Vous êtes sur la page 1sur 35

Karmapa w Düsseldorfie

KERSTIN SEIFERT
_________

Pierwsze publiczne wystąpienie XVII Karmapy w Europie

Nagle czas stanął w miejscu. 6000 ludzi wstrzymało oddech, aby po chwili poderwać się z krzeseł i
powitać burzą oklasków, gwizdów i powitalnych okrzyków XVII Gyalwa Karmapę Taje Dordże w Europie.
Trwające kilka minut owacje na stojąco były naprawdę magicznym momentem.
Karmapa był wyraźnie poruszony i zaskoczony tak spontanicznym powitaniem.
Lama Ole promieniował radością. Oto mógł przedstawić Karmapie rezultat swojej trzydziestoletniej,
nieprzerwanej pracy...
W tej samej chwili spadł mi kamień z serca i ogarnęła mnie prawdziwa wdzięczność. Udało nam się!
Dwustuosobowy zespół przyjaciół, organizując i improwizując, dokonał prawie niemożliwego. Jeszcze
kilka godzin wcześniej Gabi Volenko udzielała nam przez telefon komórkowy ostatnich wskazówek z
lotniska we Frankfurcie.
Dopiero w niedzielny poranek skończyliśmy malować ściany ośrodka w Wupertalu, gdzie miał zamieszkać
Karmapa, położyliśmy ostatnie płyty chodnikowe w ogródku, ugotowaliśmy tradycyjny tybetański ryż z
rodzynkami i upchnęliśmy nie zameldowanych gości w przepełnionym ośrodku.
Hartmut, pełniący rolę kierowcy Lamy Ole zadbał o to, aby w czasie oficjalnego, tradycyjnego powitania
pojawiły się wszystkie pomyślne znaki - w rekordowym tempie dostarczył z Kolonii brakujący posążek,
kiedy Karmapa, Rinpocze i Lama Ole wyruszyli już z Wupertalu w drogę do hali, w której miało się odbyć
spotkanie. Hartmut jechał ponad 200 km/h, za co koło Flensburga zebrał kilka punktów karnych. Udało
mu się telefonicznie skontaktować z karawaną VIP-ów i przekonać kierowców, by jechali wolniej. Na
ostatnim zjeździe z autostrady tuż przed halą Philipsa wyprzedził mercedesa Karmapy - dzięki temu kilka
minut później Lama Ole mógł przekazać Karmapie posążek Buddy, tekst i stupę, jako tradycyjne znaki
szczęścia i powodzenia, a także symbole ofiarowania ciała, mowy i umysłu.
Na początku spotkania Gyalwa Karmapa podziękował Tseczu Rinpocze, Lamie Ole i wszystkim, którzy
przyjechali z tak wielu dalekich krajów, a także tym, którzy to ważne wydarzenie umożliwili.
Podkreślił wyjątkowość chwili, w której może się spotkać po raz pierwszy ze swoimi zachodnimi uczniami
w Europie. Stwierdził że fakt, iż mogliśmy się spotkać, jest wynikiem wspólnych silnych życzeń z
poprzednich żywotów i wskazuje na to, że mamy z nim bardzo dobry związek - związek pomiędzy
nauczycielem, a uczniem. Ujmujący urok Taje Dordże, a także jego poczucie humoru i bezpośredniość,
sprawiły, że zawładnął sercami wszystkich obecnych na sali. Mnie samą najbardziej poruszyła staranność,
z jaką udzielał szczegółowych wyjaśnień na temat schronienia, ślubowania bodhisattwy i inicjacji, a także
rzeczywiste zainteresowanie każdym z osobna - to, że pobłogosławił indywidualnie 6000 osób zarówno
pierwszego dnia w czasie przekazu mocy Buddy Długiego Życia, jak też drugiego dnia, podczas inicjacji II
Karmapy.
We wtorek rano Karmapa został oficjalnie przyjęty na ratuszu jako honorowy gość miasta Wupertal.
Przewodniczący frakcji SPD podarował Taje Dordże książkę o historii miasta, Karmapa natomiast
ofiarował mu posążek Buddy Długiego Życia, który znalazł swoje miejsce w ratuszu.
Caty zaplanowała na ten wieczór pożegnalną niespodziankę - zespół organizatorów został zaproszony na
wspólny posiłek z Karmapą do Bonn. Sybille i Stefan z ośrodka w Kolonii przygotowali program muzyczny,
przez okna widać było światła miasta... Dla mnie był to dzień silnych kontrastów. Jeszcze tego samego
wieczoru spaliśmy z Reinhardem, moim mężem, na podłodze pod biurkiem - nasz pokój zostawiliśmy do
dyspozycji jednemu z francuskich mnichów.
Krótkie przemówienie, które Taje Dordże wygłosił przy stole, wywarło na wielu z nas bardzo silne
wrażenie. Karmapa podziękował wszystkim za ich wysiłek i podkreślił, jak ważne jest jego spotkanie z
zachodnimi uczniami dla przyszłości i jak wiele istot odniesie z jego powodu korzyść. Najbardziej
poruszyło mnie jednak ostatnie zdanie: "It is just the beginning". Po posiłku Rinpocze, Hannah i Caty
opuścili pospiesznie restaurację i wyruszyli w drogę powrotną do Wupertalu. Nikt nie pomyślał o tym, że
limuzyna Karmapy jest na dłuższych odcinkach szybsza od naszych używanych samochodów. Tak więc
szanowni goście musieli przez jakiś czas stać w odświeżającym chłodzie zimowej nocy czekając na
"tubylców".
Dlatego na pożegnanie ofiarowaliśmy Karmapie nie tylko nasze oddanie i aktywność, ale również klucz do
ośrodka.
Kiedy opuszczał Wupertal 5 stycznia i gdy staliśmy wszyscy o wiele za lekko ubrani na ulicy i całkowicie
wyczerpani machaliśmy mu na pożegnanie, Karmapa opuścił szybę w swoim samochodzie i zawołał:
"I'll come back, I'll come back soon".

Wizyta Taje Dordże w Budapeszcie


ZSUZSA KOESZEGI
_________

Program Karmapy w Budapeszcie był najdłuższym i najbardziej pracowitym programem w trakcie jego
pierwszej podróży po Europie! Dla nas, Węgrów, miesiąc poprzedzający wizytę był niełatwy, ponieważ na
organizację tak olbrzymiego przedsięwzięcia było to bardzo mało czasu. Kiedy na początku stycznia w
trakcie kursu w Dusseldorfie rozprowadzaliśmy pierwsze prospekty, nie wiedzieliśmy jeszcze nic więcej
ponad to, że Karmapa przyjedzie i udzieli inicjacji, być może na "Buddę Mądrości".
Chociaż intensywna reklama wizualna dawała zawsze dobre rezultaty w przypadku wizyt Lamy Ole,
naturalnie rozumieliśmy, że ze względu na przekazy mocy, tym razem impreza nie mogła być ogłaszana
publicznie. Tak więc musieliśmy ograniczyć akcję reklamową do tradycyjnego i wypróbowanego sposobu,
dającego się określić słowami: "przyprowadź swoich przyjaciół". Bardzo ważne było dla nas, żeby przyszło
wiele osób, ponieważ mając wybór pomiędzy dwiema salami, zdecydowaliśmy się na większą z nich.
Oznaczało to podwojenie wydatków.
W międzyczasie dowiedzieliśmy się, że w trakcie pobytu Karmapy w Monachium miały miejsce nie tylko
inicjacje, ale także wykłady. Również i my poprosiliśmy więc o to i w końcu program wyglądał tak, że
pierwszego dnia Karmapa miał udzielić nauk, drugiego inicjacji Buddy Mądrości, a trzeciego przekazu
mocy Białej Wyzwolicielki. Teraz więc z powodu wykładu spotkanie z Taje Dordże mogło zostać publicznie
rozreklamowane. Każdego dnia otrzymywaliśmy wiadomości, które przełamywały nasze nawyki i
rozpuszczały koncepcje. Rozklejanie plakatów z twarzą Karmapy po mieście, zarówno w miejscach
uznawanych za legalne, jak też w tych mniej oficjalnych, dawało nam dużo radości.
Kiedy wszystko to się działo, chiński kandydat na Karmapę uciekł z Tybetu. Postanowiliśmy nie ingerować
w to i nie rozsyłać żadnych wyjaśnień do mediów. Zamiast tego zorganizowaliśmy konferencję, na której
Lama Ole Nydahl wyjaśnił całą sprawę. Przeciętni Węgrzy nie mieli właściwie żadnego pojęcia o całej
politycznej kontrowersji w naszej linii. Kto wie, co zrozumieli z całej tej historii - może nadal uważali
Karmapę i chińskiego kandydata za tą samą osobę?
Udało nam się połączyć dobrze wszystko - w dniu wykładu mieliśmy dla siebie nieco czasu antenowego
dwóch dużych stacji telewizyjnych. Nazajutrz zabawnie było móc przełączać pomiędzy dwoma
ulubionymi programami i na jednym widzieć Lamę Ole, opowiadającego o całym zdarzeniu i Karmapie, a
na drugim Hannah mówiącą o podstawowym buddyjskim poglądzie oraz o swoim wspaniałym
nauczycielu Karmapie. Po południu w hali, gdzie miał mieć miejsce kurs, odbyła się konferencja prasowa z
Lamą Ole oraz wieloma dziennikarzami z gazet, czasopism, magazynów i programów telewizyjnych.
Karmapa udzielił dwóch wywiadów - jednego dla największego węgierskiego dziennika, a drugiego dla
wieczornych wiadomości na najpopularniejszym kanale telewizyjnym. Nie stawiano mu żadnych pytań
politycznych.
W głównej hali 130 osób zajmowało się przyjmowaniem gości z całego świata. Oprócz tego wynajęliśmy
duża salę niedaleko od centrum Budapesztu - musieliśmy w niej oddzielnie zapłacić za wszystko, nawet za
krzesła. Na szczęście znajdował się tam również pokój prasowy i kilka biur - Karmapa i Lama Ole mogli
tam spokojnie porozmawiać, było to też doskonałe miejsce do przeprowadzania wywiadów.
Wieczorem w sali wykładowej ponad 1000 osób czekało, żeby zobaczyć XVII Karmapę. Ponieważ na
naszej gorącej linii wiele osób pytało, kto jest prawdziwym Karmapą, poprosiliśmy Lamę Ole, żeby przed
wykładem opowiedział nowym gościom o Karmapie i całej sytuacji politycznej.
W czasie wykładu Karmapa komentował tekst pod tytułem " 37 praktyk bodhisattwy". Niektóre szczegóły
omawiał po angielsku, czasami przechodził na tybetański - wówczas Hannah tłumaczyła jego wyjaśnienia.
Karmapa był bezpośredni i naturalny. Każdego wieczoru od 300 do 400 osób przyjmowało buddyjskie
schronienie.
O dyscyplinę na sali i bezpieczeństwo Karmapy miało troszczyć się kilku ochroniarzy, ale w trakcie
błogosławieństw sytuacja bardzo się rozluźniła - również jego "body guards" poddali się nastrojowi i
wykonywali swoje obowiązki z dużym taktem i wyczuciem.
Ostatniego dnia wieczorem zorganizowaliśmy tradycyjne party z Lamą Ole, chcąc dać wszystkim
możliwość ugruntowania w umyśle dobrych wrażeń...
Prawie 1000 gości z zagranicy doświadczyło wiele radości w trakcie kursu w Budapeszcie. Jedno z wrażeń
brzmiało następująco: "intensywny, lekki i przyjemny".

Działania bodhisattwy
EWA ZACHARA
_________

Nauki udzielone przez Karmapę Taje Dordże w Monachium 3.02.2000 roku

Nauki niniejsze oparte są na tekście zatytułowanym "Działania bodhisattwy", napisanym przez mistrza
Ngulczu Togme Zangpo, który sam jest urzeczywistnionym bodhisattwą. W pełnej wersji wskazówki te
obejmują trzydzieści siedem wersów, ja jednak przedstawię i omówię tylko wybrane fragmenty,
ponieważ mamy mało czasu. Niemniej jednak postaram się ukazać pewien wyraźny kierunek, ważny w
działaniu bodhistattwy i wyjaśnić, czym powinien kierować się praktykujący tę ścieżkę.
Zrozumienie, co oznacza słowo "Dharma", może w pierwszej chwili niektórym z was nastręczać pewne
trudności, w istocie jednak jego znaczenie jest zupełnie proste. Dharma to nauki Buddy. Składa się na nie
wiele różnych metod i sposobów praktykowania, które ostatecznie prowadzą do rozpoznania natury
umysłu. Kiedy jej doświadczymy, pomieszanie, niewłaściwe poglądy i całe cierpienie rozpuszczą się -
osiągniemy oświecenie.
Każdy praktykujący potrzebuje innych metod. Z tego powodu Budda przekazał dużo sposobów
pozwalających osiągnąć urzeczywistnienie. Dzisiejsze wyjaśnienia są integralną częścią nauk Buddy i
stanowią jeden z takich sposobów.
Wers 1
Jeżeli osiągnęło się pełne wolności i możliwości
ludzkie odrodzenie,
tak trudne do uzyskania
i tak pełne mocy,
oraz zmierza się nieustannie, dniem i nocą,
do wyzwolenia siebie
i innych z oceanu samsary,
wówczas słuchanie,
rozważanie i medytacja,
są praktyką bodhisattwy.
Po pierwsze, mamy cenne ludzkie życie. Nie jest łatwo odrodzić się jako istota ludzka. Skoro jesteśmy
ludźmi, ważne jest, żebyśmy nie marnowali swego ludzkiego potencjału, ale skutecznie wykorzystywali
życie do praktyki i rozwoju. Dzięki temu właśnie nabiera ono wartości.
Odrodzenie się jako człowiek, dysponujący warunkami niezbędnymi do nadania swemu życiu wartości,
nie jest łatwe. Nie jest to przypadek, lecz raczej uwieńczenie wielu pozytywnych warunków, które się
spotkały, takich jak dobre działania, właściwa etyka i dobre życzenia. Ludzką kondycję można opisać za
pomocą następującej analogii: nasze ciało przypomina łódź, a świat ocean. Chcemy przemierzyć ocean,
wykorzystując życie w najbardziej owocny sposób, który polega na zapoznaniu się z naukami, rozważaniu
ich oraz medytacji, pozwalającej je zrozumieć. Podążanie za tym wyobrażeniem czyni nasze życie
owocnym i pełnym znaczenia.
Wers 4
W chwili śmierci świadomość opuszcza hotel ciała,
w którym była gościem,
zostawiając za sobą bliskich, z którymi długo dzieliło się życie
i majątek nagromadzony
z takim wysiłkiem.
Tak więc rezygnacja
ze światowych spraw,
jest praktyką bodhisattwy.
Drugi wers dotyczy przywiązania i śmierci. Wszyscy będziemy musieli opuścić nasze ciała. Sposobem na
pozbycie się przywiązania jest lepsze zrozumienie nietrwałości. Wszystko przemija. Nic nie jest trwałe: ani
przyjaciele, ani rzeczy. Wszystko w końcu zniknie. Świadomość tego i zrozumienie, że zjawiska są z natury
nietrwałe, zainspiruje nas do wykorzystywania życia w sensowny sposób. Nie możemy zmarnować tej
szansy. Przeciwnie, powinniśmy zadbać o to, żeby nasze życie było pełne znaczenia i angażować się w
ważne działania, zwłaszcza w te, które są związane z praktyką. Kiedy pozwolimy odejść przywiązaniu,
pojmiemy podobną do snu naturę rzeczy. Z powodu nawyku, lgniemy do nich, uważając je za rzeczywiste,
sądząc, że są solidne i trwałe. Kiedy zaczniemy rozumieć przemijalność, zauważymy, że zjawiska nie są
solidne i trwałe, lecz podobne do snu. Kiedy nasz wgląd się pogłębi, w końcu doświadczymy ich natury i
obudzimy się z tego snu, uniezależnimy się od jego "realności" i "cierpienia". Wówczas będziemy
oświeceni. Świadomość przemijalności przyspiesza ten proces.
Wers 10
Cóż ci po osobistym szczęściu,
jeżeli cierpią wszystkie matki,
które były tak czułe dla ciebie
od nie mającego początku czasu?
Tak więc w dążeniu do wyzwolenia niezliczonych istot,
rozwijanie oświeconej postawy jest praktyką bodhisattwy.
Trzeci wers mówi o rozwijaniu życzenia pomagania wszystkim istotom w uwalnianiu się od cierpienia i
zmierzaniu do oświecenia. Jest to główna praktyka bodhisattwy. U podstawy pragnienia pomagania
wszystkim istotom w zmierzaniu do oświecenia leży zrozumienie, że wszyscy jesteśmy bezpośrednio ze
sobą powiązani. ĺwiat istniał zawsze, nie ma początku. Dlatego wszyscy mamy za sobą niezliczoną ilość
żywotów i jesteśmy wzajemnie ze sobą połączeni. Sposób na rozwinięcie szczerego życzenia przyniesienia
pożytku wszystkim istotom jest następujący: pomyślcie o kimś, kto jest wam bliski w tym życiu. O kimś,
komu jesteście wdzięczni, na przykład o rodzicach lub przyjaciołach. Naturalną rzeczą jest życzenie tym
osobom, żeby były szczęśliwe, nie cierpiały i ostatecznie osiągnęły oświecenie. Podejście bodhisattwy
polega na rozszerzeniu tego życzenia tak, by obejmowało wszystkie istoty. W ten sposób powstaje
oświecona postawa - pragnienie osiągnięcia oświecenia dla dobra innych.
Wers 20
Kiedy wewnętrzny nieprzyjaciel, własny gniew,
pozostaje bez kontroli,
próby pokonania
zewnętrznych nieprzyjaciół
tylko zwiększają ich liczbę.
Dlatego poskromienie własnego strumienia umysłu za pomocą sił
kochającej życzliwości
i współczucia,
jest praktyką bodhisattwy.
Bodhisattwa potrzebuje kontroli nad umysłem. W ten sposób uspokaja wszelkie zewnętrzne zaburzenia.
Zazwyczaj jesteśmy przekonani, że mamy "zewnętrznych" nieprzyjaciół, ale nie jest to prawda. Ci
"nieprzyjaciele" są złudzeniami wytwarzanymi przez nasz własny umysł.
Najlepszym sposobem wyeliminowania ich jest pozbycie się gniewu, który jest naszym rzeczywistym
wrogiem. Kiedy tylko usunięty zostanie wewnętrzny nieprzyjaciel - gniew, zewnętrzni "wrogowie" znikają.
Najlepszym sposobem na pozbycie się fałszywego poglądu, że "nieprzyjaciele" są czymś zewnętrznym,
jest rozwijanie miłości i współczucia wobec wszystkich istot.
Bodhisattwowie, kontrolując umysł, potrafią przekształcać swoich wrogów w przyjaciół. Wszystko, co
zostało wytworzone przez umysł, może zostać powstrzymane lub przekształcone dzięki kontroli nad
umysłem.
Wers 31
Jeśli nie badasz
swego pomieszania,
możesz stać się szarlatanem
przebranym jedynie
za praktykującego Dharmę.
Dlatego dostrzeganie
własnego pomieszania,
a następnie porzucanie go,
jest praktyką bodhisattwy.
Często popełniamy pomyłkę polegającą na dostrzeganiu błędów u innych, przy jednoczesnym
ignorowaniu własnych. Może to prowadzić do pomieszania i niewłaściwej praktyki. Powinniśmy
nieustannie badać umysł i stosować metody pozwalające w razie konieczności dokonać korekt. Ta rada
dotyczy pracy z różnymi sytuacjami i znajduje pełne zastosowanie w codziennym życiu. Z łatwością
dostrzegamy błędy innych, nawet te drobne, ale mamy kłopoty z przyznaniem się do własnych pomyłek,
także tych bardzo poważnych. Jeżeli będziemy praktykowali Dharmę nie zmieniając tej tendencji, nasza
praktyka może stać się niewłaściwa. Najlepszym sposobem zmiany szkodliwych nawyków jest rozwinięcie
uważności i świadomości umysłu.
Dzięki uważności i świadomości można uniknąć wielu zagrożeń, zanim się pojawią. Właściwości te
pozwalają rozpoznać własne pomyłki i naprawić je. W buddyzmie ważne jest nie tylko odczuwanie żalu z
powodu błędów popełnionych w przeszłości; przede wszystkim chodzi o podjęcie działań dla ich
naprawienia, żeby zapobiec ich powtarzaniu się. Z tego powodu uważność i świadomość przynosi
pozytywne skutki, stwarzając podstawy dla właściwego sposobu postępowania.
Wers 36
W skrócie:
cokolwiek robisz,
gdziekolwiek jesteś,
obserwuj swój umysł.
Utrzymywanie ciągłej
uważnej przytomności,
jest praktyką bodhisattwy.
Kiedy rozwiniemy uważność, będziemy potrafili usunąć dawne błędy i złudzenia - uzyskamy dzięki temu
zdolność przynoszenia większego pożytku innym. Uważność ma podstawowe znaczenie, ponieważ
pozwala usuwać splamienia umysłu. Nieprzerwana czujność bodhisattwy przynosi innym wielki pożytek.
Ci, którzy są świadomi zarówno w działaniach związanych z Dharmą, jak też w czasie codziennych
aktywności, mogą naprawdę pomagać innym. Są przyjemniejsi dla otoczenia i mogą więcej zdziałać. Jeśli
usuwamy własne pomieszanie, jest to dobre dla wszystkich.
Były to bardzo krótkie nauki, dzięki którym zbudowaliśmy dobry związek pomiędzy nauczycielem a
uczniem. Mam nadzieję, że dałem wam trochę inspiracji do praktyki.

