Vous êtes sur la page 1sur 503

Mojej matce i memu świętej pamięci ojcu

Wprowadzenie

Dwudziestego trzeciego sierpnia 1939 roku Stalin wzniósł toast za zdrowie


Hitlera. Choć obaj dyktatorzy nigdy się nie spotkali, porozumienie, które zawarli
owego dnia, miało zmienić świat. Znane jako „pakt nazistowsko-sowiecki”, „pakt
Hitler-Stalin” czy też „układ Ribbentrop-Mołotow” obowiązywało niespełna dwa
lata – położył mu kres zbrojny atak Hitlera na Związek Sowiecki 22 czerwca 1941
roku – a mimo to zawarcie go było jednym z najważniejszych wydarzeń w dziejach
drugiej wojny światowej.
Kiedy przygotowywałem się do pisania niniejszej książki, przyjaciele i znajomi
spoza kręgu historyków pytali mnie czasami, czym się zająłem; odpowiadałem im
wtedy, że historią „paktu nazistowsko-sowieckiego”. Wyrażające zaskoczenie
spojrzenia i  zmarszczone czoła, stanowiące reakcję na moje słowa, były wielce
wymowne. Poza Polską i  krajami bałtyckimi pakt ten po prostu nie wszedł do
popularnej historii drugiej wojny światowej. I, jak twierdzę z całym przekonaniem,
niesłusznie.
Niewiedza ludzi Zachodu na ten temat zaskakuje. O ile wszystkie inne ciekawe
epizody, kampanie i katastrofy drugiej wojny światowej doczekały się wielokrotnej
interpretacji, przewartościowywanych ocen, o  tyle wspomniany pakt pozostaje
w dużej mierze nieznany – traktowany często jednym zdaniem, lekceważony jako
budząca wątpliwości anomalia, przypis do historii powszechnej. Pouczający jest
fakt, że w niemal wszystkich wydanych niedawno w Wielkiej Brytanii popularnych
książkach o  drugiej wojnie światowej ledwie zwrócono uwagę na to wydarzenie.
Nie uznano za celowe poświęcenie mu choćby rozdziału, a  zazwyczaj jego opis
zajmuje ledwie akapit bądź dwa oraz kilka marginalnych odniesień.
Jest to zdumiewające, jeśli rozważymy oczywiste znaczenie i rangę tego paktu.
W  jego ramach Hitler i  Stalin – dwaj najbardziej niesławni dyktatorzy
dwudziestowiecznej Europy – znaleźli wspólną sprawę. Ich reżimy, których
późniejsza zbrojna konfrontacja miała się okazać decydującym starciem drugiej
wojny światowej w  Europie, współdziałały ze sobą przez dwadzieścia dwa
miesiące, czyli prawie jedną trzecią całego okresu wojny.
Być może zapominamy o  tym, że pakt ów doprowadził bezpośrednio do
wybuchu tej wojny; sprawił, że osamotniona Polska znalazła się pomiędzy dwoma
zaborczymi sąsiadami, co obróciło wniwecz dość chaotyczne starania mocarstw
zachodnich, zmierzające do powstrzymania Hitlera. Tak więc wojna, która wkrótce
potem wybuchła, nosiła odrażające piętno tego paktu. I  choć Francuzi
i  Brytyjczycy uwikłali się w  tak zwaną „dziwną wojnę”, to Polska została
najechana, a  władcy z  Moskwy i  Berlina podzielili się jej ziemiami. Za cichym
przyzwoleniem Hitlera doszło do okupacji niepodległych krajów bałtyckich,
zaanektowanych następnie przez Stalina, podobnie jak rumuńska Besarabia. Także
Finlandia została najechana i  częściowo zajęta przez Armię Czerwoną. A  gdy
Hitler zwrócił się na zachód, atakując wpierw Skandynawię, a  potem Holandię,
Belgię i  Francję, Stalin posyłał mu gratulacje. Tymczasem za kulisami naziści
i  Sowieci wymieniali się tajemnicami, planami, technologiami i  surowcami,
smarując tryby swoich machin wojennych. Przez pewien czas wydawało się, że
obydwie dyktatury – czyli „Teutosławia”, jak je określił jeden z  brytyjskich
polityków – zwarły szyki przeciwko demokratycznemu światu. Brytyjczycy
i Francuzi rozważali nawet wyprzedzający atak na Związek Sowiecki w 1940 roku.
Kwestia ówczesnych wojowniczych zapędów Sowietów to coś więcej aniżeli
tylko kuriozum. Powojenne – nieliczne – opracowania poświęcone układowi
nazistowsko-sowieckiemu na ogół cytowały przedstawiane po wojnie
usprawiedliwienia Kremla, wedle których Stalin podpisując rzeczony pakt, starał
się tylko zyskać na czasie, powstrzymując Hitlera przed napaścią na ZSRS, aby
móc przysposobić sowiecką obronę na wypadek nagłej agresji. Taka interpretacja,
nadal powtarzana przez apologetów Stalina, nie znajduje jednak potwierdzenia
w  historycznych świadectwach. Jak wykażę w  niniejszej książce, Stalin
prezentował o  wiele bardziej czynne i  antyzachodnie nastawienie, zawierając ów
układ, niż to się z  reguły uważa. Co najmniej na jednym poziomie starał się
spożytkować nazistowską agresję na własną korzyść, przyspieszyć w  ten sposób
upadek Zachodu i  wytęskniony przezeń krach kapitalistycznego świata. I  nie był
bynajmniej bezwolnym czy biernym „czynnikiem neutralnym”.
W takim ujęciu, podzielanym przez wielu ówczesnych obserwatorów, nie może
zaskakiwać, że pakt nazistowsko-sowiecki wprowadził rewolucyjne zmiany na
politycznej mapie świata, przeobrażając – jak to w  pamiętny sposób ujął jeden
z  komentatorów – „wszystkie nasze »-izmy« w  rosyjskie »-wazmy«”. Niewiele
brakowało, aby takie plany Stalina się ziściły, ale ostatecznie to właśnie Sowietom
i  światowemu komunizmowi najbardziej zaszkodził przejściowy mariaż
z  nazizmem. O  ile nazizm zachował niewiele cennego „kapitału moralnego” do
1939 roku, a  wkrótce miał zhańbić się krańcowo programem ludobójstwa, o  tyle
komunizm nadal lubił szczycić się swoim aspektem moralnym. Wolta, której
ideowi komuniści musieli dokonać, aby sprzymierzyć się z  Hitlerem i  nazistami,
była więc tym bardziej upokarzająca, a  w  rezultacie przyniosło to odpływ ludzi
z  szeregów partii komunistycznych, a  resztki spójnego programu politycznego
wyparowały, przynajmniej w  oczach ludzi pozostających poza samymi
środowiskami komunistycznymi, okazując się li tylko dymkiem przewrotnej
dialektyki. Pakt z Hitlerem nieodwracalnie zbrukał światowy komunizm, podobnie
jak późniejsze wkroczenie Sowietów na Węgry w  1956 roku, czy zdławienie
„praskiej wiosny” w  1968 roku. I  tylko krwawo wywalczone zwycięstwo Stalina
w  wojnie z  nazizmem po 1941 roku przejściowo poprawiło zszarganą reputację
komunistycznej ideologii.
A zatem układ nazistowsko-sowiecki wywarł wielki wpływ na losy świata. Ale,
abstrahując od akademickich rozważań polityczno-ideologicznych, jego tragiczne
skutki najbardziej odczuła ludność środkowej i  wschodniej Europy, dotknęły one
bezpośrednio około 50 milionów ludzi. Ułatwiając wojnę Hitlerowi, pakt ten
przyniósł okrutną okupację zachodniej części Polski, z  towarzyszącymi temu
zbrodniami i  innymi aktami przemocy. Choć w  tym okresie właściwego
Holokaustu jeszcze nie było – zaczął się na wielką skalę jesienią 1941 roku – to
Polacy i  Żydzi z  okupowanej przez nazistów Polski znosili straszliwe nadużycia
i prześladowania, a setki tysięcy ludzi wywłaszczono, wysiedlono albo zabito.
Pakt wpłynął też na tych Polaków, Żydów, Łotyszy, Estończyków, Litwinów,
Białorusinów, Ukraińców i  Rumunów, którzy na mocy jego postanowień stali się
obywatelami sowieckimi, gdyż ich ziemie zostały włączone do ZSRS. Z pewnością
tylko nieliczni z  nich przyjęli taką zmianę z  radością; zdecydowana większość –
nie. Masy cierpiały prześladowania oraz tortury i  ginęły z  rąk Sowietów, a  do
najbardziej znanych przykładów takich zbrodni należy masakra 22 tysięcy polskich
oficerów i urzędników zamordowanych w Katyniu w 1940 roku.
Jeszcze liczniejsi trafili na zesłanie, deportowani w głąb sowieckiego interioru.
Tylko ze wschodniej Polski wywieziono w  latach 1940–1941 aż półtora miliona
ludzi. Ponadto dziesiątki tysięcy deportowano z  krajów bałtyckich i  Besarabii.
Wszyscy oni trafili na dzikie pustkowia w  głębi ZSRS – do Kazachstanu, na
Syberię i na podbiegunową północ, gdzie przetrwali tylko najsilniejsi. Tym, którzy
powątpiewają w  mroczne realia stalinowskich gułagów, warto przypomnieć, że
śmiertelność w  sowieckich obozach przewyższała tę w  hitlerowskich obozach
koncentracyjnych. Do dziś żyje garstka tych, którzy je przeżyli; żyją też
potomkowie ocalałych.
Na jawny skandal zakrawa to, że na opowieść o  tym nie znaleziono miejsca
w  zachodniej historii drugiej wojny światowej. Sześć dziesięcioleci po śmierci
Stalina i  ponad dwadzieścia lat po rozpadzie Związku Sowieckiego nastała
najwyższa pora, aby to zmienić. Hitler przeprowadzał „czystki etniczne” na
zajętych ziemiach, a  Stalin dokonywał na opanowanych terytoriach „czystek
politycznych”. A  jednak, choć zbrodnie Hitlera są dobrze znane i  dobrze
udokumentowane – mówi się o nich w środkach masowego przekazu i są tematem
zajęć szkolnych i  uniwersyteckich na całym świecie – to przekazy o  zbrodniach
Stalina ledwie dotarły do powszechnej świadomości ludzi Zachodu. W  istocie
Hitler i  Stalin byli ulepieni z  tej samej totalitarnej gliny, a  pakt nazistowsko-
sowiecki bynajmniej nie był anomalią, tylko świadectwem cechującej ich obu
skrajnej mizantropii.
Warto też wyjaśnić, że pakt ten nie był typowym sojuszem, tylko układem
o  nieagresji. W  związku z  tym, pomijając metaforyczny tytuł książki, zasadniczo
powstrzymuję się na jej stronach od określania Hitlera i  Stalina mianem
„sojuszników”, a ich współdziałania jako „sojuszu”. Jednakże owo wyjaśnienie nie
powinno przesłaniać nam faktu, że nazistowsko-sowieckie relacje w latach 1939–
1941 były ścisłe i  rozległe, a  po zawartym w  sierpniu 1939 roku porozumieniu
zostały dopełnione czterema kolejnymi, wobec czego stosunki te zasługiwały pod
wieloma względami na miano przymierza. Z pewnością były dla obu stron o wiele
ważniejsze od, powiedzmy, sojuszu Hitlera z  Włochami Mussoliniego. Hitler
i Stalin byli sprzymierzeńcami faktycznie, jeśli nie z nazwy.
Choć pakt przestał obowiązywać w  1941 roku, to miał pewne osobliwe
następstwa. Zerwany przez nazistów i  usprawiedliwiany przez Sowietów jako
strategiczna konieczność wywierał skutki jeszcze długo potem. W  rzeczy samej
dzisiejsza mapa wschodniej i  środkowej Europy to w  dużej mierze jego efekt:
granice wykreślone w  pośpiechu przez Ribbentropa i  Mołotowa okazały się
zdumiewająco trwałe. W  następnych dekadach dwa pokolenia Litwinów, Łotyszy
i  Estończyków żyły w  znienawidzonym ZSRS, gdzie gorzkie wspomnienia
sowieckiej aneksji i  okupacji z  lat 1940–1941 pobudzały do działania powojenny
ruch oporu. Znamienne, że właśnie protesty w  krajach bałtyckich w  pięćdziesiątą
rocznicę podpisania paktu, czyli w  1989 roku, zainicjowały proces rozpadu
Związku Sowieckiego.
A więc, mimo swej krótkotrwałości i zwięzłości – układ ten obowiązywał tylko
przez dwadzieścia dwa miesiące, a  siedem jego krótkich punktów zawierało
zaledwie 280 słów – pakt nazistowsko-sowiecki okazał się nader ważny. Nie był
wcale czymś marginalnym, rodzajem kuriozum, i  ma ogromne znaczenie dla
zrozumienia nie tylko drugiej wojny światowej, ale i  dwudziestowiecznej
europejskiej historii w  szerszym ujęciu. W  pełni zasługuje na przenosiny
z  przypisów w  rozprawach naukowych w  zasłużone miejsce w  dziejach
powszechnych drugiej wojny światowej w Europie. Mogę mieć tylko nadzieję, że
niniejsza książka w niewielkim stopniu się do tego przyczyni.
PROLOG

Spotkanie na pokojowej granicy

Zapewne to nie hałas czyniony przez gąsienice czołgów zaskoczył mieszkańców


Brześcia w tamten chłodny wrześniowy poranek 1939 roku. Ich miasto, leżące we
wschodniej części Polski, już od prawie tygodnia znajdowało się w  rękach wojsk
niemieckich, więc zdążyli przywyknąć do wydawanych gardłowym głosem
rozkazów i  przejeżdżających pojazdów wojskowych. Zdumiały ich inne głosy,
słyszane oprócz niemieckiej mowy. Nie była to twarda, gardłowa niemczyzna, lecz
śpiewny język, o  wiele bardziej podobny do polskiego i  od razu rozpoznawany:
rosyjski.
Niektórzy w  Brześciu powitali żołnierzy Armii Czerwonej jak wyzwolicieli.
Wielu spośród miejscowych Białorusinów i Żydów uważało Związek Sowiecki za
obrońcę przed, jak sądzili, nietolerancyjnym nacjonalizmem państwa polskiego.
Tak więc na wschodnich przedmieściach zapanowała odświętna atmosfera,
a  przybywających żołnierzy sowieckich witano, zgodnie ze słowiańską tradycją,
chlebem i  solą, podczas gdy orkiestra grała ówczesny sowiecki hymn –
Międzynarodówkę1. Inni odnosili się do Sowietów ostrożniej. Polscy mieszkańcy
miasta mieli za sobą kilka trudnych tygodni, w  trakcie których zamartwiali się
z powodu klęsk na froncie, bali się nadejścia wojsk niemieckich lub użycia przez
nich gazów bojowych, wreszcie lękali się, że ich białoruscy sąsiedzi mogą się
zwrócić przeciwko nim. Starsi wspominali zaciętą wojnę polsko-sowiecką z  lat
1920–1921 albo długie dziesięciolecia rosyjskiego zaboru do roku 1914, czyli
z czasów zaledwie poprzedniego pokolenia. Dla nich wkroczenie wojsk sowieckich
było echem mrocznych czasów i złowieszczym zwiastunem złych dni, które miały
nastąpić.
Sam widok sowieckich żołnierzy nie nastrajał optymistycznie. Większość
z nich sprawiała wrażenie obdartych i zaniedbanych i najwyraźniej dostali rozkazy,
aby nie zadawać się z  miejscowymi, choć niektórzy w  sytuacjach przymusowych
prosili chłopów o  jedzenie albo o  zmianę strudzonych koni2. Mimo wszystko
odważniejsi bądź ciekawscy czasem ich zagadywali. Jednym z  nich był
piętnastoletni podówczas Swietozar Sinkiewicz, Białorusin, początkowo
podekscytowany przybyciem „swoich”, jak się wyrażał. Rychło się rozczarował:

Twarze mieli szare, nieogolone, szynele i  krótkie waciaki wyglądały workowato, a  cholewy
ich butów były uszyte z czegoś jak płótno. Podszedłem do jednej z ciężarówek i próbowałem
pogadać z żołnierzami, ale wszyscy oni milczeli, odwracając ode mnie wzrok. W końcu jeden
z  nich, w  wojskowej czapce i  z  gwiazdą na rękawie, powiedział, że partia posłała Armię
Czerwoną, żeby ta uwolniła nas od polskich ziemian i kapitalistów. Słów mi zbrakło3.

Wielu mieszkańców Brześcia było tak samo skonsternowanych. W historii obcy


nie raz wdzierali się siłą do tego miasta. W ciągu dziewięciuset lat od chwili swego
powstania zdobywali je Polacy, Mongołowie, Rosjanie, Szwedzi i  Krzyżacy. Za
pamięci żyjących również wiele się działo. W 1915 roku Rosjanie opuścili miasto
i  zaczęła się niemiecka okupacja, która potrwała do końca pierwszej wojny
światowej. Po upadku Cesarstwa Rosyjskiego w 1917 roku Brześć po raz pierwszy
trafił na nagłówki światowych gazet. Jako „Brześć Litewski” był bowiem miejscem
pierwszych niemiecko-sowieckich rokowań i  zawarcia traktatu pokojowego
w marcu 1918 roku, znanego jako traktat brzeski.
Jednakże w  1939 roku wypadki rozgrywały się w  tempie niewyobrażalnym
jeszcze choćby pokolenie wcześniej. W  przeciwieństwie do walk z  czasów
okopowej, pozycyjnej pierwszej wojny światowej kampania polska z  roku 1939
przyniosła coś w  rodzaju rewolucji w  taktyce wojskowej. Blitzkrieg, doskonalony
stopniowo, nie uzyskawszy jeszcze statusu oficjalnej niemieckiej doktryny
militarnej, polegający na wdzieraniu się szybkich pancernych czołówek na tyły
nieprzyjaciela, gdzie czołgi dezorganizowały obronę, zwiastował nową erę
w  sztuce wojennej. W  związku z  tym Brześć, choć znajdujący się na głębokim
zapleczu frontu, we wschodniej Polsce, rychło stał się celem niemieckiego natarcia,
głównie z tego powodu, że potężna dziewiętnastowieczna twierdza na zachodnim
skraju miasta mogła posłużyć za umocniony punkt oporu naciskanych,
wycofujących się polskich wojsk4. Tempo niemieckiej ofensywy było takie, że
kiedy pierwsze oddziały Wehrmachtu pojawiły się w  okolicach Brześcia 13
września, w  niecałe dwa tygodnie od chwili rozpoczęcia agresji na Polskę,
niektórzy mieszkańcy wzięli je za spadochroniarzy, zrzuconych na tyły polskich
linii obronnych5.
Zamieszanie panowało i  pięć dni później, kiedy do Brześcia weszła Armia
Czerwona. Oprócz tych, którzy pospieszyli powitać Sowietów jako wyzwolicieli,
byli też tacy, którzy gorączkowo liczyli, że czerwonoarmiści nadeszli, aby
wesprzeć obrońców w walce z niemieckimi najeźdźcami, a bajkę taką najwyraźniej
rozgłaszali i  niektórzy z  wojskowych w  polskiej armii6. Jednakże oficjalne
obwieszczenie sowieckich władz – wydrukowane po polsku przez lokalne
dowództwo Wehrmachtu, jako wzorowy przykład współpracy obu okupantów –
miało rozwiać wszelkie podobne rachuby, gdyż stwierdzono w nim kategorycznie,
iż wkroczenie Armii Czerwonej to po prostu rezultat rzekomego militarnego
i  politycznego upadku Polski i  ma na celu wyłącznie ochronę zamieszkałych na
ziemiach polskich Ukraińców i  Białorusinów7. A  więc sowieccy żołnierze –
w otwartych ładowniach ciężarówek i uczepieni kadłubów czołgów – wcale się nie
spieszyli, żeby podjąć walkę z najeźdźcami z Wehrmachtu; podążali przez miasto
na zachód, aby powitać żołnierzy niemieckich.
W godzinach przedpołudniowych 18 września doszło do pierwszego spotkania
Niemców z  Sowietami. W  całym mieście żołnierze niemieccy i  sowieccy zaczęli
się bratać: oliwkowa zieleń sowieckich mundurów mieszała się z  niemieckimi
w  kolorze feldgrau, awangarda komunistycznej rewolucji Stalina stanęła twarzą
w twarz z hitlerowskim Wehrmachtem. Ostrożne z początku, pomne napiętych nie
tak dawno temu wzajemnych relacji, obydwie strony zaczęły się wymieniać
prowiantem i  porozumiewać, jak tylko się dało, za pomocą języka migowego
i okazywania dobrych chęci. Przełamującym pierwsze lody wstępem była wymiana
papierosów: topornych, ręcznie skręcanych sowieckich na niemieckie, fabryczne,
bardzo cenione przez czerwonoarmistów. Oglądano czołgi i samochody pancerne,
wdrapując się na nie, a  obie strony zapewniały, że „nasze są lepsze”. Pomimo
wszelkich różnic ideologicznych uśmiechy z  owego dnia wydawały się szczere.
Pewien naoczny świadek wspominał, że widział żołnierzy Wehrmachtu po jednej
stronie ulicy, witających Sowietów stojących naprzeciwko słowami: „Komuniści!
Dobrze!”8.
Dochodziło też do kontaktów na wyższych szczeblach. Około 10.30 młody
sowiecki oficer przybył samochodem pancernym do kwatery dowództwa wojsk
niemieckich w  Brześciu. Wedle ówczesnych niemieckich zapisków podjęte
rozmowy były „przyjacielskie” i dotyczyły głównie wytyczenia linii demarkacyjnej
między oddziałami sowieckimi i niemieckimi9. Niemiecki dowódca, generał Heinz
Guderian, prezentował mniej entuzjastyczne nastawienie. Miał za sobą kilka
trudnych dni, utraciwszy swojego adiutanta, podpułkownika Roberta Braubacha,
zabitego przez polskiego snajpera – była to dlań „bolesna strata” – a potem musząc
udzielić pomocy biskupowi gdańskiemu, Edwardowi O’Rourkemu, który znalazł
się w strefie walk i za nic nie chciał wpaść w ręce Sowietów. Guderiana irytowało,
że ustalony zaledwie dwudniowy termin na wycofanie się Niemców z  Brześcia
dawał jego ludziom za mało czasu na ewakuowanie swoich rannych oraz
wycofanie uszkodzonych pojazdów10. Mimo wszystko sowieckiego gościa podjęto
obiadem i  doszło do uzgodnienia, że formalne przekazanie miasta Sowietom
nastąpi popołudniem 22 września.
Żołnierze sowieccy i niemieccy w Polsce, we wrześniu 1939 roku. Obie grupy szybko
przełamywały wzajemną nieufność, co było tym bardziej zaskakujące, że jeszcze kilka miesięcy
wcześniej wpajano im odrazę do strony przeciwnej.
Niemieccy wojskowi (w tym generał Heinz Guderian – drugi z prawej) w trakcie spotkania
z sowieckim wysłannikiem, 22 września 1939 roku. Ustalanie szczegółów technicznych co do
spotkania obu armii oraz rozgraniczenia wzajemnych stref wpływów wymagało również
kontaktów na poziomie dowódców polowych.

O poranku w wyznaczonym dniu trwały niezakłócone przygotowania. Po ósmej


rano wojska sowieckie przejęły całkowitą kontrolę nad miastem i  jego twierdzą.
Dwie godziny później spotkała się dwustronna komisja, aby wyjaśnić wszelkie
niejasności czy przyczyny zatargów. Wkrótce potem Guderian spotkał się ze swoim
odpowiednikiem – kombrigiem Siemionem Kriwoszeinem, dowódcą sowieckiej
29. Brygady Czołgów Lekkich. Kriwoszein, żarliwy komunista i  Żyd, był niski
i żylasty i nosił, na podobieństwo Hitlera, szczotkowaty wąsik. Tak jak Guderian,
należał do pionierskich teoretyków broni pancernej; w  istocie obydwaj mogli się
już znać z  czasów spędzonych w  „Kamie”, czyli szkole wojsk pancernych
w  Kazaniu, w  latach dwudziestych, w  pierwszym okresie rozwijającej się
niemiecko-sowieckiej współpracy. Rozmawiając ze sobą po francusku, Kriwoszein
i  Guderian omawiali zorganizowanie wspólnej defilady wojsk dla upamiętnienia
oficjalnego przekazania miasta Sowietom. Choć Kriwoszein nie palił się do tego,
stwierdzając, że jego żołnierze są strudzeni dalekim marszem na zachód11, to
ostatecznie zgodził się wydzielić parę jednostek do udziału we wspólnej paradzie
Wehrmachtu i Armii Czerwonej tego popołudnia.
O 16.00 obaj generałowie stanęli na niewielkiej drewnianej platformie, którą
pospiesznie zbito z  desek i  ustawiono przed głównym wejściem siedziby byłej
niemieckiej komendantury, w  budynku lokalnej administracji przy ulicy Unii
Lubelskiej. Stojąc przed masztem z niemiecką Kriegsflagge ze swastyką, Guderian
uśmiechał się szeroko i wyglądał bardzo szykownie w swoim generalskim płaszczu
z  czerwoną podszewką i  czarnych skórzanych oficerkach. U  jego boku stał
Kriwoszein, podobnie ubrany, w  skórzanym płaszczu z  pasem i  butach ze skóry,
chroniących stopy przed jesiennymi chłodami.
Wokół nich, za grupką starszych rangą niemieckich oficerów, w  pobliżu trasy
przemarszu stała gromada żołnierzy Wehrmachtu i Armii Czerwonej; szarozielone
mundury Niemców widać było pośród czarnych skórzanych płaszczy sowieckich
oficerów, oliwkowych mundurów piechoty oraz ciemnych kombinezonów
czołgistów. Za nimi tłoczyli się cywile, którzy wylegli na ulicę. Wśród nich była
dwudziestoletnia Raisa Szirniuk, która pamiętała, jak rozeszła się wieść
o  defiladzie: „Nie ogłosili tego oficjalnie”, wspominała, „ale poczta pantoflowa
działała sprawnie. Już tamtego ranka wszyscy w  mieście wiedzieli, że
przemaszerują żołnierze”12. Zgodnie z  jedną z  niemieckich relacji zebrany tłum
okazywał rozentuzjazmowanie, gdyż złożony był głównie z  przedstawicieli
niepolskich społeczności z Brześcia – Białorusinów i Żydów – którzy witali Armię
Czerwoną kwiatami i wiwatami13.
Przy donośnych dźwiękach muzyki orkiestry wojskowej rozpoczęła się parada.
Najpierw, równiutkim krokiem defiladowym, przeszła niemiecka piechota
w  eleganckich mundurach, wywołując pełne podziwu komentarze zebranych
gapiów. Raisa Szirniuk należała do tych, którzy byli pod wrażeniem ich karności
i  pamiętała, jak dowódca strofował swoich żołnierzy okrzykami: „Langsam,
langsam, aber deutlich!” („Powoli, powoli, ale równo!”)14. Następnie pojawiły się
jednostki zmotoryzowane: motocykle z  przyczepami, ciężarówki i  transportery
półgąsienicowe z  żołnierzami, holujące działa. Po ulicznym bruku przejechały
także czołgi. Kiedy każdy z oddziałów mijał podwyższenie, Guderian i Kriwoszein
energicznie im salutowali, chwile pomiędzy salutami poświęcając na przyjacielskie
pogawędki.
Naturalnie niektórzy z  widzów porównywali defilujące wojska. Na przykład
cokolwiek prymitywne sowieckie czołgi T-26 wyraźnie ustępowały klasą
nowocześniejszym pojazdom niemieckim, a jeden z sowieckich wozów pancernych
zjechał z  jezdni opodal generalskiej trybuny15. Stanisław Mirecki zauważył i  inne
różnice: Sowieci mieli pasy parciane, natomiast Niemcy skórzane; niemieckie
działa były ciągnięte przez ciężarówki, natomiast czerwonoarmiści wykorzystywali
w  tym celu „skarłowaciałe i  szpetne” konie w  podniszczonych uprzężach16. Raisa
Szirniuk potwierdzała to, zwracając uwagę, że czerwonoarmiści w  „brudnych
butach, zakurzonych szynelach i ze szczeciną na twarzach” prezentowali się dość
niekorzystnie w  porównaniu z  niemieckimi żołnierzami17. Inny z  naocznych
świadków wysnuł z  marnego wyglądu sowieckich piechurów nader niepokojące
wnioski. Borys Akimow przywykł do widoku elegancko ubranych polskich
oficerów, a  „nędza i  niechlujstwo” czerwonoarmistów stanowiły dlań wstrząs.
Przykry zapach, i  brud nasuwały istotniejsze pytanie: „Jakie życie oni nam
przyniosą?” – zastanawiał się Akimow18. Częściową odpowiedź uzyskał po tym,
jak pewna starsza kobieta przecisnęła się przez tłum, aby ze łzami w  oczach
podejść do sowieckich żołnierzy, mamrocząc przy tym: „Moi rodacy, moi
chłopcy”. Ku zdumieniu patrzących jeden z  czerwonoarmistów odepchnął ją
szorstko, wrzeszcząc: „Idź precz, babo!”19.
Gdy przejeżdżały wojskowe pojazdy, a  ludzie zastanawiali się nad swoją
przyszłością, uwaga tłumu skierowała się nagle ku niebu, gdy ze dwa tuziny
myśliwców Luftwaffe przeleciały nisko ponad trybuną. Guderian, starając się
przekrzyczeć huk ich silników, zawołał: „Asy niemieckiego lotnictwa! Wspaniali!”.
„Nasi lepsi!” – odpowiedział mu Kriwoszein, zdecydowany nie okazywać
wrażenia, jakie wywarł na nim ten pokaz urządzony przez niemieckie siły
powietrzne20.
Po około 45 minutach, gdy defilada zbliżała się do końca, Guderian,
Kriwoszein i  starsi rangą oficerowie z  ich otoczenia zwrócili się ku masztowi
z  flagą. Kiedy orkiestra wojskowa zagrała niemiecki hymn, Deutschland,
Deutschland über alles, a  zgromadzeni oficerowie uroczyście oddali honory,
opuszczono krwawoczerwoną Kriegsflagge, zastępując ją głębszą czerwienią
sowieckiego sztandaru z  sierpem i  młotem. Wtedy orkiestra zagrała
Międzynarodówkę – fałszując, jak przypominał sobie jeden ze świadków21 –
a  Guderian i  Kriwoszein po raz ostatni uścisnęli sobie dłonie. Potem niemiecki
generał razem ze swoimi ludźmi wyruszył na zachód, za Bug, nową niemiecko-
sowiecką granicę. Jak wspominał Kriwoszein: „W końcu defilada dobiegła
końca”22.
Wspólna parada Wehrmachtu i Armii Czerwonej, 22 września 1939 roku, Brześć Litewski.
Kolumna motocyklistów niemieckich przygląda się zaciekawiona sowieckiemu czołgowi. Tego
typu wydarzenia były namacalnym dowodem współpracy obu armii w trakcie wrześniowego
uderzenia na Polskę.
Wspólna parada Wehrmachtu i Armii Czerwonej, 22 września 1939 roku, Brześć Litewski.
Stojący na poboczu drogi żołnierze niemieccy i sowieccy obserwują przebieg parady. W środku
kadru widoczna niemiecka orkiestra wojskowa.

W swoich napisanych po wojnie wspomnieniach, niewątpliwie świadom dość


kompromitującego charakteru wydarzeń w Brześciu, Kriwoszein podkreślał swoją
niechęć do zadawania się z  Guderianem i  Niemcami, starając się wywrzeć
wrażenie, że uczestniczył w tym wszystkim „z odrazą”. Twierdził, że polecił swoim
żołnierzom przystąpienie do różnych prac naprawczych, pozostawiając tylko jeden
batalion do udziału w paradzie i złośliwie sugerując, iż ludzie i pojazdy Guderiana
objeżdżały w  kółko kwartał domów, aby sprawić wrażenie, że jest ich więcej23.
Jednakże mimo takich zapewnień o  prawdziwym nastawieniu Kriwoszeina
świadczyć może lepiej relacja paru niemieckich korespondentów wojennych,
którzy zastali go w  dzień po brzeskiej defiladzie w  jego pobliskiej kwaterze
polowej. Zanotowali, że sowiecki generał brygady tryskał humorem; ugościł obu
wystawnym posiłkiem i  wzniósł toast za Hitlera i  Stalina jako „przedstawicieli
ludu”. Na pożegnanie dał nawet reporterom swój moskiewski adres, zapraszając ich
w odwiedziny „po zwycięstwie nad kapitalistycznym Albionem”24. Wydaje się, że
polityka osobliwe wpływa na ludzką pamięć.
I chociaż sowieckie środki masowego przekazu najwyraźniej nie wspomniały
o  defiladzie w  Brześciu, to niemiecka machina propagandowa nie omieszkała
nadać rozgłosu temu wydarzeniu, opisując je jako „spotkanie na pokojowej
granicy”25. Nieostre ujęcia pokazujące czołgi i  inne pojazdy przejeżdżające przed
trybuną honorową znalazły się w  cotygodniowych kronikach filmowych,
wyświetlanych tamtej jesieni w  kinach w  hitlerowskiej Rzeszy. Wartość
propagandowa takich obrazów była ogromna, stanowiąc w istocie niezbite naoczne
świadectwo nazistowsko-sowieckiej ugody, zawartej w poprzednim miesiącu. Aby
to dodatkowo podkreślić, w  komentarzu kroniki filmowej szydzono z  wrogów
Niemiec, stwierdzając, iż spotkanie z Sowietami w Brześciu „zniweczyło pobożne
życzenia zachodnich demokracji”26.
Jeden z niemieckich reporterów posunął się w tym jeszcze dalej. Kurt Frowein,
piszący do organu prasowego partii nazistowskiej – gazety „Völkischer
Beobachter” – odmalował sceny z  Brześcia w  poetyckim języku: W  „rześkim
jesiennym dniu (…) wzmagało się crescendo czołgowych gąsienic w  hołdzie
oddawanym miastu zdobytemu przez niemiecki oręż (…) a teraz zwracanemu jego
prawowitym właścicielom”. Dla Froweina uścisk dłoni, wymieniony przez
Guderiana i  Kriwoszeina,był „symbolem przyjacielskiego zbliżenia dwóch
narodów”, które świadczyło o tym, „iż Niemcy i Rosja jednoczą się, aby wspólnie
przesądzić o losie Europy Wschodniej”27. Hiperbola Froweina okazała się prorocza.
Wypadki tamtego dnia znamionowały sejsmiczną zmianę polityczną,
a  opublikowanie podobnych stwierdzeń w  niemieckiej gazecie było nie do
pomyślenia jeszcze miesiąc wcześniej.
Dla tych, którzy brali sobie do serca wszelkie pomstowania i inwektywy, jakimi
Związek Sowiecki i  nazistowskie Niemcy obrzucały się wzajemnie w  trakcie
poprzednich sześciu lat, nastały zaiste dziwne czasy. Defilada w  Brześciu jasno
zademonstrowała rzeczywistość i  obowiązywanie paktu zawartego miesiąc
wcześniej w  Moskwie, a  wizerunki czołgów i  żołnierzy zajęły miejsce zdjęć
uśmiechniętych polityków i  dyplomatów w  zadymionych kremlowskich
gabinetach. Jak wykazały wydarzenia w  Brześciu, dwie najpotężniejsze dyktatury
europejskie – których zaciekła wzajemna wrogość w znacznej mierze ukształtowała
historię lat trzydziestych – stanęły obok siebie jako sojusznicy, współdziałając
w podboju wspólnego sąsiada.
Ówczesnych obserwatorów areny politycznej wprawiło to w  zdumienie.
Komuniści na całym świecie wstąpili na chwiejną ideologiczną linię, której nagle
musieli się podporządkować, podczas gdy wielu nazistów nie wyzbyło się
głębokiej nieufności wobec nowych sprzymierzeńców i przyjaciół. Tymczasem na
Zachodzie zapanował przemożny niepokój, jak gdyby zmieniła się oś, wokół której
obracał się świat, a  tradycyjne polityczne pewniki okazały się nagle czymś
przemijającym. Wielu głowiło się, jak w  ogóle mogło dojść do takiego obrotu
wypadków.

1 V. Laskowicz, cyt. za: J. Rubaszewski, Radost byla vseobshaya i  triumfalnaya, „Vercherniy


Brest”, http://www.vb.by/article.php?topic=36&article=14200, dostęp: 16.09.2011.
2 B. Predenia, cyt. za: T. Czernik, http://tadeuszczernik.wordpress.com/2011/07/26/wspomnienia-
z-ziemi-brzeskiej-bronislawa-predenia/.
3 V. Saryczew, W poiskach utraczennogo wriemeni, „Vercherniy Brest”,
http://www.vb.by/sarychev/content/75/main.php.
4 H. Guderian, Panzer Leader (tyt. oryg. Erinnerungen eines Soldaten), Londyn 1952; wyd. pol.
Wspomnienia żołnierza, tłum. J. Nowacki, Warszawa 1991, s. 69–70.
5 Kriegstagebuch des Generalkommandos XIX AK über den Feldzug in Polen, w: United States
National Archives and Records Administration, seria mikrofilmów T-314, rolka nr 611, klatki 665–
693, s. 126 (dalej jako XIX Corps War Diary).
6 G. Schmidt-Scheeder, Reporter der Hölle, Stuttgart 1977, s. 95.
7 XIX Corps War Diary (Dziennik wojenny niemieckiego XIX Korpusu), op. cit., s. 168–169.
8 R. Bulas, cyt. za: V. Sarychev, W poiskach…, op. cit.
9 XIX Corps War Diary, op. cit., s. 179.
10 H. Guderian, Wspomnienia żołnierza, op. cit., s. 70.
11 J. Magnuski, M. Kolomijec, Czerwony Blitzkrieg. Wrzesień 1939: Sowieckie wojska pancerne
w Polsce, Warszawa 1994, s. 72.
12 V. Sarychev, W poiskach…, op. cit.
13 Relacja niemieckiego naocznego świadka, http://riowang.blogspot.com/2009/09/brest-nazi-
soviet-military-parade-23_25.html.
14 Ibidem.
15 Ibidem.
16 Ibidem.
17 Ibidem.
18 Ibidem.
19 Ibidem.
20 S. Kriwoszein, Meżduburie, Woroneż 1964, s. 261.
21 V. Saryczew, W poiskach…, op. cit.
22 S. Kriwoszein, Meżduburie, op. cit., s. 261.
23 Ibidem, s. 260–261.
24 G. Schmidt-Scheeder, Reporter…, op. cit., s. 101.
25 Por. np. „Deutsche Allgemeine Zeitung” 25 IX 1939, s. 4.
26 Por. niemiecka kronika filmowa z  27 IX 1939, http://www.youtube.com/watch?
v=uDIqzJgZNHM.
27 K. Frowein, cyt. za: Fundacja Ośrodka KARTA, September 1939, Warszawa 2009, s. 44.
ROZDZIAŁ 1

Czarci wywar

Miesiąc wcześniej, krótko po południu, 23 sierpnia 1939 roku, dwa samoloty


typu Focke-Wulf Fw 200 Condor wyłoniły się zza chmur i zaczęły podchodzić do
lądowania na moskiewskim lotnisku Chodynka. Maszyny te – smukłe,
nowoczesne, czterosilnikowe płatowce – wystartowały poprzedniego popołudnia,
po drodze lądując na noc w  Królewcu (Königsbergu), by stamtąd wyruszyć dalej
ku sowieckiej stolicy. Na pokładzie każdego z  tych samolotów znajdowało się
około dwudziestu osób: doradców, tłumaczy, dyplomatów i  fotografów. Na czele
tej ekipy stał niemiecki minister spraw zagranicznych, Joachim von Ribbentrop.
Gdy maszyny krążyły w powietrzu, przygotowując się do lądowania, ludzie na
pokładzie starali się czymś zajmować. Lot z  Królewca trwał pięć godzin,
a  niektórzy z  Niemców zaczynali odczuwać podenerwowanie. Próżny, napuszony
Ribbentrop miał za sobą dość wyczerpującą noc, w  trakcie której rozmyślał nad
powierzoną mu misją, przeglądał oficjalne dokumenty i  czynił obszerne notatki1.
Inni byli bardziej odprężeni. Na przykład fotograf Hitlera, Heinrich Hoffmann,
odsypiał szaleństwa minionej nocy. Ten znany sybaryta i  bon vivant zyskał
przydomek „Reichssäufer” („naczelny pijak Rzeszy”), nic zatem dziwnego, że
wykorzystał pobyt w Królewcu do spędzenia „hulaszczej nocy” w nieodległym od
hotelu barze. Zbudzony tuż przed lądowaniem cieszył się bardzo, że „przespał jak
niemowlę” cały lot2.
Większość osób w samolotach spoglądała na lotnisko i miasto w dole. Dla nich
wszystkich latanie było nowym doświadczeniem, a niezwykły widok z lotu ptaka
zarazem fascynował ich i  trochę przerażał. Ponadto Moskwa wydawała się
miejscem nader egzotycznym. Sowiecka stolica nie tylko była bardzo odległa od
krain, które znali, lecz także zyskała ponurą sławę jako ośrodek proletariackiej
rewolucji – źródło światowego komunizmu. „Targały nami ambiwalentne
odczucia”, napisał potem jeden z członków niemieckiej ekipy, „gdyż los rzucił nas
do Moskwy, którą wcześniej zwalczaliśmy zawzięcie jako wroga kultury
europejskiej”3.
Kiedy oba samoloty wylądowały, okazało się, że zgotowano im uroczyste
powitanie, ponieważ i  lotnisko, i  dwukondygnacyjny budynek lotniskowego
dworca zostały przystrojone niemieckimi i  sowieckimi flagami; swastyki
powiewały między sierpami i młotami, a był to widok, który Heinrich Hoffmann –
i nie tylko on – uznałby za niewyobrażalny jeszcze zaledwie kilka dni wcześniej4.
Najwyraźniej przed sowieckimi władzami też wynikły trudności, miały one
bowiem znaczne problemy ze zdobyciem odpowiedniej liczby sztandarów ze
swastykami, ostatecznie zabrano je z  moskiewskich studiów filmowych, gdzie
nieco wcześniej wykorzystywano je w  antynazistowskich filmach
propagandowych5.
Gdy Ribbentrop schodził po trapie na płytę lotniska, orkiestra wojskowa
odegrała najpierw Deutschland, Deutschland über alles, a  następnie
Międzynarodówkę. Potem miała miejsce wymiana oficjalnych uprzejmości, przy
czym sowiecki komitet powitalny i  niemieccy goście przywitali się mocnymi
uściskami dłoni i  uśmiechami. Kilku z  uczestników niemieckiej delegacji
wspominało to powitanie z wyraźną nutą cynizmu. Johnnie von Herwarth, młodszy
dyplomata z niemieckiej ambasady w Moskwie, stał z jednym z kolegów i patrzył
na grupę oficerów Gestapo ściskających dłonie swoim odpowiednikom
z sowieckiej tajnej policji – NKWD. „Wyraźnie są zachwyceni, że wreszcie mogą
współpracować”, powiedział ów kolega i dodał: „Ale trzeba się mieć na baczności!
To przyniesie katastrofę, zwłaszcza kiedy zacznie się wymiana tajnych akt”6.
Tymczasem główny tłumacz Hitlera, Paul Schmidt, z  rozbawieniem zauważył, że
witał ich sowiecki zastępca ludowego komisarza (ministra) spraw zagranicznych,
Władimir Potiomkin. Schmidt, człowiek wykształcony, wiedział, że
osiemnastowieczny imiennik Potiomkina, książę Grigorij, jeden z  faworytów
Katarzyny Wielkiej, nakazał budować na Krymie udawane osiedla, znane z czasem
jako „wsie potiomkinowskie”, aby wywrzeć odpowiednie wrażenie na carycy
odwiedzającej Krym. Tak więc dla Schmidta nazwisko Potiomkina zabawnie
symbolizowało nierealność rozgrywającej się sceny7. Pilot Hans Baur był mniej
cyniczny. Przypatrując się, jak Ribbentrop dokonuje przeglądu kompanii
honorowej, złożonej z lotników elitarnych eskadr sowieckich sił powietrznych, nie
mógł się nadziwić surrealistycznemu widokowi niemieckiego ministra spraw
zagranicznych, przechodzącego dziarskim krokiem wzdłuż szeregu, z  ramieniem
wyciągniętym w hitlerowskim salucie. „Mój Boże” – pomyślał Baur. „Cuda ciągle
się zdarzają!”8.
Poczucie rozbawienia udzieliło się zresztą obu stronom. Przecież naziści
i  Sowieci przez większą część minionego dziesięciolecia obrzucali się wzajemnie
błotem. Jako opozycyjny polityk pod koniec lat dwudziestych Hitler zbił kapitał
polityczny na przedstawianiu zarówno komunizmu, jak i  Związku Sowieckiego
jako złowrogich, obcych sił, zagrażających narodowi niemieckiemu i  jego
tradycjom. W swoich wystąpieniach zajadle atakował Moskwę, obsesyjnie atakując
werbalnie „żydowskich tyranów” i  „krwiopijców” z  Kremla i  określając
bolszewizm mianem „haniebnej zbrodni przeciwko ludzkości” oraz „piekielnego
pomiotu”9.
Po dojściu do władzy w  1933 roku Hitler nie złagodził swojej antysowieckiej
retoryki. Z czasem przyjął ton nieprzerwanej wrogości, korzystając z niemal każdej
okazji do gwałtownego potępiania Moskwy i  jej agentów oraz wychwalania roli
nazistowskich Niemiec, prowadzących główną walkę z komunizmem. Typowy był
motyw przewodni wystąpienia Hitlera na zlocie partii nazistowskiej
w  Norymberdze we wrześniu 1937 roku. W  tym przemówieniu Hitler podkreślał
wspólnotę cywilizowanych krajów, „wielkiej europejskiej rodziny narodów”, które
w  przeszłości „stanowiły dla siebie model, przykład i  wzór (…) tego, co piękne”
i  w  swoim gronie „mamy wszelkie powody do kultywowania wzajemnego
podziwu, a nie nienawiści”. Przeciwstawił temu wizerunek „bolszewickiej zarazy”,
„całkowicie obcego żywiołu, który w  najmniejszym stopniu nie przyczynił się do
rozwoju naszej gospodarki czy naszej kultury, a  sieje tylko zniszczenie”10. Hitler
z  pewnością był oportunistą, lecz antykomunizm należał do głównych
wyznawanych przezeń zasad.
Sowieci odpłacali podobną monetą. W  połowie lat trzydziestych stosunki
między Berlinem a Moskwą stale się pogarszały; antyniemieckie nastroje nasilały
się, gdy Stalin i  jego paladyni prześcigali się w  krytykowaniu Hitlera
i  nazistowskich Niemiec w  prasie i  wystąpieniach publicznych. Hitler był często
przedstawiany jako szaleniec, „idiota”, czy też człowiek „opanowany przez
demona”11. Również nazistowski reżim potępiano jako „współczesnych kanibali
(…) potomków Herostratesa”, którzy „utopią się we własnej krwi”12. W  istocie
krew była typowym lejtmotywem, a  w  sowieckiej prasie lat trzydziestych rzadko
wspominano o  faszyzmie czy nazizmie, nie posługując się przy tym określeniem
„krwawy”.
Ta wrogość bynajmniej nie miała charakteru kosmetycznego lub też
taktycznego, stała za nią ideologia. Związek Sowiecki – jako pierwsze państwo
komunistyczne i  to takie, które głosiło hasło rozprzestrzeniania rewolucji –
początkowo uważał ekspansję terytorialną w  starciu z  wrogim światem
zewnętrznym nie tylko jako pożądaną, ale i nieodzowną dla swojego przetrwania.
I  choć z  czasem te otwarcie wojownicze idee uległy pewnemu stonowaniu, to
w  geopolitycznych ambicjach Moskwy Niemcy nadal zajmowały poczesne
miejsce. Zgodnie z założeniami marksistowsko-leninowskiej doktryny zwycięstwo
komunizmu w  zacofanej przemysłowo Rosji było niezgodne z  historyczną
prawidłowością, stanowiąc poniekąd przypadkowy skutek chaosu czasów rewolucji
bolszewickiej. Aby zatem zapewnić komunizmowi przyszłość, należało go
„wyeksportować” do przemysłowego serca Europy – do Niemiec – gdzie, jak się
spodziewano, silny, uświadomiony politycznie proletariat rwał się do zrzucenia
kajdan burżuazyjnej demokracji i przejęcia dziedzictwa Marksa i Lenina13.
Z kolei niemiecka ideologia, choć z  gruntu także geopolityczna, wypływała
z  pseudonaukowych teorii rasowych, nie zaś z  suchych przesłanek społeczno-
ekonomicznych. Na długo przed powstaniem Trzeciej Rzeszy niemieccy politycy
i generałowie lubili traktować rozległe tereny Rosji i Ukrainy jako obszar przyszłej
niemieckiej ekspansji i kolonizacji; była to współczesna wersja średniowiecznego
Drang nach Osten, czyli „parcia na wschód”. Takie nastawienie znalazło jaskrawy
wyraz w  traktacie brzeskim z  marca 1918 roku, który zakończył udział Rosji
w  pierwszej wojnie światowej i  zmusił bolszewicką Rosję do zrzeczenia się
wielkich terytoriów – w  tym Ukrainy i krajów bałtyckich – wraz z jedną czwartą
swojej ludności na rzecz zwycięskich na froncie wschodnim Niemiec. I choć cesja
ta okazała się krótkotrwała, wobec porażki Niemiec na froncie zachodnim rok
później, to idea ekspansji Niemiec kosztem Rosji nie umarła.
W rzeczywistości, gdy Niemcy borykały się w  okresie powojennym
z  poważnymi problemami wewnętrznymi, koncepcja ekspansji terytorialnej coraz
częściej była postrzegana przez część prawicy za panaceum na skutki nędzy, głodu
i  przeludnienia. Nieco później Hitler miał nadać takim przekonaniom nowy
ideologiczny wymiar, podkreślając przewrotność i  zbrodnie bolszewików
i  nawołując do powiększenia Niemiec kosztem państwa sowieckiego. W  Mein
Kampf, książce z 1925 roku, przedstawił własne, dosyć mętne przemyślenia na ten
temat. Rosja, pisał, została pozbawiona swojej „germańskiej klasy rządzącej”
wskutek rewolucji, kierownictwo w  niej przejęli Żydzi; „dojrzała do rozpadu”
i  nastał w  niej „ferment rozkładu”. W  efekcie, jak sugerował Hitler, nadszedł dla
Niemców czas, aby „zwrócili oczy ku ziemiom na wschodzie”, ponieważ właśnie
dzięki nim można rozwiązać problem braku przestrzeni życiowej (Lebensraum)14.
Oczywiście partnerstwo zawiązane w  1939 roku było czymś krańcowo
odmiennym od bezlitosnego podboju, przewidywanego przez Hitlera, czy też
pochodu na zachód, planowanego przez Stalina, ale mimo wszystko mogło być
uważane przez obu za pierwszy krok w  realizacji dalekosiężnych planów. Stalin
dobrze znał teorie Lenina, dotyczące rozwoju historycznego, który nie ma
charakteru linearnego, tylko „postępuje zygzakami lub okrężnymi drogami”. Hitler
natomiast już wcześniej uczynił wiele dla osiągnięcia nazistowskich celów za
sprawą oportunizmu i Realpolitik. Nie wydawało się więc czymś nielogicznym dla
żadnego z nich zawarcie paktu z dotychczasowym wrogiem, jeśli było to dobre dla
sprawy. Można zatem przyjąć, że obydwaj wierzyli, iż wypełniają swą ideologiczną
misję.
Joachim von Ribbentrop, minister spraw zagranicznych III Rzeszy, sportretowany w kwietniu
1938 roku. To właśnie on udał się w sierpniu 1939 roku do Moskwy w celu wynegocjowania
warunków porozumienia z ZSRS.
Takie górnolotne myśli z  pewnością nie były obce niemieckiemu ministrowi
spraw zagranicznych. Próżny i  zarozumiały Ribbentrop był bardzo niepopularny,
nawet w gronie nazistów. Ten były handlarz winem musującym bogato się ożenił,
dodał do nazwiska nieprawdziwe arystokratyczne „von” i  wkręcił się do
kierowniczego grona Trzeciej Rzeszy, gdyż dzięki swoim międzynarodowym
kontaktom został ulubionym doradcą Hitlera w  sprawach polityki zagranicznej.
Potem za sprawą śliskiej pochlebczości, z  której zasłynął, uzyskał nominację na
ambasadora w Londynie w 1936 roku, by wreszcie na początku 1938 roku zostać
ministrem spraw zagranicznych. W równym stopniu wojowniczy i niekompetentny
Ribbentrop przyczynił się w znacznej mierze do zatrucia relacji międzynarodowych
w  miesiącach poprzedzających jego wyprawę do Moskwy. Wierny swojemu
wodzowi i  chętnie powtarzający słowa Hitlera, odegrał ważną rolę w  procesie
wywołania nieuchronnego, jak sądził, a  nawet pożądanego konfliktu, w  celu
narzucenia Europie hegemonii Niemiec. W  związku z  tym Ribbentrop istotnie
przyczynił się do nawiązania stosunków ze Związkiem Sowieckim, co – jeśli
pominąć różnice ideologiczne – nie tylko zabezpieczyło wschodnią flankę Rzeszy,
ale także otwierało widoki na współpracę gospodarczą z  Sowietami, nieodzowną
w  świetle zbliżającego się starcia zbrojnego. Układ, który Ribbentrop przybywał
wynegocjować, miał być zwrotem o 180 stopni i miał wstrząsnąć światem, ale też
winien stworzyć Hitlerowi warunki do wywołania wojny w bardzo dogodnych dla
niego warunkach. Ribbentrop wiedział, że będzie to godzina jego osobistego
triumfu.
Po powitaniu na lotnisku Chodynka, członków niemieckiej delegacji
zawieziono do siedziby byłego poselstwa austriackiego, którą oddano do ich
dyspozycji. Wielu z przybyłych Niemców postanowiło wtedy wykorzystać okazję
do zapoznania się z  miastem i  z  reżimem, który ich gościł. Heinrich Hoffmann
odwiedził Cmentarz Nowodziewiczy, gdzie chciał obejrzeć grób drugiej żony
Stalina, Nadieżdy Alliłujewy, którą określił mianem jednej z  „najpiękniejszych”
kobiet, jakie widział15. Z kolei Paul Schmidt wybrał się na krótką przechadzkę po
stolicy w towarzystwie rosyjskiego tłumacza. „Początkowo rzucało się w oczy”, jak
wspominał:

(…) niemal rozczarowujące podobieństwo do innych europejskich wielkich miast. Jednak,


przyjrzawszy się baczniej, dostrzegłem istotne różnice. Szczęście, które widywało się na
obliczach ludzi na ulicach Berlina, Paryża czy Londynu, wydawało się w Moskwie nieobecne.
Ludzie wyglądali na poważnych i  patrzyli przed siebie, jak nawiedzeni. Z  rzadka tylko
zauważałem uśmiechniętą twarz16.

Zapewne Schmidt zabarwił swoje przeżycia pewnymi uprzedzeniami, lecz pilot


Hans Baur dość niedwuznacznie przedstawił realia życia w  Związku Sowieckim.
W  trakcie wyjeżdżania samochodem z  siedziby niemieckiego attachatu
wojskowego przewodnik Baura wskazał mu tajniaka, którego zadanie polegało na
informowaniu władz, kiedy i dokąd się udają. Niebawem, jak wyjaśnił przewodnik,
„wyłoni się inne auto i będzie podążało za nami w odległości około pięćdziesięciu
metrów, a  gdziekolwiek się udamy i  cokolwiek zrobimy oni [tajna policja] będą
nam deptali po piętach”17. Dość naiwnemu politycznie Baurowi trzeba było co rusz
przypominać, żeby nie robił zdjęć, w  dodatku Baur wywołał zamieszanie, gdy
próbował dać napiwek rosyjskiemu szoferowi. „Człowiek ten wściekł się”,
wspominał Baur. „Pytał, czy tak mu dziękujemy za to, że się dla nas starał – czy
chcemy, żeby trafił do więzienia. Wiedzieliśmy doskonale, że nie wolno im było
przyjmować napiwków”18.
Tymczasem w  ambasadzie dla przybyłych urządzono wystawne przyjęcie.
Heinrich Hoffmann był zdumiony, gdyż nie oczekiwał takiej obfitości jadła
i napojów w sowieckiej stolicy. Wkrótce jednak wyzbył się złudzeń, że wystawione
potrawy były miejscowe: „Wszystko zagraniczne – nawet chleb ze Szwecji, masło
z Danii, a reszta z różnych krajów”19. O trudnościach z żywnością w Moskwie Hans
Baur przekonał się już wcześniej na lotnisku. Nie wiedząc, co zrobić z  resztkami
prowiantu pozostałego na pokładzie po odbytym locie, Baur zaoferował bułki,
biszkopty i  czekoladę ekipie sowieckich mechaników i  sprzątaczy, którzy
przystąpili do pracy przy samolocie. Ale, ku jego zaskoczeniu, Rosjanie nie przyjęli
prowiantu, a  brygadzista wyjaśnił mu, że im tego nie wolno, gdyż Rosjanom
wystarcza jedzenia. Zdumiony, a  przy tym zdecydowany nie wyrzucać jedzenia,
Baur postanowił pozostawić je na jednej z  ławek w  hangarze; bardzo szybko
stamtąd zniknęło20.
Gdy ludzie z  jego entourage’u zapoznawali się w  taki sposób z  sowiecką
stolicą, Ribbentropowi spieszno było podjąć rozmowy z  jego sowieckimi
partnerami. Wbrew radom pracowników niemieckiej ambasady – ci sugerowali
spokojniejszą taktykę, by nie zdradzać, jak Niemcom pilno – Ribbentrop zaraz po
przybyciu na miejsce podążył na pierwszą turę rozmów z  Sowietami21. Wynikły
i  inne problemy. Radca i  tłumacz z  ambasady, Gustav Hilger, wspominał, jak
Ribbentrop odciągnął go na bok, gdy wybierali się na Kreml, i  niespodzianie
okazał ojcowskie zatroskanie. „Wygląda pan na bardzo zaniepokojonego”,
powiedział Ribbentrop. „Czy jest jakiś tego powód?”. Hilger, który urodził się
w  Moskwie i  większość życia spędził w  Rosji, wyraził swoje wątpliwości
dotyczące ich misji, stwierdzając: „Uważam, że to, co zrobi pan w  Kremlu,
przyniesie dobre skutki tylko wtedy, jeśli Niemcy pozostaną silne”. Niewzruszony
Ribbentrop odparł: „Jeżeli tylko o  to chodzi, to mogę jedynie pana zapewnić, że
Niemcy poradzą sobie w każdej sytuacji, do jakiej dojdzie”22.
Potem Ribbentrop i  Hilger, w  towarzystwie niemieckiego ambasadora
w  Moskwie Friedricha-Wernera von der Schulenburga i  szefa obstawy Stalina,
Nikołaja Własika, wsiedli do limuzyny należącej do NKWD, która przewiozła ich
przez plac Czerwony. Po wjeździe na Kreml przez imponującą Bramę Spaską
dotarli do Senatu, eleganckiego, trzykondygnacyjnego budynku w  północno-
wschodniej części Kremla, koło muru, za którym znajdowało się mauzoleum
Lenina. Przez cały ten czas bił niewidoczny dzwon, złowrogo obwieszczając
przybycie gości.
Po wyjściu z auta grupa została powitana przez łysego, pulchnego Aleksandra
Poskriobyszewa, szefa osobistego sekretariatu Stalina, i zaprowadzona po schodach
do znajdującego się na pierwszym piętrze gabinetu sowieckiego premiera. Tam,
pośród surowych, prostych mebli, czekał sam Stalin, ubrany w  zwyczajną bluzę
mundurową i workowate wełniane spodnie z nogawkami wetkniętymi w sięgające
łydek cholewy skórzanych butów. Niemcy poznali go bez trudu po zwężonych,
żółtawych oczach i  ospowatej cerze. Obok niego stał Wiaczesław Mołotow,
sowiecki komisarz spraw zagranicznych, drobny i dość nijaki z wyglądu człowiek
w  niewyszukanym szarym garniturze, z  charakterystycznymi binoklami na nosie,
ponad starannie przystrzyżonymi siwiejącymi wąsami. Rzadko się zdarzało, aby
obcokrajowcy mieli okazję spotykać się osobiście z  najważniejszymi
osobistościami w kręgach sowieckiej władzy, a Schulenburg podobno aż krzyknął
zaskoczony na widok Stalina; mimo że od pięciu lat pracował w  Moskwie jako
ambasador, nigdy dotąd nie zetknął się bezpośrednio z  sowieckim przywódcą.
Ribbentrop także był pod wrażeniem, a  później miał sypać pochwałami pod
adresem Stalina, określając go mianem „człowieka nadzwyczajnego kalibru”,
godnego swej reputacji23. Z  kolei Stalin zazwyczaj z  zasady unikał kontaktów
z zagranicznymi gośćmi, więc jego obecność była najprawdopodobniej elementem
przemyślanej strategii, obliczonej na onieśmielenie i zaskoczenie przybyłych24. Tak
czy owak, na pewno dowodziła, jak poważnie Sowieci potraktowali zaplanowane
rokowania.
Po wymianie wstępnych uprzejmości, w trakcie których Stalin zachowywał się
„zwyczajnie i bezpretensjonalnie”, okazując gościom „jowialną przyjacielskość”25,
czterej główni gracze – Stalin i  Mołotow, Ribbentrop i  Schulenburg – zasiedli
wokół stołu i od razu przeszli do rzeczy. Na prawo od Stalina siedział jego tłumacz,
młody Władimir Pawłow, natomiast Hilger, występując jako tłumacz Ribbentropa,
zajął miejsce między ministrem spraw zagranicznych Rzeszy a  ambasadorem
Schulenburgiem. Negocjacje, które rozpoczęli tamtego popołudnia, miały wywołać
polityczne trzęsienie ziemi.

W rzeczywistości proces tych gwałtownych przetasowań rozpoczął się i  nabrał


tempa kilka miesięcy wcześniej. Pomimo że obie strony potępiały się wzajemnie
w  połowie lat trzydziestych, to nigdy nie doszło do całkowitego zerwania
kontaktów między nazistami a  Sowietami, a  rozmowy – najpierw w  kwestiach
handlowych, a  potem politycznych – zaczęły się, początkowo niemrawo, w  maju
1939 roku. Zamiary Hitlera były dosyć jasne. Poirytowany tym, co uznał za
ingerowanie w  sferę jego ambicji w  Monachium jesienią poprzedniego roku,
postanowił przyspieszyć ekspansję Niemiec – w razie konieczności z użyciem siły
– póki jeszcze utrzymywał przewagę pod względem uzbrojenia i  wyszkolenia
wojsk. A gdyby wiązało się to z wyjściem poza ideologiczne ramy, był skłonny się
na to zdecydować.
W tym celu Ribbentrop z  początku zabiegał o  względy Polaków, starając się
odciągnąć ich od obozu brytyjsko-francuskiego. Ów polityczny flirt zaczął się
w październiku 1938 roku, kiedy Ribbentrop zażądał wcielenia do Rzeszy spornego
terytorium Wolnego Miasta Gdańska, w  zamian proponując Warszawie
dwudziestopięcioletnią gwarancję dla niemiecko-polskiej granicy. W  styczniu
następnego roku polski minister spraw zagranicznych, Józef Beck, został
zaproszony na rozmowy z  Hitlerem w  Berghofie, w  trakcie których kuszono
Polaków zaspokojeniem ich ambicji na Ukrainie w zamian za zrzeczenie się praw
do Gdańska. Nie był to li tylko taktyczny wybieg. Hitler początkowo nie darzył
Polaków taką nienawiścią jak Czechów i  wychwalał rolę Polski jako
antykomunistycznego przedmurza. W  rzeczy samej, kierując się swoimi
antysowieckimi instynktami, rzucił nawet pomysł antysowieckiego sojuszu,
w  którym Polska, rzecz jasna, byłaby mniej ważnym, podrzędnym partnerem
Niemiec. „Wielkie możliwości” kryły się w  planach niemiecko-polskiej
współpracy, mówił Ribbentrop z  optymizmem niemieckiemu ambasadorowi
w  Warszawie, przede wszystkim w  zakresie „wspólnej polityki wschodniej”,
wymierzonej przeciwko ZSRS26.
A jednak Polacy nie dali się przekabacić ani niemieckimi ofertami, ani też pod
wpływem zawoalowanych gróźb. Nienaruszalność granic i  niepodległość Polski,
odzyskane zaledwie pokolenie wcześniej po 123 latach zaborów, były zbyt cenne
dla polskich polityków, by ci mogli je przehandlować za mętne obietnice i  status
państwa wasalnego, a  zatem strategia równowagi – tak zwana „doktryna dwóch
wrogów” – wyznaczała stosunki z  dwoma największymi sąsiadami Polaków.
W  związku z  tym, choć Warszawa wyrażała gotowość do przedyskutowania
pomniejszych kwestii, to oddanie Gdańska i korytarza pomorskiego nie wchodziło
w  rachubę, a  wszelkie próby zajęcia ich siłą musiały być uważane w  polskiej
stolicy jako akt zbrojnej agresji.
Ów krótkotrwały, zerwany flirt z  Polską zaowocował jednak pewnymi
skutkami. Tej samej wiosny, kiedy Ribbentrop starał się zdobyć względy polityków
z  Warszawy, Hitler zaplanował zajęcie innej europejskiej stolicy. Rankiem 15
marca wojska niemieckie wmaszerowały – rzekomo na „prośbę” Czechów i  nie
napotykając oporu, jeśli nie liczyć śnieżnej zadymki – do stolicy Czechosłowacji,
Pragi. Zaraz po tym Hitler obwieścił rozczłonkowanie państwa czechosłowackiego
– dzień wcześniej nakłoniono Słowację do ogłoszenia niepodległości –
i  poinformował oficjalnie, że Czechy i  Morawy stały się odtąd „protektoratem”
niemieckiej Rzeszy.
Motywy, którymi kierował się Hitler, zajmując okrojoną Czechosłowację na
wiosnę 1939 roku, pozostają nie do końca jasne. Wydaje się nader prawdopodobne,
że chciał w  ten sposób utrzeć nosa mocarstwom zachodnim, których ingerencja
w  sprawy środkowoeuropejskie tak go zirytowała poprzedniej jesieni. Jak
powiedział jednemu ze swoich zauszników w  czasie konferencji monachijskiej,
„ten Chamberlain pokrzyżował moje plany wkroczenia do Pragi”27. A Hitler nie był
kimś, kto odkładał na dłużej realizację swoich zamiarów. Jednak można wskazać
i  na inne, bardziej przekonujące przesłanki. Czechy i  Morawy były zasobne
w  surowce i  uprzemysłowione, a  terytoria te przypominały na mapie wielki klin,
wbity w  południowo-wschodnią flankę Rzeszy Niemieckiej. Krok ten miał też na
celu zastraszenie Polski. W czasie, gdy nieustępliwość Polaków w  prowadzonych
rokowaniach krępowała strategiczne ambicje Hitlera, zajęcie ziem czeskich
stanowiło demonstrację niemieckiej potęgi i  zarazem – na co Hitler liczył –
bezsilności Zachodu. Hitler zaryzykował w  przeświadczeniu, że Brytyjczycy
i Francuzi w żaden sposób nie pomogą państwu, które ledwie „wybronili” pół roku
wcześniej w  Monachium i  miało to jasno wykazać Polakom, że powinni ulec
niemieckim żądaniom.
Jednakże Zachód nie okazał się aż tak bierny, jak rachował Hitler. W  istocie
aneksja Czech i Moraw poniewczasie przebudziła zachodnią opinię publiczną, gdyż
oznaczała precedensowe zagarnięcie przez Hitlera ziem, na których zdecydowanie
przeważała ludność nieniemiecka, co zadało kłam jego wcześniejszym
zapewnieniom, że chodzi mu wyłącznie o  naprawienie dziejowych krzywd
wyrządzonych Niemcom w  Wersalu i  o  powrót obszarów zamieszkanych przez
etnicznych Niemców do „ojczystej” Rzeszy. Ci w  Londynie, Paryżu i  innych
miejscach, którzy już wcześniej odnosili się sceptycznie do ugodowej polityki
wobec hitlerowskich Niemiec, teraz domagali się o wiele energiczniejszej reakcji.
W rezultacie 31 marca 1939 roku rząd brytyjski udzielił gwarancji Polsce,
uważanej za następny cel agresywnych zamiarów Hitlera, stwierdzając przy tym, że
„jeśli jakiekolwiek działania wyraźnie zagrożą polskiej niepodległości i  jeżeli
Polacy uznają za konieczne zbrojne przeciwstawienie się takim działaniom, Wielka
Brytania przybędzie [Polsce] na pomoc”28. Oczywiście, w praktyce Wielka Brytania
mogła udzielić Polakom bardzo nieznacznej pomocy w  razie niemieckiej inwazji:
jej ograniczone zasoby ludzkie i materialne po prostu czyniły interwencję zbrojną
w  środkowej Europie czymś zgoła nierealnym. Mimo wszystko wspomniane
gwarancje stanowiły wyraz solidarności i  poparcia, co miało na celu nie tylko
usztywnienie postawy Polaków, ale także zapewnienie Francuzów, że Wielka
Brytania pozostaje zainteresowana sprawami kontynentalnej Europy.
Najważniejsze było wyznaczenie Hitlerowi nieprzekraczalnej granicy, danie
sygnału, iż dalsze niemieckie agresje nie będą tolerowane. Jak to ujął jeden
z historyków, była to dyplomatyczna wersja konfrontacyjnej gry planszowej29.
Jak można się domyślić, zaszachowany w  ten sposób przez Brytyjczyków
Hitler szalał. Kiedy dowiedział się o  brytyjskich gwarancjach, przebywał akurat
w  Kancelarii Rzeszy w  Berlinie i  – jak zanotował admirał Wilhelm Canaris –
ledwie potrafił opanować wzburzenie. Canaris wspominał:

Hitler wpadł w pasję. Z wykrzywioną pod wpływem wściekłości twarzą biegał po gabinecie,
tłukł pięściami w  marmurowy blat stołu i  miotał dzikie przekleństwa. Naraz jego oczy
zalśniły niesamowitym blaskiem i  zagroził gardłowym głosem: „Ugotuję ich w  czarcim
wywarze”30.

Nazajutrz udzielił swej odpowiedzi na wiecu w Wilhelmshaven. „Żadna siła na


ziemi”, ostrzegał, nie zdoła przełamać niemieckiej potęgi, a  jeśli państwa
zachodnie spodziewają się, iż Niemcy będą przyglądały się biernie, jak Zachód
dyryguje swoimi „państwami satelickimi”, aby te działały w  jego, Zachodu,
interesie, to są w  wielkim błędzie. Na koniec Hitler dodał złowieszczo, że
„ktokolwiek wyraża gotowość do wyciągania kasztanów z  ognia dla mocarstw,
powinien liczyć się z tym, że poparzy sobie palce”31.
Najwyraźniej właśnie wtedy pomysł nowego zbliżenia z  Moskwą zaświtał
przywódcom w  Berlinie. Początkowo miała to być petit jeu, w  której chodziło
o zastraszenie Polaków, a zaczęło się o niej mówić w połowie kwietnia, przy czym
to Göring, a  nie Ribbentrop, grał w  tym pierwsze skrzypce32. W  swoim diariuszu
nazistowski ideolog Alfred Rosenberg zanotował, że rozmawiał z  Göringiem
o możliwości takiego zwrotu. „Kiedy w grę wchodzi przetrwanie Niemiec – zapisał
– trzeba rozważyć choćby tymczasowe pojednanie z Rosją”33. Hitler także odnosił
się dość chłodno do takiego zamysłu, przypominając Ribbentropowi, że „zwalczał
komunizm” przez całe życie, ale – według Ribbentropa – zmienił zdanie na
początku maja, gdy w  Berghofie obejrzał materiał filmowy, na którym Stalin
obserwował wojskową defiladę. Wedle Ribbentropa Hitler był zaintrygowany,
„spodobała mu się” twarz Stalina i  powiedział, że sowiecki przywódca wygląda
„jak człowiek, z  którym można się dogadać”. W  tej sytuacji Ribbentrop dostał
pozwolenie na podjęcie negocjacji34. Pozostawało przekonać się, czy Sowieci
podchwycą tę inicjatywę.
W rzeczywistości Związek Sowiecki dojrzał do zmiany kursu swojej polityki
zagranicznej. Sowieci dość późno dali się przekonać do idei „zbiorowego
bezpieczeństwa”, mającej powstrzymać faszystowską agresję, licząc na to, że
wspólne działania – czy to za sprawą sterowanej przez Komintern polityki „frontu
ludowego”, czy też pod szczytnymi hasłami Ligi Narodów, do której ZSRS
ostatecznie przystąpił w 1934 roku – mogą powściągnąć i pokonać Hitlera. Jednak
nim nastała wiosna 1939 roku, stanowisko Sowietów w tej kwestii zaczęło ulegać
zmianie. Koncepcja „zbiorowego bezpieczeństwa” załamała się, a  społeczność
międzynarodowa nie zdołała się skutecznie przeciwstawić niemieckiemu
rewizjonizmowi i  włoskiej agresji na Abisynię; Sowieci ostatecznie rozczarowali
się do takiej polityki pod wpływem uległości przywódców Zachodu na konferencji
w  Monachium i  coraz bardziej nabierali przekonania, że Brytyjczycy i  Francuzi
chętnie porozumieją się z  Hitlerem kosztem ZSRS35. Mniej więcej w  tym samym
czasie, kiedy Göring obmyślał swą petit jeu, Stalin był już otwarty na nowe
propozycje w  polityce zagranicznej, nawet na zarzucenie strategii unilateralizmu
i  zastąpienie wcześniejszych wielostronnych porozumień praktyczniejszymi
bilateralnymi układami.
W istocie w  przemówieniu Stalina na XVIII Zjeździe WKP(b), wygłoszonym
10 marca 1939 roku, czyli zaledwie na kilka dni przed wkroczeniem wojsk Hitlera
do Pragi, zabrzmiała nowa nuta: ostre ataki pod adresem zachodnich demokracji.
Szykował się „nowy podział świata”, powiedział Stalin, a  „agresorzy” zdobywali
strefy wpływów i kolonie na „nie-agresorach”36. A  jednak, zamiast przeciwstawić
się agresjom, zgodnie z  zasadą zbiorowego bezpieczeństwa, tłumaczył dalej,
Brytyjczycy i  Francuzi zmawiają się z  agresorami, wycofując się i  zgadzając się
„na kolejne ustępstwa (…) gorliwie starając nie utrudniać [agresorom] ich
nikczemnego dzieła”. Bynajmniej nie kierując się li tylko tchórzostwem, ciągnął
Stalin, mocarstwa zachodnie chcą uwikłać agresorów w  wojnę ze Związkiem
Sowieckim, w  której obie strony „osłabią się i  wyczerpią wzajemnie”, aż
„osłabione wojujące kraje” znowu będą musiały przyjąć warunki narzucone im
przez świat kapitalistyczny. Dodał, że to właśnie „prawdziwe oblicze (…) polityki
nieinterwencji”37.
Choć niewątpliwie nawet niektórzy z  bardziej zajadłych antybolszewików na
Zachodzie mogli się podpisać pod tymi opiniami, z pewnością nie było to uczciwe
przedstawienie głównego nurtu zachodniej polityki czy strategii. W rzeczywistości
taki był rezultat starań samego Stalina, usiłującego zrozumieć zewnętrzny świat
przez klapki komunistycznej ideologii i  mgłę jego własnej paranoi. Głównym
problemem ideologicznym dla Stalina była jego niezdolność – wynikająca zresztą
z założeń marksizmu-leninizmu – do jasnego odróżnienia nazizmu od „typowego”
zachodniego kapitalizmu. Zgodnie z  komunistyczną doktryną oba te systemy
stanowiły po prostu dwie strony tej samej monety, jakkolwiek nazizm był bardziej
zaawansowanym stadium na drodze do „nieuchronnej” klęski kapitalizmu.
W  konsekwencji, z  sowieckiej perspektywy, relacje z  zewnętrznym światem –
państwami demokratycznymi, czy też totalitarnymi – nie mogły być normalne.
Stosunki z każdym krajem postrzegano w Moskwie jako rodzaj bezkompromisowej
gry, w której liczyły się tylko korzyści i bezpieczeństwo ZSRS.
W związku z  tym Związek Sowiecki nie miał szczególnego interesu
w pomaganiu swym ideologicznym wrogom w utrzymaniu status quo i nie wahał
się rozniecać konfliktów między swoimi rywalami, ażeby następnie dla własnych
zysków wykorzystywać niepokoje i  chaos, będące skutkiem tychże starć. W  tym
sensie sowieckie myślenie było faktycznie dosyć zbliżone do rozumowania
nazistów. Jak Stalin wyjaśniał później – cokolwiek niedyplomatycznie –
brytyjskiemu ambasadorowi Staffordowi Crippsowi:

Związek Sowiecki chciał zburzyć dawną równowagę (…) Anglia i  Francja chciały ją
utrzymać. Niemcy też chciały zakłócić tę równowagę, a  ten wspólny cel jej zakłócenia
stworzył podstawy do zbliżenia z Niemcami38.

W rozmowach prywatnych Stalin szczerzej mówił o  pobudkach, którymi się


kierował. Podobno bez ogródek przedstawił swoje przemyślenia na tajnym
posiedzeniu Biura Politycznego 19 sierpnia 1939 roku, w  którego trakcie
opowiedział się za przyjęciem złożonej przez Hitlera propozycji zawarcia paktu
o  nieagresji, gdyż spodziewał się, że nieuchronnie musi dojść do konfliktu
zbrojnego między Niemcami a  Zachodem, a  ZSRS mógł „pozostać na uboczu”
i  „liczyć na wejście do wojny w  korzystnym momencie”. Mówi się, że Stalin
poszedł jeszcze dalej, prezentując liczne możliwe scenariusze rozwoju wypadków,
w  których miały się otworzyć perspektywy „światowej rewolucji”. Zakończył tę
sesję stwierdzeniem, że ZSRS „musi uczynić wszystko dla zapewnienia, by wojna
ta potrwała możliwie najdłużej i wyczerpała obie strony”39.
Tekst tego wystąpienia, przez samego Stalina uznany za „nonsens”, obecnie jest
na ogół uważany za falsyfikat z  czasów wojny, obliczony na zdyskredytowanie
Związku Sowieckiego40. Mimo wszystko spore jego fragmenty pobrzmiewają dość
prawdziwie i  faktycznie znalazły się w  nich echa komentarzy wygłaszanych
w owym czasie przez Stalina i innych. Na przykład na kilka dni przed podpisaniem
paktu z  Niemcami Stalin objaśnił swoim pomocnikom, że porozumienie to oraz
wojna, która będzie jego skutkiem, stwarzała okazję do osłabienia kapitalizmu:

[Wybuchnie] wojna między dwoma obozami krajów kapitalistycznych o nowy podział świata,
o panowanie na świecie! Nie widzimy nic złego w tym, że ostro się ze sobą zetrą i osłabią się
wzajemnie. Byłoby znakomicie, gdyby z  powodu Niemiec pozycja najbogatszych państw
kapitalistycznych (zwłaszcza Anglii) uległa zachwianiu. Hitler, nie pojmując tego ani nie
pragnąc, podkopuje i rozbija system kapitalistyczny (…) My możemy lawirować, nastawiać
jednych przeciwko drugim, ażeby bili się ze sobą tak zawzięcie, jak to tylko możliwe41.

Mołotow rozwinął te przemyślenia podczas spotkania latem następnego roku


z litewskim komunistą Vincasem Krėvė-Mickievčiusem, wdając się w rozważania
na temat tego, co trwająca wojna może oznaczać dla Związku Sowieckiego:
„Jesteśmy przekonani bardziej niż kiedykolwiek, że nasz genialny towarzysz Lenin
nie mylił się, kiedy zapewniał nas, że druga wojna światowa dopomoże nam
w  uzyskaniu władzy w  całej Europie, tak jak pierwsza pomogła nam zdobyć
władzę w  Rosji”. Następnie Mołotow wyjaśnił szczegółowo, jak pakt
z nazistowskimi Niemcami sprzyja osiągnięciu tego celu:

Dziś wspieramy Niemcy, ale jedynie na tyle, by nie zostały zniszczone, zanim zbiedniałe
i  głodujące masy walczących krajów nie powstaną przeciwko Hitlerowi. Wtedy niemiecka
burżuazja dojdzie do porozumienia z  wrogiem, aliancką burżuazją, żeby wspólnymi siłami
zgnieść zbuntowany proletariat. Ale właśnie wtedy przyjdziemy mu z pomocą, wkroczymy ze
świeżymi siłami, dobrze przygotowani, a na obszarze zachodniej Europy, uważam, że gdzieś
nad Renem, rozegra się ostatnia bitwa między proletariatem a zdegenerowaną burżuazją i na
wieczność przesądzi o  losie Europy. Jesteśmy przekonani, że to my, a  nie burżuazja,
zwyciężymy w tej batalii42.

Niemal na pewno ostatni fragment tej wypowiedzi to echo marzeń Stalina;


wyrachowana przesada, mająca zarazić entuzjazmem i  zainspirować
prowincjonalnego działacza komunistycznego, mimo wszystko jakże wymowne, że
w  Moskwie w  ogóle wyrażano takie wielkie ambicje, gdyż zacytowana powyżej
wypowiedź świadczy, iż niewątpliwie się o nich wspominało.
Sowiecka polityka w  1939 roku nadal z  reguły bywa określana – zwłaszcza
przez tych, którzy podtrzymują wyidealizowany wizerunek Związku Sowieckiego
– jako zasadniczo „obronna” w  swoim charakterze; motywowana pragnieniem
powstrzymania Hitlera i  zyskania czasu na przygotowania do odparcia
nieuchronnego ataku. Tkwi w  tym co najmniej krztyna logiki wymyślonej już po
fakcie, a  w  dokumentach z  epoki nie ma choćby śladu takiej argumentacji43. Gdy
Mołotow przyznał, w  dużo późniejszym okresie życia, że jego zadanie jako
ministra, czy też komisarza spraw zagranicznych, polegało na „rozszerzaniu
granic” ZSRS44, wcale nie przesadzał, ani się nie popisywał; wyrażał zasadniczą
prawdę. Władze Związku Sowieckiego uważały ekspansję terytorialną
i  rozprzestrzenianie komunizmu za swą rację bytu: Sowieci próbowali już podbić
obszary zachodnie w  1920 roku i  powiodło im się to efektownie w  latach 1944–
1945. Nie ma powodu, by nie przypuszczać, że ekspansja w  kierunku zachodnim
nie wchodziła w ich plany w 1939 roku. A więc motywy, którymi Stalin kierował
się w  1939 roku bynajmniej nie miały charakteru defensywnego i  były
przynajmniej częściowo zaborcze, przesiąknięte głęboką wrogością do świata
zewnętrznego, chociaż przedstawiano je jako politykę „nieagresji” i „neutralności”.
Pakt nazistowsko-sowiecki dał Stalinowi niepowtarzalną okazję do „strząśnięcia
owoców z  drzewa”: do uruchomienia sił dziejowych, z  równoczesnym
utrzymaniem przez Sowietów oficjalnej neutralności i  zachowaniem Armii
Czerwonej na przyszłe boje – nad Renem czy gdzie indziej.
Oczekując korzyści, jakie zbliżenie polityczne z  Niemcami mogło roztaczać,
Stalin musiał wpierw usunąć wieloletniego komisarza ludowego spraw
zagranicznych, Maksyma Litwinowa. Litwinow – liczący w  1939 roku już ponad
sześćdziesiąt lat – był typowym bolszewikiem starej szkoły. Sporą część życia
sprzed 1917 roku spędził na wygnaniu, wspierając sprawę komunistyczną
przemycaną bronią i  zajmując się działalnością propagandową; dopiero później
trafił do dyplomacji. Od 1930 roku pracował jako komisarz (minister) spraw
zagranicznych w  rządzie Stalina i  w  tej roli był utożsamiany z  polityką
bezpieczeństwa zbiorowego, a  dzięki osobistej ogładzie wprowadził Związek
Sowiecki na arenę dyplomatyczną, zapewniając swemu krajowi krztynę poważania
w kręgach dyplomatycznych.
Jednak wczesnym latem 1939 roku Litwinowowi grunt palił się pod nogami.
W  istocie, jeśli wziąć pod uwagę, że polityka bezpieczeństwa zbiorowego
przyniosła do tego czasu ewidentne fiasko, uderzające jest to, że Litwinow nie
został usunięty ze stanowiska już wcześniej. W maju jego powiązania z odrzuconą
prozachodnią strategią uczyniły zeń osobę zbyteczną dla Stalina. Ponadto, jako Żyd
i  ktoś znany z  wytrwałego krytykowania nazistów – którzy odpłacali mu za to,
nazywając go zjadliwie „Litwinowem-Finkelsteinem”45 – nie był osobistością na
tyle elastyczną, aby sprostać wymogom i  wyzwaniom nowej, napiętej sytuacji
międzynarodowej. Stalin zdymisjonował Litwinowa, argumentując ten krok
rzekomą „nielojalnością” komisarza ludowego spraw zagranicznych i  jego
niepowodzeniami w  realizacji „linii partii”46. Litwinow bynajmniej nie dostał za
swoje byłe zasługi złotego zegarka i  nie odszedł na spokojną emeryturę; został
aresztowany przez NKWD, jego gabinet obstawiono, linię telefoniczną odcięto,
a  podwładnych zabrano na przesłuchania, najwyraźniej próbując zdobyć jakieś
kompromitujące informacje na temat ich byłego szefa47. Litwinow miał jednak
szczęście i przeżył.
Następcą Litwinowa na stanowisku ludowego komisarza, a  potem ministra
spraw zagranicznych został najwierniejszy z  zauszników Stalina, Wiaczesław
Mołotow, człowiek, którego lojalne oddanie dla „linii partii” – i dla samego Stalina
– było niezachwiane. Mołotow, który urodził się w  1890 roku jako Wiaczesław
Skriabin, miał za sobą dość stereotypową karierę w  szeregach rewolucjonistów:
pracę w  konspiracji, okresy spędzone na zesłaniu na Syberii. Przyjął nawet –
wzorem Lenina i  Stalina – przydomek, od rosyjskiego słowa „młot” (молот).
W dniach rewolucji 1917 roku Mołotow znalazł się w Piotrogrodzie, zajmując się
wydawaniem bolszewickiej gazety „Prawda” i  rychło dołączając do grona
czołowych członków Rady Piotrogrodzkiej oraz z  czasem grupy protegowanych
Stalina. Nie był ani zdolnym wojskowym, ani utalentowanym mówcą; niepozorny,
noszący okulary Mołotow uważał się przede wszystkim za dziennikarza.
W relacjach współczesnych mu osób zapisał się jako postać cokolwiek bezbarwna:
pracowity biurokrata, służbista i  wyznawca bolszewickiej doktryny, przezywany
„Kamiennym Tyłkiem”, gdyż potrafił wysiedzieć na niekończących się naradach
w  Kremlu. Równie pedantyczny, jak lojalny, poprawiał nawet tych, którzy śmieli
posługiwać się tym przydomkiem; twierdził z poważną miną, że sam Lenin nazwał
go „Żelaznym Zadkiem”. Małostkowy i mściwy nie wahał się opowiadać za karą
śmierci dla tych, którzy weszli mu w drogę48.
Takie cechy charakteru pozwoliły Mołotowowi na wspinaczkę po śliskim słupie
sowieckiej polityki. Najpierw został szefem moskiewskiej organizacji partyjnej,
a  potem, w  1930 roku, przewodniczącym Rady Komisarzy Ludowych, na tym
stanowisku nadzorując okrutną kampanię kolektywizacji na Ukrainie w  latach
1932–1933. Całkowicie i  bezwzględnie oddany Stalinowi Mołotow przetrwał
czystki z  drugiej połowy lat trzydziestych, podczas których osobiście zatwierdził
tysiące wyroków śmierci. Po latach przyznawał z brutalną i beztroską szczerością:
„Podpisałem większość – właściwie prawie wszystkie – listy aresztowanych.
Naradzaliśmy się i podejmowaliśmy decyzję. Konieczny był pośpiech. Czyż można
było zagłębiać się w szczegóły?”49. A więc w czasie, gdy Mołotow stanął na czele
stalinowskiego Ludowego Komisariatu Spraw Zagranicznych, nie był już
„bezbarwnym biurokratą”, ręce miał po łokcie unurzane we krwi. Przy tym jednak
brakowało mu doświadczenia w  polityce zagranicznej, wiedział mało o  świecie
poza Rosją, nie znał obcych języków i tylko raz, i to krótko, przebywał za granicą.
Pewien wybitny historyk określił go nawet mianem „jednego z najgłupszych ludzi,
którzy kiedykolwiek sprawowali urząd ministra spraw zagranicznych, w  którymś
z  większych krajów w  tym [dwudziestym] wieku”50. Jedynym atutem Mołotowa
było to, że należał do kręgu zaufanych ludzi Stalina.
Nominacja Mołotowa była więc odważnym posunięciem Stalina oraz
wskazówką, że kierowanie sprawami polityki zagranicznej przejął w  znacznej
mierze sam sowiecki przywódca. Niekoniecznie jeszcze oznaczało to zerwanie na
dobre ze strategią zbiorowego bezpieczeństwa, ale stanowiło wyraźny sygnał dla
świata – i dla nazistowskich Niemiec w szczególności – że w Moskwie rozważane
są teraz wszelkie opcje w zakresie polityki międzynarodowej. Na wypadek, gdyby
w  Berlinie przeoczono wymowę dymisji Litwinowa, Stalin wydał instrukcję, aby
na dodatek z  Ludowego Komisariatu Spraw Zagranicznych pozwalniano
wszystkich innych Żydów. „I Bogu dzięki”, wspominał z zadowoleniem Mołotow
w  późniejszych latach. „Żydzi tworzyli zdecydowaną większość w  kierownictwie
[tego komisariatu] i wśród ambasadorów. To nie było dobre”51.
O dziwo, nominacja Mołotowa, oznaczająca faktycznie mocniejsze uchwycenie
steru polityki zagranicznej w rękach sowieckiego dyktatora, odpowiadała zmianie,
jaka zaszła rok wcześniej w  Berlinie wraz z  wyznaczeniem przez Hitlera
Ribbentropa na stanowisko ministra spraw zagranicznych. I  choć Ribbentrop
powstrzymał się przed całkowitym oczyszczeniem swojego ministerstwa
z zasiedziałych tam doświadczonych dyplomatów, to mimo wszystko nie zawahał
się promować swoich, często niekompetentnych faworytów, umieszczając ich na
ważnych stanowiskach. Wymowny przykład stanowi tu błyskotliwa kariera Martina
Luthra. Trafił on do siedziby niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych
przy Wilhelmstrasse za sprawą Ribbentropa w lutym 1939 roku, stając tam na czele
nowego Biura Łączności z  Partią, które zasadniczo zajmowało się ochroną
interesów Ribbentropa w  warunkach nieustannych konfliktów i  walk
wewnętrznych, typowych dla urzędów Trzeciej Rzeszy. Z czasem Luther wyrósł na
jedną z  najbardziej wpływowych osób na Wilhelmstrasse, reprezentując nawet
swoje ministerstwo na niesławnej konferencji w  Wannsee w  1942 roku. Jednak
jego kwalifikacje do sprawowania tak wysokiej funkcji były, delikatnie mówiąc,
wątpliwe: do największych zasług Luthra należało to, iż wcześniej pracował dla
Ribbentropa jako dekorator wnętrz, obarczony zadaniem usunięcia starych mebli
i „załatwianiem” różnych innych tego typu spraw w trakcie niedługiego czasu, gdy
Ribbentrop był ambasadorem w Londynie52.
Pomijając niefachowy dobór pomocników, Ribbentrop własny awans
zawdzięczał przede wszystkim swojemu przymilnemu schlebianiu Hitlerowi. Pod
tym względem jego kariera osobliwie przypominała tę, która była udziałem
Mołotowa. Awans ich obu, potakiwaczy i beztalenci, oznaczał w praktyce, iż odtąd
najważniejsze decyzje w  dziedzinie polityki zagranicznej były podejmowane
osobiście przez Hitlera i  Stalina. Nie licząc się z  doradcami, którzy mogliby
powściągać ich zapędy, dwaj dyktatorzy mogli ze sobą bezpośrednio negocjować.
Mimo to jednak Niemcy w  istocie dosyć powoli pojmowali możliwości, jakie
mogły przed nimi otworzyć układy ze Stalinem. Oczywiście, w  niemieckim
Ministerstwie Spraw Zagranicznych pracowali i  tacy – czasem określani mianem
„ludzi Wschodu”, do których należał ambasador w Moskwie, Schulenburg – którzy
już od dawna nawoływali do powrotu do polityki z  okresu układu z  Rapallo
podpisanego w 1922 roku, za sprawą którego Niemcy i sowiecka Rosja podjęły na
pewien czas współpracę gospodarczą i  wojskową, „wystawiając w  ten sposób do
wiatru” mocarstwa zachodnie. Ale, mimo wszelkich korzyści mogących wynikać
z podjęcia współdziałania z ZSRS, jego zwolennicy ustępowali liczebnie w latach
trzydziestych tym, którzy dali się porwać antybolszewickiemu ferworowi. Tyle że
petit jeu podjęta przez Göringa – w istocie cyniczna zagrywka – na krótko dodała
wiatru w  żagle stronnikom „opcji wschodniej” i  przynajmniej przez pewien czas
ich zamysły potraktowano poważniej. Mieli ważkie argumenty: pakt z Moskwą nie
tylko mógł ułatwić Hitlerowi rozprawę z  Polską i  mocarstwami zachodnimi, ale
także zapewnić, że Niemcy zabezpieczą się przed najgorszymi skutkami
wprowadzonej przez Brytyjczyków blokady, sprowadzając żywność i  surowce
z ZSRS.
Aby jakoś sobie poradzić z  tą ideologiczną „kwadraturą koła”, niektórzy
w  Berlinie zdołali sobie wmówić, że Związek Sowiecki się „normalizował”,
a głoszona przez Stalina polityka „socjalizmu w jednym kraju” rzekomo oznaczała
odejście od ekspansjonistycznego komunizmu i  przyjęcie nowej, bardziej
racjonalnej strategii. Tak mniej więcej twierdził Ribbentrop, wyjaśniając sens
i  znaczenie podpisanego przez siebie paktu pracownikom niemieckich placówek
dyplomatycznych w  sierpniu 1939 roku. „Rosyjski bolszewizm przeszedł pod
okiem Stalina gruntowne zmiany strukturalne”, napisał. „W miejsce idei światowej
rewolucji wyłoniły się: przywiązanie do idei rosyjskiego nacjonalizmu i koncepcja
konsolidacji państwa sowieckiego w  jego obecnym narodowym, terytorialnym
i  społecznym kształcie”53. Innymi słowy, ponure dni rozniecania przez Moskwę
konfliktów klasowych i  propagowania światowej rewolucji należało już uznać za
coś minionego.
Było to, oczywiście, w  znacznym stopniu myślenie życzeniowe i  naginanie
rzeczywistości, lecz i inni, mądrzejsi od Ribbentropa wyrażali zbliżone poglądy. Na
przykład miesiąc wcześniej, pod koniec lipca, niemiecki negocjator, Karl Schnurre,
zwrócił uwagę swojego sowieckiego odpowiednika na kwestie ideologii:

Pomimo wszelkich różnic światopoglądowych jest pewien wspólny element w  ideologiach


Niemiec, Włoch i Związku Sowieckiego: opozycja wobec kapitalistycznych demokracji. Ani
my, ani też Włosi, nie mamy nic wspólnego z  kapitalistycznym Zachodem. Wobec tego
wydaje nam się dość nienaturalne, żeby państwo socjalistyczne stanęło po stronie demokracji
zachodnich54.

Ribbentrop uderzył w  podobny ton w  pierwszych słowach swoich


dyplomatycznych zalotów w  Moskwie w  sierpniu 1939 roku, konstatując, że
„odmienne filozofie nie uniemożliwiają utrzymywania rozsądnych relacji”
i  sugerując, iż „minione doświadczenia” powinny wskazywać, że to
„kapitalistyczne demokracje zachodnie” są „nieprzejednanymi wrogami zarówno
narodowosocjalistycznych Niemiec, jak i  sowieckiej Rosji”55. W  każdym razie
nazistom się wydawało, że oni sami i  Sowieci mogą znaleźć wspólny język
przynajmniej w kwestii antypatii dla Wielkiej Brytanii i Francji. Wydawało się, że
Stalin i Hitler zbliżali się ku sobie.
Ze swej strony Hitler nie poddawał się wpływowi podobnych podszytych
ideologią figur retorycznych. Dla niego logika wykonanego posunięcia była
brutalnie prosta. Według Goebbelsa wpadł na myśl paktu ze Stalinem częściowo
pod wpływem świadomości, że znalazł się w przymusowej sytuacji. „Führer sądzi
(…) że bolszewizm znajduje się w fazie przepoczwarzania. Jesteśmy w potrzebie,
dobre i  to”, zauważył ponuro56. Jednakże Hitler przydał podjętej decyzji nieco
blichtru. W  Obersalzbergu 22 sierpnia przemawiał do swoich paladynów
i generałów, wspominając o trudnościach, które przed nimi stoją. Uzasadniając pakt
z Sowietami, wyjaśnił: „Na świecie jest tylko trzech wielkich mężów stanu, Stalin,
ja i Mussolini. Mussolini jest [z nas trzech] najsłabszy”. Poza tym, dodał, Stalin to
„bardzo chory człowiek”. Tłumaczył, że pakt ma charakter tymczasowy, służąc
izolowaniu Polski i  przeciwdziałaniu brytyjskiej blokadzie za sprawą uzyskania
dostępu do rosyjskich surowców. Potem, „po śmierci Stalina (…) zerwiemy ze
Związkiem Sowieckim. Wtedy nastąpi początek niemieckiego panowania na
ziemi”57.
Tymczasem Brytyjczycy i  Francuzi nie próżnowali i  podejmowali niemrawe
starania przeciągnięcia Stalina na swoją stronę, wysyłając delegację, w której skład
weszli: brytyjski admirał i francuski generał, a która dotarła do Moskwy w połowie
sierpnia. Jednak wszystko związane z  tą misją wydawało się niemal groteskowo
nieudolne. Najpierw wystąpiły trudności z  wyznaczeniem bezpiecznej trasy do
Moskwy, a  delegacja zdecydowała się na wyprawę starym statkiem „The City of
Exeter”, którego sześciodniowy rejs po Bałtyku nie przekonał Sowietów
o poważnych zamiarach zachodnich aliantów. Poza tym szef tej delegacji – admirał
Reginald Ranfurly Plunkett-Ernle-Erle-Drax – ze swoim wieloczłonowym
arystokratycznym nazwiskiem raczej nie mógł zdobyć sympatii wodzów
i orędowników proletariackiej rewolucji.
Ale były też przeszkody natury praktycznej. Było jasne, że admirał Drax i jego
francuski kolega generał Joseph Doumenc to nie ministrowie spraw zagranicznych
i  że brak im uprawnień do podejmowania ważnych, konkretnych uzgodnień
z  Sowietami. Ponadto jest wysoce wątpliwe, czy aliantom naprawdę chodziło
o  zawarcie układu. Wielu na Zachodzie odnosiło się do Moskwy z  taką samą
rezerwą, jak Moskwa do nich. W  marcu 1939 roku brytyjski premier Neville
Chamberlain zwierzył się jednemu z przyjaciół ze swej „najgłębszej nieufności do
Rosji”. „Nie ufam ich pobudkom”, wyjaśnił, „które wydają mi się mieć niewiele
wspólnego z  naszymi ideałami wolności i  chodzi w  nich tylko o  to, aby wodzić
innych za uszy”58. Łatwo zrozumieć zatem, dlaczego aliancka delegacja została
posłana do Moskwy z  instrukcją „bardzo powolnych działań”, przeciągania
wszelkich rzeczowych rokowań, żeby w  istocie „przegadać” letnią porę nadającą
się do prowadzenia kampanii wojennych, a tym samym pozbawić Hitlera okazji do
uderzenia na Polskę59. Przesiąknięci instynktownym antybolszewizmem
reprezentowanych przez siebie rządów członkowie alianckiej delegacji mieli
markować – udając zaangażowanie w  trakcie rozmów z  Sowietami – zapewne
w  nadziei, że sama ich obecność w  Moskwie i  perspektywa zawarcia brytyjsko-
francusko-sowieckiego sojuszu wystarczy do odstraszenia Hitlera. Jak napisał
jeden z  historyków, jeszcze nigdy z  mniejszym entuzjazmem nie dążono do
zawarcia przymierza60.
Niedostatki takiej taktyki prawie od razu dały o  sobie znać. Kwestia Polski
była, naturalnie, sprawą węzłową w  tych rokowaniach. Jako następny cel
zaborczych ambicji Hitlera kraj ten znajdował się w  beznadziejnym, w  sensie
geopolitycznym, położeniu, wciśnięty między niemiecki młot i sowieckie kowadło.
Owego lata Polska stanowiła ważki temat na arenie dyplomatycznych targów. Ale
Drax szybko stwierdził, że może zaoferować Sowietom niewiele ponad udział
w  utrzymaniu dotychczasowego stanu rzeczy. Z  uwagi na udzielone Polsce
wcześniej tego samego roku brytyjsko-francuskie gwarancje był pozbawiony pola
manewru, a  zachodnim aliantom nie udało się nawet uzyskać zgody Polaków na
przemarsz wojsk sowieckich przez wschodnią część ich kraju dla odparcia
niemieckiego zagrożenia. Polskie nieprzejednane stanowisko w  tej sprawie
wynikało nie tylko z  uporu. Polacy dobrze pamiętali sowiecką inwazję na ich
ojczyznę podczas wojny polsko-sowieckiej w  latach 1919–1921, czyli nie tak
dawną próbę Moskwy rozprzestrzenienia rewolucji na zachód, z  największym
trudem zniweczoną u  bram Warszawy61. W  dodatku, wobec faktu, że wschodnie
regiony Polski były zamieszkane przez większości białoruską i  ukraińską,
Warszawa nie bez podstaw powątpiewała w to, że Armia Czerwona po wkroczeniu
na te obszary kiedykolwiek je opuści.
Gdy Drax i Doumenc przystąpili 14 sierpnia do rokowań z sowieckim ludowym
komisarzem obrony, marszałkiem Klimentem Woroszyłowem, aby omówić
możliwości wspólnych poczynań, owa luka w  brytyjsko-francuskim planie rychło
wyszła na światło dzienne. Kiedy Woroszyłow z  naciskiem pytał, czy wojskom
sowieckim umożliwi się przemarsz przez polskie terytorium, generał i  admirał
mogli się tylko wykręcać od jasnej odpowiedzi i  uciekać się do różnych uników,
obiecując bez przekonania, że sprawa ta doczeka się wyjaśnienia w swoim czasie.
Na Woroszyłowie nie zrobiło to dobrego wrażenia i  zakończył posiedzenie,
wyrażając przy tym „żal”, że tak „kardynalna kwestia” nie została zawczasu wzięta
pod uwagę. Nic zatem dziwnego, że negocjacje utknęły w martwym punkcie62.
Z kolei Niemcy nie mieli podobnych zahamowań i  ochoczo zaoferowali
Sowietom zyski terytorialne i  strategiczne – kosztem innych krajów – aby
doprowadzić do porozumienia. Johnnie von Herwarth wspominał po wojnie:
„Udało nam się dobić targu z  Sowietami, ponieważ nie musieliśmy się liczyć
z  niemiecką opinią publiczną, oddając Rosji kraje bałtyckie i  wschodnią Polskę.
A tego Brytyjczycy i Francuzi, z powodu opinii publicznej w swoich krajach, nie
byli w  stanie zrobić”63. W  skrajnym przeciwieństwie do wahań i  braku
odpowiednich pełnomocnictw admirała Draxa, treść nadanego 14 sierpnia
telegramu Ribbentropa do niemieckiego ambasadora w  Moskwie tchnęła
pewnością i  optymizmem. „Nie istnieje prawdziwy konflikt interesów między
Niemcami a  Rosją”, pisał Ribbentrop. „Nie ma takiej kwestii na obszarze od
Bałtyku po Morze Czarne, których nie da się rozstrzygnąć ku całkowitemu
zadowoleniu obu zainteresowanych stron”64.
Co więcej, Ribbentrop wyrażał gotowość przybycia samolotem do Moskwy,
aby osobiście wziąć udział w  rokowaniach. W  Berlinie rozważano wysłanie tam
doradcy prawnego Hitlera i  późniejszego gubernatora generalnego w  okupowanej
Polsce, Hansa Franka, w  celu poprowadzenia negocjacji, lecz ostatecznie zamiast
niego wybór padł na Ribbentropa65. Z dokumentów archiwalnych nie wynika jasno,
czy roszada ta była rezultatem wybujałych ambicji Ribbentropa, czy też chłodnych
kalkulacji, z  których wynikało, że wysłannik wysokiej rangi może uzyskać
w  sowieckiej stolicy więcej. Sam Ribbentrop utrzymywał, że Hitler postawił na
niego, gdyż on, Ribbentrop, „lepiej pojmował sprawy”66. Bez względu na to, jak
było naprawdę, pewne jest, iż na Mołotowie ogromne wrażenie zrobiła
perspektywa przybycia niemieckiego ministra spraw zagranicznych dla osobistego
prowadzenia rokowań; jak Schulenburg wspomniał 16 sierpnia w  swojej
korespondencji do Berlina, Mołotow uznał to „osobiście za bardzo schlebiające”
i  za „dowód naszych dobrych zamiarów”, w  zestawieniu ze skromniejszym
statusem zagranicznych gości, odwiedzających wcześniej ZSRS67.
Pod wrażeniem takiego konkretnego podejścia, świadczącego o  rzeczywistej
chęci porozumienia, Sowieci prowadzili potajemne rozmowy z  Berlinem,
równocześnie kontynuując, choć z  coraz mniejszym entuzjazmem, oficjalne
rokowania z  Brytyjczykami i  Francuzami. Przy całym tym makiawelizmie,
uprawianym w  sowieckiej stolicy, wydaje się, że do głosu doszły prawdziwe
sentymenty. Jak wspominał Johnnie von Herwarth, panowała „tego lata
w  ambasadach państw zachodnich niemal jednomyślność, że Stalin ceni Niemcy
wyżej od innych krajów Zachodu i że z pewnością ufa im bardziej”68. W rezultacie,
choć przez większość sierpnia wciąż sondowano intencje Berlina, kontynuowano
spotkania i  precyzowano zajmowane stanowiska, doszło już do przygotowania
i  wymiany szkiców traktatu oraz do wstępnych uzgodnień69. Proces ten nabierał
tempa pod wpływem przemożnego pragnienia Hitlera, aby zawrzeć pakt do czasu
ataku na Polskę, początkowo zaplanowanego na 26 sierpnia, i  w  ten sposób
postawić Zachód przed faktem dokonanym. Owocem toczących się rozmów było
podpisane w  Berlinie we wczesnych godzinach 20 sierpnia niemiecko-sowieckie
porozumienie handlowe, przewidujące wymianę sowieckich surowców na
niemieckie wyroby przemysłowe i udzielenie kredytu w wysokości 200 milionów
marek. Goebbels opatrzył to w  swoim dzienniku niezwykłym dla siebie
lakonicznym komentarzem: „Tak to czasy się zmieniają”70, jednak wiedział bardzo
dobrze, iż zasadniczym znaczeniem owego porozumienia było to, że obie strony
uznawały je za nieodzowny krok wstępny do zawarcia układu politycznego
o ogromnej doniosłości.
Tego samego dnia wydarzenia jeszcze dalej na wschodzie przyczyniły się do
ostatecznej decyzji podjętej przez Sowietów. Flirtując z  Berlinem, Moskwa
nieustannie dążyła do tego, by doprowadzić do położenia kresu niemieckiemu
poparciu dla japońskiej kampanii przeciwko Armii Czerwonej na Dalekim
Wschodzie, kilkukrotnie poruszając tę kwestię podczas rokowań. Jednakże 20
sierpnia problem ten w końcu jak gdyby sam się rozwiązał. Po trwającej przez całe
lato serii nieprzynoszących rozstrzygnięcia potyczek na granicy mongolsko-
mandżurskiej wojska sowieckie zaatakowały wspomnianego dnia nad rzeką
Chałchin-goł oddziały japońskiej armii cesarskiej, dążąc do zwycięstwa, które
odrzuciłoby Japończyków. W trakcie toczącej się bitwy – która potrwała jedenaście
dni, nim wojska japońskie zostały w końcu zmuszone do odwrotu – Stalin nie był
pewien, czy konieczne okaże się większe zaangażowanie militarne na wschodnich
granicach, w związku z czym podchodził ostrożnie do kwestii działań na granicach
zachodnich – zwłaszcza działań w  rodzaju tych proponowanych, jakkolwiek bez
większego przekonania, przez Brytyjczyków i  Francuzów. O  ile złożona przez
Hitlera oferta terytorialnych zysków w zamian za zgodę na układ o nieagresji była
dlań sama w  sobie kusząca, o  tyle bitwa nad Chałchin-goł zapewne sprawiła, iż
ostatecznie zdecydował się na przyjęcie tej propozycji71.
Od tego momentu wypadki potoczyły się w  oszałamiającym tempie.
W  godzinach przedpołudniowych 21 sierpnia doszło do ostatniego spotkania
delegacji kierowanej przez Draxa z ekipą sowiecką, wydawało się jednak, że obie
strony nie mają sobie już nic do powiedzenia, więc rozmowy zostały odłożone sine
die. Uprawiana przez Zachód taktyka gry na zwłokę przyniosła fiasko. Dla
odmiany dyskusje z  Niemcami nad szkicem tekstu układu nabrały tempa i  choć
Stalin wolał się nie spieszyć, przynajmniej do czasu wyjaśnienia sytuacji na
sowieckiej granicy południowo-wschodniej, to Hitler był zdecydowany szybko
sfinalizować porozumienie. Poprzedniego wieczoru Führer wysłał do Stalina
osobisty telegram, w  którym prosił o  przyjęcie Ribbentropa w  Moskwie dla
niezwłocznego dopracowania ostatnich szczegółów układu72. Takie wysoce
niekonwencjonalne posunięcie wywarło spore wrażenie na sowieckim przywódcy.
Przyzwyczajony do tego, że jest traktowany na międzynarodowej arenie politycznej
jak przewrotny i  groźny outsider, Stalin łaknął wyrazu uznania i  szacunku,
a rodzajem takiego uznania była właśnie inicjatywa Hitlera. Tegoż popołudnia jego
odpowiedź – zgoda na przybycie Ribbentropa na rozmowy 23 sierpnia i wyrażona
nadzieja, że proponowany pakt będzie „zwrotem ku lepszemu” w  stosunkach
sowiecko-niemieckich73 – została wysłana telegraficznie Hitlerowi
w  Obersalzbergu. Według Alberta Speera, świadka sceny, jaka rozegrała się
w  Berghofie, Hitler „przez chwilę patrzył nieruchomym wzrokiem przed siebie,
potem uderzył w stół, aż zadźwięczało szkło, i wykrzyknął wrzaskliwym głosem:
»Mam ich! Mam ich!«”74.

Stalin zapewne mógłby zareagować na to retorycznym pytaniem: „Кто кого


поймал?” („Kto kogo złapał?”). W  każdym razie na pewno, kiedy negocjacje
rozpoczęły się na Kremlu popołudniem 23 sierpnia, zachowywał się jak ktoś
przekonany, że trzyma w  ręku wszystkie atuty. Po wymianie wstępnych
uprzejmości, czwórka – Ribbentrop, Stalin, Mołotow i Schulenburg – przeszła do
rzeczy. Już w  poprzednich dniach uzgodniono wstępnie tekst traktatu, więc
pozostało tylko sprecyzowanie jego postanowień i  przygotowanie odpowiednich
dokumentów. Mimo to Ribbentrop zaczął od śmiałej sugestii, najprawdopodobniej
obliczonej na przejęcie inicjatywy w  rokowaniach, proponując w  imieniu Hitlera
zawarcie nazistowsko-sowieckiego paktu o nieagresji na okres stu lat. Odpowiedź
nieporuszonego Stalina była chłodna: „Gdybyśmy zgodzili się na sto lat”,
stwierdził, „ludzie wyśmialiby nas, że nie jesteśmy poważni. Proponuję, żeby
porozumienie obowiązywało przez dziesięć lat”75. Ukrócony w  taki sposób
Ribbentrop potulnie wyraził zgodę.
Rozmowa szybko przeszła na temat istoty nazistowsko-sowieckiego
porozumienia, czyli tak zwanego „tajnego protokołu”, przewidującego podział
łupów zdobytych przez obie układające się strony w rezultacie podjętej współpracy.
Inicjatywa wyszła od strony sowieckiej76. Zdając sobie sprawę, że Hitlerowi spieszy
się z  podjęciem ataku na Polskę, Stalin dążył do uzyskania maksymalnych
terytorialnych koncesji. „Oprócz tego porozumienia”, oznajmił, „będzie
dodatkowe, którego nigdzie nie opublikujemy” i  dodał, że chce jasnego podziału
„sfer wpływów” w  środkowej i  wschodniej Europie77. Podchwytując ten wątek,
Ribbentrop przedstawił wyjściową propozycję. „Führer uznaje”, powiedział, „że
wschodnia część Polski i Besarabia, a także Finlandia, Estonia i Łotwa aż po rzekę
Dźwinę znajdą się w  sowieckiej strefie wpływów”. Była to wyjątkowo szczodra
oferta, jednak Stalin chciał więcej i  zażądał całej Łotwy. Ribbentrop zagrał na
zwłokę. Choć zawczasu uzyskał przyzwolenie na zgodę na wszelkie warunki, które
okażą się konieczne, uciekł się do negocjacyjnego tricku i  przerwał chwilowo
rozmowy, aby się porozumieć ze zwierzchnictwem. Odpowiadając, że nie może
przystać na sowieckie żądanie wchłonięcia całej Łotwy bez skonsultowania się
z Hitlerem, poprosił o przerwanie spotkania, by mógł w tym czasie zatelefonować
do Niemiec78.
Hitler przebywał w  Berghofie na stoku Obersalzbergu, niecierpliwie
wyczekując na wieści o  rokowaniach. Był upalny letni wieczór, więc siedział na
tarasie, rozkoszując się wspaniałym widokiem doliny rozciągającej się ku północy
w  kierunku masywu Untersberg, gdzie, wedle legendy, spoczął cesarz Fryderyk
Rudobrody, który miał się przebudzić, gdy Niemcy znajdą się w  potrzebie. Jak
wspominał adiutant Hitlera z Luftwaffe, Nicolaus von Below, pogoda zdawała się
współgrać z pełną napięcia atmosferą oczekiwania.

Kiedyśmy tak chodzili tam i  z  powrotem niebo na północy za Untersbergiem zabarwiło się
najpierw turkusową zielenią i  przeszło przez fiolet w  piękną czerwień. Z  początku
przypuszczaliśmy, że to jakiś większy pożar w  którejś z  miejscowości na północ od
Untersbergu, dopóki to czerwone światło nie rozlało się na całe północne niebo i  dało się
wyraźnie rozpoznać jako robiąca niesamowite wrażenie zorza polarna (…) Byłem pod silnym
wrażeniem i  powiedziałem do Hitlera, że to zjawisko natury wskazuje na krwawą wojnę.
Hitler odpowiedział, że jeżeli już ona musi być, to tak szybko, jak to tylko możliwe.
Z biegiem czasu stawał się on coraz bardziej krwawy79.

Wkrótce potem zapanował nastrój pewnego odprężenia, kiedy dotarły pierwsze


wiadomości z  Moskwy. „Grupy łącznościowców, członków cywilnego personelu,
ministrów i  sekretarzy stały w  pobliżu centrali telefonicznej i  na tarasie”,
wspominał adiutant Hitlera z SS, Herbert Döhring. „Wszyscy odczuwali napięcie;
czekali i czekali”80. Kiedy wreszcie zadzwonił telefon, Hitler początkowo milczał,
słuchając Ribbentropa przedstawiającego w  skrócie postępy w  rozmowach
i  mówiącego, że Stalin domaga się całej Łotwy. W  ciągu pół godziny, po
przestudiowaniu mapy, Hitler oddzwonił, przystając na proponowaną zmianę:
„Tak, zgoda”. Według Johnniego von Herwartha, który odebrał ten telefon
w  Moskwie, błyskawiczna odpowiedź Hitlera świadczyła o  jego niecierpliwym
pragnieniu zawarcia paktu81. Dla Stalina oznaczało to niebywały sukces: w wyniku
kilkugodzinnych negocjacji i  jednej rozmowy telefonicznej miał odzyskać niemal
wszystkie ziemie utracone przez Imperium Rosyjskie w  zawierusze pierwszej
wojny światowej.
Wraz ze sprecyzowaniem „strefy wpływów” główna sprawa została załatwiona,
a  tematem dyskusji w  Moskwie stały się aktualne wydarzenia oraz inne
konsekwencje, jakie mogły pociągnąć za sobą nazistowsko-sowieckie
porozumienie i  pakt o  nieagresji. Głównym zagadnieniem była kwestia Japonii,
a Stalinowi nader zależało na poznaniu rzeczywistego stanu niemieckich powiązań
z  Tokio. Ribbentrop zapewnił go, że przyjaźń niemiecko-japońska nie jest
wymierzona bezpośrednio przeciwko Związkowi Sowieckiemu, a  nawet
zaoferował pośrednictwo w  doprowadzeniu do ugody między ZSRS i  Japonią.
Stalin znowu zareagował na to dość chłodno, stwierdzając, że wystarczy mu
poprawa relacji z Tokio, w czym Niemcy rzeczywiście mogłyby dopomóc, lecz nie
chciał przy tym, żeby się dowiedziano, iż on sam usankcjonował taką inicjatywę.
Następnie rozmowa zeszła na temat Włoch, Turcji, Francji i Wielkiej Brytanii,
przy czym wydaje się, że kwestia ostatniego z  tych państw wywoływała
i  u  Ribbentropa, i  u  Stalina silne emocje; znaleźli w  tej sprawie wspólny język
i prześcigali się w potępianiu „perfidnego Albionu”. Ribbentrop wyraził opinię, że
Anglia jest słaba, podchwytując ton wystąpienia Stalina z  marca 1939 roku,
i  chętnie wykorzystywała inne nacje w  swoich „aroganckich dążeniach do
dominacji na świecie”. Stalin zgodził się z tym, konstatując, że brytyjska armia ma
niewielką siłę, a  Royal Navy już nie dorównuje swojej reputacji. „Jeżeli Anglia
zdominowała świat, to tylko przez głupotę innych krajów”, powiedział.
„Zdumiewające, że garstka Brytyjczyków rządziła Indiami”82.
Jednakże, ostrzegał Stalin, Brytyjczycy potrafią walczyć zacięcie i umiejętnie.
Ribbentrop odparł na to, że – w przeciwieństwie do Brytyjczyków i Francuzów –
nie przybył prosić o pomoc: Niemcy same mogły poradzić sobie zarówno z Polską,
jak i  jej zachodnimi sojusznikami. Według Ribbentropa Stalin pomyślał przez
chwilę, zanim odpowiedział:

Niemiecki punkt widzenia (…) zasługuje na uwagę. Jednak Związkowi Sowieckiemu zależy
na silnych Niemczech, a  w  razie zbrojnego konfliktu między Niemcami a  zachodnimi
demokracjami interesy Związku Sowieckiego i Niemiec byłyby całkowicie zbieżne. Związek
Sowiecki nigdy nie dopuści, aby Niemcy znalazły się w trudnym położeniu83.

Pod koniec dyskusji najwyraźniej zagościło w  niej nieco humoru. Kiedy


Ribbentrop jął dość nieprzekonująco tłumaczyć, że pakt antykominternowski –
antykomunistyczny sojusz, zawarty przez Niemcy i  Japonię trzy lata wcześniej –
nie jest tak naprawdę wymierzony przeciwko Związkowi Sowieckiemu, tylko
przeciw demokracjom zachodnim, Stalin odparł, iż najbardziej wystraszyli się go
londyńskie City i „angielscy sklepikarze”. Ribbentrop przyznał mu rację, dodając,
że o nastawieniu niemieckiej ludności do tej kwestii najlepiej świadczy niedawny,
powtarzany w  Berlinie żart, iż sam Stalin rozważa przystąpienie do paktu
antykominternowskiego84. Nawet pozbawiony poczucia humoru Ribbentrop uznał
to za prawie zabawne.
Po tej dygresji nadszedł czas na sformułowanie tekstu oficjalnego komunikatu,
pospiesznie przygotowanego w  przedpokoju i  wreszcie przedłożonego
negocjatorom do akceptacji. Ribbentrop dopisał rozbudowany, kwiecisty wstęp do
oryginalnego sowieckiego szkicu treści traktatu, wielokrotnie wspominając
o „naturalnej przyjaźni” między Związkiem Sowieckim a Niemcami. Jednak Stalin,
wykazując się większym rozsądkiem, pozostał niewzruszony.

Nie sądzi pan [spytał] że należy zwracać trochę większą uwagę na opinię publiczną
w naszych krajach? Od wielu lat wzajemnie wylewaliśmy sobie na głowy kubły pomyj, a nasi
propagandyści starali się, jak mogli. A teraz, zupełnie nagle, mamy sprawić, aby nasze narody
uwierzyły, że wszystko to poszło w niepamięć? To się nie dzieje tak szybko. Opinię publiczną
w  naszym kraju, a  pewnie i  w  Niemczech, będzie trzeba powoli przestawić na zmianę
w naszych stosunkach, którą przyniesie ten traktat85.

Ribbentrop, znowu wystrychnięty na dudka, mógł tylko przyznać rację


i zdecydowano się na pierwotną, sowiecką wersję tekstu preambuły. Następnie, po
wprowadzeniu nielicznych, drobnych zmian, tekst traktatu – krótki dokument,
złożony z zaledwie siedmiu zwięzłych ustępów – został sprawdzony i zatwierdzony
przez obydwie strony. Obie strony wyrzekały się agresywnych działań przeciwko
sobie nawzajem i  uzgodniły utrzymywanie nieprzerwanych kontaktów w  celu
porozumiewania się w kwestiach wspólnych interesów. Spory miano rozstrzygać za
sprawą przyjacielskiej wymiany opinii lub, w  razie konieczności, w  trybie
arbitrażowym. Niezwykłe było to, że traktat miał wejść w  życie od razu po jego
podpisaniu, a nie po ratyfikacji.
Tajny protokół, dołączony do traktatu, był równie zwięzły i  zawierał tylko
cztery artykuły, określające „strefy wpływów”, nazistowską i sowiecką, które miały
obowiązywać „w przypadku zmian terytorialnych i politycznych”. Zgodnie z tymi
postanowieniami Związek Sowiecki rościł sobie prawa do Finlandii, Estonii
i  Łotwy aż po granice Litwy, która miała przypaść Niemcom. W  Polsce linia
rozgraniczenia między obszarami obu sygnatariuszy przebiegać miała wzdłuż
Narwi, Wisły i  Sanu, w  istocie przepoławiając ten kraj. Na południu Moskwa
wyraziła „zainteresowanie” rumuńską Besarabią, natomiast Niemcy wyrazili
„całkowity brak politycznego zainteresowania” tym obszarem. I  wreszcie obie
układające się strony uzgodniły, że protokół ma zachować „ściśle tajny” charakter86.
Wobec głoszenia górnolotnej retoryki o chciwych „imperialistach” i ich cynicznych
„strefach wpływów” Związek Sowiecki raczej nie mógł dopuścić do upublicznienia
faktu, iż sam uprawiał podobną politykę. Tajny protokół miał tak sekretny
charakter, iż spekulowano, że po sowieckiej stronie tylko Stalin i  Mołotow
wiedzieli o jego istnieniu87.
Po ciężkiej pracy, sygnatariuszy oraz osoby z  ich świt uraczono małym,
zorganizowanym naprędce przyjęciem. Około północy na stołach pojawiły się
samowary z  czarną herbatą, a  potem także kawior, kanapki, wódka i  wreszcie
„szampan” – wino musujące z  Krymu: „nasz specjał”, jak wspominał później
Mołotow88. Napełniono kieliszki, zapalono papierosy, a  atmosfera zrobiła się –
wedle jednej z  obecnych tam osób – „przyjacielska i  miła”89. Zgodnie z  rosyjską
tradycją, zaczęło się nieprzerwane wznoszenie toastów. Zaczął Stalin, zabierając
głos po uciszeniu zebranych: „Wiem, jak bardzo naród niemiecki wielbi swojego
Führera. Piję więc za jego zdrowie”90. Po ponownym napełnieniu kieliszków
Mołotow zaproponował toast za Ribbentropa, a Ribbentrop z kolei – za sowieckie
władze. A potem wszyscy zebrani wypili za pakt o nieagresji – symbol nowej ery
w rosyjsko-niemieckich stosunkach.
Wiaczesław Mołotow składa podpis na tekście paktu z III Rzeszą. Zdjęcie wykonano 24 sierpnia
nad ranem: uwagę zwraca zwłaszcza niezwykle odprężony i uśmiechnięty Stalin. Obie strony
miały nadzieję na przechytrzenie nowo pozyskanego sojusznika oraz uzyskanie doraźnych,
krótkofalowych celów.
Nad ranem, po przepisaniu na maszynie wstępnie uzgodnionego tekstu traktatu,
wezwano fotografów, żeby uwiecznili ceremonialne podpisanie układu. Po wejściu
do „zadymionego pokoju”, fotograf Hitlera, Heinrich Hoffmann, przedstawił się
Mołotowowi i wymienił „serdeczny uścisk dłoni” ze Stalinem. Następnie przystąpił
do pracy. W  otoczeniu pewnego sowieckiego fotografa z  „prehistorycznym
aparatem na przedpotopowym trójnogu” oraz swego kolegi Helmuta Lauxa, zajął
się uwiecznianiem dla potomności tej historycznej sceny91. Stalin postawił tylko
jeden warunek: ażeby zabrano puste kieliszki, zanim fotografowie zaczną robić
zdjęcia; najwyraźniej nie życzył sobie, aby ktokolwiek pomyślał, iż podpisywał
pakt, będąc pijany92. W pewnym momencie, wkrótce potem, Laux zrobił mu zdjęcie
z  Ribbentropem, na którym obaj wznoszą kieliszki z  winem. Zauważywszy go,
Stalin rzucił, że pewnie nie byłoby dobrym pomysłem publikowanie takiego
zdjęcia, gdyż mogłoby wywrzeć nieodpowiednie wrażenie na Niemcach
i obywatelach sowieckich. Wobec tego Laux niezwłocznie zaczął wyjmować film
z  aparatu, gotów oddać go Stalinowi, ale ten powstrzymał go ruchem ręki,
zapewniając go przy tym, że „ufa słowu danemu przez Niemca”93.
Po tej krótkie pauzie Hoffmann i  Laux ponownie zajęli się robieniem zdjęć.
Utrwalili na nich znane dziś wizerunki, wizualne dokumenty podpisania paktu:
Mołotowa i  Ribbentropa przy biurku, z  piórem w  dłoni; za nimi widać szefa
sowieckiego Sztabu Generalnego, Borysa Szaposznikowa, z  gładko zaczesanymi
w  tył włosami i  przedziałkiem, przypominającego nieco gwiazdora filmowego
z  epoki kina niemego, tłumaczy Hilgera i  Pawłowa, jak gdyby wystraszonych
z  powodu tego, że znaleźli się w  centrum zainteresowania, wreszcie
uśmiechniętego szeroko Stalina w  dopasowanej, jasnej kurtce wojskowej. Z  tyłu
groźnie spogląda z góry na nich wszystkich Lenin na wielkiej, oprawionej w ramy
fotografii.
Kolejno Mołotow i Ribbentrop złożyli podpisy pod traktatem i uśmiechali się
do obiektywu aparatu fotograficznego Hoffmanna. Od tej chwili życie milionów
Europejczyków miało się zmienić na zawsze.
1 P. Schmidt, Statist auf diplomatischer Bühne, Wiesbaden 1984; wyd. pol. Statysta na
dyplomatycznej scenie, tłum. H. Kurnatowski, Kraków 1965, s. 433–434.
2 H. Hoffmann, Hitler was my Friend, Barnsley 2011, s. 105.
3 P. Kleist, Zwischen Hitler und Stalin, 1939–1945, Bonn 1950, s. 55.
4 H. Hoffmann, Hitler…, op. cit., s. 105.
5 A. Read, D. Fisher, The Deadly Embrace, Londyn 1988, s. 248.
6 J. von Herwarth, Against Two Evils, Londyn 1981, s. 165.
7 P. Schmidt, Statist…, op. cit., s. 434.
8 H. Baur, Hitler’s Pilot, Londyn 1958, s. 95 (tyt. oryg. Ich flog Mächtige der Erde).
9 A. Hitler, Mein Kampf, Londyn 1939, s. 539; wyd. pol. Moja walka, tłum. (z ang.) I. Puchalska,
P. Marszałek, Kraków 1992.
10 Tekst przemówienia Hitlera na zlocie NSDAP w  Norymberdze, 13 IX 1937, cyt. za: M.
Domarus, Hitler, Speeches and Proclamations, 1932–1945, t. II, Londyn 1992, s. 941–942 (tyt. oryg.
Hitler: Reden und Proklamationen, 1932–1945).
11 „Prawda” 1937, nr 256 (7222), s. 1 (artykuł redakcyjny).
12 Streszczenie wystąpienia Mołotowa, „Working Moscow” 1936, nr 275. Streszczenie
przemówienia Chruszczowa, ibidem, 1936, nr 276. Herostrates zasłynął w IV wieku p.n.e. ze spalenia
świątyni w Efezie.
13 N. Davies, White Eagle, Red Star: The Polish–Soviet War, 1919–20, Londyn 2003; wyd. pol.
Biały orzeł – czerwona gwiazda: wojna polsko-sowiecka, 1919–1920, tłum. U. Karpińska, Warszawa
1988, s. 30–32.
14 A. Hitler, Mein Kampf, op. cit., s. 450–465.
15 H. Hoffmann, Hitler…, op. cit., s. 107.
16 P. Schmidt, Statist…, op. cit., s. 443.
17 H. Baur, Hitler’s…, op. cit., s. 97–98.
18 Ibidem, s. 98–99.
19 H. Hoffmann, Hitler…, op. cit., s. 105.
20 H. Baur, Hitler’s…, op. cit., s. 95–96.
21 P. Kleist, Zwischen Hitler…, op. cit., s. 56.
22 G. Hilger, A.G. Meyer, The Incompatible Allies, Nowy Jork 1953, s. 309.
23 Słowa Joachima von Ribbentropa, cyt. za: R. von Ribbentrop, Mein Vater: Joachim von
Ribbentrop, Erlebnisse und Erinnerungen, Graz 2013, s. 225, 228.
24 Taki wniosek został wysnuty przez Gustava Hilgera w: G. Hilger, A.G. Meyer, The
Incompatible…, op. cit., s. 301.
25 Ibidem.
26 Documents on German Foreign Policy 1918–1945 (dalej jako DGFP), seria D, t. VI, Londyn
1956, nr 73, s. 85–87.
27 I. Kershaw, Hitler 1936–1945, Londyn 2000; wyd. pol. Hitler: 1936–1941: Nemezis, tłum. P.
Bandel, Poznań 2002, s. 178.
28 Tekst brytyjskich gwarancji w: Documents on British Foreign Policy 1919–1939, red. E.L.
Woodward, R. Butler, seria III, t. IV, Londyn 1951, s. 552. Najlepsze omówienie tego tematu w: G.
Bruce Strang, Once more unto the Breach: Britain’s Guarantee to Poland, March 1939, „Journal of
Contemporary History”, t. XXXI, nr 4 (1996), s. 721–752.
29 D.C. Watt, How War Came, Londyn 1989, s. 185.
30 H.B. Gisevius, To the Bitter End, Boston 1947, s. 363. W  angielskim przekładzie książki
Giseviusa słowa Hitlera zostały przetłumaczone nieściśle, jako „wywar, w którym się uduszą”.
31 M. Domarus, Hitler, Speeches…, op. cit., t. III, Londyn 1997, s. 1524–1534.
32 D.C. Watt, The Initiation of the Negotiations Leading to the Nazi–Soviet Pact: A  Historical
Problem, w: Essays in Honour of E.H. Carr, red. C. Abramsky, Londyn 1974, s. 164–165.
33 Dziennik Alfreda Rosenberga, United States Holocaust Memorial Museum, s. 269;
www.ushmm.org.
34 R. Overy, Interrogations, Londyn 2001, s. 320.
35 A.B. Ulam, Expansion and Coexistence: Soviet Foreign Policy 1917–73, Nowy Jork 1974, s.
257–259.
36 Soviet Documents on Foreign Policy, red. J. Degras, t. III, Nowy Jork 1978, s. 318.
37 Ibidem, s. 320.
38 Sir Stafford Cripps do Foreign Office, 16 VII 1940, National Archives, Londyn, FO371/24846,
f.10 N6526/30/38.
39 A. Weeks, Stalin’s Other War: Soviet Grand Strategy, 1939–41, Oxford 2002, s. 171–173.
40 Por. S. Slutsch, Stalins „Kriegsszenario 1939”: Eine Rede die es nie gab, „Vierteljahrshefte für
Zeitgeschichte”, t. 52, nr 4 (2004), s. 597–635.
41 The Diary of Georgi Dimitrov, 1933–1949, red. I. Banac, New Haven 2003, s. 115.
42 R. Raack, Stalin’s Drive to the West, 1938–1945, Stanford 1995; wyd. pol. Polska i  Europa
w  planach Stalina, tłum. P. Kościński, Warszawa 1997, s. 26, 32; pełny tekst tej rozmowy w:
http://www.lituanus.org/1965/65_2_02_KreveMickevicius.html.
43 F.I. Firsov, H. Klehr, J.E. Haynes, Secret Cables of the Comintern, 1933–1943, New Haven–
Londyn 2014, s. 248.
44 Molotov Remembers: Inside Kremlin Politics, red. F. Chuev, A. Resis, Chicago 1993, s. 8.
45 J. Herf, The Jewish Enemy: Nazi Propaganda During World War II and the Holocaust, Harvard
2006, s. 97–98.
46 A. Resis, The Fall of Litvinov: Harbinger of the German–Soviet Non-aggression Pact, „Europe-
Asia Studies”, t. 52, nr 1 (2000), s. 34–35.
47 Z. Sheinis, Maksim Maksimovich Litvinov: revoliutsioner, diplomat, chelovek, Moskwa 1989, s.
363–364, w: A. Nekricz, Pariahs, Partners, Predators: German–Soviet Relations, 1922–1941, Nowy
Jork 1997, s. 109.
48 S. Sebag Montefiore, Stalin: The Court of the Red Tsar, Londyn 2003; wyd. pol. Stalin: Dwór
czerwonego cara, tłum. M. Antosiewicz, Warszawa 2003, s. 38–39.
49 Ibidem, s. 226.
50 D.C. Watt, cyt. za: Molotov Remembers…, op. cit., s. xix.
51 Ibidem, s. 192.
52 M. Bloch, Ribbentrop, Londyn 1992, s. 207; wyd. pol. Ribbentrop, tłum. G. Siwek, Warszawa
1995, s. 230.
53 DGFP, seria D, t. VII, Londyn 1956, nr 180, s. 189, tekst okólnika Ribbentropa z 22 VIII 1939.
54 SSSR-Germania 1939. Dokumenty i materialy o sovetsko-germanskikh otnosheniiakh v aprele-
sentiabre 1939 goda, Nowy Jork 1983, s. 23, cyt. za: A. Nekrich, Pariahs, Partners…, op. cit., s. 115.
55 DGFP, seria D, t. VI, op. cit., nr 56, s. 63.
56 Die Tagebücher von Joseph Goebbels, red. E. Fröhlich, cz. 1, t. VII, Monachium 1998, s. 75;
wyd. pol. Joseph Goebbels: Dzienniki; t. I: 1923‒1939, tłum. E.C. Król, Warszawa 2013, s. 584.
57 A.P. Adamthwaite, The Making of the Second World War, Londyn 1977, s. 220.
58 F. McDonough, Neville Chamberlain, Appeasement and the British Road to War, Manchester
2010, s. 174.
59 British Foreign Policy, seria III–VI, dodatek V, cyt. za: A.J.P. Taylor, English History 1914–
1945, Oxford 1965, s. 447 (przypis).
60 A.J.P. Taylor, English…, op. cit., s. 448.
61 Więcej na ten temat, por. N. Davies, Biały orzeł…, op. cit.
62 Stenogram tych negocjacji w: A.P. Adamthwaite, The Making…, op. cit., s. 218–219.
63 C. Bohlen, Witness to History, 1929–1969, Nowy Jork 1973, s. 86.
64 DGFP, Seria D, t. VII, op. cit., nr 56, s. 64. Ribbentrop do Schulenburga, 14 VIII 1939.
65 DGFP, op. cit., nr 62, s. 68–69. Weizsäcker do Schulenburga, 15 VIII 1939.
66 R. von Ribbentrop, Mein Vater…, op. cit., s. 224.
67 DGFP, op. cit., nr 88, s. 99. Schulenburg do Weizsäckera, 16 VIII 1939.
68 J. von Herwarth, Against Two…, op. cit., s. 162.
69 Por. np. DGFP, op. cit., nr 125 i 132, s. 134, 149, 19 i 20 VIII 1939.
70 Joseph Goebbels…, op. cit., s. 582.
71 A. Werth, Russia at War 1941–1945, Londyn 1965, s. 66.
72 DGFP, op. cit., nr 142, s. 157. Hitler do Stalina, 20 VIII 1939.
73 DGFP, op. cit., nr 159, s. 168. Schulenburg do Moskwy, 21 VIII 1939.
74 A. Speer, Inside the Third Reich, Londyn 1970, s. 234 (tyt. oryg. Erinnerungen); wyd. pol.
Wspomnienia, tłum. M. Fijałkowski, J. Kruczyńska, L. Szymański, M. Witczak, Warszawa, 1990, wyd.
2, poprawione, s. 196.
75 V.N. Pawłow, cyt. za: L. Rees, World War Two Behind Closed Doors: Stalin, the Nazis and the
West, Londyn 2008, s. 10.
76 V. Karpov, Marszał Żukov: Ego soratniki i protivniki v dni vojny i mira, Moskwa 1992, s. 124.
77 Ibidem.
78 R. von Ribbentrop, Mein Vater…, op. cit., s. 228.
79 N. von Below, At Hitler’s Side: The Memoirs of Hitler’s Luftwaffe Adjutant, 1937–1945,
Londyn 2004 (tyt. oryg. Als Hitlers Adjutant); wyd. pol. Byłem adiutantem Hitlera, tłum. Z. Rybicka,
Warszawa 1990, s. 175–176.
80 H. Döhring, cyt. za: L. Rees, World War…, op. cit., s. 17.
81 J. von Herwarth, Against Two…, op. cit., s. 165.
82 A. Hencke, Die deutsch-sowjetischen Beziehungen zwischen 1932 und 1941, nieopublikowany
protokół ze zbiorów Instytutu Historycznego w Monachium, MA 1300/2, s. 11.
83 A. Nekrich, Pariahs, Partners…, op. cit., s. 121.
84 DGFP, op. cit., nr 213, s. 227–228.
85 A. Read, D. Fisher, The Deadly…, op. cit., s. 252.
86 DGFP, op. cit., nr 228–229, s. 245–247.
87 D. Watson, Molotov: A Biography, Basingstoke 2005, s. 170.
88 Molotov Remembers…, op. cit., s. 12.
89 A. Hencke, Die deutsch-sowjetischen…, op. cit., s. 13.
90 Ibidem.
91 H. Hoffmann, Hitler…, op. cit., s. 109.
92 A. Hencke, Die deutsch-sowjetischen…, op. cit., s. 13.
93 J. von Herwarth, Against Two…, op. cit., s. 165.
ROZDZIAŁ 2

Więzy wspólnie przelanej krwi

Osiem dni, niemal co do godziny, po ceremonii podpisania na Kremlu paktu


nazistowsko-sowieckiego, w Europie znowu wybuchła wojna. Nim wzeszło słońce
1 września 1939 roku, stary niemiecki pancernik „Schleswig-Holstein” – weteran
bitwy jutlandzkiej, który zawinął do portu w  Wolnym Mieście Gdańsku
z  „przyjacielską wizytą” – odcumował od przystani i  otworzył z  bliska ogień
w  kierunku Westerplatte, bronionego przez polski garnizon. Był to dramatyczny
i spektakularny wstęp do niemieckiej agresji na Polskę.
W tygodniu poprzedzającym te pierwsze wojenne salwy panowała ciężka,
przytłaczająca atmosfera. Choć szczegóły dotyczące zawarcia paktu pozostawały
niejasne, to większość ówczesnych komentatorów zgadzała się co do tego, że
znamionował on bezprecedensową zmianę. „To jest oszałamiający cios” – zapisał
w swoim dzienniku Rumun Mihail Sebastian. „Kurs całej światowej polityki uległ
nagłej zmianie”1. Ponadto jednomyślnie i  niewesoło uznano, że pakt ten, to coś
więcej niż kolejny epizod trwającego w  Europie kryzysu i  najprawdopodobniej
zwiastuje wybuch wojny. W  związku z  tym mężowie stanu z  całego świata
nawoływali do rozwagi. Roosevelt wystosował osobisty apel do Hitlera,
podsuwając „alternatywne metody” rozwiązania zaistniałego kryzysu. Francuski
premier, Edouard Daladier, postąpił podobnie, nakłaniając niemieckiego dyktatora,
aby odstąpił od skraju przepaści, gdyż w  przeciwnym razie „zniszczenia
i  barbarzyństwo będą prawdziwymi zwycięzcami”. Z  kolei premier brytyjski
Neville Chamberlain popadł w  przygnębienie, zwierzając się amerykańskiemu
ambasadorowi, że „bezowocność tego wszystkiego, to coś przerażającego”2. Inni
zaczęli szykować się na najgorsze. Londyńskie muzea zaczęły wywozić swe
bezcenne zbiory na prowincję; ze szpitali wypisano lżej chorych, a  na stacjach
kolejowych zainstalowano niebieskie światła na wypadek spodziewanego
ogłoszenia zaciemnienia. Wszędzie układano worki z  piaskiem, zaklejano okna
taśmami. Podczas gdy Chamberlain przygotowywał się do przenosin do
specjalnego schronu pod Whitehallem, z  którego miał kierować prowadzeniem
wojny, wydano rozkazy ewakuacji dzieci z  miast i  miasteczek Wielkiej Brytanii,
mającej się rozpocząć rankiem 1 września. Nastroje ludności były ponure.
„Nieszczęsny, umęczony świat” – zapisała jedna z  ówczesnych pamiętnikarek.
„Jakiż zamęt my, ludzie, na nim wywołaliśmy”3.
Kiedy na całym świecie przetrawiano nowiny o pakcie nazistowsko-sowieckim
i  rozważano perspektywy wybuchu wojny, Ribbentrop wrócił ze swoją świtą do
Niemiec, gdzie Hitler zgotował mu entuzjastyczne powitanie, wychwalając
ministra spraw zagranicznych Rzeszy jako „drugiego Bismarcka”4. Gdy fetowano
powrót Ribbentropa, Hoffmann zajął się wywoływaniem zdjęć z  ceremonialnego
podpisania paktu w  Moskwie. Kiedy spotkał się z  Hitlerem, przekonał się
skonsternowany, że Führera bardziej interesuje jego opinia o  Stalinie niż jego
zdjęcia. „Czy on rzeczywiście wydaje rozkazy?” – dopytywał się gorączkowo
Hitler, „czy też formułuje je jako swoje życzenia?” – zastanawiał się i  pytał
jeszcze: „Czy naprawdę tak dużo pali? Jak się z  panem przywitał?”. O  dziwo,
zainteresował się także kształtem płatków uszu Stalina, zapytując, czy są
„przyrośnięte po żydowsku czy oddzielne jak u  Aryjczyków”. Hoffmann
odpowiedział, że sowiecki przywódca ma płatki uszu oddzielone od skóry twarzy,
ku wyraźnemu zadowoleniu Hitlera. Było jasne, że Führer chciał się pilnie
dowiedzieć możliwie najwięcej o swoim nowym sprzymierzeńcu5.
Kiedy wreszcie zaczął oglądać wykonane przez Hoffmanna zdjęcia, nie krył
rozczarowania. „Jaka szkoda”, powiedział Hitler. „Nie możemy wykorzystać ani
jednego z nich”. Na protesty Hoffmanna odrzekł, że na każdej fotografii Stalin pali;
pokazanie ich było „wykluczone (…) Naród niemiecki uzna to za zniewagę”. Hitler
wyjaśniał dalej: „Podpisanie paktu jest uroczystym aktem, do którego nie
przystępuje się z papierosem zwisającym z ust. Takie zdjęcie trąci brakiem powagi!
Proszę się zorientować, czy da się wyretuszować te papierosy”. Tak więc wszystkie
fotografie udostępnione niemieckiej prasie zostały tak podretuszowane przez
Hoffmanna, że nie widać na nich papierosów6.
Potem wynikły kolejne przeszkody. Hitler początkowo przewidywał
przeprowadzenie błyskawicznej kampanii przeciwko Polsce, wydając rozkaz ataku
na 26 sierpnia, ale musiał przesunąć w  czasie termin rozpoczęcia agresji pod
wpływem podejmowanych w  ostatniej chwili przez Brytyjczyków zabiegów
dyplomatycznych i  bezowocnych prób doprowadzenia do rokowań. Musiał też
odwołać doroczne wystąpienie na pokazowym zlocie partii nazistowskiej
w Norymberdze, zaplanowanym na 2 września. Jak na ironię, wiodącym tematem
tego zlotu w  owym roku miał być „pokój”. Wreszcie 31 sierpnia Hitler wydał
swoją pierwszą „dyrektywę wojenną”, rozkazując zaatakowanie Polski następnego
poranka i oznajmiając w niej, że zdecydował się na „rozwiązanie siłowe”, lecz przy
tym arcyważne jest przerzucenie „jednoznacznej odpowiedzialności za wybuch
działań zbrojnych na Anglię i Francję”7.
Tymczasem Stalin nie trwonił czasu na roztrząsanie drobiazgów związanych
z aktem złożenia podpisów pod paktem. Nazajutrz spotkał się ze swoimi ludźmi na
kolacji, na której podano świeżo upolowane kaczki i  – „wyraźnie bardzo
zadowolony z  siebie”8 – rozmyślał na głos o  nowych relacjach z  Hitlerem:
„Oczywiście to wszystko jest grą, w  której chodzi o  to, kto kogo przechytrzy.
Wiem, do czego zmierza Hitler. Sądzi, że wystrychnął mnie na dudka, ale
w  rzeczywistości to ja z  niego zadrwiłem”9. Zaprezentowana Radzie Najwyższej
w  ostatnim dniu sierpnia treść paktu została przyjęta owacyjnie, a  Mołotow
podchwycił wyrażoną przez Hitlera krytykę „klas rządzących Wielkiej Brytanii
i  Francji”, którym, jak utrzymywał, bardzo zależało na uwikłaniu nazistowskich
Niemiec i ZSRS w konflikt zbrojny. W nadchodzącej wojnie, stwierdził, Związek
Sowiecki zachowa „całkowitą neutralność”10.
Następnego ranka, 1 września, wojna już trwała. W  szarawym świetle
późnoletniego świtu wojska niemieckie wyruszyły z pozycji wyjściowych na całej
2000-kilometrowej polsko-niemieckiej granicy. Sześćdziesiąt dywizji, w  których
składzie znajdowało się ponad 2500 czołgów i ponad milion żołnierzy, wdarło się
na polskie terytorium, od Śląska na południowym zachodzie po Pomorze na
północnym zachodzie, wyprowadzając pomocnicze uderzenie z  Prus Wschodnich
na północy. Niemcy zdecydowanie górowali nad Polakami w  zakresie broni
pancernej i  uzbrojenia i  czynili szybkie postępy na wszystkich odcinkach frontu.
W  powietrzu smukłym messerschmittom i  wyjącym stukasom Luftwaffe groziło
niewiele ze strony przestarzałych – choć pilotowanych przez brawurowych
lotników – myśliwców polskiego lotnictwa.
Słabsi liczebnie i gorzej uzbrojeni Polacy stawili mimo wszystko dzielny opór.
Na przykład pierwszego dnia kampanii w  bitwie pod Mokrą na południowym
zachodzie Polski udało się na pewien czas powstrzymać niemieckie natarcie,
a niemiecka 4. Dywizja Pancerna poniosła znaczne straty. Z kolei na północy, pod
Krojantami, starcie polskiej kawalerii z  niemieckimi czołgami zrodziło trwałą
legendę o  przesiąkniętej romantyzmem beznadziejności polskiego oporu. Jednak
prawie wszędzie polskie oddziały cofały się pod naporem Niemców, a  do czasu,
gdy doszło do największej bitwy tej kampanii – nad Bzurą, dziesięć dni później –
sama Warszawa znalazła się już w  zagrożeniu. Kiedy pod koniec miesiąca
skapitulowały załogi starych carskich fortów strzegących podejść do stolicy, samo
miasto też musiało się poddać.
Wymowne zdjęcie pokazujące demontaż polskiego szlabanu przez niemieckich żołnierzy 1
września 1939 roku – rozpoczyna się druga wojna światowa. Atak III Rzeszy na Polskę ułatwiał
nietypowy przebieg granic między obu państwami, już na wstępie stawiający Polaków w złej
sytuacji strategicznej.
Hitler dogląda przemarszu swoich wojsk, Polska, 1 września 1939 roku. Postępy Wehrmachtu,
mimo bohaterskiej obrony Polaków, były relatywnie szybkie. Brutalne oblicze tego konfliktu dało
o sobie znać od samego początku – w ślad za niemieckimi oddziałami frontowymi posuwały się
jednostki specjalne, odpowiedzialne m.in. za masakrę ludności cywilnej.

