Vous êtes sur la page 1sur 731

Dla Karolyn, Shelley i

Dereka
Podziękowania

Miłość zaczyna się, a w każdym razie


powinna się zacząć, w domu. Mnie
darzyli miłością przez ponad sześćdziesiąt
lat rodzice − Sam i Grace. Bez nich wciąż
szukałbym miłości, a nie pisał o niej.
Dom to także Karolyn, która jest moją
żoną od ponad czterdziestu lat. Gdyby
wszystkie żony kochały tak jak ona,
mniej mężów oglądałoby się za innymi
kobietami. Shelley i Derek wylecieli już z
gniazda i odkrywają nowe światy, ale
czuję się bezpiecznie w cieple ich miłości.
Jestem szczęśliwy i wdzięczny.
Mam dług u wielu profesjonalistów,
którzy wpłynęli na moje rozumienie
miłości. Należą do nich psychiatrzy: Ross
Campbell i Judson Swihart. Debbie Barr i
Cathy Peterson zapewniły mi wsparcie
redakcyjne. Umiejętności techniczne
Tricii Kube i Dona Schmidta umożliwiły
mi dotrzymanie terminów. Wreszcie – i to
jest najważniejsze – chcę podziękować
setkom par, które w ciągu ostatnich
trzydziestu lat rozmawiały ze mną o
intymnych aspektach ich życia. Ta
książka jest hołdem złożonym ich
szczerości.
Dokument chroniony
elektronicznym znakiem
wodnym

rozdział 1
Co się dzieje z
miłością
po ślubie?

iedy byliśmy na wysokości ponad 9


K 000 metrów nad ziemią, gdzieś
między Buffalo i Dallas, odłożył gazetę
do kieszeni w fotelu, odwrócił się do
mnie i zapytał:
− Czym się zajmujesz?
− Prowadzę poradnię dla małżeństw i
organizuję seminaria na temat
wzbogacania małżeństwa – stwierdziłem
rzeczowo.
− Od dawna chciałem kogoś o to
zapytać – odpowiedział. – Co się dzieje z
miłością po ślubie?
Porzuciłem nadzieję na drzemkę i
spytałem:
− Co masz na myśli?
− Chodzi o to – powiedział – że
byłem trzykrotnie żonaty i za każdym
razem przed ślubem było cudownie, ale
potem wszystko się rozpadało. Wydawało
mi się, że ją kocham, i sądziłem, że ona
kocha mnie – ale cała ta miłość po prostu
gdzieś znikała. Jestem dość inteligentny.
Prowadzę dobrze prosperującą firmę, ale
tego nie rozumiem.
− Jak długo byłeś żonaty? –
zapytałem.
− Pierwsze małżeństwo trwało jakieś
dziesięć lat. Drugie − trzy lata, a ostatnie –
prawie sześć.
− Czy wasze uczucie znikało od razu
po ślubie, czy był to raczej stopniowy
proces? – dopytywałem.
− Z drugim małżeństwem od
początku było coś nie tak. Nie wiem, co
się stało – naprawdę myśleliśmy, że się
kochamy, ale miesiąc miodowy okazał się
porażką i nigdy się już nie pozbieraliśmy.
Przed ślubem spotykaliśmy się tylko
przez sześć miesięcy. To był huraganowy
romans, naprawdę ekscytujący! Ale po
ślubie od razu zaczęła się wojna… W
pierwszym małżeństwie mieliśmy trzy czy
cztery dobre lata, zanim urodziło się
dziecko. Potem miałem wrażenie, że żona
całą swoją uwagę skupiła na nim, a ja się
już nie liczyłem. Zupełnie jakby jej
jedynym celem w życiu było dziecko, a
gdy już je miała – ja nie byłem jej więcej
potrzebny.
− Powiedziałeś jej to? – zapytałem.
− Tak. Ona stwierdziła, że oszalałem.
Powiedziała, że nie rozumiem, pod jaką
presją jest pracująca przez 24 godziny na
dobę niańka. Oznajmiła, że powinienem
być bardziej wyrozumiały i częściej jej
pomagać. Próbowałem, naprawdę, ale to
niczego nie zmieniło. Odtąd oddalaliśmy
się od siebie. Po jakimś czasie nie było
już żadnej miłości, tylko odrętwienie.
Oboje zgodziliśmy się, że to już koniec.
A ostatnie małżeństwo? Byłem
przekonany, że tym razem będzie inaczej.
Byłem trzy lata po rozwodzie,
spotykaliśmy się od dwóch lat. Miałem
pewność, że wiemy, co robimy, i że tym
razem, może po raz pierwszy,
rzeczywiście wiem, co to znaczy kogoś
kochać. Czułem, że i ona darzy mnie
uczuciem.
Po ślubie chyba się nie zmieniłem.
Okazywałem jej miłość tak samo jak
wcześniej. Mówiłem jej, że jest piękna, że
bardzo ją kocham, że jestem dumny z
tego, że mogę być jej mężem. Ale ona
kilka miesięcy po ślubie zaczęła narzekać
– najpierw na drobiazgi: że nie wyrzucam
śmieci i nie odwieszam ubrań na miejsce.
Potem wzięła się za mój charakter –
mówiła, że nie ma pewności, iż może mi
zaufać, oskarżyła mnie o niewierność.
Nastawiła się skrajnie negatywnie. Przed
ślubem nigdy tak się nie zachowywała.
Należała do najbardziej pozytywnych
osób, jakie kiedykolwiek poznałem – to
była jedna z cech, które mnie w niej
urzekły. Dotychczas nigdy na nic nie
utyskiwała, a wszystko, co robiłem, było
cudowne. Jednak gdy już się pobraliśmy,
było tak, jakbym nie mógł nic zrobić
dobrze. Naprawdę nie wiem, jak to się
stało. Wreszcie przestałem czuć, że ją
kocham, i poczułem żal. Oczywiste było
to, że ona mnie też nie kocha.
Zgodziliśmy się, że z dalszego wspólnego
mieszkania nic dobrego nie wyjdzie, i
rozeszliśmy się.

Przed ślubem
nigdy nie była
negatywnie
nastawiona.

To było rok temu. Pytam zatem: co


dzieje się z miłością po ślubie? Czy inni
też mają takie doświadczenia? Czy to
dlatego jest tak dużo rozwodów? Nie
mogę uwierzyć, że przeszedłem przez to
trzy razy. A ci, którzy się nie rozwodzą –
czy oni uczą się żyć z tą pustką, czy też w
niektórych małżeństwach miłość
naprawdę może przetrwać? A jeśli tak –
jak to się dzieje?
Takie same pytania, jakie zadał mi mój
towarzysz siedzący w fotelu numer 5A,
stawiają obecnie tysiące małżonków i
osób po rozwodzie. Niektórzy zadają je
przyjaciołom, inni − psychologom i
duchownym, jeszcze inni – samym sobie.
Odpowiedzi są niekiedy sformułowane
niemal zupełnie niezrozumiałym
żargonem psychologicznym. Czasem
przybierają postać żartów albo mądrości
ludowych. Większość anegdot i
porzekadeł zawiera w sobie ziarno
prawdy, ale przywoływanie ich
przypomina zaaplikowanie aspiryny
osobie chorej na raka.
Chęć znalezienia romantycznej
miłości w małżeństwie jest głęboko
zakorzeniona w naszej psychice. Powstało
mnóstwo książek na ten temat. Rozmawia
się o tym w programach radiowych i
telewizyjnych. Mnóstwo porad można
znaleźć w Internecie albo uzyskać od
rodziców i przyjaciół. Utrzymanie miłości
przy życiu po zawarciu związku
małżeńskiego to poważna sprawa.
Dlaczego – mimo pomocy licznych
ekspertów – tak niewielu parom udaje się
odkryć tajemnicę utrzymania wzajemnej
miłości po ślubie? Jak to możliwe, że para
udaje się na warsztaty z komunikacji,
poznaje cudowne sposoby na to, by się
lepiej porozumiewać, a potem wraca do
domu i nie potrafi wykorzystać tych
wzorców komunikacyjnych? Jak to się
dzieje, że w The Oprah Winfrey Show1
słuchamy eksperta, który udziela nam
wskazówek na temat „101 sposobów na
okazanie miłości małżonkowi”,
wybieramy spośród nich dwa czy trzy
sposoby, które wydają nam się
szczególnie dobre – a małżonek nawet nie
dostrzega naszych wysiłków? Dajemy
sobie spokój z pozostałymi 98 metodami
i wracamy do codzienności.

Prawda, której nie


dostrzegamy
Znalezienie odpowiedzi na te pytania jest
celem niniejszej książki. Nie dlatego, że
istniejące już publikacje i artykuły nie są
przydatne. Problem polega na tym, że
przeoczyliśmy podstawową prawdę:
ludzie mówią różnymi językami miłości.
Na uniwersytecie studiowałem
antropologię. Dlatego uczyłem się też
lingwistyki, w ramach której wyróżnia się
kilka głównych grup językowych2:
języka japońskiego, chińskiego,
hiszpańskiego, angielskiego,
portugalskiego, greckiego, niemieckiego,
francuskiego itd. Dorastając, uczymy się
najczęściej języka naszych rodziców i
rodzeństwa, i to on staje się naszym
pierwszym, ojczystym językiem. Później
możemy się nauczyć innych, ale
zazwyczaj wymaga to od nas większego
wysiłku. Stają się one naszymi kolejnymi
językami. Najsprawniej posługujemy się
językiem ojczystym, który też najlepiej
rozumiemy i którym mówiąc, czujemy się
najpewniej. Im częściej używamy
kolejnych języków, tym łatwiej nam to
przychodzi. Jeśli mówimy tylko we
własnym języku ojczystym i spotkamy
kogoś, kto używa wyłącznie swojego
języka ojczystego, nasze możliwości
komunikacji są ograniczone. Musimy się
posiłkować wskazywaniem palcami,
chrząkaniem, rysowaniem lub
inscenizowaniem tego, o co nam chodzi.
Możemy się porozumiewać, ale proces ten
jest utrudniony. Różnice językowe są
nieodłącznym elementem kultury. Jeśli
mamy się skutecznie komunikować
ponad podziałami kulturowymi, musimy
poznać język ludzi, z którymi chcemy się
porozumieć.

Twój język
miłości i język,
jakim
posługuje się
twój małżonek,
mogą się
różnić tak
bardzo jak
chiński i
angielski.

Podobnie jest z miłością. Twój język


miłości i język, jakim posługuje się twój
małżonek, mogą się różnić tak bardzo jak
chiński i angielski. Niezależnie od tego,
jak bardzo się starasz wyrazić swoją
miłość po angielsku, jeśli twój partner
rozumie tylko chiński, nigdy nie
nauczycie się wzajemnej miłości. Gdy
mój towarzysz z samolotu opowiadał o
swojej trzeciej żonie − „Mówiłem jej, że
jest piękna, że ją kocham, że jestem
dumny z tego, że mogę być jej mężem” –
używał języka „wyrażeń afirmatywnych”.
Wyrażał swoją miłość – i robił to szczerze
– ale ona nie rozumiała jego języka. Być
może szukała miłości w jego zachowaniu
i tam jej nie dostrzegała. Szczerość to za
mało. Jeśli mamy skutecznie
komunikować naszą miłość, musimy
chcieć się nauczyć ojczystego języka
miłości naszego małżonka.
Po trzydziestu latach doradzania
małżeństwom dochodzę do następującego
wniosku: istnieje pięć języków miłości –
pięć sposobów wyrażania i rozumienia.
Według lingwistów na dany język może
składać się liczna grupa odmian i
dialektów. W pięciu podstawowych
językach miłości również zawiera się
wiele dialektów. To one stanowią
inspirację dla autorów artykułów
prasowych, opatrzonych takimi tytułami,
jak: 10 sposobów okazania miłości
swojej żonie, 20 sposobów na
zatrzymanie mężczyzny w domu czy 365
sposobów okazywania miłości
małżeńskiej. Nie ma 10, 20 czy 365
podstawowych języków miłości. Moim
zdaniem jest ich tylko pięć. Może jednak
istnieć wiele dialektów. Liczbę sposobów
wyrażania uczuć za pomocą danego
języka miłości ogranicza wyłącznie
wyobraźnia jego użytkownika. Ważne
jest to, by mówić tym samym językiem
co małżonek.
Mąż i żona rzadko posługują się tym
samym ojczystym językiem miłości.
Zazwyczaj używamy swojego własnego
języka i gubimy się, gdy nasz małżonek
nie rozumie tego, co chcemy
zakomunikować. Wyrażamy naszą
miłość, ale przekaz ten nie zostaje
odebrany, ponieważ dla odbiorcy nasz
język jest obcy. To podstawowe źródło
problemów, a celem niniejszej książki jest
znalezienie ich rozwiązania. Dlatego
odważyłem się po raz kolejny napisać o
miłości. Jeśli poznamy pięć
podstawowych języków miłości,
zrozumiemy własny ojczysty język
miłości i ojczysty język miłości
współmałżonka − będziemy mieli w ręku
informacje potrzebne do wykorzystania
pomysłów z innych książek i artykułów.
Wierzę, że gdy odkryjesz i nauczysz
się mówić ojczystym językiem miłości
swojego małżonka, odnajdziesz klucz do
długotrwałego, pełnego miłości
małżeństwa. To uczucie nie musi zniknąć
po ślubie, ale by utrzymać je przy życiu,
większość z nas musi się przyłożyć do
nauki języka miłości, jakim posługuje się
nasz mąż lub nasza żona. Nie możemy
polegać na naszym języku ojczystym,
jeśli nasz współmałżonek go nie rozumie.
Jeśli ma poczuć miłość, którą chcemy mu
okazać, musimy to zrobić w jego lub jej
ojczystym języku miłości.

Twoja kolej

Uzupełnij zdanie: „Byłoby mniej


rozwodów,
gdyby ludzie _______________”.
rozdział 2
Wypełnić zbiornik
na miłość

iłość to najważniejsze słowo w


M języku angielskim – jednocześnie
zaś najbardziej mylące. Myśliciele świeccy
i religijni zgadzają się, że miłość zajmuje
w naszym życiu centralne miejsce. Pojęcie
to jest obecne w tysiącach książek,
piosenek, czasopism i filmów. Miłość ma
też szczególny status w wielu systemach
filozoficznych i teologicznych.
Psychologowie stwierdzili, że
potrzeba bycia kochanym jest
podstawową potrzebą emocjonalną
każdego człowieka. Dla miłości
zdobywamy szczyty, przepływamy
morza, przemierzamy piaski pustyni i
znosimy niewypowiedziane trudności.
Bez niej szczyty są nie do zdobycia,
morza nie do przepłynięcia, piaski pustyni
nie do przebycia, a nasze życie
naznaczone jest trudnościami.
Jeśli zgodzimy się, że pojęcie miłości
przenika wspólnotę ludzką, zarówno na
przestrzeni dziejów, jak i obecnie,
musimy się też zgodzić, że jest to słowo
niezwykle niejednoznaczne. Używamy go
na tysiąc różnych sposobów. Mówimy:
„Kocham hot dogi”, a zaraz po tym:
„Kocham moją matkę”. Opowiadamy o
miłości do określonych zajęć: pływania,
jeżdżenia na nartach, polowania.
Kochamy obiekty nieożywione: jedzenie,
samochody, domy. Kochamy zwierzęta:
psy, koty, nawet domowe ślimaki.
Kochamy naturę: drzewa, trawę, kwiaty i
pogodę. Kochamy ludzi: matkę, ojca,
syna, córkę, żonę, męża, przyjaciół.
Zakochujemy się nawet w samej miłości
jako takiej.
Jakby tego było mało, używamy też
słowa „miłość” w odniesieniu do
własnego zachowania. „Zrobiłem to, bo ją
kocham” – taka formuła stanowi
wyjaśnienie różnego rodzaju uczynków.
Polityk, który ma romans, nazywa go
miłością. Natomiast ksiądz uzna tę
sytuację za grzech. Żona alkoholika
zaciera ślady ostatnich wyczynów męża,
tłumacząc się miłością, choć
psychologowie określiliby jej postawę
mianem współuzależnienia. Rodzic
spełnia wszystkie zachcianki dziecka,
uważając takie postępowanie za przejaw
miłości. Tymczasem terapeuta rodzinny
powiedziałby, że to nieodpowiedzialne
rodzicielstwo. Czym zatem jest
zachowanie warunkowane miłością?
Celem tej książki nie jest zwalczanie
wszelkich nieporozumień związanych z
pojęciem miłości, ale skupienie się na
takim jej rodzaju, który jest niezbędny dla
naszego zdrowia emocjonalnego.
Psychologowie dziecięcy potwierdzają, że
każde dziecko ma określone podstawowe
potrzeby emocjonalne, które należy
spełnić, by młody człowiek był stabilny
emocjonalnie. Spośród tych potrzeb
najbardziej podstawową jest potrzeba
miłości i czułości, odczuwania
przynależności i bycia chcianym. Jeśli
będziemy w odpowiednim stopniu
okazywać dziecku czułość,
najprawdopodobniej wyrośnie ono na
osobę odpowiedzialną. Dziecko
pozbawione miłości będzie miało
problemy emocjonalne i społeczne.
Pamiętam moment, gdy po raz
pierwszy usłyszałem następującą
metaforę: „W każdym dziecku znajduje
się «zbiornik na emocje», który należy
wypełnić miłością. Gdy dziecko czuje się
naprawdę kochane, rozwija się
emocjonalnie, ale jeśli zbiornik na miłość
jest pusty, dziecko nie będzie się
zachowywać właściwie. Wiele złych
zachowań dzieci jest konsekwencją
nienapełnienia zbiornika na miłość”. Były
to słowa doktora Rossa Campbella,
psychiatry specjalizującego się w leczeniu
dzieci i dorosłych.
Słuchając go, myślałem o setkach
rodziców, którzy w moim gabinecie
wylewali skargi na złe zachowanie swoich
dzieci. Nigdy nie próbowałem sobie
wyobrazić w tych dzieciach pustego
zbiornika na miłość, ale widziałem, jakie
są skutki takiego braku. Niepoprawne
zachowanie było źle rozumianą próbą
szukania miłości, której nie doznawały.
Szukały miłości w niewłaściwych
miejscach i w niewłaściwy sposób.
Pamiętam Ashley, którą w wieku
trzynastu lat leczono na chorobę
przekazywaną drogą płciową. Jej rodzice
byli załamani. Byli na nią rozgniewani.
Byli też źli na szkołę, którą obwiniali za
przekazywanie dziewczynce wiedzy o
seksie. − Dlaczego to zrobiła? – pytali.
W czasie naszej rozmowy Ashley
opowiedziała mi o rozwodzie rodziców,
do którego doszło, gdy dziewczynka
miała sześć lat. − Myślałam, że mój ojciec
odszedł, bo mnie nie kochał – mówiła. –
Moja mama wyszła za mąż ponownie,
kiedy miałam dziesięć lat. Czułam, że ona
teraz ma kogoś nowego, kto ją kocha, a ja
wciąż nie mam nikogo, kto kochałby
mnie. Tak bardzo chciałam być kochana.
W szkole poznałam chłopca. Był starszy
ode mnie, ale mnie lubił. Nie mogłam w
to uwierzyć. Był dla mnie miły, a po
jakimś czasie poczułam, że rzeczywiście
mnie kocha. Nie chciałam z nim
współżyć, ale chciałam być kochana.
„Zbiornik na miłość” Ashley był
pusty od wielu lat. Jej matka i ojczym
dbali o jej potrzeby fizyczne, ale nie
zdawali sobie sprawy z gwałtowności
targających nią emocji. Zdecydowanie
kochali Ashley i myśleli, że i ona jest
świadoma ich miłości. Niemal w ostatniej
chwili odkryli, że nie mówili jej
ojczystym językiem miłości.
Potrzebowaliśmy
miłości, zanim
się
„zakochaliśmy”,
i będziemy jej
potrzebować
przez całe
życie.
Emocjonalna potrzeba miłości nie jest
jednak zjawiskiem dotyczącym tylko
dzieci. Towarzyszy nam ona w naszym
dorosłym życiu i w małżeństwie. Stan
„zakochania” tymczasowo ją zaspokaja,
ale – jak się później przekonujemy – jest
to tylko rozwiązanie tymczasowe, o
ograniczonym i przewidywalnym czasie
trwania. Gdy mija szczytowy moment
obsesyjnego „zakochania”, ponownie
pojawia się potrzeba miłości, ponieważ
uczucie to jest podstawowym składnikiem
ludzkiej natury. Znajduje się w centrum
naszych potrzeb emocjonalnych.
Potrzebowaliśmy miłości, zanim się
„zakochaliśmy”, i będziemy jej
potrzebować przez całe życie.
Potrzeba bycia kochanym przez żonę
czy męża jest sednem pragnień
małżeńskich. Pewien człowiek powiedział
mi niedawno: „Co z tego, że masz dom,
samochody, miejscówkę na plaży i całą
resztę, jeśli nie kocha cię twoja żona?”.
Czy rozumiecie, co tak naprawdę mówił?
„Ponad wszystko chcę, by kochała mnie
moja żona”. Rzeczy materialne nie
zastąpią miłości ludzkiej. Żona mówi:
„Ignoruje mnie przez cały dzień, a potem
chce się ze mną znaleźć w łóżku.
Nienawidzę tego”. Nie jest to żona, która
nienawidzi seksu; to żona, która
desperacko potrzebuje uczuciowej
miłości.

Nasze wołanie o miłość


Jakaś część naszej natury woła o miłość
innego człowieka. Osamotnienie niszczy
psychikę ludzką. Dlatego odosobnienie
jest uznawane za najokrutniejszy rodzaj
kary. Podstawą istnienia gatunku
ludzkiego jest potrzeba intymności i bycia
kochanym. Małżeństwo istnieje po to, by
ją wypełniać. Dlatego w tekstach
biblijnych czytamy, że mąż i żona stają się
„jednym ciałem”. Nie oznacza to, że
osoby te tracą swoje własne tożsamości;
oznacza to, że każde z nich wkracza w
życie drugiego w sposób bardzo głęboki i
intymny.
Jednak miłość jest nie tylko ważna −
jest też ulotna. Wysłuchałem wielu
małżeństw, które zwierzały mi się z
utrzymywanego w tajemnicy bólu.
Niektórzy przychodzili do mnie,
ponieważ cierpienie, które odczuwali,
stawało się nie do zniesienia. Inni
zgłaszali się, gdyż zdawali sobie sprawę,
że ich zachowanie lub niewłaściwe
zachowanie ich małżonków niszczyło ich
związek. Niektórzy zjawiali się tylko po
to, by poinformować mnie, że nie chcą
już być w małżeństwie. Ich marzenia o
„długim i szczęśliwym życiu”
roztrzaskiwały się o mur trudnej
rzeczywistości. Wciąż słyszałem te same
słowa: „Nasza miłość zniknęła, nasz
związek jest martwy. Kiedyś byliśmy
sobie bliscy, ale to minęło. Nie cieszy nas
już bycie razem. Nie spełniamy swoich
wzajemnych potrzeb”. Te historie są
dowodem na to, że w osobach dorosłych,
tak jak i w dzieciach, znajdują się
„zbiorniki na miłość”.
Czy to możliwe, że głęboko, we
wnętrzu istoty każdego z cierpiących
małżonków także istnieją niewidzialne
„zbiorniki na miłość”, których wskaźniki
napełnienia spadły do zera? Czy
niewłaściwe zachowania, wycofywanie
się, ostre słowa i krytyczne nastawienie
pojawiają się właśnie ze względu na
pustkę w „zbiorniku miłości”? Czy
małżeństwo odrodziłoby się, gdybyśmy
znaleźli sposób na jego wypełnienie? Czy
pary wyposażone w „napełnione
zbiorniki” mogłyby stworzyć taką
atmosferę emocjonalną, w której możliwe
jest przedyskutowanie różnic i
rozwiązywanie konfliktów? Czy takie
zbiorniki stanowią klucz do właściwego
funkcjonowania małżeństwa?
Te pytania skłoniły mnie do wyprawy
w długą podróż. W trakcie jej trwania
doszedłem do prostych, ale skutecznych
wniosków opisanych w tej książce. W
czasie tej wędrówki moim udziałem było
nie tylko trzydziestoletnie doradzanie
małżeństwom, ale też poznawanie serc i
umysłów setek par w całej Ameryce. Na
obszarze od Seattle do Miami zapraszano
mnie, bym złożył wizytę w ukrytych
komnatach związków małżeńskich, gdzie
prowadziliśmy z gospodarzami bardzo
otwarte rozmowy. Przykłady, które tu
zamieszczam, są fragmentem
prawdziwego życia. Zmieniłem tylko
miejsca i nazwiska, by chronić
prywatność osób, które rozmawiały ze
mną tak szczerze.
Jestem przekonany, że stałe
wypełnianie „zbiornika miłości” jest tak
samo ważne dla małżeństwa, jak istotne
jest zachowywanie odpowiedniego
poziomu oleju w samochodzie.
Utrzymywanie związku małżeńskiego na
„pustym zbiorniku” może być jednak
znacznie bardziej kosztowne niż
prowadzenie samochodu z pustym
zbiornikiem na olej. Informacje, które
tutaj przeczytasz, mogą ocalić tysiące
małżeństw, a nawet poprawić atmosferę
emocjonalną w dobrym związku.
Niezależnie od tego, jaka jest w tej chwili
jakość twojego małżeństwa, zawsze
można ją podnieść.

UWAGA: Zrozumienie pięciu


języków miłości i nauczenie się
mówienia ojczystym językiem
miłości twojego współmałżonka
może radykalnie zmienić wasze
zachowania. Ludzie zachowują się
zupełnie inaczej, gdy ich zbiornik
na miłość jest wypełniony.

Jednak zanim przyjrzymy się dokładnie


pięciu językom miłości, musimy się zająć
jeszcze jednym istotnym, ale mylącym
zjawiskiem: euforycznym
doświadczeniem „zakochania”.

Twoja kolej

Czy kiedykolwiek zrobiłeś coś, bo


„chciałeś dobrze” – motywowany
miłością? Co z tego wynikło?
rozdział 3
Zakochanie

rzyszła do mojego biura, nie


P umawiając się wcześniej, i zapytała
moją sekretarkę, czy może ze mną
porozmawiać przez pięć minut. Znałem
Janice od osiemnastu lat. Teraz miała
trzydzieści sześć i dotychczas nie wyszła
za mąż. Od czasu do czasu umawiała się
na wizyty, by omówić określone
trudności, jakie miała z osobą, z którą się
akurat spotykała. Z natury była osobą
sumienną i troskliwą, więc pojawianie się
w moim gabinecie bez zapowiedzi było
zdecydowanie nie w jej stylu. „Janice
musi przechodzić jakiś okropny kryzys,
skoro pojawia się u mnie bez zapowiedzi”
– pomyślałem.
Poprosiłem moją asystentkę, by
wprowadziła kobietę, i spodziewałem się,
że ta wybuchnie płaczem i opowie mi
jakąś tragiczną historię, gdy tylko zamkną
się za nią drzwi. Ona jednak niemal
wbiegła do gabinetu z promiennym
uśmiechem na ustach.
− Jak się masz, Janice? – zapytałem.
− Świetnie! – odpowiedziała. – Nigdy
nie czułam się lepiej. Wychodzę za mąż!
− Naprawdę? – spytałem z
niedowierzaniem. – Za kogo? Kiedy?
− Za Davida Gallespie –
wykrzyknęła. – We wrześniu.
− To wspaniale. Długo się
spotykacie?
− Od trzech tygodni. Wiem, że to
szaleństwo, doktorze Chapman, zwłaszcza
po tym, z iloma mężczyznami się
spotykałam i jak często byłam bliska
małżeństwa. Sama nie mogę w to
uwierzyć, ale wiem, że David to ten jeden
jedyny. Oboje to wiemy już od pierwszej
randki. Oczywiście nie rozmawialiśmy o
tym na pierwszej randce, ale tydzień
później oświadczył mi się. Wiedziałam, że
to zrobi, i wiedziałam, że powiem „tak”.
Nigdy wcześniej tak się nie czułam. Wie
pan o tych wszystkich moich związkach
na przestrzeni lat i o trudnościach, przez
jakie przechodziłam. Z każdym
związkiem coś było nie tak. Nigdy nie
czułam, że mogłabym wyjść za któregoś z
tych mężczyzn, ale wiem, że David jest
tym właściwym.
Janice kołysała się w swoim fotelu,
chichocząc i powtarzając − wiem, że to
szaleństwo, ale jestem taka szczęśliwa.
Jeszcze nigdy w życiu nie byłam taka
szczęśliwa!
Co się stało Janice? Zakochała się. W
jej umyśle David to najcudowniejszy
mężczyzna, jakiego kiedykolwiek
spotkała. Perfekcyjny w każdym calu.
Doskonały materiał na męża. Myśli o nim
dzień i noc. To, że David już dwa razy
był żonaty, że ma trójkę dzieci, a przez
ostatni rok dwa razy zmieniał pracę, nie
ma dla Janice znaczenia. Jest szczęśliwa i
żywi przekonanie, że z Davidem zawsze
będzie szczęśliwa. Jest zakochana.
Większość z nas wchodzi w związek
małżeński w wyniku zakochania.
Spotykamy kogoś, czyj wygląd
zewnętrzny i cechy charakteru dają nam
impuls wystarczający, by włączyć nasz
wewnętrzny „miłosny system alarmowy”.
Alarm się uruchamia i rozpoczynamy
proces poznawania tej osoby. Pierwszym
krokiem może być wspólne spożycie
hamburgera albo steku, w zależności od
naszej zamożności, ale tak naprawdę nie
interesuje nas jedzenie. Szukamy miłości.
„Czy to ciepłe mrowienie wewnątrz to
naprawdę to?”
Czasem ten miłosny dreszcz znika po
pierwszej randce. Dowiadujemy się, że on
dla rozrywki przegląda dziwaczne strony
internetowe, a ona sześć razy zaczynała
studia − i czujemy przez palce u naszych
stóp, że dreszcz mija; nie chcemy już
razem jeść hamburgerów. Innym razem
jednak po wspólnym zjedzeniu
hamburgera to mrowienie się nasila.
Umawiamy się na kilka kolejnych
wspólnych spotkań i wkrótce nasze
odczucia stają się tak intensywne, że
myślimy: „Chyba się zakochałem”.
Wreszcie jesteśmy przekonani, że to
rzeczywiście jest to, i mówimy o tym
drugiej osobie, w nadziei, że nasze
uczucie jest odwzajemnione. Jeśli tak nie
jest – albo nasze emocje zaczynają
stygnąć, albo też podwajamy nasze
wysiłki i ostatecznie zdobywamy miłość
ukochanej osoby. Jeśli natomiast druga
strona również darzy nas uczuciem,
zaczynamy rozmawiać o ślubie, wszyscy
bowiem się zgadzają, że „zakochanie”
stanowi niezbędną podstawę dobrego
małżeństwa.
Przedsionek nieba
Doświadczenie zakochania w swojej
szczytowej fazie jest euforyczne. Oboje
mamy na swoim punkcie emocjonalną
obsesję. Idziemy spać, myśląc o drugiej
osobie. Gdy się budzimy, to ukochana
osoba jako pierwsza pojawia się w naszej
świadomości. Tęsknimy, by być razem, a
wspólne spędzanie czasu przypomina
nam przedsionek nieba. Gdy trzymamy
się za ręce, to czujemy, jakby nasza krew
płynęła w jednakowym tempie.
Całowalibyśmy się bez końca, gdybyśmy
nie musieli iść do szkoły albo do pracy.
Przytulamy się, jesteśmy jak w ekstazie i
myślimy o małżeństwie.
Osoba „zakochana” – nazwijmy ją Jen
– ma wrażenie, że jej wybranek jest
idealny. Jej najlepsza przyjaciółka
dostrzega jego wady – przeszkadza jej to,
jak chłopak czasem odnosi się do Jen –
ale dziewczyna jej nie słucha. Matka Jen
widzi, że ten młody mężczyzna nie potrafi
się utrzymać w pracy, ale zachowuje
swoje obawy dla siebie i tylko ostrożnie
pyta: „Jakie plany ma Ryan?”.
Marzenia, które snujemy przed
ślubem, dotyczą małżeńskiego raju: −
Będziemy się wzajemnie uszczęśliwiać.
Inne pary mogą się kłócić i spierać, ale
my nie będziemy się tak zachowywać.
My się kochamy. − Oczywiście, nie
jesteśmy bezgranicznie naiwni. Zdajemy
sobie sprawę, że prędzej czy później
pojawią się między nami różnice.
Jesteśmy jednak pewni, że szczerze je
przedyskutujemy, a jedno z nas zawsze
będzie skłonne pójść na ustępstwo − i w
ten sposób dojdziemy do porozumienia.
Kiedy jesteś zakochany, trudno wierzyć w
coś innego.
Wzbudzono w nas przekonanie, że
jeśli jesteśmy rzeczywiście zakochani, to
stan ten będzie trwał wiecznie. Sądzimy,
że zawsze będą w nas te cudowne
uczucia, które żywimy w tej chwili. Nic
nas nigdy nie podzieli. Nic nie
przezwycięży naszej wzajemnej miłości.
Jesteśmy zauroczeni pięknem i niezwykłą
osobowością współmałżonka. Widzimy,
że niektóre małżeństwa sprawiają
wrażenie, jakby utraciły to uczucie, ale z
nami nigdy tak nie będzie. − Być może
nie łączyła ich prawdziwa więź –
myślimy.
Niestety, nieprzemijalność uczucia
zakochania nie jest faktem, ale fikcją.
Zmarła kilka lat temu psycholog dr
Dorothy Tennov prowadziła długotrwałe
badania nad fenomenem zakochania. Po
przeanalizowaniu historii dziesiątek par
stwierdziła, że średni czas trwania
romantycznej obsesji to dwa lata. Jeśli jest
to utrzymywany w tajemnicy romans,
może być dłuższy. Jednak ostatecznie
wszyscy zstępujemy z chmur i lądujemy z
powrotem na ziemi. Oczy się nam
otwierają i zaczynamy dostrzegać wady
drugiej osoby. Jej „dziwactwa” stają się
po prostu denerwujące. On okazuje
skłonności do urazy i gniewu, być może
nawet używa ostrych słów i jest
nastawiony krytycznie. Te drobne rysy,
które przeoczyliśmy, gdy byliśmy
zakochani, teraz przeradzają się w
wysokie góry.

Wkracza rzeczywistość
Witaj w prawdziwym świecie małżeństwa,
gdzie w umywalce zawsze są jakieś
włosy, a lustro pokrywają małe białe
plamki; gdzie prowadzi się spory na temat
sposobu zawieszania papieru toaletowego
i tego, czy deska klozetowa ma być
opuszczona, czy podniesiona. To świat, w
którym buty nie przemieszczają się same
do szafki, szuflady nie zamykają się
samodzielnie, płaszcze nie lubią
wieszaków, a skarpetki po praniu są
nieobecne i nieusprawiedliwione. W tym
świecie spojrzenie może przynieść ból, a
słowo może zmiażdżyć. Kochankowie
mogą się stać wrogami, a małżeństwo
przekształcić w pole bitwy.
Co się stało ze stanem zakochania?
Niestety, było to jedynie złudzenie, za
pomocą którego oszukano nas, po to
byśmy wpisali nasze nazwiska w
odpowiednie rubryczki, na dobre i na złe.
Nic dziwnego, że tak wiele osób
złorzeczy instytucji małżeństwa i
partnerowi, którego kiedyś kochało.
Ostatecznie skoro nas oszukano, mamy
prawo odczuwać złość. Czy to naprawdę
było to? Prawdopodobnie tak.
Problemem były jednak fałszywe
informacje.
Fałszywą informacją było
przekonanie, że stan zakochania będzie
trwał wiecznie. Powinniśmy być
mądrzejsi. Codzienne obserwacje
powinny nas nauczyć, że gdyby ludzie
pozostawali niezmiennie zakochani,
wszyscy popadlibyśmy w poważne
kłopoty. Fale uderzeniowe niszczyłyby
firmy, gospodarkę, kościoły, szkolnictwo
i całe społeczeństwo. Dlaczego? Ponieważ
ludzie „zakochani” tracą zainteresowanie
innymi zajęciami. Stan zakochania
określamy zatem mianem obsesji. Student
uniwersytetu, który poddaje się jej
bezprzytomnie, zaczyna otrzymywać
gorsze oceny. Trudno jest się wtedy
uczyć. Jutro test z wojny amerykańsko-
brytyjskiej 1812 roku, ale kogo ona
interesuje? Gdy jesteś zakochany,
wszystko inne wydaje się pozbawione
znaczenia.
− Doktorze Chapman, moja praca
ulega dezintegracji – powiedział mi
pewien mężczyzna.
− Co masz na myśli? – zapytałem.
− Poznałem tę dziewczynę,
zakochałem się i nie jestem w stanie nic
zrobić. Nie mogę się skupić na pracy.
Przez cały dzień myślę tylko o niej.
Euforia stanu zakochania stwarza
iluzję intymnego związku. Czujemy, że
należymy do siebie nawzajem. Wierzymy,
że możemy przezwyciężyć wszystkie
nasze problemy. Jesteśmy w stosunku do
siebie altruistyczni. Jak powiedział pewien
młody mężczyzna o swojej narzeczonej:
„Nie mogę sobie wyobrazić, że robię coś,
co mogłoby ją skrzywdzić. Moim
jedynym pragnieniem jest uczynić ją
szczęśliwą. Zrobiłbym wszystko, żeby
tylko była szczęśliwa”. Tego rodzaju
obsesja daje nam fałszywe przekonanie,
że nasz egocentryzm się ulotnił i −
niczym matka Teresa z Kalkuty −
jesteśmy w stanie poświęcić wszystko dla
dobra osoby, którą darzymy miłością.
Mamy takie przeświadczenie dlatego, że
żywimy szczere przekonanie, że partner
czuje to samo w stosunku do nas.
Wierzymy, że chce zaspokajać nasze
potrzeby, że kocha nas tak samo mocno,
jak my kochamy jego, i że nie zrobi
niczego, co mogłoby nas zranić.
Takie myślenie zawsze jest tylko
iluzją. Owszem, nasze uczucia i myśli są
szczere – w stanie zakochania nie jesteśmy
jednak realistami. Nie liczymy się z
prawdziwą naturą człowieka − a z natury
jesteśmy egocentrykami. Nasz świat
obraca się wokół nas samych. Nikt z nas
nie jest w pełni altruistą, tymczasem
euforia stanu zakochania przynosi nam
złudzenia tego rodzaju.
Gdy stan zakochania przebiegnie
zgodnie ze swoim naturalnym rytmem
(pamiętaj – okres ten trwa średnio dwa
lata), wracamy do rzeczywistości i
zaczynamy walczyć o swoją niezależność.
On wyraża swoje pragnienia, ale różnią
się one od jej pragnień. On chce seksu,
ale ona jest zbyt zmęczona. On marzy o
kupieniu nowego samochodu, a ona
mówi po prostu: „Nie stać nas na to”. Ona
chciałaby odwiedzić swoich rodziców, on
jednak stwierdza: „Nie lubię spędzać
czasu z twoją rodziną”. Powoli złudzenie
intymności się rozpływa, a znaczenia
nabierają indywidualne potrzeby, emocje,
myśli i wzorce zachowań. Mamy do
czynienia z dwiema odrębnymi osobami.
Ich umysły nie są połączone, ich emocje
tylko przelotnie się splotły w oceanie
miłości. Teraz fale rzeczywistości
zaczynają ich rozdzielać. „Odkochują się”
i w tym momencie albo się wycofują,
dochodzi do separacji, rozwodu i
zaczynają się poszukiwania kolejnego
obiektu uczuć, albo zaczyna się trudna
praca nad umiejętnością wzajemnego
obdarzania się miłością bez euforycznej
obsesji zakochania.
Niektóre pary są przekonane, że
koniec okresu zakochania stawia przed
nimi tylko dwie opcje: poddać się
marnemu życiu w towarzystwie
współmałżonka bądź opuścić ten tonący
okręt i spróbować jeszcze raz. Nasze
pokolenie opowiada się z reguły za tą
drugą możliwością, podczas gdy
pokolenie wcześniejsze częściej wybierało
tę pierwszą. Zanim automatycznie
dojdziemy do wniosku, że podjęliśmy
dobrą decyzję, powinniśmy być może
sprawdzić dane źródłowe. Zgodnie z
wynikami licznych badań współczynnik
liczby rozwodów w wypadku drugiego
małżeństwa wynosi przynajmniej 60 % i
zwiększa się, gdy w związku są dzieci3.
Badania wskazują też, że istnieje
trzeci, lepszy wybór: możemy uznać stan
zakochania za to, czym w rzeczywistości
był (ograniczony czasowo okres nasilenia
uczuć), i zacząć szukać „prawdziwej
miłości” wspólnie z naszym małżonkiem.
Tego rodzaju miłość obfituje w emocje,
nie stanowi jednak obsesji. Jest to miłość,
która łączy rozum i uczucia. Jej
elementem jest akt woli; wymaga
dyscypliny i uznaje potrzebę osobistego
rozwoju. Naszą najbardziej podstawową
potrzebą emocjonalną nie jest zakochanie
się, ale bycie rzeczywiście kochanym
przez inną osobę, doświadczenie miłości,
której źródło stanowią rozum i wolny
wybór, nie zaś instynkt. Potrzebuję
miłości kogoś, kto postanawia mnie
kochać, kto dostrzega we mnie coś, co
warto kochać.
Tego rodzaju miłość wymaga wysiłku
i dyscypliny. Oznacza skierowanie energii
na rzecz korzyści innej osoby,
świadomość, że jeśli nasze wysiłki
poprawią życie naszego współmałżonka,
sami też odczujemy satysfakcję –
związaną z prawdziwym uczuciem do
innej osoby. Euforia stanu zakochania nie
jest już potrzebna. W rzeczywistości
prawdziwa miłość nie może zaistnieć,
dopóki nie przeminie stan zakochania.
Nie możemy przypisywać sobie
zasług za miłe, wielkoduszne uczynki,
które spełniamy pod wpływem „obsesji”.
Wówczas popycha nas do działania i
ponosi instynktowna siła, odmienna od
naszego zwykłego zachowania. Jeśli
jednak po powrocie do rzeczywistego
świata ludzkich wyborów postanawiamy
nadal być miłymi i wielkodusznymi – to
właśnie jest prawdziwa miłość.
Jeśli mamy być zdrowi pod
względem emocjonalnym, musimy
zaspokoić emocjonalną potrzebę miłości.
Dorośli małżonkowie chcą czuć oddanie i
miłość swoich współmałżonków. Gdy
mamy pewność, że towarzysz czy
towarzyszka naszego życia nas akceptuje,
pragnie, chce naszego dobra – czujemy
się bezpiecznie. W fazie zakochania
doświadczaliśmy wszystkich tych emocji.
Było wspaniale, dopóki taka sytuacja się
utrzymywała. Nasz błąd polegał na tym,
że wydawało się nam, iż tak będzie
zawsze.
Ta obsesja jednak nie ma prawa trwać
wiecznie. W podręczniku małżeństwa
odgrywa wyłącznie rolę wprowadzenia.
Sednem takiego podręcznika jest miłość
racjonalna, oparta na akcie woli. To
właśnie jest miłość, o której zawsze
mówili nam mędrcy. Jest to miłość
zamierzona.
To dobre wieści dla małżeństw, które
zagubiły wszystkie odczucia związane ze
stanem zakochania. Jeśli miłość jest
kwestią wyboru, to może się ona w nich
utrzymywać nawet po wygaśnięciu
obsesji „zakochania” i powrocie do
rzeczywistości. Tego rodzaju miłość
zaczyna się od odpowiedniego
nastawienia, sposobu myślenia. Miłość to
postawa, która mówi: „Jestem ci
poślubiony i postanawiam dbać o twoje
dobro”. A osoba, która postanawia
kochać, znajdzie metodę, by należycie
wprowadzić w czyn skutki podjętej
decyzji.
− To wszystko jest jednak takie
sterylne – mogą twierdzić niektórzy. –
Miłość jako postawa i odpowiednie
zachowanie? A gdzie rozbłyski gwiazd,
balony, głębokie uczucia? A co z
wyczekiwaniem, błyskiem w oku,
elektryzującym pocałunkiem,
podnieceniem związanym z seksem? Co z
emocjonalnym bezpieczeństwem
wynikającym z wiedzy, że w jego / jej
umyśle to ja jestem numerem jeden?
Właśnie o tym mówi ta książka. W
jaki sposób zaspokajamy głęboką,
emocjonalną potrzebę miłości drugiej
osoby? Jeśli możemy się tego nauczyć i
postanawiamy to robić, nasza wspólna
miłość będzie bardziej ekscytująca niż
cokolwiek, czego doświadczyliśmy w
okresie zadurzenia.
Od wielu lat omawiam pięć
emocjonalnych języków miłości podczas
wykładów dotyczących małżeństwa i w
trakcie prywatnych spotkań z parami
małżeńskimi. Tysiące par mogą
zaświadczyć o prawdziwości tego, co za
chwilę przeczytacie. Moja kartoteka jest
pełna listów od osób, których nigdy nie
spotkałem, a które piszą: „Przyjaciel
pożyczył mi jedno z twoich nagrań na
temat języków miłości, które
doprowadziło do rewolucji w moim
małżeństwie. Od lat mieliśmy trudności z
naszą miłością, ale podejmowane przez
nas wysiłki rozmijały się pod względem
emocjonalnym. Teraz posługujemy się
odpowiednimi językami miłości, a
atmosfera uczuciowa w naszym
małżeństwie znacząco się poprawiła”.
Gdy zbiornik na uczuciową miłość
twojego współmałżonka jest wypełniony
i czuje się on bezpiecznie, doświadczając
twojej miłości, cały świat nabiera
kolorów, a twój mąż czy żona osiąga w
życiu największe spełnienie. Jeśli jednak
ten zbiornik jest pusty, a twój
współmałżonek nie czuje się kochany,
lecz wykorzystywany, postrzega życie w
ponurych barwach i prawdopodobnie
nigdy nie wykorzysta swoich możliwości
związanych z czynieniem dobra w
świecie. W dalszych pięciu rozdziałach
omówię pięć języków uczuciowej
miłości, a następnie, w rozdziale
dziewiątym, opiszę, jak odkrycie
ojczystego języka miłości twojego
małżonka sprawi, że twoje wysiłki
związane z miłością staną się
skuteczniejsze.

