wsze stawiać sobie pytanie, jaki typ społe czny wytwarza się pod wpływem jej postę powania®. Odpowiedź na powyższe pyta nie iść może w dwojakim kierunku: bądź wyobrazimy sobie, w myśl zasady Kanta, źe postępowanie nasze staje się wskaza niem powszechnem, osiąga moc prawidła, obowiązującego wszystkich ludzi z osobna, i zapytamy się, jaki wpływ wywrze ono na charakter jednostek, jaki typ c z ł o w i e k a urobi się przy tym trybie postę powania; bądź uprzytomnimy sobie w my śli, jak dalece odpowiednie postępowanie może się istotnie rozpowszechnić, jakie realne skutki społeczne sprowadzi ono w danych warunkach czasu i miejsca, jaki wytworzy układ stosunków i ustroju, sło wem, jaki powstanie pod jej wpływem typ s p o ł e c z e ń s t w a jako całości. Odpowiedź pierwsza stawia nam przed oczy typ moralny jednostki, będący wyra zem pewnej ogólnie przyjętej i powszech nie praktykowanej zasady etycznej; druga — daje wyobrażenie o typie społeczeństwa samego, który się urabia pod wpływem wcielania tej zasady w życie, a więc uwi docznia wszystkie możliwe skutki, jakie zajdą w układzie stosunków społecznych pod działaniem danego czynnika. Pierwsza nosi charakter oderwany i przypuszczalny zarazem, sztucznie bowiem wydziela z ca łego złożonego układu powiązań społecz nych jeden tryb postępowania i stawia dowolne przypuszczenie, że postępowanie to może stać się powszechnem, jest więc z natury swej rozwiązaniem zagadnienia teoretycznego. Odpowiedź druga jest kon kretną, realną, rozpatruje bowiem dane postępowanie jako czynnik działający po śród wielu innych i oblicza zakres i skutki jego działania, jest więc rozwiązaniem za gadnienia praktycznego. Chcąc np. zdać sobie sprawę, czy da rowanie długu lekkomyślnemu dłużnikowi jest rzeczą dobrą, stawiamy sobie pytanie, — 5 —
jaki »typ społeczny* będzie wynikiem tego
postępowania i zależnie od tego, którą z dwóch powyższych dróg rozumowania obierzemy, odpowiedź i wniosek mogą być zgoła odmienne. Jeżeli nieupominanie się o należność stanie się ogólnem prawidłem dla wszyst kich — tak rozumuje pierwsza metoda etyczna—wtedy rozpowszechni się i utrwali typ człowieka zdolnego do ofiarności na rzecz bliźnich, wyrozumiałego, przekłada jącego raczej własną stratę nad możliwe choćby utrudnienie życia innym, typ sam w sobie niewątpliwie szlachetny; gdyby każdy tak postępował, życie stałoby się łatwiejsze, a tarcie społeczne, towarzy szące sporom o prawo, zmniejszyłoby się znacznie. Druga metoda usiłuje zdać sobie spra wę, jaki typ społeczeństwa urabiać się bę dzie pod wpływem danego czynnika i doj dzie z łatwością do przeświadczenia, źe darowanie należności lekkomyślnemu dłuż nikowi utrwala tylko jego lekkomyślność, rozluźnia w nim poczucie obowiązku i od powiedzialności i uczy żyć z dnia na dzień kosztem otoczenia. Z drugiej stronj^, zbyt pochopnych ofiarodawców doprowadza do — 6 —
zaniku poczucia własnego prawa i robi
z nich ludzi, gotowych za wszelką cenę okupić sobie spokój i nienaraźanie się in nym, inaczej mówiąc, pozbawia ich cha rakteru. W społeczeństwie wreszcie jako całości wytwarza stosunki wysoce nienor malne: u jednych na miejsce ofiarności świadomej i celowej powstaje ofiarność mimowolna, wadliwie skierowana, z dru gich tworzy się warstwa ludzi niezdolnych źyć o własnych siłach, nieopatrznych i egoi ■ stycznych zarazem. W naszem społeczeństwie spółczesnem nader szczupła jest garstka ludzi, która wogóle stawia sobie jakiekolwiek zagad nienia etyczne i dąży do umiejętnego ich rozwiązania. Przejawiający się sporadycz nie w czasach ostatnich t. zw. »ruch ety- czny«, o ile nie jest zupełnie oderwany od życia i nie zadawalnia się przeżuwaniem strawy duchowej, na obcych polach ze branej, stając wobec pytania, które nasuwa się bezpośrednio z powyższych słów Spen cera, szuka niezmiennie odpowiedzi w kan- towskiej formule moralności, nie podejrze wając jak gdyby nawet, że może być inny punkt widzenia w tym względzie, że typ społeczeństwa, na który składa się postę — 7
powanie jego członków, stanowi najważ
niejsze, jedynie miarodajne wskazanie ety czne, gdyż od niego zależy charakter i po ziom moralności zbiorowej, a więc moral ność społeczeństwa samego. W parze z tym stanem naszej umysło wości idzie zjawisko z dziedziny społecz nej, będące zarazem przyczyną i skutkiem poprzedniego, mianowicie, że ta sfera na szego społeczeństwa, która przoduje mu na każdem polu, podejmuje zadania pu bliczne i wytwarza opinię, daje inicyatywę i prowadzi pracę społeczną, świeci ofiar nością i poświęceniem, która, słowem, nie sie w sobie życie i tworzy nowe jego formy, ta sfera nie przedstawia żadnego wyraźnego typu społecznego i nie posiada określonej fizyonomii moralnej, nie jest więc w stanie ani nadać wybitnej indywi dualności całemu społeczeństwu, ani wy tworzyć dla niego odpowiedniego syste- matu pojęć etycznych. Z dawnych trady- cyj raczej niż z żywego poczucia, przeję liśmy pogląd, łączący typ dobrego i pra wego człowieka z typem dobrego i pra wego obywatela, chociaż panująca dziś opinia, zapatrzona wyłącznie w moralność jednostkową, ani zrozumieć należycie tej łączności, ani uzasadnić jej nie potrafi, za czyna się też sceptycznie zapatrywać na zasadę samą. Poza tem występuje rozpa czliwa chwiej ność i rozbieżność, zarówno pojęć jak i postępowania, rażące sprzecz ności nietylko w życiu zbiorowem, ale i w prywatnem życiu jednostek. Dowodzi to, że sfera, która świeci przykładem ogó- łowi, a więc wytwarza etykę postępowa nia, sama nie posiada żadnej indywidual ności, nie przedstawia sobą żadnego okre ślonego typu moralnego, jest więc sama bez charakteru. »Być może, powiedzą nam, że nie przedstawiamy jednolitego, wyraźnego typu moralnego, ale mamy określone ideały ety czne, które przyświecają niezmiennie obe cnemu pokoleniu i stanowią dla niego wytyczne hasło postępowania. Przewodnie zasady moralne są zawsze nieliczne i dają się sprowadzić do najogólniejszych wska zań. Takiem wskazaniem, takim ideałem dla najlepszej części naszego społeczeń stwa jest a l t r u i z m ; on nam daje pro bierz dobra i zła, bo sam jest dobrem bez- względnem, przeciwstawienie zaś jego — egoizm jest sam w sobie złem, którego za nik idzie w parze z rozwojem postępu — 9 ™
etycznego. Kto posiada ideały i w czyn je
wprowadza, ten posiada etykę, brak zaś jednolitego typu moralnego jest tylko na stępstwem zbyt słabego przejęcia się ze strony ogółu ideałami moralności*. Takie są, mniej lub więcej ujęte w teo retyczną formę, obiegowe pojęcia w tym względzie. Rewizya tych pojęć była wpraw dzie przeprowadzona w popularnej u nas literaturze etycznej, nie pozostawiła jednak żadnych głębszych śladów w opinii. Znaną jest próba Spencera uprawnie nia egoizmu w życiu jednostek, w myśl założenia, że »istota każda musi przede- wszystkiem żyć, aby mogła działać«, praca więc nad zachowaniem i rozwojem włas nego bytu powinna zajmować pierwsze miejsce w szeregu naszych wysiłków: »zu pełne zaparcie się siebie sprowadza śmierć, nadmierne — chorobę, bardziej umiarko wane — spadek sił fizycznych, a zarazem zmniejszenie się zdolności do wypełniania obowiązków, zarówno wobec siebie samego, jak i wobec innych«. Ojciec, przeciążający się pracą dla dobra rodziny, może ją po zbawić przedwcześnie jedynej podpory; człowiek, oddany sprawom publicznym z zu- pełnem zaparciem się siebie, wyczerpuje “ 10 —
szybko swe siły i staje się wkrótce nie
zdatnym do należytego wypełniania swych obowiązków. Rzecz wysoce charakterystyczna, źe opinia nasza i krytyka przyjęły ten właś nie punkt wywodów Spencera z powątpie waniem i przyznały mu co najwyżej pe wne znaczenie jako postulatowi biologicz nemu, wypływającemu z potrzeby zacho wania gatunku, ale posiadającemu nader wątpliwą wartość etyczną. Rozumowano tak: jeżeli ojciec rodziny lub działacz na polu publicznem oszczędzają swe siły i dbają o ich zachowanie w celach nieoso* bistych, uczucia ich pozostają w istocie rzeczy te same, tylko altruizm w ostatnim wypadku będzie lepiej wyrozumowany i rozsądniejszy, należy więc wystrzegać się nieracyonalnego altruizmu, który może okazać się szkodliwym, nie zmieniając w niczem zasad etycznych, opartych na podstawie altruizmu dobrze pojętego. Otóż na wstępie zaraz powstaje pewna trudność. Polega ona na tem, źe, przyjmu jąc dwojaką postać bezinteresowności, je dną dodatnią, drugą ujemną, zmuszeni bę dziemy oprzeć nasze postępowanie na in nej zasadzie etycznej, niż na przesłance bezwzględnego altruizmu, jako nakazu pow szechnego, gdyż altruizm *nieracyonałny« wypadnie wtedy z niej usunąć. Spróbujmyż go uczynić racyonalnym, to jest takim, który wyklucza wszystkie złe strony kierowania się nieograniczonem uczuciem bezinteresowności. Złe te strony dają się sprowadzić do kilku głównych punktów. Altruizm bezwzględny, przyjęty w pew- nem środowisku jako powszechny nakaz moralny, wytwarza położenie w najwyż szym stopniu nienormalne: każdy myśli o innych, inni zaś myślą o nim. Jest to wynik logiczny i nieunikniony, nie można bowiem wydawać, nie przyjmując wza- mian. Któż z nas nie widział przykładów podobnych altruistów, zwłaszcza śród mło dzieży, tak skłonnej do przeprowadzania bezwzględnego swych zasad teoretycznych? Są oni gotowi wszystko rozdać innym, choćby miało im braknąć na naj pierwsze potrzeby; dbając wyłącznie o dogodzenie współkolegom, wyzuwają się ze środków niezbędnych do spełniania należytego wła snych zadań życiowych, a nie umiejąc ni komu niczego odmówić, zmuszeni są od mawiać sobie wszystkiego. Bohaterowie al — - 12 —
truizmu? — nie, raczej jego sybaryci! Po
zbawiając się dobrowolnie niezbędnych środków istnienia, stają się oni nawzajem przedmiotem ciągłej opieki i ustawicznej troski ze strony otoczenia; koledzy myślą za nich o ich potrzebach i zaspakajają je z tysiącznemi ostroźnościami, aby nie ura zić ich godności. W takiem środowisku największego altruistę poznaje się często po tem, że najwięcej musi przyjmować od innych. Podniesione do metody postę powanie takie daje w rezultacie dziwny system asekuracyi wzajemnej, przy którym zależność jednych od drugich staje się powszechną, a samodzielność jednostki spada do z e ra *). Przypomina to siatkę dru cianą, złożoną ze słabych niehartownych ogniw, tak misternie jednak przylegają
*) Przesadna opieka koleżeńska, zwłaszcza śród
młodzieży naszej zagranicą, prowadzi niejednokrotnie do tego, że jednostki zatracają zupełnie zdolność myślenia o sobie, radzenia sobie samemu i przebija nia się przez życie o własnych siłach. Osłabia to i tak już słabe charaktery, a działając stale, uwste cznia typ społeczny całego środowiska. Wprost prze ciwne, a niezaprzeczenie dodatnie rezultaty pod wzglę dem wyrabiania charakterów wydają stosunki śród kolonij polskich w Stanach Zjednoczonych, urobione pod wpływami amerykańskimi. — >3 —
cych do siebie, że ciśnienie ich wzajemne
nigdy nie przypada w poprzek drutu, ale rozkłada się nazdłuź jego powierzchni: niech się jedno ogniwo wypadkiem od wróci, sąsiednie nie wytrzymają nacisku, siatka pęka i rozłazi się jak zbutwiała tka nina. Altruiści bezwzględni nie mogą być konsekwentni. Uważając swe postępowanie za wyraz nakazu moralnego, obowiązującego wszystkich, w imię tego samego altruizmu muszą dać pewną folgę budzącym się w nich przez reakcyę instynktom egoistycznym, aby dostarczyć również sposobności innym do wywzajemnienia się i wykazania swej bezinteresowności, a idąc dalej w tym kie runku, oswajają się z ciągiem przyjmowa niem usług od otoczenia, składają stopnio wo na nie całą troskę o swój byt i kończą zwykle na tem, że stają się ciężarem spo łeczeństwa. Wtedy, nie mając już z czego dawać, wyłącznie przyjmują od innych, poczytując to za rzecz normalną, należną im niejako w imię zasad etyki publicznej. Ileż to u nas w poprzedniem pokoleniu stwarzano synekur i pomocy zbiorowych dla ludzi tej kategoryi, którzy pożyczali, ręczyli, rozdawali, gościli i pomagali, do- - 14 - v
póki nie przetrwonili majątków, aby żyć
potem z laski przyjaciół i sąsiadów. Jeżeli altruizm bezwzględny musi koniec końców demoralizować nawet tych, dla których stanowi jedyną zasadę etyczną^ jest on jeszcze bardziej demoralizujący dla dalszego otoczenia. Z pomocy korzystają nietylko ci, którzy okazywali niegdyś lub okazują takąż pomoc innym, ale równie często ludzie nie dający otoczeniu nic wza- mian. W ostatnich nietylko osłabia ona wszelką samodzielność i energię życia, ale budzi wprost instynkty egoistyczne i żądzę używania. Któż z nas nie widział przykła dów, jak zbytnia pieczołowitość najbliż szych i ustawiczna pomoc z ich strony nietylko zabijała charaktery, ale wprost ła mała życie tym, których brała w opiekę! czy to była matka, nie umiejąca z miłości niczego dziecku odmówić i zaspakajająca wszystkie jego zachcianki, czy młodzież, utrzymująca ze stypendyum koleżeńskiego niezamożnego próżniaka, z którego wyrastał później prosty wyzyskiwacz. Wogóle więc stwierdzić możemy ten fakt niezaprzeczony, że przesadny altruizm, panujący w pewnem środowisku, w sposób nieunikniony i fatalny wyrabia egoizm śród tych wszystkich, któ — *5 —