Cztery rodzaje bardo


LOBPYN TSECZU RINPOCZE
_________

Część Druga:Bardo umierania

Wprowadzenie

W 1992 roku Lobpyn Tseczu Rinpocze udzielił w Rödby w Danii szczegółowych wyjaśnień dotyczących
czterech stanów bardo na podstawie dzieła "Zwierciadło świadomości" Tsele Natsok Randröl. Był on
sławnym mistrzem linii Kagyu oraz Njingma żyjącym w XVII wieku i w swoich czasach uchodził za jednego
z najbardziej wykształconych nauczycieli. Jest uważany za wcześniejszą inkarnację Dziamgona Kongtrula
Rinpocze.
Bardo umierania, które zazwyczaj jest przeżywane jako bardzo bolesne, zaczyna się w chwili, w której
pewne jest, że umrzemy, i trwa dopóki nie ukaże się przejrzyste światło naszego umysłu. Doświadczenie
przejrzystego światła opisywane jest jako trzecie bardo; w drugim bardo chodzi tylko o proces umierania.
Istoty, które rozwinęły wysokie zdolności umysłu, w ogóle nie przechodzą przez wszystkie stany bardo.
Śmierć takich zrealizowanych istot, wielkich joginów, wyjaśnia się na różne sposoby. Jeden z nich mówi,
że przypomina ona stłuczenie wazy - powietrze z wewnątrz miesza się z powietrzem na zewnątrz,
przestaje istnieć pomiędzy nimi jakakolwiek różnica. Inny porównuje ją z płonącym drewnem, które
wypala się do końca, tak że nic nie pozostaje. W czasie śmierci istot, które urzeczywistniły naturę umysłu,
ich rozpoznanie pustości przejawia się w zewnętrznym świecie w postaci różnorodnych cudów. Zdarza
się, że w czasie śmierci jakiegoś dzierżawcy mądrości (tyb. rigdzin) rozjaśnia się niebo, czasem jakaś
dakini rozpuszcza się w świetle tęczy. Są to zewnętrzne oznaki ich urzeczywistnienia.
Jogini, którzy osiągnęli pewne zrozumienie, ale jeszcze nie są oświeceni, potrafią umrzeć bardzo
beztrosko. Mówi się, że ich śmierć przypomina śmierć małego dziecka, żebraka lub lwa w górach. Dla nich
odejście nie jest żadnym wielkim wydarzeniem, gdyż są wolni od przywiązania. Nie wpadają w
pomieszanie ani lęk, ponieważ są wyzwoleni od silnego lgnięcia, właściwego zwykłym istotom. Chętnie
umierają samotnie i często nie ma w ogóle nikogo, kto by ich śmierć zauważył. Nie są otoczeni
mnóstwem ludzi, którzy płaczą, próbują ich zatrzymać itd. Udają się na odosobnienie, porzucają świat i
umierają.
Zwykłe istoty i praktykujący, którzy jeszcze nie osiągnęli głębokich rezultatów, przechodzą przez typowy
proces umierania. Będzie on tu wyjaśniony - w jaki sposób rozpuszczają się zewnętrzne elementy i
zmysły, a także jakie znaki pojawiają się na zewnętrznym, wewnętrznym i tajemnym poziomie.
Nasza fizyczna egzystencja powstaje na bazie pięciu elementów (ziemi, wody, ognia, powietrza i
przestrzeni - tego co stałe, wilgoci, ciepła, ruchu i przestrzeni). Tych pięć elementów tworzy naszą
fizyczną formę w czasie życia. W czasie śmierci rozpuszczają się one ponownie, czemu towarzyszą
zewnętrzne, wewnętrzne i tajemne znaki.
Kiedy element ziemi rozpuszcza się w element wody, mamy wrażenie, że jesteśmy przygniatani przez
ogromną górę, słyszymy też nieznośny hałas.
Zewnętrzną oznaką rozpuszczania się elementu ziemi w element wody jest to, że nasze ciało traci siły i
nie jesteśmy w stanie zachować pionowej pozycji. Nie możemy unieść ciała ani głowy i jesteśmy tak słabi,
że nie potrafimy utrzymać niczego w rękach. Nasze ciało zaczyna się rozpuszczać. Wpadamy w panikę, bo
choć leżymy całkiem zwyczajnie, mamy wrażenie, że spadamy, i chcemy, żeby otaczający nas ludzie
podtrzymywali nas, podkładali nam coś pod głowę itd.
Wewnętrznym znakiem jest wrażenie, że nasz umysł jest zmącony - nie możemy się już skoncentrować i
jesteśmy pomieszani. Tajemnym znakiem jest doświadczanie migotania. Za życia może ono pojawiać się
w czasie niektórych medytacji, w procesie umierania przychodzi jednak automatycznie.
Kiedy woda rozpuszcza się w ogień, mamy wrażenie, że zalewa nas powódź, która przychodzi ku nam jak
ocean; słyszymy przy tym huk wody.
Na zewnątrz przejawia się to w ten sposób, że nasze ciało staje się suche. Usta i język wysychają nam
coraz bardziej, niezależnie od tego ile pijemy. Nie jesteśmy już w stanie kontrolować ruchów języka.
Wewnętrznym znakiem jest rozdrażnienie i nieco gniewu; czujemy się bardzo źle. Na tajemnym poziomie
dostrzegamy zjawiska podobne do dymu.
Następnie element ognia rozpuszcza się w element powietrza, słyszymy to i czujemy jak buchające
płomienie końca świata.
Zewnętrznym znakiem nadejścia tej fazy jest rozpuszczanie się ciepła ciała. Nasz oddech staje się coraz
chłodniejszy. Ciepło stopniowo opuszcza ciało - chłód przemieszcza się od stóp w kierunku głowy, aż staje
się ono całkiem zimne. Wewnętrznym znakiem jest narastające pomieszanie; czasami jeszcze nasz umysł
jest jasny, ale nie możemy się już na niczym skupić.
Także całe postrzeganie zewnętrznego świata ulega na tym etapie zaburzeniu. Nie jesteśmy już pewni,
czy coś widzimy, czy też nie. Tajemnym znakiem tej fazy są migoczące czerwone światła, podobne do
robaczków świętojańskich.
Kiedy wiatr rozpuszcza się w świadomość, odczuwa się takie przerażenie, jakby naraz rozległy się tysiące
grzmotów.
Potem, kiedy ustaje oddech, element wiatru rozpuszcza się w świadomość. Najpierw oddychamy bardzo
szybko, potem przez długi czas wydychamy powietrze i mamy wielkie trudności z ponownym wdechem.
W końcu robimy ostatni wydech i element wiatru rozpuszcza się w przestrzeń. Ponieważ w tym
momencie znika podstawa naszej fizycznej egzystencji, również nasze zmysły, które w oparciu o nią
funkcjonowały, zanikają. To znaczy, że nie możemy już nic więcej widzieć, słyszeć, wąchać, smakować czy
wyczuć dotykiem. Jest to najgorszy moment w procesie umierania i jeżeli nie mamy bardzo dobrej karmy,
wpadamy wówczas w panikę. Na tym etapie mogą się także pojawić różne przerażające wizje.
Chwila, w której ciało i świadomość oddzielają się od siebie jest naprawdę krytyczna. Możemy wówczas
zachować kontrolę tylko wtedy, jeżeli za życia naprawdę skutecznie praktykowaliśmy i rozwinęliśmy
pewne zrozumienie. W przeciwnym razie doświadczenie to będzie bardzo przykre i bolesne. Dobra karma
jest wówczas bardzo pomocna. Zdarza się, że przychodzą nam wówczas z pomocą strażnicy Dharmy i
dakinie. Wszystkie te wrażenia będą bardzo silne.
Po ustaniu zewnętrznego oddechu, trwa ciągle wewnętrzny oddech i nie jesteśmy jeszcze w pełni
martwi. Dlatego czasem ludzie, którzy przestali oddychać, wracają do życia. Ponieważ ustanie oddechu
nie jest jednoznaczne z ostateczną śmiercią, dobrze jest, aby jakiś praktykujący Dharmę przyjaciel lub
przynajmniej ktoś, kto trochę zna Nauki był obecny przy zwłokach zmarłej osoby. Ciało powinno być
przez jakiś czas pozostawione w spokoju. Hinduiści wynoszą ciało w tej samej chwili, w której ustaje
oddech zmarłego, w rzeczywistości lepiej byłoby, gdyby ciało mogło jeszcze leżeć przez jeden, dwa lub też
trzy dni, być może nawet dłużej. Zależy to jednak od klimatu. Jeśli jest on bardzo ciepły, nie można długo
przechowywać zwłok.
Proces umierania powinien dobiec końca, zanim ciało zostanie spalone lub pogrzebane. Warto o tym
wiedzieć - możemy o to zadbać w przypadku naszych przyjaciół lub siebie samych, kiedy nadejdzie nasz
czas. Wraz z ustaniem wewnętrznego oddechu doświadczamy szczególnych znaków, które określa się jako
" pojawianie się", "wzbieranie" i "osiąganie". Wymagają one pewnych wyjaśnień.
Kolejność dalszych wydarzeń jest różnie przedstawiana. Autor tego tekstu opiera się na naukach tantry
Kalaczakry. Zgodnie z nią, mamy w ciele kanał centralny, na górnym końcu którego znajduje się esencja,
którą otrzymaliśmy w chwili poczęcia od ojca - jest to tak zwany biały element. Na dolnym końcu kanału
centralnego znajduje się esencja matki, czerwony element.
Biały element ma na początku formę białej tybetańskiej sylaby Hang. Kiedy się rozpuszcza i zaczyna
poruszać ku dołowi, rozpuszczają się 33 stany umysłu związane z agresją i niechęcią. W tej samej chwili
mamy wrażenie, że wszystko staje się białe. Następnie czerwony element pochodzący od matki, który ma
formę tybetańskiego Ah, przemieszcza się ze swojego miejsca poniżej pępka ku górze. Wówczas
odbieramy wszystko jako czerwone. Jednocześnie rozpuszcza się 40 stanów umysłu związanych z
przywiązaniem i pożądaniem.
Kiedy biała esencja ojca i czerwona esencja matki spotykają się w naszym ciele na wysokości serca,
rozpuszcza się 7 stanów umysłu związanych z niewiedzą i wszystko staje się czarne. Wtedy praktyka może
nam bardzo pomóc. Jeżeli otrzymaliśmy od naszego nauczyciela bezpośrednie wskazówki i dobrze znamy
Dharmę, mamy w tym momencie możliwość rozpoznania przejrzystego światła umysłu. Oświecenie
przejawia się wtedy w umysłach wszystkich istot, niezależnie od tego, czy o tym wiedzą czy też nie. Jeśli
jesteśmy na to doświadczenie przygotowani, mamy szansę rozpoznania w owej chwili przejrzystego
światła umysłu. W przeciwnym razie nie będziemy w stanie go dostrzec i po prostu stracimy
przytomność.
Na początku procesu umierania doświadczamy tego, jak elementy rozpuszczają się w siebie nawzajem;
jest to porażające przeżycie. Kiedy na przykład element ziemi rozpuszcza się w element wody, mamy
wrażenie, że jesteśmy przygniatani przez ogromną górę i słyszymy nieznośnie głośne dźwięki. Kiedy woda
rozpuszcza się w ogień, mamy wrażenie, że zalewa nas powódź, któa przychodzi ku nam jak ocean;
słyszymy przy tym huk fal. Kiedy ogień rozpuszcza się w wiatr, odczuwamy to i słyszymy tak, jakby nagle
naokoło rozszalał się pożar końca świata. Kiedy wiatr rozpuszcza się w świadomość, jesteśmy tak
przerażeni, jakby naraz rozległy się tysiące grzmotów
Przed porwaniem przez nurt wszystkich tych wrażeń może nas uchronić związek z najbliższym nam
aspektem buddy lub nauczycielem - mogą nas oni przeprowadzić przez tę trudną fazę. W przeciwnym
razie wszystko będzie zależało od naszej dobrej lub złej karmy. Zazwyczaj nie mamy najmniejszego
wpływu na to, co się z nami dzieje po śmierci. Kiedy nasze fizyczne ciało jest już martwe, nasz umysł
wędruje dalej w pewnego rodzaju mentalnym ciele. Bez względu na to, o jakim miejscu pomyślimy,
natychmiast trafimy tam i widzimy wszystko, sami nie będąc widziani. Na skutek tych doświadczeń
wpadamy w pomieszanie. W tym czasie może nam pomóc to, czego nauczyliśmy się za życia.
By tak się stało, w czasie życia powinniśmy pamiętać o przemijalności, a także zdawać sobie sprawę, że
śmierć nie jest niczym osobistym, że spotka każdego. Ważne jest, byśmy teraz potrafili skutecznie
wykorzystać czas i przygotować się do niej wystarczająco dobrze. Jeśli nam się to uda, kiedy już nadejdzie
śmierć, nie będziemy musieli niczego żałować.
Kiedy przychodzi czas by umrzeć, na naukę jest już za późno. Dlatego powinniśmy rozumieć esencję
wszystkich nauk Buddy i połączyć je trwale z naszym życiem. Ważne jest, żebyśmy rzeczywiście żyli
zgodnie z Dharmą, a nie tylko uważali ją za teorię, która ma swój sens poza naszym życiem.
Powinniśmy praktykować Dharmę tak intensywnie, jak to tylko możliwe i starać się, aby światowe
aktywności nie pochłaniały całej naszej energii, gdyż nie prowadzą one do żadnych trwałych rezultatów.
Potrzebujemy tu pewnej równowagi - choć mamy zwykle masę rzeczy do załatwienia, nie powinniśmy
wkładać w zwyczajne zajęcia więcej energii, niż to konieczne. Zazwyczaj kiedy już uporamy się z jedną
sprawą, natychmiast pojawia się coś nowego do zrobienia - nie ma temu końca. Przez cały czas
wyznaczamy sobie w życiu zadania. Tymczasem powinniśmy pamiętać o tym, co jest ważne a co nie.
Wówczas będziemy w stanie wkładać energię w to, co ma istotne znaczenie i nie lgnąć do innych działań i
zjawisk. Oznacza to rezygnację z przywiązania do tego życia.
Ostatnie chwile naszego życia są pełne mocy. To co dzieje się w naszym umyśle podczas ostatniego
oddechu, pozostawia po sobie bardzo silne wrażenia i przynosi natychmiastowe skutki. Jeżeli
nagromadziliśmy bardzo dużo dobrej karmy i nie ma niczego, czego musielibyśmy żałować, wszystko
będzie wówczas przebiegać bardzo łatwo i bez problemów. Jeśli jednak z powodu niewiedzy
postępowaliśmy w sposób negatywny i ciągniemy wrażenia pozostawione przez te działania za sobą,
powinniśmy w chwili śmierci szczerze ich żałować - w ten sposób będziemy w stanie się od nich uwolnić.
Ma to wielki wpływ na nasze przeżycia podczas bardo. Oznacza to, że w czasie umierania możemy
oczyścić bądź rozpuścić wiele negatywnej karmy. Wówczas, również czynienie silnych życzeń przyniesie
natychmiastowy skutek. Mają one wiele mocy i później się spełnią.
Jak już wspomniałem wcześniej, jeśli ktoś prowadzi nas przez te doświadczenia, jest to bardzo pomocne.
Najlepiej byłoby, gdyby był to nasz nauczyciel. Kiedy jednak nie ma takiej możliwości, dobrze jest, jeśli
praktykujący przyjaciel z którym mamy bliski i czysty związek jest przy nas i przypomina nam, co mamy
robić. Może nam na przykład powiedzieć: "Teraz umierasz i powinieneś przypomnieć sobie o naukach,
jidamie i nauczycielu." Tego rodzaj pomoc jest w tym momencie bardzo pożyteczna. Z drugiej strony,
bardzo szkodliwy wpływ może mieć na nas w chwili śmierci obecność ludzi, którzy tylko płaczą, krzyczą i
mówią nam, że nie powinniśmy odchodzić.
Proces umierania przebiega w taki sposób, w jaki go wyjaśniłem, jeśli nie doświadczamy żadnych
przeszkód. Nie zawsze tak jednak jest. Kiedy na przykład giniemy w wypadku, nie przechodzimy przez
wszystkie fazy umierania, lecz odchodzimy natychmiast. Istnieją też inne okoliczności, na skutek których
nie przechodzi się przez poszczególne etapy umierania.
Jak wiemy z "czterech rozmyślań, kierujących umysł ku Dharmie", powinniśmy być zawsze świadomi tego,
że jako istoty ludzkie mamy niezwykle cenną szansę praktykowania Nauk i że w chwili śmierci jedynie one
mogą nam pomóc. Bez tego zrozumienia będziemy po prostu ofiarami naszej karmy. Jeżeli natomiast
pojmiemy głęboko te prawdy, będziemy w stanie coraz lepiej się rozwijać w oparciu o właściwą
motywację - oświeconą postawę.
Kiedy zauważamy, że śmierć się zbliża, powinniśmy praktykować jeszcze usilniej i próbować zrozumieć, o
co właściwie chodzi w mahamudrze lub maha ati, w zależności od tego, która z tych nauk jest nam
bliższa. Aby stać się prawdziwym joginem posiadającym wgląd, musimy nauczyć się rozumieć, że
wszystko jest czyste i ma naturę stanu prawdy. Nie ma niczego, co byłoby od niej oddzielone: ostateczna
esencja, prawdziwa natura, przenika wszystkie zjawiska. Musimy naprawdę próbować to pojąć.
Najlepiej byłoby, gdybyśmy w czasie umierania siedzieli w pozycji medytacyjnej, jednak często jest to już
fizycznie niemożliwe. W takim przypadku powinniśmy ułożyć się w tzw. pozycji lwa, w której Budda jest
przedstawiany w momencie swojej śmierci: kładziemy się na prawym boku, z lewą ręką wyciągniętą
wzdłuż ciała, podczas gdy palce naszej prawej ręki dotykają różnych punktow i otworów na głowie
(powinniśmy poprosić nauczyciela, żeby nam tę pozycję pokazał i wyjaśnił). Pomocne jest wyobrażenie
sobie, że leżymy zwróceni głową lub twarzą na Zachód, w kierunku Buddy Nieograniczonego Światła.
Niekoniecznie musimy rzeczywiście tak leżeć, wystarczy to sobie wyobrazić. Tę pozycję - leżenie na
prawym boku ze specjalnym ułożeniem palców prawej ręki - możemy ćwiczyć już teraz, gdyż nie
wiadomo, czy w chwili śmierci będziemy w stanie zrobić to, czego przedtem nigdy nie robiliśmy. Pozycja
ta ma również wiele innych zalet, dobrze jest przyjmować ją przy zasypianiu. Oczywiście, w czasie snu
kręcimy się, ale to w niczym nie przeszkadza. Po prostu rozwinięcie przyzwyczajenia zasypiania w tej
pozycji, na prawym boku, jest pożyteczne. Możemy przygotować się w ten sposób do śmierci, tak samo
jak uczymy się innych rzeczy - najpierw otrzymujemy wyjaśnienia, a potem możemy je zastosować.
Istnieją też różne rodzaje poła, które można stosować w chwili śmierci - zostały one podane ludziom
znajdującym się na różnych poziomach rozwoju. Istoty będące na najwyższym poziomie w ogóle nie
potrzebują poła, ponieważ są już oświecone. Kiedy umierają, ukazują się zewnętrzne znaki ich
urzeczywistnienia. Tak było w Indiach z Nagardżuną, a w Tybecie z Marpą Tłumaczem. Umierając Marpa
powiedział: "Jeśli chcecie robić poła, róbcie ją tak jak ja". Wówczas ze szczytu jego głowy wypłynęło
światło w pięciu barwach i wypełniło całe niebo. Następnie jego żona Dagmema rozpuściła się w światło i
stopiła z sercem Marpy. Nie była to "zwyczajna" poła, lecz demonstracja możliwości jego oświeconego
umysłu.
Śmierci innego wielkiego mistrza o imieniu Melong Dordże towarzyszyły podobne znaki -
wypromieniował on mocne białe światło ze szczytu swojej głowy i wypełnił nim całą przestrzeń. Były to
bardzo szczególne przypadki, na temat których można podać niewiele wyjaśnień. Urzeczywistnieni
prezentują po prostu różne znaki podczas swojej śmierci - niektórzy z nich znikają w świetle tęczy, inni
pozostawiają swoje ciała, które przekształcają się w relikwie - jest wiele możliwości.
Średnio uzdolnione istoty mogą otrzymać wskazówki do poła, praktykować ją, uzyskać znak i zastosować
tę medytację w momencie śmierci. W przypadku istot o skromnych uzdolnieniach poła jest bardzo
ważna, ponieważ jest rzeczywistą pomocą - przewodnikiem prowadzącym we właściwym kierunku. Jej
skuteczność zależy w dużym stopniu od tego, czy dana osoba utrzymała związek ze swoim nauczycielem
czy też nie. Jeżeli na przykład ktoś ma wiele negatywnej karmy, poła może mimo to zadziałać, o ile
utrzymał on związek ze swoim nauczycielem i w momencie śmierci przywołał albo jego, albo swego
jidama. Jeśli jednak dana osoba złamała swój związek z nauczycielem, bardzo trudno jej będzie wykonać
poła nawet wtedy, gdy nie nagromadziła wiele negatywnej karmy.
Kiedy nauczyciel jest obecny przy umierającym, wykona poła pomiędzy ustaniem zewnętrznego i
wewnętrznego oddechu, a więc zaraz potem jak nastąpił ostatni wydech. Zrobienie poła przedtem
byłoby przedwczesne. Można w ten sposób skrócić życie umierającego, praktycznie można go zabić.
Niektórzy lamowie potrafią również później przeprowadzić świadomość zmarłego, podczas 49 dni Bardo -
szczególnie w czasie, w którym ciało zostaje spalone.
Jeśli ktoś był praktykującym buddystą, posiadającym zaufanie, można mu również pomóc w czasie 49 dni
po śmierci poprzez życzenia i ceremonie. W czasie ich trwania lamowie przywołują jego umysł i prowadzą
go przez stan pośredni. Podczas 49 dni po śmierci umysł zmarłego doświadcza głębokiego pomieszania,
dlatego taka pomoc jest mu bardzo potrzebna. Musi jednak przyjść w ciągu 7 tygodni, potem jest już
bezużyteczna.
Kiedy samemu praktykuje się poła, jest czas, w którym się ją ćwiczy i czas, w którym się ją stosuje - chwila
śmierci. Istnieją różne rodzaje medytacji poła - wyjaśnię tu pięć z nich:
połę dharmakaji
połę sambogakaji
połę nirmanakaji
połę błogosławieństwa
połę khaczie
Poła dharmakaji jest różnie wyjaśniana, w zależności od tego, czy nauki na jej temat pochodzą z przekazu
mahamudry, maha ati czy też z innego źródła. Tym niemniej wszystkie opisy zgadzają się co do jednego -
że chodzi w tym przypadku o urzeczywistnienie ostatecznej natury zjawisk - dharmakaji - w momencie
śmierci. W chwili tej umierający doświadcza prawdziwej natury umysłu i rozpoznaje ją.
Poła sambogakaji jest ściśle związana z połą dharmakaji. Uważa się, że są od siebie nieoddzielne,
ponieważ jeżeli w ciągu życia praktykowaliśmy fazę budowania i fazę spełniającą, w medytacjach
Diamentowej Drogi, wystarczająco skutecznie i opanowaliśmy je w doskonałym stopniu, wówczas
podczas śmierci urzeczywistnimy połę dharmakaji i połę sambogakaji. Chociaż faza spełniająca związana
jest z dharmakają, a budująca z sambogakają, oba te rodzaje poła są zawsze rozpatrywane wspólnie i nie
mogą być od siebie oddzielone.
W czasie śmierci możemy zastosować nabyte podczas praktyki medytacyjnej doświadczenia i dzięki temu
skutecznie wykonać poła. Jednocześnie niełatwo jest uzyskać takie możliwości w tym życiu - nie zawsze
udaje się zwykłym ludziom osiągnąć przed śmiercią takie efekty.
Poła nirmanakaji nosi nazwę "poły, którą się ćwiczy". To oznacza, że uczymy się najpierw jakiejś metody i
następnie praktykujemy ją. Otrzymujemy wskazówki od nauczyciela, który jest w stanie udzielić
błogosławieństwa poła, który ma doświadczenie i moc przekazywania go dalej. Po przyjęciu schronienia i
rozwinięciu oświeconej postawy, najpierw uczymy się, w jaki sposób należy siedzieć podczas medytacji - z
wyprostowanymi plecami, nogami w odpowiedniej pozycji itd., a następnie medytujemy zgodnie ze
wskazówkami.
Są różne medytacje poła, ale bez względu na to której się uczymy, medytujemy na siebie samych jako na
określoną formę z energii i światła i na centralny kanał energetyczny w ciele. Niezależnie od metody,
którą opanowujemy, w każdym przypadku dokładnie podążamy za wskazówkami i uczymy się wysyłać
umysł w górę, aż do uzyskania znaku powodzenia.
Dokładne wyjaśnienia otrzymujemy wtedy, kiedy zaczynamy medytować. Ogólnie w praktyce poła chodzi
o nauczenie się koncentracji na centralnym kanale w ciele. Ma on określoną wielkość, odpowiadającą w
przybliżeniu grubości małego palca, czasem jednak jego szerokość może być inna. Jest całkowicie prosty i
przebiega od tajemnego centrum poniżej pępka, ku górze. Medytując koncentrujemy się na esencji
umysłu w formie sylaby nasiennej i wysyłamy ją w górę do Buddy Nieograniczonego Światła lub innego,
znajdującego się nad nami. Jednocześnie powtarzamy dźwięki, które różnią się w zależności od tradycji.
Poszczególne sesje kończymy praktyką " Buddy Długiego Życia".
Tę praktykę powinniśmy wykonywać bardzo starannie, przestrzegając wskazówek, które otrzymaliśmy.
Niezależnie od tego, na jaką formę buddy medytujemy w swojej tradycji, możemy sobie też wyobrażać,
że ponad naszą głową siedzi nasz rdzenny lama. Esencja ich obu jest taka sama, dlatego powinniśmy
postrzegać własnego lamę jako buddę lub jidama. Praktykowanie poła na własnego nauczyciela to
osobny rodzaj poła, zwany "połą błogosławieństwa".
Piąty rodzaj poła to poła khaczie. "Khaczie" to nazwa Czystej Krainy. Ten rodzaj poła jest związany z
uprzednim praktykowaniem jogi snu i jogi Przejrzystego Światła. Jeżeli w pełni zrozumieliśmy złudną
naturę snu i mamy wprawę w byciu świadomym w głębokim śnie, możemy zastosować ten rodzaj poła.
Bez względu na to, jakiego rodzaju poła się uczymy, powinniśmy ją intensywnie praktykować i w chwili
śmierci zastosować tę metodę z pełną koncentracją i bez rozproszenia. Ważne jest byśmy w tym czasie
nie padli ofiarą żadnego z przeszkadzających uczuć, lecz w pełni skoncentrowali się na praktyce i lamie.
Powinniśmy z jednoupunktowionym umysłem i całkowitym zaufaniem wysyłać świadomość - tak jak silny
człowiek wystrzeliwuje ku górze strzałę z łuku. Wtedy z pewnością osiągniemy wyzwolenie.
Najwyższym efektem poły, jak już to wyjaśniłem omawiając pierwszy jej rodzaj, jest pełne oświecenie.
Średnim jest odrodzenie w Czystej Krainie Dełaczen, najmniejszym zaś uzyskanie znowu cennego
ludzkiego ciała.
Bardzo ważne w praktyce poła jest zaufanie do nauczyciela. Czasami ludzie praktykują poła wielokrotnie,
nie uzyskując znaku. Może się tak zdarzyć pomimo tego, że nauczyciel posiada odpowiednie kwalifikacje,
a uczeń otrzymał błogosławieństwo i wskazówki. Jeżeli nie ma się żadnego zaufania lub żywi się fałszywe
poglądy, nie uzyskuje się żadnych efektów.

