Académique Documents
Professionnel Documents
Culture Documents
Życie
codzienne
mafii
od roku 1950
do naszych dni
Państwowy
Instytut
Wydawniczy
Warszawa
Fabrizio Calvi
Życie
codzienne
mafii
od roku 1950
do naszych dni
Przedmową poprzedził
Leonardo Sciascia
Z francuskiego przełożył
Józef Waczków
Tytuł oryginału
«La Vie ąuotidienne de la Mafia de 1950 a nos jours»
Projekt graficzny serii
Jolanta Barącz
Okładkę projektowała
Teresa Kawińska
© HACHETTE, 1986
© COPYRIGHT FOR THE POLISH EDITION BY
PAŃSTWOWY INSTYTUT WYDAWNICZY, WARSZAWA 1993
Printed in Poland
Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1993 r.
Wydanie pierwsze
Ark. wyd. 16,2. Ark. druk. 14,5
Drukarnia Wydawnicz.a im. W. L. Anczyca w Krakowie
Zam. 7612/93
ISBN 83-06-02326-9
Pamięci
consigliere Rocco Chinnici
Przedmowa
Wyraz „mafia” po raz pierwszy pojawia się w słowniku dialektu sycylijskiego z roku
1868 autorstwa Trainy jako świeżej daty zapożyczenie z mowy Piemontczyków, to zna
czy żołnierzy i funkcjonariuszy przybyłych w ślad za Garibaldim na Sycylię, słowo to
wszakże pochodzi najprawdopodobniej z Toskanii, gdzie maffia (z podwójnym f) ozna
cza biedotę, a o zbirach mówi się smaferi. Traina stwierdza, że te dwa wyrazy i te dwa
znaczenia splatają się w typ ludzki, jaki na Sycylii nosi nazwę mafijczyka. Mafijczyk ma
pewność siebie i arogancję zbira, lecz jest także biedakiem, ponieważ „to prawdziwa
bieda uważać się za kogoś znaczącego z racji swojej brutalnej siły, co w istocie ujawnia
ogromne nieokrzesanie, czyli fakt, że jest się dzikim niczym zwierzę”. Mafia jest zatem
„pozorem odwagi i duchową pewnością siebie”. I niczym więcej. Największy znawca
ludowych tradycji sycylijskich, palermitanin Giuseppe Pitre (1841—1916), ujął to jeszcze
tak: „Mafia nie jest ani sektą, ani stowarzyszeniem, nie ma regulaminów ani statutów.
Mafijczyk nie jest też złodziejem czy opryszkiem, a fakt nadania tej chętnie używanej
ostatnio nazwy złodziejom i opryszkom świadczy o tym, że ogół, nie zawsze wykształ
cony, nie ma czasu zastanawiać się nad sensem słowa i jego pojmowaniem przez złodziei
i opryszków, dla których mafijczyk to wyłącznie człowiek z odwagą i krzepą, człowiek
nie dający się okpić; bycie tak pojmowanym mafijczykiem staje się zatem czymś
potrzebnym, a nawet wręcz nieodzownym. Mafia jest świadomością własnego jestestwa,
wygórowaną koncepcją indywidualnej siły, jedynego arbitra we wszystkich konfliktach,
we wszystkich sprzecznościach interesów i poglądów; stąd nietolerancja wobec innych,
równie pełnych arogancji i poczucia wyższości. Mafijczyk chce być poważany i sam
przeważnie poważa. Jeśli zostaje znieważony, nie ucieka się do prawa, do sprawiedli
wości, potrafi jednak wymierzyć sprawiedliwość osobiście, a kiedy brak mu na to włas
nej siły, działa za pośrednictwem innych ludzi, którzy mają te same zapatrywania.”
W przeciwieństwie do Trainy Pitre arogancją i brutalnością obciąża nie mafijczyka, lecz
„innych”, wobec których ten się buntuje; w ten sposób mafia nie byłaby niczym innym jak
poczuciem wolności, hardą postawą wobec obelg możnych, słabości prawa i władz
urzędowych.
W sumie Traina, podobnie jak Pitre, a także jak ogromna liczba specjalistów,
sędziów i polityków sycylijskich, neguje mafię jako stowarzyszenie, uważa ją zaś za
„hipertrofię własnego ja” (według definicji prawnika sycylijskiego, Giuseppe Maggiore),
przy czym chodzi o ,ja” każdego poszczególnego Sycylijczyka. Odpowiedzialnym za
wykreowanie mafii na organizację złoczyńców jest według pewnego prominenta sycyhj-
skiego wymiaru sprawiedliwości komediopisarz nazwiskiem Giuseppe Rizzotto, który
w roku 1862 napisał sztukę I mafiusi della Vicaria (Yicaria była więzieniem w Paler
mo). „Wyolbrzymiając za pośrednictwem swego kunsztu dramatycznego obyczaje przez
siebie wydumane, a przypisane skazańcom w więzieniach Palermo, artysta zdołał fatal
nie ugruntować i rozprzestrzenić nonsensowne przekonanie, że mafia była organizacją
złoczyńców”, pisze ów prominent. I konkluduje: „Niech Bóg wybaczy panu Rizzotto,
który przed laty już zszedł ze sceny życia, ogromną krzywdę, jaką wyrządził naszej
Przedmowa
8 Sycylii. Oceniłem katastrofalne konsekwencje tej krzywdy podówczas, gdy w ciągu swojej
kariery miałem zaszczyt piastować stanowisko prokuratora generalnego w Turynie.”
Można się zgodzić co do faktu, że nominacja tego pana do Turynu raczej niż do Palermo
okazała się równie zaszczytna dla Sycylii, gdzie niemal w tym samym czasie urzędował
pewien prokurator, którego przenikliwe i nieprzejednane oskarżenia w procesach
przeciwko mafii można uznać za najpoważniejszy wkład w rozpoznanie fenomenu: był to
pochodzący z Agrygentu Alessandro Mirabile.
Pogląd prokuratora generalnego Mirabile diametralnie różnił się od mniemań Pitre:
dla niego mafia była sektą, była organizacją, i to o ścisłej strukturze, opartej na
niepisanych i, rzecz jasna, surowych regułach, z rozpoznawalnymi dla jej członków
znakami przynależności. Do tego przekonania doszedł nie tylko na podstawie osobistych
doświadczeń, lecz również pewnego memoriału (odnalezionego w archiwach sądowych),
spisanego przez Bernardina Verro, który najprawdopodobniej był w młodości członkiem
mafii; później, gdy stał się socjalistą, okazał się jedną z najpiękniejszych postaci
sycylijskiego socjalizmu o zabarwieniu faszystowskim, bezhtośnie dławionego przez rząd
Sycylijczyka Francesca Crispi. Verro zajadle zwalczał mafię aż do śmierci. Urodzony
w Corleone (mieście do dzisiaj znanym z afer związanych z mafią), został w biały dzień,
w wieku czterdziestu ośmiu lat, zabity na ulicy małego miasteczka, którego burmistrzem
stał się w roku 1915. Takie nazwiska jak Verro, Mirabile, a zwłaszcza Napoleone
Colajanni (1847—1921), sycylijski znawca spraw społecznych i poseł z ramienia partii
republikańskiej, świadczą o tym, że na Sycylii nie negowano istnienia mafii jako
organizacji przestępczej i nie uważano, że mówienie o tym jest dla Sycylijczyka obrazą.
Wręcz przeciwnie, denuncjowano ją i zwalczano pubhcznie, uznając za bezsensowną
i niebezpieczną zasadę zatajania i minimalizowania plag, jakie nawiedziły ludność
wyspy. Plagi społeczne są dokładnie tym samym, co choroby poszczególnych ludzi;
ukrywać je, negować, minimalizować to znaczy nie chcieć się z nich wyleczyć, nie chcieć
się ich wyzbyć.
Sycylijczycy, którzy (jak Giuseppe Pitre czy powieściopisarz katański Luigi Capua-
na, 1829—1915) jeszcze dzisiaj uważają, że mafia to tylko indywidualna postawa
uzewnętrzniająca czyjąś fanfaronadę, miłość własną, poczucie honoru, głód sprawied
liwości i w konsekwencji sposób zastępczego wymierzania jej na własną rękę w kraju
od wieków mającym słabo rozbudowaną administrację państwową, zapewniają — rzecz
jasna — że wynikłe z owej zorganizowanej działalności przestępstwa są na Sycylii takie
same jak w innych regionach Włoch czy też w innych krajach europejskich i nie różnią
się od tamtych ani wagą, ani liczebnością. Według nich słowa „mafia” nie należy wią
zać z przypadkami przestępczości. Niektórzy twierdzą nawet w najlepszej wierze, że
używając w takich razach słowa „mafia” — czy wyrażenia Cosa Nostra, bardzo
w ostatnich latach rozpowszechnionego — usiłuje się wytworzyć swoistą dyskrymina
cję rasową, uprzedzenie wobec całej ludności sycylijskiej, co prowadzi do nieufności,
obelg i szyderstw wobec Sycylijczyków żyjących poza swoim regionem. To niesłuszne,
mówią, że w Mediolanie, Marsylii czy w Londynie szajkę złodziei uważa się za zwykłą
szajkę złodziei, a w Palermo za „cosca” mafijczyków (cosca oznacza wianek z hści
karczocha); że w Mediolanie, Marsylii czy w Londynie uznano by za winnych aktu
przestępczego jedynie tych, którzy go przygotowali i przeprowadzili, podczas gdy
w Palermo identyczny akt uznano by za efekt działań całego łańcucha winowajców
Przedmowa
12 (małych chłopcach), określenie to nie odnosi się do młodzieży, która przybyła sponta-
niczme, by walczyć przeciwko tyranii Burbonów pod sztandarami Garibaldiego, lecz do
werbunku wieśniaków z posiadłości feudalnych przeprowadzonego przez klasę bur-
żuazyjno-mafijną i przez ostatnich jaśnie panów. Jeszcze dzisiaj zresztą w żargonie mafii
terminem picciotti określa się tych, którzy dokonują akcji przestępczych, zabójców.
To picciotti walczyli w Milazzo w lipcu 1860 roku; to również picciotti, przebrani
za pielęgniarzy, weszU do szpitala w Palermo, by ogniem karabinowym wykończyć
pewnego rannego, którego utrzymanie przy życiu stanowiło duże niebezpieczeństwo
dla mafii.
Oczywiście w wielkim przedsięwzięciu Garibaldiego na Sycylii nie zabrakło praw
dziwych i świadomych ochotników, ale przyłączające się do niego bandy wieśniaków
słuchały jedynie woli swoich mocodawców i nie miały zielonego pojęcia ani o sprawie,
za którą walczono, ani o aspiracjach, które chciano urzeczywistniać. A te aspiracje
w przypadku — tu posłużymy się określeniem Hobsbawma — „nowej klasy dominującej
w sycylijskiej gospodarce rolnej, tak zwanych gabelotti i ich miejskich współpracow
ników”, sprowadzały się w gruncie rzeczy do jednej jedynej: żeby Sycylia stała się kolonią
rolną handlowej i przemysłowej Północy. Co, rzecz jasna, nie mogło się nie podobać
klasie handlowo-przemysłowych przedsiębiorców z Północy; stąd dobitniejszy współ
udział państwa włoskiego w afirmowaniu i konsolidacji sycylijskiej klasy burżuazyj-
no-mafijnej.
Reszty dokonał „system”, wprowadzenie machiny wyborczej. Mafia połączyła się
z nim w sposób nierozwiązywalny. I dopiero w chwili pojawienia się partii lewicowych
walka wyborcza na Sycylii nabrała charakteru politycznego, począwszy od rywalizacji
z interesami indywidualnymi i grupowymi (cosche). Mafia z miejsca przeciwstawiła się
powstającej partii socjalistycznej, a także ludowej partii katolickiej, która następnie,
po roku 1945, stała się Chrześcijańską Demokracją. Wobec faszyzmu mafia przez
pierwsze lata pozostawała w nieufnym oczekiwaniu. Kiedy zaczęła się mobilizować
i zgłaszać akces do partii, było już za późno. Mussolini, który miał bałwochwalczy
kult państwa, odkrył, że mafia jest jakby odrębnym państwem. Powiadają, że objawiło
mu się to nagle po przybyciu do małego miasteczka w okręgu Palermo, gdzie podestą
(burmistrzem wyznaczonym przez reżim) był mafijczyk. Ów podesta z całą naiwnością
powiedział Mussoliniemu, że nie potrzeba mu tylu karabinierów ani tylu gwardzistów i że
on sam, ze swoim autorytetem i prestiżem, wystarczyłby, żeby zapewnić bezpieczeństwo
szefowi rządu faszystowskiego, duce. Po zasięgnięciu informacji Mussolini wiedział już,
kim jest podesta i co to jest mafia; podjął więc decyzję o ostrych represjach wysyłając
na Sycylię prefekta Cesare Mori z nieograniczonymi pełnomocnictwami. Mori, urzędnik
bezsprzecznie zdolny i wyposażony w pjełnię władzy, zaatakował mafię na wszystkich
płaszczyznach, zarówno wykonawców, jak i szefów. Metody, jakimi się posługiwał,
budziły odrazę w świadomości obywatelskiej; jeśli jednak dzisiaj stwierdza się, że je
dyne akcje przedsiębrane przeciwko mafii mają charakter represyjny i nie odpowia
dają zasadom konstytucji republikańskiej, to trzeba pamiętać, że operacja Morieąo
była dużo bardziej radykalna i me oszczędzała mafijczyków z wysokiego szczebla
społecznego.
Zaatakowani przez faszyzm mafijczycy przeszli na stronę antyfaszyzmu. Jeśli po
upadku Mussoliniego i podczas okupacji niemieckiej istniała również na Sycyłii zbrojna
Przedmowa
walka przeciw nazizmowi, struktura brygad partyzanckich i, ogólnie rzecz biorąc, ruch 13
oporu, jaki występował w północnych Włoszech, to mafijczycy bezsprzecznie stali na
jego czele jako przywódcy mający największy posłuch i najbardziej wartościowi. Ale
właśnie na Sycylii 10 lipca 1943 roku, na piętnaście dni przed usunięciem Mussoliniego
z jego stanowiska przez Wielką Radę Faszystowską, wylądował desant anglo-amerykari-
ski. Na zachodniej Sycylii, zajętej głównie przez wojska amerykańskie, mafijczycy
z miejsca zostali wezwani do uczestniczenia w administracji cywilnej. Wydaje się nie
ulegać wątpliwości, że tajne służby armii amerykańskiej już wcześniej weszły z nimi
w kontakt i otrzymywały za ich pośrednictwem nieodzowne informacje. Sławetni
gangsterzy sycylijsko-amerykańscy, tacy jak Salvatore Lucania, pochodzący z Lercara
w okręgu Agrygentu, stworzyli, jak powiada on sam, więzy współpracy między mafią
sycylijską a tajnymi służbami amerykańskimi; w konsekwencji Lucania, czyli Luciano,
podówczas więziony w Stanach Zjednoczonych, został wypuszczony na wolność i prze
transportowany do Włoch (gdzie otoczony szacunkiem i wśród wygód spędził ostatnie
lata swojego życia).
Stosunki pomiędzy mafią sycylijską i jej odpowiednikiem w Stanach Zjednoczo
nych, ustanowione i zasadniczo utrzymywane przez Sycylijczyków, zawsze były inten
sywne i trwałe. Więcej można się o nich dowiedzieć z książki dziennikarza amerykań
skiego Eda Reida zatytułowanej Mafia. Według Reida mafię przenieśłi z Sycylii do
Stanów Zjednoczonych w roku 1915 bracia Vito i Giovanni Giannola oraz ich przyja
ciel, Alfonso Panizzola; pierwszym zaś miastem amerykańskim, gdzie został wdrożony
system wyzysku ze strony mafii, było Saint Louis w stanie Missouri. Nam wszakże wy
daje się, że należałoby sięgnąć głębiej w przeszłość, do schyłku wieku XIX i początków
naszego. W każdym razie mafia, uważana za wytwór społeczeństwa chłopskiego
i zacofanego, takiego jak na Sycylii, zakorzeniając się i rozrastając w amerykańskim
społeczeństwie, żyjącym w stadium wysokiego uprzemysłowienia i na poziomie prze
wyższającym dobrobyt innych krajów, okazała się fenomenem złożonym i żywotnym,
systemem analogicznym do systemu kapitalistycznego. Kapitalizm to mafia, która
produkuje. Mafia to kapitalizm bezproduktywny, z wyjątkiem produkcji narkotyków.
Żeby dać pojęcie, w jaki sposób państwo może przekonać się o swojej bezradności
wobec mafii, a nawet o swoim w niej współudziale, warto przytoczyć epizod dotyczący
Vita Genovese, mafijczyka sycylijskiego z Ameryki, który jako Vito Corleone jest
protagonistą bestselleru Maria Puzo, pisarza włosko-amerykańskiego, pod tytułem
Ojciec chrzestny. Vito Genovese, poszukiwany w Stanach za morderstwo, w latach
1943—1944 znajdował się na Sycylii w charakterze tłumacza przy sojuszniczym rządzie
wojskowym. Będącemu na jego tropie policjantowi o nazwisku Dickey udaje się go
odnaleźć. Korzystając z pomocy dwu żołnierzy angielskich (angielskich, notabene, nie
amerykańskich) zatrzymuje go; znajduje przy nim listy uwierzytelniające podpisane
przez oficerów amerykańskich, którzy określają Genovese jako „człowieka do głębi
uczciwego, godnego zaufania, lojalnego i zapewniającego całkowite bezpieczeństwo
w służbie”. Trudności, jakie wkrótce wynikły z powodu tego aresztowania, dotyczyły
nie Genovese, lecz Dickeya. Ani władze amerykańskie, ani włoskie nie chciały słyszeć
o aresztowaiuu. Nieszczęsny agent ciągnie ze sobą więźnia przez sześć miesięcy; nie
udaje mu się zabrać go do Nowego Jorku, gdyż świadek, który oskarżał Genovese
o morderstwo, został tymczasem otruty w więzieniu amerykańskim (podobnie jak
Przedmowa
Leonardo Sciascia
* Tekst ten został napisany jako wypowiedź dla prasy francuskiej („Liberation” z 30 grudnia
1976).
Słowo wstępne
Ponieważ mafia jest organizacją tajną, która niby rak rozwija się i pro
speruje w wewnętrznej tkance współczesnego państwa — dotyczy to Włoch
i w mniejszym obecnie stopniu Stanów Zjednoczonych — wprost niepodobna
pokusić się o opisanie życia codziennego jej członków, jak gdyby chodziło tu
0 egzystencję społeczności dziś już wymarłej.
Zasadnicza trudność polega na minimalnych możliwościach percepcji tego
fenomenu. Wystarczy odbyć podróż do Palermo, stolicy mafii, ażeby zdać
sobie sprawę, że w codzienności tego miasta nie ma nic oryginalnego, wyjąwszy
gwałtowne śmierci, które w nieprawdopodobnym rytmie wstrząsają ruinami
minionej świetności. Poza hałasem i furią regulowanych porachunków, ozna
kami okresu kryzysowego, mafia to przede wszystkim świat milczenia.
Należałoby przeniknąć poza fasadę pozorów i poznać życie mafijne od
podszewki, jeśli jego prezentacja nie ma być długim ciągiem trupów albo nie
kończącym się wyliczaniem mniej lub bardziej utajonych lęków. Toteż jedynym
narzucającym się wyjściem było prześledzenie kariery kilku spośród najbardziej
reprezentatywnych mafijczyków. Oto dlaczego książka ta nie jest historią mafii.
Ani dawne, ani obecne kluczowe postaci organizacji Cosa Nostra nie figurują
w paśmie najprzeróżniejszych scen stanowiących kanwę niniejszej opowieści.
Triumfalny okres mafii zaczął się na dobre po drugiej wojnie światowej.
Najbardziej widoczne było to właśnie w Palermo, gdyż w dzisiejszych Stanach
Zjednoczonych gangi italoamerykańskie niemal z dnia na dzień musiały ustąpić
z pola działania pod naporem pokrewnych im organizacji latynoamerykańskich
1 azjatyckich. Przykład palermitański miał poza tym tę wyższość, że w stosun
kowo krótkim czasie, liczącym niewiele ponad trzydzieści lat, ukazywał rozwój
najprzeróżniejszych form mafii, od mafii wiejskiej, tej na usługach właścicieli
ziemskich, do mafii międzynarodowych handlarzy narkotykami, do której
prowadziła mafia miast, i wszelkich spekulacji nieruchomościami.
Ogniskując opowieść wokół „rodzin” palermitańskich można było liczyć
również na to, że w znacznej części, a może i w całości, wyczerpie się specyfikę
codziennego życia w łonie mafii. Na książkę składają się rozmaite sekwencje,
w których odtworzono epizody biografii kilku mafijczyków, wybrane z myślą
o ukazaniu obyczajów obowiązujących w organizacji przestępczej. Po to, żeby
czytelnik nie zgubił się w labiryncie niesłychanie zawiłej historii, również
poszczególni protagoniści tego dzieła zostali dobrani z punktu widzenia
kryteriów czysto narracyjnych: wszystkie ukazane całościowo epizody ich życia
pozwalają precyzyjnie snuć główny wątek opowieści, który sprowadza się do
ponad trzydziestu lat wojny i pokoju mafijczyków. Toteż okaże się, że niektóre
Słowo wstępne
F.C.
Cosa Nostra na początku lat osiemdziesiątych
17
- Calvi
Cosa Nostra na początku lat osiemdziesiątych
19
Cosa Nostra na początku lat osiemdziesiątych
20
Cosa Nostra na początku lat osiemdziesiątych
GOSA NOSTRA
24 stały utkane z jedwabiu; jeśli dżinsy nie zawsze idealnie na nim leżały, to jednak
zawsze nosiły firmowe metki najmodniejszych krawców. Woda kolońska, płyn
po goleniu, mydełko, pasta do zębów — w wyborze środków higieny osobistej
człowiek ten wykazywał taką samą troskę o jakość. Jego współwięźniowie wciąż
jeszcze pamiętają, że miał zwyczaj obdarowywać ich po królewsku swoimi
nieźle już napoczętymi płynami i mydłami i bez przerwy otrzymywał nowe od
anonimowych wielbicieli lub od usłużnych krewnych. Jednak nie z powodu jego
szerokiego gestu inni współwięźniowie czuli pełen lęku respekt przed Tommaso
Buscettą, który właśnie został skazany na ponad dziesięć lat ciężkiego więzie
nia, głównie za swoją przynależność do mafii.
„Moja silna i dumna osobowość — wyjaśnia Buscettą — wytworzyła wo
kół mnie mit międzynarodowego handlarza narkotykami i mafijnego bossa,
gwałtownego i okrutnego, co ani na jotę nie odpowiada rzeczywistości. To
wręcz niewiarygodne, że tym mitem zasugerowali się nie tylko dziennikarze
i policja, ale również środowisko. W więzieniach odnoszono się do mnie
z respektem i lękiem pótęgowanym przez fakt, że brano moją powściągliwość
za wyraz mafijnej władzy opartej na zbrodniach, których nigdy nie popełniłem.
I gdybym nawet moich rozmówców usiłował przekonywać, że się mylą, nic by
to nie dało: im bardziej bym zapewniał o mojej niewinności, tym głośniej by
się śmiali.”
Przez długie lata Tommaso Buscettą głośno obwieszczał, że jest niewinny
i że mafia nie istniejd, że stanowi jedynie wymysł dziennikarzy i polityków,
ale — rzecz jasna — robił tak tylko wtedy, gdy miał do czynienia z niewtajem
niczonymi; oni nie wiedzieli, że organizacja, której przez trzydzieści lat służył,
naprawdę nazywa się Cosa Nostra i że prawdziwi mafijczycy zwą się między
sobą mężami honoru.
Ze wszystkich więźniów obecnych w Ucciardone z końcem roku 1972
Tommaso Buscettą miałby największe prawo chwalić się przynależnością do
najbardziej palermitańskiej ze wszystkich mafii. Chociaż urodził się przy
via Oretto, dwa kroki od dworca centralnego w Palermo, w wieku dwudziestu
dwu lat został adoptowany przez mafijną rodzinę z Porta Nuova, która pra
wie kilometr dalej panowała nad częścią zachodniej strony miasta, począwszy
od pałacu Normanów aż do Monreale. Jego konszachty pchnęły go niebawem
do zerwania (po sycylijsku annacarsi) ze swoimi prawdziwymi rodzicami,
z ojca na syna uczciwymi szklarzami, których opuścił dla aktywniejszej i bar
dziej aroganckiej kompanii opryszków z Porta Nuova. To, co początkowo
wydawało się fanfaronadą postrzelonego młodzieńca wychowanego w mieś
cie pełnym zepsucia, wkrótce okazało się wyborem określonego sposobu
życia. o
Tommaso Buscettą był również tym spośród więźniów, którego przynależ
ność do Cosa Nostra trwała najdłużej. Czy został „obrobiony” (w języku
Mężowie honoru
mafijnym: combinato) w taki sposób, by móc stać się, bardziej na złe niż na 25
dobre, mężem honoru pewnego pięknego dnia roku pańskiego 1948? To
najczystsza „obróbka”, jakiej umiano dokonać przed laty.