Jednakże już na długo przed rozstrzygnięciem tej kampanii Wehrmacht


dowiódł, że nastała era wojen nowego rodzaju. Tuż przed inwazją na Polskę, Hitler
polecił dowódcom Wehrmachtu: „Nie znajcie litości. Postępujcie brutalnie”11.
Słowa te znalazły u nich posłuch. Od samego początku działań wojennych wojska
nazistowskie okrutnie traktowały polską ludność. Jednostki specjalne –
Einsatzgruppen – podążały za formacjami pierwszej linii, aby bezwzględnie
likwidować wszelkie przejawy oporu na zapleczu frontu. A, jak Polacy rychło się
przekonali, „stawianie oporu” było bardzo ogólnie pojmowane i  prawie zawsze
karane przeprowadzanymi na miejscu egzekucjami. W  trakcie pięciu tygodni
działań wojennych wojska niemieckie spaliły 531 polskich miasteczek i  wsi
i  dokonały ponad 700 masowych egzekucji12; do największych masakr doszło
w  Częstochowie, gdzie 4 września zamordowano 227 cywilów, i  w  Bydgoszczy,
gdzie stracono około 400 osób w  odwecie za rzekome zabijanie etnicznych
Niemców przez Polaków13. Jak wspominali świadkowie, okrucieństwo miewało
czasem niepojęty charakter:

Pierwszymi ofiarami tej kampanii byli liczni harcerze, w wieku od dwunastu do szesnastu lat,
których ustawiono na rynku pod murem i  rozstrzelano. Bez podania powodu. Pewien pełen
poświęcenia ksiądz, który przybiegł, aby udzielić ostatnich sakramentów, też został zabity
(…) Wśród [innych] ofiar był pewien człowiek, zbyt chory, jak wiedziałem, żeby jakkolwiek
uczestniczyć w  życiu politycznym czy publicznym. Podczas egzekucji był zbyt słaby, żeby
ustać; pobili go i zmusili do powstania. Inną ofiarą był siedemnastolatek, jedyny syn pewnego
chirurga, zmarłego rok wcześniej (…) Nigdy się nie dowiedzieliśmy, o  co oskarżono tego
biednego chłopca14.

W istocie często zabijano bez powodu, a  najdrobniejszy pretekst mógł


sprowokować zbrodnię na ludności. Przykładowo w  Kajetanowicach
zmasakrowano 72 polskich cywilów w odwecie za zabicie dwóch niemieckich koni
w  wyniku „pomyłkowego” ostrzału własnych oddziałów15. Na podstawie
skrupulatnych badań ustalono, że w  samym tylko wrześniu 1939 roku niemieckie
wojska zabiły w egzekucjach ponad 12 tysięcy polskich cywilów16.
Tempo i  gwałtowność niemieckiej ofensywy zaskoczyły nie tylko Polaków.
Również Stalin nie spodziewał się, że Wehrmacht będzie czynił tak błyskawiczne
postępy. Oczekując brytyjsko-francuskiej zbrojnej interwencji oraz długotrwałej
kampanii w samej Polsce – na podobieństwo walk pozycyjnych z czasów pierwszej
wojny światowej – musiał pospiesznie skorygować swoje plany. Początkowo
wstrzymywał się z  aktywnym wystąpieniem zbrojnym, wyczekując na reakcję
Zachodu na sowiecki współudział w  podbiciu Polski oraz na wynik starć
z Japończykami na granicy mongolskiej. Jednakże, kiedy wojska niemieckie już 12
września wdarły się na obszary polskie mające przypaść Związkowi Sowieckiemu,
a  sam Ribbentrop nakłaniał Sowietów do zbrojnego wystąpienia, Stalin musiał
przejść do czynnych działań, aby zająć terytoria obiecane mu w  pakcie
z  Niemcami17. Po ogłoszeniu mobilizacji 11 września Armia Czerwona została
skoncentrowana w  pobliżu polskiej granicy na dwóch „frontach” – „białoruskim”
i  „ukraińskim” – na północ i  południe od Prypeci. W  składzie owych dwóch
frontów, czy też grup armii, znalazły się 52 dywizje strzeleckie, 16 dywizji
kawalerii oraz 12 brygad pancernych – łącznie prawie 500 tysięcy żołnierzy18.
Wtedy Mołotow poprosił Berlin o powiadomienie, kiedy powinna paść Warszawa,
aby sowiecka interwencja nastąpiła we właściwym czasie19.
Siedemnastego września, gdy porozumienie pokojowe z  Japończykami
doprowadziło do ustabilizowania sytuacji na granicy mongolskiej, a  wojska
brytyjsko-francuskie nie podjęły działań zaczepnych przeciwko Niemcom na
froncie zachodnim, Stalin postanowił działać. Tego dnia o  trzeciej nad ranem
wezwano na Kreml polskiego ambasadora w Moskwie, Wacława Grzybowskiego,
wręczając mu notę sowieckiego rządu, w której przedstawiono powody sowieckiej
interwencji. Jak gdyby dla podkreślenia beznadziejnej sytuacji Polski dokument
został przygotowany wspólnie przez Sowietów i  niemieckiego ambasadora
w  ZSRS, Schulenburga20. Stwierdzono w  nim, że „polskie władze się rozpadły”,
a  „państwo polskie przestało istnieć”. Wobec takiego krachu „rząd sowiecki nie
może pozostać obojętny w  czasie, gdy bratnie narody, Ukraińcy i  Białorusini,
zamieszkujące na polskim terytorium, zostały pozostawione swemu losowi”. W tej
sytuacji Armia Czerwona otrzymała rozkaz „przekroczenia granicy i  wzięcia pod
opiekę życia i dobytku mieszkańców zachodniej Ukrainy i zachodniej Białorusi”21.
Mianem „zachodniej Ukrainy” i  „zachodniej Białorusi” zostały określone
wschodnie obszary Polski.
Postawiony przed faktem dokonanym Grzybowski odważnie odmówił przyjęcia
tej noty, protestując przeciwko wiarołomności Sowietów i  jawnemu pogwałceniu
międzynarodowego prawa22. Argumentował też, zupełnie słusznie, że bardzo trudna
sytuacja Polski nie ma nic wspólnego z kwestią jej suwerenności. „Czy ktoś wątpił
w  istnienie Rosji”, zapytał, „kiedy Napoleon zajął Moskwę?”23. Nic jednak nie
wskórał. Po upływie godziny, gdy oddziały Armii Czerwonej wkraczały już na
polskie terytorium, notę tę po prostu dostarczono do jego siedziby razem z poranną
pocztą. Grzybowski, człowiek odtąd uznany, we wrogiej już stolicy, za zbytecznego
i  pozbawiony immunitetu dyplomatycznego, został aresztowany przez NKWD.
Osobliwym zrządzeniem losu w  sukurs przyszedł mu Schulenburg, który
wykorzystał swoją dobrą reputację u  Sowietów do wystarania się o  zwolnienie
Grzybowskiego z aresztu i umożliwienia mu nieco później wyjazdu z ZSRS. Polski
konsul w  Kijowie, Janusz Matuszyński, miał mniej szczęścia; NKWD go
aresztowało i ślad po nim przepadł24.

Wkraczające do Polski oddziały sowieckie, 17 września 1939 roku. Agresja Armii Czerwonej,
realizując ustalenia sierpniowego paktu, zadała ostateczny cios wrześniowej obronie kraju.

Wkroczenie Sowietów do Polski miało dość chaotyczny charakter. Osłabiona


przez czystki i tuż po, zaledwie dziesięciodniowej, mobilizacji Armia Czerwona nie
była w stanie prowadzić poważnych operacji zaczepnych; brakowało jej pojazdów,
części zamiennych oraz kompetentnych dowódców. Jednakże, na szczęście dla
Moskwy, polska obrona była już w  tym czasie podobnie zdezorganizowana,
a  nielicznym jednostkom stacjonującym na wschodzie kraju brakowało broni
ciężkiej; nie wiedziały one, jak reagować na wkroczenie Sowietów, nie
otrzymawszy jasnych poleceń od coraz bardziej zdesperowanego naczelnego
dowództwa. Niezdecydowanej postawie Polaków sprzyjały rozmyślne sowieckie
wybiegi i  rozpuszczane pogłoski, że Armia Czerwona wkracza do Polski, ażeby
dopomóc temu krajowi w odparciu niemieckiej inwazji25.
Dla ludności cywilnej, znajdującej się na terenach, na które wchodzili Sowieci,
nastał czas wielkiej niepewności, a  lęk przed nieznanym losem łagodziła tylko
nadzieja, że Armia Czerwona może rzeczywiście przybywa im na pomoc.
Większość, tylko w małym stopniu świadoma rozgrywek i układów na europejskiej
scenie politycznej, nie wiedziała, jak na to zareagować. Janusz Bardach uciekał
przed nazistami i  podążał na wschód, w  kierunku Równego, kiedy nocą został
zatrzymany przez wojskowy patrol:

Dwóch mężczyzn zaświeciło nam latarkami w oczy, inni zaś otoczyli nas (…) Zaskoczył mnie
widok wojskowych mundurów sowieckich i mowa rosyjska – byliśmy ciągle szmat drogi od
granicy. Nie domyślałem się, co też żołnierze sowieccy mogą robić na terytorium Polski,
mogłem jedynie żywić nadzieję, że potężna Armia Czerwona przybyła, by walczyć
z hitlerowcami i wypędzić ich z Polski. Chciałem im okazać radość z tego spotkania, lecz ktoś
kazał nam podnieść ręce do góry26.

W następnych miesiącach i  latach młodzieńczy entuzjazm dla Związku


Sowieckiego i komunizmu miał legnąć w gruzach.
Mniejszość – komuniści, a także niektórzy Żydzi, Ukraińcy i Białorusini – nie
żywili wszakże wątpliwości i  pospieszyli witać Armię Czerwoną jako
wyzwolicieli. Jedna z  takich scen rozegrała się na północny wschód od
miejscowości Jedwabne, gdzie nieliczna grupa miejscowych nie tylko ugościła
sowieckich żołnierzy, zgodnie ze słowiańską tradycją, chlebem i  solą, ale
i wywiesiła wielki transparent z napisem „Witamy was”27. Choć podobne wypadki
miały sporadyczny charakter, to w  powszechnej świadomości przyczyniły się do
potwierdzenia utrwalonych powiązań między Żydami a komunizmem. Na początku
XX wieku żydowscy intelektualiści często działali na politycznej lewicy, częściowo
pod wpływem odrzucenia ich przez największe ruchy narodowe. W konsekwencji
partie komunistyczne w  latach międzywojennych miały duży odsetek Żydów,
zarówno w  swoich szeregach, jak i  w  kierownictwie, a  do najbardziej znanych
żydowskich działaczy należeli: Róża Luksemburg w  Niemczech, Bela Kuna na
Węgrzech i Lew Trocki w ZSRS. Fakt ów został skwapliwie podchwycony przez
ugrupowania prawicowe i  wykorzystywany do oczerniania przeciwników;
fałszywie argumentowano, że skoro wielu komunistów to Żydzi, tedy wielu Żydów
musi być komunistami. Zrodzona w taki sposób idea „judeobolszewizmu” – wedle
której komunizm to niewiele więcej od żydowskiego spisku, zawiązanego w  celu
zawładnięcia światem – szybko znalazła posłuch wśród skrajnej prawicy, przede
wszystkim w  partii nazistowskiej Hitlera, który należał do najskuteczniejszych
i  niestrudzonych propagatorów tego wymysłu. O  wspomnianych powiązaniach
pisał bez ogródek w  Mein Kampf: „Powinniśmy uznać rosyjski bolszewizm za
jedną z  prób podjętych przez Żydów (…) dla zapewnienia sobie panowania na
świecie”28.
Ci Żydzi oraz inni, którzy radośnie witali Armię Czerwoną w  1939 roku,
z  pewnością nie byli agentami wielkiego światowego spisku. Kierowali się
rozmaitymi pobudkami. Niektórzy z  nich wyrażali zdecydowane poglądy
polityczne, inni dawali w  ten sposób upust swemu rozgoryczeniu z  powodu
rzekomych krzywd, doznanych od państwa polskiego; zapewne byli i tacy, którzy
po prostu podchwytywali „polityczny wiatr”. Jednakże tego wystąpienia nie
zapomnieli im ich sąsiedzi. Stając po stronie nowych ciemiężycieli i  z  pozoru
potwierdzając słuszność groteskowej, nazistowskiej koncepcji
„judeobolszewizmu”, nieświadomie prowokowali nieodległy, krwawy odwet.
Polska obrona przed sowiecką inwazją miała najczęściej charakter
zaimprowizowany, przy czym większość oddziałów słabo uzbrojonej straży
granicznej (KOP) wolała złożyć broń albo podążyć na południowy zachód, ku
granicy rumuńskiej, unikając zarówno Sowietów, jak i  Niemców. Uważa się, że
ogółem doszło do około czterdziestu starć między Polakami a  Sowietami29. Do
jednej z  takich bitew doszło pod Szackiem 28 września, w  trakcie której
miasteczko, leżące na południe od Brześcia, zostało na krótko odbite z  rąk
sowieckich przez polskie oddziały, które odrzuciły jedną z  dywizji strzeleckich
Armii Czerwonej30. Inną była walka o  Grodno, gdzie zaimprowizowaną obronę
świetnie zorganizował generał Józef Olszyna-Wilczyński, powstrzymując
sowieckie natarcie przez dwa dni i  zadając atakującym dotkliwe straty. Sam ten
generał, jak i jego adiutant znaleźli się wśród około 300 obrońców miasta, którzy
przypłacili życiem swoją śmiałość i  po schwytaniu zostali rozstrzelani przez
czerwonoarmistów31 (w istocie gen. Olszyna-Wilczyński dowodził GO „Grodno”,
a  nie obroną Grodna – przyp. tłum.). Takie zbrodnie niestety nie należały do
rzadkości. Instynktowna nienawiść żołnierzy Armii Czerwonej do polskiego
korpusu oficerskiego, utożsamianego z  katolicką szlachtą, stanowiła podłoże
innych podobnych masakr, a egzekucje wziętych do niewoli oficerów były czymś
powszechnym. Na przykład w  Pińsku, po złożeniu broni przez Polaków, 30
oficerów tamtejszej flotylli rzecznej oddzielono od innych żołnierzy i stracono32.
Nieliczni polscy dowódcy mieli tamtej jesieni wątpliwy zaszczyt starcia się
z najeźdźcami i sowieckimi, i niemieckimi. Do najbardziej znanych należał generał
Franciszek Kleeberg, którego Samodzielna Grupa Operacyjna „Polesie” najpierw,
w początkowej fazie kampanii, walczyła z wojskami Guderiana koło Brześcia, nim
po sowieckiej inwazji 17 września wyruszyła na zachód, oficjalnie na pomoc
oblężonej Warszawie. Jednak w  zawierusze walk zgrupowanie Kleeberga pod
koniec września zostało zaatakowane przez formacje Armii Czerwonej pod
Milanowem, a na początku października podjęło walkę z Niemcami w bitwie pod
Kockiem, ostatniej batalii w  kampanii polskiej. Po wyczerpaniu amunicji resztki
SGO „Polesie” poddały się Niemcom rankiem 6 października, po czterech dniach
walk. Kleeberg złożył broń ostatni; miał nie przeżyć niemieckiej niewoli33.
Najczęściej wojska sowieckie i  niemieckie starały się nie wchodzić sobie
w  drogę, nie przekraczając wyznaczonej linii demarkacyjnej i  unikając
wzajemnych kontaktów. W  rzeczywistości miały się nie zbliżać do siebie na
odległość mniejszą niż 25 kilometrów34. Mimo to dochodziło do incydentalnego
współdziałania. Przykładowo już na samym początku władze sowieckie zgodziły
się, aby rozgłośnia radiowa w  Mińsku ułatwiała nawigację lotnikom Luftwaffe35.
Ponadto obie strony, niemiecka i  sowiecka, wymieniały informacje na temat
wielkości i  stanu polskich jednostek naziemnych, współdziałając w  ich
likwidowaniu36. Jako przykład takiej współpracy mogą posłużyć walki o  Lwów,
największe miasto Polski południowo-wschodniej, oblegane już przez Niemców
w  czasie, gdy sowiecka 6. Armia dotarła do jego rogatek 19 września. Pomimo
znacznych strat, poniesionych podczas prób zdobycia tego miasta, wojska
niemieckie się wycofały, a  dowódca polskiego garnizonu generał Władysław
Langner skapitulował przed Sowietami, po uzyskaniu zapewnienia, że jego
żołnierzy czeka dobre traktowanie w  niewoli. Langnera jednak oszukano, jak
wspominał jeden ze świadków: „Ledwie [Polacy] złożyli broń, zostali otoczeni
przez rosyjskich żołnierzy i odprowadzeni”37. Wszędzie Sowieci odnosili się nader
przyjaźnie do swoich nowych niemieckich sprzymierzeńców, a  pewien sowiecki
porucznik entuzjastycznie wciskał papierosy oficerom Wehrmachtu i  szybko
nauczył się sloganu „Giermancy i  bolszewiki zusammen stark” („Razem Niemcy
i bolszewicy są silni”)38.
W sferze propagandowej także miała miejsce zakrojona na szeroką skalę
współpraca, a  obydwie strony informowały o  sukcesach sprzymierzeńców
i  wydawały wspólne komunikaty. Na przykład 20 września gazeta „Izwiestia”
(organ prasowy sowieckiej partii komunistycznej) zamieściła na pierwszej stronie
cyniczne i  zmyślone wyjaśnienie – najwyraźniej zatwierdzone w  Berlinie
i Moskwie – działań wojsk niemieckich i sowieckich w Polsce. Pisano w nim:

W celu rozwiania wszelkich nieuzasadnionych pogłosek, dotyczących zadań, wypełnianych


obecnie przez wojska sowieckie i  niemieckie na terenie Polski rządy Związku Sowieckiego
i Niemiec podają do wiadomości, że misją tych oddziałów nie są żadne szczególne cele (…)
sprzeczne z  duchem paktu o  nieagresji, zawartego przez Niemcy i  Związek Sowiecki.
Przeciwnie, zadanie tych wojsk to utrzymanie pokoju i ładu w Polsce, podkopanych wskutek
upadku państwa polskiego, oraz pomoc ludności w przywracaniu warunków niezbędnych dla
istnienia tego państwa39.

Zapewne do najwymowniejszego i najbardziej cynicznego zdarzenia, będącego


świadectwem tego ducha współpracy, doszło podczas spotkania w Warszawie pod
koniec października 1939 roku wspólnej, niemiecko-sowieckiej, komisji
granicznej. Po uroczystym obiedzie, wydanym przez przedstawiciela Hitlera
w  okupowanej Polsce, Hansa Franka, on sam, Frank, oraz członek kierownictwa
delegacji sowieckiej Aleksandr Aleksandrow, poszli zapalić. Frank zauważył
wtedy: „Pan i  ja palimy polskie papierosy dla usymbolizowania faktu, że
puściliśmy Polskę z dymem”40.

Po zajęciu polskich terytoriów oba reżimy szybko doprowadziły do


sformalizowania zawartych ze sobą uzgodnień. Dwudziestego siódmego września
Ribbentrop ponownie udał się do Moskwy, aby podpisać uzupełniający dokument,
tak zwany „traktat o przyjaźni i granicach”, w którym dopracowano pewne sprawy,
nierozstrzygnięte w  pakcie zawartym miesiąc wcześniej. W  tych nowych
rozmowach dano pełny wyraz świeżej przyjaźni nazistów z Sowietami. Jak donosił
sam Ribbentrop, czuł się jak „w kręgu starych towarzyszy walki”41. Stalin
stwierdził, że nazistowskie Niemcy i  Związek Sowiecki wspólnie stanowią taką
potęgę, że żaden sojusz innych mocarstw nie zdoła im się przeciwstawić. Ponadto
przyobiecał, że „gdyby Niemcy nieoczekiwanie znalazły się w kłopotach, to mogą
być pewne, że naród sowiecki pospieszy Niemcom na pomoc i nie dopuści do ich
zduszenia”42.
Konkretnym tematem tego spotkania było uregulowanie nazistowsko-
sowieckich relacji tuż po, niemal już przypieczętowanej, klęsce Polski.
W  zaistniałej sytuacji obydwie strony zgodziły się nie odbudowywać państwa
polskiego w  żadnej postaci i  współpracować w  zwalczaniu wszelkiej agitacji na
rzecz odtworzenia Polski. Uzgodniono również ramowe zasady, na jakich miała się
odbyć wymiana ludności, umożliwiająca przejazd na zachód etnicznym Niemcom,
natomiast Białorusinom i Ukraińcom z ziem zajętych przez Niemców – na wschód.
Zapewne najważniejszą kwestią była zmiana wytyczonej wcześniej linii
demarkacyjnej, oddzielającej terytoria obu reżimów na wschodzie Europy; granicę
sowiecką w  okupowanej Polsce przesunięto na wschód, na linię Bugu, za co
tytułem rekompensaty Moskwie przypadła Litwa. W  ten sposób Polska została
podzielona na dwie niemal równe części; Niemcy zajęły 188,5 tysiąca kilometrów
kwadratowych z  dwudziestomilionową ludnością, a  ZSRS otrzymał nieco ponad
200 tysięcy kilometrów kwadratowych z  12 milionami ludności43. Gdy Stalin
twierdził publicznie, że ta graniczna korekta miała na celu usunięcie wszelkich
ewentualnych źródeł tarć z  jego nowym sprzymierzeńcem, wyraźnie miał na
uwadze reakcję Londynu i  Paryża, gdyż w  opinii Zachodu wytyczona na nowo
granica była dużo łatwiejsza do obrony, gdyż z grubsza opasywała od wschodu te
obszary, na których ludność etnicznie polska stanowiła większość. Dla jasności
ambasada niemiecka przygotowała odpowiednią mapę, na której czarną linią
zaznaczono nową niemiecko-sowiecką granicę. Obok niej swoje podpisy postawili
Ribbentrop i  – zamaszyście, grubym niebieskim ołówkiem – Stalin. Sowiecki
przywódca zwrócił się na poły żartobliwie do swojego niemieckiego gościa: „Czy
mój podpis jest dla pana dostatecznie wyraźny?”44.
Po rozstrzygnięciu formalności oba reżimy przystąpiły do zaprowadzania na
swoich częściach podbitych obszarów własnych porządków. Po niemieckiej stronie
granicy byłe polskie ziemie zostały podzielone na dwie części: województwa
północne i  zachodnie wcielono bezpośrednio do Rzeszy – a  znaczna ich część
otrzymała nazwę Warthengau („Kraj Warty”) – natomiast z  regionów
południowych i  wschodnich powstał odrębny twór – Generalgouvernement
(Generalne Gubernatorstwo), z Warszawą i Krakowem, nominalnie autonomiczny,
jednak faktycznie całkowicie uzależniony od Berlina. Na obu tych obszarach
ludność polska miała minimalne prawa, świadomie zepchnięta na margines,
a jedynym jej celem miało być posłuszne służenie swoim niemieckim panom.
Pierwszym i  głównym zadaniem niemieckich władz w  Polsce była skuteczna
likwidacja polskich elit – duchowieństwa, nauczycieli, byłej kadry oficerskiej,
intelektualistów, a  nawet harcerzy. Z  tego powodu chaotyczne egzekucje
z  początkowej fazy okupacji nabrały z  czasem bardziej planowego i  bardziej
politycznego charakteru. W tak zwanej „Dolinie Śmierci” koło Bydgoszczy plutony
egzekucyjne, złożone z  członków Einsatzgruppen i  bojówek, w  skład których
wchodzili miejscowi Niemcy, zamordowały w październiku 1939 roku ponad 1200
księży, lekarzy i  innych Polaków45. Ogółem akcje takie ja ta – „pacyfikacyjne”,
w  nazistowskim żargonie – przyniosły śmierć aż 50 tysiącom Polaków owej
pierwszej jesieni i zimy niemieckiej okupacji46.
W listopadzie 1939 roku miała miejsce Sonderaktion Krakau („akcja specjalna
Kraków”), w  czasie której nazistowski cynizm dorównał nazistowskiemu
okrucieństwu. W  południe 6 listopada cała profesura prestiżowego Uniwersytetu
Jagiellońskiego – jednej z  najstarszych uczelni świata – stawiła się wezwana na
spotkanie z  nowym szefem krakowskiego Gestapo, Brunonem Müllerem, aby się
zapoznać z  nowymi planami edukacyjnymi nazistów. Jednakże grupa 184
wykładowców nie wysłuchała żadnej prelekcji, tylko została zaaresztowana
i  zabrana na przesłuchania, po czym wywieziono ją w  całości do obozu
koncentracyjnego Sachsenhausen koło Berlina. Choć ludzi tych zwolniono na
wiosnę następnego roku pod wpływem międzynarodowych protestów –
zgłoszonych także przez Benita Mussoliniego oraz Watykan – szesnastu
profesorów UJ nie przeżyło tej gehenny. Tymczasem sam ten uniwersytet
zamknięto, wraz ze wszystkimi innymi uczelniami i  szkołami średnimi w  Polsce,
na cały okres nazistowskiej okupacji. Polacy mieli odbierać tylko najbardziej
rudymentarne wykształcenie.
Wiosną i  latem 1940 roku Niemcy rozpoczęli nową falę represji w  swojej
strefie w  okupowanej Polsce, z  zamiarem likwidacji tak zwanych „elementów
przywódczych” polskiego społeczeństwa. Rezultatem była AB Aktion, czyli
„nadzwyczajna akcja pacyfikacyjna”, przeprowadzona wedle wypróbowanego już
schematu. Więźniów wyprowadzano z  cel w  miejscowych więzieniach,
odczytywano im zarzuty i  wyroki, następnie wywożono ciężarówkami do
pobliskiego lasu, gdzie byli zabijani strzałami w  głowę lub z  broni maszynowej
i grzebani w wykopanych zawczasu dołach. W taki sposób w czerwcu 1940 roku
zamordowano w  Palmirach 358 więźniów warszawskiego Pawiaka; w  lipcu 400
zabito koło Częstochowy, a w nocy 15 sierpnia 1940 roku dokonany został mord na
450 ludziach pod Lublinem. Szacuje się, że ogółem w  ramach AB Aktion
zamordowano około 6000 osób47.
Także w  zakresie administracji naziści i  Sowieci wprowadzili swoje
zarządzenia w  okupowanych zonach. O  ile Niemcy stosowali otwartą przemoc
i wprowadzali dyktat zgodny z Führerprinzip („zasadą przywództwa”), to w strefie
sowieckiej nowa administracja próbowała podtrzymywać iluzję demokratycznej
legitymacji. Miesiąc po wkroczeniu Armii Czerwonej Sowieci zorganizowali
„ustawione” wybory (wystawiając wyłącznie swoich kandydatów) do nowych
zgromadzeń przedstawicielskich na zaanektowanych obszarach zachodniej
Białorusi i  zachodniej Ukrainy. Mniej więcej tydzień później owe zgromadzenia
zwróciły się do Rady Najwyższej w  Moskwie z  życzeniem przystąpienia do
Związku Sowieckiego, a prośba ta doczekała się spełnienia już w listopadzie 1939
roku. Zachodnia Białoruś i zachodnia Ukraina zostały przyłączone do sowieckich
republik, białoruskiej i ukraińskiej, a dopiero co wybrane „zgromadzenia ludowe”
rozwiązano. W ciągu dwóch miesięcy polskie kresy wschodnie zostały wchłonięte
przez ZSRS.
Od owego czasu zapanowały tam w każdej dziedzinie życia normy sowieckie.
Własność prywatną zniesiono, przedsiębiorstwa upaństwowiono, a  wszyscy byli
obywatele polscy musieli przyjąć obywatelstwo sowieckie. W  połowie listopada
wycofano z  obiegu polską złotówkę. A  ponieważ nie wolno było wymieniać
złotówek na sowieckie ruble, wiele osób z  dawnych klas średnich i  wyższych
popadło w  nędzę – pozbawiono ich majątku, a ich oszczędności utraciły wartość.
Naturalnie, sowietyzacja wywarła przemożny wpływ; nie tylko warunki
ekonomiczne i  społeczne stanęły na głowie, ale odtąd wielu ludzi pociągnięto do
odpowiedzialności za dawną antysowiecką działalność, taką jak udział w  wojnie
polsko-bolszewickiej w 1920 roku. Niegdysiejszą przynależność do mieszczaństwa
albo inteligencji nagle można było przypłacić życiem.
W istocie uderzające podobieństwa można dostrzec w  okupacyjnej polityce
nazistów i  Sowietów, a  i  jedni, i  drudzy stosowali bardzo zbliżone metody
postępowania z  ludnością podbitych obszarów. Niemcy skutecznie „pozbawili
głowy” polskie społeczeństwo na ziemiach zachodnich, a  Sowieci tak samo
postępowali w  swojej strefie okupacyjnej: prześladowania wrogów rasowych
w jednej połowie Polski nie różniły się prawie od represji wobec wroga klasowego
w  drugiej. W  strefie sowieckiej licznych polskich prominentów – z  kręgów
wojskowych i  politycznych – aresztowano w  ramach celowych starań,
zmierzających do usunięcia osób opiniotwórczych oraz komentatorów, którzy
mogli zakłócić gładkie wprowadzanie sowieckich rządów. Innych zatrzymywano
bardziej wybiórczo, uznając ich za podejrzanych na podstawie zdawkowej
rozmowy, podsłuchanej na ulicy. Ulubiona taktyka NKWD polegała na
aresztowaniu dwóch osób rozmawiających ze sobą w miejscu publicznym, a potem
przesłuchiwaniu ich osobno i  wypytywaniu, o  czym rozprawiali tuż przed
zatrzymaniem. Jeśli w  obu tych zeznaniach były rozbieżności, oznaczało to, że
przesłuchiwani coś ukrywają i  śledztwo kontynuowano. Na ogół aresztowano za
jakieś drobne wykroczenia – rzeczywiste lub wyimaginowane – które można było
podciągnąć pod działalność opozycyjną; na przykład służba w  przedwojennych
polskich władzach wystarczała, aby kogoś napiętnować jako zwolennika
„faszyzmu”48. Oczywiście na fakt, że Stalin sam popierał faszyzm za sprawą paktu
z Hitlerem, nie można się było powoływać.
Niektórzy z aresztowanych rzeczywiście prowadzili antysowiecką działalność.
Czesław Wojciechowski miał dziewiętnaście lat, kiedy został pozbawiony wolności
za roznoszenie antysowieckich ulotek w  Augustowie. Skazany na osiem lat
w  obozie pracy w  głębi Rosji, został wywieziony w  ubraniu, w  którym go
schwytano, a  rodzina już nigdy więcej go nie ujrzała49. Należał do około 100
tysięcy Polaków, uwięzionych przez NKWD w  okupowanej Polsce za rzekome
przestępstwa kryminalne, z których połowa trafiła do obozów GUŁagu50. Ci, którzy
znaleźli się w  miejscowych więzieniach, znosili niewiele lepsze warunki.
Aleksander Wat znalazł się w  przepełnionym więzieniu we Lwowie w  styczniu
1940 roku. Żaden z  przebywających tam więźniów nie siedział dłużej niż trzy
miesiące, a  jednak tragiczne warunki sprawiały, że wszyscy oni wyglądali jak
starcy. „Nie potrafiłem odróżnić czterdziestolatków od ludzi
siedemdziesięcioletnich”, wspominał Wat51. Nic dziwnego, że niebawem zaczął
krążyć wśród Polaków ponury dowcip, iż skrótowiec NKWD oznacza „nie
wiadomo, kiedy wrócę do domu”52.
Zapewne najbardziej niesławny przykład tego procesu „dziesiątkowania”
społeczeństwa kojarzy się z  nazwą miejsca mordu więźniów – z  Katyniem. Po
sowieckiej inwazji na wschodnią Polskę około 400 tysięcy polskich jeńców
wojennych, policjantów, pracowników więziennictwa oraz innych osób znalazło się
w  rękach NKWD. W  trakcie przesłuchań i  politycznego przesiewu liczba tych
więźniów znacznie się zmniejszyła, gdyż wielu mundurowych zwolniono, a innych
skierowano do brygad roboczych. Z  końcem 1939 roku pozostało ich około 15
tysięcy – głównie oficerów polskiego wojska – internowanych w  sowieckich
obozach jenieckich w Starobielsku, Kozielsku i Ostaszkowie, gdzie poddawano ich
długotrwałym nocnym przesłuchaniom, aby określić ich nastawienie do Związku
Sowieckiego i  komunizmu. Więźniowie sądzili, że to rutynowa procedura,
poprzedzająca ich zwolnienie, lecz chodziło o  coś znacznie poważniejszego:
stawką tych badań było ich życie. Jako Polacy, oficerowie, arystokraci i  katolicy
stanowili w  oczach Sowietów ucieleśnienie zła i  zaledwie niespełna 400 z  nich
uznano za „użytecznych” i  nie wydano na stracenie. Wśród tychże ocalałych
znalazł się Zygmunt Berling, późniejszy dowódca 1. Armii Wojska Polskiego,
która walczyć miała u boku Armii Czerwonej i dojść aż do Berlina. Na listy tych,
których oczekiwała egzekucja, przy okazji wpisano też około 7000 Polaków –
księży, policjantów, ziemian i intelektualistów – z innych obozów. Potem, 5 marca
1940 roku – w  tym samym tygodniu, kiedy w  Berlinie został wydany rozkaz
przeprowadzenia AB Aktion, z  Moskwy nadeszło polecenie wykonania „kary
głównej: rozstrzelania”53.
Masowy grób z ciałami Polaków pomordowanych przez NKWD w Katyniu, zdjęcie
z przeprowadzonej w 1943 roku ekshumacji. Sowieckie rządy na ziemiach polskich cechowała
wybitna bezwzględność – wszyscy mogący potencjalnie przeciwstawiać się okupacji podlegali
represjom takim jak wywózki, więzienia, obozy pracy oraz egzekucje.
W następnym miesiącu około 15 tysięcy oficerów wywożono z  obozów
partiami, po kilkuset naraz. Koledzy serdecznie się z  nimi żegnali, w  wierze, że
opuszczający obóz wychodzą na wolność, i niekiedy ustawiali się w szeregu koło
podstawianych autobusów. „Nie było ani śladu podejrzeń”, wspominał jeden ze
świadków, że tamci wpadli „w objęcia kostuchy”54. Wywożeni jechali niedaleko.
W  więzieniach i  punktach zbornych NKWD przetrzymywano ich jeszcze przez
jakiś czas, ponownie sprawdzając tożsamość skazańców. Major Adam Solski
prowadził swój dziennik aż do tego momentu. „Zawieźli nas do jakiegoś lasu;
przypomina to letnie uzdrowisko” – zapisał. „Tu przechodzimy skrupulatną rewizję
osobistą. Zabierają nam ruble, pasy i  scyzoryki”55. Był to ostatni wpis w  jego
diariuszu.
Choć wydaje się, że próbowano stosować i  inne metody, NKWD szybko
wypracowało najskuteczniejszą technikę likwidacji więźniów i jeńców. Ofiary były
pojedynczo prowadzone, z  rękami związanymi za plecami, do piwnicznego
pomieszczenia, doraźnie wygłuszonego workami z  piaskiem. Zanim więzień się
zorientował, gdzie jest, z  obu stron chwytali go dwaj enkawudziści, a  trzeci
podchodził od tyłu i strzelał ofierze w podstawę czaszki z niemieckiego pistoletu;
pocisk zwykle przebijał kość czołową. Rutynowany kat, w  postaci „ulubieńca”
Stalina, Wasilija Błochina, potrafił zabić w ten sposób aż 250 osób w trakcie jednej
nocy. Pracujący tamtej wiosny w więzieniu NKWD w Kalininie Błochin zakładał
skórzany fartuch i rękawice, aby nie zachlapać się krwią ofiar56.
Zaraz potem ciała ofiar załadowywano na ciężarówki, wywożono do pobliskich
lasów i wrzucano do masowych grobów, w kilkunastu warstwach, i przysypywano
wapnem, aby uległy szybszemu rozkładowi57. Około 7000 skazańców stracono
w  więzieniach NKWD na Ukrainie i  Białorusi. Łącznie co najmniej 21 768
polskich jeńców i więźniów zamordowano w taki sposób, w tym jednego księcia,
admirała, 12 generałów, 81 pułkowników, 198 podpułkowników, 21 profesorów, 22
duchownych, 189 byłych strażników więziennych, 5940 policjantów oraz jedną
kobietę, pilotkę Janinę Lewandowską58.
Na skutek takich poczynań, w  sytuacji, gdy i  naziści dokonywali podobnych
masakr i  egzekucji, doszło w  praktyce do wyniszczenia polskiej klasy rządzącej
i  urzędniczej. Nie dziwota zatem, że niektórych członków tych polskich rodzin,
które zostały rozdzielone przez wojenną zawieruchę, spotkał identyczny los
w  rękach sowieckich i  nazistowskich. Tak też się stało z  rodziną Wnuków
z  Warszawy. Trzydziestokilkuletni oficer Wojska Polskiego Jakub Wnuk trafił do
obozu w Kozielsku, a stamtąd do Katynia, gdzie został zamordowany w kwietniu
1940 roku. Jego starszego brata Bolesława – byłego parlamentarzystę – Niemcy
aresztowali w październiku 1939 roku i następnie stracili w okolicach Lublina 29
czerwca roku następnego. Bolesław pozostawił list pożegnalny: „Ginę za ojczyznę
z uśmiechem na ustach”59.
Wraz z  likwidacją „elementów przywódczych”, a  tym samym neutralizacją
potencjalnego kierownictwa ruchu oporu, sowieccy i  nazistowscy okupanci
przystąpili do równoczesnego przeprowadzania systematycznych czystek wśród
polskiej społeczności – przy czym naziści kierowali się przede wszystkim
kryteriami rasowymi, a  Sowieci – polityczno-klasowymi. Tak więc zajęte przez
Niemców obszary Polski stały się gigantycznym laboratorium, w  którym trwał
wielki eksperyment w  dziedzinie reorganizacji rasowej. Wszyscy mieszkańcy
musieli się zgłosić do nazistowskich władz w celu rejestracji, a władze te zaliczały
ich do jednej z czterech kategorii: Reichsdeutsch (osoba narodowości niemieckiej),
Volksdeutsch (etniczny Niemiec), Nichtdeutsch (nie-Niemiec) lub Jude (Żyd).
Przynależność do którejś z  tych kategorii decydowała o  przydziałach racji
żywności i  dozwolonym miejscu zamieszkania. Całe grupy ludności przesiewano
i klasyfikowano, wywłaszczano i wypędzano. Żydzi trafiali do nowo utworzonych
gett w Warszawie, Łodzi i innych miastach, a wielu Polaków zostało wypędzonych
do Generalnej Guberni z  przyłączonego do Rzeszy Kraju Warty – aby zrobić
miejsce dla folksdojczów, czyli etnicznych Niemców napływających ze wschodu.
Do wiosny 1941 roku deportowano w ten sposób około 400 tysięcy Polaków60.
Zgodnie z  obowiązującą procedurą nazistowskie organy władzy z  pomocą
lokalnych folksdojczów sporządzały listy osób przewidzianych do deportowania,
a potem oficerowie SS lub Wehrmachtu informowali rodziny, które miały opuścić
swoje domy. Zazwyczaj usuwanym dawano godzinę na spakowanie się, zezwalając
każdemu na zabranie jednej walizki z  ciepłą odzieżą, prowiantem, dokumentami
tożsamości i  pieniędzmi, do 200 złotych w  gotówce. Wszystko inne trzeba było
pozostawić. Jak wspominała jedna z osób, które były ofiarami tej akcji, wydawane
polecenia miały bardzo szczególny charakter: „Kazano jej przed wyjściem
posprzątać, umyć naczynia i  garnki i  zostawić klucze w  szafce, by nowym
lokatorom oszczędzić kłopotów”61. Gdy deportowani poczynili już pospieszne
przygotowania, zawożono ich ciężarówkami na pobliską stację kolejową, skąd
wyruszali w  dalszą drogę. Proces wywózki miewał brutalny charakter,
a  deportowanym nierzadko nie zapewniano nawet najbardziej podstawowych
warunków do życia na miejscu przesiedlenia. Na przykład pierwsza wielka akcja
przesiedleńcza miała miejsce w grudniu 1939 roku. W jej trakcie około 87 tysięcy
Polaków wywieziono z  Kraju Warty do pobliskiej Generalnej Guberni. Wobec
tego, że wielu ludzi musiało wystawać na mrozie albo przybywało do niegotowych
obozów przejściowych, liczba ofiar śmiertelnych tej wywózki była znaczna. Jak
przyznawano w  zwięzłych raportach nazistowskiej administracji: „Nie wszystkie
przesiedlane osoby, zwłaszcza niemowlęta, dotarły żywe na miejsce
przeznaczenia”62.
Tym Polakom, którzy przeżyli, nadano status obywateli drugiej kategorii: nie
mogli korzystać z  parków publicznych ani basenów, zakazano im prowadzenia
jakiejkolwiek działalności kulturalnej, politycznej czy edukacyjnej, musieli
ustępować z  drogi przechodzącym Niemcom. Każdy przejaw najmniejszego
niezadowolenia – niechętne spojrzenie albo ironiczny uśmiech – mógł oznaczać
wyrok śmierci. Naczelnik Generalnego Gubernatorstwa, Hans Frank, pochwalił się
pewnemu dziennikarzowi na początku 1940 roku, że gdyby miał rozlepiać afisze
z  nazwiskami co najmniej siedmiu rozstrzelanych Polaków, tak jak to czynili
Niemcy w Protektoracie Czech i Moraw, „wtedy nie wystarczyłoby lasów w Polsce
do produkcji papieru”63. Nic zatem dziwnego, że w  takich warunkach Polacy
przystąpili do tworzenia największej i  najskuteczniejszej organizacji ruchu oporu
w okupowanej Europie.
Paradoksalnie, w  tym samym czasie, kiedy Kraj Warty intensywnie
„oczyszczano” z Polaków, zapotrzebowanie na siłę roboczą w Niemczech wiązało
się z tym, że równie wiele tysięcy Polaków podążało na zachód, do samej Rzeszy.
Niektórzy wyjeżdżali tam z własnej woli, mając na względzie poprawę swego losu,
jednak większość wywożono przymusowo, po łapankach urządzanych na ulicach
albo podczas kościelnych zgromadzeń. Zdarzyło się tak, że jedna ze wsi miała
dostarczyć dwudziestu pięciu robotników, ale nikt się nie zgłosił do pracy, więc
niemieccy żandarmi podpalili kilka domów i  nie pozwolili mieszkańcom gasić
pożarów, dopóki nie zgłosiła się odpowiednia liczba „ochotników”64. Sprawni
fizycznie byli więc wywożeni zarówno do Berlina, jak i do Warszawy, a w połowie
1940 roku około 1,2 miliona polskich jeńców wojennych i robotników pracowało
w  Niemczech65. Tam przychodziło im bytować w  trudnych warunkach: byli
niedożywieni, źle opłacani i, jak wspominał jeden z  nich, „traktowani gorzej niż
psy”66.
Żydzi znajdowali się na samym dnie nazistowskiej hierarchii rasowej
i traktowano ich najgorzej. Już w pierwszych dniach kampanii wrześniowej padali
ofiarą, podobnie jak ich polscy sąsiedzi, niezorganizowanych mordów. Na przykład
w Błoniach, na zachód od Warszawy, 18 września zastrzelono 50 Żydów, a cztery
dni później kolejnych 80 zabito w Pułtusku, na północ od stolicy.
Z czasem naziści zastosowali i inne metody, w tym rozwiązanie polegające na
przepędzaniu Żydów na wschód, do sowieckiego sektora okupacyjnego. Na
przykład już 11 września zastępca Himmlera, Richard Heydrich, wydał rozkaz
swoim Einsatzgruppen, ażeby te „nakłaniały” Żydów do ucieczki na wschód, mimo
faktu, że sowiecka strefa okupacyjna jeszcze nie istniała67. Oddziały niemieckie
wypełniały takie zarządzenia. Później w  tymże miesiącu ponad 3000 Żydów
przetransportowano przez San w  południowej Polsce (a rzeka ta miała stanowić
odcinek nazistowsko-sowieckiej linii demarkacyjnej), każąc im „iść do Rosji”68.
Z  kolei transport 1000 czeskich Żydów został przewieziony do Niska, opodal
nowej granicy, gdzie przez krótki czas miał się znajdować żydowski „rezerwat”.
Najsprawniejszych z tej grupy zabrano do prac fizycznych, a pozostałym rozkazano
po prostu pomaszerować na wschód i  nie wracać69. W  trakcie jednego dnia, 13
listopada 1939 roku, ponad 16 tysięcy Żydów zostało przepędzonych przez granicę
w  różnych jej punktach. Niekiedy niemieccy żołnierze strzelali za grupami tych
wygnańców, aby ci szybciej uciekali70.
Większość nie potrzebowała tego rodzaju „zachęt”. Wiele tysięcy ludzi z całej
okupowanej Polski z  własnej woli podążyło na wschód, a  prawie nikt ich nie
zatrzymywał. Jeden z  warszawskich Żydów zapisał w  swoim dzienniku, że
entuzjazm dla Związku Sowieckiego był – przynajmniej początkowo – powszechny
wśród ludności żydowskiej. „Tysiące młodych ludzi na piechotę dotarło do
bolszewickiej Rosji, to jest na tereny zajęte przez Rosjan. Wyglądali pojawienia się
bolszewików niczym nadejścia Mesjasza. Nawet bogacze, których pod rządami
bolszewików na pewno czeka ubóstwo, woleli Rosjan od Niemców”71. Ten
entuzjazm nie trwał jednak długo. Część z  około 300 tysięcy polskich Żydów,
którzy, jak się uważa, zbiegli do strefy sowieckiej, próbowała wrócić już po kilku
tygodniach lub miesiącach albo z  tęsknoty za domem, albo też z  rozczarowania
marnymi warunkami zastanymi na wschodzie.
Ci Żydzi, którzy pozostali na ziemiach okupowanych przez Niemców, mieli
wkrótce znaleźć się w  zamkniętych gettach. Zorganizowane najpierw w  Łodzi,
a potem w Warszawie, Krakowie i innych miastach getta naziści uznali za dogodny
sposób skupienia i  izolowania ludności żydowskiej, wciąż jeszcze nie
zadecydowawszy o jej ostatecznym losie. Z punktu widzenia nazistów getta miały
dodatkową zaletę, związaną z  tym, że niehigieniczne warunki i  choroby mogły
przyczynić się do zmniejszenia liczebności populacji żydowskiej „w naturalny
sposób”. Ów eufemizm skrywał przerażającą rzeczywistość. W gettach szalał głód,
najdotkliwiej dotykając najmłodszych i najstarszych. „Śni się chleb – zapisał jeden
z  mieszkańców getta – a  gorąca strawa to coś ze świata fantazji”72. Rychło
wybuchła, wskutek złej higieny, epidemia tyfusu. Na przykład w łódzkim getcie –
w  którym na wiosnę 1940 roku znalazło się 163 tysiące ludzi – zaledwie w  294
mieszkaniach była toaleta, a  niespełna czterysta miało bieżącą wodę73. Ci, którzy
przeżyli getto, nie wyobrażali sobie, że to dopiero preludium przed czymś jeszcze
straszliwszym.
Z kolei w  sowieckiej strefie okupacyjnej NKWD przeprowadzało swoje
„czystki”, które – obok przebiegającego równolegle procesu „dekapitacji” polskiej
ludności – miały na celu eliminację tych wszystkich, których można było uznać za
niechętnie nastawionych do sowieckich rządów. I znów zakres tej kategorii bywał
nader niejasny. Sowieci pozbawiali wolności, poza nauczycielami,
przedsiębiorcami i  księżmi, wielu tych, którzy wiedzieli za dużo o  zewnętrznym
świecie, w  tym filatelistów, pocztowców, a  nawet esperantystów74. Aresztowania
mogli się spodziewać biełoruczki, po rosyjsku dosłownie „ci z białymi rękami”, to
jest niepracujący fizycznie. Szczególnie okrutnym zrządzeniem losu było to, że
wyłapywano bliskich zamordowanych w  Katyniu, gdyż NKWD zdobyło ich
nazwiska i adresy, przechwytując korespondencję ofiar75.
Aresztowania odbywały się prawie zawsze podobnie. Domowników budziło
nad ranem łomotanie do drzwi i  polecenia wydawane wrzaskiem przez grupę
Rosjan, zazwyczaj złożoną z  jednego lub dwóch podoficerów NKWD, paru
szeregowców Armii Czerwonej i  miejscowego milicjanta. Podczas przetrząsania
domu w  poszukiwaniu wszelkich inkryminujących dowodów mieszkańców
trzymano pod bronią, funkcjonariusz NKWD odczytywał przygotowany zawczasu
dokument, w  którym była mowa o  dokonanym przestępstwie i  karze za nie –
deportacji. Na ogół nie wspominało się w  nim o  miejscu wywózki; niektórzy
enkawudziści rozmyślnie zwodzili aresztowanych, inni okazywali nieco
współczucia. Pewien człowiek z  NKWD starał się pocieszyć zapłakane dziecko,
dając mu lalkę. Kiedy dziewczynka nie chciała jej przyjąć, enkawudzista dał
zabawkę jej starszej siostrze, mówiąc: „Weź ją, bo tam, dokąd jedziecie, nie będzie
lalek”76.
Najczęściej wydawano instrukcje, dotyczące czasu na spakowanie się albo
podpowiadano, co warto wziąć na drogę, choć niektórzy enkawudziści bardziej się
interesowali łupieniem kosztowności lub dręczeniem swoich ofiar. Pewnego razu
rodzina przebudziła się na widok grupy żołnierzy, która już wdarła się do sypialni:

Nikt nie ważył się poruszyć, bo zostałby zabity na miejscu. Związali tatusia łańcuchem, a inni
szukali broni i  zarazem kradli wszystko, co miało jakąś wartość. Najstarszy z  milicjantów
krzyczał, że za pół godziny mamy być gotowi do wyjścia (…) Schwytali mamusię, związali ją
i wrzucili ją na sanie77.

Mimo wydawanych im poleceń wiele ofiar, pod wpływem strachu


i przerażenia, zapamiętało niewiele szczegółów tych dramatycznych chwil. Pewna
wieśniaczka wspominała:

Kazał nam wysłuchać tego, co przeczyta, i  odczytał rozkaz, że za pół godziny mamy być
gotowi do opuszczenia domu, że podjedzie wóz (…) Pociemniało mi w oczach i zaczęłam się
okropnie śmiać, ten z  NKWD wrzeszczał, żebym się ubierała, a  ja latałam po pokoju
i  śmiałam się (…) Syn brał, co mógł (…) dzieci zaklinały mnie, żebym się spakowała, bo
będzie z nami źle, a mnie się pomieszało w głowie78.

Jedna z  matek była tak wstrząśnięta, że jej mały syn musiał spakować jej
rzeczy. Kiedy znalazła się na wiejskich obszarach Kazachstanu, zorientowała się,
że zabrał swój francuski słownik, książkę kucharską i  nieco świątecznych ozdób
choinkowych79.
Sowiecka praktyka polegała z  reguły na deportowaniu domowników
zamieszkałych z  osobami, które znalazły się na listach funkcjonariuszy NKWD.
W związku z tym wywózki zazwyczaj nie obejmowały krewnych, którzy mieszkali
gdzie indziej, ani przebywających akurat z  wizytą gości, jednak przy tym pilnie
poszukiwano nieobecnych członków najbliższej rodziny deportowanego. Nastoletni
Mieczysław Wartalski był na liście przewidzianych do wywózki i  choć udało mu
się uciec, kiedy zjawiło się NKWD, to jednak powrócił do rodziny, ponieważ
obawiał się, że jego matka nie poradzi sobie bez jego pomocy, i  pamiętał
pożegnalne zalecenia ojca, by opiekował się swoimi braćmi i siostrami. Całą piątkę
wywieziono razem do Kazachstanu80.
Enkawudziści wykazywali się skrupulatnością i  nieczęsto dopuszczali do
wyjątków. Pewien człowiek błagał ich bezskutecznie, aby oszczędzić jego
sparaliżowanego ojca i małego synka; ani jeden, ani drugi nie przeżyli wywózki81.
Wydaje się, że odstępstwa zdarzały się tylko wówczas, gdy przewidzianych do
deportacji nie zastawano na miejscu, a funkcjonariusze NKWD postanawiali wtedy
wypełnić narzucone normy, zabierając inne osoby. W jednym z takich przypadków
pewną młodą kobietę ujęto na ulicy „zamiast” jej nastoletniej córki, która uciekła
na widok enkawudzistów. Na krzyki i  protesty tej kobiety odpowiedziano
złowieszczo, że „Moskwa wszystko powyjaśnia”82.
Po zabraniu rzeczy przez ludzi przewidzianych do deportacji pędzono ich na
pobliską stację kolejową i upychano w wagonach towarowych. Warunki, w jakich
odbywała się podróż, były straszne, gdyż prymitywne wagony nie nadawały się do
przewozu ludzi: tylko nieliczne miały drewniane prycze i  przenośne piecyki;
większość była pozbawiona jakichkolwiek udogodnień, poza zakratowanymi
okienkami, oraz ustępów, poza dziurą w  podłodze wagonu. Stłoczeni w  około
sześćdziesięciu takich wagonach, z  których składał się typowy transport – każdy
z pociągów wywoził około 2500 ludzi – deportowani ledwie znajdowali miejsce do
siedzenia.
W drodze dostawy wody i pożywienia dla wywożonych bywały w najlepszym
razie sporadyczne, zwłaszcza że wagony otwierano tylko w  niektóre dni podczas
podróży. Zapasy wody zawsze okazywały się niewystarczające, a ludzie z jednego
z zimowych transportów zbierali z dachów wagonów śnieg, poczerniały od sadzy
z komina lokomotywy. Wywożeni latem nie mieli nawet takiej możliwości. Marny
prowiant dostarczano przeciętnie co dwa lub trzy dni, a  składał się najczęściej
z  wodnistej zupy o  nieokreślonym smaku i  razowego chleba, a  czasem tylko
z wrzątku, wydawanego zgłaszającym się do noszenia dzieciom z każdego wagonu.
Rzadko można było zaopatrzyć się trochę lepiej. Jedna z  deportowanych osób
wspominała, jak sowieccy żołnierze chodzili koło wagonów podczas postoju,
próbując handlować szynką, owocami i innymi zapasami, które, jak podejrzewano,
zawczasu zostały im przekazane, aby wydali te artykuły pasażerom83.
W tak trudnych warunkach wyczerpanie i  choroby zbierały śmiertelne żniwo,
a  główne zadanie w  czasie postojów pociągu nierzadko polegało na wynoszeniu
zwłok z  wagonów – umierali przede wszystkim starcy i  najmłodsi. Jeden
z  deportowanych przypominał sobie pewnego oficera Armii Czerwonej, który
rozpłakał się na widok tego, co ujrzał po otwarciu drzwi wagonu84. Inny, wywożony
w  zimie, wspominał makabryczną scenę: sowieccy żołnierze szli od wagonu do
wagonu, niosąc małe zwłoki i  pytając: „Czy jeszcze jakieś dzieci zamarzły?”85.
Z  kolei w  lecie sami wywożeni starali się wyrzucać ciała zmarłych przez okna
wagonów z obawy przed epidemiami. Latem i zimą prośby o zgodę na urządzenie
pochówku były z  reguły odrzucane, a  zwłoki zalegały tam, gdzie je porzucono,
czasem tylko układano bezimienne ofiary na poboczu torowisk.
Dla wielu naznaczona cierpieniami droga na zesłanie trwała nawet do czterech
tygodni, a po dotarciu na miejsce okazywało się, że czekają ich tam nowe udręki
i  harówka. Liczni trafili na sowiecką daleką północ, do okręgu archangielskiego
albo na Syberię, gdzie pracowali przy wyrębie lasów. Większość z  pozostałych
znalazła się w Kazachstanie, pracując tam w kołchozach albo przy układaniu torów
kolejowych. Wszystkich ich obowiązywała sowiecka maksyma: „Kto nie pracuje,
ten nie je”. Śmiertelność była bardzo wysoka, szacuje się, że co roku umierało
około 30 procent zesłańców86. Wywózki na bezkresy rosyjskiego interioru to
proceder przejęty z  czasów carskich, lecz Sowieci zastosowali w  odniesieniu do
tego surowe kryteria swojej polityki klasowej. Tym, którzy pozostali w okupowanej
Polsce, oznajmiono:

Tak oto niszczymy wrogów władzy sowieckiej. Będziemy przesiewać, aż wyłapiemy


wszystkich burżujów i kułaków, nie tylko tu, ale na całym świecie. Nigdy już nie zobaczycie
tych, których wywieźliśmy. Tam propadut kak rudaja mysz [Tam wyginą jak polne myszy]87.

Cztery wielkie fale deportacji ze wschodniej Polski – w  lutym, kwietniu


i czerwcu 1940 roku oraz w czerwcu 1941 roku – przebiegały niemal identycznie.
Ścisła liczba wywiezionych nie jest znana; dawniej uważano, że przekroczyła
milion osób88 i choć niedawne badania, w trakcie których korzystano z materiałów
archiwalnych NKWD w  Moskwie, określiły ją jako nieco mniejszą89, to można
podejrzewać, że rosyjskie archiwa ukazują niepełną prawdę, nie uwzględniając
tych skazanych w  trybie doraźnym i  niezarejestrowanych. Wydaje się, że na
każdego skazańca bądź „oficjalnie” deportowanego przypadało trzech czy czterech
wywiezionych, bez odnotowania tego faktu w dokumentacjach, co czyni z jednego
miliona zesłańców – zdaniem czołowego znawcy dziejów Polski wśród historyków
Zachodu – „bardzo ostrożne oszacowanie”90. Tak czy owak, nieliczni powrócili
z zesłania.
Nawet ci, którzy dotarli do strefy sowieckiej, uciekłszy z  zachodniej Polski,
mogli trafić do łagrów. Sowieckie władze bywały bardzo niegościnne, gdyż wielu
funkcjonariuszy uznawało uchodźców po prostu za szpiegów lub prowokatorów.
W  jednym z  przypadków Niemcy przepędzili przez granicę grupę około 1000
Żydów, lecz tamtejszy dowódca sowiecki usiłował przegnać ich z  powrotem do
niemieckiej strefy, oddalonej o  około 15 kilometrów, co doprowadziło do napięć
między Sowietami a lokalnymi jednostkami Wehrmachtu91. Większość uchodźców
schwytanych w  pobliżu granicy przez sowieckie władze podlegało aresztowaniu
i  zesłaniu do łagrów. Taki też los spotkał jesienią 1939 roku rodzinę Drekslerów.
Przedostała się ona do strefy sowieckiej i  została zatrzymana w  Łucku, gdzie
komunistyczne władze nakazały im wypełnić różne formularze. Jednakże
odpowiedź udzielona na pytanie, gdzie Drekslerowie chcieliby się osiedlić – „w
Palestynie” – tak rozdrażniła śledczego prowadzącego przesłuchanie, że ów wysłał
ich do obozu pracy w Archangielsku92.
Wiedeński Żyd Wilhelm Korn należał do tych, którzy starali się uniknąć
najgorszego. Przepędzony za Bug przez esesmanów, którzy kazali mu „iść do
swoich bolszewickich braci”, nie uwierzył w  sowieckie obietnice pracy,
zakwaterowania i  dobrego traktowania, więc postanowił zbiec. Pochwyconego
i  przesłuchiwanego Korna NKWD oskarżyło o  to, że jest niemieckim szpiegiem
i odesłało z powrotem przez granicę, do Wiednia. Zdumiewające, ale udało mu się
przeżyć wojnę93.
Zapewne nie powinno dziwić, że sowieckie władze czuły się tak sfrustrowane
napływem masy uchodźców do swojej strefy – którzy przybywali tam z  własnej
woli albo pod przymusem – że poskarżyły się Niemcom, iż zagraża to przyszłej
współpracy w  tak drażliwej kwestii jak wymiana ludności. Położyło to kres
„dzikim” deportacjom i  doprowadziło do uszczelnienia granicy. Etniczna
i  polityczna reorganizacja podbitych ziem polskich wymagała określonej
nazistowsko-sowieckiej współpracy.
W związku z  tym, poczynając od grudnia 1939 roku, zarówno naziści, jak
i  Sowieci przystąpili do rejestrowania tych, którzy chcieli opuścić ich strefy
okupacyjne. Po niemieckiej stronie granicy znalazło się około 35 tysięcy
Ukraińców i Białorusinów – głównie wśród jeńców wojennych z polskiej armii –
zgłaszających ochotę wyjazdu do strefy sowieckiej, lecz znaczniejsza liczba
etnicznych Niemców pragnących się przemieścić w  przeciwnym kierunku
nastręczała większy problem. Wobec tego w  strefie sowieckiej wspólne
nazistowsko-sowieckie „komisje przesiedleńcze” – złożone z  czterech
funkcjonariuszy SS z  urzędu do spraw etnicznych Niemców, Volksdeutsche
Mittelstelle, oraz czterech enkawudzistów – zaczęły w  grudniu 1939 roku
objeżdżać miasta i miasteczka, nadzorując rejestrację tych, którzy twierdzili, że są
etnicznymi Niemcami, aby ułatwić im wyjazd na zachód, do Niemiec. W  trakcie
następnych sześciu miesięcy 128 tysięcy folksdojczów uzyskało zgodę na
„repatriację” do Rzeszy, a  pierwszą ich grupę powitał w  Przemyślu na granicy
sowiecko-niemieckiej sam Heinrich Himmler94.
Naturalnie, proces ten nie przebiegał bez komplikacji. Przede wszystkim
Sowieci wyraźnie starali się go zakłócać, często arbitralnie i  bez ważkiego, jak
zdawało się stronie niemieckiej, uzasadnienia, odrzucając podania o zezwolenie na
wyjazd95. Zasadniczy problem tkwił w  tym, że z  sowieckiej strefy okupacyjnej
starali się wydostać bynajmniej nie tylko etniczni Niemcy, ale nawet – co
wprawiało Sowietów w  zażenowanie – wielu Żydów, którzy niedawno się tam
znaleźli. Po latach ówczesny szef partii komunistycznej na Ukrainie, Nikita
Chruszczow, napisał z  niedowierzaniem w  swoich wspomnieniach o  „długich
kolejkach Żydów (…) zapisujących się na wyjazd na zachód”96. W  innej relacji
mowa o równie zdumionym niemieckim funkcjonariuszu, który powiadał na widok
tychże kolejek: „Żydzi, dokąd wy jedziecie? Czy nie wiecie, że my was
pozabijamy?”97.
Jednym z  tych, którzy postanowili wrócić, był żydowski pisarz Mieczysław
Braun, który po wybuchu wojny uciekł do Lwowa, ale rychło tego pożałował, gdy
musiał się dostosować do sowieckich norm. Pisał do przyjaciela:

Znalazłem się w  upokarzającej i  absurdalnej sytuacji. Codziennie jakaś narada. Siedzę


w pierwszym rzędzie, patrzą na mnie, słucham propagandy, bzdur i kłamstw. Kiedy tylko ktoś
wspomina o Stalinie, mój zwierzchnik zaczyna klaskać, a wszyscy obecni robią to samo. Ja
też klaszczę i czuję się jak błazen (…) Nie chcę klaskać, ale muszę. Nie chcę, ażeby Lwów
był sowieckim miastem, ale codziennie setki razy mówię coś odwrotnego. Przez całe życie
byłem uczciwy wobec siebie, a teraz robię z siebie głupca. Stałem się łajdakiem98.

Udręczony wypaczeniami, do jakich musiał się dostosować, Braun postanowił


wrócić do Warszawy i  podjąć ryzyko życia w  warunkach okupacji niemieckiej.
Zginął w warszawskim getcie w 1941 roku.
W istocie tylko bardzo nielicznym spośród owych, którzy chcieli opuścić strefę
sowiecką, wydawano na to zgodę – zaledwie około 5 procentom starających się
o pozwolenie na wyjazd99. Z  kolei ci, których podania zostały odrzucone, odczuli
na sobie gniew nieomylnego we własnym mniemaniu państwa sowieckiego. Wobec
faktu, że w ukryty sposób wyrazili swą niechęć do komunizmu, musieli się z tego
drobiazgowo tłumaczyć i odtąd znajdowali się pod szczególnym nadzorem NKWD.
Sowieckie władze nie wahały się za to odegrać. W czerwcu 1940 roku, gdy komisja
przesiedleńcza zakończyła działalność i  wyjechała, zaczęły się wywózki
krnąbrnych w głąb ZSRS. Niektórym z nich kazano nawet stawić się na dworcach
kolejowych, skąd rzekomo mieli wyjechać na zachód – dzięki czemu odpadła
konieczność urządzania obław na nich – a potem pociągi wyruszyły w przeciwnym
kierunku100. Szacuje się, że z  osób objętych trzecią wielką falą deportacji ze
wschodniej Polski w  czerwcu 1940 roku niemal 60 procent stanowili Żydzi, przy
czym w  znakomitej większości tacy, którym nie udało się wcześniej opuścić
sowieckiej strefy okupacyjnej101.
Wszelkie próby porównywania reżimów nazistowskiego i  sowieckiego z  tego
okresu są, rzecz jasna, niełatwe, a jednak, o czym świadczą cytowane relacje, wielu
Polaków i polskich Żydów musiało je czynić102. Faktycznie, Polacy, bez względu na
wyznanie i  pochodzenie, stali przed arcytrudnym wyborem: albo pozostać na
miejscu i godzić się z nieuchronnymi prześladowaniami ze strony okupantów, albo
spróbować polepszyć swoją sytuację za sprawą przenosin do drugiej strefy
okupacyjnej. Rozważając takie opcje, kierować się musieli głównie plotkami
i  pogłoskami. Tylko nieliczni podejmowali podobną decyzję pod wpływem
pobudek politycznych czy ideologicznych; większość działała pod wpływem
instynktu samozachowawczego, mając na uwadze względne bezpieczeństwo swoje
i swoich rodzin. Był to dylemat zgrabnie ujęty w jednej z historyjek z tego okresu,
która opowiadała o  dwóch pociągach z  polskimi uchodźcami, mijającymi się
w  trakcie przekraczania granicy nazistowsko-sowieckiej – jeden podążał na
wschód, a  drugi na zachód. Każda z  tych grup była zdumiona widokiem drugiej,
uciekającej do strefy, którą ci pierwsi w  pośpiechu opuszczali103. Scenki takie
wymownie symbolizowały niedolę, jaka spadła na Polaków w 1939 roku.
Wydaje się, że nawet polscy komuniści nie byli zbytnio zachwyceni życiem
w  strefie sowieckiej. Niektórych z  nich zraziła apolityczna chciwość
czerwonoarmistów. „Oczekiwaliśmy, że będą się dopytywali, jak się żyje
w  kapitalizmie”, użalał się jeden z  polskich komunistów, „i opowiedzą nam, jak
wygląda życie w  Rosji. Ale interesowało ich głównie nabywanie zegarków.
Zauważyłem, że zajmowały ich przyziemne sprawy, a  my byliśmy spragnieni
ideałów”104. Narzekania Mariana Spychalskiego miały bardziej konkretny charakter.
W  listopadzie 1939 roku zbiegł on do Lwowa w  strefie sowieckiej, ale doznał
takiego wstrząsu z  powodu brutalnego traktowania Polaków przez Sowietów, że
wytrzymał tam zaledwie dwa tygodnie, nim przedostał się z  powrotem do strefy
niemieckiej i  skierował do Warszawy105. Do organizującego ruch oporu w  byłej
stolicy Spychalskiego przyłączył się inny czołowy polski komunista, Władysław
Gomułka, który także uciekł ze Lwowa i  wolał ryzyko życia pod okupacją
niemiecką w  Generalnej Guberni106. Pomimo trzeźwiących przeżyć na ziemiach
zajętych przez Sowietów zarówno Spychalski, jak i Gomułka wspięli się na szczyty
władzy w powojennej komunistycznej Polsce: Spychalski został ministrem obrony,
a Gomułka – pierwszym sekretarzem PZPR.
Mimo trudów, przez jakie przeszli, Spychalski i  Gomułka mogli mówić
o  szczęściu. Około 5000 ich towarzyszy, polskich komunistów – w  praktyce cała
kadra przedwojennej KPP – już wcześniej padło ofiarą stalinowskich czystek.
Przeżyli tylko ci, którzy w czasie tychże czystek siedzieli w polskich więzieniach107.
Inni komuniści niebawem znaleźli się na celowniku służb niemieckich. Już
w  listopadzie 1939 roku Ribbentrop stwierdził w  rozmowie z  Mołotowem, że
przetrzymywanie obywateli niemieckich w  Związku Sowieckim nie idzie
w zgodzie z dobrymi stosunkami politycznymi między Moskwą a Berlinem108. Miał
na myśli około 500 emigrantów politycznych z Niemiec – głównie komunistów –
którzy, jak sądzono, schronili się w  ZSRS po przejęciu przez nazistów władzy
w  Niemczech. Jak na ironię, przed 1939 rokiem wielu z  nich padło ofiarą
sowieckiej machiny terroru, a  ci, którzy uniknęli egzekucji w  czasie czystek,
znaleźli się w  licznych łagrach. A  teraz, po gehennie w  więzieniach i  obozach
NKWD, mieli wpaść w ręce oprawców z Gestapo.
Uzgodniono, że niemieccy funkcjonariusze przekażą swoim sowieckim
odpowiednikom listy z  nazwiskami tych niemieckich, austriackich i  czeskich
obywateli, którzy prawdopodobnie zbiegli do ZSRS. NKWD miało ustalić na
podstawie swojej dokumentacji, jaki był los tychże osób oraz ponownie
zaaresztować i  wydać Niemcom tych, którzy przeżyli. Osobliwe, że niektórych
więźniów przetrzymano w Moskwie dla „podtuczenia” po łagrowych przeżyciach.
Otto Raabe wspominał z  pobytu w  Moskwie poduszki z  pierzem, pościel i  dobre
wyżywienie, a  także krawca i  szewca, którzy wyszykowali go na powrót do
Niemiec. Nie powinno dziwić, że wielu więźniów nie chciało jechać do Rzeszy, ale
oświadczono im, że nie mają wyboru. Na stanowcze życzenie Niemców mieli
zostać odstawieni pociągiem wprost do punktu granicznego między strefami
niemiecką i  sowiecką w  okupowanej Polsce, aby uniemożliwić im ewentualne
próby ucieczki. Ogółem wywieziono w taki sposób do Niemiec około 350 osób109.
Jedną z  nich była Margarete Buber-Neumann, żona znanego niemieckiego
komunisty Heinza Neumanna, który uciekł do Związku Sowieckiego w 1935 roku.
Po tym, jak jej mąż został uwięziony i  rozstrzelany przez NKWD w  1937 roku,
Buber-Neumann skazano na pięć lat obozu pracy, a  w  styczniu 1940 roku
aresztowano ponownie i przewieziono na przesłuchania do niesławnego więzienia
Butyrki w Moskwie. W następnym miesiącu została deportowana wraz z grupą 29
innych osób do Niemiec i  odwieziona pociągiem do Brześcia. „Wysiedliśmy po
rosyjskiej stronie w  Brześciu”, wspominała. Po chwili grupa enkawudzistów
przeszła przez most, wracając z  kilkoma esesmanami: „Komendant z  SS i  szef
[jednostki] NKWD zasalutowali. Rosjanin (…) wyjął jakieś papiery z  teczki
z jasnej skóry i zaczął odczytywać nazwiska z listy. Usłyszałam tylko »Margarete
Gienrichowna [córka Heinricha] Buber-Neumann«”. Wtedy została przekazana
esesmanom. Gdy przechodziła przez graniczny most, nie mogła oprzeć się pokusie
zerknięcia za siebie, na komunistyczny „azyl”, z  którego ją wydano wrogowi:
„Enkawudziści nadal stali tam w grupce i patrzyli za nami. Za nimi rozciągała się
sowiecka Rosja. Z goryczą przypomniałam sobie komunistyczną litanię: ojczyzna
ludzi pracy, bastion socjalizmu, spokojna przystań dla uciskanych”110. Mając za
sobą pobyt w  niesławnych sowieckich łagrach w  Karagandzie, spędziła pięć
następnych lat w obozie koncentracyjnym w Ravensbrück.
Jedna z  grup, która przekroczyła niemiecko-sowiecką granicę, a  o  której
nieczęsto się wspomina, to alianccy jeńcy wojenni. W  początkowej fazie wojny
wielu, głównie brytyjskich, jeńców znalazło się w niemieckich obozach, a niektóre
z  nich znajdowały się we wschodnich prowincjach niemieckich oraz na ziemiach
polskich wcielonych bezpośrednio do Rzeszy. Dla tychże jeńców okupowana przez
Sowietów część Polski wydawała się najbliższym „neutralnym” terytorium, gdzie
teoretycznie można się było schronić. Losy jeńców ze Stalagu XX-A w  Toruniu
stanowią tu dobry przykład. Piętnastu z nich udało się w 1940 roku uciec na tereny
sowieckie, oddalone o  zaledwie około 250 kilometrów na wschód. Wyczynu
takiego dokonał między innymi Airey Neave, który „marzył o  [swoim]
triumfalnym przybyciu do Rosji” i  uważał, że gdy dotrze na linię demarkacyjną
w  Brześciu, „powiadomi o  swojej obecności [w ZSRS] brytyjskiego ambasadora,
sir Stafforda Crippsa”111. Jednakże Neave’a czekało rozczarowanie. Udawał
etnicznego Niemca i  został schwytany w  drodze do Brześcia koło miejscowości
Iłów opodal Warszawy w  kwietniu 1941 roku. Mógł uważać, że mu się
poszczęściło. Powitanie, jakie Sowieci zgotowali takim uciekinierom, było, wedle
oficjalnego raportu MI9, „zawsze chłodne”, a  wielu jeńców nawet maltretowano.
W istocie większość z tych, którzy przedostali się do ZSRS, zesłano z czasem na
Syberię112. W  późniejszym okresie wojny Neave’owi udało się powtórnie uciec
z silnie strzeżonego obozu jenieckiego w Colditz.
Choć Sowieci mieli obowiązek internowania uciekinierów, to do alianckich
zbiegów z niemieckich obozów jenieckich odnosili się zdecydowanie wrogo. Jeden
z  takich uciekinierów, który przepłynął San i  zgłosił się do sowieckich władz
w  marcu 1941 roku, został niezwłocznie aresztowany i  spędził następny rok
w różnych więzieniach NKWD, zazwyczaj w pojedynczych celach113. Zdarzało się
nawet, że takich zbiegów wydawano Niemcom. Przykładowo kurierzy polskiego
ruchu podziemnego przekonali się zdumieni, że szesnastu alianckich lotników,
przemyconych do Kijowa zimą 1940 roku, wróciło do Warszawy jako więźniowie
Gestapo114. Wydaje się, że termin „internowanie” bywał interpretowany rozmaicie.
Kwestia współpracy nazistów z Sowietami do dziś absorbuje wielu historyków,
a źródłem gorączkowych dociekań jest zwłaszcza sprawa spotkań funkcjonariuszy
wysokiego szczebla z  NKWD i  Gestapo, w  których podobno mieli uczestniczyć
ludzie w  rodzaju Adolfa Eichmanna. Intrygujące, iż Chruszczow wzmiankuje
w swoich wspomnieniach, że Iwan Sierow, szef NKWD na Ukrainie, utrzymywał
„kontakty z  Gestapo”115. Oczywiście, skoro obie strony dążyły do wymiany
uchodźców i zniszczenia polskich elit, to do jakiejś współpracy musiało dochodzić,
w  związku z  czym nie powinno zaskakiwać, że odbyła się pewna liczba
zaplanowanych spotkań. I  na pewno znamienne jest, że zarówno dokonane przez
NKWD masakry w  Katyniu, jak i  przeprowadzona przez Gestapo AB Aktion to
rezultat rozkazów wydanych prawie w  tym samym czasie, co każe się domyślać
przynajmniej jakiegoś naśladownictwa, jeżeli nie wspólnie zaplanowanych działań.
Na razie jednak szersza współpraca kierownictw Gestapo i  NKWD nie znalazła
potwierdzenia w zachowanych dokumentach.
A jednak nazistowsko-sowieckie współdziałanie znalazło wyraz na innych
płaszczyznach. W  pierwszym tygodniu wojny luksusowy statek oceaniczny SS
„Bremen” zawinął awaryjnie do Murmańska po ucieczce z internowania w Nowym
Jorku i  umknięciu pościgowi zorganizowanemu przez Royal Navy na Atlantyku.
Z sowiecką pomocą większość załogi tego statku ewakuowano koleją z powrotem
do Niemiec, natomiast nieco później „Bremen” przedostał się pod osłoną nocy
polarnej na niemieckie wody terytorialne i  o  mały włos nie został zatopiony
w czasie tego rejsu przez brytyjski okręt podwodny116.
Nie był to odosobniony przypadek. W  istocie tylko w  trzech pierwszych
tygodniach wojny 18 niemieckich statków i  okrętów schroniło się w  Murmańsku
przed Royal Navy117. Pomne faktu, że zaprzyjaźniony port w  sowieckiej Arktyce
może się przydać, w  październiku 1939 roku dowództwo Kriegsmarine zwróciło
się do Sowietów z życzeniem zorganizowania bazy morskiej na arktycznej północy,
dla obsługi i  zaopatrywania U-Bootów. Po pewnych przepychankach i  kilku
zmianach ustalonego miejsca prośba ta doczekała się spełnienia, a  Basis Nord,
czyli„Baza Północ”, powstała w grudniu w osłoniętej zatoczce, z dala od ludzkich
osiedli i wszelkich śladów cywilizacji. I chociaż baza ta nigdy nie zaczęła w pełni
działać, gdyż okazała się zbyteczna po podboju Norwegii przez nazistów latem
następnego roku, to jej krótkie istnienie było przyczyną wielu problemów118. Nie
dość, że owej zimy w okolicy nastały surowe mrozy, to chorobliwa podejrzliwość
i  szpiegomania Sowietów dodatkowo utrudniały i  tak już surowe warunki
bytowania stacjonujących tam niemieckich marynarzy. Wedle lekarza z  pokładu
jednego z  niemieckich statków zaopatrzeniowych dostarczany prowiant był
„straszny”, wywoływał przypadki szkorbutu, a  poczucie izolacji i  beznadziei
wpędzało w  przemożne przygnębienie. Spraw nie polepszało wrogie nastawienie
okazywane przez sowieckich oficerów łącznikowych, a  wspomniany lekarz
okrętowy opisał jednego z  nich jako „umysłowo niedorozwiniętego, tępego” oraz
„zazwyczaj złośliwego osobnika, który nie ufał nam i  zadręczał nas przy byle
okazji”119.
Owa sowiecka nieufność była nie tylko czymś nawykowym. Jak alianccy
marynarze z  konwojów arktycznych mieli się przekonać w  późniejszym okresie
wojny, sowieckie władze bywały zdumiewająco niechętne wobec obcokrajowców
na swojej ziemi. Jeszcze inny czynnik podsycał tę psychozę. Otóż Stalinowi bardzo
zależało na podtrzymaniu fikcji sowieckiej „neutralności” w tej wojnie, a wszelkie
działania militarne, które otwarcie sprzyjały jego niemieckim sprzymierzeńcom,
zagrażały takim pozorom. A  więc obawa przed dekonspiracją skłaniała i  tak już
nieskore do pomocy sowieckie władze do stwarzania nowych przeszkód.
Inne wspólne przedsięwzięcia okazały się bardziej owocne, także za sprawą
wykorzystywania sowieckiej „neutralności” z korzyścią dla Niemiec. Na przykład
w  grudniu 1939 roku niemiecki krążownik pomocniczy „Kormoran” przedarł się
przez brytyjską blokadę, udając sowiecki statek handlowy; wybrano dla niego
nader stosowną nazwę: „Wiaczesław Mołotow”120. Wiosną następnego roku
Sowieci zwiększyli czynną pomoc, zapewniając Niemcom dostęp na Pacyfik przez
Północny Szlak Morski (tzw. Przejście Północno-Zachodnie), przebiegający ponad
północnymi wybrzeżami ZSRS. Jeden ze statków został przekształcony
w  nawodnego rajdera, z  wyrzutniami torpedowymi, różnym innym uzbrojeniem
i  załogą złożoną z  270 marynarzy. „Komet”, bo taką otrzymał nazwę, wypłynął
z Gdyni w lipcu 1940 roku i okrążył Skandynawię w drodze do sowieckiej Arktyki,
gdzie czekał nań lodołamacz sowieckiej floty wojennej „Stalin”. Do września,
z  pomocą Sowietów, którzy torowali drogę przez kry lodowe, „Komet” przebył
Cieśninę Beringa i  znalazł się na Oceanie Spokojnym, gdzie atakował alianckie
transportowce, udając japońską jednostkę „Manyo Maru”. Tamże zatopił osiem
statków o  łącznej wyporności 42 tysięcy ton, w  tym RMS „Rangitane”, nim sam
został storpedowany w 1942 roku121.
Rejs ów zasługuje na miano niezwykłego, choćby dlatego, że załoga
niemieckiej jednostki dowiodła swej odwagi i  kunsztu żeglarskiego. A  jednak
w  okrętowym „dzienniku wojennym” kapitan „Kometa” czynił wpisy świadczące
o  przyjacielskiej współpracy z  Sowietami, bardzo odmienne od ponurych
doświadczeń Niemców z  Basis Nord. „Relacje były dobre” – zapisał na samym
początku. „Polubiliśmy ich. Przekonaliśmy się, że to dobrzy ludzie”. W  trakcie
rejsu przyjazne więzi jeszcze bardziej się zacieśniły. W  istocie, kiedy niemieccy
marynarze fetowali udany atak na Brytyjczyków, ich sowieccy koledzy przyłączyli
się do ucztowania. „Nie da się ukryć – niemiecki kapitan zapisał w  swoim
dzienniku – że cieszyli się szczerze (…) Rosjanie byli po naszej stronie”122. Kiedy
arktyczny rejs „Kometa” dobiegł końca, admirał Erich Raeder osobiście napisał do
swojego sowieckiego odpowiednika, admirała Nikołaja Kuzniecowa: „Przypadł mi
zaszczyt wyrażenia Panu, szanowny Panie Komisarzu, najszczerszych
podziękowań w imieniu niemieckiej marynarki wojennej za nieocenioną pomoc”123.

W połowie grudnia 1939 roku Adolf Hitler posłał życzenia urodzinowe swojemu
nowemu sojusznikowi Józefowi Stalinowi, wyrażając „najszczersze
powinszowania [i] najlepsze życzenia zdrowia dla Pana oraz szczęśliwej
przyszłości narodom zaprzyjaźnionego Związku Sowieckiego”. List Ribbentropa,
jak się można domyślić, był bardziej wylewny i  wyszukany, znalazła się w  nim
wzmianka o  „historycznych chwilach na Kremlu, które znamionowały początek
decydującej zmiany w stosunkach między naszymi dwoma krajami”, a kończył się
„najserdeczniejszymi gratulacjami”124.
Nie było przesady w  tym, że Hitler miał wszelkie powody, aby wyrażać
zadowolenie z  rozwoju wydarzeń politycznych i  strategicznych w  trakcie
poprzednich kilku miesięcy. We współdziałaniu ze Związkiem Sowieckim jego
wojska podbiły i  rozczłonkowały Polskę, co zabezpieczyło wschodnią granicę
Rzeszy i  pozwoliło na skupienie się na starciu z  Brytyjczykami i  Francuzami na
froncie zachodnim. Wespół z Sowietami jego siły zbrojne i policyjne przystąpiły do
reorganizowania ludności na zajętych ziemiach polskich wedle nazistowskich
kryteriów rasowych i  przystąpiły do wymiany więźniów politycznych oraz
sprowadzania etnicznych Niemców do Rzeszy. Porozumienia gospodarcze zawarte
z  Moskwą również miały, jak liczono, przynieść korzyści, przede wszystkim
umożliwiając Niemcom uniknięcie najgorszych skutków wprowadzonej przez
Brytyjczyków morskiej blokady kontynentalnej Europy.
Także Stalin mógł być usatysfakcjonowany. Współpraca z Niemcami układała
się dobrze. Polska – jeden z  tradycyjnych, historycznych wrogów Moskwy –
zniknęła z  mapy świata, a  zajęte polskie ziemie miały powetować wiele strat
poniesionych przez bolszewicką Rosję, a  potem ZSRS w  okresie rewolucji
i  porewolucyjnego chaosu. Poza tym Stalina na pewno zadowalała poprawa
sytuacji strategicznej Związku Sowieckiego. Stan niemal nieustannej niepewności
zaledwie kilka miesięcy wcześniej został zastąpiony przymierzem z  czołową
potęgą militarną i ekonomiczną na kontynencie, a zawarte dopiero co porozumienie
gospodarcze przewidywało jakże ważne dostawy nowoczesnego niemieckiego
sprzętu wojskowego w  zamian za sowieckie surowce. Ponadto ZSRS nie uwikłał
się w  wojnę, gdyż ogłosił neutralność w  konflikcie zbrojnym między Niemcami
a  państwami zachodnimi. Snując wojownicze wizje, Stalin mógł niewątpliwie
wyobrażać sobie, że Niemcy i  Zachód zetrą się ze sobą w  rujnującej je, krwawej
powtórce pierwszej wojny światowej, na której skorzysta on sam, przy okazji
przeobrażając całą Europę na modłę sowiecką.
Nic dziwnego zatem, że odpowiedź Stalina na otrzymane życzenia była równie
wylewna i stwierdził w niej, iż „przyjaźń między narodami Związku Sowieckiego
i  Niemiec, przypieczętowana krwią, ma wszelkie powody, by stać się mocna
i  trwała”125. Mógł dodać, że przyjaźń ta została przypieczętowana głównie krwią
Polaków.

1 M. Sebastian, Journal 1935–1944, Chicago 2000, s. 230 (tyt. oryg. Jurnal 1935–1944); wyd. pol.
Dziennik 1935–1944, tłum. J. Kotliński, Sejny 2006, s. 465.
2 T. Charman, Outbreak 1939: The World Goes to War, Londyn 2009, s. 54, 55, 59.
3 V. Hall, cyt. za: ibidem, s. 56.
4 M. Bloch, Ribbentrop, Londyn 1992; wyd. pol. Ribbentrop, tłum. G. Siwek, Warszawa 1995, s.
213.
5 H. Hoffmann, Hitler was my Friend, Barnsley 2011, s. 112–113; por. także A. Bullock, Hitler
and Stalin: Parallel Lives, Londyn 1991; wyd. pol. Hitler i Stalin: żywoty równoległe, tłum. J.
Mianowski i in., Warszawa 1994.
6 H. Hoffmann, Hitler…, op. cit., s. 113–114.
7 Hitler’s War Directives 1939–1945, red. H. Trevor-Roper, Londyn 1964, s. 38.
8 N. Chruszczow, Khrushchev Remembers, Londyn 1971, s. 111.
9 S. Sebag Montefiore, Stalin: The Court of the Red Tsar, Londyn 2003; wyd. pol. Stalin: Dwór
czerwonego cara, tłum. M. Antosiewicz, Warszawa 2004, s. 306.
10 A. Ulam, Expansion and Coexistence: Soviet Foreign Policy 1917–1973, Nowy Jork 1968, s.
279.
11 Documents on German Foreign Policy 1918–1945 (dalej jako DGFP), Seria D, t. VII, Londyn
1956, nr 193, s. 205.
12 J. Lukas, Forgotten Holocaust: The Poles under German Occupation, 1939–1944, Lexington
1986, s. 3.
13 C. Browning, The Origins of the Final Solution, Londyn 2004; wyd. pol. Geneza „ostatecznego
rozwiązania”, tłum. B. Gutowska-Nowak, Kraków 2012, s. 34.
14 J. Lukas, Forgotten Holocaust…, op. cit., s. 3.
15 J. Böhler, Auftakt zum Vernichtungskrieg: Die Wehrmacht in Polen 1939, Frankfurt nad Menem
2006, s. 106; wyd. pol. Zbrodnie Wehrmachtu w Polsce, tłum. P. Pieńkowska-Wiederkehr, Kraków
2009, s. 106–116.
16 S. Datner, 55 Dni Wehrmachtu w Polsce, Warszawa 1967, s. 114–117.
17 Por. np. telegram Ribbentropa do Schulenburga, 15 IX 1939,
http://avalon.law.yale.edu/20th_century/ns072.asp.
18 S. Zaloga, Poland 1939, Oxford 2002, s. 80.
19 DGFP, Seria D, t. VIII, Waszyngton 1954, nr 63, s. 60–61.
20 Ibidem, nr 80, s. 79–80.
21 Sprawa polska w czasie drugiej wojny światowej na arenie międzynarodowej. Zbiór
dokumentów, Warszawa 1965, s. 83–84.
22 T. Piesakowski, The Fate of Poles in the USSR 1939–1989, Londyn 1990, s. 36.
23 O. Groehler, Selbstmörderische Allianz: Deutsch-russische Militärbeziehungen, 1920–1941,
Berlin 1992, s. 116.
24 D.G. Williamson, Poland Betrayed: The Nazi–Soviet Invasions 1939, Barnsley 2009, s. 119;
wyd. pol. Zdradzona Polska: napaść Niemiec i Związku Sowieckiego na Polskę w 1939 roku, tłum. K.
Rudolf, Poznań 2010, s. 133.
25 J. Gross, Revolution from Abroad, Princeton 1988, s. 21–23.
26 J. Bardach, K. Gleeson, Man is Wolf to Man, Londyn 1998, s. 19; wyd. pol. Człowiek
człowiekowi wilkiem, tłum. E.E. Nowakowska, Kraków 2002, s. 33.
27 J. Gross, Neighbours, Princeton 2001, s. 43; wyd. pol. Sąsiedzi, Sejny 2000, s. 51.
28 A. Hitler, Mein Kampf, Londyn 1939, s. 539; wyd. pol. Moja walka, tłum. I. Puchalska, P.
Marszałek, wersja skrócona, Kraków 1992.
29 O. Groehler, Selbstmörderische Allianz…, op. cit., s. 136.
30 D.G. Williamson, Poland Betrayed…, op. cit., s. 123.
31 T. Piesakowski, The Fate of…, op. cit., s. 38. Por. także archiwa Instytutu Pamięci Narodowej
w Warszawie, http://www.ipn.gov.pl.
32 H. Kochanski, The Eagle Unbowed: Poland and the Poles in the Second World War, Londyn
2012, s. 80; wyd. pol. Orzeł niezłomny: Polska i Polacy podczas II wojny światowej, tłum. J.
Szkudliński, Poznań 2013, s. 90–92.
33 R. Hargreaves, Blitzkrieg Unleashed: The German Invasion of Poland 1939, Barnsley 2008, s.
263–264; wyd. pol. Blitzkrieg w Polsce: wrzesień 1939, tłum. S. Belind, Warszawa 2009, s. 297–311.
34 O. Groehler, Selbstmörderische Allianz…, op. cit., s. 121.
35 J. Gross, Revolution…, op. cit., s. 10.
36 Por. S. Slutsch, 17. September 1939: Der Eintritt der Sowjetunion in den Zweiten Weltkrieg,
„Vierteljahrshefte für Zeitgeschichte” 2000, nr 48, s. 228–230.
37 F.B. Czarnomski, cyt. za: D.G. Williamson, Poland Betrayed…, op. cit., s. 126.
38 R. Hargreaves, Blitzkrieg Unleashed…, op. cit., s. 211.
39 „Izwestia”, 20 IX 1939.
40 S. Slutsch, 17. September 1939…, op. cit., s. 231.
41 R. Conquest, Stalin: Breaker of Nations, Londyn 1991, s. 224; wyd. pol. Stalin, tłum. W.
Jeżewski, Warszawa 1996, s. 245.
42 Wspomnienia Gustava Hilgera, cyt. za: I. Fleischhauer, Der Deutsch-Sowjetische Grenz-und
Freundschaftsvertrag vom 28. September 1939, „Vierteljahrshefte für Zeitgeschichte” 1991, nr 39, s.
458.
43 H. Kochanski, The Eagle Unbowed…, op. cit., s. 99–104.
44 A. Hencke, cyt. za: L. Rees, World War II Behind Closed Doors, Londyn 2009, s. 33.
45 Por. C. Browning, The Origins of…, op. cit., s. 35–41.
46 A.B. Rossino, Hitler Strikes Poland: Blitzkrieg, Ideology and Atrocity, Kansas 2003, s. 234;
wyd. pol. Hitler uderza na Polskę: Blitzkrieg, ideologia i okrucieństwo, tłum. H. Górska, Warszawa
2009, s. 240–246.
47 Na temat AB Aktion, por. T. Snyder, Bloodlands, Londyn 2010, s. 146–150; wyd. pol.
Skrwawione ziemie: Europa między Hitlerem a Stalinem, tłum. B. Pietrzyk, Warszawa 2011, s. 161–
178.
48 K. Sword, The Mass Movement of Poles to the USSR, 1939–41, w: idem, Deportation and
Exile: Poles in the Soviet Union, 1939–48, Basingstoke 1994, s. 6–8.
49 Wywiad autora z Czesławem Wojciechowskim, Londyn, 8 IX 2011.
50 G. Hryciuk, Victims 1939–1941: The Soviet Repressions in Eastern Poland, w: Shared History,
Divided Memory: Jews and Others in Soviet-Occupied Poland, 1939–1941, red. E. Barkan, E.A. Cole,
K. Struve, Lipsk 2007, s. 182–183.
51 J. Gross, The Sovietisation of Western Ukraine and Western Byelorussia, w: Jews in Eastern
Poland and the USSR, 1939–46, red. N. Davies, A. Polonski, Londyn 1990, s. 72.
52 N. Ferguson, The War of the World, Londyn 2006, s. 418; skrót NKWD oznaczał w  istocie
Narodnyj Komitiet Wnutriennych Dieł (Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych).
53 Katyn: A Crime without Punishment, red. A. Cienciała, N. Lebedeva, W. Materski, New Haven
2007, s. 120.
54 S. Swianiewicz, cyt. za: A. Paul, Katyn, Stalin’s Massacre and the Triumph of Truth, DeKalb
2010, s. 107; wyd. pol. Katyń: stalinowska masakra i tryumf prawdy, tłum. Z. Kunert, Warszawa 2003,
s. 134.
55 J.K. Zawodny, Death in the Forest, Londyn 1971, s. 110; wyd. pol. Katyń: zagłada w lesie,
tłum. Beta-Omega [pseudonim], Warszawa 1989, s. 123.
56 T. Snyder, Bloodlands, op. cit., s. 137–140.
57 Na temat metod zabijania, stosowanych w różnych miejscach zagłady w okolicach Katynia, por.
Katyn…, op. cit.
58 Dane liczbowe za ibidem, s. 168.
59 T. Snyder, Bloodlands, op. cit., s. 161–162.
60 P.T. Rutherford, Prelude to the Final Solution: The Nazi Program for Deporting Ethnic Poles
1939–1941, Kansas 2007, s. 211.
61 Relacja pani J.K., cyt. za: M. Mazower, Hitler’s Empire: Nazi Rule in Occupied Europe,
Londyn 2008; wyd. pol. Imperium Hitlera, tłum. A., J. Maziarscy, Warszawa 2011, s. 123.
62 C. Browning, The Origins of…, op. cit., s. 59.
63 H. Frank, Das Diensttagebuch des deutschen Generalgouverneurs in Polen 1939–1945,
Stuttgart 1975, s. 104.
64 M. Spoerer, Zwangsarbeit unter dem Hakenkreuz, Stuttgart 2001, s. 48.
65 U. Herbert, Hitler’s Foreign Workers, Cambridge 1997, s. 84.
66 Zwangsarbeit in Berlin 1940–1945, red. Berliner Geschichtswerkstatt, Berlin 2000, s. 74.
67 R. Gerwarth, Hitler’s Hangman: The Life of Heydrich, Londyn 2011, s. 143.
68 C. Browning, Remembering Survival, Londyn 2010, s. 26; wyd. pol. Pamięć przetrwania, tłum.
H. Pustuła-Lewicka, Wołowiec 2012, s. 31.
69 R. Gerwarth, Hitler’s Hangman…, op. cit., s. 158.
70 Depesza Schulenburga do Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rzeszy w Berlinie, 17 XII 1939,
cyt. za: H. Schafranek, Zwischen NKWD und Gestapo, Frankfurt nad Menem 1990, s. 62.
71 Dziennik Chaima Kapłana, cyt. za: S. Friedländer, The Years of Extermination: Nazi Germany
and the Jews, 1939–1945, Londyn 2007; wyd. pol. Czas eksterminacji: Nazistowskie Niemcy i Żydzi,
1939–1945, tłum. S. Kupisz, A.M. Nowak, K. Masłowski, Warszawa 2010, s. 84.
72 S. Friedländer, The Years of…, op. cit., s. 157.
73 Ibidem, s. 120–121.
74 T. Piesakowski, The Fate of…, op. cit., s. 50, wyjątek z oryginalnego rozkazu deportacyjnego
NKWD.
75 Katyn…, op. cit., s. 121.
76 Relacja Wiesławy Saternus, w: Stalin’s Ethnic Cleansing in Eastern Poland, red. T. Jeśmanowa,
Londyn 2008, s. 131.
77 T. Piesakowski, The Fate of…, op. cit., s. 55–56.
78 J. Gross, Revolution…, op. cit., s. 209.
79 H. Kochanski, The Eagle Unbowed…, op. cit., s. 135–140.
80 Rozmowa autora z Mieczysławem Wartalskim, Londyn, 8 IX 2011.
81 J. Gross, Revolution…, op. cit., s. 215.
82 Rozmowa autora z Henrykiem Wiekszą, Berkhamsted, 17 VIII 2011.
83 K. Sword, The Mass Movement of…, op. cit., s. 20.
84 Rozmowa autora z Mieczysławem Wartalskim, op. cit.
85 Ibidem.
86 K. Sword, The Mass Movement of…, op. cit., s. 27.
87 J. Gross, Revolution…, op. cit., s. 222.
88 Z. Siemaszko, The Mass Deportations of the Polish Population to the USSR, 1940–1941, w:
The Soviet Takeover of the Polish Eastern Provinces 1939–41, red. K. Sword, Londyn 1991, s. 225.
89 Nieco inne dane liczbowe w: H. Kochanski, The Eagle Unbowed…, op. cit., a  dokładniejsze
statystyki u Hryciuka, w: Shared History…, op. cit., s. 184–199.
90 Korespondencja z prof. Normanem Daviesem, XII 2013.
91 DGFP, op. cit., nr 419, s. 489, memorandum sekretarza stanu Weizsäckera, 5 XII 1939.
92 C. Browning, Remembering…, op. cit., s. 27.
93 Nagranie video z  relacją Wilhelma Korna, ze zbiorów archiwalnych Instytutu Yad Vashem;
http://www.youtube.com/watch?v=Z61GKpqccxI.
94 V. Lumans, Himmler’s Auxiliaries: The Volksdeutsche Mittelstelle and the German National
Minorities of Europe, 1933–1945, Londyn 1993, s. 18.
95 Ibidem, s. 163.
96 N. Chruszczow, Khrushchev Remembers, op. cit., s. 141.
97 J. Gross, Revolution…, op. cit., s. 206.
98 Y. Litvak, The Plight of Refugees from the German-Occupied Territories, w: Soviet Takeover,
op. cit., s. 66.
99 K. Sword, The Mass Movement of…, op. cit., s. 16.
100 Ibidem, s. 18.
101 Z. Siemaszko, The Mass Deportations…, op. cit., s. 224.
102 J. Gross, Revolution…, op. cit., s. 226.
103 Ibidem, s. 207; podobne zdarzenie zostało przedstawione w  filmie Andrzeja Wajdy Katyń
z 2007 roku.
104 J. Gross, Revolution…, op. cit., s. 50.
105 P. Raina, Gomułka: Politische Biographie, Kolonia 1970, s. 22–23.
106 N. Davies, God’s Playground: A History of Poland, t. II, Oxford 1981, s. 452; wyd. pol. Boże
igrzysko: historia Polski, t. II, od 1975 roku, tłum. E. Tabakowska, Kraków 1991, s. 915.
107 Ibidem, s. 996, 999.
108 Memorandum Ribbentropa do Schulenburga, 26 XI 1939, cyt. za: H. Schafranek, Zwischen
NKWD…, op. cit., s. 58.
109 Ibidem, s. 67–69.
110 M. Buber-Neumann, Under Two Dictators, Londyn 2008, s. 143.
111 A. Neave, They Have their Exits, Barnsley 2013, s. 16.
112 Archiwum Narodowe w  Kew (The National Archives, Kew, London; dalej jako TNA),
oficjalny raport MI9 na temat obozów, ref: WO 208/3281.
113 Relacja szer. R. Berry’ego z  1. Batalionu Lekkiej Piechoty Diuka Kornwalii, raport MI9 nr
3311931; www.conscript-heroes.com.
114 C. Mulley, The Spy who Loved, Londyn 2012; wyd. pol. Kobieta szpieg: Polka w służbie jego
królewskiej mości, tłum. M. Antosiewicz, Warszawa 2013, s. 95–111.
115 N. Chruszczow, Khrushchev Remembers, op. cit., s. 124.
116 W. Bierieżkow, At Stalin’s Side, Nowy Jork 1994, s. 271–274.
117 S. Slutsch, 17. September 1939…, op. cit., s. 234.
118 Na temat Basis Nord, por. T.R. Philbin III, The Lure of Neptune: German-Soviet Naval
Collaboration and Ambitions, 1919–1941, Columbia 1994, s. 81–117.
119 L. Rees, World War II…, op. cit., s. 69.
120 Por. T. Frame, HMAS Sydney: Loss and Controversy, Rydalmere 1993.
121 T.R. Philbin III, The Lure of…, op. cit., s. 141.
122 L. Rees, World War II…, op. cit., s. 75–76.
123 Ibidem, s. 77.
124 A. Werth, Russia at War: 1941–1945, Londyn 1964, s. 89.
125 Ibidem.
ROZDZIAŁ 3

Podział łupów

Ribbentropa hucznie witano w  Moskwie podczas jego drugiej wizyty


w sowieckiej stolicy pod koniec września 1939 roku. Choć udał się tam w ważnej
sprawie uzgodnienia i  podpisania niemiecko-sowieckiego traktatu o  granicy
i  przyjaźni, to dominowały triumfalne nastroje, jakim uległy obie strony po
wspólnym zniszczeniu Polski, a  Ribbentropa ugoszczono z  taką pompą i  tak
uroczyście, jak tylko było na to stać sowieckie państwo, między innymi spektaklem
Jeziora łabędziego i odświętnym bankietem, na którym podano 24 potrawy.
Jednakże, kiedy Ribbentrop udawał się do gabinetu Mołotowa na wieczorną
sesję rokowań, miał okazję zapoznać się z  innym obliczem sowieckiej
„gościnności”. Czekając w  przedpokoju, wraz ze swoją świtą, natknął się tam na
estońskiego ministra spraw zagranicznych, Karla Seltera, który akurat wychodził ze
spotkania z  Mołotowem1. Obydwaj, Ribbentrop i  Selter, z  pewnością się znali;
Selter przebywał w  Berlinie zaledwie cztery miesiące wcześniej, gdzie podpisał
z Ribbentropem pakt o nieagresji. Jednak ich przypadkowe spotkanie w Moskwie
musiało mieć znacznie mniej kordialny charakter. Historia nie zanotowała niczego
poza konwencjonalną wymianą dyplomatycznych grzeczności między tymi dwoma
ludźmi, niemniej Selter miał wszelkie powody, by odczuwać głębokie
przygnębienie.
Była to już druga wizyta Seltera w  Moskwie w  owym tygodniu. Ten wysoki
wzrostem, doświadczony dyplomata, uważany za jednego z  najzdolniejszych
polityków w  estońskim rządzie, kształcił się na prawnika, nim zajął się polityką,
i  piastował wiele funkcji ministerialnych i  dyplomatycznych, zanim w  1938 roku
nie objął teki ministra spraw zagranicznych. Stanął wtedy przed najtrudniejszą
próbą. Rozmawiał już z  Mołotowem 24 września, na spotkaniu oficjalnie
zorganizowanym w  celu podpisania nowego układu handlowego; okazało się
jednak wtedy, że ludowy komisarz spraw zagranicznych chce przedyskutować
głównie kwestie polityczne.
W stosunkach sowiecko-estońskich zapanował kryzys; Estończycy poważnie
się niepokoili tym, co mógł dla nich oznaczać pakt nazistowsko-sowiecki,
natomiast Sowietów pochłaniała kwestia trwającej wojny. Dodatkowe napięcia
wynikły z  powodu tego, że tydzień wcześniej polski okręt podwodny „Orzeł”
zbiegł z  portu w  Tallinie, co zirytowało Moskwę, gdzie twierdzono, że estońskie
władze mogły udaremnić tę ucieczkę. W  odpowiedzi na tę domniemaną
„prowokację” oddziały Armii Czerwonej zostały skoncentrowane w  pobliżu
wschodnich granic Estonii, a  sowieckie lotnictwo wojskowe naruszało estońską
przestrzeń powietrzną, najwyraźniej przeprowadzając loty zwiadowcze.
Kiedy Mołotow tego wieczoru spotkał się z  Selterem na Kremlu, rozmowa
upłynęła w  bardzo napiętej atmosferze. Na wstępie Mołotow dał wyraz swojemu
zaniepokojeniu z  powodu rzekomego zagrożenia dla sowieckiego bezpieczeństwa
wywołanego incydentem z „Orłem”, stwierdzając przy tym, że rząd estoński albo
nie chce, albo też nie jest w  stanie „utrzymać porządku w  swoim kraju”, żądając
zapewnień, że taki porządek zostanie zaprowadzony, i  podsuwając w  tym celu
projekt układu o  wzajemnej pomocy. Niezrażony Selter odparł, że Estonia sama
potrafi zadbać o  porządek w  swoim kraju oraz że proponowany układ jest
zbyteczny, gdyż nie chcą go Estończycy i  przyniesie on uszczerbek estońskiej
suwerenności. Na Mołotowie nie wywarło to jednak wrażenia; zapewnił Seltera, że
pakt ze Związkiem Sowieckim niczym Estonii nie zagraża. „Nie mamy zamiaru
wprowadzać siłą komunizmu w  Estonii”, powiedział i  dodał: „Estonia zachowa
niepodległość, rząd, parlament, swobodę w  polityce zagranicznej i  wewnętrznej,
armię i system ekonomiczny. Nie zamierzamy tego naruszać”2. Gdy Selter mimo to
nadal protestował, Mołotow zaczął naciskać, mówiąc: „Związek Sowiecki to
obecnie wielkie mocarstwo, którego interesy należy wziąć pod rozwagę (…) Jeżeli
nie chcecie zawrzeć układu o  wzajemnej pomocy z  nami, wtedy będziemy
zmuszeni zatroszczyć się o  własne bezpieczeństwo w  inny sposób, zapewne
drastyczniejszy, może bardziej skomplikowany. Proszę więc: nie zmuszajcie nas do
użycia siły przeciwko Estonii”3.
Jeśli Selter odniósł wrażenie, że jest myszą w  pazurach zabawiającego się,
złośliwego kota, to nie mylił się zbytnio. Domagał się zgody na omówienie
sowieckiej „propozycji” ze swoim rządem, ale usłyszał na to, że to kwestia
„niecierpiąca zwłoki” i  nawiązano bezpośrednie połączenie telefoniczne
z  Tallinem. Selter zaprotestował, że dyskusji o  tak ważkich sprawach nie sposób
prowadzić przez telefon i poprosił, aby zezwolono mu na powrót do swojej stolicy
następnego dnia. Gdy wychodził, Mołotow powiedział jeszcze: „Radzę wam
dostosować się do życzeń Związku Sowieckiego, dla uniknięcia czegoś gorszego”4.
Godzinę po tym, jak Selter opuścił Kreml, z  gabinetu Mołotowa
zatelefonowano doń ponownie, wyznaczając kolejne spotkanie na północ tego
samego dnia. Tym razem Selterowi przedstawiono sporządzony przez Sowietów
szkic rzeczonego „układu o  wzajemnej pomocy” i  wymuszono dyskusję
o  miejscach, które mogły „interesować Związek Sowiecki” jako przyszłe bazy
wojskowe – znalazła się wśród nich i estońska stolica, Tallin. Raz jeszcze Mołotow
mówił władczym tonem o tym, jak pilna to sprawa i odradzał jakąkolwiek zwłokę,
dodając, że porozumienie jest „gotowe do podpisania”.
Powróciwszy nazajutrz do Tallina Selter omówił sowiecką propozycję ze
swoimi kolegami z  rządu. Sondowano także opinię niemieckich kręgów
dyplomatycznych w tej sprawie, ta jednak – sprowadzająca się do stwierdzenia, że
Estonia jest zdana tylko na siebie – wywołała konsternację. W związku z faktem,
że kraj ten zawarł w  czerwcu 1939 roku układ o  nieagresji z  Niemcami, estoński
rząd uważał, iż ma prawo oczekiwać jakiejś niemieckiej pomocy w  obliczu
sowieckich gróźb. Jednakże bierna postawa Niemców zdawała się potwierdzać
obawy żywione przez niektórych – że układ na scenie politycznej uległ wyraźnej
zmianie wraz z  podpisaniem paktu między Moskwą i  Berlinem, a  Estonia nie
mogła na nikogo liczyć. Pomimo wojowniczej retoryki pojedynczych członków
rządu, przeważył realizm w  ocenie sytuacji, a  Selter został ponownie wysłany do
Moskwy z instrukcjami uzyskania od Związku Sowieckiego możliwie najlepszych
warunków zawarcia nowego układu. Alternatywne rozwiązanie nie wchodziło
w rachubę: „Odrzucenie sowieckiej propozycji – rzekł prezydent Konstantin Päts –
oznaczałoby świadome wydanie całego narodu estońskiego na śmierć”5.
Gdy Selter wrócił do Moskwy 27 września – w  towarzystwie, cokolwiek
zbytecznym, dwóch estońskich ekspertów od prawa międzynarodowego –
przekonał się, że karty zostały już rozdane. Mołotow, który posłużył się sprawą
„Orła” do osłabienia estońskiej pozycji trzy dni wcześniej, tym razem zaczął
mówić o zatopieniu na Bałtyku sowieckiego statku „Metalist”, do którego rzekomo
miało dojść dzień wcześniej, by znowu zepchnąć rozmówcę do narożnika. Na
podstawie nieuzasadnionych domysłów, że „Metalist” został zatopiony przez
„Orła”, Mołotow stwierdził, iż poprzednie propozycje są już nieaktualne: sowieckie
bezpieczeństwo wymagało teraz dodatkowych ustępstw ze strony Estończyków.
W odpowiedzi na zapewnienia Seltera, że jego kraj nie ponosi winy za
wspomniany incydent, Mołotow zaprosił do udziału w rozmowach samego Stalina.
Sowiecki przywódca po wejściu do gabinetu zademonstrował dobroduszny humor,
wymieniając żarty z  Estończykami, ale szybko przeszedł do rzeczy. Gdy
streszczono mu przebieg rokowań, stwierdził złowieszczo: „I o co tu się sprzeczać?
Nasza propozycja obowiązuje i  to trzeba zrozumieć”6. Pozory negocjacji
utrzymywano przez następnych parę godzin; Sowieci nalegali na wprowadzenie 35
tysięcy czerwonoarmistów do Estonii i  zażądali bazy w  samym Tallinie,
a Estończycy rozpaczliwie się opierali, posługując się dyplomatycznymi niuansami,
które ich oponenci dawno już odrzucili. Onieśmielona, zakrzyczana i  zastraszona
estońska delegacja wróciła następnego dnia do kraju, uznawszy, że nie pozostaje
nic, tylko ulec. Mimo to, gdy Ribbentrop czekał za kulisami, wysunięto wobec niej
nowe żądania oraz groźby istnienia „innych możliwości” zapewnienia
bezpieczeństwa ZSRS. Układ o  wzajemnej pomocy został ostatecznie podpisany
o  północy 28 września i  ratyfikowany przez estońskiego prezydenta tydzień
później. Formalnie porozumienie to zobowiązywało obie strony do wzajemnego
poszanowania niepodległości, jednak zgoda na założenie sowieckich baz
wojskowych na estońskiej ziemi stanowiła śmiertelny cios dla suwerenności
Estonii. Kraj ten znalazł się w praktyce na łasce Stalina.

Jeżeli Estończycy sądzili, że tylko oni prowadzą beznadziejne negocjacje


z  Sowietami, to się mylili. Po prostu byli pierwsi na liście. Po zawarciu traktatu
z  Estonią, Moskwa zajęła się innymi krajami obiecanymi jej na mocy tajnego
protokołu, dołączonego do paktu nazistowsko-sowieckiego oraz późniejszych
uzgodnień, sygnowanych przez Ribbentropa. Stalin dawał do zrozumienia
Berlinowi oraz reszcie świata, że kraje bałtyckie znalazły się pod jego „opieką”.
W związku z tym tydzień po podpisaniu układu z Estończykami podobny pakt
wymuszono na Łotwie, domagając się cesji baz w Lipawie, Pitrags i Windawie na
wybrzeżu Bałtyku oraz ustanowienia w  tym kraju garnizonów Armii Czerwonej,
z  30 tysiącami żołnierzy. I  znów porozumienie to miało rzekomo nie zagrażać
łotewskiej niezawisłości, a  na pewien czas Sowieci pozostawili w  spokoju rząd
w  Rydze. A  jednak Łotysze, podobnie jak ich estońscy sąsiedzi, mieli się
przekonać, że na niemiecką pomoc nie ma co liczyć. Mołotow później się chwalił,
że „postąpił bardzo twardo” z  Łotyszami, powiadając ich ministrowi spraw
zagranicznych, Vilhelmsowi Muntersowi, iż ten „nie wyjedzie do [swojego] kraju”,
dopóki nie podpisze porozumienia7. Stalin okazał się jeszcze bardziej bezpośredni,
informując „szczerze” nieszczęsnego Muntersa na początku października 1939
roku, że „do podziału stref interesów już doszło. Jeśli chodzi o  Niemców, to
moglibyśmy was zająć”8.
Na Litwie sowieckie propozycje spotkały się z  nieco lepszym przyjęciem,
choćby z  tego powodu, że pakt o  wzajemnej pomocy, zawarty 10 października
1939 roku, osłodzono zgodą Moskwy na przejęcie przez Litwinów spornego
terytorium Wileńszczyzny. Mimo wszystko warunki przedstawionej oferty nie
różniły się zasadniczo od tych uzgodnionych z Łotwą i Estonią: wzajemna pomoc
na wypadek napaści i  stacjonowanie dużych kontyngentów wojsk Armii
Czerwonej. Wydaje się ponadto, że Sowieci trzymali się wypróbowanych metod;
jak zauważył jeden z  przedstawicieli litewskiej delegacji, przedstawianie
Mołotowowi argumentów przypominało „rzucanie grochem o  ścianę”9. Groźba
przemocy – zawoalowana bądź sformułowana otwarcie – w połączeniu z nowymi
realiami strategicznymi wojny uczyniły Łotwę, Litwę i  Estonię bezbronnymi
wobec zakusów Moskwy. Niezdolne do stawienia poważnego oporu, musiały się
podporządkować sowieckim żądaniom i  znalazły się w  sowieckim cieniu. Do
połowy października 1939 roku, w  ciągu zaledwie sześciu tygodni od podpisania
paktu, Stalin roztoczył swą kontrolę nad większością terytoriów obiecanych mu
przez Hitlera, docierając do wybrzeży Bałtyku i  wprowadzając około 70 tysięcy
żołnierzy Armii Czerwonej do trzech krajów bałtyckich, a  była to większa siła
zbrojna od tej, jaką stanowiły w  okresie pokojowym armie tych trzech państw
razem wzięte10.
Gdy politycy krajów bałtyckich starali się coś wywalczyć, Niemcy po prostu
robili uniki. Od początku sowieckiej inwazji na Polskę rządy państw nadbałtyckich
nieustannie prosiły Niemcy o zajęcie oficjalnego stanowiska w tej sprawie, choćby
z  uwagi na pakty o  nieagresji, zawarte przez Rzeszę z  Łotwą i  Estonią zaledwie
cztery miesiące wcześniej. W  Berlinie dobrze wiedziano, w  jak beznadziejnym
położeniu znalazły się kraje bałtyckie. W  istocie Stalin poinformował Hitlera
o swoich zamiarach pod koniec września, a wtedy negocjacje dotyczące „traktatu
obronnego” prowadzone z  litewskim rządem wstrzymano i  w  efekcie kraj ten
znalazł się w  sowieckiej „strefie wpływów”11. Nazistowski ideolog Alfred
Rosenberg, urodzony w  Tallinie, jasno zdawał sobie sprawę z  potencjalnych
konsekwencji tego faktu, zapisując w  swoim dzienniku: „Jeśli Rosjanie wkroczą
teraz do krajów bałtyckich, wówczas utracimy, w  sensie strategicznym, Morze
Bałtyckie. Moskwa stanie się potężniejsza niż kiedykolwiek”12. Jednak,
w  odpowiedzi na kolejne zapytania, nawet nie prośby o  udzielenie pomocy,
Ribbentrop był nieustępliwy, w  końcu rozsyłając okólnik do trzech niemieckich
poselstw w  krajach owego regionu z  wyjaśnieniem, że z  Moskwą zawarto nowe
uzgodnienia dotyczące granic, stwierdzając przy tym zwięźle, że „Litwa, Łotwa
i Estonia nie znajdują się w niemieckiej sferze interesów”. Dodał, że podlegli mu
niemieccy dyplomaci w tych trzech krajach mieli „powstrzymać się od udzielania
wszelkich wyjaśnień w tej kwestii”13. Kraje bałtyckie pozostawiono ich własnemu
losowi.
Jak gdyby po to, aby wzmóc jeszcze złe przeczucia i  poczucie izolacji,
nasilające się w  tym regionie, Hitler tej samej jesieni skierował pod adresem
wszystkich etnicznych Niemców hasło „Heim ins Reich” – powrót „do ojczystej
Rzeszy” – w ten sposób dodatkowo dając do zrozumienia, że region ten przypaść
miał Stalinowi. Kiedy Ribbentrop przebywał w  Moskwie pod koniec września,
tematem dyskusji stała się także sprawa „repatriacji” folksdojczów z nadbałtyckich
regionów, z pozoru w odpowiedzi na wyrażony przez Stalina zamiar rozciągnięcia
sowieckich wpływów na obszarach nad Bałtykiem. Po zawarciu tajnego
porozumienia z  Sowietami, Niemcy zwrócili się do wciąż jeszcze niepodległych
Estonii i  Łotwy, by kraje te przystały na uzgodnione procedury i  rekompensaty.
Kusząc samych folksdojczów, podkreślali przede wszystkim rzekome korzyści
przystąpienia do niemieckiej „narodowej wspólnoty”, lecz ukrytym przesłaniem
było zawoalowane ostrzeżenie, iż dla krajów bałtyckich nastać miały ciężkie
czasy14.
Wielu bałtyckich Niemców nie chciało usłuchać takich wezwań, choćby
dlatego, że wielu z  nich miało opuścić ziemie, na których mieszkali od pokoleń.
Pomijając kwestię trudności natury osobistej, niektórzy uważali to za zdradę,
odrzucenie nie tylko własnej historii i  kultury, ale i  wartości cywilizacyjnych.
„Bardzo trudno było mi pogodzić się z  tym – wspominał po wojnie jeden
z  ewakuowanych – że stare, pod względem kulturowym europejskie ziemie, na
których Niemcy, i to od stuleci, stanowili wiodącą warstwę ludności, obszary pod
wieloma względami niemieckie w swoim charakterze, po prostu oddano, niewiele
mówiąc, za sprawą krótkiego pociągnięcia piórem”15. Nawet niektórzy zagorzali
narodowi socjaliści byli tym oburzeni. Jeden z  nich wspomniał w  diariuszu
o  „strasznym wstrząsie”, wywołanym wieściami o  przesiedleniu. „Wszystko, dla
czego żyliśmy – napisał – wszystko, co nasza grupa narodowościowa osiągnęła
w trakcie siedmiuset lat (…) miało zniknąć, roztopić się jak śniegowy bałwan”16.
Mimo wszystko, bez względu na wielkie zamieszanie, związane z przenosinami
do Niemiec, czyli kraju, o  którym wielu z  nich wiedziało mało, bałtyccy Niemcy
masowo zareagowali na apel Hitlera. Już w  połowie października 1939 roku
pierwszy statek z  etnicznymi Niemcami na pokładzie opuścił Rygę i  popłynął do
Niemiec. W ciągu kolejnych dwóch miesięcy dalszych 68 statków miało wyruszyć
z  portów w  krajach bałtyckich, przewożąc ponad 60 tysięcy ludzi do „ojczystej”
Rzeszy Niemieckiej lub do niedawno włączonego do Niemiec Kraju Warty.
W  istocie do tego stopnia narastał niepokój dotyczący przyszłości krajów
bałtyckich, że do wyjazdu zgłosiła się nawet pewna liczba Żydów17. Dla pozostałej
na miejscu ludności państw nadbałtyckich wyjazd folksdojczów stanowił
złowieszczy znak: zapowiedź niepewnego jutra. Jeden z  estońskich Niemców
wspominał:

[Estończycy] dostrzegali zagrożenie ze wschodu… Rozumieli, jak trudno nam było opuszczać
Estonię. A  kiedy weszliśmy na pokład statku w  Tallinie, aby wyjechać z  rodzinnych stron,
i zagrano Deutschland über alles, a zaraz potem estoński hymn, wielu wybuchło płaczem18.

Wydarzenia w  Finlandii owej zimy nasiliły tempo tej masowej emigracji. Tak
jak ich nadbałtyccy sąsiedzi, Finowie zostali na początku października 1939 roku
zaproszeni do Moskwy dla przedyskutowania „kwestii politycznych”. I, tak samo
jak Estończycy, Łotysze i  Litwini, usłuchali tego wezwania, wysyłając delegację
pod kierownictwem doświadczonego dyplomaty Juho Paasikiviego, która
wysłuchała sowieckich propozycji, obejmujących przesunięcie na północ odcinka
granicy na Przesmyku Karelskim, opodal Leningradu, oraz trzydziestoletnią
dzierżawę portu Hanko na skraju Zatoki Fińskiej. Sowieci najwyraźniej zakładali,
że Finowie okażą się tak zastraszeni i bezsilni, jak rządy krajów bałtyckich nieco
wcześniej. Chruszczow pisał we wspomnieniach: „Wystarczy trochę pokrzyczeć,
a  Finowie zrobią się posłuszni”19. Berlin na pewno nie zamierzał interweniować.
Tak jak w przypadku państw bałtyckich Ribbentrop powstrzymał się od wszelkich
uwag, poza wyrażeniem pobożnego życzenia, że Finlandia mogła „rozstrzygnąć
kwestie z  Rosją w  trybie pokojowym” i  był przestraszony pomysłem, aby były
fiński prezydent przybył do Berlina na rozmowy. Tymczasem niemiecki ambasador
w  Finlandii otrzymał poufne instrukcje „unikania jakichkolwiek komentarzy (…)
które mogłyby zakłócić niemiecko-sowieckie stosunki”20.
Jednakże, mimo znalezienia się w  politycznej izolacji, Finowie zdobyli się na
przeciwstawienie się sowieckim groźbom. Przedstawili dwie kontrpropozycje
i  starali się przeciągać rokowania przez większość następnego miesiąca,
w przekonaniu, że Mołotow blefuje, a „słuszność” jest po ich stronie. Wydaje się,
że Mołotow napotkał w  przebiegłym Paasikivim twardego negocjatora i  rzucił
złowrogo podczas ich ostatniego spotkania, iż „skoro my, cywile, nie potrafimy
niczego osiągnąć, to może kolej, żeby przemówili żołnierze”21.
Niebawem żołnierze istotnie doszli do głosu. Dwudziestego szóstego listopada
1939 roku został ostrzelany przez artylerię sowiecki posterunek graniczny koło
miejscowości Mainila w  Karelii; zginęło tam czterech czerwonoarmistów,
a  dziewięciu zostało rannych. Mołotow pospiesznie obwinił Finów za ten
„oburzający akt agresji”22. Pomimo faktu, iż wspomniana placówka znajdowała się
poza zasięgiem fińskich dział, które zawczasu wycofano z  przygranicznych
terenów. Ponownie wezwawszy przedstawicieli Helsinek do Moskwy, oświadczył,
że rząd sowiecki nie uznaje odtąd zobowiązań wynikających z sowiecko-fińskiego
układu o nieagresji i nie może już utrzymywać normalnych relacji z Finlandią. Tak
jak Hitler sprokurował „prowokację gliwicką” trzy miesiące wcześniej, aby
uzyskać casus belli przed napaścią na Polskę, tak samo Stalin chciał wykorzystać
incydent w  Mainila, dając komunistom na całym świecie wątpliwy argument
usprawiedliwiający sowiecką agresję. Cztery dni później Armia Czerwona przeszła
do ofensywy.
Na pozór, aż trudno sobie wyobrazić bardziej nierówne siły wojskowe.
Dwadzieścia sześć dywizji i  pół miliona żołnierzy rzuconych do walki przez
Sowietów powinno było bez trudu przełamać opór 130 tysięcy żołnierzy fińskich.
Pod każdym względem Armia Czerwona miała przygniatającą przewagę,
trzykrotną w liczbie żołnierzy i aż trzydziestokrotną w samolotach. Na Przesmyku
Karelskim, gdzie spodziewano się głównego sowieckiego uderzenia, Finowie
mogli wystawić zaledwie 21 tysięcy ludzi, 71 dział i 29 armat przeciwpancernych
przeciwko siłom sowieckim, złożonym ze 120 tysięcy żołnierzy, 1400 czołgów
i  ponad 900 dział polowych23. Niezależnie od takiej przewagi liczebnej, Moskwa
była przeświadczona, że fińskie klasy pracujące powstaną, aby wesprzeć swoich
komunistycznych „wyzwolicieli” i staną się „piątą kolumną” na nieprzyjacielskim
zapleczu, zakłócając zaopatrzenie wojsk i  podkopując morale ludności. Sowieci
byli więc, co zrozumiałe, pewni siebie, a ich dowództwo wojskowe wyznaczyło na
operację fińską zaledwie dwanaście dni, oczekując tak szybkich postępów na
froncie, że dowódców jednostek liniowych ostrzeżono nawet, aby pomyłkowo nie
przekroczyli granicy neutralnej Szwecji – odległej o 300 kilometrów24.
Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Przewaga liczebna i materiałowa nie
liczyła się zanadto w  skrajnie trudnych warunkach fińskiej zimy, podczas której
temperatury spadały do -40˚C. Ponadto teren, przez który przyszło się przedzierać
sowieckim żołnierzom, to pozbawione dróg, zaśnieżone pustkowia i gęste sosnowe
lasy, z zamarzniętymi rzekami, jeziorami i bagniskami – w praktyce nieprzejezdne
dla nowoczesnej zmechanizowanej armii. Dodatkowo sytuację wojsk sowieckich
utrudniało to, że Przesmyk Karelski, na północ od Leningradu, został w  okresie
międzywojennym ufortyfikowany i  w  tym czasie znajdowała się na nim
rozbudowana (choć niedokończona) sieć bunkrów, okopów, naturalnych zapór
i wałów ziemnym, znana jako Linia Mannerheima, od nazwiska naczelnego wodza
wojsk fińskich. Okazało się rychło, że ofensywa Armii Czerwonej nie będzie
łatwym spacerkiem.
Przewaga liczebna Sowietów traciła też nieco na znaczeniu wobec dysproporcji
w  wyszkoleniu żołnierzy walczących stron. Armia Czerwona była pogrążona
w  kryzysie. Wciąż jeszcze próbując otrząsnąć się ze skutków czystek, które
zdziesiątkowały jej szeregi w  drugiej połowie lat trzydziestych, kiedy to
represjonowano ponad 85 procent jej oficerów starszych rang25, borykała się
z  problemami związanymi ze złym dowodzeniem, nieudolnymi programami
ćwiczebnymi i niskim morale. I choć Sowieci byli, w porównaniu z Finami, dobrze
uzbrojeni, to ich szeregowcom brakowało zimowej odzieży, nart i  maskujących
peleryn, a  zarówno piechota, jak i  sowieckie czołgi weszły do walki wśród
listopadowych śniegów w  oliwkowych mundurach i  takimże malowaniu, wobec
czego stanowili dla przeciwnika łatwy cel. Również taktyka Armii Czerwonej
pozostawiała wiele do życzenia, a  niezaradność i  niesamodzielność oficerów
liniowych stanowiły efekt uboczny czystek. Sowiecka doktryna militarna
sprowadzała się często po prostu do zmasowanego, frontalnego ataku, a  jej
niedostatki wychodziły rażąco na jaw z uwagi na złą koordynację działań różnych
rodzajów sił zbrojnych.
Z kolei Finowie dobrze wiedzieli, o co walczą. Bynajmniej nie witali Sowietów
z  otwartymi ramionami, wbrew oczekiwaniom Moskwy, wykazywali się za to
mocnym patriotyzmem, który sprawiał, że fińscy żołnierze nadrabiali duchem
bojowym niedostatki w  uzbrojeniu. Zdołali też powołać pod broń wielu
przeszkolonych rezerwistów, wzmacniając nimi czynną armię, a  wielu z  nich
wniosło do oddziałów wojskowych cenną wiedzę w zakresie umiejętności radzenia
sobie w  terenie i  sztuki przetrwania. Pewien dowcip, powtarzany owej zimy,
podsumowywał ich optymizm w obliczu z pozoru tak potężnego wroga: „Tylu ich,
a  nasz kraj jest taki mały” – powiadano. „Gdzie znajdziemy miejsce, żeby ich
wszystkich pochować?”26.
Znamienne, że sowiecka napaść na Finlandię miała charakter i  polityczny,
i  militarny. A  więc, gdy sowieckie lotnictwo bombardowało Helsinki i  Wyborg,
a  czołgi i  piechota przeprowadziły pierwsze szturmy na Linię Mannerheima,
w  Terijoki, pierwszym zdobytym przez Sowietów miasteczku nad granicą
sowiecko-fińską, zorganizowano marionetkowe władze komunistyczne. Na czele
„Fińskiej Republiki Demokratycznej” stanął weteran ruchu komunistycznego, Otto
Kuusinen, który mógł się poszczycić głównie tym, że przeżył sowieckie czystki.
Jednak, mimo że Kuusinen wytrwale starał się zdobywać względy fińskich
związków zawodowych i umiarkowanej lewicy, to nikogo nie przeciągnął na swą
stronę, uznawali go wyłącznie jego moskiewscy zwierzchnicy, a  jego władza
rozciągała się tylko na „wyzwolonych” przez Armię Czerwoną obszarach Finlandii.
Takiej fałszywej ocenie sytuacji politycznej towarzyszyły poważne błędy
strategiczne i  militarne. Pomimo posiadanej przewagi w  uzbrojeniu, Armia
Czerwona bywała nader nieelastyczna w  swoich działaniach, przypominając
typowego „kolosa na glinianych nogach”. Jej taktycznej nieudolności często
dorównywała przesadna ostrożność, przy czym nawet nikły fiński opór był w stanie
powstrzymać na wiele godzin sowieckie natarcie. W  panujących warunkach –
w bardzo gęstych lasach znajdowały się tylko nieliczne drogi i ścieżki – oczywiście
sprzyjało to obrońcom, a  w  czasie sowieckich szturmów formacji pancernych
często tworzyły się gigantyczne zatory.
Gdy natarcia oddziałów Armii Czerwonej udało się zatrzymać, Finowie
przechodzili do kontrataków, wykazując się sprytem i  pomysłowością, których
brakło ich przeciwnikom. Niewielkie, ruchliwe oddziały narciarzy oskrzydlały
napastników i odcinały ich od kolumn zaopatrzeniowych, a w czasie długich nocy,
panujących podczas skandynawskiej zimy, nękali wroga i  organizowali zasadzki
pod osłoną mroku. Z kolei fińska piechota wykorzystywała wytwarzane metodami
chałupniczymi materiały wybuchowe, takie jak wiązki lasek dynamitu lub
osławione „koktajle Mołotowa” – butelki z  naftą i  smołą, nader skutecznie
zapalające chłodnice sowieckich czołgów. Broń ta zyskała swoją nazwę po tym, jak
Mołotow stwierdził publicznie, że sowieckie naloty bombowe na Finlandię to
w rzeczywistości zrzuty paczek z prowiantem. Odtąd Finowie ironicznie określali
wiązki sowieckich bomb mianem „mołotowskich koszy na chleb”, a na niepozorne
butelki z  benzyną mówiono, że to „napój do popijania jedzenia”27. Na przekór
takiemu wisielczemu humorowi koktajle Mołotowa – wytwarzane masowo
w jednej z fińskich gorzelni – okazały się wyjątkowo skutecznym orężem.
Z czasem fińska taktyka, początkowo w znacznej mierze doraźna, przeobraziła
się w  sprawne metody walki. Po odcięciu i  okrążeniu sowieckich czołówek
Finowie systematycznie niszczyli nieprzyjacielskie kolumny wojskowe,
a  nieustanne ataki nękające przeprowadzane przez oddziały fińskie oraz zimowe
mrozy kruszyły sowiecki opór. Taktyka ta stała się znana jako motti – od fińskiego
określenia na składy drewna do porąbania. Chodziło o  to, że okrążone sowieckie
oddziały musiały czekać na swój koniec, likwidowane albo przez fińskich
żołnierzy, albo przez mróz.
A surowa skandynawska zima dowiodła swej zabójczej mocy. O  ile Finowie
nawykli do mrozów i mieli odpowiednią odzież, o tyle czerwonoarmistów niewiele
chroniło przed zimnem. W  takiej sytuacji mróz równie często, jak same walki
zbierał śmiertelne żniwo, a  fińscy żołnierze przyzwyczaili się do makabrycznego
widoku swoich wrogów zamarzniętych na kość w  miejscu, gdzie kucali lub stali,
zapewne szykując się do odparcia ataku. Pewnego razu jeden z fińskich oficerów
przejął dwóch wziętych do niewoli żołnierzy Armii Czerwonej, porażonych ślepotą
śnieżną, z  poważnymi odmrożeniami rąk i  stóp. „Po jakimś czasie – donosił
naoczny świadek – obaj Rosjanie poczuli ciepło buchające z pieca i, potykając się,
rzucili się w  jego stronę. A  potem obydwaj położyli ręce na rozgrzanym do
czerwoności żelazie. I  trzymali je na nim. Nic nie czuli. I  stali tak, z  dłońmi
skwierczącymi jak plastry boczku”28.
Z pomocą mroźnej pogody i  dzięki swojej pomysłowości Finowie osiągnęli
pewne zdumiewające sukcesy militarne. Do świąt Bożego Narodzenia 1939 roku
dwie sowieckie wielkie jednostki, 139. i  75. Dywizje Strzeleckie, zostały
całkowicie rozbite w bitwie pod Tolvajärvi, na północ od jeziora Ładoga, natomiast
44. i  163. Dywizje zostały unicestwione dalej na północy, pod Suomussalmi, na
początku stycznia. Druga z tych bitew stanowiła zapewne ukoronowanie skutecznej
fińskiej taktyki. Po tym, jak sowiecka 163. Dywizja natrafiła na twardy opór,
wysłano jej na pomoc 44. Dywizję, lecz obie spotkał ten sam los. Rozciągnięte na
wąskich drogach pośród jezior i  lasów, w  sytuacji, gdy ich marsz naprzód
spowalniały bronione przez Finów barykady i zatory, obie te dywizje były nękane
przez szybkie grupy narciarzy. Wpadały w  zorganizowane zasadzki i  stopniowo
zostały rozdzielone na coraz mniejsze oddziały, wystawione na skutki mrozu
i  głodu oraz ataki nieprzyjacielskich żołnierzy. Każde z  tych pojedynczych
punktów oporu były po kolei likwidowane. Kiedy owe dwie dywizje uległy
całkowitemu zniszczeniu, Finowie doliczyli się w  pobliżu leśnej drogi 27 tysięcy
zamarzniętych zwłok, pośród wraków wojskowych pojazdów29. Był to koszmarny
widok. Jak donosił jeden z reporterów, trupy były wszędzie:

Na poboczach drogi, pod drzewami, w  prowizorycznych schronach i  okopach, gdzie


[czerwonoarmiści] usiłowali się schronić przed wściekłymi atakami fińskich patroli na
nartach. A  na tych poboczach, na całym czteromilowym odcinku, zalegają ciężarówki,
kuchnie polowe, samochody sztabowe, wozy amunicyjne, przodki działowe i  inne pojazdy,
jakie tylko można sobie wyobrazić30.