Cytaty

Niektórzy cieszą się zjawiskami namiętnie,


Inni odrzucają je z braku miłości;
Jogin o niesplamionym umyśle
Nie próbuje odrzucić tego, czego nie posiada.
Dewaczandra
Chociaż wskazałem wam metody osiągnięcia wyzwolenia,
zależy ono od was samych.
Budda
Guru Joga jest zaliczana do praktyk wstępnych, jest jednak najistotniejszym elementem, podstawą
wszystkich medytacji.
Zawsze, w każdej sytuacji możemy z niej uczynić naszą główną i jedyną praktykę, teraz i potem. Oto
istotna wskazówka.
Patrul Rinpocze
Jeżeli nie rozumiesz wolności od punktu odniesienia,
przypominasz ślepca podziwiąjącego krajobraz.
Tak nie pojmiesz prawdy.
Naropa
Dzięki mocy oddania będziesz w stanie urzeczywistnić każdy wgląd.
IX Karmapa
Wszystkie zjawiska są przemijające jak jesienne chmury.
Narodziny i śmierć przypominają sztukę odgrywaną w teatrze.
Życie Ludzkie jest jak błysk światła i wody górskiego strumienia.
Budda

Cztery Stany Oświecenia


DILGO CZIENTSE RINPOCZE
_________

Emocje, takie jak przywiązanie, gniew i niewiedza są wytworem umysłu - z punktu widzenia prawdy
absolutnej, nie są rzeczywiste. To, co określamy nazwami: "ja", "moje ciało", "mój umysł", "moje imię",
jest iluzją. Inne istoty również nie istnieją naprawdę, niezależnie od tego czy są to niebezpieczni
wrogowie czy też kochający rodzice. W ten sam sposób pięć trucizn umysłu jest z natury pustych.
Powinniśmy obserwować skąd wyłaniają się przeszkadzające uczucia, czym są. Jeśli to przeanalizujemy,
okaże się, że nie znajdziemy nic. Ten brak to nienarodzona dharmakaja.
Mimo że wszystko jest z natury puste, nie jest to pustka wazy, w której nic nie ma. Szczęście, cierpienie,
wszystkie rodzaje uczuć i wydarzeń powstają bez końca, jak obrazy odbite w umyśle. Podobne do odbić
przejawianie się zjawisk to nirmanakaja.
Niezasiane w ziemi ziarno nigdy nie wyda owocu, podobnie jak to, co nienarodzone nigdy nie przestanie
istnieć. Bycie poza powstawaniem oznacza również bycie poza rozpadem. Ten aspekt niezmienności to
sambhogakaja.
Jeśli nie było ani narodzin w przeszłości, ani nie będzie rozpadu w przyszłości, nie ma niczego, co trwało
by teraz - istnienie nieodmiennie związane jest z początkiem i końcem. Np. chociaż myślimy, że w czasie
naszego życia, umysł przebywa w ciele, w rzeczywistości nie ma ani przebywającego ani miejsca
przebywania. Nie ma istnienia i niczego co istnieje. Nawet jeśli oddzielilibyśmy od siebie skórę, mięśnie i
krew, gdzie moglibyśmy odnaleźć umysł? W mięśniach czy w kościach? Nie znaleźlibyśmy niczego,
ponieważ umysł jest pusty. Fakt iż umysł jest pusty w swojej naturze, tym niemniej to w nim zjawiska się
pojawiają, oraz że nigdy nie powstał i dlatego nigdy nie może się rozpaść, jest całkowitą jednością trzech
kaj i nosi nazwę swabhawikakaji.
Robiliśmy straszne rzeczy
LAMA OLE NYDAHL
_________