CEREMONIA INICJACJI
PREZENTACJA
Więzienie Ucciardone, piekło i raj mężów honoru, było miejscem, gdzie się
cementowały najwierniejsze przyjaźnie. Na początku każdej przyjaźni mafijnej
musiano dokonywać pewnego ceremoniału, istotnego w codziennym życiu
mężów honoru: prezentacji.
Rozdział pierwszy
LUCKY LUCIANO
Nie mając powodów, żeby bać się „zbirów” (jak o karabinierach mówili
mafijczycy), Tommaso Buscetta był natomiast czujny wobec swoich. Na
początku lat sześćdziesiątych na widnokręgu organizacji Cosa Nostra i Palermo
zebrały się najczarniejsze chmury, zapowiadając pierwszą „wielką wojnę” ma-
fij, do której niejako przygotowaniem okazała się szalejąca spekulacja nieru
chomościami.
Od dawna sędziowie śledczy zastanawiali się nad przyczynami tej woj
ny, która spowodowała, że ulice Palermo i jego okolic spływały krwią przez
bez mała trzy lata. Mówiono o jakimś ładunku narkotyków, po części
zdefraudowanym przed wydaniem ich w porcie nowojorskim wysłannikom
amerykańskiej Cosa Nostra. Wyjątkowo siliue dotknięci przez wrogie dzia
łania Buscetta i jego przyjaciele wyrobili sobie inną opinię o realnej sy
tuacji.
Według Buscetty najgłębsza przyczyna wielkiej wojny miała swoje źródło
wewnątrz samej Kopuły, której zebrania stawały się coraz bardziej burzliwe.
Do zwierzchniego organu mafii przedostał się młody, drapieżny mafijczyk
w osobie przedstawiciela trzech rodzin Palermo-Centrum, SaWatore Labarbera,
i z dnia na dzień zdobywał przewagę nad jej leciwymi członkami, których
zdecydował się tak czy inaczej wyeliminować z gry.
W kontekście tak ciężkiego napięcia zdarzył się wypadek, który według
słów Buscetty spowodował wybuch: afera Anselma Rosario lub też, jak kto woli,
Romea i Julii w kraju Cosa Nostra.
Anselmo Rosario był młodym żołnierzem rodziny z Porta Nuova, który
zakochał się w siostrze Raffaele Spiny, męża honoru rodziny z Noce. Ten
ostatni żywo przeciwstawił się związkowi dwojga młodych ludzi, jak się wy
daje z powodu niskiego pochodzenia pretendenta.
Po walnym zebraniu rodziny z Porta Nuova poświęconym temu prob
lemowi poradzono młodemu Anselmowi Rosario, by porwał wybrankę swojego
serca i wyprawił się z nią gdzieś daleko od wyspy w celu spokojnego
skonsumowania ich związku. Tommaso Buscetta był jednym z pierwszych,
którzy poparli tę propozycję.
I jak powiedziano, fak też zrobiono.
Mężowie honoru
PRZYJACIELE RODZINY
„Zbirom” z policji palermitańskiej udało się, jak widzieliśmy, mimo ich tę
poty i braku skuteczności uwikłać Tommasa Buscettę w nieszczęsną aferę prze
mytniczą. Nie było to nic wielkiego, ale oczekiwanie na wyrok zupełnie wy
starczyło, by zatruć życie męża honoru z Porta Nuova. W ten sposób Tommaso
Buscetta został z początkiem lat sześćdziesiątych pozbawiony swojego paszportu.
Traf chce, że zwrócił się wówczas do głównego komisariatu policji
palermitańskiej, żeby dać wyraz swojemu oburzeniu.
„Każdy może raz w życiu zbłądzić — powiedział funkcjonariuszowi
pełniącemu służbę — ale to jeszcze nie jest dostateczny powód, żeby nami
gardzić. Mam już powyżej uszu tej historii z przemytem papierosów. Mój ojciec
dał mi zawód. Jestem rzemieślnikiem, szklarzem. Chcę uczciwie pracować, ale
nie mogę, ponieważ zabrano mi paszport.”
Niektórzy dziennikarze utrzymują, że poirytowany funkcjonariusz spytał
jednak dość przytomnie, po co szklarzowi potrzebny jest do cięcia szkła
paszport. Niewzruszony Buscetta nie omieszkał nadmienić, że za granicą, na
przykład we Francji lub Belgii, mają szkło wysokiej jakości, nieodzowne —
jak sądzi — do uczciwego wykonywania zawodu. Bez skutku. Wydawało się,
że podejrzany o przynależność do mafii Buscetta na długo zostanie pozbawio
ny prawa podróżowania za granicę pod własnym nazwiskiem.
Mężowie honoru
Szczęściem dla naszego męża honoru rodzina z Porta Nuova miała wtedy 33
wpływowych przyjaciół w Rzymie. Deputowany chadecki, Francesco Barbaccia,
wystosował więc pismo, i to na papierze firmowym parlamentu, do szefa policji
palermitańskiej z prośbą o odnowienie paszportu signora Buscetty, „osoby,
która mnie bardzo interesuje”, jak pisał szanowny poseł.
W ten sposób Tommaso Buscetta otrzymał 23 maja 1961 roku no
wiutki paszport, który w dwa lata później uratował mu życie. Od jakie
goś czasu przebywał już wtedy w Meksyku, kiedy dotarła do niego wiado
mość, że wielka wojna doprowadziła do przelewu krwi w Palermo i oko
licach.
Najpierw dowiedział się, że zniknął SaWatore Labarbera, reprezentant
rodzin pałermitańskich w łonie Kopuły. Daremnie szukano jego zwłok. I choć
Buscetta nigdy się nie dowiedział, co spotkało jego byłego reprezentanta, był
zawsze przekonany, że o zamordowaniu Labarbery (ponieważ mogło tu chodzić
jedynie o morderstwo) zadecydowali wszyscy pozostali sekretarze Kopuły.
Skoro zaś Labarbera był członkiem komisji wykonawczej Cosa Nostra, żaden
inny jej organ nie mógł podjąć decyzji o wykończeniu go, nie ściągając na
siebie straszliwych represji.
Fakty przyznały rację Buscetcie: w następnych miesiącach przeciwko
żyjącej reszcie klanu Labarbery zmobilizował się na rozkaz Kopuły ogół rodzin
Cosa Nostra.
Na skutek tego poważnie zraniony został w zamachu na jego życie szef
rodziny z Palermo-Centrum, Angelo Labarbera, który schronił się na drugim
końcu Półwyspu, gdzie przebywał na odległych peryferiach mediolańskich.
Jego pozostali w Palermo ludzie padali jeden po drugim, ale i oni zadawali
straszliwe ciosy swoim przeciwnikom, zwłaszcza niedobitkom spośród sek
retarzy Kopuły.
Na pierwszy ogień poszedł Cesare Manzella, wpływowy członek Ko
puły, boss, który zbił fortunę w Stanach Zjednoczonych i od tamtej pory
panował nad częścią zachodniego wybrzeża w Palermo. Rozszarpał go na
strzępy wybuch samochodu-pułapki w jego lennie, Cinisi, małej mieści
nie nadmorskiej położonej jakieś dwadzieścia kilometrów od Palermo. Po
dobnego losu jedynie przypadkiem uniknął sekretarz generalny Kopuły, Sal-
vatore Greco, nieduży człowieczek, z racji wątłej postury noszący przydo
mek Cicchiteddu (Ptaszek), natomiast trzeci wóz-pułapka, przeznaczony dla
innego sekretarza Kopuły, zmasakrował w Ciaculli siedmiu karabinierów,
którzy sądzili, że rozbroili jakąś machinę piekielną w owej położonej na
wysokości Palermo sporej wsi, o której zresztą będziemy mieli jeszcze spo
sobność mówić obszerniej.
- Calvi
Rozdział pierwszy
CENA STRACHU
KODEKS OBOWIĄZKÓW
Kodeks obowiązków męża honoru nie istniał na piśmie. Cosa Nostra nie
uznaje bowiem słowa pisanego: tu liczy się tylko słowo mówione oraz czyny. Tu
nie ma żadnych książek rachunkowych, list członkowskich czy regulaminu
Mężowie honoru
O MAFIJNEJ MORALNOŚCI
O PRAWDZIE
38 prawdą i tylko prawdą. Rzecz jasna, nic nie zmusza męża honoru do wdawania
się w rozmowę z ludźmi jemu podobnymi; jeśli jednak to uczyni i publicznie
skłamie, podlega karze, którą w przypadkach drastycznych może być nawet kara
śmierci. Taki mężczyzna niewart już jest szacunku ze strony równych sobie
i staje się kimś, kogo w języku mafijnym nazywa się tragediaturi.
Kiedy różnica zdań przeciwstawia sobie dwóch mężów honoru z tej samej
rodziny, a nie ma osoby trzeciej, która potwierdziłaby zdanie jednej ze stron,
wtedy jedynie ojciec chrzestny może przerwać spór i zdecydować, który z nich
jest posiadaczem prawdy. Jeśli zaś są to dwaj mężowie honoru z dwu różnych
rodzin, dla przerwania sporu spotykają się ich ojcowie chrzestni i jeśli sprawa
okaże się poważna, zostaje przekazana członkom władz zwierzchnich mafii,
czyli Kopuły, decydentom ostatniej instancji.
Tommaso Buscetta wiedział, że kiedy człowiek jest sam, lepiej unikać
rozmowy z członkiem innej rodziny, gdyż zawsze może z tego wyniknąć
nieporozumienie.
W jakiś czas potem Buscetta spotkał w celi Ucciardone nowego przybysza,
który miał być sądzony w trybie apelacyjnym w Palermo za morderstwo
popełnione niedaleko Agrygentu. Przedstawiono mu tego człowieka zgodnie
z tradycyjnym ceremoniałem mafijnym. Usłyszawszy jego nazwisko, które
brzmiało Giuseppe Di Cristina, i dowiedziawszy się, jaką pełni funkcję („taką
samą”), Buscetta wdał się z nim w poważną rozmowę.
— Jestem szefem rodziny w Riesi — odparł ogólnikowo mąż honoru i za
raz przeszedł do sedna sprawy zwracając się do Buscetty zdrobnieniem imienia
Tommaso. — Don Masino, powinien pan jakoś uporządkować swoje życie
uczuciowe. W naszym środowisku bardzo się pana krytykuje...
Kiedy w roku 1980 sędzia nadzorczy Turynu, dottore Franco, miał się
wypowiedzieć na temat złożonej przez adwokata Tommaso Buscetty prośby
o jego warunkowe zwolnienie z więzienia, musiał mimo wahań zgodzić się
z uzasadnieniem wniosku. Buscetta miał już tylko półtora roku odsiadki, jego
zachowanie w więzieniu Cuneo, gdzie przebywał od dwóch lat, było wzorowe,
a policja w Palermo, od której wymiar sprawiedliwości zażądał raportu
obciążającego, nie mogła już wywlekać starych historii. Na początku roku 1980
Buscetta został więc skazany tylko na pobyt pod nadzorem policyjnym
w Turynie.
Pewnie osiedliłby się tam na dłużej, gdyby już od pierwszych dni po jego
warunkowym zwolnieniu policjanci w cywilu — choć mało przejmowali się
faktem, że w mieście gwałtownie rośnie wspólnota mafijna — nie zaczęli go
Mężowie honoru
Jeśli między rokiem 1978 a 1981 przez bez mała trzy lata szef rodziny
z Santa Maria di Gesu, Stefano Bontate, korzystał z drogi łączącej Palermo
z miastem Piana degli Albanesi (dawniej Piana degli Greci), to nie po to, żeby
uprawiać turystykę, a już na pewno nie po to, by kontemplować jeden z naj
mniej ciekawych krajobrazów sycylijskich. Jak każdy, kto korzystał z tej trasy,
wiedział dobrze, gdzie i po co jedzie; jedynie doskonała znajomość terenu
pozwalała mu prowadzić wóz właściwym szlakiem.
Minąwszy dojazd do autostrady Palermo—Katania wóz Stefana Bontate
opuścił dzielnicę Brancaccio, by się prześlizgnąć między ruinami barokowego
kościoła, godnego najlepszych spaghetti-westemów, zwróconego tyłem do sto
ku wzgórza, a jeszcze mniej malowniczą stacją benzynową, zanim wjechał
pędem na drogę prowadzącą pięciokilometrowym odcinkiem do cieszącego się
wątpliwą reputacją miasteczka Ciaculli.
Nie bez powodu zatrzymujemy się dłużej nad Ciaculli. Żadna tablica nie
wskazuje na istnienie tego miasteczka o tysiącu iście doborowych mieszkań
ców. Spieszący się podróżny mógłby wziąć kilka domów sterczących po jednej
i drugiej stronie drogi za dalekie przedmieście Palermo, gdyby nie dwa
niepokojące szczegóły. W Ciaculli nie ma sklepów, handlem zaś trudnią się
sprzedawcy wędrowni, a poza tym okna w białych fasadach trzypiętrowych
domów zawsze są starannie zasłonięte zielonymi żaluzjami. Tutaj zaczyna się
najbrutalniejsze terytorium wszystkich rodzin Cosa Nostra.
Interesy Stefana Bontate nie zawiodły go do centrum Ciaculli. Jechał dalej
i przed rogatkami skręcił w lewą przecznicę, dużo węższą od głównej arterii.
Kopuła
Po obu stronach pasażu, gdzie z trudem mogły się minąć dwa pojazdy, ciągnę 41
ły się wysokie szare mury, ponad którymi widniały kępy jaskrawozielonych
koron drzew wskazując na plantację cytrusów. Tuż przed miasteczkiem Croce-
verde Giardini, równie miłym dla oka jak sąsiednie Ciaculli, wóz Stefana Bon-
tate skręcił w lewo na drogę wiejską, by niebawem wjechać za ciężką metalową
bramę, na której widniał napis Fondo Favarella.
Pojazd przetoczył się środkiem imponującej plantacji drzewek cytrynowych
i stanął przed rustykalnym dworkiem wyposażonym w portyk, na którego
szczycie uwydatniały się dwie litery, M.G., inicjały pana posiadłości, Michele
Greco, szefa rodziny w Ciacułli, generalnego sekretarza Kopuły.
KOPUŁA
PAPIEŻ I «ANTYPAPISCI»
Jeśli pod koniec lat siedemdziesiątych Michele Greco mógł sobie pozwolić
na przekształcenie jednej ze swoich rezydencji w wiejski klub mafii, oznacza to,
że był pewien bezkarności. Potomek jednej z najstarszych rodzin sycylijskich,
jakimi mogła się chlubić Cosa Nostra — był kuzynem Salvatore Greco
(Cicchiteddu), który kierował mafią w latach sześćdziesiątych — Michele Greco
bardzo długo unikał rozgłosu wokół własnej osoby. Przyjaciel dobrze urodzo
nych palermitańczyków nader szybko potrafił zabezpieczyć swoje interesy
i umiał tak zastraszyć wszystkich mafijczyków, że żaden z jego podkomendnych
nie odważył się nigdy wymówić jego nazwiska wobec „zbira”.
Ten właśnie człowiek, mierzący ledwie metr sześćdziesiąt centymetrów,
kierował losem Kopuły od roku 1978 tak ceremonialnie, że wspólnota mężów
honoru ochrzciła go mianem Papieża.
Kopuła
CORLEONE
trował w swoich rękach jeden człowiek, bliski Leggiowi Salvatore Riina, który 45
od lat był jego porucznikiem.
SPRAWA RUSSA
- Calvi
Rozdział drugi
SCARPUZZEDDA, BUCIOREK
NARUSZENIE TERYTORIUM
obojętni: znał Di Cristinę tak dobrze, że nie musiał zabijać go na środku ulicy. 53
Gdyby chciał zgładzić bossa z Riesi, wystarczyłoby mu wciągnąć go w jakąś
pułapkę, by potem jego zwłoki doszczętnie zniszczyć, skoro stałby się już
wiarołomcą. Byłoby to prostsze, mniej rzucające się w oczy, a przede wszy
stkim mniej ryzykowne od atakowania go na ulicy, co poza tym natychmiast
alarmowało „zbirów”.
Zdecydowany dochodzić swych praw SaWatore Inzerillo postanowił po
stawić sprawę na zebraniu Kopuły. Czyż bowiem, na domiar wszystkiego.
Di Cristina nie został zabity, kiedy wychodził od niego, Salvatore Inze-
rilla?
— Naruszono moje terytorium — powiedział Inzerillo pozostałym sek
retarzom. — Di Cristinę zamordowano w dzielnicy, która podlega mojej
kontroli. I w tej samej dzielnicy „zbiry” odnalazły samochód morderców.
Chciałbym znać powody tej egzekucji.
— Di Cristina został zabity z dwóch powodów — odparł sekretarz
generalny, Michele Greco. — Po pierwsze ze względu na pewne sprawy
dotyczące jego terytorium i rodziny w Riesi, a po drugie dlatego, że był szpiclem
„zbirów”.
Papież przemawiał. Jego krótka mowa miała charakter oficjalnego komuni
katu na temat śmierci Di Cristiny, aby pozostałym członkom Kopuły dać do
zrozumienia, że sprawa została zakończona.
W jakiś czas później Salvatore Inzerillo wyznał Stefanowi Bontate, że
prowadząc śledztwo w sprawie zamordowania Di Cristiny doszedł do straszli
wej konstatacji: był w nie zamieszany jeden z jego własnych ludzi. I to nie byle
kto, lecz jego prawa ręka, Salvatore Montalto, stary przyjaciel, który pozo
stawał z nim w tak zażyłych stosunkach, że swoją willę letniskową postawił tuż
obok willi głowy rodziny.
— Nic nie mogę zrobić — powiedział SaWatore Inzerillo. — Montalto
jest członkiem mojej rodziny. Należałoby go zabić, ale ja nie mam w ręku
żadnego dowodu.
Nadeszła epoka zdrajców.
RYWALIZACJA RODZINNA
PALERMO, BRAMA
KONSPIRACJA PALERMITANSKA
SYCYLIJSKI ŁĄCZNIK
60 Od tamtej pory Pippo Caló cieszył się stale rosnącym znaczeniem w łonie
mafii, aż w końcu przyćmił swojego mistrza Buscettę. To właśnie jego
w przeddzień „wielkiej wojny” wyznaczono do negocjowania z Kopułą przyszło
ści rodziny z Porta Nuova, choć jeszcze nie był jej głową. Kiedy w roku 1969
uległa ona przekształceniom, jej kierownictwo wziął oczywiście w swoje ręce
Pippo Caló, by w pięć lat później wejść w skład Kopuły.
PROBLEM SZMALU
Gniew Buscetty wyraźnie poruszył Pippa, gdyż jak najuprzejmiej starał się 61
opowiadać mu o kłopotach „rodzinnych”, pod których brzemieniem się uginał.
Nie mógł znaleźć godnego kandydata na wiceszefa. Musiał zdegradować
swojego dawnego zastępcę, Tommasa Spadaro, do stopnia zwykłego żołnierza,
ponieważ okazał się facetem „nie w porządku” w pewnej aferze związanej
z przemytem tytoniu. Człowiek, którego wybrał na następcę Spadara, niejaki
Giovanni Lipari, zwany U’ Tignuso (Łysoń), najzupełniej się do tego nie
nadawał. Ten dawny uczeń fryzjerski bardzo szybko dał się poznać jako
kompletne zero.
Tommaso Buscetta zrozumiał, że skoro Pippo Cało zwierza mu się ze
swoich kłopotów, to znaczy, że w ten elegancki sposób pragnie mu za
proponować stanowisko wiceszefa. Żeby uciąć rozmowę, Buscetta oświadczył,
iż nie ma najmniejszej ochoty pozostawać dłużej w Palermo, gdyż woli wrócić
do Brazylii, gdzie zresztą czekają na niego interesy.
Pippo Caló nie umiał znaleźć odpowiedniego argumentu, więc rzekł:
— Zostając w Palermo mógłbyś zarobić dużo pieniędzy. Vito Ciancimino
otrzymał właśnie sporą część sum przeznaczonych na renowację zabytkowego
centrum. Otóż Vito jest w naszych rękach. To człowiek Salvatore Riiny.
KRYZYS
Buscetta o tym nie wiedział, ale miał nadzieję poznać całą prawdę 63
o zabójstwie, którego właśnie dokonano w Palermo. Nie chcąc dłużej mówić
na ten temat, sprowadził konwersację na inne tory. Właśnie nadszedł czas, żeby
wystąpić w roli sędziego pokoju. Jeśli miał w łonie mafii jakiekolwiek wpływy,
była to jedyna chwila, żeby się nimi wykazać.
— Musisz się spotkać z Bontatem i Inzerillem — powiedział Pippo
Caló. — Trzeba wyjaśnić te rzeczy i wspólnie coś zrobić, żeby zapobiec
katastrofie.
ROZNORODNE KONTAKTY
Salvatore Inzerillo żywił co najmniej taką samą jak Stefano Bontate nie
chęć do klanu corleończyków, który przy walnym udziale Michele Greca po
łożył łapę na Kopule. W ostatnich czasach stan rzeczy zmieniał się tylko na
gorsze. Zastępca komendanta policji w Palermo, Boris Giuliano, prezydent re
gionu Sycylii Piersanti Matarella i sędzia śledczy Cesare Terranova zostali
uśmierceni bez uprzedniego postawienia sprawy na porządku dziennym Kopuły.
— Ani mnie, ani Bontatego nie poinformowano o tych morderstwach —
Rozdział trzeci
chciałem, zupełnie tak samo jak corleończycy. Oto dlaczego kazałem zamor 65
dować prokuratora Costę.
Zwierzenia Inzerilla nie zaskoczyły zbytnio Buscetty, gdyż uprzedziły je
okropne oskarżenia ze strony Pippa Caló sformułowane w przeddzień spo
tkania z Salvatorem. Prawdomówność rozmówcy nie budziła w nim najmniej
szych wątpliwości; w środowisku, w którym dyskrecja jest na porządku
dziennym, rzadko się zdarza, żeby mąż honoru przypisał sobie przestępstwo,
którego nie popełnił...
Buscetta próbował znałeźć sensowniejszy motyw zamordowania nieszczęs
nego prokuratora. Czy Costa nie kazał aresztować kilkunastu członków ro
dziny mafijnej Inzerilla po zamordowaniu kapitana Basile? Wydawało się to
bardziej prawdopodobnym powodem zbrodni.
— Nie, nie — bronił się Inzerillo — ja nie dlatego kazałem go zabić. Nie
miałem do niego zbyt wielkich pretensji o to, że aresztował kilku moich krew
nych i paru moich ludzi. Ja tylko chciałem pokazać, że jestem równie silny jak
corleończycy i że mogę postępować tak jak oni.
BEZBRONNI SEKRETARZE
5 -- Calvi
Rozdział trzeci
66 stkim, zabierze głos. Pomysł miał pewne szanse powodzenia, gdyż Papież polecił
sekretarzom przychodzić na zebrania Kopuły bez broni.
Przerażony tak okropnymi projektami Tommasp Buscetta błagał Bon-
tatego i Inzerilla, by dali sobie przemówić do rozsądku. W tym celu zreferował
im swoje spotkanie z Pippem Caló w Rzymie i zaproponował, by się z nim
bezzwłocznie skontaktować, jeśli chcą w miarę możności zaaranżować wszy
stko rozumniej.
Stefano Bontate i Pippo Caló byli kiedyś blisko ze sobą zaprzyjaźnieni,
dopiero później ich drogi zaczęły się rozchodzić. Niedawno pokłócili się
z powodu Buscetty w obecności Komisji. Pierwszy, szermując miejscem urodze
nia Buscetty jako argumentem, wnioskował o przeniesienie go na łono rodziny
z Santa Maria di Gesii, podczas gdy drugi odwoływał się do świętej za
sady nakazującej nie zmieniać niczego w rodzinie, by kategorycznie odrzu
cić wniosek pozbawiający rodzinę z Porta Nuova jednego z jej sławnych
członków.
Bontate miał jednak poważne zastrzeżenia co do postawy Pippa Caló
w ostatnich latach.
— Caló jest całkowicie podporządkowany corleończykom i Michele Gre-
cowi — stwierdził szef rodziny z Santa Maria di Gesii. — Kiedy oni z czymś
wyskakują na zebraniach Kopuły, Caló nie wtrąca się do tego ani słowem.
