Vous êtes sur la page 1sur 2

„Annia, nie Anna” – „Anne with an E” recenzja 3.

sezonu

„Ania z Zielonego Wzgórza” doczekała się wielu adaptacji zarówno filmowych,


jak i tych serialowych. Dotychczas najpopularniejszą ekranizacją prozy
kanadyjskiej autorki Lucy Maud Montgomery był film Kevina Sullivana z 1985
roku, który doczekał się dwóch, równie dobrych kontynuacji. W 2017 roku
Netflix wraz z kanadyjską telewizją CBC postanowili raz jeszcze przedstawić
perypetie mieszkańców Zielonego Wzgórza. Decyzja ta wywołała wiele
mieszanych opinii, które wraz z premierą pierwszego sezonu znikły. Czy trzeci
sezon trzyma poziom dwóch poprzednich? Przekonajcie się sami!
Witajcie na Zielonym Wzgórzu!
Pierwszy odcinek finałowej serii „Anne with an E” rozpoczyna się w wyjątkowy
dzień, a mianowicie w szesnaste urodziny naszej głównej bohaterki. Mateusz i Maryla
dwoją się i troją, aby zaskoczyć naszą rudowłosą solenizantkę. Tymczasem Mary i
Sebastian zajmują się swoją pierworodną Delphine, która należycie jest ich oczkiem w
głowie. Ponadto Gilbert pobiera nauki w Charlottetown, aby zaspokoić głód wiedzy.
Wiosna na Zielonym Wzgórzu zaczyna się niczym z bajki.
Jednakże Ania pod wpływem zadania domowego dotyczącego jej rodziny postanawia
ruszyć w podróż swojego życia i odkryć prawdę o swoich rodzicach. Rudowłosa
bohaterka za wszelką cenę chce się dowiedzieć, czy ich miłość była prawdziwa i czy
mama lub ojciec mieli rude włosy. Jest to jedna z głównych motywacji Ani w tym
sezonie. Dodatkowo tym razem pannie Shirley-Cuthbert przyjdzie zmierzyć się także z
uczuciem, którego już dłużej nie może ukrywać.
Stara opowieść opowiedziana na nowo
Oglądaliście pierwszy sezon „Anne with en E” i czytaliście książkę? Jeśli tak, to
zdajecie sobie sprawę, jak Moira Walley-Beckett podchodzi do adaptowanej historii.
Osobiście uważam, że właśnie jej nowatorskie podejście względem pierwowzoru
sprawia, że serial ogląda się z wielką ciekawością. Jednakowoż zdaję sobie sprawę, że
znajdują się konserwatywne jednostki, które uważają wprowadzone zmiany w fabule
za niepotrzebne. Cóż, jeśli jesteś taką osobą, to naprawdę mi przykro, ale w trzecim
sezonie Ani nie znajdziesz tego, czego szukasz. Polecam ci wrócić do oglądania filmu
z 1985 roku lub ponownego sięgnięcia po lekturę.
Na szczęście należę do tego grona, które zdaje sobie sprawę, że oryginał powstał w
1908 roku i również szokował pewnymi elementami fabuły. Ekranizacja dokonana
przez Walley-Backett nie zabija ducha powieści, a nawet zaryzykowałbym
stwierdzeniem, że w pełni wykorzystuje potencjał, który od zawsze drzemał w historii
Ani Shriley. Najnowsza odsłona porusza ważne tematy społeczne, jak chociażby
przedmiotowe traktowanie kobiet czy ksenofobie występującą na Wyspach Księcia
Edwarda. Swój duży wątek dostają także Indianie, aczkolwiek nie chciałbym wam za
dużo zdradzić, więc tylko powiem, że to jeden z moich ulubionych wątków zaraz po
pierwszej burzliwej miłości Ani. Ogólnie jeśli mowa o wątkach pojawiających się na
„Annia, nie Anna” – „Anne with an E” recenzja 3. sezonu

drugim planie, to naprawdę wszystkie są skonstruowane lepiej niż niejeden


wysokobudżetowy serial Netflixa.
Wzruszający, zabawny, skłaniający do refleksji i malowniczy
Właśnie tymi słowami opisałbym „Anne with en E”. Nie było epizodu, który by mnie
nie wzruszył lub nie rozśmieszył. Scenariusz jest rewelacyjny i spełnia swoje zadanie
w stu procentach. Wywołuje prawdziwe emocje i oddziałuje na widza. Czego można
chcieć więcej względem dobrej historii? Scenarzyści naprawdę się postarali. W zamian
dostaliśmy świetnie przedstawioną opowieść, znakomitych, pełnokrwistych bohaterów
pierwszoplanowych i drugoplanowych oraz dialogi, które zapadną na długo w pamięci
nie jednego serialomaniaka.
Aktorzy, którzy swą grą uwiedli nas w pierwszych dwóch sezonach, robią to
ponownie. R.H Thomson (Mateusz) i Geraldine James (Maryla) jako rodzeństwo
Cuthbert spisują się znakomicie. Ich duet jest dynamiczny i stanowi jeden z
najmocniejszych filarów produkcji. Na drugim planie mamie wiele barwnych postaci,
ale najbardziej w pamięć zapadał mi Sebastian, w którego brawurowo wciela się
Dalmar Abuzeid. Ponadto Amybeth McNulty (Ania) i Lucas Jade Zumann ponownie
są najjaśniejszym punktem serialu, ale o tym najprawdopodobniej nie muszę nawet
mówić. Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają.
Wspomniałem już o wykorzystanych plusach adaptacji, brawurowym scenariuszu i
fenomenalnej obsadzie aktorskiej. Grzechem byłoby nie napomknąć o cudownych
ujęciach, które pojawiły się w serialu. Operator zdjęć wykorzystał zmieniające się w
produkcji pory roku, dlatego też otrzymaliśmy w zamian wiele naturalistycznych i
jednakowo jaskrawych ujęć, które z chęcią mogłyby zdobić tapetę mojego laptopa.
Oczywiście nierzadko niemalże poetyckim scenom towarzyszyła równie
wysmakowana muzyka, ale to też żadna nowość.
Czy to naprawdę koniec?
Nie będę ukrywał. Osobiście jestem oczarowany i nie chodzi mi tylko i wyłącznie o
trzeci sezon przygód Ani. Jestem naprawdę miło zaskoczony, że w czasach
ilościowego produkowania seriali Netflix i CBC stworzyli serial, który od początku do
końca trzymał wysoki poziom. Najnowszy sezon oceniam na 9,5, ale całościowo
produkcja to dla mnie 10 z wielkim serduszkiem. Mam nadzieję, że w dobie
serialowego przepychu ludziom uda się zauważyć tytuł pokroju „Anne with en E”.
Tym bardziej boli mnie fakt, że „Ania, nie Anna” nie dostanie kolejnego sezonu.
Wynika to z dotychczasowej burzliwej współpracy pomiędzy Netflixem a CBC.
Pozostało nam mieć nadzieję, że faktycznie przyszedł czas skończyć pewien rozdział
w życiu Ani, a my za jakiś czas zostaniemy poinformowani o nowym serialu z tą samą
obsadą, ale pod innym tytułem, chociażby „Ania na uniwersytecie”. Jeśli taka sytuacja
nie będzie miała miejsca, to nawet nie wiecie, jak będzie mi przykro.
Serial można obejrzeć na platformie Netflix!

Vous aimerez peut-être aussi