Vous êtes sur la page 1sur 28

4516

J. WFŁ. DAWID

O Filozofji Bergsona
Odczyt miany we L w o w ie d. 9 marca 1913 r.
w sali Muzeum Przemysłu.

W A R S Z A W A 1914.
Odbitka z „N ow ych Torów “.
. Skład główny w księgarni E. W endego i S-ki
(T. Hiż i A. Turkuł).

http://rcin.org.pl
http://rcin.org.pl
J

J. WŁ. DAWID

O Filozofii Bergsona
O dczyt miany w e L w o w ie d. 9 marca 1913 r.
w sali Muzeum Przem ysłu.

- wajbsŁ wśkie
T P W A f s Z Y ? i iśj \ :
jY /- / M u e t o / , lOS O

W A R S Z A W A 1914.
Odbitka z „N o w y c h T o ró w “ .
Skład głów ny w księgarni E. W endego i S-ki
(T . H iż i A . Turkuł).

http://rcin.org.pl
Połączone Biblioteki W FiS UW, IFiS PAN i PTF

T.4516

r, 4*0 S O

Czcionkam i Drukarni N aukow ej, W arszaw a, M azow iecka 8.

http://rcin.org.pl
O filo z o fji B ergson a jeden z liczn y ch je j zw o le n ­
n ik ów w yra ża się, że jes t z is to ty sw ej „n ie dającą się
u jąć“ — insaisissable. Z n a czyłob y to, że należy ją..brać,
ja k ą je s t w sw ej bezpośrednio danej form ie, kon k ret­
nie w całości, zaś r y z y k o w n y m je s t streszczać j ą lub
k ry tyk ow a ć. Zaw sze m o ż liw y je s t zarzut, że się to
lub ow o pom inęło, zm ien iło lub w prow adziło coś, cze­
go w niej niem a.
Trudność ta w p ew n ym stopniu istn ieje, a p r z y c z y ­
nę ma n ie tylk o w niesystem atyczn ej, w ytw o rn ej
w p raw d zie, lecz bardziej litera c k ie j n iż naukow ej fo r­
m ie, ale i w zasadniczej te z ie tej filo z o fji oraz w jej
m etodzie.
D ążeniem każdej filo z o fji jes t zrozu m ieć i w y ­
tłu m aczyć całą rzeczyw istość, ew en tu aln ie uzasadnić,
że n ie m oże ona b yć zrozum ianą w o g ó le lub w p ew ­
n ych częściach. T ezą B ergson a , zasadniczym tem a­
tem, k tó ry w różn ych w arjantach pow tarza, jest: że
rzeczyw istość, zarów no duch, życie, jak m aterja, je s t
„n ieu sta jącym ruche m “ , „w iek u isty m staw aniem s ię “ , ¿f / ,
O ty le iilo z o iję tę n azw ać m ożna m o b i 1i z ni ë m . ^ v f .
R zec zy w isto śc i tak iej, rze czy w is to ś ci będącej w ru­
chu, n ie m ożem y poznać ani zrozu m ieć zapom ocą
um ysłu, in telektu .' Z w rócon y do celów praktycznych,
rzeczy w istość u nieruchom ią on, d zieli ją , w yobraża ja k o
złożoną, z szeregu go to w y c h , istn iejących „r z e c z y “ ,
które czas jakiś p rzyn ajm n iej pozostają n iezm ien n e

http://rcin.org.pl
i identyczn e z sobą. In telek t d zieli i składa rze czy
ju ż gotow e, zrobione, ale nie dosięga n ig d y — robią­
cych się, w trakcie ich robienia się, staw ania się.
A że to stawanie się jest istotą rzeczy w istości, zada­
n ie m 'za ś filo z o fji— do tej istoty dotrzeć, to organem ,
m etodą filo z o fji nie m oże b yć in telekt, ale jakaś inna
władza. W ład zą tą jest intuicja. M etoda przystosow a­
na je s t do przedmiotu, i ze w zględu na m etodę filozo-
fja Bergsona jes t i n t u i c j o n i z m c m. ‘ )

Zastanówm y się naprzód nad metodą. Cóż to jes t


intuicja? M ożnaby w y lic z y ć 4— 6 różnych znaczeń ¿ego
w yrazu, a B ergson n ig d zie żadnego z nich nie ustala,
używ ając term inu zupełnie dowolnie. M ówią: in tu icji
nie można zdefinjow ać, trzeba ja stosować samemu,
a w ted y okaże się, czym jest. Dobrze, ale w u życiu
potocznym istn ieje także zam ieszanie i w ielozn a cz­
ność, którąż z in tu icji, o których popularnie się m ówi,
m am y zastosować? K ażdy stosuje po sw ojem u tę in ­
tuicję, która lepiej odpowiada skłonnościom lub p rz y ­
padkow ym naw yknieniom je g o umysłu, a g d y mu w y ­
każe się niekonsekwencję, odwołuje się do innej. M u­
sim y pozostaw ić n a zw y i ich użycie, ja k ie w y tw o rzy ła
m owa potoczna, nie m ożem y nikom u zabronić m ów ić
o in tu icji w sposób, ja k i mu się podoba. A le z punk­
tu w idzen ia naukow ego w ażn ym je s t ustalić rzecz,

J) Główne dzieła Bergsona: W stęp do M etafizyki. Przekł.


polski K. Błeszyńskiego, Kraków 1911. Ewolucja Twórcza. Przekł.
polski PI. Znanieckiego, W arszawa 1913. Prócz tego: Les
données immédiates de la conscience. Matière et mémoire
i inne.