Wobec niekorzystnych dla ducha bojowego niepowodzeń, w Armii Czerwonej


przystąpiono do szybkiego i  surowego karania winnych. Dowódca 44. Dywizji,
generał Aleksiej Winogradow, który umknął z pogromu i dotarł za sowieckie linie,
kilka dni później stanął przed sądem wojennym i  został stracony na oczach
nielicznych ocalałych żołnierzy swojej dywizji. W  raportach NKWD znalazła się
informacja, że czerwonoarmiści wszystkich rang uznali taką karę za zasłużoną31.
Ciała martwych sowieckich żołnierzy z 44. dywizji leżą przysypane śniegiem – krajobraz po
bitwie pod Suomussalmi z przełomu 1939 i 1940 roku. Tak zwana wojna zimowa z Finlandią
obnażyła nieprzygotowanie Armii Czerwonej do prowadzenia działań wojskowych na większą
skalę. Źle dowodzeni i niedostatecznie wyekwipowani Rosjanie nie byli w stanie złamać o wiele
mniejszej, ale nawykłej do specyfiki walk w śniegu i zmotywowanej armii fińskiej.

W trakcie likwidowania motti, czyli „kotłów”, szczególnie groźni i  skuteczni


okazali się fińscy strzelcy wyborowi. Ich poczynania wywierały wielki skutek
psychologiczny, gdyż nie tylko budziły grozę i  przydawały udręk
czerwonoarmistom, ale też ze względu na fakt, że fińscy snajperzy przede
wszystkim celowali w  dowódców albo koncentrowali ostrzał na kuchniach
polowych lub żołnierzach skulonych wokół rozpalonych ognisk. Niektórzy ze
snajperów strzelali nawet do tych żołnierzy wroga, którzy się wypróżniali, co
potęgowało poczucie wśród pozostałych czerwonoarmistów, że nigdzie nie jest
bezpiecznie. Świetnie się maskując i  znakomicie radząc sobie w  terenie, fińscy
strzelcy wyborowi byli specjalistami w  ukrywaniu swoich gniazd i  zadawali
oddziałom sowieckim dotkliwe straty. Jak skarżył się potem pewien pułkownik
Armii Czerwonej: „Nie potrafiliśmy nigdzie ich [Finów] dostrzec, a  jednak byli
wszędzie (…) Niewidzialna śmierć czaiła się zewsząd”32.
Do najsławniejszych snajperów należał Simo Häyhä, drobny, niepozorny
z  wyglądu trzydziestoczteroletni kapral, służący w  34. Pułku Strzeleckim na
ośnieżonych pustkowiach na północ od jeziora Ładoga. Choć posługiwał się wersją
snajperską starego rosyjskiego karabinu powtarzalnego typu Mosin-Nagant
z  tradycyjnym nienowoczesnym celownikiem, zdołał „zaliczyć” ponad 500
potwierdzonych trafień w  ciągu zaledwie stu dni na linii frontu: okazał się
najskuteczniejszym snajperem drugiej wojny światowej. Mimo że sam stanowił cel
wrogich artylerzystów oraz sowieckich strzelców wyborowych, to przeżył wojnę,
chociaż został postrzelony w twarz. Sowieci nadali mu przydomek „Biała Śmierć”
(„Biełaja smiert”)33.
Gdy ofensywa Armii Czerwonej utknęła w  styczniu 1940 roku, na froncie
fińskim nastała sytuacja patowa. Podniesieni na duchu odnoszonymi sukcesami
Finowie odbierali wyrazy międzynarodowego poparcia. Od samego początku
wojny zimowej do Helsinek napływały świadectwa sympatii, z  których
najwymowniejszym było usunięcie Związku Sowieckiego z  Ligi Narodów po
napaści na Finlandię i wystosowane przez radę tejże Ligi wezwanie skierowane do
jej członków do udzielenia pomocy Finom. Dla wielu osób na Zachodzie wojna
fińska stała się głośną sprawą, testem postawy moralnej i bodźcem dla tych, którzy
byli skonsternowani bezsilnością demokracji zachodnich w  sprawie Polski.
Zapewne pod wpływem tego, pomny losu Polski, Neville Chamberlain oświadczył
w  styczniu 1940 roku, że „nie można dopuścić, aby Finlandia zniknęła z  mapy
[świata]”34. Churchill wyraził podobną opinię w  swoim niezrównanym stylu:
„Tylko Finlandia – powiedział w  wystąpieniu radiowym – wspaniała,
najwspanialsza w obliczu niebezpieczeństw, pokazuje, na co stać wolnych ludzi”35.
Sprawa Finlandii, jak się wydaje, nasuwała skojarzenia między agresjami
Stalina a  tymi, których się dopuścił jego sprzymierzeniec Hitler, jak pisano
w  artykule wstępnym w  gazecie „Daily Sketch”: „Nasze zadanie w  tej wojnie to
pokonanie Hitlera, ale hitleryzmem jest i  to, co robi agresor Stalin”36. Pod
wpływem takich poglądów uruchomiono wielką akcję pomocy, w  której główną
rolę odegrały Szwecja, Wielka Brytania i  Francja, gromadząc sprzęt wojskowy
przeznaczony do wysyłki do Helsinek, w tym pół miliona granatów ręcznych, 500
dział przeciwlotniczych i prawie 200 tysięcy karabinów37. Ponadto około 11 tysięcy
ochotników – przede wszystkim Szwedów, Duńczyków i  Norwegów – zgłosiło
gotowość do walki po stronie Finów, a  wśród nich znalazł się kuzyn
amerykańskiego prezydenta, Kermit Roosevelt. Do tego grona dołączyło wielu
mieszkańców nadbałtyckich sąsiadów Finlandii, niekiedy rwąc się do boju, do
którego rządy ich krajów nie odważyły się nawoływać. Na przykład w  Kownie,
przedwojennej stolicy Litwy, ponad 200 ochotników stawiło się w  fińskim
konsulacie38.
Oczywiście, altruizm rzadko dochodzi do głosu w polityce i należy zauważyć,
że odgrywał też nieznaczną rolę w  alianckich planach udzielenia pomocy Finom.
Choć poszczególni ludzie mogli się kierować szczytnymi zasadami i  ideałami, to
politycy mieli na uwadze inne sprawy, takie jak wykorzystanie planowanej akcji
wsparcia Finów do pokrzyżowania szyków Hitlerowi. W  efekcie, snując dość
mgliste plany wsparcia Finlandii, alianci zakładali cokolwiek ambitnie, że ich
desant przejdzie przez Narwik w północnej Norwegii i Luleå na północy Szwecji,
a oba te miasta znajdowały się na szlaku, z którego korzystali Niemcy do transportu
wydobywanej w  Szwecji rudy żelaza, nieodzownej dla niemieckiej machiny
wojennej. W  ten sposób sprawę Finlandii zachodni alianci zgrabnie wpletli
w  ogólniejszą strategię walki z  Hitlerem. Zapewne nie powinno dziwić, że
z planów tych nic nie wyszło.
Tymczasem Stalin nie posiadał się z  wściekłości: kampania, która miała
potrwać zaledwie dwa tygodnie, ciągnęła się już trzykrotnie dłużej i na razie nic nie
wskazywało, że przyniesie sukces. Armia Czerwona doznała upokorzenia na
oczach całego świata, coraz bardziej zaniepokojonego wojną zimową, a  – jak
uważał Chruszczow – Niemcy obserwowali jej przebieg z  „nieskrywaną
radością”39. Z  pewnością trudności armii sowieckiej w  czasie wojny zimowej
zostały z  zainteresowaniem odnotowane przez nazistowskie kręgi polityczne
i wojskowe, a niewątpliwie dla wielu widoczna słabość Sowietów stanowiła duże
zaskoczenie. Przykładowo Goebbels jasno zwrócił uwagę na niepowodzenia Armii
Czerwonej: „Rosja nie posuwa się, jak oczekiwano, szczególnie szybko naprzód –
zapisał w swoim dzienniku 4 grudnia, dodając – Jej armia nie jest wiele warta”40.
Inni też wyciągali stosowne wnioski. Jak napisał do Berlina niemiecki ambasador
w  Finlandii w  styczniu 1940 roku: „Pod wpływem tych doświadczeń idee
bolszewickiej Rosji należy gruntownie skorygować. Niezdolność Armii Czerwonej
do »poradzenia sobie« z tak małym krajem jak Finlandia – przekonywał – nasuwała
przypuszczenia, że może być korzystna zmiana nastawienia wobec Moskwy.
W  takich okolicznościach – pisał dalej – obecnie może wchodzić w  rachubę
przemówienie zupełnie innym tonem niż ten z sierpnia i września [1939 roku] do
panów z Kremla”41.
Mimo wszystko nastawienie nazistowskich Niemiec do konfliktu sowiecko-
fińskiego nie przedstawiało się aż tak jednoznacznie, jak to sobie wyobrażał
Chruszczow. Na przykład niemiecka opinia publiczna w  swojej większości
sympatyzowała z  Finami i  z  wielkim niepokojem patrzyła, jak kraj nordycki
i tradycyjny sojusznik Niemiec został najwyraźniej wydany na żer komunistycznej
ekspansji. Zarazem jednak wyrażano wątpliwości dotyczące słuszności decyzji
Helsinek, aby przeciwstawić się zbrojnie potędze Moskwy42. Niektórzy nie
skrywali swoich poglądów w tej kwestii. Przykładowo konserwatywny dyplomata
Ulrich von Hassell krytykował zmowę Niemiec ze Związkiem Sowieckim,
stwierdzając, że „w takim towarzystwie, w  oczach świata, wyglądamy teraz na
wielką bandę rabusiów”43. Włoski minister spraw zagranicznych, hrabia Galeazzo
Ciano, podpisywał się pod tą opinią. Odnotował na początku grudnia 1939 roku
wzmagające się antyniemieckie nastroje we Włoszech i twierdził, że Włosi mniej
przejęliby się losem Finów, gdyby nie fakt, iż Sowieci sprzymierzyli się
z  Niemcami: „We wszystkich włoskich miastach – pisał – dochodzi do
sporadycznych demonstracji studentów na rzecz Finlandii i  przeciwko Rosji. Ale
nie należy zapominać, że ludzie wołają »Śmierć Rosji«, a  tak naprawdę mają na
myśli »Śmierć Niemcom«”44.
Tymczasem oficjalnie Berlin stanowczo nie mieszał się w wojnę zimową i nie
wykazywał nią zainteresowania. W  istocie w  instrukcjach wydanych personelowi
Ministerstwa Spraw Zagranicznych przy Wilhelmstrasse stwierdzono, że „Niemcy
nie uczestniczą w  tych wydarzeniach [oraz] należy wyrażać zrozumienie dla
rosyjskiego stanowiska”. Dodatkowo zalecono jeszcze: „Wymagane
powstrzymywanie się od jakichkolwiek wyrazów sympatii dla sytuacji Finów”45.
Zgodnie z  postanowieniami paktu nazistowsko-sowieckiego, niemiecki rząd
uchylał się od jakiegokolwiek popierania przeciwnika drugiego sygnatariusza,
wstrzymując nawet transporty włoskiej broni przeznaczonej dla Finlandii, które
przejeżdżały przez Niemcy. Wszelkie spory w  tej kwestii, jakie toczyły się
w Niemczech, zostały rozstrzygnięte w tym samym miesiącu w organie prasowym
NSDAP „Völkischer Beobachter”, gdzie opublikowano artykuł – jak się sądzi
napisany przez samego Hitlera – w którym stwierdzono, iż chociaż „niemiecki Volk
[naród] nie ma nic przeciwko narodowi fińskiemu”, to jest „zarówno naiwne, jak
i  sentymentalne” oczekiwanie, że Niemcy wesprą Finlandię, skoro Finlandia
wcześniej odnosiła się do Niemiec z  taką „wyniosłą dezaprobatą”46. Pogląd taki
został wyrażony też, nieco otwarciej, w  dzienniku Goebbelsa: „Finlandia się żali,
że jej nie pomagamy – zapisał – podczas gdy oni sami nigdy nam nie pomagali”47.
W rzeczywistości, jeżeli Berlin oferował już jakąś pomoc, to proponował ją
Moskwie. Rozmowy na temat zaopatrywania sowieckich okrętów podwodnych
operujących w Zatoce Botnickiej zaczęły się od razu po wybuchu wojny zimowej,
przy czym Niemcy byli skłonni do współdziałania w  tej mierze, oczekując
podobnej współpracy gdzie indziej. W  tym celu zaadaptowano na jednostkę
zaopatrzeniową statek handlowy, a  wśród jego załogi znalazło się trzech
sowieckich oficerów w cywilu. Jednak niebawem Sowieci się rozmyślili i odwołali
tę akcję, zapewne z  obawy przed zaciągnięciem zbytnich długów wdzięczności
u  swych nowych sprzymierzeńców48. Skwapliwość Berlina do udzielenia pomocy
w  tej mierze została wszak odnotowana i  w  efekcie Finowie zaczęli uważać
Niemców bardziej za „stronników Związku Sowieckiego” aniżeli ich samych,
Finów49.
Takie oznaki gotowości przyjścia z  pomocą Sowietom przez Niemców trochę
tylko poprawiły nastrój Stalinowi, rozdrażnionemu z powodu kompromitacji Armii
Czerwonej w  tak ważnym czasie. Podczas narady na swojej podmoskiewskiej
daczy w styczniu 1940 roku pieklił się na dowodzącego kampanią fińską marszałka
Klimenta Woroszyłowa, który odpowiedział mu tym samym tonem, zarzucając
Stalinowi, iż to on ponosi winę za fińskie fiasko, gdyż pozabijał najlepszych
generałów w  okresie czystek. Potem rozwścieczony Woroszyłow rozbił talerz
z  jedzeniem50. Gruntowna reorganizacja działań na froncie fińskim musiała
nastąpić, a  miejsce Woroszyłowa na stanowisku kierującego kampanią zajął
marszałek Siemion Timoszenko – jeden z  najzdolniejszych dowódców Armii
Czerwonej i autor planu inwazji na Polskę cztery miesiące wcześniej.
Timoszenko szybko przystąpił do pracy. Rezygnując z kosztownych działań na
froncie północnym, gdzie w  motti uległy zdziesiątkowaniu sowieckie formacje,
skoncentrował się na operacjach na Przesmyku Karelskim, gromadząc po
sowieckiej stronie frontu 600 tysięcy żołnierzy, wspartych przez silną artylerię
i najnowsze czołgi. Ponadto usprawnił współdziałanie jednostek różnych formacji
Armii Czerwonej oraz zrewidował obowiązującą doktrynę taktyczną. Finów
zamierzano zmusić do prowadzenia konwencjonalnej wojny na wąskim odcinku
Linii Mannerheima ze zdecydowanie przeważającymi siłami przeciwnika.
Finlandię oczekiwały jej Termopile.
Ofensywa Timoszenki rozpoczęła się o  świcie 1 lutego 1940 roku od
przygotowania artyleryjskiego, w  trakcie którego wystrzelono 300 tysięcy
pocisków artyleryjskich; te przeorały umocnienia Finów i przywołały wspomnienia
pierwszej wojny światowej. Na przykład w  miejscowości Summa na fińskie
pozycje obronne spadało po 400 pocisków na minutę51. W  ciągu następnych dni
i nocy nieustanny ostrzał artyleryjski i ataki kolumn pancernych wspieranych przez
zmasowaną piechotę stopniowo niszczyły punkty umocnione, kazamaty i  bunkry
na Linii Mannerheima. Po dziesięciu dniach zaciętych walk fińscy obrońcy musieli
się wycofać na drugą linię umocnień, lecz i tej nie udało się utrzymać. Sowieckie
czołówki znowu przełamały fińskie linie defensywne, a  niektórym jednostkom
piechoty Armii Czerwonej udało się nawet obejść obronę przeciwnika, po
ryzykownym przejściu po lodzie zamarzniętego Jeziora Ładoga52. Pod koniec
miesiąca wojska fińskie już nie były w stanie stawiać skutecznego oporu.
W obliczu nieuchronnej klęski fińska delegacja 7 marca udała się do Moskwy
na rokowania pokojowe. W istocie nie było specjalnie nad czym negocjować, ale
Stalin, któremu spieszyło się zakończyć tę wojnę i  odegnać widmo
międzynarodowej interwencji, postawił Finom zaskakująco łagodne warunki. Mieli
oni przekazać Moskwie Karelię wraz z  miastem Wyborg i  tereny, na których
przebiegały umocnienia Linii Mannerheima, a także pewne obszary na arktycznej
północy i fińskiej granicy wschodniej. Nadto półwysep Hanko na zachodnim skraju
Zatoki Fińskiej został wydzierżawiony ZSRS na bazę morską na okres trzydziestu
lat53. Finowie uniknęli sowieckiej okupacji, marionetkowego rządu i  utraty
suwerenności. Kuusinena postawiono na czele kadłubowej Karelo-Fińskiej SSR,
utworzonej z  obszarów zajętych przez Sowietów, gdzie czekał na inkorporację
kolejnych fińskich terytoriów albo całej Finlandii, gdyby nadarzyła się sposobność
jej zajęcia. Traktat moskiewski podpisano 12 marca, a nazajutrz na froncie fińskim
ucichły działa. W  trakcie stu dni zmagań zginęło około 25 tysięcy Finów. Liczbę
poległych Sowietów – co nadal stanowi przedmiot sporów – oceniono na ponad
200 tysięcy54, ale, jak szczerze przyznał Chruszczow, „nasz naród (…) nigdy nie
poznał prawdy”55.

Wobec tak wielkich strat i  grozy samej wojny zimowej można pojąć ludność
krajów bałtyckich, która myślała, że okupiła się względnie tanio, przystając na
żądania Moskwy i  zgadzając się na założenie sowieckich baz wojskowych na
swoich terytoriach. Na pewno Mołotow gorliwie starał się podkreślać pokojowy
charakter takiego rozwiązania. Jak powiedział z  naciskiem na posiedzeniu Rady
Najwyższej w  październiku 1939 roku: „Pakty te są owocem wzajemnego
poszanowania rządów oraz społecznych i ekonomicznych systemów układających
się stron”, dodając, że „niemądre gadanie o  sowietyzacji krajów bałtyckich
przynosi korzyści tylko naszym wspólnym wrogom”56. Tymczasem politycy
z  państw nadbałtyckich próbowali niestrudzenie przedstawiać pozytywne strony
rozgrywających się wydarzeń, lecz już wkrótce stracili powody do takiego
optymizmu.
Fałszywość sowieckich obietnic „niewtrącania się” w  wewnętrzne sprawy
krajów bałtyckich wyszła na jaw niemal od razu. Choć wzajemne oficjalne relacje
pozostały poprawne, to za kulisami dochodziło do ostrych tarć. Przybycie
sowieckiego personelu wojskowego, obarczonego zakładaniem uzgodnionych
z  Moskwą baz, z  reguły wiązało się z  koniecznością oddawania więcej, aniżeli
przewidziano to w zawartych traktatach. Przykładowo na Łotwie zażądano oddania
dodatkowego pasa wybrzeża – pięćdziesięciokilometrowej szerokości – na
sowiecką „strefę wojskową”57, natomiast na Litwie Armia Czerwona niezwłocznie
zaczęła domagać się prawa do założenia swojego garnizonu w  Wilnie58. Z  kolei
w  Estonii musiano przekazać Sowietom dwa dodatkowe lotniska i  kolejne bazy.
W całym regionie liczba napływających żołnierzy sowieckich rychło przekroczyła
tę początkowo ustaloną, a  obowiązek opłat z  tytułu dzierżawy i  rekompensat –
uzgodnionych w  traktatach – Sowieci ignorowali. Postawa pewnego sowieckiego
majora była zapewne znamienna dla lekceważącego odnoszenia się Moskwy do
swoich nowych „sojuszników”: „Armia Czerwona zna tylko jedną władzę –
stwierdził – a jest nią rząd Związku Sowieckiego”59.
Pomimo takich jawnie nieprzyjaznych postaw stopień premedytacji
i  spiskowych działań związanych z  sowiecką propagandą wywrotową w  krajach
bałtyckich na ogół bywa przedstawiany przesadnie. Większość historyków
zajmujących się tym tematem powołuje się na dokument NKWD z  października
1939 roku, znany jako „Rozkaz nr 001223”, prezentowany jako dowód żywionych
przez Moskwę zamiarów „oczyszczenia” zajętych krajów ze wszystkich
„elementów antysowieckich”, twierdząc tym samym, że deportacje z  roku 1941
przewidywano już w 1939 roku, czyli w czasie, gdy kraje nadbałtyckie jeszcze nie
zostały zaanektowane przez ZSRS. Jednakże mija się to z  prawdą. Uważa się, że
„Rozkaz nr 001223”, którego treści nigdy nie opublikowano na Zachodzie, dotyczy
wchłoniętej nieco wcześniej wschodniej części Polski i  zazwyczaj jest mylony
z  instrukcjami, odnoszącymi się do krajów bałtyckich, wydanych przez Iwana
Sierowa na wiosnę 1941 roku i  zacytowanymi dalej (na s. 348–349)60. W  istocie
sensowne wydaje się przypuszczenie, że sowieckie plany wobec krajów bałtyckich
miały charakter o  wiele bardziej stopniowy i  wyraźnie zasadzały się na
przekonaniu, iż bliskie wzajemne relacje, zacieśnione pod wpływem „uzgodnień
o  bazach wojskowych”, miały nieuchronnie rozbudzić w  miejscowej ludności
pragnienie unii z  ZSRS. Kiedy przywódca Kominternu Georgi Dymitrow pisał
jesienią 1939 roku w swoim dzienniku o układzie o wzajemnej pomocy zawartym
z  krajami bałtyckimi, wyrażał dość optymistyczne zapatrywania Moskwy na tę
kwestię. „Znaleźliśmy właściwą formę, która pozwoli nam na wprowadzenie wielu
krajów do strefy wpływów Związku Sowieckiego – zanotował. „Nie będziemy
dążyli do ich sowietyzacji. Nadejdzie taki czas, kiedy uczynią to same!”61.
Rzeczywistość była bardziej prozaiczna. Dość prawdopodobne, że decyzja
o  zajęciu i  sowietyzacji krajów bałtyckich wykrystalizowała się stopniowo od
wczesnej wiosny do lata 1940 roku. Najpierw, w marcu owego roku, uaktywniły się
podziemne ugrupowania komunistyczne w  regionie nadbałtyckim, co musiało
przynieść nieuchronne pogorszenie stosunków rządów krajów bałtyckich
z Moskwą. Z czasem incydenty z udziałem sowieckich „gości” zaczęły się mnożyć:
w Estonii sowieckie okręty ostrzelały nad Tallinem estoński samolot62, a na Łotwie
dwaj pijani sowieccy oficerowie zastrzelili człowieka63. Stopniowo miejscowa
ludność, w  większości nastawiona niechętnie do komunizmu, zaczęła odnosić się
do Sowietów z  nieskrywaną pogardą, co dodatkowo wzmogło napięcie. I  choć
politycy starali się bagatelizować podobne incydenty i  dobrze się wyrażać
o relacjach z Moskwą, to i oni wyczuwali falę ochłodzenia w tych stosunkach. Na
przykład pod koniec kwietnia 1940 roku litewski ambasador w  Moskwie donosił,
że „czarny kot przebiegł drogę stosunków sowiecko-litewskich”64.
Ów „czarny kot” nie pozostał niezauważony. Już w  maju 1940 roku rządy
łotewski i litewski zajęły się opracowywaniem awaryjnych planów do przekazania
przedstawicielom służby dyplomatycznej na wypadek, gdyby doszło do urwania się
kontaktów z  ojczystym krajem. Z  kolei Estończycy szykowali się do wywozu za
granicę części rezerw złota oraz archiwów państwowych. Zdesperowany litewski
prezydent, Antanas Smetona, zaproponował nawet Niemcom roztoczenie
protektoratu nad swoim krajem65.
Ze swej strony Sowieci zgłaszali litanię skarg. Protestowali, że elity rządzące
w  krajach bałtyckich utrudniały rozmieszczenie oddziałów Armii Czerwonej
poprzedniej jesieni, opóźniały negocjacje i  zwlekały z  przygotowywaniem
odpowiedniego zaplecza. Twierdzili też, że niepokoi ich nieustanna atmosfera
wrogości. Przykładowo na Łotwie, jak utrzymywali, na aresztowanie narażali się ci
cywile, którzy choćby tylko rozmawiali z  członkami sowieckiego personelu
wojskowego, a  takie „nieżyczliwe nastroje” zachęcały do działalności
szpiegowskiej w  sowieckich placówkach66. Również Moskwa była niewątpliwie
sfrustrowana, ponieważ musiała skorygować swe wcześniejsze założenie, że lud
pracujący w  krajach bałtyckich z  radością powita sowieckich żołnierzy, co
doprowadzi tam do rewolucji na sowiecką modłę. Nic dziwnego zatem, że stosunki
stały się napięte do początków lata 1940 roku. Wkrótce potem wydarzenia
rozgrywające się na zachodzie Europy przyniosły dalsze i  ostateczne pogorszenie
tych relacji.
Zyski, jakie przypadły Hitlerowi za sprawą paktu nazistowsko-sowieckiego,
były też niemałe. Nie tylko zdołał szybko przeprowadzić kampanię w Polsce, przy
okazji dzieląc się ze Stalinem polskimi terytoriami, ale nadto perspektywa
sowieckiej pomocy gospodarczej pozwoliła mu na uniknięcie najgorszych skutków
oczekiwanej brytyjskiej blokady Niemiec. Jednak dla Hitlera najważniejsza była
zapewne kwestia Rückendeckung: fakt, że układ ze Stalinem zabezpieczył
niemieckie zaplecze, umożliwiając przerzucenie większości sił na zachód
i likwidując zagrożenie wojną na dwóch frontach. W tej sytuacji Hitler rzucił swoje
wojska na Skandynawię w  kwietniu 1940 roku, udaremniając planowane przez
Brytyjczyków zajęcie Narwiku w północnej Norwegii i opanowując bardzo ważne
ze strategicznego punktu widzenia norweskie wybrzeża. Część tej operacji miała
stosunkowo gładki przebieg; zajęcie Danii przyniosło zaledwie kilkadziesiąt ofiar
i  potrwało tylko sześć godzin. Inwazja na Norwegię okazała się bardziej
skomplikowana, gdyż tam Niemcy natrafili na twardy opór armii norweskiej,
a  także musieli odpierać niezbyt udaną próbę alianckiej interwencji w  Narwiku,
ostatecznie zmuszając desant sprzymierzonych do ewakuacji w połowie czerwca.
W tym czasie, po sześciu miesiącach tak zwanej „dziwnej wojny”, trwała już
kampania na froncie zachodnim. Kiedy 10 maja 1940 roku czołgi Hitlera wjechały
do Francji, Belgii i  Holandii, reszcie Europy i  świata wydało się, że doszło do
rozstrzygającej batalii – starcia, które miało zadecydować, kto zwycięży i zapanuje
na Starym Kontynencie. Jak zanotował w  prowadzonym dzienniku brytyjski
generał, Alan Brooke, w  pierwszym dniu tej kampanii, rozpoczęła się „jedna
z największych bitew w historii”67.
I na pewno była to wielka bitwa. Na froncie zachodnim stanęło naprzeciwko
siebie 285 dywizji i  ponad siedem milionów żołnierzy. Przeciwnicy byli prawie
równorzędni pod względem liczebności i wyposażenia – francuskie czołgi uważano
nawet za lepsze od niemieckich – ale zadecydowały lepszy duch bojowy i  lepsza
strategia Niemców. Po ominięciu Linii Maginota i  przedarciu się przez ardeńskie
lasy, niemieckie czołówki pancerne wymanewrowały i  oskrzydliły Brytyjczyków
i  Francuzów, zmuszając ich do nieprzerwanego odwrotu i  zadając im jedną
z  najbardziej katastrofalnych klęsk w  dziejach nowożytnych wojen. Nie była to
wcale powtórka statycznych, pozycyjnych i  krwawych zmagań z  lat pierwszej
wojny światowej, wbrew oczekiwaniom Stalina, tylko kampania charakteryzująca
się szybkimi działaniami manewrowymi – szczytowe osiągnięcie strategii
Blitzkriegu68.
Kiedy uwaga świata skupiała się na wydarzeniach rozgrywających się na Linii
Maginota, pod Sedanem i w lesistych Ardenach, w Moskwie najwyraźniej uznano
to za dogodną okazję do konsolidacji swoich zdobyczy nad Bałtykiem. Szesnastego
maja w  artykule w  gazecie „Izwiestia” odniesiono się do niedawnych wypadków
w  Belgii, Luksemburgu oraz Holandii i  stwierdzono w  związku z  nimi, że teza
o  „neutralności małych krajów… to czysta fantazja” i  ostrzegano, iż takim
państwom należy przypomnieć, że „polityka neutralności zasługuje na miano
samobójczej”69. Przestroga ta miała się wkrótce w mroczny sposób spełnić.
Dwa dni przed opublikowaniem w „Izwiestiach” rzeczonego artykułu, Mołotow
został poinformowany przez litewskiego ministra spraw zagranicznych o  sprawie
młodszego oficera Armii Czerwonej o  nazwisku Butajew, prawdopodobnie
uprowadzonego na Litwie i zabitego w tajemniczych okolicznościach. W normalnej
sytuacji taki wypadek – choć tragiczny – nie wywołałby międzynarodowego
incydentu, jednak w  maju 1940 roku nastały nienormalne warunki. Sowiecka
reakcja była szybka. Dwudziestego piątego maja, gdy brytyjskie i  francuskie
wojska cofały się pod niemieckim naporem na froncie zachodnim, Mołotow
wezwał na Kreml litewskiego ambasadora. Powiadomił go, że poza Batujewem
zaginęło na Litwie jeszcze dwóch czerwonoarmistów i  stwierdził, że upito ich,
wplątano w  działania przestępcze i namówiono do dezercji. Odpowiedzialność za
takie wydarzenia, powiedział Mołotow, spoczywa na władzach litewskich, które
wyraźnie dążą do sprowokowania Związku Sowieckiego, a na zakończenie zażądał,
żeby rząd Litwy „podjął niezbędne kroki (…) dla powstrzymania takich
prowokacji”, tak aby nie trzeba było „zastosować innych środków”70.
Sowiecki gniew wyraźnie nie skupił się wyłącznie na Litwinach. Dwudziestego
ósmego maja w  artykule w  „Prawdzie” skrytykowano „lojalną postawę” wobec
Wielkiej Brytanii, dostrzeganą wśród estońskiej inteligencji, i  narzekano, że na
przykład Uniwersytet w  Tartu (Dorpacie) to istny ośrodek „probrytyjskiej
propagandy”71. Delegacja estońska na targach książek w  Moskwie odczuła na
własnej skórze tę nagłą zmianę politycznego klimatu. Kiedy przybyła tam 26 maja,
została gorąco powitana i ugoszczona, lecz już dwa dni później zaczęto się do niej
odnosić tak wrogo, że jej członkowie musieli wrócić do kraju wcześniej, niż to
zaplanowali72.
Kiedy Brytyjczycy i  Francuzi chwiali się pod niemieckimi ciosami na
zachodzie, na kraje bałtyckie spadła wściekła ofensywa dyplomatyczna Mołotowa.
Trzydziestego maja – w  szczytowym dniu akcji ewakuacyjnej z  Dunkierki – pod
adresem rządu litewskiego zostały wysunięte formalne oskarżenia, w  których
zarzucono udział czynników oficjalnych w  niedawnych „aktach przemocy”
przeciwko czerwonoarmistom. Pospieszywszy do Moskwy, litewski premier,
Antanas Merkys, zastał tam Mołotowa w  bojowym nastroju. Siódmego czerwca
szef sowieckiej dyplomacji zażądał usunięcia z  zajmowanych stanowisk dwóch
czołowych członków litewskiego rządu, a  dwa dni później oskarżył Litwę
o  spiskowanie z  Estonią i  Łotwą w  celu zawiązania antysowieckiego sojuszu
wojskowego. Na trzecim spotkaniu, 11 czerwca, choć Merkys w imieniu swojego
rządu czynił wszystko, by uspokoić wzburzonego Mołotowa, ten okazał się
nieprzejednany i  odniósł się pogardliwie do zapewnień o  niewinności Litwy.
Spotkanie to zostało przerwane po zaledwie godzinie i  Merkys wrócił do Wilna,
nieświadom, że jego starania nie zdały się na nic, gdyż Armia Czerwona już
szykowała się do inwazji73.
W nocy 14 czerwca 1940 roku, gdy świat przypatrywał się z  przejęciem
wkraczaniu wojsk niemieckich do Paryża, Mołotow zadał śmiertelny cios.
Przedłożył Litwinom ultimatum, żądając aresztowania i  postawienia przed sądem
dwóch członków litewskiego gabinetu rządowego, których nie akceptował, oraz
utworzenia nowego rządu, zdolnego do naprawy stosunków z  Moskwą. Ponadto
niesprecyzowana liczba kolejnych sowieckich żołnierzy miała wejść na terytorium
litewskie, aby tam dopomóc w  utrzymaniu porządku. Udzielenia odpowiedzi
Sowieci domagali się do godziny dziesiątej następnego ranka.
Niemieckie oddziały w Paryżu, czerwiec 1940 roku. Szybkie zwycięstwo III Rzeszy na froncie
zachodnim było olbrzymim zaskoczeniem nie tylko dla Aliantów, ale również dla Stalina.

Już niebawem nieszczęścia Litwy stały się też udziałem jej bałtyckich
sąsiadów. Piętnastego czerwca, gdy upadł rząd w  Wilnie, a  Armia Czerwona
rozpoczęła inwazję, której nikt się zbrojnie nie przeciwstawił, zablokowano granice
Estonii. Jak gdyby w  celu dodatkowego wzmożenia panującego napięcia wojska
sowieckie urządzały prowokacje w  regionie nad Bałtykiem. W  miejscowości
Maslenki 15 czerwca pięciu łotewskich pograniczników i  cywilów zginęło
w  zasadzce, zorganizowanej przez NKWD. Dzień wcześniej fiński samolot
pasażerski „Kaleva”74, lecący z  Helsinek do Tallina, został zestrzelony przez
sowieckie bombowce; zginęli wszyscy na pokładzie, 9 pasażerów i  członków
załogi, a  samolotem tym przewożono także francuską pocztę dyplomatyczną,
wyłowioną z morza przez sowiecki okręt podwodny75. Wzburzenie z powodu obu
tych incydentów szybko ucichło po sowieckiej inwazji.
Zachodziło uderzające podobieństwo między wydarzeniami w czerwcu owego
roku, rozgrywającymi się na przeciwległych krańcach kontynentu europejskiego.
Siedemnastego czerwca, ledwie kilka dni po tym, jak oddziały Wehrmachtu
przemaszerowały po Polach Elizejskich w  Paryżu, pojazdy Armii Czerwonej
wjechały na ulice łotewskiej stolicy, Rygi. Ludność cywilna obu tych miast patrzyła
na to skonsternowana i  zalękniona. Podczas gdy uwagę świata przykuło
spektakularne zwycięstwo Hitlera nad Francuzami i  Brytyjczykami na froncie
zachodnim, Litwa, Łotwa i  Estonia po cichu utraciły niepodległość. Nazajutrz
Mołotow złożył „najgorętsze gratulacje” Schulenburgowi z powodu „wspaniałego
sukcesu niemieckich sił zbrojnych” we Francji76. Być może oczekiwał, że
komplement ten zostanie odwzajemniony.
Kiedy przywódcy krajów bałtyckich dokonywali roszad w  swoich rządach,
usiłując rozpaczliwie znaleźć komunistów i  innych lewicowców, którzy mogliby
zyskać uznanie Moskwy, tylko nieliczni z wyższych rangą polityków pozostali na
stanowiskach, być może licząc na to, że przynajmniej coś cennego uda się ocalić
i  zachować. Taka postawa znalazła wyraz w  reakcji łotewskiego prezydenta,
Karlisa Ulmanisa, który w  wystąpieniu radiowym do narodu podkreślał czynnik
ciągłości: „Pozostanę na swoim miejscu, wy pozostańcie na swoich”77.
Rzeczywiście, utrzymał się na urzędzie, ale tylko do czasu jego aresztowania przez
NKWD.
Sowieckie wojska na ulicach Rygi, 1940 rok. Stalin postanowił ostatecznie zrealizować
postanowienia paktu Ribbentrop-Mołotow dotyczące krajów bałtyckich w najbardziej dogodnym
dla siebie momencie.

Inni nie prezentowali takiej spolegliwości. Generał Ludvigs Bolšteins, dowódca


łotewskiej straży granicznej, pozostawił swym zwierzchnikom zjadliwą notę: „My,
Łotysze, zbudowaliśmy dla siebie nowy dom – nasz kraj. A teraz obca potęga chce
nas zmusić do tego, abyśmy sami go zburzyli. W tym nie mogę wziąć udziału”78.
Litewski prezydent Antanas Smetona – który wcześniej opowiadał się za
stawieniem zbrojnego oporu Sowietom – zbiegł do niemieckich Prus Wschodnich,
przedostając się na piechotę przez nurt rzeczki. W sowieckiej prasie podkpiwano,
że aby przejść przez potok, musiał podwinąć nogawki spodni79. Minister spraw
zagranicznych w  rządzie Smetony, Juozas Urbšys, który akurat przebywał
w Moskwie w misji dyplomatycznej, został po prostu aresztowany. Na miejsce tych
ludzi szybko znaleźli się następcy. Już w dniu ucieczki Smetony do Wilna przybył
przedstawiciel Stalina, Władimir Diekanozow, a wkrótce potem w  Estonii znalazł
się Andriej Żdanow, a  na Łotwie – Andriej Wyszyński. Ci trzej ważni sowieccy
funkcjonariusze mieli nadzorować szybkie wcielenie krajów bałtyckich w  skład
ZSRS. Jak Mołotow wyjaśnił litewskiemu ministrowi spraw zagranicznych,
Vincasowi Krėvė-Mickievičusowi, inne rozwiązanie nie wchodziło w grę:

Trzeba trzeźwo spojrzeć na rzeczywistość i zrozumieć, że w przyszłości małe państwa będą


musiały zniknąć. Pańska Litwa, razem z pozostałymi krajami bałtyckimi (…) będzie musiała
przystąpić do wspaniałej rodziny narodów Związku Radzieckiego. Wobec tego powinien pan
zacząć wprowadzać swoich ludzi w sowiecki system, który w przyszłości zapanuje wszędzie,
w całej Europie80.

Należy oddać dłużne Krėvė-Mickievičusowi, który w  akcie protestu złożył


dymisję po powrocie do kraju, twierdząc, że nie chce uczestniczyć w  pogrzebie
litewskiej niepodległości81.
Tamtego lata wypadki następowały po sobie błyskawicznie. Po
doświadczeniach zdobytych we wschodniej Polsce poprzedniej jesieni Sowieci
mieli już praktykę w  sztuce „demokratycznego niszczenia”. Po miesiącu we
wszystkich trzech krajach bałtyckich nowe, promoskiewskie rządy ogłosiły
wybory. To samo w sobie stanowiło pewne novum, gdyż w latach trzydziestych we
wspomnianych państwach sprawowano rządy autorytarne – acz nieszczególnie
represyjne; mimo wszystko sowiecka wersja systemu politycznego jeszcze mniej
zasługiwała na miano demokratycznej. Tylko zaaprobowani przez Moskwę
kandydaci mogli stanąć do tych wyborów, pozostałych skreślono z list wyborczych
i  zaaresztowano. Udział w  głosowaniu był obowiązkowy, a  ci, którzy oddawali
nieważne głosy lub nie chcieli iść do urn, narażali się na aresztowanie: „Tylko
wrogowie ludu zostają w  domu w  dniu wyborów”, ostrzegała jedna z  estońskich
gazet82. Aby zachęcić ludność, sowieccy przedstawiciele przy każdej okazji
podkreślali, że niepodległość krajów bałtyckich zostanie poszanowana, gorliwie
zaprzeczając, iż szykuje się wcielenie tych państw do ZSRS. Wyniki wyborów były
z  góry ustalone, o  czym najdobitniej świadczyło to, że pomyłkowo ogłoszono je
w  Moskwie jeszcze przed zamknięciem punktów wyborczych: 97,2 procent
łotewskich wyborców rzekomo zagłosowało za kandydatami z  list, podobnie jak
99,2 procent Litwinów i  92,8 procent Estończyków83. Frekwencja wyborcza też
okazała się niebywale wysoka, wahając się od 84 do 95 procent; w  jednym
z  okręgów wyborczych na Litwie „osiągnęła” nawet 122 procent. Ocenia się, że
w istocie w całej Litwie do wyborów poszło zaledwie 16 procent uprawnionych84.
Po powołaniu do istnienia takich „zgromadzeń ludowych”, pozostało im
jedynie przegłosować samorozwiązanie. Pierwszym aktem każdego z  tych
parlamentów było skierowanie do Moskwy petycji o  przyjęcie do ZSRS na
prawach republik. Po trwających pewien czas „konsultacjach” Rada Najwyższa
w  Moskwie posłusznie spełniła to życzenie: Litwa została sowiecką republiką 3
sierpnia 1940 roku, Łotwa dwa dni później, a Estonia 6 sierpnia. W Wilnie, Rydze
i  Tallinie panowały konsternacja i  rozgoryczenie, a  tamtejsza ludność usiłowała
pojąć, co się właściwie stało z  suwerennymi państwami, które zamieszkiwała.
Nieliczni zdesperowani podjęli w  lasach walki partyzanckie z  sowieckimi
okupantami; inni woleli bierniejsze formy protestu, takie jak obwieszanie
pomników flagami narodowymi albo śpiewanie patriotycznych pieśni. Chruszczow
miał później napisać we wspomnieniach, nie bez niezamierzonej ironii, że aneksja
krajów bałtyckich była „wielkim triumfem” Bałtów, gdyż dała im „szansę życia
w  takich warunkach, jakie znały klasa robotnicza, chłopi i  inteligencja pracująca
w Rosji”85.
Przywództwo Niemiec szybko się zorientowało, co w  rzeczywistości zaszło –
oczywiście w zupełnej zgodzie z uzgodnionymi postanowieniami tajnego protokołu
paktu nazistowsko-sowieckiego i  uzupełniającego porozumienia – lecz większą
trudność przedstawiało wyjaśnienie tego niemieckiej opinii publicznej, która nadal
w  większości odnosiła się nieufnie do Związku Sowieckiego. Jak gdyby chcąc
osłodzić tę gorzką pigułkę, Hitler polecił zorganizowanie następnej tury ewakuacji
etnicznych Niemców z  regionu nadbałtyckiego, co okazało się wybawieniem dla
tych folksdojczów, którzy wcześniej postanowili pozostać na miejscu, a  teraz
przekonali się, że ziściły się ich najgorsze obawy. Po ustaleniu formalnych
procedur w  styczniu 1941 roku nastąpiła druga fala wyjazdów z  byłych państw
bałtyckich, obejmująca również wielu tych, w  których żyłach płynęło bardzo
niewiele niemieckiej krwi. Na Litwie do wyjazdu do Niemiec zgłosiło się ponad 50
tysięcy osób, choć liczebność niemieckiej populacji pozostałej jeszcze w tym kraju
szacowano na zaledwie 35 tysięcy ludzi. Z  kolei w  Estonii jeden z  urzędników
państwowych zauważył, że gdyby tylko Sowieci na to pozwolili, zdecydowana
większość estońskiej ludności postanowiłaby się przesiedlić86.
Jednakże Rzesza chciała przyjąć prawie samych folksdojczów. Jeśli ludność
krajów bałtyckich wyobrażała sobie, że ich los wywoła współczucie w Berlinie, to
poważnie się myliła; procedury wydane przez niemieckie Ministerstwo Spraw
Zagranicznych były ścisłe, ale i  mocno formalne. W  okólniku z  17 czerwca
przypominano całemu personelowi tego ministerstwa, że wszelkie sowieckie
poczynania w owym regionie „są sprawą Rosji i krajów bałtyckich” i uprzedzała,
aby „powstrzymać się od (…) wszelkich wypowiedzi, które mogłyby zostać uznane
za stronnicze”87. Tydzień później, już po tym, jak łotewscy i  litewscy dyplomaci
w  Berlinie złożyli u  swoich niemieckich odpowiedników noty protestacyjne,
dotyczące oficjalnego wcielenia ich krajów do Związku Sowieckiego, zwrócono je
– „w uprzejmy sposób” – przypominając, że takie protesty można przyjmować
wyłącznie wówczas, gdy składa się je w  imieniu rządów88. A  ponieważ obaj ci
dyplomaci nie występowali jako oficjalni przedstawiciele rządów, to w  praktyce
byli już zbyteczni. Dla jednego z nich było tego za wiele. Litewski chargé d’affairs,
Kazys Škirpa, zaatakował ton doniesień niemieckiej prasy na temat kryzysu
w  krajach bałtyckich, uskarżając się, że wydarzenia przedstawiane są tylko
z sowieckiej perspektywy, bez cienia współczucia dla Litwy. Kiedy dowiedział się,
że niemieccy oficjele powstrzymują się od wszelkich komentarzy w  tej sprawie,
wedle zapisów w dokumentacji niemieckiego MSW, „wybuchł płaczem i nie mógł
się opanować przez pewien czas”89. O  ile niemieccy dyplomaci uciekali się do
uników, o tyle Goebbels był brutalnie szczery – przynajmniej na kartach swojego
dziennika. „Litwa, Łotwa i  Estonia zostały przyłączone (…) do Związku
Radzieckiego” – zapisał. „To cena, którą płacimy za rosyjską neutralność”90.
Zachód wstrzymywał się z oficjalnym zaakceptowaniem takiego stanu rzeczy.
Brytyjczycy, boleśnie świadomi swej bezsilności, nie chcieli uznać sowieckich
aneksji, ale i  powstrzymywali się przed konkretnym komentowaniem tych
wydarzeń i nadal kontaktowali się z przedstawicielami bałtyckich rządów – wtedy
już dyplomatami na uchodźstwie. Mimo wszystko w brytyjskich kołach rządowych
niebawem zrodził się pomysł faktycznego uznania owych aneksji, jako metody na
odciągnięcie Stalina od współpracy z  Hitlerem. Amerykańska reakcja miała
charakter bardziej pryncypialny. Podsekretarz stanu, Sumner Welles, wydał
formalne oświadczenie – znane jako Deklaracja Wellesa – potępiające sowiecką
agresję i  odmawiające uznania legalności sowieckiego panowania w  rzeczonym
regionie, powołując się na „zasady rozsądku, sprawiedliwości i  prawa”, bez
których, jak stwierdził, „sama cywilizacja nie może przetrwać”91. Prywatnie
wyrażał się na ten temat jeszcze dosadniej, a kiedy sowiecki ambasador, Konstantin
Umański, wygłosił opinię, że Stany Zjednoczone powinny przyklasnąć sowieckim
poczynaniom nad Bałtykiem, gdyż oznaczały one, iż ludność krajów bałtyckich
może się radować „błogosławieństwem liberalnych i  prospołecznych rządów”,
Welles skomentował to zjadliwie. „Rząd amerykański – wyjaśnił – nie dostrzega
zasadniczej różnicy między rosyjskim panowaniem nad narodami bałtyckimi
a  okupowaniem przez Niemcy innych małych krajów europejskich”92. Były to
mocne słowa, lecz na niewiele się zdały; zaledwie pół roku po wkroczeniu Armii
Czerwonej państwa bałtyckie w praktyce przestały istnieć.
W tym samym czasie, kiedy południowo-wschodnie wybrzeża Bałtyku
nieuchronnie wchodziły na orbitę Moskwy, Stalin zwrócił wzrok na południowy
zachód, ku Rumunii i  jednej z  jej prowincji, Besarabii, utraconej przez Rosję
w  wyniku pierwszej wojny światowej. I  tak jak w  przypadku krajów bałtyckich,
Mołotowa mobilizowała do energicznych poczynań świadomość, że upadek Francji
stwarza niepowtarzalną okazję do działania w  czasie, gdy uwagę świata
przykuwało coś innego. Francja i Wielka Brytania zaoferowały Rumunii gwarancje
w  marcu 1939 roku, więc wraz z  klęską zachodnich aliantów na kontynencie
Bukareszt znalazł się faktycznie na łasce Moskwy. Jak napisał zastępca ludowego
komisarza obrony ZSRS, Lew Mechlis, na dzień przed upadkiem Francji:
„Besarabię trzeba wyrwać ze złodziejskich rąk rumuńskich arystokratów”93.
Stanowisko Niemiec, przynajmniej to oficjalne, pokrywało się z  owym
prezentowanym w  kwestii krajów bałtyckich. Kiedy w  rozmowach z  niemieckim
ambasadorem w  Moskwie, Schulenburgiem, starano się wybadać zamiary Berlina
w odniesieniu do regionu Besarabii, ów dał Moskwie wolną rękę – potwierdzając
brak „politycznego zainteresowania”94, wyrażony w  tajnym protokole podpisanym
prawie rok wcześniej. Jednakże w Berlinie żywiono też obawy, że Sowieci zbliżają
się coraz bardziej do regionu arcyważnego dla niemieckich interesów – rumuńskich
pól naftowych koło Ploeszti – i  w  związku z  tym Ribbentrop usiłował z  własnej
inicjatywy zażegnać kryzys, bojąc się, że wspomniany region stanie się
przedmiotem konfliktu zbrojnego. Ale uskrzydlony niedawnymi sukcesami
Mołotow nie odstąpił od realizacji sowieckich planów i  26 czerwca 1940 roku
wystosował ultimatum do rumuńskiego rządu w Bukareszcie z żądaniem ewakuacji
z  Besarabii wszystkich rumuńskich specjalistów cywilnych i  wojskowych oraz
domagając się odpowiedzi w  ciągu dwudziestu czterech godzin. Besarabia, jak
stwierdzono w  tej ultymatywnej nocie, została zagarnięta przez Rumunię, kiedy
Związek Sowiecki był słaby, a  teraz miała być zwrócona. Ponadto, tytułem
„zadośćuczynienia (…) za tę gigantyczną stratę”, jaką poniósł Związek Sowiecki,
przekazany pod sowiecką kontrolę miał być także sąsiedni region północnej
Bukowiny95.
Podobnie jak władze nieszczęsnych krajów bałtyckich, rząd rumuński rozważał
myśl o stawieniu oporu – zapalczywy były premier, Nicolae Iorga, wołał: „Bądźmy
wszyscy przeklęci, jeśli nie podejmiemy walki!”96 – ale przeważyło zdanie
roztropniejszych członków gabinetu rządowego, zwłaszcza gdy niemieccy
sojusznicy Rumunów zaczęli ich nakłaniać do uległości. Rankiem 28 czerwca
Rumuni przystali na spełnienie sowieckich żądań: „W celu uniknięcia poważnych
konsekwencji, które mogłyby wyniknąć wskutek użycia siły i  wybuchu działań
zbrojnych w  tej części Europy, rząd rumuński czuje się zobligowany do
przystąpienia do (…) ewakuacji”97. Wycofywanie się Rumunów rozpoczęło się
jeszcze tego samego dnia, a  w  ciągu dwóch dni zajęła ich miejsce Armia
Czerwona.
Jej wkroczenie stanowiło wstrząs dla wielu mieszkańców owych obszarów.
W Czerniowcach (Cernăuţi) rankiem 28 czerwca jeden ze świadków zapisał: „Ma
się poczucie, że na ziemi nastało piekło”98. Inny zanotował: „W kościołach biły
dzwony jak na pogrzebie. Ludzie uciekali. Niektórzy padali na kolana, żeby się
modlić. Wielu doznało wstrząsu. Ciche wycie rozlegało się na ulicach”. Dalej
opisał rozpaczliwą ewakuację ludności:

Nastrój rozpaczy wzmagał się z godziny na godzinę. Kolejne setki ludzi podążały na dworzec
kolejowy, unosząc ze sobą wszystko, co udało im się zebrać w ciągu zaledwie kilku godzin.
Pospiesznie podstawiono wszystkie wagony towarowe i  bydlęce. Ludziom kazano stłoczyć
się tak, żeby pomieściło się tylu, ilu tylko się mogło pomieścić99.

Gdy ostatni pociąg wyjechał z  Czerniowców o  godzinie drugiej owego


popołudnia, sowieckie czołówki wojskowe już wkraczały do tego miasta.
Naturalnie, komuniści witali ich o  wiele radośniej. Jacob Pesate przyjechał
z Bukaresztu do Czerniowców na dzień przed przybyciem tam Armii Czerwonej –
kiedy wielu mieszkańców Besarabii uciekało w przeciwnym kierunku – gdyż chciał
osobiście powitać sowieckich żołnierzy „kwiatami”100. Tymczasem sowiecki
marszałek Timoszenko złożył propagandową wizytę w  swojej rodzinnej wiosce
Furmiwanka w  południowej Besarabii, gdzie podobno zgotowano mu powitanie
godne powracającego bohatera101.
Besarabia i północna Bukowina na krótko znalazły się w granicach ZSRS. Na
początku sierpnia 1940 roku ziemie tych prowincji podzielono i  przyłączono do
sąsiedniej sowieckiej Ukrainy, z  pozostałych zaanektowanych obszarów tworząc
Mołdawską Socjalistyczną Republikę Sowiecką, powiększając liczbę ludności
ZSRS o  3,5 miliona obywateli, a  terytorium państwa sowieckiego o  50 tysięcy
kilometrów kwadratowych. Ogółem, jak Mołotow z  radością poinformował
zebranych na siódmym posiedzeniu Rady Najwyższej, aneksje z  owego lata
przyniosły Moskwie zdobycze w  postaci 10 milionów dusz, poza 13 milionami
polskich z terytoriów wschodnich, zagarniętych przez ZSRS w poprzednim roku102.
Choć obydwie prowincje, Besarabia i północna Bukowina, miały zniknąć z map, to
nie wymazano ich z  ludzkiej pamięci. Jak wspominał dyplomata Alexander
Cretzianu, ich utrata i brutalne okoliczności ich aneksji przez Sowietów wywołały
w Rumunii „głęboko zakorzeniony resentyment” oraz „żądzę wzięcia odwetu”103.
Życie w  nowych sowieckich republikach, estońskiej, łotewskiej, litewskiej
i  mołdawskiej, rychło upodobniono do tego, które toczyło się na pozostałych
obszarach Związku Sowieckiego. W  trakcie tygodni i  miesięcy po aneksjach
przyjęto sowiecką konstytucję i  prawa, a  działalność wszystkich partii
politycznych, uznanych za „nieprzyjazne” wobec ZSRS, została zakazana.
Dotychczasową regionalną administrację poddano bezwzględnym czystkom:
przykładowo na Litwie usunięto 11 z 13 burmistrzów największych miast, a także
19 spośród 23 starostów oraz 175 z  261 wiejskich zarządców104. Policja została
rozwiązana i zastąpiona przez komunistyczną milicję, nierzadko złożoną z byłych
więźniów politycznych. Wprowadzono gospodarkę planową, znosząc własność
prywatną i  nacjonalizując przedsiębiorstwa i  zakłady przemysłowe, poddając je
scentralizowanej kontroli administracyjnej. Przeprowadzono też częściową
kolektywizację gruntów ornych, zajmując większe majątki ziemskie, na których, po
ich rozparcelowaniu, powstało wiele kołchozów. Wszystkie organizacje
młodzieżowe i  studenckie uległy rozwiązaniu lub przymusowemu wcieleniu do
młodzieżowych organizacji sowieckich, przy czym wszystkim publikacjom
i  podręcznikom nadano ściśle sowiecki charakter, a  zasady marksizmu-leninizmu
zaczęły obowiązywać w całym życiu akademickim i intelektualnym. Powstał spis
zakazanych książek – o treści nacjonalistycznej bądź „reakcyjnej” – a wszystkie te
tytuły usunięto z  półek księgarskich i  bibliotecznych, oddając zdelegalizowane
publikacje na przemiał, a czasami paląc. Także podręczniki szkolne były na nowo
„redagowane”, co niekiedy polegało po prostu na wyrywaniu z  nich kartek
zawierających nieodpowiednie treści. Choć nie doszło do pozamykania świątyń, to
jednak kościoły i  zbory nękano i  prześladowano, a  duchowieństwo i  wiernych
śledzono lub arbitralnie aresztowano, przy czym „brygady ateistyczne” zakłócały
odbywające się nabożeństwa105.
Na pewno zachodzące zmiany nie były dla niektórych tak dramatyczne, jak dla
innych. Na przykład pewien Łotysz pamiętał początkowy okres po aneksji jako
czas bardziej surrealistyczny aniżeli szczególnie niebezpieczny, a codzienne życie
szło swoim torem, pomimo wszechobecnych sowieckich żołnierzy i  dziarskich
marszów, odgrywanych nieustannie przez orkiestry Armii Czerwonej106. A  jednak,
mimo takiej pozornej normalności, sowiecki reżim już pokazywał zęby, a ci, którzy
narazili się NKWD, musieli się liczyć z  aresztowaniami, przesłuchaniami
i  torturami. W  pierwszej kolejności sowieckie represje dotknęły dawne elity
polityczne. Zbyteczni już Sowietom: były prezydent Łotwy, Karlis Ulmanis,
i pełniący obowiązki litewskiego prezydenta, Antanas Merkys, zostali aresztowani
przez NKWD i  wywiezieni. Wcześniej pozostali na swoich stanowiskach, mając
nadzieję na ocalenie czegokolwiek z  katastrofy, lecz rychło zdjęci
z  eksponowanych pozycji w  swoich krajach zaznali niepewnego losu w  głębi
ZSRS. To samo spotkało wkrótce większość innych polityków z krajów bałtyckich:
na przykład w  latach 1940–1941 aresztowano 51 z  53 byłych ministrów rządu
estońskiego107, a  także wszystkich ministrów rządu łotewskiego, z  wyjątkiem
ministra spraw społecznych, Alfrēdsa Bērziņša, który w  1940 roku uciekł do
Finlandii108. Na Litwie sytuacja wyglądała podobnie. Już w  przeddzień letnich
wyborów NKWD przeprowadziło obławę na około 2000 przedstawicieli klasy
politycznej, uznanych przez Sowietów za potencjalne zagrożenie109. Jednym
z  aresztowanych był były minister obrony Antanas Tamošaitis, profesor prawa
i  socjalista, który stał na czele komisji badającej wcześniej zasadność sowieckich
oskarżeń o  „nakłanianie” czerwonoarmistów do dezercji. Tamošaitisa zamęczono
w więzieniu w Kownie110.
Jeden z życiorysów świadczy o strasznym zbiorowym losie osób z tego grona.
Konstantin Päts miał już sześćdziesiąt sześć lat, kiedy latem 1940 roku został
aresztowany przez NKWD. Päts, bardzo doświadczony polityk, przez wielu
uznawany za jednego z  ojców estońskiej niepodległości, zajmował w  okresie
międzywojennych wiele eksponowanych stanowisk we władzach, od 1938 roku
pełniąc funkcję prezydenta. W 1940 roku, kiedy wkroczyli Sowieci, liczył naiwnie,
iż pozostając na posterunku zdoła załagodzić najgorsze skutki sowieckich rządów.
Zaaresztowany wraz z  całą rodziną 29 czerwca, został deportowany miesiąc
później i spędził następny rok w areszcie domowym, w prowincjonalnym mieście
Ufa na Uralu. W lipcu 1941 roku NKWD przyszło po niego ponownie, oddzieliło
od rodziny i osadziło w więzieniu, po skazaniu go za „kontrrewolucyjny sabotaż”.
Päts zmarł po wojnie w  zamkniętym szpitalu psychiatrycznym, uznany przez
sowieckie władze za obłąkańca, ponieważ uparcie twierdził, że jest prezydentem
Estonii – którym, choćby w sensie moralnym, rzeczywiście nadal był111.
Poza klasą polityczną również siły zbrojne krajów bałtyckich przeszły bardzo
gwałtowne zmiany i  „reorganizację”. Choć zdecydowaną większość szeregowych
żołnierzy po prostu wcielono jesienią 1940 roku do Armii Czerwonej – z  której
liczni z  czasem zdezerterowali – to oficerów czekał dużo gorszy los. Metody
NKWD były nieskomplikowane: podejrzanym o nielojalność wobec nowej władzy
sowieckiej wydawano rozkaz wyjazdu na „kursy szkoleniowe” do odległych
obozów wojskowych, gdzie zapadała decyzja o  ich zesłaniu w  głąb ZSRS lub
rozstrzelaniu. Jak wspominał jeden z litewskich świadków:

Dowódcy batalionów, kompanii i niektórych plutonów zostali wezwani do dowództwa pułku,


tam im mówiono, że wyjadą na ćwiczenia terenowe, wsadzano do ciężarówek i wywożono do
lasu. Tam zostali bezceremonialnie rozbrojeni, ograbieni ze wszystkiego, wepchani do
bydlęcych wagonów na stacji kolejowej w Varėna [Oranach] i wywiezieni112.

Ocenia się, że aż 6500 oficerów i żołnierzy litewskiej armii deportowano w taki


sposób albo zastrzelono. Analogiczny los był udziałem kadry łotewskich sił
zbrojnych. Przykładowo w  Litene stracono około 200 oficerów, a  ponad 500
wywieziono do łagrów w Norylsku na sowieckiej dalekiej północy – przezwanych
„bałtyckim Katyniem” – gdzie mieli w  straszliwych warunkach pracować
w kopalniach niklu i miedzi. Jeden z zesłańców napisał po latach: „Szybka śmierć
(…) byłaby dużo lepszym losem od wszystkich tych koszmarnych lat w  piekle
obozów na północy”113. Przeżyć miał nawet nie co piąty z tych deportowanych114.
Po rozbiciu elit politycznych i  wojskowych Sowieci zajęli się zwykłymi
ludźmi, zatrzymywanymi za drobne wykroczenia lub choćby na podstawie
domniemania winy. Aresztowani z reguły bywali skazywani za ogólnie pojmowaną
„działalność antysowiecką”, odnoszącą się i  do życia prywatnego, i  publicznego.
Szacuje się, że w  trakcie pierwszej fali masowych aresztowań ponad 7000 osób
uwięziono lub deportowano w  Estonii, 7000 na Łotwie i  12 000 na Litwie115.
Z kolei w Besarabii i północnej Bukowinie liczba aresztowanych oceniana jest na
około 48 000, z  których 12 000 zesłano, a  ponad 8000 stracono albo zamęczono
podczas przesłuchań prowadzonych przez NKWD116.
Wielu z  tych, którzy przeżyli więzienia NKWD, opisuje bestialskie tortury,
jakim ich poddawano, przy czym pozbawianie snu, zastraszanie i  stosowanie
przemocy stanowiło normę podczas większości przesłuchań. Do innych metod
dręczenia należało rażenie prądem, duszenie i  podtapianie, a  także niesławny
„manikiur”, polegający na wbijaniu igieł pod paznokcie ofiary. Po zastosowaniu
takich technik wielu wymęczonych więźniów gorliwie podpisywało swoje
„zeznania”, zwłaszcza jeśli oznaczało to koniec przesłuchań. Jak wspominał jeden
z  więźniów: „Oficer NKWD Sokołow odezwał się do mnie spokojnym głosem,
mówiąc: »Widzisz, co z tobą zrobiliśmy. (…) Wiem, jak zrobić z człowieka zero,
jak wepchnąć go w otchłań. Ale umiemy też człowieka oczyścić. Jeżeli przyznasz
się do winy, przerwiemy to badanie«”117. Tylko najodważniejsi potrafili to
wytrzymać.
Niektóre z  odnotowanych „przestępstw” miały bardzo drobny charakter. Na
przykład Andres Raska był dwudziestoczteroletnim studentem uwięzionym w 1940
roku za rozdawanie wstążek z estońskimi barwami narodowymi118. Zesłany w głąb
Związku Sowieckiego zmarł w  łagrze w  Kirowie latem 1942 roku. Jak na ironię,
w  czasie, gdy Raskę aresztowano, przedwojenna flaga Estonii nadal miała status
oficjalny, ale w  kafkowskim świecie sowieckiej okupacji propagowanie jej
wystarczało, aby zasłużyć na zesłanie do łagru.
Inne podobne przypadki świadczyły o  chorobliwej podejrzliwości Sowietów
oraz ich manii zemsty na byłych antybolszewikach. Byli „biali” z  czasów
porewolucyjnej wojny domowej znaleźli się wśród pierwszych ofiar. Należał do
nich Oleg Wasilkowski, już ponad sześćdziesięcioletni w  chwili, gdy go
aresztowano w  lecie 1940 roku. Ten generał armii carskiej z  lat pierwszej wojny
światowej znalazł się w dowodzonych przez Judenicza wojskach „białych” w 1919
roku, a  potem osiadł w  Tallinie, gdzie porzucił politykę i  zajął się kupiectwem.
Wywieziony do Leningradu w  1941 roku, został tam skazany na śmierć. Jego
dalsze losy są nieznane119.
Wyjątkowo surowe represje dotknęły również duchowieństwo. W  Besarabii
pod koniec lata 1940 roku enkawudziści przerwali nabożeństwo w  cerkwi
w  Călăraşi, usiłując zaaresztować popa, Alexandru Baltagă. Ten dzielnie
doprowadził do końca nabożeństwo, więc enkawudziści zjawili się ponownie
następnego wieczoru i  zabrali go na przesłuchanie do pobliskich Czerniowców,
gdzie został oskarżony o  popieranie przyłączenia Besarabii do Rumunii w  1918
roku; śledczy drwili z niego, mówiąc: „Pokaż nam tego swojego Boga”. Jak można
się domyślić, po długotrwałych przesłuchaniach Baltagă został skazany na
resocjalizację w łagrze. Sędziwy i słabowity Baltagă nie przeżył tej gehenny: zmarł
w wieku osiemdziesięciu lat w 1941 roku120.
Jeszcze jedną dramatyczną historię wspominał Menachem Begin, późniejszy
premier Izraela. Urodzony w Brześciu Begin tuż po wybuchu wojny w 1939 roku
zbiegł do Wilna, lecz tam we wrześniu 1940 roku został zatrzymany przez NKWD
i oskarżony o to, że jest brytyjskim agentem. W trakcie przesłuchań przekonał się
przerażony, że sowiecka „sprawiedliwość” to wyjątkowo pojemne pojęcie, nie
ograniczone ani ramami czasowymi, ani też granicami państw. Zapytany przez
śledczego, czy wie, z  jakiego paragrafu sowieckiego kodeksu karnego został
oskarżony, Begin przyznał, że nie. „Jesteście oskarżeni z  paragrafu 58 prawa
karnego Socjalistycznej Rosyjskiej Republiki Radzieckiej”, usłyszał na to, wraz
z  wyjaśnieniem, że ów paragraf jest autorstwa „samego Włodzimierza Iljicza
Lenina”. Zdezorientowany Begin zapytał: „Ale co to ma wspólnego z  tym, co
robiłem w Polsce?”. „Ach, ależ z was dziwny człowiek, Menachemie Wolfowiczu”,
odparł oficer NKWD. „Paragraf 58 dotyczy każdego na całym świecie. Słyszycie?
Na całym świecie. Kwestia tylko w tym, kiedy taki ktoś znajdzie się u nas albo my
dotrzemy do niego”121.

W taki sposób w 1940 roku Stalin i Hitler podzielili się większością Europy. Hitler
zajął Norwegię, Danię, Belgię, Holandię, Luksemburg i północną Francję – obszary
o  łącznej powierzchni ponad 800 tysięcy kilometrów kwadratowych. Chociaż
Wielka Brytania w zasadzie uchroniła się przed klęską, to jednak została wyparta
na swoje wyspy, a USA, mimo że nastawione coraz bardziej nieprzyjaźnie wobec
Niemiec, wciąż zachowywały neutralność. A  więc nazistowskie Niemcy stały się
główną potęgą kontynentalnej Europy. Stalin opanował mniejsze terytoria; 422
tysiące kilometrów kwadratowych to łup mniej więcej o połowę mniejszy od tego,
który przypadł Hitlerowi, ale niewątpliwie łatwiej mu było wchłonąć te zdobycze,
wobec faktu, że od dawna stanowiły one przedmiot rosyjskich zakusów. Niektóre
z  nich znajdowały się już w  przeszłości pod rządami Moskwy, a  wszystkie bez
wyjątku przylegały do przedwojennych zachodnich granic ZSRS.
Oczywiście, zajmując te ziemie Stalin po prostu wziął to, co zostało mu
obiecane przez Hitlera w sierpniu 1939 roku. Tylko obszar północnej Bukowiny –
zaledwie 5000 kilometrów kwadratowych – nie znalazł się na liście terytoriów
„zapisanych” mu w  postanowieniach paktu nazistowsko-sowieckiego. W  związku
z tym Hitler nie miał zbytnich powodów do narzekania. Była to cena, którą zgodził
się zapłacić za zabezpieczenie swoich tyłów, gdy zwrócił się na zachód, aby
walczyć z  Brytyjczykami i  Francuzami; była to także cena za drastyczne
rozwiązanie „kwestii polskiej” i  za ekonomiczną współpracę, która miała znieść
skutki brytyjskiej blokady morskiej.
Poza tym Hitler nie miał powodów, aby wyrzekać na brutalność Sowietów i ich
metody opanowywania i  „pacyfikowania” zagarniętych obszarów. Na pewno
NKWD działało z wielką surowością i okrucieństwem w zaanektowanych krajach
bałtyckich, Besarabii i  północnej Bukowinie oraz w  trakcie „dostosowywania”
tamtejszej ludności do sowieckich norm. Jednakże hitlerowskie Gestapo i  SS
równie surowo i  nieludzko wprowadzało „nowy porządek” w  Polsce i  w  krajach
zachodnich: obaj partnerzy stosowali nawet analogiczną taktykę – deportacje,
zsyłki do obozów pracy i egzekucje.
A jednak Hitlera wyraźnie zaniepokoiły sowieckie poczynania w  lecie 1940
roku. Po raz pierwszy usłyszał o  wyrażonym przez Sowietów zamiarze zajęcia
Besarabii, kiedy odwiedzał Paryż pod koniec czerwca w  towarzystwie swojego
architekta Alberta Speera i  rzeźbiarza Arno Brekera. Podobno na wieść o  tym
wpadł w  szał, żądając od Ribbentropa, aby ten przedstawił mu kopię tajnego
protokołu, gdyż nie mógł uwierzyć, że sam był w stanie zgodzić się na coś takiego.
Kiedy pokazano mu tekst rzeczonego dokumentu, tylko kipiał z  wściekłości
i  polecił Ribbentropowi zgłosić oficjalny protest122. Führer zirytował się do tego
stopnia, że jego moskiewski ambasador, Schulenburg, starał się rozpaczliwie
skrywać przed Hitlerem strategiczne zamierzenia Stalina, miast tego przypisując
oderwanie i  zajęcie rumuńskich ziem mitycznej „klice Ukraińców” na Kremlu.
Ujawnienie prawdy, jak wiedział Schulenburg, oznaczałoby sugerowanie, że
między Rzeszą a ZSRS narasta konflikt interesów123.
Naturalnie, Hitler nie darzył szczególnym uwielbieniem Rumunii, uważając ten
kraj za skorumpowane królestwo frankofilów, któremu półtora roku wcześniej
Brytyjczycy i Francuzi udzielili swoich gwarancji. Mimo wszystko utrata Besarabii
przez Rumunię niepokoiła go poważnie, nie tylko dlatego, że wojska sowieckie
znalazły się odtąd w  pobliżu arcyważnych rumuńskich pól naftowych, ale także
z  powodu tego, iż fakt ów można było interpretować jako niebezpieczny krok na
zachód i  dowód niezaspokojonych terytorialnych ambicji Stalina. Choć Hitler nie
powiedział niczego publicznie, to skarżył się swoim adiutantom, że sowiecka
aneksja Besarabii oznacza „pierwszy rosyjski zamach na zachodnią Europę”124.
Goebbels stwierdził to samo, przynajmniej na kartach swego dziennika.
Dwudziestego ósmego czerwca, gdy rząd rumuński podporządkował się żądaniom
zawartym w sowieckim ultimatum, Goebbels dał upust swojemu wzburzeniu. „Król
Karol to tchórz – stwierdził – a Stalin wykorzystuje okazję. Szakal! Wszystko za
sprawą naszego sukcesu [na froncie zachodnim]. Ułatwiamy innym zwycięstwa”.
A już w następnym tygodniu zastanawiał się, czy „może będziemy musieli w końcu
wystąpić przeciwko Sowietom”125. Miesiąc później, bez wątpienia powtarzając
słowa swojego mistrza i  wodza, najwyraźniej zaczynał już myśleć o  jakimś
policzeniu się ze Stalinem i ZSRS. W sierpniu 1940 roku zanotował w dzienniku
takie oto refleksje: „Między Moskwą i  nami musimy zbudować mur nie do
przebicia. Bolszewizm jest wszak światowym wrogiem numer jeden. I kiedyś także
z nim wejdziemy w zwarcie”126.

1 A. Hencke, Die deutsch-sowjetischen Beziehungen zwischen 1932 und 1941, nieopublikowany


protokół ze zbiorów monachijskiego Institut für Zeitgeschichte, MA 1300/2, s. 21.
2 Negocjacje Mołotowa z Selterem, por. A. Tarulis, Soviet Policy towards the Baltic States: 1918–
1945, Notre-Dame 1959, s. 150.
3 Minutes of the Estonian–Soviet Negotiations for the Mutual Assistance Pact of 1939, „Litanus”
1968, t. XIV, nr 2, s. 4.
4 Ibidem, s. 5.
5 Ibidem, s. 14.
6 Ibidem, s. 18.
7 Molotov Remembers: Inside Kremlin Politics, red. F. Chuev, A. Resis, Chicago 1993, s. 9.
8 Słowa Stalina, cyt. za: A. Tarulis, Soviet Policy towards…, op. cit., s. 154.
9 A.E. Senn, Lithuania 1940, Revolution from Above, Nowy Jork 2007, s. 20.
10 R. Misiunas, R. Taagepera, The Baltic States: Years of Dependence 1940–1980, Londyn 1983,
s. 15–16.
11 Documents on German Foreign Policy, 1918–1945 (dalej jako DGFP), Seria D, t. VIII,
Waszyngton 1954, nr 113, s. 112–113.
12 Dziennik Alfreda Rosenberga, United States Holocaust Memorial Museum, s. 297;
www.ushmm.org.
13 DGFP, op. cit., nr 213, s. 238.
14 V. Lumans, Himmler’s Auxiliaries: The Volksdeutsche Mittelstelle and the German National
Minorities of Europe, 1933–1945, Londyn 1993, s. 160.
15 A. von Taube, cyt. za: R.O. Plavnieks, „Wall of Blood”: The Baltic German Case Study in
National Socialist Wartime Population Policy, 1939–1945, praca dyplomowa złożona na
Uniwersytecie Północnokarolińskim w Chapel Hill, 2009, s. 36, przyp. 73.
16 W. Wachtsmuth, cyt. za: ibidem, s. 37, przyp. 77.
17 V. Lumans, Himmler’s Auxiliaries…, op. cit., s. 160.
18 W. von Glasenepp, cyt. za: R.O. Plavnieks, „Wall of Blood”…, op. cit., s. 39, przyp. 83.
19 N. Chruszczow, Khrushchev Remembers, Londyn 1971, s. 135.
20 DGFP, op. cit., nr 232, 240, s. 255, 267.
21 W.R. Trotter, A Frozen Hell: The Russo-Finnish Winter War of 1939–1940, Chapel Hill 2000;
wyd. pol. Mroźne piekło: radziecko-fińska wojna zimowa, 1939–1940, tłum. J. Włodarczyk, Wrocław
2007, s. 19–20.
22 R. Edwards, White Death: Russia’s War on Finland 1939–40, Londyn 2006, s. 106.
23 P. Jowett, B. Snodgrass, Finland at War 1939–1945, Oxford 2006; wyd. pol. Finlandia w wojnie
1939–1945, tłum. U. Ruzik-Kulińska, Warszawa 2010, s. 6–10.
24 W.R. Trotter, Mroźne piekło…, op. cit., s. 34.
25 Por. S. Courtois, The Black Book of Communism: Crimes, Terror, Repression, Cambridge (MA)
1999, s. 198.
26 W.R. Trotter, Mroźne piekło…, op. cit., s. 40.
27 Ibidem, s. 75.
28 E. Ward, Despatches from Finland, Londyn 1940, s. 54–55.
29 W.R. Trotter, Mroźne piekło…, op. cit., s. 170–172.
30 E. Ward, Despatches from…, op. cit., s. 63.
31 B. Irincheev, War of the White Death, Barnsley 2011, s. 117.
32 E. Engel, L. Paananen, The Winter War, Londyn 1973, s. 103.
33 Na temat Häyhä, por. R. Moorhouse, The White Death, w: The Sniper Anthology, red. J.L.
Plaster, Londyn 2012; wyd. pol. Snajperzy drugiej wojny światowej, tłum. A. Puziewicz, A.
Sobolewska, Warszawa 2013, rozdział 1.
34 M. Gilbert, Second World War, Londyn 1989; wyd. pol. Druga wojna światowa, tłum. J.
Kozłowski, Poznań 2011, s. 49–50.
35 R. Jenkins, Churchill, Londyn 2001, s. 567.
36 „Daily Sketch”, 22 XII 1939; cyt. za: R. Edwards, White Death…, op. cit., s. 232.
37 Dane statystyczne zaczerpnięte z  dokumentów byłego fińskiego ministra obrony, Juho
Niukkanena; cyt. za: E. Engel, L. Paananen, The Winter…, op. cit., s. 153–157.
38 S. Myllyniemi, Consequences of the Hitler–Stalin Pact for the Baltic Republics and Finland, w:
From Peace to War: Germany, Soviet Russia and the World, 1939–1941, red. B. Wegner, Oxford 1997,
s. 86.
39 N. Chruszczow, Khrushchev Remembers, op. cit., s. 136.
40 The Goebbels Diaries, 1939–1941, red. F. Taylor, Londyn 1982, s. 59 (tyt. oryg. Die
Tagebücher von Joseph Goebbels, Monachium 1987–2006); wyd. pol. Joseph Goebbels. Dzienniki, t.
II: 1939–1943, tłum. (z niem.) E.C. Król, Warszawa 2013, s. 40.
41 DGFP, op. cit., nr 526, s. 651.
42 Meldungen aus dem Reich: 1938–1945, red. H. Boberach, Herrsching 1984, t. III, s. 514, 524.
43 U. von Hassell, The Ulrich von Hassell Diaries, 1938–1944, Londyn 2011, s. 61.
44 The Ciano Diaries: 1939–1943, red. H. Gibson, Nowy Jork 1946, s. 174–175.
45 DGFP, op. cit., nr 423, 6 XII 1939, s. 494.
46 M. Domarus, Hitler: Speeches and Proclamations, 1932–1945, t. III, Londyn 1997, s. 1896–
1897 (tyt. oryg. Hitler: Reden und Proklamationen, 1932–1945).
47 J. Goebbels, Dzienniki…, op. cit., t. II, s. 36.
48 T.R. Philbin III, The Lure of Neptune: German–Soviet Naval Collaboration and Ambitions,
1919–1941, Columbia 1994, s. 129–131.
49 Źródło z  niemieckiego MSZ; cyt. za: G. Überschär, Hitler und Finnland: 1939–1941,
Wiesbaden 1978, s. 91.
50 N. Chruszczow, Khrushchev Remembers, op. cit., s. 137.
51 W.R. Trotter, Mroźne piekło…, op. cit., s. 216.
52 Ibidem, s. 220.
53 D. Kirby, Finland in the Twentieth Century, Londyn 1979, s. 128.
54 W.R. Trotter, Mroźne piekło…, op. cit., s. 263.
55 N. Chruszczow, Khrushchev Remembers, op. cit., s. 139.
56 „Izvestia”, 1 XI 1939.
57 V. Lumans, Latvia in World War II, Nowy Jork 2006, s. 80.
58 L. Sabaliunas, Lithuania in Crisis: 1939–1940, Londyn 1973, s. 158.
59 Select Committee on Communist Aggression, t. III, Waszyngton 1954, s. 232.
60 Źródłem nieporozumień w  tej kwestii są prace komitetu wspomnianego w  poprzednim
przypisie, który opublikował teksty instrukcji Sierowa, nazywając ją „rozkazem nr 001223”.
Większość autorów zajmujących się tym tematem powiela tę nieścisłość.
61 The Diary of Georgi Dimitrov 1933–1949, red. I. Banac, New Haven–Londyn 2003, s. 120.
62 Select Committee…, op. cit., s. 241.
63 V. Lumans, Latvia in…, op. cit., s. 85.
64 Select Committee…, op. cit., s. 318.
65 R. Misiunas, R. Taagepera, The Baltic States…, op. cit., s. 17–18 oraz S. Myllyniemi, From
Peace to War…, op. cit., s. 87.
66 Istoria vnieszniej politiki SSSR, red. A.A. Gromyko, B.N. Ponomareva, t. I, Moscow 1980, s.
393.
67 War Diaries 1939–1945: Field Marshal Lord Alanbrooke, red. A. Danchev, D. Todman, Londyn
2001, s. 59.
68 Por. K.-H. Frieser, The Blitzkrieg Legend, Annapolis 2013.
69 „Izwiestia”, 16 V 1940, s. 1.
70 Select Committee…, op. cit., s. 319.
71 „Prawda”, 28 V 1940; cyt. za: Select Committee…, op. cit., s. 241.
72 Select Committee…, op. cit., s. 242.
73 Ibidem, s. 322–329 oraz A.E. Senn, Lithuania 1940…, op. cit., s. 93.
74 „Kaleva” była to nazwa samolotu pasażerskiego typu Junkers Ju-52/3m używanego przez
fińskie linie lotnicze Aero O/Y (przyp. red.).
75 Incydenty w Maslenkach i z samolotem „Kaleva”: DGFP, Seria D, t. IX, Waszyngton 1956, nr
439, 458, s. 574–575, 589.
76 G. Gorodetsky, Grand Delusion: Stalin and the German Invasion of Russia, New Haven–
Londyn 2001, s. 25.
77 S. Kalniete, With Dance Shoes in Siberian Snows, Ryga 2006, s. 43.
78 Oryginał w  Muzeum Okupacji w  Rydze: http://www.e-
okupacijasmuzejs.lv/#!/lv/eksponats/0328.
79 DGFP, op. cit., nr 533, s. 688.
80 R. Misiunas, R. Taagepera, The Baltic States…, op. cit., s. 25–26.
81 V.S. Vardys, The Baltic States under Stalin: The First Experiences, 1940–41, w: The Soviet
Takeover of the Polish Eastern Provinces 1939–41, red. K. Sword, Londyn 1991, s. 277.
82 R. Misiunas, R. Taagepera, The Baltic States…, op. cit., s. 27.
83 Źródło tych danych liczbowych: Muzeum Okupacji w Rydze (stan z 9 X 2012).
84 Statystyki przytoczone za: V.S. Vardys, w: The Soviet Takeover of …, op. cit., s. 278, oraz R.
Misiunas, R. Taagepera, The Baltic States…, op. cit., s. 28, przyp. 28.
85 N. Chruszczow, Khrushchev Remembers, op. cit., s. 131.
86 R. Misiunas, R. Taagepera, The Baltic States…, op. cit., s. 41, oraz V. Lumans, Himmler’s
Auxiliaries, op. cit., s. 170.
87 DGFP, op. cit., nr 465, s. 595–596.
88 DGFP, Seria D, t. X, Londyn 1957, nr 219, s. 286.
89 DGFP, Seria D, t. IX, op. cit., nr 451, s. 583.
90 Joseph Goebbels: Dzienniki, red. E. Fröhlich, t. II, s. 83.
91 The Baltic Question during the Cold War, red. J. Hiden, V. Made, D.J. Smith, Londyn 2008, s.
39.
92 D.J. Dunn, Caught Between Roosevelt & Stalin, Kentucky 1997, s. 118, a  tekst wystąpienia
Sumnera Wellesa znajduje się w zbiorach Muzeum Okupacji w Rydze.
93 F. Constantiniu, O istorie sincera a poporului român, Bukareszt 2008, s. 361.
94 N. Constantinesco, Romania in Harm’s Way, 1939–1941, Nowy Jork 2004, s. 136.
95 Soviet Documents on Foreign Policy, red. J. Degras, t. III, Londyn 1953, s. 458–459.
96 F. Constantiniu, O istorie sincera…, op. cit., s. 364.
97 N. Constantinesco, Romania in…, op. cit., s. 149.
98 I. Scurtu, C. Hlihor, Anul 1940: drama românilor dintre Prut si Nistru, Bukareszt 1992, s. 85.
99 D. Giurescu, Romania in the Second World War, Nowy Jork 2000, s. 24.
100 Forgotten Voices of the Holocaust, red. L. Smith, Londyn 2006; wyd. pol. Holokaust:
Prawdziwe historie ocalonych, tłum. A. Puziewicz, Warszawa 2011, s. 96–101.
101 N. Chruszczow, Khrushchev Remembers, op. cit., s. 145.
102 Soviet Documents on…, op. cit., s. 465.
103 N. Constantinesco, Romania in…, op. cit., s. 150.
104 R. Misiunas, R. Taagepera, The Baltic States…, op. cit., s. 25.
105 Na temat sowietyzacji krajów bałtyckich, por. ibidem, s. 25–40.
106 S. Kalniete, With Dance Shoes…, op. cit., s. 47.
107 P. Varju, The Destruction of the Estonian Political Elite during the Soviet Occupation, w:
History Conference of the Estonian Memento Association, Tallin 2007, s. 33.
108 Muzeum Okupacji w Rydze.
109 L. Sabaliunas, Lithuania in Crisis: Nationalism to Communism, 1939–1940, Londyn 1972, s.
204.
110 B.J. Kaslas, The Lithuanian Strip in Soviet–German Diplomacy, 1939–1941, w: Journal of
Baltic Studies, t. IV, nr 3 (1973), s. 217.
111 A. Palmer, Northern Shores, Londyn 2005; wyd. pol. Północne sąsiedztwo, tłum. E. Możejko,
Warszawa 2008, s. 349–360.
112 J. Pajaujis-Javis, Soviet Genocide in Lithuania, Nowy Jork 1980, s. 36.
113 A. Lasmanis, cyt. za: We Sang Through Tears: Stories of Survival in Siberia, red. A. Sics, Ryga
1999, s. 140.
114 V. Skultans, The Testimony of Lives: Narrative and Memory in Post-Soviet Latvia, Londyn
1998, s. 188.
115 Statystyki przytoczone za: Estonia 1940–45: Reports of the Estonian Commission for the
Investigation of crimes Against Humanity, red. T. Hiio, M. Maripuu, I. Paavle, Tallin 2006, s. 328; A.
Pabriks, A. Purs, Latvia: The Challenges of Change, Londyn 2013, s. 27; W.S. Vardys, The Baltic
States…, op. cit., s. 286.
116 I. Constantin, V.F. Dobrinescu, Basarabia în anii celui de al doilea razboi mondial: 1939–
1947, Iasi 1995, s. 215.
117 J. Pajaujis-Javis, Soviet Genocide…, op. cit., s. 27.
118 Estonia 1940–45…, op. cit., s. 309.
119 Ibidem, s. 312.
120 A. Brezianu, V. Spânu, Historical Dictionary of Moldova, Londyn 2007, s. 46–47.
121 M. Begin, White Nights, Tel Aviv 1977; wyd. pol. Białe noce, tłum. A.Z. Danilewicz,
Warszawa 1989, s. 79–80.
122 A. Read, D. Fisher, The Deadly Embrace, Londyn 1988, s. 488.
123 G. Gorodetsky, Grand Delusion…, op. cit., s. 33.
124 A. Read, D. Fisher, The Deadly…, op. cit., s. 489.
125 Joseph Goebbels…, op. cit., s. 196–197, 205.
126 Joseph Goebbels: Dzienniki, t. II: 1939–1943, Warszawa 2013, s. 97, 630–631.
ROZDZIAŁ 4

Kontorsje

W pierwszym tygodniu września 1939 roku Harry Pollitt usiadł przy biurku
w swoim biurze w zgiełkliwym londyńskim Covent Garden z zamiarem napisania
broszury. Czterdziestoośmioletni Pollitt, z  okrągłą twarzą, rzednącymi włosami
i gęstymi, ciemnymi brwiami, był sekretarzem generalnym Komunistycznej Partii
Wielkiej Brytanii, a  do jego obowiązków jako lidera tego ugrupowania należało
komentowanie aktualnych wydarzeń politycznych, aby w  ten sposób nie tylko
wyłożyć stanowisko Międzynarodówki Komunistycznej, ale także postarać się
wyjaśnić trudne kwestie w  kategoriach zrozumiałych dla tysięcy robotników,
należących do wspomnianej partii. Właśnie w  tym celu w  poprzednich latach
napisał kilka rozprawek, między innymi Towards Soviet Power (Ku władzy
radzieckiej), Save Spain from Fascism (Ocalmy Hiszpanię przed faszyzmem) czy
Czechoslovakia Betrayed (Zdradzona Czechosłowacja). Tym razem jednak
przystępował do pisania swego najbardziej kontrowersyjnego dzieła.
Pollitt na pewno cieszył się dużym uznaniem w łonie ruchu komunistycznego.
Wychowany w  Manchesterze wyssał z  mlekiem matki socjalistyczny radykalizm,
zdobył zawód kotlarza i  z  czasem wyrósł na bojownika o  robotniczą sprawę,
pracując w latach pierwszej wojny światowej w dokach Southampton. Wstąpił do
nowej partii komunistycznej w chwili jej powstania w 1920 roku. Zabłysnął w niej
jako utalentowany i płomienny mówca i to do tego stopnia, że w 1925 roku został
na krótko uprowadzony przez swoich faszystowskich przeciwników politycznych,
którzy chcieli mu w  ten sposób uniemożliwić wystąpienie na partyjnym zjeździe
w  Liverpoolu. Szybko piął się w  górę za sprawą swego kunsztu oratorskiego,
a  także dzięki niewzruszonemu oddaniu dla komunistycznej sprawy i  lojalności
wobec państwa sowieckiego. Wreszcie, w 1929 roku, Pollitt uzyskał nominację na
sekretarza generalnego Partii Komunistycznej Wielkiej Brytanii.
W związku z tym w latach trzydziestych to właśnie Pollitt wytyczał kurs, jakim
podążali brytyjscy komuniści. Przy wsparciu kostycznego teoretyka, Rajaniego
Palmego Dutta, głównego ideologa partii, doprowadził do spektakularnego
zwiększenia wpływów komunistów w Wielkiej Brytanii, umiejętnie wykorzystując
ekonomiczne i  społeczne trudności owego okresu i  dowodząc swych talentów
przywódczych. Pollitta szczególnie zajmowały wypadki rozgrywające się
w  Hiszpanii, gdzie pod koniec lat trzydziestych często wyjeżdżał, aby dodawać
zapału bojowego brytyjskim batalionom ochotniczym. Jak stwierdził jeden z jego
późniejszych biografów, antyfaszyzm Pollitta nie wypływał li tylko
z komunistycznej ortodoksji, lecz miał podłoże silnie emocjonalne, ukształtowane
głównie pod wpływem hiszpańskiej wojny domowej1. A  jednak latem 1939 roku
jasna ideologicznie dwubiegunowość świata, na którym komunizm ścierał się
z  faszyzmem, zdawała się zacierać. Pollitt jeszcze nie uświadamiał sobie tego,
niemniej sam zbliżał się do przełomowego, w  sensie osobistym i  politycznym,
punktu w swoim życiu.
Początkowo wydarzenia pierwszego tygodnia września 1939 roku zdawały się
potwierdzać słuszność starej i  wygodnej idei nasilającego się konfliktu lewicy
i  prawicy. Pollitt niezbyt się przejął podpisaniem paktu Ribbentrop-Mołotow
tydzień wcześniej i  zdołał przekonać samego siebie, że to porozumienie jest
„zwycięstwem pokoju i  socjalizmu”2 oraz dobitnym potwierdzeniem niechęci
brytyjskich klas rządzących do uczciwego ułożenia się z ZSRS. Niemiecka inwazja
na Polskę 1 września i wypowiedzenie przez Wielką Brytanię wojny Rzeszy dwa
dni później zaskoczyło więc wielu spośród tych na lewicy, którzy oczekiwali raczej
jakiegoś kompromisu osiągniętego między „półfaszystowskim”, jak to oceniali,
rządem Chamberlaina a  „über-faszystowskim” rządem Hitlera. Mimo wszystko
rychło wypracowano nową „linię partii”, usankcjonowaną przez Komintern3
i sformułowaną przez samego Pollitta, która nawoływała do „wojny na dwa fronty”
– z Hitlerem na arenie międzynarodowej i z Chamberlainem w kraju4.
I właśnie pragnienie objaśnienia tego dosyć zawiłego stanowiska skłoniło
Pollitta do napisania broszury opatrzonej tytułem How to Win the War (Jak
zwyciężyć w  tej wojnie). Na trzydziestu dwóch ściśle zadrukowanych stronach
wyłożył zamiary brytyjskiej partii komunistycznej w  wojnie, która dopiero co się
rozpoczęła. W jednym z akapitów, szczególnie pamiętnym, stwierdził, że:

Bierność w  tym konflikcie, ograniczona do głoszenia rewolucyjnych haseł, kiedy


faszystowska bestia tratuje Europę, byłaby zdradą wszystkiego, o  co walczyli nasi
poprzednicy i co osiągnęli w trakcie długich lat walki z kapitalizmem.

Tak jak Abisyńczycy prowadzili słuszną walkę z Włochami, pisał dalej Pollitt,
i tak jak Hiszpanie zwrócili broń przeciwko włoskim i niemieckim najeźdźcom, tak
samo „naród polski słusznie walczy z nazistowską agresją, do której doszło”. I choć
Pollitt, objaśniając strategię walki „na dwa fronty”, nawoływał do prowadzenia
politycznej walki z  Chamberlainem i  zbrojnej z  Hitlerem, to mimo wszystko
stawiał sprawę całkowicie jednoznacznie: „Partia komunistyczna popiera tę wojnę
– napisał – uważając, że to wojna sprawiedliwa, którą powinna poprzeć cała klasa
pracująca i wszyscy przyjaciele demokracji w Wielkiej Brytanii”5. Sprzedawana za
pensa, z dość nieatrakcyjnym portretem jej autora na okładce, broszura How to Win
the War ukazała się 14 września i rozeszła się w nakładzie 50 tysięcy egzemplarzy.
W kręgach brytyjskich komunistów odebrano jej treść różnie. Ideowi marksiści
postrzegali trudne lata trzydzieste jako przedśmiertne podrygi kapitalizmu, przy
czym faszyzm uważano za najwyraźniejszą oznakę jego schyłku. Wobec tego
zbliżenie Stalina z  Hitlerem musiało dosyć niepokoić: stanowiło oczywiste
obalenie jasnego dotychczasowego układu sił, który wcześniej uznawali.
Naturalnie, dla najbardziej fanatycznych komunistów nie stanowiło to większego
problemu. Zgodnie ze swym zwyczajem pozostawali niewzruszeni, w przekonaniu,
że Związek Sowiecki wie najlepiej, jak chronić komunistyczny eksperyment. Jak
wyjaśnił jeden z  członków brytyjskiej partii: „Sowieccy przywódcy odpowiadali
przed klasą robotniczą całego świata za obronę ZSRS i  mogli, w  razie potrzeby,
z tego właśnie powodu zawrzeć sojusz z samym diabłem”6.
Jednakże inni byli cokolwiek skonsternowani i im to właśnie broszura Pollitta
przyniosła coś w  rodzaju objaśnienia sytuacji, podsuwając program, do którego
mogli przekonywać innych i  siebie. Jak wspominał późniejszy minister pracy,
Kenneth Robinson, pakt nazistowsko-sowiecki był „wstrząsem: nie wiedzieliśmy,
co robić. Ale pamiętam, że wszyscy przyjęliśmy z  ulgą oświadczenie Harry’ego
Pollitta (…) że musimy odtąd prowadzić wojnę na dwóch frontach –
z  nazistowskimi Niemcami oraz z  establishmentem”7. Nawet towarzysz
i współpracownik Pollitta, Dutt, wpadł w zachwyt, opisując broszurę Pollitta jako
„jedną z najwspanialszych rzeczy”, które przywódca partii kiedykolwiek stworzył,
„tak jasno i prosto napisaną”8.
Jednakże przed Pollittem wyłoniły się problemy niemal od razu po publikacji
tej rozprawki. Jeszcze tego samego dnia nadszedł z Moskwy telegram, prezentujący
oficjalne stanowisko w sprawie toczącej się wojny – linię programową, która miała
zostać przyjęta przez wszystkie partie komunistyczne i  przedstawiona wszystkim
ich członkom. „Obecna wojna – głosiła ona – jest wojną imperialistyczną
i niesprawiedliwą, za którą burżuazja wszystkich krajów wojujących ponosi równą
odpowiedzialność. W  żadnym z  krajów klasie robotniczej ani partiom
komunistycznym nie wolno poprzeć tej wojny (…) Taktyka musi ulec zmianie” –
informowano dalej. „Pod żadnym pozorem międzynarodowa klasa robotnicza nie
może bronić faszystowskiej Polski”. Rzucono też nieco światła na kwestię zawarcia
paktu nazistowsko-sowieckiego: „Podział (…) na państwa faszystowskie
i  demokratyczne utracił swój dotychczasowy sens”. Depesza kończyła się
ostrzeżeniem: „Partie komunistyczne, które działały niezgodnie z tą taktyką, muszą
teraz skorygować swoją politykę”9.
Brytyjski działacz komunistyczny Harry Pollitt (w środku, fotografia powojenna), autor broszury
How to Win the War z 1939 roku, która wywołała konsternację w szeregach angielskich
komunistów, jako niezgodna z oficjalną linią Moskwy. Swoista „schizofrenia” sytuacji zaistniałej
w sierpniu i wrześniu 1939 roku w związku z paktem Ribbentrop-Mołotow wymagała od wielu
zachodnich pro-stalinowskich działaczy istnych wolt myślowych w podejściu do rzeczywistości.

Z pewnością wprawiło to Pollitta w  duże zakłopotanie i  początkowo


instynktownie próbował ukryć treść tego telegramu, zapewne w  nadziei, że zdoła
jakoś zażegnać wynikły kryzys. Ale się przeliczył. Dutt również dowiedział się
z  Moskwy o  nowej przyjętej strategii, a  był zbyt wielkim oportunistą i  lojalnym
stalinistą, by nie wywlec tej sprawy. Zwołał posiedzenie Biura Politycznego partii,
na której ta miała rozpatrzyć stanowisko zajęte w  sprawie wojny. Pollitt usiłował
się temu przeciwstawiać, trzymając się swojej linii, lecz kiedy Dave Springhall –
przedstawiciel brytyjskiej partii w  moskiewskiej centrali Międzynarodówki
Komunistycznej – powrócił do Anglii pod koniec września z  konkretnymi
wytycznymi, Pollitt był skazany na porażkę. W  efekcie Komitet Centralny
Komunistycznej Partii Wielkiej Brytanii zebrał się 2 października, aby rozpatrzyć
tę kwestię.
Na tym posiedzeniu, zorganizowanym owego dnia w  godzinach
przedpołudniowych w  siedzibie kierownictwa partii w  Covent Garden, Dutt
bezkompromisowo przedstawił nową linię Moskwy i  wezwał do jej przyjęcia.
Brytyjska partia „nie zrozumiała”, że nastał „nowy okres”, zapoczątkowany przez
pakt nazistowsko-sowiecki oraz wybuch wojny, a  w  takiej „nowej sytuacji”
konieczne jest „skorygowanie naszego punktu widzenia” oraz „uznanie, szczere
i  otwarte, że nasza linia była błędna”10. Cytując Lenina i  różne teoretyczne
koncepcje, i  „-izmy”, które pewnie wywarły wrażenie na słuchających, Dutt
przystąpił następnie do objaśniania, cokolwiek mętnego i  pokrętnego, że nowa
moskiewska polityka jest słuszna. Na zakończenie przestrzegł:

Partia stanęła teraz w  obliczu próby, nieznanej w  dotychczasowych dziejach (…) Potrzebna
nam będzie mobilizacja całych sił w warunkach, jakim musimy stawić czoła, a w walce, która
nas czeka, nie chcemy żadnych wahających się stronników, nikogo niezdecydowanego ani
bojaźliwego. Każde odpowiedzialne stanowisko w  partii musi przypaść zdeterminowanym
bojownikom walczącym za tę sprawę.

Tym, którzy jeszcze mieli wątpliwości, dotyczące swoich ideologicznych


powinności, Dutt dopowiedział, iż „obowiązkiem komunisty nie jest niezgoda, lecz
posłuszeństwo” i  ostrzegł, że „każdy członek [partii], który (…) zdezerteruje
z  frontu czynnej pracy dla partii, będzie napiętnowany do końca swojego
politycznego życia”11. Nie trudno było ustalić, pod czyim adresem skierował tę
groźbę.
Pollitt nie odpowiedział na to jako pierwszy; zadanie to przypadło Williemu
Gallacherowi, krewkiemu Szkotowi i  jedynemu przedstawicielowi komunistów
wśród brytyjskich parlamentarzystów. Zaatakował Dutta, stwierdzając, że jeszcze
nigdy nie wysłuchał „bardziej cynicznego i  oportunistycznego wystąpienia” i  nie
zetknął się z  „niczym równie odrażającym, nikczemnym, godnym pogardy
i parszywym”12. Ale, mimo okazanego słusznego wzburzenia, Gallacher znalazł się
wśród znacznej mniejszości. Kolejni członkowie Komitetu Centralnego wstawali,
aby dać wyraz swej niewzruszonej „wierze w  Związek Sowiecki” oraz swojemu
poparciu dla „stanowiska towarzysza Dutta”. Wtedy wreszcie sam Pollitt zabrał
głos.
Choć Harry Pollitt pewnie miał nieodparte wrażenie, że partia, której
przewodził od dekady, szykuje mu polityczny pogrzeb, to początkowo był
pojednawczy, stwierdzając, że łatwo byłoby mu „powiedzieć, że się zgadzam,
ucałujmy się i  pozostańmy przyjaciółmi i  wszystko w  naszym ogródku nadal
będzie piękne”. Ale, dodał, przeczyłoby to jego przekonaniom. Powołując się na
swój instynktowny antyfaszyzm – pragnienie, jak to ujął, „zniszczenia
faszystowskich drani” – wyraził silny niepokój wobec faktu, że „walka
z  faszyzmem” ustała oraz względem tego, iż za sprawą paktu ze Związkiem
Sowieckim teraz faszyzm na pozór przejął „postępową rolę” i  już ma nie być
uważany za głównego wroga ruchu komunistycznego. „Jeśli wolno mi rzec, bez
urazy – ciągnął, niewątpliwie urażając wielu zebranych w sali – że nie zazdroszczę
tym towarzyszom, którzy tak beztrosko, w  trakcie tygodnia, a  czasem w  ciągu
jednego dnia, zmieniają poglądy polityczne”.
Poza tym Pollitt odpowiedział bezpośrednio Rajaniemu Palmemu Duttowi,
którego zawoalowane groźby musiały zagrać mu na nerwach: „Proszę zapamiętać,
towarzyszu Dutt, że nie uda wam się mnie zastraszyć. Byłem w  tym ruchu, na
dobrą sprawę, zanim wy się urodziliście i pozostanę w ruchu rewolucyjnym jeszcze
długo po tym, jak o  was zapomną”. Jeśli Pollitt nie mógł skrytykować Dutta za
jego lojalność wobec Moskwy, to był w  stanie przynajmniej zganić go jako jego
zwierzchnik. Zakończył nutą smutku, a  nie złości, stwierdzając, że czuje się
„zawstydzony brakiem współczucia (…) dla zmagań polskiego narodu, jaki nastał
w naszym kierownictwie”. Jego towarzysze oszukiwali się, jeżeli sądzili, że pakt ze
znienawidzonym krajem nie „pozostawi w  ustach przykrego smaku”. Zdaniem
Pollitta w  grę wchodził teraz honor partii i  trudno było mu w  takich
okolicznościach nadal sprawować jej przywództwo. Błyskotliwe wystąpienie
Pollitta nie poruszyło jednak jego towarzyszy, więc zgłosił swoją rezygnację13.
Komitet stosunkiem głosów 21 do 3 przyjął nową linię polityczną przedstawioną
przez Dutta, której przeciwstawili się tylko Pollitt, Gallacher i  redaktor naczelny
gazety „Daily Worker”, Johnny Campbell.
Dziesięć dni później poinformowano w „The Times”, że Pollitta „pozbawiono
funkcji”, gdyż dotychczasowa „polityka brytyjskiej partii komunistycznej została
uznana za całkowicie niezgodną z  moskiewską”. Zredagowany na nowo manifest
programowy, przygotowany 7 października, miał na celu skorygowanie polityki
ogłoszonej przez Pollitta przez wybuch wojny14. Z końcem owego miesiąca ukazała
się nowa broszura, napisana przez Rajaniego Palmego Dutta i  zatytułowana Why
This War? (Po co ta wojna?), zawierająca komunistyczną argumentację na rzecz
utrzymania neutralności. Publikację Pollitta po cichu wycofano z obiegu.

W zgodzie ze swoimi uniwersalistycznymi dążeniami sowiecki komunizm


nadzorował działalność międzynarodowej organizacji, znanej jako
Międzynarodówka Komunistyczna lub Komintern. Powołany do istnienia w  1919
roku i mający swą centralę w Moskwie Komintern kierował na świecie walką klas
pracujących z burżuazją oraz propagował komunizm i system sowiecki, w  istocie
odgrywając rolę nieoficjalnej agentury ZSRS za granicą, dążącej do wywołania
światowej rewolucji. To właśnie za pośrednictwem Kominternu wszystkim
stowarzyszonym partiom komunistycznym i  ugrupowaniom rewolucyjnych
socjalistów przekazywano zadania polityczne, doradzano, jak interpretować
aktualne wydarzenia, informowano, jakie stanowisko w danej kwestii należy zająć.
Dla wiernych komunistów słowo Kominternu było prawem.
Tak też się działo w  1939 roku, gdy międzynarodowy ruch komunistyczny
stanął w  obliczu wielkiego wyzwania, jakim był pakt nazistowsko-sowiecki.
Układy Stalina z  Hitlerem odbiły się głośnym echem na całym świecie,
zaskoczywszy sam Komintern, a  wszystkie lojalne wobec ZSRS partie
komunistyczne musiały się podporządkować nowej linii politycznej wytyczonej
przez Moskwę. I, jak przekonał się na własnej skórze choćby Harry Pollitt, lokalne
dążenia – nawet te szlachetne, logiczne, czy też wypracowane w  dobrej wierze –
liczyły się mało wobec brutalnej siły politycznej Moskwy. Rezultatem tego mógł
być niezręczny impas, a widoczny konflikt między ideologią a Realpolitik sprawił,
że wielu zaczęło wątpić w  swą komunistyczną wiarę. Dla niektórych zaistniała
sytuacja miała niepokojący aspekt moralny. Komunizm, w  oczach wielu jego
zwolenników, miał wyższy moralny wymiar, głosząc „postępowe” hasła, troskę
o  los człowieka i  sprzeciw wobec faszystowskiej agresji. Obraz Mołotowa
i Ribbentropa uśmiechających się do siebie na Kremlu podkopał taką wizję i skalał
oficjalny wizerunek światowego komunizmu, wykreowany przez sam tenże ruch.
Tak przenikliwy krytyk i komentator jak George Orwell celnie ujął ten problem.
„Pakt rosyjsko-niemiecki – napisał na początku 1941 roku – sprowadził stalinistów
i prawie stalinistów na pozycje prohitlerowskie”, tym samym za jednym zamachem
osłabiając nie tylko zasadniczą „antyfaszystowską” atrakcyjność komunizmu, ale
także sens ataków na stan rzeczy panujący w  świecie kapitalistycznym. Niegdyś
komuniści potępiali burżuazyjne rządy w  swoich krajach za próby uspokojenia
Hitlera za sprawą nikczemnych targów i układów, a teraz musieli bronić Moskwy
za czynienie tego samego. Rezultatem tego, jak napisał Orwell, było „całkowite
zniszczenie (…) lewicowej ortodoksji”15.
Faszyści stanęli przed podobnymi trudnościami. Hitler, który zrobił karierę
polityczną na głoszeniu haseł walki z  komunizmem i  który pewnego razu
stwierdził, że sojusz z Rosją „byłby końcem Niemiec”16, teraz musiał objaśniać tę
karkołomną woltę, która zdawała się sprzeczna ze wszystkim, za czym opowiadał
się nazizm i wszystkie ruchy faszystowskie. Dodatkowo komplikowało sprawę to,
że obie strony – komuniści i  naziści – uważały się za „zbrukane” z  powodu
wzajemnych powiązań. W  związku z  tym obydwa reżimy, które
zrewolucjonizowały wykorzystanie propagandy, manipulując podawanymi
wiadomościami i  stosując, jak to się Hitler pewnego razu cynicznie wyraził,
„wielkie łgarstwa”, musiały zlecić swoim służbom informacyjnym nader trudne
zadanie: przekonania sceptycznie nastawionych stronników o celowości zawartego
porozumienia. Poza wywołaniem wojny jesienią 1939 roku, pakt nazistowsko-
sowiecki doprowadził do rodzaju „kryzysu egzystencjalnego” w  ruchach
komunistycznym i faszystowskim.
W każdym razie na brytyjskiej lewicy, nieco oderwanej od wstrząsów
targających kontynentalną Europą, reakcje na ten kryzys były skrajnie różnorakie.
Niektórzy wytrwali w  niezachwianej wierze w  komunizm. Na przykład Eric
Hobsbawm, młody absolwent świeżo po studiach w Cambridge, łatwiej od innych
pogodził się z  ideologicznym saltem Moskwy. Nie przejął się zanadto tempem
rozgrywających się wypadków po wybuchu wojny na przełomie lata i jesieni 1939
roku, pomimo faktu, że wojna ta nie była „wojną, której oczekiwaliśmy”, ani też
wojną, „do której partia nas przygotowywała”. To, co lakonicznie określił mianem
„zmiany linii”, również nim nie wstrząsnęło, choć, jak później wyznał, koncepcja,
„że Wielka Brytania i  Francja są tak samo złe jak nazistowskie Niemcy, miała
niewiele sensu w wymiarze emocjonalnym i intelektualnym”. Mimo wszystko, jako
posłuszny komunista, przyjął tę nową linię programową „bez zastrzeżeń”.
Ostatecznie, jak dodał nonszalancko, „czyż nie było istotą »demokratycznego
centralizmu« przerwanie sporów po tym, jak decyzja zapadła, bez względu na to,
czy ktoś osobiście uznawał ją za słuszną?”17.
Inni nie przełknęli tego tak gładko. Weterankę ruchu socjalistycznego, Beatrice
Webb, przeraziła wieść o  zawarciu paktu nazistowsko-sowieckiego. Jako osoba,
która poświęciła życie na propagowaniu socjalizmu i która zasłynęła z wysławiania
ZSRS jako „nowej cywilizacji”, uznała porozumienie Stalina z Hitlerem za „istną
zgrozę” i „wielką katastrofę” dla wszystkiego, za czym się opowiadała. „Skrajnie
oszołomiona” wiadomościami o  pakcie, określiła go w  swoim dzienniku
najgorszymi słowami: jako „niehonorowy”, „haniebny” „straszliwy cios dla dobrej
wiary i  jedności”. Jednak po upływie kilku dni – odzyskawszy, przynajmniej
częściowo, emocjonalną równowagę – zajęła się wyszukiwaniem pozytywnych
aspektów owego porozumienia, jak zwykle szukając optymistycznych wyjaśnień
sowieckich poczynań. „Nic dziwnego, że Stalin woli trzymać swoich 170 milionów
[obywateli] z dala od bitewnych pól – zapisała – kiedy antykominternowska »oś«
i  zachodnie demokracje kapitalistyczne (…) wyniszczą się wzajemnie”. Taktyka
Stalina, choć „niecna”, stwierdziła Webb, to mimo wszystko „cud skutecznej
polityki”18.
A jednak jeśli Webb zdawało się, że udało jej się pojąć sens działań Stalina, to
sowiecka inwazja na Polskę w  połowie września znowu wpędziła ją w  myślowy
zamęt. „Szatan zatriumfował bez przeszkód”, napisała w  dniu po sowieckiej
agresji. „Stalin i Mołotow stali się niszczycielami pokoju” w Europie, a wkroczenie
Sowietów do Polski było „monumentem międzynarodowej niemoralności”. Była
to, jak stwierdziła, „najstraszniejsza tragedia w  ludzkiej historii”, nie z  powodu
ponurego losu, jaki spotkał Polaków, tylko dlatego, że jej ukochany ZSRS
roztrwonił swój „moralny prestiż”19. Z  kolei socjalistyczna autorka, Naomi
Mitchison, potraktowała sowiecką agresję jako osobisty cios: „Czuję się piekielnie
przybita nowinami o  Rosji”, napisała w  połowie września, dodając, że sowieckie
działania „rujnują to, co zostało wypracowane przez te wszystkie lata”20. Innych
zajmowały bardziej przyziemne kwestie. Pewien komunista, działający jako mąż
zaufania, był niepocieszony: „Do chrzanu z  wujaszkiem Joe [Stalinem], chrzanić
Mołotowa, niech diabli wezmą ich wszystkich! Jak, do cholery, mam to wyjaśnić
jutro w fabryce?”21.
Ale dla brytyjskich komunistów i  ich zwolenników miały nadejść jeszcze
gorsze dni. Po przełknięciu zmiany linii politycznej na początku października,
doznali ponownego wstrząsu, gdy w  ostatnim dniu listopada Armia Czerwona
uderzyła na Finlandię. Gdy towarzysz Dutt posłusznie oskarżył publicznie
Finlandię o  to, że jest „półfaszystowskim państwem”, Beatrice Webb wyraźnie
uległa rozczarowaniu, pisząc, że wobec tego, jak doszło do tej agresji, „nienawistne
i  bezmyślne powtarzanie fałszywych – jaskrawo fałszywych – oskarżeń” to coś
„bardzo przygnębiającego”. Przywódcy ZSRS jeszcze nie „nabrali dobrych
manier”, zdobyła się na docinek, i „będą musieli za to pocierpieć”22.
Tym, którzy bardziej mieli na względzie słuszny gniew brytyjskiego ludu,
chodziło o  coś znacznie więcej niż „dobre maniery” czy dyplomatyczne
subtelności. Według Douglasa Hyde’a, sprzedawcy komunistycznej gazety „Daily
Worker” musieli znosić zajadłe ataki rozwścieczonych ludzi, „opluwani
i  znieważani na ulicach… Przed nosami zatrzaskiwano im drzwi, a  z  okien na
piętrach wylewano im nawet na głowy zawartość nocników”23. Prowadzona przez
Moskwę wojna zimowa z  Finlandią stanowiła pod koniec 1939 roku ciąg
wydarzeń, który wystawił na próbę wiarygodność komunistów w Wielkiej Brytanii,
a  część niedawno zwerbowanych w  komunistyczne szeregi oraz tych mniej
sfanatyzowanych rozczarowało się i wystąpiło z partii24.
Wśród tych ostatnich znalazły się osoby ze znanymi nazwiskami. Należał do
nich John Starchey. Ten były współpracownik Oswalda Mosleya i uznany teoretyk
marksizmu doznał wstrząsu pod wpływem zawarcia paktu Ribbentrop-Mołotow,
lecz porzucił partię dopiero po nazistowskiej inwazji na Norwegię w  1940 roku,
stwierdziwszy, że „między-imperialistyczny charakter tych zmagań miał podrzędne
znaczenie wobec konieczności zapobieżenia podboju świata przez nazistów”25.
Lewicowy publicysta, Victor Gollancz, nie czekał tak długo. Zbulwersowany
paktem, zerwał w  akcie protestu swe długoletnie powiązania z  partią
komunistyczną i  opublikował list otwarty do jej członków, opatrzony tytułem
Where Are You Going? (Dokąd zmierzacie?). Był to względnie stosowny, werbalny
atak, niemniej zawierający kilka ostrych przytyków, w tym prośbę do czytelników,
aby spróbowali sobie przypomnieć dni poprzedzające zawarcie paktu:

Uważaliście hitlerowsko-nazistowską agresję, czyż nie, za śmiertelne zagrożenie, największe


śmiertelne zagrożenie dla wszystkiego, w  co wierzycie i  dla wszystkich nadziei na dalszy
postęp i rozwój (…) Przerażały was tortury w obozach koncentracyjnych; wzbudzały w was
odrazę głoszone przez ideologię Hitlera odrzucenie wolności, obiektywizmu, miłosierdzia,
litości i dobroci oraz gloryfikacja siły i podporządkowywania innych siłą26.

A przecież, pisał dalej, pakt nazistowsko-sowiecki przyniósł nową linię


polityczną, linię „rewolucyjnego defetyzmu”, która sprawiła, że komunistyczna
propaganda znalazła się u  boku propagandy niegdyś pogardzanych hitlerowskich
Niemiec nazistowskich, a przez to „naraża się na straszliwe ryzyko (…) wywołania
tej samej katastrofy, której usilnie starała się zapobiec”27. Gollancz nawoływał do
zastanowienia się i  przemyślenia stanowiska, którego przyjęcie zaleciła partia
komunistyczna.
W Stanach Zjednoczonych reakcje były podobnie zróżnicowane. Chociaż aż
2000 amerykańskich ochotników walczyło z faszystami w szeregach Brygady im.
Abrahama Lincolna podczas wojny domowej w Hiszpanii, to znaczny ich odsetek
zdołał jakoś wyzbyć się swojego antyfaszyzmu i  wziąć udział w  organizowanych
przez Moskwę marszach protestu przeciwko przystąpieniu Ameryki do wojny
jesienią 1939 roku28. Powszechna i  silna niechęć wobec postawy Partii
Komunistycznej Stanów Zjednoczonych (CPUSA) doprowadziła wprawdzie do
likwidacji finansowanej przez Komintern „Amerykańskiej Ligi na rzecz Pokoju
i Demokracji”, ale pod kierunkiem sowieckiej agentki Helen Silvermaster szybko
przekształcono ją w  „Amerykańską Mobilizację Pokojową”, która kontynuowała
kampanię sprzeciwu wobec amerykańskiej pomocy dla Wielkiej Brytanii i polityki
„podżegacza wojennego” – prezydenta Roosevelta.
CPUSA, wraz ze swoimi przybudówkami, działała również aktywnie na rzecz
„pokoju” i  przeciwko jakimkolwiek planom amerykańskiej interwencji w, jak to
nazywano, „europejskiej wojnie imperialistycznej”. Cała jej wcześniejsza
antyfaszystowska propaganda natychmiast ustała, a  nowa linia polityczna,
nakreślona w broszurach lidera CPUSA Earla Browdera, takich jak Whose War Is
It? (Czyja to wojna?), powielała slogany Kominternu, podkreślając
odpowiedzialność Brytyjczyków, Francuzów i Polaków za wybuch wojny, zarazem
ograniczając do minimum wszelką krytykę pod adresem nazistowskich Niemiec.
Według Browdera decyzja Stalina o podpisaniu paktu nazistowsko-sowieckiego„po
stokroć” dowiodła swej słuszności. Związek Sowiecki, jak utrzymywał Browder, to
pokojowa siła, która wręcz zatrzymała nazistowską ofensywę poprzez „ocalenie
ponad połowy Polski” oraz „wykorzystywała sprzeczności dzielące imperialistów,
aby uniemożliwić im urzeczywistnienie ich (…) planów [narzucenia] ucisku
i wojny”29.
Taka sofistyka nie przyczyniła się zbytnio do zjednania sobie amerykańskiej
opinii publicznej przez skrajną lewicę i uderzyła dotkliwie w CPUSA, której liczba
członków spadła o około 15 procent w trakcie pierwszych sześciu miesięcy wojny,
a  w  1940 prawie nikt nie wstąpił do tej partii30. Amerykański establishment
polityczny też nie był tym wszystkim zachwycony, a w październiku 1939 roku sąd
federalny skazał Earla Browdera za oszustwo paszportowe, po publicznym
oświadczeniu złożonym przez Browdera, że wyjeżdżał za granicę ze
sfałszowanymi dokumentami. Mimo że sprawa miała wyraźny podtekst polityczny,
Browdera uznano za winnego i skazano na cztery lata więzienia, w związku z czym
na pewien czas zniknął on z  politycznej sceny31. Podjęta następnie przez partię
kampania pod hasłem „uwolnić Earla Browdera” załamała się, wobec niechętnego
nastawienia opinii publicznej i  odwracania się od komunistów z  powodu flirtu
Stalina z  Hitlerem. Pakt Ribbentrop-Mołotow zadał amerykańskiemu
komunizmowi taki cios, z którego ruch ów w USA miał się już nie otrząsnąć.
Gdy Gollancz bił się z własnym sumieniem, a amerykańscy komuniści odczuli
na sobie niechęć ludności, nieliczni na lewicy uznali przymierze nazistowsko-
sowieckie po prostu jako rzeczywistą oznakę zmienionej konstelacji politycznej.
W  istocie pogląd, że oba te reżimy łączy więcej podobieństw, niż dzieli różnic,
zakorzenił się już przed 1939 rokiem, a  podpisanie paktu między nimi wydawało
się już li tylko oficjalnym potwierdzeniem takiego stanu rzeczy. I nie była to aż tak
dziwaczna koncepcja, jak mogłoby się to wydawać niektórym z  dzisiejszej
perspektywy. Ostatecznie przecież w  samej nazwie partii Hitlera znalazło się
określenie „narodowosocjalistyczna”. „Narodowy socjalizm” u  jego zarania
pojmowano dosłownie i  choć z  czasem socjalistyczny aspekt tego ruchu uległ
wypaczeniu i  rozwodnieniu, to nigdy nie zanikł całkowicie i  jasne jest, że Hitler
i wielu jego akolitów nadal uznawało się w zasadzie za socjalistów32.
W rezultacie koncepcja, że Hitler i Stalin upodobniali się do siebie, a nawet, że
łączyły ich wspólne polityczne „geny”, znowu na pewien czas odżyła. Przykładowo
w  artykule wstępnym w  londyńskiej lewicowej gazecie „New Statesman”
zarzucono Stalinowi „przyjęcie znanych metod Führera”. W  tekście tym nie
bawiono się w  dyplomację: Stalin, „tak jak Hitler”, pisał jego autor, redaktor
naczelny Kingsley Martin:

(…) odnosi się z pogardą do wszelkich argumentów, z wyjątkiem rozwiązań siłowych. I tak
jak Hitler przekonuje, że w  dzisiejszym świecie liczy się tylko siła (…) Za sprawą
nieubłaganych praw dialektyki bolszewizm powołał do istnienia swoją antytezę – narodowy
socjalizm. Dzisiaj nasuwa się pytanie, czy ten wstrętny system, który teraz zapanował od
Władywostoku po Kolonię, nie przeobraża się w  nieuchronną syntezę – narodowy
bolszewizm33.

Dziennikarz Henry Brailsford również był wyraźnie skonsternowany paktem –


określając go jako „główną zagadkę” tej wojny – niemniej jednak zgadzał się
z tym, że mogły dojść do głosu pewne zbieżności obu systemów. Zauważył owej
jesieni na łamach „New Republic”, że oba są reżimami rewolucyjnymi i obydwa są
pogardzane przez Zachód. Czyż w takim razie nie było możliwe, że oba zmierzają
do tego samego celu: krucjaty przeciwko „zgniłemu liberalizmowi pluto-
demokracji”34?
Ta zauważalna zbieżność nazistowskich i sowieckich celów nie była wyłącznie
teoretyczna. W  Stanach Zjednoczonych w  październiku 1940 roku pewnego
brytyjskiego marynarza zaaresztowano w  Bostonie po tym, jak próbował lokalnej
siatce niemieckich szpiegów sprzedać informacje o  alianckich konwojach
atlantyckich. Człowiek ów, George Armstrong, był trzydziestodziewięcioletnim
komunistą z  Newcastle, który wziął sobie do serca przemówienie Mołotowa,
w którym ten ostatni nawoływał wszystkich marynarzy alianckiej floty handlowej
do dezerterowania po wejściu do pierwszego neutralnego portu. Deportowany do
Wielkiej Brytanii Armstrong stanął przed sądem za pomaganie wrogowi – jako
pierwszy w  tej wojnie Brytyjczyk oskarżony o  szpiegostwo – i  został skazany na
śmierć. Paradoksalnie w  chwili jego egzekucji w  lipcu 1941 roku sowiecko-
nazistowska „przyjaźń” odeszła już do przeszłości35.
W czasie, kiedy komuniści w  Wielkiej Brytanii i  Stanach Zjednoczonych mieli
względny luksus snucia rozważań na temat teoretycznych sprzeczności, dla
niektórych ich towarzyszy w  innych krajach wydarzenia owej jesieni i  zimy
cechowały się znacznie bardziej niebezpieczną bezpośredniością. Na przykład we
Francuskiej Partii Komunistycznej wskutek paktu nazistowsko-sowieckiego nastał
chaos. Początkowo próbowała ona przekonywać swoich zwolenników, że
przymierze Stalina z  Hitlerem niczego nie zmieniło, a  w  istocie oznacza „nowy
sukces Związku Sowieckiego” oraz „niezrównaną przysługę na rzecz pokoju”, „nie
odbierze żadnym narodom ich wolności” i nie doprowadzi do „przekazania [innym]
choćby akra czyjejś ziemi”36. Jednak tylko nieliczni dali się przekonać. Jak
wspominał dziennikarz Adam Rajski, nowina o podpisaniu paktu „rozbrzmiała jak
grom”, zmuszając komunistycznych intelektualistów, takich jak on sam, do
podjęcia prób „wyjaśnienia tego, co niewytłumaczalne”37. Z  upływem czasu,
pomimo akcentowania swojego patriotyzmu przez tamtejszą partię komunistyczną,
władze francuskie wszczęły przeciwko niej śledztwo, wysuwając zarzut, że pakt
Stalina z Hitlerem uczynił z ruchu komunistycznego biernego sojusznika nazistów,
a  więc i  potencjalną piątą kolumnę. Jeszcze przed końcem sierpnia 1939 roku
zamknięto organ prasowy tej partii, „L’Humanité”.
Jak gdyby tego było mało, zmiana linii politycznej przez Moskwę z  czasem
doprowadziła wielu francuskich komunistów do rozpaczy. Według jednego
z  byłych członków partii reakcją francuskich komunistów na dyrektywę Stalina
było „niezwykłe zdyscyplinowanie, niebywałe w dziejach ludzkości”. Po przyjęciu
nowej linii nastąpiła, jak twierdził, „nagła reorientacja (…) ku polityce diametralnie
różnej od polityki dnia poprzedniego”38. W  istocie jednak takie posłuszeństwo
bynajmniej nie było czymś powszechnym. Niektórzy członkowie zdegustowani
podarli swoje legitymacje partyjne, a  wielu znanych jej działaczy wystąpiło z  jej
szeregów, w  tym 21 z  73 deputowanych przedstawicieli partii komunistycznej
w  parlamencie. Grupa dysydentów wystosowała nawet publiczny apel, w  którym
potępiała pakt nazistowsko-sowiecki i  deklarowała wolę walki z  nazistowskim
agresorem oraz poparcie dla demokracji39. Największy z  francuskich związków
zawodowych, CGT, także zajął zdecydowane stanowisko, decydując się na
usunięcie ze swego grona wszystkich tych związkowców, którzy nie chcieli potępić
paktu. I  wreszcie rząd francuski zdelegalizował partię komunistyczną, a  jej
działalność propagandową uznał za przestępczą, zagrożoną karą do pięciu lat
więzienia. Gdy niektórzy z członków tej partii stanęli w obliczu aresztowania, jej
przywódca, Maurice Thorez, uciekł do Moskwy. Sądzony zaocznie za dezercję
z wojska, dostał we Francji wyrok śmierci.
Partia porzucona przez Thoreza znalazła się w  stanie głębokiego kryzysu. Do
wiosny 1940 roku zdecydowane kroki podjęte przez rząd doprowadziły do
aresztowania ponad 3000 jej członków, a  dalszych 5200 zwolniono ze stanowisk
w  administracji publicznej. Po zejściu do podziemia musiała propagować nową
moskiewską linię polityczną za pomocą nielegalnych metod, takich jak nadawanie
anonimowych przesyłek czy drukowanie ulotek. Mimo wszystko w  warunkach
działalności podziemnej komunistyczna propaganda okazała się nośna,
doprowadzając do zwalniania tempa produkcji w  fabrykach, a nawet przypadków
sabotażu, lecz jej defetystyczny ton zbliżał się niebezpiecznie do niejawnej
współpracy z Niemcami Hitlera. Nawet 15 maja 1940 roku, gdy hitlerowskie czołgi
wdarły się już na francuską ziemię, podziemna prasa komunistyczna jeszcze
atakowała „imperialistów z  Londynu i  Paryża”40. Za sprawą takich działań
Francuska Partia Komunistyczna, największa partia tego rodzaju poza granicami
Związku Sowieckiego, całkowicie się skompromitowała.
Komunistyczna Partia Niemiec (KPD) znajdowała się w  jeszcze bardziej
opłakanym stanie. Zdelegalizowana w  chwili przejęcia władzy przez nazistów
w  1933 roku, musiała działać w  podziemiu, jej członków aresztowano
i  prześladowano, a  ci mogli korzystać z  bardzo ograniczonej pomocy i  nader
trudnych do utrzymania kontaktów ze swoimi zwierzchnikami w Moskwie. Los jej
przywódcy, Ernsta Thälmanna, wskazywał, jak nisko ta partia upadła. Ten
niegdysiejszy kolos na niemieckiej arenie politycznej, który ubiegał się o  fotel
prezydenta kraju w latach 1925 i 1932, został aresztowany przez Gestapo zaledwie
miesiąc po dojściu Hitlera do władzy. Przetrzymywany w izolatce, był nieustannie
przesłuchiwany, znieważany i  bity – podczas jednego z  przesłuchań wybito mu
cztery zęby – i  nigdy nie doczekał się procesu. Po prostu zniknął, siedząc
w  różnych więzieniach i  obozach koncentracyjnych, z  których miał już się nigdy
nie wydostać na wolność.
Do 1939 roku niemieccy komuniści spadli do roli ruchu podziemnego
o  marginalnym znaczeniu, działając w  izolacji i  najczęściej wbrew poglądom
i  nastawieniu ludności kraju, a  jej struktury organizacyjne były nietrwałe,
infiltrowane i  niepewne. Nic zatem dziwnego, że w  kręgach niemieckich
komunistów pakt nazistowsko-sowiecki wywołał początkowo krańcowe zdumienie.
Oficjalnie został uznany za ostatnią deskę ratunku, przy czym partia wyraziła swą
aprobatę dla paktu jako dla „kroku na rzecz pokoju” oraz nadzieję, że dojdzie do
zawarcia dalszych podobnych porozumień41. Niektórzy niemieccy komuniści na
tym nie poprzestali, przypuszczając, że pakt oznacza kres prześladowań i licząc, iż
wkrótce będą mogli bez przeszkód organizować spotkania, a  Thälmann i  inni
więźniowie wyjdą na wolność. Pojawiły się nawet wyssane z  palca pogłoski, że
dojdzie do rozwiązania partii nazistowskiej, a Mein Kampf zniknie z księgarskich
półek42.
Niezależnie od takich mrzonek nowiny o  podpisaniu paktu spowodowały
poważny rozłam wśród niemieckich komunistów – na tych lojalnych wobec
Moskwy, którzy potraktowali go z  radością jako wstęp do wyczekiwanej wojny
między nazistami a  „imperialistami” z  Wielkiej Brytanii i  Francji oraz na
komunistycznych ideowców, skonsternowanych tym, co uznali za zdradę interesów
międzynarodowej klasy robotniczej przez Stalina. Późniejszy wschodnioniemiecki
przywódca Erich Honecker należał do tych, którzy znaleźli się w pierwszej z tych
grup, spokojnie przyjmując wiadomość o  pakcie w  celi w  więzieniu koło Berlina
i  oznajmiając, że pakt jest „sukcesem dyplomatycznym” Związku Sowieckiego
w walce z Zachodem43. Inni zareagowali jednak oburzeniem i niedowierzaniem. Na
przykład wygnany z Niemiec pisarz Gustav Regler popadł w rozpacz, pytając: „Jak
Stalin mógł nam to zrobić?”. Thorwald Siegel, niemiecki komunista na emigracji
w Paryżu, był tak wstrząśnięty z powodu sowieckiej inwazji na Polskę, że popełnił
samobójstwo44.
Niewątpliwie znaczna liczba komunistów i  ich sympatyków po prostu nie
wiedziała, co o  tym wszystkim myśleć. Do tego grona najwyraźniej należał
dramaturg Bertold Brecht. Ten marksista z długim stażem zbiegł z Niemiec w 1933
roku i  przebywał na wygnaniu, najpierw w  Danii, potem w  Szwecji i  wreszcie
w  Finlandii, nim w  1941 roku wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Na
emigracji Brecht doznał przypływu sił twórczych, pisząc wiele dzieł, z  których
zasłynął i w których wyraził swój głęboki sprzeciw wobec narodowego socjalizmu
i  faszyzmu. Jednak stanowiłoby zbytnie uproszczenie określenie Brechta mianem
„tuby” sowieckiej propagandy. Choć był komunistą z  przekonania, odnosił się do
Związku Sowieckiego niejednoznacznie; w  istocie głośno było o  tym, że skrócił
swój pobyt w Moskwie w 1935 roku, twierdząc przy tym – cokolwiek wykrętnie –
że brakowało mu tam cukru i mleka do kawy45.
W rzeczywistości żywione przezeń niepokoje dotyczyły spraw głębszych,
a  wyraził je, w  prywatnym kręgu, w  1939 roku, mniej więcej w  czasie zawarcia
paktu nazistowsko-sowieckiego. Tak jak wielu sympatyków komunizmu na całym
świecie, Brecht nie skrywał rozczarowania i  wyraźnie nie zamierzał uznawać
oficjalnej linii, napomykając o  tym pakcie: „Nie sadzę, żeby można było
powiedzieć więcej od tego, co mówi sam Związek [Sowiecki], pozostawiając
światowy proletariat bez hasła przewodniego, bez nadziei i  pomocy”46. Sowiecka
agresja na Polskę, do jakiej doszło w tym samym miesiącu, wystawiła jego wiarę
na jeszcze większą próbę. W swoim dzienniku pieklił się na:

(…) odrzucenie pretensji ideologicznych (…) odrzucenie zasady, że „Związek Sowiecki nie
potrzebuje ani piędzi obcej ziemi”, podchwycenie całej tej faszystowskiej bredni
o  „braterstwie krwi” (…) całej tej nacjonalistycznej terminologii. Wszystko to kala
niemieckich faszystów, ale równocześnie i sowieckie wojska47.