Twoja kolej

Wróć do tego momentu w twoim


małżeństwie, gdy wkroczyła w nie
„rzeczywistość”, a pierwotne
romantyczne uczucia się rozmyły. Jak
to wpłynęło na wasz związek –
negatywnie czy pozytywnie?
rozdział 4

JĘZYK MIŁOŚCI # 1
Wyrażenia
afirmatywne

ark Twain powiedział kiedyś: „Na


M dobrym komplemencie przeżyję
dwa miesiące”. Jeśli potraktować tę
sentencję dosłownie, sześć
komplementów rocznie utrzymywałoby
jego zbiornik na miłość w zadowalającym
stanie. Twój współmałżonek zapewne
potrzebuje ich więcej.
Jednym ze sposobów emocjonalnego
wyrażania miłości jest używanie
budujących słów. Król Salomon, autor
starożytnych biblijnych ksiąg
dydaktycznych, napisał: „Życie i śmierć
są w mocy języka”4. Wiele par nie jest
świadomych niezwykłej mocy wzajemnej
werbalnej afirmacji. Tymczasem Salomon
zauważył również: „Smutek przygnębia
serce człowieka, rozwesela je dobre
słowo”5.
Komplementy czy słowa uznania
mają bardzo dużą moc komunikowania
miłości. Najlepiej wyrażać je w prostych,
bezpośrednich wyrażeniach
afirmatywnych, takich jak:
„Świetnie wyglądasz w tym
garniturze”.
„Wyglądasz bosko w tej sukience!”
„To niezwykle miłe, że zawsze
zjawiasz się na czas, żeby zabrać mnie po
pracy”.
„Dzięki za znalezienie opiekunki do
dziecka na wieczór. Naprawdę to
doceniam”.
„To cudownie, że jesteś taki
odpowiedzialny. Czuję, że mogę na ciebie
liczyć”.
Jak wpłynęłoby na atmosferę
emocjonalną w małżeństwie, gdyby mąż i
żona regularnie słyszeli od siebie takie
słowa?
Kilka lat temu siedziałem w swoim
gabinecie, a drzwi były otwarte. Pewna
pani, zaglądając z korytarza, zapytała:
− Czy mogę panu zająć chwilkę?
− Oczywiście, proszę wejść.
− Doktorze Chapman, mam pewien
problem – powiedziała, siadając. – Nie
potrafię zmobilizować męża, żeby
pomalował naszą sypialnię. Męczę go o to
od dziewięciu miesięcy. Próbowałam już
wszystkich sposobów, jakie znam, ale nie
mogę go nakłonić, żeby wziął się do
pracy.
W pierwszej chwili pomyślałem:
„Droga pani, jest pani w złym miejscu.
Nie jestem malarzem pokojowym”.
Zamiast tego powiedziałem jednak:
− Proszę mi o tym opowiedzieć.
− Dobrym przykładem może być
ostatnia sobota – powiedziała. – Pamięta
pan, jaka była ładna pogoda? Czy wie
pan, co mój mąż robił wtedy przez cały
dzień? Aktualizował swój komputer!
− A co pani zrobiła?
− Weszłam do pokoju i
powiedziałam: „Dan, nie rozumiem cię.
Dzisiaj byłby świetny dzień na
pomalowanie sypialni, a ty pracujesz przy
komputerze”.
− I pomalował ją? – dopytałem.
− Nie. Wciąż nie jest pomalowana.
Nie wiem już, co mam robić.
− Proszę pozwolić, że zapytam –
powiedziałem. – Czy ma pani coś
przeciwko komputerom?
− Nie, ale chciałabym mieć
pomalowaną sypialnię.
− Czy jest pani pewna, że pani mąż o
tym wie?
− Oczywiście, że wie – odrzekła. –
Od dziewięciu miesięcy próbuję go do
tego zmusić.
− Proszę pozwolić, że zapytam o
jeszcze jedną rzecz. Czy pani mąż w ogóle
robi coś dobrego?
− Na przykład co?
− Na przykład czy wynosi śmieci?
Albo czyści przednią szybę pani
samochodu? Albo tankuje do niego
paliwo? Płaci rachunki? Odwiesza
płaszcz?
− Tak – powiedziała. – Robi niektóre
z tych rzeczy.
− Mam więc dwie sugestie. Po
pierwsze, proszę już nigdy nie wspominać
o pomalowaniu sypialni. Nigdy o tym nie
wspominać – powtórzyłem.
− Nie rozumiem, jak to miałoby
pomóc – stwierdziła.
− Otóż przed chwilą powiedziała mi
pani, że mąż wie, że pani chciałaby, by
pomalował sypialnię. Nie musi mu już
pani tego powtarzać. On już o tym wie.
Moja druga sugestia jest taka, by
następnym razem, gdy mąż zrobi coś
dobrego, powiedziała mu pani jakiś
komplement. Gdy wyniesie śmieci,
proszę powiedzieć: „Dan, wiesz, jestem ci
wdzięczna za wyniesienie śmieci”. Proszę
nie mówić: „Powinieneś wreszcie
wyrzucić śmieci, bo inaczej muchy
wyniosą je za ciebie”. Gdy będzie płacił
rachunek za prąd, proszę położyć rękę na
jego ramieniu i powiedzieć: „Dan,
dziękuję za zapłacenie rachunku.
Podobno są mężowie, którzy tego nie
robią, i wiedz, że bardzo to doceniam”.
Albo: „Dziękuję ci, że zająłeś się dziećmi,
kiedy kończyłam tamten projekt”. Za
każdym razem, gdy zrobi coś dobrego,
proszę powiedzieć mu coś miłego.
− Nie sądzę, żeby to miało coś
zmienić w kwestii malowania sypialni.
− Prosiła pani o moją radę i oto ona –
powiedziałem. – Do tego jest darmowa.
Gdy wychodziła, nie wyglądała na
zbyt zadowoloną. Jednak trzy tygodnie
później znowu przyszła do mojego
gabinetu i oznajmiła: „Zadziałało!”.
Nauczyła się, że komplementy są dużo
lepszymi motywatorami niż nagana.
Nie sugeruję, by uciekać się do
pochlebstw, gdy chcemy, by nasza druga
połówka coś dla nas zrobiła. Celem
miłości nie jest otrzymanie tego, czego się
chce, ale robienie czegoś dla dobra tego,
kogo kochamy. Faktem jest jednak to, że
wyrażenia afirmatywne prawdopodobnie
bardziej zachęcą nas do wzajemności i
wykonania tego, czego się od nas
wymaga.

Słowa ośmielające
Komplementy stanowią tylko jedną z
odmian słów afirmatywnych, jakie
możesz skierować do swojego
współmałżonka. Innym rodzajem są
słowa ośmielające. Słowo ośmielać
oznacza „wywoływać śmiałość”. Każdy z
nas czuje się niepewnie w niektórych
dziedzinach. Brakuje nam śmiałości i
odwagi, a to często powstrzymuje nas
przed pozytywnymi działaniami, jakie
chcielibyśmy podjąć. Ukryty potencjał
twojego współmałżonka w dziedzinach,
w których czuje się on / ona niepewnie,
może tylko czekać na twoje ośmielające
słowa.
Ukryty
potencjał
twojego
partnera w
dziedzinach, w
których czuje
się on / ona
niepewnie,
może tylko
czekać na
twoje
ośmielające
słowa.

Allison od zawsze lubiła pisać. W


późniejszym okresie studiów wybrała
kilka kursów z zakresu dziennikarstwa.
Szybko zdała sobie sprawę, że jej
zamiłowanie do pisania jest dużo
silniejsze niż miłość do historii, którą
wybrała jako główny kierunek studiów.
Było już zbyt późno na zmianę
specjalizacji, ale po studiach, przed
urodzeniem pierwszego dziecka, napisała
kilka artykułów. Jeden z nich wysłała do
pewnego czasopisma, ale po otrzymaniu
odmownej odpowiedzi nie miała odwagi
zgłosić następnego tekstu. Gdy dzieci
nieco podrosły i Allison miała trochę
czasu dla siebie, znowu zaczęła pisać.
Keith, jej mąż, w początkowym
okresie małżeństwa nie zwracał
szczególnej uwagi na pisarstwo Allison.
Był zajęty własną pracą i wspinaniem się
po kolejnych szczeblach kariery
korporacyjnej. Jednak z czasem
mężczyzna uświadomił sobie, że
najgłębszy sens istnienia zawiera się nie w
osiągnięciach, ale w relacjach z innymi.
Nauczył się, jak poświęcać więcej uwagi
żonie i jej zainteresowaniom, całkiem
naturalne było więc to, że pewnego
wieczoru wziął do ręki jeden z jej
artykułów i rozpoczął jego lekturę. Gdy
skończył, poszedł do Allison, która akurat
czytała książkę. Z wielkim entuzjazmem
powiedział:
− Nie chciałbym ci przeszkadzać, ale
muszę ci to powiedzieć. Właśnie
przeczytałem twój artykuł Jak najlepiej
przeżyć święta. Allison – ty świetnie
piszesz! Powinnaś to opublikować! Jasno
formułujesz zdania, słowami malujesz
obrazy, które potrafię sobie wyobrazić.
Masz fascynujący styl. Powinnaś to
wysłać do jakiegoś czasopisma.
− Naprawdę tak uważasz? –
niepewnie zapytała Allison.
− Tak – odrzekł Keith. – Mówię ci,
ten artykuł naprawdę jest dobry.
Gdy mąż wyszedł z pokoju, Allison
nie wróciła do czytania. Siedząc z
zamkniętą książką na kolanach, przez pół
godziny myślała o tym, co powiedział
Keith. Zastanawiała się, czy inni
podobnie odniosą się do jej twórczości.
Miała w pamięci list informujący o
odmowie publikacji, który dostała kilka
lat wcześniej, ale uznała, że teraz jest już
inną osobą, że potrafi lepiej pisać, ma
inne doświadczenia. Zanim wstała z fotela
po coś do picia, podjęła już decyzję.
Zamierzała wysłać artykuł do kilku
czasopism. Postanowiła sprawdzić, czy
zostanie przyjęty do druku.
Keith wypowiedział te ośmielające
słowa wiele lat temu. Od tej pory Allison
opublikowała wiele tekstów, a teraz ma
podpisany kontrakt na wydanie książki.
Jest doskonałą pisarką, ale dopiero
ośmielające słowa wypowiedziane przez
jej męża zainspirowały ją do zrobienia
pierwszego kroku na trudnej drodze do
wydrukowania artykułu.
Być może twój mąż czy żona także
mają niewykorzystany potencjał w jakichś
dziedzinach życia. Ten potencjał może
czekać właśnie na twoje ośmielające
słowa. Możliwe, że aby go rozwinąć,
konieczne jest zapisanie się na jakiś kurs.
Może potrzebne jest nawiązanie
znajomości z osobami, które odniosły
sukces w danej dziedzinie i mogą
wskazać, jaki krok należy zrobić w dalszej
kolejności. Twoje słowa mogą stać się
źródłem odwagi do jego wykonania.
Zauważ, że nie mówię o wywieraniu
presji na zrobienie czegoś, czego ty
chcesz. Mam na myśli zachęcanie do
rozwijania zainteresowań, które ktoś już
ma. Na przykład żona może naciskać
męża, by znalazł lepiej płatną pracę. Żona
myśli, że motywuje małżonka, on jednak
odbiera jej postawę raczej jako przyganę.
Ale jeśli sam tego chce i jest
zdeterminowany, by szukać lepszego
zajęcia, jej słowa będą wspierać jego
decyzję. Jeśli mężczyzna sam nie odczuwa
takiej potrzeby, słowa żony staną się
osądem i wywołają w nim poczucie winy.
Będą wyrazem nie miłości, ale
odrzucenia.
Jeśli jednak on oznajmi: „Wiesz,
myślałem o tym, że mógłbym zacząć
dorabiać jako «złota rączka»”, ona może
dorzucić jakieś ośmielające słowa, na
przykład: „Jeśli tego chcesz, powiem ci
jedno – na pewno ci się uda. To jedna z
tych rzeczy, które w tobie lubię – gdy już
się na coś zdecydujesz, robisz to. Jeśli
właśnie tego pragniesz, na pewno zrobię
wszystko, żeby ci pomóc”. Takie słowa
mogą zachęcić go do przygotowania listy
potencjalnych klientów.
Ośmielanie wymaga empatii i
spojrzenia na świat oczami naszej drugiej
połówki. Najpierw musimy się
dowiedzieć, co jest dla niej istotne.
Dopiero wtedy możemy ją do tego
zachęcać. Za pomocą ośmielających słów
przekazujemy następujący komunikat:
„Wiem, troszczę się o ciebie, jestem z
tobą, jak mogę ci pomóc?”. Staramy się
pokazać, że wierzymy we współmałżonka
i jego możliwości. Wyrażamy uznanie i
pochwałę.
Większość z nas ma w sobie większy
potencjał, niż kiedykolwiek zdoła
rozwinąć. Często powstrzymuje nas przed
tym brak odwagi. Kochający małżonek
może dostarczyć nam katalizatora
niezbędnego do zmiany. Oczywiście
wypowiadanie ośmielających słów może
się okazać trudne. Może to nie być twój
ojczysty język miłości. Nauczenie się
drugiego języka może cię kosztować
wiele wysiłku. Będzie tak, zwłaszcza jeśli
często używasz słów krytycznych i
potępiających, ale zapewniam cię, że jest
to gra warta zachodu.

Uprzejme słowa
Miłość cechuje się uprzejmością, jeśli
więc chcemy wyrażać ją werbalnie,
musimy używać uprzejmych słów.
Chodzi o nasz sposób mówienia. To
samo zdanie może mieć dwa różne
znaczenia, w zależności od tego, jak je
wypowiemy. Wyrażenie „kocham cię”
wypowiedziane w sposób uprzejmy i
czuły może być rzeczywistym wyrazem
miłości. Jednak w wyrażeniu „kocham
cię?” znak zapytania całkowicie zmienia
znaczenie tych dwóch słów. Czasem
nasze słowa coś przekazują, ale nasz ton
wskazuje na coś zupełnie innego.
Wysyłamy sprzeczne sygnały. Nasz
małżonek zinterpretuje to przesłanie raczej
na podstawie tonu naszego głosu niż
słów, jakich użyjemy.
„Chętnie umyję dzisiaj naczynia”
wypowiedziane opryskliwie nie zostanie
odebrane jako wyrażenie miłości. Z
drugiej strony możemy się dzielić naszym
bólem, troską, a nawet złością w sposób
uprzejmy i wtedy będzie to okazywanie
miłości. „Jestem zawiedziona i dotknięta
tym, że nie zaproponowałeś mi dzisiaj
pomocy” wypowiedziane w sposób
szczery i uprzejmy może być wyrazem
miłości. Osoba mówiąca te słowa chce,
żeby jej małżonek dobrze ją znał. Próbuje
budować bliskość, dzieląc się swoimi
uczuciami. Szuka możliwości omówienia
jej bólu, by móc go złagodzić. Te same
słowa wypowiedziane głośno i ostro nie
będą wyrażały miłości, ale potępienie i
osąd.
Sposób, w jaki się wyrażamy, ma
niezwykle istotne znaczenie. Starożytny
mędrzec powiedział kiedyś: „Łagodna
odpowiedź odbiera gniew”. Gdy twój
współmałżonek jest zły, zdenerwowany i
rzuca gniewne słowa, a ty postanowisz, że
chcesz okazać swoją miłość, nie
odpowiesz większym gniewem, ale
łagodnym tonem. To, co on mówi,
potraktujesz jako informację o jego stanie
emocjonalnym. Pozwolisz mu
opowiedzieć o jego poczuciu krzywdy,
złości i przedstawić jego wersję wydarzeń.
Spróbujesz się postawić na jego miejscu i
spojrzeć na dane wydarzenie jego oczami,
a następnie łagodnie i uprzejmie wyrazisz
swoje zrozumienie dla jego uczuć. Jeśli za
twoją sprawą doznał jakiejś przykrości,
przyznasz się do błędu i poprosisz o
przebaczenie. Jeśli twoje motywacje są
inne niż to, jak on je postrzega, uprzejmie
wyjaśnisz swoje. Będziesz dążyć do
zrozumienia i pogodzenia, nie zaś do
uznania twojej racji za jedyne logiczne
wyjaśnienie tego, co się wydarzyło. To
właśnie jest dojrzała miłość – miłość, do
której aspirujemy w rozwijającym się
małżeństwie.
Miłość nie prowadzi rachunku
przewinień. Miłość nie wypomina
minionych błędów. Nikt z nas nie jest
doskonały. W małżeństwie nie zawsze
robimy to, co najlepsze czy
najwłaściwsze. Czasem mówimy naszym
współmałżonkom bolesne rzeczy.
Przeszłości nie da się wymazać – możemy
ją tylko wyznać i zgodzić się, że coś w
niej było złe. Możemy poprosić o
przebaczenie i spróbować w przyszłości
zachować się inaczej. Po przyznaniu się
do błędu i poproszeniu o wybaczenie nie
jestem już w stanie zrobić nic więcej, co
mogłoby złagodzić ból zadany mojej
żonie. Jeśli to ona spowodowała moje
cierpienie, przyznała to i poprosiła o
przebaczenie, mogę wybrać drogę
sprawiedliwości albo wybaczenia. Jeśli
chcę sprawiedliwości i postanawiam
szukać rewanżu lub rekompensaty za
zadany mi ból, stawiam siebie w pozycji
sędziego, a żonę – w roli przestępcy.
Bliskość staje się niemożliwa. Jeśli jednak
wybieram przebaczenie, bliskość może
zostać przywrócona. To przebaczenie jest
drogą miłości.

Jestem
zdumiony tym,
jak wielu ludzi
psuje sobie
każdy nowy
dzień dniem
wczorajszym.

Jestem zdumiony tym, jak wielu ludzi


psuje sobie każdy nowy dzień dniem
wczorajszym. Koniecznie muszą do
dzisiejszego dnia przenieść dawniejsze
porażki, a czyniąc to, wprowadzają
dysonans w potencjalnie piękną
teraźniejszość. „Nie wierzę, że to zrobiłeś.
Chyba nigdy o tym nie zapomnę. Skąd
możesz wiedzieć, jak bardzo mnie
zraniłeś. Nie wiem, jak możesz być tak
zadowolony z siebie po tym, jak mnie
potraktowałeś. Powinieneś na kolanach
prosić mnie o przebaczenie. Nie wiem,
czy kiedykolwiek ci wybaczę”. To nie są
słowa miłości, ale goryczy, urazy i
zemsty.
Najlepsze, co możemy zrobić z
wcześniejszymi błędami, to pozwolić im
przejść do historii. Tak, to się stało. Na
pewno mogło sprawić ból. To cierpienie
może ciągle jeszcze trwać, ale
współmałżonek przyznał się do błędu i
poprosił cię o wybaczenie. Nie możemy
wymazać przeszłości, ale możemy ją
uznać za przeszłość. Możemy wybrać
dzisiaj wolne od wczorajszych błędów.
Przebaczenie to nie uczucie – to
zobowiązanie. To wybór, by okazać
miłosierdzie, a nie żywić stale urazy
wobec tego, kto popełnił przewinienie.
Przebaczanie jest sposobem wyrażania
miłości. „Kocham cię, zależy mi na tobie i
dlatego postanawiam ci wybaczyć. Choć
mój ból może trwać, nie pozwolę, by to,
co się stało, nas dzieliło. Mam nadzieję, że
z tego doświadczenia możemy wynieść
jakąś lekcję. Nie jesteś nieudacznikiem
dlatego, że popełniłeś błąd. Jesteś moim
mężem i od tego miejsca pójdziemy
razem”. To właśnie są wyrażenia
afirmatywne, wypowiedziane przy użyciu
uprzejmych słów.

Słowa pełne pokory


Miłość prosi, miłość nie przedstawia
żądań. Gdy żądam czegoś od mojej żony,
wchodzę w rolę rodzica, a ona – w rolę
dziecka. Rodzic mówi trzyletniemu
dziecku, co powinno, a wręcz co musi
zrobić. Tak musi być, ponieważ trzylatek
nie wie jeszcze, jak nawigować po
zdradzieckim morzu życia. W
małżeństwie jednak jesteśmy dorosłymi
partnerami zajmującymi równorzędne
pozycje. Na pewno nie jesteśmy idealni,
ale jesteśmy dorośli i jesteśmy partnerami.
Jeśli mamy rozwijać nasz intymny
związek, musimy znać potrzeby drugiej
osoby. Jeśli chcemy się kochać, musimy
wiedzieć, czego ona pragnie.
Sposób, w jaki wyrażamy te
pragnienia, jest niezwykle istotny. Jeśli
stają się one żądaniami, wykluczamy
możliwość bliskości i oddalamy się od
męża czy żony. Jeśli jednak przekazujemy
nasze potrzeby i pragnienia w formie
próśb, dajemy w ten sposób wskazówki,
nie przedstawiając ultimatum. Mąż, który
mówi: „Czy mogłabyś kiedyś zrobić ten
pyszny makaron?”, daje swojej żonie
wskazówki na temat tego, jak ona może
go kochać – w ten sposób budując
bliskość. Natomiast mąż mówiący: „Czy
my nie moglibyśmy choć raz zjeść czegoś
dobrego?” zachowuje się dziecinnie,
przedstawia żądanie, a jego żona
najpewniej odpowie: „Dobrze, więc sam
coś ugotuj!”. Żona, która mówi: „Czy
mógłbyś w ten weekend przeczyścić
rynny?”, wyraża swoją miłość poprzez
prośbę. Ale żona mówiąca: „Jeśli wkrótce
nie przeczyścisz tych rynien, odpadną od
ścian domu. Już wyrastają z nich drzewa!”
przestaje kochać i zaczyna dominować.
Gdy prosisz o coś swojego małżonka,
uznajesz jego wartość i umiejętności. Po
prostu wskazujesz, że ma on coś lub
potrafi zrobić coś, co jest dla ciebie
istotne. Jednak gdy czegoś żądasz, stajesz
się nie osobą kochającą, ale tyranem.
Twój małżonek nie czuje się
akceptowany, ale umniejszony. Z prośbą
wiąże się możliwość wyboru. Druga
osoba może spełnić twoją prośbę lub
odmówić tego, ponieważ miłość zawsze
daje wybór. To dlatego jest ważna. To, że
moja żona kocha mnie na tyle, by spełnić
moją prośbę, wskazuje na to, że jej na
mnie zależy, że mnie szanuje, podziwia i
chce zrobić coś, co mnie zadowoli.
Żądaniami nie można wymusić miłości.
Tak naprawdę współmałżonek może
spełnić moje żądania, ale nie wyrazi w ten
sposób miłości do mnie. Będzie to oznaka
strachu, poczucia winy albo innego
rodzaju emocji, ale nie miłości. Prośba
daje możliwość wyrażenia miłości,
podczas gdy żądanie tę możliwość
odbiera.

Więcej odmian
afirmacji
Wyrażenia afirmatywne to jeden z pięciu
podstawowych języków miłości. W
obrębie tego języka funkcjonuje jednak
wiele dialektów. Omówiliśmy już kilka z
nich, ale jest ich znacznie więcej. Na ich
temat powstały całe monografie naukowe
i wiele artykułów. Wspólną cechą
wszystkich tych dialektów jest używanie
słów do wyrażania afirmacji swojej żony
lub męża. Psycholog William James
stwierdził, że prawdopodobnie
najważniejszą ludzką potrzebą jest
poczucie, że jest się docenianym. Dla
wielu osób wyrażenia afirmatywne
stanowią spełnienie tej potrzeby. Jeśli
słowa nie są twoją mocną stroną, jeśli nie
jest to twój ojczysty język miłości, ale
uważasz, że może to być język miłości
twojego współmałżonka, spróbuj założyć
notatnik zatytułowany „Wyrażenia
afirmatywne”. Gdy przeczytasz artykuł
lub książkę o miłości, zapisz sobie
wyrażenia afirmatywne, które tam
znajdziesz. Gdy wysłuchasz wykładu na
temat miłości albo usłyszysz, jak ktoś
znajomy mówi coś pozytywnego o innej
osobie – zapisz to. Z czasem uzbiera ci się
długa lista wyrażeń, za pomocą których
będziesz w stanie komunikować swoją
miłość.
Możesz też spróbować używać
wyrażeń afirmatywnych w sposób
niebezpośredni – mówić rzeczy
pozytywne o współmałżonku, gdy nie ma
go w pobliżu. W końcu ktoś mu to
powtórzy i otrzymasz odpowiednią
gratyfikację. Powiedz swojej teściowej,
jak dobra jest twoja żona. Gdy teściowa
powtórzy córce, co o niej powiedziałeś,
efekt będzie wzmocniony i spotka cię
jeszcze większa nagroda. Chwal też swoją
żonę przy innych w jej obecności. Gdy za
jakieś osiągnięcie spotka cię publiczna
pochwała, koniecznie wspomnij o
zasługach twojej żony. Możesz też
spróbować zapisywać wyrażenia
afirmatywne. Słowo pisane ma tę zaletę,
że można do niego wielokrotnie
powracać.
Wiele lat temu, w mieście Little Rock
w stanie Arkansas, nauczyłem się czegoś
ważnego o wyrażeniach afirmatywnych i
językach miłości. Pewnego pięknego
wiosennego dnia odwiedziłem Billa i
Betty Jo. Mieszkali w bliźniaku
otoczonym białym, drewnianym płotem,
wokół którego rozciągał się zielony
trawnik obsypany wiosennymi kwiatami.
Było tam naprawdę sielankowo. Po
wejściu do środka zauważyłem jednak, że
tuż za progiem idylla się kończyła. Ich
małżeństwo było ruiną. Byli dwanaście lat
po ślubie, mieli dwójkę dzieci i
zastanawiali się, dlaczego w ogóle się
pobrali. Wydawało się, że kłócą się
dosłownie o wszystko. Zgadzali się tylko
co do tego, że oboje kochają swoje dzieci.
Gdy opowiadali mi swoją historię,
zauważyłem, że Bill jest pracoholikiem,
który nie ma zbyt wiele czasu dla Betty
Jo. Ona z kolei pracowała na pół etatu,
przede wszystkim po to, by nie spędzać
całego czasu w domu. Ich sposobem
radzenia sobie z rzeczywistością było
wycofanie. Starali się stworzyć jak
największy dystans między sobą, by ich
konflikty się nie nasilały. Ale wskaźniki
obydwu zbiorników miłości pokazywały,
że są puste.
Powiedzieli mi, że chodzili do
poradni małżeńskiej, ale niewiele im to
pomogło. Byli na moim seminarium na
temat małżeństwa, a ja następnego dnia
wyjeżdżałem z Little Rock.
Podejrzewałem, że będzie to moje jedyne
z nimi spotkanie, więc od razu wyłożyłem
wszystkie karty na stół.
Z każdym z nich z osobna spędziłem
po godzinie. Uważnie wysłuchałem obu
opowieści. Odkryłem, że mimo pustki w
ich związku i wielu nieporozumień
między nimi, cenili pewne cechy
współmałżonków. Bill przyznał:
− Betty Jo jest dobrą matką. Dobrze
też prowadzi dom i świetnie gotuje, o ile
w ogóle gotuje. Ale po prostu nie okazuje
mi uczuć. Ja haruję jak wół, a ona wcale
nie jest mi za to wdzięczna.
W czasie naszej rozmowy Betty Jo
stwierdziła, że Bill doskonale troszczy się
o rodzinę.
− Ale w domu nie robi nic, żeby mi
pomóc, i nigdy nie ma dla mnie czasu –
skarżyła się. – Jaki jest pożytek z domu,
samochodu kempingowego i wszystkiego
innego, jeśli nigdy razem z nich nie
korzystamy?
Dysponując tymi informacjami,
postanowiłem udzielić każdemu z nich
tylko jednej rady. Powiedziałem osobno
Billowi i Betty Jo, że każde z nich ma w
ręku klucz do poprawy emocjonalnej
atmosfery w ich małżeństwie.
− Tym kluczem – powiedziałem – jest
werbalne docenianie tego, co lubicie w
drugiej osobie, i zrezygnowanie na jakiś
czas z narzekania na to, czego nie lubicie.
Dokonaliśmy przeglądu
pozytywnych uwag, jakie już na swój
temat wypowiedzieli, i pomogłem Billowi
oraz Betty Jo sporządzić listę zalet
współmałżonków. Punkty na liście Billa
dotyczyły przede wszystkim tego, co
Betty Jo robiła jako matka, gospodyni
domowa i kucharka. Lista Betty Jo
odnosiła się przede wszystkim do ciężkiej
pracy Billa i jego troski o finanse rodziny.
Staraliśmy się, by wykazy te były jak
najbardziej szczegółowe.

Lista Betty Jo wyglądała mniej


więcej tak:
• Przez ostatnie dwanaście lat Bill
ani razu nie brał zwolnienia w
pracy.
• Bardzo angażuje się w swoją
pracę.
• W ciągu ostatnich lat kilka razy
awansował.
• Zawsze myśli o tym, jak
poprawić swoją
produktywność.
• Co miesiąc robi opłaty.
• Dobrze zarządza finansami.
• Trzy lata temu kupił nam
samochód kempingowy.
• Zajmuje się pielęgnacją ogrodu
albo płaci komuś, żeby to robił.
• Jest szczodry, jeśli chodzi o
pieniądze.
• Raz na miesiąc wyrzuca śmieci.
• Zgadza się, żebym
samodzielnie gospodarowała
pieniędzmi, które zarabiam.

Lista Billa wyglądała tak:


• Betty Jo codziennie ścieli
łóżka.
• Dba o czystość i porządek w
naszym domu.
• Codziennie rano przygotowuje
dzieciom porządne
śniadanie do szkoły.
• Mniej więcej trzy razy w
tygodniu przygotowuje obiad.
• Robi zakupy.
• Pomaga dzieciom w odrabianiu
prac domowych.
• Wozi dzieci na zajęcia w szkole
i przy kościele.
• Uczy pierwszą klasę w szkole
niedzielnej.
• Zawozi moje ubrania do pralni.
Zasugerowałem im, żeby poszerzali
listę o to, co zauważą w najbliższych
tygodniach. Podsunąłem im też pomysł,
by dwa razy w tygodniu wybierali jedną
pozytywną cechę i chwalili za nią tę drugą
osobę. Dałem im jeszcze jedną
wskazówkę. Powiedziałem Betty Jo, żeby
nie mówiła Billowi komplementu od
razu, gdy usłyszy jakąś pochwałę z jego
strony, ale żeby odpowiedziała tylko:
„Dziękuję ci, że to mówisz”. To samo
zasugerowałem Billowi. Zachęcałem ich,
by robili to w każdym tygodniu przez
najbliższe dwa miesiące i żeby
kontynuowali, jeśli okaże się, że to
pomaga. Gdyby ten eksperyment nie
zmienił emocjonalnej atmosfery w
małżeństwie, mogliby go uznać za
kolejną nieudaną próbę.
Następnego dnia wsiadłem do
samolotu i wróciłem do domu.
Zanotowałem sobie w kalendarzu, by
zadzwonić do Billa i Betty Jo za dwa
miesiące i sprawdzić, co się dzieje. Gdy
zatelefonowałem do nich w lecie,
chciałem porozmawiać z każdym z nich
osobno. Byłem zdziwiony, jak bardzo
zmieniła się postawa Billa. Domyślił się,
że Betty Jo dałem dokładnie taką samą
radę jak jemu, ale uznał, że to dobrze.
Betty Jo mówiła mu, że docenia to, jak
ciężko pracuje i jak dba o rodzinę.
− Naprawdę sprawiła, że znowu
poczułem się jak mężczyzna. Jeszcze
wiele przed nami, doktorze Chapman, ale
wierzę, że znowu jesteśmy na dobrej
drodze.
Jednak gdy rozmawiałem z Betty Jo,
odkryłem, że ona zrobiła zaledwie
maleńki kroczek. Powiedziała:
− Jest trochę lepiej, doktorze
Chapman. Bill prawi mi komplementy,
zgodnie z pana sugestią, i chyba są one
szczere, ale wciąż nie spędza ze mną
czasu. Ciągle jest tak zajęty pracą, że nie
mamy do tego okazji.
Słuchając Betty Jo, wiedziałem, że
dokonuję istotnego odkrycia. Język
miłości jednej osoby niekoniecznie musi
być językiem miłości jej współmałżonka.
Oczywiste było dla mnie, że językiem
miłości Billa był język wyrażeń
afirmatywnych. Pracował ciężko i lubił
to, czym zajmował się zawodowo, ale od
swojej żony potrzebował przede
wszystkim uznania dla swoich działań.
Zapewne było to uwarunkowane jego
dzieciństwem, a w życiu dorosłym jego
potrzeba uznania wcale nie była mniejsza.
Natomiast Betty Jo w zakresie
emocjonalnym życzyła sobie czegoś
zupełnie innego. To prowadzi nas do
drugiego języka miłości.

Twoja kolej

Podziel się ze swoją żoną / swoim


mężem sytuacjami, w których słowa
wywarły istotny – pozytywny lub
negatywny – wpływ na twoje życie.
Jeśli językiem miłości
twojego
współmałżonka są
WYRAŻENIA
AFIRMATYWNE:
1. Aby pamiętać o tym, że
wyrażenia afirmatywne
stanowią ojczysty język miłości
twojej żony / twojego męża,
przyklej do lustra lub w innym
miejscu, w którym będziesz ją
codziennie widzieć, karteczkę o
wielkości 8 × 12 cm i napisz na
niej:

Słowa są ważne!
Słowa są ważne!
Słowa są ważne!

2. Przez tydzień zapisuj wszystkie


wyrażenia afirmatywne, jakie
mówisz swojemu
współmałżonkowi.

W poniedziałek powiedziałem:
− Przygotowałaś bardzo
smaczne jedzenie.
− Naprawdę dobrze w tym
wyglądasz.
− Dziękuję, że odebrałaś rzeczy
z pralni.
We wtorek powiedziałem:
Może cię zdziwić to, jak dobrze
(albo źle) posługujesz się
wyrażeniami afirmatywnymi.
3. Postaw sobie za cel
powiedzenie twojej żonie /
twojemu mężowi innego
komplementu każdego dnia
przez miesiąc. Jeśli mówimy:
„Co dzień jabłko – zawsze
zdrówko”, być może prawdą
jest: „Co dzień pochwała –
zawsze miłość”. (Możesz
zapisywać komplementy, by
ich nie powtarzać).

4. Gdy oglądasz coś w telewizji,


czytasz, słuchasz rozmów osób
trzecich, wyłapuj wyrażenia
afirmatywne, których używają
inni. Zapisuj je sobie w notesie
lub na nośniku elektronicznym.
Co jakiś czas je czytaj i
wybieraj te, których ty sam
możesz użyć. Gdy zastosujesz
któreś wyrażenie, zapisuj datę,
kiedy to zrobiłeś. Twój notes
może się stać księgą miłości.
Pamiętaj – słowa są ważne!

5. Napisz list miłosny albo


notatkę, albo wypełnione
miłością zdanie zaadresowane
do swojej żony / swojego
męża, i wręcz je
współmałżonkowi dyskretnie
albo uroczyście. Pewnego dnia
być może znajdziesz swój list
miłosny umieszczony w
szczególnym miejscu. Słowa są
ważne!

6. Skomplementuj swoją żonę /


swojego męża w towarzystwie
przyjaciół lub teściów.
Skorzystasz na tym podwójnie:
twój współmałżonek będzie się
czuł kochany, a teściowie
poczują, że dobrze mieć
takiego zięcia lub synową.

7. Zastanów się nad dobrymi


cechami żony / męża i
powiedz, jak bardzo je cenisz.
Prawdopodobnie druga strona
postara się sprostać tej opinii.

8. Powiedz swoim dzieciom, że


ich ojciec lub matka jest
świetny / świetna. Rób to, gdy
twojego męża / twojej żony
przy tym nie ma, a także w
jego / jej obecności.
rozdział 5

JĘZYK MIŁOŚCI # 2
Dobry czas

d początku powinienem był


O zrozumieć, jaki jest ojczysty język
miłości Betty Jo. Co mi powiedziała, gdy
tamtego wiosennego dnia odwiedziłem ją
i Billa w Little Rock?
− Bill doskonale troszczy się o
rodzinę, ale wcale nie spędza ze mną
czasu. Jaki jest pożytek ze wszystkiego,
co mamy, jeśli nigdy nie korzystamy z
tego razem?
Czego pragnęła? Spędzania dobrego
czasu z Billem. Potrzebowała jego uwagi.
Chciała, żeby skupił się na niej, dzielił z
nią swój czas, robił z nią różne rzeczy.
Jako „dobry czas” rozumiem
całkowite skupienie się na kimś. Nie mam
na myśli siedzenia na kanapie i
wspólnego oglądania telewizji. Gdy
spędzasz czas w ten sposób, twoja uwaga
skupiona jest na danym programie, nie
zaś na współmałżonku. Chodzi mi o
siedzenie obok siebie, przy wyłączonym
telewizorze, patrzenie sobie w oczy i
rozmawianie, całkowite skupienie się na
sobie nawzajem. Warto też pójść na
spacer tylko we dwoje albo wybrać się na
kolację, patrzeć na siebie i rozmawiać.
Czy zauważyliście, że w restauracji prawie
zawsze można odróżnić parę podczas
randki od małżeństwa? Randkujące pary
wpatrują się w siebie i rozmawiają ze
sobą. Małżeństwa siedzą przy stoliku i
obserwują restaurację. Jakby przyszli tam
tylko po to, żeby się najeść!
Gdy siedzę z moją żoną i przez
dwadzieścia minut skupiam się tylko na
niej, a ona robi to samo dla mnie,
oddajemy sobie po dwadzieścia minut
życia. Ten czas nigdy już do nas nie
wróci, każde z nas oddaje drugiemu
swoje życie. To bardzo wyrazisty sposób
komunikowania miłości.
Jedno lekarstwo nie zdoła uleczyć
wszystkich chorób. Udzielając rad Billowi
i Betty Jo, popełniłem poważny błąd.
Założyłem, że wyrażenia afirmatywne
będą dla Betty Jo znaczyły równie wiele
co dla Billa. Miałem nadzieję, że jeśli
każde z nich w odpowiedni sposób
wyrazi swoją afirmację drugiej osoby,
atmosfera uczuciowa w ich małżeństwie
się zmieni i oboje zaczną czuć, że są
kochani. W przypadku Billa tak właśnie
się stało. Zaczął odczuwać bardziej
pozytywne emocje w stosunku do Betty
Jo, zaczął odbierać rzeczywiste uznanie
dla jego ciężkiej pracy. Jednak w
przypadku Betty Jo nie poszło tak dobrze,
ponieważ wyrażenia afirmatywne nie były
jej ojczystym językiem miłości. Jej
językiem był dobry czas.
Przez telefon podziękowałem Billowi
za wysiłki, które poczynił w ciągu
minionych dwóch miesięcy.
Powiedziałem mu, że dobrze sobie
poradził z werbalną afirmacją Betty Jo,
którą ona usłyszała.
− Ale, doktorze Chapman –
powiedział Bill – ona wciąż nie jest zbyt
szczęśliwa. U niej chyba nie nastąpiła
znacząca poprawa.
− Masz rację – powiedziałem – i
wiem, dlaczego tak jest. Problem polega
na tym, że podsunąłem ci zły język
miłości.
Bill zupełnie nie zrozumiał, o co mi
chodzi. Wyjaśniłem mu, że to, co
sprawia, iż dana osoba czuje się kochana,
nie zawsze okazuje się skuteczne w
przypadku innej osoby.
Zgodził się, że jego językiem miłości
są wyrażenia afirmatywne. Powiedział mi,
że było to dla niego ważne w dzieciństwie
i że czuł się dobrze, gdy Betty Jo
wyrażała uznanie dla tego, co robił.
Wyjaśniłem mu, że językiem miłości
Betty Jo nie jest język wyrażeń
afirmatywnych, ale dobry czas.
Wyjaśniłem Billowi, na czym polega
całkowite skupienie się na kimś – nie
chodzi o rozmowę w czasie czytania gazet
czy oglądania telewizji, ale o patrzenie
sobie w oczy, pełną koncentrację,
zrobienie czegoś, co Betty Jo lubi robić, i
to z pełnym zaangażowaniem.
− Może pójdę z nią do filharmonii –
powiedział Bill, a ja poczułem, że nad
Little Rock wschodzi nowy dzień. –
Doktorze Chapman, ona zawsze skarżyła
się na to, że nic nie robimy razem, że nie
spędzam z nią czasu. Mówiła mi: „Przed
ślubem chodziliśmy w różne miejsca i
robiliśmy różne rzeczy, ale teraz jesteś na
to zbyt zajęty”. To rzeczywiście jest jej
język miłości. Bez wątpienia! Ale co ja
mam zrobić? Moja praca jest bardzo
obciążająca.
− Opowiedz mi o tym – odrzekłem.
Przez kolejne dziesięć minut Bill
opowiadał mi, jak wspinał się po drabinie
korporacyjnej kariery, jak ciężko
pracował i jak dumny był ze swoich
osiągnięć. Opisał mi swoje marzenia.
Stwierdził, że w ciągu pięciu lat znajdzie
się w miejscu, do którego dąży.
− Czy chcesz być tam sam, czy
chcesz, żeby była tam też Betty Jo z
waszymi dziećmi? – zapytałem.
− Chcę, żeby ona była tam ze mną,
doktorze Chapman. Chcę, by dzieliła ze
mną radość. To dlatego zawsze boli mnie,
gdy krytykuje mnie za spędzanie czasu w
pracy. A ja robię to dla nas. Chciałem,
żeby była w to zaangażowana, ale ona
zawsze jest nastawiona negatywnie.
− Czy zaczynasz rozumieć, dlaczego
taka jest? – zapytałem. – Jej język miłości
stanowi dobry czas. Spędzałeś z nią tak
niewiele chwil, że jej zbiornik na miłość
jest pusty. Betty Jo nie znajduje
bezpieczeństwa w twojej miłości, dlatego
odreagowuje, odnosząc się do tego, co
według niej zabiera twój czas – twojej
pracy. Tak naprawdę nie nienawidzi tego,
co robisz. Nienawidzi tego, że tak rzadko
czuje twoją miłość. Na to jest tylko jedna
rada, Bill, i nie jest ona prosta. Musisz
znaleźć czas dla Betty Jo. Musisz ją
kochać przy użyciu odpowiedniego
języka miłości.
− Wiem, że ma pan rację, doktorze.
Od czego powinienem zacząć?
− Czy masz przy sobie ten notatnik,
w którym zapisałeś listę pozytywnych
cech Betty Jo?
− Mam go tutaj.
− Dobrze. W takim razie teraz
zrobimy kolejną listę. Jakie rzeczy –
według twojej wiedzy – Betty Jo
chciałaby robić z tobą? O czym
wspominała przez te wszystkie lata?

Oto lista Billa:


• Spędzać weekendy w górach
(czasem z dziećmi, a czasem
tylko we dwójkę).
• Zjeść razem lunch (w dobrej
restauracji, a od czasu do czasu
choćby w McDonald’s).
• Zatrudnić opiekunkę do dzieci
i zabrać Betty Jo na kolację
tylko dla nas dwojga.
• Gdy wracam wieczorem do
domu – usiąść i porozmawiać z
nią o tym, jak minął mój dzień,
oraz wysłuchać opowieści o jej
dniu. (Chciałaby, żebym w
trakcie takiej rozmowy nie
oglądał telewizji).
• Spędzać czas z dziećmi,
rozmawiając o tym, co się
dzieje w szkole.
• Bawić się z dziećmi.
• Zabrać ją i dzieci w sobotę na
piknik, nie skarżąc się na
mrówki i muchy.
• Przynajmniej raz w roku
pojechać całą rodziną na
wakacje.
• Pójść z nią na spacer i
porozmawiać w czasie tej
przechadzki.

