Vous êtes sur la page 1sur 76

MILAN KUNDERA

Tosamo
Przeoy

Marek Bieczyk

Pastwowy Instytut Wydawniczy


Tytu oryginau: L'IDENTIT

Okadk i strony tytuowe projektowa

MICHA JDRCZAK
Milan Kundera, 1997 Copyright for the Polish edition by Pastwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1998
PRINTED IN POLAND
Pastwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2004 r. 00-372 Warszawa, ul. Foksal 17 e-mail: piw@piw.pl www.piw.pl Wydanie pierwsze dodruk Skad: Fotoskad EWA, Warszawa, ul. Askenazego 5/119 Druk i oprawa: Zakady Graficzne im. KEN w Bydgoszczy, ul. Jagielloska 1 Nr zam. 263/2004

ISBN 83-06-02708-6

1 Hotel w miasteczku na normandzkim wybrzeu, przypadkowo znaleziony w przewodniku. Chantal przybya w pitek wieczr, by spdzi w nim samotn noc, bez JeanMarca, ktry mia dojecha nazajutrz, okoo poudnia. Zostawia sw ma walizk w pokoju, wysza i po krtkim spacerze po nieznanych uliczkach zawrcia do hotelowej restauracji. O wp do smej sala bya jeszcze pusta. Usiada przy stoliku i czekaa, a kto zechce j zauway. Dwie kelnerki ywo o czym rozprawiay po przeciwnej stronie, przy drzwiach do kuchni. Chantal nie cierpiaa podnosi gosu, wic wstaa, przesza przez sal i zatrzymaa si przed nimi; ale one byy zbyt pochonite sw rozmow: Mwi ci, mino ju dziesi lat. Ja ich znam. To potworne. I nie ma adnego ladu. adnego. Mwili o tym w telewizji". Druga kelnerka: ,,Co si mogo mu sta? - Nie mona sobie nawet tego wyobrazi. I to jest straszne. - Zabjstwo? - Szukali po caej okolicy. - Porwanie? - Ale kto? I dlaczego? Nie by ani kim wanym, ani bogatym. Pokazali ich w telewizji. Jego dzieci, on. Co za rozpacz. Dasz wiar?" Pniej dostrzega Chantal: - Czy zna pani program w telewizji o ludziach, ktrzy zaginli? Nazywa si to Straceni z oczu. - Tak - powiedziaa Chantal. - To moe widziaa pani, co przydarzyo si rodzinie Bourdieu. Oni s std. - Tak, to przeraajce - powiedziaa Chantal nie wiedzc, jak sprowadzi rozmow o tragedii na prozaiczn kwesti posiku. - A pani na kolacj? - powiedziaa wreszcie druga kelnerka. - Tak. - Zawoam maitre d'htel, prosz usi. Koleanka dorzucia jeszcze: - Czy da pani wiar, kto, kogo pani kocha, znika i nigdy si pani nie dowie, co si z nim stao! Oszale mona!" Chantal wrcia do stolika; maitre d'htel zjawi si po piciu minutach; zamwia najprostszy posiek na zimno; nie lubi jada sama; ach, jake nie znosi jada sama! Kroia szynk na talerzu i nie moga powstrzyma myli wywoanych przez kelnerki: jak na tym wiecie, gdzie kady z naszych krokw jest kontrolowany i rejestrowany, gdzie w wielkich sklepach pilnuj nas kamery, gdzie ludzie nieustannie ocieraj si o siebie, gdzie czowiek nie moe si ju nawet kocha bez pyta, ktre zadadz mu nazajutrz naukowcy i

wysannicy biur sondaowych (gdzie si pan kocha?", ile razy na tydzie?", z prezerwatyw czy bez prezerwatywy?"), jak na tym wiecie jest moliwe, e kto wymyka si spod kontroli i znika bez ladu? Tak, dobrze zna ten program noszcy tytu, ktry j przeraa, Straceni z oczu, jedyny program, rozbrajajcy j sw powag, swym smutkiem, tak jakby jaka zewntrzna ingerencja zmusia telewizj do porzucenia wszelkiej frywolnoci; prezenter powanym gosem zachca widzw, by zgaszali si z informacjami, ktre mogyby pomc w odnalezieniu zaginionej osoby. Na koniec programu pokazywane s po kolei zdjcia wszystkich straconych z oczu", o ktrych bya mowa w programach poprzednich; kilku z nich poszukuje si ju od jedenastu lat. Wyobraa sobie, e ktrego dnia utraci w ten sposb Jean-Marca. Niczego nie wiedzie, by zmuszonym wszystko sobie wyobrazi. Nie mogaby nawet popeni samobjstwa, gdy samobjstwo oznaczaoby zdrad, odmow czekania, utrat cierpliwoci. Byaby skazana na ycie w nieustannej grozie, a do koca swych dni.

2 Wrcia na gr do swego pokoju, z trudem zasna; co jej si dugo nio i obudzia si w rodku nocy. W nie pojawiay si wycznie osoby z przeszoci: matka (zmara dawno temu), a zwaszcza jej byy m (nie widziaa go od lat i nie by do siebie podobny, tak jakby reyser snu pomyli si w obsadzie); by ze swoj siostr, wadcz i energiczn, i z now maonk (nigdy jej nie widziaa; jednak we nie nie wtpia w jej tosamo); pod koniec skada jej niejasne propozycje erotyczne i jego nowa ona mocno pocaowaa Chantal w usta, prbujc wcisn jzyk midzy jej wargi. Jzyki oblizujce si wzajemnie zawsze napaway j wstrtem. I to ten pocaunek j obudzi. Niesmak po nie by taki, e usiowaa rozpozna jego przyczyn. Tym, co j tak bardzo poruszyo, myli Chantal, byo przekrelenie czasu teraniejszego, dokonane w nie. A ona zapamitale trzyma si swej teraniejszoci, ktrej za nic w wiecie by nie zamienia ani na przeszo, ani na przyszo. Wanie dlatego nie lubi snw: narzucaj one niepojt rwno midzy rnymi okresami, jednoczesno, ktra sprasowuje wszystko, co czowiek kiedy przey; odbieraj znaczenie teraniejszoci, podwaajc jej uprzywilejowan pozycj. Jak w nie z tej nocy: cay fragment jej ycia zosta unicestwiony: Jean-Marc, ich wsplne mieszkanie, wszystkie lata, ktre spdzili razem; na ich miejscu usadowia si przeszo, osoby, z ktrymi ju dawno temu zerwaa i ktre prboway schwyta j w sie banalnego

uwiedzenia seksualnego. Czua na ustach wilgotne usta kobiety (niebrzydkiej, reyser snu okaza si dosy wymagajcy przy wyborze aktorki) i byo to tak nieprzyjemne, e w rodku nocy posza do azienki, by dokadnie si wymy i wypuka usta.

3 F. by bardzo starym przyjacielem Jean-Marca, znali si z liceum; mieli te same pogldy, we wszystkim si rozumieli i pozostawali w kontakcie a do dnia, w ktrym, kilka lat temu, Jean-Marc straci dla niego, nagle i ostatecznie, sympati, i przesta si z nim widywa. Kiedy dowiedzia si, e F. ley w szpitalu w Brukseli, nie mia najmniejszej ochoty skada mu wizyty, lecz Chantal nalegaa, by pojecha. Widok dawnego przyjaciela by przygnbiajcy: Jean-Marc zachowa go w pamici takim, jaki by w liceum, wraliwym chopcem, zawsze doskonale ubranym, penym naturalnej finezji, przy ktrej Jean-Marc czu si niczym nosoroec. Delikatne, kobiece rysy, ktre niegdy odmadzay F., teraz go postarzay: jego twarz wydawaa si groteskowo maa, skurczona, pomarszczona niczym zmumifikowana gowa egipskiej ksiniczki, zmarej przed czterema tysicami lat; Jean-Marc wpatrywa si w jego rce: jedna bya podczona do kroplwki, nieruchoma, z ig wbit w y, druga szeroko gestykulowaa, aby uwydatni sowa. Zawsze gdy patrzy na jego gesty, mia wraenie, e rce F. s na tle jego wtego ciaa jeszcze mniejsze, cakiem malutkie niczym rczki kukieki. Tego dnia wraenie jeszcze si nasilio, gdy te dziecice gesty bardzo le pasoway do powagi sw: F. opowiada mu o tym, jak przez kilka dni by nieprzytomny, zanim lekarze przywrcili go do ycia: Znasz wyznania osb, ktre przeyy wasn mier. Tostoj mwi o tym w jednym z opowiada. Tunel, i na kocu wiato. Przycigajce wiato stamtd. A ja ci przysigam, adnego wiata. I, co gorsza, adnej niewiadomoci. Wiesz wszystko, wszystko syszysz, tyle e oni, lekarze, nie zdaj sobie z tego sprawy i wygaduj przy tobie, co im lina na jzyk przyniesie, nawet to, czego nie powiniene usysze. e ju po tobie. e twj mzg jest ju do niczego". Zamilk na chwil. A potem: Nie twierdz, e miaem cakiem jasny umys. Miaem wiadomo wszystkiego, lecz wszystko byo nieco znieksztacone, tak jak we nie. Od czasu do czasu sen zamienia si w koszmar. Tyle e w yciu koszmar szybko si koczy, zaczynasz krzycze i budzisz si, lecz ja nie mogem krzycze. I to byo najpotworniejsze: nie mc krzycze. By niezdolnym do krzyku w trakcie koszmaru". Zamilk ponownie. A potem: Nigdy nie baem si mierci. Teraz si boj. Nie mog

pozby si myli, e po mierci pozostaje si ywym. e by martwym to przeywa nie koczcy si koszmar. Ale dajmy temu spokj. Dajmy spokj. Mwmy o czym innym". Przed przyjazdem do szpitala Jean-Marc by pewien, e ani on, ani F. nie zdoaj przemilcze wspomnienia o ich zerwaniu i e bdzie musia powiedzie F. kilka nieszczerych sw na pojednanie. Ale jego obawy byy prne: myl o mierci czynia bahymi wszystkie pozostae tematy. Cho F. chcia przej na inny temat, mwi wci o swym cierpicym ciele. Ta opowie przygnbia Jean-Marca, lecz nie wzbudzia w nim adnej emocji.

4 Czy jest doprawdy tak zimny, tak nieczuy? Pewnego dnia, kilka lat temu, dowiedzia si, e F. go zdradzi; ach, sowo jest zbyt romantyczne, z pewnoci przesadne, jednake JeanMarc dozna wstrzsu: podczas zebrania, na ktrym nie by obecny, wszyscy przypucili atak na Jean-Marca, co kosztowao go pniej utrat stanowiska. F. uczestniczy w tym zebraniu. Uczestniczy w nim i nie powiedzia ani sowa w obronie Jean-Marca. Jego malutkie rce, ktre tak bardzo lubiy gestykulowa, nawet nie poruszyy si dla przyjaciela. Nie chcc postpi zbyt pochopnie, Jean-Marc dokadnie sprawdzi, czy F. rzeczywicie milcza. Kiedy si o tym przekona, przez kilka minut czu si dogbnie zraniony; po czym postanowi nigdy ju si z nim nie widywa; i natychmiast wypenio go poczucie ulgi, niezrozumiale radosne. F. koczy przemow o swych nieszczciach, gdy po chwili milczenia jego twarz zmumifikowanej ksiniczki rozjania si: - Przypominasz sobie nasze rozmowy w liceum? - Nie bardzo - powiedzia Jean-Marc. - Zawsze suchaem ci jako mojego mistrza, kiedy opowiadae o dziewczynach. Jean-Marc usiowa przypomnie sobie cokolwiek, lecz nie znalaz w pamici adnego ladu po dawnych rozmowach: - Co ja, szesnastoletni szczeniak, mogem mwi o dziewczynach? - Widz siebie, jak stoj przed tob - cign F. - a ty mwisz o dziewczynach. Pamitasz, mnie zawsze zdumiewao to, e pikne ciao moe by maszyn do produkcji wydzielin; powiedziaem ci, e le znosz widok dziewczyny wycierajcej sobie nos. I widz teraz ciebie; przystane, spojrzae na mnie uwanie i powiedziaa mi tonem dziwnie dowiadczonym, powanym, stanowczym: wycierajcej nos? mnie wystarczy zobaczy jej mrugajce oko, zobaczy ruch powieki na rogwce, aby poczu wstrt, ktry ledwie udaje mi si przeama. Pamitasz?

- Nie - odpowiedzia Jean-Marc. - Jak moge zapomnie? Ruch powieki. Taka dziwna myl! Ale Jean-Marc mwi prawd; nie pamita. Zreszt nie prbowa nawet odszuka wspomnienia. Myla o czym innym: oto prawdziwa i jedyna racja bytu przyjani: dostarcza zwierciado, aby ten drugi mg obejrze swj dawny obraz, ktry bez odwiecznej wspominkowej paplaniny dwch kumpli ju dawno by si zatar. - Powieka. Doprawdy sobie nie przypominasz? - Nie - powiedzia Jean-Marc, a potem cicho do siebie: nie chcesz zatem zrozumie, e nic a nic nie obchodzi mnie zwierciado, ktre mi podstawiasz? F. ogarno zmczenie i zamilk, jak gdyby wspomnienie o powiece wyczerpao jego siy. - Przepij si troch - powiedzia Jean-Marc i wsta. Wychodzc ze szpitala poczu nieodpart ch znalezienia si przy Chantal. Gdyby nie by wycieczony, wyjechaby od razu. Przed przyjazdem do Brukseli wyobraa sobie, e nazajutrz zje obfity obiad i wyruszy w drog spokojnie, bez popiechu. Ale po spotkaniu z F. nastawi podrny budzik na pit rano.

5 Chantal, znuona niedobr noc, wysza z hotelu. Idc nad morze spotkaa niedzielnych turystw. Ich grupki odtwarzay ten sam schemat: mczyzna popycha wzek z dzieckiem, kobieta sza obok; twarz mczyzny bya poczciwa, troskliwa, umiechnita, nieco zakopotana i gotowa w kadej chwili pochyli si nad dzieckiem, wytrze mu nos, ukoi jego krzyki; twarz kobiety bya zblazowana, odlega, zadowolona z siebie, niekiedy nawet (niewytumaczalnie) zoliwa. Chantal dostrzega, e schemat ten powtarza si w rnych odmianach: mczyzna obok kobiety pcha wzek i jednoczenie nis na plecach, w specjalnym plecaku, drugie dziecko; mczyzna obok kobiety pcha wzek, nis dziecko na ramionach, a kolejne dziecko w nosideku na brzuchu; mczyzna obok kobiety, bez wzka, trzyma dziecko za rk, a trjk pozostaych nis na plecach, na brzuchu i na ramionach. Wreszcie kobieta bez mczyzny pchaa wzek; robia to z wigorem obcym mczyznom i Chantal, ktra sza tym samym chodnikiem, musiaa w ostatniej chwili uskoczy na bok. Chantal myli sobie: mczyni statusiali. Nie s ju ojcami, lecz wanie tatusiami, to znaczy: ojcami bez ojcowskiego autorytetu. Wyobraa sobie, e flirtuje z tatusiem, ktry popycha wzek z dzieckiem i niesie pozosta dwjk na plecach i na brzuchu; korzystajc z

chwili, gdy maonka przystanie przed witryn, szeptem zaproponowaaby mowi spotkanie. Co by uczyni? Czy mczyzna przemieniony w dzieciate drzewo mgby si jeszcze obejrze za nieznajom? Czy dzieci zwisajce z jego plecw i brzucha nie zaczyby wrzeszcze na tragarza, e im niewygodnie? Ta myl wydaje si Chantal zabawna i wprawia j w dobry humor. Mwi sobie: yj w wiecie, w ktrym mczyni nigdy si ju za mn nie obejrz. Pniej znalaza si na molo wrd kilku porannych spacerowiczw: trwa odpyw; przed ni rozcigaa si na kilometr piaszczysta rwnina. Ju tak dawno nie bya nad morzem w Normandii i nie znaa modnych rozrywek, ktrym ludzie si oddawali: latawcw i bojerw na kkach. Latawiec: kolorowe ptno naprone na niezwykle twardym szkielecie i puszczone na wiatr; za pomoc dwch sznurkw, po jednym w kadej doni, nadaje mu si rne kierunki, tak e latawiec podnosi si i opada, wiruje, wydaje potworny dwik, podobny do odgosu gigantycznego bka i od czasu do czasu spada w piasek dziobem do przodu, niczym samolot, ktry si rozbi. Ze zdziwieniem stwierdzia, e wacicielami latawcw wcale nie s dzieci czy modziecy, lecz niemal wycznie doroli. I nigdy kobiety, zawsze mczyni. No przecie, to byli tatusiowie! Tatusiowie bez dzieci, tatusiowie, ktrzy zdoali wymkn si maonkom! Nie pieszyli do kochanek, pieszyli na pla, eby si bawi! Raz jeszcze nasza j myl o perfidnym uwiedzeniu: zbliy si z tyu do mczyzny, ktry trzyma dwa sznurki i z uniesion gow obserwuje haaliwy lot zabawki; wyszepta mu do ucha erotyczne zaproszenie zoone z najbardziej spronych sw. Jego reakcja? Nie ma adnej wtpliwoci: nie patrzc na ni, wysyczaby: daj mi spokj, jestem zajty! Ach nie, mczyni nigdy si ju za ni nie obejrz. Wrcia do hotelu. Na parkingu zauwaya samochd Jean-Marca. W recepcji dowiedziaa si, e przyjecha co najmniej p godziny temu. Recepcjonista poda jej wiadomo: Przyjechaem wczeniej. Id po ciebie. J.-M. - Poszed po mnie - westchna Chantal. - Ale dokd? - Pan powiedzia, e na pewno znajdzie pani na play.

6 Idc w stron morza Jean-Marc min przystanek autobusowy. Staa na nim jedynie moda dziewczyna w dinsach i w T-shircie; krcia biodrami bez wielkiego zapau, ale wyranie, tak jakby taczya. Kiedy by ju blisko niej, zobaczy jej szeroko otwart buzi:

ziewaa, dugo, nienasycenie; rozwarty na ocie otwr agodnie kiwa si w rytm ciaa, ktre machinalnie taczyo. Jean-Marc pomyla sobie: taczy i si nudzi. Doszed do mola; poniej, na play, zobaczy mczyzn, ktrzy z odrzucon w ty gow wypuszczali w powietrze latawce. Robili to z pasj i Jean-Marc przypomnia sobie swoj star teori: istniej trzy kategorie nudy: nuda bierna: dziewczyna, ktra taczy i ziewa; nuda czynna: amatorzy latawcw; i nuda zbuntowana: modzi, ktrzy podpalaj samochody i rozbijaj witryny. Nieco dalej na play dwunasto-, czternastoletnie dzieci w wielkich, kolorowych kaskach, pod ktrymi giny ich drobne ciaa, gromadziy si wok dziwnych pojazdw: na krzyu utworzonym przez metalowe prty umocowane jest jedno koo z przodu i dwa z tyu; porodku, w dugie i niskie pudo mona wsun ciao w pozycji lecej; w grze wznosi si maszt z aglem. Dlaczego dzieci s w kaskach? Sport z pewnoci jest niebezpieczny. Jednak, myli sobie Jean-Marc, te maszyny kierowane przez dzieci zagraaj przede wszystkim spacerowiczom; dlaczego im nie proponuje si zaoenia kasku? Dlatego e ci, ktrzy nie uczestnicz w rozrywkach zorganizowanych, s dezerterami z wielkiej, wsplnej walki z nud i nie zasuguj ani na wzgldy, ani na kask. Zszed po schodach prowadzcych na pla i wpatrywa si uwanie w cofnity brzeg morza; wrd odlegych sylwetek spacerowiczw usiowa dostrzec Chantal; wreszcie j pozna; wanie przystana, aby kontemplowa fale, aglowce, chmury. Min dzieci, ktrym instruktor poleci usi w bojerach; bojery zaczy jecha powoli po kole. Obok inne bojery pdziy z du szybkoci. Jedynie agiel, poruszany lin, nadaje pojazdowi odpowiedni kierunek i przesuwajc si w bok, pozwala wymin spacerowiczw. Czy jednak niezrczny amator moe naprawd panowa nad aglem? I czy pojazd jest naprawd nieomylny i poddaje si woli pilota? Jean-Marc patrzy na bojery i kiedy zobaczy, e jeden z nich zblia si z wycigow szybkoci do Chantal, wosy mu si zjeyy. W bojerze lea, niczym kosmonauta w rakiecie, stary mczyzna. Lec na pask nie moe on widzie niczego, co znajduje si przed nim! Czy Chantal bdzie na tyle ostrona, by w por uskoczy? Zacz zorzeczy na ni, na jej zbyt beztrosk natur, i przypieszy kroku. Obrcia si. Ale z pewnoci nie widziaa Jean-Marca, gdy sza wolnym krokiem, krokiem kobiety, ktra pogrona jest w mylach i nie patrzy wok siebie. Chcia do niej krzykn, eby nie bya taka roztargniona, eby uwaaa na te kretyskie pojazdy migajce po play. Nagle wyobraa sobie jej ciao rozjechane przez bojer, Chantal ley na piasku, jest caa we krwi, bojer odjeda po play i Jean-Marc widzi siebie, jak ku niej biegnie. Jest do tego stopnia wzruszony tym obrazem, e rzeczywicie zaczyna wykrzykiwa imi Chantal,

wiatr jest silny, plaa ogromna, i jego gosu nie syszy nikt, moe wic odgrywa swj sentymentalny teatr i ze zami w oczach wykrzykiwa swj lk o ni; z twarz cignit w grymasie paczu przeywa przez kilka sekund groz jej mierci. Pniej, sam zdziwiony tym osobliwym atakiem histerii, zobaczy j w oddali, z nonszalancj, spokojn, cich, urocz, bezkrenie wzruszajc, i mieje si ze swej komedii aoby, ktr wanie dla siebie odegra, mieje si, lecz nie ma jej sobie za ze, gdy mier Chantal jest z nim, odkd zacz j kocha; i zaczyna rzeczywicie biec, machajc ku niej rk. Ale znowu przystana, znowu zwrcia twarz ku morzu i wpatrywaa si w odlege aglowce, nie dostrzegajc mczyzny, ktry macha za ni rk. Wreszcie! Odwrcia si w jego stron i zdawao si, e go zobaczya; uszczliwiony, raz jeszcze wznis rami. Ale ona nie interesowaa si nim i przystana, wiodc wzrokiem wzdu dugiej linii morza gadzcego piasek. Teraz, gdy staa do niego profilem, zobaczy, e to, co uzna za jej kok, byo szalem okrconym wok gowy. W miar jak podchodzi (krokiem nagle ju niespiesznym), kobieta, ktr wzi za Chantal, stawaa si stara, brzydka i miesznie inna.

7 Chantal znuya si wkrtce kontemplacj play z mola i postanowia poczeka na JeanMarca w pokoju. Ale ogarna j taka senno! Aby nie zepsu przyjemnoci spotkania, postanowia szybko napi si kawy. Skrcia wic i posza w stron wielkiego pawilonu z betonu i szka, w ktrym mieciy si restauracja, kawiarnia, sala gier i kilka sklepw. Wesza do kawiarni; uderzya j muzyka, bardzo gona. Zbita z tropu, Chantal wsuna si midzy dwa rzdy stolikw. W duej, pustej sali patrzyo na ni dwch mczyzn: jeden, mody, w ciemnym stroju kelnera, opiera si o lad kontuaru; drugi, starszy, osiek w Tshircie, sta w gbi sali. Zamierzajc tu zosta, powiedziaa do osika: - Czy mgby pan wyczy muzyk? Zrobi kilka krokw w jej stron: - Przepraszam, nie zrozumiaem. Chantal spojrzaa na jego muskularne, wytatuowane ramiona: naga kobieta z bardzo duymi piersiami i w okrcony wok jej ciaa. Powtrzya (agodzc swe danie): - Czy mgby pan ciszy muzyk? Mczyzna odpowiedzia: - Muzyk? Nie podoba si pani? - i Chantal spostrzega, e modzieniec, ktry przeszed wanie za lad, puci rocka jeszcze goniej.

Mczyzna z tatuaem by tu przy niej. Jego umiech wyda si jej zy. Poddaa si: Nie, nie mam nic przeciw waszej muzyce! Na co mczyzna z tatuaem: - Byem pewien, e si pani podoba. Co poda? - Nic - powiedziaa Chantal - chciaam tu tylko rzuci okiem. Przyjemnie u was. - Czemu zatem pani nie zostanie? - powiedzia za jej plecami, gosem nieprzyjemnie sodkim, modzieniec w czerni, ktry znowu przenis si w inne miejsce: stan midzy dwoma rzdami stolikw, w jedynym przejciu prowadzcym do drzwi. Sualczo jego gosu wywoaa w Chantal rodzaj paniki. Czuje si jak w puapce, ktra za par chwil si zatrzanie. Chce co zrobi, szybko. Aby std wyj, bdzie musiaa przej tam, gdzie modzieniec zagradza drog. Zmierza w t stron, tak jakby postanowia i prosto ku zagadzie. Widzc przed sob sodkawy umiech, Chantal czuje bicie swego serca. Dopiero w ostatniej chwili modzieniec odsuwa si na bok i j przepuszcza.

8 Pomyli fizyczny wygld ukochanej z wygldem innej kobiety. Ile razy ju to przey! Zawsze z tym samym zdziwieniem: zatem rnica midzy ni a innymi jest taka znikoma? Jak to moliwe, e nie umie rozpozna sylwetki osoby najbardziej przez siebie kochanej, osoby, ktr uwaa za niezrwnan? Otwiera drzwi do pokoju. Wreszcie j widzi. Tym razem jest to ona, bez najmniejszej wtpliwoci, lecz te do siebie niepodobna. Jej twarz jest stara, jej spojrzenie dziwnie ze. Tak jakby kobieta, do ktrej macha na play, miaa od tej chwili, ju na zawsze, zastpi t, ktr kocha. Jak gdyby mia zosta ukarany za to, e nie zdoa jej rozpozna. - Co ci jest? Co si stao? - Nic, nic - mwi Chantal. - Jak to nic? Jeste cakiem zmieniona. - Bardzo le spaam. W ogle nie spaam. Spdziam niedobry poranek. - Niedobry poranek? Dlaczego? - Ot tak, bez powodu, naprawd bez powodu. - Powiedz mi. - Ale naprawd bez powodu. Nalega. Wreszcie Chantal mwi: Mczyni ju si za mn nie ogldaj". Patrzy na ni, niezdolny zrozumie, co ona mwi, co chce przez to powiedzie. Jest

smutna, poniewa mczyni ju si za ni nie ogldaj? Chce jej powiedzie: A ja? A ja? Ja, ktry szukam ci kilometrami po play, ja, ktry wykrzykuj twoje imi paczc i jestem gotw biec za tob na koniec wiata? Nie mwi jej tego. Natomiast powtarza powoli, cicho, sowa, ktre wanie wymwia: Mczyni ju si za tob nie ogldaj. Doprawdy, czy dlatego jeste smutna?" Chantal si czerwieni. Czerwieni si tak, jak od dawna si przy nim nie zaczerwienia. Ten rumieniec zdaje si zdradza jakie nie wyznane pragnienia. Pragnienia tak gwatowne, e Chantal nie moe si im oprze i powtarza: Tak, mczyni ju si za mn nie ogldaj."