http://rcin.org.pl
— 5 —

a nią je s t pew ien sposób poznawania, odrębny od in-


tełektu : czy jes t taki sposób i jaką je s t jeg o w ar­
tość? B ergson sądzi, że jest, ale bliżej i jednoznacznie
go nie określa.
I-o. In tu icją ma być bezpośrednie poznawanie
przez zm y s ły lub introspekcję, w p rzec iw s ta w ieniu A J ,\
do d efin icji, opisu. Żaden opis, rysunek nie da w łaści­
w eg o w rażenia P a ry ża — trzeba g o w idzieć; przez ża
den opis ani d efin icje nie zrozum iem y, co to je s t sza
re, seledynow e, smak bananu: m usim y doznać odpo­
w ied n iego czucia; ja k w yg la d a ja źń , b ie g m yśli, akt
w o li — m ożem y w ied zieć tylk o przez w ew nętrzną ob­
serwację, introspekcję. A le w tym w szystk im nie w i­
d zim y jes zc ze nic odrębnego, je s t to intelekcja, są to
także postrzeżenia, obrazy— „sta n y “ . W ied zia n o zawsze,
że „d ośw iad czen ie“ jest p ierw otn ym w ła ściw y m źród­
łem poznania, że zanim zaczniem y abstrahować, uogól­
niać, analizować — trzeba dośw iadczyć, w idzieć, d o ty ­
kać rzeczy, konkretnie w yobrażać, poznać poglądowo.
Poglądow ość je s t zasadą dawno i dobrze znaną peda-
gogom , a Francuzi metodę poglądow ą n azyw ają— m é­
thode in tu itive. A le od L ek cji o Rzeczach i m etody
poglądowej do m eta fizy k i droga daleka.
2-o. In tu icja jest to w iązan ie szczegółów , znajdo­
w anie sensu pośród rozproszonych faktów , ich syn te­
zy, teorji; zbieram y naprzód wrażenia, postrzeżenia,
dane, z początku są one chaotyczne, nie panujem y
nad niem i; w ym y k a ją się nam z pam ięci i m yśli, póź­
niej dopiero stopniowo od kryw am y w nich ład, zw ią- ,
zek, reprodukujem y je łatw o, przedstaw iam y sobie
jasno. Jest to fa k t „d o jrzew a n ia “ śladów, „układania
s ię “ i organ izow ania w yobrażeń, podświadom ej pracy
m ózgow ej, którą zna dobrze każdy autor, twórca, na­
u czyciel. A le ta praca dokonyw a się w form ie dys­
k u rsyw n ej— postrzeżeń, pojęć, w yobrażeń, rezultat je j—

http://rcin.org.pl
to także fo rm y intelektualne, sądy ogólne, abstrakcje,
wnioskowania.
3 °‘ lićzba danych jes t niedostateczna, do
rozw iązania dochodzim y przez intuicję: tak z nie-
/ r /" w ielu postrzeżeń fizjogn om ista odgaduje Charakter, le­
karz staw ia niektóre djagn ozy, kobiety, ja k m ówią,
przez in tu icję tra fn ie w iele rzeczy przew idują. Takąż
intuicją posługiw ać się mają n ie k ied y uczeni, sta w ia ­
ją c hipotezy, dając z g ó r y rozw iązania, dla których
dopiero późniejsze badanie dostarcza potw ierdzających
dowodów. A le je ż e li się p rz y jrz y m y bliżej rezultatom
teg o rodzaju in tu icji, to przekonam y się, że są one
w yrazem także czysto intelektualnych procesów: w y -
t . -, n ik intuicji_Jest to ja k iś sąd ogólny, w niosek, otóż
czy uogólnienie, w nioskow anie oparte je s t na w ięk-
1 szej Tub m niejszej,' dostatecznej lub niedostatecznej
ilości konkretnych danych lub przesłanek, to nie zm ie­
nia ich istoty, są to zaw sze czynności intelektu, t y l­
ko raz w ięcej, dru gi raz m niej uzasadnione i w iaro-
godne. Otóż intuicja w tej form ie działająca, jako skró­
cone i przyśpieszone uogólnianie lub w nioskow anie,
n ie m a bynajm niej p rzy w ileju nieom ylności, czasem oka­
zuje się trafną, ale nieraz też zaw odzi. Pozór zaś j a ­
k iejś w yją tk ow ej nieom yln ości teg o rodzaju aktów
stąd pochodzi, że g d y okażą się zgodne z r z e c z y w i­
stością — n azyw am y j e intuicją, natom iast g d y z rze­
czyw istością się rozm iną, w ów czas sięgając do p rz y ­
czyn błędu, m ów im y, że są skutkiem niedozw olonego,
zb y t pośpiesznego uogólniania lub w nioskow ania, c z y li
u znajem y je za ob jaw y intelektu.
D otychczas nie w id zim y nic w t. zw. in tu icji, co
m ogłob y ją istotnie w yodręb n iać od intelektu. P o zo ­
staje grupa objaw ów , które oddawna i z różnych punk­
tów w idzen ia przeciw staw iane b y ły działaniu zm ysłów
i rozumu.