rzy z jego opieki korzystają, bilans więc
społeczny podobnego postępowania nie jest bynajmniej taki, za jaki podają go zwo lennicy nieograniczonej bezinteresowności. Altruizm bezwzględny wyklucza wszel ką celowość życia i nakreślony z góry plan postępowania. Kolega oddający, bied nemu wspólkoledze pieniądze, przeznaczone na wpisy lub egzaminy, rzuca na los wy padku cały plan swego wykształcenia. Każdy cel życiowy, każdy ukartowany za miar wisi na włosku pierwszego lepszego altruistycznego popędu, wywołanego wy padkowo silnem wrażeniem zewnętrznem. Idąc za takim popędem, jednostka bierze na siebie ciężary bez kontroli, a następnie w swojej osobie narzuca te ciężary otocze niu. Na takich podstawach oparty system asekuracyi wzajemnej wytwarza typ współ działania nieskoordynowanego, a wyniki jego będą zawsze nieobliczalne. Nakoniec etyka altruizmu bezwzględ nego prowadzi do arystokracyi duchowej. Człowiek przypisuje sobie większą wartość od innych, nie dlatego, że więcej korzyści społeczeństwu przynosi, ale dlatego jedy nie, że czuje w pewien sposób, który uważa za duchowo wyższy. Łatwo poczytywać 16 —
się za cnotliwego, gdy zadawalniamy się
poczuciem dobra, które pragnęlibyśmy zro bić, a nie zdajemy sobie sprawy ze zła, które robimy. Na takiej to podstawie dzieli się ludzi na dwie kategorye — altruistów i egoistów, przyczem pierwsi uważają się za jedynych nosicieli etyki i przedstawicieli moralności. Powróćmy teraz do owego młodzieńca, oddającego otrzymane od rodziców na wpisy pieniądze potrzebującemu koledze. Przy pe wnym odpowiednim zbiegu okoliczności, bynajmniej nie wyjątkowym, czyn jego, tak bezmyślnie stawiany przez panującą u nas opinię na piedestał etyczny, może się oka zać potrójnie niemoralnym: przyczyni się on do zdemoralizowania kolegi, ucząc go co najmniej liczyć na nieprzewidzianą po moc *), a być może rozwijając w nim pierw sze instynkty pasorzytnictwa; dającemu po krzyżuje plan dalszej pracy, utrwali w nim wadę niewykonywania podjętych obowiąz ków, być może zwichnie nazawsze wła- _________ \ Ł) Nie będą oczywiście pomocą nieprzewidzianą stypendya zwrotne, rozdawane wedłe zasług i pracy przez instytucye publiczne i liczyć na nie każdemu wolno bez obawy demoralizacyi, nie jest to bowiem spuszczanie się na cudzy altruizm. ściwy wybór zawodu, a z nim i wydajność użytecznej dla ogółu pracy; nakoniec, od dając cudze pieniądze na inny cel, niż były przeznaczone, nasz altruista popełnia swego rodzaju sprzeniewierzenie na szkodę rodziców. Otóż, jeżeli nie będziemy chcieli twier dzić, że moralność jest kategoryą czysto indywidualną, nie zaś społeczną, że obo jętne są dla niej skutki czynów, skoro intencya jest dobra, jeżeli, słowem, nie sta niemy na stanowisku utożsamiania etyki z czysto indywidualistycznemi pojęciami »grzechu « i »cnoty«, czembyśmy jej ode brali całą podstawę przedmiotową i całą wartość społeczną, przyznać będziemy zmu szeni, że moralność nie jest bynajmniej równoznaczna z altruizmem, co więcej, że można być skończonym altruistą, a zara zem postępować niemoralnie. A kto postę puje niemoralnie, ten jest niemoralnym. Powyższe uwagi wyjaśniają nam same przez się, na czem polega poszukiwana przez nas »racyonalność« altruizmu. Jest ona niczem więcej, jak punktem widzenia s p o ł e c z n y m , nieodłącznym od wszel kiego naukowego traktowania zagadnień etycznych. 2 1 # i8
Altruizm racyonalny, jak widzimy, nie
może być bezwzględny, zmuszony jest bo wiem liczyć się z następstwami i skutkami swych czynów, odbijającymi się na środo wisku ludzkiem, a pozbawiony swego cha* rakteru bezwzględnego, traci zarazem wszel* ką wartość, jako zasada przewodnia i punkt wyjścia etyki praktycznej; etyka bowiem, jako system nakazów moralnych, musi być i pozostać bezwzględną. Na to, aby wybrnąć z zaznaczonych wyżej trudności, samo przykładanie do al truizmu miarki racyonalności, jako czysto rozumowe dociekanie możliwych następstw postępowania, nigdy wystarczające być nie może. Czynnikiem, normującym życie i czyny ludzkie, nie są pojęcia i rozumo wania, zwłaszcza, gdy im się przeciwsta wia uczucie, w odmiennym popychające kierunku, ale głęboko leżące instynkty czło wieka, na nie zaś nakaz racyonalności po stępowania żadnego poważnego wpływu wywrzeć nie może, o ile wychowanie i tra- dycya rozwijać będą wyłącznie popędy tak zwanego »dobrego serca«, jako jedynie moralne. Najważniejszy jednak wniosek, jaki z głębszego zastanowienia się nad »racyo- — 19 —
nalnością« altruizmu wyprowadzić możemy,
na tem polega, że o ile czynnikiem, pow ściągającym owe nieskoordynowane popędy dobrego serca jest głębszy pierwiastek in- stynktowo-uczuciowy (a taki tylko może tu stanowić przeciwwagę skuteczną), nie bę dzie on miał nic wspólnego z altruizmem, polegającym na współczuciu, do którego najzupełniej mylnie wszelki altruizm spro wadzany bywa. Czynnikiem hamującym będzie tu instynkt społeczny, popychający nas do utożsamiania naszych popędów z interesem ogólnym, a pod względem uczu ciowym — ta szczególna odmiana altru izmu, która polega na solidaryzowaniu się z egoizmem zbiorowej całości. Gdy spotykam przy drodze zawodo wego żebraka, iść mogę za popędem jed nego z dwóch uczuć, z których każde bę dzie natury altruistycznej: bądź poruszony współczuciem na widok zewnętrznych obja wów nędzy, dam mu jałmużnę, bądź też przeważy we mnie uczucie solidarności ze społeczeństwem, dla którego zawodowe że bractwo jest objawem chorobliwym, istnie jącym tylko dzięki bezmyślnej, nieskoordy nowanej i niezorganizowanej ofiarności; wtedy zapanuję nad uczuciowym altruisty- a* — 20 —
cznym popędem, odmówię jałmużny żebra
kowi, a natomiast, niezależnie od wrażeń bezpośrednich, popierać będę odpowiednie instytucye publiczne i towarzystwa dobro czynne. Widzimy, że koniecznem jest rozróżnia nie dwóch gatunków altruizmu: jeden z my sł o w y opiera się na współczuciu, litości, uprzejmości, chęci dogodzenia innym lub uniknięcia widoku cierpień; graniczy on blizko, a nawet utożsamia się często z egoi zmem; drugi — s a m o w i e d n y , polega na zlaniu swych uczuć z dobrem zbioro wości, na traktowaniu jej spraw w taki sposób, w jaki się swoje osobiste sprawy traktuje, nie jest więc niczem innem, jak egoizmem społecznym, odbijającym się w instynktach gromadzkich jednostki. Pierwszy możnaby nazwać również i n- d y w i d u a l i s t y c z n y m , lub ściślej bio rąc, ze względu na sam charakter altrui zmu, jako stosunku pomiędzy ludźmi, — indywidualistyczno towarzyskim; drugi jest z istoty swej s p o ł e c z n y m 1). ł) Niewątpliwie, na pierwszy już rzut oka nasu nie się każdemu uogólnienie, że pierwszy jest prze ważnie właściwy kobietom, drugi — mężczyznom. Byłoby to jednak uogólnienie przedwczesne. Rzeczy- 21 —
Dwom rodzajom altruizmu odpowiadają
również dwa rodzaje e g o i z m u , gdyż oba te, napozór wykluczające się wzajemnie uczucia, jak widzieliśmy, nietylko splatają się silnie ze sobą, ale stanowią często dwie strony jednego i tego samego zjawiska. Egoizm z m y s ł o w y polega na dąże niu bezpośredniem do szukania zadowoleń i unikania cierpień, stanowi też często istotny punkt wyjścia, a nawet bodziec bez pośredni dla zmysłowego altruizmu, jak na to wskazują przykłady ślepego przywiąza nia rodziców do dzieci, pobłażania złu dla uniknięcia walki, usuwania za wszelką cenę
wiście śród kobiet przeważa altruizm zmysłowy, śród
mężczyzn — samowiedny, nie wypływa to jednak z sa mej natury obu pici, ale z wychowania i warunków życia społecznego. Wychowanie rozwija w kobietach nadmierną wrażliwość i czułostkowość, warunki ży cia, trzymając je zdała od spraw publicznych, nie mogą w nich rozbudzić w należytym stopniu instynk tów społecznych; oto wszystko. Uogólnienie więc po wyższe, słuszne dla danego czasu i miejsca, nie może być uważane jako zasadnicze i powszechne. W na- szem społeczeństwie, mianowicie w zaborze rosyjskim, gdzie długotrwały brak iycia publicznego i nadmierna uczuciowość ogółu wytworzyły typ zuiewieściałych męż czyzn, altruizm indywidualistyczny i zmysłowy jest za równo śród obu płci rozpowszechniony. — 22 —
widoku cierpień lub niezdolności do spra
wienia bólu innym, choćby to miało być wynikiem potrzeby a nawet konieczności. Egoizm zmysłowy służy za podstawę sy- stematu etycznego, zwanego u t y l i t a r y - z m e m, którego podwaliny założył Epikur, twórcą zaś był Bentham. Egoizm s a m o w i e d n y opiera się na poczuciu godności osobistej i własnej w ar tości, na wolności i niezależności wewnętrz nej, na ambicyi, pragnącej zaznaczyć się dodatnio w życiu zbiorowem, na głębokiem przejęciu się odpowiedzialnością osobistą, na estetyce czynów, w każdym razie na silnej indywidualności, występującej jako czynnik w życiu społeczeństwa. Każe on jednostce być zawsze w zgodzie z sobą, z własnem sumieniem i z interesem ogółu, a w praktyce posiada często wszystkie ze wnętrzne znamiona altruizmu i okupywać się może największemi nawet ofiarami na rzecz dobra ogólnego. Egoizm samowiedny nie został wprowadzony do żadnego syste- matu etycznego, chociaż stanowił zawsze potężną dźwignię postępu moralnego, chyba w nauce Stoików znajdziemy pojedyńcze jego rysy, pozbawione wszakże jedynie właściwego mu podkładu społecznego. — 23 —
Jak widzimy z powyższego, oparcie kla-
syfikacyi etycznej na przeciwstawiającym się egoizmowi altruizmie bezwzględnym, jako na kamieniu probierczym moralności, jest nietylko pozbawione wszelkiej umie jętnej wartości, ale wręcz niemożliwe do przeprowadzenia. Altruizm zmysłowy i ego izm zmysłowy, wbrew pozorom, należą do jednego i tego samego typu duchowego, przeplatają się, łączą ze sobą i przechodzą z łatwością jeden w drugi, tak że etyka utylitarna mogła nawet nie bez pewnego powodzenia sprowadzić pierwszy do dru giego, przypisując każdej bezinteresowno ści bodziec samolubny. Z drugiej strony, altruizm samowiedny i egoizm samowie- dny wiążą się organicznie ze sobą i wy stępują łącznie w życiu zbiorowem jedno stki. Gdybyśmy usiłowali sprowadzić ich do siebie, zobaczylibyśmy, że drugi roz pływa się raczej w pierwszym, egoizm bo wiem samowiedny czerpie wszystkie swe bodźce z poczucia dobra społeczeństwa, stara się tylko odegrać w jego życiu rolę czynnika samodzielnego. Mamy więc przed sobą dwa odrębne typy moralne, odpowiadające dwom na- wskróś różnym od siebie charakterom uczu — 24 “
ciowym — z m y s ł o w e m u (choćby z pod
kładem najbardziej altruistycznym) i sa- m o w i e d n e m u . Jednemu z nich przyznać musimy wyższość etyczną i oprzeć na nim nakazy moralnego postępowania. Oczywiście oba te typy, tak rozbieżne w dziedzinie wyższych zagadnień moral ności, zbliżają się do siebie, gdy idzie o wspólne ich przeciwstawienie czynom z istoty już swej niemoralnym i przez oba za takie uznawanym, jak rozwijający się kosztem innych egoizm zmysłowy lub in dywidualizm, przeciwstawiający swoje »ja« wszystkiemu co go otacza. Obracając się w dziedzinie etyki różnie pojmowanej, nie bierzemy w rachubę instynktów i popędów, bezspornie niemoralnych z każdego punktu widzenia. Po tem zastrzeżeniu, łatwo zauważyć na pierwszy rzut oka, że wybór nasz pomię dzy dwoma typami moralnymi zależeć musi od tego, której z dwóch teoryi ety cznych oddamy pierwszeństwo, czy indy widualistycznej, stawiającej sobie za cel osiągnięcie najwyższego typu człowieka, czy społecznej, dążącej do osiągnięcia naj wyższego typu społeczności ludzkiej; czy tej, która główny nacisk kładzie na pod 25 -
miotowe pobudki w duchowości jednostki,
czy też tej, która podporządkowuje te po budki przedmiotowym czynom, rozpatrywa nym jako czynniki życia zbiorowego. Odpowiednio do tych założeń a na tle dwóch powyżej skreślonych, odrębnych ty pów uczuciowości, zarysować się muszą również dwa odmienne systematy etyki sto sowanej. Typowi charakteru zmysłowemu, a zarazem założeniu indywidualistycznemu, odpowiadać będzie etyka d o g m a t y c z n a , która bierze każdy czyn sam w sobie, nie zależnie od czasu, miejsca, okoliczności i skutków, gdyż w ten tylko sposób utrwa lić może idealny typ jednostki, rozpowszech nić praktykowanie jednej dla wszystkich zasady i uczynić z niej bezwzględną normę prawa moralnego. Typowi samowiednemu, a zarazem założeniu społecznemu, odpo wiadać będzie etyka, którą nazwalibyśmy a u t o n o m i c z n ą , a która bierze pod uwagę wszystkie konkretne warunki bytu i stosunków ludzkich i na ich podstawie dopiero wskazuje każdemu w sposób b e z w z g l ę d n y właściwe jego stanowisku obowiązki indywidualne i społeczne 1). J) Nie chcąc wybiegać poza ogólnie przyjęty śród ogółu sposób widzenia, nie wprowadzam tu ściśle — 26 —
Musimy więc wybierać pomiędzy dwo
ma systematami etyki stosowanej: pomię dzy etyką i d e a ł u , osobistą, indywiduali styczną, zmysłową i dogmatyczną*), a etyką i d e i zbiorowej, społeczną, samowiedną i autonomiczną. Którąkolwiek wybierzemy, musi być ona bezwzględną, gdyż tylko taki systemat nakazów moralnych zasłu guje na miano etyki, zdolnej urabiać i pod nosić życie ludzkości.
