wsparcia piechoty. Jednym z nich były samobieżne działa sIG 33,
powstałe przez zamontowanie na podwoziu czołgu Panzer I ciężkiej
haubicy kal. 150 mm. Swój chrzest bojowy przeszły także pancerne
Wsparcie obu brygadom zapewniała artyleria dywi­
zyjna, skupiona w zmotoryzowanym regimencie artylerii.
Składał się on z dwóch batalionów po trzy baterie hau­
bic leFH 18 kal. 105 mm (12 sztuk w batalionie). Ponad­
to w 1., 2. oraz 10. DPanc. w składzie regimentu artylerii
znajdował się batalion ciężkich haubic sFH 18 kal. 150 mm
(12 sztuk).
Oddział rozpoznawczy miał wielkość batalionu i skła­
dał się z 2 szwadronów samochodów pancernych, szwa­
dronu motocyklowego oraz ciężkiego szwadronu wsparcia
(pluton pionierów, przeciwpancerny oraz dział piechoty),
a także lekkiej kolumny transportowej73. Wyjątek stanowiła
9. DPanc., która dysponowała oddziałem rozpoznawczym,
złożonym z batalionu samochodów pancernych (2 kompa­
nie) oraz batalionem motocyklowym (3 kompanie moto­
cyklowe, ciężka kompania wsparcia). Ponadto w dywizji
pancernej znajdował się batalion przeciwpancerny (36 x
37 mm), batalion saperów oraz batalion łączności (kom­
pania radiowa i telefoniczna)74.
Niemieckie dywizje pancerne stanowiły związki tak­
tyczne broni połączonych. W swym składzie posiadały

działa szturmowe StuG III, zbudowane na podwoziu czołgu Panzer III,


na którym zamontowano haubicę kal. 75 mm. Po raz pierwszy wykorzy­
stano do celów bojowych także tzw. niszczyciele czołgów, czyli pojazdy
Panzerjager I. Powstały one przez zamontowanie na podwoziu czołgu
Panzer I czechosłowackiej armaty ppanc. kal. 47 mm. Pojazd ten był
tani i łatwy w produkcji, a jednocześnie zapewniał szybkie wsparcie
przeciwpancerne piechocie. Liczba tych pojazdów była niewielka i nie
miały one wpływu na wynik kampanii, ale posłużyły do zebrania cen­
nych doświadczeń, które w przyszłości pozwoliły na skonstruowanie
już znacznie doskonalszych modeli. Szerzej zob. G. F o r t y , World war
two ajv'x..., s. 6-7,21-23.
73 B . P e r r e t t , German armoured cars & reconnaissance half-tracks

1939-1945. Oxford 1999, s. 17-18.


74 P. P. B a 11 i s t e 11 i, Niemieckie dywizje pancerne. Lata Blitzkriegu

1939-1940, Warszawa 2010, s. 27-49.


elementy pancerne, strzeleckie, artyleryjskie, rozpoznaw­
cze, inżynieryjne oraz przeciwpancerne. Dwa podstawowe
elementy, czołgi i piechota, miały siłę brygady, pozostałe
zaś — batalionu. Była to najbardziej elastyczna i wydajna
proporcja. Dzięki temu na polu walki dywizja posiadała
zarówno dużą siłę przebojową, jak i odporność. Nieste­
ty, z doskonałą organizacją nie szło w parze odpowiednie
uzbrojenie. Niemieckie czołgi w większości składały się
z pojazdów lekkich. Z 2550 czołgów, które wzięły udział
w ofensywie majowej, tylko ok. 600 to średnie Panzer III
i IV. Było to mniej niż 25%. Co więcej, czołgi Panzer III
uzbrojone były w mało skuteczną armatę kal. 37 mm, zaś
Panzer IV w haubice kal. 75 mm — broń skuteczną wobec
celów nieopancerzonych, ale praktycznie bezużyteczną
w walce z pancerzem75. Pozostałe pojazdy były mało sku­
teczne na polu walki. Podkreślić należy, że wciąż ponad
600 pojazdów to czołgi Panzer I, uzbrojone jedynie w ka­
rabiny maszynowe, zaś podstawowym pojazdem pozosta­
wał model Panzer II, którego w jednostkach było prawie
1000 sztuk. Resztę stanowiły lekkie czołgi produkcji cze­
chosłowackiej Panzer 35(t) oraz 38(t)76. Słabość własnych

75 Czołgi Panzer III uzbrojone w armatę k a l . 50 mm zaczęły trafiać


do jednostek dopiero w trakcie trwania ofensywy.
76 Podanie dokładnej liczby niemieckich czołgów, które wzięły
idział w ofensywie zachodniej 1940 r., jest bardzo trudne. Wynika to
z faktu, iż liczba pojazdów w poszczególnych dywizjach pancernych była
bardzo płynna i zmieniała się z dnia na dzień. Poza tym ze względu na
awarię część pojazdów była wycofywana z jednostek i przekazywana
do remontu, z drugiej zaś strony napływał nowy sprzęt z fabryk. Dlatego
nutorzy podają bardzo różne dane liczbowe: i tak np. I. Baxter wymienia
następujące liczby: 640 czołgów Panzer 1.825 Panzer II, 456 Panzer III,
366 Panzer IV, 151 Panzer 35(t) oraz 264 Panzer 38(t). W sumie 2702
;zołgi. Zob. I. B a x t e r , Niemieckie dywizje pancerne 1939-1945,
•Varszawa 2010, s. 35. H. Guderian w swych wspomnieniach wymienia
iczbę 523 czołgów Panzer 1 , 9 5 5 Panzer II, 349 Panzer I I I , 278 Panzer
IV. 106 Panzer 35(t), 228 Panzer 38(t) — razem 2574 pojazdy, z których
pojazdów pancernych niemieccy żołnierze musieli więc
rekompensować lepszym wyszkoleniem, inicjatywą, sku­
teczniejszą taktyką oraz wspomnianą już elastyczniejszą
organizacją swoich dywizji.
Niemieckie dywizje pancerne posiadały także czołgi do­
wodzenia (Panzerbefehlswagen), które w miejsce uzbroje­
nia głównego miały zamontowane radiostacje; dzięki temu
możliwe było dowodzenie formacjami niemal z pierwszej
linii walki. To właśnie bezpośrednia obecność dowódców
wśród walczących oddziałów niejednokrotnie decydowała
o zwycięstwie, gdyż do minimum ograniczano czas reakcji
na zachodzące wydarzenia. W połączeniu z doskonale przy­
gotowanym korpusem oficerskim broni pancernej udawało
się maksymalnie wyzyskiwać atuty dywizji pancernych,
jednocześnie minimalizując ich wady.
Niskie parametry techniczne niemieckich czołgów,
a zwłaszcza ich wrażliwość na ogień broni przeciwpan­
cernej , powodowały', że dywizje pancerne nie były w stanie
pokonać dobrze przygotowanych i uporczywie bronionych
rubieży obronnych. W tym przypadkudoskonałe wyszko­
lenie i taktyka niewiele pomagały w starciu z ogniem dział
ppanc. Dlatego bardzo istotnym uzupełnieniem formacji
pancernych były dywizje zmotoryzowane. W momencie
wybuchu wojny nie różniły się one zasadniczo od „zwy­
kłych” dywizji piechoty; dysponowały po prostu transpor­
tem samochodowym. Jednakże walki w Polsce pokazały,
że prowadzone w szybkim tempie działania manewrowe
wymagają formacji mniej licznych, ale za to łatwiejszych
w dowodzeniu. Dlatego dokonano ich reorganizacji. W ma­
ju 1940 r. każda z czterech dywizji zmotoryzowanych (2.,

sprawnych miało być ok. 2200 maszyn. Zob. H. G u d e r i a n , op. cit.,


s. 99,526. Inni autorzy podają bardzo różne dane, wahające się od 2200
do 2800 pojazdów. Wydaje się, że jak zwykle prawda leży pomiędzy,
i w maju 1940 r. w niemieckich jednostkach znajdowało się ok. 2500
czołgów gotowych do użycia.
13., 20. i 29. DP (zmot.)) składała się z dwóch regimentów
piechoty, regimentu artylerii, batalionu łączności, saperów,
przeciwpancernego oraz rozpoznawczego. Każdy z oddzia­
łów piechoty złożony był z trzech batalionów (kompania
ckm oraz 3 kompanie strzeleckie), kompanii przeciwpan­
cernej (12 x 37 mm), kompanii dział piechoty (8 sztuk)
oraz plutonu zwiadowczego (motocyklowego). Regiment
artylerii składał się z trzech batalionów, z których dwa wy­
posażone były w haubice leFH 18 kal. 105 mm, trzeci zaś
w ciężkie haubice sFH 18 kal. 150 mm. Każdy z batalionów
składał się z 12 dział transportowanych za pomocą pojaz­
dów półgąsienicowych.
Dywizje zmotoryzowane dysponowały bardzo mobil­
nym i stosunkowo silnym oddziałem rozpoznawczym. Skła­
dał się on z kompanii samochodów pancernych (3 plutony;
20 pojazdów) oraz kompanii motocyklistów (3 plutony).
Batalion przeciwpancerny składał się tylko z dwóch kom­
panii, z których każda dysponowała 12 armatami ppanc.
kal. 37 mm (20. DP (zmot.) posiadała w batalionie 3 kom­
panie). W batalionie łączności znajdowały się kompania
telefoniczna oraz kompania radiowa, zaś w batalionie sa­
perów — trzy kompanie saperskie oraz kolumna mostowa;
dywizje zmotoryzowane były więc słabsze od klasycznych
dywizji piechoty o ok. 1/3. Zamiast trzech, posiadały dwa
regimenty piechoty, artyleria składała się tylko z trzech ba­
talionów, batalion przeciwpancerny zaś — tylko z dwóch
kompanii.
W maju 1940 r. niemieckie dowództwo dysponowało
także dwoma mniejszymi oddziałami zmotoryzowanymi.
Pierwszym była 11. Brygada Strzelców, dowodzona przez
płk. G. Angrena. Była to bardzo niewielka jednostka, zło­
żona tylko z dwóch regimentów piechoty (111. i 112.), skła­
dających się z plutonu łączności, samochodów pancernych,
motocyklowego oraz dwóch batalionów. Każdy z tych pod­
oddziałów był stosunkowo silny i oprócz trzech kompanii
i kompanii ckm posiadał ciężką kompanię wsparcia. W jej
składzie znajdował się pluton ppanc. (3 x 37 mm), pio­
nierów oraz dział piechoty. W składzie brygady nie było
żadnych innych oddziałów, z wyjątkiem wspomnianych
dwóch regimentów piechoty. Brygada wzięła udział w za­
jęciu Danii w kwietniu 1940 r. i w momencie rozpoczęcia
ofensywy na zachodzie znajdowała się na obszarze tego
państwa, lecz w razie potrzeby mogła być szybko prze­
rzucona na zachód. Drugą jednostką zmotoryzowaną był
Regiment „GroB-Deutschland”. Często jest on mylnie trak­
towany jako część Waffen-SS, gdy w rzeczywistości stano­
wił elitarną jednostkę wojsk lądowych (Heer). Składał się
z 4 batalionów — każdy w składzie 3 kompanii strzeleckich
— oraz kompanii ckm. Ponadto w jego strukturze znajdo­
wała się lekka i ciężka kompania dział piechoty, kompania
przeciwpancerna (12 x 37 mm) oraz bateria dział szturmo­
wych (6 pojazdów). W maju 1940 r. został przydzielony
do 10. DPanc77 .
W czasie ofensywy na zachodzie OKW dysponował tak­
że dwiema zmotoryzowanymi dywizjami SS. Pierwszą była
Verfiigungs-Division, dowodzona przez SS-Grupenfiihrera78
Paula Hausera. W przeciwieństwie do dywizji zmotoryzo­
wanych armii, dywizja ta składała się z trzech regimen­
tów piechoty (Der Fiihrer, Germania oraz Deutschland),
regimentu artylerii oraz batalionów: przeciwpancernego
(3 kompanie), przeciwlotniczego (3 kompanie), saperów
(3 kompanie, kolumna mostowa), łączności (kompania te­
lefoniczna i radiowa) oraz rozpoznawczego79.

77 L. N i c h o r s t e r , German world war II organisational series.


Vol. 212. Mechanized army divisions (10th May 1940J , Hannover 1990,
s. 10-14.
78 Odpowiednik generała-porucznika w armii niemieckiej.

79 Ch. B i s h o p , Dywizje Waffes-SS 1939-1945, Warszawa 2009,

s. 30-31.
Poszczególne regimenty piechoty były znacznie silniej­
sze niż w armii regularnej. Składały się z trzech batalio­
nów — każdy liczący trzy kompanie strzeleckie — oraz
kompanię ckm, a także szeregu pododdziałów wsparcia.
Wśród nich znajdowała się kompania przeciwpancerna
(12 x 37 mm), kompania motocyklowa, dział piechoty,
a także pluton pionierów, łączności oraz samochodów pan­
cernych. Wsparcie dla tych silnych oddziałów piechoty sta­
nowił regiment artylerii, złożony z trzech batalionów haubic
polowych leFH 16 kal. 105 mm. (po 12 dział w każdym).
Silny był również oddział rozpoznawczy, złożony z dwóch
kompanii motocyklowych oraz kompanii samochodów pan­
cernych (20 pojazdów). SS-Verfugungs-Division była więc
jednostką bardzo silną, dysponującą rozbudowanymi pod­
oddziałami, obficie wyposażoną w broń, zarówno ciężką jak
i lekką. Ponadto posiadała proporcjonalnie więcej pojazdów
niż dywizja zmotoryzowana armii regularnej80.
Drugą z dywizji SS była „Totenkopf ’ dowodzona przez
SS-Grupenfiihrera Theodora Eicke. Żołnierze tej dywizji
rekrutowali się przede wszystkim z formacji wartowniczych
w obozach koncentracyjnych. Składała się z trzech regimen­
tów o strukturze analogicznej, jak w dywizjach zmotoryzo­
wanych armii (3 bataliony, kompania ppanc., dział piechoty
oraz pluton motocyklowy, łączności i pionierów). Regi­
ment artylerii liczył w maju 1940 r. trzy bataliony, każdy
po 3 baterie z czterema działami. Na uzbrojeniu regimentu
artylerii znajdował się sprzęt produkcji czechosłowackiej.
Jeden z nich dysponował armatami kal. 80 mm, oznaczo­
nymi jako FK 30(t), dwa pozostałe — lekkimi haubicami
leFH 30(t) kal. 100.
Kierownictwo armii niemieckiej bardzo nieprzychylnie
odnosiło się do rozbudowy formacji wojskowych SS i sta­

80 E.L. B l a n d f o r d , Hitler 's second army — the Wąffen SS, Shrews­


bury 1994, s. 45-51.
rało się je torpedować, m.in. nie przydzielając im ciężkiego
uzbrojenia, w tym dział. Dlatego dowódca dywizji, Theodor
Eicke, po prostu ukradł z magazynów armii przejęte po ar­
mii czechosłowackiej uzbrojenie, by uzupełnić braki; stąd
właśnie to nietypowe wyposażenie regimentu artylerii81.
Pozostałe oddziały dywizyjne niewiele różniły się od
tych, jakie znajdowały się w innych dywizjach zmotoryzo­
wanych. Jedynie w batalionie saperów znajdowały się aż
4 kompanie, zaś w batalionie rozpoznawczym, obok dwóch
kompanii motocyklistów, znajdowała się mieszana kompa­
nia zwiadowcza, złożona z plutonu ppanc. oraz 2 plutonów
lekkich czołgów (3 czołgi Panzer 35(t) w każdym).
Oprócz dwóch dywizji w składzie Waffen-SS znajdo­
wał się także zmotoryzowany regiment „Leibstandarte
Adolf Hitler”. Początkowo jednostka stanowić miała straż
przyboczną Adolfa Hitlera, lecz z czasem ją systematycz­
nie rozbudowywano. W maju 1940 r. miała już rozmiar
zmotoryzowanego regimentu i dowodzona była przez Obe-
rstgruppenfiihrera Josefa „Seppa” Dietricha. Składała się
z trzech batalionów (3 kompanie piechoty, kompania ckm),
kompanii przeciwpancernej, lekkiej i ciężkiej kompanii
dział piechoty, kompanii motocyklowej, plutonu łączności,
pionierów oraz samochodów pancernych. „Leibstandarte”
dysponował więc znacznie większym potencjałem niż re­
giment piechoty wchodzący w skład dywizji zmotoryzo­
wanej82.
Jednostki SS stanowiły istotne wsparcie dla wojsk szyb­
kich niemieckiego Wehrmachtu, jednakże ich potencjał nie
był w pełni wykorzystany. Wynikało to m.in. z niechęci,
jaką wobcc Waffen-SS żywili przedstawiciele armii. Dlate­
go w momencie rozpoczęcia ofensywy obie znajdowały się

81 Zob. Ch. M a n n , SS Tolenkopf. The history of the „DeathHead”


division, London 2001, s. 33—37.
82 R. B u 11er, SS-Leibstandarte. Historia 1. Dywizji SS 1933-1945,

Warszawa 2009, s. 71-77.


w odwodzie OKH i dopiero kilka dni po rozpoczęciu walk
zostały przesunięte na linię frontu. Z tego względu miały
stosunkowo niewielki udział w walkach, które zdecydowały
o niemieckim sukcesie w maju 1940 r.
Niemieckie wojska lądowe w połowie 1940 r. stanowiły
bardzo skuteczne narzędzie walki. Jako całość charakte­
ryzowały się dobrym wyszkoleniem, korpus oficerski był
prawdopodobnie najlepszy na święcie, a żołnierze przeszli
już chrzest bojowy w Polsce i byli pewni swych umiejętno­
ści. Organizacja poszczególnych dywizji również odpowia­
dała wymaganiom nowoczesnego pola walki. Nie oznacza
to jednak, że wojska te nie miały wad. Po pierwsze, część
jednostek w maju 1940 r. znajdowała się dopiero w sta­
dium formowania, część zaś, pomimo uzyskania gotowości
bojowej, posiadała stosunkowo niską wartość. Z drugiej
strony, Niemcy zamiast organizować wszystkie jednostki
o wysokiej wartości, zdecydowali się na sformowanie sze­
regu jednostek wyposażonych w starą lub zdobyczną broń,
złożoną ze starszych roczników poborowych. Ich utworze­
nie było stosunkowo tanie, proste i nie wymagało długiego
czasu, a pozwalało na zwolnienie z zadań okupacyjnych
czy obsady fortyfikacji jednostek o większej wartości. Było
to zupełne odwrócenie działań dowództwa francuskiego,
które do obsady fortyfikacji czy ubezpieczenia granic z pań­
stwami neutralnymi przeznaczyło dużą liczbę najbardziej
wartościowych żołnierzy.
Kolejnym mankamentem armii niemieckiej było jej
uzbrojenie. Niemiecki piechur uzbrojony był bardzo po­
dobnie, jak jego ojciec w 1914 r.83. Dlatego za mit nale­
ży uznać często powtarzaną opinię o świetnie uzbrojonej
i wyposażonej armii niemieckiej w 1940 r. Nawet formacje

83 Wyposażenie i umundurowanie niemieckiego żołnierza zostało


bardzo dobrze przedstawione w pracy: G.L. R o 11 m a n, German combat
equipments 1939-1945. Oxford 2001, s. 7-29.
pancerne i zmotoryzowane dysponowały bronią co najwy­
żej średniej klasy. Czołgi w dywizjach pancernych były
w dużej części przestarzałe, o niskich parametrach taktycz-
no-technicznych, ale ich słabość rekompensowano dosko­
nałym wyszkoleniem i skuteczniejszą taktyką. Jednakże
największą bolączkę niemieckiej armii, i to przez cały okres
trwania II wojny światowej, stanowił chroniczny niedobór
pojazdów mechanicznych. M.in. tym należy tłumaczyć
fakt, że armia niemiecka posiadała 10 dywizji pancernych,
a tylko 6 zmotoryzowanych, z czego tylko 4 należące do
Wehrmachtu. Jeśli dodamy do tego mniejsze oddziały zmo­
toryzowane, otrzymamy ekwiwalent 7 dywizji zmotoryzo­
wanych. Było to bardzo niewiele. Zdecydowana większość
niemieckich dywizji piechoty wciąż poruszała się pieszo,
a ich artyleria posiadała częściowo zaprzęg konny. Pomimo
tych wad Wehrmacht w połowie 1940 r. stanowił znacznie
sprawniejsze narzędzie walki niż armie sojusznicze, jednak
przewaga ta nie była tak zdecydowana, jak to się często
uważa.
Sukcesy odnoszone przez wojska lądowe nie byłyby
możliwe, gdyby nie wsparcie ze strony Luftwaffe. Jak
ważnym czynnikiem było uzyskanie panowania w powie­
trzu, pokazała kampania w Polsce, a potwierdziły walki
w Norwegii. Niemieckie lotnictwo wojskowe dowodzone
było przez Oberkommando der Luftwaffe (OKL), na czele
którego stał marszałek Herman Goring. W maju 1940 r.
podlegało mu 5 flot powietrznych (Luftflotte), lotnictwo
morskie (Kriegsmarine nie posiadała własnego lotnictwa
operacyjnego) oraz kilka mniejszych oddziałów.
Flota powietrzna stanowiła odpowiednik związku ope­
racyjnego w wojskach lądowych. Mogła składać się z kilku
korpusów powietrznych (Fliegerkorps), brygad (Fliegefiih-
rer) lub pułków lotniczych (Geschwader). Czasami w ich
składzie znaleźć się mógł także korpus przeciwlotniczy
(Flakkorps), złożony z oddziałów artylerii przeciwlotni­
czej. Skład zarówno flot, jak i korpusów powietrznych był
bardzo różny i zależał od zadania, jakie miał dany związek
prowadzić, przeciwnika, obszaru itp. Ponadto Luftwaffe
dysponowała jedną dywizją lotniczą (7.), zaś jedna z dy­
wizji armii lądowej (22. DP) przystosowana była do prze­
noszenia jej drogą powietrzną84.
Podstawowym oddziałem organizacyjno-bojowym był
pułk lotniczy (Geschwader). W zależności od używanego
sprzętu i przeznaczenia wyróżniano jednostki myśliwskie
(Jagdgeschwader), szturmowe (Zerstróergeschwader), bom­
bowe (Kampfgeschwader) oraz bombowców nurkujących
(Stukageschwader). Pułk składał się zazwyczaj z 2-3 dywi­
zjonów (Gruppe), te zaś z kolei z 3 eskadr (Staffel). Eskadra
liczyła teoretycznie 9 samolotów, choć w praktyce z powo­
du strat czy awarii liczba ta była mniejsza. Dywizjon liczył
ok. 30-35 samolotów (wraz z samolotami dowództw i za­
pasowymi). Pułk, w zależności od liczby dywizjonów, mógł
mieć od 70 do 150 maszyn. Tak duża rozpiętość w liczbie
samolotów wynikała także z faktu, iż często poszczególne
dywizjony jednego pułku przekazywano innemu; stąd spora
płynność organizacyjna, a co za tym idzie — zmienna liczba
maszyn.
Niemieckie jednostki myśliwskie wykorzystywały sa­
moloty typu Messerschmitt BF 109. W połowie 1940 r.
najpowszechniej występowała w jednostkach wersja „E”,
zwana potocznie „Emilem”. Dysponowała ona maksymalną
prędkością 550 km/h, zaś uzbrojenie składało się z 4 kara­
binów maszynowych kal. 7,92 mm lub dwóch karabinów
i dwóch działek kal. 20 mm. Myśliwiec ten był w tym cza­
sie bodajże najlepszym samolotem tej klasy na święcie i je­
dynie brytyjski Supermaine Spitfire mógł się z nim równać.
Pułki szturmowe wykorzystywały dwusilnikowe samoloty

84 R.F. S t e d m a n , Luftwaffe air & ground crew 1939-1945, Oxford


2004, s. 5-6.
typu Messerschmit BF 110 C/D. Był on bardzo silnie uzbro­
jony, gdyż posiadał 2 działka kal. 20 mm oraz do 5 karabi­
nów maszynowych. Miał także stosunkowo dużą prędkość,
wynoszącą ok. 525 km/h. Silne uzbrojenie oraz duża kon­
strukcja powodowała, że był on znacznie mniej zwrotny
niż myśliwce jednomiejscowe i w starciach z nimi ponosił
zazwyczaj duże straty. BF 110 okazał się bardzo skuteczny
jako samolot szturmowy, m.in. podczas ataków na lotniska
oraz kolumny marszowe oddziałów lądowych.
Pułki bombowe używały kilku typów samolotów. Naj­
częściej występowały modele Heinkel He-111, Junkers
Ju-88 oraz Dornier Do-17. Dwa pierwsze były średnimi
bombowcami, mogącymi zabrać ok. 2- 2,5 ton bomb. Ich
prędkość wynosiła 400- 450 km/h, zaś uzbrojenie obronne
obejmowało 3- 5 karabinów maszynowych, ewentualnie
działko kal. 20 mm. Natomiast Do-17 był lekkim bombow­
cem, mogącym zabrać tonę bomb. Prędkość nie przekracza­
ła 400 km/h, zaś uzbrojenie obronne obejmowało jedynie
2>-A karabiny maszynowe.
Niemieckie samoloty bombowe to stosunkowo nowo­
czesne konstrukcje, tym niemniej były to maszyny lekkie
lub średnie, wrażliwe na ogień przeciwnika i dysponujące
słabym uzbrojeniem ochronnym. W starciu z nowoczesny­
mi myśliwcami ponosiły znaczne straty i dlatego mogły
skutecznie działać tylko wtedy, gdy Luftwaffe wywalczy­
ła panowanie w powietrzu. Samoloty bombowe używane
przez niemieckie lotnictwo nadawały się do działań tak­
tycznych, polegających na zwalczaniu nieprzyjacielskich
oddziałów, bombardowaniu węzłów drogowych, mostów,
przepraw itp., natomiast gorzej było z prowadzeniem sa­
modzielnych działań o skali operacyjnej, nie mówiąc już
o nalotach strategicznych, co potwierdziła późniejsza Bitwa
o Anglię.
Symbolem niemieckiego lotnictwa pierwszych lat woj­
ny były słynne stukasy (od Sturmkampfflugzeug). Mowa
tutaj o bombowcach nurkujących Junkers Ju-87. Bombar­
dowanie z lotu nurkowego miało tę przewagę nad trady­
cyjnym bombardowaniem horyzontalnym, że przy użyciu
zaledwie kilku bomb możliwe było zniszczenie nawet
niewielkiego celu. Właśnie precyzja stanowiła najwięk­
szą zaletę bombowców nurkujących, pozwalającą pełnić
im rolę powietrznej artylerii. Bardzo dużą skuteczność
samolotu Ju-87 przesłaniał fakt, iż w 1940 r. był on już
przestarzały. Miał niewielką prędkość, nieprzekraczającą
380 km/h, uzbrojenie złożone z 3 karabinów maszyno­
wych, a udźwig wynosił jedynie 700 kg. Ponadto posia­
dał bardzo wrażliwą na ostrzał konstinkcję. Na szczęście
dla Niemców, w maju 1940 r. alianckie lotnictwo nie było
w stanie przeciwstawić się dominacji Luftwaffe w powie­
trzu, więc mankamenty te nie przyniosły negatywnych
skutków85.
Jednostki transportowe (Kampf-Gruppe zur besonderer
Verwendung) używały trzysilnikowych samolotów Junkers
Ju-52/3m, zwanych w żargonie lotniczym „ciotkami Ju”
(Tante Ju). Samolot ten został początkowo zaprojektowany
do celów cywilnych i wykorzystywany był z powodzeniem
m.in. przez Lufthanzę. Nie był to idealny samolot transpor­
towy służący do celów wojskowych — miał bardzo nie­
wielką prędkość, wynoszącą ok. 260 km/h; równie skrom­
nie prezentowało się uzbrojenie obronne, na które składały
się 2-3 karabiny maszynowe. Był to samolot przestarzały
i niezwykle wrażliwy na ogień nieprzyjaciela. Tylko w sy­
tuacji całkowitego panowania w powietrzu było możliwe
ich użycie bez ryzyka znacznych strat. Brak odpowiednie­
go samolotu tej klasy stanowił jedną z bolączek Luftwaffe
w całym okresie II wojny światowej80.

85 M. S p i c k, Asy lotnictwa bombowego Luftwaffe, Warszawa


2006, s. 19-22.
86 H. F a b e r , Luftwaffe. A history, New York 1977 . s. 144-145.
W lotnictwie morskim wykorzystywano kilka typów
samolotów, w tym m.in. łodzie latające Domier Do-18
oraz wodosamoloty Heinkel He-115. Ponadto w eskadrach
działających nad akwenami morskimi używano samolo­
tów bombowych He-111 oraz Do-17. Lotnictwo morskie
wykorzystywane było m.in. do rozpoznania żeglugi nie­
przyjaciela, natomiast w mniejszym stopniu do zwalczania
jego okrętów.
W maju 1940 r. niemieckie lotnictwo wojskowe podzie­
lone było na 5 flot powietrznych oraz dowództwo lotnic­
twa morskiego (Seeluftsteitkrafte). Spośród nich 4. Flota,
dowodzona przez gen. A. Lóhra, znajdowała się na terenie
Austrii, i nie posiadała w swym składzie żadnych silniej­
szych jednostek lotniczych. Dowództwo 1. Floty, na czele
której stał gen. W. Wimmer, mieściło się w Berlinie i posia­
dało jedynie skromne siły przeznaczone do obrony stolicy.
Wśród nich wymienić warto jedynie Jagdgeschwader 3,
dysponujący w tym czasie jedynie drugim dywizjonem,
liczącym 50 samolotów BF 109 E.
5. Flota gen. J. Stumpffa operowała w Norwegii. Skła­
dała się z X Korpusu powietrznego oraz dwóch brygad:
Stavanger oraz Trondheim. W jej składzie znalazło się
szereg formacji lotniczych, w tym m.in. 77. Pułk Myśliw­
ski, 76. Pułk Szturmowy, 26. Pułk Bombowy oraz kilka
mniejszych pododdziałów, w tym transportowych, nocnych
myśliwców, rozpoznawczych, pogodowych itd. 5. Flota
Powietrzna wspierała działania wojsk niemieckich walczą­
cych w Norwegii87.
Główne siły lotnicze skupiono na zachodniej granicy
Rzeszy. Miały one za zadanie wspierać ofensywę wojsk
niemieckich skierowaną przeciwko państwom Beneluk­
su oraz wojskom francusko-brytyjskim. GA „A” wspierać

87 Ch. B i s h o p . Eskadry Luftwaffe 1939-1945. Warszawa 2008,


s.21.
miała 3. Flota gen. Hugo Sperrle’a, zaś GA „B” — 2. Flota
gen. Alberta Kesselringa.
2. Flota składała się z IV i VIII Korpusu Lotniczego,
II Korpusu Specjalnego (transportowego), 2. Dowództwa
Myśliwskiego (Jagdfliegerfiihrer 2), Korpusu Powietrzno-
desantowego oraz II Korpusu Przeciwlotniczego. Ponadto
bezpośrednio gen. Kesselringowi podporządkowany był
m.in. 2. Pułk Myśliwski (JG 2). Natomiast 3. Flota składała
się z I., II oraz V Korpusu Powietrznego, 3. Dowództwa
Myśliwskiego oraz I Korpusu Przeciwlotniczego. W sumie
obie floty liczyły ok. 1250 samolotów myśliwskich, 1500
bombowych oraz 50 szturmowych. Ponadto Luftwaffe dys­
ponowała ok. 500 maszynami transportowymi oraz kilkuset
samolotami rozpoznawczymi i łącznikowymi88.
W ramach flot powietrznych skupiono większość puł­
ków lotniczych, jakimi dysponowało niemieckie dowódz­
two. Tylko niewielkie siły operowały w Norwegii, a jeden
pułk osłaniał Berlin. Niemcy nie rozpraszali swoich sił,
zwłaszcza myśliwskich, pomiędzy poszczególne armie lą­
dowe, jak robili to Francuzi — zamiast tego używali jak
największych sił na wybranych kierunkach i zadaniach,
uzyskując w ten sposób lokalną przewagę. Dzięki temu byli
w stanie zadawać znaczne straty sprzymierzonym, szybko
uzyskując przewagę w powietrzu.
W składzie Luftwaffe znajdowała się 7. Dywizja Lot­
nicza (Spadochronowa), dowodzona przez gen. Kurta Stu­
denta. Składała się ona z dwóch regimentów strzelców spa­
dochronowych (1. i 2. Fallschirmjagerregiment), batalionu
artylerii, kompanii przeciwlotniczej, łączności oraz służb.
Dywizja transportowana była przez dwa pułki transporto­
we, wyposażone w samoloty Ju-52/3m89.

88 D. I r v i n g , Wzlot i upadek Luftwaffe, Pruszków 2001, s. 133..


89 S.W. M i t c h a m jr, Niemieckie siły zbrojne 1939-1945, t . 2 ,
s. 283-284.
Ponadto w składzie Korpusu Powietrznodesantowe-
go znajdowała się oddelegowana z armii lądowej 22. DP,
przeszkolona do transportu powietrznego90. Jej trzon two­
rzyły trzy regimenty piechoty o numerach 16., 47. oraz
65., wsparte przez 22. Regiment Artylerii. Był on złożony
z czterech batalionów (jeden ciężkich dział) po trzy cztero-
działowe baterie. Ponadto w składzie dywizji znajdowały
się bataliony: przeciwpancerny, rozpoznawczy, łączności,
saperów oraz zapasowy91.
Niemieckie lotnictwo wojskowe posiadało najlepiej
wyszkolonych pilotów na świecie. Doświadczenia z walk
w wojnie domowej w Hiszpanii oraz w kampanii polskiej
pozwoliły im zdobyć doświadczenie bojowe, którego nie
mogły zastąpić żadne szkolenia. Niemieccy lotnicy cha­
rakteryzowali się agresywnością i odwagą, dążyli do star­
cia z przeciwnikiem, gdyż byli pewni swych umiejętności
i wyższości. Te cechy w równej mierze co zalety ich ma­
szyn decydowały o skuteczności Luftwaffe w pierwszym
okresie II wojny światowej.

90 Różnica pomiędzy niemieckimi spadochroniarzami (Fallschirm-


truppen) a piechotą powietrznodesantową (Luftlandetruppen) polegała
na tym, że ci pierwsi byli szkoleni do prowadzenia działań niejako
bezpośrednio z powietrza, skacząc na spadochronach nad obszar walk
z samolotów. Z tego względu pozbawieni byli praktycznie broni ciężkiej.
Z kolei piechota powietrznodesantowa była transportowana na szybowcach
oraz samolotach transportowych i wchodziła do walki po wylądowaniu
na lotniskach już opanowanych przez spadochroniarzy. W zasadzie była
to więc „zwykła” piechota, walcząca przy pomocy podobnego uzbrojenia i
stosująca zbliżoną taktykę do swych kolegów z dywizji liniowych.
Zob. B. Q u a r r i e , Fallschirmjager. German paratrooper 1935-
1945, Oxford 2001, s. 3-4.
91 B. Q u a r r i e, German airborne divisions 1940-1941. Blitzkriegs,

Oxford 2004, s. 23-26.


PLANY

ALIANCKIE PLANY OPERACYJNE

Po zakończeniu „ofensywy” w kierunku Saary wojska


francuskie przeszły do obrony. Zgodnie z planami naczel­
nego dowódcy gen. Gamelina, należało czekać na przybycie
wojsk brytyjskich i przygotować się do odparcia ewentual­
nego ataku sił niemieckich. Nie planowano podejmowania
własnych działań zaczepnych w 1940 r. Okres ten zamie­
rzano wykorzystać na podniesienie wartości bojowej od­
działów francuskich, ich dozbrojenie i doszkolenie. Dopiero
po uzyskaniu zdecydowanej przewagi nad Wehrmachtem
miały być rozpoczęte operacje ofensywne.
Brak działań zaczepnych na granicy francusko-nie-
mieckiej nie oznaczał, że sprzymierzeni całkowicie zrezy­
gnowali z prowadzenia wojny. Zamierzali interweniować
na teatrach pobocznych, gdyby to miało doprowadzić do
osłabienia przeciwnika. Stanowiło to realizację tak popu­
larnej zwłaszcza na Wyspach Brytyjskich strategii działań
pośrednich. W ogólnych zarysach głosiła ona, że nie należy
angażować się w decydujące starcia, ale poprzez tworzenie
szeregu pobocznych frontów wiązać jak największe siły
przeciwnika i zadawać mu straty, osłabiając tym samym
jego ogólny potencjał. Strategia ta miała tę zaletę, że na­
wet porażka na jednym lub kilku teatrach wojennych nie
pociągała za sobą automatycznie przegranej w całej wojnie.
Z drugiej strony, uniemożliwiała także osiągnięcie szybkie­
go zwycięstwa. Pokłosie tej strategii stanowiły m.in. plany
interwencji w wojnie zimowej oraz opanowania północnej
Skandynawii.
Przyjęcie takiej a nie innej strategii wynikało z prze­
świadczenia aliantów o tym, iż blokada morska III Rzeszy
znacznie ograniczyła wydajność niemieckiego przemysłu.
Nie wzięto przy tym jednak pod uwagę faktu, że umowa
handlowa, podpisana ze Związkiem Radzieckim, pozwalała
na korzystanie z praktycznie niewyczerpanych zasobów
tego państwa. W praktyce więc w ciągu kolejnych miesięcy
nie tylko nie zyskiwano przewagi nad przeciwnikiem, ale
wręcz zwiększał się dystans pomiędzy potencjałem wojsk
brytyjsko-francuskich a siłami niemieckimi. Jednakże naj­
poważniejszy skutek przyjęcia postawy obronnej stanowi­
ło oddanie inicjatywy strategicznej wojskom niemieckim.
W rezultacie to przeciwnik decydował o terminie oraz miej­
scu starcia. Strona francusko-brytyjska sama stawiała się
w sytuacji, w której mogła jedynie reagować na poczynania
niemieckie, sama pozostając bierną.
Po tym, jak Brytyjski Korpus Ekspedycyjny dowodzony
przez gen. lorda Johna Gorta znalazł się we Francji, nale­
żało opracować wspólną koncepcję działań na wypadek
niemieckiego ataku. Nie było to zadanie proste, gdyż po­
między oficerami francuskimi i brytyjskimi panowała nieuf­
ność oraz niechęć. Brytyjczycy uznali, że to Francuzi, jako
dysponujący znacznie większymi siłami (a poza tym to na
ich terytorium toczyć się miały walki), powinni sprawować
naczelne dowództwo. Trudno się temu dziwić, jednakże
takiej postawie towarzyszył całkowity brak zainteresowa­
nia planami strategicznymi francuskiego dowództwa. Co
więcej, brytyjski dowódca nie przejawiał inicjatywy w za­
pewnieniu odpowiedniego systemu łączności i współpra­
cy pomiędzy oboma wojskami, i to zarówno jeżeli chodzi
o przepływ informacji pomiędzy nim a gen. Gamelinem,
jak i współpracę z sąsiednimi armiami francuskimi. Z kolei
francuski korpus oficerski często widział w poczynaniach
swoich sprzymierzeńców brak chęci do walki. Obawiano
się, że w razie pojawienia się trudności oddziały BEF ewa­
kuują się na Wyspy Brytyjskie. Był to swoisty paradoks,
gdyż to przecież Francuzi, jak tylko mogli, unikali walki.
Zapewne oceniali swoich sprzymierzeńców na podstawie
własnej postawy. Do tego wszystkiego dochodziły spory
kompetencyjne w samej armii francuskiej.
BEF wchodził w skład I GA gen. Bilottle’a i gen. Gort
powinien jemu bezpośrednio podlegać. Jednak gen. Ga-
melin często ignorował swoich podwładnych i ponad ich
głowami wydawał polecenia dowództwu wojsk brytyjskich.
Wywoływało to wściekłość dowódcy Frontu Północno-
-Wschodniego, gen. Georgesa. Konflikt ten był już tak na­
pięty, że musiał być rozwiązany przez szefa brytyjskiego
Sztabu Imperialnego gen. Edmonda Ironside’a, który musiał
przekonywać gen. Gamelina, żeby jednak zachował hierar­
chię dowodzenia. Trudno było w takich warunkach myśleć
o skutecznej współpracy na przyszłym polu bitwy.
Fakt, iż wojska brytyjsko-francuskie nie planowały
działań ofensywnych na 1940 r., nie oznaczał, że wojska
niemieckie nie mogły same przejść do ofensywy. W tym
celu dowództwo francuskie przygotowało odpowiedni
plan operacyjny. Miał on zapewnić ochronę terytorium
Republiki, a także doprowadzić do zadania maksymalnych
strat przeciwnikowi. Sama granica francusko-niemiecka
było bardzo dobrze chroniona. Wzdłuż niej rozciągały się
umocnienia Linii Maginota, obsadzone przez dobrze wy­
szkolone i uzbrojone oddziały forteczne. W dodatku połu­
dniowy odcinek granicy, od Szwajcarii do zagięcia granicy
powyżej Strasburga, biegł wzdłuż Renu, który dodatkowo
stanowił bardzo trudną przeszkodę. Nad granicą z Niem­
cami Francuzi rozmieścili 4 armie. Odcinek od Szwajcarii
do Strasburga zabezpieczała 8. Armia gen. M. Gerchera,
wchodząca w skład III GA gen. A. Bessona. Wojska tej
GA miały także zabezpieczyć obszar francuski na wypadek
naruszenia przez Niemcy neutralności Szwajcarii, jednakże
ewentualność taką uznawano za bardzo mało prawdopo­
dobną. Ukształtowanie terenu wyjątkowo nie sprzyjało pro­
wadzeniu działań zaczepnych, zaś nawet gdyby się udało
wojskom niemieckim wtargnąć z tego kierunku na teryto­
rium francuskie, to ze strategicznego punktu widzenia nie
dawało im to praktycznie żadnych korzyści.
Pozostały odcinek granicy francusko-niemieckiej ob­
sadzały wojska II GA gen. Pretelata. Składały się one z 3.,
4. i 5. Armii, które zajmowały obszar od Strasburga do gra­
nicy z Luksemburgiem. W sumie odcinek granicy z III Rze­
szą obsadzało ok. 45 dywizji, wspartych przez ok. 800
czołgów. Do tej liczby dodać należy bardzo rozbudowane
oddziały forteczne. Były to bardzo duże siły, które korzy­
stając ze sprzyjającego ukształtowania terenu i fortyfikacji,
miały wszelkie przesłanki, by zatrzymać przeciwnika ata­
kującego na tym kierunku i zadać mu znaczne straty.
Posiadając zabezpieczony najważniejszy odcinek grani­
cy, francuskie dowództwo postanowiło ochronić się przed
powtórzeniem sytuacji z 1914 r., kiedy to wojska niemiec­
kie ominęły umocnienia nadgraniczne, naruszając neutral­
ność Belgii. Ponieważ Linia Maginota była bardzo trudna
do sforsowania, ryzyko powtórzenia tego manewru przez
stronę niemiecką wydawało się bardzo realne. Potwierdzały
to także dane wywiadu, które alarmowały o przygotowa­
niach niemieckich na granicy z Belgią i Holandią. Prze­
świadczenie, że dojdzie do naruszenia neutralności Belgii,
potwierdzały materiały zdobyte podczas tzw. „incydentu
w Mechelen”. Doszło do niego 10 stycznia 1940 r., kiedy
to niemiecki samolot Messerschmitt BF 108, pilotowany
przez majora Hansa Hónmansa, zgubił we mgle kierunek
i przymusowo lądował nieopodal miejscowości Mechelen.
Wiózł on majora Helmuta Reinbergera, który miał przy
sobie plany niemieckiego ataku, planowanego na 17 stycz­
nia. W tej sytuacji OKW musiało odwołać całą operację,
zaś alianci uzyskali niemal pewność, że obszar Beneluksu
stanie się celem ofensywy1.
Aby więc zneutralizować siły niemieckie, atakujące
przez obszar Belgii, na granicy z tym państwem zgrupo­
wano bardzo potężne siły, złożone z najlepszych alianc­
kich oddziałów. Na wysokości Sedanu rozmieszona zo­
stała 2. Armia gen. Ch. Huntzingera, złożona z 6 dywizji
piechoty oraz dwóch dywizji i jednej brygady kawalerii.
Powyżej niej znajdowała się 9. Armia gen. A. Corapa, któ­
ry dysponował 8 dywizjami piechoty (w tym jedną zmo­
toryzowaną i jedną forteczną) oraz dwiema dywizjami
i jedną brygadą kawalerii. Dalej na północ, na wysokości
Valenncienes i Beaumont, stacjonowały oddziały 1. Armii
gen. G. Blancharda, które składały się z 8 dywizji piechoty
(3 zmotoryzowane i jedna forteczną), 2 lekkich dywizji
zmechanizowanych oraz jednej kirasjerów. Był to najsil­
niejszy związek operacyjny aliantów. Jego sąsiadem był
Brytyjski Korpus Ekspedycyjny gen. Gorta, złożony z 9 dy­
wizji piechoty (wszystkie zmotoryzowane). Rozmieszo­
ne one zostały mniej więcej na wysokości Lille. Odcinek
nadmorski zajmowała 7. Armia gen. H. Girouda, licząca
5 dywizji piechoty (2 zmotoryzowane) oraz jedną lekką
zmechanizowaną.
Wojska znajdujące się nad granicą z Belgią liczyły więc
w sumie ok. 45 dywizji, wspartych przez blisko tysiąc czoł­
gów. Wchodziły one w skład I GA dowodzonej przez gen.
G. Bilottea, zaś wszystkie siły francusko-brytyjskie znajdu­
jące się naprzeciwko wojsk niemieckich (trzy grupy armii)
wchodziły w skład Frontu Północno-Wschodniego, którego

1 A . M c K e e , Wyścig do Renu 1940, 1944, 1945, Warszawa 2001, s. 16.


dowódcą był gen. A. Georges. Ponadto w odwodzie Naczel­
nego Dowództwa znajdowało się ok. 15 dywizji, z czego
dwie kirasjerów (pancerne)2.
Rozmieszczenie sił francusko-brytyjskich pozwalało na
zatrzymanie niemieckiego natarcia — zarówno w wypad­
ku, gdyby skierowane było bezpośrednio na Linię Magino­
ta, jak i poprzez obszar Belgii. Największą zaletę takiego
ugrupowania stanowiło przygotowanie pozycji obronnych
przez poszczególne oddziały, które mogły spokojnie ocze­
kiwać nieprzyjaciela; posiadało jednak również wady,
przede wszystkim dla Brytyjczyków. Rząd w Londynie
obawiał się, że Niemcy mogą zaatakować kraje Beneluk­
su i opanować wybrzeże Flandrii. Z tego obszaru mogły
być przeprowadzane naloty na obszar Wysp Brytyjskich,
zaś Kriegsmarine mogła korzystać z baz morskich znajdu­
jących się w bezpośredniej bliskości portów angielskich.
Dlatego podejmowano starania w celu zabezpieczenia przez
siły alianckie tego obszaru przed opanowaniem go przez
oddziały niemieckie. Również Francuzi chętnie widzieli­
by własne siły na terytorium Belgii. Pamiętali zniszcze­
nia, jakie przyniosły francuskim obszarom działania z lat
1914-1918 i chcieli uniknąć podobnych strat w przyszłości.
Także z czysto wojskowego punktu widzenia brak pomocy
dla armii belgijskiej był nierozsądny, gdyż skazywał ją na
zniszczenie, co oznaczało utratę ponad 20 dywizji, które
mogły wzmocnić siły alianckie. Dopuszczenie do takiej
sytuacji stanowiłoby kardynalny błąd strategiczny. Dlatego
zarówno gen. Gamelin, jak i rząd francuski nie zgłaszali
sprzeciwu przed interwencją na obszarze Flandrii.
Najłatwiejszym i najskuteczniejszym rozwiązaniem by­
łoby wprowadzenie jednostek alianckich na obszar Belgii
przed niemieckim atakiem i zajęcie wcześniej najdogod­
niejszych pozycji obronnych; jednakże aby to umożliwić,

2 I. S u m n er, F. Va u v i 11 i e r, M. C h a p p e 1, op. cit., s. 7-9.


konieczna była zgoda rządu belgijskiego. Politycy w Bruk­
seli nie chcieli prowokować ataku niemieckiego, do którego
mogłoby dojść, gdyby wojska francuskie i brytyjskie znala­
zły się na obszarze ich kraju. Trzeba podkreślić, że obawy
te nie były bezpodstawne — dlatego oznajmili, że zgodzą
się na wkroczenie wojsk sprzymierzonych dopiero po ataku
niemieckim na ich kraj. Pomiędzy alianckim Naczelnym
Dowództwem a Sztabem Generalnym armii belgijskiej
dokonano tajnych ustaleń, według których natychmiast
po naruszeniu granicy belgijskiej przez wojska niemieckie
Belgowie wystosują prośbę o pomoc do Paryża i Londynu.
Oznaczać to miało automatycznie zgodę na wkroczenie
sił alianckich na obszar Belgii; natomiast wcześniej żaden
żołnierz aliancki nie miał prawa przekroczyć granicy. Aby
tego dopilnować. Belgowie przygotowali na granicy z Fran­
cją szereg zapór oraz zasieków, a także skierowali część
wojsk do ich pilnowania. Miało to pokazać, że kraj ten
faktycznie przestrzega neutralności. Ponadto w Brukseli
bardzo poważnie obawiano się interwencji sprzymierzo­
nych bez uzyskania zgody rządu belgijskiego. Biorąc pod
uwagę alianckie plany opanowania północnej Norwegii
i Szwecji bez zgody tych państw, obawy te wydawały się
uzasadnione3.
Twarde stanowisko rządu belgijskiego komplikowało
sytuację sprzymierzonych. Ich wojska oczekiwały nad
granicą do momentu niemieckiej ofensywy, następnie zaś
musiały jak najszybciej zająć przewidziane dla nich pozycje
obronne w Belgii. Nawet gdyby im się udało wygrać wyścig
z jednostkami niemieckimi, nie było możliwości przygo­
towania odpowiednio silnych umocnień polowych. Z tego
względu przewidywano, że przyszłe starcie będzie miało
charakter boju spotkaniowego. Dla oddziałów francuskich,
przygotowanych do wojny bardziej metodycznej i plano­

3 Ch. M e s s e n g e r , op. cit., s. 156-158.


wej, było to najgorsze z możliwych rozwiązań. Ponadto
zajęcie przewidywanych pozycji uzależnione było w dużej
mierze od wytrwałości dywizji belgijskich, które musiały
powstrzymać przeciwnika przez kilka dni, dając czas na
odpowiednie obsadzenie alianckich stanowisk obronnych.
Dopiero wówczas mogłyby się wycofać, by główny wysiłek
wzięły na siebie wojska francuskie i brytyjskie.
Poszczególne związki operacyjne I GA miały w mo­
mencie niemieckiej agresji na Belgię wkroczyć na obszar
tego państwa i utworzyć nową linię obrony. Realizacja
tej koncepcji została szczegółowo opracowana w ramach
tzw. „Planu Dyle”. Zgodnie z nim, wojska alianckie miały
zająć pozycje wzdłuż Mozy, od Sedanu przez Dinant do
Namur. W tym miejscu rzeka skręcała na wschód, wobec
czego odcinek od Namur przez Gembloux do Wawre nie
był chroniony żadną poważniejszą przeszkodą wodną. Od
Wawre pozycje alianckie miały przebiegać wzdłuż rzeki
Dyle, aż do Antwerpii na wybrzeżu. Właśnie od tej rzeki
wziął nazwę plan aliancki. Belgowie od września 1939 r.
rozbudowywali fortyfikacje wzdłuż rzeki, mające chronić
Brukselę od wschodu. Obsadzenie tej linii przez wojska
alianckie miało zapewnić im silne oparcie w przygotowa­
nych wcześniej fortyfikacjach.
Powyższe założenia stały się podstawą do opracowania
wytycznych dla poszczególnych armii alianckich. Teore­
tycznie najłatwiejsze zadanie otrzymały wojska 2. Armii.
Miały one stanowić swoisty „zawias”, łączący wojska fran­
cuskie, rozmieszczone na granicy z Niemcami, z tymi, które
miały wkroczyć do Belgii. Ich zadaniem było utrzymanie
frontu na linii Mozy w okolicach Sedanu. Nie spodziewa­
no się w tym miejscu poważniejszych działań ze strony
niemieckiej. Południowa Belgia (Ardeny) stanowiła rejon
silnie zalesiony i urozmaicony, co utrudniało koncentrację
znaczniejszych sił. Co prawda sieć drogowa była stosun­
kowo dobrze rozwinięta, ale były to w większości wąskie
drogi, biegnące w terenie pagórkowatym lub górzystym,
łatwe do zablokowania i obrony. Z tego względu 2. Armia
posiadała w swym składzie tylko dywizje piechoty oraz
kawalerii, wsparte 3 batalionami czołgów FCM-36 oraz
R-35. Jednakże Francuzi nie wzięli pod uwagę, że Belgowie
nie przewidywali obrony południowego skrawka swojego
państwa i ich linie obronne przebiegały bardziej na północ,
wzdłuż Mozy, zaś obszar Ardenów był jedynie dozorowany
przez symboliczne siły.
Odcinek Mozy od Sedanu do Namur powinna obsadzić
9. Armia. Miała ona do wykonania bardzo ważne zadanie,
polegające na uniemożliwieniu oddziałom niemieckim
sforsowanie rzeki, jednak posiadała stosunkowo niewielkie
siły, biorąc pod uwagę zadania, jakie miała wykonać. Od
Namur do Wawre rozciągała się tzw. luka Gembloux. Był
to obszar, za którego utrzymanie odpowiadała francuska
1. Armia. Na tym odcinku gen. Gamelin spodziewał się
uderzenia głównych niemieckich sił pancernych. Obszar ten
był pozbawiony większych przeszkód wodnych, stosunko­
wo płaski, a więc idealny do działań oddziałów szybkich.
Aby móc skutecznie powstrzymać natarcie niemieckie, gen.
Blanchard otrzymał do dyspozycji Korpus Kawalerii gen.
Prioux. Składał się on z 2. i 3. DLM, które dysponowały
blisko 500 czołgami. Miała to być główna siła uderzeniowa
1. Armii. W jej rezerwie znajdowała się ponadto 1. Dywizja
Kirasjerów oraz dwie brygady czołgów (po dwa bataliony
czołgów R-35 i H-35). Formacje pancerne uzupełniały trzy
dywizje zmotoryzowane. 1. Armia stanowiła więc bardzo
silny związek operacyjny, którego zadaniem było powstrzy­
manie i pobicie niemieckich sił pancernych. W opinii gen.
Gamelina, na wysokości Gembloux miało dojść do wielkiej
bitwy pancernej, w której lepiej opancerzone czołgi francu­
skie miały zniszczyć niemieckie formacje pancerne.
Na północ od 1. Armii rozmieszczone miały zostać
dywizje brytyjskie, zajmujące pozycje wzdłuż rzeki Dyle,
i osłaniać Brukselę. Od granicy francusko-belgijskiej nale­
żało pokonać znaczną odległość do nowych pozycji; dlatego
zdecydowano się zadanie to powierzyć właśnie oddziałom
BEF. Jako związek operacyjny całkowicie zmotoryzowany
tylko on mógł w krótkim czasie przebyć ten dystans i wy­
przedzić oddziały niemieckie. Lewe skrzydło BEF ubez­
pieczać miała francuska 7. Armia. Jej zadanie polegało na
marszu wzdłuż wybrzeża do Antwerpii i obsadzenie obsza­
ru nadmorskiego. Ponieważ czekał ją największy wysiłek
marszowy, w jej składzie znalazły się dwie zmotoryzowane
dywizje piechoty oraz 1. DLM.
Na zapleczu wkraczających do Belgii wojsk I GA roz­
mieszczone zostały odwody Naczelnego Dowództwa. Skła­
dały się one z ok. 15. dywizji, wśród których największe
znaczenie odgrywała I Grupa Kirasjerów, złożona z 2. i 3.
DLC. Miał to być potężny walec pancerny, przeznaczony
do interwencji na zagrożonych odcinkach. W teorii wszel­
kie oddziały niemieckie, którym udałoby się przebić przez
linie obronne aliantów, miały zostać dosłownie zmiażdżone
tą potężną masą czołgów ciężkich. Wsparcie zapewnić im
miała 3. DP (zmot.).
Powyższy plan miał swoje silne i słabe strony. Do zalet
zaliczyć należy przede wszystkim wsparcie oporu belgij­
skiego, co pozwalało na wzmocnienie sił alianckich przez
wojska tego państwa. Co więcej, obsadzenie pozycji obron­
nych na obszarze Belgii pozwalało na zabezpieczenie wy­
brzeża przed opanowaniem go przez Niemców. Ponadto
linia obrony oparta na rzekach posiadała znacznie większą
wartość niż pozycje znajdujące się bezpośrednio na grani­
cy belgijsko-francuskiej. W końcu odsuwano od samego
terytorium francuskiego miejsce ewentualnego starcia, co
również miało istotne znaczenie.
Jednakże znacznie więcej było wad. Po pierwsze, na­
leżało wygrać wyścig z czasem, a zwłaszcza z oddziałami
niemieckimi, i dotrzeć do przewidywanych stanowisk przed
nimi. Co więcej, nawet gdyby udało się to osiągnąć, zapew­
ne odpowiednie przygotowanie umocnień polowych byłoby
trudne czy wręcz niemożliwe. Oznaczało to w praktyce bój
spotkaniowy pomiędzy wojskami obu stron. Tego typu star­
cia zawsze nosiły znamiona improwizacji i charakteryzowa­
ły się dużą zmiennością sytuacji, co wymagało szybkiego
i elastycznego reagowania, a to w sytuacji konflitków per­
sonalnych i kompetencyjnych po stronie sprzymierzonych
było trudne. W dodatku wiele zależało od trwałości belgij­
skiego oporu w ciągu pierwszych dni niemieckiej ofensy­
wy. Gen. Gamelin był przekonany, że można liczyć na 4-5
dni skutecznego oporu ze strony Belgów. Były to bardzo
optymistyczne założenia, biorąc pod uwagę skuteczność
niemieckich oddziałów, którą pokazały w Polsce. Wreszcie
wojska francusko-brytyjskie, wkraczając do Belgii, odda­
lały się od własnej podstawy operacyjnej, narażając się na
odcięcie i okrążenie w przypadku uderzenia niemieckiego
na swoje tyły.
Jak już wspomniano, rolę „zawiasu” miała pełnić fran­
cuska 2. Armia, zaś południowe skrzydło wojsk wkraczają­
cych do Belgii — zabezpieczać 9. Armia. Biorąc pod uwagę
znaczenie, jakie miało dla sił alianckich utrzymanie przez
nich pozycji, dysponowały one zaskakująco słabymi siłami.
W razie ataku niemieckiego miałyby duże kłopoty z wypeł­
nieniem postawionych przed nimi zadań, jednakże w opinii
gen. Gamelina ryzyko takiego ataku było minimalne. Był
to podstawowy błąd, który w praktyce doprowadził do póź­
niejszej katastrofy4.
Alianci popełnili także kilka innych błędów. Po pierwsze,
sama I GA nie dysponowała większymi rezerwami. Z tego
względu gen. Bilotte nie mógł reagować na pojawiające się
sytuacje krytyczne. Musiał czekać na dyspozycje swego
przełożonego, dowódcy Frontu Północno-Wschodniego,