http://rcin.org.pl
— 7 —

4-o. Jest to, ja k określa je B ergson, „m gła w ićo w a


część św iadom ości, otaczająca jej jasne jądro in telek­
tualne“ , część plazm y duchowej, którą człow iek, roz­
w ija ją c się w kierunku intelektu, zatracił, ale m oże
ją rozw inąć, u św iadom ić i u czynić środkiem pozna­
w ania nie pośrednio, przez porównania, stosunki, ale
bezpośrednio przez odczuw anie is to ty rzeczy, niejako
od w ew nątrz, przez je j przenikanie, rodzaj sym patji.
Jeżeli dla tych ogóln ik ow ych , m etaforyczn ych okreś­
leń JBergsona poszukam y odpow iedników w faktach
doświadczenia, to działanie tego rodzaju w ładzy w i ­
dzieć można w n iektórych objawach somnambulizmu,
ja k np. in styn k t leczn iczy, a przede w szystk im w intu ­
icjach m istyków , dotyczących życia w ew nętrznego, ja k
poczucie duchowej rzeczyw istości, nadzm ysłow ych sił
czy bytów , św iadom ość konieczności, przeznaczenia
i w olności, obowiązku, uczucie m iłości, jako pewnej ko­
sm icznej zasady i inne. J eżeli zaś intuicja taka istnieje,
je ż e li działała już ona w rzeczyw istości, to chcąc ją u czy­
nić organem filo zo fji, należałoby rozw ażyć, ja k ona dzia­
łała, ja k ie są jej cechy, sposób i zakres zastosowań. Otóż,
ja k starałem się w ykazać w innym m iejscu, intuicja tego
rodzaju, zarówno u som nam bulików jak m istyków , nosi
zaw sze charakter konkretny, osobisty, d o tyczy jakich ś
szczególn ych w ypadków i zadań, zw iązanych z życiem
i zachow aniem jednostki, nie ma w sobie nic ogólnego,
pozbawiona jest w ew n ętrzn ego zw iązku, daje często
sprzeczne i chaotyczne w y n ik i, sa to ja k b y pojedyń-
cze, urwane błyski, których początku ani dalszego
przebiegu nie znam y. W ład za ta przy tym budzi się spon- ’
tanicznie, jako w yra z pewnej indyw idu alnej, ż y c io ­
w ej potrzeby, nie m oże zaś być dowolnie w yw oływ an ą,
kształconą i do ja k iegob ąd ź przedm iotu stosowaną.
Rodzaj i ilość przez w ładzę tę dawanej w ie d z y zdają

http://rcin.org.pl
— 8 -r

się być bardzo ograniczone i lista je j dzisiaj — za­


m kniętą. Jest to pewna liczba zasadniczych „o b ja w ień “ ,
fa k tów w ew n ętrzn ego doświadczenia, pow tarzających
się w różnych religja ch i system atach teologiczn ych
i m etafizyczn ych . In tu icję w tym znaczeniu znali i za
źródło filo zoficzn ego poznania uznaw ali m is ty c y i tw ó r­
c y re lig ji, a niem niej i filo zo fo w ie , ja k Platon, Fichte,
Schelling, Schleierm acher, Schopenhauer, C ieszk ow ­
ski. ł )
B ergson określa in tu icję tylk o n ega tyw n ie, jako
czynność, która nie je s t intelektem , g d y ż takie tylk o
określenie je j było mu potrzebnym i w ystarczającym
dla ustanowienia je g o pojęcia rzeczyw istości. R zeczy-
w istość intelektu je s t to coś/ co je s t R ytem , j est sta-
łem, jest rzeczą, u rzeczyw istn ien iem ja k ieg o ś celu,
je s t to rzeczyw istość sztuczna, pozorna. N atom iast rze­
czyw istość istotna, sama w sobie, absolutna jest to
coś, co się staje, a n ig d y nie jest. Jeżeli tam ta jest
przedm iotem intelektu, to ta dostępną je s t i pozna­
walną dla in tu icji, ja k o w ładzy, która poprostu je s t
tylk o zaprzeczeniem intelektu. A le czym jest intuicja
sama przez się? G dyby B ergson w ejrza ł w p o zy tyw n ą
treść intuicji, w. je j sposób działania, h istoryczn ie
i dośw iadczalnie dany zakres jej zastosowań i rezultatów ,
przekonałby się, żc tego, do czego je j potrzebuje, do
m etodycznego uzasadnienia szczególn ego pojęcia r z e ­
czyw istości, intuicja ta nie daje, że nie może ona być
stosowaną w sposób św iadom y i planow y, jako m eto­
da, a o ile działa spontanicznie, to daje rezu ltaty
nie te, ja k ich od niej oczekuje i ja k ie je j przypisu je.

ł) Por. O intuicji w filo zo fji Bergsona, Kraków, 1911 i O in­


tuicji w mistyce, filo z o fji i sztuce, Kraków, 1912.

http://rcin.org.pl
P rzejd źm y teraz do treści poglądów Bergsona.
Skończonego systeraatu dotąd B ergson nie dał, poru­
szał tylk o oddzielne zagadnienia: rzeczyw istości, cza­
su, życia, rozwoju, w olności, stosunku umysłu i cia­
ła. Z tych r o z p a tr z y m y niektóre najbardziej zasad­
nicze.
Istotą rzeczyw istości je s t w edług niego, ja k w ie ­
m y, stawanie się. W e w n ę trzn ą stroną w szelkiego sta­
wania się je s t cżyste trw anie — pure duree— albo czas.
Czas nie jest, ja k u Kanta, na rów ni z przestrzenią,
su bjektyw ną form ą ujm owania zjaw isk. Jest on czym ś |
realnym , ob jęk tyw n ym , ja k k o lw ie k tw o rzy w ew n ętrz­
ną istotę rzeczy. Jest to jak W o la Schopenhauera— i
w ew nętrzna Strona sił, ruchów, zmian. Część tego
czystego trw an ia znajdujem y w sobie, i tu m ożem y
bezpośrednio „in tu ic y jn ie “ , w iedzieć, czym ono jest:
jest to nasze najistotniejsze, najgłębsze Ja. Otóż czy m ­
że jest to trw anie? Oddzielm y, usuńmy ze św iado­
mości w szelk ie stany, poszczególne treści, a zostanie
czyste trw anie. A le naprawdę cóż w te d y w sobie spo­
strzegam y? Gdy w y łą c zy m y w szelk ie treści zew n ętrz­
ne, w yobrażenia, m yśli, zostanie je s zc ze ciem ne, g łu ­
che czucie naszego ciała, procesów u strojow ych, obie­
gu krw i, oddechu, napięcia m ięśni. N ie m am y n ig d y
bezpośredniego czucia czystego trw ania— zaw sze trw a­
ją ja k ieś treści. T y lk o przez abstrakcję m ożem y w y ­
łą czyć treści,- i w te d y zostaje czyste trw an ie ja k o to,
co je s t w naszym życ iu w ew n ętrzn ym wspólnego
w szystk im treściom . A le będzie to produkt abstrak­
cji, a w ię c intelektu, a nie in tu icji.