9 Kiedy Jean-Marc pojawi si na progu jej pokoju, miaa jak najszczerszy zamiar by wesoa; chciaa go pocaowa, lecz nie moga; po przyjciu z kawiarni bya spita, zamknita w sobie i pogrona w tak podym humorze, e obawiaa si, i odruch mioci, na ktry si zdobdzie, okae si wymuszony i udawany. Potem Jean-Marc spyta: Co si stao?" Powiedziaa mu, e le spaa, e jest zmczona, lecz nie zdoaa go przekona i nadal zadawa jej pytania; nie wiedzc, jak wymkn si spod tej miosnej inkwizycji, chciaa mu powiedzie co miesznego; wwczas przyszed jej ponownie na myl poranny spacer i mczyni przemienieni w dzieciate drzewa, i znalaza zdanie, ktre pozostao w niej niczym may zapomniany przedmiot: Mczyni ju si za mn nie ogldaj". Signa po to zdanie, aby uciec od wszelkiej powanej rozmowy; usiowaa wypowiedzie je moliwie najlej, lecz nie wiedzie czemu jej gos okaza si gorzki i melancholijny. Czua, e ta melancholia przywiera do jej twarzy, i natychmiast poja, e bdzie zrozumiana opacznie. Widziaa, jak na ni patrzy, przecigle, z powag, i miaa wraenie, e spojrzenie to rozpala ogie w gbi jej ciaa. Ogie rozchodzi si szybko w jej brzuchu, wznosi si w piersiach, pali policzki, i syszaa, jak Jean-Marc powtarza za ni: Mczyni ju si za tob nie ogldaj. Doprawdy, czy dlatego jeste smutna?" Czua, e pali si jak snop somy i e po skrze spywa jej pot; wiedziaa, e ta czerwie nadaje jej zdaniu przesadne znaczenie; Jean-Marc sdzi pewnie, e tymi sowami (ach, jake niewinnymi!) zdradzia si, e ujawnia przed nim swoje tajemne skonnoci, za ktre teraz si czerwieni ze wstydu; to nieporozumienie, lecz nie moe mu tego wyjani, gdy zna ju od duszego czasu ten palcy ogie; nigdy nie godzia si nazwa go prawdziwym imieniem,

lecz tym razem nie ma wtpliwoci, co on oznacza, i z tego powodu nie chce, nie moe o nim mwi. Fala ciepa bya duga i napyna, szczyt sadyzmu, na oczach Jean-Marca; Chantal nie wiedziaa, co pocz, aby si schowa, aby si zakry, aby odwrci badawcze spojrzenie. Bezgranicznie speszona, powtrzya to samo zdanie w nadziei, e naprawi to, co za pierwszym razem jej si nie udao, i e zdoa wymwi je lekko niczym art, niczym parodi: Tak, mczyni ju si za mn nie ogldaj". Nic z tego, zdanie zabrzmiao jeszcze bardziej melancholijnie ni przed chwil. W oczach Jean-Marca zapala si nagle wiato, ktre Chantal zna i ktre jest niczym latarnia zbawienia: A ja? Jake moesz myle o tych, ktrzy ju si za tob nie ogldaj, skoro ja uganiam si bez przerwy za tob, wszdzie tam, gdzie ty jeste?" Czuje si uratowana, gdy gos Jean-Marca jest gosem mioci, gosem, o ktrego istnieniu zapomniaa w czasie tych zgubnych chwil, gosem mioci, ktry pieci j i odpra, lecz na ktry nie jest jeszcze gotowa; tak jakby gos ten przybywa z daleka, z nazbyt daleka; potrzebowaaby sysze go jeszcze przez dusz chwil, aby mc w niego uwierzy. Dlatego zesztywniaa, kiedy chcia wzi j w ramiona; baa si jego ucisku; baa si, e jej wilgotne ciao ujawni tajemnic. Chwila bya zbyt krtka i nie pozwolia jej si opanowa; zanim wic Chantal zdoaa powstrzyma swj odruch, odepchna go niemiao, lecz stanowczo.

10 Czy to nieudane spotkanie, ktre nie pozwolio im si pocaowa, naprawd si odbyo? Czy Chantal pamita jeszcze o tych paru chwilach nieporozumienia? Czy pamita o zdaniu, ktre zmieszao Jean-Marca? Bynajmniej. Epizod poszed w niepami jak tysice innych. Jakie dwie godziny pniej jedz obiad w hotelowej restauracji i wesoo rozmawiaj o mierci. O mierci? Szef Chantal poprosi j, eby zastanowia si nad kampani reklamow dla zakadu pogrzebowego Lucien Duvala. - Nie naley si mia - powiedziaa ze miechem. - A oni si miej? - Kto? - Twoi koledzy. Myl sama w sobie jest tak ewidentnie mieszna, reklamowa mier! Ten twj dyrektor, stary trockista! Zawsze powtarzasz, e jest inteligentny!

- Bo jest inteligentny. Logiczny jak skalpel. Zna Marksa, psychoanaliz, poezj nowoczesn. Chtnie wspomina, e w literaturze lat dwudziestych, w Niemczech czy gdzie indziej, istnia prd poezji codziennoci. Wedle niego reklama spenia po czasie ten poetycki program. Przeksztaca proste przedmioty ycia w poezj. Dziki niej codzienno zacza piewa. - C tak bardzo inteligentnego dostrzegasz w tych banaach! - Ton cynicznej prowokacji, kiedy o tym mwi. - A mieje si, czy nie mieje, gdy kae ci przygotowa reklam mierci? - Umiechem, ktry wskazuje na dystans, bo to takie eleganckie, a im wiksz masz wadz, tym wikszy odczuwasz przymus elegancji. Lecz jego powcigliwy umiech nie ma nic wsplnego z takim umiechem jak twj. A on jest bardzo wyczulony na ten niuans. - Jak zatem znosi twj umiech? - Ale Jean-Marc, co ty mwisz, ja si nie miej. Nie zapominaj, mam dwie twarze. Nauczyam si czerpa z tego pewn przyjemno, lecz mimo wszystko nie jest atwo mie dwie twarze. To wymaga wysiku, to wymaga dyscypliny! Musisz zrozumie, e wszystko, co robi, robi chcc nie chcc ambitnie, tak, eby byo dobrze zrobione. Choby po to, by nie straci pracy. A bardzo trudno jest perfekcyjnie pracowa i zarazem prac pogardza. - Och, ty to potrafisz, ty jeste do tego zdolna, jeste w tym wietna - mwi Jean-Marc. - Tak, mog mie dwie twarze, lecz nie mog ich mie jednoczenie. Przy tobie nosz twarz, ktra jest kpica. Kiedy jestem w biurze, nosz twarz powan. Otrzymuj podania od ludzi poszukujcych u nas zatrudnienia. Musz wyrazi negatywn opini lub ich poleci. S wrd nich tacy, ktrzy w licie wyraaj si jzykiem jake doskonale nowoczesnym, ze wszystkimi jego frazesami, z jego argonem, jego obowizkowym optymizmem. Po to, by ich znienawidzi, nie musz si z nimi spotyka ani rozmawia. Ale wiem, e to oni bd pracowali dobrze i gorliwie. I s te tacy, ktrzy w innych czasach powiciliby si z pewnoci filozofii, historii sztuki, nauczaniu francuskiego, lecz dzisiaj poszukuj pracy u nas, nie majc innego wyjcia, niemal z rozpaczy. Wiem, e gardz w duchu stanowiskiem, o ktre si ubiegaj, i e s zatem moimi brami. I musz wybiera. - I jak wybierasz? - Raz polecam kogo, kto wydaje mi si sympatyczny, innym razem tego, kto bdzie dobrze pracowa. W poowie dziaam niczym zdrajca przedsibiorstwa, w poowie niczym zdrajca siebie samej. Jestem podwjnym zdrajc. I uznaj ten stan podwjnej zdrady nie za klsk, lecz za wyczyn. Albowiem jak dugo jeszcze bd umiaa zachowa obie twarze? To jest wyczerpujce. Nadejdzie dzie, w ktrym bd miaa jedn tylko twarz. Oczywicie t

gorsz. Powan. Przytakujc. Czy bdziesz jeszcze mnie kocha? - Nigdy nie stracisz obu twarzy - mwi Jean-Marc. Chantal umiecha kieliszek z winem: - Miejmy nadziej! Stukaj si, pij, po czym Jean-Marc mwi: - Zreszt niemal zazdroszcz ci tej reklamy mierci. Nie wiem dlaczego, ale od wczesnych lat urzekaj mnie wiersze o mierci. Tylu si nauczyem na pami. Mog ci je zarecytowa, chcesz? Bdziesz moga je wykorzysta. Na przykad te wersety Baudelaire'a, z pewnoci je znasz: O mierci, stary szyprze, ju czas! podniemy kotwic! Ta kraina nas nudzi, o mierci! Wyjdmy z portu! - Znam to, znam - przerywa mu Chantal. - Bardzo pikne, lecz dla nas to si nie nadaje. - Jak to? Twj stary trockista lubi poezj! A czy jest lepsze pocieszenie dla umierajcego ni sowa: ta kraina nas nudzi? Wyobraam sobie taki neon, nad bram wejciow cmentarzy. Dla potrzeb twojej reklamy wystarczyoby lekko zmieni sowa: Ta kraina was nudzi. Lucien Duval, stary szyper, przygotuje wyjcie z portu. - Ale moim zadaniem nie jest przypodoba si umierajcym. To nie oni zwrc si do Lucien Duvala o usug. ywi za, ktrzy grzebi martwych, chc cieszy si yciem, a nie celebrowa mier. Zapamitaj sobie: nasz religi jest pochwaa ycia. Sowo ycie" jest krlem sw. Sowem-krlem otoczonym przez inne wielkie sowa. Przez sowo przygoda"! Przez sowo przyszo"! I przez sowo nadzieja"! Wanie, wiesz, jak brzmiao zaszyfrowane imi bomby atomowej zrzuconej na Hiroszim? Little Boy! Ten szyfr musia wymyli jaki geniusz! Lepiej wymyli nie mona. Little Boy, may chopiec, brzdc, dzieciak, nie ma sowa bardziej czuego, bardziej wzruszajcego, bardziej nabrzmiaego przyszoci. - Tak, pojmuj - mwi Jean-Marc z zachwytem. - Nad Hiroszim kouje samo ycie w osobie little boya, ktry spuszcza na ruiny zot uryn nadziei. W ten sposb rozpocza si epoka powojenna. - Chwyta kieliszek: - Napijmy si! si i wznosi

11 Jej syn mia pi latek, kiedy go pochowaa. Pniej, podczas wakacji, szwagierka powiedziaa jej: Jeste zbyt smutna. Musisz mie jeszcze dziecko. Tylko w ten sposb uda ci si zapomnie". Od sw szwagierki cisno si jej serce. Dziecko: istnienie bez biografii.

Cie, ktry szybko zaciera si w jego nastpcy. Ale ona nie pragna zapomnie o swym dziecku. Bronia jego niezastpionej jednostkowoci. Bronia przed przyszoci przeszoci, lekcewaonej i pogardzanej przeszoci biednego zmarego malca. Tydzie pniej jej m powiedzia: Nie chc, eby wpada w depresj. Musimy mie szybko drugie dziecko. Potem zapomnisz". Zapomnisz: nie stara si nawet znale innego okrelenia! I wwczas zrodzia si w niej decyzja o rozce. Jasne byo dla niej, e jej m, czowiek raczej bierny, nie mwi we wasnym imieniu, lecz w imieniu bardziej oglnych interesw swej licznej rodziny, zdominowanej przez jego siostr. Mieszkaa ona wwczas z trzecim mem i dwjk dzieci z poprzednich maestw; udao jej si zachowa dobre stosunki z dawnymi maonkami i gromadzi ich wok siebie wraz z rodzinami swych braci i kuzynek. Te ogromne zjazdy odbyway si podczas wakacji w olbrzymiej wiejskiej willi; szwagierka prbowaa wprowadzi Chantal do plemienia, aby stopniowo, niezauwaenie, staa si jego czci. To wanie tam, w wielkiej willi, szwagierka, a nastpnie m namawiali j na drugie dziecko. I tam, w maej sypialni, odmwia pjcia z nim do ka. Kade z jego erotycznych stara przypominao jej o rodzinnej kampanii na rzecz nowej ciy, i myl, e ma i z nim do ka, staa si groteskowa. Miaa wraenie, e wszyscy czonkowie plemienia, babcie, bracia, tatusiowie, siostrzecy, siostrzenice, kuzynki, podsuchiwali pod drzwiami, ogldali ukradkiem ich pociel, szukali oznak porannego zmczenia. Wszyscy przywaszczyli sobie prawo patrzenia na jej brzuch. Nawet najmodsi siostrzecy zostali powoani jako najemnicy na t wojn. Jeden z nich powiedzia jej: Chantal, dlaczego nie lubisz dzieci? - Dlaczego sdzisz, e ich nie lubi?" - odrzeka gwatownie i chodno. Nie wiedzia, co powiedzie. Rozdraniona, cigna: Kto ci nagada, e nie lubi dzieci?" I may siostrzeniec odpowiedzia na jej srogie spojrzenie tonem tyle niemiaym, co przekonanym: Gdyby lubia dzieci, to by je miaa". Po powrocie z wakacji postpowaa z determinacj: najpierw postanowia powrci do pracy. Przed narodzinami syna uczya w liceum. Poniewa le tam zarabiaa, zrezygnowaa i znalaza inn prac, ktra nie odpowiadaa jej pragnieniom (lubia naucza), lecz bya trzykrotnie lepiej patna. Czua si nieswojo, zdradzajc swe zamiowania dla pienidzy, lecz co robi, by to jedyny sposb na osignicie niezalenoci. Jednake pienidze nie starcz, by j osign. Potrzebowaa take mczyzny, ktry byby ywym przykadem innego ycia, bo cho gorczkowo chciaa uwolni si od ycia poprzedniego, zupenie innego wyobrazi sobie nie umiaa. Musiaa odczeka kilka lat, zanim spotkaa Jean-Marca. Dwa tygodnie pniej poprosia

zaskoczonego ma o rozwd. Wwczas jej szwagierka, z podziwem podszytym wrogoci, nazwaa j Tygrysic: nie ruszasz si, nie wiadomo, co mylisz, i nagle uderzasz". Trzy miesice pniej kupia mieszkanie, do ktrego sprowadzia si ze swoim ukochanym, porzucajc wszelk myl o maestwie.

12 Jean-Marc mia sen: lka si o Chantal, szuka jej, biega po ulicach, wreszcie widzi j z tyu, jak idzie i si oddala. Biegnie za ni i wykrzykuje jej imi. Jest ju o par ledwie krokw od niej, Chantal odwraca gow i Jean-Marc, osupiay, ma przed sob inn twarz, twarz obc i nieprzyjemn. Jednake nie jest to kto inny, to jest Chantal, jego Chantal, nie ma adnej wtpliwoci, lecz jego Chantal ma twarz nieznajomej kobiety, i to jest straszne, straszne, nie do zniesienia. Obejmuje j mocno, przyciska do ciaa i powtarza, kajc: Chantal, moja maa Chantal, moja maa Chantal! jak gdyby powtarzajc te sowa chcia przywrci tej przemienionej twarzy jej dawny, utracony wygld, jej utracon tosamo. Sen go obudzi. Chantal nie byo ju w ku, sysza poranne odgosy dochodzce z azienki. Wci pod wpywem snu, odczu nag potrzeb zobaczenia jej. Wsta i podszed do niedomknitych drzwi. Przystan i niczym podgldacz, zachannie wykradajcy dla siebie intymn scen, obserwowa j: tak, to bya jego Chantal, jak zawsze zna: pochylona nad umywalk, czycia zby, wypluwaa lin zmieszan z past i bya tak komicznie, tak dziecinnie skupiona na swej czynnoci, e Jean-Marc si umiechn. Jakby czujc jego spojrzenie, odwrcia si, zobaczya go w drzwiach i daa si pocaowa w jeszcze cakiem biae usta. - Przyjdziesz po mnie wieczorem do agencji? - powiedziaa do niego. Okoo szstej wszed do hallu, przemierzy korytarz i zatrzyma si u drzwi jej biura. Byy niedomknite, podobnie jak tego ranka drzwi do azienki. Zobaczy Chantal z dwiema kobietami, koleankami z pracy. Ale nie bya ju taka sama, jak rano; mwia mocniejszym gosem, do ktrego nie by przyzwyczajony, jej ruchy byy szybsze, ostrzejsze, bardziej wadcze. Rano w azience odnalaz posta, ktr dopiero co utraci podczas nocy i ktra pod wieczr znowu odmieniaa si na jego oczach. Wszed. Umiechna si do niego. Ale ten umiech by zastygy, a Chantal jakby znieruchomiaa. Caowanie w oba policzki stao si we Francji od dobrych dwudziestu lat konwencj niemal obowizkow, niezrczn z tego powodu dla tych, ktrzy si kochaj. Ale

jak uciec od konwencji, kiedy spotykamy si na oczach innych i nie chcemy zosta uznani za skcon par? Chantal, zaenowana, podesza i nadstawia oba policzki. Gest by sztuczny i pozostawi po sobie niesmak faszu. Wyszli i dopiero po duszej chwili staa si dla niego na powrt Chantal, ktr zna. Dzieje si tak zawsze: od chwili, w ktrej j widzi, do chwili, gdy rozpoznaje t, ktr kocha, jest duga droga do przebycia. Podczas ich pierwszego spotkania, w grach, udao mu si niemal od razu znale z ni na osobnoci. Gdyby przed tym spotkaniem sam na sam widywa j czsto tak, jak bya przy innych, to czy rozpoznaby w niej osob do pokochania? Gdyby pozna j tylko z twarz, ktr pokazuje kolegom, szefom, podwadnym, to czy ta twarz by go wzruszya i zachwycia? Jean-Marc nie ma odpowiedzi na te pytania.

13 By moe to z powodu nadmiernego uwraliwienia na chwile jej obcoci zdanie mczyni ju si za mn nie ogldaj" tak bardzo go przejo: wypowiadajc je Chantal stawaa si nie do poznania. To zdanie nie byo do niej podobne. I jej twarz, jakby za, jakby postarzaa, rwnie nie bya do niej podobna. Najpierw zareagowa zazdroci: jake moga narzeka, e inni ju si ni nie interesuj, skoro on jeszcze tego ranka by gotw zgin na drodze, aby by z ni tak szybko, jak tylko moliwe? Ale w nieca godzin pniej powiedzia sobie wreszcie: kada kobieta mierzy stopie swego zestarzenia si zainteresowaniem lub brakiem zainteresowania, jakie mczyni okazuj jej ciau. Czy nie byoby miesznoci obraa si za to? Nie zgadza si jednak ze zdaniem Chanta, cho nie czu si obraony. Bo zauway lady lekkiego zestarzenia si na jej twarzy (jest cztery lata od niego starsza) ju w dniu ich pierwszego spotkania. Jej pikno, ktre wwczas go uderzyo, nie odmadzao jej; mgby raczej powiedzie, e wiek czyni jej pikno bardziej wymownym. Zdanie Chantal rozbrzmiewao w jego gowie i wyobrazi sobie histori jej ciaa: byo zagubione wrd tysicy innych cia a do dnia, w ktrym podliwe spojrzenie na nim si zatrzymao i wycigno je z galaktycznej wieloci; nastpnie spojrzenia si rozmnoyy i rozpaliy to ciao, ktre od tamtej pory kroczy przez wiat niczym pochodnia; to czas wietlistej chway, lecz wkrtce spojrzenia zaczn si przerzedza, wiato zacznie z wolna gasn a do dnia, w ktrym to ciao, przewietlone, nastpnie przezroczyste, nastpnie niewidzialne, bdzie spacerowao po ulicach niczym maa wdrujca nico. Na tej drodze

prowadzcej od pierwszej niewidzialnoci do drugiej, zdanie mczyni ju si za mn nie ogldaj" jest czerwon lampk wskazujc, e rozpoczo si stopniowe wygaszenie ciaa. Na nic si zda jej mwi, e j kocha i uwaa za pikn, jego zakochane spojrzenie nie bdzie mogo jej pocieszy. Albowiem spojrzenie mioci jest spojrzeniem, ktre odosabnia. Jean-Marc myla o miosnej samotnoci dwch starych osb, niewidzialnych dla innych: smutnej samotnoci zwiastujcej mier. Nie, tym, czego Chantal potrzebuje, nie jest zakochane spojrzenie, lecz zalew spojrze nieznanych, grubiaskich, lubienych, zatrzymujcych si na niej bez sympatii, bez selekcji, bez czuoci ani grzecznoci, nieodparcie, nieuchronnie. Te spojrzenia utrzymuj j w spoeczestwie mczyzn. Spojrzenie mioci j z niego wyrywa. Myla z wyrzutami sumienia o zawrotnie szybkich pocztkach ich mioci. Nie musia jej zdobywa: bya zdobyta od pierwszej chwili. Oglda si za ni? Po co. Od pocztku bya przy nim, naprzeciwko niego, obok niego. Od pocztku on by silniejszy, a ona sabsza. Ta nierwno zostaa wmurowana w podwaliny ich mioci. Nierwno nieusprawiedliwiona, nierwno niesprawiedliwa. Chantal bya sabsza, gdy bya starsza.

14 Kiedy miaa szesnacie, siedemnacie lat, uwielbiaa pewn metafor; czy sama j wymylia, czy te j usyszaa, przeczytaa? niewane: chciaa by zapachem ry, zapachem zaborczym i zdobywczym, chciaa w ten sposb przenikn we wszystkich mczyzn, a poprzez mczyzn obj ca ziemi. Zaborczy zapach ry: metafora przygody. Ta metafora rozkwita na progu jej dorosego ycia niczym romantyczna obietnica sodkiej bliskoci, niczym zaproszenie do podry na wskro mczyzn. Ale ze swej natury nie bya kobiet urodzon, by zmienia kochankw, i to niejasne liryczne marzenie szybko zasno w maestwie, ktre zapowiadao si spokojne i szczliwe. O wiele pniej, gdy ju porzucia ma i od kilku lat ya z Jean-Markiem, znalaza si ktrego dnia nad brzegiem morza: kolacj zjedli na wieym powietrzu, na zbitym z desek tarasie nad wod; zachowuje po tamtej kolacji intensywne wspomnienie bieli; deski, stoliki, krzesa, obrusy, wszystko byo biae, latarnie pomalowane byy na biao i lampy biy biaym wiatem w letnie, jeszcze nie cakiem ciemne niebo, na ktrym rwnie biay ksiyc bieli wszystko wok. W tej kpieli z bieli odczuwaa nieznon tsknot za Jean-Markiem.

Tsknot? Jake moga odczuwa tsknot, skoro siedzia naprzeciw niej? Jak mona cierpie z powodu nieobecnoci tego, kto jest obecny? (Jean-Marc umiaby odpowiedzie: mona cierpie z tsknoty w obecnoci ukochanego, jeli dostrzega si przyszo, w ktrej ukochanego ju nie ma; jeli mier ukochanego jest ju niewidocznie obecna.) W czasie tych minut dziwnej tsknoty nad brzegiem morza przypomniaa sobie nagle swoje zmare dziecko i zalaa j fala szczcia. Uczucie to wkrtce j przerazi. Ale na uczucia nie ma rady, one s i wymykaj si wszelkiej cenzurze. Mona sobie wyrzuca jaki postpek, powiedziane sowo, lecz nie mona sobie wyrzuca uczucia po prostu dlatego, e nie mamy nad nim adnej wadzy. Wspomnienie o zmarym synku wypeniao j szczciem i moga jedynie si zastanawia, co to znaczy. Odpowied bya jasna: znaczyo to, e jej obecno u boku Jean-Marca bya absolutna i e moga by absolutna dziki nieobecnoci jej syna. Bya szczliwa, gdy jej syn nie y. Siedzc naprzeciw Jean-Marca, miaa ch powiedzie to gono, lecz si nie omielia. Nie bya pewna jego reakcji, lkaa si, e uzna j za potwora. Smakowaa cakowity brak przygd. Przygoda: sposb na objcie wiata. Nie chciaa ju obejmowa wiata. Nie chciaa ju wiata. Smakowaa szczcie istnienia bez przygd i bez pragnienia przygody. Przypomniaa sobie swoj metafor i zobaczya r, ktra widnie, szybko, jak na przypieszonym filmie, a wreszcie zostaje po niej jedynie cienka odyka, sczerniaa i niknca na zawsze w biaej przestrzeni ich wieczora: ra rozmyta w bieli. Tego samego wieczoru przed zaniciem (Jean-Marc ju spa) raz jeszcze przypomniaa sobie o zmarym dziecku i wspomnieniu temu ponownie towarzyszya skandaliczna fala szczcia. Pomylaa sobie wwczas, e jej mio do Jean-Marca jest herezj, przekroczeniem niepisanych praw wsplnoty ludzkiej, od ktrej si oddalaa; pomylaa sobie, e musi trzyma w tajemnicy przesadny ogrom swej mioci, aby nie wzbudza nienawistnego oburzenia innych.