4 P. K o r z e n i o w s k i , op. cit., s. 85-91.


gen. Georgesa, a ten z kolei na przydzielenie mu oddziałów
z rezerw Naczelnego Dowództwa. Znacznie opóźniało to
szybkość reakcji, pozwalając przeciwnikowi na wyzyskanie
uzyskanego powodzenia. Tym niemniej Francuzi dyspo­
nowali stosunkowo silnymi siłami rezerwowymi. Wśród
nich były wspomniane dwie dywizje kirasjerów, dywizja
zmotoryzowana oraz kilkanaście dywizji piechoty. Spo­
śród tych ostatnich większość stanowiły pełnowartościowe
związki taktyczne, a jedynie kilka (w tym polska 2. DStrz.)
dopiero kończyło proces formowania. Były to więc siły,
które mogły powstrzymać, przynajmniej na pewien czas,
postępy niemieckie. Problem polegał jednak na tyni, że
siły te rozrzucono na ogromnym obszarze na wschód od
Paiyża. I znowu — ich koncentracja i przygotowanie do
użycia w ramach większego zgrupowania wymagało cza­
su. W praktyce więc poszczególne dywizje kierowano do
walki pojedynczo, bez większej koordynacji; nie mogły one
więc spełnić swej roli, gdyż były kolejno rozbijane przez
przeważające siły niemieckie.
Francuzi „marnowali” także wiele dywizji, rozmieszcza­
jąc je na granicy z Niemcami. Sam fakt skierowania ich na
ten odcinek nie był błędem, natomiast było nim rozmiesz­
czenie ich bezpośrednio na granicy, w pobliżu lub bezpo­
średnio w obrębie fortyfikacji. Faktycznie, wzmacniało to
siłę obronną Linii Maginota, ale z drugiej strony sprawiało,
że dywizje te nie mogły być użyte na innych odcinkach.
O wiele lepszym rozwiązaniem byłoby zgrupowanie ich
jako rezerwy na zapleczu fortyfikacji, bowiem w ten sposób
o wiele łatwiej byłoby je wykorzystać na innych kierunkach
lub do wykonania uderzenia z południa na siły niemieckie,
którym udałoby się przebić przez obszar Belgii. Zamiast
tego w momencie powstania krytycznej sytuacji na północy
wiele dywizji po prostu bezczynnie pilnowało granicy nie­
mieckiej. W tym samym czasie Niemcy do obsady granicy
z Francją użyli znacznie mniejszych sił, złożonych w do­
datku w dużej części z jednostek rezerwowych czy dopiero
znajdujących się w stadium organizacji.
Wojska alianckie dysponowały ok. 3100 nowoczesnymi
czołgami. Do tego doliczyć można ok. 1500 przestarzałych
FT-17 oraz ok. tysiąca maszyn zapasowych lub znajdują­
cych się w fabrykach. Było to znacznie więcej, niż mogli
wystawić Niemcy. Niestety, ich przeznaczanie i organizacja
formacji pancernych nie odpowiadały nowoczesnej wojnie.
Tylko niewielka ich część znalazła się na uzbrojeniu dywi­
zji szybkich — większość wchodziła w skład batalionów
czołgów przeznaczonych do wsparcia piechoty. Zostały
one rozdzielone pomiędzy poszczególne armie i korpusy
francuskie na całej linii frontu. Co więcej, nawet tych kilka
dywizji szybkich także nie zostało skupionych w osobnych
związkach operacyjnych, a rozdzielone zostały pomiędzy
poszczególne armie. Spowodowało to, że alianci nie mie­
li narzędzia, mogącego przeciwstawić się skoncentrowa­
nym siłom pancernym Wehrmachtu. Lokalnie odnoszone
sukcesy przez poszczególne formacje alianckie nie mogły
wpłynąć na przebieg bitwy w szerszej skali. Takie podejście
do sprawy może dziwić, zwłaszcza że w Polsce oddziały
niemieckie pokazały, jak prowadzone będą przez nie przy­
szłe operacje. Francuzi otrzymali od polskiego dowództwa
szczegółowe analizy dotyczące taktyki niemieckiej z wrze­
śnia 1939 r. Niestety, traktowali oni wszelkie sugestie i rady
z pogardą, uważając się za nieomylnych. Skutki tej arogan­
cji mieli wkrótce odczuć w całej pełni5.
Plan opracowany przez gen. Gamelina nie spotkał się
z entuzjastycznym przyjęciem. Gen. Georges, dowódca
Frontu Północno-Wschodniego, był przeciwny wkracza­
niu do Belgii. W jego opinii wojska alianckie powinny
jedynie zająć niewielkie obszary nadgraniczne tego pań­
stwa, by poprawić swoje pozycje obronne. Dowódca wojsk

5 Cli. M e s s e n g e r , op. cit., s. 165-167.


brytyjskich, gen. Gort, nie kwestionował samej koncep­
cji wkroczenia do Belgii, gdyż to działanie było zgodne
z interesami imperium; jednak zaczynał mieć wątpliwości,
czy francuski dowódca prawidłowo przewidział niemieckie
zamiary. Nie uznał za stosowne sprzeciwić się koncepcjom
swego formalnego przełożonego, nie chcąc jeszcze bardziej
komplikować relacji biytyjsko-francuskich. Również nowy
premier francuski, Paul Reynaud, wątpił w zdolności głów­
nodowodzącego wojsk francuskich i starał się go zastąpić
kimś bardziej odpowiednim, napotykał jednak na sprzeciw
swojego poprzednika, Eduarda Daladiera, który pomimo
utraty teki premiera wciąż pozostawał ministrem obrony.
Po zdobyciu dokumentów niemieckich podczas incyden­
tu w Mechelen stało się jasne, że obok Belgii także Holan­
dia stanowić będzie obiekt agresji niemieckiej. Ponownie
przed alianckim dowództwem pojawił się problem zwią­
zany z udzieleniem lub nie pomocy temu państwu. Wojska
holenderskie przedstawiały znacznie mniejszą wartość niż
oddziały belgijskie, więc nie stanowiłyby takiego wspar­
cia dla sił alianckich jak Belgowie. Również ze względów
strategicznych wysłanie sił do Holandii było trudne i ry­
zykowne; tym niemniej pozostawienie Holendrów samych
mogło przynieść negatywne następstwa w wymiarze poli­
tycznym. Także rząd brytyjski nalegał, aby udzielić jakie­
gokolwiek, nawet symbolicznego wsparcia dla Holandii, by
w ten sposób włączyć ją do koalicji antyniemieckiej. Dla
Londynu opanowanie wybrzeża holenderskiego stanowiło
takie samo zagrożenie jak w przypadku Belgii. W wyniku
wzajemnych konsultacji pomiędzy Sztabem Imperialnym
a francuskim Naczelnym Dowództwem zdecydowano, że
francuska 7. Armia zajmie stanowiska bardziej na wschód
od Antwerpii i przez Bredę uzyska połączenie z Twierdzą
Holandia — główną redutą obronną armii niderlandzkiej.
Modyfikacja „Planu Dyle” w praktyce zwiększała ryzyko
dla sił sojuszniczych — zwłaszcza dla 7. Armii, która wy­
suwała się najbardziej na wschód ze wszystkich związków
operacyjnych I GA6.
Plan operacyjny przygotowany przez francuskie Naczel­
ne Dowództwo był w praktyce dziełem gen. Gamelina. Sam
w sobie nie był zły — jego realizacja mogła przynieść alian­
tom sporo korzyści. Diabeł jak zwykle tkwił w szczegółach,
które w efekcie doprowadziły do klęski. Nie doceniono sił
niemieckich, przeceniano wartość własnych oddziałów,
zlekceważono niebezpieczeństwa związane z atakiem
niemieckim w innym miejscu, niż się tego spodziewano,
wreszcie fatalnie rozmieszczono odwody strategicznie. Od­
powiedzialność za taki stan rzeczy spada bezpośrednio na
francuskiego głównodowodzącego — gen. Gamelina.

BELGIJSKI PLAN OBRONNY

Król Belgii Leopold III, widząc coraz szybsze zbrojenia


niemieckie, w 1936 r. ogłosił neutralność swojego kraju.
Miało to zapobiec powtórzeniu sytuacji z 1914 r. Kiedy
we wrześniu 1939 r. Niemcy zaatakowały Polskę, w Belgii
ogłoszono mobilizację. W jej wyniku podniesiono stan sił
zbrojnych do ok. miliona żołnierzy w ok. 23 dywizjach oraz
licznych oddziałach fortecznych. Belgowie obawiali się
naruszenia swej neutralności ze strony zarówno Niemiec,
jak i Francji. Dlatego przygotowano umocnienia i zapory
zarówno na jednej, jak i drugiej granicy. Z perspektywy
Brukseli pozwolenie na wkroczenie na swoje terytorium
jakiegokolwiek żołnierza obcej armii mogło być uznane
za akt wrogi przez Niemcy i sprowokować ich interwen­
cję. Z podobnych względów unikano jawnych kontaktów
z dowództwem alianckim, ograniczając się do konsultacji
prowadzonych nieoficjalnie.

6 A. S h e p p e r d , France 1940. Blitzkrieg in the west, Oxford


1990, s. 28-29.
Incydent z Mechelen oraz informacje wywiadu, jak
i przedstawicieli dyplomatycznych w Berlinie pozwalały
jednak z dużą dozą pewności przyjąć, że Niemcy planu­
ją atak na Belgię. W związku z tym należało zrewidować
dotychczasową politykę ścisłej neutralności i rozpocząć
oficjalną współpracę z aliantami w celu przygotowania
wspólnej obrony. Tak się jednak nie stało. Belgowie nie
ufali Francuzom. Bali się, że wkroczenie wojsk francu­
skich na ich terytorium sprowokuje interwencję niemiec­
ką. Obawiano się, że wojska francuskie potraktują obszar
Belgii jako pole bitwy, a w razie niepowodzeń wycofają
się, zostawiając wojska belgijskie na pastwę losu. Więcej
zaufania Belgowie mieli do Brytyjczyków, którym zależało
na utrzymaniu kontroli nad belgijskim wybrzeżem, lecz
armia brytyjska sama nie mogła zapewnić wystarczających
sił; dlatego godzili się na wkroczenie sił sojuszniczych do­
piero po tym, jak niemieccy żołnierze przekroczą granice
ich państwa.
Ze względu na ukształtowanie granic oraz warunki geo­
graficzne Belgowie nie planowali bronić całego obszaru
swego państwa. Pierwsza linia obrony miała biec wzdłuż
Mozy od Maastricht, na północy przez Liege, Huy do Na­
mur. Pozycja ta wzmocniona była przez silne fortyfika­
cje, m.in. fort Eben Emael nieopodal Maastricht czy też
umocnienia twierdzy Liege. Obawiając się obejścia swoich
pozycji obronnych przez obszar Holandii, Belgowie ob­
sadzili także umocnienia rozmieszczone wzdłuż Kanału
Alberta od Maastricht do Antwerpii. W ten sposób zabez­
pieczono centrum kraju przed atakiem niemieckim. Jednak
dla dowództwa belgijskiego było jasne, że samymi tylko
własnymi siłami nie uda się zbyt długo utrzymać nawet
przygotowanych pozycji obronnych. Najskuteczniejszym
rozwiązaniem byłoby wcześniejsze wzmocnienie obrony
belgijskiej przez wojska alianckie i utworzenie jednolitej
pozycji obronnej wzdłuż Mozy przez Dinant, Sedan do
fortyfikacji Linii Maginota. W ten sposób powstałaby cią­
gła i silna pozycja obronna, zdolna do powstrzymania nie­
mieckiego ataku. Jednak wspomniane wyżej obawy rządu
belgijskiego uniemożliwiły realizację tego wariantu.
Zamiast tego doszło do porozumienia z dowództwem
alianckim. W momencie agresji niemieckiej wojska fran-
cusko-brytyjskie miały wkroczyć do Belgii i obsadzić li­
nię Dinant-Namur-Wawre-rzeka Dyle-Antwerpia. W tym
czasie wojska belgijskie miały powstrzymywać na pierw­
szej linii obrony siły niemieckie do czasu zajęcia pozy­
cji przez wojska alianckie, następnie zaś wycofać się i po
przegrupowaniu zająć pozycje nad rzeką Dyle od Louvain
do Antwerpii. Ocena tego planu zaprezentowana została
w poprzednim podrozdziale. Dodać do niej należy stwier­
dzenie, że nawet jego pełna realizacja, tzn. powstrzymanie
wojsk niemieckich na linii rzeki Dyle, oddawała Niemcom
prawie połowę kraju. Co więcej, przez kilka dni wojska
belgijskie musiały same toczyć walki z przeważającymi
siłami niemieckimi, w których musiały ponieść znaczne
straty. Z tego względu uporczywe odmawianie zgody na
wkroczenie wojsk brytyjsko-francuskich należy ocenić jako
pozbawione racjonalnego uzasadnienia7.

HOLENDERSKI PLAN OBRONY

Holendrzy bardzo długo liczyli, że uda im się zachować


neutralność w nadchodzącym konflikcie. Nie posiadali silnej
armii, nie stanowili więc zagrożenia dla Niemiec. Jednakże
dane wywiadu, a zwłaszcza dokumenty zdobyte w Meche­
len, pozwalały przypuszczać, że jednak nie uda się unik­
nąć niemieckiego ataku. Początkowo Holendrzy planowali
obronę jedynie niewielkiego obszaru, którego wschodnią

7 B. B o n d , Britain, France and Belgium 1939-1940, London


1990, s. 25-33.
granicą była Izera, południową zaś trzy rzeki: Moza, Waal
i Ren. Potocznie określano go mianem Twierdzy Holandia.
Obrona tego obszaru miała opierać się na wymienionych
wyżej przeszkodach wodnych, wzmocnionych fortyfika­
cjami. Dodatkowo planowano zalanie obszarów przyfron­
towych w celu stworzenia bariery wodnej o głębokości
kilkudziesięciu centymetrów. Z jednej strony, byłaby ona
zbyt płytka dla łodzi, z drugiej zaś — tworzyła z gruntu ba­
gno, niemożliwe do przebycia dla pojazdów, a nawet ludzi.
Przewidywano, że tak przygotowana obrona pozwala na
utrzymanie się przez okres ok. 3 miesięcy tylko przy uży­
ciu własnych sił. Holendrzy zakładali, że dzięki flocie oraz
posiadłościom kolonialnym będzie możliwe zaopatrywanie
armii. Ponadto liczyli też na to, że Niemcom będzie zależało
jedynie na wykorzystaniu południowej części ich terytorium
w celu obejścia umocnień belgijskich i nie będą starali się za
wszelką cenę opanować całego obszaru Holandii.
Powyższy plan pozwalał na powstrzymanie ataku nie­
mieckiego oraz utrzymanie części terytorium holender­
skiego. Z drugiej strony, osamotniona Holandia nie była
w stanie samodzielnie bronić się przez dłuższy czas. Re­
alizacja powyższego wariantu praktycznie uniemożliwiała
otrzymanie bezpośredniej pomocy ze strony aliantów. Było
to niemożliwe z prostego powodu — mianowicie Twierdza
Holandia nie miała styczności z obszarem Belgii.
Dla aliantów holenderski plan obrony stanowił wręcz
zaproszenie dla wojsk niemieckich. Dlatego wszelkie roz­
mowy na temat pomocy w wypadku ataku niemieckiego
na Holandię uzależnili oni od zmiany jej strategii obron­
nej. Holenderskie dowództwo nie miało wyboru i musiało
zrewidować swe plany. Nowa pozycja obronna miała biec
od zatoki Iissermer przez Bearn do Ochten nad Waal, na­
stępnie na południe wzdłuż bagien Peel do granicy z Belgią.
Pierwszą część pozycji obronnej określano mianem Pozycji
Grebbe (Grebbeline), zaś odcinek wzdłuż Mozy — jako
Pozycję Peel-Raam (Peel-Raamstelling). Na powyższych
pozycjach planowano odeprzeć pierwsze niemieckie ude­
rzenie, zyskując czas na nawiązanie kontaktu z wojskami
alianckimi wkraczającymi do Belgii. Po przybyciu wojsk
francuskich w okolice Bredy zamierzano wycofać się z Po­
zycji Peel-Raam na linię rzek Waal, Mozy i Renu. Z ko­
lei w przypadku Pozycji Grebbe, w razie konieczności,
przewidywano jej opuszczenie i przesunięcia obrony na
tzw. Nową Linię Wodną. Miała to być reduta chroniona
zalewami, mającymi uniemożliwić wojskom niemieckim
prowadzenie większych działań zaczepnych. W ten sposób
zamierzano stworzyć na tyle silną pozycję, by uniemożliwić
jej sforsowanie ograniczonymi siłami. Na tych pozycjach
zamierzano czekać na rozstrzygnięcia na innych odcinkach
frontu, gdyż Holendrzy zdawali sobie sprawę, że o losie
ich państwa zadecyduje wynik konfrontacji Wehrmachtu
z siłami anglo-francuskimi.
Holendrzy zmobilizowali 8 dywizji skupionych w 4 kor­
pusach, szybką dywizję lekką oraz szereg oddziałów po­
mocniczych i fortyfikacyjnych. II i IV Korpus obsadzały
pozycje Grebbe, a III Korpus zajął stanowiska wzdłuż ru­
bieży Peel-Raam, mając na zapleczu dywizję szybką. Po­
zycje III Korpusu wzmacniały oddziały tzw. Dywizji Peel,
mające charakter wojsk fortecznych. I Korpus znajdował
się w rezerwie dowództwa holenderskiego i zlokalizowa­
ny był się na obszarze Twierdzy Holandia. Wąski odcinek
pomiędzy Dolnym Renem a Mozą zabezpieczały trzy sa­
modzielne brygady (A., B. i G).
Holenderski plan obrony oparty był na tradycyjnej dla te­
go państwa strategii, polegającej na wykorzystaniu ukształ­
towania terenu, silnych fortyfikacji oraz uporczywej obrony
w celu wykrwawienia przeciwnika. Zasadniczo nie był on
zły, jednak by mógł być skutecznie zrealizowany, potrzeb­
ne były znacznie liczniejsze, a zwłaszcza lepiej uzbrojone
wojska. Tymczasem armia holenderska była bardzo słaba,
marnie wyekwipowana, pozbawiona praktycznie osłony
z powietrza. W tej sytuacji trudno było myśleć o skutecznej
obronie przed niemiecką agresją.

PLANY NIEMIECKIE

Hitler atakując Polskę nie spodziewał się wypowiedze­


nia wojny przez Francję i Wielką Brytanię; liczył się je­
dynie z protestami dyplomatycznymi, lecz nie z otwartym
konfliktem. Po szybkim pokonaniu Polski miał nadzieję, że
uda mu się zawrzeć porozumienie z rządami obu państw
bez konieczności prowadzenia wojny. M.in. 6 października
1939 r. wygłosił przemówienie, w którym zaoferował pokój
i „porozumienie” zwaśnionych stron. Ku jego zaskoczeniu,
10 października brytyjski premier Chamberlain odrzucił
jego propozycję, a dwa dni później zrobił to jego francuski
odpowiednik, Daladier. Oznaczało to, że niemiecka armia
będzie musiała wywalczyć pokój na polu bitwy.
W trakcie walk w Polsce w 1939 r. niemieckie dowódz­
two obawiało się alianckiej ofensywy na zachodniej granicy
Rzeszy. Dlatego po zakończeniu walk na wschodzie szybko
przerzucano wszystkie dostępne siły nad Ren. Hitler chciał
jak najszybciej rozpocząć działania. Zależało mu zwłaszcza
na opanowaniu krajów Beneluksu, by uprzedzić wkroczenie
do nich wojsk francusko-brytyjskich. Obawiał się, że w ten
sposób uzyskają one dogodne warunki do ataku w głąb Nie­
miec, z pominięciem umocnień Linii Zygfryda oraz bazy
dla lotnictwa bombowego atakującego Zagłębie Ruhry. Nie
był to jeszcze sprecyzowany plan, a raczej improwizowana
wizja działań, jakie powinny podjąć wojska niemieckie.
Trudno było oczekiwać rozpoczęcia ofensywy w oparciu
tylko o tak ogólnie nakreślone założenia.
Pierwszy wariant kompletnego planu ataku na zachodzie,
noszącego kodową nazwę Fali Gelb (Wariant Żółty) przed­
stawił 19 października szef sztabu OKH, gen. Franz Haider.
Według jego założeń, wojska niemieckie miały wykonać
frontalne uderzenie na Belgię i w czołowym starciu spychać
wojska belgijskie, następnie zaś francusko-brytyjskie w kie­
runku zachodnim. Celem strategicznym wojsk niemieckich
było opanowanie państw Beneluksu i zajęcie pozycji wzdłuż
granicy francusko-belgijskiej, zaś w optymistycznym wa­
riancie — zepchnięcie wojsk alianckich za Sommę. Zgodnie
z przewidywaniami autora planu, straty niemieckie mogły
wynieść nawet pół miliona żołnierzy. Była to gigantyczna
cena za bardzo ograniczone zdobycze. Wielu historyków
stara się wykazać, że Haider, związany z opozycją antyhi­
tlerowską, sabotował przygotowania do ataku na zachodzie.
Zgodnie z tą teorią, celowo przygotował najgorszy z moż­
liwych wariantów, zawyżając jednocześnie przewidywane
straty. Trudno powiedzieć, czy tak było w rzeczywistości.
Faktem pozostaje, że przygotowany przez niego plan spotkał
się z negatywnym przyjęciem zarówno Hitlera, jak i znacz­
nej części korpusu oficerskiego Wehrmachtu 8.
Hitler miał nadzieję na szybkie zwycięstwo tanim kosz­
tem i opanowanie obszaru Beneluksu szybko, podobnie
jak miało to miejsce w przypadku Polski. Dlatego pomimo
niezadowolenia z planu Haidera zdecydował się na rozpo­
częcie ataku 12 listopada 1939 r. Liczył, że wojska alianckie
nie będą przygotowane do walki, a przez to uda się uniknąć
gigantycznych strat, przewidywanych przez OKH. Był to
termin nierealny, bowiem wojska niemieckie nie były go­
towe do prowadzenia działań zaczepnych; zwłaszcza for­
macje szybkie wymagały uzupełnień i reorganizacji. Co
więcej, jesienna i zimowa pogoda oraz szereg trudności
przedstawianych przez generałów powodowały, że wielo­
krotnie przesuwano datę rozpoczęcia niemieckiej ofensywy
o kilka lub kilkanaście dni 9.

8 Ch. M e s s e n g e r , op. cit.,s. 160-161.


9 F. W. M e 11 e n t h i n, Bitwy pancerne, Warszawa 2002, s. 24-26.
W międzyczasie dokonywano zmian w samym planie
ataku. Jedną z najpoważniejszych było przygotowanie po­
mocniczego uderzenia na Holandię, którą zamierzano opa­
nować wraz z Belgią. Gdy już wydawało się, że w końcu
w połowie stycznia rozpocznie się niemiecki atak, doszło
do incydentu w Mechelen. Gdy niemieckie plany opera­
cyjne dostały się w ręce aliantów, należało definitywnie
odwołać atak i szukać innego rozwiązania. Zdecydowano
się więc odroczyć ofensywę do lata, rezygnując chwilowo
z działań zaczepnych10.
Plan OKH często określa się jako powtórzenie planu
Schliefena realizowanego w 1914 r. Stawianie analogii
między obiema koncepcjami jest wielkim wypaczeniem
i nieporozumieniem. Po dokładnej analizie okazuje się, że
jedynym wspólnym mianownikiem w obu przypadkach
było naruszenie neutralności Belgii. Mianowicie na po­
czątku I wojny światowej Niemcy stały wobec zagroże­
nia na dwóch granicach. Ich przeciwnicy (Francja i Rosja)
dysponowały wyraźną przewagą liczebną i spodziewać się
można było z ich strony działań zaczepnych prowadzonych
na pełną skalę. W takiej sytuacji niemieckie dowództwo
zdecydowało się prowadzić obronę operacyjną na wscho­
dzie minimalnymi siłami, na zachodzie natomiast skupiono
gros sił. Miały one wykonać uderzenie przez Belgię i wyjść
na tyły wojsk francuskich prowadzących ofensywę w Alza­
cji i Lotaryngii, a następnie kierować się w stronę Paryża.
Po jego zajęciu miało nastąpić zniszczenie sił francuskich
wycofujących się na wschód. W ten sposób w przeciągu
kilku tygodni miała zostać pokonana Francja, a większość
sił skierowana na wschód. Plan Schliefena miał więc sta­
nowić operację w wielkim stylu, w ramach której zosta­
łaby zniszczona armia francuska. Natomiast plan Haidera

10 W. E r f u r t h, Niemiecki Sztab Generalny 1918-1945, Warszawa


2007, s. 272-281.
z 1939 r. zakładał uzyskanie jedynie ograniczonych celów
operacyjnych przy ogromnych stratach własnych. Miał on
być realizowany w zupełnie innej sytuacji polityczno-stra­
tegicznej obu stron i dlatego nie można w żadnym razie
stawiać znaku równości między obiema koncepcjami.
Jak zostało wspomniane, plan Haidera spotkał się z kry­
tyką znacznej części generalicji niemieckiej. Trudno, żeby
perspektywa poświęcenia setek tysięcy żołnierzy w bezsen­
sownym czołowym natarciu spotkała się z entuzjastycznym
przyjęciem — zwłaszcza w armii, która od dawna uznawała
manewr jako podstawę zwycięstwa. Szczególnym przeciw­
nikiem przyjętego rozwiązania był dowódca Grupy Armii
„A”, gen. Gerd von Rundstedt. Ten emerytowany wojsko­
wy został ponownie powołany do służby przed atakiem
na Polskę. Był wychowankiem „starej” szkoły oficerskiej,
dla której inicjatywa, rzutkość i niekiedy zuchwałość sta­
nowiły podstawę działania. Pomimo podeszłego wieku te
cechy charakteru były wciąż widoczne w jego sposobie
bycia, a zwłaszcza planowania i dowodzenia. Był przeko­
nany, że możliwe jest opracowanie planu, który pozwalał
na przeprowadzenie operacji o decydującym znaczeniu dla
przebiegu wojny. Nawet jeśli uzyskanie rozstrzygnięcia
w wyniku jednego uderzenia nie było możliwe, to należało
osiągnąć planowane cele przy znacznie mniejszych stratach,
zadając aliantom dużo większe szkody. Dlatego rozkazał
swemu szefowi sztabu, gen. Erichowi von Mansteinowi,
rozpoczęcie prac nad alternatywnym planem ataku".
Grupa Armii „A” zajmowała pozycje wzdłuż południo­
wej granicy z Belgią. Manstein, mając możliwość osobi­
stego rozpoznania tego obszaru, uznał, że pomimo trud­
ności możliwe jest przeprowadzenie głównego uderzenia
niemieckiego właśnie na tym kierunku. Jego wstępny plan

11 A. K e m p , German commanders of world war two, Oxford


2000. s. 19-21.
zakładał uderzenie przez południową Belgię oraz Luk­
semburg w kierunku Sedanu. Po dotarciu do tego miasta
niemieckie oddziały miały wykonać zwrot o 90" i uderzyć
w bok alianckiego ugrupowania, związanego walką przez
wojska Grupy Armii „B”. Była to więc jedynie zmodyfi­
kowana wersja wcześniejszego planu OKH. Jedyna róż­
nica polegała na tym, że uderzenie miało polegać nie na
frontalnym ataku na pozycje alianckie, ale na wykonaniu
manewru skrzydłowego w bok ugrupowania przeciwni­
ka. Dzięki temu zamierzano pobić wojska nieprzyjaciela
i zmusić je do odwrotu ze znacznymi stratami. Pierwot­
nie Manstein nie przewidywał operacji na tyłach wojsk
alianckich ani tym bardziej ich okrążenia i zniszczenia.
Cel operacji miał w zasadzie pozostać ten sam, czyli opa­
nowanie Belgii, ewentualnie Holandii, i wyparcie wojsk
sojuszniczych za Sommę. Manstein, będący dowódcą
piechoty, początkowo nie przewidywał wykorzystania sil­
nych grup pancernych w celu prowadzenia samodzielnych
zadań12.
Podczas prac nad planem operacyjnym doszło w Ko­
blencji do spotkania Mansteina 7. gen. Hansem Guderianem,
uznawanym za prekursora niemieckich wojsk pancernych.
Obaj oficerowie dyskutowali nad przygotowywanym pla­
nem niemieckiej ofensywy. Guderian zgodził się z zało­
żeniami swego rozmówcy — co więcej, zasugerował, by
do wykonania głównego uderzenia przeznaczyć przede
wszystkim formacje pancerne i zmotoryzowane. Jednak

12 Erich von Manstein zasłynął w czasie II wojny światowej jako


doskonały dowódca formacji pancernych. Jednakże w początkowym
okresie wojny był, podobnie jak większość niemieckich oficerów, sto­
sunkowo sceptycznie nastawiony do tej formacji. Dopiero sukcesy w Pol­
sce, a zwłaszcza we Francji, przekonały go o wielkich możliwościach
drzemiących w silnych związkach pancernych. Dlatego w kolejnych
latach był wielkim orędownikiem rozbudowy wojsk pancernych i stał
się jednym z najbardziej znanych dowódców Panzerwaffe.
w przeciwieństwie do kampanii wrześniowej, gdzie po­
szczególne dywizje walczyły raczej rozproszone, tym ra­
zem miały operować wszystkie razem na głównym kie­
runku operacyjnym. Co więcej, generał udowadniał, że
zamiast bitwy na wyniszczenie, jaką planował Manstein,
należy po osiągnięciu Sedanu uderzać nie na północ, ale na
zachód. Następnie niemieckie dywizje powinny skierować
się w stronę wybrzeża kanału La Manche, by odciąć całe
północne zgrupowanie aliantów od pozostałych sił; potem
miało nastąpić ich okrążenie i zniszczenie. W ten sposób,
pozbawiając sprzymierzonych najbardziej wartościowych
sił, wojska niemieckie miały uzyskać zdecydowaną przewa­
gę liczebną, która zapewnić powinna im szybkie pokonanie
Francji i wyłączenie jej z wojny.
Poprawki Guderiana całkowicie zmieniały charakter
planu Mansteina. Nie miała to już być tylko wstępna ope­
racja, ale decydujące uderzenie, mające przynieść rozstrzy­
gnięcie w wojnie.
Przygotowane plany były systematycznie przesyłane do
OKH oraz OK W, jednakże niechęć najwyższych dowódców
Wehrmachtu powodowała, że trafiały one „do szuflady”.
Natarczywość Mansteina była przyczyną, że pod koniec
stycznia 1940 r. został on odwołany ze stanowiska i mia­
nowany dowódcą korpusu w Szczecinie. Haider chciał po
prostu pozbyć się natarczywego konkurenta. Tym niemniej
Mansteinowi udało się w końcu, z pominięciem hierarchii
wojskowej, dotrzeć do Hitlera i przedstawić założenia no­
wego planu. Fiihrer od dłuższego czasu dążył do zmiany
propozycji przedstawionej przez OKH, ale sam nie miał
rozwiązania. Idee Mansteina stanowiły spełnienie jego
oczekiwań — nie dość, że ich realizacja pozwalała na osią­
gnięcie zwycięstwa stosunkowo tanim kosztem, to mogło
ono zakończyć całą wojnę13.

13 E. M a n s t e i n , op . cit. , s . 88-108.
Paradoksalnie, wdrożenie nowego planu przypadło po­
nownie gen. Haiderowi. Miał on ogólne zamysły Mansteina
i Guderiana przełożyć na spójny plan operacji. Trzeba za­
znaczyć, że pomimo osobistej niechęci do autora, zrealizo­
wał perfekcyjnie postawione przed nim zadanie.
Powodzenie uderzenia przez obszar Ardenów wyma­
gało przede wszystkim zaskoczenia. Był to teren łatwy
do obrony, dlatego jeśli alianci spodziewaliby się ude­
rzenia w tym miejscu, łatwo mogli go zabezpieczyć sto­
sunkowo niewielkimi siłami. Dlatego należało dokonać
wszelkich możliwych starań, by utwierdzić przeciwnika,
że w dalszym ciągu główny wysiłek wojsk niemieckich
skierowany zostanie na środkową Belgię. Aby to było
możliwe, Grupa Armii „B”, dowodzona przez gen. Fedo­
ra von Bocka, miała wykonać pomocnicze uderzenie na
kraje Beneluksu, zwabiając wojska alianckie w pułapkę.
Składała się ona z dwóch armii. 18. Armia gen. Kiichlera
miała opanować Holandię. Wspierać ją miał VII Korpus
Powietrznodesantowy Luftwaffe. Plan niemiecki zakła­
dał użycie znacznej liczby wojsk powietrznodesantowych
i spadochronowych w celu pojmania holenderskiej rodziny
królewskiej oraz opanowanie ważnych strategicznie lotnisk
i mostów.
Główne uderzenie miał wykonać XXVI Korpus Armij­
ny gen. Wodriga. 254. i 256. DP miały opanować Gennep
wraz z mostami na Mozie. Następnie w powstałą lukę mia­
ła wkroczyć 9. DPanc. i szybko posuwać się w kierunku
Moerdijk, wykorzystując opanowane przez spadochronia­
rzy mosty i przeprawy. Na północ X Korpus Armijny gen.
Hansena miał zaatakować Linię Grebbe. 207. i 227. DP
miały zepchnąć główne wojska holenderskie w kierunku
Twierdzy Holandia. Zakładano, że Holendrzy skapitulują
w przeciągu dwóch dni. Gdyby to się jednak nie udało,
planowano uderzenie od południa przez Moerdijk na Rot­
terdam w celu opanowania wnętrza Twierdzy Holandia.
W ataku na Holandię wziąć miały udział niewielkie siły
— w sumie był to ekwiwalent 9'/i dywizji, w tym jednej
kawalerii, jednej zmotoryzowanej SS, jednej pancernej. Na­
leży zaznaczyć, że była to 9. DPanc., najsłabsza z tego typu
jednostek niemieckich, posiadająca jedynie dwa bataliony
pancerne, dysponujące w sumie ok. 150 czołgami.
O wiele ważniejsze i znacznie trudniejsze zadanie
przypadło 6. Armii gen. Reichenaua. Miała ona opano­
wać przeprawy na Mozie w okolicach Maastricht oraz na
Kanale Alberta. Nie było to zadanie łatwe, gdyż przepraw
strzegł belgijski fort Eben Emael. Bez jego opanowania
marsz w głąb Belgii nie byłby możliwy. Zdobycie umoc­
nień zostało powierzone specjalnie przygotowanej grupie
powietrznodesantowej z 7. DLotn., która miała dosłownie
wylądować na bunkrach i je wysadzić. Następnie wojska
6. Armii miały uderzać w głąb Belgii, rozwijając się wraz
z zajmowaniem kolejnych miejscowości. Armia ta posia­
dała 15 dywizji, z czego decydującą rolę odgrywały dwie
dywizje pancerne: 3. i 4. Początkowo 4. DPanc. wchodziła
w skład IV Korpusu i miała ułatwić opanowanie przepraw
rzecznych. Następnie miała zostać przekazana gen. Hoep-
nerowi i wraz z 3. DPanc. utworzyć XVI Korpus Zmotory­
zowany. Miał on nacierać w kierunku Hannut i Gembloux,
przez najbardziej dogodny do działania formacji pancer­
nych obszar. Ponadto w odwodzie Grupy Armii znajdowało
się 7 dywizji, w tym jedna zmotoryzowana. Mogły one
być wykorzystane do interwencji w momencie pojawienia
się nieprzewidzianych trudności na jednym z kierunków
działań poszczególnych korpusów.
Działania Grupy Armii „B” miały cechować się agre­
sywnością i szybkością, aby przekonać aliantów, że właśnie
na tym kierunku Niemcy koncentrują swoje główne siły.
W praktyce było inaczej. Do ataku na Holandię i Belgię
przeznaczono jedynie niecałe 30 dywizji, a więc znacz­
nie mniej, niż znajdowało się na tym obszarze dywizji
alianckich. Liczebność samych wojsk belgijskich i holen­
derskich była porównywalna z niemieckimi. Jeśli dodamy
do tego francusko-brytyjskie siły I Grupy Armii, okaże się,
że niemiecka GA „B” miała prowadzić ofensywę przeciwko
znacznie silniejszym siłom. Narażało to ją na duże niebez­
pieczeństwo w sytuacji, gdyby niepowodzeniem zakończył
się atak pozostałych sił niemieckich14.
Główny wysiłek podczas niemieckiego ataku miała
wykonać Grupa Armii „A” gen. Gerda von Rundstedta.
Pod jego rozkazami znalazło się ok. 45 dywizji, w tym
siedem pancernych. Wchodziły one w skład 4., 12. i 16.
Armii. Ponadto trzy korpusy zmotoryzowane zostały
oddane pod rozkazy gen. Ewalda von Kleista, tworząc
osobny związek operacyjny, zwany potocznie Grupą
„Kleist”15. Był to potężny związek pancerny, w składzie
którego znalazło się 5 dywizji pancernych, wspieranych
przez dwie dywizje zmotoryzowane. Ponadto grupa otrzy­
mała ogromne wsparcie Luftwaffe. Tylko dwie dywizje
pancerne. 5. i 7., znalazły się w 4. Armii gen. von Klu­
ge, lecz operować miały mniej więcej na tym samym kie­
runku.
Zadaniem potężnego klina pancernego było uchwycenie
przepraw na Mozie pomiędzy Sedanem a Dinant, Namo-
ur i Huy. W założeniach dywizje pancerne miały zdobyć
przeprawy przy wsparciu piechoty i dopiero później ruszyć
na tyły wojsk alianckich. W opinii OKH, zdobycie przy­
czółków siłami samych dywizji pancernych było niemoż­
liwe, zwłaszcza że przeciwległego brzegu broniły oddziały
zajmujące rozbudowane systemy obronne. Po sforsowa­

14 Ch. B i s h o p, Niemieckie wojska pancerne w II wojnie światowej,


Warszawa 2009, s. 28-32.
15 W listopadzie 1940 r. przemianowana została na 1. Grupę Pan­

cerną, a następnie 1. Armię Pancerną. Grupa pancerna „Kleist” była


więc prekursorem późniejszych niemieckich armii pancernych. Zob.
F. de L a n n o y , J . C h a r i t a , op. cit., s. 128.
niu Mozy dywizje pancerne powinny uderzać w kierunku
północno-zachodnim, wychodząc na tyły wojsk alianckich
wkraczających do Belgii. Zgodnie z przewidywaniami,
miało to zmusić wojska alianckie do pośpiesznego od­
wrotu. Naciskać na nie miały wojska Grupy Armii „B”,
maksymalnie utrudniając ich odwrót, zadając straty i sta­
rając się je rozbić. Były to jedynie ogólne założenia. Plan
nie przewidywał utworzenia ogromnego kotła, w którym
zamknięte zostałyby wojska alianckie. Spodziewano się
jedynie, że wyjście na tyły wojsk francusko-brytyjskich
zmusi je do pośpiesznego odwrotu, co ułatwi ich pobicie.
Zadania dla poszczególnych armii miały być doprecyzowa­
ne już w trakcie trwania operacji, w zależności od rozwoju
wypadków16.
W składzie GA „A” znalazły się najlepsze niemieckie
dywizje — nie tylko wojska pancerne, ale także piecho­
ta. Większość z nich należała do I i II fali mobilizacyjnej,
pozostałe do III i IV. Nie było wśród nich dywizji for­
mowanych po sierpniu 1939 r. Wszystkie były świetnie
wyszkolone i posiadały wysokie morale. Można śmiało
powiedzieć, że był to kwiat niemieckiej armii. Musiały one
wykonać bardzo trudne zadanie. Po pierwsze, zdobycie
przepraw na Mozie nie było proste. Francuskie oddziały
zajmowały, zwłaszcza pod Sedanem, przygotowane pozy­
cje oraz dysponowały bardzo silnym wsparciem artylerii.
Ale nawet po uzyskaniu powodzenia dalsza część operacji
była jeszcze bardziej niebezpieczna. Podążające w głąb
francuskiego terytorium niemieckie oddziały pancerne
oddalały się od swych podstaw operacyjnych, narażając
swe skrzydła na atak odwodów francuskich. Teoretycznie
miały być one ubezpieczone przez piechotę 4., 12. i 16
Armii, jednakże w praktyce, wobec dużych sukcesów
osiąganych przez czołówki pancerne, nie było możliwe

16 Ch. M e s s e n g e r , op. cit., s. 170-175.


utrzymanie odpowiedniego tempa marszu przez piechotę.
Gdyby alianci posiadali silne odwody pancerne, mogliby
wykonać dwustronny kontratak i odciąć wysunięte dywizje
pancerne od głównych sił niemieckich, a następnie znisz­
czyć je. Groziło to nie tylko klęską w bitwie, ale mogło
w efekcie przechylić szalę zwycięstwa w całej wojnie na
korzyść sprzymierzonych17.
Francuzi skoncentrowali na granicy z Niemcami
znaczne siły. Mogły one stanowić zagrożenie dla wojsk
GA „A”. Gdyby udało im się wykonać flankujące ude­
rzenie z południa, mogłoby to zdestabilizować realizację
całego planu ofensywy. Aby temu zapobiec, Grupa Armii
„C” gen. Wilhelma von Leeba, złożona z 1. i 7. Armii,
miały wykonać pozorujące uderzenie na umocnienia Linii
Maginota. Naprzeciwko bardzo silnej francuskiej II GA
znajdowało się jedynie kilkanaście słabych dywizji nie­
mieckich. Cztery z nich były jednostkami pozycyjnymi,
pozostałe zaś zostały utworzone dopiero niedawno i nie
były jeszcze pełnowartościowymi formacjami. Dlatego
działania przez nie podejmowane stanowiły w praktyce
bluff, mający zaabsorbować jak najwięcej oddziałów fran­
cuskich.
Na zapleczu obszaru operacyjnego znajdowały się re­
zerwy OKH. Liczyły one ok. 40 dywizji piechoty, z których
jedynie !4 stanowiła pełnowartościowe związki taktyczne.
Siły te zostały skierowane na front w ciągu kilku pierw­
szych dni ofensywy. Pozostałe jednostki stanowiły formacje
dopiero niedawno utworzone lub kończące proces formo­
wania, nie mogły więc zostać wykorzystane do wsparcia
głównego wysiłku wojsk niemieckich; tym niemniej, gdyby
doszło do sytuacji krytycznej, możliwe byłoby ich skiero­
wanie na front w celu zluzowania jednostek niemieckich
na drugorzędnych kierunkach operacyjnych. Generalnie

17 F.W. von Me 11 en th in, op. cit., s. 25-26.


niemiecki Wehrmacht skierował do ofensywy na zacho­
dzie ok. 140 dywizji, a więc praktycznie tyle samo, co jego
przeciwnicy18.
Do ofensywy na zachodzie OKW zgromadziło zdecydo­
waną większość sił, jakimi dysponowało. Jedynie w Nor­
wegii walczyło siedem dywizji, zaś wschodniej granicy
strzegły wojska okupacyjne, złożone jednak w dużej mierze
z dywizji bezpieczeństwa. Nie były to pełnowartościowe
jednostki, ale raczej formacje policyjne. Tak więc Niemcy
pozostawiali wschodnie rubieże swojego państwa prak­
tycznie bezbronne. Co prawda ZSRR był formalnie ich so­
jusznikiem, ale nikt w Berlinie nie łudził się, że Stalin nie
wykorzysta nadarzającej się okazji do wbicia noża w plecy
III Rzeszy. Przecież 17 września 1939 r. zrobił dokładnie
to samo Polsce, mimo obowiązującego paktu o nieagresji.
Stanowiło to duże ryzyko, które jednak należało podjąć,
chcąc uzyskać szybkie i decydujące rozstrzygnięcie na za­
chodzie.

18 Szacunki dotyczące porównania sił obu stron w kampanii za­


chodniej 1940 r. często podają zbliżone liczby odnośnie ilości dywizji
wystawionych przez obie strony. W niniejszym opracowaniu jednak
unikamy podawania dokładnych liczb w tej kwestii, gdyż tak naprawdę
trudno podać dokładną liczbę poszczególnych związków taktycznych
znajdujących się w dyspozycji dowództwa dwóch największych armii,
czyli francuskiej i niemieckiej. Mianowicie w obu wypadkach wiele
dywizji znajdowało się w trakcie formowania, a część francuskich
jednostek dopiero przybywała na kontynent z kolonii i wzięła udział
w działaniach już w trakcie trwania niemieckiej ofensywy. Z kolei więk­
szość niemieckich dywizji znajdujących się w odwodzie OKH nie wzięła
udziału w walce, choć znalazła się na obszarze działań wojennych. Z tych
względów praktycznie niemożliwe jest podanie precyzyjnego stosunku
sił z dokładnością do pojedynczej dywizji. Najczęściej w literaturze
podaje się 144 jako liczbę dywizji koalicyjnych i 141 dywizji niemiec­
kich. Zob. Ch. B i s h o p , Niemiecka piechota w II wojnie światowej.
Warszawa 2009, s. 35. Ale spotkać można także inne dane, np. 136 po
stronie niemieckiej i 149 po stronie alianckiej. Zob. R. N a t k i e l , Atlas
of World War II , New York 1985, s. 18.
Analizując niemieckie ugrupowanie, nasuwa się przede
wszystkim jeden wniosek: mianowicie z konsekwencją re­
alizowano zasadę ekonomii sił. Na wschodzie, w Norwegii
oraz wzdłuż granicy z Francją, rozmieszczono niewielkie
siły złożone z oddziałów drugo-, a nawet trzeciorzędnych.
Również w ramach GA „B” znalazły się niewielkie siły.
Miały one wykonać postawione przed nimi zadania nie
dzięki przewadze liczebnej, ale wykorzystując zaskoczenie
oraz inicjatywę. Natomiast do głównego uderzenia skon­
centrowano najlepsze siły, jakimi dysponował Wehrmacht.
Stanowiło to przeciwieństwo działań aliantów, którzy roz­
praszali swoje siły na wszystkich kierunkach, natomiast
w praktyce nigdzie nie byli wystarczająco silni.
Dzięki temu udało się jeszcze przed rozpoczęciem
ofensywy osiągnąć na kluczowych odcinkach zdecydowa­
ną przewagę nad przeciwnikiem. Naprzeciwko GA „A”
znajdowały się wojska francuskich 9. i 2. Armii. Niemcy
posiadali nad nimi trzykrotną przewagę liczebną. Jednak
sam stosunek sił nie mówi wszystkiego. Po stronie fran­
cuskiej znajdowały się jedynie dywizje piechoty lub ka­
walerii, po niemieckiej zaś większość dywizji pancernych
oraz najlepsze dywizje piechoty, wsparte przez bardzo silne
lotnictwo.
Strona niemiecka miała także jedną ogromną przewagę
nad przeciwnikami: mianowicie Holendrzy, Belgowie oraz
wojska francusko-brytyjskie miały różne plany operacyj­
ne — co prawda uzgodnione ze sobą, ale mimo wszystko
realizowane oddzielnie. Tak samo rozwinięcie operacyjne
aliantów stanowiło rodzaj kompromisu pomiędzy różnymi
celami strategicznymi. Holendrzy starali się powstrzymać
przeciwnika jak najdłużej od opanowania całego kraju, li­
cząc na późniejszą pomoc aliantów. Belgowie chcieli jak
najdłużej zachować neutralność i godzili się na wkroczenie
wojsk francusko-brytyjskich dopiero po zaatakowaniu ich
państwa. Wówczas chcieli się otwarcie zaangażować po
jednej ze stron. Z kolei Naczelne Dowództwo sprzymie­
rzonych chciało jedynie powstrzymać atak przeciwnika
i uniemożliwić mu opanowanie wybrzeża belgijskiego i ho­
lenderskiego. Te trzy cele nie były sprzeczne, ale każda ze
stron skupiała się na nieco innych priorytetach. Z kolei We­
hrmacht miał jasno wytyczone cele, był dowodzony w spo­
sób jasny i zdecydowany, a co najważniejsze — jednolity.
W praktyce więc OKW zapewniło sobie początkowy
sukces już na etapie planowania, niewiadomą pozostawała
jednak reakcja aliantów. Gdyby się okazało, że dowódcy
francuscy i brytyjscy zareagowaliby energicznie i umiejęt­
nie na niemiecką ofensywę, ostateczny wynik wciąż pozo­
stawał niewiadomą.
BITWA O FLANDRIĘ

PODBÓJ HOLANDII

Przed świtem, 10 maja 1940 r., niemieckie samoloty


bombowe zaatakowały lotniska holenderskie, starając się
zniszczyć znajdujące się na nich samoloty, nim te zdołają
wzbić się w powietrze. Bombardowanie w nocy było trudne
i dlatego znaczna część holenderskich myśliwców zdołała
wystartować. Doszło do zaciekłych walk, w których Niem­
cy stracili kilkanaście samolotów. Holendrzy także ponieśli
znaczne straty, w efekcie czego w dalszej części kampanii
ich lotnictwo nie odegrało już żadnej roli. Bombardowanie
baz lotniczych stanowiło preludium do zmasowanego ataku
powietrznodesantowego na lotniska wokół najważniejszych
miast Holandii, w tym m.in. Hagi i Rotterdamu. Atak na
Danię, przeprowadzony przez Wehrmacht kilka tygodni
wcześniej, stanowił ostrzeżenie dla Holendrów. Zdawali
oni sobie sprawę z zagrożenia ze strony niemieckich wojsk
spadochronowych i powietrznodesantowych i dlatego ich
obrona przeciwlotnicza nie dała się zaskoczyć. Lądujące
na lotnisku Ypenburg koło Hagi junkersy Ju 52/3m zosta­
ły wręcz zmasakrowane. Większość znajdujących się na
nich żołnierzy 65. Pułku Piechoty z 22. DP zginęła lub
została ranna. Wkrótce nad lotnisko nadleciała druga fala
samolotów, lecz widząc, co się stało z ich kolegami, piloci
postanowili szukać innych miejsc lądowania. W efekcie
poszczególne maszyny lądowały gdzie tylko było to moż­
liwe — na wydmach, drogach czy polach. Atak na Hagę
zakończył się porażką1.
Nieco lepiej przebiegała podobna operacja w Rotterda­
mie. 12 starych wodosamolotów He-59 zabrało na pokład
jedną z kompanii 16. pułku 22. DP i wylądowało na rzece
w centrum miasta, po czym z zaskoczenia opanowano most
Willems2. W tym samym czasie niemieccy spadochro­
niarze z 1. Pułku 7. DLotn. zostali zrzuceni nad pobliskim
lotniskiem Waalhaven. Jeden z holenderskich obrońców tak
opisywał widok, jaki ukazał się jego oczom:

Jakby zaczarowane, nagle pojawiają się białe plamki


nad lotniskiem i dalej wokoło niego. Kłębek waty obok
kłębka waty. Teraz jest ich dwadzieścia, pięćdziesiąt —
nie, już ponad setka! Ciągle jeszcze wypadają z samolo­
tów jak krople, kołyszą się powoli w kierunku ziemi.
Parachutists — spadochroniarze!
Ochrypła komenda. Wszędzie zaczynają szczękać
karabiny maszynowe. Do spadochronów, do samolotów,
tak wiele celów, w ogóle nie wiadomo do czego strze­
lać...3.