http://rcin.org.pl
— 10 —

Cóż więcej w iem y o „czy sty m trw a n iu “ ? Od cza­


su różnić się ma ono tym , że czas p rzerzu cam y na
zew nątrz „sp acjalizu jem y“ , nadajem y mu cechę p rze­
strzenną, ilościową, i dzięki temu m ierzy m y go, zaś
czyste trwanie, m ian ow icie w jeg o w ew n ętrzn ej,
bezpośrednio nam znanej postaci, je s t tylk o czym ś j a ­
kościow ym , jeden je g o m om ent odróżniam y od dru­
g ie g o tylko ja k o różne jakości. G dy stracim y zw ią zek
z otoczeniem , przestaniem y odbierać w rażenie, snuć
obrazy — w e śnie, trw an ie staje się taką w łaśnie c z y ­
stą jakością: ustaje m atem atyczna je g o ocena, nie m ie­
rzy m y u płynionego czasu, tylk o go czujem y. T ak
tw ierd zi Bergson. A le w rzeczyw istości je s t inaczej;
w śnie w łaśnie z precyzją często czas m ierzym y ,
k ied y ktoś np. postanawia naprzód i budzi się punk-
C rfr- tualnie co do god zin y i m inuty. Jakżeby m ógł stoso-
/ 4* w a° sz^ 'czną miarę, ja k podział zegara, g d y b y
j ■' nie m ierzył i nie liczył? Pow iada B ergson, że w te d y
działa instynkt, intuicja. Przypu śćm y, ale faktem jest,
że czas je s t zm ierzon y i policzony. Jakaż to intuicja,
¿6 C ł t ^ f Im / która m ierzy i liczy , czym się różni ona od in tele k ­
tu, którego istota ma polegać na tym , że dzieli, m ie-
-• t ? ? < , ' ftn-, rz y i liczy?
Dalej: czyste trw anie i m ian ow icie w je g o w e­
w nętrznej form ie, ja k o nasze Ja, jest w olne. Cała k r y ­
tyk a determ inizm u i dow odzenie w olności opiera się
u Bergsona na rozróżnieniu dw uch jaźni. Jedna ze­
wnętrzna, powierzchowna, odbija w ielość wrażeń^
obrazów, przygodnych im pulsów, uczuć, su gestji — j e ­
dnych obok i po drugich, tu rządzą prawa asocjacji i de­
term inizm u, w tej ja źn i zachow ujem y się ja k św ia ­
dome autom aty, można p rzew id yw a ć ja k postąpim y.
N a leży tu w iększość naszych czynów , codziennych,
naw ykow ych. D ru gie Ja, głębsze, w olne od w ielości

http://rcin.org.pl
p

— 11 —

rozróżnionych stanów, w yraża w łaściw ą naszą osobo­


wość, całą duszę. G dy od ry w a m y się od Ja, zw róco­
nego na zew nątrz, pow ierzch ow n ego i przenosim y
w sferę Ja g łęb szego— niema tam już obrazów, m oty­
w ów , im pulsów, szczególn ych racji, działam y wówczas,
postanaw iam y „całą duszą", całem jestestw em , jest to
„czy ste d ziałan ie“ . Tak ie czyste a k ty— w zględ n ie rzad­
kie, w w yją tk o w y ch chw ilach zachodzące— są to akty
w olne: w łaśne Ja, „cała dusza“ sama siebie określa.
P o m ijając, ćzy m ożliw e są takie czyste akty, próżne
w szelkiej choćby m glistej, nieśw iadom ej treści, czy
nie są one także abstrakcją jak „czyste trw a n ie“ ; po­
m ijając dalej, czy „cała dusza“ , osobowość nie jest to
zbiór, synteza w ie T u llo iw ia d c ze ń , uczuć, m otyw ów ,
postanowień, w pew ien sposób zorgan izow an ych i sto­
pionych, stw ierd zić trzeba, że w ogóle ca ły ten w yw ód
0 w olności nie zaw iera żadnego dowodu wolności.
B ergson tylk o odróżnia dw a rodzaje p o s tę p k ó w — ja k
to ju ż u czyn ili Ribot, Jam es— w yodrębnia Ja głębsze,
uznaje j e za subjekt czy podścielisko czy sty ch aktów
1 te ak ty ogłasza za wolne. A le g d zież dowód w olnoś­
ci? N ie jes t nim to, że w aktach tych niem a św iado­
m ości przyczyn , racji, m otyw ów ; kam ień spadający
także św iadom ości tej nie ma, je s t w ięc w oln y tylk o
od uśw iadam ianych m otyw ów i racji, ale czy w ogóle
w olny? W tym leży całe zagadnienie. Pozostaje na do­
bro naszego Ja tylk o świadom ość w olności, to, że
„Ja, nieom ylne w sw ych bezpośrednich stw ierdzeniach,
czuje się i w yznaje w oln ym .“ Ze czuje się takim , to
w iem y , ale w łaśnie na tym kw estja polega, czy czu­
cie to jest nieom ylne; i jeśli nie jest nim wogóle, to
d la czego ma być nieom yln e w tym wypadku?
P rzejd źm y teraz do czystego trwania, jak się ono
przedstaw ia na zew nątrz nas. W m aterji istotę je g o