− Przez te wszystkie lata właśnie o


takich rzeczach mówiła – powiedział Bill.
− Wiesz, co teraz zasugeruję, prawda?
− Muszę zacząć to robić – odrzekł.
− Właśnie! Co tydzień przez
najbliższe dwa miesiące zrób jedną z tych
rzeczy. Jak masz znaleźć na to czas? Jesteś
mądrym człowiekiem, uda ci się to. Nie
osiągnąłbyś tego, co osiągnąłeś, gdybyś
nie potrafił podejmować trafnych decyzji.
Będziesz umiał zaplanować swoje życie i
uwzględnić Betty Jo w tych planach.
− Wiem – odparł. – Uda mi się to.
− Bill, to nie oznacza, że musisz
ograniczyć swoje plany zawodowe.
Chodzi tylko o to, żeby Betty Jo i wasze
dzieci były z tobą, gdy już dotrzesz na
szczyt.
Lata mijały. Bill i Betty Jo dotarli na
szczyt i z niego spadli, ale ważne było to,
że robili to razem. Ich dzieci wyfrunęły z
gniazda, a Bill i Betty Jo zgodnie
twierdzą, że teraz trwają ich najlepsze lata.
Bill stał się zagorzałym fanem muzyki
symfonicznej, a Betty Jo w swoim
notatniku sporządziła niekończącą się listę
tego, co ceni w Billu. On zawsze chętnie
o tym słyszy. Bill ma obecnie własną
firmę i powoli wraca na szczyt. Jego praca
nie jest już zagrożeniem dla Betty Jo. Ona
cieszy się z niej i motywuje męża. Wie, że
to ona jest najważniejsza w jego życiu. Jej
zbiornik na miłość jest pełny, a gdy
zaczyna w nim czegoś brakować, wie, że
gdy tylko poprosi Billa, on skoncentruje
się wyłącznie na niej.
Skupiona uwaga
Nie wystarczy tylko znajdować się z kimś
w jednym pokoju. Kluczowym
elementem spędzania razem dobrego
czasu jest skupienie swojej uwagi na
drugiej osobie – zwłaszcza obecnie, gdy
tak wiele rzeczy wokół nas rozprasza.
Gdy ojciec siedzi na podłodze i gra w
piłkę ze swoim dwuletnim dzieckiem,
jego uwaga skupia się na dziecku, nie na
piłce. Przez krótką chwilę – nieważne, ile
ona trwa – są razem. Jeśli jednak ojciec w
trakcie gry rozmawia przez telefon, jego
uwaga jest rozproszona. Niektórzy
mężowie i niektóre żony uważają, że
spędzają wspólnie czas, podczas gdy w
rzeczywistości tylko żyją blisko siebie.
Przebywają w tym samym czasie w
jednym domu, ale nie są razem. Żona,
która pisze smsy, gdy jej mąż do niej
mówi, nie spędza z nim dobrego czasu,
ponieważ nie obdarza go pełną uwagą.
Dobry czas nie oznacza, że mamy
stale wpatrywać się sobie w oczy. Polega
na robieniu czegoś wspólnie i
poświęcaniu uwagi drugiej osobie.
Zajęcia, w które angażujemy się razem,
zdarzają się rzadko. W wymiarze
emocjonalnym istotne jest spędzanie
czasu skupionego na sobie nawzajem.
Działanie to czynnik budujący poczucie
wspólnoty. W przypadku ojca grającego
w piłkę ze swoim dwuletnim dzieckiem
nie jest ważna sama czynność, ale uczucia,
które rodzą się między ojcem a
maluchem.
Także mąż i żona grający w tenisa –
jeśli rzeczywiście trwa ich dobry czas –
koncentrują się nie na samej grze, ale na
tym, że robią coś razem. Istotne jest to, co
dzieje się na poziomie uczuciowym.
Poświęcanie czasu na realizację
wspólnego celu informuje o trosce o
drugą osobę, o radości z bycia razem, z
tego, że robimy coś wspólnie.

Dobra rozmowa
Język dobrego czasu – tak jak język
wyrażeń afirmatywnych – tworzą różne
dialekty, spośród których jednym z
najbardziej rozpowszechnionych jest
dobra rozmowa. Przez to określenie
rozumiem życzliwy dialog, w trakcie
którego dwie osoby dzielą się swoimi
doświadczeniami, myślami, uczuciami i
pragnieniami w sprzyjających,
niezakłóconych niczym okolicznościach.
Większość osób skarżących się na to, że
mąż czy żona z nimi nie rozmawia, nie
ma na myśli tego, że współmałżonek w
ogóle nic nie mówi. Chodzi im raczej o
to, że nie angażuje się w życzliwy dialog.
Jeśli ojczystym językiem miłości twojej
żony czy twojego męża jest język
dobrego czasu, taki dialog jest niezbędny,
by odczuwali, że są kochani.
Większość
osób
skarżących się
na to, że mąż
czy żona z
nimi nie
rozmawia, nie
ma na myśli
tego, że
współmałżonek
w ogóle nic nie
mówi.

Dobra rozmowa zasadniczo różni się


od pierwszego języka miłości. Wyrażenia
afirmatywne skupiają się na tym, co
mówimy, a dobra rozmowa − na tym, co
słyszymy. Jeśli okazuję ci moją miłość
poprzez dobry czas i ten czas spędzimy na
rozmowie, oznacza to, że będę cię
zachęcać i życzliwie słuchać tego, co masz
mi do powiedzenia. Będę zadawać
pytania, nie wywierając presji, ale starając
się naprawdę zrozumieć, co myślisz,
czujesz, o czym marzysz.
Patricka poznałem gdy miał
czterdzieści trzy lata i od siedemnastu lat
był żonaty. Pamiętam go, bo pierwsze
słowa, jakie wypowiedział, były
niezwykle dramatyczne. Patrick siedział w
skórzanym fotelu w moim gabinecie i po
krótkim przedstawieniu się pochylił się w
przód i powiedział z naciskiem:
− Doktorze Chapman, byłem
głupcem. Skończonym głupcem!
− Dlaczego tak uważasz? – zapytałem.
− Byłem żonaty przez siedemnaście
lat – odpowiedział – i żona ode mnie
odeszła. Dopiero teraz widzę, jakim
byłem głupcem.
− Dlaczego sądzisz, że byłeś
głupcem? – powtórzyłem swoje pytanie.
− Moja żona wracała po pracy do
domu i opowiadała mi o problemach w
biurze. Słuchałem jej, a potem mówiłem,
co moim zdaniem powinna zrobić.
Zawsze dawałem jej rady. Mówiłem, że
musi stawić czoła sytuacji. „Problemy
same nie mijają. Musisz porozmawiać z
ludźmi, którzy sprawiają ci kłopoty, albo
z przełożonymi. Musisz stawić czoła
problemowi”. Następnego dnia
przychodziła z pracy i opowiadała mi
dokładnie o tych samych trudnościach.
Pytałem, czy zrobiła to, co jej
sugerowałem poprzedniego dnia. Ona
kręciła głową i przyznawała, że tak się nie
stało. Ja powtarzałem więc moje rady.
Mówiłem, że tylko tak może poradzić
sobie z daną sytuacją. Kolejnego dnia
wracała do domu i mówiła dokładnie o
tych samych problemach. Ja znowu
zadawałem pytanie, czy skorzystała z
moich zaleceń. Ona znowu potrząsała
głową i mówiła, że tego nie zrobiła.
Po trzech czy czterech takich
wieczorach zaczynałem się złościć.
Mówiłem, że nie powinna oczekiwać ode
mnie współczucia, jeśli nie korzystała z
moich porad. Oznajmiałem, że nie musi
żyć w takim stresie i pod taką presją. Że
rozwiąże problem, jeśli mnie posłucha. Jej
stres sprawiał mi ból, bo byłem
przekonany, że wcale nie musi go znosić.
A gdy następnym razem zaczynała mówić
o tego rodzaju kłopotach, ja mówiłem:
„Nie chcę o tym słyszeć. Mówiłem ci już,
co musisz zrobić. Jeśli nie słuchasz moich
rad – nie chcę nic wiedzieć o tej sprawie”.

Nie
potrzebowała
rad – chciała
tylko wiedzieć,
że ją
rozumiem.

Wycofywałem się i wracałem do


swoich zajęć. Teraz zaś zdałem sobie
sprawę, że gdy ona mówiła o swoich
problemach w pracy, nie oczekiwała ode
mnie rad. Oczekiwała współczucia.
Chciała, żebym jej wysłuchał, poświęcił
jej uwagę, chciała wiedzieć, że rozumiem
jej ból, stres, presję. Chciała wiedzieć, że
ją kocham i że jestem z nią. Nie
potrzebowała rad – chciała tylko
wiedzieć, że ją rozumiem. A ja nigdy nie
próbowałem jej zrozumieć. Byłem zbyt
zajęty dawaniem jej rad. A teraz jej nie
ma…
Dlaczego takich kwestii nie dostrzega
się w danym momencie? Byłem ślepy i
nie widziałem, co się dzieje. Dopiero teraz
uświadomiłem sobie, jak bardzo się na
mnie zawiodła.

Żonie Patricka potrzebna była dobra


rozmowa. W wymiarze uczuciowym
pragnęła, by mąż skupił się na niej,
wsłuchał się w jej ból i jej frustrację.
Patrick natomiast nie koncentrował się na
słuchaniu, ale na mówieniu. Słuchał tylko
przez tyle czasu, ile było niezbędne, by
wysłuchać opowieści o problemie i
znaleźć rozwiązanie. Nie słuchał na tyle
długo ani na tyle dobrze, by usłyszeć
wołanie żony o wsparcie i zrozumienie.
Wiele osób działa podobnie jak
Patrick. Jesteśmy przyzwyczajeni do
analizowania problemów i szukania
sposobów ich rozwikłania. Zapominamy,
że małżeństwo to związek, a nie projekt,
który należy zrealizować, czy sprawa do
załatwienia. Związek wymaga życzliwego
słuchania ze zrozumieniem myśli, uczuć i
pragnień drugiej osoby. Musimy być
przygotowani na udzielanie rad, ale tylko
wówczas, gdy partner tego od nas
oczekuje, i nigdy nie powinniśmy
przekazywać swoich zaleceń w sposób
protekcjonalny. Większość z nas ma
niewielkie doświadczenie w słuchaniu.
Lepiej radzimy sobie z myśleniem i
mówieniem. Nauka słuchania może być
tak trudna jak nauka obcego języka, ale
jest konieczna, jeśli chcemy umieć
komunikować naszą miłość. Umiejętność
ta jest szczególnie istotna, gdy ojczystym
językiem miłości twojego współmałżonka
jest dobry czas, a dialektem – dobra
rozmowa. Na szczęście na temat sztuki
słuchania napisano już wiele książek i
artykułów. Nie będę tu powtarzał tego, co
już powiedziano gdzie indziej, ale
podsumuję te praktyczne porady.

1. Utrzymuj kontakt wzrokowy,


gdy twój współmałżonek
mówi. Dzięki temu nie
będziesz się rozpraszać i
zakomunikujesz pełną
koncentrację na jego słowach.

2. Podczas słuchania nie zajmuj


się jednocześnie czymś
zupełnie innym. Pamiętaj, że
dobry czas oznacza skupienie
się wyłącznie na drugiej osobie.
Jeśli robisz coś, czego nie
możesz natychmiast przerwać –
powiedz o tym rozmówcy.
Można to zrobić w pozytywny
sposób, na przykład: „Wiem,
że chcesz mi coś powiedzieć i
jestem tym zainteresowany, ale
chciałbym się skoncentrować
tylko na tobie. Teraz nie mogę
tego zrobić, ale za dziesięć
minut skończę, usiądziemy i
wtedy cię wysłucham”.
Większość osób zaakceptuje
taką prośbę.

3. Słuchaj uczuć. Zastanów się,


jakie emocje są udziałem
drugiej osoby. Jeśli wydaje ci
się, że znasz odpowiedź,
potwierdź to, mówiąc na
przykład: „Wydaje mi się, że
jesteś zawiedziona, bo
zapomniałem ”. Dzięki temu
będzie ona mogła wyjaśnić
dokładnie, co czuje. W ten
sposób komunikujesz też swoje
zaangażowanie w słuchanie
tego, co mówi współmałżonek.

4. Zwracaj uwagę na mowę ciała.


Zaciśnięte pięści, drżące dłonie,
łzy, zmarszczone brwi i
rozbiegane spojrzenie mogą ci
podpowiedzieć, co odczuwa
druga osoba. Czasem język
ciała niesie inny przekaz, a
wypowiadane słowa – inny.
Poproś o doprecyzowanie, by
mieć pewność, co twój partner
naprawdę myśli i czuje.

5. Nie przerywaj.
Przeprowadzone niedawno
badania wykazały, że każda
osoba średnio już po 17
sekundach przerywa rozmówcy
i wtrąca własne koncepcje. Jeśli
w pełni skupiam się na tobie,
gdy mówisz, nie będę się
bronić ani rzucać oskarżeń w
twoją stronę, ani dogmatycznie
trwać przy swoim stanowisku.
Moim celem jest odkrycie tego,
co myślisz i czujesz. Nie jest
nim obrona ani poprawianie
ciebie. Celem jest to, by cię
zrozumieć.

Przeprowadzone
niedawno
badania
wykazały, że
każda osoba
średnio już po
17 sekundach
przerywa
rozmówcy i
wtrąca własne
koncepcje.
Nauka mówienia
Aby możliwa była dobra rozmowa,
potrzebne jest nie tylko życzliwe
słuchanie, ale też odsłonięcie się. Gdy
żona mówi: „Szkoda, że mój mąż tak
mało mówi; nigdy nie wiem, co myśli i
co czuje”, wyraża swoje pragnienie
bliskości. Chce być blisko małżonka, ale
jak to możliwe, jeśli w ogóle go nie zna?
Aby żona czuła miłość męża, mąż musi
się przed nią odsłonić. Jeśli jej ojczystym
językiem miłości jest dobry czas, a jej
dialektem dobra rozmowa, jej zbiornik na
miłość się nie wypełni, jeśli mąż nie
będzie mówił o tym, co myśli i czuje.
Odsłonięcie się dla niektórych z nas jest
trudne. Wiele osób dorasta w domach, w
których nie zachęcano do wyrażania
myśli i uczuć, a wręcz spotykało się to z
potępieniem. Prośba o nową zabawkę
wiązała się z wysłuchaniem wykładu o
kiepskim stanie rodzinnego konta.
Ostatecznie dziecko, odczuwając tego
rodzaju pragnienia, doświadczało
poczucia winy i szybko się uczyło, że nie
należy też komunikować innych potrzeb.
Gdy wyrażało złość, rodzice reagowali
ostrymi, krytycznymi słowami. W ten
sposób w dziecku utrwalało się
przekonanie, że wyrażanie gniewu nie jest
dozwolone. Jeśli w dziecku wywoływano
poczucie winy dlatego, że okazało
niezadowolenie, gdy ojciec nie chciał go
zabrać ze sobą na zakupy, dziecko uczyło
się ukrywać doznawane zawody. W ten
sposób zanim osiągniemy dorosłość,
wielu z nas wie już, że powinno hamować
swoje uczucia. Nie mamy kontaktu z
emocjonalną częścią naszej osobowości.
Żona pyta męża: „Co czujesz w
związku z tym, co zrobił Steve?”, a on
odpowiada: „Myślę, że postąpił źle;
powinien był…” – nie mówi jednak o
swoich uczuciach, a tylko o tym, co
myśli. Być może ma jakieś powody, by
odczuwać złość, ból, zawód, ale tak długo
żył w świecie myśli, że nie potrafi
rozpoznawać swoich uczuć. Gdy
zdecyduje się na naukę języka dobrej
rozmowy, będzie to przypominać naukę
języka obcego. Należy zacząć od
nawiązania kontaktu z własnymi
uczuciami, od świadomości, że jest się
istotą emocjonalną, choć ten aspekt
wyeliminowało się ze swojego życia.
Jeśli musisz się nauczyć języka dobrej
rozmowy, zacznij od notowania emocji,
jakie odczuwasz poza domem.
Codziennie noś przy sobie mały notatnik.
Trzy razy dziennie zadaj sobie pytanie:
jakie emocje odczuwałem w ciągu
ostatnich trzech godzin? Co czułem w
drodze do pracy, gdy samochód jadący za
mną „siedział mi na ogonie”? Co czułem,
kiedy przy tankowaniu pompa
automatyczna nie zadziałała na czas i
oblałem auto benzyną? Co czułem, gdy
dotarłem do biura i dowiedziałem się, że
projekt, na ukończenie którego miałem
dwa tygodnie, ma być gotowy za trzy
dni?
Zapisuj swoje emocje w notatniku,
opatrując je słowem czy wyrażeniem,
które pozwoli ci zapamiętać wydarzenie
wywołujące dane uczucia. Twoja lista
może wyglądać na przykład tak:

Wydarzenie Uczucia
• kierowca „na • złość
ogonie”

• stacja benzynowa •
zdenerwowanie
• koniec projektu za • frustracja i
trzy dni niepokój

Wykonuj to ćwiczenie trzy razy dziennie,


a zyskasz świadomość własnej
emocjonalnej natury. Korzystając z
notatek, opowiadaj współmałżonkowi o
emocjach i wydarzeniach, które były
twoim udziałem, tak często, jak to tylko
możliwe. Po kilku tygodniach nabędziesz
umiejętność swobodnego
komunikowania partnerowi własnych
emocji, a wreszcie będziesz w stanie bez
zahamowań mówić o swoich uczuciach
związanych z żoną czy mężem, z dziećmi
i wydarzeniami, które mają miejsce w
waszym domu. Pamiętaj – same emocje
nie są ani dobre, ani złe. Są to tylko nasze
psychologiczne reakcje na wydarzenia w
naszym życiu.
Wychodząc od naszych myśli i
emocji, ostatecznie dochodzimy do
określonych decyzji. Gdy na drodze ktoś
„siedział ci na ogonie” i poczułeś złość,
być może pomyślałeś: „Mógłby sobie
odpuścić; mógłby mnie wyprzedzić;
gdybym nie bał się mandatu, wcisnąłbym
gaz do dechy; powinienem wcisnąć
hamulec, a wtedy jego ubezpieczyciel
kupiłby mi nowy samochód; może zjadę
z drogi i pozwolę mu pojechać dalej”.
Ostatecznie podjąłeś jakąś decyzję bądź
też ten drugi kierowca zwolnił, skręcił,
wyprzedził cię, a ty bezpiecznie dotarłeś
do pracy. Każdemu wydarzeniu w
naszym życiu towarzyszą emocje, myśli,
pragnienia i, ostatecznie, działania.
Wyrażanie tego procesu nazywamy
odsłanianiem siebie. Jeśli postanawiasz się
nauczyć dialektu dobrej rozmowy, musisz
podążyć taką ścieżką edukacyjną.
Morza martwe i
szemrzące strumienie
Nie wszyscy są odseparowani od swoich
emocji, ale sposób mówienia każdego z
nas jest uwarunkowany cechami
osobowościowymi. Ja wyróżniam dwa
podstawowe modele mówienia. Pierwszy
nazywam „morzem martwym”. W Izraelu
wody z Jeziora Tyberiadzkiego płyną na
południe rzeką Jordan do Morza
Martwego. Jednak wody z Morza
Martwego nigdzie nie odpływają. Morze
Martwe przyjmuje, ale nie oddaje. Rodzaj
osobowości określany mianem „morza
martwego” stale przyjmuje różne
doświadczenia, emocje i myśli. Takie
osoby mają wielkie rezerwuary, w
których przechowują tego rodzaju
informacje, wcale nie odczuwając
potrzeby mówienia. Jeśli zapytasz osobę o
tego rodzaju osobowości: „Co się stało?
Dlaczego nic nie mówisz?”, ona
najpewniej odrzeknie: „Nic się nie stało,
dlaczego uważasz, że coś jest nie tak?”. Ta
odpowiedź jest szczera, takiemu
człowiekowi nie jest potrzebne mówienie.
Mógłby przejechać samochodem z
Chicago do Detroit, nie powiedzieć ani
słowa i byłby z tego zadowolony.
Na drugim końcu skali znajduje się
„szemrzący strumień”. W przypadku tego
typu osobowości cokolwiek wchłoną
oczy lub uszy, później wypowiedzą to
usta, a między jedną a drugą fazą rzadko
mija więcej niż 60 sekund. Tacy ludzie
mówią o wszystkim, co tylko zobaczą i
usłyszą. Jeśli zaś w domu nie ma nikogo,
z kim mogą porozmawiać, telefonują:
„Czy wiesz, co dzisiaj widziałam? Wiesz,
co słyszałam?”. Jeśli nie uda im się do
nikogo dodzwonić, zaczną mówić do
siebie, bo w ich osobowości nie ma
rezerwuaru. Morza martwe i szemrzące
strumienie często zawierają ze sobą
związki małżeńskie, tego rodzaju relacja
na etapie randek wydaje się bowiem
bardzo atrakcyjna.
Jeśli jesteś morzem martwym i
umawiasz się z szemrzącym strumieniem,
miło spędzisz wieczór. Nie musisz łamać
głowy: „Od czego zacząć rozmowę? Jak
nią kierować?”. Tak naprawdę w ogóle
nie musisz się nad niczym zastanawiać.
Musisz tylko kiwać głową i powtarzać:
„Aha”, ona wypełni sobą cały wieczór, a
ty wrócisz do domu, myśląc: „Co za
wspaniała osoba!”. Jeśli natomiast jesteś
szemrzącym strumieniem i spotykasz się z
morzem martwym, spędzisz równie miły
wieczór, ponieważ morza martwe to
najlepsi słuchacze na świecie. Przez trzy
godziny będziesz paplać. On będzie cię
uważnie słuchał i wrócisz do domu,
myśląc: „Jaki to wspaniały facet”.
Będziecie się wzajemnie przyciągać.
Jednak kilka lat po ślubie szemrzący
strumień budzi się pewnego ranka i
mówi: „Jesteśmy małżeństwem od pięciu
lat, a ja w ogóle go nie znam”. Morze
martwe natomiast mówi: „Zbyt dobrze ją
znam; chciałbym, żeby przerwała potok
słów i dała mi odpocząć”. Pozytywnym
aspektem jest to, że morze martwe może
się nauczyć mówienia, a szemrzący
strumień − słuchania. Nasza osobowość
ma na nas wpływ, ale nie determinuje w
pełni naszych zachowań.
Jednym ze sposobów uczenia się
nowych wzorców zachowania jest
wspólne zarezerwowanie każdego dnia
czasu na to, by każde z was opowiedziało
drugiemu o trzech rzeczach, które się
wam przydarzyły, i o tym, jak się w
związku z tym czuje. Nazywam to
„minimalnym wymogiem codziennym”
dobrego małżeństwa. Jeśli zaczniecie od
codziennego minimum, po kilku
tygodniach lub miesiącach dobra
rozmowa między wami będzie coraz
bardziej udana.

Dobre zajęcia
Oprócz podstawowego języka dobrego
czasu i pełnego skupienia uwagi na
twoim współmałżonku istnieje też dialekt
dobrych zajęć. Podczas jednego z
seminariów na temat małżeństwa
poprosiłem pary o uzupełnienie
następującego zdania: „Najmocniej czuję
miłość męża / żony, gdy
_______________”. Oto odpowiedź
udzielona przez 29-letniego męża po
ośmiu latach małżeństwa: „Najmocniej
czuję miłość mojej żony, gdy robimy coś
razem – coś, czym oboje lubimy się
zajmować. Więcej wtedy rozmawiamy.
To trochę tak, jakbyśmy znowu chodzili
na randki”. To typowa odpowiedź osób,
których ojczystym językiem miłości jest
dobry czas. Nacisk zostaje położony na
bycie ze sobą, robienie czegoś razem,
pełne skupianie uwagi na sobie
nawzajem.
Dobre zajęcia mogą oznaczać
cokolwiek, co interesuje przynajmniej
jedno z was. Najważniejsze jest nie to, co
robicie, ale dlaczego to robicie. Waszym
celem jest wspólne doświadczanie tego
samego, zrobienie czegoś z myślą:
„Zależy mu na mnie – chciał wspólnie ze
mną zająć się czymś, co sprawia mi
radość, i robił to z pozytywnym
nastawieniem”. To właśnie jest miłość, a
dla niektórych − najsilniejszy jej przejaw.
Jednym z ulubionych sposobów
spędzania wolnego czasu jest dla Emily
przeglądanie książek w księgarniach, od
wielkich sklepów po malutkie
antykwariaty. Jej mąż Jeff, mniej gorliwy
miłośnik czytania, nauczył się w ten
sposób spędzać z żoną czas, a nawet
wyszukiwać książki, które mogłyby się
jej podobać. Z kolei Emily nauczyła się
iść na kompromis i nie spędza w
księgarniach pół dnia. Dzięki temu Jeff
może z dumą powiedzieć: „Obiecałem
sobie dawno, że jeśli Emily będzie chciała
mieć jakąś książkę, kupię ją dla niej”. Jeff
być może nigdy nie stanie się molem
książkowym, ale osiągnął profesjonalny
poziom w miłości do żony.
Dobrymi zajęciami mogą być:
uprawianie ogrodu, zwiedzanie,
kupowanie antyków, chodzenie na
koncerty, długie spacery, podejmowanie
gości domową zupą i chlebem. Zakres
tych czynności ograniczają wyłącznie
wasze zainteresowania i chęć szukania
nowych doświadczeń. Dobre zajęcia mają
trzy podstawowe cechy: 1) przynajmniej
jedno z was chce coś robić; 2) druga
osoba może to zrobić; 3) oboje wiecie, z
jakiego powodu macie to robić – po to,
by wyrazić miłość poprzez wspólne
spędzanie czasu.
Jedną z pochodnych dobrych zajęć
jest budowanie banku pamięci, z którego
można czerpać przez lata. Do
szczęśliwych należą te pary, które
pamiętają wspólny poranny spacer
wzdłuż wybrzeża, wiosenne sadzenie
kwiatów w ogrodzie, poparzenie
bluszczem przy ganianiu za królikiem po
lesie, pierwszy wspólny mecz ligi
bejsbolowej, pierwszy i jedyny wyjazd na
narty, gdy on złamał nogę, wizyty w
wesołych miasteczkach, katedrach,
koncerty, i, no tak, to cudowne uczucie,
gdy po kilku kilometrach wspinania się
stanęli razem za wodospadem. To
wspomnienie spowija ich do dziś niczym
mgiełka rozpryskujących się kropli wody.
Są to wspomnienia miłości, zwłaszcza dla
osób, których ojczystym językiem miłości
jest dobry czas.
Jak znaleźć czas na takie zajęcia,
zwłaszcza jeśli oboje pracujemy poza
domem? Powinniśmy go znajdować tak
samo, jak znajdujemy czas na obiad i
kolację. Dlaczego? Bo dla naszego
małżeństwa dobry czas jest równie
istotny, jak ważne są posiłki dla zdrowia.
Czy to trudne? Czy wymaga
szczegółowego planowania? Owszem.
Czy to znaczy, że trzeba zaniechać jakichś
samodzielnych zajęć? Być może. Czy to
znaczy, że trzeba robić coś, czego
samemu się nie lubi? Na pewno. Czy
warto? Bez wątpienia. Co ja będę z tego
mieć? Przyjemność z mieszkania z osobą,
która czuje się kochana, i z tego, że
nauczysz się płynnie posługiwać jego lub
jej językiem miłości.
Chciałbym podziękować Billowi i
Betty Jo z Little Rock, którzy nauczyli
mnie znaczenia pierwszego języka miłości
(wyrażeń afirmatywnych) i drugiego
języka miłości (dobrego czasu). A teraz
czas na Chicago i język miłości numer
trzy.

Twoja kolej

Co w waszym małżeństwie
uniemożliwia wam spędzanie dobrego
czasu?
Jeśli językiem miłości
twojego
współmałżonka jest
DOBRY CZAS:
1. Wybierzcie się na spacer w
miejsce, w którym dorastało
jedno z was. Zadawaj
partnerowi pytania o
dzieciństwo. Zapytaj: „Jakie
masz dobre wspomnienia ze
swojego dzieciństwa?”. A
następnie: „Co złego spotkało
cię w dzieciństwie?”.

2. Pójdźcie do parku i
wypożyczcie rowery.
Zacznijcie jeździć, aż się
zmęczycie, wtedy usiądźcie i
popatrzcie na kaczki. Gdy
zmęczy was ich kwakanie,
przejdźcie się do ogrodu
różanego. Dowiedzcie się, jaki
kolor kwiatów każde z was lubi
najbardziej i dlaczego.

3. Zapytaj współmałżonka o listę


pięciu rzeczy, które chciałby
lub chciałaby z tobą robić.
Zaplanujcie realizację jednej z
nich każdego miesiąca. Jeśli
problemem są pieniądze,
wymieszajcie kolejność zajęć
niewymagających nakładów
finansowych i tych, na które
może brakować pieniędzy.

4. Spytaj swojego męża / swoją


żonę, gdzie najbardziej lubi
siedzieć, gdy ze sobą
rozmawiacie. W następnym
tygodniu wyślij smsa o
przykładowej treści: „Chcę się z
tobą umówić, że któregoś
wieczoru w tym tygodniu
usiądziemy na werandzie i
porozmawiamy. Który dzień i
która godzina byłyby dla ciebie
najdogodniejsze?”.

5. Pomyśl o czymś, co lubi robić


twój mąż / twoja żona, ale co
tobie nie sprawia przyjemności:
wyścigi samochodowe,
pchli targ, siłownia. Powiedz,
że chcesz poszerzyć swoje
horyzonty i chciałbyś w tym
miesiącu zrobić wspólnie coś w
tym rodzaju. Ustalcie datę i
zaangażuj się w to.

6. Zaplanujcie wspólny wyjazd na


jeden z weekendów w ciągu
najbliższych sześciu miesięcy.
W tym czasie nie możecie
dzwonić do biura ani zajmować
się dziećmi. Skupcie się na
wspólnym relaksie dzięki
zajęciu, które lubi przynajmniej
jedno z was.

7. Codziennie znajdźcie czas, by


każde z was opowiedziało
drugiemu o wydarzeniach
danego dnia. Jeśli spędzacie
więcej czasu na Facebooku, niż
rozmawiając ze sobą, możecie
bardziej zajmować się setką
znajomych niż sobą nawzajem.

8. Raz na trzy miesiące urządźcie


sobie „wieczór z własną
historią”. Zarezerwujcie sobie
godzinę na rozmowę o waszej
przeszłości. Wybierzcie pięć
pytań, na które odpowie każde
z was, na przykład:

• Kto był najlepszym, a kto


najgorszym nauczycielem w
twojej szkole i dlaczego?
• Kiedy pierwszy raz poczułeś,
że rodzice są z ciebie dumni?
• Jaki największy błąd popełniła
twoja matka?
• Jaki największy błąd popełnił
twój ojciec?
• Jakie masz wspomnienia z
dzieciństwa związane z
religijnością?

9. Za każdym razem najpierw


ustalcie treść tych pytań. Gdy
przejdziecie przez wszystkie,
zdecydujcie, na jakie pytania
odpowiecie sobie następnym
razem.

10. Zróbcie sobie biwak w salonie.


Rozłóżcie na podłodze koce i
poduszki. Weźcie colę i
prażoną kukurydzę. Udawajcie,
że zepsuł się telewizor, i
rozmawiajcie, tak jak
rozmawialiście w czasie randek.
Rozmawiajcie, dopóki nie
nastanie świt lub nie wydarzy
się coś innego. Jeśli podłoga
okaże się za twarda – wróćcie
do łóżka. To będzie
niezapomniany wieczór!
rozdział 6

JĘZYK MIŁOŚCI # 3
Przyjmowanie
podarunków

Chicago studiowałem
W antropologię. Dzięki
szczegółowym opisom poszczególnych
kultur poznawałem fascynujące narody na
całym świecie. Byłem w Ameryce
Środkowej i badałem rozwój kultury
Majów i Azteków. Przemierzyłem
Pacyfik i zajmowałem się plemionami
Melanezji i Polinezji. Badałem życie
Eskimosów mieszkających w tundrze na
północy i tubylczych Ajnów z Japonii.
Szczegółowo zajmowałem się wzorcami
kulturowymi miłości i małżeństwa i
odkryłem, że w każdej z tych kultur
elementem przechodzenia od miłości do
małżeństwa były podarunki.
Antropologów intrygują wzorce
kulturowe istniejące w różnych kulturach
i ja też byłem nimi zaintrygowany. Czy to
możliwe, że dawanie podarunków jest
podstawowym sposobem wyrażania
miłości, który przekracza wszelkie granice
kulturowe? Czy postawie miłości zawsze
towarzyszy idea obdarowywania? Jeśli
odpowiedź na te akademickie i nieco
filozoficzne pytania jest pozytywna, może
to mieć istotne znaczenie praktyczne dla
małżeństw.

„Sok dla ciebie”


Odbyłem antropologiczne badanie
terenowe na wyspie Dominika. Naszym
celem było badanie kultury plemion
Karaibów. W czasie tego wyjazdu
poznałem Freda. Nie był on Karaibem,
ale młodym czarnoskórym mężczyzną w
wieku dwudziestu ośmiu lat. Fred stracił
dłoń, kiedy łowił ryby przy użyciu
dynamitu. Od czasu tego wypadku nie
mógł już się zajmować rybołówstwem.
Miał więc dużo czasu, a ja lubiłem jego
towarzystwo. Spędziliśmy wiele godzin,
rozmawiając o kulturze jego narodu.
W czasie mojej pierwszej wizyty w
jego domu Fred zapytał:
− Panie Gary, czy napiłby się pan
soku? – a ja chętnie się zgodziłem. Fred
spojrzał na swojego młodszego brata i
powiedział:
− Przynieś panu Gary’emu sok.
Brat Freda odwrócił się, przeszedł
przez podwórko, wspiął się na palmę
kokosową i wrócił do nas z zielonym
kokosem w ręku.
− Otwórz go – powiedział Fred. Za
pomocą trzech wprawnych ruchów
maczetą brat Freda przyciął owoc, tworząc
w skorupie trójkątną dziurę. Fred wręczył
mi orzech, mówiąc:
− Proszę, oto sok dla pana.
Kokos był niedojrzały, ale wypiłem
sok w całości, bo wiedziałem, że to był
dar złożony z miłością. Byłem jego
przyjacielem, a przyjaciół częstuje się
sokiem.
Mijały tygodnie, a gdy szykowałem
się do opuszczenia tej małej wyspy, Fred
wręczył mi ostatni dowód swojego
oddania. Był to zakrzywiony kij o
długości ponad 30 centymetrów, który
mężczyzna znalazł w oceanie. Faktura
drąga była bardzo delikatna wskutek
wygładzenia przez skały, o które się
obijał. Fred powiedział, że kij żył bardzo
długo u wybrzeży Dominiki, a on daje mi
go, abym pamiętał o jego pięknej wyspie.
Nawet teraz, gdy patrzę na ten badyl,
niemal słyszę szum karaibskich fal, choć
jest to nie tyle pamiątka z Dominiki, co
pamiątka miłości.
Dar to coś, co możesz wziąć w ręce i
powiedzieć: „On myślał o mnie” albo:
„Pamiętała o mnie”. Musisz rzeczywiście
o kimś myśleć, żeby dać mu podarunek.
Sam dar jest symbolem tego myślenia.
Nie jest ważne to, czy kosztował dużo
pieniędzy. Ważne jest to, że o nim
pomyślałeś. I nie chodzi tu wyłącznie o
myśl zamkniętą w umyśle, ale o myśl
wyrażoną poprzez zabezpieczenie
prezentu i przekazanie go jako wyrazu
miłości.
Matki pamiętają, gdy dzieci
obdarowują je kwiatami z ogródka. Czują
się kochane, nawet jeśli same nie
zamierzały tych konkretnych kwiatów
zrywać. Od samego początku dzieci
zachęca się do przygotowywania
podarunków dla swoich rodziców, co
także wskazuje, że dawanie prezentów to
podstawowy przejaw miłości.
Podarunki są wizualnymi symbolami
miłości. W czasie większości ceremonii
zaślubin następuje moment wymiany
obrączek. Osoba prowadząca ceremonię
mówi: „Te obrączki są zewnętrznymi i
widzialnymi znakami wewnętrznej i
duchowej więzi, która łączy dwa serca w
miłości niemającej końca”. Nie jest to
tylko zgrabne retorycznie sformułowanie.
Chodzi o wyrażenie istotnej prawdy –
symbole mają wartość emocjonalną.
Chyba najlepiej ilustruje to schyłek
rozpadającego się małżeństwa, gdy któreś
z małżonków przestaje nosić obrączkę. To
wyraźny znak, że związek ten ma
poważne kłopoty. Pewien mąż powiedział
mi kiedyś: „Gdy rzuciła we mnie
obrączką i wybiegła z domu, trzaskając za
sobą drzwiami, wiedziałem, że nasze
małżeństwo jest w tarapatach. Nie
podniosłem tej obrączki przez dwa dni. A
gdy wreszcie to zrobiłem, rozpłakałem
się”. Obrączka symbolizowała to, co
powinno trwać, ale gdy znajdowała się w
dłoni mężczyzny, a nie na serdecznym
palcu jego żony, przypominała, że ich
małżeństwo się rozpada. Porzucona
obrączka wywołała u tego męża
gwałtowne emocje.
Dla niektórych ludzi wizualne
symbole miłości są dużo ważniejsze niż
dla innych. To dlatego różne osoby mają
różne nastawienie do obrączek. Niektórzy
po ślubie nigdy ich nie zdejmują. Inni w
ogóle ich nie noszą. To także pokazuje, że
ludzie mówią innymi ojczystymi
językami miłości. Jeśli otrzymywanie
podarunków jest moim ojczystym
językiem miłości, obrączka, którą mi
dałaś, będzie dla mnie miała wielką
wartość i będę ją nosił z dumą. Także
inne podarunki od ciebie będą miały dla
mnie wielkie znaczenie emocjonalne.
Będą one dla mnie wyrazem twojej
miłości. Bez podarunków jako symboli
wizualnych mógłbym wątpić w twoją
miłość.
Prezenty mogą mieć różne rozmiary,
barwy i kształty. Niektóre są drogie, inne
nie wymagają nakładów finansowych.
Dla osoby, której ojczystym językiem
miłości jest otrzymywanie podarunków,
ich koszt ma niewielkie znaczenie, chyba
że jest dużo wyższy niż to, na co możecie
sobie pozwolić. Jeśli milioner dawałby
regularnie prezenty warte jednego dolara,
jego żona mogłaby się zastanawiać, czy
rzeczywiście są one wyrazem jego
miłości, ale gdy zasoby materialne
rodziny są ograniczone, prezent za kilka
dolarów może mieć wartość taką, jakby
kosztował milion.
Prezenty można kupić, znaleźć lub
zrobić. Mąż, który w trakcie joggingu
znajdzie interesujące ptasie pióro i
przyniesie je żonie, odkrywa sposób
wyrażania miłości – chyba że jego żona
ma uczulenie na pierze. Jeśli cię na to stać,
możesz kupić piękną ozdobną kartkę.
Jeśli cię na to nie stać – możesz
samodzielnie taką zrobić. Znajdź w pracy
niepotrzebną kartkę papieru, złóż na pół,
wytnij serce, napisz na nim „Kocham cię”
i podpisz się. Prezenty nie muszą być
kosztowne.
A co z osobą, która stwierdzi: „Ja nie
lubię dawać prezentów – w dzieciństwie
nie dostawałem ich wiele, nigdy nie
nauczyłem się ich dobierać, nie jest to dla
mnie coś naturalnego”? Gratulacje –
właśnie dokonałeś pierwszego odkrycia
na drodze do doskonałej miłości! Ty i
twoja żona mówicie różnymi językami
miłości. Skoro już to odkryłeś, zacznij się
uczyć nowego języka. Jeśli ojczystym
językiem miłości twojej żony jest
przyjmowanie podarunków, możesz
zostać profesjonalnym dawcą prezentów.
Tak naprawdę to jeden z najłatwiejszych
języków miłości.
Od czego zacząć? Przygotuj listę
wszystkich prezentów, z których na
przestrzeni lat ucieszyła się twoja żona.
Mogą to być prezenty od ciebie, od
innych członków rodziny czy od
przyjaciół. Dzięki tej liście zorientujesz
się, z jakich prezentów ucieszyłaby się
twoja małżonka. Jeśli niewiele wiesz albo
nie wiesz nic o wyborze prezentów
odpowiedniego rodzaju, poproś o pomoc
tych członków rodziny, którzy dobrze
znają twoją żonę. W międzyczasie
wybieraj prezenty, których jesteś pewien
(kup je, zrób lub znajdź), i obdarowuj
nimi żonę. Nie czekaj na specjalną okazję.
Jeśli przyjmowanie podarunków jest jej
ojczystym językiem miłości, niemal
wszystko, co jej dasz, potraktuje jako
wyraz twojej miłości. (Jeśli w przeszłości
krytykowała prezenty od ciebie i nie
zaakceptowała praktycznie żadnej z
rzeczy, które od ciebie dostała, najpewniej
przyjmowanie podarunków nie jest jej
ojczystym językiem miłości).
Jeśli masz być
ekspertem w
dawaniu
prezentów, być
może
konieczna
będzie zmiana
nastawienia do
pieniędzy.

Najlepsza inwestycja
Jeśli masz być ekspertem w dawaniu
prezentów, być może konieczna będzie
zmiana nastawienia do pieniędzy. Każdy
z nas na swój własny sposób postrzega
znaczenie pieniędzy, a wydawaniu ich
towarzyszą bardzo różne uczucia.
Niektórzy spośród nas są zorientowani na
wydawanie – czujemy się dobrze, gdy coś
kupujemy. Inni skupiają się na
oszczędzaniu i inwestowaniu – czujemy
się dobrze, gdy oszczędzamy i mądrze
inwestujemy fundusze.
Jeśli należysz do tej pierwszej grupy,
nie będziesz miał zasadniczych trudności
z kupowaniem prezentów dla swojej
żony, jeśli jednak należysz do grupy
drugiej, idea wydawania pieniędzy jako
sposobu wyrażania miłości może w tobie
napotkać emocjonalny opór. Nie
kupujesz nic sobie – dlaczego miałbyś
kupować coś współmałżonkowi? Tego
rodzaju nastawienie pomija jednak fakt,
że przecież czyniąc tak, kupujesz coś dla
samego siebie. Oszczędzając i inwestując,
kupujesz sobie poczucie własnej wartości
i poczucie bezpieczeństwa. Poprzez taki
stosunek do pieniędzy zaspokajasz swoje
potrzeby emocjonalne, ale nie zaspokajasz
potrzeb emocjonalnych swojego
współmałżonka. Jeśli odkryjesz, że jego /
jej ojczystym językiem miłości jest
przyjmowanie podarunków, być może
zrozumiesz, że kupowanie prezentów to
najlepsza inwestycja, jakiej możesz
dokonać. Inwestujesz w wasz związek i w
zapełnianie zbiornika na miłość twojego
partnera. Dzięki temu jest on w stanie
przekazać ci emocjonalną miłość w takim
języku, który zrozumiesz ty. Gdy
spełnione są potrzeby emocjonalne obu
osób, małżeństwo zyskuje nowy wymiar.
Nie martw się o oszczędności, nigdy nie
przestaniesz oszczędzać. Jednak
inwestycja w miłość do żony lub męża to
najpewniejsza inwestycja pod słońcem.