E t y k a i d e a ł ó w stawia sobie za cel
bezpośredni, jeżeli nie osiągnięcie, to przy najmniej zbliżenie się jednostek do stanu
naukowego rozróżnienia pomiędzy e t y k ą z jednej
strony, jako przejawem czysto uczuciowego życia duchowego w społeczeństwie, a prawem n a t u r a l - n e m i p r a w e m s p o l e c z n e m z drugiej, jako ta- kimiż przejawami natury umysłowej. Ściśle biorąc, nakazy zna tylko prawo, etyka polega jedynie na uczuciowem zadowoleniu z pewnych czynów, uwa żanych przez społeczeństwo za moralne, na uczucio wem zaś niezadowoleniu z innych, za niemoralne po czytywanych. *) Może ona kłaść szczególny nacisk na każdą z tych stron z osobna i dać przez to początek ró żnym systematom, które posiadają jednak tę wspólną cechę zasadniczą, że ideał osobisty służy im za pod stawę i punkt wyjścia. 27 -
doskonałości bezwzględnej, przyczem poję
cie doskonałości, pozbawione przedmioto wej oceny społecznej, musi być mniej lub więcej apryoryczne. Nie stawia ona przed oczy całkowitego, jednolitego i realnego typu moralnego, ale składa się z szeregu luźnych przepisów etycznych, jednako obo wiązujących wszystkich, zawsze i wszę dzie, i dlatego po większej części nega tywnych. Zbliżenie się do stanu doskona łości polega na coraz bardziej szczegóło- wem i skrupulatnem stosowaniu wyznawa nych zasad do praktyki życia codziennego, doskonałość zaś, brana czysto indywidual nie, istnieć ma sama w sobie i ma być sama dla siebie celem. Stąd taki szereg nakazów moralnych jak: nie zabijaj, nie czyń bezprawia, nie szkodź innym, bądź bezwzględnym altruistą lub bezwzględnie czystym, jeżeli chcesz doskonałość osiąg nąć, nie kłam, nie sprzeciwiaj się złu it. d. Nauka Tołstoja przedstawia typowy i ja skrawy, chociaż niewątpliwie krańcowy przykład tego rodzaju nakazów. Etyka ideałów nosić ma charakter bez względny, na tym punkcie przypisuje się jej nawet pewnego rodzaju monopol. W isto cie rzeczy ideały różnych czasów i róż nych ludów jaskrawo odskakują od siebie, śród tego samego nawet społeczeństwa zmieniają się zasadniczo z pokolenia w po kolenie. Podobnież ma się rzecz z prak tyką. Moralność musi być bezwzględna, do skonałość zaś może być tylko względna, jako możliwie najlepsze w danych warun kach zbliżenie się do owego względnego już w perspektywie różnych czasów ideału, jeżeli nie chce poprzestać na formalnem pełnieniu nakazów czysto negatywnych. Etyka ideałów tworzy na każdym kroku takie sytuacye moralne, że czynić musi po ważne i zasadnicze ustępstwa ze swych przepisów i wchodzić w kompromisy z wa runkami, to też zwalczając w zasadzie z całą siłą wszelki oportunizm, w istocie rzeczy zaprawia ludzi do niego. Człowiek, z natury swych ułomności, idealnym być nie może, zbliżanie się jego do stanu do skonałości podlega w rzeczywistości tylko nakazom względnym, zależnym od stopnia tego zbliżenia. Tak więc pierwszy warunek prawdzi wej etyki, jej bezwzględność, wysunięty pozornie przez etykę ideałów na plan pierwszy, okazuje się w istocie rzeczy złudnym. I rzeczywiście, czyż najbardziej — 29 —
nawet dogmatyczny jej zwolennik zakaże
zabijać wwalce temu, co broni ojczyzny od najścia nieprzyjaciół, czy zaleci celibat osobie kochającej i kochanej, która prag nie ognisko rodzinne założyć, czy zabroni kłamstwa, gdy prawda zabić może lub zgu bić innych, czy potępi sprzeciwianie się złu, gdy to zło jest krzyczącem bezpra wiem? Jeżeli tak, przestał on już być mo ralistą, a jest tylko suchym, zimnym, z gruntu niemoralnym fanatykiem! Prawo zna z dawna maksymę: summum ju s sum ma injuria; nadmierne przestrzeganie ideału moralności również do niemoralności pro wadzić musi. Etyka ideałów, w słowach tylko bez względna, odbija się całym szeregiem skut ków ujemnych zarówno na życiu jednostki, jak i na stosunkach społecznych: i) Stwarzając sytuacye bez wyjścia, prowadzi do tego, że podcina u podstaw dwie najkardynalniejsze zasady moralności samowiednej: »bądź zawsze szczerym* i »bądź zawsze w zgodzie z własnem su mieniem«. Czy może być szczerym czło wiek, który głosi zasadę bezwzględną, wie dząc o tem z góry, że przy pierwszym zbiegu okoliczności siebie i innych rozgrze — 30 —
szyć będzie zmuszony od pogwałcenia tej
zasady? Czy może być w zgodzie z własnem sumieniem ten, którego najzdrowsze in stynkty i najlepsze uczucia pchają w pew nym kierunku, przyjęty zaś w imię kon- sekwencyi suchy dogmat etyczny w prze ciwnym? Radzić tu sobie umie tylko na tura Rosyanina, tego klasycznego zwolen nika etyki najdziwaczniejszych ideałów. Nie robi on sobie naogół zbytnich skrupu łów z odstępowaniem od głoszonych zasad, powtarza tylko przy tej okazyi ze spokojną rezygnacyą: kakoj-te ja odnako padlecl Są zresztą ludzie, którzy widzą w tem objaw szczerości charakteru. 2) Etyka ideałów może dawać nakazy moralne, ale nie może zrodzić powszech nego dla wszystkich obowiązku. Naciąga jąc strunę »doskonałości« do granic, prze chodzących siły przeciętnego uczciwego człowieka, robi z niej conajwyżej wzór, który ten tylko naśladować będzie, kto ma chęć i wolę to uczynić, i o tyle tylko, o ile będzie zdolny do tego, słowem żąda wię cej, aby cośkolwiek osiągnąć. Takie na kazy etyczne nie mogą mieć żadnej w ar tości, jako regulatory powszechne stosun ków społecznych. Z chwilą zaś, gdy zwo — 3i
lennicy etyki ideałów zechcą z nich ukuć
prawa moralne, obowiązujące bezwzględ nie cały ogół, wywołają tylko opozycyę czynną ze strony tych, co się kierują za sadami odmiennemi, uprawnią ich do two rżenia nowych własnych szkół, choćby w kierunkach rozbieżnych, słowem, poder- wą u podstaw jedność pojęć etycznych w społeczeństwie, bez której niema obo wiązków powszechnych, a więc i moral ności w życiu. 3) Do ideału zbliżyć się można tylko w pewnym kierunku, odpowiadającym na szym przyrodzonym zdolnościom, które za pomocą ustawicznych ćwiczeń rozwijamy w sobie aż do stanu względnej doskona łości. Etyka ideałów, gdy z istoty swej wszechstronnie, integralnie praktykowaną być nie może, wytwarza z konieczności specyalizacyę, i to w kierunku najmniej szego oporu dla wrodzonych skłonności każdego, przez co prowadzi w sposób nie unikniony do moralności jednostronnej; zbliżona do stanu »doskonałości«, przestaje już być etyką, a staje się swego rodzaju atletyką moralną, wzbudzającą być może podziw w gawiedzi, ale nie podnoszącą ani na jotę poziomu moralnego śród ogółu. — 32 —
4) Jednostronność pociąga za sobą wy
łączność. Człowiek, zapatrzony w pewien dogmat, który mu się wydaje kamieniem węgielnym doskonałości, dojść musi do po* tępiania najbardziej nawet uprawnionych dążeń przeciwnych. Altruista bezwzględny oburzać się będzie na wszelki przejaw sa mowiednego egoizmu, chociażby ten był potężnym czynnikiem dobra ogólnego; czło- f wiek stawiający sobie za ideał skromność potrzeb, potępi najlementarniejsze wyma gania kultury, obniżając tem samem jej poziom śród ogółu; idealizator bezwzględny czystości gotów będzie zatruć i podkopać szczęście przyszłe serce młodych, rzucając w nie jad zwątpienia, analizy rozkładowej i chorobliwej goryczy na punkcie tych stron życia, które właśnie idealizowane być powinny, jeżeli zachować mają całą czy stość najpiękniejszego w swej bezwiedzy instynktu. Moralność, jak wszelkie postępo wanie celowe, wymaga przedewszystkiem miary, trafnej i wszechstronnej oceny po łożenia, Z chwilą, gdy bierze za punkt wyjścia i miarkę czynów — ideały, ska zana jest z góry na wyłączność i przesadę, staje się więc łatwo nietolerancyjną, bez względną w potępianiu innych i despotyczną. 33 —
5) Oderwane i formalne czysto nakazy
zastępują umiejętną dyrektywę postępowa nia. Etyka ideałów operuje nie pojęciami, ale słowami, i nadaje im jakieś samoistne i bezwzględne znaczenie, niezależne od sto sunków, które mają wyobrażać. »Nie zabi jaj® w jej ustach znaczy »nie zadawaj śmierci«, niezależnie od tego, w jakich w a runkach, w jakiej intencyi i dla jakiego celu czyn ten zostaje spełniony, nic więc dziwnego, że niektórzy, konsekwentni w swej nielogiczności, rozciągają ten zakaz aż do zadawania śmierci zwierzętom; cze muż nie roślinom zarazem? Nie będzie to jednak nietylko zabójstwem, ale żadnym czynem niemoralnym, gdy taki apostoł dogmatu »nie zabijaj«, zalecając opór bierny przeciwko służbie wojskowej, wystawi swych sfanatyzowanych zwolenników na sądy wojenne ze wszystkiemi ich następ stwami, aby literze etyki stało się zadość. »Bądź czystym*, to znaczy w jej ustach — nie żyj życiem płciowem, a w każdym ra zie poczytuj je za rzecz nizką i złą w za sadzie. Ale nie sprzeniewierza się czysto ści ten, co pod wpływem tłumionych in stynktów zdeprawuje swą wyobraźnię, za- £flCIZH NMtODuWY: 3 — 34 ~
kazi duszę lubieżnością, a wszystkie myśli
i uczucia zwróci na owoc zakazany. To już nie zasady, to słowa, nabiera jące — jak u ludów dzikich — wartości rzeczy samej w sobie. Dzięki temu dogma- tyzmowi formuł i ślepej rutynie przepisów z nich płynących, etyka ideałów wpada w istną namiętność tworzenia sztucznych grzechów tam, gdzie ich niema, no — a oczy wiście poczytuje za niewinne lub nawet moralne takie czyny, które stanowią cięż kie przewinienia wobec etyki społecznej1).
*) Indywidualizm etyczny w pewnej swej odmianie
może się wprawdzie uwolnić od dogmatyzmu, ale na to tylko, aby wzamian popaść w zupełną anarchię moralną. Zarodek jej tkwi w założeniu, które poczy tuje czystość i bezinteresowność pobudek za jedyną i wystarczającą kwalifikacyę etyczną. Wszystko po lega na intencyi, a czyny ludzkie zdane są na łaskę nieobliczalnych dróg, któremi często kroczy rozumo wanie jednostek, wyłamujących się z pod moralnego przymusu społecznego. Otóż ludzie najzupełniej mo ralni według pojęć etyki indywidualistycznej, mogą być społecznie z gruntu niemoralnymi. Dość przy pomnieć anarchistów: spotyka się pomiędzy nimi wiele jednostek o wysokim nastroju moralnym, al- truistycznych, zdolnych do najwyższych poświeceń. Mają oni swoją bardzo wygórowaną etykę, ale dla tego właśnie, ie jest ona nawskróś indwidualistyczną, że cała jej moralność polega na czysto podmioto — 35 ~
6) Stan wysokiego naprężenia ducho
wego, towarzyszącego dostrajaniu się do ideału, długo trwać nie może; przypada on zwykle na pewien ograniczony okres życia, na okres, pozbawiony najczęściej głębszych pokus i rzeczywistych zawikłań, a nawet prostego doświadczenia życiowego. Gdy te się zjawią, ideał, tak prosty dotąd i jasny, staje się zbyt szablonowym, dok trynerskim i wyłącznym, ulega stopniowym modyfikacyom, zamienia się w coś innego lub, co gorsza, zapada się odrazu, zosta wiając tylko gruzy po sobie. Stąd tak czę ste u nas porzucanie z wiekiem dawnych wych stanach wewnętrznych i na podmiotowem jedy nie pojęciu o szczęściu ludzkości, mogą popełniać w imię tej etyki krzyczące zbrodnie społeczne. To samo da się powiedzieć o wszelkiego rodzaju fanaty kach, dopuszczających się przestępstw z pobudek czystych. Czy możemy o nich powiedzieć, że są to jednostki moralne, które wskutek wadliwego rozumo wania stanęły w sprzeczności z kodeksem karnym? Czem wtedy zapełnimy przepaść, która się otwiera pomiędzy moralnością a prawem ? Z dwojga złego, dobro społeczeństwa stokroć prędzej pogodzić się może ł typem charakteru o złych instynktach, ale utrzymującym je z jakichkolwiek względów na wo dzy, niż z podmiotową moralnością anarchicznego indywidualizmu, stawiającego się ponad społeczeń stwem. 3* — 3*5 -
ideałów etycznych młodości, po których
pozostaje tylko niesmak, zwątpienie w sie bie i pustka moralna. Gorzej, gdy te ideały, utraciwszy grunt pod nogami i pozbawione rzeczywistej treści uczuciowej, starają się przetrwać jako doktryna etyczna. Wtedy ludzie zadawalniają się wyznawaniem idea łów, z których pozostaje to tylko, co było w nich ujemnego, a moralność zamienia się w pozę, blagę i obłudę. A ponieważ nie wykonalne zasady postępowania są z góry na zawód skazane, zwyrodnienie etyki idea łów w ciągu życia ludzkiego jest zjawi- skiem niemal powszechnem. 7) Nakoniec, śród zwolenników etyki ideałów tworzy się hierarchia typów mo ralnych, mniej lub więcej zbliżonych do ideału. Ci, którym dane było wznieść się pod pewnym względem na wyżyny tre sury moralnej, choćby stąd żadna dla ogółu korzyść nie płynęła, uważają się za typy wyższe od innych, za »nadludzi«, upraw nionych do patrzenia z góry na tych, co nie osiągnęli wprawdzie pod żadnym względem doskonałości, ale pod wszyst kimi względami pełnią należycie swe obo wiązki człowieka i obywatela. I ogół pod daje się wkońcu tej mniemanej arystokra- — 37
cyi duchowej, zapominając o tem, że od
typu »nadczłowieka « daleko większą war tość moralną i społeczną przedstawia typ »człowieka«. Etyka ideałów, względna w swej istocie, niezdolna wytworzyć poczucia obowiązku powszechnego, rozbija społeczeństwo pod względem moralnym, wprowadza w nie chaos i anarchię duchową; wytwarzając sytuacye bez wyjścia, wbija się klinem w serca i mózgi, sieje niepokój i rozterkę wewnętrzną, rozstrój i histeryę, denerwuje ogół i tworzy z niego typ bez charakteru. W pogoni za doskonałością ludzie prze stają być dobrymi członkami społeczeń stwa, w pogoni za cnotą przestają należy cie wypełniać swe obowiązki osobiste i oby watelskie. Nie są to zaiste podstawy, na których dałoby się oprzeć odrodzenie mo ralne narodu!
Etyce ideałów przeciwstawia się e ty k a
i dei , etyka społeczna. Zasadą jej prze wodnią jest realne dobro konkretnego spo łeczeństwa, do którego dana jednostka na leży. Nakazem dla ostatniej będzie stwo rzenie z siebie jednolitego, harmonijnego i silnego typu, odpowiadającego jej własnej — 38 —
indywidualności (egoizm samowiedny), da
lej — przywiązanie tej indywidualności do właściwych jej kół, sfer, grup i społeczeń stwa całego (altruizm samowiedny), nako- niec — zlanie się jej duchowe ze swem społeczeństwem i przyjęcie jego dofcra, pragnień i celów za swoje (egoizm zbio rowy). Etyka idei nakłada na każdego obowią zek d o s k o n a l e n i a się osobistego, ale w znaczeniu szkoły charakteru i szkoły życia obywatelskiego; natomiast pojęcie d o s k o n a ł o ś c i , jakoby możliwej do osią gnięcia przez trzymanie się ścisłe zasad idealnego żywota, jest jej zgoła obce. Kon kretnych przepisów moralności społecznej nikt nam z góry, w gotowych formułach, podać nie może: trzeba wyrabiać w sobie charakter, instynky publiczne i uczucia obywatelskie, trzeba ciągłej własnej pracy myśli, ustawicznego, całe życie trwającego wznoszenia się na coraz wyższy poziom siły wewnętrznej i obywatelskiej ekspan- syi, trzeba wciąż wzbogacać i potęgować swe funkcye społeczne, — wtedy jednostka będzie coraz lepiej wcielała ideę w życie, będzie coraz doskonalszą z punktu widze nia etyki społecznej. — 39 —
Etyka idei przyjmuje z góry, że dosko
nałość ludzka może być tylko względną i, zamiast ubiegać się — wzorem etyki idea łów — o podniesienie j e d n o s t e k na wyżyny tej względnej choćby doskonałości, troszczy się przedewszystkiem o to, ażeby o g ó ł osiągnął poziom moralności, nie zbędny do prawidłowego układu stosunków społecznych. Woli ona podnieść ten po ziom o jeden stopień skali etycznej, niż wi- dzieć garstkę ludzi, pnących się na szczyty owej skali i przerywających przez to wszel ką łączność moralną z resztą. Każdy jej nakaz dotyczy tego tylko, co jest koniecz ne dla dobra ogólnego, ale nakaz ten sta nowi bezwzględny i powszechny obowią zek dla wszystkich. A to wyklucza z góry wszelką możliwość oportunizmu. Oportu nizm zjawia się tam tylko, gdzie panują bezwzględne zasady dogmatyczne; etyka społeczna uświęca z góry odstępstwo od pewnych obowiązków i nakazów, ale tylko w imię obowiązków i nakazów ważniej szych i wyższych, co z oportunizmem nic wspólnego nie ma. Etyka idei wkłada te same obowiązki na każdego, a nie na wybranych tylko. Mogą być stopnie w mniej lub więcej ści- — 40 —
słem i dobrem ich wykonywaniu, mogą się
zjawiać ludzie zdolni do nadobowiązko wych czynów, ale niema z góry niejako uprawnionej hierarchii doskonałości ludz kiej, to też nie świętych, ale bohaterów ona wydaje. Jednostki, zdolne wyprzedzić ogół pod względem pewnych, wrodzonych ich indy widualności cnót moralnych, baczyć będą przede wszy stkiem, aby nie stanąć w koli- zyi z innymi obowiązkami moralności, a wtedy zadowolnią się tem, że innym świecić będą przykładem, że wskażą im możność osiągnięcia w danych warunkach wyżyn swej roli społecznej, obcą im jednak będzie wszelka myśl stwarzania etyki wła snej, narzucania jej komukolwiek, a tem mniej szerzenia prozelityzmu. Obywatel, oddający się w całości dobru publicznemu, od innych wymagać będzie tylko sumien nego pełnienia obowiązków. Człowiek, prak- tykujący najdalej posuniętą czystość wy powie walkę rozpuście, ale nie będzie pro pagował celibatu powszechnego, inny, sta jący w obronie życia ludzkiego, pracować będzie nad zmianą obyczajów i pojęć na punkcie pojedynków lub kary śmierci, jako przeżytków innego ustroju, ale nie będzie — 41 —
wzywał rodaków, powołanych do obrony
kraju, aby rzucali broń pod nogi nieprzy jaciela lub choćby tylko uchylali się od tego najpierwszego obowiązku obywatel skiego. Na miejsce dogmatycznego zakazu »nie kłam«, etyka społeczna postawi inny, mniej wyłączny, mniej formalny, ale głębszy za razem: »nie bądź kłamcą®, nie bądź typem charakteru fałszywym i niegodnym zaufa nia, postępowanie twoje niech będzie zawsze prawe, a pozostanie ono takiem, gdy w głę- bokiem poczuciu obowiązku wypowiesz bez skrupułów świadome kłamstwo, skoro wy maga tego dobro wyższego rzędu, twoja niezależność wewnętrzna i twój charakter. Czy prześladowany za wiarę, pytany o księ dza, który mu potajemnie sakramentów udzielał, nie ma obowiązku moralnego za słonić go kłamstwem? czy urzędnik, zapy tany zręcznie o tajemnicę urzędową, gdy, uchylając się od odpowiedzi zdradzić ją może, nie powinien zmylić domysłów? czy dowódca, przygotowujący fortel, nie ma prawa rozpuszczać fałszywych wieści? czy będąc w posiadaniu wiadomości, któraby drugą osobę zabiła, nie powinienem na jej zapytanie odpowiedzieć kłamstwem? czy 42 —
nagabnięty natarczywie przez natręta o moją
tajemnicę osobistą nie mam prawa zbić jego domysłów, gdy milczenie mnie zdra dzi? Jeżeli zwolennik formalnego zakazu »nie kłam« stanie tu z nim w zgodzie, nie tylko zada kłam i gwałt własnemu sumie niu, ale popełnić może zbrodnię moralną. Mówiąc nieprawdę z całą samowiedzą, po zostaje nietylko wewnętrznie ale i naze- wnątrz prawym i moralnie czystym, bo nie jest kłamcą ten, co unikając wykrętów i faryzeuszostwa, broni niezależności swego sumienia. Przed zakazem »nie czyń bezprawia«, etyka społeczna wysuwa na plan pierwszy zakaz — »nie znoś bezprawia® ; tamten może być tylko wskazaniem negatywnem, otamowującem co najwyżej popęd do nad użyć, ten jest rzeczywistym regulatorem stosunków społecznych, czynnikiem ustroju, nie znoszącego bezprawia w swem łonie. Porządek prawny, jako pierwszy warunek szczęśliwości ogólnej, nie może polegać na łasce i dobrej woli ludzi, którzy mają czę sto interes w jego naruszaniu, ale na takim powszechnie obowiązującym nakazie, który czyni jego gwałcenie niemożliwem lub przynajmniej szkodliwem dla gwałciciela. — 43 “
Pierwszy zakaz godzi się najzupełniej
z tchórzliwą ucieczką przed bezprawiem, a w końcu wyrabia odpowiednią skłonność śród ogółu, drugi — czyni z mężnej prze ciwko niemu walki obowiązek wobec sa mego siebie i wobec społeczeństwa, stwa rza przeto pełen charakteru typ człowieka i obywatela. »Obrońcą praw państwa i na rodu, mówi Rudolf Jhering, jest ten, kto poczuwa się do obowiązku obrony praw prywatnych; te same zalety, które nabył w walce o prawo prywatne, są konieczne w walce o prawa państwowe, co zasiane było i dojrzało w prawie prywatnem, to przyniesie owoc w prawie państwowem i narodowem«. Przykazanie Tołstoja »nie sprzeciwiaj się złu« jest w świetle etyki społecznej z gruntu niemoralne, gdyż każąc nam zło tolerować, czyni nas jego wspólnikami. Nie wytrzymuje ono nawet kantowskiej miarki moralnej, z chwilą bowiem, gdyby się stało bezwzględnem i powszechnem prawidłem dla wszystkich, przestępstwa, bezprawia i nadużycia nie znałyby hamulca, a społe czeństwo samo uledzby musiało rozkładowi. Jest to hasło beznadziejnego niewolnictwa, zrodzone na gruncie pozostałej we krwi tradycyi jarzma mongolskiego, a wzrosłe śród wiekowego fatalizmu władzy i służące mu bezwiednie. Zamiast opartego na zmysłowym altrui zmie nakazu czynienia dobrze tym wszyst-" kim, z którymi zetknie nas przypadek i wir stosunków, występuje naprzód nakaz odda wania pierwszeństwa tym, wobec których mamy przyrodzone obowiązki, a dalej nakaz podnoszenia i rozwijania indywidualności grupy, do której należymy, pracowania dla jej dobra, potęgowania szczęśliwości zbio rowej. Moralność polega na ścisłem zespo leniu się jednostki ze swem przyrodzonem środowiskiem, a wtedy wszelki przejaw jej altruizmu stanie się samowiednym i dzia łać będzie w imię dobra tego środowiska, w imię egoizmu zbiorowości.