Zadowala się kiwaniem głową na znak zgody.
To, że w dwa dni później ostatecznie doszło, jak się zdaje, do spotkania
Bontatego i Inzerilla z Pippem Caló, zawdzięczać można jedynie negocjatorskim
talentom Buscetty. Nie stanowiło ono ważnego wydarzenia i w żaden sposób
nie wpłynęło na dalszy bieg wypadków. Zanotujemy tylko zabawny fakt, że
odbyło się w salach Autogrillu Pavesi w pobliżu Rzymu, na skraju autostrady
wiodącej z Neapolu do stolicy. Tommaso Buscetta, który przywiózł Pippa Caló
na to tajne spotkanie, tylko z daleka towarzyszył dyskusji trzech mężów,
przynajmniej na oko czujących się świetnie w tej nędznej knajpce. Spotka
nie, choć krótkie, wydawało się serdeczne, i trzej rozmówcy wymienili przy
pożegnaniu mnóstwo uścisków, jak na mężów honoru przystało. Ponownie
przyrzekli sobie wierną przyjaźń, a zwłaszcza postanowili naradzać się wspól
nie przed każdym zebraniem Kopuły, by skutecznie przeciwdziałać prze
jmowaniu wyłącznej władzy nad organizacją Cosa Nostra przez corleończyków
i braci Greco.
Noc przed starciem
KWESTIA ZAUFANIA
68 On, Pippo Caló, załatwi oczywiście jak najszybsze zwolnienie Antonia z więzie
nia oraz pokryje wszystkie koszty związane z manipulacjami sądowymi i tym
podobne.
Rozgoryczony Tommaso Buscetta przysięgnie sobie nieco później, że nie
da się już w nic wrobić, i wtedy też oświadczy, że ma zamiar jak najszybciej
opuścić Palermo dla horyzontów brazylijskich co prawda, ale bogatszych
w obietnice.
WICEKRÓLOWIE
INGEGNERE I FINANSISTA
KAŁASZNIKOW AK 47
NEGOCJACJE
KAIN I ABEL
NIEWŁAŚCIWE KONTAKTY
STRZAŁY W NOCY
FATALNE RENDEZ-VOUS
POTRZASK
Girolamo Teresi miał bez wątpienia dużo szczęścia. Były zastępca Bon-
tatego udawał się właśnie pod wyżej wymieniony adres, by o dwunastej
trzydzieści spotkać się na dziedzińcu z SaWatorem Inzerillo, który o tej porze
miał wyjść od swojej flamy. Teresi znajdował się już o jakieś kilkadziesiąt me
trów od nr 50 przy via Brunelleschi, kiedy usłyszał szczęk pierwszych strzałów
z kałasznikowa. Zrozumiał natychmiast nie tylko to, że jego spotkanie zostało
anulowane i odłożone ad vitam aeternam, lecz także i oczywistą rzecz, że jeśli
pragnie pozostać przy życiu, musi możliwie jak najszybciej opuścić dzielnicę,
w której się znajdował, i na pewien czas zniknąć wszystkim z oczu.
' Girolamo Teresi przestrzegał okresu żałoby przez kilkanaście dni, ograni
czając do maksimum wyjścia z domu, poruszając się wyłącznie w opancerzonym
wozie i zawsze z bronią oraz spotykając się jedynie z członkami swojej mafijnej
rodziny, i to tylko z tymi, do których miał całkowite zaufanie. Wiedział jednak.
Rozdział czwarty
80 że wcześniej czy później będzie musiał stawić czoło nowym szefom, Giovannie-
mu Battiście Pullara i Piętrowi Lo Jacomo, tym samym, których podejrzewał
o maczanie palców w zamordowaniu jego ukochanego szefa, Stefana Bontate.
26 maja rano w sposób dziwnie solenny pożegnał dzieci i żonę przed
wyjściem z domu.
— Mam spotkanie z przyjaciółmi — powiedział żonie, a obecny przy tym
świadek będzie się później zaklinał, że dpdał również: — Wszystko pójdzie
dobrze. Gdybym przypadkiem nie wrócił, zaopiekuj się dziećmi.
Po wyjściu z domu w Palermo Girolamo Teresi ruszył prosto do swojego
domu na wsi, położonego wśród drzew cytrusowych w regionie, którego nazwa
dobrze pasuje do opowieści o zdradzie, Falsomiele (fałszywy miód). Wyznaczył
tam spotkanie pięciu innym mężom honoru ze swojej rodziny w Santa Maria di
Gesu, którzy stanowili ostatnią garstkę wiernych Stefanowi Bontate.
— Nasi nowi szefowie, Giovanni Battista Pullara i Piętro Lo Jacomo, chcą
się z nami spotkać. Zaprosili nas wszystkich — powiedział im Teresi — by
uregulować różne sprawy rodziny. Trzeba ponownie podzielić władzę, żeby
podjąć naszą zwykłą działalność.
Łatwo zgadnąć, że podobnego zaproszenia obecni nie przyjęli jednomyśl
nie.
— To potrzask — powiedział Salvatore Contorno, Koriolan Puszczy,
który wiedział, jak straszna może być dwulicowość pewnych mężów hono
ru. — Oni nas zmasakrują.
Emanuele D’Agostino, jeden z doświadczonych zabójców w tej rodzinie,
był podobnego zdania:
— Wiadomo, czym to pachnie.
— Mam gwarancje — oświadczył Teresi. — Spotkanie nie odbędzie się
byle gdzie. Jego miejsce ma wybrać Nino Sorsi (szef rodziny z Yillagrazia zwany
Nino U’Riccu, Jeżowiec), który był serdecznym przyjacielem Stefana Bontate.
Nawet wtedy Salvatore Contorno i Emanuele D’Agostino pozostali
niewzruszeni. Nikt i nic nie wpłynęłoby na zmianę ich zdania, nawet papież,
rzecz jasna ten prawdziwy, z Watykanu.
Contorno i D’Agostino pożegnali zatem Girolama Teresi i jego trzech
akolitów, którzy postanowili się do niego przyłączyć. Byli to Giuseppe Di
Franca, były ochroniarz Stefana Bontate, oraz bracia Angelo i Salvatore
Federico, dwaj drobni przemysłowcy kierujący wytwórnią plastykowych wy
kładzin Ediplast, która ściśle współpracowała z różnymi towarzystwami „rodzi
ny” Bontatego. Contorno i D’Agostino podjechali ze swoimi kompanami aż do
małej szosy Autobianchi A 112, w którą ci ostatni skręcili zmierzając ku swemu
przeznaczeniu. Więcej ich już nie zobaczono.
Tego samego wieczoru krewni czterech mężów honoru, widząc, że nie
wrócili do domu, zrozumieli bez żadnych wyjaśnień, jaki spotkał ich los.
Pułapki
TERRORYSTA
Calvi
Rozdział czwarty
WIADOMOŚCI Z KRAJU
ROZMOWY MIĘDZYKONTYNENTALNE
honoru wydawała się nie znać granic. Można by sądzić, że niczym w amo 85
ku zabijali się tak odruchowo, jak oddychali. Nie było ratunku dla ni
kogo.
Podczas największych upałów, kiedy przed świętem Wniebowstąpienia
miasto opustoszało, młody, niespełna siedemnastoletni Giuseppe Inzerillo
wyszedł z domu w towarzystwie innego nastolatka, Stefana Pecorelli, który
miał zostać jego szwagrem.
Mimo młodego wieku Giuseppe Inzerillo nosił garnitur męża honoru. Czyż
po śmierci ojca nie przysiągł sobie, że go pomści?
— Dorwę morderców mojego ojca — mówił. — Własnymi rękami
zakatrupię tego psa Salvatore Riinę.
Młody człowiek obiecał zapewne narzeczonemu swojej siostry, że go
przyjmie na członka straży przybocznej. Chyba też obydwaj zaopatrzyli się
w broń palną. Prosto z dzieciństwa przeszli w wiek, w którym już się zabija,
przynajmniej w Palermo. W Katanii najmłodszy płatny zabójca zatrzymany
przez policję miał zaledwie czternaście lat.
W innych częściach Włoch tego typu pogróżki przyjmowano by z uśmie
chem, lecz tutaj ktoś musiał je wziąć serio: ledwo Giuseppe Inzerillo wyszedł
z domu, został porwany razem ze swoim towarzyszem.
Tego samego wieczoru zrozpaczone matki zawiadomiły o zniknięciu
chłopców główny komisariat miasta. W jakiś czas później, sterroryzowane
przez Bóg wie jaką groźbę, przyszły odwołać meldunek stwierdzając, że ich
latorośle odnalazły się w Stanach Zjednoczonych. Kiedy na policji zwrócono im
uwagę, że młodzieńcy pozbawieni byli wszelkich dowodów tożsamości, zacne
panie nie wiedziały, co odpowiedzieć.
Po chwili matka Giuseppe Inzerilla wybuchnęła szlochem i tym samym
dochodzeniowcom wyznała, że jej ukochane dziecko na krok nie ruszyło się
z domu, nie powiadamiając o tym najbliższych. Stało się oczywiste, że dwaj
młodzieńcy dołączyli do armii cieni, do dziesiątków nieboszczyków palermitań-
skich, którzy znikli na zawsze bez pogrzebu. Pozostawało dowiedzieć się, kto ich
uśmiercił i w jaki sposób.
W środowisku palermitańskich mężów honoru krąży straszliwa historia na
temat końca młodego Giuseppe Inzerilla. Przed zamordowaniem go oprawca
uciął mu prawą rękę mówiąc: „Teraz nie będziesz już mógł posłużyć się nią do
zabicia Salvatore Riiny.” Ów potworny epizod potwierdzony przez co najmniej
dwa różne źródła jest tym bardziej wiarygodny, iż znamy nazwisko do
mniemanego kata: był nim Pino Greco zwany Scarpuzzedda, szef rodziny
w Ciaculli. Zabójca, przez wielu określany jako krwawy, wywierał mimo to
w łonie Kopuły wiadomy nam już wpływ.
Rozdział czwarty
CZŁOWIEK Z KAŁASZNIKOWEM
JAKI OJCIEC...
MAFIJNE AGAPY
WYTWORNIE HEROINY
Salvatore Contorno zdał sobie sprawę z jej istnienia jedynie dzięki temu,
że właśnie podarował Michele Grecowi psa myśliwskiego. Jego odkrycie nie
mogło zresztą zdziwić męża honoru. Psiarnia Michele Greca znajdowała się na
wschodnim krańcu posiadłości. Aby się tam dostać, należało przejść przez
zabudowanie, które między innymi służyło jako miejsce posiedzeń Kopuły, po
czym, doszedłszy drogą prowadzącą na strzelnicę do pierwszego skrzyżowania,
skręcić na ścieżkę, u której końca stały baraki mieszkalne. Właśnie koło nich
gnieździła się sfora Papieża.
Salvatore Contorno minął studnię w cieniu dwóch ogromnych drzew, kiedy
spostrzegł jakiś ruch koło klatek psiarni. Spoza studni mógł nie zauważony
obserwować grupkę mężów honoru krzątających się w jednym z baraków.
Widok rozmaitych retort, aparatów destylacyjnych i palników, odrażający
zapach, który się stamtąd wydobywał, oraz maski gazowe użytkowników
mówiły wystarczająco dużo, żeby Contorno mógł pojąć, jakiego rodzaju chemię
się tu praktykuje. Niewątpliwie było to laboratorium służące do przetwarzania
morfiny na heroinę. Michele Greco nie tylko nie zdenerwował się faktem, że
Contorno przypadkiem odkrył jego laboratorium, ale nawet zgodził się, by
ten złożył krótką wizytę w baraku. Contorno nie był wprawdzie żołnierzem
rodziny Papieża, niemniej jednak był mężem honoru i z tego tytułu miał prawo
zobaczyć to, co niewiele tylko osób mogło widzieć.
W kilka miesięcy później Michele Greco doszedł do wniosku, że lokalizacja
wytwórni heroiny w miejscu tak często odwiedzanym jak Fondo Favarella nie
jest nazbyt rozsądna i postanowił przenieść retorty oraz aparaty destylacyjne
gdzie indziej, do zakątka mniej rzucającego się w oczy, lecz również pod
legającego jego władzy. Umieścił zatem swoje laboratorium w sąsiednim gaju
cytrynowym, należącym do sprzymierzonej z nim od dawien dawna rodziny
Prestifilippo. Ilekroć od tego czasu Salvatore Contorno udawał się do niej,
za każdym razem natykał się na braci Marsalone — Rocca, SaWatore i Giu
seppe — o których wiedział, że są doświadczeni w sztuce wytwarzania heroiny.
Starszy z nich nie robił zresztą tajemnicy ze swojej nielegalnej produkcji
Rozdział piąty
92 w obecności ludzi tak zaufanych jak Contorno, ten zaś niezliczoną ilość razy
słyszał, jak synowie i kuzyni z klanu Prestofilippo głośno przechwalali się
niespodziewanymi zyskami z handlu heroiną.
Później zaś handel heroiną i jej produkcja wzrosły tak ogromnie, że
Salvatore Contorno wszędzie natykał się na jakąś wytwórnię. Jak na ironię losu,
przez jakiś czas mieszkał w nie dokończonym jeszcze baraku pod Palermo,
w posiadłości jednego ze swoich serdecznych przyjaciół, Maria Marchese, który
również i u siebie zainstalował wytwórnię heroiny prowadzoną na koszt rodziny
z Corleone.
Niedługo przed śmiercią Emanuele D’Agostino poprosił Contoma, by
zechciał mu towarzyszyć do Bagherii, gdzie się umówił na spotkanie z szefem
miejscowej rodziny, Leonardem Greco, w celu pertraktacji handlowych dotyczą
cych narkotyków. Emanuelowi D’Agostino, tak samo jak i Salvatorowi
Contorno, groził wtedy nakaz aresztowania. Prosił więc tego ostatniego
o towarzyszenie mu jedynie dlatego, że przewidywał możliwość zatargu ze
swoimi wspólnikami.
Obaj udali się więc do magazynu wyrobów żelaznych, który Leonardo
Greco prowadził tuż przy wylocie z Bagherii, nie opodal autostrady prowadzą
cej do Palermo. Szefa miejscowej rodziny nie zastali, czekał jednak na nich
jego człowiek, który miał za zadanie zaprowadzić ich do małej willi pośród
drzew cytrusowych. Tam właśnie, jak się później przekonali, rodzina z Bagherii
miała swoją wytwórnię heroiny.
W willi kilkunastu mężów honoru kręciło się z ożywieniem wokół folio
wych toreb zawierających bez mała czterdzieści kilogramów świeżo wytworzo
nej heroiny. Chemicy pochylali się nad probówkami z wrzącym płynem, pod
czas gdy pozostali obecni, wszyscy w ciemnych garniturach, niecierpliwie czekali
na wynik operacji.
Nadejście Emanuela D’Agostino i Salvatora Contorno nie zrobiło na nich
najmniejszego wrażenia. Znali już D’Agostina, a Contoma przedstawiono im
zaraz jako męża honoru za pomocą wiadomego rytuału. Salvatore Contorno
nie od razu zrozumiał, co właściwie się tam odbywało.
W końcu rozjaśniło mu się w głowie na widok białego proszku, kiedy jeden
z chemików wsypał jego szczyptę do wrzącego płynu: właśnie sprawdzano ja
kość towaru. Mężowie w ciemnych garniturach, mówiący zresztą z wyraźnie
obcym akcentem, znajdowali się tu w charakterze kupców. Zrozumiawszy, że nie
jest jednym z nich, Contorno wyszedł tym skwapliwiej, iż w willi z powodu
rozmaitych wyziewów prawie nie można było oddychać.
W kilka minut później, już w samochodzie wiozącym ich do Palermo,
D’Agostino wyjaśnił mu znaczenie tego nieco „przydymionego” spotkania.
— Mężowie, których widziałeś — powiedział do niego — to kupcy
amerykańscy. Przyjechali, żeby sobie zapewnić dobrą jakość towaru. Będzie
Koriolan Puszczy
SZLAKI HEROINY
94 sposób kontroli celnej, natomiast droga lądowa była bardziej pewna, gdyż wiele
państw, od Bułgarii poczynając, wykazywało wobec tego rodzaju transferu
w najgorszym razie zupełną obojętność.
Jeśli w rozmaitych sycylijskich wytwórniach dokonywano przeróbki mor
finy na heroinę bez większego ryzyka, to zupełnie inaczej wyglądała sprawa od
momentu, w którym chodziło o przesyłkę towaru, zwłaszcza do Stanów
Zjednoczonych.
Salvatore Contomo wiedział, że w zasadzie każdym ładunkiem heroiny
zajmował się jeden wybrany mąż honoru, który transportował go z wyspy na
drugą stronę oceanu, cały czas ponosząc za towar osobistą odpowiedzialność.
Waga przesyłki zależała od pasera i na ogół wynosiła kilkadziesiąt kilogramów.
Nierzadko jeden ładunek należał do kilku lub więcej rodzin. Za jego utratę
odpowiadał tylko jeden człowiek: konwojent. To on musiał przeprowadzić
śledztwo i ewentualnie ukarać tych, którzy spowodowali utratę narkotyku. Tak
czy owak konwojent musiał wytłumaczyć się przed właścicielami heroiny.
Pomysły ekspedytorów często się zmieniały — heroina mogła być ukryta
w meblach, w ładunku obuwia, w stercie płyt gramofonowych — ale Salvatore
Contomo wiedział, że istnieje jeden niezawodny sposób, by towar dotarł do
miejsca przeznaczenia. Wystarczyło być w zmowie z pracownikami, którzy
wyładowywali bagaż na lotnisku docelowym; mieli oni przechwytywać paczki
z heroiną, zanim ładunki trafią na komorę celną. Najsprawniej szło to na
lotnisku imienia Johna Fitzgeralda Kennedy’ego w Nowym Jorku, które od lat
kontrolowały liczne rodziny organizacji Cosa Nostra w Ameryce (Lucchese,
Gambino). Był to rzeczywiście niezrównany sposób, gdyż pozwalał rodzinom
sycylijskim przez dwa lata ekspediować do Stanów Zjednoczonych setki
kilogramów, a nawet całe tony heroiny.
WIĘZY Z MIASTECZKIEM
Salvatore Contorno nie miał czasu zbyt długo się zastanawiać nad 97
przyczynami, które kazały żołnierzom z Ciaculli rozstawić się wzdłuż via Giafar
podczas jego przejazdu; jego uwagę przyciągnął jeszcze bardziej niepokojący
fakt. Spostrzegł przed sobą motocykl o dużej pojemności silnika i zadziwiająco
cichobieżny. Maszyna wypadła z zaułka znajdującego się o trzy domy od mostu
i z całą szybkością zbliżała się do prowadzonego przez niego fiata.
Jeszcze jeden rzut oka i Contorno rozpoznał jadącego na motorze. Był to
Giuseppe Lucchese, jeden z zabójców rodziny w Ciacułli. Nie ulegało już
najmniejszej wątpliwości, że to na Contorna czekali „żołnierze papiescy”.
O tej porze dnia via Giafar była najbardziej ruchliwą arterią Brancaccio;
chodniki roiły się od dorosłych mieszkańców, którzy wylegli na ulicę zaczerp
nąć świeżego powietrza po ogłupiającym oddawaniu się przez całe popołudnie
sjeście czy też nader relaksującej aktywności rodzinnej, a nawet — jeśli komuś
przyszła taka fantazja — kąpieli w przeraźliwie brudnej i skażonej* wodzie za
toki palermitańskiej.
Ilu w tym tłumie było innych żołnierzy na czatach? Salvatore Contorno nie
mógł tego wiedzieć. Nie miał możliwości rozejrzeć się po twarzach w tłumie.
Mógł co najwyżej podczas jazdy rozpoznać pewnych mężów honoru. Lecz bądź
tu mądry i zgadnij, jakie są ich zamiary!
Motocykl znalazł się już na wysokości samochodu. Wówczas Salvatore
Contorno ujrzał twarz jadącego na tylnym siedzeniu. Rozpoznał męża, który
miał go zabić. Był to szef rodziny z Ciacułli, Pino Greco, Scarpuzzedda,
Buciorek. Trzymał wycelowanego w jego stronę kałasznikowa.
Uprzedzając serię na ułamek sekundy, Contorno puścił kierownicę i po
chylił się w stronę swojego pasażera, zasłaniając ramieniem głowę w geście
samoobrony. Silnik wozu zgasł, podczas gdy grad pocisków z ogłuszającym
hukiem podziurawił karoserię i rozbił w drobny mak szyby. Potem nastała
cisza.
Nie tracąc ani chwili Salvatore Contorno podniósł się i spojrzał we wstecz
ne lusterko.
Zanosiło się na dalszy ciąg. Motocykl zwolnił i jakieś dziesięć metrów za
posiekanym przez kule fiatem zatoczył półkole. Pino Greco zmienił magazynek
w kałasznikowie. Giuseppe Lucchese dodał gazu, motor ruszył. Zaczęło się
drugie podejście.
Obojętny na paniczne krzyki dochodzące z chodników, na których tłum
rozpierzchł się jak gromada wróbli, Salvatore Contorno zapuścił silnik fiata.
Jego pasażer był ranny w policzek, który obficie krwawił.
Contorno nie wiedział, czy sam nie został draśnięty. Nie czuł w każdym ra
zie żadnego bólu. Nie było czasu na remanenty. Nacisnął pedał gazu.
Nie stracił zimnej krwi. Miał plan, jak się wydobyć z matni, ale musiał
przeprowadzić tę rozgrywkę bardzo rozważnie. Przede wszystkim należało
7 — Calvi
Rozdział piąty
98 wygrać na czasie. Zamknięty w wozie nie miał cienia szansy wobec zabójcy
na motorze.
Po przejechaniu stu metrów Contomo zahamował. Gdy tylko pojazd
stanął, gwałtownie wypchnął z wozu swojego pasażera, wrzeszcząc do niego, by
uciekał. Potem sam wysiadł. W prawej dłoni zaciskał pięciostrzałowy rewolwer
kalibru 38.
Wsparty plecami o fiata Salvatore Contorno zamierzał odeprzeć drugi
atak Scarpuzzeddy.
Sytuacja nie wygłądała wesoło. Contorno zdążył zauważyć w oddali dziwny
manewr samochodu marki BMW jadącego już przed nim, kiedy wybuchła
strzelanina. Od pierwszych strzałów wóz ten zaczął jechać do tyłu. Contorno
zdołał rozpoznać kierowcę. Był to szef rodziny z Corso dei Mille, mąż włada
jący tą częścią miasta, Filippo Marchese zwany Bakłażanem z powodu swojego
wyglądu, a z racji okrucieństwa porównywalny jedynie ze swoim wspólnikiem
i przyjacielem Scarpuzzeddą.
Contomo nie miał czasu obserwować poczynań Filippa Marchese, bo
z zatrważającą szybkością zbłiżał się już motocykl. W ślad za nim jechał zielo
ny golf prowadzony, jak można się było domyślać, przez żołnierza rodziny
z Ciaculli. Pino Greco zaaranżował to z głową. Rzucił do walki kilkunastu
swoich ludzi i kilka pojazdów.
Niby w jakimś współczesnym westernie Salvatore Contomo z bronią
w ręku stawiał czoło motocyklowi wyczekując na odpowiedni moment, by
otworzyć ogień.
Z tylnego siedzenia motocykla Pino Greco, któremu wiatr rozwiewał
czuprynę, zaczął strzelać pierwszy. Dysponował większą ilością amunicji, a poza
tym z jego broni strzelało się na chybił trafił.
Niemal w tym samym momencie Salvatore Contomo oddał kilka strzałów
z precyzją uwieńczoną sukcesem.
Ujrzał, jak Pino Greco zachwiał się i upadł do tyłu, prawdopodobnie
trafiony w sam środek piersi. Scarpuzzedda padając nie wypuścił z rąk
kałasznikowa i w dalszym ciągu naciskał na spust. Seria zakreśliła w górę łuk,
stebnując po drodze żelazną żaluzję jakiegoś sklepu i kończąc na murze, kilka
metrów nad głową Contorna.
Właśnie wówczas Contomo musiał zdać sobie sprawę, że jest lekko ranny:
odpryski szkła zdarły mu skórę z czoła, a teraz musnął je ogień wypalając mu
pęk włosów. Miał szczęście...
Obrócił się na pięcie i zaczął biec przez labirynt uliczek Brancaccio, dziwnie
cichych w pierwszych, ledwo zauważalnych oznakach nocy.