15 Rano to zawsze ona wychodzi pierwsza z mieszkania i otwiera skrzynk, zostawia w niej listy adresowane do Jean-Marca i wyjmuje swoje. Tego ranka zastaa dwa listy: jeden na nazwisko Jean-Marca (obejrzaa go przelotnie: stempel by z Brukseli), drugi na jej nazwisko, lecz bez adresu i znaczka. Kto musia przynie go osobicie. Nieco si pieszya, wic bez

otwierania woya go do torebki i pomkna do autobusu. Kiedy ju usiada, otworzya kopert; list skada si z jednego zdania: Chodz za pani jak szpieg, jest pani pikna, bardzo pikna". Pierwsze odczucie byo nieprzyjemne. Nie pytajc, czy ona sobie tego yczy, kto postanowi wkroczy w jej ycie, cign na siebie jej uwag (jej spostrzegawczo jest ograniczona i Chantal nie ma do energii, aby j rozwin), sowem, naprzykrza si jej. Potem powiedziaa sobie, e w kocu jest to bahostka. Ktra kobieta nie otrzymaa pewnego dnia podobnego listu? Ponownie list odczytaa i uzmysowia sobie, e pasaerka obok rwnie moga go przeczyta. Woya go z powrotem do torby i rozejrzaa si wok. Zobaczya siedzcych ludzi, wpatrzonych z roztargnieniem w ulic, dwie gono rozemiane dziewczyny, modego Murzyna przy wyjciu, wysokiego, przystojnego i przygldajcego si jej uwanie, kobiet pogron w lekturze ksiki i z pewnoci majc przed sob dug drog. W autobusie Chantal zazwyczaj nie zwraca na ludzi uwagi. Z powodu listu zdawao si jej, e jest obserwowana, i sama zacza obserwowa. Czy zawsze jedzi autobusem kto, kto gapi si na ni jak ten Murzyn dzisiaj? Umiechn si, tak jakby wiedzia, co przeczytaa. A jeli to on jest autorem listu? Odrzucia szybko t zbyt absurdaln myl i wstaa, aby wysi na nastpnym przystanku. Musiaa wymin Murzyna, ktry zastawia drog do drzwi wyjciowych, i to j zakopotao. Kiedy bya ju bardzo blisko niego, autobus zahamowa, przez chwil nie moga zapa rwnowagi i Murzyn parskn miechem. Wysiada i pomylaa sobie: to nie by podryw; to bya drwina. Przez cay dzie syszaa ten drwicy miech niczym zwiastun zego. Parokrotnie jeszcze obejrzaa list w biurze i po powrocie do domu zastanawiaa si, co pocz. Zachowa list? Dlaczego? Pokaza go Jean-Marcowi? To byoby dla niej krpujce; tak jakby chciaa si pochwali! A zatem zniszczy go? Oczywicie. Posza do toalety i, pochylona nad muszl, patrzya na powierzchni wody; podara kopert na drobne kawaki, wrzucia je do rodka, spucia wod, lecz sam list zoya i zaniosa do swego pokoju. Otworzya szaf z bielizn i wsuna go pod biustonosze. Czynic to usyszaa znowu drwicy miech Murzyna i pomylaa sobie, e jest podobna do wszystkich kobiet; jej biustonosze wyday si jej nagle pospolite i gupio kobiece.

16

Zaledwie godzin pniej Jean-Marc, wrciwszy do domu, pokaza Chantal zawiadomienie: Wyjem je dzisiaj rano ze skrzynki. F. nie yje". Chantal bya niemal zadowolona, e inny list, waniejszy, przysoni mieszno jej listu. Wzia Jean-Marca pod rk i zaprowadzia do salonu, aby usi naprzeciw niego. Chantal: - Jednak si przeje. - Nie - powiedzia Jean-Marc - albo te przejmuj si tym, e si nie przejem. - Nawet teraz mu nie wybaczye? - Wszystko mu wybaczyem. Ale nie o to chodzi. Mwiem ci o dziwnym uczuciu radoci, ktrego doznaem, gdy przed laty postanowiem nie widywa si z nim. Byem zimny jak ld, i to mnie cieszyo. Jego mier w niczym tego uczucia nie odmienia. - Przeraasz mnie. Naprawd mnie przeraasz. Jean-Marc wsta po butelk koniaku i dwa kieliszki. Pocign pierwszy yk: - Pod koniec odwiedzin w szpitalu zacz wspomina. Przypomnia mi, co rzekomo mwiem, gdy miaem szesnacie lat. W tamtej chwili pojem, jaki jest jedyny sens przyjani, ktre rodz si dzisiaj. Przyja jest niezbdna czowiekowi dla waciwego funkcjonowania jego pamici. Przypomina sobie przeszo, nosi j zawsze przy sobie jest by moe koniecznym warunkiem zachowania, jak to si mwi, integralnoci swojego ja. Po to, by owo ja nie zwzio si, zachowao sw objto, naley podlewa wspomnienia niczym kwiaty w doniczce, i to podlewanie wymaga regularnych kontaktw ze wiadkami przeszoci, to znaczy z przyjacimi. S naszym zwierciadem; nasz pamici; niczego od nich nie wymagamy, tego tylko, by od czasu do czasu odkurzyli zwierciado, abymy mogli si w nim przejrze. Ale ja mam w nosie to, co robiem w liceum! Od wczesnej modoci, moe nawet od dziecistwa, zawsze pragnem czego zupenie innego: przyjani jako wartoci wyniesionej ponad wszelkie inne. Lubiem mwi: midzy prawd a przyjacielem zawsze wybieram przyjaciela. Mwiem prowokacyjnie, lecz mylaem serio. Dzisiaj wiem, e ta maksyma jest archaiczna. Moga co znaczy dla Achillesa, przyjaciela Patroklesa, dla muszkieterw Aleksandra Dumasa, nawet dla Sanczo, ktry by prawdziwym przyjacielem swego pana, mimo wszelkich midzy nimi sporw. Ale ju nie dla nas. Posuwam si tak daleko w moim pesymizmie, e dzisiaj jestem wrcz gotw przedkada prawd nad przyja. Po wypiciu kolejnego yka: - Przyja bya dla mnie dowodem, e istnieje co silniejszego od ideologii, od religii, od narodu. W powieci Dumasa czterej przyjaciele znajduj si czsto we wrogich obozach, zmuszeni walczy przeciw sobie. Ale to w niczym nie szkodzi ich przyjani. Postawili sw przyja ponad prawd, ponad spraw, rozkazy dowdcw, ponad krla, ponad krlow, ponad wszystko.

Chantal pogaskaa go po doni i po chwili milczenia powiedzia: - Dumas napisa histori muszkieterw z dystansu dwustu lat. Czy odczuwa ju tsknot za utraconym wiatem przyjani? Czy te zanik przyjani jest zjawiskiem wieszej daty? - Nie umiem ci odpowiedzie. Przyja nie jest domen kobiet. - Co chcesz przez to powiedzie? - To, co mwi. Przyja jest problemem mczyzn. Ich romantyzmem. Nie naszym. Jean-Marc napi si yk koniaku i wrci do swych myli: - Jak powstaa przyja? Z pewnoci jako przymierze przeciwko wrogom, przymierze, bez ktrego czowiek byby wobec nich bezbronny. Moe nie ma ju witalnej potrzeby takiego przymierza. - Wrogowie bd istnieli zawsze. - Tak, lecz s niewidzialni i anonimowi. Administracje, prawa. Co moe dla ciebie przyjaciel, kiedy podjto decyzj o zbudowaniu lotniska przed twoim oknem albo kiedy wyrzucaj ci z pracy? Jeli kto ci wwczas pomaga, jest to take kto anonimowy i niewidzialny, jaka organizacja pomocy spoecznej, stowarzyszenie obrony konsumentw, biuro adwokackie. Przyja nie jest ju wystawiana na adn prb. Nie ma ju sposobnoci, by pj po przyjaciela, ktry odnis rany na polu bitewnym albo wycign miecz, aby broni go przed bandytami. Przechodzimy przez nasze ycie bez wikszych niebezpieczestw, lecz take bez przyjani. - Jeli tak jest rzeczywicie, powinno to ci skoni do zgody z F. - Przyznaj od razu, e nie pojby moich zarzutw, gdybym mu je wwczas przedstawi. Kiedy inni rzucili si na mnie, on zamilk. Ale musz odda mu sprawiedliwo: swoje milczenie uzna za akt odwagi. Mwiono mi, e chwali si nawet, i nie popad w psychoz, ktra zapanowaa na moim punkcie, i nie powiedzia niczego, co mogoby mi zaszkodzi. Mia zatem czyste sumienie i musia poczu si dotknity, kiedy bez adnego wyjanienia przestaem si z nim widywa. Moim bdem byo, e daem od niego czego wicej ni neutralnoci. Gdyby podj ryzyko mojej obrony w tym zoliwym i hardym rodowisku, naraziby si sam na niech, na konflikty, kopoty. Jake ja mogem tego wymaga? Tym bardziej e by moim przyjacielem! By to z mojej strony brak przyjani! Powiedzmy to inaczej: byo to niegrzeczne. Gdy przyja pozbawiona swej dawnej treci przeistoczya si dzisiaj w kontrakt wzajemnej uczynnoci, sowem, w kontrakt grzecznoci. A jest niegrzecznoci domaga si od przyjaciela rzeczy, ktra jego mogaby krpowa lub by dla niego nieprzyjemna. - Ale tak, tak wanie jest. Tyle e powiniene mwi o tym bez goryczy. Bez ironii. - Mwi bez ironii. Tak wanie jest.

- Jeli godzi w ciebie czyja nienawi, jeli jeste oskarony, rzucony na czyj pastw, moesz spodziewa si dwch reakcji od ludzi, ktrzy ci znaj: jedni docz do sfory, drudzy bd dyskretnie udawali, e o niczym nie wiedz, o niczym nie syszeli, tak e nadal bdziesz mg widywa si z nimi i rozmawia. Ta druga kategoria, dyskretna, delikatna, to twoi przyjaciele. Przyjaciele w nowoczesnym sensie tego sowa. Jean-Marc, suchaj, ja o tym wiem od dawna.

17 Na ekranie wida pup w pozycji poziomej, pikn, seksown, w duym zblieniu. Jaka rka gadzi j czule, rozkoszujc si skr tego nagiego, oddanego, opuszczonego ciaa. Nastpnie kamera si oddala i wida cae ciao, lece w eczku: to niemowl, nad ktrym pochyla si mamusia. W nastpnej sekwencji mamusia unosi je i jej rozchylone usta cauj mikk, wilgotn i szeroko rozwart buzi niemowlcia. W tym momencie kamera zblia si i ten sam pocaunek, wykadrowany, na duym zblieniu, staje si nagle pocaunkiem zmysowym, miosnym. Na tym ujciu Leroy zatrzyma film: - Zawsze zabiegamy o wikszo. Podobnie jak kandydaci na stanowisko prezydenta Stanw Zjednoczonych podczas kampanii wyborczej. Kadziemy produkt w zaczarowanym krgu obrazw majcych przycign wikszo kupujcych. Poszukujc obrazw mamy skonno do przeceniania seksu. Ostrzegam was. Jedynie malutka mniejszo prawdziwie rozkoszuje si yciem seksualnym. Leroy przerwa, aby delektowa si zdziwieniem niewielkiej grupki wsppracownikw, ktrych zwouje raz w tygodniu na seminarium powicone kampanii reklamowej, jakiemu filmowi reklamowemu czy afiszowi. Od dawna wiedz, e tym, co schlebia ich szefowi, nie jest popieszna zgoda, lecz ich zaskoczenie. Dlatego dystyngowana dama z kilkoma piercionkami na swych postarzaych palcach omielia si zaprzeczy: - Wszystkie sondae twierdz co innego! - Oczywicie - powiedzia Leroy. - Czy jeli kto, droga pani, pyta pani o pani seksualno, powie pani prawd? Nawet jeli osoba, ktra stawia pytanie, nie zna pani z nazwiska, nawet jeli pyta pani przez telefon i pani nie widzi, to pani skamie: Lubi pani si pieprzy? - I to jak! - Ile razy? - Sze razy dziennie! - Lubi pani wintuszy? - Do szalestwa!" Ale to wszystko jest na pokaz. Erotyzm jest z handlowego punktu widzenia rzecz dwuznaczn, bo cho wszyscy podaj ycia erotycznego, to wszyscy zarazem go

nienawidz jako przyczyny swych nieszcz, swych frustracji, zawici, kompleksw, cierpie. Puszcza im raz jeszcze t sam sekwencj telewizyjnej reklamy; Chantal patrzy na wilgotne usta dotykajce na zblieniu innych wilgotnych ust i uprzytamnia sobie (po raz pierwszy uprzytamnia to sobie tak jasno), e Jean-Marc i ona nigdy nie cauj si w ten sposb. Sama jest tym zdziwiona: czyby to bya prawda? nigdy tak si nie caowali? Ale tak. Wtedy, gdy nie znali si jeszcze z nazwiska. W wielkiej sali grskiego hotelu mwili sobie banay wrd pijcych i gawdzcych ludzi, lecz ton ich gosu uzmysowi im, e pragnli si wzajemnie, i schowali si w pustym korytarzu, i tam si caowali. Otworzya usta i wepchna jzyk w usta Jean-Marca, gotowa liza wszystko, co znajdzie w rodku. Gorliwo, ktr okazyway ich jzyki, nie bya seksualn koniecznoci, lecz popiechem powiedzenia sobie, e s gotowi do mioci, natychmiast, na cao, dziko i bez straty czasu. Ich liny nie miay nic wsplnego z podaniem czy z przyjemnoci, byy posannikami. Nie mieli miaoci powiedzie sobie prosto i gono chc si z tob kocha, natychmiast, od razu", pozwolili wic swej linie mwi w ich imieniu. Dlatego podczas miosnego ucisku (ktry nastpi kilka godzin po pierwszym pocaunku) ich usta prawdopodobnie (nie przypomina sobie, lecz z czasowego dystansu jest tego niemal pewna) nie interesoway si ju sob, nie dotykay si i nie lizay, i nie zdaway nawet sobie sprawy z tego wzajemnego, skandalicznego braku zainteresowania. Leroy ponownie zatrzyma reklam: - Caa sztuka polega na tym, aby znale obrazy, ktre zachowuj erotyczn atrakcyjno, lecz nie rozogniaj frustracji. Sekwencja interesuje nas z tego wanie punktu widzenia: zmysowa wyobrania zostaje pobudzona, lecz natychmiast jest sprowadzona w obszar macierzystwa. Bo intymny kontakt cielesny, brak prywatnego sekretu, poczenie si lin nie nale wycznie do dorosego erotyzmu, wszystko to istnieje w zwizku niemowlcia z matk, w tym zwizku, ktry jest pierwotnym rajem wszelkich fizycznych radoci. A propos, sfilmowano pd wewntrz przyszej mamusi. W akrobatycznej pozycji, ktrej nie bylibymy zdolni naladowa, pd uprawia fellacj swego mikroskopijnego narzdu. Widzicie, seksualno nie naley wycznie do modych, dobrze zbudowanych cia, wzbudzajcych gorzk zawi. Autofellacja podu rozczuli wszystkie babcie wiata, nawet te najbardziej zgorzkniae, najbardziej cnotliwe. Gdy niemowl jest najsilniejszym, najobszerniejszym, najpewniejszym wsplnym mianownikiem dla wszystkich wikszoci. A pd, drodzy przyjaciele, to co wicej ni niemowl, to arcyniemowl, to superniemowl! Raz jeszcze puszcza im t sam reklam, i raz jeszcze Chantal odczuwa lekki wstrt na

widok dwojga wilgotnych ust, ktre si dotykaj. Przypomina sobie, e w Chinach i w Japonii, jak jej mwiono, kulturze erotycznej obcy jest pocaunek otwartymi ustami. Wymiana lin nie jest zatem fatalnoci erotyzmu, lecz kaprysem, dewiacj, nieczystoci typow dla Zachodu. Po zakoczeniu projekcji Leroy podsumowa: lina mamusi jest klejem, ktry poczy wikszo, jak chcemy zebra, aby uczyni z niej klientw marki Roubachoff'. I Chantal koryguje swoj star metafor: to nie zapach ry, niematerialny, poetycki, przenika w mczyzn, lecz materialne i prozaiczne liny, ktre wraz z armi mikrobw przechodz z ust kochanki do ust kochanka, z kochanka na jego maonk, z maonki na dziecko, z dziecka na ciotk, z ciotki, kelnerki w restauracji, na jej klienta, do ktrego zupy naplua, z klienta na jego maonk, z maonki na kochanka i std do nowych i wci nowych ust, tak e kady z nas jest zanurzony w morzu lin, ktre si mieszaj i czyni z nas jedn wsplnot lin, jedn wilgotn i zczon ludzko.

18 Tego wieczora wracaa do domu znuona w tumulcie motorw i klaksonw. dna ciszy, otworzya drzwi budynku i usyszaa okrzyki robotnikw i stukanie motkiem. Winda bya zepsuta. Wchodzc po schodach czua, e ogarnia j nieznone ciepo, a stukoty rozbrzmiewajce po caej klatce s jak uderzenia w bben, ktre dudni wraz z ciepem, wzmagaj je, naganiaj, sawi. Zlana potem zatrzymaa si przed drzwiami swego mieszkania i odczekaa minut, aby Jean-Marc nie zobaczy jej w tej szacie z czerwieni. Ogie kremacji wrcza mi sw wizytwk", powiedziaa do siebie. Nie ona wymylia to zdanie; przyszo jej do gowy nie wiadomo jak. Stojc przed drzwiami, w nie ustajcym haasie, powtrzya je parokrotnie. Zdanie si jej nie podobao, jego ostentacyjnie makabryczny charakter zdawa si jej w zym smaku, lecz nie zdoaa go odpdzi. Motki wreszcie zamilky, ciepo zaczo sabn i wesza do rodka. Jean-Marc pocaowa j, lecz gdy zacz co do niej mwi, stukanie, cho nieco zagodzone, rozlego si na nowo. Miaa wraenie, e kto j ciga, a ona nie ma si gdzie schowa. Jej skra bya wci mokra i Chantal powiedziaa bez adnego logicznego zwizku: Ogie kremacji to jedyny sposb, eby nie pozostawi ciaa na ich ask". Zauwaya zdziwione spojrzenie Jean-Marca i poja niezborno tego, co powiedziaa; szybko zacza mwi o reklamie, ktr widziaa, i o tym, co opowiada Leroy, zwaszcza o

podzie sfotografowanym w brzuchu matki. Podzie, ktry w akrobatycznej pozycji dokonywa rodzaju masturbacji, tak doskonaej, e aden dorosy nie umiaby mu dorwna. - Pd, ktry prowadzi ycie pciowe, wyobraasz sobie! Nie ma jeszcze adnej wiadomoci, adnej indywidualnoci, adnego postrzegania, lecz odczuwa ju popd pciowy i, by moe, przyjemno. Nasza seksualno poprzedza nasz wiadomo. Nasze ja jeszcze nie istnieje, lecz istnieje ju podliwo. I wyobra sobie, e ta myl wzruszya w biurze wszystkich! Na widok podu-onanisty mieli zy w oczach! - A ty? - Och, ja odczuam wstrt. Ach, Jean-Marc, wstrt! Dziwnie poruszona obja go, przytulia si i staa tak kilka dugich sekund. Pniej powiedziaa: - Pomyl tylko, nie moesz si schroni nawet w brzuchu twojej matki, ktry uchodzi za wito. Filmuje si ciebie, ledzi, obserwuje si twoj masturbacj. Twoj biedn masturbacj podu. ywy im si nie wymkniesz, wszyscy to wiedz. Ale nie wymkniesz si im nawet przed przyjciem na wiat. Podobnie jak nie wymkniesz im si po mierci. Przypominam sobie, co przeczytaam kiedy w gazecie: podejrzewano o faszerstwo kogo, kto y pod nazwiskiem wielkiego rosyjskiego arystokraty na wygnaniu. Po jego mierci, chcc go zdemaskowa, wycignito z grobu stare szcztki wieniaczki, ktra miaa by jego matk. Rozkruszono jej koci, zbadano geny. Chciaabym si dowiedzie, jaka to szlachetna sprawa daa im prawo do wygrzebania tej biednej kobieciny! Do grzebania w jej nagoci, w tej nagoci absolutnej, tej transnagoci szkieletu. Ach, Jean-Marc, odczuwam tylko wstrt, tylko wstrt. A czy znasz histori gowy Haydna? Odcito j od jeszcze ciepego trupa, eby jaki stuknity uczony mg rozkroi mzg i wskaza dokadnie miejsce, w ktrym osiad geniusz muzyki. A historia Einsteina? Skrupulatnie spisa testament, chcc, by spalono jego zwoki. Wysuchano go, lecz wierny i oddany ucze nie godzi si y dalej bez spojrzenia mistrza. Przed spaleniem wyj z trupa oczy i woy je do butelki ze spirytusem, aby patrzyy na niego a do chwili, w ktrej sam umrze. Dlatego powiedziaam ci przed chwil, e tylko w ogniu kremacji nasze ciao moe si im wymkn. To jedyna mier absolutna. I nie chc adnej innej. Jean-Marc, chc mierci absolutnej. Stukot motka raz jeszcze rozbrzmia w pokoju. - Tylko po spaleniu bd miaa pewno, e ju ich nie usysz. - Chantal, co ci jest? Spojrzaa na niego, po czym odwrcia si plecami, znowu wzruszona. Wzruszona teraz nie tym, co powiedziaa, lecz gosem Jean-Marca, nabrzmiaym od troskliwoci, jak j otacza.

19 Nastpnego dnia posza na cmentarz (co czyni przynajmniej raz na miesic) i przystana przed grobem syna. Kiedy tam stoi, zawsze z nim rozmawia i tego dnia powiedziaa do niego, tak jakby potrzebowaa si wytumaczy, usprawiedliwi, mj najdroszy, mj najdroszy, nie myl, e ci nie kocham albo e ci nie kochaam, ale gdyby tutaj wci by, nie mogabym, dlatego wanie, e ci kochaam, sta si t, ktr jestem. Nie mona mie dziecka i pogardza wiatem, jaki jest, poniewa to na ten wiat je wysalimy. To z powodu dziecka przywizujemy si do wiata, mylimy o jego przyszoci, uczestniczymy chtnie w jego tumulcie, w jego poruszeniach, bierzemy powanie jego nieuleczaln gupot. Swoj mierci pozbawie mnie przyjemnoci bycia z tob, lecz zarazem uczynie mnie woln. Woln w moim spotkaniu twarz w twarz ze wiatem, ktrego nie lubi. A jeli mog sobie pozwoli go nie kocha, to dlatego wanie, e ciebie tu ju nie ma. Moje ciemne myli nie mog ju rzuci na ciebie adnego przeklestwa. Chc ci teraz powiedzie, tyle lat po tym, jak mnie opucie, e zrozumiaam, i twoja mier jest darem, i wreszcie ten straszny dar przyjam.

20 Nazajutrz znalaza w skrzynce kopert od nieznajomego, adresowan tym samym charakterem pisma. List nie mia ju nic z lakonicznej lekkoci. Przypomina dugi raport. W ostatni sobot, pisa jej korespondent, wysza Pani z domu o godzinie 9 minut 25, wczeniej ni w poprzednie dni. Mam zwyczaj i za Pani na przystanek autobusowy, lecz tym razem posza Pani w przeciwnym kierunku. Miaa Pani ze sob walizk i wesza Pani do pralni chemicznej. Wacicielka musi Pani dobrze zna i zapewne Pani lubi. Obserwowaem j z ulicy: jakby obudzia si z drzemki i jej twarz rozpromienia si, z pewnoci artowaycie, syszaem jej miech, miech, ktry Pani wywoaa i w ktrym zdawao mi si widzie odbicie Pani twarzy. Nastpnie wysza Pani z pen walizk. Czy byy w niej Pani swetry, czy obrusy, czy te bielizna pocielowa? W kadym razie Pani walizka sprawiaa na mnie wraenie czego sztucznie dorzuconego do Pani ycia." Opisuje jej sukienk i pery wok szyi. Nigdy wczeniej nie widziaem tych pere. S pikne. Pasuje do Pani ich czerwony

kolor. Rozwietla Pani." List jest podpisany: C.D.B. To j intryguje. W pierwszym licie nie byo podpisu i moga pomyle, e ta bezimienno jest, by tak rzec, szczera. Nieznajomy pozdrawia j, by wkrtce znikn. Ale podpis, nawet skrcony, wiadczy o zamiarze ujawnienia si, krok po kroku, lecz niechybnie. C.D.B., powtarza sobie z umiechem: Cyrille-Didier Bourguiba, CharlesDavid Barberousse. Rozmyla nad tekstem: mczyzna musia i za ni ulic; chodz za pani jak szpieg", napisa w poprzednim licie; zapewne go widziaa. Ale przecie ona przyglda si wiatu wok niej z niewielkim zainteresowaniem, a tamtego dnia patrzya z jeszcze mniejszym, gdy by z ni Jean-Marc. To zreszt on, a nie ona, rozmieszy wacicielk pralni i to on nis walizk. Odczytuje raz jeszcze sowa: Pani walizka sprawiaa na mnie wraenie czego sztucznie dorzuconego do Pani ycia". Jak walizka moga by dorzucona do jej ycia", skoro Chantal jej nie niosa? Czy t rzecz dorzucon do jej ycia" nie by sam Jean-Marc? Czy jej korespondent chcia w ten okrny sposb ugodzi w jej ukochanego? Rozbawiona, uzmysawia sobie po chwili komiczno jej reakcji: jest zdolna broni Jean-Marca nawet przed wyobraonym kochankiem. Podobnie jak za pierwszym razem nie wiedziaa, co pocz z listem, i balet wahania powtrzy si ze wszystkimi odsonami: dugo wpatrywaa si w muszl klozetow, do ktrej zamierzaa go wrzuci; podara kopert na drobne kawaki i spucia je z wod; nastpnie zoya list, zabraa go do swego pokoju i wsuna pod biustonosze. Kiedy pochylaa si nad pk z bielizn, usyszaa, e drzwi si otwieraj. Szybko zamkna szaf i odwrcia si: na progu stoi Jean-Marc. Podchodzi do niej powoli i patrzy na ni jak nigdy wczeniej, spojrzeniem nieprzyjemnie skupionym, i kiedy jest tu przy niej, chwyta j za ramiona i utrzymujc w odlegoci jakich trzydziestu centymetrw od swego ciaa, nie przestaje si w ni wpatrywa. Jest zmieszana, niezdolna wymwi sowa. Kiedy jej zmieszanie staje si nieznone, przytula j do siebie i mwi ze miechem: - Chciaem zobaczy tw powiek, ktra obmywa rogwk tak, jak wycieraczka zmywa szyb.