Każdy z dwóch zasadniczych typów
etycznych ma swoją odrębną koncepcję tego, co nazywamy s i l n ą i n d y w i d u a l n o ś c i ą m o r a l n ą . Etyka ideałów przy pisze ją temu, kto najdalej sięga myślą w przyszłość na punkcie pewnych stron życia, oderwanych od całości stosunków, najskrupulatniej i najbezwzględniej prze prowadza wysnute stąd wskazania, a więc - 45 ~
pod pewnym względem najdalej odskakuje
od przyjętych w jego środowisku poglą dów. Niestety, wyróżnianie się nie stanowi indywidualności, gdyż brakować jej może dwóch znamion zasadniczych: oryginalno ści i twórczości. Jeżeli gdzie, to w dzie dzinie idealistycznych pomysłów etyki — nic nowego pod słońcem. Odnaleźć mało ogółowi znane lub dawno zapomniane tezy, podnieść je do znaczenia pierwszorzędnego, ukuć z nich nakazy bezwzględne i pod tem hasłem szerzyć prozelityzm, na to nie trzeba ani oryginalności, ani twórczości; tem bardziej dla propagowania cudzych, puszczonych już w kurs pomysłów, tu już spotykamy raczej zanik zupełny indywi dualności, ślepe, często fanatyczne naślado wnictwo, co najwyżej doprowadzanie tez już postawionych do krańców analizy i za stosowania. Etyka idei widzi silną indywidualność w człowieku, który, zespoliwszy się ściśle z najbardziej odpowiadającymi jego charak terowi grupami, kołami lub prądami społe cznymi, stanie się najlepszym ich wyrazem, wniesie w ich życie nowe pierwiastki do datnie, stworzy lub podniesie ich typ i przy czyni się do harmonijnego ich współdzia- - 46 -
lania dla dobra całości. Każda jednostka
jest punktem, w którym przecina się wiele kół, grup i prądów społecznych: jednolita indywidualność polega na harmonijnem ich połączeniu w charakterze jednostki, twór cza indywidualność — na połączeniu ich oryginalnem i płodnem lub na powołaniu do życia nowych tego rodzaju czynników. Takiem twórczem połączeniem było np. zapisywanie się szlachty do stanu mie szczańskiego w dzień ogłoszenia Konstytu- cyi 3 maja, lub powołanie po raz pierw szy przez Kościuszkę ludu wiejskiego do obrony kraju, będzie niem zlanie się dwóch stronnictw lub organizacyj w imię dobra narodu, zaprowadzenie zgody śród stron zwaśnionych, a nawet wniesienie myśli obywatelskiej w bezmyślne środowisko to warzyskie. Tworzenie nowych czynników społecznych znajdziemy w organizowaniu obrony narodowej, akcyi ratunkowej lub instytucyi, pełniącej zaległą funkcyę spo łeczną, w filaretyzmie wileńskim, wytknię ciu nowych dróg współdziałania i organi- zacyi obywatelskiej, powołaniu do życia nowej gałęzi przemysłu, podniesieniu w spo łeczeństwie poziomu obyczajów i t. p. Nie wątpliwie, powiedzą nam, są to wszystko — 47 —
zasługi obywatelskie, znamionujące silną
i twórczą indywidualność ich inicyatorów, ale co one mają wspólnego z etyką i mo ralnością? To, odpowiemy, że są wciele niem zasad etyki społecznej w życie, są czynami o daleko wyższej moralnej wła śnie doniosłości, niż osiągnięcie osobistego ideału altruizmu, czystości, prawdomów ności lub ograniczenia swych potrzeb. Etyka ideałów jest etyką umysłów, oderwanych od swego przyrodzonego śro dowiska, nie żyjących życiem realnem, ale tworzących swój własny świat w sobie i dla siebie; otoczenie jest dla niego po lem doświadczalnem, na którem ćwiczy się w uprawianiu swej moralności. Etyka idei jest etyką charakterów czynnych, twórczych w dziedzinie społecznej. Pierw sza wprowadza harmonię tylko w duszę jednostki, odciątej od świata, a dusza ta staje się sama dla siebie celem, druga — wprowadza harmonię w tętniące życiem i walką społeczeństwo, a jego dusza jest celem ostatecznym wszelkich wysiłków moralnych jednostki. Etyka ideałów widzi tylko abstrakcyj nego człowieka, pozbawionego wszelkich stałych węzłów społecznych, dbającego - 48 -
tylko o własną doskonałość. Etyka spo
łeczna ma na widoku konkretne st os unki , zachodzące pomiędzy indywidualnościami, zarówno jednostkowemi jak i zbiorowemi, i dąży do podniesienia typu tych stosun ków. Nie polega ona jedynie na stosunku człowieka do własnego sumienia, ale na stosunkach ludzi do ludzi wewnątrz jednej grupy i na stosunkach grup pomiędzy sobą. Sumienie człowieka jest tylko odbi ciem w jego duszy nakazów moralnych, z wyższego źródła, ze środowiska społecz nego płynących. Układając w szereg owe stosunki po między indywidualnościami na podstawie wzrastającej ścisłości ogniw społecznych, otrzymamy następujące ich stopniowanie: walka otwarta indywidualności wrogich, antagonizm pomiędzy niemi, obojętność, wymiana usług, solidarność interesów, po ciąg wzajemny i współdziałanie, przywią zanie i obopólna pomoc, nakoniec miłość i całkowite zespolenie. Każdy z tych sto sunków posiada właściwe sobie zasady etycznego postępowania, a w każdej sy- tuacyi jedno tylko wyjście jest bezwzględ nie dobre. Jednostki lub grupy nie mogą się wyłamywać dowolnie z pod rygoru 49 —
obowiązków, ciążących na typie stosunków
właściwego im środowiska, jak żołnierzowi nie wolno ani wyrywać się z szeregów, choćb}^ dla dokazania cudów męstwa, ani pozostawać w tyle. Bezwzględność etyki społecznej na tern polega, że postępowa nie winno zawsze i wszędzie odpowiadać ściśle naturze stosunku, który jednostronnie a samowolnie nie może być zmieniany. Stosunek każdy, będąc z natury swej spo łecznym, jest faktem przedmiotowym, nie może się więc określać na podstawie do wolnych i zmiennych stanów podmioto wych jednej ze stron zainteresowanych. Cały postęp moralny ludzkości polega na stopniowem podnoszeniu się stosunków społecznych niższego typu na szczeble co raz wyższe: każdy trwały krok w tym kie runku będzie dobrem bezwzględnem, każde cofnięcie się — złem. Na to jednak, aby stan wrogiego antagonizmu, mający swe realne społeczne przyczyny, zamienił się na spokojne pożycie obok siebie lub współ działanie, nie dość jest nakazów moral nych, właściwych etyce idealistycznej, które mają tego skoku dokonać, a w gruncie rze czy częstokroć tylko wikłają i opóźniają rozwiązanie kwestyi. Na to trzeba usunię- ES-MZ* MASDDOWY. 4 - 5o -
cia samych przyczyn antagonizmu i likwi-
dacyi sporu. W tym też kierunku idą wska zania etyki społecznej zarówno jak prawa naturalnego, to też mm m repellere onines leges omniaque ju ra permittunt. Obowiąz kiem moralnym jest odeprzeć napaść, gwałt lub bezprawie i zapobiedz ich po wtórzeniu się w przyszłości, gdyż w ten tylko sposób stosunek jawnego lub ukry tego antagonizmu zamienić się może na stosunek typu wyższego. Odwrotnie, jeżeli pomiędzy dwiema jednostkami lub grupami panuje stan wzajemnego zaufania, pogwał cenie tej równowagi będzie uznane za czyn niemoralny, i to niezależnie nawet od po ziomu kultury etycznej środowiska. Dla tego też wiarołomstwo spotyka się z ogól- nem potępieniem nietylko w sferze stosun ków cywilizowanych, ale nawet śród dzi kich i kryminalistów. Etyka społeczna wymaga, abyśmy przy jaciół nie traktowali jak wrogów, a wro gów jak przyjaciół. Moralnym też będzie antagonizm, wywołany przez przymusowe połączenie odpychających się wzajemnie indywidualności, a niemoralną uległość wobec przemocy, gdyż pierwszy jest wy razem energii ducha i dąży do usunięcia — 5i —
przyczyn stosunku wrogiego, druga — jest
objawem upadku ducha i bierności, zdol nej tylko stan przemocy utrwalić *). Parafrazując niewystarczającą, a w czę ści wadliwą formułę Kanta, moźnaby po stawić następujący powszechny i bez względny nakaz moralny: »Postępuj tak, aby postępowanie twoje odpowiadało natu rze zachodzącego stosunku, a w ostatecz nych swych wynikach prowadziło do wyż szego stopnia uspołecznienia*. Tę samą zasadę etyczną wyrazić możemy w innych słowach: »Nie obniżaj samowolnie typu stosunków społecznych, dąż do stałej ich równowagi, a po jej osiągnięciu, zmierzaj do podniesienia tego typu o szczebel wyżej«. Tak pojęta etyka społeczna jest wyra zem poczucia moralnego wszystkich cza sów i wszystkich ludów, a stosuje się za równo do życia prywatnego jak i publicz nego, obejmuje tak samo postępowanie je
*) Pojedynek niemoralnym jest dlatego, że zawiera
w sobie wyraz antagonizmu tak silnego na nasze cy wilizowane obyczaje, ii nigdy niemal nie odpowiada stosunkowi rzeczywistego przeciwieństwa pomiędzy stronami. Pojedynek np. w imię obrażonej godności narodowej będzie przeto moralnym. 4* — 52 —
dnostek, jak grup społecznych i narodów
wobec siebie. Taka tylko etyka może być jedną, powszechną i bezwzględną *). Pod jednością wszakże i bezwzględno ścią prawd etycznych nie należy bynaj mniej rozumieć tożsamości obowiązków moralnych dla wszystkich ludzi, jak to zbyt prosto przyjmuje etyka idealistyczna. Różne stanowiska i powołania wkładają na ludzi odmienne również obowiązki moralne, tak iż zaleta jednego człowieka może być wadą w drugim. Każda grupa, mająca spe- cyalne funkcye społeczne do spełnienia, podlega właściwym sobie nakazom i zaka zom, posiada swoje szczególne tytuły do zasługi, słowem ma swą własną a u t o n o m i c z n ą etykę. Inne są obowiązki męż czyzny a kobiety, kapłana a żołnierza, kupca a filantropa, urzędnika a misyonarzaj l) Stosowa! ją też zawsze Kościół, jako instytu- cya społeczna, to tez zalecając, zgodnie ze swą mi- syą, doskonalenie się wewnętrzne jednostki, nigdy z zasad tej doskonałości nie czynił powszechnych dogmatycznych przepisów postępowania, obowiązują cych ludzi i społeczeństwa w całym zakresie stosun ków zewnętrznych, jak to stara się uczynić nauka Tołstoja, nigdy też nie stawiał pod tym względem wiernych w kolizyi z ich obowiązkami obywatel- skimi, - 53
inną też musi być etyka praktyczna ich
postępowania. Mężczyzna powinien speł niać swe obowiązki obywatelskie, choćby z uszczerbkiem obowiązków rodzinnych, ko bieta musi przede wszy stkiem zadośćuczy nić ostatnim, zanim pierwsze weźmie na swe barki; żołnierz ma obowiązek moralny zadawać ciosy nieprzyjacielowi, lekarz ma opatrywać również jego rany i ratować go od śmierci; kapłan powinien być bezinte resownym w cz3^nnościach swego powoła nia, przemysłowiec lub kupiec winien mieć swój interes na oku; strażak musi narażać swe życie dla ratowania ludzkiego mienia, gdyby to uczynił człowiek, mający stano wisko odpowiedzialne i inne ważniejsze obowiązki do spełnienia, postąpiłby niemo ralnie. Dogmatyzm etyki ideałów widzieć tego nie chce, ma jeden tylko szablon i je dne stereotypowe nakazy dla wszystkich, naraża się też na słuszny zarzut, że upra wia pogoń za jednostronną doskonałością kosztem obowiązków społecznych każdego, a więc kosztem moralności samej. Etyka autonomiczna, pomimo różnych nakazów praktycznych, nie przestaje być w zasadniczem swem wskazaniu bez względną. Wymaga ona, aby każdy solida — 54 —
ryzował się z grupą społeczną, do której
dobrowolnie należy, i pełnił należycie obo wiązki swego stanu, swego powołania, swej przynależności duchowej. Jeżeli jesteś człon- kiem rodziny, członkiem stowarzyszenia, kupcem, kapłanem, żołnierzem, Polakiem, bądź dobrym członkiem tej zbiorowej ca łości, poczuwaj się wobec niej do obowiąz ków, dbaj o jej byt i rozwój, przestrzegaj właściwej swemu stanowisku etyki, nie obniżaj poziomu swego powołania. Podob nie jak przytoczony wyżej nakaz etyczny, określający stosunki z e w n ę t r z n e każdej indywidualności społecznej, każe postępo wać odpowiednio do typu zachodzących stosunków, chociaż przyjmuje z góry roz maitość tych typów, — tak samo nakaz etyki autonomicznej, określając stosunki w e w n ę t r z n e zbiorowych całości, każe w sposób bezwzględny dbać o ich dobro, pomimo wielkiej różnorodności odpowiada jących im stanowisk. Obowiązki, nakładane przez nią, są te same dla wszystkich, acz kolwiek nie takie same. Jak prawa logiki są powszechne i nie wzruszone, chociaż każde rozumowanie po • siłkuje się zastosowaną do tematu metodą, bierze za punkt wyjścia specyalny swój — 55 —
zakres faktów, operuje odpowiedniemi do
nich pojęciami i dochodzi do właściwych sobie wniosków, tak samo etyka społeczna jest jedną i bezwzględną, jednem i bez- względnem prawo naturalne, wypisane w su mieniu wszystkich ludów i wszystkich cza sów, chociaż na kaźdem stanowisku inne ma człowiek obowiązki moralne, innem też musi być jego postępowanie, zgodne z na kazami etyki autonomicznej. Ostatnia wymaga od członków każdego skonsolidowanego nawewnątrz ciała zbio* rowego odpowiedniego poziomu solidarno ści w stosunkach wzajemnych, tem w yż szego, im łącznik wewnętrzny zbiorowości jest ściślejszy; jest to obowiązek wyższego altruizmu wobec współczłonków. Swój po maga swemu prędzej niż obcemu i postę pując tak, stosuje się nietylko do najgłę biej tkwiących w człowieku instynktów pożycia towarzyskiego, ale i do wskazań etyki społecznej *). Taż sama moralność
*) Wiadomo, i e po usunięciu wszelkich czynni
ków postronnych, zarówno pozytywna nasza sympa- tya dla innych istot, jak i negatywna odraza do za dawania im cierpień, jest tem większa, im te istoty są podobniejsze do nas fizycznie i duchowo. Etyka, która chciałaby iść wbrew zasadniczym instynktom wymaga dalej egoizmu zbiorowego w sto sunku do całości, nie sprzeniewierzania się jej dobru i interesom, przestrzegania etyki i godności korporacyjnej, współdziałania w rozwoju indywidualności swego stanu. Każde stowarzyszenie, organizacya lub stronnictwo nakłada na swych członków specyalne wobec siebie obowiązki i uchy lanie się od nich lub sprzeniewierzanie się im nie będzie nigdy, z punktu widzenia etyki społecznej, czynem moralnie obojęt nym. Wszystkie jednak powyższe wskazania moralności autonomicznej stanowią tylko pojedyńcze tony jednego akordu, ten zaś odpowiada najwyższej indywidualności Zbio rowej, jaką jest n a r ó d . Obejmuje on ca łość wszechstronnego życia człowieka i w normalnych warunkach sam sobie wy starczać może, a jest nadto jedyną społecz nością przyrodzoną, której jednostka nie wybiera, ale w której się rodzi. W ducho wości też każdego narodu tkwi źródło uczuć i pojęć moralnych jego członków.