Wcześniejsze bombardowanie osłabiło obronę, zaś za­


skoczenie dało przewagę atakującym. Wkrótce lotnisko
zostało opanowane, zaś część niemieckich żołnierzy skie­
rowała się do Dordrechtu, by wspomóc swoich kolegów,
mających zadanie opanowania tamtejszego mostu na rzece
Waal. Również w Moerdijk udało się zdobyć bardzo ważny
most na Mozie, lecz holenderski garnizon nie został poko­

1 A.Shepperd,op.cit.,s.31.
2 B. Qu a r r i e , German airborne..., s . 6 8 .
3 Cyt. za. C. B e k k e r , Atak na wysokości..., s. 112-113.
nany. Tak więc zaskakujący atak z powietrza zakończył
się jedynie połowicznym sukcesem. Nie udało się opano­
wać Hagi, a co za tym idzie — pojmać rodziny królew­
skiej oraz wyeliminować dowództwa armii holenderskiej.
Zdobyto co prawda większość ważnych mostów, lecz przy
dużych stratach. Opanowane przyczółki pozbawione były
ciężkiej broni i musiały przygotować się na obronę przed
przeważającymi siłami holenderskimi, szykującymi się do
kontrataku 4.
O świcie 10 maja 1940 r. ruszyła także ofensywa na
lądzie. Wzdłuż całej granicy wojska niemieckiej 18. Ar­
mii gen. KUchlera wkroczyły na obszar Holandii. Na sa­
mej północy niemiecka 1. DKaw. gen. Feldta kierowała się
w stronę Groeningen. Nie napotkała ona na większy opór,
lecz z powodu problemów logistycznych i trudnego terenu
poruszała się stosunkowo wolno.
Trudniejsze zadanie czekało pozostałe niemieckie od­
działy. Kluczem do sukcesu były mosty na rzekach Ijssel
i Mozie. Aby je opanować w stanie nienaruszonym, zde­
cydowano się wykorzystać żołnierzy jednostki specjalnej
„Brandenburg” którzy przebrani za holenderskich policjan­
tów, mieli eskortować „pojmanych” niemieckich żołnierzy.
Dzięki temu zamierzano uśpić czujność posterunków ho­
lenderskich i następnie z zaskoczenia opanować przyczółki,
uniemożliwiając wysadzenie mostów. Większość tych prób
nie powiodła się i obrońcy zdołali wysadzić przeprawy,
niekiedy z niemieckimi dywersantami.
Na szczęście dla Niemców jednym z wyjątków był most
kolejowy w Gennep, który nienaruszony wpadł w ręce na­
pastników. Udało się go zdobyć dzięki wykorzystaniu po­
ciągu pancernego, który przy pełnej szybkości przekroczył
rzekę i od tyłu zaatakował obrońców. Zdobycie przeprawy
zmusiło holenderski III Korpus Armijny gen. Nijnatena do

4 A . M c K c e , op . cit., s. 31-33.
odwrotu na linię rzeki Waal. Tam, razem z Brygadą G, za­
mierzano utworzyć nową linię obrony. Wojska niemieckie
powstrzymywać miała Dywizja „Peel” — improwizowana
jednostka, powstała z pojedynczych batalionów zebranych
z poszczególnych dywizji. W ten sposób udało się już na
samym początku ofensywy przebić przez Pozycję Peel-Ra-
am. W powstałą lukę wkraczały 254. i 256. DP (a w ślad za
nimi 9. DPanc), które podążały w kierunku Bredy i Moer­
dijk, gdzie spadochroniarze oczekiwali odsieczy5.
Znacznie gorzej przebiegał atak na Pozycję Grebbe.
Niemieckie oddziały musiały toczyć szczególnie ciężkie
walki. 207. i 227. DP, wsparte przez pułk SS-Leibstandarte,
atakowały umocnienia holenderskie w ciągu dnia, narażając
się na znaczne straty od ognia karabinów maszynowych
i artylerii. Dopiero po silnym przygotowaniu artyleryjskim
udało się w kilku miejscach uzyskać powodzenie.
Tymczasem Holendrzy podjęli próby zlikwidowania de­
santów na swoich tyłach. Wykorzystana do tego miała być
Lekka Dywizja Szybka — główny odwód holenderskiego
Naczelnego Dowództwa. Jednakże z powodu opieszałości
jej dowódcy nie udało się wykonać żadnego ataku na słabe
niemieckie oddziały pomiędzy Dordrechtem a Rotterda­
mem. Zmarnowana została najlepsza okazja, by wyelimi­
nować słabe i rozproszone niemieckie enklawy na tyłach
wojsk holenderskich.
Po niemieckim ataku wojska francusko-brytyjskie roz­
poczęły realizację „Planu Dyle”. I Grupa Armii gen. Bi-
lotte’a wkroczyła do Belgii, zaś francuska 7. Armia gen.
Girauda ruszyła w kierunku Antwerpii. Pod koniec 10 maja
elementy rozpoznawcze 1. Lekkiej Dywizji Zmechanizowa­
nej dotarły do granicy holenderskiej. W ślad za nią podążała
25. DP (zmot). Francuzi spodziewali się, że Holendrom uda
się utrzymać na Pozycji Peel-Raam przynajmniej 3-4 dni,

5 Ibidem, s. 39-41.
co da oddziałom francuskim czas na przygotowanie pozycji
obronnych. Jakież było ich zaskoczenie, gdy załogi samo­
chodów pancernych Panhard 178 natknęły się na patrole
niemieckie. Oznaczało to, że już pierwszego dnia niemiec­
kiej ofensywy aliancki plan zaczynał być nieaktualny.
Po pierwszym dniu wojny gen. Henri Winkelman, na­
czelny dowódca armii holenderskiej, stał wobec trudnej,
ale nie tragicznej sytuacji. Wojska na Linii Grebe, pomi­
mo trudnej sytuacji, wciąż utrzymywały pozycje. Pozycja
Peel-Raam musiała być ewakuowana, ale i tak przewidy­
wano taką ewentualność, choć nie tak szybko. Praktycznie
wyeliminowano z walki holenderskie lotnictwo i wobec
ogromnej przewagi Luftwaffe nie mogło ono odegrać po­
ważniejszej roli. Największy problem stanowili niemieccy
żołnierze na tyłach pozycji holenderskich, którzy utrzymy­
wali ważne strategicznie mosty. Ich likwidacja stanowiła
najważniejsze zadanie na następny dzień. Ponadto należało
dążyć do nawiązania bezpośredniej łączności Twierdzy Ho­
landia z wojskami francuskimi w Belgii.
Niestety, żadnego z tych zadań nie udało się zrealizo­
wać. Podejmowane przez Dywizję Lekką działania okazały
się mało energiczne. Również pozostałym wojskom ho­
lenderskim nie udawało się odnieść większych sukcesów
w walce z obrońcami przyczółków. Jedynie w Rotterdamie
sytuacja oblężonych spadochroniarzy stawała się z każdą
godziną coraz trudniejsza.
Z drugiej strony, niemiecki XXVI Korpus Armijny gen.
Wodriga osiągał kolejne sukcesy. Brak współpracy między
Francuzami a Holendrami pozwolił jego dywizjom na prze­
kraczanie kolejnych rzek bez większego oporu, zbliżając
się do Moerdijk. Także na północy 1. DKaw. kierowała się
w głąb prowincji Friesland, wieczorem opanowując miej­
scowość Sneak. Jedynie na Pozycji Grebe wciąż toczyły się
ciężkie walki i niemieckie oddziały uzyskiwały stosunkowo
niewielkie zdobycze.
O świcie 12 maja holenderski dowódca nie miał jeszcze
powodów do paniki. Sytuacja była trudna, ale wydawa­
ła się opanowana. Jego oddziały utrzymywały pozycje na
najważniejszych kierunkach; jedynie na południu należało
powstrzymać niemieckie postępy, ale Holender liczył na
znaczną pomoc francuskiej 7. Armii. Okazało się jednak, że
gen. Giraud zakazał swoim oddziałom zapuszczać się dalej
niż do Bredy. Niepokojące wieści napływające znad Sedanu
powodowały, że nie chciał on ryzykować zbytniego oddale­
nia się od swoich podstaw operacyjnych. Jego obawy były
uzasadnione, choć z drugiej strony, same 1. DLM i 25. DP
(zmot), wsparte oddziałami holenderskimi, stanowiły siły
zdolne do zatrzymania słabej 9. DPanc. oraz dwóch dywizji
piechoty.
Dotychczas niemiecka 9. DPanc. nie uczestniczyła
w walkach. Posuwała się za dywizjami piechoty i z powo­
du zatorów na drogach nie była w stanie ich wyprzedzić.
Dopiero 12 maja jej elementy rozpoznawcze mogły ruszyć
szybciej w kierunku Moerdijk. Zajmująca okolice Bredy
francuska 25. DP (zmot.) nic przejawiała aktywności;
wobec tego gen. Hubicki zdecydował się ominąć pozycje
przeciwnika i skierować się prosto ku Mozie. Była to ryzy­
kowna decyzja — gdyby oddziały francuskie zdecydowały
się uderzyć w bok niemieckiej kolumny, mogłyby z łatwo­
ścią zadać jej znaczne straty. Jednak ryzyko się opłaciło;
późnym popołudniem pierwsze niemieckie oddziały dotar­
ły do rogatek miasta. Niemiecki dowódca wciąż obawiał
się o swoje tyły. Im więcej jego oddziałów wkraczało do
Moerdijk, tym większe było ryzyko ich odcięcia w przy­
padku francuskiego uderzenia. Wykonanie w tym momen­
cie ataku mogło rozbić południowe skrzydło niemieckiej
18. Armii i ustabilizować front w tym miejscu, pozwalając
jednocześnie na odzyskanie kontaktu z głównymi siłami
holenderskimi. Jednakże coraz bardziej niekorzystny roz­
wój wypadków na innych odcinkach spowodował, że gen.
Gamelin wydal rozkaz, by wszystkie oddziały francuskie
wycofały się z Holandii w kierunku Antwerpii. Holendrzy
zostali sami 6.
Tymczasem sytuacja niemieckich spadochroniarzy sta­
wała się katastrofalna. Co prawda udało się przyjść z odsie­
czą oddziałom w Moerdijk, jednakże w Dordrechcie wolno,
ale systematycznie Lekka Dywizja robiła postępy. Mniej
sukcesów odnieśli Holendrzy w Rotterdamie i wokół Ha­
gi, ale również tam niemieccy żołnierze, po trzech dniach
walki, byli u kresu sił 7.
Na pozycji Grebbe powoli zaczynała się uwidaczniać
niemiecka przewaga. Prowadzone przy silnym wsparciu
artyleryjskim natarcie oddziałów dywizji SS-Verfiigungs-
division przynosiło efekty. Holenderscy żołnierze zaczynali
okazywać oznaki wyczerpania. Konieczne było wsparcie
ich posiłkami, których jednak gen. Winkelman nie miał. By
móc ustabilizować sytuację, poprosił nowego brytyjskie­
go premiera, Winstona Churchilla, o przysłanie korpusu
złożonego z trzech dywizji. Niestety, nawet gdyby było to
możliwe, Brytyjczycy nie mieli żadnych dostępnych sił.
Wszystkie pełnowartościowe jednostki znalazły się już na
kontynencie lub walczyły w Norwegii. W Holandii zna­
lazł się jedynie jeden batalion Royal Irish Guards, wysłany
w celu ochrony rodziny królewskiej.
Pod koniec 12 maja sytuacja zaczynała wchodzić w fa­
zę krytyczną. Wojska holenderskie zaczynały przejawiać
symptomy załamania. Konieczne było ustabilizowanie
frontu i reorganizacja oddziałów. Także wojska niemieckie
znajdowały się u kresu wytrzymałości. Opór holenderski
okazał się znacznie większy niż zakładano. Pomimo sukce­
sów żołnierze zaczynali wykazywać pierwsze oznaki zmę­
czenia. Należało ostatecznie przełamać obronę przeciwnika

6 Ch. Bishop, Niemiecka piechota..., s. 41-43.


7 A. McKee, op. cit., s. 51-53.
i przejść do pościgu; inaczej konieczne byłoby chwilowe
wstrzymanie, choć na krótko, działań zaczepnych. Zdając
sobie z tego sprawę, gen. Kiichler poprosił OKH o przysła­
nie posiłków. Potrzebny był mu dodatkowy korpus, by móc
kontynuować natarcie w głąb Holandii i utrzymać nacisk na
wojska alianckie. Niestety, jego prośba spotkała się z odmo­
wą. Trudno się temu dziwić — dla niemieckiego dowódz­
twa znacznie ważniejsze były walki w Belgii, a zwłaszcza
w Ardenach; Holandia odgrywała rolę drugorzędną. Anga­
żowanie na tym kierunku odwodów strategicznych mijało
się z celem3.
Dowódca 18. Armii postanowił postawić wszystko na
jedną kartę. Z 9. DPanc., 254. DP oraz SS-Leibstandarte
utworzył improwizowaną grupę operacyjną, której zadanie
polegało na kontynuowaniu natarcia na Twierdzę Holan­
dia. Osłabiony XXVI Korpus Armijny miał utrzymywać
kontakt bojowy z oddziałami francuskimi i utrudniać ich
odwrót. Siłą rzeczy działania te polegać musiały raczej na
demonstracjach i pozorowanych atakach, a nie na działa­
niach w pełnej skali. Było to jednak znacznie lepsze roz­
wiązanie niż pozwolenie przeciwnikowi wycofać się bez
kontaktu bojowego. Aby sprawić wrażenie, żc siły niemiec­
kie są silniejsze niż były w rzeczywistości, dwie kompanie
czołgów z 9. DPanc. przekazano dowódcy korpusu.
13 maja gen. Winkelman oświadczył królowej Wilhel­
minie, że należy rozważyć ewakuację rodziny królewskiej
i rządu do Wielkiej Brytanii. Po długiej dyskusji zdecy­
dowano się postąpić zgodnie z propozycją głównodowo­
dzącego. Na trzech brytyjskich niszczycielach — HMS
„Hareward”, HMS „Codrington” oraz HMS „Windsor"
— wszyscy prominentni członkowie władz holenderskich
odpłynęli na Wyspy Brytyjskie, pozostawiając gen. Win-
kelmanowi pełnię władzy w kraju. Królowa zaznaczyła,

8 M. Verano\, op. cit., s. 107-109.


że należy możliwie długo kontynuować opór, jednak bez
narażania się na niepotrzebne ofiary.
Tymczasem czołgi 9. DPanc. przekroczyły Mozę po mo­
ście w Moerdijk i zdążały w kierunku Dordrechtu. Holen­
drzy podjęli desperackie próby powstrzymania ich marszu,
przeprowadzając kilka kontrataków. Były one jednak nie­
skoordynowane i zakończyły się niepowodzeniem. Znaczne
straty poniosła zwłaszcza Dywizja Szybka. W Rotterdamie
Holendrzy podjęli ostatnią próbę zniszczenia niemieckich
spadochroniarzy. Holenderskie dowództwo starało się wy­
korzystać także batalion irlandzkich gwardzistów, lecz ich
dowódca odpowiedział, że wykracza to poza jego rozkazy.
Także ta próba zakończyła się fiaskiem, choć już tylko kil­
kudziesięciu Niemców było w stanie walczyć 9.
Na północy 1. DKaw. opanowała całą północną Holan­
dię, docierając do systemu śluz regulujących poziom wody
na jeziorze llsselmeer (Enclosure Dike), lecz nie udało się
ich opanować. Z kolei na Linii Grabę 227. DP udało się
znaleźć słaby punkt w holenderskich umocnieniach, lecz
z powodu fatalnej koordynacji poszczególne regimenty
tej dywizji nie mogły przeprowadzić dostatecznie silnego
uderzenia. W efekcie dywizja poniosła kolejny raz ciężkie
straty w starciu z 2. DP. Nie był to koniec złych wieści dla
Niemców na tym odcinku — w nocy Holendrzy zgroma­
dzili kilkanaście batalionów w celu przeprowadzenia kontr­
ataku i wypchnięcia X Korpusu Armijnego gen. Hansena
na pozycje wyjściowe. Także w tym przypadku zawiodła
synchronizacja i atak został opóźniony. Gdy w końcu się
rozpoczął, doszło do boju spotkaniowego z regimentem
„Der Fiihrer” Dywizji SS-VT. Doszło do intensywnego
i nieco chaotycznego starcia. Z powodu braku odpowied­
niego wsparcia przez własną artylerię holenderscy żołnierze
w końcu musieli ustąpić. Podczas odwrotu zostali zaatako­

9 C h . M e s s e n g e r , op. cit., s. 167-169.


wani przez niemieckie stukasy. W tym momencie odwrót
zamienił się w paniczną ucieczkę, która doprowadziła do
rozkładu wyczerpanych sił holenderskich.
13 maja stanowił punkt przełomowy podczas walk na
Pozycji Grebbe. Po doznanych niepowodzeniach holender­
skie oddziały się załamały i rozpoczęły niekontrolowany
odwrót, który miejscami zamieniał się po prostu w ucieczkę.
Także niemieckie oddziały były wyczerpane i początkowo
w sztabie X Korpusu nie zdawano sobie sprawy z rozwoju
wypadków. Dopiero późnym wieczorem stało się jasne, że
Holendrzy znajdują się w pełnym odwrocie.
14 maja sytuacja Holendrów była już krytyczna, tym
niemniej gen. Winkelman był zdecydowany kontynuować
opór, by wiązać jak największe siły niemieckie jak długo
się da. Były ku temu podstawy: na północy dzięki wsparciu
okrętów wojennych udawało się powstrzymywać 1. DKaw.;
w centrum co prawda holenderskie oddziały musiały opu­
ścić Pozycję Grebbe, ale wycofały się na tzw. Linię Wodną,
zabezpieczoną dzięki zalaniu jej przedpola; na południu
przygotowywano zapory przeciwpancerne wokół Hagi
i Rotterdamu, mające powstrzymać osłabioną 9. DPanc.
Gen. Kiichler zdawał sobie sprawę z trudnego położenia
swoich wojsk. Obawiano się zwłaszcza wzmocnienia Ho­
lendrów przez posiłki brytyjskie. Gdyby tak się stało, jego
oddziały nie byłyby w stanie pokusić się o kontynuowanie
ofensywy.
Kluczowe było całkowite opanowanie Rotterdamu. Uzy­
skując możliwość przeprawy przez Ren, można byłoby li­
czyć na szybkie opanowanie serca Twierdzy Holandia. Aby
to osiągnąć, zdecydowano się użyć wszelkich dostępnych
sił. Dowódcy obrony miasta dostarczono ultimatum: jeśli
nie podda miasta, zostanie ono zrównane z ziemią przez
Luftwaffe. Niektórzy generałowie byli sceptyczni odnośnie
realizacji takiego wariantu. Zwracali uwagę, że zniszcze­
nie Rotterdamu spowoduje, iż gruzowiska zablokują drogi,
doprowadzając do znacznego utrudnienia w mchu pojaz­
dów 9. DPanc. Liczono jednak, że sama groźba wystarczy,
by przekonać obrońców do poddania się.
O godz. 11.45 wystartowały pierwsze niemieckie bom­
bowce, mające zbombardować miasto w przypadku od­
rzucenia ultimatum. Tymczasem z powodów formalnych
rozmowy się przedłużały i strona niemiecka przedłużyła
termin upływu ultimatum. Niestety, wiadomość nie dotarła
do formacji bombowej, znajdującej się już w powietrzu.
Próby sygnalizacji z ziemi podejmowane przez niemiec­
kich żołnierzy nie przyniosły efektu. Kilkadziesiąt heinkli
He-111 zrzuciło ponad 1300 bomb na centrum miasta, zabi­
jając ok. 900 cywilów. Był to tak duży szok dla Holendrów,
że o 15.50 miasto skapitulowało. W międzyczasie wystar­
towała kolejna fala bombowców, którą udało się odwołać
dopiero w ostatniej chwili10.
Upadek Rotterdamu skomplikował plany gen. Win-
kelmana, ale wciąż był on skłonny walczyć. Możliwość
terrorystycznych nalotów była brana pod uwagę jeszcze
przed wojną i nie stanowiła takiego zaskoczenia, jak moż­
na się było spodziewać. Umocnienia wokół Hagi wciąż
mogły powstrzymać postępy niemieckich czołgów. Jed­
nakże Winkelman wkrótce dostał wiadomość od dowódcy
garnizonu w Utrechcie, płk. Vorst tot Vorsta, że niemieckie
samoloty zrzuciły ulotki, w których Holendrom grożono
„losem Warszawy” w przypadku kontynuowania oporu.
Holenderski naczelny dowódca nie był pewny, czy to bluff,
czy faktyczna groźba. Przykład Rotterdamu działał jed­
nak na wyobraźnię, wobec czego, zgodnie z poleceniem
królowej, żeby unikać niepotrzebnych ofiar, o godz. 16.50
holenderskie oddziały otrzymały rozkaz zniszczenia broni
i kapitulacji. Potwierdzone to zostało o godz. 19.00 w ra­
diowym wystąpieniu do narodu holenderskiego.

10 A. Kesselring, Żołnierz do końca. Warszawa 1996? s. 74-78.


Decyzja o kapitulacji spotkała się z oporem części ofi­
cerów. Już w godzinach rannych 14 maja większość okrę­
tów holenderskich odpłynęła do Wielkiej Brytanii w celu
kontynuowania wojny. Także część jednostek, zwłaszcza
tych, które nie uczestniczyły w intensywnych walkach, nie
mogła uwierzyć w ten rozkaz. Wczesnym rankiem, 15 ma­
ja, gen. Winkclman spotkał się z gen. Kiichlerem w celu
uzgodnienia warunków kapitulacji. Niemiecki dowódca
domagał się rozciągnięcia umowy na wszystkie holen­
derskie wojska, na co nie zgodzili się jednak Holendrzy.
Kategorycznie oświadczyli, że kapitulacja dotyczy jedy­
nie wojsk znajdujących się w metropolii, nie zaś państwa
jako takiego. Oznaczało to, że Holandia wciąż znajduje się
w stanie wojny z III Rzeszą. Pamiętać należy, że nie był to
jedynie symboliczny gest — większość marynarki wojennej
ewakuowała się do Wielkiej Brytanii, zaś w Indiach Holen­
derskich znajdowały się także oddziały kolonialne.
Pomimo kapitulacji holenderskie oddziały na Zeelan-
dii wciąż nie składały broni. 8 batalionów holenderskich
zostało wspartych przez francuską 60. DP. z 7. Armii gen.
Girouda. Na wyspie znalazły się także oddziały nowo sfor­
mowanej francuskiej 68. DP. Niestety, współpraca między
sojusznikami układała się fatalnie. Co więcej, morale
obrońców nie było wysokie. Dlatego zmotoryzowany pułk
SS „Deutschland” z SS-VT stosunkowo łatwo zmusił od
odwrotu obrońców wyspy.
W czasie kilkudniowych walk Holendrzy stracili ok.
2500 zabitych i 7000 rannych. Ponadto ocenia się, że bli­
sko 2000 cywilów zostało zabitych, z czego połowa to
ofiary nalotu na Rotterdam. Wojska niemieckie poniosły
porównywalne straty; szczególnie wysokie były one wśród
oddziałów 7. DLotn. oraz 22. DP. Również wysokie stra­
ty poniosły oddziały SS, które walczyły z największym
poświęceniem, przybierającym często charakter bezmyśl­
nej brawury. Niemcy stracili także dużą liczbę samolotów
transportowych.
Armia holenderska skapitulowała po 5 dniach walki.
Zapewne mogła w dalszym ciągu kontynuować opór, lecz
groźba ofiar wśród ludności cywilnej skłoniła głównodo­
wodzącego gen. Winkelmana do poddania się. Najprawdo­
podobniej gdyby istniała szansa na uzyskanie pomocy z ze­
wnątrz, opór byłby kontynuowany, jednak trudna sytuacja
na pozostałych odcinkach frontu uniemożliwiała aliantom
udzielenie jakiegokolwiek wsparcia.
Czy Holendrzy byli skazani na porażkę? Biorąc pod
uwagę całą kampanię 1940 r. — zdecydowanie tak; byli
najsłabszym z przeciwników Wehrmachtu w maju 1940 r.
i możliwość utrzymania niepodległości przez ich kraj była
uzależniona od wyniku walk w Belgii i północno-wschod­
niej Francji. Tym niemniej dla OKW opanowanie Holandii
nie stanowiło celu najważniejszego. Do wykonania tego
zadania przeznaczono minimalne siły. Dlatego armia ho­
lenderska mogła pokusić się o znacznie dłuższą obronę. Po­
pełniono jednak szereg błędów, które w efekcie doprowa­
dziły do szybkiego załamania się obrony. Po pierwsze, nie
doszło do współpracy pomiędzy oddziałami holenderskimi
a francuskimi. Po zaskakującym przełamaniu Linii Peel-
-Raam Holendrzy zdecydowali się na pośpieszny odwrót
na linię rzek Mozy i Waal. Uniemożliwiło to utworzenie
odpowiednio silnych pozycji przez oddziały francuskiej
7. Armii. Co więcej, Holendrzy nie potrafili w ciągu kilku
dni zlikwidować desantów niemieckich na swoim zaple­
czu. Był to kardynalny błąd, który świadczy bardzo nega­
tywnie o wojskach holenderskich. Ale nawet utrzymanie
się odosobnionych oddziałów niemieckich nie stanowiło
zagrożenia; były nim mosty. Gdyby udało się je zniszczyć,
niemieckie przyczółki byłyby niczym innym jak tylko
niewielkimi enklawami, obsadzonymi przez nielicznych
żołnierzy bez ciężkiej broni. W rzeczywistości umożliwiły
one wtargnięcie czołgów 9. DPanc. w głąb obrony holen­
derskiej, co doprowadziło do jej załamania. Niestety, sła­
bo wyszkolone i kiepsko uzbrojone oddziały holenderskie
nie były w stanie pokonać nawet znacznie słabszych, ale
walczących z determinacją niemieckich spadochroniarzy.
Natomiast nie można odmówić Holendrom wytrwałości
i odwagi, ale już walki z września 1939 r. pokazały, że samą
odwagą i poświęceniem nie można zastąpić nowoczesnego
uzbrojenia.

WALKI W ŚRODKOWEJ BELGII

Wczesnym rankiem 10 maja 1940 r., gdy na terenie


Holandii lądowali niemieccy spadochroniarze, większość
sił Luftwaffe przeprowadziła zakrojone na szeroką skalę
naloty na belgijskie i francuskie lotniska. Niemal wszystkie
większe instalacje leżące w odległości do 400 km od grani­
cy niemieckiej zostały zbombardowane11. Celem ataków
było sparaliżowanie alianckiego lotnictwa i wyeliminowa­
nie jak największej liczby samolotów jeszcze na ziemi. Cel
ten udało się tylko częściowo zrealizować, tym niemniej
zdołano zyskać przewagę w powietrzu już od pierwszych
godzin ofensywy. Stanowiło to element konieczny dla re­
alizacji planów operacyjnych niemieckich sił zbrojnych.
Gdy 18. Armia gen. Ktichlera wkraczała na tereny Ho­
landii, główne siły Grupy Armii „ET gen. von Bocka, sku­
pione w ramach 6. Armii gen. Reichenaua, przekroczyły
granicę z Belgią oraz południową Holandią. Ich pierwszym
celem było Maastricht — z bardzo ważnymi przeprawami
na Mozie — oraz trzy mosty na Kanale Alberta w Veldwe-
zelt, Vroenhoven oraz Kanne. Ich opanowanie nie było
sprawą łatwą, bowiem o ile mostów holenderskich pilno­

11 10 maja zaatakowanych zostało 47 lotnisk we Francji, 15 w Belgii


oraz 10 w Holandii. Zob. M. Spiek, op. cit., s. 51-52.
wały jedynie posterunki umieszczone w prowizorycznych
umocnieniach lub tylko strażnicach, to mostów belgijskich
strzegł najnowocześniejszy fort na świecie — Eben Emael.
Jego załoga liczyła ok. 1300 żołnierzy, a baterie dział były
w stanic zdziesiątkować każdego przeciwnika, który zbli­
żyłby się do mostów. Tak więc nawet gdyby udało się je
opanować, bardzo szybko wojska przeprawiające się przez
nie znalazłyby się pod silnym ostrzałem. Oprócz załogi
fortu ten odcinek belgijskiej obrony obsadzała 7. DP 12.
W niemieckich planach GA „B” miała wykonać jedynie
pozorowane uderzenie, mające zwabić alianckie siły I GA
na teren Belgii, ale gdyby jej oddziały utknęły już na gra­
nicy, umożliwiłyby wojskom francusko-brytyjskim zajęcie
umocnionych pozycji na linii Dyle, a niemiecka 6. Armia
nie byłaby w stanie im poważnie zagrozić. To z kolei mogło
stworzyć zagrożenie dla głównego niemieckiego uderzenia,
prowadzonego przez wojska GA „A”. Dlatego tak ważne
było opanowanie mostów na Mozie i Kanale Alberta.
W realizacji tego zadania niemieckie dowództwo posta­
nowiło wykorzystać siły powietrznodesantowe. Utworzono
Grupę Szturmową „Koch”13, składającą się z czterech grup
nazwanych: „Stal”, „Beton”, „Żelazo” oraz „Granit”. Każda
z nich liczyła niecałą setkę ludzi. Trzy pierwsze grupy mia­
ły wylądować na szybowcach DSF 230 nieopodal mostów
i wyeliminować belgijskie posterunki, a następnie utrzymać
przyczółki do nadejścia sił zmotoryzowanych. Najtrudniej­
sze zadanie przypadło Grupie „Granit” — otóż opanowa­
nie mostów nie dawało żadnej korzyści, gdyż działa fortu
Emen Emael mogły z łatwością je zniszczyć oraz zadać

12 Dowódca fortu mjr Jean Jottrand podlegał dowódcy belgijskiego


I Korpusu, choć jego załoga składała się z dwóch batalionów Regimentu
Fortecznego Twierdzy Liege, która znajdowała się w pasie działania
III Korpusu, zob. B. Quarrie, German airborne..., s. 69.
13 Jej nazwa pochodziła od nazwiska dowódcy, kpt. Waltera

Kocha.
znaczne straty wojskom niemieckim próbującym przez nie
przejechać. Dlatego 85 żołnierzy tej grupy musiało wylądo­
wać na samym forcie i zniszczyć jak najwięcej stanowisk
przeciwlotniczych i artyleryjskich. Dzięki temu miało być
możliwe przeprowadzenie silnego nalotu stukasów w celu
zniszczenia pozostałych stanowisk belgijskich. Zakładano,
że bezszelestne szybowce nie zostaną wykryte, zaś lądowa­
nie bezpośrednio na forcie skróci do minimum czas wejścia
do walki niemieckich żołnierzy.
Pomiędzy 5.15 a 5.35 10 maja 1940 r. nieopodal trzech
mostów na Kanale Alberta oraz na forcie Eben Emael wylą­
dowali niemieccy żołnierze. Udało im się uchwycić po krót­
kiej walce mosty w Vcldwezelt oraz Vroenhoven. Natomiast
nie udało się zaskoczyć obrońców Kanne — odgłosy zbliża­
jącej się kolumny pancernej zaalarmowały garnizon, który
w momencie zauważenia szybowców wysadził most, zaś
lądujący niemieccy żołnierze spotkali się z silnym ogniem
przeciwlotniczym, który doprowadził do rozbicia jednego
z szybowców. Następnym udało się wylądować i wyeli­
minować Belgów, ale było już za późno — most został
wysadzony. Co więcej, wkrótce Niemcy musieli odpierać
silne kontrataki okolicznych belgijskich posterunków; nie
dysponując ciężką bronią, z trudem unikali zniszczenia.
W tym samym czasie na forcie Eben Emael lądowały
szybowce Grupy „Granit”. Natychmiast po wylądowaniu
niemieccy żołnierze przystąpili do zakładania ładunków
wybuchowych w kazamatach i wieżach artyleryjskich.
W ciągu kilku minut udało się wyeliminować działa zagra­
żające zdobytym w pobliżu mostom. Zostało w ten sposób
wykonane podstawowe zadanie postawione niemieckim
żołnierzom. Jednak sytuacja spadochroniarzy była trudna
— znaleźli się na szczycie fortu, w którym znajdowało się
kilkuset Belgów; pozbawieni przy tym byli ciężkiej broni.
Wydawało się kwestią czasu, kiedy ruszy kontratak obroń­
ców. Oberleutnant Rudolf Witzig tak wspomina następne
godziny:

W ciągu kilku godzin umiarkowanych walk rozpo­


znaliśmy wejścia [do bunkrów] i zdołaliśmy spenetrować
opanowane obiekty, ale wtedy belgijska artyleria rozpo­
częła gwałtowny ostrzał naszych pozycji, a ich piechota
atakowała nas wielokrotnie przez północno-zachodnie
zbocze, pokryte gęstymi zaroślami. Później dowiedzieli­
śmy się z belgijskich źródeł, że to nie były kontrataki, ale
jedynie ataki rozpoznawcze. Ta noc obyła się bez incy­
dentów. Po całym dniu intensywnych walk cały podod­
dział leżał, wyczerpany i przygwożdżony nieregularnym
ogniem. Każda seria mogła oznaczać początek kontrataku,
którego tak bardzo się baliśmy, więc nasze nerwy były
bardzo napięte. Około 7.00 (11 maja) wysunięta sekcja
51. Batalionu Pionierów w końcu dotarła do skraju for­
tyfikacji. Po pogrzebaniu naszych zabitych i przekazaniu
jeńców w końcu mogliśmy odpocząć14.

Przeprowadzone przez belgijski garnizon kontrataki oka­


zały się nieskoordynowane i nie przyniosły żadnych korzyści.
Co więcej, dowódca fortu, mjr Jean Jottrand, uznał sytuację
za beznadziejną i zdecydował się na rozmowy kapitulacyjne.
Liczył, że uda mu się przeciągnąć rozmowy na tyle długo,
by umożliwić nadejście pomocy. Jednak załoga fortu była
tak zdemoralizowana, że bez rozkazu zaczęła się poddawać.
W takiej sytuacji nie było mowy o pertraktacjach, pozostało
jedynie złożenie broni. Dzięki temu operacja, mająca na celu
jedynie chwilowe unieszkodliwienie fortu, zakończyła się
jego zdobyciem. Niemcy, pamiętający waleczność armii bel­
gijskiej z 1914 r., byli ogromnie zaskoczeni łatwością, z jaką
udało im się osiągnąć sukces. Z niecałych 500 żołnierzy

14 Cyt. za: B. Quarrie, Fallschirmjdger....,s. 52 [tłum. — P.K.].


biorących udział w akcji zginęło jedynie 43, a 99 odniosło
rany, Jeden został uznany za zaginionego i jak się później
okazało, trafił do niewoli. Takimi skromnymi siłami i przy
wręcz minimalnych stratach udało się w ciągu kilkudziesię­
ciu minut przełamać belgijskie pozycje obronne. W powstałą
lukę zaczęły wkraczać kolejne dywizje niemieckiej 6. Ar­
mii, na czele z 4. DPanc. i 20. DP (zmot.), które wcześniej
opanowały samo Maastricht. Za nimi maszerowały dywizje
niemieckiego IV Korpusu Armijnego, a dalej — kolejne od­
działy niemieckie. Nic nie stało im na przeszkodzie przed
wdarciem się do centrum Belgii 15.
Niemiecki atak nie był zaskoczeniem dla belgijskiego
dowództwa. Dzień wcześniej attachć wojskowy w Berli­
nie, Georges Goethals, przekazał informacje pozyskane
z „pewnego źródła” o planowanym na 10 maja niemiec­
kim uderzeniu. Podobne ostrzeżenia docierały do Brukseli
już wcześniej, lecz okazywało się, że spodziewane ataki
nie następowały. Belgowie nie mogli jednak wiedzieć, że
wszystkie one były prawdziwe, lecz w ostatniej chwili
Hitler przesuwał termin rozpoczęcia ofensywy. Dlatego
9 maja sceptycznie podchodzono do kolejnej tego typu
„rewelacji”. Co więcej, owym „źródłem” był Hans Oster,
oficer niemieckiej Abwehry, a więc wywiadu wojskowe­
go. Sam fakt przynależności do organizacji wywiadowczej
poddawał w wątpliwość wiarygodność uzyskiwanych od
niego informacji. Mimo wszystko zdecydowano się posta­
wić wojska w stan gotowości, lecz nie cofnięto żołnierzom
przepustek. Również sami żołnierze i oficerowie traktowali
alarm raczej jako kolejne ćwiczenia, nie zaś prawdziwe
ostrzeżenie. Dlatego niemieckie desanty na mosty okazały
się tak skuteczne.
O świcie 10 maja 1940 r. król Leopold III, sprawujący
bezpośrednie dowództwo nad armią belgijską, stanął przed

15 C. B e k k e r, Atak na wysokości..., s. 102-111.


trudnym zadaniem. Niemal na samym początku wojny po­
zycje jego wojsk zostały przełamane, a miały się bronić
przynajmniej kilka dni, dając czas na zajęcie pozycji obron­
nych wojskom francusko-brytyjskim. Dlatego niezwłocznie
zwrócił się z prośbą do aliantów o wkroczenie na teren jego
kraju. Jednocześnie wydano rozkaz lotnictwu belgijskie­
mu, by zbombardowało zdobyte przez Niemców mosty.
Liczono, że uda się dzięki temu zatrzymać falę niemieckich
żołnierzy, wdzierających się na tyły wojsk belgijskich; jed­
nakże z 9 wysłanych samolotów Fairey Battle zestrzelonych
zostało 6, nie osiągając żadnego celu.
Także lokalne kontrataki okazały się nieskuteczne; co
więcej, zajmująca ten odcinek frontu belgijska 7. DP po­
niosła duże straty i musiała w nieładzie się wycofać. W tym
momencie cały belgijski front obronny został zagrożony.
Zarówno dywizje stacjonujące na wysokości Kanału Al­
berta, jak i wzdłuż Mozy, zostały zagrożone okrążeniem.
Leopold III nie miał innego wyjścia, jak wydać rozkaz od­
wrotu na tzw. Linię KW, biegnącą w przybliżeniu wzdłuż
pozycji alianckich na Linii Dyle. Zamiast więc 4-5 dni
wojska belgijskie nie były w stanie obronić swych pozycji
przez więcej jak kilka godzin. 10 i 11 maja prowadziły one
odwrót na nowe pozycje obronne, starając się powstrzymać
nacierające wojska niemieckie przez wysadzanie przepraw
i minowanie dróg'. Nie mogło to jednak w znaczący sposób
opóźnić niemieckich postępów; jedyną nadzieją dla Belgów
pozostały wojska francusko-brytyjskie.
Przekroczyły one granicę rankiem 10 maja. Jednocze­
śnie gen. Gamelin potwierdził dowódcy francuskiej 7. Ar­
mii aktualność „Wariantu Breda”. Oznaczało to, że oddziały
tej armii miały jak najszybciej kierować się w stronę Bredy
i nawiązać styczność z armią holenderską. Na południe od
7. Armii maszerowały dywizje brytyjskie, mające zająć
pozycje na wschód od Brukseli. Gdy dotarły tam, oka­
zało się, że umocnienia, które miała obsadzić 3. DP gen.
Montgomery’ego, zajmuje belgijska 10. DP. Próba poro­
zumienia pomiędzy dowódcami obu oddziałów okazała się
nieskuteczna. Również interwencja dowódcy brytyjskiego
II Korpusu, gen. Alana Brooke’a, u Leopolda III okazała
się nieskuteczna. W końcu sam gen. Georges musiał użyć
swego autorytetu, by Belgowie przekazali pozycje Brytyj­
czykom.
Pomiędzy Wawre a Namur miała zostać rozlokowana
francuska 1. Armia. Jej ubezpieczenie miał zapewnić Kor­
pus Kawalerii gen. Prioux, wysuwając swoje posterunki
w kierunku miejscowości Hannut. Jej południowe skrzy­
dło osłaniać miała francuska 9. Armia, zajmując pozycje
wzdłuż Mozy. Francuska 2. Armia w zasadzie nie zmieniła
swoich pozycji, a jedynie wysunęła dywizje i brygady ka­
walerii w kierunku Ardenów w celu przesłonięcia swoich
linii.
Tajne porozumienia pomiędzy alianckim Naczelnym
Dowództwem a sztabem belgijskim przewidywały, że na
Linii Dyle zostaną przygotowane zapory przeciwpancer­
ne oraz odpowiednie umocnienia. Dzięki temu zaraz po
wkroczeniu na obszar Belgii wojska brytyjskie i francuskie
mogłyby zająć odpowiednio silne pozycje. Jakież było zdzi­
wienie dowódców brytyjskich i francuskich, gdy zamiast
przygotowanych systemów fortyfikacyjnych zastali jedynie
niezorganizowane i nieukończone schrony bojowe i stano­
wiska dla artylerii! Co gorsza, przeszkody przeciwpancerne
były jedynie częściowo rozmieszczone, nie tworząc zwarte­
go systemu; w dodatku były wysunięte dalej na wschód niż
zakładano. Zwłaszcza na wysokości francuskiej 1. Armii
zaniedbano odpowiednich przygotowań, a to właśnie tutaj
miało dojść do rozstrzygającego starcia pomiędzy woj­
skami niemieckimi i francuskimi. Belgowie celowo nie
ukończyli prac, licząc, że „zmusi” to wojska francuskie
do zajęcia lepszych pozycji, bliżej granicy z Niemcami,
a przez to zwiększy obszar Belgii, który uda się obronić
przez okupacją. Trudno takie założenie ocenić inaczej niż
jako głupotę. Skoro Belgowie chcieli zabezpieczyć więk­
szość swojego terytorium, powinni przed niemieckim ata­
kiem wpuścić wojska sojuszników na swój obszar. Skoro
jednak nie zdecydowali się na to — sabotowanie planów
alianckich dla wygrania własnych partykularnych korzyści
było wyjątkowo krótkowzroczne.
W nocy z 11 na 12 maja w Mons odbyło się spotkanie
króla Leopolda III, jego doradcy gen. van Overstreatena,
francuskiego ministra obrony Daladiera, gen. Georgesa,
gen. Bilotte’a oraz gen. Pownalla (szefa sztabu gen. Gorta).
Celem spotkania było ustalenie dalszych działań alianckich.
Zdecydowano, że wojska belgijskie wycofają się na Linię
Dyle i zajmą stanowiska na północ od wojsk brytyjskich.
Na pozycjach pozostać miały jedynie oddziały forteczne
twierdzy Liege, zaś obsada twierdzy Namur miała prowa­
dzić działania opóźniające, m.in. poprzez wykonanie du­
żych zniszczeń komunikacyjnych.
Jednocześnie potwierdzono aktualność Planu Dyle. Woj­
ska niemieckie miały być powstrzymane na Linii Dyle za
wszelką cenę. Nie było to jednak zadanie tak proste, jak
wcześniej zakładano — przełamanie belgijskich pozycji już
pierwszego dnia spowodowało, ze nie udało się przygoto­
wać odpowiednich umocnień przez wojska aliantów. Gdyby
Belgowie je wcześniej rozbudowali, negatywne następstwa
takiego stanu rzeczy udałoby się zminimalizować; niestety,
tak się nie stało.
Także obrona holenderska na Linii Peel-Raam została
szybko przełamana, a wobec zajęcia mostów w Moerdijk
przez niemieckich spadochroniarzy utrzymanie kontaktu
z Twierdzą Holandia stało się niewykonalne. Oznaczało to
w praktyce przesądzenie losu Holandii już w drugim dniu
niemieckiej ofensywy. Z powyższych przyczyn, zamiast
spodziewanej obrony na silnych pozycjach, wojska francu-
sko-brytyjsko-belgijskie czekał klasyczny bój spotkaniowy.
Wobec panowania Luftwaffe w powietrzu wśród dowód­
ców alianckich trudno byłoby szukać optymistów. Tak więc
niemieckiemu dowództwu udało się osiągnąć najważniejszy
cel. Alianci nie zdawali sobie sprawy, że mają przed sobą
jedynie niewielką część sił niemieckich, których zadanie
polegało jedynie na zwabieniu ich w pułapkę.
Aby maksymalnie opóźnić postępy wojsk niemieckich,
dowództwo alianckie podjęło próby zniszczenia przepraw
na Mozie i Kanale Alberta. Lotnictwo alianckie w dniach
11 i 12 maja wykonało kilka nalotów. Wzięły w nich udział
zarówno samoloty brytyjskie, jak i francuskie. Zakończyły
się one jednak tylko ogromnymi stratami, bowiem Niemcy
zawczasu przygotowali bardzo silną obronę przeciwlot­
niczą przyczółków, a niebo nad nimi patrolowały liczne
eskadiy myśliwskie; przestarzałe alianckie bombowce były
więc wysyłane niemal na pewną śmierć. Doskonałym tego
przykładem był nalot wykonany rankiem 12 maja 1940 r.
przez 9 samolotów Bristol Blenheim. Do bazy powrócił
tylko jeden z nich, pozostałe zaś padły łupem myśliwców
niemieckich. Kolejny atak, tym razem wykonany przez
5 samolotów Fairey Battle należących do 12. dywizjonu
76. Skrzydła Bombowego, zakończył się zestrzeleniem
wszystkich brytyjskich samolotów przez obronę przeciw­
lotniczą16. Atak jednej z francuskich eskadr zakończył się
podobnie. Z 18 samolotów Breguet 693 stracono 11. Po­
dobne skutki przynosiły inne akcje, podejmowane przez
alianckie lotnictwo przeciw niemieckim kolumnom pan­
cernym czy przeprawom. Choć udało się uszkodzić most
w Veldwezelt, to nie powstrzymało to przeprawiających
się wojsk niemieckich. Tylko Brytyjczycy tego jednego
dnia stracili 29 bombowców oraz 10 myśliwców. Do końca
trzeciego dnia niemieckiej ofensywy siły RAF-u na kon­
tynencie straciły już ok. 40% maszyn bombowych. Były

16 D. R i c h a r d s , op. cit., s . 112-122.


to straty już nie ogromne, ale katastrofalne. W kolejnych
dniach zrezygnowano z podobnych akcji, zdając sobie spra­
wę z ich bezcelowości17.
Po przekroczeniu Mozy i Kanału Alberta dywizje nie­
mieckiej 6. Armii przystąpiły do realizacji kolejnego zada­
nia. Musiały związać walką wojska alianckie, by uniemoż­
liwić ich wycofanie w razie powodzenia uderzenia przez
Ardeny. Jednocześnie doszło do reorganizacji niemieckich
formacji pancernych. Do tej pory działające oddzielnie
3. i 4. DPanc. znalazły się pod rozkazami gen. Hoepne-
ra w ramach jego XVI Korpusu Zmotoryzowanego, który
miał stanowić szpicę całej 6. Armii. Dwie niemieckie dy­
wizje pancerne należały do „starych” dywizji, powstałych
przed wybuchem wojny. Były one doskonale wyszkolone,
a żołnierze zdobyli doświadczenie w walkach w Polsce.
Dysponowały razem ponad 600 czołgami, z których jed­
nak tylko niecałe 140 to średnie Panzer III i IV. Kierunek
ich uderzenia stanowiła tzw. Luka Gembloux. Był to ob­
szar nizinny, stosunkowo płaski, bez znaczącej przeszkody
wodnej, a więc idealnie nadający się do działania czołgów.
Dlatego na tym miejscu został skupiony główny wysiłek
niemieckiej 6. Armii. Jej zadaniem było tylko związanie
wojsk alianckich na tym odcinku, ale gdyby udało się roz­
bić wojska francuskie w tym miejscu, mogłoby to zachwiać
obroną całej I GA.
Ze znaczenia tego obszaru zdawał sobie sprawę gen.
Gamelin, a także jego podwładni. Dlatego front na tym od­
cinku obsadzać miała 1. Armia gen. Blancharda. Jej główną
siłę stanowił Korpus Kawalerii gen. Prioux, złożony z 2. i 3.
DLM. W sumie dysponował on ok. 500 czołgami, w tym
ok. 180 nowoczesnymi Somua S-35. Pozostałe to ok. 240
Hotchkiss H35/39 oraz ok. 65 AMR-35. Wspierały go trzy
korpusy armijne (III, TV i V), każdy złożony z jednej dywi­

17 C . B e k k e r , Atak na wysokości..., s. 132-135.


zji zmotoryzowanej oraz jednej pólnocnoafrykańskiej lub
marokańskiej. Były to jedne z najlepszych dywizji w armii
francuskiej; zwłaszcza dywizja marokańska zaliczana była

do ugrupowań elitarnych. Żołnierze pochodzący z północ­


nej Afryki byli bardzo waleczni i nieustępliwi, w prze­
szłości wielokrotnie dowodząc swoich walorów. Ponadto
w odwodzie gen. Blancharda znajdowała się 1. Dywizja
Kirasjerów, dysponująca dodatkowymi kilkudziesięcioma
czołgami, w tym ciężkimi Char B1 bis. W V Korpusie gen.
Blocha oraz w odwodzie armii znajdowały się 515. oraz
519. Brygada Czołgów (w sumie 4 bataliony, po 2 czołgów
H-35 i R-35). Wreszcie w rezerwie pozostawała „klasycz­
na” 32. DP.
Gen. Blanchard zdawał sobie sprawę, że aby powstrzy­
mać postępy oddziałów niemieckich, musi zyskać kilka dni,
by jego dywizje mogły umocnić się na nowych pozycjach.
Wobec dominacji Luftwaffe w powietrzu, tylko w oparciu
o umocnienia jego dywizje mogły mieć nadzieje na od­
parcie niemieckich dywizji pancernych. Główna pozycja
obronna jego wojsk powinna biec od Wawre na północy,
przez Gembloux, do Namur na południu. Główne siły fran­
cuskie znalazły się na tej rubieży rankiem 12 maja. Aby
zdobyć potrzebny czas na ich umocnienie, gen. Blanchard
wydał rozkaz gen. Prioux, by zajął swoimi dywizjami re­
jon wokół miejscowości Hannut. 2. DLM gen. Bourgaina
rozmieściła swe oddziały pomiędzy Tienen (Tirlemont)
a Hannut, zaś 3. DLM gen. Langlois — między Hannut
a Huy nad Mozą.
Do nawiązania kontaktu bojowego między czołówka­
mi francuskimi i niemieckimi doszło w godzinach rannych
12 maja. 4. DPanc. gen. Stevera otrzymała rozkaz zajęcia
Hannut, co miało zabezpieczyć rozwijające się dywizje pie­
choty przed uderzeniem francuskiej 1. Armii. Na północ od
niej posuwać się miała 3. DPanc. gen. Stumpffa. Na podej­
ściach do Hannut doszło do starcia pododdziałów 36. Regi­
mentu Pancernego 4. DPanc. z ubezpieczeniami francuskiej
3. DLM. Niemcom udało się unieruchomić 7 z 25 czołgów
przeciwnika bez strat własnych. Mniej szczęścia miał drugi
z regimentów tej dywizji — 35. — który trafił na nieustę­
pliwą obronę francuskich żołnierzy, wspartych okopanymi
czołgami. Doszło do zażartej walki, w której zniszczonych
zostało 9 francuskich oraz 5 niemieckich czołgów. Francuzi
zostali zmuszeni do odwrotu, zaś 4. DPanc. zajęła Hannut
i ruszyła w kierunku pobliskiego Crehen, gdzie udało jej się
wyjść na tyły 2. Pułku Kirasjerów, należącego do 3. DLM.
Szybkie postępy niemieckiej dywizji wystawiły ją na atak
2. DLM. Uderzające z flanki czołgi Somua S-35 przebiły
niemieckie linie i zmusiły „pancerniaków” gen. Stevera
do odwrotu. Ok. południa do walki włączyła się 3. DPanc.
Wykonała ona podobny manewr jak wcześniej jednostka
francuska, uderzając na odsłoniętą flankę przeciwnika. Atak
niemiecki wsparły stukasy, bombardując kolumny pancerne
francuskiej dywizji. W ten sposób udało się ustabilizować
sytuację18.
Pierwsze starcia zakończyły się sukcesem dywizji nie­
mieckich, które zajęły Hannut. Okazało się jednak, że fran­
cuscy żołnierze nie zamierzali łatwo sprzedać skóry i ich
pokonanie wymagać będzie znacznego wysiłku. Gen. Ho-
epner nie chciał dać czasu przeciwnikowi na uporządkowa­
nie szeregów i rozkazał kontynuowanie ataku. Niemieckie
oddziały natrafiły jednak na bardzo silny ogień artyleryjski,
pod osłoną którego francuskie czołgi przeszły do kontr­
ataku. Doszło do intensywnej wymiany ognia, która nie
dała jednak rozstrzygnięcia. Pod koniec dnia obie strony
wycofały się na pozycje wyjściowe.
Pierwszy dzień walk wokół Hannut zakończył się tak­
tycznym zwycięstwem niemieckiego XVI Korpusu. Udało
mu się zająć miejscowość oraz zmusić francuskie ubez­

18 J . S o l a r z , op. cit.,s . 31-33.


pieczenia do odwrotu. Jednak gen. Prioux mógł sobie po­
gratulować — jego dywizje związały w walce niemieckie
formacje pancerne, które co prawda zyskały nieco terenu,
ale były to zdobycze niewielkie. Oddając wolno przestrzeń,
zyskiwano coś o wiele cenniejszego — czas potrzebny po­
zostałym oddziałom 1. Armii na umocnienie pozycji na linii
Wawre-Gembloux-Namur19.
13 maja niemieckie wojska GA „A” miały podjąć próbę
forsowania Mozy pomiędzy Namur a Sedanem. Aby zabez­
pieczyć ich flankę, niemiecka 6. Armia musiała związać
walką siły alianckie w Belgii. Kluczowym elementem tych
działań było zaabsorbowanie sił 1. Armii gen. Blanchar-
da. W tym celu gen. Hoepner rozkazał swoim dywizjom
kontynuowanie ataku na pozycje francuskiego Korpusu
Kawalerii, nie czekając na wsparcie piechoty. Jedynie część
18. DP mogła wspomóc jego dywizje. Piechurom udało się
jeszcze w godzinach nocnych wyprzeć obrońców miejsco­
wości Wansin, zdobywając dogodne pozycje do ataku dla
4. DPanc. Gen. Langlois, dowódca 3. DLM, zdecydował
się przygotować kontratak swoich pododdziałów w celu
wyparcia przeciwnika, ale trudna sytuacja jego dywizji
zmusiła go do rezygnacji z tego zamiaru — musiał skupić
się na odparciu skoordynowanego ataku obu niemieckich
dywizji pancernych; nie mógł przy tym liczyć na pomoc
2. DLM. Co prawda gen. Bourgain przygotował uderzenie
odciążające na flankę niemieckiej 4. DPanc., ale jego czoł­
gi spotkały się z silną obroną przeciwpancerną w pobliżu
Crehen. Co więcej, niemieckie dowództwo postanowiło
zebrać pododdziały rozpoznawcze z 35., 61., 269. DP i za
ich pomocą dokonać dywersyjnego ataku w kierunku Huy.
Bourgain nie był w stanie poważnie zagrozić 2. DLM, ale
skutecznie wiązał walką jej siły. W ten sposób 2. DLM nie
mogła przyjść z pomocą siostrzanej jednostce.