http://rcin.org.pl
— 12 —

zasłania nam intelekt, który ją unieruchom ił, podzie­


lił na szeregi stanów, zdjęć. Naturę czystego trw an ia
zew nątrz nas m ożem y poznawać intuicją tylk o w isto ­
tach żyjących . „C zyste trw a n ie“ jest to, co sprawia,
że część m aterji została ożyw ion a, uorganizowana, i że
organ izacja przechodzi stopnie c zy li ulega ew olu cji.
Procesu ew olu cji, w edług Bergsona, nie tłu m aczy ani
ew olucjonlzm Spencera i Lam arcka, ani fin alizm — teo-
rja, która w prow adza do rozw oju pew ien cel zzew nątrz
dany. K ry ty k a m echanicznych teorji życ ia jest najlep­
szą częścią poglądów Bergsona. W p ra w d zie d o w o ­
d ó w za lub przeciw w ita lizm ow i ja k dotąd tak i na­
dal szukać b ędziem y i oczekiw ać od specjalistów
przyrodników ; niem niej przecież nowsze dążności
w ita listyczn e przyrodoznaw stw a w poglądach B erg so­
na znajdują pow ażn y w yra z konstrukcyjny. M niej jest
udaną k ry tyk a celow ości jw rozwoju, a ju ż najm niej
zadowalać m oziTtc^ co u Bergsona dotych czasow e te-
orje ma zastąpić. Błędem ew olucjonizm u dzisiejszego,
m ów i Bergson, jest, że bierze on g o to w e form y, sta­
ny, organ izm y, które ju ż się rozw in ęły i dochodzi ich
pokrew ieństw a, filja cji, gen ealo gji. T ym czasem idzie
0 to, ążeby w y k ry ć w ew nętrzną zasadę ew olu cji wprzód,
nim ona się dokonała, w je j sartiyrh dokonyw aniu się
1 stawaniu, sam niejako adus purus ew olucji.
Taką w ew nętrzną zasadą ew olucji, je s t w edłu g
B., élan vital, rozpęd życ io w y. Jest to dusza czynna
w procesie ew olu cji, je j w ew nętrzna siła, w sobie sa­
m ej zarazem swój cel im an entny mająca. Jest to za-
tym to samo „czyste trw a n ie“ , które znam y ju ż w so­
bie, ja k o nasze Ja — zatym znów W o la Schopenhaue­
ra — W o la Życia, W ille zum Leben. N ik t chyba tw ie r ­
dzić nie będzie, iż b y tego rodzaju pojęcie, będące
w ła ściw ie zhipostazowaną, dawną „siłą ż y c io w ą " is to t­
nie przyczyn iało się do zrozum ienia i w yjaśn ien ia zja­

http://rcin.org.pl
— 13 —

w isk życ ia i rozwoju. P ozatym zaś B ergson nie daje


nic, coby bliżej tę siłę c z y li rozpęd ż y c io w y określało,
coby poza tym , że ona jest i działa, pokazyw ało nam
jeszcze jej modus operandi. M ówi się tylko, że jest to
jakaś rzeczyw istość, która się staje, dokonyw a (se
fa it) przez jakąś inną rzeczyw istość, m aterję, która
ustaje, rozprzęga się (se défait), jest to akt życiow y,
który nie jest stanem, rzeczą. W res zc ie za objaśnie­
n ie służyć m ają m etafory, porównania. Rozpęd ż y ­
c io w y tw orzy, buduje organa np. oko—ja k ręka, która
przechodzi przez opiłki żelaza, opiłki ułożą się i upo­
rządkują w kształcie zatrzym an ej ręki i części przed­
ram ienia, g d y b y ręka stała się niew idzialną, otrzym a­
lib y ś m y jej kształ w m asie opiłek. Otóż m echanizm
tw ierd ziłb y, że opiłki u łożyły się w ten sposób na sku­
tek w zajem nego jed n y ch na dru gie oddziaływania. F in a­
lizm pow ie, że ruchami opiłek rządził ja k iś cel, plan
og óln y i dlatego one tak się u łożyły. Napraw dę istniał
tylk o jed en akt niepodzielny, akt przejścia ręki przez
opiłki. C zęściom przyczyn y: ruchu ręki, nie odpow ia­
dają części skutku: fo rm y opiłek. Stosunek w idzenia
do narządu n erw ow ego takim jest, jak stosunek
ręk i do opiłek żelaznych, które zarysow u ją i ogran i­
czają je j ruch. Porów nanie zgoła niefortunne, gdyż
je ś li czego dow odzi, to ty lk o — finalizm u. Ręka, która
przechodzi przez opiłki, ma już gotow ą form ę, tak
samo jak pieczęć, która zostaw ia odcisk na laku. Opił­
k i układają się w pew ien kształt, lak otrzym u je okreś­
lony odcisk, tylk o dlatego że ręka, pieczęć, mają ju ż
dany kształt, czy li że ktoś w opiłkach, laku, a bezpo­
średnio w ręku, pieczęci rysuje, w yrzeźb ią pewien
kształt, w edle określonego w zoru i celu.
Jednym ze skutków życ io w eg o rozpędu ma być,
że człow iek, od dzieliw szy się od szeregu istot, zosta­
w ił za sobą instynkt, przew ażający u zw ierząt, ow a­

http://rcin.org.pl
— 14 —

dów, rozw inął zaś intelekt, jako organ w alk i o byt,


środek przystosow ania się do otoczenia, opanowania
m aterji, jej kształtowania, w yrabiania z niej narzędzi.
D latego to in telekt w działaniu sw ym przystosow ał
się do w arunków materji,. w szczególności do „cia ł
stałych “ : z istoty swej, ja k w iem y, unieruchom ią on
w szystko, dzieli, jest rodzajem kin em atografu, który
na szereg zdjęć („sta n ó w “ , „r z e c z y “ ), rozkłada to, co
jest ciągłym , nieprzerw anym , co je s t ruchem.
A le, ja k już zau w ażył Fouillee, w alka o byt, sa-
m ozachow anie człow ieka zw iązane było nie tylk o ze
środow iskiem m aterjalnym , lecz i społecznym , m oral­
nym , duchowym , a przeto i in telek t w rozw oju sw ym
przystosow yw ać się musiał i w yrabiać w sobie zdol­
ność poznawania stosunków społecznych i m oralnych.
W id z im y też, że od początku Człowiek nie tylk o działa
na m aterję, w yra b ia narzędzia, ale ż y je społecznie,
w ytw a rza pojęcia i nazw y, dotyczące życ ia społeczne­
go, m oralnego i relig ijn eg o , je s t on z natury sw ej,
pierw otn ie nie tylk o „rob o tn ik iem “ — homo faber, jak
u trzym u je Bergson, ale także człow iek iem społecznym ,
relig ijn y m . A jeśli ktoś powie, że w sferze społecz­
nej, moralnej człow iek posługuje się nie in telek tem ,
a intuicją, to znaczyć to będzie, że in tu icja nie je s t
żadną czynnością „bezin teresow n ą“ , od potrzeb życia
oderwaną, że ja k in telek t tak i ona jest środkiem
w w alce o życie, że zatym upada cecha głów na, ma­
jąca ją odróżniać od intelektu. F ik c ją jes t rów n ież
rzekom o w yłączn e przystosow anie się intelektu do
m aterji i „ciał stałych “ : prawa m yślenia, lo g ik i c zy li
intelektu, zasady tożsam ości, sprzeczności, dostatecz­
nej racji, stosować m usim y zaw sze czy przedm iotem
m yśli naszej i poznania będzie lód, woda c z y para,
narzędzia fa b ryk a cji czy fo rm y rod zin y i państwa,
łokciow e tow ary czy system y filozoficzn e. Z kinema-