natury ludzkiej, zamiast je normować i zwracać ku
dobru ogólnemu, pozostanie zawsze bezsilną, martwą i jałową. 57
Co więcej, wszelka etyka autonomiczna,
jako rzeczywiście obowiązująca pewną grupę całość pojęć i wskazań moralnych jest i musi być zawsze narodową. Etyka społeczna wymaga tego, aby każdy czuł się członkiem swego narodu i nietylko solidaryzował się z jego intere sami, ale zlał całą społeczną swą istotę z jego istotą i żył jego życiem. Kosmopo lityzm polityczny nigdy właściwie szcze rym nie jest: kryje on za sobą bądź wy narodowienie , maskowane płaszczykiem międzynarodowej solidarności, bądź, jak u żydów, wyłączne przywiązanie do swego szczepu, maskowane płaszczykiem ogólno ludzkiego humanitaryzmu; w obu wypad kach ma wyłącznie na celu zrzucenie z sie bie wszelkich obowiązków wobec narodu, do którego się należy lub należeć powinno. Szczerym jest tylko kosmopolityzm osobi stego interesu, kosmopolityzm zmysłowego egoizmu jednostki, głoszący zasadę ubi bene ibi patria, ten jednak jest właśnie naj cięższym grzechem przeciwko ludzkości, objawem narodowego pasorzytnictwa. Wrodzone każdemu uczucie przywiąza nia do swego narodu etyka powinna do skonalić, pogłębiać i ujmować w formę - 5« -
obowiązków, da ona tem samem dosta
teczne, bo niewyczerpane pole dla altrui- stycznych popędów każdego. Filantropia kosmopolityczna, obojętna na to, komu daje, jeżeli nie jest bezmyślnem naśladownic* twem, jest zawsze ukrytem sobkowstwem, gdyż zwracając swą ofiarność ku obcym, a pomijając tem samem swoich i blizkich, kieruje się względami natury ujemnej, zwy kle obawą krytyki, interesem lub ambicyą, z uszczerbkiem przyrodzonych obowiązków. Z chwilą, gdy idzie wbrew interesom wła snego narodu, staje się wręcz niemoralną: takiem bylob}7 wspieranie przez Czechów instytucyj dobroczynnych niemieckich lub posyłanie przez Polaków ofiar iia głodnych w Rosyi.
Zachowanie, niezależność, rozwój i po
tęga najwyższej indywidualności społecz nej, jaką jest naród, ma za podstawę s a mo w i e d n y e g o i z m n a r o d o wy , przed którym wszelki inny egoizm, choćby sam w sobie najbardziej uprawniony, czy to in dywidualny czy zbiorowy, ustępować musi. Jest on równocześnie wyrazem altruizmu jednostek i grup wobec całości. Autono miczna ich etyka podporządkować się po - 59 —
winna pod etykę narodową, gdyż autono
miczną jest ona tylko w swojej sferze, na gruncie podniesienia własnej indywidual ności, ale indywidualność ta służyć musi całości narodowej, jeżeli nie ma się sprze niewierzyć wskazaniom etyki społecznej. Wtedy będzie, według słów Krasińskiego, »myśl wieczną wcielać ale w swoje ciało«. Wszelkie stowarzyszenia, organizac3^e, stron nictwa i klasy czuć się powinny częściami narodu, pracować z myślą o jego dobru i mieć jego cele na względzie; z chwilą, gdyby stawiały swoje interesy partykularne wyżej, niż interesy narodowe, spotkają się z bezwzględnem potępieniem we wszyst kich społeczeństwach, w których nie za marło jeszcze poczucie moralności pu blicznej. Nietylko egoizm grup autonomicznych ustępować musi wobec wymagań etycznych egoizmu narodowego, ale nawet ich altruizm, o ile z uszczerbkiem jego interesów gdzie indziej jest skierowany. Solidarność, współ działanie, zbliżanie się do innych, nawet duchowe z nimi obcowanie, wszystkie te stosunki z podkładem sympatyi i altruizmu mogą stać się czynnikami nie wyższej formy uspołecznienia, ale rozkładu własnej — 6o
indywidualności narodowej. »Siła przycią
gania; mówi Józef Supiński, jest rzeczywi ście przyciąganiem, pokąd utrzymuje ca łość pojedynczego ciała, spajając w jedno wszystkie składające je cząstki; staje się siłą rozkładu, gdy przyciąga i łączy cząstki rozrzucone po ciałach oddzielnie istnieją- cych, zatem bez względu na te ciała«. Klasa społeczna, któraby się czuła bardziej solidarną z takąż klasą innego narodu, niż z pozostałem! klasami własnego, stronnic two, dla którego wspólność międzynaro dowa zasad ma większą wagę, niż współ' ność tradycyi i interesów narodowych, sfera towarzyska, wchodząca w stosunki codziennego obcowania i pożycia ze sfe rami społeczeństwa wrogiego, rozprzęga- jąc spójnię wewnętrzną własnego narodu, zasługują na bezwzględne potępienie ze stanowiska moralności publicznej, niezależ nie od intencyj, które niemi kierowały, sta wiają bowiem egoizm swego altruizmu ponad altruizm, obowiązujący ich wobec egoizmu narodowego. Altruizm wobec swego narodu i prze- jęcie się jego egoizmem składają się łącz nie na uczucie patryotyzmu. Sam altruizm wystarczyć tu nie może: pozbawiony dru giego swego pierwiastku, zespolenia się z indywidualnością narodu, z jego egoiz mem, niezbędnym dla zapewnienia mu bytu i rozwoju, stanie się jedynie i wyłącznie zmysłowym. Filantropia wobec ojczyzny patryotyzmem nie jest: będzie ona boleć nad jej cierpieniami, ale sił i życia w nią nie wieje, nie będzie z nią chcieć, dążyć i żądać, to też nie uczyni jej wielką, bo proste współczucie nie zrodzi pragnienia czyjejś potęgi. Dla filantropa patryotyzmu, ojczyzna jest może istotą żywą i kochaną, ale nazewnątrz jego indywidualności sto jącą, to też będzie się starał »zrobić coś dla nieszczęśliwego kraju« i bolejąc nad jego losem, da mu jałmużnę czynu. Altrui sta zmysłowy jest przedewszystkiem w ra żliwy na cierpienia innych, wszystko co stanowi treść ich indywidualności, dążenie na odległą przyszłość, pragnienie czegoś więcej nad uniknięcie cierpień, wszystko to nie jest zdolne poruszyć dość silnie jego drażliwości nerwowej i pozostawia go mniej więcej obojętnym. Takie uczucie u nas tylko, śród rozbicia i rozprzężenia duch o wego może być podnoszone do godności patryotyzmu; zdobyć się na nie może każ dy cudzoziemiec bezstronny, współczujący 02 —
z cierpieniami innego narodu. Jako patryo-
tyzm, uczucie takie straciłoby wszelki grunt pod nogami śród narodu wolnego, zasob nego i szczęśliwego. Tam niema miejsca dla płaczliwych patryotów, pełnych współ* czucia, ubolewania i rozrzewnienia nad kaźdem cierpieniem narodu, choćby to cier pienie było młotem kującym jego przyszłą wielkość; i u nas miejsca być nie powinno dla tych, których patryotyzm umie tylko boleć, a niczego więcej prócz prześlado wań odczuć nie jest w stanie. »Brzozy pła czące, mówi de Maistre, nigdy owoców nie niosą, nie można z nich nawet wyciąć kija, aby wypędzić psy ze świątyni«. Altruista samowiedny zespala się z oj czyzną, z jej celów robi cele swego życia, ognisko swych dążeń i ambicyj, a ze swej indywidualności uczyni stalowe koło tej wielkiej machiny, poruszającej się pod wpływem najpotężniejszego motoru ludz kości — samowiednego egoizmu narodo wego, Służąc temu egoizmowi, nie będzie łez ronił nad ofiarami, które każdy naród w walce ponosić musi, tak jak się nie bę dzie rozczulał nad własnemi cierpieniami, gdy te są nieodłączne od wielkich jego pragnień życiowych, nie zadowolni się ta- _ 63 —
niemi zdobyczami narodu i nie okupi folgi
w prześladowaniach żadnym żywotnym jego interesem, tak samo jak zadowolenie małostkowej ambicyi lub pogoń za drob- nemi korzyściami nie zwróci go z wytknię tej drogi życia; nie będzie unikał ciężkiej i wytrwałej walki dla okupienia sobie spo koju, bo wie, że spokój bezwzględny uwstecznia i obniża, a walka godziwa pod nosi, hartuje i krzepi. Tylko silne charaktery na usłudze sa mowiednego egoizmu narodowego są w sta nie wznieść się na wyżyny moralności ideo wej. Jeden więc i ten sam typ charakteru zgodny będzie z etyką społeczną zarówno w człowieku, jak i w obywatelu. Nieroz- dziełne połączenie w jednej osobie moral ności prywatnej i publicznej, harmonijne pełnienie obowiązków osobistych i spo łecznych, jest nietylko naturalne, nietylko ugruntowane w naszem polskiem sumieniu, ale wysoce etyczne zarazem.
Spojrzyjmy teraz na egoizm narodowy
już nie z punktu widzenia moralności jed nostki, która go za swój uważa, ale z punktu widzenia narodu jako całości, mającej rów nież swoją sferę stosunków zewnętrznych, — 64 ™
a więc i swoją moralność, i przyłóżmy do
niego miarkę etyczną. Moralność narodu w zakresie stosun ków zewnętrznych nie jest niczem innem, jak tylko jego polityką względem innych narodów, tak samo jak polityka jego we wnętrzna jest tylko moralnością grup spo łecznych w jego łonie, na tle ich stosun ków wzajemnych. Polityka zła jest niemo ralną, bo nie odpowiada jedynie wskaza nej drodze postępowania przy danych wa runkach, a polityka niemoralna jest złą za razem, bo mści się pierwej czy później za pogwałcenie jednych, niezmiennych i po wszechnych praw etycznych. Wyobraźmy sobie stan społeczeństwa pierwotny, pozbawiony wszelkich trwałych więzów społecznych, w którym niema ani policyi, ani sądów, gdzie każdy jest pozo stawiony samemu sobie, a uprzedzanie i ka* ranie zamachów lub gwałtów jest rzeczą samego pokrzywdzonego. Panować tam bę dzie etyka otwartej walki lub ukrytego antagonizmu, polegająca na zamknięciu się w sobie, egoizmie, odwecie i odpieraniu siły siłą, przynajmniej w stosunku do tych, którzy zdradzają złe zamiary. Przebaczanie krzywd, ograniczanie się do nakazu »nie _ 65 —
czyń bezprawia«, a puszczanie płazem
przewinień, ponoszenie dla innych ofiar, których nikt nie zrozumie, a które każdy wyzyska, doprowadzić tylko może do wzmo żenia anarchii, do bezkarnego rozwielmoż- nienia się nadużyć i przewagi brutalnej przemocy nad sprawiedliwością. W takiem właśnie położeniu znajdują się narody współczesne, pozostawione własnym siłom, pozbawione wszelkich ogólnych i trwałych węzłów międzynarodowych, wszelkiej egze kutywy zbiorowej. Muszą one same bronić swych praw, ochraniać swą nietykalność, odpierać i karać zamachy przeciwko swo jej indywidualności skierowane; jest to dla nich wskazaniem polityki, obowiązkiem mo ralnym zarówno wobec siebie, jak i wobec społeczności międzynarodowej. Patryotyzm zmysłowy szukać tu będzie wskazań przedewszystkiem w unikaniu cier pień narodu, a pozbawiony gruntu, jaki tylko idea narodowa dać może, uczyni z zagadnienia etycznego kwestyę porówna nia spodziewanych bólów, aby wybrać mniejsze, i wejdzie na tory polityki u t y l i t ar nej . »Jeden naród zagarnął bezprawnie z posiadłości drugiego jedną milę kwadra tową pustego, nie mającego wartości ob- EtOitM NARBBOWY• 5 - 66 —
szaru; czy ten drugi, pyta Rudolf Jhering,
ma wypowiedzieć wojnę? Czem jest mila kwadratowa pustego obszaru wobec wojny, kosztującej tysiące istnień, roznoszącej spustoszenie i biedę do pałaców i chat, po żerającej miliony i miliardy pieniędzy pań stwowych i zagrażającej nawet istnieniu państwa? Co za giupota nieść ofiary takie dla tak drobnej rzeczy!« Tylko patryotyzm samowiedzy, tylko polityka zasadnicza zro zumie, źe »milczący w podobnym wypadku naród podpisuje na siebie z góry wyrok śmierci. Jeżeli można mu odjąć bezkarnie jedną milę kwadratową obszaru, można odebrać i resztę i znieść państwo, — naród ten na los inny nie zasłużył!« Dla patryo- tyzmu samowiednego nie jest to kwestya interesu, ale kwestya charakteru, kwestya nietykalnej i silnej indywidualności narodu, gotowej przenieść największe cierpienia, aby typ swój i swą istotę zachować nie tkniętą. Na tem właśnie polega wysokość etyczna samowiednego egoizmu narodo wego. Czy etyka społeczna wymaga od narodu altruizmu wobec innych członków społe czności międzynarodowej? Gdyby obcowa nie ich wzajemne doszło do tego stopnia — 67 —
solidarności, wspólności interesów i orga-
nizacyi, źe narody Europy utworzyłyby jedne Stany Zjednoczone, dbanie o dobro całości zbiorowej, czuwanie nad interesami wspólnymi skonfederowanych byłoby obo wiązkiem wszystkich części składowych. Ale i wtedy nawet odbywałoby się w imię samowiednego ich egoizmu, w imię szerzej pojętego interesu własnego. Altruizm wobec całości poczyna się nawet nie na gruncie związku państw sfederowanych dzięki toż samości ich potrzeb, wspólności wrogów i jedności dążeń, ale dopiero na gruncie państwa związkowego, w którem części składowe służą już bezpośrednio interesom całości. Dziś pierwsza nawet z tych form organizacyi międzynarodowej należy do dziedziny ideologicznych mrzonek, cóż mó wić o drugiej! Najbliższe nawet stosunki dobrowolnej łączności pomiędzy narodami opierają się na traktatach i przymierzach, regulujących wzajemne prawa i obowiązki w imię wspól nych celów. Etyka społeczna wymaga su miennego wypełniania dobrowolnie przyję tych zobowiązań — oto wszystko. Pozatem, stosunki polegają na wymianie usług, opar tej na zasadzie do u t des. To jest jedynie 5* — 68
normalne wskazanie zarówno polityki jak
i etyki społecznej, w dzisiejszym stanie zwykłych stosunków międzynarodowych. Kto daje ponadto, kto czyni ofiarę z inte resów swego narodu, nie otrzymując dla niego nic wzamian, popełnia wobec niego przestępstwo, gwałci zdrowy jego instynkt samozachowawczy, a pogwałcenia takiego nigdy sprawiedliwość dziejowa nie pozo stawia bez kary. Wdzięczność za doznane przysługi, to najelementarniejsze uczucie altruistyczne, na wzajemności oparte, wyrażać się może w polityce międzynarodowej o tyle tylko, 0 ile nie pociąga za sobą ofiary z żadnego żywotnego interesu narodu. Długi wdzięcz ności płacić się powinno cennemi być może dla otrzymującego, ale nie przynoszącemi uszczerbku dającemu usługami. Tego wy maga typ obecny stosunków międzynaro dowych. Tam gdzie się dzieje narodowi krzywda, gdzie występuje bezprawie, stanowisko bez względnie wrogie ze strony pokrzywdzo nego jest kategorycznym nakazem etyki społecznej. Sprzeniewierzenie się tej zasa dzie jest zarazem odstępstwem narodowem 1 winą współudziału w bezprawiu. Wycią — 69 —
ganię ręki do zgody wobec nieprzyjaciela,
dopóki sprawiedliwości nie stało się zadość, czy to w imię mniemanego altruizmu hu manitarnego , który wszelki antagonizm w zasadzie potępia, czy to w imię zmysło wego egoizmu, pragnącego oszczędzić so bie trudów i cierpień walki o swe prawa, pozostanie zawsze przestępstwem wobec własnego narodu, ciężkiem przewinieniem wobec ludzkości. Nie będzie to aktem al truizmu, ale uległością wobec bezprawia, w której naród zatraci swą godność, swój charakter niepodległy i swą indywidual ność, zatraci teź uznanie i poszanowanie t}Tch najcelniejszych podstaw swego bytu ze strony innych, gdyż na nie nie zasłużył. Niema prawdopodobnie narodu, któryby posiadał tak słabe poczucie egoizmu, tak często sprzeniewierzał się obowiązkom wobec samego siebie i swej przyszłości jak nasz naród, i to zwłaszcza w czasach ostatnich, po utracie bytu politycznego, kiedy egoizm bezwzględny stać się był po winien pierwszem jego przykazaniem, kiedy, w myśl etyki społecznej, jest on jego pra wem i obowiązkiem. Słabą indywidualność narodu, brak charakteru w polityce tych, którzy kierowali jego losami, obawę walki — 70 —
bezwzględnej, wszystkie te braki podajemy
chętnie jako przejawy altruistycznych jego skłonności i niemal chełpimy się niemi, jako cechami naszej wyższości moralnej w polityce międzynarodowej. Paktowanie zamiast walki, na polu bitwy niemal, celem uzyskania »znośnych « w a runków rozejmu lub pokoju, przewija się przez całe nasze dzieje burzliwego XVII wieku, a za każdy niemal pakt płacimy ja kąś prowincyą lub zasadniczem ustępstwem z praw nabytych. Podobna chęć paktowa nia a outrance, granicząca ze zdradą, wy stępuje stale podczas rewolucyi 1830 r. w polityce jej dowódców. Ta sama skłon ność nakoniec stanowiła przez lat wiele główną wytyczną polityki parlamentarnej Kół polskich w Wiedniu i Berlinie. Zniewieściała nasza opinia publiczna, czując, jak mało umiemy zdobyć dla sie bie kosztem żywiołów wrogich, szczyci się dziecinnie tem, cośmy zrobili dla innych kosztem własnym. Jak wygląda powoływanie się nasze na zasługi położone w obronie chrześcijań stwa dziś, gdy wiemy, że w dobie odsie czy Wiednia nasz własny byt był już zagro żony, żeśmy uratowali Austryę, która w sto — 7* -