19 P. P. B a 11 i s t e 11 i, op. cit., s. 75-77.


Niemiecka 3. DPanc. atakowała z północy w kierunku
Mariless i Orp, zaś 4. DPanc. — po osi Thisnes i Mer-
dorp. Niemieckie oddziały powoli spychały przeciwnika
na zachód. Niemieckie czołgi działały w dużych grupach,
koncentrując swój wysiłek na wybranych punktach, gdy
z kolei Francuzi operowali małymi oddziałami. Dyspo­
nowali za to przewagą pancerza i uzbrojenia nad czoł­
gami niemieckimi, z których większość stanowiły lekkie
Panzer I i II. Do największego starcia sił pancernych obu
stron doszło w pobliżu Orp. Tak wspomina to francuski
żołnierz:

Dym, pył. Nie widzę wicie. Próbuję jechać prosto,


a potem następuje straszliwe uderzenie. Nasz czołg odry­
wa się od ziemi i opada z powrotem na gąsienice. Uderzam
nogami o pancerz i boję się, że je połamałem. Za mną zga­
sło światło. Wieża została zerwana. Prawdopodobnie trafił
nas jakiś duży pocisk. Przede mną wciąż gęsta zasłona
pyłu i dymu. Nie wiem, gdzie jestem ani jak odróżnić
swoich od wrogów. Obracam się. Nasz działonowy leży
zmasakrowany z tyłu czołgu. Musiał zostać zmiażdżony,
kiedy urwało wieżę. Porucznik zniknął. Wyleciał z wieżą.
[...] Wtedy nagle w pobliżu, około dwudziestu metrów ode
mnie, pojawia się niemiecki czołg. Mój czołg, nierucho­
my, na wpół zniszczony, nie może go powstrzymać. Do­
łącza do niego drugi. [...] Są mniejsze niż mój. Ich działa
mają stosunkowo mały kaliber. To muszą być czołgi lekkie
PzKpfw I lub II. Zapalam motor i wciskam sprzęgło. Mój
czołg skacze do przodu, bez wieży jadę znacznie szyb­
ciej. Oni nie mają czasu na manewr i ich taranuję. Słyszę
tylko zgrzyt gąsienic o metal. Nie mogą uciec. Jak we
śnie odbezpieczani granat zapalający i kładę go na swoim
siedzeniu. Za pięć minut buchające z niego płomienie i żar
zapalą mój czołg. Kiedy zmieni się w pochodnię, zapali
dwie maszyny wroga. Zmykam w tył. Jeden skok i jestem
na zewnątrz20.

Powyższy cytat pokazuje, jak zażarte walki toczyły się


tego dnia w okolicach Orp i Merdorp. Pomimo zawziętości
francuscy żołnierze z 3. DLM nie byli w stanie wytrzymać
uderzenia dwóch niemieckich dywizji pancernych. Dlatego
pod koniec dnia gen. Langlois podjął decyzję odwrotu. Jego
oddziały wycofały się na wysokość miejscowości Perwez
2. DLM gen. Bourgaina, naciskana przez kombinowane
niemieckie grupy bojowe od zachodu, mając odsłoniętą
lewą flankę, także musiała się wycofać.
14 maja gen. Hoepner wydał rozkaz 4. DPanc., by konty­
nuowała atak skierowany na 3. DLM. Sądził, ze poprzednie­
go dnia udało się rozbić francuską dywizję i teraz pozostało
tylko ścigać pokonanego przeciwnika. Dlatego 3. DPanc.
otrzymała rozkaz ataku bezpośrednio na francuskie pozycje
na linii Wawre-Gembloux-Namur. Niemieckie dowództwo
przeceniło swój sukces z poprzedniego dnia. Wycofanie się
francuskich dywizji wynikało głównie z faktu, iż miały one
prowadzić działania opóźniające, a nie wdawać się w de­
cydujące starcia. Dlatego nacierające bez odpowiedniego
wsparcia oddziały 4. DPanc. natrafiły ponownie na silną
obronę ukrytych w lesie czołgów francuskich. Udało się
po długiej walce zmusić je do odwrotu, ale kosztem kolej­
nych strat. Również atak 3. DPanc. na pozycje francuskie
nie przyniósł większych efektów — pozbawiona wsparcia
piechoty, nie była w stanie pokonać przygotowanych do
obrony wojsk francuskich.
Pod koniec 14 maja obie dywizje Korpusu Kawalerii
gen. Prioux wycofały się na główną linię obrony francu­
skiej 1. Armii. W ten sposób zakończyła się bitwa o Hannut.

20 Cyt. za: H. S e b a g - M o n t e f i o r e , Dunkierka. Do ostatniego


żołnierza, Warszawa 2010, s. 81.
Było to największe starcie pancerne kampanii zachodniej.
Zakończyło się taktycznym sukcesem niemieckim. Dywizje
francuskie zostały zmuszone do odwrotu. Tym niemniej
Niemcy musieli zapłacić dużą cenę za odniesiony sukces
— wyeliminowanych z walki zostało ok. 160 czołgów, pod­
czas gdy Francuzi stracili tylko 105 pojazdów. Co prawda
dzięki zajęciu pola bitwy możliwe było wyremontowanie
2/3 z uszkodzonych czołgów, ale na pewien czas XVI Kor­
pus Zmotoryzowany został mocno osłabiony. Sami Fran­
cuzi nie czuli się pokonani; w skali operacyjnej odnieśli
sukces. Gen. Prioux miał jedynie zyskać czas potrzebny
na przygotowanie pozycji obronnych przez piechotę 1. Ar­
mii — i cel ten udało mu się osiągnąć. Jednocześnie zadał
znaczne straty niemieckim dywizjom pancernym.
W momencie, kiedy XVI Korpus Zmotoryzowany to­
czył walki wokół Hannut, główne siły niemieckiej 6. Armii
powoli rozwijały się do uderzenia na pozostałe siły alianc­
kie znajdujące się na Linii Dyle. Na południe od wojsk gen.
Hoepnera operowała 20. DP (zmot.), która miała zabezpie­
czać ich flankę. Została mu ona przydzielona z odwodów
GA „A”. Poniżej operować miał XXVII Korpus Armijny
gen. Wagnera, złożony z 253. oraz 269. DP. Z kolei północ­
ną flankę dywizji pancernych zabezpieczał silny IV Korpus
Armijny, dowodzony przez gen. von Schwedlera. Miał on
w swej dyspozycji 7., 18., 35. oraz 61. DP. Z kolei zadanie
związania walką dywizji brytyjskich zajmujących pozycje
od Wawre do Louvain otrzymał XI Korpus Armijny gen.
Korzfleicha, złożony z 14., 19. oraz 31. DP. Na północ od
niego, naprzeciw wojsk belgijskich, miał rozwijać się IX
Korpus Armijny gen. Geyera, w składzie którego znajdo­
wały się 30., 56. oraz 216. DP. Natomiast na obszarze nad­
morskim miały operować wojska wydzielone z niemiec­
kiej 18. Armii, walczącej w Holandii. Ich zadaniem było
związanie w walce francuskiej 7. Armii, zajmującej pozycje
wokół Antwerpii.
Z kolei ugrupowanie alianckie w dniu 14 maja obej­
mowało francuską 9. Armię gen. Corapa, zajmującą po­
zycje na południe od Namur wzdłuż Mozy. Na wysoko­
ści Namur rozmieszczone były dwie belgijskie dywizje:
2. Strzelców Ardeńskich oraz 8. DP. Najważniejszą pozycję
wciąż zajmowała francuska 1. Armia gen. Blancharda. Od
Namur w kierunku północnym pozycje zajmował V Kor­
pus Armijny gen. Blocha. Samo miasto obsadzała 5. DINA
(dywizja północnoafrykańska). Jej lewym sąsiadem była
12. DP (zmot.). Centrum pozycji obronnych znajdowało się
w okolicy Gembloux. Rejon ten zabezpieczał IV Korpus
Armijny gen. Aymesa. Na południe od miasta rozlokowano
15. DP (zmot.), zaś na północ, w okolicach Ernage — eli­
tarną 1. Dywizję Marokańską. Północną flankę 1. Armii
obsadzał III Koipus Armijny gen. de Fornela de la Lau-
rencie. Jego 1. DP (zmot.) oraz 2. DINA miały utrzymać
łączność z wojskami brytyjskimi, znajdującymi się na linii
rzeki Dyle. Rezerwę 1. Armii stanowiły 2. i 3. DLM, wy­
cofane po bitwie o Hannut.
Ważne zadanie w alianckim ugrupowaniu spełniały
wojska btytyjskie. Miały one zabezpieczyć stolicę Belgii.
Na północ od Wawre rozlokował się brytyjski I Koipus
Armijny gen. Dilla, mający w pierwszej linii 1. i 2. DP,
następnie na wysokości Louvain II Korpus Armijny gen.
Brooka, z 3. DP na głównych pozycjach. Pozostałe bry­
tyjskie dywizje znajdowały się początkowo w odwodzie.
Na północ od nich rozmieszczone zostały dywizje belgij­
skie, systematycznie wycofywane z pozycji nadgranicz­
nych. Na linii Louven-Lier znajdowały się odpowiednio
10., 5., 2.,11. oraz 6. DP, zaś 9. DP tworzyła rezerwę od­
cinka. Pomiędzy Lier a Antwerpią z kolei rozmieszczono
15. i 12. DP, a 18. DP znajdowała się w odwodzie. Samego
portu w Antwerpii broniły 13. i 17. DP. W rezerwie belgij­
skiego naczelnego dowództwa znajdowały się 1. Dywizja
Strzelców Ardeńskich, wycofana z Ardenów, a także 1.,
3. oraz 4. DP21. Rejon nadbrzeżny zajmowała 7. Armia gen.
Girouda.
14 maja rozpoczęły się decydujące walki w centralnej
Belgii. Ponownie główne zadanie przypadło 3. i 4. DPanc.
gen. Hoepnera. Zarówno gen. Stumpff, jak i gen. Stever
zwracali uwagę swemu zwierzchnikowi, że dywizje zo­
stały mocno osłabione i konieczne są uzupełnienia. Bra­
kowało amunicji i paliwa, zaś żołnierze byli wyczerpani
po walkach o Hannut. Ich zdaniem, należało czekać na na­
dejście piechoty, jednak dowodzący niemiecką 6. Armią
gen. Reichenau ponaglał dowódcę XVI Korpusu. Należało
zabezpieczyć działania sił GA „A” i nie dać aliantom chwili
wytchnienia, nawet jeśli to oznaczać miało duże straty. Dla
dobra całej operacji ryzyko znacznych strat było dla niego
do zaakceptowania. Dlatego jeszcze przed zakończeniem
bitwy o Hannut 3. DPanc. otrzymała rozkaz ataku w kie­
runku Ernage, zaś 4. DPanc., po wycofaniu 3. DLM —
bezpośrednio na Gembloux.
Podejmowane w dniu 14 maja ataki na główną pozycję
obronną francuskiej 1. Armii nie przyniosły praktycznie
żadnych efektów. Niemieckie czołgi raz za razem natra­
fiały na niezwykle intensywny ogień artyleryjski, którego
uzupełnieniem były dobrze przygotowane stanowiska dział
przeciwpancernych i pola miniowe. Było jasne, że bez po­
mocy piechoty nie uda się przełamać pozycji francuskich.
Gen. Hoepner nie dawał jednak za wygraną — liczył, że
przy wsparciu Luftwaffe uda się zachwiać obrońcami. Istot­
nie, ataki stukasów zrobiły duże wrażenie na niedoświad­
czonych żołnierzach francuskich, dla których był to chrzest
bojowy; tym niemniej wytrwali oni na stanowiskach. Chcąc
nie chcąc, dowódca XVI Korpusu Zmotoryzowanego mu­

21 Ponadto 14. DP reorganizowała się w głębi Belgii, zaś 7. DP


znalazła się we Francji, zob. E. de F a b r i b e c k e r s , La campage de
L’armee Beige en 1940, Bruxelles 1978, s. 97-112.
siał wydać rozkaz, by jego czołgi przerwały bezcelowe
natarcia.
Dopiero w nocy z 14 na 15 maja dywizje niemiec­
kiej piechoty zaczęły zbliżać się do pozycji francuskich.
Mający nadejść wkrótce ranek miał przynieść wznowie­
nie walk. Spokojniej mijał dzień na północ od stanowisk
1. Armii. Brytyjskie ubezpieczenia nawiązały kontakt bo­
jowy z patrolami niemieckimi. Stosunkowo spokojnie było
również dalej na północ. Belgowie umacniali swoje pozy­
cje, zaś francuska 7. Armia prowadziła działania obronne
przeciwko słabym natarciom oddziałów niemieckiej 18.
Armii.
15 maja o godz. 8.00 rozpoczął się kolejny niemiecki
atak na alianckie pozycje. 3. i 4. DPanc. atakować miały
miejscowość Ernage, kilka kilometrów na północ od Gem­
bloux. Gen. Hoepner zdawał sobie sprawę, że czołgi nie
są w stanie się przebić, wobec czego rozkazał, aby atak
prowadziły bataliony strzelców wchodzące w skład 3. i 4.
Brygady obu dywizji. Wsparcia miały im udzielić stukasy
oraz artyleria dywizyjna. Dopiero po osiągnięciu sukcesu
przez piechotę w powstałą lukę miały wejść czołgi. W tym
samym czasie na prawej flance 7. oraz 18. DP z IV Korpusu
Armijnego zaatakowałyby miejscowość Ottignies nad rzeką
Dyle, której bronił francuski III Korpus Armijny. Z kolei
przeprawy w Wawre, Gastouche oraz Louvain, bronione
przez odziały brytyjskie, miały być zaatakowane przez dy­
wizje XI Korpusu Armijnego. 15 maja doszłoby więc do
klasycznej „bitwy w wielkim stylu”, w której główną rolę
odegrałaby piechota i artyleria.
Niemiecki atak rozpoczął się o 8.00 po półgodzinnym
przygotowaniu artyleryjskim. Początkowo strzelcy z obu
dywizji pancernych nie napotkali wielkiego oporu. Na­
wet francuska artyleria nie otwierała ognia. Gdy czołowe
oddziały osiągnęły przedni skraj pozycji francuskich, do
akcji weszły czołgi. Miały one razem z piechotą przeła­
mać pozycje francuskie. W tym momencie na oddziały
niemieckie spadł huraganowy ogień artyleryjski. Piechota
została niemal natychmiast zastopowana i nie mogła się
ruszyć. Z kolei czołgi utknęły na przeszkodach przeciw­
pancernych, stając się łatwym celem dla artylerii prze­
ciwpancernej oraz dział polowych strzelających ogniem
bezpośrednim. 12. i 36. Regiment Strzelców 4. DPanc.
ponosił coraz większe straty. Wsparcie udzielone przez
VII Korpus Lotniczy nie zmieniło ich sytuacji. Co praw­
da artyleria francuska nieco zmniejszyła natężenie ognia,
ale w dalszym ciągu nie było mowy o kontynuowaniu
natarcia.
Jeszcze gorzej wiodło się żołnierzom 3. Regimentu
Strzeleckiego 3. DPanc. W nocy poszczególne bataliony
straciły orientację w terenie i wysunęły się za bardzo na
północ. Zamiast atakować pozycje Marokańczyków, ude­
rzyły na miejscowość Perbais, obsadzoną przez 110. Re­
giment 1. DP (zmot.). Dopiero wsparcie przez dodatkowe
bataliony artylerii oraz stukasy pozwoliło wznowić natarcie.
Do południa natarcie XVI Koipusu Zmotoryzowanego nie
przyniosło większych efektów. Piechota ponosiła znacz­
ne straty, zaś czołgi nie mogły przebić się przez zapory
przeciwpancerne. Wszelkie próby kończyły się tylko utra­
tą kolejnych pojazdów. Gen. Hocpner był przygnębiony.
Meldunki jego podwładnych były jednoznaczne: „Dalsze
natarcie jest niemożliwe”22.
Także niemieckie korpusy IV i XI nie osiągnęły po­
wodzenia. Próby przekroczenia rzeki Dyle zakończyły się
fiaskiem. Jedynym sukcesem było zepchnięcie francuskich
i brytyjskich ubezpieczeń na zachodni brzeg. Próby utwo­
rzenia przyczółków zakończyły się jedynie znacznymi stra­
tami wśród oddziałów. Około południa niemieckie natarcie
znalazło się w impasie.

22 P.P. B a t t i s t e l l i , op. cit., s. 82-83.


Niemcy nie wiedzieli jednak, że także ich przeciwnik
poniósł znaczne straty. Ogień niemieckiej artylerii, wspartej
intensywnymi nalotami bombowców nurkujących, również
był zabójczy. 7. Regiment Marokański zajmujący Ernage
trzymał się resztkami sił. Jeszcze gorzej przedstawiała się
sytuacja 2. Regimentu Marokańskiego, który zajmował
praktycznie odkryty teren. Niektóre kompanie przestały
praktycznie istnieć. 1. Regiment Marokański został zmu­
szony do wycofania się bezpośrednio do Gembloux, gdzie
utworzył nową pozycję obronną. Dowódca Marokańczy­
ków, gen. Mellier, zażądał wykonania kontrataku przez
2. DLM, jednakże jej czołgi zostały już wykorzystane do
wsparcia V Korpusu. Jedyne siły, jakie mogły być przez
niego wykorzystane, to 35. Batalion Czołgów dysponujący
45 pojazdami R-35. Także francuska artyleria ucierpiała
znacznie. Ogień przeciwbateryjny prowadzony przez nie­
miecką artylerię był mało skuteczny, natomiast zabójcze
okazały się stukasy, które systematycznie niszczyły francu­
skie stanowiska ogniowe. Szczególnie podatne na działanie
Luftwaffe okazały się ciężkie dywizjony artylerii koipuśnej,
w których znaczny odsetek żołnierzy stanowili rezerwiści.
Dla nich przeraźliwy dźwięk niemieckich bombowców
nurkujących był bardzo demoralizujący; tym niemniej,
pomimo ciężkich strat, do południa francuskie oddziały
utrzymały swoje pozycje.
Gen. Hoepner nie chciał dać za wygraną. O 12.00 za­
planowano przeprowadzenie kolejnego nalotu na pozycje
francuskie. Pod jego osłoną 3. i 4. DPanc. powinny były
wznowić natarcie, jednakże francuski ogień nie stał się
wcale lżejszy. Dowodzący 35. Regimentem Pancernym
Oberleutnant Eberbach odmówił wznowienia natarcia. Do
tej pory jego brygada utraciła w dotychczasowych walkach
połowę maszyn, w tym jego własną. Wściekły gen. Ste-
ver ruszył do sztabu 33. Regimentu Strzelców, chcąc, aby
piechota ruszyła naprzód; jednakże jedyne, co udało mu
się osiągnąć, to rana od francuskiego szrapnela. Utracono
także kontakt z częścią dowódców poszczególnych oddzia­
łów, tym niemniej poczyniono pewne postępy. Praktycznie
opanowano miejscowość Ernage, wzięto nawet niewielką
liczbę jeńców, lecz nie było mowy o dalszym natarciu.
Nie lepiej sytuacja wyglądała w 3. DPanc. Dywizja
posiadała jeszcze trzy bataliony strzelców, które nie brały
dotąd udziału w walce, liczono więc na możliwość konty­
nuowania natarcia. Jednak także Francuzi na tym odcinku
byli bardziej aktywni i przeprowadzili kilka kontrataków,
wspartych przez czołgi. Tylko dzięki wykorzystaniu prze­
ciwlotniczych dział kal. 88 mm oraz rzuceniu do walki re­
zerw udało się je odeprzeć. Zażarte walki toczyły się do
godz. 18.00. Gdy stało się jasne, że nie uda się przełamać
pozycji francuskich, zdecydowano się na odwrót na pozycje
wyjściowe.
15 maja kończył się niezbyt optymistycznie dla niemiec­
kiego dowództwa. Nie udało się przełamać francuskich
pozycji, zaś straty własnych oddziałów, zwłaszcza 3. i 4.
DPanc., były bardzo duże. Gen. Hoepner chciał następnego
dnia wznowić natarcie, wspierając swoje dywizje pancerne
— 20. DP (zmot.) oraz 35. DP z IV Korpusu. Jednak zarów­
no dowódcy poszczególnych dywizji, jak i jego przełożo­
ny, gen. Reichenau, stanowczo się temu sprzeciwili. Byli
pod wrażeniem zaciekłości obrońców, zwłaszcza żołnierzy
marokańskich, którzy nie mieli zamiaru się wycofywać po­
mimo gigantycznych strat. Wydawało się, że ogień artylerii
i intensywne naloty nie robiły na nich wrażenia. Niemcy
byli także zaskoczeni intensywnością i skutecznością ognia
francuskiej artylerii. Ich własne działa nie mogły stanowić
dla niej przeciwwagi i tylko dzięki wsparciu Luftwaffe
w ogóle możliwe było prowadzenie natarcia. Co więcej,
zaczynało brakować amunicji i paliwa. Z tego względu do­
wództwo niemieckiej 6. Armii zdecydowało się wznowić
działania zaczepne dopiero 17 maja, dając oddziałom dzień
na uporządkowanie szeregów, uzupełnienie zapasów oraz
zajęcie odpowiednich pozycji wyjściowych. Gen. Reiche-
nau zdecydował, że dopiero po rozwinięciu wszystkich sił
jego armii możliwe będzie wznowienie ofensywy.
Również strona francuska nie miała ochoty świętować;
udało się wprawdzie powstrzymać niemieckie natarcie,
ale kosztem znacznych strat. Nie to jednak było najgorsze.
Już w godzinach rannych dowódca I GA gen. Bilotte wy­
dał rozkaz, by 1. Armia była gotowa do odwrotu w razie
konieczności. Niepokojące wieści z odcinka 2. i 9. Armii
nie pozwoliły na wykorzystanie sukcesu. Zamiast przepro­
wadzić kontratak na osłabione niemieckie wojska, część
sił 1. Armii została skierowana do zabezpieczenia swego
prawego skrzydła, gdzie tworzyła się coraz większa luka.
Tego dnia niemieckie oddziały zdobyły szereg przyczół­
ków na Mozie pomiędzy Dinant a Sedanem, grożąc całemu
alianckiemu ugrupowaniu w Belgii.

NIEMIECKI ATAK PRZEZ POŁUDNIOWĄ BELGIĘ


I LUKSEMBURG

Gdy GA „B” wkraczała na obszar Holandii i Belgii,


a Luftwaffe atakowała lotniska aliantów, do działań przy­
stąpiły także główne siły uderzeniowe GA „A”. Na jej pra­
wym skrzydle 4. Armia gen. von Kluge ruszyła w kierunku
Dinant. Natarcie prowadziła 5. DPanc. gen. von Hartlieba,
wchodząca w skład XV Korpusu Zmotoryzowanego gen.
Hotha. Na południe od niej operowała 7. DPanc. gen. Rom-
mla, formalnie wchodząca w skład II Korpusu Armijnego
gen. Straussa. W tym samym czasie znad granicy francusko-
-belgijskiej ruszyły na wschód oddziały francuskiej 9. Ar­
mii gen. Corapa. Miała ona uprzedzić Niemców w marszu
ku Mozie i zabezpieczyć jej zachodni brzeg. Najbardziej
na północ miała maszerować 5. DP (zmot.), będąca jedyną
dywizją II Korpusu Armijnego gen. Bouffeta. Obszar po­
między Dinant a Givet obsadzić miał XI Korpus Armijny
gen. Martina z 18. i 22. DP. Poniżej Givet rozmieszczony
był XLI Korpus Armijny gen. Libauda. Pozycje zajmowane
przez jego jednostki znajdowały się na terytorium Francji,
więc już przed niemieckim atakiem zostały przygotowane
do obrony. Francuskie pozycje ubezpieczały 1. i 4. Lekka
Dywizja Kawalerii oraz 3. Brygada Spahisów. W odwodzie
9. Armii znajdowały się ponadto dwie dywizje piechoty:
4. DINA oraz 53. DP.
Do spotkania obu armii doszło w godzinach popołudnio­
wych 12 maja. Niemieckie oddziały miały znacznie więk­
szą odległość do przebycia niż ich przeciwnicy, tym nie­
mniej samochody pancerne pododdziałów rozpoznawczych
5. i 7. DPanc. dotarły do Mozy, zanim Francuzi zdołali
zająć odpowiednie pozycje. Dlatego zarówno gen. Hartlieb
jak i gen. Rommel rozkazali swoim żołnierzom spróbować
zająć niezniszczone jeszcze mosty przez zaskoczenie. Nie­
stety, pomimo zamieszania po przeciwnej stronie, udało się
francuskim i belgijskim żołnierzom wysadzić mosty, po
których usiłowali się przedostać Niemcy.
Jednakże obaj niemieccy dowódcy nie zrezygnowali
— wysłali patrole w górę i w dół rzeki, by znalazły nie­
zniszczone mosty lub miejsca umożliwiające przeprawę
i budowę mostów polowych. Szczęście uśmiechnęło się
do motocyklistów z 5. DPanc., którzy nieopodal miejsco­
wości Houx na północ od Dinant odkryli groblę. Co wię­
cej, po przeciwnej stronie nie było przeciwnika. Poczekali
do zmierzchu, by pod osłoną ciemności przedostać się na
drugą stronę. Dopiero o 8 rano 13 maja dowódca francu­
skiej 18. DP gen. Duffet otrzymał informację o sforsowa­
niu Mozy na jego odcinku. Przekazał informację swojemu
zwierzchnikowi, lecz ten otrzymał ją dopiero o 10. Nie­
zwłocznie przekazał ją dalej, lecz do dowódcy 9. Armii
gen. Corapa dotarła dopiero o 11, a dowodzący całym fron­
tem północno-wschodnim gen. Georges odebrał ją dopiero
w południe. Francuscy dowódcy, zamiast od razu wykonać
kontratak i zepchnąć Niemców do rzeki, nie podejmowa­
li samodzielnie żadnych działań, czekając na dyspzycje
zwierzchników. Tak więc Niemcy mieli kilka godzin, by
umocnić się na przyczółku, zanim w ogóle francuskie do­
wództwo było w stanie się zorientować w sytuacji.
Mniej szczęścia mieli żołnierze gen. Rommla — jego
dywizja musiała po prostu sforsować Mozę pod ogniem
nieprzyjaciela. O godz. 4.30 13 maja pododdziały 6. i 7.
regimentów 7. Brygady Strzeleckiej rozpoczęły spuszcza­
nie gumowych pontonów do wody. Francuzi nie dali się
zaskoczyć i na przeprawiających się spadł grad pocisków
artyleryjskich, wzmocniony ogniem karabinów maszyno­
wych. Pierwsza fala atakujących poniosła znaczne straty,
lecz gen. Rommel nie dawał za wygraną. Polecił czołgom
wspomóc piechotę oraz podpalić okoliczne zabudowania,
by dym dał chociaż niewielką osłonę atakującym. W koń­
cu, za cenę ciężkich strat, udało się utworzyć niewielki
przyczółek, lecz nie było mowy o kontynuowaniu natarcia.
Dopiero po zapadnięciu zmroku saperzy przeprawili kilka
czołgów na drugi brzeg. Dzięki ich wsparciu możliwe było
kontynuowanie natarcia i rozszerzenie przyczółka, a następ­
nie budowa mostów pontonowych23.
Zdobycie przyczółków na Mozie przez 5. i 7. DPanc.
było groźne, leczy było to nic w porównaniu z tym, co wy­
darzyło się bardziej na południe, na wysokości Luksembur­
ga. Na tym odcinku Niemcy skoncentrowali swoje główne
siły uderzeniowe. Tworzyło je 5 dywizji pancernych oraz
3 zmotoryzowane. Zostały one skupione w ramach wy­
dzielonej grupy pancernej gen. von Kleista. Siłę napędową
uderzenia miał stanowić XIX Korpus Zmotoryzowany gen.
Guderiana. złożony z 1., 2. oraz 10. DPanc. oraz elitarnego

25H. L u c k , Byłem dowódcą pancernym, Warszawa 2006, s. 48-


50.
Regimentu „GroBdeutschland”. Miał on nacierać przez
Luksemburg w kierunku Sedanu, spychając francuskie
ubezpieczenia. Po osiągnięciu rzeki dywizje gen. Guderiana
miały spróbować zdobyć z zaskoczenia przeprawy, lecz
OKH sceptycznie oceniało szansę na sukces. Spodziewano
się raczej konieczności podciągnięcia piechoty i artylerii,
które mogłyby rozpocząć atak ok. 19-20 maja.
Na północ od XIX Korpusu operować miał XXXXI
Korpus Zmotoryzowany gen. Reinhardta, złożony z 6. i 8.
DPanc., wspieranych przez 2. DP (zmot.). Miał on nacierać
mniej więcej wzdłuż granicy belgijsko-luksemburskiej. Za
dywizjami pancernymi miały ruszyć 13. i 29. DP (zmot.),
tworzące XIV Korpus Zmotoryzowany gen. Wieterscheima.
Zadaniem tych jednostek było udzielanie wsparcia czołgom
w sytuacji, gdyby napotkały na zbyt silną obronę lub wa­
runki terenowe utrudniały działania pojazdów pancernych.
W ramach grupy pancernej gen. Kleista skupiona została
połowa niemieckich wojsk szybkich. Za nimi postępowały
korpusy 12. Armii gen. Lista, liczące w sumie 8 dywizji
piechoty (w tym jedna górska). Wszystkie należały do I fa­
li mobilizacyjnej i stanowiły kwiat niemieckiej piechoty
w tym czasie. Zadaniem 12. Armii było oczyszczanie terenu
zdobytego przez dywizje szybkie i zapewnienie łączności
z podstawą operacyjną. Na południe od 12. Armii operować
miała 16. Armia gen. Buscha. Jego siedem dywizji piecho­
ty miało z jednej strony związać walką jednostki francu­
skie na północnym odcinku Linii Maginota, następnie zaś
zabezpieczyć lewą flankę nacierających na zachód wojsk
niemieckich. W odwodzie gen. Rundstedta znajdowało się
kolejnych 5 dywizji piechoty. Ponadto OKH wkrótce po
rozpoczęciu ofensywy przekazała pod jego rozkazy kilka
kolejnych jednostek, w tym zmotoryzowane dywizje SS.
Naprzeciw tym olbrzymim siłom Francuzi rozmieścili
słabą 2. Armię gen. Huntzingera. Na wysokości Sedanu
pozycje zajmował X Korpus Armijny gen. Gransarda, zło­
żony z dwóch dywizji piechoty. Samo miasto obsadzała
55. DP. Należała ona do dywizji rezerwowych kategorii
,,B”, a więc najsłabszych w armii francuskiej. Na południe
od niej rozmieszczona została 3. Dywizja Północnoafrykań-
ska. Na prawo od niej znajdował się XVIII Korpus Armijny
gen. Rocharda, złożony z 1. i 3. Dywizji Kolonialnej oraz
41 . DP. W momencie niemieckiego ataku na obszar Luk­
semburga miały wkroczyć lekkie dywizje kawalerii 2. i 5.
oraz 1. Brygada Kawalerii. Ich zadaniem była osłona wojsk
francuskich i opóźnianie ewentualnego niemieckiego ataku.
Wspierać miały ich belgijskie oddziały tzw. Grupy „K” gen.
Kayaertsa, złożonej z 1 . Dywizji Strzelców Ardeńskich24
oraz 1 . Dywizji Kawalerii. W rezerwie gen. Huntzinge-
ra pozostawała tylko jedna, 71 . DP, również należąca do
klasy „B”. Ponadto w jego dyspozycji znajdowała się 503.
Brygada Czołgów, złożona z dwóch batalionów pojazdów
FCM-36 oraz jednego R-35. Na obcinku obronnym 2. Ar­
mii rozmieszczonych zostało także kilka formacji fortecz-
nych.
Francuska 2. Armia stanowiła najsłabszy związek ope­
racyjny I GA. Stanowiło to konsekwencję przyjętego przez
gen. Gamelina założenia, że główne niemieckie uderzenie
skieruje się na centralną Belgię. Z drugiej strony, niepraw­
dą jest, jakoby Francuzi całkowicie wykluczali możliwość
niemieckiego uderzenia z kierunku Ardenów, jednakże
warunki terenowe oraz sieć drogowa o stosunkowo ma­
łej przepustowości powodowały, że wydawało się to mało
prawdopodobne. W opinii francuskiego dowództwa nie­
wielkie siły powinny być w stanie powstrzymać postępy
nieprzyjaciela, dając czas na wzmocnienie obrony na linii
Mozy. W tym celu wysłano do Luksemburga jednostki ka­
walerii, okazało się jednak, że w starciu z kilkanaście razy

24 Artyleria tej dywizji znajdowała się na pozycjach obronnych na


Kanale Alberta.
silniejszym przeciwnikiem nie były one w stanie wykonać
postawionego przed nimi zadania. Pomimo tego dotarcie
niemieckich dywizji do Mozy nie oznaczało jeszcze kata­
strofy — musiały przecież jeszcze ją sforsować. W przeci­
wieństwie do pozostałych armii I GA, 2. Armia nie musiała
zmieniać pozycji, dzięki czemu możliwe było wykorzysta­
nie przygotowanych w czasie „dziwnej wojny” umocnień.
Zdaniem Francuzów, w takiej sytuacji, nawet gdyby Niem­
cy zaatakowali na tym odcinku, potrzebowaliby ok. tygo­
dnia na podciągnięcie odpowiednich sił, zwłaszcza ciężkiej
artylerii, by móc pokusić się o przeprowadzenie forsowania
Mozy. Dałoby to czas na przerzucenie odpowiednich od­
wodów i wzmocnienie 9. Armii na tyle, by była w stanie
odeprzeć atak. Wszystkie te założenia wydawały się bardzo
logiczne. Nie wzięto jednak pod uwagę szybkości działań
niemieckich jednostek.
O świcie 10 maja dywizje pancerne grupy gen. Kleista
przekroczyły granicę luksemburską. To małe państwo nie
posiadało praktycznie sił zbrojnych, toteż niemieckie od­
działy nie napotkały na żadne przeszkody. Po południu dy­
wizje gen. Guderiana dotarły do granicy belgijskiej. W mo­
mencie wkroczenia na obszar Belgii zaczęły się problemy.
Jeden z belgijskich batalionów granicznych powstrzymywał
przez dwie godziny całą 1. DPanc. w granicznej miejscowo­
ści Martelange. Gdy udało się w końcu zmusić Belgów do
odwrotu, w miejscowości Bodange dwa plutony strzelców
ardeńskich przez blisko 5 kolejnych godzin uniemożliwiały
dalszy marsz25. Jeszcze gorzej wiodło się 2. DPanc., która
utknęła prawie na cały dzień pod miejscowością Strain-
champs. 10. DPanc. kierowała się w stronę Etalle, natra­

25 Natarcie 1. DPanc. zostało skoordynowane z działaniem III Ba­


talionu Pułku „GroBdeutschland”, który na samolotach Fiseler Storch
został wysadzony na tyłach wojsk belgijskich w miejscowości Witry;
H . G u d e r i a n , Wspomnienia żołnierza, Warszawa 1991, s. 103.
fiając na stosunkowo najmniejszy opór wojsk belgijskich,
ale za to nawiązała kontakt z francuską 5. DLC. Również
nacierający na północ od XIX Korpusu Zmotoryzowanego
w kierunku Bastogne III Korpus Armijny gen. Hassę miał
trudności z pokonaniem oporu Belgów. 3. i 23. DP musiały
mozolnie przebijać się przez pozycje belgijskie. Ich marsz
utrudniały zniszczenia i pola minowe26.
Pierwszy dzień niemieckiej ofensywy przez Ardeny za­
kończył się mało optymistycznie dla atakujących. Okazało
się, że nawet niewielkie pododdziały były w stanie na kilka
godzin powstrzymywać kolumny pancerne. Wąskie drogi
oraz zniszczenia dokonane przez Belgów uniemożliwia­
ły wykorzystanie gigantycznej wręcz przewagi Niemców.
Także lotnictwo nie mogło w żaden sposób wspomóc wojsk
lądowych, gdyż bombardowania mogłyby jedynie zwięk­
szyć zniszczenia, dodatkowo hamując ruch pojazdów. Już
pierwszego dnia doszło do nawiązania kontaktu z kawalerią
francuską. Dysponując komponentem zmechanizowanym,
dywizje kawalerii francuskiej były w stanie skutecznie po­
wstrzymywać marsz oddziałów niemieckich. Wolne po­
stępy grupy gen. von Kleista doprowadziły do powstania
ogromnego zatoru na drogach. Ponad 40 tysięcy pojazdów
zostało stłoczonych na kilku trasach, stojąc niemal zderzak
w zderzak od siebie. Gdyby alianckie lotnictwo bombowe
przeprowadziło skoncentrowane naloty na niemieckie ko­
lumny, mogłoby zadać im gigantyczne straty. Niemieckie
pojazdy nie miałyby możliwości manewru, pełniąc faktycz­
nie rolę strzelnicy dla alianckich lotników. Na szczęście dla
wojsk niemieckich Francuzi i Brytyjczycy znacznie więk­
sze znaczenie przywiązywali do zniszczenia niemieckich
przepraw na Kanale Alberta i tam koncentrowali eskadry
bombowe27.

26 A. S h e p pe rd, o p . cit., s. 37-38.


27 K. M a c k s a y , Guderian, Warszawa 1992, s. 97-100.
Wieczorem 10 maja gen. Gamelin mógł przypuszczać,
że operacje przebiegają zgodnie z jego przewidywaniami.
Niemcy dokonali zmasowanych ataków na Holandię, gdzie
wysadzono szereg desantów. Przeprowadzony śmiały atak
na fort Eben Emael pozwolił im zdobyć już pierwszego
dnia przeprawy na Kanale Alberta, co mogło wzbudzić nie­
pokój francuskiego generała, ale jednocześnie utwierdziło
go w przekonaniu, że właśnie tam koncentruje się głów­
ny wysiłek armii niemieckiej. Meldunki z południowego
odcinka frontu były uspokajające — kawaleria nawiązała
kontakt z pancernymi oddziałami niemieckimi, ale udało
się je zatrzymać. Gen. Gamelin rozkazał, by część odwo­
dów skierowała się w stronę Sedanu, ale poruszać się mia­
ły tylko nocą. W jego opinii, wobec panowania Luftwaffe
w powietrzu, nie było sensu ryzykować niepotrzebnych
strat; nawet jeśli niemieckie oddziały dotrą do Mozy, będą
potrzebowały kilku dni na przygotowanie przepraw.
Tak wyglądał obraz sytuacji we francuskim Naczelnym
Dowództwie pod koniec 10 maja. Także gen. Huntzinger
nie miał powodów do obaw. Tym niemniej rozkazał odwo­
dowej 71. DP, by powoli przesuwała się w kierunku Seda­
nu, w celu wsparcia znajdującej się tam 55. DP.
Zgoła inne nastroje panowały w sztabach niemieckich.
Obawiano się alianckich nalotów kolejnego dnia. Niepoko­
jem napawały meldunki o zniszczeniach na drogach oraz
opóźnieniach spowodowanych zaciętym oporem oddziałów
belgijskich. Pojawienie się francuskich czołgów mogło je­
dynie zwiększyć trudności. W tym momencie dały jednak
o sobie znać zaniedbania i różnice w planach francuskich
i belgijskich. Belgowie traktowali działania w Ardenach jako
pomocnicze. Zamierzali stawiać jedynie krótkotrwały opór
w celu zyskania czasu na dokonanie zniszczeń. W nocy wy­
cofali swoje oddziały na północy, by dołączyły do głównych
sił broniących centralnej Belgii przed wojskami niemieckiej
6. Armii. Francuzi nie zostali o tym powiadomieni, więc nie
zajęli stanowisk opuszczonych przez sojusznika.
Z tego względu wznowione 11 maja natarcie XIX Korpu­
su Zmotoryzowanego nabrało rozmachu. 1. DPanc. przepro­
wadziła dwustronne natarcie na miejscowość Neufchateau.
Zmuszono do odwrotu broniącą miasta 5. DLC i w pościgu
za nią w godzinach popołudniowych zajęto Betrix, a wie­
czorem oddziały niemieckie znalazły się pod Bouillon, sa­
mo miasto zdobyto jednak dopiero nad ranem kolejnego
dnia. Pozostałe dywizje pancerne nie natrafiły na większy
opór. 2. DPanc. zajęła Libramont, zaś 10. DPanc. — Mor-
tehan. Także na pozostałych odcinkach niemieckie dywizje
nabierały rozpędu. Z kolei Francuzi wciąż nie podejmowali
żadnych działań; zwłaszcza ich lotnictwo zdawało się być
bezczynne. Niemieccy dowódcy walczący w Ardenach nie
wiedzieli, że w tym czasie wykrwawiało się w centralnej
Belgii28.
Dzień 12 maja rozpoczął się od zajęcia Boulion przez
strzelców 1. Brygady 1. DPanc. Co prawda wycofujący się
Francuzi wysadzili mosty na rzece Samois przepływającej
przez miasto, lecz niemieccy saperzy sprawnie przygoto­
wali prowizoryczne przeprawy, po których czołgi mogły
kontynuować natarcie. Dopiero po południu 12 maja po­
jawiły się pierwsze alianckie bombowce, jednak nalot na
mosty w Boulion nie dał większych efektów. Niemieckie
dywizje niepowstrzymane kierowały się w stronę Mozy.
Francuska kawaleria nie była w stanie powstrzymać prze­
ciwnika. Nie dysponowała odpowiednio licznymi działami
przeciwpancernymi ani tym bardziej środkami inżynieryj­
nymi pozwalającymi na niszczenie komunikacji. Zamiast
kawalerii powinny w tym miejscu znaleźć się liczne od­
działy saperów, wyposażone w ładunki wybuchowe, miny
oraz rozkładane zapory przeciwpancerne29.

28Ibidem, s. 38-39.
29 N. C a w t h r o n e , Czołgi w natarciu. Historia niemieckiej broni

pancernej, Warszawa 2009, s. 76-79.


Po południu 12 maja odbyła się narada gen. von Kle­
ista z gen. Guderianem. Dowódca grupy pancernej zdecy­
dował, że następnego dnia o godz. 16 nastąpić ma próba
forsowania Mozy w okolicy Sedanu siłami tylko dywizji
pancernych. Przewidywano, że do końca 12 maja wszyst­
kie dywizje pancerne zdołają dotrzeć do rzeki, zaś w nocy
przygotowane zostaną podstawy wyjściowe. Gen. Gude-
rian był zaskoczony. Zwrócił uwagę, że 2. DPanc. może
nie zdążyć zakończyć przygotowań. Z drugiej strony, atak
z marszu mógł pozwolić wykorzystać element zaskoczenia,
zaś silne wsparcie Luftwaffe pozwoliłoby zniwelować brak
ciężkiej artylerii30.
Doszło to sporu, jak ma wyglądać wsparcie lotnicze.
Gen. Guderian chciał, aby niemieckie eskadry przez całe
popołudnie prowadziły ciągłe naloty na francuskie pozycje.
Z kolei gen. von Kleist opowiadał się za jednym, potęż­
nym nalotem. Chciał dzięki temu osiągnąć maksymalny
efekt niszczący, uzyskany dzięki niemal jednoczesnemu
zrzuceniu setek, jeśli nie tysięcy bomb. Istotnie, było to
najefektywniejsze rozwiązanie, lecz po nalocie obrońcy zy­
skaliby czas na uporządkowanie szeregów i przeprowadze­
nie kontrataku na przeprawiające się niemieckie oddziały.
Gen. Guderian wolał, aby francuskie pozycje znajdowały
się pod kilkugodzinną ciągłą presją, dzięki czemu obrońcy
zostaliby „przyduszeni” do swoich pozycji. Straty francu­
skie byłyby niewielkie, ale z drugiej strony, nie mogliby
podejmować kontrataków. Jednak gen. von Kleist nie dał
się przekonać31.
Zgodnie z przewidywaniami, wieczorem 12 maja nie­
mieckie dywizje osiągnęły Mozę. 1. i 10. DPanc. zajęły sta­
re miasto w Sedanie wraz z historyczną twierdzą. Na północ

30 W celu wzmocnienia 3. Floty Powietrznej 13 maja do jej dyspozycji


przekazano VIII Korpus Lotniczy podległy dotychczas gen. Kesselringowi,
dowódcy 2. Floty; zob. A. K e s s e l r i n g , op. cit., s . 7 8 .
31 H. G u d e r i a n , op. cit.„ s. 95-109.
od nich 2. DPanc. również zajmowała powoli pozycje wyj­
ściowe. Główny wysiłek miał przypaść 1. DPanc., wspartej
Regimentem „GroBdeutschland”. Miała atakować bezpo­
średnio na wysokości Sedanu, a uderzenie powinno być wy­
konane na wysokości miejscowości Gauliere. Na wysokości
ataku 1. DPanc. zamierzano skoncentrować główne ataki
Luftwaffe. Ponadto ciężka artyleria 2. i 10. DPanc. również
wspierała tę dywizję. Na prawej flance 2. DPanc. powinna
forsować rzekę w Dorchery, zaś 10. DPanc. — w Wade-
lincourt. Ataki obu dywizji miały mieć charakter pomoc­
niczy i odwrócić uwagę obrońców od głównego uderzenia
na Gauliere. Tym niemniej gdyby udało im się uzyskać
powodzenie, głębokość przyczółka byłaby znacznie więk­
sza, a co za tym idzie — przeprawa oddziałów niemieckich
odbyłaby się znacznie szybciej i sprawniej. Zadanie, jakie
13 maja mieli wykonać niemieccy żołnierze, było bardzo
ryzykowne. Przy ograniczonym wsparciu artyleryjskim
mieli w biały dzień forsować rzekę pod ogniem artylerii,
następnie zaś przebić się przez fortyfikacje francuskie. Teo­
retycznie tego typu atak uznany powinien być za szaleństwo
i zakończyć się masakrą atakujących32.
Mniej więcej o 8 rano, 13 maja, na pozycje francuskiego
147. Regimentu Fortecznego oraz 55. DP zaczęły spadać
pierwsze bomby. W tym samym czasie artyleria XIX Kor­
pusu Zmotoryzowanego rozpoczęła ostrzał. Jeszcze w nocy
pozycje francuskie wzmocniła odwodowa 71. DP, dzięki
czemu 55. DP mogła skrócić front. Niestety, przed rozpo­
częciem nalotów nie zakończono przegrupowania poszcze­
gólnych batalionów. Zgodnie z rozkazem gen. von Kleista,
Luftwaffe miała dokonać jednego, zmasowanego nalotu na
francuskie pozycje. Jakież było zdziwienie gen. Guderiana,
gdy niemieckie maszyny przez ponad 6 godzin nieustannie
nadlatywały nad Sedan i zrzucały bomby na pozycje prze­

32 A . S h e p p e r d , op. cit.,s. 47-48.


ciwnika. Okazało się później, że do dowódcy II Korpusu
Lotniczego, gen. Loerzera, rozkaz z nowymi wytycznymi
przybył „za późno", nie można było go więc wdrożyć33.
Jeden z niemieckich żołnierzy stojących na przeciwle­
głym brzegu tak opisywał naloty:

Stukasy nurkują pionowo z bezchmurnego nieba [...]


Pikują z ogłuszającym gwizdem jak drapieżne ptaki, a po­
tem wspinają się w górę i znikają, robiąc miejsce dla swo­
ich krążących braci. Pojawia się ich coraz więcej i wię­
cej. Dom drży w posadach, rozpryskują się szyby. Coraz
więcej wybuchów. Coraz więcej schronów, coraz więcej
pozycji zaczyna odczuwać niszczycielskie konsekwencje
bombardowania. W niebo tryskają fontanny ziemi, poja­
wiają się kolejne leje. Co teraz czują Francuzi?

A co faktycznie czuli Francuzi? Atmosferę doskonale


oddaje relacja jednego z oficerów 147. Regimentu Fortecz­
nego:

Zbliżają się gwizdy i wybuchy. Są nad nami! Wszyscy


spięci, zęby zaciśnięte. Ziemia drży i zdaje się rozpadać.
Te pięć minut jest straszne, ale mają nadejść następne. [...]
Rozglądamy się niemal w ekstazie. Odlecieli!
Wychodzę z okopu, żeby ocenić straty, ale zaraz wska­
kuję do niego z powrotem. Nadciąga druga fala. To do­
piero początek metodycznego bombardowania, które ma
potrwać sześć godzin. [...] Czujesz, że zrzucają bomby
prosto na ciebie. Czekasz, napinają ci się mięśnie. Wybuch
jest wyzwoleniem. Ale potem jest następny huk, potem
jeszcze dwa, jeszcze dziesięć. [...J

33 Tym gen. Loerzer tłumaczył niewykonanie rozkazu od gen. Kleista.


W rzeczywistości był on podobnego zdania co gen. Guderian i celowo
zlekceważył otrzymane instrukcje; C. Bek k e r , Atak na wysokości...,
s. 134.
Mój szyfrant wygląda mizernie, patrzy przed siebie
szeroko otwartymi oczami. [...] Wspiera się na łokciach,
całe jego ciało drży po każdym wybuchu. Wciąż powtarza
cichym, drżącym głosem: „Ta na nas spadnie. To ta. Zaraz
w nas uderzy 34.

Niemieckie bombardowanie i ostrzał artyleryjski mia­


ły destrukcyjny wpływ na morale francuskich żołnierzy.
Zwłaszcza rezerwiści z 55. DP byli pod wielkim wraże­
niem. Ich psychika została dosłownie „wybombardowana”.
Natomiast straty zadane przeciwnikowi były umiarkowane.
Większość schronów nie została zniszczona; także artyle­
ria, choć ucierpiała, nie została wyeliminowana z walki.
Dlatego przeprawiające się niemieckie oddziały natrafiły
na silną zaporę ogniową35.
Główne uderzenie na wysokości Gauliete wykonać
miała 1. Brygada Strzelecka 1. DPanc., wsparta Regimen­
tem „Grol3deutschlandv oraz 43. Batalionem Pionierów.
Pierwsza próba przekroczenia rzeki zakończyła się niepo­
wodzeniem. Na żołnierzy w gumowych pontonach spadł
grad ognia. Przeprawę tę tak wspominał W. Heinlein, żoł­
nierz 2. DPanc.:

Podczas masowego przekraczania Mozy zauwa­


żyliśmy, że przeciwnik też tam jest. Dostaliśmy wtedy
niezły wycisk. Mieliśmy pierwszych zabitych; wojna to
przecież nie spacerek. Szczególnie nad Mozą mieliśmy
niesamowite straty, wpadliśmy pod straszny ostrzał, ka­
rabiny maszynowe i artyleria, wszystko razem. Obrona
była potężna36.

34 Cyt. za: H. S e b a g - M o n t e f i o r e , op. cit., s. 100-102.


35 W czasie nalotu nie udało się uniknąć pomyłek. Kilkakrotnie bomby

spadały na oddziały niemieckie. Zob. M. S p i c k, op. cit., s. 55-57.


36 Cyt. za: G. K n o p p, Wehrmacht. Od inwazji na Polskę do kapi­

tulacji, Warszawa 2009, s. 54-55.