http://rcin.org.pl
— 15

tografem um ysł nasz o tyle chyba ma coś wspólnego,


że je s t je g o ż y w y m przeciw ieństw em . Zjaw isk, będą­
cych w ruchu um ysł nie rozkłada na oddzielne nieru­
chom e zdjęcia: czyn i to aparat m echaniczny, za po­
mocą k tórego otrzym u je się szereg obrazów na film ie.
G dy zaś obrazy te pojaw ią się na ekranie, umysł
przeciw n ie ujm uje je jako coś cią głego, ja k o nieprze­
rw anie rozw ijającą się całość. Istn ien ie kinem atografu
m ożnaby p rzytoczyć w łaśnie ja k o dowód lub ilustra­
cję tego faktu, że to, co w rzeczyw istości istn ieje
rozdzielone, przeryw ane, um ysł poznaje jako n ieprze­
rw ane staw anie się, ruch, c z y li że um ysł z istoty
swej je s t syn tetyczn y, jednoczący.

III

N ajbardziej jed n a k znam ienną cechą „czy steg o


trw a n ia “ , jako ż y c io w e g o rozpędu, a zatym i ew olucji,
jes t nieprzew id zialność — coś, co się nie daje p rzew i­
dzieć, nie powtarza n ig d y samo sobie, jest nieprzerw a­
nym w y try sk ie m now ości. N a zy w a w ięc B ergson sw o­
ją E w olu cję— Tw órczą. C zy słusznie? Zdaje m i się, że
twórczość je s t tu tylko eufem iczną nazwą nowości,
która je d y n ie istotę tej E w olu cji stanowi. E w olu cja ta
jes t nieprzew idzialną, niepowtarzalną, now atorską. A le
nowó&cT nie je s t jednoznaczna z twórczością, tw ó rc zo ś ć
niekoniecznie jes t now atorstw em . Zauw ażył ju ż ktoś,
że najw ięksi tw órcy nie byli najbardziej o ry g in a ln i
(Goethe, Szekspir), a now atorzy — nie b y li w ie lk im i
twórcam i. Tw órczość przypuszcza zam iar, plan, w zó r,
cel, ideę: twórczość jest to m ożliw ie doskonałe w y ra ­
żen ie się idei, je j częściow e u rzeczyw istn ien ie. A le
idee, w yobrażenia, cele, B ergson w yłą czy ł ze swej
„rze czy w is tej, in tu icyjn ej rze czy w is to ś ci“ —• przeniósł
je do m aterjalnej fabrykacji. W rze czy w isto ści tej

J J

http://rcin.org.pl
- 16

niem a celu, zamiaru, bo niema w niej nic stałego,


w szystko w niej płynie, jes t sam ym ruchem, zm ia ­
ną, — a cel, zam iar musi trwać, być n iezm ien n ym
przynajm niej od ch w ili poczęcia g o do w ykonania.
W ży c io w y m rozpędzie działa nie pęd tw órczy, ale
pogoń i głód now ości: dla tw órczości m iejsca w nim
niema.
P rzech od zim y do tego, co stanow i rdzeń B erg-
sonowskich poglądów: zasady bezw zględ n ego stawania
się i ruchu.
P rzez d zieje m yśli ludzkiej snują się dw a zasad­
nicze sposoby pojm ow ania rzeczyw istości, jeden i dru­
g i będące w yrazem pew n ego w ew n ętrzn ego dośw iad­
czenia, pow iedzm y — dwuch podstaw ow ych in tu icji.
Mam y bezpośrednie dośw iadczenie życia, a w ię c ru ­
chu, zm iany, dążenia naprzód, pożądania now ych
zmian. A le w kolei tych odradzających się w cią ż po­
żądań rodzi się now e dośw iadczenie: przeczu cie i po­
trzeba spoczynku, zatrzym an ia się i u trw alenia tego,
co jes t, pow tórzenia i powrotu tego, co było. W ś w ie t­
le każdego z tych doświadczeń rzeczyw istość odm ien­
ną przybiera postać, dośw iadczenia nasze przerzucam y
na zew nątrz, przekraczam y ich granice, u ogóln iam y
je i tw orzy m y odpow iadający każdemu z nich obraz
świata. W m iarę jak u w ydatnia się i w yra żen ia do­
m aga jed n o lub dru gie doświadczenie, św iat, rz e c z y ­
w istość przedstaw ia się w tej lub innej postaci. R z e ­
czyw istością jest to tylko, co istnieje, je s t trw ałe, n ie­
zmienne, rze czy w is ty m i poznaw alnym je s t tylk o B yt.
A lbo: niem a nic coby istniało, stałość B ytu jest złu ­
dzeniem zm ysłów , w szystko staje się, w szystko p ły ­
nie, nic się nie zachowuje, nie powtarza i nie po­
wraca.
P ie rw s zy szereg otw ierają Upanishady, E leaci,
Parm enides, w y tw o r y poglądu tego, poglądu statycz­