Prezent z samego
siebie
Istnieje taki rodzaj niematerialnego
podarunku, który czasem świadczy o
czymś więcej niż upominek dający się
wziąć do ręki. Nazywam go prezentem z
samego siebie lub prezentem obecności.
Bycie przy twojej żonie, gdy ona cię
potrzebuje, to bardzo wyraźny komunikat
dla kogoś, kogo językiem ojczystym
miłości jest przyjmowanie podarunków.
Jan powiedziała mi kiedyś:
− Don, mój mąż, kocha softball
bardziej niż mnie.
− Dlaczego tak uważasz? – zapytałem.
− Gdy urodziło się nasze dziecko, grał
w softball. Ja leżałam cały dzień w
szpitalu, a on grał w softball – odparła.
− A czy był przy porodzie?
− O, tak. Był w szpitalu na tyle
długo, żeby towarzyszyć narodzinom
dziecka, ale po dziesięciu minutach już go
nie było, bo poszedł grać w softball.
Byłam w szoku. To były takie ważne
chwile w naszym życiu. Chciałam je z
nim dzielić, chciałam, żeby był tam ze
mną. A Don zostawił mnie i poszedł grać.
Mąż Jan mógł jej przysłać tuzin róż,
ale nie byłyby one dla niej tak istotnym
sygnałem jak jego bycie tuż przy niej w
szpitalnej sali. Wyraźnie widziałem, że Jan
była dotknięta jego nieobecnością. Ich
dziecko miało teraz piętnaście lat, a Jan
mówiła o tamtym wydarzeniu jak o
czymś świeżym; jej emocje były tak silne,
jakby to wydarzyło się wczoraj.
Dopytywałem dalej:
− Czy wniosek, że Don kocha softball
bardziej niż ciebie, opierasz tylko na tym
jednym wydarzeniu?
− Nie – odpowiedziała. – W dniu
pogrzebu mojej matki także grał w
softball.
− Poszedł na jej pogrzeb?
− Tak, był na pogrzebie, ale gdy
tylko uroczystości się skończyły, poszedł
sobie. Nie mogłam w to uwierzyć. Moi
bracia i siostry wrócili ze mną do domu, a
mój mąż się oddalił, by grać w softball.
Później rozmawiałem o tych dwóch
wydarzeniach z Donem. Dokładnie
wiedział, o co chodzi.
− Byłem pewny, że Jan to wyciągnie
– oznajmił. – Byłem z nią w czasie
porodu, byłem, gdy urodziło się dziecko.
Robiłem nawet zdjęcia. Byłem taki
szczęśliwy! Nie mogłem się doczekać,
żeby powiedzieć o tym kolegom z
drużyny, ale czar prysł, gdy wróciłem
tego wieczoru do szpitala. Jan była na
mnie wściekła. Nie wierzyłem w to, co
mówiła. Myślałem, że będzie dumna, że
powiedziałem kolegom… A kiedy zmarła
jej matka? Pewnie nie powiedziała panu,
że wziąłem wolne w pracy na tydzień
przed jej śmiercią i cały tydzień spędziłem
w szpitalu i w domu jej matki,
naprawiając różne rzeczy i pomagając. Po
jej śmierci i po pogrzebie uznałem, że
zrobiłem wszystko, co było w mojej
mocy. Musiałem odetchnąć. Lubię grać w
softball i wiedziałem, że pomoże mi to
zrelaksować się i pozbyć się stresu, który
odczuwałem przez cały ten czas.
Myślałem, że sama Jan chciałaby, żebym
odpoczął. Zrobiłem to, co w moim
mniemaniu było dla niej ważne, ale to
okazało się za mało. Nigdy nie przestała
mi wypominać tych dwóch dni.
Powiedziała, że kocham softball bardziej
niż ją – a to przecież absurd!
Don był prostolinijnym człowiekiem,
który nie rozumiał niezwykłego znaczenia
ludzkiej obecności. Dla żony jego
obecność była ważniejsza niż cokolwiek
innego. Fizyczna obecność w kryzysowej
sytuacji to największy dar, jaki możesz
dać swojej żonie, jeśli jej językiem
ojczystym miłości jest przyjmowanie
podarunków. Twoje ciało staje się wtedy
symbolem twojej miłości. Usuń ten
symbol, a świadomość miłości znika. W
czasie wspólnych sesji Don i Jan
pracowali nad urazami i
nieporozumieniami z przeszłości.
Wreszcie Jan zdołała mu wybaczyć, a
Don zrozumiał, dlaczego jego obecność
jest dla niej tak ważna.
Jeśli fizyczna obecność twojego męża
ma dla ciebie duże znaczenie – powiedz
mu o tym. Nie spodziewaj się, że
odgadnie twoje myśli. Jeśli natomiast
twoja żona mówi ci: „Naprawdę
chciałabym, żebyś był ze mną dzisiaj /
jutro / po południu”, potraktuj tę prośbę
poważnie. Z twojej perspektywy może
nie być istotna, ale jeśli na nią
odpowiednio nie zareagujesz, możesz
nieopatrznie zakomunikować żonie coś,
czego nie masz na myśli. Pewien mąż
opowiedział mi kiedyś:
− Kiedy umarła moja matka,
przełożony mojej żony powiedział jej, że
może się zwolnić z pracy na dwie
godziny, żeby pójść na pogrzeb, ale
potem musi wrócić do biura na całe
popołudnie. Żona powiedziała mu, że ja
potrzebuję jej wsparcia i że musi dostać
cały wolny dzień. Szef odparł: „Jeśli nie
będzie cię przez cały dzień, możesz stracić
pracę”. A moja żona odrzekła: „Mój mąż
jest dla mnie ważniejszy niż praca”. Cały
dzień spędziła ze mną. I wówczas
poczułem jej miłość mocniej niż
kiedykolwiek przedtem. Co ciekawe,
wcale nie straciła pracy. Jej przełożony
wkrótce odszedł z firmy, a jej
zaproponowano jego stanowisko.
Wówczas
poczułem jej
miłość mocniej
niż
kiedykolwiek
przedtem.

W tym wypadku żona przemówiła


językiem miłości swojego męża, a on
nigdy o tym nie zapomniał.
Cud w Chicago
Niemal wszystko, co kiedykolwiek
napisano o miłości, wskazuje, że jej istotą
jest gotowość dawania. Każdy z pięciu
języków miłości mówi nam, że
powinniśmy coś dawać naszej żonie czy
mężowi, ale w przypadku niektórych
osób otrzymywanie prezentów,
widzialnych symboli miłości, ma
największe znaczenie. Najlepszy przykład
ilustrujący tę prawdę pochodzi z Chicago,
gdzie poznałem Douga i Kate.
Oboje uczestniczyli w prowadzonym
przeze mnie seminarium na temat
małżeństwa, a po jego zakończeniu w
sobotnie popołudnie odwieźli mnie na
lotnisko O’Hare. Do mojego lotu były
jeszcze dwie czy trzy godziny, a Doug i
Kate zapytali, czy chciałbym zajrzeć do
restauracji. Byłem głodny jak wilk, więc
chętnie na to przystałem.
Kate zaczęła mówić zaraz po tym, jak
usiedliśmy:
− Doktorze Chapman, Bóg wybrał
pana, żeby dokonać cudu w naszym
małżeństwie. Trzy lata temu po raz
pierwszy braliśmy udział w pana
seminarium na temat małżeństw, tutaj, w
Chicago. Ja byłam zrozpaczona. Bardzo
poważnie myślałam o odejściu od Douga
i powiedziałam mu o tym. W naszym
małżeństwie od dawna zionęło pustką. Ja
się poddałam. Od lat skarżyłam się
Dougowi, że potrzebuję jego miłości, ale
on w ogóle na to nie reagował. Kochałam
nasze dzieci i wiedziałam, że one kochają
mnie, ale ze strony Douga nie czułam nic.
Ja natomiast żywiłam już do niego
nienawiść. On był bardzo metodyczny,
wszystko robił zgodnie z ustalonym
porządkiem. Był tak przewidywalny jak
ruch wskazówek zegara i nikt nie mógł
zaburzyć harmonogramu jego działań.
Przez całe lata starałam się być dobrą
żoną. Robiłam wszystko to, co moim
zdaniem powinna robić dobra żona.
Kochałam się z nim, bo wiedziałam, że to
dla niego ważne, ale nie czułam jego
miłości. Miałam wrażenie, że po ślubie
przestaliśmy się spotykać i że on uznał, że
po prostu będę z nim zawsze. Czułam się
wykorzystana i niedoceniona.
Gdy mówiłam Dougowi o moich
odczuciach, on śmiał się ze mnie i mówił,
że nasze małżeństwo jest równie dobre jak
związki innych par w naszej okolicy. Nie
rozumiał, dlaczego byłam taka
nieszczęśliwa. Przypominał mi, że nie
mamy zaległych rachunków, że jesteśmy
właścicielami ładnego domu i nowego
samochodu, że ja nie muszę pracować
poza domem – i z tego powodu
powinnam być szczęśliwa, a nie bez
przerwy narzekać. Nawet nie próbował
zrozumieć moich uczuć. Czułam się
całkowicie odrzucona.
Tak czy inaczej – powiedziała Kate,
odsuwając na bok herbatę i pochylając się
nad stołem – trzy lata temu poszliśmy na
pana seminarium. Nie wiedziałam, czego
powinnam się spodziewać, i szczerze
mówiąc, nie miałam zbyt wielkich
oczekiwań. Nie sądziłam, że ktoś może
zmienić Douga. W czasie seminarium i
tuż po nim Doug mówił mało. Wyglądał
na zadowolonego – powiedział, że był
pan zabawny, ale nie rozmawiał ze mną o
swoich przemyśleniach wynikających z
udziału w seminarium. Ja zresztą nie
oczekiwałam tego od męża ani nie
prosiłam go o to. Aż nadeszło
poniedziałkowe popołudnie, Doug wrócił
z pracy do domu i podarował mi różę.
„Skąd to masz?” – zapytałam, a on
odparł: „Od ulicznego sprzedawcy.
Pomyślałem, że ta róża ci się należy”. Ja
się rozpłakałam i powiedziałam: „Doug,
to takie miłe z twojej strony!”.
We wtorek zadzwonił z biura około
13.30 i zapytał, czy mam coś przeciw
temu, żeby kupił pizzę na obiad.
Powiedział, że może wolałabym
odpocząć, zamiast gotować obiad.
Powiedziałam, że to doskonały pomysł,
Doug przywiózł pizzę i było nam bardzo
miło. Dzieciom taki obiad też przypadł do
gustu i podziękowały tacie za tę
niespodziankę. Ja nawet go uściskałam i
powiedziałam, że było świetnie.
Kiedy wrócił z pracy w środę, dał
każdemu dziecku paczkę słodyczy, a dla
mnie miał małą roślinkę w doniczce.
Powiedział, że róża kiedyś padnie, a ja
pewnie chciałabym mieć coś, co zostanie
z nami nieco dłużej. Wydawało mi się, że
śnię! Nie mogłam uwierzyć w to, co robi
Doug, ani w to, co nim kierowało.
W czwartek po kolacji wręczył mi
karteczkę, na której napisał, że nie zawsze
potrafi wyrazić swoją miłość do mnie, ale
chciałby mi powiedzieć, że bardzo mu na
mnie zależy. „A może na sobotę
załatwimy opiekunkę do dzieci i
pójdziemy gdzieś na kolację tylko we
dwoje?” – zasugerował. Powiedziałam, że
byłoby wspaniale. W piątek w drodze do
domu zajrzał do cukierni i kupił nasze
ulubione ciasteczka. Nic o tym wcześniej
nie mówił – powiedział mi tylko, że ma
dla nas niespodziankę na deser.
W sobotę byłam w siódmym niebie.
Nie wiedziałam, co się stało z Dougiem, i
nie miałam pojęcia, jak długo to potrwa,
ale cieszyłam się każdą minutą. Po
obiedzie w restauracji powiedziałam mu:
„Doug, musisz mi powiedzieć, co się
dzieje, bo nic nie rozumiem”.
Kate spojrzała mi w oczy i
powiedziała z naciskiem:
− Doktorze Chapman, proszę to
zrozumieć. Ten człowiek od dnia ślubu
nigdy nie dał mi kwiatów. Nie
dostawałam od niego kartek przy żadnej
okazji. Zawsze mówił, że to wyrzucanie
pieniędzy w błoto, że ja spojrzę na kartkę,
a potem ją wyrzucam. W ciągu pięciu lat
małżeństwa tylko raz poszliśmy na
kolację. Dzieciom też nigdy nic nie
kupował i oczekiwał, że z zakupów
przywiozę tylko niezbędne rzeczy. Nigdy
nie zamówił pizzy na obiad – oczekiwał,
że będę codziennie gotowała. Zatem w
jego zachowaniu zaszła wielka zmiana.

Doktorze
Chapman,
proszę to
zrozumieć.
Ten człowiek
od dnia ślubu
nigdy nie dał
mi kwiatów.

Zwróciłem się do Douga i spytałem:


− Co odpowiedziałeś Kate, gdy w
restauracji zapytała cię, co się dzieje?
− Powiedziałem, że w czasie
seminarium uważnie słuchałem pana
wykładu o językach miłości i
uświadomiłem sobie, że jej język to
przyjmowanie podarunków. Zdałem też
sobie sprawę z tego, że od lat, może
nawet od dnia ślubu, nie dałem jej
żadnego prezentu. Przypomniałem sobie,
że dawniej, kiedy się spotykaliśmy,
miałem dla niej kwiaty i inne drobne
upominki, ale po ślubie uznałem, że nas
na to nie stać. Powiedziałem jej, że
postanowiłem spróbować przez tydzień
codziennie dać jej jakiś upominek, żeby
sprawdzić, czy to coś zmieni. A przecież
w ciągu tego tygodnia zauważyłem u
Kate zasadniczą zmianę. Powiedziałem jej
też, że miał pan całkowitą rację, mówiąc,
że odkrycie właściwego języka miłości
stanowi klucz do sprawienia, by ktoś
poczuł się kochany. Przeprosiłem ją, że
przez te wszystkie lata byłem taki sztywny
i nie potrafiłem zaspokoić jej potrzeby
miłości. Powiedziałem Kate, że naprawdę
ją kocham, że jestem wdzięczny za
wszystko, co robi dla mnie i dla naszych
dzieci. Powiedziałem jej, że z Bożą
pomocą zamierzam dawać jej prezenty do
końca życia.
Ona odpowiedziała: „Ale, Doug, nie
możesz kupować mi prezentów
codziennie do końca życia. Nie stać nas
na to”. Odrzekłem, że może nie
codziennie, ale przynajmniej raz w
tygodniu – a to oznacza pięćdziesiąt dwa
razy więcej prezentów rocznie, niż dostała
ode mnie w czasie poprzednich pięciu lat.
I kto powiedział, że zamierzam je tylko
kupować? Być może niektóre z nich
zrobię samodzielnie albo posłucham
doktora Chapmana i wiosną przyniosę
kwiaty z naszego ogrodu.
− Od trzech lat nie było chyba
tygodnia bez prezentu – potwierdziła
Kate. – Doug jest jak nowy. Nie uwierzy
pan, jak jesteśmy szczęśliwi. Nasze dzieci
mówią, że jesteśmy jak papużki
nierozłączki. A mój zbiornik na miłość
jest wręcz przepełniony.
− A ty, Doug? – zapytałem. – Czy
czujesz, że Kate cię kocha?
− Ja zawsze czułem, że Kate mnie
kocha, doktorze Chapman. Ona najlepiej
na świecie zajmuje się domem, doskonale
gotuje, cudownie dba o nasze dzieci.
Wiem, że mnie kocha.
Doug uśmiechnął się i dodał:
− Teraz już wie pan, jaki jest mój
język miłości, prawda?
Rzeczywiście, wiedziałem.
Rozumiałem też, dlaczego Kate użyła
słowa „cud”.
Prezenty nie muszą być kosztowne,
nie trzeba ich dawać co tydzień, ale dla
niektórych wartości takich podarunków
nie przelicza się na pieniądze, ale na
miłość.

Twoja kolej

Zastanów się nad tym, jak zrobić


prezent najbliższej osobie, nawet jeśli
problemem jest brak pieniędzy.
Jeśli językiem miłości
twojego
współmałżonka jest
PRZYJMOWANIE
PODARUNKÓW:
1. Spróbuj zasypać drugą osobę
prezentami. Rano zostaw jej
pudełko czekoladek, zamów
pocztę kwiatową na
popołudnie, wieczorem daj
jakiś upominek. Jeśli zapyta:
„Co się dzieje?”, odpowiedz:
„Próbuję tylko wypełnić twój
zbiornik na miłość!”.
2. Niech poprowadzi cię natura.
Spacerując po okolicy,
rozejrzyj się za upominkiem.
To może być kamyk, patyczek
albo piórko. Możesz sprawić,
że taki prezent zyska specjalne
znaczenie, na przykład gładki
kamyk może symbolizować
wasze małżeństwo, w którym
wiele nierówności zostało
wygładzonych, a piórko może
być symbolem tego, jak bardzo
ta druga osoba dodaje ci
skrzydeł.
3. Odkryj wartość „ręcznie
robionych unikatów” – sam
zrób prezent. To może
wymagać zapisania się na
specjalny kurs, na przykład
wyrobu ceramiki, złotnictwa,
rysunku, rzeźbienia w drewnie
itp. Twoim celem powinno być
przygotowanie prezentu. Tego
rodzaju samodzielnie
wykonane upominki często
przeistaczają się w klejnoty
rodzinne.
4. Przygotuj prezent na każdy
dzień w jednym tygodniu
roku. To nie musi być jakiś
specjalny tydzień – może być
wybrany całkowicie dowolnie.
Zobaczysz, że to będzie ten
tydzień! Jeśli się powiedzie –
zamień go w ten miesiąc! Nie,
twój współmałżonek nie będzie
oczekiwał, że będziesz tak robić
przez całe życie.
5. Załóż sobie notes z pomysłami
na prezenty. Za każdym razem,
gdy twoja żona czy twój mąż
mówi: „Bardzo mi się to
podoba”, zapisz daną rzecz w
swoim notatniku. Słuchaj
uważnie, a lista stanie się
naprawdę długa i będzie dobrą
wskazówką, gdy będziesz
przygotowywać podarunek.
Aby zwiększyć możliwości,
możesz razem z najbliższą
osobą przejrzeć stronę
ulubionego sklepu
internetowego.
6. Poproś o pomoc „osobistego
doradcę”. Jeśli nie masz
najmniejszego pojęcia, jak
wybrać odpowiedni prezent,
poproś przyjaciółkę lub kogoś
z rodziny, kto dobrze zna twoją
żonę lub twojego męża.
Większość z nas lubi
uszczęśliwiać przyjaciół,
przygotowując dla nich
podarunki – zwłaszcza za nie
swoje pieniądze.
7. Niech prezentem będzie twoja
obecność. Powiedz: „Chcę dać
ci upominek, jakim będzie mój
udział w dowolnym
wydarzeniu i towarzystwo przy
dowolnej okazji, którą w tym
miesiącu wybierzesz. Powiesz
mi, kiedy i gdzie, a ja zrobię
wszystko, żeby tam być”. Bądź
gotów i nastaw się pozytywnie!
Kto wie, może spodoba ci się
w filharmonii albo na meczu
hokeja.
8. Prezentem może być książka,
którą oboje przeczytacie. Potem
możecie każdego tygodnia
omawiać wspólnie jeden
rozdział. Nie wybieraj tego, co
ty chcesz przeczytać. Wybierz
książkę o czymś, co interesuje
twoją żonę lub twojego męża:
o seksie, piłce nożnej,
wyszywaniu, zarządzaniu
finansami, wychowywaniu
dzieci, religii, podróżach.
9. Ofiaruj coś trwałego. Aby
upamiętnić urodziny, waszą
rocznicę lub jakąś inną okazję,
dokonaj wpłaty na rzecz
Kościoła, do którego należy
twój współmałżonek, lub jego /
jej ulubionej organizacji.
Poproś tę organizację, by
wysłała wam list z informacją o
tym, co zrobiłeś. Zarówno
organizacja, jak i twój mąż /
twoja żona będą zadowoleni.
10. Daj w prezencie coś żywego.
Kup i posadź sadzonkę drzewa
lub kwiatu, która będzie
symbolizować twój szacunek
do współmałżonka. Możesz to
zrobić we własnym ogródku i
tam dbać o roślinkę albo, po
uzyskaniu stosownej zgody, w
miejskim parku bądź lesie,
gdzie skorzystają na tym także
inni. To inwestycja, która
przynosi zyski rok po roku.
rozdział 7

JĘZYK MIŁOŚCI # 4
Drobne przysługi

ichelle siedziała w salonie ze


M swoim laptopem. Słyszała dźwięki,
które dochodziły z pomieszczenia
gospodarczego, gdzie jej mąż Brad
nadrabiał zaległości w praniu. Michelle
uśmiechnęła się. Ostatnio Brad wysprzątał
mieszkanie, przygotował kolację i
zajmował się różnymi drobnymi
sprawami, bo Michelle przygotowywała
się do egzaminów końcowych na
studiach. Michelle była z tego bardzo
zadowolona. Czuła się… kochana!
Ojczystym językiem miłości Michelle
był język, który określam jako „drobne
przysługi”. Rozumiem przez to chęć
robienia tego, co nasz współmałżonek
chciałby, żebyśmy zrobili. Chcemy
sprawić mu przyjemność, służąc mu;
wyrażamy swoją miłość, wyręczając go w
czymś. Tak właśnie było z Dougiem,
którego poznaliśmy w poprzednim
rozdziale.
Takie czynności, jak: przygotowanie
posiłku, nakrycie do stołu, umycie
naczyń, odkurzanie, wyczyszczenie
toalety, przewinięcie dziecka, starcie
kurzów z półki z książkami, dbanie o
samochód, płacenie rachunków,
przycięcie roślin, wyprowadzenie psa na
spacer, wymiana żwirku w kociej
kuwecie, kontakty z administracją czy
firmami ubezpieczeniowymi – to
wszystko są właśnie drobne przysługi.
Należy o nich pamiętać, trzeba je
zaplanować, poświęcić na nie swój czas,
wysiłek i energię. Jeśli wykonuje się je z
pozytywnym nastawieniem, stają się
sposobem wyrażania miłości.
Rozmowa w Mill
Town
Znaczenie drobnych przysług odkryłem
w małym miasteczku China Grove w
stanie Karolina Północna. China Grove,
wokół którego kiedyś rosło wiele drzew
miodlowych, leży w środkowej części
tego stanu, niedaleko legendarnego
Mayberry i półtorej godziny drogi od
Mount Pilot, znanego z The Andy
Griffith’s Show6. W chwili gdy
rozgrywała się opisana przeze mnie
historia, China Grove było ośrodkiem
przemysłu tekstylnego, liczącym 1 500
mieszkańców. Wyprowadziłem się
stamtąd ponad dziesięć lat wcześniej,
wyjeżdżając na studia antropologiczne,
psychologiczne i teologiczne. Poniższe
wydarzenia miały miejsce w czasie
wizyty, jaką składam tam co dwa lata, by
nie stracić kontaktu ze swoimi
korzeniami.
Praktycznie wszyscy ludzie, których
znałem – z wyjątkiem doktorów: Shina i
Smitha – pracowali w fabryce. Doktor
Shin był lekarzem, a doktor Smith
dentystą. Rzecz jasna był jeszcze
miejscowy pastor, wielebny Blackburn.
Życie większości małżeństw w China
Grove kręciło się wokół pracy i kościoła.
Rozmowy zawodowe dotyczyły ostatnich
decyzji przełożonych i tego, jak miałyby
one wpłynąć na czyjeś obowiązki.
Nabożeństwa kościelne odnosiły się
przede wszystkim do radości, jaka ma się
stać naszym udziałem w niebie. W tym
nieskazitelnym amerykańskim miasteczku
odkryłem czwarty język miłości.
Po niedzielnym nabożeństwie stałem
pod drzewem miodlowym, kiedy
podeszli do mnie Mark i Mary. Nie
rozpoznałem żadnego z nich i założyłem,
że musieli dorastać, gdy mnie już nie było
w miasteczku. Mark przedstawił się i
zapytał:
− Jak rozumiem, zajmujesz się terapią
małżeńską?
− Tak, troszeczkę – odpowiedziałem,
uśmiechając się.
− Wobec tego mam pytanie. Czy
małżeństwo może przetrwać, jeśli
małżonkowie w niczym się ze sobą nie
zgadzają?
Wiedziałem, że jest to ten rodzaj
hipotetycznego pytania, które w jakimś
stopniu opiera się na osobistych
doświadczeniach. Pominąłem więc aspekt
teoretyczny i zapytałem wprost:

Czy
małżeństwo
może
przetrwać, jeśli
małżonkowie
w niczym się
ze sobą nie
zgadzają?

− Jak długo jesteście małżeństwem?


− Dwa lata – odpowiedział Mark. – I
kompletnie się ze sobą nie zgadzamy.
− Podajcie jakieś przykłady –
odparłem.
− Na przykład Mary nie znosi, gdy
wyjeżdżam na polowanie. Codziennie
pracuję w fabryce i w sobotę lubię
polować. Nie w każdą sobotę – ale wtedy,
gdy trwa sezon łowiecki.
Mary, która dotychczas w ogóle się
nie odzywała, przerwała mu, mówiąc:
− Ale poza sezonem Mark jeździ na
ryby, a poza tym nie jest tak, że poluje
tylko w soboty. W tygodniu zwalnia się z
pracy, żeby polować.
− Tylko raz czy dwa razy w roku
biorę dwa lub trzy dni wolnego, żeby
pojechać z kolegami na polowanie w
góry. Chyba nie ma w tym nic złego?
− W jakich jeszcze kwestiach się nie
zgadzacie? – zadałem kolejne pytanie.
− Mary chciałaby, żebym cały czas
siedział w kościele. Oczywiście, nie mam
nic przeciwko temu, by pójść do kościoła
w niedzielę rano, ale w niedzielne
popołudnie chciałbym sobie odpocząć.
Mary może przecież wybrać się sama, nie
muszę chyba iść z nią.
− Ale przecież ty wcale nie chcesz,
żebym szła do kościoła sama – znowu
wtrąciła Mary. − Marudzisz zawsze, gdy
wychodzę z domu.
Wiedziałem, że w cieniu tego
rozłożystego drzewa obok kościoła nie
powinno być tak gorąco. Byłem wtedy
jeszcze młodym terapeutą i bałem się, że
sobie nie poradzę, ale nauczono mnie
zadawać pytania i słuchać, więc zapytałem
ponownie:
− Co jeszcze jest źródłem niezgody
między wami?
Tym razem pierwsza odezwała się
Mary:
− Mark chciałby, żebym cały dzień
siedziała w domu. Wścieka się, gdy idę
do mojej matki, na zakupy albo
gdziekolwiek indziej.
− Wcale mi nie przeszkadza, że
odwiedza swoją matkę – powiedział
Mark. – Ale gdy wracam do domu,
chciałbym, żeby był wysprzątany.
Zdarzają się tygodnie, kiedy łóżko stoi
niepościelone przez trzy czy cztery dni, a
co drugi dzień wracam z pracy i
przekonuję się, że Mary nie zaczęła
jeszcze robić kolacji. Pracuję ciężko i
chciałbym coś zjeść, gdy wracam do
domu. Poza tym nasz dom to ruina.
Rzeczy dziecka są wszędzie porozrzucane,
samo dziecko jest brudne, a ja nie lubię
brudu. Mary chyba mogłaby mieszkać w
chlewie. Nie mamy wiele i mieszkamy w
małym domku, ale przynajmniej
mogłoby tam być czysto.
− A dlaczego niby Mark nie może mi
pomóc w domu? – zapytała Mary. –
Zachowuje się tak, jakby mężczyzna nie
musiał wykonywać żadnych prac
domowych. Chciałby tylko pracować i
polować. Oczekuje, że ja zajmę się całą
resztą.
Pomyślałem, że chyba nadszedł czas
na szukanie rozwiązań, a nie
prowokowanie dalszych kłótni.
Spojrzałem na Marka i spytałem:
− Mark, gdy umawialiście się ze sobą
jeszcze przed ślubem – czy wtedy też w
każdą sobotę jeździłeś na polowania?
− Zazwyczaj tak – odrzekł – ale
zawsze wracałem do domu, tak żebyśmy
mogli pójść na randkę w sobotni wieczór.
Najczęściej wracałem do domu na tyle
wcześnie, by zdążyć umyć samochód. Nie
lubiłem jeździć do Mary brudnym autem.
− Mary, ile miałaś lat, kiedy się
pobraliście? – zapytałem.
− Miałam osiemnaście lat. Wzięliśmy
ślub, gdy tylko skończyłam liceum. Mark
skończył szkołę rok wcześniej i wtedy już
pracował.
− A jak często Mark cię odwiedzał,
gdy byłaś w ostatniej klasie?
− Przychodził do mnie prawie
codziennie. Zjawiał się po południu i
często zostawał do kolacji. Pomagał mi w
obowiązkach domowych, a potem
siadaliśmy i rozmawialiśmy do czasu
posiłku.
− Mark, a co robiliście po kolacji? –
dopytywałem.
− No wiesz, zwykłe rzeczy, jak to na
randkach – odpowiedział Mark z
niepewnym uśmiechem.
− Ale jeśli miałam pracę domową,
Mark mi pomagał. – wtrąciła Mary. –
Czasami całe godziny siedzieliśmy nad
jakimś zadaniem. Kiedyś odpowiadałam
za przygotowanie dekoracji
bożonarodzeniowej w mojej klasie. Przez
trzy tygodnie każdego popołudnia mi w
tym pomagał. To było świetne.
Postanowiłem przyśpieszyć i przejść
do trzeciej sfery będącej źródłem ich
kłótni.
− Mark, czy przed ślubem chodziłeś z
Mary do kościoła w niedzielne wieczory?
− Tak, chodziłem. Gdybym tego nie
robił, nie moglibyśmy się spotkać w
niedzielę. Jej ojciec bardzo tego pilnował.
Wydawało mi się, że zaczynam
dostrzegać światełko w tunelu, ale nie
byłem pewien, czy widzą je też Mark i
Mary. Zadałem jej więc pytanie:
− Kiedy jeszcze spotykałaś się z
Markiem, co cię przekonało, że on
naprawdę cię kocha? Co go odróżniało
od innych mężczyzn, z którymi
umawiałaś się wcześniej?
− Był to sposób, w jaki we wszystkim
mi pomagał – odpowiedziała Mary. –
Zawsze był taki chętny do pomocy.
Żaden inny chłopiec nigdy się tak nie
interesował moimi sprawami, a w
przypadku Marka to było zupełnie
naturalne. Gdy jedliśmy kolację u mnie w
domu, pomagał mi nawet w zmywaniu
naczyń. Był najwspanialszą osobą
spośród tych, które kiedykolwiek
spotkałam, ale po ślubie to się zmieniło.
Całkowicie przestał mi pomagać.
− Mark, dlaczego robiłeś to wszystko
wspólnie z Mary, zanim się pobraliście? –
zapytałem.
− Wtedy wydawało mi się to
oczywiste. Sam chciałbym, żeby ktoś, kto
mnie kocha, robił dla mnie takie rzeczy.
− A dlaczego po ślubie tego
zaniechałeś?
− Chyba oczekiwałem, że wszystko
będzie tak samo jak w mojej rodzinie.
Tata pracował, a mama zajmowała się
obowiązkami domowymi. Nigdy nie
widziałem, żeby mój tata odkurzał, mył
naczynia ani w ogóle robił coś w domu.
Mama nie pracowała poza domem, zatem
to ona dbała o czystość, gotowała, prała i
prasowała. Chyba wydawało mi się, że
tak właśnie powinno to wyglądać.
Miałem nadzieję, że Mark dostrzega
to samo co ja, więc zadałem mu pytanie:
− Mark, przed chwilą spytałem Mary,
dzięki czemu poczuła twoją miłość, kiedy
się spotykaliście. Jaką odpowiedź
usłyszałeś?
− O pomocy w różnych kwestiach i o
tym, że robiliśmy różne rzeczy razem –
odrzekł.
− Czy w takim razie rozumiesz, że
Mary mogła przestać czuć, że ją kochasz,
gdy przestałeś jej pomagać? – Mark skinął
głową, więc kontynuowałem. – To
zupełnie normalne, że po zawarciu
małżeństwa chciałeś odwzorować model
twoich rodziców. Niemal wszyscy tak
robimy, ale twoje zachowanie w stosunku
do Mary było zupełnie inne niż w czasach
waszego narzeczeństwa. Zniknęła ta jedna
kwestia, która dla niej była gwarancją
twojej miłości.
Zwróciłem się do Mary.
− Kiedy zapytałem Marka, dlaczego
robił wszystko, żeby ci pomóc, gdy się
spotykaliście, co usłyszałaś w
odpowiedzi?
− Oznajmił, że wydawało mu się to
oczywiste.
− Właśnie. Powiedział też, że sam
życzyłby sobie takiego postępowania od
osoby, która go kocha. Robił to wszystko
dla ciebie i wspólnie z tobą, bo był
przekonany, że tak właśnie okazuje się
miłość. Po ślubie, gdy mieszkaliście już
we własnym domu, Mark miał pewne
oczekiwania związane z tym, co powinnaś
robić, skoro go kochasz. Powinnaś
sprzątać dom, gotować i tak dalej. Krótko
mówiąc, powinnaś wyrażać swoją miłość,
robiąc coś dla niego. Czy rozumiesz,
dlaczego nie czuł się kochany, gdy tego
nie robiłaś? – Mary także skinęła głową ze
zrozumieniem. – Wydaje mi się, że oboje
czujecie się tak nieszczęśliwi, bo żadne z
was nie okazuje miłości drugiej osobie,
robiąc coś dla niej.
− Chyba masz rację – powiedziała
Mary. – Ja przestałam robić różne rzeczy
dla Marka, bo zniechęciły mnie jego
oczekiwania. Wydawało mi się, że chce,
żebym się zachowywała tak jak jego
matka.

Prośby
pozwalają
ukierunkować
miłość,
żądania ją
zatrzymują.

− Rzeczywiście – odparłem – nikt nie


lubi, kiedy się go do czegoś zmusza. Tak
naprawdę miłość może być dana
wyłącznie z własnej woli. Nie można od
kogoś żądać miłości. Można prosić o
zrobienie czegoś, ale nie można tego
żądać. Prośby pozwalają ukierunkować
miłość, żądania ją zatrzymują.
− Ona ma rację – przerwał mi Mark. –
Miałem swoje wymagania i
krytykowałem ją, bo jako żona mnie
zawodziła. Wiem, że mówiłem jej okrutne
rzeczy, i rozumiem, dlaczego była na
mnie zła.
− Wydaje mi się, że to wszystko
można dość łatwo zmienić –
powiedziałem, wyrywając dwie kartki z
mojego notesu. – Spróbujemy zrobić tak.
Usiądźcie na schodkach kościoła i niech
każde z was spisze listę próśb. Mark –
wymień trzy lub cztery rzeczy, które
sprawią, że poczujesz się kochany, gdy
wrócisz po południu do domu i okaże się,
że Mary to zrobiła. Jeśli na przykład
ścielenie łóżka jest dla ciebie tak istotne –
zapisz to na liście. Mary – wypisz trzy lub
cztery rzeczy, przy których oczekujesz
pomocy Marka, rzeczy, które przez niego
zrobione, pomogłyby ci poczuć, że on cię
kocha. (Bardzo lubię wszelkiego rodzaju
listy – ich sporządzanie zmusza nas do
rozumowania w bardzo konkretnych
kategoriach).
Po kilku minutach oboje oddali mi
przygotowane przez siebie listy. Lista
Marka wyglądała następująco:
• Chciałbym, żebyś codziennie
ścieliła łóżka.
• Chciałbym, aby dziecko miało
czystą buzię, gdy wracam do
domu.
• Chcę, żeby twoje buty były
schowane do szafki, gdy
wracam z pracy.
• Spróbuj przynajmniej zacząć
przygotowywać kolację, zanim
wrócę do domu, żebyśmy
mogli ją zjeść w ciągu 30 −45
minut po moim powrocie.
Przeczytałem tę listę na głos i
powiedziałem Markowi:
− Rozumiem, że jeśli Mary postanowi
spełniać te twoje cztery prośby, uznasz to
za oznakę jej miłości do ciebie?
− Tak – odparł. – Gdyby to robiła,
bardzo pomogłoby mi to w zmianie
mojego nastawienia do niej.
Potem przeczytałem listę sporządzoną
przez Mary:

• Chciałabym, żebyś co tydzień


mył samochód i nie oczekiwał,
że ja to zrobię.
• Chciałabym, żebyś zmienił
dziecku pieluchę, gdy już jesteś
w domu po południu,
zwłaszcza jeśli ja przygotowuję
kolację.
• Chciałabym, abyś raz w
tygodniu odkurzył mieszkanie.
• Chciałabym, żebyś latem co
tydzień kosił trawę, inaczej
rośnie taka wysoka, że wstyd
mi za nasz trawnik.

− Mary, czy dobrze rozumiem, że jeśli


Mark postanowi robić te cztery rzeczy,
uznasz to za szczery wyraz miłości do
ciebie? – zapytałem.
− Tak. Byłoby cudownie, gdyby
robił to dla mnie.
− Mark, czy ta lista wydaje ci się
sensowna? Czy robienie tych rzeczy jest
dla ciebie wykonalne? Czy mógłbyś je
robić, jeśli sam się do tego zobowiążesz?
− Tak – odpowiedział Mark.
− Mary, czy rzeczy z listy Marka są
twoim zdaniem rozsądne i czy są dla
ciebie wykonalne? Czy mogłabyś je
robić, jeśli sama się do tego zobowiążesz?
− Tak, mogę je robić – odrzekła
Mary. – Dotychczas czułam się
przytłoczona, bo nieważne, co robiłam,
zawsze było źle.
Zwróciłem się do Marka.
− Mark, czy rozumiesz, że to, co wam
sugeruję, oznacza odejście od takiego
modelu małżeństwa, jaki widziałeś u
twoich rodziców?
− Mój ojciec kosił trawnik i mył
samochód.
− Ale nie zmieniał pieluszek ani nie
odkurzał, prawda?
− Rzeczywiście.
− Rozumiesz, że nie musisz tego
robić? Jeśli jednak będziesz wykonywał te
czynności, będzie to wyrazem miłości do
Mary.
Natomiast do Mary powiedziałem:
− Rozumiesz, że nie musisz robić tych
rzeczy, ale jeśli chcesz okazać Markowi
swoją miłość, są to cztery sposoby, które
mają dla niego znaczenie. Sugeruję,
żebyście spróbowali przez dwa miesiące, i
zobaczymy, czy to wam pomoże. Pod
koniec tego okresu możecie spróbować
coś dodać do waszych list i ponownie je
wymienić. Jednak nie dodawałbym
więcej niż jednego elementu w miesiącu.
− To wydaje się sensowne –
powiedziała Mary.
− Chyba nam pomogłeś – dodał
Mark.
Złapali się za ręce i poszli do swojego
samochodu. Ja powiedziałem do siebie:
− Chyba właśnie o to chodzi w
kościele. A ja będę miał satysfakcję z
bycia terapeutą.
Nigdy nie zapomniałem o tym, czego
nauczyłem się pod tamtym drzewem.
Po latach prowadzenia badań zdałem
sobie sprawę z tego, jak wyjątkowa była
sytuacja Mary i Marka. Rzadko zdarza mi
się spotykać pary, w których dwie osoby
mówią tym samym językiem miłości. W
przypadku Marka i Mary tym wspólnym
ojczystym językiem miłości były drobne
przysługi. Zarówno z Markiem, jak i z
Mary może się identyfikować wiele osób,
które czują się kochane przede wszystkim
dzięki drobnym przysługom
wykonywanym przez ich żony czy
mężów. Odkładanie butów na miejsce,
przewijanie dzieci, zmywanie naczyń albo
mycie samochodu, odkurzanie czy
koszenie trawy to bardzo mocne sygnały
dla osób, dla których ojczystym językiem
miłości są drobne przysługi.
Zastanawiające może być to, że Mark
i Mary mówili tym samym ojczystym
językiem miłości, a jednak mieli z tym
wielkie trudności. Rozwiązanie tego
problemu wiąże się z faktem, że
posługiwali się innymi dialektami. Każde
z nich robiło coś dla drugiego – ale nie to,
co było dla tej osoby najważniejsze. Gdy
zostali zmuszeni do bardzo konkretnego
myślenia, szybko dokonali poprawnej
identyfikacji swoich dialektów. W
przypadku Mary chodziło o mycie auta,
przewijanie dziecka, odkurzanie, koszenie
trawy, a w przypadku Marka – o ścielenie
łóżka, wytarcie dziecku buzi, chowanie
butów do szafki i rozpoczęcie
przygotowywania kolacji przed jego
powrotem z pracy. Gdy zaczęli się
posługiwać odpowiednimi dialektami, ich
zbiorniki na miłość zaczęły się napełniać.
Ponieważ ich wspólnym ojczystym
językiem miłości były drobne przysługi,
stosunkowo łatwo było im się nauczyć
poszczególnych dialektów.
To, co robimy
dla drugiej
osoby przed
ślubem, nie
jest
wyznacznikiem
tego, co
będziemy dla
niej robić po
ślubie.

Zanim zostawimy w spokoju Mary i


Marka, chciałbym zwrócić uwagę na trzy
kwestie. Po pierwsze, ich przykład
pokazuje nam wyraźnie, że to, co robimy
dla drugiej osoby przed ślubem, nie jest
wyznacznikiem tego, co będziemy dla
niej robić po ślubie. Przed ślubem niesie
nas siła obsesji zakochania. Po ślubie na
powrót stajemy się takimi ludźmi, jakimi
byliśmy przed stanem zakochania. Nasze
działania są determinowane przez model
małżeństwa naszych rodziców, sposób
postrzegania przez nas miłości, nasze
emocje, potrzeby i pragnienia. W
odniesieniu do naszego zachowania tylko
jedno jest pewne: nie będzie ono takie
samo jak nasze zachowanie w stanie
zakochania.
To prowadzi do drugiej prawdy
widocznej na przykładzie Marka i Mary.
Miłość jest kwestią wyboru i nie można
jej wymusić. Mark i Mary krytykowali się
wzajemnie, co do niczego ich nie
prowadziło. Gdy tylko zaczęli znów
używać próśb zamiast żądań, ich
małżeństwo zaczęło wracać na właściwy
tor. Krytyka i żądania często
doprowadzają do pęknięć. Krytykując,
możesz osiągnąć potulność partnera.
Twój mąż zapewne zrobi to, czego sobie
życzysz, ale prawdopodobnie nie będzie
to sposób okazania przez niego miłości.
Możesz dawać wskazówki poprzez swoje
prośby: „Chciałabym, żebyś umył
samochód, zmienił dziecku pieluszkę,
skosił trawnik”, ale nie możesz wzbudzić
woli kochania. Każdy z nas codziennie
musi decydować o tym, czy chce kochać
swoją żonę / swojego męża. Jeśli
wybieramy miłość, wyrażanie jej w
sposób, o jaki prosi ta druga osoba,
będzie najbardziej efektywne
emocjonalnie.

Ludzie często
najmocniej
krytykują
swoich
małżonków w
tych sferach,
które wiążą się
z
najważniejszymi
dla nich
samych
potrzebami
emocjonalnymi.

Dochodzimy do trzeciej prawdy,


którą potrafi zrozumieć tylko osoba
doświadczona w miłości. Krytyka ze
strony współmałżonka jest najlepszą
wskazówką dotyczącą jego ojczystego
języka miłości. Ludzie często najmocniej
krytykują swoich małżonków w tych
sferach, które wiążą się z najważniejszymi
dla nich samych potrzebami
emocjonalnymi. Wyrażana przez nich
krytyka jest mało skutecznym wołaniem o
miłość. Jeśli to zrozumiemy, będziemy w
stanie ją przyjąć w bardziej produktywny
sposób. Kiedy mąż skrytykuje swoją
żonę, ona może powiedzieć: „To chyba
dla ciebie bardzo ważne; możesz mi
wyjaśnić, dlaczego to jest takie istotne?”.
Przyczyny wyrażenia krytyki często
muszą zostać wyjaśnione. Nawiązanie
rozmowy na ten temat może ostatecznie
zamienić krytykę w prośbę, nie zaś w
żądanie. Mary przez cały czas
krytykowała polowania Marka nie
dlatego, że nienawidziła tego rodzaju
sportów. Polowanie było dla niej tym, co
powodowało, że Mark nie mył
samochodu, nie odkurzał mieszkania, nie
kosił trawy. Gdy Mark nauczył się
zaspokajać jej potrzebę miłości, mówiąc
jej ojczystym językiem miłości, Mary
mogła zaakceptować jego polowania.

Wycieraczka czy
ukochany?
− Obsługiwałam go przez dwadzieścia lat,
byłam na każde jego skinienie. Byłam dla
niego jak wycieraczka na buty, a on mnie
ignorował, znęcał się nade mną i poniżał
mnie przed moimi przyjaciółmi i przed
rodziną. Nie nienawidzę go, nie życzę mu
źle, ale mam do niego żal i nie chcę już z
nim mieszkać.
Ta żona przez dwadzieścia lat
wyświadczała różne przysługi swojemu
mężowi, ale nie były one wyrazem jej
miłości. Robiła to ze strachu, z poczucia
winy, z żalu.
Wycieraczka jest przedmiotem
nieożywionym. Możesz w nią wytrzeć
buty, nadepnąć na nią, kopnąć ją – co
tylko chcesz. Wycieraczka nie ma własnej
woli. Może być twoim sługą, ale nie
ukochaną osobą. Gdy traktujemy naszych
małżonków jak przedmioty, wykluczamy
miłość. Manipulowanie za pomocą
poczucia winy („Gdybyś była dobrą
żoną, zrobiłabyś to dla mnie”) nie jest
językiem miłości. Wymuszanie strachem
(„Zrobisz to albo pożałujesz”) jest obce
miłości. Nikt nie powinien być
traktowany jak wycieraczka. Może
pozwalamy się wykorzystywać, ale w
rzeczywistości jesteśmy istotami pełnymi
emocji, myśli i pragnień. Jesteśmy w
stanie podejmować decyzje i wprowadzać
nasze zamiary w czyn. Pozwalanie komuś
na manipulowanie nami lub
wykorzystywanie nas nie jest aktem
miłości. Tak naprawdę jest to aktem
zdrady, jest zgodą na rozwijanie przez tę
drugą osobę nieludzkich nawyków.
Miłość mówi: „Kocham cię za bardzo, by
pozwolić ci się tak traktować; to nie jest
dobre ani dla mnie, ani dla ciebie”.