Okazało się, że bunkry na przeciwległym brzegu nie
zostały zniszczone. Dopiero wykorzystanie przeciwlot­
niczych armat kal. 88 mm, strzelających ogniem bezpo­
średnim, pozwoliło na ich unieszkodliwienie. Tylko one
posiadały odpowiednią siłę przebicia, zdolną do penetra­
cji grubych, betonowych ścian francuskich umocnień. Po
ich neutralizacji możliwe było przeprawienie się na drugi
brzeg. Następnie niewielkie grupki niemieckich żołnierzy
systematycznie eliminowały kolejne bunkry przy użyciu
miotaczy ognia, ładunków wybuchowych i granatów.
Dopiero przed godz. 23 wieczorem 13 maja udało się
wyeliminować ostatnie francuskie punkty oporu na tym
odcinku.
Zadanie 1. DPanc. było stosunkowo najprostsze. Otrzy­
mała ona wsparcie całej ciężkiej artylerii XIX Korpusu,
a także na jej odcinku koncentrowały się wysiłki Luftwaf­
fe. Sąsiednie dywizje nie miały takiego „luksusu” — co
więcej, ich ciężkie baterie zostały przekazane 1. DPanc.
10. DPanc. atakowała na wysokości Wadelincourt. Jedyną
jej przewagą był fakt, że pozycje obronne na tym odcinku
w nocy zajęły pododdziały 71. DP i nie zdążyły jeszcze
zająć wszystkich stanowisk. Atak miały prowadzić 69.
i 86. regimenty strzeleckie 10. DPanc. Jednakże już pod­
czas pierwszego podejścia francuska artyleria zniszczyła
81 z 96 pontonów. Okazało się, że atak dużymi siłami nie
wchodzi w grę. Pozostałe łodzie wykorzystano do przepra­
wienia niewielkich grup szturmowych, złożonych z kilku,
maksymalnie kilkunastu ludzi. Okazało się, że rozwiąza­
nie to było bardziej skuteczne niż atak większymi siłami.
Drobne grupy żołnierzy były w stanie uktyć się w dymie
i niepostrzeżenie przeniknąć w głąb francuskich pozycji,
eliminując je za pomocą granatów. Tak udało się uniesz­
kodliwić najważniejsze punkty oporu przeciwnika, umoż­
liwiając 1 Batalionowi 86. Regimentu przekroczenie rzeki.
O godz. 21 ustanowiony został przyczółek, na który w nocy
przerzucano kolejne oddziały37.
Najtrudniejsze zadanie otrzymała 2. DPanc., uderzająca
na Donchery. Musiała ona pokonać najdłuższy odcinek, by
zająć pozycje wyjściowe. W dodatku część jej pododdzia­
łów utknęła w olbrzymim korku i nie mogła wziąć udziału
w ataku. Te trudności sprawiły, że jej żołnierze przystąpili
do forsowania z opóźnieniem. Z tego względu obrońcy byli
przygotowani do obrony. Co więcej, wspierała ich artyle­
ria sąsiednich odcinków, w tym 102. Dywizji Fortecznej.
Na domiar złego niemieccy piechurzy, wsparci pionierami,
musieli pokonać płaski, otwarty teren na podejściach do
rzeki. Dlatego dopiero o 19 udało się przekroczyć rzekę,
zaś przyczółek utworzono dopiero ok. 21. Było to możliwe
tylko dzięki pomocy piechurów z 1. DPanc., którzy wsparli
wysiłki kolegów z 2. Regimentu Strzeleckiego38.
Tak więc wszystkie trzy dywizje osiągnęły zamierzone
cele; tym niemniej przyczółki były jeszcze słabo obsadzone
i wykonany energicznie kontratak mógłby doprowadzić do
ich likwidacji. Niestety, Francuzi będący pod wrażeniem
całodziennego bombardowania nie byli w stanie przepro­
wadzić natarcia; co więcej, pozwolili rozszerzyć i połączyć
przyczółki. Dowodzący X Korpusem Armijnym gen. Gran-
sard powinien natychmiast przeprowadzić kontratak. Istot­
nie, znajdujący się w rezerwie 55. DP jej 213. Regiment
Piechoty ruszył w kierunku Sedanu. Miały go wesprzeć
dwa bataliony czołgów FCM-36.
W tym momencie jednak wydarzyła się jedna z najdziw­
niejszych rzeczy w czasie kampanii. Uciekający z przed­
nich pozycji francuscy żołnierze mówili, ze zaraz za nimi
nadchodzą niemieckie czołgi. Nie było w tym jeszcze ni­
czego dziwnego — często zmuszeni do odwrotu żołnierze

37 P.P. B a 11 i s t e 11 i, op. cit., s. 79-80.


38 J. S o l a r z . op. cit., s. 36-38.
byli przeświadczeni, żc przeciwnik depcze im po piętach.
Zazwyczaj oficerowie potrafili opanować panikę i przy­
wrócić porządek, jednak w tym przypadku także i oni dali
się ponieść fali paniki. Artylerzyści co pewien czas zgła­
szali meldunki, że przed ich pozycjami znajdują się czołgi
przeciwnika. Zazwyczaj były to własne czołgi zmierzające
w kierunku frontu, w ciemności omyłkowo wzięte za pojaz­
dy niemieckie. Oficerowie prosili przełożonych o pozwole­
nie odwrotu, obawiając się rozbicia przez przeciwnika.
Widząc wycofujących się artylerzystów, żołnierze in­
nych jednostek zaczęli myśleć nie o kontrataku, ale o rato­
waniu własnej skóry. Wkrótce cała 55. DP znajdowała się
w odwrocie, który bardzo szybko zakończył się po prostu
paniczną ucieczką. Sytuację próbował opanować gen. La-
fontaine, lecz jego sztab znajdował się kilkanaście kilo­
metrów od linii frontu, nie był więc w stanie bezpośrednio
wpłynąć na podwładnych. O świcie 14 maja cała dywizja
praktycznie przestała istnieć jako zorganizowana jednost­
ka. Do historii wydarzenie to przeszło pod nazwą „paniki
spod Bulson”. Tymczasem Niemcy dopiero przeprawiali
większe siły i na przyczółku nie było jeszcze ani jednego
czołgu, a jedynie kilka samochodów pancernych. Żołnie­
rze gen. Guderiana nie zdawali sobie sprawy z wydarzeń,
jakie miały miejsce tuż pod ich nosem. Skupiali się przede
wszystkim na wzmacnianiu przyczółków i pośpiesznie
przerzucali przez rzekę ludzi i pojazdy. 14 maja na drugim
brzegu znalazło się już 60 tys. ludzi i 22 tys. pojazdów 39.
W międzyczasie XXXXI Korpus Zmotoryzowany gen.
Reinhardta zdobył przeprawy w miejscowości Montherme.
na północ od Sedanu. Niestety, nie był w stanie przebić się
przez pozycje 102. Dywizji Fortecznej, tym niemniej jed­
nak pojawił się kolejny wyłom we francuskiej obronie40.

39 G . K n o p p , op. cit., s . 5 5 .
40 A. S h e p p e r d . o p . cit., s. 6 2.
Niemcy spodziewali się następnego dnia silnego prze­
ciwdziałania aliantów, w tym lotnictwa. Aby zabezpieczyć
przeprawy w nocy, rozmieszczono w ich sąsiedztwie 102.
Regiment Przeciwlotniczy, oddelegowany z I Korpusu
Przeciwlotniczego, wsparty wszystkimi pododdziałami
przeciwlotniczymi XIX Korpusu. W sumie niemieckich
pozycji broniło ponad 300 dział, poczynając od szybko­
strzelnych działek kal. 20 mm, przez 37 mm średnie działa
plot., a kończąc na ciężkich armatach kal. 88 mm. Ponadto
niebo nad Sedanem było chronione przez myśliwce Jagd-
fliegerfiihrer 3.
O świcie 14 maja w kierunku pozycji niemieckich ru­
szył francuski kontratak. Z powodu nocnej paniki zamiast
całej 55. DP wzięły w nim udział raptem 3 bataliony 213.
Regimentu Piechoty, wsparte jednak przez blisko setkę
czołgów. Takie siły nie mogły poważnie zagrozić niemiec­
kim pozycjom na przyczółku. Zostały one powstrzymane
na zachód od Bulson przez pododdziały przeciwpancerne
oraz czołgi 1. DPanc., które kilkadziesiąt minut wcześniej
znalazły się na zachodnim brzegu Mozy. Pomimo zaciekło­
ści Francuzi nie byli w stanie przełamać obrony niemiec­
kiej i po ciężkich stratach zostali zmuszeni do odwrotu.
W tym momencie gen. Huntzinger, dowódca francuskiej
2. Armii, nie miał już dosłownie żadnej możliwości inter­
wencji. W walkę zostały zaangażowane wszystkie jego siły.
Nemieckie oddziały niepowstrzymanie przekraczały Mozę
i było jasne, że wkrótce wznowią natarcie.
Ostatnią nadzieją aliantów było zniszczenie przepraw
przez lotnictwo. Dzięki temu czołgi nie mogłyby się prze­
prawić, dając czas Francuzom na zgromadzenie odpo­
wiednich sił i przygotowanie obrony. Zdając sobie spra­
wę z wagi zadania, alianci rzucili do ataku wszystkie siły,
jakimi jeszcze dysponowali. Wysunięte siły uderzeniowe
RAF-u dysponowały wciąż 71 bombowcami, z których
8 stanowiły blenheimy, resztę zaś lekkie battle. Francuzi
mieli sprawne tylko 43 maszyny. Przeprowadzone tego
dnia naloty doprowadziły do największej bitwy powietrznej
kampanii. Mając zbyt słabą ochronę myśliwską, przesta­
rzałe brytyjskie bombowce zostały zdziesiątkowane. Te,
które nie zostały zestrzelone przez myśliwce, natrafiły na
barierę żelaza, stworzoną przez obronę przeciwlotniczą.
Piloci nazwali ten obszar „piekłem nad Mozą”. Brytyjczy­
cy stracili tego dnia aż 40 bombowców, Francuzi jedynie
5. Ponadto w walkach powietrznych alianci stracili 50 my­
śliwców (30 francuskich i 20 brytyjskich)41. W sumie więc
w ciągu jednego dnia podczas ataku na jeden cel lotnictwo
alianckie straciło prawie setkę maszyn. Kolejnych 65 było
poważnie uszkodzonych i praktycznie niezdatnych do dal­
szego użytku. Tak ogromnym kosztem udało się jedynie
uszkodzić trzy mosty polowe, które bardzo szybko zostały
naprawione. Po tym niepowodzeniu z powrotem na Wyspy
Brytyjskie zostały wycofane dywizjony bombowe, a raczej
to, co z nich zostało42.
Gen. Guderian chciał jak najszybciej wykorzystać oka­
zję i następnego dnia wznowić natarcie, kierując swoje
dywizje na zachód. Tymczasem jego przełożony, gen. von
Kleist, rozkazał mu się zatrzymać i czekać, aż przyczółek
zostanie umocniony przez napływające dopiero dywizje
piechoty. Jego rozkazy zostały potwierdzone przez gen.
von Rundstedta, dowódcę całej GA „A”. Gen. Guderian
wbrew wyraźnym rozkazom nie zatrzymał się. Jeszcze tego
samego dnia 10. DPanc., wzmocniona Regimentem „GroB-
deutschland”, uderzyła na południe w kierunku Stonne.
Miała zabezpieczyć lewą flankę od strony francuskich sił na
Linii Maginota. Wokół tego miasta rozgorzały kilkudniowe
zacięte walki, zaś sama miejscowość wielokrotnie przecho­
dziła z rąk do rąk. Przeciwnikiem oddziałów niemieckich

41 J. W e a l , Bf 109D/Eaces 1939-1941, Oxford 1997, s. 45-48.


42 C . B e k k e r , Atak na wysokości..., s. 133-138.
była m.in. 3. Dywizja Kirasjerów. Jej ciężkie czołgi Char
B1 bis okazały się niezwykle odporne na ogień broni prze­
ciwpancernej — tym niemniej brak koordynacji we fran­
cuskim dowództwie nie pozwolił na pełne wykorzystanie
jej potencjału. W efekcie po ciężkich walkach została ona
praktycznie rozbita i straciła wartość jako zwarta jednost­
ka. Z kolei 1. i 2. DPanc. zostały skierowane na zachód,
w kierunku Kanału Ardeńskiego. Było to wyraźne złama­
nie bezpośrednich rozkazów otrzymanych od gen. Klei­
sta. Gen. Guderian usprawiedliwiał się, że chciał jedynie
zwiększyć głębokość przyczółka i zabezpieczyć przeprawy
przed ogniem francuskiej artylerii. W tym czasie dywizje
zmotoryzowane gen. Wietersheima kończyły przeprawę,
znacznie wzmacniając obronę. Ich śladem podążały kolejne
dywizje 12. Armii43.
Gdy 14 maja zapadał zmierzch, niemieccy dowódcy
gratulowali sobie doskonale przeprowadzonego planu. Po
5 dniach walk niemieckie dywizje pokonały Ardeny i prze­
kroczyły Mozę. Prawe skrzydło wojsk alianckich w Belgii
zostało odsłonięte. Teraz należało tylko wykorzystać ten
sukces.

CIĘCIE SIERPEM

Wczesnym rankiem 15 maja 1940 r., po pięciu dniach


od rozpoczęcia niemieckiej ofensywy, wojska alianckie
znalazły się w niezwykle trudnym położeniu. Dzień wcze­
śniej skapitulowały wojska holenderskie, dzięki czemu siły
niemieckiej 18. Armii mogły być skierowane do Belgii.
Wojska francusko-brytyjsko-belgijskie I GA gen. Bilotte’a
zajmowały wciąż pozycje na Linii Dyle. Francuska 1. Ar­
mia po ciężkich walkach pod Gambloux powstrzymała na­
tarcie niemieckiej 6. Armii. Przynajmniej na tym odcinku

43 H. Guderian.op. cit., s. 112-116.


sytuacja wydawała się być opanowana. Natomiast na od­
cinku francuskich 9. i 2. armii doszło do zdobycia przez
Niemców przepraw na Mozie, dających dywizjom pancer­
nym dogodne pozycje wyjściowe do ataku w głąb Francji.
Co gorsza, nie było sił, które mogłyby je powstrzymać.
Francuskie odwody były rozproszone i nieliczne. Jedyna
nadzieja spoczywała na dywizjach kirasjerów. Niestety,
3. DCR została związana walką przez niemiecką 10. DPanc.
w pobliżu Stonne i w ciężkich walkach rozbita. 1. DCR,
znajdująca się w składzie 1. Armii gen. Blancharda, została
przekazana 9. Armii gen. Corapa w celu wykonania uderze­
nia na niemieckie 5. i 7. DPanc. Jednak z powodu opiesza­
łości dowódców, braku paliwa oraz niewielkiej szybkości
czołgów francuskich, mogła przystąpić do działania dopiero
15 maja. Największy problem był z 2. DCR, która miała
koncentrować się w okolicy Charleroi. Jej czołgi wysłano
transportem kolejowym, zaś jednostki zmotoryzowane mia­
ły własnymi środkami dostać się na miejsce koncentracji.
Wyprzedzając wydarzenia należy zaznaczyć, że działania
Luftwaffe, sprzeczne rozkazy oraz brak łączności pomiędzy
dowodzącym dywizją gen. Bruche a jego podwładnymi
spowodował, że jednostka ta przestała istnieć, zanim zdo­
łała wejść do walki. W trakcie formowania znajdowała się
ponadto 4. DCR, dowodzona przez awansowanego właśnie
na generała Charlesa de Gaulle?a. Pomimo że nie był to
związek taktyczny w pełnym tego słowa znaczeniu, to miał
przynieść Niemcom sporo kłopotu. Francuzi próbowali „za­
łatać’" powstałą dziurę, tworząc 6. Armię pod dowództwem
gen. Touchona, która miała koncentrować się w okolicy
Soissons nad rzeką Aisne. W jej składzie znaleźć się miały
dywizje pospiesznie wycofywane znad Linii Maginota.
Zgoła inaczej sytuacja wyglądała z perspektywy OKH.
Udało się podbić Holandię, dzięki czemu wszystkie siły
GA ,,B’' mogły zostać wykorzystane w Belgii. 6. Armia tej
grupy prowadziła zacięte walki na belgijskich nizinach,
wiążąc główne siły przeciwnika. Pancerne formacje GA
„A” szybciej niż zakładano przekroczyły Mozę. GA „C”
prowadziła pozorowane działania na Linii Maginota, sta­
rając się związać jak największe siły przeciwnika. Luftwaf­
fe niepodzielnie panowała w powietrzu, zadając ogromne
straty francuskim i brytyjskim eskadrom.
15 maja 1940 r. niemieckie dywizje pancerne były goto­
we do wznowienia ataku. Główne zadanie ponownie przy­
padło XIX Korpusowi Zmotoryzowanemu gen. Guderiana.
Początkowo dysponował on jedynie 1. i 2. DPanc., gdyż
10. DPanc., wsparta Pułkiem „GroBdeutschland”, zaanga­
żowana była w walki pod Stonne. Na prawej flance atako­
wał XXXXI Korpus gen. Reinhardta z 6. i 8. DPanc. Za
nimi maszerować miał XIV Korpus Zmotoryzowany gen.
Wietersheima z 13. i 29. DP (zmot.). Ich śladem powinny
podążać dywizje piechoty 12. Armii gen. Lista. Południo­
wą flankę tych sił miała osłaniać 16. Armia gen. Buscha.
Główne uderzenie Grupy Pancernej gen. von Kleista osła­
niać od północy powinien XV Korpus Zmotoryzowany gen.
Hotha, któremu oprócz 5. DPanc. podporządkowano także
7. DPanc. gen. Rommla44.
Dywizje Guderiana i Reinhardta nie miały większych
trudności z przebiciem się przez słabe francuskie ubezpie­
czenia i niepowstrzymane parły na zachód. Już 16 maja
dotarły one do linii Montcornet-Hirson-Maubeuge. W mię­
dzyczasie doszło do wymieszania się poszczególnych dy­
wizji między sobą. 6. DPanc. znalazła się pomiędzy 1. i 2.
DPanc. Ponieważ ze sztabu Grupy Pancernej nie napływały
żadne wytyczne dotyczące rozgraniczenia oddziałów, gen.
Guderian i Reinhardt sami rozdzielili pomiędzy siebie kie­
runki natarcia i trasy marszu.
Wśród niemieckich dowódców panował bardzo do­
bry nastrój. Został on zmącony przez atak 4. DCR gen.

44 A . S h e p p e r d , op. cit., s. 67-68.


de Gaulle’a. Blisko sto czołgów jego dywizji uderzyło na
wymieszane oddziały zaopatrzeniowe 1., 2. i 6. DPanc.,
zadając im sporo strat. Gen. Guderian w swych wspo­
mnieniach bagatelizuje zagrożenie ze strony tej dywizji,
mówiąc, że jej działania „zwracały naszą uwagę”. W prak­
tyce działania Francuzów mogły okazać się groźne. Tylko
brak paliwa oraz słabość 4. DCR, która przecież nie była
pełnowartościową jednostką, zmusiły gen. de Gaulle’a do
wycofania się45.
Francuzi nie byli w stanie powstrzymać marszu nie­
mieckich dywizji pancernych w kierunku wybrzeża, które
jednak nagle zatrzymały się. Tego dnia szef OKH napisał
w swoim dzienniku: „Hitler jest niesłychanie niespokojny.
Boi się własnego sukcesu46”. Podobnie zachowywali się
także inni niemieccy dowódcy. Mieli ku temu powody —
otóż po sforsowaniu Mozy pod Sedanem gen. Guderian
otrzymał zgodę gen. Kleista jedynie na działania mające na
celu rozszerzenie przyczółka w celu jego zabezpieczenia
i uzyskania przestrzeni dla rozwinięcia ponad 40 dywizji
piechoty. Tymczasem gen. Guderian, wespół z gen. Re-
inhardtem, w ciągu dwóch dni dotarli niemal do Sambry.
17 maja w godz. 7 rano gen. Kleist przybył na stanowisko
dowodzenia gen. Guderiana i kategorycznie rozkazał mu
zatrzymać oddziały. Doszło do ostrej wymiany zdań, czy
mówiąc otwarcie— kłótni między dowódcami, która za­
kończyła się prośbą o dymisję ze strony gen. Guderiana.
Gen. Kleist był zaskoczony, ale będąc pod wpływem emo­
cji, przyjął prośbę47.
Trzeba przyznać, że zarówno dowódca Grupy Pancer­
nej, jak i jego przełożeni, mieli sporo argumentów prze­

45 H . G u d e r i a n , op.cit.,s. 119.
46 F. H a 1 cl e r, Dziennik wojenny, T. I. Od kampanii polskiej do

zakończenia wojny na zachodzie (14.8.1939-30.6.1940), Warszawa


1 9 7 1 , s. 341.
47 K. M a c k s e y , op. cit., s. 103-108.
mawiających za zatrzymaniem, przynajmniej chwilowym,
natarcia. Dzisiaj wiemy, że Francuzi nie mieli żadnych od­
wodów, mogących przeciwstawić się niemieckiej ofensy­
wie, ale w połowie maja 1939 r. zarówno gen. von Kleist
jak i gen. von Rundstedt nie posiadali takiej wiedzy. OKH
dysponowało rezerwami liczącymi ok. 40 dywizji. Dla do­
świadczonych dowódców niemieckich nie do pomyślenia
było, by Francuzi nie przygotowali odpowiednich odwo­
dów strategicznych. Gdyby dywizje pancerne wysunęły
się za bardzo na zachód i oderwały od piechoty, mogły być
łatwo odcięte od zaplecza i pozbawione paliwa i amunicji
— szybko ulec zniszczeniu. Wówczas będące tak blisko
zwycięstwo mogłoby zakończyć się klęską. Podobnego
zdania był sam Hitler, który potwierdził rozkaz zatrzymania
dywizji pancernych. Z perspektywy lat można stwierdzić,
że była to niepotrzebna ostrożność, lecz w tamtym czasie
w pełni uzasadniona.
Ostatecznie zatarg między gen. Guderianem a gen. von
Kleistem zażegnał gen. List, dowódca 12. Armii. Anulował
on dymisję dowódcy XIX Korpusu, jednocześnie potwier­
dzając rozkaz wstrzymania natarcia; jednakże w geście do­
brej woli zezwolił, by dywizje pancerne prowadziły „rozpo­
znanie walką”. Jednocześnie sztab XIX Korpusu nie miał
zmieniać miejsca postoju, którym była wieś Soise. Gen.
Guderian ponownie nie wykonał rozkazu, choć formal­
nie go nie złamał, bowiem tak naprawdę miejsce postoju
korpusu się nie zmieniło. Szkopuł w tym, że gen. Gude­
rian i tak rzadko w nim bywał. Zazwyczaj wraz z wozem
dowodzenia znajdował się wśród oddziałów na pierwszej
linii. Tak było i tym razem. Jego oddziały kontynuowały
natarcie, zaś meldunki przekazywano specjalnymi liniami
telefonicznymi do Soise, skąd wysyłano je do dowództwa
GA „A”. Gen. Guderian celowo nie korzystał z łączności
radiowej, by przypadkiem jego przełożeni nie dowiedzieli
się, gdzie faktycznie przebywa. Jego zachowanie najłagod­
niej określić można jako niesubordynację. Gdyby nie fakt,
ze jego wojska odniosły ogromny sukces, zapewne groziłby
mu sąd wojenny.
Jeszcze 17 maja jego dywizje dotarły do rzeki Oise.
18 maja 2. DPanc. dotarła do St. Quentin. Działająca na
południe od niej 1. DPanc. kierowała się w kierunku Peron-
ne. Za nimi maszerowała 10. DPanc., która po zakończeniu
walk o Stonne wraz z Regimentem „GroBdeutschland” po­
wróciła do XIX Korpusu. Przybyłe jednostki zabezpieczały
południową flankę nacierających 1. i 2. DPanc. 19 maja
dywizje gen. Guderiana wyszły na linię Cambrai-Peronne-
Ham. Tego dnia ponownie dał o sobie znać gen. dc Gaulle.
Jego dywizja, wzmocniona w międzyczasie kolejnymi pod­
oddziałami czołgów, liczyła już blisko 150 pojazdów pan­
cernych. Celem jego ataku były miejscowości Crecy i Laon,
w których stacjonowały pododdziały niemieckiej 1. DPanc.
Początkowo atakujący Francuzi zaskoczyli przeciwnika
i wdarli się do Crecy. Jednakże z czasem impet natarcia
malał, a nieprzyjaciel otrząsnął się z zaskoczenia. W tym
momencie stało się jasne, że nie uda się osiągnąć sukce­
su i 4. DCR rozpoczęła odwrót, tracąc wiele pojazdów.
Wkrótce na francuskie kolumny spadły stukasy, potęgując
zamieszanie. Pomimo niepowodzenia atak ten przyniósł
sporo nerwów gen. Guderianowi, który sam w pewnym
momencie znalazł się w niebezpieczeństwie48.
Formalnie dopiero 19 maja XIX Korpus otrzymał zgo­
dę na kontynuowanie natarcia, choć w praktyce prowadził
je już od dwóch dni. Gen. Guderian rozkazał 1. DPanc.
zdobycie następnego dnia Amiens, zaś 2. DPanc. miejsco­
wości Albert, i następnie zmierzanie w kierunku Abbeville.
Potem 10. DPanc. miała ubezpieczać od południa działania
pozostałych dwóch dywizji, zaś jej dotychczasowe stano­
wiska w Peronne miała przejąć 29. DP (zmot.). Niemieckie

48 J. Solarz, op. cit., s. 43-49.


dywizje nie napotykały na swej drodze większego oporu.
W praktyce ich natarcie polegało na jak najszybszym mar­
szu w kierunku wybrzeża. Podobnie sytuacja wyglądała
20 maja. Zarówno w Amiens, jak i w Albert Niemcy nie
napotkali zorganizowanego oporu, ale szereg oddziałów ty­
łowych, które często na widok czołgów rozpraszały się lub
oddawały do niewoli. Wśród tych jednostek były także bry­
tyjskie „kopiące dywizje”. Pozbawione broni przeciwpan­
cernej czy w ogóle jakiegokolwiek cięższego uzbrojenia,
zostały one dosłownie rozjechane przez niemieckie czołgi.
Pojawiające się sporadycznie próby oporu były natychmiast
likwidowane. Nie dziwi, że w takich warunkach 2. DPanc.
była w stanie dotrzeć do Abbeville już o godz. 19 w dniu
20 maja. W tym momencie niemieckie dywizje dotarły do
wybrzeża, zamykając całe północne zgrupowanie alianckie
w okrążeniu. Sukces był tak duży, że cały kolejny dzień,
21 maja, niemieccy dowódcy nie wiedzieli, co robić dalej
— czy atakować na północ, czy może skierować się na
Paryż? Brak koncepcji dalszego działania spowodował, że
niemieckie jednostki spędziły ten dzień na porządkowaniu
szeregów i uzupełnianiu zapasów 49.
Korpus gen. Guderiana stanowił główną siłę naciera­
jącą w kierunku morza, a i pozostałe niemieckie dywizje
pancerne nie próżnowały. Na prawo od XIX Korpusu na­
cierały 6. i 8. DPanc. XXXXI Korpusu gen. Reinhardta.
Nic napotkały one również większego oporu. Posuwały
się tak szybko, że jeden z pododdziałów 6. DPanc. 19 maja
wziął do niewoli gen. Girouda, który miał objąć dowództwo
resztek 9. Armii po gen. Corapie50.
Bardziej na północ atakowały 5. i 7. DPanc. XV Kor­
pusu Zmotoryzowanego gen. Hotha. One z kolei musiały
toczyć stosunkowo ciężkie walki. Po zdobyciu przyczółków

49 H. Sebag-Montefiore, op. cit., s. 155-159.


50 M. Veranov, op. cit.. s. 119.
w okolicach Dinant musiały odpierać próby kontrataku,
wykonane przez francuską 1. DCR gen. Bruneau. 15 maja
w okolicy miejscowości Flavion doszło do zażartych walk
pomiędzy 7. DPanc. gen. Rommla a oddziałami francuski­
mi. Czołgi Char BI bis oraz Hotchkiss H-39 okazały się
bardzo skuteczne, zwłaszcza w starciu z lekkimi Panzer I
i II oraz czechosłowackimi Panzer 35(t). Tylko większa
szybkość pojazdów niemieckich oraz brak paliwa u prze­
ciwnika pozwoliły na odparcie francuskiego natarcia.
W starciach tych ucierpiały także pododdziały 31. Regimen­
tu Pancernego 5. DPanc. gen. Hartlieba. Pod koniec dnia
na pobojowisku pozostało ok. 30 płonących niemieckich
maszyn. Jednak straty francuskie były większe i wyniosły
19 ciężkich i 14 lekkich czołgów51; zwłaszcza utrata BI
była wyjątkowo bolesna. W ciągu następnego dnia 1. DCR
była nieustannie bombardowana przez Luftwaffe, a w nocy
z 16 na 17 maja jej pododdziały zostały zaskoczone w cza­
sie marszu i rozproszone. W ten sposób dywizja przestała
faktycznie istnieć52.
Dywizje XV Korpusu ruszyły następnie na zachód,
16 maja docierając do Avesnes, gdzie natrafiono na ostat­
nie czołgi 1. DCR. Zostały one zaatakowane z zaskoczenia
i bardzo szybko wyeliminowano 13 spośród 16 francuskich
maszyn. W godzinach rannych 17 maja do sztabu gen. Ho-
tha oraz jego podwładnych dotarł rozkaz zatrzymania czoł­
gów. Gen. Rommel i gen. von Hartlieb również nie chcieli
się zatrzymywać, zwłaszcza że dopiero co udało im się
przebić przez francuskie pozycje. Nie doszło jednak w ich
przypadku to takiego konfliktu, jak z gen. Guderianem i von
Kleistem. Gen. Hoth zdawał sobie sprawę z konieczności
kontynuowania natarcia, wobec czego formalnie przekazał

51 H. Manteuffel, 7. Dywizja Pancerna Wehrmachtu, Warszawa


2009, s. 27.
52 J. Solarz, op. cit., s. 42.
na piśmie rozkaz wstrzymania marszu, ustnie zaś zezwolił
swoim podwładnym na dalsze działania; sam natomiast
„krył” ich przed zwierzchnikami. 17 maja 7. DPanc. była
już w La Cateau, by następnego dnia zdobyć Cambrai. Dy­
wizja gen. Rommla parła szybko naprzód i nie dość, że jej
pododdziały oddaliły się od podążającej za nią piechoty, to
w dodatku zostały mocno rozciągnięte. Dlatego po zdoby­
ciu Cambrai zdecydowano się nieco zwolnić tempo marszu,
by pozwolić „nadgonić” spóźnionym. Pamiętać należy, że
XIX Korpus gen. Guderiana miał za swoimi plecami dwie
dywizje zmotoryzowane, które zapewniały przynajmniej
minimalną osłonę tyłów. Natomiast XV Korpus gen. Ho-
tha nie miał takiego luksusu. Dopiero wiele kilometrów
za 5. i 7. DPanc. maszerowały zwykle dywizje piechoty
4. Armii gen. von Kluge. Z tego względu „dopiero” 19 maja
niemieckie dywizje pancerne znalazły się na wysokości
Kanału Północnego, a 20 maja dotarły na południe od Ar­
ras. W tym czasie jednostki gen. Guderiana docierały już
do wybrzeżaS3.
Niemieckie dywizje pancerne nacierające spomiędzy
Dinant i Sedanu uderzały na zachód, powoli zbliżając
się do siebie. Trasa ich marszu tworzyła rodzaj wielkie­
go pancernego klina, który wbijał się niepowstrzymanie
we francuskie terytorium. Niemieckie dowództwo, chcąc
zwiększyć jego siłę, postanowiło dodatkowo go wzmocnić.
Po zakończeniu bitwy pod Gembloux 3. i 4. DPanc. XVI
Korpusu Zmotoryzowanego gen. Hoepnera przekazano do
GA „A”. Osłabieni po walkach w centralnej Belgii żoł­
nierze obu dywizji byli oszczędzani i maszerowali śladem
swoich kolegów z korpusów XV i XIX, nie mając wielu
okazji do walki.

53 H. Luck, op.cit.,s. 49-50.


ZACISKANIE PĘTLI

Po osiągnięciu 20 maja 1940 r. przez niemieckie dy­


wizje pancerne wybrzeża przed niemieckim dowództwem
pojawił się problem: co robić dalej? Czy atakować Paryż,
czy skupić się na alianckich armiach odciętych we Flan­
drii? Czy może skierować główne uderzenie na tyły Linii
Maginota? Ostatecznie pierwszeństwo przyznano elimina­
cji wojsk alianckiej I GA. W dalszym ciągu jednak Hitler
obawiał się o lewą flankę swych wojsk, na którą mogło
spaść uderzenie francuskich rezerw. Istotnie, w tym czasie
między Sommą a Sekwaną pospiesznie koncentrowano
dywizje wycofywane z Alp oraz Linii Maginota, a także
transportowane z Afryki. Nie były one w stanie zagrozić
w poważnym stopniu niemieckim siłom, ale OKH tego
nie wiedziało. Dlatego zdecydowano, że armie 12. i 16.
gen. von Rundstedta rozwiną się wzdłuż Sommy, tworząc
front obronny chroniący resztę sił niemieckich, działają­
cych w północno-wschodniej Francji. Eliminację okrążo­
nych sił alianckich powierzono GA „B” gen. von Bocka
oraz 4. Armii i dywizjom pancernym gen. von Kleista.
18. Armia miała naciskać na wojska francuskie i belgij­
skie wzdłuż wybrzeża; z kolei 6. Armia miała skupić się
na wojskach brytyjskich i francuskiej I. Armii. Francu­
skie oddziały od południa atakować miała 4. Armia, nato­
miast na tyły alianckiego ugrupowania nacierać dywizje
pancerne. XIX Korpus Zmotoryzowany gen. Guderiana
miał atakować wzdłuż wybrzeża, w kierunku Boulogne
i Calais. Na prawo od niego operował XXXXI Korpus
gen. Reinhardta, ze swoimi 6. i 8. DPanc. Następnie roz­
mieszczony został XVI Korpus gen. Hoepnera. Jego 3. i 4.
DPanc. miały ponownie wejść do walki. Ubezpieczenie
tego zgrupowania zapewniał XV Korpus gen. Hotha,
atakujący od południa Arras i kierujący się następnie na
północ54 . Dywizje pancerne wspierane miały być przez
dywizje zmotoryzowane i SS.
Tymczasem sytuacja wojsk alianckich była niemal ka­
tastrofalna. Jeszcze wieczorem 15 maja większość wojsk
I GA utrzymywała stanowiska na Linii Dyle. Pod Gem-
bloux francuska 1. Armia odparła ataki niemieckie, woj­
ska brytyjskie z trudem, ale odrzuciły próby przekrocze­
nia rzeki, zaś Belgowie byli stosunkowo słabo naciskani.
Jednak przekroczenie Mozy przez Niemców na odcinku
francuskich armii 9. i 2. oznaczało, że cała południowa
flanka wojsk alianckich w Belgii się zachwiała. Utrzymy­
wanie aktualnych pozycji byłoby co najmniej nierozsądne,
zdecydowano więc, że w nocy z 16 na 17 maja wojska
zostaną wycofane na nową linię obronną, biegnącą wzdłuż
linii rzeki Senne (Zenne), a następnej nocy będą wycofy­
wane jeszcze bardziej na zachód, na linie rzeki Dendre, by
wreszcie nocą, z 18 na 19 maja, oprzeć pozycje o rzekę
Skaldę. Oznaczało to w praktyce oddanie obszaru Belgii
przeciwnikowi. Nie może dziwić, że ten projekt spotkał
się z ostrym sprzeciwem Belgów. Z ich punktu widzenia,
wojska alianckie skutecznie odparły niemieckie uderzenie,
nie widzieli więc sensu przeprowadzania odwrotu — tym
bardziej, że ich dywizje przez kilka ostatnich dni umacnia­
ły pozycje i nie chciano ich oddać bez walki. Co więcej,
odwrót oznaczał opuszczenie Brukseli.
W tym momencie Belgowie po raz kolejny wykazali się
wyjątkową krótkowzrocznością — nie dostrzegali rozwoju
wypadków na całym froncie, a jedynie dążyli do obrony
swojego kraju. Zapomnieli, że w wypadku upadku Francji
ich los i tak byłby przesądzony.
Wraz z postępem niemieckich dywizji pancernych GA
„A” sytuacja wojsk alianckich stawała się coraz trudniej­
sza. Francuska 1. Armia gen. Blancharda pod ciosami nie­

54 H. Guderian, op. cit., s. 122-125.


mieckich dywizji piechoty coraz bardziej słabła. W celuje:
wzmocnienia francuska 7. Armia została wycofana znad
wybrzeża, a jej dywizje posłużyły do uzupełnienia nadwe­
rężonych sił gen. Blancharda. Brytyjski Korpus Ekspedy­
cyjny co prawda skutecznie prowadził działania obronne,
ale odczuwano coraz większy nacisk przeciwnika. Belgo­
wie prowadzili ciężkie walki obronne, wolno cofając się
na zachód. Zdając sobie sprawę z katastrofalnej sytuacji,
gen. Gamelin 19 maja wydał rozkaz armiom alianckim, by
następnego dnia były gotowe do przeprowadzenia wszyst­
kimi dostępnymi siłami ataku w kierunku południowo-
-zachodnim. Miał to być desperacki atak na rozciągnięte
skrzydło sił niemieckich, w wyniku którego zamierzano
ponownie nawiązać łączność z centrum Francji. Był to ma­
newr bardzo podobny do tego, jaki gen. Tadeusz Kutrze­
ba wykonał we wrześniu 1939 r. nad Bzurą. W zaistniałej
sytuacji było to jedynie rozsądne wyjście. Dalsza zwłoka
w działaniu mogła jedynie doprowadzić do pogorszenia się
sytuacji.
Do ataku jednak nie doszło. Wieczorem, 19 maja,
francuski premier Paul Reynaud zdymisjonował gen. Ga­
melina za nieudolność w dotychczasowych walkach. Na
jego miejsce mianował gen. Maxime’a Weyganda, który
dotychczas był dowódcą francuskich sił w Oriencie (Syria
i Liban). Zwolnienie gen. Gamelina można uznać za uza­
sadnione. Wielokrotnie dowiódł on, że nie nadawał się na
naczelnego wodza. Natomiast mianowanie jego następcą
oficera, który przebywał do tej pory setki kilometrów od
teatru działań, stanowiło decyzję co najmniej nierozsądną.
O wiele lepszym rozwiązaniem byłoby wyznaczenie kogoś,
kto by znał aktualną sytuację, jak choćby gen. Georgesa.
Pierwszą rzeczą, którą zrobił nowy naczelny dowódca po
przybyciu, było anulowanie rozkazów swego poprzednika.
Przed przystąpieniem do działań chciał wpierw spotkać się
z podkomendnymi i zapoznać z sytuacją.
Gen. Albert Kesselring, Gen. Erich Hoepner
dowódca 2. Floty Powietrznej

Gen. Winkelman, dowódca wojsk holenderskich


Niemieccy oficerowie w Belgii w 1940 r.

Niemieccy spadochroniarze w Moerdijk


Niemiecki oddział szturmowy we Francji w 1940 r.

Niemiecki
oddział
wypoczywa
przy drodze

Sekcja niemieckiego lekkiego karabinu maszynowego


Stanowisko niemieckiego karabinu maszynowego
w maju 1940 r.

Żołnierze francuskiego 46. Regimentu Piechoty pod­


czas parady na Polach Elizejskich w 1938 r.

Obsługa
francuskiej armaty
ppanc. kal. 25 mm
na stanowisku
ogniowym
Spahisi

Jeńcy francuscy
pochodzący
z jednej z dywizji
kolonialnych

Francuski czołg
ciężki B1 bis
Kolumna francuskich czołgów Renault R-35

Czołg Panzer IV podczas kampanii francuskiej


1940 r., najlepszy niemiecki czołg tego okresu

Uszkodzony czołg Panzer III z 10. DPanc.


Kolumna niemieckich czołgów w drodze do Dunkierki

Niemieckie czołgi w Holandii

Lekki bombowiec Fairey Battle, podstawowa maszyna dywizjo­


nów bombowych RAF we Francji w 1940 r.
Most w Moerdijk

Płonący Rotterdam
Po naradach i ocenie sytuacji gen. Weygand wydał te
same rozkazy, co gen. Gamelin. Całe zamieszanie spowo­
dowało jedynie stratę 3 dni, których alianci nic mieli. Plan
kontrofensywy przewidywał zbieżne uderzenie z dwóch
stron na korytarz utworzony przez niemieckie dywizje
pancerne. Teoretycznie siły alianckie były wystarcza­
jące do przeprowadzenia tego typu ataku — na północy
znajdowały się, teoretycznie, 3 francuskie lekkie dywizje
zmechanizowane, brytyjska brygada czołgów oraz szereg
samodzielnych batalionów pancernych. Wspierać miały je
alianckie dywizje piechoty, z których część do tej pory nie
uczestniczyła w większych starciach. Z południa atako­
wać miały wojska rezerwowe zgromadzone na północ od
Paryża, w tym 4. DCR gen. dc Gaulle’a. W sumie alianci
dysponowali jeszcze ponad tysiącem sprawnych czołgów.
W praktyce pełne wykorzystanie tych sił było jednak nie­
możliwe — brak koordynacji wśród aliantów, chaos decy­
zyjny, wzajemna nieufność, wreszcie panowanie przeciwni­
ka w powietrzu spowodowały, że zamiast skomasowanego
ataku wszystkich dostępnych sił, przeprowadzono szereg
nieskoordynowanych natarć, mających znaczenie jedynie
w skali lokalnej55.
Najpoważniejszą tego typu akcję stanowił brytyjski atak
pod Arras z 21 maja 1940 r. Przez ostatnie dziesięć dni gen.
Gort i jego sztab stracili resztki zaufania, jakim obdarzali
Francuzów. Zgodnie z instrukcją gen. Ironsaida, szefa Szta­
bu Imperialnego, dowódca BEF miał przede wszystkim
zadbać, by wojska brytyjskie nie zostały odcięte od portów
w Calais i Boulogne, skąd w razie konieczności mogłyby
być ewakuowane. Gdy 19 maja czołgi gen. Rommla znala­
zły się w Cambrai, zaś korpus gen. Guderiana zbliżał się do
Amiens i Abbeville — stało się jasne, że wkrótce zagrożone
zostaną tyły wojsk brytyjskich.

55 Ch. Messenger, op. cit., s. 172-175.


Aby powstrzymać, przynajmniej na chwilę, marsz czoł­
gów niemieckich, gen. Gon zdecydował się, nie czekając na
Francuzów, przeprowadzić uderzenie. Miał do dyspozycji
jedynie jedną, odwodową dywizję piechoty. Była to 5. DP
gen. Franklyna, który miał dowodzić atakiem. Ponadto
z frontu wycofano dodatkowo 50. DP gen. Martela. Miały
ich wspierać czołgi 4. i 7. RTR z 1. Brygady Czołgów. Atak
miały prowadzić dwie kolumny, każda złożona z batalio­
nu piechoty oraz batalionu czołgów. Powinny one okrążyć
Arras od zachodu i południa. Prawe skrzydło składało się
z 8. Batalionu Regimentu „Durham Light Infantry” oraz
7. RTR, z kolei prawe — z 6. Batalionu tego samego regi­
mentu oraz z 4. RTR. Bataliony piechoty wchodziły w skład
151. Brygady Piechoty 50. DP. W sumie w ataku uczest­
niczyć miało 2 tys. żołnierzy oraz 74 czołgi „Matylda”,
z których jedynie 16 stanowiło wersję Mk II, uzbrojone
w 40-milimetrową armatę.
Atak ruszył o godz. 14.00. Pierwsze uderzenie brytyj­
skich czołgów przyniosło znaczne powodzenie. Zaskoczona
niemiecka piechota z 7. DPanc. oraz dywizji SS „Totten-
kopf’5A nie była w stanie wytrzymać naporu przeciwnika.
Ich przeciwpancerne armaty Pak 36 kal. 37 mm okazały się
kompletnie nieskuteczne w starciu z grubym na 60- 80 mm
pancerzem brytyjskich „Matyld”. Ich pociski odbijały się
od atakujących czołgów, które dosłownie rozjeżdżały nie­
mieckie stanowiska. Postępujące za czołgami brytyjskie
bataliony piechoty w ciągu kilku godzin wzięły ok. 400
jeńców. Wydawało się, że ten atak istotnie może zakończyć
się pokonaniem niemieckiej 7. DPanc.
Przybyły na miejsce bitwy gen. Rommel nakazał bronić
się swoim podwładnym wszystkimi środkami, jakie posia­

56 Dywizja SS „Tottenkopf" została skierowana z odwodów OKH


do walki 16 maja 1940 r., w celu wzmocnienia pancernego „klina”, gdyż
dywizje pancerne coraz bardziej odczuwały brak wsparcia piechoty
w czasie swoich działań.
dali. Za wszelką cenę należało powstrzymać przeciwnika.
Jednocześnie zawrócił część swoich czołgów, by wzięły
udział w bitwie, jednak nie na wiele się to zdało. Nawet
czołgi Panzer III nie były w stanie unieruchomić wolnych,
ale potężnie opancerzonych pojazdów brytyjskich. Zdespe­
rowany niemiecki dowódca zdecydował się wykorzystać
działa plot. kal. 88 mm oraz artylerię polową, by strzela­
jąc na wprost, unieruchomiły przynajmniej część czołgów
brytyjskich57.
Dopiero te środki oraz coraz częstsze awarie w pojaz­
dach 4. i 7. RTR spowodowały, że atak zaczął tracić im­
pet. Gdy na polu bitwy przybywało niemieckich żołnierzy,
6. i 8. bataliony nie otrzymywały żadnego wsparcia, nawet
artyleryjskiego. Co więcej, na niebie zaczęły pojawiać się
stukasy. W takiej sytuacji pod wieczór 21 maja natarcie
zamarło. Okazało się, że spośród 74 czołgów 43 zostały
unieruchomione. Zazwyczaj byty to drobne uszkodzenia
czy awarie, które jednak eliminowały pojazdy z dalszych
działań. Gdyby kontynuowano natarcie, mogłyby być szyb­
ko naprawione i ponownie skierowane do walki. Niestety,
w nocy niemieckie oddziały przystąpiły do odzyskiwania
terenu, zmuszając Brytyjczyków do odwrotu58.
Mógł się on zakończyć całkowitym pogromem, gdyby
nie czołgi 3. DLM, które skutecznie zatrzymały niemiecki
pościg. Dzięki temu udało się Brytyjczykom utrzymać Ar­
ras w swoim ręku. Pomoc francuska okazała się skuteczna,
ale mocno spóźniona. Gdyby czołgi tej dywizji włączyły
się do walki kilka godzin wcześniej, być może udałoby się
osiągnąć znacznie więcej; tymczasem jedyną korzyść sta­
nowiło chwilowe zatrzymanie marszu niemieckiej dywizji,
która tego dnia straciła ok. 400 zabitych, rannych i zaginio­
nych. Do tego dodać należy kolejnych kilkuset Niemców

57 H. L u c k , op. cit., s. 52-55.


58 P. P. B a t t i s t e l l i , op. cit., s. 88-90.
z innych jednostek, w tym z dywizji SS „Totenkopf". Straty
brytyjskie wyniosły 43 czołgi, 75 zabitych i rannych oraz
170 wziętych do niewoli. Szczególnie bolesne były straty
w czołgach. W tej bitwie 1. Brygada Czołgów straciła
ponad połowę swoich pojazdów pancernych59.
Bitwa pod Arras była najpoważniejszą próbą przełama­
nia niemieckiego okrążenia. W ciągu następnych kilku dni
Francuzi starali się wykonać kolejne natarcia, ale zazwy­
czaj prowadzono je siłami jednej dywizji, a często nawet
mniejszymi. Nie przyniosły one. bo nie mogły, żadnych
wymiernych efektów, poza zużyciem oddziałów biorących
udział w tych akcjach. Stało się jasne, że los alianckich
armii w Belgii jest przesądzony. Nie było mowy o odtwo­
rzeniu połączenia z centralną Francją. Teraz otwartą kwestią
pozostawał jedynie rozmiar katastrofy.
Tymczasem niemieckie dywizje pancerne gotowe były
do dalszego działania. Miały one wykonać potężne ude­
rzenie na odsłonięte tyły wojsk alianckich wycofujących
się z Belgii. Kolejny już raz najważniejsze zadanie otrzy­
mał korpus gen. Guderiana. W dniu 22 maja jego dywizje
miały rozpocząć marsz wzdłuż wybrzeża, by zająć porty
francuskie, którymi mogłyby się ewakuować wojska brytyj­
skie i francuskie. Niemiecki dowódca zamierzał skierować
10. DPanc. przez Hesdin i St. Omer prosto na Dunkierkę.
1. DPanc., wsparta Pułkiem „GroBdeutschland”, miała na­
cierać przez Samer i Devnes na Calais, zaś 2. DPanc. —
wzdłuż wybrzeża na Boulogne60.
Gdyby zamierzenia gen. Guderiana zostały zrealizowa­
ne, najprawdopodobniej w ciągu 2-3 dni odcięto by wojska
przeciwnika od portów umożliwiających ich ewakuację.
Niestety, tak się nie stało; otóż aby można było skierować
dywizje do wyznaczonych im zadań, należało je zluzować

59 J. S o l a r z , op. cit., s. 49-51.


60 H . G u d e r i a n , op. cit.,s. 122-124.
na pozycjach zajmowanych nad Sommą. Jednak dywizje
zmotoryzowane gen. Witersheima nadciągały wolno, gdyż
także one musiały być wcześniej zluzowane z zajmowanych
dotychczas pozycji przez dywizje „zwykłej” piechoty. Dla­
tego, by mieć w ręku rezerwy mogące interweniować w ra­
zie zagrożenia, gen. von Kleist zdecydował się skierować
10. DPanc. — zamiast na Dunkierkę — do swego odwodu.
Na prawo od XIX Korpusu ponownie znaleźć się miały
6. i 8. DPanc. XXXXI Korpusu gen. Reinhardta. Naciera­
ły na ogólnym kierunku St. Omer, by przekroczyć rzekę
Aa. Dalej na prawo natarcie prowadzić miał XVI Korpus,
którego 3. i 4. DPanc., wsparte przez SS Verftigungstdivi-
sion, miały zająć Bethune na kanale Basse. Skrajne prawe
skrzydło niemieckiego natarcia pancernego stanowić miał
XV Korpus gen. Hotha, złożony z 5. i 7. DPanc., wspar­
tych dywizją SS „Totenkopf”. Ubezpieczenie prawej flanki
atakującej masy pancernej zapewniała 4. Armia gen. von
Kluge, którego II Korpus Armijny gen. Straussa rozwijał się
w bezpośrednim sąsiedztwie wojsk gen. Hotha, na wysoko­
ści miejscowości Douai. Do tego decydującego uderzenia
Niemcy skoncentrowali gigantyczne wręcz siły — 9 z 10
swoich dywizji pancernych oraz wszystkie zmotoryzowane,
w tym dywizje SS61.
Tymczasem w dowództwie alianckim panował chaos
i dezorientacja. Belgowie musieli odpierać coraz silniej­
sze uderzenia niemieckiej GA „B”, nie mogąc liczyć na
wsparcie aliantów. Od ich obrony zależały losy lewej flanki
alianckiego ugrupowania. Gdyby wojska belgijskie zostały
rozbite, nie byłoby mowy o dalszym oporze pozostałych
wojsk sojuszniczych. Z kolei Brytyjczycy myśleli już tylko
o zabezpieczeniu ewakuacji. Gen. Gort zasugerował takie
rozwiązanie już 19 maja, kiedy w końcu dotarło do niego,
w jak katastrofalnej sytuacji znajdują się wojska francuskie.

