Vous êtes sur la page 1sur 5

Łukasz Tokarczyk

Kulturoznawstwo

Uniwersytet Łódzki

Odnajdywanie tożsamości w katalogach biur podróży, czyli jak narracja w


„Jedz, módl się, kochaj” oraz wspomagające ją środki filmowe przyczyniają
się do wizualizacji i kreacji wyobrażeń dotyczących poszukiwania
tożsamości w podróży.

„Polska strefa” w Kokkino Nero, by móc w słonecznej Grecji rywalizować z rodakami


w Familiadzie1; zwiedzanie Kibery, największej dzielnicy biedy w Afryce Wschodniej z
przewodnikiem za 20 dolarów2; Radżastan maharadżów, w którym „materializują się
marzenia wszystkich podróżników o egzotycznych Indiach” za pomocą biura podróży można
zwiększyć wrażenie autentyczności i dokupić przejażdżkę na wielbłądzie albo chociaż
jeepem3.

Rynek nie znosi próżni, szczególnie w kapitalistycznych społeczeństwach, więc kiedy


podróże stają się towarem, nie może go zabraknąć na półkach, a każdy musi znaleźć coś pod
swoje wymagania. „Na półkach” go nie brakuje, czego świadkiem są krzykliwe reklamy biur
podróży na billboardach, reklamy w telewizji, a nawet swego rodzaju reklamą (a może nawet
już sportem) są publikowane zdjęcia znajomych z podróży na portalach społecznościowych.
Biorąc pod uwagę powyższe oferty, nawet najwięksi malkontenci nie powinni mieć
problemów z dobraniem odpowiedniej dla swoich potrzeb. Hollywood również nie
pozostawia luki w „podróżniczym sklepie” czego dowodem jest ekranizacja bestsellerowej
książki Elizabeth Gilbert „Jedz, módl się, kochaj”.

1
https://r.pl/polska-strefa (dostęp: 25.09.2017).
2
http://wyborcza.pl/magazyn/1,124059,18553632,slumsowa-turystyka-klasa-srednia-zwiedza-dzielnice-
biedy.html (dostęp: 25.09.2017), oraz https://kiberaslumtours.wordpress.com/ (dostęp 25.09.2017).
3
https://www.itaka.pl/wycieczki/indie/radzastan-maharadzow,DELRADR.html (dostęp 25.09.2017).
Film wpisuje się w typowe dla Hollywoodzkiego stylu zerowego schematy narracyjne,
ale zaskakuje inną jakością (nie w sensie wartościującym) „pocztówkowej” wizualności. Na
poziomie sjużetu mamy w gruncie rzeczy do czynienia z kompozycją epizodyczną, której
momenty kulminacyjne wyznaczają zaczerpnięte niemal bezkrytycznie z kina nowej
przygody jednostki fabularne4. Paradoksalnie więc to narracja podporządkowuje sobie
podróż. Posiłkując się rozróżnieniem Josepha Campbella5 mamy do czynienia z tzw.
wyruszeniem, rozdzieleniem6 (kryzys małżeński, oraz „przekroczenie pierwszego progu”
jakim jest podjęcie decyzji o zmianie swojego dotychczasowego życia), zejście, inicjacja,
zagłębienie (spotkanie i rozstanie się z kochankiem, wyruszenie w podróż, spotykanie
kolejnych mentorów), Powrót (wydarzenie stanowiące kolejny paradoks7).

Epizodyczny charakter filmu jest nieunikniony ze względu na mnogość lokacji, w


których rozgrywa się akcja. Natomiast linearna, nie rozbita na równoległe wątki
przyczynowo-skutkowa narracja, wspomagana dodatkowo głosem narratora z offu prowadzi
fabułę w sposób klarowny i wpisuje się nurt filmów stylu zerowego oraz w wymagania
masowego odbiorcy. Film nie zwraca więc uwagi na swoją strukturę czyniąc ją właściwie
przezroczystą. Ważny jest natomiast efekt jaki osiąga w połączeniu z postacią Liz Gilbert
graną przez Julię Roberts.

Sam wybór aktorki jest dość znaczący. Julia Roberts uchodzi za gwiazdę, albo chociaż
celebrytkę współczesnego kina rozrywkowego, a w duecie z Javierem Bardemem tworzą
parę, z którą już na wstępie rzesza widzów chciałaby się utożsamiać.