21 Od ostatniego spotkania z F. o tym myli: oko: okno duszy, centrum pikna twarzy; punkt, gdzie skupia si tosamo jednostki; ale zarazem narzd widzenia, ktry musi by bez

przerwy obmywany, nawilany, czyszczony przez specjaln ciecz z dodatkiem soli. Spojrzenie, najwikszy cud, jaki czowiek posiada, jest przerywane mechanicznym ruchem obmywania. Niczym szyba zmywana przez wycieraczk. Dzisiaj mona zreszt regulowa szybko wycieraczki tak, e w jej ruchu nastpuje dziesiciosekundowa przerwa, co odpowiada mniej wicej rytmowi powieki. Jean-Marc patrzy w oczy tym, z ktrymi rozmawia, i usiuje zaobserwowa ruch powieki; stwierdza, e to nieatwe. Nie jestemy przyzwyczajeni zdawa sobie spraw z istnienia powieki. Mwi sobie: niczego nie widuj tak czsto jak oczu innych ludzi, a zatem powiek i ich ruchu. A przecie nie spostrzegam tego ruchu. Odbieram go oczom, ktre mam przed sob. I mwi sobie jeszcze: Bg, majsterkujc w swej pracowni, wytworzy przypadkiem ten model ciaa, ktrego wszyscy jestemy zmuszeni na krtki czas sta si dusz. Ale jake to aosna dola by dusz tak beztrosko stworzonego ciaa, ktrego oko nie moe patrze, jeli nie jest obmywane co dziesi, co dwadziecia sekund! Jake uwierzy, e czowiek naprzeciw nas jest istot woln, niezalen, panem siebie samego? Jake uwierzy, e jego ciao wiernie wyraa dusz, ktra w nim mieszka? Aby w to uwierzy, naleao zapomnie o wiecznym mruganiu powieki. Naleao zapomnie o pracowni, z ktrej pochodzimy. Naleao podporzdkowa si kontraktowi zapomnienia. Sam Bg nam go narzuci. Ale midzy dziecistwem a wiekiem modzieczym Jean-Marca z pewnoci by taki krtki okres, w ktrym nie wiedzia on jeszcze o tym zobowizaniu si do zapomnienia i z osupieniem wpatrywa si w powiek opadajc na oko: stwierdzi, e oko nie jest oknem, przez ktre wida dusz, jedyn i cudown, lecz jest spartolonym aparatem, ktry kto w niepamitnych czasach wprawi w ruch. Ta chwila nagego modzieczego objawienia musiaa by wstrzsem. Przystane - powiedzia mu F. -przyjrzae mi si i powiedziae do mnie tonem dziwnie stanowczym: mnie czsto wystarcza zobaczy jej mrugajce oko..." Nie przypomina sobie tego. By to wstrzs przeznaczony zapomnieniu. I w istocie na zawsze by o nim zapomnia, gdyby nie F. Wrci do domu pogrony w mylach i otworzy drzwi do pokoju Chantal. Wanie co porzdkowaa w szafie i Jean-Marc chcia zobaczy jej powiek wycierajc oko, jej oko, ktre jest dla niego oknem niewysowionej duszy. Podszed ku niej, chwyci j za okcie i spojrza w oczy; istotnie, mrugay, nawet do szybko, tak jakby wiedziaa, e zostaa poddana badaniu. Widzia, jak powieka opada i wznosi si, szybko, zbyt szybko, i chcia odnale wasne wraenie, wraenie szesnastoletniego Jean-Marca, ktry uzna ten oczny mechanizm za

beznadziejnie rozczarowujcy. Ale niezwyka szybko powieki i naga nieregularno jej ruchw rozczulay go bardziej, ni rozczarowyway: w wycieraczce powieki Chantal widzia skrzydo jej duszy, skrzydo, ktre drao, ktre truchlao, ktre trzepotao. Wzruszenie byo raptowne jak byskawica i mocno przytuli Chantal. Pniej zwolni ucisk i zobaczy jej twarz, zmieszan, sposzon. Powiedzia do niej: Chciaem zobaczy twoj powiek, ktra obmywa ci rogwk, tak jak wycieraczka zmywa szyb. - Zupenie nie rozumiem, o czym ty mwisz - rzeka, nagle odprona. I opowiedzia jej o zapomnianym wspomnieniu, ktre przywoa jego nie lubiany ju przyjaciel.

22 - Kiedy F. przypomnia mi moje myli, ktre rzekomo wygaszaem w liceum, miaem wraenie, e sysz jaki kompletny absurd. - Ale nie - powiedziaa Chantal - na tyle, na ile ci znam, na pewno o tym mwie. Wszystko si zgadza. Przypomnij sobie o twojej medycynie! Nigdy nie lekceway magicznej chwili, jak jest dla mczyzny wybr zawodu. Wiedzc dobrze, e ycie jest zbyt krtkie, aby wybr ten nie by nieodwoalny, czu lk na myl, e aden zawd nie pociga go spontanicznie. Ze sceptycyzmem rozwaa wachlarz moliwoci, ktre si otwieray: prokuratorzy, powicajcy cae ycie przeladowaniu innych; nauczyciele, popychada dla le wychowanych dzieci; dyscypliny techniczne, ktrych postp przynosi przy niewielkich korzyciach ogromne szkody; paplanina nauk humanistycznych, tyle wysmakowana co pusta; architektura wntrz (pocigaa go ze wzgldu na wspomnienie o dziadku, ktry by stolarzem) zupenie podporzdkowana modom, ktrych nienawidzi; ndzny zawd aptekarza ograniczajcy si do sprzedawania pudeek i flakonikw. Kiedy pyta siebie: jaki zawd wybra na cae ycie? jego ja zapadaa w zakopotane milczenie. I cho ostatecznie zdecydowa si na medycyn, nie uleg adnemu tajemnemu pocigowi, lecz altruistycznemu idealizmowi: uwaa medycyn za jedyne zajcie bezspornie dla czowieka poyteczne, zajcie, w ktrym postp techniczny przynosi najmniej ujemnych skutkw. Rozczarowanie pojawio si niezwocznie, gdy musia spdza czas w prosektorium: przey wstrzs, z ktrego nigdy si nie podnis: by niezdolny patrze mierci w twarz; wkrtce wyzna przed sob, e prawda bya jeszcze gorsza: by niezdolny patrze na ciao

przed sob: jego zgubna, nieodpowiedzialna niedoskonao; zegar rozkadu, ktry zarzdza jego trwaniem; jego krew, jego wntrznoci, jego bl. Kiedy mwi F. o wstrcie do ruchu powieki, musia mie szesnacie lat. Kiedy postanowi studiowa medycyn, mia lat dziewitnacie; w tamtym okresie, podpisawszy ju kontrakt zapomnienia, nie przypomina sobie, o czym opowiada F. trzy lata wczeniej. Tym gorzej dla niego. Tamto wspomnienie mogo obudzi jego ostrono. Mogo mu uzmysowi, e jego wybr medycyny by w zupenoci teoretyczny, dokonany bez jakiejkolwiek znajomoci siebie. I tak studiowa medycyn przez trzy lata, zanim porzuci j z uczuciem klski. Co wybra po tych straconych latach? Czego si uczepi, skoro jego ja pozostawaa cigle niema, jak wczeniej? Po raz ostatni zbieg po szerokich schodach prowadzcych na fakultet z uczuciem, e znajdzie si za chwil sam na peronie, z ktrego wszystkie pocigi ju odjechay.

23 Chcc zidentyfikowa swego korespondenta, Chantal rozgldaa si wok siebie dyskretnie, lecz z uwag. Na rogu ulicy znajdowao si bistro: miejsce idealne dla tego, kto zechciaby j szpiegowa; wida z niego wejcie do jej domu, dwie ulice, ktrymi codziennie przechodzi, i przystanek autobusowy. Wesza, usiada, zamwia kaw i przyjrzaa si gociom. Przy kontuarze zobaczya modego mczyzn, ktry na jej widok odwrci oczy. By tu staym bywalcem i znaa go z widzenia. Przypomniaa sobie nawet, e niegdy ich spojrzenia parokrotnie si zetkny i e pniej udawa, i jej nie widzi. Ktrego dnia pokazaa go ssiadce. Ale to pan Dubarreau! - Dubarreau czy du Barreau?" Ssiadka nie wiedziaa. A jak ma na imi? Pani wie?" Nie, nie wiedziaa. Du Barreau dobrze by pasowao. W takim razie jej wielbicielem nie byby aden CharlesDidier ani Christophe-David, a litera D oznaczaaby przyimek przed nazwiskiem i du Barreau miaby jedno tylko imi. Cyrille du Barreau. Albo lepiej: Charles. Wyobraa sobie rodzin zrujnowanych arystokratw z prowincji. Rodzin miesznie dumn ze swego przyimka. Wyobraa sobie Charles'a du Barreau przy kontuarze, obnoszcego si ze sw obojtnoci, i myli sobie, e ten przyimek pasuje do niego, znakomicie odpowiada jego znudzonej pozie. W niedugi czas potem idzie ulic z Jean-Markiem i du Barreau nadchodzi z przeciwka. Chantal ma na szyi czerwone pery. To prezent od Jean-Marca, ale uwaa, e za bardzo rzucaj si w oczy, i nosi je rzadko. Uzmysawia sobie, e woya je, gdy du Barreau

wyday si bardzo pikne. Pewnie myli (cakiem zreszt susznie!), e to z jego powodu, e to dla niego je nosi. Patrzy na ni przelotnie, ona take patrzy na niego i zaczerwienia si na myl o perach. Zaczerwienia si a po dekolt i jest pewna, e musia to spostrzec. Ale ju go minli, ju jest daleko za nimi, i to Jean-Marc si dziwi: Zaczerwienia si! Ale dlaczego? Co si dzieje?" Ona take si dziwi; dlaczego si zaczerwienia? Ze wstydu, e powica zbyt du uwag temu mczynie? Ale uwaga, ktr mu powica, jest tylko bah ciekawoci! Mj Boe, dlaczego ostatnio czerwieni si tak czsto, tak atwo, niczym nastolatka? Istotnie, gdy bya nastolatk, czsto si czerwienia; bya u pocztkw fizjologicznej marszruty kobiety i jej ciao stawao si kopotliw przeszkod, ktrej si wstydzia. Jako osoba dorosa zapomniaa o czerwienieniu si. Pniej przypywy krwi do gowy oznajmiy jej kres marszruty i ciao znowu sprawiao wstyd. Wstydliwo przebudzia si i Chantal ponownie nauczya si czerwieni.

24 Nadeszy kolejne listy i w coraz mniejszym stopniu umiaa je lekceway. Byy inteligentne, przyzwoite, nie znajdowaa w nich nic miesznego ani niestosownego. Jej korespondent niczego nie chcia, niczego si nie domaga, na nic nie nalega. By na tyle mdry (czy podstpny), eby pozostawi w cieniu wasn osob, swoje ycie, swoje uczucia, swoje pragnienia. By szpiegiem, pisa jedynie o niej. Nie byy to listy uwodzicielskie, lecz pene admiracji. A jeli byo w nich jakie uwodzenie, to rozumiane jako duga droga. Jednak list, ktry wanie dostaa, by mielszy: Na trzy dni straciem Pani z oczu. Kiedy znowu Pani ujrzaem, zachwyci mnie Pani krok, tak lekki, tak zakniony wysokoci. Przypominaa Pani pomienie, ktre, aby istnie, musz taczy i si wznosi. Jeszcze smukej sza ni zawsze, sza Pani otoczona pomieniami, pomieniami wesoymi, bachicznymi, upojnymi, dzikimi. Mylc o Pani, zarzucam na Pani nagie ciao paszcz uszyty z pomieni. Zasaniam Pani biae ciao karminowym paszczem kardynalskim. I tak udrapowan, wysyam Pani do czerwonego pokoju, na czerwone oe, mj czerwony kardynale, najpikniejszy kardynale!" Kilka dni pniej kupia czerwon koszul nocn. Bya w domu i przegldaa si w lustrze. Ogldaa si na wszystkie strony, unosia wolno rbek koszuli i miaa wraenie, e nigdy nie bya tak wysmuka, e nigdy nie miaa tak biaej skry. Nadszed Jean-Marc. By zaskoczony patrzc, jak Chantal unosi sw czerwon, cudownie

skrojon koszul, i idzie uwodzicielskim, kokieteryjnym krokiem w jego stron, okra go, ucieka od niego, pozwala mu si zbliy, by znowu si mu wymkn. Pozwoli si zwie grze i poda za ni po caym mieszkaniu. Odwieczna sytuacja kobiety, gonionej przez mczyzn, w tej jednej chwili powtarza si i go urzeka. Chantal biegnie wok wielkiego, okrgego stou, sama upojona tym obrazem kobiety, biegncej przed mczyzn, ktry jej poda, po czym wskakuje do ka i podciga koszul a pod szyj. Jean-Marc kocha si z ni tego dnia z now, nieoczekiwan si i nagle Chantal ma wraenie, e kto tu, w pokoju, jest i obserwuje ich z szalecz uwag, Chantal widzi jego twarz, twarz Charles'a du Barreau, ktry nakoni j do kupna tej czerwonej koszuli, ktry nakoni j do tego miosnego aktu, i wyobraajc go sobie, krzyczy z rozkoszy. Teraz oddychaj przy sobie, i obraz tego, kto j ledzi, podnieca Chantal; szepcze JeanMarcowi do ucha zdania o karminowym paszczu, ktry woya na nagie ciao, by moga przej tak ubrana, ona, najpikniejszy kardyna, przez koci wypeniony po brzegi ludmi. Po tych sowach Jean-Marc obejmuje j i koysany falami fantazji, o ktrych Chantal nie przestaje mu opowiada, znowu si z ni kocha. Po czym wszystko si uspokaja; przed jej oczyma pozostaje jedynie czerwona koszula w kcie ka, zmita przez ich ciaa. Przed jej na wp zamknitymi oczyma czerwona plama przemienia si w grzdk r i Chantal czuje kruchy, niemal zapomniany zapach, zapach ry pragncej obj wszystkich mczyzn.

25 Nastpnego dnia, w sobotni poranek, otworzya okno i zobaczya cudownie niebieskie niebo. Poczua si szczliwa i radosna, i ni z tego, ni z owego powiedziaa do Jean-Marca, ktry wanie wychodzi: - Co moe si dzia z moim biednym Britannicusem? - Bo co? - Czy jest jeszcze lubieny? Czy jeszcze yje? - Dlaczego tak nagle ci si przypomnia? - Nie wiem. Tak jako. Jean-Marc wyszed i zostaa sama. Posza do azienki, potem w stron szafy z zamiarem zrobienia si na bstwo. Patrzya na pki i co przycigno jej uwag. Na pce z bielizn jej szal lea u samej gry starannie zoony, a przecie pamitaa, e rzucia go tam byle jak.

Czy kto porzdkowa jej rzeczy? Sprztaczka przychodzi raz w tygodniu i nigdy nie zajmuje si jej garderob. Zdziwia j jej wasna zdolno obserwacji i pomylaa, e zawdzicza j lekcji otrzymanej w czasie swych wakacyjnych pobytw w willi. Czua si tam do tego stopnia ledzona, e nauczya si zachowywa w pamici sposb, w jaki ukadaa swe rzeczy, aby mc rozpozna najmniejsz zmian wprowadzon przez obc rk. Szczliwa, e tamt przeszo ma ju za sob, z zadowoleniem przejrzaa si w lustrze i wysza. Na dole otworzya skrzynk, w ktrej czeka na ni nowy list. Woya go do torebki i zastanawiaa si, gdzie go przeczyta. Trafia po drodze na skwer i usiada pod wielk jesienn koron pokej lipy, rozpalonej socem. ...Pani obcasy stukajce po chodniku przywodz mi na myl drogi, ktrych nigdy nie przemierzyem i ktre rozwidlaj si niczym gazie drzewa. Rozbudzia Pani we mnie obsesj mojej wczesnej modoci: wyobraaem sobie ycie przede mn jako drzewo. Nazywaem je wwczas drzewem moliwoci. Tylko przez krtk chwil mona zobaczy w ten sposb swoje ycie. Pniej wydaje si ono drog narzucon raz na zawsze, jakby tunelem, z ktrego niepodobna wyj. Jednake dawna uuda drzewa tkwi w nas w postaci nieprzemoonej nostalgii. Pani przypomniaa mi o tym drzewie i ja w zamian chciabym przekaza Pani jego obraz i sprawi, by usyszaa Pani jego czarowny szmer". Podniosa gow. Powyej rozcigaa si, niczym zoty sufit ozdobny w ptaki, sie gazi lipy. Jakby to ona bya drzewem, o ktrym mwi list. Metaforyczne drzewo mieszao si w jej mylach z dawn metafor ry. Na znak poegnania raz jeszcze wzniosa oczy ku lipie i odesza. Prawd mwic, mitologiczna ra modzieczoci nie przyniosa jej wielu przygd i nie kojarzy si nawet z adn konkretn sytuacj - poza zabawnym raczej wspomnieniem o pewnym Angliku, o wiele od niej starszym, ktry co najmniej dziesi lat temu, podczas wizyty w agencji, przez p godziny si do niej zaleca. Dopiero pniej dowiedziaa si o jego sawie donuana, rozpustnika. Spotkanie nie miao cigu dalszego, nie liczc tego, e stao si obiektem artw ze strony Jean-Marca (to on nada mu przydomek Britannicusa) i e owietlio w Chantal kilka sw dotd jej obojtnych: na przykad sowo rozpusta, i take sowo Anglia, przedstawiajce dla niej, w przeciwiestwie do skojarze, jakie wywouje ono u innych, miejsce przyjemnoci i zepsucia. W drodze powrotnej syszy wci wiergot ptakw na lipie i widzi starego, zepsutego Anglika; w mgiece tych obrazw zblia si niemrawym krokiem do ulicy, na ktrej mieszka; jakie pidziesit metrw przed ni wystawiono na chodniku stoliki z bistra i przy jednym z nich siedzi jej mody korespondent, sam, bez ksiki, bez gazety, nic nie robi, ma przed sob

kieliszek czerwonego wina i patrzy w pustk z wyrazem bogiego rozleniwienia, ktre wtruje rozleniwieniu Chantal. Jej serce zaczyna bi. Ale diabolicznie jest to wszystko uknute! Skd mg wiedzie, e spotka j zaraz po tym, jak Chantal skoczy czyta list? Zmieszana tak, jakby sza w czerwonym paszczu, Chantal zblia si do niego, do szpiega jej intymnoci. Dzieli ich ju tylko kilka krokw i wyczekuje chwili, gdy j zawoa. Co uczyni? Ona nigdy nie yczya sobie tego spotkania! Ale nie moe uciec w te pdy jak bojaliwa dziewczynka. Zwalnia kroku, stara si na niego nie patrze (mj Boe, zachowuje si rzeczywicie jak dziewczynka, czy oznacza to, e tak bardzo si postarzaa?), lecz, co dziwne, on siedzi z bosk obojtnoci przed swoim kieliszkiem czerwonego wina, patrzy w pustk i zdaje si jej nie widzie. Jest ju daleko za nim, w drodze do domu. Du Barreau si nie omieli? Czy te si powstrzyma? Ale skd, ale skd. Jego obojtno bya tak wyrana, e Chantal nie moe ju duej wtpi: pomylia si; niedorzecznie si pomylia.

26 Wieczorem posza z Jean-Markiem do restauracji. Para przy ssiednim stoliku pogrona bya w bezkresnym milczeniu. Nieatwo jest rozporzdza wasnym milczeniem, gdy si jest wystawionym na spojrzenia innych. Gdzie tych dwoje ludzi ma skierowa wzrok? Byoby komiczne, gdyby bez sowa patrzyli sobie w oczy. Gapi si w sufit? Wygldaoby to jak obnoszenie si ze sw niemot. Obserwowa ssiednie stoliki? Naraziliby si na spojrzenia rozbawione ich milczeniem i to byoby jeszcze gorsze. Jean-Marc mwi do Chantal: - Suchaj, nie jest tak, e oni si nienawidz. Albo e obojtno zaja miejsce mioci. Nie moesz wymierzy wzajemnych uczu pary ludzkich istot na podstawie iloci sw, ktre midzy sob zamieniaj. By moe to wrcz przez delikatno nie chc ze sob rozmawia, gdy nie maj sobie nic do powiedzenia. W przeciwiestwie do mojej ciotki z Perigordu. Kiedy si z ni spotykam, mwi bez chwili wytchnienia. Prbowaem zrozumie metod jej gadatliwoci. Ona powiela sowami wszystko, co widzi, i wszystko, co robi. e obudzia si rano, e na niadanie wypia tylko kaw, e jej m wyszed potem na spacer, wyobra sobie, Jean-Marc, kiedy wrci, oglda telewizj, wyobra sobie! zmienia kanay, a potem znuy si i przeglda ksiki. I tak to - to s jej sowa - czas mu mija... Wiesz, Chantal, ja bardzo lubi te proste, zwyke zdania, ktre s niczym definicja tajemnicy. Owo i tak to czas mu mija" jest zdaniem podstawowym. Ich

problemem jest czas, sprawianie, eby czas mija, mija sam z siebie, bez wysiku z ich strony, tak by nie musieli przebija si przeze niczym znueni wdrowcy, i to jest przyczyna, dla ktrej ona mwi, gdy sowa przez ni wypowiadane skrycie przesuwaj czas, gdy za jej buzia si nie otwiera, czas nieruchomieje, wynurza si z ciemnoci, ogromny, ciki, i straszy moj biedn ciotk, ktra w panice poszukuje kogo, komu mogaby opowiedzie, e jej crka ma kopoty z dzieckiem, ktre dostao biegunki, tak, Jean-Marc, biegunki, biegunki, posza do lekarza, nie znasz go, mieszka niedaleko std, znamy go ju od paru niezych lat, tak, Jean Marc, od paru niezych lat, mnie te leczy zim, gdy miaam gryp, pamitasz, Jean-Marc, miaam straszn gorczk... Chantal umiechna si i Jean-Marc opowiedzia o innym wspomnieniu: - Miaem czternacie lat i mj dziadek, nie ten stolarz, drugi dziadek, by umierajcy. Przez wiele dni z jego ust dobywa si dwik, ktry nie by do niczego podobny, nawet do jku, gdy dziadek nie cierpia, ani do sw, z ktrych wymwieniem nie mgby sobie poradzi, nie, dziadek nie straci zdolnoci mwienia, po prostu nie mia nic do powiedzenia, nic do przekazania, adnej konkretnej wiadomoci, nie mia nawet do kogo mwi, nikim si ju nie interesowa, by sam z dwikiem, ktry wydawa, jednym dwikiem, jednym aaaaa, ktre urywao si tylko w chwili, gdy musia zaczerpn powietrza. Patrzyem na niego jak urzeczony i nigdy tego nie zapomniaem, bo cho byem dzieckiem, wydawao mi si, e rozumiem: oto istnienie jako takie zderzone z czasem jako takim; i zrozumiaem, e to zderzenie nazywa si nud. Nuda mojego dziadka wyraaa si w tym dwiku, w tym bezkresnym aaaaa, gdy bez tego aaaaa czas by go zmiady, i mj dziadek mia tylko jedn bro, ktr mg wymachiwa w obliczu czasu, to jedno ndzne nie koczce si aaaaa. - Chcesz przez to powiedzie, e umiera i si nudzi? - To wanie chc powiedzie. Rozmawiaj o mierci, o nudzie, pij bordeaux, miej si, bawi, s szczliwi. Pniej Jean-Marc powrci do swej myli: - Powiedziabym, e ilo nudy, jeli nud w ogle da si wymierzy, jest dzisiaj o wiele wiksza ni kiedy. Bo dawne profesje byy nie do pomylenia, w duej przynajmniej czci, bez uczucia pasji: chopi zakochani w ziemi, mj dziadek, magik piknych stow; szewcy, ktrzy znali na pami stopy wszystkich mieszkacw; lenicy; ogrodnicy; przypuszczam, e nawet onierze zabijali wwczas z pasj. Sens ycia nie by kwesti, by z nimi, cakiem naturalnie, w ich pracowniach, na ich polach. Kady zawd tworzy wasn mentalno, wasny sposb bycia. Lekarz myla inaczej ni wieniak, onierz zachowywa si inaczej ni nauczyciel. Dzisiaj wszyscy

jestemy podobni, wszyscy jestemy zczeni wspln obojtnoci dla naszej pracy. Ta obojtno staa si nasz pasj. Jedyn wielk, zbiorow pasj naszych czasw. Chantal powiedziaa: - Powiedz no, przecie ty sam, kiedy bye instruktorem narciarskim, kiedy pisae artykuy o architekturze wntrz albo pniej o medycynie, albo kiedy pracowae jako projektant w fabryce mebli... - ...tak, to wanie najbardziej lubiem, ale nie wyszo... - ...albo kiedy bye na bezrobociu i nie robie zupenie nic, ty te musiae si nudzi! - Wszystko zmienio si, kiedy ci poznaem. Nie dlatego, e moje skromne zajcia stay si bardziej pasjonujce. Ale dlatego, e przeksztacam wszystko, co dzieje si wok mnie, w materi dla naszych rozmw. - Moglibymy mwi o czym innym! - Dwie osoby, ktre si kochaj, same, oderwane od wiata, bardzo to pikne. Ale czym by ywili swe spotkania twarz w twarz? Jakkolwiek godny pogardy byby wiat, potrzebuj go, aby o nim mwi. - Mogliby zamilkn. - Jak tamci dwoje, przy stoliku obok? - Jean-Marc si rozemia. - Och nie, adna mio nie przetrwa w milczeniu.

27 Nad ich stolikiem pochyli si kelner z deserem. Jean-Marc przeszed do innego tematu: Znasz tego ebraka, ktrego spotka mona czasem na naszej ulicy? - Nie. - Ale z pewnoci go zauwaya. Mczyzna okoo czterdziestki, wygldajcy na urzdnika albo nauczyciela w liceum, zastygy z zakopotania wyciga rk, proszc o kilka frankw. Nie kojarzysz go sobie? - Nie. - Ale tak. Zawsze staje pod platanem, jedynym zreszt, jaki pozostawiono na tej ulicy. Z okna wida nawet licie. Obraz pltana pomg Chantal przypomnie go sobie: - A tak! Ju kojarz. - Miaem ogromn ochot z nim porozmawia, wszcz rozmow, dowiedzie si dokadniej, kim jest, ale nie masz pojcia, jakie to trudne. Chantal nie syszy ostatnich sw Jean-Marca; widzi ebraka. Mczyzna pod drzewem.