61 A. Shepperd, op. cit., s. 80-82.


Jednakże z przyczyn politycznych jego propozycja została
odrzucona, bowiem rząd Jego Królewskiej Mości zdawał
sobie sprawę, że gdyby Brytyjczycy opuścili kontynent,
Francuzi zaprzestaliby walki. Dlatego gen. Ironside rozka­
zał gen. Gortowi, by ten postarał się na razie zabezpieczyć
wojska brytyjskie przed rozbiciem, jednocześnie stwierdza­
jąc, że za wcześnie na ewakuację. Tym niemniej podjęto
pierwsze przygotowania, mające na celu wydostanie wojsk
brytyjskich z pułapki. Viceadmirał Bertram Ramsey zo­
stał wyznaczony, by przygotować operację ewakuacji BEF
przez Royal Navy. W Londynie zdawano sobie sprawę, że
tylko kontrola nad portami umożliwi uratowanie znacznej
liczby żołnierzy. Dlatego do Calais, Boulogne oraz Dunkier­
ki wysłano zebrane naprędce pododdziały, by jak najdłużej
utrzymały te porty. Wśród oddziałów, które znalazły się we
Francji, była także brytyjska 1. DPanc. Nie zakończyła ona
jeszcze formowania. Posiadała przede wszystkim czołgi
lekkie Vickers Mk VI, niewiele zaś czołgów krążowniczych
A-9 i A-10. Same pojazdy nie zostały odpowiednio przygo­
towane do walki, gdyż brakowało im często podstawowego
oprzyrządowania, np. celowników.
W coraz gorszej kondycji znajdowały się wojska fran­
cuskie. Najtrudniejsza sytuacja panowała wśród oficerów.
Większość, wliczając w to nowego głównodowodzącego,
gen. Weyganda. opowiadała się za natychmiastowym za­
wieszeniem broni, pośrednio więc za kapitulacją. Jednym
z niewielu, którzy wierzyli w sens kontynuowania walki,
nawet jeżeli sama Francja wpadłaby w ręce wroga, był pre­
mier Paul Reynaud.
Wojska niemieckie ruszyły ponownie do natarcia 22 ma­
ja. O godz. 8.00 1. i 2. DPanc. przekroczyły rzekę Authie
i skierowały się na północ. Nie dysponowały one pełną siłą.
gdyż musiały pozostawić część pododdziałów na swoich
tyłach w celu utrzymania przyczółków na Sommie. Wojska
te były jednak niezwykle istotne dla dalszego przebiegu
kampanii, gdyż z nich mogło wyjść uderzenie w głąb Fran­
cji, po pokonaniu wojsk I GA.
Tego dnia rozgorzały również ciężkie walki na połu­
dnie od Boulogne. W tym mieście 18 maja znalazło się Do­
wództwo Tyłowe BEF. Zdając sobie sprawę z zagrożenia,
dowodzący nim gen. sir Douglas Brownrigg zdecydował
się na ewakuację do Anglii. Trudno się temu dziwić, gdyż
podlegali mu przede wszystkim żołnierze służb zaopatrze­
niowych czy administracyjnych. Jednak ewakuacja Brytyj­
czyków spowodowała, że garnizon francuski, dowodzony
przez komandora Durfoya de Mont de Benque, stracił cał­
kowitą chęć do walki. Niemały wpływ na to miała postawa
oficerów, w tym również samego dowódcy. Rozkazał on
m.in. zniszczyć działa nadbrzeżne. Dopiero interwencja
znajdującego się w Dunkierce adm. Leclerca przerwała te
działania.
Tymczasem Brytyjczycy wcale nie zamierzali zostawiać
miasta bez obrony. 22 maja o 6.30, a więc półtorej godziny
przed rozpoczęciem niemieckiego natarcia, w porcie zna­
lazł się transportowiec z 2. Batalionem Gwardii Irlandzkiej.
Wkrótce dołączył do niego 1. Batalion Gwardii Walijskiej.
Tych 1400-1500 gwardzistów tworzyło trzon XX Brygady
Piechoty, dowodzonej przez brygadiera Williama Fox-Pitta.
Z powodu szczupłych sił nie mógł on utworzyć zwartego
pasa obrony; zamiast tego jego oddziały zorganizowały
pojedyncze punkty oporu, wsparte działami ppanc.
Podczas gdy wysunięte stanowiska obsadzone miały
być przez 3 bataliony 48. Regimentu Piechoty francuskiej
21. DP, Brytyjczycy mieli bronić samego miasta. Niestety,
nie zdołały one na czas obsadzić swoich pozycji. Dlatego
nacierająca na Boulogne 2. DPanc. gen. Veiela napotkała na
swej drodze jedynie niewielkie pododdziały francuskie. Ku
zaskoczeniu Niemców, używając dział polowych do strzela­
nia bezpośredniego, blokowały one dość skutecznie skrzy­
żowania i inne ważne punkty na trasie marszu niemieckich
sił pancernych. Także RAF wykonał skuteczny nalot na
jedną z kolumn marszowych. Dzięki temu obrońcom uda­
ło się zyskać nieco czasu potrzebnego na przygotowanie
obrony przez brytyjskich gwardzistów, ale mimo tego nie
byli w stanie zatrzymać czołgów przeciwnika.
Wieczorem 22 maja 2. DPanc. znalazła się już na przed­
mieściach Boulogne. Natarcie wznowiono 23 maja o godz.
7.30. Tego dnia zepchnięto brytyjskie i francuskie oddziały
do centrum miasta. Tutaj stawiły one zaciekły opór, wy­
korzystując stare mury miejskiej cytadeli, które były na
tyle grube, że wytrzymywały ostrzał artylerii polowej oraz
lżejszych bomb lotniczych. W takich warunkach 2. DPanc.
postępowała naprzód bardzo powoli, gdyż czołgi były bar­
dzo mało skuteczne i łatwe do zablokowania w ciasnych
uliczkach62.
Brytyjski dowódca myślał przede wszystkim o ocaleniu
swoich ludzi. Zdawał sobie sprawę, że w obliczu załamania
morale Francuzów i przewagi niemieckiej obrona nie może
potrwać długo. Dlatego zwrócił się z prośbą o ewakuację.
Jego oddziały cofały się z każdą godziną. Doprowadziło to
do rozczarowania w dowództwie francuskiej 21. DP. Gen.
Pierre Lanquetot, jeden z niewielu francuskich oficerów,
który wciąż chciał walczyć i z własnej inicjatywy przejął
dowodzenie w Boulogne, poczuł się zdradzony. Meldunki
utrzymane w takim tonie przekazywał swoim zwierzchni­
kom, co dodatkowo pogarszało i tak już trudną współpracę
między oficerami brytyjskimi i francuskimi.
Ewakuacja brytyjskich żołnierzy rozpoczęła się wcze­
snym świtem 23 maja. Jako pierwsi odpłynęli żołnierze
służb tyłowych BEF, którzy znajdowali się jeszcze w porcie.
Następnie przyszła kolej na ciężko i lżej rannych, a dopiero
po południu rozpoczęła się ewakuacja żołnierzy liniowych.
Transportowano ich na niszczycielach, które wpływały po

62 K. Mackscy, op. cit., s. 115-118.


2-3 do portu. Przed godz. 18 nadleciały samoloty Luftwaf­
fe, bombardując port i okręty. Był to przedsmak tego, co
wkrótce miało wydarzyć się na plażach wokół Dunkierki.
Na szczęście dla Brytyjczyków nad miastem pojawiło się
12 myśliwców RAF-u, które zapewniły częściową ochronę
przez nalotami63.
Ok. 20.30 niemieckie czołgi znalazły się niemal w sa­
mym porcie. W tym czasie ewakuację prowadziły trzy bry­
tyjskie niszczyciele: HMS „Wild Swan”, HMS „Venomous”
oraz HMS „Venetti”. Na tym ostatnim okręcie skoncentro-
wały ogień czołgi Panzer IV. Pancerniacy gen. Veiela liczyli
chyba, że uda im się poważnie uszkodzić okręt przeciwni­
ka. Istotnie, jeden pocisk trafił w pokład, ale pociski kal.
75 mm nie były w stanie zagrozić niszczycielowi64. Tym
niemniej bliskość czołgów przeciwnika spowodowała, że
dalsza ewakuacja była już niemożliwa, a w każdej chwili
ponownie pojawić się mogły stukasy. W takiej sytuacji bry­
tyjskie okręty wycofały się z portu, pozostawiając kilkuset
Brytyjczyków. Pomimo to udało się uratować ponad 4300
brytyjskich żołnierzy, wliczając w to personel oddziałów
tyłowych i urzędników. W nocy z 23 na 24 maja Boulogne
znalazło się w rękach niemieckich.
Kilka godzin po przybyciu pierwszych oddziałów bry­
tyjskiej XX Brygady do Boulogne, do Calais wpłynął trans­
portowiec, na pokładzie którego znajdowały się wzmoc­
nienia dla francuskiej obrony tego portu. Były to dwa
bataliony: 1. Bat. „Queen Victoria’s Riffles” oraz 3. RTR,
wchodzący nominalnie w skład 1. Dywizji Pancernej.
Piechota przystąpiła niezwłocznie do okopywania się na

63 M. S p i e k , op. cit., s. 59-61.


64 Niemieccy żołnierze b y l i zdania, że udało im się poważnie
uszkodzić HMS „Venetti”, i to dzięki nim przerwano ewakuację. Jeszcze
dalej poszedł gen. Guderian. który w swych wspomnieniach wyraźnie
pisze, że niemieckie czołgi zatopiły niszczyciel, a k i l k a innych okrętów
uszkodzono. Zob. H. G u d e r i a n , op. cit., s. 124.
przedmieściach miasta, gdy tymczasem czołgi natychmiast
rozpoczęły patrolowanie najbliższej okolicy. Jeden z patro­
li natknął się na pododdziały rozpoznawcze niemieckiej
1. DPanc. gen. Kirchnera, która miała przystąpić do zdo­
bywania miasta. Broniące go siły francuskie i brytyjskie
były słabe i niemiecki atak mógł wyrządzić znaczne szkody
nieprzygotowanym obrońcom. Na szczęście, gdy ok. godz.
18 niemieckie czołówki dotarły na przedmieścia, powitał je
gęsty ogień artylerii. Dowódca niemieckiej dywizji otrzy­
mał wcześniej rozkaz, by atakować miasto, gdyby było
słabo bronione; jeśli zaś okazałoby się konieczne prowa­
dzenie dłuższego oblężenia, miał ominąć Calais i ruszyć
przez Gravclines w kierunku Dunkierki. Zdobycie miasta
miało być w takim wypadku powierzone 10. DPanc. gen.
Schaala, zwolnionej właśnie z rezerw gen. von Kleista.
Silny ostrzał artyleryjski był swoistym bluffem, mającym
na celu zmuszenie Niemców do ostrożności. Obrońcy nie
mieli pojęcia, że dzięki temu zyskali kilkanaście godzin na
wzmocnienie obrony.
Dla War Office utrzymanie Calais miało niebagatelne
znacznie, znacznie większe niż w przypadku Boulogne.
Dlatego 23 maja wysłano kolejne dwa bataliony w celu
wzmocnienia garnizonu. Były to 1. Batalion „Riffle Briga­
de” oraz 2. Batalion „King’s Royal Riffle Corps” (KRRC).
Przybycie tych sił pozwoliło brygadierowi Nicholsonowi,
dowódcy brytyjskiego zgrupowania, na zorganizowanie
dwóch linii obronnych. Obrona Calais miała zaabsorbo­
wać niemieckie czołgi, by dać czas głównym siłom BEF
na reorganizację i przygotowanie ewakuacji. Biytyjscy żoł­
nierze mieli wytrzymać przynajmniej do końca 24 maja.
Później, jeżeli sytuacja by tego wymagała, rozważano ich
ewakuację.
23 maja upłynął na intensywnych walkach między żoł­
nierzami 69. i 86. Regimentu Strzeleckiego, wchodzących
w skład 10. DPanc., a Queen Victoria’s Riffles. Brytyjczy­
cy nie byli w stanie utrzymać pozycji w starciu z o wiele
liczniejszym przeciwnikiem i wycofali się z wysuniętych
placówek na wewnętrzną linię obrony. W godzinach popo­
łudniowych Luftwaffe zatopiła brytyjski niszczyciel oraz
uszkodziła dwa kolejne. Pod wieczór tego dnia sytuacja
zaczęła się wymykać spod kontroli. Zorganizowana obrona
praktycznie przestała istnieć. W takim razie stało się jasne,
że następnego dnia powinno się wycofać wojska z mia­
sta; inaczej narażano je na zniszczenie. O ile w Boulogne
francuscy żołnierze, dowodzeni przez charyzmatycznego
gen. Lanquetota, stawiali zacięty opór, o tyle w Calais ich
morale było co najmniej kiepskie, a w praktyce nie istniało.
Dochodziło do sytuacji, w której Francuzów rozbrajano
i zamykano, gdyż w opinii Brytyjczyków było to mniej
szkodliwe niż pozostawienie ich na swobodzie. W takiej
sytuacji nie było mowy o kontynuowaniu oporu.
Niestety, wpływ na decyzje dotyczące podkomendnych
brygadiera Nicholsona zaczęła mieć polityka. Otóż wielo­
krotnie podnoszone przez Francuzów oskarżenia względem
sojuszników, że ci nie chcą walczyć, przyniosły w końcu
fatalne konsekwencje. By pokazać determinację w walce
Brytyjczyków o Francję, zdecydowano się nie ewakuować
sił z Calais. Ich poświęcenie miało być argumentem po­
twierdzającym zapewnienia płynące z Londynu o chęci
kontynuowania wojny. Utrata tych 4 batalionów została
uznana za niewielką cenę w przekonywaniu Francji do kon­
tynuowania wojny. Swoją drogą, Francuzi mieli pretensję
o niechęć do walki swoich sojuszników, zapominając chy­
ba, jaką postawę prezentowała większość ich żołnierzy.
25 maja w godzinach porannych niemieckie oddziały
znajdowały się już w centrum miasta, tym niemniej jeszcze
port i jego okolice były utrzymywane przez Brytyjczyków.
Także w niemieckiej dywizji nastroje nie były najlepsze.
Dotychczasowa uporczywa obrona garnizonu pozwalała
przypuszczać, że zdobycie reszty miasta będzie okupione
znacznymi stratami. Liczono, że podobnie jak poprzedniego
dnia w Boulogne, postawieni pod ścianą Brytyjczycy ewa­
kuują się, a Francuzi się poddadzą. Jednakże gen. Schaal.
jak i będący w jego sztabie tego dnia gen. Guderian, nie
dostrzegali przygotowań do ewakuacji. Oznaczać to mogło
konieczność toczenia uciążliwych walk ulicznych — bez
wsparcia ciężkiej artylerii — przez dywizję pancerną, kom­
pletnie do takich działań nieprzygotowaną. Szczególnie do­
wódca XIX Korpusu był pełen obaw. Musiał myśleć o tym,
by jego dywizja była gotowa do walki w dalszej części
kampanii, nie chciał jej więc niepotrzebnie wykrwawiać.
Dlatego wysłano do brytyjskiego dowódcy parlamcntariu-
sza z propozycją honorowej kapitulacji. Odpowiedź bry­
gadiera Nicholsona stanowiła przykład typowej brytyjskiej
postawy: „Odpowiedź brzmi: nie. Armia brytyjska ma taki
sam obowiązek walczyć, jak niemiecka”65. Nie pozostało
więc nic innego, jak walczyć.
Prowadzone od południa ataki niemieckie w końcu do­
prowadziły do sytuacji krytycznej. Brytyjskie linie obron­
ne w każdej chwili mogły się załamać. W tym momencie
jedynym ratunkiem było przerwanie niemieckiego naci­
sku, by choć na chwilę dać wytchnienie oddziałom. W tym
celu zaplanowano kontratak Batalionu „Riffle Brygadę”,
wzmocnionego transporterami opancerzonymi (carriers)
oraz ostatnimi lekkimi czołgami. Niestety, nie przyniósł on
spodziewanego efektu, zaś Niemcy w tym czasie dokona­
li przełamania na wysokości pozycji zajmowanych przez
Batalion „King’s Royal Riffle Corps”. Pojazdy pancerne,
stanowiące dotychczas odwód, zostały zaangażowane
w kontratak i nic mogły uzupełnić luki. W tym momencie
zorganizowana obrona brytyjska w praktyce przestała ist­
nieć. Poszczególne kompanie czy nawet plutony obsadzały

65 H. G u d e r i a n , op. cit., s. 128; H. S e b a g - M o n t e f i o r e , op.


cit., s. 260.
często odizolowane punkty, systematycznie likwidowane
przez wojska niemieckie.
W sztabie niemieckim nie zdawano sobie sprawy z kata­
strofalnej sytuacji obrońców. Podczas narady gen. Schaala
i gen. Guderiana ok. 23 w dniu 25 maja zastanawiano się
nawet, czy nie wstrzymać na jeden dzień dalszych ataków.
Ostatecznie zdecydowano, że jeśli do godz. 14 nie nastą­
pią rozstrzygnięcia, zostanie wstrzymane dalsze natarcie.
Gdyby w tym czasie całkowite opanowanie miasta nie by­
ło kwestią godzin, do akcji wkroczyć miała Luftwaffe i je
po prostu zniszczyć. Zamierzano powtórzyć rozwiązanie
tak skutecznie zastosowane w Rotterdamie. Na szczęście
dla mieszkańców, którzy najbardziej by ucierpieli, gdyby
ten scenariusz się ziścił, od południa 26 maja coraz więcej
obrońców się poddawało, zaś gen. Schaal był pewien, że
zwarta obrona już nie istnieje. Zgodnie z powziętą wcze­
śniej decyzją w Londynie, nie podjęto oficjalnej próby
ocalenia przynajmniej części żołnierzy brytyjskich, choć
jeszcze w nocy z 26 na 27 maja w porcie i okolicach ukry­
wało się sporo żołnierzy i przy odrobinie szczęścia część
z nich udałoby się uratować. Jedyną, nieoficjalną próbę oca­
lenia żołnierzy podjął motorowy jacht „Gulzara”, który pod
osłoną nocy przemknął do portu, by zabrać kilkuset ludzi.
Gdy z Boulogne ewakuowano ponad 4 tysiące żołnierzy,
z Calais jedynie nieco ponad 400. Po upadku Calais Brytyj­
czykom pozostał tylko jeden duży port, mogący stanowić
przepustkę do domu — Dunkierka66.
Dla gen. Guderiana właśnie Dunkierka stanowiła główny
cel natarcia jego korpusu. Niemiecki generał zdawał sobie
sprawę z jej znaczenia — znajdowała się najbliżej wojsk
brytyjskich i zarazem najdalej od jego wojsk. Było logiczne,
że jeśli zostanie podjęta próba ewakuacji, to właśnie tam.

66 A. P e r e p e c z k o , Wielkie ewakuacje. Norwegia 1940, Francja


1940, Grecja 1941 . Warszawa 2010, s. 133-141.
Jednakże na każdym kroku generał napotykał przeszkody,
które uniemożliwiały mu szybkie opanowanie tego portu,
a przez to przypieczętowanie losu wojsk alianckich. Na
miasto miała nacierać 10. DPanc., jednak gen. von Kleist
chciał ją mieć w swoim odwodzie. Przez kilkanaście godzin
stała bezczynnie, zamiast maszerować. Gdy w końcu została
ponownie oddana gen. Guderianowi, natychmiast kazał jej
ruszać, jednakże nie w kierunku Dunkierki, ale Calais. Do­
wódca XIX Korpusu zdawał sobie sprawę, że opanowanie
tego miasta stanowi tylko kwestię czasu; dlatego znajdująca
się pod nim 1. DPanc. miała je zostawić i ruszyć, na wschód
— na Gravelines, które było na trasie do Dunkierki. Jej miej­
sce miała zająć 10. DPanc. W ten sposób Niemcy zamierzali
nadrobić przynajmniej część straconego czasu67.
23 maja 1. DPanc. toczyła zażarte walki, zbliżając się
do rzeki Aa na wysokości Gravelines. Kolejnego dnia udało
jej się zdobyć przyczółki na przeciwległym brzegu. W tym
samym czasie gen. Guderian otrzymał pod swe dowództwo
Pułk SS Leibstandarte „Adolf Hitler”, który niezwłocznie
skierował do miejscowości Watten. W ten sam rejon przesu­
nięto 2. DPanc., zwolnioną po zdobyciu Boulogne. W tym
samym czasie XXXXI Korpus gen. Reinhardta zdobył St.
Omer, także ustanawiając przyczółki na wschodnim brzegu
Aa. Z kolei 3. i 4. DPanc. XVI Korpusu gen. Hoepnera
osiągnęły miejscowość Bethune, a 5. i 7. DP XV Korpusu
gen. Hotha wyszły nad kanał La Basse.
Wydawało się, że nic nie uratuje już armii sojuszni­
czych. W tym momencie do sztabów niemieckich korpu­
sów zmotoryzowanych dotarł rozkaz: zatrzymać dywizje
pancerne na wysokości rzeki Aa. Likwidację przeciwnika
pozostawić lotnictwu68.

67 H. G u d e r i a n , op. cit., s. 122-124.


68 Nic jest to dokładna treść rozkazu, ale w krótkiej formie oddająca

jego sens.
Rozkaz Hitlera do dziś budzi wielkie kontrowersje69.
Większość autorów, zwłaszcza anglosaskich, podkreśla,
że pozwolił on wojskom alianckim, głównie brytyjskim,
na ewakuację. Co prawda utraciły one cały sprzęt wojsko­
wy, ale ocalono kadrę, która w następnych latach stanowiła
trzon odbudowanej i powiększonej armii brytyjskiej. Z tej
perspektywy zatrzymanie dywizji pancernych stanowiło
katastrofalny błąd.
Jest w tym podejściu sporo racji, należy jednak popa­
trzeć na tę sprawę także z innej perspektywy. Pod koniec
maja 1940 r. wojna we Francji nie była zakończona. Sa­
mi Francuzi dysponowali jeszcze ponad 60 dywizjami, do
których należy doliczyć wojska stacjonujące w koloniach.
Niemcy nie wiedzieli, jakimi siłami dysponują jeszcze Bry­
tyjczycy, którzy mogli ponownie wzmocnić sojuszników.
Aby temu zapobiec, należało mieć możliwość szybkiego
wznowienia działań skierowanych na południe od Sommy
w stronę Paryża. W tym czasie dywizje pancerne były już
znacznie osłabione. Straty bojowe były stosunkowo niewiel­
kie, lecz sprzęt wymagał napraw, podstawowego remontu,
uzupełnienia paliwa, amunicji i oprzyrządowania, a żołnie­
rze odpoczynku70. Należało uporządkować pododdziały,

69 Ch. Messenger sugeruje, że już wieczorem 23 maja gen. von


Rundstedt, otrzymawszy informacje, że ok. potowa niemieckich czołgów
jest niesprawna i wymaga napraw, wydał rozkaz wstrzymania marszu na
jeden dzień, by pozwolić oddziałom na uzupełnienie braków i podcią­
gnięcie posiłków. Wizytujący następnego dnia sztab GA „A" Hitler miał
jedynie potwierdzić rozkaż gen. von Rundstedta. Zob. Ch. Messenger.
op. cit., s. 176-178.
70 Do końca maja niemieckie dywizje pancerne bezpowrotnie straciły

101 czołgów Panzer 1 , 1 5 0 Panzer II, 44 Panzer 35(t), 43 Panzer 38(t),


84 Panzer III, 63 Panzer IV oraz 44 czołgi dowodzenia. W sumie było to
516 pojazdów, czyli ok. 20% czołgów, które rozpoczęły kampanię. Liczby
te nie obejmują maszyn, które mogły być naprawione w warsztatach
przyfrontowych w ciągu tygodnia. W praktyce więc niektóre dywizje
dysponowały mniej niż połową swojej etatowej siły. W celu uzupełnienia
podciągnąć piechotę, by przejęła przyczółki i zadania oku­
pacyjne. Wreszcie należało przebazować lotnictwo bliżej
frontu, gdyż coraz trudniej było mu wspierać działania sił
zmotoryzowanych. Te wszystkie elementy sprawiają, że
rozkaz wstrzymujący marsz sił pancernych miał solidne
podstawy. Dzisiaj, z perspektywy czasu, można ocenić go
jako błędny, gdyż pozwolił na ewakuację kilkuset tysięcy
żołnierzy brytyjskich i francuskich; ale wtedy, z perspek­
tywy Berlina, wydawać się mógł uzasadniony71.
Często pojawia się teza, jakoby Hitler celowo ułatwił
ewakuację Brytyjczykom, by ułatwić sobie zawarcie pokoju
po pokonaniu Francji. Twierdzenie takie wydaje się jed­
nak mało przekonujące. Po pierwsze, wstrzymano działania
dywizji pancernych, ale pozostałe wojska miały kontyn­
uować działania zaczepne. Szczególnie GA „B” miała dążyć
do rozbicia armii belgijskiej i odcięcia tyłów aliantów od
wschodu. Także Luftwaffe miała skupić się na Dunkierce,
by uniemożliwić ucieczkę sprzymierzonym. Tylko fatal­
na pogoda i duża doza szczęścia pozwoliły na ewakuację
tak dużej liczby żołnierzy. Nie jest więc prawdą, że siłom
alianckim „pozwolono” się wycofać72.
Wreszcie był jeszcze jeden, być może najważniejszy
czynnik, który sprawił, że niemieckie dowództwo nie
chciało ryzykować osłabienia swoich dywizji pancernych.

strat do jednostek trafiło ok. 215 nowych czołgów, lecz ich wprowadzenie
do linii wymagało reorganizacji pododdziałów, co było trudne w czasie
ciągłych walk i przemarszów. Zob.T.L. L e n t z, op. cit., s. 134.
71 W. E r f u r t h , op. cit., s. 284-288.

72 Historycy anglosascy zwracali także często uwagę na ideologię

Hitlera, zawartą w Main Kampf. Otóż ich zdaniem Hitler był swego
rodzaju anglofilem: podziwiał Brytyjczyków i traktował ich jako przed­
stawicieli rasy germańskiej, nie chciał więc niepotrzebnie przelewać
ich krwi. Z tego względu celowo powstrzymywał swoje oddziały przed
zniszczeniem wojsk BEF. Zob. B . L i d d e l l H a r t , History of the Second
World War, London 1973, s. 89-90. Obecnie taki punkt widzenia powoli
traci zwolenników.
Otóż we Francji zaangażowane były niemal wszystkie si­
ły, jakimi dysponował Wehrmacht. Cała wschodnia część
III Rzeszy była praktycznie bezbronna. Nikt w Berlinie nie
miał złudzeń, żc Stalin nie wykorzysta sposobności zadania
swojemu formalnemu sojusznikowi ciosu w plecy. Przecież
17 września 1939 r. dowiódł, że jest do tego zdolny, pomi­
mo podpisania paktów i umów międzynarodowych. Dlate­
go należało zachować dywizje pancerne w jak najlepszym
stanie, szybko rozstrzygnąć wojnę z Francją, by nie dać
czasu Związkowi Radzieckiemu na skorzystanie z okazji.
O tym czynniku zapominają niemal wszyscy, którzy kry­
tykują decyzję Hitlera z 24 maja.

DUNKIERKA

Niepowodzenie ataku pod Arras oraz francuskich prób


przebicia niemieckiego pierścienia okrążenia postawiło
wojska alianckie we Flandrii w niezwykle trudnej sytuacji.
Widmo zagłady stało się bardzo realne. Gen. Weygand nie
zrezygnował jednak z forsowania planu wykonania silnego
uderzenia w kierunku południowo-zachodnim w celu prze­
bicia się do Sommy. Miało ono nie tylko uratować okrą­
żone wojska, ale także doprowadzić do pobicia części sił
niemieckich. W istniejących warunkach plan ten był kom­
pletnie nierealny, tym niemniej próbowano go zrealizować,
przekazując odpowiednie dyrektywy gen. Blanchardowi.
23 maja zastąpił on na stanowisku dowódcy I GA gen. Bi-
lotte’a, który zginął w wypadku samochodowym. Jednocze­
śnie dowódcą francuskiej 1. Armii został gen. Prioux.
Trzon sił mających wykonać natarcie stanowić miały
dywizje brytyjskie. Niestety, gen. Gort wszystkie jednostki
miał zaangażowane na froncie. Wobec tego zdecydowa­
no, że Belgowie wycofają się na linię rzeki Ijzer, skracając
w ten sposób swój front. Umożliwić miało im to przejęcie
części linii brytyjskich, co w efekcie doprowadzić miało
do zwolnienia potrzebnych sił do wykonania ataku. Nie­
stety, król Leopold III pod wpływem swego doradcy, gen.
van Overstratena. nie zgodził się. Według niego, słabnące
wojska belgijskie nie były w stanic wykonać tak długiego
marszu pod naciskiem wojsk niemieckich i pod bombami
Luftwaffe. Zakończyć to się mogło jedynie rozpadem armii.
Ponadto Belgowie nie chcieli oddać niemal całego obsza­
ru państwa Niemcom. Zgodzili się jedynie na wycofanie
na linię rzeki Leie (Lys). Było to połowiczne rozwiązanie,
w niewielki sposób poprawiające sytuację operacyjną sił
alianckich. W żadnej mierze nie mogło być mowy o zlu­
zowaniu wystarczających sił brytyjskich. Dlatego Francuzi
zdecydowali, że Belgowie rozciągną jedynie nieznacznie
swój front, zwalniając jedną brytyjską dywizję, zaś Francu­
zi wydzielą do tego celu dwie swoje dywizje, co w efekcie
pozwoli na uwolnienie trzech dywizji BEF.
Na nowych pozycjach wojska belgijskie znalazły się
24 maja. Na Kanale Leopolda rozmieszony został korpus
kawalerii, złożony z 1. i 2. Dywizji Kawalerii. Między
Strasburgiem a Oostwinkel znajdowały się 17. i 6. DP, zaś
18. DP tworzyła odwód tego odcinka. Między Oostwinkel
a Brugge rozmieszczono 12. i 11. DP, zaś między Brugge
a Deinze — 2. 5. i 4. DP. Następnie pozycje belgijskie bie­
gły wzdłuż samej Lys, na której brzegach bronić się miały
2. DStrz.Ard., 6., 9., 1. i 3. DP. Ich pozycje biegły do miasta
Menin. W rezerwie w pobliżu tego miasta zajęła pozycje
10. DP. W odwodzie całej armii znajdowała się jedynie
1. DStrz.Ard. Ponadto 15. i 16. DP zostały odesłane nad
wybrzeże, by zabezpieczyć tyły armii belgijskiej w razie
przełamania linii obrony przez siły niemieckie od strony
Dunkierki73.
Na południe od Belgów obronę organizowali Brytyjczy­
cy, których pozycje rozciągały się wzdłuż granicy belgijsko-

73 B. Bond. op. cit.,s. 78-88.


-francuskiej — od Menin do Maulde. Był to fragment tzw.
Linii Gorta, która obejmowała umocnienia, przygotowane
przez brytyjskie dywizje przed 10 maja. Na tych pozycjach
rozmieszczono kolejno 4., 3., 1. oraz 42. DP. 5. i 50. DP
stanowiły jedyną rezerwę gen. Gorta. Południowe skrzy­
dło wojsk alianckich zabezpieczała francuska 1. Armia,
która miała front skierowany na południc, wzdłuż Skaldy
do Douai. Na tej linii rozmieszczono kolejno III, IV oraz
V Korpus Armijny74.
Jest faktem, że Belgowie, znajdujący się w prawie ka­
tastrofalnej sytuacji, odesłali dwie dywizje — co prawda
bardzo słabe — do drugorzędnego zadania, co dobitnie
świadczy o braku zaufania pomiędzy poszczególnymi ar­
miami. W tym czasie niemieckie dywizje pancerne ponow­
nie znajdowały się w natarciu, wychodząc na tyły wojsk
alianckich, zajmujących pozycje mniej więcej wzdłuż gra­
nicy belgijsko-francuskiej. Niemieckie czołgi znalazły się
na przedmieściach Boulogne, a następnie Calais. Churchill,
gen. Ironside, jak i sam dowódca BEF zdawali sobie sprawę
z nierealności ataku planowanego przez gen. Weyganda.
Kilka dywizji nie było w stanie zmienić biegu wypadków.
Dla Brytyjczyków najważniejszym celem stało się ratowa­
nie tego, co jeszcze można było ocalić, czyli zapewnienie
możliwości ewakuacji przynajmniej części brytyjskich od­
działów. Dlatego zwolnione dywizje gen. Gort skierował
na swoje tyły, by zapewniły ochronę przed niemieckimi
dywizjami pancernymi.
2. DP zajęła pozycje wzdłuż kanału Basse oraz ka­
nału Aire. Na północ od niej 44. DP rozmieściła swoje
oddziały w lesie Haverskerqe. Największym problemem
było zabezpieczenie pozycji na linii rzeki Aa, od Watten
do St. Omer. 48. DP była zdecydowanie za słaba, by po­

74W tym czasie pozostałe francuskie armie I GA, 2. i 9., praktycznie


przestały istnieć pod ciosami wojsk niemieckiej GA ,,B".
dołać takiemu zadaniu. Dlatego poszczególne brygady lej
dywizji utworzyły izolowane punkty, przygotowane do
obrony okrężnej, w celu zatrzymania na pewien czas nie­
mieckich postępów. Sam zachodni skraj obrony Dunkierki
wzięli na siebie Francuzi, których dwa regimenty 21. DP
rozmieszczone zostały nad Aa — od Watten do Grave-
lines.
Wykorzystanie odwodów do obsadzenia nowych pozy­
cji obronnych przez gen. Goita wzbudziło rozgoryczenie
wśród Belgów i Francuzów. Ci pierwsi poczuli się oszukani,
gdyż, według ich punktu widzenia, posłużono się wojskami
belgijskimi, by zabezpieczyć trasy odwrotu Brytyjczyków.
Z kolei Francuzi skarżyli się, że zamiast myśleć o ofensy­
wie, ich sojusznicy dążą jedynie do ucieczki z kontynentu.
Prawda była jednak taka, że tylko Brytyjczycy potrafili
jasno ocenić sytuację i podejmować racjonalne decyzje.
Gdyby zamiast zabezpieczać tyły, gen. Gort przeprowadził
natarcie zgodnie z planem, zapewne jego dywizje zostałyby
pokonane, a na nieosłonięte tyły uderzyłyby niemieckie
czołgi. Wówczas wszystkie siły alianckie zostałyby w ciągu
2-3 dni po prostu zniszczone.
Decyzje podjęte 24 maja przez sztab BEF nie urato­
wałyby jednak sytuacji, gdyby tego samego dnia niemiec­
kie dywizje pancerne nie zostały zatrzymane na linii rzeki
Aa. Tylko dzięki temu udało się obsadzić, przynajmniej
prowizorycznie, linie obrony przez brytyjskie oddziały. Te
dwa dni zwłoki dały Brytyjczykom tak potrzebny czas na
przegrupowanie. W tym momencie pozycje zajmowane
przez aliantów przypominały wąski korytarz, biegnący od
Dunkierki na południowy wschód, wzdłuż granicy belgij-
sko-francuskiej. Należało teraz utrzymać jego dłuższe boki,
pozwalając najdalej na południe wysuniętym oddziałom na
wycofanie się do portu75.

75 H. Knopp. op. cit., s. 58-59.


Wstrzymanie natarcia niemieckich dywizji pancernych
nie oznaczało, że na froncie panował spokój. Zarówno 6. jak
i 18. Armia z GA „B” gen. von Bocka oraz 4. Armia z GA
„A” gen. von Rundstedta kontynuowały działania zaczepne.
4. Armia gen. von Kluge nacierała na pozycje francuskiej
1. Armii gen. Prioux od południa, chcąc przekroczyć Skal­
dę. Od wschodu pozycje brytyjskie atakowane były przez
IV i XXVII korpusy armijne z niemieckiej 6. Armii. Du­
ży nacisk położyli Niemcy na rozbicie wojsk belgijskich.
Przeciwko nim skoncentrowano pozostałe siły całej GA
„B”, w tym dywizje odwodowe gen. von Bocka. Pokonanie
obrony belgijskiej pozwoliłoby na okrążenie od wschodu
wojsk francusko-brytyjskich i odcięcie ich od Dunkierki.
Świadczy to dobitnie o tym, że OKH nie zamierzało pozwa­
lać na wycofanie się z kontynentu sił brytyjskich.
24 maja, gdy niemieckie czołgi stały bezczynnie wzdłuż
rzeki Aa. po drugiej stronie alianckiego korytarza gen. von
Bock rzucił swoje siły przeciwko Belgom. Na ich skrajnej
lewej flance niemiecka 208. DP atakowała belgijską 12. DP.
zajmującą stanowiska pod Ronsele. Natarcie spotkało się
z zaciekłym oporem, który nie ograniczał się tylko do pa­
sywnej obrony. Po jednym z kontrataków udało się Belgom
wziąć do niewoli ponad 200 jeńców. Na sąsiednim odcin­
ku niemiecka 56. DP, wsparta następnie przez 225. DP,
atakowała pozycje belgijskiej 4. DP pod miejscowością
Deinze. Także tutaj obrońcy walczyli niezwykle wytrwale
i dopiero w obliczu gwałtownych ataków z powietrza oraz
braku amunicji musieli się wycofać. Belgijskie dowódz­
two skierowało na zagrożony odcinek odwodową 1. DStrz.
Ard., która w miejscowości Vinkt utworzyła nowe pozycje
obronne.
25 i 26 maja ponownie toczono w tym rejonie zacięte
walki. Belgowie byli już u kresu wytrzymałości. Żołnie­
rze byli wyczerpani, brakowało amunicji, łączność prak­
tycznie nie istniała, zaopatrzenie w żywność było wręcz
mizerne; tylko dzięki pomocy mieszkańców okolicznych
wiosek oddziały miały w ogóle co jeść. W takiej sytuacji
27 maja Belgowie ponownie zostali zmuszeni do odwro­
tu. zadając jednak Niemcom czterokrotnie większe straty
niż sami ponieśli. Sfrustrowani tym Niemcy rozstrzelali 84
cywilów, traktując to jako odwet za pomoc udzielaną żoł­
nierzom.
Bardziej na południe niemiecka 256. DP atakowała bel­
gijską 17. DP, także zmuszając ją do opuszczenia zajmowa­
nych pozycji. Odsłoniło to flankę kolejnej belgijskiej dy­
wizji, 18. DP która wobec takiej sytuacji musiała również
się wycofać. W ten sposób udało się Niemcom zmusić do
odwrotu lewe skrzydło armii belgijskiej. Jednak najważ­
niejsze walki toczyły się na południu, na linii rzeki Leie
(Lys). Od nich zależały losy całej armii belgijskiej, a więc
także wszystkich sił alianckich.
Gen. von Bock zdecydował się wykonać główne ude­
rzenie w kierunku miejscowości Korkrijk. Na tym odcinku
Belgowie rozmieścili 1. i 3. DP, które dysponowały już nie
więcej jak 6000-7000 ludzi. W odwodzie znajdowała się
jedynie 18. DP, która również była mocno osłabiona. Nato­
miast Niemcy dysponowali pięcioma dywizjami piechoty
— w dodatku najlepszymi, jakimi rozporządzał dowódca
6. Armii. Były to: 14., 18., 19., 30. oraz 31. DP. Cztery
pierwsze skoncentrowały się na przełamaniu pozycji bel­
gijskiej 3. DP. Na jeden belgijski regiment piechoty przy­
padała ponad jedna dywizja niemiecka. Belgowie bronili
się niezwykle zaciekle, ale wobec takiej przewagi zostali
dosłownie zmiażdżeni. Także 1. DP musiała wycofać się
z zajmowanych pozycji. Natomiast nie udało się uzyskać
powodzenia niemieckim dywizjom, próbującym przekro­
czyć Leie na północ od Korkrijk. Niemieckie 216. oraz
255. DP napotkały na równie zacięty opór. ale nic dyspo­
nując taką przewagą jak na sąsiednim odcinku, nie były
w stanie przekroczyć rzeki.
25 maja Niemcy nie byli w stanie wykorzystać powo­
dzenia z dnia poprzedniego. Luki powstałe po rozbiciu
belgijskiej 3. DP zostały uzupełnione pododdziałami 1.,
3., 9. oraz 10. DP. Podjęły one wiele kontrataków, które
doprowadziły do zmniejszenia niemieckich przyczółków.
Gen. von Bock, zaskoczony tak silnym oporem, skierował
na ten odcinek dwie dodatkowe dywizje: 61. oraz 255. DP.
W tym momencie praktycznie wszystkie siły GA „B" zo­
stały zaangażowane w walkę. Generał liczył, że kolejnego
dnia uda się w końcu przełamać belgijskie pozycje.
Dwie wymienione wyżej dywizje dołączyły do
14. i 18. DP, które atakować miały odcinek łączący Bel­
gów i Brytyjczyków. Gen. von Bock chciał w ten sposób
oddzielić wojska obu sojuszników, co miało zmusić króla
Leopolda III do kapitulacji. Ponownie główne natarcie skie­
rowane było na skrajne prawe skrzydło armii belgijskiej.
Niemieckie dywizje atakowały, kierując się na Ypres. Oś
niemieckiego natarcia biegła równolegle do frontu bry­
tyjskich dywizji. Król Leopold III domagał się ataku na
odsłoniętą niemiecką flankę, co mogło doprowadzić do
odrzucenia niemieckich dywizji na pozycje wyjściowe.
Niestety, Brytyjczycy w tym czasie desperacko starali się
stworzyć obronę na swoich tyłach i nie mieli żadnych sił,
które mogłyby być wykorzystane do ataku.
Belgowie, bez wsparcia sojuszników, nie byli w sta­
nie się dłużej bronić tak twardo jak dotychczas; brako­
wało przede wszystkim amunicji, głównie artyleryjskiej.
Dotychczas to właśnie doskonale spisująca się artyleria
pozwalała odpierać ataki niemieckich oddziałów. Teraz,
pozbawieni tego wsparcia, belgijscy żołnierze ustępowali
pola. Do walki kierowano już niemal wszystkich — sape­
rów, artylerzystów pozbawionych dział, kierowców, kucha­
rzy, kancelistów — dosłownie wszystkich, którzy mogli
używać karabinów. Tylko dzięki temu udało się wieczo­
rem 26 maja ustabilizować front. Był on jednak niezwykle
słaby i było jasne, że armia belgijska znajduje się na skraju
załamania.
Niemieckie sukcesy doprowadziły do odepchnięcia fron­
tu belgijskiego od linii rzeki Lys (Leie). Spowodowało to
powstanie luki pomiędzy wojskami belgijskimi a brytyjski­
mi, między Menin a Ypres. Gen. Gort miał jeszcze do dys­
pozycji 5. oraz 50. DP, których planował użyć do wzmoc­
nienia swoich tyłów, ale w nowej sytuacji zdecydował, że
rozmieszczone zostaną w powstałej wyrwie, pomiędzy
Comines a Ypres. Jednocześnie 4. DP miała zagiąć swoje
lewe skrzydło, by zabezpieczyć odcinek między Comines
a Menin. W brytyjskim dowództwie stało się jasne, że ar­
mia belgijska jest u kresu wytrzymałości. Zdawano sobie
sprawę z zagrożenia w przypadku jej kapitulacji i dlatego
w okolicy Niuport rozmieszczono 12. Regiment Lansjerów,
zaś pomiędzy Niuport a Ypres skierowano 3. DP. Była to
jedynie namiastka obrony, ale brytyjski dowódca nie miał
więcej sił.
27 maja niemieckie 18. i 31. DP zaatakowały pozycje
belgijskie w pobliżu Ypres, odcinając je od brytyjskiej
5. DP. Opór Belgów wciąż był zawzięty, lecz coraz mniej
zorganizowany. Poszczególne oddziały walczyły w izolacji
i systematycznie były okrążane i likwidowane. By usta­
bilizować sytuację, belgijskie dowództwo skierowało do
walki 15. DP. do tej poiy rozmieszczoną nad morzem. Była
ona pozbawiona artylerii, ale w zaistniałej sytuacji do wal­
ki kierowano dosłownie wszystkich. Razem z 2. Dywizją
Kawalerii udało im się powstrzymać natarcie niemieckiej
18. DP i ponownie ustabilizować front. Była to już jednak
tylko cienka linia placówek, pozbawionych jakichkolwiek
rezerw. Na prawo od 18. i 31. DP atakowały 14. i 19. DP.
których przeciwnikiem była belgijska 10. DP oraz podod­
działy 6. DP. Na tym odcinku nacierającym nie udało się
osiągnąć powodzenia. Było to niewielkie pocieszenie, gdyż
na północ, w okolicach Tielt, doszło do tragedii: belgijski
VII Korpus Armijny, złożony wówczas z 8. i 16. DP oraz
2. DStrz. Ard., został całkowicie rozbity przez niemieckie
dywizje. O godz. 17 Tielt zostało utracone i nie było już
szans na ustabilizowanie sytuacji. Belgowie nie mieli już
żadnych dostępnych sił. Tylko kwestią czasu pozostawało
zdobycie przez Niemców Brugge, a więc wyjście na tyły
wojsk belgijskich.
Zdając sobie sprawę z katastrofalnej sytuacji swojej ar­
mii, w godzinach wieczornych 27 maja król Leopold III
wysłał parlamentariusza z prośbą o wstrzymanie ognia.
Zgodnie z podpisaną umową, wojska belgijskie miały zło­
żyć broń. O godz. 4 rano 28 maja na froncie belgijskim mia­
ły zostać wstrzymane walki. Zanim to nastąpiło, Belgowie
przewieźli swoimi ciężarówkami francuską 60. DP na linię
rzeki Ijzer. W Paryżu i Londynie kapitulacja została przy­
jęta jako zdrada. Wystawiała ona na ogromne niebezpie­
czeństwo wojska francusko-brytyjskie. W rzeczywistości
jednak nikogo ona nie zaskoczyła — od kilku dni Belgowie
wielokrotnie zwracali uwagę, że ich armia jest w coraz gor­
szym stanic i potrzebuje wsparcia. Jednakże sojusznicy nie
byli już w stanie im pomóc.
W czasie gdy na wschodniej flance sił alianckich Belgo­
wie toczyli zaciekłe walki obronne, również na zachodnich
pozycjach sytuacja zaczęła wyglądać coraz bardziej drama­
tycznie. Jak już zostało zaznaczone, 24 maja niemieckie dy­
wizje pancerne i zmotoryzowane zostały zatrzymane przez
rozkaz Hitlera na linii rzeki Aa, jednak przerwa operacyjna
nie trwała długo. 26 maja niemieckie dywizje ponownie ru­
szyły do natarcia76. Ponieważ opór wojsk belgijskich okazał
się dużo większy niż się spodziewano, należało dokonać
przełamania obrony wojsk brytyjsko-francuskich od zacho­

76 Nic wszystkie dywizje pancerne wzięły udział w ataku na Dunkier­


kę. M.in. XIX Korpus Zmotoryzowany gen. Guderiana został wycofany
nad Sommę. by przygotować się do zbliżającej się ofensywy skierowanej
na Paryż. zob. H. G u d e r i a n , op. cit., s. 128-130.
du. Celem niemieckich dywizji było rozcięcie alianckiego
zgrupowania na pół, by okrążyć część sił francuskich pod
Lille, a resztę zniszczyć wokół Dunkierki. Natomiast zada­
nie sprzymierzonych sprowadzało się do utrzymania boków
korytarza tak długo, by znajdujące się najdalej od portu dy­
wizje mogły się wycofać. Ponieważ centrum ugrupowania
alianckich sił zajmowały dywizje brytyjskie, na nie spadło
niemieckie uderzenie.
Najtrudniejsze zadanie przypadło brytyjskiej 2. DP gen.
Loyda. Została ona zaatakowana przez XV i XVI korpusy
zmotoryzowane, w składzie których znajdowały się 3., 4.,
5. i 7. DPanc. oraz dwie dywizje SS — „Verfiifungs” oraz
„Totenkopfstosunek sił był więc przytłaczający. Tym
niemniej przez dwa dni, 26 i 27 maja, żołnierze brytyjscy
nie pozwolili się rozbić, płacąc za to jednak ogromną cenę.
Dywizja została zredukowana do rozmiaru brygady. Nic to
jednak było najgorsze — esesmani z Dywizji „Tottenkopf’,
mszcząc się za duże straty, jakie ponieśli w walce, rozstrze­
lali 97 brytyjskich jeńców na farmie La Paradise nieopodal
kanału Basse77.
Tego samego dnia niemieckie oddziały zaatakowały
także brytyjskie dywizje, zajmujące pozycje obok Belgów
na linii Comines-Ypres. Pomimo przewagi przeciwnika

77Sama tylko Dywizja SS „Tottenkopf" straciła 710 żołnierzy —


zabitych, rannych i zaginionych. Zbrodnia ta spotkała się z reakcją
dowództwa XVI Korpusu, któremu w tym czasie podlegała dywizja.
Rozpoczęto śledztwo, mające wyjaśnić przyczyny rozstrzelania niemiec­
kich jeńców. Jako przyczynę esesmani podawali użycie przez przeciw­
nika tzw. pocisków „dum-dum” oraz zwabienie żołnierzy niemieckich
na otwarty teren poprzez wywieszenie niemieckiej flagi. Argumenty te
nie były przekonujące dla sztabu gen. Hoepnera. Oficer prowadzący
śledztwo żądał wyjaśnień, skąd oficerowie Eicke’ a wiedzieli, że pociski
brytyjskie to kule „dum-dum". gdzie jest flaga, którą rzekomo wywiesili
Brytyjczycy, a także domagał się wyjaśnienia wielu innych nieścisłości.
Niestety, wkrótce śledztwo przejęła 6. Armia, a następnie została ona
„wyciszona”. Zob. H . S e b a g - M o n t e f i o r e . o p . cit., s. 522-531.
utrzymały pozycje. Na tym odcinku dowództwo objął gen.
Alan Brooke, który miał do dyspozycji 3., 4.5. oraz 50. DP.
Jego zadanie polegało na utrzymaniu obrony po wschodniej
stronie korytarza. Atak z 26 maja był raczej rozpoznaniem
walką. Niemcy skupili się tego dnia na Belgach. Natomiast
wieczorem 27 maja, gdy król Leopold III poprosił o zawie­
szenie broni, mogli w końcu skierować swoje główne siły
przeciwko Brytyjczykom. Jeszcze przed zachodem słoń­
ca trzy niemieckie dywizje uderzyły na Ypres, obsadzone
przez 5. DP gen. Franklyna. Wywiązała się zaciekła, choć
słabo skoordynowana walka, w której decydujący czyn­
nik stanowiła przewaga liczebna Niemców. Dzień 28 maja
okazał się decydującym dla losów BEF. Tego dnia wojska
gen. Brooke'a powstrzymały niemieckie oddziały, a dzięki
skutecznie przeprowadzonym kontratakom ustabilizowały
linię frontu, zabezpieczając trasy odwrotu pozostałym siłom
brytyjskim.
Znacznie mniej szczęścia mieli Francuzi. Zajmowali
oni pozycje wysunięte daleko na południe, aż nad Skal­
dę; powinni więc jak najszybciej wycofać się w kierunku
Dunkierki. Niestety, współpraca między Brytyjczykami
a Francuzami układała się już tak źle, że w efekcie dopro­
wadziło to do tragedii. Otóż francuscy oficerowie zdawali
sobie sprawę z klęski i wiedzieli, że armie alianckie we
Flandrii skazane są na zagładę. Jednocześnie mieli żal do
swoich sojuszników, że ci chcieli uciec z kontynentu. Dla­
tego jeśli już musiało dojść do porażki, woleli ją przyjąć
na zajmowanych pozycjach, niż wycofywać się na północ
i osłaniać odwrót wojsk brytyjskich. Ta małostkowość, po­
łączona z personalnymi animozjami między dowódcami,
doprowadziła do okrążenia dużej części francuskiej 1. Ar­
mii gen. Prioux wokół Lille. Uderzające na południe od
pozycji brytyjskiej 2. DP niemieckie 5. i 7. DPanc. przebiły
się przez pozycje francuskiego V Korpusu Armijnego, za­
mykając w kotle ok. 40 tys. żołnierzy. W okrążeniu znalazły
się 1 1 5 . i 25. DP (zmot.), 1. Dywizja Marokańska, 2. i 5.
DINA, a także elementy 4., 32. oraz 38. DP oraz szereg
mniejszych pododdziałów z innych jednostek. Dowództwo
nad tymi siłami objął gen. Molinie, dotychczasowy dowód­
ca 25. DP (zmot.). Szczęściem w nieszczęściu był fakt, że
francuski dowódca nie miał zamiaru łatwo się poddawać
i pod jego rozkazami Francuzi bronili się przez 4 dni, wią­
żąc 3 dywizje pancerne (4., 5.,7.) oraz 4 piechoty (7., 217.,
253., 267.).
Jeszcze 26 maja gen. Gort wydał gen. Adamowi, do­
wódcy III Korpusu, rozkaz przygotowania bezpośredniej
obrony Dunkierki. Miał on we współpracy z gen. Falga-
de ustalić dokładnie pozycje obronne oraz rozdzielić od­
cinki pomiędzy oddziały francuskie i brytyjskie. Zgodnie
z podjętymi decyzjami, Francuzi mieli utrzymać zachodnie
i południowo-zachodnie pozycje, zaś Brytyjczycy połu-
dniowo-wschodnie oraz wschodnie. Obrona miała przebie­
gać od belgijskiego Nieuport, przez Bulskamp, Bcrgues na
południe od Dunkierki, do Gravelines. Obrona tych pozycji
miała pozwolić na ewakuację jak największych sił alianc­
kich z kontynentu.
Pierwsze przygotowania do ewakuacji swoich sił z kon­
tynentu Brytyjczycy podjęli już 19 maja. Następnego dnia
gen. Brownrigg, dowódca wojsk tyłowych BEF, wydał roz­
kaz ewakuacji tzw. „gryzipiórków”, tzn. personelu admini­
stracyjnego i gospodarczego wojsk brytyjskich. W efekcie
jeszcze przed rozpoczęciem właściwej operacji ewakuacyj­
nej na Wyspy Brytyjskie przetransportowano wszystkich,
którzy nie brali bezpośredniego udziału w walce. Pierwszy
transport żołnierzy miał miejsce 27 maja. Tego dnia z portu
w Dunkierce Royal Navy zabrała nieco ponad 7.5 tys. ludzi.
Biorąc pod uwagę liczebność wojsk brytyjskich na konty­
nencie, była to liczba wręcz skromna. Dlatego nie może
dziwić, że wiceadm. Ramsey, odpowiedzialny za przebieg
Operacji „Dynamo”, przewidywał, że uda mu się uratować
nie więcej jak 45 tys. brytyjskich żołnierzy. Zakładał, że
ewakuacja będzie mogła trwać maksymalnie dwa dni, po
czym niemieckie lotnictwo i artyleria uniemożliwią dalsze
działanie brytyjskiej marynarki.
W sztabie wiceadm. Ramseya zdawano sobie sprawę, że
korzystając tylko z portu w Dunkierce, nie można w pełni
wykorzystać możliwości przewozowych posiadanych stat­
ków i okrętów. Co więcej, właśnie na porcie koncentrowały
się niemieckie naloty i ogień artylerii, powodujący znaczne
straty. Dlatego zdecydowano się zabierać ludzi także z plaż
wokół miasta. Dzięki temu już następnego dnia, 28 maja,
udało się już ewakuować prawie 18 tys. ludzi78.
Pod koniec tego dnia wydawało się, że pesymistyczne
wizje brytyjskiego dowódcy się spełnią. Kapitulacja wojsk
belgijskich, odcięcie francuskiej 1. Armii pod Lille, przeła­
manie brytyjskich pozycji na wysokości 2. DP — wszystko
to spowodowało, że upadek Dunkierki wydawał się kwe­
stią godzin. Co więcej, już poprzedniego dnia miał miej­
sce pierwszy nalot Luftwaffe na miasto i port. Bombowce
He-111 i Ju-88 z 1., 4. oraz 54. Kampfgeschwader doprowa­
dziły do istnego piekła na ziemi. Płonęły zbiorniki paliwa,
urządzenia portowe legły w gruzach, w samym basenie por­
towym na dno poszło wiele statków transportowych, w tym
francuski frachtowiec „Aden” oraz transportowiec wojsko­
wy „Cóte d'Azur”. Wiceadm. Ramsey otrzymał meldunki,
z których wynikało, że cumowanie burtą do nabrzeża jest
niemożliwe z powodu zniszczeń i pożarów. Należało ludzi
przewozić łodziami do znajdujących się dalej od nabrzeża
okrętów79.
W tak katastrofalnej sytuacji do Brytyjczyków, po raz
kolejny w tej kampanii, uśmiechnęło się szczęście. Otóż
w nocy z 28 na 29 maja gen. von Kleist po konsultacjach

78 A. P e r e p e c z k o , op. cit., s. 145-152.


79 C. B e k k e r , Atak na wysokości..., s. 144-146.
z dowódcami podległych mu sił uznał, że zdobycie samej
Dunkierki należy powierzyć piechocie, wycofując dywizje
pancerne. Niemcy mieli w pamięci walki w Polsce, kiedy
to atakując miasta, ich czołgi poniosły duże straty. Uznano,
że lepiej zadanie to spełnią dywizje piechoty, zaś dywi­
zje pancerne powinny zostać przesunięte nad Sommę, by
przygotowały się do dalszej części kampanii80. Niemieccy
dowódcy nie zdawali sobie sprawy, że uratowało to wojska
brytyjskie przed zagładą, bowiem tego samego dnia czołgi
6. DPanc. dosłownie rozjechały brytyjską 44. DP, broniącą
od południa podejść do miastasl. Dzięki temu gen. Gort
zyskał czas, by po raz kolejny odtworzyć prowizoryczne
linie obronne.
Nic by to jednak nie dało, gdyby nie uśmiech opatrz­
ności czuwającej nad wojskami brytyjskimi. Otóż 28 maja
zaczęła się psuć pogoda. Niemieckie dywizjony nic mogły
prowadzić większych operacji. To dzięki temu tego dnia
w ogóle możliwe było zabieranie ludzi prosto z nabrzeża
portu w Dunkierce. Wiceadm. Ramsey dostrzegł nadarza­
jącą się okazję i postanowił ją wykorzystać. Admiralicja
zdecydowała się na ogłoszenie radiowego apelu do Bry­
tyjczyków. by ci, którzy posiadają wszelkiego rodzaju
łodzie motorowe, jachty, barki czy kutry, zgłaszali się do
najbliższych placówek Royal Navy. Tam oceniano przydat­
ność poszczególnych jednostek i kierowano je do miejsc
zbiorczych. Szczególnie poszukiwano szybkich łodzi o nie­
wielkim zanurzeniu, które mogły zbliżyć się na niewiel-

80 Dowództwo nad niemieckimi dywizjami wokół miasta objął


dowódca 18. Armii, gen. von Kiichler.
81 W walkach między 6. DPanc. a 44. DP została całkowicie znisz­

czona brytyjska 145. Brygada Piechoty. Do nicmicckiej niewoli dostało się


ok. 2 tys. żołnierzy, w tym ich dowódca, brygadier A.C. Hughes. Jednak
po tym sukcesie dywizja gen. Kempfa została skierowana na południe
w cclu reorganizacji przed kolejną ofensywą. Zob. H. R i t gc n, The 6' k
Panzer Division 1937-1945. Oxford 1989, s. 14-15.
ką odległość do plaż. Dzięki temu mogły bardzo szybko
zabierać żołnierzy, bez konieczności transportowania ich
łodziami. Brytyjczycy poprosili także rząd holenderski, by
ten zgodził się na wykorzystanie statków znajdujących się
w brytyjskich portach. Wniosły one także znaczny wkład
w ratowanie żołnierzy alianckich. Na ich pokładach udało
się przewieźć ponad 22 tys. ludzi.
29 maja od rana deszcz padał jak z cebra. Niemieccy
piloci bezczynnie patrzyli na niebo, załamując ręce z bez­
silności. Tymczasem w kierunku plaż ruszyła armada ma­
łych stateczków wszelkich typów, których załogami byli
ochotnicy kierowani przez emerytowanych marynarzy czy
rybaków. Tego dnia udało się ewakuować ponad 47 tys.
ludzi, z czego prawie 14 tys. bezpośrednio z plaż. A więc
jednego dnia udało się wywieźć więcej ludzi, niż wiceadm.
Ramsey zakładał dla całej operacji.
Szczęście jednak miało swoją granicę. Otóż ok. godz.
14 pogoda uległa zmianie. Przestało padać, zaś w miejsce
chmur pojawiło się słońce. Na taką sytuację tylko czeka­
li niemieccy piloci. W niebo wzbiły się niemal wszystkie
sprawne maszyny. Skutki nalotu były katastrofalne dla
Brytyjczyków. Zatopiono niszczyciel HMS „Grenade”,
zaś siedem kolejnych zostało uszkodzonych. Na dnie zna­
lazły się także promy „Queen of the Channel”, „Lorina”,
„Fernella”, „King Orry” oraz „Normandia”. Do tego dodać
należy szereg mniejszych jednostek.
Zaznaczyć należy, że nie tylko Luftwaffe starała się
przeszkodzić w ucieczce Brytyjczykom — także Krieg-
smarine, dotychczas nieuczestnicząca w kampanii, włączyła
się do działań. Tego dnia U-62 zatopił niszczyciel HMS
„Grafion”, zaś HMS „Wakeful” został storpedowany przez
kuter torpedowy (Schnellboot) S-30. Brytyjska Admirali­
cja była zdruzgotana; zdecydowała się wycofać z opera­
cji najnowocześniejsze jednostki, by nie ryzykować ich
utraty.
30 maja znowu pogoda uniemożliwiła użycie lotnictwa.
Tego dnia przewieziono na Wyspy Brytyjskie prawie 54 tys.
ludzi. Po raz pierwszy liczba ewakuowanych z plaż była
większa niż z samego portu. Ewakuowano także żołnierzy
francuskich — ich liczba wyniosła prawic 15 tys., czyli
tyle, ile liczyła obsada personalna pełnej dywizji piechoty.
Także 31 maja warunki meteorologiczne były niekorzystne
dla działań lotniczych. Tym razem nie deszcz, a mgła była
sprzymierzeńcem wojsk alianckich. Jedynie kilka dywizjo­
nów bombowych wykonało tego dnia naloty, ale były one
stosunkowo słabe, w związku z czym udało się ewakuować
aż 68. tys. ludzi. Do tego momentu zdołano przetransporto­
wać ich już ponad 190 tys; było to czterokrotnie więcej, niż
zakładano. 31 maja lotnictwo niemieckie nie mogło prze­
szkodzić w ewakuacji, ale Kriegsmarine nie próżnowała.
Na minie w pobliżu Niuport zatonął francuski niszczyciel
„Bourrasque”, zaś kutry torpedowe S-23 i S-26 zatopiły
kolejną francuską jednostkę tej klasy, „Sirocco”.
Zmiana pogody utrudniła wojskom niemieckim pro­
wadzenie działań zaczepnych, skierowanych przeciwko
obronie Dunkierki. 29,30 oraz 31 maja obrona francusko-
-brytyjska utrzymała swoje pozycje. Gen. Kiichler zdecy­
dował, żc 1 czerwca niemieckie oddziały użyją wszystkich
dostępnych sił, by przełamać obronę. Tego dnia całkowitą
odpowiedzialność za obronę portu przejęli na siebie Francu­
zi. Pomimo wzajemnej niechęci, nieufności, pretensji i po­
czucia opuszczenia, tym razem nie było kłótni pomiędzy
sojusznikami. Być może wynikało to z faktu, iż Francuzi
zdawali sobie sprawę, że tylko Royal Navy była w stanie
uratować, przynajmniej część także ich oddziałów. Zachod­
ni odcinek obrony zajmowała 68. DP, zaś pozycje wschod­
nie przejęła od oddziałów brytyjskich — 12. DP.
1 czerwca ponownie zaświeciło słońce. Pogoda była ide­
alna dla lotnictwa i Luftwaffe ponownie rzuciła wszystko,
co tylko było w stanie się wzbić w powietrze, w kierunku
Dunkierki. Brytyjczycy zdawali sobie sprawę z zagrożenia,
jakie dla ewakuujących się wojsk stanowiły niemieckie sa­
moloty, i skierowali do osłony okrętów wszystkie dostępne
siły myśliwskie. Niestety, nie były one w stanie przedo­
stać się przez osłonę Me-109 i Me-110. Niemieckie stukasy
teg o dnia zadały największe straty marynarce brytyjskiej
i francuskiej. Na dno poszły niszczyciele HMS „Basilisk”,
HMS „Havant”, HMS „Keith” oraz francuski „Le Foudroy-
ant”. Ponadto zostało zatopionych także dziesięć dużych
statków oraz szereg mniejszych jednostek; tym niemniej
ponownie udało się ewakuować prawie 65 tys. ludzi. Tego
dnia Admiralicja zdecydowała, że działanie sił morskich
w świetle dnia grozi stratami niemożliwymi do przyjęcia.
Dlatego od 2 czerwca żołnierze mieli być ewakuowani tyl­
ko nocą. Tc ograniczenia spowodowały, że w nocy z 2 na
3 czerwca udało się wywieźć tylko nieco ponad 26 tys.
ludzi. Tej nocy brzeg opuściła ostatnia grupa brytyjskich
żołnierzy82 .
Z punktu widzenia Londynu zadanie zostało zrealizowa­
ne. Udało się osiągnąć coś, co wydawało się nierealne —
zamiast spodziewanych 45 tys., uratowano prawie 290 tys.
żołnierzy. Trzon Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego
został ocalony. Co prawda cała broń i wyposażenie zostały
utracone, ale udało się uniknąć totalnej katastrofy.
Wciąż jednak w Dunkierce znajdowało się blisko
100 tys. Francuzów. Churchill zdecydował, że nie można
zostawić sojusznika na pastwę losu. Liczył jednocześnie,
że być może gest ten sprawi, iż rząd francuski nie zgodzi
się na kapitulację i będzie kontynuował wojnę w oparciu
o kolonie. Dlatego w ciągu dwóch kolejnych nocy udało
się ewakuować po 26 tys. francuskich żołnierzy. Dzięki
temu całkowita liczba żołnierzy alianckich ewakuowanych
w Operacji „Dynamo” wzrosła do 338 tysięcy, z czego

82 H. Sebag-Montefiore. op. cit., s. 500-506.


140 tys. stanowili Francuzi83. 4 czerwca niemieckie od­
działy w końcu przedarły się do portu, zmuszając do kapi­
tulacji pozostałe wojska francuskie. Do niewoli dostało się
od 30 do 40 tys. żołnierzy84.
Operacja „Dynamo” zakończyła się sukcesem, ale został
on okupiony bardzo dużymi stratami. Royal Navy straciła
6 niszczycieli, zaś 19 było uszkodzonych. Ponadto ok. 200
statków, różnej wielkości, zostało zatopionych, a podobna
liczba — uszkodzonych. Także brytyjskie lotnictwo ponio­
sło znaczne straty. W walkach podczas osłony ewakuacji
RAF stracił 106 myśliwców', zaś Luftwaffe 135 samolo­
tów85. Na kontynencie pozostawiono 2500 dział, 65 tys.
pojazdów oraz 20 tys. motocykli. Trudno natomiast ocenić
straty wśród ewakuowanych żołnierzy; zapewne były one
także wysokie. Powyższe dane pokazują, że pomimo oca­
lenia większości żołnierzy, kampania zachodnia była dla
armii brytyjskiej katastrofą.
Z drugiej strony, nie można nie dostrzegać pewnych
skutków dodatnich. Do tej pory sceptycznie nastawione do
wojny społeczeństwo w pełni zaangażowało się w walkę.
Apel Admiralicji spotkał się z ogromnym odzewem całego
narodu, który spieszył na ratunek swoim żołnierzom. Prze­
ciętny Brytyjczyk nie zdawał sobie sprawy z faktycznej
katastrofy. Dla niego punktem odniesienia był widok ocalo­
nych żołnierzy i chęć odwetu za poniesione klęski. Dlatego,

83 Ewakuowani żołnierze francuscy zostali rozmieszczeni w obozach


na południu Anglii i po kilku dniach repatriowani do Francji, głównie
przez porty w Bieście i Cherbourgu.
84 A. S h e p p e r d , op. cit., s . 8 6 .