Żeby podtrzymać tę szansę, filmowa Liz Gilbert zostaje portretowana nie jako
dziennikarka (niektórym ten zawód nie kojarzy się pozytywnie), lecz raczej jako żona, dobra
przyjaciółka oraz, przede wszystkim, jako przedstawicielka (upper) middle class. W
momencie kryzysu widzowi nie pozostawia się wiele do wyboru poza życzeniem bohaterce
jak najlepiej i otwarcia się na współczucie.

Film nie może więc drażnić, a wzruszać powinno tam gdzie wymaga tego
odpowiednio wyreżyserowany moment. Tak więc chociaż w filmie padają kwestie traktujące
o sytuacji w obozach dla uchodźców, to bagatelizuje tym samym problem sprowadzając np.
4
Maciej Kapiński, Niedoskonałe odbicie. Warsztat scenarzysty filmowego., Warszawa 2006, s. 176.
5
Joseph Campbell, Bohater io tysiącu twarzy, Kraków 2013.
6
M. Kapiński, dz. cyt. , s. 177-178.
7
W gruncie rzeczy główna bohaterka wraca do punktu wyjścia. Wymowa ostatnich scen jest zgoła
konserwatywna -odnaleźć się znaczy założyć heteroseksualną rodzinę. Zmienia się właściwie sceneria – z
Nowego Jorku na indonezyjską wyspę.
rozdzielenie rodziny do miłosnych waśni i trywialnych rozterek, a sama Liz beztrosko
wzrusza ramionami i komentuje to słowami „…cóż… tacy już jesteśmy.”8.

Wizualnie film pełni też rolę swego rodzaju pocztówki z wakacji, zbioru zdjęć z
katalogu biura podróży. Wraz z wykorzystaniem fali popularności tzw. „food porn”9 pobudza
wyobraźnię i jawi nam podróż bohaterki jako atrakcyjne przeżycie i doświadczenie.
Pieczołowicie sfotografowane włoskie przysmaki, oraz miasto ujęte w obiektywie tak, by
podkreślić jego egzotyczny, a zarazem swojski (czyt. bezpieczny, okiełznany) i najbardziej
urokliwy charakter.

Choć Liza Gilbert jakoby „zatraca się” w podróży, stylizuje się na włóczęgę czy
współczesnego flâneur’a, to nie mamy jednak wątpliwości, że oszukuje nas i mami tak, jak
robią to pocztówkowe, wystylizowane zdjęcia. Liz jest po prostu turystką traktującą podróż w
taki sam sposób, w jaki traktuje innych napotkanych ludzi czy mentorów, czyli
instrumentalnie. Bali, Włochy, Indie są tylko przystankiem na drodze, pretekstem do podróży.
A rzekoma zmiana dotychczasowego życia jest tak naprawdę fałszem, gdyż finalnym celem
okazuje się odnajdywanie wrażeń, wyszukiwanie doznań kulinarnych czy erotycznych.

Narracja dodatkowo wzmaga to uczucie. W klasycznej, czyli takiej jak w tym


przypadku, narracji kina hollywoodzkiego akcja jest konsekwencją podjętych przez postaci
działań. Chęć osiągnięcia założonego celu – odszukanie swojej tożsamości, zmiana
dotychczasowego trybu życia prowadzi do gromadzenia i traktowania kolejnych doświadczeń
w przedmiotowy sposób. Tak jak turysta karmi się doznaniami, a wrażenia stanowią „jedyny
łup, z jakim wraca, i jedyny, na jakim mu zależy”10, tak też postrzega „egzotyczny świat” Liz
Gillbert. Świat w jakim „błądzi” jawi się jej takim jakim ona sama sobie wyobraża i jest
posłuszny wobec jej wymagań. Nie ma w takim świecie miejsca na krzywdę, ból czy
cierpienie. Są tylko mentorzy, pyszne jedzenie i egzotyczna miłość.

W takim kontekście zdjęcia filmowe kojarzą się już nie tylko z pocztówkami, ale z
fotografiami, które przywozimy do domów z wakacji, by później pochwalić się nimi przed
znajomymi. Wrażenie bliźniaczego podobieństwa filmu do albumu fotograficznego wydaje
się być w pełni uzasadnione, gdy krajobrazy Indii, Bali czy Włoch jawią się nam jako

8
Tłumaczenie własne.
9
Kalina Mróz, Rozkosz jedzenia, czyli food porn na ekranie, http://wyborcza.pl/1,75410,18327847,rozkosz-
jedzenia-czyli-food-porn-na-ekranie.html (dostęp: 25.09.2017).
10
Zygmunt Bauman, Ponowoczesne wzory osobowe, [w:] Dwa szkice o moralności ponowoczesnej, Warszawa
1994, s.452
sfotografowane z uprzednio wyznaczonych na turystycznych szlakach miejsc widokowych.
Prezentujące najbardziej atrakcyjnie turystycznie miejsca wraz z „gęsto ustawionymi,
wytresowanymi tubylcami”11 zawsze sfotografowane w pięknym słońcu pełnią funkcję tła dla
poczynań atrakcyjnych bohaterów.