Jego dyskrecja bije w oczy, jest, jakby w ogle go nie byo. Ubrany zawsze nienagannie, tote przechodnie z trudem zdaj sobie spraw, e ebrze. Przed kilku miesicami zwrci si do niej i bardzo grzecznie poprosi j o jamun. Jean-Marc cign: - To trudne, gdy jest nieufny. Nie zrozumiaby, dlaczego chc z nim rozmawia. Z ciekawoci? Czego takiego wanie si obawia. Z litoci? To poniajce. Po to, by mu co zaproponowa? Ale co ja mgbym mu zaproponowa? Usiowaem wej w jego skr, aby zrozumie, czego mgby oczekiwa od innych. Niczego nie wymyliem. Chantal wyobraa go sobie pod drzewem, i to drzewo pozwala jej zrozumie, nagle, w jednym bysku, e autorem listw jest wanie on. Zdradzi siebie metafor drzewa, on, mczyzna pod drzewem, wypeniony obrazem swojego drzewa. Jej myli nagle zaczynaj si ukada: nikt poza nim, mczyzn bez pracy, majcym czas dla siebie, nie moe dyskretnie wrzuci listu do jej skrzynki, nikt inny poza nim, zaowalowanym swym nieistnieniem, nie moe ledzi niepostrzeenie jej codziennego ycia. A Jean-Marc cign: - Mgbym mu powiedzie, niech pan przyjdzie pomc mi zrobi porzdek w piwnicy. Odmwiby, nie z lenistwa, lecz dlatego, e nie ma ubrania do takiej pracy, a swj garnitur musi utrzyma w czystoci. Jednak tak bardzo chciabym z nim porozmawia. Jest moim alter ego! Nie suchajc Jean-Marca, Chantal powiedziaa: - Jak moe wyglda jego ycie seksualne? - Jego ycie seksualne? - zamia si Jean-Marc. - Nijak, nijak! Marzenia! Marzenia, myli Chantal. Zatem ona jest tylko marzeniem nieszcznika. Dlaczego wybra j, wanie j? Jean-Marc powrci z uporem do swej myli: - Chciabym mu powiedzie ktrego dnia, niech pan pjdzie ze mn na kaw, jest pan moim alter ego. Tylko przypadkiem uniknem ycia, jakie pan prowadzi. - Nie opowiadaj gupot - powiedziaa Chantal. - Takie ycie tobie nie grozio. - Nigdy nie zapominam o chwili, gdy opuszczajc fakultet, zrozumiaem, e wszystkie pocigi odjechay. - Tak, wiem, wiem - powiedziaa Chantal, ktra ju wielokrotnie syszaa t histori - ale jak moesz porwnywa twoj ma porak z prawdziwym nieszczciem czowieka czekajcego, eby jaki przechodzie wsun mu do doni franka? - Porzucenie studiw nie byo porak, ja wwczas porzuciem ambicje. Staem si nagle czowiekiem bez ambicji. A straciwszy ambicje, znalazem si w jednej chwili na marginesie

wiata. Gorzej jeszcze: nie miaem adnej chci znale si gdzie indziej. Miaem tym mniejsz na to ch, e nie grozia mi ndza. Ale jeli nie masz ambicji, jeli nie masz w sobie godu sukcesu, uznania, siadasz na krawdzi upadku. Ja usiadem na takiej krawdzi, prawda, e wielce wygodnie. Wszelako usiadem wanie na krawdzi upadku. Jestem wic, i nie ma w tym adnej przesady, po stronie tego ebraka, a nie po stronie szefa tej wspaniaej restauracji, w ktrej tak si dobrze czuj. Chantal myli sobie: staam si erotycznym boyszczem ebraka. Oto icie bazeski honor. Potem siebie koryguje: dlaczego pragnienia ebraka miayby by mniej godne szacunku ni pragnienia czowieka interesw? Pozbawione nadziei, pragnienia te posiadaj bezcenn jako: s wolne i szczere. Nastpnie przychodzi jej do gowy inna myl: w dniu, w ktrym kochaa si z JeanMarkiem w czerwonej koszuli nocnej, tym trzecim, kto ich obserwowa, przebywa z nimi, nie by modzieniec z bistra, lecz ebrak! W istocie to on zarzuci na jej ramiona czerwony paszcz, to on uczyni z niej wystpnego kardynaa! Przez kilka chwil myl ta zdaje si jej przykra, enujca, lecz poczucie humoru szybko zwycia i Chantal mieje si w duchu, bezgonie. Wyobraa sobie tego mczyzn, na wskro niemiaego, ze swym wzruszajcym krawatem, przyklejonego do ciany w ich pokoju, wycigajcego do i patrzcego bez ruchu, oblenie, jak si przed nim miotaj. Wyobraa sobie, e po zakoczeniu miosnej sceny naga i spocona wstaje z ka, podnosi torebk ze stolika, wyjmuje z niej monet i wkada mu j do doni. Z trudem udaje si jej powstrzyma miech.

28 Jean-Marc patrzy na Chantal, ktrej twarz nagle rozpalia si skryt wesooci. Nie mia ochoty pyta jej o powd, zadowolony, e moe smakowa przyjemno patrzenia na ni. Podczas gdy ona gubia si w swych frywolnych obrazach, on myla sobie, e Chantal jest jego jedyn uczuciow wizi ze wiatem. Opowiadaj mu o winiach, o przeladowanych, o godujcych? Zna jeden tylko sposb, aby poczu si dotknitym osobicie, bolenie, ich nieszczciem: na ich miejscu wyobraa sobie Chantal. Opowiadaj mu o kobietach gwaconych w czasie wojny domowej? Widzi wtedy Chantal, zgwacon. Tylko ona, nikt inny, wyzwala go od obojtnoci. Tylko przez jej porednictwo zdolny jest do wspczucia. Chciaby jej o tym powiedzie, lecz wstydzi si patosu. Tym bardziej e inna myl, cakiem odmienna, nagle go zaskoczya: a gdyby straci t jedyn istot, ktra wie go z

ludmi? Nie myla o jej mierci, lecz o czym bardziej ulotnym, nieuchwytnym, czym, co w ostatnim czasie za nim chodzio: pewnego dnia nie rozpozna jej, pewnego dnia spostrzee, e Chantal nie jest t Chantal, z ktr y, lecz ow kobiet na play, ktr wzi za Chantal; pewnego dnia pewno, jak Chantal dla niego przedstawia, okae si zudna i Chantal stanie mu si rwnie obojtna, co wszyscy inni. Uja go za rk: - Co ci jest? Znowu jeste smutny. Od kilku dni widz, e jeste smutny. Co ci jest? - Ale nic, zupenie nic. - No przecie widz. Powiedz mi, co ci smuci w tej chwili? - Wyobraziem sobie, e jeste kim innym. - Jak to? - e jeste inna, ni to sobie wyobraam. e pomyliem si co do twojej tosamoci. - Nie rozumiem. Widzia stos biustonoszy. Smutny kopczyk biustonoszy. aosny kopczyk. Ale gdzie w gbi tego obrazu pojawiaa si z powrotem rzeczywista twarz Chantal siedzcej naprzeciw. Czu dotyk jej rki na swojej i wraenie, e ma przed sob kogo obcego lub zdrajc, szybko si zataro. Umiechn si: - Zapomnij o tym. Nic nie mwiem.

29 Przywartego plecami do ciany pokoju, w ktrym si kochali, z wycignit doni, z oczyma chciwie wbitymi w ich nagie ciaa: tak go sobie wyobrazia podczas posiku w restauracji. Teraz przywar plecami do drzewa i niezdarnie wyciga do w stron przechodniw. Chantal chce najpierw udawa, e go nie dostrzega, potem wiadomie, stanowczo, jakby z myl, e wyjani ostatecznie t ca zagmatwan sytuacj, przystaje przed nim. Nie podnoszc oczu ebrak powtarza swoj formuk: - Prosz o wsparcie. Patrzy na niego: jest niepokojco czysty, w krawacie, szpakowate wosy s zaczesane do tyu. Jest pikny czy brzydki? Jego kondycja stawia go poza piknem i brzydot. Chantal ma ochot co do niego rzec, ale nie wie co. Zakopotanie nie pozwala jej mwi i Chantal otwiera torebk, szuka drobnych, lecz poza paroma centymami niczego nie znajduje. On tam stoi, bez ruchu, wycigajc w jej stron t straszliw do i jego bezruch wzmaga ciar milczenia. Powiedzie teraz: prosz wybaczy, nie mam przy sobie drobnych, zdaje si jej niemoliwe, chce wic da mu banknot, lecz znajduje jedynie banknot dwustu-frankowy; jest

to niewspmierna jamuna i na myl o niej Chantal si czerwieni: ma wraenie, e utrzymuje wyimaginowanego kochanka, e przepaca go, aby sa do niej miosne listy. Kiedy zamiast maego zimnego krka metalu ebrak wyczuwa w doni papier, unosi gow i Chantal widzi jego zdziwione oczy. Jest to spojrzenie pene przeraenia i Chantal, zmieszana, szybko odchodzi. Wkadajc mu banknot do doni, mylaa jeszcze, e daje go swemu wielbicielowi. Dopiero gdy odchodzi, dociera do niej ta oczywisto: w jego oczach nie byo najmniejszej iskierki porozumienia; adnej niemej aluzji do ich wsplnej przygody; niczego poza szczerym i cakowitym zdziwieniem; zalknionym zdziwieniem ndzarza. Nagle wszystko staje si jasne: uwaa tego mczyzn za autora listw jest szczytem absurdu. Gniew na siebie sam uderza jej do gowy. Dlaczego powica tyle uwagi takiemu gupstwu? Dlaczego nawet w wyobrani pozwala sobie na t hec wymylon przez znudzonego obiboka? Myl o pliku listw ukrytych pod biustonoszami zaczyna by nagle nieznona. Wyobraa sobie obserwatora, ktry z ukrytego miejsca ledzi kady jej ruch, lecz nie wie przy tym, co ona myli. Na podstawie tego, co by zobaczy, musiaby uzna j za kobiet banalnie spragnion mczyzn, gorzej, za kobiet romantyczn i gupi, ktra przechowuje niczym wity przedmiot kady dowd mioci, o jakiej sodko marzy. Nie mogc znie duej tego kpicego spojrzenia niewidzialnego obserwatora, zaraz po przyjciu do domu podchodzi do szafy. Widzi stos biustonoszy i co j uderza. Ale oczywicie, stwierdzia to ju wczoraj: jej szal nie by zoony tak, jak skada go ona. Stan euforii sprawi, e natychmiast o tym zapomniaa. Ale tym razem nie moe zignorowa tego ladu rki, ktra nie jest jej rk. Ach, to zbyt jasne! Przeczyta listy! Podglda j! Szpieguje! Wypenia j gniew, gniew na wszystko: na nieznajomego mczyzn, ktry nie proszc o wybaczenie zarzuca j listami; na siebie sam, gupio przechowujc je w ukryciu; i na JeanMarca, ktry j ledzi! Chantal wyciga plik listw i idzie (ktry to ju raz!) do toalety. Przyglda si im po raz ostatni, zanim je podrze i spuci za nimi wod, i co wzbudza jej nieufno, charakter pisma wydaje si jej nagle podejrzany. Uwanie je oglda: zawsze ten sam atrament, wszystkie litery s bardzo due, lekko pochylone w lewo, lecz te same litery rni si midzy sob, tak jakby ten, kto je stawia, nie zdoa zachowa identycznego charakteru pisma. Ta konstatacja zdaje jej si do tego stopnia dziwna, e i tym razem nie drze listw, tylko siada przy stole, aby je znowu przeczyta. Zatrzymuje si nad drugim, ktry opisuje j, gdy sza do pralni: jak to wwczas wygldao? bya z Jean-Markiem, ktry rozmieszy wacicielk. Jej korespondent wspomina o tym miechu. Ale jake mg go sysze? Twierdzi, e patrzy na ni z ulicy. Ale kt mg j obserwowa tak, e ona nie

zdawaa sobie z tego sprawy? aden du Barreau. aden ebrak. Jedna tylko osoba: ta, ktra bya z ni w pralni. A sformuowanie co sztucznie dorzuconego do Pani ycia", ktre uwaaa za niezdarn napa wymierzon w Jean-Marca, bya w istocie narcystyczn kokieteri samego Jean-Marca. Tak, to tym narcyzmem si zdradzi, tym paczliwym narcyzmem, ktry mia jej powiedzie: kiedy tylko na twojej drodze znajduje si inny mczyzna, ja jestem jedynie niepotrzebnym przedmiotem, dorzuconym do twego ycia. Potem przypomniaa sobie o tym dziwnym zdaniu, gdy koczyli kolacj w restauracji. Powiedzia jej, e by moe pomyli si co do jej tosamoci. e by moe bya kim innym! Siedz Pani niczym szpieg", napisa w pierwszym licie. Zatem to on jest szpiegiem. Bada j, przeprowadza na niej dowiadczenia, aby udowodni sobie, e nie jest taka, za jak j uwaa! Pisze do niej listy pod nieznanym imieniem i nastpnie obserwuje jej zachowanie, szpicluje j a do samej szafy, a po biustonosze! Ale po co to robi? Narzuca si jedna tylko odpowied: chce j osaczy. Ale po co ma j osacza? Po to, by si jej pozby. Istotnie, jest modszy, a ona si postarzaa. Na prno ukrywa uderzenia krwi do twarzy, postarzaa si i to wida. A on szuka powodu, by j porzuci. Nie moe jej powiedzie: postarzaa si, ja jestem mody. Jest na to zbyt porzdny, zbyt grzeczny. Ale kiedy tylko nabierze przekonania, e go zdradza, e jest zdolna go zdradzi, porzuci j z t sam atwoci, z tym samym chodem, z jakimi odsun od swego ycia starego przyjaciela F. Ten chd, tak dziwnie radosny, zawsze j przeraa. Teraz rozumie, e jej przeraenie byo prorocze.

30 Wpisa czerwie Chantal na pierwsze strony zotej ksigi ich mioci. Po raz pierwszy spotkali si w tumie ludzi, w sali przy dugim stole zastawionym kieliszkami szampana i talerzami z tostami, z pasztetami, z szynk. Byo to w grskim hotelu, a on by wwczas instruktorem narciarskim i zosta poproszony, cakiem przypadkowo i jeden tylko raz, by przyczy si do towarzystwa uczestnikw seminarium, ktre kadego wieczora koczyo si

maym koktajlem. Przedstawiono ich sobie w przelocie, szybko, nie mogli nawet zapamita swoich imion. Udao im si zamieni jedynie kilka sw w obecnoci innych osb. Nastpnego dnia Jean-Marc przyszed nie zaproszony po to tylko, by j zobaczy. Gdy go spostrzega, zaczerwienia si. Zaczerwieniy si nie tylko policzki, lecz take szyja i jeszcze niej dekolt; bya wspaniale czerwona na oczach wszystkich, czerwona z jego powodu i dla niego. Ta czerwie bya miosn deklaracj, ta czerwie przesdzia o wszystkim. P godziny pniej udao im si odosobni w pmroku dugiego korytarza; nie wypowiedziawszy sowa, zachannie si caowali. To, e nastpnie przez cae lata nie widzia, jak Chantal si czerwieni, potwierdzao wyjtkowy charakter tamtej czerwieni, ktra w gbi ich przeszoci byszczaa niczym niewymownie kosztowny rubin. Pniej powiedziaa mu ktrego dnia, e mczyni nie ogldaj si ju za ni. Sowa, same w sobie bahe, stay si wane z powodu towarzyszcej im czerwieni. Nie mg pozosta guchy na jzyk kolorw, ktry by jzykiem ich mioci i ktry, powizany ze zdaniem przez ni wypowiedzianym, zdawa mu si mwi o smutku starzenia si. Dlatego, przyjmujc mask obcego, napisa do niej: Chodz za Pani jak szpieg, jest Pani pikna, bardzo pikna". Kiedy wrzuci pierwszy list do skrzynki, nawet nie myla o wysyaniu kolejnych. Niczego nie zaplanowa na przyszo, chcia po prostu sprawi jej przyjemno, teraz, natychmiast, pozby j deprymujcego wraenia, e mczyni ju si za ni nie ogldaj. Nie prbowa przewidzie jej reakcji. Gdyby mimo wszystko usiowa jej si domyli, to by przypuszcza, e Chantal pokae mu list mwic: Spjrz! jednak mczyni jeszcze o mnie nie zapomnieli!", a on z ca niewinnoci zakochanego dorzuciby do pochwa nieznajomego wasne komplementy. Ale niczego mu nie pokazaa. Epizod pozosta otwarty, bez kocowej kropki. W nastpnych dniach czsto znajdowa j w rozpaczy, pogronej w myli o mierci, przeto chcc nie chcc pisa dalej. Piszc drugi list myla sobie: staj si Cyranem; Cyrano: mczyzna, ktry pod mask kogo innego wyznaje mio ukochanej kobiecie; ktry, odciony od swego imienia, nagle wyzwala w sobie elokwencj. Przeto pod listem dorzuci podpis: C.D.B. By to szyfr tylko dla niego. Tak jakby pozostawi tajemny znak swego przejcia. C.D.B.: Cyrano de Bergerac. I by nadal Cyranem. Podejrzewajc, e Chantal przestaa wierzy w swe wdziki, mwi dla niej o jej ciele. Prbowa opisa kad jego cz, twarz, nos, oczy, szyj, nogi, aby na powrt zacza by z niego dumna. By szczliwy, gdy stwierdzi, e Chantal chtniej si stroi, e jest weselsza, lecz ten sukces zarazem go smuci: wczeniej nie lubia nosi wok szyi czerwonych pere, nawet kiedy j o to prosi; a teraz usuchaa kogo innego.

Cyrano nie moe y bez zazdroci. W dniu, w ktrym wszed niespodziewanie do pokoju i Chantal pochylaa si nad pk w szafie, wyranie dostrzeg jej zakopotanie. Udajc, e niczego nie zauway, opowiedzia jej o powiece, ktra obmywa oko; dopiero nazajutrz, kiedy by sam w domu, otworzy szaf i pod stosem biustonoszy znalaz dwa listy. Wwczas pyta siebie zadumany, dlaczego Chantal ich mu nie pokazaa; odpowied wydaa mu si prosta. Kiedy mczyzna pisze listy do kobiety, czyni to po to, by przygotowa teren, na ktrym pniej zbliy si do niej w celu uwiedzenia. A kiedy kobieta te listy przemilcza, to dlatego, e chce, by jej dzisiejsza dyskrecja chronia jutrzejsz przygod. I kiedy na domiar je chowa, to dlatego, e gotowa jest pojmowa t przysz przygod jako mio. Dugo sta przed otwart szaf i nastpnie, za kadym razem, gdy wrzuca do skrzynki nowy list, szed sprawdzi, czy odnajdzie go na swoim miejscu, pod biustonoszami.

31 Gdyby Chantal si dowiedziaa, e Jean-Marc nie dochowa jej wiernoci, cierpiaaby, lecz zgadzaoby si to z tym, czego w ostatecznoci moga si po nim spodziewa. Jednake szpiegowanie, policyjne eksperymenty, ktre kaza jej znosi, nie odpowiaday niczemu, co o nim wiedziaa. Kiedy si poznali, nie chcia niczego wiedzie, niczego sysze o jej przeszym yciu. Szybko przystaa na skrajno tej odmowy. Nie miaa wobec niego adnej tajemnicy i okrywaa milczeniem to tylko, o czym on nie chcia sysze. Nie widzi adnego powodu, dla ktrego Jean-Marc zacz nagle j podejrzewa, nadzorowa. Nagle przypomina sobie zdanie o karminowej szacie kardynaa, ktre zawrcio jej w gowie, i teraz si wstydzi: jake bya otwarta dla obrazw, ktre kto sia w jej gowie! jake musiaa mu si wyda mieszna! Wsadzi j do klatki niczym krlika. Zoliwy i rozbawiony, ledzi jej reakcje. A jeli si myli? Czy nie pomylia si ju dwukrotnie wtedy, gdy zdawao si jej, e zdemaskowaa swego korespondenta? Odszukuje kilka listw, ktre Jean-Marc kiedy do niej napisa, i porwnuje je z listami C.D.B. Jean-Marc ma pismo lekko pochylone w prawo, stawia raczej mae litery, podczas gdy we wszystkich listach nieznajomego pismo jest obszerne i pochyla si w lewo. Ale wanie to nazbyt widoczne niepodobiestwo zdradza oszustwo. Ten, kto chce skry swj charakter pisma, postara si najpierw zmieni jego pochylenie i rozmiar. Chantal prbuje porwna f',

a" i o", tak, jak wygldaj w listach Jean-Marca i nieznajomego. Stwierdza, e mimo rnej wielkoci, ich zarys wydaje si podobny. Ale kiedy porwnuje duej, wci na nowo, traci pewno. Och nie, nie jest grafologiem i niczego nie moe by pewna. Wybiera jeden list Jean-Marca i jeden list podpisany przez C.D.B.; wkada je do torebki. Co pocz z pozostaymi? Znale lepsz dla nich kryjwk? Po co. Jean-Marc zna je i zna nawet miejsce, w ktrym Chantal je chowa. Nie trzeba dawa mu do zrozumienia, e czuje si nadzorowana. Ukada je zatem w szafie, dokadnie tam, gdzie dotd leay. Niedugo potem zadzwonia do drzwi gabinetu grafologa. Przyj j miody mczyzna w ciemnym garniturze i poprowadzi korytarzem do biura, gdzie za stoem siedzia inny mczyna, osiek w samej koszuli. Modzieniec opar si o cian w gbi pokoju, natomiast osiek wsta i poda jej rk. Usiad, a Chantal spocza w fotelu naprzeciw. Pooya na stole list Jean-Marca i list C.D.B; kiedy wyjaniaa, zakopotana, czego chciaaby si dowiedzie, mczyzna powiedzia do niej bardzo obcym tonem: - Mog sporzdzi dla pani psychologiczn analiz mczyzny, ktrego tosamo jest pani znana. Ale trudno jest sporzdzi analiz psychologiczn podrabianego charakteru pisma. - Nie potrzebuj analizy psychologicznej. Znam wystarczajco dobrze psychologi czowieka, ktry napisa te listy, jeli przypuci, e to on je napisa. - Jeli dobrze pojem, chce pani mie pewno, e osoba, ktra napisaa ten list - pani kochanek bd m -jest t sam osob, ktra zmienia charakter pisma. Chce j pani zdemaskowa. - Niezupenie tak - powiedziaa, zaenowana. - Niezupenie, lecz prawie. Tyle e, droga pani, ja jestem grafologiem-psychologiem, a nie prywatnym detektywem i z policj rwnie nie wsppracuj. W pokoiku zapado milczenie i aden z obu mczyzn nie chcia go przerwa, gdy aden nie mia dla niej wspczucia. Czua, jak wewntrz jej ciaa wznosi si fala ciepa, potna, dzika, zaborcza fala, i zrobia si czerwona, czerwona na caym ciele; raz jeszcze przemkny jej przez gow sowa o karminowym paszczu kardynaa, gdy jej ciao byo teraz prawdziwie udrapowane w wykwintny paszcz uszyty z pomieni. - Pomylia pani adres - powiedzia jeszcze mczyzna. - To nie jest gabinet donosw. Usyszaa sowo ,,donos" i jej paszcz z pomieni sta si paszczem wstydu. Wstaa, eby zabra listy. Ale zanim zdoaa je wzi, modzieniec, ktry przyj j w drzwiach, przeszed za st; stojc przy osiku, wpatrywa si uwanie w oba charaktery pisma i powiedzia:

- Oczywicie, e to jest ta sama osoba - nastpnie zwrci si do Chantal: - Prosz spojrze na to t", prosz spojrze na to g"! Nagle go rozpoznaje: ten modzieniec to kelner z normandzkiego miasteczka, gdzie czekaa na Jean-Marca. A poniewa go rozpoznaje, syszy wewntrz swego rozpalonego ciaa wasny gos, peen zdziwienia: przecie to wszystko nie jest prawd! to mi si roi, to mi si roi, to nie moe by prawd! Modzieniec unis gow, spojrza na ni (jakby chcia jej pokaza sw twarz, aby moga zosta rozpoznana) i powiedzia do niej z umiechem tyle sodkim, co pogardliwym: Oczywicie! To ten sam charakter pisma. Tyle e powikszy je i pochyli w lewo. Chantal nie chce ju niczego sysze, sowo donos" wypdzio wszystkie inne sowa. Czuje si jak kobieta, ktra denuncjuje swojego ukochanego na policji, przynoszc jako dowd wos znaleziony na zdradzonej pocieli. Wreszcie, zebrawszy listy, odwraca si bez sowa i kieruje ku wyjciu. Modzieniec przemieci si raz jeszcze: stoi przy drzwiach i otwiera je przed ni. Chantal jest sze krokw od niego, i ta maa odlego wydaje si jej nieskoczona. Jest czerwona, pali si, rozpywa. Mczyzna przed ni jest arogancko mody i arogancko patrzy na jej biedne ciao. Jej biedne ciao! Pod spojrzeniem modzieca Chantal czuje, e starzeje si ono w oczach, w przypieszonym tempie, widocznie jak na doni. Wydaje si jej, e powtarza si sytuacja, ktr przeya w kawiarni na normandzkim wybrzeu, kiedy zagrodzi jej drog do drzwi, umiechajc si usunie, i ona baa si, e nie bdzie ju moga wyj. Spodziewa si, e teraz odegra przed ni t sam scen, lecz on stoi grzecznie obok drzwi do biura i j przepuszcza; po czym Chantal niepewnym krokiem starej kobiety idzie korytarzem w stron drzwi wyjciowych (czuje jego cikie spojrzenie na swych mokrych plecach) i kiedy wreszcie znajduje si na klatce schodowej, ma wraenie, e umkna z wielkiego niebezpieczestwa.

32 Dlaczego w dniu, w ktrym szli razem po ulicy, nie zamieniajc ani sowa, widzc wok siebie jedynie nieznajomych przechodniw, nagle si zaczerwienia? Byo to niepojte: stropiony, nie mg zapanowa nad swoj reakcj: Zaczerwienia si! Dlaczego si zaczerwienia?" Nie odpowiedziaa mu i zaniepokoio go, e dzieje si z ni co, o czym on nie ma pojcia.

Epizod ten jakby rozpali zot ksig ich mioci i Jean-Marc napisa do Chantal list o karminowym paszczu kardynaa. W swej roli Cyrana osign wwczas swj najwikszy sukces: oczarowa j. By dumny z listu, ze swego uwodzicielskiego talentu, lecz odczuwa zazdro silniejsz ni kiedykolwiek. Stworzy widmo mczyzny i cho tego nie chcia, podda Chantal testowi, ktry mierzy jej podatno na czyje uwodzenie. Jego zazdro nie przypominaa tej, ktr odczuwa w swej modoci, kiedy wyobrania torturowaa go erotycznymi fantazjami; tym razem zazdro bya mniej bolesna, lecz bardziej niszczycielska: bardzo agodnie przemieniaa ukochan kobiet w zudzenie ukochanej kobiety. A poniewa Chantal nie bya ju dla niego istot pewn, nie mia ju adnego staego punktu w chaosie bez wartoci, jakim jest wiat. Przy Chantal przeistoczonej (albo odistoczonej) opanowywaa go dziwna, melancholijna obojtno. Nie obojtno wobec niej, lecz obojtno wobec wszystkiego. Jeli Chantal jest zudzeniem, zudzeniem jest cae ycie Jean-Marca. W kocu jego mio przezwyciya zazdro i wtpliwoci. Pochyla si nad otwart szaf, wbija wzrok w biustonosze, i nagle, nie pojmujc, jak to si stao, poczu si wzruszony. Wzruszony odwiecznym gestem kobiet chowajcych list w bielinie, gestem, ktrym jego Chantal, jedyna i niepowtarzalna, staje w nieskoczonym pochodzie swych wsplniczek. Nigdy nie chcia niczego wiedzie o intymnej czci jej ycia, ktrej z ni nie dzieli. Dlaczego teraz miaby si ni interesowa czy wrcz na ni oburza? Czym jest zreszt, pyta siebie, intymny sekret? Czy to w nim spoczywa to, co w istocie ludzkiej jest najbardzej indywidualne, najbardziej oryginalne, najbardziej tajemne? Czy to intymne sekrety czyni z Chantal ow jedyn istot, ktr on kocha? Nie. Sekretne jest to, co najbardziej pospolite, najbanalniejsze, najczstsze i wsplne wszystkim: ciao i jego potrzeby, jego manie, choroby, na przykad zatwardzenie albo miesiczka. Skrywamy wstydliwie owe intymnoci nie dlatego, e s takie osobiste, lecz przeciwnie, dlatego e s aonie bezosobowe. Jak moe mie Chantal za ze, e naley ona do swojej pci, e przypomina inne kobiety, e nosi biustonosz i wraz z nim psychologi biustonosza? Tak jakby sam nie nalea do jakiego wiecznie mskiego idiotyzmu! Pocztki obojga wywodz si z pracowni, w ktrej spartolono ich oczy, dodajc bezwadny ruch powieki, a w ich brzuchach umieszczono mierdzc fabryczk. Oboje maj ciao, w ktrym biedna dusza zajmuje tak mao miejsca. Czy nie powinni przej mimo tej maej ndzy, ktr skrywaj gboko w szufladach? Ogarno go ogromne wspczucie i aby ju ostatecznie zakoczy t histori, postanowi napisa do Chantal ostatni list.