Koriolan Puszczy
SPALONA ZIEMIA
NOWY NABYTEK
WIĘZY KRWI
104 Prestiż Filippa Marchese we wschodniej części miasta był tym większy,
że łączyły go więzy pokrewieństwa z dwiema ważnymi rodzinami miejscowymi:
Zanca i Tinnirelło. Benedetto Tinnirello, ożeniony z siostrą Marchesego,
dochował się licznego potomstwa. Ono z kolei spokrewniło się z kilkoma
Zanca, a ci byli znowu kuzynami niektórych Yemengo... Jednym słowem Fi-
łippo Marchese był praktycznie skoligacony ze wszystkimi mężami honoru
swojej dzielnicy. Idealnie więc nadawał się na ich przywódcę.
nigdy nie miał do nich zbyt daleko w razie potrzeby szybkiego ukrycia się, lecz 105
nawet ich położenie było, rzec można, publiczną tajemnicą. Dlatego też
Yincenzo Sinagra bez większych trudności wszedł w posiadanie różnych adre
sów szefa rodziny z Corso dei Mille.
Jeśli Marchese nie przebywał w willi pod numerem 1317 przy Corso dei
Mille, to lubił przemieszkiwać niedaleko od niej w baraczku osłoniętym przez
ogród i łączącym się z fabryką cegieł, która mu służyła za skrzynkę do listów
oraz do meldunków. W razie czego miał również do dyspozycji małe locum
mieszczące się niemal naprzeciwko morza przy via Messina Marina, tuż obok
sklepu prowadzonego przez pewnego zabójcę z jego rodziny. Poza małym
domkiem daleko na wsi Marchese rozporządzał także willą położoną na
obrzeżu gaju cytrynowego w Yillabate, kilka kilometrów na południe od Corso
dei Mille. Tam właśnie prowadził salon i lubił w nim przyjmować Michele Greca,
prezydenta republiki mafijczyków.
ZŁODZIEJE SKOKU
108 Ledwie Rugnetta wszedł do celi śmierci, czterej mężczyźni rzucili się na
niego i w jednej chwili przywiązali go do krzesła. Czegóż mogli od niego
chcieć?
Jak każdy szanujący się mąż honoru Antonino Rugnetta zdawał sobie
sprawę, że tego rodzaju zasadzki zawsze motywowano jakąś aferą rodzinną,
honorową lub pieniężną. Ponieważ nie uczynił jednak, o ile nam wiadomo,
żadnego afrontu i nie wszedł nikomu w drogę, musiał więc być nader zasko
czony. Osłupiał zapewne, kiedy w kilka minut później ujrzał, że do pomiesz
czenia wchodzi kilkunastu mężów honoru o niezbyt przyjaznych minach. No
cóż, nawet światło, które przenikało z ciemnego podwórka, nie rozjaśniało ich
twarzy.
Co tu zresztą mówić o Rugnetcie, skoro nawet na obojętnym wobec niego
Yincenzo Sinagrze wejście delegacji mężów honoru zrobiło piorunujące wraże
nie. Był tam i Filippo Marchese, Bakłażan, i kilku z jego szajki zabijaków —
a wśród nich ci najgroźniejsi, jak Piętro Yemengo. Sinagra nie znał wszystkich
spośród wchodzących, a poza tym nie miał zbyt wiele czasu, by im się przyjrzeć.
Uznając jego obecność za zbędną, poproszono, by na chwilę wyszedł;
— Poczekaj na nas w pokoju obok — rozkazano mu.
Nie czekając na dalsze polecenia Yincenzo Sinagra niezwłocznie przeszedł
do sąsiedniej izby. Mógł w niej bez większego trudu słyszeć wszystko, co
mówiono obok. Rozmowa od samego początku miała charakter przesłuchania.
— Gdzie jest Curiano? — zapytał jakiś głos.
— Kto?
— Curiano! Koriolan Puszczy! Gdzie on jest? Powiedz nam, gdzie on się
ukrywa!
A więc o to chodziło. Filippo Marchese zwabił Antonina Rugnettę w tę
pułapkę jedynie po to, by się dowiedzieć, gdzie przebywa przyjaciel tego
ostatniego, Salvatore Contomo, nieuchwytny Koriolan Puszczy, który naj
wyraźniej zdołał się ulotnić po szczęśliwym, jak pamiętamy, wykaraskaniu się
ze strzelaniny ulicznej. Antonino Rugnetta i Contorno przeprowadzali kiedyś
wspólnie niemało interesów. Stąd tylko jeden krok do przeświadczenia, że on
pierwszy musi wiedzieć, gdzie ukrywa się jego dawny partner, krok, który z całą
niefrasobliwością zrobili Filippo Marchese i jego trupa zabójców.
— Wierzcie mi — jęczał Antonino Rugnetta — ja nie wiem, gdzie on jest.
Gdybym wiedział, to bym wam powiedział. Jeśli mnie uwolnicie, przysięgam, że
go wam odnajdę. Wydam go wam bez najmniejszego wahania.
W tym momencie Yincenzo Sinagra zorientował się, że i on może widzieć tę
straszliwą scenę przez szparę ziejącą w ścianie.
Jeden z mężów siedział przy stole, na którym w razie potrzeby miał do
dyspozycji papier i ołówek. Pozostali krążyli wokół więźnia, który rozpaczliwie
poruszał rękami i nogami w szałonej nadziei, że uwolni się z pęt.
Cela śmierci
Widząc, że z Antonina Rugnetty nic więcej nie da się wyciągnąć, mąż, który 109
przybrał minę sędziego, wstał. Yincenzo Sinagra zobaczył jego twarz. Twarz,
której nie był zdolny zapomnieć, która później wiele razy jawiła mu się przed
oczyma, między innymi również na fotografii z pewnego dokumentu sądowego
podtykanego mu w jakiś czas potem pod nos przez karabinierów, fotografii, pod
którą odczytał nazwisko; Pino Greco.
Obecność szefa rodziny z Ciaculli w miejscu stosunkowo oddalonym od
jego terytorium mogła zdziwić jedynie ignorantów. Pino Greco miał ważne
powody, by znajdować się tego dnia w celi śmierci.
Jak pamiętamy, podczas strzelaniny w Brancaccio Salvatorowi Contomo
nie udało się go zabić, choć uratowała go jedynie kuloodporna kamizelka. Od
owego dnia Pino Greco wspomagany przez swojego krwawego kompana,
Filippa Marchese, ścigał bez przerwy Koriolana Puszczy, nie zaniedbując
żadnego tropu. Jeśli nawet przez chwilę wierzył, że Antonino Rugnetta
zaprowadzi go do Koriolana, to nader szybko się rozczarował. Już po kilku
minutach przesłuchania zostawił papier wraz z ołówkiem i skierował się w stro
nę więźnia z wyrazem twarzy jeszcze bardziej ponurym niż zazwyczaj.
Yincenzo Sinagra twierdzi, że widział, jak Pino Greco obszedł więźnia
i stanął za jego plecami; potem zarzucił mu na szyję powróz i związał jego końce
na pałce, którą zaczął szybko skręcać na karku ofiary, wywołując nader
potworny skutek. W tym samym czasie, według relacji Sinagry, dwaj inni
oprawcy z całej siły przytrzymywali nogi nieszczęśnika, żeby ograniczyć jego
drgawki podczas uśmiercania go przez uduszenie. Niezależnie od tego, czy jest
to wersja zmyślona, czy prawdziwa — sędziowie i policja zdają się dawać jej
wiarę — jeden fakt pozostaje niezbity: w wyniku przesłuchania z nieszczęsnego
Antonina Rugnetty ostał się tylko zewłok z wyraźnymi śladami duszenia na szyi.
Należało się go pozbyć możliwie jak najszybciej.
OD CZEGO SĄ LEKARZE?
PATOLOGIA BOSSA
Kiedy Filippo Marchese wydawał jakiś rozkaz, nikt nie śmiał mu się
sprzeciwić. Wszystko w jego postawie wskazywało, że nie znosił dyskusji;
autorytarny ton wywrzaskiwanych komend, wściekłość widoczna na twarzy
Rozdział szósty
KAWIARNIANE ROZMOWY
8 —Calvi
Rozdział szósty
ZAGARNIĘCIE POBRZEŻA
Od zarania wiosny cała wschodnia strefa miasta stała się jeszcze trudniejsza
do wytrzymania niż w zimie. Upał wraz z jaskrawym słońcem sprowadził do
prawdziwego wymiaru brudne i smrodliwe uliczki godne pierwszego lepszego
portu na Bliskim Wschodzie. Błękit nieba i morza do tego stopnia niweczył
wszystkie pozostałe barwy, że — zamiast złagodzić widok — zmuszał do ciągłe
go mrużenia oczu.
Nastał maj i rozpoczęło się piekło. Ten ogród, gdzie tak dobrze było żyć na
początku wieku XX, te połacie unicestwionego raju, które rozkwitały niegdyś
jaśminem i cytrynowym gajem, przekształciły się w istny kocioł, w którym nie
wiadomo jaki diabeł macerował tubylców, od brzuchatych ludzi aż po wychudłe
koty, w wyziewach rozgrzanego asfaltu zmieszanych z równie nieopisaną, co
odrażającą wonią stęchlizny.
Yincenzo Sinagra do tego stopnia przywykł gotować się w tym ukropie, że
z pewnością pozostał nieczuły na przeraźliwą kanikułę, jaka się zaczęła wraz
z majem 1982 roku.
Choć nie był jeszcze w pełni mężem honoru, mógł się jednak chlubić
zaufaniem Filippa Marchese, który od pewnego czasu despotycznie rządził
dzielnicą. Szef rodziny z Corso dei Mille zwracał się już do niego wyłącznie
za pośrednictwem przydomka 'Undli, ku wielkiej satysfakcji młodzieńca. Z bie
giem czasu Yincenzo Sinagra będzie pozwalał na ten rodzaj poufałości tylko
swemu szefowi, którego polecenia wykonywał zawsze bez mrugnięcia okiem.
Na tej zasadzie w ciągu kilku miesięcy Yincenzo Sinagra brał udział
w różnych napadach z bronią w ręku — magazyn artykułów gospodarstwa
Rozdział siódmy
116 domowego, skład win, jubilernia — oraz podkładał plastyk w paru sklepach,
których właściciele nie chcieli płacić okupu za mafijną ochronę. Jeśli praktycz
nie nie czerpał żadnych korzyści materialnych z tego rodzaju operacji — raz
tylko Filippo Marchese dał mu w lirach równowartość dziesięciu tysięcy fran
ków francuskich — to w każdym razie musiał hołubić w głębi duszy marzenie,
że po sprawnym przeprowadzeniu tych przestępczych operacji rośnie jego
autorytet w oczach reszty szajki, a już na pewno w oczach szefa rodziny. Choć
Sinagra wciąż jeszcze nie przeszedł przez ceremonię inicjacji Cosa Nostra,
odnosił jednak wrażenie, że stanowi część składową małej armii Filippa
Marchese, a może nawet jego domostwa.
Upłynęło ledwie sześć miesięcy od czasu, gdy po raz pierwszy uczestniczył
w uśmiercaniu człowieka przez uduszenie i oto Marchese zdawał się nie mieć
przed nim żadnych sekretów.
Większość ze szczegółów trwającej wojny uchodziła uwagi Yincenza
Sinagry. Wiedział wszakże, iż podzieliła ona świat mężów honoru na „wy
grywających” i „przegrywających”. Pojmował też, że jego rodzina należała
do tych pierwszych i że pod pastorałem Michele Greca oraz jego corleońskich
sprzymierzeńców systematycznie unicestwiała tych drugich. Poza tym jednak
logika pewnych egzekucji wymykała mu się niemal całkowicie. Wypada dodać,
że Sinagra nie był pod tym względem żadnym wyjątkiem: w przeddzień lata 1982
zabijano się niemal z byle powodu. Zupełnie jakby w Palermo dzikość mężów
honoru rosła wraz z temperaturą.
PRZYPADKOWA ŚMIERĆ
A skoro tak, to wczesnym rankiem 26 maja 1982 roku musiało się zrobić
bardzo gorąco. Rodołfo Buscemi, młody ambitny murarz, wyszedł o świcie
z mieszkania położonego w dzielnicy Sperone. Był to młody brunet kryjący
spojrzenie za grubymi szkłami korekcyjnych okularów. Wstąpił po swojego
szwagra, Mattea Rizzutto, i obaj wsiedli do fiata 127, by niebawem zaparkować
go przy viale dei Picciotti, niedaleko celi śmierci z piazza Sant’ Erasmo, którą
pamiętamy z okropnej sceny duszenia.
Było parę minut przed dziesiątą, kiedy Buscemiego i jego szwagra zaczepił
na ulicy Burza, któremu towarzyszył drugi kuzyn Yincenzo Sinagry, zwany
Antonino, i jeszcze jeden mąż honoru znany pod przezwiskiem Salvatore Ro-
tolo. Wszyscy czterej byli mieszkańcami tej samej dzielnicy, lecz znali się tylko
z widzenia, no i z reputacji.
Ranek był upalny, a zatem nie sprzyjał gorliwej pracy. Ulica nie wydawała
się nieprzyjazna, więc wdano się w rozmowę o wszystkim i o niczym. O pogo
dzie, drożyżnie i o tym, czego można się spodziewać. Po owej wspomaganej
Cmentarz morski
Znając ich dziki temperament wypada też wierzyć Sinagrze, kiedy oświad 119
cza, że po egzekucji Buscemiego dwaj kompani przeszli do sąsiedniej izby, by
podobnie udusić szwagra, nieszczęsnego Mattea Rizzutto, który miał doprawdy
pecha.
— Nie mam już kwasu — krzyknął Filippo Marchese do Burzy — nie da się
rozpuścić ciał. Zajmij się tym, żeby stąd znikły!
Po czym w towarzystwie Pina Greco wyszedł z celi śmierci, by zająć się
innymi sprawami.
ODDZIAŁY ŚMIERCI
Ile odbyło się takich pogrzebów? Tego się już chyba nikt nie dowie. Czy
był to jedyny cmentarz morski w zatoce palermitańskiej? Z pewnością tej tajem
nicy również nikt nigdy nie odgadnie. Prądy morskie i ryby zrobiły swoje; dzisiaj
nie pozostało już chyba żadnych śladów po działalności katów palermitańskich.
Jeśli wierzyć Yincenzo Sinagrze, miała jeszcze miejsce co najmniej jedna
równie okropna wycieczka morska, mniej więcej w tydzień po zatopieniu dwu
tmpów, których krótką ostatnią drogę właśnie zrelacjonowaliśmy.
Dane personalne denata zupełnie nas nie zaskakują: był to ów podejrzany
typ, Antonino Migliore, współwinowajca wymuszanych opłat za ochronę
i haniebnej śmierci Rizzutta. Nie dziwi nas również to, iż katami byli Filippo
Marchese oraz Burza, jak też i to, że wybranym przez nich sposobem położenia
kresu życiu torturowanego młodzieńca było uduszenie.
Jeśli pozwalamy sobie przywołać ten epizod ryzykując znużenie czytelnika,
któremu i tak już musiało zbrzydnąć powtarzanie się okropności, to dlatego że
jest on charakterystyczny nie tylko dla klimatu panującego wówczas na Corso
dei Mille i w całym Palermo, lecz także dla codziennego życia mężów honoru
w owych latach.
Antonino Migliore został „zgarnięty”, kiedy rozsądnie czekał w swoim
fiacie tuż przy przejeździe kolejowym na Brancaccio. Tej niezwykle prostej
akcji podjęli się kuzyni Sinagra i zabójca znany pod nazwiskiem Antonio Ro-
tolo. Pod groźbą trzech pistoletów Migliore został zmuszony do zajęcia miej
sca na tylnym siedzeniu swojego wozu, podczas gdy Sinagra i pozostali zapełnili
resztę wolnych siedzeń. Auto ruszyło przy całkowitej obojętności gapiów
i właścicieli innych samochodów.
Cmentarz morski
Podczas jazdy jeden z Sinagrów zapytał Migliorego, czy znał Matteo 121
Rizzutta. Drugi, pewnie dla uspokojenia go, powiedział, że właśnie za chwilę
dowie się czegoś o tym, którego rodzina i jego przyjaciele od paru dni nie wi
dzieli żywego, i że będzie to dobra nowina.
— Wieziemy cię na spotkanie z jednym z twoich stryjów, który chce ci
przekazać wiadomość na temat zniknięcia Buscemiego — powiedziano mu.
Owym stryjem, który pragnął rozmawiać z nieszczęsnym Migliore, był
oczywiście, jak się wkrótce przekonamy, Fiłippo Marchese. Z jakiegoś niewiado
mego powodu, z chęci zmiany miejsca czy też z lenistwa szef rodziny z Corso dei
Mille polecił, żeby ofiarę dostarczono nie do celi śmierci, ale do malej, osłonię
tej ogrodem willi niedaleko via Giafar, pięć minut drogi od przejazdu kole
jowego przy wjeździe do Brancaccio.
Zarówno przesłuchanie, podczas którego nieszczęsny Migliore potwierdził
wszystko, czego sobie tylko życzył Marchese, jak i egzekucja nie wniosły ni
czego ciekawego do znanych już nam stereotypów postępowania mężów ho
noru. Interesujący był jedynie dialog końcowy, toteż go przytoczymy.
— Pozbądź się trupa — powiedział Fiłippo Marchese do Yincenza Sinagry.
— Co ja z nim pocznę? — spytał niepewnie Sinagra. — Jeśli pan chce,
mogę go zostawić na piazza Politeama.
Fiłippo Marchese zastanowił się. Być może spodobał mu się nawet nie
ludzki pomysł porzucenia trupa w sercu śródmieścia z całą nonszalancją, jakby
to był zatłuszczony papier po kanapce. Nie zgodził się jednak.
— Nie, lepiej niech zniknie. Rzuć go do morza, jak pozostałych.
Jak powiedziano, tak zrobiono.
Im gorętsze stawało się lato, tym silniej rywalizowała z nim coraz bardziej
absurdalna groza. Od blisko dziesięciu godzin trwał już szósty czerwca i coraz
cięższy zaduch gęstniał w dzielnicy Brancaccio, jakby chcąc dokuczyć ludzkie
mu tłumowi na Corso dei Mille nie opodal piazza Torrelunga. Carmelo Lo
Jacomo znajdował się pośród spacerowiczów, którzy o każdej porze dnia snuli
się tu bezczynnie, w nadziei że spotka sam nie bardzo wiedział kogo i że uda
mu się dokonać jakiegoś przestępstwa. Jeśli nawet miał coś na sumieniu, to
w każdym razie przechadzał się najspokojniej w świecie.
A przecież powinien był mieć sobie coś do wyrzucenia, skoro Fiłippo
Marchese wysłał kilku swoich mężów honoru z poleceniem, żeby go odnaleźli
i przyprowadzili do luego. Cóż, ciągle jeszcze był żywy, więc szedł bez słowa.
Carmela Lo Jacomo uprowadzono pod groźbą pistoletów, a potem
wsadzono go do wozu typu mini minor, który ruszył pełnym gazem. Dla
Rozdział siódmy
122 mieszkańców dzielnicy lub dla gapiów to porwanie, tak jak i wszystkie
poprzednie, było sprawą obojętną i życie toczyłoby się dalej, jeśli nie ku
lepszemu, to w każdym razie swoją zwykłą koleją, gdyby oddalając się od piaz-
za Torrelunga wóz porywaczy nie potrącił innego auta, również typu mini mi
nor, lecz zaparkowanego. Na swoje nieszczęście właściciel poszkodowanego
wozu wszystko widział. Zaklął więc szpetnie, wsiadł do swojego samochodu
i ruszył w pościg za sprawcami stłuczki nieświadomy niebezpieczeństwa, jakie
mu grozi.
Po dojechaniu do largo Grandi pierwszy mini minor zatrzymał się.
Zatrzymał się i drugi.
Pewny swojej słuszności kierowca drugiego pojazdu, były karabinier
w stanie spoczynku, niejaki Antonio Peri, pragnął tylko jednego: spisać proto
kół, żeby móc otrzymać rekompensatę od swej agencji ubezpieczeniowej.
Najprawdopodobniej Peri nie zdążył nawet głośno i zrozumiale sfor
mułować swojego żądania, gdy wysiadł jeden z pasażerów pierwszego wozu. Mąż
honoru z całym spokojem ruszył w stronę Antonia Peri i bez słowa władował mu
trzy kulki w głowę.
W kilka sekund później rozległy się nowe strzały. Tym razem w pierwszym
wozie. Zastrzelony został Carmelo Lo Jacomo, podobno przy próbie ucieczki.
Ciało Antonia Peri można było spokojnie zostawić na miejscu: jego śmierć
z łatwością dałoby się przypisać jakiejś bójce między kierowcami. Gorzej było
w drugim przypadku: znalezienie tego ciała dawałoby podstawy do skierowania
podejrzeń na szefa rodziny z Corso dei Mille. Toteż mężowie honoru po chwili
wahań woleli je zabrać z sobą do Filippa Marchese, który miał zadecydować, co
zrobić ze zwłokami Lo Jacomo.
Podobno Marchesego straszliwie rozgniewała przedwczesna śmierć Car-
mela Lo Jacomo. Chodziło mu nie tylko o to, że niezgulstwo jego ludzi pozba
wiło go ofiary; być może po przesłuchaniu i torturach delikwenta dowiedziałby
się czegoś, co pozwoliłoby mu umocnić krwawą tyranię w strefie Corso dei Mille
i poza nią. Rozjuszyło go to wszystko również i dlatego, że ponownie należało
pozbyć się ciała.
wować willę usytuowaną powyżej Palermo na jednym ze stoków góry Pellegrino, 125
gdzie generał bywał częstym gościem.
Nie wiadomo, jak Filippo Marchese się dowiedział, że generał odwiedza ten
dom, „gdzie mieszkali godni szacunku ludzie”, ustalono natomiast, że szef
rodziny z Corso dei Mille uważał ją za wymarzone miejsce na zasadzkę. Roto-
lowi wystarczyło kilka dni, żeby zorientować się, iż willi, która pozostawała
„stale na widoku”, nie można było zaatakować od frontu. Natomiast po
licznych, metodycznie przeprowadzonych rekonesansach doszedł on do wnio
sku, że najłatwiej będzie zamordować generała wtedy, gdy ten pójdzie na jedną
z plaż palermitańskich, by zażyć kąpieli.
Plan Salvatore Rotola nie został widać przyjęty, skoro Dalia Chiesę
zamordowano w samym centrum Palermo 3 września 1982 roku wraz z jego
małżonką oraz jednoosobową strażą przyboczną, czyli szoferem jadącym tuż za
nim w opancerzonym samochodzie. Nic nie wskazuje na to, że autorem owej
zasadzki był Filippo Marchese, tym bardziej że nic nie wiadomo o kilkunastu
mężach honoru rozmieszczonych na trasie akcji. Policja i sędziowie śledczy są
jednak pewni, że dowodził nią Michele Greco, który na pewno polecił swoim
kompanom, a zatem i Filippo Marchesemu, rozpatrzenie i opracowanie kilku
scenariuszy pozwalających wyeliminować tego równie zawadzającego w Paler
mo, jak izolowanego w Rzymie generała.
— Sądzę, że zrozumiałem nowe reguły gry — oświadczył Dalia Chiesa
niedługo przed śmiercią. — Obecnie zabija się męża stanu, kiedy zachodzi fa
talne sprzężenie okoliczności: jest nazbyt niebezpieczny i zarazem odizolowany,
a więc można go unicestwić.
Czytając te oświadczenia, wzięte z wywiadu z generałem opublikowanego
w dzienniku „La Repubblica”, niejeden mąż honoru musiał powiedzieć sobie
w duchu, że Dalia Chiesa niedługo już pożyje.
Wrogość, a nawet nienawiść, jaką wobec generała przejawiali pod koniec
jego życia rzymscy i palermitańscy politycy, nie była tajemnicą dla nikogo,
a zwłaszcza dla Michele Greca, który miał niejednego przyjaciela w łonie
Chrześcijańskiej Demokracji, o czym mogliśmy się już przekonać. Niebez
pieczeństwo grożące mafii ze strony Dalia Chiesy Papież i inni mężowie ho
noru dostrzegli na początku lipca, kiedy przedstawiono władzom sądowym
pewien raport policji zwany raportem o stu sześćdziesięciu dwóch.
126 bezpiecznych członków mafii. Ujawnione fakty były po większej części ściśle
udokumentowane; co więcej, po raz pierwszy nazwisko Michele Greca figuro
wało na nakazie aresztowania.