Można sobie wyobrazić, że takie nieokreślone oburzenie przeniknęło do


utworów Brechta; ostatecznie przecież właśnie w tym czasie powstały dwa z jego
najsławniejszych dramatów, Kariera Artura Ui oraz Matka Courage i  jej dzieci.
I  choć oba są całkiem słusznie uznawane za główne dzieła nurtu
antyfaszystowskiego w  sztukach scenicznych, to trudno je określić jako
bezkrytyczne głoszenie poglądów moskiewskich władz. Matka Courage,
krytykująca proceder wzbogacania się na wojnie, powstała w reakcji na napaść na
Polskę jesienią 1939 roku i  jest dramatem z  pozoru o  wymowie
antykapitalistycznej. A  jednak, jeśli wziąć pod uwagę okoliczności, w  jakich
Związek Sowiecki Stalina wszedł do tego konfliktu zbrojnego – jako pomocnik,
współsprawca i  źródło dostaw dla Niemiec Hitlera – krytyka ta mogła być też
równie dobrze skierowana pod adresem Moskwy. Z  kolei Kariera Artura Ui ma
wymowę wyraźniej antynazistowską; jest parodystycznym przedstawieniem wzlotu
Hitlera, a jej antybohater to pozbawiony wszelkich uzdolnień gangster z Chicago,
który wspiął się na szczyty za sprawą szemranych interesów i  dzięki własnemu
bezlitosnemu, przestępczemu charakterowi. Zapewne znamienne jest, że sztuka ta
powstała w marcu 1941 roku. Brecht atakował Hitlera w najostrzejszych słowach –
określając go jako „wichrzyciela pokoju na tym biednym świecie” i  „najbardziej
wszawą wesz” – w  czasie, kiedy Stalin i  niemiecki przywódca wciąż jeszcze
wymieniali się uprzejmościami48. Wydaje się, że Brecht nigdy nie pogodził się
z  podyktowaną przez Moskwę „zmianą linii” politycznej w  rezultacie paktu
nazistowsko-sowieckiego. W  istocie, jak zauważył jeden z  badaczy, wypada się
zastanowić, czy w  umyśle Brechta nie „czaiły się podejrzenia dotyczące
podobieństw” między dwoma reżimami49.
Sytuacja zaistniała w roku 1939 i 1940 skłaniała do zwracania uwagi na takie
podobieństwa. Na pewno dostrzegał je niemiecki socjalista Rudolf Hilferding,
który podsumował odczucia wielu rozczarowanych, gdy pisał, że współpraca
Hitlera ze Stalinem zademonstrowała, iż „nie ma zasadniczych różnic między
obydwoma”50. W rzeczywistości w tym komentarzu Hilferdinga tkwiło coś więcej
od braterskiej złośliwości socjalisty pod adresem komunistów. Program narzucony
przez Moskwę owej jesieni zbliżał się niebezpiecznie do nawoływania do rozejmu
politycznego z  nazizmem, a  komuniści mieli wystąpić zamiast tego przeciwko
mocarstwom Zachodu jako rzekomo prawdziwym wrogom światowej rewolucji.
Taki był z pewnością ton wystąpień jednego z czołowych niemieckich komunistów
z Moskwy, Waltera Ulbrichta. Ten były stolarz i wieloletni członek KPD wybił się
w  latach międzywojennych, zanim udał się na wygnanie tuż po tym, jak w  1933
roku Hitler został kanclerzem Niemiec. Zaszywszy się w  Moskwie w  1937 roku,
stał się tam przekonanym i  bezkompromisowym stalinistą oraz czołowym
niemieckim przedstawicielem w kierownictwie Kominternu. A więc kiedy zwracał
się do swoich rodaków, występował jako ktoś ważny.
Ulbricht komunikował się z  bracią komunistyczną w  Niemczech –
z  „towarzyszami w  kraju” – głównie za pośrednictwem „Die Welt”,
niemieckojęzycznej gazety Kominternu. Typowy artykuł ukazał się w niej w lutym
1940 roku; Ulbricht obwiniał w  nim za wojnę wyłącznie kapitalizm i  „wielki
biznes” oraz określał brytyjski imperializm mianem bardziej reakcyjnego i bardziej
niebezpiecznego od imperializmu nazistowskiego, faktycznie jako „najbardziej
reakcyjną siłę na świecie”. Wobec faktu, że Brytyjczycy i  Francuzi przewodzili
politycznej krucjacie przeciwko Związkowi Sowieckiemu, przekonywał, wysunęli
się przed nazistów – którzy przecież zawarli pakt z  Moskwą – jako główny
światowy przeciwnik komunizmu. „Walka o  swobody demokratyczne”, napisał
Ulbricht, „nie może być prowadzona w  sojuszu z  brytyjskimi imperialistami”,
dodając, iż ci, którzy się z tym nie zgadzają, poniosą „współodpowiedzialność za
urzeczywistnienie zaborczych planów Brytyjczyków i  Francuzów”. Na
zakończenie stwierdził, że „najmocniejszym gwarantem” pokrzyżowania takich
planów jest pakt niemiecko-sowiecki51.
Nie był to jedyny taki głos. Sowiecka komunistyczna gazeta „Izwiestia” też
dorzuciła swoje trzy grosze, wykpiwając w artykule wstępnym prowadzoną przez
Zachód „wojnę z hitleryzmem”, natomiast partyjny towarzysz Ulbrichta, Wilhelm
Pieck (tak jak Ulbricht, jeden z powojennych przywódców NRD), poszedł jeszcze
dalej, krytykując wojnę toczoną przez państwa zachodnie w  najmocniejszych
słowach, jako li tylko próbę „zagłodzenia Niemiec i rozciągnięcia tego konfliktu na
kobiety i dzieci, chorych i starców”52. Jeszcze w czerwcu 1940 roku, już po ataku
Wehrmachtu na Francję, Belgię i  Holandię, niemieccy komuniści wciąż głosili
hasła potępiające „imperialistyczną wojnę”, obwiniając o  wszystko zachodnie
demokracje. Jak cynicznie wyjaśniano w „Rote Fahne” („Czerwonym Sztandarze”)
– oficjalnym organie prasowym KPD – to „zgubna polityka klas rządzących
w  Anglii i  Francji oraz ich socjaldemokratycznych pachołków przywiodła nas do
tej rzezi”53.
W związku z  tym, że kanały łączności Komunistycznej Partii Niemiec
z  Moskwą często się urywały, a  w  kierownictwie i  organizacji KPD zapanował
zupełny chaos, pozostaje niejasne, na ile niemieccy komuniści brali sobie do serca
takie pokrętne ideologicznie wskazówki. Ponadto, wobec faktu, że Gestapo nadal
deptało im po piętach, wielu członków KPD przyjęło coś w rodzaju „wyczekującej
taktyki”: czekali na dalszy rozwój wydarzeń i  zwlekali do czasu, aż zapanuje
dogodniejszy i łatwiejszy do wyjaśnienia i zrozumienia klimat polityczny. Nieliczni
z  niemieckich komunistów opowiadali się za agitacją na rzecz reżimu
nazistowskiego i  zdarzało się tuż po wybuchu wojny rozrzucanie ulotek przez
komunistów w  Berlinie i  innych miastach Rzeszy, jednak potem na ogół przyjęli
oni bierną postawę. Świadczy o  tym choćby fakt, że przeciętna liczba
komunistycznych broszur i  ulotek konfiskowanych miesięcznie przez Gestapo
w  1938 roku wynosiła około tysiąca. W  grudniu 1939 roku było ich 277,
w  kwietniu 1940 czterdzieści dwie i  na takim poziomie statystyka ta miała się
utrzymać do końca roku. Liczba aresztowań niemieckich komunistów w  Rzeszy
kształtowała się podobnie, spadając z  ponad 950 w  styczniu 1937 roku do 70
w  kwietniu 1940 roku54. Widać z  tego, że niemieccy komuniści ograniczyli swą
działalność. Ich brak aktywności stał się tak zauważalny, że w  wewnętrznym
raporcie SS z  czerwca 1940 roku odnotowano, iż w  Niemczech nie można było
„już mówić o  zorganizowanym oporze ze strony komunistów i  kręgów
marksistowskich”55. Nie dziwota, że pewien wybitny historyk drugiej wojny
światowej określił niemieckich komunistów z  tego okresu jako „najbardziej
pohańbionych wspólników Hitlera”56.
Pomimo pilnych wezwań do podporządkowania się nowej linii politycznej
w ruchu komunistycznym rozległo się wiele głosów dysydenckich, w tym również
w samej Moskwie. Głównym ich źródłem był paradoksalnie hotel „Lux” w samym
sercu sowieckiej stolicy, w  którym mieszkały setki zagranicznych komunistów,
szukających w ZSRS schronienia, pracujących w Kominternie albo przybyłych po
nauki do swoich zwierzchników. A  jednak „Lux” nie był taką bezpieczną
przystanią, jaką mógł się z  pozoru wydawać. Wielu jego mieszkańców padło już
ofiarą stalinowskich czystek z  drugiej połowy lat trzydziestych, przecierpiawszy
tortury i  zesłanie na Syberię za swoje rzekome wykroczenia; licznych stracono.
W  szczytowym okresie czystek prześladowania objęły większość rezydentów tej
placówki, którzy co rano dopytywali się w  strachu, kto został zabrany przez
NKWD minionej nocy. Ogółem zniknęło w  taki sposób około 170 mieszkańców
hotelu „Lux”57. Jesienią 1939 roku 600 z  nich, którzy przetrwali, pozostawało
najbardziej lojalnymi i zastraszonymi z zagranicznych pomocników Stalina.
Zrozumiałe zatem, że w  tym czasie znajdowało się tam wielu gotowych do
bezwarunkowego zaakceptowania stalinowskiej polityki przyjaźni z  Niemcami.
Niektórzy z  nich dali posłuch argumentacji ideologicznej i  uwierzyli, że Hitlera
można skierować w  kierunku zachodnim, aby pokonał Wielką Brytanię i  Francję
jako bezwolne narzędzie Sowietów. Jeden z  nich tak skomentował nowiny
o  zawartym pakcie: „Wspaniale, wspaniale! (…) Wyniszczą się nawzajem (…)
i  tym samym nasze zadanie stanie się prostsze. Fantastycznie, świetnie!”58. Inni,
pod wpływem bardziej osobistych odczuć, posłuszeństwa lub strachu, wmawiali
sobie, że Stalin „nie mógł się mylić”, a  dokonany przez niego zwrot – choć
szokujący – musiał mieć uzasadnienie.
Byli i  tacy nieliczni, którym jednak trudno było pogodzić zachodzące
wydarzenia z  politycznymi przekonaniami i  w  rezultacie w  hotelu „Lux”
zapanowały niewesołe nastroje. Hiszpański komunista Castro Delgado przebudził
się późnym rankiem 24 sierpnia 1939 roku, a  gdy wyszedł na przystanek
autobusowy, kierując się do siedziby centrali Kominternu, nie wiedział jeszcze
o podpisaniu paktu poprzedniej nocy. Wspominał później:
Scenka, którą ujrzałem na przystanku, różniła się od tego, co widywałem tam najczęściej.
Owego dnia ludzie nie pchali się do środka, żeby zająć miejsce. Stali w grupkach na chodniku
i rozmawiali z ożywieniem. Niektórzy prawie krzyczeli. Spojrzałem na jednego z nich, potem
na innego. Nikt mnie nie dostrzegał. Mówiłem „dzień dobry”, a nikt nie odpowiadał. Każdy
dalej coś mówił, gestykulując i  wymachując ramionami. Tylko ja nie rozmawiałem i  nie
gestykulowałem59.

Tak jak wielu innych komunistów Delgado żywił sprzeczne uczucia. Powiadał
sobie, że „Stalin nigdy się nie myli”, a jednak, jako Hiszpan, nie potrafił zapomnieć
o  wojnie domowej w  swoim kraju i  własnych antyfaszystowskich przekonaniach.
„Od Almerii po Guernikę – pisał – od Badajoz po Barcelonę słyszałem słowo
»ale«”60. Niedowierzanie stanowiło powszechną reakcję. Inny Hiszpan wspominał,
że wiadomości tamtego poranka wprawiły go „w osłupienie”: „Przecieraliśmy oczy
[ze zdumienia], aby się upewnić, że na pewno czytamy »Prawdę«”61.
Ruth von Mayenburg miała podobne odczucia. Ta austriacka komunistka
w połowie lat trzydziestych odbyła wiele szpiegowskich wypraw do nazistowskich
Niemiec, nim poświęciła się działalności w Kominternie. Jak można się domyślić,
pakt wywołał u niej wstrząs; napisała, że „zupełnie jak gdyby zatrzymał się zegar
na wieży kremlowskiej”, jednak na własny użytek uzasadniała ten krok
koniecznością taktyczną, wymogami Realpolitik62. Dopiero później nastąpiła
reakcja emocjonalna. „To było naprawdę haniebne – stwierdziła na temat paktu –
i  przez długi czas nie potrafiliśmy przezwyciężyć poczucia wstydu [z tego
powodu]”63.
Czołowym osobistościom sowieckiej hierarchii ponure doświadczenia
podpowiadały, że bardzo nierozsądne jest podważanie decyzji politycznej już
podjętej – decyzje Stalina, jak wiedzieli, są nieodwołalne. Taki konformizm znalazł
swój wyraz w relacji pisarza Ilii Erenburga, który osobiście tak bardzo zmartwił się
z powodu zawartego paktu, że po jego ogłoszeniu popadł w głębokie przygnębienie
i przez kilka miesięcy wręcz zmuszał się, żeby cokolwiek jeść64. Powróciwszy do
Moskwy z Paryża latem 1940 roku, Erenburg nie krył swego przeświadczenia, że
Niemcy szykują się do uderzenia na Związek Sowiecki, ale tylko nieliczni
decydowali się podejmować z  nim rozmowę na ten temat, podczas gdy prasa
sowiecka nadal wychwalała przyjacielskie stosunki sowiecko-niemieckie. Erenburg
był wstrząśnięty, kiedy usiłował się podzielić żywionymi przez siebie obawami
z  zastępcą komisarza ludowego, Solomonem Drizdo-Łozowskim, a  ten po prostu
„słuchał mnie z roztargnieniem, nie patrząc na mnie i z melancholijnym wyrazem
twarzy”. Gdy Erenburg skrytykował taką beztroskę, Łozowski odparł: „Osobiście
uważam, że to bardzo interesujące. Ale, jak wiecie, prowadzimy inną politykę”65.
Przeciętni sowieccy obywatele – pozbawieni możliwości wyjazdów za granicę
albo też poddawani gruntownej „edukacji politycznej” – często bywali po prostu
zaskoczeni. Ostatecznie wmawiano im przez lata, że faszyzm to główny wróg
Związku Sowieckiego, że hitlerowskie Niemcy to niegodziwe mocarstwo, które ma
zakusy na sowieckie terytorium, a  „zdrajcy” w  służbie Rzeszy spiskowali
przeciwko Stalinowi. Jak wspominał dyrektor jednej z fabryk, Wiktor Krawczenko:
„Wielkie procesy pokazowe, których ofiarą padli najbliżsi towarzysze Lenina,
opierały się na przesłance, że hitlerowskie Niemcy i  ich sojusznicy w  »osi« (…)
przygotowują się do ataku na nas”. W dodatku, jak wyjaśniał, podłość Hitlera stała
się dogmatem dla wszystkich w ZSRS: „Sowieckie dzieci bawiły się w faszystów
i  komunistów; faszyści, którym nadawały niemieckie imiona, przegrywali za
każdym razem (…) Na strzelnicach tarczami były często sylwetki nazistów
w brunatnych koszulach ze swastykami”66.
A więc pakt nazistowsko-sowiecki bynajmniej nie był zwyczajnym
porozumieniem międzynarodowym i  oznaczał radykalną zmianę całej polityki
zagranicznej i  ideologii ZSRS i  w  tym sensie stanowił ogromne zaskoczenie.
Krawczenko w bardzo wymowny sposób dał wyraz swoim ówczesnym odczuciom.
Pakt ów, jak napisał we wspomnieniach, przecinał „horyzont na podobieństwo
meteoru” i spadł „na umysły i sumienia członków partii”, sprawiając, że wszyscy
oni byli „oszołomieni” i  nie mogli „otrząsnąć się z  niedowierzania (…) Dopiero
kiedy zobaczyliśmy kroniki filmowe i  zdjęcia w  gazetach, ukazujące
uśmiechniętego Stalina, wymieniającego uścisk dłoni z  von Ribbentropem –
wspominał – zaczęliśmy wierzyć w  to, co niewiarygodne”67. Wyjaśnianie sensu
tych nowin komórkom partyjnym w  fabrykach i  urzędach okazało się
niewdzięcznym zadaniem. Jak przekonał się pewien młody komunista, słuchacze
siedzieli „oszołomieni i oniemiali” i „nikt – nawet nasz kierownik polityczny – nie
potrafił niczego objaśnić”68.
Zdecydowana większość sowieckich obywateli była równie zdezorientowana,
a  niektórzy uznali nawet informacje o  pakcie za jakiś żart. Zapewne powszechne
zdumienie było jeszcze spotęgowane tempem, w  jakim ton życia publicznego
i  kulturalnego w  Związku Sowieckim zmienił się po podpisaniu paktu. Z  dnia na
dzień w  gazetach ucichła krytyka nazistowskich Niemiec, a  zamiast tego zaczęto
wychwalać niemieckie osiągnięcia. Jak zauważył Krawczenko:

Z bibliotek usunięto antyfaszystowską literaturę. WOKS, Towarzystwo Stosunków


Kulturalnych z Zagranicą natychmiast odkryło arcydzieła niemieckiej kultury. Odwiedziwszy
służbowo Moskwę, dowiedziałem się, że kilka wystaw poświęconych nazistowskiej sztuce,
nazistowskim osiągnięciom gospodarczym i nazistowskiej chwale militarnej albo już zostało
otwartych, albo jest w trakcie urządzania (…) W modzie było wszystko, co germańskie69.

Analogiczna czystka została przeprowadzona w  sowieckim przemyśle


filmowym. Filmy Profesor Mamlock i Rodzina Oppenheimów – dramaty, których
tematem były nazistowskie prześladowania Żydów – bezceremonialnie wycofano
z kin. Najsłynniejszym przykładem tej kulturalnej czystki jest arcydzieło Siergieja
Eisensteina Aleksander Newski, ukończone w  grudniu 1938 roku i  nadal
wyświetlane w  sowieckich kinach niecały rok później, w  chwili podpisywania
paktu. Ta ekranowa historia bohaterskiego władcy Rusi, który w  połowie XIII
wieku odniósł sławne zwycięstwo nad wojskami Zakonu Krzyżackiego, była
filmem o  charakterze wyraźnie propagandowym, odwołującym się do rosyjskiego
nacjonalizmu i  zawierającym drastyczne sceny zbrodni popełnianych przez
germańskich najeźdźców. Kinomanom urzeczonym artyzmem tego filmu
podsuwano jasny przekaz w jednej ze scen, w której tłum rosyjskich chłopów widzi
świadectwa znęcania się najeźdźców nad ich kobietami: „Niemiec to bestia!” –
krzyczą na to. „Znamy Niemców!”70. Gdy Niemcy stali się sprzymierzeńcami
Moskwy w  1939 roku, taki negatywny filmowy obraz uznano za niemożliwy do
zaakceptowania, a sam film został szybko wycofany z kin. Ale być może nastąpiło
to trochę za późno: szacuje się, że w pierwszym półroczu od chwili wprowadzenia
go do dystrybucji, Aleksandra Newskiego obejrzało około 23 miliony sowieckich
obywateli71.
Oczywiście wszelkie zalecenia polityczne czy kulturalne wydawano w  ZSRS
na samym szczycie władzy, a  Stalin miał dużo racji, gdy stwierdził, że „opinię
publiczną w  naszym kraju będzie trzeba przygotowywać powoli do zmian
w  naszych stosunkach pod wpływem tego traktatu”72. Jednakże, przynajmniej
w sferze kultury, zmiany te były dość połowiczne i niezdecydowane. Poza kilkoma
wystawami oraz wycofaniem antyniemieckich filmów, takich jak Aleksander
Newski, podjęto w  tym kierunku niewiele godnych uwagi starań. Na krótką metę
uległy zmianie programy radiowe, w  których antyniemieckie audycje ustąpiły
miejsca innym, kreującym nieco bardziej pozytywny wizerunek Rzeszy.
Tymczasem Eisenstein dostał szansę „rehabilitacji”, wystawiając w Teatrze Bolszoj
operę Richarda Wagnera Walkiria, a  premiera sowieckiej wersji tego spektaklu
odbyła się tam w  listopadzie 1940 roku73. Inscenizacja ta zebrała znakomite
recenzje, a  w  „Prawdzie” wychwalano geniusz Wagnera i  określono wystawione
dzieło mianem „najwspanialszej spuścizny tego wielkiego niemieckiego
kompozytora”74.
W sferze politycznej sowiecki reżim działał aktywniej, urządzając „punkty
agitacyjne” w publicznych parkach i na placach, gdzie przedstawiciele partii mieli
objaśniać nową politykę i  odpowiadać na pytania. W  jednym z  takich miejsc,
w którymś z moskiewskich parków w drugiej połowie września 1939 roku pewien
starszy człowiek wyraził obawę, że Niemcy nie zatrzymają się w  Polsce i  ruszą
dalej na wschód. W  odpowiedzi partyjny mówca oświadczył, że czynione są
starania, aby do tego nie doszło, jednak, wedle relacji naocznego świadka, rzekł to
niepewnie i nieprzekonująco75.
Podobne inicjatywy najwyraźniej miały krótkotrwały charakter. Jak wspominał
Chruszczow:
Dla nas konieczność wyjaśniania powodów podpisania tego traktatu prostym, gazetowym
językiem byłaby czymś nieznośnym, a  poza tym i  tak nikt by nam nie uwierzył. Bardzo
trudno było nam, komunistom (…) pogodzić się z  myślą o  przymierzu z  Niemcami. Dość
trudno sami się godziliśmy z  tą paradoksalną sytuacją. I  niemożliwe byłoby objaśnienie jej
człowiekowi z ulicy76.

Zadawnione lęki i obawy wielu sowieckich obywateli nie tyle się rozwiały, co
na pewien czas uległy wytłumieniu. Jak tłumaczył poeta Konstantin Simonow:
„Oni byli tymi samymi faszystami, ale nie mogliśmy już pisać ani mówić na głos,
co o nich myślimy”77.
Wydaje się, że dość nieliczni podchwycili bez zastrzeżeń ten nowy klimat
pozytywnego nastawienia do Niemiec i zaczęli wyrażać podziw dla nazistów albo
dla samego Hitlera. Na przykład bynajmniej nie całe młodsze pokolenie obywateli
sowieckich miało złe zdanie o  Trzeciej Rzeszy, przy czym niektórzy z  jego
przedstawicieli wychwalali wyższy poziom życia w  Niemczech lub też
przyklaskiwali prześladowaniom Żydów. Również Hitlera chwalono jako
charyzmatyczną osobistość, archetypowego „silnego człowieka”, który „nikogo się
nie boi, nikogo nie poważa i  robi to, co mu się żywnie podoba”. W  istocie
informatorzy NKWD i  partii bolszewickiej donosili nawet o  swastykach
zdobiących ściany niektórych moskiewskich mieszkań78.
Z kolei dla innych rozczarowanie zrodzone pod wpływem paktu nazistowsko-
sowieckiego okazało się zaraźliwe, wzbudzając coraz większą nieufność do samej
władzy sowieckiej. Tak jak na Zachodzie, jedno z  wyjaśnień, jakie się pojawiło,
zwracało uwagę na rzekome zbieżności i  podobieństwa między komunizmem
a  nazizmem, które zawarty pakt zdawał się symbolizować. Jak to ujął pewien
dowcipniś, Hitler i  Stalin „uzgodnili po prostu, że nie powinno być przywódców
opozycji ani parlamentów. Teraz już tylko wystarczy, żeby Hitler przeszedł od
faszyzmu do socjalizmu, a  Stalin od socjalizmu do faszyzmu”. Zgodnie z  innym
dowcipem, krążącym owej jesieni w  Moskwie, Hitler i  Ribbentrop ubiegali się
o  przyjęcie do partii bolszewickiej, a  Stalin zastanawiał się, czy ich do niej
przyjąć79.
Gdy Związek Sowiecki przesuwał swe granice na zachód, równocześnie
z  wojennymi sukcesami odnoszonymi przez Niemców, ta krytycznie nastawiona
mniejszość coraz częściej dawała wyraz zaniepokojeniu, sprzeciwiając się agresji
na Finlandię, a  nawet odnosząc się ze współczuciem do ludności wschodniej
Polski, której narzucono obywatelstwo sowieckie. „Mieli swoje chałupy, krowy,
konie i ziemię, czuli się panami na swoim – podaje jedna z wygłoszonych opinii –
a teraz będą głodowali”. Nic dziwnego, że w partyjnym okólniku w czasie tamtej
zimy odnotowano występowanie „niezdrowych, a czasami otwarcie antysowieckich
nastrojów, graniczących z  wdawaniem się w  rozmowy o  charakterze
kontrrewolucyjnym”80. Najwyraźniej nie wszystko ułożyło się po myśli Stalina.

Stalin starał się poprowadzić wytyczoną przez siebie drogą swój naród; do tego
samego dążył Hitler. Najpierw zetknął się z krytyką ze strony swych zagranicznych
sojuszników i  sympatyków. Zapanowało powszechne poczucie, że reżim
nazistowski zaszkodził sobie w  sensie moralnym za sprawą konszachtów ze
Stalinem – a  opinia taka znalazła się nawet na łamach londyńskiej gazety „The
Times”81. Na przykład Portugalczycy podobno wyrażali oburzenie z powodu paktu
i  pozytywnych gestów czynionych przez Niemcy pod adresem swojego nowego
politycznego partnera. Także na Węgrzech pakt nie wywołał entuzjazmu, a Węgrzy
najwyraźniej uznali „za trudne pogodzenie w  tak krótkim czasie swojej przyjaźni
z  Niemcami ze swą zadawnioną nienawiścią do bolszewizmu”. Tylko
budapeszteńska pronazistowska gazeta „Magyarság” wychwalała pakt jako „nowy
światowy rekord w dziedzinie przebiegłej dyplomacji”82.
We Włoszech Mussolini stanął przed dylematem. Chociaż perspektywa wojny
budziła w nim strach, to mimo wszystko zamierzał na niej skorzystać, więc skłaniał
się ku zaaprobowaniu niemieckich planów. Z  kolei jego minister spraw
zagranicznych, hrabia Ciano, ze względów zasadniczych się im przeciwstawiał,
uznając paktowanie z Moskwą za zdradę tego, co leżało u samych podstaw sojuszu
Rzymu z  Berlinem. Ciano miał rację: układ nazistowsko-sowiecki stanowił jasne
pogwałcenie postanowień tajnego protokołu paktu antykominternowskiego,
w  którym przewidywano, że „bez wzajemnej zgody” żaden z  sygnatariuszy nie
zawrze traktatu politycznego z  ZSRS. Na tym tle Ciano starł się z  Mussolinim,
żądając, aby duce nie ulegał Niemcom. W swoim dzienniku zacytował urywek tej
rozmowy. Zapisał:

Pan, duce, nie może i  nie powinien tego robić (…) To Niemcy, a  nie my, złamali sojusz,
w  którym jesteśmy partnerami, a  nie sługami. Trzeba zerwać pakt [„osi”]. Rzucić go
Hitlerowi w  twarz, a  Europa ujrzy w  panu naturalnego przywódcę antyniemieckiej krucjaty
(…) Należy przemówić do Niemców tak, jak na to zasłużyli83.

Ale namowy Ciano nie znalazły posłuchu. Rozgoryczony i zawiedziony mógł


tylko dawać upust swoim odczuciom na kartach swojego dziennika. „Niemcy są
zdradzieccy i perfidni”, zanotował. „Czy może być bardziej odpychający łajdak od
von Ribbentropa?”84.
Japończycy byli równie oszołomieni, postrzegając w  moskiewskim pakcie nie
tylko jawne złamanie porozumienia z  Berlinem i  Rzymem, ale i  przyczynę
dramatycznego pogorszenia się geopolitycznej sytuacji swojego kraju. Skoro Stalin
zapewnił sobie bezpieczeństwo na granicy zachodniej, zastanawiali się, to co go
powstrzyma przed skierowaniem się na wschód i  zagrożeniem japońskim
zdobyczom w Mandżurii? W istocie w Tokio zapanowało takie zaniepokojenie, że
rząd Kiichirõ Hiranumy, który wcześniej forsował ideę podtrzymania
antysowieckiego przymierza z  Niemcami, upadł w  atmosferze wzajemnych
oskarżeń. Nawet japoński ambasador w  Berlinie, Õshima Hiroshi, od dawna
będący stronnikiem Niemiec i  osobiście zaprzyjaźniony z  Ribbentropem, uznał
pakt za akt zdrady i złożył swą rezygnację85.
Tym razem Hitlera nie poparli nawet jego ideologiczni sympatycy.
Z Brytyjczyków po wybuchu wojny nikt już nie opowiadał się za Hitlerem, jeśli nie
liczyć garstki szaleńców w  rodzaju Unity Mitford, która w  chwili rozpoczęcia
wojny postrzeliła się w głowę w Monachium, i Williama Joyce’a, który znalazł się
w Berlinie jako propagandysta, znany w Wielkiej Brytanii jako „lord Hau-Hau”. Na
samych Wyspach Brytyjskich przywódca tamtejszych faszystów, Oswald Mosley,
stwierdził publicznie, że „każdy Anglik, który nie walczy za Anglię, to tchórz”.
Obawiając się, że wojna zniszczy brytyjskie imperium, Mosley liczył na to, iż
Wielka Brytania nie zostanie wciągnięta w  ten konflikt i  wcześniej popierał
pacyfistyczną, antywojenną politykę, głosząc hasło: „Czy warto podcinać sobie
dziś gardło, żeby uniknąć jutrzejszego przeziębienia?”. Ale gdy we wrześniu 1939
roku doszło do wybuchu wojny, namawiał swoich zwolenników, aby „nie robili
niczego na szkodę naszego kraju i nie pomagali żadnemu obcemu mocarstwu”86.
Większość przedstawicieli proniemieckiej brytyjskiej skrajnej prawicy
usłuchała Mosleya. Na przykład „The Link”, organizacja założona w  1937 roku
w celu „popierania przyjaźni angielsko-niemieckiej”, zamknęła swoje podwoje. Jej
pronazistowski i znany z antysemityzmu założyciel, admirał Barry Domvile, choć
nie okazywał skruchy, wyjaśnił: „Naturalnie, zaprzestaliśmy działalności po
wybuchu wojny; to oczywiste, że wrogowie [brytyjskiego] króla stali się naszymi
nieprzyjaciółmi”87. „Klub Prawicy” uczynił to samo. Inne pronazistowskie
stowarzyszenie, zorganizowane przez parlamentarzystę Archibalda Ramsaya, także
przerwało oficjalną działalność, gdy wybuchła wojna, choć pewna liczba
stronników Ramsaya zajmowała się drukowaniem i  rozsyłaniem ulotek jeszcze
w 1940 roku88.
Tylko w  Stanach Zjednoczonych Hitler przez krótki czas po wybuchu wojny
zachował nader nieliczne grono sympatyków. Tamże pronazistowski „Związek
Amerykańskich Niemców” („German American Bund”), powstały w  1936 roku
i  złożony niemal wyłącznie z  niemieckich emigrantów, bez żenady starał się
odmalowywać pozytywny wizerunek swojej starej ojczyzny i  przyklaskiwać
poczynaniom Hitlera. Szczyt działalności tej organizacji przypadł na początek 1939
roku, gdy w zlocie w nowojorskiej Madison Square Garden wzięło udział około 20
tysięcy jej członków, lecz wydarzenia z  jesieni owego roku doprowadziły do
gwałtownego spadku jej popularności. Losy tej organizacji okazały się osobliwie
podobne do tego, co spotkało Partię Komunistyczną Stanów Zjednoczonych:
przywódca związku Fritz Kuhn został oskarżony o oszustwa wkrótce po wybuchu
wojny w  Europie, a  w  następnym roku sekretarzowi tej organizacji postawiono
zarzut krzywoprzysięstwa. Potem organizacja ta uległa szybkiemu rozkładowi.
Także w  kraju Hitler napotkał znaczny sprzeciw. Tak jak Stalin, musiał
przełamać skutki wieloletniej propagandy i  nierzadko głęboko zakorzenionych
uprzedzeń oraz obaw dotyczących nowego traktatowego partnera. Nazizm
ukształtował się, przynajmniej częściowo, jako reakcja na wzlot bolszewizmu
i  w  znacznym stopniu określał się jako narodowy kontrapunkt dla zła
„żydobolszewizmu”. A  skoro antykomunizm był dogmatem wiary dla wielu
nazistów, to pakt z Sowietami wywołał, delikatnie rzecz ujmując, spore zdumienie.
Oczywiście w  kręgu swoich najbliższych współpracowników Hitler wybronił
ten swój krok, oddziałując na nich mocą swojej osobowości albo argumentując to
wymogami Realpolitik. Jeżeli Goebbels miał jakieś zastrzeżenia na temat nowego
porozumienia, to nie zanotował ich w swoim dzienniku. W dniu podpisania paktu
był tak samo wylewny w prywatnych zapiskach, jak jego zausznicy od propagandy
w  środkach masowego przekazu, notując, że „zapowiedź paktu o  nieagresji
z  Moskwą jest wielką sensacją światową!”89. Inni czołowi naziści nie okazywali
wszak takiego entuzjazmu. Partyjny ideolog Alfred Rosenberg należał do tych,
którzy bardzo stanowczo sprzeciwiali się nowemu przymierzu. Kiedy dowiedział
się o pakcie, zapisał wzburzony w swym diariuszu:

Wyprawa naszego ministra do Moskwy; akt moralnego nieposzanowania dla naszej


dwudziestoletniej walki, naszych zlotów partyjnych, wobec Hiszpanii (…) Około cztery lata
temu Führer powiedział w mojej obecności (…) że nie zawrze układu z Moskwą, ponieważ
nie sposób zabronić niemieckiemu narodowi kraść i  zarazem nakazać zaprzyjaźnić się ze
złodziejami.

Zwieńczył ten wpis zjadliwym szyderstwem: „Najwyraźniej Sowieci już


zarezerwowali dla swojej delegacji miejsca na zlocie norymberskim”90. Do tematu
tego Rosenberg powrócił kilka dni później. Chociaż Hitler wyraźnie zadał sobie
sporo trudu, aby przekonać go do korzyści wypływających z  tego paktu91, to
Rosenberg nadal był nieswój. „Mam poczucie – zapisał w dzienniku 26 sierpnia –
że ten moskiewski pakt pewnego dnia obróci się przeciwko narodowemu
socjalizmowi. To nie krok podyktowany wolną wolą, tylko akt desperacji (…) Jak
możemy mówić o  ocaleniu i  kształtowaniu Europy, kiedy musimy zwracać się
o pomoc do żywiołu niszczącego Europę?”92.
Reagując na przejawy takiej niepewności, Hitler nie wahał się uciekać do
pogróżek. W  Berchtesgaden w  sierpniu 1939 roku bronił paktu przed swoimi
sztabowcami, utrzymując, że „tylko Stalin i  ja przewidujemy przyszłość. Zatem
w  ciągu następnych tygodni wyciągnę rękę do Stalina na wspólnej niemiecko-
rosyjskiej granicy i razem z nim przystąpię do nowego podziału świata”. Ostrzegł
przy tym: „To ja wydaję rozkazy i  rozstrzelam każdego, kto wypowie choćby
słowo krytyki”93.
Do osób, które mogły potraktować takie groźby poważnie, należał
przemysłowiec Fritz Thyssen. Od dawna udzielając nazistom wsparcia
finansowego i politycznego, Thyssen zaczął się rozmyślać już przed 1939 rokiem.
Choć odniósł się z  uznaniem do faktu zgniecenia niemieckiej lewicy, to coraz
większy niepokój wzbudzała w  nim przestępcza i  brutalna działalność SA i  SS.
Wypadki z  jesieni 1939 roku okazały się dlań kroplą, która przepełniła czarę:
w  obozie w  Dachau zginął wtedy jego bratanek, a  Hitler wygłosił w  Reichstagu
złowieszcze słowa o  tym, że „kto nie jest ze mną, jest zdrajcą i  tak też zostanie
potraktowany”. Pod wpływem tego wszystkiego Thyssen wraz z rodziną wyjechał
do Szwajcarii. Wieści o  pakcie z  ZSRS bardzo go zaniepokoiły. W  liście do
Göringa, wysłanym we wrześniu ze Szwajcarii, uznał za „groteskowe”, że
„narodowy socjalizm nagle odrzucił swe doktryny, ażeby zwąchać się
z  komunizmem”. Taka polityka, jak twierdził, jest samobójcza, a  jedyne korzyści
wyniesie z  niej „wczorajszy śmiertelny wróg [nazistów] (…) Rosja”. W  liście do
Hitlera w  następnym miesiącu wyrażał się równie bezkompromisowo: pakt ten
i wojna, napisał, oznaczają ni mniej, ni więcej, tylko „finis Germaniae” 94.
Takich heretyckich poglądów nie można było wygłaszać otwarcie. Środki
masowego przekazu w  Niemczech jednogłośnie wychwalały pakt, a  niemiecka
prasa od razu zmieniła ton, w  jakim informowała o  bieżących wydarzeniach
w  ZSRS czy o  rosyjskiej kulturze. O  ile reporterzy i  dziennikarze wcześniej nie
potrafili się powstrzymać przed obraźliwymi określeniami, czy choćby
krytycznymi przytykami, o  tyle teraz przedstawiali wydarzenia ze skrupulatnie
przestrzeganą bezstronnością. Rankiem w  dniu ogłoszenia paktu gazety Rzeszy
zdawały się rozpaczliwie wyszukiwać argumenty na rzecz nowego porozumienia.
W  każdej opublikowano niemal identyczne doniesienia i  komentarze, pisane pod
nadzorem Goebbelsa, wyrażające radość z  odnowienia „tradycyjnej przyjaźni
między narodami rosyjskim i  niemieckim”. W  „Völkischer Beobachter”, organie
prasowym partii nazistowskiej, Ribbentrop gratulował sobie samemu, wychwalając
swe osiągnięcie jako „jeden z  najważniejszych punktów zwrotnych w  dziejach
naszych krajów”95. Nawet gazeta SS, „Das Schwarze Korps”, podchwyciła
optymistyczny ton, przypominając swoim czytelnikom, po nader pobieżnym
przedstawieniu rosyjskiej i  sowieckiej historii, że imperium carów było
początkowo państwem germańskim, które dwukrotnie „ocaliło” Prusy i  „drogo
zapłaciło” za wrogość wobec Niemiec podczas pierwszej wojny światowej.
Powtarzając słowa Ribbentropa, stwierdzono w  tej gazecie na koniec, że obydwa
kraje zawsze rozkwitały, gdy były przyjaciółmi, wobec czego należy odnieść się
z optymizmem do nowego etapu współpracy96.
Po wybuchu wojny takie pozytywne nastawienie trwało. W  „Völkischer
Beobachter” przytoczono znaczne fragmenty przemówienia Mołotowa
wygłoszonego dla członków Rady Najwyższej, uzasadniającego i wychwalającego
zawarty pakt. Po wkroczeniu Armii Czerwonej do Polski 17 września sowieckie
komunikaty wojskowe zostały potraktowane równie poważnie, a  w  artykułach
wstępnych niemieckich gazet sumiennie przytaczano sowieckie argumenty97.
Rosenberg, jak można się domyślić, był tym zdegustowany. Zapisał:

Nasza prasa zupełnie się kompromituje. Dzisiaj [w gazetach] radowano się z  powodu
tradycyjnej przyjaźni między narodami niemieckim i  rosyjskim. Tak jak gdyby nasza walka
z  Moskwą była nieporozumieniem, a  bolszewicy przez cały czas byli prawdziwymi
Rosjanami, którym przewodzą sowieccy Żydzi! Takie umizgi są więcej niż żenujące98.
Treść artykułów o  tematyce kulturalnej także szybko skorygowano, acz
zaznaczała się wyraźna preferencja dla tego, co dotyczyło kwestii rosyjskich aniżeli
rzeczy przedstawianych w  węższym sowieckim kontekście. Na przykład już 26
sierpnia w  stosunkowo obiektywnym artykule przeanalizowano z  rosyjskiej
perspektywy bitwę pod Tannenbergiem, której dwudziestą piątą rocznicę miano
właśnie obchodzić w  Niemczech. Tydzień później, 3 września, cała strona
w  „Völkischer Beobachter” została poświęcona dziejom Kremla99. Niebawem
ukazały się i  inne podobne artykuły na tak różne tematy jak: rosyjskie
wydawnictwa książkowe, rosyjska historia, literatura i  muzyka. Dla tych, którzy
wyrośli na pożywce zjadliwej wzgardy dla wszystkiego, co wywodziło się
z  Moskwy, podobne rewelacje musiały być co najmniej wprawiające
w  zakłopotanie. Z  czasem „Prawda” i  „Izwiestia” pojawiły się w  kioskach na
berlińskich ulicach, zawierając, jak to ujął jeden z  czytelników, „dużo
nieprzychylnych rzeczy o Anglikach i nic przeciwko faszyzmowi”100.
Jeśli jednak wierzyć Amerykaninowi Williamowi Shirerowi, Hitler nie musiał
się troskać kwestią reakcji niemieckiej opinii publicznej na woltę w  stosunkach
nazistowsko-sowieckich. Wedle tego znanego reportera radiowego i publicysty lud
berliński – choć nadal z  niedowierzaniem „przecierał oczy” pod wpływem takich
nowin – zareagował wręcz entuzjastycznie. Powiedział swoim amerykańskim
słuchaczom:

Może was to zaskoczy, ale nie ma wątpliwości, że zadziwiające posunięcie Hitlera popierają
masy. We wtorek pojeździłem sobie metrem, kolejką naziemną, tramwajami i  autobusami.
Wszyscy czytali o tym w gazetach. Z ich twarzy, z ich mowy można było wywnioskować, że
wieści [o pakcie z ZSRS] im się spodobały101.

Z pewnością było wielu takich, którzy instynktownie zgadzali się z  tą opinią


sformułowaną przez Shirera. Po wysłuchaniu w  radiu oficjalnej wiadomości
o  zawartym układzie jeden z  naocznych świadków wspominał, że wieść o  tym
przyjęto dobrze: „Każdy promieniał z  radości. Gdzie tylko się nie pójdzie,
wszędzie ludzie rozprawiają żywo o porozumieniu z Rosją!”102. Podekscytowanie to
brało się częściowo z  błędnego przekonania, że pakt nie zwiastuje wojny, lecz
w  istocie jej zapobiega. Inni zapatrywali się na sprawę mniej optymistycznie.
W Berlinie pamiętnikarka Ruth Andreas-Friedrich uznała, głęboko zniechęcona, że
narastające napięcie w  końcu uległo rozładowaniu i  teraz wojna wydawała się
nieunikniona. Wiadomość o pakcie, jak zapisała, to „prawdziwa bomba”, i nie była
pewna, „czy odetchnąć z ulgą, czy jęknąć z przerażenia”. Uznawszy już dawno, że
Hitler pragnie wojny, uważała, że wreszcie doprowadził do ziszczenia swego
zamiaru. Na koniec napisała, że „kres grozy wydaje się niemal znośniejszy od
grozy bez końca”103.
Jedynym elementem wspólnym zróżnicowanych reakcji na nowiny o traktacie
z  ZSRS było zapewne zaskoczenie. Pewien bawarski lekarz podsumował
przemyślenia wielu Niemców, pisząc:

Po prostu nie potrafiłem uwierzyć, że Hitler zawarł pakt z  bolszewikami; z  tą samą potęgą,
która – o ile sobie mogłem przypomnieć – ucieleśniała dla narodowych socjalistów całe zło
(…) Zacząłem przypuszczać, że Hitler pod wpływem jakiejś niebywałej przemiany
wewnętrznej wykonał to zdumiewające dyplomatyczne „szachowe” posunięcie104.

Przemyślenia żydowskiego pamiętnikarza Victora Klemperera miały, co


zrozumiałe, mroczniejszy charakter. Zdjęcie przedstawiające Ribbentropa
ściskającego dłoń Stalinowi, napisał, to „coś najbardziej obłędnego”, dodając, że
„Machiavelli w porównaniu z tym to niewinne dziecię”105.
Wielu w  niemieckich kręgach wojskowych odczuwało podobne
skonsternowanie. Jak zauważył oficer służby wywiadowczej Hans Gisevius,
dowódcy wojskowi byli „wstrząśnięci (…) wzburzeni nie do opisania”, dodając, iż
„wizja Hitlera i Stalina kroczących ramię w ramię nie mieściła się w głowie nawet
naszym apolitycznym generałom”106. Generał pułkownik Ludwig Beck, były szef
Sztabu Generalnego, przemówił w  imieniu wielu swoich kolegów, gdy wyraził
głęboki niepokój z powodu nowego porozumienia z Sowietami. W listopadzie 1939
roku sformułował opinię, że niemieckie zwycięstwo nad Polską traciło na
znaczeniu wobec faktu, iż „rosyjski kolos” przy tej okazji „przemieścił się” na
zachód107.
Jak wspominał generał Guderian, Hitler wyraźnie spodziewał się obiekcji ze
strony szefostwa Wehrmachtu. Siedząc obok Führera podczas obiadu wydanego
w Kancelarii Rzeszy pod koniec października 1939 roku po ceremonii nadania mu
Krzyża Rycerskiego, Guderian usłyszał zadane mu przez Hitlera bezpośrednie
pytanie, „jak armia zareagowała na pakt z  Rosją”. Gdy generał odpowiedział, że
żołnierze „odetchnęli z  ulgą”, ponieważ nie musieli walczyć na dwóch frontach,
Hitler spojrzał na niego „zdumiony” i  Guderian odniósł silne wrażenie, że
Führerowi nie spodobała się taka odpowiedź. Rozczarowanie Hitlera, jak uważał
Guderian, wynikało z  tego, że „niewątpliwie spodziewał się, iż wyrażę
zaskoczenie, że on sam w ogóle poszedł na podpisanie paktu ze Stalinem”108.
W niemieckich kręgach politycznych również zapanował niepokój. Były
dyplomata Ulrich von Hassell zapisał w  dzienniku, że dobrze rozumie, co
przyświecało idei takiego paktu – jak się wyraził, chodziło o  „wykorzystanie
Belzebuba do odpędzenia diabła” – lecz przy tym uważał, że zostanie to „uznane
przez cały świat (…) za dowód całkowitego braku skrupułów i jakichkolwiek zasad
przyświecających Hitlerowi i  Stalinowi”109. Dla Alfreda Rosenberga kroplą, która
przepełniła miarę, był powrót Ribbentropa z  drugiej wizyty w  Moskwie i  słowa
ministra Rzeszy, że w  atmosferze Kremla czuł się „jak w  gronie starych
towarzyszy”. Rosenberg pieklił się swoim diariuszu: „To po prostu chyba
najbardziej bezczelny afront, jaki można wyrazić pod adresem narodowego
socjalizmu”110.
W niemieckich kręgach dyplomatycznych zapanowało takie niezadowolenie, że
jego echa dotarły nawet do uszu Brytyjczyków. Jesienią 1939 roku sekretarz
(minister) spraw zagranicznych lord Halifax sporządził tajne memorandum na
temat niemiecko-sowieckich relacji, w  którym zacytował źródła berlińskie,
sugerujące „narastające niezadowolenie i rozczarowanie w Niemczech – w kręgach
marynarki wojennej i  wojska, wśród dyplomatów, Göringa i  jego otoczenia oraz
w partii – z powodu paktu rosyjsko-niemieckiego”111. Wspomniane źródła nie były
takie dalekie od prawdy. Ponoć rankiem w  dniu po ogłoszeniu paktu w  ogrodach
„Brunatnego Domu” w Monachium – siedzibie partii nazistowskiej – zebrano wiele
odznak partyjnych porzuconych tam przez zawiedzionych członków NSDAP112.
Hitler miał później przyznać, że „manewr”, związany z  układem ze Stalinem,
„musiał się wydać wyjątkowym nieporozumieniem” ideowym narodowym
socjalistom, lecz żywił przekonanie, że ten „ostry zwrot” zostanie zaakceptowany
„bez obaw”113. Mylił się. Jemu samemu i  jego propagandystom przyszło wiele
wyjaśniać.
Do tego celu państwo nazistowskie miało liczne narzędzia i  środki. Kino,
główne medium totalitarnej kultury, rychło zaangażowano do pracy. Choć
w  poprzednich miesiącach nazistowski przemysł filmowy dwoił się i  troił, aby
przedstawiać „bolszewickie zagrożenie”, to zawarcie paktu w  Moskwie sprawiło,
że przeszedł gładko ku prezentacji wschodniego sąsiada Niemiec
w  pozytywniejszym świetle. Typowy dla tego był los filmu Friesennot,
wyprodukowanego w  1935 roku i  wyświetlanego w  niemieckich kinach jeszcze
jesienią 1939 roku. Jego akcja rozgrywa się w  zamieszkanej przez etnicznych
Niemców wsi w  Związku Sowieckim, a  w  filmie przedstawiono okrutne
prześladowania wieśniaków przez żołnierzy i  komisarzy politycznych Armii
Czerwonej; kulminację stanowi scena krwawej łaźni i  mordu popełnionego na
miejscowej dziewczynie, która zakochała się w  pewnym sowieckim oficerze.
Mimo że film zdobył uznanie krytyki i  publiczności – Friesennot trafił nawet do
kolekcji ulubionych filmów Hitlera – to jego antybolszewicka wymowa stała w tak
jaskrawej sprzeczności z  nowym klimatem politycznym, jaki zapanował jesienią
1939 roku, iż we wrześniu film ten zszedł z ekranów114.
W miejsce takich dzieł pospiesznie zamówiono nową serię filmów o tematyce
lepiej dopasowanej do zmienionej sytuacji na międzynarodowej arenie politycznej.
Oczywiste zainteresowanie nazistowskich filmowców musiała zwrócić postać
dziewiętnastowiecznego męża stanu Ottona von Bismarcka, bohatera niemieckich
nacjonalistów, który opowiadał się za utrzymywaniem przyjaznych stosunków
z  Rosją. Film Bismarck, zamówiony osobiście przez Goebbelsa, trafił do
niemieckich kin w  grudniu 1940 roku. Większą popularnością cieszył się jednak
Der Postmeister, będący ekranową historią nieszczęśliwej miłości w  Petersburgu,
adaptacją opowiadania Puszkina, a  w  tytułowej roli obsadzono byłego komunistę
Heinricha Georgego. A  jednak, choć Der Postmeister miał świetne recenzje
i  zdobył „Nagrodę Mussoliniego” na międzynarodowym festiwalu filmowym
w  Wenecji w  1940 roku, to jego sława nie trwała długo. Latem następnego roku
zniknął z  niemieckich ekranów kinowych, grzesząc tym, że prezentował lud
rosyjski w dobrym świetle.
Prorosyjska działalność w  innych obszarach kultury przejawiała się o  wiele
mniej wyraźnie. Muzyka stanowiła jedną z  tych sfer, w  których można by
oczekiwać echa nowej ery nazistowsko-sowieckiej przyjaźni, ale nie nastąpiły tam
zauważalne zmiany. Rosyjska muzyka nie była zakazana w Niemczech aż do 1942
roku, lecz od połowy lat trzydziestych trwała aktywna kampania „germanizacji”
dorobku kulturalnego Trzeciej Rzeszy, a  programy audycji radiowych i  repertuar
koncertowy naturalnie odzwierciedlały i utrwalały ten trend. Rzecz jasna, zdarzały
się wyjątki. Wkrótce po zawarciu paktu moskiewskiego Radio Monachium z  tej
okazji odwołało zaplanowaną emisję dyskusji opatrzonej tytułem Oskarżam
Moskwę – plany Kominternu dotyczące wprowadzenia dyktatury na świecie,
zastępując ją trzydziestoma minutami rosyjskiej muzyki115. Ale poza takimi
sporadycznymi przypadkami niewiele się zmieniło. Wymowne jest zapewne to, że
orkiestra Filharmoników Berlińskich urządzała w czasach Trzeciej Rzeszy koncerty
poświęcone muzyce innych krajów – w  tym Grecji, Bułgarii, Włoch, Finlandii,
a  nawet Wielkiej Brytanii – lecz nigdy muzyce rosyjskiej116. W  operze taka
wybiórczość zaznaczyła się w mniejszym stopniu, a dzieła Glinki, Czajkowskiego,
Borodina i  Musorgskiego wystawiano w  Niemczech w  czasie dwudziestu dwóch
miesięcy obowiązywania paktu nazistowsko-sowieckiego, jednak dominowały
zdecydowanie te z niemieckiego kręgu kulturowego.
Na niemieckiej scenie kabaretowej zaznaczały się podobne uprzedzenia;
występowały na niej nieliczne rosyjskie, czy też „kozackie” chórki, okraszając
tradycyjny repertuar musicalowy tym, co w  jednym z  prasowych ogłoszeń
określono mianem „niecodziennych doznań” płynących z  „rosyjskich melodii”117.
Jeden z takich ansambli, o nazwie „Ukraiński Chór Narodowy”, miał nieszczęście
występować w berlińskim teatrze Wintergarten w czerwcu 1941 roku, czyli akurat
w chwili ataku Wehrmachtu na ZSRS. Spektakl ten został zdjęty z afisza dwa dni
po rozpoczęciu niemieckiej inwazji118. Losy członków owego zespołu są nieznane.
Retrospektywnie dziwi nie to, jak niewiele starań dołożono w  dziedzinie
propagowania idei prawdziwej przyjaźni między nazistami a  Sowietami, lecz że
w ogóle podejmowano takie próby. Wobec wzajemnej ideologicznej wrogości obu
tych systemów niezwykłe jest, że dochodziło do wymiany zdobyczy kulturalnych
oraz prób lepszego poznawania idei politycznych drugiej strony, a potężne machiny
propagandowe obu partnerów zaprzęgnięto przejściowo do zadania poprawy
stosunków niemiecko-sowieckich. Oczywiście, jak Stalin dobrze rozumiał, wszelka
poprawa w  tym zakresie wymagała długotrwałego wysiłku i  zaangażowania
i ostatecznie tego właśnie zabrakło. Po obu stronach brakowało woli politycznej do
czegoś, co byłoby ponad zdawkowe, symboliczne gesty.
Jednakże reakcje ludności Niemiec i  ZSRS na pakt nazistowsko-sowiecki
dowiodły, i to dość dobitnie, ograniczeń propagandy. Choć oba te kraje zasłynęły
jako mistrzowie w brudnej sztuce perswazji politycznej, to ani jeden, ani drugi nie
mógł się pochwalić szczególnymi sukcesami w  przekonaniu własnej opinii
publicznej o  szczerości rzekomo pokojowych zamiarów nowego sojusznika. Być
może, rzecz jasna, takie niepowodzenie było w  pewnej mierze skalkulowane,
odzwierciedlając przejściowy, taktyczny charakter nawiązanych relacji oraz
pragnienie obu reżimów, aby nie rozpraszać zakorzenionej nieufności wobec
niebezpiecznego potencjalnego wroga. A  i  przesłanki ideologiczne naturalnie nie
przestały się liczyć. Obie strony usiłowały przydać paktowi ideologicznej patyny,
starając się uczynić sens zawartego układu zrozumiałym dla swoich „wiernych”.
Niemcy podejmowali próby przekonywania samych siebie, że obie strony
wkroczyły na zbieżny kurs, że niegdysiejsze bolszewickie ekscesy ustąpiły miejsca
bardziej narodowo zorientowanemu programowi. Z  kolei Sowieci mogli
przedstawiać swoje współdziałanie z Hitlerem jako genialne posunięcie taktyczne
w  wielkich zmaganiach prowadzonych z  zachodnim kapitalizmem
i imperializmem.
Jednakże, pomimo takich propagandowych wygibasów i  wymyślnych
uzasadnień, należy także przyznać, że dla wielu stronników nazizmu i komunizmu
zawarty pakt nie podważył wiary w  główne idee tych systemów, a  ich zasad nie
dało się ot tak po prostu odrzucić pod wpływem zmiennej sytuacji politycznej. Jak
ujął to Harry Pollitt: „Nie zazdroszczę tym towarzyszom, którzy tak beztrosko (…)
zmieniają poglądy polityczne”. Sam Pollitt nie chciał się wyrzec swoich przekonań.
Choć po swojej dymisji oficjalnie popierał nową linię polityczną Rajaniego
Palmego Dutta i Kominternu, nie zmienił osobistych zapatrywań. W istocie, wedle
jednej z  relacji, pewnego razu wziął udział w  komunistycznej naradzie, na której
napiętnowano treść jego kontrowersyjnej broszury How to Win the War,
a zaatakowany jako jej autor, wykrzyknął, że podpisuje się pod każdym zawartym
w  niej słowem119. Mimo że dzieliło ich – faszystów i  komunistów – niemal
wszystko, to bez wątpienia znalazłoby się pośród jednych i drugich wielu, którzy
przyklasnęliby takiej niezłomności w wyznawaniu zasad.

1 K. Morgan, Harry Pollitt, Manchester 1993, s. 96.


2 „Daily Worker”, 23 VIII 1939, s. 3.
3 The Diary of Georgi Dimitrov: 1933–1949, red. I. Banac, New Haven–Londyn 2003, s. 114.
4 „Daily Worker”, 2 IX 1939, s. 3.
5 H. Pollitt, How to Win the War, Londyn 1939, passim.
6 D. Hyde, I Believed, Adelajda 1950, s. 68.
7 N. Jones, Through a Glass Darkly: The Life of Patrick Hamilton, Londyn 1991, s. 219.
8 About Turn: The British Communist Party and the Second World War, red. F. King, G. Matthews,
Londyn 1990, s. 91.
9 Ibidem, s. 69–70.
10 Ibidem, s. 73–77, passim.
11 Ibidem, s. 86–87.
12 Ibidem, s. 91–93, passim.
13 Ibidem, s. 197–209, passim.
14 Communist Split, „The Times”, 12 X 1939, s. 10.
15 G. Orwell, London Letter, 3 I 1941, w: Orwell and Politics, red. P. Davison, Londyn 2001, s.
101–102.
16 A. Hitler, Mein Kampf, Londyn 1939; wyd. pol. Moja walka, tłum. I. Puchalska, P. Marszałek,
Kraków 1992, s. 181.
17 E. Hobsbawm, Interesting Times, Londyn 2002, s. 153.
18 The Diary of Beatrice Webb, red. N. Mackenzie, J. Mackenzie, t. IV, The Wheel of Life, Londyn
1985, s. 438–440.
19 Ibidem, s. 441.
20 Among You Taking Notes… The Wartime Diary of Naomi Mitchison 1939–1945, red. D.
Sheridan, Londyn 1985, s. 40.
21 D. Hyde, I Believed, op. cit., s. 69.
22 The Diary…, op. cit., s. 444–445.
23 D. Hyde, I Believed, op. cit., s. 71.
24 J. Eaden, D. Renton, The Communist Party of Great Britain since 1920, Basingstoke 2002, s.
75.
25 A. Calder, The Myth of the Blitz, Londyn 1991, s. 79.
26 V. Gollancz, Where Are You Going?, Londyn 1940, s. 1–2.
27 Ibidem, s. 30.
28 R. Gellately, Lenin, Stalin and Hitler: The Age of Social Catastrophe, Londyn 2007, s. 359.
29 E. Browder, Whose War Is It?, Nowy Jork 1939, s. 7–8, 13.
30 F. Ottanelli, The Communist Party of the United States, New Brunswick 1991, s. 198.
31 J.G. Ryan, Earl Browder: The Failure of American Communism, Tuscaloosa 1997, s. 182.
32 Por. G. Watson, Hitler and the Socialist Dream, „Independent on Sunday”, 22 XI 1998;
http://www.independent.co.uk/arts-entertainment/hitler-and-the-socialist-dream-1186455.html.
33 K. Martin, The Man of Steel, „The New Statesman and Nation”, 9 XII 1939.
34 H. Brailsford, cyt. za: G. Watson, The Eye-Opener of 1939, „History Today”, VIII 2004, s. 51.
35 N. West, MI5: British Security Service Operations 1909–1945, Londyn 1981; wyd. pol. MI-5:
Operacje brytyjskiej służby bezpieczeństwa, 1909–1945, tłum. R. Brzeski, Warszawa 1999, s. 195–204.
36 Z deklaracji programowej francuskiego „biura politycznego”, cyt. za: E. Mortimer, The Rise of
the French Communist Party 1920–1947, Londyn 1984, s. 281.
37 A. Rajski, Nos Illusions Perdues, Paris 1985, s. 64; cyt. za: W. Leonhard, Betrayal: The Hitler–
Stalin Pact of 1939, Nowy Jork 1989, s. 110–111.
38 F. Furet, cyt. za: R. Gellately, Lenin, Stalin…, op. cit., s. 358.
39 W. Leonhard, Betrayal…, op. cit., s. 115.
40 E. Mortimer, The Rise…, op. cit., s. 292.
41 A. Merson, Communist Resistance in Nazi Germany, Londyn 1985, s. 213.
42 Por. raporty dotyczące nastrojów ludności Rzeszy w: Meldungen aus dem Reich: 1938–1945,
red. H. Boberach, Herrsching 1985, s. 400, 415, 365.
43 E. Honecker, From My Life, Nowy Jork 1981, s. 102.
44 W. Leonhard, Betrayal…, op. cit., s. 96–97.
45 E. Krispyn, Anti-Nazi Writers in Exile, Athens, GA 2010, s. 72.
46 K. Völker, Brecht: A Biography, Londyn 1979, s. 265.
47 Wpis w dzienniku Brechta z 18 IX 1939, cyt. za: J. Willett, Brecht in Context, Londyn 1984, s.
193.
48 B. Brecht, The Resistible Rise of Arturo Ui, Londyn 2013, s. 7, 59; wyd. pol. Kariera Artura Ui,
Warszawa 1962.
49 K. Hodgson, The Soviet Union in the Svendborg Poems, w: Brecht’s Poetry of Political Exile,
red. R. Spiers, Cambridge 2000, s. 79.
50 H. Duhnke, Die KPD von 1933 bis 1945, Kolonia 1972, s. 343.
51 V. Gollancz, Where Are…, op. cit., s. 30–35.
52 H. Duhnke, Die KPD…, op. cit., s. 345.
53 Macht Front gegen die imperialistischen Bestrebungen!, „Rote Fahne”, VI 1940, w: M.
Pikarski, G. Uebel, Der Antifaschistische Widerstandskampf der KPD in Spiegel des Flugblattes 1933–
1945, Berlin 1978.
54 Dane statystyczne przytoczone za: D. Peukert, Die KPD im Widerstand, Wuppertal 1980, s. 333
(przyp.).
55 Meldungen aus…, op. cit., s. 1305.
56 H. Trevor-Roper we wprowadzeniu do książki Terence’a Prittiego, Germans against Hitler,
Londyn 1964, s. 13.
57 Nachts kamen Stalin’s Häscher, „Der Spiegel” 1978, nr 42.
58 Octavio Brandao, cyt. za: W. Leonhard, Betrayal…, op. cit., s. 17.
59 Ibidem, s. 16.
60 Ibidem, s. 18.
61 Jesus Hernandez, cyt. za: ibidem, s. 14.
62 R. von Mayenburg, Blaues Blut und Rote Fahnen, Monachium 1969, s. 268.
63 W. Leonhard, Betrayal…, op. cit., s. 23.
64 K. Clark, Moscow, The Fourth Rome, Londyn 2011, s. 341.
65 A.E. Senn, Lithuania 1940, Revolution from Above, Nowy Jork 2007, s. 66, przyp. 120.
66 V. Krawczenko, I Chose Freedom, Nowy Jork 1946; wyd. pol. Wybrałem wolność: Życie
prywatne i polityczne radzieckiego funkcjonariusza, tłum. M. Antosiewicz, Warszawa 2009, s. 359,
360.
67 Ibidem, s. 359–360.
68 W. Leonhard, Betrayal…, op. cit., s. 54.
69 V. Krawczenko, Wybrałem wolność…, op. cit., s. 361.
70 R. Taylor, Film Propaganda: Soviet Russia and Nazi Germany, Londyn 1998, s. 89.
71 K. Anderson, Kremlevskij Kinoteatr, 1928–1953, Dokumenty, Moskwa 2005, s. 539.
72 T. Charman, Outbreak 1939: The World Goes to War, Londyn 2009, s. 52.
73 K. Clark, Moscow…, op. cit., s. 341.
74 Val’Kiriia, „Prawda”, 23 XI 1940, s. 4.
75 C.E. Bohlen, Witness to History, 1929–1969, Nowy Jork 1973, s. 89.
76 N. Chruszczow, Khrushchev Remembers, Londyn 1971, s. 112.
77 O. Figes, The Whisperers: Private Life in Stalin’s Russia, Londyn 2007, s. 374.
78 Por. S. Davies, Popular Opinion in Stalin’s Russia: Terror, Propaganda and Dissent, 1934–
1941, Cambridge 1997, s. 97.
79 Ibidem, s. 98.
80 Ibidem, s. 99.
81 The Russo-German Deal, „The Times”, 23 VIII 1939, s. 13.
82 Portuguese Anger over Soviet–Nazi Pact, „The Times”, 28 VIII 1939, s. 9; oraz Hungary
suspends Judgment, „The Times”, 23 VIII 1939, s. 11.
83 The Ciano Diaries 1939–1943, red. H. Gibson, Nowy Jork 1946, s. 125.
84 Ibidem, s. 131.
85 Documents on German Foreign Policy (DGFP), 1918–1945, Seria D, t. VII, Waszyngton 1954,
nr 183, s. 191.
86 R. Skidelsky, Oswald Mosley, Londyn 1990, s. 442–443.
87 N. West, MI5…, op. cit., s. 128.
88 R. Griffiths, Patriotism Perverted, Londyn 1998, s. 237.
89 Die Tagebücher von Joseph Goebbels, red. E. Fröhlich, t. 1, Monachium 1998; wyd. pol. Joseph
Goebbels: Dzienniki, t. I: 1923-1939, tłum. E.C. Król, Warszawa 2013, s. 582.
90 Dziennik Alfreda Rosenberga, 22 VIII 1939, United States Holocaust Memorial Museum, s.
267; www.ushmm.org.
91 Archiwum Narodowe w  Kew (The National Archives, Kew, London; dalej jako TNA), CAB
65/4/22 – 123–4, Foreign Office Memorandum, 29 XI 1939.
92 Dziennik Rosenberga, 26 VII 1939, op. cit., s. 277.
93 Przemówienie Hitlera w Obersalzbergu, w: A.P. Adamthwaite, The Making of the Second World
War, Londyn 1977, s. 219–220.
94 F. Thyssen, I Paid Hitler, Londyn 1941, s. 47, 56. Choć autentyczność tych wspomnień budzi
wątpliwości, to zacytowany list jest uznawany za prawdziwy.
95 „Völkischer Beobachter”, 25 VIII 1939, s. 1.
96 „Das Schwarze Korps”, 31 VIII 1939, s. 3.
97 „Völkischer Beobachter”, 1, 18 i 19 IX 1939.
98 Dziennik Rosenberga (wpis opatrzony nieczytelną datą), op. cit., s. 269.
99 „Völkischer Beobachter”, 26 VIII 1939, s. 8, oraz 3 IX 1939, s. 9.
100 D. Granin, Zubr, Moskwa 1989, s. 125.
101 W. Shirer, This is Berlin: Reporting from Germany 1938–1940, Londyn 1999; wyd. pol.
Dziennik berliński: Zapiski korespondenta zagranicznego, 1934–1941, tłum. J. Szkudliński, Warszawa
2007, s. 142.
102 Dziennik Karla Neumanna, 24 VIII 1939, w  zbiorach Deutsches Tagebucharchiv,
Emmendingen, ref: 1346/1, 3.
103 R. Andreas-Friedrich, Berlin Underground, 1938–1945, Nowy Jork 1947, s. 45.
104 Rainer Hamm, niepublikowane wspomnienia w  zbiorach Deutsches Tagebucharchiv,
Emmendingen, s. 25, ref: 1815, 3.
105 V. Klemperer, I Shall Bear Witness, 1933–1941, Londyn 1998; wyd. pol. Chcę dawać
świadectwo aż do końca; Dzienniki, t. II: 1939–1942, tłum. A. i A. Klubowie, Kraków 2000, s. 115.
106 H. Gisevius, To the Bitter End, Nowy Jork 1998, s. 364.
107 J. Förster, The German Military’s Image of Russia, w: Russia: War, Peace and Diplomacy, red.
L. Erickson i M. Erickson, Londyn 2005, s. 122.
108 H. Guderian, Panzer Leader, Londyn 1952; wyd. pol. Wspomnienia żołnierza, tłum. J.
Nowacki, Warszawa 1958, s. 58.
109 U. von Hassell, The Ulrich von Hassell Diaries, 1938–1944, Barnsley 2011, s. 43, 40.
110 Dziennik Rosenberga, 5 X 1939, op. cit., s. 307.
111 TNA, memorandum dla członków Gabinetu Wojennego, CAB/66/4/11, 7 XII 1939.
112 T. Charman, Outbreak 1939…, op. cit., s. 48–49.
113 Hitler’s Table Talk, 1941–1944, red. H. Trevor-Roper, Londyn 2000, s. 481.
114 D. Welch, Propaganda and the German Cinema: 1933–1945, Londyn 2006, s. 212.
115 T. Charman, Outbreak 1939…, op. cit., s. 57.
116 E. Levi, Music in the Third Reich, Londyn 1994, s. 201–202.
117 „Hamburger Tageblatt”, ogłoszenie reklamujące występ „syberyjskiego chóru Kozaków”, 29
V 1940, s. 7.
118 Por. „Deutsche Allgemeine Zeitung”, VI 1941.
119 K. Morgan, Harry Pollitt…, op. cit., s. 117.
ROZDZIAŁ 5

Niezdarne, podszyte niepewnością


umizgi

Jak wspominał później Winston Churchill, wieści o  pakcie nazistowsko-


sowieckim „wstrząsnęły światem niczym wybuch”1. Brytyjski sekretarz wojny,
Leslie Hore-Belisha, posłużył się podobną metaforą, określając to wydarzenie
mianem „istnej bomby”2. O dziwo, brytyjskie służby wywiadowcze, zwykle bardzo
sprawne w  zdobywaniu informacji, wystosowały niewiele ostrzeżeń
o  nadchodzącym nazistowsko-sowieckim zbliżeniu. Wprawdzie wiedziano
o niemieckich zamiarach zacieśnienia stosunków z Moskwą, ale sądzono, że takie
dążenia są sprzeczne z  politycznymi instynktami Hitlera i  uważano, iż strona
sowiecka ich nie odwzajemniała. W związku z tym na odprawie w Foreign Office
w tygodniu, w którym doszło do podpisania układu Ribbentrop-Mołotow, oceniono
perspektywy zawarcia paktu nazistowsko-sowieckiego jako „bardzo mało
prawdopodobne”3. Jeśli w wywiadzie zapanowało zaskoczenie, to w wielu innych
brytyjskich kręgach reakcją na to wydarzenie był istny szok. We wszelkich
debatach zażartą wrogość między nazistami a Sowietami traktowano jako pewnik,
jako jeden z  niezmiennych elementów życia politycznego. I  nagle, w  trakcie
jednego dnia, wszystko to okazało się iluzją. Tak więc podpisanie paktu należało do
tych stosunkowo nielicznych momentów w  historii, w  których świat – ze
wszystkimi założeniami i przyjętymi normami – poniekąd „stanął na głowie”.
Wizja dwóch nikczemnych reżimów, które podjęły ze sobą współpracę,
rzeczywiście mogła wywołać bardzo głęboki niepokój. Dla pamiętnikarza
i polityka „Chipsa” Channona zwiastowała coś na kształt apokalipsy. „Teraz naziści
i bolszewicy skrzyknęli się, żeby zniszczyć cywilizację – zapisał – a perspektywy
świata przedstawiają się strasznie”. Brytyjski parlamentarzysta Harold Nicolson,
który wcześniej wytrwale ostrzegał przed groźbą, jaką stanowi faszyzm, zgodziłby
się z takim stwierdzeniem. W swoim diariuszu zanotował: „Boję się, że oznacza to,
iż teraz zostaniemy starci w proch”. Doświadczony dyplomata Alexander Cadogan
czuł się skrajnie wyczerpany. Zasiadając do kolacji wieczorem w  dniu, w  którym
ogłoszono podpisanie paktu, dumał nad znaczeniem tego aktu, lecz nie był w stanie
otrząsnąć się z  poczucia skrajnego zmęczenia: „Wszystkie te kryzysy są zanadto
wyczerpujące. Nie da się tak dalej żyć w Europie. To nie ma sensu”4.
Opinia publiczna w  Wielkiej Brytanii patrzyła na to wszystko mniej
pesymistycznie, a  szerokie jej kręgi darzyły pewnym szacunkiem ZSRS,
postrzegany przez wielu, pod wpływem zabiegów moskiewskiej propagandy, jako
„robotniczy raj”. Sondaż przeprowadzony wśród brytyjskiej opinii publicznej
w  kwietniu 1939 roku wykazał, że 87 procent respondentów opowiadało się za
zawarciem sojuszu wojskowego z  Moskwą, a  do jesieni opinie te uległy tylko
nieznacznym zmianom5. W  rezultacie, kiedy w  sierpniu dotarły do Wielkiej
Brytanii wieści o  pakcie nazistowsko-sowieckim, szerokie rzesze tamtejszej
ludności nie chciały interpretować tego wydarzenia w sposób stawiający Związek
Sowiecki w  niekorzystnym świetle. Najczęściej wyrażano zdanie, że Stalin po
prostu gra na czas, chroniąc ZSRS i ostatecznie opowie się po stronie brytyjskiej6.
Poza tym jednak narastało przekonanie o  nieuchronności wojny. Jeden
z pracowników brytyjskiego wywiadu posłał swojej żonie akurat w dniu zawarcia
paktu pocztówkę z  ostrzeżeniem: „Nie chcę wyjść na panikarza, ale naprawdę
sądzę, że Niemcy uderzą na Polskę w  ten weekend lub na początku przyszłego
tygodnia”7. Nie pomylił się zbytnio. Podobne obawy znalazły zwięzły wyraz we
wspomnieniach Hugh Dundasa, pilota 616. Dywizjonu RAF-u, podówczas
stacjonującego w  Manston na wybrzeżu Anglii w  hrabstwie Kent. Kiedy Dundas
dowiedział się o  zawarciu paktu, rozmawiał właśnie z  Teddym St. Aubynem,
absolwentem Eton i  byłym oficerem gwardii, jednym z  organizatorów
wspomnianego dywizjonu. St. Aubyn, usłyszawszy o  tym, nie przebierał
w słowach: „Teddy odłożył łyżkę, którą jadł zupę, i powiedział głośno i wyraźnie:
»Cóż, sprawa schrzaniona. To początek cholernej wojny…« Dosłyszałem te jego
słowa – wspominał później Dundas – i wiedziałem, że ma rację”8.
Mimo wszystkich tych uzasadnionych obaw Wielka Brytania okazywała światu
w  tym ostatnim tygodniu pokoju opanowane oblicze. Artykuł wstępny w  „The
Times” z 23 sierpnia zapewne dobrze oddawał tę stoicką postawę. W tekście tym
wstrzymywano się z  wydawaniem ostatecznych ocen na temat paktu do czasu
zapoznania się z  jego szczegółami, niemniej wyrażono wątpliwość, czy „układ
nazistowsko-sowiecki w  poważniejszym stopniu zmieni stosunek sił zarówno
w czasie pokojowym, jak i podczas wojny”. Mimo wszystko, informowano dalej,
stanowisko Wielkiej Brytanii jest jasne: tak jak obwieszczono na Downing Street,
pakt „w żaden sposób nie wpłynie na [brytyjskie] zobowiązania wobec Polski”,
które „wielokrotnie ogłaszano publicznie” i które rząd brytyjski był „zdecydowany
wypełnić”. Ponadto, jak gdyby zamierzając odeprzeć zarzuty, że brytyjscy
negocjatorzy niezbyt energicznie starali się przeciągnąć Sowietów na swoją stronę,
w  cytowanym artykule stwierdzono także, iż „konsekwencja i  wiarygodność
rosyjskiej i  niemieckiej dyplomacji wzbudzają poważniejsze wątpliwości niż
kiedykolwiek dotychczas”9. Wyraźnie dawano do zrozumienia, że dwulicowi
Sowieci nie nadają się na wiarygodnych partnerów, lepiej już więc, że wybrali
swoich nowych niemieckich przyjaciół.
Tymczasem Wielka Brytania umacniała swoje sojusze. O  siedemnastej 25
sierpnia brytyjski sekretarz spraw zagranicznych, Edward Wood, czyli hrabia
Halifax, spotkał się z  polskim ambasadorem, hrabią Edwardem Raczyńskim,
w swoim gabinecie, ze ścianami wyłożonymi dębowymi panelami, w londyńskim
Whitehallu. Pięćdziesięcioośmioletni Halifax był wcześniej wicekrólem Indii
i  sprawował różne funkcje ministerialne, nim na początku 1938 roku został
ministrem spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii. Był człowiekiem o  dość
niezwykłej powierzchowności: bardzo wysokim, a  przy tym nader chudym –
wszystkie ubrania zdawały się na nim wisieć; zaczątki łysiny na czaszce
powodowały, że sprawiał wrażenie jeszcze wyższego. Był opanowany i roztropny –
prezentując „olimpijski spokój w obejściu”10, jak to ujął jeden z biografów – i miał
smutne oczy pod ciężkimi powiekami, smętny wyraz twarzy oraz nieznacznie
seplenił.
Jego rozmówca był ulepiony z  podobnej gliny. Raczyński wywodził się
z polskiego arystokratycznego rodu, a jego przodkowie służyli na dworach saskim
i pruskim. On sam mówił płynnie po angielsku, odbywając w swoim czasie studia
w  londyńskiej Szkole Ekonomii i  Nauk Politycznych, a  w  1934 roku otrzymał
nominację na ambasadora Polski w  Wielkiej Brytanii. O  dziesięć lat młodszy od
Halifaksa, przypominał z  wyglądu profesora, z  wysokim czołem i  w  okularach
w drucianych oprawkach osadzonych na orlim nosie.
Polski ambasador w Londynie, hrabia Edward Raczyński. To właśnie on oraz lord Halifax złożyli
25 sierpnia 1939 roku swoje podpisy pod polsko-brytyjskim układem o wzajemnej pomocy.
Gwarancje, jakich w ten sposób Anglia udzielała Rzeczpospolitej, choć relatywnie słabe,
stanowiły jednak wyraźny sygnał dla Niemiec.
Rozmowa Halifaksa z  Raczyńskim trwała krótko, około piętnastu minut. Jej
tematem była reakcja Wielkiej Brytanii i  Polski na zawarcie paktu nazistowsko-
sowieckiego, ogłoszonego zaledwie trzydzieści sześć godzin wcześniej. Obaj
dyplomaci mieli przed sobą szkic traktatu, „porozumienia o  wzajemnej pomocy”,
który w zamierzeniu miał zacieśnić współpracę nawiązaną przez obydwa kraje oraz
potwierdzić brytyjską gotowość udzielenia wsparcia Polsce na wypadek
niemieckiej agresji. W istocie rozmowy na temat tego porozumienia toczyły się już
od pewnego czasu, ale wydarzenia w  Moskwie uczyniły tę sprawę szczególnie
pilną. Był to niewielki dokument – jego osiem punktów zawierało łącznie około
pięciuset słów – acz o  doniosłym znaczeniu, choćby dlatego, że przewidywał, iż
w razie, gdyby któraś z układających się stron „przystąpiła do działań wojennych
z państwem europejskim w rezultacie agresji podjętej przez to państwo”, to druga
strona udzieli „wszelkiego wsparcia i  pomocy w  ramach swych możliwości”. Po
ponownym odczytaniu treści tego dokumentu złożono podpisy na jego
egzemplarzach, które wymieniono i kontrasygnowano; sprawa została załatwiona.
„Wojna nerwów”, jak wspominał później Raczyński, zdawała się zbliżać do końca.
Polska zdobyła sojusznika11.
W każdym razie teoretycznie. Mimo że w  Whitehallu miano świadomość, po
zawarciu paktu nazistowsko-sowieckiego, iż Polacy muszą się liczyć nie tylko
z  inwazją niemiecką, ale i  sowiecką, to udzielone gwarancje nie odnosiły się do
działań Moskwy12. Brytyjskie Foreign Office uważało moskiewski pakt za z gruntu
nienaturalne porozumienie, w  związku z  czym – uznając je za przejściowe
i  nietrwałe – nie chciano zniweczyć perspektyw arcyważnej współpracy z  ZSRS,
zawczasu czyniąc sobie wrogów z  Sowietów. Wobec tego, choć w  traktacie
wspomniano tylko o agresji dokonanej przez nieokreślone „państwo europejskie”,
do układu został dołączony tajny protokół, podpisany przez obie strony, w którym
kwestia ta doczekała się sprecyzowania. W  protokole tym wyjaśniono, że za
rzeczone „państwo europejskie” sygnatariusze uznają „Niemcy”, a  na wypadek
zbrojnej napaści dokonanej przez inne państwo, miano jedynie „skonsultować”
wspólną reakcję. Chociaż nie było to szczególnie szczodrą ofertą, to, jak zauważyli
politycy w  Whitehallu, Polacy okazywali tak silne „zaniepokojenie”, że
oczekiwano, iż Warszawa zaakceptuje podobne warunki13.
Mimo że Halifax i  Raczyński nie zdawali sobie z  tego sprawy, to
w  rzeczywistości uzgodnili coś, co stanowiło rodzaj ironicznego echa tajnego
protokołu nazistowsko-sowieckiego, podpisanego dwa dni wcześniej, traktującego
o  przyszłym rozbiorze Polski. W  ciągu dwóch dni zawarto dwa traktaty, których
najważniejsze postanowienia znalazły się w utajnionych załącznikach.
Gdy dziewięć dni później Wielka Brytania wypowiedziała wojnę Niemcom,
Brytyjczycy zachowali spokój, choć już owego pierwszego popołudnia w Londynie
rozległy się syreny alarmu przeciwlotniczego. I  tak jak to się działo często
w  nadchodzących miesiącach i  latach, ton wydarzeniom tamtego dnia nadało
wystąpienie Churchilla, który, choć jeszcze nie był premierem, to mimo wszystko
uczynił wiele dla określenia celów wojennych Wielkiej Brytanii i  postawy tego
kraju, przemawiając w  Izbie Gmin 3 września. Wyrażając optymizm z  powodu
tego, że „pokolenie Brytyjczyków” jest „gotowe dowieść swej wartości”
w  nadchodzących zmaganiach, przedstawił w  zarysie brytyjskie cele
w rozpoczynającej się wojnie. „To nie kwestia walki o Gdańsk czy walki o Polskę”
– stwierdził. „Walczymy o  ocalenie całego świata przed zarazą nazistowskiej
tyranii i  w  obronie tego, co dla człowieka najświętsze”. Miesiąc później
Chamberlain posłużył się podobnymi słowami, przedstawiając brytyjskie plany
wojenne, które, jak stwierdził, sprowadzały się do „uwolnienia Europy od
nieustannego i  nawracającego strachu przed niemiecką agresją i  umożliwienia
narodom europejskim zachowania niepodległości i wolności”14.
Tym samym jasno wyrażono oficjalną brytyjską postawę wobec Niemiec:
wynikającą z  nienaruszalnych zasad i  nieprzejednanie wrogą wobec zła
nazistowskiego totalitaryzmu. Ale, w  odróżnieniu od klarownego brytyjskiego
stanowiska w sprawie poczynań niemieckich, nastawienie – oficjalne i nieoficjalne
– do Związku Sowieckiego było bardzo złożone. O  ile rząd brytyjski zmagał się
z  pytaniem, jak prowadzić walkę z  Hitlerem w  trakcie „śmiesznej wojny”, o  tyle
poważnie się zastanawiał, czy w ogóle wchodzić w konflikt zbrojny ze Stalinem.
Poglądy brytyjskiej opinii publicznej w  tej sprawie dodatkowo komplikowały
sprawę. Z jednej strony byli tacy jak „Chips” Channon, którzy uznawali sowieckie
działania owej jesieni za intrygi powiązane z wielkim spiskiem. „Nasz świat (…)
popełnia samobójstwo – pisał – podczas gdy Stalin śmieje się, a  Kreml święci
triumfy”15. A  jednak w  szerokich kręgach ludności nadal panowała powszechna
sympatia dla Sowietów oraz poczucie, że rząd Chamberlaina nie dołożył
należytych starań, aby nakłonić Moskwę do zawarcia sojuszu, który mógł
prawdopodobnie powstrzymać Hitlera. Złożoność tych odczuć znalazła zapewne
najlepszy wyraz w  opinii pewnego urzędnika z  Hampshire, który wyraził swoje
zdanie tuż po wybuchu wojny w  ankiecie przeprowadzonej przez organizację
Mass-Observation:

Wracam do domu na obiad i  dowiaduję się, że przystąpiliśmy do wojny i  że przemawiał


Chamberlain. Dobrze, że go nie słuchałem. Nie chcę słyszeć, jak mówi: „Bóg wie, że
uczyniłem, co w mojej mocy!”. Nie wierzę w to. Mógł nawiązać współpracę z Rosjanami.

„Jestem gotowy walczyć z  faszyzmem, jeśli trzeba – dodał na koniec – ale


gdybyśmy potraktowali Rosję przyzwoicie, to nie byłoby takiej konieczności”16.
Złożone nastawienie opinii publicznej i pozorna absurdalność nowej przyjaźni
Stalina z  Hitlerem stanowiły pożywkę dla karykaturzystów z  prasy brytyjskiej,
którzy tamtej jesieni nieźle uchwycili panujące nastroje. Typowym motywem tych
karykatur, wykorzystanym choćby przez Berta Thomasa z  „Evening Standard”,
było przedstawianie nazistowskich Niemiec i  Związku Sowieckiego pod
postaciami goryla i niedźwiedzia. W taki sposób 18 września – dzień po sowieckiej
inwazji na wschodnią Polskę – Thomas zaprezentował symbolicznie obie te bestie,
usiłujące zmieścić się w  jednym łóżku: niedźwiedź kuli się w  ciasnocie, podczas
gdy goryl sięga ukradkiem po sztylet. Pod koniec następnego miesiąca Thomas
podjął temat, rysując nazistowskiego goryla pławiącego się w kałuży „błota i krwi”
– symbolizującej wojnę i  narodowosocjalistyczny „nowy porządek” w  Europie –
i  machającego do sowieckiego niedźwiedzia, aby ten do niego dołączył; goryl
woła: „Chodź tutaj – tu jest wspaniale!”.
„Ktoś zabiera kogoś na przechadzkę”. Wymowna karykatura autorstwa Davida Lowa
z października 1939 roku komentująca sytuację w Europie Środkowej po pakcie Ribbentrop-
Mołotow oraz po agresji na Polskę. Wzajemna nieufność Hitlera i Stalina oraz nienaturalny
charakter ich przymierza były oczywiste dla ówczesnych komentatorów.
„Rendezvous”. Karykatura autorstwa Davida Lowa z września 1939 roku. Tym, co szokowało
Europę najbardziej, a co mistrzowsko uchwycił nowozelandzki rysownik, była skala
nieoczekiwanej zmiany w relacjach na linii ZSRS–III Rzesza. W relatywnie krótkim czasie dwa
całkowicie przeciwstawne sobie państwa, prowadzące swoistą wojnę na obelgi, doszły do
zaskakującego porozumienia.

Jednakże zapewne najbardziej znanym ówczesnym karykaturzystą był David


Low, zamieszkały i  pracujący w  Londynie Nowozelandczyk, którego satyryczne
wizerunki Hitlera i  Mussoliniego sprawiły, iż zakazano prezentowania jego
rysunków w Niemczech i we Włoszech, a sam Low dostąpił wątpliwego zaszczytu
znalezienia się na sporządzonej przez SS w 1940 roku liście osób przewidzianych
do aresztowania17. Specjalizując się w  ciętych kpinach z  nazistów, jesienią 1939
roku opublikował wiele pamiętnych karykaturalnych rycin, w tym, 2 października,
Lombard wujaszka Joego, na której widniały postacie Hitlera i  Ribbentropa
pytających Stalina, co ów „dałby im” w zamian za nazizm, oraz rysunek opatrzony
podpisem „ktoś zabiera kogoś na przechadzkę”, na którym Stalin i Hitler idą ręka
w  rękę, związani ze sobą za kostki, na niezgrabny spacer wzdłuż „wschodniej
granicy”, a  każdy z  nich trzyma za plecami pistolet. Za sprawą takich celnych
karykatur Low potrafił zwięźle uchwycić zamieszanie, lęki i  absurd tamtych
czasów z graficzną wyrazistością, w czym tylko nieliczni rysownicy byli w stanie
mu dorównać18.
Najsłynniejszą karykaturą Lowa z tego okresu była Rendezvous, opublikowana
w  „Evening Standard” 20 września. Widać było na niej Stalina i  Hitlera,
spotykających się wśród wojennych ruin, kłaniających się sobie wzajemnie
i  zdejmujących czapki, jak gdyby w  trakcie wymiany powitalnych uprzejmości.
„Jest pan, zdaje się, zakałą ludzkości, jak sądzę?” – pyta Hitler, na co Stalin
odpowiada: „A pan krwawym mordercą robotników, jak się domyślam?”. U  ich
stóp leży postać symbolizująca rozbitą „Polskę”. Sarkastyczna wymowa tego
rysunku zgrabnie i zwięźle ujmowała ówczesny pogląd większości Brytyjczyków –
że pakt Ribbentrop-Mołotow to tylko cyniczne, krótkoterminowe porozumienie
pomiędzy ideologicznymi przeciwnikami.
W brytyjskich kołach rządowych przeważały mniej jednoznaczne opinie: jasna
świadomość potrzeby utrzymania kanałów łączności z  Moskwą, zaprawiona
intuicyjnymi obawami dotyczącymi intencji Sowietów. Takie ambiwalentne
nastawienie zostało wystawione na pierwszą poważną próbę, kiedy wojska
sowieckie wkroczyły do wschodniej Polski 17 września, tym samym zadając kłam
głoszonej oficjalnie przez ZSRS „neutralności” w  tej wojnie. We wstępniaku
w  „The Times” następnego dnia zdecydowanie potępiono Moskwę, w  dodatku
w dość nietypowym dla artykułów w tej gazecie rozwlekłym stylu. Informowano:

Oddziały rosyjskie przekroczyły polską granicę na całym froncie. Rozczarowani mogą się
poczuć tylko ci, którzy uczepili się pomysłowego przekonania, że Rosję należy traktować
inaczej niż jej nazistowskiego sąsiada, pomimo podobieństwa ich instytucji i  idiomu
politycznego, w związku z zasadami i celami jej polityki zagranicznej. Niemcy z pewnością
wykazali się większą przenikliwością, kiedy osądzili, że pełne sprzeczności cele frontu
pokojowego okażą się bezbarwne i  nieatrakcyjne w  zestawieniu z  perspektywą zdobycia
minimalnym kosztem dwóch polskich prowincji [tj. zachodniej Białorusi i  zachodniej
Ukrainy]. Niemcy miały dokonać mordu [na Polsce], a Rosja zagarnąć część łupu.

Wspomniany artykuł kończył się nutą wyrażającą zaciętą bojowość:

Tutejsza opinia publiczna jest oburzona, choć bynajmniej nie skonsternowana takimi
cynicznymi przejawami topornej dyplomacji. Sympatia dla Polski, ciepła i gorliwa wczoraj,
dziś wręcz goreje (…) Patrzymy na świat, który obecnie odrzucił kilka masek (…) Na całym
świecie została nakreślona granica między cywilizacją a prawami dżungli19.

Tymczasem w Whitehallu zastanawiano się poważnie, czy sowiecka inwazja na


Polskę powinna pociągnąć za sobą wypowiedzenie wojny Związkowi
Sowieckiemu przez Brytyjczyków, co stanowiło oficjalną reakcję na niemiecką
agresję dwa tygodnie wcześniej. Jednakże lord Halifax przypomniał członkom
gabinetu rządowego o  klauzulach tajnego protokołu, załączonego do brytyjsko-
polskiego układu, oraz o  „porozumieniu”, że brytyjska pomoc zostanie
uruchomiona tylko na wypadek niemieckiej napaści. „Wielka Brytania nie została
zobligowana traktatowo do przystąpienia do wojny z  ZSRS w  rezultacie ich
[sowieckiej] inwazji na Polskę”. Na wszelki wypadek Halifax dodał, że „rząd
francuski podziela taki punkt widzenia”20.
Rzeczywiście, Brytyjczykom bardziej niż na wypowiedzeniu wojny Sowietom
zależało na nawiązaniu ściślejszych kontaktów z  Moskwą, ażeby w  ten sposób
odegnać widmo pełnego sojuszu niemiecko-sowieckiego. W  związku z  tym na
jednym z rządowych posiedzeń rzucono nawet błyskotliwy pomysł zawarcia paktu
o  nieagresji z  ZSRS, lecz ktoś zwrócił uwagę, że takie porozumienia „cuchną
trochę od czasu 23 sierpnia”21. Zamiast tego rolę „lodołamacza” w  stosunkach
z  ZSRS miała odegrać wymiana handlowa. W  pierwszym tygodniu października
zawarto porozumienie o wymianie sowieckiego drewna o wartości miliona funtów
na dostawy kauczuku i cyny. Rozważano również handel innymi towarami, takimi
jak ołów, miedź, kakao i  obrabiarki22. A  jednak, choć te handlowe rokowania
przebiegały dość pomyślnie, to były podszyte paranoicznymi obawami
odnoszącymi się do sowieckich zamiarów i poczynań. W temat rozmów wciągnięto
na przykład los 16 statków zatrzymanych czasowo w sowieckich portach, a nawet
wystosowano notę, z której wynikało, że Sowieci mogą działać w złej wierze i tak
zorganizować transporty morskie, by te były narażone na ataki torpedowe
niemieckich okrętów podwodnych23.
Jak na ironię, w  tym samym tygodniu, w  którym doszło do podpisania tego
porozumienia handlowego, w  memorandum opracowanym przez brytyjskich
szefów sztabów znalazła się „ocena” nowej sytuacji strategicznej, wytworzonej
przez pakt nazistowsko-sowiecki. Była to dość trzeźwa analiza. Jej autorzy
przekonywali, że ZSRS nie tylko mógł „poważnie zaszkodzić sprawie
sprzymierzonych, zachowując nominalną neutralność”, ale także Sowieci byli
w  stanie udzielać „maksymalnej pomocy gospodarczej” Niemcom, w  ten sposób
redukując skutki brytyjskiej blokady ekonomicznej. Ponadto ostrzegano, że kraje
bałtyckie i  Finlandia są „bezbronne” w  obliczu sowieckiej agresji, a  zajęcie
Besarabii przez ZSRS to coś „całkiem możliwego”. Ten zawierający przenikliwe
spostrzeżenia dokument kończył się przypomnieniem brytyjskiemu gabinetowi
rządowemu, że „nieustanny cel Rosji to rozprzestrzenianie światowej rewolucji”
i  zawierał sugestię, iż pakt nazistowsko-sowiecki stwarzał Moskwie „idealną
okazję” do rozwinięcia „komunistycznej działalności na całym świecie”24.
Taka schizofreniczna ambiwalencja cechowała nastawienie rządu brytyjskiego
wobec Związku Sowieckiego owej jesieni. Obawy przed ukrytymi motywami,
jakimi mogli się kierować Sowieci, splatały się z  jeszcze większym strachem, że
brak porozumienia z  ZSRS może ostatecznie pchnąć Moskwę w  ramiona Hitlera
i doprowadzić do zawarcia ścisłego przymierza nazistowsko-sowieckiego. Właśnie
w warunkach tej złożonej sytuacji Winston Churchill sformułował jedno ze swoich
najsłynniejszych powiedzeń. W  zdecydowanym odróżnieniu od jednoznacznie
krytycznego nastawienia do Niemców, jakie Churchill prezentował, wyrażał się
z sympatią o Sowietach w przemówieniu radiowym wyemitowanym przez BBC 1
października – i to mimo coraz liczniejszych świadectw, że Sowieci dorównywali
swoim nazistowskim sprzymierzeńcom w  agresywnych zakusach wobec Polski.
Wkroczenie wojsk sowieckich do Polski, jak Churchill wyjaśniał słuchaczom, to
efekt „chłodnej polityki i  działań we własnym interesie”, ale jest „konieczne dla
ochronienia Rosji przed nazistowskim zagrożeniem”. Churchill nie był zatem
bynajmniej krytyczny, lecz pojednawczy, wyrozumiały wobec potencjalnych
sowieckich sojuszników i  zarazem nieprzejednany wobec niemieckiego wroga.
Rosja, jak stwierdził, to „zagadka owinięta w tajemnicę wewnątrz enigmy”25.
Taki stan kruchej równowagi doznał wszak silnego wstrząsu pod wpływem
sowieckiej agresji na Finlandię – „wojny zimowej” – pod koniec listopada 1939
roku. Poza tym, że rozwiała resztki złudzeń żywionych przez zachodnie elity
rządzące na temat prawdziwego charakteru sowieckich zamiarów, wojna zimowa
sprawiła też, że kwestia wypracowania brytyjskiego nastawienia do Związku
Sowieckiego stała się szczególnie pilna. Już miesiąc wcześniej, gdy Moskwa
wzmagała naciski wywierane na Finlandię, niektórzy członkowie brytyjskiego
gabinetu rządowego zaczęli myśleć o  podjęciu bardziej stanowczych poczynań
wobec Sowietów. W  związku z  tym pod koniec października, pod wpływem
nalegań brytyjskiego ambasadora w  Helsinkach, sekretarz spraw zagranicznych
Halifax zażądał od szefostwa sił zbrojnych raportu, dotyczącego korzyści
i minusów ewentualnego wypowiedzenia wojny ZSRS przez Wielką Brytanię26.
Opracowany raport zawierał stanowcze zalecenie, aby nie wypowiadać wojny
Sowietom, lecz nie oznaczało to jeszcze zaniechania realizacji takiego pomysłu.
W  połowie grudnia, w  trakcie dyskusji na temat możliwości udzielenia Finom
pomocy materialnej, wyłonił się ponownie, a  Halifax raz jeszcze poinformował
członków gabinetu o tym, że analizował „ogólnikowo reperkusje konfliktu między
nami a Rosją”, przyznając przy tym, iż „nie jest pewien, jak należałoby pokierować
tą sprawą”27. Halifax rzeczywiście miał twardy orzech do zgryzienia. Miał zamiar,
jak wyznał jednemu z  brytyjskich polityków, „wbić klin” między Sowietów
a  Niemców, aby zakłócić ekonomiczną i  polityczną współpracę tych krajów28.
Jednak handel z  Moskwą nie doprowadził do złagodzenia sowieckich działań, co
zostało dobitnie wykazane przez sowiecką napaść na Finlandię. Poza tym nie leżało
w  interesach Wielkiej Brytanii zaopatrywanie państwa okazującego Niemcom
„życzliwą neutralność”, gdyż obawiano się w  Londynie, że „eksport do ZSRS
prawdopodobnie jest równoznaczny z  eksportem do Niemiec”29. Mimo to
wypowiedzenie wojny Sowietom nie miało sensu w  kategoriach wojskowych
i  strategicznych, gdyż tylko wzmocniłoby obóz nieprzyjaciół Wielkiej Brytanii,
mogąc się przyczynić do dalszego scementowania relacji niemiecko-sowieckich.
Z czasem podjęto działania gdzieś pomiędzy tymi dwiema skrajnościami. O ile
żadnej z wcześniejszych opcji nie odrzucono całkowicie, o tyle padła propozycja,
aby Wielka Brytania spróbowała pokrzyżować powiązania niemiecko-sowieckie za
sprawą uwikłania Związku Sowieckiego w  trudności strategiczne i  ekonomiczne,
pod wpływem których ZSRS byłby z  kolei „mniej zdolny do pomagania
Niemcom”. Jeden z  nurtów takiej polityki polegał na utrudnianiu Sowietom
prowadzenia handlu międzynarodowego, aby najważniejsze sprowadzane surowce
nie trafiały w niemieckie ręce, a zatem w praktyce było to rozciągnięcie brytyjskiej
blokady Niemiec także na Związek Sowiecki. W związku z tym władze brytyjskie
zaczęły przechwytywać i  internować sowieckie statki, takie jak „Selenga”,
zatrzymany w Hongkongu w styczniu 1940 roku z ładunkiem wolframu, antymonu
i cyny; statek ten zmierzał do Władywostoku30.
Takie działania przynajmniej ściągnęły Sowietów z  powrotem do stołu
rokowań. W marcu sowiecki ambasador w Londynie, Iwan Majski, zapytał podczas
spotkania z  Halifaksem, czy rząd brytyjski byłby skłonny wznowić zawieszone
negocjacje handlowe, a  jeśli tak, to czy pierwszym krokiem nie mogłoby być
poniechanie przechwytywania sowieckich statków. Halifax zareagował na to
chłodno, wspominając krytycznie o  uprawianej przez sowiecki rząd polityce
podtrzymywania „wojny między aliantami a  Niemcami, dla własnych korzyści”,
ale później poruszył tę kwestię na posiedzeniu gabinetu rządowego, zastanawiając
się, czy – w  ramach ewentualnego porozumienia – nie dałoby się nakłonić
Sowietów do ograniczenia dostaw ropy naftowej do Niemiec31. Najwyraźniej taki
bodziec, jak zatrzymywanie sowieckich statków, mógł jednak przynieść jakieś
owoce.
Ale w  tym samym czasie, gdy trwały te rozmowy, Brytyjczycy i  Francuzi
planowali o wiele śmielszą akcję. Od wielu lat dobrze rozumiano na Zachodzie fakt
wrażliwości na atak na główny region roponośny w  ZSRS, którego głównym
ośrodkiem było Baku na Kaukazie. Wobec faktu, że tam właśnie wydobywano 75
procent sowieckiej ropy, a  obszar ten znajdował się w  odległości zaledwie 200
kilometrów od granicy tureckiej, słusznie uznawano Baku za „achillesową piętę”
Stalina.
W związku z  tym, gdy zimą na przełomie 1939 i  1940 roku rozważano
w  Londynie i  Paryżu różne koncepcje wywarcia nacisku na Moskwę, zamysł
uderzenia na Baku znowu wysunął się na pierwszy plan. Pomysł ów został wysnuty
z  osobliwego splotu motywów. Przede wszystkim osoby odpowiedzialne za
nakreślenie planów takiej operacji zwracały uwagę na wrażliwość regionu Baku na
naloty powietrzne, przypuszczając, że taki atak uderzyłby nie tylko w  sowiecką
gospodarkę, lecz także, co najważniejsze, w  ekonomię nazistowskich Niemiec.
W  istocie zmowa Moskwy z  Berlinem doprowadziła do zasadniczego
przeszacowania brytyjskich priorytetów strategicznych. Świadomi, że Niemcy
uchroniły się przed skutkami tradycyjnej brytyjskiej taktyki – to jest wprowadzenia
blokady morskiej – za sprawą gospodarczych powiązań z ZSRS, brytyjscy planiści
dostrzegli pilną potrzebę zduszenia w  zarodku nowego tworu geopolitycznego –
„Teutosławii”, jak go nazwał preferujący rozwiązania militarne Robert Vansittart.
„Powinniśmy uderzyć na Ruso-Niemcy – powiedział Vansittart członkom
brytyjskiego rządu wiosną 1940 roku – zanim sojusz [sowiecko-nazistowski] nie
stanie się zbyt mocny”32.
Francuzi zaprezentowali jeszcze bardziej wojownicze nastawienie.
W rzeczywistości Francja generalnie popierała brytyjskie działania w poprzednich
miesiącach, mimo wewnętrznych trudności starając się udzielać Londynowi
bezwarunkowego wsparcia moralnego. Sam premier Edouard Daladier odnosił się
tamtej zimy bardzo ostro do Sowietów – między innymi delegalizując Francuską
Partię Komunistyczną i  usuwając z  kraju sowieckiego ambasadora – po części
starając się w ten sposób uciszyć krytykę pod swoim adresem za to, że nie udało się
należycie wspomóc Finów. W  rezultacie pomysł ataku na Kaukaz został
podchwycony przez wielu członków francuskiego rządu, w  tym przez ministra
marynarki wojennej, Césara Campinchiego, który optymistycznie oświadczył, że
„jeżeli tylko uda nam się odsunąć Rosję od Niemiec, to wygramy tę wojnę”33. Inni
byli jeszcze ambitniejsi. Oficer francuskich sił powietrznych, Paul Stehlin,
wspominał, jak owej zimy pokazano mu w  siedzibie dowództwa lotnictwa
wojskowego w  Paryżu tajną mapę, z  „dwiema dużymi strzałkami, jedną
wychodzącą z  Syrii, a  drugą z  Finlandii, które zbiegały się na wschód od
Moskwy”. Ich znaczenie wyjaśnił mu zastępca szefa sztabu sił lotniczych:

Rosja jest obecnie sprzymierzona z  Niemcami. W  związku z  tym atakując ją, odbierzemy
hitlerowskim Niemcom niezbędne zasoby, a  także odsuniemy wojnę od naszych granic.
Generał Weygand dowodzi naszymi wojskami w  Syrii i  Libanie, a  te wyruszą w  kierunku
Baku, aby zatrzymać wydobycie tamtejszej ropy naftowej; stamtąd podążą dalej na północ,
żeby połączyć się z armiami, które pomaszerują na Moskwę ze Skandynawii i z Finlandii34.

Zdumiewające, ale wygląda na to, że operacje militarne na Kaukazie miały być


tylko wstępem do realizacji ofensywnych planów francuskiego naczelnego
dowództwa.
A jednak poza takimi nierealistycznymi ambicjami w  grę wchodziło wiele
bardziej przyziemnych, mniej górnolotnych motywów, przede wszystkim
francuskie pragnienie uniknięcia sprowokowania Niemców na froncie zachodnim
oraz brytyjski zamiar podjęcia jakiejś „akcji”, która rozproszyłaby duszącą bierność
„dziwnej wojny”. Wydaje się, że u  źródeł tego wszystkiego tkwiło sporo
tradycyjnego antybolszewizmu, lęk, że pakt nazistowsko-sowiecki przerodzi się
w  prawdziwy sojusz oraz założenie, iż ZSRS w  jakiś sposób stanowi „miękkie
podbrzusze” Niemiec Hitlera. Jak zauważył jeden z  francuskich komentatorów
w 1940 roku, w kołach rządowych we Francji panowała opinia, że Rosja „upadnie
po najlżejszym ciosie”, a Francja „nie zdoła pobić Hitlera, dopóki nie zgniecie się
Stalina”35.
Zamysł zbombardowania Baku krążył w  brytyjskich i  francuskich sferach
rządowych od pewnego czasu, poczynając od końca 1939 roku, ale po sowieckim
zwycięstwie nad Finami w  wojnie zimowej w  marcu 1940 roku zajęto się nim
poważniej. Na początku wspomnianego roku w  raportach sztabu brytyjskiego
lotnictwa przewidywano, że niewielka liczba bombowców mogłaby unieruchomić
sowiecki przemysł wydobywczy, co zarazem uderzyłoby w  produkcję militarną
hitlerowskich Niemiec. W pierwszych dniach marca 1940 roku War Office szybko
zaaprobowało budowę niezbędnych lotnisk w  Turcji36 i, w  ciągu miesiąca,
zmodyfikowany samolot Lockheed Electra, należący do jednostki zwiadu
fotograficznego RAF-u z  Heston, przeprowadził dwa loty z  bazy Habbaniya
w  Iraku, by zrobić zdjęcia lotnicze celów. Zgodnie z  obowiązującą w  tajnych
akcjach wywiadowczych zasadą „możliwości wiarygodnego zaprzeczania”
lockheed ten miał zamalowane okrągłe znaki rozpoznawcze RAF-u, które
zastąpiono cywilnymi oznaczeniami. Tak samo pięcioosobowa załoga tego
samolotu miała na sobie cywilne ubrania, bez wojskowych odznak.
Choć pierwsza z owych misji zwiadowczych przebiegła gładko, to druga – lot
nad Batumi na wschodnim wybrzeżu Morza Czarnego 5 kwietnia 1940 roku –
zaalarmowała sowiecką obronę powietrzną. Dostrzeżony po przebyciu turecko-
sowieckiej granicy lockheed został nad Batumi wzięty na cel przez obronę
przeciwlotniczą i w końcu przepędzony przez sowieckie myśliwce. Jak gdyby dla
podkreślenia rangi tej akcji, owe przechwytujące myśliwce sowieckich sił
powietrznych zostały rozpoznane jako Messerschmitty Bf 109 niemieckiej
produkcji37.
Reakcja Związku Sowieckiego nie ograniczyła się do wysłania w  pościg za
intruzem kilku messerschmittów. W tym samym czasie, kiedy lockheed krążył nad
Kaukazem, brytyjski wysłannik, Stafford Cripps, prowadził w Moskwie rozmowy
z Mołotowem. Misja Crippsa dotyczyła głównie zawarcia umowy handlowej, ale,
jak to zwykle bywa, kontakty handlowe miały przetrzeć drogę poprawie stosunków
politycznych ZSRS z Wielką Brytanią, w celu zapobieżenia dalszemu zacieśnieniu
relacji między Sowietami a  nazistami. Dość zaskakujące, że Mołotow okazał się
nader uczynny, dając do zrozumienia Crippsowi, iż Związek Sowiecki chętnie
zawarłby handlowe i polityczne porozumienie z Wielką Brytanią.
Przyczynę tej nietypowej życzliwości Mołotowa stanowiła, jak się wydaje,
świadomość istnienia brytyjsko-francuskich planów nalotów na Baku i Batumi. Nie
do końca wiadomo, jak sowieckie władze dowiedziały się o takich planach, jednak
z  pewnością były one znane Sowietom już na początku marca 1940 roku, gdyż
wedle francuskich źródeł dyplomatycznych, Sowieci na tyle zaniepokoili się
możliwością ataków lotniczych na Kaukaz, że dopytywali się u  amerykańskich
inżynierów o  ewentualne skutki takich nalotów. Odpowiedź, jaką uzyskali,
brzmiała jednoznacznie: „Wobec stosowanych metod eksploatacji złóż naftowych
[na Kaukazie] – brzmiała ekspertyza – ziemia tam jest tak przesiąknięta ropą, że
pożary natychmiast rozprzestrzenią się na całą okolicę; upłyną miesiące, zanim uda
się je ugasić, i  rok, nim można będzie wznowić wydobycie”38. Wkrótce po
zapoznaniu się z tą opinią sowiecki ambasador w Londynie zgłosił się do Halifaksa
z propozycją podjęcia negocjacji handlowych. Wyraźnie owa sowiecka inicjatywa
dyplomatyczna miała przeciwdziałać planom podjęcia przez aliantów akcji
zaczepnej. Jak przypuszczał wojskowy i  dyplomata Fitzroy Maclean, sowieckie
zamiary sprowadzały się do zasiania w  umysłach aliantów wątpliwości co do
optymalnej strategii, a  „poprzez skomplikowanie kwestii, utrzymanie nas
w  prowadzonej grze możliwie najdłużej i  przez to zyskanie bardzo potrzebnego
czasu na przygotowania”. Przy okazji, jak Maclean dodał z  przekąsem, Sowieci
„najwyraźniej znaleźli użytecznego pośrednika w osobie sir Stafforda Crippsa”39.
Tymczasem lockheed wraz z  załogą powrócił do Heston, a  klisze filmowe
przekazano wydziałowi wywiadowczemu RAF-u, który zajął się analizowaniem
tych materiałów. W  wydanej ocenie, przekazanej zwierzchnictwu politycznemu
w  połowie kwietnia, analitycy stwierdzili, że jakiekolwiek „znaczne ograniczenie
wydobycia ropy naftowej z rosyjskich źródeł (…) musi doprowadzić, prędzej czy
później, do całkowitego załamania potencjału wojennego ZSRS”. I  dodano:
„Ponadto reperkusje związane z dyslokacją rosyjskiego przemysłu wydobywczego
mogą się okazać równie katastrofalne i  dla Niemiec”40. Wkrótce potem planom
RAF-u, których głównym orędownikiem był komodor (Air Commodore) John
Slessor, dyrektor wydziału planowania w  brytyjskim Ministerstwie Lotnictwa,
nadano kryptonim: operacja „Pike”.
Znamienne, że opowiadał się za tym właśnie Slessor. Ten weteran lotnictwa
i  autor rozprawy z  1937 roku, zatytułowanej Air Power and Armies (Siły
powietrzne a  wojska lądowe), w  której proponował ściślejsze współdziałanie
oddziałów naziemnych i  samolotów oraz wykorzystanie nalotów bombowych do
łamania nieprzyjacielskiego morale, należał do najstarszych rangą w  RAF-ie
zwolenników taktycznych działań lotnictwa wojskowego. Nie był w  tym wszak
osamotniony. Pod wieloma względami rok 1940 był czasem szczytowej wiary
w militarną skuteczność bombardowań lotniczych: niszczycielski atak Luftwaffe na
hiszpańskie miasteczko Guernica sprzed trzech lat był jeszcze świeży w  pamięci,
podobnie jak niemieckie naloty na Warszawę z 1939 roku. Przekonanie, wyrażone
w  1932 roku przez brytyjskiego premiera Stanleya Baldwina, że „bombowiec
zawsze się przedrze [przez obronę przeciwlotniczą]”, wciąż obowiązywało – co
najmniej do chwili, kiedy raport Butta z  1941 roku rozwiał mit o  potędze sił
powietrznych, wykazując, że tylko co czwarta załoga bombowców RAF-u była
w  stanie zrzucić bomby w  promieniu pięciu mil od wyznaczonego celu41. A  więc
operację „Pike” można uważać retrospektywnie za przejaw pychy Royal Air Force
– bardzo przesadnej wiary we własne możliwości.
Były i  inne zastrzeżenia. Wielu z  tych, którzy wzdragali się na perspektywę
brytyjskiej interwencji w  wojnie zimowej, było wstrząśniętych cokolwiek
beztroskim i  gładkim tonem dyskusji dotyczących ewentualnego uderzenia na
ZSRS. Laburzystowski parlamentarzysta, Josiah Wedgwood, wyraził podszyty
oburzeniem sprzeciw wobec planów ataku na Związek Sowiecki podczas debaty
w  Izbie Gmin w  marcu 1940 roku, poświęconej sprawie fińskiego kryzysu. „To
zdumiewający pomysł – powiedział – żeby w  środku wojny z  Hitlerem
rozpoczynać nieuzasadniony konflikt z  Rosją”42. Powoływał się na osobiste
doświadczenia. Jako młody człowiek odniósł rany w  innej „peryferyjnej akcji” –
w  kampanii dardanelskiej w  1915 roku – oraz uczestniczył w  brytyjskich
działaniach wywiadowczych na Syberii trzy lata później.
Bardziej praktyczne obawy zostały wyrażone na obradach gabinetu rządowego
w  styczniu 1940 roku przez lorda Hankeya, który zauważył, że ogólniejszy cel
powściągnięcia Niemiec poprzez uderzenie w  sowiecki przemysł naftowy jest
nierealny. Tylko „strużka” sowieckiej ropy docierała do Niemiec, powiedział
Hankey, dodając – całkiem słusznie – że to Rumunia jest „zdecydowanie
największym źródłem ropy naftowej” dla niemieckiego przemysłu. I choć podane
przezeń dane liczbowe zostały nieco skorygowane w późniejszym przygotowanym
dla rządu raporcie w  tej kwestii, to nie podważyły celności samego argumentu.
W marcu sekretarz do spraw kopalnictwa, Geoffrey Lloyd, oznajmił rządowi, że do
owego czasu eksport nafty z ZSRS i okupowanych terenów wschodnioeuropejskich
do Niemiec zaledwie w  3 procentach uzupełnia niemieckie zapasy ropy43.
Twierdzenie o  uzależnieniu Niemiec Hitlera od dostaw sowieckiego paliwa
wydawało się zatem znacznie przesadzone.
Pomimo takich obiekcji trwało nadal planowanie operacji „Pike”, z  czasem
pokrzyżowane przez bieg wydarzeń i  ostatecznie zniweczone przez uderzenie
wojsk niemieckich na Francję, Belgię i Holandię 10 maja 1940 roku. Hitler znalazł
własny sposób na przezwyciężenie monotonii „dziwnej wojny”.
Pewnym kontrargumentem, przemawiającym przeciwko atakowi na ZSRS,
którego, o  dziwo, jakoś nie dostrzegali wojskowi i  cywilni planiści, były
prawdopodobne konsekwencje strategiczne takiej operacji. Zasadniczo propozycje
uderzenia na Związek Sowiecki uzasadniano ogólnikowo dążeniem do rozbicia
powiązań Stalina z  Hitlerem, lecz wniosek, że taki atak mógł wywołać odwrotny
skutek i w istocie zacieśnić współpracę Berlina i Moskwy, wyraźnie nie był brany
pod uwagę. Podobnie mało przemyśleń poświęcono kwestii tego, co mogło się
wydarzyć, gdyby operacja „Pike” przebiegła wyjątkowo pomyślnie, lepiej od
najśmielszych wyobrażeń Slessora, i  doprowadziła do destabilizacji ZSRS.
W  takim wypadku najprawdopodobniej największą korzyść z  tego wyciągnęłyby
nie demokracje zachodnie, tylko Hitler, który mógłby wtedy bez przeszkód
pomaszerować ze swoimi wojskami na wschód i  sam zająłby pola naftowe na
Kaukazie.
Pozostaje bez odpowiedzi pytanie, jak otwarta agresja na Związek Sowiecki
zostałaby odebrana przez szerokie rzesze brytyjskiej ludności, które niezmiennie
odnosiły się do ZSRS i  do Stalina w  szczególności dużo bardziej pozytywnie
aniżeli brytyjskie elity polityczne i wojskowe. Na przykład w lecie 1939 roku, na
krótko przed wybuchem wojny, w  ankiecie przeprowadzonej przez Mass
Observation, oficjalną organizację, której zadanie polegało na informowaniu rządu
na bieżąco o  głosach opinii publicznej, pytano ludzi o  to, do których światowych
przywódców odnoszą się z  największym respektem oraz o  to, z  jakimi krajami
powinien „współdziałać naród brytyjski”. Rezultaty tej ankiety musiały zaskoczyć
wielu przedstawicieli klas rządzących; Związek Sowiecki znalazł się na czwartym
miejscu w spisie potencjalnych sojuszników, tuż za Francją i przed Polską. Stalin
okazał się drugim z  najbardziej „poważanych” zagranicznych przywódców, za
Rooseveltem44.
Wydaje się, że do zimy 1939 roku takie nastawienie nie uległo większym
zmianom, pomimo bardzo nieprzyjemnej niespodzianki, jaką był fakt podjęcia
przez Stalina współpracy z  Hitlerem. I  choć ponowny sondaż tego rodzaju
przeprowadzono w Wielkiej Brytanii dopiero w 1941 roku, to jasne jest, choćby na
podstawie anegdot zebranych przez Mass Observation, że wśród Brytyjczyków
nadal utrzymywał się pozytywny wizerunek Związku Sowieckiego. W  pierwszej
połowie 1940 roku brytyjska opinia publiczna twierdziła optymistycznie, że ZSRS
ostatecznie przystąpi do wojny po stronie alianckiej, a nawet osoby instynktownie
nastawione niechętnie do komunizmu rozumiały potrzebę współdziałania ze
Stalinem45.
Latem 1940 roku, gdy Francja upadła, a  sama Wielka Brytania znalazła się
w zagrożeniu, takie pozytywne podejście do Sowietów ledwie się zmieniło, mimo
iż Moskwa wielokrotnie wyrażała swe poparcie dla Hitlera. Przykładowo na
początku lipca wśród ludności Nottingham stwierdzono spadek antysowieckich
nastrojów i  osobliwe pragnienie „przyjęcia rosyjskiej pomocy”, choć Sowieci
bynajmniej jej nie oferowali46. Nawet sowiecka aneksja krajów bałtyckich,
Besarabii i  północnej Bukowiny owego lata nie przekonała większości
Brytyjczyków o  agresywnych, ekspansjonistycznych zamiarach Stalina. W istocie
badania opinii publicznej w Walii w lipcu 1940 roku wykazały po prostu istnienie
rozpaczliwej nadziei, że „Rosja okaże nam pomoc w swoim czasie”47.
Dopiero początek powietrznej bitwy o  Anglię przyniósł pewne otrzeźwienie.
Wobec faktu, że Wielka Brytania walczyła o  przetrwanie, zapewne nieunikniona
była dostrzegalna zmiana w  nastawieniu ludności; zarzucono oczekiwania, iż
pomoc przybędzie z  zewnątrz i  liczono już tylko na siebie. W  związku z  tym do
sierpnia 1940 roku, mimo że wrogość do Związku Sowieckiego rzadko była
wyrażana otwarcie, zapanowała w  coraz większym stopniu świadomość, iż
oczekiwanie wsparcia ze strony Moskwy to pobożne życzenia, a  nawet nastało
przekonanie, że Związek Sowiecki „prowadzi własną grę”48. A jednak pomimo tej
stopniowej zmiany w  odczuciach szerokich kręgów brytyjskiej opinii publicznej
nie było wśród nich ani śladu nieskrywanych obaw, targających brytyjskim
wojskowym i politycznym establishmentem, a odnoszących się do ideologicznego
zagrożenia, nadal stwarzanego przez Związek Sowiecki. Najwyraźniej bardzo
wielu przeciętnych Brytyjczyków na podstawie nader wątpliwych przesłanek wciąż
zachowywało wiarę w Stalina.
Oczywiście mocarstwem, które Brytyjczycy najbardziej chcieli przeciągnąć na
swoją stronę w  1940 roku, były Stany Zjednoczone. Jednakże owego burzliwego
lata Ameryka Roosevelta nadal starała się stanowczo dystansować od Europy
i wszystkich problemów Starego Kontynentu. Mimo że Roosevelt publicznie głosił
górnolotne hasła o potrzebie obrony demokracji przeciwko tyranii i o konieczności
„wprowadzenia kwarantanny dla agresorów”, to nie zdołał jeszcze przełamać
jednolitego bloku amerykańskich izolacjonistów, którzy – choć generalnie
opowiadali się po stronie Brytyjczyków i Francuzów – nader nieufnie odnosili się
do pomysłów ponownego uwikłania się w  europejski konflikt zbrojny.
Amerykański Kongres pod koniec lat trzydziestych uchwalił cztery ustawy
o  neutralności, zakazujące Amerykanom udziału w  obcych wojnach
i  wprowadzające embargo na sprzedaż broni wojującym krajom. Kiedy w  1939
roku w  Europie wybuchła wojna, Roosevelt niezwłocznie potwierdził oficjalnie
amerykańską neutralność, ale mimo wszystko starał się dyskretnie nakłaniać opinię
publiczną w  USA do zaakceptowania udzielenia określonego wsparcia Wielkiej
Brytanii, a  nawet doprowadził do rewizji ustawy o  neutralności, co umożliwiało
obcym państwom nabywanie sprzętu militarnego w  USA na zasadzie cash and
carry (płatność gotówką i własny transport).
Przyznać trzeba, że Roosevelt i  jego administracja zasadniczo postrzegali
Sowietów równie trzeźwo i  krytycznie jak Niemców, widząc totalitarne
pokrewieństwa obu systemów, potwierdzone dobitnie faktem zawarcia paktu
nazistowsko-sowieckiego. Faktycznie, niektóre osobistości z  amerykańskiego
Departamentu Stanu i  służby dyplomatycznej USA miały bardzo złą opinię
o  Sowietach. Na przykład amerykański ambasador w  Moskwie, Laurence
Steinhardt, wyrażał się o  swoich sowieckich gospodarzach w  bardzo
niedyplomatycznych słowach. Sowieci, jak wyjaśniał, „potrzebują nas o  wiele
bardziej, niż potrzebni są nam, a jedyny język, jaki rozumieją, to język siły, i sądzę,
że najwyższa pora, abyśmy odwołali się do jedynej doktryny, którą poważają”.
Kolega Steinhardta, asystent attaché wojskowego, Joseph Michela, okazał się
jeszcze bardziej szczery, określając „rządzącą hierarchię” w  ZSRS jako
„ignorancką (…) przebiegłą, sprytną, okrutną i  pozbawioną skrupułów”,
a  prowadzoną przez Moskwę politykę jako „odpowiadającą jedynie potrzebom
chwili”49.
Sam Roosevelt, nie ulegając cokolwiek gorączkowym nastrojom panującym
w  moskiewskiej ambasadzie, był przezorniejszy, nie chcąc nasilać trwającego
konfliktu i  jeszcze bardziej popychać Stalina w  objęcia Hitlera. Dlatego właśnie
opierał się określaniu ZSRS mianem kraju biorącego udział w  działaniach
wojennych po sowieckiej inwazji na Polskę w  połowie września 1939 roku.
Podobnie, z  pozoru naiwnie, uznał sowiecką ekspansję militarną, która objęła
w  następnym miesiącu kraje bałtyckie, woląc ją interpretować jako posunięcie
antyniemieckie, a  nie krok w  kierunku podporządkowania Moskwie trzech
suwerennych, niepodległych państw50.
Taka taktyczna ostrożność była niełatwa do utrzymania, zwłaszcza po tym, jak
sowiecka agresja na Finlandię w  listopadzie wydawała się ostatecznym dowodem
perfidii Stalina. Roosevelt ogłosił, że Stany Zjednoczone są „nie tylko przerażone,
ale do głębi rozgniewane” z powodu sowieckiej inwazji, i rozważał nawet zerwanie
stosunków dyplomatycznych z Moskwą. „Ludzie pytają – zapisał 30 listopada – po
co w  ogóle się zadawać z  obecnymi sowieckimi przywódcami, skoro ich wizja
cywilizacji i ludzkiego szczęścia jest tak zupełnie odmienna od naszej”51. W reakcji
na napaść ZSRS na Finlandię wydał potępiające oświadczenia, nawołując do
powściągliwości i  ograniczenia sprzedaży surowców Sowietom, ale i  nie
zdecydował się na zaopatrywanie Finów, mimo że oznaczało to – zdaniem
fińskiego ambasadora – wyrok śmierci dla Finlandii52.
Sprawa Finlandii na tyle usztywniła stanowisko Roosevelta, że zaczął
stopniowo coraz bardziej podzielać krytyczne poglądy pracowników amerykańskiej
ambasady w  Moskwie i  przestrzegać przed zagrożeniami wynikającymi ze
wspólnej „sowiecko-niemieckiej” dominacji w  Europie. Na przykład podczas
przemówienia wygłoszonego do prosowieckiego grona słuchaczy w  lutym 1940
roku nader nieprzychylnie określił ZSRS jako „dyktaturę tak samo absolutną jak
wszelkie inne dyktatury na świecie”, która „sprzymierzyła się z  inną dyktaturą”
i „najechała sąsiedni kraj, tak znikomo niewielki, że nie mógł wyrządzić możliwej
do wyobrażenia szkody Związkowi Sowieckiemu”. Mimo że widownia
zareagowała na to buczeniem i  gwizdami, Roosevelt wytrwale dalej krytykował
Sowietów, wyśmiewając pogląd, że ZSRS przeobrazi się w  państwo
z „usposobionym pokojowo, reprezentującym lud rządem”, jako „wierutną bzdurę
wypływającą z  niewiedzy”53. Przynajmniej przez pewien czas Związek Sowiecki
uważano w  Waszyngtonie nie za część rozwiązania problemu, ale – podobnie jak
hitlerowskie Niemcy – za część samego problemu.
Takie oceny miały wszak ulec zmianie. Latem 1940 roku, w  obliczu realnej
perspektywy klęski Wielkiej Brytanii i  Francji z  rąk niemieckich, amerykańskie
nastawienie do Niemiec stało się jeszcze twardsze, natomiast wobec Związku
Sowieckiego nieco bardziej pojednawcze, przy czym podsekretarz stanu Sumner
Welles dostał od Roosevelta polecenie podjęcia rozmów z  sowieckim
ambasadorem Konstantinem Umańskim. I choć rozmowy te nie przyniosły jakichś
konkretnych wyników, to ich znaczenia jako gestu nie należy lekceważyć.
Roosevelt począł szykować się na ewentualną klęskę Brytyjczyków i podejmować
wstępne kroki ku niezbędnemu w takiej sytuacji zbliżeniu z Moskwą54.
Tymczasem Brytyjczycy potrzebowali pilnie czegoś więcej od gestów.
Piętnastego maja w  liście do Roosevelta Churchill określił zapotrzebowanie
Wielkiej Brytanii na amerykańskie okręty do ochrony szlaków transportowych na
Atlantyku mianem kwestii „życia i śmierci”. Dwa miesiące później prosił o pomoc
jeszcze usilniej. „Panie prezydencie – pisał – z  wielkim szacunkiem muszę panu
oznajmić, że w  długiej historii świata teraz nadeszła ta chwila”55 – czyli chwila,
w  której trzeba działać. Francuzi też byli natarczywi. W  czerwcu 1940 roku
premier Paul Reynaud, gdy jego wojska ustępowały pod niemieckim naciskiem,
zwrócił się do Roosevelta z  dramatycznym apelem, żądając, aby amerykańskie
wojska przysłano na pomoc Francji w  godzinie, w  której ta znalazła się
w potrzebie.
Roosevelt zareagował na takie prośby nie od razu i niezbyt energicznie. W roku
wyborów w  USA wolał wykazać się umiarkowaniem, gdyż w  dziedzinie polityki
zagranicznej nie chciał tracić punktów na rzecz swojego republikańskiego
kontrkandydata Wendella Willkiego. Odpowiedź udzielona Reynaudowi była więc
arcydziełem niezobowiązującego pocieszenia. Choć Roosevelt stwierdził w niej, że
list Reynauda „głęboko go poruszył” i wychwalał „wspaniały opór” stawiany przez
wojska brytyjskie i  francuskie, to nie zobowiązał się do niczego poza
zapewnieniem, że jego rząd „robi wszystko, aby dostarczyć aliantom posiłki [tj.
pomoc wojskową], których tak potrzebują”56. Starania te przyniosły z  czasem
owoce – we wrześniu 1940 roku doszło do porozumienia o  „niszczycielach
w zamian za bazy”, a w marcu 1941 roku do podpisaniu układu Lend-Lease – ale
w lecie 1940 roku Ameryka nie stała się jeszcze „arsenałem demokracji”, za który
później oficjalnie się uznała. Jeszcze przez pewien czas Wielka Brytania
pozostawała osamotniona.
Właśnie w  takiej sytuacji międzynarodowej w  Wielkiej Brytanii wydarzył się
pewien dość osobliwy epizod, który dobrze demonstruje, jak dziwacznie zmienione
okoliczności nastały na świecie w  1940 roku. Chociaż większość przedstawicieli
prawej strony brytyjskiej sceny politycznej pospieszyła w  chwili wybuchu wojny
w 1939 roku z deklaracjami swojego patriotyzmu, to jednak nieliczni zatwardziali
antysemici z  Klubu Prawicy kontynuowali potajemnie starania zmierzające do
wynegocjowania pokoju z  nazistowskimi Niemcami. W  ramach tych prób
nawiązali kontakty z  młodym szyfrantem amerykańskiej ambasady w  Londynie,
Tylerem Kentem, który zaczął przejawiać szczególne zainteresowanie wymianą
korespondencji między Churchillem a  Rooseveltem. FBI żywiło podejrzenia, że
Kent, „izolacjonista” i  ktoś, kto wcześniej pracował w  ambasadzie USA
w  Moskwie, sympatyzuje z  Sowietami. Jednakże w  dziwnej nowej konstelacji
politycznej, jaka wytworzyła się w  1940 roku, jął pomagać tym, którzy mieli
poglądy bardzo pronazistowskie. Poprzez pośredniczkę z  grona „białych”
emigrantów rosyjskich, Annę Wolkoff, Kent porozumiał się z  Klubem Prawicy
i zaczął mu przekazywać szczegóły ściśle tajnej korespondencji, w której Churchill
usiłował nakłonić Roosevelta do przystąpienia do wojny. Kent czynił to w nadziei,
że ujawnienie takich listownych kontaktów skompromituje amerykańskiego
prezydenta i brytyjskiego premiera oraz zapobiegnie uwikłaniu Ameryki w wojnę
europejską. Wydawało się, że prosowieckie interesy tymczasowo zgodnie szły
w parze z tymi pronazistowskimi.
Na nieszczęście dla Kenta i  brytyjskiej skrajnej prawicy ta niecna współpraca
szybko przyciągnęła uwagę MI5, a spisek rychło ukrócono po aresztowaniu w maju
1940 roku Wolkoff i  Kenta. W  trakcie rewizji w  mieszkaniu Kenta odnaleziono
półtora tysiąca tajnych dokumentów, które ten przekopiował z  amerykańskiej
korespondencji dyplomatycznej. Wolkoff i Kent, sądzeni za działania szkodliwe dla
obronności Wielkiej Brytanii, dostali wyroki odpowiednio dziesięciu i siedmiu lat
więzienia57. Tuż po tym incydencie obawy dotyczące działalności proniemieckiej
„piątej kolumny” na Wyspach Brytyjskich doprowadziły do przejściowego
zalegalizowania internowania osób podejrzanych o  taką działalność, bez wyroku
sądowego – niesławnego „przepisu 18B o obronie kraju” – oraz aresztowania wielu
przedstawicieli skrajnej prawicy, w tym Oswalda Mosleya i lidera Klubu Prawicy,
Archibalda Ramsaya.
Wspomniany przepis prawny był typowo brytyjskim, kompromisowym
rozwiązaniem. Należał do ponad stu nadzwyczajnych regulacji wprowadzonych
pod koniec sierpnia 1939 roku, w  odpowiedzi na pakt nazistowsko-sowiecki
i  w  obliczu zbliżającej się wojny, i  w  zasadzie stanowił zmodernizowaną wersję
dawnej ustawy o  obronie kraju z  1914 roku, dopuszczając prewencyjne
zatrzymywanie osób, które mogły stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa
narodowego. W  treści tego przepisu wyszczególniono grupy ludzi, mogące być
uznanymi za podejrzane, w  tym tych „o wrogim pochodzeniu lub powiązaniach”,
tych, którzy „działali na szkodę bezpieczeństwa publicznego i obrony kraju” oraz
członków organizacji poddanych „obcym wpływom lub nadzorowi”, a także grup,
których liderzy „sympatyzowali z systemem rządów” nieprzyjacielskiego kraju58.
Oczywiście, taką ogólnikową definicję można było teoretycznie odnieść równie
dobrze do Brytyjskiej Unii Faszystowskiej (BUF) Mosleya, jak i  do
Komunistycznej Partii Wielkiej Brytanii (CPGB) Harry’ego Pollitta. Jednak
w  praktyce regulacją 18B objęto niemal wyłącznie stronników profaszystowskiej
prawicy: z  około 1600 Brytyjczyków internowanych na mocy owego przepisu
prawnego mniej więcej 75 procent należało do BUF; zatrzymano prawie
wszystkich aktywnych członków tej partii59. Z  kolei jedynym internowanym
członkiem CPGB był działacz związkowy z  Yorkshire, John Mason, aresztowany
w  lipcu 1940 roku za rzekome próby sabotażu przemysłowego60. Takie odmienne
potraktowanie brytyjskich faszystów i  komunistów zostało od razu zauważone,
a sam Mosley domagał się sprawiedliwego traktowania, twierdząc z przekonaniem,
że wybiórcze zastosowanie regulacji 18B latem 1940 roku to bezpośredni skutek
(oraz warunek) wejścia partii laburzystowskiej do rządu61. Można pominąć takie
teorie spiskowe, niemniej jasne jest, że wiele osób w brytyjskich kołach rządowych
dobrze zdawało sobie sprawę z potencjalnego zagrożenia dla bezpieczeństwa kraju
stwarzanego przez skrajną lewicę, jednak wstrzymywało się od stanowczych
kroków z  obawy, że te mogłyby podziałać prowokująco, czego dowiodła choćby
gwałtowna reakcja społeczeństwa na wydaną przez BBC w  lutym 1941 roku
decyzję, aby nie zatrudniać w  tej rozgłośni stronników CPGB62. Skoro na arenie
międzynarodowej Brytyjczycy próbowali zjednać sobie Sowietów, to nie miało
sensu prześladowanie zwolenników Moskwy w kraju.
W tych trudnych okolicznościach, gdy nie udało się jeszcze zapewnić sobie
amerykańskiego wsparcia, powrót do polityki negocjowania z  Sowietami musiał
się wydać w  Whitehallu rozsądny, a  człowiekiem wybranym do realizacji takiej
misji był Stafford Cripps. Ten pozbawiony poczucia humoru socjalista i marksista
z  przekonań, został usunięty z  partii laburzystowskiej za nawoływanie do
utworzenia „frontu ludowego” przeciw faszyzmowi. Cripps publicznie bronił
inwazji Związku Sowieckiego na Polskę i Finlandię. W związku z tym musiał się
wydać brytyjskiemu establishmentowi idealnym kandydatem do zdobycia
przychylności Moskwy. Ponadto Cripps miał już na koncie pewne obiecujące
osiągnięcia w  tej mierze. Jak już wspominaliśmy, w  lutym 1940 roku odwiedził
Moskwę, gdzie odbył nieformalne rozmowy z  Mołotowem, w  czasie których
odniósł wrażenie, iż Sowieci są „nader ostrożni” w swoich stosunkach z Niemcami
i  zależy im na jakimś zbliżeniu z  Wielką Brytanią63. Tak więc, choć w  łonie
brytyjskiego gabinetu rządowego wyrażano pewne wątpliwości co do politycznej
solidności i  wiarygodności Crippsa, to pod koniec maja 1940 roku wysłano go
jednak do Moskwy z  zadaniem prowadzenia rokowań handlowych, niebawem
pospiesznie wynosząc go do rangi ambasadora, wobec sowieckich oskarżeń o lèse-
majesté („obrazę majestatu”).
Jednakże Cripps rychło wyzbył się swego początkowego optymizmu. Jego
pierwsza rozmowa z Mołotowem upłynęła w lodowatej atmosferze, a na następne
dziesięć dni nie wyznaczono mu następnego spotkania – co stanowiło klasyczny
dyplomatyczny prztyczek w nos. Co więcej, Cripps zaczął zdawać sobie sprawę, że
Sowieci zamierzali utrzymać dobre relacje z Niemcami i bynajmniej nie paląc się
do zdecydowanej zmiany w swojej polityce zagranicznej, wyraźnie interesowali się
wyłącznie zapewnieniem sobie dodatkowych dostaw i wykorzystaniem negocjacji
z  Brytyjczykami do wywierania nacisku na Berlin. W  Londynie czołowy
dyplomata Foreign Office, Orme Sargeant, przedstawił sytuację z  ponurym
realizmem:

Przykro mi z  powodu sir S. Crippsa, który obecnie wkracza w  upokarzającą fazę, jaka jest
udziałem wszystkich brytyjskich negocjatorów w  Moskwie, kiedy po prostu muszą
wyczekiwać przed drzwiami do czasu, aż sowiecki rząd uzna za pożądane, w  ramach swej
polityki rozgrywania jednych państw przeciwko drugim, ich zauważyć (…) Tymczasem
Stalin przywiódł sir S. Crippsa dokładnie tam, gdzie chciał, to jest ku swoim drzwiom, jako
petenta z  żałosną pokojową propozycją dostaw cyny w  jednej dłoni i  dostaw kauczuku
w  drugiej. Stalin ma nadzieję na skontrowanie wszelkich niemieckich gróźb i  nacisków
poprzez wskazanie na sir S. Crippsa czekającego pod swoimi drzwiami, strasząc, że przyjmie
go i podejmie rozmowy z nim, a nie z niemieckim ambasadorem64.

Lewicowe przekonania Crippsa wcale nie zjednały go jego sowieckim


gospodarzom i  mogły wręcz stanowić rodzaj przeszkody. Jak przyznał już po
wojnie Churchill:

Wtedy nie zdawaliśmy sobie wystarczająco sprawy z tego, że sowieccy komuniści nienawidzą
skrajnie lewicowych polityków [brytyjskich], nawet bardziej niż torysów czy liberałów. Im
bliższy staje się człowiek poglądom komunistycznym, tym bardziej jest dla Sowietów
wstrętny, chyba że wstąpi do partii [komunistycznej]65.