Powyższe skojarzenie przywołało mi z pamięci eseje Susan Sontag, która pisała, że


„fotografia - to zarówno „pseudoobecność”, jak i atrakcyjnych „nieobecności”. Niczym ogień
z bierwion we współczesnym mieszkaniu, zdjęcia (zwłaszcza ludzi, egzotycznych
krajobrazów i miast, odległej przestrzeni) zachęcają do snucia marzeń.”12 Film Murphy’ego
jest kompletnym świadectwem „pseudo- i nieobecności”, w którym nie ma rozróżnienia na
życie prawdziwe, a jedynie na jego iluzję. Tak jak biura podróży oferują „autentyczne
doznania i poznanie innej kultury”, tak samo „autentyczna” jest podróż szlakami
turystycznymi, którymi porusza się Liz. „Jedz, módl się, kochaj” jest więc rozłożoną na
dwugodzinny seans chwilą - aktu uwiecznienia fotografii. Jest to chwila, w której
rezygnujemy z przeżyć na rzecz poszukiwania najbardziej atrakcyjnych kompozycji i
zaspokajania naszych estetycznych potrzeb13. Nieobecność jest więc konsekwencją rezygnacji
z przeżyć. Film w dość przebiegły sposób wykorzystuje ten fakt - gdy w widzu budzi się
uczucie „pseudoobecności” w świecie przedstawionym (na zasadzie – „dlaczego ja nie
powinienem też pójść za radą Liz i rzucić to wszystko?”) oferuje mu przestrzeń do „snucia
marzeń”.

Zdajemy sobie sprawę z tego, że prawdziwa Liz Gilbert mogła pozwolić sobie na
podróże po świecie dlatego, że jeździła za fundusze przyszłego wydawcy książki. Producenci
filmu także mają świadomość tego, że przeciętny odbiorca filmu nie będzie miał możliwości
podjęcia takiej „wycieczki”. Natomiast jak już wspomniałem, tego rodzaju kino nie może
drażnić, więc nie może widz pozbawiony drogowskazu i pozostać bezradny w podjęciu
decyzji.

W dobie natrętnej, acz rosnącej popularności sztuki rozwoju osobistego tzw.


coachingu14 oraz wszelkiego rodzaju „życiowej” literatury-poradników15 powodzenie mają

11
Tamże, s. 453.
12
Susan Sontag, O Fotografii, Kraków 2014, s. 17.
13
W punkt komentuje to zjawisko Sontag: „Fotografowanie jest nie tylko rodzajem zaświadczania o przeżyciu
czegoś, jest także środkiem rezygnacji z przeżyć, ponieważ człowiek ogranicza je wyłącznie do poszukiwania
ładnych widoków, a przeżycia przekształca w obrazy i pamiątki.”, S. Sontag, dz. cyt. , s. 11.
14
Można odwołać się do definicji z wikipedii (https://pl.wikipedia.org/wiki/Coaching [dostęp: 25.09.2017]),
natomiast sugeruję samemu poczytać czym jest to zjawisko. Nie jest mi znana żadna pozycja, która opisuje to
zjawisko.
wszelkie techniki wizualizacji swoich marzeń i celów. Działa to mocno naiwnych
fundamentach na zasadzie twierdzenia: „Wystarczy tylko chcieć.” Dla wielu w zasadzie
więcej nie potrzeba. Samo wyobrażenie sobie o tym np. na co wydamy miliony wygrane w
totolotku jest wystarczające. Mise-en-scene „Jedz, módl się, kochaj” stanowi doskonałą
matrycę do snucia takich wyobrażeń. Nie potrzebujemy zmieniać naszego życia wyjeżdżając
do Indii, musimy tylko towarzyszyć Liz w jej podróży, która z uśmiechem Julii Roberts
pozuje do naszych pragnień i marzeń. I to powinno nam wystarczyć, przecież Hollywood to w
końcu fabryka marzeń, nikt nie powiedział, że są to marzenia zrealizowane.

15
Literatura pokroju Życie ma sens Alejandro Bullon’a, Jesteś cudem Reginy Brett.

Vous aimerez peut-être aussi