Sekretarz Kopuły był dotychczas dla władz sądowych bogatym właś
cicielem ziemskim zaprzyjaźnionym z palermitańską elitą, zamieszanym jedynie
w pranie poważnej sumy brudnych pieniędzy pochodzących, jak się zdaje,
z handlu narkotykami. Aż do owej chwili Michele Greco robił wszystko, by
zachować swoją anonimowość, i mężowie honoru w mieście wiedzieli, że groź
ny sekretarz Kopuły bez wahania skazywał na śmierć każdego ze swoich ludzi,
jeśli tylko ktoś taki miał nieszczęście wymienić jego nazwisko podczas prze
słuchania policyjnego. Można sobie wyobrazić, w jaki gniew wprawił go ów
raport.
Raport ten był nader niebezpieczny dla mafii również i z tego powodu, że
po raz pierwszy pewni mężowie honoru złamali osławione prawo milczenia,
omerta, zgadzając się na rolę konfidentów policji. Karabinierzy dokładnie znali
pewne fakty, co dało się wytłumaczyć jedynie istnieniem trzech mafijnych źródeł
informacyjnych związanych, jak mamy prawo sądzić, ze znanymi nam już
osobami: Salvatorem Contorno, dzielnym Koriolanem Puszczy, stale przebywa
jącym w ukryciu; z ingegnere Ignaziem Lo Presti, kuzynem Nina Salvo
zamordowanym w owym czasie, i wreszcie z szefem rodziny w Riesi, Giuseppe
Di Cristiną, o którego smutnym końcu już opowiadaliśmy. W obliczu nara
stającego w Palermo bezprawia ci trzej mężowie honoru zgodzili się, każdy
niezależnie od pozostałych, na służenie swoimi zeznaniami karabinierom, pod
warunkiem że nie zostaną postawieni przed sądem i że ich nazwiska nigdy nie
będą wymienione.
Te bezprecedensowe doniesienia okazały się prawdziwym zagrożeniem dla
organizacji Cosa Nostra. Gdyż poza tym przedłożenie władzom sądowym
raportu o stu sześćdziesięciu dwóch i wynikających z niego nakazów aresz
towania miało niewielki wpływ na życie codzienne mężów honoru. Ci spośród
stu sześćdziesięciu dwu, którzy dotychczas nie zeszli do podziemia, musieli po
prostu znaleźć sobie inne mieszkanie w dzielnicy, by móc się nadal panoszyć.
Mieli nawet do dyspozycji kilka dni więcej.
O przedstawieniu raportu władzom sądowym cała wspólnota mężów
honoru została uprzedzona parę dni wcześniej. Zanim więc wybiła godzina
mobilizacji policyjnej, każdy z nich poczynił już odpowiednie kroki, żeby
uniknąć obławy. Tak więc Filippo Marchese polecił mężom honoru rodziny
z Corso dei Mille, by przez pewien czas nie spali w domu. Burza poinformował
o tym swojego kuzyna Yincenzo Sinagrę mówiąc mu, żeby się schronił w jakimś
pewnym hotelu poza miastem.
— Zrób tak jak ja. Śpij poza domem.
Yincenzo odpowiedział mu na to, że nie bardzo wierzy, by i na niego
Cmentarz morski
wystawiono nakaz aresztowania, gdyż w zasadzie dotyczą one ważniejszych niż 127
on członków mafii.
— Nie szkodzi — uciął Burza — być może widziano cię w towarzystwie
któregoś z nich.
Ostrożności nigdy nie jest za dużo.
128 hali się stwarzać ułatwień dla niektórych mężów honoru. Nie był zresztą
pierwszym ani jedynym, który korzystał z tych udogodnień.
W następstwie pewnej sprzeczki, która zakończyła się strzelaniną, na
szczęście bez złych skutków, odebrano mu bowiem dowód tożsamości i mu
siał się regularnie meldować w pierwszym dystrykcie policji palermitańskiej;
bardzo się wówczas bał, że go mogą aresztować. Była to przykra sprawa, która
wymagała interwencji ze strony „rodziny”.
Pewnego dnia Yincenzo Sinagra udał się zatem do komisariatu pierwszego
dystryktu w towarzystwie męża honoru z Corso dei Miłle, jednego z braci
Savoca, znanego ze swoich przyjaźni policyjnych.
— Zaczekaj tu na mnie — powiedział mu Savoca przed wejściem, po czym
zamaszyście wmaszerował do środka.
Po kilku minutach Yincenzo Sinagra ujrzał swojego kompana w oknie
jednego z wyższych pięter przywołującego go skinieniem dłoni. Kiedy Sinagra
znalazł się w odpowiednim gabinecie komisariatu, został gorąco przywitany
przez jednego z przyjaciół Savoki, funkcjonariusza w stopniu sierżanta, który
następnie zwrócił mu dowód ubolewając nad tym, że wbito do niego stempel
ograniczający poruszanie się jego posiadacza do terytorium Włoch. Ach, gdyby
tylko Sinagrę przedstawiono mu wcześniej, z całą pewnością rzeczy wzięłyby
inny obrót; w tym mniej więcej duchu usprawiedliwiał się policjant.
W kilka tygodni później Sinagra zobaczył go ponownie w dzielnicy Corso
dei Miłle. Sierżant wszedł do baru przy piazza Sant’ Erasmo z pustymi ręko
ma; po chwili wyszedł z całym asortymentem starannie zapakowanych ciastek.
Następnie wstąpił do sklepu rybnego niejakiego Tagliavii, przypuszczalnie
męża honoru, i wyszedł stamtąd obładowany paczkami z frutti di marę.
— To jeden z naszych — powiedział Burza, który z daleka przyglądał się
całej scenie.
Tego typu powiązania, dziedzictwo przeszłości, były aż do łat osiem
dziesiątych rzeczą powszechną w świecie mężów honoru. W ostatnich czasach
bardzo szybko stawały się jednak coraz trudniejsze do utrzymania. Z nasta
niem okresu morderstw wszystko się odmieniło.
TRÓJKĄT ŚMIERCI
Jak daleko sięga pamięć palermitańczyków, nie było jeszcze tak uciążli
wego sierpnia. Można by sądzić, że sirocco, które rodzi się na pustyniach Libii
i od czasu do czasu dręczy miasto, pomieszało rozum mężom honoru. W ciągu
pięciu dni policja znalazła jedenaście trupów, a liczba zaginionych, choć nie dało
się jej ściśle określić, była prawdopodobnie dużo większa. Niepokoił też fakt,
że wszystkie egzekucje zdawały się obecnie koncentrować w jednej strefie.
Cmentarz morski
Calvi
Rozdział siódmy
WYZWANIE
DOCHODZENIA BANKOWE
134 niczym wobec korzyści osiąganych w ramach handlu tak zwanymi twardymi
narkotykami.
Konfiskata walizki z sześciuset tysiącami dolarów dokonana w roku 1979
na lotnisku w Palermo pozwoliła dochodzeniowcom po raz pierwszy ocenić
ogrom nowych dochodów mafii. Według szacunków amerykańskiej Drug
Enforcement Agency Cosa Nostra na każdym wysłanym do Nowego Jorku
kilogramie heroiny zyskiwała co najmniej sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów.
Z jednego kilograma można bowiem otrzymać trzydzieści trzy tysiące dawek,
co daje półtora miłiona dolarów. W tej sytuacji nie dziwi fakt, że znęceni
równie błyskawicznym, co łatwym zarobkiem jubilerzy, agenci budowlani i inni
kupcy stowarzyszeni z mafią woleli porzucić swoje dotychczasowe zajęcia
i puścić się na szerokie wody handlu heroiną.
U progu lat osiemdziesiątych było na Sycylii co najmniej pięć wytwórni
heroiny, zdolnych przerobić co najmniej pięćdziesiąt kilogramów morfiny
każda i wyprodukować równoważną ilość białego proszku równie czystego, co
śmiercionośnego. Przy założeniu, że wytwórnie nie pracowały na pełnych
obrotach, można przyjąć, iż rocznie eksportowano do Stanów Zjednoczonych
dwie tony narkotyku, co stanowiło znaczną część amerykańskiej konsumpcji.
W zamian zaś do Palermo i okolic napływały dziesiątki milionów dolarów.
Z początku mężowie honoru beztrosko lokowali swoje „narkodolary” na
własnych kontach bankowych, chyba że właśnie mieli opłacić jakiś zakup
plikiem zielonych banknotów z wizerunkiem Jerzego Waszyngtona. To sędzia
Falcone pierwszy dostrzegł korzyści, jakie mogło dać badanie stanu kont
bankowych pewnych mafijczyków oraz lokowanych tam kapitałów. W ten
sposób udało mu się przyprzeć do muru różnych agentów budowlanych, i to
niebagatelnych, jak Rosario Spatola, piąty podatnik włoski oraz kuzyn Sal-
vatore Inzerilla. Najdostojniejszą ofiarą dottore Falconego był bezsprzecznie
burmistrz miasteczka Bagheria, Michelangelo Ajello, któremu przekazano na
jeden z rachunków bieżących blisko dwa miliony narkodolarów z banku
w Nassau (Wyspy Bahama) za pośrednictwem szwajcarskiego instytutu kredy
towego.
Od pierwszych dni śledztwa bankowego Giovanniemu Falcone zapewniało
ścisłą ochronę dwudziestu czterech karabinierów zmieniających się we dnie
i w nocy. W Pałermo człowiek ten stał się już mitem. Każdy wiedział, że przed
palermitańską rezydencją Giovanniego Fałcone postawiono opancerzoną i wy
posażoną w system wideo budkę strażniczą, żeby zapewnić mu lepsze bezpieczeń
stwo. Wiadomo, że całe lub prawie całe miasto było informowane o życiu
uczuciowym sędziego; za każdym razem, kiedy odwiedzał swoją narzeczoną,
całą dzielnicę stawiano w stan pełnego pogotowia. Mówiono też, że kiedy
Falcone się kąpał, straże karabinierów patrolowały również obszar na pełnym
morzu. Ten człowiek nie miał nawet prawa do wakacji. Żeby odpocząć,
Oblężona twierdza
136 większych wysiłków nie mógł sobie później przypomnieć, w jaką partię ciała
władował przyjacielowi cały magazynek naboi. Wpadł w panikę i nie zabrał
nawet swojego P 38 z fiata 126, który kuzyni porzucili niedaleko miejsca
zbrodni. W rezultacie już tego samego wieczoru wszyscy trzej kuzyni zostali
zatrzymani i odesłani do więzienia Ucciardone.
«SKRUSZONY»
Jakieś osiem miesięcy później Yincenzo Sinagra znalazł się w gabinecie sę
dziego Falcone również jako świadek oskarżenia. Przejęty grozą na wspomnienie
tego wszystkiego, co dotychczas przeżył, wstrząśnięty dokonaniem morderstwa
na osobie swojego przyjaciela Di Fatty, Yincenzo Sinagra zgodził się w rezulta
cie na współpracę z policją i wymiarem sprawiedliwości swojego kraju, kiedy
znajdował się w szpitalu psychiatrycznym Montelupo Fiorentino w Toskanii.
Od tamtej chwili miał już sposobność powtórzyć swoje zwierzenia wielu sę
dziom i policjantom. W ten właśnie sposób przygotowywał się do wypowiedze
nia ich jeszcze raz, lecz teraz już w obecności tych, których oskarżał.
Yincenzo Sinagra zgodził się zeznawać przeciwko mężom honoru swojej
rodziny dopiero po przełamaniu silnych oporów. Robił to, jak twierdził, nie
w nadziei na hipotetyczne skrócenie kary, ale żeby zasłużyć na przebaczenie ze
strony bliskich i krewnych swoich ofiar. Sinagra wiedział, do czego jest zdolny
jego były ojciec chrzestny; już wcześniej zdołał się zorientować, że Filippo
Marchese miał swoich ludzi nawet w palermitańskim wymiarze sprawiedliwości.
Dlatego zgodził się składać zeznania jedynie poza wyspą, w penitencjarnym
szpitalu psychiatrycznym, gdzie poddano go gruntownym badaniom i lekarze
specjaliści stwierdzili, że jest zdrowy na ciele i umyśle.
Po przezwyciężeniu lęków Yincenzo Sinagra zdecydował się wrócić do Pa
lermo na czas potrzebny do dokładnego wskazania dochodzeniowcom miejsc,
gdzie zostały popełnione bestialstwa, o których mówił. Poza tym musiał jeszcze
odpowiedzieć na setki pytań, które mu zadawała grupka złaknionych wiedzy
funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości. O większości z nich Sinagra nigdy
nie słyszał, nazwisko jednego tylko sędziego wbiło mu się w pamięć już wcześ
niej, na długo przed tym przesłuchaniem; chodziło o Giovanniego Falcone.
Yincenzo Sinagra wiedział, że jego szef Filippo Marchese żywił najgłębszą
nienawiść do tego człowieka, w którym widział śmiertelnego wroga. Marchese
uważał Giovanniego Falcone za głównego sprawcę wszystkich represji, jakie
zaczęły nękać poszczególne rodziny mafii. Szef rodziny z Corso dei Mille był
przekonany, że to na skutek interwencji tego wysokiego urzędnika wymiaru
sprawiedliwości przegłosowano w parlamencie włoskim prawo pozwalające
zajmować majątki mężów honoru.
Oblężona twierdza
Gniew Filippa Marchese można w pełni zrozumieć, kiedy się wie, jak bar
dzo rozwinięte jest wśród mężów honoru poczucie własności. Sam fakt, że Cosa
Nostra była początkowo organizacją typu feudalnego, wyjaśnia niemal chorob
liwe przywiązanie pewnych mafijczyków do ich posiadłości ziemskich. Nie jest
zatem niespodzianką odkrycie, że spora część pieniędzy zarobionych na handlu
narkotykami została zainwestowana w luksusowe wille z ogrodami na wybrzeżu
palermitańskim lub w setki hektarów ziemi uprawnej.
Właśnie w taki sposób sekretarz Kopuły, Michele Greco, stał się w ciągu
kilku lat jednym z największych właścicieli ziemskich na wyspie. Jak na ironię
lub dziwnym zbiegiem okoliczności jedno z towarzystw rolniczych założonych
przez niego dzięki zyskom z narkotyków, Derivati Elaborati di Agrumi, miało
ten sam skrót co amerykańska policja do walki ze środkami odurzającymi; DEA.
Jeśli większość mężów honoru handlujących heroiną dysponowała wspa-1
niałymi willami na Sycylii — minimum jedna willa na każdą porę roku — to ]
zdarzało się też czasem, że lokowali oni swoje fortuny w posiadłościach za
granicznych. Mieli pizzerie w Hiszpanii, latyfundia w Ameryce Łacińskiej; ma
jątki mężów honoru odzwierciedlały ich obyczaje; znany jest nawet przypadek
pewnego ojca chrzestnego, który chciał się sprzymierzyć z jakimś bandytą
neapolitańskim po to, żeby zakupić fabrykę sera mozzarella w... Normandii.
Mężowie honoru nie wzdragali się również przed inwestowaniem t f a f ^
kodolarów w przemyśle sycylijskim. Na tej zasadzie agenci budowlani, jubi
lerzy, sprzedawcy urządzeń sanitarnych, fabrykanci wapna otwierali rachun
kowość swoich przedsiębiorstw dla gotówki płynącej z handlu heroiną niczym
manna z nieba. Skoro tylko dochodzeniowcy zrozumieli, że przemysł sycylijski
odgrywa kluczową rolę w praniu brudnych pieniędzy z handlu narkotykami,
uchwalono prawo pozwalające na konfiskatę wszystkich dóbr mafijczyków i ich
wspólników. Sędzia Falcone, jeden z najgorętszych orędowników tego prawa,
zaczął je energicznie stosować zaraz po tym, jak parlament włoski przyznał
mu rację.
Yincenzo Sinagra wiedział, że Fiłippo Marchese zobowiązał licznych
swoich ludzi do śledzenia każdego kroku sędziego, by móc go wyeliminować
z gry. Szefowi rodziny z Corso dei Mille nie udało się jednak, jak na razie, do
piąć swego, co tylko spotęgowało jego gniew. Sinagra pamięta, że słyszał, jak
Marchese oświadczył swojemu kompanowi. Pinowi Greco, szefowi rodziny
z Ciaculli: „Trzeba zabić Falconego, zaczyna już nam rozdeptywać jaja.”
Fakt, że znajdował się w obecności sędziego, który nie tylko ośmielił się
rzucić wyzwanie szefowi rodziny z Corso dei Mille, lecz w dodatku nie dał się
przyłapać jego zabójcom, na pewno wzmógł zaufanie Sinagry. A było mu to
bardzo potrzebne.
Rozdział ósmy
tyle z obawy o to, by nie uchodzić w oczach prawa za wspólników ludzi mafii, 139
ile ze względu na niebezpieczeństwo niemożliwości odmówienia usług, o które by
się nie omieszkano zwrócić w zamian za nadmierne zyski dodatkowe.
Adwokaci musieli również uważać na każde z wypowiadanych przez siebie
słów, pamiętając, że zwracają się do mężów honoru, którzy posługiwali się,
jak już mieliśmy możność się przekonać, osobliwą gwarą — wieloznaczną,
bogatą w niedomówienia, aluzje, a więc sprzyjającą powstawaniu fatalnych
nieporozumień.
Prócz wszystkich tych przeszkód panowie mecenasi musieli też zatrosz
czyć się o niezwykłą ostrożność. Gdyż odkąd w Palermo i na jego przedmieściach
szalała wojna, sędziowie i policjanci usiłowali stosować politykę spalonej ziemi
po to, by odizolować mężów honoru od ich wspólników. Oto dlaczego tacy
adwokaci jak Chiaracane znaleźli się na muszce wymiaru sprawiedliwości.
Podczas poprzednich przesłuchań Yincenzo Sinagra oświadczył, że me
cenas Chiaracane był kimś więcej niż tylko obrońcą Filippa Marchese: po
prostu był wspólnikiem, a nawet jednym z jego consiglieri, z którego zda
niem niezwykle się w rodzinie liczono. Nadeszła chwila udowodnienia tak
ciężkich oskarżeń.
— Powtarzam, że poznałem adwokata Chiaracane — powiedział Sina
gra — kiedy odwiedzał mojego kuzyna Burzę i niejakiego Salvatore Rotola.
Dla nadania większej wagi oskarżeniom Sinagry w protokole sprecyzowa
no, że odwiedziny u tego rodzaju mężów honoru odbywały się w „celach
niezgodnych z prawem”.
Sinagra opowiedział, że często wraz z Burzą i Rotolem odprowadzał
Chiaracane aż do drzwi jego gabinetu, gdzie czekał na nich, póki od niego nie
wyszli. Nie było w tym żadnego przestępstwa, gdyż kodeks nie zabrania
adwokatowi przyjmowania klientów w swoim gabinecie, choćby to byli mężo
wie honoru. Rzecz stawała się bardziej drażliwa, kiedy wspomniani klienci mieli
złą reputację i byli poszukiwani przez policję, jak właśnie rzeczy się miały
z Filippem Marchese.
— Kiedy chodziłem zobaczyć się z Filippem Marchese w willi, którą
poprzednio wskazałem — kontynuował Yincenzo Sinagra — często miałem
okazję widzieć go w towarzystwie adwokata Chiaracane. Zazwyczaj prze
chadzali się po ogrodzie.
Yincenzo Sinagra nie był jedynym świadkiem takich spotkań szefa rodziny
ze swoim obrońcą. Byli tam również obecni różni mężowie honoru, o których
„czynie występnym”, jak notuje protokół, miał już okazję wspomnieć.
Salvatore Chiaracane za każdym razem bronił się oświadczając, że jego
spotkania z Filippem Marchese były dziełem przypadku, a we wspomnianej willi
zdarzały się tyłko dlatego, że zjawiał się tam, by porozmawiać z małżonką szefa
rodziny w Corso dei Mille, swojego klienta, który przypadkowo akurat bawił
Rozdział ósmy
140 w domu. Argument okazał się mało przekonujący, gdyż Yincenzo Sinagra
oświadczył, że nigdy nie miał okazji widzieć tam pani Marchese, w co nietrud
no nam przyjdzie uwierzyć. Może byłoby lepiej, gdyby Chiaracane nie przeczył
faktom, lecz na ich podstawie dowodził, że Filippo Marchese był w końcu,
mimo wszystko, jego klientem.
Gdyby wszystko ograniczało się tylko do tego niezbyt fortunnego te-
te-a-tete, być może mecenas Chiaracane miałby szansę wyjść z tego obronną
ręką. Wielu z jego kolegów miało zwyczaj spotykać się w najprzeróżniejszych
miejscach z mężami honoru, którzy musieli się ukrywać; śmiało też można
przypuszczać, że SaWatore Chiaracane nie był jedynym adwokatem regularnie
odwiedzającym Filippa Marchese.
Ponad stu palermitańskich mężów honoru było już w podziemiu. Wskutek
oświadczeń „skruszonych”, takich jak Sinagra, ich liczba bardzo szybko się
podwoiła. Przejście do podziemia nie było w Palermo, jak widzieliśmy, niczym
nadzwyczajnym, zmuszało jednak do przestrzegania pewnych reguł, na przykład
do unikania spotkań w miejscach publicznych, by lue kompromitować zbytnio
obywateli pozostających poza wszelkimi podejrzeniami, a dzięki swojemu
wspólnictwu bezwzględnie potrzebnych mężom honoru. Ci ostatni bowiem,
ścigani przez wymiar sprawiedliwości, ani na jotę nie chcieli zmieniać swojego
życia lub kontaktów z otoczeniem. Mogli sobie drwić z prawa czy też lekce
ważyć życie bliźnich, chcieli jednak najdłużej, jak tylko to było możliwe,
pozostawać w „prawowitym” świecie. Stąd fundamentalna rola pewnych
adwokatów.
Nawiasem mówiąc, trzeba pamiętać, że tym samym adwokatom za
wdzięczamy wiedzę o nieustannym zaostrzeniu konfliktów, jakie ogarniały
wspólnotę mężów honoru. W ten sposób szybko rozpowszechniła się pogłoska,
z pewnością uzasadniona, o śmierci Filippa Marchese, a było to w cztery mie
siące po spotkaniu się z nim po raz ostatni pewnych obrońców szefa rodziny
z Corso dei Mille.
Regularnie odwiedzający Filippa Marchese Salvatore Chiaracane nie był
bardziej winny niż kilku innych jego kolegów. Jeśli ich nie niepokojono, to
zapewne dlatego, że sędziowie śledczy nie znaleźli przeciwko nim dowodów
równie przekonujących jak zeznania Yincenzo Sinagry, ale też bezsprzecznie
i dlatego, że gruby adwokat wydawał się chwilami przekraczać granice swojej
profesji. Dowodził tego stopień poufałości, która zdawała się łączyć go z szefem
rodziny z Corso dei Mille, wyrażającej się w ich nader serdecznych uściskach
powitalnych, co zaświadczył Yincenzo Sinagra.
Kodeks karny nie uważa tego wszakże za wykroczenie; w oświadcze
niach Yincenzo Sinagry musiały znaleźć się również rzeczy bardziej obcią
żające, które usprawiedliwiały postawienie adwokata Chiaracane w stan oskar
żenia. I rzeczywiście, jeśli wierzyć byłemu totumfackiemu Filippa Marche-
Oblężona twierdza
se, adwokat służył w sposób szczególny interesom rodziny, pomagając tym 141
z jej mężów honoru, którzy znajdowali się wtedy w miejskim więzieniu
Ucciardone.
Chiaracane, byłym szefie rodziny ze strefy wymienionej przez Sinagrę, mówili 145
inni mężowie honoru. Nie wiadomo, czy chodziło akurat o ojca adwokata, ale
znamienne jest, że na Sycylii prosty fakt posiadania krewniaka mafijczyka
wystarczy, by stać się kimś jednoznacznie podejrzanym.
POWIEW OBŁĘDU
LABIRYNT RODZIN
10 — Calvi
Rozdział ósmy
146 rów na miejsca dokonanych zbrodni, by lepiej mogli zrozumieć groźny rytuał
stosowany przez mężów honoru.
Na tej zasadzie młody człowiek zaprowadził dochodzeniowców do owej
sławetnej celi śmierci, gdzie widział, jak Marchese i Pino Greco własnoręcznie
zadusili cztery osoby. Policjanci znaleźli tam trochę broni palnej i kilka gra
mów kokainy, zapewne pobudzającej zapał katów, jak też sznur ze śladami krwi
i resztkami włosów rozmaitych osobników.
Jeśli opowieść o zbrodniach i wymuszeniach dokonywanych przez mężów
honoru Filippa Marchese, którą dochodzeniowcy usłyszeli z ust Yincenzo
Sinagry, zgadzała się we wszystkich szczegółach z ich wcześniejszymi ustale
niami, to jednak miała, jak na oskarżenie, jeden bardzo słaby punkt: brak
nazwisk. Młody człowiek z łatwo zrozumiałych względów nie potrafił wymienić
z nazwiska większości ofiar lub ich katów, z wyjątkiem, rzecz jasna, ludzi sobie
najbliższych.