Wydaje się, że w  ostatecznym rozrachunku Cripps okazał się niewłaściwą


osobą do wykonania powierzonego mu zadania. Jak zauważono w Foreign Office,
misja w  Moskwie osiągnęłaby większe sukcesy, gdyby Brytyjczycy wysłali tam
„jakiegoś aroganckiego diuka”66.
Mimo wszystko Cripps wytrwał na miejscu i  doczekał się spotkania ze
Stalinem, któremu 1 lipca wręczył osobiste posłanie od Churchilla. Po upadku
Francji Churchill deklarował zmianę brytyjskiego stanowiska i  prosił Stalina
o rozważenie swojego nastawienia. „Niemcy stali się waszymi przyjaciółmi prawie
w  tej samej chwili, kiedy stali się naszymi wrogami”, napisał. Teraz, wobec
zmienionej sytuacji militarnej, Churchillowi zależało na jasnym wyrażeniu, że
polityką Wielkiej Brytanii pozostaje obrona przed niemiecką dominacją oraz
wyzwolenie reszty Europy. I  choć Churchill przyznawał, że tylko sam Związek
Sowiecki może osądzić, czy niemieckie ambicje zdobycia hegemonii na
kontynencie nie stanowią zagrożenia dla interesów ZSRS, to przy okazji zapewnił
Stalina, że brytyjski rząd jest gotów przedyskutować wszelkie problemy wynikłe na
skutek niemieckiej agresji.
Stalin niewiele dał po sobie poznać. Podobno w  trakcie tego spotkania był
„oficjalny i sztywny”, nie zwracając uwagi na niepewne, sondujące pytania Crippsa
i  nie udzielając jasnej odpowiedzi na list Churchilla. Jeżeli budziła jego niepokój
zmiana sytuacji strategicznej, będąca oczywistym rezultatem klęski zadanej Francji
przez Hitlera, to na pewno się z tym nie zdradził. W istocie w trakcie tej „poważnej
i  szczerej rozmowy” Stalin pozwolił sobie wręcz na dość niedyplomatyczny
komentarz na temat dążeń Wielkiej Brytanii do odtworzenia „dawnej równowagi”
w  Europie, tym samym sprawiając wrażenie, jak gdyby zareagował z radością na
sejsmiczne wstrząsy wywołane przez hitlerowskie kampanie zaborcze67. Stalin
wcale nie rozpaczał z powodu upadku Francji, a raczej wydawał się z tego cieszyć.
Cripps wyzbył się złudzeń i przekonał się, że Stalin jest zdecydowany utrzymać
przymierze z Niemcami i nie dojdzie do poważniejszego przesunięcia w sowieckiej
polityce zagranicznej bez znacznych ustępstw ze strony brytyjskiej. A  to, jak
obawiał się Cripps, prawie zupełnie nie wchodziło w rachubę, choćby dlatego, że,
jak uważał, Wielka Brytania nie miała „najmniejszej ochoty na współpracę
z  Rosją” i  właśnie głęboko zakorzeniona wrogość Brytyjczyków do ZSRS
faktycznie popchnęła Stalina w objęcia Hitlera68. Jak gdyby tego było jeszcze mało,
wiara Crippsa w  powodzenie jego misji została dodatkowo silnie podkopana
ujawnieniem dokumentów zdobytych przez Niemców w  Paryżu, a  dotyczących
operacji „Pike”, czyli zaniechanych alianckich planów nalotów bombowych na
sowieckie pola naftowe69. Wydawało się, że Brytyjczycy skompromitowali się
w zupełności.
W próbie przełamania wynikłego impasu Cripps postarał się nadać nieco
prawdziwej treści górnolotnym i  wyrażanym w  dobrej wierze deklaracjom,
upatrując w  tym „ostatnią sposobność” do przeciągnięcia Moskwy na stronę
Londynu. Powołując się na rozmowy z  Mołotowem i  swoimi politycznymi
patronami z  Whitehallu, Cripps przedstawił 22 października skorygowane
propozycje, które pod wieloma względami zawierały lustrzane odbicie porozumień,
zawartych przez Sowietów z Hitlerem rok wcześniej.
W ich treści Wielka Brytania oferowała, by tak rzec, gruntowne uregulowanie
swoich stosunków z  Moskwą. Obiecywała traktować ZSRS na równi ze Stanami
Zjednoczonymi, konsultować się z  sowieckim rządem w  sprawach powojennej
organizacji świata oraz zapewnić Moskwie udział w  przyszłej konferencji
pokojowej. Ponadto Brytyjczycy deklarowali, że nie przystąpią do żadnych
antysowieckich sojuszy, pod warunkiem, że Moskwa wyrzeknie się wrogich
działań przeciwko Wielkiej Brytanii, bezpośrednich lub poprzez prowadzenie
szkodliwej agitacji na Wyspach Brytyjskich. Co więcej, rząd brytyjski zgodził się
na uznanie de facto panowania ZSRS na obszarach zajętych przez Sowietów na
mocy paktu z  Hitlerem: w  krajach bałtyckich, Besarabii i  północnej Bukowinie
oraz we wschodniej Polsce. Wymiana handlowa między obydwoma państwami,
Wielką Brytanią i  ZSRS, miała się zwiększyć do największego możliwego
poziomu, przy czym priorytetowo zamierzano potraktować kwestię dostaw
materiałów i sprzętu wzmacniających obronność ZSRS. Z kolei Związek Sowiecki
winien się zobowiązać do zachowania „życzliwej neutralności” w swoich relacjach
z  Wielką Brytanią i  utrzymania z  tym krajem lepszych stosunków aniżeli
z Niemcami. I wreszcie Londyn i Moskwa miały podpisać pakt o nieagresji70.
Sowiecka odpowiedź na to była mniej niż entuzjastyczna, na co niewątpliwie
wpływał fakt, że Mołotow w  połowie listopada 1940 roku przebywał w  Berlinie
w  celu przedyskutowania możliwych zmian w  zdecydowanie bardziej owocnych
relacjach sowiecko-niemieckich. Nie pomogło sprawie brytyjskiej i  to, że
szczegóły proponowanego przez Londyn porozumienia przeciekły do
międzynarodowej prasy, a artykuły o nim ukazały się – ku wielkiemu zmieszaniu
polityków z Whitehallu – w gazecie „New Chronicle” 16 listopada 1940 roku oraz
w  „The Times” dwa dni później. Choć rozdrażniony Cripps podejrzewał, że to
Foreign Office jest źródłem tego przecieku, to w  istocie była nim sowiecka
ambasada w Londynie, bez wątpienia, dlatego że Sowietów interesowało wywarcie
maksymalnego nacisku na Niemców za sprawą podania informacji o  trwających
w Moskwie rozmowach z Brytyjczykami71.
Wobec braku oficjalnej sowieckiej odpowiedzi na złożone propozycje, obawy
Moskwy przyszło wyrazić weteranowi sowieckiej dyplomacji, ambasadorowi
ZSRS w  Londynie Iwanowi Majskiemu. Stwierdził on, że owe propozycje
wywołały w  nim „zaskoczenie i  irytację”. Zaskoczenie, ponieważ uważał, że
brytyjskim propozycjom brak realistycznych podstaw: Wielka Brytania, jak
powiedział, po prostu ma niewiele cennego do zaoferowania; nawet uznanie
sowieckiego panowania w  krajach bałtyckich i  na innych obszarach to nic
nadzwyczajnego. Z  kolei jego poirytowanie wynikało z  rzekomej arogancji, jaką
przesiąknięta była złożona propozycja: idei, że Wielka Brytania może w warunkach
powojennych udzielić swych łask wdzięcznemu za to światu. „Czy rząd brytyjski
wyobraża sobie, że jest kimś w  rodzaju apostoła Piotra – pytał z  ironią Majski –
który trzyma w ręku klucze do raju?”72.
Najwyraźniej Londyn powinien był postarać się bardziej, zaoferować coś dużo
konkretniejszego albo myśleć bardziej kompleksowo, jeśli miał przeciągnąć
Moskwę na swoją stronę. Majski wyłożył to Halifaksowi kilka dni później: „Niech
mi pan wierzy, lordzie Halifax, znużyły już nas wasze dobre zamiary, mogą nas
przekonać jedynie wasze dobre czyny”73. Brytyjska propozycja została formalnie
odrzucona 1 lutego 1941 roku.
W związku z  tym wielu polityków Whitehallu zadowoliło się wnioskiem, że
dalsze próby zbliżenia z ZSRS nie mają większego sensu. Wielka Brytania złożyła
najlepszą możliwą ofertę i spotkała się z odmową. „To w gestii Moskwy leżało –
stwierdził jeden z brytyjskich polityków – zrobienie następnego kroku”74. A jednak
Crippsa nie zraziło to niepowodzenie i  na początku kwietnia przedłożył
memorandum zastępcy Mołotowa, Andriejowi Wyszyńskiemu, w  którym
napomknął o  nowym kursie, jaki, jego zdaniem, mogła obrać brytyjska polityka,
i  roztoczył widmo Londynu zawierającego pokój z  Niemcami. Cripps, wcześniej
niewzruszony apologeta Związku Sowieckiego, zaczął powątpiewać w  szczerość
i uczciwość Sowietów w prowadzonych przez nich negocjacjach i niepokoić się, że
oni także po prostu „pogrywają” z  Brytyjczykami. Wygląda na to, że
doświadczenia wyniesione przezeń z  rozmów ze Stalinem i  jego akolitami
przekonały go, iż najlepsza metoda pertraktowania z Sowietami to prezentowanie
twardego stanowiska – w czym lepszy był „arogancki diuk” niż gorliwy marksista.
I, ku sporemu rozbawieniu polityków Whitehallu, zaczął naciskać Londyn na
prowadzenie polityki twardszej, a  nie pojednawczej w  kontaktach z  Moskwą. We
wspomnianym memorandum dla Wyszyńskiego Cripps sam pozwolił sobie na
zawoalowaną groźbę, ostrzegając, że:

Nie jest zupełnie wykluczone, że jeśliby ta wojna przeciągnęła się przez dłuższy czas, Wielka
Brytania mogłaby ulec pokusie zawarcia jakiegoś porozumienia kończącego zmagania, na
warunkach zaproponowanych niedawno przez pewne niemieckie kręgi75.

Bez względu na to, czy Wyszyński w  pełni pojął sens tej przestrogi, Cripps
wyraźnie uważał, że jedyny sposób wywarcia nacisku na Stalina to groźba podjęcia
przez Brytyjczyków rokowań z Hitlerem.
Przy całej swej fantazyjności i  wielosłowności, memorandum Crippsa
z pewnością wywarło jednak pewien skutek. Przede wszystkim do Crippsa zaczęto
odnosić się w Moskwie jeszcze chłodniej, choć i tak przyjęto go tam dość chłodno.
Ignorowany wcześniej przez Mołotowa i zmuszony do komunikowania się z jego
zastępcą Wyszyńskim, Cripps teraz znalazł się zupełnie w  odstawce. Wygląda na
to, że jego memorandum tak zdenerwowało Sowietów, że ci nabrali doń skrajnej
nieufności, uważając go za emisariusza nieobliczalnego i ekscentrycznego, któremu
brakowało dyplomatycznego wyczucia76. W  Moskwie tak go unikano, że czasem
głównym kanałem kontaktów Sowietów i  Brytyjczyków stał się sowiecki
ambasador w Londynie, Majski. Pomimo zaangażowania i wszelkich swoich starań
Cripps poniósł całkowite fiasko. Jak sam przyznawał, nie pozostało mu „nic do
zrobienia” i nie miał „żadnej szansy na wywieranie jakiegokolwiek wpływu na bieg
wydarzeń”77.
*

I w  ten sposób wiosną 1941 roku Wielką Brytanię dzieliło od Związku


Sowieckiego tak wiele, jak jesienią 1939 roku. Rokowania spełzły na niczym, nie
doszło do negocjacji handlowych, pochlebstwa zawiodły, nic nie dały nawet
bojowe, choć i  ewidentnie nierealistyczne pogróżki. Stalin nie zerwał paktu
z  Hitlerem, a  Wielka Brytania Churchilla była osamotniona na geopolitycznej
arenie.
Częściową przyczyną tych niepowodzeń było oczywiście to, że Brytyjczycy
mieli stanowczo zbyt mało do zaoferowania, aby skłonić Sowietów do odrzucenia
taktycznego porozumienia z  nazistami. Frazesy, wyrazy dobrej woli i  mgliste
obietnice przyszłego poparcia nie mogły realnie konkurować z bardzo konkretnymi
terytorialnymi i  materialnymi korzyściami, które Stalin już uzyskał za sprawą
swoich konszachtów z Berlinem. W dodatku Foreign Office uzasadniało poniesione
fiasko w  zjednywaniu Sowietów następującym rozumowaniem: nieufne,
nienaturalne relacje Stalina z  Hitlerem były do tego stopnia podszyte wzajemną
podejrzliwością, że żadna ze stron nie chciała się ich wyrzec. „Żaden z  obu
dyktatorów – zauważono w jednym z memorandów – nie waży się odwrócić, aby
ten drugi nie zadał mu ciosu w  plecy”78. Być może wizja taka zrodziła się
częściowo pod wpływem karykatur autorstwa Davida Lowa.
Niezależnie od domysłów polityków z  Whitehallu jasne było, że istnieją –
z  perspektywy obu stron – fundamentalne ideologiczne przeszkody na drodze do
jakiegokolwiek zbliżenia Wielkiej Brytanii z  ZSRS. Jak wykazują liczne
komentarze i  uwagi na marginesach brytyjskich dokumentów dyplomatycznych,
establishment polityczny Whitehallu nigdy nie uważał ZSRS za potencjalnego
sojusznika, a tylko za potencjalnego nieprzyjaciela, przed którym trzeba się strzec
i  w  razie możliwości wykorzystać go w  sensie taktycznym. Niewątpliwie taka
zasadnicza niezdolność do poważnego rozważenia sojuszniczego porozumienia
z Moskwą doprowadziła do takich szalonych projektów jak plan operacji „Pike”.
Ze swojej strony Sowieci byli podobnie zaślepieni własną ideologią. Skorzy do
postrzegania Brytyjczyków wyłącznie jako „arcyimperialistów” i  swoich
tradycyjnych i  głównych przeciwników ideologicznych, również z  zasadniczych
względów nie potrafili poważnie podejść do kwestii porozumienia z  Londynem,
nawet gdyby Brytyjczycy mogli im zaoferować znaczne korzyści. W  związku
z tym, mimo starań Stafforda Crippsa i innych, dzieje brytyjsko-sowieckich relacji
w  okresie do lata 1941 roku dałyby się ująć słowami: „Każdy sobie rzepkę
skrobie”.
Zapewne bardziej liczy się to, że chorobliwa podejrzliwość, żywiona przez obie
strony pod wpływem opisanych nieudanych negocjacji, przyczyniła się do
maksymalnego skomplikowania brytyjsko-sowieckich stosunków i  w  praktyce
podejmowane próby nie przyniosły prawie niczego poza skłonieniem Stalina do
zacieśniania współpracy z Hitlerem. W swoim czasie Cripps w pełni dostrzegał ten
odwrotny do zamierzeń skutek: „Do obłędu doprowadzało”, jak powiedział,
obserwowanie, jak Związek Sowiecki jest „dosłownie wpychany w  objęcia
Niemiec”79. Dopiero kataklizm nazistowskiej inwazji na ZSRS w  czerwcu 1941
roku miał odwrócić tę fatalną tendencję.

1 W.S. Churchill, The Second World War, Londyn 1989; wyd. pol. Druga wojna światowa, t. I, ks.
I, tłum. K.F. Rudolf, Gdańsk 1994, s. 360.
2 S. Howarth, August 1939, Londyn 1989, s. 130.
3 Archiwum Narodowe w  Kew (The National Archives, Kew, London; dalej jako TNA),
FO371/23686/N 4146/243/38, 26 VIII 1939.
4 Henry „Chips” Channon, cyt. za: The Secret Annexe, red. I. Taylor, A. Taylor, Londyn 2004, s.
436; Harold Nicolson, cyt. za: Harold Nicolson: Diaries and Letters 1930–1939, red. N. Nicolson,
Londyn 1966, s. 411; Alexander Cadogan, cyt. za: The Diaries of Sir Alexander Cadogan 1938–1945,
red. D. Dilks, Londyn 1971, s. 200.
5 Archiwum organizacji Mass Observation (dalej jako MOA), Uniwersytet Sussex, dokumentacja
dotycząca sierpnia 1941 roku, ref: SxMOA1/2/25/4/A/3.
6 Ibidem, ref: SxMOA1/2/25/4/A/3/6.
7 K. Jeffery, MI6: The History of the Secret Intelligence Service, 1909–1949, Londyn 2010, s. 312.
8 Relacja Hugh Dundasa, cyt. za: P. Bishop, Bomber Boys, Londyn 2007; wyd. pol. Chłopcy z
bombowców: Odpowiedź na atak, 1940-1945, tłum. R. Bartołd, Poznań 2010, s. 35.
9 The Russo-German Deal, „The Times”, 23 VIII 1939, s. 13.
10 A. Roberts, The Holy Fox, Londyn 1991, s. 2.
11 E. Raczyński, In Allied London, Londyn 1962; wyd. pol. W sojuszniczym Londynie: Dziennik
ambasadora Edwarda Raczyńskiego, Londyn 1997, s. 25.
12 A. Carty, R.A. Smith, Sir Gerald Fitzmaurice and the World Crisis, Londyn 2000, s. 286, cyt.
za: TNA, FO 371/23130/C12124.
13 Tekst notatki Cadogana za: FO 371/23130/C11884, cyt. za: A. Carty, R.A. Smith, Sir Gerald…,
op. cit., s. 286, przyp. 139.
14 G. Stewart, His Finest Hours: The War Speeches of Winston Churchill, Londyn 2007, s. 17, 21.
15 The Diaries of Sir Henry Channon, red. R.R. James, Londyn 1967, s. 215.
16 Urywek dziennika z  archiwów organizacji Mass Observation, 5269–5, cyt. za: J. Gardiner,
Wartime Britain: 1939–1945, Londyn 2004, s. 5.
17 W. Schellenberg, Invasion 1940: The Nazi Invasion Plans for Britain, Londyn 2000, s. 217.
18 Karykatury autorstwa Lowa: Uncle Joe’s Pawnshop, „Evening Standard”, 2 X 1939; Someone is
taking Someone for a Walk, „Evening Standard”, 21 X 1939.
19 Stalin shows his hand, „The Times”, 18 IX 1939.
20 TNA, posiedzenie gabinetu wojennego, CAB 65/1/18, 17 IX 1939, s. 141–142.
21 Notatka Cadogana z  23 IX 1939, cyt. za: P.W. Doerr, „Frigid but Unprovocative”: British
Policy towards the USSR from the Nazi–Soviet Pact to the Winter War, 1939, „Journal of
Contemporary History”, t. XXXVI, nr 3, 2001, s. 428.
22 TNA, posiedzenie gabinetu wojennego, CAB 65/1/34, 2 X 1939, s. 271–272.
23 Ibidem, s. 272.
24 TNA, Memorandum Komitetu Szefów Sztabów, CAB 66/2/24, 9 X 1939, s. 196–206.
25 G. Stewart, His Finest…, op. cit., s. 20–21.
26 TNA, posiedzenie gabinetu wojennego, CAB 65/1/57, 23 X 1939, s. 478.
27 TNA, posiedzenie gabinetu wojennego, CAB 65/2/45, 11 XII 1939, s. 383.
28 A. Roberts, The Holy…, op. cit., s. 190.
29 Słowa Halifaksa, cyt. za: P.W. Doerr, „Frigid but…, op. cit., s. 429.
30 TNA, cotygodniowy raport na temat gospodarki wojennej, CAB 68/4/39, 28 I 1940, s. 8.
31 TNA, posiedzenie gabinetu wojennego, CAB 65/6/22, 29 III 1940, s. 187
32 P.R. Osborn, Operation Pike: Britain versus the Soviet Union, 1939–1941, Londyn 2000; wyd.
pol. Brytyjskie plany ataku na ZSRR, 1939–1941, tłum. J. Złotnicki, Warszawa 2007, s. 152.
Znakomita książka Patricka Osborna jest jedynym poważnym źródłem informacji na temat tego
fascynującego epizodu drugiej wojny światowej.
33 TNA, posiedzenie gabinetu wojennego, CAB 65/6/22, 29 III 1940, s. 188.
34 J. Nevakivi, The Appeal That Was Never Made, Londyn 1976, s. 109.
35 C. Richardson, French Plans for Allied Attacks on the Caucasus Oil Fields January–April 1940,
„French Historical Studies”, t. VIII, nr 1/1975, s. 156.
36 P.R. Osborn, Brytyjskie plany…, op. cit., s. 143–145.
37 Ibidem, s. 178. Niewykluczone, choć jednak nie do końca nieprawdopodobne, że dostrzeżone
samoloty nie były Messerschmittami Bf 109. Niemcy dostarczyli ZSRS tylko pięć egzemplarzy tego
myśliwca, więc prawdopodobieństwo, że zostały one użyte przez Sowietów nad Baku, jest jednak
bardzo znikome.
38 Ibidem, s. 171–172.
39 H. Hanak, Sir Stafford Cripps as British Ambassador in Moscow, May 1940 to June 1941,
„English Historical Review”, t. 94, nr 370, I 1979, s. 55.
40 P.R. Osborn, Brytyjskie plany…, op. cit., s. 170–171.
41 R. Overy, The Bombing War, Londyn 2013, s. 267.
42 Hansard, 19 III 1940, cyt. za: P.R. Osborn, Brytyjskie plany…, op. cit., s. 150.
43 Ibidem, s. 271–272.
44 MOA, rozporządzenie z czerwca 1939 roku, ref: SxMOA1/1/6/8/36.
45 Listening to Britain, red. P. Addison, J.A. Crang, Londyn 2011, s. 98, 130.
46 Ibidem, s. 193.
47 Ibidem, s. 222.
48 Ibidem, s. 289, 292.
49 M.E. Glantz, FDR and the Soviet Union, Kansas 2005, s. 48, 51.
50 R. Dallek, Franklin D. Roosevelt and American Foreign Policy 1932–1945, Oxford 1995, s.
208.
51 Ibidem, s. 209.
52 L. Olson, Those Angry Days: Roosevelt, Lindbergh, and America’s Fight over World War Two,
1939–1941, Nowy Jork 2013, s. 95.
53 R. Dallek, Franklin D. Roosevelt…, op. cit., s. 212.
54 M.E. Glantz, FDR…, op. cit., s. 53.
55 S. Ambrose, Rise to Globalism: American Foreign Policy since 1938, Londyn 1991, s. 5, 7.
56 W. Churchill, Druga wojna światowa, t. II, ks. I, tłum. K. Mostowska, Gdańsk 1995, s. 184–
185.
57 N. West, MI5: British Security Operations 1909–1945, Londyn 1981, s. 126.
58 Tekst tego przepisu prawnego zacytowany za: A. Goldman, Defence Regulation 18B:
Emergency Internment of Aliens and Political Dissenters in Great Britain during World War II,
„Journal of British Studies”, t. XII, nr 2, V 1973, s. 122.
59 Ibidem, s. 129.
60 J. Gardiner, Wartime…, op. cit., s. 295.
61 A. Goldman, Defence Regulation…, op. cit., s. 129.
62 J. Gardiner, Wartime…, op. cit., s. 300.
63 TNA, posiedzenie gabinetu wojennego, CAB 65/11/25, 7 II 1940, s. 222.
64 TNA, FO 371/24844 5853, 23 VI 1940, cyt. za: H. Hanak, Sir Stafford Cripps…, op. cit., s. 59.
65 W. Churchill, Druga wojna…, op. cit., s. 134.
66 A. Hanak, Sir Stafford Cripps…, op. cit., s. 57.
67 G. Gorodetsky, Stafford Cripps’ Mission to Moscow 1940–42, Cambridge 1984, s. 52.
68 Ibidem, s. 76, 78.
69 S. Dorril, MI6: Inside the Covert World of Her Majesty’s Intelligence Service, Londyn 2002, s.
194.
70 TNA, FO 371/29464 1604, 22 X 1940, cyt. za: A. Hanak, Sir Stafford Cripps…, op. cit., s. 66.
71 A. Hanak, Sir Stafford Cripps…, op. cit., s. 67.
72 I. Majski, Memoirs of a Soviet Ambassador: The War 1939–1943, Londyn 1967 (tyt. oryg.
Dnievnik dipłomata: 1934–1943); wyd. pol. Wspomnienia ambasadora radzieckiego, t. III: 1939–
1943, tłum. W. Komarnicka, Warszawa 1970, s. 158.
73 Ibidem, s. 161.
74 Słowa Laurence’a Colliera, szefa Departamentu Północnego Foreign Office, cyt. za: G.
Gorodetsky, Stafford Cripps’…, op. cit., s. 129.
75 L. Woodward, British Foreign Policy in the Second World War, t. I, Londyn 1970, s. 607.
76 G. Gorodetsky, Stafford Cripps’…, op. cit., s. 131.
77 Ibidem, s. 147.
78 Ibidem, s. 55.
79 Ibidem, s. 76.
ROZDZIAŁ 6

Oliwienie trybów wojennej machiny

Ostatniego dnia maja 1940 roku mieszkańcy Leningradu mogli ujrzeć osobliwy
widok. We wszechobecnej szarzyźnie późnowiosennego dnia nad Bałtykiem
holowano do stoczni na zachodnim skraju miasta niemiecki ciężki krążownik.
Odbyło się to bez powiewania chorągiewkami, bez dźwięków orkiestry wojskowej
i  trochę po cichu. W  sowieckiej prasie zabrakło wzmianki o  tym wydarzeniu;
zamiast tego „Izwiestia” i  „Leningradskaja Prawda” informowały o  brytyjsko-
francuskiej klęsce na drugim końcu kontynentu. W  związku z  tym kadłub
wielkiego szarego okrętu nie przyciągnął zbytniej uwagi, ciągniony na miejsce
przez dymiące holowniki. Jednakże w  istocie wspomniane wydarzenie miało
doniosłe znaczenie.
Owym okrętem był „Lützow”. Nazwany na cześć barona Ludwiga von
Lützowa, jednego z bohaterów pruskich, który w  1813 roku zorganizował milicję
do walki z Francuzami u boku Rosjan, jednostka ta została zbudowana w Bremie
i zwodowana w lipcu 1939 roku. Ten jeden z ciężkich krążowników klasy Admiral
Hipper był większy i  miał większą masę od osławionych niemieckich
„pancerników kieszonkowych”: długość ponad 200 metrów od dziobu do rufy
i wyporność nieco ponad 20 000 ton.
W stanie gotowości bojowej krążowniki klasy Admiral Hipper były potężnymi
i groźnymi okrętami. Napędzane przez trzy turbiny parowe typu Blohm und Voss
rozwijały prędkość maksymalną dochodzącą do 32 węzłów, a  ich załoga liczyła
ponad 1300 oficerów i marynarzy. Zostały wyposażone w  różnorodne uzbrojenie,
a  baterie artylerii głównej składały się z  czterech wież z  podwójnymi działami
kalibru 203 mm, o  masie około 250 ton i  donośności dochodzącej do 33
kilometrów. Największą sławę wśród okrętów tej klasy zyskał „Prinz Eugen”, który
podjął służbę w sierpniu 1940 roku i wyróżnił się rolą odegraną w zatopieniu HMS
„Hood” w 1941 roku oraz śmiałym przedarciem się przez kanał La Manche w roku
następnym. Mimo licznych alianckich ataków na tę jednostkę, „Prinz Eugen” był
jedynym wielkim niemieckim okrętem nawodnym, który przetrwał wojnę1.
Przy tym wszystkim jednak ci nieliczni leningradczycy, którzy przyglądali się
wprowadzaniu tego okrętu do portu w 1940 roku, musieli zauważyć, że „Lützow”
był jednostką nieukończoną. W  rzeczywistości, pomimo smukłego kadłuba
i  imponujących rozmiarów, nawet nie przypominał zbytnio okrętu wojennego,
mając na górnym pokładzie niewiele nadbudówek i  tylko dwie z  czterech wież
artyleryjskich. Pod pokładem również brakowało różnego wyposażenia, między
innymi broni przeciwlotniczej mniejszego kalibru oraz, co najistotniejsze, układu
napędowego. Faktycznie, gdyby odnieść się do czasu zużytego na pełne
wyposażenie analogicznych jednostek, to „Lützow” potrzebował jeszcze roku na
osiągnięcie sprawności bojowej.
Mimo takich braków przekazanie „Lützowa” Sowietom było ważkim
wydarzeniem. Przede wszystkim okręty klasy Admiral Hipper zostały
zaprojektowane przez niemieckich konstruktorów dla przeciwstawienia się
zagrożeniu ze strony sowieckich krążowników klasy Kirow, z  których pierwszy
zwodowano w  1936 roku2. W  związku z  tym dostarczenie „Lützowa” do
Leningradu zakrawało na pewną ironię losu. W  dodatku niemiecka marynarka
wojenna nie mogła się pochwalić zbyt wieloma wielkimi okrętami nawodnymi.
Oprócz czterech pancerników – „Bismarcka”, „Tirpitza”, „Gneisenaua”
i  „Scharnhorsta” – dysponowała zaledwie dwoma mniejszymi „pancernikami
kieszonkowymi” klasy Deutschland – jednostkami „Deutschland” i  „Admiral
Scheer”; trzeci okręt tej klasy, „Graf Spee”, uległ zatopieniu na południowym
Atlantyku poprzedniej zimy. Poza tym Kriegsmarine miała tylko pięć ciężkich
krążowników klasy Admiral Hipper. Z  tychże „Blücher” zatonął kilka tygodni
wcześniej, zniszczony w  Oslofjorden w  czasie kampanii norweskiej; „Seydlitz”
oraz „Prinz Eugen” nie zostały jeszcze ukończone, a  po przekazaniu „Lützowa”
Sowietom tylko „Admiral Hipper” pozostał w  niemieckiej flocie. W  takich
okolicznościach wielu Niemców musiało uznać oddanie „Lützowa” za akt nader
nieroztropnej szczodrości.

Nieukończony krążownik „Lützow”, przekazany przez Niemcy marynarce ZSRS, zdjęcie


z kwietnia 1940 roku. Takie akty były namacalnym dowodem współpracy między oboma krajami
– mimo iż w jej trakcie pojawiało się wiele zgrzytów, to jednak wyraźne ocieplenie stosunków
w tamtym okresie było faktem.

Jednakże oficjalnie przekazanie „Lützowa” stronie sowieckiej przedstawiano


jako ważny krok na drodze do poprawy nazistowsko-sowieckich stosunków. Tym
bardziej że była to jedyna opisana w  prasie transakcja w  kwitnących kontaktach
handlowych między oboma krajami, podjęta wraz z  podpisaniem paktu
Ribbentrop-Mołotow w sierpniu 1939 roku. W istocie, gdy „Lützow” zakotwiczył
w  sowieckim porcie nad Bałtykiem, niemieccy i  sowieccy przedstawiciele
z  zapałem finalizowali liczne porozumienia komercyjne w  Moskwie i  Berlinie,
dotyczące dostaw różnorodnych surowców i  wyrobów. Dla garstki
leningradczyków obserwujących wprowadzenie „Lützowa” do portu zdarzenie to
musiało symbolizować nową erę odprężenia i  współpracy między dwoma
głównymi totalitarnymi mocarstwami Europy. Ale w rzeczy samej przekazanie tego
okrętu stało się symbolem wzajemnych relacji, których bogaty potencjał,
zaprawiony nieufnością i  politycznymi machinacjami, miał się nie doczekać
spełnienia.

Idea współpracy ekonomicznej i  handlowej między Niemcami a  Rosją nie była


oczywiście niczym nowym. Przyznać wypada, że dla obu tych krajów była czymś
bardzo atrakcyjnym: zasobna w  surowce Rosja, dążąca do uprzemysłowienia,
w  naturalny sposób stanowiła dopełnienie industrialnej potęgi Niemiec, którym
surowców zawsze brakowało. Od końca XIX wieku niemieckich przemysłowców
wielce kusiła perspektywa wykorzystania jakże bogatych rosyjskich złóż, natomiast
rosyjscy przywódcy od dawna poszukiwali za granicą pomocy technologicznej,
mogącej dopomóc w  industrializacji ich kraju. Stąd też obydwie strony
przewidywały, że można zawrzeć obustronnie korzystne porozumienie
gospodarcze, jeśli tylko uda się przezwyciężyć przeszkody natury politycznej.
Wzajemne relacje nie układały się najlepiej w  naładowanej ideologicznie
atmosferze po pierwszej wojnie światowej, lecz oba kraje przez cały okres
międzywojenny utrzymywały pewne kontakty gospodarcze, które przeradzały się
w  owocną współpracę po zmianach zachodzących w  sytuacji politycznej
i  strategicznej. Do takiego ożywienia wzajemnych stosunków doszło po traktacie
w  Rapallo w  1922 roku, kiedy to Niemcy i  sowiecka Rosja zaszokowały świat,
zawierając dwustronne porozumienie. W warunkach, gdy oba te kraje znalazły się
w  praktyce poza „wspólnotą narodów” – jeden zdyskredytowany jako były wróg,
drugi z  obawy przed rewolucją – traktowane przez świat jako „pariasi” znalazły
wspólny grunt dla współdziałania ekonomicznego i  strategicznego. Układ
z  Rapallo wywołał konsternację w  stolicach państw alianckich, niemniej jego
znaczenie cokolwiek wyolbrzymiano. Porozumienie to było bowiem bardziej
rodzajem symbolicznego gestu – wspólnym „zagraniem na nosie” Londynowi
i  Paryżowi – niż wyrazem konkretnych zmian w  polityce. Niemiecko-sowiecki
układ z  Rapallo nie był formalnym sojuszem, ani też deklaracją neutralności czy
paktem o  nieagresji. Przypominał strategiczne „małżeństwo z  rozsądku”,
tymczasowe rozwiązanie we wrogo nastawionym świecie, które miało w równym
stopniu zrobić wrażenie na innych potencjalnych „zalotnikach”, jak i  stanowić
wyraz rzeczywistego zbliżenia. Jak zauważył w  owym czasie Churchill, Rosja
i Niemcy po prostu stały się „towarzyszami w niedoli”3.
W konsekwencji ogłoszone publicznie warunki polityczne porozumienia
z  Rapallo przedstawiały się dosyć konwencjonalnie: obaj sygnatariusze uzgodnili
wyrzeknięcie się wszelkich wzajemnych terytorialnych i  finansowych roszczeń
oraz normalizację obustronnych stosunków dyplomatycznych. Jednak istotniejszy
był aspekt ekonomiczny tego porozumienia, gdyż obydwie strony przyznawały
sobie nawzajem status „najwyższego uprzywilejowania” i  deklarowały zamiar
współpracy w  celu zaspokojenia swoich potrzeb gospodarczych. Zawarty
następnie, w  1926 roku, traktat w  Berlinie oznaczał dalszy krok w  tym kierunku,
a niemieckie banki udzieliły zgody na przyznanie Związkowi Sowieckiemu kredytu
w  wysokości 300 milionów marek. I  choć nastąpiło to w  momencie ochłodzenia
wzajemnych relacji politycznych, to stosunki niemiecko-sowieckie okazały się
zaskakująco prężne i  trwały aż po wczesne lata trzydzieste, utrzymywano je
bowiem jeszcze długo po tym, jak zanikły strategiczne pobudki ich nawiązania.
W istocie w 1932 roku 47 procent importu ZSRS pochodziło z Niemiec – podobnie
jak w  roku 1914 – a  aż 72 procent sprowadzanych do Związku Sowieckiego
maszyn produkowano w niemieckich firmach4.
Po dojściu Hitlera do władzy w styczniu 1933 roku relacje Niemiec z ZSRS, co
zrozumiałe, zaczęły się zmieniać. Hitler zrobił karierę polityczną na atakowaniu
bolszewików oraz niemieckich komunistów w  kraju, mimo to wcale się nie
spieszył z  zerwaniem stosunków z  Sowietami, a  nawet w  maju 1933 roku
prolongował zawarty z  Moskwą wspomniany traktat berliński. Tak naprawdę
jednak niezależnie od pobudek ideologicznych ekonomiczne relacje ze Związkiem
Sowieckim nie służyły już w  takim stopniu niemieckim interesom, jak to było
dekadę wcześniej, więc dopuszczono do ich zamarcia. Przede wszystkim Hitler
podjął strategiczną decyzję o  popieraniu autarkii i  przystąpił do reorientacji
niemieckiego przemysłu, który odtąd nie miał w  głównej mierze wytwarzać
wyrobów na eksport, tylko zaspokajać potrzeby krajowej infrastruktury oraz
remilitaryzacji Rzeszy. Poza tym relacje z  Sowietami uznano z  niemieckiej
perspektywy za dużo mniej ważne, zwłaszcza że zaledwie 6 procent niemieckiego
importu pochodziło z  ZSRS, a  tylko 10 procent eksportu Rzeszy trafiało do
Związku Sowieckiego5, przy czym finansowanie tego odbywało się za sprawą
skomplikowanego systemu kredytowania i pożyczek. Skoro Niemcy mogli znaleźć
solidniejszych partnerów handlowych gdzie indziej, to handel z Sowietami uznano
za niewart zachodu.
Jednakże, choć relacje polityczne między Moskwą a  Berlinem cechowały się
w  połowie lat trzydziestych wzajemnymi zadrażnieniami, kontakty ekonomiczne
mimo wszystko podtrzymywano. Po stronie rosyjskiej, kierownik sowieckiej misji
handlowej w  Berlinie, Dawid Kandelaki zaaranżował w  1935 i  1936 roku kilka
spotkań z  ministrem gospodarki Rzeszy, Hjalmarem Schachtem, podczas których
nie tylko namawiał do ożywienia niemiecko-sowieckich stosunków handlowych,
ale także bez powodzenia wspominał o  pomysłach generalnej normalizacji
stosunków pomiędzy obydwoma krajami6. Kandelaki z  całą pewnością nie czynił
tego z  własnej inicjatywy; miał liczne koneksje i, podobnie jak Stalin, był
Gruzinem, a  niektórzy sugerują, że działał jako osobisty wysłannik Stalina,
starającego się nawiązać porozumienie z  Berlinem z  pominięciem tradycyjnych
kanałów dyplomatycznych7. Misja Kandelakiego przyniosła jednak fiasko
w ówczesnej niesprzyjającej takiemu porozumieniu sytuacji politycznej, a on sam
został w  kwietniu 1937 roku wezwany do Moskwy, gdzie podzielił tragiczny los
wielu swoich kolegów. Kandelaki, aresztowany we wrześniu owego roku,
w  okresie tzw. wielkiej czystki, został stracony w  lipcu 1938 roku. Jak na ironię,
niemal na pewno to jego kontakty w Berlinie przyniosły mu zgubę.
A jednak nie tylko Kandelaki przejawiał takie dążenia, i  pomimo jego
niepowodzenia, pewni przedstawiciele niemieckich kręgów dyplomatycznych
i  rządowych – nazywani „ludźmi wschodu” – wytrwale opowiadali się za
zawarciem politycznego i gospodarczego porozumienia ze Związkiem Sowieckim.
Należał do tego grona Karl Schnurre, dyplomata i  ekspert w  dziedzinie prawa,
który od 1936 roku stał na czele wschodnioeuropejskiej sekcji ekonomicznej
w  niemieckim Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Schnurre wyrażał opinię –
podzielaną przez dość wielu innych dyplomatów, choćby przez niemieckiego
ambasadora w  Moskwie, Schulenburga – że dostawy sowieckich surowców mają
żywotne znaczenie dla sytuacji gospodarczej Niemiec, wobec czego Rzesza
powinna okazać wolę załagodzenia wzajemnych zadrażnień, a  nawet pójść na
znaczne koncesje polityczne w  celu zapewnienia sobie dostępu do tychże
surowców.
Schnurre niewątpliwie miał słuszność. W 1939 roku Niemcy nadal pozostawały
uzależnione od importu niemal wszystkich surowców: Rzesza musiała sprowadzać
80 procent kauczuku, 60 procent ropy naftowej, 60 procent rud żelaza oraz 100
procent chromu i  manganu. Tymczasem Związek Sowiecki był największym na
świecie dostawcą manganu, zajmował drugie miejsce pod względem wydobycia
chromu, oraz był trzecim z największych źródeł ropy naftowej i rud żelaza8. Widać
zatem, że tak jak twierdziło wielu zwolenników współpracy z ZSRS, nazistowskie
Niemcy i  Związek Sowiecki istotnie mogły wynieść korzyści z  wymiany
handlowej – gdyby tylko udało się uśmierzyć konflikty polityczne.
Dla Schnurrego zasadniczą trudność stanowiło – przynajmniej początkowo –
to, że musiał niejako płynąć pod prąd, opowiadając się za pragmatycznym
porozumieniem gospodarczym w  czasie, kiedy rządzące elity w  obu krajach
obrzucały się wzajemnie błotem, co uniemożliwiało podjęcie współpracy. Tak jak
wcześniej Kandelaki, Schnurre stwierdził, że dopóki korzyści polityczne
wynikające z tej wzajemnej antypatii przeważały nad ekonomicznymi korzyściami
płynącymi ze współdziałania, jego argumenty nie mogły znaleźć posłuchu.
Jednak do 1939 roku sytuacja polityczna zaczęła się zmieniać. Hitler,
sfrustrowany tym, co sam uznał za „ingerencję” Zachodu w  niemieckie sprawy
podczas konferencji w  Monachium we wrześniu 1938 roku, i  zaalarmowany
raportami o  przyspieszonym tempie zbrojeń w  Wielkiej Brytanii i  we Francji,
zdecydował się na radykalne rozwiązania strategiczne. W  polityce wewnętrznej
oznaczało to dodatkowe nakłady na i  tak już potężny sektor zbrojeniowy Rzeszy.
Od 1933 roku produkcja na cele wojskowe w Niemczech wzrosła od 1 procenta do
20 procent PKB, lecz stanowiło to zaledwie wstęp do programu militaryzacji
przyjętego w  październiku 1938 roku9. Göring ogłosił, że niemiecka produkcja
zbrojeniowa wzrośnie trzykrotnie, przy czym Luftwaffe miała dysponować ponad
20 000 samolotów, a  Kriegsmarine winna szybko uzyskać przewagę nad Royal
Navy. Ponadto przyspieszenie inwestycji miało się przyczynić do eliminacji
niedociągnięć w niemieckiej infrastrukturze transportowej. Był to, jak stwierdził na
zakończenie Göring, „gigantyczny program, w  porównaniu z  którym bledną
poprzednie osiągnięcia”10.
W polityce zagranicznej Hitler przejawiał równie wielkie ambicje.
Paradoksalnie wysnuł odwrotne wnioski z  inicjatyw Zachodu na konferencji
monachijskiej od tych, do których doszedł Stalin. O ile dla sowieckiego przywódcy
układy w  Monachium stanowiły złowrogą zapowiedź niemieckiego przymierza
z Zachodem, o tyle Hitler uznał, że mocarstwa zachodnie, odrzuciwszy wszystkie
składane przezeń propozycje porozumienia, stały się jego nieprzejednanymi
przeciwnikami. Po uznaniu przyszłej wojny z  Wielką Brytanią i  Francją za
nieuchronną, Hitler zaplanował szybsze doprowadzenie do starcia zbrojnego –
najpóźniej w  latach 1940–1941 – póki zachowywał jeszcze, jak sądził, przewagę
w ludziach i sprzęcie wojskowym11.
Takie wielkie plany strategiczne wymagały przemyślenia na nowo priorytetów
ekonomicznych. Pod rządami nazistów niemiecka gospodarka już uległa
przeobrażeniom. Wyszła z zastoju po wielkim kryzysie gospodarczym z początku
lat trzydziestych, gdy w  Niemczech było sześć milionów bezrobotnych,
a nazistowskie programy zbrojeń i robót publicznych doprowadziły do 1938 roku
do prawie całkowitej likwidacji bezrobocia w  Rzeszy. Jednakże jesienią
wspomnianego roku to zawrotne tempo wzrostu ekonomicznego zaczęło spadać,
a  nad niemiecką gospodarką, nastawioną głównie na produkcję na rzecz wojska
oraz dóbr konsumpcyjnych, zawisło widmo inflacji. Gazeta „The New York Times”
donosiła we wrześniu 1938 roku, że „alarmująca” inflacja zagraża niemieckiej
gospodarce, informując, iż w  Rzeszy znajduje się w  obiegu o  40 procent więcej
pieniędzy niż w poprzednim roku12, co oznaczało, że Bank Rzeszy zareagował na
wczesne oznaki nowego kryzysu dodrukiem pieniądza. Z  końcem owego roku –
kiedy Hitler ogłaszał swój program trzykrotnego zwiększenia produkcji
zbrojeniowej – Bank Rzeszy obwieścił, iż stanął w  obliczu deficytu dwóch
miliardów marek niemieckich13 i opowiedział się za pilnym ożywieniem eksportu,
co miało stanowić środek zaradczy na te problemy.
Hitlera bynajmniej nie wprawiły w  zachwyt takie porady „smętnych
analityków” z  Banku Rzeszy i  w  reakcji na nie zdymisjonował dyrektora tej
instytucji i  zarazem współtwórcę odrodzenia gospodarczego nazistowskich
Niemiec, szacownego Hjalmara Schachta. Ale mimo wszystko musiał – choć
w  małym stopniu – usłuchać krytyków i  pójść na pewne ustępstwa. W  ważnym
przemówieniu z  30 stycznia 1939 roku, wygłoszonym w  szóstą rocznicę objęcia
władzy przez nazistów – wystąpieniu znanym głównie z  jego „proroczej”
zapowiedzi, że nowa wojna doprowadzi do „unicestwienia rasy żydowskiej”
w  Europie – udzielił swojej odpowiedzi. Po wyszydzeniu „przenikliwości (…)
światowych uczonych ekonomistów”, których diagnozy, jak utyskiwał, nigdy się
nie sprawdzały, Hitler przyznał jednak, że zwiększenie eksportu jest konieczne dla
niemieckiej gospodarki: „Musimy eksportować, aby móc kupować żywność
z  zagranicy. A  ponieważ na te eksportowane towary idą surowce, których nie
posiadamy, oznacza to, że trzeba wyeksportować jeszcze więcej wyrobów, ażeby
zapewnić te surowce dla naszej gospodarki”. W  efekcie, jak przyznawał Hitler,
Niemcy muszą „pod wpływem skrajnej konieczności (…) eksportować, aby
przetrwać”14. Równocześnie pilną potrzebę importu podkreślały liczne oficjalne
analizy, z których wynikało, że Niemcy nie zdołają prowadzić poważnej wojny bez
dostępu do sowieckich zasobów15. Były to, sformułowane prawie dosłownie,
argumenty przedstawiane już od dawna przez „ludzi wschodu” z  niemieckiego
Ministerstwa Spraw Zagranicznych. A  ci liczyli, że może wreszcie ktoś da im
posłuch.
Oczywiście takiej decyzji wtedy jeszcze nie podjęto: polityka wciąż
dominowała nad wymogami gospodarczymi. A  jednak zakulisowo
wypracowywano warunki ewentualnego ekonomicznego układu nazistowsko-
sowieckiego – faktycznie te były już zasadniczo ustalone z  końcem 1938 roku16.
A więc to, co nastąpiło potem, przypominało skomplikowany taniec, nacechowany
kunktatorstwem, nieustępliwością i  sporadycznymi sporami, w  którego trakcie
sowieccy i  niemieccy ekonomiści i  negocjatorzy targowali się i  wykłócali,
wyczekując na sprzyjające wiatry polityczne. Dopiero w połowie lipca 1939 roku,
gdy nad Europą już ciemniały wojenne chmury – i  kiedy Karl Schnurre przyjął
wreszcie swojego sowieckiego odpowiednika Jewgienija Babarina, aby podjąć
z  nim w  Berlinie dyskusje na wysokim szczeblu – zaczęły się rozmowy i  szybko
nabrały żwawego tempa.
W tym czasie spieszyło się już bowiem Hitlerowi. W  swoim niecierpliwym
dążeniu do powiększenia obszaru Rzeszy poprzez zajęcie ziem okrojonych, czyli
„kadłubowych” Czech, i kierowanie pogróżek pod adresem Polski, sam zapędził się
w coś w rodzaju strategicznego narożnika, z którego jedynym rozsądnym wyjściem
wydawało się porozumienie z  Sowietami. Ekonomiczne aspekty ewentualnego
układu z  ZSRS naturalnie nadal miały dlań drugorzędny charakter, ale rychło
zaczęły nabierać znaczenia. Nie tylko dawne argumenty o  korzyściach
wynikających z  dostępu do sowieckich rezerw surowcowych okazały się bardziej
na czasie niż kiedykolwiek, ale i  zostały wsparte przeświadczeniem strony
niemieckiej, że w razie wybuchu wojny z Wielką Brytanią ta ostatnia posłuży się
swoją tradycyjną bronią – blokadą, która bardzo poważnie dała się we znaki
Niemcom w latach pierwszej wojny światowej, silnie osłabiając morale niemieckiej
ludności i doprowadzając do śmierci tysięcy cywilów17. Hitler wiedział, że dostawy
sowieckiej żywności na wypadek nowej wojny skutecznie zneutralizują wszelkie
starania Royal Navy, aby zmusić Niemcy do uległości za sprawą widma głodu.
Z kolei Związek Sowiecki był nader zainteresowany dostępem do niemieckich
technologii. Wysiłki związane z industrializacją ZSRS w latach międzywojennych
często natrafiały na przeszkody, wynikające z trudności ze znajdowaniem funduszy
na rozwój technologiczny w kraju, albo na sprowadzanie najlepszych wynalazków
z  zagranicy. Porozumienie z  Niemcami, jak sądzono, miało dopomóc
w  rozwiązaniu takich problemów, zapewniając Sowietom nie tylko niezbędny
sprzęt wojskowy, ale także nowe osiągnięcia w  dziedzinie inżynierii precyzyjnej,
takie jak nowoczesne turbiny i  tokarki oraz ostatnie zdobycze techniki optycznej
i  metalurgicznej. Świadectwem znaczenia ekonomicznego aspektu zawartego
porozumienia handlowego było to, że uczyniono zeń nieodzowny warunek wstępny
do zawarcia jakiegokolwiek politycznego paktu z  Niemcami Hitlera18. Jednak,
pomimo potencjalnych korzyści, jakie mogło mu zapewnić przymierze z Berlinem,
Stalin twardo uważał, że to on sam trzyma w ręku karty atutowe i w konsekwencji
tego – uciekając się do taktyki gry na zwłokę – targował się bardzo nieustępliwie.
Porozumienie miało zostać zawarte zasadniczo na warunkach postawionych przez
Sowietów.
Dwudziestego sierpnia 1939 roku, na trzy dni przed podpisaniem paktu
nazistowsko-sowieckiego, ostatecznie sygnowano porozumienie handlowe między
Berlinem i Moskwą. Związek Sowiecki zobowiązał się do dostarczenia Niemcom
surowców za 180 milionów marek, a w zamian Niemcy mieli dostarczyć do ZSRS
wyroby przemysłowe za 120 milionów marek. Ponadto udzielono Moskwie
kredytów na kwotę 200 milionów marek, podżyrowanych przez niemiecki rząd, na
4,5 procent na siedem lat, które winny zostać spłacone w  surowcach po 1946
roku19. Nic dziwnego, że Mołotow wychwalał ten traktat jako lepszy od „wszelkich
poprzednich porozumień”, dodając, że „nigdy nie mieliśmy równie korzystnego
porozumienia gospodarczego z  Wielką Brytanią, Francją czy z  jakimś innym
państwem”20. W  zasadzie traktat handlowy z  nazistowskimi Niemcami
rzeczywiście był dla ZSRS bardzo opłacalny.
A więc, gdy świat próbował w sierpniu 1939 roku otrząsnąć się z szoku, w jaki
wprawiły go wieści o  pakcie politycznym między Moskwą a  Berlinem,
negocjatorzy obu stron, sowieckiej i  niemieckiej, przystąpili do dopracowywania
wszystkich tych aspektów porozumienia handlowego, które były niejasne lub
niezadowalające, usiłując nadać uzgodnionej współpracy ekonomicznej realny
wymiar. A  nie było to łatwe. Wbrew okazywanej życzliwości dominowały
wzajemna podejrzliwość i  zła wola, a  nieco później, we wrześniu, Rosjan
zaniepokoiło też błyskawiczne tempo, w  jakim wojska niemieckie zajmowały we
wrześniu owego roku Polskę. W  rezultacie debatowano nad doborem słów
w  postanowieniach układu, analizowano je i  zmieniano, a  liczby i  kwoty, też
stanowiące przedmiot zaciekłych sporów, proponowano, odrzucano i korygowano.
Przez cały ten czas strona niemiecka, wystawiona na większe ryzyko w  sensie
politycznym i  militarnym, oczekiwała od Sowietów jakichś ustępstw, jednak
negocjatorzy Stalina, uważając, że są panami sytuacji, uparcie nie zgadzali się na
kompromisy. Jeśli tak wyglądał „miesiąc miodowy”, to nie wróżył zawartemu
mariażowi powodzenia.
Trudne rokowania przeciągnęły się do zimy. Dochodziło w  ich trakcie do
zabawnych, przynajmniej retrospektywnie, epizodów. Na przykład 27 września
zdumionemu Schnurremu wyprawiono na moskiewskim lotnisku Chodynka
uroczyste powitanie, po tym, jak się okazało, że samolot z Ribbentropem przyleci
z  opóźnieniem. I  choć stanowiło to trafną ocenę, kto był „mózgiem” delegacji
niemieckiej, to z  pewnością nie spodobało się Ribbentropowi, zawsze
przewrażliwionemu na rzekome zniewagi. Kilka tygodni później ponowna wizyta
Schnurrego w  Moskwie wywołała podobne nieporozumienie, gdyż został
w sowieckiej prasie nieściśle przedstawiony jako „ambasador baron von Schnurre”,
choć nie był ani ambasadorem, ani baronem, i  regularnie kontaktował się
z sowieckimi kręgami rządowymi w trakcie poprzednich pięciu lat21. Nie jest jasne,
czy Sowieci usiłowali mu w ten sposób schlebić, czy raczej go ośmieszyć.
Zapewne najbardziej dziwaczny charakter miała jednak sowiecka misja
handlowa, która objechała Niemcy pod koniec października 1939 roku, głównie po
to, aby sporządzić listę zakupów niemieckiego sprzętu wojskowego i technicznego,
jakim wyrażała zainteresowanie Moskwa. „Lista zakupów” to w  istocie bardzo
odpowiedni zwrot. Kiedy do Rzeszy przybyła czterdziestopięcioosobowa sowiecka
delegacja – wystrojona w  nowiutkie brązowe płaszcze, kapelusze i  żółte buty –
każdy z  jej członków miał ze sobą puste walizy, aby zapełnić je mnóstwem
towarów niedostępnych w  ZSRS. Gdy tylko sowiecka ekipa przystąpiła do pracy,
rychło doszły do głosu inne osobliwe sprawy, przede wszystkim głęboka
podejrzliwość wobec niemieckich partnerów. Wedle wydanych później
pamiętników jednego z  przedstawicieli sowieckiej delegacji, generała-porucznika
i  zarazem wiceministra lotnictwa Aleksandra Jakowlewa, Niemcy okazali się
szczodrymi i  „sympatycznymi gospodarzami”, umieszczając sowieckich gości
w  najlepszym berlińskim hotelu Alton oraz organizując im liczne wycieczki
i  pokazy sprzętu. Jakowlew wspominał z  niedowierzaniem – jego pamięć
niewątpliwie była zabarwiona powojenną sytuacją polityczną – że „uśmiechali się
do nas, ściskali nam dłonie, prawili nam komplementy i  próbowali wytworzyć
atmosferę przyjacielskości i  szczerości”22. Dalej opisał spotkanie ze swoim
odpowiednikiem, generałem Ernstem Udetem, oraz Hermannem Göringiem na
lotnisku Johannisthal pod Berlinem, gdzie odbył się pokaz niemieckich płatowców:

Na ostry rozkaz, jak na paradzie (…) [zaprezentowano] dwusilnikowe bombowce Junkers 88


i  Dornier 215, jednosilnikowe myśliwce Heinkel 100 i  Messerschmitt 109, samoloty
rozpoznawcze typu Focke-Wulf 187 i Henschel, dwusilnikowy myśliwiec Messerschmitt 110,
bombowiec nurkujący Junkers 87 oraz inne typy maszyn. Załogi – piloci i mechanicy – stali
sztywno na baczność przy każdym z samolotów23.

Jakowlew wspominał, że Udet zabrał szefa sowieckiej delegacji, Iwana


Tewosjana, na krótki przelot samolotem łącznikowym Fieseler Storch,
przeprowadzając „znakomite lądowanie i  zatrzymując się dokładnie w  miejscu,
z  którego wystartował”. Kiedy Tewosjan wyraził swoje zadowolenie, Göring
sprezentował mu ten samolot. Jakowlew tak podsumował wspomniany pokaz:
„Wszystko było zorganizowane bez zarzutu i  wywarło dość dobre wrażenie (…)
Wróciliśmy do [hotelu] Alton pod silnym wrażeniem tego, co zobaczyliśmy”24.
Ale nie każdy z tej grupy podzielał taki zachwyt. Na przykład generał Dymitr
Gusiew najwyraźniej uważał, że Niemcy ich zwodzą i pokazują tylko przestarzałe
modele. Argumentował: „Jakże mogliby nam zaprezentować prawdziwy stan
swojego sprzętu lotniczego?”. Po zastanowieniu Jakowlew także się zaniepokoił,
strapiony, o dziwo, „otwartością, z jaką ujawniali nam najtajniejsze dane na temat
uzbrojenia”. Później sugerował, że Niemcom najwyraźniej bardziej chodziło
o  wystraszenie gości swoją militarną potęgą niż o  cokolwiek innego. Jednakże
kiedy poskarżył się na to Ernstowi Udetowi, ten odparł ze wzburzeniem: „Daję
panu słowo oficera: Pokazaliśmy wam wszystko. Jeśli nie podoba wam się to, co
ujrzeliście, nie kupujcie tego. Nie naciskamy was – czyńcie to, co uznacie za
najlepsze”25.
Jednak, choć zastrzeżenia Gusiewa na pewno mówiły więcej o  nastawieniu
Sowietów niż samych Niemców, to nie były zupełnie bezpodstawne. Pomimo całej
uprzejmości gospodarzy sowieckiej delegacji nie pokazano najnowszych zdobyczy
niemieckiej techniki. Jak wspominał tłumacz Walentin Bierieżkow, podjęto środki
ostrożności, aby uniemożliwić członkom sowieckiej delegacji obejrzenie rzeczy
verboten (zakazanych). Sam Bierieżkow został wysłany do fabryki Kruppa
w  Essen, gdzie miał się przypatrzeć budowie wielkich wież artyleryjskich
przeznaczonych dla okrętu „Lützow”, ale tę część hali, gdzie odbywał się montaż,
odgrodzono zasłoną z grubego brezentu, a w jej wnętrzu było tak mało miejsca, że
inżynierowie Kruppa ledwie mogli tam pracować. Podobnie udaremniono
Bierieżkowowi obejrzenie pozostałych montażowni26.
Tak samo chroniona przed wzrokiem ciekawskich była najnowsza technika
lotnicza. Mimo objazdu po Rzeszy i odwiedzenia bardzo wielu zakładów – w tym
BMW w  Monachium, fabryki Messerschmitta w  Augsburgu, Focke-Wulfa
w  Bremie oraz Arado, Henschla i  Siemensa w  Berlinie – sowiecka delegacja nie
zobaczyła ani myśliwca Focke-Wulf FW 190, który w  tym czasie znajdował się
w  fazie konstrukcyjnej, ani też nowych silników odrzutowych, projektowanych
przez firmy BMW i  Junkers. W  dodatku Niemcy uciekli się do pewnej
dezinformacji. Przykładowo wielce wychwalali zalety myśliwca Heinkel He 100,
który, choć w  tymże roku ustanowił rekord prędkości lotu, to znany był też
z  licznych usterek konstrukcyjnych i  w  efekcie nie wszedł nawet na uzbrojenie
jednostek Luftwaffe27.
Zapewne wyczuwając, że ich niemieccy partnerzy nie są do końca otwarci,
sowiecka delegacja specjalistów od marynarki wojennej okazała się szczególnie
wymagająca. Przybyła do Rzeszy z rozbudowaną listą życzeń, obejmującą między
innymi inspekcję pancernika „Scharnhorst”, ciężkiego krążownika „Admiral
Hipper”, jednego ze stawiaczy min, niszczyciela oraz U-Boota typu VIIB.
W  istocie Sowieci domagali się coraz więcej – od torpedowych detonatorów po
lornetki i  nadajniki radiowe, a  nawet wielu rzeczy, których Niemcy nie mieli.
Ciekawe, że niemieckiemu attaché w  Moskwie nie zapewniono podobnych
przywilejów28. Nie powinno więc zbytnio dziwić, że jeden z  niemieckich
admirałów stwierdził, iż cały ten proces to po prostu przykrywka dla akcji
sowieckich służb szpiegowskich29.
Negocjacje w innych sferach były równie napięte i trudne. Gdy różne sowieckie
delegacje bacznie oglądały niemieckie produkty, niemieccy przedsiębiorcy
napływali do Moskwy, by rozpocząć własne rozmowy, lecz w końcu wielu z nich
ugrzęzło beznadziejnie w  gąszczu sowieckich przepisów biurokratycznych i  nie
osiągnęło wiele, poza doprowadzeniem do zawieszenia możliwości składania
odpowiednich podań handlowych i  dalszej erozji i  tak już kruchego zaufania.
Tymczasem urzędnicy państwowi i  inni biurokraci usiłowali wypracować
porozumienie możliwe do przyjęcia przez obie strony, co okazało się bardzo
trudne.
Uważając, że obustronne relacje są o wiele ważniejsze dla strony niemieckiej,
sowieccy negocjatorzy stawiali nader ostre warunki, domagając się mnóstwa typów
najnowocześniejszego sprzętu niemieckiego, sami zaś stwarzali utrudnienia
w uruchomieniu obiecanych przez siebie dostaw. Dla Niemców wstrząs stanowiło
choćby zapoznanie się z  czterdziestoośmiostronicową listą sowieckich żądań
i  życzeń pod koniec listopada 1939 roku – Sowieci chcieli wszystkiego, od
krążowników po samoloty myśliwskie, działa oraz wyposażenie całych fabryk30 –
na gigantyczną sumę półtora miliarda marek. Co więcej, sowieccy negocjatorzy
starali się usilnie postawić na głowie zawarte już ogólne porozumienie, domagając
się od Niemców gotowych wyrobów jeszcze przed rozpoczęciem dostaw
surowców, równocześnie wyszukując wszelkie możliwe przeszkody na drodze do
spełnienia niemieckich życzeń poprzez niezrozumiałe podnoszenie cen albo
argumentowanie, że infrastruktura lub tabor kolejowy nie wystarczają do
zorganizowania transportu zamówionej ilości towarów. W  związku z  tym Karl
Ritter z  kierownictwa ekipy niemieckich negocjatorów poczuł się zmuszony do
odwołania się do ducha paktu nazistowsko-sowieckiego, „w pełni zaaprobowanego
przez Stalina”, starając się w ten sposób skłonić Sowietów do uznania pierwotnie
uzgodnionych warunków za punkt wyjścia do prowadzonych rozmów31.
W sporządzonym później memorandum Ritter był bardziej krytyczny, zauważając:
„Negocjacje nie przebiegają korzystnie. Zarówno w  sensie ogólnym, jak
i  w  szczegółach druga strona nie okazuje spolegliwości, która powinno wynikać
z  nowej sytuacji politycznej. Zamiast tego [Sowieci] starają się uzyskać tyle, ile,
ich zdaniem, się da”32. Jeżeli Niemcy wyobrażali sobie wcześniej, że z  łatwością
położą rękę na wielkich zasobach naturalnych Związku Sowieckiego, to bardzo się
pomylili.
W rzeczywistości niektórych Niemców zaczęły męczyć niekończące się
rokowania i  wygórowane sowieckie żądania. Ribbentrop strofował sowieckiego
ambasadora w  Berlinie, Aleksandra Szkwarcewa, przypominając mu, że „Niemcy
prowadzą wojnę” i  dodając, iż „uczyniono wszystko, co w  ludzkiej mocy [z
niemieckiej strony] i  więcej już nie sposób”33. Inni byli mniej pojednawczy.
Niemieckich wojskowych coraz silniej irytowały „ogromne i nierozsądne” żądania
Sowietów, a negocjatorzy, Ritter i Schnurre, ze swojej strony coraz częściej musieli
uparcie obstawać przy prezentowanym stanowisku34. Pogłoski o  niezadowoleniu
Niemców dotarły nawet do uszu amerykańskiego chargé d’affairs w Berlinie, który
raportował do Waszyngtonu, że niemieccy oficjele stali się „mniej optymistyczni”
niż wcześniej, jeśli chodzi o stosunki z Sowietami35.
Wywołało to w  nazistowskich Niemczech coś w  rodzaju kryzysu, w  dużej
mierze, dlatego że obiecywane zaopatrzenie z  ZSRS, które miało rozwiać strach
przed brytyjską blokadą, ledwie do Rzeszy docierało. W rzeczy samej, jeśli wierzyć
amerykańskiemu dziennikarzowi Williamowi Shirerowi, niemieckie władze już
uciekały się do osobliwych posunięć dla podniesienia nastrojów ludności w kraju,
niezgodnie z  prawdą opatrując dostawy masła i  mąki ze Słowacji i  z  Czech
metkami „wyrób rosyjski”, chcąc w ten sposób zademonstrować rzekome korzyści
kontaktów handlowych z Sowietami36.
Tymczasem, niezależnie od takich propagandowych zagrywek, w  Niemczech
narastał niepokój – albo wręcz desperacja. Hitler czynił przygotowania do
kampanii na zachodzie przeciwko Wielkiej Brytanii i Francji już od listopada 1939
roku, a  jednak spodziewane, arcyważne dostawy ze Związku Sowieckiego nadal
napływały zaledwie cienką strużką. Na przykład Niemcy potrzebowały miesięcznie
60 tysięcy ton sowieckiej ropy naftowej tylko dla uzupełnienia posiadanych
zapasów, ale otrzymywały ledwie ułamek tego tonażu. Podobnie coraz bardziej
wyczerpywały się zapasy niemieckiego zboża, a  w  1940 roku spodziewano się
w  Rzeszy, nawet w  optymalnej sytuacji, to jest z  uwzględnieniem całości
sowieckich dostaw, niedoboru 1,6 miliona ton ziarna37. Wyglądało na to, że zamiast
oliwienia trybów hitlerowskiej machiny wojennej sowieckie dostawy stanęły pod
dużym znakiem zapytania.
Wobec nadciągającego widma kryzysu zostały wytoczone „ciężkie działa”:
Hitler z  naciskiem mówił swoim akolitom o  konieczności dogadania się
z  Sowietami, natomiast Ribbentrop postanowił wciągnąć do rozmów samego
Stalina, pisząc do niego bezpośrednio na początku lutego 1940 roku z prośbą, aby
ZSRS wywiązał się z  obietnic „złożonych podczas wrześniowych negocjacji (…)
że rząd sowiecki jest gotów wspierać Niemcy w trakcie tej wojny”38. Uderzające, że
apel ten zadziałał; Stalin przyrzekł wziąć słowa Ribbentropa „pod rozwagę” i już
niewiele dni później negocjatorzy w  Moskwie dopracowywali zgodnie ostatnie
szczegóły niemiecko-sowieckiego porozumienia handlowego. ZSRS zgodził się
teraz na dostarczenie Rzeszy surowców za 650 milionów marek niemieckich
w ciągu następnych osiemnastu miesięcy, z tego dwie trzecie w trakcie pierwszego
roku, a  w  zamian Niemcy miały przekazać Sowietom uzbrojenie i  wyroby
przemysłowe w  okresie dwudziestu siedmiu miesięcy, do maja 1942 roku, przy
czym dwie trzecie z  tego w  pierwszych osiemnastu miesiącach. Oznaczało to
wymianę handlową na znaczną skalę. Wespół z  wcześniejszym porozumieniem
kredytowym z  sierpnia 1939 roku owa umowa handlowa ściślej wiązała ze sobą
gospodarki nazistowskich Niemiec i  ZSRS, zobowiązując obie strony do
prowadzenia interesów na około 800 milionów marek w  trakcie dwóch
najbliższych lat39.
Obydwie strony zareagowały na to porozumienie pozytywnie. Sowiecka prasa –
która wcześniej cokolwiek chłodno odniosła się do pierwotnego porozumienia
z  sierpnia 1939 roku – nie skrywała entuzjazmu, wychwalając umowę z  lutego
1940 roku, jako mającą „wielkie znaczenie gospodarcze i  polityczne”
i  zapewniającą „przyszły rozwój współpracy między ZSRS a  Niemcami”40. Stalin
wydał własną ocenę w finalnej fazie rozmów, stwierdzając, że „Związek Sowiecki
uznaje to [porozumienie] nie tylko za zwykły traktat o wymianie dóbr, ale raczej za
traktat o  wzajemnej pomocy”41. Prasa nazistowska wyrażała podobne opinie,
wychwalając nowe porozumienie, jako „coś więcej od wygranej batalii, po prostu
rozstrzygające zwycięstwo” w  zmaganiach z  brytyjską blokadą42. Niemieccy
negocjatorzy byli równie wylewni. Karl Schnurre pisał do Ministerstwa Spraw
Zagranicznych w Berlinie, że odnowiony układ oznacza „pierwszy wielki krok ku
realizacji programu gospodarczego planowanego przez obie strony”43. Z  kolei
Gustav Hilger napisał w  swoich powojennych pamiętnikach, że porozumienie
handlowe równało się „otwarciu na oścież (…) drzwi na wschód oraz znacznemu
osłabieniu [skutków] brytyjskich prób ekonomicznej blokady Niemiec”44.
Różne wyszczególnienia dóbr i  produktów dołączone do tego układu
handlowego są wysoce pouczające i  wydają się potwierdzać słuszność oceny
wydanej przez Hilgera. Przykładowo Związek Sowiecki zobowiązał się do dostaw
miliona ton ziarna na paszę, 900 000 ton nafty, 800 000 ton złomu i  surówki
żelaznej, 500 000 ton fosfatów oraz 500 000 ton rud żelaza, a ponadto mniejszych
partii platyny, rudy chromowej, azbestu, siarki, irydu, jodu, gliceryny, albuminy,
smoły, wapna i wielu innych materiałów.
Z kolei wyroby, które mieli dostarczyć Niemcy, znalazły się na czterech
oddzielnych listach. Pierwsza z  nich – ze sprzętem wojskowym – liczyła
czterdzieści dwie strony maszynopisu i  obejmowała mnóstwo rzeczy, od
peryskopów do okrętów podwodnych oraz przyrządów hydrograficznych, po
egzemplarze czołgów i  samolotów, w  tym pięć Messerschmittów Bf 109E, pięć
Messerschmittów Bf 110C, dwa Junkersy Ju 88, dwa Dorniery Do 215, pięć
transporterów półgąsienicowych, dwa wiatrakowce (śmigłowce) Fa 226 oraz jeden
„w pełni wyposażony” czołg Panzer III (PzKpfw III). Zadziwiające, ale Sowieci
zamówili także dziesięć samolotów Heinkel He 100 – więcej aniżeli płatowców
innych typów – najwyraźniej dając się zwieść nieszczerym zapewnieniom
Niemców, że maszyny te są naprawdę lepsze od myśliwców Bf 10945. Poza tym
zażądali wielu silników i części zamiennych, w tym 1500 świec zapłonowych, 10
000 pierścieni tłokowych, 30 śmigieł i bardzo wielu innych produktów, takich jak
osprzętowanie do prowadzenia wojny chemicznej, dział, pojazdów opancerzonych,
celowników i  innych przyrządów optycznych oraz rozmaitych typów bomb
i amunicji46.
Dodatkowe listy zawierały różnoraki inny sprzęt wojskowy i  przemysłowy,
w  tym maszyny górnicze oraz te przeznaczone dla zakładów chemicznych
i petrochemicznych, turbiny, prasy, dźwigi i obrabiarki. Oprócz tego znalazło się na
nich 146 koparek, a także lokomotywy, generatory, silniki wysokoprężne, stalowe
przewody oraz wiele statków, w tym zbiornikowiec o wyporności 12 000 ton, który
miał być dostarczony „niezwłocznie”. Na ostatnią z  tych list trafiło to wszystko,
czym Sowieci wyrazili „zainteresowanie” na przyszłość, „w zależności od
warunków”, w  tym wyposażenie wytwórni paliw syntetycznych, zakładów
wulkanizacyjnych oraz tych zajmujących się produkcją kauczuku syntetycznego47.
W  skrócie: Sowieci domagali się od Niemców wskazania najprostszej drogi ku
rozwiniętej zmilitaryzowanej gospodarce przemysłowej.
Jedną z  pierwszych pozycji na sowieckiej „liście zakupów” zajmował ciężki
krążownik, w owym czasie określany przez Niemców jako „były »Lützow«”. Tak
jak w  wielu innych sprawach negocjacje towarzyszące sprzedaży „Lützowa”
okazały się dość zawiłe. Sowieci początkowo domagali się tego okrętu na początku
listopada 1939 roku, wraz z  podobnie nieukończonym „Seydlitzem”. Potem, pod
koniec owego miesiąca, podbili jeszcze stawkę, gdyż na liście sowieckich żądań
znalazł się również kolejny krążownik klasy Admiral Hipper, „Prinz Eugen”,
a  także plany konstrukcyjne pancernika „Bismarck”. Nic dziwnego w  tym, że
sprawę przedstawiono Hitlerowi, który stanowczo przeciwstawił się sprzedaży
„Seydlitza” i  „Prinz Eugena” i  zgodził się na przekazanie Sowietom planów
„Bismarcka” tylko pod warunkiem, iż nie trafią one w  „niewłaściwe” (czyli
brytyjskie) ręce. Po wydaniu zgody na sprzedaż „Lützowa”, obie strony przystąpiły
do targowania się o  cenę tego okrętu. Göring początkowo ustalił ją na poziomie
152 milionów marek, czyli niemal dwukrotnie wyższym od faktycznych kosztów
budowy tej jednostki, lecz Sowieci od razu taką cenę odrzucili48. Jednak w  lutym
1940 roku kwestię sprzedaży tego okrętu włączono do porozumienia handlowego,
mimo faktu, że jeszcze nie ustalono ceny za „Lützowa” – co sugeruje, iż obydwie
strony uznały, że postawiły w  tej sprawie na swoim. Zgodnie z  treścią
porozumienia, eks-„Lützow” miał „być dostarczony do ukończenia w ZSRS”: jego
„kadłub i  całe wyposażenie, uzbrojenie [i] części zapasowe” oraz „pełne plany,
specyfikacje, szkice i wyniki przeprowadzonych prób”49.
Negocjacje dotyczące ceny okrętu przeciągnęły się aż do początku maja 1940
roku, kiedy to na nową niemiecką ofertę – 109 milionów marek za krążownik
i  amunicję do jego dział – Sowieci natychmiast odpowiedzieli kontrpropozycją
zapłacenia 90 milionów marek. Wojska niemieckie uderzyły w owym miesiącu na
Francję, Belgię i  Holandię, a  negocjatorzy, najwyraźniej znużeni prowadzonymi
targami, zgodzili się na kompromis, ustalając cenę za okręt na sto milionów marek
i  to mimo faktu, że strona niemiecka uznała ją za „nie do przyjęcia z  czysto
handlowego punktu widzenia”50. Niedługo potem eks-„Lützow” został
wyprowadzony z  Bremy przez pełnomorskie holowniki ratownicze i  dotarł do
Leningradu pod koniec maja.
Przebieg innych niemieckich dostaw do ZSRS nie był aż tak skomplikowany.
Do późnej wiosny 1940 roku, po podjęciu przez Niemców inwazji na
Skandynawię, Sowieci przyjęli bardziej spolegliwą postawę, a  rokowania, które
wcześniej wlokły się miesiącami, udało się doprowadzić do końca w  trakcie
niewielu dni lub tygodni. Wtedy też poczyniono szybkie przygotowania do
dostarczenia wielu towarów wyszczególnionych w  porozumieniu z  lutego 1940
roku. Liczne z  zamówionych przez ZSRS samolotów po prostu przeleciały
z  Królewca prosto do Moskwy, gdzie Sowieci zawczasu przygotowali pełne
zaplecze techniczne, kwatery, zapasy paliwa oraz prognozy meteorologiczne dla
przybywających lotników. Sprzęt wojskowy i  przemysłowy Niemcy
wyekspediowali koleją w  terminach wyszczególnionych w  różnych zawartych
porozumieniach. Po początkowej zwłoce, spowodowanej kłótniami dotyczącymi
warunków realizacji umów i płatności, niemiecki eksport do ZSRS nabierał tempa,
a  jego miesięczna wartość wzrosła z  15 milionów marek w  maju 1940 roku do
szczytowego poziomu 37 milionów marek w grudniu51.
Sowieckie dostawy do Niemiec teoretycznie były łatwiejsze do
przeprowadzenia, gdyż składały się na nie na ogół masowe towary: ropa naftowa
oraz zboże i  inna żywność. Jednakże niesprawna infrastruktura Związku
Sowieckiego co jakiś czas powodowała zatory i  przestoje, przede wszystkim
w  dwóch głównych punktach tranzytowych w  okupowanej Polsce – w  Brześciu
i  Przemyślu – gdzie dodatkowo komplikowała sprawy zmiana rozstawu torów.
W  efekcie większość ropy transportowano z  sowieckiego Kaukazu morzem do
bułgarskiej Warny, a  stamtąd pociągami do Niemiec, co pozwalało na uniknięcie
tego rodzaju problemów52. Mimo wszystko wartość sowieckich dostaw dla Rzeszy
wzrastała z około 10 milionów marek miesięcznie na wiosnę 1940 roku do prawie
dziesięciokrotnie większego, szczytowego poziomu we wrześniu owego roku53.
A więc, po początkowych trudnościach, niemiecko-sowiecka wymiana
handlowa rozkręcała się imponująco przez cały rok 1940, przy czym ogólną
wartość sowieckiego eksportu w trakcie tamtego roku oszacowano na 404 miliony
marek, a  niemieckiego do ZSRS na 242 miliony marek54. Już pobieżna analiza
danych statystycznych, odnoszących się do niemieckiego handlu zagranicznego
w  1940 roku, wykazuje, że w  drugiej połowie owego roku eksport do Związku
Sowieckiego co miesiąc niezmiennie dochodził do 60 procent łącznego eksportu
Rzeszy55. A  zatem, na pierwszy rzut oka, kontakty gospodarcze między tymi
krajami spełniały pokładane nadzieje: zapewniając Związkowi Sowieckiemu jakże
ważne egzemplarze najnowocześniejszych zdobyczy techniki, umożliwiając
kontynuowanie podjętego programu uprzemysłowienia, a  zarazem zaopatrując
nazistowskie Niemcy w  niezbędne na rynku krajowym paliwo i  produkty
żywnościowe.
Niektórzy historycy wysnuli jeszcze dalej idące wnioski, sugerując, że
sowieckie dostawy w  decydującym stopniu umożliwiły wojskom niemieckim
skuteczny atak na Francję, Belgię, Holandię i  Luksemburg w  maju 1940 roku.
Jeden z autorów elokwentnie przekonuje:

Czołgi Guderiana korzystały głównie z sowieckiej benzyny, prowadząc natarcie w  kierunku


morza pod Abbeville, bomby, które zrównały z  ziemią Rotterdam, zawierały sowiecką
bawełnę strzelniczą, a  pociski, którymi ostrzeliwano brytyjskich Tommies [żołnierzy]
brodzących ku statkom i  okrętom pod Dunkierką, były powleczone sowieckim
miedzioniklem56.

Prawda przedstawia się nieco mniej efektownie. Sowieckie dostawy paliw


i  innego zaopatrzenia wojskowego wczesną wiosną 1940 roku były jeszcze dość
znikome. Do maja łączne dostawy ropy naftowej ledwie przekroczyły 100 000 ton,
stanowiąc zaledwie jedną siódmą niemieckich rezerw paliwowych, a w odniesieniu
do zboża poziom tych dostaw nie przekroczył 103 000 ton57. Takie skromne ilości
nie mogły w poważniejszej mierze wpłynąć na przebieg kampanii francuskiej.
W istocie rozległe w  swoim zakresie porozumienie handlowe, zawarte przez
nazistów z Sowietami, miało dużo mniejszy wpływ na wojenne wydarzenia, aniżeli
mogłoby się to zdawać przygodnemu obserwatorowi. Na przykład łatwo dać się
zwieść danym dotyczącym września 1940 roku – kiedy to niemiecki eksport do
ZSRS stanowił 76 procent łącznej wartości eksportowanych przez Rzeszę towarów
– i  przyjmując na tej podstawie, że w  stosunkach gospodarczych między tymi
krajami oznaczało to dużą zmianę. Tak znaczny procent skłania w  istocie do
fałszywych wniosków i  świadczy tylko o  tym, że niemiecki eksport na dobrą
sprawę załamał się po wybuchu wojny, a  Związek Sowiecki pozostał wtedy
właściwie jedynym poważniejszym partnerem handlowym Berlina. Wspomniane
liczby dotyczące eksportu z  września 1940 roku nie osiągnęły nawet czwartej
części łącznego niemieckiego eksportu z  marca tego samego roku, kiedy Rzesza
wywiązywała się z  ostatnich przedwojennych zamówień58. W  skali całego roku
1940 poziom niemieckiego eksportu do ZSRS był zdecydowanie skromny, nie
osiągając nawet wartości jednego procenta niemieckiego PKB (produktu krajowego
brutto)59. I  choć oznaczało to wzrost w  handlu z  Sowietami w  porównaniu
z ostatnimi latami okresu pokojowego, to jednak skala tych kontaktów handlowych
okazała się zbliżona do tej z początku lat trzydziestych, a poziom importu z ZSRS
był skromniejszy od tego w latach 1927–193060. Tak więc, osławione porozumienie
handlowe zaledwie odtworzyło status wymiany gospodarczej między Niemcami
a ZSRS z lat poprzedzających dojście Hitlera do władzy.
Natomiast dla Związku Sowieckiego relacje te miały nieco większe znaczenie.
Produkty niemieckie stanowiły 31 procent całego sowieckiego importu w  1940
roku, a  wymiana handlowa z  Rzeszą przyczyniła się do krótkotrwałego,
gwałtownego ożywienia w  sowieckim handlu zagranicznym w  związku
z  podwojeniem tonażu eksportowanej ropy naftowej, pięciokrotnym wzrostem
sprzedaży zboża za granicą i ogólnym zwiększeniem sowieckiego eksportu o 250
procent. W  1940 roku niemal 53 procent całego eksportu ZSRS trafiło do
nazistowskich Niemiec61.
Jednak, tak jak w  przypadku Niemiec, to nader skromny zakres sowieckiego
handlu zagranicznego w poprzednich latach sprawiał, że ten z pozoru imponujący
wzrost procentowy zasługuje na miano złudnego. W  rzeczywistości nowo
nawiązane relacje ledwie odtworzyły skalę wcześniejszej wymiany handlowej.
Przykładowo sowiecki import z  Niemiec w  1940 roku był pod względem
ilościowym mniejszy od odnotowanego corocznie w  dziesięcioleciu od 1924 do
1933 roku, natomiast sowiecki eksport do Niemiec nie osiągnął szczytowego
poziomu z  lat 1926–193062. A  zatem, chociaż pakt nazistowsko-sowiecki
znamionował bardzo ważki przełom polityczny, to jego wymiar ekonomiczny był
znacznie skromniejszy, ledwie przywracając skalę niemiecko-sowieckiej wymiany
handlowej z okresu sprzed dekady.
Oczywiście znaczenie miały tu nie tylko suche liczby, ale i  pewne konkrety.
Nowe relacje gospodarcze miały na celu zaspokojenie szczególnych niedoborów,
takich jak sowieckie zacofanie w  zakresie inżynierii precyzyjnej czy uzależnienie
Niemiec od światowego rynku najważniejszych surowców. Dla Sowietów rezultaty
tej wymiany okazały się niejednoznaczne. W  niektórych dziedzinach trudno
dostrzec korzyści ze współpracy z  Niemcami. Na przykład zdradzająca
konsternację reakcja rosyjskiej delegacji lotniczej w Berlinie wskazuje, że Sowieci
spodziewali się po Niemcach dużo nowocześniejszego sprzętu od tego, jaki im
zaprezentowano. Ostatecznie przecież sowieccy konstruktorzy już do tego czasu
samodzielnie opracowali samoloty ze skrzydłami w  układzie delta oraz w  1938
roku sprawny silnik odrzutowy63, co zapewne tłumaczy, dlaczego u  posłanej na
zakupy sowieckiej ekipy specjalistów nie wzbudziło zbytniego zachwytu to, że
Niemcy pokazali jej płatowce z konwencjonalnym napędem tłokowym.
W innych dziedzinach, takich jak precyzyjne obrabiarki, dużo łatwiej dostrzec
korzyści. Sowiecki przemysł usiłował dogonić gospodarki kapitalistyczne za
sprawą planu pięcioletniego, obowiązującego od 1938 roku, a kontakty z Niemcami
mogły w  tym zakresie nader dopomóc, mimo że wiązały się z  koniecznością
eksportu surowców. Faktem jest, że po pewnym zastoju w  1939 roku sowiecka
produkcja przemysłowa wzrosła ponownie w  1940 roku, przy czym w  paru
sektorach – choćby w  technologii wytopu wysokogatunkowej stali – odnotowano
bardzo znaczny postęp. Ponadto takie osiągnięcia najwyraźniej umożliwiły
wypełnienie założeń planu pięcioletniego, który, mimo niepomyślnego startu, miał
zostać „wykonany i  przekroczony” do połowy 1941 roku64. I  choć badający
zagadnienia ekonomiczne historycy, zajmujący się danym okresem, rzadko
wspominają o  ówczesnych powiązaniach Sowietów z  Niemcami, to możliwe
wydaje się przypisanie tych osiągnięć, przynajmniej częściowo, wpływowi
porozumienia handlowego ZSRS z Rzeszą.
Sfera, w  której dostrzec można jasne – a  w  istocie wielkie – korzyści
wyniesione przez stronę rosyjską to produkcja zbrojeniowa. Za wymowny przykład
mogą tu posłużyć sowieckie fabryki czołgów. Produkcja sowieckich wozów
bojowych znalazła się w fazie przejściowej w 1940 roku, gdyż rezygnowano wtedy
z  budowy przestarzałych czołgów typu T-26 i  BT, przestawiając się na
produkowanie nowocześniejszych typów T-34 oraz KW. Ponadto równocześnie
Sowieci podjęli rozbudowę tego sektora zbrojeniówki, powstawały nowe fabryki,
a  istniejące już zakłady były przestawiane na produkcję nowych modeli.
Naturalnym partnerem w tym procesie był niemiecki przemysł ciężki, który mógł
dostarczyć niezbędne obrabiarki i technologie – a z takiego źródła strona sowiecka
nie omieszkała skwapliwie skorzystać.
Począwszy od lata 1940 roku, sowiecki komisarz (minister) handlu
zagranicznego Anastas Mikojan zaczął składać w niemieckich firmach – takich jak
Reinecker, będącej w  1939 roku największym w  Europie wytwórcą obrabiarek –
duże zamówienia na rozmaitą maszynerię, w tym walcarki, kuźnie, prasy i dźwigi.
Sama tylko fabryka czołgów KW w  Czelabińsku przejęła ponad czterysta
niemieckich obrabiarek, a  przedstawiane od połowy lipca 1940 roku zamówienia
obejmowały import z Niemiec wartych 11,5 miliona rubli stu siedemnastu urządzeń
do obróbki metalu, dwudziestu dwóch pras, kuźni hutniczej oraz całej wytwórni
łożysk tocznych65. Ta współpraca nie ograniczała się do produkcji czołgów. Kiedy
w 1941 roku uruchomiono w Saratowie „Fabrykę nr 292” z myślą o produkowaniu
w niej nowego podstawowego sowieckiego myśliwca Jakowlew Jak-1, 40 procent
zainstalowanych w  niej obrabiarek pochodziło z  Niemiec. A  gdy zakłady
w  Kirowie i  Charkowie przysposobiono do produkcji silników lotniczych M-30
i  M-40, prawie 20 milionów rubli wydano na maszynerię od niemieckich
dostawców66. Pełnych danych liczbowych dotyczących takich zamówień zapewne
już nigdy nie poznamy, ale z  pewnością można bez przesady stwierdzić, że
niemiecka inżynieria legła u  podstaw późniejszej potęgi militarnej Armii
Czerwonej.
Nieco trudniej wskazać konkretne korzyści ekonomiczne uzyskane przez
Niemców ze współpracy ze Związkiem Sowieckim. Nierzadko przyjmuje się
prostolinijnie, że dostawy sowieckiego paliwa odgrywały bardzo ważną rolę
w  niemieckich planach. Na pewno niedobory paliw, odczuwane przez machinę
wojenną Hitlera, okazały się w ostatecznym rozrachunku jej piętą achillesową, lecz
należy podchodzić ostrożnie do uwypuklania takich problemów w  odniesieniu do
początkowej fazy konfliktu zbrojnego. Niemcy przystąpiły do wojny we wrześniu
1939 roku z  zapasem ponad dwóch milionów ton ropy naftowej, a  w  chwili
rozpoczęcia kampanii przeciwko Związkowi Sowieckiemu w  czerwcu 1941 roku
rezerwy te zmniejszyły się o  zaledwie około jedną czwartą. Tymczasem łączne
dostawy ropy z  ZSRS nie wynosiły w  tym samym czasie nawet miliona ton – to
jest były mniejsze od miesięcznej niemieckiej rezerwy i  równały się tylko 3
procentom rocznego wydobycia ropy w ZSRS67.
Ważniejsze zapewne, że Związek Sowiecki nie był dla Niemiec jedynym
źródłem ropy naftowej; wojska Hitlera zdobyły około miliona ton ropy
z  francuskich zapasów po podboju Francji w  1940 roku68. Poza tym Rumunia
przekazywała wydobywaną u  siebie ropę Hitlerowi, i  to szczodrzej niż czynił to
Stalin, w  1940 roku szybko wyrastając na głównego dostawcę tego surowca do
Niemiec. W  tym samym okresie, w  którym ZSRS zaopatrzył Rzeszę w  zaledwie
milion ton ropy, Rumunia dostarczyła jej czterokrotnie więcej69. Oczywiście
z upływem czasu dla Niemców zaczęła się liczyć każda kropla paliwa, ale opinia,
że Hitler był w  latach 1939–1941 uzależniony od dostaw sowieckiej ropy, nie
wytrzymuje krytyki.
Podobnie rzecz się miała z  rudami żelaza, niezbędnymi do wytopu stali.
Sowieci dostarczyli do Niemiec 750 000 ton takich rud na mocy porozumienia
handlowego z  lutego 1940 roku, eksportując do Rzeszy znacznie więcej tego
surowca niż innych rud – manganu, chromu i miedzi – lecz eksport ten odpowiadał
niespełna 3 procentom rocznego wydobycia żelaza w ZSRS70. Szwedzkie dostawy
rud żelaza do Niemiec znacznie przewyższały te ze Związku Sowieckiego.
W  memorandum dotyczącym niemiecko-szwedzkiego traktatu handlowego
z  grudnia 1939 roku wskazano, że planowany eksport szwedzkiego żelaza do
Niemiec w samym tylko roku 1940 miał osiągnąć poziom 10 milionów ton, czyli
ponad trzynastokrotnie więcej od tego, co dowozili Sowieci71. Niemcy mieli
otrzymywać co miesiąc więcej szwedzkiej rudy żelaza niż tej z ZSRS przez rok.
Kolejnym surowcem, którego dostawy ze Związku Sowieckiego nie spełniły
niemieckich oczekiwań, był kauczuk. Znaczenia kauczuku dla nowoczesnej armii
nie sposób przecenić, a przedwojenne niemieckie zapasy tego surowca pochodziły
głównie z  kontrolowanych przez Brytyjczyków źródeł w  południowo-wschodniej
Azji. Wraz z  wybuchem wojny w  1939 roku źródła te zostały odcięte, a  Niemcy
liczyli na sprowadzanie kauczuku za pośrednictwem ZSRS: Sowieci mieli nabywać
ten surowiec i transportować go następnie do Niemiec.
W rzeczywistości sowieckie dostawy kauczuku okazały się dość
symptomatyczne dla ogólniejszych trudności w  niemieckich stosunkach
gospodarczych z ZSRS. Już w chwili wybuchu wojny Niemcy dzierżyły światowy
prymat w  produkcji kauczuku syntetycznego, znanego pod handlową nazwą
„Buna” i wytwarzanego w trzech zakładach. Zwiększone wojenne zapotrzebowanie
na kauczuk, określone na około 9000 ton miesięcznie72, wymagało jednak
korzystania i  z  innych źródeł, których szukano przede wszystkim w  ZSRS. Ale
sowieckie dostawy kauczuku nie uzupełniły wszystkich braków: osiągnęły poziom
zaledwie 18 000 ton – a  więc mniejszy od rocznej produkcji kauczuku
syntetycznego w Niemczech – w małym stopniu uzupełniając niedobory73.
Nie powinno zaskakiwać, że w takiej sytuacji niemieccy technokraci dążyli do
zintensyfikowania produkcji kauczuku syntetycznego w samej Rzeszy i na zajętych
obszarach i  zimą 1940 roku zaplanowano uruchomienie nowoczesnych zakładów
chemicznych koło mało znanego jeszcze wówczas miasta Oświęcim w Małopolsce,
w  pobliżu Górnego Śląska. Owe „Buna-Werke” i  powiązany z  nimi obóz pracy
w  Monowicach (Monowitz, zwany też „Auschwitz III”) zaczęły działać od maja
1942 roku, a ich docelowa produkcja miała wynosić 25 000 ton rocznie74. Budowa
i działalność tego kompleksu fabrycznego pochłonęła około 600 milionów marek –
mniej więcej tyle, ile inwestycje eksportowe związane z  paktem nazistowsko-
sowieckim – oraz około 30 000 istnień ludzkich75. Jednym z  ocalałych więźniów
obozu w  Monowicach był włoski chemik żydowskiego pochodzenia, Primo Levi,
który w późniejszych latach życia często wspominał pracę w tych zakładach:

Buna jest wielka niczym miasto; oprócz zarządu i  niemieckich techników pracuje tu
czterdzieści tysięcy obcokrajowców i  mówi się piętnastoma albo i  dwudziestoma językami
(…) [Jest] tu przygnębiająco i nieustannie mgliście i szaro. Ten ogromny konglomerat żelaza,
betonu, błota i dymu stanowi zaprzeczenie piękna. Jego drogi i budynki są nazywane tak jak
my, cyframi i  literami, a  nie osobliwymi i  groźnymi mianami. W  jego obrębie nie rośnie
choćby źdźbło trawy, a ziemia jest tak przesiąknięta trującymi miazmatami węgla i nafty, że
żyją na niej tylko maszyny i niewolnicy – a te pierwsze są bardziej żywe od tych drugich76.

Jedną z  nielicznych sfer, w  których Niemcy odniosły zauważalne korzyści


ekonomiczne z układu z Sowietami, był rynek żywnościowy. Paladyni Hitlera byli
silnie wyczuleni na kwestię zaopatrzenia ludności w prowiant, pomni załamania jej
morale w kraju w latach pierwszej wojny światowej. W efekcie reżim nazistowski
dążył do utrzymania odpowiednich nastrojów za sprawą priorytetowego
potraktowania dostaw żywności, czemu służyły znaczne przydziały racjonowanych
artykułów spożywczych, oraz zniesienie ograniczeń dotyczących przywozu przez
niemieckich żołnierzy niektórych deficytowych towarów z zagranicy77.
W związku z tym transporty sowieckiej paszy mogły odegrać nader ważną rolę,
pomagając niemieckim rolnikom w utrzymaniu dostaw mięsa na rynek – co miało
istotny wpływ na nastroje ludności cywilnej. W  rezultacie w  lutym 1940 roku
w porozumieniu handlowym znalazł się zapis o imporcie ze Związku Sowieckiego
miliona ton „pastewnych zbóż i roślin strączkowych”, później zmieniony na półtora
miliona ton plus kolejny milion przewidziany w  drugim roku obowiązywania
zawartej umowy. Chociaż niemieckie rezerwy utrzymywały się w  1940 roku na
stabilnym poziomie około czterech milionów ton paszy, to skurczyły się szybko
w  roku 1941 i  to do tego stopnia, że do połowy owego roku Niemcy w  praktyce
zdane były na paszę ze Związku Sowieckiego78. W  tym czasie, gdy wojska
niemieckie i  sowieckie starły się na bitewnych polach, ludność państwa Hitlera
karmiona była żywnością ze stalinowskich kołchozów.
Niemieckie zakłady chemiczne „Buna” w Oświęcimiu wykorzystujące niewolniczą pracę
więźniów obozu Auschwitz, zdjęcie z 1941 roku. Jedną z kluczowych kwestii dla III Rzeszy było
produkowanie na dużą skalę syntetycznego kauczuku niezbędnego w przemyśle zbrojeniowym.
Nawet pomimo dostaw tego surowca z ZSRS, takie zakłady nadal stanowiły podstawę tej gałęzi
przemysłu.

Jak widać, z niemieckiej perspektywy ekonomiczne aspekty paktu Ribbentrop-


Mołotow miały dobre i  złe strony, przy czym poważne wady tego porozumienia
niewątpliwie przeważały nad jego korzyściami. A to naturalnie wzbudzało głęboką
frustrację i  rozczarowanie nazistowskich władz, gdyż jasne jest, że negocjatorzy
Hitlera mieli wcześniej wielkie nadzieje na wykorzystanie surowcowych zasobów
obiecanych przez Związek Sowiecki. Urzeczywistnienie takich ambicji okazało się
jednak nad wyraz trudne.
Do pewnego stopnia zakusy Niemców były temperowane przez metody
sowieckich negocjatorów, określone przez jednego z niemieckich uczestników tych
rokowań mianem „oszukańczych”79. Wybujałe żądania i  nierealistycznie
wygórowane ceny za własne towary szły w parze z nieustannym wykłócaniem się
o  najdrobniejsze szczegóły, rozmyślnym zwlekaniem i  nieprzejednanym uporem.
W  dodatku sowieccy negocjatorzy bywali zadziwiająco nieprzewidywalni –
jednego dnia bezkompromisowi, następnego serdeczni, co nierzadko wprawiało ich
niemieckich odpowiedników w  zmieszanie i  frustrację. Takie postępowanie było
niewątpliwie celowe, ale miało i inne, bardzo konkretne podłoże.
Przede wszystkim liczni sowieccy funkcjonariusze, zapewne pomni losu wielu
swoich kolegów represjonowanych w  czasie wielkich czystek pod koniec lat
trzydziestych, wykazywali charakterystyczną niechęć do wyrażania zgody na
jakiekolwiek propozycje czy sugestie, z  obawy przed narażeniem się swoim
zwierzchnikom. Jak zanotował w  swoich powojennych wspomnieniach niemiecki
przedstawiciel w Moskwie, Gustav Hilger:

Rokowania były naznaczone chorobliwą podejrzliwością sowieckich negocjatorów i  lękiem


przed podejmowaniem odpowiedzialności nawet przez członków Biura Politycznego,
osobistości w  rodzaju Mikojana. To częściowo wyjaśnia fakt, że dojście do porozumienia
zabrało cztery miesiące intensywnych dyskusji80.

Bez politycznych wytycznych sowieccy negocjatorzy często woleli –


podświadomie albo rozmyślnie – sprowadzać rozmowy na tory przesadnie
szczegółowych albo nierozsądnych żądań, wyczekując w tym czasie na wskazówki
z Kremla.
A te zazwyczaj były udzielane. Jak zauważył jeden z  niemieckich oficjeli, te
„nadzwyczaj trudne” negocjacje co rusz wymagały „osobistej interwencji Stalina
dla zapobieżenia ich przedwczesnemu zerwaniu”81. Ribbentrop, jak już
wspomniano, zaapelował do Stalina o  przerwanie impasu w  rozmowach nad
porozumieniem z lutego 1940 roku, a sowieccy funkcjonariusze także wpłynęli na
swoich podwładnych uczestniczących w  rokowaniach. Na przykład generał
Jakowlew, skonsternowany nawałem papierkowej roboty powiązanej
z przeprowadzeniem jakichkolwiek zakupów, zaleconych przez sowiecką delegację
w Niemczech, zdołał przebić się przez takie biurokratyczne zapory, depeszując do
Stalina na Kremlu, który od razu wydał odpowiednią zgodę i polecił, aby delegacji
nie stwarzać dalszych trudności82.
Ze swej strony Stalin na pewno nie podejmował takich interwencji pod
wpływem altruizmu. Z  całą pewnością wykorzystywał prowadzone rokowania
handlowe jako narzędzie polityczne: dźwignię, za pomocą której mógł wywierać
naciski na swoich niemieckich sprzymierzeńców, łagodzić spory, kiedy chciał
wydać się pojednawczy, ignorując je, gdy nie zależało mu na kompromisie. Wielu
osobom w  obozie niemieckim ów szerszy, polityczny wymiar prowadzonych
negocjacji rzucał się w  oczy. Goebbels podał pewien świadczący o  tym przykład
w lecie 1940 roku. W czasie, kiedy niemiecko-sowieckie stosunki stawały się coraz
bardziej napięte z  powodu sowieckiej aneksji krajów bałtyckich oraz Besarabii
i  północnej Bukowiny, dostawy z  Moskwy nagle zaczęły napływać wartkim
strumieniem, na krótko odpowiadając ustalonym normom. Jak zapisał Goebbels
w swoim dzienniku, powiązanie było oczywiste: „Rosjanie dostarczają nam więcej,
niż chcieliśmy. Stalin dokłada wszelkich starań, aby nam dogodzić”83.
Uważając, że sam zajmuje dominującą pozycję w  ekonomicznych relacjach
z  Niemcami, Stalin nie wahał się przy tym wykorzystywać tego na wszelkie
możliwe sposoby. Jego główną bronią w  tym zakresie było przedstawianie
sztucznie wywindowanych cen za sowieckie towary wraz z  oferowaniem nader
zaniżonej zapłaty za produkty niemieckie. Przykładowo sowieccy negocjatorzy nie
chcieli zgodzić się na standardowe w branży wydobywczej, ustalane na podstawie
cen ropy z  Zatoki Perskiej, ceny za swoją naftę, upierając się przy co najmniej
pięćdziesięcioprocentowym narzucie, co Niemcy musieli zaakceptować.
Równocześnie płacono za niemieckie dostawy węgla do ZSRS tak mało, że
Moskwa była w stanie sprzedawać znaczną jego część ze sporym zyskiem84.
Jako kolejny przykład może posłużyć kwestia manganu, metalu niezbędnego do
stopów stali i  zarazem jednego z  nielicznych towarów, które Niemcy nabywały
w ZSRS już przed wojną. Jednakże o ile Niemcy w 1938 roku zapłacili 2,9 miliona
marek za 60 000 ton sowieckiego manganu, to do 1940 roku cena za 65 000 ton
tego surowca wzrosła o  75 procent, do 5,5 miliona marek85. Dla komunistów
stalinowscy negocjatorzy jasno demonstrowali zdrowe pojmowanie
fundamentalnych mechanizmów kapitalizmu.
W skrajnych przypadkach Stalin nie cofał się przed bardziej radykalnymi
metodami stawiania na swoim. Na przykład we wrześniu 1940 roku Mikojan dał
wyraz swej narastającej frustracji z powodu tego, co uważał za celową niemiecką
zwłokę w  wywiązywaniu się z  dostaw, i  generalnie nieskłonności Niemców do
współpracy. Stalin w reakcji na to po prostu wstrzymał dostawy ropy, spodziewając
się, że takie posunięcie rychło skłoni jego niemieckich partnerów do rozsądku.
Przez następne dwa tygodnie nie było transportów, a sowieckie dostawy w owym
miesiącu spadły poniżej połowy sierpniowego poziomu86.
Prezentując taką nieustępliwość Stalin niewątpliwie się przeliczył. Chociaż
jesienią 1939 roku był dla Hitlera jedynym potencjalnym sprzymierzeńcem, to do
lata 1940 roku strategiczna sytuacja Niemiec uległa zdecydowanemu polepszeniu
i znalazło się wielu innych chętnych – okupowana Francja, Rumunia, Szwecja – do
zaopatrywania Wielkiej Rzeszy Niemieckiej. W świetle tak istotnych przetasowań
zapatrywania Berlina na stosunki ze Związkiem Sowieckim również zaczęły się
zmieniać, a doradzający Hitlerowi ekonomiści coraz poważniej pracowali nad ideą
stworzenia europejskiej strefy gospodarczej, której serce stanowiłyby Niemcy,
w  miejsce coraz bardziej burzliwego i  nieobliczalnego partnerstwa handlowego
z Moskwą87. Paradoksalnie zatem, im częściej Stalin interweniował, tym mniejszy
wpływ miał wywierać na stosunki gospodarcze z Rzeszą.
Oprócz wygłaszania antykapitalistycznych tyrad i  nietaktownych docinków
Sowieci mieli też pewne żale. Przede wszystkim Stalina wyraźnie zaniepokoił
szczególnie niepewny aspekt porozumienia handlowego – przewidujący, że
sowieckie dostawy miały być zrównoważone późniejszymi niemieckimi
transportami – i  nieustannie się troskał, że Niemcy z  czymś zalegali. Faktycznie
strona sowiecka ciągle się użalała na rzekome niemieckie opóźnienia. Walentin
Bierieżkow wspominał pewną rozmowę z  Gustavem Kruppem von Bohlenem,
odbywającą się w  Essen w  1940 roku. Po narzekaniach na powolne postępy
w  montażu dział dla „Lützowa” i  zarzuceniu Kruppowi „naruszenia
harmonogramu” dostaw usłyszał w  odpowiedzi, że „pewne siły są poza naszą
kontrolą”. Zrzuciwszy winę na wojnę i  upór Brytyjczyków i  Francuzów, Krupp
stwierdził, że wypełnia swoją „patriotyczną powinność”, w  pierwszej kolejności
realizując dostawy dla Wehrmachtu, ale przy tym obiecał rozpatrzyć sowieckie
skargi i  zapewnił sfinalizowanie sprawy „Lützowa” zaraz po ukończeniu budowy
okrętu „Prinz Eugen”88. Podejście takie na pewno było zgodne z  oficjalnymi
instrukcjami Berlina, aby sowieckie zamówienia traktować jako priorytetowe, ale
mniej pilne od tych dla niemieckich sił zbrojnych, niemniej jednak wcale
niewykluczone, że umożliwiało to odkładanie na później wywiązywanie się
z niektórych zleceń.
Niemcy także mogli ponarzekać na temat „Lützowa”, chociaż z zupełnie innego
powodu. Jak relacjonował Chruszczow w  swoich powojennych wspomnieniach,
niemiecki kontradmirał Otto Feige został wysłany do Leningradu, aby tam
nadzorować przebieg prac wykończeniowych na okręcie. Wkrótce zainteresowały
się nim sowieckie służby wywiadowcze i  zastawiły „lep na muchy” – pułapkę
z  udziałem „atrakcyjnej młódki” w  „nieprzyzwoitej pozie” – z  wykorzystaniem
sprzętu fotograficznego. Pomimo grożącego Feigemu skandalu, sowieckim tajnym
służbom nie udało się go zwerbować, jak stwierdził Chruszczow, gdyż bezczelny
niemiecki kontradmirał „miał to wszystko gdzieś”. Afera ta Hitlera podobno
wprawiła w  skrajne wzburzenie; pieklił się z  jej powodu na szefa NKWD
Ławrientija Berię89.
Choć ideologia niewątpliwie rzucała pewien cień na podobne tarcia, to nie ona
była tu główną przyczyną zadrażnień. Często obydwie strony tak naprawdę czuły
się pokrzywdzone z  powodów ekonomicznych czy też strategicznych.
Przykładowo, niemieckie firmy zainwestowały w 1940 roku w krajach bałtyckich
około 200 milionów marek oraz zbliżoną kwotę w  eksport żywności i  paliw90.
Jednak po sowieckiej aneksji tych krajów dokonanej latem owego roku w praktyce
doszło do zerwania kontaktów handlowych z  tamtejszymi rynkami oraz utraty
zainwestowanych środków. Rzecz jasna, kiedy Berlin jesienią 1939 roku oddawał
Sowietom kraje bałtyckie, czynił to z nadziejami, że dostęp do sowieckich rynków
i zasobów z nawiązką zrekompensuje takie straty, jednak rzeczywistość okazała się
nieco inna.
Podobnie w  Berlinie głębokie zaniepokojenie wywołały wydarzenia w  dwóch
rumuńskich prowincjach nieco wcześniej zajętych przez Moskwę, z  których
sprowadzano głównie drewno i  prowiant; niemiecka wymiana handlowa z  tymi
krainami uległa raptownemu ograniczeniu. Mimo że Mołotow przyobiecał
zawczasu respektowanie niemieckich interesów ekonomicznych w owym regionie,
to już po aneksji poinformował Berlin, że uzgodniony na 1940 rok eksport zboża
z  Besarabii do Niemiec miał zostać zredukowany o  dwie trzecie91. W  opisanych
przypadkach Niemcy postradali podwójnie: utracili tradycyjnych i  pewnych
partnerów handlowych i  musieli się dogadywać bezpośrednio z  Moskwą, a  ta
okazała się coraz trudniejszym i coraz bardziej wymagającym klientem.
Oczywiście frustracje były udziałem nie tylko Niemców. Przede wszystkim
duma Stalina nie pozwalała mu tak łatwo godzić się z  pozycją słabszego
współpartnera hitlerowskich Niemiec – jak to sam ujmował „niemieckiego
ogona”92. Poza tym Sowieci wyrażali wobec Niemców niepokój z  powodu utraty
swoich tradycyjnych rynków i  źródeł dostaw. Podpisując pakt z  nazistowskimi
Niemcami, Stalin znalazł się na arenie międzynarodowej w  takiej izolacji, że
Rzesza Hitlera pozostawała jednym z  bardzo nielicznych państw, które skłonne
były prowadzić z nim interesy. Na przykład, jeśli w 1938 roku ZSRS importował
60 procent maszyn i  technologii z  USA, to import ten spadł do zera po zawarciu
paktu Ribbentrop-Mołotow, a po sowieckiej agresji na Finlandię pod koniec 1939
roku prezydent Roosevelt wprowadził nawet „moralne embargo” na handel ze
Związkiem Sowieckim93. A  pogląd, że Moskwa czerpała same korzyści ze
współpracy z  Niemcami, stosując metody szpiegostwa przemysłowego
i  podkradając militarne technologie, po prostu nie odpowiada rzeczywistości.
W wymiarze ekonomicznym Sowieci wkładali w relacje z Niemcami przynajmniej
tyle samo, ile druga strona w stosunki z ZSRS. W istocie ich upór, prezentowany
podczas negocjacji z  Berlinem, stanowił w  równej mierze przejaw desperacji, jak
i miał inne przyczyny.
Na dodatek pojawiły się kolejne punkty zapalne na nowej, wspólnej granicy
nazistowskich Niemiec i  Związku Sowieckiego. Jak rosyjski ambasador
w  Londynie przyznał we wrześniu 1939 roku w  rozmowie z  lordem Halifaksem,
niemieckie sukcesy militarne wywołały „wielkie zaskoczenie” w  ZSRS,
zaniepokojonym odtąd perspektywą sąsiadowania z  „potężnymi i  zwycięskimi
Niemcami”94. Podłożem tarć okazał się między innymi tak zwany „pas litewski”,
niewielki obszar doliny rzeki Szeszupy na południu Litwy, o którym mało kto by
słyszał, gdyby nie to, że stał się spornym odcinkiem granicy między dwoma
totalitarnymi państwami. Mimo że wspomniane terytorium przypadło Niemcom na
mocy traktatu o granicach i przyjaźni z września 1939 roku, to w lecie następnego
roku Sowieci zajęli go wraz z  resztą Litwy. Kiedy Niemcy podjęli kwestię tego
obszaru w późniejszych negocjacjach, Moskwa zaproponowała odkupienie owego
terytorium za około 16 milionów marek niemieckich; Berlin chciał za nie 54
miliony marek, na co Moskwa stanowczo się nie zgodziła. Gdy rokowania zeszły
do poziomu wzajemnego obrzucania się oskarżeniami, Ribbentrop próbował
wyłączyć tę kwestię z  programu obrad, ale spór trwał nadal, zatruwając i  tak już
niełatwe wzajemne relacje95.
Kłótnie wokół Besarabii i  północnej Bukowiny przyniosły jeszcze większe
podziały. Zagarnięcie tych prowincji przez Sowietów latem 1940 roku wywołało
w  Berlinie głęboki niepokój. Choć Moskwa i  Berlin uzgodniły w  1939 roku, że
Besarabia znajdzie się w sowieckiej „strefie wpływów”, to gdy Stalin zdecydował
się następnego lata na jej zajęcie, jego zausznicy zażądali też sąsiedniej Bukowiny,
nieprzyznanej zawczasu Sowietom, w  ramach „zadośćuczynienia” za dawne
szkody, doznane przez ZSRS z rąk rumuńskich96.
Stalin kierował się złożonymi pobudkami. Rosja od dawna, przynajmniej od
czasów wojny krymskiej, rościła sobie pretensje do Besarabii, a aneksja tej krainy
istotnie ułatwiała obronę portu w  Odessie, oddalonego o  zaledwie czterdzieści
kilometrów od przedwojennej rumuńskiej granicy. Ale Stalin kierował się przede
wszystkim tym, że dokonany zabór wzmacniał sowieckie wpływy na Bałkanach,
a  Moskwa docelowo dążyła – przywołując echa dziewiętnastowiecznej „kwestii
wschodniej” – do opanowania Bosforu i  Dardaneli oraz przekształcenia Morza
Czarnego w rodzaj śródlądowego sowieckiego zbiornika wodnego97.
Jednakże takie zakusy były nie do pogodzenia z  żywionym przez Hitlera
zamiarem utrzymania Bałkanów, a w szczególności Rumunii, jako ekonomicznego
i  strategicznego zaplecza Niemiec. Jak już wspomniano, rumuńska ropa naftowa
miała dla Berlina pierwszorzędne znaczenie. Dwa lata później Hitler miał zwierzyć
się fińskiemu przywódcy, marszałkowi Mannerheimowi, iż „zawsze się bał, że
Rosja zaatakuje Rumunię późną jesienią 1940 roku (…) i  opanuje [tamtejsze]
szyby naftowe”. Gdyby tak się stało, dodał, „bylibyśmy bezradni”: bez rumuńskiej
ropy Niemcy „nie mogłyby prowadzić tej wojny”98. Poza tym dochodziła
ogólniejsza kwestia strategiczna: wkroczenie Stalina na Bałkany interpretowano
w Berlinie jako groźny zwrot na zachód, wyzwanie rzucone niemieckiej hegemonii
na kontynencie.
A więc, mimo że Berlin w zasadzie nie przeciwstawił się czynnie oddaniu tych
rumuńskich prowincji – faktycznie nakłaniając rząd w  Bukareszcie do spełnienia
sowieckich żądań – to mimo wszystko wystosował protest pod adresem swoich
sowieckich sojuszników. Pod koniec czerwca Ribbentrop napisał długie
memorandum do Mołotowa, przekazane za pośrednictwem Schulenburga,
w  którym przypominał, że Niemcy „stale honorują moskiewskie porozumienia”,
lecz dodawał, iż sowieckie roszczenia do Bukowiny to „coś nowego”. Wyjaśniał,
że sprawa Bukowiny nie tylko nastręcza komplikacje związane z  tamtejszą
populacją etnicznych Niemców, ale także, że Bukowina znajduje się blisko strefy
„bardzo ważnych interesów ekonomicznych” Niemiec w reszcie Rumunii i wobec
tego Niemcy są „nader zainteresowane w  utrzymaniu tych obszarów z  dala od
teatru wojny”. Gdy w Berlinie narastało zaniepokojenie, że Moskwa wykracza poza
ramy paktu z  1939 roku, domagając się obszarów poza uzgodnionymi „strefami
wpływów”, memorandum Ribbentropa było czymś w  rodzaju ostrzegawczego
wystrzału99.
Choć Stalinowi ten zabór na południu uszedł na sucho i  chociaż został on
uznany przez Berlin, to mimo wszystko uruchomił w  Niemczech alarmowe
dzwonki i  nasilił dążenia Hitlera do roztoczenia kontroli nad tym regionem.
Wkrótce potem doszło na Bałkanach do bezpardonowych politycznych
przepychanek, w  których efekcie Rumunia i  Bułgaria spadły z  pozycji
suwerennych krajów do roli klientów rozpaczliwie szukających pomocy.
Najpierw zakotłowało się w  Rumunii. Po dokonanym przez Stalina zaborze
Besarabii i północnej Bukowiny rząd w Bukareszcie zarzucił wcześniejszą politykę
zachowywania niełatwej neutralności, i  zaczął energicznie dążyć do przymierza
z  Niemcami, wyrzekając się brytyjsko-francuskich gwarancji z  1939 roku,
występując z Ligi Narodów i wreszcie zgłaszając, w połowie lipca 1940 roku, chęć
przystąpienia do „osi”. Taka uległość nie uchroniła jej jednak przed zakusami
sąsiadów, gdyż Bułgaria i  Węgry zgłosiły roszczenia terytorialne do południowej
Dobrudży i Siedmiogrodu, a obszary te zostały im przyznane na mocy postanowień
arbitrażu z  udziałem Niemców i  Włochów. Konsekwencją tego, zapewne
nieuchronną, był upadek rządów rumuńskiego króla Karola – sam monarcha zbiegł
z  kraju, udając się na dożywotnie wygnanie – oraz pełen napięć sojusz między
proniemieckim generałem Ionem Antonescu a  prymitywnymi fanatykami
z  rumuńskiego ruchu faszystowskiego, znanego jako Żelazna Gwardia.
W  rezultacie tego wszystkiego ogołocona ze spornych terytoriów i  pogrążona
w  fermencie politycznym Rumunia musiała znaleźć się na niemieckiej orbicie.
Niebawem los taki czekał również Bułgarię.
Do lata 1940 roku stosunki niemiecko-sowieckie znalazły się w fazie kryzysu.
W  sensie strategicznym oba te kraje zdawały się wchodzić na kurs kolizyjny.
Atmosfera współpracy z  końca 1939 roku stopniowo zmieniała się na
konfrontacyjną, a  po obu stronach narastały podejrzenia, że partner działa w  złej
wierze. Charakterystyczna pod tym względem była zapewne ocena sytuacji,
opracowana przez NKWD w  pierwszą rocznicę paktu, w  1940 roku, zakończona
następującym, sformułowanym bez ogródek, wnioskiem: „Odurzony zwycięstwami
niemiecki rząd, razem z  Włochami i  bez przyzwolenia ZSRS, pogwałcił
porozumienie z 23 sierpnia 1939 roku, decydując o losie narodów bałkańskich”100.
Paradoks, a zarazem istotę problemu stanowił fakt, że Berlin mógł łatwo zarzucić
Stalinowi dokładnie to samo.
Także w  sferze gospodarczej wzajemne stosunki kulały. Pomimo znacznych
korzyści uzyskanych przez obydwie strony w  trakcie poprzedniego roku zarówno
w  Moskwie, jak i  w  Berlinie dominowało poczucie niezadowolenia. Niemców
frustrowało to, że powiązania z  Moskwą nie przynosiły oczekiwanych bogatych
owoców, a w Berlinie w pełni zdawano sobie sprawę z tego, iż inne źródła, takie
jak okupowana Francja czy Rumunia, okazały się obfitsze aniżeli dostawy z ZSRS.
Z kolei Sowieci pojmowali, że ich relacje z Niemcami, do owej pory co najmniej
niełatwe, wymagają gruntownej transformacji, z  uwzględnieniem kolosalnych
zmian, jakie przyniósł miniony rok wojny. Trudności z  wymianą handlową,
uważaną przez obie strony za podstawowy komponent zawartego porozumienia
politycznego, były tylko wskaźnikiem tkwiących głębiej problemów.
Nawet sprawa byłego „Lützowa”, tego ponurego symbolu nazistowsko-
sowieckich relacji, nastręczała kłopotów. Z końcem września 1940 roku okręt ten,
wyposażony zaledwie w  dwóch trzecich i  zacumowany przy nabrzeżu
w  Leningradzie, został wcielony do sowieckiej floty i  otrzymał nazwę
„Pietropawłowsk”, upamiętniającą rosyjskie zwycięstwo nad Brytyjczykami
i  Francuzami w  czasie wojny krymskiej. Ale w  atmosferze poważniejszych
problemów niechętne współdziałanie między niemieckimi i  sowieckimi
marynarzami i  inżynierami na pokładzie tej jednostki właściwie się załamało,
a nieustanne spory hamowały w praktyce postępy w pracach nad przysposobieniem
okrętu do służby bojowej. Sowieci domagali się na przykład, aby szkolenie załogi
prowadzili Rosjanie, oficerowie-specjaliści po przejściu specjalnego instruktażu
w  niemieckich zakładach. Zażądali też, aby marynarzom Czerwonej Floty
umożliwiono odbywanie ćwiczeń na pokładzie okrętu „Admiral Hipper”101. Nie
dziwota, że niemieckie władze się na to nie zgodziły. Następnie, gdy
w  październiku 1940 roku ukazał się w  sowieckiej gazecie „Izwiestia” artykuł
poświęcony dziejom wielu sowieckich okrętów, w tym „Pietropawłowska”, nawet
nie wspomniano o niemieckim rodowodzie tego ostatniego102. Cynik mógłby uznać,
że pakt Ribbentrop-Mołotow już wtedy usuwano z historii.
W takich okolicznościach zrozumiałe, że to Ribbentropowi, jako jednemu ze
współtwórców paktu nazistowsko-sowieckiego, przypadło podjęcie próby jego
ożywienia. W  połowie października ustosunkował się do zastrzeżeń zgłaszanych
przez Sowietów w liście skierowanym bezpośrednio do Stalina, w którym zapraszał
Mołotowa do Berlina na rozmowy przygotowawcze w  celu rewizji paktu,
związanej z  nowym „określeniem wzajemnych stref wpływów”103. Stalin
zareagował na to zaproszenie z wyraźną ulgą i doprowadził do załagodzenia wielu
trwających sporów, nim odpisał z  nadzieją, że w  stosunkach między obydwoma
krajami nastąpi polepszenie104.
Tymczasem udzielił Mołotowowi szczegółowych instrukcji. Zasadniczy cel
misji Mołotowa nie sprowadzał się do zawarcia nowego porozumienia, ponieważ
berlińskie rozmowy uznawano w  Moskwie tylko za wstęp do kolejnej rundy
rokowań. Miał raczej rozpoznać „rzeczywiste zamiary” Niemiec i ewentualną rolę,
przewidzianą w Berlinie dla ZSRS w „nowej Europie”. Ponadto winien był ustalić,
jak Hitler rozumie kwestię stref interesów obu krajów zarówno w Europie, jak i na
Bliskim i  Środkowym Wschodzie. Najistotniejsze wszakże, iż Mołotow miał
wyrazić niezadowolenie Moskwy z wydarzeń w Rumunii oraz dać wyraz ogólnemu
zatroskaniu Sowietów sprawami bezpieczeństwa na Bałkanach. „Głównym
tematem rokowań”, jak usłyszał od Stalina, miała być „Bułgaria”, która „musi, za
sprawą porozumienia z  Niemcami i  Włochami, znaleźć się w  strefie wpływów
ZSRS, na takiej samej zasadzie, jak to uczyniły Niemcy i  Włochy w  przypadku
Rumunii”105.
Było jasne, że szykują się trudne negocjacje. Ale wymowne jest to, że
w  instrukcjach udzielonych Mołotowowi Stalin nadal kładł nacisk na zasadę
współdziałania z  nazistowskimi Niemcami dla osiągnięcia strategicznych celów
przez Związek Sowiecki. Mimo wszelkich tarć i wzajemnych oskarżeń wydaje się,
że – przynajmniej z  perspektywy Moskwy – pakt nazistowsko-sowiecki wciąż
jeszcze zachowywał pewną żywotność.

1 „Prinz Eugen” uległ zniszczeniu w  1946 roku, po tym, jak został wykorzystany do próbnej
eksplozji amerykańskiej bomby atomowej na atolu Bikini; odholowany następnie w  kierunku atolu
Kwajalein, wywrócił się do góry dnem i zatonął.
2 E. Raeder, My Life, przekład z niemieckiego, Nowy Jork 1980, s. 199.
3 W. Laqueur, Russia and Germany: A Century of Conflict, Londyn 1965, s. 123.
4 Przytoczone dane statystyczne za: ibidem, s. 132, oraz za: P.N. Hehn, A Low Dishonest Decade,
Nowy Jork 2002, s. 246.
5 P.N. Hehn, A Low…, op. cit., s. 245–246.
6 Więcej na temat misji Kandelakiego, por. L. Besymenski, Geheimmission in Stalins Auftrag?,
„Vierteljahrshefte für Zeitgeschichte” 1992, t. 40, nr 3, s. 339–357.
7 Sugestię taką przedstawił były funkcjonariusz KGB i zbieg z ZSRS, Walter Krivitsky (Krivickij),
w książce In Stalin’s Secret Service, Nowy Jork 2000; wyd. pol. Byłem agentem Stalina, Kraków 1990,
a  znalazła potwierdzenie w  wiarygodniejszym źródle, jakim jest rozprawa Christophera Andrewa
i Olega Gordievsky’ego, KGB: The Inside Story of its Foreign Operations from Lenin to Gorbachev,
Londyn 1990; wyd. pol. KGB, tłum. R. Brzeski, Warszawa, 1997.
8 M. Zeidler, German–Soviet Economic Relations during the Hitler–Stalin Pact, w: From Peace to
War: Germany, Soviet Russia and the World, 1939–1941, red. B. Wegner, Oxford 1997, s. 100–101.
9 A. Tooze, The Wages of Destruction, Londyn 2006, s. 659.
10 Ibidem, s. 288.
11 W. Carr, Arms, Autarky and Aggression, Londyn 1972, s. 106.
12 Reich is Accelerating Inflation of Currency, „New York Times”, 27 IX 1939, s. 1.
13 A. Tooze, op. cit., s. 296.
14 M. Domarus, Hitler, Speeches and Proclamations, 1932–1945, t. III, Londyn 1997, s. 1444.
15 E.E. Ericson III, Karl Schnurre and the Evolution of Nazi–Soviet Relations, 1936–1941,
„German Studies Review” 1998, t. XXI, nr 2, s. 265.
16 Ibidem, s. 268.
17 R. Bessel, Germany after the First World War, Oxford 1993, s. 41.
18 M. Zeidler, German–Soviet Economic…, op. cit., s. 98.
19 Ibidem, s. 99.
20 Soviet Documents on Foreign Policy, red. J. Degras, t. III, Oxford 1953, s. 367.
21 E.E. Ericson III, Feeding the German Eagle: Soviet Economic Aid to Nazi Germany, 1933–
1941, Londyn 1999, s. 71, 79.
22 Stalin and his Generals: Soviet Military Memoirs of World War II, red. S. Bialer, Londyn 1970,
s. 117.
23 Ibidem, s. 117.
24 Ibidem, s. 118.
25 Ibidem.
26 W. Bierieżkow, At Stalin’s Side, Nowy Jork 1994, s. 81–82.
27 Por. W. Green, G. Swanborough, Heinkel’s High Speed Hoaxer: The Annals of the He-100, „Air
Enthusiast”, I–IV 1989.
28 T.R. Philbin III, The Lure of Neptune: German–Soviet Naval Collaboration and Ambitions
1919–1941, Columbia (SC), 1994, s. 68–70.
29 E.E. Ericson III, Feeding the German Eagle…, op. cit., s. 125.
30 Documents on German Foreign Policy, 1918–1945 (dalej jako DGFP), seria D,t. VIII,
Waszyngton (DC), 1954, s. 472–475.
31 Ibidem, tekst depeszy Rittera do Schulenburga z 11 XII 1939, dokument nr 442, s. 516–517.
32 Ibidem, tekst depeszy Rittera do Berlina, 27 XII 1939, załącznik do dokumentu nr 487, s. 575.
33 Ibidem, memorandum Ribbentropa, 11 XII 1939, dokument nr 438, s. 513.
34 E.E. Ericson, Feeding the German Eagle…, op. cit., s. 92.
35 Ibidem, s. 98.
36 W. Shirer, Berlin Diary 1934–1941, (wydanie ilustrowane), Londyn 1997, wyd. pol., Dziennik
berliński, tłum. J. Szkudliński, Warszawa 2007, s. 149–150.
37 E.E. Ericson, Feeding the German Eagle…, op. cit., s. 205.
38 DGFP, op. cit., depesza Ribbentropa do Schulenburga, 3 II 1940, dokument nr 594, s. 739.
39 Ibidem, tekst niemiecko-sowieckiego porozumienia handlowego, 11 II 1940, dokument nr 607,
s. 763–769.
40 „Izwiestia”, 16 II 1940, s. 1.
41 M. Zeidler, German–Soviet Economic…, op. cit., s. 96.
42 „National-Zeitung”, cyt. za: B. Musiał, Stalins Beutezug, Berlin 2010, s. 27.
43 DGFP, op. cit., memorandum Schnurrego, 26 II 1940, dokument nr 636, s. 814–815.
44 G. Hilger, A. Meyer, The Incompatible Allies: A Memoir-History of German–Soviet Relations,
1918–1941, Nowy Jork 1953, s. 317.
45 DGFP, op. cit., tekst układu handlowego, 11 II 1940, dokument nr 607, s. 763–764.
46 D.A. Sobolev, D.B. Khazanov, Heinkel He-100 for the USSR;
www.airpages.ru/eng/ru/he100_2.shtml.
47 Por. DGFP, op. cit., tekst porozumienia handlowego, dokument nr 607, s. 762–169, oraz
memorandum Schnurrego, dokument nr 636, s. 814–817.
48 Informacja o  niemieckiej ofercie 152 milionów marek za: E.E. Ericson, Feeding the German
Eagle…, op. cit., s. 100; koszty budowy „Lützowa” wynoszące 83 590 000 marek za: E. Gröner,
German Warships 1815– 1945, t. I, Londyn 1990, s. 65.
49 DGFP, op. cit., tekst układu handlowego, dokument nr 607, s. 763.
50 E.E. Ericson, Feeding the German Eagle…, op. cit., s. 115.
51 Dane statystyczne za: ibidem, tab. 1.6, s. 192.
52 T.R. Philbin III, The Lure…, op. cit., s. 48.
53 Dane statystyczne za: E.E. Ericson, Feeding the German Eagle…, op. cit., tab. 1.5, s. 191.
54 Dane statystyczne za: H. Schwendemann, German–Soviet economic relations at the time of the
Hitler–Stalin Pact, 1939–1941, „Cahiers du Monde russe”, XXXVI (1–2), I–VI 1995, s. 176.
55 Por. E.E. Ericson, Feeding the German Eagle…, op. cit., tab. 4.1, s. 207. Przeciętny miesięczny
udział niemieckiego eksportu do Związku Sowieckiego w  półroczu od lipca do grudnia 1940 roku
wynosił 67,6%.
56 N. Tolstoy, Stalin’s Secret War, Londyn 1981, s. 188; cyt. za: C. Andrew, O. Gordievsky, KGB,
op. cit., s. 202.
57 Dane za: E.E. Ericson, Feeding the German Eagle…, op. cit., tab. 3.2, s. 202, oraz B. Musiał,
Stalins Beutezug…, op. cit., s. 28–29.
58 E.E. Ericson, Feeding the German Eagle…, op. cit., s. 207.
59 Ibidem, tab. 4.1, s. 207, a także The Economics of World War II, red. M. Harrison, Cambridge
1998, s. 10.
60 Ibidem, tab. 4.1, s. 207, oraz The Economics…, op. cit., s. 10.
61 M. Zeidler, German–Soviet Economic…, op. cit., s. 110.
62 E.E. Ericson, Feeding the German Eagle…, op. cit., tab. 1.3, 1.4, s. 189–190.
63 Wspomniany samolot i  silnik były dziełami konstruktorów Aleksandra Moskalewa i  Archipa
Lulki. Na temat tego drugiego por. Guns and Rubles: The Defense Industry in the Stalinist State, red.
M. Harrison, New Haven 2008, s. 216–217.
64 M. Harrison, Soviet Planning in Peace and War, Cambridge 1985, s. 30–31.
65 B. Musiał, Stalins Beutezug, op. cit., s. 36–40.
66 Ibidem, s. 53, 54.
67 E.E. Ericson, Feeding the German Eagle…, op. cit., tab. 3.1, 3.2, s. 201–202, oraz H.
Hassmann, Oil in the Soviet Union, Princeton 1953, tab. 37, s. 148.
68 E.E. Ericson, Feeding the German Eagle…, op. cit., s. 124, 130, przypis 7.
69 D. Eichholtz, War for Oil: The Nazi Quest for an Oil Empire, Waszyngton (DC) 2012, s. 30.
70 M. Harrison, Soviet Planning…, op. cit., załącznik nr 2, s. 253.
71 DGFP, op. cit., dokument nr 481, s. 564.
72 B. Klein, Germany’s Economic Preparedness for War, Harvard 1953, s. 58.
73 Por. ibidem, s. 45, oraz E.E. Ericson, Feeding the German Eagle…, op. cit., tab. 3.3, s. 203.
74 B.C. Wagner, IG Auschwitz: Zwangsarbeit und Vernichtung von Häftlingen des Lagers
Monowitz 1941–1945, Monachium 2000, s. 39.
75 Ibidem, s. 281–282.
76 P. Levi, Survival in Auschwitz, Londyn 1996, s. 72.
77 Por. R. Moorhouse, Berlin at War: Life and Death in Hitler’s Germany, Londyn 2010; wyd. pol.
Stolica Hitlera: życie i śmierć w wojennym Berlinie, tłum. J. Wąsiński, Kraków 2011, s. 75–108.
78 E.E. Ericson, Feeding the German Eagle…, op. cit., tab. 3.5, 5.1, s. 205, 210.
79 Ibidem, s. 125.
80 G. Hilger, A. Meyer, The Incompatible Allies…, op. cit., s. 317.
81 A. Hencke, Die deutsch-sowjetischen Beziehungen zwischen 1932 und 1941, niepublikowany
tekst protokołu w zbiorach monachijskiego Instytutu Historycznego (Institut für Zeitgeschichte), MA
1300/2, s. 32.
82 Relacja Jakowlewa, cyt. za: Stalin and his Generals…, op. cit., s. 119.
83 Die Tagebücher von Joseph Goebbels, red. E. Fröhlich, cz. I, t. VIII, Monachium 1998, s. 240;
wyd. pol., Joseph Goebbels. Dzienniki, t. II, 1939–1943, tłum. E.C. Król, Warszawa 2013, s. 95 (25
VII 1940).
84 E.E. Ericson, Feeding the German Eagle…, op. cit., s. 116, 120, przypis 80.
85 Ibidem, tab. 2.1, 2.2, s. 195.
86 Ibidem, s. 135–136.
87 M. Zeidler, German–Soviet Economic…, op. cit., s. 108.
88 W. Bierieżkow, At Stalin’s Side, op. cit., s. 90–91.
89 N. Chruszczow, Khrushchev Remembers, Londyn 1971, s. 114.
90 E.E. Ericson, Feeding the German Eagle…, op. cit., s. 125, 130, przypis 24.
91 Ibidem, s. 126.
92 G. Gorodetsky, Grand Delusion: Stalin and the German Invasion of Russia, New Haven–
Londyn 1999, s. 24.
93 M. Zeidler, German–Soviet Economic…, op. cit., s. 103.
94 G. Gorodetsky, Grand Delusion…, op. cit., s. 16.
95 Por. B. Kaslas, The Lithuanian Strip in Soviet–German Secret Diplomacy, 1939–1941, „Journal
of Baltic Studies” 1973, t. IV, nr 3, s. 211–225.
96 Por. G. Roberts, Stalin’s Wars: From World War to Cold War, 1939–1953, New Haven 2006;
wyd. pol. Wojny Stalina: od drugiej wojny światowej do zimnej wojny, 1939–1953, tłum. M.
Antosiewicz, G. Sowula, Warszawa 2010, s. 55–69.
97 Kwestia ta została dobrze przedstawiona w: G. Gorodetsky, Grand Delusion…, op. cit., s. 23–
47.
98 Zapis rozmowy Hitlera z Mannerheimem w: Schicksalschwere Zeiten: Marschall Mannerheim
und die deutsch-finnischen Beziehung 1939–1945, red. A. Jäntti, M. Holtkamp, Berlin 1997, s. 76–87.
Przekładu z niemieckiego dokonał autor.
99 DGFP, seria D, t. X, Londyn 1957, nr 13, s. 12–13.
100 G. Gorodetsky, Grand Delusion…, op. cit., s. 56.
101 T.R. Philbin III, The Lure…, op. cit., s. 122–125.
102 Istorija bojevych korablej, „Izwiestia”, 13 X 1940, s. 1.
103 DGFP, seria D, t. IX, Waszyngton (DC) 1956, s. 291–297.
104 Ibidem, s. 353–354.
105 G. Gorodetsky, Grand Delusion…, op. cit., s. 58.
ROZDZIAŁ 7

Towarzysz „Kamienny Tyłek”


w legowisku faszystowskiej bestii

Pogoda w  czasie przybycia Mołotowa do Berlina nie wróżyła pomyślnie.


Sowieckiego komisarza ludowego (ministra) spraw zagranicznych przywitały
w stolicy Hitlera ołowiane chmury na niebie i rzęsisty deszcz. Jednak, niezależnie
od żywiołów, powitanie zgotowane mu przez niemieckie władze okazało się dość
serdeczne: perony i  halę biletową na wielkim Dworcu Anhalckim przyozdobiono
sowieckimi flagami i bukietami różowych i czerwonych kwiatów. Witająca gościa
ekipa też przedstawiała się imponująco; kompania honorowa Wehrmachtu stała
równiutko na baczność przed stacją, a  na samym dworcu na peronie tłoczyli się
wysocy rangą reprezentanci nazistowskiego państwa i  wojska, w  tym Ribbentrop
i szef Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (OKW) feldmarszałek Wilhelm Keitel
– wszyscy w  wyjściowych płaszczach z  karmazynową podszewką, zapiętych pod
szyję z powodu listopadowego zimna.
Sam Mołotow odbył długą podróż dość komfortowo. Wyruszył z  Dworca
Białoruskiego w  Moskwie trzy dni wcześniej, w  specjalnym pociągu
„europejskiego modelu”, z  pistoletem w  kieszeni i  świtą złożoną z  ponad
sześćdziesięciu osób, w  tym szesnastu ochroniarzy, lekarza i  trzech ordynansów1.
Wyprawa przez zachodnie obszary Związku Sowieckiego oraz nieco wcześniej
zaanektowaną Litwę dała mu sporo czasu do przemyślenia postawionego przed nim
zadania: rozszyfrowania strategicznych planów Niemiec oraz, w  miarę możności,
wynegocjowania warunków nowego paktu nazistowsko-sowieckiego.
Jeżeli Mołotow w ogóle wyobrażał sobie, że misja ta nie okaże się zbyt trudna,
to być może memento bardzo realnych trudności w  stosunkach między
nazistowskimi Niemcami a Związkiem Sowieckim stanowił dlań pewien incydent
w  Eydtkuhnen (obecnie Czernyszewskoje) na niemiecko-sowieckiej granicy na
skraju Prus Wschodnich. Ta niewielka miejscowość znajdowała się na wschodnim
krańcu niemieckiej sieci kolejowej i  zarazem stanowiła punkt, gdzie podróżujący
ze wschodu musieli się przesiadać do pociągów ze standardowym, europejskim
rozstawem kół. Jednakże w  pełnej napięć atmosferze 1940 roku, w  której dwa
europejskie mocarstwa kontynentalne rywalizowały ze sobą o  supremację, taka
przesiadka urosła do rangi aktu politycznego. Niemiecki dyplomata Gustav Hilger
przekonał się o tym już na samym początku tej podróży. Jechał z Moskwy wraz ze
świtą Mołotowa, mając w razie potrzeby udzielać w Berlinie pomocy jako tłumacz,
i  poprosił jednego z  ważniejszych członków sowieckiej delegacji, zastępcę
komisarza NKWD Wsiewołoda Mierkułowa, aby ten przypomniał mu, gdzie
nastąpi zmiana pociągu. Mierkułow tajemniczo odpowiedział: „Zmienimy pociąg
w  miejscu wyznaczonym przez przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych”.
Zdumiony Hilger usiłował przekonywać na próżno, że lokalizacja końcowej stacji
kolejowej nie zależy nawet od Mołotowa, i ostatecznie musiał się pocieszać, iż to
kolejny z  absurdów, do których prowadziły „przesadna tajność i  bezmyślna
subordynacja” w Związku Sowieckim2.
Komisarz spraw zagranicznych ZSRS Wiaczesław Mołotow – zdjęcie z około 1940 roku. Zawsze
wierny Stalinowi – to właśnie on objął po Litwinowie tekę szefa sowieckiej dyplomacji, którą
dzierżył aż do 1949 roku.
Gdy pociąg Mołotowa dotarł do Eydtkuhnen, następne zdarzenie uwydatniło
panujące napięcia polityczne. Tłumacza Walentina Bierieżkowa obudziły odgłosy
kłótni na peronie i pospieszył sprawdzić, co się stało. Tłumacząc rozmowę między
sowieckim maszynistą i niemieckim urzędnikiem, ustalił, że ten drugi nalega, aby
sowiecka delegacja przesiadła się do innego pociągu – zgodnie z obowiązującymi
rozporządzeniami – natomiast maszynista stwierdził, że polecono mu doprowadzić
skład wagonów do samego Berlina. Choć wynikły problem techniczny można było
rozwiązać poprzez wymianę wózków zwrotnych w  wagonach, to urzędnik
stanowczo utrzymywał, że sowieckie wagony są zbyt duże do jazdy po
standardowych niemieckich torach. W  końcu, po wielu pomiarach i  ożywionej
dyskusji, uzgodniono, iż dwie niemieckie salonki zastąpią w  składzie pociągu
większe sowieckie wagony. Bierieżkow miał później odnotować w  swoich
wspomnieniach, że niemieckie wagony okazały się „bardzo wygodne”, ze
„znakomitym barkiem i  restauracją (…) salonikami wyposażonymi w  radio”,
a  nawet z  „wazami ze świeżymi różami w  przedziałach”. Jednakże, jak dodał
z przekąsem, „to nie troska o naszą wygodę sprawiała, że Niemcy tak się upierali
przy zmianie pociągu. Niewątpliwie ich wagony były zaopatrzone w świetny barek,
ale także w wiele urządzeń podsłuchowych”3.
Niezależnie od tego, czy takie przypuszczenie było słuszne, czy też nie, pociąg
z Mołotowem podążył dalej w kierunku Berlina, dojeżdżając do niemieckiej stolicy
12 listopada o 11.05. Tam Mołotow i ludzie z jego najbliższego otoczenia wyszli na
zatłoczony peron na Dworcu Anhalckim. W  swoich sowieckich garniturach
i  filcowych kapeluszach z  szerokim rondem wyglądali cokolwiek dziwacznie
pośród wielu ludzi w  niemieckich mundurach wojskowych, niczym grupa
prowincjonalnych buchalterów, która przypadkiem wysiadła na niewłaściwym
przystanku. Zostali powitani przez Ribbentropa, który wygłosił krótką mowę, oraz
przedstawieni oczekującym na dworcu dygnitarzom, przy tej okazji Mołotow
trochę staroświecko co rusz zdejmował kapelusz. Wychodząc na zewnątrz przez
rojną halę biletową, grupa przeszła przed frontem kompanii honorowej, a orkiestra
wojskowa zagrała pruski Präsentiermarsch, a nie ówczesny sowiecki hymn, czyli
Międzynarodówkę, gdyż, jak się obawiano, niektórzy berlińczycy mogliby się
przyłączyć do jej odśpiewania4.

Wizyta w Berlinie: od lewej marszałek Keitel, minister spraw zagranicznych III Rzeszy Joachim
von Ribbentrop i Wiaczesław Mołotow, listopad 1940. Próby nadania ściślejszych ram współpracy
ZSRS z Niemcami zaczęły szwankować, nawet pomimo misji komisarza do stolicy Rzeszy.