Pytania i odpowiedzi Lamy Ole z wykładów w Rosji i Polsce

Pytanie 1 Mam wrażenie, że zgodnie z buddyzmem nie możemy być szczęśliwi w życiu, lecz tylko w
medytacji. Co wobec tego z sensem życia?
Lama Ole Mówimy o dwóch rodzajach szczęścia - uwarunkowanym i nieuwarunkowanym. Pierwszy
przypomina ładne obrazki w zwierciadle. Wiesz, że są ładne, ponieważ widziałaś wcześniej brzydkie.
Drugi rodzaj szczęścia jest niczym blask samego zwierciadła - nigdy się nie narodził i nigdy nie umrze.
Jeżeli będziesz medytowała, z czasem również w codziennym życiu będziesz w stanie coraz stabilniej
utrzymywać ową wewnętrzną radość. Rozumiesz? Nie jest to sprawa medytacji albo życia - chodzi o to,
by życie stało się nieprzerwaną medytacją, by odnaleźć trwałe szczęście, którego jedynym źródłem jest
umysł.
Pytanie 2 Co myślisz o wolności seksualnej małżonków, posiadających kilkoro dzieci. Jak wybrać między
pragnieniem miłości, a zachowaniem rodziny?
Lama Ole To bardzo trudne. Po pewnym czasie wzajemny pociąg pomiędzy partnerami słabnie. Wtedy
człowiek albo zadowala się niewielką ilością miłości i jest to dla niego przykre, albo zaczyna kochać kogoś
innego.
Zazwyczaj radzę moim uczniom na Zachodzie, by w takim wypadku stworzyli "poszerzoną" rodzinę. Jeśli
pomiędzy małżonkami zamiera pociąg seksualny, warto by każde z nich znalazło sobie jednego nowego,
dobrego partnera. Przygodne kontakty są bardzo ryzykowne, szczególnie jeśli jest ich wiele - nie
wynaleziono jeszcze lekarstwa na AIDS.
Model poszerzonej rodziny sprawdził się w wielu przypadkach, które znam. Zadziałało to dobrze w wielu
sytuacjach, w których inaczej rodzice rozeszliby się, albo tracili czas na niekończące się dyskusje i
dramaty. Z drugiej strony sądzę, że jeśli ludzie naprawdę pragną dawać sobie nawzajem radość, będą w
stanie długo zachować szczęśliwe życie seksualne. Mój ojciec zmarł w wieku 76 lat i był pod tym
względem aktywny do końca życia - moja matka była z nim bardzo szczęśliwa. Oczywiście, jeśli partnerzy
mają dzieci, wszystko to staje się bardziej skomplikowane.
Pytanie 3 Czy trudno jest Ci prowadzić podobne wykłady?
Lama Ole Dzisiaj byłem prawie martwy ze zmęczenia, kiedy przyjechałem do sali. Ponieważ przez cały
czas podróżuję, czasami muszę poprosić tłumacza: "Jeżeli będę zasypiał, przypominaj mi, o czym
mówiłem, żebym mógł kontynuować". Z drugiej strony, jeżeli będziecie mogli wziąć z mojego wykładu do
domu choćby jedno słowo, które będzie dla was użyteczne, to jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem.
Ta gra jest warta świeczki.
Pytanie 4 Co zrobić, jeśli ktoś jest o nas zazdrosny?
Lama Ole Życzcie takim ludziom wszystkiego, co najlepsze i starajcie się być uważni w sytuacjach, które są
dla nich trudne. Z drugiej strony zastanówcie się może, czy nie macie przyjaciela lub przyjaciółki, którym
lub którą ta osoba mogłaby się zainteresować i podeślijcie ich na swoje miejsce. Wówczas on albo ona
będą szczęśliwi, a wy - wolni. Ponosimy odpowiedzialność za ludzi, z którymi mieliśmy bliski związek i
bardzo dobrze jest, jeśli możemy znaleźć kogoś, kto zapełniłby pozostawioną przez nas lukę.
Pytanie 5 Czy warto medytować, kiedy umysł nie jest przejrzysty, na przykład pod wpływem
przeszkadzających emocji?
Lama Ole Najlepiej byłoby medytować w sytuacji spokojnej, wolnej od rozproszenia, ale jeśli
przeszkadzające uczucia już przyszły, to są różne możliwości.
Pierwsza z nich to worek bokserski, na którym możesz najpierw wyładować swoją agresję. Drugi sposób
to przedłużenie fazy koncentracji na oddechu, albo powtórzenie najpierw 100 mantr.
Jeżeli jednak twój umysł jest naprawdę niespokojny, jeśli jest to dla ciebie poważny problem, wówczas na
pewno nie powinieneś medytować. Spróbuj najpierw poprawić sytuację, wpłyń na nią na praktycznym
poziomie i potem przejdź do medytacji. Kolejna metoda to zwrócenie się z prośbą do Karmapy: " proszę
pomóż mi rozpuścić te przeszkody". Krótko mówiąc, jeżeli będziecie poszukiwać przejrzystej przestrzeni
znajdując się pod wpływem silnego gniewu, pożądania albo zazdrości, to uczucia te mimo wszystko będą
ją przesłaniać. Jeśli natomiast problem nie jest zbyt wielki, wówczas medytacja będzie pożyteczna.
Pytanie 6 Co mogę zrobić, jeśli znajduję się pod wpływem czyjegoś pola energii i nie mogę się od tej
zależności uwolnić?
Lama Ole Na twoim miejscu życzyłbym temu człowiekowi wszystkiego, co najlepsze, ponieważ przyczyna,
z powodu której nie możesz się od niego uwolnić, tkwi w tym, że masz wobec niego jakieś długi z
przeszłości. Wcześniej robiliście coś wspólnie i teraz was to wiąże. Jeżeli za każdym razem, gdy tylko
pomyślisz o tym człowieku, będziesz mu wybaczał i ofiarowywał wszystko, co najlepsze we
wszechświecie, wówczas pewnego pięknego dnia nie będzie istniało już nic, za co mógłby cię złapać.
Będzie musiał skapitulować. Współczucie zawsze jest najlepsze.
To my sami wybieramy, jak chcemy żyć. Decydujemy, z jakiego typu ludźmi i z jakiego typu sytuacjami
chcemy mieć do czynienia - sami ustalamy, na którym piętrze będziemy mieszkać.
Przez całe moje życie ludzie naokoło zawsze szukali przyczyny swoich problemów na zewnątrz - było tak
zresztą w całej historii ludzkości. Pamiętam, że na początku źli byli Niemcy - prześladowali mojego ojca,
to przez nich nie było mydła ani papieru toaletowego. Potem wszystkiemu winni byli Rosjanie, których
rakiety były wycelowane w moją starą, dobrą i miłującą pokój mamę w Kopenhadze. Kiedy po wyjściu z
wojska studiowałem na uniwersytecie, na początku odpowiedzialność za wszystko ponosili kapitaliści,
jeszcze później zaś imperialiści.
Następnie wyjechaliśmy na Wschód i przez kilka lat nie mieliśmy czasu na jakiekolwiek problemy,
ponieważ uczyliśmy się i medytowaliśmy. Po powrocie do domu usłyszeliśmy jednak, że wielu młodych
ludzi dlatego staje się homoseksualistami, że mieli bardzo surowe mamy. I wreszcie ostatni krzyk mody -
obecnie wszystkie neurotyczne kobiety są przeświadczone, że gwałcił je wujek, gdy leżały jeszcze w
kołysce.
Nie wiem jaki będzie następny trend, ale jaki by nie był, my jako buddyści nie możemy nikogo obwiniać.
Jeżeli wujek gwałcił nas w tym życiu, to my na pewno gwałciliśmy go w poprzednim. Gdziekolwiek
spojrzymy, wszędzie działa przyczyna i skutek. Zawsze sami wszystko stwarzamy i każdą korektę
powinniśmy zaczynać od siebie.
Pytanie 7 Kiedy zderzamy się z ohydą życia, nasza radość znika i czujemy się nieszczęśliwi. Co robić?
Lama Ole Poświęcajcie więcej energii praktyce, to w pracy z umysłem tkwi rzeczywiste rozwiązanie
każdego problemu. W końcu wszystko stanie się interesujące - obrazki nie będą już takie ważne, bardziej
istotne stanie się światło waszej świadomości.
Pytanie 8 Szanowny panie Nydahl. Powiedział pan, że jest pan bardziej programem niż człowiekiem. Czy
to znaczy, że jest pan bardziej robotem niż człowiekiem?
Lama Ole Nie. Bycie "programem" oznacza po prostu, że myślisz o innych, a nie o sobie. Robotami ludzie
stają się na skutek stereotypowych zachowań. Mam nadzieję, że nie jest to mój przypadek...Mówiąc
"program" chciałem wyjaśnić, że robienie tego, co dawniej obiecałem - pomaganie ludziom - jest dla
mnie najważniejsze.
Pytanie 9 Ole, co oznacza twoje imię? Czy to imię buddyjskie?
Lama Ole "Ole" oznacza "szczery", "bezpośredni". To taki haczyk, na który was łowię. "Nydahl" to "nowa
dolina" - jest taka dolina niedaleko Oslo.
Moje buddyjskie imię brzmi "Karma Lody Gjamtso", co oznacza "Ocean Mądrości", ale go nie używam.
Pytanie 10 Im dłużej praktykuję, tym bardziej szkoda mi czasu na puste rozmowy. Pracuję jednak z
kilkoma koleżankami i kiedy nie uczestniczę w plotkach, powstaje pewien chłód pomiędzy nami...
Lama Ole Powiedz: "Boli mnie gardło", albo: "Zastanawiam się nad czymś". Lub po prostu oświadcz:
"Jakoś w ogóle przestałam ostatnio dużo mówić". Czy one się obrażają?
Pytanie Tak, czasami się skarżą: "Dlaczego cały czas milczysz? Dlaczego nie chcesz z nami porozmawiać?"
A mnie po prostu nie chce się rozmawiać o niczym.
Lama Ole O jakichś zwyczajnych głupstwach - o mężach, dzieciach, czapkach? Staraj się słyszeć to jako
mantrę. Myśl: "Dzisiaj wszyscy mówią OM MANI PEME HUNG". W ten sposób nie będziesz się wciągała
we wszystkie te drobiazgi, dramaty zazdrości itd.
Pytanie 11 Jaki masz stopień wojskowy?
Lama Ole Byłem szeregowcem. Dowódcy próbowali mnie awansować, mianowali sierżantem itd., musieli
jednak z tego zrezygnować, bo sprawiałem im za dużo kłopotów - zupełnie zdemoralizowałem całą
kompanię. Robiliśmy straszne rzeczy - paliliśmy sprzęt, rozkręcaliśmy silniki... Z drugiej strony byłem
jednak dość sprytny, bo spędziłem w areszcie wojskowym w sumie tylko dwa tygodnie. Jeśli
dowiedzieliby się o wszystkim, czego dokonałem, siedziałbym w nim do tej pory.
Pytanie 12 Mam do ciebie, osobiście do ciebie, konkretne pytanie: czy wyparłbyś się wszystkiego tego, co
dziś mówiłeś, gdyby grożono ci śmiercią?
Lama Ole Nie sądzę, że możemy wyprzeć się czegoś, o czym jesteśmy naprawdę przekonani, gdyż to już
stało się częścią nas samych, w jakiś sposób nas zmieniło.
Pytanie Chciałbym usłyszeć konkretną odpowiedź: "tak" lub "nie"!
W historii Rosji palono chrześcijan, zakopywano ich żywcem, zabijano. Oni jednak nie wypierali się swojej
wiary.
Lama Ole Nie mówię, że buddyzm jest odpowiedni dla wszystkich. Różni ludzie jedzą różne rzeczy. Żenią
się z różnymi kobietami. Mogą mieć także odmienne spojrzenie na świat. Nigdy nie będę próbował
powiedzieć ci, co powinieneś myśleć. Po prostu, mówię, co sam myślę, ty zaś możesz wybrać, czy tego
chcesz, czy nie. Na samym początku powiedziałem: " Buddyzm nie misjonuje". Szanuję twoje poglądy, ale
buddyzm nie wierzy w męczenników. Myślę, że to zły styl, z obu stron. (sala bije brawo)
Pytanie I właśnie dlatego twoja religia błądzi! To wszystko! (Pytający wstaje i wychodzi)
Lama Ole Przykro mi, że nie mogłem ci pomóc.
Pytanie 13 Jak nauczyć się pomagać ludziom? Jak rozwinąć zdolność do pomagania innym?
Lama Ole To przede wszystkim kwestia współczucia. Jeżeli masz dużo współczucia, wówczas zawsze
będziesz starał się być tym, co jest potrzebne ludziom, co przynosi im pożytek.
W bardzo dużym stopniu zależy to również od tego, na ile jesteś gotów odsunąć na bok swoje własne
fochy, żeby zająć się kaprysami innych. Skoro mnie pytasz, powiem ci jak to wygląda w moim życiu. Nie
muszę w ogóle myśleć o sprawach związanych ze mną samym - co czuję, jak mi się powodzi itd.
Oszczędzam w ten sposób dużo czasu i mogę go wykorzystać dla przyjaciół. Im bardziej jesteś w stanie
zapomnieć o sobie, tym lepiej będziesz potrafił pomagać innym. Trzeba tylko chcieć.
Pytanie 14 Mówiłeś wcześniej o gniewie. Jak myślisz, czy istnieje różnica pomiędzy gniewem a irytacją?
Lama Ole Mówimy o 33 rodzajach uczuć, związanych z gniewem - o niechęci, nienawiści, nieufności itd.
Na pewno zasadnicze znaczenie ma to, jak głęboko są zakorzenione. Jeżeli mocno tkwią w umyśle, tak jak
na przykład silna, zadawniona nienawiść, wówczas lepiej ich unikać. Ale jeżeli odganiacie muchę, gdyż
przeszkadza wam w pracy, to jest to jak najbardziej naturalne.
Z buddyjskiego punktu widzenia, emocje takie zaczynają być niebezpieczne, gdy myślicie:
"Nie zrobiłbym dla niego niczego dobrego, nawet jeśli byłoby mu to bardzo potrzebne". Do tego
momentu w rzeczywistości wszystko jest w porządku.
Pytanie 15 W co zostaje przekształcony ból w praktyce tantrycznej?
Lama Ole Chodzi raczej nie o to, że ból zostaje przekształcony, lecz o to, że my możemy nagle wybrać, czy
chcemy zwracać na niego uwagę, czy też nie. Ból jest raczej reakcją fizyczną, niż przeszkadzającym
uczuciem. W ten sposób ciało mówi ci, że coś mu się nie podoba. Nie jest to emocja, którą możesz
przekształcić, lecz po prostu energia, z którą można nauczyć się pracować.
Pomyślcie o zwykłym człowieku, który musi iść do dentysty. Już tydzień wcześniej myśli: "To straszne,
dlaczego właśnie mnie się to przydarzyło?" Po zabiegu osoba taka również jest w złym nastroju. Istnieje
także drugi poziom, na którym prawie nie pamiętacie o całej sprawie, dopóki nie wylądujecie na fotelu.
Kiedy już do tego dojdzie, wiercicie się w nim oczywiście, gdyż odczuwacie ból, ale oprócz tego udaje się
wam wziąć numer telefonu od sympatycznej pani doktor, a kiedy schodzicie po schodach, znowu nie
pamiętacie już o kłopocie. To jest poziom wyzwolenia.
Jeżeli natomiast jesteście oświeceni, po prostu wysyłacie gdzieś swój umysł w czasie borowania i w
żadnen sposób nie interesujecie się całą procedurą. Żeby to osiągnąć, potrzeba jednak wiele czasu.
Pytanie 16 Czy może się zdarzyć, że praktyki wstępne nie przynoszą rezultatów? W jakim przypadku tak
bywa?
Lama Ole W rzeczywistości wszystko co robicie oddziałuje na wasz umysł. Można porównać go do
mechanizmu, zbudowanego na zasadzie wymiany - nieustannie coś do niego przenika i coś go opuszcza.
Można też popatrzeć na umysł jak na kulę ziemską. Wewnątrz jest gorąca i ruchoma, na zewnątrz
znajdują się natomiast płyty kontynentalne - europejska, atlantycka, czy też australijska. Czasem
wierzchnia warstwa nie jest zbyt gruba i jeśli zachodzą jakieś wewnętrzne przemieszczenia, dostosowuje
się do nich i wyrównuje - tak jak na Hawajach. W przypadku umysłu zachodzi to wtedy, kiedy ludzie nie
mają zbyt silnego ego, zbyt wielu uprzedzeń. Ich spotkanie z naukami podobne jest do zbiegu dwóch rzek
- myślą: "Tak, oczywiście"- i wszystko płynie dalej. Drugi przypadek można porównać z miejscem takim
jak Los Angeles. Warstwy tektoniczne są tam bardzo grube, jeśli więc nadejdzie duże trzęsienie ziemi, to
w obrębie 30 metrów wszystko ulegnie zmianie. Jeśli niczego nie odczuwacie, to widocznie na jakimś
poziomie umysłu blokują was wcześniej ugruntowane wyobrażenia o tym, co powinno, a co nie powinno
się wydarzyć. Ale zapewniam was: wszystko na świecie jest przyczyną i skutkiem. I kiedy wasze
doświadczenie utoruje już sobie drogę, to energia, którą nagromadziliście w czasie praktyki spowoduje
niezwykłe przeżycie. Naprawdę niezwykłe. Każda przyczyna, którą zasiewacie, przynosi skutek, czasami
jednak trzeba na to trochę poczekać.
Powiem wam jedną rzecz. Cel wszystkich buddyjskich praktyk jest niebywale prosty. Jest nim uwolnienie
się od obaw i oczekiwań. Chodzi o to, żebyśmy przestali tkwić w przeszłości, albo błądzić w przyszłości. To
wszystko, co jest potrzebne. Jeśli będziecie w stanie tego dokonać, wówczas wszystkie wasze właściwości
i moce naturalnie się przejawią. Siedzę tutaj teraz przed wami nie dlatego, że jestem nadzwyczaj mądry,
czy inteligentny, chociaż mam dużo życiowego doświadczenia. W rzeczywistości zadajecie mi pytania
dlatego, że mniej myślę. Jestem zawsze "tu i teraz", a nie w przeszłości lub w przyszłości. Nie mam
oczekiwań ani obaw. Po prostu robię to, co znajduje się przed moim nosem. To jedyna przyczyna.
Pytanie 17 Jak wychodzić z depresji?
Lama Ole Nie jest to proste. Myślę, że przede wszystkim powinniście naprawdę zdecydować się to zrobić
- postanowić, że najwyższa prawda jest najwyższą radością. Każdą sytuację starajcie się postrzegać od
strony tego, co jest w niej najlepsze i na tym oprzyjcie swoje działanie. Powinniście tego chcieć -
wiedzieć, że im więcej radości, tym więcej prawdy. Nie trzeba robić ze smutku niczego romantycznego.
Jest to raczej oznaka głupoty, coś czego należy się wstydzić.
Pytanie 18 Czy miłość potrzebuje konkretnego obiektu?
Lama Ole Zawsze radzę kobietom, które nie mogą znaleźć sobie mężczyzny, żeby zakochały się w miłości.
Czasami dodaję: "Zaopiekuj się kotem, który przez cały czas łazi po mieście, zamieszkaj w pobliżu komina,
który bez przerwy dymi, kup sobie radio, które hałasuje i którego nie można nastroić, wreszcie zaopatrz
się w termofor z ciepłą wodą...Wówczas nie będziesz potrzebowała już kłopotów z facetem. To jest
znacznie łatwiejsze."
Pytanie 19 Czy mądrość jest ważniejsza od miłości?
Lama Ole Mądrość bez miłości podobna jest do oczu - nie mogą one donikąd pójść. Natomiast miłość bez
mądrości podobna jest do nóg - potrafią biec, ale nie widzą celu. Mądrość i miłość trzeba połączyć ze
sobą.
Pytanie 20 Rok temu w Petersburgu przepowiedziałeś konflikt na południu Rosji, dokładnie tam, gdzie
teraz mają mejsce wydarzenia w Dagestanie. Jak wyjaśniłbyś to, że twoje prognozy się spełniły?
Lama Ole Prawie codziennie czytam doniesienia polityczne w mądrych gazetach oraz obserwuję umysły
ludzi. Dlatego wiem, że islam musi od czasu do czasu wybuchnąć. I będzie wybuchał coraz częściej...
Nawet jeżeli mężczyzna z łatwością dźwiga po fortepianie pod każdą pachą i ma wszystkie inne męskie
zalety, jego centrum to żeńskie właściwości. Oznacza to, że ci, którzy niepokoją i niszczą w sobie to
centrum - prześladują kobiety, szkodzą im, nie pozwalają im się rozwijać - nigdy nie zaznają spokoju.
Dlatego w zamkniętych społeczeństwach ludzie ci walczą ze swymi braćmi, albo z siostrzeńcami,
ponieważ jednak świat teraz się otwiera, oczywiste jest, że coraz częściej bedą atakować tych, którzy
myślą w inny sposób.
We wszystkich islamskich kulturach nieprzerwanie panuje ucisk, żadna z nich nie zaznała spokoju, żadna
nie stała się demokratyczna i tolerancyjna. Świat po prostu ma wielki problem - agresywną religię o
szybko rosnącej liczbie wyznawców. Chrześcijańska kobieta przeciętnie rodzi dwoje dzieci i wychowuje je
w wartościach humanistycznych, muzułmańska natomiast ma przeciętnie siedmioro dzieci i opowiada im
o męczeństwie i zemście.
Pytanie To nie jest problem religijny, tylko społeczny.
Lama Ole Nie, to jest problem religijny. Wszystkie religie muszą być przejrzyste i nie wolno im zadawać
nikomu cierpienia. Na pewno w konfliktach religijnych zabito więcej ludzi, niż w konfliktach etnicznych.
Wszystkie cywilizacje Ameryki Południowej zostały zniszczone przez chrześcijan, którzy uważali, że ich
prawda jest lepsza. Blisko sześć milionów kobiet spalono żywcem w średniowieczu, ponieważ ktoś wpadł
na pomysł, że były czarownicami. Nie można po prostu mówić: "Religia jest święta."
Najważniejsze i naprawdę święte są ludzkie szczęście i wolność, natomiast religie, prawa społeczne i
demokracja to tylko sposoby na osiągnięcie i ochronienie szczęścia.
Pytanie 21 Kiedy ostatnio doświadczałeś uczucia przygnębienia?
Lama Ole Pamiętam, że ostatnio byłem naprawdę zły w 1969 roku, gdy duży pies ugryzł małego. Nie
spodobało mi się to, ponieważ nie miał ku temu żadnego powodu.
Pytanie 22 Jestem bardzo biedny i niezbyt mądry, ty natomiast jesteś mądry i silny. Powiedz proszę, w
czym tkwi sekret życiowego powodzenia. Jak stać się mądrym, silnym i bogatym?
Lama Ole Chyba pomyliłeś mnie z moim tłumaczem (śmieje się). No cóż, przede wszystkim nie obgryzaj
paznokci...Gol się regularnie, poświęć trochę czasu na sport.
W rzeczywistości najlepszy sposób to dobre życzenia - myślę, że prawdziwa siła kryje się w miłości do
innych. Staraj się również traktować wszystko mniej osobiście, to również jest bardzo pożyteczne. Jeżeli
natomiast chodzi o bogactwo, to ożeń się z bogatą dziewczyną. To jest najszybszy sposób.
Pytanie 23 Jak praktykować mahamudrę w codziennych sytuacjach?
Lama Ole Staraj się mieć jak najmniej obaw i oczekiwań, jak najrzadziej przebywaj w przeszłości i w
przyszłości, myśl o każdej sytuacji tak, jakby była rysunkiem na wodzie. To co już się wydarzyło, minęło, to
co jeszcze nie nadeszło, nie istnieje. Ten moment jest zawsze doskonały. Spróbuj zrozumieć, że wszystkie
istoty są buddami, którzy jeszcze tego nie rozpoznali. Staraj się pojąć, że wszystko jest fantastyczne tylko
dlatego, że się wydarza - bez żadnego innego powodu. Doświadczaj każdego atomu jako połączonego w
całość poprzez miłość i wibrującego radością. Nie myśl: "Ja robię teraz coś dla ciebie", lecz działaj w "tu i
teraz". To jest dobra mahamudra. Potrzebujesz prostego zrozumienia, że nie musisz umrzeć, by znaleźć
się w Czystej Krainie ani szukać buddy gdziekolwiek na zewnątrz.

Pieśń dla uczonego


MILAREPA
_________

"Skłaniam się do stóp tłumacza Marpy


I odpowiadam pieśnią wielkiemu nauczycielowi.
Słuchaj znaczenia jej słów i niech nie zajmuje cię jedynie to,
Czy zgodne są z twoimi własnymi.
Najwyższe postrzeganie nie usiłuje niczego zobaczyć;
Oto promiennie przejrzysta natura umysłu.
Najlepszego, co można znaleźć, nie trzeba szukać;
Oto drogocenny skarb prawdziwej natury umysłu.
Najgłębszą sytość osiąga się dzięki temu, czego nie można zjeść;
Oto pożywienie medytacji, w której wszystko jest wyzwolone.
Pragnienie zaspokaja się najlepiej tym, czego nie można wypić;
Oto nektar oświeconej postawy.
Spoczywającej samej w sobie pierwotnej świadomości
Nie można opisać słowami.
Nie mogą jej urzeczywistnić ani niedojrzali "słuchacze",
Ani "osiągający wyzwolenie sami dla siebie".
Teoretycy nie mają do niej dostępu.
Najwyższą inicjacją jest zrozumienie tego,
Czego nie można dać ani otrzymać.
Najwyższy stopień można osiągnąć,
Jeśli zrozumie się to, co nie jest ani wysokie, ani niskie.
Ten kto pojmuje, że nie trzeba donikąd iść,
Podąża najwyższą drogą.
Najważniejsze jest zrozumienie tego,
Co nie zna ani narodzin ani śmierci.
Najdoskonalszym rodzajem właściwego poznania,
Jest zrozumienie tego,
Czego nie można zgłębić.
Ten kto pojął to, co nie jest ani duże ani małe,
Korzysta z najwyższego duchowego pojazdu.
Najwyższym sposobem praktykowania jest zrozumienie,
Że nie ma dobrego ani złego.
Najwyższym poglądem jest zrozumienie
Znaczenia niedualności.
Najwyższą medytacją jest wolność
Od ukierunkowania.
Najwyższym sposobem działania jest
Nie chwytanie i nie odpychanie.
Kiedy zrozumiesz to, czego nie można osiągnąć
dzięki pełnemu wysiłku dążeniu,
Osiągniesz najwyższy owoc.
Wielcy nauczyciele wywyższający się z powodu swych studiów,
Napompowani słowami uczeni,
I medytujący, którzy chwytają i odrzucają -
Wszyscy oni nie zrozumieli tych punktów.
Pragną wolności, wiążą się jednak sami sznurami dualistycznej chwytliwości.
Pragną wyzwolenia, są jednak spętani żelaznym hakiem
Lgnięcia do podmiotu i przedmiotu.
Chcąc uciec, pogrążają się jedynie coraz głębiej
W trzech światach kręgu egzystencji".

Będą prawdziwymi klejnotami...