Miłość mówi:
„Kocham cię
za bardzo, by
pozwolić ci tak
się traktować;
to nie jest
dobre ani dla
mnie, ani dla
ciebie”.
Niektórzy z nas, ucząc się języka
drobnych przysług, będą musieli
zrewidować stereotypy dotyczące roli
mężów i żon. Role te się zmieniają, ale
modele z przeszłości wciąż mogą się
utrzymywać. Mark robił to, co większość
z nas także robi w sposób naturalny –
podążał za wzorem swoich rodziców, ale i
to nie wychodziło mu najlepiej. Jego
ojciec mył samochód i kosił trawnik.
Mark tego nie robił, ale było to zgodne z
modelem zachowań męża w jego umyśle.
Na pewno nie wyobrażał sobie, że miałby
odkurzać i zmieniać dziecku pieluchy.
Należy poczytać mu za zasługę, że chciał
zerwać z tym stereotypem, gdy zdał sobie
sprawę, jakie to istotne dla Mary.
Wszyscy musimy tak się zachowywać,
jeśli ojczysty język miłości naszych
małżonków wymaga od nas czegoś, co
wydaje się nie pasować do naszej roli.
W konsekwencji zmian
socjologicznych zachodzących we
współczesnym amerykańskim
społeczeństwie przez ostatnie czterdzieści
lat nie trzymamy się już kurczowo pewnej
wizji ról kobiet i mężczyzn, ale nie
oznacza to, że pozbyliśmy się wszystkich
stereotypów. Świadczy to raczej o tym, że
liczba stereotypów się zwiększyła. Przed
erą powszechnego wpływu mediów na
nasze wyobrażenie tego, co powinni robić
mąż i żona i jak powinien wyglądać ich
związek, wzorowaliśmy się przede
wszystkim na naszych rodzicach. Ze
względu na wszechobecność telewizji,
większą mobilność ludzi, coraz większe
zróżnicowanie kulturowe i rosnącą liczbę
samotnych rodziców nasze wzorce
zachowania są często kształtowane przez
inne czynniki niż dom rodzinny.
Niezależnie od twojej percepcji istnieje
duże prawdopodobieństwo, że twój
małżonek postrzega role w małżeństwie
nieco inaczej niż ty. Chęć dokonania
rewizji i zmiany stereotypów jest
konieczna, jeśli mamy skuteczniej
wyrażać naszą miłość. Pamiętajcie – za
obstawanie przy określonych stereotypach
nie otrzymuje się gratyfikacji, ale z
zaspokajania potrzeb emocjonalnych
męża czy żony płyną wyjątkowe
korzyści.
Jakiś czas temu usłyszałem od pewnej
żony:
− Doktorze Chapman, wyślę
wszystkich moich przyjaciół na pana
seminarium.
− Ależ dlaczego miałaby pani to
zrobić? – zapytałem.
− Ponieważ radykalnie zmienił pan
moje małżeństwo. Przed seminarium Bob
nigdy w niczym mi nie pomagał. Oboje
zaczęliśmy pracę od razu po studiach, ale
to ja zawsze miałam się zajmować
domem. Zupełnie jakby Bobowi nigdy
nie przeszło przez myśl, że powinien mi
w czymś pomóc. Jednak po pana
seminarium zaczął pytać: „Co mogę
zrobić, żeby ci dzisiaj pomóc?”. To było
cudowne. Początkowo nie mogłam w to
uwierzyć, ale ta sytuacja trwa już trzy lata.
Muszę przyznać, że w pierwszych
tygodniach zdarzały się chwile trudne i
wesołe, bo Bob nie wiedział, jak zrobić
cokolwiek. Kiedy po raz pierwszy robił
pranie, użył nierozcieńczonego
wybielacza zamiast zwykłego płynu i na
naszych niebieskich ręcznikach pojawiły
się białe kropki. Pamiętam też, jak
pierwszy raz używał rozdrabniacza
odpadków w zlewie. Dał się słyszeć
bardzo dziwny odgłos i po chwili z
odpływu zaczęła się wyłaniać piana. Nie
wiedział, co się dzieje, dopóki nie
zablokowałam młynka, nie włożyłam tam
ręki i nie wyjęłam resztek nowej kostki
mydła. Ale kochał mnie, posługując się
moim językiem miłości, i mój zbiornik na
miłość się napełniał. Teraz wie, jak zrobić
w domu wszystko, i zawsze mi pomaga.
Mamy dla siebie dużo więcej czasu, bo ja
nie muszę bez przerwy pracować. Proszę
mi wierzyć – ja też nauczyłam się jego
języka i jego zbiornik też jest
wypełniony.
Czy to zawsze jest takie proste? Proste
– tak. Łatwe – nie. Bob musiał ciężko
pracować nad porzuceniem stereotypu, z
którym żył przez trzydzieści pięć lat. Nie
było to łatwe, ale dziś mógłby
powiedzieć, że nauczenie się ojczystego
języka miłości swojej żony i wola
używania go wiele wnoszą do
emocjonalnej atmosfery w małżeństwie.
A teraz przejdźmy do piątego języka
miłości.

Twoja kolej
Wiele drobnych przysług to jakieś
prace domowe, ale nie wszystkie nimi
są. W jaki inny sposób można
wyświadczyć przysługę swojemu
małżonkowi?
Jeśli językiem miłości
twojego małżonka są
DROBNE
PRZYSŁUGI:
1. Zrób listę wszystkich próśb,
jakie usłyszałeś od żony / męża
w ciągu ostatnich kilku
tygodni. Każdego tygodnia
wybierz jedną taką prośbę i
spełnij ją, wyrażając w ten
sposób swoją miłość.
2. Przygotuj karteczki z
następującym napisem:

„Dzisiaj okażę ci moją miłość


poprzez…”. Uzupełnij to
zdanie taką czynnością, jak:
porządki domowe, zapłacenie
rachunków, naprawienie
czegoś, co od bardzo dawna
jest zepsute, plewienie ogródka.
(Należą ci się dodatkowe
punkty, jeśli coś było od
dawna odkładane).

Trzy razy w każdym miesiącu


dawaj małżonkowi takie
karteczki, wykonując zapisane
na nich czynności.
3. Poproś męża / żonę o zapisanie
dziesięciu rzeczy, które
miał(a)byś zrobić w ciągu
najbliższego miesiąca.
Następnie poproś o nadanie im
priorytetów w skali od 1 do 10,
gdzie 1 oznacza rzecz
najważniejszą, a 10 – najmniej
ważną. Użyj tej listy, planując
swoją strategię miesiąca
miłości. (Przygotuj się na życie
ze szczęśliwym
współmałżonkiem).
4. Gdy twojego męża nie ma w
domu, poproś dzieci, by
pomogły ci coś dla niego
zrobić. Gdy mąż wraca do
domu, zawołajcie wspólnie:
„Niespodzianka! Kochamy
cię!”. Wtedy powiedz mu o
waszej przysłudze.
5. Na brak jakiej przysługi z
twojej strony słyszysz ciągłe
skargi? A może potraktujesz te
skargi jako wskazówki? Skarga
oznacza, że coś jest bardzo
ważne. Jeśli postanowisz się
tym zająć i w ten sposób
wyrazić swoją miłość, będzie to
miało wartość większą niż
ofiarowanie tysiąca róż.
6. Jeśli wypowiadasz swoje
prośby w sposób bliski
skargom lub przytykom,
spróbuj zapisać je w sposób
mniej napastliwy. Pokaż to
swojemu małżonkowi. Na
przykład: „Trawnik zawsze
wygląda tak dobrze i naprawdę
doceniam twoją pracę.
Chciałabym ci z góry
podziękować za skoszenie
trawy w tym tygodniu, zanim
Julie i Ben przyjdą do nas na
obiad”. Być może twój mąż
odpowie: „Gdzie jest kosiarka?
Już się nie mogę doczekać!”.
Spróbuj i przekonaj się, jakie
będą rezultaty.
7. Zrób coś dużego, na przykład
porządki w domowym
gabinecie. Umieść tam
karteczkę z napisem: „Dla
(imię) z wyrazami miłości” i
podpisz się.
8. Jeśli masz więcej pieniędzy niż
czasu, zatrudnij kogoś do
wykonania tego, czego
oczekuje od ciebie twój
małżonek, na przykład do
dbania o ogród czy do
dokładnego wysprzątania
domu raz w miesiącu.
9. Poproś o wskazanie ci
codziennych przysług, które
dla twojej żony lub twojego
męża rzeczywiście będą
stanowić oznakę twojej miłości.
Spróbuj umieścić je w swoim
rozkładzie dnia. „Drobne
przysługi” naprawdę wiele
znaczą.
rozdział 8

JĘZYK MIŁOŚCI # 5
Dotyk

d dawna wiadomo, że dotyk jest


O jednym ze sposobów
komunikowania miłości. Liczne badania
dotyczące rozwoju dzieci doprowadziły
do następujących ustaleń: dzieci, które się
przytula i całuje, mają później zdrowsze
życie emocjonalne niż dzieci, które przez
długi czas są pozbawione kontaktu
fizycznego.
Dotyk jest też potężnym środkiem
przekazywania miłości małżeńskiej.
Trzymanie się za ręce, całowanie,
przytulanie i akt płciowy to sposoby
komunikowania miłości drugiej osobie.
W przypadku niektórych osób dotyk to
ojczysty język miłości – jeśli go brakuje,
czują się niekochane. Dzięki niemu
zapełnia się ich zbiornik na miłość, a w
relacji małżeńskiej odnajdują
bezpieczeństwo.

Siła dotyku
W przeciwieństwie do pozostałych
czterech zmysłów dotyk nie ogranicza się
do jednego fragmentu ciała. Małe
receptory dotyku są rozmieszczone na
całym ciele. Gdy się ich dotknie lub je
uciśnie, nerwy przenoszą impulsy do
mózgu, który je interpretuje, dzięki czemu
wiemy, czy to, co nas dotknęło, było
ciepłe czy zimne, twarde czy miękkie, czy
powoduje ból, czy też przyjemność.
Dotyk możemy również interpretować
jako pełen miłości lub wrogi.
Niektóre części naszego ciała są
bardziej wrażliwe na dotyk niż inne. Ta
różnica wynika stąd, że receptory dotyku
nie są rozmieszczone równomiernie na
całym ciele, ale łączą się w skupiska.
Dlatego czubek języka jest bardzo
wrażliwy na dotyk, podczas gdy miejsce
między łopatkami cechuje się najmniejszą
wrażliwością. Innymi bardzo wrażliwymi
miejscami są czubki palców i czubek
nosa. Naszym celem nie jest jednak
zrozumienie neurologicznych podstaw
zmysłu dotyku, ale uświadomienie sobie
jego znaczenia psychologicznego.
Dotyk może być źródłem powstania
lub rozpadu związku. Może
komunikować nienawiść lub miłość. Dla
osoby, dla której dotyk jest ojczystym
językiem miłości, niesie on przesłanie
dużo wyraźniejsze niż słowa „nienawidzę
cię” lub „kocham cię”. Uderzenie w twarz
jest bolesne dla każdego dziecka, ale
szczególnie dla takiego, którego
ojczystym językiem miłości jest dotyk.
Czuły uścisk komunikuje miłość
każdemu dziecku, ale przekazuje
wyjątkowo wiele informacji temu,
którego ojczystym językiem miłości jest
dotyk. Tak samo jest z osobami
dorosłymi.
W małżeństwie dotyk pełen miłości
może przyjmować rozmaite formy.
Ponieważ receptory dotyku są
rozmieszczone na całym ciele, pełne
miłości dotknięcie małżonka w niemal
dowolnym miejscu może być wyrazem
miłości. Nie oznacza to, że wszystkie
dotknięcia są odbierane tak samo,
niektóre bowiem niosą ze sobą więcej
przyjemności niż inne. Oczywiście
najlepszym doradcą będzie w tym
wypadku twój współmałżonek –
ostatecznie to jego chcesz kochać. On wie
najlepiej, co uważa za dotyk przepełniony
miłością. Nie staraj się dotykać ukochanej
osoby wtedy, kiedy ty tego chcesz, ani w
sposób, jaki tobie sprawia przyjemność.
Naucz się mówić jej dialektem miłości.
Dla niej niektóre odmiany dotyku mogą
być irytujące czy niewłaściwe.
Kontynuowanie takiego dotyku to
komunikowanie czegoś przeciwnego
miłości. To mówienie, że nie jesteś
wrażliwy na jej potrzeby i nie jest dla
ciebie istotne, co ona uważa za
przyjemne. Nie popełniaj błędu
polegającego na przekonaniu, że to, co
daje przyjemność tobie, będzie też
przyjemne dla niej.

Nie popełniaj
błędu
polegającego
na
przekonaniu,
że to, co daje
przyjemność
tobie, będzie
też przyjemne
dla niej.

Miłosny dotyk może być wyrazisty i


wymagać pełnej uwagi, jak masaż pleców
czy gra wstępna, z kulminacją w czasie
aktu płciowego. Może być też jednak
przelotny, trwać krótką chwilę, jak
położenie ręki na jego ramieniu, gdy
nalewasz mu kawy do filiżanki, czy
otarcie się o niego, gdy mijacie się w
kuchni. Wyrazisty dotyk zajmuje więcej
czasu, jeśli chodzi nie tylko o sam
moment dotknięcia, ale też o głębokie
zrozumienie tego, jak należy w ten
sposób komunikować miłość kochanej
osobie. Jeśli masaż pleców jest dla
twojego współmałżonka silnym
komunikatem miłości, czas, pieniądze i
energia poświęcone na nauczenie się
masażu stanowią dobrą inwestycję. Jeśli
pierwotnym dialektem twojego
współmałżonka jest sam akt płciowy,
czytanie o sztuce miłości fizycznej i
rozmawianie o niej poprawią jakość tego
sposobu wyrażania miłości.
Przelotny dotyk miłosny wymaga
mniej czasu, ale musi być dobrze
przemyślany, zwłaszcza jeśli dotyk nie
jest twoim ojczystym językiem miłości i
nie dorastałaś w rodzinie, w której dotyk
miał duże znaczenie. Siedzenie obok
siebie, gdy oglądacie ulubiony program
w telewizji, nie wymaga dodatkowego
czasu, ale może być wyraźnym
komunikatem miłości. Dotknięcie
twojego współmałżonka, gdy
przechodzisz przez pokój, w którym on
akurat siedzi, zajmuje tylko chwilkę.
Dotknięcie, gdy ktoś wychodzi z domu
lub gdy do niego wraca, może być tylko
krótkim pocałunkiem lub uściskiem, ale
będzie miało bardzo istotne znaczenie.
Jeśli okaże się, że dotyk jest
ojczystym językiem miłości kochanej
przez ciebie osoby, tylko granice
wyobraźni ograniczają sposoby wyrażania
miłości. Ekscytującym wyzwaniem może
być wymyślanie nowych sposobów i
miejsc, w których dotyk będzie miał
miejsce. Jeśli nigdy nie dotykaliście się
pod stołem, może się okazać, że ożywi to
waszą wspólną kolację w restauracji. Jeśli
nie jesteś przyzwyczajony do trzymania
się za ręce w miejscu publicznym, możesz
odkryć, że będziesz napełniać zbiornik na
miłość twojej żony, gdy przechodzicie
przez parking. Jeśli normalnie nie
całujecie się od razu po zamknięciu za
sobą drzwi auta, możesz odkryć, że to
znacznie poprawia wasz komfort
podróży. Przytulenie żony wychodzącej
na zakupy może być nie tylko wyrazem
miłości, ale też prośbą, aby jak najszybciej
wróciła do domu. Próbujcie nowego
dotyku w nowych miejscach i poproś o
informację zwrotną o tym, czy sprawiło to
przyjemność twojemu partnerowi.
Pamiętaj – ostatnie słowo należy do
twojego współmałżonka. Ty uczysz się
mówić jego językiem.

Ciało istnieje, by go
dotykać
Wszystko, co jest mną, zawiera się w
moim ciele. Dotknąć mojego ciała
oznacza dotknąć mnie. Odsunąć się od
mojego ciała to zdystansować się ode
mnie emocjonalnie. W naszym
społeczeństwie uścisk dłoni to sposób
komunikowania drugiej osobie otwartości
i społecznej bliskości. Jeśli w pewnych
wypadkach odmawia się takiego uścisku,
przekazuje się w ten sposób informację,
że we wzajemnej relacji występuje coś
niedobrego. We wszystkich
społeczeństwach istnieje jakaś forma
dotyku towarzysząca powitaniu.
Przeciętny Amerykanin może nie czuć się
komfortowo w trakcie europejskich
uścisków „na misia” i pocałunków, ale w
Europie spełniają one taką samą funkcję
jak uścisk dłoni.

Nasze ciała
istnieją po to,
by ich dotykać,
ale z całą
pewnością nie
służą do
wykorzystywania
W każdym społeczeństwie istnieją
dozwolone i nieodpowiednie sposoby
dotykania osób odmiennej płci. Nacisk na
kwestie molestowania seksualnego
uwydatnia te sposoby, które są
niestosowne. Jednak w małżeństwie to, co
jest dozwolone i niestosowne, w
pewnych, bardzo szerokich, ramach
określa sama para. Oczywiście
wykorzystywanie seksualne jest
uznawane przez społeczeństwo za
niedozwolone i powstają różne
organizacje społeczne udzielające pomocy
żonom bitym przez mężów czy mężom
maltretowanym przez żony. Nasze ciała
istnieją po to, by ich dotykać, ale z całą
pewnością nie służą do wykorzystywania.
Obecne czasy opisywane są jako era
wolności i otwartości seksualnej.
Jednocześnie wykazaliśmy, że model
małżeństwa otwartego, w którym
małżonkowie mogą utrzymywać kontakty
seksualne z innymi osobami, jest bzdurą.
Osoby, które nie sprzeciwiają się takiemu
pomysłowi na płaszczyźnie moralnej,
odczuwają taki sprzeciw na poziomie
emocjonalnym. Nasza potrzeba
intymności i miłości nie pozwala nam
obdarzać drugiej osoby tego rodzaju
wolnością. Ból emocjonalny z nią
związany jest głęboki, a intymność znika,
gdy mamy świadomość, że nasz
współmałżonek spotyka się z kimś
innym. Archiwa terapeutów są pełne
przypadków żon i mężów, którzy próbują
sobie poradzić z traumą zdrady
małżeńskiej. Trauma ta jest dużo silniejsza
w przypadku osób, których ojczystym
językiem miłości jest dotyk. To, czego tak
bardzo potrzebują (miłość wyrażająca się
poprzez dotknięcie), zostało oddane
komuś innemu. Ich zbiornik na miłość
nie jest pusty – został wysadzony w
powietrze. Aby ponownie zaspokoić ich
potrzeby emocjonalne, niezbędne będą
zasadnicze działania naprawcze.

Kryzys i dotyk
W sytuacji kryzysowej niemal
instynktownie tulimy się do siebie.
Dlaczego? Ponieważ dotyk bardzo
wyraźnie komunikuje miłość. W czasie
kryzysu przede wszystkim potrzebujemy
czuć miłość. Nie zawsze możemy zmienić
bieg wydarzeń, ale dzięki miłości
możemy je przetrwać.

Jeśli ojczystym
językiem
miłości
ukochanej
osoby jest
dotyk, nic nie
będzie
ważniejsze niż
objęcie jej, gdy
płacze.

Każde małżeństwo doświadcza


sytuacji kryzysowych. Nieunikniona jest
śmierć rodziców, co roku w wypadkach
samochodowych giną lub tracą zdrowie
tysiące ludzi, zdarzają się nam choroby,
normalnym elementem naszego życia są
codzienne niepowodzenia. Najważniejsze,
co możesz zrobić dla swojego
współmałżonka w kryzysowej sytuacji, to
kochać go. Jeśli ojczystym językiem
miłości ukochanej osoby jest dotyk, nic
nie będzie ważniejsze niż objęcie jej, gdy
płacze. Twoje słowa mogą się okazać
mało ważne, ale to twój dotyk będzie
komunikował troskę o nią. Płacz jest
wyjątkową sposobnością do wyrażania
naszej miłości. Delikatny dotyk będzie
pamiętany długo po tym, jak kryzys
przeminie. Brak dotyku może na zawsze
zostać w pamięci.
„Małżeństwo nie
powinno tak wyglądać”
Od kiedy pierwszy raz (wiele lat temu)
przyjechałem do West Palm Beach na
Florydzie, zawsze chętnie prowadziłem
seminaria w tamtej okolicy. Przy jednej z
takich okazji poznałem Pete’a i Patsy. Nie
pochodzili z Florydy (jak większość jej
mieszkańców), ale mieszkali tam od
dwudziestu lat i West Palm Beach uważali
za swój dom. Moje seminarium
organizował jeden z miejscowych
kościołów, którego pastor, wioząc mnie z
lotniska, powiedział, że Pete i Patsy
chcieliby, abym przenocował u nich w
domu. Próbowałem pokazać, że cieszę się
z zaproszenia, choć doświadczenie
mówiło mi, że tego rodzaju prośby
zazwyczaj wiązały się z terapią do późnej
nocy.
Gdy weszliśmy z pastorem do
przestronnego i ładnie urządzonego domu
w hiszpańskim stylu, poznałem Patsy i
Charliego – domowego kota. Gdy
rozejrzałem się po domu, uznałem, że: a)
firma Pete’a jest w bardzo dobrej sytuacji,
b) dostał wielki spadek po ojcu lub c)
miał ogromne długi. Później okazało się,
że prawdziwa była ta pierwsza hipoteza.
Kiedy znaleźliśmy się w pokoju
gościnnym, zauważyłem, że rozgościł się
tam kot Charlie, który wyciągnął się na
łóżku, na którym miałem spać.
Pomyślałem: temu kotu się powiodło!
Wkrótce do domu wrócił Pete,
przekąsiliśmy coś smacznego i
ustaliliśmy, że zjemy razem obiad po
seminarium. Kilka godzin później,
podczas posiłku, czekałem, aż zacznie się
sesja. To jednak nie nastąpiło. Okazało się
natomiast, że Pete i Patsy to zdrowe,
szczęśliwe małżeństwo. Dla terapeuty
takiego jak ja jest to zawsze coś
niezwykłego. Chciałem odkryć ich sekret,
ale byłem jednocześnie bardzo zmęczony,
a wiedziałem, że Pete i Patsy następnego
dnia odwiozą mnie na lotnisko, więc
postanowiłem ich wybadać, gdy będę w
lepszej formie.
Udało mi się to w trakcie 45–
minutowej jazdy na lotnisko. Wtedy Pete
i Patsy zaczęli opowiadać mi swoją
historię. W pierwszych latach małżeństwa
mieli znaczące trudności. Dorastali w tej
samej okolicy, chodzili do tego samego
kościoła i skończyli to samo liceum. Ich
rodzice prowadzili podobny styl życia i
kierowali się podobnymi wartościami.
Pete i Patsy lubili podobne rzeczy – tenis
i pływanie łodzią, dużo mówili o tym, jak
wiele zainteresowań ich łączy. Wydawało
się, że mają wszystkie cechy, jakie
powinny im pozwolić na unikanie
konfliktów w małżeństwie.
Zaczęli się spotykać w ostatniej klasie
liceum. Potem wybrali różne
uniwersytety, ale spotykali się często i
wzięli ślub trzy tygodnie po tym, jak Pete
odebrał dyplom z ekonomii, a Patsy z
socjologii. Dwa miesiące później
przeprowadzili się na Florydę, gdzie
Pete’owi zaoferowano dobrą posadę.
Teraz, aby odwiedzić kogoś z rodziny,
musieli przebyć ponad 3 000 kilometrów.
Ich „miesiąc” miodowy mógł trwać
wiecznie. Pierwsze trzy miesiące
rzeczywiście były bardzo ekscytujące –
przeprowadzka, szukanie nowego
mieszkania, radość ze wspólnego życia.
Po sześciu miesiącach małżeństwa
Patsy poczuła, że Pete zaczyna się od niej
oddalać. Pracował coraz dłużej, a kiedy
był w domu, dużo czasu spędzał przy
komputerze. Gdy wreszcie Patsy wyraziła
swoje podejrzenia, że Pete jej unika, on
stwierdził, że tak nie jest, ale po prostu
stara się jak najlepiej wykonywać swoją
pracę. Powiedział, że żona nie rozumie,
pod jak silną jest presją i jak ważny jest
ten pierwszy rok w pracy. Patsy nie była z
tego zadowolona, ale postanowiła dać mu
trochę przestrzeni.
Wtedy zaczęła zawierać przyjaźnie z
innymi kobietami, które mieszkały na jej
osiedlu. Często gdy wiedziała, że Pete
będzie długo pracował, po pracy
umawiała się na zakupy z jedną z
przyjaciółek, zamiast wracać od razu do
domu. Czasem nie było jej w domu, gdy
Pete wracał z pracy. Jego bardzo to
denerwowało, uznał ją za bezmyślną i
nieodpowiedzialną. Patsy zaprotestowała:
− Kto tu jest nieodpowiedzialny?
Nawet nie dzwonisz do mnie, żeby mi
powiedzieć, kiedy wrócisz. Jak mam być
tu przed tobą, skoro nawet nie wiem, o
której ty się zjawisz? A kiedy już jesteś w
domu, i tak spędzasz cały czas przy tym
głupim komputerze. Ty nie potrzebujesz
żony – ty potrzebujesz komputera!
− Ja potrzebuję żony – odpowiedział
Pete podniesionym głosem. – Czy ty tego
nie rozumiesz? Właśnie o to chodzi. Ja
naprawdę potrzebuję żony.
Ale Patsy nie rozumiała i była
zupełnie zdezorientowana. Próbując
zrozumieć tę sytuację, udała się do
miejscowej biblioteki i zabrała się za
przeglądanie książek na temat
małżeństwa. Myślała: „Małżeństwo nie
powinno tak wyglądać, muszę znaleźć
jakieś wyjście z tej sytuacji”. Gdy Pete
zaczynał pracę przy komputerze, Patsy
brała do ręki jedną z książek. Często
czytała do północy. Idąc do sypialni, Pete
widział ją i czasami mówił coś
sarkastycznego, na przykład: „Gdybyś
czytała tyle na studiach, miałabyś same
piątki”. Na co Patsy odpowiadała: „Nie
jestem na studiach, jestem żoną i w tym
małżeństwie trója byłaby zadowalająca”.
Pete szedł spać, nie zwracając więcej na
nią uwagi.
Pod koniec pierwszego roku
małżeństwa Patsy była zrozpaczona.
Wspominała już wcześniej o takiej
możliwości, ale tym razem powiedziała
Pete’owi spokojnie:
− Zamierzam znaleźć jakiegoś
terapeutę małżeńskiego. Czy chcesz iść
tam ze mną?
Pete jednak odparł:
− Nie potrzebuję żadnego terapeuty.
Nie mam czasu iść do terapeuty. I nie stać
mnie na to.
− Dobrze, w takim razie pójdę sama –
powiedziała Patsy.
− Dobrze, i tak to ty potrzebujesz
terapii.
Na tym rozmowa się skończyła. Patsy
czuła się całkowicie opuszczona, ale w
następnym tygodniu umówiła się z
terapeutą. Po trzech sesjach z Patsy
terapeuta zadzwonił do Pete’a i poprosił
go, by mężczyzna przyszedł do niego,
żeby mogli porozmawiać o tym, jak on
widzi swoje małżeństwo. Pete się zgodził
– i tak zaczął się proces leczenia. Po
sześciu miesiącach wyszli z gabinetu
terapeuty jako zupełnie nowe
małżeństwo.
Zapytałem Pete’a i Patsy:
− Co takiego w trakcie terapii
pomogło wam zmienić wasz związek?
− Krótko mówiąc, doktorze Chapman
– powiedział Pete – nauczyliśmy się
mówić naszymi językami miłości. Nasz
terapeuta nie używał takiego określenia,
ale stało się to dla nas jasne w trakcie
pańskiego wykładu. Wróciłem pamięcią
do tamtych sesji i zdałem sobie sprawę, że
dokładnie to miało miejsce. Wreszcie
nauczyliśmy się mówić naszymi językami
miłości.
− A zatem, jaki jest twój język
miłości, Pete? – zapytałem.
− Dotyk – odpowiedział bez wahania.
− Zdecydowanie dotyk – potwierdziła
Patsy.
− A twój, Patsy?
− Dobry czas, doktorze Chapman.
Właśnie tego mi brakowało wtedy, gdy
on każdą chwilę przeznaczał na pracę i
komputer.
− W jaki sposób dowiedzieliście się,
że językiem Pete’a jest dotyk?
− Trochę nam to zajęło – powiedziała
Patsy. – Krok po kroku prawda zaczęła
się ujawniać w czasie sesji z terapeutą. Na
początku chyba nawet Pete nie zdawał
sobie z tego sprawy.
− To prawda – wtrącił Pete. – Moje
poczucie własnej wartości wiązało się z
tak dużym brakiem pewności siebie, że
upłynęło mnóstwo czasu, zanim byłem w
stanie zidentyfikować i uznać brak dotyku
ze strony Patsy za przyczynę mojego
wycofania się. Nigdy jej nie mówiłem, że
potrzebuję jej dotyku, choć wewnątrz tak
bardzo mi tego brakowało. Kiedy się
spotykaliśmy, to zawsze ja zaczynałem ją
przytulać, całować, trzymać za rękę, ale
Patsy zawsze dobrze na to reagowała.
Czułem wtedy, że mnie kocha. Po ślubie
bywały jednak takie momenty, kiedy
próbowałem fizycznie się do niej zbliżyć,
a Patsy w żaden sposób na to nie
odpowiadała. Być może była zbyt
zmęczona swoją pracą, nie wiem. Ja
jednak brałem to do siebie. Czułem, że
nie jestem dla niej atrakcyjny. Wtedy
postanowiłem, że nie będę podejmował
inicjatywy, bo nie chcę doświadczać
odrzucenia. Zatem czekałem; chciałem
zobaczyć, ile czasu upłynie, zanim ona
zainicjuje pocałunek albo z jej inicjatywy
dojdzie między nami do zbliżenia. Kiedyś
upłynęło sześć tygodni, zanim w ogóle
mnie dotknęła. To było dla mnie nie do
zniesienia. Postanowiłem się oddalić od
bólu, którego doznawałem, będąc z nią.
Czułem się odrzucony, niechciany i
niekochany.

Kiedyś
upłynęło sześć
tygodni, zanim
w ogóle mnie
dotknęła.

Wtedy Patsy dopowiedziała:


− Nie miałam pojęcia, że Pete tak się
czuje. Widziałam, że nie wykazuje już
inicjatywy. Nie całowaliśmy się i nie
przytulaliśmy tak jak kiedyś, ale uznałam,
że po ślubie nie jest to dla niego już tak
istotne. Wiedziałam, że w pracy jest pod
presją. Nie miałam pojęcia, że oczekuje,
że to ja zrobię pierwszy krok. Całymi
tygodniami w ogóle go nie dotykałam.
Po prostu nie przyszło mi to do głowy.
Przygotowywałam nam posiłki,
sprzątałam mieszkanie, robiłam pranie i
próbowałam schodzić mu z drogi.
Naprawdę nie wiedziałam, co jeszcze
powinnam robić. Nie rozumiałam jego
wycofania i tego, że się mną nie zajmuje.
Nie chodzi o to, że nie lubię dotyku – on
po prostu nigdy nie miał dla mnie
specjalnie dużego znaczenia. Ja czułam się
kochana, gdy Pete spędzał ze mną czas,
skupiał się na mnie. Nie miało dla mnie
znaczenia, czy się przytulaliśmy, czy
całowaliśmy. Jeśli Pete koncentrował się
na mnie – czułam się kochana. Dużo
czasu zajęło nam odkrycie źródła
problemu, ale gdy już uświadomiliśmy
sobie, że nie spełniamy naszych
wzajemnych potrzeb związanych z
miłością, zaczęliśmy nad tym pracować.
Gdy tylko zaczęłam przejmować
inicjatywę związaną z dotykiem, stało się
coś niesamowitego. Cała jego osobowość
się zmieniła, odzyskał ducha. Tak jakbym
miała nowego męża. Kiedy się przekonał,
że rzeczywiście go kocham, lepiej
reagował także na moje potrzeby.

Całymi
tygodniami w
ogóle go nie
dotykałam. Po
prostu nie
przyszło mi to
do głowy.

− To zdumiewające, że w trakcie
pańskiego seminarium – wtrącił Pete –
wykład o językach miłości pozwolił mi
wrócić do tego doświadczenia sprzed lat.
Pan w ciągu dwudziestu minut
powiedział to, co nam zajęło sześć
miesięcy.
− Cóż, nie chodzi o to, jak szybko,
ale jak dobrze nauczymy się tego, co jest
istotne – odpowiedziałem. – W waszym
wypadku oczywiście się to udało.
Pete to tylko jedna z wielu osób, dla
których dotyk jest ojczystym językiem
miłości. W sferze emocjonalnej niezbędne
jest dla nich dotykanie przez
współmałżonka. Pogłaskanie po głowie,
po plecach, trzymanie się za ręce,
przytulenie się, zbliżenie – te i wiele
innych „miłosnych dotknięć” tworzą
więzi emocjonalne dla osób, których
ojczystym językiem miłości jest dotyk.

Twoja kolej

Przypomnij sobie jakiegoś rodzaju


dotyk, który nie miał charakteru
seksualnego, a prowadził do większej
intymności między wami. Dlaczego było
w tym coś szczególnego?
Jeśli językiem miłości
twojego małżonka jest
DOTYK:
1. Trzymajcie się za ręce w drodze
z samochodu na zakupy.
2. Gdy jecie razem jakiś posiłek,
dotknij tej drugiej osoby
kolanem lub stopą.
3. Podejdź do twojej żony i
powiedz jej: „Mówiłem ci
ostatnio, że cię kocham?”. Weź
ją w ramiona, przytul mocno i
pogładź po plecach, mówiąc:
„Jesteś najwspanialsza”.
(Oprzyjcie się pokusie udania
się od razu do sypialni).
Przestańcie się przytulać i
przejdźcie do następnego
kroku.
4. Podejdź do siedzącego partnera
i wymasuj mu ramiona.
5. Gdy jesteście w kościele i
duchowny wzywa do
modlitwy, weźcie się za ręce.
6. Zacznij zbliżenie od masażu
stóp. Przechodź do kolejnych
części ciała tak powoli, jak
długo sprawia to przyjemność
ukochanej osobie.
7. W trakcie wizyty rodziny lub
przyjaciół dotknij jej przy nich.
Objęcie współmałżonka w
trakcie rozmowy czy położenie
ręki na jego ramieniu
komunikuje: „Nie przestaję cię
zauważać nawet w obecności
tych wszystkich ludzi wokół”.
8. Gdy twój współmałżonek
wraca do domu, posuń się o
jeden krok dalej niż zazwyczaj i
przywitaj go bardziej
intensywnie. W tym punkcie
chodzi o zmienianie
przyzwyczajeń i
zintensyfikowanie nawet
krótkiego dotyku.
rozdział 9
Odkryj twój
ojczysty język
miłości

dkrycie ojczystego języka miłości


O twojego współmałżonka ma istotne
znaczenie, jeśli wasze zbiorniki na miłość
mają być wypełnione. Najpierw jednak
musisz znać swój własny język miłości.
Niektórym osobom wystarczy, że usłyszą
nazwy poszczególnych języków:

• WYRAŻENIA
AFIRMATYWNE
• DOBRY CZAS
• PRZYJMOWANIE
PODARUNKÓW
• DROBNE PRZYSŁUGI
• DOTYK

i od razu będą potrafiły określić, jaki jest


ich ojczysty język miłości, a jakim
językiem mówi ich żona lub mąż. Dla
innych nie będzie to takie łatwe –
niektórzy są tacy jak Marcus, który po
usłyszeniu tych nazw stwierdził:
− Nie wiem. Dla mnie dwa z nich są
chyba tak samo ważne.
− Które dwa? – zapytałem.
− Dotyk i wyrażenia afirmatywne.
− Co rozumiesz przez „dotyk”?
− No, przede wszystkim seks –
odpowiedział Marcus.
− Czy lubisz, kiedy twoja żona
głaszcze cię po głowie – dopytywałem
dalej – albo masuje cię po plecach, kiedy
trzymacie się za dłonie, kiedy całujecie się
i przytulacie, ale nie dochodzi między
wami do zbliżenia?
− To wszystko jest bardzo miłe –
powiedział Marcus. – Nie zamierzam z
tego rezygnować, ale najważniejszy jest
sam seks. To dzięki niemu wiem, że ona
rzeczywiście mnie kocha.
Odchodząc na chwilę od kwestii
dotyku, przeszedłem do zagadnienia
wyrażeń afirmatywnych i spytałem:
− Mówisz, że ważne są dla ciebie
także wyrażenia afirmatywne – jakiego
rodzaju wyrażenia mają dla ciebie
największe znaczenie?
− Właściwie wszystko, co ma
pozytywny wydźwięk. Gdy mówi mi, że
wyglądam dobrze, że jestem inteligentny,
że ciężko pracuję, kiedy potrafi docenić
to, co robię w domu, gdy pozytywnie
ocenia to, że spędzam czas z naszymi
dziećmi, gdy mówi, że mnie kocha – to
wszystko jest dla mnie naprawdę istotne.
− Czy rodzice mówili ci takie rzeczy,
kiedy byłeś dzieckiem?
− Niezbyt często – odparł Marcus. –
Od rodziców słyszałem przede wszystkim
krytykę i wymagania. To chyba właśnie
dlatego od początku Alicia była dla mnie
taka ważna – zawsze słyszałem od niej
wyrażenia afirmatywne.
− W takim razie zastanów się nad
następującą kwestią. Gdyby Alicia
zaspokajała twoje potrzeby seksualne,
gdybyście kochali się tak często, jak tego
chcesz, ale z drugiej strony mówiłaby o
tobie w sposób negatywny, krytykowała
cię, czasem docinała ci przy innych – czy
wtedy czułbyś, że cię kocha?
− Nie wydaje mi się – odpowiedział.
– Chyba czułbym się zdradzony i
dotknięty. Przygnębiłoby mnie to.
− Marcus, wydaje mi się, że właśnie
odkryliśmy, że twoim ojczystym
językiem miłości są „wyrażenia
afirmatywne”. Seks z Alicią i intymność
są dla ciebie niezwykle istotne, ale z
emocjonalnego punktu widzenia jej słowa
są dla ciebie ważniejsze. Gdyby Alicia bez
przerwy cię krytykowała i robiła ci
przytyki w obecności innych ludzi, w
pewnym momencie przestałbyś pożądać
jej w sensie seksualnym, ponieważ
postrzegałbyś ją jako źródło bólu.
Marcus popełnił błąd, który jest
udziałem wielu mężczyzn: uznał, że jego
ojczystym językiem miłości jest dotyk, bo
odczuwał silną potrzebę zbliżenia
seksualnego. W przypadku mężczyzn
pożądanie jest uwarunkowane
biologicznie – wzbudzane przez
gromadzenie się plemników i płynu
nasiennego w pęcherzykach nasiennych.
Gdy pęcherzyki są pełne, pojawia się
fizyczna potrzeba ich opróżnienia.
Dlatego właśnie pożądanie w przypadku
mężczyzn jest uwarunkowane regułami
biologii.
W przypadku kobiet dużo większy
wpływ na pożądanie mają uczucia. Jeśli
kobieta czuje się kochana, doceniana i
dowartościowana przez męża – wtedy
właśnie pojawia się u niej fizyczne
pożądanie kontaktu intymnego. Bez
bliskości emocjonalnej fizyczne
pożądanie może nie zaistnieć. Biologiczne
potrzeby natury seksualnej u kobiet są
ściśle związane z ich emocjonalną
potrzebą miłości.
Ponieważ mężczyzn biologia
prowadzi ku wyładowaniu seksualnemu
w dość regularnych odstępach czasu,
mogą oni automatycznie uznawać, że taki
właśnie jest ich ojczysty język miłości.
Może się to jednak okazać nieprawdą,
jeśli mężczyzna nie ceni dotyku
towarzyszącego innym sytuacjom czy też
dotyku pozbawionego charakteru
seksualnego. Pożądanie seksualne może
być czymś innym niż emocjonalna
potrzeba miłości. Nie oznacza to, że seks
jest dla takiego mężczyzny nieważny
(wręcz przeciwnie – jest bardzo istotny),
ale sam seks nie zaspokoi jego potrzeby
miłości. Jego żona musi także przemówić
w jego ojczystym języku miłości.
W rzeczywistości jeśli żona mówi
ojczystym językiem miłości swojego
męża, a jego zbiornik na miłość jest
wypełniony, i mąż również mówi
ojczystym językiem miłości żony,
wskutek czego jej zbiornik także jest
pełen – seksualny wymiar ich związku
sam się ułoży. Większość problemów
natury seksualnej w małżeństwie ma
niewiele wspólnego z fizycznością, jest
zaś całkowicie związana z zaspokajaniem
potrzeb emocjonalnych.
Po dłuższej chwili Marcus przyznał:
− Chyba rzeczywiście ma pan rację.
Wyrażenia afirmatywne to na pewno mój
ojczysty język miłości. Gdy Alicia
mówiła mi przykre rzeczy i krytykowała
mnie, ja odsuwałem się od niej i
zaczynałem fantazjować o innych
kobietach. Ale gdy ona mówi mi, że mnie
ceni i podziwia, moje pożądanie jest
ukierunkowane na nią. W trakcie naszej
krótkiej rozmowy Marcus dokonał
znaczącego odkrycia.

Jak się dowiedzieć?


Jaki jest twój ojczysty język miłości? Co
jest dla ciebie najmocniejszym sygnałem
miłości? Czego pragniesz najbardziej?
Jeśli odpowiedź na te pytania nie jest dla
ciebie oczywista, być może pomocne
będzie spojrzenie na języki miłości od
strony negatywnej. Która z rzeczy, jakie
mówi lub robi twoja żona (albo z tych,
których nie mówi i nie robi), rani cię
najbardziej? Na przykład jeśli największy
ból sprawiają ci negatywny osąd i krytyka
z jej strony, być może twoim językiem
miłości są wyrażenia afirmatywne. Jeśli
twój mąż wykorzystuje twój język miłości
w sposób negatywny (czyli robi coś
przeciwnego do twoich oczekiwań i
potrzeb), poczujesz się tym dotknięta
bardziej niż ktoś inny w tej samej sytuacji,
ponieważ czujesz nie tylko, że bliska ci
osoba nie mówi w twoim ojczystym
języku miłości, ale też że używa go w
sposób, który łamie ci serce.

Co jest dla
ciebie
najmocniejszym
sygnałem
miłości? Czego
pragniesz
najbardziej?

Pamiętam Mary z Kitchener w


kanadyjskiej prowincji Ontario, która
powiedziała mi:
− Doktorze Chapman, najbardziej
boli mnie to, że Ron nawet nie kiwnie
palcem, żeby pomóc mi w domu. On
ogląda telewizję, a ja zajmuję się
wszystkim. Nie rozumiem, jak może to
robić, jeśli rzeczywiście mnie kocha.
Ból Mary, związany głównie z tym,
że mąż nie pomagał jej w pracach
domowych, stanowił klucz do jej
ojczystego języka miłości, czyli drobnych
przysług. Jeśli ciebie rani to, że rzadko
dostajesz prezenty przy dowolnej okazji,
być może twoim językiem miłości jest
przyjmowanie podarunków. Jeśli
najbardziej przeszkadza ci to, że spędzacie
ze sobą mało dobrego czasu – to właśnie
jest twój ojczysty język miłości.
Inny sposób na odkrycie ojczystego
języka miłości to przyjrzenie się swojemu
małżeństwu i zadanie sobie pytania: „O co
najczęściej proszę?”. To, o co prosisz
najczęściej, prawdopodobnie wiąże się z
twoim ojczystym językiem miłości. Twój
mąż może uważać takie prośby za
zrzędzenie, tymczasem tak naprawdę za
ich pośrednictwem próbujesz wzbudzić
jego miłość do siebie.
W odkryciu swojego ojczystego
języka miłości technikę tę zastosowała
Elizabeth z Marysville w stanie Indiana.
Na zakończenie jednej z sesji powiedziała
mi:
− Za każdym razem, gdy zastanawiam
się nad ostatnią dekadą naszego
małżeństwa i myślę o tym, o co prosiłam
Petera najczęściej, mój język miłości staje
się oczywisty. Najczęściej prosiłam go o
dobry czas. Bez przerwy prosiłam o to,
żebyśmy pojechali na piknik, wyjechali
gdzieś na weekend, wyłączyli choć na
godzinę telewizor i porozmawiali ze sobą,
poszli na spacer i tak dalej. Czułam się
odrzucona i niekochana, bo Peter rzadko
reagował na tego rodzaju prośby. Sam
dawał mi ładne upominki na urodziny
czy przy innych okazjach i dziwił się, że
mnie one nie cieszą. W trakcie pańskiego
seminarium oboje coś zrozumieliśmy. W
czasie przerwy mąż przeprosił mnie, że
przez te wszystkie lata był taki zaślepiony
i że nie spełniał moich próśb. Obiecał mi,
że to się w przyszłości zmieni, i wierzę, że
rzeczywiście tak się stanie.
Innym sposobem odkrycia swojego
ojczystego języka miłości jest
zastanowienie się nad tym, co sami
robimy czy mówimy, gdy chcemy
wyrazić naszą miłość. Istnieje duże
prawdopodobieństwo, że to, co robisz dla
swojej żony, jest tym, czego sam
oczekiwałbyś od niej. Jeśli często
wykonujesz dla swojego męża drobne
przysługi, być może (choć nie zawsze) to
właśnie jest twój język miłości. Jeśli
przemawiają do ciebie wyrażenia
afirmatywne, istnieje duże
prawdopodobieństwo, że sama będziesz
ich używać, rozmawiając z mężem. Swój
język miłości można więc odkryć,
odpowiadając na pytanie: „W jaki sposób
świadomie wyrażam swoją miłość?”.
Pamiętaj jednak, że takie podejście
może nasunąć ci tylko najbardziej
prawdopodobną odpowiedź, nie może zaś
dać ci całkowitej pewności. Na przykład
mąż, który od swojego ojca nauczył się
wyrażania miłości do żony poprzez
dawanie jej ładnych podarunków, wyraża
swoją miłość, robiąc to, co robił jego
ojciec, ale obdarowywanie nie musi być
jego ojczystym językiem miłości. On po
prostu robi to, czego nauczył się od
własnego ojca.
Zaproponowałem trzy metody
odkrywania swojego ojczystego języka
miłości:
1. Która z rzeczy, które robi twój
mąż / twoja żona (albo z
rzeczy, których nie robi), rani
cię najbardziej? Przeciwieństwo
tego, co sprawia ci największy
ból, prawdopodobnie jest
twoim językiem miłości.
2. O co najczęściej prosisz
swojego małżonka? To, o co
prosisz najczęściej,
prawdopodobnie jest tym,
dzięki czemu najmocniej
odczuwasz czyjąś miłość.
3. W jaki sposób najczęściej
wyrażasz swoją miłość? Twój
sposób wyrażania miłości może
wskazywać na to, dzięki czemu
odczujesz miłość kierowaną do
ciebie.
Skorzystanie z tych trzech metod
prawdopodobnie umożliwi ci
identyfikację twojego ojczystego języka
miłości. Jeśli dwa języki wydają ci się tak
samo ważne (tzn. oba przemawiają do
ciebie równie wyraźnie), być może jesteś
osobą dwujęzyczną. W takim wypadku
ułatwiasz sprawę swemu
współmałżonkowi, który teraz ma dwie
możliwości wyraźnego komunikowania
swojej miłości do ciebie.
Możesz się też posłużyć
profilowaniem pięciu języków miłości,
które znajdziesz na stronach 237–242 i
245–250. Porozmawiaj o jego wynikach
ze swoją żoną lub mężem.