Choć powitanie Mołotowa urządzono z pewną pompą, to również wydarzeniu


temu nie nadano przesadnego rozgłosu; Goebbels określił je w swoich dziennikach
z  nietypową dla siebie lakonicznością jako „chłodne”5. Zła pogoda zapewne nie
wpływała najlepiej na nastroje w Berlinie, a nazistowskie władze pewnie obawiały
się trochę zachęcania niemieckich obywateli do wymachiwania chorągiewkami
z  sierpem i  młotem, jednak mimo wszystko starania włożone w  organizację
powitania Mołotowa najwyraźniej zostały ograniczone do niezbędnego minimum:
nikt nie spędził na miejsce wiwatujących tłumów, a  poza Dworcem Anhalckim
powiewało w  Berlinie bardzo niewiele sowieckich flag. W  każdym razie tłumacz
Paul Schmidt zauważył wyraźną różnicę między powitaniem Mołotowa i  innych
przybywających do Niemiec delegacji państwowych, odnotowując, że berlińczycy
zachowywali ciszę na ulicach w  sercu stolicy – na „Via Spontanta”, jak to
zjadliwie określił – w  odróżnieniu od typowych wydarzeń tego rodzaju, kiedy to
partyjni działacze organizowali zbiorowe wiwatowanie i  wymachiwanie flagami6.
W  dodatku podobno Goebbels odrzucił pomysł Ribbentropa, ażeby sowieckiego
komisarza witała też dodatkowa kompania honorowa SA7. Nawet w  niemieckich
kronikach filmowych wspomniano o  tym wydarzeniu półgębkiem, przeznaczając
na nie zaledwie dwuminutową wstawkę w  wiadomościach z  owego tygodnia;
o  dziwo, francuska publiczność kinowa miała okazję dowiedzieć się o  wizycie
Mołotowa więcej od publiki niemieckiej8. Wielce wymowny był kontrast
z  wyszukanym przyjęciem, urządzonym z  okazji wizyty japońskiego ministra
spraw zagranicznych, Yosuke Matsuoki, pół roku wcześniej.
Mołotow miał później utrzymywać, że nic nie pamięta ze swojego przyjazdu do
Berlina9, a  już na pewno nie tego, że potraktowano go tam lekceważąco. Po
przejeździe przez „opustoszałe ulice”10 niemieckiej stolicy doczekał się hucznego
powitania w  pałacu Bellevue, „domu gościnnym” dla dygnitarzy przybywających
do Trzeciej Rzeszy. Określenie „dom gościnny” jest tu w  istocie trochę mylące.
Bellevue powstał w  1786 roku jako letnia rezydencja pruskiego księcia Augusta
Ferdynanda. Stojący w centrum Berlina, między Tiergarten a Sprewą, ten elegancki
neoklasycystyczny kompleks pałacowy nieco wcześniej został odrestaurowany
kosztem prawie 14 milionów marek i rozbudowany pod nadzorem architekta Paula
Baumgartena, projektanta między innymi willi Minoux w  Wannsee, w  której
w 1942 roku miała się odbyć niesławna konferencja. Ten pięknie położony pałac,
z ponad 130 komnatami – w tym czterema osobnymi luksusowymi apartamentami,
a  także sypialniami dla gości, salami konferencyjnymi i  gabinetami – składał się
z głównego budynku i trzech prostopadłych skrzydeł. Jego wnętrza zdobiły liczne
obrazy, gobeliny, rzeźby i zabytkowe meble, w  większości pochodzące z kolekcji
byłego dyplomaty Willibalda von Dirksena, w  tym także dzieła Tycjana
i  Tintoretta11. Wszystko to robiło wielkie wrażenie, jak zaświadczył Walentin
Bierieżkow:

Długa lipowa alejka prowadziła do wejścia. Wewnątrz zdumiała nas wystawność komnat.
Wszędzie czuło się delikatną woń róż z  bukietów, które stały w  porcelanowych wazach
w każdym kącie. Ściany były ozdobione gobelinami i obrazami w ciężkich złoconych ramach.
Statuetki i zastawy z najlepszej porcelany stały wszędzie wokoło we wspaniale rzeźbionych
szafkach (…) Meble były zabytkowe, a  lokaje i  kelnerzy wystrojeni w  wyszywane złotem
liberie. Wszystko to przydawało temu hotelowi nastroju odświętnej napuszoności12.

Po rozgoszczeniu się na miejscu sowieckich gości uraczono wystawnym


obiadem, podanym przez obsługę w  białych rękawiczkach, nadzorowaną przez
„wysokiego, siwowłosego maître d’hotel, który w  milczeniu dyrygował
roznoszeniem potraw za pomocą ledwie dostrzegalnych gestów lub spojrzeń”.
Następnie ekipa Mołotowa znowu wsiadła do limuzyn marki Mercedes i wyruszyła
na Wilhelmstrasse na pierwszą turę rozmów. Po drodze widzieli grupki
berlińczyków obserwujących ich przejazd ulicami; niektórzy z  mieszkańców
stolicy odważyli się nawet pomachać przejeżdżającym autom13.
Nawet dla tych, którzy już nawykli do politycznych przetasowań w  czasie
poprzedniego roku, widok sowieckiego ministra spraw zagranicznych udającego
się w  Berlinie na rozmowy z  Hitlerem, musiał się pewnie wydać dziwnym
mirażem. A jednak, pomimo pozornej nierzeczywistości rozgrywających się scen,
do spotkania takiego doszło naprawdę. Jego podłoże stanowiły bardzo realistyczne
powody polityczne: zamiar naprawy pogarszających się relacji między Moskwą
a Berlinem i renegocjacji paktu nazistowsko-sowieckiego.
Pisząc miesiąc wcześniej do Stalina i  wystosowując zaproszenie, Ribbentrop
wyraził nadzieję, że stosunki ze Związkiem Sowieckim można ustalić „na szerszej
podstawie” poprzez „rozgraniczenie” stref wypływów obu stron14. Neutralny ton
tego listu zdradzał napięcie odczuwane przez jego autora. W  Berlinie narastała
frustracja wywołana kontaktami z sowieckimi partnerami: relacje ekonomiczne nie
zaowocowały spodziewaną obfitością surowców, a Stalin nadal przejawiał ambicje
powiększania swych zdobyczy w  Europie, zagarniając obszary poza granicami
uzgodnionymi w  sierpniu 1939 roku. Z  niemieckiego punktu widzenia zaistniała
potrzeba jakiegoś dogadania się z Moskwą.
Z kolei Mołotow nie miał poczucia, że cokolwiek Niemcom zawdzięcza.
Powtarzając rozpowszechniony wśród Sowietów pogląd, stwierdził, że nie
przyjechał do Berlina po to, aby o coś prosić albo jako słabszy partner; przeciwnie,
miał negocjować z  pozycji siły. Związek Sowiecki, jak uważał, znajdował się
w  bardzo korzystnym położeniu. Powiększył swoje terytorium i  poprawił swą
sytuację ekonomiczną, a  nadto nie prowadził wojny, podczas gdy jego rywale
zwalczali się nawzajem w  zachodniej Europie. Jak zauważył członek Biura
Politycznego, Andriej Żdanow, późną jesienią 1940 roku, wojna brytyjsko-
niemiecka stwarzała ZSRS okazję do niezakłóconego „prowadzenia swoich
spraw”15. Mołotow, podobnie jak wielu jego towarzyszy w  Moskwie, uważał, że
dopóki Niemcy są zaangażowane militarnie na zachodzie, to raczej nie mogą
dyktować warunków swojemu partnerowi na wschodzie. Zapowiadały się niełatwe
dyskusje.
Pierwsze spotkanie odbyło się w  gmachu Ministerstwa Spraw Zagranicznych
przy Wilhelmstrasse16. Tam Ribbentrop i  Mołotow zasiedli przy małym stole do
wstępnej tury rozmów wraz ze swoimi tłumaczami oraz zastępcą Mołotowa,
Władimirem Diekanozowem. Według Schmidta, Ribbentrop starał się bardzo
usilnie zaprezentować swoim gościom jako partner uczynny i uprzejmy; uśmiechał
się i był tak miły, jak twierdził Schmidt, że dyplomaci, z którymi stykał się na co
dzień, „przecieraliby oczy ze zdumienia”. Tymczasem Mołotow okazał się jak
zwykle nieprzenikniony. Znany jako trudny partner w  rokowaniach, nie zawracał
sobie głowy takimi rzeczami, jak prezentowanie uroku osobistego czy grzeczności.
Nie przebierając w słowach, rzadko zrzucał maskę „twarzy pokerzysty”17. Nie bez
kozery zasłużył sobie na przydomek „Kamiennego Tyłka”.
To, co nastąpiło potem, zapewne przypominało Mołotowowi ciągnące się
w  nieskończoność posiedzenia na Kremlu. Głos zabrał Ribbentrop. Hitlerowski
minister spraw zagranicznych, znany z  uwielbienia dla własnych słów, wdał się
w długotrwały monolog, wypowiadany „skrajnie głośno”, na temat tego, jak „żadna
potęga na ziemi nie może zmienić faktu, że Anglia została pobita” i  że jest tylko
kwestią czasu, gdy „wreszcie przyzna się do klęski”. Niemcy, stwierdził, są
„niesłychanie silne” i  „tak całkowicie zdominowały swoją część Europy”, iż
państwa „osi” już nie rozważają, jak mogą wygrać ową wojnę, „ale raczej jak
szybko mogłyby zakończyć tę już wygraną wojnę”.
Wobec tego, że Ribbentrop uznawał toczącą się wojnę za praktycznie już
zakończoną, gładko przeszedł do kwestii podziału łupów po mających wkrótce
upaść imperiach brytyjskim i francuskim. Powtarzając słowa swego wodza, wyraził
opinię, że nadszedł czas dla ogólnego nakreślenia „stref wpływów” między
Związkiem Sowieckim, Niemcami, Włochami i  Japonią. Stwierdzenie takie
zapewne poruszyło Mołotowa, ale to, co usłyszał zaraz potem, musiało wprawić go
w  prawdziwe zdumienie. Otóż Ribbentrop zasugerował, że mądra polityka to
podjęcie ekspansji na południe przez zwycięskie mocarstwa, aby w  ten sposób
ustrzec się tarć między nimi. Tak więc, Włochy już zajmowały obszary na
południowych wybrzeżach Morza Śródziemnego, w  północnej i  wschodniej
Afryce, wyjaśniał Ribbentrop, Japonia parła na południe ku Morzu Chińskiemu
i zachodnim akwenom Oceanu Spokojnego, Niemcy zaś – rozgraniczywszy strefy
wpływów z  ZSRS – miały szukać Lebensraumu (przestrzeni życiowej) w  Afryce
Środkowej. Czy Związek Sowiecki, Ribbentrop zastanawiał się na głos, także „nie
zwróciłby się na południe”, skoro „naturalny dostęp do otwartego morza” jest dla
Sowietów taki ważny? Nieco zbity z tropu Mołotow przerwał wywód Ribbentropa,
żeby spytać, o  jakie morze chodzi. Minister spraw zagranicznych Rzeszy
odpowiedział na to nowym rozwlekłym omówieniem korzyści płynących z  paktu
nazistowsko-sowieckiego, dopytując się przy okazji, czy „na dłuższą metę
najkorzystniejszy dla Rosji nie byłby kierunek ku Zatoce Perskiej i  Morzu
Arabskiemu”18. Mołotow nic na to nie odrzekł i  tylko przypatrywał się
Ribbentropowi, nieprzenikniony jak zwykle.
Niewzruszony Ribbentrop ciągnął monolog, czyniąc krótką dygresję na temat
Turcji – kwestię ważną, jak wiedział, dla Sowietów. Usiłując zachęcić wysłannika
Moskwy, opowiedział się za ponownym rozpatrzeniem „kwestii cieśnin” za sprawą
przeprowadzonej pod kuratelą „osi” rewizji konwencji z  Montreux, której
postanowienia od 1936 roku regulowały korzystanie przez okręty i statki z cieśnin
czarnomorskich, Bosforu i  Dardaneli, i  uznawały turecką kontrolę nad tymi
cieśninami. Jednak Mołotow znowu nie zdradził się ze swoimi przemyśleniami na
ten temat. Ribbentrop zwieńczył swoją przemowę szumnym zakończeniem,
niejasno napomykając o  możliwości przystąpienia Sowietów do paktu trzech
i  proponując, że ponownie odwiedzi Moskwę, aby głębiej omówić tę sprawę.
Wymowne wszakże, iż nie złożył żadnych konkretnych propozycji, zamiast tego
ograniczając się do ogólnikowego przedstawienia „idei, które Führer i  ja sam
mamy na myśli”19.
Odpowiedź Mołotowa była równie lakoniczna, jak przegadany był wywód
Ribbentropa; sowiecki minister przyznał, że wymiana poglądów „nie zaszkodzi”
i poprosił o dokładniejsze wyjaśnienie paru kwestii: faktycznego znaczenia i celów
paktu trzech oraz rzeczywistego sensu terminu „strefa wspólnego dobrobytu
Wielkiej Azji Wschodniej”, który pojawił się w  trakcie wstępnych rozmów.
Słusznie o to zapytał, ale odpowiedź Ribbentropa okazała się cokolwiek wykrętna.
Strefa Wielkiej Azji Wschodniej, przyznał, to określenie „nowe także dla niego
samego” i „nie przedstawiono jej definicji również jemu”. Omawianie celów paktu
trzech też nie przyszło Ribbentropowi łatwo. Choć układ ten – podpisany
w Berlinie przez Niemcy, Włochy i Japonię zaledwie dwa tygodnie wcześniej – nie
był otwarcie antysowiecki, to jednak stanowił niejako przedłużenie paktu
antykominternowskiego z  1936 roku, wymierzonego bezpośrednio przeciwko
Moskwie. To nowe porozumienie przewidywało dalszą współpracę między trzema
państwami oraz ustanowienie i  utrzymanie „nowego porządku” w  Europie i  Azji
Wschodniej, wprowadzonego przez kraje „osi”. Ribbentrop starał się ukryć swoje
zmieszanie z tego powodu, proponując sowieckiej ekipie przerwę na popołudniowy
posiłek20.
W trakcie mniej więcej godziny, podczas której mówił Ribbentrop, Mołotow
zadał tylko trzy krótkie pytania, a Diekanozow nie odezwał się wcale. Paul Schmidt
uważał, że Mołotow „zachowywał czujność”, oszczędzając siły na główne
wydarzenie, jakim miało być tego dnia późniejsze spotkanie z  Hitlerem21.
Niewykluczone, że uznał, iż lepiej porozmawiać, by tak rzec, z  ulicznym
kataryniarzem, a nie jego papugą.
Po posiłku Mołotow miał ku temu okazję. Przewieziony na surowy,
neoklasycystyczny dziedziniec nowej Kancelarii Rzeszy przeszedł przed frontem
kompanii honorowej Leibstandarte SS, a następnie przeprowadzono go przez hole
ze lśniącego marmuru, pośród „szpaleru ludzi w  różnorakich mundurach”.
Bierieżkow podejrzewał, że gości rozmyślnie prowadzono naokoło, by zrobiły na
nich wrażenie rozmiary okazałego gmachu. Kiedy w  końcu doszli do drzwi
gabinetu Hitlera, została odegrana ostatnia scena tego politycznego spektaklu:

Dwaj wysocy jasnowłosi esesmani w czarnych, ciasno opasanych mundurach, z czaszkami na


czapkach, strzelili obcasami i  energicznie otworzyli wysokie, sięgające niemal do sufitu
drzwi, sprawnym, wyćwiczonym ruchem. Potem, zwróceni plecami do framug i  ze
wzniesionymi prawymi ramionami utworzyli rodzaj żywego łuku, przez który musieliśmy
przejść do siedziby Hitlera, wielkiego pomieszczenia przypominającego raczej salę
bankietową aniżeli gabinet22.

Siedzący przy biurku Hitler zawahał się przez moment, nim wstał na powitanie
gości. Przeszedł się „drobnymi, szybkimi krokami”, a potem zatrzymał na środku
pokoju i  uniósł rękę w  nazistowskim salucie, przy tym „nienaturalnie wyginając
dłoń”. Następnie, jak wspominał Bierieżkow, „nadal bez słowa zbliżył się i uścisnął
nam wszystkim kolejno ręce. Dłoń miał zimną i wilgotną, a jego rozgorączkowane
oczy wydawały się świdrować człowieka na wylot”23. Jeden z  ludzi ze świty
Führera mówił potem, że Hitler miał zwyczaj w milczeniu przez chwilę wpatrywać
się nowo przybyłemu prosto w  oczy, jak gdyby oceniając w  ten sposób jego siłę
charakteru24, i  wydaje się na podstawie cytowanej relacji Bierieżkowa, iż
zastosował tę metodę także na powitanie sowieckich gości. Jednakże Mołotow
wydawał się tym nieporuszony, a później tylko odnotował „zaskakująco uprzejmy
i przyjacielski sposób bycia” Hitlera25.
Po wstępnych formalnościach nieliczna grupa przybyłych, do której dołączyli
Ribbentrop, Schmidt i Hilger, przeszła do rzeczy, zasiadając w fotelach przy jednej
ze ścian w gabinecie Hitlera. Tak jak poprzednio, zaczęło się od monologu. Hitler
stwierdził, że jego celem jest dalsze utrzymanie „pokojowej współpracy” między
Związkiem Sowieckim a  Niemcami i  podkreślił „znaczne zyski” już wyniesione
przez obydwa kraje z ich współdziałania. Jednak – dodał, aluzyjnie nawiązując do
tarć, jakie wynikły między ZSRS a  Rzeszą – żadna ze stron nie powinna się
spodziewać, że uzyska wszystko, co zechce, a  podczas wojny Niemcy muszą
reagować na wydarzenia, „wkraczać na odległe terytoria, którymi w  zasadzie nie
były zainteresowane politycznie ani gospodarczo”. W  rezultacie należy pomyśleć
o unormowaniu europejskich relacji po wojnie w „taki sposób, żeby, przynajmniej
w  najbliższej przyszłości, nie doszło do nowego konfliktu”. Z  tej perspektywy
Hitler przedstawił niemiecki punkt widzenia, kładąc nacisk na potrzebę zdobycia
przestrzeni życiowej, ekspansji kolonialnej w  Afryce Środkowej oraz dostępu do
pewnych surowców – zaopatrzenie w  które trzeba się zabezpieczyć „w każdych
okolicznościach” – i  w  końcu na determinację Niemiec, aby uniemożliwić
niewspomnianym z  nazwy „wrogim państwom” zakładanie baz wojskowych „na
pewnych obszarach”26.
Reagując na ten potok mglistych deklaracji, Mołotow wreszcie postanowił się
wtrącić. Gorliwie zgodził się z większością tego, co Hitler powiedział do tej pory,
przyznając, że Niemcy i  Związek Sowiecki powinny „trzymać się razem”,
i  rozprawiając o  „nieznośnej i  niesprawiedliwej sytuacji”, w  której taka „żałosna
wysepka” jak Anglia włada „połową świata”27. Przy tym jednak chciał konkretów;
jak wspominał Schmidt, „chciał postawienia kropki nad i”28. Przejmując inicjatywę,
Mołotow przedstawił pobieżny przegląd korzyści uzyskanych przez obie strony
niemiecko-sowieckiego układu, a  potem przeszedł do zasadniczego celu swojej
wizyty. Przede wszystkim zapytał Hitlera, czy postanowienia paktu nadal
obowiązują w odniesieniu do Finlandii. Nim Führer zdążył odpowiedzieć, Mołotow
zaczął się dopytywać, co oznacza zawarcie berlińskiego paktu trzech i  jaką rolę
przewidziano w  nim dla ZSRS. Co z  sowieckimi interesami na Bałkanach i  nad
Morzem Czarnym? Stwierdził, że rząd sowiecki chce się dowiedzieć, jak właściwie
ma wyglądać hitlerowski „nowy porządek” w Europie i dokąd ma się rozciągać tak
zwana strefa wspólnego dobrobytu Wielkiej Azji Wschodniej29. Według Schmidta,
„zasypał Hitlera takimi pytaniami. Żaden zagraniczny gość nie rozmawiał z  nim
przy mnie w taki sposób”30.
Hitler był wyraźnie zbity z  tropu. Bierieżkow stwierdził, że owa tyrada
podziałała na Führera „niczym zimny prysznic” i  że Hitler nie „potrafił ukryć
zmieszania”. Jednak wedle Schmidta Hitler pozostawał „nader łagodny
i grzeczny”; jak odnotował z pochwałą niemiecki tłumacz, Führer nie „zerwał się
i  nie popędził ku drzwiom”, jak to czynił podczas wcześniejszych trudnych
rokowań31. Zamiast tego spokojnie wyłożył założenia paktu trzech, podkreślając
znaczenie współpracy z  Sowietami, i  zapewnił Mołotowa, że ZSRS „w żadnym
wypadku (…) nie zostanie postawiony w obliczu faktów dokonanych”. Chociaż na
chwilę udobruchało to Mołotowa, to jednak w  dalszym ciągu domagał się
szczegółów i  twierdził, że poruszane kwestie należy „ściślej określić”. Wtedy
najwyraźniej Hitler uznał, że ma już dość. Spojrzał na zegarek i  zakończył
spotkanie, konstatując, że dyskusję trzeba przełożyć na później „z powodu
możliwego alarmu lotniczego”32. A  więc już w  trakcie pierwszego dnia rozmów
prowadzonych w  niemieckiej stolicy Mołotow odbył wielogodzinne negocjacje,
niemniej nie poczynił żadnych postępów na drodze do porozumienia
z gospodarzami; w istocie obie strony z trudem znajdowały wspólny język.
Tego samego wieczoru zaczęły się ujawniać napięcia. Mołotow i  jego świta
powrócili do pałacu Bellevue, aby telegraficznie przedstawić Stalinowi przebieg
dotychczasowych obrad. Tłumacz Bierieżkow w  ramach swoich obowiązków
musiał przepisywać na maszynie swoje notatki i  już przystępował do dyktowania
ich sekretarzowi, kiedy w  drzwiach stanął Mołotow, jąkając się pod wpływem
skrajnego niepokoju: „C-co wy wyczyniacie? Ile stron już przepisaliście?”.
Wyrywając pustą jeszcze kartkę z  maszyny do pisania, Mołotow upomniał
Bierieżkowa: „No, macie szczęście. Wyobrażacie sobie, ile uszu mogło podsłuchać
to, o czym rozmawiałem z Hitlerem twarzą w twarz?”. Lękając się, że w pokojach
w  Bellevue znajdują się urządzenia podsłuchowe, obaj udali się do sypialni
Mołotowa, gdzie pracowali nad przepisywaniem w  całkowitym milczeniu,
podsuwając sobie nawzajem na kartkach notatki i  pytania. Bierieżkowowi
rzeczywiście dopisało szczęście: w  ZSRS rozstrzeliwano ludzi za drobniejsze
niedopatrzenia33.
Po nadaniu telegramu do Moskwy Mołotow pojechał do hotelu Kaiserhof,
znajdującego się w  pobliżu Kancelarii Rzeszy, na niewielkie przyjęcie wydane
przez Ribbentropa. Choć upłynęło ono w  dość przyjacielskiej atmosferze, to
polityczne rozbieżności niebawem zaczęły dawać o  sobie znać w  innych sferach.
Wedle późniejszych wspomnień Mołotowa, wypytywał on zastępcę Führera,
niefortunnego Rudolfa Hessa, o  strukturę partii nazistowskiej. „Czy wasza partia
ma program? Jak może działać partia bez programu? Macie partyjne zasady?” –
pytał, mimo że, jak twierdził, wiedział, że naziści ich nie mają. Jeszcze bardziej
„zbił z  tropu” zastępcę Hitlera pytaniem, czy partia narodowosocjalistyczna
opracowała konstytucję34. Można przypuszczać, że Hess nie spodziewał się takiej
rozmowy z sowieckim inkwizytorem.
Także Hitler znalazł się pod lupą. Jak wspominał później Mołotow, szybko
zwróciły jego uwagę purytańskie nawyki żywieniowe Führera. „Trwa wojna –
Hitler powiedział Mołotowowi – więc nie pijam teraz kawy, ponieważ mój naród
też jej nie pije. Nie jadam mięsa, tylko jarskie potrawy. Nie palę, nie piję alkoholu”.
Mołotowa zdumiała taka wstrzemięźliwość. „Spojrzałem na niego – stwierdził –
i  wydało mi się, że siedzi koło mnie królik zajadający trawę”. Nie omieszkał
żartobliwie wspomnieć gospodarzowi, że jemu samemu też nie brak konsekwencji.
„Nie da się ukryć – pochwalił się – że ja nie odmawiam sobie niczego”35.
Jeśli takie rozmówki nawet na chwilę poprawiły humor Mołotowowi, to po
powrocie do Bellevue został szybko sprowadzony na ziemię. Tam około północy
nadeszła odpowiedź Stalina na jego wcześniejszy telegram, w  której sowiecki
przywódca nie oszczędził swojemu ministrowi spraw zagranicznych słów krytyki.
Szczególnie zirytowała go uwaga rzucona mimochodem przez Mołotowa
w  rozmowie z  Hitlerem, że porozumienie z  1939 roku się „wyczerpało”. Stalin
wyrażał zaniepokojenie, że podobne zwroty mogą doprowadzić Niemców do
wniosku, iż pakt o  nieagresji spełnił już swoje zadanie, podczas gdy w  istocie
chodziło o  uzupełnienie tego układu nowym traktatem. Stalin upomniał swego
ministra, że pakt nazistowsko-sowiecki bynajmniej nie wygasł, tylko nadal stanowi
podstawę sowiecko-niemieckich stosunków36.
Nazajutrz rano, podczas śniadania w  Kancelarii Rzeszy, Goebbels po raz
pierwszy miał okazję przyjrzeć się baczniej Mołotowowi i  ludziom z  jego
otoczenia. Później zanotował poczynione obserwacje w swoim dzienniku. Sowiecki
minister spraw zagranicznych, zapisał, „robi wrażenie człowieka mądrego, kutego
na cztery nogi, jest sztywny (…) Nic po nim nie znać. Słucha bardzo uważnie, ale
nic ponadto. Również [w obecności] Führera”. Zasadniczo, zauważył, Mołotow to
zaledwie „swego rodzaju forpoczta Stalina, od którego przecież wszystko zależy”.
Jeszcze mniej dobrego Goebbels miał do powiedzenia o świcie Mołotowa. „Poniżej
przeciętnej”, stwierdził kwaśno na temat grupy doradców, tłumaczy i  komisarzy
NKWD. „Nie ma [wśród nich] choćby jednej osoby na poziomie. Tak jakby
chciano potwierdzić w  całej rozciągłości nasze teoretyczne opinie o  istocie
bolszewickiej ideologii”. I dalej:

Z nikim nie można zamienić rozsądnego słowa. Z  twarzy wyzierają strach i  kompleksy
niższości. Nawet niewinna rozmowa jest wykluczona. GPU [NKWD] czuwa. To jest okropne.
W tym [ich] świecie życie nie ma żadnej wartości.

Goebbels wysnuł własne wnioski natury politycznej: „Współdziałanie


z  Moskwą musi również w  przyszłości zostać zdeterminowane przez czysto
pragmatyczną kalkulację. Im bardziej zbliżymy się do siebie pod względem
politycznym, tym bardziej staniemy się dla siebie obcy w  sensie duchowym
i światopoglądowym. I tak jest także dobrze”37.
Pomimo takich coraz silniej zaznaczających się różnic spotkanie drugiego dnia
miało podobny przebieg do poprzedniego; obie strony mówiły głównie
o przeszłości, lecz powstrzymując się przed przywoływaniem uraz i kontrowersji.
Hitler rozpoczął obrady od odwołania się do kwestii, którą Mołotow poruszył dzień
wcześniej wieczorem. Zdanie Mołotowa, iż Niemcy naruszają obowiązujące
postanowienia układu nazistowsko-sowieckiego, gdyż niemieckie wojska
stacjonują w  Finlandii, Hitler skontrował argumentami, że Niemcy „nie mają tam
żadnych interesów politycznych” oraz „wypełniły porozumienia”, nie zajmując
żadnych terytoriów znajdujących się w sowieckiej strefie wpływów, czego – dodał
zjadliwie – nie da się powiedzieć o  stronie rosyjskiej. Wywołało to długotrwałą,
bezowocną dyskusję, w  trakcie której niemieckie poczynania w  Finlandii
zestawiano z  sowieckimi działaniami w  Bukowinie, o  jakich, uskarżał się Hitler,
nie ma „ani słowa (…) w porozumieniach”38.
Kiedy Mołotow stwierdził, że kwestie takie jak Bukowina „mają się nijak” do
problemu ogólniejszych relacji niemiecko-sowieckich, Hitlera na chwilę poniosły
nerwy. „Jeżeli niemiecko-rosyjska współpraca ma w  przyszłości przynosić
pozytywne rezultaty – powiedział – to rząd sowiecki powinien zrozumieć, że
Niemcy prowadzą walkę na śmierć i  życie, którą chcą zakończyć zwycięsko”.
W  związku z  tym zaistniało wiele warunków ekonomicznych i  militarnych, które
Niemcy chcą spełnić, a  które „nie są sprzeczne z  porozumieniem z  Rosją”.
Zapewnił Mołotowa, że „jeśli Związek Sowiecki zajmie podobne stanowisko”, to
Niemcy „wykażą zbliżone zrozumienie dla rosyjskich potrzeb”. Podkreślając
korzyści płynące ze wspólnych niemiecko-sowieckich działań, Hitler stwierdził, iż
„nie ma takiej siły na ziemi, która mogłaby się przeciwstawić obu [naszym]
krajom”, jeżeli te będą walczyły ramię w ramię39.
Mołotow zgodził się z  taką opinią, ale powtarzał uparcie swoje, żądając
wyjaśnienia tego, co nazywał „kwestią fińską”. Krytykując obecność jednostek
Wehrmachtu w  Finlandii, ostro złajał niemieckie poczynania w  tamtym regionie,
ignorując zapewnienia Hitlera, że on sam „zawsze wywierał jedynie uspokajający
wpływ” na Finów. Mołotow drążył temat, domagając się od Hitlera jasnej
deklaracji, że Finlandia leży w sowieckiej strefie wpływów, i że Moskwa ma taką
samą swobodę poczynań w  odniesieniu do Helsinek, jaką miała wcześniej
w  krajach bałtyckich40. Hitler odpowiedział na to wykrętnie, zaprzeczając, by
Rzesza miała jakiekolwiek ambicje polityczne w tamtym regionie, za to podkreślił,
że wojny nad Bałtykiem należy się ustrzec za wszelką cenę. Taka wojna, ostrzegał,
doprowadziłaby do „napięć w  stosunkach niemiecko-rosyjskich
z  nieprzewidywalnymi konsekwencjami”41. Następnie Hitler zaproponował, aby
przejść do omawiania ważniejszych problemów.
W końcu Hitlerowi udało się sprowadzić rozmowę na swój ulubiony temat
rychłego upadku imperium brytyjskiego. „Dotąd – stwierdził –
czterdziestopięciomilionowa mniejszość Anglików rządziła sześciuset milionami
mieszkańców brytyjskiego imperium”. Ale już wkrótce on sam miał „zgnieść” tę
mniejszość. To, co nastąpi potem, chełpił się, będzie „bankructwem gigantycznego
światowego majątku ziemskiego o powierzchni czterdziestu milionów kilometrów
kwadratowych”, które naturalnie stworzy „ogólnoświatowe perspektywy”.
Najistotniejsza kwestia sprowadzała się zatem do tego, czy ZSRS przyłączy się do
„rozwiązania takich problemów” i  w  związku z  tym Hitler opowiedział się za
utworzeniem „koalicji” złożonej z  Hiszpanii, Francji, Włoch, Niemiec, Japonii
i  ZSRS w  celu rozbioru owej „upadłej masy majątkowej”42. Wedle Mołotowa,
Hitler przejawiał bezgraniczną zachłanność: „Podzielmy się całym światem”, miał
powiedzieć Führer43.
Jednakże na Mołotowie nie zrobiły większego wrażenia takie atrakcyjne
perspektywy i choć przyznał, że nastała pora na zawarcie bardziej kompleksowego
porozumienia przez ZSRS i  Niemcy, to wpierw chciał „omówić problem bliższy
Europie”: sprawę Turcji. Element jego berlińskiej misji stanowiło danie wyrazu
tradycyjnym niepokojom Moskwy dotyczącym cieśnin czarnomorskich oraz
powiązanym z  tym ambicjom obejmującym Turcję i  Bułgarię. Co powiedziałyby
Niemcy, pytał Mołotow, „gdyby [sowiecka] Rosja udzieliła Bułgarii, to jest
niepodległemu krajowi leżącemu najbliżej tych cieśnin, gwarancji dokładnie na
takich samych warunkach, na jakich Niemcy i  Włochy udzieliły ich Rumunii?”.
Hitler początkowo próbował uchylić się od odpowiedzi na to pytanie –
wspominając o  pomyśle rewizji postanowień konwencji z  Montreux, rzuconym
poprzedniego dnia przez Ribbentropa – ale przyciskany zaczął się irytować,
w  końcu mówiąc ostrym tonem, iż nie słyszał, by Bułgaria prosiła o  takie
gwarancje44.
Jednak Mołotow obstawał przy owej kwestii, powtarzając, że ZSRS ma w tym
zakresie „tylko jeden cel”, czyli uzyskanie kontroli nad cieśninami, aby zapobiec
nieprzyjacielskiemu atakowi przez Morze Czarne, i stwierdzając, że porozumienie
z  Turcją i  „gwarancje” dla Bułgarii „załagodziłyby sytuację” w  tym regionie.
Znużony frazesami Führera sformułował tę kwestię nieco inaczej, zapytując Hitlera
wprost – jako „kogoś, kto kieruje całą niemiecką polityką” – jakie stanowisko
zajęłyby Niemcy wobec sowieckich gwarancji dla Bułgarii. I  znowu Hitler
wykręcił się od odpowiedzi, powiadając, że musiałby skonsultować się w  tej
sprawie z  Mussolinim, gdyż Bułgaria znajduje się na peryferiach strefy
niemieckich interesów. Jednakże dorzucił kąśliwą uwagę, mówiąc, że jeśliby
Niemcom zależało na nowych źródłach tarć ze Związkiem Sowieckim, „to nie
potrzebowałyby do tego cieśnin” czarnomorskich45.
Wspominając owe berlińskie negocjacje, Paul Schmidt co rusz przyrównywał je
do walki bokserskiej, na przykład określając dyskusje Hitlera z  Mołotowem jako
„najważniejsze starcie”, a  rozmowy drugiego dnia wizyty nazwał „wymianą
ciosów”, w której Mołotow zasypywał Hitlera pytaniami, a ten stosował wszelkie
możliwe uniki46. Podchwytując i naciągając nieco tę analogię, można by stwierdzić,
że Hitlera „uratował gong” obwieszczający przerwę między kolejnymi rundami.
Mimo że usiłował po raz ostatni sprowadzić dyskusję na temat nieuchronnego
i niedalekiego rozpadu imperium brytyjskiego, to Mołotow nie dał się zagadać; jak
sowiecki minister sam później wspominał: „Obstawałem przy swoim.
I wyczerpałem go”47. W rezultacie Hitler znowu spojrzał na zegarek i zasugerował,
że w  związku z  zagrożeniem nalotami RAF-u należy rozmowy zakończyć.
Ostatecznie przecież, dodał, „główne sprawy zostały zapewne wystarczająco
omówione”48.
Z kolei na podstawie relacji Walentina Bierieżkowa można odnieść wrażenie,
że Hitlera nie rozdrażnił aż tak upór Mołotowa, skoro zdobył się na koniec na nieco
uprzejmości. Odprowadzając gościa do drzwi swego gabinetu w Kancelarii Rzeszy,
złożył zaskakującą propozycję: „Stalin to bez wątpienia wielki człowiek –
powiedział – postać historyczna (…) Ja także pochlebiam sobie nadziejami, że
przejdę do historii. Wobec tego dwaj mężowie stanu tacy jak my powinni się
spotkać i gotów jestem na takie spotkanie tak szybko, jak to możliwe”. Mówiąc to,
Hitler przypuszczalnie próbował zastosować sztuczkę Ribbentropa z  odwołaniem
się do samego Stalina w  celu ułatwienia trudnych negocjacji; a  może raczej
rzeczywiście zmierzał do wyjaśnienia stanu nazistowsko-sowieckich relacji. Tak
czy owak, Mołotow nie był tym zaskoczony, czy też poruszony. Po prostu obiecał
przekazać tę propozycję Stalinowi, pożegnał się i wyszedł49.
Tegoż wieczoru Mołotow wydał pożegnalne przyjęcie w sowieckiej ambasadzie
przy alei Unter den Linden. Był to wystawny bankiet, wśród przepychu
wspaniałych wnętrz gmachu z  czasów carskich, z  niewieloma nowszymi
dodatkami. Jak wspominał Paul Schmidt: „Pod spojrzeniem Lenina, którego
popiersie zdobiło ambasadę, podano najlepsze rosyjskie produkty – przede
wszystkim kawior i  wódkę. Żaden kapitalistyczny czy plutokratyczny stół
bankietowy (…) nie mógł być bardziej suto zastawiony”50. Pomimo bariery
językowej panowała nader serdeczna atmosfera, a  reprezentanci obu stron pili za
swoje zdrowie, zgodnie z  rosyjską tradycją. Ale kiedy Mołotow zaproponował
wzniesienie toastu za swojego niemieckiego odpowiednika, Ribbentrop ledwie
zdążył odpowiedzieć, zanim samoloty RAF-u zakłóciły przyjęcie i  rozległo się
wycie syren alarmu lotniczego. Gdy goście rozchodzili się w  pośpiechu,
Ribbentrop zaprowadził Mołotowa do swojego schronu, znajdującego się
niedaleko, pod budynkiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rzeszy przy
Wilhelmstrasse, gdzie mogli kontynuować rozmowę.
Ribbentrop sprytnie usiłował nadać nieco konkretnej treści nader mglistym
zarysom układu zaproponowanego przez Hitlera i  objaśnił swoją koncepcję
możliwej „wspólnej polityki współpracy między Niemcami a  Związkiem
Sowieckim” oraz to, jak można ją pogodzić z  postanowieniami paktu trzech.
Z  myślą o  tym wyjął z  kieszeni szkic porozumienia, które, jak sądził, mogło
stanowić punkt wyjścia dla przyszłych negocjacji. Szkic ten składał się z  trzech
cokolwiek miałkich w  swojej treści punktów, wyrażających wzajemne dążenie do
ustanowienia naturalnych granic, gotowość do wciągnięcia innych krajów do
współpracy oraz zobowiązanie do poszanowania wzajemnych stref wpływów51.
Jak zwykle Ribbentrop zasugerował, by układ został uzupełniony już nie
jednym, ale dwoma tajnymi protokołami. W  pierwszym z  nich miano określić
terytorialne aspiracje czterech totalitarnych państw. Ambicje Japonii jeszcze
należało sprecyzować, ale Ribbentrop wyjaśnił, że niemieckie aspiracje skupiają się
na Afryce Środkowej, włoskie dotyczą północnych i  północno-wschodnich
obszarów afrykańskich, a  Związek Sowiecki winien dążyć do ekspansji „w
kierunku Oceanu Indyjskiego”. W  drugim protokole Ribbentrop proponował
uznanie sowieckich ambicji w południowo-wschodniej Europie poprzez obietnicę,
że państwa-sygnatariusze układu zobowiązują się do wspólnego podjęcia starań na
rzecz skłonienia Turcji do zgody na rewizję postanowień konwencji o  cieśninach
czarnomorskich z  uwzględnieniem sowieckich interesów52. Ribbentrop uzupełnił
swoją propozycję ofertą zwołania konferencji ministrów spraw zagranicznych, na
której można było omówić i dopracować wszelkie odnośne kwestie, oraz doradził
Sowietom doprowadzenie do zbliżenia z  Japonią, stwierdzając, że Japończykom
zależy na „ogólnym porozumieniu” z Moskwą.
Potem spytał Mołotowa, co ów na to. We własnych wspomnieniach z  tej
rozmowy Ribbentrop odmalował obraz przyjaznego ostatniego spotkania, w czasie
którego Mołotow zapewnił go, że przedyskutuje ze Stalinem możliwość
przystąpienia Sowietów do paktu trzech, a  sam Ribbentrop złożył obietnicę
poruszenia kwestii stosunków niemiecko-sowieckich w rozmowie z Hitlerem, aby,
jak to ujął, „znaleźć wyjście z  trudności”53. Oficjalna relacja jest jednak nieco
bardziej szczegółowa. Na jej podstawie wydaje się, że Mołotowa na pewno
uradowała perspektywa porozumienia z  Japonią, ale stanowczo nie dał się skusić
mglistym niemieckim obietnicom „przyszłych zdobyczy” kosztem brytyjskich
Indii. W  odpowiedzi na propozycję Ribbentropa, aby ZSRS zwrócił się na
południe, ku Oceanowi Indyjskiemu, Mołotow zajął się wyliczaniem tych spraw
europejskich, w  których Związek Sowiecki chciał mieć coś do powiedzenia:
cieśniny czarnomorskie, Bułgaria, Rumunia, Węgry, Jugosławia, przyszłość Polski,
kwestia szwedzkiej neutralności, cieśniny Kattegat i  Skagerrak na skraju Morza
Bałtyckiego oraz nadal nierozwiązana „kwestia fińska”. Skonsternowany
Ribbentrop zaczął energicznie ripostować, to broniąc niemieckich poczynań, to
znów twierdząc, że przed udzieleniem odpowiedzi w  tych sprawach musi się
naradzić z innymi. Ale wciąż powracał do „rozstrzygającej kwestii”: czy „Związek
Sowiecki był gotowy do współpracy z  nami w  wielkim procesie likwidacji
brytyjskiego imperium”54.
Nalot bombowców RAF-u na Berlin tamtej nocy potrwał stosunkowo krótko.
Według Churchilla, akcję tę celowo zaplanowano na czas wizyty Mołotowa
w niemieckiej stolicy. „Choć nie zostaliśmy zaproszeni do udziału w tej dyskusji –
żartował później brytyjski premier – to nie chcieliśmy, aby zupełnie nas z  niej
wykluczono”55. Możliwe, rzecz jasna, że to przykład naciągania historii do jego
własnych celów, niemniej niewątpliwie ów nocny nalot zaczął się wyjątkowo
wcześnie, gdyż syreny rozbrzmiały wkrótce po 19.30 tego wieczoru, a  bomby
spadły na centrum miasta56.
Gdy więc Mołotow i  Ribbentrop omawiali w  podziemnym schronie plany
podziału świata, na pewno słyszeli kakofonię odgłosów towarzyszących nalotowi
powietrznemu, zwłaszcza natarczywe wycie syren i  nieustanną kanonadę dział
berlińskich baterii przeciwlotniczych. W takich okolicznościach powtarzane przez
Ribbentropa zapewnienia, że Brytyjczycy są skończeni i  że wojna z  Wielką
Brytanią „już została wygrana”, musiały się wydać trochę przedwczesne. Według
Stalina, Mołotow uciął przechwałki Ribbentropa celną ripostą, pytając, że skoro
Brytyjczycy naprawdę przegrali wojnę, „to dlaczego siedzimy w  tym schronie
i  czyje bomby spadają?”57. Ribbentrop wreszcie umilkł; nie znalazł na to
odpowiedzi.
Następnego ranka, kiedy Mołotow wraz z  towarzyszącą mu ekipą opuszczał
niemiecką stolicę, ta sama kompania honorowa Wehrmachtu, która witała
sowieckich gości dwa dni wcześniej, stanęła na placu przed Dworcem Anhalckim
i  lokomotywa tego samego pociągu – z  niemiecką salonką i  wagonem
restauracyjnym – buchnęła parą z  komina pod wielkim szklano-stalowym
zadaszeniem nad peronami. A  jednak tym razem obyło się bez fanfar i  tylko
Ribbentrop zjawił się, żeby pożegnać swojego sowieckiego odpowiednika58. Miało
to być ich ostatnie spotkanie.

Pomimo na pozór definitywnego charakteru wyjazdu Mołotowa z Berlina w ciągu


tygodni bezpośrednio po tej wizycie nie zapanowało jeszcze powszechne poczucie
nieodwracalnego przełomu, tego, że klamka zapadła. W  rzeczywistości Mołotow
był dosyć rad z  tego, co osiągnął i  po powrocie do Moskwy wydał przyjęcie, na
którym, wedle jednego z  naocznych świadkòw, zrobił wrażenie „pyszałkowatego
i  nadętego”59. I  miał powody do zadowolenia. Utrąciwszy niemieckie próby
zwrócenia ZSRS na południe, i  jasno przedstawiając Niemcom ambicje
strategiczne Związku Sowieckiego w  Europie, ściśle wywiązał się z  zadań
postawionych przed nim przez Stalina. Moskwa oczekiwała, że negocjacje
z Rzeszą będą miały ciąg dalszy. Berlińskie rozmowy stanowiły zaledwie wstępne
stadium procesu rokowań.
Natomiast Hitler nie podzielał takiego optymizmu. Z upływem roku sowieccy
partnerzy wprawiali go w  coraz silniejsze rozdrażnienie i  Führer wyraźnie zaczął
myśleć, że powiązania z Moskwą utraciły sens i niedaleki jest już czas ostatecznej
rozprawy z bolszewizmem. Co więcej, odnosił też wrażenie, iż Stalin dopingował
jakoś Brytyjczyków do wytrwałego stawiania oporu Niemcom. Jak odnotował
w  swoim dzienniku szef sztabu niemieckiego Naczelnego Dowództwa Wojsk
Lądowych (OKH) generał Franz Halder, owego lata umysł Hitlera zajmowała
głównie zagadkowa dlań niechęć Wielkiej Brytanii do zawarcia pokoju mimo
przygniatającej przewagi przeciwnika. Hitler uznał w  końcu, że Churchill trzyma
się „jakiejś nadziei na działania ze strony Rosji”60 i w związku z takim założeniem
zaczęła wysuwać się na pierwszy plan kwestia „co zrobić” ze Związkiem
Sowieckim. Na przykład 22 lipca generał Halder zapisał, że Hitler stwierdził, iż „z
problemem Rosji trzeba się uporać” i  że „musimy zacząć o  tym myśleć”. Taki
pogląd Hitler powtórzył w rozmowie ze swoimi generałami w Berghofie 31 lipca,
pokrótce prezentując obecnym swe zapatrywania na główne działania zmierzające
do „zniszczenia rosyjskiej potęgi”61.
Wspomniane spotkanie tradycyjnie uznaje się za moment, w  którym Hitler
podjął nieodwołalną decyzję uderzenia na Związek Sowiecki. A  jednak taka
interpretacja jest zbytnio uproszczona. Ostatecznie, o  czym zaświadczy każdy
polityk, polecenie podjęcia przygotowawczych planów to nie to samo, co
nieodwracalna decyzja, a, jak wiadomo, Hitler był skrajnym oportunistą, który
zrobił karierę, reagując na wydarzenia, nie zaś angażując się konsekwentnie
i z poświęceniem w prowadzenie ustalonej zawczasu konkretnej polityki. Ponadto,
jak zauważył generał Walter Warlimont, przygotowania rozpoczęte po
wspomnianej naradzie miały początkowo cokolwiek bezładny i  niezdecydowany
charakter, nie dając „starannie przemyślanego planu będącego podstawą do
działań”62.
Rozsądniejszy wydaje się zatem pogląd, że lipcowy rozkaz Hitlera
przygotowań do ataku na Związek Sowiecki stanowił element złożonej polityki,
w  ramach której opcja rozwiązań militarnych wykorzystywana jako wsparcie
działań dyplomatycznych jeszcze nie została zarzucona. Przecież do spotkania
z  Mołotowem doszło dopiero po upływie ponad trzech miesięcy od lipcowej
konferencji w  Berghofie. I  choć do berlińskiego szczytu doszło głównie
z  inicjatywy nastawionych rusofilsko „ludzi wschodu” z  niemieckiego
Ministerstwa Spraw Zagranicznych, którzy wyczuwali coraz bardziej wojownicze
usposobienie Hitlera wobec Moskwy i postarali się ściągnąć Mołotowa do Berlina
dla załagodzenia napięć, to nie należy sobie wyobrażać, by Hitler był w  trakcie
tych rokowań z Sowietami całkowicie nieszczery.
Hitler wyraźnie nadal rozważał rozmaite ewentualności. W  istocie na dwa
tygodnie przed przyjazdem Mołotowa wysłał osobisty list do Stalina w  próbie
uzyskania jego pomocy w  wojnie z  Brytyjczykami, roztaczając perspektywy
podzielenia się łupami po upadku brytyjskiego imperium. „Gdyby plan ten się
powiódł – zapisał w  dzienniku Halder – moglibyśmy rzucić całe siły przeciwko
Brytanii”63. Zwolennicy współpracy z  ZSRS z  niemieckiej ambasady w  Moskwie
podsuwali inne rozwiązanie, podchwycone przez kręgi kierownicze
w  Ministerstwie Spraw Zagranicznych Rzeszy. Jak zauważył wysoki rangą
dyplomata Ernst von Weizsäcker, idea ataku zbrojnego na Związek Sowiecki –
bynajmniej wtedy jeszcze nieprzesądzonego – nie wzbudzała, przynajmniej na
Wilhelmstrasse, zbytniego entuzjazmu. Ostatecznie przecież istniały i inne sposoby
ujarzmienia Moskwy, choćby stopniowe krępowanie wpływów ZSRS na arenie
międzynarodowej i doprowadzenie do powolnego załamania w tym kraju:

Przekonuje się nas, że bez zlikwidowania Rosji nie będzie porządku w Europie. Ale dlaczego
by nie pozwolić jej warzyć się tuż obok nas w  bagnie bolszewizmu? Póki rządzą nią
biurokraci obecnego typu, kraju tego należy się bać mniej niż w czasach carów64.

Nawet wówczas, gdy Mołotow jeździł po Berlinie w  ów deszczowy wtorek,


Hitler wydał dyrektywę wojenną, w  której rozpatrywał różne strategiczne
możliwości, jakie miał do wyboru. Krótki punkt na temat „Rosji” brzmi
pouczająco: „Polityczne dyskusje nad celowością wyjaśnienia postawy Rosji
w  najbliższej przyszłości już się rozpoczęły”, napisał, ale „niezależnie od wyniku
tych rozmów będą kontynuowane wszelkie przygotowania na wschodzie, do
których podjęcia już wydano ustne rozkazy”65. A  więc w  równym stopniu, jak
opracowywane w tym czasie plany militarne, berlińskie rozmowy stanowiły część
wieloelementowych niemieckich starań zmierzających do zneutralizowania
Związku Sowieckiego, po czym Niemcy pozostałyby niepodzielnymi panami całej
Europy.
Dowodzi tego dodatkowo propozycja układu, zaoferowanego Mołotowowi
w niemieckiej stolicy. Hitler wyraźnie chciał wykluczyć Związek Sowiecki Stalina
z  Europy, uniemożliwić mu wtrącanie się w  sprawy bałkańskie oraz w  te nad
Morzem Bałtyckim czy w okolicach Bosforu. Gdyby udało mu się skierować ZSRS
na południe, skłonić Sowietów do zwrócenia się w  kierunku Oceanu Indyjskiego
i brytyjskich Indii, nie tylko osiągnąłby taki cel, ale również wciągnąłby Związek
Sowiecki w konflikt z Brytyjczykami, tym samym destabilizując sytuację w ZSRS
oraz uniemożliwiając jakiekolwiek zbliżenie brytyjsko-sowieckie. W sumie było to
dość zmyślnym wyjściem z trudnego położenia, w jakim Hitler, jak sam sądził, się
znalazł – była to realizacja za jednym zamachem obu głównych ambicji
strategicznych. W związku z tym berlińskich rokowań nie należy uważać za rodzaj
osobliwej szarady, czy też dyplomatycznej zasłony dymnej, mającej skryć
niemieckie przygotowania do wojny z ZSRS. W istocie były one prawdziwą – choć
i  cyniczną – wymianą poglądów przez dwóch traktatowych partnerów. W  istocie
parę dni po wyjeździe Mołotowa, 18 listopada, generał Halder zanotował
w  dzienniku, że plany „rosyjskiej operacji” najwyraźniej zostały odłożone na
półkę66. Wydaje się, że na stole wciąż leżało rozwiązanie negocjacyjne.
Ale Stalin nie był skłonny do przyjęcia zaoferowanego mu układu. Podobnie
jak rosyjscy politycy wcześniejszych generacji dążył do ekspansji Moskwy na
zachód i  – jak wykazały dyskusje Niemców z  Mołotowem – jego ambicje
terytorialne z całą pewnością nie pozostawały ograniczone do tych obszarów, które
już znalazły się pod jego kontrolą. W  istocie fakt, że Mołotow wspomniał
o  cieśninach Kattegat i  Skagerrak w  ostatniej turze berlińskich rokowań,
z pewnością uruchomił alarmowy dzwonek w Kancelarii Rzeszy. Wyglądało na to,
że Moskwa bynajmniej niezaspokojona wchłonięciem części Polski i  krajów
bałtyckich oraz nieusatysfakcjonowana niejasną obietnicą zdobyczy w brytyjskich
Indiach, zamierzała przeć dalej na zachód.
Wizja takiej strategii wpłynęła decydująco na treść formalnej odpowiedzi,
udzielonej na sugestię Ribbentropa, iż Związek Sowiecki mógłby przystąpić do
paktu trzech. Oświadczenie, doręczone przez Mołotowa niemieckiemu
ambasadorowi w  Moskwie, Schulenburgowi, wieczorem 26 listopada, stanowiło
w  gruncie rzeczy powtórne wyłożenie stanowiska przedstawionego przez stronę
sowiecką dwa tygodnie wcześniej w  Berlinie. Przyjęcie projektu paktu czterech
państw rząd sowiecki uzależnił od spełnienia czterech warunków. Po pierwsze,
Niemcy winni wycofać się z Finlandii, uznając tym samym, że kraj ten znajduje się
w  sowieckiej strefie wpływów. Po drugie, Mołotow zażądał zgody na zawarcie
paktu o wzajemnej pomocy między ZSRS i Bułgarią oraz na założenie sowieckich
baz wojskowych w  pobliżu Bosforu i Dardaneli. Po trzecie, domagał się uznania,
że obszar południowego Kaukazu „na ogólnym kierunku Zatoki Perskiej” stanowią
„strefę aspiracji” ZSRS. I wreszcie, Moskwa zastrzegła, że Japonia powinna zrzec
się swoich praw do koncesji na węgiel i  ropę naftową z  północnego Sachalinu.
Była to na pewno nieskromna lista żądań, wykazująca, że Związek Sowiecki nie
tylko nie wyrzekł się swoich europejskich ambicji, ale także, iż stawia nowe
wymagania związane z  Persją i  Japonią. Mołotow zakończył rozmowę
stwierdzeniem, że byłby „rad z  wyrażonego oficjalnie niemieckiego punktu
widzenia” we wspomnianych kwestiach67. Takiej oficjalnej odpowiedzi jednak miał
się nie doczekać.
Chociaż reakcja Stalina okazała się silnym ciosem dla zwolenników rozwiązań
negocjacyjnych, to jednak nie zakończyła jeszcze sprawy. W  rzeczywistości
w  grudniu Ribbentrop, jak utrzymywał, przedyskutował z  Hitlerem sowieckie
propozycje. I  opowiedział się za porozumieniem, konstatując, że jeżeli Stalin
przystąpiłby do paktu trzech, to wówczas Niemcy znajdą się w  znakomitym
położeniu do zneutralizowania USA i  dalszego izolowania Wielkiej Brytanii,
zmuszając Brytyjczyków do przystąpienia do rokowań pokojowych. Perspektywy
sukcesu, jak twierdził, „byłyby jeszcze lepsze niż po Dunkierce”. Wedle relacji
Ribbentropa, Hitler nie sprzeciwiał się zupełnie temu pomysłowi. Chociaż wyraził
obawy dotyczące Finlandii i  niepokój związany z  rozciągnięciem sowieckich
wpływów na Rumunię i  Bułgarię, nie odrzucił od razu owego planu. W  rzeczy
samej Ribbentrop uważał, że kompromis ze Stalinem to realna możliwość: „Już
osiągnęliśmy dużo wspólnie [z Rosją] – powiedział mu Hitler – i  być może uda
nam się doprowadzić do tego [układu] także”68.
Przez krótki czas Hitler mógł pocieszać się myślą, że sowieckie ambicje
w Europie nadal miały zasadniczo teoretyczny charakter, przejawiając się w mało
konkretnych żądaniach i dyplomatycznych postulatach. Jego relacje z Moskwą były
więc napięte, ale jeszcze niedogorywające. Nim dobiegł końca 1940 rok, konflikt
„światopoglądów” Führera i  jego sowieckiego partnera miał się stać rażąco
oczywisty. Na decyzji podjętej ostatecznie przez Hitlera zaważyły wypadki podczas
dziś już nieco zapomnianej konferencji w Gałaczu w Rumunii.
Międzynarodowa Komisja Dunajska była regionalną organizacją, której
działalność rzadko powodowała problemy na arenie międzynarodowej. Przez mniej
więcej osiem wcześniejszych dekad zbierała się od czasu do czasu w  różnym
składzie, aby uregulować zasady żeglugi na Dunaju oraz jako forum dla
naddunajskich państw, gdzie mogły rozstrzygać wynikające między nimi spory. Ale
w  1940 roku to, co wcześniej było dość prowincjonalną, zaściankową komisją,
stało się igraszką w  rękach europejskich totalitarnych dyktatur, gdy Niemcy
i  Związek Sowiecki – ten ostatni pretendujący od niedawna do miana
„naddunajskiego mocarstwa” – zaczęły rywalizować o supremację na kontynencie.
Gdy pod koniec 1940 roku zwołano konferencję naddunajską, napięcia, które
zarysowały się w trakcie jakże burzliwego politycznie lata, bardzo dawały o sobie
znać. Niemcy, odgrywające już wtedy dominującą rolę w  owym regionie i  przy
stole konferencyjnym, dążyły do utrzymania takiej czołowej pozycji i w  praktyce
do wykluczenia Związku Sowieckiego z udziału w obradach. Z kolei w Moskwie
uznano tę konferencję za idealną arenę do demonstracji siły i zaznaczenia nowych
rosyjskich wpływów nad Dunajem. O  znaczeniu, jakie Sowieci przydawali tej
misji, świadczył wybór Arkadija Sobolewa, zastępcy Mołotowa, na kierownika
sowieckiej delegacji. Sobolew wkrótce potem przeprowadził coś w rodzaju objazdu
po Bałkanach, odwiedzając Sofię, by oczarować króla Borysa, i  osobiście
przeprowadzając inspekcję granicy bułgarsko-rumuńskiej w  Ruse, aby następnie
udać się do Gałacza nad Dunajem na wspomnianą konferencję.
W trakcie tych obrad w  zasadzie wysunięto ponownie wiele z  argumentów
przedstawionych przez Mołotowa w  listopadzie w  Berlinie, przy czym Sobolew
domagał się między innymi zagwarantowania sowieckim statkom i okrętom prawa
do cumowania w delcie Dunaju oraz powołania mieszanego sowiecko-rumuńskiego
zarządu owych obszarów, a  także narzekał z  powodu udziału Włochów
w  konferencji. Nic dziwnego zapewne, że w  obradach rychło nastąpił impas
i  w  połowie grudnia utknęły w  martwym punkcie, a  Berlin wyrażał „zdumienie”
z  powodu topornej taktyki Sowietów i  użalał się na „niemożliwe do pogodzenia”
stanowiska prezentowane przez obie strony69. Jeżeli Hitler wcześniej żywił jeszcze
jakieś iluzje odnoszące się do sowieckich zakusów w  regionie bałkańskim, to
przebieg obrad Komisji Dunajskiej musiał je rozwiać. Bardziej niż wizyta
Mołotowa w  Berlinie w  poprzednim miesiącu, bardziej aniżeli czasami nader
trudne negocjacje handlowe i  w  większym stopniu niż nieustające utarczki
w  sprawie Finlandii właśnie konferencja dunajska ujawniła pierwszy poważny
rozłam w stosunkach nazistowsko-sowieckich.
Frustrację Berlina można zrozumieć. W  oczach Niemców to ich żołnierze
odnieśli świetne zwycięstwa w latach 1939 i 1940, i to niemieccy politycy wynieśli
nazistowską Rzeszę na pozycję niepodważalnej potęgi w  kontynentalnej Europie.
Natomiast Związek Sowiecki w tym samym czasie uzyskał wszystko, bezpośrednio
lub pośrednio, za sprawą współdziałania z  Berlinem. Tylko Niemcy się narażali,
lecz to Sowieci zagarnęli znaczną część łupów. Z  takiego punktu widzenia ciągłe
dążenie strony rosyjskiej do odgrywania ważnej roli w  Europie, czy to na
posiedzeniach Komisji Dunajskiej, czy też poprzez ingerowanie w sprawy basenu
bałtyckiego oraz regionu bałkańskiego, musiało zakrawać na bezczelność. Nic więc
dziwnego, że Hitler zaczął popadać z tego powodu w rozdrażnienie.
Jak widać, narastająca niechęć Führera wobec Moskwy miała głównie podłoże
nie tyle ideologiczne, ile strategiczne. Zwrócenie się Niemiec przeciwko
Związkowi Sowieckiemu bywa tradycyjnie przedstawiane niemal wyłącznie
w  kategoriach ideologicznych: jako wyraz zadawnionych i  z  trudem tłumionych
antybolszewickich uprzedzeń. Oczywiście tkwi w  tym ziarno prawdy.
Antybolszewizm należał do najważniejszych aktów wiary każdego szanującego się
nazisty, a argumenty natury rasowo-politycznej szybko doszły do głosu po podjęciu
przez Hitlera decyzji o  wojnie z  ZSRS. Jednakże przesłanki strategiczne oraz
geopolityczne nadal dominowały nad ideologicznymi, tak zresztą jak w przypadku
podpisania paktu nazistowsko-sowieckiego późnym latem 1939 roku. Choć obie
strony skrywały wzajemną odrazę, nawiązując ze sobą współpracę, to obydwie też
dostrzegały wielkie praktyczne korzyści płynące z zawarcia paktu. Potem, kiedy to
partnerstwo zaczęło się chwiać, kwestie strategiczne, a  nie ideologia, w  dalszym
ciągu odgrywały wiodącą rolę.
W efekcie dopiero w grudniu, gdy wytrwałe dążenia Moskwy do potwierdzenia
statusu ważnego gracza na europejskiej arenie znowu dały o  sobie znać podczas
konferencji Komisji Dunajskiej, kiedy nadeszła sowiecka odpowiedź na złożone
w Berlinie przez Ribbentropa propozycje i gdy, jak się wydawało, wyczerpały się
wszelkie perspektywy wynegocjowania nowego porozumienia, Hitler ostatecznie
podjął nieodwracalne postanowienie o  ataku na państwo Stalina. Świadczą o  tym
jasno daty kolejnych wydarzeń. Obrady Komisji Dunajskiej zostały zerwane 17
grudnia, po tym, jak doszło do bójki na pięści między delegacjami sowiecką
i włoską70. Już następnego przedpołudnia Hitler wydał dyrektywę nr 21, rozkazując
swoim wojskom podjęcie przygotowań „do rozbicia sowieckiej Rosji w  trakcie
krótkiej kampanii”71. Wraz z  tym rozbrzmiało podzwonne dla paktu nazistowsko-
sowieckiego – i był to wstęp do operacji „Barbarossa”.

1 G. Hilger, A.G. Meyer, The Incompatible Allies, Nowy Jork 1953, s. 322.
2 Ibidem.
3 W. Bierieżkow, History in the Making: Memoirs of World War Two Diplomacy, Moskwa 1983, s.
19.
4 P. Schmidt, Statist auf diplomatischer Bühne, Wiesbaden 1986; wyd. pol. (na podstawie starszej
edycji niemieckiej), Statysta na dyplomatycznej scenie, tłum. H. Kurnatowski, Kraków 1965, s. 320.
Prawdziwość opisanego zdarzenia bywa podważana przez innych świadków i  w  konsekwencji
historycy mieszają związane z  nim fakty. Tłumacz Hitlera, Paul Schmidt, wspomina, że odegrany
został tylko Präsentiermarsch, a  nie Międzynarodówka, gdyż obawiano się, że berlińscy komuniści
mogliby zacząć ją śpiewać. Z  kolei sowiecki tłumacz, Walentin Bierieżkow, twierdzi, że ówczesny
hymn sowiecki jednak zagrano: por. W. Bierieżkow, History…, op. cit., s. 20. Na kronice filmowej,
możliwej do obejrzenia w internecie, słychać dźwięki jedynie Präsentiermarsch, wobec czego wypada
uznać relację Schmidta za wiarygodniejszą.
5 Die Tagebücher von Joseph Goebbels, red. E. Fröhlich, cz. 1, t. VIII, Monachium 1998, s. 416;
wyd. pol., Joseph Goebbels. Dzienniki, 1939-1943, t. II, tłum. E.C. Król, Warszawa 2013, s. 115 (13
XI 1940).
6 Por. P. Schmidt, Statist…, op. cit.; Wzmiankuje się o tym także w anglojęzycznej wersji tychże
wspomnień: P. Schmidt, Hitler’s Interpreter, Nowy Jork 1951, s. 209.
7 K.-H. Janßen, Wir müssen Freunde bleiben, „Die Zeit”, 14 VI 1991.
8 Relacja z  przybycia Mołotowa trwa we francuskiej kronice filmowej 2 minuty 47 sekund.
Natomiast w  niemieckiej zaledwie 2 minuty i  13 sekund. Por. http://www.youtube.com/watch?
feature=endscreeniv=2dPLEOC-uUoiNR=1 i http://www.youtube.com/watch?v=LzanQARfV2Q.
9 Molotov Remembers: Inside Kremlin Politics, red. F. Chuev, A. Resis, Chicago 1993, s. 16–17.
10 W. Bierieżkow, History…, op. cit., s. 21.
11 E.A. Busche, Bellevue, Lipsk 2011, s. 105–134.
12 W. Bierieżkow, History…, op. cit., s. 21.
13 Ibidem, s. 21–22.
14 Fragment listu Ribbentropa, cyt. za: R. von Ribbentrop, Mein Vater: Joachim von Ribbentrop,
Erlebnisse und Erinnerungen, Graz 2013, s. 318.
15 A. Seaton, Stalin as Warlord, Londyn 1976, s. 94.
16 A  nie, jak to bywa czasem podawane, w  Kancelarii Rzeszy albo w  pałacu Bellevue. Por. P.
Schmidt, Hitler’s Interpreter…, op. cit., s. 210.
17 P. Schmidt, Statysta…, op. cit., s. 331.
18 Spotkanie Ribbentropa z  Mołotowem, 12 XI 1940, Documents on German Foreign Policy,
1918–1945 (dalej jako DGFP), seria D, t. XI, Londyn 1961, s. 533–537.
19 Ibidem, s. 539.
20 Ibidem, s. 541.
21 P. Schmidt, Hitler’s Interpreter…, op. cit., s. 213.
22 W. Bierieżkow, History…, op. cit., s. 23.
23 Ibidem.
24 R. Overy, The Dictators, Londyn 2004; wyd. pol. Dyktatorzy: Hitler i Stalin, tłum. Ł. Witczak,
Wrocław 2009, s. 25.
25 G. Gorodetsky, Grand Delusion: Stalin and the German Invasion of Russia, New Haven–
Londyn 1999, s. 74.
26 DGFP, op. cit., s. 544.
27 Molotov Remembers…, op. cit., s. 15.
28 P. Schmidt, Statysta…, op. cit., s. 340.
29 DGFP, op. cit., s. 548.
30 P. Schmidt, Hitler’s Interpreter…, op. cit., s. 520.
31 W. Bierieżkow, History…, op. cit., s. 25; P. Schmidt, op. cit., s. 520.
32 DGFP, op. cit., s. 548–549.
33 W. Bierieżkow, At Stalin’s Side, Nowy Jork 1994, s. 157–158.
34 Molotov Remembers…, op. cit., s. 20.
35 Ibidem, s. 16.
36 Pierepiska V. M. Molotova so I. V. Stalinym. Noiabr 1940 g., „Voenno-istoricheskij zhurnal”
1992, nr 9, s. 18; cyt. za: A. Niekricz, Pariahs, Partners, Predators: German–Soviet Relations, 1922–
1941, Nowy Jork 1997, s. 199.
37 Die Tagebücher…, op. cit., s. 418; wyd. pol., Joseph Goebbels. Dzienniki, 1939–1943, t. II,
tłum. E.C. Król, Warszawa 2013, s. 115–116 (14 XI 1940).
38 DGFP, op. cit., s. 550–553.
39 Ibidem, s. 554.
40 The Halder War Diary 1939–1945, red. H.-A. Jacobsen, Londyn 1988; wyd. pol., Dziennik
wojenny: codzienne zapisy szefa Sztabu Generalnego Wojsk Lądowych, 1939–1942, tłum. B.
Woźniecki, Warszawa 1971, s. 95.
41 DGFP, op. cit., s. 556.
42 Ibidem, s. 558–559.
43 Molotov Remembers…, op. cit., s. 18.
44 DGFP, op. cit., s. 559–560.
45 Ibidem, s. 561.
46 P. Schmidt, Statysta…, op. cit., s. 278.
47 Molotov Remembers…, op. cit., s. 16.
48 DGFP, op. cit., s. 564–565.
49 W. Bierieżkow, History…, op. cit., s. 42. Podobna wersja relacji z  tej rozmowy znalazła się
w zapisie powojennych wywiadów z Mołotowem: por. Molotov Remembers…, op. cit.
50 P. Schmidt, Statysta…, op. cit., s. 290.
51 DGFP, op. cit., s. 564–565.
52 Ibidem, s. 565.
53 R. von Ribbentrop, Mein Vater…, op. cit., s. 319.
54 DGFP, op. cit., s. 566–569.
55 W.S. Churchill, Their Finest Hour, Londyn 1949, s. 516.
56 Opis nalotów bombowych na Berlin w: Als die Tage zu Nächten wurden, red. W. Giebel, S.F.
Kellerhof, Berlin 2003, s. 217.
57 W  oficjalnej dokumentacji (DGFP) brak jakiejkolwiek wzmianki o  tej ostatniej rozmowie,
o której nie pisze także w swoich wspomnieniach rzekomo obecny przy niej tłumacz Gustav Hilger. Po
raz pierwszy wspomniał o  niej Churchill, ponoć dowiedziawszy się o  niej od Stalina. Por. W.S.
Churchill, Their Finest…, op. cit., s. 518. Niektórzy historycy uważają, że taka rozmowa w istocie się
nie odbyła.
58 W. Bierieżkow, History…, op. cit., s. 42.
59 G. Gorodetsky, Grand Delusion…, op. cit., s. 76.
60 W. Warlimont, Inside Hitler’s Headquarters: 1939–45, Londyn 1964; wyd. pol., W Kwaterze
Głównej Wehrmachtu, bez nazwiska tłumacza, Warszawa 1964, s. 145.
61 Ibidem, s. 155.
62 Ibidem.
63 Dzienniki szefa Sztabu Generalnego, red. H.-A. Jacobsen, op. cit., t. II, s. 420.
64 G. Gorodetsky, Grand Delusion…, op. cit., s. 70.
65 Hitler’s War Directives 1939–1945, red. H. Trevor-Roper, Londyn 1964, s. 86.
66 The Halder…, op. cit., s. 126.
67 DGFP, op. cit., s. 714–715.
68 R. von Ribbentrop, Mein Vater…, op. cit., s. 320.
69 G. Gorodetsky, Grand Delusion, op. cit., s. 85.
70 Fresh Tension Reported, „The New York Times”, 1 I 1941, s. 4.
71 Hitler’s War…, op. cit., s. 95.
ROZDZIAŁ 8

Poskramianie nazistowskiego tygrysa

Dwudziestego trzeciego grudnia 1940 roku wyżsi rangą dowódcy Armii


Czerwonej przyjechali do zaśnieżonej Moskwy. Znaleźli się tam, aby wziąć udział
w  dorocznej konferencji wojskowej, podczas której przedstawiciele naczelnego
dowództwa i  inni dygnitarze sowieccy prezentowali stan przygotowań obronnych
Związku Sowieckiego i stopień gotowości Armii Czerwonej do wojny.
Narada ta miała się odbyć w  siedzibie Ludowego Komisariatu Obrony,
eleganckim, zwieńczonym oryginalnymi blankami kompleksie budynków,
nieodległym od placu Czerwonego, należącym do osobliwości architektonicznych
międzywojennej Moskwy. Zaprojektowany przez nestora w  gronie stalinowskich
architektów Lwa Rudniewa, ukończony w  1938 roku gmach Komisariatu Obrony
stanowił dziwne połączenie stylu włoskiego renesansu z  modernistycznymi
naleciałościami, ze stiukowymi murami, dość topornymi płaskorzeźbami ze
stylizowanymi sylwetkami czołgów i  wyszukaną centralną wieżą z  czerwonymi
gwiazdami w  miejsce zegarowych tarcz. Sam Rudniew był wschodzącą gwiazdą
sowieckiej architektury po zaprojektowaniu monumentalnego gmachu
moskiewskiej Akademii Wojskowej im. Frunzego w  1937 roku – również
ozdobionego wizerunkami czołgów – oraz potężnego rządowego Domu Sowietów
w  odległym Baku. Z  czasem jego gwiazda rozjaśniała jeszcze bardziej,
a  uwieńczenie jego kariery stanowił powojenny gmach Uniwersytetu
Moskiewskiego, a  także niekochany polski „kuzyn” tej budowli – warszawski
Pałac Kultury i Nauki1.
Zimą 1940 roku właśnie w  jednym z  tych renesansowo-brutalistycznych
tworów Rudniewa odbyła się narada sowieckiego naczelnego dowództwa. Owej
zimy panowały ostre mrozy, a nieco wcześniej w grudniu odnotowano w Moskwie
rekordowo niską temperaturę -38,8˚C, ale mieszkańców rosyjskiej stolicy
niewątpliwie bardziej zajmowała typowa pożywka propagandowa – statystyki
osiągnięć przemysłu i  doniesienia z  wojny, które zapełniały stronice „Prawdy”.
Entuzjazm miały wzbudzać na przykład wiadomości o  zwiększeniu produkcji
ciągników i  plany uruchomienia większych i  szybszych schodów ruchomych
w moskiewskim metrze. Uwagę przykuwały nadto informacje o naradzie stołecznej
organizacji Komsomołu, a  także ożywione spory, jakie toczyli krytycy teatralni
wokół nowego przedstawienia Pani Bovary Flauberta, wystawionego w  Teatrze
Kameralnym, z Alisą Koonen w tytułowej roli.
Naturalnie w  prasie dominowały również tematy militarne, a  „Prawda”
codziennie poświęcała całą stronę meldunkom wojennym z  zachodniej Europy.
Utrzymane w  poważnym tonie informacje dotyczyły nalotów przeprowadzanych
przez Luftwaffe i  RAF: na „wyjątkowo intensywne” niemieckie ataki powietrzne
na Liverpool i  Manchester Brytyjczycy odpowiedzieli bombardowaniami Berlina
i  Zagłębia Ruhry2. Churchill, jak donoszono, zwrócił się z  apelem radiowym
bezpośrednio do narodu włoskiego, wspominając o  tradycyjnej przyjaźni łączącej
oba kraje, Wielką Brytanię i  Włochy, i  obciążając winą za wojnę Mussoliniego.
Tymczasem Hitler rzekomo złożył świąteczną wizytę na froncie zachodnim,
objeżdżając niemieckie placówki wojskowe na wybrzeżu Francji3.
A jednak, chociaż przeciętny moskiewski czytelnik „Prawdy” mógł tamtego
grudnia dowiedzieć się sporo o  wydarzeniach z  dalekiego świata, to na próżno
szukałby jakichkolwiek wzmianek o naradzie sowieckiego naczelnego dowództwa,
odbywającej się tuż obok, w samej stolicy ZSRS. Konferencja ta była na tyle tajna,
że przezornie nie wspominano o  niej ludności kraju. Tak więc, mimo że
informowano, iż marszałek Timoszenko wręczył młodzieży odznaczenia na zlocie
Komsomołu, nikt nie zdradził rzeczywistego powodu obecności Timoszenki
w Moskwie.
Niezależnie od jej utajnienia, rzeczona narada dowództwa Armii Czerwonej
miała okazać się wydarzeniem bardzo ważnym. W odróżnieniu od tego, co działo
się w poprzednich latach, tym razem Stalin nakazał rozciągnąć zakres tematyczny
tej konferencji na wszystkie aspekty doktryny, organizacji i  szkolenia armii
sowieckiej; w  rezultacie zaproszenia rozesłano nie tylko do przedstawicieli
naczelnego dowództwa, lecz również do wielu innych oficerów, w  tym do
dowódców okręgów wojskowych, a  także licznych dowódców armii polowych,
korpusów i  dywizji. Ogółem wezwanych zostało około 270 wysokich rangą
oficerów Armii Czerwonej i  sowieckich sił powietrznych4. I  choć sam Stalin nie
zaszczycił narady swoją obecnością, to wziął w  niej udział członek Biura
Politycznego Andriej Żdanow i co wieczór meldował o jej przebiegu sowieckiemu
przywódcy. Mimo to narada, wedle jednego z  jej uczestników, upłynęła
w  cokolwiek wakacyjnej atmosferze: jej „rezultaty (…) były generalnie
zadowalające”, wspominał, „a nas opanował nastrój radości i pewności siebie”5.
Podczas owej narady było tylko sześć wystąpień, poświęconych takim
zagadnieniom jak szkolenie wojskowe, operacje zaczepne, wojna powietrzna i rola
piechoty, przy czym każda z  tych prelekcji trwała do dwóch godzin, a  po niej
odbywała się wyczerpująca, nieskrępowana dyskusja. Szef Sztabu Generalnego,
generał Kirył Mierieckow, rozpoczął obrady od analizy szkolenia bojowego
i  przygotowania dowództwa Armii Czerwonej. Poprzedni rok, jak tłumaczył,
przyniósł „złożoną sytuację międzynarodową”, w  której imperialiści walczyli
między sobą i  starali się, bez powodzenia, wciągnąć Związek Sowiecki w  ten
konflikt zbrojny. Ponadto Mierieckow dał do zrozumienia, że Armia Czerwona
zdobyła wiele cennych doświadczeń z, jak to określił eufemistycznie, „marszu na
zachód” – wkroczenia do krajów bałtyckich i „sprowokowanej” przez przeciwnika
wojny fińskiej. Jednakże uważał, że mimo takich korzyści, wojna zimowa z Finami
wykazała „poważne braki” w  dziedzinach organizacji oraz działań operacyjnych
i taktycznych, a wojsko sowieckie na wszystkich szczeblach wymagało poważnej
modernizacji, jeśli Armia Czerwona miała realizować cele kierownictwa
politycznego kraju i być gotowa w każdej chwili do „wyjścia w pole”6.
Następni mówcy ujawnili poważniejsze niedociągnięcia i wady sowieckich sił
zbrojnych. W  swoim wystąpieniu, zatytułowanym O naturze działań zaczepnych,
generał Gieorgij Żukow stwierdził stanowczo, że Armia Czerwona powinna
wyciągnąć wnioski z  niemieckich sukcesów militarnych poprzednich osiemnastu
miesięcy i  przyjąć doktrynę zbliżoną do strategii Blitzkriegu. Niedawne działania
wojenne, powiedział, zademonstrowały skuteczność nagłego, śmiałego
i skoordynowanego użycia lotnictwa bojowego, oddziałów powietrznodesantowych
oraz skoncentrowanej broni pancernej: na przykład porażka Japończyków nad
Chałchin-Goł w  sierpniu 1939 roku dowiodła ogromnego znaczenia panowania
w  powietrzu, elementu taktycznego zaskoczenia i  manewrów oskrzydlających.
Zręcznie omijając kwestię wniosków płynących z  kompromitacji w  wojnie
z  Finami, Żukow zajął się analizowaniem niemieckich sukcesów militarnych
w latach 1939–1940, które, jak sugerował, wynikały ze „ścisłego współdziałania”
formacji piechoty, lotnictwa i  jednostek zmechanizowanych oraz z  wykorzystania
czynnika zaskoczenia, umożliwiającego dokonywanie głębokich zagonów na tyły
nieprzyjacielskich linii. Tylko w taki sposób, stwierdził na zakończenie, za sprawą
„energicznych, rozstrzygających i śmiałych działań zaczepnych”, Armia Czerwona
mogła „dokończyć dzieła rewolucji”7.
Sowiecki marszałek Gieorgij Żukow, zdjęcie z około 1940 roku. Dał się poznać jako zwolennik
zmiany taktyki Armii Czerwonej. Zainspirowany sukcesami niemieckiego Blitzkriegu postulował
bardziej ofensywny charakter działań oraz wykorzystanie współpracy różnych rodzajów
nowoczesnych formacji. Stawianie na atak i charakterystyczne dla niego rozlokowanie wojsk
sowieckich stanie się do pewnego stopnia jedną z przyczyn klęski Armii Czerwonej w pierwszych
miesiącach niemieckiej inwazji z 1941 roku.
W swoich powojennych wspomnieniach Żukow przedstawił w optymistycznym
świetle reakcję kadry oficerskiej na przygotowane przezeń wystąpienie i wychwalał
naradę za uznanie „głównych tendencji” we współczesnej sztuce wojennej oraz
rzeczywistego wizerunku niemieckiej potęgi wojskowej8. A jednak te reminiscencje
były nieco upudrowane. W istocie na Żukowa spadła fala ostrej krytyki ze strony
jego kolegów, a  jeden z  nich, generał-porucznik Filipp Golikow, przestrzegał
znacząco przed „przesadnym wychwalaniem obcych wojsk”9. Oczywiście poglądy
Żukowa wcale już nie zasługiwały w  tym czasie na miano kontrowersyjnych:
ostatecznie przecież nawoływał tylko do tego, aby Armia Czerwona przejęła
„najlepsze praktyki”, zastosowane z  powodzeniem gdzie indziej. Na pewno
niektórzy z  jego rywali dopatrzyli się w  jego tezach przytyku pod adresem ich
umiejętności dowódczych, ale Żukowowi chodziło o coś więcej. Przede wszystkim
sowieckie dowództwo wojskowe w  1940 roku nie było typową organizacją tego
rodzaju, ale raczej niespójną grupą „politycznych generałów”, którzy mieli dostęp
do Stalina, oraz mniej zdolnych oficerów, którzy wypłynęli w  rezultacie czystek,
a  mniejszość prawdziwych wojskowych, takich jak sam Żukow, usiłowała jakoś
kluczyć w tym zbiorowisku. W konsekwencji takich napięć, jak wspominał później
Chruszczow, naczelne dowództwo przypominało „zagrodę wściekłych psów”,
w której wszyscy „skakali sobie nawzajem do gardeł”10.
W takiej gorączkowej atmosferze opowiedzenie się przez Żukowa za
sowieckim wariantem Blitzkriegu musiało przywodzić na myśl wrzucenie granatu
pod konferencyjny stół, gdyż doktryna ta była nader bliska teorii „głębokich
operacji”, propagowanej w  połowie lat trzydziestych przez marszałka Michaiła
Tuchaczewskiego, na krótko uznanej wtedy za oficjalną doktrynę Armii
Czerwonej. Jednakże Tuchaczewski należał do najbardziej znanych ofiar
sowieckich czystek; został uznany za niemieckiego agenta, stenogramy z  jego
przesłuchań były opryskane jego własną krwią. Tuchaczewskiego stracono w 1937
roku. Wobec tego głoszenie jego idei, niezależnie od ich czysto militarnej wartości,
musiało stanowić skrajnie ryzykowny politycznie – a nawet heretycki – akt.
Bez względu na takie obawy argumenty na rzecz przyjęcia bardziej ofensywnej
strategii i taktyki militarnej zdawały się brać górę. Inny generał, Dmitrij Pawłow,
przedstawił uzupełnienie wykładu Żukowa w swojej analizie zatytułowanej Użycie
wojsk zmechanizowanych w  operacjach zaczepnych, w  której opowiedział się za
wykorzystaniem silnych, skoncentrowanych formacji czołgowych wedle
niemieckiego wzoru, zamiast przydzielania niewielkich jednostek pancernych
poszczególnym jednostkom piechoty, jak to uczynili Francuzi wcześniej w  owym
roku11. I  wreszcie, po kilku kolejnych wystąpieniach, marszałek Timoszenko raz
jeszcze zabrał głos i wygłosił porywającą mowę końcową, w której również skłonił
się ku bardziej ofensywnej strategii: „Obrona to nie jest rozstrzygająca metoda
pokonania nieprzyjaciela”, stwierdził. „Można osiągnąć zwycięstwo tylko poprzez
atak”12. W  podsumowaniu wezwał do zintensyfikowania procesu wychowania
politycznego czerwonoarmistów, aby mogli zademonstrować swoją „bezgraniczną
wierność partii Lenina” i lepiej się przygotować do „obrony swojej socjalistycznej
ojczyzny”13. Na tym naradę zakończono.
Choć jej uczestnicy jeszcze o  tym nie wiedzieli, rozbudzony przez nią duch
bojowy miał okazać się potrzebny szybciej, niż przypuszczali. Stalina informowano
na bieżąco o licznych pogłoskach docierających z nazistowskich Niemiec w trakcie
poprzednich miesięcy, o  treści różnych wystąpień w  prywatnym gronie
i  frustracjach, którym dawali upust czołowi narodowosocjalistyczni
funkcjonariusze. W istocie jeszcze przed tym, jak Hitler wydał rozkaz przygotowań
do operacji „Barbarossa”, nowy sowiecki ambasador w  Berlinie, Władimir
Diekanozow, otrzymał anonimową poufną wiadomość o  agresywnych zamiarach
Führera wobec ZSRS14. Stalin nie był więc zbytnio zaskoczony, kiedy na jego
biurku znalazł się 29 grudnia – czyli w trakcie konferencji naczelnego dowództwa
sowieckich sił zbrojnych – dokument, w  którym stwierdzono, że pewien rosyjski
agent dowiedział się od „wysokich kół wojskowych” w  Niemczech, iż „Hitler
wydał rozkaz podjęcia przygotowań do wojny z ZSRS (…) Do wojny tej dojdzie”,
informowano dalej we wspomnianym dokumencie, „w marcu 1941 roku”15.
Od sowieckiego attaché wojskowego w  Berlinie zażądano potwierdzenia
wiarygodności owego doniesienia i  starannego zbadania z  jakich źródeł ono
pochodziło. Pośrednim potwierdzeniem były meldunki wywiadowcze NKWD
o  przerzucie niemieckich wojsk do okupowanej Polski, wznoszeniu baraków
i budowie umocnień polowych oraz o nagłym wzroście, poczynając od końca 1940
roku, liczby incydentów na granicy niemiecko-sowieckiej. Przechwycona depesza
z Tokio do japońskiej ambasady w Bukareszcie zawierała nawet sugestię, że armia
niemiecka „zakończyła już rozmieszczanie swoich sił” na wschodniej granicy
i panowało w niej „przekonanie o łatwym zwycięstwie”16.
Stalina denerwowały takie doniesienia. Na naradach, które odbyły się zaraz po
konferencji dowódców Armii Czerwonej, był nieprzystępny i miał wyjątkowo zły
humor; Mikojan uznał nawet, że Stalinowi „odbiło”17. Gdy polityka ujarzmiania
nazistowskiego tygrysa zaczęła się walić, stawało się jasne, że sowieckiemu
dyktatorowi potrzebna będzie cała militarna potęga, jaką dowództwo Armii
Czerwonej zdoła zmobilizować.

Ale jeśli Stalin uważał, że to łatwe zadanie, to się mylił. W pierwszych tygodniach
nowego roku zostały „rozegrane” dwie gry wojenne w  zaprojektowanym przez
Rudniewa gmachu Ludowego Komisariatu Obrony, w których Żukow zmierzył się
z  Pawłowem – najpierw kierując sowiecką obroną, a  następnie siłami agresora
atakującego z zachodu. W trakcie podsumowania ich rezultatów Stalin miał okazję
zapoznać się z przemyśleniami jednego z czołowych dowódców Armii Czerwonej,
które wprawiły go w  zmieszanie i  ujawniły trudności związane z  reformowaniem
sowieckich wojsk.
Grigorij Kulik należał do tych nielicznych przedstawicieli sowieckiej
generalicji, którzy przetrwali czystki i  w  1940 roku doczekał się awansu na
marszałka, jednak jego niechęć wobec wprowadzania w  Armii Czerwonej
technologicznych oraz doktrynalnych innowacji czyniła zeń nieznośnego bufona,
a  fakt utrzymania się na wysokim stanowisku w  wojsku należy przypisać jego
osobistym powiązaniom ze Stalinem. Kulik był topornym ignorantem noszącym
modny podówczas „hitlerowski wąsik” i  najwyraźniej marzył o  przywróceniu
minionej ery mniej skomplikowanej sztuki wojennej. Stanowczo przeciwstawiał się
koncepcjom działań manewrowych z udziałem sił pancernych, które określał jako
„zwyrodniałą faszystowską ideologię”, krytykował prace konstrukcyjne nad
wyrzutnią rakietową „Katiusza” (stawiając na konwencjonalną artylerię konną),
a  działa przeciwpancerne uważał za „bzdurę”18. Pomimo takich przedpotopowych
poglądów awansował na stanowisko zastępcy ludowego komisarza obrony,
obarczony odpowiedzialnością – w co aż trudno uwierzyć – nadzorowania rozwoju
broni artyleryjskiej.
A jeżeli Stalin potrzebował więcej dowodów na zastraszającą niekompetencję
Kulika, to dostał je podczas odprawy na zakończenie wspomnianych gier
wojennych. O ile Stalina na pewno nie wprawiło w zachwyt dość bełkotliwe, pełne
niejasności wystąpienie Mierieckowa o przebiegu samych gier – w których Żukow
odniósł zdecydowane zwycięstwo – o  tyle wtręty Kulika jeszcze wszystko
pogarszały. Piekląc się z powodu mechanizacji wojska, Kulik z uporem opowiadał
się za wykorzystaniem konnych zaprzęgów, utyskiwał, że skuteczność czołgów jest
stanowczo przeceniana, nim stwierdził ostatecznie, iż „na razie powinniśmy się
powstrzymać od formowania korpusów pancernych i  zmechanizowanych”19. Na
koniec skompromitował się jeszcze bardziej, wykazując się nieznajomością
podstawowych danych dotyczących kwestii zaopatrzenia wojsk. Stalin zareagował
na to z  nietypową dla siebie pobłażliwością. Oznajmił Kulikowi, że „zwycięstwo
w  wojnie odniesie ta strona, która ma więcej czołgów i  więcej wysoce
zmotoryzowanych jednostek”20, nim dodał złowieszczo: „Rząd realizuje program
mechanizacji sił zbrojnych, wprowadza do armii silniki, a  Kulik sprzeciwia się
silnikom. To tak, jak gdyby opowiadał się przeciwko traktorowi i  kombajnowi
i popierał drewnianą sochę”21. W ówczesnych warunkach zabrzmiało to jak wyrok
śmierci.
O dziwo Kulik pozostał na swoim stanowisku, przynajmniej przez pewien czas.
Stalin nieco wcześniej rozkazał uprowadzić i zamordować żonę Kulika z powodu
jej rzekomej niedyskrecji, możliwe więc, iż w związku z tym powstrzymał się od
represjonowania samego marszałka22. Tak czy owak, miały nastąpić poważne
zmiany: przede wszystkim awansowano Żukowa na stanowisko szefa Sztabu
Generalnego Armii Czerwonej. Mimo przeszkód, których uosobienie stanowił
Hitler, ta nominacja Żukowa oznaczała krok we właściwym kierunku.
Jedną z  pierwszych inicjatyw Żukowa na nowym stanowisku było
nadzorowanie wprowadzenia w  połowie lutego 1941 roku zmodernizowanego
planu mobilizacyjnego Armii Czerwonej, znanego jako MP-41. Wobec tego, że
prace nad tym planem toczyły się już od poprzedniego lata, wypada wątpić, iż
Żukow miał duży bezpośredni wpływ na jego treść, ale na pewno to on
zaaprobował główne jego punkty, w  tym zamiar dwukrotnego zwiększenia
liczebności wojsk sowieckich do ośmiu milionów żołnierzy, z których dwie trzecie
miały stacjonować w  zachodnich okręgach wojskowych, oraz założenie, iż aż 90
dywizji (prawie jedna trzecia wszystkich jednostek) winno być formacjami
pancernymi lub zmotoryzowanymi. Ponadto w  tymże miesiącu doszło do
zorganizowania dowództw trzech „frontów” (grup armii) – „północno-
zachodniego”, „zachodniego” i „południowo-zachodniego” – w pobliżu zachodnich
granic ZSRS23. Jasno z  tego wynika, że Armia Czerwona była w  pełni świadoma
zagrożenia, któremu musiała stawić czoła.
A zagrożenie to było rzeczywiście poważne. Plan strategiczny opracowany
przez Hitlera i niemiecką generalicję, przewidywał użycie trzech oddzielnych grup
armii – „Północ”, „Środek” i  „Południe”, liczących ogółem ponad trzy miliony
żołnierzy – które miały uderzyć na wschodzie i  wedrzeć się na sowieckie
terytorium, zamykając w okrążeniu i niszcząc rosyjskie wojska prowadzące obronę.
Spodziewano się, że działania Armii Czerwonej będą temu sprzyjały, gdyż ta
podejmie walkę na zajmowanych pozycjach – zamiast przystąpić do szybkiego
odwrotu – ponieważ niemieccy stratedzy uważali, że Sowieci nie mogą sobie
pozwolić na utratę najlepiej rozwiniętych gospodarczo i  uprzemysłowionych
regionów, takich jak kraje bałtyckie, Ukraina czy okolice Leningradu.
Rozumowano, że po zniszczeniu sowieckich sił zbrojnych i  zdobyciu przez
Niemców zachodnich okręgów przemysłowych, i zajęciu głównych miast Związek
Sowiecki musiał upaść.
Co więcej, do wiosny 1941 roku stało się już jasne, że przyszły konflikt zbrojny
ze Związkiem Sowieckim nie rozegra się wedle powszechnie akceptowanych norm
prowadzenia działań wojennych. W  dodatku w  wydanej wcześniej przez Hitlera
dyrektywie „Barbarossa”, podpisanej w  marcu 1941 roku przez szefa OKW,
feldmarszałka Keitla, znalazły się wytyczne dla przyszłej niemieckiej administracji
na okupowanych obszarach Związku Sowieckiego, z  wyszczególnieniem „zadań
specjalnych” wyznaczonych dla SS Himmlera – zadań, które zostały „określone
koniecznością rozstrzygnięcia konfliktu między dwoma przeciwstawnymi
systemami politycznymi”24. Pod takimi eufemizmami kryła się masowa rzeź
ludności.
Tymczasem Stalin wolał być przesadnie ostrożny i  – choć był wielokrotnie
informowany o niemieckim zagrożeniu – postanowił trzymać się dyplomatycznych
metod, przekonany, że koncentracja niemieckich wojsk i rozpuszczanie pogłosek to
tylko środki nacisku wykorzystywane przez nazistów: próba wywarcia presji
psychologicznej jako wstęp do wznowienia rokowań. W rzeczywistości zasadniczo
podzielał punkt widzenia zaprezentowany przez Mołotowa w Berlinie poprzedniej
jesieni, że Związek Sowiecki może dyktować warunki w  stosunkach
z nazistowskimi Niemcami, a dopóki Hitler walczy na zachodzie z Brytyjczykami,
nie będzie na tyle szalony, aby zaatakować ZSRS25.
Poza tym Stalin miał dość osobliwe poglądy na temat niemieckich kręgów
wojskowych, przypisując im o  wiele większą samodzielność w  myśleniu
i  poczynaniach od tego, jak to się przedstawiało w  rzeczywistości. Pod tym
względem bez wątpienia pozostawał pod wpływem doświadczeń pierwszej wojny
światowej, podczas której sam niemiecki cesarz został odsunięty na boczny tor
przez mające coraz więcej do powiedzenia dowództwo armii, a  duumwirat
w  osobach feldmarszałka Hindenburga i  generała Ludendorffa w  praktyce
sprawował w  Niemczech „cichą dyktaturę”, poczynając od 1916 roku. Zapewne
świadom tego Stalin wydawał się ufać niemieckim wojskowym jeszcze mniej niż
niemieckim politykom, uważając tych pierwszych za nastawionych bardziej
wojowniczo niż ich polityczni zwierzchnicy. U  Stalina rozwinęło się to w  rodzaj
paranoicznego lęku przed niezamierzonym sprowokowaniem Wehrmachtu:
w obsesyjną niechęć do czegokolwiek, co mogło zostać uznane za agresywny lub
antyniemiecki krok, z obawy, że zareagują na to niemieckie siły zbrojne i wciągną
polityków z  Berlina w  niechcianą przez nich wojnę26. „Nie powinniśmy
odpowiadać na prowokacje niemieckiego wojska”, wyjaśniał Stalin według jego
tłumacza. „Jeżeli okażemy powściągliwość i  zignorujemy prowokatorów, Hitler
zrozumie, że Moskwa nie chce żadnych problemów z  Niemcami. I  wtedy
powstrzyma swoich generałów”27. W tej kwestii Stalin bardzo się mylił, gdyż jeśli
już, to było na odwrót. Takie błędne przeświadczenie przyniosło fatalne skutki.
Żukow niebawem sam się o tym przekonał. Kiedy w marcu 1941 roku przedłożył
do zaaprobowania skorygowany plan MP-41, który – mimo że nadal miał
w zasadzie defensywny charakter – przewidywał powołanie rezerwistów do Armii
Czerwonej, Stalin uznał to za coś, co może sprowokować Niemców i nie wyraził
zgody28.
Mimo obiekcji Stalina w  sowieckich zachodnich okręgach wojskowych na
wiosnę 1941 roku wiele się działo. Już poprzedniego lata przerzucono tam
odwodowe jednostki Armii Czerwonej, rozmieszczając łącznie do 15 dywizji na
zajętych obszarach Finlandii, 20 w  krajach bałtyckich, 22 na okupowanych
ziemiach wschodniej Polski oraz 34 w Besarabii. Przesunięcie kolejnych formacji
na bezpośrednie zaplecze owych jednostek podniosło stan wojsk sowieckich
w  pobliżu granic niemieckich w  1940 roku do 90 dywizji strzelców, 23 dywizji
kawalerii oraz 28 brygad zmechanizowanych29. W  marcu Żukowowi udało się
doprowadzić do częściowej mobilizacji rezerwistów30, ale ramy czasowe tej akcji
określono niejasno i  z  250 dywizji Armii Czerwonej, które do lata owego roku
winny stać pod bronią w  zachodnich okręgach, wiele nie miało pełnych stanów
osobowych, ani nie zostało należycie wyposażonych31.
Podobnie rzecz się miała z  sowieckim systemem fortyfikacji na zachodzie
kraju. Od połowy lat dwudziestych w  ZSRS wznoszono umocnienia wzdłuż
zachodnich granic: ukrieplionnyje rajony („okręgi forteczne”), zwane potocznie
Linią Stalina. Jednakże po wchłonięciu obszarów zdobytych dzięki sojuszowi
z  Niemcami w  latach 1939–1940 wiele z  tych nieukończonych umocnień
znajdowało się około 300 kilometrów od nowej sowieckiej granicy. W  rezultacie
latem 1940 roku nowy pas fortyfikacji zaczęto tworzyć dalej na zachód; przebiegał
przez nieco wcześniej zajęte terytoria, od miasta Telsze (Telšiai) na Litwie, przez
wschodnią Polskę, aż do ujścia Dunaju w  Besarabii. Później nadano mu
nieoficjalną nazwę Linii Mołotowa.
Tak jak Linia Stalina, Linia Mołotowa nie stanowiła jednolitego ciągu
ukończonych fortyfikacji; składała się z  zazębiających się systemów umocnień
polowych, betonowych bunkrów i innych punktów umocnionych, rozmieszczonych
z  uwzględnieniem naturalnych zapór i  przeszkód terenowych, pomiędzy którymi
znajdowały się rejony koncentracji Armii Czerwonej. Było to niewątpliwie ambitne
przedsięwzięcie; planowano zbudowanie przez około 140 tysięcy robotników
niemal 4500 instalacji na 1200-kilometrowym odcinku od Bałtyku po Morze
Czarne32.
Jednak aż do lata 1940 roku prace postępowały dosyć opieszale, przy czym
powoli demontowano te i owe umocnienia starej Linii Stalina, a roboty na nowej
Linii Mołotowa na zachodzie jeszcze się nie zaczęły, mimo wydania chaotycznych
instrukcji w tej sprawie. Klęska Francji w czerwcu 1940 roku dała pewien impuls
do przyspieszenia programu, ale nawet wtedy wynikały poważne praktyczne
przeszkody, spowodowane przede wszystkim zacofaną infrastrukturą i  głębokimi
problemami logistycznymi trapiącymi ZSRS. Nawet prowizoryczny demontaż
urządzeń Linii Stalina w  celu wykorzystania ich w  umocnieniach dalej na
zachodzie szedł jak po grudzie, ponieważ działa instalowane na istniejących
fortyfikacjach często nie pasowały do kazamat w tych nowych33.
Mimo takich trudności sprawy nie uznawano za szczególnie pilną aż do
pierwszych miesięcy 1941 roku. Częściowo mogło to wynikać z  przesłanek
taktycznych: choć fińska Linia Mannerheima w pełni dowiodła swej przydatności
w czasie wojny zimowej, to już Linia Maginota okazała się dużo mniej skuteczną
zaporą w 1940 roku i nie potwierdziła potrzeby budowania stałych fortyfikacji. Ale
do lutego 1941 roku zaznaczyła się w  ZSRS wyraźna zmiana w  podejściu do tej
kwestii i  w  efekcie różnych narad wydano wiele rozporządzeń i  dyrektyw
nakazujących przyspieszenie prac nad Linią Mołotowa, przeznaczając na ten
projekt dziesięć milionów rubli i  powierzając pieczę nad jego realizacją byłemu
szefowi Sztabu Generalnego, Borysowi Szaposznikowowi34. Wskutek owej
inicjatywy prace nabrały tempa i  w  kwietniu 1941 roku na zachodnich obszarach
Związku Sowieckiego liczba tworzonych okręgów fortecznych zrównała się
z  łączną liczbą tych przygotowanych w  ZSRS w  dziesięcioleciu do 1939 roku35,
przy czym szczególnie umacniano podejścia do Kijowa oraz, co znamienne, tereny
pomiędzy Grodnem a  Brześciem we wschodniej Polsce – historyczną „drogę na
Moskwę”36. Jednakże pomimo tego wszystkiego w  oficjalnym raporcie z  wiosny
1941 roku znalazł się trzeźwy wniosek, że „w przeważającym stopniu” takie
instalacje obronne były „nieprzygotowane pod względem militarnym”37.
Zniszczony sowiecki bunkier na tzw. „Linii Mołotowa” (na zdjęciu z prawej Zdzisław Beksiński),
1941 rok. Zajęcie terenów Polski spowodowało, że Rosjanie musieli praktycznie od nowa
rozpocząć budowę umocnień wzdłuż swojej zachodniej granicy. Operacja ta wymagająca czasu
i znacznych nakładów, nigdy nie doprowadziła do powstania skutecznego systemu obrony –
ostatecznie nie zatrzymał on Wehrmachtu w 1941 roku.

Natomiast Stalin w  owych miesiącach skupiał uwagę na innych sprawach,


woląc korzystać z  kanałów dyplomatycznych, aniżeli na mogących sprowokować
Niemców przygotowaniach czynionych przez wojskowych. Jego plany
sprowadzały się zasadniczo do wykorzystywania stosunków handlowych w  celu
łagodzenia napięć z Niemcami, gdyż uważał, że demonstrowanie siły przez Hitlera
to czysto taktyczny wybieg. W  wierze tej kierował się swoją interpretacją
materialistycznych podstaw marksizmu, spodziewając się, że Hitlera da się
„przekupić” perspektywą korzyści ekonomicznych. Ponadto zdążył przywyknąć do
wykorzystywania powiązań handlowych z  Niemcami w  roli katalizatora
wzajemnych stosunków, łagodząc spory i  zadrażnienia, kiedy zamierzał
przypodobać się Niemcom i  wstrzymując dostawy, gdy chciał pokazać, kto ma
decydujący głos. Taka polityka zaznaczyła się szczególnie wyraźnie
w początkowych miesiącach 1941 roku.
Relacje gospodarcze łączące obydwie strony już wcześniej kulały, co od czasu
do czasu prowadziło do zawarcia porozumień, którym nadawano rozgłos w prasie
albo też do niemal całkowitego zastoju we wzajemnej wymianie handlowej.
Rokowania znowu utknęły w  martwym punkcie jesienią 1940 roku, częściowo
z  powodu tego, że partnerzy nie potrafili się dogadać, a  po części dlatego, że
sensowniej było poczekać na wyniki wizyty Mołotowa w Berlinie. Ale zaraz potem
doszło do osobliwej zmiany w  tych stosunkach. Pod koniec listopada 1940 roku
zazwyczaj powściągliwy w  słowach niemiecki negocjator Karl Schnurre opisał
atmosferę, w  jakiej przebiegały rokowania, mianem „całkiem serdecznej”
i  wychwalał to, co określił jako „zaskakujący przejaw dobrej woli ze strony
sowieckiego rządu”38. W związku z tym obie strony podpisały 1 grudnia 1940 roku
traktat taryfowo-celny.
Nieco trudniejsze okazały się wszak mające szerszy zakres rozmowy dotyczące
„drugiego roku” wzajemnych stosunków ekonomicznych; te obejmowały wiele
spraw, w których obie strony prezentowały skrajnie odmienne stanowiska. Jednak
nawet podczas nich, choć dochodziło do nieuniknionych konfliktów, Sowieci
wykazali nietypową dla siebie skłonność do kompromisu: na przykład zgodzili się
na wypłatę rekompensaty za sporny pas terytorium litewskiego i  obiecali uznać
roszczenia tych folksdojczów, którzy potracili nieruchomości po wyemigrowaniu
z niedawno przyłączonych do ZSRS zachodnich okręgów. Niemieccy negocjatorzy
byli z  tego powodu zachwyceni, a  pewnego wieczoru usiłowali wypić
proporcjonalnie tyle trunków, o ile udało się zwiększyć dostawy sowieckiego zboża
do Rzeszy39: byli dosłownie oszołomieni osiągniętym sukcesem. W  następnym
miesiącu uzgodniono ostatnie sporne kwestie w  treści traktatu i  10 stycznia 1941
roku podpisano w  Moskwie nowe niemiecko-sowieckie porozumienie graniczno-
handlowe. Było to, jak stwierdził z  zachwytem Schnurre, „największe
[porozumienie gospodarcze] zawarte kiedykolwiek przez Niemcy”. Jego kolega
Karl Ritter wyraził podobną opinię, wychwalając je jako „największy kontrakt
zawarty kiedykolwiek między dwoma państwami”40. Jeśli wziąć pod uwagę to
wszystko, co działo się wcześniej, wszelkie kości niezgody, nieustępliwe kłótnie
i  bezkompromisowe spory, to wypada uznać, że Sowieci mogli pójść na takie
koncesje tylko z pobudek taktycznych. Odrzuciwszy ofertę niemiecką poprzedniej
jesieni, Stalin poczuł się zobowiązany do podjęcia próby przypodobania się
Hitlerowi i  dlatego postarał się wykorzystać kwestie handlowe w  dążeniach do
osiągnięcia pewnego zbliżenia politycznego.
Warto w tym miejscu wyjaśnić, że żadna ze stron nie działała jeszcze wtedy ze
świadomością „nieuchronnego ataku” na ZSRS w czerwcu 1941 roku. Sowieci ze
swojej strony mieli coraz więcej dowodów na koncentrację wojsk przez Niemców
i świadectw niemieckich zamiarów, lecz Stalin nadal żywił przekonanie, że dzięki
dyplomatycznym manewrom można zażegnać jakikolwiek kryzys i  odwlec
w  czasie decydujące starcie na rok 1942 lub jeszcze później. Wobec tego jego
negocjatorzy, choć świadomi politycznej konieczności pewnych ustępstw na rzecz
Berlina, z  pewnością nie mieli poczucia, iż stawką prowadzonych przez nich
rokowań jest przetrwanie ZSRS. W  związku z  tym charakter prowadzonych
negocjacji nie uległ radykalnej zmianie.
Podobnie na postawę strony niemieckiej w  tych negocjacjach nie wpływały
nadciągające wydarzenia. Tak jak wielu innych niemieckich zwolenników
współpracy z  Rosją, Schnurre – choć nie wiedział jeszcze o  wydanym rozkazie
uderzenia na ZSRS – miał świadomość ogólnego nasilenia antysowieckich
nastrojów w  Berlinie i  starał się wykorzystać kontakty gospodarcze z  Sowietami
w roli argumentu na rzecz porozumienia z Moskwą. Stąd też zaraz po podpisaniu
nowego układu wyruszył do Berlina, aby tam propagować ideę ekonomicznej
współpracy z  Sowietami, głosząc, że zawarty traktat stworzył „solidne podstawy
dla honorowego i  bardzo korzystnego dla Niemiec pokoju”41. O  ile większość
czołowych nazistów kiwała na to głowami, strojąc mądre miny, o  tyle znaczny
odłam niemieckich przemysłowców i biurokratów z wielkim zapałem przystąpił do
realizacji sowieckich zamówień, od których ważniejsze uznano tylko dostawy dla
Wehrmachtu42. Nawet Włochów nie traktowano z  takim uprzywilejowaniem.
W  istocie Niemcy tak bardzo zaangażowali się we współpracę gospodarczą
z ZSRS, że poziom eksportu do Związku Sowieckiego tylko w pierwszej połowie
1941 roku – o  wartości ponad 150 milionów marek – przewyższył ten z  okresu
trzech lat przed zawarciem paktu43. Nie jest jasne, czy stanowiło to element
rozmyślnie zwodniczej kampanii, ale być może łatwiej przedstawić wspomniane
zjawisko jako oznakę praktycznego zerwania łączności między Hitlerem
a niemieckim Ministerstwem Spraw Zagranicznych, gdyż to MSZ odpowiadało za
prowadzenie większości negocjacji na niższych szczeblach z  ZSRS, a  dyplomaci
z  tego ministerstwa byli na ogół usposobieni o  wiele mniej antysowiecko aniżeli
sam Führer. Tak czy owak, zawarte porozumienie okazało się kosztowne dla
Niemiec, i  to do tego stopnia, że Hitler polecił, aby nie podawano do publicznej
wiadomości szczegółowych informacji o dostawach dla ZSRS44.
Przynajmniej do marca 1941 roku prowadzona przez Stalina dyplomatyczna
„rozgrywka” z  Niemcami miała dość korzystny dlań przebieg. Pomimo potknięć
w  rodzaju nieprzewidzianej, błyskawicznej klęski Francji poprzedniego lata czy
berlińskiej wizyty Mołotowa jesienią 1940 roku, która nie przyniosła prawie
żadnych rezultatów, Stalin pozostał przeświadczony, że zdoła utrzymać Hitlera
w ryzach. Ale w trakcie kolejnych tygodni na wiosnę 1941 roku takie przekonanie
okazało się iluzoryczne.
Do głównych aren konfrontacji w owej dyplomatycznej partii szachów należały
Bałkany. Kwestia Bułgarii i  Turcji została potraktowana pierwszoplanowo przez
Mołotowa podczas rozmów w Berlinie, nie tylko dlatego, że oba te kraje stanowiły
klucz do cieśnin czarnomorskich – tradycyjnie będących obiektem rosyjskich
aspiracji – ale i  z  tej przyczyny, że jako zapory dla niemieckiej ekspansji na
Bałkanach mogły pokrzyżować ambitniejsze plany Hitlera. Jednakże zaraz po
wspomnianej wizycie Mołotowa, w  polityce bałkańskiej zapanował zamęt.
W  krótkim czasie w  ciągu następnych tygodni Węgry i  Rumunia przystąpiły do
paktu trzech, tym samym ostatecznie wchodząc na orbitę niemieckiej „strefy
wpływów”. Na początku marca 1941 roku Bułgaria poszła ich śladem, tym samym
niwecząc rosyjskie plany. Stalin nagle stanął przed bardzo niemiłą perspektywą
całkowitego zablokowania sowieckich wpływów na Bałkanach. A ponieważ Turcja
konsekwentnie zachowywała neutralność, tylko Jugosławia pozostała tam
potencjalnym sojusznikiem ZSRS.
Do końca marca 1941 roku Jugosławia znalazła się w całkowitej izolacji. Była
otoczona ze wszystkich stron przez kraje sprzymierzone z  „osią”, wewnętrznie
rozdarta przez podziały etniczne, a  pod względem militarnym niezdolna do
odparcia obcej agresji. Zaoferowane przez Hitlera warunki przystąpienia tego kraju
do paktu trzech, przedstawione w  trakcie licznych spotkań z  jugosłowiańskimi
przywódcami wcześniej owej wiosny, były stosunkowo łagodne i  obejmowały
gwarancję terytorialnej integralności kraju i  zapewnienie, że Belgrad nie będzie
zmuszony do udzielania pomocy militarnej Rzeszy, ani też do zgody na
stacjonowanie wojsk „osi” na swoim terytorium45. Nic dziwnego, że jugosłowiański
regent, książę Paweł, zaakceptował owe warunki i  wysłał swoich emisariuszy do
Wiednia w celu podpisania porozumienia 25 marca 1941 roku.
Ale ledwie wysechł tusz na dokumencie akcesu Jugosławii do koalicji państw
„osi”, książę Paweł został obalony w wyniku bezkrwawego przewrotu wojskowego
i zmuszony do opuszczenia kraju, a na czele nowych jugosłowiańskich władz stanął
były szef sztabu głównego, generał Dušan Simović. Wspomniany przewrót –
dokonany z poduszczenia brytyjskiego Kierownictwa Operacji Specjalnych (SOE)
i  przyjęty entuzjastycznie przez moskiewską „Prawdę” – na dobrą sprawę
odzwierciedlał panujące w  kraju, niechętne wobec „osi” nastroje, a  tysiące
Jugosłowian, głównie Serbów, wyległo na ulice w  protestach przeciwko
niemieckim machinacjom i  opowiadając się za sojuszem ze Związkiem
Sowieckim46. Stalin wyczuwał okazję do wzmocnienia swej chwiejnej pozycji na
Bałkanach, i  działał szybko; starał się wytłumić antyniemieckie hasła głoszone
w  Belgradzie i  równocześnie nawiązywał rokowania w  nadziei, że te jako wyraz
sowieckiej solidarności z  Jugosławią powstrzymają ekspansję Hitlera na
Bałkanach. Wynikiem takich zabiegów był sowiecko-jugosłowiański traktat
o przyjaźni i nieagresji, podpisany w Moskwie we wczesnych godzinach porannych
6 kwietnia.
Ale jeśli Stalin sądził, że to powstrzyma jego niemieckiego sprzymierzeńca
przed nową agresją, to się pomylił. Już w  chwili podpisywania wspomnianego
traktatu siły powietrzne Hitlera szykowały się do nalotu na Belgrad – do akcji pod
kryptonimem „Odwet”. Rozwścieczony z  powodu puczu Hitler rozkazał
zaatakować Jugosławię „z bezlitosną brutalnością” – bez „dyplomatycznych
wstępów (…) bez postawienia ultimatum”47. Tamtego poranka ciężkie naloty
stanowiły preludium do podboju i  okupacji wojskowej Jugosławii, przy czym
Chorwacja ogłosiła niepodległość, zanim jeszcze upadł Belgrad niespełna tydzień
później, 12 kwietnia.
Stalin został kompletnie ograny: jego przebiegłość nie zdała się na nic wobec
niemieckich rozwiązań siłowych. Nowy traktat z Jugosławią okazał się świstkiem
pozbawionym wartości zaraz po jego ogłoszeniu. Goebbels zadrwił nawet ze
Stalina z  powodu prowadzenia wojny „na papierze”48. Wpływy Stalina na
Bałkanach spadły do zera, a  wraz z  tym Niemcy w  praktyce zawładnęły
kontynentalną Europą. Jeżeli sowiecki przywódca myślał, że zdoła znowu ściągnąć
Hitlera do negocjacyjnego stołu, uciekając się do dyplomacji i przebiegłych targów,
to bardzo się przeliczył; w  dodatku bardzo się zawęziło jego pole manewru. Dla
Stalina upadek Belgradu był momentem, w  którym z  wielką gorliwością podjął
politykę ugodową wobec Hitlera.
Pierwsza okazja nadarzyła się w  tym samym miesiącu, gdy kampania
jugosłowiańska dobiegała końca, a japoński minister spraw zagranicznych Yosuke
Matsuoka przejeżdżał przez Moskwę w  drodze powrotnej do Japonii po wizycie
w  niemieckiej stolicy. Sowieckie rozmowy z  Japończykami toczyły się już od
pewnego czasu, nie przynosząc większych rezultatów, ale niedawne wydarzenia
nadały im nowego impetu. Ribbentrop poprzedniej jesieni w  Berlinie namawiał
Sowietów do zbliżenia z  Tokio, więc Stalin naturalnie dostrzegł sposobność do
poprawy swych notowań u Hitlera. Poza tym Japonia była współzałożycielką „osi”,
a  jeszcze zaledwie półtora roku wcześniej prowadziła wojnę z  ZSRS, więc
jakiekolwiek porozumienie z Tokio musiało być korzystne. W efekcie 13 kwietnia
został podpisany na Kremlu układ przewidujący rozwijanie „pokojowych
i  przyjacielskich stosunków (…) wzajemne poszanowanie” i  zachowanie
neutralności na wypadek konfliktu zbrojnego z państwem trzecim49.
Japoński minister spraw zagranicznych Yosuke Matsuoka żegna się ze Stalinem na Dworcu
Jarosławskim w Moskwie 13 kwietnia 1941 roku. Podpisanie paktu o neutralności z Japonią, choć
w zamyśle było jedynie częścią propagandowej gry Kremla, to jednak całkowicie zmieniało
sytuację geopolityczną ZSRS dosłownie w przededniu niemieckiego ataku.

Stalin, przekonany, że dokonał prawdziwego wyczynu – czegoś, co Matsuoka


określił później mianem „dyplomatycznego Blitzkriegu”50 – był w  świetnym
humorze i nawet zjawił się na kolejowym Dworcu Jarosławskim, aby tam osobiście
pożegnać się z Japończykami, czego wcześniej nigdy nie czynił. Trochę wstawiony
po zorganizowanym naprędce porannym bankiecie połączonym z  tradycyjnym
wznoszeniem toastów, wylewnie ściskał członków japońskiej delegacji, podczas
gdy Mołotow zataczał się i  wykrzykiwał komunistyczne hasła. Sam Matsuoka
ledwie trzymał się na nogach i  prawie musiano go wnieść do pociągu. Zapewne
najbardziej znamienne było jednak to, co wydarzyło się, kiedy Stalin dostrzegł na
peronie charakterystyczną sylwetkę postawnego niemieckiego zastępcy attaché
wojskowego w  Moskwie, Hansa Krebsa. „Niemiec?” – zapytał, na co Krebs
wyprężył się na baczność. „Byliśmy przyjaciółmi”, powiedział głośno Stalin po
tym, jak jowialnie poklepał Krebsa po plecach, „i pozostaniemy przyjaciółmi”51.
Było to bardziej wyrażeniem życzenia niż konstatacją faktu. Jednak istotne
znaczenie nowego paktu nie umknęło Goebbelsowi w  Berlinie, który z  radością
zanotował w  swoim dzienniku, że traktat rosyjsko-japoński to coś „wspaniałego
i  na ten moment znakomicie nadającego się do wykorzystania” i  dopisał: „Stalin
nie przejawia najwyraźniej ochoty zawarcia znajomości z niemieckimi czołgami”52.
Tydzień później Stalin miał kolejną okazję do przypodobania się Berlinowi. Po
wieczorze w  Teatrze Bolszoj 20 kwietnia czołowi członkowie Biura Politycznego
wrócili na Kreml w  towarzystwie sekretarza generalnego Kominternu Georgiego
Dymitrowa. Tam Stalin nakreślił ogólne perspektywy światowego komunizmu
i  bardziej szczegółowo przedstawił rolę Kominternu. Było to przemówienie,
którego treść zaszokowała wielu obecnych.
Naturalnie, rolę Kominternu w  dążeniu do wywołania światowej rewolucji
komunistycznej jasno pojmowano poza granicami Związku Sowieckiego,
a  organizacja ta wzbudzała szczególną nienawiść u  skrajnie prawicowych
antykomunistów, takich jak Hitler. Naziści potępiali Komintern jako
„międzynarodowy spisek”, a  nawet próbowali wykorzystać proces winnych
podpalenia gmachu Reichstagu w  1933 roku do ataku przeciwko samemu
Kominternowi, stawiając na ławie oskarżonych regionalnych przywódców tej
organizacji – w  tym także Dymitrowa – obok rzekomego podpalacza,
nieszczęsnego holenderskiego komunisty Marinusa van der Lubbego. Zawarty trzy
lata później niemiecko-japoński pakt antykominternowski był otwarcie
wymierzony przeciw owej organizacji, określonej w preambule do tego układu jako
„zagrożenie dla ogólnego pokoju na świecie”53.
Jednakże na wiosnę 1941 roku Stalin najwidoczniej doszedł do przekonania, że
ta „służebnica” rewolucyjnej sprawy stała się czymś w  rodzaju zbytecznego
balastu. W  obecności Dymitrowa skrytykował Komintern jako „zawadę”
i  opowiedział się za uniezależnieniem od Kominternu krajowych partii
komunistycznych, aby te mogły się lepiej dostosować do działania w miejscowych
warunkach. Dał do zrozumienia, że Komintern to przeżytek; dziś, jak stwierdził,
sprawy narodowe powinny się znaleźć na pierwszym planie54. I nie tracono czasu.
Już nazajutrz Dymitrow w  pocie czoła pracował nad sformułowaniem nowych
zasad przyjmowania nowych kandydatów do Kominternu; w swoim dzienniku nie
wspomniał, co sądzi o  tej zmianie. Stalin zażądał również, żeby typowe hasła
komunistyczne zastąpiono innymi, o  bardziej narodowej wymowie, z  okazji
zbliżających się obchodów Pierwszego Maja55. Wydaje się, że, czujnie zerkając
w stronę Berlina, przystąpiono do „odtruwania” komunizmu.
Tymczasem do Moskwy napływały liczne meldunki wywiadowcze,
gromadzone i następnie przedstawiane Stalinowi przez szefa sowieckiego wywiadu
wojskowego – tegoż generała-porucznika Golikowa, który kilka miesięcy
wcześniej skrytykował Żukowa. Raport Golikowa z  25 kwietnia zawierał na
przykład informację, że Niemcy skoncentrowali w  pobliżu zachodniej granicy
ZSRS aż 100 dywizji, oprócz kolejnych 58 w  Jugosławii i  72 w  innych krajach
europejskich56. Ponadto w  trakcie poprzednich trzech tygodni odnotowano
osiemdziesiąt przypadków naruszenia przez Niemców sowieckiej przestrzeni
powietrznej57. Takie suche dane liczbowe uzupełniały różne doniesienia, które
zaczęły napływać od sowieckich agentów – takich jak Richard Sorge w  Tokio,
Anthony Blunt w  Londynie i  Arvid Harnack w  Berlinie – a  wszystkie one
wskazywały na narastające niemieckie zagrożenie.
Możliwe, że Stalin dowiedział się czegoś o przemówieniu, które Hitler wygłosił
do kierownictwa Wehrmachtu 30 marca w  Kancelarii Rzeszy i  podczas którego
wyłożył przyczyny, z  powodu których wkrótce miało dojść do zbrojnego starcia
z  ZSRS. Hitler rozpoczął to swoje dwugodzinne wystąpienie od rozwlekłego
omówienia wydarzeń toczącej się wojny oraz tych konfliktów, które ją poprzedzały,
zajmując się też irytującą go kwestią, dlaczego Brytyjczycy nadal walczyli oraz
perspektywami przystąpienia Amerykanów do udziału w wojnie. Następnie podjął
zasadniczy temat zbliżającej się konfrontacji militarnej ze Związkiem Sowieckim.
Po pierwsze, jak wyjaśnił, Niemcy mają moralne prawo zaatakowania ZSRS, gdyż
Stalin „rachował, że Niemcy wykrwawią się na śmierć” jesienią 1939 roku.
Ponadto tylko pokonanie Związku Sowieckiego, tego „ostatniego wrogiego
czynnika w  Europie”, otworzy Niemcom drogę do „ostatecznego i  całkowitego
rozwiązania problemu kontynentu” europejskiego. Zapowiedział ni mniej, ni
więcej, tylko hegemonię Niemiec w całej Europie58.
Jednak wojna ze Związkiem Sowieckim nie miała być typowym konfliktem
zbrojnym. Hitler przestrzegał: szykowało się „starcie dwóch przeciwstawnych
ideologii”. Bolszewizm to „aspołeczny, przestępczy system”, przy tym niezwykle
niebezpieczny. „Wszędzie: na Łotwie, w Galicji, na Litwie [i] w Estonii” zbrodnie
sowieckich komisarzy dowiodły, że bolszewicy potrafią postępować tylko „jak
Azjaci”59. W  konsekwencji nie może być mowy o  „żołnierskim traktowaniu
nieprzyjaciela”. Zamiast tego, jak powiedział Hitler, dojdzie do „wojny na
wyniszczenie”: Armia Czerwona winna zostać nie tylko rozbita w  polu, ale
i  fizycznie unicestwiona60. Jeśli któryś ze słuchających tego przedstawicieli
niemieckiej generalicji nadal żywił złudzenia, że nazistowskie Niemcy to sojusznik
Związku Sowieckiego, to słowa Hitlera musiały mu otworzyć oczy.
A więc pod koniec kwietnia 1941 roku Stalin pewnie już jasno zdawał sobie
sprawę, że jego relacje z  Hitlerem wkroczyły w  nową, o  wiele trudniejszą fazę,
wymagającą od niego samego coraz większych ustępstw i  coraz bardziej
wyrazistych gestów politycznych. Najważniejsze było wszak to, że wciąż nie
wierzył, iż zbliża się wojna z  Niemcami i  w  coraz większe zniecierpliwienie
wprawiali go ci, którzy usiłowali go przekonać, że jest inaczej, niż sądzi. Ale, choć
nadal czynił pojednawcze gesty w  stronę swego niemieckiego odpowiednika, to
równocześnie starał się zademonstrować, że ZSRS jest gotowy do odparcia ataku.
Gdy zatem sowieckich negocjatorów naciskano w  celu doprowadzenia do
rozwiązania zadawnionych sporów z  Niemcami i  roztaczano przed
przedstawicielami Rzeszy perspektywę zwiększenia dostaw surowców, Stalin
zaprosił niemieckiego attaché wojskowego i innych dyplomatów wysokiej rangi na
wycieczkę na Ural i  do zachodniej Syberii, na zwiedzanie fabryk produkujących
najnowocześniejsze sowieckie wozy pancerne i  samoloty, w  tym czołgi T-34
i  bombowce dalekiego zasięgu Petlakow Pe-8. Według Nicolausa von Belowa,
adiutanta Hitlera, reprezentującego Luftwaffe, wizytacja ta nie pozostawiała
„wątpliwości”, że ZSRS „zbroi się pełną parą”61. Równocześnie sowieccy agenci
w  niemieckich ministerstwach lotnictwa i  gospodarki zajęli się
rozpowszechnianiem opinii, że wojna ze Związkiem Sowieckim zakończy się dla
nazistowskiego kierownictwa Rzeszy katastrofalnie62. Stalin wyraźnie chciał, aby
Niemcy uzmysłowili sobie, z  czym się wiąże decyzja o  podjęciu wojny na
wschodzie.
Mniej więcej tydzień później Stalin skorzystał z  kolejnej okazji do tego, aby
pokazać zewnętrznemu światu stopień militarnej gotowości Związku Sowieckiego.
Czwartego maja wyznaczył sam siebie na stanowisko przewodniczącego Rady
Komisarzy Ludowych – oficjalnie „wybrany” na nie przez Biuro Polityczne;
wcześniej Stalin był formalnie sekretarzem generalnym sowieckiej partii
komunistycznej (WKP[b]) – a  wraz z  tą nominacją stał się w  praktyce głową
państwa, formalnie skupiając władzę w swoich rękach. Tym samym wysyłał sygnał
świadczący o  sowieckiej determinacji, demonstrując „absolutną jedność prac
przywództwa” sowieckiego w czasie „obecnych napięć”63.
Następnego dnia wygłosił swe pierwsze przemówienie jako sowiecki premier
do dwóch tysięcy absolwentów akademii wojskowej oraz wysokich rangą
dowódców, zebranych w  Sali Andriejewskiej moskiewskiego Kremla. Słowo
wprowadzające wygłosił Timoszenko, a  Stalin przemawiał, nie wspomagając się
notatkami, przez około czterdzieści minut, rozprawiając o  ówczesnych
trudnościach. Stwierdził, że Armia Czerwona wyciągnęła wiele nauk z  wojny
fińskiej i  z  wojny na zachodzie: „Posiadamy nowoczesną armię wyposażoną
w  najnowszą broń. Mamy pierwszorzędne czołgi, które przełamią front”64.
Wyjaśniał dalej:
Armia Czerwona w niczym nie przypomina tej, którą znaliście – jest dużo liczniejsza i lepiej
wyposażona. Rozrosła się ze 120 do 300 dywizji. Jedną trzecią jej składu stanowią
zmechanizowane dywizje pancerne (…) Zmieniła się też nasza artyleria, która ma teraz
więcej dział [tj. armat], a  mniej haubic (…) Wcześniej nie mieliśmy moździerzy, teraz je
mamy; do niedawna brakowało nam artylerii przeciwlotniczej, teraz mamy jej całkiem
sporo65.

Niemcy, jak powiedział, „stali się agresorami”, przechodząc od dążenia do


zmiany postanowień traktatu wersalskiego do prowadzenia wojen zaborczych. Ich
wojska odniosły „olśniewające sukcesy”, lecz Stalin przypomniał swoim
słuchaczom, że „nie ma na świecie niepokonanej armii (…) i, z  wojskowego
punktu widzenia, armia niemiecka nie wyróżnia się niczym szczególnym, jeśli
chodzi o czołgi, artylerię i siły powietrzne”66.
A jednak przyznawał, że wojna Niemiec z  ZSRS jest prawdopodobna. Na
przyjęciu, wydanym tuż po tym przemówieniu, Stalin rozwodził się na temat
sowieckiej polityki w reakcji na zagrożenie zewnętrzne. Pod wpływem chwilowego
przypływu emocji – a  pewnie i  nieodłącznych toastów – powiedział zapewne
więcej, niż chciał: „Broniąc naszego kraju”, podkreślił z  naciskiem, „musimy
działać ofensywnie. Od obrony przeszliśmy do doktryny militarnej działań
zaczepnych. Trzeba wprowadzić zmiany w  szkoleniu, naszej propagandzie,
agitacji, nadać naszej prasie bojowego ducha. Armia Czerwona to nowoczesne
wojsko, a nowoczesne wojsko to armia ofensywna”67.
Według jednego z  naocznych świadków Stalin był przy tej okazji jeszcze
bardziej bezpośredni i szczery. Odpowiadając na dość niefortunny toast wzniesiony
przez jednego z  generałów, który wychwalał pokojową politykę sowieckiego
przywódcy, rozdrażniony Stalin ostrym ruchem dłoni uciszył aplauz:

Ten generał niczego nie zrozumiał. Niczego nie pojął. My, komuniści, nie jesteśmy
pacyfistami; zawsze sprzeciwialiśmy się niesprawiedliwym wojnom, występowaliśmy
przeciw wojnom imperialistycznym o  podział świata, przeciwko niewolnictwu i  wyzyskowi
robotników. Zawsze popieraliśmy sprawiedliwe wojny o  wolność i  niepodległość, wojny
rewolucyjne o uwolnienie ludu z kolonialnego jarzma, najsłuszniejszą wojnę w obronie naszej
socjalistycznej ojczyzny. Niemcy chcą zniszczyć nasze socjalistyczne państwo wywalczone
przez robotników pod przywództwem komunistycznej partii Lenina. Niemcy pragną
zniszczyć naszą wspaniałą ojczyznę, ojczyznę Lenina, owoc października [1917 roku],
zgładzić miliony sowieckich obywateli i  zniewolić tych, co przeżyją. Tylko wojna
z  faszystowskimi Niemcami i  zwycięstwo w  tej wojnie może ocalić naszą ojczyznę.
Wznieśmy kieliszki i  wypijmy za tę wojnę, za działania agresywne w  tej wojnie i  za nasze
zwycięstwo w tejże wojnie68.

Potem, jak wynika z  dalszej relacji, Stalin opróżnił swój kieliszek i  usiadł,
podczas gdy jego słuchacze stali oniemiali.
Zrozumiałe, że zacytowane przemówienie i  toasty, jakie po nim nastąpiły,
wywołały wielkie kontrowersje. W swoim czasie owemu wystąpieniu Stalina został
nadany duży rozgłos, a  nazajutrz na pierwszych stronach „Prawdy” i  „Izwiestii”
ukazały się obszerne artykuły na ten temat, przy czym ten w „Prawdzie” opatrzono
wielkim zdjęciem Stalina przemawiającego do ustawionych w  szeregach
absolwentów uczelni wojskowej69. I  choć w  sowieckiej prasie pisano ogólnie
o temacie tego wystąpienia – o gotowości i sprawności Armii Czerwonej – to, co
dość niezwykłe, zabrakło przytoczonych dosłownie słów przywódcy, a nieoficjalne
toasty w  ogóle zostały pominięte milczeniem, więc po Moskwie zaczęły krążyć
pogłoski dotyczące tego, co naprawdę powiedziano. W  rzeczywistości nie
zachował się do dziś oficjalny zapis tego wystąpienia, więc jego treść trzeba
odtwarzać na podstawie licznych, czasem dosyć niepewnych źródeł i  relacji
świadków70. Takie niecodzienne utajnienie słów Stalina wywołało rozmaite
spekulacje, a  wspomniane przemówienie posłużyło autorowi za główny dowód
wątpliwej hipotezy, że Stalin sam zaplanował wyprzedzający atak na wojska
Hitlera latem 1941 roku71.
Bardziej wiarygodnie brzmi teza, że owo przemówienie nie było dowodem na
istnienie rzekomego planu ofensywnego uderzenia, lecz raczej ważnym elementem
defensywnej strategii Stalina72. W każdym razie Stalinowi chodziło o rozbudzenie
zapału wśród absolwentów uczelni wojskowej i  dlatego mówił im, że Armia
Czerwona szybko rośnie w siłę i że nie należy się obawiać nieprzyjaciela. Ale za
sprawą takiego pokazu bojowości i  pewności siebie oraz świadomie przesadnej
prezentacji potęgi i  możliwości Armii Czerwonej Stalin mógł też starać się
odstraszyć Hitlera. Jak to ujęto w  jednej z  relacji, przemówienie Stalina było
najwyraźniej „przeznaczone na eksport”73. Jednak zaledwie tydzień później ta nowa
pewność – czy też wojowniczość – Stalina została, dość niespodziewanie,
wystawiona na kolejną próbę.

Nocą 10 maja 1941 roku pilot samolotu Luftwaffe – Messerschmitta Bf 110 –


wyskoczył ze spadochronem nad Eaglesham na szkockich nizinach na południe od
Glasgow. Po wylądowaniu na polu został pojmany przez robotnika rolnego,
któremu przedstawił się jako Hauptmann (kapitan) Alfred Horn. Niezwłocznie
odprowadzono go do pobliskiego domu i tam poczęstowano herbatą. Niebawem się
okazało, że „Hauptmann Horn” to Rudolf Hess, zastępca Hitlera, który
najwyraźniej przybył z misją wynegocjowania pokoju z Wielką Brytanią.
Wciąż trwają spory wokół intencji, jakimi kierował się Hess, lecąc samotnie do
Wielkiej Brytanii w  samym środku wojny; kontrowersje wzbudzają drażliwe
kwestie dotyczące tego, czy nie został tam zwabiony i  z  kim chciał negocjować.
Przywiózł niewiele konkretnych propozycji, poza ogólnikową ideą zakładającą, że
Wielka Brytania da Niemcom wolną rękę w  Europie, a  w  zamian Niemcy
pozostawią Brytyjczykom ich imperium. Był przesłuchiwany i badany przez kilku
czołowych brytyjskich polityków – z  których najważniejsi to doradca Foreign
Office, Ivone Kirkpatrick, oraz były sekretarz spraw zagranicznych John Simon –
lecz rychło się okazało, że jego ambitny plan uległ rozbiciu między Scyllą
niemieckiej arogancji a  Charybdą brytyjskiej nieustępliwości. Hessa internowano
w  Wielkiej Brytanii do końca wojny: był żałosną postacią, coraz powszechniej
uważany za dziwaka i  obłąkańca, nawet przez swoich byłych towarzyszy
partyjnych w  Niemczech. Joseph Goebbels zapisał w  dzienniku: „To jest zbyt
nonsensowne. I  taki szaleniec [jak Hess] był pierwszą osobą po Führerze. To jest
zupełnie nie do pomyślenia”74.
Brytyjczycy najwidoczniej doszli do tego samego wniosku. I  choć wyraźnie
uznali, że niczego się nie wskóra, przesłuchując Hessa, to mimo wszystko jego
przybycie i  pojmanie było oczywistą pożywką dla alianckiej propagandy.
Churchill, który nie przydał większego znaczenia eskapadzie zastępcy Führera,
miał zamiar rozegrać tę sprawę prostolinijnie, ograniczając się do wydania
publicznego oświadczenia z przytoczeniem faktów dotyczących owego incydentu.
Ale do zmiany zdania nakłonili go inni politycy z  Whitehallu, którzy uznali, że
nadarzyła się okazja i  nie warto jej zaprzepaścić. W  efekcie brytyjskiej opinii
publicznej przedstawiono tylko garść szczegółów, podczas gdy za pośrednictwem
nieoficjalnych kanałów podjęto szeptaną kampanię z  zamiarem nie tylko
wprawienia Hitlera w  zmieszanie i  podkopania morale Niemców, lecz
i  rozbudzenia niepokoju Sowietów, co w  rzeczywistości mogło się kryć za misją
Hessa75.
Brytyjczycy od dawna próbowali odciągnąć Stalina od współpracy z Berlinem,
uznając taką politykę za główną broń w walce z Hitlerem. Jednak w nieprzerwaną
frustrację wprawiała ich własna niezdolność do uzyskania czegokolwiek
w Moskwie. Jak zauważył z goryczą Alexander Cadogan, stały podsekretarz stanu
w  Foreign Office, zabiegi dyplomatyczne pod adresem ZSRS były „całkowicie
bezowocne”, gdyż „jeżeli się nie: (a) postraszy [lub] (b) przekupi, to nic się nie
uzyska, ponieważ Rosja: (a) w  ogóle się nas nie boi i  (b) nie mamy jej nic do
zaoferowania”76. Lecz sprawa Hessa wydawała się sposobem na wyjście z  tego
impasu, stwarzając Brytyjczykom sposobność, w  przypadku zręcznego jej
„rozegrania”, do wywarcia korzystnego dla nich nacisku na Stalina. W  związku
z  tym Moskwie dano do zrozumienia, że lot Hessa to przejaw rozłamu w  partii
nazistowskiej, przy czym „puryści” (reprezentowani przez Hessa) są niezadowoleni
z  powodu współpracy Hitlera z  Sowietami i  gotowi do doprowadzenia – po
zapewnieniu sobie brytyjskiej neutralności – do ostatecznej rozprawy
z  komunizmem. Podkreślając perfidię nazistów i  prawdopodobieństwo
niemieckiego uderzenia na ZSRS, Brytyjczycy liczyli, że Stalin odwróci się od
swego byłego wspólnika, a pakt nazistowsko-sowiecki legnie w gruzach.
Rudolf Hess, jeden z czołowych funkcjonariuszy nazistowskich, przemawia z trybuny, druga
połowa lat 30. Wśród tajemniczych wydarzeń II wojny światowej bez wątpienia poczesne miejsce
zajmuje lot Hessa do Anglii z maja 1941 roku, wokół którego narosło wiele spekulacji i teorii.