33 Pochylony nad kartk papieru, zastanawia si znw nad tym, co Cyrano, ktrym by (ktrym jeszcze, po raz ostatni, jest), nazywa drzewem moliwoci. Drzewo moliwoci: ycie takie, jakie si objawia czowiekowi, kiedy, zdziwiony, dociera do progu ycia dorosego: rozgazienia pene rozpiewanych pszcz. I wydaje mu si, e pojmuje, dlaczego Chantal nie pokazaa mu nigdy listw: chciaa usysze szelest drzewa, sama, bez niego, gdy on, Jean-Marc, uosabia przekrelenie wszystkich moliwoci, by redukcj jej ycia (choby i redukcj szczliw) do jednej moliwoci. Nie moga opowiedzie mu o listach, gdy t szczeroci natychmiast by mu uwiadomia, e nie interesuje si prawdziwie moliwociami, jakie listy jej przyrzekay, e z gry odrzuca utracone drzewo, ktre jej pokazywa. Jake mgby mie to jej za ze? W ostatecznym rozrachunku to on chcia, by usyszaa muzyk szeleszczcych gazi. Zachowaa si zatem zgodnie z yczeniem Jean-Marca. Usuchaa go. Pochylony nad kartk, myli: nawet jeli przygoda z listami dobiega kresu, echo tego szelestu pozostao w Chantal. I pisze do niej, e nieoczekiwana okoliczno zmusza go do wyjazdu. Potem osabia nieco to stwierdzenie: Czy jest to doprawdy nieoczekiwany wyjazd, czy raczej pisaem moje listy dlatego wanie, e wiedziaem, i pozostan bez dalszego cigu? Czy to nie pewno wyjazdu pozwalaa mi przemawia do Pani z pen szczeroci?" Wyjecha. Tak, to jedyne moliwe rozwizanie, lecz dokd jecha? Zastanawia si. Moe nie wspomina o celu podry? Byoby to tajemnicze na zbyt romantyczny sposb. Albo byby to niegrzeczny unik. To prawda, jego istnienie musi pozosta w cieniu, dlatego nie poda przyczyn swego wyjazdu, bo mogyby wskaza na wymylon tosamo respondenta, na przykad na jego zawd. Jednak bardziej naturalne byoby powiedzie, dokd jedzie. Jakie miasto we Francji? Nie. Nie byby to wystarczajcy powd do przerwania korespondencji. Nowy Jork? Meksyk? Japonia? Wygldaoby to nieco podejrzanie. Naley wymyli miasto za granic, a jednak bliskie, banalne. Londyn! Ale tak; wydaje to mu si tak logiczne, tak naturalne, e mwi do siebie z umiechem: istotnie, wyjecha mog tylko do Londynu. Ale zaraz pyta: dlaczego wanie Londyn wydaje mi si tak naturalny? Wwczas wyania si wspomnienie mczyzny z Londynu, z ktrego Chantal i on czsto artowali, kobieciarza, ktry niegdy da Chantal wizytwk. Anglika, Brytyjczyka, ktrego Jean-Marc nazwa Britannicusem. Niele: Londyn, miasto lubienych marze. To tam nieznajomy wielbiciel pojedzie i wmiesza si w tum rozpustnikw, psw na kobiety, podrywaczy, erotomanw, perwersantw, lubienikw; to tam zniknie na zawsze.

I jeszcze myli sobie: pozostawi sowo Londyn zamiast podpisu, jako ledwie dostrzegalny lad swych rozmw z Chantal. Smieje si cicho sam z siebie: chce pozosta nieznany, bez tosamoci, gdy wymaga tego gra. A jednak pragnienie przeciwne, pragnienie zupenie nieuzasadnione i niezasadne, irracjonalne, tajemne, z pewnoci gupie, namawia go, by nie znikn tak zupenie niezauwaony, by zostawi znak, ukry gdzie zaszyfrowany podpis, na ktrego podstawie jaki nieznany i wyjtkowo przenikliwy obserwator mgby go zidentyfikowa. Gdy schodzi woy list do skrzynki, usysza piskliwe krzyki. Na dole zobaczy ich: kobiet z trjk dzieci przed domofonem. Podchodzc do skrzynek umieszczonych na przeciwlegej cianie, przeszed obok. Kiedy si odwrci, zauway, e kobieta naciska dzwonek, przy ktrym napisane jest nazwisko Chantal i jego nazwisko. - Kogo pani szuka? - zapyta. Kobieta powiedziaa nazwisko. - To ja! Cofna si o krok i spojrzaa na niego z ostentacyjnym zdziwieniem: - To pan! Och, jake jestem szczliwa, e mog pana pozna! Jestem szwagierk Chantal!

34 Zbity z tropu, musia zaprosi ich do siebie na gr. - Nie chc panu przeszkadza - powiedziaa szwagierk, gdy weszli do mieszkania. - Nie przeszkadza mi pani. Zreszt Chantal zaraz wrci. Szwagierk zacza mwi; od czasu do czasu rzucaa okiem na dzieci, ktre byy zupenie spokojne, wystraszone, niemale osupiae. - Jestem szczliwa, e Chantal je zobaczy - powiedziaa, gaszczc po gowie jedno z nich. - Ona ich nawet nie zna, urodziy si po jej wyjedzie. Lubia dzieci. Nasza willa pkaa od nich w szwach. Jej m by raczej okropnym facetem, nie powinnam tak mwi o wasnym bracie, ale oeni si drugi raz i ju si z nami nie widuje. - miejc si: - Waciwie to zawsze wolaam Chantal od jej ma! Znowu cofna si o krok i przyjrzaa Jean-Marcowi spojrzeniem rwnie wielbicym co prowokujcym: - C, umiaa dobra sobie mczyzn! Przyjechaam powiedzie wam, e jestecie u nas mile widziani. Bd wdziczna, jeli pan przyjedzie i w ten sposb zwrci nam nasz Chantal. Dom jest otwarty, kiedy tylko pan zechce. Zawsze. - Dzikuj.

- Jest pan wysoki, och, jake to mi si podoba. Mj brat jest niszy od Chantal. Zawsze miaam wraenie, e ona jest jego mam. Nazywaa go moj ma myszk", moe pan to poj, nadaa mu kobiece przezwisko! Zawsze sobie wyobraaam - powiedziaa wybuchajc miechem - jak trzyma go w ramionach i koysze, szepczc moja maa myszka, moja maa myszka!" Zrobia kilka tanecznych krokw, wycigajc ramiona, tak jakby niosa w nich dziecko, i powtrzya: Moja maa myszka, moja maa myszka!" Jeszcze przez chwil taczya, domagajc si miechu Jean-Marca jako odpowiedzi. Aby j zadowoli, uda, e si umiecha, i wyobrazi sobie Chantal przy mczynie, ktrego nazywaa ma myszk". Szwagierka nadal mwia i nie mg wyrzuci z siebie tego obrazu, ktry go napawa przeraeniem: obrazu Chantal nazywajcej mczyzn (niszego od niej) swoj ma myszk". Z ssiedniego pokoju dochodziy jakie haasy. Jean-Marc spostrzeg, e dzieci si rozbiegy; oto podstpna strategia najedcw: pod paszczykiem niewinnoci udao im si wlizgn do pokoju Chantal; najpierw milczcy niczym tajna armia, potem, po dyskretnym zamkniciu za sob drzwi, odgrywajcy furioso zdobywcw. Jean-Marc by niespokojny, lecz szwagierka go zapewnia: - Nic takiego. To tylko dzieci. Bawi si. - Tak, tak - powiedzia Jean-Marc - widz, e si bawi - i skierowa kroki w stron rozkrzyczanego pokoju. Szwagierka bya szybsza. Otworzya drzwi: z obrotowego krzesa zrobili karuzel; jedno dziecko pooyo si brzuchem na siedzeniu i krcio si w koo, dwoje pozostaych obserwowao je wrzeszczc. - Mwiam panu, bawi si - powtrzya szwagierka, zamykajc drzwi. I porozumiewawczo mrugna okiem: - To s dzieci. Co poradzi? Szkoda, e Chantal nie ma. Tak bardzo bym chciaa, by je poznaa. Wrzawa z ssiedniego pokoju przeistoczya si w prawdziwy tumult i Jean-Marc nie ma ju adnej ochoty ucisza dzieci. Widzi przed sob Chantal, ktra w rodku rodzinnej ciby koysze w ramionach niskiego mczyzn i nazywa go ma myszk". Do tego obrazu docza nastpny: Chantal, ktra strzee zazdronie listw od nieznajomego wielbiciela, aby nie zdusi w zarodku obietnicy przygody. Ta Chantal nie jest do siebie podobna; ta Chantal nie jest t, ktr kocha; ta Chantal jest zudzeniem. Wypenia go dziwne, destrukcyjne pragnienie i Jean-Marc rozkoszuje si zgiekiem, jaki robi dzieci. Pragnie, by zdemoloway pokj, by zdemoloway cay, may wiat, ktry kocha i ktry sta si zudzeniem. - Mj brat - cigna szwagierka - by dla niej za wty, rozumie mnie pan, wty - mieje

si - we wszystkich znaczeniach sowa. Pan rozumie, pan rozumie! - Znowu si mieje. - Czy mog da panu pewn rad? - Jak pani sobie yczy. - Rad bardzo poufn! Przysuna usta i co mu powiedziaa, ale jej wargi, dotykajc ucha Jean-Marca, mlaskny i zaguszyy sowa. Odsuna si i zamiaa: - I co pan na to? Niczego nie zrozumia, ale te si rozemia. - Ach, rozbawio to pana! - powiedziaa szwagierka i dorzucia: - Mogabym opowiedzie panu mnstwo podobnych rzeczy. Och, wie pan, my nie miaymy przed sob tajemnic. Jeli ma pan z ni problemy, prosz mi powiedzie, mog da panu par dobrych rad! - Rozemiaa si: - Wiem, jak j poskromi! I Jean-Marc myli: Chantal zawsze z wrogoci wyraaa si o swej rodzinie i szwagierce. Jak jest moliwe, e szwagierka darzy j tak szczer sympati? Co zatem waciwie oznacza to, e Chantal ich nienawidzia? Jak mona kogo nienawidzi i zarazem tak atwo przystosowywa si do tego, co si nienawidzi? W ssiednim pokoju dzieci szalay i szwagierka umiecha si, wskazujc rk w stron drzwi: - Widz, e to panu nie przeszkadza! Jest pan jak ja. Widzi pan, ja nie jestem kobiet kochajc porzdek, ja lubi, eby co si dziao, eby piewao, sowem, kocham ycie! Na tle dziecicych krzykw nasuwaj mu si dalsze myli: czy atwo, z jak Chantal umie przystosowa si do tego, co nienawidzi, jest doprawdy tak godna podziwu? Czy mie dwie twarze to doprawdy powd do tryumfu? Niegdy cieszy si myl, e wrd tych ludzi od reklamy ona jest intruzem, szpiegiem, zamaskowanym wrogiem, potencjaln terrorystk. Ale Chantal nie jest terrorystk, jest raczej, jeli ju posugiwa si terminologi polityczn, kolaborantk. Kolaborantk, ktra suy znienawidzonej wadzy, nie utosamiajc si z ni, ktra pracuje dla niej, bdc od niej daleko i ktra pewnego dnia na sw obron przytoczy przed sdziami fakt, e miaa dwie twarze.

35 Chantal zatrzymaa si na progu i, zdziwiona, staa w nim niemal minut, gdy ani JeanMarc, ani szwagierka jej nie zauwayli. Dobieg do niej piskliwy gos, ktrego ju dawno nie syszaa: Pan jest podobny do mnie. Widzi pan, ja nie jestem kobiet kochajc porzdek, ja lubi, eby co si dziao, eby piewao, sowem, kocham ycie!"

Wreszcie spojrzenie szwagierki spoczo na niej: - Chantal - wykrzykna - co za niespodzianka, nieprawda? - i podbiega j ucaowa. Chantal poczua w kcikach ust wilgo warg swej szwagierki. Nadejcie Chantal wywoao zakopotanie, lecz przerwaa je wkrtce dziewczynka, ktra wbiega do pokoju. - To jest nasza maa Corinne - oznajmia szwagierka Chantal; i do dziecka: - Powiedz cioci dzie dobry - lecz dziewczynka nie zwrcia adnej uwagi na Chantal i oznajmia, e chce jej si siusiu. Szwagierka bez wahania, tak jakby bya tu ju dobrze zadomowiona, wesza z Corinne do przedpokoju i znikna w toalecie. - Boe - wyszeptaa Chantal, korzystajc z nieobecnoci szwagierki. - Jak oni nas tu wykryli? Jean-Marc wzruszy ramionami. Poniewa szwagierka pozostawia drzwi do przedpokoju i toalety szeroko otwarte, niewiele mogli sobie powiedzie. Syszeli plusk moczu spadajcego w wod w muszli, zmieszany z gosem szwagierki, ktra przekazywaa im informacje o swej rodzinie i od czasu do czasu strofowaa siusiajc dziewczynk. Chantal przypomina sobie: pewnego dnia, podczas wakacji, zamkna si w toalecie; nagle kto pocign za klamk. Poniewa nie znosi prowadzi rozmw przez drzwi toalety, nie odpowiedziaa. Po drugiej stronie domu kto krzykn, aby uspokoi natrta. Tam siedzi Chantal!" Mimo informacji natrt jeszcze parokrotnie szarpn klamk, jakby chcia zaprotestowa przeciw milczeniu Chantal. Odgos moczu ustpi szumowi spuszczonej wody i Chantal myli wci o wielkiej betonowej willi, w ktrej dwiki roznosiy si tak, e nie sposb byo okreli kierunku, z jakiego pochodziy. Przyzwyczajona bya sysze kopulacyjne westchnienia szwagierki (ich zbdna donono miaa by zapewne prowokacj, nie tyle seksualn, co moraln: demonstracyjnym odrzuceniem wszelkich tajemnic); pewnego dnia miosne westchnienia rozlegy si ponownie i dopiero po pewnym czasie zrozumiaa, e to babcia astmatyczka oddycha, jczc po drugiej stronie domu. Szwagierka wrcia do salonu. - No to le - powiedziaa do Corinne, ktra pobiega do dzieci w pokoju obok. Po czym szwagierka zwrcia si do Jean-Marca: - Nie mam Chantal za ze, e zostawia mojego brata. By moe powinna go ju dawno zostawi. Ale mam jej za ze, e o nas zapomniaa. - I, obracajc si w stron Chantal: - Przecie jestemy dla ciebie, Chantal, du czci twojego ycia! Nie moesz nas si wyprze, przekreli, nie moesz zmieni swej przeszoci! Twoja przeszo jest tym, czym jest. Nie moesz zaprzeczy, e bya z nami szczliwa. Przyjechaam powiedzie twojemu nowemu przyjacielowi, e jestecie oboje mile u mnie widziani!

Chantal syszaa jej sowa i mylaa sobie, e zbyt dugo ya z t rodzin nie okazujc swej innoci, przeto szwagierka cakiem (niemal cakiem) susznie mogaby si gniewa, e po rozwodzie zerwaa z nimi wszystkie wizy. Dlaczego w czasie swego maestwa Chantal bya tak mia i ugodowa? Sama nie wiedziaa, jak nazwa swe wczesne zachowanie. Posuszestwem? Hipokryzj? Obojtnoci? Dyscyplin? Kiedy y jej syn, bya w peni gotowa przysta na to ycie we wsplnocie, pod staym nadzorem, z caym jego zbiorowym brudem, z niemal obowizkow nagoci na basenie, z niewinn bliskoci, ktra pozwalaa jej si dowiadywa, dziki subtelnym, lecz sugestywnym ladom, kto by przed ni w toalecie. Czy lubia to? Nie, przepenia j wstrt, lecz wstrt ten by agodny, milczcy, nie waleczny, zrezygnowany, niemal agodny, nieco kpicy, nigdy zbuntowany. Gdyby jej dziecko nie umaro, yaby w ten sposb do kresu swych dni. W pokoju Chantal zgiek si wzmg. Szwagierka krzykna: Cicho!", lecz jej gos, bardziej wesoy ni rozgniewany, nie zdradza ochoty poskromienia wrzaskw, a raczej przyczenia si do zabawy. Chantal traci cierpliwo i wchodzi do pokoju. Dzieci wspinaj si na fotele, lecz Chantal ich nie widzi; oszoomiona, wpatruje si w szaf; drzwi otwarte s na ocie; a przed szaf, na pododze, walaj si jej biustonosze, majteczki, i wrd nich listy. Dopiero pniej spostrzega, e najstarsza dziewczynka okrcia biustonosz wok gowy w ten sposb, e miseczka przeznaczona na pier wznosi si na jej wosach niczym kozacka czapka. - Spjrzcie no na ni! - Szwagierka mieje si, chwytajc po przyjacielsku Jean-Marca za rami. - Spjrzcie, spjrzcie! istny bal maskowy! Chantal widzi swe listy rozrzucone na pododze. Ogarnia j gniew. Ledwie godzin temu wysza z gabinetu grafologa, gdzie potraktowano j z pogard, i ona, zdradzona przez swe rozpalone ciao, nie umiaa stawi czoa. Teraz ma dosy poczucia winy: te listy nie uosabiaj ju dla niej miesznego sekretu, ktrego powinna si wstydzi; od tej chwili symbolizuj fasz Jean-Marca, jego perfidi, jego zdrad. Szwagierka zdaa sobie spraw z lodowatej reakcji Chantal. Nie przestajc mwi i si mia, pochylia si nad dzieckiem, odwizaa biustonosz i przykucna, aby pozbiera bielizn. - Nie, prosz ci, zostaw - powiedziaa do niej Chantal stanowczym tonem. - Jak sobie yczysz, jak sobie yczysz, chciaam dobrze. - Wiem - powiedziaa Chantal, patrzc na szwagierk, ktra opara si ponownie na ramieniu Jean-Marca; Chantal ma wraenie, e pasuj do siebie, e tworz doskona par,

par nadzorcw, par szpiegw. Nie, nie ma adnej ochoty zamyka drzwi od szafy. Pozostawia j otwart jako dowd pldrowania. Myli sobie: to mieszkanie naley do mnie i teraz mam przemon ch by w nim sama; by w nim wzniosie, suwerennie sama. I mwi to na gos: - To mieszkanie jest moje i nikt nie ma prawa otwiera moich szaf i grzeba w moich osobistych rzeczach. Nikt. Mwi: nikt. Ostatnie sowo skierowane byo o wiele bardziej do Jean-Marca ni do szwagierki. Nie chcc jednak zdradzi si z tym wobec intruzki, zwrcia si tylko do niej: - Prosz ci, id std. - Nikt nie grzeba w twoich osobistych rzeczach - powiedziaa szwagierka, przechodzc do defensywy. Zamiast odpowiedzi Chantal wskazaa gow na otwart szaf, bielizn i listy porozrzucane na pododze. - Mj Boe, przecie dzieci si bawiy! - powiedziaa szwagierka, i dzieci, jakby czujc gniew wibrujcy w powietrzu, zamilky ze swym wielkim wyczuciem dyplomacji. - Prosz ci - powtrzya Chantal i wskazaa na drzwi. Jedno z dzieci trzymao w rku jabko, ktre wzio z patery lecej na stole. - Od jabko tam, gdzie byo - powiedziaa do niego Chantal. - Chyba ni! - wykrzykna szwagierka. - Od jabko. Kto ci je da? - Odbiera dziecku jabko, ja chyba ni! Dziecko odoyo jabko na pater, szwagierka chwycia je za rk, pozostaa dwjka przyczya si do nich i poszli sobie.

36 Jest sama z Jean-Markiem i nie widzi adnej rnicy midzy nim a tymi, ktrzy wanie wyszli. - Nieomal zapomniaam - mwi - e kupiam niegdy to mieszkanie, aby by wreszcie wolna, aby nie by ledzona, aby mc ka moje rzeczy tam, gdzie chc, i by pewna, e pozostan tam, gdzie je pooyam. - Mwiem ci wielokrotnie, e moje miejsce jest obok tamtego ebraka, a nie obok ciebie. Jestem na marginesie tego wiata. Ty ustawia si w centrum. - A ty usadowie si na cakiem luksusowym marginesie i nic ci to nie kosztuje.

- Zawsze jestem gotw porzuci mj luksusowy margines. Ale ty nigdy nie zrezygnujesz z tej cytadeli konformizmu, w ktrej osiada z twymi wieloma twarzami.

37 Minut wczeniej Jean-Marc chcia wyjani ca rzecz, wyzna sw mistyfikacj, lecz wymiana tych czterech replik uniemoliwia wszelki dialog. Nie ma ju nic do powiedzenia, gdy prawd jest, e mieszkanie naley do niej, a nie do niego; powiedziaa mu, e usadowi si na luksusowym marginesie, ktry nic go nie kosztuje, i jest to prawd: zarabia pit cz tego, co ona, i cay ich zwizek opiera si na niemej zgodzie, e o tej nierwnoci nie bd nigdy wspominali. Stali naprzeciwko siebie, po dwch stronach stou. Chantal wycigna z torebki kopert, rozdara j i wyja list: list, ktry wanie do niej napisa, przed godzin ledwie. Nie krya si z tym listem wcale, wrcz chciaa si z nim pokaza. Bez adnego gestu przeczytaa przy nim list, ktry powinna zachowa w tajemnicy. Po czym woya go do torebki, rzucia na JeanMarca krtkie i niemal obojtne spojrzenie, i bez sowa posza do swego pokoju. Jean-Marc zastanawia si nad tym, co mu powiedziaa: Nikt nie ma prawa otwiera mych szaf i grzeba w moich osobistych rzeczach." Zatem zrozumiaa, Bg wie jak, e on zna listy i kryjwk. Chce mu pokaza, e wie o tym i e jest jej wszystko jedno. e jest zdecydowana y jak jej si podoba i nie troszczy si o niego. e od tej pory gotowa jest czyta swe miosne listy przy nim. T obojtnoci zapowiada ju nieobecno Jean-Marca. Dla niej jego ju tu nie ma. Ju go std wyprowadzia. Dugo siedziaa w swoim pokoju. Sysza wcieky gos odkurzacza, ktrym porzdkowaa baagan pozostawiony przez intruzw. Potem przesza do kuchni. Dziesi minut pniej zawoaa go. Usiedli przy stole do skromnego posiku na zimno. Po raz pierwszy w ich wsplnym yciu nie wypowiedzieli ani sowa. Och, z jak szybkoci przeuwa jedzenie, ktrego smaku nawet nie czu! Znowu posza do swego pokoju. Nie wiedzc, co czyni (niezdolny uczyni cokolwiek) woy piam i pooy si w ich szerokim ou, w ktrym zwykle byli razem. Ale tego wieczoru nie wysza od siebie. Czas mija i nie mg spa. Wreszcie wsta i przytkn ucho do drzwi. Usysza regularny oddech. Ten spokojny sen, ta atwo, z jak zasna, byy dla niego tortur. Dugo sta z uchem przy drzwiach i mwi sobie, e bya znacznie mniej bezbronna, ni myla. I e by moe si myli, gdy j uzna za sabsz, a siebie za silniejszego.

Kt bowiem jest silniejszy? Gdy znajdowali si oboje na ziemi mioci, by moe silniejszy by on. Ale gdy ziemia mioci znikna pod ich stopami, silniejsza jest ona, i to on jest sabszy.

38 Na swym wskim ku nie spaa tak dobrze, jak myla; by to sen stokrotnie przerywany i peen nieprzyjemnych, porwanych majacze, absurdalnych, bahych, mozolnie erotycznych. Za kadym razem, gdy budzi si po takim nie, odczuwa zaenowanie. Oto, myli sobie, jeden z sekretw ycia kobiety, kadej kobiety, te nocne zblienia, ktre wszystkie obietnice wiernoci, ca czysto, ca niewinno czyni podejrzanymi. W naszym stuleciu nikt si tym nie gorszy, ale Chanta lubi sobie wyobraa ksiniczk de Cleves albo cnotliw Wirgini Bernardin Saint-Pierre'a, albo wit Teres z Avila, albo Matk Teres, ktra w naszych czasach przebiega w pocie czoa wiat ze swym dzieem miosierdzia, lubi je sobie wyobraa, gdy wychodz ze swych nocy niczym z kloaki wystpkw, nie do wyznania, nieprawdopodobnych, durnych, aby w dzie sta si dziewiczymi i cnotliwymi. Taka bya i jej noc: obudzia si parokrotnie, za kadym razem po przedziwnych orgiach z mczyznami, ktrych nie znaa i ktrzy budzili w niej obrzydzenie. Nie chcc ju duej pogra si w tych nieczystych przyjemnociach, ubraa si bardzo wczenie rano i zapakowaa do podrcznej walizki kilka przedmiotw niezbdnych w krtkiej podry. Kiedy bya ju gotowa, zobaczya w drzwiach swego pokoju Jean-Marca w piamie. - Dokd jedziesz? - powiedzia do niej. - Do Londynu. - Co? Do Londynu? Dlaczego do Londynu? Chantal powiedziaa z cakowitym spokojem: - Dobrze wiesz, dlaczego do Londynu. Jean-Marc czerwieni si. Powtrzya: - Dobrze wiesz, prawda? i spojrzaa mu w twarz. Jakim tryumfem byo dla niej zobaczy, e tym razem to on jest cay czerwony! Z palcymi policzkami powiedzia: - Nie, nie wiem dlaczego do Londynu. Chantal nie moga si nasyci jego rumiecem. - Mamy seminarium w Londynie - powiedziaa. - Dowiedziaam si o nim wczoraj wieczorem. Rozumiesz, e nie miaam ani okazji, ani ochoty, aby o tym z tob mwi. Bya pewna, e nie moe jej uwierzy, i cieszya si, e jej kamstwo byo takie nagie,

takie bezwstydne, takie bezczelne, tak wrogie. - Zamwiam takswk. Schodz. Bdzie lada chwila. Umiechna si do niego, tak jak umiechem mwi si do widzenia albo egnaj. I w ostatniej chwili, jakby wbrew swej woli, jakby ten gest jej si wymkn, pooya praw do na policzku Jean-Marca; ten gest by krtki, nie trwa duej ni sekund lub dwie, po czym odwrcia si do niego plecami i wysza.