http://rcin.org.pl
— 17 —

nego, to pojęcia substancji, duszy, Absolutu, B oga jako


B ytu i Istoty. Pogląd dru gi— dynam iczny, m obilistycz-
n y — przedstaw iają Budda, H eraklit, z now szych H egel,
F ichte, Schopenhauer, N ietzsche, a w y n ik iem je g o :
jako ostatnia zasada, sens św iata i B oga— pojęcie Roz­
w oju, pow szechnego zw iązku p rzy czyn i skutków, rzą­
dzącego w przyrod zie i św iecie m oralnym .
W s za k że z dwuch zasadniczych dośw iadczeń ani
jedno ani dru gie nie je s t w ystarczającym sobie ani
zupełnym , pociągają się one w zajem nie i dopełniają.
B yt, to co je s t i trwa, pożąda zm iany, u zew n ętrzn ie­
nia, ob jaw ien ia się, dalszego stawania. Każde stawa­
nie się dąży do tego, ażeby zacząć być, w stawaniu
rodzi się potrzeba spoczynku, tęsknota do pow tórze­
nia, powrotu do źródła. Stosunek ten odbicie znajduje
w pojm owaniu św iata i życia. Jakkolw iek w poglą­
dach na nie przew aża jeden lub drugi pierw iastek,
sta tyczn y lub dynam iczny, zaw sze w pew n ym stop­
niu usiłuje w y ra zić się i drugi. W sferze praktycznej
in tu icja stawania się, ruchu nadaje życiu rozmach
i energję, in tu icja bytu i stałości w yznacza życiu temu
cel i normę. W sferze relig ijn ej dośw iadczenie życia
ind yw idu aln ego, w zm ocnione i rozszerzone przez in ­
tu icję życ ia powszechnego, rodzi pow szechne w spół­
czucie, poczucie naszej ze w szystk im jed n ości i w szyst­
ko obejm ującej m iłości; intuicja bytu, stałości, czuć
i w ie rzy ć każe, że w szystko, co kocham y, czego
pragn iem y i do czego tęsknim y, a co tu prze­
m ija, zaw odzi, łudzi, będzie zachowane, zrealizo­
wane, powrócone. W reszcie i konstrukcje m etafi­
zyczn e, objąć m ające całość rzeczy w istości — życia,
św iata i zaśw iata — w pew ien sposób god zić usiłują
przeciw staw n ość dwuch, źródłem ich będących in tu i­
cji. B u d d y z m — najbardziej rad ykaln y ze w szystkich
dynam iczny system m e ta fizy k i— odrzuca w szelki pier-
J. W Ł Dawid. 2

http://rcin.org.pl
- 18 —

w iastek stałości i bytu, ściga go i trzebi w najdal­


szych zakątkach otaczającego św iata i własnej naszej
świadom ości: niem a żadnych substancji, „ r z e c z y “ poza
zjaw iskam i, tylk o obok każdego jest w yw ołu ją ca je
przyczyn a i zrodzony przez nie skutek; świadom ość
ludzka je s t czasow ym , przem ijającym agregatem ,
w iązką wrażeń, uczuć i pożądań, których nie u trzy ­
muje i nie zachow uje żadna „du sza“ ani „ja ź ń “ . A j e ­
dnak — w brew konsekw encji — u cieczkę i ostateczne
uspokojenie ta nieistniejąca „du sza“ i „ja źń “ znajduje
w pojęciu N irw a n y , Stan, k tóry nie je s t nicością,
a tylk o u nicestw ieniem stawania się i odradzania, po­
żądań, zaw odów i now ych pożądań, ja k iś sposób is t­
nienia nadświadom ego albo w ogóle poza form am i św ia ­
domości. D la H eraklita sym bolem pierw iastku sta­
łości w św iecie jest „ ż y w y o g ie ń “ , słońce, które n ie ­
ustannie prom ieniuje w św ia t żar, św iatło i ruch
a samo trw a niezm iennie, je s t p ierw iastkiem tym także
Logos, rozum ne prawo. H eraklita p rzezw ycięża osta­
tecznie Platon: ponad potokiem w ieczn ie płynących
zjaw isk w znosi niezm ienny, w ieczn ie sobą zostający
św iat idei, tego co nie staje się a jes t, co jest formą,
zasadą, prawem , albo celem i w zorem poszczególnych
rzeczy. P rzez idee zakłada Platon na w szystk ie póź­
n iejsze czasy filo z o fji zachodniej n iew zruszon y funda­
m ent idealizm u.
Idealizm u tego, który w lat dw a tysiące natchnie
poetę słowam i:

Hoch iiber die Zeit und dem Raume webt


Lebendig der hochste Gedanke,
Und ob alles in ewigem W echsel kreist,
Es beharret im W echsel ein ruhiger Geist.
]
Idealizm u, k tóry w filo z o fji jako synteza stawania
się i bytu najdoskonalszy w yra z znajdzie w system ie