LAMA OLE NYDAHL
_________

W języku tybetańskim słowo określające Oświecenie brzmi "sang - dzie" (oczyszczony - w pełni dojrzały).
Opisuje ono stan, który najłatwiej jest osiągnąć w przejrzystym i pełnym zaufania otoczeniu, przy użyciu
właściwych metod pozwalających skutecznie pracować z ciałem, mową i umysłem, oraz pod opieką
dobrego nauczyciela.
Od 2550 laty Budda (jako ostateczne Schronienie) i znaczące części jego 84000 nauk (jako droga rozwoju
dla różnych ludzi i kultur), dowodzą swej ponadczasowej aktualności i skuteczności. Również 254 reguły,
które regulują zachowanie się buddyjskich mnichów, lub też 350 ślubowań dla buddyjskich mniszek, są
jeszcze dzisiaj stosowane w klasztorach.
Kiedy buddyzm tybetański dotarł na Zachód, zainspirował przede wszystkim ludzi myślących niezależnie i
trzymających ster życia mocno we własnych rękach. Powstała nowa forma praktykowania buddyzmu -
oparte na przyjaźni i idealizmie ośrodki tworzone przez ludzi świeckich i joginów. Ich członkowie
mieszkają często razem lub możliwie jak najbliżej siebie i tworzą buddyjską propozycję również dla
innych, nie rezygnując jednak z pracy, czy też rodziny. Ludzie świeccy, dojrzali dzięki demokracji i
przejrzystości zachodnich społeczeństw, posiadający wykształcenie, zdolność do krytycznego myślenia i
dostęp do internetu, są dzisiaj przykładem, jak można bardzo skutecznie stosować buddyjską wiedzę w
życiu. Cieszą się mogąc umożliwić innym rozpoczęcie medytacji. Mimo że nauka Buddy, będąc po prostu
zdrowym rozsądkiem, pozwala skutecznie połączyć ze sobą mózg i serce, pełen życzliwości sposób życia,
któremu towarzyszy pogłębianie mądrości, nie jest wystarczający. Potrzebne są żywe wzorce. Dlatego ci,
którzy mieszkają w ośrodkach, lub je reprezentują są szczególnie ważni, a ich zachowanie jest dla innych
wskazówką i źródłem inspiracji do rozwoju. Przekazują oni pożyteczne środki i dają dowody, że
stosowanie ich przynosi rezultaty. Pojawiająca się na pewnym etapie praktyki pewność, że
uwarunkowane, lecz świadome kroki prowadzą do nieuwarunkowanego i trwałego celu, jest naprawdę
niezwykłym podarunkiem.
Jeśli wszyscy odwiedzający nasze ośrodki Diamentowej Drogi byliby wielkimi myślicielami i dzięki temu
potrafiliby w każdych warunkach obiektywnie ocenić zjawiska, wszystko byłoby łatwe. Widzieliby
wówczas zmienne nastroje pojedynczych buddystów lub grup jako odzwierciedlenie ich rozwoju na
drodze, która sama w sobie jest doskonała. Nie dzieje się tak jednaj często. Ludzie przychodzą już do nas
najwyraźniej z określonymi osobistymi oczekiwaniami i sposób, w jaki są przyjmowani, ma na nich
wyraźny wpływ.
Chociaż już sam prawdziwy i głęboki pogląd jest w stanie zainspirować najlepsze nawet głowy, nie ma
żadnych wątpliwości, że również jego emocjonalna oprawa musi być wystarczająco atrakcyjna, żeby
ludzie mogli w nim wytrwać i by rzeczywiście stał im się bliski. Dlatego tylko te ośrodki, w których
wyraźnie można poczuć atmosferę bliskości, rozluźnienia i przyjaźni i które oprócz naszych prowadzonych
medytacji oferują dodatkowo herbatę, zrozumiałe książki, buddyjskie czasopismo i trochę ludzkiego
zainteresowania, mogą oczekiwać, że nowe osoby przyprowadzą później do nich swoich znajomych. Bez
tego ciepła staniemy się jedynie egzotyczną, kulturową atrakcją dla tych, którzy w podobny sposób
zapatrzeni są w samych siebie, nie będziemy jednak w stanie nikogo przekonać, że nasz pogląd jest jego
poglądem i że z radością można nim żyć.
Nawet dysponując najlepszą jakościowo duchową propozycją trzeba dbać o zwyczajny, międzyludzki
kontakt. Tylko niewielu ludziom lub grupom udaje się nieprzerwanie promieniować dobrą energią i
prezentować nieodzowną elastyczność - nawet stabilne ośrodki mogą paść ofiarą drobnych problemów i
osobistej małostkowości. Dlatego musimy naprawdę chronić tych, którzy są rzeczywistymi
"producentami buddyzmu" - bez idealistów, którzy wykonują praktyczną pracę, na świecie nic się nie
wydarza.
O jakie doświadczenia na tym polu wzbogaciliśmy się na przestrzeni ostatnich 28 lat, w czasie tworzenia
naszych ośrodków na całym świecie?
Ważna jest przede wszystkim współpraca i to, żeby w grupie panowała przyjaźń. Zrozumienie tego, że
jeżeli jedna osoba się rozwija, w rzeczywistości wszyscy wygrywają, ma naprawdę głębokie znaczenie.
Powinniśmy być świadomi możliwości i potrzeb każdego z przyjaciół w centrum i robić wszystko co
możemy, by stworzyć innym jak najlepsze możliwości dalszego rozwoju. Znakiem rozpoznawczym
dobrego ośrodka jest umiejętność cieszenia się ze wspólnych osiągnięć, gdy wszystko idzie gładko i stania
ramię w ramię, gdy pojawiają się trudności.
Życie dowiodło, że jedzenie przynajmniej raz dziennie wspólnego posiłku przez mieszkańców środka
zacieśnia związki pomiędzy nimi - okazało się, że jest to rzeczywiście ważne.
Ludzie prowadzący ośrodki powinni także często razem medytować. Nawet jeśli pojawiają się na
medytacji tylko na chwilę, ponieważ być może wykonują akurat inne praktyki, przynosi to pożytek
zarówno im, jak też nowym osobom. Pomijając medytacje, które trzeba wykonywać samemu, wspólne
siedzenie przynosi najlepsze rezultaty.
Parafrazując słowa Churchilla z początku II Wojny Światowej: dzięki przewidywaniu można uniknąć
rozlewu krwi, przy pomocy właściwego nastawienia można zaoszczędzić sobie łez, bodhisattwa nie może
jednak wymigać się od potu. Ciężka praca jest nieodzowna i ponieważ w Europie mówi się, że trzeba 40
lat, zanim człowiek stanie się dorosły - Chińczycy twierdzą nawet, że dopiero po 60-tce stajemy się
naprawdę ludzcy - nie można oczekiwać, że wszystko po prostu samo się wydarzy.
Dotyczy to zarówno ośrodków, jak też ich mieszkańców i gości. Oświecone pola mocy przenikają, co
prawda, zarówno ludzi, jak też pomieszczenia już od pierwszego błogosławieństwa udzielonego przez
lamę, jednak doświadczamy ich jedynie stopniowo, na skutek zawziętości karmicznych wzorców i
nawyków. Mimo że przekaz Linii od samego początku towarzyszy każdej grupie Diamentowej Drogi,
zanim poszczególne ośrodki rozwiną rzeczywiste wglądy i nagromadzą doświadczenia, upłynie sporo
czasu.
W Danii minęło 25 lat, zanim ludzie nauczyli się współpracować ze sobą. Inne centra przez jakiś czas
sprawiają wrażenie doskonale funkcjonujących, dopiero później różnice dają o sobie wyraźnie znać. W
przypadku podobnych doświadczeń istotne jest to, byśmy potrafili postrzegać je jako część ścieżki i po
prostu robili dalej to, co jest do zrobienia. Tylko jeden z naszych ośrodków rzeczywiście w pewnym
momencie postanowił się rozwiązać. Była to pedagogiczna grupa dam z Hanoweru, pragnących
poświęcać więcej czasu swoim pociechom. Wydarzyło się to 20 lat temu i wkrótce przyjaciele z owego
ośrodka wyraźnie poczuli, że czegoś im jednak brakuje. Kiedy ktoś inny przejął całą odpowiedzialność,
wiele osób z wdzięcznością przyłączyło się znowu do centrum.
W rzeczywistości tylko niewielu ludzi posiada właściwą postawę i cieszy się niezbędnymi zewnętrznymi
warunkami, by w trwały sposób współpracować z innymi. Pewna wymiana jest również zdrowa i prawie
wszędzie nowe osoby płynnie przejmują zadania, z wykonywania których inni musieli zrezygnować z
powodów rodzinnych lub zawodowych.
W podobnych sytuacjach istotne znaczenie ma wdzięczność za wkład innych we wspólne działanie.
Ważne jest, by przyjaźnie nadal pozostawały żywe oraz by ci, na których dawniej spoczywała
odpowiedzialność, nadal otrzymywali informacje o najnowszych wydarzeniach. Korzystając z oferty
ośrodka i pomagając czasem w jego aktywności, buddyjscy "weterani" wzbogacają jego aktywność o
swoją praktyczną, życiową mądrość. Jednocześnie sami również odnoszą korzyść, mając kontakt z
przejrzystą i odmładzającą świeżością, jaką niesie ze sobą świadome życie dla pożytku innych.
Bogactwo naszych społeczeństw wiele umożliwia. Dzięki naszej pracy stają się one stopniowo coraz
bardziej otwarte na inspirujący styl życia ze Wschodniego Tybetu. Uważam, że naprawdę skutecznie czyni
to ludzi w naszych krajach bardziej wolnymi i sprawia, że się rozwijają. Związany z tym pogląd obejmuje
Wielką Pieczęć, przeznaczoną dla osób, których najsilniejszą emocją jest pożądanie, a także Wielką
Doskonałość bliższą tym, którzy są raczej gniewni. Sprawia on, że każde działanie i doświadczenie
uzyskuje oświecony kontekst. Jeżeli rozumiemy to, co się dzieje jako karmę istot, a ich zachowanie się
postrzegamy jako wyraz ich dojrzałości, życie staje się dla nas otwartą książką. W ten sposób wszystkie
wydarzenia staną się dla nas krokami na ścieżce, będziemy również w stanie coraz skuteczniej
wykorzystywać naszą życiową sytuację. Przyjaciele mogą pomagać sobie nawzajem w znalezieniu dobrej
pracy, pilnować dzieci kogoś, kto akurat medytuje lub też znaleźć mu miejsce, w którym mógłby
praktykować w odosobnieniu. Stopniowo, podobnie jak to miało miejsce w dawnych społeczeństwach,
powstają w ten sposób prawdziwe "buddyjskie klany", w których ludzie wiedzą, co mogą wnieść od
siebie, co i gdzie jest akurat potrzebne lub co można poruszyć z miejsca. To od nas samych zależy, czy
zmierzymy się z życiowymi wyzwaniami.
Pogląd, dający się określić słowami "zarówno to, jak też to", możemy przekazywać dopiero wówczas, gdy
jest zrozumiały dla poszukującego sensu świata. Powinniśmy również w lekki, wolny od dogmatów
sposób przekazywać innym naukę, że każdy stwarza swoje piekło lub niebo przy pomocy własnych myśli,
słów, działań i poglądu. Jeżeli jednocześnie podkreślamy wolność umysłu i samodzielność istot, dajemy
światu niepowtarzalny podarunek. Jednoczy on najwyższy pogląd, iż każdy posiada naturę buddy, a świat
zjawisk jest Czystą Krainą, z krytyczną wiedzą o uwarunkowanych wydarzeniach zachodzących w świecie.
Dzięki życiowej dojrzałości, medytacjom otwierających dostęp do ponadosobistych stanów umysłu i
radości z rzeczywistego rozwoju, nasze ośrodki będą prawdziwymi klejnotami.