Plan ten, choć nie był zupełnie niedorzeczny, miał wszak zasadniczą skazę. Nie
tylko nie doceniono skali paranoi Stalina, lecz także nie wzięto pod uwagę, że jego
nieufność wobec pobudek, którymi kierowali się Brytyjczycy, była równie wielka,
jak jego lęk przed niemieckimi zamiarami. Wielka Brytania, jako archetypowe
„imperialistyczne mocarstwo”, zajmowała szczególne miejsce w  sowieckiej
demonologii, w  szczególności dlatego, że to właśnie Brytyjczycy dowodzili
aliancką interwencją wymierzoną przeciwko sowieckiej władzy podczas rosyjskiej
wojny domowej w latach 1918–1919, a sam Churchill zasłynął z wypowiedzianego
w  tamtym czasie stwierdzenia, iż bolszewizm to niemowlę, które należy „udusić
w kołysce”77. Jasne więc, że wszelkie informacje napływające z brytyjskich źródeł
Sowieci traktowali ze skrajną podejrzliwością.
Wiadomości o Hessie dotarły do Sowietów licznymi kanałami, między innymi
przez brytyjskiego ambasadora w  Moskwie Stafforda Crippsa oraz „szpiega
z Cambridge” Kima Philby’ego, a także za sprawą rozbudowanej sowieckiej siatki
wywiadowczej. Zawierały mało szczegółów, a  większość z  nich została w  jakiś
sposób zredagowana w  Whitehallu. Jednak Stalin i  jego towarzysze, zamiast
dopatrzeć się rozłamu w  partii nazistowskiej, od razu wykoncypowali, że Hess
z  poruczenia Hitlera stara się przeciągnąć Brytyjczyków na niemiecką stronę,
a Moskwa, jeżeli nie wykaże się należytą ostrożnością, stanie osamotniona przeciw
nazistom. Jak napisał w swoich wspomnieniach Chruszczow, myśl, że na lot Hessa
nie wyrażono przyzwolenia w  Berlinie, wydawała się zupełnie
nieprawdopodobna78. W dodatku Sowietów w Moskwie nader zaniepokoiły nowiny,
iż w przesłuchiwaniu Hessa brał udział sir John Simon. Ostatecznie przecież Simon
był uznawany przez wielu na lewicy za jednego z  architektów przedwojennej
polityki appeasementu, za reprezentanta „monachijskiej kliki”. Stalin miał powody
zastanawiać się, czy Brytyjczycy nie planują powrotu do strategii uległości wobec
Niemiec.
W istocie sądził, że sprawy przedstawiają się jeszcze gorzej: dla Stalina
incydent z  Hessem oznaczał istnienie groźnego antysowieckiego spisku.
W  przemówieniu wygłoszonym w  gronie członków Komitetu Centralnego partii
kilka dni po przybyciu Hessa do Wielkiej Brytanii przedstawił swoje przemyślenia
na ten temat: „Z jednej strony – powiedział – Churchill przysyła nam osobiste
przesłanie, w którym ostrzega przed agresywnymi zakusami Hitlera (…) a z drugiej
Brytyjczycy spotykają się z Hessem, który jest niewątpliwie powiernikiem Hitlera
i podejmują za jego pośrednictwem rokowania z Niemcami”. Jedynym oczywistym
wyjaśnieniem było dla Stalina to, że Brytyjczycy chcą doprowadzić do wojny
między sowiecką Rosją a Trzecią Rzeszą. „Kiedy Churchill przysłał nam osobiste
ostrzeżenie – wyjaśnił – uważał, że uruchomimy naszą zbrojną machinę. Wtedy
Hitler miałby bezpośredni i  słuszny powód do podjęcia prewencyjnej krucjaty
przeciwko Związkowi Sowieckiemu”79.
A zatem, zamiast odstręczyć Stalina od konszachtów z Hitlerem, tak jak sobie
tego życzono w Londynie, przecieki dotyczące sprawy Hessa przyniosły odwrotny
skutek, utwierdzając Stalina w  paranoicznej nieufności wobec Brytyjczyków,
uważanych przezeń za wiecznych mącicieli i  obłudników. Bezpośrednie
zagrożenie, wywnioskował Stalin, stanowią nie Niemcy, tylko Brytyjczycy80. Jak
tłumaczył Żukowowi: „Czy nie rozumiecie? Oni próbują nastraszyć nas Niemcami,
a Niemców straszą nami, napuszczając nas przeciwko sobie”81.
Tak więc epizod z  Hessem wzmógł jeszcze podejrzliwość Stalina wobec
zagranicy, lecz poza tym nie wniósł zbyt wielu zmian. Meldunki agentów
Golikowa w maju wciąż zawierały dokładną ocenę stanu koncentracji niemieckich
wojsk na sowieckiej zachodniej granicy – 5 maja oceniano przerzuconą tam liczbę
dywizji Wehrmachtu na 102–107, 15 maja na 114–119, a 31 maja na 120–12282 –
ale Stalin odrzucał te dane jako dezinformację albo próbę prowokacji.
W rzeczywistości w tym czasie okazywał swoim podwładnym takie rozdrażnienie,
że ci coraz częściej składali mu raporty zdjęci „strachem i  lękiem”83. Tymczasem
Golikow opanowywał sztukę świadomie dwuznacznego interpretowania
napływających wieści, aby nie ściągać na siebie niezadowolenia Stalina. Na
przykład 15 maja skupił się w  składanym raporcie na niemieckich wojskach
wyznaczonych do walki z Brytyjczykami na Bliskim Wschodzie i w Afryce, a nie
na tych skoncentrowanych nad sowiecką granicą84.
Mimo wszystko w  ZSRS trwały przygotowania militarne. W  połowie maja
Żukow, pomny niedawnego apelu Stalina o przyjęcie bardziej ofensywnej postawy,
skorygował plany wojenne Armii Czerwonej, włączając do nich propozycję
wyprzedzającego uderzenia na Niemców. Ten tak zwany „plan Żukowa” zawierał
stwierdzenie, że „konieczne jest nie oddawanie inicjatywy niemieckiemu
dowództwu” i  opowiadał się za atakiem na niemieckie siły zbrojne „w chwili,
kiedy te znajdują się nadal w fazie rozlokowywania jednostek i jeszcze nie zdołały
zorganizować frontu”. Kończył się prośbą do Stalina o  zezwolenie na
przeprowadzenie „w odpowiednim momencie mobilizacji”85.
Taka zgoda nie została wydana. W  istocie niektórzy wątpią nawet, czy Stalin
w  ogóle zapoznał się z  planem Żukowa. Równocześnie kontynuowano
przygotowania obronne. Do lata 1941 roku ukończono budowę około 2000
punktów umocnionych na Linii Mołotowa, z  których mniej więcej połowę
uzbrojono i wyekwipowano. Ponadto wszystkie „okręgi forteczne” dostały rozkaz
osiągnięcia stanu bojowego tak szybko, jak to możliwe86. W  połowie maja
Żukowowi udało się przeprowadzić „częściową mobilizację” i  powołać pod broń
rezerwistów, a  ponad 50 tysięcy żołnierzy z  Kaukazu i  innych regionów w  głębi
Związku Sowieckiego przemieszczono na zachodnie pogranicze. „Zaczęły
przybywać kolejne transporty”, napisał Żukow we wspomnieniach. „To cieszyło.
Rozwiały się obawy, że w  razie wojny nie będziemy mieli wojsk w  odwodzie”87.
Jednak w  rzeczywistości w  wielu tych nowych jednostkach brakowało oficerów
i  podstawowego sprzętu i  nie mogły się one równać z  zaprawionymi w  walkach
formacjami Wehrmachtu.
Także w  gospodarce w  maju i  czerwcu kontynuowano działania
z  początkowych miesięcy 1941 roku. Niemcy zwiększyli dostawy dla Sowietów
w trakcie poprzednich kilku miesięcy, a Sowieci uczynili to samo, gdyż Stalin, jak
tylko mógł, korzystał z  narzędzi ekonomicznych do przypodobania się Hitlerowi.
Tylko od kwietnia do czerwca Związek Sowiecki dostarczył Niemcom ponad pół
miliona ton zboża, prawie trzecią część obiecanej ilości. Poza tym w  kwietniu
doszło do zawarcia nowych umów: na dostawę 982 500 ton ropy naftowej, 6000
ton miedzi, 1500 ton niklu, 500 ton cynku i 500 ton molibdenu88.
Maj okazał się kolejnym miesiącem ożywionej wymiany handlowej, a w owym
miesiącu do Niemiec trafiły dobra o  wartości 14 procent całego sowieckiego
eksportu, przy czym obyło się zupełnie bez typowych wcześniej kłótni o  ceny
i warunki dostaw. Sowieci z takim zapałem wywiązywali się z umów handlowych
na początku tamtego lata, że niemiecka infrastruktura po zachodniej stronie
granicy, w okupowanej Polsce – już przeciążona gigantycznymi przygotowaniami
militarnymi – nie mogła podołać napływowi takiej masy towarów, a setki wagonów
ze zbożem, paliwem, rudami metali i  innymi surowcami przetaczano z  powrotem
na stronę sowiecką89.
Wymowne, że w  czerwcu, gdy Niemcy w  zasadzie przerwali dostawy swoich
artykułów do ZSRS, Stalin nie wydawał się tym zbytnio przejęty. Na przykład 13
czerwca admirał Kuzniecow złożył mu meldunek, że dostawy części zamiennych
do krążownika „Pietropawłowsk” (byłego „Lützowa”), nadal wyposażanego
w  Leningradzie, nieoczekiwanie ustały. Wysłuchawszy tego, Stalin nie dopytywał
się o sprawę, ani nie sprawiał wrażenia zaniepokojonego. „Czy to już wszystko?” –
spytał tylko sucho90.
Wobec widocznej skwapliwości, z  jaką Sowieci nadal wywiązywali się ze
swoich handlowych zobowiązań, można by pomyśleć, że w kołach przywódczych
w Berlinie doszli do głosu stronnicy mniej wojowniczych rozwiązań. Na pewno od
dawna opowiadali się za nimi zwolennicy współpracy z  Rosją w  niemieckim
Ministerstwie Spraw Zagranicznych – dyplomaci tacy jak Karl Schnurre czy
ambasador Schulenburg – lecz teraz poparli ich i inni, przede wszystkim minister
finansów, Lutz Schwerin von Krosigk, który twierdził, że Niemcy muszą przegrać
wojnę na froncie wschodnim, gdyby do niej doszło, z  powodu nieuniknionych
migracji ludności oraz wojennych zniszczeń. Schnurre posunął się jeszcze dalej,
sugerując, że u  Sowietów wola kompromisu z  Niemcami jest tak silna, iż można
postawić ZSRS nowe żądania w  sferze ekonomicznej, nawet takie wykraczające
poza skalę dotychczasowych umów91. Po co wszczynać wojnę, skoro Sowieci już są
gotowi dostarczyć niemal wszystko, czego się od nich zażąda? Po co zarzynać
krowę, którą można wydoić?
Takie argumenty jednak nie do końca były słuszne. Przede wszystkim
w  gorliwym dążeniu do zapobieżenia konfliktowi zbrojnemu Schnurre i  inni
odmalowywali upiększony obraz sowieckiego „zaangażowania” w  wywiązywaniu
się z  umów. W  stosunkach niemiecko-sowieckich nadal były takie dziedziny,
w których Moskwa nie odkrywała kart i w Berlinie nie bez racji spodziewano się,
że gdy tylko kryzys minie, Stalin na nowo, jak dawniej, zacznie stwarzać
przeszkody.
Choć jednak Hitler mógł swego czasu pojmować złożoność kwestii kontaktów
gospodarczych z  ZSRS, to do 1941 roku skłaniał się ku bardziej kuszącym
pobudkom ideologicznym i  geopolitycznym. Faktycznie na tyle zmęczyły go
przestrogi o katastrofie ekonomicznej, jaka miała nastąpić po zaplanowanej inwazji
na Związek Sowiecki, że na wiosnę 1941 roku poskarżył się Göringowi, iż „od
teraz” zamierza „zatkać sobie uszy”, aby już nie musieć „słuchać dłużej całej tej
gadaniny”92. Tak jak wielu przesiąkniętych ideologią jego rodaków, Hitler w  tej
fazie wojny kierował się bardziej uprzedzeniami aniżeli twardymi faktami. Dla
niego Stalin był perfidnym „bezlitosnym szantażystą” czekającym tylko na okazję
do rozprzestrzenienia komunizmu na Zachód93. Tylko wojna ze Związkiem
Sowieckim, jak uważał Hitler, rozstrzygnie najważniejszą kwestię hegemonii
w  Europie. I  wojnę tę Niemcy musiały wygrać. Goebbels rozwinął strategiczne
zapatrywania swego wodza na kartach dziennika po czerwcowej naradzie
w Kancelarii Rzeszy. „Musimy działać”, napisał. „Moskwa chce się trzymać z dala
od wojny, aż Europa się zmęczy i wykrwawi. Wtedy Stalin chciałby przystąpić do
akcji, aby zbolszewizować Europę i  zaprowadzić swoje rządy. Te jego zamiary
zostaną jednak pokrzyżowane”94. Wobec takich wielkich planów na tapecie kwestie
ekonomiczne wydawały się błahe i niezbyt istotne.
Zbliżająca się kampania przeciwko Sowietom miała też dopomóc Hitlerowi
w  rozwiązaniu problemów ludnościowych, które wytworzyły się we wschodniej
Europie. Proces zmian etnicznych w okupowanej Polsce, rozpoczętych zimą 1939
roku, do tego czasu przebiegał kulawo, hamowany przez wymogi toczącej się
wojny oraz brak spójnego, dalekosiężnego planu w  tej materii. W  rzeczywistości
do zimy 1940 roku narastające zniecierpliwienie wśród czołowych nazistów
doprowadziło do tego, że kwestia „przesiedleń” znowu znalazła się na pierwszym
planie.
Deportacja Polaków z tak zwanego Kraju Warty (Warthegau) – 1940 rok. Tego typu brutalne akcje
podejmowane były w celu stworzenia miejsca dla nowych niemieckich osadników na zdobytych
terenach.

W pierwszym rzędzie chodziło w  dalszym ciągu o  zadowalające rozwiązanie


sprawy losu wschodnioeuropejskich folksdojczów, „wyzwolonych” za sprawą
paktu Ribbentrop-Mołotow. W  trakcie drugiej połowy 1940 roku masowo
deportowano Polaków i Żydów z Kraju Warty (Warthegau) do Generalnej Guberni,
aby zrobić miejsce dla folksdojczów z Wołynia, regionu w południowo-wschodniej
Polsce zaanektowanego przez Stalina. W marcu 1941 roku nazistowska propaganda
przechwalała się, że ponad 400 tysięcy „Polaków i  Żydów” już „przesiedlono”95.
Proces ten, choć przebiegał dość chaotycznie w warunkach trudności logistycznych
i  chociaż towarzyszyło mu wyrażane przez czynniki oficjalne rozczarowanie
„wartością” etniczną niektórych z  nowych osadników, mimo wszystko rozbudził
w  kręgach nazistowskich coś w  rodzaju „deportacyjnej gorączki”, a  wielu
lokalnych potentatów dołączyło do udziału w  tej akcji. W  rezultacie pod koniec
1940 roku około 70 tysięcy „niepożądanych” – w  tym Żydów, przestępców,
homoseksualistów i  umysłowo chorych – wywieziono do vichystowskiej Francji
z  Alzacji i  Lotaryngii, krain przyłączonych do Rzeszy. Kolejnych 6000 Żydów
zostało deportowanych na zachód z  Badenii i  Zagłębia Saary w  październiku, po
czym owe Gaue (okręgi) w  nazistowskich Niemczech ogłoszono oficjalnie jako
Judenfrei, czyli „wolne od Żydów”96.
Idąc za przykładem Badenii i  Saary gauleiter Wiednia, Baldur von Schirach,
zwrócił się bezpośrednio do Hitlera o  zezwolenie na deportację 60 tysięcy
wiedeńskich Żydów. Po uzyskaniu zgody rozpoczął planową akcję w  lutym 1941
roku, organizując wywózkę 5000 nieszczęśników do dystryktu lubelskiego,
leżącego na południowy wschód od Warszawy, akcja ta trwała do czasu aż
trudności logistyczne zmusiły go do jej przerwania97. I choć prowadzone na wielką
skalę deportacje Żydów z  Rzeszy miały się zacząć dopiero w  październiku 1941
roku, to owa wiedeńska Aktion okazała się ponurym zwiastunem tego, co miało
nastąpić.
Objętych nią ludzi zapędzono nocą na wiedeński Dworzec Aspang, do
podstawionych tam wagonów pasażerskich. Przedstawiciele wszystkich
deportowanych rodzin podpisali już zawczasu stosowne dokumenty, zrzekając się
swoich nieruchomości i  innego majątku na rzecz Rzeszy Niemieckiej i  składając
oświadczenie, że wyjeżdżają z własnej woli. Po długiej podróży na polskie tereny
deportowani – wśród nich wielu wytwornych, kulturalnych wiedeńczyków –
doznali wstrząsu na widok warunków, jakie zastali na miejscu. Stanęli tam przed
perspektywą powolnej śmierci. Jeden ze zrozpaczonych deportowanych napisał do
rodziny: „Możecie sobie wyobrazić, co nas tu czeka; żadnych źródeł dochodu!
Mogę tylko stwierdzić, że byłoby lepiej, gdyby postawili nas pod murem
w Wiedniu i rozstrzelali. Byłaby to dobra śmierć, a tu musimy ginąć w nędzy”98.
Niektórzy z niemieckich sojuszników z podobnym entuzjazmem przystąpili do
czystek etnicznych. W  Rumunii, która jeszcze się nie otrząsnęła z  poniesionych
strat terytorialnych i będącego ich skutkiem załamania politycznego w poprzednim
roku, nastroje były szczególnie podminowane i  powszechnie uważano, że za tę
katastrofę ponoszą odpowiedzialność głównie tamtejsi Żydzi. W  związku z  tym
miejscowy ruch faszystowski – Żelazna Gwardia, której członkowie jesienią
poprzedniego roku weszli w  skład rządu – czekał tylko na okazję do rozprawy
z  rzekomym wewnętrznym wrogiem. Taka sposobność nadarzyła się w  styczniu
1941 roku, gdy Żelazna Gwardia zbuntowała się przeciw swym rządowym
partnerom i  przez trzy dni siała spustoszenie w  kraju, atakując głównie
bukareszteńskich Żydów. Skutki tego pogromu wstrząsnęły nawet tymi, którzy
nawykli już do niedawnych kryzysów i zbrodni w Rumunii. „Tym, co szokuje w tej
bukareszteńskiej krwawej łaźni – zauważył pewien komentator – jest jej bestialskie
okrucieństwo (…) Nocą we wtorek 21 [stycznia] zabito 93 osoby. Teraz uznaje się
za absolutnie pewne, że Żydów zamordowanych w rzeźni w Straulesti wieszano za
szyję na hakach normalnie wykorzystywanych do zawieszania wołowych tusz”99.
Takie zbrodnicze akty stanowiły mroczny przedsmak tego, co miało nastąpić na
niemal całym wschodzie Europy, zwłaszcza na tych obszarach zaanektowanych
wcześniej przez Moskwę i  „wyzwolonych” przez Niemców w  wojnie ze
Związkiem Sowieckim. Wszędzie tam niewinnej ludności żydowskiej przyszło
krwawo przypłacić prawie dwuletnie sowieckie rządy.
Tymczasem w  Berlinie przeprowadzane w  ostatnich miesiącach deportacje
zostały wstrzymane na wiosnę 1941 roku. Począwszy od schyłku 1940 roku,
czołowi naziści, sfrustrowani z  powodu tego, że ich wcześniejsze starania w  tej
mierze przyniosły niewiele poza wywozem „niepożądanych elementów” do
Generalnego Gubernatorstwa, zaczęli dość enigmatycznie napomykać o przyszłym
„rozwiązaniu kwestii żydowskiej” za sprawą deportacji na tereny „jeszcze
nieustalone”. Chodziło o  terytoria Związku Sowieckiego100. Wywóz europejskich
Żydów na byłe sowieckie tereny wydawał się sensowny z  logistycznego
i  ideologicznego punktu widzenia; ostatecznie przecież było rozwiązaniem
prostszym od tego podsuwanego wcześniej – wypędzenia Żydów na Madagaskar.
Ponadto wydawało się idealnie wpisywać w nazistowskie przekonanie o związkach
między żydostwem a komunizmem. Na razie jednak kwestia wszelkich przyszłych
deportacji została odłożona na później w  związku z pojawieniem się pilniejszej –
planowanego zniszczenia ZSRS.
Gdy naziści głowili się nad swoim programem „przesiedleń”, Sowieci
zaplanowali u  siebie nową falę deportacji. W  trakcie poprzednich dwóch lat po
zajęciu przez wojska sowieckie wschodniej Polski, krajów bałtyckich, Besarabii
i  północnej Bukowiny podjęto przyspieszoną sowietyzację tych ziem, połączoną
z  szybkim ujednoliceniem struktur administracyjnych, gruntowną reformą rolną
i  świadomym represjonowaniem tych wszystkich, których zaliczono do dawnych
elit politycznych. Teraz, w  1941 roku, przystąpiono energicznie do konsolidacji
nowych nabytków terytorialnych oraz wykorzeniania potencjalnego zaplecza
opozycji wśród lokalnej ludności.
Sowieckie represje, prześladowania tych, którzy ośmielali się naruszać
narzucone zasady, miały już wcześniej intensywny charakter. Podobno w Besarabii
po zaledwie sześciu miesiącach sowieckiej okupacji więzienia były tak
przepełnione, że przetrzymywano aresztowanych w  barakach101. Warunki odsiadki
i traktowanie więźniów były, jak można się domyślać, straszne. Na Litwie Juozas
Viktoravičius został aresztowany w  kwietniu 1941 roku za krytykowanie władzy
sowieckiej. Po dwóch tygodniach spędzonych w  celi NKWD przesłuchało go po
raz pierwszy. Zakuty w  łańcuchy, bity, poniżany i  gwałcony dwukrotnie stracił
przytomność w czasie czterdziestoośmiogodzinnego przesłuchania. Kiedy w końcu
zawleczono go z  powrotem do celi, nie poznał go żaden ze współwięźniów102.
Gdzie indziej Sowieci stosowali jeszcze prymitywniejsze metody. Jedna
z  besarabskich ofiar NKWD wspominała: „Nie tylko przesłuchują człowieka, ale
i katują jak psa. W ich piwnicach stoi woda i trzymają tam więźnia godzinami, do
góry nogami. Od czasu do czasu porażają prądem”103.
W tej nowej fazie represji sowiecki aparat ucisku powrócił do wypróbowanej
taktyki likwidacji całych grup niewinnych ludzi, w  wierze, iż samo ich istnienie
stanowi zagrożenie dla sowieckiej władzy. Szef NKWD na Litwie, Aleksandras
Gudaitis-Guzevičius, sporządził zimą 1940 roku dokument, który zawierał spis
grup, które, jak uważano, są „zakałą” społeczeństwa Litewskiej Socjalistycznej
Republiki Sowieckiej:

a) Wszyscy byli członkowie antysowieckich partii, organizacji i  ugrupowań politycznych:


trockiści, prawicowcy, eserzy [socjaliści-rewolucjoniści], mieńszewicy, socjaldemokraci,
anarchiści itp.
b) Wszyscy byli członkowie narodowych, szowinistycznych antysowieckich partii,
organizacji i ugrupowań.
c) Byli żandarmi, policjanci, byli pracownicy policji politycznej i kryminalnej oraz więzień.
d) Byli oficerowie carscy, Petlury i innych wojsk.
e) Byli oficerowie i pracownicy sądów wojskowych.
f) Byli przestępcy polityczni, ochotnicy z armii „białych” i innych wojsk.
g) Osoby wydalone z partii komunistycznej i Komsomołu za wykroczenia przeciwko partii.
h) Wszyscy dezerterzy [z Armii Czerwonej], emigranci polityczni, reemigranci, repatrianci
i przemytnicy.
i) Wszyscy obywatele obcych państw, przedstawiciele zagranicznych firm, pracownicy biur
obcych krajów, byli obcokrajowcy.
j) Osoby utrzymujące osobiste kontakty i  prowadzące korespondencję z  zagranicą,
zagranicznymi poselstwami i konsulatami, esperantyści i filateliści.
k) Byli pracownicy departamentów w ministerstwach.
l) Byli pracownicy Czerwonego Krzyża.
m) Wyznawcy różnych wierzeń, sekciarze i aktywni członkowie grup wyznaniowych.
n) Byli szlachcice, ziemianie, kupcy, bankierzy, handlowcy, sklepikarze, hotelarze
i restauratorzy104.

Jak widać, sowiecka sieć była zarzucana bardzo szeroko. W  praktyce liczba
ludzi schwytanych w  tę sieć znacznie przewyższała grono tych, którzy spełniali
powyższe kryteria, gdyż w  krajach bałtyckich przez asocjację za winnych
uznawano także członków rodziny zatrzymanego. Na przykład na Łotwie August
Zommers został zatrzymany ze względu na swoją przynależność do lokalnej
obrony terytorialnej (Aizsargi); jednakże za „zagrożenie społeczne” Sowieci uznali
również jego żonę i córkę. Ta ostatnia, Ina, miała wtedy zaledwie pięć lat105. Wedle
szacunków NKWD co siódmy Litwin trafiał na listę tak zwanych „niepewnych
osobników”106.
Po zidentyfikowaniu swoich przeciwników władze sowieckie w  niedawno
zaanektowanych republikach przystąpiły na początku lata 1941 roku do ich
eliminacji, pomne narastającego zagrożenia na zachodnich granicach oraz pilnej
potrzeby zachowania kontroli politycznej nad tymi ziemiami w  razie
jakiegokolwiek kryzysu. Poprzednie fale deportacji objęły głównie wschodnie
obszary Polski, więc w  początkowych miesiącach 1941 roku władze sowieckie
radziły już sobie biegle z  praktycznymi problemami związanymi z  akcjami
szybkiego identyfikowania, aresztowania i  usuwania mas ludzi. Procedury, które
miały towarzyszyć deportacji rzekomych wrogów państwa sowieckiego, zostały
określone w  tak zwanych „instrukcjach Sierowa”, wydanych przez zastępcę
komisarza ludowego NKWD Iwana Sierowa na początku czerwca 1941 roku.
Sierow wydał polecenie, aby wywózki przeprowadzać spokojnie, bez
wywoływania paniki i  podniecenia. Osoby przewidziane do deportacji były
wskazywane przede wszystkim przez „trójki”, czyli kolegia złożone z miejscowych
działaczy partii komunistycznej i  funkcjonariuszy NKWD. Ofiary aresztowano
w  domach o  świcie, w  ich mieszkaniach przeprowadzano drobiazgowe rewizje,
a  wszelkie kompromitujące dowody – kontrrewolucyjne publikacje, broń, obcą
walutę – spisywano i  konfiskowano. Następnie zatrzymani byli informowani, że
podlegają wywózce do „innych regionów” Związku Sowieckiego i  że wolno im
zabrać ze sobą niezbędne rzeczy – odzież, pościel, przybory kuchenne oraz zapas
żywności na miesiąc – ale nie więcej niż sto kilogramów takiego bagażu. Osobne
walizki i  pakunki opatrywano metką z  imieniem, patronimikum i  nazwiskiem
osoby deportowanej, a także nazwą jej rodzinnego miasta lub rodzinnej wioski. Po
takiej procedurze enkawudziści przewozili zatrzymanych na pobliską stację
kolejową, gdzie oddzielali głowy rodzin od żon i dzieci. Po zapakowaniu wagonu –
przeciętnie wyznaczano jeden wagon na dwadzieścia pięć osób – jego drzwi
ryglowano. Cały ten proces, od chwili aresztowania do umieszczenia ludzi
w pociągu, winien, zgodnie z rozkazem Sierowa, potrwać niecałe dwie godziny107.
Wbrew „spokojowi” i  klinicznej precyzji w  przeprowadzaniu akcji, jakich
wymagał Sierow, deportacje były czymś przerażającym. Operację wywózek
ludności rozpoczęto w  Besarabii w  nocy 12 czerwca, dwa dni później objęto nią
trzy republiki bałtyckie i  zakończono kolejną falą deportacji mieszkańców
północno-wschodnich regionów okupowanej Polski, która trwała od 14 do 20
czerwca 1941 roku. Wytypowani do wywózki byli budzeni we wczesnych
godzinach porannych przez grupy dokonujące aresztowań, złożone zwykle z paru
miejscowych milicjantów, którym towarzyszyli czerwonoarmiści albo
enkawudziści. Na Łotwie najczęściej odbywało się to tak, jak we wspomnieniach
Herty Kalininy: „Wszystkich zbudziło głośne łomotanie w  drzwi. Do pokoju
wpadli żołnierze, pewien Rosjanin i  jeden z  dalszych sąsiadów. Kazali nam
spakować tyle rzeczy, ile zdołamy i powiedzieli, że musimy wyjechać i zamieszkać
gdzie indziej”. Nieszczęśnikom nie okazywano współczucia. Kiedy ojciec Kalininy
zapytał, co takiego zrobił i  kogo skrzywdził, usłyszał w  odpowiedzi: „Jesteście
wrogami klasowymi i zamierzamy was zniszczyć”108.
W panującym zamieszaniu tylko nieliczni mieli czas na odpowiednie
przygotowania do czekającej gehenny. Niekiedy przeprowadzający aresztowania
funkcjonariusze doradzali deportowanym, aby zabrać ciepłe ubrania i  dużo
prowiantu, ale większość nie była taka pomocna. W  Estonii Aino Roots dostała
tylko kwadrans na przysposobienie do dalekiej drogi trojga swoich dzieci:

Musieliśmy zebrać się tak prędko, że sama zdążyłam tylko narzucić palto na nocną koszulę.
Wzułam buty na gołe nogi i  nie miałam niczego na głowie (…) Jeden z  tamtych ciągle
wrzeszczał, że mamy tylko piętnaście minut! Co da się zrobić w piętnaście minut? (…) Więc
wyruszyłam na Syberię jak wariatka, w samej koszuli nocnej pod kapotą109.

Kiedy straże zebrały tych, którzy znajdowali się na listach, deportowanych


zapędzano do pociągów. Polka Maria Gabiniewicz wspominała, jak po raz ostatni
spojrzała w  stronę domu, wywożona na należącej do NKWD ciężarówce: „Wóz
ruszył. Jeszcze raz popatrzyłam na nasz dom, zabudowania, pola, ścieżkę, którą
znałam tak dobrze, a  która prowadziła na wzgórze (…) gdzie uwielbialiśmy
spacerować i  bawić się. Matka pobłogosławiła wszystkich, którzy pozostali na
miejscu, znakiem krzyża”110.
Jak gdyby tego wszystkiego było mało, nowy wstrząs oczekiwał wielu
deportowanych na stacjach kolejowych, gdzie dowiadywali się, że mężczyźni mieli
zostać odłączeni od rodzin, rzekomo dlatego, iż winni jechać w  oddzielnych
wagonach dla „uniknięcia krępujących sytuacji”. Wiele kobiet wtedy właśnie po
raz ostatni widziało swoich mężów i  ojców. Gdy jedna z  deportowanych spytała
później, gdzie jej mąż, strażnicy ją wyśmiali111.
Pociągi były skrajnie prymitywne. Ludzie znaleźli się w  bydlęcych wagonach
ze ścianami z desek, takimi jak te wykorzystywane w czasie trzech wcześniejszych
fal wywózki ludności z  Polski w  1940 roku, z  oknami bez szyb, nielicznymi
drewnianymi pryczami i  dziurą w  podłodze, mającą służyć za ustęp. Pomimo
oficjalnych instrukcji zalecających przydzielanie wagonu na dwadzieścia pięć osób,
w każdym z wagonów stłoczono około czterdzieścioro deportowanych wraz z ich
dobytkiem, co oznaczało ciasnotę i  to, że rychło przyszło przywyknąć do wielce
krępujących warunków. Łotyszka Sandra Kalniete wspominała:

Potrzeby naturalne trzeba było załatwiać w  samym wagonie (…) To było upokarzające,
zwłaszcza dla dziewcząt i  kobiet, które ze wstydu nie potrafiły się zmusić do tego, żeby
podejść do ciemnej, obrzydliwie cuchnącej dziury (…) Więźniowie siedzieli na swoich
pryczach albo na swym dobytku pośrodku wagonu. Z rozpaczy czasami wyli albo płakali112.

Na domiar złego pociągi często stały przez kilka dni pod strażą, aż zostały
zapełnione ludźmi. Pewien świadek deportacji przeprowadzonych w  Besarabii
wspominał:

Pamiętam wielu wrzeszczących żołnierzy, tłumy i  wagony zapchane udręczonymi ludźmi,


leżącymi po sześcioro i  siedmioro: mężczyzn, kobiety, dzieci, uczepionych swego dobytku
(…) Kogo tylko tam nie było: młodzi urzędnicy, sklepikarze, prostytutki i  nauczycielki,
a  jedno ich wszystkich łączyło – nikt nie wiedział, co będzie dalej i  wszyscy płakali pod
wpływem przerażenia i rozpaczy113.

Niektórym z  wywożonych straże podawały wiadra z  wodą, ale inni nie


dostawali nic poza tym, co przynosili im miejscowi ludzie albo troskliwi
przyjaciele. W  trakcie oczekiwania na stacjach i  już po tym, jak pociągi ruszyły,
niektórzy deportowani wyrzucali z  wagonów zapisane kartki papieru i  listy
w  desperackich próbach powiadomienia znajomych i  bliskich o  swoim losie.
O dziwo, taki list Estończyka Roberta Tassa dotarł do jego matki: „Z powodu tego,
co widzieliśmy do tej pory – napisał – jesteśmy bardzo niespokojni. W końcu nikt
nie wie, kiedy przyjdzie jego kolej. Ale liczymy, że jakoś będzie i ta nadzieja musi
podtrzymywać nas przy życiu (…) Bądź silna i nie rozpaczaj nade mną”114.
W trakcie jazdy warunki panujące w wagonach pogarszały się jeszcze bardziej,
gdy pociągi wlokły się na wschód, czasami docierając do wyznaczonego celu
dopiero po sześciu tygodniach. Jedzenia i  wody brakowało, a  dostarczanie ich
przewożonym wydawało się zależne od kaprysów strażników z Armii Czerwonej:
niektórzy z  nich wydawali wodę i  chleb na każdym postoju, podczas gdy inni
straszyli więźniów i mówili im, że są przestępcami, którzy nie zasługują na nic. Jak
wspominała jedna z deportowanych osób: „Zmarłych grzebano przy torach, kiedy
pociąg się zatrzymywał. Byliśmy nikim”115. Pewna Estonka napisała we
wspomnieniach:

Wszystkie te przeżycia otępiły mnie, jak gdybym zwariowała! To było takie nierzeczywiste.
Przypominaliśmy żywe trupy. Poruszaliśmy się, ale nasze umysły nie pracowały. Byliśmy
wygłodzeni i  niedospani, bo nie było gdzie spać (…) Dzieci były tak małe, że nie potrafiły
pojąć, co się dzieje. Mały Jaan rozpłakał się i  powiedział: „Niedobry żołnierzu, odejdź od
drzwi, Jaan chce do tatusia”. Jak mogłam mu cokolwiek wytłumaczyć? Po nocach mówił, że
chce do domu, do swojego łóżeczka. Odpowiedziałam mu, że to niemożliwe. Musieliśmy
pozostać tam do końca116.

Mały Jaan miał nie przeżyć tej drogi.


Niektórzy z  rodziców nie wytrzymywali. Pewna Łotyszka wmówiła sobie, że
wszyscy deportowani zostaną straceni i  udręczona takim lękiem zabiła żyletką
trójkę swoich nieletnich dzieci i  siebie. Przywołany czerwonoarmista po prostu
wykreślił z  listy cztery nazwiska, uważając przy tym, żeby nie wdepnąć
w powiększającą się koło jego stóp kałużę ciemnej krwi117.
Przybycie na miejsce nie oznaczało bynajmniej kresu cierpień deportowanych.
Na większość oczekiwała ponura egzystencja w  obozie pracy, a  dla tych, którzy
przeżyli, był to wstęp do często dożywotniego zesłania. W  ten sposób Stalin
„oczyścił przedpole” na swoich zachodnich granicach, usuwając z nieco wcześniej
wchłoniętych przez ZSRS terytoriów ludzi uznawanych za mogących pracować dla
Niemców, sabotażystów i  wywrotowców albo po prostu zaliczonych do
„elementów antysowieckich”. W  ramach tej akcji wywieziono na Syberię, do
Kazachstanu i w inne niegościnne zakątki sowieckiego interioru 34 260 Litwinów,
15 081 Łotyszy i  10 205 Estończyków118. Ponadto 29 839 osób zostało
deportowanych z Besarabii119, a czwarta fala deportacji ze wschodniej Polski objęła
szacunkową liczbę 200 000 osób120. Większość tych zesłańców nigdy już nie ujrzała
rodzinnych stron.

Do czerwca 1941 roku Stalin nie miał już większych wątpliwości, że naziści
wymierzyli weń swój oręż. I choć często zatykał uszy na coraz bardziej natarczywe
informacje o  niemieckich przygotowaniach wojennych, to jego poczynania
z  poprzednich miesięcy wskazywały, że z  całą pewnością nie był nieświadomy
narastającego zagrożenia na zachodniej granicy. A jednak liczył na to, że za sprawą
pojednawczych gestów wobec Berlina zdoła zyskać nieco czasu, przeczekać
zbliżające się lato i w efekcie doprowadzić do przełożenia przez Niemców agresji
na przyszły rok. Jak przyznał później: „Nie potrzebowałem żadnych ostrzeżeń.
Wiedziałem, że wojna nadejdzie, ale myślałem, że może zyskam jeszcze z  pół
roku”121. Poza tym Stalin spodziewał się, iż rozpoczęcie działań zbrojnych zostanie
poprzedzone jakimiś żądaniami, rokowaniami i  ultimatum postawionym przez
Berlin. Dopóki tych nie było, to, jak sądził, jego taktyka balansowania na krawędzi
jakoś się sprawdzała.
W dodatku Stalin nie potrafił się wyplątać z  sideł paktu nazistowsko-
sowieckiego. Rokowania z  sierpnia 1939 roku stanowiły pierwszy przypadek,
kiedy mógł sam uczestniczyć w  polityce międzynarodowej, osobiście prowadzić
negocjacje i ustalać warunki. Jak zauważył niemiecki attaché morski w Moskwie,
Stalin był „osią współpracy niemiecko-sowieckiej”122; wszystkie najważniejsze
dokumenty z  nią związane przechodziły przez jego biurko. Pakt ów był
powszechnie uważany za pomysł Stalina, za jego ideę, poniekąd jego „polityczną
pieczęć”. W  związku z  tym trudno mu było wyrzec się owego porozumienia;
brakowało mu kozła ofiarnego, którego mógłby poświęcić, ponieważ za pakt mógł
winić tylko siebie samego. To w  pewnym stopniu może tłumaczyć przyczyny
nieprzejednanego uporu Stalina w  tej materii; niewykluczone, że uważał, iż jego
własny los jest powiązany z losami paktu z Niemcami.
W obliczu huczących pogłosek w  połowie czerwca Stalin musiał wreszcie
przystąpić do działania. Sporządził komunikat, który za sprawą agencji TASS miał
trafić do wszystkich sowieckich gazet i  ukazać się na ich łamach 14 czerwca,
a  także zostać przekazany masom przez radio i  uliczne głośniki. Zaczynał się od
wzmianki o  „krążących powszechnie pogłoskach o  zbliżającej się wojnie między
ZSRS a Niemcami”, rozpuszczanych przez „angielską i zagraniczną prasę”. Głoszą
one, że Niemcy rzekomo wysunęły „terytorialne i  ekonomiczne żądania” pod
adresem Związku Sowieckiego, odrzucone przez ZSRS i w  rezultacie obie strony
przygotowują się do wojny. To „oczywisty absurd”, oświadczono w  komunikacie
TASS: Niemcy nie przedstawiły Związkowi Sowieckiemu żadnych żądań i  nie
toczyły się żadne negocjacje. Ponadto:

Zgodnie z  dowodami, znajdującymi się w  posiadaniu Związku Sowieckiego, zarówno


Niemcy, jak i  ZSRS wywiązują się ściśle z  postanowień sowiecko-niemieckiego paktu
o nieagresji, a więc zdaniem sowieckich kół rządowych pogłoski o zamiarze Niemiec, żeby
zerwać pakt i dokonać napaści na ZSRS są pozbawione wszelkich podstaw123.
Poza krytyką pod adresem Londynu, była to dość rozpaczliwa próba skłonienia
Berlina do oficjalnego potwierdzenia tej sowieckiej deklaracji – wymuszenia na
Hitlerze jakiegoś zobowiązania: zaprzeczenia wojowniczym zamiarom albo nawet
podjęcia od dawna wyczekiwanych w  Moskwie rokowań. Jak później miał
przyznać Mołotow, była to w  dużej mierze „ostatnia deska ratunku”124. Rzecz
w tym, że z niemieckiej strony odpowiedziała na nią jedynie głucha cisza.
W samych Niemczech jednak oświadczenie to tak zupełnie nie przeszło bez
echa. Wedle pamiętnikarki Ruth Andreas-Friedrich plotki, że sam Stalin przybywa
do Berlina na rozmowy, rozeszły się nazajutrz, 15 czerwca, w niemieckiej stolicy
niczym „pożar”. Andreas-Friedrich najpierw usłyszała o  nich od mleczarza, który
dorzucił szczegół, iż 200 kobiet wysłano do szycia sowieckich flag. Potem
powtórzył tę historię sąsiad, utrzymując, że sowiecki przywódca przyjedzie za kilka
dni „specjalnym pociągiem pancernym”. Po wizycie Mołotowa w  stolicy Rzeszy
poprzedniej jesieni podobne pogłoski mogły się wydać wiarygodne, jednak na
Andreas-Friedrich nie wywarły wrażenia, tym bardziej że, jak stwierdziła, odkryła
źródło takich bajek: urząd Ribbentropa125.
Tymczasem do Moskwy nadal napływały świadectwa zbliżającej się
niemieckiej napaści. Szesnastego czerwca ludowy komisarz bezpieczeństwa
państwowego, Wsiewołod Mierkułow, przekazał Stalinowi nową wiadomość – od
agenta NKWD o kryptonimie „Starszyna” (Harra Schulzego-Boysena), pracującego
w  niemieckim Ministerstwie Lotnictwa – że wydano ostateczny rozkaz ataku na
Związek Sowiecki. Poirytowany Stalin odpowiedział na to ostro: „Poślijcie to
wasze »źródło« w  sztabie niemieckich sił powietrznych do jego jobanej matieri”,
nabazgrał na meldunku od Mierkułowa. „To dezinformator, a nie źródło”126.
Dwa dni później przyszła kolej na Żukowa, który też naraził się na gniew
Stalina. Osiemnastego czerwca wraz z  Timoszenką uczestniczył w  trzygodzinnej
naradzie ze Stalinem na Kremlu, podczas której omówił sytuację panującą na
zachodniej granicy i poprosił Stalina o zezwolenie na postawienie Armii Czerwonej
w  stan „pełnej gotowości bojowej”. Gdy Żukow mówił, Stalin coraz bardziej się
irytował, gniewnie stukając fajką w  blat stołu. Wreszcie, według wspomnień
Timoszenki, wybuchł wściekłością i  wrzasnął na Żukowa: „I co, przyszliście
straszyć nas wojną, a  może chcecie wojny, jak gdyby brakowało wam jeszcze
odznaczeń albo może macie nie dość wysoką rangę?”. Kiedy Żukow umilkł na to,
Timoszenko usiłował podjąć temat, lecz Stalin nie chciał słuchać tego ostatniego.
„To wszystko sprawka Timoszenki – powiedział zebranym członkom Biura
Politycznego – on szykuje wszystkich na wojnę. Należało go rozstrzelać”. I podjął:
„Musicie zdać sobie sprawę, że Niemcy z  własnej woli nigdy nie będą walczyły
z  Rosją. Musicie to zrozumieć”. A  opuszczając salę rzucił jeszcze na odchodne:
„Jak zamierzacie sprowokować Niemców na granicy, przemieszczając tam wojska
bez naszej zgody, to polecą głowy, zapamiętajcie, co mówię”127. I trzasnął za sobą
drzwiami.
W dniu przed spodziewaną napaścią nie dało się już lekceważyć narastających
dowodów. Personel niemieckiej ambasady w  Moskwie już wcześniej wyjechał,
zabierając rodziny i  rzeczy osobiste; dokumenty podobno palono w  piecykach
koksowych na dziedzińcu tej placówki. Odbierano kolejne meldunki z  Londynu,
Ameryki i od Richarda Sorgego w  Tokio. Pewna Polka ponoć wołała 15 czerwca
przez granicę, że Sowieci powinni spodziewać się ataku w  ciągu tygodnia,
a napływ szpiegów, sabotażystów i uciekinierów przez granicę niemiecko-sowiecką
zdawał się potwierdzać taką zapowiedź. Jeden z dowódców sowieckich jednostek
granicznych odnotował, jak to określił, „narastającą bezczelność hitlerowców”,
gdyż niemieckie straże zaczęły się odwracać tyłem do czerwonoarmistów
w  sytuacjach, w  których wcześniej stawali na baczność i  salutowali128. Także
w  Rumunii huczało od pogłosek, wedle których zbliżała się data nie tylko
wspólnego niemiecko-rumuńskiego uderzenia na ZSRS, ale nadto sporządzono już
listy funkcjonariuszy wyznaczonych na stanowiska w  odzyskanej Besarabii,
a  w  Teatrze Narodowym trwały próby spektaklu, który miał został wystawiony
w Kiszyniowie po wyzwoleniu tego miasta spod sowieckich rządów. Powiadano, że
rumuński przywódca, generał Antonescu, chce wkroczyć do Kiszyniowa 27
czerwca, dokładnie w rocznicę utraty besarabskiej prowincji129.
Na ogół twierdzi się, że w  trakcie dziesięciu dni poprzedzających 22 czerwca
sowiecki wywiad został poinformowany o  niemieckiej inwazji z  czterdziestu
siedmiu różnych źródeł130. Jednym z  ostatnich informatorów był Alfred Liskow,
żołnierz Wehrmachtu i  sympatyk komunizmu, który przepłynął 21 czerwca Bug,
aby przestrzec Armię Czerwoną, że atak na całym froncie został wyznaczony na
brzask następnego ranka. Tuż po północy Żukow zatelefonował na Kreml, aby
przekazać Stalinowi tę nową wiadomość. Sowiecki dyktator pozostał niewzruszony
i rozkazał rozstrzelać Liskowa za sianie dezinformacji131.
Ledwie trzy godziny później niemiecki ambasador Friedrich-Werner von der
Schulenburg zadzwonił do gabinetu Mołotowa na Kremlu, aby umówić spotkanie.
Miał za sobą trudną noc. Poprzedniego wieczora Mołotow wezwał go do siebie,
domagając się wyjaśnienia przyczyn naruszania sowieckiej przestrzeni powietrznej
przez niemieckie lotnictwo. Rozmowa przeobraziła się w przesłuchanie. „Dlaczego
personel niemieckiej ambasady wyjechał z  Rosji?” – dopytywał się Mołotow.
„Dlaczego niemiecki rząd nie zareagował na komunikat TASS?”. Nie uzyskawszy
na to odpowiedzi, Mołotow poskarżył się, że „nie ma powodu, aby rząd niemiecki
był niezadowolony z  poczynań Rosji”132. Niewiele godzin później Schulenburg
ponownie pospieszył na spotkanie z Mołotowem. Tym razem został upoważniony
do złożenia oficjalnego oświadczenia.
Ambasador uroczyście odczytał tekst depeszy, która nieco wcześniej nadeszła
z  Berlina, przezornie pomijając litanię oskarżeń, jaka poprzedzała zasadnicze
przesłanie. „Z najgłębszym żalem”, oznajmił Mołotowowi, przychodzi mu
obwieścić, iż rząd niemiecki czuje się zmuszony do podjęcia „kroków militarnych”
w  odpowiedzi na koncentrację sowieckich wojsk na granicy. Schulenburg nie
omieszkał wspomnieć o  swoich własnych „ogromnych staraniach” na rzecz
zachowania „pokoju i  przyjaźni”, niemniej przyznał, że uważa, iż „oznacza to
początek działań wojennych”. Mołotow osłupiał. Jąkając się z  niedowierzania,
usiłował objaśnić przyczyny koncentracji wojska, a potem poskarżył się, że Berlin
wcześniej nie przedstawił rządowi sowieckiemu żadnych żądań. „Po co – zapytał –
Niemcy zawierały pakt o  nieagresji, skoro tak łatwo go złamały?”. Niemiecka
napaść, wykrzyknął, to „wiarołomstwo bez precedensu w  historii (…) Na to nie
zasłużyliśmy”. Schulenburg, który należał do głównych architektów porozumienia
niemiecko-sowieckiego, mógł w odpowiedzi tylko wzruszyć ramionami133.

1 Por. W. Brumfield, Landmarks of Russian Architecture, Nowy Jork 1997, s. 230.


2 „Prawda”, 22 XII 1940, s. 5.
3 „Prawda”, 25 XII 1940, s. 6 oraz 28 XII 1940, s. 5.
4 Lista uczestników tej konferencji dostępna na stronie http://militera.lib.ru/docs/da/sov-new-
1940/90.html.
5 Relacja generała M.I. Kazakowa; cyt. za: Stalin and his Generals: Soviet Military Memoirs of
World War II, red. S. Bialer, Londyn 1970, s. 139.
6 Pełny tekst wystąpienia Mierieckowa: http://militera.lib.ru/docs/da/sov-new-1940/02.html oraz
w zbiorach Rosyjskiego Państwowego Archiwum Wojskowego (dalej jako RSMA), f. 4, Op. 18, 55, l.
3–45.
7 RSMA, f. 4, Op. 18, 56, l. 1–52.
8 G. Żukow, Vospominanija i razmiślienija, t. I, Moskwa 1985; wyd. pol., Wspomnienia i refleksje,
tłum. P. Marciniszyn i in., Warszawa 1985, s. 250–252.
9 RSMA, f. 4, Op. 18, 56, l. 85–92.
10 N. Chruszczow, Khrushchev Remembers, Londyn 1971, s. 145–146.
11 RSMA, f. 4, dok. 18, 59.
12 Por. G. Roberts, Stalin’s Wars: From World War to Cold War, 1939–1953, Londyn 2008; wyd.
pol. Wojny Stalina: od drugiej wojny światowej do zimnej wojny, 1939–1953, tłum. M. Antosiewicz, G.
Sowula, Warszawa 2010, s. 80–81.
13 Pełny tekst wystąpienia Timoszenki: http://militera.lib.ru/docs/da/sov-new-1940/88.html.
14 G. Gorodetsky, Grand Delusion: Stalin and the German Invasion of Russia, New Haven–
Londyn 1999, s. 124.
15 Ibidem, s. 125.
16 Ibidem, s. 125–126.
17 S. Sebag Montefiore, Stalin: The Court of the Red Tsar, Londyn 2006; wyd. pol. Stalin: dwór
czerwonego cara, tłum. M. Antosiewicz, Warszawa 2003, s. 347.
18 Ibidem, s. 338–339.
19 G. Żukow, Wspomnienia…, op. cit., s. 244.
20 Ibidem.
21 Stalin and his Generals…, op. cit., s. 144.
22 S. Sebag Montefiore, Stalin…, op. cit., s. 339.
23 G. Roberts, Stalin’s General: The Life of Georgy Zhukov, Londyn 2012; wyd. pol. Generał
Stalina: życie Gieorgija Żukowa, tłum. J. Ochab, Kraków 2014, s. 118, 123.
24 Hitler’s War Directives 1939–45, red. H. Trevor-Roper, Londyn 1964, s. 129 oraz
http://avalon.law.yale.edu/imt/12–10–45.asp, s. 339.
25 A. Seaton, Stalin as Warlord, Londyn 1976, s. 94.
26 Ibidem, s. 95.
27 W. Bierieżkow, At Stalin’s Side, Nowy Jork 1994, s. 53.
28 G. Żukow, Wspomnienia…, op. cit., s. 244.
29 J. Erickson, The Soviet High Command: A Military-Political History, 1918–1941, Londyn 1962,
s. 557.
30 G. Żukow, Wspomnienia…, op. cit., s. 245.
31 G. Roberts, Generał Stalina…, op. cit., s. 117–118.
32 N. Short, The Stalin and Molotov Lines: Soviet Western Defences, 1928–41, Oxford 2008, s. 38.
33 D. Glantz, The Military Strategy of the Soviet Union: A History, Londyn 1993, s. 75
34 G. Gorodetsky, Grand Delusion…, op. cit., s. 242.
35 R.E. Tarleton, What really happened to the Stalin Line?, „Journal of Slavic Military Studies”
1993, t. VI, nr 1, s. 43.
36 N. Short, The Stalin…, op. cit., s. 14.
37 G. Gorodetsky, Grand Delusion…, op. cit., s. 242.
38 E.E. Ericson III, Feeding the German Eagle: Soviet Economic Aid to Nazi Germany, 1933–
1941, Londyn 1999, s. 147.
39 Ibidem, s. 149.
40 M. Zeidler, German–Soviet Economic Relations during the Hitler–Stalin Pact, w: From Peace
to War: Germany, Soviet Russia and the World, 1939–1941, red. B. Wegner, Oxford 1997, s. 108–109.
41 E.E. Ericson III, Feeding the German Eagle…, op. cit., s. 160.
42 H. Schwendemann, German–Soviet Economic Relations at the Time of the Hitler–Stalin Pact
1939–1941, „Cahiers du Monde russe” 1995, vol. XXXVI, nr 1–2, s. 167.
43 M. Zeidler, German–Soviet Economic…, op. cit., s. 110.
44 E.E. Ericson III, Feeding the German Eagle…, op. cit., s. 160.
45 J.B. Hoptner, Yugoslavia in Crisis: 1934–1941, Nowy Jork 1962, s. 240.
46 G. Gorodetsky, Grand Delusion…, op. cit., s. 142.
47 Hitler’s War…, op. cit., s. 107.
48 The Goebbels Diaries, 1939–1941, red. F. Taylor, Londyn 1982; wyd. pol. Joseph Goebbels.
Dzienniki, t. II, tłum. E.C. Król, Warszawa 2013, s. 145.
49 Tekst sowiecko-japońskiego traktatu o neutralności: http://avalon.law.yale.edu/wwii/s1.asp.
50 G. Gorodetsky, Grand Delusion…, op. cit., s. 199.
51 S. Sebag Montefiore, Stalin…, op. cit., s. 343.
52 Joseph Goebbels…, op.cit., s. 154 (14 IV 1941).
53 Tekst paktu antykominternowskiego: http://avalon.law.yale.edu/wwii/tri1.asp.
54 The Diary of Georgi Dimitrov: 1933–1949, red. I. Banac, New Haven–Londyn 2003, s. 155–
156.
55 G. Gorodetsky, Grand Delusion…, op. cit., s. 200.
56 Z.A. Miedwiediew, R.A. Miedwiediew, The Unknown Stalin, Londyn 2006; wyd. pol. Nieznany
Stalin, tłum. T. Illg, Katowice 2006, s. 327, 340.
57 D.E. Murphy, What Stalin Knew: The Enigma of Barbarossa, New Haven 2005; wyd. pol. Co
wiedział Stalin, tłum. M. Studniarek, Warszawa 2006, s. 181.
58 Tekst tego wystąpienia został odtworzony na podstawie relacji różnych naocznych świadków,
zamieszczonych w  źródłach takich jak: W. Warlimont, Inside Hitler’s Headquarters: 1939–45,
Londyn, 1964; wyd. pol. W Kwaterze Głównej Wehrmachtu, Warszawa 1965, s. 170–175, oraz N. von
Below, At Hitler’s Side: The Memoirs of Hitler’s Luftwaffe Adjutant, 1937–1945, Londyn 2004; wyd.
pol. Byłem adiutantem Hitlera, tłum. Z. Rybicka, Warszawa 1990, s. 304–305. Interesująca ocena
wartości tych relacji znalazła się w: J. Förster, E. Mawdsley, Hitler and Stalin in Perspective: Secret
Speeches on the Eve of Barbarossa, „War in History” 2004, t. XI, nr 1.
59 J. Förster, E. Mawdsley, Hitler and Stalin…, op. cit., s. 76.
60 N. von Below, Byłem adiutantem…, op. cit., s. 304.
61 Ibidem.
62 P. Sudopłatow, Special Tasks, Londyn 1994; wyd. pol. Wspomnienia niewygodnego świadka,
tłum. J. Markowski, Warszawa 1999, s. 132–135.
63 Z.A. Miedwiediew, R.A. Miedwiediew, Nieznany Stalin, op. cit., s. 334–335.
64 M.J. Broekmeyer, Stalin, the Russians, and Their War: 1941–1945, Madison (WI) 2004, s. 21.
65 Relacja Wiaczesława Małyszewa, cyt. za: Z.A. Miedwiediew, R.A. Miedwiediew, Nieznany
Stalin, op. cit., s. 336.
66 M.J. Broekmeyer, Stalin…, op. cit., s. 21.
67 J. Förster, E. Mawdsley, Hitler and Stalin…, op. cit., s. 101–102.
68 M.J. Broekmeyer, Stalin…, op. cit., s. 22.
69 „Prawda”, 6 V 1941, s. 1.
70 Najlepsza analiza tego przemówienia i różnych źródeł, w których przytoczono jego fragmenty,
znalazła się w: J. Förster, E. Mawdsley, Hitler and Stalin…, op. cit., s. 61–103.
71 Teoria ta została spopularyzowana przez rosyjskiego autora Wiktora Suworowa.
72 Por. np. G. Gorodetsky, Grand Delusion…, op. cit., s. 208.
73 Z.A. Miedwiediew, R.A. Miedwiediew, Nieznany Stalin, op. cit., s. 216.
74 Joseph Goebbels…, op. cit., s. 163 (14 V 1941).
75 Por. L. Kettenacker, Mishandling a Spectacular Event: The Rudolf Hess Affair, w: Flight from
Reality: Rudolf Hess and his Mission to Scotland, 1941, red. D. Stafford, Londyn 2002, s. 19–37.
76 The Diaries of Sir Alexander Cadogan, 1938–1945, red. D. Dilks, Londyn 1971, s. 382.
77 R. Service, Spies and Commissars: The Bolshevik Revolution and the West, Londyn 2011; wyd.
pol. Szpiedzy i komisarze: bolszewicka Rosja kontra Zachód, tłum. M. Bielewicz, Kraków 2013, s.
237.
78 N. Chruszczow, Khrushchev Remembers, op. cit., s. 116.
79 Ze wspomnień Jurija Czadajewa, cyt. za: S. Berthon, J. Potts, Warlords, Nowy Jork 2006, s. 72.
80 Na temat sowieckich reakcji na lot Hessa por. J. Erickson, Rudolf Hess: A Post-Soviet
Postscript, w: Flight from Reality…, op. cit., s. 38–60.
81 G. Żukow, Wspomnienia…, op. cit., s. 265–268.
82 G. Roberts, Generał Stalina…, op. cit., s. 117.
83 A. Seaton, Stalin as…, op. cit., s. 95.
84 G. Gorodetsky, Grand Delusion…, op. cit., s. 244.
85 G. Roberts, Generał Stalina…, op. cit., s. 120.
86 N. Short, The Stalin and Molotov Lines: Soviet Western Defences, 1928–41, Oxford 2008, s. 39,
41.
87 G. Żukow, Wspomnienia…, op. cit., s. 260.
88 E.E. Ericson III, Feeding the German Eagle…, op. cit., s. 170.
89 H. Schwendemann, German–Soviet Economic…, op. cit., s. 168.
90 Relacja Kuzniecowa w: Stalin and his Generals…, op. cit., s. 191.
91 E.E. Ericson III, Feeding the German Eagle…, op. cit., s. 172.
92 E. Erickson III, Feeding the German Eagle…, s. 162.
93 R. Service, Stalin, Londyn 2008, s. 255.
94 Joseph Goebbles…, op. cit., s. 177 (16 VI 1941).
95 A. Gottwaldt, D. Schulle, Die „Judendeportationen” aus dem Deutschen Reich 1941–1945,
Wiesbaden 2005, s. 51.
96 C. Browning, The Origins of the Final Solution: The Evolution of Nazi Jewish Policy, 1939–
1942, Londyn 2005; wyd. pol. Geneza „ostatecznego rozwiązania”: ewolucja nazistowskiej polityki
wobec Żydów, wrzesień 1939 – marzec 1942, tłum. B. Gutowska-Nowak, Kraków 2012, s. 98–105.
97 S. Friedländer, The Years of Extermination: Nazi Germany and the Jews, 1939–1945, Londyn
2007; wyd. pol. Czas eksterminacji: nazistowskie Niemcy i Żydzi, 1939–1945, tłum. S. Kupisz, A.M.
Nowak, K. Masłowski, Warszawa 2010, s. 199 (w edycji polskiej tej książki mowa o  7000 Żydach
wywiezionych z Wiednia na Lubelszczyznę).
98 H. Rosenkranz, Verfolgung und Selbstbehauptung: Die Juden in Österreich, 1938– 1945, Wien
1978, s. 262.
99 S. Friedländer, Czas eksterminacji…, op. cit., s. 235.
100 C. Browning, Geneza „ostatecznego rozwiązania”…, op. cit., s. 105–111.
101 D. Nimigeanu, Însemnările unui ţăran deportat din Bucovina, Bukareszt 2006, s. 26.
102 Pełna relacja w: K. Pelékis, Genocide: Lithuania’s Threefold Tragedy, Niemcy 1949, s. 47.
103 D. Nimigeanu, Însemările…, op. cit., s. 31–32.
104 Tekst rozkazu Gudaitis-Guzevičiusa, 28 XI 1940, cyt. za: Select Committee on Communist
Aggression, t. III, Waszyngton (DC) 1954, s. 470–472.
105 Łotewskie Archiwum Państwowe, dok. nr 1987, nr 1, akta sprawy nr 16272, s. 2. Autor
dziękuje Naurisowi Larmanisowi za udostępnienie przekładów tych dokumentów.
106 A. Anušauskas, Terror and Crimes against Humanity: The First Soviet Occupation, 1940–
1941, Vilnius 2006, s. 72.
107 Tekst „instrukcji Sierowa”, cyt. za: A. Shtromas, Totalitarianism and the Prospects for World
Order, Oxford 2003, s. 292.
108 We Sang Through the Tears: Stories of Survival in Siberia, red. A. Sics, Ryga 1999, s. 72.
109 Soviet Deportations in Estonia: Impact and Legacy, red. K. Kukk, T. Raun, Tallin 2007, s.
165.
110 The Polish Deportees of World War Two: Recollections of Removal to the Soviet Union and
Dispersal Throughout the World, red. T. Piotrowski, Londyn 2004, s. 30.
111 Relacja Lidiji Vilnis, w: We Sang…, op. cit., s. 91.
112 S. Kalniete, With Dance Shoes in Siberian Snows, Ryga 2006, s. 62.
113 N. Enciu, 12–13 iunie. Primele deportari staliniste, „Art-Emis” (magazyn internetowy),
http://www.art-emis.ro/istorie/1642–12–13-iunie-primele-deportari-staliniste.html.
114 Soviet Deportations…, op. cit., s. 204.
115 Relacja Herty Kalininy, cyt. za: We Sang…, op. cit., s. 73.
116 Soviet Deportations…, op. cit., s. 167.
117 Relacja Melaniji Vanagi, w: We Sang…, op. cit., s. 60.
118 Dane statystyczne za: R. Misiunas, R. Taagepera, The Baltic States: Years of Dependence
1940–1980, Londyn 1983, s. 42.
119 Źródło: Komisja do badania zbrodni reżimu komunistycznego w  Mołdawii (Moldovenii sub
teroarea bolśevica) 2010, http://www.scribd.com/doc/51121384/Moldovenii-sub-teroarea-bolśevica, s.
40.
120 Przytoczone dane liczbowe, sporne, podobnie jak wiele innych odnoszących się do kwestii
deportacji, zostały zaczerpnięte z: K. Sword, Deportation and Exile: Poles in the Soviet Union 1939–
48, Basingstoke 1994, s. 26. Znacznie mniejsza liczba (22 353) ofiar została podana w  książce
Timothy’ego Snydera, Bloodlands: Europe between Hitler and Stalin, Londyn 2010; wyd. pol.
Skrwawione ziemie: Europa między Hitlerem a Stalinem, tłum. B. Pietrzyk, Warszawa 2011, s. 155.
121 E.E. Erickson III, Soviet High Command…, op. cit., s. 574.
122 W. Churchill, The Second World War, Londyn 1989; wyd. pol. Druga wojna światowa, t. II,
ks. II, tłum. K. Mostowska, Gdańsk 1995, s. 248.
123 J. Lukacs, June 1941: Hitler and Stalin, New Haven 2006; wyd. pol. Czerwiec 1941: Hitler i
Stalin, tłum. M. Komorowska, Kraków 2008, s. 83–84.
124 Molotov Remembers: Inside Kremlin Politics, red. F. Chuev, A. Resis, Chicago 1993, s. 31.
125 R. Andreas-Friedrich, Berlin Underground, 1938–1945, Nowy Jork 1947, s. 67–68.
126 S. Sebag Montefiore, Stalin…, op. cit., s. 349.
127 G. Gorodetsky, Grand Delusion…, op. cit., s. 299.
128 Relacja Fediuninskiego w: Stalin and his Generals…, op. cit., s. 241.
129 M. Sebastian, Journal 1935–1944, Londyn 2003; wyd. pol., Dziennik 1935–1944, tłum. J.
Kotliński, Sejny 2006, s. 380.
130 Informacja zaczerpnięta z  tekstu wywiadu z  historykiem Arsanem Martirosjanem w  gazecie
„Komsomolskaja Prawda”, 20 VI 2011, http://www.kp.ru/daily/25706/906806/.
131 W. Leonhard, Wer war Alfred Liskow, und was hatte er mit Dimitroff zu tun?, „Frankfurter
Allgemeine Zeitung”, 29 XI 2000, nr 278.
132 G. Gorodetsky, Grand Delusion…, op. cit., s. 309.
133 Por. ibidem, s. 311–313, oraz S. Sebag Montefiore, Stalin…, op. cit., s. 352.
ROZDZIAŁ 9

Złoczyńcy nie znają honoru

Tuż przed świtem w  niedzielę 22 czerwca 1941 roku rozesłano do niemieckich


jednostek, stacjonujących przy granicy ze Związkiem Sowieckim, hasło
„Dortmund”. Równo o  3.15 nad ranem rozpoczął się szturm. Wzdłuż całej 1300-
kilometrowej granicy, od Bałtyku do Morza Czarnego, silne przygotowanie
artyleryjskie poprzedziło zmasowane natarcie podjęte przez 3 000 000 żołnierzy,
wspieranych przez tysiące czołgów i samolotów, na linii, którą niegdyś określono
mianem „pokojowej granicy”. W  niektórych miejscach, w  okolicach ważnych ze
strategicznego punktu widzenia przepraw rzecznych lub ufortyfikowanych
punktów, napastnicy uciekli się zawczasu do podstępu. W  Kodeniu, niedaleko
Brześcia, niemieccy wartownicy przywołali sowieckich strażników z  mostu na
Bugu pod pretekstem omówienia „ważnej sprawy”, by następnie otworzyć do nich
ogień z  broni maszynowej1. Gdzie indziej dywersanci z  elitarnej jednostki
specjalnej „Brandenburg”, przerzuceni za sowiecką granicę, przecinali linie
telefoniczne i  niszczyli maszty radiowe, aby sparaliżować reakcję Armii
Czerwonej. Jednakże na większości odcinków frontu takie działania nie były
potrzebne – ostrzał armatni zwiastował największą inwazję w dziejach wojen. Pakt
nazistowsko-sowiecki został zerwany.
Dokładnie w  czasie, gdy Schulenburg z  rezygnacją wzruszał ramionami
w  Moskwie, sowieckiego ambasadora Władimira Diekanozowa wezwano do
siedziby Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rzeszy w Berlinie. Tam Diekazonowa
i  jego tłumacza Walentina Bierieżkowa powitał Ribbentrop z  twarzą „opuchniętą
i  zaczerwienioną, zaspanymi oczami i  podrażnionymi spojówkami”. Bierieżkow
zastanawiał się: „Czy to możliwe, że był pijany?”. Poznał odpowiedź na swoje
domysły, kiedy Ribbentrop, podnosząc głos, zaczął się rozwodzić na temat
rzekomego naruszania przez Sowietów niemieckiej granicy i  przestrzeni
powietrznej oraz oskarżał Moskwę o  zamiar „zadania narodowi niemieckiemu
ciosu w  plecy”. W  tej sytuacji, stwierdził na koniec, „wojska niemieckie
przekroczyły granicę i  wkroczyły do Związku Sowieckiego”. Po tym, jak
Diekanozow i  Bierieżkow na próżno zapewnili o  niewinności Moskwy,
wyprowadzono ich z gmachu ministerstwa. Gdy wychodzili, Ribbentrop pobiegł za
nimi i  ochrypłym szeptem zapewnił ich, że nie zgadzał się z  decyzją o  ataku na
ZSRS i starał się odwieść Hitlera od jej podjęcia. „Proszę przekazać Moskwie, że
sprzeciwiałem się tej napaści”, powiedział. Po powrocie do sowieckiej ambasady
przy Unter den Linden włączyli odbiornik radiowy, aby usłyszeć, co Moskwa mówi
o  ofensywie, która właśnie się zaczęła. Ku swemu zaskoczeniu wysłuchali tylko
codziennej porannej audycji z  gimnastyką, po której podano nudne wiadomości
o rolnictwie i pracowitych robotnikach. Obaj głowili się, czy Moskwa w ogóle wie,
co się dzieje2.
Parę godzin później Hitler obwieścił o  ataku swojemu narodowi. O  5.30
Goebbels odczytał treść oświadczenia Führera ze swego gabinetu w  gmachu
Ministerstwa Propagandy, wyemitowanego równocześnie przez wszystkie
rozgłośnie radiowe w  Niemczech. „Po tym, jak byłem przytłoczony ciążącymi
troskami – zaczął, czytając słowa Hitlera – zmuszony do trwającego miesiącami
milczenia, nadeszła wreszcie pora, kiedy w  końcu mogę przemówić swobodnie”.
Kolejne słowa stanowiły prawdziwe studium nazistowskiego wyrafinowania
i  perfidii, gdyż Hitler przedstawił dotychczasową historię trwającej wojny jako
dzieje brytyjsko-sowieckich machinacji, które miały na celu osaczenie Niemiec.
Pakt nazistowsko-sowiecki, jak stwierdził, był próbą – podjętą „z wielką
trudnością” – przełamania tego okrążenia, jednak osiągnięty w taki sposób sukces
okazał się ulotny: „pan Cripps” z  Londynu został wysłany do Moskwy dla
odtworzenia relacji brytyjsko-sowieckich, a zaraz potem Stalin rozpoczął „groźną”
ekspansję na zachód, zajmując kraje bałtyckie i  Besarabię. Na to Hitler przez
pewien czas nie reagował, a  nawet zaprosił „Herr Molotoffa” do Berlina na
rozmowy, ale Związek Sowiecki tak „nikczemnie sprzeniewierzył się” paktowi, że
teraz Hitler musiał przystąpić do działań przeciwko „żydowsko-anglosaskim
podżegaczom wojennym”. W  konsekwencji postanowił „złożyć los i  przyszłość
Rzeszy Niemieckiej i naszego narodu w rękach naszych żołnierzy”3. Dla Goebbelsa
odczytanie treści tej deklaracji było „uroczystą chwilą”, w  której słyszało się
„tchnienie historii”. Ale także odzyskaniem swobody: „Odpadło brzemię ciążące
przez wiele tygodni i  miesięcy”, zapisał w  dzienniku. „Czuję się całkowicie
wolny”4.
Churchill podzielał te odczucia. Spędził tę noc w  Chequers, wiejskiej
rezydencji brytyjskich premierów w  lesistym hrabstwie Buckinghamshire, gdzie
poprzedniego wieczoru zjadł kolację w  towarzystwie sekretarza spraw
zagranicznych Anthony’ego Edena oraz nowego amerykańskiego ambasadora
Johna Winanta. Obudziły ich w  niedzielny poranek wiadomości o  niemieckim
ataku na ZSRS, wywołując – jak wspominał osobisty sekretarz Churchilla, Jock
Colville – „uśmiech zadowolenia” na twarzach całej trójki5. Edenowi przekazano tę
wieść na srebrnej tacy wraz z wielkim cygarem na specjalne okazje. Zarzuciwszy
na siebie szlafrok, pospieszył do pokoju Churchilla i  obaj w  poczuciu ulgi –
i zapewne rozkoszując się dymem z cygar – wdali się w rozmowę o tym, co może
się teraz wydarzyć6. Churchilla nie zaskoczyły te nowiny. Po prostu „przemieniły
przekonanie w  pewność”, jak później wspominał, dorzucając: „Nie miałem
najmniejszych wątpliwości co do naszej powinności i naszej polityki”7.
Tymczasem około półtora tysiąca mil na wschód Moskwa, wypierając fakty,
była pogrążona w  osobliwym spokoju. O  dziwo, tego samego poranka
w  „Prawdzie” opublikowano tekst sławnej ballady Lermontowa o  bitwie pod
Borodino, w  której jest wzmianka o  płonącej Moskwie podpalonej przez
Francuzów w 1812 roku:

Dziadziusiu! Prawda, że to drogo


Za zgliszcza Moskwy przyszło wrogom zapłacić?
Że raz w raz bywała o nią bitwa wszczęta?
I jeszcze jaka zawzięta!8

Ale powodem publikacji tego utworu poetyckiego nie było jakieś


niewytłumaczalne przeczucie nadchodzącej wojny, tylko zbliżająca się kolejna
rocznica śmierci poety9. W sowieckiej stolicy ludność nie wiedziała, że daleko na
zachodniej granicy rozgorzały walki. W istocie, kiedy nadeszły pierwsze meldunki
o niemieckim ataku, czerwonoarmistom nakazano nie stawiać oporu. Na przykład
na najważniejszym odcinku, powierzonym dowództwu Frontu Zachodniego,
generał Dmitrij Pawłow wydał wcześniej rozkaz, w którym wspominano o tym, że
choć „prawdopodobne są prowokacyjne wypady faszystowskich bandytów”, to
miano na nie nie reagować: napastników należało pochwycić, ale samej granicy nie
przekraczać. Jasne, że polecenie takie nadeszło z  samej góry. Kiedy Żukow
zatelefonował do Stalina wczesnym rankiem, prosząc o  zgodę, aby wojska
sowieckie mogły odpowiedzieć ogniem, usłyszał na to: „Nie wyrażam zgody. To
niemiecka prowokacja. Nie otwierajcie ognia, bo sytuacja się pogorszy”10. Stalin,
zaślepiony swą wiarą w  pakt i  oczekiwaniem od dawna na podjęcie rokowań
z Berlinem, paraliżował poczynania Armii Czerwonej.
Przybyły do Moskwy w  ten upalny, letni niedzielny poranek admirał Nikołaj
Kuzniecow wspominał, że w  sowieckiej stolicy panował błogi spokój, a  ludzie
najwyraźniej nie wiedzieli, że „na granicach szaleje pożar”. Gdy dotarł na Kreml,
zauważył, że wszystko wygląda tam jak w  normalną niedzielę: straże salutowały
służbiście i  nie było żadnych „oznak niepokoju (…) Wszystko było ciche
i opustoszałe”. Przyszło mu na myśl, że sowieckie przywództwo musiało się gdzieś
zebrać na naradę, więc wrócił do gmachu Ludowego Komisariatu Obrony. „Czy
ktoś telefonował?” – zapytał adiutanta. „Nie”, padła odpowiedź. „Nikt nie
dzwonił”11.
Faktycznie, wbrew pozornej bierności Stalin nie próżnował. Naradziwszy się
wczesnym rankiem z  Mołotowem i  innymi członkami Biura Politycznego, wydał
nową dyrektywę, zezwalając sowieckim wojskom na atakowanie najeźdźcy
„wszystkimi środkami, jakimi dysponują” oraz rozkazując ewakuację
niezliczonych fabryk i  20 milionów ludzi z  obszarów na bezpośrednim zapleczu
frontu. Ponadto zareagował na wiarołomstwo Hitlera w  sposób, który uważał za
najskuteczniejszy: terrorem, polecając szefowi NKWD, Ławrientijowi Berii,
zabezpieczyć Moskwę poprzez ściągnięcie do stolicy agentów bezpieki
i  aresztować ponad tysiąc moskwian oraz obcokrajowców podejrzanych
o  „terroryzm, sabotaż, szpiegostwo, trockizm” i  mnóstwo innych przestępstw12.
A  jednak, mimo podjęcia tych radykalnych kroków, Stalin najwyraźniej miał
trudności z  przystosowaniem się do nowej sytuacji. Wedle szefa Kominternu,
Georgiego Dymitrowa, Stalin użalał się tego dnia, że Niemcy zaatakowali „jak
gangsterzy”, bez uprzedniego przedstawienia żądań albo ultimatum13.
Poza tym Stalin przekazał Mołotowowi zadanie przemówienia do sowieckich
obywateli – być może dlatego, że nie chciał, aby jego samego kojarzono
z  rozgrywającą się katastrofą, a  może i  z  takiej przyczyny, że to Mołotow
podpisywał traktat z  Niemcami. W  każdym razie później owego dnia to szorstki,
nosowy głos szefa rosyjskiej dyplomacji obwieścił sowieckim obywatelom przez
radio i uliczne głośniki wybuch wojny. Podchwytując u swego patrona ton urażonej
niewinności, Mołotow określił niemiecki atak jako „perfidię niesłychaną w historii
cywilizowanych narodów”. Odwoływał się co rusz do paktu nazistowsko-
sowieckiego i do tego, iż Niemcy nie zgłosili zawczasu żadnych skarg:

Do napaści na nasz kraj doszło pomimo faktu, że pomiędzy ZSRS a Niemcami został zawarty
traktat o  nieagresji, a  rząd sowiecki najściślej wywiązywał się ze wszystkich postanowień
tego układu.
Napadnięto na nasz kraj pomimo faktu, że w  ciągu całego okresu obowiązywania tego
traktatu rząd niemiecki nie znalazł powodu do choćby jednej skargi na ZSRS, dotyczącej
przestrzegania [warunków] tego układu.

Przechodząc do rzeczy, Mołotow podkreślił, iż Sowieci nie dopuścili się


naruszenia niemieckich granic i  wyraził „niewzruszone przekonanie”, że siły
zbrojne Związku Sowieckiego „zadadzą agresorowi miażdżący cios”.
„Krwiożerczy faszystowscy przywódcy Niemiec – mówił dalej – zniewolili
Francuzów, Czechów, Polaków, Serbów, Norwegię, Belgię, Danię, Holandię,
Grecję i  inne kraje”. Nie wspomniał przy tym, że Związek Sowiecki wykazał się
podobną zaborczością. Mimo wszystko przyrzekł, że „Armia Czerwona i cały nasz
naród raz jeszcze stoczy zwycięską wojnę za ojczyznę, za nasz kraj, za honor i za
wolność”. Kłamliwie stwierdził też, że sowieckie straty wynoszą „ponad dwieście
osób”. Zakończył wystąpienie zwrotem, który miał się stać jednym z  haseł
przewodnich w wojnie niemiecko-sowieckiej: „Nasza sprawa jest słuszna” – rzekł
uroczyście. „Pobieda budiet za nami” – „Zwycięstwo będzie nasze”14. Było to
niezłe, ale niezbyt porywające przemówienie. Stalin dość bezlitośnie powiedział
swemu ministrowi, że ten zrobił wrażenie „trochę podenerwowanego”15.
Wkrótce potem Stalin wyjechał z  Kremla na swoją daczę w  Kuncewie pod
Moskwą. I dopiero o 21.15 tego wieczoru ostatecznie podyktował tekst „dyrektywy
nr 3”, w  której rozkazywał Armii Czerwonej nie tylko „nie ustępować” oraz
„zniszczyć” nieprzyjaciela, ale także przekroczyć sowiecką granicę po
przystąpieniu do pościgu za wrogiem16. Problem tkwił w  tym, że w  owym czasie
Armia Czerwona przeszła już do panicznego odwrotu.

Tamtego poranka oddziały sowieckie rychło się zorientowały, że niemiecki atak to


nie jest zwykła prowokacja graniczna. Po szybkim przełamaniu przez Niemców
wysuniętych sowieckich pozycji oddziały Armii Czerwonej były doszczętnie
rozbijane, pokonywane i  niszczone przez lepiej wyposażonego, lepiej
wyszkolonego i  lepiej dowodzonego nieprzyjaciela. Oszacowano, że 22 czerwca
1941 roku co dwie sekundy ginął jakiś czerwonoarmista17. W  chaosie, który
zapanował po ataku, nic nie pozostawało z całych sowieckich jednostek: żołnierze
ginęli wśród rozrywających się pocisków artyleryjskich lub będąc miażdżeni przez
czołgi na wypalonej przez słońce ziemi.
Pod koniec owego pierwszego dnia resztki sowieckiej 10. Armii przegrupowały
się wokół nowej kwatery swego dowództwa. Jeszcze kilka godzin wcześniej armia
ta składała się z  sześciu dywizji piechoty, sześciu dywizji pancernych, dwóch
dywizji kawalerii i  trzech pułków artylerii; teraz jej niedobitkom nie pozostało
wiele ponad dwa namioty, kilka stołów i telefon polowy18. Z innych jednostek nie
zostało prawie nic. Jak przyznał później jeden z  sowieckich dowódców: „Z 56.
Dywizji Strzelców pozostał jedynie numer”19. Tymczasem sowieckie lotnictwo było
niszczone na ziemi i  jedynie nieliczni piloci wzbili się w  swoich maszynach
w  powietrze, aby podjąć walkę z  Niemcami. Tylko owego pierwszego dnia
Luftwaffe zniszczyło prawie półtora tysiąca sowieckich samolotów20. Prawie na
pewno straty sowieckiego lotnictwa były jeszcze większe. Służący w  Luftwaffe
adiutant Hitlera zapisał parę dni później: „Łatwość, z jaką odnosiliśmy zwycięstwa
na całym froncie, stanowiła zaskoczenie zarówno dla armii lądowej, jak i  sił
powietrznych. Nieprzyjacielskie samoloty stały w równych szeregach na lotniskach
i  można je było bez trudu niszczyć”21. Po zapoznaniu się z  takimi informacjami
Stalin zareagował niedowierzaniem: „Chyba niemieckie siły powietrzne nie zdołały
dotrzeć do wszystkich [naszych] lotnisk?” – pytał swoich podwładnych. Gdy ci
odpowiedzieli, że tak właśnie się stało, dał upust bezsilnej wściekłości22.
Sytuacja sowieckich wojsk lądowych przedstawiała się podobnie. Pomimo
nieustępliwości i odwagi jej żołnierzy, jednostki Armii Czerwonej niemal wszędzie
były po prostu niszczone przez przeciwnika. Już pod koniec pierwszego dnia walk
– gdy Stalin w  końcu wydał do swoich oddziałów odezwę, aby wyparły wroga
z  kraju – niektóre niemieckie czołówki przebyły po około 80 kilometrów od
granicy. Pojedyncze punkty sowieckiego oporu zamykano w  okrążeniach
i  likwidowano, a  niemieckie kolumny pancerne mknęły na wschód, zapuszczając
się daleko na tyły nieprzyjaciela i, zgodnie z klasycznymi założeniami Blitzkriegu,
siejąc zamęt na liniach komunikacyjnych i  szlakach zaopatrzeniowych
przeciwnika. Po dwóch dniach Niemcy zdobyli stolicę Litewskiej Republiki
Sowieckiej, Wilno, a tydzień później także stolicę Łotwy, Rygę, białoruski Mińsk
oraz Lwów w zachodniej Ukrainie. Do tego czasu niektóre z niemieckich jednostek
dotarły już do miejsc oddalonych o  około 400 kilometrów od pozycji
wyjściowych23. Sowieci utracili większość ziem uzyskanych za sprawą paktu
Ribbentrop-Mołotow.
Jednym z  nielicznych powodów do zadowolenia była dla Stalina w  tych
pierwszych dniach kampanii skuteczność nowych modeli sowieckich czołgów T-34
i  ciężkich KW. Chociaż Armia Czerwona miała w  czerwcu 1941 roku niespełna
półtora tysiąca wozów bojowych tych typów, to ich frontowy debiut stanowił
nieprzyjemną niespodziankę dla niemieckich wojsk, które przywykły już do
dominacji na bitewnych polach. Działony przeciwpancerne Wehrmachtu szybko się
przekonały, że ich broń, zwłaszcza armatki kalibru 37 mm, jest nieskuteczna
w  walce z  takimi czołgami; obsługa jednego z  dział utrzymywała, że trafiła
pewnego T-34 dwadzieścia trzy razy i  nie udało się go zniszczyć24. Również
niemieccy czołgiści z  podobnym zaniepokojeniem stwierdzili, że działa nowych
sowieckich czołgów to bardzo groźny oręż, mogący poważnie uszkadzać ich
pojazdy, zanim jeszcze sowieckie czołgi znalazły się w zasięgu niemieckich armat
czołgowych. Jeden z Niemców wspominał:

[Czołgi] KW-1 i  KW-2 (…) to było coś! Nasze kompanie ostrzeliwały je z  około ośmiuset
metrów, ale bezskutecznie. Podchodziliśmy coraz bliżej nieprzyjaciela, który z kolei bez obaw
zbliżał się do nas. Już wkrótce dzieliło nas od siebie jakieś pięćdziesiąt do stu metrów.
Dochodziło do gwałtownej wymiany ognia, bez zauważalnych sukcesów z  naszej strony.
Rosyjskie czołgi kontynuowały natarcie, a  wszystkie pociski przeciwpancerne po prostu
odbijały się od nich25.

Nic dziwnego, że niemieccy dowódcy jednostek frontowych niebawem zaczęli


mówić o  „lęku przed czołgami”, odczuwanym przez żołnierzy Wehrmachtu26.
Jednak mimo takich obaw ofensywa wojsk „osi” trwała niemal nieprzerwanie:
Sowieci mieli zbyt mało T-34 i KW, ażeby czołgi te mogły zadecydować o losach
toczonych bitew, poza tym załogi tych wozów bojowych okazywały się zbyt
niedoświadczone lub niedostatecznie wyszkolone, by wykorzystać lokalne
sukcesy27.
Umocnieniami, które umożliwiały czerwonoarmistom stawianie przejściowego
oporu, były fortyfikacje na Linii Mołotowa, na przykład koło Połągi (Kunigiškiai)
na Litwie albo Rawy Ruskiej opodal Lwowa28. W  niemieckich meldunkach
z owego lata odnotowano tam 68 kazamat artyleryjskich, 460 stanowisk dla broni
przeciwpancernej i  542 gniazda karabinów maszynowych, najczęściej
z  rozmieszczonymi w  pobliżu schronami i  rowami przeciwczołgowymi29. Choć
umocnienia Linii Mołotowa były częściowo niegotowe oraz tu i ówdzie zostały już
przełamane, to na pewno Niemcy musieli się z  nimi liczyć. Podobną zaporę
stanowiła stara twierdza w  Brześciu, w  mieście, w  którym naziści i  Sowieci
urządzili wspólną defiladę po podboju Polski w 1939 roku. Wzniesiona w połowie
XIX wieku przez panujących tam ówcześnie Rosjan była potężną fortecą, swego
czasu uznawaną za nie do zdobycia. Rozmieszczona nad ujściem rzeki Muchawiec
do Bugu nieco na zachód od samego miasta składała się z  licznych koszar,
rawelinów, fos i kazamat; jej mury miały półtora metra grubości i mogła pomieścić
garnizon złożony z 12 tysięcy żołnierzy.
Jak na ironię niemieckimi wojskami na odcinku frontu naprzeciwko Brześcia
dowodził generał Heinz Guderian, który we wrześniu 1939 roku wraz z sowieckimi
oficerami salutował tam defilującym oddziałom. „Już raz zdobyłem tę twierdzę,
podczas kampanii polskiej – napisał Guderian w  powojennych wspomnieniach. –
Teraz dostałem zadanie uczynienia tego ponownie, choć w  trudniejszej sytuacji”.
Jak pisał dalej: „fortyfikacje w  Brześciu były przestarzałe, ale (…) [rzeka]
i  wypełnione wodą rowy chroniły je przed atakiem czołgów”30. W  Guderianie
perspektywa zdobywania tej twierdzy budziła takie obawy, że poprosił
o przekazanie pod jego komendę jednego z korpusów piechoty na czas szturmu na
Brześć.
Piechota niemiecka na froncie wschodnim, 1941 rok. Skala postępów Wehrmachtu w pierwszych
tygodniach natarcia na ZSRS było wprost proporcjonalna do zaskoczenia oraz dezorganizacji
w szeregach Armii Czerwonej.
Piechota niemiecka na froncie wschodnim, 1941 rok. Nawet mimo kiepskich szlaków
komunikacyjnych tempo posuwania się wojsk III Rzeszy na wschód było szokujące.

Niemcy zaatakowali fortecę brzeską rankiem 22 czerwca. Po silnym


przygotowaniu artyleryjskim ruszyło natarcie niemieckiej piechoty, a  potem
nastąpił nalot powietrzny. Złożony z  7000 czerwonoarmistów garnizon walczył
mężnie; około 2000 sowieckich żołnierzy oddało życie w  obronie twierdzy,
a  pozostali bronili się przez tydzień, ostatecznie kapitulując 29 czerwca. Jeden
z oficerów Armii Czerwonej, major Piotr Gawriłow, zdołał nawet uniknąć niewoli,
ukrywając się w  lochach twierdzy, nim w  końcu został schwytany 23 lipca, po
upływie całego miesiąca od chwili rozpoczęcia operacji „Barbarossa”31. Ciekawe,
że udało mu się przeżyć wojnę.
Do tego czasu oddziały Guderiana przemieściły się już o  400 kilometrów na
wschód, o mały włos nie zetknąwszy się z czymś, co znowu mogło mu przywodzić
na myśl wypadki z  1939 roku. W  połowie lipca jego 2. Armia znalazła się
w  pobliżu miast Żłobin i  Rohaczów we wschodniej Białorusi, gdzie odparła
nieudany kontratak sowieckiego XXV Korpusu Zmechanizowanego, dowodzonego
przez generała-majora Siemiona Kriwoszeina, razem z  którym Guderian
przyjmował defiladę w Brześciu w 1939 roku32. Mimo że żaden z nich najwyraźniej
nie zdawał sobie z  tego sprawy, oddzielało ich od siebie zaledwie kilku-
kilometrowe pole bitwy. Można się domyślać, że złożone oficerom Wehrmachtu
w  1939 roku zaproszenie, aby „odwiedzili [Kriwoszeina] w  Moskwie”, było już
nieaktualne.
W istocie wiele wokoło przypominało o pakcie nazistowsko-sowieckim. Wobec
skali niemiecko-sowieckiej współpracy gospodarczej w  początkowej fazie drugiej
wojny światowej nieuchronny był duży wpływ tych powiązań na przebieg operacji
„Barbarossa”. Jak już wspomniano, czasami sugeruje się błędnie, że sowieckie
dostawy w  decydującej mierze przyczyniły się do niemieckiego zwycięstwa
w  kampanii na zachodzie latem 1940 roku: że czołgi Wehrmachtu nacierające
w  kierunku francuskiego wybrzeża koło Abbevelle były „napędzane sowieckim
paliwem”. O  ile taka sugestia nie znajduje potwierdzenia w  odniesieniu do
nazistowskiej ofensywy na froncie zachodnim w  1940 roku, o  tyle rzeczywiście
zdarzało się tak w  roku 1941: niemieckie czołgi zdobywające Mińsk oraz
okrążające Kijów faktycznie w  pewnym stopniu czerpały z  sowieckich zapasów
paliw płynnych – w  ujęciu statystycznym co ósmy z  nich istotnie korzystał
z „sowieckiego paliwa”33.
Sowiecki czołg KW-1, 1941 rok. Wbrew obiegowym mitom Rosjanie nie mieli gorszego sprzętu
pancernego (czołgi T-34 czy KW) niż Wehrmacht w połowie 1941 roku.
Te same wzajemne związki przejawiały się w  innych dziedzinach. Sowieckie
czołgi średnie T-34 oraz ciężkie KW, które w lecie 1941 roku sprawiły Niemcom
sporo trudności, zjeżdżały z  linii produkcyjnych organizowanych w  znacznym
stopniu z  użyciem sprowadzanej niemieckiej maszynerii – tokarek, dźwigów,
przemysłowych kuźni i  młynów. Efekty niedawnej współpracy były dostrzegalne
i  gdzie indziej. Jeden z  historyków, zajmujący się kwestiami ekonomii, ujął to
nader celnie:

Niemieccy żołnierze, karmieni chlebem z  ukraińskiego zboża, przewożeni dzięki paliwu


z  kaukaskiej ropy naftowej i  w  butach z  kauczuku przetransportowanego koleją
transsyberyjską, strzelali do swoich byłych sprzymierzeńców ze stali utwardzonej manganem
z  Zagłębia Donieckiego. Armia Czerwona ostrzeliwała się z  dział i  samolotów
zaprojektowanych według niemieckich specyfikacji i  produkowanych przy użyciu maszyn
z Zagłębia Ruhry w fabrykach, w których spalano węgiel z Saary34.

Niektórzy uskarżali się nawet, że niemiecko-sowiecka współpraca nie przybrała


jeszcze większego zakresu. Generał-pułkownik sowieckich sił powietrznych,
Aleksander Jakowlew, miał później ze smutkiem zauważyć, iż jego delegacji,
mającej dokonać zakupów sprzętu lotniczego, proponowano podczas jednej z wizyt
w Niemczech bombowiec nurkujący Ju 87 Stuka, ta jednak odrzuciła ofertę. „Po co
wyrzucać pieniądze?” – uznali Sowieci. „To samolot powolny, przestarzały”.
Ocena taka na pewno nie była nietrafna – stukasy poniosły bardzo dotkliwe straty
w  starciach z  myśliwcami RAF-u latem 1940 roku w  czasie powietrznej bitwy
o Anglię – niemniej Ju 87 okazały się bardzo skuteczne w warunkach, w których
Niemcy panowali w powietrzu, na przykład nad frontem wschodnim w 1941 roku.
Ów paradoks nie umknął uwadze Jakowlewa: „W pierwszych dniach wojny
[niemiecko-sowieckiej] – wspominał – te »powolne, przestarzałe« maszyny czyniły
u nas niesłychane spustoszenia”35.
Niemieckie czołgi na froncie wschodnim, 1941 rok. Choć początkowo miały problemy
z niszczeniem rosyjskich maszyn, to jednak ogólnie postępy natarcia armii III Rzeszy nie były
zagrożone w tamtym okresie.
Jeńcy sowieccy na froncie wschodnim, 1941 rok. Tempo natarcia Niemców, stopień zaskoczenia
i błędy w dowodzeniu Armią Czerwoną powodowały dostawanie się do niewoli olbrzymich ilości
żołnierzy.

Główny przykład wzajemnych powiązań między machinami wojennymi,


sowiecką i  niemiecką, tamtego okrutnego lata, to okręt „Pietropawłowsk”,
dawniejszy „Lützow”. Tkwiąc przez ponad rok w  leningradzkiej stoczni, ten
nieukończony niemiecki krążownik został pospiesznie przysposobiony do walki
w obronie drugiego pod względem wielkości miasta Związku Sowieckiego. I choć
nie nadawał się do pełnomorskich rejsów, to jednak miał na pokładzie osiem dział
kalibru 203 mm okrętowej artylerii głównej36, a  wobec tego mógł zostać
wykorzystany jako pływająca bateria artyleryjska, kiedy pod koniec sierpnia
oddziały Wehrmachtu podeszły pod Leningrad. I  tak się złożyło, że 7 września
„Pietropawłowsk” – zbudowany przez niemieckich stoczniowców z Bremy – raził
ogniem nacierających niemieckich żołnierzy, wystrzeliwując około 700
wyprodukowanych w  Niemczech pocisków, z  których każdy ważył po 122
kilogramy. Dziesięć dni później w cel ten wstrzeliła się z kolei niemiecka artyleria,
trafiając krążownik 53 pociskami, wskutek czego Sowieci wyciągnęli ten okręt na
brzeg, dziobem do przodu, w porcie węglowym37. Taki to zasłużony koniec spotkał
jednostkę symbolizującą zawiłe stosunki nazistowsko-sowieckie w  okresie
obowiązywania paktu Ribbentrop-Mołotow (w istocie okręt ten został
wyremontowany i od końca 1942 roku znowu brał udział w obronie Leningradu).

Witani przez miejscową ludność żołnierze Wehrmachtu wkraczają do Rygi, lipiec 1941 roku.
Krótkie acz brutalne rządy Rosjan w krajach bałtyckich spowodowały nienawiść ich mieszkańców
do ZSRS.
Niemcy tak gromili Sowietów latem 1941 roku, że odnoszone przez nich
sukcesy wydawały się potwierdzać słuszność przewidywań Hitlera, iż „wystarczy
tylko kopnąć w  drzwi, a  cała ta przegniła budowla [tj. ZSRS] się zawali”38.
I  faktycznie, w  pierwszych dniach niemieckiej inwazji sowieckie rządy sprawiały
wrażenie nader kruchych, zarówno na froncie, jak i na tyłach. W regionach nieco
wcześniej zaanektowanych przez Sowietów miejscowa ludność odnosiła się do
nich, co zrozumiałe, wrogo. We wszystkich trzech krajach bałtyckich ludowe
powstania przeciwko władzy sowieckiej poprzedziły nadejście Niemców witanych
niczym wyzwolicieli, chociaż ci odnosili się do idei niepodległości tychże krajów
równie niechętnie, jak wcześniej Sowieci39. Pewien Estończyk, świadek tamtych
wydarzeń, wspominał:

Początkowo żołnierzy niemieckich witano bardzo entuzjastycznie. Skończył się koszmar


reżimu czerwonych. Wielu mężczyzn, zwłaszcza tych, których członków rodzin zabito albo
deportowano, wstępowało z  własnej woli do armii niemieckiej. Chcieli wziąć odwet na
komunistach40.

Na Łotwie lokalne oddziały wcielone do Armii Czerwonej nie rwały się, jak
można się domyślać, do walki z Niemcami; dezercje były na porządku dziennym,
a  niektórzy Łotysze nawet zwrócili broń przeciwko czerwonoarmistom41. Wrogie
nastawienie do Armii Czerwonej nie ograniczało się do krajów bałtyckich. Wedle
wspomnień pewnego sowieckiego żołnierza uczestniczącego w  walkach o  Lwów,
miejscowi „mogli równie dobrze napluć sowieckiemu żołnierzowi w  twarz, jak
i  wskazać mu drogę”. Jeden z  generałów Armii Czerwonej zetknął się z  czymś
podobnym, gdy jego wóz sztabowy zepsuł się w  pobliżu Kowla w  zachodniej
Ukrainie. Zebrał się tłumek ze dwudziestu miejscowych, wspominał, ale „nikt nic
nie mówił. Nikt nie zaproponował pomocy”, tylko „złośliwie się uśmiechali,
patrząc na nas”42.
Nawet na głębokich tyłach zapanowały niepokoje. W  Moskwie ludzie rzucili
się do sklepów, wykupując towary, tłoczyli się w  bankach i  doszło do starcia
z  tłumem zgromadzonym przed zakładami spożywczymi. Choć wielu pełnych
zapału młodych ludzi zgłaszało się do wojska, a  generalnie dominowały nastroje
rozbudzonego rosyjskiego patriotyzmu, to mimo wszystko miały miejsce przejawy
głębokiego niezadowolenia, a tu i tam wreszcie doszły do głosu zadawnione urazy
z  powodu kolektywizacji czy terroru43. Pewien moskwianin uznał, że dobrze, iż
wojna się zaczęła, gdyż życie w  Związku Sowieckim stało się tak nieznośne, że
„im prędzej będzie po wszystkim, tym lepiej”. Inny powiedział, że „w końcu
możemy swobodnie odetchnąć. Hitler znajdzie się w  Moskwie za trzy dni,
a inteligencja będzie mogła wreszcie żyć jak należy”44.
Dla Stalina jeszcze gorsze było to, że niektórzy, i  to nie tylko na obszarach
przygranicznych, radośnie witali najeźdźców. Pewien niemiecki oficer poczynił
koło Witebska na Białorusi taką obserwację:

Zdumiewało mnie, że nie wyczuwałem żadnej nienawiści [u miejscowych ludzi]. Kobiety


często wychodziły z  domów z  ikonami trzymanymi na piersiach i  wołały: „Nadal jesteśmy
chrześcijanami. Uwolnijcie nas od Stalina, który poniszczył nasze cerkwie”. Wiele z  nich
wynosiło jajka i  suchary na „powitanie”. Stopniowo nabraliśmy poczucia, że naprawdę
uważają nas za wyzwolicieli45.

Jeszcze poważniej niepokoiła Stalina widoczna dezintegracja sowieckich sił


zbrojnych w  tych pierwszych dniach kampanii. Armia Czerwona, pod wpływem
błyskawicznych uderzeń niemieckiej machiny militarnej, poszła w  rozsypkę,
a  ocalali z  pogromu żołnierze nierzadko uciekali na wschód wraz z  kolumnami
cywilnych uchodźców, którymi nikt nie kierował. Zdarzało się, że oficerowie,
którzy usiłowali przeciwdziałać panice, ginęli zabijani przez swoich
podwładnych46. Pewien sowiecki żołnierz pamiętał swoje przeżycia pod
nieustannym ostrzałem artyleryjskim, ogłuszającą batalię i oczekiwanie na rozkazy,
które wcale nie nadeszły. Wreszcie postanowił opuścić swoją pozycję i, zebrawszy
grupkę ludzi, wyruszył pieszo razem z  nimi na wschód. „Zabłądziliśmy –
wspominał – z braku map. Wydaje się, że podczas tej wojny nie mieliśmy map, tak
jak nie mieliśmy samolotów”47. Wędrowali bez przerwy przez dwie doby.
Nie tylko szeregowi żołnierze szukali sposobu wydostania się z  matni.
Marszałek Grigorij Kulik także próbował uciec. Znany z  bufonady
zaprezentowanej na naradzie naczelnego dowództwa wcześniej w owym roku, ten
pulchny pięćdziesięciolatek przybył na front 23 czerwca w  skórzanym
kombinezonie lotniczym i goglach, mając zamiar zebrać niedobitki sowieckiej 10.
Armii. Jednakże w  obliczu katastrofy rozkazał swoim ludziom pójść za swoim
przykładem: zniszczyć mundury, pozbyć się dokumentów i  przebrać w  chłopskie
siermięgi. Po spaleniu swego marszałkowskiego munduru oraz kombinezonu
lotniczego zbiegł na wschód zaprzężonym w konie wozem48.
Kulikowi znowu udało się ujść z  życiem. Ale wobec skali katastrofy
rozgrywającej się na zachodnich granicach należało szybko przywrócić dyscyplinę.
Po części osiągnięto to za sprawą ponownego zorganizowania, pod koniec czerwca,
tak zwanych „oddziałów zaporowych”: jednostek NKWD obarczonych zadaniem
zapobieżenia samowolnym odwrotom z  frontu, w  razie konieczności z  użyciem
siły. Wobec roli odegranej podczas czystek, NKWD już wzbudzało powszechny
strach. Jak wspominał pewien pułkownik Armii Czerwonej, już sam widok
modrych czapek enkawudzistów mógł uczynić z najtwardszego żołnierza paplający
kłębek nerwów, rozpaczliwie zapewniający o  swej niewinności49. Teraz NKWD
otrzymało zadanie „zwalczania dezerterów, tchórzy i  panikarzy”. Enkawudziści
mieli prawo natychmiastowego rozstrzeliwania podejrzanych, a każdego żołnierza
na tyłach, który nie potrafił wyjaśnić przyczyn swej obecności w danym miejscu,
od razu uznawano za podejrzanego.
Wedle pewnych relacji również Stalin wymagał tego, by ktoś usztywnił jego
determinację. I  choć w  trakcie pierwszego tygodnia zmagań wykazał się wielką
energią – pracując nieprzerwanie na rzecz rozpaczliwego skoordynowania obrony
przed niemieckim najazdem – to do czasu upadku Mińska 28 czerwca najwyraźniej
znalazł się u  kresu wytrzymałości. Utrata Mińska istotnie miała wymowę
symboliczną. Miasto to nie tylko było stolicą Białoruskiej Republiki Sowieckiej
i ważnym skupiskiem ludności, ale także leżało w odległości aż trzystu kilometrów
od granicy – co dowodziło rozmiarów klęsk Armii Czerwonej – na historycznym
„trakcie moskiewskim”, niespełna siedemset kilometrów od stolicy Rosji. Gdyby
takie tempo natarcia Niemców miało się utrzymać, wojska Hitlera dotarłyby do
Moskwy w ciągu dwóch tygodni.
Nic dziwnego, że uświadomienie sobie tego faktu przejściowo podłamało
Stalina. Wieczorem 28 czerwca, dowiedziawszy się o utracie Mińska, Stalin ponoć
wpadł w  furię i  wybiegł ze swego gabinetu po tym, jak na jego żądanie
przedstawienia najnowszych wiadomości z  frontu obecni zareagowali bezradnym
wzruszeniem ramion. Tej samej nocy, wedle Żukowa, Stalin dwukrotnie zjawił się
w  Ludowym Komisariacie Obrony, gdzie znowu zareagował wściekłością na złe
wieści i  gdzie doszło do karczemnej awantury z  udziałem Timoszenki, Żukowa
i Berii, podczas której ten ostatni zagroził, że NKWD może uciec się do skrajnych
metod w celu przywrócenia ducha bojowego w wojsku50. Nie panując nad nerwami,
Stalin wrzasnął na Żukowa: „Od czego właściwie jest Sztab Generalny? Co to za
szef Sztabu Generalnego, który w pierwszych dniach wojny traci głowę, który nie
ma łączności ze swoimi siłami, który nikogo nie reprezentuje i  nikim nie
dowodzi?”51. Zaraz potem nastrój zniechęcenia zapanował w  Biurze Politycznym,
ale wielu jego członków, w  tym sam Stalin, odczuwało „wielkie przygnębienie”
pod wpływem wypadków z  owej nocy. Nieco później, opuszczając siedzibę
Komisariatu Obrony, Stalin dał upust swym najgorszym obawom. „Wszystko
stracone – powiedział – Nic tu po mnie. Lenin założył nasze państwo, a myśmy je
przesrali [tak my jejo pieriesrali]”. Podobno przeklinał przez całą drogę do swojej
daczy w Kuncewie52.
Sugestia, że Stalin popadł w  rodzaj załamania nerwowego w  pierwszych
tygodniach kampanii, znajduje odzwierciedlenie w wielu źródłach. Po raz pierwszy
wspomniał o  tym Chruszczow w  swym „tajnym przemówieniu” w  1956 roku –
podejmując uwieńczoną powodzeniem próbę zdyskredytowania ubóstwianego
niegdyś sowieckiego dyktatora – a  następnie temat ów został podchwycony,
powtarzany bez zastrzeżeń i  podkolorowany przez późniejszych biografów
i  historyków. W  niektórych publikacjach nadal utrzymuje się z  przekonaniem, że
Stalina nie było na Kremlu przez całe dziesięć dni, w  trakcie których Związek
Sowiecki pozostawał w  praktyce „bez przywództwa”53. Jednakże dziś już nie
można potraktować takiej sugestii poważnie. Na przykład analiza wpisów
w  księdze gości odwiedzających kremlowskie biuro Stalina wykazuje, że przez
tamten pierwszy tydzień nieustannie odbywały się tam spotkania, a  Stalin był
nieobecny na Kremlu tylko przez dwa dni – 29 i  30 czerwca – przewodnicząc
naradom gdzie indziej. Pracując na swojej daczy, w  siedzibie Ludowego
Komisariatu Obrony i  na Kremlu, Stalin nie ustawał w  wysiłkach opanowania
sytuacji54.
Mimo wszystko wizerunek nieogolonego Stalina, pogrążonego w  ponurym
nastroju na daczy i  odwiedzanego przez bojaźliwą koterię działaczy Biura
Politycznego wydaje się bardzo kuszący. Wedle najbardziej wyszukanej wersji
opowieści o  przejściowej „depresji wodza”, Mołotow, Mikojan, Beria
i  Woroszyłow mieli wejść do owej posiadłości, gdzie zastali Stalina,
„wychudzonego (…) zmizerniałego (…) ponurego”, który „skamieniał” na ich
widok. Zgodnie z jedną z relacji, dyktator rozprawiał na temat Lenina. „Gdyby on
mógł nas teraz widzieć”, lamentował, użalając się nad dolą „tych, którym [Lenin]
powierzył losy tego kraju”. Twierdzi się również, że Stalin został „zasypany
listami” sowieckich obywateli, „słusznie nas krytykujących”. Wreszcie utrzymuje
się, że na powitanie zadał swoim akolitom podszyte niepokojem i podejrzliwością
pytanie: „Po co przyjechaliście?”55, jak gdyby Stalin sam się przeraził, że padnie
ofiarą nowej czystki.
Choć epizod ten jest najprawdopodobniej powojennym wymysłem, w relacjach
na ów temat tkwi pewna logika. Przede wszystkim Stalin podpisał zbyt wiele
wyroków śmierci, aby nie być świadomym kar wymierzanych tym, którzy rzekomo
zawiedli, przekroczyli uprawnienia albo wysunęli się przed innych. Poza tym miał
wszelkie powody, aby pod wpływem introspekcji popaść w  przejściową skruchę.
Ostatecznie przecież sam był inicjatorem polityki, która doprowadziła do zawarcia
paktu nazistowsko-sowieckiego i  osobiście wziął udział w  negocjacjach
z  Ribbentropem; zapewne bardziej niż jakikolwiek zwrot w  sowieckiej polityce
międzynarodowej właśnie zbliżenie z  Niemcami wymagało inicjatywy i  zgody
Stalina. Ponadto, gdy stosunki niemiecko-sowieckie zaczęły się psuć, Stalin
pozostał głuchy na kasandryczne przepowiednie rychłej niemieckiej agresji i, co
gorsza, to on sam nie zgadzał się na wzmocnienie obrony Armii Czerwonej na
zachodzie, co pozostawiło „trakt moskiewski” niedostatecznie zabezpieczonym.
Mimo że obecnie można już uznać za nieprawdziwy wizerunek markotnego
Stalina, przez wiele dni pogrążonego w  letargu na swojej daczy, to sugestia, że
mógł on przejściowo poddać się stanowi niepewności i  refleksyjności, nadal
wydaje się przekonująca. Utrata Mińska symbolizowała katastrofę nie tylko dla
ZSRS, ale i  osobiście dla Stalina. Był to niewątpliwie najpoważniejszy kryzys,
z  jakim kiedykolwiek przyszło mu się zmierzyć, moment, w  którym skutki jego
błędnego osądu najostrzej się uwidoczniły. I  tylko dyktator wykazujący wielką
determinację – i  sprawujący niepodzielną władzę, którą dla siebie zagarnął – był
w stanie taki kryzys przetrwać.
Niezależnie od tego, jaki przebieg miał naprawdę wspomniany epizod na daczy,
Stalin ponownie zjawił się na Kremlu 1 lipca. Tego samego dnia objął
przewodnictwo Państwowego Komitetu Obrony ZSRS (PKO), organu
bezpośrednio odpowiedzialnego za prowadzenie wojny z  Niemcami. Dwa dni
później przemówił do narodu sowieckiego, przez radio, po raz pierwszy od chwili
niemieckiej napaści. „Towarzysze! Obywatele! Bracia i  siostry! – zaczął
niepewnie, za to z nietypową dla siebie bezpośredniością – Żołnierze naszej armii
i  floty! Zwracam się do was, przyjaciele moi!”. To, co nastąpiło dalej, było
w  zasadzie wezwaniem do chwycenia za broń, błagalną prośbą do wszystkich
obywateli sowieckich, aby „powstali do obrony naszej rodzinnej ziemi” i wykazali
się „bezprzykładnym męstwem” w walce z „najpodlejszym i najbardziej perfidnym
wrogiem – niemieckim faszyzmem”. Przypomniał słuchaczom, że „nie ma i nigdy
nie było niezwyciężonych armii” i  przewidywał, naciągając nieco fakty
historyczne, że Wehrmacht Hitlera „zostanie rozbity, tak jak wojska Napoleona
i [cesarza] Wilhelma”.
Zrozumiałe, że pomimo wygłoszenia tej porywającej odezwy Stalin poczuł się
zmuszony do usprawiedliwienia swej wcześniejszej polityki współpracy
z Niemcami. „Można by zapytać – mówił – jak rząd sowiecki mógł się zgodzić na
zawarcie paktu o  nieagresji z  takimi zdradzieckimi łajdakami jak Hitler
i Ribbentrop”. To nie był błąd, odpowiedział obłudnie; żaden „miłujący pokój” kraj
nie mógłby odrzucić traktatu z sąsiednim państwem. W istocie Związek Sowiecki
wyniósł „zdecydowane korzyści” z  tego paktu, twierdził Stalin, uzyskując „pokój
na półtora roku i  sposobność do przygotowania swoich wojsk do odparcia
faszystowskich Niemiec, gdyby te zaryzykowały napaść”56.
Poza wygłoszeniem takich retorycznych fanfar Stalin potrzebował kozła
ofiarnego do zrzucenia odpowiedzialności za katastrofę pierwszego tygodnia wojny
i  wybrał nań generała Dmitrija Pawłowa, dowódcę Frontu Zachodniego. Pawłow
niewątpliwie nie zapanował nad przebiegiem wydarzeń, oszołomiony tempem
niemieckiego natarcia i tym, że podlegające mu oddziały poszły w rozsypkę. Jego
podkomendni odnosili wrażenie, że Pawłow wydaje coraz bardziej niewykonalne
rozkazy, usiłując głównie uzasadnić swoje poczynania, „wykazać Moskwie, że coś
się robi”57. Ale z końcem czerwca, wraz ze zdobyciem Mińska przez Wehrmacht,
Pawłow utracił większość swoich wojsk – w  tym 22 dywizje, łącznie około 400
tysięcy żołnierzy, wziętych do niewoli przez Niemców po zamknięciu formacji
sowieckich w  wielkim „kotle”. Aresztowany i  przewieziony do Moskwy wraz
z  większością swojego sztabu, został oskarżony o  „panikarstwo”, „zaniedbanie
obowiązków służbowych” oraz „tchórzostwo” i  skazany na stracenie58. Jednak
Pawłow nie przyjął potulnie wyroku, odrzucając oskarżenie, i w mowie końcowej
skrytykował Stalina, jasno dając do zrozumienia, kogo uważa za winnego
katastrofy. „Jesteśmy tu, na ławie oskarżonych – powiedział – nie z  powodu
popełnionych przez nas przestępstw w  czasie wojny, ale ponieważ
niewystarczająco przygotowywaliśmy się do tej wojny w  czasie pokoju”59. Ten
jeden z  najzdolniejszych dowódców Armii Czerwonej został zabity strzałem
w głowę, a jego zwłoki porzucono na wysypisku śmieci.
Takie represje nie były niczym niezwykłym. Dość znamienne jest to, że osobą,
z  którą Stalin widywał się najczęściej w  czasie pierwszych tygodni wojny
niemiecko-sowieckiej, był Ławrientij Beria, szef NKWD60. Oprócz Pawłowa
oskarżeni o  zdradę i  obarczeni osobistą odpowiedzialnością za niepowodzenia
Armii Czerwonej zostali między innymi dowódca 4. Armii generał-porucznik
Aleksandr Korobkow i  generał-major Stiepan Oborin, dowódca XIV Korpusu
Zmechanizowanego. Aresztowań dokonywano cokolwiek arbitralnie, zazwyczaj
zgodnie z  określonymi z  góry limitami, tak jak wcześniej, w  czasie wielkiej
czystki. Stalin rozkazał po prostu, aby aresztować i  skazać jednego z  dowódców
frontów, jednego szefa sztabu, jednego szefa łączności, jednego dowódcę artylerii
oraz dowódcę jednej z  armii polowych; ich konkretne wykroczenia nie miały
znaczenia. Na przykład nieszczęsny Korobkow wcale nie radził sobie na froncie
gorzej od innych sowieckich generałów, ale okazał się jedynym dowódcą armii,
którego udało się odszukać w dniu, w którym został wydany rzeczony rozkaz61. Do
końca 1941 roku stracono jeszcze około 300 oficerów spośród kadry dowódczej
Armii Czerwonej – na postrach pozostałym.
Skoro Stalin wykazywał się taką bezwzględnością wobec wiernych mu
generałów, to trudno się spodziewać, aby okazał łaskę swoim rzekomym
przeciwnikom politycznym. W pierwszym dniu niemieckiej inwazji zastępca Berii,
Wsiewołod Mierkułow, nakazał swoim podwładnym na obszarach zagrożonych
wkroczeniem nieprzyjaciela przeprowadzić lustrację w więzieniach i aresztach oraz
„sporządzić listy tych, których rozstrzelanie uznacie za konieczne”62. Polecenie to
zostało doprecyzowane nazajutrz przez Berię, który rozkazał stracenie wszystkich
więźniów skazanych, czy choćby oskarżonych o  działalność kontrrewolucyjną,
sabotaż, dywersję lub działalność antysowiecką63. Oprawcom z NKWD nie trzeba
było tego dwa razy powtarzać. Podczas gdy czasami wypuszczano na wolność
pospolitych przestępców, a  innych wywożono w  głąb Związku Sowieckiego, to
potęgujący się w  obliczu niemieckiej ofensywy chaos czynił akcję ewakuacyjną
dość niepewnym sposobem postępowania z  politycznymi wrogami Moskwy.
Potwierdziły to losy dwóch ostatnich transportów ostatniej fali deportacji z krajów
bałtyckich, które po prostu przepadły w  skrajnym zamieszaniu wywołanym
błyskawicznymi niemieckimi postępami na froncie64. Z  punktu widzenia NKWD
najpewniejszą opcją rozwiązania problemów pozostałych więźniów była ich
egzekucja.
W rezultacie w  niezliczonych miejscach wkraczający Niemcy odnajdywali
świadectwa mordów i  masakry tych ludzi, których ewakuujący się enkawudziści
nie chcieli wywieźć, ani też nie mogli sobie pozwolić na pozostawienie ich przy
życiu. Na przykład w  Tartu (Dorpacie) w  Estonii około 200 więźniów zostało
zastrzelonych, a ich zwłoki porzucono na więziennym podwórzu oraz w pobliskiej
studni65. W  Rainiai w  zachodniej Litwie 24 czerwca około 80 więźniów
wywieziono do pobliskiego lasu, gdzie ofiary torturowano i maltretowano przed ich
zamordowaniem. Ofiary te były tak okaleczone, że ponad połowy z nich nie udało
się zidentyfikować66. W  Kiszyniowie w  ówczesnej Besarabii w  ogrodzie byłej
siedziby NKWD odkryto zwłoki 85 więźniów – wszystkie ze związanymi rękami
i nogami i zabite strzałem w tył głowy67.
Ocenia się, że na wschodnich terytoriach przedwojennej Polski,
zaanektowanych przez Stalina w  1939 roku, w  przepełnionych aresztach
i  więzieniach NKWD znajdowało się w  czerwcu 1941 roku co najmniej 40 000
więźniów. Tak jak gdzie indziej, niektórych uwolniono, innych wywieziono na
wschód, ale około połowa z  nich miała nie dożyć nadejścia Niemców68. Do
najstraszliwszych masakr doszło we Lwowie, gdzie w  trzech więzieniach
pozabijano około 3500 ludzi, oraz w  Łucku, gdzie zamordowano 2000 osób. Ale
niemal w  każdym z  tamtejszych więzień czy aresztów NKWD miały miejsce
podobne zbrodnie – od Sambora (600 zabitych) po Czortków (890), od Tarnopola
(574) po Dubno (550). Prawie zawsze mord miał zbliżony przebieg: więźniowie
byli wyprowadzani na więzienne podwórze w  partiach po około 40 osób i  tam
rozstrzeliwani z  broni maszynowej. Tam, gdzie brakowało czasu, enkawudziści
zabijali osadzonych w celach, strzelając do nich przez judasze w drzwiach albo po
prostu wrzucając do środka granaty i  ryglując drzwi. Następnie rannych dobijano
bagnetami lub kolbami69. Jeden ze świadków masakry w Łucku wspominał: „Krew
płynęła strumieniami, a części ciał latały w powietrzu”70.
Łączna liczba ofiar straconych przez NKWD tuż po niemieckiej inwazji jest
nieznana i  już pewnie nigdy nie doczeka się ustalenia, można jednak przytoczyć
dane szacunkowe. Na przykład na Łotwie nieco później ekshumowano w  pobliżu
więzień NKWD i  w  innych miejscach ponad 1300 zwłok, a  kolejnych 12 000
uwięzionych uznano za zaginionych71. Jeśli chodzi o Litwę, to wspomina się o 1000
ludzi zamordowanych przez NKWD w  czerwcu 1941 roku72. Z  kolei w  Estonii
ocenia się liczbę cywilów zabitych albo przez NKWD, albo w  walkach
z wycofującą się Armią Czerwoną na około 200073. Analiza nowszych sowieckich
materiałów przyniosła oszacowanie łącznej liczby Polaków straconych przez
NKWD w czerwcu 1941 roku na 8700, choć wyniki innych badań podsuwają mniej
więcej trzykrotnie większą liczbę ofiar74. Dla historyka wytyczanie kursu między
przesadą a  zaprzeczeniem nie jest łatwe, niemniej należy mieć na uwadze, że
w oficjalnych sowieckich dokumentach z tamtego okresu nie ma wzmianki o wielu
ofiarach. Skoro jeden z  poważanych historyków podaje łączną liczbę 100 000
więźniów zabitych przez NKWD w  samej tylko wschodniej Polsce, to można
założyć, że była ona znacznie większa na wszystkich obszarach sowieckiego
pogranicza75.
Tak samo jak NKWD likwidowało rzekomego wroga klasowego, SS i  inne
podobne formacje eliminowały rzekomego wroga rasowego. Faktem jest, że
w  odniesieniu do początkowej fazy niemieckiej inwazji na ZSRS można dostrzec
analogie w  tych zbrodniczych działaniach. Choć SS i  Einsatzgruppen Hitlera
wprowadzały w  czyn własne ludobójcze plany po przekroczeniu niemiecko-
sowieckiej granicy, to tu i ówdzie antysowieckie nastroje okazały się tak silne, że
łatwo przychodziło skłonić lokalne paramilitarne bojówki do odwetu na tych,
których uznano za winowajców – na ludności żydowskiej.
Do najbardziej niesławnych pogromów tego rodzaju należy „masakra w garażu
Lietukisa”„ czyli pogrom w  litewskim Kownie, który miał miejsce 27 czerwca
1941 roku. Jeden z niemieckich naocznych świadków tego wydarzenia wspominał,
jak przeciskał się przez tłum ludzi „wiwatujących i  klaszczących (…) Matki
unosiły swoje dzieci, żeby te lepiej widziały”, więc postanowił sam się przypatrzeć,
co się dzieje. To, co ujrzał, było, jak stwierdził, „pewnie najbardziej przerażającą
rzeczą, jaką widziałem podczas dwóch wojen światowych”. Pewien miejscowy
człowiek – przezywany „Handlarzem śmiercią” – linczował tych uznanych za
„zdrajców i kolaborantów”:

Na wybetonowanym podwórzu stacji benzynowej blondyn średniego wzrostu, w wieku około


dwudziestu pięciu lat, stał, wspierając się na drewnianym drągu, i  odpoczywał. Drąg był
gruby jak jego ramię i  sięgał mu do piersi. U  jego stóp leżało piętnastu do dwudziestu
martwych albo konających ludzi. Woda spływała nieprzerwanie z  węża, zmywając krew do
ściekowego odpływu. Zaledwie kilka kroków za tym człowiekiem około dwudziestu osób,
pilnowanych przez uzbrojonych cywilów, stało, oczekując w potulnym milczeniu na okrutną
egzekucję. W reakcji na ledwo dostrzegalne kiwnięcie następny człowiek, milcząc, wystąpił
naprzód, a  potem został zatłuczony na śmierć w  najbardziej bestialski sposób, a  każdemu
zadawanemu razowi towarzyszyły entuzjastyczne okrzyki gapiów76.

Innego Niemca, obserwującego wydarzenia z  tamtego dnia, zdumiewało


zachowanie tłumu, w tym kobiet i dzieci, który przyklaskiwał, ilekroć ów oprawca
katował którąś ze swych bezbronnych ofiar. Już po wszystkim, jak wspominał,
„Handlarz śmiercią” odłożył drąg, wziął akordeon i  zagrał na nim litewski hymn
narodowy77.
Uważa się, że na samej Litwie około 2500 Żydów zostało zamordowanych
przez swoich sąsiadów w  trakcie podobnych krwawych pogromów w  pierwszych
tygodniach wojny niemiecko-sowieckiej78. We wschodniej Polsce w co najmniej 30
miejscowościach doszło do pogromów lokalnej ludności żydowskiej zaraz po
ucieczce Sowietów79. W  wielu z  tych przypadków antysemityzm zlał się
z  nastrojami antysowieckimi, a  nieszczęsne żydowskie ofiary zmuszano do
odśpiewywania pieśni Armii Czerwonej albo hymnów na cześć Stalina w ramach
publicznego upokarzania. W Kołomyi na Żydów urządzono obławę i zmuszono do
obalenia pomnika Stalina, wzniesionego w  centrum tego miasta w  1939 roku80.
Szczególnie makabrycznie postąpiono z  okoliczną ludnością żydowską
w  Borysławiu, byłym mieście południowo-wschodniej Polski, gdzie dowódca
wkraczających niemieckich wojsk dał miejscowym dwadzieścia cztery godziny na
„zemstę”. W  trakcie potworności, do jakich doszło, bojówkarze wyłapali Żydów
i  zapędzili ich do byłego sowieckiego więzienia, gdzie zmuszono ich do
ekshumowania i oczyszczania zwłok tych Polaków i Ukraińców, którzy wcześniej
zostali zamordowani przez NKWD i  pogrzebani w  pobliżu więziennych
zabudowań. Jeden z naocznych świadków wspominał:

Znalazłem się na środku wielkiego dziedzińca. Wszędzie leżały zwłoki. Były straszliwie
zdeformowane, z twarzami nie do rozpoznania. Cuchnęły zakrzepłą krwią i rozkładem. Koło
tych zwłok stali Żydzi z mokrymi ścierkami w rękach, wycierając krew (…) Z zapałem myli
rozkładające się ciała. Tylko ich oczy lśniły gorączkowo – oszalałe ze strachu81.

Po wykonaniu tej makabrycznej pracy ci nieszczęśni Żydzi zostali zastrzeleni


albo pobici na śmierć przez tłum, a ich ciała wrzucono do masowych grobów, tych
samych, które sami nieco wcześniej rozkopali. Ocenia się, że tamtego dnia
zamordowano w  Borysławiu 250 osób, nim władze niemieckie położyły wreszcie
kres rzezi. Liczby zabitych w  trakcie podobnych zbrodni, do których dochodziło
i w innych miejscach, zapewne już nigdy nie poznamy.
Owe przerażające poczynania stanowiły, przynajmniej po części, sposób
wykorzystywany przez mniejszość lokalnej ludności do wkradania się w  łaski
nowego okupanta, a  postawę taką celnie określono mianem „antycypacyjnego
posłuszeństwa”82. Przytaczano także dość przekonujące argumenty, iż potworności
te nie miały tak spontanicznego charakteru, jak to się może wydawać, i że dowódcy
wkraczających jednostek SS czynnie starali się wywoływać pogromy i  masakry,
tyle że – przynajmniej początkowo – woleli pozostawić brudną robotę lokalnym
bojówkom. Jak instruował dowódca Einsatzgruppe A, Walter Stahlecker:

Nie powstrzymywać żadnych prób czystek podejmowanych przez element


antykomunistyczny i antysemicki na okupowanych terenach. Przeciwnie, takie próby należy
wspierać, lecz nie zostawiając śladów, tak by miejscowi „bojownicy” nie mogli później
powiedzieć, że działali z rozkazu czy [z powodu] ustępstw politycznych83.
Ale tylko takie czynniki niedostatecznie tłumaczą podłoże podobnych zbrodni,
gdyż koncentrowanie się na nich pomniejsza znaczenie głębokiej nienawiści
żywionej przez wielu mieszkańców krajów bałtyckich i  innych regionów do
NKWD i  Związku Sowieckiego. Oczywiście do tego czasu większość
enkawudzistów, sowieckich funkcjonariuszy, a  nawet członków partii
komunistycznej już zbiegło, ale powszechne kojarzenie sowieckiego komunizmu
z  żydostwem oznaczało, że to lokalne populacje żydowskie padły ofiarą
zbiorowego gniewu.
Najeżdżając Związek Sowiecki, naziści czynnie starali się głosić ową jedność
żydowskości i  komunizmu. Naturalnie nie miało większego znaczenia, że
utożsamianie jednego z  drugim to mit. Chociaż niektórzy Żydzi z  tamtych
regionów rzeczywiście powitali z radością wkroczenie Armii Czerwonej, to Żydzi
jako zbiorowość skorzystali mało na przyłączeniu owych ziem do Związku
Sowieckiego i  w  równym stopniu jak inni ucierpieli pod wpływem kolejnych fal
aresztowań i wywózek. Przykładowo na Łotwie Żydzi stanowili w 1940 roku około
5 procent ogółu ludności, jednak stanowili co najmniej 12 procent tych
deportowanych przez Sowietów w 1941 roku84. Mimo wszystko spaczona ideologia
i  domniemanie ich winy sprawiły, że to właśnie Żydom przyszło zapłacić za
sowieckie zbrodnie.
W wielu okolicach nowi okupanci celowo podkreślali rzekome powiązania,
publicznie zrzucając na Żydów winę za mordy popełnione przez NKWD,
zmuszając Żydów do ekshumacji ofiar NKWD i  starając się werbować do
lokalnych formacji pomocniczych tych ludzi, których krewni zostali zabici lub
deportowani przez Sowietów85. A  jednak naziści mogli równie dobrze odnosić
wrażenie, że w pewnym stopniu wyważają otwarte drzwi. Na przykład anonimowy
„Handlarz śmiercią” z  Kowna, jak twierdzili świadkowie, stracił rodziców,
zamordowanych przez pluton egzekucyjny NKWD zaledwie dwa dni wcześniej86.
W  sąsiedniej Łotwie pewien policjant wspominał zorganizowaną przez Niemców
publiczną ekshumację:
Dzień był upalny, zwłoki spoczywały w ziemi od co najmniej tygodnia i cuchnęły nieznośnie.
Nigdy wcześniej ani potem nie widziałem niczego równie potwornego; zwymiotowałem pod
wpływem smrodu i widoku. Celem tego pokazu było wzbudzenie nienawiści do komunistów,
lecz my, Łotysze, tak naprawdę nie potrzebowaliśmy takiej zachęty87.

Na Łotwie do czasu wstrząsów z lat 1939–1941 antysemityzm był zjawiskiem


marginalnym; w istocie to do tego kraju zbiegli z Trzeciej Rzeszy niektórzy Żydzi,
w tym urodzony w Rosji uczony Szymon Dubnow. Ale w roku 1941 i następnych
latach Łotwa – tak jak jej bałtyccy sąsiedzi – stała się areną najbardziej potwornych
zbrodni, w  których czołową rolę miały odegrać lokalne jednostki, takie jak
niesławne komando Arājsa (Sonderkommando Arajs). Wydaje się jasne, że
sowiecka okupacja – i  działający w  jej okresie informatorzy, kolaboranci,
donosiciele i  oprawcy – na tyle zatruła kruche relacje społeczne, że nawet bez
zachęty ze strony nazistów krwawy odwet w  takiej czy innej formie był czymś
nieuniknionym. Za pouczający przykład może tu posłużyć Estonia. Tamtejsza
nieliczna żydowska społeczność, która pozostała w tym kraju w 1941 roku i liczyła
niespełna tysiąc osób, została szybko unicestwiona zaraz po wkroczeniu Niemców.
A  jednak aż 5000 nieżydowskich Estończyków zostało zamordowanych przez
miejscowe „komitety samoobrony” za rzekome kolaborowanie z  sowieckim
reżimem88. Przynajmniej w  niektórych miejscach to antysowieckie nastroje
w  równej mierze, co antysemityzm, stanowiły przyczynę potwornych wydarzeń
z owego lata.

Choć operacja „Barbarossa” przeobraziła rozległe połacie wschodnioeuropejskie


w  coś na podobieństwo dantejskiej wizji najniższych kręgów piekielnych, to
w  samych Niemczech znamionowała przejściowy powrót czegoś w  rodzaju
normalności. Zrozumiałe zapewne, że Hitler i  Goebbels odczuli pewną ulgę po
wybuchu wojny ze Związkiem Sowieckim Stalina, ale, o  dziwo, podzielało takie
poczucie wielu przeciętnych Niemców, najwyraźniej zmęczonych politycznymi
machinacjami i  panującą atmosferą, ciężką od pogłosek. Jak wyjaśniał reporter
amerykańskiej rozgłośni radiowej CBS w Berlinie, Henry Flannery:
Wojna z  Rosją była pierwszą masowo popieraną kampanią, która została podjęta [przez
Niemcy]. Wcześniej nikt z  Niemców nie potrafił zrozumieć, dlaczego doszło do zawarcia
traktatu z Sowietami, skoro od 1933 roku byli oni głównym obiektem krytyki. Teraz doznali
ulgi, odczuli, że wreszcie wszystko jasne. Przysłuchiwałem się ich rozmowom przy stoiskach
z  gazetami i  w  kolejce podziemnej. Rozmawiałem z  wieloma z  nich. Po raz pierwszy byli
podekscytowani z  powodu wojny. „Teraz – mówili – walczymy z  naszym prawdziwym
wrogiem”89.

Pamiętnikarz Victor Klemperer mógł to potwierdzić. Spacerując ulicami


Drezna wieczorem 22 czerwca, zwrócił uwagę na „powszechne zadowolenie”
i  „zwycięskie nastroje” ludności. „W »Einnehemerhaus« tańczyli”, zapisał.
„Zadowolenie na twarzach. Wojna z  Rosją jest dla ludzi nowym powodem do
radości, do dumy, zapowiedzią nowych sensacji. Zapomnieli zarówno o  swoim
wczorajszym narzekaniu, jak i  o  swoim wczorajszym gadaniu na temat
»pokojowego przemarszu«”90.
Oczywiście pod taką fasadą były i  niepokoje. Dla wielu osób takie wieści
stanowiły wstrząs, zwłaszcza dla tych, którzy uwierzyli w pogłoski sprzed tygodnia
o  tym, że Stalin ma przyjechać do Berlina na rozmowy. „Wiedzieliśmy, że to się
zbliża”, pisała berlińska pamiętnikarka Maria „Missie” Wassilczikow
(Vassiltchikov). „A jednak jesteśmy oszołomieni”91. Inni żywili ponure obawy
dotyczące gigantycznej skalinowej kampanii. Pewna mieszkanka Berlina
zauważyła niewesoło, że „Rosja nigdy nie nadawała się do podboju w  wojnie
błyskawicznej”, dodając: „Jaki pożytek z  tego, że dotrzemy na Ural? Oni
[Rosjanie] będą walczyli i  za Uralem. Nie, takiego kęsa nie uda nam się
przełknąć”92. Nawet dwunastoletnia córka Himmlera, Gudrun, uderzyła
w  pesymistyczny ton. Pisząc do ojca 22 czerwca, skarciła go: „To okropne, że
wojujemy z  Rosją – oni byli naszymi przyjaciółmi (…) Przecież Rosja jest taka
wielgachna, że żeby zdobyć ją całą, czeka nas bardzo trudna walka”93.
Jednak niezależnie od takich niepokojów dominowała atmosfera codziennych
wydarzeń. Finał piłkarskiego Pucharu Niemiec, którego rozegranie przewidziano
na popołudnie 22 czerwca w  Berlinie, odbył się zgodnie z  planem, a  spiker na
stadionie tylko mimochodem napomknął o  tytanicznych zmaganiach, jakie
rozgorzały o  ponad 1000 kilometrów dalej na wschodzie. Jak wspominał później
pomocnik drużyny Rapid Wiedeń, Leopold Gernhardt, żaden z piłkarzy nie myślał
tamtego dnia wiele o  operacji „Barbarossa”, koncentrując się na meczu94. A  ci
z  widzów, którzy byli poruszeni faktem nowej kampanii, mogli się chwilowo
rozerwać, ponieważ mecz okazał się pamiętny; Rapid, który początkowo
przegrywał, odrobił straty i ostatecznie pokonał 4:3 drużynę Schalke 04.
Tak więc wielu Niemców w  owym czasie nie odczuwało, że inwazja na
Związek Sowiecki ma jakieś szczególne znaczenie, że oznacza przekroczenie
Rubikonu. I choć niemal każdy znał kogoś, kto uczestniczył w tej inwazji – brata,
syna, ojca czy sąsiada – to Niemcy już przywykli do wojny jako do krwawego tła
ich codziennego życia. W  związku z  tym uderzenie na ZSRS Stalina stanowiło
tylko kolejny akt rozgrywającego się dramatu. W  istocie, jak Ruth Andreas-
Friedrich zanotowała w  prowadzonym dzienniku, panowało wyraźne poczucie
ciągłości: „Nasza propaganda może pochwycić to, co tak nagle odrzuciła we
wrześniu 1939 roku”, napisała szyderczo. „Zjednoczeni przeciwko bolszewizmowi!
Ustrzec Europę przed sowieckim zagrożeniem!”95.
Tymczasem niemieccy komuniści doznali poczucia głębokiej ulgi. Operacja
„Barbarossa” położyła kres ideologicznym wygibasom, które od tak dawna musieli
wykonywać, i  skończyła z  wymuszonym zawieszeniem ich działalności. Wraz
z  nazistowską inwazją na bastion proletariackiej rewolucji mogli znowu czynnie
stanąć po stronie Stalina i  światowego komunizmu, co uważali za swoją
powinność. Tym samym nastąpiło ożywienie uśpionych komunistycznych komórek
w  całej Rzeszy, a  bierni od dawna agitatorzy przyłączyli się do walki.
„Imperialistyczna wojna”, prowadzona przez Wielką Brytanię i  wcześniej przez
Francję, przekształciła się w  jednej chwili w  pryncypialną krucjatę przeciwko
„faszystowskiej agresji”. Poczynając od tamtego lata, Komunistyczna Partia
Niemiec (KPD) zaczęła wydawać podziemny „Informator” („Informationsdienst”),
zawierający rady, jak najlepiej torpedować nazistowski wysiłek wojenny, a  na
murach wielkich miast wkrótce pojawiły się wypisywane hasła i  prymitywne,
drukowane na obsługiwanych ręcznie powielaczach plakaty. W  samym tylko
czerwcu 1941 roku liczba nielegalnych ulotek KPD, przejętych w  całych
Niemczech przez Gestapo, wzrosła do prawie 4000, liczby trzykrotnie większej niż
w  poprzednich miesiącach96. Nieoficjalne zawieszenie broni, przestrzegane przez
komunistów w Rzeszy, zostało zerwane. Komuniści wreszcie przystąpili do walki.
Z kolei dla ich towarzyszy w sowieckiej stolicy zmiany, które zaszły od chwili
rozpoczęcia wojny niemiecko-sowieckiej, miały nieco subtelniejszy charakter.
U  zdecydowanej większości obywateli ZSRS wieści o  wybuchu tej wojny
wywołały głęboki wstrząs. Niektórzy płakali albo słuchali nowin
z  niedowierzaniem, u  innych wywołały przypływ uczuć patriotycznych lub
rozbudzenie ideologicznego ferworu. Zapanowało też nieuchronnie wielkie
oburzenie na Niemców oskarżanych przez przeciętnych moskwian o to, że okrutnie
zdradzili Stalina i wiarołomnie podeptali zawarty pakt. Inni obwiniali o  wszystko
sam pakt: „Kto zawierzył Hitlerowi, temu Herodowi?” – pytała pewna staruszka97.
Niektórzy powstrzymywali się jednak od oskarżania całego narodu niemieckiego.
Mołotow poruszył tę kwestię w swoim przemówieniu, w którym stwierdził, że tej
wojny „nie narzucił nam naród niemiecki (…) tylko krwiożerczy władcy Niemiec”
i  taka opinia została ochoczo podchwycona, zapewne pod wpływem dwóch lat
przedstawiania niemieckich traktatowych partnerów Moskwy w  korzystnym
świetle przez sowiecką propagandę. Myśl, że przeciętny niemiecki żołnierz to
śmiertelny wróg, najwyraźniej była trudna do pojęcia. „Czego mamy się bać?” –
pewien Rosjanin pytał sąsiada. „Niemcy to cywilizowani ludzie”98. Takie
przekonanie miało się jednak już niebawem rozwiać.
Paranoiczna podejrzliwość, zawsze typowa dla Związku Sowieckiego w epoce
Stalina, naturalnie się nasiliła. Podczas gdy aresztowanych w trakcie prewencyjnej
obławy, urządzonej w  stolicy z  polecenia Berii, przewożono na przesłuchania do
więzień NKWD, miejsce dla nich zwolniła podobna liczba uwięzionych wcześniej,
zsyłanych na niepewny los w  łagrach GUŁagu. Osoby przybywające do Moskwy
szybko zauważały panującą tam nerwowość. Członkowie brytyjskiej misji
wojskowej, którzy zjawili się w  sowieckiej stolicy w  nieznanych tamtejszym
ludziom mundurach, rychło ściągnęli na siebie gniew tłumu po tym, jak ktoś rzucił,
że są może „spadochroniarzami”. Mówienie w  innym języku niż po rosyjsku
wzbudzało natychmiastowe podejrzenia, jak przypominał sobie jeden
z  zagranicznych dziennikarzy. Innego obcokrajowca wprawiło w  konsternację
polecenie pewnej milicjantki, żeby zgasił papierosa: wyraźnie podejrzewała, że
w ten sposób dawał sygnały niemieckim samolotom99.
Inne zmiany zachodziły na głębszym poziomie. Poza spontaniczną falą
rosyjskiego patriotyzmu i  stanowczym przeświadczeniem, że „Mateńka Rosja”
zwycięży, wielu dawało wyraz swemu szczeremu przywiązaniu do Stalina. O  ile
„kult jednostki” miał wcześniej cokolwiek powierzchowny charakter i często bywał
zaprawiony strachem w rezultacie czystek, o tyle wraz z niemiecką agresją ludzie
sowieccy uznali, że mają przywódcę, który ich poprowadzi. Jeśli przemówienie
Mołotowa, wygłoszone zaraz po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej, było
nieszczególne, to Stalin w  swoim wystąpieniu wydał się kimś pewniejszym,
przydając zatrwożonym, oszołomionym ludziom nowej nadziei, poczucia celu
i roztaczając perspektywy, jakkolwiek odległe, ostatecznego zwycięstwa. Było to,
jak napisał dziennikarz Alexander Werth, „wielkie wezwanie do wzięcia się
w garść, wielkie przemówienie o krwi, pocie i łzach”, z którym „mogły się równać
tylko” wojenne oracje Churchilla100. „Ojciec narodów”, od tak dawna kreowany
przez sowiecką propagandę, wydał się ostatecznie ucieleśnić.

Dla Churchilla, z  radością ćmiącego cygaro w  Chequers o  poranku w  dniu


niemieckiej inwazji na ZSRS, „Barbarossa” stanowiła wyzwanie zupełnie innego
rodzaju. Oczywiście wobec tego, że Hitler skupił uwagę gdzie indziej, niemiecka
agresja na wschodzie na pewno dała Wielkiej Brytanii chwilowy oddech. Jak
zapisał generał Alan Brooke:

Dopóki Niemcy byli uwikłani w  inwazję na Rosję, dopóty nie mieli możliwości desantu na
nasze wyspy. Teraz wszystko zależało od tego, jak długo Rosja zdoła wytrwać i  jaki opór
zdoła stawić (…) [ale] z pewnością wyglądało na to, że Niemcom nie uda się przeprowadzić
inwazji na Anglię do października, a  wtedy już pogoda i  zima nie będą sprzyjały takiemu
przedsięwzięciu. Dlatego właśnie można było wywnioskować, że nie grozi nam inwazja
w trakcie 1941 roku101.