lat niespełna dokonała rozbioru Polski,
a złamali potęgę Turcyi, przyszłego natu ralnego i wiernego sprzymierzeńca, który dotąd tego rozbioru nie podpisał? Taką polityką utrwaliliśmy tylko na długo pano wanie pogaństwa w stosunkach międzyna rodowych. Nie zadawalniając się współudziałem w walkach o niepodległość obcych naro dów, zapragnęliśmy mięszać się do ich we wnętrznych ruchów rewolucyjnych, w imię altruistycznej walki o wolność innych, jak gdybyśmy u siebie w domu nie potrzebo wali wszystkich sił, aby ochronę własnej wolności należycie zabezpieczyć. Ten al truizm zmysłowy zrodził politykę liczenia na pomoc narodów Europy, ów system wzajemnej asekuracyi, przy którym my robiliśmy dla innych, a inni mieli robić dla nas. Wiemy co wart ten system pod wzglę dem moralnym w stosunkach pomiędzy jednostkami, przekonaliśmy się również, co wart pod względem politycznym: udział Polaków w Komunie paryskiej nie pozo stawił po sobie śladów nawet sympatyi ku nam ze strony stronnictw opozycyjnych, za to wywołał głęboką i długotrwałą niechęć do Polaków w całym narodzie francuskim. W oczach wielu, nasza skłonność do polityki altruizmu w przeszłości, ofiary bez interesowne, ponoszone przez nas kosztem własnych interesów na rzecz »moralności międzynarodowej i cywilizacyi*, miały sta nowić jeden z tytułów naszego prawa do niepodległości. Prawo do bytu niepodle głego przysługuje tylko narodom o silnej indywidualności, umiejącym o ten byt wal czyć i zwyciężać, zdolnym przeciwstawić sile siłę, mścić krzywdy doznane i zapew niać na sobie przewagę sprawiedliwości. Z człowiekiem bez charakteru nikt się nie liczy, nikt się o niego nie troszczy, tem bardziej z narodem bez charakteru w śro dowisku walki o byt i przewagę. Wszelkie ofiary altruistyczne imieniem i kosztem na rodu składane są tylko dowodem jego nie zdolności do samoistnego bytu, właściwoś cią, którą każdy chętnie wyzyska, ale która nie podniesie w niczyich oczach jego po wagi i uroku, bo wejście na widownię ta kich narodów nie jest żadnym cennym na bytkiem dla społeczności międzynarodowej. Altruizm wobec obcych, jak wiemy, może być czynnikiem rozkładu wobec wła snego narodu. Szerzenie w naszem społe czeństwie opinii, że solidarność międzyna — 73 “
rodowa proletariatu jest silniejsza niż
wszelkie ogniwa wewnętrzne, źe tożsamość haseł stronniczych, nawet śród społeczeństw nam wrogich, jest bliższym łącznikiem niż solidarność narodowa, stanowi prawdziwy duchowy rozbiór kraju. I rzeczywiście nikt nie sieje większych antagonizmów klaso wych i stronniczych, większych nienawiści wewnętrznych, niż ci, co występują pod hasłem zniesienia antagonizmów i niena wiści narodowych. Chcąc organizować so lidarność międzynarodową, zaczynają od dezorganizowania własnego narodu. Altruizm wobec obcych rozwija się nie- mai zawsze kosztem własnych interesów i potrzeb: łożyliśmy na misye nawracania murzynów i katechizowania dzieci chiń skich, a nikt nie myślał o misyi wewnętrz nej, któraby ratowała ludność w ogniskach przemysłowych od zdziczenia i pogaństwa; zbieraliśmy pieniądze na świętopietrze, pod czas gdy ucisk religijny szerzył się bezkar- nie, a prześladowani księża i unici nie mieli gdzie głowy złożyć! Dbanie o interesy obce, choćby wręcz nam wrogie, kosztem własnych, choćby najżywotniejszych, nosi u nas od pewnego czasu ładnie brzmiące miano »humanita 74
ryzmu«. W imię tego hasła, część zwyro
dniałej młodzieży Uniwersytetu warszaw skiego domagała się równouprawnienia Ro- syan i języka rosyjskiego w życiu koleżeń skiem, i wzywała młodzież polską do walki i ofiar za nowe ustawy dla uniwersytetów rosyjskich, dzienniki otwierały składki na dotkniętych głodem w Rosyi, a później, w okresie zamętu, wywołanego rewolucyj nym ruchem rosyjskim, znaczny odłam n a szej inteligencyi chciał stanąć w jego sze regach, pod skarykaturowanem hasłem »za naszą i waszą wolność«. Cóż mówić o ru chu socyalistycznym, który wprost poszedł pod obcą komendę w imię swobód ogólno ludzkich, ażeby popaść w niewolę obcej anarchii. Nacyonalizm polski, to odradzające się w ostatnich czasach samopoczucie naro dowe, zestawiają nasi humanitaryści z na- cyonalizmem państwowym reakcyjnych ży wiołów rosyjskich, a walkę z antynarodo- wymi prądami nazywają — »czarnosecinną« robotą; wszelką troskę o podniesienie siły, wpływu asymilacyjnego i ekspansywności narodu zwą »bismarkowskimi narowami«, wszelki odwet — »odkradaniem złodzieją«, obronę praw nabytych i walkę o stan po — 75 —
siadania — »hakatyzmem polskim«; mia
nem »szowinizmu«, oznaczającym samo chwalstwo narodowe, chrzczą nietylko wszelki przejaw godności narodu, ale wszelki gorętszy wyraz patryotyzmu... Mi zerne dusze i marne charaktery, gotowe wynaturzać zalety własnego narodu i patrzeć na nie oczami wroga, dla dogodzenia lu bieżnym popędom swego humanitaryzmu! Panująca u nas opinia w sprawach po lityki narodowej, bałamucona świadomie przez wynarodowioną etykę humanitarnego idealizmu, zapomina na każdym kroku, że zasady moralności regulują s t o s u n k i po między ludźmi i grupami spolecznemi, wszelki zaś stosunek jest dwustronnym. Człowiek czy naród, który postępuje we dług jednej przyjętej z góry zasady, nie zależnie od tego, z kim ma do czynienia, jaką jest natura wzajemnego stosunku i z jakiem przyjęciem postępowanie jego się spotyka, posiada być może formuły etyczne, ale żadnego poczucia moralności społecznej. Stąd tak doktrynerskie są zapatrywania szerokiego ogółu na nasz stosunek do Li twinów i Rusinów. Ponieważ związek fe deracyjny mógłby być najodpowiedniejszą — 76 —
formą wspólnego państwowego pożycia
w przyszłości, opinia nasza, zwłaszcza za* boru rosyjskiego, zajmuje takie stanowisko, jak gdyby Polacy byli w dziejach conaj* mniej zaborcami, Litwa i Ruś — narodami stojącymi na równym z nimi poziomie kul* turalnego i politycznego rozwoju, a dobro wolny związek federacyjny dziś już istniał i wkładał na nas odpowiednie obowiązki moralne. Nietylko dbamy o interesy tych tytularnych sojuszników lepiej niż o wła sne, nie pytając nawet, czy oni również gorliwie o nasze dbają, ale gotowi jesteśmy do najdalej idących ustępstw, byle zado- wolnić nietylko wszelkie ich żądania, ale wszelkie uroszczenia, aż do zupełnego zrzeczenia się praw do tej ziemi, aż do wynarodowienia dobrowolnego! Chcąc za jąć stanowisko wobec Litwinów i Rusinów, pytać musimy najpierw czem oni są, jaki jest ich stosunek do nas, jaką jest treść ich dążeń dzisiejszych i przyszłych, i na tej podstawie dopiero określać charakter obowiązującej nas wzajemności. Śród Litwinów prąd wrogi Polakom jest niewątpliwie chwilowym obłędem zru syfikowanej duchowo, radykalizującej mło dzieży; możemy być dla niego wyrozu - 77 “
miali, bo niewola i u nas wywoływała po
dobne objawy rozkładu. Wiekowe trądycye jedności, zbliżony poziom kultury, wspólny ucisk, tożsamość interesów, wspólność re* ligii, wszystko to pozwala przewidywać przebudzenie się z czasem zdrowej poli tyki narodowej śród Litwinów, opartej na swobodnym rozwoju swych właściwości plemiennych, w granicach dotychczasowego stanu posiadania, i trwałym sojuszu z Pol ską. Gdy przebudzenie to stanie się fak tem dokonanym, przyjdzie czas na politykę i etykę federacyjną z naszej strony. Stosunek nasz do Rusinów jeszcze dal szym być musi od owego nakreślonego z góry idealnego typu. Dopóki nienawiść do Polaków stanowi główną ich narodową racyę stanu i bezmyślną treść całej poli tyki, dopóki ucisk rosyjski jest im milszy niż równouprawnienie polskie, dopóki dzie jowa ich trądycya szukania oparcia i zwierz chnictwa naprzemian u Rzeczypospolitej, Ta tarów i Turków, Moskwy i Austryi, nie za mieni się na trwałą myśl polityczną praw dziwego narodu, dopóty traktować ich mu simy jako obco - plemienny żywioł we wnętrzny, mający prawo rozwijać o włas nych silach właściwości swej kultury, ale - 7» -
nie jako naród, z którym stać można na
stopie federacyjnego związku.
Opierając etykę społeczną na egoizmie
narodowym, poczytując ten ostatni za naj potężniejszy bodziec moralny i za najszer sze pole samowiednego altruizmu, czy tem samem nie otwieramy naoścież wrót dla wszelkiego rodzaju międzynarodowego bez prawia? gdzie znajdziemy hamulec na roz- pasane instynkty narodowego samolubstwa, żądzy zaborów i panowania? Dla jednostki wędzidłem na ochełznanie szkodliwych przejawów zmysłowego egoizmu może być obawa kary, wzgląd na opinię, poczucie honoru i godności swego powołania, na- koniec etyka narodu, która mu każe trzy mać osobisty egoizm na wodzy w imię dobra całości. Narody i państwa takich ha mulców nie znają: niema na nich ani są dów, ani policyi, miarodajną dla nich opi nią będzie przedewszystkiem ich własna, a obowiązki międzynarodowe, regulowane tylko traktatami, nie mogą się przemienić w kodeks moralny, dopóki niema zorgani zowanej społeczności międzynarodowej. Etyka ideałów wysuwa tu swoje wska zania bezwzględne, wzorowane na przepi — 79 —
sach moralności indywidualnej, nikt jej
jednak nie słucha i usłuchać nie może, bo narody w swych stosunkach wzajemnych nie ideałami się kierują. Propaganda pokoju odbywa się w imię uczucia ludzkości i hu manitarnych haseł, ale sprawę międzyna rodowej sprawiedliwości pozostawia nie tkniętą, to też niczem nie zapowiada wiel kiego prądu opinii powszechnej, któraby wypowiedziała walkę bezwzględną nie woj nie jako takiej, ale bezprawiu i gwałtom międzynarodowym. Etyka społeczna ma się na czem oprzeć, aby przeciwko nim wystąpić. Powołuje się ona na egoizm narodowy, ale — podobnie jak w zakresie moralności jednostki — wy łącznie na e g o i z m s a m o w i e d n y : pod nosząc poszanowanie indywidualności na rodów, tem samem zwalcza nieochełznany ich indywidualizm w stosunku do innych, potępia bezwzględnie każdy czyn, zmierza jący wyłącznie do przyniesienia im szkody. Ten sam egoizm samowiedny w życiu po jedynczych ludzi jest najskuteczniejszym i najsilniejszym czynnikiem, powstrzymują cym ich od bezprawia i osiągania swych dążeń kosztem innych. Więcej polegać mo żna na człowieku, który nikogo nie krzyw- So —
dzi, dlatego, źe siebie samego szanuje, że
swoją godność ceni, niż na tym, który tego nie czyni przez wzgląd na godność innych lub w imię humanitarnych zasad. Te ostatnie milkną w nim chociażby pod wpływem podrażnionego uczucia, godność innych szanuje o tyle, o ile ją w nich wi dzi, gdy się zaś jej dopatrzyć nie może, nie znajdzie w sobie żadnego na bezpra wie hamulca. Naród duchowo wielki, wielki potęgą samowiednego swego egoizmu, nie poniży się do nadużyć i gwałtów, bo ceni wy soko swą godność, ma poszanowanie dla własnej kultury i cześć dla swego sztan daru, którego jak żołnierz, mordem ani skrytobójstwem nie splami. Mają w sobie taki egoizm samowiedny niektóre narody: nawet gdy prowadzą politykę podbojów, szanują indywidualność krajów opanowa nych i barbarzyństwem się nie plamią; nie mają go w sobie inne: w czasie pokoju zarówno jak w czasie wojny, polityce ich towarzyszą wiarołomstwo i bezprawie, nie- poszanowanie indywidualności innych, po spolite barbarzyństwo, obłudnie i ze złą wiarą osłaniane prawem; ale te wielkimi narodami nie są. Gotowe zawsze płaszczyć — 8i —
się przed siłą, pełne instynktów służalstwa
w życiu wewnętrznem, wykazują zawsze niepohamowane brutalstwo, gdy czują swą przewagę i bezkarność swego bezprawia. Buta i arogancya idą zawsze w parze z brakiem prawdziwego szacunku dla swej godności osobistej i stanowią cechę nieod łączną charakterów płaskich i służalczych, czujących chwilowo siłę za sobą. »Ten tylko jest wielki, kto nie potrzebuje ani słuchać ani rozkazywać, aby być czemś«. Słowa te Goethego rzucają światło na rze czywistą wielkość charakterów narodo wych. Narody, hołdujące egoizmowi zmy słowemu, zawsze muszą ulegać sile ze wnętrznej lub wewnętrznej, która je trzyma na wodzy, zawsze muszą sprawować me chaniczną władzę nazewnątrz lub nawe- wnątrz, bo z niej tylko czerpią poczucie swej siły Z chwilą, gdy nie mają kogo słuchać lub nie mogą skutecznie rozkazy wać, przestają być sobą, a wtedy nie znaj dują już w sobie żadnego hamulca na po pełniane bezprawia, znajdą go tylko w ude rzeniu pięści, przywołującej do porządku ich narodowe instynkty urodzonych prze stępców. Samowiedny egoizm narodowy stawia E6?IZM NłROOfiWY: 6 — 82 ---
w szeregu obowiązków społecznych prze-
dewszystkiem utrwalenie bytu narodu, jego niezależność, rozwój wszechstronny i wcie lenie swego charakteru indywidualnego w odpowiednie formy państwowego ustroju. Naród, jako organizm żywy, ma prawo moralne rozrastać się nietylko kosztem ży wiołów biernych, bezmyślnych i społecznie bezkształtnych, ale nawet kosztem narodów innych, byle ten rozrost był naturalny i nie opierał się na sile brutalnej, przymusie i prawach wyjątkowych. Jest to polityka kulturalnej i dziejowej ekspansyi a nie za borów. Naród byłby niczem, gdyby do ni czego nie dążył i niczego nie pragnął, gdyż jak powiada Krasiński, »ten żyć nie umie, kto prawa nie rości«. Aby się zazna czyć w życiu i dziejach ludzkości jako siła żywotna i czynna, musi on mieć szerokie aspiracye, pragnienia i cele — i przekazy wać je z pokojenia w pokolenie, jako wie cznie żyjący testament dziejowy. Idea prze wodnia, a nie bezmyślny apetyt, szlachetna ambicya, a nie buta, chęć wpływu a nie żądza panowania, wysokie poczucie go dności własnej, a nie pragnienie wymuszo nych hołdów, stanowią postać moralną sa- mowiednego egoizmu w narodzie. - 83 ~
Podniesiony do wysokości etycznego
sztandaru, naród nie staje się przez to ce lem, zdolnym wszelkie środki uświęcić; sta nowi on tylko sumienie człowieka-obywa tela, najwyższe jego dobro, najwyższy punkt oryentacyjny jego stosunków, a więc i jego postępowania, ale postępowanie to podlegać ma zawsze i wszędzie jednym, powszechnym i bezwzględnym prawom etyki społecznej. Jeżeli każde stanowisko w społeczeń stwie, każde powołanie, każde położenie, pociąga za sobą pewne szczególne obo wiązki i prawa moralne, podlega w swem postępowaniu właściwym sobie prawidłom etycznym, tem bardziej stosować się to musi do narodu, pozbawionego legalnego bytu. Etyka jego musi być inną, niż naro dów niezależnych, gdyż położenie wyjąt kowe daje mu prawa moralne, jakich tamte mieć nie mogą. Człowiekowi ratującemu swe życie więcej wolno, niż temu, który dąży do zbogacenia się: te same środki walki przez obu użyte będą moralnymi w ręku pierwszego, a niemoralnymi w ręku drugiego. W naszem społeczeństwie, mają- cem tak silne poczucie prawa obcego, a tak słabe praw własnych, znajdą się 6* - 84 -
zawsze ludzie, gotowi twierdzić, że skoro
napad jest bezprawiem, to i odpór czy odwet tą samą wymierzony bronią również bezprawiem będzie, bo to, co nie ma być dozwolone wrogom, i dla nas jest zaka zane. To przykładanie jednakowej miarki do obron)7 przed napaścią jak i do napaści samej, to zrównanie bezprawia z prawem, dokonywane na szkodę własnego społeczeń stwa, świadczy o takiem wypaczeniu pojęć etycznych, które powstać może tylko na tle zupełnego zwyrodnienia patryotyzmu i zaniku poczucia moralnego. W imię mnie manej sprawiedliwości popełnia się naj większą niesprawiedliwość, jaką obywatel kraju popełnić może, — niesprawiedliwość wobec własnego narodu.