Mimo półrocznej przynależności do rodziny z Corso dei Mille Yincenzo
Sinagra wciąż jeszcze słabo orientował się w dżungłi Cosa Nostra. Znał co
prawda z widzenia większość mężów honoru swojej dzielnicy, często jednak nie
umiał wymienić ich nazwisk. Nie znał również tożsamości ofiar egzekucji,
w których uczestniczył. Kiedy proszono go o scharakteryzowanie jakichś
mężów honoru z innych rodzin, nie potrafił dopasować usłyszanych nazwisk do
znanych sobie z wyglądu osób.
Na jego obronę wypada powiedzieć, iż niewiele osób potrafiło się wówczas
dokładnie orientować w labiryncie rodzin palermitańskich. Żaden genealog nie
byłby w stanie naszkicować schematu rozgałęzionych pokrewieństw mafijnych,
gdzie bardzo często więzy kuzynostwa podwajano, a nawet potrajano poprzez
małżeństwa i chrześniactwa, których jedynym cełem było wzmacnianie spoisto
ści rodzinnej. Trudności piętrzyły się, gdyż z braku wyobraźni kilkunastu
członkom tej samej rodziny nadawano często identyczne imię. Dla rozróżnienia
trzeba było podać dane identyfikacyjne ojca lub dziadka. Rozpoznanie ułatwiał
niemal obowiązkowy przydomek, ale podrzędni członkowie mafii pokroju
Yincenza Sinagry czyjego kuzynów nie musieli znać z imienia i nazwiska mężów
honoru; wystarczyło, że znali ich z widzenia i że wiedzieli, do czego są zdolni.
Na tej zasadzie Yincenzo Sinagra przez długi czas nie znał prawdziwej
tożsamości Pina Greco, którego przecież wielokrotnie widywał w towarzystwie
Filippa Marchese, zwłaszcza podczas kilku egzekucji. Burza rzekł mu niejasno,
że Scarpuzzedda to ktoś z rodziny Greco, dodając mimochodem, że ma na imię
Giovannello.
Oblężona twierdza
Może Burza sam tego dokładnie nie wiedział, a może raczej chciał sobie 147
zakpić z kuzyna? Tak czy inaczej pozostaje faktem, że nazwanie Pina Greco
imieniem jego kuzyna Giovannello było co najmniej lapsusem albo też ponu
rym żartem. Zwłaszcza gdy się znało nienawiść, jaką poprzysięgli sobie ci dwaj
młodzi ludzie.
Przesłuchujący Sinagrę karabinierzy byli bardzo zaniepokojeni obecnością
jakiegoś Giovannella Greco w jego zeznaniach. Wszystko, co im Sinagra
opowiadał, dobrze pasowało do ich wiedzy o mafii i jej poczynaniach,
z wyjątkiem pojawienia się Giovannella Greco związanego z Filippem Mar-
chese, uchodzącym za jego śmiertelnego wroga. Dopiero po przedstawieniu
Sinagrze albumu fotograficznego ze zdjęciami wszystkich znanych postaci ze
środowiska palermitańskiego karabinierzy mogli odetchnąć z ulgą: Sinagra jako
Giovannella wskazał Pina Greco, szefa rodziny z Ciaculli.
BATALIA W CIACULLI
Kulminacją owej masakry był epizod, który wydarzył się w poranek Bo
żego Narodzenia 1982 roku. Tego dnia Giovannello Greco i jeden z zaprzyjaź
nionych z nim mężów honoru, Giuseppe Romana o przezwisku „Amerykanin”,
postanowili położyć kres krwawej furii kuzyna Greco. Udali się zatem we
dwójkę do Ciaculli, terytorium przynależnego mu niczym rodzaj lenna, żeby
„życzyć mu złych świąt”, jak mawia się w tych stronach.
Nie znamy szczegółów tej akcji, ale dzięki świadectwu licznych mężów
honoru wiadomo, że Pino Greco cudem tylko uniknął pułapki, którą na niego
zastawił jego kuzyn z pomocą „Amerykanina”. W kilka godzin później mężowie
honoru z całego Palermo dowiedzieli się, że w okolicach Ciaculli doszło do
rozróby, po której każda ze stron wróciła do siebie i, uzbrojona po zęby, cze
kała na dalszy ciąg wydarzeń.
Dalszy ciąg był straszliwy. W jakiś czas później wspólnik Giovannella
Greco, „Amerykanin”, został zamordowany w kalifornijskim Fort Laudale,
gdzie się schronił. Skutki zemsty Pina Greco okazały się jednak bardziej
odczuwalne na Sycylii. Groźny Scarpuzzedda przedsięwziął bowiem szeroko
zakrojoną akcję represyjną, znaną w historii mafii pod nazwą „ciacullińskiej
rewaloryzacji”.
Pino Greco, jak pamiętamy, był mimo młodego wieku szefem rodziny
w Ciaculli. Mógł zatem na swoim terytorium robić to, co uznał za stosowne.
Z pewnością doszedł do wniosku, że miasteczko Ciaculli nie jest już bezpieczne,
postanowił więc wydalić z niego manu militari tych wszystkich, których
obecność, jeśli nawet nie okazała się podejrzana, to była w każdym razie
niepożądana.
Niepodobna przedstawić dokładnej liczby owych deportacji — mówi się
o dziesiątkach przypadków — ani nawet określić, w jakich warunkach zostały
przeprowadzone. Nie obyło się chyba bez incydentów rażących. Większość wy
dalonych osób nie należała bezpośrednio do organizacji Cosa Nostra; ich wina
polegała na posiadaniu w rodzinie mężów honoru, którzy stali po stronie prze
ciwników Pina Greco. Najbardziej znany był przypadek pewnej wdowy, która
po odmowie przesiedlenia się stwierdziła, że ludzie Pina Greco zamurowują jej
dom, i musiała czym prędzej się wynosić, żeby rue zostać na zawsze uwięzioną
w betonie. Ów dom bez drzwi i okien do dziś dnia stanowi curiosum Ciaculli.
Oblężona twierdza
z Rio
DZIWNY PASAŻER
POŁUDNIOWOAMERYKAŃSKIE ZNAJOMOŚCI
152 1981 roku prawomocny paszport na nazwisko Tommaso Roberto Felice. Nie
ma w tym nic dziwnego, jeśli choć trochę prawdy jest w legendzie, która czyni
z Buscetty księcia międzynarodowego handlu kokainą, najbardziej lukratyw
nym produktem tego regionu. Jeśli tak istotnie było, należałoby przyjąć, zgod
nie z niektórymi dochodzeniowcami, że Buscetta potrafił mądrze ulokować
swoje narkodolary w różnych bankach szwajcarskich ze szkodą dla własnego
życia rodzinnego, skądinąd zresztą rozsądnego.
Oficjalnie Buscetta podawał się za handlarza drewnem. Na początku
pobytu w Brazylii odwiedzał różne tartaki i twierdził, że interesuje się wszy
stkim, co dotyczy obróbki i sprzedaży ściętych drzew. Czy to nowe zainteresowa
nie, zbyt późne jak na powołanie życiowe, było prawdziwe? Wie to jedynie Bóg,
Buscetta, no i drzewa. Natomiast my wiemy, że równolegle do tej czynności, jaka
przystoi osadnikowi z puszczy amazońskiej, mąż honoru nie wzdragał się przed
składaniem wizyt miejscowym mafijczykom.
to za sprawą potężnej sieci handlu heroiną, którą wciąż jeszcze kontrolował. 153
Buscetta, który poznał Gaetana Badalamenti dziesięć lat wcześniej w więzieniu
Ucciardone, odrzucał zawsze opinię o potrzebie poddania byłego szefa rodziny
z Cinisi kwarantannie, którą wobec niego stosowano, i nadal go odwiedzał
wbrew wszystkim oraz zupełnie jawnie.
Dlatego też oschle odparł Antoniowi Salamone;
— Jeśli Gaetano Badalamenti chce przyjechać do Brazylii, w żadnym
razie nie mogę mu tego zabronić.
WRÓG
z powodu uczuć, jakie mogli żywić względem generała czy nawet z przyczyn 155
humanitarnych, ale z uwagi na to, iż przeczuwali tragiczne następstwa owego
zabójstwa.
Gaetano Badalamenti, który dopiero co przybył z Sycylii, najlepiej mógł
skomentować to wydarzenie. Widział w nim demonstrację zarozumiałości
corleończyków, którzy w ten sposób zareagowali na wyzwanie rzucone im sto
dni wcześniej przez obejmującego swoją funkcję w Palermo generała. Akcja ta
służyła również interesom pewnego polityka, jak twierdził Badalamenti, nie
wymieniając wszakże jego nazwiska. Po czym dorzucił:
— Generał mu zawadzał, więc pozbył się go za pośrednictwem mafii.
Badalamenti domyślał się również, skąd pochodzili mordercy. Był przeko
nany, że do przeprowadzenia akcji użyto członków rodziny z Katanii, i chyba
miał rację; katańczycy byli, jak powszechnie wiedziano, sprzymierzeńcami
corleończyków. Posłużenie się mordercami z Katanii wyglądało tym bardziej
prawdopodobnie, że zamach nastąpił w samym centrum miasta; przezorność
nakazywała zatem, żeby egzekucji dokonali ludzie spoza Palermo, by w razie
czego zmniejszyć do minimum możliwość identyfikacji sprawców przez ewen
tualnych świadków zajścia.
Jeśli wierzyć Badalamentiemu, użycie komanda katańskiego w akcji
przeciw Dalia Chiesie było tym bardziej prawdopodobne, że zgadzało się
z zasadą wymiany przysług. Wcześniej bowiem, 16 czerwca 1982 roku o godzinie
mężowie honoru z okolic Corleone oddali wspaniałą przysługę szefowi
rodziny z Katanii, groźnemu Nitto Santapaoli, mordując jego byłego zastępcę,
Alfia Ferlito, który stał się jego zaciekłym wrogiem. Akcja owa wymagała
niemal takiego uzbrojenia, jakie uwzględniono podczas zamachu na Dalia
Chiesę: nieszczęsny Alfio Ferlito zginął razem z pięcioma policjantami, którzy
eskortowali go podczas przewożenia więźniów środkiem przedmiejskiego bul
waru palermitańskiego.
ŚMIERĆ DZIECI
MASAKRA KREWNYCH
158 nazwiska; Tommaso Buscetta. Pierwszą ofiarą był, jak wiemy, jego szwagier;
dwie inne to synowie z pierwszej żony.
Jak pamiętamy, rodzina Buscetty składała się przede wszystkim ze szkla
rzy. Ojciec był podobno dobrym specem w tej dziedzinie. Buscetta lubił czasem
przywoływać wspomnienia tamtego okresu (sam się wtedy specjalizował w pro
dukcji cyzelowanych luster), okresu, w którym rodzinny zakład otrzymał wiele
wyróżnień i nagród. Chociaż Buscetta go opuścił, to jednak pozostałym
krewnym udało się przekształcić ojcowski warsztat w poważne przedsiębior
stwo i założyć okazały sklep przy via della Alpi, w nowoczesnej dzielnicy
przyległej do śródmieścia. Wszyscy członkowie rodziny Buscetta, mężczyźni,
kobiety i dzieci, troszczyli się, by interes kierowany przez Yincenza, brata
Tommasa, sprawnie funkcjonował.
Yincenzo Buscetta był rzetelnym rzemieślnikiem i bolał w duchu nad
wyrodnym bratem. Pewny swoich praw sądził, że chroni go jego uczciwość i nie
uważał za konieczne podejmowanie środków ostrożności po masakrze w pizzerii
New York Place. A zresztą nawet gdyby chciał, to cóż mógłby zrobić poza
zniknięciem na zawsze?
We wszystkie powszednie dni można go było zatem zastać w jego gabinecie
przy via della Alpi; wystarczyło wejść przez bramkę, nad którą widniał
następujący szyld: „Kryształy, lustra, szyby kuloodporne”, co też uczynili
dwaj młodzi ludzie deszczowego poranka 29 grudnia, parę minut po jedenastej.
Kiedy niebawem opuścili biegiem zakład, zostawili w nim zabitego z zimną
krwią starca, Benedetta Buscettę, a także jego syna Yincenza, których po prostu
poprosili o możliwość obejrzenia kilku rodzajów luster.
Wówczas to prasa doniosła o powrocie Tommaso Buscetty do Palermo.
Dziennikarze wraz z policją przypisywali mu dokonanie w odwecie blisko
dwudziestu morderstw. Z pewnością nigdy się nie dowiemy, czy Buscetta zjawił
się w Palermo nazajutrz po owym smutnym Bożym Narodzeniu, a tym bardziej
nie będziemy wiedzieć, co tam robił. Pewne jest tylko, że po masakrze w pizzerii
i sklepie z lustrami człowiek ten stracił w mieście ostatnich przyjaciół. Jego
sprzymierzeńcy zostali zdziesiątkowani przez corleończyków, a najbliżsi krewni
przeklinali nawet samo jego nazwisko.
Zdarzył się fakt bez precedensu na Sycylii; po raz pierwszy kobieta, którą
mafia uczyniła wdową, czyli żona nieszczęsnego Yincenza Buscetty, zgodziła się
udzielić wywiadu prasie. Niezbyt czule wyraziła się tam o swoim szwagrze:
— Mówią, że Tommaso powrócił na Sycylię — oświadczyła. — Gdybym
miała broń, zabiłabym go. Nie w odwecie za dwóch nieboszczyków, ale po to,
żeby zlikwidować przyczynę wszystkich naszych nieszczęść. — Po czym zakoń
czyła: — Nazywać się Buscetta to przekleństwo.
Mąż z Rio
KŁOPOTLIWY PRZYJACIEL
Pod wpływem swojej żony Tommaso Buscetta zgodził się opuścić Rio,
żeby na ich fazendzie w okolicach Sao Paulo żyć w odosobnieniu, a w każ
dym razie bez problemów. Łatwiej było to postanowić niż zrealizować, gdyż
nawet mąż honoru musi liczyć się z pewnymi imperatywami. Wypadało na
przykład poczekać do końca roku szkolnego, bo dopiero wtedy, po zabra
niu dzieci z tutejszej szkoły, można było umieścić je w jakimś zakładzie w Sao
Paulo.
Tommaso Buscetta przybył do Sao Paulo z początkiem roku szkolnego
1983—1984. Właśnie się wybierał do liceum, gdzie miały być zapisane jego dzieci,
kiedy wczesnym rankiem 24 października 1983 został zatrzymany przez
czterdziestu policjantów przybyłych prosto z Rio. Zauważył, że są tak znużeni,
jak gdyby czekali na niego od wielu dni.
Pominiemy szczegóły aresztowania z wyjątkiem haniebnej sprawy dotyczą
cej pieniędzy. Szef policji wspomniał bowiem o próbie przekupienia funkcjo
nariusza, podczas gdy Buscetta twierdził, iż to na nim dwa razy usiłowano
wymusić sumy w wysokości od miliona do pięćdziesięciu tysięcy dolarów.
Działając na podstawie międzynarodowego nakazu aresztowania i re
kwizycji sądowej podpisanej przez jakiegoś sędziego brazylijskiego, miejscowa
policja żywiła być może nadzieję, że da się coś niecoś wycisnąć z tego człowieka,
którego raz już aresztowała blisko dziesięć lat wcześniej. Jeśli istotnie tak było,
musiała się jednak gorzko rozczarować. W kilka dni po jego zatrzymaniu, gdyż
Tommaso Buscetta był tym razem bardziej niż kiedykolwiek nieustępliwy,
umożliwiono mu nawet spotkanie w celi z miejscowymi dziennikarzami. To, co
miał do powiedzenia, było nadzwyczaj proste: nie, nigdy nie był członkiem mafii;
tak, miał zamiar pozostać w Brazylii.
Mniej więcej to samo powiedział dwu wysokim urzędnikom sądowym
z Palermo, Giovanniemu Falcone i Yincenzowi Geraci, którzy w kilka miesięcy
później przybyli do Rio, by go przesłuchać w więzieniu. Wieść jednak niesie, że
pod koniec tej owocnej rozmowy Buscetta miał w nader dwuznaczny sposób
pożegnać obu sędziów oświadczając; „Mam nadzieję, że wkrótce się spotkamy.”
W kraju półsłówek i aluzji brano to za dyskretny apel, bądź też sądzono, że ów
mąż honoru stracił rozum lub co najmniej zdolność posługiwania się swoją
mową.
Trzeba przyznać, że owe pożegnalne słowa zostały właściwie odczytane
przez sycylijskich sędziów śledczych, którzy niezmordowanie zabiegali odtąd
o ekstradycję Buscetty, mając cichą nadzieję, że wyrzuci on z siebie wszystko,
co wie, gdy tylko stanie na ziemi włoskiej.
Mąż z Rio
SAMOBÓJSTWO
11 — Ca!vi
Rozdział dziewiąty
162 nie pogwałcił reguł zasadniczych. Aż dotąd obowiązek milczenia był dla niego
prawem, jakiego każdy mąż honoru musi przestrzegać za wszelką cenę. Policja
brazylijska, która po raz pierwszy aresztowała go w roku 1972, dobrze o tym wie.
Bezskutecznie poddawała go ona bestialskim torturom zakładając mu elektrody
na wszystkie możliwe części ciała, wyrywając mu paznokcie, a potem przez dłu
gie godziny wystawiając go na piekące słońce przywiązanego do słupa, z twarzą
zakrytą kapturem. Mimo sprawności oprawców tajnej połicji Buscetta nigdy nie
zgodził się powiedzieć im czegokolwiek dotyczącego organizacji Cosa Nostra.
W kilkanaście lat później, mając jeszcze blizny świadczące o torturach, zupełnie
poważnie zastanawiał się, czy zeznawać przed policją, tym razem całkiem
dobrowołnie. Tu, gdzie brazylijskim oprawcom nie udało się zmusić Buscetty do
mówienia, coś go chyba przekonało o konieczności zerwania wreszcie pieczęci
milczenia.
Gdzieś między Rio a Rzymem, na wysokości wielu kilometrów nad
oceanem, podjął decyzję. Pochyłił się w stronę funkcjonariuszy włoskiej policji
kryminalnej, którzy go eskortowali.
— Dottore... — powiedział nieswoim głosem — muszę panu coś powie
dzieć. Proszę się zbłiżyć... Kiedy przybędziemy do Rzymu, za kilka godzin...
mam panu do powiedzenia ważne rzeczy, panu i sędziom... nie czuję się
dobrze... Postanowiłem opowiedzieć to, co wiem o organizacji.
nych dzielnic i jak poszczególne rodziny sprawują dyktaturę nad całą niemal 163
zachodnią częścią Sycylii. Ujawnił też powiązania chroniące przestępstwa
organizacji, której służył niemal przez ćwierćwiecze.
Gdy w pewnym momencie sędzia Falcone zastanawiał się nad wiarygodnoś
cią Buscetty, natychmiast go zapewniono, że wszystko, co były mąż honoru mu
opowiedział, zgadza się jak najdokładniej z informacjami uzyskanymi we
wcześniejszych śledztwach.
Kiedy przesłuchanie dobiegało końca, Buscetta poprosił, żeby zanotowano
jego ostatnie oświadczenie, niemal testament ideowy. Pragnął podać do wiado
mości, że nie boi się śmierci i nie żyje w strachu o to, iż może być uśmiercony
przez nieprzyjaciół. Powiedział, że drogę swego postępowania obrał w sposób
definitywny, nieodwracalny i że wszystkie swoje siły poświęci walce o całkowite
zniweczenie organizacji Gosa Nostra.
Sędzia Falcone chyba go już więcej nie przesłuchiwał. Niedługo potem
sędziowie palermitańscy zadali cios wspólnocie mężów honoru z organizacji
Gosa Nostra, jakiego nikt im jeszcze nie wymierzył.
164 rodzin mafijnych lub zwykli zabójcy. Żeby zniszczyć ich niebywałą władzę,
państwu włoskiemu wspomaganemu nawet przez dziesiątki Buscettów potrzeb
ne byłyby dziesięciolecia;
nym, ale to nie jest ścisłe. Dobry pasterz nigdy nie występuje przeciwko swoim 167
owieczkom.” Czy był to ten sam Pappalardo, który z wysokości swojej katedry
grzmiał przeciw mafijczykom, grożąc im jeśli nie ekskomuniką, to w każdym
razie klątwą Bożą? Czy był to ten sam kardynał, który w mowie pogrzebowej
nad trumną generała Dalia Chiesy porównywał Palermo do Suguntu oblężone
go przez barbarzyńców, podczas gdy w Rzymie się śmiano? Nagła przemiana
duszpasterza, a także zachowanie znacznej części jego owieczek nie wróżyły nic
dobrego.
«U MAX1»
168 ces ma niezwykłe znaczenie; ludzie jak na spektaklu będą mieli przed sobą
wszystko to, co czuli i przeczuwali, a czego nigdy im nie wyjaśniono”.
Od chwili gdy palermitańscy sędziowie śledczy rozpoczęli dochodzenie,
czyli od ponad roku, niewiele się chyba zmieniło na rzecz antymafijnej kampanii
w Palermo. Gorzej: policyjna czujność miasta zupełnie osłabła po zamor
dowaniu dwóch wybitnych dochodzeniowców, Giuseppe Montany i Antonia
Cassara, oraz po służbowym przeniesieniu — na ich życzenie — niemal połowy
agentów Brygady Antygangowej. Policjanci i funkcjonariusze sądowi wiedzieli,
że w Palermo przebywa nielegalnie około dwustu mafijczyków.
Sędziowie śledczy zdołali jednak — rzecz bez precedensu — odtworzyć
niemal w całości schemat organizacyjny mafii i wyjaśnić część „tajemnic
Palermo”. Główny ich sukces polegał na tym, że dwudziestu pięciu tak zwa
nych „skruszonych” mafijczyków nie tylko zgodziło się współpracować z wymia
rem sprawiedliwości, lecz przede wszystkim poniechać anonimowości, czyli
podpisać imieniem i nazwiskiem tysiące stronic protokołu oraz stanąć w charak
terze świadków przed sądem.
Włochy były ostatnimi czasy przyzwyczajone do długotrwałych procesów
i do uczestnictwa w nich jako świadków osobników, których skrucha mogła
czasem budzić wrażenie lekkomyślności, gdyż nie zawsze pozostawali oni poza
wszelkim podejrzeniem. Jednakże powaga, z jaką funkcjonariusze sądu paler-
mitańskiego prowadzili dochodzenie, nie stwarzała według powszechnej opinii
szans na powtórzenie się sporu wywołanego przez proces bandytów z camorry,
sądzonych od kilku miesięcy w Neapolu.
Świadkowie oskarżenia nie byli płotkami, co stanowiło pierwszy atut
funkcjonariuszy trybunału sycylijskiego. Główną rolę odgrywał tu oczywiście
Tommaso Buscetta; mimo że był tylko prostym żołnierzem rodziny z Porta
Nuova, znał jednak najdrobniejsze nawet tajemnice swojej organizacji od
początku lat pięćdziesiątych. Bardzo ważnym świadkiem był również SaWatore
Contorno, członek rodziny z Santa Maria di Gesu, który pozostawał, jak
wiemy, w wielkiej zażyłości z kierownictwem organizacji Cosa Nostra sprzed
roku 1980. Zeznania tych dwóch mężów honoru zupełnie by wystarczyły do
odtworzenia niemal dwudziestu pięciu lat historii mafii, od przyjazdu Lucky’ego
Luciana do Włoch aż do odkrycia „sycylijskiego łącznika”.
Nawet tak zdolni funkcjonariusze sądowi w Palermo jak ci, którzy bez
trudu odtworzyli schemat organizacyjny mafii, musieli jednak przyznać, że są
bezsilni, gdy trzeba było sporządzić listę przekupionych ludzi w administracji
państwowej osłaniających karygodne machinacje mężów honoru. Tak więc
ewentualni cisi wspólnicy polityczni zamachu na generała Dalia Chiesę pozo
staną z pewnością na zawsze w cieniu.
Wyżsi funkcjonariusze sądu w Palermo byli przekonani, że ponad Kopułą
i jej najwyższym szefem, Michele Greco, zwanym Papieżem, Cosa Nostra
Proces w Palermo
AULA BUNKIER
170 użytków wznosiła się iście futurystyczna konstrukcja wciśnięta między Ucciar-
done i via Sandrone, z miejsca przyrównana do UFO. Obiekt ów co prawda
nie latał, ale za podwójnymi, wysokimi na wiele metrów kratami ogrodzenia,
gdzie majaczyły opancerzone pojazdy, mógł uchodzić za niemożliwy do
zidentyfikowania. „Aula bunkier”, jak z miejsca nazwano ten budynek, nie
stanowiła części rzeczywistości palermitańskiej. Było to coś w rodzaju przenie
sionego żywcem specjalnego więzienia niemieckiego typu (Stammheim) na te
ren trzeciego świata. Nic nie mogło być bardziej obce temu miastu niż owa
doskonale czysta asfaltowa jezdnia, z której trzeba było skorzystać, zanim się
trafiło do przejścia obstawionego uzbrojoną po zęby policją. Po przejściu przez
pierwszą kontrolę kroczyło się wzdłuż stalowej palisady, przez którą mógłby się
przedostać jedynie oddział wojsk pancernych.