http://rcin.org.pl
— 19 —
V
F ich tego* Jaźń istnieje, o ile działa, tw orzy, św ia t nie
je s t czym ś danym , skończonym , on się dopiero stw a­
rza, a stw arza g o B óg na sw oje podobieństwo, to je s t
coraz doskonalej w nim się w yraża. T o je s t celem is t­
nienia, ażeby B ó g został w nim ob jaw iony, u rzeczy ­
w istn ion y. A B óg to idea najw yższa Dobra, m oralne­
g o porządku— der hochste Gedanke, der ru h ige Geist.
B ergson należy do rod zin y, „d y n a m is tó w “ , ale
cechą je g o odróżniającą je s t zupełna w yłączn ość tego
stanow iska, zaprzeczenie w szelkiego pierw iastku sta­
łości: w je g o rzeczyw istości niem a nic, coby istniało,
powtarzało się lub powracało, ew olucja je g o w yd aje
w cią ż now e tylk o i now e form y.
A przecież dośw iadczenie pokazuje, że coś istn ie­
je, że jest b yt, cel, stała form a — w ięc trzeba z tym
coś zrobić, m usi to w ejść do każdego systemu. B e rg ­
son m iejsce tem u znajduje tylk o w rzeczyw istości
sztucznej, pozornej, którą człow iek tw o rzy dla u ty li­
tarnych celów , dla m ierzenia i obrabiania m aterji.
A w ię c idee Platona, w których w sposób najbardziej
ty p o w y w yra ziła się in tu icja duchowej rzeczyw istości,
przez które re lig ja g reck a oczyściła się i uduchowiła,
a chrześcijańska — nabrała filozoficzn ej głębi; a w ięc
dążność do zach ow yw an ia i utrw alania w szelkich w ar­
tości, która, ja k w y w o d zi H offdin g, istotę stanow i sa­
mej r e lig ji,— w szystk o to, idea, cel, byt, norma, nale-
żyć ma do w arsztatu i fabryki, ma być przystosow aniem
się intelektu do m aterji, do potrzeb „fa b ry k a c ji“ ?
R zeczyw istość praw dziw a, bezinteresow na i sama
w sobie poznawana, je s t dla niego samą n ieprzew i-
dzialnością i n iep ow ta rza ln ością — je s t niew yczerpaną
dostarczycielką nowości. R zeczyw istość ta je s t także
sam ym ruchem, pędem bez spoczynku, planu i celu.
„Ż y c ie p ę d zi“ , „lu dzkość galop u je“ niew iadom o skąd
i ku czemu. T o ju ż nie ruch, ale new roza ruchu, ner­

http://rcin.org.pl
— 20

w ow ość podniesiona do godności kosm icznej zasady.


B ergson izm jest to m etafizyczn a form uła niepokoju
i n erw ow ości— ich projekcja na zewnątrz.
Jeżeli zech cem y teraz w yciągn ą ć sumę w artości,
ja k ą przedstaw ia filo zofja Bergsona, to ja k na począt­
ku tak i tutaj rozróżnić w ypada jej in tu iejon izm i mo-
bilizm .
Intu icję, jako źródło i środek filo zo ficzn eg o p o­
znania, znalazł B ergson u poprzedników i od nich,
a bezpośrednio prawdopodobnie od Schopenhauera, ją
przejął. W ła ś ciw eg o je j znaczenia, zakresu i sposobu
działania nie zrozum iał, na głos je j sam w ra żliw ości
nie m iał, zastosować je j ani w zastosowaniu od in te­
lek tu odróżnić nie potrafił. A le w porę dał pobudkę
i hasło, na które w ielu czekało, rozgrzeszył ich n ie­
jako z przym usu w yłączn ie naukow ego i lo g iczn e go
m yślenia, dał im odw agę alogiczności, przekonanie, że
i dziś pom im o i obok naukow ego na św ia t poglądu,
uczucie, instynkt, intuicja, praw sw ych nie straciły.
T y m pociągnął w szystkich, którym za ciasno ju ż sta­
w ało się w św iecie naukowo, m echanicznie skon­
struowanym , u których przew ażają aspiracje a rty sty cz­
ne lub religijn e, którzy chcą św iat raczej czuć niż
poznawać, albo którzy potrzebują w ie rzy ć i chcą, iżb y
im w im ien iu nauki, filo z o fji — w ie rzy ć było wolno.
A le p o zy ty w n ie w szystk im tym B ergson nie daje nic:
treści, zaspokojenia potrzeby szukać muszą g d z ie in ­
d ziej— w sobie lub u innych, w starych form ach id e­
alizm u i spirytualizm u, w m istycyzm ie, w k a to lic y ­
zmie.
P o zy ty w n a treść B ergsona odpowiada i przem a­
w ia do innej k a tegorji um ysłów. F ilozofja , która w i­
dzi w św iecie tylk o nieustający p ościg zm ian i n o­
wości, m ogła się zrodzić i może być rozum ianą i uzna­
waną tylk o w epoce i środowisku oszalałego wprost

http://rcin.org.pl
— 21 —

ruchu i w spółzaw odnictw a idei, kierunków, poglądów,


w ytw o ró w , w epoce ^nerwowo w ytężon ego, gorączk o­
w ego, nie znającego ch w ili spoczynku życia. W skutek
nadzw yczajnego w zrostu produkcji i w ym ia n y tow a­
rów i m yśli, n ig d y zm iana i nowość nie b yły tak lic z ­
ne i szybkie, n ig d y tak się nie narzucały umysło-
w ości i tak na nią głęboko nie oddziaływ ały, ja k w e-
poce współczesnej. N ow ość i zm iana stały się katego-
rją m yślen ia i przedew szystkim kategorją oceny. Jak
n iegd yś kryterju m praw dy i w artości była dawność,
długie przetrw anie czegoś, tak dziś dla w ielu um ys­
łów kryterjum ^ takim jest nowość, dla um ysłów , które
traw i n ew roza zm ian y i now ości, niepokój, iżb y nie
dać się w yp rzedzić, i których najw yższą ambicją,
a często i koniecznością ży c ia je s t być zaw sze na po­
ziom ie ostatniej now ości. K a tegorje te nowości i zm ia­
ny, w ich zupełnie now oczesnym działan iu ,'B ergson
w prow ad ził do filo zo fji.
P ilo zo fja ta, jak sądzę, nie stanie się phUosophia
perennis, ale zostanie jako w iern y w yra z sw ojego czasu.

http://rcin.org.pl
Tegoż autora:
Inteligencja, W o l a i Z d o ln o ść do p ra cy . Z rysun­
kami w tekście i na tablicy. W arszaw a, 1911.

O in tuicji w filo zo fji B e rg so n a . K raków , 1912.

O intuicji w m istyce, filo zo fji i sztuce. K raków , 1913.

O d u szy n au czy cielstw a. Kraków , 1912.

http://rcin.org.pl
http://rcin.org.pl
http://rcin.org.pl
.

’ •

• z í" \

http://rcin.org.pl
drukarnia
NAUKOWA
wWARSZAWIE

http://rcin.org.pl

Vous aimerez peut-être aussi