Właściwe naszemu położeniu wskaza
nia etyki narodowej wymagają również szczególnego typu charakterów, zdolnych w życie je wcielić. Jeżeli słuszne są słowa Spencera, że »najważniejszym czynnikiem w dziele przeobrażeń społecznych jest cha rakter jednostek«, naród w wyjątkowych znajdujący się warunkach wtedy tylko zdoła przyszłość swą zapewnić, gdy śród swych członków utrwali taki typ charak 85 -
teru i taki typ moralności, który odpowie
w całej pełni dziejowym jego zadaniom. My, jak to już zaznaczyłem na wstępie, takiego typu nie mamy, i to nietylko w ży ciu, ale nawet w teoryi naszych pragnień. Chaos pojęć etycznych jest bezpośrednią tego przyczyną; na ustach mamy zawsze hasła moralne najbardziej idealistyczne i oderwane od życia, a rzeczywistość bije nas po głowie brutalnością swych faktów i zastaje bezradnych, pozbawionych steru, napróżno szukających wskazań postępowa nia, gdy wypadki zmieścić się nie dają w szablon panujących pojęć etycznych. W rozterce pomiędzy ideałem a życiem, pada ofiarą nasz charakter, zatraca się in dywidualność naszego typu. Przy panowa niu wszechwładnem etyki ideałów, sama kwestya przystosowania typu charakterów do potrzeb narodu nie może być stawianą: ideały są jedne dla wszystkich czasów i narodów, jeden szablon obowiązków mo ralnych i jedno pojęcie odpowiadającego im tjpu człowieka i obywatela. Etyka społeczna inne pod tym wzglę dem stawia wymagania. Żąda ona, aby po stępowanie każdego odpowiadało ściśle sta nowisku, w jakiem się znajduje, i układowi — 86 —
stosunków, w których się obraca. O typie
charakteru człowieka i obywatela rozstrzyga położenie kraju, rozstrzygają potrzeby na rodu. Innym on być musi w neutralnej Szwajcaryi, w stojącej na uboczu Szwecyi, w kolonizującej wszystkie części świata Anglii, innym w walczącej o swój byt na różne fronty Polsce. W danych warunkach typ ten może być tylko taki, a nie inny? musi odpowiadać ogromowi zadaft narodo wych, być wolnym od wad, które nas bytu pozbawiły, posiadać zalety niezbędne do zdobycia należnego nam stanowiska mię dzynarodowego, a być rdzennie polskim zarazem. Jakiż będzie w naszych warun kach pracy, obrony i walki typ człowieka, typ Polaka, któryby stał się wyrazicielem samowiednego egoizmu narodu, a zarazem dźwignią jego przyszłości? Wskazuje nań etyka społeczna, wska zują najlepsze tradycye narodu. Jest nim typ ż o ł n i e r z a - o b y w a t e l a . Wzdrygną się na to tak bujnie rozrosłe nasze huma nitarne narowy i oburzać się będą za Toł stojem na idealizowanie wojny, na upraw nianie zabójstwa, na apologię militaryzmu! Na tle ogólnego w naszem społeczeństwie upadku charakterów, pod rozkładającym - 8 7 -
wpływem kosmopolitycznego humanitary
zmu umysłowości żydowskiej, przyjmują się u nas, bez firmy być może, zapatry wania rosyjskiego filozofa niewolnictwa szerzej, niż to się na pozór wydaje. Tym echom nauk genialnego barbarzyńcy prze ciwstawić możemy słowa prawdziwego apo stoła kultury, urabiającego umysłowość naj kulturalniej szego narodu, — Ruskina. »Rze- miosło żołnierza, mówi on, leży nie w za bijaniu, lecz w gotowości pójścia na śmierć. I za to właśnie świat je szanuje. Mord jest rzemiosłem zbrodniarza i świat nigdy nie otaczał go szacunkiem. Powodem czci dla żołnierza jest to, że życie swe oddaje na usługi społeczności*. A ta gotowość pójś cia na śmierć inną jest u żołnierza obywa tela, inną u żołdaka militaryzmu. Pierwszy służy tylko Ojczyźnie i sztandar jego jest ideą zarazem, drugi służy władzy, a sztan dar, pod którym walczy, jej tylko jest sym bolem, pierwszy ginie dla sprawy, którą ukochał i za swoją uważa, drugi — z roz kazu, w imię posłuszeństwa i musu, to też jeden jest obywatelem, drugi — niewolni kiem tylko lub maszyną. Mówić o »zabójstwie« na wojnie, gdy obie strony zarówno narażają swe życie, — 88
wszystko jedno — dla idei, z poczucia obo
wiązku, czy pod prz}7musem, ale zawsze w celach nieosobistych, jest to opierać za sady moralności nie na przenośni nawet, ale na świadomym i rozmyślnym fałszu. Idąc tą drogą, nazwać można samobójcą strażaka, tracącego życie w obronie cu dzego mienia, oszustem — używającego fortelów dowódcę, kłamcą — więźnia stanu, osłaniającego swych współoskarźonych ko legów, słowem można zajść wszędzie, tylko nie do przybytku etyki, wymagającej, po dobnie jak prawo, bezwzględnej ścisłości określeń i sądów. Duch rycerski, a nie duch militaryzmu jest cechą żołnierza-obywatela, nie skala się on też okrucieństwem, gwałtem lub mordem bezbronnych, bo nie przewaga siły, ale przewaga sprawiedliwości będzie w każdym wypadku bodźcem jego czynów. Rycerskość jest cnotą w człowieku każ dego stanu, ale w zaprawie wojskowej bierze swój początek i określa treść tego, co nazywamy honorem żołnierskim. Prawdziwy żołnierz nie będzie pakto wał z wrogiem — »dopóki nie zje osta tniej podeszwy u butów i nie wystrzeli ostatniego ładunku®, nie ustąpi bez walki — 89 —
z zagrożonego stanowiska, chociażby wi
dział przeważającą siłę przed sobą, pomny na słowa Bayarda, że »niema posterunku słabego, dopóki są ludzie serca, którzy go bronią«. Jako dowódca armii nie będzie prowadził układów na swoją rękę, bo wie, że jest tylko sługą i wysłannikiem narodu, który sam dopiero ma prawo przyjmować zobowiązania i rozstrzygać o swych losach. Powołany do obrony Ojczyzny, nie za pomni, że pierwszym czynem obrony jest napad, a cios — najskuteczniejszą zasłoną, a choć śród zmiennych losów wojny nie jedną klęskę poniesie, nie upadnie na du chu, ale stwierdzi zdanie De Maistra, że »niema bitwy przegranej, dopóki się jej za przegraną nie uważa«. To też żołnierz jest najlepszym politykiem w narodzie, któremu wypowiedziano walkę na śmierć i życie i który tylko walką ciągłą i wytrwałą ostać sie może. Wychowany śród niebezpieczeństw i dla niebezpieczeństw, nie waży on sobie życia, a kto się śmierci nie boi, ten panuje nad życiem i spokojnie patrzy w oczy wszyst kiemu co go spotkać może; nie zbije go też z wytkniętej drogi ani obawra, ani prag nienie użycia wygód i spokoju. Dlatego to charakter żołnierski najlepiej odpowiada warunkom naszej pracy obywatelskiej, która wtedy tylko iść może niezłomnie drogą wytkniętą przez potrzeby narodu, gdy się pozbędzie wszelkiej bojaźni, wszelkiego oglądania się za siebie i na siebie. Żołnierz jest silnym już z natury swego rzemiosła, a siła fizyczna wpływa rozstrzy gająco na charakter człowieka. Krzepkość ciała idzie, jak wiadomo, w parze z jędr- nością ducha, ale im ciało zdrowsze i sil niejsze, tem większą duch ma nad niem władzę. Na punkcie pewników tak utartych i niezbitych, panują u nas najdziwaczniej sze przesądy; utożsamia się często siłę fi zyczną z brutalnością, tymczasem ludzie silni bywają zazwyczaj dobrymi zarazem, w brutalności celują tylko rozpasane nerwy zwyrodniałego ciała; intelektualizm, kult własnej duszy, nadmierną wrażliwość i czu łostkowość poczytuje się za oznaki wyż szości duchowej, gdy są to tylko objawy chorobliwej nerwicy; sile fizycznej przypi suje się zmysłowość, gdy jest ona najsil niejszym na nią hamulcem. Zdrowie i tę- gość ciała noszą w sobie odwagę, stanow czość, rzutkość i energię, a nadewszystko spokój wewnętrzny, dający panowanie nad 9i —
sobą i nad przeciwnościami. »Spokoju lu
dzi, jak mówi Epiktet, nie zakłócają rze czy, lecz tylko sądy o rzeczach«, a bólem w rzeczywistości jest to tylko, co się za ból uważa. Przeświadczenie o tem jest wy razem żołnierskiego ducha, to też powinien on stać się duchem pokolenia, mającego siłą swego charakteru naprawić to, co sła bość charakterów popsuła. W rzemiośle żołnierza leży solidarne działanie zbiorowe, punktualność i spraw ność wykonania, bezwzględna obowiązko wość, poczucie wielkiej odpowiedzialności za czyn najdrobniejszy, karność nakoniec, która w armii obywatelskiej nie na rygo rze zewnętrznym, ale na poczuciu obo wiązku polega. Wszystko to są cechy, sta nowiące słabą stronę charakteru naszego pokolenia, tem silniejsza konieczność, aby uczynić z nich podstawę wychowania na rodowego. Nie idzie tu o rzecz niemożliwą, o zmianę natury i charakteru naszego społeczeństwa, ale o strząśnięcie z siebie usposobień i na rowów, wytworzonych sztucznie w okresie rozbicia i zwątpienia, o powrót do naszych własnych najlepszych tradycyj. Duch ry cerski , tęgość żołnierska towarzyszyły 92 —
wszystkim żywotniejszym okresom naszych
dziejów lub, ściślej mówiąc, one je właśnie tworzyły. Po upadku powstania Kościuszki, że przypomnimy tylko czasy nowsze, a więc w chwili pogromu, cała energia i tężyzna narodu odradza się natychmiast w Legio nach; pozostawiają one po sobie trądycyę zapładniającą ducha następnego pokolenia. Królestwo Kongresowe wykazuje ogromną żywotność we wszystkich dziedzinach ży cia publicznego, a nikt nie zaprzeczy, że typem, uosabiającym w sobie prawdziwego Polaka tych czasów, był typ żołnierza pol skiego. Wojskowi 1831 r., rozproszeni po całym świecie, zmuszeni szukać innego powoła nia, wykolejeni i rzuceni w nowe zupełnie warunki życia, odznaczają się w kraju i na emigracyi na każdem polu pracy, składają dowody energii i siły charakteru, nieznanej już niestety pokoleniom później szym. Starcami już będąc, pozostają żoł nierzami i obywatelami w każdym calu i nie przestaje bić od nich zapał młodości, wiara, moc ducha, połączone ze wszyst- kiemi zaletami wytrawnego umysłu i woli hartownej. Miles, Vafes, E x u l — żołnierz, wieszcz, wygnaniec — napis ten położony — 93 “
przez Mickiewicza na grobowcu Stefana
Garczyńskiego, streszcza w sobie całą cha rakterystykę ówczesnego pokolenia, poko lenia prawdziwych polskich żołnierzy oby- wateli. Dobrych obywateli nie brakło nam i później, ale brakło dobrych żołnierzy w służbie narodowej, brakło tych, dla któ rych praca byłaby walką, a walka pracą, którzyby potrafili utworzyć jedną zwartą, kamą i odważną armię narodową, równie sprawną w boju zaczepnym jak odpornym. W każdej naszej klęsce narodowej rzuca się w oczy słabość, chwiejność i zniewie- ściałość charakterów, a śród powodzeń dawniejszych i nowszych świeci najczyst szym ogniem czynu hart polskiego żołnie rza. Dopóki on trwał, trwała Rzeczpospolita, gdy on odżywał, odżywała Polska. Nie ten jest żołnierzem, kto nosi mun dur i pałasz, ale ten, co ma w sobie cha rakter żołnierski i żołnierskiego ducha. Ce chy te połączyć się dają z każdym zawo dem, z kaźdem stanowiskiem i z każdym rodzajem pracy. Znany u nas dawniej typ księdza żołnierza należał do najdzielniej szych postaci śród naszego duchowień stwa. Kobiet rycerskiego ducha nie brakło w naszych dziejach, nawet najnowszych,
\ — 9 4 “
dopóki zniewieściałość, miękość charakteru
i przeczulenie duchowe nie zostały podnie sione do godności wskazań w wychowaniu i w życiu, i to zarówno dla mężczyzn jak i dla kobiet. Wychowanie żołnierskie nowych poko leń musi się od dzieciństwa zaczynać: naj dzielniejsze wpływy późniejsze nie napra wią tego, co domowa atmosfera popsuła. Czysto zmysłowe przywiązanie rodziców do dzieci, brak charakteru w generacyi starszej i, powiedzmy to otwarcie, brak sa mowiednego patryotyzmu, nakoniec rozpa noszone przesądy humanitarne, wszystko to składa się na pożałowania godny obraz naszego wychowania narodowego. Ojcowie i matki troszczą się przedewszystkiem o to, aby usuwać dzieciom z pod nóg kamienie i kolce, zamiast ich uczyć roztrącać ka mienie i stąpać po kolcach; starają się chronić je przed wszelkiem niebezpieczeń stwem, przed wszelkim śmielszym krokiem, a hasło »nie narażaj się« głoszą im od kolebki. Zamiast hartować ich charaktery, pragną tylko, aby gładko przeszli przez życie. I właśnie nie przechodzą przez nie gładko te bezduszne manekiny, pozbawione hartu, woli i temperamentu. Dobrze przejść — 95 —
przez życie może ten tylko, co się zapra
wił w twardej służbie obowiązku, zaznał głodu, niedostatku i trudów, zaglądał w oczy niebezpieczeństwu, a nadewszystko — co się przywiązał do wielkiego celu i gotów byłby w razie potrzeby głowę zań złożyć. Słusznie ktoś powiedział, że »ten, co nie wie za co mógłby umrzeć, nie wie jak ma żyć«, a ci co nie wiedzą jak żyć mają, giną nietylko w walce, ale bez walki nawet, giną bez chwały dla siebie, bez pożytku dla ogółu. Niewolnicy własnych słabości nie mogą stać się panami swego losu, nie dopiero losów narodu. »Na wojnie, jak mówi aforyzm żołnier ski, zawsze ci sami dają się zabijać«, są to ci, co stają wobec niebezpieczeństwa przekonani z góry, że mu ulegną. Na czole już mają śmierć wypisaną, bo noszą ją w sobie. W życiu codziennem mówimy o nich, że im los nie sprzyja, że się pod złą urodzili gwiazdą, a któż wątpi, że los ten i ta gwiazda w nich samych leżą. Go towość do walki zawiera juz w sobie wi doki zwycięstwa. »Aby nastraszyć kule, mawiał jeden z generałów napoleońskich, trzeba biedź na nie«. Dosadny ten wyraz — 96 —
odwagi wojskowej przestaje być retorycz
nym zwrotem w codziennej walce życio wej, a zwłaszcza w naszych warunkach walki o prawa narodu. Występować śmiało naprzeciw niebezpieczeństwu, gdy jest nie uniknione , umieć brać przeciwności za bary, jest to najpewniejsza rękojmia zwy cięstwa. Mając przed oczami wyraźnie zaryso wany typ charakterów, których krajowi w obecnych warunkach potrzeba, zdając sobie jasno sprawę z tego, jaką etykę obo wiązków obywatelskich, jaką moralność praktyczną wszczepiać należy w serca mło dego pokolenia, znajdziemy w naszych własnych dziejach dawne i świeższe trą dy cye, których atmosferą pokolenie to od dychać powinno. Jest to atmosfera żela znych charakterów, woli bezwzględnej, żoł nierskiego hartu, narodowej mocy. Czujemy jakieś krzepiące i orzeźwia jące wzruszenie, gdy wspominamy szwa dron Kozietulskiego, owych czternastu z oblężenia Gdańska, owych rannych z la zaretu, co w r. 1809 zdobyli pozycyę nie przyjacielską, ułanów Poniatowskiego, i pod chorążych, i czwartaków. Niech wskrze — 97 —
szona ich tradycya da nam raz jeszcze po*
kolenie o takich charakterach i takiej za prawie, dziś ono się nie zmarnuje, nie zo stawi tylko sławy bohaterstwa po sobie, ale dokona rzeczy wielkiej i ostatecznej! CHARAKTERY A ŻYCIE POLITYCZNE.