Pięcioraka ścieżka
PAUL WAIBL
_________

Pojęcie "pięcioraka ścieżka" opisuje nasz rozwój. Nie ma ono zastosowania na najwyższym, absolutnym
poziomie - tu wszystkie właściwości umysłu są już obecne i manifestują jego prawdziwą naturę. Na
początku nie potrafimy czerpać z tego faktu żadnych bezpośrednich korzyści, na dłuższą metę ma on
jednak ogromne znaczenie. Gdybyśmy nie posiadali już teraz wszystkich doskonałych właściwości
oświecenia, cały nasz wysiłek ukierunkowany na urzeczywistnienie go, nie miałby żadnego sensu. Dlatego
Gampopa w swoim klasycznym dziele "Klejnotowa ozdoba wyzwolenia", zaczyna opis Diamentowej
Drogi, którą podążamy, od wyjaśnienia czym jest natura Buddy. Stwierdza, że natura Buddy jest przyczyną
oświecenia, co oznacza, że wszystkie posiadające świadomość istoty mogą ją osiągnąć.
Mamy już wszystkie właściwości, które przejawiają się w pełni w chwili oświecenia, mieliśmy je zawsze.
Można to wyrazić inaczej: prawdziwa natura umysłu nie stanie się lepsza pod wpływem oświecenia ani
gorsza pod wpływem pomieszania. Kolejne wyjaśnienie mówi, że między podstawą, a owocem nie ma
żadnej różnicy. Oczywiście ta prawda znowu dotyczy absolutnego poziomu. Podstawa oznacza prawdziwą
naturę umysłu, taką jaka jest, a owoc oznacza jej urzeczywistnienie, rozpoznanie jako takiej. Na
ostatecznym poziomie obie te rzeczy są identyczne. Nie pojawiają się tu żadne nowe jakości. Myśląc
logicznie, gdyby musiały się one dopiero rozwinąć i były zależne od jakichś określonych warunków, to, co
by powstało, można by znowu utracić. Dlatego, przynajmniej w naszej tradycji, w ten właśnie sposób
rozumiemy wyjaśnienia, które Budda zawarł w trzecim cyklu swoich nauk, dotyczącym natury umysłu.
Zgodnie z nimi, wszystkie doskonałe właściwości umysłu, takie jak radość, mądrość, czy współczucie, były
zawsze naszą prawdziwą naturą, a cały rozwój polega jedynie na usuwaniu zasłon i zaciemnień, które
sprawiają, że nie możemy tego doświadczyć. Przyczyną i źródłem właściwości budzących się na ścieżce
jest sam umysł. Można to zilustrować używając jako przykładu słońca - nieważne, jak bardzo
zachmurzone jest niebo, słońce i tak świeci, nie można go jedynie zobaczyć. Zasłony i zaciemnienia
umysłu są jak chmury - kiedy się je usunie, widać to, co było za nimi obecne przez cały czas. Inne
porównanie mówi o diamencie leżącym w błocie. Na początku wcale nie widać, że jest to drogocenny
kamień. Od czasu do czasu być może przez chwilę zabłyśnie, ale dopiero kiedy weźmiemy go do ręki,
usuniemy brud i wypolerujemy, ujawnią się wszystkie jego właściwości. Jednocześnie jest to ten sam
klejnot, który leżał na ulicy - wtedy jego właściwości po prostu nie były widoczne.
Budda nauczał, że tak samo jest z naturą naszego umysłu i naszymi właściwościami. Dzięki praktyce nie
można wprowadzić do umysłu mądrości, współczucia czy innych doskonałych właściwości oświecenia -
gdyby było to możliwe, nie byłyby one absolutne, gdyż wszystko co przychodzi, musi również odejść.
Do tej pory patrzyliśmy na umysł tylko z lotu ptaka, z absolutnego poziomu.
Jednocześnie, chociaż wszyscy mamy wszystkie doskonałe właściwości, nie doświadczamy ich. Tym, co
rzeczywiście przeżywamy, są wyłaniające się z niewiedzy stany umysłu, które przeszkadzają nam w
rozpoznaniu naszej prawdziwej natury. Ponieważ jednak to oświecenie jest najgłębszą prawdą o nas, trud
usuwania zasłon opłaca się - nie znajdziemy pod nimi tylko kolejnych warstw zanieczyszczeń, nie trafimy
również na nicość. Przyczyną wszystkich zaciemnień, z powodu których cierpimy, jest podstawowa
niewiedza - u wszystkich taka sama. Również zasłony i zaciemnienia są takie same i proces pozbywania
się ich przebiega u różnych istot podobnie.
Istnieją oczywiście pewne indywidualne różnice. Jedni podążają ścieżką szybciej, inni wolniej, w życiu
niektórych ludzi pewne fazy rozwoju mijają błyskawicznie, podczas gdy innym zabierają one całe kalpy.
Zależy to od metod, które stosujemy, a także od intensywności naszej praktyki i od tego, jak zręcznie ją
wykonujemy. Jednocześnie to, co zostaje oczyszczone i to, co zostaje osiągnięte, jest zawsze takie samo.
Nauki Buddy opisują, w jaki sposób stopień po stopniu przebiega nasz rozwój. Nie mówią o szczegółach,
takich jak na przykład osobiste doświadczenia na ścieżce, ponieważ te zależą od wielu czynników. Istnieje
jednak ogólny wzorzec rozwoju - właśnie ów schemat opisuje pięcioraka ścieżka.
Jest to rzeczywiście ogólny wzorzec - pojęcia pięciu ścieżek używa się zarówno w hinajanie, jak też w
mahajanie. Istnieją jednak również inne systemy. Na przykład w terminologii mahamudry mówi się o
czterech jogach, które z kolei dzielą się na trzy stopnie: mały, średni i duży. W tekście Nyndro znajduje się
nawet modlitwa XIII Karmapy, której fragment brzmi: "Obyśmy urzeczywistnili dwanaście jog". Poziomy
te określają kolejne doświadczenia powstające w umyśle praktykującego Wielką Pieczęć. Zasadniczo
klasyfikacja ta jest identyczna z pięcioraką ścieżką, stosuje tylko inną terminologię.
Dlaczego potrzebujemy jednak w ogóle informacji o celu i drodze?
Z jednej strony świadomość tego, jakie doskonałe właściwości wyrażają oświecenie jest źródłem
prawdziwej inspiracji, z drugiej zaś wiedza ta pomaga nam w ocenie własnego rozwoju. Jeżeli ktoś
medytuje już kilka lat, często zadaje sobie pytanie, co mu to rzeczywiście dało i co powinno się zmienić w
jego umyśle na skutek praktyki. Na pewno po jakimś czasie pracy z umysłem powinniśmy lepiej
funkcjonować, mieć mniej przeszkadzających uczuć, więcej współczucia, nie brać samego siebie tak
poważnie itd. Takie są powszechne wyobrażenia i są one słuszne. Ale o co tak naprawdę chodzi? Często
jest to trudne do uchwycenia. Dlaczego stosujemy metody, co jest naprawdę ich celem? Kiedy słyszymy
wtedy o poszczególnych fazach rozwoju, uzyskujemy jego wyraźny obraz i możemy lepiej ocenić, na jakim
etapie się właśnie znajdujemy. Na przykład w opisie "dużej drogi nagromadzenia" jest mowa o stanach
wchłonięcia medytacyjnego. Kiedy o tym słyszymy, możemy pomyśleć: "OK, a jak to wygląda w moim
przypadku? Czy te kryteria w ogóle pasują do mnie, czy też nie?" Może to być bardzo pomocne, bowiem
każdy praktykujący ma trudności z oceną własnego rozwoju.
Bardzo ważne jest tutaj posiadanie nauczyciela, który przeszedł już całą drogę lub znaczną jej część. Może
on nam jasno powiedzieć, co warto rozwijać, a z czego powinniśmy zrezygnować. Często nie mamy
jednak możliwości, by porozmawiać z nauczycielem o naszych doświadczeniach i własna wiedza może
nas uczynić bardziej samodzielnymi. Nie może ona oczywiście zastąpić nauczyciela, to w ogóle nie
wchodzi w grę. Chodzi raczej o jasne, wyraźne wyobrażenie, dokąd zmierzamy i gdzie się akurat
znajdujemy.
Kiedy bierzemy do ręki "Klejnotową ozdobę wyzwolenia" i czytamy o pięciorakiej ścieżce, spotykamy się z
całą masą różnorodnych terminów. Postaram się teraz wyjaśnić szerzej niektóre z nich.
Pierwszą drogę nazywa się "drogą nagromadzenia", drugą - "drogą połączenia", (lub "przeprowadzenia"),
trzecią jest "droga widzenia", następną "droga medytacji", a ostatnią "droga nie uczenia się więcej". Te
pięć moglibyśmy dalej dzielić i wreszcie otrzymalibyśmy coś, co nosi nazwę "trzydziestu siedmiu
czynnikow oświecenia" - ja też nie znam ich na pamięć, więc nie wpadajcie w panikę. Te trzydzieści
siedem czynników to znane nam wszystkim właściwości umysłu - pewna ich grupa to sześć
wyzwalających działań, o których na pewno słyszeliście.
Pozbywając się z umysłu splamień - przeszkadzających emocji, negatywnej karmy, niewiedzy itd. - na
początku mamy do czynienia z "grubymi", wyraźnymi zasłonami. Następnie usuwamy jedną warstwę
przeszkód po drugiej, aż staną się one coraz delikatniejsze. Im dalej na ścieżce się znajdujemy, tym
subtelniejsze są zasłony umysłu i tym wyraźniej promieniują jego doskonałe, pierwotne właściwości. Z
czasem proces rozwoju staje się więc coraz ciekawszy.
Na przykład istnieje sposób opisywania rozwoju poprzez kolejne stopnie bodhisattwy - są to
doświadczenia kogoś, kto już urzeczywistnił sześć wyzwalających działań (paramit). Na każdym z owych
poziomów, zwanych "bhumi", pojawiają się określone moce. Na pierwszym stopniu bodhisattwy można
się manifestować w stu formach, aby przynieść pożytek istotom; na drugim jest tych emanacji tysiąc, na
trzecim dziesięć tysięcy, a na wyższych poziomach nie sposób ich już zliczyć. Na przykład o Karmapie,
który jest bodhisattwą na dziesiątym stopniu, mówi się, że tak jak Budda Siakjamuni może się on
manifestować równocześnie w dziesięciu miliardach światów, w dodatku wszystkie jego formy mają
swoje wypromieniowania. Słysząc o takich właściwościach, możemy sobie zdać sprawę ze skali
możliwości umysłu. Zacznijmy jednak skromnie. Na drodze nagromadzenia, jak sama nazwa na to
wskazuje, gromadzimy zasługę i tworzymy podstawę dalszego duchowego rozwoju. Oczywiście, jeszcze
zanim na nią wkroczymy, musimy przejść długą ścieżkę. Jeżeli chodzi o mahajanę, którą wszyscy chcemy
praktykować, droga nagromadzenia zaczyna się wtedy, gdy przyjmujemy schronienie i rzeczywiście
pragniemy osiągnąć pełne oświecenie dla dobra wszystkich czujących istot. W małej drodze
nagromadzenia chodzi najpierw o to, byśmy rozwinęli właściwe zrozumienie, odpowiedni pogląd.
Powinniśmy pojąć, skąd się biorą zasłony i zaciemnienia, jak można się ich pozbyć, jak powstaje mądrość,
jakie właściwości chcemy osiągnąć i od czego chcemy się uwolnić. Na tym etapie nie chodzi o głębokie
doświadczenie pustki, lecz o właściwe zrozumienie podstaw. Rozwijamy tu pewne właściwości, unikamy
coraz skuteczniej nawykowych, szkodliwych zachowań, coraz zręczniej pielęgnujemy to, co pozytywne
oraz rozwijamy miłość i współczucie.
Na poziomie medytacyjnym, który jest wyższym etapem drogi nagromadzenia, coraz bardziej pogłębiamy
te właściwości podczas medytacji. Przede wszystkim w coraz większym stopniu uspokajamy umysł. Kiedy
jesteśmy już w tym naprawdę stabilni, nadchodzi czas na ścieżkę przeprowadzenia. Ten etap praktyki nosi
taką nazwę, ponieważ jest przejściem do prawdziwego poznania, do stanu, w którym nie tylko jesteśmy
już wolni od wątpliwości i dysponujemy pewną wiedzą i doświadczeniem, ale posiadamy również
bezpośredni wgląd w pustkę. Kiedy znajdziemy się na tym poziomie, będzie to oznaczało, że staliśmy się
już bardzo zaawansowanymi praktykującymi. Nie chodzi tu jedynie o poziom intelektualny, lecz o
prawdziwe, głębokie doświadczenia medytacyjne, które są prawie równoznaczne z całkowitym
urzeczywistnieniem.
By to wyjaśnić, nauczyciele często używają przykładu księżyca, który odbija się w wodzie. Na ścieżce
przejścia patrzymy na owo odbicie - chociaż nie jest ono jeszcze księżycem, wiemy już o co chodzi.
Kiedy po raz pierwszy rozpoznamy naturę umysłu - a tego wglądu nie można już utracić, ilekroć się do
niego odwołujemy, zawsze jest obecny - jest to droga widzenia. Niektórzy wyjaśniają to tak, że droga
widzenia to samo tylko doświadczenie wglądu po raz pierwszy, natomiast to co następuje, kiedy
przechodzimy od stanu wchłonięcia medytacyjnego do codziennej aktywności, jest już ścieżką medytacji.
Droga medytacji polega na przenoszeniu poznania natury umysłu do obszaru zwyczajnych działań, dzięki
czemu coraz bardziej zbliżamy się do całkowitego urzeczywistnienia i pogłębiamy swój wgląd aż do
dziesiątego stopnia bodhisattwy. Etap ten nazywany jest też "ścieżką kultywowania".
Z dziesiątego stopnia bodhisattwy przechodzimy na następny poziom - wkraczamy na "drogę nie uczenia
się więcej". Jest to stan pełnego oświecenia. Inaczej nazywa się to spełnienie "diamentowym samadhi".
Na tym ostatecznym poziomie najsubtelniejsze zasłony i przeszkody są usunięte, wkraczamy więc w
obszar, którego nie można już właściwie określić mianem drogi - jest to "stan nie uczenia się więcej",
doskonały stan Buddy. Tak ogólnie można opisać te pięć ścieżek.
To, jak szybko się je przemierza, zależy miedzy innymi od metod. Jeżeli stosujemy ogólne środki
mahajany, wówczas na osiągnięcie stanu buddy będziemy potrzebowali trzech kalp (jedna kalpa to okres
czasu od powstania wszechświata do jego rozpadu). Niektórzy mówią jednak o siedmiu, inni o
dwudziestu jeden kalpach, w zależności od wysiłku, jaki się wkłada w praktykę. Na ogół jednak zakłada
się, że w pierwszej kalpie przechodzimy pierwsze dwie ścieżki, w następnej kolejne dwie itd. Z drugiej
strony, jeżeli stosujemy metody wadżrajany, możemy w ciągu jednego życia przejść wszystkie pięć
ścieżek. Jest to spory skrót... Porównanie to pokazuje, jak potężne są metody Diamentowej Drogi, jeżeli
naprawdę potrafimy je zastosować.
Praktykujących hinajanę czy też therawadę można podzielić na "słuchaczy" (śrawaków) i "samo
urzeczywistniających" (pratjekabuddów). Owocem praktyki pratjekabuddy jest całkowita wolność od
cierpienia, brak ego. Odciął on u korzenia wszystkie przeszkadzające uczucia, zasłony i zaciemnienia
związane z iluzją "ja" i usunął tym samym przyczyny odrodzenia się w uwarunkowanym świecie. Z tego
poziomu nie można już z powrotem osunąć się w samsarę, nie jest się jednak aktywnym dla dobra
wszystkich istot. Pratjekabudda przez długi czas cieszy się swoim stanem, w końcu jednak buddowie go
budzą: trzeba działać dalej, jest jeszcze jest roboty!
Urzeczywistnienie pratjekabuddy jest bardzo głębokie - według niektórych komentarzy jego wgląd w
pustość zjawisk jest równy wglądowi bodhisattwy na siódmym stopniu.
Owocem praktyki śrawaków jest stan arhata. Niektórzy arhaci medytują w grupach, inni natomiast
samotnie. Ci którzy praktykują samotnie, przez jedno życie idą ścieżką nagromadzenia, a w czasie
następnego mogą przejść wszystkie cztery pozostałe etapy (a więc drogę "przejścia", "widzenia",
"medytacji" i "nie uczenia się więcej" - w ich przypadku stanu arhata).
Jest to również możliwe, kiedy pracuje się z metodami tantrycznymi. Zdarzają się przypadki przejścia
wszystkich ścieżek w trakcie jednej sesji medytacyjnej, jak miało to miejsce w przypadku króla
Indrabodhi, który otrzymał inicjację od historycznego Buddy. Tak szybka realizacja jest możliwa, chociaż
zdarza się bardzo rzadko.
Czas nauki Buddy dzieli się na okresy - niektórzy mówią, że trwają one po pięćset, inni, że po tysiąc lat. W
pierwszym okresie bardzo wielu praktykujących osiąga rezultat, przemierzając pięć ścieżek bardzo
szybko; w drugim muszą oni wiele medytować, w trzeciej fazie zdobywają przede wszystkim wiedzę,
niezbędną do pozbycia się pomieszania, w czwartej najważniejszą rolę pełnią zewnętrzne ślubowania, a
w ostatniej praktyka chyli się już ku upadkowi. Jeżeli podzielimy okres od czasów Buddy na pięćsetletnie
fazy, okaże się, że żyjemy pod koniec ostatniej. Możemy sobie wyraźnie uświadomić ten mechanizm,
poznając życiorys Buddy. Za jego czasów wielu ludzi bardzo szybko otrzymywało rezultaty. Jeden z
pierwszych pięciu uczniów Buddy doświadczył przebudzenia, kiedy po raz pierwszy usłyszał wyjaśnienia o
czterech podstawowych prawdach. Określenie "sanga" oznaczało pierwotnie wsólnotę tych, którzy
osiągnęli urzeczywistnienie i rozwinęli poszczególne doskonałe właściwości.
Istnieją również podobne historie o Diamentowej Drodze. Król Indrabodhi, o którym już wspomniałem,
nie tylko sam bardzo szybko osiągnął oświecenie, lecz trzykrotnie udzielił nauk, dzięki czemu wszyscy w
jego królestwie doświadczyli głębokiego wglądu i przenieśli się do Czystych Krain.
Milarepa mówił, że jeżeli wkłada się w praktykę Diamentowej Drogi wszystkie siły, można przejść od drogi
"nagromadzenia" do drogi "nie uczenia się więcej" w ciągu jednego życia. Jeżeli jednak chcemy spojrzeć
na to wszystko realistycznie, powinniśmy zdać sobie sprawę z dwóch rzeczy.
Z jednej strony, wszystko jest możliwe tu i teraz. Odwołujemy się do tej prawdy bardzo silnie w praktyce
Diamentowej Drogi, np. w Guru Jodze Milarepy wyraża się życzenie: "udziel mi swego błogosławieństwa,
abym teraz, w trakcie tej sesji medytacyjnej, osiągnął oświecenie". Istnieją również takie modlitwy w
Guru Jodze VIII Karmapy i w innych tekstach. W Diamentowej Drodze cel staje się drogą, dlatego nazywa
się ją też "pojazdem owocu" - na ścieżce do oświecenia budzimy w sobie po prostu właściwości, które
zawsze posiadaliśmy, które od nie mającego początku czasu były naszą prawdziwą naturą.
Z drugiej strony powinniśmy spojrzeć na iluzoryczne, przemijające splamienia - nie są one wprawdzie
rzeczywiste, ale na razie skutecznie uniemożliwiają nam doświadczenie naszej prawdziwej natury.
Żebyśmy mogli przejrzyście zobaczyć całą naszą sytuację, potrzebujemy pewnych informacji na temat
pięciu ścieżek.
Dla większości z nas odpowiednia jest w tej chwili "ścieżka nagromadzenia". Od tego zaczynamy. Samo
rozpoczęcie przez nas praktyki poprzedza nieskończona ilość żywotów, w czasie których gromadziliśmy
zasługę. To dzięki niej możemy praktykować - jesteśmy ludźmi, mamy wystarczająco sprawne narządy
zmysłów, jesteśmy otwarci na nauki, posiadamy współczucie i zaufanie, że prawo przyczyny i skutku
działa oraz że coś takiego jak oświecenie istnieje. Są to wewnętrzne warunki.
By móc korzystać z metod Buddy potrzebujemy również zewnętrznych warunków - wykwalifikowanego
nauczyciela, który może nam przekazać nauki, odrodzenia się w kraju w którym można je spotkać i wolno
je praktykować, nieprzerwanej linii przekazu itd. Zejście się razem wszystkich tych okoliczności, dzięki
którym możemy podążać ścieżką, jest efektem naszego wcześniejszego rozwoju.
Drogę nagromadzenia można podzielić na trzy etapy, z których każdy dzieli się na cztery kolejne, tak że
ostatecznie możemy mówić o dwunastu właściwościach. Na początku chodzi o cztery rodzaje uważności -
względem ciała, uczuć, umysłu i zjawisk.
Pierwszym z nich jest uważność względem ciała. Na poziomie sutr (który jest podstawą dla Diamentowej
Drogi) chodzi tu o to, jaki jest nasz stosunek do ciała, uczuć, umysłu i jakie mamy podejście do natury
zjawisk. Uważność oznacza, że jasno rozumiemy te cztery rzeczy. Oczywiście, jeżeli przyjrzymy się temu
dokładniej, okaże się, że w uważności tej chodzi o dodanie doświadczenia do pojęć. Poddajemy po prostu
dokładnej analizie to, co nazywamy naszą osobą i to co jako ta osoba przeżywamy. Patrzymy na przykład,
jak postrzegamy i odbieramy nasze ciało. Dlaczego właśnie ciało badamy w pierwszej kolejności?
Ponieważ przywiązanie do ciała jest podstawą naszego zwykłego samsarycznego przeżywania. Z czego
składa się więc nasze ciało? Do czego odwołujemy się, myśląc o naszym ciele? Zazwyczaj myślimy, że
jesteśmy ciałami i mamy wrażenie, że ciało jest czymś trwałym. Wiemy wprawdzie, że nie jest
niezmienne - życie daje nam wiele okazji, byśmy mogli się o tym przekonać, chociaż istnieje oczywiście
armia ludzi, którzy zarabiają masę pieniędzy na tym, żeby nie było tego widać. Za nasze pieniądze
pielęgnują nasze złudzenie. Zwykle automatycznie uważamy nasze ciało za centrum wszechświata,
identyfikujemy się z nim. Kiedy ktoś mówi nam komplement, na przykład "masz ładne oczy", czujemy, że
zwraca się bezpośrednio do nas, a kiedy dodaje " ale nos mógłby być zgrabniejszy", nie jesteśmy już tak
zadowoleni. Kiedy siedzimy u dentysty, który jeździ nam wiertłem po nerwie, na ogół też bierzemy to
bardzo osobiście. Identyfikujemy się nawet z palcami u nóg...Nie jest to problemem dopóty, dopóki nie
wynika z tego cierpienie.
Jeżeli rozwiniemy uważność względem ciała, będzie nam łatwiej to poczucie trwałości przezwyciężyć -
uświadomimy sobie, że ciało podlega ciągłym zmianom, że ani przez chwilę nie jest takie samo. Tak
dobrze znane nam poczucie trwałości jest po prostu naszym nawykowym lgnięciem.
Zwykle postrzegamy ciało jako czyste. Mówią o tym również nauki Diamentowej Drogi, ale na ogół zanim
usłyszymy je po raz pierwszy i naprawdę pojmiemy, rozumiemy przez to pojęcie zewnętrzne piękno,
gładką skórę itd. Jeżeli uświadomimy sobie, z czego składa się nasze ciało - co znajduje się pod skórą, jak
wyglądałoby bez niej - być może nie uznamy go już za czyste. To z kolei oznacza, że być może nasze
zrozumienie czystości było bardzo powierzchowne. Te wyjaśnienia pochodzą z poziomu therawady i
ogólnego poziomu sutr - brzmią dosyć dramatycznie, ale mogą być pomocne w rozpuszczeniu
przywiązania do ciała.
Nauka Diamentowej Drogi mówiąca o czystości ciała w rzeczywistości oznacza, że prawdziwa natura
zjawisk wykracza poza pojęcia czystości i nieczystości. To, że postrzegamy jako piękną twarz młodej
modelki lub profil przystojnego aktora, jest związane z naszymi wyobrażeniami. Tymczasem chodzi o to,
że tak naprawdę piękno i brzydota nie są przypisane do rzeczy - są względne, zależą od stanu naszego
umysłu i sposobu postrzegania. Można też powiedzieć, że to, co uważamy za piękne składa się z wielu
elementów, które uważamy za brzydkie. Patrzymy na kogoś i mówimy: "jaka piękna twarz", ale jeśli
przyjrzymy jej się z bliska - temu, z czego się składa - być może wszystkich tych naczyń krwionośnych i
kawałków skóry nie zaliczymy do kategorii pięknych. Jeżeli te elementy są ze sobą połączone i w
określonym przedziale życia właściwie zaprezentowane, uważamy je za piękne i czyste, jeśli jednak tak
nie jest, nie używamy tych słów.
Z punktu widzenia Diamentowej Drogi, ciało jest czyste w tym sensie, że jest podstawą do osiągnięcia
oświecenia, że np. w ciele wypromieniowania, czyli w stanie radości, manifestujemy się dla dobra istot.
Istnieją wyjaśnienia o esencjach, kanałach energii i wiatrach, które opisują, w jaki sposób ciało i umysł są
ze sobą połączone i jak można wykorzystać ten system, żeby osiągnąć urzeczywistnienie. W pracy z fazą
budowania i spełniającą uważność względem ciała polega na koncentracji na jego czystym aspekcie.
Następuje to, kiedy medytujemy na siebie samego jako na formę z energii i światła, używa medytacji, w
których pracuje się z systemem energii w ciele - krótko mówiąc, kiedy wykorzystujemy ciało, by osiągnąć
oświecenie. Uważność względem ciała jest więc inna na ogólnym poziomie sutry i w Diamentowej
Drodze.
Czystość w Diamentowej Drodze oznacza, że pozostajemy poza wyobrażeniami o czystości bądź
nieczystości, które zwykle projektujemy na rzeczy. Wszystko, co się przejawia, jest czyste, ponieważ w
swej istocie nie jest czymś, jest puste. Rozumiecie, o co chodzi? Jeżeli nie, użyjmy czegoś jako przykładu -
niech to będzie kupa gnoju, gdyż prawdopodobnie dobrze oddaje ona nasze wyobrażenie o czymś, co nie
jest piękne. Myślimy często, że jest czymś nieczystym, wręcz wstrętnym. Ktoś mógłby jednak powiedzieć,
że miliardy much na całym świecie nie mogą się przecież mylić. Kto więc ma rację?
Chodzi o to, że pojęcie czystości i nieczystości nie zależy od rzeczy, ale od tego, w jaki sposób je
przeżywamy. Zazwyczaj trzymamy się wyobrażenia, że zjawiska istnieją same w sobie, że mają określone
cechy. Na tym polega właśnie nasza niewiedza. Przypisujemy rzeczom cechy, których nie można się tak
naprawdę w nich doszukać - własności te, to jedynie nasze wyobrażenia i nawyki. Czystość w buddyzmie
Diamentowej Drogi polega na tym, że ponieważ jakakolwiek nieczystość jest iluzją, można się od tego
ograniczenia uwolnić i postrzegać świat bez zabarwionych karmicznie okularów. Jeżeli więc ogólne nauki
mahajany mówią, że ciało nie jest czyste, oznacza to co innego niż w wadżrajanie. Ponieważ tak silnie
identyfikujemy się z naszym ciałem, nasza uważność względem niego powinna pomóc nam w
rozpuszczeniu tej niepotrzebnej tendencji. Chodzi o to, byśmy zrozumieli, że nie można w nim znaleźć
żadnego "ja" i doświadczyli tego w medytacji.
Drugi rodzaj uważności polega przyjrzeniu się naturze uczuć. To emocje określają naszą rzeczywistość - na
skutek nich doświadczamy rzeczy jako przyjemnych lub nieprzyjemnych. Lgniemy do zjawisk lub
uciekamy przed nimi, identyfikujemy się z uczuciami i czujemy się z tego powodu dobrze lub źle. Dzieje
się tak dlatego, iż przypisujemy uczuciom rzeczywiste istnienie. Kiedy uważniej im się przyjrzymy,
zauważymy, że nie mają żadnej trwałej esencji. To pozwoli nam się uwolnić od zależności, które ze sobą
niosą.
Uważność dotycząca umysłu oznacza zobaczenie, że zazwyczaj identyfikujemy się z tym, co się w nim
pojawia, co przeżywamy. Powinniśmy zadać sobie pytanie, co jest rzeczywistą naturą tego, co
przeżywamy i tego, kto przeżywa. Odpowiadając sobie na nie uzyskujemy pewną przejrzystość. Po prostu
poddajemy nasz zwykły sposób postrzegania sprawdzianowi i wytwarzamy poprawny.
Czwarty rodzaj uważności dotyczy zjawisk, obiektów przeżywania. Otoczenie dostarcza nam całej masy
wrażeń. Podobnie jak w przypadku umysłu, powinniśmy przekonać się, że w rzeczach materialnych nie
ma niczego naprawdę realnego, niczego co istniałoby samo w sobie. Wszystko powstaje w zależności od
warunków i ma wiele przyczyn. Jeżeli uważnie przeanalizujemy, co jest istotą wszystkiego co się wydarza,
nie znajdziemy niczego trwałego - niczego, co istniałoby niezależnie.
Na ścieżce nagromadzenia chodzi więc przede wszystkim o rozwinięcie przejrzystości. Na początku
zaczynamy intelektualnie rozumieć jakimi rzeczy są, potem staramy się do tego odkrycia przyzwyczaić -
rozmyślamy o nim i staramy się również poczuć tę prawdę podczas medytacji. Na razie jednak
centralnym punktem naszej praktyki nie jest jeszcze bezpośrednie doświadczenie pustości - to nastąpi
dopiero na "ścieżce połączenia".
To były pierwsze cztery osiągnięcia. Określa się je mianem "małej drogi nagromadzenia".
Drugi etap, "średnia droga nagromadzenia", składa się z czterech rodzajów wyrzeczenia. Istnieje wiele
wyjaśnień na ten temat i można je łatwo odnieść do naszej codziennej praktyki. Chodzi o to, że
próbujemy po prostu uwolnić się od skutków wszystkich wcześniejszych negatywnych działań, które
wykonaliśmy ciałem, mową i umysłem. Robimy to np. medytując na Diamentowy Umysł oraz zdając sobie
sprawę z tego, że sami jesteśmy autorami sytuacji, w której się obecnie znajdujemy. Jeżeli nie jesteśmy
jeszcze oświeceni, to znaczy, że popełniliśmy jakieś błędy - dlatego chcemy teraz usunąć wszystkie
zasłony i zaciemnienia, wszystkie skutki negatywnych działań, które za sobą ciągniemy. To jest pierwszy
etap wyrzeczenia. Drugi polega na tym, że postanawiamy nie wykonywać już żadnych negatywnych
działań w przyszłości. Trzecim jest lekarstwo - wykonujemy dobre działania, rozwijamy to, co pozytywne.
Czwartym etapem jest umacnianie tego nastawienia i wypływających z niego działań.
Można tu odnaleźć pewne analogie z naszą praktyką. Przyjrzyjmy się czterem podstawowym praktykom.
Za pomocą medytacji Diamentowego Umysłu usuwamy wszystko, co negatywne. Używamy czterech
mocy (wiemy, że wykonywaliśmy negatywne działania, chcemy to oczyścić, postanawiamy nie szkodzić
innym w przyszłości i wykonywać pozytywne działania). Następna część Nyndro polega na tym, że
gromadzimy zasługę - wprowadzamy do umysłu niezliczone dobre wrażenia. W Diamentowej Drodze
mamy ogromne możliwości - dzięki ofiarowaniu mandali możemy nagromadzić olbrzymią ilość zasługi w
krótkim czasie, a to jej właśnie potrzebujemy, żeby w przyszłości skutecznie medytować. Kiedy
przyjrzymy się sześciu wyzwalającym działaniom i kolejności, w jakiej po sobie następują (oczywiście, w
praktyce próbujemy je rozwijać wszystkie naraz), okaże się, iż trzy pierwsze - szczodrość, etyka i
cierpliwość - przede wszystkim pozwalają zgromadzić zasługę. Potem dołącza do nich pełen radości
wysiłek i dopiero wtedy powstają warunki niezbędne do medytacji, która tu oznacza przede wszystkim
uspokojenie umysłu.
Dopóki nasz umysł jest pełen pomieszania i negatywnych wrażeń, nie możemy się naprawdę rozluźnić.
To, co tak przeszkadza nam czasami w zewnętrznym świecie, jest tylko odbiciem naszych wewnętrznych
stanów. Dlatego na drodze nagromadzenia osiągamy warunki do tego, by nasz umysł mógł się
rzeczywiście uspokoić. Taka jest kolejność. Podstawowe praktyki skupiają się przede wszystkim na
rozwinięciu jasności, właściwego poglądu, usunięciu negatywnych wrażeń z umysłu i zbudowaniu
pozytywnego potencjału. Z tą podstawą można skuteczniej medytować.
Następne cztery etapy, które nazywane są "wielką ścieżką nagromadzenia", obejmują rozwój właściwości
medytacyjnych związanych ze spokojem umysłu. Po pierwsze, rozwijamy bardzo silne życzenie, byśmy
rozwinęli spokój umysłu; po drugie, byśmy posiedli właściwości pozwalające wejść w głęboki stan
wchłonięcia medytacyjnego (Gampopa spędził kiedyś w nieprzerwanym samadhi osiemnaście dni).
Zdolność do długiego spoczywania w medytacji jest cechą charakterystyczną dla tego etapu. Trzeci
stopień polega na tym, że możemy utrzymywać różne stany wchłonięcia medytacyjnego, a czwarty, że
potrafimy je odróżniać od siebie i wiemy dokładnie, w jakim samadhi się akurat znajdujemy. Powinniśmy
wiedzieć, że w ostatnich fazach drogi nagromadzenia rozwija się już pierwsze szczególne właściwości -
oznacza to, że zgodnie z naukami mahajany, począwszy od tego poziomu można już rzeczywiście
przynosić pożytek innym. Spokój naszego umysłu jest tak głęboki, iż wyłania się z niego wiele
szczególnych właściwości, przy pomocy których rzeczywiście możemy coś zdziałać.
Przyjrzyjmy się na przykład rozwojowi współczucia na drodze nagromadzenia. Ogólnie wyróżniamy trzy
rodzaje współczucia - względem czujących istot, względem zjawisk i nie związane z żadnym obiektem.
Według wyjaśnień VIII Karmapy, nieważne, co jest obiektem współczucia, chodzi o właściwość.
Naturalnie, obiektem współczucia są czujące istoty, ale sposób w jaki w nas ono powstaje, pozwala
zaliczyć je do jednej z tych trzech kategorii. Na drodze nagromadzenia zaczynamy niewątpliwie od
rozwinięcia współczucia do istot. Ponieważ mamy poczucie, że my sami istniejemy naprawdę, że
naprawdę istnieją istoty, a to, co przeżywamy jest rzeczywiste, mamy bezpośredni dostęp naszego
współczucia. Widzimy cierpienie istot i nie mamy innego wyjścia - współczucie się pojawia. Tak to
wygląda na małej drodze nagromadzenia.
Na wyższych stopniach drogi nagromadzenia rozwijamy drugi rodzaj współczucia - współczucie w
odniesieniu do zjawisk. Jest ono związane ze zrozumieniem. Nie tylko dostrzegamy cierpienie istot, lecz
również zdajemy sobie sprawę z tego, dlaczego go doświadczają. Oczywiście, rozumiemy to też w
odniesieniu do siebie samego. Jeżeli rzeczywiście dostrzegamy, że to lgnięcie do iluzorycznej trwałości
zjawisk jest przyczyną cierpienia (wierzymy, że istnieje coś trwałego tam, gdzie niczego trwałego nie
można znaleźć, myślimy że istnieje jakieś "ja", czegoś oczekujemy, a potem i tak wszystko się rozpada
itd.), postrzegamy przemijanie na subtelnym poziomie i dzięki temu możemy lepiej pojąć cały mechanizm
powstawania wszystkich problemów. Zrozumienie, jak koszmarne nieporozumienie leży u podstaw
cierpienia, wzmacnia nasze współczucie.
Trzeci rodzaj współczucia, bez punktu odniesienia, wyłania się z pierwszego przeżycia natury umysłu.
Kiedy doświadczamy pierwszych przebłysków zrozumienia pustości - nie jest to jeszcze pełny wgląd, ale
poznajemy już jej smak - pojawia się kolejny rodzaj współczucia, który jego pierwszym dwóm poziomom
nadaje nowy wymiar. Nagle rozpoznajemy, iż pierwotną naturą umysłu jest współczucie - że jest ono
nieoddzielne od naszej esencji. Kiedy spoczywamy w naturze umysłu, kiedy uczymy się ją pielęgnować,
automatycznie pojawia się bardzo silne współczucie. Nazywa się je współczuciem bez punktu
odniesienia, ponieważ wyłania się ono z doświadczenia pustości - pojawia się na drodze połączenia.
Wcześniej słyszymy o nim i jesteśmy szczęśliwi, że coś takiego istnieje, ale na drodze nagromadzenia nie
jesteśmy jeszcze w stanie go przeżyć.
Jeżeli chodzi o związek ucznia z nauczycielem (na ogólnym poziomie sutry, gdzie nauczyciela określa się
mianem duchowego przyjaciela), Gampopa pisze w "Klejnotowej ozdobie wyzwolenia", że od stopnia
naszego rozwoju zależy, jakiego nauczyciela jesteśmy w stanie spotkać. Kiedy zaczynamy praktykować,
znajdujemy się na drodze nagromadzenia. To znaczy, że nasz umysł pełen jest jeszcze zasłon, także tych
"grubych". Ograniczają one nasze postrzeganie i nie potrafimy zobaczyć zjawisk na czystym poziomie,
dlatego nie będziemy w stanie zobaczyć rzeczywistych właściwości nauczyciela. Z tego powodu mówi się,
że na ścieżce nagromadzenia spotyka się nauczyciela jako zwyczajnego człowieka. Dostrzegamy
oczywiście jego właściwości, ale nie potrafimy zobaczyć jego doskonałych właściwości bodhisattwy. Na
dalszych etapach ścieżki nagromadzenia jesteśmy w stanie zobaczyć nauczyciela jako bodhisattwę na
jednym z bhumi - na ścieżce połączenia potrafimy rozpoznać nawet Buddę.
Jeśli usunęliśmy zasłony umysłu do tego stopnia, że podążamy ścieżką widzenia (inaczej mówiąc
urzeczywistniliśmy w pełni pustość), możemy rozpoznać wypromieniowania stanu radości - sambogakaji -
i bezpośrednio od nich otrzymywać nauki.
W ten sposób na kolejnych stopniach rozwoju budzą się kolejne nasze właściwości. Możemy to wszyscy
sprawdzić w praktyce. Powodzenia.