85 W tej liczbie także samoloty zestrzelone przez obronę przeciwlot­

niczą okrętów. Pomiędzy 26 maja a 3 czerwca we wszystkich operacjach


we Francji RAF stracił 177 samolotów, a Luftwaffe 240. W czasie całej
kampanii zachodniej RAF stracił 959 samolotów, z czego 477 to myśliwce;
P. Oppenheimer, From Spanish Civil War to the Fall of France: Lufnvaffe
Lessons Learned and Applied, wersja elektroniczna na stronie Institute
for Historical Review — www.ihr.org — dostęp 1 sierpnia 2010.
gdy wkrótce Churchill zapowiadał swoim rodakom jedynie
„krew, trud, pot i łzy”, spotkał się z całkowitym poparciem.
To wszystko stało się możliwe właśnie dzięki Dunkierce.

PRÓBA OCENY

Bitwa flandryjska trwała od 10 maja do 4 czerwca


1940 r. W ciągu tych 25 dni wojska niemieckie podbiły
Holandię, Belgię, Luksemburg oraz zniszczyły francusko-
-brytyjskie zgrupowanie w północno-wschodniej Francji.
Pod względem militarnym udało się wyeliminować z walki
całą armię holenderską i belgijską — ekwiwalent 34 dywi­
zji. Praktycznie zniszczony został Brytyjski Korpus Ekspe­
dycyjny, liczący 9 dywizji. Wreszcie zadano ogromny cios
armii francuskiej, która straciła 33 dywizje (w tym 24 DP,
3 DLM, 3 DCR, 2 DKaw, 1 DFort.)86. Były to najbardziej
wartościowe związki taktyczne, jakimi dysponowało fran­
cuskie dowództwo. Jak więc widać, z walki wyeliminowa­
no ponad połowę sił, jakie Wehrmacht miał przeciwko sobie
w przededniu rozpoczęcia operacji. Dzięki temu stosunek
sił, który był mniej więcej równy, zmienił się zdecydowanie
na korzyść strony niemieckiej. Francuzi mieli do dyspozycji
jedynie 6ł dywizji, do których doliczyć należy 2 brytyjskie
i 4 polskie (w różnym stadium organizacji). Dysponowali
jeszcze 1200 nowoczesnymi czołgami, lecz wchodziły one
w skład samodzielnych batalionów i brygad87. Tymczasem
OKH rozporządzało prawie 150 dywizjami gotowymi do
walki, w tym 10 pancernymi, zaś Luftwaffe całkowicie pa­
nowała w powietrzu.
Już 5 czerwca rozpoczęła się niemiecka ofensywa znad
Sommy. Francuskie pozycje zostały bardzo szybko przeła-

86 W. B i e g a ń s k i , op. cit., s. 163.


87 Cli. de G a u 11 e, Pamiętniki wojenne. Apel 1940-1942, Warszawa

1962, s. 40.
mane. Gen. Weygand nie miał praktycznie żadnych rezerw,
a nawet gdyby je miał, nie byłyby one w stanie zmienić
biegu wydarzeń. 10 czerwca francuski rząd przeniósł się do
Bordeaux; jednocześnie ogłoszono Paryż miastem otwar­
tym, do którego wkrótce wkroczyły wojska niemieckie.
Tego samego dnia Włochy wypowiedziały wojnę Francji.
W polityce „kopanie leżącego” przynosiło najlepsze re­
zultaty. W Rzymie sądzono, słusznie zresztą, że Francja
znajduje się na kolanach, i by móc wziąć udział w podziale
łupów, Mussolini potrzebował „kilka tysięcy trupów”. Fak­
tycznie, osiągnięcia armii włoskiej w Alpach ograniczyły
się do ogromnych strat i nie przyniosły żadnych zysków
terenowych, choć armia francuska w tym rejonie była
znacznie słabsza od sił włoskich.
Pomimo zajęcia Paryża i wypowiedzenia wojny przez
Włochy, premier Paul Reynaud nie chciał zgodzić się na
kapitulację. Był gotów prowadzić wojnę dalej. Francja dys­
ponowała praktycznie nienaruszoną flotą wojenną, a za­
soby mobilizacyjne kolonii były ogromne, więc można
było liczyć na wystawienie nowych dywizji. Co prawda
wymagało to czasu, lecz ten, zdaniem premiera, działał na
korzyść Francji.
Niestety, większość rządu jak i generalicji była w zupeł­
nie innych nastrojach. Gen. Weygand uważał, że po utracie
metropolii i zniszczeniu większej części armii francuskiej
dalsza walka nic ma sensu. Podobnie myślała większa część
polityków, którzy zamiast o walce, myśleli tylko o ratowa­
niu tego, co można było jeszcze uratować. Pod ich wpły­
wem Paul Reynaud został zmuszony do rezygnacji, a jego
miejsce zajął marsz. Philippe Petain. Był to jeden z boha­
terów francuskich z okresu I wojny światowej. Paradoksem
był fakt, że został on członkiem gabinetu Reynaud’a, by
wesprzeć frakcję opowiadającą się za kontynuacją wojny.
Tymczasem już 17 czerwca poprosił on stronę niemiecką
o zawieszenie broni, zaś 20 czerwca podobna prośba zo­
stała skierowana do Włochów. 22 czerwca w Campiegne
gen. Wilhelm Keitel oraz gen. Charles Huntzinger podpisali
traktat rozejmowy, kończący w praktyce wojnę niemiecko-
-francuską. Na żądanie Hitlera ceremonia odbyła się w tym
samym wagonie kolejowym, w którym w 1918 r. jeszcze
cesarskie Niemcy podpisały zawieszenie broni, kończące
walki I wojny światowej.
Zgodnie z postanowieniami rozejmowymi, północna
i zachodnia część Francji znalazła się pod niemiecką oku­
pacją. Armia francuska została ograniczona do 100 tys.
żołnierzy; pozbawiono ją jednocześnie broni ciężkiej i lot­
nictwa. Widać wyraźnie, że Niemcy chcieli zrewanżować
się Francuzom za upokorzenia traktatu wersalskiego, które
podobne ograniczenia w 1918 r. nakładały na armię nie­
miecką. Ponadto do czasu zakończenia wojny z Wielką
Brytanią flota francuska miała pozostawać w swoich bazach
macierzystych. Niemcy nie dążyli do jej przejęcia, gdyż
zdawali sobie sprawę, że w razie takich prób adm. Darlan
wyda rozkaz zatopienia okrętów przez załogi.
25 czerwca podpisano podobną umowę z Włochami.
Mussolini dążył do poszerzenia imperium kolonialnego
kosztem Francji. Zależało mu m.in. na przejęciu Tunezji
i Dżibutti. Dążył także do zajęcia południowo-wschodnich
obszarów Francji oraz Korsyki. Ku jego rozczarowaniu,
mizerne rezultaty włoskiej ofensywy spowodowały, że mu­
siał zapomnieć o swoich ambitnych planach. Udało mi się
jedynie przyłączyć do Włoch Niceę oraz część Sabaudii,
a także niewielkie skrawki wzdłuż francusko-włoskiej gra­
nicy. Włosi nie byli w stanie nawet zająć Korsyki; dopiero
w październiku 1940 r., dzięki zgodzie III Rzeszy, dokonali
na nią inwazji.
Dla Francuzów porażki Włochów były marnym po­
cieszeniem. Do niedawna uznawana za główną siłę na
kontynencie, armia francuska leżała zdruzgotana. W cią­
gu nieco ponad 3 tygodni została nie tylko pokonana, ale
wręcz unicestwiona. W latach 1914-1918 armia niemiecka
pomimo kolosalnych strat nie była w stanie jej pokonać,
natomiast w maju i czerwcu 1940 r. udało jej się wkroczyć
do Paryża i zmusić Francję do kapitulacji. Zwycięstwo
kosztowało Niemców 27 tys. zabitych, 110 tys. rannych
oraz 18 tys. zaginionych. W sumie więc Wehrmacht stracił
ok. 155 tys. ludzi. Była to liczba wręcz symboliczna w po­
równaniu z gigantycznymi stratami z lat 1914-1918. Nawet
w porównaniu z kampanią w Polsce z września 1939 r. licz­
ba strat niemieckich wydaje się niewielka. Wtedy liczba za­
bitych żołnierzy wyniosła nieco ponad 16 tys., ale w walce
uczestniczyło o połowę mniej niemieckich dywizji. Ponadto
w kampanii na zachodzie 1940 r. armia niemiecka utraci­
ła 750 czołgów88 oraz 1916 samolotów. O ile więc straty
w sile żywej były niewielkie, to pod względem sprzętu były
one znaczne, szczególnie w przypadku lotnictwa. Luftwaf­
fe utraciła ponad 1/3 wszystkich sił, jakimi dysponowała
w przeddzień ofensywy. Wśród jednostek liniowych pro­
cent ten był jeszcze wyższy i niejednokrotnie poszczególne
pułki, zwłaszcza bombowe, zostały zredukowane do poło­
wy swych wyjściowych stanów.
Straty francuskie były dużo bardziej dotkliwe, choć
w porównaniu z I wojną światową nie tak duże jak można
się było spodziewać. Zabitych zostało ok. 85 tys. żołnie­
rzy, 12. tys. zaginęło (w większości także zostali zabici),
a ok. 200 tys. odniosło rany. W sumie więc armia francuska
straciła ok. 300 tys. ludzi. Zatrważająca była liczba jeńców.
Ponad 1,9 miliona ludzi znalazło się w obozach jeniec­
kich. Armia brytyjska straciła 68 tys. zabitych, rannych
i zaginionych, zaś RAF prawie 1000 samolotów. Ponadto
Brytyjczycy utracili kilkadziesiąt tysięcy pojazdów, 2500
dział oraz ogromne ilości materiałów wojennych, w tym

88 Z czego 488 uszkodzonych, w późniejszym czasie przywróco­


nych do służby.
praktycznie wszystkie czołgi wysłane na kontynent. Trudne
do oszacowania są straty Belgów. Do momentu kapitulacji
liczba zabitych i zaginionych wyniosła co najmniej 7 tys.,
natomiast liczba rannych jest określana bardzo różnie — od
niecałych 20 tys. do blisko 50 tys. Wydaje się, że ta druga
liczba jest znacznie bliższa prawdy89. W niewoli znalazło
się co najmniej 200 tys. Belgów. Stosunkowo niewielkie
straty poniosła armia holenderska, ponieważ pomimo zacię­
tości walk były one krótkie. W efekcie liczba zabitych nie
osiągnęła 2,5 tys. ludzi, zaś rannych było 7 tys. W wyniku
kapitulacji 270 tys. Holendrów znalazło się w niewoli90.
Bitwa flandryjska stanowiła największe zwycięstwo nie­
mieckiego Wehrmachtu w II wojnie światowej. Co dopro­
wadziło do takiego, a nie innego jej finału? Jak w każdej
tego typu sytuacji, przyczyn było wiele i trudno wskazać
na jedną, która odegrała decydującą rolę. Z pewnością nie­
miecki plan operacyjny był bardzo śmiały i odważny, choć
jednocześnie ryzykowny. Dzisiaj możemy stwierdzić, że
pozwalał doskonale wykorzystać zalety niemieckiej armii
oraz wady sił koalicyjnych. Jednakże w 1940 r. niemieckie
dowództwo nie miało takiej wiedzy; na tym większe uzna­
nie zasługuje fakt tak skutecznej jego realizacji. Najwyższe
noty należą się niemieckiej generalicji — i to zarówno do­
wódcom wyższych związków operacyjnych, jak i oficerom
liniowym. Niejednokrotnie dochodziło do sporów między
nimi. Wynikały one z tradycyjnego konfliktu między racjami
taktycznymi, które przedstawiali dowódcy poszczególnych
dywizji i korpusów, a priorytetami operacyjnymi, które sta­

89 Zwłaszcza podczas walk nad rzeką Lys (Leie) straty belgijskie


były bardzo poważne; stąd przypuszczenie, że liczba rannych musiała być
znaczna. Problem z dokładnym określeniem liczby rannych belgijskich
żołnierzy wynikał z faktu, iż wielu z nich nie trafiło do wojskowych
szpitali lub nie zostali zewidencjonowani. Po kapitulacji armia belgijska
została rozwiązana, nie miał więc kto dokonać oceny strat.
90 A. Shepperd, op. cit., s. 88.
nowiły podstawę dla działania dowódców armii i grup armii.
W każdym czasie i w czasie każdej wojny dochodzi do tego
rodzaju antagonizmów. Dowódca dywizji widział zazwyczaj
tylko swój odcinek i dążył do wykorzystania powodzenia,
nie zwracając uwagi na to, co działo się na innym kierunku
operacyjnym. Rzadko zwraca się uwagę, że umiejętność
pogodzenia tych dwóch punktów widzenia w 1940 r. zade­
cydowała o sukcesie armii niemieckiej.
Kolejnym czynnikiem bezpośrednio wpływającym na
sukces niemiecki była jedność dowodzenia. Armia niemiec­
ka dysponowała jednolitym planem operacyjnym i konse­
kwentnie go realizowała. Dowódcy poszczególnych armii
wiedzieli, jaki cel mają osiągnąć, w jaki sposób i jakimi
siłami. Ich podwładni zdawali sobie sprawę z tego, jakie
znaczenie odgrywały ich działania, i gotowi byli na znaczne
poświęcenie, by cel ten zrealizować. Być może był to nawet
czynnik, który zadecydował o niemieckim sukcesie. Jego
konsekwencję stanowiło odpowiednie ugrupowanie, zgod­
nie z zasadą ekonomii sił, w efekcie czego na decydujących
odcinkach niemieckie oddziały uzyskały miażdżącą prze­
wagę, zapewniając sobie sukces przed rozpoczęciem samej
walki. Tak było w Ardenach, w Holandii, podczas ataku nad
Sommą. Niemcy nie ustrzegli się jednak błędów, które mo­
gły zamienić sukces w klęskę. Do najważniejszych należało
wysunięcie się niemieckiego klina pancernego zbyt szyb­
ko na zachód, co narażało go na atak na słabo chronione
skrzydło. Tylko niedostatek odpowiednich sił nie pozwolił
Francuzom na wykorzystanie tej sytuacji. Także brak jasnej
wizji prowadzenia operacji po przekroczeniu Mozy powo­
dował pewien chaos, w efekcie czego niemieckie dywizje
kilkakrotnie były wstrzymywane, dając czas aliantom na
odtwarzanie obrony. Z jednej strony nie przyniosło to ne­
gatywnych konsekwencji dla wojsk niemieckich, ale z dru­
giej pozwoliło na ewakuację wojsk brytyjskich oraz części
francuskich.
Kampania zachodnia potwierdziła skuteczność nie­
mieckich dywizji pancernych. To głównie dzięki nim
udało się w tak krótkim czasie rozstrzygnąć wynik bitwy
flandryjskiej, a w konsekwencji całej kampanii zachodniej.
Doskonałe wyszkolenie żołnierzy, wysokie morale, pro­
fesjonalizm korpusu oficerskiego — te cechy już na stałe
wpisały się w charakterystykę Panzerwaffe. Paradoksal­
nie, ogromny sukces odniesiony przez niemieckie dywizje
pancerne przesłonił ich wady. Bliższa analiza walk poka­
zywała, że zasadniczy atut formacji pancernych stanowiła
ich szybkość. Dziennie dywizje potrafiły pokonać kilka­
dziesiąt kilometrów, a rekordowa 7. DPanc. gen. Rommla
— nawet 80 km. Stąd wziął się jej przydomek — „dywi­
zja duchów” — gdyż pojawiała się znikąd i siała spusto­
szenie.
Jednak ogromna liczba jeńców i zdobycze.terenowe
wynikały nie z siły przebojowej, ale z wykorzystania za­
skoczenia i chaosu na tyłach wojsk francuskich. W momen­
cie natrafienia na przygotowanego do obrony przeciwnika
dywizje pancerne okazywały się znacznie mniej skuteczne.
Tak było w wypadku 3. i 4. DPanc., które w czasie bitew
pod Hannut czy Gembloux poniosły znaczne straty i tylko
z powodu słabego przygotowania francuskich dywizji do
walki z czołgami nie były one jeszcze większe. Także tak­
tyka niemieckich dywizji szybkich pozostawiała wiele do
życzenia. Działając w oderwaniu od piechoty, często rozcią­
gając także własne ugrupowania, niemieckie jednostki nara­
żały się na rozbicie; ponownie tylko słabość sił alianckich
i brak zdecydowanego działania nie doprowadziły do wielu
taktycznych porażek. A ryzyko było znaczne, co pokazała
bitwa pod Arras. Dwa bataliony piechoty i dwa czołgów
doprowadziły do znacznego zamieszania w szeregach nie­
mieckich. Gdyby w akcji wzięły udział większe siły, zapew­
ne doprowadziłyby do rozbicia niemieckiej 7. DPanc.
Czołgi, jakimi dysponowali niemieccy żołnierze, rów­
nież okazały się mało skuteczne. Modele Panzer I i II, a tak­
że czechosłowackie Panzer 35(t) i 38(t) były pojazdami
przestarzałymi. Nie mogły one w żadnym wypadku mie­
rzyć się z czołgami aliantów. Nieco lepiej wypadły Panzer
III i IV, ale także one miały pewne wady, zwłaszcza pod
względem siły ognia. Jedynie szybkość i manewrowość
niemieckich pojazdów pancernych okazały się zadowalają­
ce. Ponieważ o zwycięstwie decydowała właśnie szybkość
manewru, a nie siła ognia, mankamenty te nie dały nega­
tywnych następstw; spowodowały jednak, że kierownictwo
wojskowe od tego czasu przestało przywiązywać większą
uwagę do jakości czołgów, co miało przynieść fatalne skutki
w pierwszej fazie walk na froncie wschodnim. Za to bardzo
pozytywnie wypadła ocena nowych pojazdów wsparcia,
czyli dział pancernych, artylerii samobieżnej i transporte­
rów opancerzonych. W 1940 r. jedynie niewielkie partie
tych pojazdów wzięły udział w walce i nie miały wpływu
na jej wynik, ale ich skuteczność spowodowała, że wkrótce
przystąpiono do ich znacznie większej produkcji.
Pozytywną ocenę należy przyznać także niemieckiej
piechocie. Dywizje zmotoryzowane nie miały wielu okazji
do walki — zazwyczaj podążały za dywizjami pancernymi,
przejmując od nich zdobyty teren do czasu nadejścia kla­
sycznych dywizji piechoty. Tc z kolei spisały się znacznie
lepiej niż w Polsce, gdzie niemieckich piechurów cecho­
wała ostrożność i brak inicjatywy. W czasie walk z maja
i czerwca 1940 r. byli to już jednak inni żołnierze. Kilka
miesięcy pauzy operacyjnej pozwoliło na podniesienie ich
wyszkolenia, uzupełnienie uzbrojenia, a przede wszystkim
na wyrobieniu pewności siebie. Także oficerowie rezerwy,
którzy masowo napłynęli do armii w czasie mobilizacji
w 1939 r., mogli podnieść swoje umiejętności. W efekcie
niemiecka piechota w 1940 r. była chyba najlepiej przygoto-
wana do wojny w czasie całej II wojny światowej. Świadczą
o tym choćby walki w Holandii, gdzie skierowano znaczną
liczbę dywizji rezerwowych, które w pełni potwierdziły
swoją skuteczność. Wzięły one następnie udział w walkach
w Belgii, gdzie także nie zawiodły. Paradoksalnie, Niemcy
skierowali najlepsze dywizje piechoty do GA „A”, gdyż
tam zamierzano dokonać rozstrzygnięcia. Bardzo szybkie
postępy dywizji pancernych spowodowały, że w praktyce
widziały one niewiele walki, a jeśli do niej dochodziło,
przewaga liczebna sama w sobie zapewniała zwycięstwo.
Natomiast ciężkie walki toczyć musiały dywizje GA „B”
w Belgii, zwłaszcza że bardzo szybko pozbawione zostały
wsparcia 3. i 4. DPanc. Walcząc z silniejszym liczebnie
przeciwnikiem, rezerwowe dywizje niemieckie dowiodły
swej wartości.
W równym stopniu co wykorzystanie dywizji pancer­
nych o niemieckim sukcesie zdecydowało użycie niemiec­
kiego lotnictwa. W przeciwieństwie do wojsk lądowych,
Luftwaffe dysponowała przewagą liczebną oraz jakościową
nad przeciwnikiem. Już to stanowiło przesłankę pozwala­
jącą na osiągnięcie panowania w powietrzu. Nie zmienia
to faktu, że pod względem organizacji i wykorzystania
niemieckie siły powietrzne zaprezentowały się znacznie
lepiej od swoich przeciwników. Poszczególne pułki i dy­
wizjony skupione zostały w wyższe związki operacyjne,
analogiczne jak grupy armii w wojskach lądowych. 2. i 3.
Flota Powietrzna działały nad obszarem działania GA „A”
i „B”. Dzięki analogicznej organizacji znacznie ułatwione
zostało współdziałanie. Także w wypadku lotnictwa za­
stosowano zasadę ekonomii sił. Armie lądowe otrzymały
do dyspozycji jedynie eskadry łącznikowe i rozpoznaw­
cze, zaś dywizjony myśliwskie i bombowe zgrupowano
w ramach korpusów lub dowództw lotniczych. Dzięki te­
mu uzyskiwano skupienie sił nad wybranym celem, uzy­
skując lokalną przewagę liczebną. Było to bardzo istotne,
gdyż ze względu na stosunkowo krótki czas przebywania
samolotów w powietrzu, nawet przy dysponowaniu ogól­
ną przewagą liczebną w czasie poszczególnych starć po­
wietrznych, znacznie większą rolę odgrywało skierowanie
do walki większej liczby maszyn. Dlatego można założyć,
że nawet gdyby alianci dysponowali porównywalną liczbą
samolotów, z powodu lepszej organizacji Luftwaffe i tak
uzyskałaby panowanie w powietrzu; być może wymagałoby
to jedynie dłuższego czasu.
Działania Luftwaffe skupiały się praktycznie wyłącznie
na wsparciu wojsk lądowych. Bardzo często niemieckie
bombowce, zwłaszcza nurkujące, pełniły rolę „latającej
artylerii”. O skuteczności tego typu działań najdobitniej
świadczyły walki w okolicach Sedanu, gdzie kilkugodzinne
bombardowanie doprowadziło do załamania francuskiej
obrony. Także w późniejszych działaniach niemieckich
dywizji pancernych wsparcie z powietrza odgrywało klu­
czową rolę.
Analogicznie jak w wypadku dywizji pancernych, także
dla Luftwaffe sukces oznaczał niedostrzeganie jej manka­
mentów. Przede wszystkim samoloty, jakimi dysponowała,
przystosowane były jedynie do działań taktycznych. Po­
siadały niewielki udźwig, były także bardzo wrażliwe na
działania myśliwców. Te cechy ograniczały jej skuteczność
podczas prowadzenia samodzielnych operacji, co potwier­
dziły walki wokół Dunkierki.
Także sukcesy odniesione przez niemieckich spadochro­
niarzy przesłoniły bardzo istotne ich mankamenty. W Ho­
landii tylko słabość obrońców uchroniła ich przed całko­
witym zniszczeniem, tym niemniej ponieśli oni znaczne
straty. Także samoloty transportowe okazały się niezwykle
podatne na uszkodzenia. Utracono połowę z wykorzysta­
nych samolotów Ju-52/3m. Słabość niemieckich oddziałów
spadochronowych dała o sobie znać w rok później, gdy na
Krecie zostały one wręcz zmasakrowane. Z drugiej strony,
nie można odmówić im waleczności, poświęcenia, ducha
walki i doskonałego wyszkolenia. Ale w nowoczesnej wal­
ce te cechy nie były już w stanie zrównoważyć braków
w uzbrojeniu i wyposażeniu.
Rekapitulując — armia niemiecka, zarówno wojska lą­
dowe jak i lotnictwo — okazała się niezwykle skutecznym
narzędziem walki. Jednak jak każda armia, także niemiecki
Wehrmacht posiadał wady. Mankamenty te nie przyniosły
negatywnych następstw w 1940 r. Niemieckie dowództwo
miało możliwość dostrzeżenia tych wad i ich zniwelowania.
Jednakże zamiast tego Niemcy popadli w euforię — uznali,
że ich armia jest doskonała i niepokonana, a ewentualne
niedociągnięcia nie są warte uwagi. Ta krótkowzroczność
przyniosła fatalne skutki w przyszłości, stając się w efekcie
pierwszą przyczyną ich porażki w II wojnie światowej.
Powyżej zostały wymienione przyczyny niemieckie­
go zwycięstwa. A jakie były przyczyny klęski aliantów?
Upraszczając, można by powiedzieć, że o klęsce sprzy­
mierzonych zadecydowały te same czynniki, co o sukcesie
strony niemieckiej. Byłoby to jednak zbytnie uproszczenie.
Odpowiedź na to pytanie jest znacznie bardziej złożona.
Pamiętać przy tym należy, że przeciwnikiem Wehrmach­
tu nie było jedno państwo i jedna armia, ale co najmniej
trzy struktury militarne i trzy ośrodki decyzyjne. Aspekt
ten stanowił już jeden z czynników porażki: mianowi­
cie osobne struktury dowodzenia powodowały, że armie
francusko-brytyjska, belgijska i holenderska dążyły do re­
alizacji osobnych planów operacyjnych i liczyły na osią­
gnięcie nieco innych celów. W wielu punktach były one
zbieżne, ale mimo wszystko istniały różnice, które dały
o sobie znać w czasie walki. Co więcej, o ile niemieckie
jednostki podlegały jednej strukturze dowodzenia, czyli
OKH, o tyle każda z wymienionych armii miała własne do­
wództwo. Dlatego ich współpraca na polu walki opierała się
nie o ścisłą podległość hierarchiczną, ale musiała wynikać
z kompromisów i wzajemnych uzgodnień. O ile w polityce
kompromisy zazwyczaj stanowią rozwiązania pozytywne,
o tyle w czasie wojny rozwiązania połowiczne stanowią
najgorsze z możliwych, gdyż nie pozwalają na realizację
żadnego z zakładanych zadań. Tak też było w maju 1940 r.
Armia holenderska musiała zmienić swój plan obrony, by
dostosować go do zamierzeń sił koalicyjnych, przez co po­
zycje wojsk holenderskich nie były optymalne, co ułatwiło
działania stronic niemieckiej. Z kolei oczekiwane korzyści
okazały się złudne, gdyż i tak nie doszło do wzmocnienia
wojsk holenderskich przez oddziały francuskie.
Analogicznie wyglądała sytuacja w Belgii. Brak zgody
rządu tego państwa na wcześniejsze wkroczenie na jego
obszar wojsk francusko-brytyjskich spowodował, że nie
można było zająć najlepszych pozycji obronnych, a pierw­
szy impet niemieckiego natarcia spadł na samotne wojska
belgijskie. Żadna ze stron nie odniosła korzyści z takie­
go stanu rzeczy — no, chyba że weźmiemy pod uwagę
Niemców. Także w czasie walk odwrotowych w Belgii
współpraca pomiędzy sojusznikami nie układała się do­
brze. Belgowie chcieli chronić jak największy obszar swego
terytorium, Brytyjczycy — zabezpieczyć swoje siły przed
zniszczeniem, zaś Francuzi dążyli do wykonania zwrotu za­
czepnego, by odwrócić losy kampanii. W efekcie, i to tylko
dzięki dużej dozie szczęścia, jedynie Brytyjczycy w części
zrealizowali swój zamiar.
Brak jedności dowodzenia, a co za tym idzie — spójne­
go planu operacyjnego — spowodował, że wojska koalicji
były rozproszone. W praktyce osobno walczyły wojska
holenderskie, które samodzielnie nie były w stanie prze­
ciwstawić się oddziałom niemieckim. Belgowie co prawda
współpracowali z wojskami francusko-brytyjskimi, lecz
pierwsze dwa dni walczyli praktycznie sami, przez co ich
oddziały poniosły znaczne straty. Również wojska brytyj-
sko-francuskie zostały fatalnie rozmieszczone. Bardzo duża
liczba oddziałów stała bezczynnie na Linii Maginota, zaś
odwody strategiczne rozmieszczono fatalnie. Miejsce ich
dyslokacji wynikało z założenia, że Niemcy będą zacho­
wywać się zgodnie z przewidywaniami gen. Gamelina.
Nie dopuszczano możliwości wystąpienia innego warian­
tu, przed co strona francuska została zaskoczona operacyj­
nie i nie posiadała środków umożliwiających skuteczną
interwencję. Był to bodajże najpoważniejszy błąd, który
zadecydował o klęsce Francji, a co za tym idzie — porażce
pozostałych państw zaatakowanych przez Niemcy. Brak
odpowiednich odwodów operacyjnych świadczy o krót­
kowzroczności i ograniczonym sposobie przewidywania
dowództwa francuskiego. Był to wręcz szkolny błąd, który
trudno wręcz zrozumieć, biorąc pod uwagę francuskie do­
świadczenia z 1914 r. Wtedy również Niemcy zaskoczyli
wojska francuskie, ale dzięki ogromnemu wysiłkowi i błę­
dom niemieckim udało się nad Marną uratować sytuację.
Niestety, w 1940 r. brakło we Francji dowódcy na miarę
gen. Josepha Joffre, zaś Niemcy nie popełnili takich błędów
jak w przeszłości.
Ocena poszczególnych armii walczących z niemiec-
ką ofensywą jest trudna. Żołnierze holenderscy walczyli
odważnie i z determinacją godną największego podziwu.
Nawet po przełamaniu ich kolejnych pozycji obronnych nie
zamierzali się poddawać, wiążąc walką jak największe siły
przeciwnika, by ułatwić działania aliantom. Gen. Winkel-
mann nawet w obliczu katastrofy swojej armii nie chciał
kapitulować i dopiero groźba terrorystycznych nalotów na
miasta holenderskie zmusiła go w końcu do kapitulacji.
Niestety, odwaga i poświęcenie nie mogły zniwelować
braków w wyszkoleniu i słabego uzbrojenia. M.in. dlatego
stosunkowo słabe oddziały niemieckie były w stanie przeła­
mać holenderską obronę. Nawet pozbawione broni ciężkiej
pododdziały spadochronowe zdołały opierać się holender­
skim kontratakom. Dlatego, mimo bohaterstwa, armia ho­
lenderska bardzo szybko uległa wojskom niemieckim.
Zaskakująco dobrze walczyły też oddziały belgijskie.
Prawdą jest, że dały się one zaskoczyć podczas pierwszego
niemieckiego ataku, tracąc bardzo szybko fort Eben Emael
i przeprawy na Mozie i ponosząc przy tym stosunkowo
duże straty w ciągu dwóch pierwszych dni wojny. Nato­
miast gdy minął pierwszy szok, sytuacja uległa zmianie
— korzystając z przejściowego słabszego nacisku ze strony
sił niemieckich, Belgowie uporządkowali chaos i zaczęli
stawiać twardy opór. Zwłaszcza jednostki regularne i pierw­
szej rezerwy okazały się bardzo wytrwałe w walce, zadając
Niemcom spore straty. Belgowie potwierdzili więc opinię
groźnych i walecznych żołnierzy, którzy także w 1914 r.
okazali się trudnym przeciwnikiem. Dopiero brak amunicji,
aprowizacji, całkowita dominacja niemieckiego lotnictwa
i brak pomocy od sojuszników zmusiły belgijskie dowódz­
two do kapitulacji. O ile jednak szeregowi żołnierze w bel­
gijskich mundurach walczyli dobrze, to już oficerowie nie
zawsze stali na wysokości zadania, a naczelne dowództwo
niejednokrotnie było bardzo krótkowzroczne. Zwłaszcza
król Leopold III i jego doradca, gen. van Overstraten, mieli
na uwadze niemal wyłącznie partykularne interesy armii
belgijskiej. Ich podejście powodowało, że nie było możliwe
pełne realizowanie żadnej z propozycji płynących ze strony
wojsk francusko-brytyjskich. Osobną kwestią pozostaje
fakt, że nawet gdyby godzili się ze wszystkimi propozycja­
mi, zapewne wynik kampanii nie uległby zmianie.
Bez wątpienia najbardziej wartościowy komponent sił
sojuszniczych stanowiły dywizje brytyjskie. Walki z maja
1940 r. w pełni potwierdziły pokładane w nich nadzieje.
Znaczny odsetek zawodowych żołnierzy, a przez to do­
skonałe wyszkolenie, duży stopień profesjonalizmu wśród
kadry dowódczej, poświęcenie, oddanie, wysokie morale
nawet w skrajnie trudnych sytuacjach — to cechy, które
zaprezentowały oddziały brytyjskie. M.in. z tego względu
Francuzom tak zależało, aby w planowanych przez nich
przeciwuderzeniach brało udział jak najwięcej dywizji
brytyjskich. Nie oznacza to jednak, że nie były one po­
zbawione mankamentów. Do najpoważniejszych należała
słaba obrona przeciwpancerna. O ile żołnierze imperium
walczyli z piechotą niemiecką, byli w stanie skutecznie
bronić zajmowanych pozycji, kiedy jednak musieli stawić
czoło dywizjom pancernym, sytuacja wyglądała zupełnie
inaczej — niemieckie czołgi wręcz rozjeżdżały poszcze­
gólne bataliony brytyjskich dywizji.
Także dowództwo samego BEF nie zawsze potrafiło
sprostać sytuacji. Gen. Gort był dobrym żołnierzem, od­
ważnym i konsekwentnym, ale jako dowódca związku ope­
racyjnego raczej się nie sprawdził. Nie popełnił żadnego
wielkiego błędu w czasie walki, ale także nie zasłużył sobie
na miano wybitnego dowódcy. Nie potrafił także nawiązać
skutecznej współpracy z francuskimi sojusznikami, choć tu­
taj wina leżała nie tylko po jego stronie. Wojska brytyjskie
prezentowały się najlepiej z wszystkich sił koalicyjnych —
ale, paradoksalnie, miały najmniejszy wpływ na przebieg
wypadków. Działały one pod operacyjnym dowództwem
armii francuskiej i realizowały plany przygotowane przez
gen. Gamelina. Dlatego klęska BEF tylko w niewielkim
stopniu była winą samych Biytyjczyków.
Bardzo istotny wkład w działania wojsk sprzymierzo­
nych wniósł RAF. Piloci zarówno dywizjonów myśliw­
skich, jak i bombowych wykazali się dużą odwagą i umie­
jętnościami, a przede wszystkim poświęceniem. Doskona­
ły przykład stanowiły naloty na niemieckie przeprawy na
Mozie — zarówno w Belgii, jak i pod Sedanem. W obu
przypadkach zakończyły się one tylko ogromnymi strata­
mi. Także piloci myśliwców w czasie ewakuacji Dunkierki
dali dowód poświęcenia. Z drugiej strony, nie można nie
zauważyć wadliwej organizacji lotnictwa brytyjskiego,
które posiadało znaczną autonomię i nie współpracowało
prawie wcale z lotnictwem francuskim. Także samoloty
brytyjskie, zwłaszcza bombowe, były przestarzałe i sta­
nowiły łatwy łup zarówno dla myśliwców, jak i obrony
przeciwlotniczej.
Najtrudniej dokonać oceny armii francuskiej. Często
w literaturze przedmiotu powtarzane są opinie o fatalnym
morale i braku waleczności francuskich oddziałów. Taka
opinia często jest uzasadniona, ale nie można jej genera­
lizować. Francuscy żołnierze wkraczający do Belgii byli
pełni zapału i chcieli walczyć z Niemcami. Doskonałym
przykładem takiej postawy były 2. i 3. DLM, wchodzą­
ce w skład Korpusu Kawalerii gen. Prioux. Po bitwie pod
Hannut dysponowali oni jedynie kilkudziesięcioma spraw­
nymi czołgami, a mimo to nie mogli się doczekać, by znów
stanąć do walki. Podczas ewakuacji Dunkierki to właśnie
Francuzi do końca bronili podejść do miasta. Nie było więc
prawdą, że na sam widok niemieckich oddziałów Francuzi
myśleli tylko o ucieczce. Z drugiej strony, pod Sedanem
francuskie dywizje w praktyce się rozpierzchły pod wpły­
wem nalotów Luftwaffe, tylko że żołnierze w tym wypadku
patrzyli na to, co robili ich oficerowie, a ci niejednokrotnie
poddawali się panice bardziej niż ich podwładni. Dlatego
jeżeli już należy wystawić krytyczną ocenę, to nie całej
armii francuskiej, ale jej korpusowi oficerskiemu. Przy­
gotowani do prowadzenia wojny metodycznej, opartej na
ciągłych liniach frontu, francuscy dowódcy nie byli w sta­
nie odnaleźć się na nowoczesnym polu walki, gdzie do­
minował manewr, a sytuacja zmieniała się z godziny na
godzinę. Zamiast działać natychmiast, dowódcy poszcze­
gólnych szczebli czekali na rozkazy swoich przełożonych,
ci zaś zamiast zachęcać swoich podwładnych do działania,
jeszcze bardziej ograniczali ich samodzielność. Co więcej,
w sytuacjach kryzysowych brakowało zimnej krwi, opano­
wania, i niemal natychmiast pojawiały się postawy defety­
styczne i zwątpienia w sens oporu. To dlatego niemieckie
czołgi praktycznie bez oporu maszerowały w głąb Francji,
napotykając tłumy zdemoralizowanych żołnierzy, którzy
nie myśleli o oporze. W pewnym momencie niemieckie od­
działy przestały nawet zwracać uwagę na masy zdezorgani­
zowanych Francuzów i niemieccy czołgiści nawet przestali
brać ich do niewoli i po prostu ich wymijali. Ale taki stan
rzeczy wynikał przede wszystkim z postawy oficerów. Jaki
żołnierz będzie walczył, gdy jego dowódca pakuje rzeczy
i szykuje się do ucieczki, krzycząc, że wszystko stracone?
Oczywiście zdarzały się wyjątki, wśród których na pierw­
sze miejsce wysuwa się gen. de Gaulle. Potrafił swoją nie
w pełni zorganizowaną jednostką zadać stosunkowo duże
straty wojskom niemieckim, ale jego działania miały zna­
czenie jedynie w skali taktycznej. Gdyby więcej wyższych
dowódców postępowało podobnie, być może udałoby się
uniknąć tak wielkiej katastrofy.
Najbardziej krytycznie ocenić należy najwyższych do­
wódców francuskich, na czele z gen. Gamelinem. Ilość
błędów i brak kompetencji u francuskiego Naczelnego
Dowódcy była wręcz zatrważająca. Sam jego plan, pole­
gający na wkroczeniu do Belgii, nie był sam w sobie zły,
jednak jego praktyczne przygotowanie i realizacja stano­
wiły już zupełnie inna kwestię. Nie wziął on pod uwagę
możliwości działania strony niemieckiej, która odbiegałaby
od jego przewidywań, nie docenił szybkości działań nie­
przyjacielskich dywizji pancernych, przecenił skuteczność
własnych wojsk, nie przygotował odpowiednich odwodów
operacyjnych, rozproszył posiadane dywizje szybkie. Fatal­
nie zostało zorganizowane lotnictwo, czołgi przeznaczone
zostały do zadań drugorzędnych, a nie skupione w związki
taktyczne, znaczne siły rozmieszczono niepotrzebnie na
Linii Maginota, gdzie stały bezczynnie. To tylko najpo­
ważniejsze błędy, które popełnił gen. Gamelin. Do tego
dochodzi brak współpracy z dowództwem brytyjskim, ani­
mozje ze swoimi podwładnymi, w tym przede wszystkim
gen. Georgesem. Przy takiej ilości błędów, zapewne bez
względu na postawę jednostek francuskich — wynik kam­
panii mógł być tylko jeden.
Również jego następca, gen. Weygand, nie zaprezento­
wał się pozytywnie. Był to dobry dowódca, który w prze­
szłości dowiódł swej wartości, ale przybył z Syrii i nie miał
pojęcia o sytuacji, w jakiej się znalazły jego wojska. Pró­
bując ją poznać, tracił cenny czas, a gdy w końcu wyrobił
sobie pogląd na sytuację, uznał, że jest ona beznadziejna.
Chcąc być obiektywnym, trudno mu się dziwić — dziesięć
dni po rozpoczęciu niemieckiej ofensywy większość armii
francuskiej była już okrążona, nie było odwodów, lotnictwo
nie było w stanie walczyć z Luftwaffe, wokół zaś każdy
myślał już o kapitulacji. Jak mógł być w takiej sytuacji
optymistą? To wpłynęło na działalność gen. Weyganda.
który po prostu nie wierzył w skuteczność podejmowanych
przez siebie wysiłków, a przez to brakło mu zapału i de­
terminacji.
Niejednoznacznie wypada także ocena francuskich dy­
wizji. Dywizje piechoty zaprezentowały się bardzo różnie.
Gdy działały w warunkach, do jakich były szkolone, a więc
zajmowały przygotowane pozycje i były wspierane przez
silną artylerię, walczyły zazwyczaj dobrze i wytrwale. Taka
sytuacja miała miejsce np. podczas bitwy pod Gambloux,
gdzie dywizje francuskiej 1. Armii skutecznie odpierały
natarcia niemieckich oddziałów pancernych; zwłaszcza żoł­
nierze dywizji afrykańskich walczyli zaciekle i z poświę­
ceniem. Natomiast w czasie walk manewrowych walory
dywizji piechoty były znacznie mniejsze. Wynikało to ze
wspomnianych już braków korpusu oficerskiego, który nie
potrafił się odnaleźć na manewrowym polu bitwy. Także
obrona przeciwpancerna francuskich dywizji okazała się
bardzo słaba.
Stosunkowo pozytywnie ocenić należy lekkie dywizje
zmechanizowane, które okazały się porównywalnym prze­
ciwnikiem dla niemieckich dywizji pancernych. Największą
ich bolączką były — paradoksalnie — czołgi. Choć dyspo­
nowały znacznie lepszym opancerzeniem i porównywalnym
uzbrojeniem z pojazdami niemieckimi, ich szybkość była
zdecydowanie niewystarczająca. Dlatego gorsze pojazdy
przeciwnika były w stanie na polu bitwy wymanewrować
pojazdy francuskie, w efekcie zmuszając je do odwro­
tu. W bezpośrednich starciach na pobojowiskach więcej
uszkodzonych czołgów zazwyczaj pozostawiali Niemcy;
jednakże dzięki temu, że zmuszali przeciwnika do odwro­
tu, mogli odzyskać i naprawić dużą część własnych ma­
szyn. Natomiast bardzo nieskuteczne okazały się dywizje
kirasjerów. Na papierze prezentowały się bardzo okazale.
Dysponując ciężkimi czołgami, miały stanowić prawdziwy
pancerny walec. W praktyce okazały się powolne i ociężałe,
trudne w dowodzeniu, a poza tym bardzo podatne na roz­
bicie przez znacznie zwinniejszego przeciwnika. W prak­
tyce więc poszczególne dywizje ulegały bardzo szybko
zniszczeniu. Równie słabe okazały się dywizje kawalerii.
Połączenie elementów konnych i zmechanizowanych nie
sprawdziło się w praktyce. Dywizje tego typu faktycznie
nie odegrały żadnej roli w czasie kampanii. Kompletnie
nie zdało egzaminu grupowanie czołgów w samodzielne
bataliony i brygady, a następnie przydzielanie ich związ­
kom operacyjnym. W ten sposób tylko rozpraszano pojazdy
pancerne na całym froncie, przez co nie mogły one wpłynąć
w decydujący sposób na przebieg operacji.
Bardzo słabo wypadło w walce francuskie lotnictwo.
Wynikało to z fatalnej organizacji i rozproszenia wysiłków
poszczególnych dywizjonów. W efekcie część eskadr znala­
zła się w dyspozycji poszczególnych armii lądowych, część
weszła w skład związków operacyjnych lotnictwa, część zaś
przeznaczona została do ochrony głębi terytorium Francji,
operując nad obiektami o znaczeniu strategicznym. Z kolei
duża część dywizjonów bombowych znajdowała się w trak­
cie przezbrajania na nowoczesny sprzęt i nie była gotowa
do użycia w walce. To właśnie zdecydowało, że Luftwaffe
nie miała problemu z wywalczeniem panowania w powie­
trzu. Wbrew powtarzanym często opiniom, to nie ataki na
francuskie lotniska z 10 maja, ale właśnie nieracjonalna
organizacja stanowiła przyczynę porażki Armee de 1’Air.
Piloci francuscy wykazali się sporymi umiejętnościami, ale
dysponując gorszymi maszynami, w obliczu liczniejszego
przeciwnika, nic mieli szans na zwycięstwo.
Po kapitulacji Francji wydawało się, że wojna wkrótce
się skończy. Na kolanach znajdowała się pierwsza potęga
lądowa w Europie, III Rzesza była sojusznikiem ZSRR,
jedynie Wielka Brytania i jej dominia wciąż stanowiły za­
grożenie. Po klęsce brytyjskich sił we Francji uważano, że
jest jedynie kwestią czasu uznanie przez to państwo do­
minacji Niemiec w Europie — tym bardziej, że do wojny
włączyły się Włochy. Gdy Hitler odbierał w Paryżu defiladę
wojsk niemieckich, spodziewano się, że za kilka tygodni
nastąpi pokój i wszyscy żołnierze wrócą do domów. Wkrót­
ce, podczas Bitwy o Anglię okazało się, że był „to jeszcze
nie koniec, to nawet nie początek końca, to dopiero koniec
początku”91.