Mało zwraca się uwagi na to, że dobra
polityka sprowadza się w znacznym stop niu do charakteru, a jeżeli weźmiemy to ostatnie pojęcie nieco szerzej i ściślej — sprowadza się do niego w zupełności. Polityka — to celowe i planowe, panu jące nad sobą i nad okolicznościami dzia- łanie nazewnątrz. Czy nie tem samem jest charakter? Moc, konsekwencya, stałość, wy trwałość, rozsądek, prawość są wspólnemi cechami zarówno dzielnego charakteru, jak i dobrej polityki. Zauważyć jednak należy, że zarówno przymioty czysto umysłowe, jak i czysto moralne, grają tu rolę pocho dną, wtórną. Charakter — to synteza cało kształtu władz duchowych człowieka: czu- ciowości, wrażliwości, wyobraźni, uczucio wości, umysłowania, woli, władz otamowu- — 99 “
jących, wreszcie zdolności do ruchów ce
lowych; wysoki charakter jest syntezą tych władz całkowitą i harmonijną, bez braków i nadmiarów, bez wahań i zboczeń. Postę* powanie rozumne i moralne jest następ stwem i nieodłączną częścią składową wyższego charakteru, ale ten ostatni do żadnego z nich sprowadzić się nie da. Tak samo rozum i moralność stanowią czyn- niki składowe dobrej polityki, ale zarówno wyłączny kult rozumu jak i moralności w polityce, z uszczerbkiem innych jej stron istotnych, prowadzić musi do zboczeń. Sumienie każdego zdrowego ogółu daje pod tym względem wskazówkę niewątpliwą. Nic tak nie rodzi wyrzutów sumienia i nie zadowolenia z siebie jak postępek znamionu jący brak charakteru, czy to w życiu je- dnostkowem, czy w polityce. Jaskrawym przykładem służyć tu może pamiętny epi zod warszawski 1897 r. Czy był to krok niemoralny? bynajmniej, ofiara poniesiona dla dobra przyszłości z istoty swej podmio towo niemoralną być nie może; czy był to czyn jawnie nierozumny? — tem mniej, uzasadniano go właśnie względami rozumu politycznego; znamionował go jedynie krań cowy brak charakteru i to wystarczyło, aby 7* — 100 —
uczynić zeń wielki błąd polityczny wobec
przyszłości, a zarazem przedmiot wyrzutów sumienia we wspomnieniach przeszłości. Podobne cechy, aczkolwiek w odmien nym kierunku, zawiera w sobie wszelka polityka, obliczona na targi w rzeczach za sadniczych a wychodząca z zasady, źe trzeba żądać więcej, ażeby osiągnąć mniej; prowadzi ona zawsze do tego, źe od zaję tego stanowiska trzeba odstąpić, i to od stąpić pod naciskiem, źe linia wytyczna po stępowania staje się chwiejną, traci moc swego charakteru, a zarazem cechy dobrej polityki. Charakter nazwać można polityką ży ciową jednostki, podobnie jak polityka jest przejawem charakteru narodu lub stron nictwa i jest złą lub dobrą, w perspekty wie dłuższych okresów czasu, zależnie od tego, jakiego typu i jakiego poziomu cha rakter w niej się przejawia. Jedna się tu nastręczać może wątpli wość: czy kryteryum użyteczności i celo wości, niewątpliwie niewystarczające w po lityce stronnictwa, nie jest dostateczne dla określenia dobrej polityki narodu? Gdyby w przytoczonym powyżej przykładzie ocze kiwane skutki mogły były nastąpić i na — 10 1
stąpiły rzeczywiście, czy krok ten zostałby
uznany w oczach potomności za przejaw zdrowej polityki narodowej? Sądzę że nie, i oto dlaczego. Aczkolwiek nie ulega w ąt pliwości, że naród walczący o elementarne podstawy i prawa swego istnienia jest bar dziej usprawiedliwiony, niż wszelki inny, jeżeli prowadzi politykę czysto utylitarny jest to postępowanie obliczone na bardzo krótką metę i nie zapewnia mu bynajmniej trwałych podstaw przyszłości, ta ostatnia bowiem nie na przemijających powodze niach i zyskach, ale na silnej indywidual ności narodu, a więc na jego charakterze opierać się musi. Nietylko jednak ze względu na samego siebie naród podobnej polityki skutecznie trzymać się nie może. O ile bowiem by łaby ona czysto utylitarną, o tyle w danych stosunkach nie byłaby właśnie celową. Nie można dążyć do uniezależnienia się z pod cudzej przewagi drogą poddawania się jej dobrowolnego, można otrz37mać tylko coś w rodzaju gratyfikacyi, stwierdzającej wła ściwie tę zależność. Walka o byt narodu jest wydobywaniem się na wierzch jego indywidualności, otóż przyznaniu ze strony przeciwnika pewnych ulg nie towarzyszy — 1 02 —■
w tym wypadku żadne uznanie tej indy
widualności, a więc i ulgi same równają się być może zmniejszeniu cierpień, ale bynajmniej nie zbliżeniu się do zamierzo nego wyniku. Celowość osiągania zysków natychmiastowych nie może się opłacać kosztem celowości jedynie godnej narodu — wzmacniania, rozwijania i stwierdzania swej indywidualności w szeregu przejawów charakteru. Dodajmy — indywidualności wysokiego typu, naród bowiem, nawet naj silniejszy i najbardziej niezależny, gdy roz mieni swą politykę dziejową na drobną monetę doraźnych zysków, jak Prusy dzi siejsze, obniżyć musi fatalnie typ i poziom swego charakteru, wprowadzi bowiem do własnej duszy nieposzanowanie zasadni czych podstaw społecznego bytu i stanie się tem, czem się stają Niemcy — zniena widzonym członkiem społeczności między narodowej, któremu nikt nie dowierza i prze ciwko któremu wszyscy sprzymierzyć się gotowi. Wielki naród jest czemś więcej niż wielkiem mocarstwem: Rosya współczesna świadczy wymownie, jak łatwo się traci cechy wielkiego mocarstwa, gdy się nie jest dziejowym typem wielkiego narodu. Kryteryum charakteru, zastosowane do — 103 —
polityki, pozwala z góry nakreślić pewne
wnioski, dotyczące z jednej strony wpływu życia politycznego na charaktery jednostek, z drugiej — odbicia charakteru zbiorowo ści w prowadzonej przez tę zbiorowość po lityce. Brak życia politycznego musi sprowa dzać obniżenie poziomu charakterów w dzia łalności publicznej. Nie ulega wątpliwości, że charaktery wyrabiają się tylko w pracy twórczej, w działaniu nazewnątrz, w walce, w pokonywaniu przeciwności. Życie zam knięte w sobie, bierne, pozbawione pola działania, sprzyjać może czasem jedno stronnemu rozwojowi myśli oderwanej lub egzaltacyi uczuć moralnych, ale zawsze z uszczerbkiem harmonijnego i silnego roz woju indywidualności. Wiadomo, że wię zienie długotrwałe obniża, często łamie charakter jednostki, rozkłada go niejako na pierwiastki, z których jedne zanikają, drugie rozrastają się niepomiernie, a indy widualność staje się słabą, niekompletnąi jednostronną a przez to wypaczoną. Taki sam los jest nieuniknionym udziałem spo łeczeństwa, pozbawionego życia politycz nego. Ostatnie czterdziestolecie pozostawiło pod tym względem głębokie ślady na od łamie naszego narodu, pozostającym pod panowaniem rosyjskiem, a końcowe dwu- lecie wrzenia i fermentu wydobyło na jaw skutki tego stanu, ujawniło zastraszający wprost brak charakterów wśród szerokiego ogółu, wywierający swój wpływ, ukryty w czasach martwoty, jawnie rozkładający nasze życie publiczne w momencie ruchu. Nieliczne tylko, ale za to silnie na we wnątrz zespolone grupy, czynne w tym okresie, zdołały sobie wytworzyć pewien surrogat życia politycznego, te stały się też ośrodkami krystalizacyjnymi myśli i czy nu w chwili kryzysu i pozwoliły wyjść z niego społeczeństwu obronną względnie ręką. Szerokie koła społeczeństwa wege towały równocześnie w bierności, ulegały rozkładowi charakterów obywatelskich, sta nowiąc masę żywiołów t. zw. »bezpartyj nych «, które odegrały w tych latach rolę daleko wydatniejszą, niż się zazwyczaj są dzi. Poza pewnym zasobem zdrowych in stynktów narodowych, których nie zdołał zniweczyć zastój w życiu politycznem, rola ta była nawskróś ujemną, była rolą masy niezespolonej w żadnem zbiorowem działaniu, zatomizowanego tłumu jednostek — io5 —
bez charakteru. Nadmierna wrażliwość, ubar
wiona politycznem plotkarstwem, nastrój ustawicznej nerwowości, skoki od nadmier nych nadziei do zupełnego zwątpienia, za chwyty i uniesienia nad wszystkiem, co miało zewnętrzne pozory efektu, obok wy szydzania i obniżania wszystkiego, co miało pozory przeciwne, brak steru, konsekwen- cyi i logiki — oto cechy charakteru, wno szone przez masę żywiołów bezpartyjnych w nasze i bez tego nadmiernie trudne po łożenie polityczne. Wynikiem tego była ba- łamutność opinii, brak wszelkiej perspe ktywy w ocenie zjawisk, myślenie fraze sami, najdziwaczniejsze i najbardziej nieo bliczalne wyskoki sądów, znajdujące swój wyraz w prasie nawet ze strony umysłów skądinąd wybitnych. Każdy czyn polityczny wymaga silnego poparcia opinii, aby sam nabrał mocy, tymczasem *bezpartyjna« opi nia gotowa była bądź popierać czyny naj- zupełniej politycznie ze sobą sprzeczne i wykluczające się nawzajem, bądź zamiast poparcia w chwilach najważniejszych wy stąpić z szeregiem zarzutów, dotyczących błahych, akcesoryalnych szczegółów. Polityka wymaga raczej charakterów niż umysłów, a nawzajem charaktery wy io 6 —
rabiać się mogą tylko w ogniu intensyw
nego życia publicznego, a zwłaszcza poli tycznego. Życie prywatne lub ograniczone do sfer towarzyskich może w najlepszym razie wydawać tylko charaktery połowiczne, niekompletne, kalekie, jeżeli nie rozcieńcza zupełnie ich krwi limfą filisterstwa, sobko- stwa i poziomej małostkowości. Kto wie, czy nie z tego właśnie powodu tak mało spo tyka się wśród kobiet charakterów całko witych, zdolnych wytrzymać próbę sytua- cyi bardziej złożonej lub powikłań szer szego pokroju. Życie prywatno - towarzyskie zawiera w sobie najw)'źej kilka czynników stereo typowych , których możliwe kombinacye wyczerpała już dawno praktyka pokoleń i uregulował ustalony kodeks współżycia. Nawet typ}^ bardzo słabe i ułomne mogą poprawnie przebyć ich próby. Ale indywi dualnościom , obracającym się wyłącznie w tej dziedzinie, brak będzie zawsze tej najsilniejszej podstawy charakteru, którą daje zbiorowość ścisła, jej dusza, posiada jąca własny żywot i własne postępowanie, co więcej — brak im tej najwyższej in- stancyi, kierującej czynami jednostki w ob szernej dziedzinie życia, do której nie się — 107
gają ani przepisy religii, ani reguły moral
ności towarzyskiej. Czy tą instancyą będzie naród, czy inna idea ogólna, zawsze ona daje dopiero prawdziwy kręgosłup charak terowi jednostki. Ten ostatni porównać mo żna do masztu, przytwierdzonego na pokła dzie okrętu: im więcej łańcuchów i lin wiąże go z podstawą stałą, tem pewniej ostoi się śród wichrów, tem mniej narażony będzie na wahania, pęknięcia i upadek. W szerokiem życiu publicznem, w poli tyce, występują najdrobniejsze wady i uster ki charakteru jednostek, a występując — szkodzą, a szkodząc —- są tłumione, ucie rają się i pierwej czy później ulegają ota- mowaniu. Polityka jest szkołą charakterów zarówno jednostkowych jak zbiorowych, jak i charakteru narodu. Jeżeli w dobie ostatniego kryzysu mogło się chwilami wydawać, że niema społe czeństwa, że — mówiąc słowami Wyspiań skiego — »naród się zgubił*, objaw ten, przełożony na język ścisły, znaczy nie co innego jeno to, że społeczeństwo w pew nych chwilach wykazało brak charakteru, że indywidualność narodu w swych prze jawach nie sprostała zadaniom położenia, że się zatarła w nieskoordynowanych od — 108 —
ruchach. W sytuacyi wyjątkowej i złożo
nej tylko słaba indywidualność się gubi, tylko nikły charakter zaciera się w bierności, wahaniach, nawrotach i niekonsekwencyach. Gdy na podstawie szeregu czynów i w y głaszanych poglądów urobimy sobie poję cie o charakterze pewnej zbiorowości, zdo będziemy zarazem wierną i ścisłą podstawę do oceny jej polityki. Wartość tej ostatniej mierzyć się będzie wartością charakteru. Zauważyłem już, że ta właśnie miarka wydać musi nieodwołalny wyrok potępie nia na epizod 1897 r. Bardziej jeszcze su rowo — nietylko ze względu na sprowa dzone skutki, ale w ocenie zjawisk samych w sobie — osądzić musi korowód epizo dów 1905—6 roku, zwanych u nas per extensionem »rewolucyą«. Oceniamy, pow tarzam, zjawiska same w sobie, z własnego niejako punktu widzenia ich autorów. Ruch wszczyna się pod hasłami pow- stańczemi w imię niepodległości na to, aby pójść potem pod bezwzględną komendę stronnictw obcych, i to tego właśnie na rodu, od wpływów którego miał kraj uwol nić: »rewolucya« polska przedzierzga się bez zająknienia w »rewolucyę« rosyjską. Kampania strejkowa powstaje pod hasłami — 109 —
podniesienia dobrobytu robotników, ale nie
zadawalnia się bynajmniej osiągniętemi zdo byczami, tylko trwa dalej aż do wyczer pania sil zarówno robotników jak i prze mysłu, aż do ruiny ekonomicznej kraju i idącej za nią nędzy ludu pracującego. »Rewolucya« liczy początkowo na poparcie armii, nawet policyi, zużywa wiele sił na prowadzenie propagandy wśród żołnierzy obu kategoryj, ale wkrótce potem, bez ża dnego niemal przejścia, rozpoczyna formal ne na nich polowanie i zabija dziesiątkami po ulicach za to tylko, źe są żołnierzami patrolującymi lub stójkowymi, pełniącymi służbę. Przeciwko udziałowi w pierwszej Dumie prowadzi zażartą kampanię, popar tą bombami, rzucanemi na zebrania przed wyborcze, na to, aby przyjąć udział w w y borach do drugiej, odbywających się w znacznie gorszych warunkach konstytu cyjnych. Domaga się początkowo jak naj szerszych swobód obywatelskich, a kończy na mordowaniu przeciwników politycznych za to tylko, źe do wrogiego obozu należą, a wreszcie na terroryzowaniu wszystkich. Poczyna od wielkich haseł odrodzenia przez proletaryat, a werbuje do swych szeregów prostych opryszków, którzy potem uzupeł — J10 —
niają rozbijanie kas publicznych przez par-
tye zwyczajnymi rabunkami i morderstwa mi w celach zysku osobistego. Co za charakter posiada owa zbioro wość, prowadząca podobną politykę? Niech da odpowiedź obraz pojedynczego czło wieka, któryby w nader krótkim czasie wy kazał takie zwroty postępowania, takie sprzeczności i taki upadek moralny. To więcej niż zboczenia charakteru, to brak wszelkiej indywidualności, rozkład zupełny duszy, w której odruchy, rozumowania, po pędy, zakorzenione dogmaty, namiętności i instynkty występują naprzemian, bez współdziałania i porządku, tworząc nieda- jący się rozgmatwać chaos. Jeżeli charak terem nazywamy stałość i równowagę dą żeń, wytrwałość w rozumnie obranej dro dze, konsekwencyę działań, wierność zasa dom, niezawodność postępowania, otamo- wywanie odruchów, zdolność do wytrzy mania wszelkich prób trudnych i złożo nych, to żywioły »rewolucyjne* wykazały brak zupełny wszystkich tych cech zasad niczych. Dusza rozłożona, utworzona zresztą na prędce w chwili entuzyazmu i bezgranicz nie rozbudzonych nadziei, miała już od po III —
czątku rozłożone ciało, zlepek formalny
części obcych sobie, niezdolnych do orga nicznego działania, z których to jedne to drugie brały przewagę nad resztą. Tem tylko wytłumaczyć się daje ta dziwna, na wet dla patologa, psychika ruchu. Indywi dualność jego była rozbita nawewnątrz a krańcowo jednostronna i wyłączna naze- wnątrz — dwie cechy kardynalne, wyklu czające całkowitość charakteru. W stosun ku do indywidualności narodu wystawiała ona ją na tem cięższą próbę, że jednem swem skrzydłem łączyła się z nią organi cznie i znajdowała poparcie śród wielu ży wiołów biernych, drugiem wsiąkała w in dywidualności obce, często pierwszej wro gie. Jeżeli chwilami »naród się gubił«, to dlatego, że nie był dość wyosobniony w swem ciele, ani dość jednolity i mocny w swej duszy. Ciężkie przejścia życia politycznego na rodu wydobywają na jaw słabe strony jego charakteru, ale zarazem są szkołą tego charakteru na przyszłość.