Trzeba przejść przed widoczną z zewnątrz częścią bunkra, żeby zrozumieć,
jak bardzo wydaje się on nie do zdobycia. Trzeba wsiąść do jednego z opan
cerzonych samochodów napełniających miasto rykiem syren, gdy wiozą jakie
goś zaaferowanego funkcjonariusza sądowego do środka tej budowli, aby oce
nić wysiłek, jakiego wymagało jej wzniesienie. Tylko policjanci, dochodzenio-
wcy i nieliczni goście zostali dopuszczeni do centrum ochrony i komunikacji
owej twierdzy nie z tej ziemi. Jest to salka komputerów usytuowana w ufor
tyfikowanym gmachu za podwórkiem, gdzie zawsze roi się od różnorodnych
mundurów. Tam właśnie przechowuje się dane o procesach byłych i aktualnych,
aby w każdej chwili mogły służyć informacją sądowi. Obok nich znalazła się
tam dyspozytornia telewizyjna, dziesiątki nieustannie świecących ekranów,
które pozwalają strażnikom policyjnym bacznie obserwować nie tylko otoczenie,
ale i najmniejszy zakątek opancerzonego budynku sądowego.
W poniedziałek 10 lutego 1986 roku, nim wstał nad Palermo zimny
i wilgotny świt, w sali kontrolnej bunkra panowało frenetyczne ożywienie. Na
wiele godzin przed nadaniem biegu maksiprocesowi ustawiły się w kolejce przy
specjalnym wejściu dla prasy dziesiątki dziennikarzy, fotografów i kamerzystów
przybyłych z całego świata. Nigdy za dużo ostrożności: dziennikarze i foto
grafowie wiedzieli, że przewodniczący sądu już rozdzielił bez mała trzysta
akredytacji prasowych i że miejsca są drogie. Na próżno zjechały z całego
świata ekipy telewizyjne, jedynie włoska RAI i amerykańska sieć ABC otrzy
mały prawo filmowania rozprawy, pod warunkiem udostępnienia kopii swoich
rejestracji innym stacjom telewizyjnym. Kiedy w jakiś czas później ABC
odwołała swoje ekipy, żadna inna sieć telewizyjna nie otrzymała upoważnienia
do wejścia na jej miejsce. Niebawem obok kolejki dziennikarskiej utworzył się
inny ogonek: przed wejściem dla publiczności czekały dziesiątki palermitań-
czyków, a także różne włoskie osobistości. Ogłoszono, że na pewno przybędzie
delegacja władz największych miast włoskich; zapowiadał się prawdziwy spek
takl. A wokół kolejek, które ustawiły się jeszcze w nocy, i wokół więzienia
Proces w Palermo
W ciągu bez mała miesiąca kolejne posiedzenia sądu wahały się między
farsą a tragedią, jeśli tylko nie wiało z nich nudą proceduralną. Niebawem
opustoszały balkony zarezerwowane dla publiczności i widziało się na nich już
tylko małe grupki kobiet i dzieci przybyłych w nadziei zobaczenia choćby na
odległość krewnych siedzących o kilka metrów tużej w klatkach dla oskarżo-
Proces w Palermo
nych. Obok, na balkonie prasowym, frekwencja nie była większa: poza kilkoma 173
dziennikarzami miejscowymi tylko jakieś pół tuzina wysłanników specjalnych
przybyłych z kontynentałnych Włoch trudziło się nad bieżącymi relacjami
z procesu, którym szeroki świat przestał się już interesować, jako że sesje sta
wały się coraz bardziej ospałe i biurokratyczne.
Przeciągające się w nieskończoność odwołania oskarżonych zajmowały
sporą część przedpołudni, a przewodniczący Giordano, którego piskliwy śmiech
nie przestawał się rozlegać, rzadko kiedy potrafił stanąć na wysokości zadania.
Wszyscy oczekiwali pojawienia się dwóch czołowych postaci procesu,
dwóch byłych mężów honoru, Tommaso Buscetty i Sałvatore (Totucio)
Contorna, którzy ze swojego amerykańskiego azylu dali znać, że są do
dyspozycji wymiaru sprawiedliwości. Przybycie ich opóźniało się jednak,
a tymczasem mafijczycy z procesu w Palermo starali się zdyskredytować swoich
byłych towarzyszy broni i interesów.
Z pierwszym atakiem wystąpił Antonino Camporeałe, udzielny władca
dzielnicy Porta Nuova, sześćdziesięcioczteroletni mafijczyk, który jakoby przed
ponad trzydziestu łaty miał wprowadzać młodego Buscettę w profesję męża
honoru. Późnym rankiem 12 marca 1986 roku Antonino Camporeałe został
przez dwóch karabinierów wyprowadzony z klatki, by stanąć przed ławą
przysięgłych. Kiedy zdjęto mu kajdanki, usiadł.
— To prawda — przyznał — znałem Buscettę, ale ostatni raz widziałem go
przed dwudziestu pięciu laty w samolocie.
— Skąd wracaliście?
— Ja wracałem z karnawału w Nicei. Buscettę spotkałem dopiero w samo
locie. To było nie do uniknięcia; nie mogłem przecież wyskoczyć z maszyny
lecącej już w powietrzu.
— Zgodził się pan jednak zjeść kolację z Buscettą — podjął przewod
niczący.
— Buscettą robił dla mnie lustra. Zajmowałem się meblami, nie mogłem
powiedzieć „nie”. Zostałem aresztowany u Wandy Persichini, kochanki Buscet
ty. Ale Buscettą nie jest mężem honoru.
Poproszony o sprecyzowanie, co chciał przez to powiedzieć, Camporeałe
kontynuował:
— Buscettą miał kochankę. Mąż, który porzuca żonę, bierze sobie
kochankę i żeni się jeszcze dwa razy, jest pozbawiony honoru.
Następnie, po chwili milczenia, Camporeałe podniósł głos i ciągnął dalej
uroczystym tonem:
— Panie przewodniczący, Buscettą zwierzył mi się, że zażywa kokainę.
Tak, panie przewodniczący, Buscettą jest narkomanem, to nie jest mąż honoru.
Wówczas eksplodował chór wrzasków z głębi klatek:
— Buscettą to narkoman, to mąż bez honoru!
Rozdział dziesiąty
ZDRAJCA
176 jakąś część tajemnic tej wyspy. W środku adwokaci po raz ostatni usiłowali
odroczyć przesłuchanie. Bez skutku. Pod naciskiem swoich klientów zażądali
wówczas, by umożliwiono im „kontakt twarzą w twarz z signorem Buscettą”,
który o kilkadziesiąt metrów dalej przygotowywał się do zeznań odwrócony
do nich plecami. Żądania te powitano w klatkach oklaskami.
Przewodniczący Giordano zareplikował ostrym głosikiem:
— Już na pierwszym roku studiów powinniście się byli nauczyć, że
adwokaci nie muszą widzieć ani świadków, ani oskarżonych. — Po czym rzucił
ostrzeżenie w stronę klatek; — Żądam absolutnej ciszy. Każdy, kto będzie
zakłócał spokój i hałasował, zostanie wyprowadzony.
Zwracając się następnie do Buscetty niski sędzia ciągnął dalej:
— Protokół pańskich zeznań liczy czterysta stronic. Jest tam pewna
deklaracja wstępna. Wyjaśnia w niej pan powody, dla których zdecydował się
pan na rozmowy z wymiarem sprawiedliwości.
— Tak, panie przewodniczący — odparł Buscettą. I po chwili wahania do
dał: — Mam dalej mówić według protokołu czy zacząć odpowiadać na pytania?
— Tak, zaczniemy pytania. Pan został członkiem pewnej organizacji...
— Cosa Nostra — wtrącił Buscettą.
— Dokładnie tak. Miał pan wówczas jakieś ideały.
— Wstąpiłem do tej organizacji w stanie umysłu, jaki nie opuścił mnie do
dzisiaj. W latach sześćdziesiątych organizacja Cosa Nostra obaliła pewien ideał
zrzeszeń.
— Pan chyba powiedział: „Nie jestem zrzeszony.”
— Nie, powiedziałem; „Nie jestem skruszony” — poprawił go Buscettą. —
Nie ma nic, co by mi kazało się kajać. Pozostaję taki, jaki byłem. Przestałem
jedynie zgadzać się ze strukturą organizacji Cosa Nostra. Nie zabiegam
o złagodzenie kary.
Tommaso Buscettą mówił o mafii przez kilka godzin. Opisał wszystkie jej
struktury, wymienił nazwiska wszystkich odpowiedzialnych, wyszczególniając
ich główne zbrodnie, i usiłował rzucić światło na codzienne życie jej członków.
Mówił głosem pewnym, spokojnym. Niekiedy zdawał się nawet bawić swoją
opowieścią. I tak, kiedy jeden z adwokatów zapytał go, czy nie został
aresztowany przez policję „przy brzegu w Crotone” tego a tego dnia tego a tego
roku, Tommaso Buscettą odpowiedział:
— Jak mam rozumieć „przy brzegu w Crotone”? Chciał pan powiedzieć, że
byłem tam w porcie lub na plaży, rozciągnięty na ręczniku kąpielowym? Czy
może chodzi panu o to, że się akurat kąpałem? Jeśli pan naprawdę chce wiedzieć
wszystko, awocato, to nie zostałem aresztowany przy brzegu w Crotone, ale
na lądzie stałym, w Tarencie.
Tommaso Buscettą, który siedział dokładnie naprzeciwko ławy przysięg
łych, odizolowany przy tym od audytorium i klatek podwójnym kordonem
Proces w Palermo
12 —Calvi
Rozdział dziesiąty
GORĄCZKA ROŚNIE
Nawet w więzieniu Leggio pozostał panem. Rozkaz wprawdzie nie padł, ale 179
groźba mimo wszystko pozostała.
Nagle rozległy się wrzaski z klatki numer 18, szeregi policjantów drgnęły,
po czym paru karabinierów zaczęło biec: oskarżony Domenico Russo dostał
ataku padaczki. Nie pierwszego i nie ostatniego w tym procesie, obfitującym
w różnego rodzaju przerwy. Od początku na każdej niemal sesji zdarzały się
nerwowe załamania, widziało się mafijczyków rzucających się ze zwieszoną
głową na pręty klatek lub wijących się z bólu po połknięciu pół tuzina gwoździ
tapicerskich czy też zaszywających sobie usta, żeby nie odpowiadać na pytania.
Widziało się symulację obłędu, co stanowiło jedną z tradycyjnych taktyk mafij
nej obrony. Ale czy naprawdę chodziło o symulację?
W przypadku Domenico Russo trudno było coś powiedzieć, gdyż mafij-
czyk wił się w drgawkach i walił gwałtownie głową o wszystko, co mogło go
zranić. Aż czterech karabinierów musiało wywlekać go z klatki, podczas gdy
piąty pokazywał gapiom jego zakrwawione ręce. Przewodniczący, przyzwycza
jony widać do tego rodzaju wydarzeń, zwrócił się do obrońcy epileptyka:
— Zachowujmy się, panie mecenasie, jak gdyby nic się nie stało.
Zrezygnowany adwokat zgodził się i wzniósł ku niebu ramiona na znak
rozpaczy.
Werdykt: „Dziesięć minut przerwy.”
180 zmieniły się. Kiedyś karano tego, kto zawinił. Dzisiaj stosuje się odwety na
innym poziomie, zabija się funkcjonariuszy państwowych. Kiedyś wiedziało się,
że z jednej strony jest państwo, a z drugiej my, ale szanowano się nawzajem.
Po czym, przypominając o niespodziewanym zabójstwie amerykańskiego
policjanta na początku stulecia w Palermo, Buscetta zakończył:
— Nie było mnie jeszcze na świecie, kiedy zabito Petrosina. Ale pamiętam
z dzieciństwa, że mówiono o tym jako o czymś złym.
Dziennikarze, którzy nie wysłuchali tej historii, gdyż akurat byli na sali
nieobecni, zrozumieli tylko jedno: Buscetta wreszcie zdecydował się mówić
0 powiązaniach z politykami, którzy ochraniali i wciąż jeszcze ochraniają
zabójców oraz ojców chrzestnych mafii. Wraz z upływem czasu Buscetta stracił
jakby ochotę, by o tym mówić. Przewodniczący sądu nie omieszkał wszakże
poruszać tego tematu przy różnych okazjach. Odpowiedzi Buscetty były z re
guły równie mgliste jak te, które znajdują się w protokole przesłuchań śled
czych. Nie, on nie przypomina sobie, o jakim to polityku Badalamenti
powiedział, że był cichym wspólnikiem zamordowania generała-prefekta Dalia
Chiesy. Również gdy chodziło o deputowanego, który na początku lat sześć
dziesiątych kontaktował się z ówczesnym szefem mafii, Salvatorem Greco,
zwanym Cicchiteddu, zawodziła Buscettę pamięć. Podczas zeznań ponowił
jedynie, i to w bardzo złagodzonej postaci, swoje oskarżenie wobec byłego
burmistrza Palermo, chrześcijańskiego demokraty Ciancimino, oraz dawnych
„wicekrólów” Palermo, kuzynów Salvo, z których jeden niedawno zszedł z tego
świata. A złe języki odnotowały, że Buscetta oskarżył tylko tych polityków,
którzy i na Sycylii, i poza nią utracili już w dużej mierze władzę.
Dziennikarzom, których zdumiewały luki w pamięci ich byłego idola, pi
sarz sycylijski Leonardo Sciascia odpowiedział: „zamiast ironizować na temat
dziur w pamięci Tommaso Buscetty prasa uczyniłaby lepiej, gdyby z pewną
dozą samokrytycyzmu zreflektowała się i przyznała, że Buscetta nie jest, jak
uważała, aniołem zagłady dla mafii sycylijskiej i międzynarodowej. Buscetta to
jedynie człowiek, który stwierdził, że wokół niego rozpada się jego rodzina
1 krąg przyjaciół i który lęka się o swoje życie. Chce, aby państwo pomściło
i wynagrodziło jego osobiste straty. Zdaje sobie dobrze sprawę z niebezpieczeń
stwa, jakim może mu potencjalnie grozić ta sama prasa, gdyby naprawdę zaczął
mówić, i oczywiście stara się nie powiększać liczby swoich wrogów, a zwłaszcza
tych, którzy wciąż jeszcze są potężni. Mówi się, że jego amerykańscy moco
dawcy poradzili mu, by nie wymieniał nazwisk polityków włoskich. To możliwe:
z tej obojętności policji amerykańskiej wobec Włoch korzysta w każdym razie co
najmniej jedna osoba.”
Leonardo Sciascia nie powiedział, co to za osoba, choć nazwisko tego
polityka nie było we Włoszech tajemnicą. Wtajemniczeni wiedzieli, że powieś-
ciopisarz w sposób bardzo przejrzysty wskazał na osobę ministra mającego
Proces w Palermo
ścia Ignazio Mineo, gdyż 18 września 1984 roku został w miejscowości Baghe- 185
ria wciągnięty w zasadzkę i zamordowany z przyczyn wciąż jeszcze nie wy
jaśnionych.
BOSSOWIE KONTRATAKUJĄ
RIPOSTA BUSCETTY
Groźny szef rodziny z Corleone, dla którego Cosa Nostra nie miała chyba
żadnych sekretów, zrozumiał, że nadszedł czas przejścia do kontrataku.
„Nikczemnik” Buscetta go zelżył, a Luciano Leggio nie miał zamiaru pozosta
wić tych ataków bez odpowiedzi. A on w porównaniu z byłym żołnierzem
rodziny w Porta Nuova miał nieskończenie więcej do powiedzenia.
Przewodniczący sądu w Palermo przezornie przeciwstawił się konfrontacji
tych dwóch mężów honoru. Luciano Leggio miał jednak sposobność, by stawić
czoło Buscetcie 15 kwietnia 1986 roku przed ławą przysięgłych z Reggio di
Calabria, która sądziła Leggia apelacyjnie w związku z zamordowaniem
sędziego Terranovy. Dzięki uprzejmości sądu w Palermo ława przysięgłych
z Reggio di Calabria mogła w tym samym bunkrze odbyć sesję wyjazdową
z udziałem dwóch czołowych postaci maksiprocesu, Luciana Leggio i jego
oskarżyciela, Tommaso Buscetty.
Nie była to konfrontacja. Każdy z nich kolejno stawał przed ławą
przysięgłych. Pierwszy zeznawał Luciano Leggio. W niebieskim garniturze,
pstrokatym krawacie i okularach szef rodziny z Corleone podszedł do przewod
niczącego z pewnością siebie i dostojeństwem właściwym tylko ojcom chrze
stnym. Z respektem trzykrotnie skłonił się w kierunku prokuratora, ławy
przysięgłych i obrońców. Rękę, której nie możesz odciąć, ucałuj — powiada
przysłowie.
— Znam dobrze pana Buscettę — oskarżał Leggio. — On utrzymuje, że
mnie nie zna. Pierwszy raz widziałem go w roku 1952 lub 1953, ale wówczas on
nie wiedział, kim byłem. W roku 1956 spotykaliśmy się w pewnym mieszkaniu
na kawie. Wielokrotnie. Nigdy o tym nie mówiłem, gdyż w tym okresie byłem
ścigany i nie chciałem przysparzać kłopotów temu, kto mnie gościł. Dzisiaj
ta osoba nie żyje, więc mogę mówić. Chodzi o Salvatore Greca zwanego
Cicchiteddu. Buscetta często do niego przychodził, a mieszkanie było w tym
samym domu, w którym ja się ukrywałem. Na początku lat sześćdziesiątych
widywałem go często. Jakże mógłby nie wiedzieć, kim jestem? Jadaliśmy razem
karczochy i smażone ryby. Buscetta jeździł jasnozielonym oplem. Kiedyś zjawił
się, gdy robotnicy kopali studnię. Nie może tego nie pamiętać.
Leggio strzelił pierwszy. Teraz przyszła kolej na Buscettę. Odprowadzono
zatem szefa rodziny z Corleone do klatki, po czym wszedł na salę Tommaso
Buscetta i zajął miejsce w swojej kuloodpornej osłonie ze szkła naprzeciwko
ławy przysięgłych.
— To dla mnie szczęśliwy dzień! — wyrzucił z siebie w charakterze wstę
pu. — Wreszcie Luciano Leggio zechciał sobie coś niecoś przypomnieć. A mimo
to nie pamiętam, żebym go znał. Wszyscy wiedzą, że serdecznie przyjaźniłem się
z Salvatorem Greco. Często u niego bywałem. Bywał tam, być może, i Leggio,
Rozdział dziesiąty
190 ale nikt mi go nie przedstawił jako męża honoru. A Greca odwiedzało wówczas
mnóstwo osób. Trzeba też zdawać sobie sprawę, że wtedy nikt nie znał Leggia.
Mit i legenda Leggia zaczęły się w latach siedemdziesiątych.
Z głębi klatki Luciano Leggio poprosił o głos, by ponownie żądać
konfrontacji z Buscettą.
— Panie przewodniczący — powiedział Leggio — twarz jest zwierciadłem
duszy. Chciałbym, żeby pan i Buscettą spojrzeli mi w oczy. W moim wieku ani
mi w głowie brutalnie napadać na Buscettę. Mam co innego do powiedzenia.
Przewodniczący:
— To, co ma pan do powiedzenia, proszę powiedzieć ze swojego miejsca.
— Niech pan zapyta Buscettę, czy pamięta, jak odprowadzał Salvatore
Greca aż do mojego domu w Katanii, gdzie wieczerzał i spał. Przyjeżdżał wozem
z numeracją szwajcarską. Przed odjazdem, jako że był upał, dałem mu szorty,
żeby czuł się lepiej.
— Nie przypominam sobie — odparł Buscettą. Po czym po chwili wahania
dorzucił: — Nie, to nieprawda.
Kiedy go wyprowadzano z sałi, Buscettą musiał bezsprzecznie zachodzić
w głowę, co Luciano Leggio kombinuje. Niebawem się zorientował, gdyż
policjanci ponownie wprowadzili Leggia przed ławę przysięgłych. Najgorsze
było jeszcze przed nim. I nie tylko przed nim.
Szef rodziny z Corleone nieprzypadkowo napomknął o spotkaniu w Ka
tanii — okazał się też złośłiwcem.
— Nie mam zamiaru z nikogo ściągać majtek — powiedział przed ławą
przysięgłych. — Ale skoro już przy tym jesteśmy, chciałbym przywołać łata
siedemdziesiąte i moją ucieczkę do Katanii, gdzie po raz trzeci w życiu spotka
łem Buscettę. Buscettą zaprzecza, że mnie kiedykolwiek spotkał, ponieważ jego
odwiedziny nie były motywowane interesami, ale polityką.
A więc o to chodziło. Audytorium, a zwłaszcza dziennikarze, sprężyło się,
jak gdyby wszyscy poczuli przypływ adrenaliny. Więc to tak! Polityka, której
od początku maksiprocesu wszyscy starali się za wszelką cenę unikać, wyga
niana drzwiami, wracała oknem. I to dzięki człowiekowi, który z pewno
ścią wiedział na ten temat najwięcej. Nagły zwrot akcji był o tyle bardziej
znaczący, że nikt przedtem nie sądził, żeby ojciec chrzestny wszystkich ojców
chrzestnych zdecydował się mówić.
— Mówię o wielkiej polityce — wyrzucił z siebie Leggio. — Buscettą spy
tał mnie, czy mógłbym mu zapewnić współudział ludzi gotowych do akcji.
W zamian miałem mieć zapewnioną całkowitą swobodę poruszania się. Gwaran
towali mi to ci sami politycy, którym potrzebne były świeże rezerwy do
dokonania zamachu stanu.
Nie trzeba dodawać, żę od tego momentu niejeden ze słuchaczy poczuł
ciarki na plecach. Od początku lat siedemdziesiątych we Włoszech miało
Proces w Palermo
miejsce ponad pół tuzina prób zamachu stanu inspirowanych przez paru 191
psychopatów z ciągotami faszystowskimi, przez garstkę wiarołomnych genera
łów, przez grupkę kierowników służb specjalnych, jak też przez niektórych
przywódców Chrześcijańskiej Demokracji, z których ten i ów był łub później
został ministrem. W okresie, kiedy Buscetta miał odwiedzić Leggia, strategia
napięć przeżywała swoje apogeum: właśnie doszło do masakry przy Piazza
Fontana w mediolańskim banku rolnym, a książę Borghese, tak zwany Czarny
Książę, energicznie przygotowywał próbę puczu. Wiadomo było, że jego
przywódcy cieszyli się poparciem wojska, lecz nie wiedziano, że go szukali
również w łonie organizacji Cosa Nostra.
— Nie miałem nic wspólnego z całą tą sprawą — podjął Leggio. — Nie
byłem znany, jeszcze nie powstał mit Leggia, który zrodził się znacznie później
i zupełnie bez mego udziału. Cóż, oni mieli bombastyczne plany godne niesły
chanych megalomanów i spiskowali wraz z przedstawicielami najwyższych władz.
Nikt nie próbował nawet spytać Leggia, kto się krył pod owym „oni”.
Z pewnością chodziło jednak o jego zbrojnych towarzyszy spod znaku Cosa
Nostra.
— Ale inni, politycy, chcieli gwarancji. Oni obiecywali dwa, trzy, dziesięć
tysięcy ludzi, ale politycy chcieli gwarancji. Pytali: „Czy Leggio jest z wami?”
A oni odpowiadali: „Tak.” W takim razie, mówili politycy, chcemy z nim
rozmawiać. Ale ja, Leggio, o niczym nie wiedziałem, nie byłem niczyim
wspólnikiem. W końcu nie zgodziłem się powtórnie pertraktować z Buscettą,
Salvatorem Greco i ich przyjaciółmi. Nie szczędzili sił, by mnie przeciągnąć
na swoją stronę, ale nie ze mną takie numery. Leggio nie był do sprzedania.
Sprawa wzięła w łeb.
Przewodniczący:
— O jakich politykach pan mówi?
— Niektórzy z nich już umarli — oświadczył Leggio — inni jeszcze żyją.
Na pierwszych spuśćmy zasłonę miłosierdzia; co do tych drugich, niech pan spyta
o ich nazwiska Buscettę.