Nauczyciel podarowuje nam nas samych


Wywiad z Karolem Ślęczkiem

DD Co jest najważniejsze w naszej praktyce, w Diamentowej Drodze?


Karol Nasz związek z nauczycielem, nasze postrzeganie nauczyciela. To jak widzimy świat decyduje o tym
jakim on jest, gdyż sposób percepcji tworzy to, co przeżywamy. Możemy mieć błędne mniemanie, że
świat jest obiektywnie jakiś, ale jest on tylko projekcją naszego umysłu. Jest nią również koncepcja
"obiektywizmu".
DD Kim jest nauczyciel?
Karol Na poziomie Diamentowej Drogi jest bardziej podobny do nas niż my sami, gdyż jest prawdziwą
naturą umysłu, odzwierciedleniem prawdy o nas samych. Spotykając nauczyciela mamy okazję zobaczyć
odbicie naszego doskonałego stanu - siebie z przyszłości, a raczej to, jacy przez cały czas naprawdę
jesteśmy. Jeżeli doświadczamy zjawisk przez pryzmat błędnej koncepcji, że przeżywający, akt przeżycia i
to co jest przeżywane, są oddzielone od siebie, to nigdy nie spotkamy nauczyciela. Nawet gdy podamy
mu rękę na powitanie, nie będziemy w stanie zobaczyć kim jest. To jak postrzegamy świat ma decydujące
znaczenie również dla związku z nauczycielem. Relacja ta jest naprawdę niezwykła, ponieważ nauczyciel
podarowuje nam nas samych. Ponieważ trudno jest dać komuś coś więcej, nieodłącznym elementem
pełnego związku z nauczycielem jest nasza głęboka wdzięczność. Nauczyciel, uczeń i proces nauczania to
pewna całość - to dzięki niej możemy się rozwijać. Aby jednak praktyka rzeczywiście przynosiła owoce,
nasz związek z nauczycielem powinien być szczery i czysty. Powinniśmy zrozumieć, że nauczyciel chce
jedynie pomóc nam w przezwyciężeniu naszych własnych ograniczeń, w rozpuszczeniu błędnych,
sztywnych poglądów, które uniemożliwiają nam rozpoznanie naturalnego stanu naszego umysłu:
wolności, otwartości, nieograniczonej radości i współczującej aktywności. Wszystko i wszyscy, którzy
pomagają nam zbliżyć się do tego stanu są bardzo cenni, możemy mieć więc wielu nauczycieli, ale nasz
rdzenny mistrz jest tylko jeden.
DD Jaką mamy gwarancje, że nasz nauczyciel jest właściwy?
Karol W życiu w ogóle trudno o solidne gwarancje. Urodziliśmy się, więc umrzemy - jedynie to jest
naprawdę zagwarantowane. Największą gwarancję, że nie zostaniemy oszukani, daje nam nasza własna
mądrość, bo to przecież my sami wybieramy sobie nauczyciela. Głupoty nie można zlikwidować ani
zakazać ustawowo, nie można się jej też demokratycznie pozbyć przez głosowanie. Parlamenty
niejednego kraju są przykładem, że zbiorowa głupota jest jeszcze bardziej przerażająca, niż prywatna.
Również jeżeli mamy ograniczony dostęp do informacji, to trudno jest nam dokonać jakiegokolwiek
poprawnego wyboru - dotyczy to również wyboru nauczyciela. Nie chodzi tu nawet o brak informacji, ale
o naszą niezdolność do dostrzeżenia ich, odczytania i zrozumienia. Gdy przeczytałem kiedyś wyniki
naukowych badań na temat poprawnego, pełnego zrozumienia wiadomości telewizyjnych przez
statystyczną grupę przeciętnych obywateli naszego kraju, przeżyłem głęboki szok i wyraźne
rozczarowanie... Czasami język przekazu jest dla ludzi zbyt trudny, czasami wiadomość zostaje zbyt
szybko podana, kiedy indziej zaś odbiorca nie posiada wiedzy o świecie, która jest potrzebna jako tło do
odczytania informacji. Dobry nauczyciel jest bezcenny i rzadko można go spotkać, ale myślę że równie
trudno o pracowitych i inteligentnych uczniów. Budda nauczał, że wszystko jest przyczyną i skutkiem,
więc jak można mówić o jakichkolwiek gwarancjach? Trzeba to dobrze zrozumieć.
DD Czy to znaczy, że to, kto jest naszym nauczycielem zależy od karmy?
Karol Wybór nauczyciela to nasz wybór - jeżeli zdecydujemy się na złego, będziemy mieli złego, a jeżeli
wybierzemy sobie dobrego, to będzie dobry. To my decydujemy o tym, co się wydarza.
DD Co się wydarzy, jeżeli wybierzemy sobie dobrego nauczyciela, ale będziemy mieli do niego
niewłaściwe nastawienie?
Karol Nic się nie wydarzy. Będziemy mogli zjeść z nim obiad, pogawędzić, pożartować i to wszystko. To
właśnie z powodu niewłaściwego nastawienia niektórzy ludzie lubią i szanują nauczyciela tylko dopóty,
dopóki mówi im to, co chcą usłyszeć, dopóki nie konfrontuje ich z błędami, jakie popełniają i nie zmusza
w ten sposób do rzeczywistej pracy z umysłem.
DD Jaki jest najczęstszy błąd w relacji nauczyciel - uczeń?
Karol Jest nim oczekiwanie, że nauczyciel nie tylko da nam nauki, ale również zrozumie je za nas, nie tylko
udzieli nam przekazów mocy, ale również będzie za nas medytował. Najczęstszym błędem jest myślenie,
że nauczyciel i tak nas zbawi, bez względu na nasze lenistwo. To niestety nie jest możliwe, gdyż lenistwa
nie można wykorzystać w procesie uczenia się.
DD Nigdy nie miałeś wątpliwości co do nauczyciela?
Karol Nie. Nigdy nie miałem naprawdę poważnych, przeszkadzających wątpliwości. Zawsze stawiałem
sobie pytanie: czy to moje problemy czy jego? Tylko "ego" może cierpieć.
DD Zdarza się, że niektórzy praktykujący traktują nauczyciela jak świętego...
Karol W buddyzmie istnieje tylko jeden rodzaj świętości - lepsze funkcjonowanie. Tak pojętą świętość
można zaakceptować. Każda inna jest próbą alienacji. Święty a więc inny niż ja - niedostępny,
nieosiągalny i godny uwielbienia... To nastawienie nic nam nie daje, niczego nas nie uczy. Jeśli świętość to
nuda, coś martwego i smutnego, ukrywanie się gdzieś poza murami życia, ponieważ wydaje się ono zbyt
trudne, nikt nie będzie miał z niej żadnego pożytku.
DD Podróżujesz z wykładami dlatego, że kazał ci to robić nauczyciel, czy też istnieją jeszcze jakieś inne
powody? Co jest rzeczywiście istotne w tego typu aktywności?
Karol Wyjaśnianie czegoś innym to dla mnie wielka radość, chciałbym mieć na to tylko więcej czasu. Nie
sądzę, że można przekazywać Nauki nie lubiąc tego. Ma to najgłębszy sens, który wykracza poza "lubię -
nie lubię". Dharma jest najważniejsza i dzielenie się nią też jest takie. Bardzo trudno jest znaleźć w życiu
coś mającego prawdziwe znaczenie...
Ucząc innych czuję wielką odpowiedzialność. Najważniejsza w tej aktywności jest absolutnie czysta
motywacja i fachowość, a największą przeszkodę stanowi duma. Chęć bycia oryginalnym łatwo może
utrudnić bycie pożytecznym. Im więcej mądrości, tym więcej odpowiedzialności - ta zależność chyba
nigdy nie znika.
DD Znany jesteś z niekonwencjonalnych, dla wielu kontrowersyjnych wypowiedzi i mówienia wprost o
błędach. Czy to właściwe?
Karol Jestem taki tylko wobec przyjaciół. Większość ludzi komplikuje proste sprawy. Co gorsze, ważne i
trudne problemy próbujemy czasem rozwiązywać udając, że ich nie widzimy. Nie spotkałem jeszcze
żadnego nieśmiertelnego człowieka, więc jeśli słyszę, że ktoś chce mi opowiedzieć z największymi
detalami, co będzie robił za ileś tam lat, to mam wrażenie, że być może traci czas, bo życie wydarza się tu
i teraz. Również ciągłe urządzanie zupełnie abstrakcyjnych dramatów z powodu zwyczajnych,
codziennych sytuacji sprawdza się być może w jakimś brazylijskim serialu, ale w życiu nie ma żadnego
sensu.
Myślę, że jeśli ktoś mnie lubi to zrozumie, co i dlaczego chcę powiedzieć, a jeśli mnie nie lubi, to nie chcę,
żeby tracił czas. Tylko naprawdę wielki nauczyciel potrafi uczyć nawet tych, którzy go nie lubią. Jest to
chyba też pytanie o ilość i jakość. Zwykle nie można mieć jednego i drugiego jednocześnie. Uważam, że
nadmiar "dyplomacji" w relacjach z przyjaciółmi zabija bezpośredniość i świeżość kontaktów, ale
oczywiście są też ludzie, którzy kochają dramatyczne przedstawienia ze sobą w roli głównej, więc w
bezpośredniej postawie widzą zagrożenie.
DD Podobno ucząc innych człowiek uczy się sam...
Karol Oczywiście. Jeśli ktoś ma problem i zamierza zrobić coś, co według mnie jest kompletnie głupie, to
mogę udzielić mu wymijającej odpowiedzi typu "zrób jak chcesz", chociaż szansa, że zrobi coś dobrego
jest naprawdę niewielka. Z jednej strony wiem, że jeśli powiem mu "nie rób tego", najprawdopodobniej i
tak to zrobi i w dodatku będzie później przekonany, że to właśnie mu doradziłem, z drugiej jednak
rozumiem, że wymijająca odpowiedź jest unikaniem odpowiedzialności, więc ostatecznie mówię mu
jednak, że to czego zamierza dokonać, jest idiotyczne. Gdy zrobimy to, co doradził nam nauczyciel i ciągle
sytuacja nie jest idealna, powinniśmy pamiętać, że nie wiemy, co by było, gdybyśmy tego nie zrobili -
może byłoby jeszcze gorzej. Aż do oświecenia wszystko jest tylko wyborem mniejszego zła.
Czuję, że ucząc innych ponoszę za nich odpowiedzialność, a to zmusza mnie do uczenia się.
Ktoś kto nie istnieje mówi coś co nie istnieje do kogoś kto nie istnieje
WOJTEK TRACEWSKI
_________