Mimo to operacja „Barbarossa” nastręczała pewien dylemat, co odnosiło się


zwłaszcza do brytyjskiej oficjalnej reakcji na to wydarzenie. Według
parlamentarzysty Harolda Nicolsona wiadomości o  inwazji na ZSRS przyjęto
w  Wielkiej Brytanii różnie. „Większość ludzi w  Anglii będzie z  tego powodu
zachwycona”, zapisał w  swoim dzienniku, dając do zrozumienia, że nowy
sojusznik zawsze się przyda. Ale były i opory. „To wywoła zły efekt w Ameryce –
zauważył – gdzie wiele wpływowych osób wolałoby nie sprzymierzać się
z  bolszewizmem [oraz] zostanie równie źle odebrane przez kręgi konserwatywne
i katolickie tutaj”102. Były i zastrzeżenia innego rodzaju. Niektórzy uważali za dość
niezwykłe, że po długim okresie czegoś, co Churchill określił jako „troska
wyłącznie o  siebie”, Sowieci nagle zaczęli gorączkowo wzywać na pomoc świat
kapitalistyczny. Jak cierpko zauważył szef brytyjskiej dyplomacji, Anthony Eden,
w  Moskwie zapanował wielki strach, „że teraz to my [Brytyjczycy] będziemy
przyglądać się biernie ich walce na śmierć i  życie, tak jak oni przypatrywali się
naszej”103.
W dodatku wielu wyrażało opinię, że Związek Sowiecki nie będzie w  stanie
zbyt długo stawiać oporu wojskom Hitlera. Nicolson uważał, że Sowieci są „tak
niekompetentni i samolubni, iż przewrócą się po lekkim ciosie”, a generał Brooke
uznał nieco mniej radykalnie, że ZSRS wytrzyma „trzy do czterech miesięcy, może
trochę dłużej”104. Co znamienne, ta druga opinia była cokolwiek optymistyczną
oceną w  porównaniu z  większością owych wyrażanych przez brytyjski
establishment wojskowy. Na przykład [naczelne dowództwo uznało w  drugiej
połowie czerwca, że Armia Czerwona cierpi na „inherentne braki”, ma przestarzałe
uzbrojenie, a  jej siła ofensywna jest znikoma. Z  powodu takich niedostatków –
i  pod wrażeniem kompromitacji Armii Czerwonej podczas wojny zimowej
z  Finlandią – spodziewano się rychłej klęski Sowietów oraz zajęcia Moskwy
i Ukrainy przez Niemców już w ciągu sześciu tygodni105.
Wiele osobistości w  Wielkiej Brytanii nadal odnosiło się do ZSRS z  głęboką
nieufnością. Starania Stafforda Crippsa, aby zawrzeć jakieś porozumienie
z Moskwą, spełzły na niczym – w równej mierze z powodu brytyjskiej bezsilności,
jak i  sowieckiego nieprzejednania – ale niezależnie od tego brytyjskie kręgi
rządowe i  wojskowe wciąż traktowały bardzo podejrzliwie pobudki, jakimi
kierował się Stalin, a wielu twierdziło z uporem, że ZSRS to w większym stopniu
potencjalny nieprzyjaciel aniżeli potencjalny sojusznik. Nie zapomniano, że
Sowieci najechali i  zaanektowali wschodnią Polskę oraz kraje bałtyckie, ani też
wojny zimowej z  dzielnymi Finami, a  także świeżego jeszcze fiaska prób
ostrzeżenia Moskwy przed agresywnymi zamiarami Hitlera. W przededniu inwazji
Churchill, znany z  wyszukanych epitetów pod adresem ZSRS, wymyślił jeszcze
jeden, dość zgrabnie ujmując brytyjskie nastawienie do kolosa na wschodzie.
Rosja, stwierdził, przypomina „ogromnego krokodyla”:

Jeśli ten krokodyl przejdzie na bok naszej łodzi i pomoże ją zrównoważyć, to bardzo dobrze.
Ale z  Rosją nigdy nic nie wiadomo. Da się temu krokodylowi solidnego kopniaka i  może
człowieka usłuchać. Poklepie się go po przyjacielsku i  może odgryźć nogę. Dotychczas
próbowaliśmy obu tych metod i nic nie uzyskaliśmy106.

Dlatego właśnie Churchill był zmuszony działać z wielkim wyczuciem. Musiał


ustrzec się przed zrażeniem do siebie tych osób na brytyjskiej prawicy, których
odstręczały wszelkie pomysły współdziałania z  komunistami, a  także tych na
lewicy, którzy pragnęli ścisłego przymierza ze Stalinem. Ponadto chciał udzielić
Sowietom dostatecznej zachęty i  wsparcia, aby kontynuowali walkę, wiedząc, że
każdy miesiąc zmagań na froncie wschodnim to dla Wielkiej Brytanii odsunięcie
w  czasie egzekucji – niemieckiej inwazji. Przede wszystkim jednak musiał
uwzględniać w  swoich rachubach Amerykanów, z  którymi sojusz znaczył dlań
więcej od przymierza ze Stalinem, a  obawiał się przy tym, że opinia publiczna
i politycy z USA nie zechcą wiązać się z ZSRS.
W pozostawionej przez siebie relacji z  wydarzeń z  poranka 22 czerwca
Churchill dał do zrozumienia, że jego reakcja na wiadomości o inwazji na Związek
Sowiecki była mniej lub bardziej emocjonalna. „Spędziłem ten dzień na
opracowywaniu tekstu oświadczenia”, napisał. „Nie było czasu na konsultacje
z  gabinetem wojennym [rządem] ani nie zaistniała taka konieczność”. Jednak nie
należy zbyt wierzyć w tę rzekomą spontaniczność. Churchill wypracował oficjalne
brytyjskie stanowisko w trakcie poprzednich dni, z nader istotną pomocą Crippsa,
więc był w  stanie żeglować po trudnych wodach, wśród wirów sprzecznych
interesów. Efektem okazał się świetny przykład typowej dlań retoryki.
W przemówieniu radiowym, wygłoszonym tego samego wieczoru, Churchill,
weteran walk z  bolszewizmem, przedstawił jasno swe poparcie dla Stalina
i  Związku Sowieckiego. Hitlerowska inwazja na ZSRS, oświadczył Churchill, to
tylko czwarte „przesilenie”, czwarty „raptowny zwrot” w  przebiegu toczącej się
wojny. Hitler – ten „nikczemny potwór” i  „krwiożerczy ulicznik” – podjął swe
„dzieło rzezi i  zniszczenia” na bezkresach Rosji i  Azji, „masakrując ludność,
burząc domostwa i  depcząc prawa setek milionów ludzi”. Ta hekatomba, jak
stwierdził Churchill, przewyższyła swym ogromem wszystko dotąd:

Reżim nazistowski w swoich najgorszych cechach nie różni się od komunizmu. Jest odarty ze
wszelkich przesłań i  zasad, z  wyjątkiem zaborczości i  rasizmu. Wykracza poza wszystkie
formy ludzkiej niegodziwości w  skutkach swych okrucieństw i  gwałtownej agresywności.
W  ciągu ostatnich 25 lat nie było bardziej konsekwentnego przeciwnika komunizmu. Nie
cofnę żadnego słowa, które wypowiedziałem o  komunizmie. Ale wszystko to blednie przy
spektaklu, który rozgrywa się teraz. Przeszłość z  jej zbrodniami, jej szaleństwami
i tragediami, niknie przy tym.

W uderzająco poetyckich słowach dał do zrozumienia, że zaatakowany został


nie komunizm, tylko „Mateńka Rosja”:

Widzę rosyjskich żołnierzy, stojących na skraju swej rodzinnej ziemi, strzegąc pól, które ich
ojcowie orali od niepamiętnych czasów. Widzę, jak strzegą swych domów, gdzie modlą się
ich matki i  żony – tak, gdyż nadchodzą takie czasy, kiedy wszyscy się modlą – o  ocalenie
swoich bliskich, o  powrót żywicieli rodzin, swych mężów i  obrońców. Widzę 10 000
rosyjskich wiosek, gdzie to, co potrzebne do życia, wyrywa się z  takim trudem ziemi, lecz
i  gdzie znane są pierwotne ludzkie radości, gdzie panny śmieją się, a  dzieci bawią. I  widzę
wdzierającą się w  to wszystko w  szkaradnym pochodzie nazistowską machinę wojenną, ze
szczękiem jej oręża, strzelaniem obcasami wymuskanych pruskich oficerów, jej przebiegłych
szpiegów, którzy dopiero zastraszyli i zniewolili tuzin krajów. Widzę także tępe, wyszkolone,
ślepo posłuszne masy germańskiego żołdactwa, kroczące ciężko niczym masy pełznącej
szarańczy.

Brytyjska polityka, Churchill ciągnął w  charakterystycznym dlań kwiecistym


stylu, jest prosta:

Mamy tylko jeden cel i  jedyne nieodwołalne przesłanie. Jesteśmy zdecydowani zniszczyć
Hitlera i  wszelki ślad nazistowskiego reżimu. Od tego nic nas nie odwiedzie. Nic. Nie
będziemy paktować; nie będziemy negocjować z  Hitlerem ani z  nikim z  jego bandy.
Będziemy walczyli z  nim na lądzie, walczyli na morzu, walczyli w  powietrzu, aż, z  Bożą
pomocą, uwolnimy ziemię od jego cienia i  wyzwolimy ludzi spod jego jarzma. Każdy
człowiek i kraj, który walczy z nazizmem, otrzyma naszą pomoc107.

Były to bardzo poruszające słowa, które miały robić wrażenie: był to, jak uznał
Harold Nicolson, „majstersztyk”108. Churchill wytyczył jasny kierunek – udzielając
moralnego poparcia ZSRS, lecz powstrzymując się od deklaracji zamiaru zawarcia
sojuszu z tym krajem – który miał zadowolić nie tylko brytyjską opinię publiczną,
ale i  jego niejednolity gabinet rządowy, a  przede wszystkim jego amerykańskich
sprzymierzeńców. W  gronie prywatnym użył prostszego języka, ale zasadniczo
mówił to samo: „Gdyby Hitler napadł na piekło”, powiedział Jockowi Colville’owi,
„to przynajmniej wspomniałbym z życzliwością o diable!”109.
Jeżeli zamiar Churchilla sprowadzał się do zdobycia poparcia Brytyjczyków dla
dość mglistej jeszcze oferty udzielenia pomocy Stalinowi, to udało mu się ów cel
osiągnąć. Jego przemówienie wszędzie chwalono za zręczne uporanie się
z drażliwymi tematami. Tylko nieliczni, jak się wydaje, powątpiewali w szczerość
Churchilla albo krytykowali jego rzekomą hipokryzję110. Nawet brytyjscy
komuniści – choć nigdy nie kochali Churchilla – byli ukontentowani. Jak zauważył
jedyny członek Komunistycznej Partii Wielkiej Brytanii wśród parlamentarzystów,
Willie Gallacher, przemówienie Churchilla stanowiło „miłe zaskoczenie”, i  choć
premier nie złożył daleko idących deklaracji, stwierdził Gallacher, to i tak „poszedł
dalej, niż się tego spodziewałem”111.
W rzeczywistości Brytyjska Partia Komunistyczna należała do tych, którym
wystąpienie to przyniosło oczywiste korzyści. O  ile wcześniej komuniści w  tym
kraju zajmowali dość niedogodną pozycję na marginesie sceny politycznej, wbrew
nastawieniu większości sprzeciwiając się wojnie, o  tyle teraz od razu znaleźli się
w  głównym nurcie, niemalże popierając wojenny zapał Churchilla. W  Londynie
Komitet Centralny owej partii oświadczył oficjalnie, że „imperialistyczna zmowa
przeciwko klasie robotniczej” przeobraziła się w  „światową krucjatę przeciw
faszyzmowi”. Lokalnym działaczom związkowym polecono od tej chwili
zakazywać strajków, zamiast do nich wzywać. Z  czasem Harry Pollitt miał
porzucić pracę w  stoczni w  dzielnicy Poplar i  powrócić na dawną funkcję
sekretarza generalnego partii – jego pryncypialne poglądy z  1939 roku dowiodły
swej słuszności, a  spory z  Rajanim Palmem Duttem poszły w  zapomnienie, choć
pewne urazy pozostały. Brytyjska Partia Komunistyczna znowu mogła głosić jasny,
zwięzły, możliwy do obrony program: prowadzenia wojny „ramię w  ramię ze
Związkiem Sowieckim” przeciwko faszyzmowi112. Żenujące ideologiczne wygibasy
z  dwóch poprzednich lat należały już do przeszłości, a  liczba członków tej partii
niebawem osiągnęła rekordowo wysoki poziom.
Nieco trudniejsze okazało się skłonienie Amerykanów do współdziałania.
Prezydent Roosevelt od dawna zmagał się z  izolacjonistycznymi instynktami
rozpowszechnionymi w  Ameryce, starając się zachować poparcie, jakie miał
w kraju, i zarazem głosić swoje osobiste przekonanie o konieczności przystąpienia
do wojny przeciwko Hitlerowi. W  rezultacie, choć w  październiku 1940 roku
obiecał amerykańskim matkom, że „wasi chłopcy nie zostaną wysłani na żadne
zagraniczne wojny”, to mimo wszystko wytrwale nakłaniał amerykańską opinię
publiczną do uznania konieczności interwencji zbrojnej. Do lata 1941 roku
poczynił znaczne postępy w tej mierze: w marcu owego roku zawarto układ Lend-
Lease, co uczyniło z  USA samozwańczy „arsenał demokracji”, a  w  następnym
miesiącu amerykańskie wojska zajęły Grenlandię, by chronić szlaki morskie na
Atlantyku. W czerwcu masowo wydalono ze Stanów Zjednoczonych pracowników
niemieckiego konsulatu, oskarżając ich o działalność szpiegowską.
Ale jeśli niemiecki atak na Związek Sowiecki doprowadził do chwilowego
zbliżenia stanowisk różnych ugrupowań w Londynie, to do niczego podobnego nie
doszło w  Waszyngtonie, gdzie wieści o  tym wydarzeniu utonęły w  sztormie
kontrowersji i wewnętrznych sporów. O ile skupieni wokół Roosevelta zwolennicy
interwencji dostrzegli okazję do stanowczego poparcia Churchilla w  walce
z Hitlerem, o tyle inni wyrażali zdecydowany sprzeciw wobec inicjatyw wiążących
się ze wspomaganiem Stalina. Na przykład późniejszy prezydent Harry Truman –
podówczas senator reprezentujący stan Missouri – złożył cokolwiek makiaweliczną
propozycję: „Jeśli zobaczymy, że Niemcy wygrywają, powinniśmy dopomóc Rosji,
a jeżeli Rosja będzie zwyciężała, to powinniśmy wesprzeć Niemców i w ten sposób
doprowadzić do tego, żeby się nawzajem powybijali”113. Pomimo górnolotnej
retoryki Churchilla, apelów Roosevelta i  straszliwej rzezi na nowym froncie
wschodnim Amerykanie jeszcze nie uznawali drugiej wojny światowej za swoją
sprawę. Dopiero niespodziewany japoński atak na Pearl Harbor w  grudniu 1941
roku oswobodził ich z pęt izolacjonistycznych skrupułów.

Piątego lipca 1941 roku w  siedzibie Foreign Office w  londyńskim Whitehallu


odbyło się spotkanie, które upłynęło w  wyjątkowo napiętej atmosferze.
Przygotowania doń były tak najeżone trudnościami, że odbywały się poprzez
pośredników i  zaszła konieczność wyszukania miejsca zasługującego na miano
„neutralnego gruntu”. Twierdzono nawet, że przedstawiciel jednej ze stron
poinformował zawczasu, iż zjawi się dokładnie trzy minuty po przybyciu
negocjatora strony przeciwnej, aby w  ten sposób jasno zademonstrować swoją
wyższą rangę114. Nie tylko kwestie prestiżowe czy też konflikty na tle dziejowych
krzywd wywołały napięcia – choć niewątpliwie obie te sprawy odegrały w tym swą
rolę. Chodziło raczej o  fakt, że rząd jednej ze stron nieco wcześniej usiłował
wymazać z  mapy świata kraj reprezentowany przez drugą. Ale w  warunkach
radykalnych zmian, które zaszły pod wpływem operacji „Barbarossa” Związek
Sowiecki i  polskie władze na uchodźstwie stanęły teraz przed zadaniem
przywrócenia czegoś w rodzaju stosunków dyplomatycznych.
Związek Sowiecki stanął w obliczu najpoważniejszego kryzysu w swej historii.
Owego lata wojska Hitlera niszczyły wszystko na swojej drodze i  to w  takim
tempie, że ZSRS wydawał się grozić upadek. W pierwszym tygodniu lipca, kiedy
polscy i sowieccy dyplomaci zasiedli naprzeciwko siebie we względnym komforcie
w  Londynie, na większości zachodnich obszarów Związku Sowieckiego szalała
wojenna pożoga. Straty poniesione przez Armię Czerwoną Stalina w  pierwszych
dwóch tygodniach kampanii były gigantyczne: ponad 10 000 czołgów, 19 000
dział, 4000 samolotów bojowych i  aż 750 000 żołnierzy. W  dodatku Sowieci
utracili prawie wszystkie ziemie zdobyte w porozumieniu z Niemcami – wschodnią
Polskę, Łotwę, Litwę i  Besarabię; tylko Estonia pozostawała jeszcze w  rękach
czerwonoarmistów. Co gorsza, najeźdźcy zajęli już Białoruś wraz z większą częścią
Ukrainy i posunęli się już około 600 kilometrów wzdłuż „traktu moskiewskiego”115.
Można było zrozumieć tych w  Londynie, którzy zastanawiali się, czy w  trakcie
trwających tam rokowań ZSRS jeszcze w ogóle istnieje.
Przyszłość Polski również stała pod znakiem zapytania. W  tym czasie była
okupowana już w  całości przez Niemców – jej rząd przebywał na uchodźstwie
w  Wielkiej Brytanii – a  Polacy w  kraju wiedli mroczną egzystencję i  gdyby nie
zbiorowa pamięć o  123 latach zaborów przed 1918 rokiem, to pewnie nie
wierzyliby w  odzyskanie niepodległości. Oczywiście wybuch wojny pomiędzy
dwoma mocarstwami, które w 1939 roku najechały i dokonały rozbioru ich kraju,
powitano tam z  radością, gdyż przynajmniej niósł ze sobą nadzieję, że cierpienia
Polski mogą się zakończyć. Jednak sytuacja Polski była szczególnie trudna
z jeszcze innych powodów. Otóż, w odróżnieniu od Brytyjczyków, Polacy uważali
do czerwca 1941 roku, że znajdują się w  stanie wojny zarówno z  Niemcami
Hitlera, jak i  ze Związkiem Sowieckim, a  perspektywy jakiegoś dogadania się ze
Stalinem nie budziły wśród Polaków zbytniego entuzjazmu. Ponadto sama Polska
bynajmniej nie „przyglądała się zmaganiom z  boku”. Okupacje, sowiecka
i  niemiecka, przyniosły ze sobą okrutne prześladowania jej bezbronnej ludności,
a polscy politycy i dowódcy wojskowi na uchodźstwie w Wielkiej Brytanii dobrze
zdawali sobie sprawę z tego, że nowa faza konfliktu zbrojnego objęła byłe polskie
kresy wschodnie: ziemie, które wielu z nich świetnie znało. Wydawało się zatem,
że gehenna Polski wcale nie miała się skończyć, a tylko zaczął się jej nowy etap.
A więc, gdy sowiecki ambasador w  Londynie, Iwan Majski, spotkał się
w Whitehallu z polskim premierem, generałem Władysławem Sikorskim, panowało
między nimi wyczuwalne napięcie. Pulchny, jowialny Majski i surowy, a przy tym
próżny Sikorski różnili się od siebie niemal pod każdym względem. W  swoich
późniejszych wspomnieniach Majski z rozbawieniem pisał, jak to Sikorski przybył
na miejsce poprzedzony świtą adiutantów, którzy kroczyli przez gmach, „roztrącali
napotkane osoby” i wołali głośno: „Generał idzie! Generał idzie!”. Po wejściu do
sali obrad, pisał dalej Majski, Sikorski – w galowym mundurze – spojrzał na niego
i  „po twarzy przebiegł mu grymas zdumienia, oburzenia niemal”. Majski
wytłumaczył sobie tę reakcję „nieformalnym” charakterem jego letniego garnituru,
lecz w istocie pogarda w spojrzeniu Sikorskiego prawie na pewno nie odnosiła się
do ubioru Majskiego116.
Takie chłodne uczucia wzajemnej pogardy nadały ton rokowaniom, do których
miano przystąpić. Sikorski uważał, że wobec nowych nieszczęść, jakie spadły na
Związek Sowiecki, Polska ma prawo oczekiwać od Stalina anulowania
postanowień paktu Ribbentrop-Mołotow117. Faktycznie już przedtem wyrażał swoje
oburzenie, iż Churchill nie wysunął żądania tego rodzaju, nim dwa tygodnie
wcześniej obiecał Moskwie brytyjską pomoc. W  zaistniałych okolicznościach
Sikorski uznał, że to na jego barki spadło nie tylko wymuszenie na Sowietach
zadośćuczynienia za wielkie krzywdy wyrządzone w  czasie prawie dwuletniej
okupacji, za prześladowania i  deportacje Polaków, ale także uzyskanie jakiejś
gwarancji przyszłego odrodzenia Polski. Takie dążenia legły zatem u  podstaw
wstępnych żądań, jakie przedstawił Majskiemu: Związek Sowiecki winien
formalnie wyrzec się postanowień paktu nazistowsko- -sowieckiego oraz uwolnić
wszystkich polskich jeńców i więźniów, którzy nadal znajdowali się w sowieckich
więzieniach i łagrach. W zamian za to miały zostać przywrócone normalne stosunki
dyplomatyczne między Polską a ZSRS, a strona polska była nawet gotowa wyrazić
zgodę na utworzenie polskiej armii z 300 000 żołnierzy, którzy, jak sądzono, nadal
znajdowali się w sowieckiej niewoli118.
Nieuchronnie w  trakcie rozmów wynikły liczne problemy. Sikorski nie cofnął
się przed skargami. „Nienawidzicie Niemców tak samo jak my”, powiedział do
Majskiego w czasie pierwszego posiedzenia. „Nie powinniście byli zawierać z nimi
porozumienia w  1939 roku”. W  odpowiedzi na to Majski tylko zaśmiał się
nerwowo i  odparował: „Wszystko to już przeszłe dzieje”119. Negocjatorom na
pewno nie sprzyjały trudności wynikłe z  konieczności prowadzenia rozmów
w  Londynie; Majski musiał regularnie konsultować się ze Stalinem, a  wysyłanie
i  odbieranie depesz z  Moskwy zabierało kilka dni. Również Sikorski był
zobligowany do informowania ministrów swojego rządu o  postępach
w  rokowaniach, co wywoływało różnorakie problemy. W  rezultacie obydwaj,
Majski i  Sikorski, w  lipcu spotkali się w  Londynie zaledwie dwukrotnie, później
zaś, korzystając z  pośrednictwa Anthony’ego Edena, uczynili mały krok
w kierunku porozumienia do czasu, gdy Stafford Cripps i Mołotow podpisali układ
brytyjsko-sowiecki – o  wzajemnej pomocy w  wojnie z  Hitlerem – 12 lipca
w Moskwie.
Zasadniczą kość niezgody stanowiła w Londynie kwestia polskich granic. Obie
strony naturalnie miały sprzeczne wyobrażenia dotyczące – w  owym czasie dość
teoretycznej – sprawy terytorium odbudowanego państwa polskiego. Sikorski
zaproponował, wobec unieważnienia paktu nazistowsko-sowieckiego,
przywrócenie polskich granic wschodnich z sierpnia 1939 roku. Z kolei Majski, na
podstawie wskazań z Moskwy, mówił o Polsce w jej „etnograficznym” zakresie, na
wschodzie odpowiadającym mniej więcej przebiegowi granicy uzgodnionej przez
Mołotowa i  Ribbentropa. I  chociaż układające się strony z  czasem wypracowały
kompromisowe stanowisko – w praktyce odkładając podjęcie konkretnych decyzji
w sprawie granic na niesprecyzowany termin późniejszy – to wspomniana kwestia
rzucała cień na przebieg następnych rozmów, stając się dla Polaków kamieniem
probierczym ich ograniczonego, co zrozumiałe, zaufania do nowych sowieckich
partnerów.
Drugą przeszkodę stanowił problem wielu Polaków – cywilów i wojskowych –
nadal przetrzymywanych w Związku Sowieckim. Sikorski domagał się stanowczo
wypuszczenia na wolność wszystkich polskich jeńców wojennych oraz zesłańców
w  ZSRS, czyniąc z  tego podstawowy warunek zawarcia jakiegokolwiek
porozumienia. Ale żądanie to postawiło Majskiego w  trudnej sytuacji, ponieważ
uwolnienie tych ludzi nie tylko oznaczało, że ich aresztowania i  deportacje były
bezprawne, ale także stawiało kwestię sowieckiej okupacji we wschodniej Polsce
w  bardzo nieciekawym świetle. Dlatego też Majski stwierdził, iż nie widzi
przyczyny, dla której jakiś Polak skazany za przestępstwo przez Sowietów miałby
zostać oczyszczony z winy. Na to Sikorski odparł lapidarnie, że Sowieci uznawali
Polaków za przestępców tylko dlatego, iż ci ostatni byli wcześniej polskimi
obywatelami i  dodał, że gdyby sam nie zażądał ich uwolnienia, byłoby to
równoznaczne z  pogodzeniem się z  tym, iż Moskwa miała prawo ich osądzić.
Rozumiejąc poważny charakter tego impasu, Eden, który przewodniczył
posiedzeniu, zaproponował odłożenie decyzji w  tej sprawie do czasu uzgodnienia
szerszych ram dyplomatycznych porozumienia – tak samo jak w  kwestii granic –
lecz tym razem żadna ze stron nie miała zamiaru ustępować120.
W tej fazie rozmowy były bliskie zerwania. Sikorski musiał się liczyć
z perspektywą rewolty w łonie swojego gabinetu rządowego, a kryzys nastąpił 25
lipca, kiedy trzej ministrowie złożyli dymisję w akcie protestu przeciwko temu, jak
premier prowadzi rokowania121. Tymczasem Brytyjczycy naciskali na podpisanie
polsko-sowieckiego układu, rozpaczliwie usiłując uspokajać obie strony i zarazem
sugerując rozstrzygnięcie wszelkich spornych kwestii w nieokreślonej przyszłości.
Rząd brytyjski, jak wspominał później Churchill, dążył do wyboru mniejszego zła.
Przystąpiwszy do wojny w  obronie Polski, pisał, „podjęliśmy stanowcze
zobowiązanie popierania interesów naszego pierwszego sojusznika [tj. Polski] (…)
[i] nie mogliśmy uznać legalności rosyjskiej okupacji polskich terytoriów w 1939
roku”. Jednakże w  warunkach burzliwych wydarzeń w  lecie 1941 roku „nie
mogliśmy zmusić naszego nowego i  bardzo zagrożonego sprzymierzeńca [tj.
ZSRS] do rezygnacji, nawet na papierze, z regionów przygranicznych, które Rosja
uważała od pokoleń za niezbędne dla swojego bezpieczeństwa. Była to sytuacja bez
wyjścia”. W  konsekwencji, lamentował Churchill, „spadł na nas niewdzięczny
obowiązek zalecenia, aby generał Sikorski zdał się na dobrą wiarę Sowietów
w  przyszłym uregulowaniu rosyjsko-polskich relacji”122. Ale Churchill dobrze
wiedział, iż dla Polaków problem tkwił w tym, że zwrot „dobra wiara Sowietów”
był dla nich pustosłowiem.
Przełom nastąpił 27 lipca. W  swoich wspomnieniach Majski, jak można się
spodziewać, wychwalał „wytrwałość i  elastyczność, na które zdobył się rząd
sowiecki” w  doprowadzeniu do pomyślnego zakończenia „długotrwałych sporów
i  ostrych polemik”123. Eden wyrażał z  kolei uznanie dla zręczności Sikorskiego,
zarazem podkreślając rolę Wielkiej Brytanii w  prowadzeniu „cierpliwej
dyplomacji, zaprawionej niepokojem o  to, co przyszłość niosła dla Polaków”124.
Z  kolei Cripps gratulował samemu sobie postawy wykazanej podczas
długotrwałych rokowań ze Stalinem w  Moskwie, a  zwłaszcza „nakłonienia go do
udzielenia natychmiastowej amnestii każdemu polskiemu obywatelowi
zatrzymanemu w  jego kraju”125. Pomysł amnestii budził kontrowersje – a  nawet
bywa uznany za błąd polityczny – niemniej umożliwił gładkie obejście spornej
kwestii legalności sowieckiej okupacji, umożliwiając wypuszczenie więzionych na
wolność przy zachowaniu twarzy przez Sowietów. Na pewno przełamał impas
w  rokowaniach, ale od tamtej pory stanowi powód rozgoryczenia wielu Polaków.
Jak można było „amnestionować” owe tysiące Polaków, pytali, skoro nie popełnili
żadnych przestępstw?
Premier RP i zarazem Naczelny Wódz gen. Władysław Sikorski (z lewej) oraz ambasador ZSRS
w Wielkiej Brytanii Iwan Majski (z prawej) podpisują polsko-sowiecki układ o wznowieniu
stosunków dyplomatycznych. W środku siedzą (od lewej): brytyjski minister spraw zagranicznych
Anthony Eden oraz premier Winston Churchill. Londyn, 30 lipca 1941 roku. Choć układ ten
budził wiele kontrowersji i de facto nie rozstrzygał najważniejszych kwestii, to umożliwił jednak
m.in. stworzenie armii gen. Andersa.

W ten sposób udało się ostatecznie osiągnąć porozumienie. Zadecydowało to,


że Związek Sowiecki uznał, iż sowiecko-niemieckie traktaty z 1939 roku „utraciły
swoją ważność” w odniesieniu do zmian terytorialnych w Polsce. Niezupełnie było
to „prawnym unieważnieniem”, którego chciał Sikorski, ale czymś bliskim temu.
Ponadto miało dojść do przywrócenia stosunków dyplomatycznych między
obydwoma krajami oraz do wymiany ambasadorów, a  na sowieckiej ziemi
zaplanowano sformowanie polskiej armii pod komendą dowódcy wyznaczonego
przez polski rząd w  porozumieniu z  Moskwą. Zgodnie z  ówcześnie panującą
„modą” porozumienie zostało uzupełnione dwoma protokołami: jawnym,
ogłaszającym amnestię wszystkich polskich obywateli wciąż więzionych w ZSRS,
zaraz po przywróceniu stosunków dyplomatycznych, oraz drugim, tajnym,
w którym znalazło się oświadczenie, że wszelkie publiczne i prywatne roszczenia
o rekompensaty zostaną rozstrzygnięte w trakcie dalszych rokowań126.
W swojej istocie ów układ polsko-sowiecki był typowym dyplomatycznym
doraźnym kompromisem. Podobnie jak pakt Ribbentrop-Mołotow – w  owym
czasie już nieaktualny – układ Sikorski-Majski stanowił przejaw Realpolitik:
strategiczną konieczność, niełatwe „małżeństwo z  rozsądku” partnerów, którzy
w przeszłości często ścierali się zbrojnie, porozumienie, w którym rozstrzygnięcie
najbardziej spornych spraw odłożono na późniejszy termin. Brytyjczycy
doprowadzili do sojuszu, na jakim im zależało, między swoim najnowszym
sprzymierzeńcem a  krajem, z  którego powodu przystąpili do tej wojny.
Amerykańscy politycy mogli powołać się na ten układ w  próbach urobienia
swojego krajowego elektoratu, słusznie odnoszącego się nieufnie wobec
sowieckich zamiarów, a  Stalin – przynajmniej w  pewnym stopniu – odzyskał
wiarygodność w oczach świata zachodniego, choć poczynił niewiele rzeczywistych
ustępstw. Z  kolei dla Sikorskiego i  Polski było to przypuszczalnie najwięcej, co
realistycznie dało się uzyskać w  owym czasie, mimo że porozumienie to
pozostawiało ich – zgodnie z tym, czego obawiał się Churchill – niemal całkowicie
na łasce Stalina.
Układ polsko-sowiecki podpisano w  gabinecie sekretarza stanu w  londyńskiej
siedzibie Foreign Office 30 lipca 1941 roku. Sikorski i  Majski zasiedli przy
przeciwległych końcach długiego stołu, zastawionego dokumentami, suszkami
i  kałamarzami; Sikorski w  mundurze galowym, Majski tym razem w  ciemnym
prążkowanym garniturze. Eden i  Churchill usiedli po jednej stronie; ten drugi
uśmiechał się od ucha do ucha i uraczył się dymem z cygara swojej ulubionej marki
Romeo y Julieta. Po drugiej stronie stołu znaleźli się fotoreporterzy
i  korespondenci prasowi zaproszeni w  celu uwiecznienia tego wydarzenia dla
potomności i  na użytek alianckiej propagandy. „Patrzyło” na to wszystko białe
marmurowe popiersie niegdysiejszego brytyjskiego premiera Williama Pitta
Młodszego, który – jeśli wierzyć osobistemu sekretarzowi Churchilla, Jockowi
Colville’owi – „zerkał z góry z niejaką dezaprobatą”127.

1 J. Erickson, The Road to Stalingrad, Londyn 1993, s. 115–116.


2 Relacja Walentina Bierieżkowa, cyt. za: Stalin and his Generals: Soviet Military Memoirs of
World War II, red. S. Bialer, Londyn 1970, s. 217–218.
3 M. Domarus, Hitler: Reden und Proklamationen 1932–1945, t. III, Wiesbaden 1973, s. 1731–
1732; na podstawie angielskiego przekładu tego wystąpienia w: „New York Times”, 23 VI 1941.
4 The Goebbels Diaries, 1939–1941, red. F. Taylor, Londyn 1982; wyd. pol. Joseph Goebbels.
Dzienniki, 1939–1943, t. II, tłum. E.C. Król, Warszawa 2013, s. 183 (22 VI 1941).
5 J. Colville, The Fringes of Power: Downing Street Diaries 1939–1955, Londyn 1985, s. 481.
6 A. Eden, The Eden Memoirs: The Reckoning, Londyn 1965; wyd. pol. Pamiętniki 1938–1945, t.
II, Obrachunki, tłum. J. Meysztowicz, Warszawa 1972, s. 280.
7 W.S. Churchill, The Second World War, Londyn 1959 (wersja skrócona), s. 455.
8 Fragment ballady Michała Lermontowa Borodino (1837) w przekładzie Leonarda Podhorskiego-
Okołowa.
9 A. Niekricz, 1941 22 ijunia, Moskwa 1995; wyd. pol. 1941, 22 czerwca, tłum. T. Weintraub,
Warszawa 1967, s. 190.
10 C. Pleszakow, Stalin’s Folly, Londyn 2005; wyd. pol. Szaleństwo Stalina: pierwsze 10 dni wojny
na froncie wschodnim, tłum. M. Antosiewicz, Warszawa 2005, s. 17.
11 Stalin and his Generals…, op. cit., s. 197.
12 R. Braithwaite, Moscow 1941, Londyn 2006; wyd. pol. Moskwa 1941: największa bitwa II
wojny światowej, tłum. M. Komorowska, Kraków 2008, s. 112–113.
13 The Diary of Georgi Dimitrov, 1933–1949, red. I. Banac, New Haven–Londyn 2003, s. 166.
14 C. Merridale, Ivan’s War: The Red Army 1939–1945, Londyn 2005; wyd. pol. Wojna Iwana:
Armia Czerwona, 1939–1945, tłum. K. Błażyńska-Chojnacka, P. Chojnacki, Poznań 2007, s. 106, oraz
G. Roberts, Molotov: Stalin’s Cold Warrior, Waszyngton (DC) 2012, s. 51. Tekst tego wystąpienia
także: http://www.emersonkent.com/speeches/our_cause_is_just.htm.
15 R. Braithwaite, Moskwa 1941…, op. cit., s. 94.
16 D. Glantz, Barbarossa: Hitler’s Invasion of Russia 1941, Stroud 2001, s. 242–243.
17 C. Pleshakov, Szaleństwo Stalina…, op. cit., s. 132.
18 J. Erickson, The Road…, op. cit., s. 129.
19 C. Merridale, Wojna Iwana…, op. cit., s. 103.
20 C. Bergström, Barbarossa – The Air Battle: July–December 1941, Londyn 2007, s. 20.
21 N. von Below, At Hitler’s Side: The Memoirs of Hitler’s Luftwaffe Adjutant, 1937–1945,
Londyn 2004, tyt. oryg. Als Hitlers Adiutant, 1937–47; wyd. pol. Byłem adiutantem Hitlera, 1937–
1945, tłum. Z. Rybicka, Warszawa 1990, s. 322–323.
22 S. Sebag Montefiore, Stalin: The Court of the Red Tsar, Londyn 2003; wyd. pol. Stalin: dwór
czerwonego cara, tłum. M. Antosiewicz, Warszawa 2004, s. 365.
23 D. Glantz, Barbarossa…, op. cit., s. 36.
24 S.J. Zaloga, T-34/76 Medium Tank 1941–45, Oxford 1994, s. 12.
25 Relacja żołnierza niemieckiej 1. Dywizji Pancernej; cyt. za: P. Carell, Hitler Moves East: 1941–
1943, Boston 1964, s. 23.
26 S.J. Zaloga, T-34/76…, op. cit., s. 12.
27 S.J. Zaloga, J. Grandsen, Soviet Tanks and Combat Vehicles of World War Two, Londyn 1984, s.
127.
28 R. Tarleton, What Really Happened to the Stalin Line?, cz. II, „Journal of Slavic Military
Studies” 1993, t. 6, nr 1, s. 51.
29 J.E. Kaufmann, R.M. Jurga, Fortress Europe: European Fortifications of World War Two,
Londyn 1999; wyd. pol. Twierdza Europa: europejskie fortyfikacje drugiej wojny światowej, tłum. S.
Kędzierski, Warszawa 2002, s. 384–385.
30 H. Guderian, Panzer Leader, Londyn 1952; wyd. pol. Wspomnienia żołnierza, tłum. J.
Nowacki, Warszawa 1991, s. 123–124.
31 C. Ganzer, A. Pašković, „Heldentum, Tragik, Tapferkeit”: Das Museum der Verteidigung der
Brester Festung, „Osteuropa”, 60. Jg., 12/2010, s. 81–96.
32 D. Glantz, Barbarossa…, op. cit., s. 80.
33 Por. ibidem, s. 188. Ogółem niemieckie zapasy ropy naftowej wynosiły w okresie 1939–1941
około ośmiu milionów ton, z czego ZSRS dostarczył około miliona ton.
34 E.E. Ericson III, Feeding the German Eagle: Soviet Economic Aid to Nazi Germany, 1933–
1941, Londyn 1999, s. 179.
35 Relacja Aleksandra Jakowlewa, w: Stalin and his Generals…, op. cit., s. 170.
36 We wrześniu 1941 roku „Pietropawłowsk” dysponował tylko czterema działami artylerii
głównej (wieże A i D). Wieże B i C były nadal nieukończone (przyp. red.).
37 T. Philbin, The Lure of Neptune: German–Soviet Naval Collaboration and Ambitions, 1919–
1941, Columbia (SC) 1994, s. 128.
38 G. Roberts, Stalin’s Wars: From World War to Cold War 1939–1953, Londyn 2006; wyd. pol.
Wojny Stalina: od drugiej wojny światowej do zimnej wojny, 1939–1953, tłum. M. Antosiewicz, G.
Sowula, Warszawa 2010, s. 97.
39 R. Misiunas, R. Taagepera, The Baltic States: Years of Dependence 1940–1990, Londyn 1983,
s. 48.
40 Relacja Borisa Takka, cyt. za: Soldiers of Memory: World War II and Its Aftermath in Estonian
Post-Soviet Life Stories, red. E. Kõresaar, Nowy Jork 2011, s. 188.
41 V. Lumans, Latvia in World War II, Nowy Jork 2006, s. 155.
42 Por. C. Merridale, Wojna Iwana…, op. cit., s. 115, oraz A. Werth, Russia at War, 1941–1945,
Londyn 1964, s. 149.
43 Por. C. Merridale, Wojna Iwana…, op. cit., s. 114–117.
44 R. Braithwaite, Moskwa 1941…, op. cit., s. 92.
45 H. von Luck, Panzer Commander, Londyn 1989, s. 70.
46 R. Braithwaite, Moskwa 1941…, op. cit., s. 230.
47 C. Merridale, Wojna Iwana…, op. cit., s. 132.
48 W. Spahr, Stalin’s Lieutenants: A Study of Command under Duress, Novato (CA) 1997, s. 265.
49 Relacja pułkownika I.T. Starinowa, cyt. za: Stalin and his Generals…, op. cit., s. 237.
50 G. Żukow, Reminiscences and Reflections, t. 1, Moskwa 1985; wyd. pol. Wspomnienia i
refleksje, tłum. P. Marciniszyn i in., Warszawa 1985, s. 295, oraz S. Sebag Montefiore, Stalin…, op.
cit., s. 368–369.
51 G. Roberts, Stalin’s General: The Life of Georgy Zhukov, Londyn, 2012; wyd. pol. Generał
Stalina: Życie Georgija Żukowa, tłum. J. Ochab, Kraków 2014, s. 132–134.
52 Relacja Mikojana; por. S. Sebag Montefiore, Stalin…, op. cit., s. 370 (tamże nieścisły przekład
tego zwrotu z języka angielskiego).
53 Por. np. J. Lewis, P. Whitehead, Stalin: A Time for Judgement, Nowy Jork 1990, oraz A.
Bullock, Hitler and Stalin: Parallel Lives, Londyn 1991; wyd. pol. Hitler i Stalin: żywoty równoległe,
tłum. J. Mianowski i in. Warszawa 1994.
54 Z.A. Miedwiediew, R.A. Miedwiediew, The Unknown Stalin, Londyn 2006; wyd. pol. Nieznany
Stalin, tłum. T. Illg, Katowice 2006, s. 356.
55 Por. np. S. Sebag Montefiore, Stalin…, op. cit., s. 373.
56 Angielski przekład przemówienia Stalina z  3 VII 1941:
http://www.ibiblio.org/pha/policy/1941/410703a.html.
57 Relacja generała-porucznika Iwana Bołdina, zastępcy Pawłowa, cyt. za: A. Werth, Russia at
War…, op. cit., s. 157–158.
58 J. Erickson, The Road…, op. cit., s. 176.
59 R. Gellately, Lenin, Stalin and Hitler: The Age of Social Catastrophe, Londyn 2007, s. 478.
60 M. Parrish, The Lesser Terror: Soviet State Security, 1939–1953, Londyn 1996, s. 77.
61 Ibidem, s. 81.
62 K. Berkhoff, Harvest of Despair: Life and Death in Ukraine under Nazi Rule, Cambridge (MA)
2004, s. 14.
63 B. Musiał, Konterrevolutionäre Elemente sind zu erschießen, Berlin 2000, s. 101.
64 G. Hryciuk, Victims 1939–1941: The Soviet Repressions in Eastern Poland, w: Shared History,
Divided Memory: Jews and Others in Soviet-Occupied Poland, 1939–1941, red. E. Barkan, E.A. Cole,
K. Struve, Lipsk 2007, s. 193–194.
65 Raport Estońskiej Komisji Historycznej, The Soviet Occupation of Estonia in 1940–1941, s. 14:
http://www.mnemosyne.ee/hc.ee/pdf/conclusions_en_1940– 1941.pdf.
66 The Rainiai Tragedy: A Forgotten Soviet War Crime, Vilnius 2007, s. 12: http://www.e-
library.lt/resursai/Mokslai/LRS%20mokslininkai/V.Landsbergis/Rainiai/Rainiai_EN_Book.pdf.
67 Rumuńskie Archiwum Narodowe, dok. nr 680/1/4232, s. 3, przyp. 545–546, cyt. za: I. Chifu,
Basarabia sub ocupatie sovietica si tentative contemporane de revenire sub tutela Moscovei, Bukareszt
2004, s. 86.
68 B. Musiał, Konterrevolutionäre…, op. cit., s. 97, 138.
69 Więcej szczegółowych informacji na ten temat, por. ibidem, s. 102 i passim.
70 Ibidem, s. 115.
71 V. Lumans, Latvia…, op. cit., s. 138.
72 Rainiai Tragedy…, op. cit., s. 9.
73 Raport Estońskiej Komisji Historycznej, op. cit., s. 14.
74 G. Hryciuk, Victims 1939–1941…, op. cit., s. 183. Większą liczbę, dwudziestu do trzydziestu
tysięcy ofiar, podaje B. Musiał, Konterrevolutionäre…, op. cit., s. 138.
75 J. Gross, Revolution from Abroad, Princeton 1988, s. 228.
76 „Schöne Zeiten”: Judenmord aus der Sicht der Täter und Gaffer, red. E. Klee, V. Reiss, W.
Dressen, Frankfurt nad Menem 1988, s. 35–36.
77 Ibidem, s. 39.
78 T. Snyder, Bloodlands, Londyn 2010; wyd. pol. Skrwawione ziemie: Europa między Hitlerem a
Stalinem, tłum. B. Pietrzyk, Warszawa 2011, s. 225.
79 B. Musiał, Konterrevolutionäre…, op. cit., s. 172.
80 Ibidem, s. 177, 179.
81 Ibidem, s. 188.
82 W. Lower, „Anticipatory Obedience” and the Nazi Implementation of the Holocaust in the
Ukraine: A Case Study of Central and Peripheral Forces in the Generalbezirk Zhytomyr, 1941–1944,
„Holocaust and Genocide Studies” 2002, nr 1, t. 16.
83 R. Rhodes, Masters of Death, Oxford 2002; wyd. pol. Mistrzowie śmierci: Einsatzgruppen,
tłum. M. Urbański, Warszawa 2007, s. 74.
84 G. Swain, Between Stalin and Hitler: Class War and Race War on the Dvina, Londyn 2004, s.
40.
85 Bitter Legacy: Confronting the Holocaust in the USSR, red. Z. Gitelman, Bloomington 1997, s.
266.
86 „Schöne Zeiten”…, op. cit., s. 39.
87 A. Ezergailis, The Holocaust in Latvia 1941–1945, Ryga 1996, s. 104.
88 T. Snyder, Skrwawione ziemie…, op. cit., s. 215.
89 H.W. Flannery, Assignment to Berlin, Londyn 1942, s. 259.
90 V. Klemperer, I Shall Bear Witness, Londyn 1998; wyd. pol. Chcę dawać świadectwo aż do
końca: Dzienniki, t. II (1939–1942), tłum. A., A. Klubowie, Kraków 2000, s. 179–180.
91 M. Vassiltchikov, The Berlin Diaries of Marie „Missie” Vassiltchikov: 1940–45,Londyn 1985,
s. 55.
92 R. Andreas-Friedrich, Berlin Underground, 1938–1945, Nowy Jork 1947, s. 68.
93 Himmler letters: „I am travelling to Auschwitz. Kisses. Your Heini”, „Daily Telegraph”, 26 I
2014; por. także: http://www.telegraph.co.uk/news/worldnews/europe/germany/10597344/Himmler-
letters-I-am-travelling-to-Auschwitz.-Kisses.-Your-Heini.html.
94 Wywiad autora z  Leopoldem Gernhardtem (IV 2008). Por. także: R. Moorhouse, The Nazi
Final, „BBC History Magazine”, VI 2008.
95 R. Andreas-Friedrich, Berlin Underground…, op. cit., s. 68.
96 H. Kühnrich, Die KPD im Kampf gegen die faschistische Diktatur 1933–1945, Berlin 1987, s.
180.
97 Por. R. Braithwaite, Moskwa 1941…, op. cit., s. 284.
98 Wyjątki z  przemówienia Mołotowa, cyt. za: A. Werth, Russia at War…, op. cit., s. 163; vox
populi, cyt. za: R. Braithwaite, Moskwa 1941…, op. cit., s. 94.
99 A.Werth, Russia at War…, op. cit., s. 177–178.
100 Ibidem, s. 168.
101 War Diaries 1939–1945: Field Marshal Lord Alanbrooke, red. A. Danchev, D. Todman,
Londyn 2001, s. 166.
102 Diaries and Letters of Harold Nicolson, red. N. Nicolson, Londyn 1970, s. 173.
103 W.S. Churchill, The Second World War…, op. cit., s. 462; A. Eden, Pamiętniki…, op. cit., s.
280.
104 Diaries and Letters…, op. cit., s. 173; War Diaries 1939–1945…, op. cit., s. 166.
105 G. Gorodetsky, Stafford Cripps’ Mission to Moscow, 1940–42, Cambridge 1984, s. 168.
106 J.P. Lash, Roosevelt and Churchill, 1939–1941: The Partnership that Saved the West, Londyn
1977, s. 343.
107 G. Stewart, His Finest Hours: The War Speeches of Winston Churchill, Londyn 2007, s. 102–
105.
108 Diaries and Letters…, op. cit., s. 173.
109 J. Colville, The Fringes of Power…, op. cit., s. 480.
110 R. Toye, The Roar of the Lion, Londyn 2013, s. 107–108.
111 Ibidem, s. 108.
112 J. Mahon, Harry Pollitt: A Biography, Londyn 1976, s. 269.
113 L. Olson, Those Angry Days: Roosevelt, Lindbergh, and America’s Fight over World War Two,
1939–1941, Nowy Jork 2013, s. 346.
114 I. Majski, Memoirs of a Soviet Ambassador: The War 1939–1943, Londyn 1967; tyt. oryg.
Vospominanija sovietskogo posła; wyd. pol. Wspomnienia ambasadora radzieckiego, Wojna: 1939–
1943, t. III, tłum. W. Komarnicka, Warszawa 1970, s. 190. Chodziło oczywiście o stronę polską.
115 D. Glantz, Barbarossa…, op. cit., s. 40, 45, 53.
116 I. Majski, Wspomnienia…, op. cit., s. 190–191.
117 A. Cienciała, General Sikorski and the Conclusion of the Polish–Soviet Agreement of July 30,
1941: A Reassessment, „Polish Review” 1996, nr 4, t. 41, s. 413.
118 H. Kochanski, The Eagle Unbowed: Poland in World War Two, Londyn 2012; wyd. pol. Orzeł
niezłomny: Polska i Polacy podczas II wojny światowej, tłum. J. Szkudliński, Poznań 2013, s. 195.
119 The Diaries of Sir Alexander Cadogan, 1938–1945, red. D. Dilks, Londyn 1971, s. 391.
120 H. Kochanski, The Eagle Unbowed…, op. cit., s. 196–198.
121 A. Cienciała, General Sikorski…, op. cit., s. 427.
122 W.S. Churchill, The Second World War: The Grand Alliance, Londyn 1950; wyd. pol. Druga
wojna światowa, t. III, ks. I, tłum. K.F. Rudolf, Gdańsk 1995, s. 221.
123 I. Majski, Wspomnienia…, op. cit., s. 192.
124 A. Eden, Pamiętniki…, op. cit., s. 295.
125 Stafford Cripps in Moscow, 1940–1942, red. G. Gorodetsky, Londyn 2007, s. 132.
126 Angielski tekst porozumienia: http://avalon.law.yale. edu/wwii/polsov.asp.
127 J. Colville, The Fringes of Power…, op. cit., s. 502.
EPILOG

Życie pośmiertne paktu

Pakt nazistowsko-sowiecki wyraźnie wprawiał w poważne zakłopotanie obu jego


sygnatariuszy, którzy z  czasem starali się w  miarę możliwości wytłumaczyć
przyczyny jego zawarcia. Trzeciego października 1941 roku wypowiedział się na
ten temat Hitler. Kiedy jego wojska przystępowały do ostatecznego natarcia na
Moskwę, a  Armia Czerwona wydawała się już rozbita, Führer uznał się już za
zwycięzcę w  wojnie ze Stalinem i  mówił o  Rosji jako o  „naszych [niemieckich]
Indiach”1. Tamtego wieczoru w przestronnej sali Pałacu Sportu, przemawiając bez
posługiwania się notatkami, zwrócił się do zebranych mas słuchaczy, a wystąpienie
to było także transmitowane przez radio. „Dwudziestego drugiego czerwca –
oznajmił – rozpoczęła się największa batalia w dziejach świata (…) Od tamtej pory
wszystko przebiegało zgodnie z planem”. Dalej kontynuował:

Wojska niemieckie znajdowały się o 1000 kilometrów od naszej granicy. Jesteśmy na wschód
od Smoleńska, stoimy pod Leningradem i  nad Morzem Czarnym. Dotarliśmy na Krym,
a Rosjanie nie doszli do Renu (…) Liczba jeńców wzrosła do około 2 500 000 Rosjan. Liczba
zdobytych lub zniszczonych przez nas dział wynosi w przybliżeniu 22 000. Liczba zdobytych
albo zniszczonych przez nas czołgów przekracza 18 000. Liczba zniszczonych i zestrzelonych
samolotów przekracza 14 500. Za naszą linią frontu znajduje się obszar Rosji dwukrotnie
większy od Rzeszy Niemieckiej (…) czterokrotnie większy od Anglii.

„Wróg już został rozbity”, zapewnił słuchaczy, „i już nigdy nie stanie do
walki”.
W takich okolicznościach wydawać się mogło, że nadszedł czas do refleksji nad
decyzją o  zawarciu paktu ze Stalinem. Była ona trudna, przyznał Hitler, była
„najbardziej gorzkim triumfem nad moimi uczuciami”. Ale druga strona dopuściła
się zdrady:

Sami wiecie najlepiej, jak uczciwie wywiązywaliśmy się z naszych zobowiązań. Ani w naszej
prasie, ani na naszych naradach nie wspominało się nawet słowem o  Rosji. Nie padało ani
słowo o bolszewizmie. Niestety, druga strona od początku nie wypełniała swoich zobowiązań.
Taki układ zaowocował zdradą, która początkowo doprowadziła do likwidacji całej północno-
wschodniej Europy. Wiecie najlepiej, co oznaczało dla nas przypatrywanie się w  milczeniu
dławieniu narodu fińskiego, co oznaczało dla nas zawładnięcie krajów bałtyckich [przez
ZSRS]2.

W gronie prywatnym Hitler wyrażał się bardziej otwarcie. W  liście do


Mussoliniego napisanym w przededniu rozpoczęcia operacji „Barbarossa” wyłożył
strategiczne powody zbliżającego się ataku i  wyjaśnił, dlaczego położył kres
„obłudnemu przedstawieniu” odgrywanemu na użytek Kremla. „Ta spółka ze
Związkiem Sowieckim (…) często bardzo mnie irytowała – pisał – ponieważ w taki
czy inny sposób wydawała się odrywać mnie od mych korzeni, moich idei, moich
wcześniejszych zobowiązań. Teraz rad jestem, że uwolnię się od tych psychicznych
męczarni”3. A  więc dla Hitlera pakt nazistowsko-sowiecki stanowił jedynie
odrażającą strategiczną konieczność, do której rzekomo zmusiły go knowania
państw Zachodu zmierzających do otoczenia Niemiec nieprzyjaciółmi. Późniejsza
wiarołomność Stalina, jak twierdził, uczyniła zerwanie tego paktu nieuchronnym.
Sowiecka interpretacja przedstawiała się, rzecz jasna, dość odmiennie. Jak już
wspominaliśmy, Stalin, przemawiając do narodu sowieckiego wkrótce po tym, jak
rozpoczęła się niemiecka inwazja, stwierdził, iż nie popełnił błędu i  że rząd
sowiecki nie mógł odrzucić propozycji Hitlera. Mało tego, orzekł, że ZSRS
zapewnił sobie dzięki paktowi osiemnaście miesięcy pokoju, w  których trakcie
miał „sposobność” się dozbroić. Taka argumentacja, przedstawiona przez Stalina
w  1941 roku trochę poniewczasie, rychło stała się oficjalnym sowieckim
wyjaśnieniem.
W następnych miesiącach i  latach pakt ten poszedł trochę w  zapomnienie,
przesłonięty pilniejszymi problemami, związanymi z  prowadzeniem najbardziej
kosztownej i  krwawej wojny w  historii świata. Dopiero po jej zakończeniu
ponownie zwrócono nań uwagę. Podczas rozpraw Międzynarodowego Trybunału
Wojskowego w  Norymberdze, toczących się od końca 1945 roku, na których
sądzono tych nazistowskich przywódców, którzy przeżyli wojnę, pakt i jego skutki
także poddano analizie. Oskarżyciele w  Norymberdze dobrze zdawali sobie
sprawę, że oskarżeni powołają się na zasadę tu quoque – „ty też” (się tego
dopuściłeś). Był to niedopuszczalny dla sądu argument – nie do przyjęcia dla
trybunału zajmującego się wymierzaniem kar za zbrodnie wojenne – mimo
wszystko mógł jednak zaszkodzić Sowietom, gdyż ich ekspansja terytorialna
w  latach 1939–1940, przeprowadzona pod auspicjami paktu z  Niemcami,
pogwałciła wiele z  zasad, których złamanie zachodni alianci zarzucali nazistom.
Jak przewidział jeden z doradców z brytyjskiego Foreign Office, nieuchronne było,
że nazistowscy oskarżeni podejmą próby „wywleczenia tylu rosyjskich brudów, ile
się da i  wymieszania ich ze swoimi”4. W  efekcie, wobec faktu, że zachodni
prokuratorzy woleli nie dyskredytować swoich sowieckich sojuszników, o jednym
z  głównych punktów z  „listy rzeczy do wyprania” – sprawie paktu Ribbentrop-
Mołotow – ledwie wspomniano w oświadczeniu otwierającym proces norymberski.
W trakcie jego trwania zespół sowieckich prawników podejmował rozpaczliwe
działania dla niedopuszczenia, aby kwestia paktu – a  zwłaszcza jego „tajnego
protokołu” – znalazła się wśród materiału dowodowego. Znamienna w  związku
z tym była wymiana zdań, do jakiej doszło na rozprawie 21 maja 1946 roku, gdy
obrońcy Rudolfa Hessa usiłowali podnieść sprawę tego protokołu, na co jednak
zaprotestował główny sowiecki oskarżyciel generał Roman Rudenko, grzmiąc, iż:
„Badamy kwestię zbrodni głównych niemieckich zbrodniarzy wojennych. Nie
prowadzimy dochodzenia dotyczącego polityki zagranicznej innych państw”. Tak
czy owak, mówił dalej Rudenko, wspomniany protokół to „falsyfikat”, pozbawiony
jakiejkolwiek wartości5. Dla Moskwy niemal równie drażliwa była sprawa samego
paktu. Wyszydzana przez sowieckiego sędziego, Ionę Nikitczenkę, jako rzecz
„nieistotna” oraz jako „czysta propaganda”, nadzwyczaj denerwowała sowiecki
zespół w  Norymberdze, ilekroć tylko ktoś napomknął, choćby aluzyjnie, że
podpisując ów pakt, Stalin mógł zostać oszukany bądź wywiedziony w pole przez
przebiegłych Niemców. Było wręcz przeciwnie, argumentowali Sowieci: ZSRS był
od samego początku w  pełni świadomy niecnych niemieckich zamiarów.
Najwyraźniej Stalin wolał, żeby zarzucano mu cynizm niż łatwowierność6.
Na skrajny cynizm zakrawały nalegania sowieckich prokuratorów, aby do aktu
oskarżenia włączyć sprawę masakr w Katyniu; utrzymywali oni, że owe egzekucje
to „jedno z największych przestępstw, za które ponoszą odpowiedzialność główni
[nazistowscy] zbrodniarze wojenni”. Nabrawszy wprawy w urządzaniu „procesów
pokazowych”, podczas których sądzili swoich przeciwników politycznych, żądali,
ażeby materiały z  sowieckiego śledztwa w  tej sprawie zostały uznane bez
sprzeciwu przez trybunał. W  związku z  tym przedstawili zeznanie pewnego
bułgarskiego patologa, który stwierdził, iż badania laboratoryjne wskazują na jesień
1941 roku jako na czas popełnienia tych zbrodni – czyli na okres, w którym okolice
Katynia zostały już zajęte przez Niemców. Anglosaskim sędziom należy poczytać
za zasługę to, że oddalili ten zarzut, gdyż Sowieci nie byli w stanie przekonująco
przypisać winy za katyńską masakrę żadnemu z nazistów na ławie oskarżonych7.
Sprawa paktu wyłoniła się tylko na krótko i  dość niekonsekwentnie
w  Norymberdze, a  stalinowscy propagandyści i  prokuratorzy mogli sobie
pogratulować skutecznego jej wyciszenia. Jednakże pewna amerykańska publikacja
z 1948 roku, zatytułowana Stosunki nazistowsko-sowieckie, 1939–1941, mogła ich
wytrącić z takiego samozadowolenia. Książka ta, wydana przez Departament Stanu
USA, zawierała odpisy setek dokumentów znalezionych w Niemczech pod koniec
wojny, w  tym korespondencję, zapisy rozmów i  negocjacji, a  także tekst
porozumienia handlowego oraz samego paktu i  jego tajnego protokołu. Po raz
pierwszy powiązania Moskwy i Berlina wyprowadzono z cienia, przedstawiając je
czarno na białym opinii publicznej8.
Sowieci zareagowali na to szybko. Nieco później w  tym samym roku ukazała
się broszura zatytułowana Fałszerze historii, w której przedstawiono argumentację
Moskwy. Została zredagowana przez samego Stalina, który też nadał jej
wyzywający tytuł i w istocie stanowiła cykl artykułów, opublikowanych wcześniej
w  „Prawdzie”. Z  czasem przetłumaczono ją na inne języki i  rozpropagowano za
granicą. Godne odnotowania było to, że był to pierwszy przypadek od 1941 roku,
kiedy w  Związku Sowieckim oficjalnie odniesiono się do paktu z  Niemcami.
W klimacie zaostrzającego się napięcia początku epoki zimnowojennej publikacja
Fałszerze historii posłużyła jako oręż w  ideologicznej walce z  przeciwnikami
Związku Sowieckiego, atakując Zachód za fiasko w powstrzymywaniu niemieckich
agresji przed 1939 rokiem, krytykując Amerykanów za prezentowanie
„zniekształconego obrazu wydarzeń (…) aby zniesławić ZSRS”, a nawet potępiając
nieszczęsnych Finów za bycie „w zmowie z hitlerowcami” podczas wojny zimowej
w  1940 roku9. Retrospektywnie posłużyła Stalinowi jako usprawiedliwienie
zawarcia paktu. Wszystko złożono na karb perfidii Zachodu: gotowości Paryża
i  Londynu do ustępstw wobec Hitlera i  próby skierowania jego agresywnych
ambicji na wschód oraz chęci „miliarderów” z Waszyngtonu do czerpania zysków
z  wywołanego konfliktu zbrojnego10. „W sierpniu 1939 roku”, stwierdzono
w tekście, „Związek Sowiecki nie wątpił ani przez chwilę, że prędzej czy później
Hitler zaatakuje”. I dalej:

Właśnie dlatego głównym zadaniem rządu sowieckiego było stworzenie „wschodniego”


frontu przeciwko hitlerowskiej agresji, budowa linii obronnej wzdłuż zachodnich granic
republik białoruskiej i  ukraińskiej i  w  ten sposób wzniesienie bariery dla zapobieżenia
nieskrępowanemu natarciu wojsk niemieckich na wschodzie.

Cel taki, wyjaśniano we wspomnianej broszurze, wymusił wkroczenie wojsk


sowieckich do wschodniej Polski oraz podpisanie „paktu o  wzajemnej pomocy”
z  krajami bałtyckimi: „Tym samym stworzono podstawy frontu wschodniego”11.
Moskwa jasno chciała dać do zrozumienia światu, że Stalin, zawierając pakt
z Hitlerem, kierował się czysto obronnymi przesłankami.
Wraz z  tym ukształtował się oficjalny pogląd Moskwy na pakt Ribbentrop-
Mołotow, jednak wciąż był to temat, którego żaden sowiecki historyk nie ośmielał
się poruszać. Ale w latach sześćdziesiątych zaczęło się to zmieniać. Pod wpływem
kolejnych, jak uważano, „fałszerstw” pojawiających się na Zachodzie, Moskwa
przystąpiła do kampanii propagandowej, która miała na celu wyrwanie pamięci
o  drugiej wojnie światowej z  rąk jej ideologicznych wrogów – kampanii,
określonej przez jednego ze znanych komentatorów jako „jedno z  najbardziej
śmiałych przedsięwzięć sowieckiej machiny propagandowej, zmierzających do
zatuszowania prawdy”12. Warte uwagi, że akcja ta objęła nawet dyskusje o pakcie
nazistowsko-sowieckim, będącym do tego czasu tematem tabu. Tak więc w nowych
sowieckich publikacjach historycznych, wydawanych w  latach sześćdziesiątych,
paktowi poświęcono kilkustronicowe analizy, jakkolwiek pełne przemilczeń,
uników i  usprawiedliwień. Ich autorzy twierdzili na przykład, że Stalin
zaakceptował ofertę Hitlera, gdyż nie miał innego wyjścia – w  przeciwnym razie
wojna Związku Sowieckiego z  Niemcami byłaby nieunikniona – a  zawarcie tego
paktu przyniosło ZSRS liczne korzyści13.
Pod takimi wnioskami lojalnie podpisywał się nawet Chruszczow, który potępił
Stalina w 1956 roku, co odbiło się echem na całym świecie. Spisując wspomnienia
po upływie dziesięcioleci od czasów wojny, wciąż utrzymywał stanowczo: „Nie
oszukiwaliśmy się. Wiedzieliśmy, że w końcu zostaniemy wciągnięci w tę wojnę,
choć, jak przypuszczam, Stalin liczył, że Anglicy i Francuzi mogą (…) wcześniej
wyczerpać siły Hitlera”. Pakt, pisał, był „opłacalny dla Związku Sowieckiego.
Przypominał szachowy gambit: gdybyśmy nie wykonali tego ruchu, wojna
[niemiecko-sowiecka] wybuchłaby wcześniej, co byłoby dla nas bardzo
niekorzystne. A tak zyskaliśmy chwilę wytchnienia”14.
Zgadzał się z  tym do końca wierny bolszewizmowi Mołotow. Zabierając głos
kilka lat później, z  miejsca odrzucił sugestię, że Stalin zaufał Hitlerowi: „Stalin
miałby być taki naiwny? Nie. Stalin przejrzał wszystko na wskroś. Stalin ufał
Hitlerowi? On nie dowierzał nawet swoim ludziom! Hitler oszukał Stalina?
I w rezultacie takiego podstępu w końcu Hitler musiał się otruć, a Stalin zawładnął
połową świata!”. Dalej wyjaśniał przyczyny zawarcia paktu: „Musieliśmy odwlec
w  czasie niemiecką agresję i  dlatego próbowaliśmy układać się z  nimi na
płaszczyźnie handlowej – eksportu-importu”. Stalin, stwierdził Mołotow, „chciał
odsunąć wojnę jeszcze co najmniej na pół roku albo na dłużej”15.
W taki sposób Związek Sowiecki wypracował swą powojenną interpretację
paktu nazistowsko-sowieckiego: że było to porozumienie wymuszone na Stalinie
przez okoliczności. Ważniejsze jednak, że sowiecki przywódca nie dał się nabrać
na pochlebstwa Hitlera i dzięki temu opóźnił nieuniknioną niemiecką napaść, tym
samym uchroniwszy ZSRS przed jeszcze gorszym losem. Naturalnie, losy
milionów prześladowanych, zabitych i  deportowanych przez Sowietów z  byłej
wschodniej Polski, krajów bałtyckich i  Besarabii nie mogły psuć tej pięknej
opowieści. Obszary odzyskane przez czerwonoarmistów w  latach 1944–1945
znalazły się z  powrotem i  na dobre w  granicach państwa sowieckiego, pomimo
usiłowań nielicznych „nacjonalistów” i „terrorystów”, którzy na krótko zmącili Pax
Sovietica w  pierwszej powojennej dekadzie. Tamtejszych historyków
i  dziennikarzy uciszono również. Pakt stał się tematem tabu, przemilczanym,
przesłanianym, a  choćby drobna wzmianka o  nim oznaczała naruszenie ścisłej
interpretacji podyktowanej w Moskwie.
Największą tajemnicą był okryty tajny protokół. Choć jego oryginał
przypuszczalnie uległ zniszczeniu w Berlinie w czasie wojny, to jednak wcześniej
uwieczniono go na mikrofilmowej kopii, która z  końcem wojny znalazła się
w  rękach Amerykanów, następnie napomknięto o  nim niejasno w  Norymberdze
i  opublikowano po raz pierwszy w  1948 roku. Jednakże wobec braku oryginału
dokumentów paktu – oraz kompromitującego protokołu – Związek Sowiecki
oficjalnie zaprzeczał jego istnieniu, a  kopię krążącą na Zachodzie konsekwentnie
określał mianem falsyfikatu, zniesławiania ZSRS oraz kolejnej próby
„zakłamywania historii”.
Tak więc, gdy Wiaczesław Mołotow został zapytany w  1983 roku o  „tajne
porozumienie”, podpisane w  1939 roku z  Niemcami, upierał się, że to nieprawda
i  pomówienie. „Nie było żadnego”, stwierdził. „Nie było?” – powtórzył pytanie
dziennikarz. „Nie. To absurd”. Dziennikarz naciskał: „Przecież chyba teraz już
możemy o tym porozmawiać?”, na co Mołotow odparł:
Oczywiście, nie ma w  tym żadnej tajemnicy. Moim zdaniem te pogłoski celowo
rozpowszechniano, żeby zaszkodzić naszej reputacji. Nie, nie, ta sprawa jest zupełnie jasna.
Nie mogło być żadnego tajnego porozumienia. Zajmowałem się tą sprawą, właściwie
uczestniczyłem w niej bezpośrednio i mogę zapewnić, że to bezsprzecznie fałszerstwo16.

Mołotow z  pewnością „zajmował się” tajnym protokołem; w  istocie sam go


podpisał. A jednak powędrował do grobu w 1986 roku, zaprzeczając jego istnieniu.
Nie wszyscy w  ZSRS tak wierne trzymali się stalinowskiej wersji wydarzeń.
Trzy lata po śmierci Mołotowa, w  1989 roku, podczas letnich protestów
w  sowieckich republikach nadbałtyckich miano przedstawiać zupełnie inną
historię. Potraktowawszy dosłownie hasła głoszone przez Gorbaczowa w  ramach
głasnosti i  pierestrojki, wielu mieszkańców krajów bałtyckich po raz pierwszy
zaczęło otwarcie krytykować sowieckie rządy. Pod wpływem swoich rodaków na
emigracji oraz sympatyków, którzy już nazwali 23 sierpnia „Dniem Czarnej
Wstążki” i  urządzili wiece w  Nowym Jorku, Londynie i  w  innych miastach
w proteście przeciwko łamaniu praw człowieka w Związku Sowieckim, działacze
opozycyjni z krajów bałtyckich zebrali podpisy i zwrócili się do międzynarodowej
opinii z gorącym apelem o moralne wsparcie w niedoli. Jednakże w pięćdziesiątą
rocznicę podpisania paktu nazistowsko-sowieckiego, 23 sierpnia 1989 roku,
zaplanowali protesty na bezprecedensową skalę.
Owego dnia żywy łańcuch, złożony z aż dwóch milionów ludzi, stanął wzdłuż
głównych i dojazdowych szos w trzech republikach nadbałtyckich, łącząc ich trzy
stolice, Tallin, Rygę i Wilno, rozciągając się na ponad 300 kilometrów. O godzinie
19.00 ludzie połączyli ręce, tworząc tzw. „szlak bałtycki”, czy też „bałtycki
łańcuch”. Był to największy masowy protest w całej historii Związku Sowieckiego.
W  innych miejscowościach w  tych republikach zorganizowano czuwanie, a  także
msze w  kościołach oraz zgromadzenia. W  centrum Wilna zebrało się 5000 osób,
śpiewając pieśni patriotyczne i  zapalając świece. Powiewano przedwojennymi
flagami narodowymi, wpinając w klapy ubrań czarne wstążeczki dla upamiętnienia
ofiar Stalina17.
Wszyscy ci demonstranci w  trzech republikach protestowali przeciw łamaniu
praw człowieka, sowieckiej okupacji i  wyrażali pragnienie odzyskania
suwerenności. Ale przede wszystkim demonstrantom zależało na publicznym
potępieniu paktu Ribbentrop-Mołotow. W  litewskim mieście Szawle (Šiauliai)
wystawiono na widok publiczny trzy trumny przystrojone trzema flagami
przedwojennych republik bałtyckich, a  obok nich sztandary ze swastyką, sierpem
i młotem, przewiązane czarną wstęgą. Z kolei w  Estonii i na Łotwie transparenty
głosiły bezprawie sowieckiej okupacji albo po prostu widniała na nich data „23
sierpnia 1939 roku”. W komunikacie skierowanym do ONZ wyraźnie podkreślano
zasadnicze znaczenie paktu dla późniejszych losów trzech republik. Stwierdzono
w  nim, że skutkiem zawarcia paktu nazistowsko-sowieckiego było wiele ran,
a „niektóre z tych ran nadal krwawią”. I dalej:

Ten zbrodniczy plan musi zostać unieważniony! Istotą paktu Hitlera ze Stalinem i  jego
tajnych protokołów był imperialistyczny podział stref wpływów między dwoma
mocarstwami. Za sprawą tego przestępczego układu Związek Sowiecki jednostronnie złamał
wszystkie międzynarodowe traktaty, zawarte z  republikami bałtyckimi, gwałcąc historyczne
prawa Bałtów do samostanowienia, stawiając republikom bałtyckim bezlitosne ultimata,
okupując je przy użyciu potężnych sił wojskowych, a  w  warunkach okupacji militarnej
i  ostrego terroru policyjnego dokonały brutalnej aneksji (…) Pakt Hitlera ze Stalinem
ukształtował dzisiejszą Europę.

Zaraz po tych wystąpieniach sowieckie organa dokonały wybiórczych


aresztowań, potępiając „nacjonalistyczne, ekstremistyczne grupy” oraz ich
„antysowieckie cele”, przy tym ostro krytykując lokalne władze za bierność
w  obliczu tych protestów18. Społeczność międzynarodowa ograniczyła się do
nielicznych słów otuchy dla Bałtów, cała akcja chwilowo niewiele zmieniła, jednak
ośmielone narody nadbałtyckie wzmogły dążenia do odzyskania niezawisłości.
Oprócz tego, że „bałtycki żywy łańcuch” stanowił oczywiste wyzwanie
polityczne rzucone Kremlowi, to protest ten miał też wymiar intelektualny. Po
dekadach ścisłej kontroli przepływu informacji w ZSRS realia nowej ery za rządów
Gorbaczowa wiązały się z  tym, że oficjalne poglądy władzy sowieckiej nie
panowały już niepodzielnie. Odnosiło się to również do historii, a  tradycyjną
stalinowską bajkę o  „obronnych” przyczynach zawarcia paktu Ribbentrop-
Mołotow zaczęto coraz częściej podważać. Moskwa, zmuszona przez bieg
wydarzeń do uczciwszego rozliczenia się z własną przeszłością, powołała specjalną
komisję do zbadania okoliczności zawarcia paktu nazistowsko-sowieckiego,
a  szczególnie kwestii istnienia tajnego protokołu19. W  grudniu 1989 roku
wspomniana komisja ogłosiła, iż „nie może być najmniejszych wątpliwości”, że
taki protokół został dołączony do paktu20. Następnie Zjazd Deputowanych
Ludowych ZSRS21 przegłosował rezolucję oficjalnie uznającą owe ustalenia.
Potem zaczęto ujawniać coraz więcej. Na wiosnę 1990 roku, po
dziesięcioleciach oficjalnych zaprzeczeń, państwo sowieckie ostatecznie przyznało,
że to sowiecka tajna policja dokonała masakry w  Katyniu i  zdobyło się na
cokolwiek skąpe słowa o  „głębokim żalu” z  tego powodu22. Sowiecki monolit
zaczynał się kruszyć. A gdy tej samej zimy w zdumiewającym tempie załamało się
sowieckie panowanie w  Europie Wschodniej, niebawem doszło do niepokojów
społecznych w samym ZSRS. Gdy te nasiliły się w 1991 roku, to właśnie republiki
bałtyckie jako pierwsze „skierowały się ku wyjściu”, w  znacznej mierze pod
wpływem krzywdy doznanej pięć dekad wcześniej23. Jak się wydaje, nieczęsto
wielka polityka i mroczne wypadki historyczne okazały się tak ściśle powiązane.

Na początku kwietnia 2009 roku Parlament Europejski w Brukseli debatował nad


propozycją, aby 23 sierpnia ogłosić Europejskim Dniem Pamięci Ofiar Stalinizmu
i Nazizmu. Bazując na nieco wcześniejszej Deklaracji Praskiej, przedłożonej przez
rząd Czech i  sygnowanej między innymi przez byłego czeskiego prezydenta
Václava Havla i  późniejszego niemieckiego prezydenta Joachima Gaucka,
rezolucja ta wzywała do „upamiętnienia ofiar masowych deportacji
i  eksterminacji”. Została przyjęta dużą większością głosów. „Lepiej późno niż
wcale”, powiedziała w  trakcie debaty nad tą rezolucją estońska
europarlamentarzystka, dodając: „Jesteśmy winni naszym rodzicom i dziadkom to
donośne zbiorowe przesłanie i właśnie dzisiaj je sformułowaliśmy”24.
Oczywiście rozległy się i  głosy sprzeciwu. Trzydziestu trzech członków
Parlamentu Europejskiego wstrzymało się od głosu, a  44 głosowało przeciwko
owej rezolucji. Wśród tych ostatnich znalazł się pewien grecki komunista, który
przedstawił emocjonalny, gorący pisemny protest przeciw „niesłychanie
wulgarnemu” zrównywaniu reżimów nazistowskiego i sowieckiego, a tym samym
rzekomemu „oczyszczaniu faszyzmu z  winy, oczernianiu socjalizmu oraz
usprawiedliwianiu imperializmu ze zbrodni, które ten popełniał i  popełnia do
dziś”25. Tylko nieliczni poparli ten protest. Na przykład pewien brytyjski
dziennikarz skrytykował przegłosowanie rezolucji jako „nieprzyjemną próbę wielu
nadbałtyckich i  środkowoeuropejskich polityków zrównania stalinizmu
z nazizmem”26, lekceważąc nader oczywisty fakt, że to ci, którzy przecierpieli oba
te reżimy są zapewne najbardziej uprawnieni do ich osądzenia.
Także Rosja głośno protestowała, a w przeprowadzonym w tym kraju sondażu
opinii publicznej 53 procent respondentów sprzeciwiło się wspomnianej rezolucji,
a tylko 11 procent ją poparło. Zgodnie z wynikami innej ankiety większość Rosjan
uznała, że Parlament Europejski podjął ową uchwałę w  celu „podważania
autorytetu Rosji” oraz „pomniejszania jej wkładu w zwycięstwo nad faszyzmem”27.
Kilka tygodni później ówczesny rosyjski prezydent Dmitrij Miedwiediew powołał
„prezydencką komisję przeciwdziałania próbom fałszowania historii”,
równocześnie wprowadzając ustawę, umożliwiającą skazywanie osób
podejmujących takie „próby” na karę grzywny lub do pięciu lat więzienia. Ta nowa
komisja, jak zapowiedział jeden z  jej członków, miała „zapewnić, że rosyjskie
poglądy przeważą”28. Niepokojące wrażenie dèjà vu musiało się wzmóc na widok
obecności w  rzeczonej komisji rosyjskich wojskowych i  funkcjonariuszy FSB –
następczyni KGB z sowieckiej ery.
Mimo wszystko 23 sierpnia owego lata – w siedemdziesiątą rocznicę zawarcia
paktu Ribbentrop-Mołotow – pierwszy Europejski Dzień Pamięci Ofiar Stalinizmu
i  Nazizmu obchodzono uroczyście w  krajach bałtyckich i  Szwecji. W  następnych
latach jego obchody miały coraz większy zasięg. W całej środkowej i wschodniej
Europie, od Polski po Krym i od Estonii po Bułgarię, składano wieńce, wciągano
flagi i odmawiano modlitwy. Było to może niewielkie zwycięstwo, ale niezwykle
ważne. Pakt nazistowsko-sowiecki wyszedł z  cienia. Został przywrócony
z niepamięci; przestał stanowić zakazany temat. I zajął należne miejsce w historii
powszechnej.

1 Hitler’s Table Talk, 1941–1944, red. H. Trevor-Roper, Londyn 2000, s. 24.


2 Tekst wystąpienia przedrukowany w gazecie „The New York Times”, 4 X 1941.
3 Hitler do Mussoliniego, 21 VI 1941; cyt. za: Nazi–Soviet Relations, 1939–1941, red. R.J. Sontag,
J.S. Beddie, Waszyngton 1948, s. 351, 353.
4 A. Tusa, J. Tusa, The Nuremberg Trial, Londyn 1983, s. 194.
5 J. Owen, Nuremberg: Evil on Trial, Londyn 2006, s. 250–251.
6 A. Tusa, J. Tusa, The Nuremberg Trial, op. cit., s. 179–180, 297.
7 Ibidem, s. 410–412.
8 Dokumenty dostępne w internecie: http://www.ibiblio.org/pha/nsr/nsr-preface.html.
9 Sovinformburo, Falsifikatory istorii, Moskwa 1948, s. 6, 27 i 44.
10 Ibidem, s. 41.
11 Ibidem, s. 43.
12 J. Erickson, How the Soviets Fought the War, „Problems of Communism”, XI 1963, s. 53.
13 M.P. Gallagher, The Soviet History of World War II, Nowy Jork 1963, s. 169.
14 N. Chruszczow, Khrushchev Remembers, Londyn 1971, s. 112.
15 Molotov Remembers: Inside Kremlin Politics, red. F. Czujew, A. Resis, Chicago 1993, s. 23.
16 Ibidem, s. 13.
17 A. Imse, Baltic Residents Form Human Chain in Defiance of Soviet Rule, „Associated Press”,
23 VIII 1989.
18 D. Remnick, Kremlin Condemns Baltic Nationalists; Soviets Warn Separatism Risks
„Disaster”, „Washington Post”, 27 VIII 1989.
19 Por. K. Sato, Die Molotow-Ribbentrop-Kommission 1989 und die Souveränitätsansprüche post-
sowjetischer sezessionistischer Territorien, w: Der Hitler-Stalin-Pakt 1939 in den Erinnerungskulturen
der Europäer, red. A. Kaminsky, D. Müller, S. Troebst, Göttingen 2011, s. 199–215.
20 Pełny tekst raportu tej komisji w: G. Hass, 23. August 1939. Der Hitler-Stalin-Pakt, Berlin
1990, s. 300–301.
21 J. Borejsza, K. Ziemer, M. Hułas, Totalitarian and Authoritarian Regimes in Europe, Oxford
2006, s. 521.
22 Chronology 1990: The Soviet Union and Eastern Europe, „Foreign Affairs” 1990, s. 212.
23 Por. np. K. Wezel, Lettland und der 23. August 1939: Vom „weißen Fleck” der sowjetischen
Geschichtsschreibung zum transnationalen Gedenktag?, w: Der Hitler-Stalin-Pakt 1939…, op. cit., s.
309–325.
24 S. Oviir, cyt. za: http://www.europarl.europa.eu/sides/getDoc.do?
type=CREireference=20090402isecondRef=ITEM-010ilanguage=ENiring=P6-RC-2009-0165#4-176
(dostęp od III 2014).
25 Pisemne oświadczenie Athanasiosa Palfilisa: http://www.europarl.europa.eu/sides/getDoc.do?
type=CREireference=20090402isecondRef=ITEM-010ilanguage=ENiring=P6-RC-2009-0165#4-176
(dostęp od II 2014).
26 J. Steele, History is too important to be left to politicians, „Guardian/CiF”, 19 VIII 2009.
27 Raport „Rossijskoj Gaziety”, dostępny (w języku angielskim) na stronie:
http://www.telegraph.co.uk/sponsored/rbth/6106486/The-Molotov-Ribbentrop-Pact-between-Nazi-
Germany-and-the-Soviet-Union-70-years-on.html.
28 Wypowiedź Siergeja Markowa, cyt. za: A. Osborn, Medvedev Creates History Commission,
„Wall Street Journal”, 21 V 2009: http://online.wsj.com/news/articles/SB124277297306236553?
mg=reno64-wsjiurl=http%3A%2F%2Fonline.wsj.com%2Farticle%2FSB124277297306236553.html.
Dodatek

Tekst paktu o nieagresji między Niemcami a ZSRS


Rząd ZSRS i Rząd Niemiecki, kierując się pragnieniem utrwalenia sprawy pokoju
między ZSRS a  Niemcami oraz wychodząc z  podstawowych założeń paktu
o  neutralności, zawartego między ZSRS a  Niemcami w  kwietniu 1926 roku,
wyraziły zgodę na następujące porozumienie.

Artykuł I
Obie umawiające się strony zobowiązują się do powstrzymania się od wszelkiej
przemocy, od wszelkich aktów agresji i  wszelkich napaści we wzajemnych
stosunkach zarówno oddzielnie, jak i łącznie z innymi państwami.

Artykuł II
W przypadku, gdy jedna z  umawiających się stron stanie się obiektem działań
wojennych ze strony państwa trzeciego, druga umawiająca się strona nie okaże
temu państwu poparcia w żadnej formie.

Artykuł III
Rządy obydwu umawiających się stron pozostają w  przyszłości we wzajemnym
kontakcie dla konsultacji w  celu wzajemnego informowania się w  kwestiach,
dotyczących ich wspólnych interesów.
Artykuł IV
Żadna z umawiających się stron nie weźmie udziału w jakimkolwiek ugrupowaniu
państw, które bezpośrednio lub pośrednio jest skierowane przeciwko drugiej
stronie.

Artykuł V
W razie powstania sporów lub konfliktów między umawiającymi się stronami
w  sprawach tego lub innego rodzaju obie strony będą rozstrzygać te spory lub
konflikty wyłącznie przez przyjazną wymianę poglądów albo w  razie potrzeby
przez ustanowienie komisji dla uregulowania konfliktu.

Artykuł VI
Pakt niniejszy zostaje zawarty na lat dziesięć, z tym że o ile jedna z umawiających
się stron nie wypowie go na rok przed upływem terminu, termin mocy
obowiązującej tego paktu uważać się będzie za przedłużony automatycznie na
następne pięć lat.

Artykuł VII
Pakt niniejszy podlega ratyfikacji w  możliwie najkrótszym terminie. Wymiana
dokumentów ratyfikacyjnych powinna nastąpić w  Berlinie. Pakt wchodzi w  życie
niezwłocznie po jego podpisaniu.

Sporządzony w dwóch oryginałach w języku rosyjskim i niemieckim, w Moskwie,


23 sierpnia 1939 r.
Z upoważnienia rządu ZSRS: W. Mołotow
W imieniu rządu Rzeszy Niemieckiej: J. von Ribbentrop

Tajny protokół dodatkowy


Artykuł I
W wypadku nastąpienia terytorialnych lub politycznych zmian na terenach
należących do państw bałtyckich (Finlandia, Estonia, Łotwa i  Litwa) północna
granica Litwy stanowić będzie granicę pomiędzy strefami interesów Niemiec
i ZSRS. W związku z tym obie strony uznają interesy Litwy w rejonie Wilna.

Artykuł II
W razie zmian terytorialnych i  politycznych na obszarach należących do państwa
polskiego, strefy interesów Niemiec i  ZSRS będą rozgraniczone mniej więcej
wzdłuż linii rzek Narwi, Wisły i Sanu. Zagadnienie, czy interesy obu stron czynią
pożądanym utrzymanie odrębnego państwa polskiego i jakie mają być granice tego
państwa, może być ostatecznie rozstrzygnięte dopiero w  toku wydarzeń
politycznych. W każdym razie oba rządy rozważą tę sprawę w drodze przyjaznego
porozumienia.
Tajny protokół dołączony do paktu o nieagresji między Niemcami a ZSRS.

Artykuł III
Jeżeli idzie o  Europę południowo-wschodnią, to strona sowiecka podkreśla swoje
zainteresowanie Besarabią. Ze strony niemieckiej stwierdza się zupełne
desinterressement odnośnie do tego terytorium.

Artykuł IV
Protokół niniejszy traktowany będzie przez obie strony jako ściśle tajny.

Moskwa, 23 sierpnia 1939 roku.


Za rząd Rzeszy Niemieckiej: J. von Ribbentrop
Za rząd ZSRS: W. Mołotow
Mapy
Chronologia wydarzeń

1939
Marzec
10 – Wystąpienie Stalina na XVIII Zjeździe WKP(b)
15 – Wojska niemieckie wkraczają do Czech i Moraw
31 – Wielka Brytania udziela gwarancji Polsce i Rumunii

Maj
3 – Stalin powierza stanowisko komisarza (ministra) spraw zagranicznych
Wiaczesławowi Mołotowowi w miejsce Maksima Litwinowa

Sierpień
12 – W Moskwie rozpoczynają się rozmowy brytyjsko-francusko-sowieckie
19 – W  Berlinie zostaje podpisane niemiecko-sowieckie porozumienie
handlowe
21 – Zawieszenie sowieckich rozmów z Brytyjczykami i Francuzami
23 – W Moskwie zawarty zostaje niemiecko-sowiecki traktat o nieagresji, czyli
tzw. pakt Ribbentrop-Mołotow
25 – W  Londynie dochodzi do podpisania brytyjsko-polskiego sojuszu
wojskowego
31 – Wojska sowieckie pokonują Japończyków pod Chałchin-Goł

Wrzesień
1 – Wojska niemieckie atakują Polskę
3 – Wielka Brytania i Francja wypowiadają wojnę Niemcom
15 – Wojska sowieckie zawierają rozejm z Japończykami w Mandżurii
17 – Oddziały sowieckie wkraczają do Polski
22 – Wspólna defilada wojsk niemieckich i sowieckich w Brześciu nad Bugiem
28 – W  Moskwie dochodzi do podpisania niemiecko-sowieckiego traktatu
o granicach i przyjaźni

Październik
5 – Podpisanie sowiecko-łotewskiego traktatu o wzajemnej pomocy
6 – Likwidacja ostatnich punktów zbrojnego oporu w Polsce
10 – Zawarcie sowiecko-litewskiego traktatu o wzajemnej pomocy

Listopad
26 – Incydent w  Mainili daje Moskwie pretekst do rozpoczęcia wojny
z Finlandią
30 – Wojska sowieckie atakują Finlandię

1940
Luty
10 – Pierwsze masowe deportacje ludności polskiej w głąb ZSRS
11 – Podpisanie nowego niemiecko-sowieckiego porozumienia handlowego

Marzec
12 – Traktat zawarty w  Moskwie między Finlandią a  Związkiem Sowieckim
kończy wojnę zimową

Kwiecień
3 – Pierwsze zbiorowe egzekucje w Lesie Katyńskim
9 – Wojska niemieckie przeprowadzają inwazję na Norwegię i Danię
13 – Początek drugiej fali masowych wywózek Polaków z Kresów Wschodnich

Maj
10 – Wojska niemieckie uderzają na Francję, Belgię, Holandię i Luksemburg
31 – Ciężki krążownik „Lützow” wpływa do portu w Leningradzie

Czerwiec
15 – Oddziały sowieckie wkraczają na Litwę
17 – Wojska sowieckie wkraczają do Estonii i na Łotwę
22 – Zawarcie porozumienia rozejmowego między Niemcami a Francją
28 – Rumunia ulega sowieckiemu ultimatum i  oddaje dwie prowincje:
Besarabię i Bukowinę Północną
30 – Początek trzeciej fali masowych deportacji Polaków z ziem wschodnich
30 – Sowieci zajmują Besarabię i Bukowinę Północną

Lipiec
14–15 – Na Łotwie, Litwie i w Estonii odbywają się sfałszowane wybory

Sierpień
2 – Mołdawia (Besarabia) staje się nową republiką Związku Sowieckiego
3 – Litwa staje się republiką sowiecką
5 – Łotwa zostaje republiką Związku Sowieckiego
6 – Estonia wchodzi w skład ZSRS

Wrzesień
27 – Państwa „osi” – Niemcy, Włochy i  Japonia – podpisują w  Berlinie tzw.
pakt trójstronny

Listopad
12 – Mołotow przybywa do Berlina na rozmowy z Hitlerem
20 – Węgry przystępują do „osi”
23 – Rumunia przystępuje do „osi”

Grudzień
1 – Podpisanie niemiecko-sowieckiego porozumienia o taryfach i cłach
17 – Fiasko konferencji państw naddunajskich
18 – Hitler wydaje rozkaz podjęcia przygotowań do operacji „Barbarossa”,
czyli ataku na Związek Sowiecki
23 – Otwarcie narady naczelnego dowództwa Armii Czerwonej w Moskwie

1941
Styczeń
10 – W  Moskwie dochodzi do podpisania umowy niemiecko-sowieckiej
o granicach i handlu

Marzec
1 – Bułgaria przystępuje do „osi”
25 – Jugosławia przystępuje do „osi”
27 – Zamach stanu w Jugosławii

Kwiecień
6 – Zawarcie sowiecko-jugosłowiańskiego traktatu o przyjaźni i nieagresji
6 – Wojska niemieckie uderzają na Jugosławię
13 – Sowiecko-japoński pakt o neutralności sygnowany w Moskwie

Maj
4 – Stalin obejmuje stanowisko przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych
(sowieckiego rządu)
10 – Lot Rudolfa Hessa do Szkocji
Czerwiec
12 – W Besarabii rozpoczynają się masowe deportacje miejscowej ludności
14 – Sowieci przystępują do masowych wywózek ludności z  Estonii, Łotwy,
Litwy oraz wschodnich ziem okupowanej Polski
22 – Niemcy uderzają na Związek Sowiecki: początek operacji „Barbarossa”

Lipiec
12 – Zawarcie w Moskwie układu brytyjsko-sowieckiego
30 – Układ Sikorski-Majski, podpisany w  Londynie, doprowadza do
przywrócenia polsko-sowieckich stosunków dyplomatycznych
Podziękowania

Żadna ambitniejsza książka nie mogłaby powstać bez współpracy wielu osób,
a niniejsza nie stanowi wyjątku. Każde słowo, które trafiło na jej strony, kryje za
sobą tuziny innych, odkrytych w  archiwach, wyszukanych w  bibliotekach,
przełożonych z  obcych języków i  przepisanych. Dlatego właśnie muszę
podziękować za dług wdzięczności, jaki zaciągnąłem u wielu ludzi.
Przede wszystkim projekt, którego efektem jest ta książka, wymagał znacznej
pomocy w  dziedzinie języków obcych – zwłaszcza tych znanych autorowi
w zakresie nader skromnym. Cennej asysty w tej dziedzinie udzielili mi Jewgienij
Panin z  Rosji, Oleg Miedwiediewski z  Białorusi,Neringa Pangonyte z  Litwy, dr
Jakub Tyszkiewicz z  Polski, Alex von Wittenberg i  Philipp Rauh z  Niemiec oraz
Andreea Minca i Andreea-Lavinia Mocanu z Rumunii. Ponadto rzetelnie pracowali
na tym polu James Simpson, Saskia Smellie, Sebastian Palfi, Vicky Davis i Owen
Emmerson z Wielkiej Brytanii.
Po wtóre, podziękowania należą się także moim kolegom po fachu
i  przyjaciołom, którzy udzielali mi rad, odpowiadali na pytania, czytali
poszczególne rozdziały albo w jakikolwiek inny sposób udzielili mi swojego czasu
i  podzielili się wiedzą; wśród nich byli: Jarosław Garliński, Mel Huang, dr Alex
Drecoll, prof. Edward Ericson, Klaas Meijer, Robin Schäfer, Bill Russ, Nigel Jones,
dr Martin Folly, prof. Richard Overy, dr David Kirby oraz – jak zawsze – prof.
Norman Davies.
Spędziwszy dużo czasu na pracach przygotowawczych związanych z pisaniem
tej książki w  licznych archiwach, bibliotekach i  instytucjach naukowych,
chciałbym tu wyróżnić szczególnie dwie z nich, w których powstała znaczna część
mojej książki: Niemiecki Instytut Historyczny w Londynie oraz bibliotekę Szkoły
Studiów Slawistycznych i  Wschodnioeuropejskich UCL (University College
London). O ile niektóre inne instytucje wynajdywały różne trudności albo odnosiły
się obojętnie do osób korzystających z ich zasobów, o tyle wspomniane uczyniły ze
żmudnych czasem zajęć związanych z  wyszukiwaniem i  pisaniem prawdziwą
przyjemność.
Chciałbym również podziękować żyjącym jeszcze członkom Związków
Kresowian i  Sybiraków – Polakom deportowanym na Syberię i  do innych krain
Związku Sowieckiego w latach 1940–1941 – których poznałem w trakcie prac nad
niniejszą książką. Naprawdę mocnym przeżyciem było dla mnie słuchanie
opowieści o  ich niewyobrażalnej wojennej gehennie; opowieści, które, niestety,
rzadko prezentowano na Zachodzie. I  choć zasadniczym tematem tej książki nie
jest historia ich wygnania, to mam nadzieję, że oddałem tym ludziom
sprawiedliwość i  postarałem się, przynajmniej częściowo, przedstawić ich
cierpienia szerszym rzeszom czytelników. Podziękowania należą się także
Polskiemu Ośrodkowi Społeczno-Kulturalnemu (POSK) w zachodnim Londynie za
zorganizowanie moich spotkań z byłymi sybirakami.
Zrozumiałe, że wszystkie moje starania na niewiele by się zdały, gdyby nie
zaangażowanie, poświęcenie i  dar przekonywania moich agentów literackich,
Petera Robinsona w  Wielkiej Brytanii i  Jill Grinberg w  Stanach Zjednoczonych,
a  także współpracujących ze mną redaktorów, Stuarta Williamsa z  Bodley Head
w  Londynie i  błyskotliwej Lary Heimert z  Basic Books w  Nowym Jorku. Na
honorową wzmiankę zasłużył również mój nieoceniony redaktor z  Londynu, Jörg
Hensgen, którego spotkał wątpliwy zaszczyt opracowywania wszystkich moich
dotychczasowych książek i  który wniósł swoją bezcenną wiedzę oraz
doświadczenie w nadaniu ostatecznego kształtu niniejszej.
I wreszcie, przyjęta konwencja nakazuje autorowi wyrażenie wylewnej
wdzięczności pod adresem swej rodziny. Postaram się wyrazić to w sposób prosty,
ale szczery. Żonie Melissie i naszym dzieciom, Oscarowi i Amelii, składam wielkie
dzięki: dziękuję wam za nieustanny entuzjazm dla tej książki, która powstała wśród
was i  za sprawą waszej cierpliwości, i  za miłość, i  wyrozumiałość, które
okazywaliście jej czasami porywczemu autorowi. „Za rok o  tej porze będziemy
milionerami!” [Znana wszystkim Brytyjczykom sentencja z  serialu komediowego
Only Fools and Horses].
Bibliografia

Źródła główne (niepublikowane)

Hencke A., Die deutsch-sowjetischen Beziehungen zwischen 1932 und 1941,


niepublikowany protokół ze zbiorów monachijskiego Instytutu Historycznego
(Institut für Zeitgeschichte), MA 1300/2.
Kriegstagebuch des Generalkommandos XIX AK über den Feldzug in Polen, IX
1939.

Źródła główne (opublikowane)

Andreas-Friedrich R., Berlin Underground 1938–1945, Nowy Jork 1947.


Banac I. (ed.), The Diary of Georgi Dimitrov, 1933–1949, New Haven–Londyn
2003.
Bardach J., Gleeson K., Man is Wolf to Man, Londyn 1998. [Wydanie polskie:
Człowiek człowiekowi wilkiem: przeżyłem Gułag, tłum. E. Nowakowska,
Kraków 2002].
Baur H., Hitler’s Pilot, Londyn 1958.
Below von N., At Hitler’s Side, Londyn 2004 [Wydanie polskie: Byłem adiutantem
Hitlera, tłum. Z. Rybicka, Warszawa 2003].
Bierieżkow W., History in the Making: Memoirs of World War II Diplomacy,
Moskwa 1983.
Bierieżkow W., At Stalin’s Side, Nowy Jork 1994.
Boberach H. (ed.), Meldungen aus dem Reich: 1938–1945, Herrsching 1984.
Bohlen C., Witness to History 1929–1969, Nowy Jork 1973.
Buber-Neumann M., Under Two Dictators, Londyn 2008.
Chruszczow N.S., Khrushchev Remembers, Londyn 1971.
Chuev F. i  Resis A. (ed.), Molotov Remembers: Inside Kremlin Politics, Chicago
1993.
Churchill W.S., The Second World War, Londyn 1989 [Wydanie polskie: Druga
wojna światowa, tłum. K.F. Rudolf i in., Gdańsk 1994–1996].
Colville J., The Fringes of Power: Downing Street Diaries 1939–1955, Londyn
1985.
Danchev A., Todman D. (ed.), War Diaries 1939–1945: Field Marshal Lord
Alanbrooke, Londyn 2001.
Degras J. (ed.), The Communist International, 1919–1943 Documents, Nowy Jork
1965.
Degras J. (ed.), Soviet Documents on Foreign Policy, t. III, Nowy Jork 1978.
Dilks D. (ed.), The Diaries of Sir Alexander Cadogan 1938–1945, Londyn 1971.
Documents on German Foreign Policy 1918–1945, seria D, t. VII–XI; Londyn
1961.
Eden A., The Eden Memoirs: The Reckoning, Londyn 1965 [Wydanie polskie:
Pamiętniki, 1938–1945, t. II, Obrachunki, tłum. J. Meysztowicz, Warszawa
1974].
Fröhlich E. (ed.), Die Tagebücher von Joseph Goebbels, Monachium 1998
[Wydanie polskie: Dzienniki, t. I, II, tłum. E.C. Król, Warszawa 2013–2014].
Gibson H. (ed.), The Ciano Diaries: 1939–1943, Nowy Jork 1946.
Gisevius H.B., To the Bitter End, Boston 1947.
Guderian H., Panzer Leader, Londyn 1952 [Wydanie polskie: Wspomnienia
żołnierza, tłum. J. Nowacki, Warszawa 1991].
Jacobsen H.-A. (ed.), The Halder War Diary 1939–1945, Londyn 1988 [Wydanie
polskie: Dziennik wojenny: codzienne zapisy szefa Sztabu Generalnego Wojsk
Lądowych, 1939–1942, t. I–III, tłum. B. Woźniecki, Warszawa 1971–1974].
Hassell von U., The Ulrich von Hassell Diaries, 1938–1944, Londyn 2011.
Herwarth von J., Against Two Evils: Memoirs of a  Diplomat-Soldier during the
Third Reich, Londyn/Nowy Jork 1981.
Hilger G., Wir und den Kreml, Berlin 1956.
Hilger G., Meyer A.G., The Incompatible Allies, Nowy Jork 1953.
Hitler A., Mein Kampf, Londyn 1939 [Wydanie polskie: Moja walka, tłum. I.
Puchalska, P. Marszałek, Kraków 1992].
Hobsbawm E., Interesting Times: A Twientieth Century Life, Londyn 2002.
Hoffmann H., Hitler was my Friend, Barnsley 2011.
Kleist P., Zwischen Hitler und Stalin 1939–1945, Bonn 1950.
Klemperer V., I Shall Bear Witness 1933–1941, Londyn 1998 [Wydanie polskie:
Chcę dawać świadectwo aż do końca: dzienniki, t. II, 1939–1942, tłum. A. i A.
Klubowie, Kraków 2000].
Kriwoszein S., Meżduburie, Woroneż 1964.
Majski I., Memoirs of a  Soviet Ambassador: The War 1939–1943, Londyn 1967
[Wydanie polskie: Wspomnienia ambasadora radzieckiego, t. II i III, tłum. W.
Komarnicka, Warszawa 1968–1970].
Nicolson N. (ed.), Harold Nicolson: Diaries and Letters 1930–1939, Londyn 1966.
Raczyński E., In Allied London, Londyn 1962 [Wydanie polskie: W sojuszniczym
Londynie: dziennik ambasadora Edwarda Raczyńskiego, Londyn 1997].
Schmidt P., Hitler’s Interpreter, Nowy Jork 1951.
Schmidt P., Statist auf diplomatischer Bühne, 1923–1945, Wiesbaden 1984
[Wydanie polskie: Statysta na dyplomatycznej scenie, tłum. H. Kurnatowski,
Kraków 1965].
Sebastian M., Journal 1935–1944, Chicago 2000 [Wydanie polskie: Dziennik,
1934–1944, tłum. J. Kotliński, Sejny 2006].
Select Committee on Communist Aggression, t. III, Waszyngton (DC) 1954.
Sheridan N. (ed.), Among You Taking Note. The Wartime Diary of Naomi Mitchison
1939–1945, Londyn 1985.
Shirer W., This is Berlin: Reporting from Nazi Germany 1938–1940, Londyn 1999
[Wydanie polskie: Dziennik berliński: zapiski korespondenta zagranicznego,
1934–1942, tłum. J. Szkudliński, Warszawa 2007].
Sontag R.J., Beddie J.S., Nazi–Soviet Relations 1939–1941, Waszyngton (DC)
1948.
Speer A., Inside the Third Reich, Londyn 1970 [Wydanie polskie: Wspomnienia,
tłum. M. Fijałkowski i in., Warszawa 1973].
Warlimont W., Inside Hitler’s Headquarters, Londyn 1964 [Wydanie polskie: W
Kwaterze Głównej Wehrmachtu, Warszawa 1965].
Żukow G., Wospominanija i  razmyszlenija (w dwóch tomach), Moskwa 1985
[Wydanie polskie: Wspomnienia i refleksje, tłum. P. Marciszyn i in., Warszawa
1985].

Źródła pomocnicze

Addison P., Crang J.A. (red.), Listening to Britain, Londyn 2011.


Andrew C., Gordievsky (Gordijewski) O., KGB: The Inside Story of its Foreign
Operations from Lenin to Gorbachev, Londyn 1990 [Wydanie polskie: KGB,
tłum. R. Brzeski, Warszawa 1997].
Anušauskas A., Terror and Crimes against Humanity: The First Soviet Occupation,
1940–1941, Vilnius 2006.
Barkan E., Cole E.A., Struve K. (red.), Shared History – Divided Memory. Jews
and Others in Soviet-Occupied Poland 1939–1941, Leipziger Beiträge zur
Jüdischen Geschichte und Kultur, Lipsk 2007.
Beria S., Beria, My Father, Londyn 2001 [Wydanie polskie: Beria, mój ojciec:
w sercu stalinowskiej władzy, tłum. J. Waczków, Warszawa 2000].
Berkhoff K.C, Harvest of Despair: Life and Death in Ukraine under Nazi Rule,
Cambridge (MA) 2004.
Besymenski L., Geheimmission in Stalins Auftrag?, „Vierteljahrshefte für
Zeitgeschichte” 1992, nr 3, t. 40.
Bialer S. (ed.), Stalin and his Generals: Soviet Military Memoirs of World War II,
Londyn 1970.
Birkenfeld W., Stalin als der Wirtschaftspartner Hitlers, 1939–1941,
„Vierteljahrshefte für Sozial und Wirtschaftsgeschichte” 1966, t. 53.
Bisovsky G. i  in. (ed.), Der Hitler-Stalin-Pakt: Voraussetzungen, Hintergründe,
Auswirkungen, Wien 1990.
Böhler J., Auftakt zum Vernichtungskrieg: Die Wehrmacht in Polen, Frankfurt nad
Menem 2006 [Wydanie polskie: Zbrodnie Wehrmachtu w  Polsce. Wrzesień
1939. Wojna totalna, tłum. P. Pieńkowska-Wiederkehr, Kraków 2009].
Borejsza J., Ziemer K., Hułas M., Totalitarian and Authoritarian Regimes in
Europe, Oxford 2006.
Braithwaite R., Moscow 1941, Londyn 2006 [Wydanie polskie: Moskwa 1941:
największa bitwa II wojny światowej, tłum. M. Komorowska, Kraków 2008].
Browning C.R., The Origins of the Final Solution: The Evolution of Nazi Jewish
Policy, 1939–1942, Londyn 2005 [Wydanie polskie: Geneza „ostatecznego
rozwiązania”: ewolucja nazistowskiej polityki wobec Żydów, wrzesień 1939–
marzec 1942, tłum. B. Gutowska-Nowak, Kraków 2012].
Browning C.R., Remembering Survival, Londyn 2010 [Wydanie polskie: Pamięć
przetrwania: nazistowski obóz pracy oczami więźniów, tłum. H. Pustuła-
Lewicka, Wołowiec 2012].
Brügel J.W., Das Sowjetische Ultimatum an Rumänien im Juni 1940,
„Vierteljahrshefte für Zeitgeschichte” 1963, nr 4, t. XI.
Bühl J. (ed.), Der Hitler-Stalin-Pakt: Die sowjetische Debatte, Kolonia 1989.
Bullock A., Hitler and Stalin: Parallel Lives, Londyn 1991 [Wydanie polskie:
Hitler i Stalin: żywoty równoległe, t. I i II, tłum. J. Mianowski i in., Warszawa
1994].
Calder A., The Myth of the Blitz, Londyn 1991.
Cienciała A., General Sikorski and the Conclusion of the Polish-Soviet Agreement
of July 30, 1941: A Reassessment, „Polish Review” 1996, nr 4, t. 41.
Cienciała A., Lebedeva N., Materski W. (ed.), Katyn: A Crime without Punishment,
New Haven 2007.
Clark K., Moscow, The Fourth Rome, Londyn 2011.
Conquest R., Stalin: Breaker of Nation, Londyn, 1991 [Wydanie polskie: Stalin,
tłum. W. Jeżewski, Warszawa 2000].
Constantin I., Dobrinescu V.F., Basarabia in anii celui de al doilea razboi mondial:
1939–1947, Iasi 1995.
Courtois S. i in. (ed), The Black Book of Communism: Crimes, Terror, Repression,
Cambridge (MA) 1999 [Wydanie polskie: Czarna księga komunizmu: zbrodnie,
terror, prześladowania, tłum. K. Wakar i in., Warszawa 1999].
Dallek R., Franklin D. Roosevelt and American Foreign Policy 1932–1945, Oxford
1995.
Davies N., God’s Playground: A  History of Poland, t. II, Oxford 1981 [Wydanie
polskie: Boże igrzysko: historia Polski, tłum. E. Tabakowska, Kraków 2006].
Davies N., Polonski A. (ed.), Jews in Eastern Poland and the USSR, 1939–46,
Londyn 1990.
Davies S., Popular Opinion in Stalin’s Russia: Terror, Propaganda and Dissent,
1934–1941, Cambridge 1997.
Davison P. (ed.), Orwell and Politics, Londyn 2001.
Doerr P.W., Frigid but Unprovocative: British Policy towards the USSR from the
Nazi-Soviet Pact to the Winter War, 1939, „Journal of Contemporary History”
2001, nr 3, t. 36.
Domarus M., Hitler, Speeches and Proclamations, 1932–1945, t. II, Londyn 1992.
Duhnke H., Die KPD von 1933 bis 1945, Kolonia 1972.
Dunn D.J., Caught Between Roosevelt and Stalin, Kentucky 1997.
Eaden J., Renton D., The Communist Party of Great Britain since 1920,
Basingstoke 2002.
Edwards R., White Death: Russia’s War on Finland 1939–40, Londyn 2006.
Eichholtz D., War for Oil: The Nazi Quest for an Oil Empire, Waszyngton (DC)
2012.
Engle E., Paananen L., The Winter War: The Russo-Finnish Conflict, 1939–40,
Londyn 1973.
Erickson J., The Road to Stalingrad, Londyn 1993.
Erickson J., The Soviet High Command: A Military-Political History, 1918–1941,
Londyn 1962.
Erickson L., Erickson M. (ed.), Russia: War, Peace and Diplomacy, Londyn 2005.
Ericson III E.E., Feeding the German Eagle: Soviet Economic Aid to Nazi
Germany, 1933–1941, Londyn 1999.
Ericson III E.E., Karl Schnurre and the Evolution of Nazi–Soviet Relations, 1936–
1941, „German Studies Review”, t. XXI, nr 2, V 1998.
Ezergailis A., The Holocaust in Latvia 1941–1945, Ryga 1996.
Figes O., The Whisperers: Private Life in Stalin’s Russia, Londyn 2007.
Firsov F.I., Klehr H., Haynes J.E., Secret Cables of the Comintern, 1933–1943,
New Haven–Londyn 2014.
Fleischhauer I., Der Pakt: Hitler, Stalin und die Initiative der deutschen Diplomatie
1938–39, Frankfurt nad Menem 1990.
Fleischhauer I., Der Deutsch-Sowjetische Grenz- und Freundschaftsvertrag vom
28. September 1939, „Vierteljahrshefte für Zeitgeschichte” 1991, nr 3, t. 39.
Förster J. i in., Deutschland und das bolschewistische Rußland von Brest- Litowsk
bis 1941, Berlin 1991.
Förster J., Mawdsley E., Hitler and Stalin in Perspective: Secret Speeches on the
Eve of Barbarossa, „War in History” 2004, nr 1, t. XI.
Frank H., Das Diensttagebuch des deutschen Generalgouverneurs in Polen 1939–
1945, Stuttgart 1975 [Wydanie polskie: Dziennik Hansa Franka, tłum. S.
Piotrowski, Warszawa 1956].
Friedländer S., The Years of Extermination: Nazi Germany and the Jews, 1939–
1945, Londyn 2007 [Wydanie polskie: Czas eksterminacji: nazistowskie
Niemcy i Żydzi, 1939–1945, tłum. S. Kupisz i in., Warszawa 2010].
Ganzer C., Pašković A., Heldentum, Tragik, Tapferkeit: Das Museum der
Verteidigung der Brester Festung, „Osteuropa”, nr 60, 12/2010.
Gardiner J., Wartime Britain: 1939–1945, Londyn 2004.
Garliński J., Poland in the Second World War, Londyn 1985 [Wydanie polskie:
Polska w drugiej wojnie światowej, Warszawa 1991].
Gellately R., Lenin, Stalin and Hitler: The Age of Social Catastrophe, Londyn
2007.
Gerutis A., Der Hitler-Stalin Pakt und seine Auswirkung im Baltikum, „Acta
Baltica” 1981, t. XIX.
Gerwarth R., Hitler’s Hangman: The Life of Heydrich, Londyn 2011.
Giebel W., Kellerhof S.F. (ed.), Als die Tage zu Nächten wurden, Berlin 2003.
Gitelman Z. (ed.), Bitter Legacy: Confronting the Holocaust in the USSR,
Bloomington 1997.
Giurescu D., Romania in the Second World War, Nowy Jork 2000.
Glantz D., Barbarossa: Hitler’s Invasion of Russia 1941, Stroud 2001.
Glantz M.E., FDR and the Soviet Union, Kansas 2005.
Goldman A., Defence Regulation 18B: Emergency Internment of Aliens and
Political Dissenters in Great Britain during World War II, „Journal of British
Studies”, t. XII, nr 2, V 1973.
Gorodetsky G., Grand Delusion: Stalin and the German Invasion of Russia, New
Haven–Londyn 2001.
Gorodetsky G., Stafford Cripps’ Mission to Moscow 1940–42, Cambridge 1984.
Gorodetsky G., Stalin und Hitlers Angriff auf die Sowjetunion: Eine
Auseinandersetzung mit der Legende von deutschen Präventativschlag,
„Vierteljahrshefte für Zeitgeschichte” 1989, t. 37.
Groehler O., Selbstmörderische Allianz: Deutsch-russische Militärbeziehungen,
1920–1941, Berlin 1992.
Gross J.T., Neighbors, Princeton 2001 [Wydanie polskie: Sąsiedzi: historia zagłady
żydowskiego miasteczka, Sejny 2000].
Gross J.T, Revolution from Abroad: The Soviet Conquest of Poland’s Western
Ukraine and Western Belorussia, Princeton 1988.
Hanak H., Sir Stafford Cripps as British Ambassador in Moscow, May 1940 to June
1941, „English Historical Review”, t. 94, nr 370, I 1979.
Hargreaves R., Blitzkrieg Unleashed: The German Invasion of Poland 1939,
Barnsley 2008 [Wydanie polskie: Blitzkrieg w Polsce: wrzesień 1939, tłum. S.
Belind, Warszawa 2009].
Harrison M. (ed.), The Economics of World War II, Cambridge 1998.
Haslam J., Soviet-German Relations and the Origins of the Second World War: The
Jury is Still Out, „Journal of Modern History” 1997, nr 4, t. 69.
Hass G., 23. August 1939. Der Hitler–Stalin-Pakt. Dokumentation, Berlin 1990.
Hehn P.N., A Low Dishonest Decade, Nowy Jork 2002.
Herbert U., Hitler’s Foreign Workers, Cambridge 1997.
Hiden J., Made V., Smith D.J. (ed.), The Baltic Question during the Cold War,
Londyn 2008.
Hiio T., Maripuu M., Paavle I. (ed.), Estonia 1940–45: Reports of the Estonian
International Commission for the Investigation of Crimes against Humanity,
Tallin 2006.
Howarth S., August 1939, Londyn 1989.
Irincheev B., War of the White Death, Barnsley 2011.
Jeffery K., MI6: The History of the Secret Intelligence Service, 1909–1949, Londyn
2010.
Jenkins R., Churchill, Londyn 2001.
Jeśmanowa T. (red.), Stalin’s Ethnic Cleansing in Eastern Poland, Londyn 2008.
Jowett P., Snodgrass B., Finland at War 1939–1945, Oxford 2006 [Wydanie
polskie: Finlandia w wojnie 1939–1945, tłum. U. Ruzik-Kuklińska, Warszawa
2010].
Kalniete S., With Dance Shoes in Siberian Snows, Ryga 2006.
Kaminsky A., Müller D., Troebst S. (ed.), Der Hitler-Stalin-Pakt 1939 in den
Erinnerungskulturen der Europäer, Göttingen 2011.
Kaslas B.J., The Lithuanian Strip in Soviet-German Diplomacy, 1939–1941,
„Journal of Baltic Studies” 1973, nr 3, t. IV.
Kershaw I., Hitler 1936–1945, Londyn 2000 [Wydanie polskie: Hitler, tłum. Z.
Uhrynowska-Hanasz, Warszawa 2001].
King F., Matthews G. (ed.), About Turn: The British Communist Party and the
Second World War, Londyn 1990.
Kirby D., Finland in the Twentieth Century, Londyn 1979.
Klee E., Reiss V., Dressen W. (ed.), „Schöne Zeiten” Judenmord aus der Sicht der
Täter und Gaffer, Frankfurt nad Menem 1988.
Kochanski H., The Eagle Unbowed: Poland and the Poles in the Second World
War, Londyn 2012 [Wydanie polskie: Orzeł niezłomny: Polska i  Polacy
podczas II wojny światowej, tłum. J. Szkudliński, Poznań 2013].
Kõresaar E. (ed.), Soldiers of Memory: World War II and Its Aftermath in Estonian
Post-Soviet Life Stories, Nowy Jork 2011.
Krawczenko W., I Chose Freedom, Nowy Jork 1946 [Wydanie polskie: Wybrałem
wolność: życie prywatne i  polityczne radzieckiego funkcjonariusza, tłum. M.
Antosiewicz, Warszawa 2009].
Kukk K., Raun T. (ed.), Soviet Deportations in Estonia: Impact and Legacy, Tallin
2007.
Laqueur W., Russia and Germany: A Century of Conflict, Londyn 1965.
Leonhard W., Betrayal: The Hitler-Stalin Pact of 1939, Nowy Jork 1989.
Lower W., Anticipatory Obedience and the Nazi Implementation of the Holocaust
in the Ukraine: A  Case Study of Central and Peripheral Forces in the
Generalbezirk Zhytomyr, 1941–1944, „Holocaust and Genocide Studies” 2002,
nr 1, t. XVI.
Lukas R., Forgotten Holocaust: The Poles under German Occupation, 1939–1944,
Lexington 1986.
Lukacs J., June 1941: Hitler and Stalin, New Haven 2006 [Wydanie polskie:
Czerwiec 1941: Hitler i Stalin, tłum. M. Komorowska, Kraków 2008].
Lumans V., Himmler’s Auxiliaries: The Volksdeutsche Mittelstelle and the German
National Minorities of Europe, 1933–1945, Londyn 1993.
Lumans V., Latvia in World War II, Nowy Jork 2006.
McDonough F., Neville Chamberlain, Appeasement and the British Road to War,
Manchester 2010.
Mahon J., Harry Pollitt: A Biography, Londyn 1978.
Mazower M., Hitler’s Empire: Nazi Rule in Occupied Europe, Londyn 2008
[Wydanie polskie: Imperium Hitlera, tłum. A., J. Maziarscy, Warszawa 2011].
Miedwiediew Z.A., Miedwiediew R.A., The Unknown Stalin, Londyn 2006
[Wydanie polskie: Nieznany Stalin, tłum. T. Illg, Katowice 2006].
Merridale C., Ivan’s War: The Red Army 1939–1945, Londyn 2005 [Wydanie
polskie: Wojna Iwana: Armia Czerwona 1939–1945, tłum. K. Bażyńska-
Chojnacka i in., Poznań, 2007].
Merson A., Communist Resistance in Nazi Germany, Londyn 1985.
Misiunas R., Taagepera R., The Baltic States: Years of Dependence 1940–1980,
Londyn 1983.
Moorhouse R., Berlin at War: Life and Death in Hitler’s Germany, Londyn 2010
[Wydanie polskie: Stolica Hitlera: życie i śmierć w wojennym Berlinie, tłum. J.
Wąsiński, Kraków 2011].
Morgan K., Harry Pollitt, Manchester 1993.
Mortimer E., The Rise of the French Communist Party 1920–1947, Londyn 1984.
Murphy D.E., What Stalin Knew: The Enigma of Barbarossa, New Haven 2005
[Wydanie polskie: Co wiedział Stalin, tłum. M. Studniarek, Warszawa 2006].
Musiał B., Konterrevolutionäre Elemente sind zu erschießen, Berlin 2000.
Musiał B., Stalins Beutezug. Die Plünderung Deutschlands und der Aufstieg der
Sowjetunion zur Weltmacht, Berlin 2010.
Niekricz A., Pariahs, Partners, Predators: German-Soviet Relations, 1922–1941,
Nowy Jork 1997.
Niekricz A., 1941 22 ijunia, Moskwa 1995 [Wydanie polskie: 1941, 22 czerwca,
tłum. T. Weintraub, Warszawa 1967, s. 190].
Oberländer E. (ed.), Hitler-Stalin-Pakt 1939, Frankfurt nad Menem 1989.
Olson L., Those Angry Days, Nowy Jork 2013.
Osborn P.R., Operation Pike: Britain versus the Soviet Union, 1939–1941, Londyn
2000 [Wydanie polskie: Brytyjskie plany ataku na ZSRR, 1939–1941, tłum. J.
Złotnicki, Warszawa 2007].
Ottanelli F.M., The Communist Party of the United States, New Brunswick 1991.
Overy R., The Bombing War: Europe 1939–1945, Londyn 2013.
Overy R., The Dictators, Londyn 2004.
Pabriks A., Purs A., Latvia: The Challenges of Change, Londyn 2013.
Pajanjis-Javis J., Soviet Genocide in Lithuania, Nowy Jork 1980.
Paul A., Katyn: Stalin’s Massacre and the Triumph of Truth, DeKalb, IL 2010
[Wydanie polskie: Katyń: stalinowska masakra i  tryumf prawdy, tłum. Z.
Kunert, Warszawa 2003].
Pelékis K., Genocide: Lithuania’s Threefold Tragedy, Germany 1949.
Peukert D., Die KPD im Widerstand, Wuppertal 1980.
Philbin III T.R., The Lure of Neptune: German-Soviet Naval Collaboration and
Ambitions, 1919–1941, Columbia, SC 1994.
Piesakowski T., The Fate of Poles in the USSR 1939–1989, Londyn 1990.
Pietrow B., Stalinismus, Sicherheit, Offensive: Das „Dritte Reich” in der
Konzeption der sowjetischen Außenpolitik 1933 bis 1941, Melsungen 1983.
Pikarski M., Uebel G., Der Antifaschistische Widerstandskampf der KPD in Spiegel
des Flugblattes 1933–1945, Berlin 1978.
Piotrowski T. (ed.), The Polish Deportees of World War Two: Recollections of
Removal to the Soviet Union and Dispersal Throughout the World, Londyn
2004.
Pleszakow C., Stalin’s Folly, Londyn 2005 [Wydanie polskie: Szaleństwo Stalina:
pierwsze 10 dni wojny na froncie wschodnim, tłum. M. Antosiewicz, Warszawa
2005].
Raack R., Stalin’s Drive to the West, 1938–1945, Stanford 1995.
Raack R., Stalin’s Plans for World War II, „Journal of Contemporary History”
1991, t. XXVI.
Read A., Fisher D., The Deadly Embrace, Londyn 1988.
Rees L., World War Two Behind Closed Doors: Stalin, the Nazis and the West,
Londyn 2008.
Resis A., The Fall of Litvinov: Harbinger of the German-Soviet Non-Aggression
Pact, „Europe-Asia Studies” 2000, nr 1, t. 52.
Ribbentrop von R., Mein Vater: Joachim von Ribbentrop, Erlebnisse und
Erinnerungen, Graz 2013.
Richardson C.O., French Plans for Allied Attacks on the Caucasus Oil Fields
January-April 1940, „French Historical Studies” 1975, nr 1, t. VIII.
Roberts A., The Holy Fox, Londyn 1991.
Roberts G., Molotov: Stalin’s Cold Warrior, Waszyngton (DC) 2012.
Roberts G., The Soviet Union and the Origins of the Second World War: Russo-
German Relations and the Road to War, 1933–1941, Basingstoke 1995.
Roberts G., Stalin’s General: The Life of Georgy Zhukov, Londyn 2012 [Wydanie
polskie: Generał Stalina: życie Gieorgija Żukowa, tłum. J. Ochab, Kraków
2014].
Roberts G., Stalin’s Wars: From World War to Cold War, 1939–1953, New Haven
2006 [Wydanie polskie: Wojny Stalina: Od drugiej wojny światowej do zimnej
wojny, 1939–1953, tłum. M. Antosiewicz i in., Warszawa 2010].
Roberts G., The Unholy Alliance: Stalin’s Pact with Hitler, Londyn 1989.
Roberts G., Infamous Encounter? The Merekalov–Weizsäcker Meeting of 17 April
1939, „Historical Journal” 1992, nr 4, t. 35.
Roberts G., The Soviet Decision for a  Pact with Nazi Germany, „Soviet Studies”
1992, nr 1, t. 44.
Rosenkranz H., Verfolgung und Selbstbehauptung: Die Juden in Österreich, 1938–
1945, Wien 1978.
Rossino A.B., Hitler Strikes Poland: Blitzkrieg, Ideology and Atrocity, Kansas
2003 [Wydanie polskie: Hitler uderza na Polskę: Blitzkrieg, ideologia
i okrucieństwo, tłum. H. Górska, Warszawa 2009].
Rutherford P.T., Prelude to the Final Solution: The Nazi Program for Deporting
Ethnic Poles 1939–1941, Kansas 2007.
Sabaliunas L., Lithuania in Crisis: Nationalism to Communism,1939–1940,
Londyn 1973.
Schafranek H., Zwischen NKWD und Gestapo, Frankfurt nad Menem 1990.
Schustereit H., Die Mineralöllieferungen der Sowjetunion an das Deutsche Reich,
„Vierteljahrshefte für Sozial und Wirtschaftsgeschichte” 1980, t. 67.
Schwendemann H., German–Soviet economic relations at the time of the Hitler–
Stalin Pact, 1939–1941, „Cahiers du Monde russe”, XXXVI, 1–2, I–VI 1995.
Scurtu I., Hlihor C., Anul 1940: drama românilor dintre Prut si Nistru, Bukareszt
1992.
Sebag Montefiore S., Stalin: The Court of the Red Tsar, Londyn 2003 [Wydanie
polskie: Stalin: dwór czerwonego cara, tłum. M. Antosiewicz, Warszawa
2004].
Senn A.E., Lithuania 1940, Revolution from Above, Nowy Jork 2007.
Service R., Spies and Commissars: The Bolshevik Revolution and the West, Londyn
2011 [Wydanie polskie: Szpiedzy i  komisarze: bolszewicka Rosja kontra
Zachód, tłum. M. Bielewicz, Kraków 2013].
Service R., Stalin, Londyn 2008.
Short N., The Stalin and Molotov Lines: Soviet Western Defences, 1928–41, Oxford
2008.
Sics A. (ed.), We Sang Through Tears: Stories of Survival in Siberia, Ryga 1999.
Skultans V., The Testimony of Lives: Narrative and Memory in Post-Soviet Latvia,
Londyn 1998.
Slutsch S., 17. September 1939: Der Eintritt der Sowjetunion in den Zweiten
Weltkrieg, „Vierteljahrshefte für Zeitgeschichte” 2000, t. 48.
Slutsch S., Stalins „Kriegsszenario 1939”: Eine Rede, die es nie gab,
„Vierteljahrshefte für Zeitgeschichte” 2004, nr 4, t. 52.
Snyder T., Bloodlands, Londyn 2010 [Wydanie polskie: Skrwawione ziemie:
Europa między Hitlerem a Stalinem, tłum. B. Pietrzyk, Warszawa 2011].
Spoerer M., Zwangsarbeit unter dem Hakenkreuz, Stuttgart 2001.
Stafford D. (red.), Flight from Reality: Rudolf Hess and his Mission to Scotland,
1941, Londyn 2002.
Strang G.B., Once more unto the Breach: Britain’s Guarantee to Poland, March
1939, „Journal of Contemporary History” 1996, nr 4, t. 31.
Sudopłatow P. i in., Special Tasks, Londyn 1994 [Wydanie polskie: Wspomnienia
niewygodnego świadka, tłum. J. Markowski, Warszawa 1999].
Sword K., Deportation and Exile: Poles in the Soviet Union, 1939–48, Basingstoke
1994.
Sword K. (ed.), The Soviet Takeover of the Polish Eastern Provinces, 1939–41,
Basingstoke 1991.
Tarleton R.E., What really happened to the Stalin Line?, „Journal of Slavic Military
Studies” 1993, nr 1, t. 6.
Tarulis A.N., Soviet Policy towards the Baltic States: 1918–1945, Notre Dame
1959.
Taylor R., Film Propaganda: Soviet Russia and Nazi Germany, Londyn 1998.
Tooze A., The Wages of Destruction, Londyn 2006.
Toye R., The Roar of the Lion: The Untold Story of Churchill’s World War II
Speeches, Londyn 2013.
Trevor-Roper H. (ed.), Hitler’s War Directives 1939–1945, Londyn 1964.
Trotter W.R., A Frozen Hell: The Russo-Finnish Winter War of 1939–1940, Chapel
Hill 2000 [Wydanie polskie: Mroźne piekło: radziecko-fińska wojna zimowa,
1939–1940, tłum. J. Włodarczyk, Wrocław 2007].
Ulam A.B., Expansion and Coexistence: Soviet Foreign Policy 1917–73, Nowy
Jork 1974.
Üebrschär G.R., Hitler und Finnland: 1939–1941. Die deutsch-finnischen
Beziehungen während des Hitler-Stalin-Paktes, Wiesbaden 1978.
Varju P., The Destruction of the Estonian Political Elite during the Soviet
Occupation, w: History Conference of the Estonian Memento Association,
Tallin 2007.
Watson D., Molotov: A Biography, Basingstoke 2005.
Watt D.C., How War Came, Londyn 1989.
Watt D.C., The Inititation of the Negotiations Leading to the Nazi–Soviet Pact:
A  Historical Problem, w: Essays in Honour of E.H. Carr, red. C. Abramsky,
Londyn 1974.
Wegner B. (ed.), From Peace to War: Germany, Soviet Russia and the World,
1939–1941, Oxford 1997.
Weinberg G.L., The Nazi–Soviet Pacts: A  Half-Century Later, „Foreign Affairs”
1989, nr 4, t. 68.
Welch D., Propaganda and the German Cinema: 1933–1945, Londyn 2006.
Werth A., Russia at War 1941–1945, Londyn 1965.
West N., MI5: British Security Service Operations 1909–1945, Londyn 1981
[Wydanie polskie: MI-5: operacje brytyjskiej służby bezpieczeństwa, 1909–
1945, tłum. R. Brzeski, Warszawa 1999].
Woodward L., British Foreign Policy in the Second World War, t. I, Londyn 1970.
Zawodny J.K., Death in the Forest, Londyn 1971 [Wydanie polskie: Katyń:
zagłada w lesie, tłum. Beta-Omega (pseudonim), Warszawa 1989].
Indeks

Akimow Borys
Aleksandrow Aleksandr
Alliłujewa Nadieżda
Andreas-Friedrich Ruth
Antonescu Ion
Armstrong George
August Ferdynand, książę

Babarin Jewgienij
Baldwin Stanley
Baltagă Alexandru
Bardach Janusz
Baumgarten Paul
Baur Hans
Beck Józef
Beck Ludwig
Begin Menachem
Below Nicolaus von
Bensusan-Butt David Miles
Beria Ławrientij
Berling Zygmunt
Bērziņš Alfrēds
Bierieżkow Walentin
Bismarck Otto von
Blunt Anthony
Błochin Wasilij
Bolšteins Ludvigs
Bonaparte Napoleon
Borodin Aleksandr
Borys, król
Brailsford Henry
Braubach Robert
Braun Mieczysław
Brecht Bertold
Breker Arno
Brooke Alan
Browder Earl
Buber-Neumann Margarete
Butajew (oficer Armii Czerwonej)

Cadogan Alexander
Campbell Johnny
Campinchi César
Canaris Wilhelm
Chamberlain Neville
Channon Henry „Chips”
Chruszczow Nikita
Churchill Winston
Ciano Galeazzo
Colville Jock
Cretzianu Alexander
Cripps Stafford
Czajkowski Piotr

Daladier Edouard
Delgado Castro
Diekanozow Władimir
Dirksen Willibald von
Döhring Herbert
Domvile Barry
Doumenc Joseph
Drax Reginald Ranfurly Plunkett-Ernle-Erle
Drizdo-Łozowski Solomon
Dubnow Szymon
Dundas Hugh
Dutt Rajani Palme
Dymitrow Georgi

Eden Anthony
Eichmann Adolf
Eisenstein Siergiej
Erenburg Ilia

Feige Otto
Flannery Henry
Flaubert Gustave
Frank Hans
Frowein Kurt
Fryderyk Rudobrody, cesarz

Gabiniewicz Maria
Gallacher Willie
Gauck Joachim
Gawriłow Piotr
George Heinrich
Gernhardt Leopold
Gisevius Hans
Glinka Michaił
Goebbels Joseph
Golikow Filipp
Gollancz Victor
Gomułka Władysław
Gorbaczow Michaił
Göring Hermann
Grigorij, książę
Grzybowski Wacław
Gudaitis-Guzevičius Aleksandras
Guderian Heinz
Gusiew Dymitr

Halder Franz
Hankey Maurice
Harnack Arvid
Hassell Ulrich von
Havel Václav
Häyhä Simo
Herostrates
Herwarth Johnnie von
Hess Rudolf
Heydrich Richard
Hilferding Rudolf
Hilger Gustav
Himmler Gudrun
Himmler Heinrich
Hindenburg Paul von
Hiranuma Kiichirõ
Hitler Adolf
Hobsbawm Eric
Hoffmann Heinrich
Honecker Erich
Hore-Belisha Leslie
Horn Alfred, patrz Hess Rudolf
Hyde Douglas

Iorga Nicolae
Jakowlew Aleksandr
Joyce William
Judenicz Nikołaj

Kalinina Herta
Kalniete Sandra
Kandelaki Dawid
Karol, król Rumunii
Katarzyna Wielka, caryca
Keitel Wilhelm
Kent Tyler
Kirkpatrick Ivone
Kleeberg Franciszek
Klemperer Victor
Koonen Alisa
Korn Wilhelm
Korobkow Aleksandr
Krawczenko Wiktor
Krebs Hans
Krėvė-Mickievčius Vincas
Kriwoszein Siemion
Krupp von Bohlen Gustav
Kuhn Fritz
Kulik Grigorij
Kuna Bela
Kuusinen Otto
Kuzniecow Nikołaj

Langner Władysław
Laux Helmut
Lenin Włodzimierz
Lermontow Michaił
Levi Primo
Lewandowska Janina
Liskow Alfred
Litwinow Maksym
Lloyd Geoffrey
Low David
Lubbe Marinus van der
Ludendorff Erich von
Luksemburg Róża
Luther Martin
Lützow Ludwig von

Maclean Fitzroy
Majski Iwan
Mannerheim Carl Gustav
Marks Karol
Martin Kingsley
Mason John
Matsuoka Yosuke
Matuszyński Janusz
Mayenburg Ruth von
Mechlis Lew
Merkys Antanas
Michela Joseph
Miedwiediew Dmitrij
Mierieckow Kirył
Mierkułow Wsiewołod
Mikojan Anastas
Mirecki Stanisław
Mitchison Naomi
Mitford Unity
Mołotow Wiaczesław
Mosley Oswald
Müller Brunon
Munters Vilhelms
Musorgski Modest
Mussolini Benito

Neave Airey
Neumann Heinz
Nicolson Harold
Nikitczenko Iona

Oborin Stiepan
Olszyna-Wilczyński Józef
O’Rourke Edward
Orwell George
Õshima Hiroshi

Paasikivi Juho
Päts Konstantin
Paweł, książę
Pawłow Dmitrij
Pawłow Władimir
Pesate Jacob
Petlura Symon
Philby Kim
Pieck Wilhelm
Pitt Młodszy William
Pollitt Harry
Poskriobyszew Aleksandr
Potiomkin Władimir
Puszkin Aleksander
Raabe Otto
Raczyński Edward, hrabia
Raeder Erich
Rajski Adam
Ramsay Archibald
Raska Andres
Regler Gustav
Reynaud Paul
Ribbentrop Joachim von
Ritter Karl
Roosevelt Franklin Delano
Roosevelt Kermit
Roots Aino
Rosenberg Alfred
Rudenko Roman
Rudniew Lew

Sargeant Orme
Schacht Hjalmar
Schirach Baldur von
Schmidt Paul
Schnurre Karl
Schulenburg Friedrich-Werner von der
Schulze-Boysen Harro
Schwerin von Krosigk Lutz
Sebastian Mihail
Selter Karl
Shirer William
Siegel Thorwald
Sierow Iwan
Sikorski Władysław
Silvermaster Helen
Simon John
Simonow Konstantin
Simović Dušan
Sinkiewicz Swietozar
Škirpa Kazys
Skriabin Wiaczesław, patrz Mołotow Wiaczesław
Slessor John
Smetona Antanas
Sobolew Arkadij
Sokołow (oficer NKWD)
Solski Adam
Sorge Richard
Speer Albert
Springhall Dave
Spychalski Marian
Stahlecker Walter
Stalin Józef
Starchey John
St. Aubyn Teddy
Stehlin Paul
Steinhardt Laurence
Szaposznikow Borys
Szirniuk Raisa
Szkwarcew Aleksander
Tamošaitis Antanas
Tass Robert
Tewosjan Iwan
Thälmann Ernst
Thomas Bert
Thorez Maurice
Thyssen Fritz
Timoszenko Siemion
Tintoretto Jacopo
Trocki Lew
Truman Harry S.
Tuchaczewski Michaił
Tycjan

Udet Ernst
Ulbricht Walter
Ulmanis Karlis
Umański Konstantin
Urbšys Juozas

Vansittart Robert
Viktoravičius Juozas

Wagner Richard
Warlimont Walter
Wartalski Mieczysław
Wasilkowski Oleg
Wassilczikow Maria „Missie”
Wat Aleksander
Webb Beatrice
Wedgwood Josiah
Weizsäcker Ernst von
Welles Sumner
Werth Alexander
Weygand Maxime
Wilhelm, cesarz
Willkie Wendell
Winant John
Winogradow Aleksiej
Własik Nikołaj
Wnuk Bolesław
Wnuk Jakub
Wojciechowski Czesław
Wolkoff Anna
Wood Edward, lord Halifax
Woroszyłow Kliment
Wyszyński Andriej

Zommers August
Zommers Ina

Żdanow Andriej
Żukow Gieorgij
Źródła ilustracji

Associated Newspapers Ltd. / Solo Syndication


Bundesarchiv
Profimedia / Corbis
Domena publiczna
FoKa / FORUM
Narodowe Archiwum Cyfrowe
Ośrodek KARTA
The Asahi Shimbun / Getty Images
Universal History Archive / Getty Images
Tytuł oryginału
The Devils’ Alliance

Copyright © Roger Moorhouse 2014

Projekt okładki
Witold Siemaszkiewicz

Zdjęcia na pierwszej stronie okładki


Roger Viollet/Getty Images
Profimedia/Corbis

Opieka redakcyjna
Krzysztof Chaba

Konsultacja merytoryczna
Jacek Bociąg

Adiustacja, korekta, indeks


Editio

Opracowanie map
Michał Kopyś, Jacek Bociąg

Fotoedycja
Jakub Janik

Copyright © for the translation by


Społeczny Instytut Wydawniczy Znak Sp. z o.o., 2015

ISBN 978-83-240-3072-9

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl


Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl

Plik opracował i przygotował Woblink

woblink.com

Vous aimerez peut-être aussi