Twoje
wyobrażenie o
idealnym
współmałżonku
powinno ci dać
pojęcie na
temat twojego
ojczystego
języka miłości.

Odkrycie własnego ojczystego języka


miłości może stanowić problem dla
dwóch typów ludzi. Pierwsza grupa to
osoby, których zbiorniki na miłość od
dawna są pełne. Ich współmałżonkowie
wyrażają swoją miłość na wiele sposobów
i osoby te nie są pewne, który z nich
przemawia do nich najmocniej. Po prostu
czują się kochane. Druga grupa to ci,
których zbiorniki na miłość są puste od
tak dawna, że nie pamiętają już, co
sprawiało, że czuli się kochani. Osoby z
obu grup powinny wrócić pamięcią do
stanu zakochania i zadać sobie pytanie:
„Co takiego lubiłam wtedy w moim
mężu, co takiego powiedział czy zrobił,
że zapragnęłam z nim być?”. Jeśli jesteś w
stanie przywołać te wspomnienia, mogą
się one okazać dobrym źródłem wiedzy o
twoim ojczystym języku miłości. Inny
sposób to zastanowienie się, jaki
współmałżonek byłby twoim zdaniem
idealny – gdybyś mógł wybrać idealnego
partnera, jaki by on był? Twoje
wyobrażenie o idealnym współmałżonku
powinno ci dać pojęcie na temat twojego
ojczystego języka miłości. Proponuję też,
abyś poświęcił trochę czasu na spisanie
tego, co sam uważasz za swój ojczysty
język miłości. Następnie uporządkuj
pozostałe cztery języki, zgodnie z tym, ile
dla ciebie znaczą. Napisz też, co twoim
zdaniem jest ojczystym językiem miłości
twojego współmałżonka. Jeśli chcesz, w
tym wypadku także możesz wymienić
pozostałe cztery języki w kolejności
odpowiadającej ich znaczeniu.
Porozmawiajcie o tym, co uznałeś za
ojczysty język miłości kochanej osoby, a
następnie wymieńcie informacje na temat
tego, co każde z was uznaje za swój
ojczysty język miłości.
Po wymianie tych informacji
spróbujcie trzy razy w tygodniu, przez
trzy tygodnie, grać w grę zwaną
„sprawdzaniem zbiornika”. Jej zasady są
następujące: po powrocie do domu jedno
z was mówi: „W jakim stanie jest dzisiaj
twój zbiornik na miłość, w skali od zera
do dziesięciu?”. Zero oznacza, że zbiornik
jest pusty, a 10 − że jesteście przepełnieni
miłością i więcej nie jesteście w stanie
przyjąć. Podając, jaki jest stan waszego
zbiornika – 10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1 lub
0 – wskazujecie, w jakim stopniu jest on
wypełniony. Wtedy druga osoba mówi:
„Co mogę zrobić, żeby pomóc ci w
wypełnieniu zbiornika?”.
Później nadchodzi czas na
zasugerowanie, co chciałbyś, żeby
współmałżonek zrobił lub powiedział
danego dnia, a on na pewno postara się
jak najlepiej wypełnić twoją prośbę.
Następnie ty zadaj te same pytania, w
odwrotnej kolejności, dzięki czemu oboje
będziecie mogli dokonać odczytu stanu
zbiorników na miłość i zasugerować
sposób ich wypełniania. Po trzech
tygodniach gra bardzo wam się spodoba;
może to być przyjemny sposób
pobudzania do wyrażania miłości w
małżeństwie.
Kiedyś pewien mąż powiedział mi:
− Nie lubię tej gry ze zbiornikami na
miłość. Próbowaliśmy z żoną.
Przyszedłem do domu i zapytałem: „W
jakim stanie jest dzisiaj twój zbiornik na
miłość, w skali od zera do dziesięciu?”.
Ona odpowiedziała: „Około siedmiu”. Ja
zapytałem: „Co mogę zrobić, żeby pomóc
ci w wypełnieniu zbiornika?”, ona:
„Najlepiej dla mnie byłoby, gdybyś zrobił
dzisiaj pranie”. A ja powiedziałem:
„Miłość i pranie? Nic nie rozumiem!”.
Odpowiedziałem mu:
− Właśnie w tym sęk. Być może nie
rozumiesz, jaki jest język miłości twojej
żony. Jaki jest twój ojczysty język
miłości?
− Dotyk, a zwłaszcza erotyczny
wymiar małżeństwa – odparł bez
wahania.
Będę robił
pranie
codziennie,
jeśli dzięki
temu będzie
czuła się tak
dobrze.

− Posłuchaj mnie uważnie. Miłość,


którą odczuwasz, gdy twoja żona cię
dotyka, jest taka sama jak miłość, którą
czuje twoja żona, gdy ty robisz pranie.
− No dobrze, dawać mi to pranie! –
krzyknął. – Będę robił pranie codziennie,
jeśli dzięki temu będzie czuła się tak
dobrze.
Jeśli przypadkiem jeszcze nie odkryłeś
swojego ojczystego języka miłości –
zapisujcie wyniki gry. Gdy twoja żona
pyta, co może zrobić, by pomóc ci w
wypełnieniu twojego zbiornika na miłość,
twoje odpowiedzi prawdopodobnie będą
nawiązywać do twojego języka miłości.
Może będziesz prosić o rzeczy
specyficzne dla wszystkich pięciu
języków, ale najwięcej twoich próśb
będzie koncentrowało się wokół twojego
ojczystego języka miłości.
Być może niektórzy z was myślą teraz
to, co powiedziała mi jedna para z miasta
Zion w stanie Illinois:
− Doktorze Chapman, to wszystko
brzmi bardzo ładnie i cudownie, ale co
zrobić, jeśli język miłości twojego
małżonka nie jest czymś, co łatwo ci
przychodzi?
Odpowiedź na to pytanie znajduje się
w rozdziale dziesiątym.

Twoja kolej

Czy myślisz, że wiesz już, jaki jest język


miłości twojego współmałżonka? A czy
on wie, jaki jest twój język? Co jeszcze
możecie zrobić, żeby zwiększyć swoją
wiedzę w tym zakresie?
Jeśli twój zbiornik na miłość jest
zupełnie pusty albo przepełniony,
niezależnie od tego, czy wiesz, jaki jest
twój ojczysty język miłości, grajcie w
sprawdzanie zbiornika przez miesiąc.
Poproś o podanie wartości od 0 do 10
trzy razy w tygodniu, a następnie o
sugestie dotyczące poprawy tego
wyniku. Jeśli twoja żona czy twój mąż
stale mówi o wartości 10 – możesz
sobie pogratulować. Ale nie możesz
przestać kochać.
rozdział 10
Miłość to kwestia
wyboru

ak mamy mówić swoimi językami


J miłości, jeśli przepełniają nas ból, złość
i żal z powodu błędów popełnionych w
przeszłości? Odpowiedź na to pytanie
zawiera się w naturze człowieka. Jesteśmy
istotami, które dokonują wyborów.
Oznacza to, że wybory te mogą być
kiepskie, co jest udziałem każdego z nas.
Zdarzało się nam mówić rzeczy bardzo
krytyczne, zdarzało się kogoś ranić. Nie
jesteśmy dumni z takich decyzji, choć w
danym momencie mogły się wydawać
uzasadnione. Podjęcie złych decyzji w
przeszłości nie oznacza, że takich samych
wyborów dokonamy w przyszłości.
Zamiast tego możemy powiedzieć:
„Przepraszam cię. Wiem, że cię zraniłem,
ale chciałbym, żeby w przyszłości było
inaczej. Chciałbym cię kochać,
posługując się twoim językiem miłości.
Chciałbym zaspokajać twoje potrzeby”.
Spotykałem małżeństwa, które przed
rozwodem uchroniła podjęta przez obie
osoby decyzja, by kochać.
Miłość nie może wymazać
przeszłości, ale może zmienić przyszłość.
Wybierając aktywne wyrażanie miłości w
ojczystym języku miłości naszego
współmałżonka, tworzymy klimat
emocjonalny, w którym możemy sobie
poradzić z konfliktami i porażkami, które
były naszym udziałem.
„Ja po prostu już jej nie
kocham”
Siedzący w moim gabinecie Brent miał
kamienną twarz i na pozór nie
doświadczał żadnych emocji. Nie
przyszedł tu z własnej woli, ale na moją
prośbę. Tydzień wcześniej w tym samym
fotelu siedziała, zapłakana, jego żona,
Becky. Między kolejnymi wybuchami
płaczu zdołała powiedzieć, że Brent
oznajmił, iż już jej nie kocha i zamierza
od niej odejść. Becky była
wstrząśnięta.
Gdy odzyskała panowanie nad sobą,
stwierdziła:
− Oboje tak ciężko pracowaliśmy
przez ostatnie dwa, trzy lata. Wiedziałam,
że nie spędzamy ze sobą tyle czasu, co
wcześniej, ale myślałam, że dążymy do
wspólnego celu. Nie mogę uwierzyć w to,
co powiedział Brent. Zawsze był taki miły
i troskliwy. Jest tak dobrym ojcem dla
naszych dzieci. Jak on może zrobić nam
coś takiego?
Słuchałem jej opisu dwunastu lat
małżeństwa. Była to historia podobna do
tych, które słyszałem już wielokrotnie.
Okres ich narzeczeństwa był wspaniały,
wzięli ślub w szczytowym momencie
zakochania, początki małżeństwa
wymagały typowych zmian i zaczęli
podążać za amerykańskim marzeniem. W
pewnym momencie zostawili za sobą
emocjonalny szczyt stanu zakochania, nie
nauczyli się jednak wcześniej w
odpowiednim zakresie mówić swoimi
językami miłości. Zbiornik na miłość
Becky przez ostatnich kilka lat był
wypełniony tylko częściowo, choć dzięki
licznym wyrazom miłości ze strony męża
wydawało się jej, że wszystko układa się
dobrze. Jednak zbiornik na miłość Brenta
był zupełnie pusty.
Oznajmiłem Becky, że chciałbym się
zobaczyć z Brentem, jeśli on zechce ze
mną porozmawiać. Zadzwoniłem do
niego i powiedziałem:
− Jak wiesz, była u mnie na wizycie
Becky, która opowiedziała mi, jak duże
ma trudności z tym, co teraz dzieje się z
waszym małżeństwem. Chciałbym jej
pomóc, ale żeby to zrobić, muszę się
dowiedzieć, co ty o tym myślisz.
Brent chętnie się zgodził i tak trafił do
mojego gabinetu. Jego zachowanie było
wyraźnym przeciwieństwem zachowania
Becky. Ona zalewała się łzami, on
zachowywał stoicki spokój. Miałem
jednak wrażenie, że on przestał płakać
tygodnie albo i miesiące wcześniej, a jego
płacz był głęboko ukryty. To, co
powiedział mi Brent, potwierdziło moje
przeczucia.
− Ja po prostu już jej nie kocham. Nie
kocham jej już od dawna. Nie chcę jej
skrzywdzić, ale nie jesteśmy ze sobą
blisko. W naszym małżeństwie jest
pustka. Nie cieszy mnie już jej
towarzystwo. Nie wiem, jak to się stało.
Chciałbym, żeby było inaczej, ale ja już
nie czuję nic do Becky.
Brent myślał i czuł to, co na
przestrzeni wielu lat czuły i myślały
tysiące mężczyzn. To właśnie myśl: „Już
jej wcale nie kocham” daje mężczyznom
emocjonalną wolność konieczną do
szukania miłości u kogoś innego. Tak
samo jest w przypadku kobiet, które
poszukują czegoś podobnego.
Współczułem Brentowi, bo sam
kiedyś znajdowałem się w podobnym
stanie. W takiej sytuacji były setki tysięcy
mężów i żon, odczuwających
emocjonalną pustkę, próbujących robić
to, co należy, starających się nie
krzywdzić innych, a jednak
odczuwających emocjonalną potrzebę
szukania miłości poza małżeństwem. Ja na
szczęście na wczesnym etapie małżeństwa
poznałem różnicę między stanem
zakochania a emocjonalną potrzebą
odczuwania miłości. Większość z nas nie
wie jeszcze o tej różnicy.
Stan zakochania, o którym pisałem w
rozdziale trzecim, jest uwarunkowany
instynktem. Nie jest on zamierzony – po
prostu jest czymś normalnym w
kontaktach damsko-męskich. Uczucie to
można podsycać albo tłumić, ale jego
zaistnienie nie jest kwestią świadomego
wyboru. Stan ten trwa krótko (zazwyczaj
nie dłużej niż dwa lata) i zdaje się pełnić u
ludzi tę samą funkcję co godowe
nawoływania u gęsi kanadyjskich.
Stan zakochania czasowo zaspokaja
potrzebę miłości. Dzięki niemu mamy
wrażenie, że ktoś się o nas troszczy, ceni
nas i podziwia. Nasze emocje buzują na
samą myśl, że dla kogoś jesteśmy
najważniejsi, że osoba ta jest gotowa
poświęcać swój czas i energię tylko
naszemu związkowi. Przez krótki czas
(niezależnie od tego, ile to dokładnie
trwa) nasza potrzeba miłości jest
zaspokojona. Nasz zbiornik na miłość jest
pełen; wydaje się nam, że cały świat
należy do nas, nie ma rzeczy
niemożliwych. Dla wielu osób to
pierwszy w życiu moment, gdy ich
zbiornik na miłość jest wypełniony – to
uczucie graniczące z euforią.
Jednak z czasem w naturalny sposób
schodzimy z tej górki emocjonalnej i
wracamy do rzeczywistości. Jeśli do tej
pory nasz współmałżonek nauczył się
naszego ojczystego języka miłości,
żywiona przez nas potrzeba miłości wciąż
będzie zaspokajana. Ale jeśli partner
wciąż nie mówi w naszym języku, nasz
zbiornik zacznie powoli wysychać i nie
będziemy się już czuć kochani.
Zaspokajanie tego rodzaju potrzeb drugiej
osoby zdecydowanie jest kwestią naszego
wyboru. Jeśli ja nauczę się języka miłości
mojej żony i będę się nim często
posługiwał, ona wciąż będzie odczuwała
moją miłość. Gdy zacznie u niej mijać
obsesja momentu zakochania, może tego
nawet nie odczuć, bo jej zbiornik na
miłość wciąż będzie pełen. Jeśli jednak do
tego czasu nie poznam jej języka miłości
albo postanowię go nie używać, gdy
minie jej emocjonalny szczyt, w naturalny
sposób ujawnią się jej niezaspokojone
potrzeby emocjonalne. Po kilku latach
życia z pustym zbiornikiem na miłość
zapewne „zakocha się” w kimś innym i
cykl zacznie się od początku.

Zaspokajanie
potrzeby
miłości mojej
żony to
kwestia
dokonywanego
codziennie
wyboru.

Zaspokajanie potrzeby miłości mojej


żony to kwestia dokonywanego
codziennie wyboru. Jeśli znam jej
ojczysty język miłości i postanawiam się
nim posługiwać, spełniam jej
najważniejsze potrzeby emocjonalne, a
ona odnajduje w tej miłości poczucie
bezpieczeństwa. Jeśli żona będzie robić to
samo dla mnie, zaspokoi w ten sposób
moje potrzeby emocjonalne i oboje
możemy żyć z wypełnionymi
zbiornikami. Dzięki osiągniętemu stanowi
zaspokojenia emocjonalnego oboje
skierujemy naszą kreatywną energię na
istotne projekty poza małżeństwem, a
nasz związek będzie się rozwijał i wciąż
będzie dla nas ekscytujący.
Pamiętając o tym wszystkim,
patrzyłem na śmiertelnie poważną twarz
Brenta i zastanawiałem się, czy w ogóle
jestem w stanie mu pomóc. Wiedziałem,
że Brent pewnie doświadczył już innego
stanu zakochania. Nie wiedziałem tylko,
czy wciąż trwa jego faza początkowa, czy
może już szczytowa. Niewielu mężczyzn,
których zbiornik na miłość jest pusty,
decyduje się na zerwanie małżeństwa, jeśli
nie widzą możliwości zaspokojenia
potrzeby miłości gdzie indziej.
Brent był uczciwy i przyznał, że od
kilku miesięcy kocha kogoś innego.
Wcześniej miał nadzieję, że te uczucia
miną, a on zdoła razem z żoną
przepracować ich problemy. W domu
jednak było coraz gorzej, a jego miłość
do innej kobiety stawała się coraz
silniejsza. Nie mógł już sobie wyobrazić
bez niej życia.
Rozumiałem dylemat Brenta, który
szczerze nie chciał skrzywdzić swojej
żony ani dzieci, ale jednocześnie czuł, że
zasługuje na szczęśliwe życie.
Uświadomiłem mu, że statystyki
dotyczące powtórnego małżeństwa są
dość ponure. Zaskoczyło go to, ale był
też przekonany, że uda mu się uniknąć
tego smutnego losu. Powiedziałem mu o
badaniach dotyczących wpływu rozwodu
rodziców na dzieci, ale Brent był
przekonany, że wciąż będzie dobrym
ojcem, a dzieci poradzą sobie z tą traumą.
Rozmawiałem z nim o tym, co jest
przedmiotem niniejszej książki,
wyjaśniłem mu różnice między
zakochaniem a dogłębną potrzebą
odczuwania miłości. Mówiłem mu o
pięciu językach miłości i chciałem go
nakłonić, aby dał swojemu małżeństwu z
Becky jeszcze jedną szansę. Miałem
jednak świadomość, że moje
intelektualne, rozumowe podejście do
małżeństwa w porównaniu ze szczytem
emocjonalnym, jakiego doświadczał
Brent, przypominało wiatrówkę w starciu
z karabinem maszynowym. Brent
podziękował za moją troskę i poprosił,
żebym postarał się udzielić jak
największego wsparcia Becky. Stwierdził
jednak, że on nie widzi nadziei dla ich
małżeństwa.
Miesiąc później zadzwonił do mnie i
powiedział, że chciałby jeszcze raz
porozmawiać. Tym razem, gdy wchodził
do mojego gabinetu, spostrzegłem, że jest
czymś poruszony. Nie był tym
spokojnym, chłodnym mężczyzną,
jakiego poznałem wcześniej. Kobieta, w
której się zakochał, zaczęła schodzić z
emocjonalnego szczytu i zauważać u
niego cechy, które się jej nie podobały.
Zaczęła się wycofywać z ich związku, a to
zdruzgotało Brenta. Płakał, mówiąc, jak
wiele dla niego znaczy i że odrzucenie z
jej strony jest dla niego nie do zniesienia.
Przez godzinę tylko słuchałem, aż
wreszcie Brent poprosił mnie o poradę.
Powiedziałem mu, że bardzo mu
współczuję ze względu na ból, który
odczuwa, i że doznaje naturalnego
emocjonalnego żalu z powodu straty, a
ten stan nie minie szybko. Wyjaśniłem
mu, że to doświadczenie było jednak
nieuniknione. Przypomniałem mu o
ograniczonym czasie trwania stanu
zakochania, o tym, że prędzej czy później
zawsze wracamy do rzeczywistości.
Niektórzy wychodzą ze stanu zakochania
jeszcze przed ślubem, inni później. Brent
zgodził się, że mimo wszystko lepiej, że
to się dzieje teraz.
Po chwili zasugerowałem, że być
może ten kryzys to dobry moment na
podjęcie terapii małżeńskiej razem z
Becky. Przypomniałem mu, że
prawdziwa, długotrwała miłość jest
kwestią wyboru, że miłość w małżeństwie
może się odrodzić, jeśli oboje z żoną
nauczą się posługiwać odpowiednimi
językami miłości. Brent zgodził się na
terapię małżeńską i dziewięć miesięcy
później wyszli z mojego gabinetu razem z
Becky, a ich małżeństwo zostało
odbudowane. Gdy trzy lata później
spotkałem Brenta, powiedział mi, że ich
związek układa się wspaniale, i
podziękował mi za pomoc w tamtym
bardzo istotnym momencie jego życia.
Powiedział mi, że od ponad dwóch lat nie
żałuje już utraty tamtej kobiety.
Uśmiechnął się i dodał:

Dwie osoby
niemal nigdy
nie zakochują
się w sobie
tego samego
dnia i niemal
nigdy nie
wychodzą z
tego stanu
jednocześnie.

− Mój zbiornik na miłość nigdy nie


był tak wypełniony, a Becky to
najszczęśliwsza kobieta, jaką można
spotkać.
Na szczęście Brent odniósł korzyść z
tego, co nazywam rozchwianiem stanu
zakochania. Dwie osoby niemal nigdy nie
zakochują się w sobie tego samego dnia i
niemal nigdy nie wychodzą z tego stanu
jednocześnie. Nie trzeba być naukowcem,
by odkryć tę prawdę. Wystarczy
posłuchać słów kilku piosenek. Kochanka
Brenta wyszła ze stanu zakochania w
wyjątkowo odpowiednim momencie.
Działania i emocje
W ciągu dziewięciu miesięcy terapii z
Becky i Brentem pracowaliśmy nad
licznymi konfliktami, których oni sami
nie potrafili dotychczas rozwiązać. Jednak
kluczem do odbudowania ich małżeństwa
było odkrycie ojczystego języka miłości
każdego z nich i podjęcie decyzji, że
oboje będą się nimi często posługiwać.
„A co zrobić, gdy język miłości
twojego małżonka nie jest czymś, co jest
dla ciebie naturalne?” − często słyszę to
pytanie w czasie seminariów na temat
małżeństwa, które prowadzę. Zawsze
odpowiadam: „I co z tego?”.
Językiem miłości mojej żony są
drobne przysługi. Jedną z takich przysług,
które wyświadczam jej regularnie, jest
odkurzanie podłóg. Czy wydaje ci się, że
dla mnie odkurzanie to coś oczywistego?
Moja matka zmuszała mnie do
odkurzania. W gimnazjum i liceum w
soboty nie mogłem pograć w piłkę,
dopóki nie odkurzyłem całego domu. W
takie dni myślałem: „Kiedy już się stąd
wyprowadzę, na pewno nie będę robił
jednego: nie będę niczego odkurzał; moja
żona będzie to robiła za mnie”.
Teraz zaś odkurzam nasz dom i robię
to systematycznie. A robię to tylko z
jednej przyczyny – z miłości. Nie
podjąłbym się odkurzania za żadne
pieniądze, ale robię to w imię miłości.
Jeśli bowiem jakaś czynność nie jest dla
nas czymś naturalnym, staje się tym
mocniejszym wyrazem naszej miłości.
Moja żona wie, że gdy odkurzam dom, to
z mojej strony jest to stuprocentowa,
nieskażona miłość – i spotyka mnie za to
nagroda.
Ktoś może powiedzieć: „Doktorze
Chapman, ale to co innego. Wiem, że
językiem miłości mojego męża jest dotyk,
ale ja nie jestem osobą lubiącą dotyk.
Nigdy nie widziałam, żeby moi rodzice
się przytulali. Nigdy też nie tulili mnie.
Po prostu nie lubię dotyku. Co mam
zrobić w takiej sytuacji?”.

Miłość to coś,
co robisz dla
kogoś innego,
nie dla samego
siebie.

Czy masz dwie dłonie? Czy potrafisz


je złączyć? A teraz wyobraź sobie, że
między nimi znajduje się twój mąż,
którego przyciągasz do siebie. Założę się,
że jeśli przytulisz go trzy tysiące razy,
przestaniesz odczuwać dyskomfort w tej
sytuacji. Ostatecznie jednak nie chodzi tu
o brak komfortu. Mówimy o miłości, a
miłość to coś, co robisz dla kogoś innego,
nie dla samego siebie. Większość z nas
codziennie robi coś, co nie przychodzi
nam łatwo. Dla niektórych z nas może to
być na przykład wstawanie z łóżka –
odkładamy na bok nasze odczucia i
jednak wstajemy. Dlaczego? Bo
wierzymy, że jest coś, co tego dnia warto
zrobić, i zazwyczaj, zanim dzień się
skończy, cieszymy się, że podnieśliśmy
się z łóżka. Nasze działania przeważają
nad naszymi odczuciami.
Tak samo jest z miłością. Odkrywamy
ojczysty język miłości naszego
współmałżonka i postanawiamy się nim
posługiwać, niezależnie od tego, czy
przychodzi nam to łatwo. Nie twierdzimy,
że budzi to w nas ciepłe uczucia, że
jesteśmy tym podekscytowani. Robimy to
dla jego lub jej dobra. Chcemy
zaspokajać emocjonalne potrzeby
współmałżonka i staramy się mówić jego
językiem miłości. W ten sposób dbamy o
napełnienie zbiornika na miłość i możemy
liczyć na wzajemność oraz na to, że nasz
współmałżonek przemówi naszym
językiem. Gdy tak się stanie,
odzyskujemy właściwe uczucia i nasz
zbiornik na miłość też zaczyna się
wypełniać.
Miłość to kwestia wyboru i każde z
nas może dokonać go już dziś.

Twoja kolej

W tym wypadku kluczowe znaczenie ma


zasada mówienia językiem miłości
naszego partnera, niezależnie od tego,
czy jest to dla nas łatwe. Jak myślisz,
dlaczego jest to tak istotne dla
zdrowego związku małżeńskiego?
rozdział 11
Miłość ma
znaczenie

iłość nie jest naszą jedyną potrzebą


M emocjonalną. Psychologowie
odkryli, że do podstawowych potrzeb
każdego z nas należy też pragnienie
bezpieczeństwa, znaczenia i poczucia
własnej wartości. Jednak miłość łączy je
wszystkie.
Jeśli mam przekonanie, że moja żona
mnie kocha, mogę być spokojny, bo
wiem, że nie zrobi mi krzywdy. W jej
obecności czuję się bezpiecznie. W pracy
zawodowej moim udziałem mogą być
różne niepewne sytuacje, w innych
dziedzinach życia mogę mieć wrogów, ale
przy żonie czuję się bezpiecznie.
Miłość mojej żony zwiększa także
moje poczucie własnej wartości.
Ostatecznie skoro mnie kocha, muszę być
coś wart. Moi rodzice mogli przekazać mi
negatywne czy mieszane komunikaty
dotyczące mojej wartości, ale moja żona
zna mnie jako człowieka dorosłego i
darzy mnie uczuciem. Jej miłość stanowi
podstawę mojego szacunku do samego
siebie.
Potrzeba znaczenia to siła
emocjonalna, która warunkuje wiele
naszych zachowań. Życie jest napędzane
dążeniem do osiągnięcia sukcesu.
Chcemy, by nasze życie było coś warte.
Mamy określone poczucie tego, czym jest
znaczenie, i ciężko pracujemy, by
zrealizować swoje zamierzenia. Poczucie
miłości ze strony współmałżonka
zwiększa nasze poczucie znaczenia.
Myślimy: jeśli ktoś mnie kocha, to
znaczy, że muszę być ważny.
Jestem ważny, bo jestem koroną
stworzenia. Potrafię abstrakcyjnie
rozumować, komunikować swoje myśli
za pomocą słów, podejmować decyzje.
Dzięki słowu drukowanemu czy
nagranemu mogę korzystać z myśli tych,
którzy byli przede mną. Mogę się opierać
na ich doświadczeniu, choć ludzie ci żyli
w innych czasach i w innych kulturach.
Doświadczam śmierci członków rodziny,
przyjaciół i przeczuwam, że istnieje jakaś
rzeczywistość poza światem materialnym.
Odkrywam, że we wszystkich kulturach
ludzie wierzą w świat duchowy. Serce
podpowiada mi, że ta wiara jest
prawdziwa, nawet jeśli rozum,
przyzwyczajony do obserwacji
naukowych, zgłasza pewne zastrzeżenia.

Mogę nie mieć


świadomości
swojego
znaczenia,
dopóki ktoś nie
wyrazi miłości
do mnie.

Jestem ważny, życie ma znaczenie,


nasza egzystencja ma jakiś wyższy cel.
Chcę w to wierzyć, ale mogę nie mieć
świadomości swojego znaczenia, dopóki
ktoś nie wyrazi miłości do mnie. Gdy
moja żona z miłością inwestuje we mnie
swój czas, energię i wysiłek, wierzę, że
jestem ważny. Bez miłości mógłbym
przez całe życie poszukiwać znaczenia,
poczucia własnej wartości i
bezpieczeństwa. Gdy doświadczam
miłości, wpływa ona pozytywnie na te
wszystkie potrzeby. Dzięki temu mogę
swobodnie rozwijać swój potencjał.
Poczucie własnej wartości przynosi
bezpieczeństwo, dzięki czemu nie muszę
się obsesyjnie zajmować własnymi
potrzebami, ale mogę skierować swoje
wysiłki ku innym kwestiom. Prawdziwa
miłość zawsze wyzwala.
Jeśli nie czujemy się kochani w
małżeństwie, różnice między nami tylko
się zwiększają. Zaczynamy postrzegać
drugą osobę jako zagrożenie dla naszego
szczęścia. Walczymy o poczucie własnej
wartości i znaczenie, a małżeństwo
przestaje być schronieniem i staje się
polem bitwy.
Miłość nie jest odpowiedzią na
wszystko, ale stwarza aurę
bezpieczeństwa, w której możemy szukać
rozwiązania naszych problemów. W
atmosferze bezpieczeństwa towarzyszącej
miłości małżonkowie mogą mówić o
różnicach między nimi, nie potępiając się
nawzajem, dzięki czemu możliwe jest
rozwiązywanie konfliktów. Dwie różne
osoby mogą się nauczyć żyć wspólnie w
harmonii. Odkrywamy, jak wydobyć z
siebie to, co najlepsze. To właśnie jest
nagroda, jaką otrzymujemy poprzez
miłość.

„Jesteśmy jak
współlokatorzy”
W decyzji o tym, by kochać, kryje się
wielki potencjał. Dzięki nauczeniu się
odpowiedniego języka miłości ten
potencjał może się urzeczywistnić. Tak
przynajmniej było w przypadku Johna i
Susan.
Dotarcie do mojego gabinetu zajęło
im trzy godziny. Było oczywiste, że John
wcale nie chciał się tu znaleźć. Susan
zmusiła go do wizyty, grożąc, że inaczej
od niego odejdzie. (Nie sugeruję, że jest
to dobra strategia postępowania, ale nie
wszyscy znają moją opinię przed
rozmową ze mną). John i Susan byli
małżeństwem przez ponad trzydzieści lat i
nigdy dotąd nie korzystali z pomocy
psychologa.
Rozmowę zaczęła Susan:
− Doktorze Chapman, musi pan
wiedzieć dwie rzeczy. Po pierwsze, nie
mamy żadnych problemów finansowych.
W pewnym czasopiśmie przeczytałam, że
w małżeństwie największym problemem
są pieniądze. W naszym przypadku tak
nie jest. Oboje długo pracowaliśmy,
spłaciliśmy dom i samochody. Nie mamy
żadnych problemów materialnych. Po
drugie, musi pan wiedzieć, że nie kłócimy
się ze sobą. Od moich przyjaciół słyszę,
że spierają się bezustannie. My nigdy nie
wdajemy się w kłótnie. Nie pamiętam
nawet, kiedy doszło między nami do
sprzeczki. Zgadzamy się, że kłótnie są
bezcelowe, więc się nie kłócimy.
Jako terapeuta rozumiałem, że Susan
przedstawia mi kontekst. Wiedziałem, że
zmierza do puenty. Pozwoliłem jej więc
kontynuować:
− Problem polega na tym, że ja w
ogóle nie czuję miłości mojego męża.
Nasze życie jest wyłącznie rutyną.
Wstajemy rano i idziemy do pracy. Po
południu on zajmuje się swoimi
sprawami, a ja swoimi. Zazwyczaj jemy
razem kolację, ale ze sobą nie
rozmawiamy. John w czasie kolacji
ogląda telewizję. Potem zaszywa się w
piwnicy, a wreszcie zasypia przed
telewizorem, dopóki nie powiem mu, że
już czas iść do łóżka. Tak wygląda nasza
codzienność przez pięć dni w tygodniu.
W sobotę John rano gra w golfa, po
południu pracuje w ogrodzie, a
wieczorem wychodzimy z kimś na
kolację. Rozmawia z towarzyszącymi nam
osobami, ale gdy wsiadamy do
samochodu, rozmowa się urywa. W
niedzielę rano idziemy do kościoła i tak
dalej. Jesteśmy jak dwoje współlokatorów
mieszkających w tym samym domu.
Między nami nic się nie dzieje. Nie czuję
z jego strony miłości, ciepła, żadnych
emocji. Jest pusto i martwo. Już dłużej tak
nie mogę.
Mówiąc to, Susan płakała. Dałem jej
chusteczkę do nosa i spojrzałem na Johna.
Jego pierwsze słowa brzmiały:
− Zupełnie jej nie rozumiem.
Po chwili dodał:
− Robiłem wszystko, co w mojej
mocy, żeby pokazać jej, że ją kocham,
zwłaszcza w ciągu ostatnich dwóch czy
trzech lat, gdy tak bardzo się na mnie
skarżyła. Nic nie pomaga. Nieważne, co
robię, ona i tak narzeka, że nie czuje się
kochana. Nie wiem, co robić.
Widziałem wyraźnie, że John był
sfrustrowany i zrozpaczony. Zapytałem
więc:
− W jaki sposób starałeś się okazywać
Susan swoją miłość?
− Na przykład codziennie zaczynałem
robić obiad, bo to ja wcześniej wracam z
pracy. Tak naprawdę cztery razy w
tygodniu, gdy Susan wraca do domu,
obiad jest prawie gotowy. A piątego dnia
jemy w restauracji. To ja odkurzam
mieszkanie, bo ona ma problemy z
plecami. Ja zajmuję się ogrodem,
ponieważ ona jest uczulona na pyłki
roślin. Ja składam ubrania po wyjęciu ich
z suszarki…
John wymieniał dalej rzeczy, które
robił dla Susan. Gdy skończył,
zastanawiałem się, czym tak właściwie
zajmuje się jego żona. Tymczasem John
kontynuował:
− Robię to wszystko, żeby pokazać,
jak bardzo ją kocham, a tymczasem ona
mówi panu to, co mnie powtarza od
dwóch czy trzech lat – że nie czuje się
kochana. Nie wiem, co mogę jeszcze dla
niej zrobić.
− Doktorze Chapman –
odpowiedziała Susan – to wszystko jest
bardzo miłe, ale ja chciałabym, żeby John
usiadł ze mną i po prostu porozmawiał.
My nigdy nie rozmawiamy, bo on stale
czymś się zajmuje. Tymczasem ja
chciałabym, żeby usiadł przy mnie na
kanapie i poświęcił mi trochę czasu,
spojrzał na mnie, pogawędził ze mną na
nasz temat, o naszym życiu.
Susan znów tonęła we łzach. Było dla
mnie oczywiste, że jej ojczystym
językiem miłości był dobry czas. Kobieta
błagała o poświęcenie jej uwagi. Chciała
być traktowana jak osoba, a nie jak
przedmiot. Nieustanna krzątanina Johna
nie zaspokajała jej potrzeb
emocjonalnych. Rozmawiając dalej z
Johnem, odkryłem, że on także nie czuł
się kochany, tyle że nie mówił o tym
głośno. Myślał: „Jesteś żonaty od
trzydziestu pięciu lat, płacicie rachunki,
nie kłócicie się – czego więcej można
żądać?”. Trwał w takim stanie, ale gdy
zapytałem:
− Jaka żona byłaby dla ciebie idealna?
Gdybyś mógł wybrać sobie idealną
partnerkę – jaka by ona była? – John po
raz pierwszy spojrzał mi prosto w oczy i
spytał:
− Naprawdę chciałby pan wiedzieć?
− Tak – odpowiedziałem.
Wtedy John usiadł na kanapie,
skrzyżował ręce, uśmiechnął się i
oznajmił:
− Kiedyś miałem takie marzenia.
Idealna żona to taka, która po południu
wróciłaby do domu i przygotowała dla
mnie obiad. Ja pracowałbym w ogrodzie,
a ona zawołałaby mnie do stołu. Po
obiedzie umyłaby naczynia. Ja pewnie
bym jej pomógł, ale to byłby jej
obowiązek. Poza tym mogłaby przyszyć
guziki w mojej koszuli, gdyby odpadły.
Susan nie mogła się dłużej
powstrzymywać. Spojrzała na Johna i
powiedziała:
− Nie wierzę ci. Mówiłeś mi przecież,
że lubisz gotować.
− Nie mam nic przeciwko gotowaniu
– powiedział John – ale doktor Chapman
zapytał mnie, jaki byłby mój ideał.
Wiedziałem już, że ojczystym
językiem miłości Johna są drobne
przysługi. Dlaczego John robił to
wszystko dla Susan? Ponieważ taki był
jego język miłości. Wydawało mu się, że
właśnie tak należy okazywać miłość:
robiąc coś dla drugiej osoby. Tymczasem
nie był to ojczysty język miłości Susan.
Dla niej nie miało to tak wielkiego
znaczenia, jakie miałoby dla Johna,
gdyby Susan robiła takie rzeczy.
Gdy John zdał sobie sprawę z tego,
czego naprawdę potrzebuje jego żona, od
razu stwierdził:
− Dlaczego ktoś nie powiedział mi
tego trzydzieści lat temu? Zamiast robić to
wszystko, moglibyśmy rozmawiać ze
sobą codziennie. – Wtedy zwrócił się do
Susan:
– Po raz pierwszy rozumiem, co masz
na myśli, gdy narzekasz, że nie
rozmawiamy ze sobą. Nigdy nie mogłem
tego pojąć, wydawało mi się, że
rozmawiamy. Pytałem: „Czy dobrze
spałaś?” i myślałem, że rozmawiamy, ale
teraz rozumiem, o co ci chodzi. Ty
chciałabyś, żebyśmy usiedli we dwójkę,
patrzyli na siebie i rozmawiali. Wiem już,
w czym problem, i wiem, dlaczego to dla
ciebie takie ważne – to twój język miłości.
Zaczniemy jeszcze dzisiaj. Od dziś, przez
całą resztę życia, będę codziennie
poświęcał ci piętnaście minut. Możesz na
mnie liczyć.
Wtedy odezwała się Susan:
− To byłoby wspaniałe. A ja mogę ci
przygotować obiad. Zjemy później niż
zwykle, bo później od ciebie wracam z
pracy, ale zrobienie posiłku nie stanowi
dla mnie problemu. I chętnie przyszyję ci
guziki, po prostu sam nie dopuściłeś do
tego, by były oderwane wystarczająco
długo, żebym mogła się za nie zabrać.
Jeśli masz dzięki temu czuć się kochany,
mogę zmywać naczynia choćby do końca
życia.
Susan i John wrócili do domu i
zaczęli się posługiwać właściwymi
językami miłości. Po niecałych dwóch
miesiącach udali się na swój drugi miesiąc
miodowy. Po powrocie z wycieczki na
Bahamy zadzwonili do mnie i
opowiedzieli, że w ich małżeństwie
nastąpiła zasadnicza przemiana.
Czy miłość może się odrodzić w
małżeństwie? Oczywiście, że tak!
Kluczem jest znalezienie ojczystego
języka miłości twojego małżonka i
używanie go.

Twoja kolej

Co robi twój małżonek, żebyś poczuła


się ważniejsza? A co ty robisz dla
niego?
rozdział 12
Kochać, gdy nie da
się kochać

ył wrzesień. Sobota była piękna.


B Razem z żoną spacerowaliśmy po
Reynolda Gardens, ciesząc się tutejszą
roślinnością, którą tworzą okazy z całego
świata. Ogrody te założył w swoim
majątku potentat tytoniowy R.J.
Reynolds. Obecnie stanowią one część
kampusu Uniwersytetu Wake Forest.
Właśnie mijaliśmy ogród różany, gdy
spostrzegłem, że w naszym kierunku
zmierza Ann, która rozpoczęła u mnie
terapię dwa tygodnie wcześniej. Kobieta
miała wzrok utkwiony w ziemi i
sprawiała wrażenie mocno zadumanej.
Gdy ją pozdrowiłem, była zaskoczona,
ale spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
Przedstawiłem ją mojej żonie Karolyn i
wymieniliśmy uprzejmości. Wtedy, bez
żadnego wprowadzenia, Ann zadała mi
jedno z najtrudniejszych pytań, jakie
kiedykolwiek usłyszałem:
− Doktorze Chapman, czy można
kochać kogoś, kogo się nienawidzi?
Zdawałem sobie sprawę, że to pytanie
było wynikiem wielkiego bólu i że
potrzebuje przemyślanej odpowiedzi.
Wiedziałem też, że w najbliższym
tygodniu zobaczymy się w czasie kolejnej
wizyty, powiedziałem więc:
− Ann, twoje pytanie należy do
najtrudniejszych spośród tych, jakie
kiedykolwiek mi zadano. Może
porozmawiamy o tym w przyszłym
tygodniu?
Kobieta się zgodziła, a ja i Karolyn
spacerowaliśmy dalej. Jednak pytanie nie
dawało nam spokoju. Rozmawialiśmy na
ten temat jeszcze w drodze do domu.
Zastanawialiśmy się nad początkową fazą
naszego małżeństwa i przypomnieliśmy
sobie, że wówczas często odczuwaliśmy
nienawiść. Pełne przygany słowa
wywoływały w nas ból, a wraz z bólem
pojawiała się złość. Tłumiona złość zaś
przeradza się z czasem w nienawiść.
Co nas zmieniło? Oboje
wiedzieliśmy, że miłość jest kwestią
naszego wyboru. Uświadomiliśmy sobie,
że jeśli wciąż będziemy tylko wyrażać
żądania i krytykować się nawzajem,
zniszczymy nasze małżeństwo. Na
szczęście po mniej więcej roku
nauczyliśmy się, jak mówić o różnicach
między nami bez wytykania sobie
błędów, jak podejmować decyzje, nie
burząc naszej jedności, jak
konstruktywnie przedstawiać sugestie
niebędące żądaniami, a wreszcie – jak
posługiwać się naszymi ojczystymi
językami miłości. Nasz wybór, by
kochać, dokonał się, gdy byliśmy
przepełnieni negatywnymi uczuciami
wobec siebie nawzajem. Gdy zaczęliśmy
mówić swoimi ojczystymi językami
miłości, nienawiść i złość znikły.
Jednak nasza sytuacja była inna niż
sytuacja, w której znalazła się Ann.
Karolyn i ja otworzyliśmy się na naukę i
rozwój. Wiedziałem, że mąż Ann tego nie
zrobił. Tydzień wcześniej powiedziała mi,
że błagała męża, aby udał się z nią na
terapię małżeńską. Prosiła go, żeby
przeczytał książkę lub wysłuchał jakiegoś
wykładu na temat małżeństwa, ale on
negował wszystkie podejmowane przez
nią wysiłki. Jej zdaniem był przekonany,
że on sam nie ma żadnego problemu, a
wszystkie kłopoty są związane tylko z
Ann. Wydawało mu się, że z nim
wszystko jest w porządku, że to z nią jest
coś nie tak – po prostu. Jej miłość do
niego zabiły lata ciągłej krytyki i
przytyków. Po dziesięciu latach
małżeństwa zasoby jej energii
emocjonalnej się wyczerpały, a jej
szacunek do samej siebie prawie nie
istniał. Czy dla małżeństwa Ann była
jeszcze jakaś nadzieja? Czy mogła kochać
męża, którego nie dało się kochać? Czy
on mógłby odpowiedzieć na jej miłość?
Największe wyzwanie
dla miłości
Wiedziałem, że Ann jest osobą bardzo
religijną i regularnie chodzi do kościoła.
Przypuszczałem, że być może jedynej
nadziei na przetrwanie małżeństwa
upatrywała w swojej wierze. Następnego
dnia po spotkaniu, pamiętając o Ann,
wziąłem do ręki Ewangelię według św.
Łukasza. Zawsze wysoko ceniłem właśnie
tę księgę, ponieważ Łukasz, który był
lekarzem, z niezwykłą precyzją opracował
w pierwszym wieku naszej ery
uporządkowaną relację z nauczania i życia
Jezusa z Nazaretu. W tym tekście, przez
wielu ludzi uważanym za najważniejsze
kazanie Jezusa, przeczytałem następujące
słowa, które według mnie stanowią
największe wyzwanie dla miłości:

Przypuszczałem,
że być może
jedynej nadziei
na przetrwanie
małżeństwa
upatrywała w
swojej wierze.

Lecz powiadam wam, którzy


słuchacie: Miłujcie waszych
nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym,
którzy was nienawidzą; błogosławcie
tym, którzy was przeklinają, i módlcie
się za tych, którzy was oczerniają.
(…) Jak chcecie, żeby ludzie wam
czynili, podobnie wy im czyńcie! Jeśli
bowiem miłujecie tych tylko, którzy
was miłują, jakaż za to dla was
wdzięczność? Przecież i grzesznicy
miłość okazują tym, którzy ich miłują
7
.