39 Czuje na policzku dotyk jej rki, a waciwie opuszek trzech palcw, i jest to zimny lad, jakby municie aby. Jej pieszczoty zawsze byy powolne, spokojne, wydawao mu si, e chc przedua czas. Tymczasem te trzy palce, zoone popiesznie na jego policzku, nie byy pieszczot, lecz przypomnieniem. Tak jakby schwytana przez burz, przez fal, ktra j unosi, Chantal miaa dla siebie ju tylko ten jeden, uciekajcy gest, aby powiedzie: A jednak tu byam! Przeszam tdy! Cokolwiek si zdarzy, nie zapomnij o mnie!" Ubiera si machinalnie i myli o tym, co powiedzieli sobie na temat Londynu. Dlaczego do Londynu?", spyta i ona odpowiedziaa: Dobrze wiesz, dlaczego do Londynu". Bya to jasna aluzja do wyjazdu, zapowiedzianego w ostatnim licie. Owo dobrze wiesz" znaczyo: znasz list. Ale ten list, ktry dopiero co wyja ze skrzynki, mg by znany tylko jego nadawcy i jej samej. Inaczej mwic, Chantal zerwaa mask z biednego Cyrano i chciaa mu powiedzie: to ty mnie zaprosie do Londynu, zatem jestem ci posuszna. Ale jeli si domylia (mj Boe, mj Boe, jak moga si domyli?), e on jest autorem listw, dlaczego przyja to tak le? Jeli wszystkiego si domylia, dlaczego nie domylia si przyczyn jego faszerstwa? O co go podejrzewa? Za wszystkimi tymi pytaniami ma tylko jedn pewno: nie rozumie jej. Ona zreszt te niczego nie zrozumiaa. Ich myli potoczyy si w przeciwnych kierunkach i zdaje mu si, e ju si wicej nie spotkaj. Bl, ktry odczuwa, nie szuka ukojenia, przeciwnie, chce rozjtrzy ran i unosi j tak, jak obnosimy si na oczach wszystkich z krzywd. A on nie ma do cierpliwoci, by czeka na powrt Chantal i wyjani nieporozumienie. W gbi duszy dobrze wie, e byoby to jedynym rozsdnym zachowaniem, lecz bl nie chce sucha rozsdku, ma swj wasny rozsdek, ktry nie jest rozsdny. I ten nierozsdny rozsdek chce, by po swym powrocie Chantal znalaza si w pustym mieszkaniu, bez Jean-Marca, w takim mieszkaniu, jakiego sobie yczya, samotnym i bez niczyjego nadzoru. Jean-Marc wkada do kieszeni kilka

banknotw, wszystko co ma, potem przez chwil waha si, czy powinien wzi klucze. Ostatecznie zostawia je na stoliku przy wejciu. Kiedy Chantal je zobaczy, zrozumie, e on ju nie wrci. Tylko kilka marynarek i koszul w szafie, tylko kilka ksiek w bibliotece pozostanie tu na pamitk. Wychodzi, nie wiedzc, co uczyni. Najwaniejsze to opuci mieszkanie, ktre nie jest ju jego. Opuci je, zanim postanowi, dokd teraz pjdzie. Dopiero gdy bdzie na ulicy, pozwoli sobie o tym myle. Ale na dole doznaje dziwnego wraenia, e znajduje si poza rzeczywistoci. Musi zatrzyma si na rodku ulicy, aby pozbiera myli. Dokd i? Rne pomysy kbi mu si w gowie: Perigord, gdzie na wsi mieszka cz jego rodziny, ktra zawsze chtnie go przyjmuje; jaki tani hotel w Paryu. Kiedy tak si zastanawia, na czerwonym wietle staje takswka. Macha na ni rk.

40 Oczywicie adna takswka nie czekaa na ni na ulicy i Chantal nie miaa zupenie pojcia, dokd i. Jej decyzja jest w peni improwizacj wywoan niepokojem, nad ktrym nie bya zdolna zapanowa. W tej chwili pragnie jednej tylko rzeczy: nie widzie go przynajmniej przez dzie i noc. Pomylaa o pokoju w hotelu, tu, w Paryu, lecz pomys od razu wyda si jej gupi: co bdzie robia przez cay dzie? Spacerowaa po ulicach, by wdycha ich smrd? Siedziaa zamknita w pokoju? I po co? Potem ma pomys, by wsi do samochodu i pojecha gdzie na wie, przed siebie, aby znale spokojne miejsce i poby w nim dzie, dwa. Lecz gdzie? Nie bardzo wiedzc jak, znalaza si przy przystanku autobusowym. Miaa ochot wsi do pierwszego autobusu, jaki nadjedzie, i da si zawie na ostatni przystanek. Autobus si zatrzyma i bya zdziwiona, e widzi napis wymieniajcy wrd kolejnych przystankw Dworzec Pnocny. To z niego odjedaj pocigi do Londynu. Ma wraenie, e wiedzie j splot okolicznoci i Chantal chce przekona siebie, i to dobra wrka przysza j wspomc. Londyn: powiedziaa Jean-Marcowi, e wanie tam jedzie, po to, by wiedzia, e go zdemaskowaa. Teraz przychodzi jej do gowy myl: moe Jean-Marc wzi powanie zapowied wyjazdu do Londynu; moe bdzie jej szuka na dworcu. I z tej myli rodzi si nastpna, sabsza, ledwo syszalna, niczym gos pisklcia: jeli Jean-Marc bdzie na dworcu, skoczy si to cae dziwne nieporozumienie. Myl ta jest jak

pieszczota, lecz pieszczota zbyt krtka, gdy ju po chwili Chantal buntuje si ponownie przeciw niemu i odpycha od siebie wszelk tsknot. Ale dokd pjdzie i co zrobi? A gdyby tak naprawd pojechaa do Londynu? Gdyby pozwolia kamstwu zmaterializowa si? Przypomina sobie, e w swym kalendarzyku ma wci adres Britannicusa. Britannicus: ile on moe mie lat? Wie, e spotkanie z nim byoby najmniej prawdopodobn rzecz na wiecie. I co? Tym lepiej. Przyjedzie do Londynu, bdzie spacerowaa, zatrzyma si w hotelu i nazajutrz wrci do Parya. Za chwil pomys ten przestaje si jej podoba: wychodzc z domu mylaa, e odzyska sw niezaleno, a w istocie pozwala manipulowa sob nieznanej i niekontrolowanej sile. Wyjazd do Londynu, decyzja, ktr podsun jej aosny przypadek, jest szalestwem. Dlaczego myle, e splot okolicznoci pracuje dla niej? Dlaczego uznawa go za dobr wrk? A jeli ta wrka byaby za i knua na jej zgub? Przyrzeka sobie: kiedy autobus zatrzyma si na Dworcu Pnocnym, ona nie ruszy si; pojedzie dalej. Ale kiedy autobus si zatrzymuje, Chantal ku swemu zdziwieniu wysiada. I kieruje si w stron dworcowego budynku, jakby wsysana do rodka. W ogromnym hallu widzi marmurowe schody prowadzce wysoko, do poczekalni dla pasaerw wyjedajcych do Londynu. Chce spojrze na rozkad jazdy, lecz nagle syszy swe imi pord wybuchw miechu. Zatrzymuje si i widzi kolegw z biura zebranych przy schodach. Kiedy rozumiej, e ich dostrzega, ich miech jeszcze si wzmaga. S niczym licealici, ktrym uda si wietny art, wyborny figiel. Wiemy teraz, co zrobi, aby jedzia z nami! Gdyby wiedziaa, e tu jestemy, jak zawsze by znalaza wymwk! Cholerna indywidualistka!" I znowu wybuchaj miechem. Chantal wiedziaa, e Leroy planowa seminarium w Londynie, lecz miao si ono odby dopiero za trzy tygodnie. Jak to moliwe, e s tu dzisiaj? Raz jeszcze ma dziwne uczucie, e to, co si dzieje, nie dzieje si naprawd, nie moe by prawd. Ale to zdziwienie ustpuje natychmiast innemu zdziwieniu: w przeciwiestwie do tego, czego mogaby sama si spodziewa, czuje si prawdziwie szczliwa w obecnoci kolegw, wdziczna, e zgotowali jej niespodziank. Gdy wchodzi po schodach, moda koleanka z biura bierze j pod rk i Chantal mwi sobie, e Jean-Marc przez cay czas robi tylko jedno: odciga j od ycia, ktre powinno by jej yciem. Syszy, jak mwi: Usadowia si w centrum". I jeszcze: Osiada w cytadeli konformizmu". Teraz mu odpowiada: Tak. I ty nie przeszkodzisz mi w niej pozosta! Jej moda koleanka prowadzi j wci pod rk przez tum pasaerw a do punktu kontroli paszportowej, usytuowanego przed drugimi schodami, wiodcymi w d, na peron.

Chantal jak odurzona cignie swoj niem ktni z Jean-Markiem i rzuca w jego stron: Jaki to sdzia postanowi, e konformizm jest zem, a nonkonformizm dobrem? Czy przystosowa si nie znaczy zbliy si do innych ludzi? Czy konformizm nie jest wielkim miejscem spotkania, do ktrego spywaj zewszd wszyscy, w ktrym ycie jest bardziej gste, arliwsze? Ze szczytu schodw widzi pocig do Londynu, nowoczesny i elegancki, i mwi jeszcze sobie: Bez wzgldu na to, czy narodziny na tej ziemi s szczliwym czy nieszczliwym trafem, najlepszym sposobem na spdzenie ycia jest pozwoli si nie, tak jak ja w tej chwili, wesoemu i haaliwemu tumowi, ktry kroczy naprzd.

41 Po wejciu do takswki powiedzia: Dworzec Pnocny!", i bya to chwila prawdy: moe opuci mieszkanie, moe wrzuci klucze do Sekwany, spa na ulicy, lecz nie ma siy odej od Chantal. Szuka jej na dworcu jest gestem rozpaczy, ale pocig do Londynu jest jedyn wskazwk, jedyn, jak mu pozostawia, i Jean-Marc nie umie jej pomin, cho prawdopodobiestwo, e kieruje go na dobr drog, jest cakiem mizerne. Kiedy przyby na dworzec, pocig do Londynu jeszcze nie odszed. Wbieg schodami przeskakujc po cztery stopnie i kupi bilet; wikszo pasaerw ju wsiada; jako ostatni zszed na dokadnie strzeony peron; wzdu caego pocigu przechadzali si policjanci z owczarkami niemieckimi wiczonymi do wykrywania materiaw wybuchowych; wskoczy do wagonu penego Japoczykw z aparatami fotograficznymi wok szyi; znalaz swoje miejsce i usiad. Dopiero wwczas uderzya go absurdalno jego zachowania. Jest w pocigu, w ktrym wedle wszelkiego prawdopodobiestwa tej, ktrej szuka, nie ma. Za trzy godziny bdzie w Londynie, nie wiedzc, po co przyjecha; ledwie mu starczy pienidzy na bilet powrotny. Skonfudowany wsta i wyszed na peron z niejasn pokus powrotu do domu. Ale jak wraca bez kluczy? Zostawi je przecie na stoliku przy drzwiach. Jednak oprzytomnia i wie teraz, e gest ten by jedynie sentymentalnym kabotystwem, ktre odegra dla siebie: dozorczyni ma drugie klucze i da mu je bez problemu. Peen wahania spojrza na koniec peronu i zobaczy, e wszystkie wyjcia s ju zamknite. Zatrzyma policjanta i spyta, jak si std wydosta; policjant wyjani mu, e to niemoliwe; kiedy jest si ju w pocigu, z powodw bezpieczestwa nie mona z niego wysi; kady pasaer musi w nim pozosta jako ywa

gwarancja tego, e nie podoy bomby; s terroryci islamscy i s terroryci irlandzcy; marz tylko o masakrze w podmorskim tunelu. Wrci do wagonu, kontrolerka umiechna si do niego, umiechn si cay personel i Jean-Marc myli: to w ten wanie sposb, z powielonymi i szerokimi umiechami, czowiek towarzyszy rakiecie wpuszczonej w tunel mierci, tej rakiecie, w ktrej wojownicy nudy, turyci amerykascy, niemieccy, hiszpascy, koreascy, s gotowi naraa ycie dla swej wielkiej walki. Usiad, i gdy tylko pocig ruszy, zerwa si z siedzenia i uda na poszukiwanie Chantal. Wszed do wagonu pierwszej klasy. Po jednej stronie korytarza ustawione byy fotele jednoosobowe, po drugiej, dwuosobowe; w rodku wagonu fotele stay naprzeciw siebie, tak e podrni mogli toczy wspln, haaliw rozmow. Bya wrd nich Chantal. Widzia jej plecy: rozpoznawa nieskoczenie wzruszajcy i niemal mieszny ksztat jej gowy z niemodnym kokiem. Siedzc przy oknie, uczestniczya w oywionej rozmowie; zapewne byli to jej koledzy z agencji; a zatem nie skamaa? nie, cho wydawao si nieprawdopodobne, z pewnoci nie skamaa. Sta bez ruchu; sysza miechy, wrd ktrych rozrni miech Chantal. Bya wesoa. Tak, bya wesoa i to go ranio. Patrzy na jej ruchy pene wigoru, ktrego u niej nie zna. Nie sysza, co mwia, lecz widzia jej rk energicznie unoszc si i opadajc; tej rki nie mona byo rozpozna; to bya rka kogo innego; nie mia wraenia, e Chantal go zdradza; byo inaczej: zdawao mu si, e ona nie istnieje ju dla niego, e odesza sobie gdzie indziej, w inne ycie, w ktrym jeli j spotka, to ju jej nie rozpozna.

42 Chantal powiedziaa bojowym tonem: - Ale jak trockista mg sta si czowiekiem wierzcym? Gdzie tu logika? - Droga przyjaciko, zna pani synne powiedzenie Marksa: zmieni wiat. - Oczywicie. Chantal siedziaa przy oknie, zwrcona twarz do najstarszej koleanki z agencji, dystyngowanej damy z palcami pokrytymi piercionkami; obok niej Leroy mwi dalej: Ot nasze stulecie uzmysowio nam rzecz przeogromn: czowiek nie jest zdolny zmieni wiata i nie zmieni go nigdy. Jest to podstawowy wniosek z mojego dowiadczenia rewolucyjnego. Wniosek zreszt przyjmowany milczco przez wszystkich. Ale wynika z

niego nastpny wniosek, ktry idzie o wiele dalej. Jest on teologiczny i mwi: czowiek nie ma prawa zmienia tego, co stworzy Pan Bg. Trzeba pj do koca tego zakazu. Chantal patrzya na niego zafascynowana: mwi nie jako wykadowca udzielajcy lekcji, lecz jako prowokator. I to wanie Chantal w nim lubi: ten suchy ton mczyzny, ktry zamienia w prowokacj wszystko, co robi, zgodnie ze wit tradycj rewolucjonistw czy awangardzistw; nigdy nie zapomni zadziwi buruja", nawet jeli wypowiada najbardziej konwencjonalne prawdy. Czy prawdy najbardziej prowokacyjne (buruja na stryczek!") nie staj si zreszt najbardziej konwencjonalnymi, kiedy tylko dochodz do wadzy? Konwencja moe w kadej chwili sta si prowokacj, a prowokacja konwencj. Wana jest natomiast wola, by pj do koca kadej postawy. Chantal wyobraa sobie Leroya na haaliwych zebraniach studenckiej rewolty 1968 roku, wypowiadajcego na swj inteligentny, logiczny i suchy sposb sentencje, wobec ktrych wszelki opr rozsdku skazany jest na klsk: buruazja nie ma prawa do ycia; sztuka, ktrej klasa robotnicza nie rozumie, powinna znikn; nauka suca interesom buruazji jest bezwartociowa; naley przepdzi z uniwersytetw tych, ktrzy j wykadaj; nie ma wolnoci dla wrogw wolnoci. Im bardziej zdanie, ktre wygasza, byo absurdalne, tym bardziej by z niego dumny, gdy jedynie wybitna inteligencja zdolna jest nada bezsensownym ideom sens logiczny. Chantal odpowiedziaa: - Zgoda, ja rwnie myl, e wszystkie zmiany s zgubne. W takim razie naszym obowizkiem byoby strzec wiat przed zmianami. Niestety, wiat nie umie powstrzyma szaleczego pdu ku zmianom... - ...dla ktrych czowiek jest przecie jedynie narzdziem - przerwa jej Leroy: - Wynalezienie lokomotywy zawiera w zarodku plan samolotu, ktry nieuchronnie prowadzi do rakiety kosmicznej. Ta logika zawiera si w samych rzeczach, mwic inaczej, stanowi cz projektu boskiego. Moe pani wymieni cakowicie t ludzko na inn, a i tak nie naruszy to ewolucji, ktra prowadzi od roweru do rakiety. Czowiek nie jest autorem tej ewolucji, jedynie wykonawc. Wykonawc wrcz aosnym, gdy nie zna sensu tego, co wykonuje. A sens ten nie naley do nas, naley wycznie do Boga i my jestemy tu po to jedynie, aby by Mu posusznym i aby On mg robi, co Mu si podoba. Zamkna oczy: sodkie sowo zblienie" przyszo do niej i j nasczyo; wymwia w milczeniu dla siebie samej: zblienie idei". Jak rwnie sprzeczne postawy mogy nastpi po sobie w jednej gowie, niczym dwie kochanki w tym samym ku? Niegdy niemal j to oburzao, lecz dzisiaj zachwyca: wie bowiem, e przeciwstawienie tego, co Leroy mwi kiedy, temu, co gosi dzisiaj, nie ma adnego znaczenia. Poniewa wszystkie idee s siebie warte. Poniewa wszystkie twierdzenia i stanowiska maj t sam warto, mog si o siebie

ociera, spotyka si, gadzi, miesza, migdali si, maca, kopulowa. Naprzeciw Chantal odezwa si sodki i lekko drcy gos: - Ale w takim razie po co my jestemy na tym padole? Dla kogo yjemy? By to gos dystyngowanej damy siedzcej obok Leroya, ktrego dama uwielbia. Chantal wyobraa sobie, e Leroy jest teraz otoczony dwiema kobietami, midzy ktrymi bdzie musia wybra: dam romantyczn i dam cyniczn; syszy cienki gosik, ktry nie chce porzuci swych piknych wierze, lecz ktry (wedle wyobraenia Chantal) broni ich z nieujawnionym pragnieniem, by zostay ponione przez jej demonicznego bohatera, wanie zwracajcego si do niej: - Po co yjemy? Aby dostarczy Bogu ludzkie miso. Albowiem Biblia nie wymaga od nas, droga pani, abymy szukali sensu ycia. Wymaga od nas, abymy si rozmnaali. Kochajcie si i prokreujcie. Prosz dobrze zrozumie: sens owego kochajcie si" jest okrelony przez prokreujcie". Kochajcie si" nie oznacza w aden sposb mioci miosiernej, wspczujcej, duchowej czy namitnej, lecz oznajmia po prostu: uprawiajcie mio!", kopulujcie" (przybiera sodki ton i pochyla si nad dam:)... pieprzcie si!" (Niczym oddany ucze, dama posusznie patrzy mu w oczy). To na tym i tylko na tym polega sens ycia ludzkiego. Reszta to brednie. Rozumowanie Leroya jest ostre jak brzytwa i Chantal si zgadza: mio jako egzaltacja dwch jednostek, mio jako wierno, namitne przywizanie do jednej tylko osoby, nie, co takiego nie istnieje. A jeli istnieje, to wycznie jako samoukaranie, dobrowolna lepota, ucieczka do klasztoru. Chantal mwi sobie, e jeli nawet mio istnieje, to istnie nie powinna, i ta myl nie przynosi goryczy, przeciwnie, Chantal czuje od niej bogo, ktra roznosi si po jej ciele. Myli o metaforze ry przenikajcej we wszystkich mczyzn i mwi sobie, e ya dotd w miosnym odosobnieniu i e teraz gotowa jest usucha mitu ry i zmiesza si z jej upojnym zapachem. W tej chwili przypomina sobie o Jean-Marcu. Czy zosta w domu? Wyszed? Stawia sobie to pytanie bez adnej emocji: tak jakby pytaa, czy w Rzymie pada deszcz albo czy w Nowym Jorku jest adna pogoda. Jakkolwiek obojtne, wspomnienie o Jean-Marcu zmusio j jednak, by obrcia gow. W gbi wagonu zobaczya osob, ktra odwraca si plecami i przechodzi do nastpnego wagonu. Miaa wraenie, e rozpoznaje Jean-Marca usiujcego uciec przed jej spojrzeniem. Czy to naprawd by on? Zamiast szuka odpowiedzi, patrzya przez okno: krajobraz by coraz brzydszy, pola coraz bardziej szare, a rwniny najeone coraz wiksz iloci metalowych supw, konstrukcji metalowych i drutw. Gos w goniku oznajmi, e pocig za kilka sekund zjedzie pod morze. Istotnie, zobaczya okrgy i ciemny otwr, w ktry

pocig wlizgnie si zaraz niczym w.

43 - Zjedamy - powiedziaa dystyngowana dama, i jej gos zdradza lkliw ekscytacj. - Do pieka - dorzucia Chantal, przypuszczajc, e Leroy yczyby sobie, by dama okazaa si jeszcze bardziej naiwna, jeszcze bardziej zdziwiona, jeszcze bardziej zalkniona. Chantal czua si teraz jego diaboliczn asystentk. Rozkoszowaa si myl, e przyprowadzi mu t pruderyjn i dystyngowan dam do ka, ktre wyobraaa sobie nie w jakim luksusowym hotelu londyskim, lecz na estradzie penej wiate, jkw, dymw i diabw. Przez okno nie byo ju co oglda, pocig jecha w tunelu i Chantal miaa wraenie, e oddala si od swej szwagierki, od Jean-Marca, od wszelkiego nadzoru, od wszelkiego szpiegowania, e oddaa si od swego ycia, od ycia, ktre si do niej przykleio, ktre jej ciyo; w jej gowie wyoniy si sowa: stracony z oczu", i bya zdziwiona, e ta podr, aby znikn, nie bya ponura, lecz toczya si, sodka i radosna, pod opiek mitologicznej ry. - Zjedamy coraz gbiej - powiedziaa dama, zatrwoona. - Tam, gdzie znajduje si prawda - powiedziaa Chantal. - Tam - Leroy wszed jej w sowo - gdzie znajduje si odpowied na pani pytanie: po co yjemy? co jest w yciu istotne? - Wbi wzrok w dam: - Istotne w ycie jest przeduanie ycia: pord i to, co go poprzedza, kopulacja, oraz to, co poprzedza kopulacj, uwiedzenie, to znaczy pocaunki, wosy rozwiane na wietrze, zgrabnie uszyte majteczki i biustonosze, i wszystko, co czyni ludzi zdolnymi do kopulacji, to znaczy arcie, nie jaka wielka kuchnia, ta zbdna rzecz, ktrej nikt ju nie docenia, lecz arcie, ktre kupuj wszyscy, i wraz z arciem defekacja, gdy, jak pani wie, moja droga damo, moja pikna i wielbiona damo, jak pani wie, w naszym zawodzie poczesne miejsce zajmuje pochwaa papieru toaletowego i pieluszek. Papier toaletowy, pieluszki, pranie, arcie. Oto wity krg czowieka, i nasz misj jest nie tylko ten krg odkry, uchwyci i wyznaczy, lecz take uczyni go piknym, przeksztaci w piew. Dziki naszemu wpywowi papier toaletowy jest niemal wycznie koloru rowego i jest to wysoce budujcy fakt, ktry polecam, moja droga i zatrwoona pani, do gbokiej medytacji. - Ale to ndza, ndza - powiedziaa dama swym gosem wibrujcym jak skarga zgwaconej kobiety - to ndza umalowana! Jestemy wszyscy malarzami ndzy!

- Tak, wanie tak - powiedzia Leroy i Chantal dosyszaa w tym wanie" przyjemno, jak czerpa ze skargi dystyngowanej damy. - Ale w takim razie gdzie jest wielko ycia? Skoro wszyscy jestemy skazani na arcie, kopulacj, na papier toaletowy, kim jestemy? I skoro tylko do tego jestemy zdolni, jak dum moemy czerpa z faktu, e jestemy, jak to si powiada, wolnymi istotami? Chantal spojrzaa na dam i pomylaa, e bya wymarzon ofiar dla uczestnikw orgii. Wyobrazia sobie, e j rozbieraj, e skuwaj acuchem jej stare i dystyngowane ciao, e zmuszaj j, by powtarzaa piskliwym i rozalonym gosem swe naiwne prawdy, podczas gdy przed ni wszyscy bd si wypinali i kopulowali... Leroy przerwa fantazje Chantal: - Wolno? Przeywajc sw ndz moe by pani nieszczliwa lub szczliwa. Pani wolno polega na tym wanie wyborze. Wolno pani roztopi pani indywidualno w uczuciu klski albo w euforii. Naszym wyborem, moja droga pani, jest euforia. Chantal poczua, jak na jej usta wypywa umiech. Dobrze zapamitaa, co Leroy przed chwil powiedzia: nasz jedyn wolnoci jest wybr midzy zgorzknieniem a przyjemnoci. A e naszym losem jest baho wszystkich rzeczy, nie trzeba nosi tej bahoci jako wady, lecz trzeba umie si ni cieszy. Patrzya na niewzruszon twarz Leroya, na tyle urocz co perwersyjn inteligencj, ktra z niej bia. Patrzya na niego z sympati bez podania i pomylaa sobie (tak jakby cieraa rk poprzednie marzenie), e ju od dawna przeistoczy on sw msk energi w si citej logiki, we wpyw, jaki wywiera na ekip swych pracownikw. Wyobrazia sobie chwil, gdy bd wysiadali z pocigu: podczas gdy Leroy nadal bdzie straszy swymi wypowiedziami dam, ktra go wielbi, ona zniknie dyskretnie w kabinie telefonicznej, aby potem wymkn si im wszystkim.