91 Powiedział to Winston Churchill po zwycięskiej bitwie pod


El-Alamein w 1942 r., jednak doskonale opisuje ono także sytuację
z połowy 1940 r.
ANEKS NR 1

ORDRE DE BATAILLE SIŁ BIORĄCYCH UDZIAŁ W KAMPANII


ZACHODNIEJ 1940 R. (W DNIU 10 MAJA 1940 R.)1

WOJSKA ALIANCKIE

KRÓLEWSKA ARMIA HOLENDERSKA

NACZELNE DOWÓDZTWO ARMII HOLENDERSKICH -


GEN. H.G. WINKELMANN

I Korpus — gen. N.T. Carnstens


1. DP — płk W.F.K. Bishoff van Heemskerk
3.DP- płk L.H.Kraak
II Korpus — gen. J. Herberts
2. DP — płk J.S. Barbas
4. DP — płk A.M.M. van Loon
III Korpus — gen. A.A. van Nijnatten
5. DP — płk M. de Jong
6. DP — płk C.Ph. Briickel
IV Korpus — gen. A.R. van den Bent
7. DP — płk F.B.A.J. Jensen
8. DP — płk D. Brouwer
Lekka Dywizja Szybka — płk H.C. van der Bijl
Dywizja „Peel”2 — płk J.L. Schmidt
Sektor Schajk — płk J. Detmar
Sektor Erp — płk E. Snoek
Sektor Bakel — płk F.N.F. van der Schriek
Sektor Asten — płk G.A.E. Theman
Sektor Weert — płk C. van der Woude

1 Wykaz nie uwzględnia sił obu stron wysłanych do Norwegii,


a także oddziałów znajdujących się poza Europą oraz na obszarze
Wielkiej Brytaniii.
2 Dywizja stworzona w celu obrony linii Mozy i linii Peel-Raam
Brygada A — płk J. van Voorthuizen
Brygada B — płk J.C.C. Nijland
Brygada G — gen. G. Dames
Obsada „Twierdzy Holandia” — gen. J. van Andel
Odcinek Wschodni — płk J.H. Fruyt van Hertog
Odcinek Zachodni — płk G. de Groot
Grupa Spui — (?)
Grupa Kil — płk J.A.G. van Andel

KRÓLEWSKA ARMIA BELGIJSKA

NACZELNE DOWÓDZTWO ARMII BELGIJSKIEJ - KRÓL LEOPOLD


(SZEF SZTABU GEN. O. MICHIELS)

I Korpus — gen. van der Veken


4. DP — gen. de Grave
7. DP — gen. van Trooyen
II Korpus — gen. Michem
6. DP — gen. Janssens
9. DP — gen. van der Hofstadt
11. DP — gen. Lebert
III Korpus — gen. J.H.G. dc Krahe
2. DP — gen. Colpin
3. DP — gen. Lozet
Obsada „Twierdzy Liege" — płk Modart
IV Korpus — gen. Bogaerts
12.DP-gen.de Wulf
15. DP — gen. Henin de Boussu-Walcourt
18. DP — gen. Six
1. i 9. Regiment Pozycyjny — ?
V Korpus — gen. van der Bergen
13. DP — gen. van Parijs
17. DP — gen. Daufresne de la Chevalerie
VI Koipus — gen. Verstraete
5. DP — gen. Spinette
10. DP — gen. Leroy
VII Korpus — gen. Deffontaine
8. DP — gen. Lesaffre
2. DStrz.Ard. — gen. Ley
Obsada „Twierdzy Namur” — ?
Korpus Kawalerii — gen. M. de Nevre de Roden
1. DP — gen. Michiels
14. DP — gen. Lozet
2. DKaw. — gen. Beermaert
Zmotoryzowana Brygada Kawalerii — płk Serliez
2. Regiment Pozycyjny — ?
Grupa K — gen. M. Keyaerts
1. DKaw. — gen. Keyaerts
1. DStrz.Ard. — gen. Descamps
Obrona Wybrzeża — gen. Glorie
16. DP — gen. Duthoy
2. Lekki Regiment Piechoty — ?
Pozycja Umocniona „Antwerpia” (5 batalionów)

WOJSKA FRANCUSKO-BRYTYJSKIE

NACZELNY DOWÓDCA WOJSK ALIANCKICH - GEN. M. GAMELIN

FRONT PÓŁNOCNO-WSCHODNI - GEN. A.J. GEORGES

I GRUPAARMII - GEN G. BILOTTE


(OD 23 MAJA GEN. G.M.J. BLANCHARD)

7. ARMIA-GEN. H. GIRAUD
I Korpus — gen. Sciard
25. DP (zmot.) — gen. Molinie
XVI Korpus — gen. Fagalde
9. DP (zmot.) — gen. Didelet
1. DLM — gen. Picard
4. DP — gen. Musse
21. DP — gen. Lanquetot
60. DP — gen. Deslaurens
510. Brygada Czołgów — gen. Taitot
Zgrupowanie „de Beauchesne” — płk de Beauchesne
BRYTYJSKI KORPUS EKSPEDYCYJNY -
GEN. LORD J. GORT
I Korpus — gen. J. Dill
1. DP — gen. R.R.L.G. Alexander
2. DP — gen. H.C. Loyd
48. DP — gen. A.F.A.N. Thorne
II Korpus — gen. sir A. Broke
3. DP — gen. B.L. Montgomery
4. DP — gen. D.G. Johnson
50. DP — gen. G. Le Q. Martel
III Korpus — gen. sir A. Adam
5. DP — gen. H.E. Franklyn (oddana do odwodu BEF)
42. DP — gen. W.G. Holmes
44. DP — gen. E.A. Osbome
1. Armijna Brygada Czołgów — gen. D.A. Pratt
1. Lekka Brygada Rozpoznawcza — gen. C.W. Norman
2. Lekka Brygada Rozpoznawcza — gen. A.J. Clifton
Wojska Saary — gen. V.M. Fortune
51. DP — gen. V.M. Fortune
Dowództwo Zaplecza — gen. P. de Fonblanque
12. DP — gen. R.L. Petre
23. DP - gen. W.N. Herbert
46. DP — gen. H.O. Curtis

1. ARMIA - GEN. G.M.J. BLANCHARD


(OD 26 MAJA GEN. R. PRIOUX)
Korpus Kawalerii — gen. R. Prioux
2. DLM — gen. Bourgain
3. DLM — gen. Langlois
III Korpus — gen. de Fornel de la Laurencie
1. DP (zmot.) — gen. de Camas
2. DINA — gen. Dame
IV Korpus — gen. Aymes
1. DP (marok.) — gen. Mellier
15. DP (zmot.) — gen. Juin
V Korpus — gen. Bloch
12. DP (zmot.) — gen. Janssen
5. DINA — gen. Agliany
101. DP (fort.) — gen. Bćjard
519. Brygada Czołgów — płk Aubry
32. DP — gen. Savez
1. DCR — gen. Bruneau
515. Brygada Czołgów — płk Boissieres

9 . ARMIA - GEN. A. CORAP (OD 19 MAJA GEN. H. GIRAUD)


II Korpus — gen. Bouffet
5. DP (zmot.) — gen. Dunoyer de Segonzac
XI Korpus — gen. Martin
18. DP — gen. Duffet
22. DP — gen. Beziers de Lafosse
XLI Korpus Forteczny — gen. Libaud
61. DP — gen. Vauchter
102. DP (fort.) — gen. Portezert
1. DLC — gen. d’Arras
4. DLC — gen. Barbe
3. B.Spah. — płk Marc
4. DINA — gen. Sancelme
53. DP — gen. Etcheberrigarray
518. Brygada Czołgów — płk Richet

2. ARMIA - GEN. CH. HUNTZINGER


X Korpus — gen. Gransard
3. DINA — gen. Mast
55. DP — gen. Lafontaine
XVIII Korpus — gen. Rochard
1. DIC — gen. Roucaud
3. DIC — gen. Falvy
41. DP — gen. Bridoux
2. DLC — gen. Berniquet
5. DLC — gen. Chanoine
1. B.Kaw. — gen. Gaillard
71. DP — gen. Baudet
503. Brygada Czołgów — płk Fleury
Sektor Ufortyfikowany „Montmedy”
II GRUPA ARMII - GEN. A.G. PRETELAT

4. DIC — gen. de Bazelaire de Ruppierre


87. DIA — gen. Duclos (od 24 maja gen. Martin)

3. ARMIA — GEN. CONDE


Korpus Kolonialny — gen. Freydenberg
2. DP — gen. Renondeau
51. DP (brytyjska) — gen. V.M. Fortune
56. DP — gen. Gallevier de Mierry
Sektor Umocniony „Thionville”
VI Korpus — gen. Loiseau
26. DP — gen. Trouble
42. DP — gen. Keller
Sektor Umocniony „Boulay”
XXIV Korpus — gen. ?
51. DP — gen. Gillard
36. DP — gen. ?
XLII Korpus Forteczny — Sivot
20. DP — gen. Corbe
58. DP — gen. Paul
513. Brygada Czołgów — płk de Saint-Sernin
3. DLC — gen. Petiet
1. B.Spah. — gen. Jouffrault
6. DP — gen. Lucien
7. DP — gen. Hupel
8. DP — gen. Dody
6. DIC — gen. Chaulard
6. DINA — gen. de Verdillac
511. Brygada Czołgów — płk Wolf
520. Brygada Czołgów — płk Salce
532. Brygada Czołgów — płk Girard

4. ARMIA - GEN. E. RĆOUIN


IX Korpus — gen. Laurę
11. DP — gen. Arlabosse
47. DP — gen. Mendraz
502. Brygada Czołgów — płk Brojat
Sektor Ufortyfikowany „Faulquemont”
XX Korpus — gen. Hubert
52. DP — gen. Echard
82. DIA — gen. Armingeat
504. Brygada Czołgów — płk de Chouchet
Sektor Ufortyfikowany „Sarre”
1. DGren. (polska) — gen. B. Duch
45. DP — gen. Roux

5. ARMIA - GEN. V. BOURRET


VIII Korpus — gen. Frere
24. DP — gen. Bonnet
31. DP — gen. Ihler
Sektor Ufortyfikowany „Rohrbach”
508. Brygada Czołgów — płk L’Huillier
XII Korpus — gen. Dentz
16. DP - gen. ?
35. DP — gen. Decharme
70. DP — gen. Franęois
Sektor Ufortyfikowany „Haguenau”
XVII Korpus — gen. Noel
62. DP — gen. Mortemart de Boisse
103. DP (forteczna) — gen. Renondeau
XLIII Korpus Forteczny — gen. Lescanne
30. DP (górska) — gen. Duron
44. DP — gen. Boisseau
501. Brygada Czołgów — płk Salvagniac
517. Brygada Czołgów — płk Siinonin

III GRUPA ARMII - GEN. A.M.B. BESSON


XLV Korpus Forteczny — gen. Daille
57. DP — gen. Texier
63. DP — gen. Parvy
Sektor Umocniony „Jura Centrum”
8. ARMIA - GEN. M. GARCHERY
(OD 21 MAJA GEN. E. LAURĘ)
VII Korpus — gen. Champon
(od 11 maja gen. dc la Porte du Theil)
13. DP — gen. Boudouin
27. DP (górska) — gen. Doyen
2. BSpah. — płk Peillon
XIII Korpus — gen. Misserey
19. DP — gen. Toussaint
54. DP — gen. Vix
104. DP (forteczną) — gen. Cousse
105. DP (forteczną) — gen. Didio
XLIV Korpus Forteczny — gen. Tence
67. DP — gen. Boutignon
Sektor Ufortyfikowany „Altkirch”
Sektor Ufortyfikowany „Montbellard”
Obsada Twierdzy „Belfort”
506. Brygada Czołgów — płk Hudry

ARMIA ALPEJSKA - GEN. R. ORLY


XIV Korpus — gen. Beynet
64. DP (górska) — gen. R. de Saint-Vincent
66. DP (górska) — gen. J. Boucher
Sektor Ufortyfikowany „Savoie”
Sektor Ufortyfikowany „Dauphine”
Sektor Obronny „Rhóne”
XV Korpus — gen. Montagnc
2. DIĆ — gen. Maignan
65. DP (górska) — gen. de Saint-Julien
Sektor Ufortyfikowany „Alpes-Maritimes”
Sektor Obronny „Nice”
8. DIC — gen. Gillier
514. Brygada Czołgów — płk Flamant
Wojska Obrony Korsyki
REZERWY NACZELNEGO DOWÓDZTWA
XXI Korpus (tylko dowództwo, bez jednostek) — gen.
Glavigny
XXIII Korpus (tylko dowództwo, bez jednostek) —
gen. Germain
I Grupa Kirasjerów (pancerna) — gen. Keller
2. DCR — gen. Bruche
3. DCR — gen. Brocard
3. DP (zmot.) — gen. Bertin-Boussu
10. DP — gen. Ayme
14. DP — gen. de Lattre de Tassigny
23. DP — gen. Jcannel
28. DP — gen. Lestien
29. DP — gen. Gerodias
36. DP — gen. Aublet
43. DP — gen. Vcmillat
1. DINA — gen. Tarrit
7. DINA — gen. Berrć
5. DIC — gen. Sechet
7. DIC — gen. Noiret
2. DStrz. (polska) — gen. B. Prugar-Kctling

WOJSKA NIEMIECKIE

NACZELNY DOWÓDCA NIEMIECKICH SIŁ ZBROJNYCH -


A. HITLER

SZEF SZTABU SIŁ ZBROJNYCH (OKW) - GEN. WILHELM KEITEL

SZTAB WOJSK LĄDOWYCH (OKH) -


GEN. WALTHER VON BRAUCHITSCH

GRUPA ARMII „B” - GEN. FEDOR VON BOCK

7. DSpad. — gen. K. Student


22. DP — gen. H. von Sponeck (dywizja należąca do armii
(Heer), oddana do dyspozycji Luftwaffe).
20. DP (zmot.) — gen. W. Wiktorin
208. DP — gen. M. Andreas
225. DP — gen. E. Schwaumburg
526. DP — gen. H. von Sommerfeldt
Dowództwo Rejonu Ufortyfikowanego „Niederrhein” — gen.
K. Spank
I Korpus Armijny (rezerwa GA) — gen. K-H. von Both
I. DP — gen. P. Kleifer
II. DP — gen. H. von Bóckmann
223. DP - gen. P.W. Kórner

6. ARMIA - GEN. W. VON REICHENAU


255. DP — gen. W. Wetzel
IV Korpus Armijny — gen. W. von Schwedler
4. DPanc. — gen. J-J. Stever
7. DP — gen. E. von Gablenz
18 DP — gen. F-K. Cranz
35. DP — gen. H-V. Reinhardt
61. DP — gen. S. Haenicke
IX Korpus Armijny — gen. H. Geyer
30. DP — gen. K. von Briesen
56. DP — gen. K. Kriebel
216. DP — gen. H. Boettcher
XI Korpus Armijny — J. von Korzfleich
14. DP — gen. P. Weyer
19. DP — gen. O. von Knobelsdorf
31. DP — gen. R. Kaempfe
XVI Korpus Zmotoryzowany (rezerwa armii) — gen. E.
Hoepner
3. DPanc. — gen. H. Stumpff
XXVII Korpus Armijny — gen. A. Wagner
253. DP — gen. F. Kiihne
269. DP - gen. E-E. Heli

18. ARMIA - GEN. G. VON KUCHLER


1. DKaw. — gen. K. Feldt
SS-Verfiigungsdivision — SS-Grup. P. Hauser
X Korpus Armijny — gen. C. Hansen
207. DP — gen. K. von Tiedemann
227. DP — gen. F.-K. von Wachter
SS-Leibstandarte (zmot.) — SS-Staf. S. Dietrich
XXVI Korpus Armijny — gen. A. Wodrig
9. DPanc. — gen. A. von Hubicki
254. DP — gen. F. Koch
256. DP — gen. G. Kaufmann

GRUPA ARMII „A" - GEN. GERD VON RUNDSTEDT

4. DP — gen. E. Hansen
27. DP — gen. F. Bergmann
XXXX Korpus Armijny — gen. G. Stumme
6. DP — gen. A. von Biegeleben
9. DP — gen. G. von Apeli
33. DP — gen. R. Sintzenich

4. ARMIA - GEN. G. VON KLUGE


221. DP — gen. K. Renner
II Korpus Armijny — gen. A. Strauss
12. DP — gen. W. von Seydlitz-Kurzbach
32. DP — gen. F. Boehme
263. DP — gen. F. Karl
7. DPanc. — gen. E. Rommel
V Korpus Armijny — gen. R. Ruoff
251. DP — gen. H. Kratzert
VIII Korpus Armijny — gen. W. Heitz
8. DP — gen. R. Koch-Erbach
28. DP — gen. H. von Obstfelder
87. DP — gen. B. von Studnitz
267. DP — gen. E. Fessman
XV Korpus Zmotoryzowany — gen. H. Hoth
5. DPanc. — gen. M. von Hartlieb
62. DP — gen. W. Keiner
12. ARMIA - GEN. W. LIST
III Korpus Armijny — gen. C. Hassę
3. DP - gen. W. Lichel
23. DP — gen. W. von Brockdorff-Ahlefeldt
VI Korpus Armijny — gen. O. Forster
16. DP — gen. H. Krampf
24. DP — gen. J. von Obemitz
XVIII Korpus Armijny — gen. E. Bayer
5. DP — gen. W. Fahrmbacher
21. DP — gen. O. Sponheimer
25. DP — gen. H. Clóssner
1. DGór. — gen. L. Kiibler

16. ARMIA - GEN. E. BUSCH


VII Korpus Armijny — gen. E. von Schobert
36. DP — gen. G. Lindemann
68. DP — gen. G. Braun
XIII Korpus Armijny — gen. H. von Vietinghoff
15. DP — gen. F. von Chappuis
17. DP — gen. H. Loch
XXIII Korpus Armijny — gen. A. Schubert
34. DP — gen. H. Behlendorf
58. DP — gen. I. Heunert
76. DP — gen. M. Angelis

GRUPA PANCERNA „VON KLEIST" - GEN. E. VON KLEIST


XIV Korpus Zmotoryzowany — gen. G. von Wietersheim
13. DP (zmot.) — gen. F. von Rothkirchen & Panten
29. DP (zmot) — gen. W. von Langermann & Erlen-
camp
XIX Korpus Zmotoryzowany — gen. H. von Guderian
1. DPanc. — gen. F. Kirchner
2. DPanc. — gen. R. Veiel
10. DPanc. — gen. F. Schaal
Regiment „GroGdeutschland” — płk W. von Stoc­
khausen
XXXXI Korpus Zmotoryzowany — gen. G. Reinhardt
6. DPanc. — gen. W. Kempf
8. DPanc. — gen. E. Brandenberger
2. DP (zmot.) — gen. P. Bader

GRUPA ARMII „C" - GEN. WILHELM VON LEEB

94. DP — gen. H. Volkmann


98. DP — gen. H. Stimmel

1. ARMIA - GEN. E. VON WITZLEBEN


XII Korpus Armijny — gen. W. Schroth
75. DP — gen. E. Hammer
252. DP — gen. F. Kiihne
258. DP — gen. W. Wollmann
XXIV Korpus Armijny — gen. L. Geyr von Schwappen-
burg
256. DP — gen. M. von Viebahn
262. DP — gen. E. Thiesen
268. DP — gen. E. Straube
XXX Korpus Armijny — gen. O. Hartmann
79. DP — gen. K. Strecker
93. DP — gen. O. Tiemann
95. DP — gen. H.-F. von Amim
XXXVII — Korpus Armijny — gen. A. Boehm-Tettelbach
215. DP — gen. B. Kniess
246. DP — gen. E. Denecke

7. ARMIA - GEN. F. DOLLMANN


56. DP — gen. E. Vierow
XXV Korpus Armijny — gen. K. Ritter von Prager
555. DP - gen. W. Henrici
557. DP — gen. H. Kuprion
XXXIII Korpus Armijny — gen. G. Brandt
554. DP — gen. A. von Hirschberg
556. DP — gen. K. von Berg
XXI GRUPA OPERACYJNA - GEN. NIKOLAUS VON FALKENHORST
(WALCZĄCA W NORWEGII)

2. DGór. — gen. V. Feuerstein


3. DGór. — gen. E. Dietl
69. DP — gen. H. Tittel
163. DP — gen. E. Engelb
181. DP — gen. K. Woyras
196. DP — gen. R. Pellengat
214. DP — gen. M. Horn

OBEROST - GEN. C.L. VON GIENANTH


(PRUSY WSCHODNIE I OKUPOWANA POLSKA)

Dowództwo Graniczne „Północ” — gen. A. von Vollard-Boc-


kelberg
206. DP - gen. H. Hófl
311. DP — gen. A. Brandt
XXXXV Korpus Armijny — K. von Greiff
395. DP — gen. H. Stengel
399. DP — gen. H. von Kropff
Dowództwo Graniczne „Środek” — gen. C.L. von
Gicnanth
XXXII Korpus Armijny — gen. G. von Pogrell
209. DP — gen. W. Schede
379. DP — gen. L. Muller
XXXV Korpus Armijny — gen. M. von Schenckendorff
213. DP — gen. R. de 1’Homme de Courbiere
228. DP — gen. K.-U. Neumann-Neurode
386. DP — płk W. Edler von Plotho
XXXVI Korpus Armijny — gen. C.L. Gienanth
218. DP — gen. W. Grotę
372. DP — gen. F. von der Lippe
393. DP — gen. T. von Wrede
Dowództwo Graniczne „Południe” — gen. W. Ulex
XXXIV Korpus Armijny — gen. H. Metz
231. DP — gen. H. Schónharl
239. DP — gen. F. Neuling
351. DP — gen. P. Góldner
358. DP — gen. W. Wollman
365. DP — gen. K. Haase
425. DP — gen. R. Pilz

REZERWY OKH
10. DP — gen. C. von Cochenhausen
44. DP — gen. F. Siebert
45. DP — gen. F. Materna
46. DP — gen. P. von Hase
50. DP — gen. K-A. Hollidt
57. DP — gen. O. Blumm
60. DP — gen. F-G. Eberhardt
72. DP — gen. F. Mattenklott
78. DP — gen. C. Gallenkamp
81. DP — gen. F-W. von Loeper
82. DP — gen. J. Lehman
83. DP — gen. K. von der Chevallerie
86. DP — gen. J. Witthóft
88. DP — gen. F. Gollwitzer
161. DP — gen. H. Wilck
162. DP — gen. H. Franke
164. DP — gen. J. Folttmann
167. DP — gen. O. Vogel
168. DP — gen. H. Mundt
169. DP — gen. H. Kirchheim
183. DP — gen. B. Dippold
197. DP — gen. H. Meyer-Rabingen
205. DP — gen. E. Richter
212. DP — gen. T. Endres
217. DP — gen. R. Baltzer
221. DP — gen. J. Pflugpeil
260. DP — gen. H. Schmidt
290. DP — gen. M. Dennerlein
291. DP — gen. K. Herzog
292. DP — gen. M. Dehmel
293. DP — gen. J. Russwurm
294. DP — gen. O. Gabcke
295. DP — gen. H. Geitner
296. DP — gen. W. Stemmermann
297. DP — gen. M. Peffer
298. DP — gen. W. Graessner
299. DP — gen. W. Moser
SS Polizei — gen. poi. K. Pfeffer-Wildenbriick
SS Tottenkops — SS-Grup. T. Eicke
ANEKS NR 2

SIŁY LOTNICZE WALCZĄCYCH STRON 10 MAJA 1940 R.

HOLENDERSKIE LOTNICTWO WOJSKOWE

1. Regiment Lotniczy
I Grupa Lotnicza
1. Eskadra Rozpoznawcza (Fokker C.X.)
2. Eskadra Bombowa (Fokker T.V.)
II Grupa Myśliwska
1. Eskadra Myśliwska (Fokker XXI)
2. Eskadra Myśliwska (Fokker XXI)
3. Eskadra Myśliwska (Fokker G.IA)
4. Eskadra Myśliwska (Fokker G JA)

BELGIJSKIE LOTNICTWO WOJSKOWE

1. Regiment Rozpoznawczy
1/1. (Fairey Fox III)
II/l. (Fairey Fox II i III)
III/l. (Fairey Fox III)
IV/1. (Fairey Fox VI)
V/1. (Renard R.31)
VI/1. (Renard R.31)
2. Regiment Myśliwski
1/2. (Gladiator II/Huricane I)
II/2. (Fiat CR 42)
III/2. (Fairey Fox II)
3. Regiment Rozpoznawczo-Bombowy
1/3. (Fairey Fox III)
II/3. (SV.5/Fairey Battle)
III/3. (Fairey Battle/Fairey Fox VI)
FRANCUSKIE LOTNICTWO WOJSKOWE - GEN. LOTN. VUILLEMIN

PÓŁNOCNA LOTNICZA STREFA OPERACYJNA -


GEN. D’ASTIER DE LA VIGERIE

Groupement de Chasse 21 — gen. Pinsard


G.C.I/1 — (Bloch 152) — mjrSoviche
G.C. II/1 — (Bloch 152) — mjr Robillon
G.C. III/3 — (MS-406) — kpt. Le Bideau
G.C. 11/10 — (Bloch 151/152) — mjr Ronzet
G.C. 111/10 — (Bloch 151/152) — mjrRisacher
Groupement de Chasse 23 — gen. Romatet
G.C. II/2 — (MS-406) — mjr Bertrou (przydzielony 9. Ar­
mii)
G.C. II/2 — (MS-406) — mjr Geille (przydzielony 1. Ar­
mii)
G.C. 1/4 — (H-75) — mjr Heurtaut
G.C. 1/5 — (H-75) — mjr Murtin (przydzielony 2. Armii)
E.C.M.J. 1/16 — (Potez 631) — kpt. Escudier
Groupement de Chasse 25 — ppłk de Moussac
G.C. III/l — (MS-406) — mjr Paoli (przydzielony do 7. Ar­
mii)
G.C. II/8- (Bloch 152) — mjr Ponton d’Amecourt
Groupement de Chasse de Nuit — ppłk Dordilly
E.C.N. 1/13 — (Potez 631) — kpt. Treillard
E.C.N. 2/13 — (Potez 631) — kpt. Petit de Mirbeck
E.C.N. 3/13 — (Potez 631) — kpt. Comte
E.C.N. 4/14 — (Potez 631) — kpt. Pouyade

1. DYWIZJA LOTNICZA - ?

G.R. 11/33 — (Potez 637) — mjr Alias


Groupement de Bombardement 6 — płk Lefort
G.B. 1/12 - (LeO 451) - ppłk Dordilly
G.B. 11/12 — (LeO 451) — mjr Malardel
Groupement de Bombardement 9 - płk Franęois
G.B. 1/34 — (Amiot 143) — kpt. Audouin
G.B. 11/34 — (Amiot 143) — ppłk Donzeau
Groupement de Bombardement d’Assaut 18 — płk Girier
G.B. 1/54 — (Breguet 693) — ppłk Plou
G.B. 11/54 — (Breguet 693) — ppłk Grenet

WSCHODNIA LOTNICZA STREFA OPERACYJNA - GEN. BOUSCAT

Groupement de Chasse 22 — płk Dumemes


G.C. 1/2 — (MS-406) — mjr Daru (przydzielony do 4. Ar­
mii)
G.C. II/4 — (H-75) — mjr Borne (przydzielony do 5. Ar­
mii)
G.C. II/5 — (H-75) — mjr Hugues (przydzielony do 3. Ar­
mii)
G.C. II/6 - (MS-406) - mjr Fontanet
G.C. III/7 - (MS-406) - mjr Cremont
G.C. 1/8 - (Bloch 152) - mjr Collin

3. DYWIZJA LOTNICZA - ?

G.R. 1/52 - ppłk de Vitrolles


Groupement de Bombardement 10 — ppłk Aribaut
G.B. 1/38 — (Amiot 143) — mjr Bougnon
G.B. 11/38 — (Amiot 143) — mjr Bodet
Groupement de Bombardement 15 — płk Moraglia
G.B. 1/15 — (Farman F 222) — mjr Qućrat
G.B. 11/15 — (Farman F 222) — mjr Guittery

POŁUDNIOWA LOTNICZA STREFA OPERACYJNA - GEN. ODIC

Groupement de Chasse 24 — ppłk Lamon


G.C. III/6 - (MS-406) - mjr Castanier
G.C. II/7 — (MS-406) — mjr Durieux (przydzielony do
8. Armii)

6. DYWIZJA LOTNICZA - ?

G.R. 1/33 — (Potez 637) — mjr Droneau


ALPEJSKA LOTNICZA STREFA OPERACYJNA -
GEN. LAURENS

G.C. 1/6 - (MS-406) - mjr Tricaud


G.C. III/9 - (Bloch 151) - mjr Viguicr
E.C.N. 5/13 — (Potez 631) — mjr Perrolaz
G.A.M. 550 — (Breguet 27/Potez 631) — kpt. Dubois (sta­
cjonował na Korsyce)
G.C. 1/3 — (MS-406/D.520) — mjr Cdt (w trakcie reorga­
nizacji)
G.C. II/3 — (MS-406/D.520) — mjr Morlat (w takcie reor­
ganizacji)
G.C. II/9 — (Bloch 152) — mjr Rollet (w takcie reorgani­
zacji)
G.C. 1/145 — (MS-406) — mjr Kępiński (w trakcie organi­
zacji, dywizjon polski)

GROUPEMENT DESTRUCTION DE U AVIATION DE BOMBARDEMENT


DU SUD-EST - ?

Groupement de Bombardement 1 — ?
G.B. 1/62 - (Glenn-Martin 167)
G.B. 1/63 — (Glenn-Martin 167)
Groupement de Bombardement 6 - płk Lefort
G.B. 1/31 — (LeO 451) — mjr Schmitter
G.B. 11/31 - (LeO 451/Bloch 210) - kpt. de Casseval
Groupement de Bombardement 7 — ?
G.B. 1/23 - (LeO 451/Bloch 210) - mjr Bordes
G.B. 11/23 - (LeO 451/Bloch 210) - kpt. Plique
Groupement de Bombardement 9 — płk Franęois
G.B. 1/21 — (Amiot 354/Bloch 210) — mjr Deperrois
G.B. 11/21 - (Amiot 354/Bloch 210) - mjr Dagan
Groupement de Bombardement 11 — ppłk Chopin
G.B. 1/21 — (LeO 451/Bloch 210) — mjr Berdoulat
G.B. 11/21 - (LeO 451/Bloch 210) - mjr Poupart
Groupement de Bombardement d’Assaut 19 — ppłk de Castets
La Boulbene
G.B. 11/35 — (Breguet 691) — mjr Ferigoulle
G.B .A. 1/51 — (Breguet 691) — kpt. Bernard
G.B .A. 11/51 — (Potez 633) — mjr Davout d’Auerstadt

BRYTYJSKIE LOTNICTWO WE FRANCJI -


MARSZ. LOTN. A.S. BARRAT

LOTNICTWO ARMIJNE (AIR COMPONENT) - VICE MARSZ. LOTN.


B.H.B. BLOUNT

14. Grupa Myśliwska — płk — P.F. Fullard


60. Skrzydło Myśliwskie — ppłk J.A. Boret
85. Dywizjon Myśliwski- (Hurricane I)
87. Dywizjon Myśliwski — (Hurricane I)
61. Skrzydło Myśliwskie — ppłk R.Y. Ecoles
607. Dywizjon Myśliwski — (Gladiator 11/Hurricane I)
615. Dywizjon Myśliwski — (Gladiator D/Hurricane I)
63. Skrzydło Myśliwskie — ppłk E.S. Finch
3. Dywizjon Myśliwski — (Hurricane I)
79. Dywizjon Myśliwski — (Hurricane I)
50. Skrzydło Rozpoznawcze — ppłk A.R. Churchmann
4. Dywizjon Rozpoznawczy (Lysander II)
13. Dywizjon Rozpoznawczy (Lysander II)
16. Dywizjon Rozpoznawczy (Lysander II)
51. Skrzydło Rozpoznawcze — ppłk A.H. Flower
2. Dywizjon Rozpoznawczy (Lysander II)
26. Dywizjon Rozpoznawczy (Lysander II)
52. Skrzydło Rozpoznawcze — ppłk A.F. Hutton
53. Dywizjon Rozpoznawczy (Blenheim IV)
59. Dywizjon Rozpoznawczy (Blenheim IV)
70. Skrzydło Bombowe — ppłk W.A. Opie
18. Dywizjon Bombowy (Blenheim IV)
57. Dywizjon Bombowy (Blenheim IV)
WYSUNIĘTE SIŁY UDERZENIOWE (ADVANCED AIR STRIKIN FORCE)
- VICE MARSZ. LOTN. P.H.L. PLAYFAIR

67. Skrzydło Myśliwskie — ppłk C. Walter


1. Dywizjon Myśliwski (Hurricane I)
73. Dywizjon Myśliwski (Hurricane I)
501. Dywizjon Myśliwski (Hurricane I)
71. Skrzydło Bombowe — płk R.M. Field
105. Dywizjon Bombowy (Battle I)
114. Dywizjon Bombowy (Blenheim IV)
139. Dywizjon Bombowy (Blenheim IV)
150. Dywizjon Bombowy (Battle I)
75. Skrzydło Bombowe — ppłk A.H. Wann
88. Dywizjon Bombowy (Battle I)
103. Dywizjon Bombowy (Battle I)
218. Dywizjon Bombowy (Battle I)
76. Skrzydło Bombowe — ppłk H.S. Kerby
12. Dywizjon Bombowy (Battle I)
142. Dywizjon Bombowy (Battle I)
226. Dywizjon Bombowy (Battle I)

LUFTWAFFE

2 FLOTA POWIETRZNA - GEN. ALBERT KESSELRING


122. Grupa Dalekiego Rozpoznania — płk F. Koehler

IV KORPUS LOTNICZY - GEN. A. KELLER


Lehrgeschwader 1 — płk Biilowius
I/LG 1 (He-111H) - kpt. Kem
II/LG 1 (He-111H/Ju-88A) - mjrDobratz
III/LG 1 (He-111H/Ju-88A) — mjr Bormann
Kampfgeschwader 30 — płk Loebel
I/KG 30 (Ju-88A) - mjr Doench
II/KG 30 (Ju-88A) - kpt. Hinkelbein
m/KG 30 (Ju-88A) - mjr Cruger
Kampfgeschwader 27 — płk Behrendt
I/KG 27 (He-1 IIP) - płk von Falkenstein
II/KG 27 (He-111P) - mjr Tamm
III/KG 27 (He-1 IIP) - kpt. Schirmer

VIII KORPUS LOTNICZY - GEN. VON RICHTHOFEN


Jagdgeschwader 27 — płk Ibel
I/JG 27 (BF-109E) - kpt. Riegel
I/JG 1 (BF-109E) - kpt. Schlichting
I/JG 21 (BF-109E) - kpt. Ultsch
Kampfgeschwader 77 — gen. Stutterheim
I/KG 77 (Do-17Z) - ?
II/KG 77 (Do-17Z) - mjr Behrendt
III/KG 77 (Do-17Z) - mjr Kless
Stukageschwader 2 — mjr Dinort
I/StG 2 (Ju-87B) - kpt. Hitschold
II/StG 2 (Ju-87B) — mjr von Schónborn
I/StG 76 (Ju-87B) - kpt. Siegel
Stukageschwader 77 — płk Schwarzkopff
I/StG 77 (Ju-87B) - kpt. von Dalwigk
II/StG 77 (Ju-87B) - kpt. Plewig
IV(StG)/LG 1 (Ju-87B) - kpt. Kosi
II(Sch)/LG 2 (Hs-123) - kpt. Weiss

II KORPUS LOTNICZY DO ZADAŃ SPECJALNYCH - GEN. PUTZIER


Kampfgeschwader 4 — płk Fiebig
I/KG 4 (He-111H) - płk Rath
II/KG 4 (He-1 IIP) — mjr von Massenbach
III/KG 4 (Ju-88A) - kpt. Bloedom
Kampfgeschwader 54 — płk Lanckner
I/KG 54 (He-111P) - płk Hohne
II/KG 54 (He-1 IIP) - płk Koster
III/KG 54 (He-1 IIP) - mjr Haring

KORPUS POWIETRZNODESANTOWY - GEN. K. STUDENT


7. Dywizja Spadochronowa — gen. K. Student
22. Dywizja Powietrznodesantowa — gen. H. von Sponeck
Kampfgruppe zur besonderer Verwendung 1 — płk W.F. Mo-
rzik
I/KGzbV 1 (Ju-52/3m) - mjr Witt
II/KGzbV 1 (Ju-52/3m) — kpt. Zeidler
III/KGzbV 1 (Ju-52/3m) — kpt. Beckmann
Kampfgruppe zur besonderer Verwendung 2 — płk G. Con­
rad
I/KGzbV 172 (Ju-52/3m) - kpt. Krauze
KGzbV 9 (Ju-52/3m) — płk Janzen
KGzbV 11 (Ju-52/3m) — kpt. von Hombach
KGzbV 12 (Ju-52/3m) - płk Wilke

2. DOWÓDZTWO MYŚLIWSKIE - PŁK VON DÓRING


Jagdgeschwader 26 — mjr Witt
II/JG 26 (Bf-109E) - kpt. Knuppel
III/JG 26 (Bf-109E) - mjr von Berg
III/JG 3 (Bf-109E) - kpt. Kienitz
Jagdgeschwader 51 — płkOsterkamp
I/JG 20 (Bf-109E) - kpt. Traufloft
I/JG 26 (Bf-109E) — mjr Hendrick
II/JG 27 (Bf-109E) - kpt. Anders
I/JG 51 (Bf-109E) - kpt. Brustellin
Zerstorergeschwader 26 — płk Huth
I/ZG 26 (Bf-110C/D) — kpt. Mackrocki
III/ZG 26 (Bf-110C/D) - kpt. Schalk
I/ZG 1 (Bf-110C/D) - kpt. Falek
II/ZG 1 (Bf-110C/D) - mjr Reichardt

DOWÓDZTWO MYŚLIWSKIE „DEUTSCHE BUCHT" -


PŁK SCHUMACHER
Jagdgeschwader 1 — płk Schumacher
II(J)/186 (Bf-109E) - kpt. Seeliger
I(J)/LG 2 (Bf-109E) — kpt. Triibenbach
II(J)/LG 2 (Bf-109E) - kpt. Schellmann
IV(N)/LG (Bf-109D/Ar-68) — mjr Blumensaat

II KORPUS PRZECIWLOTNICZY - GEN. O. DESSLOCH


103. Regiment Przeciwlotniczy — płk W. von Axtheim
201. Regiment Przeciwlotniczy — gen. F. Romer
202. Regiment Przeciwlotniczy — płk L. Schiffart
VI Okręg Lotniczy (Munster) — gen. Schmidt
XI Okręg Lotniczy (Hannover) — gen. L. Wolff

3. FLOTA POWIETRZNA - GEN. HUGO SPERRLE

123. Grupa Dalekiego Rozpoznania — mjr F. Hassel

I KORPUS LOTNICZY - H. SPERRLE


Jagdgeschwader 77 — płk von Manteuffel
I/JG 77 (BF-109E) - kpt. Jancke
I/JG 3 (BF-109E) — kpt. Liitzow
Zerstorergeschwader 76 — mjr Grabmann
II/ZG 76 (Bf-110C/D) - mjr Groth
II/ZG 72 (Bf-110C/D) - mjr von Rettberg
Kampfgeschwader 76 — płk Fróhlich
I/KG 76 (Do-17Z) - mjr Schulz
II/KG 76 (Do-17Z) - mjr Hill
III/KG 76 (Do-17Z) - mjr Reuss
III/StG 51 (Ju-87B) - mjr von Klitzing
Kampfgeschwader 1 — płk Exss
I/KG 1 (He-111H) - mjr Meier
II/KG 1 (He-111H) - mjr Kosch
III/KG 1 (He-111H) - mjr Schnelle
III/KG 28 (He-1 IIP) - mjr von Hoffmann

II KORPUS LOTNICZY - GEN. B. LOERZER


Kampfgeschwader 2 — płk Fink
I/KG 2 (Do-1 IZ) — mjr Gutzmann
II/KG 2 (Do-17Z) - płk Weitkuz
III/KG 2 (Do-17Z) - mjr Kreipe
Kampfgeschwader 3 — płk von Chamier-Glisczynski
I/KG 2 (Do-17Z) - płk Gabelmann
II/KG 2 (Do-17Z) - płk Jahn
III/KG 2 (Do-17Z) — mjr von Kunowski
Kampfgeschwader 53 — płk Stahl
I/KG 53 (He-111H) - płk Mehnert
II/KG 53 (He-111H) - płk Kohlbach
III/KG 53 (Hc-111H) - mjr Rohrbacher
Stukageschwader 1 — płk Baier
II/StG 2 (Ju-87B) — mjr Ennecreus
I(St)/l86 (Ju-87B) - kpt. Hagen

V KORPUS LOTNICZY - GEN. R. VON GREIM


I/ZG 52 (Bf-110 C/D) — kpt. Lessmann
V(Z)/LG 1 (Bf-110 C/D) — kpt. Leinsberger
Jagdgeschwader 52 — mjr von Bernegg
I/JG 52 (Bf-109E) — kpt. von Eschwege
II/JG 52 (Bf-109E) - kpt. von Komatzki
Jagdgeschwader 54 — mjr Mettig
I/JG 54 (Bf-109E) - kpt. von Bonin
II/JG 51 (Bf-109E) - kpt. Matthes
Kampfgeschwader 51 — płk Kammhuber
I/KG 51 (Ju-88A) - mjr Schulz-Hein
II/KG 51 (He-111H) - mjr Winkler
III/KG 51 (He-111H) - mjr Kind
Kampfgeschwader 55 — płk Stoeckl
I/KG 55 (He-111P) — mjr Marienfeld
II/KG 55 (He-1 IIP) - płk von Lachemair
III/KG 55 (He-1 IIP) - mjr Schemmell

3. DOWÓDZTWO MYŚLIWSKIE - PŁK VON MASSOW


Zerstórergeschwader 2 — płk Vollbracht
I/ZG 2 (Bf-110C/D) - kpt. Gentzen
Jagdgeschwader 2 — płk von Biilow
I/JG 2 (Bf-109E) - kpt. Roth
III/JG 2 (Bf-109E) - kpt. Mix
I/JG 76 (Bf-109E) - płk Kraut
Jagdgeschwader 53 — płk von Cramer-Taubadel
I/JG 53 (Bf-109E) — kpt. von Janson
II/JG 53 (Bf-109E) — kpt. von Maltzahn
III/JG 53 (Bf-109E) - kpt. Molders
III/JG 52 (Bf-109E) - kpt. von Houwald
I KORPUS PRZECIWLOTNICZY - GEN. WIESE
101. Regiment Przeciwlotniczy — płk J. Hintz
102. Regiment Przeciwlotniczy — płk W. von Hippel (przy­
dzielony do Grupy Pancernej gen. von Kleista)
104. Regiment Przeciwlotniczy — płk A. Kurpian
VII Okręg Lotniczy (Munich) — gen. E. Zenetti
XII Okręg Lotniczy (Wiesbaden) — gen. E. Wiessmann
XIII Okręg Lotniczy (Nurnberg) — gen. F. Heilgbrunner
WYKAZ ILUSTRACJI

Gen. Albert Kesselring, dowódca 2. Floty Powietrznej


Gen. Erich Hoepncr
Gen. Winkelman, dowódca wojsk holenderskich
Niemieccy oficerowie w Belgii w 1940 r.
Niemieccy spadochroniarze w Moerdijk
Niemiecki oddział szturmowy we Francji w 1940 r.
Niemiecki oddział wypoczywa przy drodze
Sekcja niemieckiego lekkiego karabinu maszynowego
Stanowisko niemieckiego karabinu maszynowego w maju
1940 r.
Żołnierze francuskiego 46. Regimentu Piechoty podczas
parady na Polach Elizejskich w 1938 r.
Obsługa francuskiej armaty ppanc. kal. 25 mm na stano­
wisku ogniowym
Marokańscy Spahisi
Jeńcy francuscy pochodzący z jednej z dywizji kolonial­
nych
Francuski czołg ciężki BI bis
Kolumna francuskich czołgów Renault R-35
Czołg Panzer IV podczas kampanii francuskiej 1940 r., naj­
lepszy niemiecki czołg tego okresu
Uszkodzony czołg Panzer III z 10. DPanc.
Kolumna niemieckich czołgów w drodze do Dunkierki
Niemieckie czołgi w Holandii
Lekki bombowiec Fairey Battle, podstawowa maszyna dy­
wizjonów bombowych RAF we Francji w 1940 r.
Most w Moerdijk
Płonący Rotterdam
BIBLIOGRAFIA

A11co r n W., Maginot Line 1928-1945, Oxford 2003.


B a s z k i e w i c z J., Historia Francji, Wrocław-Kraków-War-
szawa 1999.
B a t o w s k i H., Między dwiema wojnami 1919-1939, Kraków
2001.
B a 11 i s t e 11 i P. P., Niemieckie dywizje pancerne. Ixita Blitzkrie­
gu 1939-1940, Warszawa 2010.
B a x t e r I., Niemieckie dywizje pancerne 1939-1945, Warszawa
2010.
B e k k e r C, Atak na wysokości 4000 m. Dziennik wojenny nie­
mieckiej Luftwaffe 1939-1945, Warszawa 1999.
B e k k e r C., Przeklęte morze. Z dzienników wojennych Kriegs-
marine, Warszawa 1998.
B i e g a ń s k i W., Finał dziwnej wojny, Warszawa 1970.
B i s h o p Ch., Dywizje Waffen-SS 1939-1945, Warszawa 2009.
Bish o p Ch., Eskadry Luftwaffe 1939-1945, Warszawa 2008.
B i s h o p Ch., Niemiecka piechota w II wojnie światowej, War­
szawa 2009.
B i s h o p Ch., Niemieckie wojska pancerne w II wojnie świato­
wej, Warszawa 2009.
B l a n d f o r d E.L., Hitler's second army — the Waffen SS,
Shrewsbury 1994.
B o n d B., Britain, France and Belgium 1939-1940, London
1990.
B o u c h e r J., Broń pancerna w wojnie, Warszawa 1958.
B u t l e r R., SS-Leibstandarte. Historia 1. Dywizji SS 1933-1945,
Warszawa 2009.
C a w t h r o n e N., Czołgi w natarciu. Historia niemieckiej broni
pancernej, Warszawa 2009.
C z u b i ń s k i A., Historia II wojny światowej 1939-1945, Po­
znań 2006.
D i 1 d y D.C., Denmark and Norway 1940. Hitler ’s boldest ope­
ration, Oxford 2007.
Druga wojna światowa. Informator 1939-1945, Warszawa
1962.
Encyklopedia II wojny światowej, pod red. W. Biegańskiego,
Warszawa 1975.
E n g l e E . , P a a n e n L., Wojna zimowa: sowiecki atak na Fin­
landię 1939-1940, Gdańsk 2001.
E r f u r t h W.,Niemiecki Sztab Generalny 1918-1945, Warszawa
2007.
F a b e r H., Luftwaffe. A history, New York 1977.
F a b r i b e c k e r s E. dz, La campage de Uarmee Belge en 1940,
Bruxelles 1978.
F o r t y G., World war two afv ’s & self propelled artilery, Oxford
1995.
F o r t y G., war two tanks, Oxford 1995.
F r e n c h D., Rising Churchill's army. The British Army and the
war against Germany 1919-1945, Oxford 2001.
G a u l l e Ch. de, Pamiętniki wojenne. Apel 1940-1942, Warszawa
1962.
Generałowie Churchilla pod red. J. Keegana, Poznań 1999.
G u d e r i a n H., Wspomnienia żołnierza, Warszawa 1991.
H a i d e r F., Dziennik wojenny, T. I. Od kampanii polskiej do
zakończenia wojny na zachodzie (14.8.1939-30.6.1940), War­
szawa 1971.
H a u p t W., Deutsche Spezialdivisionen 1935-1945: Gebirg-
sjdger; Fallschirmjager, Waffen-SS, Berstadt 1995.
H a u p t W., Panzerabwehrgeschiitze 1935-1945, Freidberg
1989.
H o l m e s T., Huricane aces 1939-1940, Oxford 1998.
I r v i n g D., Wz/tf/ / upadek Luftwaffe, Pruszków 2001.
J a g i e ł ł o Z., Piechota Wojska Polskiego 1918-1939.Warszawa
2007.
J e n t z T.L., Panzertruppen, The complete quide to the creation
& combat employment of germany’s tanks force 1939-1942,
Atglen 19%.
K a u f m a n n J.E., K a u f m a n n H.W., Linia Maginota. Nie
przejdzie nikt, Warszawa 2002.
K e m p A., German commanders of world war two, Oxford
2000.
K e s s e l r i n g A.,Żołnierz do końca, Warszawa 1996.
K n o p p G., Wehrmacht. Od inwazji na Polskę do kapitulacji,
Warszawa 2009.
K o n e c k i T., Wojna radziecko-fińska 1939-1940, Warszawa
1998.
K o r z e n i o w s k i P., Wojska pancerne i ich rola w pierwszym
okresie II wojny światowej (1939-1941), Warszawa 2009.
K o z a c z u k W., Wehrmacht, Warszawa 2008.
K r z e m i ń s k i C., Wojna powietrzna w Europie 1939-1945,
Warszawa 1984.
L a n n o y F. de. C h a r i t a J., Panzertruppen. German armoured
troops 1935-1945. Part 1, Heimdal 2001.
L e d w o c h J . , S o l a r z J., Czołgi francuskie 1940, Warszawa
1995.
L e d w o c h J., S o 1 a r z J., Czołgi brytyjskie 1939-45, Warszawa
1995.
L i d d e l l H a r t B., History of the Second World War, London
1973.
L u c k H., Byłem dowódcą pancernym, Warszawa 2006.
M ac k say K., Guderian, Warszawa 1992.
M a n n Ch., SS Totenkopf. The history of the „ Death's Head"
division, London 2001.
M a n s t e i n E., Stracone zwycięstwa. Wspomnienia 1939-1944,
Tom 1, Warszawa 2001.
M a n t e u ff e 1 H.,7. Dywizja Pancerna Wehrmachtu, Warszawa
2009.
M a s s o n P., Historia Wehrmachtu 1939-1945, Warszawa
1995.
M c K e e A., Wyścig do Renu 1940, 1944, 1945, Warszawa
2001.
M e 11 e n t h i n F.W., Bitwy pancerne, Warszawa 2002.
M e s s e n g e r Ch., Sztuka Blitzkriegu, Warszawa 2010.
M i t c h a m jr S .W., Niemieckie Siły Zbrojne 1939-1945, T. 2 Dy­
wizje strzeleckie i lekkie, Warszawa 2010.
M i t c h a m jr S.W., Niemieckie Siły Zbrojne 1939-1945.
T. 1. Wojska lądowe. Ordre de bataille, Warszawa 2009.
M i t c h a m jr S.W., Niemieckie siły zbrojne 1939-1945. T. 3. Woj­
ska pancerne. Ordre de Bataille, Warszawa 2010.
N a l k i c 1 R., A/te of World War II, New York 1985.
N i e h o r s t e r L., German world war II organisational series.
Vol. 211. Mechanized army divisions (10th May 1940), Han­
nover 1990.
N i e h o r s t e r L., German world war II organisational series.
Vol. 212. Mechanized army divisions (10th May 1940), Han­
nover 1990.
O d z i e m k o w s k i J, Narwik 1940, Warszawa 1988.
O p p e n h e i m e r P., From Spanish Civil War to the Fall of Fran­
ce: Luftwaffe Lessons Learned and Applied, wersja elektro­
niczna na stronie Institute for Historical Review — www.ihr.
org — dostęp 1 sierpnia 2010.
Or 1 of E., Dyplomacja polska wobec sprawy słowackiej w latach
1938-1939, Kraków 1980.
P a n e c k i T., Samodzielna Brygada Strzelców Podhalańskich,
Warszawa 2010.
P e r e p e c z k o A., Wielkie ewakuacje. Norwegia 1940, Francja
1940, Grecja 1941, Warszawa 2010.
P e r r e t t B., German armoured cars & reconnaissance half­
tracks 1939-1945, Oxford 1999.
P e r r e t t B., German light panzers 1932-1942, Oxford 1998.
Q u a r r i e B., Fallschirmjager. German paratrooper 1935-1945.
Oxford 2001.
Q u a r r i c B., German airborne divisions 1940-1941. Blitzkriegs,
Oxford 2004.
R a w s k i T., Piechota w II wojnie światowej, Warszawa 1984.
R i c h a r d s D., Royal Air Force 1939-45, Vol. I The Fight at
Odds , London 1953.
R i tg e n H., The 6th Panzer Division 1937-1945, Oxford 1989.
Ro t t m a n G.L., German combat equipments J939-1945, Oxford
2001.
R o11 man G., A n d r e w S., Niemiecka inwazja na Francję, Ho­
landię, Belgię i Luksemburg 1940, Warszawa 2010.
S a w c z y ń s k i A., Armata czy haubica?, „Przegląd Artyleryjski”
1936, nr 6.
S e b a g - M o n t e f i o r e H., Dunkierka. Do ostatniego żołnierza,
Warszawa 2010.
S h e p p e r d A., France 1940. Blitzkrieg in the west, Oxford
1990.
S h o r t N., Germany's west wall. The Siegfrid’s Line, Oxford
2001.
S k i b i ń s k i F., Wojska Pancerne w II wojnie światowej. Część I
„Wojskowy Przegląd Historyczny” 1974, nr 3.
S o l a r z J „Fali „Gelb” 1940, Warszawa 1999.
S p i c k M., Asy lotnictwa bombowego Luftwaffe, Warszawa
2006.
S p i e l b e r g e r W . J., Beute-Kraftfahrzeuge und Panzer der deut-
schen Wehrmacht, Stuttgart 1992.
S t ed man R.F., Luftwaffe air & ground crew 1939-1945, Oxford
2004.
S u m n e r I . , V a u v i l 1 i e r F . , C h a p p e l M., The french army
1939-1945. Part 1. The army of 1939-1940 & Vichy France,
Oxford 2000.
Szu b a ń s k i R., Polska broń pancerna w 1939 r., Warszawa
2004.
T h o m a s N., The german army 1939-1945. Part 1. Blitzkrieg,
Oxford 1997.
T o m a s z e w s k i J., Struktura narodowościowa Czechosłowacji
1918-1938 „Przegląd Historyczny” 1970, z. 4.
T r o t t e r W.R., Mroźne piekło. Radziecko-fińska wojna zimowa
1939-1940, Wrocław 2008.
V e r a n o v M., The Third Reich at war, London 2004.
W o a l ].,Bf 109D/Eaces 1939-1941, Oxford 1997.
W e s t w o o d D., German infantryman. Part 1. 1933-1940,
Oxford 2002.
W i l i a m s o n G., German mountain & ski troops 1939-1945,
Oxford 2001.
W i l l i a m s o n G., German army elite units 1939-1945, Oxford
2002.
W i s n i e w s k i J.P., Armia Czechosłowacka w latach 1932-1938,
Toruń 2001.
Wojna obronna Polski 1939 r. Wybór źródeł, pod red. E. Kozłow­
skiego, Warszawa 1968.
W y s z c z e l s k i L., W obliczu wojny. Wojsko Polskie 1935-1939,
Warszawa 2009.
Z a s i e c z n y A., Czołgi II wojny światowej, Warszawa 2005.
Z g ó r n i a k M., Europa w przededniu wojny. Sytuacja militarna
w latach 1938-1939, Kraków 1993.
SPIS TREŚCI

Wstęp...........................................................................................5
Droga do klęski.......................................................................... 8
Wojska przeciwników............................................................. 49
Plany....................................................................................... 127
Bitwa o Flandrię.................................................................... 160
Wykaz ilustracji..................................................................... 310
Bibliografia............................................................................ 312
Zapraszamy na strony
www.bellona.pl,www.ksiegarnia.bcllona.pl

Dołącz do nas na Facebooku


www.facebook.com/Wydawnictwo.Bellona

Nasz adres: Bellona Spółka Akcyjna


ul. Bema 87
01-233 Warszawa
Dział Wysyłki tel.: 22 457 03 02. 22 457 03 06,22 457 03 78
faks 22 652 27 01
Internet: www.bellona.pl
e-mail: biuro@bellona.pl

Ilustracja na okładce: Łukasz Mieszkowski


Redaktor: Kazimierz Cap
Redaktor prowadzący: Zofia Gawryś
Redaktor techniczny: Beata Jankowska
Korekta: Anna Olszowska

© Copyright by Paweł Korzeniowski Warszawa 2013


© Copyright by Bellona Spółka Akcyjna, Warszawa 2013

ISBN 978-83-11-12556-8

Vous aimerez peut-être aussi