Wydawało mi się, że to trudne, zapisane


niemal dwa tysiące lat temu wyzwanie
mogłoby być drogowskazem, którego
poszukiwała Ann – ale czy byłaby w
stanie podążyć w kierunku, jaki
wytyczał? Czy ktokolwiek by to potrafił?
Czy można kochać współmałżonka, który
stał się naszym wrogiem? Czy można
kochać kogoś, kto cię przeklina, oczernia,
gardzi tobą i nienawidzi cię? A gdyby
Ann zdołała to zrobić – jaka spotkałaby ją
za to odpłata? Czy jej mąż by się zmienił,
czy zacząłby jej okazywać miłość i
troskę? Zdumiały mnie dalsze słowa z
tego kazania Jezusa:

Dawajcie, a będzie wam dane; miarę


dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i
opływającą wsypią w zanadrza wasze.
Odmierzą wam bowiem taką miarą,
jaką wy mierzycie 8.

Czy nakaz kochania osoby, której nie da


się kochać, mógłby okazać się skuteczny
w przypadku małżeństwa Ann, w którym
sprawy zaszły tak daleko? Postanowiłem
przeprowadzić eksperyment. Założyłem,
że jeśli Ann nauczy się ojczystego języka
miłości swojego męża i będzie się nim
posługiwać przez jakiś czas, próbując
zaspokoić jego emocjonalną potrzebę
miłości, on się jej odwzajemni i znowu
zacznie okazywać jej miłość. Nie byłem
pewien, czy mój plan się powiedzie.
W następnym tygodniu spotkałem się
z Ann i po raz kolejny słuchałem, jak
mówiła o cierpieniu, którego
doświadczyła w małżeństwie. Pod koniec
opowieści powtórzyła to samo pytanie,
które zadała mi w Reynolda Gardens.
Tym razem jednak przybrało ono formę
stwierdzenia:
− Doktorze Chapman, nie wiem, czy
kiedykolwiek będę w stanie ponownie go
pokochać po tym, co mi zrobił.
− Czy rozmawiałaś o tej sytuacji ze
swoimi przyjaciółmi? – zapytałem.
− Z dwiema najbliższymi
przyjaciółkami i trochę z innymi osobami.
− I co od nich usłyszałaś?
− Że powinnam odejść. Wszyscy
mówili mi, że powinnam go zostawić, że
mój mąż nigdy się nie zmieni, że tylko
przedłużam agonię tego małżeństwa. Ja
jednak nie mogę się do tego zmusić. Być
może powinnam tak postąpić, ale nie
mogę uwierzyć, że to właśnie jest
właściwa droga.
− Wydaje mi się, że jesteś rozdarta
między twoimi przekonaniami religijnymi
i zasadami moralnymi, zgodnie z którymi
nie należy zrywać związku małżeńskiego,
a bólem emocjonalnym, jakiego
doświadczasz, a który mówi ci, że rozwód
to jedyny sposób, by przetrwać.
− Tak właśnie jest, doktorze
Chapman. Dokładnie tak się czuję. Nie
wiem, co powinnam zrobić.
− Bardzo ci współczuję z powodu
tego dylematu – powiedziałem. – Jesteś w
bardzo trudnej sytuacji. Chciałbym dać ci
jakąś prostą odpowiedź, ale nie potrafię.
Oba wyjścia, o których mówiłaś −
zarówno pozostanie w małżeństwie, jak i
zerwanie go − prawdopodobnie
przysporzą ci wiele cierpienia. Zanim
jednak podejmiesz decyzję, chciałbym ci
zaproponować pewien krok. Nie wiem,
czy takie działanie okaże się skuteczne, ale
chciałbym, żebyś przynajmniej podjęła
próbę. Z tego, co mi mówiłaś, religia jest
dla ciebie bardzo ważna i z wielkim
szacunkiem odnosisz się do nauczania
Jezusa.
Ann przytaknęła, więc
kontynuowałem.
− Chciałbym ci przeczytać coś, co
kiedyś powiedział Jezus. Myślę, że to
odnosi się w pewnym stopniu także do
twojego małżeństwa – powiedziałem, po
czym powoli odczytałem następujące
słowa:

Lecz powiadam wam, którzy


słuchacie: Miłujcie waszych
nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym,
którzy was nienawidzą; błogosławcie
tym, którzy was przeklinają, i módlcie
się za tych, którzy was oczerniają.
(…) Jak chcecie, żeby ludzie wam
czynili, podobnie wy im czyńcie! Jeśli
bowiem miłujecie tych tylko, którzy
was miłują, jakaż za to dla was
wdzięczność? Przecież i grzesznicy
miłość okazują tym, którzy ich
miłują.

− Ann, czy uważasz, że taki właśnie


jest twój mąż? Czy traktował cię raczej jak
swojego wroga niż przyjaciela? – kobieta
kiwnęła głową.
− Czy obrzucał cię wyzwiskami? –
dopytywałem.
− Wielokrotnie.
− Czy źle cię traktował?
− Często.
− Czy mówił ci, że cię nienawidzi?
− Tak.

Półroczny eksperyment
− Ann, jeśli pozwolisz, przeprowadzę
pewien eksperyment. Chciałbym się
przekonać, co się stanie, gdy zastosujemy
tę zasadę do twojego małżeństwa.
Wyjaśnię ci, o co mi chodzi.
Opowiedziałem Ann o koncepcji
zbiornika na miłość i o tym, że gdy ten
zbiornik jest pusty, jak w jej przypadku,
nie żywimy miłości wobec drugiej osoby,
ale doświadczamy pustki i bólu.
Ponieważ zaś miłość stanowi tak
podstawową potrzebę emocjonalną, jej
brak może się wiązać z największym
cierpieniem emocjonalnym, jakie jest
naszym udziałem. Powiedziałem Ann, że
gdybyśmy potrafili mówić ojczystymi
językami miłości swoich
współmałżonków, można by zaspokoić tę
potrzebę i pozytywne uczucia by
powróciły.
− Czy to wydaje ci się sensowne? –
zapytałem.
− Doktorze Chapman, właśnie opisał
pan moje życie. Nigdy dotąd nie
rozumiałam tego tak dobrze. Przed
ślubem byliśmy w sobie zakochani, ale
wkrótce potem zeszliśmy z górki
emocjonalnej i nigdy nie nauczyliśmy się
posługiwać naszymi językami miłości.
Mój zbiornik był pusty od wielu lat i
jestem pewna, że tak samo było w
przypadku zbiornika mojego męża.
Gdybym wcześniej zdawała sobie z tego
sprawę, być może nie doszłoby do tylu
złych rzeczy.
− Nie można zmienić przeszłości –
odparłem. – Możemy tylko próbować
zmienić przyszłość. Dlatego chciałem ci
zaproponować półroczny eksperyment.
− Jestem gotowa spróbować
wszystkiego – odrzekła Ann.
Byłem zadowolony z jej
pozytywnego nastawienia, ale nie miałem
pewności, czy zdawała sobie sprawę z
tego, jak trudne będzie to wyzwanie.
− Zacznijmy od wyznaczenia celu –
powiedziałem. – Gdyby za pół roku
mogło się spełnić twoje najważniejsze
życzenie – co by to było?
Ann przez jakiś czas milczała. Potem
odpowiedziała z namysłem:
− Chciałabym wiedzieć, że Glenn
znowu mnie kocha, i widzieć, że wyraża
swoją miłość, spędzając ze mną czas.
Chciałabym, żebyśmy robili wspólnie
różne rzeczy, żebyśmy razem gdzieś
wychodzili. Chciałabym czuć, że Glenn
interesuje się moim światem, żebyśmy
rozmawiali przy posiłkach, żeby on mnie
słuchał. Chciałabym czuć, że ceni moje
pomysły. Chciałabym, żebyśmy jeździli
na wycieczki i znowu dobrze się bawili.
Chciałabym wiedzieć, że dla niego nasze
małżeństwo jest najważniejsze – Ann
przerwała na chwilę. – Jeśli chodzi o
mnie, chciałabym ponownie żywić do
niego ciepłe i pozytywne uczucia.
Chciałabym znów go szanować, być z
niego dumna. Teraz tak nie jest.
Gdy Ann mówiła, ja zapisywałem jej
słowa. Gdy skończyła, odczytałem na
głos to, co powiedziała chwilę wcześniej.
− To chyba dość ambitny cel –
powiedziałem – ale czy właśnie tego
chcesz?
− Teraz wydaje mi się to niemożliwe,
ale właśnie tego pragnę ponad wszystko.
− Ustalmy zatem, że to właśnie będzie
twój cel. Chcielibyśmy, żeby za sześć
miesięcy tak właśnie wyglądał twój
związek z Glennem. A teraz postawmy
pewną tezę. Założeniem naszego
eksperymentu będzie wykazanie jej
prawdziwości. Załóżmy, że jeśli przez
sześć miesięcy będziesz regularnie mówiła
ojczystym językiem miłości Glenna, w
pewnym momencie, w trakcie tego
okresu, jego potrzeba miłości stopniowo
zacznie być zaspokajana; gdy zbiornik na
miłość twojego męża zacznie się
napełniać, Glenn odwzajemni ci się
miłością. Teza ta opiera się na
przekonaniu, że potrzeba miłości to
najważniejsza spośród naszych potrzeb
emocjonalnych, i gdy jest zaspokojona,
odnosimy się pozytywnie do osoby, która
to sprawia. Jak rozumiesz, ta teza zakłada,
że inicjatywa pozostaje wyłącznie po
twojej stronie. Glenn nie stara się
pracować nad waszym małżeństwem – ty
próbujesz. Zgodnie z naszą tezą, jeśli
zdołasz odpowiednio ukierunkować
swoje wysiłki, jest bardzo
prawdopodobne, że Glenn wreszcie na to
zareaguje.
Następnie odczytałem kolejny
fragment kazania Jezusa, zgodnie z
Ewangelią według św. Łukasza − lekarza:

Dawajcie, a będzie wam dane; miarę


dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i
opływającą wsypią w zanadrza wasze.
Odmierzą wam bowiem taką miarą,
jaką wy mierzycie.

Kontynuowałem:
− Zgodnie z moim rozumieniem,
Jezus mówi tu o pewnej zasadzie, nie o
sposobie manipulowania ludźmi. Ogólnie
rzecz biorąc, chodzi o to, że jeśli jesteśmy
uprzejmi i pełni miłości do innych ludzi,
oni odpłacą nam tym samym. Nie
oznacza to, że naszą uprzejmością
możemy sprawić, że ktoś inny na pewno
stanie się uprzejmy. Każdy z nas jest
samodzielnym podmiotem. Dlatego
możemy odtrącać miłość, odejść od niej, a
nawet splunąć jej w twarz. Nie ma żadnej
gwarancji, że Glenn dobrze przyjmie
twoją miłość. Można tylko stwierdzić, że
jest duże prawdopodobieństwo, iż tak
właśnie się stanie.
(Terapeuta taki jak ja nie może nigdy
przewidzieć z całkowitą pewnością
jakiegoś zachowania pojedynczego
człowieka. Opierając się na wynikach
badań i studiów nad osobowością, można
tylko określić prawdopodobieństwo
określonej reakcji w danej sytuacji).
Gdy uzgodniliśmy naszą tezę
wyjściową, zwróciłem się do Ann:
− A teraz pomówmy o waszych
ojczystych językach miłości. Z tego, co
powiedziałaś mi dotychczas, wnioskuję,
że twoim ojczystym językiem miłości jest
dobry czas. Co o tym sądzisz?
− Chyba tak jest, doktorze Chapman.
Gdy początkowo wspólnie spędzaliśmy
czas, a Glenn mnie słuchał, długie
godziny zajmowały nam rozmowy i
robienie razem różnych rzeczy. Wtedy
naprawdę czułam się kochana. Przede
wszystkim chciałabym, żeby powrócił ten
aspekt naszego małżeństwa. Gdy
spędzamy ze sobą czas, czuję, że Glenn
rzeczywiście się mną interesuje, ale gdy
on stale zajmuje się czymś innym, mam
wrażenie, że firma i inne kwestie są dla
niego ważniejsze od naszego związku.
− A jaki jest twoim zdaniem ojczysty
język miłości Glenna? – zapytałem.
− Myślę, że jest to dotyk, a zwłaszcza
seksualny wymiar małżeństwa. Wiem, że
gdy mocniej czułam jego miłość i
byliśmy aktywni seksualnie, był do mnie
inaczej nastawiony. Wydaje mi się, że to
jest jego ojczysty język miłości.
− A czy Glenn kiedykolwiek skarżył
się na to, jak się do niego odnosisz?
− Mówił, że bez przerwy go strofuję.
Twierdził też, że go nie wspieram, że
zawsze sprzeciwiam się jego pomysłom.
− Zatem przyjmijmy, że dotyk jest
jego ojczystym językiem miłości, a
wyrażenia afirmatywne − drugim. Chyba
tak jest, bo jeśli skarży się na słowa o
negatywnym wydźwięku, to z pewnością
miałyby dla niego znaczenie wypowiedzi
nacechowane pozytywnie. A teraz
pomyślmy o planie weryfikacji naszej
tezy wyjściowej. Załóżmy, że wrócisz do
domu i powiesz Glennowi: „Myślałam o
nas i zdecydowałam, że chcę być lepszą
żoną. Jeśli więc masz jakieś sugestie z tym
związane, wiedz, że jestem otwarta, by ich
wysłuchać. Możesz powiedzieć mi o tym
teraz albo się nad tym zastanów − i wtedy
mi odpowiesz; ja naprawdę chciałabym
być lepszą żoną”. Niezależnie od tego,
czy zareaguje pozytywnie czy
negatywnie, jego reakcję przyjmij po
prostu jako informację dla ciebie. Takie
oświadczenie z twojej strony uświadomi
Glennowi, że w waszym związku może
się coś zmienić.
Następnie opierając się na twoim
domyśle, że ojczystym językiem miłości
Glenna jest dotyk, i mojej sugestii, że
jego drugim językiem są wyrażenia
afirmatywne, skup się przez miesiąc na
tych dwóch dziedzinach. Jeśli Glenn
będzie miał jakieś sugestie dotyczące tego,
w jaki sposób mogłabyś się stać lepszą
żoną, przyjmij od niego tę informację i
uwzględnij ją w swoim planie. Szukaj w
życiu Glenna pozytywów i wyrażaj dla
nich aprobatę. I przestań się skarżyć. Jeśli
chcesz na coś narzekać, zapisz to w
swoim notatniku i nie mów o tym
Glennowi przez ten jeden miesiąc. Zacznij
przejmować inicjatywę w kwestii dotyku i
seksu. Zaskocz go inwencją, nie reaguj
wyłącznie na jego zachowania. Przyjmij
za cel jedno zbliżenie przynajmniej raz w
tygodniu przez pierwsze dwa tygodnie i
dwa zbliżenia w każdym kolejnym
tygodniu.
Ann powiedziała mi, że w ciągu
poprzednich sześciu miesięcy kochali się z
Glennem tylko raz czy dwa razy.
Wydawało mi się, że nasz plan pozwoli
dość szybko wydostać się z tego
martwego punktu.
− Ale, doktorze Chapman, to będzie
trudne – powiedziała Ann. – Jest mi
trudno przejawiać jakiekolwiek
zachowania erotyczne, jeśli on bez
przerwy mnie ignoruje. W czasie zbliżenia
częściej czuję się wykorzystywana niż
kochana. On zachowuje się tak, jakbym ja
była zupełnie nieważna, a on mógł w
każdej chwili wskoczyć do łóżka i użyć
mojego ciała. Nie znoszę tego i chyba
dlatego w ciągu ostatnich kilku lat
kochaliśmy się tak rzadko.
− Twoje zachowania muszą być
naturalne i normalne – zapewniłem Ann.
– Chęć zbliżenia intymnego z mężem
wynika najczęściej z poczucia bycia
kochaną. Jeśli żona czuje się kochana,
pożąda też intymności. Jeśli nie czuje
miłości ze strony małżonka, to w
wymiarze seksualnym odnosi wrażenie,
że jest wykorzystywana. Dlatego właśnie
tak trudne jest kochanie kogoś, kto nie
kocha ciebie. Jest to zachowanie
przeciwne naszym naturalnym
instynktom. Aby się tego nauczyć,
prawdopodobnie będziesz musiała się
oprzeć na swojej wierze w Boga. Być
może pomocna okaże się ponowna
lektura kazania Jezusa o miłowaniu
nieprzyjaciół, tych, którzy nas
nienawidzą, tych, którzy nas
wykorzystują. A potem poproś Boga, by
pomógł ci wcielać w życie naukę Jezusa.
Widziałem, że Ann uważnie słucha
tego, co mówię. Co jakiś czas kiwała
głową. W jej oczach widziałem, że ma
mnóstwo pytań.
− Doktorze Chapman, ale czy nie jest
hipokryzją wyrażanie swojej miłości
poprzez seks, gdy wobec drugiej osoby
żywi się tak negatywne uczucia?
− Być może warto, abyśmy odróżnili
miłość jako uczucie od miłości jako
działania – odparłem. – Jeśli twierdzisz, że
odczuwasz coś, czego tak naprawdę nie
czujesz, jest to hipokryzja, a tego rodzaju
fałszywy komunikat nie jest dobrym
sposobem budowania relacji intymnych.
Jeśli jednak podejmujesz wynikające z
miłości działanie, które ma przynieść
korzyść lub przyjemność drugiej osobie,
jest to po prostu kwestia twojego wyboru.
Nie twierdzisz, że takie zachowanie
wynika z silnych więzi emocjonalnych.
Po prostu postanawiasz zrobić coś dla
dobra współmałżonka. Myślę, że właśnie
o to chodziło Jezusowi. Nie żywimy
przecież pozytywnych uczuć w stosunku
do tych, którzy nas nienawidzą. To nie
byłoby normalne. Ale możemy w
odniesieniu do takich ludzi podejmować
działania związane z miłością. Jest to po
prostu kwestia naszej decyzji. Mamy
nadzieję, że nasze działania pozytywnie
wpłyną na ich postawy i zachowania, a
my przynajmniej spróbowaliśmy zrobić
dla nich coś dobrego.
Wydawało się, że przynajmniej w
tamtym momencie Ann zaakceptowała
moją odpowiedź. Miałem jednak
wrażenie, że jeszcze wrócimy do tego
tematu. Przeczuwałem też, że jeśli
eksperyment się powiedzie, stanie się tak
ze względu na jej głęboką wiarę w Boga.
− Po pierwszym miesiącu poproś
Glenna, by cię poinformował, jak sobie
radzisz. Własnymi słowami zapytaj:
„Glenn, czy pamiętasz, jak kilka tygodni
temu powiedziałam ci, że spróbuję być
lepszą żoną? Powiedz mi, jak twoim
zdaniem udaje mi się realizować to
zamierzenie”. Cokolwiek powie twój mąż
– przyjmij to jako informację dla ciebie.
Glenn może być sarkastyczny, arogancki
lub wrogi – może też się okazać, że jest
nastawiony pozytywnie. Niezależnie od
jego reakcji, nie kłóć się z nim, ale
wysłuchaj go i zapewnij, że traktujesz
jego słowa poważnie, że naprawdę chcesz
być lepszą żoną, a jeśli on ma dodatkowe
sugestie – chętnie je przyjmiesz.
Proś Glenna o informacje zwrotne raz
w miesiącu przez cały okres sześciu
miesięcy. Gdy twój mąż po raz pierwszy
powie ci coś pozytywnego, będziesz
wiedziała, że twoje wysiłki docierają do
niego na poziomie emocjonalnym.
Tydzień po tym, jak otrzymasz od niego
pozytywną informację, sama poproś go o
coś, co miałby zrobić. Powinna to być
jakaś rzecz związana z twoim ojczystym
językiem miłości. Na przykład wieczorem
możesz mu powiedzieć: „Glenn,
chciałabym żebyś coś zrobił. Czy
pamiętasz, jak kiedyś chodziliśmy na
spacery w Reynolda Gardens?
Chciałabym, żebyśmy poszli tam na
spacer w czwartkowy wieczór. Dzieci
będą nocować u mojej mamy. Myślisz, że
moglibyśmy to zrobić?”.
Niech twoja prośba będzie
sprecyzowana i szczegółowa, nie powinna
mieć charakteru ogólnego. Nie mów:
„Chciałabym, abyśmy spędzali więcej
czasu razem”. To jest za mało konkretne.
Na jakiej podstawie uznasz potem, że
Glenn spełnił twoją prośbę? Jeśli jednak
poprosisz o coś konkretnego, on otrzyma
dokładną informację, czego oczekujesz, a
ty będziesz wiedziała, że kiedy to zrobił,
sam zdecydował się na jakieś działanie dla
twojego dobra.
Rób tak co miesiąc. Jeśli mąż będzie
spełniał twoje prośby – świetnie, jeśli nie
– też dobrze. Ale jeśli zacznie je spełniać,
będziesz wiedziała, że reaguje na twoje
potrzeby. W ten sposób będziesz go
uczyć twojego ojczystego języka miłości,
ponieważ przedstawiane przez ciebie
prośby będą z nim zgodne. Jeśli Glenn
postanowi kochać cię w twoim języku,
zacznie wracać twoje pozytywne
nastawienie. Twój zbiornik na miłość
zacznie się napełniać, a z czasem wasze
małżeństwo się odrodzi.
− Doktorze Chapman, jestem w stanie
zrobić wszystko, żeby tak się stało –
powiedziała Ann.
− To będzie oznaczało konieczność
podjęcia dużego wysiłku – odrzekłem –
ale wierzę, że warto spróbować. Sam
jestem ciekaw, czy ten eksperyment się
powiedzie i czy nasza teza wyjściowa jest
prawdziwa. Chciałbym w tym czasie
regularnie się z tobą spotykać – może co
dwa tygodnie – i chciałbym, żebyś
zapisywała wszystkie pozytywne słowa,
które w każdym tygodniu powiesz
Glennowi. Chciałbym też, abyś w
notatniku zapisała listę tych skarg,
których nie wypowiesz na głos. Być
może wykorzystując je, będę w stanie
pomóc ci w przygotowywaniu próśb do
Glenna, które pomogą zminimalizować
twoje frustracje. Wreszcie chciałbym się
dowiedzieć, jak w konstruktywny sposób
mówisz o tym, co cię frustruje i irytuje.
Ty i Glenn musicie się nauczyć, jak
wspólnie pracować nad tym, co was
złości, i jak rozwiązywać konflikty. Ale w
okresie tych sześciu miesięcy chciałbym,
żebyś to wszystko zapisywała i nie
mówiła o tym mężowi.
Ann wyszła z mojego gabinetu, a ja
byłem przekonany, że znalazła
odpowiedź na pytanie o to, czy można
kochać kogoś, kogo się nienawidzi.
Przez następne sześć miesięcy Ann
obserwowała, jak bardzo zmienia się
zachowanie Glenna i jego nastawienie do
niej. Przez pierwszy miesiąc nie traktował
całej sprawy zbyt poważnie, jednak po
dwóch miesiącach powiedział coś
pozytywnego na temat wysiłków
podejmowanych przez żonę. W czasie
ostatnich czterech miesięcy eksperymentu
reagował pozytywnie na niemal wszystkie
jej prośby, a jej uczucia do niego zaczęły
się w zasadniczy sposób zmieniać. Glenn
nigdy nie przyszedł na sesję, ale słuchał
nagrań z moimi wykładami i rozmawiał o
nich z Ann. Zachęcał ją do wizyt w moim
gabinecie i Ann rzeczywiście korzystała z
nich jeszcze przez trzy miesiące po
zakończeniu naszego eksperymentu. Do
dziś Glenn opowiada swoim znajomym,
że potrafię zdziałać cuda. Ja zaś wiem, że
jest to zasługą miłości.
Być może twoje małżeństwo także
potrzebuje cudu. Może warto spróbować
przeprowadzić ten sam eksperyment,
który przeprowadziła Ann? Powiedz
swojemu współmałżonkowi, że myślałeś /
myślałaś o waszym związku i chcesz w
większym stopniu zaspokajać jego / jej
potrzeby. Poproś o sugestie dotyczące
tego, jak możesz poprawić swoje
zachowanie. Te wskazówki będą kluczem
do odkrycia właściwego języka miłości.
Jeśli się nie pojawią, zastanów się nad tym
językiem, opierając się na tym, na co twój
mąż / twoja żona skarżyli się dotychczas.
Następnie przez sześć miesięcy skup się
właśnie na tym języku. Pod koniec
każdego miesiąca poproś o informacje
zwrotne na temat tego, jak sobie radzisz, i
dalsze sugestie.
Gdy usłyszysz od swojego małżonka,
że poprawa jest zauważalna, poczekaj
tydzień i wtedy poproś o coś
konkretnego. Należy poprosić o coś,
czego naprawdę oczekuje się od drugiej
osoby. Jeśli ona postanowi to zrobić,
będziesz wiedzieć, że reaguje na twoje
potrzeby. Jeśli nie – należy ją stale
kochać. Być może w następnym miesiącu
jednak zareaguje pozytywnie. Jeśli
zacznie mówić twoim językiem miłości,
spełniając twoje prośby, powróci twoje
dobre nastawienie, a z czasem wasze
małżeństwo się odrodzi. Nie mogę
zagwarantować pozytywnych rezultatów,
ale wiele osób, którym pomagałem,
doświadczyło cudu miłości.

Twoja kolej

Jeśli twoje małżeństwo jest w tak


poważnych tarapatach jak związek
opisany w tym rozdziale, musisz zacząć
od mocnego zobowiązania się do
przeprowadzenia niniejszego
eksperymentu. Ryzykujesz doznanie
dalszego bólu i ciągłego odrzucenia,
ale masz też szansę na odzyskanie
zdrowego i spełnionego małżeństwa.
Zastanów się nad skutkami – warto
podjąć ryzyko.

1. Zapytaj swojego
współmałżonka, w jaki
sposób możesz być lepszym
mężem / żoną, i niezależnie
od nastawienia drugiej osoby
swoje działania opieraj na
tym, co od niej usłyszysz.
Próbuj uzyskiwać dalsze
informacje i spełniać jej
życzenia z całego serca.
Współmałżonek musi mieć
pewność, że twoje intencje są
czyste.
2. Przekonasz się, że idziesz do
przodu, gdy otrzymasz
pozytywne informacje
zwrotne. W każdym miesiącu
poproś o coś konkretnego, ale
niebędącego zagrożeniem, co
twojemu współmałżonkowi
będzie łatwo zrobić.
Koniecznie powinno mieć to
związek z twoim ojczystym
językiem miłości; w ten
sposób zacznie się napełniać
twój zbiornik na miłość.
3. Gdy współmałżonek
zareaguje na prośby i będzie
zaspokajać twoje potrzeby,
będziesz w stanie działać nie
tylko dzięki swojej woli, ale
także pod wpływem dobrych
emocji. Wtedy ty zacznij
przekazywać pozytywne
informacje zwrotne i wyrażaj
aprobatę dla tego, co robi
twój partner.
4. Gdy wasz związek
rzeczywiście zacznie się
uzdrawiać i pogłębiać, nie
spoczywaj na laurach – nie
możesz zapomnieć o języku
miłości i codziennych
potrzebach twojego
współmałżonka. Jesteś na
dobrej drodze do spełnienia
marzeń, więc pozostań na
niej! W harmonogramie
swoich zajęć uwzględnijcie
czas na wspólne dokonanie
oceny waszych postępów.
rozdział 13
Słowo od autora

o o tym wszystkim myślisz? Po


C przeczytaniu tej książki, podejrzeniu
życia kilku par, po odwiedzinach w
małych miejscowościach i dużych
miastach, po wizytach w moim gabinecie
i po wysłuchaniu kilku rozmów w
restauracjach? Czy takie koncepcje mogą
radykalnie zmienić emocjonalny klimat
twojego małżeństwa? Co się stanie, jeśli
odkryjesz ojczysty język miłości twojego
współmałżonka i zaczniesz regularnie się
nim posługiwać?
Ani ty, ani ja nie jesteśmy w stanie
odpowiedzieć na to pytanie, dopóki nie
spróbujesz. Wiem natomiast, że wiele par,
które zapoznały się z tą koncepcją w
czasie któregoś z moich seminariów
dotyczących małżeństwa, twierdzi, że
podjęcie decyzji, by kochać, i wyrażanie
tej miłości w odpowiednim języku
przyczyniły się do zasadniczych zmian w
ich związkach. Gdy emocjonalna potrzeba
miłości jest zaspokojona, powstaje klimat,
w którym para może się zajmować
pozostałymi aspektami życia w sposób
dużo bardziej produktywny. Pomyślcie o
Marku i Robin. Robin odkryła, że
ojczystym językiem miłości Marka były
wyrażenia afirmatywne, zazwyczaj
związane z czymś bardzo konkretnym
(„Lubię to, że jesteś w stosunku do mnie
taki opiekuńczy, dzięki temu czuję się
kochana”).
− To naprawdę pomogło mi
zrozumieć Marka – mówiła Robin. – Nie
twierdzę, że zawsze udaje mi się
powiedzieć tę właściwą rzecz, ale już sama
wiedza o tym, jak funkcjonuje Mark,
zbliżyła nas do siebie.
Robin uważa, że jej język miłości to
drobne przysługi.
− Mark mówił mi komplementy,
ponieważ to jest jego ojczysty język
miłości, a ja niekoniecznie czułam się
dzięki temu lepiej. Gdy jednak
odkryliśmy, że ja tak naprawdę cenię
sobie różne przysługi z jego strony (nawet
jeśli jest to coś tak drobnego jak
przyniesienie mi rano do łóżka kawy),
nasze małżeństwo zrobiło wielki krok
naprzód.
Nie musimy
się zgadzać we
wszystkich
kwestiach, ale
musimy
znaleźć sposób
na różnice, by
nie zaczęły nas
dzielić.

Każde z nas wchodzi w związek


małżeński z inną osobowością i inną
historią. W naszą relację wnosimy też
swój bagaż emocjonalny. Zaczynamy od
różnych oczekiwań, odmiennego
podejścia do wielu spraw i rozmaitych
opinii na temat tego, co w życiu jest
najważniejsze. W zdrowym małżeństwie
należy pracować nad tymi
zróżnicowanymi perspektywami. Nie
musimy się zgadzać we wszystkich
kwestiach, ale musimy znaleźć sposób na
różnice, by nie zaczęły nas dzielić. Jeśli
zbiorniki na miłość są puste, pary
zaczynają się kłócić i oddalać od siebie; w
niektórych przypadkach może nawet
dochodzić do agresji werbalnej i
przemocy fizycznej. Gdy jednak zbiornik
na miłość jest napełniony, tworzymy
przyjazną atmosferę, w której szuka się
wzajemnego zrozumienia, akceptuje się
różnice i możliwe jest negocjowanie w
sytuacjach problemowych. Jestem
przekonany, że żadna kwestia w
małżeństwie nie ma na to takiego wpływu
jak zaspokajanie emocjonalnej potrzeby
miłości.
Umiejętność kochania, zwłaszcza jeśli
ta druga osoba nie darzy nas miłością, dla
niektórych może się wydawać czymś
niemożliwym. Tego rodzaju miłość
wymaga od nas sięgnięcia do naszych
zasobów duchowych. Wiele lat temu, gdy
sam miałem problemy ze swoim
małżeństwem, ponownie odkryłem
korzenie mojej duchowości. Ponieważ
zostałem wychowany w tradycji
chrześcijańskiej, ponownie zająłem się
życiem Chrystusa. Gdy usłyszałem, jak
modli się za tych, którzy go mordują:
„Ojcze, wybacz im, bo nie wiedzą, co
czynią”, wiedziałem, że potrzebuję
właśnie tego rodzaju miłości. Poświęciłem
Jezusowi moje życie i odkryłem, że On
daje mi duchową energię, by kochać,
nawet jeśli sam nie jestem kochany.
Znaczna liczba rozwodów w
obecnych czasach najlepiej świadczy o
tym, jak wiele par żyje z pustymi
zbiornikami na miłość. Wierzę, że
pomysły zawarte w niniejszej książce
mogą zasadniczo poprawić los wielu
małżeństw i rodzin.
Nie napisałem tej książki w formie
rozprawy akademickiej, którą można by
znaleźć na półkach bibliotek
uniwersyteckich, choć mam nadzieję, że
okaże się ona przydatna dla profesorów
psychologii i socjologii prowadzących
kursy na temat małżeństwa i rodziny. Nie
było moim zamysłem opracowanie
podręcznika dla tych, którzy zawodowo
zajmują się badaniem par małżeńskich, ale
napisanie poradnika dla tych, którzy sami
są w związku małżeńskim, dla osób, które
doświadczyły euforii stanu zakochania,
zawarły małżeństwo, marząc o
niekończącym się wzajemnym szczęściu,
ale w codziennej rzeczywistości grozi im
całkowite zatracenie szansy na spełnienie
tego marzenia. Mam nadzieję, że tysiące
takich par nie tylko ponownie odkryją
takie aspiracje, ale także dostrzegą drogę
prowadzącą do ich urzeczywistnienia.
Marzę o dniu, w którym wielki
potencjał związków małżeńskich zostanie
uwolniony dla dobra całej ludzkości, gdy
zbiorniki na miłość mężów i żon będą
napełnione i zaczną oni realizować swoje
możliwości jako indywidualne osoby i
jako pary. Marzę o dniu, w którym dzieci
będą dorastać w domach przepełnionych
miłością i poczuciem bezpieczeństwa, a
ich energia rozwojowa będzie
ukierunkowana na naukę, a nie szukanie
miłości, której nie mogą znaleźć w domu.
Chciałbym, aby ta krótka książka
wznieciła ogień miłości w twoim
małżeństwie i w tysiącach innych
małżeństw takich jak twoje.
Napisałem tę książkę dla ciebie. Mam
nadzieję, że odmieni ona twoje życie. Jeśli
tak się stanie – przekaż ją komuś innemu.
Będę szczęśliwy, jeśli podarujesz jeden
egzemplarz bliskiej ci osobie, bratu lub
siostrze, dzieciom, które założyły już
własne rodziny, swoim pracownikom,
komuś z twojego klubu, z twojej parafii
czy z twojej synagogi. Kto wie? Być
może razem uda się nam zrealizować
nasze marzenia.
Często zadawane
pytania (FAQ)

1. Co zrobić, jeśli nie potrafię


odkryć mojego ojczystego
języka miłości?

„Zrobiłam test profilowania


języka miłości i dla wszystkich
języków moje wyniki są niemal
takie same − z wyjątkiem
przyjmowania podarunków.
Wiem jednak, że to nie jest mój
ojczysty język miłości”.
W tej książce proponuję
trzy sposoby odkrywania
swojego ojczystego języka
miłości.

• Przede wszystkim
obserwuj, w jaki
sposób najczęściej
wyrażasz swoją
miłość do innych.
Jeśli regularnie
wyświadczasz innym
przysługi, to może
być twój język
miłości. Jeśli często
prawisz innym
komplementy,
prawdopodobnie
twoim językiem
miłości będą
wyrażenia
afirmatywne.
• Na co się najczęściej
skarżysz? Gdy
mówisz swojemu
mężowi: „Sam chyba
byś mnie nie
dotknął, gdybym ja
nie zainicjowała
dotyku”, pokazujesz,
że twoim językiem
miłości jest dotyk.
Gdy twoja żona
wraca z wyjazdu
służbowego, a ty
pytasz: „Nic mi nie
przywiozłaś?”,
wskazujesz, że
twoim językiem jest
przyjmowanie
podarunków.
Stwierdzenie: „Nie
spędzamy ze sobą
tyle czasu, ile
powinniśmy”
świadczy o tym, że
twoim ojczystym
językiem miłości jest
dobry czas. To, na
co się skarżysz,
wskazuje na to,
czego naprawdę
pragniesz. (Jeśli nie
jesteś w stanie
stwierdzić, na co
narzekasz najczęściej,
zapytaj swojego
małżonka – jest duża
szansa, że będzie
wiedzieć).
• O co najczęściej
prosisz swojego
męża? Jeśli mówisz:
„Wymasuj mi
plecy”, prosisz o
dotyk. „Czy myślisz,
że w tym miesiącu
moglibyśmy
wyjechać gdzieś na
weekend?” to prośba
o dobry czas. „Czy
mógłbyś po
południu skosić
trawnik?” to prośba
o drobne przysługi.
(Twoja odpowiedź
na te trzy pytania
prawdopodobnie
ujawni twój ojczysty
język miłości).
Pewien mąż
powiedział mi
kiedyś, że swój język
miłości odkrył
poprzez eliminację.
Wiedział, że jego
językiem nie było
przyjmowanie
podarunków, więc
zostały mu tylko
cztery opcje. Zadał
sobie pytanie:
„Gdybym miał
zrezygnować z
jednego spośród
pozostałych czterech
języków – z czego
byłoby mi najłatwiej
zrezygnować?”.
Odpowiedzią był
dobry czas.
„Gdybym miał
zrezygnować z
czegoś spośród
pozostałych trzech –
co by to było?”
Zdecydował, że jeśli
nie liczyć seksu,
mógłby
zrezygnować z
dotyku. Byłby w
stanie się obejść bez
uścisków, głaskania i
trzymania się za ręce.
Pozostały więc
drobne przysługi i
wyrażenia
afirmatywne. Mimo
że cenił to, co dla
niego robiła jego
żona, wiedział, że to
pochwały z jej
strony naprawdę go
motywowały. Jedna
wypowiedziana
przez nią pozytywna
uwaga dawała mu
energię na cały
dzień. Dowiedział się
więc, że jego
pierwszym
ojczystym językiem
miłości były
wyrażenia
afirmatywne, a
drugim – drobne
przysługi.

2. Co zrobić, jeśli nie jestem w


stanie odkryć języka miłości
mojego małżonka?

„Mój mąż nie przeczytał tej


książki, ale rozmawialiśmy o
językach miłości. Mówi, że nie
wie, jaki jest jego język
miłości”.
Moja pierwsza rada –
podaruj mu egzemplarz The 5
Love Languages Men’s
Edition [Pięć języków miłości
− edycja dla mężczyzn].
Ponieważ tamta książka jest
przygotowana z myślą o
mężczyznach, jest bardziej
prawdopodobne, że twój mąż
ją przeczyta. Jeśli się z nią
zapozna, chętnie podzieli się z
tobą swoim językiem miłości.
Jeśli jednak nie zechce
przeczytać książki, sugeruję,
abyś ty odpowiedziała na trzy
pytania:
− W jaki sposób twój mąż
najczęściej wyraża swoją miłość
do innych?
− Na co narzeka
najczęściej?
− O co najczęściej prosi?
Chociaż narzekanie
naszego współmałżonka
zazwyczaj nas irytuje, tak
naprawdę może być źródłem
wartościowych informacji. Jeśli
mąż mówi: „W ogóle nie
spędzamy ze sobą czasu”,
możesz odczuwać pokusę, by
odrzec: „O co ci chodzi?
Przecież byliśmy w czwartek w
restauracji”. Taka postawa
obronna będzie oznaczała
koniec rozmowy. Jeśli jednak
odpowiesz: „Co twoim
zdaniem moglibyśmy robić?”,
prawdopodobnie usłyszysz
jakąś odpowiedź. Skargi
wyrażane przez twojego
współmałżonka to
najwyraźniejsze wskaźniki
dotyczące jego ojczystego
języka miłości.
Inną opcją jest
przeprowadzenie
pięciotygodniowego
eksperymentu. W pierwszym
tygodniu skup się na jednym z
języków miłości, spróbuj go
codziennie używać i obserwuj,
jak zareaguje twój
współmałżonek. W sobotę i
niedzielę odpocznij. W drugim
tygodniu, od poniedziałku do
piątku, skup się na kolejnym
języku i rób tak z każdym
językiem w kolejnych
tygodniach. W tygodniu, w
którym będziesz używać
ojczystego języka miłości
twojego współmałżonka,
prawdopodobnie zobaczysz
różnicę w jego lub jej
zachowaniu i w tym, jak na
ciebie reaguje. Ten język
miłości będzie językiem
ojczystym twojego męża lub
żony.

3. Czy twój język miłości może


się zmieniać z wiekiem?
Myślę, że nasze języki miłości
raczej są z nami przez całe
życie, podobnie jak inne cechy
charakteru, które kształtują się
wcześnie i są czymś stałym. Na
przykład osoba, która potrafi
dobrze gospodarować czasem,
prawdopodobnie była też
dobrze zorganizowana w
dzieciństwie. Osoba
wyluzowana i zrelaksowana
przypuszczalnie była taka także
jako dziecko. Reguła ta odnosi
się do wielu cech charakteru.
Zdarzają się jednak w życiu
takie sytuacje, w których
bardzo atrakcyjne stają się inne
języki miłości. Na przykład
twoim językiem ojczystym
mogą być wyrażenia
afirmatywne, ale jeśli jesteś
matką trójki dzieci w wieku
przedszkolnym, bardzo
atrakcyjne mogą stać się dla
ciebie drobne przysługi ze
strony twojego męża. Jeśli
słyszysz od niego wyłącznie
wyrażenia afirmatywne, a nie
oferuje ci on pomocy w
wykonywaniu obowiązków
domowych, możesz zacząć
myśleć: „Mam już dość
twojego mówienia, że mnie
kochasz, choć nigdy nie
ruszysz palcem, żeby mi
pomóc”. W takim wypadku
może się wydawać, że drobne
przysługi stały się twoim
ojczystym językiem miłości.
Jednak jeśli zabraknie wyrażeń
afirmatywnych, szybko
uświadomisz sobie, że to
właśnie wciąż jest twój ojczysty
język miłości.
Jeśli spotka cię śmierć
jednego z rodziców lub kogoś
z przyjaciół, wtedy dłuższy
uścisk może być dla ciebie
najważniejszy, nawet jeśli
dotyk nie jest twoim ojczystym
językiem miłości. Przytulenie
nas przez kogoś, gdy
odczuwamy ogromny żal,
komunikuje nam miłość. W
takich sytuacjach dotyk ma
wielkie znaczenie, nawet jeśli
nie jest to twój ojczysty język
miłości.

4. Czy koncepcja pięciu


języków miłości sprawdza
się także w przypadku
dzieci?

Zdecydowanie tak. Lubię


mówić o tym, że w każdym
dziecku także znajduje się
zbiornik na miłość. Jeśli
dziecko czuje się kochane przez
swoich rodziców, rozwija się w
normalny sposób. Jeśli jednak
jego zbiornik na miłość jest
pusty i dziecko nie czuje się
darzone miłością, jego
dorastaniu będzie towarzyszyć
wiele rozterek wewnętrznych i
jako nastolatek będzie szukać
miłości często nie tam, gdzie
powinno. Jest niezwykle
ważne, aby rodzice potrafili
efektywnie kochać swoje
dzieci. Jakiś czas temu razem z
psychiatrą Rossem
Campbellem napisaliśmy
książkę The Five Love
Languages of Children [ Pięć
języków miłości dzieci ] 9.
Powstała ona z myślą o
rodzicach i ma im pomóc w
odkrywaniu ojczystego języka
miłości swoich dzieci.
Omawiamy w niej też, jak to
się przekłada na złość, naukę i
zdyscyplinowanie dziecka.
W książce tej podkreślamy
między innymi, że dzieci
muszą się nauczyć, jak
przyjmować i wyrażać miłość
we wszystkich pięciu językach.
Dzięki temu staną się
zdrowymi emocjonalnie
osobami dorosłymi. Dlatego
zachęcamy rodziców, by
obdarzali dzieci zdrową dawką
ich ojczystego języka miłości,
ale regularnie posługiwali się
również pozostałymi czterema.
Jeśli dziecko przyjmuje miłość
we wszystkich pięciu językach,
ostatecznie nauczy się też, jak
wyrażać miłość, mówiąc nimi
wszystkimi.
5. Czy język miłości dziecka
zmienia się, gdy staje się
nastolatkiem?

Pewien rodzic powiedział mi


kiedyś:
− Przeczytałem książkę
Pięć języków miłości dzieci,
którą napisał pan wspólnie z
doktorem Campbellem.
Naprawdę pomogło nam to w
wychowaniu naszych dzieci.
Jednak nasz syn jest już
nastolatkiem. Robimy to samo,
co zawsze, ale teraz mamy
wrażenie, że to wszystko
przestało się sprawdzać.
Zastanawiam się, czy możliwe
jest, że zmienił się jego język
miłości.
Nie sądzę, by język miłości
dziecka zmieniał się w wieku
trzynastu lat. Jednak należy się
uczyć nowych sposobów
używania ojczystego języka
miłości dziecka. To, co robiło
się dotąd, nastolatek uzna za
zbyt dziecinne i nie będzie
chciał mieć z tym do czynienia.
Jeśli językiem miłości
nastolatka jest dotyk, a wy
będziecie go przytulać i
całować w policzek, on może
was odepchnąć i powiedzieć:
„Dajcie mi spokój”. Nie
oznacza to, że w ogóle nie
potrzebuje dotyku, ale pewne
jego rodzaje uznaje za
dziecinne. Teraz należy używać
dotyku, wykorzystując bardziej
dojrzałe dialekty, na przykład
trącając go łokciem, klepiąc po
plecach czy ramieniu,
uprawiając z nim zapasy. Tego
rodzaju dotyk dla nastolatka
jest oznaką miłości. Najgorsze,
co można zrobić dla nastolatka,
którego językiem jest dotyk, to
wycofać się, gdy ten mówi:
„Nie dotykaj mnie”.
W książce The 5 Love
Languages of Teenagers [Pięć
języków miłości
nastolatków]10, którą napisałem
z myślą o rodzicach, omawiam
też dążenie do wolności
charakteryzujące nastolatków i
konieczność połączenia
większej wolności z większą
odpowiedzialnością. Gdy
dzieci dorastają, potrafią robić
coraz więcej rzeczy. Dlatego
muszą mieć więcej
obowiązków. Gdy obowiązki
te są związane z większą
wolnością, nastolatek jest
bardziej zmotywowany do
odpowiedzialnego zachowania.
Jeśli na przykład pozwolisz
nastolatkowi prowadzić
samochód, przywilejowi temu
powinny towarzyszyć takie
obowiązki, jak mycie auta w
każdą sobotę przed południem.
Jeśli nie wywiąże się z tego
zadania, należy wprowadzić w
życie określone reperkusje, jak
na przykład utrata możliwości
prowadzenia samochodu przez
dwa dni. Jeśli rodzic
konsekwentnie egzekwuje
sankcje, nastolatek będzie miał
niezwykle czyste auto i nauczy
się, że wolność i
odpowiedzialność stanowią
dwie strony tego samego
medalu.