44 Japoczycy, Amerykanie, Hiszpanie, Rosjanie, wszyscy z aparatami fotograficznym na szyi, wychodz z pocigu, a Jean-Marc usiuje nie straci Chantal z oczu. Rozlega ludzka fala nagle si zwa i niknie pod peronem na ruchomych schodach. Na dole schodw, w hallu, podbiegaj ludzie z kamerami, a za nimi biegnie tum gapiw, ktrzy staj mu na drodze. Pasaerowie z pocigu musz si zatrzyma. Sycha oklaski i okrzyki, podczas gdy

schodami obok zbiegaj dzieci. Wszystkie maj na gowie rnokolorowe kaski, tak jakby bya to druyna sportowa, druyna maych motocyklistw albo narciarzy. To wanie one s filmowane. Jean-Marc staje na czubkach palcw, chcc dojrze ponad gowami Chantal. Wreszcie j dostrzega. Jest po drugiej stronie kolumny dzieci, w kabinie telefonicznej. Przytyka suchawk do ucha i mwi. Jean-Marc usiuje przetrze sobie drog. Popycha operatora, ktry, rozwcieczony, wymierza mu kopniaka. Jean-Marc uderza go okciem i mczyzna niemal upuszcza sw kamer. Podchodzi policjant i nakazuje Jean-Marcowi doczeka koca ujcia. I w tej wanie chwili jego oczy natykaj si na spojrzenie Chantal wychodzcej z kabiny. Jean-Marc znowu biegnie, chcc przedrze si przez tum. Policjant wykrca mu rami tak bolesnym chwytem, e Jean-Marc zgina si wp i traci Chantal z oczu. Przeszo ostatnie dziecko w kasku i dopiero teraz policjant zwalnia uchwyt i go puszcza. Jean-Marc patrzy w stron kabiny telefonicznej, ale jest pusta. Obok niego przystana grupka Francuzw; rozpoznaje kolegw Chantal. - Gdzie jest Chantal? - pyta modej dziewczyny. Odpowiada mu tonem penym wyrzutu: - To pan powinien wiedzie! Bya taka wesoa! Ale kiedy wyszlimy z pocigu, znikna! Druga, grubsza, jest wcieka: - Widziaam pana w pocigu. Dawa jej pan znaki. Wszystko widziaam. Wszystko pan popsu. Przerywa im gos Leroya: - Idziemy! Dziewczyna pyta: - A Chantal? - Zna adres. - Ten pan - mwi dystyngowana dama z palcami w piercionkach - te jej szuka. Jean-Marc dobrze wie, e Leroy zna go z widzenia, podobnie jak on zna jego. Mwi do niego: - Dzie dobry. - Dzie dobry - odpowiada Leroy i umiecha si: - Widziaem, jak pan si z nimi zmaga. Jeden przeciw wszystkim. Jean-Marc czuje jakby sympati w jego gosie. Jest ona niczym wycignita rka, ktrej chce si chwyci z rozpaczy, w jakiej tkwi; jest jak iskierka, ktra w jednej sekundzie obiecuje przyja; przyja midzy dwoma mczyznami, ktrzy nie znajc si, skorzy s do pomocy, choby ze wzgldu na rado z nagle zrodzonej midzy nimi sympatii. Tak jakby w Jean-Marca spyno pikne stare marzenie. Mwi z ufnoci: - Czy moe mi pan poda nazw hotelu? Chciabym zatelefonowa i dowiedzie si, czy Chantal tam jest. Leroy milknie, po czym pyta: - Nie daa go panu?

- Nie. - W takim razie prosz wybaczy - mwi grzecznie, niemal z alem - nie mog go panu poda. Iskierka opada, zgaszona, i Jean-Marc znowu poczu bl w ramieniu, skutek chwytu policjanta. Wyszed z dworca osamotniony. Nie wiedzc dokd i, ruszy ulic przed siebie. W marszu wyciga z kieszeni banknoty i raz jeszcze je przelicza. Starczy na podr powrotn, lecz na nic wicej. Jeli si zdecyduje, moe wraca natychmiast. Wieczorem bdzie w Paryu. Oczywicie byoby to najrozsdniejsze rozwizanie. Co bdzie tutaj robi? Nie ma tu nic do roboty. A jednak nie moe wyjecha. Nigdy nie zdecyduje si na powrt. Nie moe opuci Londynu, skoro jest tu Chantal. Jeli jednak nie wolno mu wydawa pienidzy, aby mia na powrt, nie moe rwnie zamieszka w hotelu, nie moe zje nawet jednej kanapki. Gdzie bdzie spa? Nagle uzmysawia sobie, e potwierdza si wreszcie to, o czym tak czsto mwia Chantal: z najgbszego powoania jest wyrzutkiem, odrzutkiem, ktry y co prawda w dobrobycie, lecz jedynie dziki niepewnym i tymczasowym okolicznociom. I oto nagle jest, kim jest, odesany do tych, do ktrych naley: do ndzarzy niemajcych dachu, pod ktrym mogliby skry swe osamotnienie. Przypomina sobie rozmowy z Chantal i odczuwa dziecinn potrzeb, by mie j tu przed sob po to tylko, by jej powiedzie: wreszcie widzisz, e miaem racj, e to nie byo na pokaz, ja jestem naprawd tym, kim jestem, wyrzutkiem, bezdomnym, kloszardem.

45 Wieczr zapad i powietrze zrobio si chodne. Wszed na ulic z szeregiem domw po jednej stronie, a po drugiej parkiem okolonym malowan na czarno krat. Na chodniku, ktry cign si wzdu parku, staa drewniana awka; usiad na niej. Poczu si bardzo zmczony i przysza mu ochota pooy nogi na awce i si wycign. Pomyla: z pewnoci tak to si zaczyna. Pewnego dnia kadzie si nogi na awce, potem zapada noc i si zasypia. W ten sposb, pewnego dnia, czowiek przycza si do wczgw i staje si jednym z nich. Dlatego ze wszystkich si zapanowa nad zmczeniem i siedzia wyprostowany niczym pilny ucze w klasie. Za sob mia drzewa, a przed sob, pod drugiej stronie jezdni, domy; wszystkie byy podobne, biae, dwupitrowe, z dwiema kolumienkami przy wejciu i z czterema oknami na kadym pitrze. Z uwag patrzy na przechodniw tej mao uczszczanej

ulicy. Zdecydowany by tu zosta, dopki nie zobaczy Chantal. Czeka byo jedyn rzecz, jak mg zrobi dla niej, dla nich dwojga. Nagle, w domu stojcym trzydzieci mniej wicej metrw na prawo, zapalaj si wszystkie wiata i wewntrz kto zaciga czerwone kotary. Myli sobie, e zapewne jakie wiatowe towarzystwo zebrao si na zabaw. Ale dziwi go, e nie dostrzeg nikogo, kto by tu wchodzi; czyby byli tu od dawna i dopiero teraz zapalili wiata? A moe mimo woli zdrzemn si i nie widzia, jak nadchodzili? Mj Boe, a jeli pic przegapi Chantal? Nagle rozdziera go myl o podejrzanej orgietce; syszy sowa: Dobrze wiesz, dlaczego do Londynu"; i owo dobrze wiesz" staje przed nim znienacka w innym wietle: Londyn jest miastem Anglika, Brytyjczyka, Britannicusa; to do niego telefonowaa z dworca i to z jego powodu wymkna si Leroyowi, swoim kolegom, wszystkim. Chwyta go ogromna i bolesna zazdro, nie zazdro abstrakcyjna, wy rozumowana, ktr odczuwa, gdy przed otwart szaf zadawa sobie cakiem teoretyczne pytanie o gotowo Chantal do zdrady, lecz zazdro zaznana w modoci, zazdro, ktra przebija ciao, ktra wypenia je blem, ktra jest nieznona. Wyobraa sobie Chantal oddajc si innym, posuszn i gorliw, i nie moe duej wytrzyma. Zrywa si i biegnie w stron domu. Wejciowe drzwi, cae w bieli, owietla latarnia. Przekrca klamk, drzwi otwieraj si, wchodzi, widzi schody z czerwonym dywanem, syszy dwiki gosw na grze, wspina si, na pierwszym pitrze trafia na wielk klatk schodow, zastawion na caej szerokoci wieszakami z paszczami, lecz take (to nowy cios w serce) z sukniami kobiet i kilkoma mskimi koszulami. Przedziera si wciekle przez ubrania i wanie dochodzi do wielkich wahadowych drzwi, rwnie biaych, gdy na jego obolae rami opada cika rka. Odwraca si i czuje na policzku oddech mczyzny, osika w T-shircie, z wytatuowanymi ramionami, ktry mwi co do niego po angielsku. Usiuje strzsn t rk, sprawiajc mu coraz wikszy bl i popychajc ku schodom. Prbuje stawi opr, traci rwnowag i w ostatniej chwili udaje mu si chwyci porczy. Zwyciony, powoli idzie w d. Wytatuowany mczyzna schodzi za nim i kiedy Jean-Marc przystaje z wahaniem przy drzwiach, krzyczy co do niego po angielsku i uniesionym ramieniem nakazuje mu wyj.

46 Obraz orgii towarzyszy Chantal od dawna w jej zawiych snach, w jej wyobraeniach, a

nawet podczas rozmw z Jean-Markiem, ktry powiedzia jej pewnego dnia (ju tak odlegego): chciabym by tam z tob, ale pod jednym warunkiem: w chwili rozkoszy kady z uczestnikw przemieni si w zwierz, jeden w owc, inny w krow, jeszcze inny w koz, tak e orgia Dionizosa stanie si pastorak, w ktrej my pozostaniemy sami wrd zwierzt jako pasterz i pasterka (ta idylliczna fantazja bawia go: biedni rozpustnicy spiesz do domu wystpku nie wiedzc, e wyjd z niego przemienieni w krowy). Otoczona jest nagimi postaciami i jest to chwila, w ktrej wolaaby owce od ludzi. Nie chcc ju nikogo widzie, zamyka oczy: ale za powiekami wci ich widzi, widzi ich czonki, ktre si unosz, zmniejszaj, s wielkie, s mae. Sprawia to na niej wraenie pola, z ktrego wystaj ddownice i skrcaj si, wij, opadaj. Pniej nie widzi ju ddownic, lecz we; jest pena wstrtu, a przy tym wci podniecona. Tyle tylko, e od tego podniecenia ju jej nie chce si kocha, przeciwnie, im bardziej jest podniecona, tym wikszy ogarnia j wstrt do wasnego podniecenia, ktre uwiadamia jej, e jej ciao naley nie do niej, lecz do botnistego pola, pola z ddownicami i wami. Otwiera oczy: z przylegego pokoju idzie w jej stron kobieta, przystaje w otwartych na ocie drzwiach i, tak jakby chciaa wyrwa j z tej samczej bzdury, z tego krlestwa ddownic, omiata Chantal uwodzicielskim spojrzeniem. Jest wysoka, cudownie zbudowana, z blond wosami wok piknej twarzy. Dokadnie w chwili, gdy Chantal ma odpowiedzie na jej nieme zaproszenie, blondynka zaokrgla wargi i wypuszcza nieco liny; Chantal widzi te usta w powikszeniu niczym przez potn lup: lina jest biaa i pena pcherzykw powietrza; kobieta wypuszcza i wsysa pian liny, jak gdyby chciaa przycign Chantal, jak gdyby chciaa przyrzec jej czue i wilgotne pocaunki, w ktrych jedna z nich rozpynie si w drugiej. Chantal patrzy na lin, ktra si perli, ktra dry, ktra lni na wargach, i jej wstrt zmienia si w mdoci. Odwraca si, aby dyskretnie si wymkn. Ale blondynka chwyta j z tyu za rk. Chantal wyrywa si i robi kilka krokw, prbujc uciec. Czujc ponownie rk blondynki na swym ciele, zaczyna biec. Syszy oddech przeladowczym, ktra z pewnoci uznaa jej ucieczk za gr erotyczn. Jest w zasadzce: im bardziej usiuje uciec, tym bardziej podnieca blondynk, a ta przyciga ku niej innych przeladowcw, ktrzy rzucaj si za ni w pogo. Chantal wpada na korytarz i syszy za sob kroki. Ciaa, ktre j goni, napawaj j do tego stopnia obrzydzeniem, e jej wstrt przemienia si raptownie w przeraenie: biegnie tak, jakby miaa ratowa swe ycie. Korytarz jest dugi i koczy si otwartymi drzwiami, wychodzcymi na ma, wyoon kafelkami salk z drzwiami w kcie; Chantal otwiera je i

zatrzaskuje za sob. W ciemnociach opiera si o cian, eby zapa oddech; nastpnie obmacowuje cian wok drzwi i zapala wiato. Jest w komrce: odkurzacz, szczotki, cierki. A na ziemi, na zwoju szmat, zwinity w kbek pies. Nie syszc adnego gosu z zewntrz, Chantal myli: chwila zwierzt nadesza i jestem uratowana. Gono pyta psa: - Ktrym z ludzi jeste? Nagle to, co powiedziaa, peszy j. Mj Boe, pyta siebie, skd przyszed mi do gowy pomys, e ludzie u kresu orgii staj si zwierztami? To dziwne: zupenie nie wie, skd wzi si ten pomys. Szuka w pamici i niczego w niej nie znajduje. Odczuwa jedynie agodne wraenie, ktre nie wywouje w niej adnego konkretnego wspomnienia, wraenie tajemnicze, niewytumaczalnie szczliwe, niczym zbawienie nadesze z daleka. Drzwi otwieraj si gwatownie, brutalnie. Wchodzi czarna kobieta, niska, w zielonej bluzie. Bez zdziwienia rzuca na Chantal krtkie i pogardliwe spojrzenie. Chantal odsuwa si na krok, aby kobieta moga podnie wielki odkurzacz i z nim wyj. W ten sposb zblia si do psa, ktry obnaa ky i warczy. Znowu chwyta j przeraenie; wychodzi.

47 Staa w korytarzu i mylaa wycznie o jednym: znale klatk schodow, gdzie na wieszaku wisz jej ubrania. Ale wszystkie drzwi, ktrych klamk krcia, byy zamknite na klucz. Wreszcie przez drzwi, ktre byy szeroko otwarte, wesza do salonu; wyda si jej dziwnie wielki i pusty: czarna kobieta w zielonej bluzie zabraa si ju do sprztania wielkim odkurzaczem. Z caego wieczornego towarzystwa pozostao jedynie kilku panw; cicho rozmawiali stojc; byli ubrani i nie zwracali adnej uwagi na Chantal, ktra uzmysawiajc sobie sw nagle nieprzystojn nago, obserwowaa ich bojaliwie. Podszed do nich inny pan, okoo siedemdziesitki, w biaym peniuarze i w pantoflach, i co powiedzia. amaa sobie gow, by odkry, ktrdy mona std wyj, lecz w tej odmiennej atmosferze, w tej nieoczekiwanej pustce, ukad pokojw wyda si jej przeinaczony i nie bya zdolna si w nim poapa. Zobaczya szeroko otwarte drzwi prowadzce do przylegego pokoju, w ktrym wczeniej zalecaa si do niej obliniona blondynka; przesza do niego; pokj by pusty; przystana i szukaa innych drzwi; drzwi nie byo. Zawrcia do salonu i stwierdzia, e w tym czasie panowie poszli sobie. Dlaczego nie

bya bardziej uwana? Moga bya pj za nimi! Pozosta jedynie siedemdziesiciolatek w peniuarze. Ich spojrzenia si zetkny i rozpoznaa go; w uniesieniu nagej ufnoci podesza do niego: - Telefonowaam do pana, przypomina pan sobie? Powiedzia mi pan, ebym przysza, ale kiedy przyjechaem, nie zastaam pana! - Wiem, wiem, prosz mi wybaczy, ja nie uczestnicz w tych dziecinnych zabawach powiedzia uprzejmie, lecz nie zwracajc na ni uwagi. Podszed do okien i otworzy je jedno po drugim. Do salonu wtargn silny powiew powietrza. - Jestem taka szczliwa, e znalazam kogo, kogo znam - powiedziaa Chantal z oywieniem. - Trzeba si pozby tego smrodu. - Prosz mi powiedzie, jak trafi na pitro. Mam tam wszystkie swoje rzeczy. - Wicej cierpliwoci - powiedzia i poszed w kt pokoju, gdzie stao jakie krzeso; podsun je Chantal: - Prosz usi. Zajm si pani, jak tylko bd wolny. Krzeso stoi na rodku salonu. Chantal siada posusznie. Siedemdziesiciolatek podchodzi do czarnej kobiety i znika z ni w ssiednim pokoju. Tam teraz warczy odkurzacz; w jego haasie Chantal syszy gos siedemdziesiciolatka, wydajcego rozkazy, i stukanie motkiem. Motek? - dziwi si - kto tutaj pracuje motkiem? Nikogo nie widziaa! Kto musia przyj! Ale ktrdy wszed? Przecig unosi czerwone kotary w oknach. Chantal, nagiej na krzele, jest zimno. Raz jeszcze syszy stukanie motkiem i, przeraona, pojmuje: zabijaj wszystkie drzwi! Nie wyjdzie std nigdy! Dawi j poczucie olbrzymiego niebezpieczestwa. Podnosi si z krzesa, robi kilka krokw, lecz nie wie, dokd i, i przystaje. Chce woa pomocy. Ale kto mgby jej pomc? W szczytowej chwili lku pojawia si w niej obraz mczyzny, ktry zmaga si z tumem, aby do niej dotrze. Kto z tyu wykrca mu rami. Nie widzi jego twarzy, jedynie pochylone ciao. Mj Boe, chciaaby dokadniej co sobie o nim przypomnie, przywoa jego rysy, lecz nie potrafi, wie jedynie, e to mczyzna, ktry j kocha, i jest to jedyna rzecz, jaka j teraz obchodzi. Widziaa go w tym miecie, on nie moe by daleko. Chce go odnale tak szybko, jak tylko moliwe. Ale jak? Drzwi wszdzie s zabite gwodziami! Okna! S otwarte! Musi podej do okien! Krzycze w stron ulicy! Bdzie nawet moga wyskoczy na zewntrz, jeli okno nie jest zbyt wysoko! Znowu stukot motka. I jeszcze jeden. Teraz albo nigdy. Czas pracuje przeciw niej. To jej ostatnia szansa, by cokolwiek uczyni.

48

Wrci na awk, ledwo widoczn w ciemnoci, ktr pozostawiy midzy sob dwie latarnie, jedyne na ulicy i bardzo od siebie oddalone. Ju siada, gdy usysza wrzask. Podskoczy; mczyzna, ktry tymczasem zaj awk, obsypa go przeklestwami. Jean-Marc odszed bez sowa protestu. Stao si, powiedzia do siebie, oto mj nowy status; bd musia si bi nawet o najmniejszy kt do spania. Przystan po drugiej stronie jezdni, tam gdzie lampa, zawieszona midzy dwiema kolumienkami, owietlaa biae drzwi domu, z ktrego go wyrzucono dwie minuty temu. Usiad na chodniku i opar si o krat okalajc park. Po chwili zacz pada drobny deszcz. Podnis konierz marynarki i obserwowa dom. Nagle okna otworzyy si jedno po drugim. Czerwone zasony, rozsunite na boki, opocz na wietrze i odsaniaj biay, rozwietlony sufit. Co to znaczy? Zabawa si skoczya? Przecie nikt nie wyszed. Kilka minut temu spala si w ogniu zazdroci, a teraz odczuwa ju tylko strach, strach o Chantal. Chce dla niej uczyni wszystko, lecz nie wie, co naley uczyni, i to jest nieznone: nie wie, jak jej pomc, a przecie pomc jej moe on jeden, on, on jeden, gdy Chantal nie ma nikogo innego na wiecie, nikogo innego nigdzie na wiecie. Z twarz zmoczon zami wstaje, robi kilka krokw w stron domu i wykrzykuje jej imi.

49 Siedemdziesiciolatek przystaje przy Chantal z drugim krzesem w doni: - Dokd chce pani odej? Zdziwiona, spostrzega go naprzeciw siebie i w tym momencie wielkiej trwogi mocna fala ciepa wznosi si z gbi jej ciaa, wypenia jej brzuch, jej piersi, pokrywa jej twarz. Jest w pomieniach. Jest caa naga, jest caa czerwona, i spojrzenie mczyzny utkwione w jej ciele kae jej czu kad czsteczk rozpalonej nagoci. Machinalnym gestem kadzie rk na piersi, jakby chciaa je ukry. Wewntrz ciaa pomienie szybko poeraj jej odwag i bunt. Nagle czuje si zmczona. Nagle czuje si saba. Chwyta j za rami, prowadzi do krzesa, i stawia swoje krzeso tu przed ni. Siedz sami, twarz w twarz, tu przy sobie, na rodku pustego salonu. Powiew zimnego powietrza obejmuje spocone ciao Chantal. Chantal dry i cieniutkim, bagajcym gosem pyta: - Nie mona std wyj?

- Dlaczego nie chce pani zosta ze mn, Anno? - pyta j tonem penym wyrzutu. - Anno? - zlodowaciaa z przeraenia: - Dlaczego nazywa mnie pan Ann? - Czy nie jest to pani imi? - Ja nie jestem Ann. - Ale od zawsze znam pani jako Ann! Z przylegego pokoju dotar kolejny stukot motka; odwrci twarz w tamt stron, jakby waha si, czy pj i zada ciszy. Zawaszczya sobie t chwil samotnoci, aby sprbowa zrozumie: jest naga, lecz oni cigle j rozbieraj! Rozbieraj j z jej ja! Rozbieraj j z jej przeznaczenia! Dadz jej inne imi, a potem porzuc j wrd nieznajomych ludzi, ktrym nigdy nie bdzie moga wyjani, kim jest. Nie ma ju nadziei, e std wyjdzie. Drzwi s zabite gwodziami. Musi skromnie zacz od pocztku. Pocztek to jej imi. Chce najpierw osign niezbdne minimum i doprowadzi do tego, by mczyzna naprzeciw nazwa j jej wasnym imieniem, jej prawdziwym imieniem. To jest pierwsza rzecz, o ktr go poprosi. Ktrej zada. Ledwo jednak wyznacza sobie ten cel, stwierdza, e jej imi jest jakby zatrzanite w jej mylach; nie przypomina go sobie. Wywouje to w niej skrajn panik, lecz Chantal wie, e gra toczy si o jej ycie i e chcc si broni, chcc walczy, musi za wszelk cen odzyska zimn krew; skupia si arliwie i usiuje sobie przypomnie: na chrzcie dano jej trzy imiona, tak, trzy, uywaa tylko jednego, to wie, lecz jakie byy te trzy imiona i ktre z nich zachowaa? Mj Boe, musiaa sysze to imi tysice razy! Wyania si myl o mczynie, ktry j kocha. Gdyby tu by, nazwaby j jej imieniem. Jeliby udao si jej przypomnie sobie jego twarz, umiaaby by moe wyobrazi sobie usta wymawiajce jej imi. Wydaje jej si, e to dobry trop: dotrze do swego imienia za porednictwem tego mczyzny. Prbuje wyobrazi go sobie i raz jeszcze widzi sylwetk, ktra przedziera si przez tum. Jest to obraz blady, uciekajcy, i teraz usiuje go utrzyma, utrzyma i pogbi, rozcign na przeszo: skd ten mczyzna przyszed? jak si znalaz w tym tumie? dlaczego si bi? Usiuje rozcign wspomnienie i ukazuje si jej ogrd, wielki, z will, gdzie wrd ludzi dostrzega niskiego, wtego mczyzn, i przypomina sobie, e miaa z nim dziecko, dziecko, o ktrym nie wie nic, z wyjtkiem tego, e zmaro... - Gdzie to pani teraz przebywa, Anno? Chantal unosi gow i widzi kogo starego, siedzcego przed ni na krzele i w ni wpatrzonego.

- Moje dziecko nie yje - mwi. Wspomnienie jest zbyt sabe; wanie dlatego wypowiada je na gos; myli, e uczyni je w ten sposb bardziej rzeczywistym; myli, e w ten sposb je przytrzyma niczym kawaek swego ycia, ktre od niej ucieka. Mczyzna pochyla si nad ni, chwyta j za rce i mwi spokojnie, gosem penym zachty: - Anno, nieche pani zapomni o swym dziecku, zapomni o zmarych, pomyli o yciu! Umiecha si do niej. Po czym zatacza szeroki gest rk, jakby chcia wskaza na co olbrzymiego i wzniosego: - ycie! ycie, Anno, ycie! Ten umiech i gest napeniaj j lkiem. Wstaje. Dry. Jej gos dry: - Jakie ycie? Co pan nazywa yciem? Pytanie, ktre wypowiedziaa bez zastanowienia, przywouje kolejne: a jeli to byaby mier? jeli to ju jest mier? Odpycha krzeso, ktre sunie po salonie i uderza o cian. Chce krzycze, lecz nie znajduje adnego sowa. Z jej ust wyrywa si dugie i niewyrane aaaaa...

50

- Chantal! Chantal! Chantal! ciska w ramionach jej ciao wstrzsane krzykiem. - Obud si! To nie jest naprawd! Draa w jego ramionach i jeszcze parokrotnie mwi jej, e to nie jest naprawd. Powtarzaa za nim: Nie, to nie jest naprawd, to nie jest naprawd", i powoli, bardzo powoli si uspokajaa. A ja si zastanawiam: kto ni? Kto wyni t histori? Kto j sobie wyobrazi? Ona? On? Oboje? Kade dla siebie? I poczwszy od ktrej chwili ich rzeczywiste ycie przemienio si w t perfidn fantazj? Kiedy pocig zanurzy si pod kanaem La Manche? Wczeniej? Tego ranka, gdy oznajmia mu, e jedzie do Londynu? Jeszcze wczeniej? W dniu, kiedy w gabinecie grafologa spotkaa kelnera z kawiarni w normandzkim miasteczku? Albo jeszcze wczeniej? Kiedy Jean-Marc wysa jej pierwszy list? Ale czy naprawd wysya do niej listy? Czy te napisa je tylko w swej wyobrani? Jaka jest owa dokadna chwila, w ktrej to, co rzeczywiste, przemienio si w nierzeczywiste, rzeczywisto przemienia si w sen? Gdzie bya granica? Gdzie jest granica?

51 Widz ich gowy z profilu, owietlone przez ma, nocn lampk: gow Jean-Marca z karkiem na poduszce, gow Chantal pochylon kilkadziesit centymetrw nad nim. Chantal mwia: - Nigdy ju nie spuszcz ci z oczu. Bd patrzya na ciebie bez przerwy. I po pauzie: - Boj si, kiedy moje oko mruga. Boj si, e w tej sekundzie, w ktrej moje spojrzenie ganie, na twoje miejsce wlizgnie si w, szczur, inny mczyzna. Usiowa unie si nieco, aby dotkn jej warg. Pokrcia gow: - Nie, chc tylko na ciebie patrze. I potem: - Zostawi lamp zapalon przez ca noc. Przez wszystkie noce.

Ukoczone we Francji jesieni 1996 roku.

Vous aimerez peut-être aussi