Przywiązanie

Do opisania tej neurozy używa się różnych określeń - niektórzy nazywają ją lgnięciem, inni pożądaniem
lub właśnie przywiązaniem. Warto na pewno przyjrzeć się przez chwilę tym słowom. Na przykład
pożądanie samo w sobie nie stanowi żadnego szczególnego dramatu, jeżeli towarzyszy mu zdrowy
rozsądek. Jest po prostu energią, którą możemy przemienić w radość. Natomiast jeżeli w cały ów proces
rozkosznej transformacji wplącze się przywiązanie, z pewnością pojawi się również dużo kłopotów,
ponieważ lgnięcie oznacza ograniczenie, zależność. Mimo tego, że zwykle mieszamy przywiązanie z
miłością, oba te doświadczenia nie mają ze sobą absolutnie nic wspólnego, tak naprawdę są czymś
zupełnie innym. Przywiązanie chce ograniczyć, myśli o sobie, chce wziąć i zamyka przestrzeń, a miłość
pragnie uwolnić, myśli o innych, pragnie dać i wszystko otwiera. Są to więc dwie całkowicie odmienne
jakości.
W rzeczywistości miłość jest znacznie lepsza od przywiązania. Kochanie innych, pracowanie dla nich i
dawanie im tego, czego potrzebują, jest czymś naprawdę właściwym - nie ma w życiu niczego lepszego
do zrobienia. Jeżeli chodzi na przykład o nasze związki uczuciowe, powinniśmy stać w nich plecami do
siebie nawzajem i patrzeć przede wszystkim w stronę zewnętrznego świata, na to, co możemy razem dla
niego zrobić. Jeżeli będziemy przez cały czas zwróceni do siebie twarzą w twarz, jeśli będziemy
dostrzegali tylko siebie nawzajem i zamykali w ten sposób całą sytuację, prędzej czy później pojawią się
kłopoty, albo przynajmniej stracimy po prostu dużo czasu na przyjmowanie Schronienia w kolejnej
przemijającej sytuacji. Bardzo dobrym lekarstwem na kolejne przywiązania jest coś, co Lama Ole nazywa
"faktorem żałosności". Każdego ranka patrzymy na swoje własne odbicie w lustrze - robiąc sobie makijaż,
albo goląc się, w zależności od płci lub upodobań - i to doświadczenie powinno być możliwe do
zniesienia. Jeżeli poprzedniego wieczora po raz sto ósmy graliśmy na mandolinie pod balkonem, na
którym po raz sto ósmy nikt nie stał, to być może patrząc samym sobie głęboko w oczy tym razem
uznamy, że jednak trzeba coś z tym wreszcie zrobić. Po prostu akceptowanie ciągle tych samych
niepotrzebnych zależności w którymś momencie staje się zbyt żałosne. Powinniśmy uczyć się z własnych
doświadczeń i patrzeć na każdą kolejną sytuację pod kątem tego, jakie możliwości stwarza, a nie pod
kątem tego, co na jej skutek utraciliśmy. W rzeczywistości nie możemy nigdy nic utracić, ponieważ nigdy
niczego nie posiadaliśmy. Urodziliśmy się sami, żyjemy również sami, chociaż otoczeni jesteśmy bliskimi i
przyjaciółmi, nie ma również wątpliwości, iż sami umrzemy. Wszelkie próby chwytania się czegokolwiek
są z góry skazane na niepowodzenie, możemy więc się rozluźnić i zainwestować powstałą w ten sposób
przestrzeń i energię w uwalnianie umysłu od kolejnych nieporozumień i budzenie jego doskonałych
właściwości.
W pracy z przywiązaniem bardzo pomaga zrozumienie pustości zjawisk. Jeszcze skuteczniejsze jest
oczywiście rozwinięcie bezpośredniego wglądu w ich naturę, który powstaje dzięki medytacji. Bez
spoczywania w fazie rozpuszczenia w formalnej medytacji i bez heroicznego identyfikowania się również
w codziennych sytuacjach z otwartą przestrzenią, którą w rzeczywistości jesteśmy, prawdopodobnie
trudno nam będzie rozwinąć dystans do zjawisk i uniknąć padania ofiarą naszego nawykowego i
automatycznego lgnięcia do tego, co pojawia się w umyśle - w tak zwanym "zewnętrznym" świecie,
pełnym różnych sytuacji i "wewnętrznym" obszarze naszych uczuć i wyobrażeń.
Zazdrość

By rzeczywiście pozbyć się tego wyjątkowo beznadziejnego przeszkadzającego uczucia, musimy najpierw
zdobyć się na pewien wysiłek i szczerze zaakceptować pogląd Dharmy na jego temat...Dopóki w głębi
umysłu akceptujemy ciągle zazdrość jako uzasadnioną reakcję na straszną krzywdę, której właśnie
doznaliśmy, nigdy nie uda nam się uwolnić od tej słabości. Jeżeli rzeczywiście chcemy pracować z
umysłem i naprawdę pragniemy pozbyć się wszystkich ograniczeń po to, by być w stanie podzielić się
później tą wolnością z innymi, musimy zacząć od właściwego poglądu - bez niego żadne działania nie
przyniosą rezultatów. Zaakceptowanie buddyjskiego spojrzenia na zazdrość może nie być łatwe, bowiem
różni się on bardzo od podejścia, które znamy z naszej kultury - z romantycznej literatury, ulubionej sagi
Carringtonów, zachowań naszych rodziców, ich rodziców i ich rodziców ... W zwyczajnym świecie ludzie
często uważają zazdrość za istotny i wartościowy aspekt swojej osobowości, a nie za skoncentrowane, złe
życzenie, którym jest ona w rzeczywistości. Czasami myślimy, że zazdrość jest przejawem siły, podczas gdy
naprawdę jest ona objawem słabości i uzależnienia - jeżeli zjawiska rozgrywają się zgodnie z naszymi
oczekiwaniami, jesteśmy zadowoleni, kiedy jednak nasz partner zafunduje nam doskonałą okazję do
pracy z umysłem i nie wróci na noc, zamiast skorzystać z nadarzającej się sposobności i osłabić
niepotrzebne przecież nikomu ego, odgrywamy znowu ten sam dramat, zamieniamy mieszkanie w
krajobraz po bitwie i zachowując się jak dziecko tracimy twarz.
Na zazdrość można spojrzeć również z jeszcze innej strony - nie mamy na nią po prostu czasu. Żadna
chwila stracona na uleganie jej i odgrywanie po raz kolejny tych samych scen, już do nas nie wróci. Jeżeli
więc chcemy rzeczywiście być pożyteczni i skutecznie pomagać innym, nie możemy sobie pozwolić na
tracenie sił z powodu osobistych rozczarowań.
Co jest antidotum na zazdrość? Lekarstwem na nią są po prostu dobre życzenia.
Opowiadając o pracy z zazdrością Lama Ole mówi często, że żeby się jej pozbyć, powinniśmy zdobyć się
na pewien wysiłek i szczerze życzyć partnerce dwudziestu oficerów z wąsami i na białych koniach, a
partnerowi dwudziestu księżniczek co noc i dużo energii, by mógł sprostać tak imponującemu przecież
zadaniu. Słysząc taką wskazówkę po raz pierwszy myślimy być może, że Lama oszalał i chce zniszczyć
nasze udane życie rodzinne, albo że po prostu żartuje. Nie chodzi w niej jednak o to, żebyśmy
natychmiast wyruszyli do najbliższych koszar po szwadron ochoczych ułanów, albo zaczęli przy pomocy
fachowych czasopism poszukiwać odpowiedniej ilości panien z rodowodem, spragnionych urozmaicenia.
W nauce tej chodzi po prostu o to, że powinniśmy nauczyć się szczerze życzyć każdego rodzaju szczęścia
przede wszystkim innym, a nie przede wszystkim samemu sobie. Zazdrość nie ma żadnej dziejowej roli do
spełnienia i nie jest do niczego potrzebna - blokuje tylko nasz rozwój i sprawia że zamiast stawać się
wolni, pozostajemy małostkowi.
Niewiedza

Lekarstwem na niewiedzę jest po prostu wiedza. Ponieważ nie doświadczamy jeszcze tego, jakimi
zjawiska są naprawdę, powinniśmy starać się zbliżyć do tego wglądu przy pomocy środków, z których
potrafimy skorzystać. Oczywiście sama wiedza intelektualna nie wystarczy - w buddyzmie chodzi o
bezpośrednie doświadczenie natury zjawisk - ale jest ona bardzo pomocna. Dobrze jest więc od czasu do
czasu przeczytać jakąś dobrą książkę o tym jakimi rzeczy są, wydaną np. przez wydawnictwo Czerwony
Słoń, czy też posłuchać kaset z wykładami Lamy. Prawdziwą kopalnią mądrości są też nasze własne
doświadczenia - wiedza którą dzięki nim gromadzimy ma w dodatku tę zaletę, że jest rzeczywiście pełna
mocy, prawdziwa i bezpośrednia. Ostatecznie rzeczywista mądrość pojawia się jednak dopiero dzięki
medytacji - jeśli ciągle od nowa staramy się spoczywać w umyśle, w końcu wejdzie nam to w krew, stanie
się coraz łatwiejsze i w rezultacie osiągniemy oświecenie.
Na psychologicznym poziomie niewiedza ma jeszcze jeden aspekt - jest to popularna dosyć postawa,
którą można określić przy pomocy sformułowania "Nie wiem, ponieważ nie chcę wiedzieć". Jeżeli mniej
albo bardziej świadomie zgadzamy się z poglądem, że najmniej kłopotów ma pies, ponieważ zupełnie nic
nie rozumie i do pełnej życiowej satysfakcji wystarcza nam smak dobrego obiadu i patrzenie przez okno,
być może nieprędko urzeczywistnimy naturę naszego umysłu dla dobra wszystkich istot...
W pracy z niewiedzą bardzo pomaga również doświadczenie. Kiedy zauważymy, iż dzięki zrozumieniu
stajemy się coraz bardziej niezależni, szczęśliwi i pożyteczni, nasza motywacja do dalszego rozwoju z
pewnością stanie się silniejsza, bardziej stabilna i poprowadzi nas do ostatecznego zwycięstwa.

Wrocław
PIOTR WALCZAK
_________

Lama Ole odwiedzał Wrocław już w latach osiemdziesiątych. Choć jego wizyty zaowocowały powstaniem
ośrodka, prawdziwa historia Karma Kagyu w stolicy Dolnego Śląska rozpoczęła się blisko dziesięć lat
później. Dzięki Dorocie Szocie, jednej z nielicznych osób, które w czasach rozłamu stanęły po stronie
Lamy Ole i Karmapy Taje Dordże, świeży, normalny i nie kościelny buddyzm mógł zainteresować nową
falę wrocławian. Przez ponad dwa lata pokój w mieszkaniu Doroty spełniał rolę ośrodka Lamy Ole we
Wrocławiu. Potem, dzięki odrobinie dobrej karmy i znajomościom Zosi Chmielewskiej, udało nam się
wynająć od miasta przyzwoite pomieszczenie na Podwalu, z widokiem na staromiejską fosę i rynek. Pięć
kolejnych lat naszej historii to regularne medytacje i integracje na Podwalu, rosnące między nami
zaufanie i coraz więcej nowych twarzy w ośrodku.
Wtedy również, dzięki zaangażowaniu Maćka, Rafała i Tadeusza oraz nieocenionej pomocy Karola
Ślęczka, kupiliśmy kawałek ładnej ziemi w Kotlinie Kłodzkiej, która teraz jest własnością Związku.
Spotykając się na Podwalu szukaliśmy jednocześnie nowego, większego miejsca na ośrodek. Główną siłą
napędową tych wysiłków był Tadzio Kaźmierski. Wreszcie pod koniec marca 2000 roku znaleźliśmy to, na
co przez trzy lata czekaliśmy - duży (160m kw.) lokal w oficynie wolnostojącego budynku w śródmieściu
całkowicie zaspokaja nasze metrażowe potrzeby.
Pomieszczenie wymagało solidnego remontu. Przez kilka lat stało puste, a poprzedni lokatorzy - klub
panów kochających inaczej (obecnie czynimy wysiłki, by zastąpić tę wibrację naszą, bardziej tradycyjną w
sprawach serca), pozostawili po sobie zrujnowaną instalację wodną, pociągnięte romantycznym fioletem
ściany, trójkątne okienka, tajemnicze przejścia między pokojami itd. Teraz po trójkątach nie ma ani śladu,
a fiolecik pokrywają skutecznie trzy warstwy eleganckiej białej emulsyjnej.
Położyliśmy także płyty podłogowe, wymieniliśmy instalację wodną i glazurę w łazience, pomalowaliśmy
ramy okienne itd., itp.
Okazało się, że potrafimy się nie tylko razem bawić, lecz również znaleźć czas, siły i pieniądze na
przeprowadzenie dużego remontu.
Mamy nadzieję, że dzięki nowemu ośrodkowi już niedługo będziemy mogli dać miastu to co w
buddyzmie najlepsze - wolność i radość.

Monachium
EWA ZACHARA
_________

Kiedy Caty po raz pierwszy pojawiła się w centrum na Gabeslbergerstrasse, rozejrzała się i powiedziała:
"To wygląda jak...jak..." - nigdy przedtem nie słyszałam, żeby zabrakło jej słów. - "Jak nowoczesny ośrodek
buddyjski!" - wykrzyknęła w końcu, uszczęśliwiona. Rzeczywiście, nowe monachijskie centrum robi
wrażenie. Pamiętam, jak sama błądziłam wzdłuż całej ulicy, bo pod zamieszczonym w internecie adresem
znajdowało się coś, co uznałam za luksusową kawiarnię.
Ośrodek położony jest w centrum miasta, w Schwabing - najlepszej dzielnicy Monachium. Od dworca
można dojść na miejsce piechotą w piętnaście minut, w pobliżu są też dwie stacje metra. Na ulicy
widnieje szyld " Buddyjski ośrodek linii Karma Kagyu", logo naszej firmy oraz gablota z tanką
przedstawiającą Buddę Siakjamuniego i informacjami o stałej ofercie ośrodka oraz o temacie najbliższego
wykładu. Zainteresowani mogą wziąć sobie program na najbliższe pół roku - jest w nim ogólna informacja
o ośrodku, parę słów o linii Karma Kagyu, o Karmapach i o Lamie Ole, a także zapowiedź wszystkich
wykładów podróżujących nauczycieli (parę słów o prowadzącym i krótkie wprowadzenie w temat).
Centrum znajduje się w niewielkim budynku, oddzielonym od ulicy rzędem kamienic i kwadratowym
ogródkiem. Wchodzimy przez przeszklone drzwi i idziemy po marmurowej podłodze w stronę gompy. Po
lewej stronie mamy przeszkloną ścianę Dharma Shopu z przepięknymi tankami, dalej, również za szklaną
ścianą znajduje się biuro. W następnym pomieszczeniu po lewej stronie znajduje się aneks kuchenny, po
prawej natomiast stoi kilka okrągłych stolików z jasnego drzewa, a w kącie sofa i dwa jasne niskie stoły.
Jest więc sporo miejsca, w którym można się spotkać i pogadać. Ściany są białe, lekko cieniowane, a
pomarańczowe elementy nadają pomieszczeniu przytulny charakter. W kącie stoją szafy biblioteczne.
Można wypożyczać książki po niemiecku i angielsku, a także kasety - zwykłe i video. Najwspanialsza
jednak jest gompa. Sto dwadzieścia metrów kwadratowych, z parkietem i dwoma kolumnami pośrodku.
Jedna ze ścian jest całkowicie pokryta lustrami, na co dzień wisi jednak przed nią biała zasłona - byłoby
chyba dość dziwnie medytować przed lustrem. W tej chwili trwają prace nad nowym ołtarzem. Do tego
wszystkiego należy dodać podziemny labirynt o białych ścianach i podłodze z puszystej różowej
wykładziny. Tu znajdują się między innymi: pokój gościnny, prysznice i okrągłe (!) toalety. Cały ten luksus
zawdzięczamy pewnemu profesorowi psychologii, który kupił znajdującą się w budynku nieczynną
fabrykę wind i wyremontował ją chcąc otworzyć prywatną praktykę. Zupełnie o tym nie wiedząc,
przygotował idealny ośrodek buddyjski i ... natychmiast zbankrutował. Smaczku całej sprawie dodaje
fakt, że człowiek ten spotkał kiedyś XVI Karmapę i przyjął schronienie. W sumie ośrodek zajmuje
powierzchnię 400 metrów kwadratowych. Nad nim znajduje się mieszkanie wynajmowane na spółkę
przez czworo naszych przyjaciół. Na samej górze mieści się jeszcze jeden lokal - sąsiedzi nie są
buddystami, ale zachowują się przyjaźnie. Za wynajęcie ośrodka Monachijczycy płacą 5 tysięcy marek
miesięcznie, z dodatkowymi opłatami koszt utrzymania całości sięga 6,5 tysiąca marek. Składki nie
wystarczają, brakujące sumy pochodzą więc ze sprzedaży biletów na wykłady podróżujących nauczycieli i
wynajmowania lakangu na warsztaty tai chi, seminaria, wykłady i gimnastykę rehabilitacyjną.
Ośrodek przy Gabelsbergerstrasse ma już rok. Przedtem centrum znajdowało się w mieszkaniu na
poddaszu, gdzie w sali do medytacji mieściło się nie więcej niż trzydzieści osób i to pod warunkiem, że
nie miały nic przeciw siedzeniu sobie nawzajem na kolanach. W lecie dochodziła do tego dodatkowa
atrakcja - lakang z powodzeniem zastępował saunę. Mieszkanie było dość duże (5 pokoi), ale zważywszy,
że mieszkali tam Ulla i Detlev oraz mieściła się redakcja Kagyu Life, nie mogło zaspokoić potrzeb ponad
milionowego miasta. W tej chwili ośrodek ma 108 członków (dokładnie 108, i liczymy tu tylko płacących
składki), a na wtorkowej medytacji Trzech Świateł pojawia się zawsze około 50 - 60 osób. Program
ośrodka przedstawia się następująco: w poniedziałki i środy wieczorem lakang stoi do dyspozycji tych,
którzy robią Nyndro - nie ma prowadzonej medytacji, można jednak uzyskać wyjaśnienia dotyczące
podstawowych praktyk. We wtorek odbywa się medytacja Trzech ĺwiateł, a w czwartek wykłady
miejscowych nauczycieli - do ich prowadzenia Lama Ole upoważnił osiem osób. Wykłady te przeznaczone
są tych, którzy niedawno zaczęli praktykę i dotyczą takich tematów jak karma, cztery podstawowe
rozmyślania, schronienie, sześć wyzwalających działań itd. Bardzo ważne są pytania. Wykłady
czwartkowe mają luźną formę i jeżeli pojawiają się jakieś niejasności, można w każdej chwili przerwać i
poprosić o wyjaśnienia. Nieraz bywa tak, że pytania dominują główny temat. Po pytaniach i
odpowiedziach przychodzi czas na krótką medytację Trzech Świateł. Od czasu do czasu w weekendy
odbywają się dłuższe sesje medytacyjne, a czasami też "wieczory wprowadzające" - wyjaśnienia dla
zupełnie nowych osób, które chciałyby usłyszeć, czym jest Buddyzm. Do tego dochodzą wykłady
podróżujących nauczycieli - przeciętnie dwa w miesiącu.
Raz w miesiącu odbywają się zebranie robocze - może w nich wziąć udział każdy z członków
monachijskiej sangi. Na zebraniach omawia się, co funkcjonuje, a co nie i wyznacza zadania do
wykonania. Organizacja każdej wizyty lub innego wydarzenia zaczyna się od tego, że ktoś podejmuje się
czuwać nad jakąś częścią prac - od spraw finansowych po robienie herbaty dla gości. Wszystko jest
zaplanowane. Wiadomo, kto w który wtorek będzie w przyszłym miesiącu prowadził medytację - jeżeli
coś mu wypadnie i nie będzie mógł się stawić, ma obowiązek znaleźć sobie zastępstwo. Jest to ważne,
ponieważ prowadzący medytację musi mieć dobry związek z linią przekazu i umieć odpowiedzieć na
pytania nowych osób, ale nie wyobrażam sobie wprowadzenia takiego systemu u nas w Polsce. Kiedyś
zebrania odbywały się co tydzień, ale tego nawet nasi zorganizowani bracia nie wytrzymali.
Oprócz ośrodka działa w Monachium redakcja czasopisma "Buddhismus Heute" ("buddyzm dziś"),
dawniej "Kagyu Life".
Samo miasto jest piękne, bogate, sympatyczne i bezpieczne. Dobrze, że funkcjonuje w nim również
nowoczesny ośrodek buddyjski.

Vous aimerez peut-être aussi