6. Co zrobić, jeśli ojczysty


język miłości twojego
małżonka jest dla ciebie
czymś trudnym?

„Wychowywałam się w domu,


w którym dotyk nie był czymś
naturalnym, a teraz odkryłam,
że to on jest językiem miłości
mojego męża. Mam duże
trudności z zainicjowaniem
dotyku”.
Dobra wiadomość jest taka,
że wszystkich pięciu języków
miłości można się nauczyć. To
prawda, że większość z nas,
dorastając, mówiła tylko
jednym lub dwoma językami
miłości. Te będą dla nas
naturalne, a posługiwanie się
nimi będzie dla nas dość łatwe.
Pozostałych należy się nauczyć.
Tak jak w przypadku uczenia
się innych rzeczy, najlepsze
efekty przynosi metoda małych
kroków. Jeśli językiem miłości
twojego męża jest dotyk, a
tobie sprawia to problem,
zacznij od małych rzeczy –
połóż rękę na jego ramieniu,
gdy nalewasz mu kawy do
filiżanki, albo poklep go po
ramieniu, kiedy go mijasz.
Tego rodzaju drobiazgi
zapoczątkują przełamywanie
barier. Każdy kolejny dotyk
będzie przychodził ci łatwiej.
W końcu możesz się nauczyć
biegle posługiwać językiem
dotyku.
Tak samo jest z każdym
innym językiem miłości. Jeśli
nie wychodzi ci dobrze
stosowanie wyrażeń
afirmatywnych, a odkryjesz, że
to właśnie jest język miłości
twojego współmałżonka, tak
jak sugerowałem w tej książce,
możesz spisać listę wyrażeń,
które usłyszysz u innych osób
bądź znajdziesz w
czasopismach czy książkach.
Stań przed lustrem i zacznij
czytać te wyrażenia, do
momentu gdy przestaniesz
odczuwać dyskomfort
wynikacjący z wypowiadania
ich na głos. Następnie wybierz
jedno wyrażenie i zwróć się z
nim do swojego
współmałżonka. Z każdym
kolejnym razem przekazywanie
tych komunikatów będzie dla
ciebie łatwiejsze. Dzięki
takiemu zachowaniu nie tylko
współmałżonek poczuje się
lepiej – twoje samopoczucie
również się poprawi, ponieważ
będziesz wiedzieć, że
efektywnie wyrażasz swoją
miłość.

7. Czy któryś język miłości


częściej spotyka się wśród
kobiet, a inny – wśród
mężczyzn?

Nigdy nie sprawdzałem, czy


zachodzi jakaś korelacja
między płcią a językiem
miłości. Rzeczywiście może się
okazać, że u mężczyzn częściej
językiem miłości są wyrażenia
afirmatywne bądź dotyk, a u
kobiet − dobry czas i
przyjmowanie podarunków.
Nie wiem jednak, czy tak jest w
istocie.
Wolę zakładać, że języki
miłości nie mają związku z
płcią. Wiem, że każdy z nich
może być ojczystym językiem
zarówno mężczyzny, jak i
kobiety. W małżeństwie istotne
jest to, by odkryć ojczysty i
drugi język swojego małżonka
i regularnie się nimi
posługiwać. Wtedy buduje się
zdrowy klimat emocjonalny
sprzyjający rozwojowi
małżeństwa.
Jak odkryłeś pięć języków
miłości?
W niniejszej książce opisuję
kilka moich spotkań z różnymi
parami, które na przestrzeni lat
doprowadziły mnie do
wniosku, że to, dzięki czemu
jedna osoba czuje się kochana,
niekoniecznie zadziała
podobnie na inną osobę. Przez
wiele lat w moim gabinecie
pomagałem różnym parom
odkrywać, czego potrzebują,
by czuć miłość. Wreszcie w ich
odpowiedziach na to pytanie
zacząłem dostrzegać pewien
wzór. Dlatego postanowiłem
przeczytać notatki, które
sporządziłem w ciągu
dwunastu lat prowadzenia
spotkań terapeutycznych, i
zadałem sobie pytanie: „Gdy
ktoś przychodził do mojego
gabinetu i mówił, że nie czuje
się kochany przez swoją żonę
czy męża – czego tak naprawdę
chciał?”. Odpowiedzi ułożyły
się w pięć kategorii, które
później nazwałem pięcioma
językami miłości. Następnie
zacząłem omawiać te języki na
warsztatach i w czasie spotkań
grupowych. Za każdym razem,
gdy przedstawiałem koncepcję
języków miłości, różnym
parom „zapalało się światełko”
i zaczynały sobie zdawać
sprawę, dlaczego między
współmałżonkami dochodzi do
emocjonalnych rozłamów. Gdy
ludzie odkrywali swoje języki
miłości i zaczynali o nich
rozmawiać, radykalnie zmieniał
się emocjonalny klimat w ich
małżeństwie. Dlatego
postanowiłem napisać książkę
prezentującą tę koncepcję.
Chciałem pomóc tysiącom par,
z którymi nie miałbym okazji
spotkać się osobiście. Teraz,
gdy moja książka sprzedała się
w ponad pięciu milionach
egzemplarzy w języku
angielskim i została przełożona
na 38 języków na całym
świecie, moje wysiłki zostały
zwieńczone sukcesem.

9. Czy języki miłości


funkcjonują tak samo w
innych kulturach?

Ponieważ z wykształcenia
jestem antropologiem, również
zadawałem sobie to pytanie,
gdy mój hiszpański wydawca
poprosił mnie o zgodę na
przetłumaczenie i wydanie
książki. Najpierw
powiedziałem: „Nie wiem, czy
sytuacja wygląda tak samo w
kulturze hiszpańskiej, ja
odkryłem istnienie tej reguły w
kulturze anglosaskiej”.
Wydawca odparł: „Czytaliśmy
tę książkę i w kulturze
hiszpańskiej występują takie
same uwarunkowania”.
Ucieszyłem się więc z tego, że
książka zostanie
przetłumaczona i wydana w
języku hiszpańskim. Następnie
pojawiło się wydanie
francuskie, niemieckie,
holenderskie i kolejne. Niemal
w każdym kręgu kulturowym
moje opracowanie stawało się
bestsellerem. To skłania mnie
do wniosku, że pięć
podstawowych sposobów
wyrażania miłości to zasady
uniwersalne.
Jednak w poszczególnych
kulturach w ramach każdego z
języków miłości istnieją różne
dialekty. Na przykład
określony rodzaj dotyku, który
w jednej kulturze jest
dozwolony, w innej będzie
czymś niestosownym. Rodzaje
drobnych przysług, które
funkcjonują w jednym kręgu
kulturowym, mogą być
nieobecne w innym. Kiedy
jednak dokona się adaptacja
kulturowa, koncepcja pięciu
języków miłości będzie miała
znaczący wpływ na małżeństwa
w danej kulturze.

10. Dlaczego twoim zdaniem


Pięć języków miłości
odniosło taki sukces?

Wierzę, że najbardziej
podstawową potrzebą
emocjonalną jest pragnienie
bycia kochanym. Gdy jesteśmy
w związku małżeńskim, osobą,
której miłości pragniemy
najbardziej, jest nasz
współmałżonek. Jeśli czujemy
jego miłość, cały świat wydaje
się pogodny i wspaniały. Jeśli
natomiast czujemy się
odrzuceni i ignorowani, świat
zaczyna się nam jawić w
ciemnych barwach.
Większość par bierze ślub,
jeszcze gdy obie osoby są w
euforycznym stanie
zakochania. Gdy ten stan jakiś
czas po ślubie przemija i
zaczynają się uwidaczniać
różnice między
współmałżonkami, często
dochodzi do konfliktów. Jeśli
nie istnieje pozytywny plan ich
rozwiązania, niejednokrotnie
padają ostre słowa, wywołujące
poczucie krzywdy, zawodu i
złości. Wówczas małżonkowie
nie tylko odczuwają brak
miłości, ale i zaczynają sobą
pogardzać. Gdy małżeństwa
czytają Pięć języków miłości,
odkrywają, dlaczego
romantyczne uczucia z okresu
narzeczeństwa zaczęły się
ulatniać i jak ponownie
rozpalić miłość w ich związku.
Kiedy współmałżonkowie
zaczynają mówić swoimi
ojczystymi językami miłości, są
zaskoczeni tym, jak szybko
wracają pozytywne emocje.
Dzięki napełnionym
zbiornikom na miłość mogą
pracować nad swoimi
konfliktami w sposób znacznie
bardziej twórczy i znajdować
skuteczne rozwiązania.
Odrodzenie miłości buduje
dobry klimat emocjonalny w
małżeństwie, dzięki czemu
partnerzy uczą się
funkcjonować jako zespół –
ośmielając się wzajemnie,
wspierając i pomagając sobie w
dążeniu do wyznaczonych
celów.
Kiedy do tego dochodzi,
współmałżonkowie chcą
opowiedzieć o pięciu językach
miłości wszystkim swoim
znajomym. Od czasu
pierwszego wydania każdego
roku sprzedaje się więcej
egzemplarzy tej książki niż rok
wcześniej. Wierzę, że do
sukcesu Pięciu języków
miłości przyczyniają się te
pary, które przeczytały książkę,
nauczyły się mówić swoimi
ojczystymi językami miłości i
zarekomendowały ją swoim
bliskim.

11. Co zrobić, jeśli mówię


językiem miłości mojego
małżonka, a on nie
reaguje?
„Mój mąż nie chciał przeczytać
tej książki, więc postanowiłam
zacząć posługiwać się jego
językiem miłości i przekonać
się, co się stanie. Nie
wydarzyło się nic. Nawet nie
zauważył, że robię coś inaczej
niż dotychczas. Jak długo mam
mówić jego językiem miłości,
jeśli cały czas z jego strony nie
ma żadnej reakcji?”
Zdaję sobie sprawę, że
może nie napawać
optymizmem wrażenie, iż dużo
inwestujesz w swoje
małżeństwo i nic z tego nie
masz. Istnieją dwa możliwe
wyjaśnienia faktu, że mąż nie
reaguje na twoje próby.
Pierwsze – bardziej
prawdopodobne – jest takie, że
posługujesz się niewłaściwym
językiem miłości. Żony często
zakładają, że ojczystym
językiem miłości ich mężów
jest dotyk. Z tego powodu
zasadniczo zmieniają własne
reakcje na potrzeby seksualne
swoich mężów. Często
zaczynają inicjować zbliżenia.
W ten sposób naprawdę starają
się mówić językiem miłości
swoich mężów. Gdy oni nawet
nie dostrzegają tych wysiłków,
kobiety czują się zniechęcone.
Tymczasem w rzeczywistości
językiem miłości danego męża
mogą być wyrażenia
afirmatywne. Ponieważ żona
nie odczuwa miłości męża,
może zacząć go krytykować.
Jej potępienie jest jak sztylet
wbity w jego serce, więc mąż
oddala się od żony. Jedynym
aspektem małżeństwa, który
sprawia mu przyjemność, jest
seks, ale sama miłość fizyczna
nie wystarczy, by załagodzić
poczucie odrzucenia wywołane
krytycznymi słowami żony.
Mąż cierpi w milczeniu, a żona
jest sfrustrowana tym, że jej
wysiłki mające na celu poprawę
małżeństwa nie przynoszą
rezultatu. Problem nie polega
na jej braku szczerości –
problem polega na tym, że
używa ona złego języka
miłości.
Z drugiej strony,
zakładając, że rzeczywiście
posługujesz się ojczystym
językiem miłości swojego
męża, może istnieć także inna
przyczyna braku jego
pozytywnej reakcji. Jeśli dana
osoba weszła już w inny
związek (natury emocjonalnej
lub seksualnej), może uznać, że
podjęłaś swoje starania zbyt
późno. Może nawet uznać, że
twoje wysiłki są tylko
tymczasowe, nieszczere i że
jedynie próbujesz manipulować
współmałżonkiem, by nie
zerwał związku małżeńskiego.
Nawet jeśli twój mąż nie jest
zaangażowany w inny związek,
a w waszym małżeństwie od
dawna panowała zła atmosfera,
podejmowane przez ciebie
próby mogą zostać uznane za
manipulację.
W takiej sytuacji pojawia
się pokusa, by odpuścić,
przestać używać ojczystego
języka miłości drugiej osoby,
skoro nie przynosi to żadnego
efektu. Najgorsze, co można
zrobić, to ulec tej pokusie. Jeśli
sobie odpuścisz, potwierdzi się
założenie twojego
współmałżonka, że próbujesz
nim manipulować. Najlepsze,
co można zrobić, to wciąż
regularnie mówić tym językiem
miłości, niezależnie od tego,
jak ktoś cię traktuje. Przyjmij
perspektywę sześciu,
dziewięciu lub dwunastu
miesięcy. Twoja postawa
powinna być następująca:
„Niezależnie od jego reakcji,
będę na dłuższą metę kochać
go w jego języku miłości. Jeśli
ode mnie odejdzie, odejdzie od
kogoś, kto kocha go miłością
bezwarunkową”. Takie
założenie pozwoli ci na
zachowanie optymizmu, nawet
jeśli okoliczności będą
zniechęcające. Nie ma nic
większego niż miłość do
współmałżonka, nawet jeśli ten
nie reaguje na ciebie
pozytywnie. Niezależnie od
ostatecznej reakcji twojego
męża, będziesz mieć satysfakcję
z tego, że zrobiłaś wszystko, co
możliwe, by odbudować wasze
małżeństwo. Jeśli mąż
postanowi odwzajemnić twoje
uczucie, sama wykażesz, jaka
jest siła bezwarunkowej
miłości, i zbierzesz plony
odrodzenia się uczucia.

12. Czy miłość może się


odrodzić po zdradzie
małżeńskiej?
Nic tak nie niszczy małżeńskiej
intymności jak seksualna
niewierność. Zbliżenie
seksualne buduje więzi, łączy
dwoje ludzi w najgłębszym
sensie. Dla wszystkich kultur
charakterystyczne są publiczna
ceremonia małżeńska i
prywatne konsumowanie
związku w czasie aktu. Seks ma
być wyjątkowym wyrazem
naszych wzajemnych
zobowiązań na całe życie. Gdy
te zobowiązania zostają
złamane, skutek dla małżeństwa
jest niszczący.
Nie oznacza to jednak, że
małżeństwo bezsprzecznie
czeka rozwód. Jeśli niewierna
strona jest gotowa zerwać swój
pozamałżeński związek i
podjąć się ciężkiej pracy nad
odbudowaniem więzi
małżeńskich, może nastąpić
prawdziwa odnowa. W trakcie
mojej pracy spotkałem wiele
par, które doświadczyły
uzdrowienia po akcie
niewierności któregoś ze
współmałżonków. W takich
wypadkach potrzebne jest nie
tylko zerwanie związku
pozamałżeńskiego, ale też
odkrycie, co doprowadziło do
takiej sytuacji. Sukces jest w
tym wypadku uwarunkowany
dwoma czynnikami. Po
pierwsze, osoba niewierna musi
być gotowa na rewizję swojej
osobowości, przekonań i stylu
życia, które doprowadziły do
romansu. Musi się wykazać
gotowością do zmiany postawy
i wzorców zachowania. Po
drugie, para musi być gotowa,
by szczerze spojrzeć na
dynamikę swojego związku, i
otwarta na usunięcie wzorców
destrukcyjnych oraz zastąpienie
ich pozytywnymi wzorcami
prawości i szczerości. Oba te
warunki zazwyczaj wymagają
pomocy ze strony
profesjonalnego terapeuty.
Badania naukowe
wykazują, że największe szanse
na przetrwanie niewierności
mają takie pary, które
podejmują zarówno terapię
małżeńską, jak i indywidualną.
Zrozumienie pięciu języków
miłości i postanowienie, że
będzie się używać
odpowiednich języków, może
pomóc w budowaniu klimatu
emocjonalnego, w którym
ciężka praca nad poprawą
małżeństwa może zostać
uwieńczona sukcesem.

13. Co zrobić, gdy małżonek


nie chce mówić twoim
językiem miłości, nawet jeśli
go zna?

„Oboje przeczytaliśmy Pięć


języków miłości, zrobiliśmy
test i porozmawialiśmy o
naszych ojczystych językach
miłości. To było dwa miesiące
temu. Żona wie, że moim
językiem miłości są wyrażenia
afirmatywne. Jednak w ciągu
tych dwóch miesięcy nie
usłyszałem jeszcze od niej nic
pozytywnego. Jej język miłości
to drobne przysługi. Ja
zacząłem robić w domu różne
rzeczy, o które mnie prosiła.
Wydaje mi się, że docenia to,
co robię, ale nigdy tego nie
werbalizuje”.
Muszę zacząć od tego, że
nie można zmusić swojego
współmałżonka, by mówił
twoim językiem miłości.
Miłość to kwestia wyboru.
Możemy o nią prosić, ale nie
możemy jej od nikogo żądać.
Pamiętając o tym, chciałbym
zasugerować kilka przyczyn,
dla których twoja żona nie
posługuje się twoim językiem
miłości. Mogła na przykład
dorastać w domu, w którym
sama nie słyszała pochwał. Być
może jej rodzice byli w
stosunku do niej bardzo
krytyczni. Z tego powodu
mogła nie mieć dobrego
wzorca w posługiwaniu się
wyrażeniami afirmatywnymi.
Udzielanie pochwał może być
dla niej czymś trudnym. Nauka
całkowicie obcego języka może
wymagać od niej wysiłku, a od
ciebie cierpliwości.
Inną przyczyną może być
obawa, że jeśli pochwali cię za
kilka zmian, których
dokonałeś, spoczniesz na
laurach i nie dokonasz
zasadniczych zmian, których
oczekuje. Jest to odmiana
poglądu, że jeśli nagradza się
przeciętność, ogranicza się
aspiracje, by być jeszcze
lepszym. To bardzo
rozpowszechniony mit, który
powstrzymuje rodziców przed
chwaleniem dzieci. Jest on też,
oczywiście, nieprawdziwy. Jeśli
ojczystym językiem miłości
danej osoby są wyrażenia
afirmatywne, pochwały dają jej
impuls do dążenia ku dalszym
osiągnięciom.
Sugerowałbym grę w
zbiorniki na miłość, którą
omawiam w tej książce. Ty
pytasz: „Oceń w skali od zera
do dziesięciu, na ile napełniony
jest twój zbiornik na miłość”.
Jeśli usłyszysz „mniej niż 10”,
pytasz: „Co mogę zrobić, by ci
pomóc w napełnieniu go?”.
To, co zasugeruje ci żona,
będziesz robił, jak tylko
potrafisz najlepiej. Jeśli
będziesz tak robił co tydzień
przez cały miesiąc, istnieje duże
prawdopodobieństwo, że po
miesiącu to ona zapyta o stan
twojego zbiornika na miłość.
Wtedy ty możesz zacząć ją o
coś prosić. To dobry sposób,
by nauczyć ją, jak używać
twojego języka miłości.

14. Czy miłość może wrócić,


jeśli nie było jej przez
trzydzieści lat?
„Nie jesteśmy wrogami. Nie
kłócimy się. Po prostu żyjemy
w tym samym domu, jak
współlokatorzy”.
Odpowiem na to pytanie,
przytaczając pewną historię,
która wydarzyła się naprawdę.
W czasie jednego z
prowadzonych przeze mnie
seminariów podeszła do mnie
para. Mąż powiedział:
− Przyszliśmy
podziękować panu za
wniesienie nowego życia w
nasze małżeństwo. Pobraliśmy
się trzydzieści lat temu, ale
ostatnie dwadzieścia lat to okres
zupełnej pustki. Jeśli chce pan
wiedzieć, jak źle było w
naszym związku, powiem
panu, że od dwudziestu lat nie
byliśmy razem na wakacjach.
Po prostu żyjemy w tym
samym domu, staramy się
zachowywać uprzejmie i to
wszystko.
Rok temu opowiedziałem o
tym problemie mojemu
przyjacielowi. On oddalił się w
głąb domu, wrócił do mnie z
pana książką Pięć języków
miłości i powiedział:
„Przeczytaj, to ci pomoże”. Nie
miałem najmniejszej ochoty na
czytanie kolejnej książki, ale to
zrobiłem. Wróciłem do domu i
przeczytałem ją w całości –
skończyłem około trzeciej nad
ranem. Z każdym rozdziałem
coraz bardziej rozjaśniało mi się
w głowie. Zdałem sobie
sprawę, że przez te wszystkie
lata zapomnieliśmy, jak mówić
do siebie przy użyciu naszych
języków miłości. Dałem
książkę mojej żonie,
poprosiłem, aby ją przeczytała i
powiedziała mi, co o niej
myśli. Dwa tygodnie później
powiedziała, że przeczytała
książkę. Zapytałem, co o tym
sądzi. „Chyba byłoby lepiej,
gdybyśmy przeczytali tę
książkę trzydzieści lat temu.
Nasze małżeństwo
wyglądałoby zupełnie inaczej”
– powiedziała. Ja odrzekłem, że
pomyślałem to samo, i
zapytałem, czy cokolwiek się
zmieni, jeśli teraz spróbujemy
coś z tym zrobić. Ona
stwierdziła, że nie mamy nic do
stracenia. Spytałem, czy to
oznacza, że chciałaby podjąć
taką próbę, a ona odparła:
„Pewnie, możemy spróbować”.
Porozmawialiśmy o naszych
ojczystych językach miłości i
uzgodniliśmy, że przynajmniej
raz w tygodniu każde z nas
spróbuje się posługiwać
językiem miłości drugiej
osoby, i zobaczymy, co z tego
wyniknie. Gdyby ktoś
powiedział mi, że po dwóch
miesiącach znów zacznę żywić
do niej miłość, nie
uwierzyłbym. Jednak tak
właśnie się stało.
Jego żona wtrąciła:
− Gdyby ktoś powiedział
mi, że znowu zacznę go
kochać, powiedziałabym, że to
niemożliwe, że za dużo się
wydarzyło. W tym roku po raz
pierwszy od dwudziestu lat
pojechaliśmy razem na wakacje
i bawiłam się doskonale.
Przejechaliśmy ponad 600
kilometrów, by dotrzeć na pana
seminarium, i czuliśmy się
dobrze we własnym
towarzystwie. Szkoda mi tylko,
że tak wiele lat zmarnowaliśmy,
tylko mieszkając ze sobą,
podczas gdy moglibyśmy
pielęgnować naszą miłość.
Dziękuję panu za książkę.
− Dziękuję za waszą
historię – odpowiedziałem. –
Ta opowieść jest bardzo
zachęcająca. Mam nadzieję, że
następne dwadzieścia lat będzie
dla was takie ekscytujące, że
poprzednie dwadzieścia stanie
się tylko bladym
wspomnieniem.
− To właśnie jest naszym
celem – odrzekli oboje.

Czy miłość małżeńska może się


odrodzić po trzydziestu latach?
Tak, może, jeśli każde z was
chce spróbować mówić
ojczystym językiem miłości
drugiej osoby.

15. Jestem osobą samotną. W


jaki sposób koncepcja
języków miłości odnosi się
do mnie?

Na przestrzeni lat wielu


samotnych dorosłych mówiło
mi: „Wiem, że pana książka
dotyczyła małżeństw, ale ją
przeczytałem i bardzo pomogła
mi we wszystkich moich
relacjach z innymi. Dlaczego
nie napisze pan książki o pięciu
językach miłości dla osób
samotnych?”. Tak więc
zrobiłem. Książka nosi tytuł:
The Five Love Languages.
Singles Edition [Pięć języków
miłości − edycja dla osób
samotnych]11. Staram się w niej
pomóc dorosłym osobom
samotnym zastosować
koncepcję języków miłości we
wszystkich ich relacjach z
innymi ludźmi. Zaczynam od
tego, by pomóc im w
zrozumieniu, dlaczego w
dzieciństwie czuli lub nie czuli
się kochani.
Pewien młody człowiek
odbywający karę pozbawienia
wolności powiedział mi kiedyś:
− Dziękuję za podzielenie
się ideą pięciu języków miłości.
Po raz pierwszy w życiu
zrozumiałem, że moja matka
mnie kocha. Zdałem sobie
sprawę, że mój język miłości to
dotyk, tymczasem matka nigdy
mnie nie przytulała. Tak
naprawdę pierwszy uścisk
mojej matki, jaki pamiętam,
miał miejsce tego dnia, gdy
szedłem do więzienia. Zdałem
sobie jednak sprawę, że ona
mówiła do mnie językiem
drobnych przysług. Pracowała
ciężko, by zapewnić nam
jedzenie i ubranie, byśmy mieli
gdzie mieszkać. Teraz wiem, że
mnie kochała. Po prostu nie
posługiwała się moim
językiem. Teraz jednak
rozumiem, że naprawdę mnie
kochała.
Pomagam też osobom,
które nie są w żadnym
związku, w zastosowaniu
koncepcji języków miłości w
ich stosunkach z rodzeństwem,
w relacjach zawodowych, w
czasie randek. Takie osoby
bardzo mnie do tego zachęciły.
Mam nadzieję, że jeśli jesteś
osobą samotną, uda ci się
odkryć to, co odkryli już inni.
Wyrażanie miłości w ojczystym
języku miłości prowadzi do
poprawy relacji z innymi
ludźmi na wszystkich polach.
5 JĘZYKÓW MIŁOŚCI
Profil dla mężów

oże ci się wydawać, że znasz już


M swój ojczysty język miłości.
Możesz jednak też nie mieć na ten temat
żadnego pojęcia. Profilowanie pięciu
języków miłości pomoże ci się
dowiedzieć, który język miłości na pewno
jest twoim językiem – czy są to wyrażenia
afirmatywne, dobry czas, przyjmowanie
podarunków, drobne przysługi czy
dotyk.
Test składa się z 30 par zdań. W
każdej parze należy wybrać tylko jedno
zdanie, które w danym wypadku bardziej
odpowiada twoim rzeczywistym
pragnieniom. Przeczytaj każdą parę zdań,
a następnie w prawej kolumnie zakreśl tę
literę, która odpowiada wybranemu przez
ciebie zdaniu. Czasem wybranie jednego
zdania może być bardzo trudne, ale w
każdej parze należy wybrać tylko jedno,
jeśli wyniki testu mają być dokładne.
Na wypełnienie testu daj sobie 15
−30 minut. Wykonaj go, gdy jesteś
zrelaksowany, staraj się nie śpieszyć. Po
dokonaniu wyboru we wszystkich parach
policz, ile razy zakreśliłeś poszczególne
litery. Możesz wpisać wyniki w
odpowiednie miejsca na końcu testu.
Być może twoja żona nie robi
niektórych rzeczy opisanych w teście –
gdyby jednak je robiła, to którą
możliwość z każdej pary byś wolał?

1. Chciałbym, żeby żona wysyłała


mi pełne uczuć emaile i
smsy. A
Chciałbym, aby żona częściej
się do mnie przytulała. E

2. Chciałbym spędzać z moją


żoną więcej czasu sam na
sam. B
Lubię wykonywać różne prace
domowe razem z moją
żoną. D

3. Cieszą mnie różne prezenty od


mojej żony. C
Jedną z rzeczy, jakie najbardziej
lubię, są wspólne podróże z
moją żoną. B
4. Chciałbym, żeby moja żona
załatwiała sprawunki lub
tankowała paliwo do
samochodu. D
Chciałbym, żeby żona częściej
mnie dotykała. E

5. Chciałbym, aby żona objęła


mnie w obecności innych
osób. E
Od czasu do czasu chciałbym
dostać od żony jakąś
niespodziankę. C

6. Lubię wychodzić z moją żoną


– nawet do sklepu! B
Lubię trzymać moją żonę za
rękę. E

7. Dużą wartość mają dla mnie


prezenty od mojej żony. C
Chciałbym, żeby żona częściej
mówiła mi, że mnie kocha. A

8. Chciałbym, aby moja żona


częściej siedziała blisko
mnie. E
Czuję się kochany, gdy moja
żona mówi mi, że dobrze
wyglądam. A
9. Chciałbym spędzać z żoną
więcej czasu. B
Nawet najdrobniejszy prezent
od mojej żony jest dla mnie
ważny. C

10. Byłoby świetnie usłyszeć od


mojej żony, że jest ze mnie
dumna. A
Czuję się kochany, gdy żona
przygotuje dla mnie jakiś
smaczny posiłek. D

11. Niezależnie od tego, czym się


zajmujemy, uwielbiam robić
różne rzeczy wspólnie z
żoną. B
Chciałbym, aby żona częściej
udzielała mi werbalnego
wsparcia. A

12. Dużo znaczą dla mnie różne


drobne rzeczy, które moja żona
robi dla mnie. D
Powinniśmy się z żoną częściej
przytulać. E

13. Chciałbym częściej słyszeć


pochwały od mojej żony. A
Dużo dla mnie znaczy, gdy
żona daje mi prezenty, które
naprawdę lubię. C

14. Chciałbym spędzać z żoną


więcej czasu. B
Chciałbym, żeby żona częściej
masowała mi plecy. E

15. Chciałbym, aby żona bardziej


się cieszyła z moich
osiągnięć. A
Chciałbym, żeby żona
pomagała mi w pracach
domowych. D
16. Nigdy nie mam dość całusów
od mojej żony. E
Chciałbym, żeby moja żona
bardziej interesowała się tym,
co lubię robić. B

17. Chciałbym, żeby moja żona


pracowała ze mną nad moimi
projektami. D
Chciałbym, żeby moją żonę
bardziej cieszyły prezenty ode
mnie. C

18. Uwielbiam, gdy żona mówi mi


komplementy na temat mojego
wyglądu. A
Chciałbym, żeby moja żona nie
przerywała mi, krytykując moje
pomysły. B

19. Nie mogę się powstrzymać


przed dotykaniem mojej żony,
gdy jest blisko mnie. E
Chciałbym, żeby żona czasem
w czymś mnie wyręczyła. D

20. Chciałbym, aby moja żona


czuła, gdy jestem
przepracowany, i wtedy mi
pomogła. D
Chciałbym, aby moja żona z
większym rozmysłem
wybierała prezenty dla
mnie. C

21. Chciałbym, żeby moja żona w


pełni skupiała się na mnie, gdy
rozmawiamy. B
Sprzątanie domu to bardzo
ważna przysługa. D

22. Wyczekuję prezentu


urodzinowego od żony. C
Wiem, że żona mnie kocha, ale
chciałbym, żeby mówiła mi to
częściej. A

23. Chciałbym, żeby żona z


wyjazdów przywoziła mi
prezenty. C
Chciałbym, żeby żona
pomagała mi przy pracach
domowych, których nie
lubię. D

24. Nie lubię, gdy żona mi


przerywa. B
Nigdy nie nudzą mi się
prezenty od żony. C
25. Chciałbym, żeby żona
pomogła mi, gdy jestem
zmęczony. D
Chciałbym, aby moja żona
lubiła wspólne wyjścia tak
bardzo jak ja. B

26. Uwielbiam seks z moją


żoną. E
Lubię, gdy moja żona przynosi
mi jakieś drobiazgi, wiedząc, że
mi się spodobają. C

27. Chciałbym, żeby żona bardziej


zachęcała mnie do różnych
przedsięwzięć. A
Uwielbiam oglądać filmy
wspólnie z żoną. B

28. Czułbym się dobrze, gdybym


dostał prezent od mojej
żony. C
Nie mogę oderwać rąk od
mojej żony. E

29. Byłoby cudownie, gdyby żona


pomogła mi w tym, co muszę
zrobić. D
Naprawdę chciałbym, żeby
moja żona czasem powiedziała:
„Jesteś dla mnie ważny”. A

30. Lubię obejmować moją żonę


po tym, jak przez jakiś czas nie
jesteśmy razem. E
Chciałbym, aby żona mówiła
mi, że we mnie wierzy. A

A:_______________
B:_______________
C:_______________
D:_______________
E:_______________

A = wyrażenia afirmatywne
B = dobry czas
C = przyjmowanie podarunków
D = drobne przysługi
E = dotyk

Interpretowanie i
korzystanie z twoich
wyników testu
Twoim ojczystym językiem miłości jest
ten, który wybierałeś najczęściej. Jesteś
„dwujęzyczny” i masz dwa ojczyste
języki miłości, gdy dla dwóch języków
uzyskałeś taki sam wynik. Jeśli drugi
wynik w kolejności jest bardzo blisko
wyniku najwyższego, ale nie mają tej
samej wartości, oznacza to, że obydwa te
sposoby wyrażania miłości są dla ciebie
ważne. Najwyższy możliwy do
osiągnięcia wynik dla każdego z języków
to 12.
Mogłeś oceniać niektóre języki
miłości wyżej niż inne, ale nie uznawaj
innych języków za nieważne. Twoja żona
może wyrażać swoją miłość właśnie w
taki sposób i warto, abyś przyswoił sobie
tę informację.
Również twoja żona odniesie korzyść,
jeśli pozna twój język miłości i będzie
wyrażała swoje uczucia w sposób, który
ty rozumiesz jako miłość. Za każdym
razem, gdy któreś z was mówi językiem
miłości tej drugiej osoby, oboje
gromadzicie punkty uczuciowe.
Oczywiście w tej grze nie ma tablicy
wyników. Nagrodą za mówienie
językiem miłości drugiej osoby jest
większe poczucie przywiązania do siebie,
co przekłada się na lepszą komunikację,
zrozumienie, a ostatecznie na przypływ
uczuć.
Jeśli twoja żona jeszcze tego nie
zrobiła, zachęć ją do wykonania testu dla
żon, który zaczyna się na stronie 245.
Porozmawiajcie o waszych językach
miłości i zastosujcie uzyskane informacje
do poprawienia waszego małżeństwa!
Interaktywna wersja tego profilu w
języku angielskim znajduje się na
stronie: www.5lovelanguages.com.
5 JĘZYKÓW MIŁOŚCI
Profil dla żon

Wyrażenia afirmatywne, dobry czas,


przyjmowanie podarunków, drobne
przysługi czy dotyk? Co jest twoim
ojczystym językiem miłości? Poniższy
test pomoże ci się tego dowiedzieć. Po
jego wykonaniu ty i twój mąż możecie
porozmawiać o waszych językach miłości
i wykorzystać tę wiedzę do poprawy
waszego małżeństwa!
Test składa się z 30 par zdań. W
każdej parze należy wybrać tylko jedno
zdanie, które w danym wypadku bardziej
odpowiada twoim rzeczywistym
pragnieniom. Przeczytaj każdą parę zdań,
a następnie w prawej kolumnie zakreśl tę
literę, która odpowiada wybranemu przez
ciebie zdaniu. Czasem wybranie jednego
zdania może być bardzo trudne, ale w
każdej parze należy wybrać tylko jedno,
jeśli wyniki testu mają być dokładne. Po
dokonaniu wyboru we wszystkich parach
policz, ile razy zakreśliłaś poszczególne
litery. Wpisz wyniki w odpowiednie
miejsca na końcu testu. Twój ojczysty
język miłości to ten, który uzyskał
najwięcej punktów.
Być może twój mąż nie robi
niektórych rzeczy opisanych w teście –
gdyby jednak je robił, to którą możliwość
z każdej pary byś wolała?

1. Chciałabym dostawać zabawne


albo romantyczne emaile i
smsy.A
Chciałabym, aby mąż częściej
mnie przytulał.E
2. Lubię być sam na sam z moim
mężem.B
Chciałabym, żeby mój mąż
sam wykonał jakąś pracę
domową.D

3. Chciałabym dostać od mojego


męża prezent zupełnie bez
okazji.C
Uwielbiam długie wycieczki z
moim mężem.B

4. Czułabym się kochana, gdyby


to mąż zajął się praniem.D
Lubię, gdy mąż mnie dotyka.E
5. Chciałabym, żeby mój mąż
czasem mnie objął.E
Chciałabym, aby mąż
przywoził mi prezenty z
wyjazdów.C

6. Chciałabym, żeby mój mąż też


lubił nasze wspólne wyjścia.B
Lubię trzymać męża za rękę.E

7. Czuję się kochana, gdy mąż


daje mi prezenty.C
Wiem, że mąż mnie kocha, ale
chciałabym, żeby mi to
mówił.A

8. Lubię, gdy mój mąż siedzi


blisko mnie.E
Chciałabym, żeby mąż mówił
mi, że dobrze wyglądam.A

9. Uszczęśliwia mnie spędzanie


czasu z moim mężem.B
Chciałabym, żeby mąż dawał
mi drobne, ale przemyślane
prezenty.C

10. Byłoby świetnie usłyszeć od


mojego męża, że jest ze mnie
dumny.A
Chciałabym, żeby mąż
pomagał mi w sprzątaniu bez
pytania.D

11. Niezależnie od tego, czym się


zajmujemy, uwielbiam robić
różne rzeczy wspólnie z
mężem.B
Chciałabym, żeby mąż częściej
udzielał mi werbalnego
wsparcia.A

12. Chciałabym, żeby mąż robił dla


mnie coś miłego.D
Uwielbiam się przytulać do
mojego męża.E

13. Chciałabym częściej słyszeć


pochwały od mojego męża.A
Chciałabym, aby mąż dawał mi
bardziej przemyślane
prezenty.C

14. Wystarczy, że mój mąż jest


blisko, bym czuła się dobrze.B
Chciałabym, żeby mąż zrobił
mi masaż.E

15. Chciałabym, aby mąż bardziej


chwalił mnie za moje
osiągnięcia.A
Chciałabym, aby mąż pomagał
mi w tym, czego nie lubię
robić.D

16. Nigdy nie mam dość całusów


od mojego męża.E
Chciałabym, żeby mąż bardziej
interesował się tym, co jest dla
mnie ważne.B

17. Czuję się kochana, gdy mąż


pomaga mi w realizacji moich
projektów.D
Ciągle cieszy mnie otwieranie
prezentów od mojego męża.C

18. Chciałabym częściej słyszeć


komplementy od męża.A
Chciałabym, żeby mąż częściej
mnie słuchał i szanował moje
pomysły.B

19. Nie mogę się powstrzymać


przed dotykaniem mojego
męża, gdy jest blisko mnie.E
Chciałabym, żeby mąż
zaoferował mi swoją pomoc w
załatwianiu sprawunków.D
20. Chciałabym, żeby mąż
pomagał mi w obowiązkach
domowych.D
Czułabym się kochana, gdyby
prezenty od męża były bardziej
przemyślane.C

21. Chciałabym, aby mój mąż w


pełni skupiał się na mnie, gdy
rozmawiamy.B
Byłoby wspaniale, gdyby mój
mąż pomógł mi w domowych
porządkach.D
22. Nie mogę się doczekać tego, co
mąż da mi na urodziny.C
Chciałabym usłyszeć od męża,
jak wiele dla niego znaczę.A

23. Chciałabym, żeby mąż częściej


dawał mi prezenty.C
Chciałabym, aby mąż pomagał
mi z własnej inicjatywy.D

24. Nie lubię, gdy mąż mi


przerywa.B
Nigdy nie nudzą mi się
prezenty od męża.C
25. Chciałabym, żeby mąż pomógł
mi, gdy jestem zmęczona.D
Lubię wychodzić z moim
mężem – niezależnie od tego,
gdzie idziemy.B

26. Chciałabym, żebyśmy z mężem


częściej się przytulali.E
Chciałabym, aby mąż częściej
zaskakiwał mnie różnymi
prezentami.C

27. Pozytywne słowa z ust męża


dodają mi pewności siebie.A
Uwielbiam oglądać filmy
wspólnie z moim mężem.B

28. Chciałabym, żeby mąż dawał


mi prezenty bez okazji.C
Chciałabym, aby mąż częściej
mnie dotykał.E

29. Pomoc mojego męża wiele dla


mnie znaczy.D
Chciałabym, żeby mąż czasem
powiedział: „Jesteś dla mnie
ważna”.A

30. Lubię obejmować męża, gdy


wraca do domu.E
Chciałabym usłyszeć od męża,
że tęskni za mną, gdy mnie nie
ma.A

A:_______________
B:_______________
C:_______________
D:_______________
E:_______________

A = wyrażenia afirmatywne
B = dobry czas
C = przyjmowanie podarunków
D = drobne przysługi
E = dotyk

Interpretowanie i
korzystanie z twoich
wyników testu
Twoim ojczystym językiem miłości jest
ten, który wybierałaś najczęściej. Jesteś
„dwujęzyczna” i masz dwa ojczyste języki
miłości, gdy dla dwóch języków
uzyskałaś taki sam wynik. Jeśli drugi
wynik w kolejności jest bardzo blisko
wyniku najwyższego, ale nie mają tej
samej wartości, oznacza to, że obydwa
sposoby wyrażania miłości są dla ciebie
ważne. Najwyższy możliwy do
osiągnięcia wynik dla każdego z języków
to 12.
Mogłaś oceniać niektóre języki
miłości wyżej niż inne, ale nie uznawaj
tych innych języków za nieważne. Twój
mąż może wyrażać swoją miłość właśnie
w taki sposób i warto, abyś przyswoiła
sobie tę informację.
Również twój mąż odniesie korzyść,
jeśli pozna twój język miłości i będzie
wyrażał swoje uczucia do ciebie w
sposób, który ty rozumiesz jako miłość.
Za każdym razem, gdy któreś z was mówi
językiem miłości tej drugiej osoby, oboje
gromadzicie punkty uczuciowe.
Oczywiście w tej grze nie ma tablicy
wyników. Nagrodą za mówienie
językiem miłości drugiej osoby jest
większe poczucie przywiązania do siebie,
co przekłada się na lepszą komunikację,
zrozumienie, a ostatecznie na przypływ
uczuć.
Jeśli twój mąż jeszcze tego nie zrobił,
zachęć go do wykonania testu dla mężów,
który zaczyna się na stronie 237.
Porozmawiajcie o waszych językach
miłości i zastosujcie uzyskane informacje
do poprawienia waszego małżeństwa!
Interaktywna wersja tego profilu w
języku angielskim znajduje się na
stronie: www.5lovelanguages.com.
Przypisy

1. Bardzo popularny w Stanach


Zjednoczonych talk show [przyp. tłum.].
2. Autor wymienia grupy językowe,
jednak nie do końca precyzyjnie, ponieważ
języki angielski i niemiecki należą do grupy
języków germańskich, francuski, hiszpański
i portugalski – romańskich, chiński zalicza
się do rodziny chińsko-tybetańskiej, grecki
jest „innym” językiem indoeuropejskim;
tylko język japoński to odrębna grupa
językowa [przyp. red.].
3. Ron L. Deal, The Stepcouple Divorce
Rate May Be Higher Than We Thought,
www.successfulstepfamilies.com/view/176.
4. Prz 18, 21. Wszystkie cytaty biblijne
pochodzą z Biblii Tysiąclecia.
5. Prz 12, 25.
6. Amerykański serial familijno-
komediowy, emitowany w latach 60.
ubiegłego wieku [przyp. red.].
7. Łk 6, 27−28, 31−32.
8. Łk 6, 38.
9. G. Chapman, R. Campbell, The Five
Love Languages of Children, Northfield
Publishing, Chicago 1997, 2005.
10. G. Chapman, The 5 Love Languages of
Teenagers, Northfield Publishing, Chicago
2000, 2005.
11. G. Chapman, The Five Love
Languages: Singles Edition, Northfield
Publishing, Chicago 2004, 2009.
Spis treści
Karta tytułowa
Podziękowania
1. Co się dzieje z miłością po ślubie?
2. Wypełnić zbiornik na miłość
3. Zakochanie
4. Wyrażenia afirmatywne
5. Dobry czas
6. Przyjmowanie podarunków
7. Drobne przysługi
8. Dotyk
9. Odkryj twój ojczysty język miłości
10. Miłość to kwestia wyboru
11. Miłość ma znaczenie
12. Kochać, gdy nie da się kochać
13. Słowo od autora
Często zadawane pytania (FAQ)
Profil dla mężów
Profil dla żon
Przypisy
Karta redakcyjna
This book was first published in the
United States by Northfield Publishers,
820 N. LaSalle Blvd., Chicago, IL 60610
with the title The Five Love
Languages, copyright © 1992, 1995,
2004, 2010 by Gary D. Chapman.
Translated by permission.

Copyright © for the Polish translation by


Wydawnictwo Esprit 2014
All rights reserved

PROJEKT OKŁADKI
Anna Damasiewicz
REDAKCJA
Agnieszka Frankiewicz,
Justyna Rygiel,
Monika Nowecka

ISBN 978-83-64647-08-6

Wydanie I, Kraków 2014

Wydawnictwo Esprit SC
ul. św. Kingi 4, 30-528 Kraków
tel. / fax 12 267 05 69, 12 264 37 09,
12 264 37 19, 12 262 35 51
e-mail: sprzedaz@esprit.com.pl
ksiegarnia@esprit.com.pl
Księgarnia internetowa:
www.esprit.com.pl

Plik opracował i przygotował Woblink

woblink.com

Vous aimerez peut-être aussi