— Co panu obiecywali? — pytanie prokuratora wzmogło napięcie.
— Wille, miliony, miliardy — wyliczał Leggio. — Nie chciałem być
współwinowajcą nieodwracalnych szkód wyrządzonych naszemu krajowi, nie
skusiła mnie nawet obietnica wolności. Bo, oczywiście, przyrzekali i wol
ność. — Po czym, dumny ze swojego demokratycznego gestu, Leggio palnął: —
Buscetta zrobiłby lepiej, gdyby sobie przepłukał gębę octem, zanim zacznie
gadać o corleończykach. Jako obywatel Corleone żądam przeprosin; nie
zgadzam się, żeby przewodniczący sądu pozwalał panu Buscetcie zajmować tak
bezczelną postawę wobec mnie.
— Proszę wyrażać się dokładniej — podjął prokurator. — Ponownie
pytam pana o nazwiska owych polityków.
Rozdział dziesiąty
CZARNA ORKIESTRA
13 —Calvi
Rozdział dziesiąty
194 się bowiem na progu tajemnic państwa włoskiego, musnąwszy tylko po wierzchu
mgłę, za którą krył się świat zaludniony makiawelicznymi politykami, wynatu
rzonymi lożami masońskimi, generałami-zamachowcami i podejrzanymi ban
kierami. Nie po raz pierwszy przypominano ten rodzaj spraw we Włoszech:
pamiętny jest przecież skandal z lożą masońską P2, której wielki mistrz, Licio
Gelli, gotów był zawładnąć Rzymem.
Zdarzały się i inne, równie niepokojące sprawy, które na zawsze pozo
staną tajemnicą; choćby próba separatystycznego zamachu stanu planowana
w roku 1979 przez pewnego bankiera powiązanego zarazem z mafią i Watyka
nem, Michele Sindonę, czy napad z 23 grudnia 1984 roku na pociąg 904; zgi
nęło wówczas szesnaście osób, a dwieście trzydzieści zostało rannych; miał go
podobno zorganizować Pippo Caló na rachunek skrajnie prawicowej grupy
terrorystycznej. Można by również przywołać tu zamordowanie prezydenta
regionu sycylijskiego, Piersanti Matarellego, ukartowane przez mafię, a dokona
ne przez ugrupowanie neofaszystowskie.
PAPIESKIE POSŁUCHANIE
198 słowami powitania. Był to syn Papieża, młody Giovanni Greco, którego
gest został przyjęty z aplauzem przez chór mafijczyków; zaczęli oni skandować
jego przezwisko, „u’masculo”, samiec.
Papież z Ciaculli obojętnie asystował kolejnym sesjom. Z kamienną twarzą
śledził przesłuchania Tommasa Buscetty i SaWatore Contorna. W przeciwień
stwie do Leggia czy innych mężów honoru ekscytujących się na potęgę i jakby na
wyścigi, on nigdy nie pozwolił sobie na zakłócenie przebiegu rozprawy czy
bodaj na okazanie najmniejszego choćby zniecierpliwienia. Michele Greco
rozsądnie czekał na swoją kolej. Wiedział, że wcześniej czy później przewod
niczący sądu wezwie go przed lawę przysięgłych na przesłuchanie, i z pewnością
wolał zachować swoją energię na dzień, w którym musiał w końcu mieć swoje
pierwsze wielkie wystąpienie publiczne.
11 czerwca 1986 roku Michele Greco w asyście dwóch karabinierów
przemierzał audytorium, by zasiąść naprzeciwko ławy przysięgłych. Oczeki
wana chwila nareszcie nadeszła. Mąż kroczył zdecydowanie; odziany był bez
zarzutu, z wyjątkiem pantofli. Prócz tego, że ich jasnobrązowy kolor kłócił
się z granatowym ubraniem, raziły one swoim fasonem, a zwłaszcza grubą,
kilkucentymetrową podeszwą, podnoszącą ich właściciela do poziomu jego złej
sławy.
Złożywszy pełen szacunku ukłon przewodniczącemu Michele Greco usiadł.
Przewodniczący Giordano zaczął od wyliczenia zbrodni, które przywiodły
Papieża przed sąd w Palermo. Wykaz robił wrażenie: Michele Greco został
oskarżony o dziewięćdziesiąt trzy morderstwa, do których doszły inne przewi
nienia, jak organizowanie przestępców typu mafijnego i handel narkotykami.
— Panie przewodniczący — zapytał Michele Greco — czy mogę powie
dzieć dwa słowa?
Kiedy przewodniczący się zgodził. Papież podjął:
— Presidente, przemoc jest sprzeczna z moją godnością.
— Zrozumiałem, panie Greco — odparł przewodniczący po kilkakrotnym
powtórzeniu przez Papieża tego samego zdania.
— Dziękuję panu, panie przewodniczący.
Przez trzy godziny, w ciągu których Michele Greco mówił, ani na chwilę nie
stracił on spokoju. Wyrównanym głosem przedstawił swój przypadek, od czasu
do czasu pozwalając sobie na jakiś żart mający ująć ławę przysięgłych.
Zapewniał, rzecz jasna, o swojej niewinności, podnosząc przy okazji walory
własnej osoby. Był, jak twierdził, jednym z najbardziej szanowanych obywateli
swojego miasteczka. Słuchając go odnosiło się jednak wrażenie, że wszystko, co
mówi, jest jak gdyby potwierdzeniem strasznych oskarżeń, jakie przeciw niemu
wysunięto.
Michele Greco był człowiekiem precyzyjnym. Musiał więc najpierw skory
gować pewne szczegóły swej legendy.
Proces w Palermo
— W prasie dodają często do mego nazwiska „don”, ale ja zawsze nie 199
cierpiałem tego sposobu zwracania się do mnie. Mówiono mi „zu Michele”,
czyli wujku Michele. Poza tym twierdzi się, że jestem z Ciaculli. To kłamstwo;
pochodzę z Croceverde Giardini.
Na sali wywołało to wesołość, gdyż powszechnie wiadomo, że Croceverde
i Ciaculli to dwie takie same, w dodatku sąsiadujące ze sobą mieściny, które
praktycznie trudno rozgraniczyć. Gdyby zajrzeć do ksiąg wieczystych, okazało
by się zapewne, że granica między Croceverde i Ciaculli biegnie środkiem
sławetnej posiadłości Greca, Fondo Favarella, niegdysiejszego raju mafij-
czyków.
— Fondo Favarella — wyjaśnił Greco na początku swojej przemowy —
to ziemia, gdzie z całą godnością święciło się pracę, zanim moja siedziba stała
się przedmiotem kalumnii, panie przewodniczący. Jesteśmy uczciwymi ludźmi,
którzy utrzymują się z pracy na roli. Mój pradziad był rolnikiem.
Michele Greco jął opowiadać sagę swojego rodu, a była to historia
pasjonująca. Mimo woli Papież przedstawił sądowi ewolucję organizacji Cosa
Nostra od zarania XIX wieku. Jego pradziad był prostym chłopem we włoś
ciach księcia Tagliavia, jednego z największych miejscowych arystokratów.
Z czasem władza i bogactwo tego rodu zmalały na rzecz ich pracowników,
rodziny Greco. Ojciec Michele Greca był ostatnim, który pracował dla
Tagliaviów. Papież niepowstrzymanie piął się w górę i wykupywał grunty tego
rodu. Pieniądze płynące z banków opłacały ziemię szacowaną po śmiesznie
niskiej cenie (według fikcyjnej umowy Michele Greco otrzymał sto hektarów
najlepszego rodzaju gruntów za odpowiednik kilku tysięcy franków francuskich
rocznie).
Następnie Papież usiłował wzruszyć sąd swoim niełatwym dzieciństwem.
— Jestem człowiekiem pracującym — powiedział Michele Greco. — Pra
cowałem przez całe życie. W wieku szesnastu lat zacząłem chodzić do ośrod
ków strzelania do gołębi. Mówię to nie dlatego, żeby się chwalić, ale zakwa
lifikowałem się jednak do narodowej reprezentacji w tej dziedzinie sportu.
Proszę mi pozwolić na opisanie mego środowiska społecznego. To był sport
kosztowny. Właśnie w tym środowisku zawiązały się wszystkie moje przyjaź
nie. Proszę nie zapominać, że mam wielu przyjaciół. Ich żony, szlachetne damy,
nigdy nie opuściły mojej żony mimo ciosów, jakie na nas spadły.
— A jednak — wtrącił przewodniczący, bynajmniej nie rozbrojony prze
chwałkami dotyczącymi szacunku w wyższych sferach — twierdzi się, że
przyjaciele zjeżdżający do Fondo Favarella to ludzie ścigani przez prawo,
którzy szukają w pańskich włościach schronienia.
— Fondo Favarella — odparł oburzony Michele Greco — było zapleczem
polowań. Klucz do niego miały wysokie osobistości. Jego ekscelencja Pili
otrzymał go osobiście ode mnie.
Rozdział dziesiąty
DZIWNE ARESZTOWANIA
TAJEMNICE PALERMO
przez mafię. Tymczasem w kilka godzin po zamachu Bubbeo udał się do 205
prefektury na rozkaz szefa gabinetu generała, by wziąć dwa prześcieradła do
przykrycia zwłok. Ciekawe, że potrzebował aż dwóch godzin na ich znalezienie.
Zeznania Francesco Bubbeo przyniosły rozczarowanie. Przewodniczący
Giordano, jakby lękając się własnych domysłów, kiepsko prowadził prze
słuchanie. Ta powściągliwość wcale nie zdziwiła bacznych obserwatorów
procesu, którzy od samego jego początku twierdzili, że sędzia Giordano
wykazuje zdumiewającą ostrożność. Nie wolno jednak zapominać, że miał
wyjątkowo trudne zadanie. Maksiproces przebiegał w atmosferze ogólnej
obojętności. Co więcej, mafijczycy podnosili głowę i istniało ryzyko, że pro
ces skończy się totalną klęską państwa włoskiego lub czegoś, co z niego
pozostało.
CZŁOWIEK DEA
206 się wniwecz. Całe swoje życie postawił na maksiproces. Wiedział już teraz, że
organizacji, którą zdradził, nie można było unicestwić jednym ciosem i że
wcześniej czy później mogą go dopaść jego byli przyjaciele. Zrezygnowany
Tommaso Buscetta mimo wszystko uprawiał dalej nowy fach, jaki narzucił mu
tok zdarzeń, fach konfidenta Drug Enforcement Agency.
Nieustannie zmieniając miejsce zamieszkania Tommaso Buscetta objeżdżał
całe właściwie Stany Zjednoczone. Jeśli nie rezydował w bazie wojskowej, to
przebywał w jakiejś kryjówce DEA zagubionej na równinach Middle West, ale
równie dobrze mogło chodzić o Wschodnie Wybrzeże.
Były boss dwóch kontynentów spędzał wolny czas na przyrządzaniu
pastasciutta dla swoich aniołów stróżów lub na rozwiązywaniu krzyżówek.
Agenci federalni przyprowadzali czasem do niego dziennikarzy, którzy przesia
dywali tam krócej lub dłużej w płonnej nadziei, że wyciągną z niego jakąś
tajemnicę. Miał również do wypełnienia warunki umowy z pewnym wielkim
wydawcą: dość często zjawiał się u niego pewien pisarz wraz ze swoim murzynem,
by pracować nad redagowaniem jego pamiętników.
Agenci Drug Enforcement Agency, którzy stykali się z Tommaso Buscettą,
musieli chyba odczuwać wobec niego coś w rodzaju litości. Ten człowiek wie
rzył we wszechmogącą organizację, myśleli sobie zapewne funkcjonariusze
DEA, a tymczasem owa organizacja zmasakrowała mu prawie całą rodzinę.
Kiedy Tommaso Buscetta zrozumiał, że Cosa Nostra zdoła się podnieść
mimo wszystkich jego oskarżeń, z pewnością musiał odczuwać głęboką gorycz.
Nie przeszkodziło mu to w dalszym wypełnianiu swojego zadania. Służył
przecież najpotężniejszej z antynarkotykowych policji świata i pragnął w tej roli
pozostawać tak długo, jak tylko to było możliwe. „Dopóki Buscetta będzie
w stanie gnębić mafię, pozostanie mocnym człowiekiem” — tak przynajmniej
uważano w DEA. Były mąż honoru rodziny z Porta Nuova udzielał regularnie
konsultacji różnym sędziom i policjantom z całego świata. W rzadszych
przypadkach DEA godziła się na wypożyczenie go jakiejś policji zagranicznej.
Buscetta brał wówczas swój kij pielgrzymi i otoczony przybocznymi strażni
kami udawał się, gdzie trzeba, by służyć tym, czym jeszcze dysponował:
zwierzeniami i radą.
Tommaso Buscetta miał prawo widywać czasami żonę i dzieci, izolowane
od niego z oczywistych względów bezpieczeństwa. Dzięki tym chwilom rzad
kiego szczęścia mógł dalej walczyć. I był pewien, że tak czy inaczej jego rodzina,
przynajmniej ta prawdziwa, którą sobie stworzył, nie potrzebuje się już bać. Co
do reszty sprawdziła się bowiem wróżba autora Lamparta', na Sycylii wszystko
musi się zmienić po to, żeby nic się nie zmieniło.
Aneks
Chronologia
14 — Calvi
Aneks
LATA SIEDEMDZIESIĄTE
30 marca 1973. — Leonardo Yitale, mąż honoru rodziny z Altarello, zgłasza się
na policji w Palermo z zamiarem zdradzenia sekretów organizacji Cosa Nostra.
Na swoje nieszczęście zostaje uznany za nienormalnego i umieszczony w za
kładzie psychiatrycznym. Dopiero w dziesięć lat później wymiar sprawiedliwo
ści orientuje się, że był to niezwykle ważny i zdrowy na umyśle świadek.
Chronologia
212 21 lipca 1979. — Kule zabójców mafii dosięgają Borisa Giuliano, szefa brygady
antygangowej w Palermo. Ten gorliwy dochodzeniowiec odkrył „sycylijskiego
łącznika” w handlu heroiną. Mord nastąpił tuż po aresztowaniu jednego
z corleońskich zabójców z klanu Luciana Leggio.
LATA OSIEMDZIESIĄTE
Borisa Giuliano. Ujęci niemal na miejscu zbrodni mordercy zostaną uniewin- 213
nieni w sądzie pierwszej instancji, po czym zapadnie na nich wyrok skazujący
na skutek apelacji, jednakże zaoczny.
23 kwietnia 1981. — Szef rodziny z Santa Maria di Gesu, Stefano Bontate, ginie
zamordowany na obwodnicy Palermo tuż po opuszczeniu domu, gdzie właśnie
świętował czterdzieste trzecie urodziny. Bontate był jednym z dwóch członków
Kopuły, którzy nie kryli swojej wrogości wobec sekretarza generalnego mafii,
Michele Greca.
11 maja 1981. — Od kul swoich byłych kompanów ginie szef rodziny z Passo di
Rigano, Salvatore Inzerillo, który wychodził właśnie od swojej przyjaciółki. Był
on drugim z przeciwników Michele Greca w łonie Kopuły.
11 sierpnia 1982. — Ginie doktor Paolo Giaccone, lekarz sądowy przy try
bunale w Palermo, gdyż zidentyfikował odciski palców jednego z zabójców
z klanu Filippa Marchese pozostawione na miejscu zbrodni.
216 3 listopada 1984. — Vito Ciancimino, były burmistrz Palermo, zostaje aresz
towany. Przez bez mała ćwierć wieku był jednym z głównych przywódców
Chrześcijańskiej Demokracji, a zarazem groźnym aferzystą odpowiedzialnym
między innymi za budowlane transakcje potentatów mafijnych w Palermo. Jego
imperium sięgało aż do Kanady.
10 listopada 1986. — Ława przysięgłych w Palermo nie daje wiary „skru 221
szonym”, którzy oskarżają kilkunastu bossów mafijnych o masakrę; 18 paź
dziernika 1984 roku zginęło w niej ośmiu młodych ludzi. Uniewinnienie
mafijczyków nie przynosi nic, co miałoby jakiekolwiek znaczenie dla dalszego
przebiegu maksiprocesu, którego sesje toczą się dalej w atmosferze ogólnej
obojętności.
źródła
Henner Hesse, Mafia, Zentrale H errschaft m d lokale G egenm acht, JCB Mohr, Tiibingen 1970.
Paradoksalnie właśnie Niemcowi, i to w dodatku profesorowi kryminologii, zawdzięczamy
najlepszą do dzisiaj pracę faktograficzną na ten temat; na włoski przełożona została w roku
ł973. Od aspektów etymologicznych słowa „mafia” aż po skrupulatne opracowanie mafij
nych obyczajów i struktury poszczególnych modeli przegrupowań społecznych, wszystko w tym
doskonałym dziele zostało świetnie opisane w sposób przypominający badania E.J. Hobsbaw-
ma poświęcone bandytyzmowi.
Pino Arlachi, La M afia im prenditrice, II Mulino, Bologna 1983.
Studium uniwersyteckie na temat kapitalizmu mafijnego pióra socjologa kalabryjskiego.
Michele Pantaleone, M afia e politica, Einaudi, Torino 1962.
Trafna synteza ówczesnej wiedzy o mafii.
M afia e potere politico, Editori Riuniti, Roma 1976.
Raporty poszczególnych sycylijskich federacji włoskiej partii komunistycznej przedstawione
parlamentarnej komisji do badań nad zjawiskiem mafii.
Orazio Barrese, I C om plici, Feltrinelli, Milano 1973.
Historia antymafijnej komisji parlamentarnej w latach 1948—1973.
3. MONOGRAFIE
6. POWIEŚCI
Żeby lepiej zrozumieć złożoność fenomenu sycylijskiego, warto przeczytać następujące prace:
Rozdział pierwszy
MĘŻOWIE HONORU..........................................................................................................................................23
Cosa Nostra.......................................................................................................................................... 23
Ceremonia inicjacji............................................................................................................................. 25
Rodzina z Porta Nuova....................................................................................................................... 26
Prezentacja.......................................................................................................................................... 27
Lucky Luciano.................................................................................................................................... 29
Przyczyny «wielkiej wojny»...............................................................................................................30
Przyjaciele rodziny...............................................................................................................................32
Cena strachu........................................................................................................................................ 34
Kodeks obowiązków........................................................................................................................... 34
O mafijnej moralności..........................................................................................................................35
O prawdzie.......................................................................................................................................... 37
Szykany ze strony policji..................................................................................................................... 38
Rozdział drugi
KOPUŁA................................................. 40
Ciaculli, miasteczko mafii 40
Kopula . . . . 41
Papież i «antypapiści» . 42
Cicchiteddu, czyli Ptaszek 43
Corleone . . . . 43
Odbudowa organizacji Cosa Nostra 44
Strzały do prokuratora Scaglione . 45
Triumwirat reaktywuje Kopułę 46
Podwójne życie ojca chrzestnego . 47
Rozróba wśród mężów honoru . 47
Sprawa Russa......................................... 49
Scarpuzzedda, Buciorek 50
Koniec zbyt gadatliwego ojca chrzestnego 51
Naruszenie terytorium . 52
Rywahzacja rodzinna . 53
Rozdział trzeci
NOC PRZED STARCIEM ...................................................................................................................................55
Palermo, brama................................................................................................................................... 55
Konspiracja palermitańska..................................................................................................................56
Sycylijski łącznik................................................................................................................................ 57
Cosa Nostra nie przyjmuje dymisji.....................................................................................................59
Problem szmalu...................................................................................................................................60
Spis rzeczy
Rozdział czwarty
PUŁAPKI........................................................................................................................................................ 72
Kałasznikow AK 47............................................................................................................................ 72
Negocjacje........................................................................................................................................... 73
Kain i Abel.......................................................................................................................................... 75
Niewłaściwe kontakty......................................................................................................................... 76
Strzały w nocy.....................................................................................................................................77
Fatalne rendez-vous............................................................................................................................ 78
Potrzask............................................................................................................................................... 79
Terrorysta............................................................................................................................................ 81
Wiadomości z kraju.............................................................................................................................82
Rozmowy międzykontynentalne........................................................................................................ 83
Zabójcy dzieci i dzieci zabójcy........................................................................................................... 84
Człowiek z kałasznikowem.................................................................................................................86
Rozdział piąty
KORIOLAN PUSZCZY.......................................................................................................................................87
Życie codzienne żołnierza podczas wojny..........................................................................................87
Jaki ojciec............................................................................................................................................ 88
Mafijne agapy..................................................................................................................................... 88
Znów mowa o CiacuUi, mafijnym raju.............................................................................................. 90
Wytwórnie heroiny............................................................................................................................. 91
Szlaki heroiny......................................................................................................................................93
Więzy z miasteczkiem.........................................................................................................................94
Sceny myśliwskie na Brancaccio........................................................................................................96
Spalona ziemia.................................................................................................................................... 99
Rozdział szósty
CELA ŚMIERCI............................................................................................................................................. 101
Nowy nabytek................................................................................................................................... 101
Więzy krwi........................................................................................................................................ 103
O władzy ojca chrzestnego............................................................................................................... 104
Złodzieje skoku................................................................................................................................. 105
Ojcowie chrzestni nie gorsi od katów...............................................................................................106
O transporcie trupów, czyli jak się ich pozbyć.................................................................................109
Od czego są lekarze?........................................................................................................................ 111
Patologia bossa................................................................................................................................. 111
Kawiarniane rozmowy...................................................................................................................... 113
Spis rzeczy
Rozdział ósmy
OBLĘŻONA TWIERDZA................................................................................................................................. 131
Sprawiedliwość w stanie oblężenia..................................................................................................131
Dochodzenia bankowe......................................................................................................................133
Obwiniony różny od innych............................................................................................................. 135
«Skruszony»......................................................................................................................................136
Majątek organizacji Cosa Nostra......................................................................................................137
Adwokat czy współwinowajca?....................................................................................................... 138
Mężowie honoru w Ucciardone...................................................................................................... 141
Ten, który musi umrzeć.................................................................................................................... 144
Powiew obłędu..................................................................................................................................145
Labirynt rodzin..................................................................................................................................145
Identyfikacja pewnego męża honoru................................................................................................ 146
Atrydzi w kraju mafii........................................................................................................................147
Batalia w Ciaculli..............................................................................................................................148
Rozdział dziewiąty
MĄŻ Z RIO....................................................................................................................................................150
Dziwny pasażer................................................................................................................................. 150
Południowoamerykańskie znajomości............................................................................................. 151
Brazylijska «Little Italy».................................................................................................................. 152
Spisek przeciw Corleone.................................................................................................................. 153
Wróg..................................................................................................................................................154
Śmierć dzieci.....................................................................................................................................155
Masakra krewnych............................................................................................................................ 157
Kłopotliwy przyjaciel........................................................................................................................159
W szponach pmlicji brazylijskiej......................................................................................................160
Samobójstwo.................................................................................................................................... 161
Człowiek honorowy i słowny...........................................................................................................161
Wyznania Tommaso Buscetty.......................................................................................................... 162
Obława na świętego Michała............................................................................................................163
Ciepłe słowo dla «skruszonego».......................................................................................................164
Rozdział dziesiąty
PROCES W PALERMO.................................................................................................................................... 165
Palermo, miasto otwarte................................................................................................................... 165
Spis rzeczy
232 «U maxi».......................................................................................................................................................167
Aula bunkier...................................................................................................................................... 169
Mąż bez honoru.................................................................................................................................172
Zdrajca...............................................................................................................................................174
Gorączka rośnie.................................................................................................................................178
Przemilczenia Tommaso Buscetty.................................................................................................... 179
Co mógłby powiedzieć Buscetta...................................................................................................... 181
Dwie lub trzy rzeczy, które wiadomo o potędze mafii.......................................... . 183
Bossowie kontratakują 185
Riposta Buscetty................................................................................................................................186
Leggio kontra Buscetta..................................................................................................................... 189
Czarna orkiestra.................................................................................................................................192
Odwet Koriolana Puszczy................................................................................................................. 194
Papieskie posłuchanie....................................................................................................................... 196
Dziwne aresztowania........................................................................................................................ 202
Tajemnice Palermo............................................................................................................................203
Człowiek DEA.................................................................................................................................. 205
ANEKS
Chronołogia. Dwadzieścia pięć lat bezkarnych zbrodni.................................................................. 209
Lata pięćdziesiąte..............................................................................................................................209
Lata sześćdziesiąte............................................................................................................................ 210
Lata siedemdziesiąte......................................................................................................................... 210
Lata osiemdziesiąte........................................................................................................................... 212
Źródła................................................................................................................................................ 222
Bibliografia....................................................................................................................................... 224
Podziękowania.................................................................................................................................. 227